Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

26

description

gazetka literacka uczniów Zespołu Szkół w Kamionce 2014/2015 www.zskamionka.pl

Transcript of Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Page 1: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)
Page 2: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Po przemyleniu

Joanna Nerlo , Niezwykłe święta ……………………………………………………………… 1-2

Emilia Mitrus, Opowieść wigilijna ……………………………………………………………… 3-7

Patrycja Kutnik , Świąteczny czas przebaczenia, magii, miłości ……… 8-11 Maja Słomińska , Jeden dzień ……………………………………………………………… 12-14

Martyna Owsianik , Opowieść wigilijna ……………………………………………… 15-17

Z biciem serca:

Martyna Chmielewska , Pytanie do Boga …………………………………………………… 18

Martyna Chmielewska , Bogactwo ……………………………………………………………… 18

Martyna Chmielewska , Opowieść wigilijna …………………………………………………19

Agnieszka Kozieł , *** …………………………………………………………………………………… 20

Kącik artystyczny:

Justyna Misztal i Michał Marciniak , kartki świąteczne ………………… 21- 22

Page 3: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Drodzy Czytelnicy!

Nasza redakcja postanowiła w tym roku szkolnym wydać dodatkowy numer gazetki.

Powodem, który nas do tego zmotywował, był sukces, jaki odnieśli uczniowie z naszej szkoły

w Powiatowym Konkursie „Opowieści Wigilijne” już po raz czternasty zorganizowanym

przez Powiatowy Dom Kultury w Lubartowie. Troje uczniów otrzymało nagrody

i wyróżnienia w konkursie literackim i czworo w konkursie plastycznym. Cieszymy się,

że twórcza pasja naszych koleżanek i kolegów została doceniona! Z przyjemnością

zamieszczamy w naszym numerze teksty i prace plastyczne nagrodzone i wyróżnione,

a także inne, które wydają nam się ciekawe i oryginalne. Gratulujemy wszystkim twórczej

inwencji i życzymy dalszej owocnej pracy. Zapraszamy Was, Drodzy Czytelnicy, do lektury!

Redakcja

Page 4: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Joanna Nerlo kl. V c

Praca wyróżniona w Powiatowym Konkursie

Literackim „Opowieści Wigilijne” 2014

Niezwykłe święta

Pewnego zimowego dnia przyszła do mnie moja koleżanka Oliwia. Zauważyła

niebieski notes z napisem: ,,Pamiętnik”.

- Mogę przeczytać?- zapytała Oliwia.

- Bałam się, że nigdy nie spytasz. Oczywiście, nie wszystko, lecz jedną historię

przygotowałam dla ciebie. Jest prawdziwa - odparłam. 26 grudnia 2014 roku

Drogi pamiętniczku!

Wczoraj był najbardziej zwariowany dzień w moim życiu. Zacznę od początku. Święta były jak zwykle. W Wigilię zasiedliśmy do pięknie nakrytego stołu, odmówiliśmy modlitwę, złożyliśmy sobie życzenia i zabraliśmy się do jedzenia. Po posiłku zaśpiewaliśmy kolędy. Na koniec rozpakowaliśmy prezenty. Dostałam gitarę, moi bracia samochody, rodzice obraz i czekoladę a dziadkowie dwie pary wełnianych skarpetek. Oczywiście nie możemy zapomnieć o moich zwierzątkach, czyli rybce Nemo oraz kotkach Welmie i Lucy. Nemo dostał nową roślinkę do akwarium. Welma i Lucyna - karmę oraz nowe posłanie. Gdy wybiła 20:00, wszyscy się pożegnali i życzyli sobie dobrej nocy. Teraz zaczyna się moja przygoda. Umyliśmy się i przeczytaliśmy bajkę. Położyłam się. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Nagle usłyszałam obce głosy. Bałam się otworzyć oczy, gdyż myślałam, że to jacyś złodzieje. Jednak otworzyłam jedno oko i zobaczyłam, że to zwierzęta! Niemożliwe, przecież zwierzęta nie mówią! Przykryłam się aż po same uszy. Zobaczę jeszcze raz - pomyślałam. Więc: raz, dwa, trzy! Usiadłam na łóżku i zobaczyłam, że to nie jest sen! Uszczypnęłam się. Chyba śnię na jawie. - Eee... To wy mówicie? - wykrztusiłam. - Oczywiście, że tak! - odpowiedziała poważnie Lucyna. - W szkole nie uczyli was, że w tym jednym dniu Jezus pozwala nam mówić? - zapytał Nemo. - Właśnie! - dodała Welma, która była najmniejsza ze wszystkich. - Nie - odrzekłam. - Och, te szkoły. Nic tam widać porządnego was nie uczą - westchnęła Lucynka. - Wcale nie! - stanęłam w obronie szkół. - Zwierzęta nie mówią. - Tak. To na pewno przyszłyśmy z bajek. Ja jestem złotą rybką, co spełnia życzenia, a to koty w butach. - Wcale nie powiedziałam, że nie istniejecie, lecz może jesteście duchami? - powiedziałam zaniepokojona.

1

Page 5: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

- Jak nie wierzysz, że jesteśmy prawdziwe to sama zobacz - powiedziała Welma i zaczęła się do mnie łasić. - Rzeczywiście, jesteście prawdziwe - odparłam jeszcze bardziej przestraszona. - Widzisz, jednak jesteśmy realne - bardzo poważnie odezwała się Lucyna. - No, no, no, Lucyna, co za słownictwo - odpowiedziałam z uśmiechem. - Jak możesz obrażać polonistkę? - fuknęła kotka. - Przepraszam - odparłam, głaszcząc ją. - Jak podobają się prezenty? - Bardzo ładne. Rzeczywiście, stara roślinka była do wymiany - rzekła rybka. - Posłanie jest bardzo wygodne a karma przepyszna - odpowiedziały razem kotki. - Bardzo się cieszę. Już zawsze będziecie mówić? - Nie, tylko do dwunastej. - Ciekawe, która godzina? - zerknęłam na zegar. - 23:30. - Jeszcze dużo czasu - powiedziała Welma. - To macie jeszcze czas, żeby mnie zamęczyć - mruknęłam pod nosem. - Opowiedz nam o Świętym Mikołaju!- krzyknęły zwierzaczki. - Ciii! Rodzice usłyszą. Mikołaj to był wspaniały człowiek. Naprawdę nie miał czerwonej czapki z pomponem i czerwonego ubranka. Nie, miał takie samo ubranie jak biskup. Jego znak to trzy złote kule. Podarował je biednym dziewczynom, które chciały wyjść za mąż. W tamtych czasach gdy kobiety wychodziły za mąż, musiały dać wiano, czyli taki podarunek dla przyszłego małżonka. - Mnie się zawsze wydawało, że… miau, miau . Spojrzałam na zegar, 12:00. - Koniec waszego czasu - powiedziałam. - Bul, bul - dodał Nemo. I wszyscy położyliśmy się spać. Przyjaciółka odłożyła notes.

- Ja mam w to uwierzyć?

- Nie masz innego wyjścia - mrugnęłam do moich zwierzątek.

2

Page 6: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Emilia Mitrus kl. I „c” PRACA WYRÓŻNIONA W POWIATOWYM

KONKURSIE LITERACKIM „OPOWIEŚCI WIGILIJNE” 2014

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

Matka podchodzi do telefonu. Z komórką przy uchu wychodzi z pokoju, jej oczy błyszczą od niepewności i zmartwienia. Nigdy nie widziałam jej w gorszym stanie. I, jeśli mam być szczera, nie rusza mnie to zbytnio. Przez ostatnie dwa lata powinna się przyzwyczaić do tego, że ojciec pił. Pił… Zdecydowanie zbyt ładnie to określiłam. Alkoholicy nie piją. Oni żywią się trunkami za niecałą dychę. „Idę rąbać drzewo na opał!” – mówił, wychodząc z domu. Pożyteczne zajęcie, jak najbardziej, szczególnie, gdy w domu jest zimno jak w psiarni, czyli do tego stopnia, że ulubiony, ciepły sweter i dwie bluzki z długim rękawem są jedynie przeszkodą w poruszaniu się. Tymczasem wyszedł i już nie wrócił. Od dwóch dni nie ma go w domu. Może zamarzł w cholerę pod płotem, zakopany w śniegu po czerwony od picia i mrozu nos. Może ktoś znalazł go, zapitego na śmierć, uduszonego własnymi wymiocinami. Gdyby nawet moje przypuszczenia miały się sprawdzić, nie żałowałabym go. Od dawna był dla mnie obcym człowiekiem. Stracił tytuł „taty”, zyskując w zamian mniej chwalebny status „ojca”. Stał się intruzem we własnym domu. Został złodziejem mojej empatii i wrażliwości. Przez niego właśnie stałam się taka, jaką jestem na co dzień. Zimna. Podobnie jak jego dusza. Z ponurych rozmyślań budzi mnie dotyk kościstej dłoni na ramieniu. Odrywam wzrok od wirujących za oknem płatków śniegu i zatapiam spojrzenie w pomarszczonej twarzy babci, która wygląda jak anioł, z głową otoczoną aureolą niemal białych włosów. Szare tęczówki ze zwężonymi źrenicami mierzą mnie czułym, ale zarazem podejrzliwym spojrzeniem. -Wszystko w porządku?- odzywa się głosem szorstkim, irytującym jak przesuwanie paznokciami po tablicy. W mojej głowie zapala się lampka awaryjna. Niebezpieczeństwo, jakie pojawiło się znienacka w postaci drobnej, szczupłej kobietki w podeszłym wieku znacznie przewyższyło mój zmysł obronny, przez co leżę teraz rozłożona na łopatki i szukam najbardziej nieskomplikowanej odpowiedzi na to straszliwie podchwytliwie pytanie. -Um.. tak. Dzięki - Przykładam pięść do ust i staram się odkaszlnąć chrypę. -Na pewno? Źle wyglądasz, dziecko. -Tak babciu, wszystko gra – uśmiecham się nieszczerze i zakładam za ucho niesforny czarny kosmyk.

3

Page 7: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Wiem, że stara się pomóc. Ale ja tego nie potrzebuję. -Dobrze. W takim razie pomóż mi nakryć do stołu - wydaje proste polecenie, które mój mózg analizuje przez kilka sekund, by następnie przesłać do moich kończyn o wiele prostszą komendę. Powoli odchodzę od parapetu, zapadając się w otchłań moich dziwnych wyobrażeń i niecodziennych fantazji. Odbieram od babci talerze i miski, rozkładam je równo na stole, pamiętając o bonusowym nakryciu dla „zbłąkanego wędrowca”. Robię to niemal mechaniczne, nie pamiętając o świecie wykraczającym poza nakrycie. Kątem oka zauważam matkę, która znów krząta się po kuchni i przygotowuje dwanaście tradycyjnych potraw. Zapachy docierają do mnie zmieszane ze sobą. Och, jak ja nienawidzę świąt! Kończę rozkładanie sztućców i sunąc nogami po lakierowanym drewnie, przechodzę do kuchni. Zatrzymuję się w progu i obserwuję zaróżowione policzki matki. Wiem, że płakała i stara się to ukryć. Jest w tym beznadziejna, nie tak jak ja… Podchodzę do niej i w ludzkim odruchu obejmuję ramionami, tuląc ją do siebie. Zaskoczona odwraca się w moją stronę, a ja nadal nie puszczam, próbując chyba przekazać w tym uścisku całą rozpacz, jaka w moim wnętrzu urządza sobie huczną imprezę. Mam ochotę rozpłakać się, jednak w moich oczach nie pojawiają się łzy. Zimna. Jak jego dusza. Czuję, jak szczupłe ramiona powoli głaszczą mnie po plecach. Rozlewa się po mnie dziwne ciepło. Mama po chwili odsuwa mnie od siebie, twarz ma wykręconą w smutnym grymasie. - Co z nim?- zadaję rzeczowe pytanie, starając się nie patrzeć w jej oczy. Kobieta wzdycha i opiera się dłońmi o blat, odwracając do mnie tyłem. Staję za nią i powoli gładzę jej ramiona, starając się dodać otuchy. -Ojciec niedługo wróci- odpowiada drżącym głosem. Czuję, jak jej mięśnie napinają się, w oknie dostrzegam zaciśnięte powieki i usta. Znów to samo. Znów przez niego. Czy można nienawidzić człowieka za to, kim jest? Nie. Ale za to, kim się stał, owszem. -Mamo, nie płacz..- szepczę cicho do jej ucha i nieprzerwanie gładzę ramiona, jednak oba te zabiegi nie pomagają. Po chwili trzymam płaczącą matkę w ramionach i kołyszę lekko. Kilka minut później uspokaja się na tyle, aby odkleić się ode mnie i lekko uśmiechnąć. Ujmuję jej twarz w swoje dłonie i kciukiem ocieram słone łzy. Część mnie krzyczy z rozpaczy, wyje na cały głos, rozdziera serce na kawałki i atakuje je młotem pneumatycznym, natomiast druga każe pozostać spokojną. -Celinko, możesz tu na chwilę przyjść?

4

Page 8: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Tą wyjątkowo „uroczą” chwilę, jakby to powiedział każdy szary, przyszpilony do rzeczywistości człowiek, psuje głos babci. Zabieram dłoń z głowy matki i jeszcze raz muskam ustami jej czoło. Posyłam jej uspokajający uśmiech i swoje kroki kieruję w stronę dochodzącego z pokoju głosu babci. Przechodzę przed przedpokój i staję jak wmurowana na widok człowieka w drzwiach. Stoi tam oparty o framugę mój ojciec. Szczupły mężczyzna średniego wzrostu i w średnim wieku, z lekkim zarostem i skręconymi włosami, które od dawna nie widziały nożyczek. Uśmiecha się do mnie zachęcająco, zdejmując z ramion kraciastą kurtkę oblepioną śniegiem i rozwiesza ją na wieszaku, aby wyschła. Patrzę, jak rozsznurowuje zimowe trepy i kładzie je na ręczniku niedbale rzuconym na plamiaste płytki. Powoli otrząsam się z szoku i podchodzę do niego, próbując panować nad uczuciami. Gdy stoję z nim niemal nos w nos, bo jest ode mnie co najmniej o pół głowy wyższy, mierzę go wzrokiem. Oprócz wcześnie pojawiających się bruzd na skórze spowodowanych nadużywaniem alkoholu i nikotyny zauważam sińce pod oczami i spękane od mrozu usta. Wciągam powietrze, lecz nie wyczuwam charakterystycznej woni wódki. Jest trzeźwy. Przygryzam dolną wargę, aby opanować jej drżenie. Moje mięśnie odmawiają posłuszeństwa, gdy przyciąga mnie do siebie. Czuję jedynie, jak gdyby wbijał mi nóż w plecy, a następnie przecinał mnie nim na dwie połówki, pozwalając rozbebeszonym zwłokom opaść na podłogę. Nie odwzajemniam uścisku. Stoję tam jedynie, ze szczękościskiem, starając się nie ryknąć jak strażacka syrena. Nie dam mu tej satysfakcji. Kolejne sprawy przybierają błyskawiczny obrót. Odsuwam się od ojca, a matka rzuca mu się na szyję tak, jakby był żołnierzem i właśnie wrócił z długo trwającej wojny. Obserwuję ich spod lekko przymkniętych powiek i zakładam ręce na piersi. Po chwili odwracam się na pięcie i kieruję się do pokoju Filipa, mojego starszego brata. Wchodzę i kładę się na materacu, przygniatając go w poprzek swoim ciałem. Niezadowolony Filip marszczy brwi i przygląda się mi, na chwilę odrywając od swojej ulubionej książki, którą czyta już po raz setny. Jego jasne, proste jak druty włosy opadają mu na ramiona. -Cyśka, złaź! – mówi zdenerwowany. Filip to prawdziwy mol książkowy, zatopił się w świecie literatury i spędza w nim kilka godzin dziennie. -Nie – odpowiadam z uśmiechem godnym najgorszej siostry na świecie. - No, Cysiu, zejdź!- mówi zirytowany moim zachowaniem oraz daje mocnego klapsa w udo. Krzywię się z bólu, ale trwam w dosyć niewygodnej pozycji. -Ojciec wrócił - mówię po chwili i parzę w jego czekoladowe oczy, niemal identyczne jak moje.

5

Page 9: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Jego źrenice z nagła rozszerzają się, wypełniając niemal cała tęczówkę. Uśmiecham się sennie i podnoszę się na łokciach, jedną ręką zakładając za ucho jego niesforne, długie pasma. Filip dosyć gwałtownie zrzuca mnie z siebie na podłogę, po czym pomaga wstać. Mierzę go morderczym spojrzeniem, jednak chwytam jego wyciągniętą dłoń i podnoszę się, memląc w zębach stek przekleństw. Przy okazji ścieram z ust uśmiech i razem wychodzimy z pokoju, przyglądając się uważnie pomieszczeniu. Na stole znajdują się półmiski z przygotowanymi potrawami. Znad wazy z barszczem unosi się smużka pary, przez którą przebijają się światła choinkowych lampek. Całość sprawia wrażenie kiczowatej scenki z amerykańskiego filmu obyczajowego. Pod stołem zauważam zaplecione w warkocz sianko, którym aktualnie bawi się gruby, rudy kocur. Podchodzę do stołu, a za mną podąża mój brat. Nie zwraca uwagi na ojca. Stara się nie patrzeć w stronę kuchni, gdzie rodzice dyskutują razem z babcią na tematy, których do tej pory nie potrafię pojąć. Gdy dorośli kończą swoją dyskusję, podchodzą do stołu. Odmawiamy modlitwę i czytamy fragment Biblii. Przychodzi czas na życzenia, czyli to, czego najbardziej nie lubię. Zawsze słyszę to samo – „miej dobre oceny, znajdź fajnego chłopaka, zdrowia i czego tam chcesz”. Jakby od razu nie można było zacząć jeść. Przy barszczu z uszkami, nad którym siedziałam dłużej niż przy zadaniu z algebry, panuje całkowita cisza. Ojciec siedzi grzecznie na swoim miejscu i nie odzywa się. Temat podejmuje babcia. Patrzy na nas wymownie, po czym pyta, unosząc do góry niemal niewidoczną brew: -A tak w ogóle, kiedy ostatnio byliście w kościele? Ignoruję pytanie i wbijam wzrok w karpia, który okazuje się być niezmiernie ciekawy. Prawda jest taka, że cokolwiek bym nie powiedziała i tak będzie źle. Tak jest zawsze. Nic nie poradzę na to, że według babci do kościoła należy chodzić przynajmniej dwa razy w tygodniu. .. -Tak myślałam..- mówi zbolałym głosem, a ja przez chwilę wierzę w to, że jest tym zasmucona. W rzeczywistości po prostu myśli, że ma nad nami przewagę, bo „Bóg nad nią czuwa”. Czcze gadanie. I tak wiem, że chce nas sprowokować do rozmowy. Rzucam zrozpaczone spojrzenie mamie, następnie przenoszę wzrok na ojca, który od pewnego czasu z uwagą mi się przygląda. Czując palące rumieńce na policzkach i zimne dreszcze na całym ciele, naciągam bardziej rękawy swetra i obracam tak, aby włosy zakryły moją twarz. Nie wiem, czy to grypa, czy stres, ale obie możliwości są równie zniechęcające. Wgapiam się w okno, słuchając rytmicznego tykania zegara ściennego. Nikt nic nie mówi. Każdy, tak samo jak ja, zajmuje się swoimi patologicznymi myślami.

6

Page 10: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Krępującą ciszę przerywa matka. Powoli podnosi się z krzesła i patrzy na zebranych przy stole, niczym przy pogańskich obrzędach, ludzi. -Słuchajcie..- mówi cicho, lecz jej pewność siebie w momencie wraca i kontynuuje znacznie pewniejszym tonem- Rozmawialiśmy z tatą… i postanowiliśmy, że to się musi skończyć. Wszyscy jak na zawołanie uderzamy dłońmi o stół. -Bierzecie rozwód? – pyta zdezorientowany Filip, a jego oczy wyglądają jak pięciozłotówki. -Nie bierzemy rozwodu – wzdycha mama i patrzy na nas poważnie – Ale tata bierze rozwód z wódką. Zdecydował się na leczenie. Zaciskam usta, aby nie parsknąć śmiechem. Dobrze wiem, że leczenie nic nie da. Ten człowiek jest zepsuty do szpiku kości. Spędzi kilka tygodni, wylegując się w łóżku, gdy my znów będziemy odkładać ostatni grosz na jedzenie i rachunki. Obowiązki, które do tej pory w znacznym stopniu zaniedbywał, spadną na nas w całej swej okazałości. A kiedy w końcu wróci do domu, zburzy nasz dopiero co poukładany świat i zniszczy wszystko, co przez kilka tygodni uda nam się osiągnąć. Będziemy się za niego wstydzić jeszcze bardziej niż teraz. Nie twierdzę, że nie będę za nim tęsknić. Możliwe, że po nocach będę płakała jak bóbr z tęsknoty za nim. Mimo że go nienawidzę, nadal pozostaje moim ojcem. Dzięki niemu żyję, chodzę po tej planecie. Mimo całego zła, jakie wyrządził w moim sercu zajmuje o wiele wyższe miejsce od irytującej babci. Nie potrafiłabym zapomnieć o rodzicach, mimo wszystkich popełnionych przez nich błędów. Gdyby nie oni, nie cierpiałabym teraz, ale również nie byłabym szczęśliwa. Nie miałabym wielu dobrych wspomnień ze wspólnych wypadów na ryby, czy rower. Byłabym jedynie wytworem wyobraźni, być może jednym z niespełnionych marzeń o córeczce. Nie istniałabym. Nigdy nie przeczytałabym książek, które teraz są moimi ulubionymi. Nie mogłabym dokuczać Filipowi. Nie żyłabym. Mija kilka godzin. Leżę w łóżku, ze słuchawkami w uszach i telefonem rzuconym na poduszkę. Wychwytuję pojedyncze słowa piosenki i analizuję ich sens. Powoli przymykam oczy. Muzyka uspokaja moje skołatane myśli, a rytmiczne uderzanie perkusji wyznacza dla nich miejsce w rozkojarzonym umyśle. Melodia powoli kołysze mną, przywracając w mojej głowie porządek. Przekręcam się na drugi bok i naciągam kołdrę na głowę. Utwór zaczyna się krótkim, ale bardzo efektownym solo na gitarze. Melodia łatwo wpada w ucho i już po chwili nucę jedną z moich ulubionych piosenek. Lekko zachrypnięty głos wokalisty trafia wprost do mojego powoli gojącego się serca i smaruje je balsamem ciepłych słów. Uśmiecham się pod nosem i przytulam do poduszki. Wokalista wyśpiewuje: „Śnij, nocą śnij. I uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam.”Czy na pewno warto ufać ludziom? Może lepiej spróbować zaufać przysłowiowej „magii” świąt i czekać na cud? A może.. może tak po prostu spróbować okazać pełnię człowieczeństwa i dać mu jeszcze jedną szansę?

7

Page 11: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Patrycja Kutnik kl. III b

Świąteczny czas przebaczenia, magii, miłości

,,Gdy myślę o Tobie, stajesz się całym mym światem, w którym każdy płatek śniegu jest Twoją łzą. ‘’

Exo-K-Miracles in decembe

Padał śnieg. Leniwie opadał na biały puch, który otulał mocno ziemię.

Pamiętam ten wieczór, gdy poszłam z nim na spacer. W pewnym momencie

poczuliśmy białe, zimne płatki na splecionych dłoniach. Pamiętam jak pięknie

wyglądały wtedy jego oczy. Rozpromienione niczym u pięciolatka. Kiedyś, z nim

wszystko było o wiele prostsze. A przecież to tylko odejście jednego człowieka

z mojego życia. Wysokiego bruneta o głębokim spojrzeniu brązowych oczu,

delikatnie opalonym kolorze skóry, pełnych wargach, umięśnionej, ale szczupłej

sylwetce. Miał zawsze ciepłe, silne dłonie, głęboki, czarujący głos. Do tego nosił

bardzo wdzięczne imię. Jongin. Kim Jongin. Powinnam przestać się łudzić,

że kiedykolwiek będzie dane nam się spotkać jeszcze raz.

Nawet teraz, gdy jadę samochodem, nachodzą mnie miliardy wspomnień.

Jeszcze rok temu razem jechaliśmy na zakupy świąteczne. Tym razem robię to

sama, zaciskając zęby na widok szczęśliwych rodzin. Planowaliśmy rodzinę. Nasz

związek trwał trzy lata, od kiedy podjęłam się pracy w Seulu. Chcieliśmy

zamieszkać razem, ale pojawił się problem, który doprowadził do rozpadu

naszego związku. Mianowicie szef SM Entertainment, czyli również szef Jongina,

wyraził kategoryczny sprzeciw, zakazując mu jakichkolwiek kontaktów ze mną.

Rozstaliśmy się pokojowo. Wiedziałam, że nie zrezygnuje dla mnie z kariery. I to

mnie zabolało.

Potrząsnęłam głową, chwytając sklepowy wózek. Powinnam przestać tyle

o tym myśleć, rozpamiętywać stare dzieje. Dlatego skupiłam się na zakupach.

Przemierzałam leniwie sklepowe alejki. Postanowiłam zrobić skromną kolację

wigilijną, a resztę świąt spędzić przy filmach i dobrym winie. Nie miałam czasu

już zabukować lotu do Polski na święta, niestety.

Przy końcu półek spojrzałam do koszyka. Sushi, dużo warzyw, ryż, tuńczyk,

dwie butelki wina półsłodkiego czerwonego. Powinno wystarczyć. Poza tym

znajomi chcieli, żebym odwiedziła ich koniecznie drugiego dnia świąt. Nie miałam

wyjścia. Podjechałam do kasy, zapłaciłam za wszystko 32 000 wonów.

Zapakowałam zakupy na tylne siedzenie swojego czarnego Range Rovera.

8

Page 12: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Odpaliłam silnik, rozkoszując się jedynym przyjemnym ostatnio dźwiękiem. Dźwiękiem

silnika. W niemal 20 minut dotarłam do swojego mieszkania w apartamentowcu blisko

centrum.

Wjechałam windą na szóste piętro. Otworzyłam drzwi kluczem, rzucając je później

na szafkę obok lustra. Skierowałam swoje kroki do kuchni. Trzeba przygotować

chociaż sałatkę na jutro. Z przygotowań dzisiejszej jak i jutrzejszej kolacji wyrwał

mnie dźwięk telefonu.

Otarłam ręce o ściereczkę, biegnąc do salonu. Spojrzawszy na wyświetlacz,

zmarszczyłam nos.

- Słucham? - mruknęłam delikatnie zachrypniętym głosem.

- Mogłabyś przyjechać do nas jutro? Przepraszam, że tak przekładamy, ale... - moja

przyjaciółka zawiesiła głos. - Wyszła bardzo pilna sprawa.

- No, dobrze. Będę o szesnastej. - Skinęłam głową, uśmiechając się do telefonu.

Zakończyła połączenie. Trochę zastanowiła mnie taka nagła zmiana planów.

Zwykle wszystko dostosowywała pod grafik. No nic, wróciłam do swojego zajęcia.

Spędziłam w kuchni ponad godzinę. Następnie odpakowałam porcję sushi,

napełniłam pół kieliszka winem. Usiadłam w salonie, włączyłam świąteczne piosenki

z płyty, którą kiedyś dostałam. Chrząknęłam zdegustowana, słysząc piosenkę

,,Miracles in December’’ Exo-K. Nie miałam ochoty znów słuchać jego głosu, ale mimo

wszystko to zrobiłam. Przymknęłam oczy, odpływając. Czułam się otulona dźwiękami

jak kołdrą. Taką puchową jakie dawniej babcie wyciągały na zimę.

Doprawdy miał talent. Kilka bezgłośnych, mimowolnych łez skapnęło na moje jasne

spodnie. Nie mogłam dłużej udawać, że mi już nie zależy. Kochałam go bardziej niż do

utraty tchu.

Obudziłam się na dźwięk głośnej reklamy w telewizji. Jak widać, zasnęłam w

fotelu. Przeciągnęłam się z cichym jęknięciem bólu. Ociężale wstałam, kierując swoje

kroki pod prysznic. Prosto z łazienki, w ręczniku wbiegłam do garderoby.

Przerzucałam ze strachem w oczach wszystkie kreacje. Głos w moim sercu

aż krzyczał, awanturował się, że muszę wyglądać olśniewająco. Wyciągnęłam kupioną

przez Jongina sukienkę. Długa, czarna, prosta. Ozdabiał ją złoty łańcuszek

na dekolcie. Wysuszyłam włosy i zabrałam się za makijaż. Spojrzałam na zegarek. Już

czternasta. Po makijażu włożyłam sukienkę, buty i płaszcz. Podeszłam do lustra,

przeczesując dłonią gęste włosy spadające kaskadą na blade ramiona. Zawsze mówił

mi rano, że jestem jego pięknym aniołem, że moje oczy lśnią bardziej niż

najcenniejsze kamienie. Bez niego nie wierzyłam w siebie. Wszystko we mnie wyblakło.

Każdy gest, uśmiech, spojrzenie straciło ten młodzieńczy wyraz. Odetchnęłam trzy

razy głęboko, wyczuwając zapach świąt.

9

Page 13: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Wybrałam najlepszy środek transportu. Mianowicie własne nogi. Kyungri mieszkała

zaledwie 40 minut pieszo ode mnie. W dłoni ściskałam pudełko wypełnione sałatką,

ciastem. Im byłam bliżej, tym powietrze bardziej gęstniało. Mogłabym kroić je

nożem i robić powietrzne kanapki. Chłód na wskroś wiercił moje ciało bez litości.

O dziwo przyspieszyłam kroku, maszerując jak w wojsku.

W końcu ujrzałam spory, nieco stary dom. Zapukałam.

- Jak cudownie cię widzieć! - krzyknęła radośnie Kyungri, przytulając mnie mocno.

Racja, w końcu ostatnim razem widzieliśmy się wszyscy pół roku temu.

- Cześć - przywitałam się z nią i jej partnerem. Na moje wargi wkradł się

zadziwiająco promienny uśmiech. W ich domu zawsze panowała pozytywna, ciepła,

rodzinna atmosfera. Chciało się tu bezustannie wracać. Zdjęłam płaszcz, następnie

ułożyłam pod choinką dwa pakunki. Wróciłam do stołu. Zaczęliśmy świętować.

Opowiadaliśmy sobie historie z czasów dzieciństwa. Powiedziałam im sporo o Polsce.

- Przejdźmy do salonu - powiedziała z wyraźną nutą podekscytowania w głosie.

Usiadłam na skraju kanapy, czując dobrze znany zapach męskich perfum

i delikatnej wanilii. Coś wspaniałego, czego nigdy nie zapomnę. Zapach Jongina.

Zmarszczyłam nos. To niemożliwe, żeby nagle wyskoczył z kominka albo spadł

z nieba. Spojrzałam niepewnie na pozostałą dwójkę.

- Mimo że nie spotkaliśmy się w Wigilię, chciałabym rozdać prezenty.- Kyungri

wstała i przykucnęła przy choince. Najpierw podała Kevinovi prezent ode mnie.

Rozpakował i z dziką, szczerą radością oglądał nową grę. Później prezent dla

Kyungri ode mnie, od Kevina i dla Kevina od jego ukochanej. Obserwowałam, jak

siada mu na kolanach, wspólnie odpakowują kolejne prezenty. Spuściłam wzrok.

Nagle oboje wstali i podeszli do choinki. Wyciągnęli bardziej ręce, wyjmując coś, co

wyglądało na umowę. Podali mi zniecierpliwieni.

- Unieważnienie kontraktu z wytwórnią SM…- zaczęłam czytać, wytrzeszczając

oczy.

- ... przez Kim Jongina - dokończyłam. Poczułam falę łez. Łez szczęścia. Upuściłam

plik papierów, które rozsypały się pod czyimiś nogami. Przysunęłam dłoń do ust.

- Spójrz na mnie. - Usłyszałam wibrujący, głęboki, męski głos. Głos, który nadal

przyprawiał mnie o szybkie bicie serca i drżenie dłoni. Uniosłam zapłakany wzrok,

zobaczyłam jego twarz ozdobioną ciepłym, przepraszającym uśmiechem. Miał na

sobie czarny smoking, białą koszulę i złotą muszkę. Poczułam na swoim policzku

muśnięcie miękkiej dłoni. Mimowolnie wstałam.

10

Page 14: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie, a cały świat stanął w miejscu.

Nie liczyło się już nic. Jego silne ramiona stworzyły azyl. Azyl, którego tak

dawno nie znałam. Szloch ustał. Nagle Jongin odsunął się, klęknął. Z uroczym

zakłopotaniem szukał czegoś po kieszeniach. Wyjął bordowe pudełeczko,

otworzył je. Nawet nie zwróciłam uwagi na pierścionek. Patrzyłam mu prosto

w oczy.

- Wyjdziesz za mnie, aniele? - spytał. A ja, zamiast odpowiedzieć, wtuliłam się

w jego ciepłe ciało. Wsunął pierścionek na mój palec. Byłam mu w stanie

wybaczyć wcześniejszy wybór kariery, brak jakiegokolwiek kontaktu. Być może

to z miłości? A może również pod wpływem magii świąt, kiedy nasze serca

miękną?

Wróciliśmy do kolacji w nastroju wręcz niesamowitym. Wiele nas bawiło,

śmialiśmy się, śpiewaliśmy koreańskie kolędy. Nie mogłam uwierzyć, że znów

mam go obok siebie. Mojego narzeczonego, od dzisiejszego wieczoru. Około

północy, po długim wspominaniu, oglądaniu dawnych fotografii opuściliśmy dom

przyjaciół. Skierowaliśmy się do mojego, teraz już naszego wspólnego

mieszkania.

Nagle Jongin przystanął w świetle latarni. Wyglądał nieziemsko. Złotawe

drobinki światła tańczyły na jego skórze, a oczy wręcz płakały szczęściem.

Złapał moje dłonie w swoje, łącząc spojrzenia w jedno.

- ,,Gdy myślę o Tobie stajesz się całym mym światem, w którym każdy płatek

śniegu jest Twoją łzą (…). Samolubny ja, który myślał tylko o sobie.

Ignorancki ja, który nie zważał na Twe uczucia, sam nie wierzę, że tak bardzo

się zmieniłem.’’ - zaśpiewał całym sobą, a po jego policzku pociekła łza.

Starłam ją drżącym kciukiem, uśmiechając się.

- Kocham cię - szepnęłam. Nie odpowiedział. Przyciągnął mnie do siebie, łącząc

swoje wargi z moimi miękkimi ustami w czułym, długim pocałunku.

Płatki śniegu niczym moje wszystkie łzy opadały szybko, topiąc się tuż

nad ziemią. Z daleka dobiegały do nas ciche dźwięki dziecięcego chórku

śpiewającego kolędy. A my staliśmy, zakochani jak przedtem.

11 11

Page 15: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Maja Słomińska kl. III ,,a”

Jeden dzień

Trzy dni do świąt, wszędzie reklamy, świecidełka. To wszystko jest takie puste, mikołaje, ludzie na bilbordach z przyklejonymi białymi uśmiechami, te wszystkie promocje i dekoracje. Mam wrażenie, że nikt już nie wie, czym naprawdę są święta. Czekałam na autobus, marzły mi ręce, mogę się założyć, że nos i policzki miałam czerwone. Naciągnęłam mocniej czapkę na uszy - siedem minut do autobusu. Kolorowe reklamy krzyczały "50% mniej!". Śnieg padał powoli, czas biegł za szybko. Bo czym tak naprawdę jest płatek śniegu w wielkim świecie pełnym błota i kurzu? Spada i przesiąka, staje się brudny jak cała reszta. Ale jaką piękną agonię ma ta mała drobina. Czułam się jak taki płatek, spadałam powoli, jak na razie, mając pasję, dużo miłości w sobie i zapał do działania. Ale wiedziałam, co mnie czeka po tym locie. Stanę się szara i stracę swój własny niepowtarzalny kształt, będę nieznaczącą nic częścią szarego ogromu. Słyszałam kolejną kłótnię na dole, zamknęłam pokój na klucz. Założyłam słuchawki na uszy i zapaliłam kadzidło. Miałam dosyć świąt, zimy i fałszywości. Potrzebowałam prawdy, chociażby gorzkiej. Byłam jak dziecko całe życie karmione ptasim mleczkiem. Bo dla innych dzieci zjedzenie ptasiego mleczka to niewyobrażalna przyjemność, ale dla dziecka karmionego tylko słodkością to jest nic. Ma ono ochotę poczuć chociaż ziarnko goryczy. Głód zmusił mnie do zejścia. W tym momencie kuchnię mogłabym nawet nazwać linią ognia. Jedzenie to jednak była przyjemna część świąt, pomimo tego jak mocno użalałam się i nie akceptowałam swojego ciała, nie umiałam odmówić sobie tej przyjemności. W pewnym momencie przed oczami stanął mi obraz bezdomnej kobiety, którą mijałam, wracając do domu. Nagle straciłam apetyt. Poczułam, że jest mi niesprawiedliwie dobrze. Mam dach nad głową, rodziców. Mogę rozwijać swoją pasję, nawet sama dla siebie. Ale ile to znaczy? Jest dobrze pomimo tych problemów, które spotykają mnie na co dzień. Jest stabilnie. Czy ja naprawdę powinnam przejmować się tym, że włosy, że skóra, że ciało nie takie jak sobie wymarzyłam. Przecież ja mogę to zmienić. Ja sama, każda myśl, która rodzi się w mojej głowie jest moja. Jest częścią mnie i całego świata. Sam proces myślenia jest niesamowity. Stałam przy oknie, uśmiechając sie do świata. Postanowiłam.

12

Page 16: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Powiedziałam rodzicom. Na szczęście nie próbowali mnie odwieść od mojego pomysłu. Czułam, że może im być trochę przykro z tego powodu, ale byłam wdzięczna za wsparcie, jakie od nich dostałam. Pojechałam z tatą na zakupy. Byłam tak mocno podekscytowana, że zapomniałam, jak bardzo nie lubię zakupów. Mama pomogła mi w pieczeniu i przypomniała o worku pełnym moich starych misiów i lalek. Nie czułam się tak pięknie od nie pamiętam kiedy. Cała w mące i kurzu ze strychu pakowałam prezenty. Czułam dziecięcą radość, kiedy szłam spać. Nie mogłam doczekać się jutra. Było niespodziewanie cicho. Wyszłam z domu, torby ciążyły mi przyjemnie na ramieniu. Pierwszym celem był ten straszy pan parę domów od nas. Widziałam przez okna ludzi przy stołach, widziałam choinki mieniące się najróżniejszymi kolorami, widziałam esencję telewizyjnych świąt. A co widziałam w sobie? Widziałam perspektywę pięknie spędzonych świąt. Rozmawiałam chwilę z moim sąsiadem. Był to lekko przygarbiony siwy pan z cudownym poczuciem humoru. Piękne było zaskoczenie na jego twarzy, kiedy otworzył drzwi i wręczyłam mu mały, skromny prezent. Na chwilę zniknęłam w świecie opowieści mojego sąsiada. Musiałam iść dalej. Wyszłam z mieszkania pełnego wdzięczności i zrozumienia na mróz. Płatki śniegu wpadały mi do oczu. Nie wiedziałam, gdzie mam szukać innych ludzi, straciłam wiarę, że jeszcze uda mi sie cokolwiek zrobić. Wtedy po raz drugi przypomniała mi sie ta pani, która zawsze, ale to zawsze siedziała w jednym miejscu. Pełna nadziei udałam się w tamto miejsce. Nie mogłam się doczekać, czułam, że coś mnie pcha do działania, że coś nie pozwala mi sie poddać. Nie obchodziło mnie teraz, jak wyglądam czy coś równie absurdalnego. Chciałam pomóc, chciałam być przy kimś, kto może mnie potrzebować. Dotarłam na miejsce, wiatr pełen śniegu wiał mi w twarz. Nie było jej, zawirowało mi w głowie i poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Musi gdzieś tu być! Usiadłam i zaczęłam płakać, nagle to wszystko nie było już takie proste. Teraz wiedziałam, że nie jest to oczywiste. Bo kto chciałby siedzieć wystawiony na wiatr? Szczególnie, że nikogo nie było na ulicach. Poczułam się strasznie naiwna. Wstałam, wytarłam łzy, dopiero teraz poczułam, że mi zimno. Przecież nie wrócę do domu. Postanowiłam, że za wszelką cenę wszystko, co mam w torbach, ma kogoś uszczęśliwić. Z duszą na ramieniu weszłam w ciemne podwórko przy jednej z ulic. W miejscu, w którym nie wiało, siedziała skulona kobieta. Znalazłam ją! Ale co teraz? Mam podejść i powiedzieć: " Witam, widzę że jest pani bezdomna, mam dla pani kanapki, wodę i koc?" Byłabym co najmniej nieuprzejma. Kolejny aspekt mojego planu, którego nie przemyślałam. Ale co mam do stracenia? Zdałam sobie sprawę, że stoję i patrzę na nią. Poczułam sie wyjątkowo głupio, więc podeszłam. - Witam - udało mi się wydobyć z siebie głos. Kobieta jakby dopiero się ocknęła. Skierowała na mnie swoje niesamowicie inteligentne zamglone błękitne oczy. Uśmiechnęłam się do niej i nie wiedziałam czy trzęsę się z zimna, czy z przejęcia.

13

Page 17: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

- Tak? - Widziałam zdziwienie w jej oczach, a kiedy otworzyła usta, zauważyłam spore braki w uzębieniu. Jej głos, pomimo tego że ochrypnięty i zmęczony, był bardzo przyjemny dla ucha. Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. - Czy... zgodzi się pani, żebym dała pani prezent? - była to najgłupsza i jedyna rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Zaśmiała się i popatrzyła na mnie, jakby nie do końca rozumiała. Widziałam, że nie ma zamiaru odpowiedzieć. Wyciągnęłam więc koc, sweter, pudełko z ciastkami i kawałek mięsa zawinięty w folię aluminiową. Postawiłam to wszystko przed nią i popatrzyłam jej w oczy, które teraz bardzo mocno błyszczały. Popatrzyłam na jej stopy, miała na sobie cienkie i dość sponiewierane buty. Położyłam przed nią buty. Wstała i przytuliła mnie, uśmiechnęła się do mnie najpiękniejszym, pełnym wdzięczności uśmiechem, jaki widziałam w życiu. "Bo najbardziej boli ta samotność, bo nie pogadam sobie z kimś. Nie ma z kim, nie ma o czym. Po jakimś czasie zaczyna się wątpić w istnienie Boga czy czegokolwiek". Idąc, przypominałam sobie słowa pani Barbary. " Ja zazwyczaj nie piję, nie chcę... oj, gdyby tylko mój syn wiedział . Bo on nie wie, pracuje w kopalni.. on nie może wiedzieć". Mówiła mi ze wstydem. Mówiła, że jej mąż..., że jej mąż popełnił samobójstwo. Powiedziała mi też, że jestem dobrym człowiekiem i żeby Bóg mnie miał w opiece. Ja miałam i mam nadzieję, że Bóg czymkolwiek i gdziekolwiek jest, ma w opiece panią Barbarę. Torby powoli stawały się coraz lżejsze a ja coraz szczęśliwsza. Zmarznięta dotarłam do domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne. Były to dwie rezolutne kobiety o wielkich sercach. Tych jedenaścioro dzieciaków nie mogło trafić lepiej. Przyszłam akurat na kolację. To ja byłam tym nieoczekiwanym gościem, który zjawił się znikąd. Jedenaście uśmiechniętych buziek tylko, dlatego że przyszłam. Jadłam i podziwiałam biegające maluchy ucieszone z misiów czy lalek, którymi bawiłam się, będąc w ich wieku. Siostry uściskały mnie i podziękowały. Ja powinnam im była podziękować za to, co robią dla tych dzieci, dla świata. Wychowują jedenaście duszyczek na dobrych, wdzięcznych, sprawiedliwych i pełnych wiary ludzi. Nie wiem czy ta herbata, którą zostałam poczęstowana przez mojego sąsiada i mistrzowskie umiejętności kucharskie sióstr, czy po prostu jedzenie podane z wdzięcznością odzyskuje swój smak. Zapomniałam kompletnie o sobie i to było w tym wszystkim najcudowniejsze. Właśnie takiego życia chcę i życzę wszystkim. Takiego, jak właśnie ten jeden dzień, kiedy szczęście innego człowieka sprawia, że nie czuje się zimna, że nie przejmuje się opinią innych, że nie chodzi się, a lata parę centymetrów nad ziemią. Widziałam tego dnia więcej prawdziwych uśmiechów i słyszałam więcej szczerych, dobrych słów niż w ciągu całego mojego życia.

14

Page 18: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Martyna Owsianik kl. I „c” Opowieść Wigilijna

Był to poranek poprzedzający dzień Kolacji Wigilijnej. Młoda dziewczyna powolnym krokiem przemierzała ulice Londynu. Po jej policzkach spływały słone łzy. Nikt i tak nie zwróci na nią uwagi. Mijał dokładnie rok od tragicznej śmierci obojga rodziców. Spłonęli żywcem, ratując dzieci. Od tamtej pory dziewczyna nadal nie radzi sobie ze światem. Boryka się z brakiem akceptacji ze strony rówieśników. Jest dla nich zbyt dojrzała. Najbardziej jednak nie mogła przeboleć straty kochanego braciszka. Zostali z maleństwem brutalnie rozdzieleni. On poszedł do rodziny zastępczej. Jej nikt nie chciał. Mimowolnie zaczęła iść w stronę swojego dawnego domu. Lekko się uśmiechnęła ,gdy zobaczyła mężczyznę sprzedającego młode świerki. Wygrzebała z kieszeni spodni portfel i już po chwili trzymała w rękach śliczne drzewko. Obróciła się na pięcie i już miała udać się w drogę powrotną, gdy wpadł na nią mały chłopiec. Dziewczyna przyjrzała się mu uważnie i momentalnie zbladła. To jest niemożliwe?! Chłopiec łudząco przypominał jej małego braciszka. Czy to przypadek, że spotkała go właśnie w tym miejscu? -Pewnie tylko mi się zdawało. To nie mógł być mój mały Daniel. On jest zapewne daleko stąd. Szczęśliwy z nową, kochającą go rodziną. Czy pamięta, że miał siostrę-szeptała sama do siebie dalej nie ruszając się z miejsca. Szła spokojnie ulicami. Wracała do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Mijała szczęśliwe rodziny i targały nią sprzeczne uczucia. W sierocińcu zjadła kolację sama w swoim pokoju. Na całe szczęście nie musiała go dziś z nikim dzielić. Nie chciała teraz niczyjej obecności. Spała niespokojnie. Męczyły ją koszmary. W pewnym momencie zdawało jej się, iż ujrzała swoich rodziców. Zerwała się gwałtownie z łóżka, lecz i to nic nie dało. Zerknęła na zegarek. Była północ. Matka powoli podeszła do przerażonej dziewczyny. Usiadła obok i delikatnie pogłaskała ją po policzku. -Melody, kochanie, posłuchaj mnie. Przyszłam tu, bo muszę ci coś pokazać. Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. -Mamo, ale ty..ty umarłaś! - dziewczyna trzęsła sie ze strachu. -Skarbie ,choćby nie wiem co, zawsze będę przy tobie. Razem z tatą obserwujemy cię z góry. Teraz chodź. Podaj mi rękę i zaufaj. -Mamo, tęsknię...- dziewczyna rozpłakała się i wtuliła w matkę.

15

Page 19: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Ta delikatnie ujęła jej rękę i poprowadziła ciemnym korytarzem. Nagle stanęły przed pięknym domem. Melody niepewnie spojrzała przez szybę i zamarła. Tam był jej mały braciszek. Siedział w kącie cały zapłakany i posiniaczony. Miał zapadnięty brzuszek, podczas gdy jego opiekunowie jedli sutą kolację. Wtedy coś w niej pękło. -Nie, to nie może być prawda. Nie!- dziewczyna krzyknęła i gwałtownie otworzyła oczy. Była w swoim pokoju. Przez okno wpadało delikatne światło. -Więc to był tylko sen?- nastolatka postanowiła się upewnić. Dziewczyna ponownie wyruszyła w drogę pod pretekstem zakupienia ozdób choinkowych. Szła w stronę zrujnowanej kamienicy. Spotkała znajomego sprzedawcę, lecz po maleńkim Danielu ani śladu. Powoli zaczynała tracić nadzieję. Była głodna, wyczerpana i szczerze zawiedziona. Podeszła do starszej kobiety. Widać było, że u niej w domu się nie przelewa. O ile miała dom. Sprzedawała własnoręcznie robione ozdoby. Mimo tego iż skromne, były naprawdę piękne. Melody bez namysłu kupiła kilka, a staruszce dała jeszcze dodatkowe pieniądze. Może i ona też nie była najbogatsza, ale niektórzy mieli przecież jeszcze gorzej. Uboga kobieta uścisnęła dziewczynę i szczerze jej podziękowała. Mel udała się w drogę powrotną. Usiadła na podniszczonej ławeczce i po prostu się rozpłakała. Straciła nadzieję. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. -Kochanie, wstawaj. Melody, mała, on cię potrzebuje. Przed zszokowaną dziewczyną stał ojciec. -Tato!- dziewczyna rzuciła mu się na szyję. -Kochanie, musisz biec. Tam jest Daniel. On cię potrzebuje! -ojciec rozpłynął się we mgle, a dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy. Zerwała się i poczęła biec. Przemierzała brudne dzielnice. Powoli zaczynało brakować jej sił. Wtem usłyszała głos taty; -Nie poddawaj się. Już blisko. Dziewczyna przyśpieszyła. Wtem zatrzymała się przed znanym jej domkiem. Usłyszała płacz dochodzący z ogrodu. Włączyła nagrywanie na podniszczonym już telefonie i skryła się za ogrodzeniem. -Ty nic nie znaczysz! Wzięliśmy cię tylko dla pieniędzy! Już dawno powinieneś skonać, a my powinniśmy uzyskać odszkodowanie- macocha krzyczała na chłopca. Ten leżał skulony na śniegu i drżał z zimna i strachu. Dziewczyna miała dość. -Zostaw go!- krzyknęła i szybko podbiegła do braciszka. -Skąd się wzięłaś?! Co ty tu robisz?! Wzywam policję. -Tylko spróbuj. Nie oddam ci Daniela. Wy go katowaliście! -dziewczyna zaczęła wzywać pomocy.

16

Page 20: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Macocha zasłoniła jej usta, lecz było już za późno. Przybiegł sąsiad, który odepchnął kobietę i uwolnił rodzeństwo. Zrozpaczona nastolatka zadzwoniła po policję, a gdy się zjawili, pokazała im filmik. Mężczyźni nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Zabrali dzieci do radiowozu i udali się do szpitala. Chłopiec był wychudzony i poobijany, lecz na szczęście nie miał innych obrażeń. Wieczorem rodzeństwo razem zasiadło do Kolacji Wigilijnej. Chłopiec jadł z apetytem, cały czas wtulony w siostrę. Wszyscy w sierocińcu spojrzeli na dziewczynę z innej perspektywy. Okrzyknięto ją bohaterką. Wieczorem dzieci leżały spokojnie w łóżku. -Mely? - malec uroczo zdrobnił jej imię. -Tak maleńki? -Kocham cię, siostrzyczko. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy szczęścia. Zasnęli razem, wtuleni w siebie. Koło północy przyszli do nich rodzice. Ucałowali dzieci. -Nasza misja wykonana. Zdarzył się wigilijny cud. Śpijcie skarby. Już zawsze będziecie razem. Uboga kobieta uwierzyła w siebie i rozpoczęła pracę w branży dekoracyjnej. Wigilijne spotkanie rodzeństwa można uznać za prawdziwy cud. Melody rozsyłała tak niewiarygodną dobroć wokół siebie, iż można uznać, że uratowała staruszkę. Rodzice od początku obserwowali jej poczynania z nieba. Pomagali jej niejednokrotnie dokonać ciężkich wyborów. Gdyby nie oni i pośredni wkład Pana Boga mogłoby dojść do tragedii. Wiara i nadzieja czynią cuda. Pamiętajmy o tym...

17

Page 21: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Pytanie do Boga

kiedyś ktoś mnie zapytał

jakie pytanie zadałabym Bogu

nie wiedziałam...

może dlaczego na świecie jest tyle zła

albo dlaczego dzieci w Afryce są głodne

odpowiedziałam że nie wiem

szłam w Wigilię przez miasto

minęłam bramę kościoła

msza już się rozpoczęła

kilka osób siedziało w ławkach

w supermarkecie obok były tłumy

szłam w Wigilię przez miasto

minęłam wolontariuszy domów dziecka

nikt nie wrzucił nic do puszek

obok w galerii handlowej

ludzie wydawali grube pieniądze na bzdety

szłam w Wigilię przez miasto

przeszłam obok bezdomnego

niedaleko stały kosze na śmieci

ludzie wyrzucali tam jedzenie

którego kupili za dużo

i olśniło mnie!

już wiem!

gdybym mogła zadać pytanie Bogu

zapytałabym

czy można kupić zbawienie?

Wiersze nagrodzone w Powiatowym

Konkursie Literackim

„Opowieści Wigilijne” 2014

18

Martyna Chmielewska kl. III „a”

Bogactwo

Stół syto zastawiony po brzegi,

barszcz wylewający się z talerza,

pod choinką więcej prezentów

niż

igliwia na gałęziach.

Prawdziwe święta, tylko pozazdrościć!

Oczy wertują świąteczne telebimy,

ręce wyjmują grube pieniądze,

usta wymawiają więcej nienawiści

niż

jest igliwia na gałęziach.

Wszystko pięknie dopracowane,

jednak czegoś brakuje...

Stół skromnie zastawiony,

z barszczu wylewa się matczyne serce,

pod choinką mniej prezentów

niż

igliwia na gałęziach.

Co to za święta, nic w nich fajnego...

Oczy wertują liczną rodzinę,

ręce głaskają głowy swoich pociech,

usta wymawiają więcej miłości

niż

jest igliwia na gałęziach.

Nic nie jest jak w reklamie,

ale niczego tu nie brakuje.

Oni mają wszystko, tamci nie mają nic.

Są biedni,

ale bogaci.

...

Page 22: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Martyna Chmielewska kl. III „a”

Opowieść wigilijna

Zziębnięte ciało pod murem, oświetlone pierwszą gwiazdką. Jest zimno. Jest jej zimno. Jedzą, siedzą, piją. Zziębnięte ciało pod murem, oświetlone pierwszą gwiazdką. Śmieją się. Żartują. Weselą się. Zziębnięte ciało pod murem, oświetlone pierwszą gwiazdką. Obojętne myśli. Przygasłe serca. Pusty żołądek. Zziębnięte ciało pod murem, niewidoczne przez chmury na niebie. Nie widzą cierpienia. Nie czują chłodu. Nie czują smutku. Tłuste ręce sięgające w głąb stołu. ... Przecież są święta!

19

Page 23: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

20

Agnieszka Kozieł kl. VI „a”

***

Jestem powiewem wiatru,

Jestem cichym szumem wody,

gdy zasypiasz w jesienną noc,

Jestem słabym światłem księżyca,

który oświetla ci drogę.

Jestem muśnięciem skrzydeł motyla,

lecz dotknąć cię nie mogę.

Jestem małym promykiem nadziei

wyglądającym nieśmiało zza chmur

po mroźnej zimie.

Page 24: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Autorzy : Justyna Misztal i Michał Marciniak

21

Page 25: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Autorzy : Justyna Misztal i Michał Marciniak

22

Page 26: Świetlik nr 11 - gazetka literacka (ZSKamionka) (pl)

Zespół redakcyjny: �Klaudia Kopeć

�Michał Szalast

Opiekunowie:

� Pani Halina Rybicka

� Pani Beata Wa$kowska

� Pan Grzegorz Wojciechowski Wykorzystano obrazki z Google grafika