socjopata

2
* * * Lubię osiedlowe sklepy, w których panie kroją rzeczy w plasterki na olbrzymich krajalnicach. Po pierwsze dlatego, że mogę kupowad wędlinę czy sery w takich ilościach, na jakie mam tylko ochotę, a po drugie dlatego, że jest coś mrożącego krew w żyłach w oglądaniu zmagao pani ubranej jedynie w foliowe rękawiczki z olbrzymim ostrzem krajalnicy. Szczególnie, jeśli widziało się kiedyś ofiarę takiego ostrza. Tak, czasami chodziłem tam specjalnie po to, żeby wystawiad na próbę ich cierpliwośd, badad ich profesjonalizm, jeśli słowo „profesjonalizm” można było w ogóle odnosid do tak prozaicznej sytuacji, jak krojenie sopockiej czy goudy. Granica ich cierpliwości zdawała się nadszarpywad na pięciu plasterkach, co znajdowało wyraz w nieprzyjemnym spojrzeniu. Kiedy ktoś obniżał stawkę do czterech, oprócz nieprzyjemnego spojrzenia, można było posłuchad sobie nieprzyjemnych westchnieo. Przy trzech plasterkach ekspedientka jak to określają Anglicy – was giving evil, głośno wzdychała, kręciła głową, chwytała w hamletycznym geście za mięso, jakby wahając się, czy ostatecznie ma spełnid żądanie, czy też bezczelnie odmówid z wymyślonego naprędce powodu. Albo stwierdzid dyplomatycznie: „Tego akurat nie kroimy”. Jedna z najbardziej nieprzyjemnych ekspedientek, ilekrod widziała mnie, oczekującego na obsługę, kaszlała w dłonie, żeby w ogóle mnie zniechęcid do zakupów. Skutkowało. Dzisiaj nadszedł czas na kolejny krok – na obniżenie pułapu do dwóch plasterków. Dzieo dobry – powiedziałem spokojnie. Sądząc po charakterystycznym spojrzeniu, które mi rzuciła, rozpoznała mnie bez problemu. – Wziąłbym tego schabu z ziołami. Ile? Tak dla posmakowania... Ile, pytałam? – rzuciła zniecierpliwiona, mierząc mnie niechętnym wzrokiem. No, ze dwa plasterki wydobyłem z siebie wreszcie. Słucham? Dwa plasterki powtórzyłem. – Do posmakowania. Przecież mówię...

description

Fragmenty książki "Przypadki Tomasza Płachty. Życie i śmierć socjopaty" autorstwa Daniela Koziarskiego.

Transcript of socjopata

Page 1: socjopata

* * *

Lubię osiedlowe sklepy, w których panie kroją rzeczy w plasterki na olbrzymich krajalnicach. Po

pierwsze – dlatego, że mogę kupowad wędlinę czy sery w takich ilościach, na jakie mam tylko ochotę,

a po drugie – dlatego, że jest coś mrożącego krew w żyłach w oglądaniu zmagao pani ubranej jedynie

w foliowe rękawiczki z olbrzymim ostrzem krajalnicy. Szczególnie, jeśli widziało się kiedyś ofiarę

takiego ostrza.

Tak, czasami chodziłem tam specjalnie po to, żeby wystawiad na próbę ich cierpliwośd, badad ich

profesjonalizm, jeśli słowo „profesjonalizm” można było w ogóle odnosid do tak prozaicznej sytuacji,

jak krojenie sopockiej czy goudy. Granica ich cierpliwości zdawała się nadszarpywad na pięciu

plasterkach, co znajdowało wyraz w nieprzyjemnym spojrzeniu. Kiedy ktoś obniżał stawkę do

czterech, oprócz nieprzyjemnego spojrzenia, można było posłuchad sobie nieprzyjemnych

westchnieo. Przy trzech plasterkach ekspedientka – jak to określają Anglicy – was giving evil, głośno

wzdychała, kręciła głową, chwytała w hamletycznym geście za mięso, jakby wahając się, czy

ostatecznie ma spełnid żądanie, czy też bezczelnie odmówid z wymyślonego naprędce powodu. Albo

stwierdzid dyplomatycznie: „Tego akurat nie kroimy”.

Jedna z najbardziej nieprzyjemnych ekspedientek, ilekrod widziała mnie, oczekującego na obsługę,

kaszlała w dłonie, żeby w ogóle mnie zniechęcid do zakupów. Skutkowało.

Dzisiaj nadszedł czas na kolejny krok – na obniżenie pułapu do dwóch plasterków.

– Dzieo dobry – powiedziałem spokojnie. Sądząc po charakterystycznym spojrzeniu, które mi rzuciła,

rozpoznała mnie bez problemu. – Wziąłbym tego schabu z ziołami.

– Ile?

– Tak dla posmakowania...

– Ile, pytałam? – rzuciła zniecierpliwiona, mierząc mnie niechętnym wzrokiem.

– No, ze dwa plasterki – wydobyłem z siebie wreszcie.

– Słucham?

– Dwa plasterki – powtórzyłem. – Do posmakowania. Przecież mówię...

Page 2: socjopata

– Dwa plasterki? Mam kroid dwa plasterki?

– Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu... – niedobrze, poczułem, że spycha mnie do defensywy. – Tak,

prosiłbym właśnie o dwa... Ni mniej, ni więcej, tylko dwa.

– Nie wiem, czy jest w ogóle sens kroid – groźnie zmarszczyła brwi.

– A może pani zadecyduje za mnie, ile potrzebuję? Tak jak na ciastkach. Ilekrod poproszę o piętnaście

deko, dostaję prawie dwadzieścia. I oczywiście za te prawie dwadzieścia się mnie kasuje. Wie pani

co? Może wezmę tylko jeden plasterek. Tak, tylko jeden! – przeszedłem do frontalnego kontrataku.

– No niech się nie wygłupia! – rozłożyła ręce, a następnie krzyknęła w kierunku zaplecza: – Jadzia,

słyszałaś go?

Ale Jadzia nie odpowiadała.

– Nalegam – poczułem, że odzyskuję równowagę.

Mówiła coś pod nosem. Z ruchu warg odczytałem tylko „głupi chuj”. Chyba się poddała. Za chwilę dał

się słyszed przeraźliwy krzyk, a krajalnica zrobiła się w jednej chwili czerwona od krwi. Obok leżało to

coś. Nie wiem, czy to ten mój plasterek czy też kawałek jej palca.

W tej sytuacji uznałem zakupy za skooczone i powoli wycofałem się z miejsca zdarzenia. Nie chciałem

brad odpowiedzialności za to, co się stało. Po pierwsze – nasz klient, nasz pan, do krwi ostatniej. Po

drugie – wypadki przy pracy zdarzają się. Po trzecie – ten nieprzewidziany trend społeczny,

polegający na tym, że z powodu masowej emigracji zawód ekspedientki znowu był w cenie, nie mógł

w żaden sposób rzutowad na obniżenie względem nich pułapu oczekiwao.

Daniel Koziarski

„Przypadki Tomasza Płachty. Życie i śmierć socjopaty”

Wydawnictwo MG

KUP TĘ KSIĄŻKĘ – KLIK!