Sekretyimilosc

28

description

Wszystkim, którzy szukają prawdziwego sensu miłości — i mają dość odwagi, by za nim iść Jeśli kobieta nie jest pewna, czy spotkała właści- wego mężczyznę, to znaczy, że spotkała kogoś, z kim nie powinna się wiązać. Jeśli zastanawia się, czy powiedzieć „Tak”, powinna powiedzieć „Nie”, i to czym prędzej. — Jane Austen Prolog

Transcript of Sekretyimilosc

Page 1: Sekretyimilosc
Page 2: Sekretyimilosc

Wszystkim, którzy szukająprawdziwego sensu miłości— i mają dość odwagi, by za nim iść

Page 3: Sekretyimilosc

Sprawdzony, niezawodny sekret miłości według Jane Austen:

Jeśli kobieta nie jest pewna, czy spotkała właści-wego mężczyznę, to znaczy, że spotkała kogoś, z kim nie powinna się wiązać. Jeśli zastanawia się, czy powiedzieć „Tak”, powinna powiedzieć „Nie”, i to czym prędzej.

— Jane Austen

Page 4: Sekretyimilosc

Prolog

Jeszcze całkiem niedawno pożółkłe ze

starości fotografie Dashwoodów, przodków Ellie, Abby i Georgie, wisiały razem z ich własnymi szkolnymi zdjęciami oprawionymi w ramki na ścia-nach wysokiej i pełnej przeciągów klatki schodo-wej w Holly House, w domu, który od pokoleń był siedzibą rodu. Wisiały tam również inne zdjęcia. Na przykład obraz posiadłości Dashwoodów z lotu ptaka i fotografia ojca dziewczynek przy przecina-niu wstęgi podczas uroczystości otwarcia które-goś kolejnego z jego rozlicznych przedsięwzięć. Był tam również portret ich matki w sukni ślubnej, Georgie bez przednich zębów na jej pierwszym rowerku, Abby w roli Julii w amatorskim teatrzyku i Ellie z nagrodą zdobytą w szkolnym konkursie recytatorskim.

Ale to już przeszłość. To było kiedyś. Przed rozwodem rodziców i przed pewnym okropnym zdarzeniem, które odmieniło ich życie na zawsze. Teraz wszystkie zdjęcia i obrazki leżały w karto-nach, nierozpakowane. Zbyt wiele mieściły w sobie wspomnień, by łatwo znalazło się dla nich miejsce w nowym domu.

Ale był jeden wyjątek. Obrazek, przedstawiający całą rodzinę Dashwoodów w komplecie — ojciec, mama, siedemnastoletnia Ellie, szesnastoletnia Abby i trzynastoletnia Georgie. Został namalowany długo po tym, gdy po raz ostatni spotkali się wszyscy ra-zem. Dashwoodowie nigdy nie pozowali do tego ro-dzinnego portretu. Nie mogliby, nawet gdyby chcieli.

Page 5: Sekretyimilosc

{11}

Teraz wisiał w holu nowego domu, wiele kilome-trów od Holly House, i dziewczęta czuły, że rodzina wygląda na nim właśnie tak, jak chciałyby ją zapa-miętać.

Poza tym prawie rok – ten właśnie rok — zajęło siostrom Dashwood odkrywanie sekretów miłości. A gdy już je poznały, nigdy ich nie zapomną.

w Sekret PierwSzy wZranione serce potrafi ciążyć bardziej niż

cokolwiek innego

Cześć, mała. masz Czas dziś wieCzo-rem? Cała banda spotyka się w klubie Xs o ósmej wieCzorem. wyglądaj bo-sko. do zobaCzenia. uśCiski.

Abby wydała z siebie pisk radości. Rzuciła ko-mórkę na łóżko i boso odtańczyła taniec triumfu.

— Sukces! — obwieściła Manderley, kotce z pło-wą sierścią i dość znaczną nadwagą, która przyglą-dała jej się sceptycznie z obitego wzorzystą tkaniną szezlonga. — Czuję to, wiem, jestem pewna!

Złapała znowu za telefon i rzuciła się na klawi-sze jak szalona.

jasne, że bę...Nie. To by wyglądało, jakby wyskakiwała ze skó-

ry, żeby się z nim spotkać. Co prawda rzeczywiście wyskakiwała ze skóry, ale nie była tak naiwna, żeby pozwolić mu się tego domyślić.

postaram się być.Dopisać „Uściski”? Tak. Nie. A może odpowiedź

brzmi zbyt nonszalancko? Przycisnęła klawisz i skasowała cały tekst.

Page 6: Sekretyimilosc

{12} {13}

będę. uśCiski.Po następnej chwili namysłu, wyciągnąwszy

przed siebie rękę, w której trzymała telefon, z przy-mkniętymi oczyma wcisnęła odpowiedni klawisz i wysłała swoją wiadomość. Po czym pochyliła się, podniosła róg materaca i wyciągnęła pamiętnik w purpurowej oprawie, o którym nie wiedział nikt na świecie. Miała też inny notatnik, jaskrawoczerwony, nudny jak flaki z olejem, w którym zapisywała ter-miny wizyt u dentysty i tytuły szkolnych wypraco-wań. Trzymała go na wierzchu dla zmyłki, na wypa-dek, gdyby którejś z ciekawskich sióstr albo też ich nadopiekuńczej matce przyszło do głowy grzebać w jej rzeczach. Ale to purpurowemu zeszytowi po-wierzała swoje tajemnice, swoje najskrytsze myśli i uczucia, z których jej rodzina, praktyczna i całko-wicie obca romantycznym porywom, mogłaby się niestety natrząsać.

dziś o 8:58 – napisała — spełniły się moje marzenia. Fergusowi mortimerowi za-leży na mnie, ChCe się ze mną spotkać, usyCha z tęsknoty...

W porządku, może to lekka przesada, ale prze-czytała gdzieś, że jeśli wytworzy pozytywne wibra-cje i wyśle je w świat, to otrzyma wszystko, czego pragnie.

— Abby, pytam ostatni raz, czy zechciałabyś tro-chę się pośpieszyć? Jest już prawie dziewiąta!

Ostry ton matki ściągnął ją z obłoków, w których bujała.

— Dobrze, dobrze. Już idę! — krzyknęła.Ucałowała pamiętnik i ukryła go z powrotem

pod materacem. Dziewiąta. Spotkają się za mniej niż dwanaście godzin. Oczywiście będzie musiała przedtem przezwyciężyć szereg drobnych trudno-

ści, na przykład taką, że w tym tygodniu nie miała pozwolenia na wieczorne wyjścia. Matka umarła-by z przerażenia, gdyby wiedziała, że jej średnia córeczka wybiera się w okolice klubu „XS”, cóż dopiero do samego klubu, i dlatego będzie trzeba stworzyć sobie niezatapialne alibi, żeby nie wylą-dować w kłopotach, tak jak ostatnim razem. Ale ja-koś sobie z tym poradzi. Musi sobie poradzić. Od tego zależy jej szczęście i jej przyszłość.

Wsunęła stopy w nowe srebrne sandałki na kor-kowej podeszwie, chwyciła torebkę i podeszła do toaletki z lustrem, żeby wpiąć pokaźnych rozmia-rów zieloną spinkę w kształcie kwiatu w swoje ogni-storude loki.

Posłała pocałunek własnemu odbiciu, obróciła się i zerknęła na swoją pupę w opiętych ogrodnicz-kach. Ogrodniczki są passé, nosiło się je w poprzed-nim sezonie. Ściągnęła spodnie, rzuciła na podłogę i zaczęła grzebać w szafie, wyciągając jedną sztu-kę garderoby po drugiej. Czasem zazdrościła figu-ry swojej siostrze Ellie, która była chuda jak patyk. Drgnęła znowu na dźwięk głosu matki, dobiegający z parteru.

— Abigail, Ellie właśnie wyprowadza samochód z garażu! Masz być na dole najdalej za trzy minuty! Twoja siostra ma dzisiaj urodziny, pamiętasz?

Abby jęknęła w duchu i wciągnęła na siebie parę czarnych satynowych spodni. Tak, urodziny. To będzie kolejna komplikacja. Mama zechce je obie z Ellie widzieć wieczorem w domu. Żeby zajadały urodzinowy tort i skakały wokół najmłodszej siostry. Mama miała bardzo rozwinięte uczucia rodzinne, zwłaszcza teraz, po nieszczęściu, które na nie spa-dło. Abby poczuła żal — choć tylko przez moment — że nie może być znowu wszystko po staremu.

Page 7: Sekretyimilosc

{14} {15}

***

Jesteś odważna?Lubisz adrenalinę?Mam coś dla ciebie.

To najnowsza, najbardziejemocjonująca zabawa świata.

Dwie mrożące krew w żyłachsesje zorbingu!

Daję ci je w prezencie!Uściski.

Tom

— To najwspanialszy prezent! — zawołała Georgie, opierając się o ogrodową furtkę. W dłoni ściskała talon.

— Naprawdę tak myślisz? — dopytywał się, przy-gładzając niezbyt czystymi rękami niesforną jasną czuprynę. — Czy może chciałaś być uprzejma?

— Jasne, że naprawdę! — zapewniła go, odrzu-cając na plecy koński ogon. — To jest coś!

Za to go właśnie lubiła. W przeciwieństwie do jej nudnawej i całkowicie przewidywalnej rodzinki, Tom nadawał na tej samej fali co ona. Zawsze tak było, a przynajmniej odkąd po raz pierwszy przela-zła przez dziurę w murze dzielącym ich ogrody i za-żądała, żeby pozwolił jej wypróbować swój nowy łuk i strzały. Stało się to już dobrych parę lat temu. Powiedział jej, że nie powinna bawić się łukiem, bo skończyła dopiero sześć lat. Pozwoli jej na to kiedy będzie miała siedem i pół. Sam miał właśnie tyle. Georgie, która nigdy nie przyjmowała słowa „nie” za dobrą monetę i wcale nie zamierzała akurat dla Toma zmienić swoich obywyczajów, powaliła go na

ziemię przy pomocy chwytu, którego nauczyła się na zajęciach karate dla przedszkolaków. Przyznał, że jak na dziewczynę jest naprawdę niezła. Splu-nęła w dłoń i podała mu ją, nieco lepką, żeby po-móc mu wstać. Odtąd już byli nierozłączni.

— Georgie, muszę ci coś powiedzieć. Nie zapła-ciłem za to. Mój kuzyn Josh pracuje w „Sportach ekstremalnych”. On mi załatwił ten talon.

— To bez znaczenia! Najważniejsze, że może-my spróbować! — wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wiedziała, że zdaniem jej sióstr jest już za dorosła na szczeniackie zabawy z chłopakami, ale niewiele ją to obchodziło. Jej pasją było przekraczanie gra-nic. A nie strojenie się i zgadywanie, czy się podoba innym.

— Czego chcecie spróbować, kochani? — do-goniła ich Julia, matka Georgie, nieco zasapana. — O, jaka ładna kartka z życzeniami. Jak to miło z twojej strony, Tom. Mogę obejrzeć?

Wyjęła talon z jej rąk.— Mamo, to jest...Matka zsunęła swoje okulary w oprawce od

Calvina Kleina na czubek nosa, odczytała tekst napisany jaskrawopomarańczową, fluoryzującą czcionką i zmarszczyła brwi.

— Zorbing? Co to takiego?Obróciła kartę i zobaczyła na rysunku człowieka

zamkniętego w przezroczystej kuli toczącej się po zboczu wzgórza.

— Georgie, nie pozwolę ci tego zrobić!Tom natychmiast ogromnie zainteresował się

paznokciem swojego lewego kciuka.— Mamo, to wspaniała rzecz! — powiedzia-

ła Georgie z uśmiechem. — A przy tym całko-wicie bezpieczna. Naprawdę.

Page 8: Sekretyimilosc

{16} {17}

— Chcesz mnie przekonać, że bezpiecznie jest siedzieć w nadmuchiwanej kuli toczącej się z dużą prędkością po stromym zboczu? Wytłumacz mi, po co w ogóle miałabyś to zrobić.

Georgie po cichu policzyła do dziesięciu i wzięła głęboki oddech. Tej sztuczki nauczył je ojciec, kie-dy były jeszcze małe, i wszystkie trzy siostry umiały zrobić z niej użytek.

— To jest nowe doświadczenie, mamo. To coś, co dostarcza wrażeń. Ja i Tom wybierzemy się tam razem.

— Tom i ja – poprawiła matka. Nawet szok, w jaki wprawił ją nowy pomysł najmłodszej córeczki, nie sprawił, by zapomniała o swoim upodobaniu do ję-zykowej poprawności. Julia podejrzliwie popatrzyła na Toma.

— A twoja mama o tym wie? — spytała i jej spoj-rzenie pobiegło w stronę sąsiedniego ogrodu, jakby oczekiwała, że za chwilę zjawi się szczęśliwie pani Eastment, żeby storpedować szalony pomysł.

Georgie aż się skuliła z zażenowania. Jak moż-na zadać takie pytanie facetowi, który ma już pra-wie piętnaście lat?

— Oczywiście – wyszczerzył się wesoło Tom i wetknął kciuki za pasek. — Te rzeczy organizuje mój kuzyn.

Julia odchrząknęła i spróbowała się uśmiechnąć. — Naprawdę? To bardzo ciekawe... Ale sądzę...Przerwał jej odgłos samochodowego silnika, do-

biegający z garażu.— Ellie, co ty wyprawiasz? Przestań natych-

miast!Przebiegła żwirową alejką, zmierzając do ga-

rażu, a jej wydatny biust kołysał się, jak dzwo-ny bijące na alarm.

— Georgie! — rzuciła przez ramię. — Tutaj. Na-tychmiast. Do samochodu.

Kiedy zaczynała szaleć, przechodziła na krótkie komunikaty.

— Co ją znowu napadło? — Ellie przycisnęła przeraźliwy klakson czerwonego fiata uno, a jej matka szarpnęła drzwi auta i westchnęła ciężko. — Czekam na nią już chyba godzinę.

Opuściła przednią szybę i spojrzała w okno sy-pialni Abby.

— Mamo, weź ją za kark i przyprowadź. Inaczej spóźnimy się przez nią na pociąg – powiedziała ża-łośnie Georgie, włażąc do samochodu przez tylne drzwi. — Bo Ellie jeździ tak wolno...

— I bardzo dobrze, że prowadzi powoli – odpar-ła matka cierpko, zapinając swój pas bezpieczeń-stwa, choć samochód jeszcze nie ruszył. — Prze-cież dopiero się uczy, dobrze o tym wiesz.

— Już niedługo zdam egzamin – uśmiechnęła się Ellie, rozpinając skórzaną kurtkę i rzucając ją na tylne siedzenie. — Cztery tygodnie i trzy dni. Po tym czasie nalepka zniknie z szyby.

— Nie bądź tego taka pewna, moja panno – od-parła matka. Wyciągnęła z torebki szminkę i przej-rzała się w tylnym lusterku. — Jeśli...

— Idzie! Nareszcie! — przerwała jej Georgie, kiedy zatrzasnęły się dębowe drzwi od frontu i na szutrowym podjeździe pojawiła się ich średnia sio-stra. — Pośpiesz się, Abby. Czekamy i czekamy.

Abby z torbą zarzuconą na ramię, w obłoku per-fum l’Eau d’Issay usadowiła się na tylnym siedze-niu obok Georgie.

— Nie mogłam znaleźć tuszu do rzęs – wyjaśni-ła. — A potem jeszcze na dodatek rozmazała mi się szminka, a potem...

Page 9: Sekretyimilosc

{18} {19}

— Abby, na miłość boską – przerwała jej Ellie, opuszczając osłonę przeciwsłoneczną, bo prze-szkadzał jej odblask odległego oceanu. — Jedzie-my na wycieczkę do Londynu, a nie na konkurs piękności.

— Wszystko jedno – ucięła Abby i zapięła pasy. — Mam prawo dobrze wyglądać, nawet jeśli to tyl-ko urodziny małej siostrzyczki.

— Nawet jeśli ta siostrzyczka wygląda, jakby jechała na poligon – dorzuciła Julia, przyglądając się w tylnym lusterku swojej najmłodszej córce. — Georgie, nie mogłaś włożyć czegoś bardziej odpo-wiedniego? Ellie i Abby jakoś umieją się postarać...

— Mamo, to są piekielnie modne bojówki, rozu-miesz? — powiedziała z naciskiem Georgie, nacią-gając na oczy daszek bejsbolówki. — A poza tym, dziś są moje urodziny, więc pozwól mi robić, co mi się podoba.

— Ellie! — zawołała Julia Dashwood, opiera-jąc rękę na tablicy rozdzielczej, kiedy samochód szarpnął gwałtownie. — Obchodź się ze sprzęgłem nieco łagodniej.

— Przepraszam! — powiedziała Ellie, zwracając się raczej do samochodu, niż do matki. Słusznie, nie należy wyładowywać rodzinnych frustracji na fiaciku, noszącym dźwięczne imię Fenella.

— I przestań nazywać mnie małą siostrzyczką – zaprotestowała Georgie, szturchnąwszy Abby w żebra. — Skończyłam właśnie trzynaście lat.

— Nie gniewaj się – uśmiechnęła się słodko Abby. — Ciągle zapominam. Bo wiesz, kiedy mia-łam trzynaście lat, umawiałam się już z chłopakami na randki.

— Zaczęłaś umawiać się z nimi na randki już w przedszkolu – mruknęła pod nosem Ellie.

— Może byś spróbowała się skoncentrować na prowadzeniu samochodu! — matka podniosła głos. — Omal nie uszkodziłaś tego krzewu.

Ellie jechała bez pośpiechu podjazdem wysa-dzanym rododendronami.

— Wio, koniku, a jak się postarasz... – zaśpie-wała, żeby odstresować rodzinę.

—...na kolację zajedziemy jak w sam raz... — odpowiedziały chórem wszystkie trzy i roześmiały się, zawstydzone. Nieco głupawy był ten zwyczaj, ale przestrzegały go pilnie do tej pory. Zaczęło się, kiedy Abby miała dwa latka i upierała się przy od-śpiewaniu tej piosenki za każdym razem, kiedy opuszczali dom. Przedtem musiała koniecznie po-żegnać się z kotem, z gołębiami w gołębniku, z ka-miennym chłopczykiem przy fontannie. W tamtych czasach była całkowicie pewna, że Holly House jest żywą istotą i ma duszę. Dlatego zawsze chcia-ła pożegnać wszystkie kąty i obiecać domowi, że wieczorem wróci. Zwyczaj się zakorzenił i nikt nie śmiał pierwszy go poniechać.

— Mam nadzieję, że się ociepli – powiedziała Abby. — Bo trzeba będzie skosić trawę na korcie i powiesić siatkę. Chciałabym trochę potrenować.

— Odbiło ci? Przecież ty nie znosisz tenisa! — odezwała się Ellie, zatrzymując z wolna samochód i sięgając po pilota, którym otworzyła bramę z ku-tego żelaza. Teraz były już na drodze publicznej. Właśnie zaczynał się na niej ruch. Turyści zjeżdżali do Brighton na wiosenny weekend.

— A teraz polubiła – powiedziała Georgie. — Bo się zakochała.

— Zawsze jest zakochana – odparła Ellie, za-mykając bramę pilotem. — Ale nigdy aż tak, żeby miała wstać z kanapy i zacząć się ruszać.

Page 10: Sekretyimilosc

{20} {21}

— Kocha się teraz w Fergusie Mortimerze – po-informowała Georgie. — On świetnie gra w tenisa. Abby za nim szaleje.

— Nic podobnego – warknęła Abby.— A właśnie że tak – odparowała ze spokojem

Georgie. — Napisałaś „Fergus i Abby” na swoim notatniku do prac domowych i na podręczniku do biologii.

— Okładki jej podręczników to kronika miłosnych uniesień – dorzuciła Ellie. — Ale co ona widzi w tym Fergusie?

— Uspokójcie się wszystkie trzy! — wybuchnęła ich matka. — I tak mam napięte nerwy, bo muszę patrzeć, jak Ellie prowadzi samochód. I nie życzę sobie wysłuchiwać tych wszystkich bzdur.

Ellie przygryzła wargę i nie odezwała się wię-cej. Wiedziała, dlaczego matka jest na skraju za-łamania. To nie miało nic wspólnego z jej postę-pami w prowadzeniu auta. Miała stargane nerwy, bo dziewczęta jechały na spotkanie z ojcem. I z Pandorą.

— To na co się umówiłaś z ojcem, Georgie? Gdzie nas zabierze w tym roku? — Ellie usłyszała z tyłu pytanie Abby, kiedy skręcała w główną drogę. — Mam nadzieję, że nie będzie to znowu park sa-fari. Pamiętacie, jak mama wrzasnęła, kiedy tam-ten bawół wywalił jęzor?

Gdyby Ellie nie prowadziła właśnie samochodu, obróciłaby się i ostrzegawczo szturchnęła swoją siostrę. Jak można tak się zachowywać? Zupełnie bez wyczucia. Należało oszczędzić mamie wspo-mnień sprzed roku, kiedy ona i ojciec byli jeszcze razem. To jasne jak słońce.

Dwanaście miesięcy temu – czyli dokładnie 52 tygodnie – żadna z nich nie miała zielonego po-

jęcia o tym, co je czeka. Ojciec oczywiście wiedział. Tego dnia, kiedy zabrał je do parku safari, kiedy żartował z nimi, śmiał się i robił im zdjęcia, wiedział już, że wkrótce je wszystkie zostawi. I odszedł od nich, zanim zdjęcia zostały wywołane.

— Wyrosłam już z parków safari – odparła cierp-ko Georgie, a Ellie odgadła, że pomyślały o tym samym. — W tym roku zwiedzimy najpierw Lochy Londyńskie, pójdziemy na obiad do „Piggy Passion’s”, a potem przejedziemy się na tym wiel-kim kole... wszystkie gwiazdy pop robią sobie na nim zdjęcia... jak to się nazywa?

— Diabelski młyn. London Eye – podpowiedzia-ła matka. — Zapowiada się ciekawy dzień.

Ellie wychwyciła nutę smutku w jej głosie. — Dlaczego nie pójdziesz z nami, mamo? —

spytała płaczliwie Georgie, wychylając się do przo-du tak mocno, że puściła klamra jej pasa bezpie-czeństwa i uderzyła Julię w ramię. — Chciałabym, żeby wszystko było tak jak dawniej.

— Uspokój się, Georgie! — syknęła Ellie. — Bądź cicho!

Wiedziała, że Georgie chciała jak najlepiej, ale nic już nie mogło być takie jak dawniej.

— Miło, że mnie zapraszasz, kochanie – powie-działa spokojnie matka. — Ale wątpię, czy Pandora ucieszyłaby się z mojego towarzystwa. Jak ci się wydaje?

Wydawała się rozbawiona, choć Ellie widziała, że splata i rozplata dłonie na kolanach.

— Przecież Pandory wcale nie będzie – upierała się Georgie.

— Na pewno będzie – odparła sucho mat-ka, strzepując jakiś pyłek z ramienia. — Pandora w żadnym razie nie rozłączy się z ojcem. Jest do

Page 11: Sekretyimilosc

{22} {23}

niego przyklejona na mur-beton. Najlepszym kle-jem do wszystkiego.

Ellie poczuła ulgę, gdy usłyszała złośliwy ton w tych słowach. Bo czasami matka zachowywała się z taką szlachetną powściągliwością, że wyglą-dało to aż nienaturalnie.

— Mamo, obiecuję... — zaczęła znowu Georgie.

— Georgino, zapomnijmy o tym, zgoda? — Jeśli matka kiedykolwiek używała ich pełnych imion, to tylko wówczas, kiedy powstrzymywała się, by nie wybuchnąć. I wszystkie wiedziały wtedy, że trzeba zejść jej z drogi.

— Którędy mam pojechać? — spytała Ellie. — Przez North Street czy wzdłuż nabrzeża?

— North Street – powiedziała matka. — Musisz nauczyć się radzić sobie na ruchliwych ulicach.

Ellie wzięła głęboki oddech i skręciła w stronę Royal Pavillon, z hinduskimi wieżyczkami i tłumem zachwyconych japońskich turystów zaglądających raz po raz do przewodników. Minęła kolorowe kwietniki i wjechała do swojej ulubionej dzielni-cy Brighton. Nie odważyłaby się jednak oderwać wzroku od jezdni, by nacieszyć oczy widokiem oko-licy North Laines, gdzie malarze mieli swoje pra-cownie i pełno było odjazdowych nocnych klubów oraz sklepików sprzedających używane ciuchy re-tro. Wąskie uliczki stanowiły wyzwanie nawet dla doświadczonych kierowców, więc Ellie wstrzymała oddech, jakby miało jej to pomóc przeprowadzić samochód między kawiarnianymi stolikami i krze-sełkami wystawionymi niemalże aż na jezdnię.

— Bardzo dobrze, kochanie – oświadczyła mat-ka, kiedy Ellie wjechała na podjazd dworca kolejo-wego. — Teraz zaparkuj i oddaj mi kluczyki.

— Jak się czujesz, mamo? — szepnęła Ellie, sięgając po kurtkę, gdy jej siostry wysiadały z sa-mochodu. — Wszystko w porządku?

— Jasne, że w porządku – odparła z ożywieniem Julia. — Pierwszorzędnie. Muszę przyciąć krzaki róż, potem pójdziemy z Fran na lunch do tego no-wego ekologicznego bistro przy nabrzeżu, chyba nazywa się „Fresh and Fancy”...

— Chodźmy już! — odezwała się Georgie, pod-skakując z niecierpliwości. — Odjazd za dziesięć minut!

— Jeszcze jedno, zanim pójdziecie – powiedzia-ła matka z wahaniem. — Przekażcie ojcu moje... jak by to ująć... moje pozdrowienia, dobrze? I po-wiedzcie mu, że żonkile już zakwitły, a te pierwiosn-ki, które zasadził...

Zawiesiła głos i umilkła. Pomachała im jeszcze, po czym włączyła silnik i odjechała, spłoszywszy parkę mew, szukających resztek jedzenia w koszu na śmieci. Ellie, Abby i Georgie patrzyły jak samo-chód się oddala.

Page 12: Sekretyimilosc

{24} {25}

u Sekret drugi uW kwestiach gustu niczego się nie da uzgodnić

— Och, jak mnie to wkurza! — zawołała Abby. Były już w połowie głównej hali zatłoczonego dwor-ca, kiedy odwróciła się do Ellie, żeby jej to powie-dzieć. — Czemu o niego nie walczyła z trochę więk-szym przekonaniem? Przecież widać, że kocha go do szaleństwa. Jak mogła pozwolić mu odejść?

Abby coraz bardziej podnosiła głos, aż spłoszy-ła kilka gołębi, siedzących na krawędzi kosza na śmieci. Przestały wydziobywać okruchy i odfrunę-ły.

— Abby, na miłość boską – zaczęła Ellie, widząc, że zaczynają im się przyglądać inni pasażerowie, śpieszący na pociąg do Londynu. — Nie zaczynaj od początku. To już zamknięta sprawa. Poza tym mama naprawdę nic nie mogła na to poradzić. To nie jej wina, że ojciec zakochał się w Pandorze.

— Powinnaś raczej powiedzieć, że Pandora go poderwała! Te jej uwodzicielskie spojrzenia, te wiel-kie silikonowe cycki! — wściekała się dalej Abby, szarpnąwszy drzwi pierwszego pustego wagonu. — I oczywiście mama mogłaby sobie z tym jakoś poradzić. Gdyby tylko była trochę bardziej... Nie

wiem, jak to określić... Gdyby wyglądała bardziej stylowo, bardziej wyzywająco, bardziej...

— Posłuchaj, Abby. Ja też żałuję, że mama roz-stała się z ojcem. Też chciałabym, żebyśmy byli normalną rodziną, jak dawniej. Ale wyszło inaczej i teraz...

— Przestańcie wreszcie, jedna z drugą. Zamknijcie się natychmiast! — czerwona z wście-kłości, Georgie ruszyła środkiem wagonu w stronę rzędu pustych foteli. — To są moje urodziny i nie życzę sobie, żebyście mi je zepsuły. Jasne? Czy nie możemy po prostu spędzić razem z ojcem tego dnia tak jakby nic się nie zmieniło?

— Jakby nic się nie zmieniło? Mamy udawać, że wszystko jest w porządku? Że potem wszyscy razem, we czwórkę wrócimy do domu? — zadrwiła Abby, kładąc torbę na półce i opadając na miejsce przy oknie.

— Abby, nie bądź taka – powiedziała Ellie, jak zwykle wchodząc w rolę rozjemcy. — Wydaje mi się, że Georgie jest trochę zdenerwowana...

— Zdenerwowana? Ja? Nie jestem ani trochę zdenerwowana! — Georgie pochyliła się do przodu i przygryzła wargę, co było najlepszym dowodem, że Ellie się nie myliła.

— W każdym razie – ciągnęła spokojnie Ellie – wydaje mi się, że Georgie ma rację. Będziemy dziś miały ojca tylko dla siebie przez cały dzień, więc...

— Raczej nie – skrzywiła się Abby. — Będzie z nami Pandora, królowa ptasich móżdżków. Ona nas nie odstąpi.

— Ona nie przyjdzie – obwieściła Georgie z głę-boką pewnością.

— Spójrz prawdzie w oczy, Georgie. Ona przyj-dzie – przyznała Ellie, zerkając na swoje odbicie

Page 13: Sekretyimilosc

{26} {27}

w szybie i po raz dziesiąty tego dnia rozważając, czy nie byłoby dobrze obciąć włosy całkiem na krótko.

— Ona – nie – przyjdzie – powtórzyła Georgie, wymawiając z naciskiem każde słowo, jakby mówi-ła do pary matołków.

Ellie spojrzała na nią z uwagą. — Georgie – odezwała się, kiedy pociąg ruszał

– czy wiesz coś, czego my nie wiemy?— Nic takiego. Po prostu jestem genialna – zachi-

chotała. — Jak myślicie, dlaczego wybrałam Lochy, „Piggy Passion’s” i London Eye, diabelski młyn?

Abby wzruszyła ramionami i wstała, żeby ze swojej torby wyjąć butelkę wody mineralnej.

— Dlatego, że jesteś wyjątkowo ekscentryczną osobą? — podsunęła z nieco złośliwą miną i otwo-rzyła butelkę.

Georgie pokazała jej język. — Wybrałam je, bo to są miejsca, w których

Pandora na pewno się nie pojawi. Panicznie boi się duchów i upiorów, więc Lochy odpadają. Pamięta-cie, jak omal nie zemdlała w kinie, kiedy poszliśmy na Szósty zmysł? A do tego ma lęk wysokości, więc nie wsiądzie na diabelski młyn.

— I nie zje niczego, co by nie było odtłuszczo-ne, wolne od glutenu i wyhodowane bez nawozów sztucznych, najlepiej na południowych stokach Andów! „Piggy Passion’s” jest nie dla niej — do-kończyła Ellie, wybuchając śmiechem, podczas gdy pociąg nabierał prędkości. — Jesteś genialna, Georgie!

— Tak sądzę – Georgie uśmiechnęła się szeroko, grzebiąc w plecaku. — Poczęstujecie się chipsami?

— Wielkie nieba! — odezwała się Abby. — Co by na to powiedziała Pandora? Chipsy!

— Nie zdajecie sobie sprawy – zaszemrała Ellie, naśladując piskliwy głos Pandory — że ta przemy-słowa żywność składa się głównie z soli i tłuszczu, które sieją spustoszenie w arteriach, nie mówiąc już o tym, że źle wpływają na cerę i na skład krwi... — Ellie zachichotała i wróciła do swojego normal-nego głosu. — Daj trochę!

Georgie rzuciła jej torbę z chipsami prosto na kolana.

— Gorąco tu – powiedziała Abby. Rozpię-ła jasną skórzaną kurtkę i położyła ją na wol-nym miejscu obok siebie. — Ja też chcę, daj i mnie.

— Abby! Masz na sobie moją nową bluzkę! Jak śmiałaś... — wybuchnęła Ellie i nie dokończyła zda-nia, bo zakrztusiła się chipsami, które przed chwilą wpakowała sobie do ust. Jej siostra z namaszcze-niem pogłaskała materiał.

— Popatrz, jak świetnie na mnie leży! — uśmiechnęła się Abby. — Przynajmniej ma się na czym opinać!

Poprzez stukot kół i własny kaszel Ellie usłyszała chichot dwóch facetów siedzących obok przejścia. Biust Abby nie był czymś, co można łatwo prze-oczyć. W obcisłej czerwono-czarnej nowej bluzce Ellie prezentował się znakomicie.

— Nawet... — Ellie pochyliła się do przodu, wzięła z kolan Abby butelkę wody mineralnej i po-ciągnęła łyk, żeby odzyskać głos. — Nawet ani razu nie miałam jej jeszcze na sobie.

— Wiem – odparła Abby z zadowoloną miną. — Wisiała w twojej szafie od tygodni. Pomyślałam, że warto ją trochę przewietrzyć.

— To chamstwo z twojej strony – mruknęła Ellie pod nosem. — Trzymałam ją na specjalną okazję...

Page 14: Sekretyimilosc

{28} {29}

— Na jaką? — spytała Abby, a pociąg właśnie zanurzył się w ciemność tunelu w Clayton. — Od niepamiętnych czasów nie byłaś w klubie, a impre-zy, na które się ostatnio wybrałaś, można policzyć na palcach jednej ręki. Nie mam pojęcia, po co ją sobie kupiłaś.

— Żeby w niej pójść na party do Verity w przy-szłym tygodniu – skłamała Ellie. W rzeczywisto-ści po prostu nigdy nie odważyła się wyjść w niej z domu. Kupiła ją pod wpływem nagłego impulsu. Było to w tym dniu, kiedy Abby przekonywała ją, że powinna spróbować żyć na luzie. W sklepie top wyglądał znakomicie, a sprzedawczyni zapewniała ją, że optycznie powiększy jej niemal płaski biust (choć oczywiście użyła innych słów, żeby to wyra-zić). Ellie usiłowała spiorunować wzrokiem swoją siostrę, ale Abby już zagłębiła się w lekturę wycią-gniętego z torby kolorowego tygodnika. Jej uwagę pochłonął artykuł o cechach idealnego mężczyzny. Cała Abby.

— Ciekawe? — Ellie trąciła ją w kolano parę mi-nut później.

Abby uśmiechnęła się i kiwnęła głową. To było w stylu Ellie. Po kłótni zawsze pierwsza wycią-gała rękę na zgodę. Dbała o to, żeby nikt nie był przygnębiony. Czasami Abby żałowała, że nie jest pod tym względem podobna do siostry. To świetna rzecz, nigdy się na nikogo nie wściekać, nie goto-wać się ze złości, nie rozpaczać do tego stopnia, żeby stracić apetyt i nie sypiać po nocach. Ale je-śli złe emocje nigdy nie ponosiły Ellie, omijały ją również te wspaniałe i porywające. Miała siedem-naście lat i trzy miesiące, ale nigdy jeszcze nie była

naprawdę zakochana. I zdaniem Abby położenie jej siostry było tragiczne.

Kłopot w tym, rozmyślała Abby, patrząc przez okno pociągu na gęstniejącą z wolna zabudo-wę londyńskiego przedmieścia – że Ellie nie jest zdolna do prawdziwie silnych uczuć. Przyjaźniła się z paroma chłopakami, a jednego z nich lubiła szczególnie i migdalili się do siebie nie bez zna-jomości rzeczy, ale nie wyglądało na to, żeby na-prawdę potrzebowała go do szczęścia. Nigdy się nie zdarzyło, żeby wypisywała czyjeś inicjały na zeszycie do francuskiego albo urywała się z lekcji wychowania fizycznego, by przez żywopłot na koń-cu boiska porozmawiać z chłopakami z sąsiedniej szkoły męskiej. I nigdy nie szlochała w poduszkę z powodu jakiegoś faceta, który nie zwracał na nią uwagi.

Nawet kiedy ojciec odszedł do tej żałosnej mał-py, do Plastikowej Pandory, Ellie nie pozwoliła, żeby poniosły ją emocje. Georgie bez przerwy płakała i opuściła się w nauce, a nawet przejściowo utyła z powodu obżerania się czekoladą i ciasteczkami. Abby wrzeszczała i urządzała ojcu dzikie sceny zazdrości, a także parę razy puściła pawia, co za-wsze było u niej oznaką stresu. Zaczęła kupować mu wszystkie książki, jakie zostały napisane przez psychologów na temat wpływu rozwodu na życie dzieci. Mama tygodniami nie przestawała łkać po kątach. A Ellie tylko westchnęła i zabrała się do go-towania obiadów. Bo matka opadła z sił i dokuczały jej nieustające migreny. W końcu wyszło im to na dobre. Kuchnia Ellie była tak beznadziejna, że na tym wikcie Georgie nawet nieco schudła. A mama pozbierała się na tyle, żeby zabierać je samocho-dem na obiady do „Starego Młyna”, co wszystkim

Page 15: Sekretyimilosc

{30} {31}

wydawało się o wiele lepszym rozwiązaniem, niż ryzykować eksperymenty z kolejną potrawą Ellie.

— Jesteśmy na miejscu! — łokieć Georgie tra-fił Abby prosto w żebra i wyrwał ją z rozmyślań w chwili, gdy pociąg wjechał na Victoria Station. — Pośpiesz się! Ojciec na nas czeka.

Georgie ruszyła już w stronę wyjścia. Abby schowała swój kolorowy tygodnik i wstała. Była tak wytrącona z równowagi, że coś dziwnego zaczę-ło dziać się z jej żołądkiem. Chciała wierzyć, że Georgie miała rację i nie zobaczą Pandory obok ojca przy barierce na końcu peronu, z dłonią na jego ramieniu i zwracającej się do niego per „Maksiuniu”, jakby imieniu Max brakowało jakiejś niezbędnej końcówki.

Abby zrobiła to, co zawsze w chwilach, kiedy przestawała radzić sobie z emocjami: wyobraziła sobie, że gra w filmie i że jest sławną, ubóstwianą przez tłumy gwiazdą kina. Na samą myśl o takim filmie już poczuła się trochę lepiej. Oto rozpaczliwie osamotniona córka milionera wysiada z pociągu, a jej wzrok szuka kogoś u wylotu peronu, podczas gdy wiatr rozwiewa jej włosy.

— Jest, tam stoi! — zawołała Georgie. — Cześć, tato!

Urok dramatycznej sceny, rozgrywającej się w umyśle Abby, został zniweczony przez komiczne wrażenie, jakie sprawiała postać ojca, wymachują-cego rękami zza bramki, jak postacie na tych ręcz-nie malowanych plakatach, które zwykle zdobią ściany podczas przyjęć urodzinowych. Wykrzyki-wał przy tym „Nasi górą!” niczym podpity kibic pił-karski.

— Tato! — Georgie przebiegła pędem kilka ostat-nich metrów dzielących ją od barierki i padła w jego

otwarte ramiona. Ojciec błysnął zębami w szerokim uśmiechu, odrzucił głowę do tyłu i odśpiewał gło-śno, choć nieco fałszywie stosowny kawałek. „Sto lat, sto lat!” — wydzierał się, zupełnie obojętny na ironiczne uśmieszki przechodzących obok pasaże-rów. Wokół unosił się mocny zapach jego wody po goleniu.

— Tato, zachowujesz się jak wariat! — Abby po-całowała go w policzek i poczuła, jak wzbiera w niej miłość do ich szalonego ojca.

— Po prostu ucieszyłem się na wasz widok – po-wiedział Max, i puściwszy Abby, pochwycił w ramio-na Ellie. — Cześć, kochanie. Gratuluję ci nagrody za francuskie wypracowania. To wspaniały sukces! I drugiego miejsca w konkursie recytatorskim. Two-je talenty są po prostu wszechstronne!

Przez chwilę Abby skręcała się z zawiści. Wła-śnie czekało ją przepychanie się z ledwością przez roczne egzaminy, przy czym miała tylko jedną am-bicję – żeby ich nie oblać. Podczas gdy Ellie uda-wało się wszystko, do czego tylko przyłożyła rękę.

— Dziękuje, tato – powiedziała Ellie. — Ale po-winieneś raczej pogratulować Abby. Zrobiła furorę w roli Julii.

Zawiść ulotniła się w mgnieniu oka i Abby ści-snęła ramię Ellie. Jej mocną stroną była scena. Świetnie sobie na niej radziła i wiedziała o tym. Tym lepiej dla niej, bo miała w planach zostać najsław-niejszą aktorką teatralną od czasów niezrównanej Maggie Smith.

— Żałuję, że nie mogłem przyjechać, dziecinko – powiedział Max – ale jak ci już mówiłem, Pandy miała wtedy jedną ze swoich migren...

— Nie wiedziałam, że było ich więcej – mruknęła Abby. — Czy to nie dziwne?

Page 16: Sekretyimilosc

{32} {33}

Max spojrzał na nią z ukosa.— Abby... — odchrząknął i westchnął głęboko.— Pojedziemy taksówką, tato? Do Lochów? —

Ellie szturchęła Abby w bok i rzuciła jej znaczące spojrzenie.

— Świetny pomysł – odparł Max i natychmiast wrócił mu dobry humor. Poprowadził córki przez zatłoczoną halę do czarnych taksówek czekają-cych jedna za drugą przed dworcem. — A potem na obiad. Zarezerwowałem stolik w „Piggy Passion’s”.

— Wspaniale – rozpromieniła się Georgie. — Nie mogę się doczekać.

— Pandora też przyjdzie, tatusiu? — spytała Abby, puszczając do Georgie oko.

— Niestety, nie – odparł Max. — Ma taki delikat-ny żołądek, biedna. A diabelski młyn też odpada ze względu na jej lęk wysokości.

Za plecami ojca Georgie triumfalnie pokazała Abby podniesiony kciuk.

— Ale nie martw się – dorzucił Max. — Zabio-rę was potem do domu, żebyście mogły się z nią spotkać.

— Do domu? — wykrztusiła Abby. Nie ma mowy, nie będzie tłuc się przez cały Londyn do ojca, bo o wpół do ósmej miała być z powrotem w Brighton, w klubie.

— Nie wiem, czy zdążymy... — zaczęła.— Nie opowiadaj głupstw – zawołał ojciec. —

Skoro już jesteście w Londynie, absolutnie musicie zobaczyć nasze piękne nowe mieszkanie.

— Mowy nie ma – mruknęła Abby pod nosem.— A poza tym mam tam prezenty dla Georgie

– dodał Max. — Ale były za ciężkie, żebym mógł nosić je ze sobą przez cały dzień. A więc potem idziemy do mnie, sprawa załatwiona.

Aleś ty sprytny, tato – pomyślała cierpko Abby, kiedy wsiadały do taksówki. — Teraz już nie ma sposobu, żeby się od tego wykręcić.

— Na Tooley Street. Do Lochów Londyńskich – powiedział ojciec do taksówkarza, a potem odwró-cił się do dziewcząt. — I co? Fajnie, prawda? Co dostałaś na urodziny, Georgie?

— Wieżę CD, lustrzane okulary słoneczne, buty do koszykówki... — zaczęła wyliczać.

Abby wyglądała przez okno taksówki. Szanse Pandory na zaprzyjaźnienie się z nimi były zerowe, ale ta wizyta mogła pokrzyżować jej własne plany związane z Fergusem. Musiała tak wymanewro-wać, żeby wróciły do Brighton najpóźniej na ósmą. Koniecznie.

— Jejku, jak się najadłam! — Ellie niemal poło-żyła się na oparciu krzesła i pogładziła się po brzu-chu. — Obiad był palce lizać. Dziękuję, tato.

— Dawno już nie jadłem takiego obiadu – uśmiechnął się ojciec, wstając, żeby łatwiej wydo-być z kieszeni portfel.

— Trochę schudłeś – zaryzykowała uwagę Georgie, kiedy pomachał na kelnera.

— Prawda? — ucieszył się ojciec. — Jak są-dzisz, jestem przystojniejszy?

Ku zażenowaniu Ellie, wstał znowu i okręcił się wokół siebie przed samym nosem ludzi jedzących obiad przy sąsiednim stoliku.

— Tak, zdecydowanie – potwierdziła pośpiesz-nie, choć wcale tak nie myślała. Przyglądała mu się przez cały czas, odkąd usiedli przy stoliku. Jego włosy, które jeszcze przed miesiącem były przyprószone siwizną, teraz przybrały mocny od-

Page 17: Sekretyimilosc

{34} {35}

cień mahoniu, a jego twarz była mizerna i zmę-czona.

— Pandy zaaplikowała mi dietę odchudzającą – obwieścił, wręczając kelnerowi kartę kredytową. — Zabroniła mi potraw mącznych i serów. Jem tylko kiełki fasoli. I bez przerwy się gimnastykuję.

Ellie jęknęła w głębi duszy. To by wyjaśniało, dla-czego miał na sobie dżinsy i trampki. Zupełnie nie w jego stylu. Tak bardzo był zawsze przyzwyczajo-ny do włoskich mokasynów i angielskich półbutów.

— Pandy uważa... — zaczął Max, ale urwał w połowie zdania, bo kelner właśnie wrócił z jego kartą.

— Przykro mi, ale karta została odrzucona przez system – powiedział, marszcząc czoło.

— Jak to: odrzucona? — Max też zmarszczył czoło i schował kartę do portfela. — Nie mam poję-cia dlaczego. Ale to nic, proszę wziąć tę drugą.

Podał kelnerowi inną kartę.— Musimy się trochę pośpieszyć, dziewczęta.

Zarezerwowałem bilety do London Eye na trzecią.Pomógł Abby zarzucić torbę na ramię i popchnął

je obiema rękami w stronę wyjścia. — Stańcie na ulicy i złapcie taksówkę – powiedział.Abby i Georgie wyszły pierwsze, a Ellie była

jeszcze w drzwiach, kiedy usłyszała głos kelnera.— Obawiam się, że ta karta również nie dzia-

ła. Muszę pana poprosić o płatność gotówką albo imiennym czekiem.

Ellie zatrzymała się i patrzyła, jak ojciec sięga do wewnętrznej kieszonki po książeczkę czekową.

— Coś się stało, tato? — spytała z niepokojem.Ojciec roześmiał się. — Nic, kochanie – zapewnił ją. — To się zda-

rza. Przelewasz środki na konto bieżące, żeby móc

płacić kartą, i co się dzieje? Jakiś idiota w banku blokuje ci rachunek.

Ellie odetchnęła z ulgą. — No to w porządku – powiedziała, biorąc go

pod ramię. — Ruszamy na diabelski młyn!

Czekali w kolejce przed London Eye, gdy Abby wyciągnęła z torby telefon komórkowy.

— Zaraz wracam, tato. Muszę tylko do kogoś zadzwonić.

— Nowa komórka? — zainteresował się, zerk-nąwszy na tkwiący w jej dłoni niewielki przedmiot w psychodelicznych kolorach.

— Piękna, prawda? — zawołała z entuzjazmem. — Dostałam ją od mamy po przedstawieniu. Tym, w którym grałam Julię. Ma bezprzewodowy Inter-net. Potrafi prawie wszystko. Można z niej rozsy-łać zdjęcia po całym świecie, grać w gry kompu-terowe...

— I wysyłać ojcu rachunki do zapłacenia, tak?Abby na chwilę zastygła z otwartymi ze zdumie-

nia ustami. — Ale właściwie czemu nie – pociągnął dalej ten

wątek. — W końcu przecież mam rozliczne kopal-nie pieniędzy. Mniejsza o to, że akcje pikują w dół, co tam, że spada wysokość dywidendy. Poczciwy stary Max podpisuje czeki bez szemrania...

— Ależ, tato! — wybuchnęła Abby, a jej ser-ce zaczęło walić jak młot. Połowa ludzi z kolejki do diabelskiego młyna przyglądała się jej ojcu. — Przecież zgodziłeś się na to. To znaczy... Za-wsze płaciłeś nasze rachunki i nigdy nie powie-działeś...

Ojciec zrobił głęboki wdech.

Page 18: Sekretyimilosc

{36} {37}

— Płaciłem, kochanie – potwierdził. — I to na-prawdę jest ładna zabawka. Droczyłem się z tobą tylko, głuptasku. Trzeba znać się na żartach.

Abby odetchnęła z ulgą i zaczęła wybierać numer. — Musisz się tym zajmować akurat teraz, Abby?

— zaprotestowała Ellie. — Co takiego ważnego masz komuś do powiedzenia?

Abby udała, że tego nie słyszy. Absolutnie nie miała zamiaru wyjawić Ellie swojego tajemnego planu. Był naprawdę niezły, tylko w żadnym razie nie należało narażać go na zbędne ryzyko.

e Sekret trzeci eMiłość jest jak obrazy Picassa - twoje bazgroły ktoś

inny może uznać za arcydzieło.

— To tu – zawołał Max, gdy winda zawiozła ich na piętnaste piętro Wapping Heights, jednego z najbardziej luksusowych londyńskich apartamen-towców. — Poczekajcie tylko... Kiedy zobaczycie nasze mieszkanie, poprzewracacie się z wrażenia.

Georgie westchnęła. Zawsze, kiedy ojciec pró-bował języka, który wydawał mu się młodzieżowy, czuła jakiś nieokreślony ból w okolicy serca, taki sam, jak na dziewczęcym obozie skautowskim, kie-dy miała osiem lat i tęskniła za domem.

— Pandoro, mój aniele, już jesteśmy! — Przez niewielki hol Max wprowadził dziewczęta do ogrom-nego salonu, głosem naśladując orkiestrę grającą tusz. — Ta-da-dam! Jak wam się podoba?

— Wielkie nieba, to wygląda jak sala operacyjna! — wymsknęło się Georgie, zanim zdążyła ugryźć się w język. Ale nic się nie stało, ojciec i tak jej nie usłyszał. W tym samym bowiem momencie Pandora przemknęła po nieskazitelnej podłodze bez jednego pyłku kurzu i padła w ramiona Maxa. Nosiła sukienkę z biało-różowej koronki, biały pu-

Page 19: Sekretyimilosc

{38} {39}

szysty rozpinany sweter i sandałki na obcasie. Zda-niem Georgie wyglądała jak ogromna beza.

— No, misiaczku, ucałuj swoją Pandy!Georgie poczuła, że robi jej się słabo. Odwróciła

się. Przez cały dzień, kiedy zwiedzali lochy i kiedy jedli obiad, również na diabelskim młynie, a także później, kiedy ojciec oprowadzał je po sklepach, starała się udawać przed sobą, że w ich życiu nic się nie zmieniło. Ojciec wydawał się tak uszczęśliwio-ny ich obecnością, że zaczęła sobie nawet wyobra-żać, jak pewnego dnia obudzi się rano i oprzytom-nieje, i powie Pandorze, że to była wielka pomyłka, a potem spakuje manatki i wróci do Holly House. Ale teraz, gdy widziała w akcji Pandorę, która ściskała Maxa w objęciach mocno jak boa dusiciel swoją ofiarę tuż przed jej połknięciem, Georgie mu-siała przyznać, że to szczęśliwe zakończenie było na razie niezbyt prawdopodobne.

— Tęskniłem, tęskniłem, TęSKNIłEM! — wy-śpiewywał ojciec, obejmując Pandorę jak niedź-wiedź. Po czym cmoknął ją w sam czubek fryzury platynowo-blond.

— Ja też tęskniłam, mój śliczny chłopczyku – Pandora wydęła jaskrawoczerwone wargi i zaczęła cmokać, jakby była niespełna rozumu.

Abby trąciła Georgie.— Niedobrze mi się robi – szepnęła jej do ucha.— Jeśli masz się zrzygać, zrób to tutaj, od razu

i na całego – odpowiedziała szeptem Georgie i uścisnęła jej przedramię.

— ładne mieszkanko, co? — Max wreszcie zdo-łał odkleić się od ogromnego silikonowego biustu Pandory i zatoczył ręką szeroki łuk.

— Jest tu trochę... biało, prawda? — zauważy-ła Georgie, rozglądając się po podłogach, po ścia-

nach, na których nie wisiał ani jeden obrazek, po oknach przesłoniętych falbaniastymi firankami.

— I jakby pusto – dodała Ellie, przysiadając nie-ostrożnie na bocznym oparciu białej skórzanej sofy. Ale zerwała się na równe nogi pod ostrzegawczym spojrzeniem Pandory. — Tato, a gdzie jest twoja kolekcja obrazów... i wszystko?

— Na „wszystko” nie mamy tu dość miejsca, prawda, Maksiuniu? — wyjaśniła Pandora i strzep-nęła nienagannie zadbaną dłonią jakiś pyłek z opar-cia kanapy, na którym ośmieliła się usiąść Ellie. Głos Pandory był wysoki i piskliwy, jakby z pusz-czonej zbyt szybko taśmy. — Należy walczyć z ba-łaganem, który zaśmieca nasze otoczenie, usuwać wszystko, co nie podnosi na wyższy poziom nasze-go życia wewnętrznego.

— Jeśli tak, to co ona tu jeszcze robi? — szep-nęła Georgie do ucha Ellie.

— Zależało nam na utrzymaniu się w stylu mini-malistycznym, prawda, Maksiuniu, złotko? — ćwier-kała dalej Pandora. — Zaledwie kilka szczegółów, na których może zatrzymać się oko...

Wskazała wazon – biały — w którym stała sa-motna biała orchidea, kilka świec – białych – i wiel-ką pufę na podłodze w jednym z kątów, nad wyraz śmiałą plamę różu.

— Blake, mój siostrzeniec, jest prawdziwym ar-tystą. To on pomógł mi wyrazić tu istotę mojej oso-bowości: czystość, światło i przestrzeń dla ducha.

Z imponującą domieszką pretensjonalnej głupo-ty, pomyślała Georgie.

— O wilku mowa... — zachichotała Pandora, gdy otworzyły się frontowe drzwi i wszedł niewia-rygodnie chudy i wysoki jasnowłosy chudzielec w dżinsach artystycznie poplamionych farbami,

Page 20: Sekretyimilosc

{40} {41}

w kowbojskich butach, z teczką na rysunki i dużym aparatem fotograficznym w futerale. Na Georgie zrobił wrażenie zbyt normalnego jak na siostrzeńca Pandory.

— Blake, dobrze, że jesteś! — rozpromienił się Max. — Poznaj moje córki: Ellie, Abby i Georgie.

— Cześć – powiedział Blake, podnosząc dłoń, i postawił na podłodze swoją teczkę na rysunki.

— Ostrożnie, Blake – zawołała Pandora. — Zniszczysz mi podłogę! Wracaj i postaw to za drzwiami. Wiesz, jak nie znoszę bałaganu. Prze-bierz się. Wyglądasz jak oberwaniec.

Każ jej się odczepić, pomyślała Georgie z dziką złością. Ubrudź jej te białe ściany i zobaczymy, jak się wtedy zachowa. Niestety, Blake posłusznie kiw-nął głową i opuścił salon.

— Nigdy nie wspominałeś, że ktoś z wami mieszka – zauważyła Ellie, zwracając się do ojca, a Pandora zaczęła niespokojnie ścierać jakąś nie-widoczną plamkę z lakierowanej na biało podłogi. Ellie nie miała pojęcia, jakie to może dla niej mieć znaczenie, że Blake mieszka z nimi. Ale że miało, tego była pewna.

— Nie wspominałem? — mruknął z roztargnie-niem Max. — Tak, mieszka tu od paru tygodni... Zdaje się, że w domu nie układa mu się z rodzica-mi...

— Max! — Pandora rzuciła mu surowe spojrze-nie.

Biedny Blake, pomyślała Ellie. Może wzruszyło ją trochę rozmarzone, trochę nieobecne spojrzenie pięknych, szarozielonych oczu?

— Tato... — odezwała się Abby, podchodząc do Maksa, podczas gdy Pandora szukała na podło-dze następnej niewidocznej plamki. — Gdzie jest

to wszystko, co zabrałeś z Holly House? Nie widzę tutaj żadnej z tych rzeczy.

Właśnie, pomyślała Georgie. Rozejrzała się jeszcze raz, i nie stwierdziła obecności kolekcji sta-rych fajansowych kubków w kształcie ludzkich po-staci, ani sepiowych fotografii Dashwoodów w cy-lindrach i ich żon w długich sukniach w ogrodzie Holly House, ani trochę zdeformowanego popiersia ich matki, które zrobił sam, kiedy zainteresował się rzeźbą. No właśnie, myślała Georgie, gdzie jest koło garncarskie, piec do wypalania gliny, wszyst-kie te rzeczy, które trzymał w szopie za ogrodem warzywnym?

— Chyba ich nie wyrzuciłeś, prawda? — spytała Ellie.— Nie, kochanie, oczywiście, że nie, tylko... —

Max nie mógł dokończyć tego zdania, bo Pandora weszła mu w słowo.

— Muszę być wobec niego stanowcza. Tak, mój poczciwy misiaczku – zaszczebiotała. — Nie chce-my przecież, żeby rupiecie z twojego dawnego ży-cia zasypały nam to nowe, nasze wspólne?

Nie było nadziei, że uzyska odpowiedź, na jaką zasłużyła.

— Właściwie nie, Pandoro, moja droga, ale czy musisz być taka niemiła?

— To pierwsza rozsądna uwaga, jaka mu przy-szła do głowy w bieżącym tysiącleciu – mruknęła cicho Georgie i zaliczyła dyscyplinującego sztur-chańca od Ellie.

— Otóż jedną z sypialni przeznaczyliśmy na gra-ciarnię dla waszego ojca. Prawda, złotko?

Max kiwnął głową. — Chodźcie, pokażę wam – zaprosił je i otworzył

jedne z drzwi. — Kochanie, myślę, że dziewczęta chętnie napiłyby się herbaty...

Page 21: Sekretyimilosc

{42} {43}

— Oczywiście – odparła Pandora i ruszyła w ślad za nim, przygładzając fryzurę. — Na co macie ochotę? Wywar z krwawnika? Z fiołków i ru-mianku? A może napój z kiełków zbóż?

— A mogłybyśmy dostać zwyczajną herbatę? — spytała Abby.

— Z mango, mięty czy z jabłka i cynamonu?— Po prostu zwyczajną herbatę – upierała się

Abby. — Może być z torebki. Taka, co rośnie w Indiach. Normalna.

— Przykro mi – Pandora potrząsnęła głową. — Nie używamy jej. Zawiera zbyt dużo garbników. Źle wpływa na stawy.

— Może być krwawnik – wtrąciła się Ellie, zde-cydowana zapobiec złośliwościom ze strony swo-ich sióstr. — Tak? Georgie? Abby?

— No, dobrze – westchnęła Abby. Po czym wy-ciągnęła komórkę z torby i otworzyła klapkę.

— Niech będzie – mruknęła Georgie, nie dla-tego, żeby miała coś przeciwko krwawnikowi, ow-szem, lubiła te kwiaty. Lecz nie widziała powodu, by ulegać Pandorze i jej dziwacznym obsesjom.

Pandora triumfująco skinęła głową i podreptała do kuchni, która mieściła się z drugiej strony sa-lonu. Georgie zauważyła w niej mnóstwo lśniącej stali nierdzewnej i rząd stołków barowych ze skóry i chromowanego metalu. Nie wyglądało na to, że ktoś w niej kiedykolwiek jadał. Nikt w niej chyba na-wet nic nie ugotował.

— Patrzcie – powiedział Max, zapraszając je do swojej pakamery. — Tu mam wszystko, co dla mnie jest ważne. Tu wiszą wasze zdjęcia...

Jednak nie dość ważne, żeby powiesić je w sa-lonie? — zastanowiła się Georgie, zaglądając do pakamery ojca. Ale to pomieszczenie nosiło przy-

najmniej ślady obecności żywej istoty. Widać było, że ktoś w nim spędza czas. I wcale nie było białe.

— A tu jest moje stare biurko, moje płyty i przy-cisk do papieru, który Abby zrobiła dla mnie w przed-szkolu. I wszystkie zdjęcia z Holly House.

Georgie spojrzała na znajome zdjęcia, wiszą-ce na bladożółtej ścianie. Było wśród nich to, któ-re zostało zrobione przed złotym weselem Babci i Dziadka, kiedy ona sama miała zaledwie pięć lat. Był widok ogrodu z lotu ptaka i ogrodowe dekora-cje, które mama zrobiła na czterdzieste urodziny ojca, a także jej ulubione zdjęcie, na którym Bridie, ich stara suka krótkowłosej rasy myśliw-skiej, siedziała obok choinki. Teraz Bridie już nie żyła, a Georgie była przekonana, że suka umarła dlatego, bo serce jej pękło z żalu po wyprowadzce Maxa.

— A gdzie twoje koło garncarskie i cała reszta? — ruszyła do ataku Ellie. — Nie widzę tego wszyst-kiego.

— To prawda. Zgodziłem się oddać te rzeczy na przechowanie do dozorcy, on ma specjalny magazyn. Potem znajdę sobie gdzieś w okolicy jakąś niedużą pracownię. Pandora niespecjalnie lubi...

— A skoro już mowa o kołach – przerwała mu Pandora, pojawiwszy się z tacą i filiżankami tuż przy łokciu Ellie – jak się wam podobało wielkie koło londyńskie? Co o nim powiecie?

— Że jest okrągłe – mruknęła Georgie.Spojrzała na Abby, żądna pochwały za refleks

i cięty język, ale jej siostra stała przy oknie, zajęta swoim telefonem.

— A przy okazji, tato, zapomniałabym. Mama kaza-ła mi przekazać ci najserdeczniejsze pozdrowienia.

Page 22: Sekretyimilosc

{44} {45}

Owszem, wiedziała, że Abby powiedziała mu o tym w pierwszej minucie spotkania, ale uznała, że taka rzecz warta jest powtórzenia.

— Koło było wspaniałe – powiedziała Ellie. — Więc jak to będzie, tato? Chyba nie zamie-rzasz rzucić rzeźbienia? Bo wiem, że bardzo to lubiłeś.

— Rzeźbienia? — Blake pojawił się znowu, tym razem w czystych dżinsach i bluzie do rugby. Rzucił Maxowi pełne uwielbienia spojrzenie. — Max, nigdy mi nie mówiłeś, że zajmowałeś się takimi rzeczami. Mógłbym zobaczyć jakieś twoje prace?

— Prawdę mówiąc... — Max zawahał się i Georgie nie mogła powstrzymać uśmiechu. Blake’a czekało rozczarowanie. Uzdolnienia ojca nie dorównywały jego entuzjazmowi. W Holly House co drugi odboj-nik do przytrzymywania otwartych drzwi rozpoczy-nał swój żywot jako postać greckiej bogini albo cier-piącego na nadwagę aniołka.

— On nie ma teraz czasu na takie rzeczy, praw-da, Maksiuniu? — Pandora postawiła tacę na szklanym blacie stolika do herbaty i położyła rękę na jego ramieniu. Nie, nie położyła, tylko zdjęła z jego swetra dwa włosy. — Nasze życie jest wy-pełnione po brzegi, w poniedziałki i czwartki cho-dzimy na Tai Chi, bierzemy też udział w kursie szamanizmu, i oczywiście codziennie rano biega-my w parku...

— Biegacie? — Georgie i Ellie zawołały jedno-cześnie. — Tato, ty biegasz?

Nawet Abby na chwilę przestała szeptać do swojego telefonu i popatrzyła na niego w osłupie-niu. Georgie ze wszystkich sił starała się stłumić chichot.

Max przytaknął z dumą i poklepał się po brzuchu.

— Więc siadajcie – powiedziała Pandora, wyco-fując się znowu do kuchni. — Upiekłam dla Georgie tort urodzinowy.

Na chwilę Georgie wpadła w poczucie winy. Od-kąd tu była, przychodziły jej do głowy najzłośliwsze myśli na temat Pandory, a teraz oto Pandora wra-cała z kuchni, niosąc ogromny tort.

— To bardzo miło z twojej strony, Pandoro – po-wiedziała Georgie, a ojciec nagrodził ją za to moc-nym uściskiem.

— Wygląda smakowicie – zachwycała się. — Możemy go pokroić?

— Tak, ale na bardzo cienkie kawałki, kochanie, i nie można go zjeść za dużo. Co prawda nie za-wiera glutenu i dałam do niego mleko sojowe za-miast krowiego, a chleb świętojański zamiast cze-kolady, ale jest niesłychanie tuczący. Powinnyście do dziennej sumy spożytych kalorii doliczyć nie mniej niż...

Ojciec tymczasem zaczął grzebać w szufladzie oraz pod biurkiem i wyciągnął dwie paczki zapa-kowane w świecący różowy papier. Georgie miała ochotę powiedzieć Pandorze, że liczenie kalorii jest pomysłem dobrym dla nieszczęsnych zakomplek-sionych wariatek, ale nie chciała zepsuć sobie naj-ważniejszej chwili.

— Wszystkiego najlepszego, Georgie, kochanie! — Ojciec ucałował ją z całego serca w oba policzki i wręczył jej prezenty.

Georgie odpakowała pierwszy z nich, a papier spadł na podłogę. Pandora w mgnieniu oka była tuż obok z czarnym workiem na śmieci.

— Tatusiu, jest cudowna! — powiedziała, trzy-mając w rękach lśniącą nowością deskę skate-boardową. Głaskała gładki lakier i dłonią wprawiała

Page 23: Sekretyimilosc

{46} {47}

w ruch kółeczka. — Zawsze o takiej marzyłam! Tom zzielenieje z zazdrości!

Położyła deskę na podłodze, stanęła na niej i przejechała kawałek.

— Nie! — zapiszczała dramatycznie Pandora, jak-by się paliło. — Nie tutaj, na miłość boską! Znisz-czysz mi podłogę!

— Przepraszam – powiedziała Georgie i zaha-mowała nogą, po czym zręcznie chwyciła deskę i podniosła jedną ręką. Napotkała wzrok Blake’a, który mrugnął do niej porozumiewawczo.

— Teraz musisz zdmuchnąć świeczki – powie-dział Blake. — To znaczy świeczkę. Jest tylko jedna.

Popatrzył na biało-różową świeczkę, tkwiącą uroczyście na środku tortu.

— To rzecz ekologiczna – zamruczała Pandora.— Która? Świeczka czy tort? — dopytywał się

Blake, za co ciotka zgromiła go surowym spojrze-niem. Może on wcale nie jest jeszcze taki najgor-szy, pomyślała Georgie.

Georgie zdmuchnęła świeczkę, a Pandora za-częła kroić tort na cieniutkie plasterki i układać je na papierowych talerzykach.

— Rozpakuj drugi prezent – przypomniała Abby, patrząc na zegarek. — Wydaje mi się, że musimy niedługo wracać.

— O jejku! — zawołała Georgie, odwijając pa-pier. — O jejku!

Z otwartymi ustami gapiła się na cyfrowy aparat fotograficzny, który trzymała w rękach.

— Pomyślałem, że to się przyda, żebym i ja mógł popatrzeć na twoje wyczyny. Będziesz mogła wysyłać mi zdjęcia e-mailem – śmiał się ojciec. — Pomyśl o tym. Poproś twoje siostry, żeby zrobiły

ci zdjęcie... W akcji, rzecz jasna... na skateboar-dzie...

— Możemy zrobić sobie trochę zdjęć nawet od razu – uśmiechnęła się Georgie, zaglądając do in-strukcji. Dajcie mi pięć minut...

— Nie mamy już pięciu minut – zaprotestowa-ła Abby, szybko połykając swój kawałek tortu. — Jeszliniepujszemyotraszu...

— Słucham? — Ellie spojrzała na swoją siostrę ze zdumieniem.

— Mówiłam, że jeszliniepujszemyotraszu... — Abby poddała się. Włożyła palec do ust i wyciągnę-ła kawałek czegoś lepkiego, co przykleiło jej się do podniebienia. Pandora błyskawicznie podłożyła jej pod brodę papierową serwetkę.

Georgie, która zdążyła już ugryźć swój kawałek tortu, rozumiała, na czym polega problem. Tort – jeśli w ogóle można go nazwać tortem – był czymś wyjątkowo okropnym. Miał konsystencję plasteliny i smak suszonej śliwki z lukrecją. Nie była w stanie go zjeść.

— Nie smakuje ci? — spytała Pandora, boleśnie dotknięta.

— Jest taki dobry, że zostawię go sobie na póź-niej – wyjaśniła z uśmiechem Georgie. Odsunęła papierowy talerzyk i wstała. — Gotowe. Tatusiu, stań tutaj obok Abby. A ty, Ellie, usiądź przed nimi.

Abby z westchnieniem podeszła do ojca. Ale Ellie w ogóle nie zareagowała. Była zatopiona w rozmowie z Blake’em.

— Elle! — zakomenderowała Georgie. — Usiądź tu.— Poczekajcie na mnie! — Pandora otarła

usta papierową serwetką, stanęła obok Maksa i objąwszy go ramieniem, wpatrzyła się w nie-go maślanymi oczami.

Page 24: Sekretyimilosc

{48} {49}

Georgie przygryzła wargę. Nie chciała mieć na swoim zdjęciu tej księżniczki z plastiku. Ale nie mo-gła jej tego powiedzieć. Z ociąganiem zrobiła zdję-cie.

— Nieźle! — powiedziała, spojrzawszy na wy-świetlacz, i obiecała sobie, że usunie je z karty pa-mięci, kiedy Pandora nie będzie patrzyła. — Na-prawdę nieźle. Teraz tatuś. Sam.

— Nie, nie – zaświergotała Pandora. — Zrób nam zdjęcie wszystkim razem, najlepiej na tarasie. Przecież należę teraz do rodziny. Więc cała szczę-śliwa rodzinka na jednym zdjęciu... Tatuś chciałby mieć takie zdjęcie, prawda, Maksiuniu?

Złapała Maksa za ramię i otworzywszy drzwi wy-ciągnęła go na taras, zachęcając Georgie i jej sio-stry, żeby poszły w ich ślady.

— I ty też, Blake – zarządziła.Blake potrząsnął głową. — Nie ma mowy – powiedział. — Nie mam nic

przeciwko zdjęciom, sam mógłbym wam je zrobić, ale mnie na nich nie potrzebujecie. A poza tym – spojrzał na zegarek – jestem już prawie spóźnio-ny. Za pół godziny zaczynają się zajęcia. Modelki czekają.

— Modelki? — Ellie udławiła się z wrażenia. — Malujesz... no, te...?

— Akty – roześmiał się Max. — Tak, trzeba się starać, jeśli chce się zostać nowym Salwadorem Dali.

— To nie są akty – Blake zaczerwienił się po uszy. — Poza tym Dali to nie moja parafia.

— A kto? — spytała Ellie.— Prawdę mówiąc...— Przepraszam was – przerwała im Pandora.

Podeszła do przeszklonych drzwi balkonowych

i gestem zachęciła pozostałych, żeby ruszyli za nią. — Mieliśmy zrobić sobie zdjęcia, na dyskusję o osobistych upodobaniach będzie czas kiedy in-dziej. Spójrzcie, czy to nie piękny widok? — Ponad dachami domów spojrzała na Tamizę, po której kil-ka barek płynęło powoli w górę rzeki, mijając statki żeglugi towarowej, zacumowane przy nabrzeżach. — Po prostu zrób mi tu zdjęcie, jak wskazuję hory-zont, i niech wszyscy zgromadzą się wokół mnie...

Georgie miała niepohamowaną ochotę ze-pchnąć Pandorę z tarasu, zrzucić ją po prostu na ulicę. Ale tego oczywiście nie zrobiła. We-pchnęła papierowy talerzyk z tortem pod kana-pę i uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy okruch czekoladowej polewy rozmazał się na nieskazitel-nie czystej podłodze. Blake skwitował to pełnym aprobaty uniesieniem kciuka, i Georgie uznała, że to naprawdę w porządku facet, tym bardziej, że najpewniej to on zostanie w końcu obwiniony o nieporządki.

Wyszła na taras. Abby spojrzała na nią groźnie. Niecierpliwie stukała palcami w poręcz i wzdychała raz po raz. Ellie patrzyła gdzieś w przestrzeń, a na jej ustach pojawił się mdły uśmiech, jaki zazwyczaj tuszował u niej przemożną chęć, by wykrzyczeć coś niegrzecznego.

— Nie, nie – powiedziała Pandora, kiedy Georgie zrobiła zdjęcie. — Mój profil lepiej wygląda z drugiej strony. Zrób jeszcze jedno.

Odwróciła się i uśmiechnęła się do Maksa, głup-kowato ściągając usta, jak mała dziewczynka.

— Chciałabym mieć zdjęcie tatusia... na którym będzie tylko on... — zaczęła znowu Georgie i po-ciągnęła ojca w stronę salonu, zastępując drogę Pandorze. W tym samym momencie zadzwonił te-

Page 25: Sekretyimilosc

{50} {51}

lefon Abby, która złapała go tak, jak tonący chwyta się koła ratunkowego.

— Tak, słucham? O, Boże, nie! — Zasłoniła so-bie usta dłonią i osunęła się na najbliższy fotel. — To poważne? Nie wiem, jak to wytrzymam...

Jej dolna warga zadrżała i Abby ją przygryzła. — Abby, co się stało? Powiedz! — odezwała się

zaniepokojona Ellie. — Coś złego?Abby nie odpowiedziała. Oczy miała szeroko

otwarte z przerażenia. — Tak? Przyjeżdżam. Będę niedługo. Dziękuję.Schowała telefon do kieszeni i zerwała się na

równe nogi. — Muszę jechać – powiedziała zdławionym gło-

sem, który omal nie przeszedł w szloch. — Czekają na mnie. Wezmę taksówkę...

— Kochanie, co się dzieje? — spytał Max, obej-mując ją ramieniem. — Coś się stało?

— Chodzi o Marcusa – wyjaśniła Abby, z trudem powstrzymując się od płaczu. — Miał wypadek. Jest w szpitalu, a jego rodzice wyjechali na cały weekend za granicę. I przez pielęgniarkę prosi, że-bym do niego przyjechała, więc muszę jechać, bo inaczej...

— To jasne, że musisz – ojciec już wrzucał de-skę skateboardową Georgie do dużej torby. — Pandoro, mój aniele, zamów taksówkę.

Urwał na chwilę i zwrócił się do Georgie. — Kto to jest Marcus? — spytał cicho. — Jej

chłopak?— No... — mruknęła Georgie niezobowiązująco.

Nie był to najlepszy moment, żeby wyjaśniać, że z Marcusem, który był jej chłopakiem przez całych dziewięć tygodni, Abby zerwała już miesiąc temu, i to w bardzo niemiłych okolicznościach.

— Nie płacz, Abby – powiedziała Ellie, ściskając mocno siostrę i zgarniając ich torby z zakupami. Pojadę z tobą. Nie chcę, żebyś była teraz sama.

— Nie, zostań. Nie możemy przecież obie zosta-wić Georgie w jej urodziny, prawda? Wezmę tak-sówkę na dworcu w Brighton. A ty wytłumaczysz mamie, co się stało.

— Porozmawiamy o tym w pociągu.— Nie ma o czym rozmawiać! — wydawało się,

że w oczach Abby na chwilę zapalił się gniew. — To znaczy, po prostu, nic mi nie jest.

— Zanim pójdziecie, chcę mieć zdjęcie tatusia – zawołała Georgie płaczliwie. — Tato, stań tutaj, między...

— Nie teraz, Georgie – powiedział ojciec sta-nowczo. — Abby ma kłopot... Musimy się pospie-szyć. Zdjęcie zrobisz mi następnym razem.

— Ale przecież...— W najbliższy piątek będę mieć spotkanie

w Hove. Myślę, że będę mógł potem po was wstą-pić i pojedziemy zjeść coś razem. — Uśmiechnął się do wszystkich trzech swoich córek. — Połączy-my to z sesją zdjęciową, zgoda?

— Dobrze – zgodziła się Georgie. — Do tego czasu będę już wszystko wiedziała, co i jak.

— Kiedy już skończycie rozmawiać – przerwała Abby – chciałabym wyjść, inaczej spóźnię się na pociąg. Marcus pomyśli, że nie przyjadę.

Wtedy w umyśle Georgie zapaliło się czerwo-ne światełko. Jak ona może się spóźnić do szpi-tala? — pomyślała Georgie. Ludzie w szpitalu nie mają nic pilnego do roboty, leżą plackiem w łóżkach. Abby coś kombinuje, tego już była pewna. Nie wiedziała tylko, co takiego wymyśliła jej siostra. Ale przy odrobinie szczęścia wspar-

Page 26: Sekretyimilosc

{52} {53}

tego maleńkim szantażykiem, ona także mogła na tym skorzystać.

— Ellie, nie śpij, dojeżdżamy.Ellie od razu otworzyła oczy, kiedy Georgie

szturchnęła ją w bok. — Śpisz przez całą drogę od samego Londynu

– powiedziała Abby oskarżycielskim tonem, ścią-gając torbę z półeczki na bagaże. Ellie ścisnęła dłońmi skronie. Bolała ją głowa. Wcale nie spała, zamknęła tylko oczy, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Nad ojcem i nad Pandorą. Nad ich no-wym mieszkaniem.

I nad tym chłopakiem, nad Blake’em. Ojciec nigdy im nie proponował, żeby u niego

nocowały. Ani w poprzednim mieszkaniu, ani w tym nowym. Ale Blake miał podobno problemy domo-we. Chyba poważne, jak sugerowało zmarszczone czoło Pandory, kiedy o nich wspomniała. W każ-dym razie, pomyślała Ellie, muszą to być naprawdę paskudne problemy, skoro już woli spędzać całe dnie z Pandorą. Przecież nawet borowanie w zębie byłoby chyba przyjemniejsze.

— Prawdę mówiąc, nie rozumiem, jak mogłaś tak po prostu usnąć po tym, co się stało – powie-działa z wyrzutem Abby.

W Ellie z miejsca odezwały się wyrzuty sumienia. — Masz na myśli Marcusa? Bardzo mi przykro,

Abby, wiem, jak się czujesz...— Marcusa? Nie. To znaczy tak, oczywiście,

Marcusa – jąkała się Abby, wciągając kurtkę. — Ale co powiesz o ojcu i o...?

— Ty też to zauważyłaś? — Ellie poczuła coś w rodzaju ulgi. — Wyglądał okropnie, prawda?

— Zwłaszcza jeśli chodzi o jego strój, muszę to przyznać – Abby uśmiechnęła się szeroko. — Ta koszula...

— Nie, nie o to mi chodziło. Raczej o to, że był taki zdenerwowany... Wydaje mi się...

Urwała. To chyba zbyt szalony domysł. Po pro-stu trochę za bardzo popuściła wodze wyobraźni. Ojciec wyglądał tak jak wyglądał tylko dlatego, że bardzo schudł. Nic więcej.

— Co ci się wydaje? — spytała Abby.— Że był trochę zestresowany, tylko tyle – po-

wiedziała szybko Ellie. Przecież tak właśnie było, naprawdę robił takie wrażenie.

Z jakiegoś powodu Ellie nie mogła zapomnieć tej sceny w restauracji, kiedy obie jego karty bankowe zostały odrzucone przez terminal. I wcale nie była pewna, czy ojciec naprawdę żartował, kiedy robił Abby wyrzuty z powodu jej nowego telefonu. Lecz z drugiej strony, dobrze wiedziała, że w rodzinie uchodziła za tę, która zawsze robi z igły widły.

— No... — mruknęła Abby. — Ja też byłabym zestresowana, gdybym musiała mieszkać w tym ich mieszkaniu. Wszystko na biało i zupełnie bez wyrazu. Jak mógł zamienić Holly House na takie bezduszne pudełko?

Ma słuszność, pomyślała Ellie. Holly House było dla ojca całym światem. Mieszkali tu jego rodzice, jego dziadkowie i nawet pradziadkowie. W każdym kącie tego osiemnastowiecznego domu, zbudowa-nego na wzgórzu z widokiem na Brighton, tkwiły wspomnienia i pamiątki rodzinne. Frontowe okna wychodziły na kanał La Mache, a tylne na wzgórza South Downs. Z czasem rozbudowujące się miasto podpełzło w stronę Holly House. Ale jeszcze teraz, choć nieopodal tłoczyły się w całkowitym zamęcie

Page 27: Sekretyimilosc

{54} {55}

wiktoriańskie wille z czerwonej cegły i budowle imi-tujące styl Tudorów, przemieszane z powojennymi parterowymi bliźniakami, w przestronnych wnę-trzach Holly House przetrwała niepowtarzalna at-mosfera dawnego świata.

— Nikt nie zdoła odebrać nam ojcowizny, ma-wiali wasi dziadkowie – powiedział im kiedyś ojciec, przypominając historie o tym, jak to dziadek odmó-wił sprzedaży ziemi pewnej spółce inwestorów bu-dowlanych. — To wszystko należy do nas. Powie-trze, widoki, przestrzeń i śpiew ptaków, który budzi nas rankiem.

Ellie i jej siostry podnosiły wysoko brwi, puka-ły się w czoła i mruczały coś na temat zdziecin-nienia na starość i sentymentalizmu w kiepskim stylu – ale ojciec się tylko uśmiechał i mówił, że jest parę takich rzeczy w życiu, które nale-ży czcić jak świętości, a Holly House to jedna z nich.

Więc jak to jest? Czyżby nagle zmienił zdanie? — pomyślała z goryczą Ellie, kiedy pociąg, zwalnia-jąc, wtaczał się na stację. Uwodzicielskie chichoty Pandory wystarczyły, by porzucił dom i rodzinę. Jak mógł wytrzymać w tamtej klatce na jednym z naj-wyższych pięter, bez jednego źdźbła trawy w za-sięgu wzroku, i udawać, że cieszy go każda minuta takiego życia?

— Przyszło mi właśnie do głowy – wyrzuciła z siebie, kiedy pociąg zatrzymał się z hałasem – że może ojciec...

Przestań – upomniała samą siebie surowo. Owszem, zauważyła na jego biurku parę listów, z których wyłowiła słowa: „Ostateczne wezwanie do zapłaty”, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Ojciec zawsze miał kiepską pamięć.

— Pośpiesz się – ponaglała Abby i wyskoczyła na zatłoczony peron, ciągnąc ją za sobą za łokieć. — Muszę znaleźć taksówkę.

— Wcale nie musisz! — stwierdziła Ellie, szuka-jąc w torbie komórki. — Mama zaraz po nas przyje-dzie i po drodze podrzuci cię do szpitala.

— Nie chcę! — zawołała Abby, zarzucając tor-bę na ramię. — Muszę tam jechać czym prędzej, powinnaś to rozumieć. Wydawało mi się, że ten po-ciąg nigdy się nie dowlecze na miejsce.

Ellie kiwnęła głową. Widocznie mimo zapewnień Abby, że Marcus nic już dla niej nie znaczy, wciąż jeszcze znaczył dla niej wiele.

— W porządku, ale przedtem zadzwoń do mamy, dobrze? Bo chyba wysiada mi bateria w komórce.

— Nie mam już czasu! — Abby przyśpieszyła kroku, gdy szły przez halę dworca w stronę postoju taksówek.

— Więc daj mi telefon, ja zadzwonię – zapropo-nowała Georgie, zastępując jej drogę. — Bo mój został w domu.

Abby podała siostrze telefon i stanęła w kolej-ce do taksówek, niecierpliwie stukając pantoflem w trotuar. Taksówki podjeżdżały raz po raz, ale ko-lejka była długa. Georgie otworzyła klapkę telefonu i rozwinęła menu.

— Pośpiesz się! — popędzała ją Abby, gdy za-trzymała się przy niej pusta taksówka. — Po pro-stu wybierz z książki telefonicznej. Numer jest pod dwójką.

Ellie tymczasem dotknęła jej ramienia. — Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym tam

poszła z tobą? Bo wiesz, gdyby był naprawdę poważnie ranny... Przecież mdlejesz na widok krwi... No i w ogóle.

Page 28: Sekretyimilosc

{56} {57}

— Nic mi nie będzie – zapewniła ją Abby. — Jego stan nie jest krytyczny.

I wsiadła do taksówki. — Dokąd jedziemy, moja panno? — spytał tak-

sówkarz i pociągnął łyk kawy z papierowego kub-ka.

— Szpital hrabstwa Sussex – odpowiedziała Ellie. — Które skrzydło, Abby?

— Skrzydło? Chyba północne – zająknęła się.— Nie ma północnego skrzydła – wtrąciła się

Georgie. Jest tylko wschodnie, zachodnie i nowe.— Tak, chodzi o nowe – mruknęła Abby. — Po-

myliłam się, bo w obu jest litera N.Kierowca dopił kawę, wyrzucił papierowy kubek

do najbliższego kosza i włączył taksometr. — Zadzwoń, kiedy będziesz chciała, żeby po

ciebie przyjechać, dobrze? — zawołała Ellie.Abby kiwnęła głową.— Ale to może być późno! — zawołała przez

okno, kiedy taksówka już ruszyła. — Bo jeśli Marcus...

Ale dalsze słowa zagłuszył warkot silnika. Ellie pomachała za oddalającą się taksówką

i zwróciła się do Georgie. — Biedna Abby – westchnęła. — Pewnie spędzi

tam cały wieczór.Georgie mruknęła pod nosem coś, co zabrzmia-

ło jak „nie sądzę”.— Co powiedziałaś? — spytała Ellie.— Nie sądzę! — powtórzyła głośno Georgie,

kręcąc głową. — Bardzo mało prawdopodobne.I nawet ktoś tak mało podejrzliwy jak Ellie

mógł się zorientować, że Georgie wie na ten temat coś istotnego.

w Sekret czwarty wNiewiele jest rzeczy, dla których warto ryzykować.

Należą do nich miłość, rodzina albo okazja do pierwszego pocałunku

Udało się! Abby znalazła się tam, gdzie pragnę-ła, w klubie „XS”! W nowym, absolutnie najmod-niejszym klubie Brighton. I była na parkiecie z Fergusem. I co prawda minęły dwie godziny, za-nim poprosił ją do tańca, ale to tylko dlatego, że Melissa Peck, która była o klasę wyżej niż Abby i uchodziła za skończoną wydrę, wciąż czegoś od niego chciała, a on był zbyt dobrze wychowany, żeby ją posłać do diabła. Ale Abby co chwilę spo-tykała jego wzrok, gdy szalała na parkiecie, a im bardziej szalała, tym więcej na nią patrzył. Trzeba było widzieć minę Melissy, kiedy Abby przemknęła w tańcu obok nich, a Fergus złapał ją za rękę, wstał i ruszył w ślad za nią.

Dla tej jednej chwili warto było się tam znaleźć. Warto było namówić Phoebe, żeby do niej zadzwo-niła kiedy były z wizytą u ojca i żeby odegrała rolę szpitalnej recepcjonistki. A potem stoczyć potyczkę z bramkarzem, który żądał od niej dowodu osobi-stego, gdy ona upierała się, że jej dowód ma w kie-