Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

32

Transcript of Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Page 1: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Page 2: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym e-booksweb.pl.

Page 3: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Page 4: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Page 5: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Page 6: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

0

5

25

75

95

100

a

Page 7: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Lidia Amejko Żywoty świętych osiedlowychDawid Bieńkowski Nic

Dawid Bieńkowski Biało-czerwonyJacek Dehnel Lala

Jacek Dehnel Rynek w SmyrnieIzabela Filipiak Magiczne oko. Opowiadania zebrane

Manuela Gretkowska My zdies’ emigrantyManuela Gretkowska Kabaret metafizyczny

Manuela Gretkowska Tarot paryskiManuela Gretkowska Podręcznik do ludzi

Manuela Gretkowska NamiętnikHenryk Grynberg Drohobycz, Drohobycz

Mariusz Grzebalski Człowiek, który biegnie przez lasMarek Kochan Plac zabaw

Włodzimierz Kowalewski ExcentrycyWłodzimierz Kowalewski Światło i lęk

Wojciech Kuczok GnójWojciech Kuczok Opowieści przebrane

Wojciech Kuczok WidmokrągMarian Marzyński Sennik polsko-żydowski

Janusz Rudnicki Mój WehrmachtJanusz Rudnicki Chodźcie, idziemy

Sławomir Shuty Cukier w normie z ekstrabonusemSławomir Shuty Zwał

Mariusz Sieniewicz Czwarte nieboMariusz Sieniewicz Żydówek nie obsługujemy

Mariusz Sieniewicz RebeliaMarek Soból Mojry

Jerzy Sosnowski Prąd zatokowyWojciech Stamm Czarna Matka

Magdalena Tulli W czerwieniMagdalena Tulli Sny i kamienie

Magdalena Tulli TrybyMagdalena Tulli Skaza

Witold Wedecki Czarne rondo

Page 8: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

0

5

25

75

95

100

str3 bialoczerwony.prnD:\Prace\KSIAZKI\WAB\ARCHIPELAGI\2007\Bienkowski_Bialoczerwony\PROJEKT\REALIZACJA\strony tytulowe\str3\str3 bia28 czerwca 2007 20:06:49Plate: 1 of 1

Color profile: DisabledBlack 150 lpi at 45 degrees

Sławomir ShutyRuchy

Page 9: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Patroni medialni

Powieść napisana przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2008Wydanie I

Warszawa 2008

Ruchy.indd 4Ruchy.indd 4 2008-03-13 11:34:072008-03-13 11:34:07

Page 10: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Nie żałuję, ale przepraszam dzieci.Zinedine Zidane

Ruchy.indd 5Ruchy.indd 5 2008-03-13 11:34:132008-03-13 11:34:13

Page 11: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Page 12: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Mąt

Ruchy.indd 7Ruchy.indd 7 2008-03-13 11:34:132008-03-13 11:34:13

Page 13: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Ruchy.indd 8Ruchy.indd 8 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 14: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

9

CZĘŚĆ PIERWSZA

* * *

Popołudniowe, z rzadka zdobione kłębiasty-mi obłoczkami niebo przeciął nisko lecący samolot. Z jego perspektywy świat przypominał pokryte paty-ną nałożoną celowo dla wzmocnienia efektu realizmu miasteczko z zestawu zabawkowej kolejki elektrycz-nej; jakże często podobne modele znajdują pod woniejącą aromatem lasu świąteczną choinką podnie-cone wizją prezentów szkraby.

Ziemia obserwowana z góry przywodziła na myśl tekturową makietę. Na kartonikowych domach z opakowań po mleku, ustawionych w równych jak w manierze architektury socrealistycznej rzędach, nie-zbyt zręczna dłoń artysty, którego z racji emocjonalne-go zaangażowania i warsztatowej prostoty należałoby zaliczyć do twórców sztuki naiwnej, przymocowała plątaninę drucików – anten radiowo-telewizyjnych. Porozrzucane po dachu gołębniki, ozdobione buro-niebieskimi szkiełkami – luksferami – wejścia do kla-tek schodowych, zasłonięte białymi firankami okna, w których czy to zieleniły się rośliny doniczkowe, czy też czerwieniły ozdabiające święte obrazki sztuczne kwiaty, kwadratowe okienka schowków i suszarni

Ruchy.indd 9Ruchy.indd 9 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 15: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

10

wykonano z podobnym brakiem staranności. Na par-terze budynku, który kojarzył się z monstrualnym pudełkiem po butach, urządzono skąpo zaopatrzony sklep ogólnospożywczy, a obok, jak wynikało z kośla-wych napisów, magiel, masarnię, pracownię krawiecką, sklep odzieżowy oraz maleńki zakład przetwórczy. Na piętrze owego pawilonu znajdował się niewielki dom kultury; w jego skład wchodziła osiedlowa biblioteka, popadająca w ruinę wypożyczalnia kaset wideo, któ-rej właściciel flegmatycznie próbował wdrażać nowe, wygodniejsze sposoby korzystania z zasobów świa-towego kina, a także centrum rekreacji siłowej oraz lokal taneczno-rozrywkowy.

Lokali o podobnym przeznaczeniu było w po-bliżu kilka, następny punkt świadczący usługi przy-jemnościowe znajdował się tuż za zrobionymi jakby z zapałczanych pudełek garażami, w staromodnym okrągłym budynku, który do złudzenia przypominał pudełeczko po cukierkach miętowych (opakowania tego typu niełatwo dziś znaleźć). Aby dotrzeć do ko-lejnego lokalu, będącego miejscem najbardziej istot-nych miasteczkowych obcierek, należało przeciąć rozległy, wbity jakby klinem w otaczające go szczel-nie tekturowe prostopadłościany park, czy raczej: zie-loną przestrzeń, wypełnioną wyciętymi z kolorowego papieru drzewkami i krzaczkami, upstrzoną ciemno-brązowym konfetti, którego zadaniem była symulacja psich odchodów.

Pomiędzy prostokącikami bloków, przez roz-legły plac zabaw, pozbawione bramek i linii bocznych

Ruchy.indd 10Ruchy.indd 10 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 16: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

11

dzikie boisko do gry w piłkę nożną, obok szarych zabudowań przedszkola, a zarazem lokalnej siedzi-by związku wędkarskiego, oraz kwadratowych bu-dynków kryjących przepełnione krańcowo śmietniki, między ustawionymi na parkingach i chodnikach sta-romodnymi samochodzikami, przyprószonymi sadzą rajskimi jabłoniami, sztucznie zielonymi młodymi jarzębinami, strzelistymi, przyciętymi u wierzchołka topolami, obok rozcapierzonej wierzby płaczącej, której plastikowe kity wrastały w metalowy model rdzewiejącego ze starości autokaru, i w końcu obok wybujałych krzaków bzów przetaczał się kondukt. Jego koniec, złożony z okutanych w ciemne odzie-nie, niezbyt skorych do religijnej kontemplacji po-staci, sięgał budynków przybytku bożego. Sam dom modlitwy przypominał nieskładny stos opakowań po jajkach, połączenie bożonarodzeniowej szopki z bla-szaną halą wystawienniczą, choć z tej perspektywy, ze swoim krzywym, zapadającym się pod różnymi kątami dachem, mógł wyglądać na śmiały, awangar-dowy zamysł architektoniczny, który zestarzał się ideologicznie. Tkwił tutaj jak tani frazes w porządnie skonstruowanej poradzie metodycznej.

– Nie przypuszczałem, że sprawy przyjmą taki obrót – wystękał, spoglądnąwszy przez odarte z dekoracyjnych draperii okno, po czym z niechęcią skierował uwagę na wypełnione odorem procesów gnilnych mieszkanie, nie zaprzestając reanimacji ją-der i nacierania obolałej kości ogonowej, dla której upadek z takiej wysokości na pewno nie był rzeczą

Ruchy.indd 11Ruchy.indd 11 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 17: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

12

normalną, tym bardziej że w swym dyktowanym prawem ciążenia ruchu spotkała się nieoczekiwanie z pozostawionymi na środku pokoju hantlami. – Ki diabeł je tu zostawił... – Westchnął i spojrzał na su-fit, gdzie na haku chybotały się smętne pozostałości lampy.

Pewne ważnei niecierpiące zwłoki sprawy

W czeluść pogrążonego w martwocie anek-su kuchennego wdarło się głuche tąpnięcie, jakby ktoś piętro wyżej gwałtownie zamknął tapczan. Po-ruszony niespodziewanym dźwiękiem Ślęk zarzucił poszukiwania artykułów żywnościowych zdolnych wypełnić jego rury esencjonalną emulsją i powrócił do kontemplacji pewnych ważnych, a niecierpiących zwłoki spraw.

Najdroższa! – rozpoczął swój noszący znamio-na pożegnalnego list – przeżyliśmy razem tyle wspania-łych chwil, które swym niezaprzeczalnym urokiem zapadły głęboko w mą pamięć; chwil, których arkadyjskiego bla-sku nie przyćmi żadne słońce. Najdroższa! Ileż razy moje spragnione dłonie chciwie błądziły wśród wzgórz Twych cudnie ukształtowanych, pełnych piersi, które profanowi mogłyby się wydać tandetnym tworem z silikonu – choć, przysięgam na wszystko, nim nie były. Ileż razy zapada-łem w rajską toń puszystego pierożka, który po kociemu,

Ruchy.indd 12Ruchy.indd 12 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 18: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

13

odwracając się do mnie tyłem, prężyłaś i który aż prosił się o zdrową dawkę nadzienia. Ileż razy pokrywałem solidną porcją lukru Twe modelowane ręką antycznego rzeźbia-rza podbrzusze, ile razy wbijałem się niczym oszołomiony młody byczek w deser jędrnych, dorodnych pośladków... Ile namiętnych igraszek pamięta ta zmięta, przepocona miłością, malowana w kwiaty pościel, w której lubiłaś pre-zentować swą wdzięczną cielesność.

Najdroższa! Od początku zdawałem sobie sprawę, że preferujesz mężczyzn lubiących aktywny wypoczynek, dowcipnych, zabawnych, inteligentnych, a nie znosisz zakła-mania, głupich filmów i kobiet niemających własnego zdania i na wszystkie pytania odpowiadających „tak”, ale ucieszyło mnie, że nie pogardziłaś moim skromnym towarzystwem, które nierzadko mogło być dla Ciebie nieznośne. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny i nie zapomnę o tym do końca mych smutnych i przesyconych brakiem Twego ciała dni.

Najdroższa! Pragnąłbym raz jeszcze nacieszyć się blaskiem Twych wydanych słonecznej kąpieli, rozwartych śmiesznie ud; Twych zmysłowych, znamionujących gorą-cą, południową naturę, uwieńczonych sztywnymi sutkami, ślicznie opalonych piersi; Twych maleńkich, doprowadza-jących pewnie do stanu wrzenia niejednego samca bosych stóp, wbijających się w szorstką skórę nadbrzeżnego pia-skowca; Twych ekstatycznych ust, które zwiastowały dobrą nowinę naprawdę sytej zmysłowej uczty, jaką niejednokrot-nie spożywaliśmy zanurzeni w oceanie zielonych łąk.

Pamiętasz nasze popołudnia spędzane na we-randzie domostwa, którego uformowane niewprawną ręką drewniane ściany pokryte były oślepiająco białym

Ruchy.indd 13Ruchy.indd 13 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 19: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

14

wapnem? Letnie słońce leniwie sunęło po nieboskłonie, a Ty opierałaś się półsennie o balustradę. Układ Twych bo-sko wyrzeźbionych nóg, sposób, w jaki się przeciągałaś, nadawał takim scenom iście mitologiczną figlarność. Spo-glądałaś na mnie przez ramię i uśmiechałaś się zachęca-jąco, pamiętasz?

Byliśmy dla siebie stworzeni, my, dzieci wszech-świata poszukujące rozkoszy o bladym świcie, wśród roz-taczających się woni ziół i radosnego śpiewu ptactwa. Wydawało się, że nic nie zmąci naszego rajskiego byto-wania, ale przyszedł ten dzień, czarny, posępny, najsmut-niejszy, najstraszliwszy w moim życiu dzień, w którym najnormalniej w świecie zabrakło mi miejsca w buforze pamięci.

Najdroższa! Wybacz! Po stokroć przepraszam – pa-dam do Twych stóp i roszę je łzami prawdziwej namiętno-ści, składam na nich pocałunki wiekuistego pożądania – ale na swoją kolej czekają już inne gorące piękności z szeroko rozwartymi koszyczkami, które aż się proszą o śmietan-kowy zastrzyk, a na dodatek (zdradzę Ci ten sekret, choć lico me pokrywa iście dziewiczy rumieniec) zainteresował mnie pewien śmieszny, a zarazem niezwykle ciekawy film, ukazujący pękatego człowieka w czarnej masce, który najwyraźniej traci niewinność podczas spotkania z pokaź-nych rozmiarów psem o dziwnym pysku. Ach, ileż w tym wszystkim pasji, ile szczerości! Musisz przyznać mi rację, że pliki z ruchomymi obrazami do niewielkich nie należą, a jeśli weźmiesz pod uwagę mój przestarzały technicznie sprzęt i ograniczoną pamięć, zrozumiesz, że podjęcie tej drastycznej decyzji było koniecznością. Jakże często życie

Ruchy.indd 14Ruchy.indd 14 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 20: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

15

składa się właśnie z takich nieprzyjemnych chwil, radykal-nych momentów wyboru. Sądzę, że nie żywisz urazy i że wspólnie spędzone chwile pozwolą nam z nadzieją spoj-rzeć w przyszłość, Twój na zawsze, szczerze oddany

Tajemniczy Adorator

PSTak między Bogiem a prawdą, Twoje infantylne

marzenia, pozwolisz, że tutaj zacytuję: „skończyć studia, a potem być szczęśliwą jak każda porządna dziewczyna”, zaczynały działać mi na nerwy, co, myślę, jest prawdzi-wym powodem naszego rozstania. Ścieżkę dostępu na wszelki wypadek, pozwolisz, zachowuję.

Zakończywszy trudną rozmowę z cybernetycz-ną dziewczyną, Ślęk oddał się kultywowaniu zamiło-wań do informacji opatrzonych klauzulą „tylko dla abonentów w daleko posuniętej desperacji”.

Dobry dotyk

Nie doczekawszy się Parucha, na którego przecież wcale nie czekał, Dulda wypił kilka głęb-szych, które postawiły go do pionu, przyodział się w swój tajemniczy kombinezon ze specjalnym per-forowaniem w najbardziej zaskakujących miejscach, a następnie opuścił kwadrat, zostawiając w drzwiach kartkę informującą, iż udał się na wieczorny spacer z psem, co mijało się z prawdą o tyle, że psa nie

Ruchy.indd 15Ruchy.indd 15 2008-03-13 11:34:142008-03-13 11:34:14

Page 21: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

16

posiadał, i poszedł szukać szczęścia w pobliskim parku zwanym laskiem. Prawdę mówiąc, zamierzał szukać tam nie tyle szczęścia, co potwierdzenia pew-nych hipotez, które jakiś czas temu zalęgły mu się w głowie i od tej pory nie dawały spokoju.

Podejrzewał mianowicie, że to zarośnięte w stylu ogrodu angielskiego, kluczowe dla miastecz-ka miejsce tylko pozornie służy okolicznym miesz-kańcom jako przestrzeń rekreacji i zabaw ruchowych, a tak naprawdę, kiedy tylko zajdzie słońce, staje się jądrem ciemności, zaludnionym przez indywidua o nieokreślonych preferencjach, tarliskiem pełnym żądnych zwyrodniałych doznań zjaw, wrzodem na przestrzeni miejskiej, który domagał się natychmia-stowej społecznej interwencji. Było to zadanie dla niego.

Zaraz za stojącym obok kiosku Ruchu przy-stankiem, niedaleko pomalowanego byle jak przej-ścia dla pieszych, którego równie dobrze mogłoby w ogóle nie być, bo i tak nikt z niego nie korzystał, spostrzegł wyłom w otaczającym park niebiesko-bia-łym parkanie. Kierowany zwykłą ludzką ciekawoś-cią postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji i wejść doń nie, jak przyzwoitość nakazuje, wejściem głównym, ale tym właśnie otworem.

Przez stratowane chaszcze i krzaczyska dotarł prosto do jądra zieleni. U krańca wydeptanej niczym przez rannego nosorożca ścieżki tkwił zapadający się w południowe, błotne brzegi sadzawki samochód. Pojazd przypominający wielkiego żuka, któremu za-

Ruchy.indd 16Ruchy.indd 16 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 22: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

17

brakło sił, żeby dotoczyć kulkę gnoju do końca, miał wgnieciony zderzak, zdeformowaną maskę, jego przednią szybę pokrywała pajęczyna stłuczenia. Dul-da zbliżył się i zaglądnął przez boczną szybę do środ-ka. Nieoczekiwanie dla siebie zobaczył leżące tam bezwładnie ciało Parucha. Jego blada i zakrwawiona twarz spoczywała bez ruchu na dmuchanej poduszce. Denat był nagi jak go pan bóg stworzył, to znaczy pozostawał jedynie w slipach.

Tak więc się sprawy miały!Porządny i odpowiedzialny z pozoru człowiek,

który miał czelność tytułować się jego przyjacielem, okazał się zwykłym zboczeńcem, osobnikiem bez-troskim i nieodpowiedzialnym, który miast spotkać się, jak było zaplanowane, i poddać analizie wyima-ginowane widowisko piłkarskie w sposób przykład-ny i cywilizowany, podążył za mrocznym instynktem, za wynaturzonym głodem, który zaprowadził go jak na smyczy w miejsce, gdzie dochodziło do nietypo-wych propozycji i zachowań urągających normom ustanowionym przez przedstawicieli zdrowej tkanki społecznej.

Ach, moja osoba była więc tylko pretekstem do pokątnego zaspokojenia jego ukrytych pasji, ale sprawiedliwość, choć nierychliwa, dosięgła go swoją macką; są jednak w tych czasach zasady, za którymi stoją nieugięci funkcjonariusze aparatu egzekwują-cego, stary dobry świat nie zszedł całkiem na psy! – pieklił się nie bez zadowolenia Dulda.

Ruchy.indd 17Ruchy.indd 17 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 23: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

18

I choć sytuacja poraziła go swoją klarow-nością, ucieszył się z takiego rozwoju wypadków. Wszak właśnie tego wieczora miał zwierzyć się Paru-chowi z najcenniejszych sekretów, miał pokazać, że prawdziwa męska przyjaźń może być podparta czymś innym niźli tylko gołosłowiem i sztubackimi wygłu-pami, że jest coś więcej – za tym wszystkim kryje się tajemnica, której profan nie może zrozumieć, nie mówiąc o jej zgłębieniu.

Nagle też, nie wiedzieć czemu, do głowy przy-szła mu kolejna dziwna i śmieszna myśl: a gdyby tak wejść do samochodu i, powiedzmy, nie żeby od razu coś, ale po prostu sprawdzić twardość tego śmiesz-nego tulejkowatego fragmentu ciała – niby od nie-chcenia poddać rutynowej kontroli, ot, podnieść to i delikatnie zważyć w dłoni, zupełnie przypadkiem podrzucić, porównać, cmoknąć, zmiętolić i przejść z tym do porządku dziennego? Nie umiejąc zdecy-dować się na żaden odważny ruch, Dulda dreptał w miejscu, wpatrzony hipnotycznie w nagie zbocze Paruchowego krocza. Czuł trwogę i jednocześnie przyjemny dreszcz.

Gdzieś w alejce parkowej mignęła mu postać zwalistego cyklisty, który widać nie umiał uporać się z pojazdem i co rusz z niego spadał. Dulda za-szczycił tamtego chwilowym zainteresowaniem, po czym uznał za osobę poczytalną, ale pozostającą pod wpływem, i postanowił nie zwracać na niego uwagi, poświęcając się całkowicie rozpinaniu swego zapięte-go na szyfr kombinezonu, co też okazało się dużym

Ruchy.indd 18Ruchy.indd 18 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 24: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

19

błędem, ponieważ już po chwili dobrze zbudowany cyklista wymierzył mu siarczysty policzek i zarazem dużo mocniej poprawił wielką jak bochen pięścią.

Zapadając w mroczną czeluść, Dulda zdał so-bie jasno sprawę, że jest młodym i atrakcyjnym, żeby nie powiedzieć, całkiem przystojnym człowiekiem; za piękno, co zrozumiałe, płaci się wysoką grzywnę, jednak dlaczego właśnie teraz? W pół drogi do celu? Właśnie teraz, kiedy nadeszło jego długo oczekiwane pięć minut, ktoś jak na złość pchnął czas do przodu.

Dancing pośród kartofliska

Do zajmowanego przezeń stolika przysiadł się bez zaproszenia Ditko. Borda nie zwrócił na niego uwagi, świat przedstawiony latał mu kole kija. Plany, jakie hodował, nadzieje, jakie żywił w barakach szy-szynki, wszystko wzięło siarczyście w czachę. Jego opuchnięta twarz sprawiała wrażenie, jakby w trak-cie zaciętej samczej walki dostał z kopyta, co samo w sobie mogło podnieść jego męskość, wszak nie od parady mówi się, że blizny na twarzy mężczyzny są jak drogie klejnoty na palcach kobiety. Niestety, opuchlizna była wynikiem długotrwałej intoksykacji. Na środku parkietu w dobrze widocznej z tej per-spektywy dancingowej części lokalu jakaś przema-cerowana napojami wyskokowymi parka odstawiała godowe piruety.

Ruchy.indd 19Ruchy.indd 19 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 25: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

20

Mężczyzna podskakiwał raz na jednej, raz na drugiej nóżce, drapał się pod łopatkami, uderzał ła-pami w klatkę piersiową, rozkładał szeroko ramiona w wiele mówiącym geście „a skąd ja mam, kurwa, wiedzieć”, dumnie wysuwał do przodu podbródek, mierzwił włosy, po czym robił sobie staranny prze-działek, podnosił wysoko ręce i opuszczał je gwał-townie, zupełnie jakby usiłował kozłować gigantyczną piłką lekarską.

Kobiecina wydawała się nie reagować na ta-neczną ekspresję partnera. Niezainteresowana jego ruchami, zamknięta w sobie, zamyślona, tańczyła sztywno i bez zacięcia. Oszczędna w gestach, oddana nieśmiałym podrygom wirowała jak niezbyt dobrze rozkręcony kolorowy bączek, jakim zwykły bawić się podczas rodzinnych biesiad rozbrykane pędraki, do-prowadzając zebraną wokół stołu i rozkoszującą się trunkami starszyznę do czarnej rozpaczy.

Po pewnym czasie ruchy tancerza zmieni-ły charakter, zupełnie jakby on sam przeistoczył się w drapieżnika atakującego ofiarę – dłonie poruszały się jak nożyce, ramiona jak cepy, roztrzęsiony, roze-drgany symulował walkę z przeciwnikiem, z której, jak można było się domyślić, śledząc dramaturgię tańca, wychodził zwycięsko. Dreptał wkoło, wciąga-jąc i wypuszczając ze świstem powietrze, wydawał z siebie pomruki i chrząknięcia mające podnieść jego atrakcyjność w oczach partnerki. Jego twarz była czerwona z wysiłku, jaki wkładał w owe quasi-cyrko-we popisy.

Ruchy.indd 20Ruchy.indd 20 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 26: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

21

Ruchy kobieciny również uległy modyfikacji. Teraz była ponętną i atrakcyjną młodą kobietą, któ-ra po ciężkiej, wyczerpującej pracy zażywa prostych radości życia. Przewracając oczyma, dotykając koń-cem języka górnej wargi, próbowała nawiązać z roz-gniewanym partnerem mimiczny kontakt. Raz po raz podnosiła nabrzmiałe sekretem natury gruczoły, uwy-datniając ich wielkość i sympatyczne wykształcenie, po czym wolno okręcała się wokół swej osi, pozwalając mu zachwycać się własnym ładnie wyrzeźbionym wy-kończeniem. Jej sztywne, uniesione nad głową dłonie wykonywały sugestywne arabeski, które w dialekcie odczytywalnym na poziome komórkowym obiecywały pełnię miłosnego oddania, kusiły wybrańca gotowoś-cią uczynienia dla niego wszystkiego, a nawet czegoś więcej.

Mężczyzna, ulegając tajemniczej sile, jaka opanowała jego umysł, poprawił położenie w spod-niach narządu rodnego, ustawił go w ten sposób, by obudzona męskość prezentowała się z jak najlepszej strony. Kobiecina nie pozostała mu dłużna – widząc, że sprawy przybierają właściwy obrót, zaczęła tup-tać w miejscu, ocierając się delikatnie o jego pakuły. Grymas zadowolenia rozlał się deltą na jego twarzy, chwilę potem zaczął drapać się po całym ciele, syg-nalizując tym gestem opiekuńczość, poświęcenie i gotowość do finansowej opieki nad ewentualnym potomstwem, którego przyjściu na świat tak czy owak należało zapobiec. Ona, potrząsając w rytm muzyki plaskaczem, dawała znać, iż wypełniona jest

Ruchy.indd 21Ruchy.indd 21 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 27: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

22

macierzyńskimi uczuciami, a jej piersi gotowe są wy-pełnić się smacznym mlekiem.

Borda śledził ową odtwarzającą jakiś pradaw-ny rytuał scenę bez emocji. Na zmiętej, sfilcowanej twarzy nie pojawił się nawet cień zainteresowania rozgrywającym się przed jego oczyma równaniem, którego wynik był jednoznaczny.

Mężczyzna, pozostający najwyraźniej w stanie błogosławionym przez Bachusa, a będący przy tym w tak zwanej sile wieku, robił teraz takie wrażenie, jakby siła od niego odeszła i pozostała mu tylko spar-ciałość. Jego obarczona wielkim brzuszyskiem postać przywodziła na myśl nieporadny rysunek dziecka, które starało się przedstawić niezbyt wesołe przygo-dy ścioranego życiem ziemniaka.

Na kobiecinę nie warto było patrzeć. Tłusta paszcza pokryta grubą warstwą wyzywającej tapety przypominała pośmiertną maskę wykolejonej baletni-cy. Szeroki dekolt na czymś, co być może onegdaj stanowiło istotny element urody, opięte niczym skór-ka na parówce spodnie, wylewające się spod kusej koszulki zwaliste pokłady przerośniętej tkanki tłusz-czowej – wszystko to wcale nie dodawało sprawie należytej pikanterii.

Wytopiłby z niej niemało smalcu – pomyślał Borda z obrzydzeniem i choć jej skomasowane cielsko przypominało mu nieco samca parodiującego samicę, to z chwili na chwilę znajdował w zakamarkach gala-rety nieśmiało kiełkujące ziarno zdesperowanych my-śli, iż w warunkach sprzyjających, a podprogowych,

Ruchy.indd 22Ruchy.indd 22 2008-03-13 11:34:152008-03-13 11:34:15

Page 28: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

23

dopuściłby się na tym zagonie czynów niecnych, gier zdrożnych, jeżeli nawet nie dla kultywacji bezeceń-stwa, to ot tak, dla czystej sportowej rywalizacji.

Ditko, który przysiadł się nieproszony, równie nieproszony rozpoczął swoją opowieść:

– Posłuchaj...

Trzpiotka o trącących girach

Pewnego dnia, a byłem okrutnie na korzenną fizyczność zorientowany, w nadziei macerunku uda-łem się do jednej dobrze skonstruowanej sklepikarki, z tych, co to modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą – jakoś podejrzanie gęsto się do mnie uśmie-chała, żeby to był tylko taki sklepikarsko-reklamowy chwyt. Nie żebym do niej pukał z grubą tubą, o nie! Przyszedłem z pękiem przysłowiowych nowalijek, Ka-siu, a co u ciebie, ach, jaka ty dzisiaj jesteś taka jakaś, oj, oj, a może by tak, co? Kiedy? No co kiedy – dziś! Najpóźniej jutro!

Ona ochoczo przystała, coś chyba jakby na to czekała, że dnia pewnego – choć niewiadomego – lecz oczywistego – przyjdę i wejdę, okienko będzie otwarte, szczękoczułki rozwarte i będziemy się... hmm... tegować do białego rana, ech, pachniało mi to tegowanie jak sam nie wiem co!

Była to trzpiotka, jak już wspominałem, so-lidna w budowie, szeroko wykształcona, rozłożysta

Ruchy.indd 23Ruchy.indd 23 2008-03-13 11:34:162008-03-13 11:34:16

Page 29: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

24

– jakiż miała doborowy zad! Jak żyję, podobnego nie widziałem! Jakby ona z tym zadu plaskiem na człowieku siadła, ech, toby coś w człowieku pewni-kiem złamała, jak nie kości, to tuszę... Ciepluteńkie było z niej dziewuszysko, chętne, ponętne, robotne i energiczne, w krochmalu – na twarzy to miała pisa-ne – chciałaby się taplać, w kisielu walczyć o stadny prymat, budyniem jak borowiną leczniczo okładać, no, słowem, chciało się z nią założyć, tą, hmm, lokatę krótkoterminową – to jest... nie, żeby od razu na całe życie, ale jakieś szybkie pompki – a czemuż niby nie?

Podprowadzony tymi myślami udałem się z nimfą na miasto, coby jej chomąto mojego dygotu nasadzić. Ni stąd, ni zowąd przyjęcie się wywiązało w plombie człowieka, zdaje się, trzecioligowego ak-tora, co samo w sobie, rzecz jasna, napawało delikat-nym niesmakiem, choć, trzeba przyznać, środowisko zebrało się tam doborowe, a i samo miejsce trzymało fason.

Podczas rozwijającej się z wolna zabawy, któ-ra miała szansę przeistoczyć się w potańcówkę, nimfa podeszła do mnie, przy boku mym usiadła, trajkotać poczęła jak najęta: Poczekaj, najdroższy, poczekaj, już, już, jeszcze chwilka, a zajdziemy w pielesze i tam się obaczy, co by tu można. Jakby w przedsma-ku tego, co się tam zobaczy, wpiłem się łapczywie w jej rozwarte kleistym zaproszeniem usta i ślinić się namiętnie zaczęliśmy. Zdaje się, że moja baletni-ca wiedziała, jak w życiu się kręcić, żeby podkręcić

Ruchy.indd 24Ruchy.indd 24 2008-03-13 11:34:162008-03-13 11:34:16

Page 30: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

25

skalę szarości do fizycznego bólu, który objawiłby się halucynacją kolorów jak tęczą pod nieboskłonem puszki mózgowej, na podbiciu galarety, gdzie są te odpowiedzialne za takie doznania czułki. Dobrze!

Rozczuliłem się – kropelkowanie rozpoczęte! Jużem się po raz drugi narodził, jużem smółkę oddał, gdy nagle jakiś fetor, o boże – pleśń serowa, zbuk w najgorszej zatęchłej postaci. Cóż to, myślę sobie, czyżby aktorzyna babcine zwłoki, za której rentę wiedzie hulaszczy swój żywot, w tapczanie kitrał? Patrzę, nimfa moja siedzi wpół zgięta, jej zimne nóż-ki niewinnie podwinięte... Nagle prawda z całą swą brutalnością po pysku mnie zdzieliła – toż to jej rapy trącą! Jej rapy pod moją twarzą! To one!

Zaraz też w trakcie uścisków mimowolnie za-cząłem lustrować stan rzeczy i twarz moja podzieliła się na połowy, jedna lizu-lizu, chlastu-chlastu, a druga się z przerażeniem rapom przyglądała, zgorszona tym widokiem (paznokcie – eufemizm! – fioletem suto pociągnięte), bo wyglądać zaczęły jak ciepłe świńskie racice, a całość trąciła padliną. I już jakoś nie chcia-łem z nią tematów wiadomych poruszać, a o dzie-leniu łoża i patrzeniu, co by tu można, mowy nie mogło być żadnej, co tylko, to może dezynfekcja i deraty zacja.

Odór wytrącił broń z ręki Amora, czar prysł, gad schował głowę, badyl usechł, a cała jej misterna budowa wydała się nieprzyjemnie żółta i nieapetycz-na. Och, żeby się nimfie z objęć wyłuskać, myślałem. O możliwość ucieczki bogów błagałem, co trudnym

Ruchy.indd 25Ruchy.indd 25 2008-03-13 11:34:162008-03-13 11:34:16

Page 31: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

26

było, bo nimfa już zmiękła, już się maślana niczym ryba zrobiła, już by mnie na chałupę prowadziła, już – patrzę – rękę włożyła w zagięcia mego rozdroża, które w warunkach łoża nabrzmiałoby ciastem, lecz teraz ja marzyłem tylko – uciekać, uciekać!

Nie bacząc na nic, wstałem – rozstać się – po-rzucić w jednym momencie chciałem – drzwi z kopy-ta otworzyć musiałem i dalejże biec w czeluść, dalej, byle dalej, jak najdalej, nagle, o zgrozo, trzpiotka, ciągnąc za mną, krzyczeć zaczęła: Poczekaj! Słysza-łem stukot jej bucików o kocie łby. Poczekaj! My ra-zem! To jeszcze nie koniec przygody!

O nie!Młody byłem, głupi, lecz od tamtej pory do

serów pleśniowych i zimnych nóżek serca nie staje! Tu Ditko zakończył, czekając aplauzu i słów

zachęty do dalszego bajania, ale Bordzie nie w smak była ta kulinarna anegdotka, coś go gryzło, coś du-siło, tłamsiło, nie był on taki, jaki by był, gdyby jakiś był.

Dlaczego siedzi sam? Gdzie jego partnerka? Czyżby doszło do separacji? Czy to tylko symula-cja? Gdzie pies, gdzie bies, gdzie prawda pogrzeba-na? – spekulowano z niezwykłą ostrożnością w ku-luarach.

Ruchy.indd 26Ruchy.indd 26 2008-03-13 11:34:162008-03-13 11:34:16

Page 32: Ruchy - Sławomir Shuty - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym e-booksweb.pl.