UZetka nr 73 (luty 2011)

32
NR 73 luty 2011 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10 000 ::: Gazeta bezpłatna Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary Murzynka na okładce str. 16 - 17 Walentynkowe badania Studenckiego Seksuologicznego Koła Naukowego UZ str. 4 - 5 Jak napisać muzyczny hit miłosny? str. 23

description

Murzynka na okładce. Jak napisać muzyczny hit miłosny?

Transcript of UZetka nr 73 (luty 2011)

Page 1: UZetka nr 73 (luty 2011)

NR 73 luty 2011MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10 000 ::: Gazeta bezpłatna

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

Murzynka na okładcestr. 16 - 17

Walentynkowe badania Studenckiego Seksuologicznego

Koła Naukowego UZstr. 4 - 5

Jak napisać muzyczny hit miłosny?str. 23

Page 2: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 20112 LUTY 2011

Słowo naczelne

Jak pisać o Walentynkach, żeby było twórczo i kreatyw-nie? Wszyscy mają dość pą-sowych serc... Jak więc "ugryźć luty", żeby nie rozlała się słodycz? Pomyślałam tak. Niby nas te serca denerwu-ją, niby nikt Walentynek nie świętuje. Ale... gdzieś tam... w głębi serca... Coś jakby wy-gląda inaczej... ;-) Bycie na przekór jest modne. To lans pośmiać się z Mikołajów w listopadzie i serduszek w lutym. To lans pośmiać się z tego, co po-pularne i pokazać, jacy to je-steśmy oryginalni. "UZetka" lansu nie potrzebuje, dlate-go my się głośno i szczerze przyznajemy: lubimy Święto Zakochanych! Okładkę odda-liśmy co prawda Duffy, ale to też tylko dlatego, że ją kocha-my ;) Ale nie mamy zamiaru udawać, że jesteśmy ponad Walentynki, zasługujące co najwyżej na cierpki komen-tarz jako dowód naszej apa-tii wobec tego dnia. Dlatego w tym numerze znajdziecie sporo miłosnych tropów. Na początek Zielo-na Góra miłości, czyli nowe badania studentów-sek-suologów i ich zaskakują-ce wnioski. Strona propozy-cji filmów na wieczór zako-chanych, która przeobrazi-ła się w czasie składu z bar-

dzo humorystycznej wersji (Arnold Schwarzenneger po-leca "Miasto Aniołów") w ma-teriał zupełnie poważny, bo jak się okazało, sporo stu-dentów rzeczywiście planu-je spędzić ten miłosny wie-czór w łóżeczku z roman-tyczną historią "full screen" na komputerze - bo komp to dobry kompan, jak sama na-zwa wskazuje :) Znajdziecie w tej "UZetce" także przepis na miłosny przebój, emocjo-nalną poezję i bardzo ważny artykuł "Wolność, równość, tolerancja". Mam nadzieję, że jest w tej lutowej gazecie sporo dla Was, a jeśli czegoś Wam brakuje - napiszcie, a my się tym zajmiemy (chyba że chcecie zająć się sami: na-sze łamy są Waszymi, więc śmiało ślijcie swoje dzienni-karskie próbki!). Właśnie koleżanka zerka mi przez ramię i mówi: "I żadnego serduszka na okładkę nie dajesz?". No nie daję, ale już w numerze kilka pikawek znajdziecie, a co!

Kaja RostkowskaRedaktor naczelna

[email protected]

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra

Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: [email protected] ISSN 1730-0975

WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów StudenckichREDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, [email protected]

OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, [email protected]: Drukarnia „AGORA” Piła.

Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.WWW.UZETKA.PL

Nic nie jest oryginalne. Kradnij ze wszystkiego, co wpły-wa na twoją inspirację lub napędza twoją wyobraźnię. Wchłaniaj stare filmy, nowe filmy, muzykę, książki, obra-zy, fotografie, wiersze, sny, przypadkowe rozmowy, ar-chitekturę, mosty, znaki drogowe, drzewa, chmury, zbiorniki wodne, światło i cienie. Wybieraj tylko te rze-czy, z których masz kraść, które przemawiają bezpo-średnio do twojej duszy. Jeśli tak zrobisz, twoje prace – i kradzieże – będą autentyczne. Autentyczność jest bezcenna; oryginalność nie istnieje. Jim Jarmusch

Page 3: UZetka nr 73 (luty 2011)

3LUTY 2011 Uniwersytet Zielonogórski

Warsztaty dziennikarskieMichał Korościel poszedł do Radia Zet, Damian Michałowski też. Filip

Czyszanowski pracuje w TVP Sport, a Marcin Krzywicki w TVP. Beata Tokarz jest dziennikarką "Gazety Wyborczej", a Martyna Basaj reporterką Polskiego Radia.

Co ich łączy? Zaczynali albo w "UZetce", albo w Radiu Index. Dlatego w marcu organizujemy warsztaty dziennikarskie dla wszystkich zainteresowanych karierą

w mediach - start w mediach studenckich to świetny początek.

■ Jeszcze chodzisz do szkoły, a chciałbyś poczuć się jak prawdziwy student?▪ Chcesz wiedzieć więcej, a nie wiesz, gdzie tego szukać?▪ Pragniesz uczyć się nowych rze-czy, a przy tym świetnie się bawić?▪ Chciałbyś świadomie podjąć decy-zję o wyborze kierunku studiów?

Zostań słuchaczem elitarnego „Młodzieżowego Uniwersytetu Zie-lonogórskiego”! To przedsmak prawdziwych studiów!

Projekt „Młodzieżowego Uniwersy-tetu Zielonogórskiego” adresowany jest do uczniów szkół ponadgimna-zjalnych, którzy interesują się różny-mi dziedzinami nauki i chcieliby po-szerzyć swoją wiedzę. W szczegól-

nych przypadkach słuchaczami „Młodzieżowego Uniwersytetu Zielo-nogórskiego” mogą zostać ucznio-wie starszych klas gimnazjum. Zaję-cia trwają 1 semestr (rozpoczęcie „studiów” planowane jest na począt-ku marca, a zakończenie w czerwcu 2011 r.). Wykłady, ćwiczenia i warsz-taty prowadzić będą wykładowcy Uniwersytetu Zielonogórskiego. Zjazdy będą odbywały się na Uniwer-sytecie Zielonogórskim w soboty, mniej więcej co 3 tygodnie, od mar-ca do czerwca.

Na program 1. semestru „Młodzie-żowego Uniwersytetu Zielonogór-skiego” składa się 6 spotkań: wykła-dy i warsztaty lub laboratoria z sze-ściu różnych dyscyplin naukowych. W trakcie edukacji w ramach „Mło-

dzieżowego Uniwersytetu Zielono-górskiego” słuchacze mają możli-wość bliższego poznania różnych dziedzin nauki – zanim podejmą decy-zję o wyborze właściwych studiów i kierunku kształcenia. Udział w zaję-ciach jest nieodpłatny. Wszystkich zainteresowanych udziałem w „Mło-dzieżowym Uniwersytecie Zielono-górskim” zapraszamy do zapoznania się z programem zajęć.

Zgłoszenia kandydatów przyjmujemy do 1 marca 2011 r. Formularz zgło-szeniowy oraz program dostępny jest na stronie internetowej:

www.mlodziezowy.uz.zgora.pl

Nie czekaj! Ilość miejsc ograniczo-na! Liczy się kolejność zgłoszeń.

Młodzieżowy Uniwersytet Zielonogórski

"Nie myślcie w pierwszym rzę-dzie o tym, co może dać Wam dziennikarstwo - sławie, pienią-dzach, pozycji... Miejcie w sobie pasję - zastanawiajcie się nie "gdzie i za ile", a "o czym i po co". Szukajcie wzorów i nauczycieli. Próbujcie wytrwale. Miejcie coś do powiedzenia i znajdźcie sobie choć jeden fragment rzeczywi-stości, wiedzą na temat którego, zaimponujecie nawet starym wy-gom" (Kondrad Piasecki, RMF). Zapraszamy na bezpłatne warsztaty dziennikarskie dla studentów Uniwersytetu Zielo-nogórskiego studiów pierwszego stopnia oraz uczniów szkół po-nadgimnazjalnych. W czasie szkolenia zapoznacie się z pracą

reportera (m.in. przygotowanie informacji, nagranie i obróbka dźwięku, praca w profesjonal-nym programie do montażu dźwięki, symulacja konferencji prasowej, prowadzenie serwisu informacji). Poznacie także taj-niki pracy radiowego DJ'a i re-alizatora technicznego (m.in. praca z konsoletą, wejścia dj'skie, praca na profesjonalnym systemie emisyjnym używanym w polskich i zagranicznych roz-głośniach). Warsztaty potrwają dwa dni: 4-go marca (piątek) w godz. 10:00 - 14:00 Praca reportera ra-diowego i 5-go marca (sobota) w godz. 10:00 - 14:00 Praca DJ'a i realizatora w radiu. O godz.

20:00 w sobotę impreza integra-cyjna. Szkolenie przygotowali dla Was radiowcy z Indexu. Naj-lepsi uczestnicy warsztatów uzy-skają możliwość odbycia prakty-ki/stażu w Akademickim Radiu Index. Udział w warsztatach na-leży zgłosić mailowo na adres: [email protected] do dnia 25 lutego (temat maila: Warsztaty dziennikarskie, w treści maila podajcie swoje imię i nazwisko oraz rok i kierunek studiów). Ilość miejsc jest ograniczona, o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. Serdecznie zapraszamy!

Wasza na zawsze,Redakcja :)

mgr Marcin Grzegorskispecjalista ds. prawa prasowego, wizerunku publicznego, systemów emisyjnych w rozgło-śniach radiowych, rotacji muzyki, technik audio-wizualnych. Redaktor naczelny Radia Index i portalu UZetka.pl

mgr Kaja Rostkowskaspecjalistka ds. DTP i typografii, redakcji i edycji/korekty tekstu, gatunków dziennikar-skich, stylistyki i retoryki dziennikarskiej. Redak-tor naczelna Gazety "UZetka", pracownik Radia Index.

mgr Karol Tokarczykspecjalista ds. informa-cji i publicystyki, autor programów gospodar-czych, ekonomicznych i popularnonaukowych, kierownik działu informacji w Radiu Index, współpracownik Polskiego Radia.

Page 4: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 20114 LUTY 2011

Zakochany biskup zdążył przed egzekucją napisać list do swej wybranki, który podpisał „Od Twojego Walentego”. Do dziś podpisujemy w ten sposób kartki walentynkowe.

▪ Kupalnocka

W Polsce święty Walenty czczony jest od wieków, głównie za sprawą naszych zachodnich sąsiadów. Przeszczepione na grunt polski „Walentynki” przy-szły do nas z Niemiec, Francji, a także krajów anglosaskich. Rodzimym Świętem Zakocha-

nych według słowiańskiej trady-cji jest noc kupały, zwana także sobótką. Jest ona obchodzona w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) z 21 na 22 czerwca. Święto poświęcone Kupale, bogini miłości i leczni-czych roślin, a także patronce mądrych kobiet, które znają zio-ła i dobre czary nazywane jest także kupalnocką. Nazwa So-bótka powstała dzięki chrześci-janom, którzy chcieli włączyć pogańskie obrzędy do swojego kalendarza liturgicznego i ob-chodzili je właśnie w sobotę po-

przedzającą Zielone Świątki. Prócz godnego powitania lata, które miało zapewnić pomyśl-ność zbiorów, dobrą pogodę i obfitość plonów, młode dziew-częta i chłopcy wróżyli sobie, ja-kie powodzenie w miłości przy-niesie najbliższy czas. Sobótkowe obrzędy mu-siały zaczynać się przy ognisku. Jedno większe lub kilka małych ognisk musiało być rozpalonych ze świeżego drewna, nad brze-giem rzeki lub na szczycie wzgó-rza. Wokół ognia śpiewano i tań-czono oraz odprawiano magicz-ne obrzędy. Skakano przez ogień

w wieńcu lub opasce z ziół, co miało chronić przed duchami, demonami, czarownicami i cho-robami. Tak jak w Walentynki, w Noc Świętojańską odprawiano rytuał wróżenia. Osoby, które chciały poznać wygląd przyszłe-go partnera, wybierały się w tę noc na łąkę. Dziewczęta i chłop-cy wyciągali z ziemi dowolną ro-ślinę wraz z korzeniem. Z wyglą-du korzeni określało się wygląd partnera. Długi korzeń oznaczał osobę wysoką i szczupłą, krótki i szeroki - krępą, pulchną. Ko-rzeń przekrzywiony wróżył part-nera o skrytym i nieszczerym

Uniwersytet Zielonogórski

Istnieje wiele opowiadań i legend na temat Walentynek. Jedna z nich mówi, że Święto to zawdzięczamy biskupowi Walentemu. W III wieku w Cesarstwie Rzymskim, panujący wówczas Klaudiusz II Gocki, zabronił młodym mężczyznom wchodzić w związki małżeńskie, twierdząc, że najlepsi żołnierze to ci, którzy nie mają rodzin. Jednak biskup Walenty sprzeciwił się temu zakazowi i udzielał ślubów, za co trafił do więzienia. Tam zakochał się w niewidomej córce strażnika, która pod wpływem jego miłości odzyskała wzrok. O wszystkim dowiedział się cesarz i wydał rozkaz zabicia Walentego.

Zielona Góra miłości

Nowe badania Studenckiego Seksuologicznego Koła Naukowego Uniwersytetu Zielonogórskiego

fot.

Woj

ciech

Wal

och

Page 5: UZetka nr 73 (luty 2011)

5LUTY 2011 Uniwersytet Zielonogórski

charakterze, a korzeń prosty - osobę uczciwą i prostolinijną. Korzeń bardzo twardy oznaczał partnera upartego, a miękki – ugodowego i niezdecydowanego. Im bardziej oblepiony ziemią ko-rzeń, tym zamożniejszy będzie przyszły mąż lub żona. O ile la-tem, łatwo wyrwać jakąś roślinę z ziemi, o tyle w lutym bez wąt-pienia jest to działanie zdecydo-wanie trudniejsze.

▪ Kto wysyła kartki?

I nawet jeśli ktoś jest scep-tycznie nastawiony do Walenty-nek to, jak szacuje amerykański Greeting Card Association, z ich okazji wysyłanych jest na całym świecie około miliarda świątecz-nych kartek. W 2001 r. Ośrodek Badań Opinii Publicznej prze-prowadził badania odzwiercie-dlające stosunek Polaków do Dnia Zakochanych. Z badań wynika, że nie-mal wszyscy Polacy (94%) sły-szeli o Święcie Zakochanych. Ponad połowa respondentów (52%), którzy słyszeli o Walen-tynkach deklaruje, że w prze-szłości obchodziła już to święto. Najczęściej odpowiadają tak lu-dzie młodzi, uczniowie i studen-ci oraz ci, którzy określają swoją sytuację materialną jako dobrą. Najmniej popularne są walen-tynki wśród osób starszych, emerytów i rencistów (15%), rol-ników (13%) oraz w grupie tych, którzy oceniają swoją sytuację materialną jako złą. W dniu Świętego Walentego zamierza obdarować kogoś bliskiego upo-minkiem lub wysłać walentyn-kową kartkę nieco ponad dwie piąte (43%) respondentów. A jak jest u nas w Zielonej Górze?

▪ Mniej zakochanych... W ubiegłym roku człon-kowie Studenckiego Seksuolo-gicznego Koła Naukowego Uni-wersytetu Zielonogórskiego działającego przy Zakładzie Po-radnictwa i Seksuologii postano-

wili zbadać opinię mieszkańców Zielonej Góry o Dniu Świętego Walentego. W 2011 roku bada-nie powtórzono, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, czy nasz sto-sunek do Walentynek uległ zmianie. Ankieta w przeważają-

cej mierze została przeprowa-dzona wśród studentów Uniwer-sytetu Zielonogórskiego. Respondenci deklarowali, że coraz bardziej podoba im się świętowanie Walentynek: w 2010 r. odpowiedziało tak 65,1% ankietowanych, nato-miast w roku 2011 już 69,6%. Czy Walentynki to dobra okazja do pokazania uczuć? W ubiegłym roku twierdząco odpowiedziało 67% badanych, natomiast w 2011 r. – 64,2%. Za-smucić nieco mogą odpowiedzi na pytanie o to, czy jesteśmy ak-tualnie zakochani. W roku ubie-głym zadeklarowało taki stan 68,25% osób, natomiast w tym

już o 6,15% mniej. Niemal tyle samo osób nie zamierzało wysy-łać nikomu „walentynki” w roku ubiegłym i nie ma zamiaru robić tego także teraz (2010 r. – 28%, 2011r. – 27,3%).

▪ Miłość w Palmiarni

Na pytanie, czy Zielona Góra jest miejscem, gdzie Wa-lentynki można spędzić w spo-sób wyjątkowy w 2010 r. twier-dząco odpowiedziało 40,6% an-kietowanych, zaś w roku 2011 już tylko 32,2%. Czyżbyśmy sta-wali się bardziej wymagający? Jako miejsce odpowiednie na ten dzień była i jest najczęściej wymieniana Palmiarnia. O ile Teatr Lubuski w roku ubiegłym był na drugim miejscu, tak teraz jest niemal zapomniany. Wyni-kać to może z faktu, że w tym roku większość badanych stano-wią studenci. Sporą popularność

ankietowanych zyskał Deptak oraz wszelkie kawiarnie i restau-racje. Znaleźli się również nie-liczni, dla których najlepszym miejscem na spędzenie Walen-tynek jest własny dom, lub pokój w akademiku.

▪ Wykorzystaj okazję

Badania skłaniają nas do przemyśleń, ile znaczą dla nas Walentynki i gdzie spędzimy je w tym roku. Nawet jeśli respon-denci mają rację, w większości twierdząc, że Zielona Góra nie jest miejscem, w którym ten dzień można spędzić w wyjątko-wy sposób, to warto pamiętać, że nie ważne gdzie jesteśmy w tym dniu, a najważniejsze Z KIM. Aby obchodzić Walentynki, nie trzeba być w związku - to dobra okazja na okazania ciepłych uczuć najbliższym nam osobom, rodzinie, znajomym. Mimo nieprzychylnej w naszej szerokości geograficz-nej pogody w dniu 14 lutego, sama idea Święta Zakochanych jest nader sympatyczna. I cho-ciaż takie wartości uniwersalne, jakimi są miłość i przyjaźń, pie-lęgnować należy stale, bez szu-kania pretekstu dla słowa "ko-cham", znajdźmy czas dla naszej kochanej osoby. A ci, którzy na co dzień nie mają odwagi, by wy-znać komuś swoje najskrytsze uczucia, mogą w tym sprzyjają-cym dniu zakomunikować je upragnionej osobie.

Barbara SzelestPrzewodnicząca Studenckiego

Seksuologicznego Koła Naukowego

Wojciech RonatowiczPoradnia Młodzieżowa

Studenckie Seksuologiczne Koło Naukowe bardzo dziękuje stu-

dentom UZ za pomoc w zebra-niu ankiet. Zapraszamy do

współpracy - więcej informacji pod mailem: [email protected]

Najwięcej nowych zakażeń jest wśród osób hetero-seksualnych, rośnie także ilość zakażanych kobiet.

fot.

Woj

ciech

Wal

och

Page 6: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 20116 LUTY 2011Uniwersytet Zielonogórski

Lutowy MMSfo

t. G

rego

r

3 stycznia w Akademickim Radiu Index gościł Mieszko, raper zespołu Grupa Operacyjna rodem z Zielonej Góry. Na zdjęciu razem z Mieszkiem Eliza Bondaryk (z Kingą Olewicz prowa-dzi pasmo w środę od godz. 16:00) i Mateusz Greczka. Sta-nowczo wolimy grać w Indexie Mieszka niż Dodę :)

26 stycznia spłonęła Hala Ludowa Estrada w Zielonej Górze, a raczej jej pozostałości.W akcji gaszenia brało udział 5 wo-zów gaśniczych i jeden beczkowóz. Tym samym definitywnie zakończyła się historia największej hali widowiskowej w Zielo-nej Górze. Co powstanie w jej miejsce?

W Radiu Index pojawili się goście ze Zgorzelca. Uczniowie Ze-społu Szkół Zawodowych i Licealnych im. Górników i Energety-ków sprawdzali, jak działa Radio i Gazeta.

fot.

Gre

gor

Uniwersytet Zielonogórski zyskał nowego mistrza. Przemek Fur-dak, student drugiego roku anima-cji kultury został Mistrzem Polski w „Kamień, Papier, Nożyce”. Tym samym został zakwalifikowany do Mistrzostw Świata w tej nietypowej grze. - Szczęście jest ważne, bo za-wsze w życiu jest ważne, ale samo szczęście nic nie daje, nie pozwo-li wygrać. Można to sprawdzić gra-jąc na przykład z maszyną. Jak gra-łem parę prazy z komputerem wła-śnie, z programem, to nie udawało mi się wygrać. Jak gra się z człowie-kiem, to jest zupełnie inna sytuacja, bo nawet kiedy ktoś nie ma żadnej taktyki, to podświadomie będzie rzucał - mówi Przemek. Zapytaliśmy Przemka, czy ma jakieś sposoby na prze-widzenie ruchów przeciwnika? - Znam parę metod, gdzie da się przechytrzyć przeciwnika albo pod-świadomie zgadnąć co rzuci, choć-

by patrząc na niego jak wygląda, w jakiej technice czuje się pewniej. To są takie rzeczy, które brzmią bardzo abstrakcyjnie, jeśli mówi-my o grze "Kamień, Papier, Noży-ce", ale na takiej zasadzie udało mi się chyba dojść do tego etapu - wy-jaśnia Przemek. Mistrz Polski w „Ka-mień Papier, Nożyce” w tym roku będzie mógł powalczyć o mistrzo-stwo świata. - Zostałem zakwali-fikowany z naszego kraju jako re-prezentant, sponsor organizuje całą wycieczkę, w listopadzie, na tydzień, na światowe finały w roku 2011 - dodaje. A już 9 lutego swoich sił w „Kamień, Papier, Nożyce” będą mogli spróbować mieszkańcy Zie-lonej Góry w Mistrzostwach Miasta organizowanych przez ZOK.

Daria Kubasiewicz

Student UZ jedzie na Mistrzostwa Świata w "Kamień, Papier, Nozyce"!

Wydział Inżynierii Lądowej i Śro-dowiska organizuje kurs rysunku. Podobną ofertę ma też Wydział Ar-tystyczny, ale WILiŚ proponuje ry-sunek typowo architektoniczny. Nauka rysunku i przy-gotowanie do sprawdzianu dla kan-dydatów na kierunek architektu-ra i urbanistyka - kurs odbędzie się 19-go lutego na Wydziale Inżynierii Lądowej i Środowiska Uniwersyte-tu Zielonogórskiego. – Jest to szan-sa na dobre przygotowanie do te-stu rysunkowego, który trzeba zdać przy rekrutacji. Kurs cieszy się wiel-kim powodzeniem - twierdzi dzie-kan wydziału dr hab. Inż. Jakub Marcinowski. Kurs obejmuje kształ-cenie zdolności obserwacji natu-ry oraz pomoc w nabyciu zdolno-ści manualnych i rozwoju wyobraź-

ni przestrzennej. Sam Dziekan wy-działu zachęca do brania udziału w kursie, ale także do wybierania kierunku Architektura i Urbani-styka. – Zachęcam do skorzystania z naszej ofert i zapewniam, że te za-jęcia prowadzone są rzetelnie i na dobrym poziomie. Chce zachęcić również do wybierania kierunku ar-chitektura i urbanistyka. Nasi stu-denci wygrywają konkursy ogólno-polskie i nie tylko - cieszy się dzie-kan WILiŚ. Dodajmy, że kurs rysun-ku rozpocznie się 19 lutego w bu-dynku A-8 Uniwersytetu Zielono-górskiego. A więcej informacji na ten temat znajdziecie na stronie internetowej wydziału (www.wils.uz.zgora.pl).

Marika Adamska

Kurs architektury dla przyszłych studentów

Page 7: UZetka nr 73 (luty 2011)

7LUTY 2011 Uniwersytet Zielonogórski

Page 8: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 20118 LUTY 2011Zielona GóraREKLAMA

Page 9: UZetka nr 73 (luty 2011)

9LUTY 2011 Wydarzenia

12. lutego PKS w Zielonej górze za-prasza na nietypową formę spędze-nia dnia zakochanych, bowiem or-ganizuje wyjazd na wyspę tropikal-ną niedaleko Berlina pod hasłem „Walentynki z PKS Zielona Góra”. Zbiórka na PKSie już o 5:45, a wszystko po to, aby spędzić na sa-mej wyspie pełne dziesięć godzin znakomitego relaksu. Na miejscu znajdziemy gorące, piaszczyste pla-że, lasy tropikalne, sauny, salony urody oraz liczne bary i restaura-cje. O atrakcjach, które czekają na

was opowiedział nam Andrzej Ki-zimowicz, starszy specjalista ds. tu-rystyki z biura turystycznego PKS, a rozmowę możecie wysłuchać po-niżej. Koszty przejazdu na wyspę tropikalną to 60zł od osoby, lub 55zł gdy jedziemy z osobą towarzy-szącą, lub wraz z rodziną. Bilet wstępu będzie nas kosztował 30 EURO, a w jego cenie mamy wstęp na dwie strefy- tropikalną oraz strefę saun.

Piotr Korzeniewski

Walentynki z PKSem w tropikach!

Akademicki Związek Motorowy or-ganizuje wyjazd na Targi Samocho-dowe w Lipsku. Impreza odbędzie się 11 kwietnia. Co będzie można tam zobaczyć? O tym Artur Sza-wel z AZMu: Są to jedne z najwięk-szych targów w Europie. Można zo-baczyć tam samochody przed pre-mierą, repliki fajnych samochodów oraz tuning, czy car audio" - wylicza. Jak zapewnia organizator koszt wy-jazdu może wynieść od 120 do 140 zł: Koszt takiego wyjazdu to od 120 do 140 zł. W tym jest bilet au-tobusowy, parking, bilet wstępu oraz ubezpieczenie. Zaliczki nale-ży wpłacać do 15 lutego, w budynku A11 na Wydziale Mechanicznym. Jest to sala 07 na parterze. Zaliczka wynosi 50 zł - wyjaśnia Artur Sza-wel. Dodajmy, że targach oprócz zwiedzania można między innymi odbyć jazdę próbną z zawodowym

kierowcą, najnowszymi modelami samochodów sportowych.

Kamil Żeberski

Wyjazd na Targi Samochodowe w Lipsku

Już 24 marca w Zielonej Górze odbędzie się zapierający dech w piersiach pokaz Legends Of Shaolin. Podczas 2-godzinne-go widowiska przeniesiemy się w czasie i przestrzeni, do starożyt-nych Chin sprzed 1500 lat. Mni-si poprowadzą nas poprzez hi-storię powstania i rozwoju klasz-toru Shaolin, jego tradycję i filo-zofię Zen Buddyzmu. Widzowie będą mogli zobaczyć jak wielką moc niesie ze sobą sztuka medy-tacji, która pozwala osiągnąć per-fekcyjną równowagę między czy-stością umysłu i siłą ludzkiego cia-ła. Mnisi podzielą się z nami swo-imi umiejętnościami, występując w tradycyjnych, niezmiennych od wieków strojach i przy towarzy-szeniu muzyki, tak charaktery-stycznej dla Dalekiego Wschodu. Jakby atrakcji było mało należy jeszcze dodać, że widzowie będą mogli aktywnie uczestniczyć w owym spektaklu!

Mistrzowie zapraszają na scenę osoby z widowni, aby i oni mo-gli sprawdzić się w karkołomnych wyczynach. Pokazują, że każdy z nich może być tak silny jak lew,

mieć kości jak z żelaza i mocne mięśnie niczym stal. Ten wyjąt-kowy pokaz odbędzie się w Cen-trum Rekreacyjno - Sportowym 24 marca. Bilety w cenie od 60 zł

są dostępne m.in. na portalu abi-let.pl, w sklepie Muz-Art lub Em-pik.

Michał Cierniak

Legens of Shaolin w Zielonej Górze - podróż w czasie i przestrzeni

Page 10: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201110 LUTY 2011Uniwersytet Zielonogórski za granicą

Praca w BaSIS pomogła mi roz-winąć się interkulturalnie i języ-kowo, podczas integracji nie-mieckich i zagranicznych stu-dentów w Programie Study Bud-dy. Niemieccy studenci angażują się społecznie, by pomóc w pierwszych dniach pobytu w obcym kraju, nierzadko kon-tynencie, osobom dopiero co za-czynającym studia. Nieznajo-mość miasta, sieci komunikacyj-nej i skomplikowanego systemu studiów w Niemczech przypra-wia nowych studentów o zawrót głowy, dlatego właśnie z myślą o nich został utworzony pro-gram Study Buddy. Jako ”prawa ręka” kierowniczki Biura BaSIS, czyli Pani Katarzyny Dec-Mer-kle, byłam odpowiedzialna m.in. za „matching” studentów.

▪ Z pomocą Studdy Buddy

Zgłoszenia przychodziły drogą mailową lub studenci wy-pełniali je osobiście w biurze, po czym najczęściej na podstawie wspólnych zainteresowań nastę-pował wybór. Program cieszył się dużą popularnością. Ja także na początku przy pomocy mojej Study Buddy zostałam wprowa-dzona w kilońskie studenckie życie, co przełamało pewne ba-riery na starcie. Niemieccy stu-denci z kolei cieszyli się z faktu poznania nowych osób, często z odległych krajów, a tym sa-

mym ich egzotycznej kultury. Tak więc korzyści były obopól-ne.

▪ Polski wieczór, czyli bigos

Podczas mojej 3-mie-sięcznej praktyki organizowa-łam również wieczory kultural-ne w ramach „Culture Sessions”, których motywem przewodnim jest prezentowanie własnego kraju wraz z jego kulturą. Im-prezy z tego cyklu odbywają się zwykle co dwa tygodnie w różnych akademikach. Moim pierwszym przedsięwzięciem w tym rodzaju był „Polski Wie-czór”, gdzie wraz z pomocą in-nych polskich studentów zapre-zentowałam słynne polskie ko-biety, typową polską kuchnię oraz rozprawiłam się ze stereo-typami o Polakach. Do smaku zaserwowaliśmy bigos, pierogi, sałatkę i przeróżne gatunki słod-kości, które znikały w mgnieniu oka. Napełnieni wiedzą na te-mat Polski oraz tradycyjnym je-dzeniem goście, usłyszeli pol-skie rytmy, przy których tańczy-liśmy i tupaliśmy nogami.

▪ Byłam arabską tancerką

11 grudnia w akademiku DOH (Doktor Oetker Haus) za-prezentowałam kulturę arabską wraz z moimi znajomymi z Syrii. Po prezentacji na temat zabyt-

ków Syrii, muzyki libańskiej oraz bogatej arabskiej kuchni, zaprosiliśmy gości do, wspólnie przez nas przygotowanego, bufe-tu. Atrakcjami tego wieczoru był występ mojego przyjaciela Ana-sa, który odtworzył tradycyjną pieśń Bliskiego Wschodu, grając na arabskim flecie. Przebrana za słynną libańską piosenkarkę Haifę Wehbe, zaśpiewałam jej dwie piosenki, w duecie z Fa-dlem, czyli zaprzyjaźnionym Sy-ryjczykiem. Następnie Fadl i Anas zapraszali do wspólnego tańca wywodzącego się z Libanu - Dabke. Owacjom nie było koń-ca. Na koniec zaczarowani arab-ską muzyką goście obserwowali mnie w roli arabskiej tancerki. ▪ Czy było warto?

Na zakończenie chciała-bym dodać, że miałam okazję przyjrzeć się innym kulturom z różnych perspektyw, dzięki czemu zyskałam ogromne do-świadczenie interkulturalne oraz dowiedziałam się również, jak funkcjonuje niemiecka insty-tucja i jak wygląda system stu-diów w Niemczech. Jeśli macie ochotę „prze-trzeć” się za granicą, to ta prak-tyka daje Wam właśnie takie możliwości! Gorąco Was zachę-cam!

Paulina Czerniejewska

Trzy miesiąceprzygód w KiloniiJako była praktykantka w BaSIS (Doradztwo i Serwis dla Zagranicznych Studentów) w Kilonii, chciałabym Was zachęcić do sprawdzenia się jako praktykanci w tej instytucji w ramach Programu Erasmus oraz podpisanego porozumienia pomiędzy Studentenwerkiem Schleswig Holstein a Biurem Karier UZ.

Page 11: UZetka nr 73 (luty 2011)

11LUTY 2011 Zielona Góra

Zielonogórscy nauczyciele geo-grafii potrzebują doradców? Ponieważ poziom naucza-nia geografii jest w Zielonej Gó-rze wysoki (co pokazują analizy testów czy matur), widzę swoją funkcję jako człowieka, który koordynuje ich pracę. Chciała-bym, abyśmy stanowili zwarte środowisko nauczycieli geogra-fii. Moje doradztwo zatem bę-dzie polegało na nawiązywaniu kontaktów i tworzeniu wspól-nych projektów, które naszą geo-grafię ustawią jako przedmiot nieco bardziej doceniany.

Mówi się, że geografia to najła-twiejszy przedmiot... Nie jest tak do końca. Geografia to przedmiot, który ma matematyczne czy astrono-miczne podstawy, nie można go sobie odpuścić. To takie rafy ko-ralowe, na których uczeń może się rozbić i stracić mnóstwo punktów... Geografia to przed-miot, do którego trzeba przy-siąść.

Niedługo reforma podstawy programowej „wejdzie” do szkół średnich – co się zmieni? Uczniów czekają ogrom-ne zmiany. Jeśli ktoś nie wybie-rze geografii jako przedmiotu maturalnego, to skończy się jej uczyć już w klasie pierwszej. Wszystkie przedmioty, które nie zostaną przez ucznia wybrane do zdawania na maturze, kończą się po pierwszej klasie i wrzuca się je w jeden worek pod tytułem „przyroda”. Nie jest to może naj-lepszy pomysł, ale powinien się

sprawdzić, bo uczniowie będą mieli więcej czasu na naukę tych przedmiotów, z których zdają maturę.

A jeśli dla ucznia geografia sta-nie się ogromną pasją i wybierze studia z nią związane, to jakie zawody może w przyszłości uprawiać? Geografia gromadzi mnó-stwo nauk pomocniczych geo-grafii. Można zostać na przykład geologiem – to zawód bardzo poszukiwany, w Polsce odkryto ogromne złoża gazu łupkowego, trzeba je będzie wydobywać. Być może będą potrzebni inżyniero-wie, którzy będą pracowali nad metodami wydobycia gazów łup-kowych. Inna prężnie rozwijają-ca się nauka pomocnicza geo-grafii to meteorologia, w jej stro-nę na pewno warto pójść.

Póki co szykuje się ciekawy kon-kurs geograficzny... Zebrałam informacje od nauczycieli geografii, że brakuje konkursu regionalnego, tzn. do-tyczącego jednego kontynentu. Pomyślałam, że najbardziej że najbliższy nam egzotyczny kon-tynent to Afryka i właśnie o niej chciałabym zorganizować kon-kurs w przyszłym roku. Uczniom konkurs kojarzy się z testami, kuciem na pamięć, dlatego też chciałabym konwencję konkursu zmienić, aby uczniowie wykazali się bardziej umiejętnościami niż wiadomościami. Konkurs bę-dzie przebiegał trzyetapowo: pierwszy etap to rysowanie siat-ki Kirchoffa, należałoby w niej

umieścić linię brzegową Afryki. Kolejny etap to przygotowanie prezentacji multimedialnej doty-czącej problemów Afryki, która jest najeżona konfliktami, cho-robami, brakiem wody. Trzeci etap konkursu – którego unik-nąć się nie da, bo wiedza też jest istotna – to test wiedzy, ale oczy-wiście na rozsądnym poziomie, o bardzo szczegółowe wiadomo-ści nie będziemy pytać.

Była Pani w Afryce? W Afryce nie. Podróżuję systematycznie w każde waka-cje, ale samochodem. Piętnaście lat temu wsiadało się w samo-chód i jechało przed siebie, ale teraz są dzieci, a więc i inne po-trzeby. Wakacje planujemy zimą. Najpierw kupujemy niezli-czoną ilość przewodników, które wcale nie są drogie, jeśli dobrze poszperać w Internecie, bo za-wsze ktoś używane przewodniki sprzedaje. Udało mi się na przy-kład kupić przewodnik po Buł-garii za 5 zł, co prawda z 1989 roku, ale przecież miejsca warte odwiedzenia nie zmieniły swojej lokalizacji. Analizujemy prze-wodniki, wyznaczamy trasy, przygotowujemy sobie miejsca noclegowe. Zazwyczaj robimy to przez Internet i przez ostatnie dziesięć lat ani razu ta metoda nas nie zawiodła. Warto więc popatrzeć na strony internetowe interesujących nas miejscowości.

Jakie kraje są dla geografa inte-resujące? Jako że i ja, i mój mąż je-steśmy zwierzętami ciepłolubny-

mi, najbardziej odpowiada nam południe europy. Zachwyciła nas Chorwacja, bo po pierwsze jest to kraj na nauczycielską kie-szeń, a druga przyczyna to prze-piękne parki narodowe. Są tam tez cudowne plaże, choć trzeba się dobrze orientować, żeby zna-leźć piaszczystą plażę na tym ka-mienistym wybrzeżu. Udało nam się znaleźć taką piękną la-gunę położoną w miejscowości Nin, która jest centrum, pań-stwowości Chorwacji. Można tam obejrzeć wspaniałe zabytki - pozostałości rzymskie czy na przykład najmniejszą katedrę świata z IX w. o jedenastu me-trach obwodu. Polecam ten kraj, zwłaszcza że mamy w nim gwa-rancję pogody: tam, ciągle świe-ci słońce.

Chciałabym naszą rozmowę za-kończyć cytatem z „Małego Księcia”: „Księgi geografii są księgami najbardziej cennymi ze wszystkich ksiąg. Nigdy nie tracą aktualności. Bardzo rzad-ko zdarza się, aby góra zmieniła miejsce. Bardzo rzadko zdarza się, aby ocean wysechł. My opi-sujemy rzeczy wieczne”... To się chyba zgadza, prawda? Tak, wielu zresztą ludzi wielkich miało sentyment do geografii. Immanuel Kant na przykład powiedział, że „nic nie jest w stanie tak oświetlić umy-słu ludzkiego, jak geografia”. I ja się z tym zgadzam.

Kaja Rostkowska

Wakacje planuję zimąW Radiu Index gościliśmy w styczniu panią Marzenę Wolny – nauczycielkę geografii i doradcę ds. nauczania geografii w Samorządowym Ośrodku Doskonalenia i Doradztwa Zawodowego przy CKUiP w Zielonej Górze. Efekty? Złamany stereotyp o przedmiocie, zaskakująca ilość perspektyw dla młodych pasjonatów geografii i już pierwsze wakacyjne myśli...

Page 12: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201112 Radio Index LUTY 2011

"oGrom kultury" możecie usłyszeć w każdy wtorek o 21.00. Audycję prowadzą Monika Kotowicz - autentyczna, szalona dziennikarka (oj, dyplomatycznie powiedziane... - przyp. red.) i Marcin Gromnicki - spiker o usposobieniu polarnego misia (ciekawe z której strony - przyp. red.). Z wykształcenia muzy-cy, z zamiłowania radiowcy. W programie mają miejsce zjawi-ska typu: relacje z zielonogórskich koncertów szeroko pojętej muzyki, występów kabaretowych, przedstawień teatralnych czy wystaw. Często też studio odwiedzają goście - studenci lub absolwenci UZ mający zakręty w artystyczną stronę. Oprócz mówienia, zdarza im się na antenie zagrać, zaśpie-wać lub... coś zmalować.

W "oGromie kultury" na stałe gości kącik "Znanych nieznane dźwięki". W nim możecie usłyszeć mniej rozpoznawalne pio-senki ważnych dla muzyki popularnej wykonawców. Opowia-damy też słuchaczom o instrumentach muzycznych. Istotna jest tutaj żartobliwa i daleka od akademickich reguł forma te-goż (ładnie napisane, prawda jest bardziej wyrazista;) - przyp. red). A jest co poznawać... Flugelhorn, suzafon czy ukulele? Już niedługo te nazwy będą tak oczywiste jak fortepian.

Dobrze wyważona dawka kultury nie dość, że nie szkodzi, to i potrafi dopomóc. O właściwe proporcje, niczym wprawni ap-tekarze, dbają autorzy programu (na zdj. obok).

Monika i Marcin to najbardziej dopasowany-nie-dopasowany duet radiowców - przyp red. ;)

► oGrom kultury

REKLAMA

Między prowadzącymi jest dobry kontakt

Page 13: UZetka nr 73 (luty 2011)

Kultura - wywiad 13LUTY 2011 Muzyka

Moja przygoda z muzyką jazzo-wą zaczęła się od... rocka. Uwa-żam, iż jest on wspaniałym punktem wyjścia do jazzu, a oba te gatunki częstokroć mają ze sobą wiele wspólnego. Wyobraź sobie, drogi Czytelniku, wielkie drzewo gdzie z jednego pnia wy-rasta niezliczona liczba gałęzi. Każda z nich to jakiś określony styl muzyczny. Jazz zajmuje tutaj sporo miejsca, będąc totalnie wielobarwnym zjawiskiem. Rock i jazz ? Jak najbardziej... jedną garścią z tego, drugą z tamtego i powstaje bardzo przebojowa fuzja, czyli gatunek fusion. Na rockowym lub funko-wym rytmie opierają się chwytli-we tematy (melodie), a fudamen-tem tego jest jazzowa harmonia (nie mylić z akordeonem :) ), czy-li po prostu akordy. Takimi prze-bojowymi klasykami są np. utwory: "Birdland" Weather Re-aport, "Spain" Return To Fore-ver czy "Chameleon" The He-adhunters . Jeśli marchewka za-wiera witaminy, a śnieg - wodę, to wymienione tytuły zawierają potężną dawkę pozytywnych emocji, podanych w przystępnej formie.

▪ Niezwykły flirt

Weźmy pod lupę twory o nazwach "acid" i "nu" - czyli jazzowe dźwięki mocno flirtują-ce z elektroniką i nowoczesnymi

rytmami. Warto posłuchać jak grają najlepsi w tej dziedzinie: US3, Tab Two, St. Germain - muzyka nie tylko do słuchania, ale i jak najbardziej do tańca. A jeśli już kolaboracja, to na ca-łego - częste są np. mieszanki z gorącymi rytmami latynoskimi (tutaj warto sięgnąć po pana, który nazywa się Gato Barbieri - autor muzyki do "Ostatniego tanga w Paryżu", czy ognistego trębacza Arturo Sandovala). Idąc dalej - z jazzem dobrze ro-zumie się nurt world music, szczególnie w afrykańskim wy-daniu (genialny, kameruński ba-sista Richard Bona). Z kolei nasz wspaniały saksofonista, Zbigniew Namysłowski, nagrał udaną płytę z góralami. Jak więc widać panuje tutaj pełna wol-ność i różnorodność. Jeśli muzy-

ka jest rodzajem osobistej i szczerej wypowiedzi artysty, to nie znosi ona stagnacji. Zyskują na tym nasze spragnione dźwię-ków uszy.

▪ Jazz to nie lans

Co może Tobie, Czytelni-ku, dać słuchanie jazzujących dźwięków? Są tacy, którzy uwa-żają wyjście do filharmonii, te-atru czy na koncert jazzowy za rodzaj lansu, blichtru. Daje to poczucie wzniosłości. Na szczę-ście są to chyba nieliczne jed-nostki. Ale owo "podniebne" uczucie może mieć i pozytywny wydźwięk. Wgryzanie się w miękkie brzmienia i odkrywa-nie coraz to nowych struktur w kompozycjach znakomitych artystów przynosi duzo frajdy.

Przemawiają do Ciebie piosenki Stinga bądź Anny Marii Jopek? Mają w sobie dużo jazzowych naleciałości. Pójdź więc dalej i sięgnij po Pata Metheny ego (zdj. obok).

▪ Przekonasz się w lutym

Niesamowitą radość i sa-tysfakcję przynosi chłonięcie twórczości muzyków w trakcie ich występu. Tutaj podstawą jest improwizacja, a więc wiąże się z tym wzajemne oddziaływanie na siebie i muzyczne odloty na pozaziemską orbitę. Dobre kon-certy, w czasie których emocje wykonawców udzielają się pu-bliczności, są naprawdę magicz-ne. Chcesz się przekonać? Taka okazja nadaży się już za kilka chwil. 17 lutego w Zielonej Gó-rze zagra jeden z najlepszych eu-ropejskich skrzypków jazzo-wych, lubuszanin Adam Bał-dych. Towarzyszyć mu będzie nie mniej znakomity zespół Da-mage Control. Rozimprowizo-wane, niekiedy ostre dźwięki zahaczą o opisywane powyżej, współczesne stylistyki. Koncert będzie miał miejsce w Piekarni Cichej Kobiety. Warto sprawdzić przystępność tej, z pozoru tylko, trudnej muzyki.

Marcin [email protected]

Nie taki jazz strasznyJazz - muzyka smutnych panów w garniturach, dmuchających w "trąby", szarpiących wielki kontrabas i zamiatających miotłami po bębnach. Dość obiegowa to opinia i dla muzyki tej wielce krzywdząca. Ale i ja niegdyś jazz tak sobie wyobrażałem. Tymczasem potrzeba niewiele aby zaprzyjaźnić się z tymi dźwiękami. Wtedy nagle okazuje się, że smutni panowie zrzucają ciasne garnitury na rzecz t-shirtu w paski, hawajskiej koszuli czy wręcz lekarskiego fartucha (!). Generując przesterowane dźwięki na gitarach albo przewieszając przez ramię przenośny syntezator, emanują witalnością z dołączonym firmowym, amerykańskim uśmiechem.

fot.

Wik

iped

ia.p

l

Page 14: UZetka nr 73 (luty 2011)

Kultura - recenzja LUTY 201114 LUTY 2011Muzyka

Po międzynarodowym sukcesie debiutanckiego White Lies sta-nęli przed dość dużym proble-mem: rozwijać się i eksplorować nowe muzyczne lądy, czy może zaspokoić popyt na brzmienia z pierwszego krążka? W końcu sobie przypomnieli – „aaa, prze-cież my gramy w takim stylu, że nijak nie da się nic tu zmienić!”. I po kłopocie – zaserwowano nam po prostu 10. kolejnych, gi-tarowych numerów, które gdzieś już słyszeliśmy. Tyle, że w tym konkretnym przypadku to nie przeszkadza. „Is Love”, „Bigger Than Us”, czy „Bad Love” po-

zwalają wierzyć, że nawet wytar-te schematy potrafią zabrzmieć świeżo. White Lies urzekają me-lodyjnością i sprawnością w kom-ponowaniu przyjemnych, choć

niebanalnych piosenek. „Ritu-al” to album przemyślany i po-układany, z prawdziwie profe-sorską rutyną, choć słychać tu młodzieńczy nerw i radość z gra-nia. Wszystko tu sprawia wraże-nie stosownego i na miejscu, każ-dy element do siebie pasuje i… właśnie w tym problem. Kiedy już przesłucha-cie płytę po raz pierwszy z cie-kawości, po raz drugi z radości i po raz trzeci, by się nim cieszyć, okazuje się, że najnowsze dzie-ło White Lies za czwartym ra-zem nie ma zbyt wiele do zaofe-rowania. Mi osobiście brak sza-

leństwa, brak czegoś, co sprawi, że „Ritual” nie będzie sprawia-ło wrażenia dobrze odrobionej pracy domowej, a raczej efektu burzliwego procesu twórczego. Brak krwi, potu i łez. Lubię nowy album White Lies. Podobają mi się pro-ste i zapamiętywane partie gi-tar piosenki o miłości i jej braku. Do tego cieszę się, że ich kawał-ki są grane w radiu i zdecydowa-nie jest to płyta dobra. Czy „Ri-tual” jest tylko dobre, czy aż do-bre – oceńcie sami.

Michał Stachura

Za czwartym razemBrytyjskie granie inspirowane Joy Division spisywano na straty. Po śmierci naturalnej Interpol i spadku formy Editors krytycy z Wysp zaczęli gorączkowo szukać kolejnej grupy z wokalistą o przejmującej, głębokiej barwie i z melodyjnymi, gitarowymi utworami. Musieli wydać okrzyk radości, gdy usłyszeli „To Lose My Life…”, debiut White Lies. Teraz grupa powraca z płytą „Ritual”, która w zasadzie jest identyczna jak „jedynka”. Tylko czy to źle?

Do nich można zaliczyć Mr. Big, którzy po latach niebytu nagrali powrotną płytę „What If...” i to na dodatek w oryginalnym skła-dzie z Paulem Gilbertem na gi-tarze. W takich wypadkach po-jawia się zazwyczaj pytanie, czy dziadkom po prostu skończy-ła się kasa na rachunki, czy na-prawdę cały czas chcieli wspólnie grać, ale przez różne zawiłości przemysłu muzycznego i niedoj-rzałość musiało to się w pewnym momencie skończyć. Tutaj chyba ma miejsce druga wersja wyda-rzeń, bo „What If...” to napraw-dę bardzo dobry album! Jest on przede wszyst-kim bardzo zróżnicowany i dużo się tam dzieje. Można by rzec, że Gilbert i koledzy postanowili po-kazać, że nie są zgredami, którzy nie potrafią pójść z duchem cza-

su, ale jednak mają ogromny sza-cunek do swych korzeni. Symp-tomem nowoczesności mogą być chociażby otwierający krą-żek, singlowy „Undertow” albo „Nobody Left To Blame”, w któ-rych ciężkie riffy są równoważo-ne przez klimatyczne zagrywki. Także głos Erica Martina, który przez te wszystkie lata ani trochę się nie zmienił, jest w tych utwo-

rach przepuszczany od czasu do czasu przez jakieś dziwne efekty wokalne. Tak czy inaczej Mr. Big brzmi w takiej postaci całkiem dobrze, a totalny czad jest kiedy zaczynają grać na klasyczną mo-dłę! Takie utwory jak „American Beauty”, „I Get The Feeling” czy „Once Upon a Time”, ze świet-nym refrenem to prawdziwe roc-kowe hiciory. Z kolei taki „Still Ain’t Enough For Me” ma w so-bie wręcz heavy metalową ener-gię i dynamikę, głównie za spra-wą sekcji rytmicznej. Ciekawie przedstawia się również „Aro-und The World”, zwłaszcza dla fanów talentu gitarowego Paula Gilberta, który wycina tu na swo-im wiośle niesamowite rzeczy, wdające się też w solówkowe po-jedynki z basistą Billy’m Sheeha-nem. Mr. Big jednak i tu nie za-

pomina, że jest kapelą rockową, a nie jazzową i numer ten nie jest pozbawiony wielkiej przebojo-wości. Jest także ballada „Stran-ger In My Life” i udowadnia ona, że tego typu utwory wciąż są mocną stroną zespołu. Same utwory to jedno, ale jest jeszcze ich produkcja. Ta również może się podobać, gdyż jest nowocze-sna, ale nie pozbawiona rocko-wego brudu i zadzioru! Mr. Big po raz kolej-ny potwierdził, że owa nazwa do nich pasuje! Płyta „What If...” pokazuje także, że rock wcale nie umarł. A że jest go obecnie mniej na afiszu? Cóż, przygoto-wanie udanego szturmu wyma-ga w końcu wycofania się na ja-kiś czas od zgiełku.

Michał Cierniak

MR. BIG „What If...”Muzyka rockowa jest podobno w odwrocie. Coraz mniej jej w mediach, nowo powstające kapele grają zazwyczaj miałko i mało interesująco. Wielu z rozrzewnieniem spogląda na klasyków gatunku, którzy zeszli ze sceny... Ale wielu z nich na szczęście wraca!

Page 15: UZetka nr 73 (luty 2011)

15LUTY 2011 Muzyka

THE STREETS „Computers and Blues”Wymykający się wszelkim kla-syfikacjom muzycznym The Streets dowodzony przez Mi-ke’a Skinnera powraca! I sta-ra się połączyć nowocze-sność z „oldskulem”, o czym może świadczyć tytuł ich no-wej płyty. Będzie ona zara-zem ostatnim krążkiem tego projektu. Tak przynajmniej oznajmił sam lider, który po-dobno ma już serdecznie dość tego, co dzieje się w przemyśle muzycznym. Al-bumem „Computers and Blu-es” powinni zainteresować się zwłaszcza ci, którzy nigdy nie byli w Berlinie, a zawsze chcieli tam pojechać. Skinner oznajmił, że... brzmi on jak stolica Niemiec.Premiera: 7 lutego

ROXETTE „Charm School”Chyba nie ma osoby, która nie znała kawałka jak „It Must Have Been Love”. Jego twór-cy, szwedzki duet Roxette, po latach absencji na scenie spowodowanej chorobą wo-kalistki Marie Fredrikson, po-częstują nas nowym albu-mem w Walentynki. Biorąc pod uwagę, że większość ich numerów dookoła „walentyn-kowych” klimatów oscyluje, możliwe, że już w dniu premie-ry album pokryje się platyną!Premiera: 14 lutego

HOOVERPHONIC „The Night Before”Niedawno od Hooverphonic odeszła wokalistka Geike Ar-naert, której głos był znakiem firmowym tej kapeli. Fani drżeli o ich przyszłość, ale jak się okazuje niepotrzebnie, gdyż reszta składu szybko znalazła inną panią od śpiewa-nia. Jest nią Noemie Wolfs, która, zdaniem wielu, spisuje

się jeszcze lepiej od swej po-przedniczki, a każdy z utwo-rów na „The Night Before” to potencjalny hit. Czy Belgia do-czeka się kolejnego symbolu po Smerfach, czekoladzie i pi-wie?Premiera: 14 lutego

MARILLION „Live From Cadogan Hall”Dawno ci weterani rocka pro-gresywnego nie uraczyli nas studyjnym albumem, oj daw-no! I nie można tego zrzucić na podeszły wiek i że sił już nie mają, bo jakoś koncerty grać mogą. Oprócz tego, że je gra-ją, to także nagrywają. Na „Live From Cadogan Hall” mo-żemy wysłuchać „Less Is More” - ostatni studyjny al-bum Marillion w wykonaniu koncertowym. Na deser pa-nowie proponują nam zestaw swych największych hitów, ale w wersji akustycznej. Ma-teriał ten dostępny będzie też na DVD.Premiera: 21 lutego

BEADY EYE„Different Gear, Still Speeding”Pamiętacie jeszcze taki ze-spół jak Oasis? Był kolejnym dowodem, że z rodziną najle-piej wychodzi się na zdjęciach, gdyż doszło w nim do rozłamu przez konfliktowe charaktery braci Gallagherów – Noela i Liama. Ten drugi odgrażał się co 5 minut, że założy ze-spół, który powali Oasis i jego brata na łopatki i... Beady Eye faktycznie ma potencjał, by to uczynić. Polubią go bowiem fani Oasis, a także miłośnicy starego rock’n’rollowego cza-du, którego na „Different Gear...” jest sporo. Doczeka-my się riposty Noela?Premiera: 28 lutego

Oprac. Michał Cierniak

Do usłyszeniaINDEX LISTA

Notowanie nr 78 (sobota, 05.02.2011.)

1 Cherry Frozen What You Want

2 Alexis Jordan Happiness

3 Lavive No Time For Sleeping

4 Dżem Do Przodu

5 Radio Killer Be Free

6 Hurts Wonderful Life

7 Michael Jackson Hold My Hand

8 Duck Sauce Barbra Streisand

9 ATB Twisted Love Airplay

10 Bruce Springsteen Because The Night

Głosuj na www.index.zgora.pl

Jak zostać gwiazdą show bizensu? Trzeba mieć znajomości lub wziąć udział w telewizyjnym castingu. Tak zrobiły dziewczyny z zespołu Lavive, które wygrały niemiecką edycje programu "Po-pstars" Ich pierwszy album "No sleep" promuje singiel "No Time For Sleeping". Pozostając w temacie castingów jakis czas temu na index liste trafila Alexis Jordan. Jej singiel "Happiness" pod-bił serca fanów na świecie. Oprócz tego, że spiewa gra również w serialach komediowych. Od dwóch tygodni liderem index listy jest Cherry Frozen.

Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 18:00

REKLAMA

Page 16: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201116 Cover Story

Podobno po zakończeniu pro-mocji twojego debiutu "Rockfer-ry" myślałaś o zakończeniu ka-riery. Co spowodowało, że posta-nowiłaś ją jednak kontynuować? Siedziałam po zakończe-niu całego tego zamieszania pro-mocyjnego związanego z ostat-nią płytą i myślałam sobie "co dalej?". Wtedy facet z mojej wy-twórni A&R powiedział mi “nie sądzę by cokolwiek mogłoby cię teraz powstrzymać, więc zrobisz to na co masz ochotę i to będzie w porządku. Zaufaj po prostu sobie". W ten sposób udało mi się podjąć decyzję o kontynuacji kariery.

Płytę "Endlessly" stworzyłaś wraz z Albertem Hammondem. Jak doszło do twojej współpracy z tą legendą muzyki? Cóż, zdecydowałam... Chociaż nie! Tak naprawdę pod-jęcie współpracy z Albertem Hammondem wcale nie było do końca moją decyzją i w ogóle gdy patrzę na moje życie to mało który mój wybór był do końca podjety samodzielnie i to jest na-prawdę przerażające. Także po-znanie Steve’a Bookera, który napisał muzykę do "Mercy" było dziełem przypadku, więc spra-wia to, że czasem czuję się bez-silna, bo widzę jak wiele zależy

od losu. Albert zobaczył mnie w jednym z programów telewi-zyjnych, który oglądała jego żona. Gdy pojawiłam się ja, za-wołała "Szybko Albercie, chodź zobaczyć tę dziewczynę! Ona brzmi jak murzynka!". Przyku-łam uwagę obydwojga i wydawa-li się być pod dużym wrażeniem. Albert zatem zrobił sobie w pewnym sensie przerwę w emeryturze dzwoniąc, aby umówić się ze mną na spotkanie. W programie, w którym mnie zobaczył, śpiewałam kilka utwo-rów i chyba spodobało mu się, że są w klimatach, w których on sam tworzył. Spotkaliśmy się za-

tem w Los Angeles w okolicach gali rozdania Grammy i pamię-tam, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzie-je! Albert bardzo miło mnie za-skoczył swoim ciepłem i miło-ścią do muzyki, a także jego mu-zycznym pochodzeniem. To było niesamowite! W końcu ten czło-wiek napisał tyle wspaniałych piosenek, a ja sobie gawędzę z nim po przyjacielsku!

Adresujesz swoją płytę do kon-kretnej grupy osób? Jak długo zastanawiałaś się nad kierun-kiem muzycznym, który chcesz na niej obrać?

Well, well, well... done!Duffy jest jedną z najpopularniejszych wokalistek ostatnich lat. W ubiegłym roku ukazał się jej drugi album “Endlessly”, na którym współpracowała z legendarnym Albertem Hammondem czy grupą The Roots. Swoim pięknym czarnym głosem udzieliła wywiadu dla Radia Index. Szkoda, że nie możemy do gazety dołączyć mp3. Ale możecie kupić "Endlessly"!

Page 17: UZetka nr 73 (luty 2011)

17LUTY 2011 Cover Story

Chcę dotrzeć do jak naj-większej liczby osób. Z czasem zdajesz sobie sprawę, że w prze-myśle muzycznym sukces jest niekiedy mylnie odbierany. Wca-le nie jest źle sprzedawać dużo płyt, bo to oznacza, że ludzie po-zytywnie reagują na to co robisz. Czy zastanawiałam się nad kie-runkiem, w jakim pójdzie moja muzyka na nowej płycie? Po pro-stu spontanicznie robiłam to, z czym moim zdaniem będę czu-ła się najlepiej. Wszystkie ele-menty, które pojawiały się pod-czas pracy nad materiałem na "Endlessly" wprawiały mnie w dobre samopoczucie i oto je-stem ponownie ze skończoną płytą.

Jak złapałaś kontakt z chłopa-kami z The Roots, którzy także brali udział w nagrywaniu "En-dlessly"? Zainteresowałam się The Roots jakieś 4 lata temu. Moje płyty rozporowadzała niezależ-na wytwórnia Rough Trade i pewnego dnia puścili mi kawa-łek "The Seed". Następnie Al-bert zobaczył zespół w progra-mie Jimmy’ego Fallona i powie-dział "Widziałem taką jedną ka-pelę w amerykańskiej telewizji i byli niesamowici!". Poprosił mnie wtedy, bym ich sprawdziła, a ja o mało co nie padłam tru-pem, gdy okazało się, że chodzi o The Roots! Zatoczyło się za-tem koło od mojego marzenia do pomysłu Alberta. Wykona-łam zatem telefon i spytałam "czy dałoby radę, aby zaprosić do studia cały zespół?" i w tydzień od tamtej rozmowy byłam w Sta-nach na sesji nagraniowej z nimi.

O czym jest kawałek "My Boy"? "My Boy" to pierwszy ka-wałek na “Endlessly”. Jest on odrobinę ironiczny. To taki mo-ment, bym wczuć się w samą mu-zykę.

Co jest dla ciebie najważniejsze przy tworzeniu twoich piosenek? Robię muzykę tak, aby

każdy mógł się nią cieszyć. Na-wet nie zastanawiałam się nad innymi kierunkami. Wiedzia-łam tylko jedno – chcę aby to wypaliło, bo spędziłam nad tym lata. Wszystko nagle eksplodo-wało, wszędzie fajerwerki i to było niesamowite doświadcze-nie. Miałam dużo szczęścia, że mogłam dotrzeć w wiele cieka-wych miejsc, gdzie jest mnóstwo

wspaniałych ludzi i wydaje mi się, że niektórzy o tym zapomi-nają. Jest facet w sklepie z płyta-mi, który sprzedaje te albumy, jest dj radiowy, który napradę kocha to, co robi, jest człowiek, który wiesza plakaty na ścianach w swoim pokoju i uważam, że są to wspaniali ludzie, bo mają pa-sję, nieważne, czy żyje we Fran-cji, Niemczech czy w Amsterda-mie.

Na "Endlessly" można wyróżnić utwór “Keeping My Baby”, któ-

ry jest bardzo skoczny. Keeping My Baby jest trzecim utworem z płyty. To taki numer z wpływami disco i soulu, który, mam nadzieję, zachęci lu-dzi do tańca, aby opędzić się od złych wspomnień... złamanych obietnic, nieudanej miłości itd.

A co byś powiedziała o utworze "Well, Well, Well"?

Sądzę, że ta piosenka jest bardziej osobista, bo ja sama nieco dojrzałam. Nie podchodzę do siebie już tak serio jak kiedyś. Nie to, że kiedyś brakowało mi dystansu do siebie, ale kiedy jest się młodym, ambitnym i zdespe-rowanym, wtedy wiele rzeczy bierze się zbyt poważnie. Kiedy jednak znajdzie się swoje własne miejsce na Ziemi, niezależenie czy jest się pielęgniarką, maszy-nistą, lekarzem, prawnikiem czy nauczycielem, nie jesteś w stanie totalnie się odprężyć dopóki się

tam nie znajdziesz. Związane jest z tym zachowanie samego siebie. Jest to bardzo ważna rzecz, bo upewniasz się, czy już się ustabilizowałeś. Obecnie czuję się nieco bardziej ustabili-zowana, niż wtedy, gdy zaczyna-łam. Mam wrażenie, że mogę być bardziej odprężona i otwar-ta.

Tytuł płyty "Endlessly" jest do-syć intrygujący. Powiedz o czym jest sama piosenka o tym tytule? Endlessly to utwór tytuło-wy z nowej płyty. Jest o tęskno-cie i wyczekiwaniu, więc powi-nien spodobać się niektórym sa-motnym sercom, które gdzieś tam zyją.

Czy twoim zdaniem Duffy sprzed "Rockferry" bardzo różni się od obecnej Duffy? Po sukcesie pierwszej pły-ty, kiedy całe to zamieszanie związane z moją osobą się za-kończyło, zdałam sobie sprawę, że zostałam zupełnie sama. Wiesz, wcześniej jeździłam po całym świecie z zespołem ludzi, którzy byli ciągle dookoła, a gdy było po wszystkim tak naprawdę były ze mną tylko moje dwa koty. Pomyślałam sobie więc "i co te-raz?". Nie wiem zatem, czy bra-łabym się za muzykę, gdyby cho-dziło mi o osobiste dowartościo-wanie się. Po drodze otrzymu-jesz przecież tak fantastyczną nagrodę, jaką jest spotkanie z ludźmi, którzy mówią "twoja piosenka naprawdę mnie do-tknęła" albo “tańczyliśmy na na-szej pierwszej randce do twojej piosenki. Liczą się tak naprawdę takie drobiazgi. Czuję się do-kładnie tak samo jak kiedykol-wiek wcześniej. Wciąż jestem na równi tak desperacko ambitna, wrażliwa itd.... a zarazem po prostu szczęśliwa, że mogę po-święcić się muzyce.

RozmawiałMichał Cierniak

[email protected]

"Szybko Albercie, chodź zobaczyć tę dziewczynę! Ona brzmi jak murzynka!"

Page 18: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201118 LUTY 2011Wywiad

"Chyba mnie znasz"

O czym jest twój utwór „Nieza-pomniany”? Kogo, lub co w ten sposób określasz? Każdy może sobie coś przypisać do swojej historii ży-ciowej. Ja akurat miałem na my-śli uczucie, które panowało w moim sercu, gdy powstawał ten utwór. Chodzi o niezapo-mniane uczucie pierwszego spo-tkania, pierwszego zauroczenia itd. Myślę, że trzeba w tą stronę kierować swoje myśli, żeby to miało jakiś sens. Niezapomnia-ny może być także artysta, czyli ja. Wraz z nowym rokiem próbu-ję odświeżyć swoją twórczość... Po dość długiej, kilkumiesięcz-nej przerwie, spowodowanej zmianą managementu postano-wiłem na początku roku wydać pierwszego singla i to właśnie on.

Czy jest to twoim zdaniem naj-lepszy z twoich singli? Przypo-mnijmy, że wcześniej ukazały się jeszcze dwa – „Ocean Łez” i „Chyba mnie znasz”. Nie wiem czy najlepszy, na pewno nie będę tutaj katego-ryzował. Jest to kolejny mój sin-giel i tak samo go traktuję jak wszystkie inne. Kocham go tak samo jak dzieci, bo wszystkie moje utwory to tak jakby moje dzieciaki. Powstają praktycznie codziennie, ale nie każdy ma szansę wyjść na zewnątrz. Cięż-ko mi zatem powiedzieć... Do mojego nowego utworu powstaje teledysk, więc może o nim po-rozmawiamy?

Oczywiście! Tego właśnie doty-

czy następne pytanie, jakie chciałem ci zadać. Jak on wyglą-da i w związku z tym, że jest on już jakiś czas w sieci, powiedz, jakie są opinie internautów na jego temat? Tak. Dokładnie od 5 stycznia można znaleźć ten klip w internecie na różnego rodzaju portalach. Jak on wygląda i jakie opinie? Ciężko mi powiedzieć. Coś tam widziałem, nie ukry-wam. Czasami wieczorem, kiedy

kładę się spać zerknę sobie zoba-czyć, co tam się dzieje... Jest cał-kiem pozytywnie, to buduje i po-maga tworzyć nowe rzeczy. Oczywiście jak wszędzie są też negatywne komentarze, ale tych nie czytamy, te omijamy i w ogó-le się nimi nie przejmujemy, ro-bimy nadal swoje. Teledysk był kręcony w dwóch miejscach – w Bielicach, w takich fajnych wy-remontowanych loftach oraz w nowosolskim lubuskim teatrze

pana Edwarda Gramonta. Tam właśnie rozstawiliśmy się z ze-społem, porozkładaliśmy dużo kabli, instrumentów i zaczęliśmy grać i śpiewać bardzo głośno. Bardzo chciałem podziękować panu Edwardowi, że nam udo-stępnił pomieszczenie. W tele-dysku jest jeszcze pani Magda – nasza aktorka, która pomaga nam i występuje w teledyskach już od jakiegoś czasu. Myślę, że to będzie też nasza karta prze-targowa na przyszłość i nasz znak firmowy, ale to się wszystko okaże.

Powiedz teraz, Przemku, kilka słów o takim programie jak „Fa-bryka Gwiazd”. Jak wspominasz swój udział w nim i czy twoim zdaniem bardziej ci on pomógł, czy zaszkodził w dalszej karie-rze? Wspominam bardzo do-brze, choć muszę przyznać, że nie było to proste. Było to bar-dzo trudne, ale bardziej z przy-czyn, powiedziałbym, technicz-nych. Czy pomógł? Myślę, że tak! Zawsze warto pokazać się szerszej publiczności. W tym właśnie przypadku pomaga tele-wizja, poniekąd później pomaga także radio... To jest najważniej-szy moment, żeby szersza pu-bliczność usłyszała o artyście, dla mnie to było bardzo ważne. Teraz tak naprawdę to wszystko zależy już ode mnie, czy będę kontynuował tą swoją twórczość i swoje istnienie, a może usiądę i będę czekał na sygnał z ze-wnątrz czy ktoś się odezwie. Ja akurat tak nie robię. Staram się

Popularność zdobył biorąc udział w programie „Fabryka Gwiazd”, ale w naszym regionie dał się poznać nieco wcześniej jako wokalista grupy Terminal. Od pewnego czasu działa solo, a w tym miesiącu ukaże się jego debiutancka płyta. Przemek Puk, bo o nim mowa, w styczniu powrócił z singlem „Niezapomniany” - i o nim, a także o paru innych sprawach opowiedział w poniższym wywiadzie.

Page 19: UZetka nr 73 (luty 2011)

19LUTY 2011 Wywiad

brać wszystko w swoje ręce i ro-bić to sam, bo nic się nie zrobi za mnie.

Wcześniej brałeś udział w pro-gramie „Droga do Gwiazd”. Czy twoim zdaniem wobec tego ta-kie, nazwijmy to, „wokalne re-ality show” są jedynym sposo-bem dla młodych artystów na szersze zaistnienie? Chyba nie są. Można wy-kombinować coś innego... Tak mi się przynajmniej wydaje, ale nic innego mi nie przychodzi do głowy, stąd moja obecność w ta-kich programach. Ja próbowa-łem zaistnieć w taki sposób. Z tym że to też jest zależne od tego, co kto chce osiągnąć. Jeśli ktoś chce grać, powiedzmy, mu-zykę jazzową, to nie musi być aż tak znany w Polsce, nie musi być na wszystkich portalach interne-towych i nie musi mieć miliono-wej „klikalności”. Wystarczy mu to, że usiądzie sto osób i powie „super zagrałeś tą partię”. W na-szym wypadku jest nieco ina-czej, tak samo jak innych pro-duktów popowych czy... można śmiało powiedzieć komercyj-nych, czego nie uważam za złe. Niektórzy boją się tego słowa, a jeśli już go używają, to myślą, że to jest wstyd. Wcale to nie jest prawda, bo to jest normalny pro-dukt. Muzyka, utwory mają swo-ją ramę w której się mieszczą i ja właśnie, w niej jestem. Nie robił-bym też tego, gdybym tego nie czuł tak naprawdę. Czuję tą mu-zykę i wcale się jej nie boję ani nie wstydzę.

Zanim rozpocząłeś karierę solo-wą, śpiewałeś w grupie Termi-nal. Powiedz zatem, czy słysza-łeś ich debiutancki album, który ukazał się w ubiegłym roku i co o nim sądzisz? Bardzo szczerze im kibi-cuję! Mam również ich krążek. Te utwory to są także po części moje dzieci, to są moje melo-die... Uważam, że chłopaki zro-bili to bardzo dobrze. Chciał-bym mimo wszystko w tym uczestniczyć nadal, ale nasze

drogi się rozeszły. To jednak nie szkodzi. Cały czas kontaktujemy się ze sobą, może nie wszyscy, ale możemy czasami o tym po-rozmawiać... Podoba mi się to, co zrobili i dopięli chyba swego, bo zrobili tą płytę naprawdę faj-nie i nagrali dobry materiał.

To może wspólna trasa kiedyś? Wspólna trasa? Tylko kto przed kim miałby grać support?

Wymiennie, tak jak to bywało nieraz z niektórymi większymi zespołami.No, może tak (śmiech).

A lepiej gra ci się solo czy w peł-noprawnym zespole takim jak Terminal właśnie? W zespole jest zupełnie inna magia. W takim zespole jak Teminal, czy jakimkolwiek in-nym, kryje się jakaś ekipa, która żyje ze sobą. W przypadku Prze-mka Puka jest to moja głowa, która myśli, kombinuje i infor-muje później resztę, że zrobimy to i to albo pojedziemy zagrać tam i tam. W przypadku zespołu „typowego” wszystko to tworzy się razem i to jest jakby ta różni-ca. Nie mogę powiedzieć, że było mi źle w Terminalu i nie mogę powiedzieć, że jest mi źle w obecnej sytuacji. Jestem front-manem i chyba o to mi zawsze chodziło.

Powiedz na koniec kilka słów na temat twojej debiutanckiej pły-ty, która ukaże się w lutym. Jak ona będzie brzmieć? A może

masz już jakieś plany koncerto-we związane z jej promocją? Tak. Płyta ukaże się pod koniec lutego. Będzie brzmiała zróżnicowanie, bo tak naprawdę jest tam kilka gatunków muzycznych. Nie ograniczałem się do samego popu, roc-ka, r’n’b czy łącz-ników, dlatego będzie nazywać się „PUK Col-lection”, bo

jest to taka kolekcja moich myśli i dokonań muzycznych. Będą też remiksy „Chyba mnie znasz” i być może „Oceanu łez”, ale nie wiem jeszcze dokładnie, jeśli chodzi o ten drugi utwór. Chciał-bym też, aby z tym wydawnic-twem ukazały się teledyski. To jest jeszcze do zrobienia. Jeśli

chodzi o koncerty, to trudno po-wiedzieć, bo wszystko jest jesz-cze na etapie planowania, a ja nie lubię mówić o czymś, co jesz-cze nie jest dopięte na ostatni guzik, więc wstrzymam się. Na pewno zagramy w Lubuskim, na

pewno w Zielonej Górze już niebawem. Warto szukać in-formacji na stronie prze-mekpuk.com. Tam są wszystkie informacje, więc zapraszam – klikajcie, podbijajcie statystyki

(śmiech)!

Michał Cierniak

metalizacja @index.zgora.pl

Page 20: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 2011LUTY 201120 Miasto Filmów

Reżyser, który ma na koncie ta-kie dzieła, jak „Requiem dla snu”, „Pi”, czy „Zapaśnik”, tak naprawdę nie musi się martwić o spieniężenie swych wysiłków. Etykieta „film Aronofsky’ego” przyciąga i będzie przyciągać od-daną rzeszę widzów, którzy chcą się dowiedzieć czegoś nowego o mrocznych zakamarkach swej osobowości. A jednak twórca nie spoczywa na laurach i robi, co tyl-ko może, by nie zostać „tym face-tem od Requiem dla snu”. Trze-ba przyznać, że idzie mu dosko-nale. Oto mamy Ninę, mło-dziutką balerinę z Nowego Jor-ku, która staje przed życiową szansą. Ma zagrać główną rolę w nowej wersji „Jeziora Łabę-dziego” i to zaraz po zejściu ze sceny Beth Macintyre, dotych-czasowej bogini baletu. Dodat-kowo w nowym wydaniu zarów-no „Biały”, jak i „Czarny Ła-będź” ma być grany przez tę samą osobę... Podołać zadaniu będzie niezwykle trudno, dźwi-ga na plecach brzemię niespeł-nionej kariery matki, musi zno-sić nienawistne spojrzenia kon-kurentek i spełniać wyobrażenie Thomasa Leroya, reżysera spek-taklu, o królowej łabędzi. Ideal-ny materiał... na nudną kinową papkę z happy endem. Ale nie z Aronofskym za kamerą. Nie to-warzyszymy bowiem bohaterce

w drodze na szczyt. Kluczem do zrozumienia roli „Czarnego Ła-będzia” okazuje się odnalezie-nie mrocznej strony osobowo-ści Niny. Ta, dotąd poukładana i rozsądna, zaczyna powoli kiero-wać się zmysłami i kaprysami, nie bojąc się sięgać po swe pragnie-nia za wszelką cenę. Obsada została do-brana idealnie. Natalie Portman o twarzy aniołka na ekranie dzie-li i rządzi, Mila Kunis, która, jak

się okazuje, nie tylko mężczyzn potrafi doprowadzić do szaleń-stwa, bezbłędny Vincent Cassel... Nawet Winona Ryder na uży-tek tego filmu postanowiła zro-bić wyjątek od reguły i nie irytu-je widza każdym pojawieniem się na ekranie. Najważniejszą perso-ną jest tu jednak reżyser. Aronofsky opanował sztuczkę, którą posiadł również Fincher, racząc nas nią często w niedawnym „The Social Ne-

twork”. Chodzi mianowicie o wy-twarzanie napięcia i poczucia za-grożenia z pozornie niegroźnych, codziennych sytuacji. To uczu-cie, że „coś się za chwile stanie” towarzyszy nam przez cały czas trwania filmu i nie pozwala spo-kojnie wysiedzieć w fotelu. Wypadałoby już powo-li zmierzać ku konkluzji, a ja nie wymieniłem nawet połowy rze-czy, które tu zachwycają. A co z porywającą muzyką, niesamo-witą plastycznością obrazu, sce-nografią, odrealnieniem fabuły, brawurową żonglerką gatunkami i konwencjami... W 108. minutach filmu Darren Aronofsky zmieścił tyle emocji, tyle piękna i niepokoju, że do widza jeszcze przez jakiś czas po seansie dociera, co wła-śnie widział. Czy był w kinie na thrillerze, dramacie, trudnym fil-mie psychologicznym? Pytań jest więcej niż odpowiedzi, a twórca zapewne uśmiecha się pod no-sem, widząc, jak staramy się to rozgryźć. Podpowiedź dał nam w filmie, w którym przez cały czas śledzimy główną bohaterkę, obserwujemy świat jej oczyma, po jakimś czasie stajemy się nią. Pytanie „o czym jest Czarny Ła-będź?” zdaje się nie być trafne. A o czym chciałbyś, żeby był?

Michał [email protected]

O czym jest najnowszy film Darrena Aronofsky’ego? Czy opowiada o morderczej rywalizacji, walce umysłu z tym, co jest rzeczywiste, a co nie, czy może o dojrzewaniu i wyzwoleniu się potulnej (do czasu) córeczki spod skrzydeł apodyktycznej matki? Niezależnie od werdyktu, „Czary łabędź” to prawdziwa uczta dla ducha, ucha i - co najważniejsze - dla oka.

MIASTO FILMÓWPiątek, godz. 13:00 na 96 fm

TOP 1 Piękno i niepokój

W 108. minutach filmu Darren Aronofsky zmieścił tyle emocji, tyle piękna i niepokoju, że do widza jesz-cze przez jakiś czas po seansie dociera, co właśnie widział.

Page 21: UZetka nr 73 (luty 2011)

21LUTY 2011 Miasto Filmów

▪ MegamocnyJak może mnie zaciekawić histo-ria niebieskiego kolesia z wodo-głowiem, który kumpluje się z gadającą rybą i próbuje podbić świat? Z taką myślą siadałem w fotelu kinowym… Tytułowy Megamocny to superprzestęp-ca, a raczej jego parodia. Ciągle odnosi porażki ze swoim neme-zis – Metromenem. Aż w końcu pewnego dnia pokonuje swego przeciwnika i zdobywa władzę nad miastem. Z kina wyszedłem uśmiechnięty. Ten film jest cie-pły i zabawny. Dzieciaki mają świetną frajdę, a starsi równie dobrze się bawią. Zwłaszcza, że w filmie można znaleźć wiele na-wiązań do ikon popkultury: przez Baracka Obamę na Dongi Kongu kończąc. Podobną sytu-ację miałem rok temu z „Klopsi-kami i innymi zjawiskami pogo-dowymi”, które także mnie za-chwyciły. Warto dodać, że "Me-gamocny" to animacja autorów takich hitów, jak „Shrek”, "Ma-dagaskar”, czy „Kung Fu Pan-da”.

Piotr Kaźmierczyk

TOP 2 TOP 5TOP 4TOP 3

▪ Polowanie na czarowniceNowy film z Nicolasem Cage’em to historia dwóch krzyżowców, którzy opuszczają krucjaty, gdyż nie mogą dłużej patrzeć i uczest-niczyć w rzezi niewinnych osób w imię wiary. Po powrocie do Europy zostają zmuszeni do eskortowania podejrzanej o by-cie wiedźmą dziewczyny na pro-ces do odległego opactwa pod groźbą więzienia. Pomysł na fa-bułę całkiem dobry – szkoda, że jego puenta jest tak tendencyjna. Otóż „wiedźma” okazuje się de-monem, który chce zgładzić świat za pomocą plagi i trzeba go powstrzymać. Niesmak po ta-kim rozwinięciu akcji i sceny walki z mnichami – zombie re-kompensują wspaniałe zdjęcia górskich krajobrazów oraz mu-zyka, cudownie potęgująca kli-mat. Szkoda, że Nicolas Cage aż tak zżył się ze swoim ostatnim jak do tej pory dobrym filmem, „60 sekund”, że najwyraźniej tylko tyle czasu poświęca na przeczytanie podsyłanych mu scenariuszy.

Michał Cierniak

▪ Jak zostać królemHistoria dość niezwykła. Pozna-jemy pierwsze kroki księcia Yor-ku w wielkim świecie polityki, wojny i… jąkania. Albert nie po-trafi swobodnie wypowiadać się publicznie. Skomplikowana sprawa, zwłaszcza że lada mo-ment ma zostać królem Anglii, który swoją elokwencją ma po-prowadzić kraj do zbliżającej się wojny z Hitlerem. Jego ostatnią nadzieją jest Lionel Logue – au-stralijski specjalista od wymowy. Jego metody są niekonwencjo-nalne. Idealny przykład – zwra-ca się do króla "Bertie", sprowa-dzając go do swojego poziomu społecznego. Cały obraz zrobio-ny jest wbrew wszelkim hollywo-odzkim standardom. Tempo jest niespieszne, dowcip inteligent-ny, obraz wysmakowany, choć chłodny. Do tego fantastyczna muzyka. Najważniejsze jest jed-nak aktorstwo. Colin Firth jest w życiowej formie i jedynie Jesse Eisenberg ze swoją kreacją w Social Network może odebrać mu Oscara.

Paweł Hekman

LUTOWE PREMIERY W POLSCE oprac. Piotr Kaźmierczyk„Jak pozbyć się cellulitu” - komedia, reż. Andrzej Saramonowicz. Pełna wulgarnego humoru historia o kłamstwach i kobiecej przyjaźni.„Prawdziwe męstwo” - western. reż. Bracia Coen. Remake kultowego westernu w wykoniu braci Coen. „Miłość i inne używki” - komediodramat, reż. Edward Zick. Historia miłości Jake'a Gyllenhalla do chorej na Parkinsona Hathaway.„127 godzin” - dramat, reż. Danny Boyle. Historia młodego alpinisty ,który uwięziony próbuje w pojedynke walczyć o przetrwanie.„Dzień Dobry TV” - komedia, reż. Roger Michel. Historia podupadającego programu śniadaniowego z H. Fordem i D. Keaton.

▪ TurystaRicky Gervais, tegoroczny pro-wadzący Galę rozdania Złotych Globów, powiedział, że "Tury-sta" „musi być dobry, bo został nominowany, więc się zamknij-cie!”. Dociekliwym polecam sprawdzić, co dodał po chwili…Film jak film, oczywiście do obejrzenia. Lekka, w miarę przyjemna produkcja. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie – przepiękne zdjęcia Wenecji, dla Panów oczywiście zmysłowa Angelina, a dla płci pięknej tym razem cichy i spokojny Johnny Depp. Tylko, że to wszystko za mało, żeby móc siedzieć w kinie wbitym w fotel, a przecież na to liczyliśmy! Zabrakło akcji, na-pięcia, intrygi. To produkcja, która na pierwszym miejscu sta-wia na aktorów (którzy wypada-ją bez szału), natomiast scena-riusz i cała reszta zeszła gdzieś na drugi, trzeci, czwarty, czy dziesiąty plan. Polecam obej-rzeć raz, lecz w przyszłości może niekoniecznie stawiać na domo-wej półce.

Paula Mościcka

Page 22: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 2011LUTY 201122 Miasto Filmów

Filmowy wieczór zakochanych

"Kiedy Harry poznał Sally"Protoplasta wszystkich komedii romantycznych w znanym nam kształcie. Walentynkowy nastrój zapewni nie tylko piętrowa grzywa Meg Ryan, ale i zdecydowanie walentynkowa historia – czy możliwa jest przyjaźń (i tylko przyjaźń) między mężczyzną, a kobietą? Jeśli uważa-cie, że nie i chcecie to komuś udowodnić (być może mając w tym własny interes?)- pokażcie mu/jej ten film. Jeśli osoba ta nie będzie chcia-ła z takiej intrygi wyciągnąć należytych wniosków, zawsze możecie razem uśmiać się do łez w scenie udawania orgazmu w kawiarni. Dobra, celna w dowcipach produkcja z jedną z najlepszych ról Billy’ego Crystala. Plus walor edukacyjny – jako że ponoć wszystko, co w kinie wyda-rzyło się przed „Avatarem”, to prehistoria.

"Kobiety pragną bardziej"To nie jest typowy film Walentynkowy, ale jest świetny, w dodatku to doskonały czas, żeby go obejrzeć! Nie jest to dramat, komedia, czy też romans, jak piszą dystrybutorzy. Dla mnie to film iście psychologiczny, który właściwie obnaża kobiety z tego, o czym myślą. Dlaczego on nie dzwoni? Po co komu identyfikacja numeru? Co znaczy, jeśli on nie chce ślubu? Dlaczego każe nam się wierzyć, że gdy facet udaje palanta to znaczy, że jest nami zainteresowany? I w końcu, dlaczego wmawiamy sobie nawzajem, że gdy nas rzuci, to tylko dlatego, że jesteśmy zbyt ładne, mądre lub dojrzałe emocjonalnie i przytłacza go nasz sukces? Zdecydowanie polecam obejrzeć zarówno kobietom, żeby zastanowiły się, dlaczego tak wariujemy, jak i mężczyznom, żeby w końcu przekonali się, co tym babom siedzi w głowach ;-)

„W pogoni za Amy”Wyobraź sobie taką sytuację. Popadasz w zauroczenie piękną kobietą. Myślisz ,że jesteście dla siebie stworzeni. Patrząc na nią widzisz domek na przedmieściach ,gromadkę dzieci i waszego psa. Dzieci też są wasze. Ale niestety, wybranka twojego serca jest tak podobna do ciebie ,że też lubi kobiety. Bo jest lesbijką. Tak w skrócie przedstawia się historia „W pogoni za Amy”, filmu Kevina Smitha – autora „Dogmy” i „Sprzedaw-ców”. Jak przystało na filmy spod znaku Jaya i Cichego Boba jest to wulgarna i perwersyjna komedia przepełniona żartami ze sfery seksualnej naszego życia oraz popkultury. Zakochanego w lesbijskiej autorce komiksów Holdena gra Ben Affleck ,a wspiera go Jason Lee jako jego przy-głupawy, przepełniony homofobią przyjaciel. Do tego nie może zabraknąć Jaya i Cichego Boba. Jest to film ,w którym Cichy Bob ma najdłuż-szą kwestię dialogową w dziejach swoich występów filmowych. Jest to piękna i prawdziwa historia miłosna pozbawiona hollywódzkiego różu i plastikowości. Najlepszy film Kevina Smitha.

"Miasto Aniołów"Nazwisko Nicolasa Cage’a kojarzy się dziś tylko z kiepskimi filmami akcji. Ale wystarczy cofnąć się do 1998 roku żeby przekonać się, że nie za-wsze tak było. Wciela się on tutaj w postać anioła – Setha, który zakochuje się w młodej lekarce. Uczucie jest tak wielkie, że postanawia wrócić do żywych, żeby ją poznać. Będąc już na „Ziemi”, musi nauczyć się żyć od początku. Cage’owi partneruje tutaj Meg Ryan – nadworna gwiaz-da komedii romantycznych, która na szczęście w tym filmie nie jest tak bardzo nijaka jak w większości produkcji. Nie byłoby w tym obrazie nic niezwykłego, gdyby nie doskonały scenariusz. Jest on zbudowany na utartych kliszach filmów miłosnych, ale dramatyzm w nim zawarty po pro-stu urzeka. Do tego idealne połączenie zdjęć i muzyki budujące cały klimat opowieści. Jestem pewien, że ta historia złamała niejednego twar-dziela i sprawiła, że uronił łzę w trakcie seansu.

Oprac. Michał Stachura, Paweł Hekman, Paula Mościcka, Piotr Kaźmierczyk

"Między Słowami"Tokio. On – podstarzały i znudzony aktor . Ona – świeżo upieczona żona, młoda absolwentka filozofii. Obydwoje w obcym mieście, zupełnie innym świecie niż ten, do jakiego przywykli. Przypadkowe spotkanie w windzie przeradza się w niezdefiniowaną, ale bardzo bliską więź. Pozor-nie łączy ich tylko nuda, bezsenność i poczucie wyobcowania. Minimalizm, z jakim została opowiedziana ta niepozorna historia to istny feno-men. Sam tytuł już sugeruje, że to, co najważniejsze, dzieje się między słowami. Obraz snuje się leniwie. Muzyka jest wyciszona, choć genial-nie dopasowana. Zdjęcia bardzo oszczędne, tak samo jak dialogi. Pomimo tego wszystkiego film aż kipi od emocji. To pozornie jedna z naj-prostszych historii, jaką można sobie wyobrazić a mnóstwo w niej ciepła i humoru. Duet Murray – Johansson jest do tego po prostu wyborny. Wszystko w bardzo onirycznej, nastrojowej oprawie. Przy lampce wina i świecach – ideał.

„Lepiej być nie może”Trudno wyobrazić sobie gorszy pomysł, niż obsadzenie Jacka Nicholsona w roli amanta. Jego, mówiąc oględnie, dyskusyjna uroda, nada-je się do tysiąca filmów, ale nie do komedii romantycznych. A ta dyskusyjna uroda jest jeszcze bardziej dyskusyjna, jeśli mówimy o Nichol-sonie sześćdziesięcioletnim. Jeśli pozwala się komuś o twarzy seryjnego mordercy niemowląt zbliżyć się do siebie na odległość mniejszą niż pięć metrów, to znaczy, że ma dobry bajer. Coś zatem jest w starym Jacku, uwodzącym Helen Hunt. Sam film to typowa, trochę naiw-na, lekka, bezinwazyjna komedia romantyczna. Opowieść o cierpiącym na nerwicę natręctw, antyspołecznym pisarzu jest jednocześnie prześmieszna, mądra i niesie pozytywne przesłanie każdemu brzydalowi – jeśli Jack może, to Ty też!

Page 23: UZetka nr 73 (luty 2011)

23LUTY 2011 Muzyka

Ważne jest, aby pamiętać o kil-ku zasadach. Zasadach, które są istotą dobrej piosenki miłosnej. Przede wszystkim słowa. Musi pojawić się „miłość” odmienio-na przez wszystkie przypadki, ale najlepiej, żeby była jedna, tak jak w utworze U2 „One Love”. Wtedy nikt nam nie zarzuci, że mamy krótkofalowe zamiary wobec drugiej osoby. A jeśli już dodamy, że ZAWSZE będziemy kochać tę drugą osobę i przecią-gniemy samogłoski w tym wyra-zie niczym Whitney Houston w „I Will Alwaaaays Love Youuuu”, sukces murowany. W przypadku kobiet potrzebne są ciągłe zapewnienia, że dobrze

wyglądają. Zatem panowie, w waszych piosenkach musi zna-leźć się zwrot „jesteś piękna”. Patrzcie na James’a Blunta – może i jego głos przypomina czasem nienaoliwione drzwi, ale wystarczyło, że wyśpiewał im „You’re Beautiful” i już wszyst-kim damom zmiękły kolana. Jeśli chcemy z kolei zabły-snąć znajomością języków ob-cych i popełnić piosenkę po an-gielsku, obowiązkowe jest uży-cie słowa „baby”. Należy jednak uważać, by nie przesadzić z jego ilością na sekundę, chyba że chcecie być bohaterami co dru-giego demotywatora tak jak Ju-stin Bieber. Jeśli "baby" pojawi

się raz na refren, powinno być ok. Poza tym, fajnie jest w pio-sence miłosnej wtrącić akcenty kardiologiczne, by potwierdzić żeście zdrowi jak rydze, jak np. w „Shape Of My Heart” Stinga albo pochwalić się, że jesteście dobrze sytuowani i stać was na telefon oraz korzystanie z niego, jak Stevie Wonder w „I Just Cal-led To Say I Love You”. Gdy napiszemy już tekst, wypadałoby się zająć muzyką. Ciekawą sprawą z miłosnymi ka-wałkami jest to, że w większości są one rzewne, wolne i melan-cholijne. To tak, jakby ich auto-rzy nie cieszyli się do końca z faktu, że są zakochani... a może po prostu zdają sobie sprawę z tego, że miłość to nie tylko blaski? Nieważne, w każ-dym razie o dziwo takie „smuta-sy” odnoszą największe sukcesy. Czyżbyśmy jednak mieli w sobie coś z masochistów? Pamiętajcie zatem o ckliwej melodyjce, naj-lepiej zagranej na saksofonie jak chociażby w „Careless Whi-spers” George’a Michaela. Do tego przydałoby się także piani-no, które dopełnia chwytania za serce. Wiedzieli o tym nawet Guns’N Roses pisząc „Novem-ber Rain”. Przydałaby się też de-

likatna solówka gitarowa, aby nie było, że jesteśmy cieniasami, którzy nie potrafią grać na wio-śle. Wszak to najbardziej roman-tyczny instrument wszechcza-sów. Serenady na czym najczę-ściej waszym zdaniem grano, hmm? Są też oczywiście kawałki miłosne, które są żwawe i skocz-ne. Takim wyjątkiem potwier-dzającym regułę jest chociażby "Crazy in Love" Beyonce. Pa-miętajcie jednak, że aby wasza propozycja odniosła podobny sukces, trzeba zatrudnić czarno-skórego rapera i zdobyć parę wy-pasionych bryk, a to w końcu do-datkowe koszta na kieszeń bied-nego studenta. Może wobec tego zostańmy przy standardach... Pamiętajcie jednak, że stworzenie takiego miłosnego hiciora może mieć także skutki uboczne. W końcu jeśli będzie to prawdziwy przebój, potem możecie mieć problem... z wybo-rem tej jedynej lub jedynego spośród milionów fanów wasze-go kawałka.

Michał [email protected]

REKLAMA

Walentynki to naprawdę szalony dzień, a to dlatego, że wszyscy... wariują z nerwów, bo nie wiedzą co sprezentować osobie, do której żywią uczucia. Może fajnym pomysłem byłoby napisanie piosenki? Że niby trudne? Bzdura! Patrzcie, ile piosenek o miłości powstało!

Aj łil olłejs law ju

Page 24: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 2011LUTY 201124 Telewizja

Ktoś mógłby pomyśleć, że szczyt męskich marzeń to skóra, fura i komóra. I samo szczytowanie, we względnie rozsądnych odstę-pach czasu. A jednak obserwując Hanka Moody’ego, bohatera „Californication”, przekonujemy się, że jest to osobnik dogłębnie nieszczęśliwy. W każdym odcin-ku serii ma przynajmniej jedną piękną niewiastę w łóżku. Często więcej. Jeździ czarnym Porsche, a jako pisarz (uznany), nie musi chodzi do pracy, wstaje o której chce, a i tak ma za co żyć, palić i pić. Mimo to brak w jego życiu poczucia spełnienia, gdyż dwie najbliższe mu kobiety – dama jego serca i córka – przez większą część czasu nie chcą go znać. A kiedy im się odmieni, Moody skwapliwie je utwierdza we wcześniejszych przekonaniach. Im dalej brniemy w historię Hanka, tym mniej komedii, a więcej dramatu. Genialny Du-chovny w roli chłopca uwięzione-go w ciele mężczyzny pokazuje, że nic na tym świecie nie jest tak ważne, jak miłość. Najbardziej obrazoburczy i demoralizujący serial XXI wieku jest tym sa-mym głoszącym największe pe-any pochwalne na cześć miłości. Dużo mniej miłości do-świadczą ci, którzy staną na dro-dze ekipie SAMCRO – klubu motocyklowego zajmującego się przemytem broni pod przykryw-ką warsztatu samochodowego. Motory to coś od zawsze koja-rzonego z poczuciem wolności.

Od „Sons of Anarchy” wolnością i spalinami aż cuchnie. Jedno-cześnie jest tak mocno inspiro-wany „Hamletem”, że to niemal ekranizacja. Zmagania „księcia” Jaksa Tellera z ideałami nieżyją-cego ojca, żyjącego ojczyma i własnymi myślami niosą ten se-rial tak samo jak maszyna moto-cyklistę. Póki co zrealizowano trzy sezony, każdy wyśmienity, czego zwieńczeniem był Złoty

Glob dla Katey Segal (mmm…. Peggy Bundy?) za rolę matki Jaksa i całego klubu. Ostatnie z przedstawio-nych dzieł w ogóle nie pasuje do tego tekstu. Nie jest specjalnie nowe, bo z 2003r., nie jest nawet porządnym serialem, bo to mini-serial telewizyjny, złożony z sze-ściu godzinnych odcinków. Jest za to niezwykle ważny i, co smut-ne, niedoceniony w naszym kra-

ju. „Anioły w Ameryce” to ekra-nizacja głośnej sztuki Tony’ego Kushnera, który otrzymał za nią Nagrodę Pulitzera. Jest roz-mach, ale tam, gdzie trzeba, jest też właściwa teatrom skromność środków zamieniona na siłę wy-razu. Al. Pacino i Maryl Streep (jak zwykle) godni największych oklasków, choć dali młodszym kolegom dużo przestrzeni, którą ci zresztą wspaniale wykorzysta-li. Zresztą połowa obsady zosta-ła nagrodzona Złotymi Globami i Nagrodami Emmy AD2004. Piękna wizualnie i w każdym in-nym sensie historia o chorobie, śmierci oraz inności, również o tym, że gejem może być zarów-no wielka prawnicza szycha, mormoński wzorowy mąż, jak i Żyd. I nic w tym strasznego. Weszliśmy na grunt pro-dukcji, które doczekały się emisji w – co za wspaniałe słowo – tele-wizorni. Czasem pod natłokiem znanych i lubianych tytułów ła-two je przeoczyć. Tak różne se-riale jak powyższe łączą dramaty przeżywane na srebrnym ekra-nie – strata, pragnienie miłości, bezpieczeństwa. Warto po nie sięgnąć, w najgorszym wypadku zostanie nam po nich parę za-bawnych powiedzonek Hanka Moody’ego, wiedza, co po latach robi Peggy Bundy i jak może wy-glądać seks z aniołem. A prawie na pewno dużo, dużo więcej.

Michał Stachura [email protected]

Kochamy nowe seriale cz. 2

Każdy, kto ma swój ulubiony serial, ma jakiś rytuał, który odprawia przy okazji zapoznania się z najnowszym odcinkiem. Obejrzenie trailera na chwilę przed, wyszukiwanie opinii w sieci zaraz po, oglądanie w tym jednym fotelu, z tą jedną osobą, z kawą, herbatą, sokiem malinowym. Lubimy jakoś łączyć swoje życie z istnieniami bohaterów. W tym miesiącu wspólnym mianownikiem są ich dramaty. Z dramatami jest jak z życiem – raz jest na wesoło, innym razem – są pełne akcji, jeszcze innym po prostu tragiczne.

Page 25: UZetka nr 73 (luty 2011)

25LUTY 2011 Wasza poezja

Motyl

Poeta pisał, że pora umierać,Że przyszła jesień i czas się zbierać, Ja jednak twierdzę, że nic się nie zmieni, Za chwilę znów wiosna i życie się zmieni,Jesienne "dolinki" każdy z nas łapie,Wtedy chodzimy na niższym pułapie, Przyjaciela wtedy nam potrzeba, By był blisko nas, jak anioł z nieba,Zastanów się proszę, czy martwić się tak,Uwolnij swój umysł, pofruń jak ptak, I bądź szczęśliwy, życie to chwila, Szukaj więc, szukaj, swojego motyla.

M.Sz.: „Czym dla mnie jest poezja? To dość trudne pytanie. Jest dla mnie in-nym światem, którego to ja jestem panem. To ja go kreuję i ja ustalam reguły. Dzięki poezji mogę przelać swoje emocje na papier. Wiersz pt. "Motyl" w pro-sty sposób przedstawia nam, że warto w życiu mieć przyjaciela, który poda nam dłoń, gdy upadamy. Jest dla nas właśnie takim aniołem, który zawsze bę-dzie blisko nas. Czym dla mnie jest ten wiersz? Raczej tutaj bym powiedział KIM... To dla pewnego, mojego przyjaciela”.

Kolacja

poprosiłam o herbatędałeś mi filiżankę zielonej

mocnej bez cukru

trochę gorzkiej

dotykałam twojego ciałaostrożnie

jak miśnieńskiej porcelany

wtedy właśnie pokochałam zieloną herbatę

AKM: „Poezja to ogród, do którego mogę wejść i nazbierać bukiet na

każdą okazję. Mniejszy czy większy, mniej czy bardziej pachnący.

Wszystko zależy od nastroju. To forma terapii. Ucieczka od rzeczy-wistości. To ogromna porcja relak-su i przyjemności. I przede wszyst-

kim możliwość poznania ludzi od innej strony, od strony ich wnętrza. Przecież za każdym wierszem kryje

się autor”.

Audycja Milion Myśli - środa, godz. 22:00 na 96 fmmemento

namiętność spływa falamidrażniąc się ze mną złowieszczopróżno próbuję ocalićblednące ślady twych pieszczot

jakby palące zdjąć brzemięchwilą gdy weźmiesz w ramionana mecie ścieżki podniebnejrozanielona - skonam

lustro mi mówi - nie czekajplony marazmu fatalnewyrzuć nasiona narzekań

niekiedy duszy pokarmemjest tylko miłość z dalekaPetrarka kochał tak Laurę

Zofia Marks: ”Czym jest poezja? To pytanie trudne i łatwe. Można odpowiedzieć szero-ko. To stan świadomości i łaski, który zjawia się nagle. Nie można go przewidzieć. Tym bardziej zaplanować. Wówczas cały Świat jest poezją, a wiersz pisze się sam. Kiedyś myślałam, że wiersz jest jak sacrum, które-go nie można ruszyć, zmienić czy poprawić. Dopiero z czasem, na warsztatach, zrozu-miałam, że potrzebny jest szlif. Poezja to forma wypowiedzi, to porządek słów, które obok znaczenia wywołuje u odbiorcy wraże-nie estetyczne”.

Miłość to przede wszystkim emocje. To bardzo silna więź łącząca ludzi. Jednak miłości może być kilka: rodzinna, przyjacielska, partnerska, fizyczna czy platoniczna. Prawdziwą i szczerą widać od razu. Płytka przemija tak szybko jak przyszła. Nieszczęśliwa, potrafi zła-mać i spowodować uraz na długi czas. Uczucie zdecydowanie nas inspiruje. Do działania, tworzenia. Nadaje sens życiu. Ponoć jest też potrzebna jak tlen… Według teorii Roberta Sternberga, amerykańskiego psychologa, miłość dzieli się na trzy składowe elementy: na-miętność, intymność i zaangażowanie. Wszystko ulega oczywiście zmianom, chociażby przez czas trwania związku (B.Wojciszke, Psychologia miłości. Namiętność, intymność, zaangażowanie, Gdańsk 2003). Istnieje siedem form miłości: lubienie, zadurzenie, pu-sta miłość, romantyczna miłość, niedorzeczna miłość, partnerska miłość i doskonała mi-łość. Idąc dalej tym tropem, mamy także fazy w związku. Jest ich sześć: zakochania, ro-mantycznych początków, związku kompletnego, związku przyjacielskiego, związku puste-go i rozpadu. Jakkolwiek ją definiujemy, widzimy i odczuwamy, że miłość jest nam potrzeb-na. Nawet jeśli wyszukujemy argumentów i mówimy, że nie…

14 luty, to dzień, kiedy kwiaciarki zarobią zdecydowanie więcej, a witryny skle-pów, kawiarnie czy inne miejsca wybuchną czerwienią... Wysyłajcie swoją poetycką twórczość na adres [email protected]

Milion

myśliUla Seifert

Page 26: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 2011LUTY 201126 Rozrywka

REKLAMA

Oprac. Sudoku: Bartosz Sudorowski

Już niedługo walentynki, czyli wydatek dla chłopca i dziewczynki. Jak powiada interne-towa Valentine's Day, święto zakochanych przypada 14 lutego. Zwyczajem w tym dniu jest wysyłanie listów zawierających wyzna-nia miłosne (często pisane wierszem). To najbardziej brystolowo czerwony, poobkle-jany dzień w roku. Święto zakochanych jest codziennie, no ej. Pisanie listów to piękny zwyczaj. Tak wspominam te czasy, gdy do dziewczyn pi-sało się listy. Tak. Jeśli już retrospekcją rzu-cać, to szczególnie treść ,,na górze róże, na dole bez, a my się kochamy, jak kot i pies" - przywołuje sentyment. Wyznania ,,jesteś fajnym kolegą i Cię lubię, bo siedzę za Tobą na polskim" rów-nież z perspektywy czasu są miłe. Oczywi-ście w czasach, gdy treści tego typu trafiały na kolorowych kartkach w moje ręce, nie musiały być tak odbierane jak dziś, skoro napisała to koleżanka, której waga mi nie odpowiadała bądź kablowała pani, że za-miast być na lekcji religii poszliśmy posie-

dzieć na dachu z chłopakami. A więc święto zakochanych jest nie lada kłopotem (szczególnie dla panów), bo trzeba by było wymyślić coś "krijejtiw" dla drugiej połówki. Klasyka, czyli okazały ga-barytowo pęk czerwonych róż, kartka z "ko-cham Cię" i coś słodkiego w fajnej torebce. Na koniec kino, które oczywiście jest tego 14-tego z jakiegoś powodu zapełnione... WTF?! Drugim często spotykanym moty-wem jest poduszka w kształcie serca, czeko-ladki w kształcie serca, czerwone stringi i pizza po wszystkim. Uf... Drogie Panie! Je-śli myślicie, że chłopakom podobają się czerwone gacie -odpowiadam. Jesteście w błędzie. Jak co roku, pewnie znów będziemy rozmawiać między sobą, że Walentynki to istna komera i amerykanizacja. Koniec kropka. Dla tych, którzy nie mają drugiej połówki, proponuję 0,7 hehe. Suchar.Także wiecie o co chodzi. Wio.

Grycz

Nie chcemy gaci

Page 27: UZetka nr 73 (luty 2011)

27LUTY 2011 Rozrywka

Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie HASŁO

Z KRZYŻÓWKI na numer 72601 (na-pisz: uzetka + hasło). Koszt 2 zł + VAT.

Na wiadomości czekamy do 25 lutego. Spośród smsów wybierzemy

jedną osobę, która otrzyma zaprosze-nie do Restauracji Ramzes

(o wartości 50 zł).

Litery z pól ponumerowanych od 1 do 22 utworzą rozwiązanie

- aforyzm Jana Szatudyngera.

Zwycięzcą grudniowej krzyżówki został Karolina Cybulska - gratulujemy!

„Historia mody” Francois Boucher

Kopalnia wiedzy na temat strojów począwszy od czasów prehistorycz-nych, poprzez średniowieczne nakrycia głowy, suknie noszone na dwo-rze Ludwika XIV, a na kreacjach Christiana Lacroix z XX wieku skoń-czywszy. Autor w drobiazgowy sposób analizuje stroje męskie i kobiece w zależności od pochodzenia i zamożności ich właściciela. O tej książ-ce śmiało można powiedzieć, że to najpełniejsza historia ubioru w za-chodnim świecie. Roi się w niej od ilustracji, wyselekcjonowanych spe-cjalnie z myślą o wymagającym czytelniku. Barwne obrazy (niejedno-krotnie dzieła sztuki malarstwa europejskiego) i zdjęcia pełne są za-chwycających detali: sukni pełnych plis i załamań, misternych gorse-tów, biżuterii i tak dalej. Pozycja obowiązkowa dla każdej szanującej się fashion victim.

Dla każdej fashion victim

PEDAGOGICZNA BIBLIOTEKA WOJEWÓDZKA im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze, al. Wojska Polskiego 9Czynna: pon. - pt. 8:00 - 19:00, sob. 8:00 - 15:00. www.pbw.zgora.pl

Page 28: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201128 LUTY 2011

Każdy z nas spotkał się w życiu choć raz z próbą narzucenia przez kogoś swojego światopo-glądu, czasami było to tak oczy-wiste, że od razu rozumieliśmy zamiary rozmówcy, a czasami nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że właśnie poddajemy się czyjejś manipulacji. Sprawa jak najbardziej ludzka, oczywi-sta i prosta, bo ilu ludzi, tyle po-glądów. Czemu by jednak nie

pokusić się o pozwolenie na wol-ne światopoglądy i dlaczego sami nie staramy się bez więk-szych emocji wyrażać własnego zdania czy zachowywania się „po swojemu”, dając tym samym szansę, by nasze życie stało się różnorodne i ciekawsze?

▪ Co jest za doliną?

Cofnijmy się jednak o kil-kanaście tysięcy lat. Jesteśmy na terenie Francji, w okolicach mia-steczka La Fayette. Żył tam pe-wien malarz. A właściwie nale-

żałoby powiedzieć, że żył tam człowiek, który pewnego razu rzucił grudką kolorowej gliny o ścianę jaskini i to, co się na tej ścianie rozprysnęło, ułożyło się w jakiś kształt – i tak zaczął ma-lować. Dopóki malował znane i akceptowane rzeczy, czyli polo-wanie, mamuty, był akceptowa-ny przez swoje plemię. Ale kie-dyś namalował swoją dolinę i wyjście z niej. Wtedy przyszedł do niego szaman i powiedział, że nie może malować wyjścia z do-liny i tego, co jest za nią, bo tam nic nie ma. Bo tam są smoki. Malarz na to, że może i rzeczy-wiście nic tam nie ma, ale on to sobie tak właśnie wyobraża. Po krótkiej kłótni poszli razem na górę sprawdzić, co jest naokoło doliny. Okazało się, że wygląda-ło to podobnie do wizji malarza. Szaman powiedział „No tak, właściwie to masz rację”, po czym zepchnął go ze skały. Dlaczego to opisuję? Bo w jaskini, koło miejscowości La Fayette , znaleziono takie rysun-ki i ten przedstawiający wyjście z doliny był niedokończony. Wróćmy do zeszłego roku. Maj. Bachanalia. Zabawa. Ze stolicy do Zielonej Góry pośpiesznym pociągiem przyjeżdża ks. Szy-mon Niemiec z Wolnego Ko-

ścioła Reformowalnego, który został zaproszony przez Lambdę Zielona Góra i Pracownie Kul-tury Współczesnej na panel dys-kusyjny o religii, seksualności i swoim życiu. Gościł też przed mikrofonem Radia Index i po-dał kilkanaście przykładów na to, że brak wolności światopo-glądowej jest na świecie prze-ogromny. Ks. Niemiec z wy-kształcenia jest dziennikarzem. Wydawałoby się, że w tym wol-nym zawodzie nie powinien mieć problemów z pracą. A jed-nak od kilku lat, żadna redakcja w Warszawie nie chce zatrudnić geja, który mówi otwarcie o swo-jej orientacji.

▪ Śmierć cywilna

W Polsce żyje nas ponad 2 miliony. Większość nigdy nie powiedziała nikomu, że jest ho-moseksualna. Dlaczego? Wy-obraźmy sobie, że od dziś prawo zabrania posiadania włosów blond. Od jutra nie możecie się pokazać na ulicy. To wcale nie jest śmieszne. Kilkadziesiąt lat temu za posiadanie ciemnych włosów i ciemnych oczu groziła śmierć. Dzisiaj, śmierć cywilna, a częstokroć nawet fizyczna, grozi każdej osobie homoseksu-

alnej, która odważy się pokazać publicznie swoją twarz. Gość Radia Index wyli-czył: - W ciągu ostatnich trzech lat swojej działalności na rzecz środowiska LGBT (Lesbijki, Geje, Biseksualiści i Transsek-sualiści) ponad 120 razy wzywa-łem policję, dwa razy gasiłem mieszkanie, a raz próbowano mnie zamordować za pomocą noża.

▪ Kreskówki mentalne

Zapamiętajcie słowa Wol-tera, który powiedział: „Nie zga-dzam się z twoim zdaniem, ale będę czynił wszystko, byś mógł je głosić”. Pokochajcie różno-rodność, zrozumcie inność i cieszcie się szeroką gamą ludz-kich odmienności, bo pewnego dnia może okazać się, że ludzie staną się swoimi duplikatami, niczym „kserówki mentalne”. To w społeczeństwach charaktery-zujących się monizmem – czy to religijnym, narodowościowym, czy kulturowym - istnieje zagro-żenie dla kompromisu. Zapra-szam do lektury „O braku wol-ności światopoglądowej w Pol-sce” pod redakcją Marii Szysz-kowskiej.

Shelter

Wolność Różność TolerancjaWyobraźmy sobie, że od dziś prawo zabrania posiadania włosów blond. Od jutra nie możecie się pokazać na ulicy.

Wolność jest spełniona tylko wtedy, gdy każdy człowiek może w sposób nieskrępowany wyzna-wać taki pogląd na świat, który uznaje za prawdziwy (prof. Ma-

ria Szyszkowska).fo

t. sx

c.hu

Page 29: UZetka nr 73 (luty 2011)

29LUTY 2011 Kultura

Powiedzenie, co kraj to obyczaj sprawdza się w tej sferze dosko-nale. Przywykliśmy do widoku dwojga osób siedzących pod salą wykładową trzymających się za ręce i co jakoś czas wymieniają-cych się pocałunkami. Czasem zmienia się sceneria – ławka w parku, tylne siedzenia w auto-busie. To również biała suknia i smoking na ślubnym kobiercu. Wreszcie dzieci i niedzielne obiady przy jednym stole. Pa-trzymy i wiemy, że to miłość, czyli zadowolenie i szczęście na twarzach dwóch osób, które chcą resztę życia spędzić razem. W europie to typowy schemat potocznie przyjęty przez więk-szość. Nie wszędzie jest to takie proste. W Etiopii by zdobyć uko-chaną i spędzić z nią reszta życia

mężczyzna musi przejść test. Młodzieniec na oczach rodziny i swojej wybranki ma skakać po grzbietach krów i byków. Dzień przed tym zadaniem mężczyzna poddaje się krwawemu biczowa-niu. Tylko dzięki takiemu zacho-waniu wybranka uwierzy w szczerość uczuć. Pozostając na tym kontynencie jest jeszcze jedn ciekawy zwyczaj polegający na „wtórnym” wykorzystywaniu miłości. Afrykańskie kobiety po śmierci męża przenoszą się w raz z dziećmi do jego brata. Auto-matycznie pełnią rolę gospody-ni, żony i kochanki. Wielkie ser-ca posiadają kobiety zamieszku-jące Tybet. Wiele z nich preferu-je małżeństwa poliandryczne wykorzystując swoich kilku mał-żonków do sprawnego prowa-dzenia gospodarstwa.

Stany Zjednoczone od wieków kreują wizerunek ba-jecznej i filmowej miłości. Tym-czasem na terenie USA mieszka największa wspólnota mormoń-ska preferująca związki z wielo-ma kobietami. W rzeczywistość tylko bardzo zamożnych panów stań na pielęgnowanie takiej mi-łości. W przypadku muzułma-nów posiadają oni ograniczenie do czterech żon i warunek, że każda musi być traktowana w ten sam sposób. Amerykański trend bycie singielką powoli przechodzi do lamusa. Życie w pojedynkę i „obdarowywanie miłością” partnera podczas jed-nej nocy preferują Chinki za-mieszkujące plemię Mosuo. Dzieci będące owocem takiego uczucia nie znają swoich ojców a wychowywane są przez ciotki

i babki. Swoich przyszłych parte-rów nie znają też japońskie gej-sze. Oprócz płomiennego uczu-cia amant musi mieć spory mają-tek by wykupić ją z domu pu-blicznego. Patrząc na realia, w jakich żyjemy możemy kochać bez ograniczeń. Ważne by płomien-ne uczucie nie przyćmiło na-szych priorytetów. Podobno roz-sądna miłość nie istniej, ale tyl-ko tak ma szanse stawić czoła przeciwnością, na które jeste-śmy skazani.

Globalna epidemia miłościWszyscy bez względu na wiek, płeć, wyznanie, poglądy czy miejsce zamieszkania chcą kochać i być kochani. Miłość nie jedno ma oblicze – czasem komiczne a czasem tragiczne.

Paweł J. Sochacki

fot.

Woj

ciech

Wal

och

Page 30: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201130 LUTY 2011Felieton

Skserować można wszystko – za-dania domowe, notatki, ćwicze-nia, notatki, fragment podręczni-ka i oczywiście, raz jeszcze, no-tatki... A jeśli dodatkowo rzeczo-ny cud techniki znajduje się w szkole – hulaj dusza! Schemat postępowania z kserem jest taki sam za każdym razem. Na pierwszy rzut oka to nieskomplikowane urządzenie, ale choćby częstotliwość psucia się pozwala mniemać, że to tylko pozory. Najpierw należy zbliżyć się do ksera. Powoli. Lub szybko - w zależności od ilości osób zmierzających w tym kierunku.

Im więcej osób, tym większe prawdopodobieństwo, że ksero akurat dzisiaj nie jest zepsute. Je-śli jednak dookoła nikogo nie ma, trzeba samemu ocenić jego sprawność. Wszystkie niepokoją-co mrugające na czerwono lamp-ki nie wróżą dobrze. W praktyce oznacza to zasuwanie do innego punktu ksero. A tam – niespo-dzianka! Jedna kartka jest o całe 10 groszy droższa! Mimo to, czasami ksero-wanie lepiej oddać w ręce profe-sjonalisty. Tym bardziej, że ma przewagę nad automatyczną, szkolną kserokopiarką - czasami

myli się w liczeniu kwoty do za-płacenia. Więc bilans zysków i strat (choć te są głównie moral-ne) wychodzi na zero. Gdy wszystko jednak ja-kimś cudem działa jak należy, trzeba upewnić się, że ilość drob-nych zgromadzonych w kieszeni jest równa ilości kopii, które chce się wykonać, powiększonej o dwa i pomnożonej przez stopień za-przyjaźnienia ze sprzętem – jak wiadomo przedmioty martwe są złośliwe. Każda próba wciśnięcia na siłę dwudziestogroszówki kończy się klęską. Im bardziej wrzucasz, tym bardziej automat

nie chce jej przyjąć. Pocieranie monety o automat też nic nie daje. Jedynym widocznym skut-kiem jest obdrapana farba. Gdy pokona się wszystkie przeciwno-ści losu, można położyć kartkę na szybce, opuścić klapkę i z po-czuciem satysfakcji wcisnąć copy… A wspomniałam o szero-kiej gamie kolorów kserokopii? Biało-czarne lub czarno-białe! A zdjęcia nawet w odcieniach ciemno-szaro-nieczytelnych. Powodzenia w sesji!

Monika Renc

Rytuał kserowaniaZastanawialiście się kiedyś, jak genialnym wynalazkiem jest książka? Ja uważam, że jeszcze genialniejsza od książki jest jej młodsza siostra, w dodatku bliźniaczka – kserokopia. Bo sesja coraz bliżej...

Nie był to też sposób na pierogi bez ciasta, krokiety bez farszu ani hot-doga bez parówki, lecz na kęs radości, czyli nuggetsy z kurczaka bez kurczaka. Pod-czas gdy zastanawiałam się nad tym, czy gdyby Katarzyna Her-man reklamowała domy, próbo-wałaby zachęcić do kupna willi z basenem bez basenu, mama za-pytała, co chciałabym na obiad. Odpowiedziałam: nuggetsy! Nie zdawałam sobie jed-nak sprawy, że znalezienie w sklepach prostokątnej saszetki będzie takim problemem. Kilka marketów w pobliżu mojego domu się nie wykazało. Panie w osiedlowych sklepikach też nie. Reklamy na nas wpły-wają w sposób, którego jedno-znacznie nie da się określić. Po-trafią zdenerwować, rozśmie-szyć, zachęcić. Chociaż z tym

ostatnim różnie bywa. Zapewne ich największą wadą jest to, że często na długo przerywają na-sze ulubione programy. Szkoda, że nie są jak Toffifee, że ich nie lubią wszyscy. Jednak nieważne, czy reklamy się lubi, uwielbia, kocha czy nienawidzi. Nieważ-ne, czy kieruje się sercem czy ro-zumem. Oglądać trzeba. Z roz-pędu. Chcąc oderwać się od te-lewizji i zapewnień prezentera Mango, umówiłam się na spo-tkanie z przyjaciółką. Idę deptakiem. Po lewej stronie wielka wyprz. Po drugiej codziennie niskie ceny. Gdzieś tam w oddali coś nie dla idiotów. Oo. Szkoła, w której codziennie niskie (o)ceny. W końcu spoty-kam Zuzę. Na dworze zimno. My głodne. Poszłyśmy na pizzę. Najpierw zamówiłyśmy po Spri-

te'cie. Bo pragnienie nie ma szans. Później dwie pizzy, które były prawie dobre . Ale prawie robi wielką różnicę. Smakowały tak, jakby nie użyto przypraw, które inspirują. Z pizzeri wyszłyśmy nie-najedzone i niezadowolone. - A może frytki do tego? Nie może, lecz na pewno. Później fryzjer na poprawienie humoru. Kilka chwil i moje włosy były jakby wypełnione balonikami powietrza, które je unoszą. Niby było wszystko dobrze, ale czu-łam się trochę niewyraźnie. Po-żegnałam się z Zuzą i poszłam do domu. Do domu z pomysłem. Wzięłam rutinoscorbin, ale przed tym nie przeczytałam ulotki ani nie skonsultowałam się z lekarzem lub farmaceutą. Weszłam pod kołdrę, zjadłam pół czekolady, której świstak nie

zawinął w sreberko, Snickersa, bo głodna nie jestem sobą, póź-niej M&M'sy, które lecą w kulki i podziękowałam, że jestem tu, ssąc Merci. Chwilę się pouczy-łam. Aż nastał czas na przerwę. Czas na KitKat. Poczułam, że jestem bohaterką w swoim domu. Kilka godzin i dopadł mnie mały głód. A Danio stał za sałatą. Wieczorem przyszła są-siadka, pani Ketoprom, to zna-czy pani Basia, bo chciała poży-czyć cukier, przy okazji wypiła Red Bulla, który dodał jej skrzy-deł. Z góry dochodziły głosy pani Goździkowej. - O nie, cała łazienka zalana. - Zabieram pralkę do naprawy. - Ale ja mam pranie! Takie rzeczy tylko w Erze.

Karina Ostapiuk

Szczęście? Za sałatą!Zaczęło się od tego, że Katarzyna Herman zaprezentowała nam pewien sposób. Tym razem nie na porozumienie międzyplanetarne ani otwarte podejście do tradycji (czyt. gołąbki bez zawijania).

Page 31: UZetka nr 73 (luty 2011)

31LUTY 2011 Sport

▪ 1. W pokerze liczy się szczęście

W pokerze jest tyle samo hazardu, co w brydżu czy np. w piłce nożnej. W każdej dzie-dzinie o sukcesie decyduje kilka czynników. Są wśród nich za-równo umiejętności, jak i szczę-ście. Ale to drugie można sobie wsadzić głęboko w kieszeń, kie-dy nie ma się umiejętności. I to właśnie one w największym stopniu decydują o ostatecznym wyniku. Czy gdyby Małysz nie miał umiejętności, to przez tyle lat utrzymywałby się w czołów-ce? Na pewno nie. I tak samo jest w pokerze. Jeśli ktoś chociaż trochę interesuje się tym spor-tem, to z łatwością wymieni na-zwiska kilku graczy, którzy od lat są uważani za najlepszych na świecie. Czy Doyle Brunson, Phil Ivey, Daniel Negreanu mo-gliby wygrywać regularnie naj-większe turnieje, w których star-tuje po kilkuset, a nawet kilka tysięcy graczy, gdyby nie potrafi-li grać w pokera? Czy samo szczęście by wystarczyło? Odpo-wiedzcie sobie sami.

▪ 2. Poker uzależnia

Przeciwnicy pokera (a ra-czej ci, którzy nigdy nie mieli z nim styczności, ale oczywiście wiedzą, że to zło) podnoszą ar-gument, że poker uzależnia. Oczywiście, mają rację. Ale wszystko uzależnia, jeśli ktoś nie potrafi panować nad sobą. Idę o

zakłada, że wskaźnik ludzi uza-leżnionych od pokera jest niższy niż ludzi uzależnionych od zaku-pów, jedzenia, czy alkoholu. Zresztą to ostatnie to ciekawy temat. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że alkohol może uza-leżnić, a jakoś nikt nie zakazuje jego sprzedaży. Lepiej, polski rząd jeszcze na tym zarabia. W ubiegłym roku było to kilka miliardów złotych! Następnie część tych pieniędzy jest prze-znaczana na finansowanie dzia-łalności Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Al-koholowych. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby Sejm uchwa-lił ustawę zakazującą sprzedaży alkoholu, bo to bez sensu. Każdy powinien wiedzieć, gdzie jest granica w piciu, której nie może przekroczyć. I w pokerze jest tak samo. Jeśli ktoś zna zasady bankroll management (czyli zarządzania kapitałem) to potrafi ocenić na jakich stawkach może grać, aby w razie słabszego dnia nie prze-grać całego kapitału. Zakazując gry w pokera (to i tak tylko pobożne życzenie ustawodawcy) stawia się go na równi z narkotykami, co jest dla pokera krzywdzące i niespra-wiedliwe. Z pokerzystów nato-miast robi się przestępców.

▪ Przegapiony zysk

Zanim ktokolwiek za-cznie krytykować pokera, naj-pierw niech chociaż pozna zasa-

dy i zagra kilka razy. Po to, żeby miał pojęcie, o czym mówi. Je-stem przekonany, że 3/4 osób, które wypowiadają się krytycz-nie o tym sporcie, nigdy nie mia-ła z nim styczności. Ale tak to niestety jest w naszym kraju. Każdy jest ekspertem w piłce nożnej, skokach, a ostatnio rów-nież w przyczynach katastrof lot-niczych i właśnie pokerze. Gdyby nasi politycy byli na tyle inteligentni, to w pokerze zobaczyliby źródło kolejnych do-chodów dla budżetu państwa. Polacy grają w pokera przez in-ternet (co jest obecnie oczywi-ście zabronione :-), w turniejach ,,na żywo” i nieźle na tym zara-biają. A teraz pomyślcie, że ani grosz z tych pieniędzy nie trafia do budżetu. Zamiast nałożyć np. 20-procentowy podatek (podob-ny do tego z giełdy) od zysku osiąganego na koniec roku, to mielibyśmy (a właściwie miałby rząd) ostrożnie licząc kilkadzie-siąt milionów złotych więcej na wydatki. Pojawia się pytanie, czy Polska jest na tyle bogatym kra-jem, aby rezygnować z takiej kwoty? Wiem, że to niedużo, je-śli weźmiemy pod uwagę całko-wity dochód państwa, ale cóż, grosz do grosza... Nie wiem, na co liczyli pa-nowie z Wiejskiej, wprowadza-jąc ustawę hazardową? Może na to, że polscy pokerzyści będą siedzieć cicho i potulnie przesta-ną grać w pokera on-line. W ta-kim razie polecam im odwiedze-nie kilku pokerroomów (w skró-cie, to platforma internetowa

umożliwiająca grę w pokera), w których regularnie odbywają się turnieje, w których mogą za-grać jedynie Polacy. I uwierzcie mi, gra w nich więcej niż kilka osób. Zresztą równie dobrze, co po-ker internetowy, ma się także poker rozgrywany ,na żywo”. Je-śli ktoś chciałby zagrać w takim turnieju, to bez problemu znaj-dzie lokal, gdzie to jest możliwe. ▪ Warto się przekonać

Ustawa hazardowa jest martwa (nikt nie egzekwuje tych przepisów) i proponuję skończyć z tworzeniem pozorów, że jest inaczej. Lepiej zmienić prawo na normalne i kontrolować rynek pokera niż pozwalać na jego roz-wijanie się poza prawem. A Was zachęcam do po-znania zasad pokera i zagrania chociaż kilka razy. Jestem pe-wien, że wtedy zmienicie swoje zdanie o tym sporcie na pozy-tywne (chyba, że już takie macie :-). Więcej o pokerze prze-czytacie na moim nowym blogu: www.poker-live.weebly.com

Jakub Suszka

Czy poker to sport?Czy to się komuś podoba, czy nie, tak właśnie jest. Gdy jakiś czas temu w życie weszła ustawa hazardowa, polskich pokerzystów trafił szlag. I słusznie. Zaliczenie przez polski parlament pokera do grona hazardu jest nawet większą niedorzecznością, niż twierdzenie, że Rosjanie wywołali w Smoleńsku sztuczną mgłę i doprowadzili do wypadku. Poniżej dwa argumenty zwolenników zakazu gry w pokera, jak i moja odpowiedź na nie.

Page 32: UZetka nr 73 (luty 2011)

LUTY 201132 Zielona GóraREKLAMA

Super pomysł na Walentynki!Gdy zbliża się Dzień Świętego Walentego każdy z nas staje przed corocznym problemem. - "Jak zapla-nować ten wyjątkowy dzień i czym obdarować ukochaną osobę?" Coraz częściej szukamy oryginalnych oraz niepowtarzalnych prezentów. Tylko gdzie je znaleźć i co zrobić, żeby nie wydać na nie fortuny?

Z pomocą przychodzi nowy, lokalny portal internetowy www.Darmocha24.pl, który oferuje całą gamę oryginalnych produktów ra-batowanych nawet do 90%. Która kobieta nie będzie zadowolona z wizyty u kosmetyczki lub karnetu na zajęcia fitness, a do tego za pół ceny! Z kolei, większość mężczyzn ucieszy się z wejściówek na bilard, squasha czy wirtualnego golfa. Oczywiście z rabatem prze-wyższającym 50%. Oferty wyświetlane są na stronie od jednego do trzech dni, więc trzeba na bieżąco ją śledzić, żeby nie przegapić wyjątkowej okazji. Www.Darmocha24.pl oferuje również bony do wykorzystania w wielu zielonogórskich restauracjach, przez co podsuwa doskonałą alternatywę spędzenia walentynkowego wieczoru. Zróżnicowanie oferty pozwoli każdemu znaleźć coś dla sie-bie. Począwszy od pizzy, poprzez sushi, na wykwintnej kuchni kończąc.Nie traćcie czasu i już dziś odwiedźcie www.Darmocha24.pl, by zaplanować niepowtarzalne walentynki nie wydając przy tym połowy wypłaty!

- Internet sam w sobie nie jest zły, ale musimy wiedzieć jak z niego korzystać – przypomina Małgorzata Mejza, szefowa zie-lonogórskiego TRR. - Niektóre sposoby użycia internetu, na przykład niepilnowanie swoich haseł czy danych osobowych może się czasami skończyć źle. Chcemy zadbać o to, żeby mło-dzi ludzie mieli tego świado-mość – tłumaczy Małgorzata Mejza. Nagrody mają zachęcić młodych ludzi do udziału w ry-

walizacji. - Za pierwsze miejsce aparat, za drugie mp3, a za trze-cie pendrive – zachęca szefowa TRR w Zielonej Górze. Udział w konkursie mogą wziąć ucznio-wie gimnazjum i szkół ponad-gimnazjalnych. Prace (np. pla-kat, rysunek, praca pisemna) na-leży wysyłać do końca lutego, pod adres Towarzystwo Rozwo-ju Rodziny, ul. Batorego 33/9, 65-735 Zielona Góra.

Karol Tokarczyk

Bezpieczni w sieci - konkurs8 lutego to dzień bezpiecznego internetu. I właśnie bezpieczny internet jest hasłem konkursu organizowanego przez Towarzystwo Rozwoju Rodziny.

REKLAMA