Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia

24
ZACZYTAJ SIĘ DUŻA CZCIONKA Alison Singh Gee t t a am m m, g gd d dz zi i ie ś ś ś p pi iew w w w w a a a aj j ją ą p p a a w wi i ie e e c c c cz z z y y yl l i i i i j j ja a ak k k k p p p po o oś ś śl l l l lu ub b bi ł ła am m i i n n nd d d dy y y y j j j s s sk k k k i ie eg go o k k k s si i i ę ę ę c c c i i a a a

description

Alison Singh Gee: Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia Prawdziwa opowieść o dziewczynie, która spotkała, pokochała i poślubiła księcia To była miłość od pierwszego wejrzenia, a przy okazji prawdziwa rewolucja w życiu Alison. Kiedy na jej drodze stanął Ajar, wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Wiedziała, że dzielą ich różnice kulturowe. Ale nie przewidziała, że ukochany jest księciem, a jego rodzina mieszka w pałacu. Na dodatek hinduskie zwyczaje i tradycje przyprawiają ją o zawrót głowy. Czy żona księcia może być szczęśliwa?

Transcript of Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

Alison Singh Gee

ttaammm, ggdddzziiie śśśppiiewwwwwaaaajjjąą ppaawwiiieee cccczzzyyylliiii jjjaaakkkk ppppooośśśllllluubbbiłłaammiinnnddddyyyyjjjjssskkkkiieeggoo kkkkssiiięęęccciiaaa

zaczytaj się•

duża czcionka

Alison

Singh Gee

ttaaaaammmm,,,, ggddddzzzziiieeee śśśśppppppiiiiieeeewwwaaaajjjąąąą ppppaaaaawwwwwiiie

czczylylyi i jajajajak kkpopopoślślśllubububiłiłiłiamamam ininindydyddydyjsjsjskikikikiegegego o okskskskskięięięciciciaaa

To była miłość od pierwszego wejrzenia, a przy okazji prawdziwa rewolucja w życiu Alison. Kiedy na jej drodze stanął Ajar, wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Nie

przewidziała tylko, że ukochany jest księciem, a jego rodzina mieszka w pałacu. Na dodatek hinduskie zwyczaje i tradycje

przyprawiają ją o zawrót głowy. Czy żona księcia może być szczęśliwa?

Prawdziwa opowieść o dziewczynie, która spotkała, pokochała i poślubiła księcia.

Cena 14,90 zł

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 2ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 2 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Alison Singh Gee

Tam, gdzieśpiewają

pawieczyli jak poślubiłam indyjskiego księcia

tłumaczenie

Agnieszka Myśliwy

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 3ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 3 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013

Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Tytuł oryginałuWhere the Peacocks Sing. A palace, a prince and the search for home

Copyright © 2013 by Alison Singh GeePublished by arrangement with St. Martin Press, LLC. All rights reserved

Copyright © for the translation by Agnieszka Myśliwy

Fotografi e na pierwszej stronie okładki© Sofi a Andreevna/Shutterstock.com

© Moramora/Dreamstime.com

Opieka redakcyjnaAleksandra Kamińska

Ewa Polańska

Opracowanie tekstuBarbara Gąsiorowska

Projekt typografi cznyDaniel Malak

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2405-6

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 4ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 4 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Każdy dzień jest podróżą, a sama podróż jest domem.

Matsuo Bashō

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 9ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 9 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 10ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 10 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

11

Prolog

Często się zastanawiam, kiedy Indie i ich baśnio-we pałace po raz pierwszy zawładnęły moją wy-obraźnią. Pamiętam, że miałam osiem, może

dziewięć lat, gdy zobaczyłam pierwszą z tych królew-skich rezydencji. Nie na żywo, lecz w książce z biblio-teki. Wciąż pamiętam, jak podniosłam ciężką okładkę wielkiej książki z obrazkami i przewracając grube kart-ki, natykałam się na obrazki kopuł, wyłożonego cera-micznymi płytkami podwórka, łuków i fontann, ogro-du z kołyszącymi się palmami. Nagle przeniosłam się do alternatywnego wszechświata.

Rozległe rezydencje leżały na pustyni niczym ciężkie naszyjniki z klejnotów rozsypane na piasku, mieniły się w jaskrawym, nigdy niezachodzącym słońcu. „In-die, kraj tysiąca pałaców” – głosił tytuł książki. Zaczę-łam się zastanawiać, jakbym się czuła w tych wielkich pokojach i cichych korytarzach – przejścia wyłożone

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 11ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 11 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

12

płytkami, żyrandole rzucające światło niczym diamen-ty zawieszone w powietrzu, aromat lilii i gardenii na-pływający z podwórka – w kuchni pachnącej świeżym imbirem, kolendrą i białym pieprzem i jadalni tak du-żej, że odpowiadałaby echem na każde słowo. Przez chwilę naprawdę tam mieszkałam.

Moja ucieczka w świat imaginacji nie trwała jednak długo. Pamiętam, że zawołał mnie ktoś z rodzeństwa. Rzuciłam po raz ostatni okiem na okładkę – maharadża i jego maharani stali na niej przed swoim ogromnym różowym pałacem – a potem delikatnie ją zamknęłam.

Nadeszła pora powrotu do rzeczywistego domu. Do otynkowanego na żółto budynku z krzewami jagód od frontu i  niezdyscyplinowanym żywopłotem wzdłuż stromego, popękanego podjazdu. Do jazgotu telewi-zora w salonie i sześciorga braci i sióstr kłócących się o osiem kawałków pizzy. Do cynowych stolików, wy-tartej sofy z wyszywanego jedwabiu, encyklopedii, sta-rych zabawek i koszyków noweliny w każdym kącie. Powrotu do życia, w którym nigdy nie czułam się na miejscu, a przez które zostałam ukształtowana.

Teraz wiem, że choć zostawiłam książkę i  arysto-kratyczną hinduską parę oraz ich wytworny dom, siła tego obrazu nigdy mnie nie opuściła. Utkwiła gdzieś w głębi mojego mózgu, dokonywała za mnie wyborów, zmuszała mnie do zejścia z pewnych ścieżek i obiera-nia takich, a nie innych dróg. Jedno spojrzenie na lśnią-ce fotografi e w książce z biblioteki poprowadziło mnie chłodnymi kamiennymi podłogami, przez korytarze

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 12ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 12 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

13

pachnące jaśminem i kardamonem do tajemniczego pokoju, pałacu, przeznaczenia. Tak właśnie zaczyna się życie.

���

Musiały upłynąć długie lata od tamtej chwili, nim w  końcu dowiedziałam się czegoś o  wspaniałych re-zydencjach północnych Indii. Przez dwa stulecia, od końca wieku XVIII aż do połowy XX, pełne wdzię-ku domy nazywane haweli ozdabiały ulice Delhi. Były zróżnicowane pod względem wielkości – od imponu-jących posiadłości do minipałaców  – która zależała głównie od tego, ile stosów rupii dana rodzina zgroma-dziła w skarbcu. Z początku haweli były zarezerwowa-ne dla indyjskich arystokratów i brytyjskich dygnita-rzy. Z czasem jednak nawet ci, którzy nie mieli tytułu, lecz prowadzili kwitnące interesy  – handlowali rubi-nami i szafi rami, na przykład – i ci, którzy zyskiwali wpływy polityczne, budowali będące symbolem statu-su haweli dla siebie.

Takie domy miały swe bóstwa, pawie i kwiaty loto-su wyrzeźbione na drewnianych drzwiach. Miały ramy okien w kształcie łuków wielolistnych, sufi ty ozdobio-ne listkami złota, liczne kuchnie, sale balowe, w których rozlegało się echo, gdy służba zamiatała i zmywała mar-murowe posadzki. Miały kanały podobne do kanałów w Wenecji, które wiły się przez budynek aż do chłod-nych i pięknych ogrodów. Jak każda feudalna posiadłość

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 13ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 13 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

14

haweli miały również swoje wyraźne podziały społecz-ne, mieszkały w nich bowiem nie tylko rodziny, lecz tak-że służący, rzemieślnicy, muzycy, handlarze i kapłani – wszyscy poświęcali życie prowadzeniu domu.

Właściciele pałaców postrzegali swoją własność jako prywatny świat otoczony murem. Mieli tropikalne po-dwórka pełne kwiatów, prywatne sady rodzące owoce czapetki, pigwicy i mango, ogródki kuchenne z bakła-żanami, przepęklami i spadzią; mieli marmurowe fon-tanny, kamienne ławki, stajnie dla koni i zagrody dla kóz. Krowy i kozy dostarczały świeżego mleka, kury – jeszcze ciepłych brązowych jaj na ostre popołudniowe curry. Kulturalne rodziny urządzały wieczorki mu-zyczne, zapraszały najwybitniejszych wykonawców qawalli i ballad, którzy śpiewem umilali gorące noce, podczas gdy table wybijały swój rytm, a sitary posyła-ły w niebo eteryczne dźwięki.

Tuż za murami haweli toczyło się chaotycznie miej-skie indyjskie życie: tłumy żebraków z wyciągniętymi rękami, bezdomne dzieci karmione piersią przez nę-kane troskami matki, oddani hindusi nucący modli-twy, handlarze oferujący cebulę, bakłażany i czosnek, święte krowy i  bezpańskie psy pożywiające się z  po-przewracanych koszów na śmieci.

Haweli były dla wybranych ucieczką od szaleństwa świata.

Większość haweli padła ofi arą dwudziestowiecznych wysiłków modernizacyjnych indyjskich miast. Niektó-re zostały podzielone na małe, pozbawione wdzięku

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 14ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 14 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

mieszkania. Gdy dziś spacerujesz rojnymi, gorący-mi ulicami Old Delhi, wciąż możesz jeszcze zobaczyć przebłysk ich upadłego dostojeństwa – okna w kształ-cie łuków, łuszczące się, wyblakłe malowidła na sufi -tach, sylwetki królewskich słoni wyrzeźbione w mar-murze nad bramami, przewrócone kamienne fontanny w zarośniętych chwastami ogrodach.

Jeśli w rozmowie napomkniesz o dawnych posiad-łościach, wielu Hindusów zacytuje ci stare przysłowie:

„Haweli to tak rzadki prywatny świat, że nawet słowik nie ma do niego wstępu”.

A mnie się udało do niego wejść.Pewnego dnia, po niemal rok trwających zaręczynach,

mój urodzony w Indiach narzeczony wyznał mi, że do-rastał w jednej z takich posiadłości na peryferiach Old Delhi i że jego rodzina wciąż właśnie tam spędza więk-szość zim i weekendów. Jako chłopiec miał liczną służ-bę, grał w krykieta na niemal kilometrowym podjeździe i ścigał zające na hektarach rodzinnej ziemi uprawnej.

Jego klan nadal posiadał pałac, lecz nie fortunę. W za-sadzie jego członkowie byli niemal bankrutami. Wciąż jednak pamiętali, czym była kiedyś ta rezydencja i jak wysoki status oznaczała.

W końcu my dwoje, Ajay i  ja, zostaliśmy spadko-biercami najstarszego, najwspanialszego skrzydła ha-weli, mitycznego białego słonia, lecz bez pieniędzy. Gdy usłyszałam tę nowinę, moje życie stało się nagle znacz-nie bardziej skomplikowane, fascynujące, przerażające i klarowne, niż mogłabym sobie wyobrazić.

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 15ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 15 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 16ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 16 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

cz i

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 17ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 17 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 18ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 18 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

19

rozdział

Strach przed lataniem

Nie wiedziałam, że pawie potrafi ą latać.

W ogóle niewiele o nich wiedziałam. Dora-stając w północno-wschodnim Los Angeles, wi-

dywałam je tylko w ogrodzie botanicznym w Pasadenie i w zoo. To oszałamiająco piękne ptaki, z nieodłączny-mi koronami i jaskrawym upierzeniem. Spójrzmy jed-nak prawdzie w oczy: wydają się dosyć bezużyteczne. Drepczą po wypielęgnowanych trawnikach, podziwiają kwiaty, kładą wielkie brzuchy na kępach trawy w cie-niu, rozpieszczone, spieszą się tylko wtedy, gdy ogrod-nik zadzwoni na obiad. Pawie są czarujące, lecz żad-nego z nich pożytku, chlubią się swym upierzeniem niczym dama futrem i klejnotami, i nic więcej.

Tak myślałam.Moje zdanie o pawiach miało się jednak diametral-

nie zmienić.

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 19ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 19 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

20

Siedziałam na tarasie pałacu w Indiach. Nie był to luksusowy pięciogwiazdkowy hotel w  komercyjnym indyjskim mieście, okupowany przez turystów odzia-nych w  markę Patagonia. Było to gniazdo rodzinne, należące od wieków do rodziny mojego narzeczonego Ajaya, królewska spuścizna, którą oglądać można już tylko w fi lmach Merchant Ivory – ogromna, zachwy-cająca i wręcz emanująca historią. Dom wyglądał jak porcelanowe bóstwo ustawione na środku bujnej kwit-nącej wioski zwanej Mokimpur, od której wzięła się też nazwa rodzinnego domu Singhów. Ajay spędził więk-szość dzieciństwa w tej wspaniałej rezydencji, bawiąc się w chowanego w stu pokojach, biegając nad rzekę ze swoimi przyjaciółmi z wioski i kąpiąc się w jej chłod-nej głębinie, gdy letni żar stawał się nie do zniesienia.

Mokimpur z pachnącymi gajami mango, bezchmur-nym niebem, chórami śpiewających ptaków i skrzekiem papug różniło się od mojego rodzinnego miasta niemal tak bardzo jak Księżyc od Słońca. Gdy później spojrza-łam na globus i położyłam palec na północnych Indiach, odkryłam, że maleńka wioska Ajaya leży niemal dokład-nie po drugiej stronie globu niż miejsce, w którym do-rastałam. Nie potrzebowałam jednak modelu kuli ziem-skiej, by uzmysłowił mi to, co już dawno czułam w sercu.

Jako amerykańska dziennikarka w  Hongkongu wiodłam życie pozbawione spokoju, przewidywalno-ści i komfortu. Moja komórka dzwoniła co dwie minu-ty, każdego dnia musiałam dotrzymać sześciu termi-nów, a moje życie towarzyskie przypominało wir, do

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 20ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 20 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

21

jakiego włączałam licznych dobrych znajomych (któ-rych nazwisk jednak nigdy się nie nauczyłam). Hong-kong, futurystyczna brama na Wschód, miał drapacze chmur zamiast drzew, perony metra zamiast tarasów i szalonych taksówkarzy zamiast leniwych jaków. Mój lunch składał się często z miski makaronu zjadanej na stojąco, a kolacja z koktajlowych przekąsek i zabójczej ilości dżinu z  tonikiem. (Słowa „śniadanie” w  ogóle nie było w  moim słowniku  – zazwyczaj wyskakiwa-łam z łóżka, gdy zadzwonił budzik, wkładałam sukien-kę, buty i biegłam do drzwi). W tym fanatycznie zabu-dowanym, nieludzko zatłoczonym mieście, w którym apartamentowce wyrastały przez noc niczym bambu-sy, miejscowi mawiali, że ich narodowym ptakiem jest wiertarka udarowa.

W Mokimpur było inaczej.Był to mój pierwszy tydzień w Indiach. Razem z Aja-

yem odpoczywaliśmy nad parującymi fi liżankami cza-ju i  talerzami przepełnionymi wyśmienitymi wegeta-riańskimi pakorami: smażonymi w głębokim tłuszczu kalafi orami, cebulami, ziemniakami i marchewkami w ostrej, chrupiącej panierce. Trzech służących w tra-dycyjnych kurtach i luźnych bawełnianych spodniach troszczyło się, by nasze fi liżanki były wciąż pełne, i do-nosiło świeży chutney oraz gorące samosy. Leżeliśmy na werandzie, a ja obserwowałam tuziny dzikich pawi, które krzyczały wesoło i szybowały od drzewa mango do drzewa miodli, przesłaniając niebo piórami w ko-lorach tęczy.

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 21ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 21 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

22

Pawie, nie wiertarki, są narodowymi ptakami Indii. Niemal ich nie poznałam, tak bardzo różniły się od swych kuzynów z Los Angeles. Indyjskie pawie są nie-ustępliwe i  gwałtowne, zwinne i  hałaśliwe. Żyją dzi-ko w wioskach bardzo podobne do ludzi – wojownicy w pierwotnej walce o przetrwanie. Obserwowałam je z oddali, kręcąc głową.

– Zawsze sądziłam, że to nieloty – powiedziałam do Ajaya. – Kto by pomyślał, że takie wielgachne stworze-nia potrafi ą, ot tak, wzbić się w przestworza!

– To są Indie – odrzekł Ajay. – Tutaj robimy, co mo-żemy, by przetrwać. Jeśli oznacza to latanie, latamy. – Upił łyk czaju i przechylił głowę. – Indyjski paw potrafi uśmiercić małą kobrę w trzydzieści sekund. Ma dziób ostry jak laser. Wąż zostaje pocięty na sashimi, zanim się zorientuje, co się wydarzyło. – Wyglądał oszałamia-jąco w białej kurcie i zupełnie inaczej niż mężczyzna, z którym się umawiałam.

Nagle rozległ się ogłuszający łopot skrzydeł i łomot tak donośny, że odwróciliśmy się na krzesłach. Dwie pawice i paw wylądowały na poręczy werandy, ledwie kilka metrów od miejsca, w którym siedzieliśmy. Ze-skoczyły niczym pulchne gimnastyczki, podeszły bli-żej i zaczęły wokół nas paradować. Ich masywne ciała kołysały się na żylastych nogach, które wyglądały jak dowód, że ich właściciele stoczyli niejedną bitwę. Ptaki uniosły dzioby do nieba i wydały z siebie serię krzyków. Zakryłam uszy dłońmi i skrzywiłam się.

– Co one robią, na Boga? – zapytałam.

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 22ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 22 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

23

– Tańczą w słońcu, by było im ciepło – wyjaśnił Ajay, otaczając szyję szalem shatoosh. – Całymi dniami szu-kają stadnie ziaren na polach i deszczu.

– Dlaczego tak krzyczą? – Nie krzyczą. Śpiewają. Są podekscytowane, bo my-

ślą, że słyszały grzmot, a grzmot oznacza deszcz. Ża-łuj, że nie widziałaś, co robią, gdy przelatuje samolot. Krzyczą tak, jakby nad wioskę nadciągała apokalipsa.

Ogarnęło mnie współczucie dla tych biednych pta-ków, których pierwotne instynkty zakłócił współczes-ny świat. Grzmoty, które słyszały, nie zwiastowały deszczu, lecz kolejną grupę turystów poszukujących taniego rękodzieła i dziewiczych plaż subkontynentu. Poczułam też odrobinę zniechęcenia wobec mojej spa-czonej percepcji: to, co dla mnie brzmiało jak okrzyki smutku, okazało się okrzykami radości. Może nowo-czesne życie w wielkim mieście mnie również pomie-szało w głowie. W Hongkongu czasami leżałam w nocy, nie śpiąc, i zastanawiałam się, czy istnieje jakaś uciecz-ka od świata migających neonów i budowlanego gruzu.

Równie szybko, jak wylądowały, pawie wzbiły się w powietrze, uniosły zwinnie nad drzewami i przele-ciały pałacowy mur ku ziemi uprawnej poza nim. Ze-rwałam się z miejsca, by odprowadzić je wzrokiem. In-dyjskie pawie nie latały. One szybowały.

���

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 23ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 23 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

24

Przez całe życie byłam wielkomiejską dziewczyną, isto-tą z Pierwszego Świata w  jego komercyjnym rozkwi-cie. Po ukończeniu college’u w Kalifornii pojechałam do Londynu na studia magisterskie, a potem zamiesz-kałam w Hongkongu, zwanym Manhattanem Orientu, gdzie życie toczy się cztery razy szybciej. Pracowałam jako dziennikarka dla Time Inc. i podróżowałam po ca-łej Azji. Mój dzień zaczynał się często od lektury „New York Timesa” i  latte z Pacifi c Coff e Company w Wan Chai, a kończył zatłoczonym przyjęciem koktajlowym w centrum lub ofi cjalną kolacją na chińskiej dżonce że-glującej po Victoria Harbour.

Indie nigdy nie były częścią mojego planu. Przecież leżały na drugim końcu świata, czternaście tysięcy ki-lometrów od Los Angeles, i były chaotyczne, zakurzone i boleśnie ubogie – tak sądziłam. Gdy jednak poznałam Ajaya, wszystko się zmieniło. On nie tylko kochał swój kraj ojczysty, on do niego należał. Cechowało go nie-mal pierwotne przywiązanie do rodzinnej wioski i ro-dowej siedziby górującej nad polami pszenicy.

– Niezależnie od tego, dokąd jadę, gdzie mieszkam, kim jestem, gdy wracam do Mokimpur, czuję się jak w domu – wyjaśnił mi. – Tu ogarnia mnie niewytłu-maczalny spokój. Gdybym kiedykolwiek w życiu dotarł do kresu wytrzymałości w Hongkongu czy Ameryce, wiem, że odzyskałbym siły po powrocie do Mokimpur. Nie musiałbym nic robić, z nikim rozmawiać. Po pro-stu zostałbym tu, by odzyskać więź z ziemią rodzinną.

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 24ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 24 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

25

Ja nigdy nie czułam czegoś takiego do żadnego miej-sca. Dom był dla mnie zawsze synonimem chaosu i bólu. Miejscem, od którego się uciekało, nie zaś, do którego się uciekało. Jakaś część mnie podziwiała nie-wzruszone przywiązanie Ajaya do jego wioski, może nawet mu go zazdrościła. Inna część mnie pragnęła pałacu z  setką pokoi, które mogłabym poddać wspa-niałej metamorfozie. A gdzieś w głębi ducha zastana-wiałam się, czy to miejsce może się stać moim domem.

Wkrótce miałam się nauczyć, że życie tutaj spędza się na milczeniu, popijaniu czaju i  kontemplowaniu chmur. Najważniejszym punktem dnia są rodzinne po-siłki, które mogą trwać nawet trzy godziny, a kończą się dopiero, gdy nadchodzi czas na herbatę. Popołudnia-mi spaceruje się brzegiem rzeki, a kolacje jada się przy świetle lamp naft owych. Gdy służący sprzątają kuchnię, można usiąść i toczyć z rodziną wielogodzinne dysku-sje albo czytać przy świecach stosy książek, wyciągając się na wielkim drewnianym łożu z baldachimem, któ-re należało kiedyś do pradziadka Ajaya.

Brzmi to idyllicznie, ja jednak naprawdę nie wiedzia-łam, czy właśnie tego pragnę, czy kiedykolwiek zdołam tego zapragnąć. Życie tutaj drastycznie różniło się od przepełnionej obowiązkami, wymykającej się kontroli egzystencji, do której przywykłam. W Mokimpur mój silnik przełączył się na jałowy bieg. Dawniej mój mózg groził wybuchem od nadmiaru pomysłów, szczegółów i więcej niż okazjonalnych ataków paniki; tu zdawał się strajkować. Pijąc czwartą fi liżankę czaju, rozejrzałam

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 25ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 25 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

26

się wokół – grupa mieszkanek wioski w szafranowo--rubinowych sari zrywała owoce mango w cienistym zagajniku. Odwróciłam się i nagle dojrzałam własne odbicie w  jednym z  okien haweli. Tradycyjnym hin-duskim strojem jest ręcznie tkana bawełniana kurta – ja miałam na sobie kopertową sukienkę od Diane von Furstenberg, zamszowe buty na platformie i okulary przeciwsłoneczne od Kate Spade. Roześmiałam się na swój widok. Wyglądałam jak aspirująca gwiazdka ob-sadzona w nieodpowiedniej roli. Mój umysł znał mnie jako korporacyjną dziewczynę, kobietę z Pierwszego Świata, stałą bywalczynię modnych barów projekto-wanych przez Philippe’a Starcka.

Moja dusza otwierała się natomiast na tę nową toż-samość.

– Do diaska – szepnęłam do siebie.Mój puls przyspieszył. Zdjęłam okulary i przeczesa-

łam palcami włosy do ramion.Przeszłam, jak Alicja, na drugą stronę lustra i wylą-

dowałam w Mokimpur. Ogarnęła mnie panika. – Co ja właściwie robię w  tej hinduskiej wiosce? –

mruknęłam do Ajaya.Roześmiał się i wziął mnie za rękę. – Jesteś tu, by nauczyć się dojenia krów i wybierania

jaj spod kur na grzędzie. Jesteś tu, by budzić się przy wtórze skrzeków dzikich papug, a nie CNN. By spróbo-wać mango prosto z drzewa. By dowiedzieć się, że praw-dziwe posiłki przygotowuje się godzinami, a nie przez trzydzieści sekund w  mikrofalówce.  – Był w  swoim

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 26ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 26 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

żywiole, wiedział to. – Jesteś tu po to, by zapomnieć o  telefonie komórkowym i  laptopie – kontynuował. – Być może jesteś tu po to, by poznać prawdziwy rytm ziemi. To nie są tańce do piątej rano, jak zapewne wiesz. O tej godzinie większość mieszkańców wioski wstaje.

Jak na dany znak, na tarasie wylądował paw, zatrze-potał piórami, uniósł łepek i krzyknął, jakby próbował powtórzyć monolog mojego narzeczonego.

Spojrzałam na Ajaya z konsternacją, on jednak na-wet nie zauważył ptaka. Na jego twarzy malowały się spokój i  zadowolenie, jakie rzadko u  niego widywa-łam. Zaczęłam się zastanawiać, co Mokimpur mógłby znaczyć dla mnie.

Serce podpowiadało mi, że jest powód, dla które-go tu przyjechałam. Może mogłabym przywrócić pa-łac do życia? Ogarnęło mnie przeczucie, że Mokimpur da mi coś istotnego i cennego w zamian. Ucieczkę od XXI wieku? Miejsce, które mogłabym nazwać domem? A może pałac zdoła unieść przyziemną Alison w prze-stworza?

Gee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 27ee_Tam_gdzie_spiewaja_pawie.indd 27 2013-05-13 12:14:162013-05-13 12:14:16

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

Alison Singh Gee

ttaammm, ggdddzziiie śśśppiiewwwwwaaaajjjąą ppaawwiiieee cccczzzyyylliiii jjjaaakkkk ppppooośśśllllluubbbiłłaammiinnnddddyyyyjjjjssskkkkiieeggoo kkkkssiiięęęccciiaaa

zaczytaj się•

duża czcionka

Alison

Singh Gee

ttaaaaammmm,,,, ggddddzzzziiieeee śśśśppppppiiiiieeeewwwaaaajjjąąąą ppppaaaaawwwwwiiie

czczylylyi i jajajajak kkpopopoślślśllubububiłiłiłiamamam ininindydyddydyjsjsjskikikikiegegego o okskskskskięięięciciciaaa

To była miłość od pierwszego wejrzenia, a przy okazji prawdziwa rewolucja w życiu Alison. Kiedy na jej drodze stanął Ajar, wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Nie

przewidziała tylko, że ukochany jest księciem, a jego rodzina mieszka w pałacu. Na dodatek hinduskie zwyczaje i tradycje

przyprawiają ją o zawrót głowy. Czy żona księcia może być szczęśliwa?

Prawdziwa opowieść o dziewczynie, która spotkała, pokochała i poślubiła księcia.

Cena 14,90 zł