Tylko Toruń nr 46

24
www.tylkotorun.pl BEZPŁATNA GAZETA TORUŃSKA | NR 46 | 21 SIERPNIA 2015 | ISSN 4008-3456 | NAKŁAD 25.000 EGZ. FELIETON STR.2 Sezon na wraki Pojawiają się tylko przy bardzo niskiej wodzie. Poznawać je najlepiej z płaskodennej łodzi, pontonu albo kajaka. Są źródłem legend i naukowych sprzeczek. Budzą emocje. Bo skąd aż pięć wraków tak blisko siebie, akurat tu, koło Bobrownik? 12-13 5 września warto wybrać się do Fortu XIV przy ul. Łódzkiej w Toruniu, by obejrzeć Manewry Ratownicze 7 Miłość i muzyka to ma- gia. W hospicjum dla dzieci „Nadzieja” zagrał skrzypek Steve Kindler 22 O doskonałej formie przed Mistrzostwami Świata w Pekinie mówi Paweł Fajdek, najlepszy polski młociarz 23 O politycznej emeryturze, nowym prezydencie, kłopotach PO - rozmawia- my z Janem Wyrowińskim 5 Losy zwycięzcy pierwszego maratonu w Polsce z metą w Toruniu 4

description

Tylko Toruń nr 46

Transcript of Tylko Toruń nr 46

Page 1: Tylko Toruń nr 46

www.tylkotorun.pl

BEZPŁATNA GAZETA TORUŃSKA | NR 46 | 21 SIERPNIA 2015 | ISSN 4008-3456 | NAKŁAD 25.000 EGZ. FELIETON STR.2

Sezon na wraki

Pojawiają się tylko przy bardzo niskiej wodzie. Poznawać je najlepiej z płaskodennej łodzi, pontonu albo kajaka. Są źródłem legend i naukowych sprzeczek. Budzą emocje. Bo skąd aż pięć wraków tak blisko siebie, akurat tu, koło Bobrownik?

12-13

5 września warto wybrać się do Fortu XIV przy ul. Łódzkiej w Toruniu, by obejrzeć Manewry Ratownicze

7Miłość i muzyka to ma-gia. W hospicjum dla dzieci „Nadzieja” zagrał skrzypek Steve Kindler

22

O doskonałej formie przed Mistrzostwami Świata w Pekinie mówi Paweł Fajdek, najlepszy polski młociarz

23

O politycznej emeryturze, nowym prezydencie, kłopotach PO - rozmawia-my z Janem Wyrowińskim 5

Losy zwycięzcy pierwszego maratonu w Polsce z metą w Toruniu 4

Page 2: Tylko Toruń nr 46

tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.2 FELIETON

stopka redakcyjna

Redakcja „Tylko Toruń”

Złotoria, ul. 8 marca [email protected]

GoldendorfRedaktor naczelny

Radosław RzeszotekZastępca redaktora

naczelnego

Jacek Kiełpiński (GSM 723 030 103)Redaktor wydania

Kinga Baranowska Dział reportażu i publicystyki

Marcin Tokarz, Tomasz Więcławski (GSM 535 405 385)Dział informacyjny

Łukasz Piecyk,Aleksandra Radzikowska, Michał CiechowskiKultura

Łukasz PiecykZdjęcia

Adam Zakrzewski, Łukasz Piecyk, Maciej PagałaREKLAMA

Aleksandra Grzegorzewska (GSM 512 202 240), Agnieszka Korzeniewska (GSM 534 206 683),Małgorzata Kramarz (GSM 607 908 607), Karol Przybylski (GSM 665 169 292),[email protected]ład

Studio Tylko ToruńDruk

Agora S.AISSN 4008-3456

Redakcja nie odpowiada za treść

ogłoszeń.

***

Na podstawie art.25 ust. 1 pkt 1b

ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o

prawie autorskim i prawach po-

krewnych Agencja Public Relations

Goldendorf zastrzega, że dalsze

rozpowszechnianie materiałów opu-

blikowanych w “Tylko Toruń” jest

zabronione bez zgody wydawcy.

F E L I E T O N

Maraton ToruńskiJACEKKIEŁPIŃSKI

Red. Łukasz Piecykczeka na informacje

Kontakt pod numerem: 733 842 795

Masz dla nas temat?

Trwa cicha wojna. Sto-warzyszenie nazywające się "Maraton Toruński" robi wszystko, by impreza ta w tym roku się nie odbyła. Na swojej stronie internetowej informuje, że zawiesza or-ganizację maratonu, sugeru-jąc, że biegu w tym roku nie będzie. Zarazem doskonale wie, że maraton podjęło się zorganizować Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycz-nej, które zaczynało biegi maratońskie w Toruniu w 1983 roku. Stosowne poro-zumienie z miastem zostało podpisane, prawa do za-strzeżonej nazwy "Maraton Toruński" oficjalnie TKKF--owi przekazano.

Jednak nowy-stary or-ganizator nie chce korzy-stać z nazwy tej tylko przez rok. Przewidując przyszłe problemy ze stowarzysze-niem "Maraton Toruński" - zmieniono nazwę imprezy na Toruń Marathon. Dość spore zamieszanie w świecie biegackim to wywołało, ale uznano, że inaczej się nie da.

Czy jest w ogóle o co kru-szyć kopie? Czy maraton w Toruniu to ważna rzecz?

Ważna. To kawał historii na-szego miasta. Od 1983 roku organizowany jest co roku. Tylko maratony w Dębnie (1969) i Warszawie (1979) mają dłuższą tradycję. Mówi się powszechnie, że Mara-ton Toruński, od teraz To-ruń Marathon, to trzeci pod względem wieku maraton w Polsce. To zobowiązuje. Sprawa robi się jeszcze po-ważniejsza, gdy uświado-mimy sobie, że toruńskie tradycje maratońskie sięgają dwudziestolecia międzywo-jennego. Chodzi o "najdłuż-szy bieg w Polsce" (str. 11) rozegrany 15 czerwca 1924 w Toruniu. Wszystko wska-zuje na to, że właśnie tamten bieg "dziesięciu śmiałków", jak pisała wówczas prasa, był pierwszy maratonem w historii Polski. A wygrał go były legionista odznaczo-ny krzyżem Virtuti Militari za wojnę z bolszewikami w 1920 roku, przez nich póź-niej zamordowany w Ka-tyniu. Poważnie się robi... Dlatego tej maratońskiej tra-dycji nie wolno było w To-runiu przerywać. Po prostu, nie wypadało.

Page 3: Tylko Toruń nr 46

tylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r. 3REKLAMA

Page 4: Tylko Toruń nr 46

4 REPORTAŻ tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

To miał być puchar prze-chodni. Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" z

Torunia zamierzało imprezę po-wtarzać w połowie każdego ko-lejnego roku. Jednak bieg odbył się tylko raz - 15 czerwca 1924. Prasa zapowiadała go i relacjo-nowała szeroko. Te archiwalne teksty były od jakiegoś czasu znane. Ale dopiero, gdy się widzi wygrawerowany na pucharze na-pis "Nagroda I, najdłuższy bieg w Polsce..." - otwierają się oczy! To jest dopiero tradycja!

I do niej odwołują się organi-zatorzy tegorocznego 33 Toruń Marathon, imprezy, która wystar-tuje dokładnie w dniu wyborów, 25 października.

Co zaskakujące, gdy w 1983 roku, z okazji 750 lecia praw miejskich Torunia i Chełmna, wymyślano Maraton Chełmno--Toruń, bo tak pierwotnie nazy-wał się Maraton Toruński, nikt z organizatorów nie wiedział o pa-miętnym biegu z 1924 roku na tej samej trasie!

- To był jakiś traf wręcz nie-prawdopodobny - przyznaje Ry-szard Kowalski, szef toruńskiego TKKF i współorganizator mara-tonu w 1983 roku. - O tym, że do-kładnie na tej samej trasie, tylko nieco krótszej, bo z Płutowa do Torunia, w 1924 roku odbył się pierwszy w Polsce maraton, do-wiedzieliśmy się przypadkowo w 1986 roku. Przez te wszystkie lata chciałem poznać historię ówcze-snego zwycięzcy. Udało się to do-piero teraz...

Krystyna Hoffman miesz-ka latem w uroczym domu pod Bydgoszczą. Jest córką kapitana Edwarda Kwitowskiego, zwycięz-

cy pierwszego w Polsce maratonu 15 czerwca 1924 roku w Toruniu, zwanego wówczas "najdłuższym biegiem".

Po ojcu odziedziczyła zapał do sportu, jednak, gdy po wojnie studiowała z powodzeniem na warszawskiej AWF, została przez UB usunięta z uczelni. Za pocho-dzenie...

Edward Kwitowski z dwóch zasadniczych powodów władzy ludowej nie pasował. Po pierw-sze, był legionistą i uczestnikiem wojny z bolszewikami, podczas której zasłużył się bohaterską obroną dowodzonej przez siebie baterii przed niespodziewanym atakiem kozaków i otrzymał za to krzyż srebrny Orderu Wojenne-go Virtuti Militari. Po drugie, był więźniem Kozielska i został zabi-ty przez Rosjan w Katyniu...

- Pierwsze wspomnienie...? - Krystyna Hoffman nie zastana-wia się ani chwili. - W niedzielę mogłam wejść rano do łóżka ro-dziców i podrapać stopą po zaro-śniętej piersi ojca. Dokładnie to pamiętam...

Życie Edwarda Kwitowskiego to historia niepodległej Polski w pigułce. Jako siedemnastolatek zaciąga się do Legionów Piłsud-skiego, służy w 3 pułku piechoty, bierze udział w kolejnych kampa-niach, walczy o Lwów, za co do-staje Krzyż Walecznych i odznakę "Orlęta". Bierze udział w ofensy-wie na Kijów i wreszcie, jak to się mówi, goni bolszewika w wojnie 1920 roku.

Gdy nastaje pokój trafia do 4 pułku artylerii przeciwlotniczej w Inowrocławiu. Zamiast osiąść na laurach, zakłada klub sportowy "Goplania" i działa w nim do II wojny.

- Gdy w 1937 roku urodził się mój brat Tadeusz, tata od razu wcielił go na członka "Goplanii" i zaczął za niego opłacać składki - wspomina Krystyna Hoffman pokazując pamiątki po ojcu. - Podzieliłam się z bratem - ja zo-stawiłam sobie odznaczenia, on wziął ten puchar...

Córka zwycięzcy, urodzona w 1931 roku, doskonale pamię-ta, jakim szacunkiem otaczał Edward Kwitowski tę jedyną w swoim rodzaju nagrodę. - Ordy-nans miał obowiązek czyścić pu-char regularnie, by lśnił jak złoto - wspomina kobieta. - Dziś napis się zaciera, ale jeszcze widać... O, proszę czytać: "Nagroda I, naj-

dłuższy bieg w Polsce, 37,5 km, 2g 45m 20s, 15.6.1924r."

Awansowany w 1928 roku na podporucznika Edward Kwitow-ski zostaje przeniesiony do 31 pułku artylerii w Toruniu. Tu słu-ży do wojny.

- Mieszkaliśmy w Inowrocła-wiu, tata do pracy dojeżdżał - wy-pomina córka. - Żyło nam się bar-dzo dobrze. Tata będąc oficerem zarabiał uczciwe pieniądze. Cały czas udzielał się w sporcie.

Córka zwycięzcy pamiętnego biegu z Płutowa do Torunia, w którym udział wzięło 10 śmiał-ków (tak określano ich w prasie) przyznaje, że wiele przyjemnych przedwojennych wspomnień za-tarło jej traumatyczne wydarze-nie z 1943 roku.

- Mieszkaliśmy wówczas w Łukowie na lubelszczyźnie, wy-siedleni tam przez Niemców. Zabrano naszą klasę ze szkoły do kina. Przed filmem była kro-nika filmowa. Akurat Niemcy pokazywali światu Katyń i to co

wykopali z ziemi - wspomina pani Krystyna. - To były potwor-ne obrazy zwłok... I nagle, wśród rzeczy znalezionych przy nich, zobaczyłam moje zdjęcie... Takie dopieszczone, robione u fotogra-fa. To byłam na pewno ja.

Po latach rodzina dostała po-twierdzenie - Edward Kwitowski znajduje się na liście katyńskiej. Pierwotnie błędnie zapisano jego nazwisko: "Kwiatkowski". Jego żona Zofia, mama pani Krystyny, do śmierci nie chciała w to uwie-rzyć i czekała na męża.

Organizatorzy 33 Toruń Ma-rathon zamierzają skopiować puchar z 1924 roku. - Byłaby to nagroda specjalna, może też przechodnia? - tłumaczy Ryszard Kowalski. - Jedno pewne - po-biegniemy znowu, na odcinku Łubianka-Toruń, trasą historycz-nego biegu z 1924 roku. Przypo-mnimy wszystkim biegaczom, co się w tym miejscu odbyło przed laty, wspomnimy o pierwszym zwycięzcy i jego przejmujących losach. Tradycję trzeba kultywo-wać.

Najdłuższy bieg w PolsceTen puchar istnieje! To namacalny dowód triumfu chorążego Edwarda Kwitowskiego w pierwszym w Polsce maratonie w 1924 roku w Toruniu. Losy zwycięzcy tego niezwykłego biegu splatają się ściśle z historią PolskiJacek Kiełpiński

Krystyna Hoffman, ćórka zamordowanego w Katyniu kpt. Edwarda Kwitowskiego, zwycięzcy pierw-szego maratonu w niepodległej Polsce w 1924r. w Toruniu, prezentuje pamiątki po ojcu (Oreder Viruti Militari, Krzyż Walecznych i puchar za zwycięstwo w najdłuższym biegu w Polsce.

Fot. ARCHIWUMPRYWATNE/JACEK

KIEŁPIŃSKI

„Najdłuższy bieg w Polsce”, nazywany też „Biegiem mara-tońskim „Sokoła” toruńskiego”

liczył 37,5 kilometrów. W tamtych czasach utrwalała się dopiero tradycja rozgrywania tej konkurencji na obowiązu-

jącym do dziś dystansie 42 195 metrów. Organizatorzy toruń-

skiego biegu wzorowali się, najwyraźniej, na autentycznej

odległości z Maratonu do Aten, a ta wynosi 37 kilome-

trów. Dołożyli 500 metrów, by było tak uczciwie, z nakładem.

Krótszy maraton

Page 5: Tylko Toruń nr 46

5WYWIADtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

Czego oczekuje pan, jako obywa-tel, od prezydenta Dudy?

Najważniejsze w przemó-wieniu inauguracyjnym było w przesłanie, że cały czas trzeba odbudowywać wspólnotę. Spo-łeczeństwo, naród musi być jed-nością. Jeżeli uda się to panu pre-zydentowi zrealizować chociaż w pewnym stopniu, to będzie to duże osiągnięcie. Polska jest bo-wiem straszliwie podzielona. I to nie tylko w kwestii dramatu, który miał miejsce w Smoleń-sku. Andrzej Duda, zanim został prezydentem, też reprezentował w tej sprawie stanowisko rady-kalne. Wiele osób sięga głębiej. Twierdzi, że przy okrągłym stole siedzieli sami zdrajcy. Nasz kraj na samym początku, w tej opty-ce, przestał być suwerennym. W gazetach, które popierały kan-dydata PiS na prezydenta często używa się stwierdzenia, że III RP była owocem zdrady. Podziały nie są tylko geograficzne, ale przebie-gają przez wiele rodzin. Trzeba to złagodzić. Nad Wisłą musi miesz-kać jeden naród, a nie dwa, jak w tej chwili.

Jest szansa, że nowy prezydent wzniesie się ponad środowisko, z którego się wywodzi?

Ufam, że tak może być. Myślę, że on sam jest zaskoczony swoim zwycięstwem i skalą poparcia. Ale niedawne przemówienie podczas Święta Wojska Polskiego, gdy stwierdził, że Polska to piękny kraj, daje nadzieję na przyszłość.

Nie patrzy pan z niepokojem na to, co dzieje się w Platformie Obywatelskiej? Przy układaniu list wyborczych pana, już nie-długo była, formacja popada ze skrajności w skrajność.

To nigdy nie jest łatwy proces. Szczególnie w przypadku ordyna-cji, którą obecnie w Polsce mamy. Emocje się piętrzą i dochodzą do głosu ambicje wielu osób. O miej-sce w parlamencie walczy się nie tylko z adwersarzami politycz-nymi, ale także z koleżankami i kolegami ze swojego środowiska. Kwestia miejsca na liście wybor-czej jest jednak mitem. Ostatecz-nie, co warto powiedzieć, naj-pierw głosuje się na osobę. Układ kandydatów danej partii jest kwe-stią symboliczną. Janusz Dzięcioł z naszego okręgu cztery lata temu wszedł do Sejmu z ostatniego miejsca. Teraz zgodził się na to Tomasz Szymański.

Ale zmiana "jedynek" ma być ja-kimś przesłaniem dla wyborców? Na czele list pojawiło się wielu młodych ludzi.

To sposób odpowiedzi na trend, który obserwowaliśmy w wyborach prezydenckich. Do-skonałym przykładem jest Paweł Kukiz i jego poparcie wśród mło-dych osób - pokolenia Internetu, dla którego w Europie nie ma granic. Możliwe, że młodzi ludzie powinni mieć silniejszą reprezen-tację w parlamencie niż dotych-czas. Nie można jednak wylewać dziecka z kąpielą. Nadmierny kult młodości też nie jest dobry. Właściwa proporcja to czerpanie z pomysłów młodych i rozsądku starszych. W Toruniu na "jedyn-ce" też jest młody radny.

Tylko czy te młode osoby, któ-re teraz otwierają listy wyborcze i stają się, siłą rzeczy, twarzami PO są wybrane oddolnie przez innych młodych czy narzucone z góry przez kierownictwo partii?

Takie wyróżnienie powinno być konsekwencją prawyborów

w danym środowisku. To nie jest dobra szkoła, jeżeli ludzie działa-jący w partii czy organizacji mło-dzieżowej są wskazywani palcem. Powinny być jasne kryteria re-krutacji takich osób. Nie zawsze tak jest.

Platforma rządzi 8 lat. W Pol-sce po 1989 roku to precedens. Poparcie w sondażach, pomimo opinii wielu, wcale nie jest takie niskie.

Wystarczy spojrzeć, jakie po-parcie po 4 latach rządów miało SLD. To fonemem. Pomimo "an-typlatformianej" propagandy jest ono wysokie. Czasami uzasad-nionej propagandy, nie przeczę. Ci, którzy krytykują wszystko, jak Paweł Kukiz, muszą też zmie-rzyć się z rzeczywistością układa-nia list, dokonywania wyborów. Widać już, że nie jest to łatwe. A jednowymiarowe spojrzenie na rzeczywistość jest nieuzasad-nione, bo wiele przez te ostatnie 25 lat udało się zrobić dobrego. Radykałowie popełniają z reguły błędy i szybko przemijają. Tak było z Lepperem, Tymińskim czy Palikotem. Kukiz dziś odwołuje się do wielu haseł, które miała na sztandarach PO - jednoman-datowych okręgów wyborczych, zaprzestania finansowania partii z budżetu itd.

No właśnie - miała, ale tych spraw nadal nie załatwiono.

Dlatego całe środowisko płaci za to polityczną cenę. Bo ludzie chcą tego samego, czego chcieli kilkanaście lat temu.

Wrześniowe referendum ma szansę powodzenia?

Uważam, że to był błąd prezy-denta Komorowskiego. Może na-leżało tak zrobić z uwagi na krót-koterminowy interes wyborczy, ale niewiele więcej. Podnosiłem to w Senacie w czasie procedo-wania nad tym. To referendum nie jest najszczęśliwsze. Jest wy-nikiem emocji i kalkulacji poli-tycznych.

Frekwencja na poziomie ponad 50 procent jest mało realna.

To prawda. PiS jest konse-kwentnie przeciwny JOW-om, a to nie sprzyja mobilizacji ich, znaczącego, elektoratu.

A pan sam jak zagłosuje w refe-rendum?

Za JOW-ami jestem od dawna, a kwestia rozstrzygania wątpliwo-ści w prawie na korzyść podat-nika została już uregulowana w parlamencie. W sprawie finanso-wania partii moja obecna wiedza każe opowiedzieć się za dalszym finansowaniem z budżetu, które jest transparentne i nie sprzyja układom korupcyjnym.

Nie będzie się pan nudził na poli-tycznej emeryturze.

Mam co robić. Ja już mam za sobą najciekawszy okres - prze-mian ustrojowych, całego 25-le-cia po transformacji. Udało mi się uniknąć wielu pokus, które czyhają na człowieka w polity-ce. Jedna sprawa przez wiele lat ciążyła mi na sercu. Wielu ludzi opozycji demokratycznej, ludzi byłej "Solidarności" żyje obec-nie w nędzy. Z końcem sierpnia wchodzą w życie przepisy, które pozwolą, chociażby w ograniczo-nej formie, pomóc tym osobom. To była jedna z ostatnich spraw, w którą zaangażowałem swoją po-zycję i autorytet. Sprawa ważna i symboliczna.

Dawna opozycja żyje w nędzy O politycznej emeryturze, nowym prezydencie, zbliżających

się wyborach parlamentarnych i kłopotach Platformy Obywatelskiej, z Janem Wyrowińskim, wicemarszałkiem

Senatu RP, rozmawia Tomasz Więcławski

Page 6: Tylko Toruń nr 46

6 PROMOCJA tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

W dobie starzejącego się społeczeństwa obser-wujemy ciągły wzrost

zapotrzebowania na świadczenie profesjonalnych usług medycz-nych. Osoby samotne czy niepeł-nosprawne każdego dnia mie-rzą się z przeciwnościami losu. Często zdarza się, że rodzina ze względu na pracę czy przebywa-nie za granicą, mimo najszczer-szych chęci, nie jest w stanie za-jąć się swoimi bliskimi. W takiej sytuacji z pomocą przychodzi opiekun medyczny.

- Zawód opiekuna medycz-nego zasługuje na szczególną uwagę – mówi Barbara Dąbkow-ska, z Policealnego Medycznego Studium Zawodowego „Fama” w Toruniu. - Taka osoba wyko-nuje świadczenia opiekuńcze, higieniczne oraz pielęgnacyjne na rzecz osób chorych i niesa-modzielnych. Usługi te mogą być świadczone tylko i wyłącz-nie przez osoby z odpowiednim przygotowaniem zawodowym.

Naprzeciw tym wymaganiom wychodzi Policealne Medyczne Studium Zawodowe „Fama” w Toruniu. Nauka zawodu „opie-kun medyczny” trwa rok i jest całkowicie bezpłatna. Po zakoń-czonej nauce absolwent placówki otrzyma świadectwo ukończenia szkoły oraz dyplom potwier-dzający kwalifikacje w zawodzie wraz z suplementem w języku

polskim i angielskim honoro-wanym na terenie Unii Europej-skiej.

• Głównym założeniem Szkół Policealnych „FAMA” jest kształcenie zgodnie z zapotrze-bowaniem na rynku pracy za-równo w Polsce, jak i za granicą.

Opiekun medyczny to jeden z najbardziej perspektywicznych zawodów.

- Oferta „Famy” to także inne popularne kierunki medyczne, w tym technik sterylizacji me-dycznej, terapeuta zajęciowy, asystentka oraz higienistka sto-

matologiczna – dodaje przedsta-wicielka toruńskiej placówki.

Szkoły Policealne „Fama” przekazują swoim słuchaczom dwudziestoletnie doświadcze-nie w kształceniu zawodowym. Dzięki profesjonalnej kadrze pe-dagogicznej absolwent placówki

zdobędzie nie tylko wiedzę teo-retyczną, ale także tę praktyczną, która pozwoli mu rozpocząć pra-cę w wymarzonym zawodzie.

- Niewątpliwym sukcesem kadry oraz szkoły policealnej jest niemal stuprocentowa zdawal-ność egzaminów zawodowych – zaznacza Barbara Dąbkowska. - Wielu naszych słuchaczy zna-lazło pracę w trakcie nauki, co pozwoliło utwierdzić nas w prze-konaniu, iż kształcimy w kierun-kach zgodnych z zapotrzebowa-niem rynku pracy. Posiadamy w pełni wyposażone pracownie oraz zapewniamy niezbędne ma-teriały wykorzystywane podczas zajęć.

Policealne Medyczne Studium Zawodowe „Fama” to doskona-ły wybór dla osób, które swoją przyszłość chcą wiązać z niesie-niem pomocy. Wykształcenie zdobyte w placówce sprawi, że absolwent będzie osobą pożąda-ną przez pracodawców zarówno w kraju, jak i za granicą. Aby do-stosować się do potrzeb słucha-czy „Fama” daje także możliwość wyboru języka obcego oraz, przy pracy z osobami niepełnospraw-nymi, naukę języka migowego.

Rekrutacja w Szkole Policeal-nej „Fama” trwa do 10 września 2015 roku. O przyjęciu decydu-je kolejność zgłoszeń. O swoim zgłoszeniu warto więc pomyśleć już dziś.

Opiekun medyczny – zawód z przyszłością! Z każdym rokiem osoby starsze, chore lub niepełnosprawne potrzebują coraz większej opieki. Niekiedy nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy pomóc w codziennych czynnościach. Dziś, dzięki zawodowi opiekuna medycznego, przed takimi osobami znoszone są wszelkie bariery, pozwalające cieszyć się każdym dniem

Page 7: Tylko Toruń nr 46

7WYDARZENIEtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

Manewry w obozowym szpitalu5 września warto wybrać się do Fortu XIV przy ul. Łódzkiej w Toruniu. W dawnym szpitalu Stalagu XXA,

w którym więziono w czasie II wojny światowej żołnierzy alianckich, najlepsi ratownicy pokażą swój kunsztJacek Kiełpiński

Przysypany zarwanym su-fitem młody mężczyzna jęczy spod gruzu. Tak go

zastają wezwani na miejsce ra-townicy. Zabezpieczają go, ase-kurują, utrzymują przy życiu, w końcu ewakuują z niebezpiecz-nego miejsca i przekazują zało-dze karetki pogotowia. Takie, mniej więcej, zadanie czeka na kolejne zespoły ratownicze.

Rywalizować będą najlepsze zespoły reprezentujące Państwo-wą i Ochotniczą Straż Pożar-ną, ratownicy z KGHM Polska Miedź, a także PCK. Organizato-rzy - Harcerski Klub Ratowniczy z Torunia i Agencja Wypraw Hi-storycznych - zapewniają, że za-dań dla uczestników rywalizacji przygotowali wiele. Są to zarazem atrakcje kiero-wane do widzów tej nie-zwykłej imprezy. Można będzie przyglądać się zmaganiom uczestni-ków manewrów, a także zwiedzać Fort XIV.

- To trzecie Manewry Ratownicze organizowa-ne przez nas, drugi raz spotkamy się w Forcie XIV. To niesamowite miejsce, które ma ten klimat, o który nam chodzi - za-pewnia Robert Kęsy z Agencji.

Fort XIV był w czasie II wojny

światowej wykorzystywany jako szpital Stalagu XXA - obozu wy-korzystującego forty Twierdzy Toruń na lewym brzegu Wisły. Jest to fort otoczony mokrą fosą, zachowany w dobrym stanie. W szpitalu przeprowadzano po-ważne, jak na owe okoliczności, operacje. Operowali angielscy lekarze. Do dziś zachowały się pozostałości bloku operacyjne-go, napisy na ścianach świadczą-ce o medycznym przeznaczeniu pomieszczeń.

- Są tu jednak także pomiesz-czenia częściowo zrujnowane, w których możemy realizować za-dania manewrów, a chodzi o to, by rywalizujące ze sobą zespoły

zmagały się z warunkami trud-nymi - tłumaczy Robert Kęsy.

W niedzielę, 16 sierpnia, uczestnicy wycieczki po lewo-

brzeżnych for-tach Torunia, p r o w a d z o n e j przez toruńskich przewodników: Adama Kowal-kowskiego i Ro-berta Kęsego, byli widzami pokazu. Niezwy-kle sprawna eki-pa Harcerskiego Klubu Ratow-niczego zastała

przysypanego gruzem mężczy-znę w jednej fortowych z sal żoł-nierskich. Akcja była niezwykle profesjonalna, szybka. Reanimo-

wany ranny na noszach został wyniesiony na powierzchnię.

- Zajmuję się tym od 12 lat - mówi Paweł Wantowski z Har-cerskiego Klubu Ratowniczego. - Specjalizujemy się w tak zwanej pierwszej pomocy kwalifikowa-nej. To znaczy, że nasze działania mają uprzedzać wejście do akcji ratowników medycznych jeż-dżących karetkami pogotowia z ogromnym zapleczem profesjo-nalnego sprzętu. My aż takiego zaplecza nie mamy. Ale jesteśmy szybcy, mobilni i nastawieni na sprawne i bezpieczne wyciągnię-cie poszkodowanych z miejsca bezpośredniego zagrożenia.

Zainteresowanych toruńskimi fortyfikacjami, a zarazem ratow-nictwem medycznym - nie trze-ba namawiać. W takim obiekcie, pełnym tajemniczych korytarzy i ciemnych pomieszczeń, ratow-nictwo obserwowane w świetle czołówek świecących na głowach ratowników, udowadnia swe ogromne znaczenie. Przy okazji można się będzie nauczyć tech-nik ratowniczych. Manewry od-będą się w godzinach od 8 do 16 w sobotę 5 września. Zwiedzanie Fortu XIV przewidziano od go-dziny 11.

Harcerski Klub Ratowniczy z Torunia podczas prezentacji akcji ratunkowej w Forcie XIV. Podobne zadania wykonywać będą uczestnicy Manewrów Ratowniczych 5 września.

Fot. NADESŁANE

“Jesteśmy szybcy, mobilni i nas-tawieni na sprawne i bezpieczne wyciągnięcie poszkodowanych z miejsca bezpośredniego zagrożenia

Page 8: Tylko Toruń nr 46

8 LISTY DO REDAKCJI tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

W nawiązaniu do arty-kułu „Twardy koniec świata” (Tylko To-

ruń 7.08.2015 r.) wyjaśniam, że Miejski Zarząd Dróg dokonując przebudowy i modernizacji dróg gruntowych na osiedlu Grębocin nigdy nie dokonywał podziału na „lepszych i gorszych Pancer-nych”. W swoich działaniach na każde osiedle patrzymy całościo-wo. Oznacza to, że w pierwszej kolejności przebudowujemy tzw. drogi główne oraz te, przy któ-rych są zlokalizowane obiekty użyteczności publicznej, jak np. szkoła czy przychodnia. Dopiero potem modernizowane są kolej-ne ulice. Wszystko po to, aby po-wstał spójny, wewnętrzny układ drogowy, zapewniający obsługę całego osiedla. Dodam tylko na marginesie, że czynnikiem, któ-ry wpływa najbardziej na to czy dana ulica może zamienić się z ulicy gruntowej w ulicę asfalto-wą, czy nie, jest kanalizacja.

Identycznie jest w przypad-ku osiedla Grębocin. Nowe nawierzchnie pojawiły się w pierwszej kolejności na ulicach

o znaczeniu „strategicznym” - w miejscach, gdzie została wyko-nana kanalizacja. Tylko w ostat-nich pięciu latach (2010-2014) na osiedlu przebudowaliśmy 7,2 km dróg, zamontowaliśmy 131 latar-ni. Poprzez budowę chodników przy ul. Płockiej, Katarzynki, Krynickiej, Suwalskiej, Legnic-kiej, Gdańskiej czy Szczecińskiej poprawiliśmy znacząco bezpie-czeństwo pieszych. Powstały tak-że nowe, dodatkowe miejsca do parkowania (ul. Krynicka, Szcze-cińska).

Swój wygląd zmieniło wie-le ulic - m.in. Siedlecka (od Suwalskiej do Szczecińskiej), Tarnowska (od Gorzowskiej do Legnickiej), Koszalińska (od ul. Krynickiej do utwardzonej wcze-śniej nawierzchni Koszalińskiej), Gorzowska (od Suwalskiej do Tarnowskiej), Chełmska (od Tar-nowskiej do Suwalskiej), Sieradz-ka (od Płockiej do Kartuskiej), Łomżyńska (od ul. Szczeciń-skiej), Ostrołęcka (od Suwalskiej do Krakowskiej), Przemyska (od Szczecińskiej do Suwalskiej), Rzeszowska (od Szczecińskiej

do Suwalskiej), Widok (od ul. Dojazd), Nad Rzeczką (od ul. Olsztyńskiej), Konińska (od Su-walskiej w kierunku Olsztyń-skiej) oraz Skierniewicka (od Su-walskiej do ul. Krakowskiej).

Jednym z większych zadań re-alizowanych na osiedlu Grębocin była przebudowa mostka w ciągu ulicy Suwalskiej.

A to jeszcze nie koniec. W tym roku na osiedlu Grębocin przebudujemy 3,5 km dróg grun-towych! Nowe oblicze zyska uli-ca Krakowska (od Tarnowskiej do Skierniewickiej), czy Dojazd (od ul. Widok do końca zabudo-wy). Gotowa jest już ulica Sza-rika, Gustlika i fragment ulicy Kołowej. Zakończyły się prace na Radomskiej i Uśmiechu. Nieba-wem rozpocznie się przebudowa ulicy Kamiennej. W trakcie reali-zacji jest uzbrojenie terenów tzw.

Abisynii, w ramach, której budo-wana jest ul. Przelot. Zadbaliśmy także o oświetlenie ul. Działowej (od Kresowej do ul. Dojazd) czy ul. Ciekawej.

Do końca roku zaś wybu-dujemy kolejnych 10 miejsc parkingowych na ul. Kłodzkiej i jednostronne chodniki przy Ostrołęckiej i Nad Strugą.

Odnosząc się zaś do kwe-stii boiska, warto zaznaczyć, że jego budowa została zgłoszona przez grupę mieszkańców jako propozycja do budżetu partycy-pacyjnego. Nie uzyskała jednak poparcia i w ostatecznej wersji budżetu się nie znalazła. Ponow-nie z wnioskiem o jego budowę wystąpił radny Rady Miasta To-runia. Dlatego też została zlecona dokumentacja projektowo-kosz-torysowa dla tego zadania. W związku jednak ze sprzeciwem

części mieszkańców osiedla, re-alizacja projektu zostanie podda-na konsultacjom".

Ulica Twarda i okolicePo publikacji tekstu „Twardy koniec

świata” 7 sierpnia zareagował toruński Miejski Zarząd Dróg. Oto jego

oficjalne stanowisko

Mieszkańcy czujący się „gorszymi pancernymi” żyją

przy ulicach: Twarda, Zakręt i Kołowa. O nich, Państwo, nie wspominacie, bo tam nic się

nie rozwija. Stąd ostra reakcja mieszkańców na informację o budowie stadionu, który powinien raczej dopełniać

równomiernego cywilizacyj-nego rozwoju. Uznajmy, że zapomnieliście o Twardej,

Kołowej i Zakręt, a teraz sobie przypomnieliście. Wdzięcz-

ność mieszkańców macie zapewnioną.

Jacek Kiełpiński

Od autora

Tak wyglądają ulice w dzielnicy nazywanej przez samych mieszkańców osiedlem „Gorszych Pancernych”.

Fot. ŁUKASZPIECYK

Page 9: Tylko Toruń nr 46

9REKLAMAtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

Jak wiadomo Salon Wabud to prawdziwe centrum designu. To tu znajdziemy najnowsze

trendy, prosto z międzynarodo-wych targów oraz mnóstwo roz-wiązań, potrzebnych do zreali-zowana marzeń o wyjątkowej, praktycznej i pięknej łazience, sa-lonie czy kuchni – i nie tylko. Licz-ne, systematycznie rozbudowywa-ne ekspozycje stanowią doskonałą inspirację do wykorzystania kon-kretnych rozwiązań we własnym domu.

Współpraca z renomowanymi europejskimi i światowymi pro-ducentami, łączącymi w swoich projektach oryginalną stylistykę oraz funkcjonalność, są swoistą gwarancją najwyższej jakości i elegancji. Z dumą prezentujemy je w naszych salonach. Jedną z naj-nowszych propozycji są chociażby kolekcje Brick Glossy, Concept i Daylight włoskiej marki Ragno. Przypominamy, że do końca sierp-nia produkty włoskich producen-tów kupimy w Wabudzie taniej o 20%.

Wnętrza kreowane z pasją...Jak ważnej jest dobrze zapro-

jektowane wnętrze, wiemy wszy-scy. Studio "Inspiracje" w salonie Wabud na ul. Polnej 98 to miejsce, w którym pracują ludzie z pasją. Pasją tworzenia funkcjonalnego, aktualnego z aktualnymi trendami oraz praktycznego w codziennym użytkowaniu. Wszystkie opraco-wywane koncepcje i projekty mają przede wszystkim odpowiadać po-trzebom i oczekiwaniom klientów. Wnętrza kreowane z pasją to ba-zujące na nowoczesnym wzornic-twie, w którym liczy się pomysł, funkcjonalność oraz ponadczaso-wość.

Salon Wabudul. Polna 98, 87-100 Toruń

tel. 056 65 38 400 www.wabud.eu

„Włoskie Wakacje” w Salonie Wabud na Polnej 98!

Tylko do końca sierpnia w Salonie Wabud na Polnej 98 mamy niezapomnianą okazję zakupu wyjątkowych artykułów włoskich producentów taniej o całe 20%.

Akcja promocyjna „Włoskie Wakacje” kończy się dokładnie 31.08 br

Page 10: Tylko Toruń nr 46

10 PROMOCJA tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

Europejska - tak jednym słowem można scharakte-ryzować firmę Transline z

Brzozówki. Nie dość, że zajmuje się transportem ludzi i towarów w całej Europie, to jej początki przypadają na wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Andrzej Krankowski jest w stanie ocenić ten czas z perspektywy przedsię-biorcy.

Skończył samochodówkę, a później ekonomię. Te dwie dzie-dziny idealnie wpasowały się w to, czym zajmuje się obecnie.

- Pracowałem za granicą i korzystałem z usług firm trans-portowych - mówi Andrzej Krankowski, właściciel firmy Transline. - Postanowiłem osta-tecznie sam rozpocząć taką dzia-łalność.

W 2004 roku na chwilę przed majową akcesją Polski do UE po-stanowienie to zostało zrealizo-wane.

- Na początku nie było łatwo - wspomina mieszkaniec gminy Obrowo. - Internet nie był tak po-wszechny jak dziś, więc niełatwo było z reklamą. Jakoś jednak trze-ba było sobie radzić.

Z jednym samochodem i kre-dytem firma zaczęła powoli się rozkręcać. Stopniowe otwieranie granic w UE było jako manna z nieba.

- Zaczęliśmy od transportu osobowego i z wejściem nasze-

go kraju w struktury europejskie klientów nie brakowało - dodaje Andrzej Krankowski. - Ludzie zaczęli wyjeżdżać za pracą, więc nie mieliśmy problemów ze zle-ceniami.

Po 11 latach działalności Transline zatrudnia prawie 20 osób, a 4 lata temu dodał do swo-

jej oferty usługi związane z trans-portem ciężarowym. Nie od dziś jednak wiadomo, że własny biz-nes to zajęcie praktycznie na 24 godziny na dobę. Czy tak jest w przypadku firmy Transline?

- Początki jak wszędzie były trudne i rozwój przedsiębiorstwa spędzał sen z powiek - przyznaje

Andrzej Krankowski. - Dzisiaj na szczęścia firma działa na moc-nych fundamentach i nie trzeba siedzieć po nocach, aby czegoś dopilnować. Moja żona także pracuje w firmie, więc czy chcę, czy nie chcę, od spraw zawodo-wych jednak nie uciekniemy. Na

szczęście nie pamiętam już, kiedy ostatni raz któryś z kierowców obudził mnie w nocy telefonem z informacją o wypadku czy awarii.

A okiełznanie kierowców, zda-niem Krankowskiego, to najwięk-sza trudność w prowadzeniu ta-kiej firmy. Z pomocą przychodzą jednak nowe technologie, gdyż każdy samochodów jest kontro-lowany przez system GPS. Dzięki temu w biurze w Brzozówce wia-domo, gdzie jest dany samochód, jaką jedzie trasą i jakie jest jego spalanie.

Mimo, że Transline na klien-tów nie narzeka, to polski przed-siębiorca łatwo nie ma.

- Praktycznie co roku mogę li-czyć na jakieś kolejne utrudnienia w prowadzeniu firmy - przyznaje Krankowski. - Np. ostatni absurd to konieczność płacenia naszym kierowcom niemieckiego wyna-grodzenia, jeśli ich miejscem do-celowym są nasi zachodni sąsie-dzi. To prawie 5-krotne przebicie.

Mimo tych trudności Trans-line się rozwija. W planach jest działanie jeszcze na większą ska-lę, m. in. w spedycji.

- Gdybym miał wyróżnić naj-ważniejsze osiągnięcie w historii firmy, to chyba stały rozwój w swoim tempie - przyznaje An-drzej Krankowski. - Kryzys go-spodarczy nas nie dosięgnął, a to najważniejsze.

Unijne dziecko gospodarkiMałżeństwo z Brzozówki prowadzi dużą firmę transportową. Mimo że na polskiego przedsiębiorcę

zewsząd czyhają nowe problemy, to działalność stale się rozwija. Na klientów nie narzekają, bo kursy (np. do Holandii) odbywają się nawet 6 razy w tygodniu

Fot. ŁUKASZPIECYK

Page 11: Tylko Toruń nr 46

11PROMOCJAtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

Przez trzy dni Toruń będzie stolicą światowej siatkówki. Już jutro rusza XIII Memo-

riał Huberta Jerzego Wagnera na

hali przy ulicy Bema. Mistrzowie świata, zdobywcy

Ligi Światowej czy też najlepsza drużyna Azji. Poziom sportowy

tegorocznego Memoriału osią-gnie prawdopodobnie absolutne maksimum.

- Trafiliśmy z obsadą wyjątko-wo dobrze. – mówi Jerzy Mróz, pomysłodawca i organizator Me-moriału. – Zwłaszcza francuska drużyna wygląda znakomicie. Na finałach Ligi Światowej w Rio De Janeiro pokazali swoją moc, zo-baczymy jak będzie w Toruniu. Jeżeli chodzi o typowanie zwy-cięzcy, to myślę, że powinna wy-grać Polska.

Pierwsze dwa dni turnieju będą rywalizacją europejsko-a-zjatycką. W sobotę, o godzinie 18:00 reprezentacja Francji po-dejmie Iran, a po zakończeniu tego spotkania, prawdopodobnie około godziny 20:30, na parkiecie pojawią się Polacy. W udanym powitaniu toruńskiej publicz-ności będzie starała się im prze-szkodzić ekipa z Kraju Kwitnącej Wiśni – Japonia. Niedziela zo-stanie zainaugurowana o 17:00, kiedy „Trójkolorowi” zagrają z

walecznymi Japończykami, zaś po tym meczu Polscy zawodnicy staną naprzeciwko mocnej re-prezentacji Iranu. Poniedziałek będzie ostatnim dniem zmagań. Prawdziwą wisienką na torcie powinien być pojedynek Polska – Francja. Nasi zawodnicy na pewno będą chcieli zrewanżować się za półfinał Ligi Światowej, w którym ulegli Francuzom 2:3. Mecz rozpocznie się około godzi-ny 20:30.

(KŻ)

Siatkarska elita w Toruniu

Nie każdy może zostać stra-żakiem, nauczycielem czy doradcą podatkowym. Do

wykonywania tych zawodów po-trzebny jest odpowiedni zestaw cech osobowości i umiejętności. Łączy je jedno – by być w gronie najlepszych trzeba dobrze wie-dzieć, czym jest samodyscypli-na i systematyczność. Nie mniej ważne jest serce, które oddaje się pracy.

Aviva to firma o ugruntowanej pozycji na rynku, działająca w 17 krajach Europy, Azji i Ameryki Północ-nej. Zaufało jej już 34 miliony klientów na świecie. W czym tkwi tajemnica tego sukcesu wiedzą me-nedżerowie zespołu sprzedaży toruńskie-go oddziału.

– Zajmujemy się bardzo ważną dzie-dziną w życiu czło-wieka, czyli zabez-pieczeniem jego finansów, które niejednokrotnie znaczy być albo nie być dla niego lub jego rodziny, gdy dochodzi do nieszczęśliwego zdarzenia losowego - od ubezpie-czeń życiowych i zdrowotnych, przez majątkowe, po inwestycje – mówi Krzysztof Burakiewicz. – Ludzie często nie zdają sobie

sprawy, że polisa zabezpieczająca ich życie i zdrowie to jedna z naj-ważniejszych spraw.

- Nasza sprzedaż nie jest jed-norazowa, ze swoimi klientami wiążemy się na dziesiątki lat. – mówi Krzysztof Burakiewicz. – Spotykamy się z nimi co roku, obserwujemy co zmienia się w życiu naszych klientów, staramy się adekwatnie dopasowywać programy ubezpieczeniowe do ich bieżących i przyszłych po-trzeb. Rynek ubezpieczeniowy

dynamicznie się rozwija. Gdy za-czynałem pracę

dziewiętnaście lat temu, miałem do dyspozycji trzy pro-dukty, dziś możliwości mam kil-kadziesiąt. Jesteśmy jak lekarze fi-nansów, musimy pójść do klienta, zapytać co go boli i znaleźć na to odpowiednie lekarstwo.

- Agent ubezpieczeniowy musi czuć misję – dodaje. - Wie-rzyć bardzo mocno w to, co robi. Wiem, że wielu ludziom uratowa-

łem już życie finansowe, a wielu jeszcze uratuję i stworzę ciekawe kapitały emerytalne. Dzięki mo-jej pracy będą mogli godnie żyć i cieszyć się jesienią życia. Jeśli tej cechy się nie ma i chce się być jedynie sprzedawcą, to nie ten kierunek. W naszą pracę musimy

wkładać serce.Co cechuje osoby, które są w

tym zawodzie zakochane?- Szukamy ludzi, którzy lu-

bią pomagać innym i potrafią ich słuchać – mówi Katarzyna Wardzała. – Przedsiębiorczych, otwartych i takich, którzy do ży-cia podchodzą optymistycznie. Niezwykle ważna jest odpowie-dzialność i umiejętność organi-

zacji czasu. Zawód wymaga też etyki. Obsługa klienta oparta jest na wyjątkowej relacji i zaufaniu. Rekrutacja nowych pracowników trwa w Avivie cały czas.

- Zdarza się, że osoby same przynoszą CV do naszego oddzia-łu i do tego zachęcamy - mówi

Natalia Treder. – Rekrutacja jest wieloetapowa, spotykamy się z kandydatami i jeśli w procesie re-krutacyjnym widzimy, że ta oso-ba wpisuje się w nasze standardy, to zapraszamy do współpracy.

Nie trzeba mieć ukończo-nych studiów, by wziąć udział w procesie rekrutacji, zapraszamy również osoby z wykształceniem średnim. Efektem pomyślnie

zakończonej rekrutacji jest bez-płatne szkolenie w Avivie, zwień-czone państwowym egzaminem na licencję Komisji Nadzoru Fi-nansowego .

- Współpraca z nowym do-radcą jest bardzo ścisła – mówi Krzysztof Burakiewicz. – Musimy być z tymi osobami bardzo blisko, praca jest na tyle specyficzna, że nasze relacje muszą być przyja-cielskie. Zarobki są nieograniczo-ne . Jeśli doradca określa kwotę wynagrodzenia, która będzie dla niego satysfakcjonująca, ustala-my wspólnie plan pracy, który go do tego celu doprowadzi. Naszym zadaniem jest pomóc kandyda-towi, pokazać mu, jak ta praca wygląda, nauczyć go standardów i procedur.

To wzór partnerstwa.- Sukces naszych ludzi jest na-

szym sukcesem – mówią mene-dżerowie toruńskiego Oddziału Aviva.

CV można przesyłać na adres [email protected].

Lekarze finansów

Praca doradcy ds. ubezpieczeń i inwesty-cji w Avivie czeka na ciebie. Powiedz, ile chcesz zarabiać, a specjaliści pokażą ci,

jak tego dokonaćAleksandra Radzikowska

Page 12: Tylko Toruń nr 46

12 REPORTAŻ tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

Znawcy największej dzi-kiej rzeki Europy zgodnie przyznają, że odcinek od

Bobrownik, przez Nieszawę, do Ciechocinka to jeden z najcie-kawszych jej fragmentów. Wy-spy: Bógpomóż, Ptasia, Jamajka. Kępy: Zielona, Dzikowska to przyrodnicze raje Dolnej Wisły. Jednak prawdziwą perełką jest wrakowisko. W tym roku budziło szczególne zainteresowanie.

- Cóż się dziwić? Już w pierw-szej dekadzie lipca było na wo-dowskazie we Włocławku 114 centymetrów. To woda najniższa

od 200 lat! A później jeszcze się obniżała- tłumaczy prof. Marek Grześ, hydrolog z UMK, znawca i użytkownik Wisły. - Takiej okazji nie wolno zmarnować. Oczywi-ście, na wrakach byłem...

Łupami z takich wypraw są zdjęcia. W internecie znaleźć można fotografie z poprzed-nich wrakowych ekspedycji. Ich uczestnicy wymieniają się ko-mentarzami, porównują stan fragmentów wyposażenia jedno-stek niszczejących z roku na rok.

Najbardziej znany jest wrak ujawniający się na wprost ruin

zamku w Bobrownikach. Zda-niem najstarszych mieszkańców - to pozostałości "Moniuszki", kanonierki III dywizjonu Flotylli Wiślanej ostrzelanej przez Rosjan w 1920 roku. O tym zdarzeniu tu pamiętają...

Statek ciągnął za sobą trzy łodzie z zaopatrzeniem dla wal-czącej z bolszewikami Warszawy albo... z materiałami wybucho-wymi - są dwie wersje. W poło-wie sierpnia 1920 roku Rosjanie ogniem artylerii z ruin zamku w Bobrownikach zatopili "Mo-niuszkę". Kapitan cywilny zginął

na miejscu, a wojskowego bolsze-wicy zadźgali bagnetami. Przeżyć miała panna Drozdowska, ta-jemnicza niewiasta, którą (jedna z wielu wersji) uratował talent aktorski - mistrzowsko udawała trupa.

Rosjanie w tym miejscu przy-gotowywali się do sforsowania Wisły, by okrążyć Warszawę. Ten manewr oskrzydlenia był stoso-wany przez nich wcześniej w hi-storii kilka razy. I to z powodze-niem. Tym razem ich niezwykle sprawne oddziały rozpoznawcze przedarły się na lewy brzeg.

Nieszawę Rosjanie zajęli od ręki. Zabierali się do Ciechocin-ka, ale wcześniej doszło do bitwy pod Odolionem. Rosjan nie mo-gło być wielu, gdyż zarekwirowa-nych łódek mieli mało. Główne siły III Korpusu Konnego Gaj--Chana, liczące w tym miejscu na prowizoryczny most albo bród, ciągle pozostawały w Bobrow-nikach. Zwiadowcy starli się z oddziałem żołnierzy polskich wysłanych z Obozu Warownego Toruń - tak się wówczas określa-ło twierdzę. Historycy, analizując bitwę pod Odolionem zauważają,

Sezon na wraki

Pojawiają się tylko przy bardzo niskiej wodzie. Poznawać je najlepiej z płaskodennej łodzi, pontonu albo kajaka. Są źró-

dłem legend i naukowych sprzeczek. Budzą emocje. Bo skąd aż pięć wraków tak blisko siebie, akurat tu, koło Bobrownik?

Jacek Kiełpiński

Page 13: Tylko Toruń nr 46

13REPORTAŻtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

że to jedyny incydent, gdy siły bolszewików przekroczyły Wisłę i ten cały cud nad Wisłą objawił się szczególnie w tym miejscu. Bo gdyby Rosjanie się przedarli i okrążyli stolicę...

Ostatecznie jednak nawet Ciechocinka nie zajęli, Prysnęli do swoich za Wisłę, gdzie ciemiężyli Ziemię Dobrzyńską. Ale to osobna historia.

Wracając do Wisły. Śladem "Moniuszki", może już wtedy, gdy Ro-sjanie dopływali łódkami do tonącej kanonierki, ruszył z Nieszawy ho-lownik "Lubecki" ciągnący trzy berlinki z amerykańskim pro-wiantem dla obrońców Warsza-wy. Obrońców przed falą komu-nizmu zalewającą Europę - tak to wówczas postrzegano.

Rosjanie zatopili "Lubeckiego" krótką serią, osiadł na mieliźnie.

Na holowanych berlinkach

były głównie konserwy, w tym puszki z mlekiem skondensowa-nym. Rosjanie bagnetami roz-walali te puszki. I najwyraźniej skondensowane słodkie mleko im wyjątkowo zasmakowało, bo przesadzili. Mówi się, że całe

oddziały zapadały na ciężkie roz-wolnienie, co miało, oczywiście, wpływ na ich późniejszą spraw-ność bojową.

Jak widać, podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku sporo się na tym terenie działo.

Większość znawców wiślanej żeglugi stanowczo jednak za-

przecza, by wrakiem wystającym dziś z wody przed zamkiem w Bobrownikach był "Moniuszko". Są dowody, że po remoncie pły-wał jeszcze przez lata. Cóż więc to za statek? Jak to w ogóle możli-we, że w tym samym miejscu leży

na dnie Wisły inna jednostka?

Ma nią być "Spółdzielnia Wi-sła" wybudowana w 1886 roku w gdań-skiej stoczni Kla-wittera. Jak ustalił znawca wiślanej żeglugi, Waldemar Danielewicz, na

początku lat 20-tych boczno-kołowiec inspekcyjny "Gotthilf Hagen" trafił w ręce toruńskiego armatora Ludwika Szymańskie-go, prowadzącego Żeglugę Paro-wą na Wiśle. 7 maja 1927 roku armator ogłasza w prasie, że uru-chamia linię do Gdańska i oferuje statek "Tryton", bo tak go nazwał

armator, posiadający kajuty, bu-fet, radio i oświetlenie. Salono-wiec mógł zabrać 700 pasażerów! O piątej rano "Tryton" wypływał z Torunia, o dwudziestej dopły-wał do Gdańska. W 1931 roku Szymański odsprzedaje "Try-tona" spółdzielni "Wisła" - stąd późniejsza nazwa statku, który w pierwszych dniach wojny tonie trafiony bombami na kotwicowi-sku właśnie tu, w Bobrownikach.

Obok, niecały kilometr w górę rzeki, kolejny wrak. Wiele opi-nii, żadnej pewności. Niektórzy mówią, że to "Fortuna", tylno-kołowiec. Inni "Fortunę"widzą w jeszcze innym miejscu - na skos w dół rzeki, bliżej lewego brzegu.

Ale to nie koniec atrakcji. Blisko prawego brzegu, przy na-prawdę niskiej wodzie, ujawniają się pozostałości drewnianego ka-dłuba długości 35 metrów. We-dług niektórych to szkuta z XVIII wieku, inni twierdzą, że XIX wieczna berlinka.

Pozostał jeszcze jeden wrak. Najbardziej w okolicy znany, ale też i rozkradany systematycznie przez złomiarzy, bo spoczywając na brzegu porośniętej łachy jest częściej dostępny. To transporto-wiec "Gniew", który w 1939 roku załoga miała wysadzić w powie-trze.

To, mniej więcej, szkic wrako-wiska, które nigdy nie doczekało się naukowego opracowania. Po 95 latach od zatopienia w tym miejscu "Moniuszki" świat na-ukowy zaczyna się jednak poważ-nie wrakami interesować.

- Mamy pozwolenie konser-watora zabytków i RZGW na ba-dania sondażowe dwóch wraków, tych położonych najbliżej zamku w Bobrownikach - tłumaczy Sła-womir Mularski z Włocławskie-go Centrum Nurkowego. - Pra-cować będziemy z archeologiem, pod jego nadzorem. Nie chodzi o wydobycie wraków, a jedynie ostateczną ich identyfikację. Po-czekamy na wyższą wodę i bę-dziemy odsączać piach, jakim ka-dłuby są zasypane. Szukamy cech charakterystycznych. Proszę się nie obawiać, wraki pozostaną na swoim miejscu.

Całe szczęście. Dla ich miło-śników, a tych ciągle przybywa - wystające z wody resztki są jak relikwie.

- To takie żywe muzeum, otwierające swe podwoje bardzo rzadko, dlatego aż takie wrażenie robi na zwiedzających - podsu-mowuje jeden z kajakarzy, któ-rych spotykamy na wrakowisku. Zapewnia, że od lat obserwuje codziennie Wisłę i czeka na ten idealny moment, gdy niska woda odsłania skarby historii, a chylące się po pięknym dniu ku zachodo-wi słońce daje najlepsze światło do fotografowania. Wtedy wraki mówią ponoć najwięcej.

Profesor Marek Grześ na wystających z wody na środku Wisły resztkach maszyny parowej „Spółdzielni Wisła” obok statek pasażerski przy toruńskim nabrzeżu przed II wojną światową.

Fot. ARCHIWUM MARKA GRZESIA

“Statek ciągnął za sobą trzy łodzie z zaopatrzeniem dla walczącej z bolsze-wikami Warszawy albo... z materiałami wybuchowymi - są dwie wersje

Page 14: Tylko Toruń nr 46

14 DODATEK tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

DZIECIAKI

Specjaliści podkreślają, że nie ma jednej odpowiedzi na pytanie: czy sześcio-

letnie dzieci powinno wysy-łać się do „podstawówek”? To kwestia bardzo indywidualna. Ustawodawca zadecydował, że będzie to dobre dla całego sys-temu. Rodzicom, którzy nie są do tego przekonani, pozostała wizyta w poradni psycholo-giczno-pedagogicznej.

W toruńskich przedszko-lach najczęściej słyszymy negatywne opinie na temat zmian, które parę lat temu wprowadzono w polskim sys-temie edukacji. Dyrektorzy wielu placówek podkreślają, że gdyby teraz mieli małe dzie-ci, to zrobiliby wszystko, żeby w wieku sześciu lat nie szły one do szkoły. Podobnie sądzi część rodziców.

- Gdy słyszę, że w jed-nej „podstawówce” utworzą osiem czy dziewięć klas pierw-szych, to boję się o swoją cór-kę – mówi mama czteroletniej dziś Angeliki. - Jak ona się od-najdzie w takim zamieszaniu? Przecież starsze dzieci mają z tym problem. Do niedawna mówiono, że klasa nie będzie też mogła liczyć więcej niż 25 uczniów. Ten przepis już wy-cofano. Robi się masówkę w imię statystyk.

Wielu pedagogów z dłu-goletnim stażem anonimowo potwierdza nam tego rodza-ju obawy. Wskazują oni, że szkoły nadal nie są przygo-towane na te zmiany, a ich wprowadzenie podyktowane jest koniecznością łatania sys-temu emerytalnego. Bo wcze-śniejsza edukacja ma także wpłynąć za kilkanaście lat na wcześniejsze pójście do pracy kolejnego pokolenia. Pracow-nicy przedszkoli, chociaż nikt nie mówi tego głośno, boją się także o swój byt. Bo prze-cież jeden rocznik mniej u nich może oznaczać redukcję zatrudnienia. Są jednak tacy, którzy pogodzili się już z no-wym systemem.

- Trudno dyskutować o tej kwestii, jeżeli przepisy są ta-kie, a nie inne – mówi Anna Matczak, dyrektor przedszkola miejskiego numer 13 w Toru-niu. - Zawsze są za i przeciw. To sprawa indywidualna każ-dego dziecka. Jako przedszko-le staramy się przygotować

naszych wychowanków, jak najlepiej możemy do podjęcia nauki. Dyrektorzy szkół także dbają o to, żeby mali ucznio-wie czuli się u nich dobrze. Wszystko działa coraz lepiej. W tym roku mieliśmy tylko jedno odroczenie. Reszta dzie-ci pójdzie do I klasy.

To nie jest jednak norma. Są w Toruniu przedszkola, w których rodzice postawili no-wym przepisom wyraźne weto i w większości ubiegali się o odroczenie pójścia ich dzieci do szkoły.

Co sądzą o tym problemie psychologowie?

- Są takie dzieciaki, które mogą być gotowe na pójście do szkoły – mówi Cezary Wi-śniewski, psycholog. - Każ-de ma swoje tempo rozwoju, więc trudno ogólnie powie-dzieć czy sześciolatki powin-ny chodzić do szkoły czy nie. Argumentem za jest akcele-racja rozwojowa. Faktem jest, że z pokolenia na pokolenia każda generacja o wiele szyb-ciej wszystkiego się uczy. Dziś czterolatek szybciej obsłuży smartfona niż osoba w śred-nim wieku.

Są jednak i argumenty przeciw.

- Każde dziecko ma sferę najbliższego rozwoju – doda-je Cezary Wiśniewski. - Są to momenty krytyczne w życiu, gdy jest gotowe żeby przyswo-ić jakąś umiejętność bardzo szybko. Gdy trafiamy w ten moment, to wszystko jest ok. Gdy nie trafimy, to zaczynają się problemy. Bo wtedy naj-młodszy straszliwie się męczy. Nasze przedszkola i szkoły funkcjonują w większości we-dług modelu pruskiego. Cho-dzi o to, żeby jak najszybciej wykształcić jak najszerszą masę ludzi. A pamiętajmy o tym, że im szybciej dziecko wejdzie w system, tym jego in-dywidualizm szybciej zacznie być ograniczany. Rodzicom, którzy mają obawy przed po-słaniem swoich sześcioletnich dzieci do szkoły polecam uda-nie się do poradni psycho-logiczno-pedagogicznej. Z doświadczenia wiem, że uzy-skanie odroczenia jest często tylko formalnością.

Wchodzi model pruski

Okres przejściowy minął. Wszystkie sześciolatki od roku szkolnego 2015/2016

powinny pójść do I klasy szkoły podstawowej. Czy są na to gotowe? Tomasz Więcławski

Page 15: Tylko Toruń nr 46

15DODATEKtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

DZIECIAKI

Niektórzy rodzice mogą po-zwolić sobie na komfort pracy w domu bądź po-

łączenie urlopu macierzyńskiego z wychowawczym. Niekiedy jed-nak musimy lub chcemy wrócić do pracy i wtedy potrzebujemy opieki dla naszego dziecka. Mo-żemy zdecydować się na nianię lub żłobek, który zapewni opiekę maluchom od 20 tygodnia do 3 roku życia.

Do tego wyboru należny po-dejść z rozwagą. Przekalkulujmy wszystkie za i przeciw. Jeśli zde-cydujemy się na żłobek poszu-kajmy o nim opinii w internecie, popytajmy wśród rodziny i zna-jomych, ponieważ żłobek z po-zytywną rekomendacją to pew-niejsza instytucja, której możemy powierzyć malucha. Podobnie jest w przypadku niani. Powinna być sprawdzona, najlepiej z pole-cenia. Musimy mieć pewność że nasze dziecko będzie pod wła-ściwą opieką podczas naszej nieobecności. Niewąt-pliwą zaletą posiadania niani jest to, że w 100% poświęci czas naszemu dziecku. W żłobku przy-pada jedna opiekunka na grupę od 5 do 10 ma-luchów. Jeśli zależy nam na

tym aby zapisać dziecko do pu-blicznego przedszkola, pomyśl-my o tym kiedy kobieta będzie w ciąży, ponieważ ilość miejsc w tych placówkach jest mocno ograniczona.

Koszt na jaki powinniśmy się przygotować w przypadku żłob-ka publicznego to kwota 300 zł miesięcznie. Za pobyt dziecka w żłobku niepublicznym zapłacimy od 450 zł do 700 zł miesięcznie. Jeśli chodzi o opiekunki ceny są zdecydowanie wyższe. Średnia godzinowa stawka u cało-etato-wej niani waha się między 7 zł a 10 zł. Łączny m i e s i ę c z -ny koszt to od 1200 zł

do nawet 2000 zł.

Rozbieżność w cenach jest dość duża, ale wszystko ma swoje plu-sy i minusy.

Wybierając placówkę, która zaopiekuje się naszym maluchem zwróćmy uwagę na ofertę eduka-cyjną. W żłobkach miejskich, w zajęciach dodatkowych znajduje się zazwyczaj tylko rytmika. W tych prywatnych oferowane są nawet lekcje z języka angielskiego czy warsztaty muzyczne co pozy-tywnie wpłynie na rozwój naszej pociechy.

Pozostawienie dziecka w żłob-ku jest dużą zmianą dla samego malucha, ale też dla rodzica. Za-

nim za-cznie spę-dzać tam większość

s w o j e g o dnia, warto

przycho-dzić z

dzieckiem na tzw. godziny ada-ptacyjne. To czas, w którym po-znaje ono żłobek, kolegów, opie-kunki i plan dnia jeszcze pod opieką rodziców. W ten sposób łatwiej zaaklimatyzuje się w no-wym miejscu i późniejsza rozłąka nie będzie aż taka straszna.

Dzieci, którymi opiekuje się doświadczona kadra są w stanie nauczyć się wielu rzeczy. Żłobek sprzyja rozwijaniu umiejętności takich jak obsługa łyżki, zakłada-nie butów i innych części odzieży,

korzystanie z nocnika. Malu-

c h y

będące w grupie rówieśników zaczynają też wcześniej mówić. W wielu placówkach znajdziemy również bezpłatne porady psy-chologa, pedagoga czy logopedy. Jeśli zauważymy coś niepokoją-cego u swojego dziecka, możemy zwrócić się o pomoc do fachow-ca. Często jest też tak, że specjali-ści okresowo wystawiają zaświad-czenie o rozwoju naszej pociechy.

Wiele osób twierdzi, że za-pisanie dziecka do żłobka to złe rozwiązanie. Uważają oni że naj-młodsze lata to czas, który mama może poświęcić w całości ma-luchowi i powinni wykorzystać to maksymalnie. Niekiedy jednak nie mamy wyjścia i życie samo podejmuje za nas decyzje. Słowa krytyki ze strony rodziny i zna-jomych nie powinny mieć na nas wpływu. Przed podjęciem osta-

tecznej decyzji powinniśmy rozważyć wszystkie aspek-

ty- sytuację finansową, potrzeby rodziców i

dziecka. Rozwiązanie, które wybierzemy musi być dobre przede wszyst-kim dla malucha ale rów-

nież dla rodzica.

Maluch w żłobkuWielu rodziców czeka rozłąka z maluchem gdy pojawia się potrzeba zapisania go do żłobka lub klubu maluchaMałgorzata Kramarz

Page 16: Tylko Toruń nr 46

16 tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.DODATEK

DZIECIAKI

Jeszcze kilka lat temu, nie do pomyślenia było pójście na basen z niemowlakiem. Dziś

rodzice często i chętnie korzy-stają z zajęć w wodzie. Mimo iż nie brakuje słów krytyki, że jest to wymysł współczesności, spe-cjaliści przekonują że taka forma spędzania czasu jest bardzo dobra dla naszej pociechy.

Woda dla maleńkiego dziec-ka to środowisko naturalne. Do niedawna żyło w niej w brzuchu mamy. Z tego okresu dziecko wyniosło kilka rzeczy: nie boi się wody i nie otwiera ust kiedy się w niej zanurza. Po jakiś cza-sie te umiejętności znikają więc warto zabrać dziecko na basem kiedy ukończy 4 miesiące. Mimo iż nauka pływania dla niemowląt wskazana jest już od 2 miesiąca życia, to warto trochę odczekać ponieważ w późniejszym czasie dziecko jest bardziej zoriento-wane na to co dzieje się wokół niego i potrafi utrzymać główkę

w górze. Zajęcia na basenie mają na celu głównie rozwój fizycz-ny i psychiczny najmłodszych poprzez zabawę i wykonywanie różnorodnych ćwiczeń. Ma być to wspaniała zabawa dla dzieci jak i również dla rodziców. Ćwi-czenia w wodzie wywierają ko-rzystny wpływ nie tylko na mo-torykę dziecka, ale także na jego czynności zmysłowo – ruchowe. Dostarczają nowych doznań i po-magają w rozwoju percepcji umy-słowej. Woda doskonale wpływa na pracę mięśni i stawów przez co dziecko rozwija się szybciej od rówieśników. Podczas zajęć na basenie niemowlę reguluje spo-sób oddychania oraz uodparnia się na choroby. Badania wykaza-ły, że najmłodsze dzieci biorące udział w nauce pływania miały mniejsze problemy z koordynacją ruchową, wykazywały większą pewność siebie i łagodniej znosi-ły niepowodzenia oraz stresujące sytuacje.

Zanim jednak wybierzemy się z dzieckiem na basem musimy sprawdzić kilka rzeczy. Najważ-niejsze jest to czy basen został przystosowany dla małych od-wiedzających. Chodzi głównie o czystość w wodzie jak i na całym obiekcie. Ważny jest też stopień ogrzania wody. W pierwszych miesiącach życia dziecko nie re-guluje swojej temperatury. Jeśli dla rodzica woda jest chłodna to dla pociechy będzie bardzo zim-na. Optymalna ciepłota wody to 29°C. Niedobrze jest też zabierać malucha do jacuzzi lub do basenu gdzie woda wynosi ponad 37°C ponieważ prowadzi to do prze-grzania organizmu co skutkuje szybszym biciem serca i innymi komplikacjami. Pierwsza wizyta na pływalni może być dla nasze-

go dziecka trudnym doświad-czeniem. Nowe miejsce, nowe dźwięki i widoki. Na pierwszą lekcję wybierzmy się najlepiej w godzinach porannych kiedy na basenie jest stosunkowo niewiele osób. Do wody należy wchodzić powoli tak aby maluch mógł się z nią oswoić. Jeśli nasza pocie-cha lubi się pluskać podczas do-mowych kąpieli powinniśmy mu również na to pozwolić na base-nie. Jeśli nie czujemy się pewnie i boimy się o bezpieczeństwo na-szego dziecka możemy skorzystać z fachowej porady instruktorów lub w późniejszym okresie za-opatrzyć się w nadmuchiwane akcesoria, które pozwolą dziecku utrzymać się na wodzie i bawić w pobliżu rodziców. Obecnie na rynku dostępne są specjalne pie-

luchy na basen które zatrzymują nieczystości i wchłaniają mocz lecz nie są wodoodporne. Może-my też ubrać malucha w kostium kąpielowy jednak nie jest to ko-niczne.

W Polsce nauka pływania dla niemowląt nie jest jeszcze rozpo-wszechniona. Wiele szkół dopie-ro startuje. Jeśli mamy taką moż-liwość, warto skorzystać z porad trenerów ponieważ pokażą nam oni jaka pozycja do pływania jest najlepsza, jakie ruchy możemy wykonywać oraz jak powinni-śmy zareagować kiedy maluch zakrztusi się wodą. Kiedy nie ma takiej opcji nie rezygnujmy z wi-zyt na pływalni ponieważ jest to wspaniała forma aktywności i za-bawy dla naszego dziecka.

Niemowlak na basenie

Rodzice coraz chętniej korzystają z tej formy aktywności jaką jest nauka pływania

Małgorzata Kramarz

Page 17: Tylko Toruń nr 46

17tylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r. DODATEK

EDUKACJA

Emerytura to czas odpoczyn-ku od pracy. Niekiedy bywa tak, że nie każdego seniora

cieszy taka duża ilość wolnego czasu. Zdarza się, że emerytura to czas samotności, nudy i smutku. Kiedy dzieci i wnuki są daleko, sytuacja finansowa nie pozwa-la na aktywne życie towarzyskie i podróże wielu seniorów traci radość życia. Po latach pracy nie umieją sobie zorganizować czasu i znaleźć miejsca. Z pomocą przy-chodzą im Uniwersytety Trzecie-go Wieku.

Co to takiego? To placówki dydaktyczne dla osób w pode-szłym wieku, których celem jest poprawa jakości życia seniorów oraz utrzymanie ich sprawności psychicznej i fizycznej. Uniwersy-tety Trzeciego Wieku dają szansę na odnalezienie się zagubionym oraz motywują do działania i wiary we własne siły. Najczęściej zlokalizowane są przy uczelniach wyższych, ale często też prowa-dzone są w klubach seniora czy szkołach podyplomowych. Cie-szą się coraz większym zainte-resowaniem i frekwencja wśród słuchaczy rośnie z roku na rok. W chwili obecnej na terenie całej Polski działa kilkaset uniwersyte-tów.

Zasady działania uniwersyte-tów w całej Polsce są podobne. Słuchacze wpłacają wpisowe w kwocie ok. 50 zł i to jest jedyny koszt jaki ponoszą. Zdarza się, że niektóre uniwersytety pobie-rają czesne, ale jest to kilkanaście złotych w skali roku. Bywają jed-nak sytuacje, że seniorzy muszą uiścić jakąś dodatkową zapłatę w momencie kiedy organizatorzy

muszą wynająć salę na zajęcia lub lektora, ale jest to na tyle niska kwota że nie stanowi problemu.

Udział w ćwiczeniach daje se-niorom poczucie że nie są sami, wypełnia pustkę dnia codzienne-go, ale też pozwala na poszerze-

nie zdobytej już wiedzy. Na To-ruńskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku jest szereg zajęć z których mogą skorzystać osoby starsze. Kształcić się można w zakresie komputerów, plastyki i języków obcych: angielskiego, niemiec-

kiego, a nawet hiszpańskiego. Jest sekcja poświęcona dyskusji, mu-zyce, literaturze czy rękodziełom. Znajdzie się też coś dla miłośni-ków brydża czy kanasty. Seniorzy, którzy lubią śpiewać mogą zapi-sać się do chóru, a ci z tanecznym

zacięciem mogą uczęszczać na lekcje tańca. Są też sekcje poświę-cone zajęciom sportowym takim jak gimnastyka w wodzie, nordic walking czy jazda na rowerze. Na uniwersytecie organizowane są również wyjścia do teatru i na koncerty. Bilety są dużo tańsze niż zwykle, a niekiedy seniorzy mogą skorzystać z dofinansowania. Dla emerytów którzy chcą podró-żować lub korzystać z turnusów rehabilitacyjnych są odpowiednie programy. W ofercie znajdują się wyjazdy krajowe jak i również za-graniczne. Nie mniejszym zainte-resowaniem wśród „studentów” cieszą się wykłady prowadzone w wielu dziedzinach: historii, kultu-rze czy socjologii. Wachlarz zajęć jest naprawdę szeroki i każdy se-nior znajdzie coś dla siebie.

Dla osób w starszym wieku bardzo ważne jest poczucie przy-należenia do określonej grupy, a na uniwersytetach trzeciego wieku mają taką możliwość. Spo-tkania w grupach motywują do wyjścia z domu, a podczas wspól-nych zajęć czy wyjazdów tworzą się nowe przyjaźnie. Badania udowodniły, że emeryci którzy korzystają z zajęć na uniwersyte-tach trzeciego wieku pozytywnie zmieniają nastawienie do życia. Poprawia się ich kondycja fi-zyczna i psychiczna, ale również opóźniają się procesy starzenia oraz choroby typowe dla osób starszych np. Alzheimer. Warto nawiać swoich bliskich by skorzy-stali z tej oferty ponieważ mogą przeżyć wspaniałą przygodę i po-szerzyć horyzonty, a przecież na naukę nigdy nie jest za późno.

Babciu, Dziadku idź na studiaUniwersytety Trzeciego Wieku robią furorę wśród emerytów i rencistów.

Nie tylko pozwalają zdobyć nową wiedzę, ale przywracają również radość życiaMałgorzata Kramarz

Page 18: Tylko Toruń nr 46

18 DODATEK tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

EDUKACJA

W dzisiejszych czasach wielu młodych ludzi boryka się ze znale-

zieniem pracy. Większość pra-codawców szuka osób doświad-czonych i wykwalifikowanych w danej dziedzinie. Co zrobić aby znaleźć zatrudnienie? Z po-mocą przychodzą nam różnego rodzaju kursy doszkalające. Te dzielą się na dwie grupy. Kursy zawodowe i specjalistyczne. Do tych pierwszych zaliczamy m. in. kurs na prawo jazdy, kursy admi-nistracyjne, marketingowe czy obsługi wózka widłowego, kurs murarza, fryzjera i kelnera. W grupie szkoleń specjalistycznych znajdzie się nauka pisania wnio-sków unijnych, nauka języków obcych, projektowanie grafik czy szkolenia dla pośredników obro-tu nieruchomościami. Są również tzw. kursy sezonowe na wycho-wawców kolonijnych, ratowni-ków wodnych czy animatorów kultury. Szkolenia zawodowe są niezbędne zarówno dla tych, któ-

rzy są po szkole i szukają swojej pierwszej pracy, jak i dla tych któ-rzy już piastują jakieś stanowisko.

Do kwestii szkoleń należy podejść bardzo rozważnie nie tylko wtedy gdy przystępujemy do nich bo musimy, ale też wte-dy kiedy po prostu chcemy. W niektórych przypadkach szko-lenia są konieczne ponieważ grozi nam zwolnienie z pracy, albo oddala się widmo awan-su. Niekiedy chcemy poszerzyć swoje horyzonty, zdobyć nowe doświadczenia i umiejętności. Warto pamiętać aby dobierać szkolenia do własnych potrzeb. Kształcić możemy się na każdej płaszczyźnie, im więcej kursów tym lepiej, ponieważ w obecnych czasach pracodawcy cenią sobie wszechstronność. Nie chodzi jed-nak o to aby iść na ilość, liczy się też jakość. Jeśli uczęszczamy na kilka kursów powinniśmy wy-brać jeden w którym szczególnie się wyspecjalizujemy. Dotyczy to wszystkich dziedzin: humanisty-

ki, techniki i branży naukowej. Bo jeśli dziennikarz potrafi napi-sać o wszystkim, ale w jednej ka-tegorii jest fachowcem to z pew-nością zostanie doceniony przez szefa. Nie inaczej jest w reklamie, mechanice samochodowej czy medycynie.

Na rynku jest wiele szkół i pla-cówek, które oferują nam rozma-ite kursy. Aby mieć pewność, że szkolenie będzie rzetelnie prze-prowadzone sprawdźmy uprzed-nio placówkę. Czasami warto zainwestować więcej gotówki i wybrać droższy kurs, niż później uzupełniać jeszcze wiedzę na kolejnym szkoleniu. Ważne jest to, żeby były zajęcia praktyczne. Nie chodzi tylko o to żeby na-uczyciel pokazał np. jak obsłużyć

daną maszynę, ale żeby pozwolił uczestnikom na samodzielne wy-konanie zadania. Przed rozpo-częciem kursu warto też spraw-dzić kwalifikacje tych którzy będą nasz uczyć- powinni to być doświadczeni lektorzy z upraw-nieniami i certyfikatami. Równie istotne jak wykształcenie nauczy-cieli jest wyposażenie placówki. Powinny tam być wszystkie po-trzebne sprzęty do danego kursu. Teorię możemy przyswoić sami z pomocą odpowiedniej literatury, jednak nic nie zastąpi praktyki. Podstawową zasadą przy wybo-rze kursu jest tematyka paneli, ilość godzin praktycznych i to czy po zakończeniu szkolenia dosta-niemy odpowiedni papier, który będzie niezbędny przy szukaniu

pracy. Wiele szkoleń można zna-leźć przy urzędach pracy- te są bezpłatne. Absolwenci podniosą na nich umiejętności, a bezrobot-ni nauczą się zawodu. Studenci mogą korzystać z biur karier, któ-re działają przy uczelniach.

Wybierając kurs upewnijmy się, że wydane na niego pieniądze się nie zmarnują. Szkolenia mają za zadanie poszerzenie wiedzy, zdobycie doświadczenia prak-tycznego, ale również powinny wpłynąć na odniesienie przez nas sukcesu. Trzeba poszukać odpo-wiedniego dla siebie kursu by po jego zakończeniu nie być rozcza-rowanym i mieć gwarancję roz-woju zawodowego.

Szkoleń czas

Aby wyjść karierze naprzeciw warto za-inwestować swój czas i pieniądze

w kursy doszkalająceMałgorzata Kramarz

Page 19: Tylko Toruń nr 46

19DODATEKtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

EDUKACJA

Ostatni dzwonek, wpis do indeksu, rozdanie świa-dectw... i wakacje. Zasłu-

żone po roku nauki są już na pół-metku. Drzwi szkoły zamykają się za uczniami i słuchaczami, ale nie za administracją szkoły. Chociaż dla pracowników również rozpo-czyna się okres urlopowy, to ich uwaga jest skupiona głównie na podsumowaniu mijającego i pla-nowaniu przyszłego roku szkol-nego.

W podsumowaniu minionego roku szkolnego wyróżnia się na pewno Studium Zdrowia.

- To bardzo ważne, żeby nie tylko cieszyć się z sukcesów, ale obserwować, wnioskować i mo-dyfikować proces kształcenia - mówi dyrektor Centrum Edu-kacji Dorosłych w Toruniu, Tere-sa Synik. - W tym sezonie wielu słuchaczy i absolwentów Studium Zdrowia znalazło zatrudnienie w zawodzie.

Turyści coraz chętniej korzy-stają podczas wakacji z szerokiej gamy zabiegów, oferowanych przez ośrodki wypoczynkowe. Masażyści mają dosłownie pełne ręce roboty. Ci sami turyści po-trzebują na czas urlopu opieki dla swoich starszych rodziców. Tutaj pole do popisu mają opiekunowie medyczni.

- Widać, że nasi opiekunowie często wyjeżdżają do krajów nie-

mieckojęzycznych – dodaje Tere-sa Synik. - Dlatego od września na tym kierunku wprowadzamy język niemiecki. Dodatkowo, w ramach promocji, można będzie skorzystać z kilkudziesięciu do-datkowych godzin nauki tego języka. Podobnie na kierunku asystent osoby niepełnospraw-nej i opiekun w domu pomocy społecznej. Technicy masażyści dostaną gratis kurs masażu gorą-cymi kamieniami lub bańką chiń-ską, uhonorowany certyfikatem.

Miłą niespodzianką dla Cen-

trum Edukacji Dorosłych jest wynik tegorocznego naboru do Toruńskiego Technikum Infor-matycznego dla młodzieży. Chęt-nych nie brakowało Potrzebę informatycznego profilu kształ-cenia determinują czasy, w któ-rych żyjemy. Kiedy osiemnaście lat temu Teresa Synik stawiała pierwsze kroki w prowadzeniu szkoły i zarządzaniu oświatą wie-działa, że tajemnica sukcesu tkwi w żywym reagowaniu na zmiany, w dostosowywaniu się do nich. Dziś znajomość technologii in-

formacyjnej jest furtką do przy-szłości.

W ubiegłym roku szkolnym mury Toruńskiego Technikum Informatycznego opuściło dwu-dziestu absolwentów. Kilkudzie-sięciu uczestników projektu eu-ropejskiego Rozwój kwalifikacji w zawodzie Technik informatyk wśród 50 osób dorosłych z woje-wództwa kujawsko - pomorskie-go, kończy właśnie praktyki w lokalnych firmach z branży IT.

Wszyscy, którzy rozpoczną od września naukę na tym kierunku,

w ramach promocji odbędą kurs obsługi programu PHOTOSHOP.

- Warto w tym miejscu nad-mienić o możliwości nauki w ra-mach Kwalifikacyjnych Kursów Zawodowych. To furtka otwarta dla wszystkich, którzy nie zdobyli jeszcze średniego wykształcenia - dodaje Teresa Synik.

Osoba, która ukończy Kwali-fikacyjny Kurs Zawodowy i zda egzaminy potwierdzające kwalifi-kacje, jakie składają się na zawód technika informatyka, zdobędzie ten zawód. Jeżeli w trakcie nauki lub później zdobędzie wykształ-cenie średnie - otrzyma również dyplom w tym zawodzie.

W Centrum Edukacji Doro-słych Kwalifikacyjne Kursy Za-wodowe mogą być organizowane w zawodzie opiekuna medyczne-go, technika elektryka, elektro-nika czy mechatronika, technika rachunkowości, technika eko-nomisty, technika administracji oraz technika ochrony fizycznej osób i mienia. Na wymienionych kierunkach można się również uczyć w ramach Policealnego Studium.

- Potrafimy kształcić na różne sposoby. Wszystko zależy od za-potrzebowania w danym roku... a właściwie to w dane wakacje - uśmiecha się dyrektor Synik.

Podczas wakacji o edukacjiCentrum Edukacji Dorosłych podsumowuje miniony rok szkolny

Łukasz Piecyk

Page 20: Tylko Toruń nr 46

20 MOTOMANIACY tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.

W salonach Toyoty w Polsce jest już ofe-rowany zmoderni-

zowany, kompaktowy Auris w dwóch nadwoziach: hatchback i Touring Sports. I co najważ-niejsze - także w odmianie z przebojowym, ekologicznym napędem hybrydowym - Hy-brid Synergy Drive.

Toyota Auris Hybrid jest wyposażona w benzyno-wy silnik 1,8 litra oraz sil-nik elektrycz-ny wielkiej mocy. Oba generują łącz-nie 136 KM zaś moment obrotowy jest przenoszony za pośrednictwem elektrycz-nie sterowanej skrzyni biegów E-shift.

Hybrydowa Toyota Auris nowej generacji zachowała wszystkie zalety poprzedniego modelu - jest przede wszyst-kim wyjątkowo oszczędna w eksploatacji, gdyż np. nie po-siada rozrusznika, sprzęgła, czy alternatora zaś klocki ha-mulcowe zużywają się o wiele

wolniej, niż w tradycyjnym modelu, bo hybrydowy Auris hamuje przede wszystkim sil-nikiem odzyskując jednocze-śnie energię elektryczną.

A więc i tu pojawiają się same zalety - mniejsze zuży-cie elementów mechanicznych przekłada się na ewidentne oszczędności w zużyciu pali-wa, a więc koszty eksploatacji.

Tych zalet jest wiele więcej, bo choćby naturalny system start&stop wyłącza silnik spa-linowy podczas postoju przed światłami, czy w ulicznym korku.

Samochody hybrydowe To-yoty przebojem zdobywają eu-ropejski i polski rynek moto-ryzacyjny. W krajach Europy Zachodniej napęd hybrydowy jest najczęściej wybieranym

wariantem w kompaktowym Aurisie, mając 50 procent udziału w całkowitej sprzeda-ży modelu.

W Polsce w samym pierw-szym kwartale 2015 roku na-bywcy zamówili ponad 1000 samochodów hybrydowych Toyoty. Oznacza to, że już co czwarta Toyota Auris wybie-rana przez polskich nabyw-

ców jest hybrydą. Nabywcy doceniają bezszelestną pracę układu, jego płynną pracę, dynamikę, za-pewnianą przez dwa silniki (benzynowy i elektryczny), oraz re-kordowo niskie kosz-ty eksploatacji, do których samochody z

tradycyjnymi silnikami nie są w stanie się zbliżyć.

Wnętrze nowego hybrydo-wego Aurisa stało się przytul-niejsze, niż w poprzedniej od-mianie. I chociaż zmiany nie są rewolucyjne, to warto zwró-cić uwagę na wszechstronne, i wyjątkowo przestronne wnę-trze. Wersja hatchback została wyposażona w tylną kanapę składaną w proporcji 60/40, opcjonalną płaską podłogę

oraz bagażnik o pojemności 360 litrów.

Zmienił się wyświetlacz centralny. Toyota Touch 2 to z jednej strony w pełni zinte-growany system multimedial-ny, który został wyposażony w koloro-wy ekran dotykowy z funkcją przesuwa-nia i prze-ciągania, a z drugiej z a a w a n -sowany system audio kompa-tybilny z urządzeniami USB, iPodami i smartfonami. Tech-nologia Bluetooth 3.0 pozwala na wykonywanie połączeń w trybie głośnomówiącym, inte-grację wiadomości SMS oraz odtwarzanie muzyki. Ekran WVGA jest podłączony do kamery cofania, zapewniając bezpieczniejsze cofanie.

Dodatkowo już w podsta-wowej wersji Auris Hybrid ma m.in. 7 poduszek powietrz-nych, automatyczną klima-tyzację, radio z systemem Bluetooth, felgi aluminiowe czy kolorowy wyświetlacz cie-kłokrystaliczny o przekątnej

4,2-cala, umiejscowiony mię-dzy zegarami.

Odświeżony Auris wygląda bardziej elegancko - otrzymał nowy grill, bardziej muskular-ne zderzaki i przeprojektowa-ne, przymrużone światła LED,

jest też mocniej osadzony na drodze. Dzięki tym zmianom upodabnia się do Avensisa nowej generacji. Auris Hybrid ma jeszcze bardziej wydajny napęd hybrydowy, zużywający min. 3,4 l benzyny na 100 km.

Nowy model otrzymał tak-że zmodyfikowane nadwozie, przeprojektowane wnętrze z wyższej jakości materiałami wykończeniowymi.

Toyota Auris oferuje pew-ność i spokój użytkowania po-twierdzone pierwszym miej-scem w prestiżowym rankingu TÜV wśród aut swojej klasy.

Fot.: Toyota Motor Poland

Toyota Auris - hybryda w nowej odsłonie

Zbigniew Juchniewicz

“W krajach Europy Zachodniej napęd hybrydowy jest najczęściej wybieranym wariantem w kompak-towym Aurisie

“Wnętrze nowego hybrydowego Aurisa stało się przytulniejsze, niż w poprzedniej odmianie

Na terenie toruńskiego Motoparku znów zawy-ją silniki. Wszystko za

sprawą XVIII Ogólnopolskiego Zlotu BMW, który odbędzie się 22 sierpnia 2015 roku w Grodzie Kopernika.

W sobotę od godziny 9.30 fani motoryzacji podziwiać będą mo-gli pojazdy z całej Polski. W trak-cie imprezy odbędą się pokazy mocy oraz widowiskowego dri-ftu. Nie zabraknie również licz-nych konkursów i konkurencji na

torze sportowym. To na nim or-ganizatorzy wydarzenia zorgani-zują konkurencje sprawnościowe i czasówki. Miłośnicy driftu będą mieli okazję sprawdzić swoje możliwości w Drift Taxi między godziną 9 a 18, w przerwach kon-kurencji na torze.

Pierwszy eliminacyjny Pokaz Mocy rozpocznie się o godzinie 10. Finał zaś przewidziany został na

godzinę 16. Motoryzacyjne

spotkanie będzie także doskonałą okazją do wybrania Miss i Miste-ra XVIII Ogólnopolskiego Zlotu BMW. O godzinie 21 organiza-torzy zaplanowali widowiskowy Nocny Pokaz Mocy.

Na terenie toruńskiego Moto-parku nie zabraknie także punktu gastronomicznego, sklepu z mo-toryzacyjnymi gadżetami oraz stoisk wystawców.

Podczas Zlotu tradycyjnie bę-dzie można sprawdzić moc swo-

jego auta dzięki firmie Agma. Dlamiłośników adrenaliny Woj-

ciech Sposób zapewni jazdę bo-kiem do przodu. Koszt przejazdu

wynosić będzie sto złotych. Wulkanizację podczas toruńskie-go wydarzenia zapewni serwis opon

Seban. Cennik wszystkich usług dostępny jest na oficjalnej stronie imprezy - www.bmwpo-werclub.com.pl

(MC)

Zawyją silniki

Page 21: Tylko Toruń nr 46

21MĘSKA KOŃCÓWKAtylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r.

Nowe intro i kolejny epizod "Jazdy z VIPem" doskona-le obrazują ten stan rze-

czy, jednak za kulisami dzieje się wiele więcej... Deszcz pada w naj-mniej odpowiednim momencie, plan filmowy najeżdża szarańcza "elek", a czterokołowe rekwizy-ty sprzedają się wtedy, kiedy nie powinny - oczywiście tylko z perspektywy twórców progra-mu. Dealerzy hiszpańskich aut są wówczas cali w skowronkach - znak, że narzędzie marketingowe działa jak należy, ale zawsze może być lepiej. Stąd udział I Wicemiss Polski - Agnieszki Wasilewskiej - w roli współprowadzącej. Te zmiany można już zaobserwować w pierwszym odcinku drugiego sezonu, którego gościem został Hubert Ptaszek - ubiegłorocz-ny zwycięzca rajdów Sardynii i Szwecji oraz dwukrotny zdobyw-ca podium w plebiscycie na naj-popularniejszego sportowca roku grodu Kopernika.

Po tym jak na zakończenie pierwszej edycji producenci z Ar-pol TV skutecz-nie upchnęli w Seacie Alhambra 2,15-metrowego Dawida Przy-byszewskiego, rozbudzili swój apetyt. Pogoń za podejmowa-niem wyzwań stała się jeszcze bardziej zażarta. W kabinie Leona FR postanowili zmieścić cztery piękności.

- Nie trzeba nikogo przeko-nywać, że jedną z przyczyn po-pularności toruńskiego żużla, są Podprowadzające przy KS Toruń - zauważa Wojciech Bernasiak, Project Manager "Jazdy z VI-Pem". - Tym samym kierowali-śmy się, zapraszając je do odcinka specjalnego naszego programu, który później zyskał znamienną nazwę "Aniołki Seata".

Dagmara Krause, Sandra Kieł-pikowska, Kamila Rumianowska

oraz Sandra Muzalewska prze-łamały stereotyp, wedle którego kobiety ustępują mężczyznom za kierowcą. Żadnej z nich nieocze-kiwana zmiana skrzyni biegów, z automatycznej na manualną, nie sprawiła problemów. Ostatnia z

wymienionych wykazała się na-wet refleksem, gdy w wyniku nie-porozumienia, jadący przed nią samochód ekipy Arpol TV, stanął jak wryty. Błyskawicznie odbiła kierownicą, zaklęła pod nosem i pomknęła dalej. Nie obyło się jed-nak, bez wpadki Sandry. Widzo-wie nie mogli jej zobaczyć, czego powinni żałować. Praca na planie, dłuższa niż jeden dzień, wymaga z reguły, przy każdym kolejnym, tego samego stroju u występują-

cych. Gdy kierowca przyjechał po jedną z podprowadzających, ta ubrana była w szałową sukienkę, czerwoną jak dywan w Cannes. Z ciężkim sercem musiał prosić ją o przebranie się w strój z dnia poprzedniego, mimo iż Sandra

dołożyła sta-rań, by męska część widow-ni nie zaznała więcej spo-kojnego snu.

Od 12 sierpnia moż-na mówić, iż "Aniołki SEAT-a" od-dzielają od siebie dwie serie "Jazdy z VIPem". Tego dnia trafił do

sieci pierwszy epizod nowego sezonu, zrewolucjonizowany i zaskakujący pod kilkoma wzglę-dami.

- Kolejny sezon musiał być krokiem naprzód, dlatego na widzów czeka teraz nowe, profe-sjonalne intro, więcej akcji i pięk-na współprowadząca w osobie Agnieszki Wasilewskiej, I Wice-miss Polski roku 2014 oraz nie-gdysiejszej uczestniczki naszego programu.

To właśnie Agnieszka Wasi-lewska przywitała pierwszego gościa drugiego sezonu "Jazdy z VIPem", Huberta Ptaszka. Za-raz potem zaprosiła go do Leona Cupry dysponującego mocą 280 KM, przed którą nawet rajdowiec czuł respekt. Jazda testowa zaczę-ła się z kopyta na torze MotoPark, choć nie od razu. Tego dnia eki-pa musiała dzielić obiekt z jedną ze szkół jazdy szkolącej akurat przyszłych kierowców autobu-sów. Zajmowali sporo miejsca, wchodzili w kadr, kiedy pamięć w kartach i energia w bateriach były jak na wagę złota. W końcu kur-sanci ustąpili, ale tylko na 20 mi-nut. Presja czasu bywa uciążliwa szczególnie, gdy jest go stanow-czo za mało. Całe szczęście na-zwisko "Ptaszek" otwiera w tym mieście wiele drzwi. Udostęp-nienie Cupry na przejażdżkę po torze, właścicielowi Toruńskiej Akademii Jazdy, legendarnemu rajdowcowi - Bogusławowi Ba-chowi - też zrobiło swoje. Od tej pory plan należał do ekipy Arpol TV.

Hubert otrzymał zielone światło i wdepnął gaz w podło-gę. Absolutnie nie miał zamiaru oszczędzać ani głównego prowa-dzącego, ani flagowego modelu SEAT-a. Zmusił auto do odsło-

nięcia całego swojego potencjału. Nagrania na obiekcie Toruńskiej Akademii Jazdy stanowiły nieba-gatelną część całego materiału. Od początku planowano, że zaj-mą dobrych kilka godzin. Modli-twy o piękną pogodę, przez cały ten czas, nie zostały jednak wy-słuchane.

- Nagłe oberwanie chmury zmieniło aurę na tyle, że dalsza praca na planie nie miała sensu - mówi Marcin Jarosz, operator i montażysta "Jazdy z VIPem". - Nawet, gdyby opady ustały, każ-dy skrawek asfaltu, nasiąknięty wodą, różnił się stanowczo od tego ujętego wcześniej. W post-produkcji byłoby to rażące dla widza.

Problem uchodził za poważny, bo do realizacji odcinka zgrać w jednym dniu musiano rozchwyty-wanego przez wszystkich gościa, obu prezenterów, warunki atmos-feryczne, tor wyścigowy i Leona Cuprę, a do tego rzecz jasna - zdążyć przed premierą. Sytuacja robiła się napięta. Dobry nastrój ratował tylko sam zaproszony do programu. Gdyby Hubert nie zo-stał rajdowcem, z powodzeniem mógłby konkurować z "Paranie-normalnymi". Niemniej ekipa na planie rozważała już taniec słońca... Na szczęście okazał się zbyteczny. Zza chmur wyłoniło się Słońce, świecące na tyle in-tensywnie, że w godzinę osuszyło cały Toruń - cud nad Wisłą. Hu-bert znów mógł dawać z siebie wszystko. Wziął to sobie do ser-ca, bo zakręty atakował z chirur-giczną precyzją. Przedni zderzak Cupry był ujmowany z odległości 20 cm w pełnym pędzie. Ope-rator musiał bezgranicznie ufać umiejętnościom rajdowca, bo na płycie toru nie zostawił po sobie żadnych fekaliów.

Po przebytych trudnościach najnowszy odcinek "Jazdy z VI-Pem" krąży już po sieci. Ekipa Arpol TV typuje gwiazdy ogól-nopolskiej sławy do udziału w kolejnych epizodach. Wychodzi z założenia, że emocji nigdy za wiele.

Po drugiej stronie obiektywu Widać je z powietrza, znikają za rogami i z nich się wyłaniają. Mkną przez mosty i pod wiaduktami. Wieczorami błyskają światłami. Za dnia słońce odbija się w ich lakierze. SEAT-y opanowały miasto Marcin Tokarz

“Nie trzeba nikogo przekonywać, że jedną z przyczyn popularności toruńskiego żużla, są Podprowadzające przy KS Toruń. Tym samym kierowaliśmy się, zapraszając je do odcinka specjalnego naszego programu, który później zyskał znamienną nazwę “Aniołki Seata”.

Kadr z pierwszego odcinka drugiego sezonu „Jazdy z VIPem” z udziałem toruńskiego rajdowca, Huberta Ptaszka.

Page 22: Tylko Toruń nr 46

22 tylkotorun.pl 21 sierpnia 2015 r.KULTURA

Wydaje się, że w leczeniu ciężko chorych osób i zneutralizowaniu ich

cierpienia pomóc mogą jedy-nie lekarstwa. Przy aparaturze i możliwościach, jakimi dysponuje współczesna medycyna, muzyka spełnia w tym względzie drugo-planową rolę. A jednak dźwięki coraz częściej wy-korzystuje się po to, by ból zminimali-zować. Nikt nie ma wątpliwości – one same w sobie nie przywrócą zdrowia, ale mogą pomóc w szlachetnym roz-stawaniu się z życiem, zwykłej poprawie nastroju czy uczynieniu ciężaru choroby lżejszym.

Widać to było na twarzach dzieci, ich opiekunów i perso-nelu, którzy zgromadzili się w hospicjum „Nadzieja” po to, by kolejny raz usłyszeć, jak Steve Kindler tę suchą teorię zamienia

w czyn. - W tamtym roku artysta od-

wiedził hospicjum i nasze dzieci po raz pierwszy – mówi Halina Wiśniewska, wiceprezes Fundacji Społeczno-Charytatywnej „Po-moc Rodzinie i Ziemi”. – Sama byłam zdziwiona tym, jak malu-chy reagują na jego muzykę. We-

ronika, która nie zawsze odbiera zewnętrzne bodźce, na dźwięk skrzypiec okazała niesamowi-tą radość, podobnie jak Krzyś. Wyraźnie widać, że takie chwile działają na dzieci terapeutycznie. W związku z tym, że bardzo nam się podobało, a w szczególności reakcja naszych milusińskich, za-

prosiliśmy artystę również w tym roku. Mogę tylko podtrzymać moje słowa.

Dźwięki, które Steve Kindler prezentuje słuchaczom, działają nie tylko na ciężko chore dzieci. Każdy może dostrzec ich wyjąt-kowość.

- Dla mnie jest to muzyka re-laksująca i uspokaja-jąca – dodaje Halina Wiśniewska. – Pole-cam wszystkim naj-bliższy koncert tego artysty w naszym mieście. Dźwięki jego unikatowego instrumentu z pew-

nością spodobają się nie tylko ko-neserom muzyki.

Sponsorem minionego wy-darzenia był Robert „Sauron" Majewski. Ci, którzy nie mieli okazji w nim uczestniczyć, o ma-gii muzyki mogą przekonać się jeszcze 12 września. Artysta wy-stąpi w Amfiteatrze Muzeum Et-

nograficznego w Toruniu wraz z Marią Pomianowską - w ramach koncertów „My Music for Peace". Program łączy mieszkańców róż-nych zakątków świata poprzez muzykę. Ma inspirować do tego, by konflikty i napięcia rozłado-wywać nie tylko w zbrojny spo-sób.

- Interesuję się leczeniem dźwiękiem, jego wpływem na człowieka – mówi Mirosława Bo-ryna, organizator wydarzenia i prezes Fundacji „BORYNA”, Cen-trum Terapii Dźwiękiem i Mu-zyką. – Trafiłam na informacje, które były dla mnie jak ponowne odkrycie świata, kiedy zdałam so-bie sprawę, że muzyka leczy czło-wieka nie tylko poprzez to, że gdy dobrze się czuje, ciało produkuje więcej endorfin. To coś więcej. Muzyka powoduje fizyczny rezo-nans, działają prawa fizyki i trze-ba po prostu dokładnie wiedzieć, jak je wykorzystać. Są urządze-nia, które stosują odpowiednią

częstotliwość do leczenia cierpią-cych. Gdy człowiek choruje, jego ciało fałszuje.

Wibruje wtedy w nieodpo-wiedniej tonacji i trzeba je tylko „dostroić”.

- Oczywiście, w muzykoterapii są bardzo precyzyjne narzędzia, które temu służą – dodaje. – Jest na ten temat wiele teorii nauko-wych. Świat jest stworzony na ob-raz Boga, cała materia jest dosko-nała, więc człowiek też. Stąd moja fascynacja tym tematem i tylko żal, że ten potencjał nie jest wy-korzystywany na większą skalę.

Jeśli tak jest, to każdy reaguje na piękno w muzyce. Mirosława Boryna uznaje jej wykorzystywa-nie za jeden z najbardziej natural-nych sposobów leczenia. Bo efek-ty widać od razu. Uśmiechnięte twarze, rozluźnione pięści czy błysk w oku. Warto to sprawdzić, nawet tylko dla tych kilku ulot-nych chwil.

Gdy dusza gra w ciele

Miłość i muzyka to magia. Przekonali się o tym ci, którzy w hospicjum dla dzieci „Nadzieja” poddali się

dźwiękom jedynych w swoim rodzaju skrzypiec Steve’a Kindlera

Aleksandra Radzikowska Steve Kindler sprawił, że na twarzach dzieci z toruńskiego hospicjum „Nadzieja” zagościł uśmiech. Fot. ŁUKASZPIECYK

“Muzyka powoduje fizyczny rezonans, działają prawa fizyki i trzeba po prostu dokładnie wiedzieć, jak je wykorzystać

Muzyka jest jak soczewkaO tym, że dźwięki potrafią leczyć nie tylko ducha, ale i ciało oraz o harmonii, jaką ciężko chorym przynosi muzyka

ze Stevem Kindlerem, wirtuozem skrzypiec, innowatorem i kompozytorem, rozmawia Aleksandra Radzikowska

Łatwiej jest mi domyślić się, co ciężko chorym daje Pana muzy-ka, niż co ona daje Panu?

Pytanie jest trudne, ale odpo-wiedź już prosta, bo płynie prosto z serca. Radość dzielenia się.

Czym? Te dzieci są

niesprawne tyl-ko fizycznie. Nie duchowo. Kiedy jestem z nimi czuję to. Ich serce jest wtedy ogromne, po-jemne i otwarte. Nie są świado-me swoich fi-zycznych ograniczeń. Gdy mają przy sobie wspaniałych opieku-nów wiedzą tylko, że są kochane. Cierpienia i bólu nie rozpoznają w tych kategoriach, co my. Są naj-piękniejszą widownią., a granie dla nich jest cudowne. To relacja obustronna. Dzielimy się rado-ścią.

W ogólnej definicji muzyki jest dużo mistycyzmu, ale czy pod-czas takich spotkań jest go odro-binę więcej? Boga, wzruszenia, energii – można to różnie nazwać .

Być może. Bóg jest wszędzie. Jeśli ktoś go szuka, to z pewno-

ścią odnajdzie. Od najniższego punktu istnienia do najwyższego. To muzyka z serca, a koncert jest wydarzeniem szczególnym. Każ-

dy musi doświadczyć tego sam.

Muzyka, jako balsam na duszę, wpływa też na fizyczność. W ma-gii Pana koncertów chodzi o to, że muzyka buduje w odbiorcach poczucie harmonii i piękna?

Muzyka jest jak soczewka. Po-większa i wzmacnia, więc z har-monią ma wiele wspólnego. Ona nie uzdrawia w sensie dosłow-nym, ale widziałem wielokrotnie jej lecznicze aspekty. To, jak po-maga i jak wpływa na ciężko cho-rych ludzi. Wystarczy spojrzeć na ich twarze.

Więc chodzi też o to, że dzięki

muzyce rozstają się z życiem szla-chetniej?

Tak, ona tworzy pewnego ro-dzaju most pomiędzy tym świa-

tem a następnym.

Beethoven powiedział, że krzyże w życiu, podobnie jak te w muzyce, podwyższają. Mimo tego, że choroba może upodlić człowieka, to jest w tych dźwiękach jakaś jakość, która przekłada się na trudną dla chorego codzienność?

Nawet wtedy, gdy gram dla ludzi zdrowych, ta muzy-ka podnosi ducha, ale o wiele bardziej działa na chorych. Oni czerpią z niej więcej, ina-czej jej doświadczają, więc tak – ta chwila w pewien sposób

przekłada się na ich codzienność.

Jeszcze raz powrócę do wątku z pierwszego pytania. To, że Pana muzyka pomaga chorym stać się, chociaż na chwilę, w pewien spo-sób pełniejszymi ludźmi oznacza też to, że i Pana człowieczeństwo jest pełniejsze?

Tak, granie dla nich jest dla mnie praktyką duchową. Muzyka to nie tylko dźwięki, ale też pew-nego rodzaju życie, obecność. Cała ta elektryczność, która jej towarzyszy, po prostu łagodzi ba-łagan z głowie. Wyjaśnia go i upo-rządkowuje. Także we mnie.

Fot. Łukasz Piecyk

Steve Kindler – międzynarodowej sławy wirtuoz skrzypiec, gi-tarzysta i keybordzista. Jest pierwszym muzykiem grającym na dziewięciostrunowych skrzypcach elektrycznych, które mają za-kres wszystkich instrumentów smyczkowych. Propagator nurtu „fusion” - w muzyce rockowej i jazzowej wypadkowej ich koncep-cji. W wieku osiemnastu lat został zaproszony do słynnej grupy The Mahavishnu Orchestra. W latach 80. współtworzył formację Barfoot, grającą nowatorską muzykę etniczną, która wkrótce sta-ła się jednym z wyznaczników kierunku World Music. W lutym 2012 zagrał z Józefem Skrzekiem w pierwszym międzynarodowym projekcie programu My Music for Peace w Toruniu. Prowadzi sesje muzykoterapeutyczne dla ciężko chorych dzieci.

Biogram

“Te dzieci są niesprawne tylko fizycznie. Nie duchowo. Kiedy jestem z nimi czuję to. Ich serce jest wtedy ogromne, pojemne i otwarte

Page 23: Tylko Toruń nr 46

23tylkotorun.pl21 sierpnia 2015 r. SPORT

Dwa pierwsze rzuty w dzisiej-szym konkursie były bardzo da-lekie. Ale wcale nie idealne tech-nicznie. Są więc jeszcze rezerwy.

Do niedawna wydawało się, że rekord świata jest niebotyczny (86,74 m przyp. red.), ale kolej-nymi rzutami udowadniasz, że w twoim przypadku słowo "nie-możliwe" nie istnieje.

Na takich odległościach każ-dy metr, każdy centymetr - to straszna walka. Do rekordu świata jest strasznie daleko. Ktoś może powiedzieć, że to niecałe trzy metry. Zaręczam, że to bar-dzo dużo. Na razie o jego pobiciu nie myślę.

Naturalnym celem jest złoto w Pekinie. Pokazujesz rywalom cały czas plecy, więc powiedzenie "bij mistrza" będzie obowiązują-ce. Ich złość narasta.

Oby się złościli i przez to nie mogli daleko rzucać (śmiech). Ja podejdę do tego na spokojnie. Je-stem dobrze przygotowany i nic nie powinno się wydarzyć. Oby zdrowie tylko dopisywało.

No właśnie. W tym sezonie, chy-ba po raz pierwszy, nie masz kło-potów z kontuzjami. Przepraco-wałeś okres przygotowawczy w 100 procentach?

Właśnie, że nie. Nie było tre-ningów na granicy wytrzymało-ści. Do tej pory dbałem o zdro-wie. Taki był cel na ten sezon.

Ciężka robota czeka mnie przed igrzyskami. Okazało się, że moż-na trenować ostrożniej, a do-kładniej. Ryzykować będziemy

przed Rio de Janeiro. Każdy chce zostać mistrzem olimpijskim, bo to dla naszej dyscypliny sportu najbardziej prestiżowa impreza

Anita Włodarczyk podkreśla, że cały czas jesteście kontrolowani. To mocno blokuje sportowców na najwyższym poziomie, że co chwilę są sprawdzani?

Nie. Mam kontrolę na każ-dych zawodach. Zaraz też na nią

idę. Jestem przyzwyczajony. Poza zawodami przyjeżdżają kilka razy w sezonie. Wstaję "na śpio-cha", robię co mam robić i się żegnam. Tak to wygląda. Nie ma się co na to złościć.

Dobrze dla konkurencji zrobi-ło oczyszczenie z "dopingowi-czów"? Jeszcze parę lat temu co chwilę słyszeliśmy o kolejnych wpadkach. Teraz chyba rywali-

zacja jest czystsza i nie pojawiają się jednosezonowi mistrzowie.

Są wyskoki jednoroczne (śmiech). Ale to nie mi oceniać. Dobrze, że sport robi się czyst-szy. Ostatnio jednak coś znów wyciekło. Czekamy na dalsze informacje. Mam nadzieję, że ktoś przemyśli sprawę i będzie-my mogli liczyć tylko na to, co wytrenowaliśmy, swoje warun-ki i szczęście, a nie wspomagać się niedozwolonymi środkami. Zupełnie tego wyeliminować się jednak nie da.

Polska reprezentacja na mistrzo-stwa świata w LA w Pekinie bę-dzie stała rzutami. Masz cichego faworyta w innych konkuren-cjach?

Nasza kadra w tym roku jest bardzo mocna, znakomicie przy-gotowana. Rzuty, skok o tyczce, biegi średnie. Wszędzie mamy szanse medalowe. Patryk Do-bek na 400 metrów przez płotki może zrobić świetny wynik. To samo chłopaki na 800 metrów. Chociaż to już chyba nikogo nie zdziwi. W rzutach, tradycyjnie, powinniśmy być bardzo mocni. Zapowiada się bardzo interesu-jąca impreza. Będzie się działo dużo. Kibicujcie nam, a my od-wdzięczymy się dobrymi rezul-tatami.

Fot. East News

O doskonałej dyspozycji przed mistrzostwami świata w Pekinie, szansach naszej reprezentacji na meda-le w tych zawodach, walce z dopingiem farmakologicznym w sporcie, a także złości rywali - z Pawłem

Fajdkiem, mistrzem świata w rzucie młotem z Moskwy, liderem tegorocznych tabel światowych i świeżo upieczonym rekordzistą Polski po Memoriale Janusza Kusocińskiego rozmawia Tomasz Więcławski

Daleko do rekordu świata

“Nasza kadra w tym roku jest bardzo mocna, znakomicie przygotowana

Page 24: Tylko Toruń nr 46