UZetka 116 (grudzień 2015)

16
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice ::: Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary Gazeta Studencka NR 116 :: GRUDZIEŃ 2015 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU ::: Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 5000 ::: Gazeta bezpłatna ::: www.wZielonej.pl Studenci UZ za granicą Nauka i kariera w UE Świąteczne klimaty w Zielonej Górze Nie bójcie się Erasmusa

description

NASI STUDENCI ZA GRANICĄ str. 2, Praktyki od strony praktycznej. Berlin! str. 3, Już teraz pomyśl o wyjeździe za granicę str. 3, Z Unią na TY str. 4, Literacki debiut Pawła Sochackiego. Pomogła Unia! str. 4, Złe uczynki str. 5, Intelektualny freestyle str. 5, Zielonogórska Fabryka Pasji - tutaj możesz wszystko str. 6, Mali studenci Akademii wyruszyli w podróż str. 6, Erasmus+ – przygoda warta przeżycia str. 7, Inżynier pilnie poszukiwany str. 9, Mobilny Uniwersytet str. 10, Polscy hejterzy odreagowują dekady bez wolności słowa str. 11, Prezenty w okładkach str. 12, Śmierć w auli. Odc. 3 str. 12, 33 minuty z życia Zielonej Góry str. 13, WIELOKULTUROWO str. 14, Od nowego roku nie będę... str. 15,

Transcript of UZetka 116 (grudzień 2015)

Page 1: UZetka 116 (grudzień 2015)

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice ::: Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

Gazeta StudenckaNR 116 :: GRUDZIEŃ 2015

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU ::: Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 5000 ::: Gazeta bezpłatna ::: www.wZielonej.pl

Studenci UZ za granicą

Nauka i kariera w UE

Świąteczne klimaty w Zielonej Górze

Nie bójcie się Erasmusa

Page 2: UZetka 116 (grudzień 2015)

NASI STUDENCI ZA GRANICĄMówi się, że młodzi ludzie uciekają z kraju. Nie boją się podejmować pracy w obcym państwie, ale wyko-nują często obowiązki zupełnie niezwiązane ze swoim wykształceniem. A w czasie studiów trudno im się przełamać, by spędzić semestr "na Erasmusie", co podnosi kwalifikacje, poziom języka i pewności sie-bie na rynku pracy. Dlaczego warto rozważyć udział w programie wymiany studentów?

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ::: ul. Niepodległości 13, 65–001 Zielona Góra ::: Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: [email protected] ISSN 1730-0975 ::: WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, [email protected] ::: SKŁAD: Kaja Rostkowska, Michał Stachura ::: Wkładka UZaprasza: Ewa Tworowska-Chwalibóg, Małgorzata Ratajczak-Gulba, Katarzyna Janas-Subsar, Mamert Janion, Lucyna

Andrzejewska, Patrycja Łykowska, Anna Urbańska ::: OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, [email protected] DRUK: Drukarnia Polskapresse Sp. z o.o. ::: Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. ::: WWW.UZETKA.PL

Co zrobić, żeby być bardziej atrakcyjnym kandydatem dla potencjalnego pracodawcy? Czy wiesz, czym tak naprawdę jest program Erasmus? Nie chodzi tylko o zwykłą wymianę studentów i uatrakcyjnienie edukacji. Program pozwala zwiększyć szansę na zdobycie ciekawej pracy, a przy okazji umożliwia przeżycie niepowtarzalnych chwil i zdobycie bezcennych doświadczeń.W każdym kraju system szkolnictwa ma swoje mocne, ale i sła-be strony. Dzisiejsze młode pokolenie napotyka duże trudności, aby zaistnieć na rynku pracy. Jak w takim razie nie stać się jed-nym z wielu młodych wykształconych ludzi, którzy są zmusze-ni do podejmowania pracy "na kasie" lub "na magazynie”? Mu-simy się wyróżniać, pokazać, że jesteśmy cennym nabytkiem, a nie przypadkowym pracownikiem. Zacznijmy od naszych zainteresowań, które mogą być powiązane z przyszłym zawodem. Tu wielkim plusem okazują się dodatkowe zajęcia, np. koła zainteresowań działające przy uczelni, udział w organizacjach studenckich, mediach akade-mickich, różnego rodzaju wolontariat i wszelkie dodatkowe czynności, dzięki którym my, studenci, pokazujemy swoją chęć do angażowania się w przeróżne projekty. Szczególne możliwości otwiera przed Tobą Erasmus. To trochę tak jak "prezent od bogatego krewnego z zagranicy". Większości studentom program Erasmus kojarzy się wyłącznie ze studiowaniem za granicą w obcym języku, co może przera-żać. Perspektywa spędzenia długich miesięcy samemu z dala od kraju, egzaminy i zaliczanie przedmiotów w obcych językach, może faktycznie niektórym wydawać się ogromną przeszkodą. Jednak oprócz studiowania (które zresztą wcale nie jest takie straszne!) program ten umożliwia także praktyki za-graniczne, które trwają tylko dwa miesiące. Zaletą takich prak-tyk jest to, że możemy wybrać sobie każde miejsce w Europie i tam znaleźć firmę, w której chcielibyśmy zdobyć nowe do-świadczenia, a stypendium z uczelni nam to umożliwi. Planując wyjazd na studia zagraniczne najpierw musimy się dowiedzieć, z jakimi uczelniami współpracuje nasza szkoła i wtedy apliku-jemy na uczelnię z takiej konkretnej listy. Plusem praktyk jest to, że nie mamy takich ograniczeń. Oczywiście na stronie www.erasmus.uz.zgora.pl znajdziemy gotowe oferty, na które możemy aplikować. Istnieje wtedy ryzyko, że wielu kandydatów sta-

ra się o to samo miejsce. Szukając praktyk na własną rękę, już z góry eliminujemy konkurencję i pozostaje oczekiwanie na ma-giczny mail potwierdzający przyjęcie nas na praktyki. Jak wygląda proces starania się o stypendium na praktyki zagraniczne? Po otrzymaniu potwierdzenia od firmy o przyjęciu na praktykę pierwszym krokiem jest wypełnienie formularza na stronie www.erasmus.uz.zgora.pl/rekrutacja. Znajdziemy tam również listę wszystkich niezbędnych dokumentów, które musimy dostarczyć do działu współpracy z zagranicą przy składaniu aplikacji na praktykę. Co mogę dodać od siebie - je-żeli coś jest dla was nieczytelne, a z wła-snego doświadczenia wiem, że nawet informacje wytłuszczonym drukiem i na głównej stronie są "niewidoczne", nic nie szkodzi! Piszcie maile, dzwońcie albo jeśli wolicie, udajcie się osobiście na ul. Licealną 7. Tam pracuje przemiła pani Paulina Gött-Konopacka, która napraw-dę z ogromną cierpliwością pomaga i odpowiada na wszelkie pytania (jestem pełna podziwu i wdzięczna za to, że z wielką życzliwością poświęciła mi tyle czasu). Tak więc w razie jakichkolwiek wątpliwości nie wahajcie się napisać maila lub zadzwonić, za-miast już w przedbiegach odpuścić wyjazd i stracić być może swoją życiową szansę lub co najmniej świetną przygodę. Jak znaleźć samemu praktyki? Sposobów pewnie jest wiele. Ja znalazłam swoje praktyki przez internet. Wpisałam w Google: praktyki Berlin, ponieważ mnie interesowało właśnie

to miasto i wysyłałam wiele swoich podań do różnych firm. Otrzymałam kilka pozytywnych odpowiedzi. Wybrałam ofertę, która jest najbardziej przybliżona do tego, co bym chciała robić w przyszłości, a jednocześnie jest powiązana z moim kierun-kiem studiów. Aczkolwiek może to być także okazja, by spró-bować sił w odrobinę innych dziedzinach, które zawsze nas cie-

kawiły. Jedyne, co musimy zrobić, to znaleźć firmę, która nam to umożliwi, a z mojego doświadczenia wiem, że takich firm jest naprawdę wiele. Powodzenia!

Alicja BroczkowskaZdjęcia z prywatnego archiwum Autorki tekstu.

Program Erasmus to nie tylko wymiana

GRUDZIEŃ 20152 UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI

Page 3: UZetka 116 (grudzień 2015)

Praktyki od strony praktycznej. Berlin!Zaczynając studia o kilka lat później niż większość moich rówieśników, od razu byłam w pewien sposób „ukierunkowana” przez własne doświadczenia (może i krótkie, ale bardzo intensywne) oraz rozmowy z moimi przyjaciółmi, z których większość jest na etapie kończenia studiów. Zanim rozpoczęłam edukację na UZ, to już wiedziałam, że jeśli tylko zakwalifikuję się do programu Erasmus, to z niego skorzystam. Ba, już z góry wiedziałam, że pojadę do Berlina.

Mój wybór był podyktowany faktem, że wynajmuję mieszka-nie oraz pracuję dorywczo w tym multikulturowym mieście. Jednak pojawił się problem - żadna z uczelnianych ofert nie do-tyczyła Berlina. Gdy dowiedziałam się, że propozycje podane przez uczelnię nie są obowiązkowe, rozpoczęłam wielkie po-szukiwania: Lebenslauf, Bewerbungsbrief und Los geht’s, czyli CV, list motywacyjny i do dzieła! Po dziesiątkach aplikacji otrzymałam upragnione „TAK” i to z kilku firm. Następnie pozostało mi już tylko podą-żać według punktów podanych na stronie rekrutacji.

Żyjąc w eklektycznym Berlinie

Berlin to "europejski Nowy Jork, dla niektórych miasto marzeń, przyjazne, żywe. Ktoś, kto przyjeżdża z Polski, która bywa mroczna i przygnębiająca, może się zachłysnąć" – mówi o Berlinie pisarka Dorota Masłowska. Jeszcze kilkanaście miesię-cy temu tak postrzegane miasto mogło wydawać się niezwykle atrakcyjne, jednak w obecnej sytuacji politycznej trudno stwier-dzić, czy to jeszcze jest zaletą. Trudno nie odnieść się do życia pomiędzy wyznawcami różnych religii. Uważam, że nie religia jest problemem, a stosunek do drugiego człowieka, akceptacja i szacunek, który należy się każdemu. Jak się żyje w takim mieście? Całkiem zwyczajnie. Zdumiewające może być to, jak jesteśmy podobni i mimo innej wiary, różnic w celebrowaniu świąt lub obchodzenie zupełnie odmiennych uroczystości, może się okazać, że mamy podob-ne poczucie humoru, bawią nas te same amerykańskie seriale, śmieszą te same dowcipy, a denerwuje brak tolerancji i cham-stwo. Często podzielamy te same poglądy. Życie codzienne w Berlinie wygląda zupełnie tak, jak pomiędzy Polakami - tylko trzeba mówić po niemiecku. Na uli-cy nie spotykam przejawów agresji, szykan, nikt nie patrzy na mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem z powodu mojego koloru włosów lub krzyżyka, który wisi na mojej szyi.

Brandenburger Tor

Berlin to brama, która stoi otworem, wystarczy odro-bina chęci, by wejść i... Codziennie odbywają się tu dziesiątki eventów. Jeżeli mamy jakieś niespełnione pragnienie, by cze-goś spróbować, ale nigdy nie było ku temu okazji lub warun-ków, np.: podjąć kurs jakiegoś tańca, dekoracji tortów, masażu wschodniego, robienia na drutach i wiele innych, to w 90% znaj-dziecie to, czego szukacie. Wciąż mnie fascynują oferty szkoleń, typy kursów albo zajęcia , jakie można tutaj realizować.

Trochę praktyki

Wynajęcie mieszkania graniczy z cudem – to fakt. Na pewno wciąż łatwiej wynająć pokój, ale i tak może to być poważną przeszkoda, która niestety może pokrzyżować nasze plany. Jednak warto próbować. Ogromną pomocą z pewnością jest Facebook, gdzie codziennie „postowane” są aktualne oferty, ale tu liczy się refleks! Warto zauważyć, że w życiu codziennym ogromnym ułatwieniem jest komunikacja miejska. Nie trzeba się obawiać przemieszczania się po mieście.

"Wyżyć” za stypendium

Szczerze mówiąc jest to nie lada wyzwanie. Co zatem możemy zrobić, aby pieniądze nie stały się źródłem dodatkowe-go stresu? Jeżeli nie możemy liczyć na pomoc rodziców, mamy co najmniej dwa wyjścia: albo oszczędzamy co nieco jeszcze w Polsce, albo szukamy na miejscu pracy dorywczej – co akurat w Berlinie nie jest żadnym problemem, o ile dogadamy się po niemiecku przynajmniej na poziomie „Kali jeść, Kali pić”. Ogromny plus to fakt, że stypendium jest wypłacane w całości od razu, więc mamy na start – by opłacić pokój (najle-piej z góry za cały pobyt, żeby któregoś niedzielnego poranka nie okazało się, że nie mamy na mieszkanie) i wtedy spokojnie szukamy dodatkowego zajęcia. Idąc ulicą codziennie mijam 2-3 ogłoszenia o przyję-ciu do pracy w restauracjach, pubach itp. Oczywiście wszystko ułatwia nam Internet. Dorywcza praca to nie tylko dochód, ale i sposób na doszlifowanie języka. Warto się za nią rozejrzeć.

Alicja Broczkowska

► O programie Erasmus+ czytaj więcej na stronie 7.

Już teraz pomyśl o wyjeździe za granicęPomówmy o konkretach. Wyjazd na studia w ramach Programu Erasmus+ może trwać od 3 do 12 miesięcy. Odbywa się do jednej z uczelni partnerskich (na podstawie umowy), która posiada Kartę Erasmus dla Szkolnictwa Wyższego. Co jeszcze warto wiedzieć?

O wyjazd w ramach programu Erasmus+ może starać się osoba oficjalnie zarejestrowana na kierunku studiów prowadzącym do otrzymania dyplomu licencjata/ inżyniera, magistra lub doktora, która powinna być (w momencie wyjazdu na studia) studentem co najmniej drugiego roku studiów pierwszego stop-nia; w przypadku studiów 2 i 3 stopnia wyjazd może odbyć się już na pierwszym roku. Student wyjeżdżający na wymianę w ramach progra-mu powinien posiadać dobre wyniki w nauce i znajomość języ-ka obcego zgodną z wymogami językowymi uczelni/instytucji przyjmującej – co najmniej na poziomie B1, a w przypadku stu-dentów filologii obcych co najmniej na poziomie B2. W programie Erasmus+ możliwy jest wyjazd na studia i praktykę za granicę więcej niż jeden raz, na okres nie-

przekraczający 12 miesięcy na każdym cyklu studiów (1, 2 i 3 stopnia), niezależnie od typu i liczby okresów mobilności. W przypadku realizacji jednolitych studiów magisterskich, stu-dent może wyjechać na studia i praktykę za granicę w ramach programu Erasmus+ na okres nieprzekraczający 24 miesięcy. Uczelnia przyjmująca nie ma prawa pobierać od stu-dentów przyjeżdżających opłat za naukę (wpisowego, czesne-go, opłat za egzaminy itp.); Uczelnia macierzysta zobowiązuje się do uznania okresu studiów odbytych w uczelni partnerskiej za równo-ważny z okresem studiów w uczelni macierzystej (wyjazd nie wydłuża czasu studiów) pod warunkiem zrealizowania przez studenta uzgodnionego przed wyjazdem programu studiów („Porozumienie o programie zajęć” – Learning Agreement)

Student wyjeżdżający nie traci praw studenta w Pol-sce (co przejawia się m.in. w kontynuacji wypłat stypendiów krajowych: np. socjalnego); Student otrzymuje dofinansowanie/stypendium wy-równujące zwiększone koszty utrzymania za granicą – stypen-dium nie jest przeznaczone na pokrycie pełnych kosztów wy-jazdu;

Zdobądź więcej informacji:www.erasmus.uz.zgora.pl

3GRUDZIEŃ 2015 UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI

Page 4: UZetka 116 (grudzień 2015)

Z Unią na TYSłyszymy, że dzięki środkom unijnym zostało wybudowanych wiele gospodarstw, firm etc. Możemy zatem mylnie osądzić, że Unia jest bardzo daleka od naszego codziennego życia. Zastanów się jednak! Pamiętasz długie oczekiwanie na granicy podczas wyjazdu do sąsied-niego kraju? Dzięki Unii możemy swobodnie i bezpiecznie poruszać się po Europie. Również opłaty roamingowe zostały bardzo obniżo-ne. Wyższe standardy ochrony środowiska i żywności oraz zwalcza-nie przestępczości i ochrona granic to tylko nieliczne z kolejnych zalet przynależenia do Unii Europejskiej. Najbardziej powiązana z każdym z nas jest jednak możliwość nauki, mieszkania lub pracy za granicą. Jako tegoroczna Ambasadorka Kariery Unii Europejskiej postaram się przybliżyć ten temat. Każdego roku Unie Europejska oferuje nam mnóstwo możliwości pracy na przeróżnych stanowi-skach. Jedną z nich jest praca w instytucjach UE. Czym są te instytu-cje? Najważniejsze z nich do Parlament Europejski, Rada Europejska, Rada Unii Europejskiej czy Trybunał Sprawiedliwości. Oczywiście istnieje również możliwość pracy w kraju m.in. w Przedstawiciel-stwie UE czy w organizacjach takich jak ELSA. Poza zatrudnieniem na pełny etat Unia oferuje również sta-że czy praktyki dla osób, w każdym wieku oraz z różnym wykształ-ceniem. Skupmy uwagę na pracy w Parlamencie Europejskim. Wśród zatrudnionych dwie główne grupy stanowią urzędnicy służby cywil-nej, tacy jak administratorzy, asystenci i asystenci-sekretarki, oraz asy-stenci posłów do PE. Rekrutacją urzędników służby cywilnej instytucji UE zaj-muje się Europejski Urząd Doboru Kadr (EPSO). Parlament Europej-ski oferuje kilka rodzajów staży, dzięki którym młodzi ludzie mają

okazję zdobycia doświadczenia, podwyższenia kwalifikacji oraz poznania zasad funkcjonowania instytucji unijnych, a zwłaszcza PE. Dwa podstawowe rodzaje to staże szkoleniowe dla osób z wykształ-ceniem średnim i staże dla absolwentów szkół wyższych. Wszystkie staże są płatne i odbywają się zarówno w Brukseli, jak i w Luksem-burgu oraz w Biurach Informacyjnych PE w 28 państwach członkow-skich UE. Parlament Europejski organizuje też staże dla osób niepeł-nosprawnych. W celu zapoznania się z bieżącą ofertą praktyk, staży oraz stanowisk pracy zachęcam do odwiedzenia strony www.epso.eu. Należy pamiętać, że proces ubiegania się o pracę w UE jest dosyć czasochłonny, dlatego warto zabrać się za to odpowiednio wcześnie. Obecnie można ubiegać się o pracę jako urzędnik w EMA – European Medicines Agency (Europejska Agencja Leków).

Proces werbowania nowych pracowników może wydawać się trochę skomplikowany, więc w razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości serdecznie zapraszam do skontaktowania się ze

mną drogą e-mailową: [email protected].

Aleksandra WieczorekUniwersytet ZielonogórskiAmbasadorka Kariery w UE

Literacki debiut Pawła Sochackiego. Pomogła Unia!Paweł Sochacki, publicysta "UZetki", wydał książkę "Pszczewskie abecadło. Czyli Pszczew i jego możliwości". To nie tylko opowieść o lubuskiej gminie Pszczew, ale i dowód na to, że marzenia się spełniają. Jest to pierwsza autorska publikacja Pawła, którego do tej pory znaliśmy jako felietonistę, współautora książki "Miód w naturze i kulturze" oraz nominowanego do nagrody dziennikarskiej "Pozytywne Pióro 2014". Rozma-wiamy o trudach przygotowania publikacji, jej charakterze, unijnej pomocy i kolejnych celach Pawła. Wiem, że od wielu lat marzyłeś o wydaniu własnej książki. Co za-decydowało o tym, że poświęciłeś swoją pierwszą publikację temato-wi jednej z lubuskich miejscowo-ści? Z wykształcenia jestem magistrem kierunku turystyka i rekreacja, a gmina Pszczew była przedmiotem moich zainteresowań oraz tematem pracy magisterskiej. Wydanie książki zaproponowała mi Ewa Walkowska, kierownik Stowa-rzyszenia Lokalnej Grupy Rybackiej w Pszczewie, która wiedziała, że pi-szę na ten temat. Przygotowaliśmy razem projekt o dofinansowanie ze środków UE i szczegółowy plan działania. Piszę od ponad dziesięciu lat, ale dopiero „Pszczewskie abeca-dło” znalazło swój pomyślny finał w formie mojej debiutanckiej książki.

Co było najtrudniejsze w procesie przygotowania i wydania publika-cji? Pozyskanie funduszy? Zebra-nie materiału? Samo pisanie? Samo pisanie i złożenie książki do druku było z perspekty-wy czasu najprzyjemniejszym etapem. Dokładnie wiedzie-liśmy z Ewą o czym ma być ta książka i w ja-kim celu powstaje. Formalności zwią-zane z realizacją projektu trwały ponad dwa lata. Dwukrotnie od-rzucano wniosek i do samego końca nie było pewności, czy otrzymamy fundusze na jej wydanie. Najtrudniejsza jest chyba konfrontacja z czytelnikami

i oczekiwanie ich reakcji. Zaraz po wyjechaniu książki z drukarni była euforia, gratulacje i kameralne spo-tkania dla czytelników. Następnie długa cisza i skumulowany wybuch różnorodnych reakcji w moją stronę. Ten moment był najtrudniejszy.

Książka ma bardziej charakter in-formacyjny, choć nie można powie-dzieć, że jest „tylko” informatorem, bo gdzieniegdzie udało Ci się prze-mycić swoje obserwacje i opinie. Nie czujesz niedosytu? Że książka nie jest dość „autorska”, „własna”? Ta książka od początku do końca jest taka, jaka być powinna. Ma charakter informacyjno-turystyczny, ponieważ takie było założenie zreali-zowanego projektu. Chciałem w niej przedstawić w miarę obiektywnie wszystkie najważniejsze informacje, ciekawostki oraz atrakcje. Bazowa-łem na samodzielnie przeprowa-dzonych badaniach oraz dostępnej literaturze. Zarzucono mi, że książka jest zwykła, bezbarwna, a ja nie wy-kazuję w niej emocji i więzi

z opisywanym miejscem. Publika-cja nie ma formy mojego pamiętni-ka. Jest to baza i kompendium dla poszukujących informacji na temat Pszczewa.

Literatura regionalna, ze względu na niszowość, rzadko wypływa na

szerokie wody. Pozostaje w cieniu bestsellerów...

Sądząc po bardzo skraj-nych reakcjach, jakie to-

warzyszyły ukazaniu się mojej książki na lo-kalnym ryku wydaw-niczym, myślę, że jest to nurt wąski, ale bardzo

ożywiony. Ukazało się kil-ka ciekawych recenzji, wiele

osób dyskutowało publicznie na jej temat. Były głosy negują-

ce pomysł, wytykające mi młody wiek i brak doświadczenia, ale stale

podkreślam, że książka nie ma sku-piać uwagi na mnie, lecz na miejscu, o którym mowa. Bardzo się cieszę, bo sprowokowałem wielu miesz-kańców do ponownego zapoznania się i przypomnienia sobie o otaczają-cym ich pięknie. Nie jest to dochodo-we zajęcie, ale bardzo satysfakcjonu-jące, a takich osób jak ja jest w Polsce więcej.

Czytelnicy "UZetki" znają Twoje pióro od innej strony: felietono-wej, społecznej, poradniczej. Te-raz mogą do tego dołożyć książkę z gatunku literatury regionalnej. Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z piórem? Samą przygodę z pisa-niem zaczynałem w szkole średniej publikując w lokalnej prasie relacje ze szkolnych wydarzeń. Stopniowo pojawiały się kolejne propozycje pisania artykułów i wywiadów ze znanymi postaciami polskiej sceny muzycznej. Łącznie pisałem do pięt-nastu różnych gazet i wydawnictw. Studiując turystykę nie nabyłem wiedzy, jak pisać książki krajoznaw-cze, dlatego samodzielnie szukałem takich przykładów. Bardzo lubię serię „Groch i kapusta” Elżbiety Dzikowskiej oraz podróżnicze książ-ki Beaty Pawlikowskiej. Dopiero w "UZetce" przyszedł czas na felie-ton i jest to forma pisarska, która naj-bardziej mi odpowiada.

W tym numerze sporo piszemy o możliwościach, jakie daje nam Unia Europejska. Czy według Cie-bie warto z nich korzystać? To za-brzmi górnolotnie, ale dzięki pro-gramowi unijnemu spełniłeś swoje pierwsze marzenie wydawnicze.

Oczywiście, że warto! Do-finansowania unijne to nie tylko bu-dowa dróg czy mostów ale również pomoc w spełnianiu ludzkich ma-rzeń. Chciałem opublikować książ-kę, która przyczyni się do rozwoju turystyki oraz zaprezentuje piękno przyrodnicze w postaci lasów i je-zior. Wsparcie otrzymałem od róż-nych osób i instytucji, które chętnie się zaangażowały. Była to w pew-nym sensie aktywizacja społeczna, za co jestem ogromnie wdzięczny.

Jakie są Twoje kolejne marzenia? Czy planujesz jakieś publikacje o innym charakterze? A może bele-trystyka? Tym wywiadem chciał-bym zakończyć wszystkie działania, które miały na celu promocję i dotar-cie z moją książką do jak największej grupy odbiorców. Mam przygo-towanych kilka szkiców powieści, ale skupiam się obecnie nad kolejną publikacją o charakterze regional-nym. Wiele osób pyta, kiedy pojawi się moja kolejna książka i proponu-je tematy, o których jeszcze nikt na piśmie nie wspominał. Muszę być jednak konsekwentny i trzymać się swojego planu. Premiera nowej książki zaplanowana jest na wiosnę przyszłego roku. Dalej pozostaję sen-tymentalnie na Ziemi Lubuskiej i da-lej będę odkrywał jej walory, piękno i tajemnice.

Dziękuję za rozmowę.

Kaja Rostkowska

Na dwie pierwsze osoby, które wyślą autorowi książki wiadomość na Facebooku poprzez profil Pod moim biurkiem/Paweł J. Sochacki czekają książki z okazji Mikołajek.

Jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej. Brzmi dumnie. Wiele osób zastanawia się jednak: jakie korzyści mam z bycia obywatelem UE?

GRUDZIEŃ 2015GRUDZIEŃ 20154 ZIELONA GÓRA

Page 5: UZetka 116 (grudzień 2015)

coś tak szkaradnego przyrównywał do erudycji. Tak, będzie. Trudno nazwać dwudziestokilkuletniego człowieka erudytą. Omnibu-sem na ogół nazywa się profesora, niezwykle oczytanego pisarza czy my-śliciela. I w żadnym wypadku nie proponuję w tym ujęciu najmniejszych choćby zmian. Ale kiedy erudyta stał się erudytą? Pasjonat historii filozofii mógł-by wyliczyć: paradoks sorytu, logikę rozmytą i histerezę. Darujmy sobie te tropy. Zapraszam na „freestyle rap battle”. Od docenta, przez centa, po centaura. Od prerii, przez bizona w klat-ce, po Nikaraguę. Oderwane od siebie całkiem hasła? Może. Ale na takich mechanizmach opiera się warsztat i jakość improwizującego na scenie ra-pera. A co z erudytą? Mam pewne przypuszczenie: gdybyśmy świadomie „uelastycznili” posiadaną wiedzę, w miarę możliwości wzbogacili nietu-zinkową refleksją i skojarzeniami, wymieszali z niekończącym się łańcu-chem pytań i zdobyli się na spontaniczne operowanie nią w rozmaitych dialogach, to może stalibyśmy się specjalistami od intelektualnego freesty-le’u? Co daje nam taka specjalizacja? Po pierwsze: pozwala nam zerwać z kompleksem intelektualnego żółto-dzioba. Nie musimy być nastawieni na okazyjne przebłyski naszej wiedzy. Może warto nastawić się na jej ambitne, ale i pokorne poszerzanie? Może jednak bogactwo zadawanych pytań świadczyć będzie o erudycyjnych predyspozycjach? Po drugie: zrywa z traktowaniem erudycji jako czegoś zastanego – w swej formie ukształtowanego i niezmiennego. Może erudycja to jednak proces? Styl życia? Sekwencja nawyków zorientowanych na ciekawość i głód informacji? I jak zwykle – finału tej refleksji szukajcie w środowych odsłonach „No-vum”!

Na świecie, w ogromnej ilości odmian, niekiedy kochana i niekiedy niena-widzona, istnieje sobie kultura hip-hop. Jednym z kilku jej filarów jest rap – pierwotnie muzyka Afroamerykanów, dzisiaj styl, który święci multum sukcesów w popkulturze. W sferze akademickiej najmilej chyba widziany jest nurt intelektualizujący – odrywający tę formę ekspresji od bloków i ulic, by okraszona filozoficznym, kulturoznawczym i filologicznym namysłem muzyka, mogła „odżywać” w złotej klatce czystego języka – tam, gdzie wulgaryzmom mówi się: precz! Owszem – nie ma nic złego w „czyszcze-niu” rapowego języka – dopóki ma to sens, walor i pewien koncept. Jarek „Bisz” Jaruszewski robi dobrą robotę, o czym powiedzieliśmy sobie z prof. Romanem Sapeńko na antenie Indexu kilka miesięcy temu. Wyprodukowanie siatki tak głębokich refleksji, jak zawartość tekstowa płyt „Wilk chodnikowy” i „Labirynt Babel” zajmuje wiele miesięcy pracy. Zamknąłbym to w krótkiej paraboli: „Czytam, notuję, myślę, notuję, po-rządkuję, notuję – TWORZĘ”. A jak to jest z erudycją? Ja proponuję zostać w klimacie hip-hop i przyjrzeć się rapowej improwizacji na scenie. Na ogół wydarzenie o tym charakterze jest doskonałym dowodem na to, że jeste-śmy „cywilizacją kłótni”, jakby to powiedziała Deborah Tannen – autorka książki o tym samym tytule. Wychodzimy na scenę, atakujemy siebie na-wzajem, obrażamy, dziękujemy za pojedynek i czekamy na werdykt publi-ki. Bo ktoś ów agon wygrać musi. Niepokoić może to, że podczas słownych zmagań rykoszetem obrywają bliscy raperów, ich partnerki, rodzina. A przyjdzie teraz taki Jankowski, student z Instytutu Filozofii, i będzie

Yafud.pl***Poszłam na większe zakupy do super-marketu. Gdy stałam już w kolejce, nagle zgasło wszystko-awaria prądu. Pani kasjerka skasowała mi zakupy na rezerwie prądu, ale przy zapłacie kartą, po wpisaniu pinu transakcja zo-stała odrzucona. Zostawiłam zakupy, żeby wrócić po nie później. Okazało się że prądu nie ma na całym osiedlu, więc wyszłam 8 pięter po schodach. Gdy dotarłam na górę, zaświeciło się światło, a windy ruszyły. Wkurzo-na poszłam jeszcze raz do sklepu. Zapłaciłam kartą za te same zakupy. W domu zorientowałam się, że jeden produkt mam nabity na paragonie 3 razy, więc znów wróciłam do sklepu. Kilka godzin później sprawdzałam transakcje z konta bankowego i okaza-ło się, że pierwsza transakcja jednak została przyjęta- zapłaciłam więc podwójnie. Z ciśnieniem 180/150 ponownie udałam się do sklepu. Po tym wszystkim z ulgą wracałam do domu. Znów zabrakło prądu. Zacię-łam się w windzie.***Wczoraj jechałam samochodem z moim facetem. Przez otwarte okno wprost na mój biust wskoczył konik polny. Zaczęłam się trzepać, a on wpadł jeszcze niżej... Mój chłopak zamiast mi pomóc powiedział: "Dotarł do drugiej bazy szybciej niż ja".

Rysuje: Weronika Dobrowolska (www.facebook.com/nigdzieland)SIMPLY STORIES

Pięć miesięcy od wybuchu I Wojny Światowej na zachodnim froncie doszło do niespotykanego wcze-śniej zjawiska. W Wigilię Bożego Narodzenia żołnierze zawiesili walkę i śpiewali kolędy. Gdy 25 grudnia niemieccy żołnierze wyszli z okopów i zaczęli zbliżać się do aliantów krzy-cząc po angielsku "Wesołych Świąt", ci pomyśleli że to fortel. Na szczę-ście obawy okazały się bezpodstaw-ne. Dziesiątki brytyjskich żołnierzy opuściło pozycje obronne i powitało Niemców życzeniami i uściskami dłoni. Niektórzy nawet wymieniali się z wrogami papierosami, co symbo-lizowało tradycję wręczania świą-tecznych podarków. Wydarzenie to zostało później nazwane Bożonaro-dzeniowym Rozejmem 1914 roku. Było też jednym z ostatnich przykła-dów rycerskości w czasach wojny.

♪♪♪ A to ciekawe...

To był trudny rok, zdominowany przez zamachy terrorystyczne, falę uchodźców i wybory. Wszystkie te tematy ponownie ożyły 13 listopada, podczas tragicznego w skutkach ataku na stolicę Francji. Zło od wielu lat przybiera twarze terrorystów, którzy stale poszukują nowych celów.

Pierwsze przypadki terroryzmu datuje się już w okres antycznej Grecji i od tego czasu zjawisko to przybiera różne formy, plany i założenia. Bez względu na pochodzenie organizacji terrorystycznej założenia są te same: wystraszyć, zniszczyć i zabić. Przykładem jest nasilający się od lat osiemdziesiątych terroryzm fundamentalistów religijnych, głównie muzułmańskich i islamu. Daniel Piepies, amerykański histo-ryk, w swojej pracy „Islam i islamizm, wiara i ideologia” opubliko-wanej w 2000 roku, na rok przed zamachami na World Trade Center i Pentagon pisze, że „najprymitywniejsi z nich [islamistów] chcą po prostu zabijać ludzi Zachodu”. Wspomniany zamach na World Trade Center należy do najtra-giczniejszych w dziejach nowożytnych. Najbrutalniejszy miał miejsce w styczniu tego roku w redakcji francuskiego magazynu satyryczne-go „Charlie Hebdo” w Paryżu. Siedzący przy biurkach redaktorzy zostali rozstrzelani w miejscu pracy, a ostatnie słowa jakie usłyszeli brzmiały: „ Allahu Akbar”. Francuzi nie zdążyli jeszcze uczcić pierw-

Złe uczynki Pod studenckim biurkiemPaweł J. Sochacki

Filozofia, kulturoznawstwo, coaching i doradztwo filozoficzne – co niesie ze sobą synteza tych kierunków w osobie świadomego i ak-tywnie poszukującego studenta? Na pewno ogromny apetyt na eru-dycję. Tylko po co komu erudycja?

Intelektualny freestyleNOVUM. Akademickie Radio Index, środa, godz. 18:00. Mateusz Jankowski

szej rocznicy tragedii, a pod koniec tego roku ponownie zalali się łzami i zgasili światło na wieży Eiffla. Tym razem w zamachach rozproszonych w centrum stolicy zginęły 132 osoby, a około 300 było rannych. Wielu dopatruje się wspólnego problemu istnieją-cego w krajach zachodnich, jakim jest swoboda wyznaniowa. We Francji jest około 5 mln zdeklarowanych wyznawców Islamu. Francuzi są otwarci na nowe narodowości i mniejszości etniczne. Komisja Europejska zaplanowała sprawiedliwy podział 120 ty-sięcy uchodźców pomiędzy 28 państw Wspólnoty. Francja miała w planie przyjąć 24 tys. osób. Problem szukających schronienia uchodźców wywołuje spore podziały w Europie. Przeraża fakt, że około 20 tys. społeczności z Syrii przyjęto przez Niemcy z po-minięciem procedur weryfikacyjnych. Zrozumiała jest chęć po-mocy i wsparcia, ale przeoczenie najdrobniejszych szczegółów może być nieodwracalne w skutkach. W Polsce mamy chwilo-we zamieszanie związane ze zmianą posłów i ministrów. Sejm wypełniły nowe twarze i osobowości, które nabywając podsta-wową wiedzę z zakresu pracy posła. Nie w głowach im jeszcze nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmu. Złe uczynki mijającego roku dają do myślenia i zmuszają do wyciągnięcia wniosków. Walka z terroryzmem trwa i trwać będzie, ale mu-simy się temu przeciwstawić. W końcu człowiek z natury jest dobry, a każda smutna historia zakończyć się musi szczęśliwym zakończeniem.

5GRUDZIEŃ 2015 PUBLICYSTYCZNIE

Page 6: UZetka 116 (grudzień 2015)

STUDENCKIE ZAJAWKI

Mali studenci Akademii wyruszyli w podróż

5 listopada w Auli Uniwersyteckiej przy ul. Podgórnej w Zielonej Górze, odbyła się uroczysta Inauguracja IV edycji AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Jest to ogólnopolski program, który opiera się na unikalnej metodologii - Systemie Motywatorów Zmiany. Wolontariu-sze spotykają się raz w tygodniu z dzieckiem i przeprowadzają dzieci od porażki w szkole do sukcesów w życiu. Udało mi się zamienić kilka słów z tegorocznymi wolontariuszami i dzieć-mi. Wszyscy zgodni są co do tego, że motywem przewodnim jest podróż, gdyż przygoda i wę-drówka w nieznane doskonale opisują współ-

Zielonogórska Fabryka Pasji - tutaj możesz wszystko

A przede wszystkim Fabryka Pasji to miejsce dla ludzi, którzy lubią coś samemu podłubać, ale nie zawsze mają na to miejsce lub odpo-wiednie maszyny. Ręczne narzędzia każdy majsterkowicz ma w domu lub w garażu, ale często jest tak, że potrzeba zrobić coś większe-go, coś "brudnego" i wtedy właśnie zapraszamy do nas. Oprócz kilkuset metrów kwadratowych mamy maszyny, których "zwykły Kowalski" nie zmieści w domu lub nie może sobie kupić, bo są po prostu za drogie jak na okazjonalne wykorzystywanie. Mówię tu np. o dużej pile formatowej, strugarko-grubościówce, tokarce do metalu czy drukarkach 3d. Nasza inicjatywa zrodziła się w lutym tego roku. Impulsem do założenia Frabryki była przede wszystkim potrzeba większej przestrze-ni i potrzeba dzielenia się swoją pasją i wiedzą. Nasze początki to dwa warsztaty - majsterko-wy i rękodzielniczy - w mieszkaniu, na kilku-nastu metrach kwadratowych. Z biegiem czasu przybywało narzędzi i materiałów, a miejsce w domu się kurczyło. Po odwiedzinach w Fa-bLabach w Poznaniu i Łodzi, długo nie trzeba było czekać na powstanie iskry zapalnej. W cią-gu kilku tygodni otworzyliśmy Fabrykę Pasji. Początki to niekończący się remont i urządzanie pracowni. Teraz Fabryka to miej-sce zgranej społeczności makerów i kilku ma-łych firm - ludzi, którzy chcą pracować i zara-biać robiąc to, co kochają. Gdy jedno z nas ma do zrobienia rzecz wymagającą umiejętności z kilku dziedzin, zawsze znajdzie się ktoś, z kim wspólnie będzie można zrobić dany projekt. Kiedy np. stolarz ma do zrobienia stół z meta-lowymi nogami, to zleca to osobie, która potrafi spawać, a z kolei ten od spawania zleca podłą-czenie elektroniki do swojego projektu osobie, która kocha kabelki. I tak wspólnymi siłami je-

steśmy w stanie zrobić WSZYSTKO! :) Nasze najbardziej oblegane pracow-nie to stolarnia ze ślusarnią, gdzie powstają ry-cerskie zbroje, ule dla pszczół, meble, a nawet skomplikowane maszyny losujące, fotobudki i inne ciekawe rzeczy. Z własnej potrzeby po-

wstało też studio fotograficzne. My zawsze swoje wyroby fotografowaliśmy, dlatego po-wstanie miejsca do zdjęć było czymś zupełnie naturalnym. Studio gościło już kilkunastu foto-grafów, odbyło się kilkadziesiąt sesji, zarówno ludzi, jak i produktów. Niebawem planujemy otworzyć tak-że kuźnię. To kolejna pracownia, która powstaje z myślą o wszystkich tych, którzy np. mieszkają w bloku i nie są w stanie kuć metalu u siebie. Wejściówka do Fabryki jest płatna, ponieważ wszystko finansujemy z własnych środków. Czynsz za lokal, ogrzewanie, opłaty za media, eksploatacja narzędzi, to koszt kilku tysięcy miesięcznie. Ale opłaty za wejściów-ki są nieduże, można nawet powiedzieć, że symboliczne jak za taką przestrzeń i wszystkie narzędzia pozostające do Waszej dyspozycji. Nieograniczony dostęp to 200 zł miesięcznie.

Fabryka Pasji to mały raj dla majsterkowiczów, konstruktorów i ludzi z pasją. To miejsce, w którym każdy z nas ma możliwość zrealizować nawet najbardziej szalone pomysły. To miejsce dla Was, do którego możecie przyjść np. z zepsutym tosterem czy z pomysłem na własne meble. Nasze pracownie i ludzie są do Waszej dyspozycji.

Czy to dużo? Dla studenta pewnie tak, ale dla osoby, która komercyjnie wykonuje zlecenia, bo ma możliwość robić to u nas, to już kwota nie taka duża. Cały czas też rozwijamy Fabry-kę, jak i poszczególne pracownie, więc z tych pieniędzy też powstają ulepszenia, dokupuje-my sprzęt. Odbywają się u nas także warsztaty i zajęcia, zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych, na których można nauczyć się nowych rzeczy lub po prostu spędzić kreatywnie czas. Pozy-skujemy środki i staramy się aby warsztaty były darmowe lub jak najtańsze dla zielono-górzan. To wszystko dzieje się okazjonalnie, dlatego zachęcamy do śledzenia informacji na stronie lub na facebooku. Zapraszamy też do

kontaktu osoby z fachem w rękach, bo brakuje nam instruktorów na zajęcia np. ze spawania. Jak wspominałam wcześniej - działamy na za-sadzie wymiany doświadczeń, nie wszystko potrafimy i czasami wręcz rozpaczliwie szu-kamy instruktorów lub podwykonawców do zleceń. Podsumowując - zapraszamy każde-go, komu w duszy gra majsterkowanie, tworze-nie, pasja. Znajdziecie nas na Wyspiańskiego 19 lub w Internecie na stronie fabrykapasji.org i www.facebook.com/FundacjaFabrykaPasji

Justyna WięcekFundacja Fabryka Pasjifabrykapasji.org

Fabryka Pasji to miejsce zgranej społeczności

makerów i kilku małych firm - ludzi, którzy chcą

pracować i zarabiać robiąc to, co kochają.

„Będzie zajefajnie, ekstremal-nie i po prostu super!”- uroczy-

ście oznajmia dziesięcioletni Patryk. „Szykujemy się

na super przygodę!” - zapew-niają wolontariusze

AKADEMII PRZYSZŁOŚCI.

pracę wolontariusza z dzieckiem. Specjalnym gościem Inauguracji była Kanclerz Uniwersytetu Zielonogórskiego, pani Katarzyna Łasińska, która podzieliła się z nami swoją historią. Opowiedziała o swojej pracy i osiągnięciach oraz podkreślała, jak waż-ne jest uczenie się dla siebie w trosce o własną przyszłość. W czasie Inauguracji mieliśmy rów-nież okazję obejrzeć film nakręcony przez liderów i Franka Skarpetę - maskotkę zielono-górskiej Akademii. Twórcy filmu pracowali w pocie czoła nad swoją kondycją, aby móc sta-wić czoła nadchodzącym wyzwaniom. Dzieci i wolontariusze zostali także zaproszeni na wspólny taniec na scenie, który wniósł mnó-stwo pozytywnej energii i dostarczył świetnej zabawy. Mali studenci otrzymali wypraw-kę: teczkę, segregator, zeszyt i opaskę z logo AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Już wkrótce będą mogli wpiąć do segregatora pierwsze sukcesy i pamiątki z wypraw ze swoimi wolontariusza-mi. Jak na prawdziwych studentów przystało, dzieci otrzymały własny Indeks Sukcesów. Każde dziecko dumnie odebrało swój Indeks

wręczony przez Kanclerz UZ, Koordynatorkę Wojewódzką Agatę Kozdrowicz, Lidera i Ko-ordynatora Szkolnego. Na zakończenie czekała na wszyst-kich miła niespodzianka – ogromny tort z logo Akademii. Wywołał niemałe zainteresowanie, więc po kilku chwilach pozostały już po nim tylko okruszki. Jesteśmy pewni, że nadchodzący rok

akademiowy będzie pełen przygód i sukce-sów.

Paulina BudzińskaAsystentka ds. Promocji AKADEMII PRZYSZŁOŚCI w Zielonej Górze, studentka V roku filologii angielskiej. Uwielbia uczyć się języków obcych, a jeszcze bardziej uczyć innych :)

GRUDZIEŃ 20156 ZIELONA GÓRA GRUDZIEŃ 2015

Page 7: UZetka 116 (grudzień 2015)

apraszaUZ

W programie MOST uczestniczą wszystkie polskie uniwersytety, więc studenci kierun-ków humanistycznych mają możliwość zali-czenia semestru nauki na dowolnie wybra-nym uniwersytecie. Natomiast studenci kierunków technicznych korzystają z dobro-dziejstwa programu MOSTECH. W tym pro-gramie uczestniczą polskie politechniki i inne uczelnie techniczne. Zielonogórscy żacy mają więc możliwość nauki przez jeden semestr na jednej z 25 polskich uczelni technicznych. Studenci wszystkich Wydziałów, począwszy od II roku studiów mogą skorzystać z progra-mu stypendialnego ERASMUS+, dofinanso-wywanego ze środków Unii Europejskiej i przez jeden bądź dwa semestry studiować za granicą, a także odbyć staż w firmie poza granicami Polski. UZ współpracuje z ponad 60 partnerami z całej Europy. Joanna Rogala, studentka II roku, II stopnia na kierunku zarządzanie logistyczne na Wydziale Ekonomii i Zarządzania UZ jest szczęściarą, bo… w programie Erasmus brała udział aż 2 razy! Jak to możliwe? Pierwszy wy-jazd miał miejsce w roku akademickim 2009/2010. Wówczas Joasia studiowała peda-gogikę, ze specjalnością edukacja medialna i informatyczna. Na drugim roku studiów li-cencjackich cały rok akademicki spędziła na południu Portugalii. Bardzo dobrze wspomi-na ten czas, choć – jak przyznaje – nikt nie da-wał erasmusowcom taryfy ulgowej. Do zajęć musieli się przygotowywać tak samo pilnie jak ich portugalscy koledzy. Te same wyma-gania dotyczyły przygotowania projektów czy otrzymania zaliczeń. Kiedy w 2014 r. ruszył program Era-smus+ okazało się, że – według nowych jego zasad – studenci mogą z niego skorzystać dwukrotnie. Po jednym wyjeździe na każ-dym stopniu studiów. Dlatego Joasia czym prędzej złożyła dokumenty i w roku akade-mickim 2014/2015 wyjechała na zimowy se-mestr do San Sebastian w Kraju Basków (Hiszpania). Tam na Universidad del Pais Vasco studiowała transport i logistykę. W grupie do której została przypisana była jedyną studentką z Erasmusa+. Tylko część zajęć odbywała się w języku angielskim. Po-zostałe były po hiszpańsku. Przedstawiciele uczelni zaproponowali Joasi przyspieszony kurs hiszpańskiego, z czego chętnie skorzy-stała, bo wcześniej nie miała z tym językiem żadnej styczności. Fakt, że szło jej całkiem nieźle spowodował, że wystąpiła o przedłu-żenie pobytu na drugi, wiosenny semestr. Zgodę wyraziła zarówno uczelnia przyj-mująca, jak i koordynator na UZ-ecie. Dzięki tej decyzji Joasia mogła spędzić w San Sebastian cztery pory roku. Na przy-kład na Wielkanoc pojechała do Barcelony. Oczywiście zwiedzała też północną część Hiszpanii, bo południową poznała podczas poprzedniego pobytu w… Portugalii. W Hiszpanach urzekła ją otwartość miesz-kańców, z charakterystycznym luzem i swo-

bodą. Także Basków, mimo że postrzega się ich jako zamkniętych w sobie ludzi. Atutem wyjazdów na Erasmusa (i poprzedniego, i obecnego) była możliwość poznania innego kraju, jego kultury, obserwacji dnia codzien-nego. No i hiszpańskiej kuchni. Pyszne pin-txhos, czyli baskijskie przekąski albo jamón serrano czyli szynka długo dojrzewająca. Oczywiście także Turrón (rodzaj nugatu, po-dawany w postaci kostek podczas świąt Bo-żego Narodzenia w Hiszpanii, Włoszech oraz w krajach Ameryki Łacińskiej i na Fili-pinach – dopisek mój, et). Jednak nie samym jedzeniem żyją studenci. Podczas pobytu w Hiszpanii Joanna zaliczyła kurs surfingu. Jakie wspomnienia zabrała ze sobą? Przede wszystkim 3 różne plaże w San Sebastian i wyspę na środku zatoki. Także masę znajo-mych, którzy z otwartymi ramionami czeka-ją na jej ponowny przyjazd. Po powrocie na UZ Joasia nie mogła rozstać się z Erasmusem+. Dlatego oprócz kontynuacji studiów, podjęła pracę w Dziale Współpracy z Zagranicą. Opiekuje się… za-granicznymi studentami, którzy przyjechali na naszą uczelnię w ramach programu Era-smus+. Dzięki Niej poznaję 2 Hiszpanki z Universidad de Granada, które na naszej uczelni studiują biologię. To Lucia Selva Her-nández Moreno oraz Lourdes Arias Salazar. Towarzyszą im – Andžej Sakson z Vilnius Gediminas Technical University, który na UZ

studiuje automatykę i robotykę na Wydziale Informatyki, Elektrotechniki i Automatyki oraz Axel Knodel z Brandenburgische Tech-nische Universität Cottbus - Senftenberg, któ-ry z kolei studiuje ekonomię na Wydziale Ekonomii i Zarządzania. Lucia i Lourdes są w Polsce pierwszy raz. Chciały zobaczyć inny kraj, poznać od-mienną kulturę i ludzi. Wybór padł na Pol-skę. Są na IV roku biologii (tam studia I stopnia tyle trwają), a na UZ mogły studio-wać przedmioty, których nie było w progra-mie na ich rodzimej uczelni. Stwierdziły, że to może być ciekawe. Studiują biologię, a przedmiot zarządzanie zasobami leśnymi najbardziej przypadł im do gustu. Pobyt w lesie, szacowanie wieku drzew i określa-nie ich wysokości bardzo się im spodobał. Są zachwycone ilością zieleni w Polsce. Rodzina Andžeja ma polskie korze-nie, więc studia w Zielonej Górze, to dla nie-go kolejna wizyta w naszym kraju. Widział Warszawę, Poznań. Toruń, odwiedził Łebę. Andžej dość dobrze mówi po polsku. Stu-diuje na III roku. Jego uczelnia współpracu-je z UZ. W Wilnie studiował automatykę, a u nas w bonusie ma jeszcze robotykę. Na rodzimej uczelni to dwa oddzielne kierun-ki, a automatykę na I stopniu studiuje się 4 lata. Axel dość późno zdecydował się na od-bycie jednego semestru w ramach Erasmu-

Erasmus+ – przygoda warta przeżycia Na UZ studia realizowane są zgodnie z zasadami elastycznego systemu kształcenia oraz w oparciu o European Credit Transfer System (ECTS). Dzięki transferowi osiągnięć, student UZ ma możliwość odbywania części studiów w innej uczelni w kraju i za granicą.

sa+. Było jeszcze wolne miejsce w Zielonej Górze, więc przyjechał na UZ, choć to rzut kamieniem od Cottbus. Pobyt w Polsce nie jest dla niego nowością. Wcześniej przez 7 miesięcy pracował dla jednej z międzynaro-dowych firm komputerowych w Krakowie. Kiedy pytam o podobieństwa i różnice w studiowaniu u nas i na ich rodzimych uczelniach Hiszpanki akcentują, że w Polsce jest większy dystans pomiędzy wykładowca-mi a studentami. U nich te relacje są swobod-niejsze, bardziej familiarne. Tutaj mają więcej wykładów i prezentacji, u siebie więcej zajęć praktycznych. Może dlatego lepiej się czują w polskim lesie. Zresztą swój angielski „pod-pierają” hiszpańskim. Kiedy rozmawiamy w obecności Joasi, która podjęła się także roli tłumacza, nie ma problemu, ale na zajęciach to może stanowić przeszkodę. Andžej pod-chwytuje stwierdzenie o wykładach. Tak, u nas w Wilnie, wykładowcy mówią ze swoich no-tatek - mówi. Tutaj podstawą są prezentacje, które po zajęciach są udostępniane studentom, więc w trakcie zajęć nikt nie robi notatek i potem mało co się pamięta. Spośród 7 przedmiotów, które w tym semestrze ma zaliczyć na UZ Axel, tylko je-den jest prowadzony w języku angielskim.

Stoją od lewej: Axel Knodel, Lucia Selva Hernández Moreno, Lourdes Arias Salazar, Andžej Sakson i Joanna Rogala.

c.d. na stronie 9 ►

7GRUDZIEŃ 2015 UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI

Page 8: UZetka 116 (grudzień 2015)

administracjaarchitektura architektura

krajobrazuarchitektura wnętrz

automatyka i robotyka

bezpieczeń-stwo i higiena pracy

edukacja artystyczna w zakresie sztuki mu-zycznej

filologia: filologia angielska

filologia: filologia germańska

grafika

filologia: filologia fran-cuska z dru-kim językiem romańskim

socjologia wychowanie fizyczne

zarządzanie

praca socjalna

zarządzanie i inżynieria produkcji

inżynieria danych

inżynieria kosmiczna

edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych

efektywność energetyczna

ekonomia elektronika i telekomuni-kacja

dzienni-karstwo i komunikacja społeczna

europeistyka i stosunki transgranicz-ne

elektrotech-nika

budownictwo

fizyka fizyka techniczna

filologia polska

filozofia

historia

informatyka

informatykai ekonome-tria

inżynieria biomedyczna

inżynieria środowiska

jazz i muzyka estradowa

kulturoznaw-stwo

ochrona środowiska

bezpieczeń-stwo narodowe

biologia

biotechnolo-gia

biznes elektroniczny

lekarski

prawo

malarstwo matematyka mechanika i budowa maszyn

ochrona i bezpieczeń-stwo dzie-dzictwa kul-turowego logistyka

pedagogika politologia pielęgniar-stwo

psychologia

filologia: filologia rosyjska

filologiczna obsługa internetu i e-edytorstwo

inżynieria bezpieczeń-stwa

komunikacja biznesowa w języku rosyjskim

coaching i doradztwo filozoficzne

literaturapopularna i kreacje światów gier

budownictwo

UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI8 GRUDZIEŃ 2015 GRUDZIEŃ 2015

Page 9: UZetka 116 (grudzień 2015)

Wydział Mechaniczny powstał w 1967 roku i jest, obok Wydziału Informatyki, Elektrotechniki i Automaty-ki, najstarszym wydziałem na zielonogórskiej uczelni. Od początku swego istnienia pracownicy Wydziału ściśle współpracowali z przemy-słem. To było po prostu natu-ralne. Poszczególne firmy zlecały badania wytrzymało-ściowe czy z zakresu inży-nierii materiałowej albo wy-konanie odlewów. W fabryce pojawiał się problem tech-niczny, który trzeba było roz-wiązać. Oczywiście na miej-scu w zakładzie była kadra inżynierska i miała swoją wi-zję jak go rozwikłać. Jednak takie spojrzenie z boku, na-ukowca znającego daną te-matykę na wylot było bardzo przydatne. Od razu wszystko stawało się jasne. Można zaryzykować twierdzenie, że studia na tym Wydziale są bardzo konkretne. Nie tylko dla-tego, że to studia technicz-ne. Każdy ze studentów, zarówno I, jak i II stopnia ma obowiązek odbycia miesięcznej praktyki

w przedsiębiorstwie. Nie dość na tym. Na zakończe-nie studiów inżynierskich student przygotowuje pra-cę dyplomową. W przypad-ku tego Wydziału jest to praca projektowa, która do-tyczy rozwiązania kon-kretnego problemu tech-nicznego jednej z firm współpracujących z WM. Natomiast studenci finali-zujący studia II stopnia w swoich pracach dyplo-mowych rozwiązują pro-blemy badawcze. Wydział Mechanicz-ny współpracuje z wieloma firmami i często ta koope-racja trwa od wielu lat. Do tej pory Wydział podpisał z przedsiębiorstwami oko-ło 50 listów intencyjnych. Wystarczy wymienić takie zakłady jak: KGHM, Gedia Poland sp. z o.o. z Nowej Soli, Seco/Warwick S.A., Remix S.A., Recaro i John-son Conrol sp. z o.o., wszystkie ze Świebodzina, MB Pneumatyka, sp. z o.o. z Sulechowa, DUAL System s.j., Volt, Lumel, Nordis i Stelmet z Zielonej Górze, Kronopol z Żar, Solaris z Bolechowa pod Pozna-

Inżynier pilnie poszukiwanyDlatego z pozostałych sze-ściu Axel przygotowuje pro-jekty, które będą stanowiły podstawę do zaliczenia se-mestru. Dziewczyny mówią, że mają mało wspólnych zajęć z polskimi studentami biolo-gii, dlatego gros ich znajo-mych w Zielonej Górze, to inni obcokrajowcy, którzy stu-diują u nas w ramach Erasmu-sa+ oraz polscy studenci z akademika. Andžej chwali sobie relacje z kolegami z II i III roku, bo zajęcia ma i tu, i tu. Uczęszcza na wszystkie. Spotykamy się także poza zajęcia-mi. Czasem jest tak, że wychodzi do miasta 4. ludzi z Erasmusa+, a wraca do akademika 20 studen-tów z UZ – opowiada. Joasia dodaje, iż po przyjeździe obcokrajowcy mieli imprezę integracyjną na kręgielni, a teraz Dział Współpracy z Zagranicą przygotowuje dla nich Wi-gilię, by studenci z różnych krajów mieli okazję spróbo-wać polskich potraw wigi-lijnych. Hiszpanki mówią, że w Polsce „życie” jest tańsze, studenci mają zniżki i jesz-cze raz podkreślają urok zie-leni i lasów. Zwracają też uwagę na inną, niż w ich kraju, architekturę. Zdaniem Andžeja Polska i Litwa nie-wiele się różnią. Zauważa, że w naszych stronach można spotkać dużo Ukraińców i Białorusinów. Natomiast Axel ma zupełnie inne spo-strzeżenia: Wasze kluby, ta-kie jak Heven czy X_Demon swoim rozmachem przypo-minają te nasze berlińskie. No i alkohol macie tani – stwierdza z uśmiechem. Podczas zimowego se-mestru 2015/2016 w ramach Erasmusa+ na UZ przebywa 40 studentów z 9 krajów (Hiszpanii, Niemiec, Grecji, Portugalii, Litwy, Słowacji, Turcji, Czech i Włoch). Na-tomiast 42 studentów UZ studiuje w: Niemczech, Hiszpanii, Portugalii, Ru-munii, we Włoszech i w Czechach, a 5. przebywa na praktykach. Warto przypomnieć, że w roku akademickim 2012/2013 na UZ studiowała najlepsza studentka zagra-niczna w Polsce w kategorii „Studia licencjackie”, zwy-ciężczyni konkursu Fundacji Edukacyjnej PERSPEKTYWY z Warszawy. Jego Kapituła przyznała tytuł INTERSTU-DENT 2012 Colett Neumann z Lipska, która na co dzień studiowała na Wydziale Pe-dagogicznym Universität Leipzig. W Zielonej Górze była na II roku pedagogiki. Na wymianę przyjechała w paź-dzierniku 2012 r. i została do czerwca 2013 r.

Ewa Tworowska-ChwalibógFot. Mamert Janion

◄ c.d. ze strony 7

Erasmus+ – przygoda warta przeżycia

niem, etc. Ponieważ studia na tym Wydziale mają charak-ter akademicki, kooperacja z przemysłem jest niezwy-kle cenna. Studenci mają za-jęcia w przedsiębiorstwach (obecnie na przykład w MB Pneumatyka, sp. z o.o. w Sulechowie). Planowana jest współpraca systemowa z Seco/Warwick S.A ze Świebodzina, a rozpocznie ją konferencja naukowa. Innym atutem współ-pracy z przedsiębiorstwami jest wspólne występowanie o granty. Ani uczelnia, ani firmy nie mogą robić tego samodzielnie. Dopiero w kooperacji, razem, mogą zabiegać o dofinansowanie do projektów dotyczących wprowadzenia nowych technologii lub wytwarza-nia innowacyjnych produk-tów. To nie jest czcza gada-nina. Trwają prace nad wspólnymi projektami z So-larisem czy DUAL System.Dziekan Wydziału Mecha-nicznego dr hab. inż. Sła-womir Kłos, prof. UZ, z cała mocą podkreśla, że absol-wenci jego Wydziału nie mają żadnego problemu ze

znalezieniem pracy po stu-diach. Są tak przygotowani do wykonywania zawodu, że odnajdą się w każdej fir-mie. Wręcz poszukiwani są absolwenci mechaniki i bu-dowy maszyn, inżynierowie produkcji, inżynierowie utrzymania ruchu, inżynie-rowie produktowi (odpo-wiedzialni za produkt od fazy projektu, poprzez wy-konanie do wprowadzenia do sprzedaży) i inżyniero-wie procesu produkcji (od-powiedzialni za proces ma-sowego wytworzenia produktu). Nie inaczej jest z absolwentami inżynierii biomedycznej, bezpieczeń-stwa i higieny pracy czy edukacji techniczno-infor-

matycznej. Już na starcie swej za-wodowej drogi inżyniero-wie mechanicy mogą li-czyć na bardzo atrakcyjne wynagrodzenia, rzędu kil-ku tysięcy złotych. Muszą pamiętać tylko o jednym – powinni być bardziej mo-bilni. Praca nie zawsze czeka na sąsiedniej ulicy. Czasem warto się prze-nieść kilkadziesiąt albo kilkaset kilometrów od swego dotychczasowego miejsca zamieszkania, by rozwinąć skrzydła i zrobić zawodową karierę. Naprawdę warto.

etfot. Archiwum

Wydziału Mechanicznego

Święta tuż, tużNasz Uzetikus już przygotował się do nadchodzących świąt Bożego

Narodzenia. Ma odpowiedni strój. Tylko gdzie są prezenty? Czyżby o nich za-

pomniał? Święta bez prezentów? Hello, Uzetikusie, popraw się!

Specjaliści z Instytutu Spawalnictwa w Gliwicach przeprowadzili warsztaty na Wydziale Mechanicznym

Studenci WM podczas wizyty studyjnej w Kronopolu

UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI 9GRUDZIEŃ 2015

Page 10: UZetka 116 (grudzień 2015)

Zapraszamy do udziału w trzeciej edycji konkursu "Zgadnij gdzie?"

Telewizja UZ - dobrze wiedziećwww.tv.uz.zgora.pl

Na Wydziale Nauk Biologicznych UZ spotkali się studenci i doktoranci z 10 państw, by nawiązać kontakty, zaprezentować wyniki swoich dotychczasowych badań, a także zintegrować środowisko młodych biolo-gów.

Podpisanie listu intencyjnego, dotyczącego współpracy pomiędzy Uniwersytetem Zielonogórskim a zielo-nogórskim oddziałem Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji Rzeczypospolitej Polskiej. Celem przewodnim podpisania tego dokumentu jest wymiana wiedzy i doświadczeń pomiędzy stronami w zakre-sie teorii i praktyki na rzecz rozwoju infrastruktury komunikacyjnej, a także lepszego przygotowania absol-wentów do pracy w zawodzie inżyniera.

http://tv.uz.zgora.pl/index.php?miedzy-biotechnologi-a-ochrona-srodowiska

http://tv.uz.zgora.pl/index.php?porozumienie-o-wymianie-wiedzy

▪ Międzynarodowe sympozjum naukowe „Między biotechnologią a ochroną środowiska”

▪ List intencyjny

Prosimy o jeszcze więcej subskrypcji

Z nowym rokiem aka-demickim rozpoczęliśmy nasze wizyty w szkołach i na targach edukacyjnych. W ramach Ogólnopolskie-go Tygodnia Kariery w dniach 19, 22 i 23 paź-dziernika br. odwiedzili-śmy Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawo-dowej w Zielonej Gorze. Podczas spotkań mło-dzież mogła zapoznać się z ofertą edukacyjną Uni-wersytetu Zielonogórskiego oraz wysłuchać wystąpień naukowców dotyczących konkretnych kierunków studiów na naszej uczelni. O biznesie elektronicz-nym opowiadali: dr hab. inż. Marcin Mrugalski, prof. UZ i dr inż. Andrzej Marciniak z Wydziału In-formatyki, Elektrotechniki i Automatyki. Natomiast mgr Wiesław Wasilewski z Wydziału Ekonomii i Za-rządzania prezentował logi-stykę. 20. października br.

pojawiliśmy się na Targach Edukacyjnych w Zespole Szkół Ekonomicznych w Zielonej Górze. Złożyliśmy też wizytę (18.11) w Zespole Szkół Tech-nicznych i Zawodowych w Świebodzinie. O „sztucz-kach marketingowych w hi-permarketach” mówił dr Ja-nusz Śnihur z Wydziału Ekonomii i Zarządzania na-szego uniwersytetu. Nato-miast 19. listopada z naszą ofertą mogli zapoznać się uczestnicy Targów Eduka-cyjnych, które odbyły się w Collegium Polonicum w Słubicach. Mimo, iż zbliża się ko-niec roku kalendarzowego, tempo naszej pracy nie usta-je. W tym czasie czekają nas jeszcze targi w Międzycho-dzie, Gorzowie Wlkp. oraz Sulęcinie. Zatem do zoba-czenia!

mrg

Mobilny Uniwersytet

Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Zielonej Gorze

CIiPKZ Zielona Góra

CIiPKZ Zielona Góra

Collegium Polonicum w Słubicach Zespół Szkół Technicznych i Zawodowych w Świebodzinie

ZSTiZ Świebodzin

Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Zielonej Gorze

Zespół Szkół Ekonomicznych w Zielonej Górze

GRUDZIEŃ 2015GRUDZIEŃ 201510 UNIWERSYTET ZIELONOGÓRSKI

Page 11: UZetka 116 (grudzień 2015)

Wraz z kryzysem uchodźców przez polski internet przetoczyła się rzadko spotykana fala wirtualnej agresji. Wśród tysięcy agresyw-nych wobec imigrantów komentarzy pojawiły się nawet głosy po-parcia dla norweskiego terrorysty Andersa Breivika, który zabił 77 osób i postulował m.in. deportację muzułmanów z Europy. Byli też internauci sugerujący, aby uchodźców umieszczać w byłym obozie Auschwitz. Dochodzenie w tej drugiej sprawie rozpoczęła prokura-tura. Z internetowym hejtem musiała zmierzyć się też pisarka Olga Tokarczuk. Słowami o tym, że "robiliśmy straszne rzeczy jako ko-lonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów", ściągnęła na siebie tysiące nienawistnych komentarzy w mediach społecznościowych i na forach internetowych. W niektórych z nich laureatce Nagrody Nike grożono śmiercią. "W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowa-nej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni. Głęboko współczuję wszystkim hejtowanym" - napisała później na Facebooku pisarka. W połowie października obiektem internetowej agresji stał się Michał Jastrzębski, perkusista zespołu Lao Che, po tym jak wyjawił swoją homoseksualną orientację, a wszyscy muzycy jego zespołu wzięli udział w kampanii na rzecz środowiska LGBT. Twórcy płyty poświęconej powstaniu warszawskiemu, regularnie występujący w Muzeum Powstania Warszawskiego, lubiani przez prawicowe środowiska, teraz spotkali się z licznym hejtem z ich strony. "Przez kilka dekad Polacy żyli w ustroju, w którym nie mieli peł-nej wolności słowa. Internet dał niektórym z nas poczucie, że wresz-cie można się wygadać, jakkolwiek agresywne i nienawistne byłyby te wypowiedzi. Choć agresja w internecie jest powszechna na całym świecie, to akurat w Polsce ten czynnik powoduje, że jest jej rzeczy-wiście dużo" - powiedział PAP psycholog nowych technologii Jakub Kuś z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu."Internet w masowym korzystaniu funkcjonuje dopiero od 15-20 lat. To jest bardzo krótki czas. Mam jednak wrażenie, że hejtu jest, nie-stety, z roku na rok coraz więcej, mimo że coraz dłużej korzystamy z internetu i powinniśmy mieć już jakieś rozeznanie, co jest w nim właściwe, a co nie jest" - zaznaczył psycholog. Jego zdaniem, jeśli w najbliższym czasie nie zastanowimy się,

jak przeciwdziałać internetowej agresji, to za 10-15 lat jako spo-łeczeństwo będziemy mieli spory kłopot. Wprawdzie ukryci za monitorem internetowi hejterzy - gdyby ograniczyć im możliwość komentowania - raczej nie mieliby odwagi, aby wyjść na ulicę i mó-wić to samo, czy założyć bloga pod własnym sztandarem, jednak brak reakcji na internetową agresję może mieć długofalowe kon-sekwencje. "Agresywne zachowania internetowe wpływają na to, jak myśli-my o innych ludziach. Jeśli zachowamy się wobec kogoś agresyw-nie w internecie, to zaczynamy mieć poczucie, że takie zachowanie jest dopuszczalne. Wszystko wskazuje na to, że to poczucie będzie utrzymywało się także poza światem wirtualnym. To nie znaczy, że agresywny internauta będzie odwzorowywał w życiu swoje in-ternetowe zachowania. Jednak może mieć przełożenie, w jaki spo-sób będzie myślał i postrzegał inne osoby. Najczęściej jego reakcją będzie odczłowieczenie-odhumanizowanie innych" - opisał Kuś. Rozwiązaniu problemu mowy nienawiści w internecie poświęco-ne będzie spotkanie okrągłego stołu, które ma odbyć się w połowie listopada. Do udziału w wydarzeniu organizowanym przez rzecz-nika praw obywatelskich zaproszono przedstawicieli ministerstw, prokuratury, organizacji pozarządowych i największych portali. "Osobiście bardzo się cieszę, że okrągły stół jest zwołany na tak wysokim poziomie. Jednak będzie miał on szansę powodzenia wte-dy, kiedy uda się wyłonić kilka najważniejszych punktów dotyczą-cych tego, jak można walczyć z internetową nienawiścią" - zazna-czył Kuś. Blokowanie forów internetowych, usuwanie z nich agresyw-nych wpisów, czy zamykanie wyjątkowo nienawistnych dyskusji to - zdaniem Kusia - tylko środki doraźne. "Wyobrażam sobie sy-tuację, że można i warto zablokować dane forum, czy możliwość umieszczania komentarzy w najbardziej dramatycznych przypad-kach. Czasami to jest przecież walka o czyjeś życie. To jednak środek krótkofalowy, który nie zmieni mechanizmów, ułatwiających agre-sywne zachowania" - powiedział. Najlepszym spo-

◄ W styczniu 2016 r. minie rok od powstania Wielkiej Zielonej Góry po połączeniu miasta z gminą. Nasze miasto zrobiło ten krok jako pierwsze w kraju. Był to krok ku przyszłości, ale futurystyczne wizje mie-li też dawni zielonogórzanie. W 1905 r. wydano pocztówkę z wizją Wzgórz Augusta przy ul. Kilińskiego. Wzgórze miało być tak wysokie, by zmieścił się pod nim miał tunel oraz dworzec kolejowy "Stacja Wzgórze Augusta", naprzeciw którego wyobrażono sobie okazały hotel. Pod wzgórzem w wizji przyszłości grunber-gczyków znajdowała się okazała dzielnica fabryczna, a wszyscy jej mieszkańcy mieli po pracy odpoczywać w restauracji. Pijąc zielonogórskie wina, oczywiście.

Jak sto lat temu wyobrażano sobie Zieloną Górę za sto lat? :-)

Polscy hejterzy odreagowują dekady bez wolności słowaPolacy przez kilka dekad byli pozbawieni wolności słowa; internet dał niektórym po-czucie, że wreszcie mogą się wygadać, choćby agresywnie. To powoduje, że interneto-wego hejtu jest dużo - mówi PAP psycholog nowych technologii Jakub Kuś. Podkreśla, że "cyfrowa krzywda boli analogowo".

► Nie wszyscy zasia-dają wspólnie do wigilijnego stołu, więc od

ponad stu lat wysyłamy sobie życzenia zapisane na pocztówkach. W momencie pojawienia się pierwszych kart pocztowych zwyczaj pisemnego przekazywania życzeń bożonarodzeniowych miał już wielowiekowa tradycję.

Odręcznie życzenia bożonarodzeniowe i noworoczne, zdobione np. broka-tem, popularne były już w baroku. Odnoszono się do regionalnego folkloru

lub uwidaczniano widoki miast zasypanych śniegiem i podążającego w stronę domów św. Mikołaja. Na pocztówkach często umieszczano świą-

teczne wiersze, ukazywano zapracowane skrzaty, aniołki, mieszkańców. Dawne karty pocztowe były też ręcznie malowane, wytłaczane oraz wyko-

nywane np. z drewna czy jedwabiu.Opracowanie: Grzegorz BiszczanikKarty pocztowe ze zbiorów Autora.

POCZTÓWKI Z PRZESZŁOŚCI

sobem na zwrócenie uwagi na potencjalne skutki internetowej agresji jest - zdaniem psychologa - stworzenie dobrej kampanii społecznej, skierowanej przede wszystkim do młodych ludzi, w oparciu o wiedzę naukową. "W Polsce bardzo brakuje też kur-sów, które uczyłyby młodych ludzi dobrego korzystania z inter-netu. Nie ma lekcji, na których uczy się, jak korzystać z internetu, aby nie ranić innych ludzi, aby pamiętać, że po drugiej stronie monitora też znajduje się człowiek. Społeczeństwo musi jeszcze do internetu dorosnąć. Nie chodzi tylko o polskie społeczeństwo" - podkreślił. To, na ile dane społeczeństwo jest otwarte na wszelkie odmien-ności, nie jest - zdaniem psychologa - najważniejszym czynni-kiem wpływającym na poziom internetowej agresji. To zjawiska powiązane tylko na pewnym poziomie, ale internetowy hejt zale-ży dużo bardziej od indywidualnych skłonności konkretnej oso-by. Nie musi być połączony ze stereotypami czy uprzedzeniami. Jakiś czas temu przeprowadzono badania na temat tzw. in-ternetowych trolli. Okazało się, że to są ludzie o podwyższonym poziomie sadyzmu. Traktują internet jako przestrzeń do manife-stowania swoich sadystycznych zachowań. Z drugiej strony mają podwyższony poziom narcyzmu. "To układa się w spójną całość: dla swojej egoistycznej zabawy, polegającej na trollowaniu, ma-nipulują oni innymi ludźmi, traktują jak zabawki w cyberprze-strzeni. Nie zdają sobie sprawy z tego, że cyfrowa krzywda boli analogowo" - powiedział ekspert. Internetowej agresji sprzyja też poczucie, że funkcjonowanie w internecie, to funkcjonowanie w zupełnie innym świecie. Psy-chologowie internetu badali też, w jaki sposób ludzie postrzegają obowiązujące w nim zasady etyczne i moralne. Okazało się, że wobec wirtualnej rzeczywistości stosuje się często inne zasady. "Więcej uznajemy za dopuszczalne, etyczne. Takie zachowania, które poza internetem byłyby niedopuszczalne, w nim okazują się codziennością. Dobrym przykładem może być piractwo. Bar-dzo mało osób, dopuszczających się piractwa internetowego, we-szłoby do sklepu i wzięło sobie kilka płyt do torby" - zaznaczył Kuś. Również określenie "hejt" to - jego zdaniem - eufemizm. "Po-pularność akurat tego słowa, to w pewnym sensie usprawiedli-wienie tego zjawiska i próba jego relatywizacji. Sugeruje, że są to zachowania dopuszczalne w warunkach internetu. Nie mówi-my już o nienawiści, wściekłości, obrażaniu innych ludzi, tylko o +hejcie+. Sprawia to wrażenie bardziej zabawy niż wyrządza-nia krzywdy innym osobom, czy grupom ludzi" - zauważył roz-mówca PAP.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska

11GRUDZIEŃ 2015 ZIELONA GÓRA

Page 12: UZetka 116 (grudzień 2015)

ZIELONA GÓRA KULTURY Prezenty w okładkach

Śledczemu Pawłowi Mielczarkowi przy-dzielono sprawę śmierci wykładowcy miejscowego uniwersytetu. Profesor został otruty i zmarł podczas przerwy w pracy. Jak dotąd policjant dokonał przesłuchań żony i studenta, który współpracował ściśle z profesorem. Trop prowadził go dalej.

Paweł wiedział, że dziś spóźni się do pracy. Zdarzało mu się to dość rzadko, ale czasa-mi nic nie mógł na to poradzić. Powody by-wały różne, ale najczęstszym było zarwanie nocy przy jego ulubionym serialu. Nie mógł poradzić sobie z pokusą obejrzenia późną nocą najnowszych przygód telewi-zyjnego detektywa, którego śledztwa były tak mocno interesujące i złożone.

Gdy pojawił się w biurze, na biurku od razu zauważył teczkę z raportem patologa. Nie ściągając płaszcza, od razu usiadł do lektury. Nie zauważył nawet wejścia swo-jego przełożonego inspektora Knopa, który stanął w drzwiach.

- Mielczarek, jak zwykle podpadasz na całej linii. Gdzie byłeś cały poranek? - zapy-tał, stojąc za plecami.Paweł wzdrygnął się z zaskoczenia i od-wrócił w stronę szefa.

- Arszenik? Ktoś jeszcze to stosuje? - od-parł.- Najwyraźniej tak. To stara i bardzo sku-teczna trucizna.- Myślałem, że została już wycofana i zapomniana. Chyba nie jest dostępna w ogólnodostępnej sprzedaży?- Nie całkiem. Kiedyś stosowano ją w przemyśle, ale wycofano ją na skutek działania rakotwórczego. Teraz stosuje się ją w medycynie przy jednej z poważnych odmian białaczki.- To ciekawe – powiedział Paweł i ponow-nie pochylił się nad raportem.- Najprawdopodobniej przyjął ją w posiłku. Ktoś musiał zatruć mu drugie śniadanie. Ty musisz się dowiedzieć kto to zrobił. I to szybko.Mielczarek nie odrywał się od czytania. Zdał sobie sprawę, że sprawa robi się bardzo tajemnicza i złożona, niczym w jego ulubionym serialu.- Dziś spotykam się z kluczowym świad-kiem, którego informacje na pewno pomo-gą nam w rozwiązaniu tej zagadki – odpo-wiedział po chwili.- Mam taką nadzieję. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ta sprawa robi się coraz bardziej głośniejsza. Pisano już o niej w gazecie lokalnej, a niedługo pew-

nie zostanie ujawniona szerzej. Bierz się do roboty, Mielczarek!

Kamienica w której mieszkał profesor, na którego trop zaprowadził detektywa stu-dent znajdowała się dość zaniedbanej, sta-rej dzielnicy miasta. Jednak sam budynek był okazały i musiał kiedyś być rezydencją naprawdę bogatej rodziny.

Mielczarek zrobił wcześniej wywiad, z którego dowiedział się, iż naukowiec ten pracował razem z otrutym profesorem, ale nie wykładał na tutejszym uniwersytecie. Był związany z ośrodkami naukowymi we Wrocławiu i Poznaniu. Znajdował się w stanie spoczynku, a lokalnym kołem na-ukowym zajmował się hobbystycznie. De-tektyw nie do końca wierzył w te informa-cje. Z tego co mówił mu student, były tarcia pomiędzy profesorami. Musiał dowiedzieć się, na czym dokładnie polegały.

Nacisnął przycisk domofonu i czekał. Nie doczekał się odpowiedzi, więc powtórzył czynność jeszcze kilkukrotnie. Nagle ktoś od wewnątrz otworzył drzwi i wyszedł na chodnik. Mielczarek złapał szybko za klamkę i wszedł na klatkę schodową.Mieszkanie znajdowało się na pierwszym

piętrze. Na drewnianych, zielonych i masywnych drzwiach widniał mosiężny numer czwarty.

Paweł zapukał zdecydowanie i nasłuchiwał w skupieniu, czy nie dobiegnie go żaden odgłos, zdradzający obecność profesora. Nic nie usłyszał. Nabrał jednak podejrzeń i przeczucia, że coś jest nie w porządku.Zapukał jeszcze raz dla pewności, a po chwili złapał za klamkę. Drzwi były otwar-te. Wszedł powoli do ciemnego przedpo-koju.

Mieszkanie na pierwszy rzut oka wydawa-ło się puste. Korytarz prowadził do obszer-nej kuchni, do której zajrzał w pierwszej kolejności. W zlewie poniewierały się brudne szklanki i kubki. Na kuchence stał czajnik i garnek z resztkami sosu. Wszyst-ko wyglądało naturalnie.

Detektyw przeszedł do dużego pokoju. Od razu zaniepokoiło go grające radio. Czyżby właściciel mieszkania był takim zapominal-skim? - przemknęło mu przez myśl.

W końcu skierował się do gabinetu. Ciało profesora leżało nieruchomo na fotelu przy dużym, dębowym biurku.

Śmierć w auli. Odc. 3OPOWIADANIE LOKALNE I KRYMINALNE

Marcin Radwański – zielonogórski pisarz,

autor książek pt. „Skok w przepaść”

i „Nieprzypadkowa ofiara”. Strona autora

www.marcinradwanski.pl

Biblioteka Pedagogiczna poleca swoje zbiory!

Paweł Fortuna uczynił porażkę przedmiotem swo-ich badań i rozwa-żań. Porównał ją do cytryn, z których można zrobić lemo-

niadę. Jak to uczynić? Autor proponuje dzia-łania w formie kroków mogących dokonać pozytywnej zmiany. Każdy zaakceptowany błąd przy umiejętnym podejściu może stać się lekcją, z której wyciągniemy wnioski. Życie bez pomyłek nie jest możliwe. Czę-sto za pozorami osobistego sukcesu kryją się ludzkie dramaty. Jeśli porażkę potrak-tujemy, jako impuls do własnego rozwoju wykażemy się w ten sposób odwagą i dzielnością. Jest to trudna akceptacja, ale jeśli się na nią zdecydujemy, to może okazać się warta włożonego w nią wysiłku. To także pierwszy krok, aby z błędu ży-ciowego uczynić przysłowiową lemoniadę. Również uczenie się na błędach innych jest korzystne. Doskonaleniu się na podstawie

doświadczeń drugiego człowieka najbar-dziej sprzyja metoda studium przypadku, czyli poddanie analizie czyichś niepowo-dzeń. Bezcenne jest zebranie informacji na temat napotkanych trudności i refleksyjna obserwacja. Po niej zostaje tylko wyciągnąć wnioski. Autor podkreśla pozytywny aspekt po-rażki, dzięki której człowiek może dokonać konfrontacji z samym sobą oraz przyjrzeć się własnym działaniom, co pozwala na wyty-czenie kierunku na przyszłość. Książka jest napisana przystępnie i ciekawie. Lektura jej nastraja optymistycznie. Z rozważań pisarza mogą skorzystać studenci psychologii i pedagogiki oraz każdy, kto pragnie unik-nąć negatywnych skutków porażki.

Jadwiga Matuszczak

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzkaim. Marii Grzegorzewskiejw Zielonej Górzewww.pbw.zgora.pl

Radosław Kotarski | NIC BARDZIEJ MYLNEGO!Autor, pochodzący z Zielonej Góry, sprawdza, czy faktycznie Napoleon był niski, czy naprawdę wykorzystujemy tylko 10% możliwości naszego mózgu albo czy rzeczywiście zjadamy kilka pająków rocznie podczas snu.

Patryk Vega | ZŁE PSY. PO CIEMNEJ STRONIE MOCY Wstrząsające historie policjantów, którzy nie wytrzymali presji w pracy, przeszli na drugą stronę barykady i trafili do więzienia albo wylądowali w szpitalu psychiatrycznym.Przerzucanie zwłok z dzielnicy do dzielnicy czy imprezy ze świadkami koronnymi zakończone grupowym seksem to led-wie punkt wyjścia do dramatów ujawnionych w rozmowach.Twardo, po męsku, bez cenzury.

Jerzy Bralczyk | 500 ZDAŃ POLSKICH Od „Daj, ać ja pobruszę...” do „No to frugo”. Najbardziej błyskotliwy spe-cjalista od polszczyzny o pięćsetce najbłyskotliwszych, najniezwyklejszych, najważniejszych polskich zdań. Bralczyk stworzył niezwykłą opowieść

o polskiej mentalności.

Olga Tokarczuk | GRA NA WIELU BĘBENKACHGaleria postaci, różnorodność stylów i niezwykłość historii – najgło-śniejszy i najszerzej komentowany w Polsce tom opowiadań ostatnich dekad. Kwintesencja pisarstwa Olgi Tokarczuk. Każde z opowiadań zamieszczonych w książce w odmienny, często zaskakujący sposób ożywia, przeformułowuje lub ocala bogactwo krótkiej formy.

Katarzyna Tusk | ELEMENTARZ STYLUPo czterech latach prowadzenia najpopularniejszego w Polsce bloga poświęco-nego modzie i stylowi życia, jego autorka napisała i zilustrowała swój własny "Elementarz stylu", w którym łamie stereotypy na temat mody i zdradza sposoby na to, aby zawsze wyglądać szykownie. Piękne wydanie.

Paweł Fortuna Pozytywna psychologia porażki. Jak z cytryn zro-bić lemoniadę?

Aby Święta Bożego Narodzeniabyły Bliskością i Spokojem,a Nowy Rok – Dobrym Czasem.

Konstanty Ildefons Gałczyński

życzymy sobie świątecznie

GRUDZIEŃ 2015GRUDZIEŃ 201512 KULTURA

Page 13: UZetka 116 (grudzień 2015)

TEATR LUBUSKI

33 minuty z życia Zielonej Góry

Adele jest wszędzie, nawet na płótnie... Ale nie TA Adele ;-) W ramach grudnio-wej "przypominajki z klasyki" proponuje-my wam gorącą Adele, żonę bogatego wiedeńskiego przedsiębiorcy, który za-mówił portret ukochanej u Gustava Klim-ta. Trwające ponad 3 lata prace nad malowidłem artysta ukończył w 1907 r. Jak twierdzą znawcy biografii Klimta, dokończenie obrazu zajęło mu tak dużo czasu ze względu na jego szczególnie intymne stosunki z pozującą Adele, która była też jedyną kobietą sportretowaną przez tego artystę aż dwa razy! Obraz zajmuje piąte miejsce najdrożej sprze-danych dzieł malarskich. Zapłacono za niego 155 milionów dolarów - hello!

„Małgośka” jest muzyczną opowieścią o trzech pokole-niach samotnych kobiet, które bardzo wiele dzieli, ale łączy – jak w wielu polskich rodzinach – fascynacja twórczością Maryli. Babka „Małgośka” (w tej roli Elżbieta Donimirska) uważa, że to ona sama jest bohaterką jej piosenek. Zabawnie, a czasami dramatycznie doszukuje się w piosenkach wydarzeń i wąt-ków ze swojego życiorysu. Czy i nam nie zdarzają się podobne odczucia? Matka „Maryla” (Marta Frąckowiak) nie akcep-tuje siebie i swojego losu, a jest jeszcze Wnuczka „Gandzia” (Alicja Stasiewicz), która przy-gotowuje się do konkursu na wykonanie piosenek Maryli z „Cyganami, którzy odjechali w siną dal”…

Scenariusz i reżyseria: Lech Mackiewicz

Sprawdź repertuar: teatr.zgora.pl

Zielona Góra była już bohaterem kilku filmów. Tym razem do pracy zabrali się lokal-ni poeci oraz kabareciarze. Co z tego wyszło? O tym będzie można przekonać się już niedługo. Kostiumy, romans i farsa – tak, w kilku słowach, można określić nowy film o Winnym Grodzie. Autorką scenariusza „33 minut z życia Zielonej Góry, czyli w pół drogi” jest Halina Bohuta-Stąpel. Inspiracje czerpała z dzieła artysty mieszka-jącego w XIX wieku w okolicach Zielonej Góry – Karla Eduarda von Holtei’a. Reży-serie filmu powierzyła Tomaszowi Łupakowi. Film z Beatą Małecką i Sławomirem Kaczmarkiem będzie można zobaczyć prawdopodobnie już w styczniu 2016 roku. Agata Nuckowska

MAŁGOŚKA Z ZIELONEJ

daty:19.12, 19:0020.12, 19:0031.12, 20:00

bilet: 60 zł

13GRUDZIEŃ 2015 KULTURA

Page 14: UZetka 116 (grudzień 2015)

PRZYGOTOWANIA DO ŚWIĄT W każdym domu przygotowania wyglądały inaczej, bo w Malezji jest wiele kultur i religii. Niektórzy w ogóle nie robią przygotowań. Dla nich Boże Narodzenie to zwyczajny czas. W czasie katolickich świąt np. otwarte są hinduskie oraz chiń-skie sklepy i restauracje.

WIGILIA Czasem trwała do późnej nocy. Mama, która gra na skrzyp-cach, grała kolędy. Lubiliśmy śpiewać „Silent night”. Niektó-rzy zaproszeni znajomi śpiewali po angielsku, Polacy – po polsku. Zaproszeni goście – czasem 10 osób – przynosili po-trawy. Gdy było dużo ludzi, ustawialiśmy dwa stoły: osobo dla dzieci i dorosłych. Dzieliliśmy się opłatkiem.

PREZENTY To najczęściej słodycze. Gdy byłem mały, dostawałem zabawki, ale potem już tylko słodycze. Prezentem były też pieniądze, ale je dostawaliśmy dopiero w ostatni dzień starego, chińskiego roku. Wtedy „chodziliśmy po rodzinie” taty – każdy dostawał pieniądze, koniecznie w czerwonej kopercie, i mandarynki. Czasem cały kosz. Ta czerwona koperta to ang pao. Symbolizuje powo-dzenie i ma odpędzać złe duchy.

DEKORACJA DOMU I MIASTA W domu była choinka, sztuczna. Prawdziwa nie wytrzymałaby wysokiej temperatury. Na cho-ince wieszaliśmy różnokolorowe światełka, cukierki. Miasto właściwie nie było jakoś szczególnie ozdobione. Światełka wieszano tylko na wystawach sklepów, bo to było okazja do przyciągnięcia klientów. W czasie Bożego Narodzenia są duże rabaty, wszyscy robią zakupy. Miasto tętni ży-ciem.

POTRAWY Tradycyjne potrawy szykowała mama. Były to uszka, ryba, makowiec, barszcz. Nie smakuje mi polskie jedzenie, ale barszcz jest super! Oprócz tego mieliśmy dużo pierogów dim sum z farszem w różnych smakach. Najczęściej krewetkowym i drobiowym.

SPĘDZANIE WOLNEGO CZASU Gdy się nudziłem, oglądałem TV, najczęściej programy o gotowaniu. Wychodziłem też z ro-dzeństwem pojeździć na rowerach, bo mieszkaliśmy blisko parku.

Opracowanie:Dorota Głowienka

WIELOKULTUROWOKutia, grzyby, owocowe ciasta Pierogi z farszem krewetkowym

PRZYGOTOWANIA DO ŚWIĄT Na Ukrainie Boże Narodzenie obchodzi się 7 stycznia, ponieważ większość ludzi to prawosławni. Mojej rodzinie, w której są sami katolicy, było trudno, ponieważ przerwa świą-teczna rozpoczynała się dopiero 27 grudnia. Z tego powodu nie mieliśmy dużo czasu na przygotowania do Wigilii 24 grudnia. Każdy z nas był w pracy lub w szkole, ale święto jest dla nas na tyle ważne, że nie patrząc na wszystko, spotykali-śmy się. Nawet mieliśmy taką tradycję, że co roku dziadko-wie przyjeżdżali do nas na Wigilię i cała rodzina była razem.

WIGILIA Zasiadaliśmy do Wigilii dopiero wtedy, gdy pojawiła się na niebie pierwsza gwiazda. Później dzieliliśmy się opłatkiem. To mój ulubiony moment, najbardziej rodzinny, jednoczący. Ważnym elementem było to, że każdego roku przy stole zostawialiśmy wolne miejsce dla przypadkowego gościa.

PREZENTY Na Ukrainie nikt nie darował prezentów na Boże Narodzenie. To Sylwester uważano za naj-większe święto, dlatego wszystkie prezenty dostawaliśmy 1 stycznia o godzinie 00:00. Do tego momentu wszystkie niepodpisane prezenty były pod choinką.

DEKORACJA DOMU I MIASTA Cała nasza rodzina uwielbia, kiedy świąteczna dekoracja jest w każdym pokoju. Dlatego w domu mieliśmy ustawione dwie choinki. Żywa, duża choinka była w salonie, obok niej zawsze stała bożonarodzeniowa szopka. Druga choinka - sztuczna i mała- była w sypialni. Świątecznie dekorowano też cały Żytomierz. Każde drzewo mieniło się światełkami, a w centrum miasta była ustawiona dwudziestometrowa choinka. Obok niej stali Santa Claus i bałwan.

POTRAWY Na stole zawsze było 12 potraw: kutia, ryba, śledź z cebulą, ziemniaki z grzybami, pierogi z ka-pustą lub z ziemniakami, winegret i jakaś inna sałatka, kapusta z grzybami, kompot z suszonych owoców. Dziadkowie zawsze przynosili owocowe ciasta. Najważniejszym był opłatek. W naszej rodzinie w Wigilię nikt nie pije alkoholu.

SPĘDZANIE WOLNEGO CZASU Mój wolny czas pełen życia. Kiedy nie chciało mi się siedzieć w domu, spotykałam się z przyja-ciółmi albo z moją rodziną. Robiliśmy śmieszne zdjęcia lub filmy. Bywało też tak, że zostawałam sama w domu. Wtedy słuchałam muzyki lub rysowałam.

Znani Czytelnikom z poprzedniego numeru "UZetki" Kateryna i Mikołaj tym razem mają dla Was garść infor-macji o tym, jak święta Bożego Narodzenia spędza się na Ukrainie i w Malezji.

KATERYNA BOBROVNYTSKA MIKOŁAJ YEOW

Dzień Bożego NarodzeniaDzień Bożego Narodzenia nie był ustalony w Kościele Katolickim do czasów Św Juliusza I, papie-ża w latach 337 - 352. Przedtem obchodzono ten dzień różnie : 1-go stycznia, 6-go stycznia, 25-go marca lub 20-go maja. Ewangelia nie mówi nic konkretnego na ten temat, ale doczytać się można u Św Łukasza, że o narodzeniu Chrystusa anioł Pański powiadomił pasterzy 'trzymających nocne straże nad stadem swoim' (Łuk. 2;8). A owiec pilnowało się nocą wtedy, jak i teraz, tylko w okresie, kiedy rodziły się jagnięta, to znaczy na wiosnę. Zresztą historycy przyznają, że obchodzenie jakichkolwiek urodzin nie zgadzało się z doktryną wczesnochrześcijańską. Śmierć była właściwym narodzeniem w oczach Boga, stąd do dziś święci patronują naszym dniom nie w rocznicę ich uro-dzin, ale w rocznicę ich śmierci. Ustalenie daty Święta Bożego Narodzenia było zabiegiem niejako strategicznym. W owym czasie w Rzymie wyznawcy Mitraizmu obchodzili 25 grudnia ̀ Urodziny Niezwyciężonego Boga Słońca'. Źródło: Dziwy i dziwadła obyczajowe, Roman Antoszewski

A ty całuj mnie

Jemioła jest magiczna. A przynajmniej za taką uchodziła w celtyckich i teutońskich legendach. Mogła bowiem leczyć rany, zwiększać płodność, przynosić szczęście, a także chronić przed złymi mocami. Zwyczaj całowania się pod jemiołą pojawił się dopiero w czasach wiktoriańskich, czyli w latach 1837-1901. Jak zauważają dzienni-karze TVN24, jest to kuriozalne, biorąc pod uwagę fakt, że epoka ta zasłynęła z rygory-stycznej moralności, piętnującej cielesność i okazywanie uczuć. Źródło: www.tvn24.pl

Szadź, szron i okiść Czy wiecie na pewno, co oznaczają te trzy zi-mowe pojęcia? Wiele osób myli te zjawiska, bo często wyglądają podobnie ale ich geneza jest inna. Okiść to opad śniegu osiadający na gałęziach drzew i krzewów. Szron to z kolei osad tworzący drobne lodowe kryształki w wyniku kontaktu wilgotnego powietrza z podłożem o temperaturze poniżej 0 °C.Szadź powstaje przy zamarzaniu mgły lub chmury w momencie zetknięcia kropelek przechłodzonej wody z powierzchnią np. drzewa lub już narosłej szadzi. Składa się ze zlepionych kryształków lodu. A płatek śniegu to... prawdziwe dzieło sztu-ki. Zawsze to sześcioramienny kryształ lodu o regularnych kształtach.

GRUDZIEŃ 2015GRUDZIEŃ 201514 KULTURA

Page 15: UZetka 116 (grudzień 2015)

Nowy Rok już za nami, patrzymy w kalendarz, a tam? 2016. Dziwne, przyzwyczajeni do liczby 2015 musimy spoglądać jeszcze kilka razy... Jednak nieopodal kalendarza leży jeszcze coś. Coś, co przybyło nam i było naszym zamiarem. Lista po-stanowień! Postanawiam sobie, że… Od jutra nie będę… Ile takich list już się wyrzuciło do śmietnika? Ile takich list się zrealizowało? Czy chociaż połowę? Przecież postanowienia noworoczne to zwykłe planowanie oflagowane jedynie pla-kietką „noworoczne”. Zatem w czym tkwi problem? W naszej małej wytrwałości w dążeniu do celu czy nakładaniu plakiet-ki „noworoczne” i traktowaniu ich po macoszemu?

Jak sporządzić dobry plan

Tu trzeba przytoczyć literaturę. Pierwsze, co rzuca się na myśl, to ulubienica wszystkich kobiet: Bridget Jones. Jej ma-giczny dziennik! Spisywała, opisywała… To jest jej narzędzie do osiągnięcia założeń. Etapowo i sukcesywnie dążyła do ce-lów, które zapisywała na początku roku. Co ciekawe, można nim opisać, jaką jej działania miały amplitudę. Dla przykładu: jednostki alkoholu. Raz przesadziła z ich ilością, innym ra-zem czuła niedosyt. Takie zapiski budzą uśmiech, ale mogą być też metodą niejednego menedżera do pracy nad sobą lub projektem.

Kalendarz - nasz niezbędnik

Pierwsza rzecz, którą musimy mieć: kalendarz. Nie kompute-rowy, nie skrócony. Zwykły – najlepiej dzienny kalendarz (za-piszemy najwięcej). W takim zawsze można coś skreślić, pod-kreślić, przepisać... Możemy się umówić, odmówić, przełożyć spotkanie. Szybka reakcja – otwieramy i zapisujemy. A może tak dążyć do celów długookresowych poprzez wyznaczanie sobie celów krótkoterminowych? Krótkookre-sowe cele są etapami dążenia do jednego ważnego dla nas celu. Czyż to nie łatwe? Jak śpiewała Whitney Houston: „step by step”!

Nauki ekonomiczne, czy też psychologiczne mówią o tym, że istnieje coś takiego jak zarządzanie przez cele. Czyż nie warto ich wdrożyć i zastosować właśnie w swoich postanowie-niach? Gdyby tak na swoje życie spojrzeć „biznesowo”?

Motywacja a uczucia

Bardzo ważna jest też motywacja. To, na ile czujemy, że sami coś osiągniemy bez pomocy innych. Bardzo często mylimy ją z zaangażowaniem uczuciowym. Ono trwa chwilę. Jesteśmy mocni w swym postanowieniu, ponieważ jesteśmy „nabuzo-

wani” emocjami. Chcemy robić coś pod wpływem innych, „palimy” się do tej czynności. Spójrzmy na ten problem od strony potrzebnych umie-jętności: czy ktoś zwrócił uwagę, że potrzebne są nam do osią-gnięcia celu konkretne zdolności? I to takie, które są niezwy-kle cenne na konkretnych szczeblach kariery zawodowej? Dajmy na to: umiejętności interpersonalne i prowadzenia re-lacji międzyludzkich. Mamy mocne postanowienie, tak? Trzymamy się go kurczowo, jesteśmy zdeterminowani do osiągnięcia celu. Jest jednak jeden element. Wszystkie bodźce i osoby znajdujące się na zewnątrz i na nas wpływające.

Dasz sobie radę?

Skupmy się na osobach. Mamy chęci pracy nad sobą na 5 punktów. Słyszymy: nie zrobisz tego. Automatycznie spada do 4. Wystarczy zwykłe pytanie: „jesteś pewny/a, że dasz so-bie radę?” i nasze zaangażowanie ulega rozmyciu. Cała nasza mądrość polega na tym, aby te ataki na nasze postanowienia odeprzeć. Im bardziej wyraziście sami poczujemy, że coś zro-biliśmy, obroniliśmy swoje cele, tym bardziej nasze cele będą trwalsze i tym śmielej będziemy ich bronić w przyszłości. Jak zatem zrobić tak, aby wywalczyć osiągnięty cel? Za-łóżmy, że mamy ich 14. Wizualizujemy sobie schody o takiej samej liczbie. Każdy schodek to etap naszych postanowień (lub poszczególne cele – w zależności od preferencji). Albo idziemy pod górę – sami, albo zmierzamy na dół. Nie ma po-stoju, gdyż wprowadzi się zastój (czyli odchodzenie od posta-nowień). I nie mamy tu ruchomych schodów jak w pokaźnych centrach handlowych. Może wyobraźnia i – brzydko określa-jąc – „ubzdurowienie” sobie pewnych faktów i elementów rzeczywistości są receptą na dobry rezultat? Osiągnięcia każ-dego, nawet najdrobniejszego celu, życzę sobie i wszystkim Czytelnikom.

Karolina Gębska

Od nowego roku nie będę...„Wiesz, w zasadzie nie będę Ci niczego życzyć, bo wszystko już masz. Życzę Ci zdrowia i wszystkiego, o czym tylko sobie zama-rzysz”. Tak mówi do nas mama, koleżanka, daleka krewna… Co wtedy, jeśli „zamarzysz” zamienimy na słowo „zaplanujesz”?

A może tak dążyć do celów długo-okresowych poprzez wyznaczanie sobie celów krótkoterminowych? Krótkookresowe cele są etapami dążenia do jednego ważnego dla nas celu. Czyż to nie łatwe? Jak śpiewała Whitney Houston: „step by step”!

15GRUDZIEŃ 2015 KULTURA

Page 16: UZetka 116 (grudzień 2015)

GRUDZIEŃ 201516 WOJEWÓDZTWO LUBUSKIE