Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

21

description

Sztuka uprawiania róż z kolcami to pogodna i mądra opowieść o więzach rodzinnych, przyjaźni i prawdziwej pasji, która pozwala rywalizować z najlepszymi.

Transcript of Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Page 1: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway
Page 2: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway
Page 3: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway
Page 4: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Tytuł oryginału:

The Care and Handling of Roses with Thorns

Przekład:

Anna Jędrzejczyk

Redaktor prowadzący:

Magdalena Moskal

Redakcja:

Anna Milewska

Korekta:

Barbara Turnau

Łamanie:

Edycja

Copyright © 2012 by Margaret Dilloway

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo M, Kraków 2012

Copyright © for the translation by Anna Jędrzejczyk 2012

All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in anyform.

This edition published by arrangement with G.P. Putnam’s Sons, a member ofPenguin Group (USA) Inc.

ISBN 978-83-7595-574-3

Page 5: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Wydawnictwo M

ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków

tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75

e-mail: [email protected]

www.mwydawnictwo.pl

www.ksiegarniakatolicka.pl

Publikację elektroniczną przygotował

Page 6: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Dla Deborah — za inspiracjęDla Keitha — za wiarę

Niektórzy ciągle narzekają na róże, że mają kolce.Ja jestem wdzięczny za to, że kolce mają róże.

Alphonse Karr

Page 7: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Wielki poradnik hodowli róż Winslowa Blythe’a(wydanie dla południowej Kalifornii)

MarzecW tym miesiącu zobaczysz wreszcie efekty drastycznego

przycinania róż w lutym. Czasem odrobina surowości potrafizdziałać cuda. Ci, którzy hodują róże w szklarniach, już napoczątku miesiąca mogą się spodziewać pierwszych kwiatów.Pozostali muszą poczekać na koniec marca.

Już prawie wiosna. Twoje róże będą teraz wymagałyporządnego odżywienia po ciężkiej zimie. Na dobry początekmożesz użyć zwykłego nawozu, żeby zapewnić roślinom zdrowe ipiękne liście.

W tym miesiącu, kiedy tylko ustaną zimowe deszcze, masowozaczną się też pojawiać pierwsze wiosenne szkodniki. Zwolennicyuprawy organicznej będą musieli wstawać wcześnie, by usunąć zeswoich róż ślimaki. Dla ochrony przed mszycami polecam biedronkilub regularne obmywanie róż. Trutki powinny być używane zgodniez instrukcją. Pamiętaj, aby trzymać je z dala od dzieci i wszelkichfutrzaków.

Page 8: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

1.

Przez moment wydaje mi się, że popełniłam błąd. Pęsetazatrzymuje się na chwilę, drżąc nad żółtą różą. Zdążyłam jużusunąć płatki, aby odsłonić pręcik, który uwolni pyłek z roślinyojcowskiej, ale czy to na pewno jest ta róża, którą sobie wcześniejprzygotowałam? Czy nie miałam przypadkiem użyć tej białej zpłatkami o lekko pomarańczowym zabarwieniu, której kwiatyprzypominają stokrotkę? Rośliny rodzicielskie oznaczone są tylkokodami: G120 i G10. Sprawdzam jeszcze raz w moim notatniku.G120. G10. Zawsze zapisuję takie informacje, kiedy krzyżujękwiaty. Dzięki temu mogę odtworzyć wynik albo ulepszyć gopoprzez inną krzyżówkę. Moja pamięć nie spisuje się ostatnionajlepiej, chociaż nie chcę się głośno do tego przyznać. Poprawiamlampę, uspokajam drżące ręce i kontynuuję.

Zajmuję się hodowlą róż, nie tylko ich uprawą. Większośćmiłośników róż jedynie uprawia róże udoskonalone przez innych. Jatworzę nowe odmiany. Nie jest to zajęcie, któremu oddaję się dlazabawy, a na pewno nie tylko dla zabawy. Większość ludzi tenrodzaj rozrywki określiłaby raczej jako nudną dłubaninę. Cóż, niejestem taka jak większość ludzi. Róże są moim hobby, moimpowołaniem. Mam nadzieję, że któregoś ranka znajdę w szklarni tęjedyną różę, wartą pierwszej nagrody, odejdę z pracy i będę mogłacałkowicie poświęcić się kwiatom. Moja pasja skłoniła mnie dorozkopania pięknego, zadbanego trawniczka i zastąpienia godzikim, kolczastym kłębowiskiem. Wspólnota mieszkaniowa dawnoby mnie za coś takiego wykopała.

Trzeba być przynajmniej lekko stukniętym, żeby chcieć zrobićto, co ja mam zamiar osiągnąć, a mianowicie stworzyć zupełnie

Page 9: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

nową różę Hulthemia i wprowadzić ją na rynek; taką, którabędzie nagradzana za zapach i charakterystyczne ubarwienie. Jeśliuda mi się ją wyhodować, pojadę z nią na jedną z mniejszychwystaw różanych. Gdyby tam zdobyła nagrodę, może nawetodważyłabym się wziąć udział w jakiejś większej imprezie, takiejjak ta towarzysząca zjazdom Amerykańskiego TowarzystwaRóżanego. Zdobycie przez moją różę tytułu królowej byłobysukcesem na miarę zdobycia tytułu miss Ameryki przez podrzędnąmodelkę. Dałoby mi to pewność, że warto postarać się o drogipatent na nią — jakieś dwa tysiące, plus honorarium dla prawnika.

Moim największym marzeniem jest jednak przyjęcie mojej różydo ogrodów testowych Amerykańskiego Towarzystwa Różanego.Polega to na tym, że kilka wybranych nowych odmian trafia doogrodów o różnych warunkach klimatycznych i przez dwa lataocenia się, jak sobie tam radzą. Potem towarzystwo wybiera z nichjedną lub dwie odmiany — najlepsze z najlepszych.

Jak duże mam szanse? Cóż, wielkie firmy o nieskończonychzasobach finansowych co roku tworzą setki tysięcy nowych odmian.Tylko dwie lub trzy z nich trafiają ostatecznie na rynek. Biorąc poduwagę, że ja, Galilee Garner, amatorka z wielkim podwórzem i —w najlepszym wypadku — kilkoma setkami nowych odmian, chcękonkurować z profesjonalnymi hodowcami, chyba nie wygląda to zadobrze...

Jednak w tej konkurencji liczy się coś innego — szczęście. Nieda się przecenić jego znaczenia. To działa jak loteria. Czasemosoba, która zapłaciła za swój los dolara, zgarnia wszystko,podczas gdy ktoś inny gra za sto dolarów tygodniowo i odchodzi zniczym. Weźmy na przykład człowieka, który wyhodował różęherbatnią Dolly Parton w swojej piwnicy w Michigan. Miał whodowli całe mnóstwo różnych hybryd, wśród których pewnegodnia znalazł małą, brzydką, pomarańczowo-czerwoną siewkę,której pierwszy kwiat zamiast spodziewanych dwudziestu płatkówposzczycić się mógł jedynie dwunastoma. Kiedy już zaciskał palcena siewce, by ją wyrwać, przyszło mu na myśl, żeby ją powąchać.

Page 10: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Zapach był niesamowity, zostawił ją więc w spokoju. Kwiat rozrósłsię przepięknie do sześćdziesięciu płatków, będących inspiracją dlanazwy, i stał się jedną z najbardziej popularnych róż w historii.Wydaje mi się, że człowiek ten zbił na tym niezły majątek. Awszystko dzięki szczęściu.

Moje róże wymagają mnóstwa szczęścia. Nie wybrałamodmiany łatwej do hodowania, takiej, jaką bez problemu możnaznaleźć w centrach ogrodniczych albo hipermarketach.Zakochałam się w różach Hulthemia. Są wymagające i nieugięte,radzą sobie świetnie, o ile zapewni im się warunki niemalniemożliwe do stworzenia. Jak każdy hodowca, mam własnemetody, własne receptury na nawozy, własne przyzwyczajenia.Temperatura jest dla mnie tak ważna, jak dla lodziarza na Saharze,c ho ć wiem, że kiedyś moje szczęśliwe kwiaty będą musiałysprawdzić się w różnych niesprzyjających warunkach. Dostarczamim dokładnie takich ilości wody i nawozu, jakie są im potrzebne, ościśle określonych porach. Kiedy pojawia się grzyb, atakuję go, nimzdąży rozprzestrzenić się na inne rośliny. Wypuszczam biedronki,żeby zjadały mszyce, małe, wstrętne, zielone robale, które byłyplagą róż jeszcze przed Mojżeszem. I dopóki nie pojawi się nicinnego, co mogłoby im zaszkodzić, rosną pięknie.

Wymagające i nieugięte. Świetnie radzą sobie w ściśleokreślonych warunkach. Ten opis jest równie trafny w odniesieniudo mnie. Może właśnie dlatego tak bardzo lubię te róże. Jeden zmoich uczniów użył dokładnie tych słów — wymagająca i nieugięta— na stronie z ankietami na temat nauczycieli, którą założył doktorO’Malley, nasz dyrektor. Idiotyczny pomysł — to tylko kolejnemiejsce, gdzie każdy jest ekspertem od wszystkiego. Wyobrażamsobie dyrektora i tych wszystkich rodziców popijających kawę icmokających z dezaprobatą: „A ta Garner? Ta to się nigdy nienauczy...”.

Nieugięta. Byłam pod wrażeniem, że ten anonimowy uczeńwybrał akurat to słowo i tak trafnie mnie opisał. Może gdybyzamiast wymyślać, jak opisać tego czy innego nauczyciela, zajął się

Page 11: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

nauką biologii, toby ją zdał... Zakładam, że ten uczeń to chłopiec,ponieważ w dopisku przeczytałam jeszcze: „Ciągły PMS. Dałabysobie spokój”. Kobiety są wyjątkowo wyczulone na takie rzeczy.

Ludzi przeważnie zaskakuje moje różane hobby. Wyglądamchyba raczej na kogoś, kto ma w piwnicy tajne laboratorium albosalę tortur, a nie ogród różany. Róże są eleganckie, delikatne isłodko pachną; ja taka nie jestem. Gdyby postawić mnie w rzędzie,jak na rozpoznaniu, z resztą nauczycieli, czy ktokolwiek wskazałbymnie jako potencjalną miłośniczkę róż?

Nikt. Wybraliby raczej Darę, nauczycielkę sztuki, z lokami jak uBotticellego. Ewentualnie panią Wingate, anglistkę, której lekkieplisowane spódnice kojarzyć się mogą z zachodzącymi na siebiepłatkami róż. Nikt nie wskazałby mnie — zbyt bezpośredniej,świdrującej każdego bezlitosnym spojrzeniem oczu ukrytych zaszarymi, przyciemnianymi szkłami. Wyglądam raczej jak niezbytwesoły ogrodowy gnom.

Jestem niska, ponieważ już w dzieciństwie cierpiałam naniewydolność nerek — mierzę niecałe metr pięćdziesiąt. Nigdy nieokreślano mnie mianem ładnej; nie mogłam liczyć na więcej niż:„Wyglądasz nawet korzystnie, biorąc pod uwagę okoliczności”.Moja twarz zawsze jest lekko opuchnięta. Nie mam promiennejskóry, ale przynajmniej dzięki skrupulatnemu stosowaniu kremu ikapelusza ustrzegłam się piegów od słońca.

Jeśli jednak przyjrzeć się różom nieco dokładniej, nietrudnozgadnąć, co mnie w nich pociąga. Kwiaciarze pozbawiają je kolców,aby klienci nie pokłuli sobie rąk, a niektórzy hodowcy specjalnietworzą odmiany o gładkiej, pozbawionej kolców łodydze. Osobiścienigdy nie odarłabym swoich róż z kolców. Kocham je z kolcami icałą resztą. To ludzie powinni uważać.

Mieszkam w Santa Jimenez w środkowej Kalifornii, niedalekoSan Luis Obispo. To świetne miejsce do uprawy róż — zestosunkowo łagodną zimą i wczesną, ciepłą wiosną. W okolicyznajdują się przeróżne domy — od małych domków, przezniewielkie gospodarstwa, po ogromne rezydencje, w których

Page 12: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

mieszka wielu naszych uczniów.Mój dom stoi na długiej prostokątnej działce na obrzeżach

miasta. Wolałabym działkę bardziej kwadratową, żeby sąsiedzi niebyli tak blisko. To zupełnie inne miejsce niż Encinitas wpołudniowej Kalifornii, gdzie dorastałyśmy z siostrą. Tam działkibyły nie większe od znaczka pocztowego — można było powiedziećsąsiadce „na zdrowie!” za każdym razem, kiedy kichnęła. Moirodzice wciąż mieszkają w tym samym domu z trzema sypialniami,który kupili dawno temu za jakieś śmieszne pieniądze.

Dochodzi mnie głuche pukanie do winylowych drzwi. Szklarniajest winylowa, bo nie stać mnie na razie na szklaną. Poprawiamokulary na wilgotnym od potu nosie i mówię: „proszę”.Nieszczególnie obawiam się obcych. Jestem sama na tyle długo, żenauczyłam się martwić tylko o to, co faktycznie znajduje się przedemną.

To Dara, moja przyjaciółka. Stuka lekko w jasnożółty zegarek.— Nie jesteś gotowa.Jej kręcone włosy związane są w kucyk. Ja natomiast odgarniam

z czoła brązową grzywkę, żeby nie wchodziła mi do oczu.Spotkałyśmy się w pokoju nauczycielskim w szkole św. Markaprawie trzy lata temu, kiedy Dara przyszła u nas uczyć. Poprosiłamją, żeby pomogła mi namalować hulthemię, którą staram sięwyhodować, ponieważ moje własne szkice są niewiele lepsze odprehistorycznych rysunków naskalnych. W odpowiedzi dostałamakwarelę tak cudną, że oprawiłam ją i powiesiłam w sypialni.Później Dara spytała, czy mogłaby zobaczyć więcej moich róż, izaczęła przychodzić do mojego ogrodu szkicować. Poprosiła mnieteż o zdjęcia DNA do któregoś ze swoich projektów. Nie minęłodużo czasu, kiedy zaczęła mnie ciągać po kinach artystycznych; ja zkolei zabierałam ją na niezbyt ambitne filmy i popcorn. Przez latanasza znajomość się zacieśniała i teraz Dara jest moją najlepsząprzyjaciółką.

Dziś w mojej szklarni jej twarz nabiera czerwonego koloru, asądząc po plamach na ciemnoniebieskiej jedwabnej koszuli,

Page 13: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

zaczyna się pocić. Marzec jest w tym roku nadzwyczaj upalny, jakto się czasem zdarza na południu Kalifornii, ale ja nie zauważyłamtego nawet w szklarni, w której przecież jest jeszcze gorzej. Wnaszym regionie temperatury w lecie dochodzą do niemalczterdziestu stopni Celsjusza, więc jesteśmy przyzwyczajeni doklimatyzacji. Skutek jest taki, że wielu ludzi takich jak Daraodzwyczaja się od prawdziwego powietrza, szybko się przegrzewai nie może normalnie funkcjonować. Ludzie nie powinni żyć w takściśle kontrolowanych warunkach klimatycznych. Ja trzymam siętemperatury tak naturalnej, jak tylko się da, biorąc pod uwagę mójstan zdrowia.

— Przerywasz mi w najbardziej kluczowym momencie — mówię,mimo że właściwie już kończę. — Tworzę właśnie moje noweróżane dziecko.

Dara twierdzi, że róże są dla mnie freudowskim substytutemżycia miłosnego. Mówię jej wtedy, że nie mogę tęsknić za czymś,czego nigdy nie miałam.

— Gotowa? — Dara wygląda, jakby miała zaraz zemdleć, więcpopycham w jej stronę po betonowej podłodze drugi stołek nakółkach.

Mogłaby być moją siostrą bliźniaczką, gdyby bliźnięta stanowiłyswoje dokładne przeciwieństwa. Ja jestem mała, ona wysoka. Jajestem chuda, skóra wręcz wisi na mnie, postarzając mnie o dwielub trzy dekady, a ona jest umięśniona i ma jędrną skórę. Mojewłosy są niemal czarne, jej kolor to ten z natury złoty blond, któryludzie zawsze nieskutecznie starają się uzyskać za pomocą farby.Jeśli dodamy jeszcze, że ona jest nauczycielką sztuki w prywatnejkatolickiej szkole, w której obie uczymy, a ja jestem nudnąnauczycielką biologii — tworzymy idealne jin-jang. Jedyną naszącechą wspólną jest rozmiar stopy — obie nosimy numerczterdzieści dwa. Tak duże stopy wyglądają dużo lepiej przy jejwzroście, nawet ja — przy moim braku zmysłu artystycznego — todostrzegam.

Oczywiście Dara nigdy nie założyłaby moich praktycznych

Page 14: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

tenisówek, ja natomiast najpewniej zabiłabym się, gdybympróbowała nosić jej szpilki z czubem, które zachwyciłyby każdąwiedźmę.

— To są buty, które pokazują w programie Jak się nie ubierać —brzmi zawsze jej odpowiedź.

— No właśnie, Jak się nie ubierać, więc oni tam radzą, żeby ichnie nosić — drażnię ją. — Poza tym nie wierzę w kablówkę. Jestdroga, a życie za krótkie. — W odpowiedzi Dara przewracaoczami, jakby była moją nastoletnią siostrą, a nie o cztery latamłodszą koleżanką z pracy.

— Spóźnisz się. — Opiera łokcie na stole, kierując twarz wstronę wentylatora. — Dziwię się, jak ty tu możesz wytrzymać.

— Mogę przecież pojechać sama. — Przenoszę pręciki doszklanego pojemniczka. Później ich główki wytworzą pyłek, któryzbiorę i przeniosę na roślinę matkę.

Kiedy już to zrobię, zostawię ją w spokoju. Jeśli wszystkopójdzie dobrze, na jesieni róża dojrzeje i wyda owoc, zawierającynasiona. Przetnę torebkę nasienną i umieszczę je w torfie, anastępnie wstawię do lodówki, aby przeszły w stan utajenia. Nawiosnę posieję je, a z tej nowej odmiany, mam nadzieję, wykiełkujewspaniała nowa róża z najlepszymi cechami obojga rodziców.

Matką jest intensywnie różowa hulthemia o sercurozświetlonym żywą czerwienią, rozlewającą się w kierunkupłatków. Hulthemie nie są szeroko znane, są odmianą stosunkowonową i jedną z najtrudniejszych w uprawie. Większość amatorównawet nie bierze się za ich hodowlę. Kwiaty są okrągłe jak uzwykłej róży, ale po otwarciu odsłaniają żółty pręcik icharakterystyczną ciemną plamkę w samym sercu. Nie jest tomoże najpiękniejsze określenie koloru, ale tak właśnie opisują gohodowcy. Plamki są zazwyczaj czerwone, ale mogą przyjmowaćrównież barwę od ciemnoróżowej przez fioletową popomarańczową. Zawsze są ciemniejsze od otaczających płatków.

Jeżeli komuś wydaje się, że hulthemie różnią się od innych róż,

Page 15: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

to dlatego, że faktycznie są inne. Nie są prawdziwymi różami.Odmiana ta jest hybrydą kwiatów zwanych Hulthemia persicas,które Persowie z powodu dziko wijących się, kolczastych pnączyuważali za chwasty. W 1836 roku uwagę hodowców zwróciłaprzypadkowa hybryda hulthemii, rosnąca w OgrodzieLuksemburskim w Paryżu. Zapragnęli oni uzyskać czerwone sercetakże u zwykłych róż.

Osiągnięcie tego celu zajęło sto czterdzieści dziewięć lat.Pierwsze hulthemie, w tym ta paryska, były mało atrakcyjne iniepłodne. Dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych przełomudokonał Anglik, Jack Harkness. Jego przyjaciel Alec Cocker doszedłdo wniosku, że skoro kwiat mógł powstać przez przypadek, możeteż równie dobrze zostać wyhodowany. Sprowadził więcej nasionhulthemii z Iranu i dał część Harknessowi. Jemu właśnie w 1985roku w końcu udało się wyhodować pierwszą płodną odmianęhulthemii — Tigris. Te wczesne odmiany wysiłkiem wielu innychhodowców zostały skrzyżowane z prawdziwymi różami i dziękitemu mamy w końcu to, co mamy.

Żeby spodobać się przeciętnemu hodowcy, hulthemia powinnaszczycić się pewnymi ważnymi cechami. Ludzie marzą o krzewachróżanych, które nie zajmą im całego niewielkiego podwórka. Chcątakże, by ich kwiaty pachniały, przy czym idealnie byłoby, gdybyróża kwitła kilka razy w sezonie. Wielokrotne kwitnieniewspółczesnych róż udało się uzyskać dopiero niedawno, dziękikrzyżówce z różami chińskimi. A Francuzi zaczęli krzyżować różeeuropejskie z chińskimi już w 1798 roku. Jak zwykle więc klientoczekuje niemożliwego i to najlepiej po dyskontowej cenie.

Jak na razie taka hulthemia nie istnieje. Ten, kto zdoła stworzyćprzyjazną ogrodnikowi odmianę i wprowadzi ją na rynek, zbije natym fortunę. Jej (ponieważ to ja planuję wygrać ten wyścig) imię powsze czasy trwać będzie w pieśniach różanych bardów.

Najtrudniej uzyskać zapach. We współczesnych odmianach jużsię go prawie nie spotyka, hodowcy bowiem skupiali się przeważniena wytrzymałości i odporności na choroby, a poświęcili w zamian

Page 16: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

woń kwiatów. Dzięki temu mogą teraz rozsyłać róże po całymświecie, nie zważając na pory roku.

Zapach wydaje się pojawiać przypadkowo, nie zawsze związanyjest z genem recesywnym, nie zawsze daje się przewidzieć. Naprzykład, jeśli wystąpił dwa pokolenia wstecz, niekoniecznie musiwystąpić w trzecim. Ponadto róże mające tę cechę często sądelikatniejsze, więc przeciętnemu hodowcy raczej nie będzie nanich zależało.

Ja mam przed sobą wielokrotnie kwitnącą hulthemię, piątepokolenie rośliny, którą stworzyłam, przez pięć lat krzyżując jejprzodków. W zeszłym roku kwitła na wiosnę, w lecie i jesienią,wydając jeden kwiat za drugim. Zamierzam w przyszłym miesiącuzabrać ją na wystawę w San Luis Obispo. Jeszcze jej oficjalnie nienazwałam. Dla mnie to jak na razie tylko G42, pomarańczowahulthemia z czerwonym środkiem. W tym roku mam także nadziejęuzyskać zapach. Jeśli dostanie się do konkursu, nazwę ją Gal.

Róża ma status ściśle tajnej i zajmuje specjalne miejsce wszklarni, którą mój ojciec, emerytowany budowlaniec, zmontował zgotowych części, kiedy tu był pięć lat temu. Mam tu stoły do pracy,przystosowane do mojego skromnego wzrostu, i stołki na kółkach.Nie wpuszczam do środka pszczół, ale kilka — podobnie jak mszyce— zawsze się jakoś prześlizgnie. Nie są moimi sprzymierzeńcami;tylko ja mogę zapylać moje róże — szalona pani naukowiec.

Zawsze taka byłam, począwszy od chwili, kiedy w wiekukilkunastu lat wyhodowałam pierwszą różę w ramach szkolnegoprojektu naukowego. W ciągu jednego sezonu połknęłam bakcyla.Zamieniłam garaż rodziców w prawdziwe centrum hodowlane.Mimo że żadna z odmian, które wtedy stworzyłam, nie nadawałasię na wystawę, nie mogłam przestać. To okropnie uzależnia.

Teraz, z zapoconą Darą u boku, czyszczę pęsetę sterylnymwacikiem i alkoholem i odkładam ją do pudełka, gdzie grzechoczerazem z innymi.

— Ale skoro już tu jesteś, równie dobrze możesz mnie odwieźć.

Page 17: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

Dara szczerzy się i robi balona z różowej gumy.— Przecież nie możesz sama wracać do domu.Uśmiecham się do niej i daję jej lekkiego kuksańca w ramię.— Dzięki, dziewczyno. — Nie wiem, co bez niej zrobię, jeśli

kiedykolwiek będzie miała własne życie.— Lepiej się zbierajmy. — Przekłada butelkę z wodą z jednej

ręki do drugiej. Na pewno chciałaby się napić, ale pamięta, że niemogę przyjmować żadnych płynów przed zabiegiem, więc też tegonie zrobi. Jest na to zbyt uprzejma; nie powinna taka być. A jednaknie zachęcam jej, by się napiła, bo na pewno wzmogłoby to mojepragnienie. Mam sucho w ustach i przecieram dłonią spękanewargi.

Wskazuję na czarny notes leżący na stole.— Dziś przyjeżdża Brad. Przypomnij mi, żebym zostawiła mu

klucz pod wycieraczką.Brad jest rozgrywającym naszej drużyny futbolowej, miotaczem

drużyny bejsbolowej, przewodniczącym samorządu szkolnego, atakże — co trudno pojąć — najlepszym uczniem z biologii w grupiezaawansowanej, którą prowadzę. W ramach wymaganych przezszkołę prac społecznych pomaga mi przy różach. Brad jestoczywiście moim ulubionym uczniem, a czasem wręcz jedynympowodem, dla którego w ogóle wchodzę do klasy.

Ma zdolność zapamiętywania nazw łacińskich, królestw ipodkrólestw, typów i podtypów oraz taksonów. Przychodzi mu to zt a k ą łatwością, z jaką mali chłopcy zapamiętują statystykibejsbolowe. Zwraca uwagę na szczegóły, co bardzo cenię. Naszeumysły pracują w podobny sposób, choć nigdy bym mu tego niepowiedziała. Zastanawiałam się nawet, czy nie nazwać róży jegoimieniem, ale doszłam do wniosku, że to nie najlepszy pomysł —kwiaty rzadko noszą męskie imiona. Żaden mężczyzna nie kupiprzecież swojej żonie bukietu róż „Brad”...

To przez uczniów takich jak Brad w ogóle zajęłam sięnauczaniem — kształtowaniem młodych umysłów i całą resztą. To

Page 18: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

wszystko jest bardzo przyjemne, pod warunkiem że umysły zechcąbyć kształtowane. To plus dwa miesiące wakacji, plus praca przedpołudniem sprawiły, że nauczanie wydawało mi się idealnymzajęciem. Mam wystarczająco dużo czasu dla róż, nie wspominająco moich problemach.

— Chodź — mówi Dara, wyciągając rękę, by pomóc mi wstać,choć osobiście uważam, że to jej przydałaby się pomoc, skorowłożyła tak niepraktyczną, niemożliwie wąską spódnicę ołówkową.

— Jestem niemal pewna, że twoja spódnica kłóci się z politykąszkoły. — Wstaję, a Dara chwiejnym krokiem zmierza w stronędrzwi.

Przewraca oczami, po raz kolejny strzelając gumą do żucia.— To się nazywa styl. Powinnaś kiedyś tego spróbować.— Forma musi podążać za funkcją, Daro. Nauczycielka sztuki

powinna o tym wiedzieć.Zamykam drzwi szklarni i przekręcam klucz. Za płotem widzę

sąsiadkę, starą panią Allen, podlewającą trawnik. W czarnejjedwabnej podomce i słomkowym kapeluszu w tym samym kolorzewygląda, jakby ją wycięli z filmu niemego. Ze swojego miejscawidzę też czerwone rozcięcie, które jest jej ustami. Unoszę rękę,by jej pomachać. W odpowiedzi ona już niemal unosi swoją, kiedynagle przypomina sobie, kim jestem, i czym prędzej opuszcza ją,krzywiąc się. To dzięki jej uprzejmości śmierdzący organicznynawóz dla róż, którego użyłam w zeszłym roku, sprowadził do mniew gości policję. Dzieci sąsiadów nazywają ją starą wiedźmą.Gdybym była dzieckiem, pewnie też bym tak o niej mówiła.Ciekawe, jak te dzieciaki przezywają mnie? Różana wariatka?

Posyłam Darze uśmiech i wślizguję się na przednie siedzenieauta.

Mimo znajomości procedury Dara nalega, że zostanie wpoczekalni. Po rejestracji czeka mnie przejście przez siedemkręgów piekielnych wszelkich środków ostrożności. Założą mi tewszystkie opaski na nadgarstki — przypominające te, których

Page 19: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

używa się do znakowania dzikich zwierząt. Chociaż z drugiejstrony, chyba nikt nie winiłby mnie za ewentualną ucieczkęstamtąd. Od dzieciństwa szpital jest właściwie moim drugim domem— nic dziwnego po dwóch przeszczepach nerki i latachdializowania.

Ta mała od papierów w rejestracji musi być nowa, nigdywcześniej jej tu nie widziałam. Teraz zatrzymuje się przywpisywaniu mojego nazwiska.

— Galilee Garner? — ledwie jest w stanie to wymówić.— Zgadza się. — Opieram się wygodniej na krześle. — Może mi

pani mówić Gal.Rodzice postanowili uraczyć mnie imieniem Galilee po swojej

hipisowskiej podróży do Ziemi Świętej w latach siedemdziesiątych— najwyraźniej zainspirowali się Morzem Galilejskim.

Już kiedy miałam dwa lata, stało się jasne, że nie był tonajtrafniejszy wybór. Melodyjne Galilee pasowałoby do uroczejdziewczynki w różowej sukieneczce z kokardkami — cóż, czyli niedo mnie. Więc od tamtej pory wszyscy mówią do mnie Gal.

Moja starsza siostra, Becky, miała więcej szczęścia. Nikt nigdynie przekręcił jej imienia ani nie prosił o jego powtórzenie.

— Dobrze się czujesz? — pyta kobieta za biurkiem,zaniepokojona wyglądem mojej skóry, zmęczonymi oczami ibliznami na przedramionach.

Kiwam głową. Pracownicy szpitala, którzy mnie nie znają,zawsze tak samo nerwowo reagują na mój widok. Kiedyprzyjeżdżam na pogotowie, wszyscy przepuszczają mnie napoczątek kolejki, nawet jeśli ktoś inny przywiózł w przenośnejlodówce własną nogę. Cóż, najwyraźniej wiecznie wyglądam, takjakby wisiało nade mną fatum, jakby ścigało mnie straszneprzeznaczenie.

Kobieta zadaje mi te wszystkie standardowe pytania o miejsceurodzenia, ubezpieczenie i tak dalej.

Dziś w poczekalni oprócz mnie siedzą starsza pani o włosach

Page 20: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

przypominających różową watę cukrową i brzuchaty facet wśrednim wieku, któremu co chwila się odbija. Zastanawiam się, czyte włosy specjalnie są takie różowe, czy miały być rude, ale farbasię nie sprawdziła.

Jest też, oczywiście, Mark Walters, starszy facet, którynajwyraźniej zapomniał okularów i teraz trzyma numer jakiegośmagazynu motoryzacyjnego tuż przed nosem. Wszyscy tu nazywajągo Markiem Twainem z powodu wielkich białych wąsów i bujnejsiwej czupryny, choć według mnie bardziej przypomina Einsteina.Zawsze ubiera się na biało, jakby uważał się za anioła. Dziś ma nasobie białe dżinsy i koszulkę w serek, odkrywającą nieco jegoowłosioną klatkę piersiową. Lepiej by było, gdyby się tak nieodsłaniał. Poza tym, nawet siedząc w drugim końcu pomieszczenia,czuję zapach jego płynu po goleniu. Aż mnie nos swędzi.

Jakby właśnie poczuł na sobie moje spojrzenie, podnosi wzrokznad gazety i puszcza do mnie oko. Nie peszy mnie to. Zawszetwar do patrzę ludziom w oczy, zwłaszcza moim uczniom.Przychodzi po niego pielęgniarka. To siostra Sonia, duża Rosjanka,która wydaje się czerpać ze swojej pracy tyle radości, co grabarz.

— Wygląda pan na zdrowego jak ryba, panie Walters! —szczebiocze.

Otwieram szeroko oczy ze zdumienia.— Chyba taka, którą ktoś wyłowił z wody i zostawił na brzegu...

— Jego głos jest szorstki, a oddech dość ciężki. Wstaje powoli z jejpomocą.

Mark. Mark jest tutaj, ponieważ nie brał leków na nadciśnienie,zbyt zajęty pochłanianiem krwistych steków, zakrapianychodpowiednimi trunkami. Najpierw współpracy odmówiła muwątroba; zrobiono mu przeszczep. Teraz, ponieważ siadły mutakże obie nerki, znalazł się na liście osób oczekujących naprzeszczep nerki. I właśnie mnie na niej wyprzedził.

Urodziłam się z refluksem. Oznacza to, że przejście międzynerką a pęcherzem nie zamykało się tak, jak trzeba. Mama nie

Page 21: Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway

mogła nadążyć ze zmianą pieluszek. Skutkiem tego były ciągłeinfekcje pęcherza, a potem nerek. Zanim lekarze w końcu doszli dotego, co jest nie tak, jednej nerki już prawie nie było. Miałam wtedycztery lata, a moja druga nerka była na dobrej drodze, żebypodzielić los pierwszej, co nastąpiło, kiedy skończyłam dwanaścielat. Pierwszym dawcą była moja mama — ta nerka służyła midwanaście lat. Drugą dostałam od ofiary wypadku, kogoś, kto poprostu zaznaczył odpowiednie pole w swoim prawie jazdy. Tawytrzymała tylko cztery lata, potem mój organizm ją odrzucił. Odośmiu lat jestem na dializach.

Dializa oczyszcza krew, tak jak zrobiłaby to nerka. Podpina siędo żyły maszynę i krew jest przez nią przepompowywana. Są różnerodzaje dializ; tę moją trzeba powtarzać co drugi dzień. Można siędializować zarówno w nocy, jak i w ciągu dnia. Ja wolę w nocy, botak jest łatwiej i mogę spać. Jeśli nie przeprowadzi się dializy wodpowiednim czasie, człowiek czuje się, jakby miał grypę, a mózgnie może pracować na wysokich obrotach. Jeśli zupełniezaprzestanie się dializowania, wszystkie organy się w końcuwyłączają i człowiek umiera. [...]

DALSZY CIĄG DOSTĘPNY W WERSJI PEŁNEJ