riviera_sopot_18_2007

16
Rok II Nr 9(18) wrzesień 2007 Andrzej Stanisławski P róby do „Blaszanego bę- benka” rozpoczęły się w pierwszych dniach sierp- nia i potrwają dwa miesiące. W postać Jana Bromskiego wcie- li się Krystian Wieczorek, Małgo- rzata Brajner została powieścio- wą Agnes. Grzegorz Gzyl wystąpi w roli Matzeratha, zaś Oskarem zostanie Paweł Tomaszewski. Drugoplanowi aktorzy będą wy- stępowali w kilku rolach równo- cześnie. Uzupełnieniem składu aktorskiego będzie kilkunastu statystów. W tym celu 7 sierpnia przeprowadzono w teatrze cast- ing, wybierając grupę młodych kobiet i mężczyzn, oraz dzieci w wieku od 5 do 10 lat. Adam Nalepa zdaje sobie sprawę ze stojących przed nim trudności. Z jednej strony ma do czynienia z genialną powieścią Gdańsk obchodzi urodziny Güntera Grassa. Premiera „Blaszanego bębenka” w Teatrze Wybrzeże Oskar znowu zabębni w Gdańsku 6 października w Teatrze Wybrzeże odbędzie się premiera „Blaszanego bębenka, według powieści Güntera Grassa. W ten sposób Gdańsk uczci 80 rocznicę urodzin wielkiego pisarza, urodzonego we Wrzeszczu, w domu przy dzisiejszej ulicy Lelewela. Sceniczną adaptację powieści opracował zamieszkały na stałe w Niemczech znany reżyser, Adam Nalepa. On też jest reżyserem spektaklu. laureata nagrody Nobla, z całym zawartym w niej ogromem mate- riału epickiego, z drugiej napiera na niego znakomity film Schlo- endorffa, którego sceny z pew- nością będą przywoływane wy- obraźni premierowej publiczno- ści, która października wypełni salę Teatru Wybrzeże. Reżyser porównał sceniczną adaptację „Bębenka” do Panoramy Racła- wickiej. Sztuka powinna być taką „Panoramą”, ale zredukowaną do rozmiarów miniatury pędzla fla- mandzkiego mistrza. Nalepa nie chce widzieć na de- skach scenicznych epopei wojen- nej. To była wojna ubiegłego stu- lecia i nie to go w powieści Grassa interesuje. Dla niego najważniej- sza jest symbolika i groteskowość „Bębenka”. Spektakl ma być opar- ty na dwóch pierwszych częściach powieści i ma mieć odniesienie do współczesności. Człowiek współczesny unika odpowiedzial- ności, ucieka w swoją egoistyczną prywatność. Podobnie w świat wiecznego dziecka uciekał przed nazizmem i wojną grassowski Oskar. I to jest właśnie, zdaniem Nalepy, ów nieprzemijający mo- tyw, który łączy „Blaszany Bębe- nek” ze światem, w jakim żyją lu- dzie XXI wieku. >>więcej na s. 5 POMORZE NA WAKACJE >> s. 8–9 URODZINOWA ROZMOWA Z PRZEMKIEM MIARCZYŃSKI >> s. 16 fot. Wojtek Jakubowski /KFP Gunter Grass na ławeczce obok Oskara – bohatera „Blaszanego bębenka. 2.06.2003 ELEKTROCIEPŁOWNIE WYBRZEŻE W SECON LIFE >> s. 4

description

 

Transcript of riviera_sopot_18_2007

Page 1: riviera_sopot_18_2007

Rok II Nr 9(18) wrzesień 2007

Andrzej Stanisławski

Próby do „Blaszanego bę-benka” rozpoczęły się w pierwszych dniach sierp-

nia i potrwają dwa miesiące. W postać Jana Bromskiego wcie-li się Krystian Wieczorek, Małgo-rzata Brajner została powieścio-wą Agnes. Grzegorz Gzyl wystąpi w roli Matzeratha, zaś Oskarem zostanie Paweł Tomaszewski. Drugoplanowi aktorzy będą wy-stępowali w kilku rolach równo-cześnie. Uzupełnieniem składu aktorskiego będzie kilkunastu statystów. W tym celu 7 sierpnia przeprowadzono w teatrze cast-ing, wybierając grupę młodych kobiet i mężczyzn, oraz dzieci w wieku od 5 do 10 lat.

Adam Nalepa zdaje sobie sprawę ze stojących przed nim trudności. Z jednej strony ma do czynienia z genialną powieścią

Gdańsk obchodzi urodziny Güntera Grassa.

Premiera „Blaszanego bębenka” w Teatrze Wybrzeże

Oskar znowu zabębni w Gdańsku6 października w Teatrze Wybrzeże odbędzie się premiera „Blaszanego bębenka, według powieści Güntera Grassa. W ten sposób Gdańsk uczci 80 rocznicę urodzin wielkiego pisarza, urodzonego we Wrzeszczu, w domu przy dzisiejszej ulicy Lelewela. Sceniczną adaptację powieści opracował zamieszkały na stałe w Niemczech znany reżyser, Adam Nalepa. On też jest reżyserem spektaklu.

laureata nagrody Nobla, z całym zawartym w niej ogromem mate-riału epickiego, z drugiej napiera na niego znakomity fi lm Schlo-endorff a, którego sceny z pew-nością będą przywoływane wy-obraźni premierowej publiczno-ści, która października wypełni salę Teatru Wybrzeże. Reżyser porównał sceniczną adaptację „Bębenka” do Panoramy Racła-wickiej. Sztuka powinna być taką „Panoramą”, ale zredukowaną do rozmiarów miniatury pędzla fl a-mandzkiego mistrza.

Nalepa nie chce widzieć na de-skach scenicznych epopei wojen-nej. To była wojna ubiegłego stu-lecia i nie to go w powieści Grassa interesuje. Dla niego najważniej-sza jest symbolika i groteskowość „Bębenka”. Spektakl ma być opar-ty na dwóch pierwszych częściach powieści i ma mieć odniesienie do współczesności. Człowiek współczesny unika odpowiedzial-ności, ucieka w swoją egoistyczną prywatność. Podobnie w świat

wiecznego dziecka uciekał przed nazizmem i wojną grassowski Oskar. I to jest właśnie, zdaniem Nalepy, ów nieprzemijający mo-

tyw, który łączy „Blaszany Bębe-nek” ze światem, w jakim żyją lu-dzie XXI wieku.

>>więcej na s. 5

POMORZE

NAWAKACJE>> s. 8–9

URODZINOWA ROZMOWA Z PRZEMKIEM MIARCZYŃSKI>> s. 16

fot. W

ojtek

Jaku

bows

ki /K

FP

Gunter Grass na ławeczce obok Oskara – bohatera „Blaszanego bębenka. 2.06.2003

ELEKTROCIEPŁOWNIE WYBRZEŻE W SECON LIFE >> s. 4

Page 2: riviera_sopot_18_2007

2 kalendarium

31.08 – 2.09 Sopot Festival TVN 1.09 Międzynarodowy Konkurs o nagrodę Bursztynowego Słowika i Słowika

Publiczności Drugiego dnia festiwalowego odbędzie się Międzynarodowy Konkurs o nagrodę

Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. W pierwszej części konkursu zobaczymy pięciu polskich wykonawców wybranych decyzją widzów TVN i słuchaczy Radia ZET (Feel, Małgorzata Ostrowska, Sumptuastic, Szymon Wydra&Carpe Diem i Łukasz Zagrobelny). Szczęśliwcy rywalizować będą o uczestnictwo w finale Międzynarodowego Konkursu o nagrodę Bursztynowego Słowika. Reprezentanta Polski wybierze siedmioosobowe jury.

Druga część koncertu to Finał, podczas którego polski artysta zmierzy się z wybranymi wcześniej, przez Komisję Konkursową, artystami zagranicznymi. Będą to: Thierry Amiel (Francja), Sophie Elisse Bextor (Anglia), The Cloud Room (USA), Monrose (Niemcy), Emmanuel Moire (Francja) i September (Szwecja). O tym kto otrzyma statuetkę Bursztynowego Słowika ponownie zadecyduje jury. Laureata Słowika Publiczności wybiorą widzowie TVN. Na scenie pojawią się także zwycięzcy z lat ubiegłych – Doda (Słowik Publiczności 2005) i Stachursky (Słowik Publiczności 2006).

2.09 Gorączka Niedzielnej Nocy Podczas trzeciego dnia Festiwalu Operę ogarnie „Gorączka Niedzielnej Nocy“.

Na scenie pojawią się twórcy megahitów, najsłynniejsze gwiazdy amerykańskiego disco lat 70-tych: Gloria Gaynor, Village People, Hot Chocolate, Kool&The Gang, Sister Sledge. Muzycznym przewodnikiem po tamtych czasach będzie Kayah, która na tę okazję przygotuje wiele muzycznych niespodzianek.

30.08 – 2.09 g. 18.00, 20.30, „Śpiewniczek Upiornych Kantyczek” – Teatr Atelier 10.08 – 20 godz. Międzynarodowy Festiwal Fotografii „Transfotografia 2007” 1 – 30.09 „60 lat z Biblioteką. Rodzinne fotografie czytelniczych pokoleń.” konkurs

fotograficzny – MBP Filia 8 1.09 – 30.10 „Pippi Pończoszanka – Nasza Koleżanka” konkurs plastyczny dla dzieci 6-12 letnich

na ilustrację do książki A. Lindgren „Pippi Pończoszanka” – MBP Filia Nr 2 1.09 – 31.12 Galeria Zaczarowanego Ołówka – wystawa pokonkursowa prac plastycznych

pt. „Planeta szczęścia, czyli wszystko się może zdarzyć” – MBP Filia 7 1 – 2.09 Regaty o Puchar PHCA – SMRC 1 -23.09 „Sopot, Ulica Sztuki” wystawa prac artystów niepełnosprawnych

i profesjonalnych w ok. 30 punktach wystawienniczych w Sopocie 1 – 26.09 od g. 21:30 codziennie Orange Kino Letnie, SKT 1 – 30.09 wystawa plenerowa na molo „Rybacy sopoccy od średniowiecza do XXI w.” 1.09 g. 19.00 II Nocny Maraton Spinningu – Molo 1.09 g. 14.00 rugby Ogniwo Sopot – FOLC AZS W-wa 3.09 g. 17.00 Teatrzyk „Pacynka”, przedstawienie pt. „Jurata, królowa Bałtyku”,

Biblioteka Główna3.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 wernisaż wystawy fotografii Chrisa Niedenthala

„PracujeMY” w Dworku Sierakowskich 3.09 – 30.11 Książka z d(r)eszczykiem, czyli „Jesienny kiermasz taniej książki” MBP Filia

Nr 8 4.09 „Książka Na Piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 4.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Słoń”, reż. G. Van Sant, USA, 20036.09 g. 11.00 konferencja prasowa dot. ogólnopolskiej kampanii „Ciąża bez

alkoholu”.6.09 g. 18.00 Biesiada Literacka z Hanną Domańską – promocja najnowszej

książki pt. „Magiczny Sopot”, Sala Posiedzeń Rady Miasta w Sopocie 7.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 uroczyste otwarcie imprezy, koncert zespołu

„Uśmiech” – Dworek Sierakowskich 8.09 Festyn Organizacji Pozarządowych Na Molo – g. 12.00 – 15.00 piknik na

Molo 8.09 g. 18.00 Biesiada Literacka z Jackiem Pałkiewiczem, Sala Posiedzeń Rady

Miasta w Sopocie9 – 30.09 wystawa – Jacek Wojciechowski – retrospektywa – PGS11.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Jutro była wojna”, reż. J. Kara, ZSRR, 198711.09 „Książka na piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 13 – 29.09 wystawa Andrzeja Sadowskiego – Galeria Triada 15.09 „Rajdowy Puchar Prezydenta Sopotu o Puchar Lotosu” III – Automobilklub Orski 15.09 „Pali się” – Wagart – Opera Leśna 17.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 „Białe miasto” – wieczór poetycki Krzysztofa

Dowigiałło – Dworek Sierakowskich 18.09 „Książka na piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 18.09 g. 20.30 DKF Kurort, “Yesterday”, reż. R. Piwowarski, Polska, 198419.09 g. 17.00 Dyskusyjny Klub Książki – Biblioteka Główna19.09 g. 20.00 koncert zespołu Nalle (Szkocja), Dworek Sierakowskich 22.09 g. 14.00 Rugby: Ogniwo Sopot – Blachy Pruszyński Budowlani Łódź 22.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.30 koncert orkiestry „Vita Activa” – Urząd Miasta

Sopotu 23.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 17.00 aukcja prac w Dworku Sierakowskich 25.09 „Książka Na Piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 25.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Czterysta batów”, reż. F. Truffaut, Francja, 195928.09 Koncert Jubileuszowy 25-lecia PFK – Sopot, Wojciech Rajski – dyrygent,

Gerhard Oppitz – fortepian, g. 18:00, Opera Leśna 29 – 30.09 Mistrzostwa Polski w olimpijskiej klasie Tornado oraz regaty katamaranów

Open – zakończenie sezonu -UKS NAVIGO

każdy czwartek g. 18.00 Czwartkowy Wieczór Muzyczny w Dworku Sierakowskich

z regionu www.riviera24.pl

Andrzej Stanisławski

Ostatni rok zaowocował od-daniem do użytku trzech wysokościowców, również

na Przymorzu, przy ulicy Obroń-ców Wybrzeża. Zaś na najbliższe lata szykuje się prawdziwy wylęg wieżowców i to bardziej okazałych od istniejących. Już z początkiem 2008 roku we Wrzeszczu rozpo-cznie się budowa czterech wież, mających po 55 metrów wysoko-ści. Staną one na terenie byłej za-jezdni autobusowej przy ulicy Par-tyzantów, w bezpośrednim są-siedztwie „dolarowca”, z którym wspólnie będą tworzyły skupisko

Gdańsk. Ruszają kolejne inwestycje budowlane

Miasto na miarę XXI wiekuDo tej pory w stolicy Pomorza wysokie budynki można było policzyć na palcach. Pomijając wieże gotyckich kościołów i Ratusza Głównomiejskiego miasto „strzelało w niebo” sześcioma obiektami. Najstarszym był „Zieleniak” naprzeciw Dworca Głównego. Kolejnymi budynek Promoru, hotel Heveliusz, oraz tak zwany „dolarowiec” we Wrzeszczu, na rogu alei Grunwaldzkiej i ulicy Partyzantów. Wreszcie dwa budynki mieszkalne na Przymorzu, po 18 kondygnacji każdy.

wysokiej zabudowy w tej części miasta.

Prawdziwym przełomem w wizualnym wizerunku miasta stanie się BigBoyBulding przy ulicy Dąbrowszczaków na Przy-morzu. O planach tej budowy pisaliśmy już w lipcowym nu-merze „Riviery”. BigBoy ma być czwartym co do „wzrostu” bu-dynkiem w Polsce. Wymiary bę-dzie miał rzeczywiście imponu-jące: metry wysokości, kondygnacji. Niewiele ma mu ustępować Brama Wolności, która powstanie w miejscu obecnej zajezdni autobusowej przy ulicy Wałowej na Starym Mieście. Bramę będą tworzyły dwa budynki o nierównej wyso-kości: i metrów.

Na zakończenie trzeba jesz-cze wspomnieć o projekcie budo-wy hotelu na tysiąc łóżek przy deptaku prowadzącym od alei Jana Pawła II do mola na Zaspie. Hotel projektowany jest na – pięter i stał się już przyczyną sporu pomiędzy władzami mia-sta, a wojewodą pomorskim. Zdaniem wojewody w tym miej-scu może powstać co najwyżej muszla koncertowa. Radni Gdań-ska uważają jednak, że hotel oży-wi tę część miasta, przybliżając nadmorską plażę przede wszyst-kim mieszkańcom Zaspy i Przy-morza. Może też stać się on za-czątkiem zabudowy deptaka, prowadzącego od przystanków autobusowych przy ulicy Czarny Dwór do mola. Deptak ten, no-

szący prowizoryczną nazwę ulicy Plażowej, ma około kilometra długości. Z obu jego stron ciągną się rachityczne laski i łąki. Aż się prosi, aby asfaltową ścieżkę za-mienić w cienistą aleję, wzdłuż której powstałyby hotele, pensjo-naty, zakłady gastronomiczne i sklepy – coś na kształt Moncia-ka-bis.

Gdańsk nie ma do tej pory ekskluzywnego ośrodka nadmor-skiego na miarę Sopotu. Stogi są daleko, Brzeźno i Jelitkowo od czasów Wolnego Miasta niewiele się zmieniły (jeśli już to na gor-sze). Pas plaży z obu stron mola na Zaspie, oraz ulica Plażowa zda-ją się być idealnym miejscem na powstanie rozrywkowo-wypo-czynkowego fragmentu miasta.

Gdańsk

fot. k

mz

Już niedługo linia brzegowa Zatoki Gdańskiej zmieni się nie do poznania.

PiS wystartowałChoć data wcześniejszych

wyborów parlamentarnych jesz-cze nieustalona i nie wiadomo, czy na pewno do nich dojdzie, Prawo i Sprawiedliwość z rozma-chem rozpoczęła kampanię wy-borczą. W wielkim spędzie w ha-li Olivii uczestniczyło cztery ty-siące osób. Przemawiał wyciąg-nięty z lamusa były premier Jan Olszewski, minister Zyta Gilow-ska i sam premier Jarosław Ka-czyński, który zapowiedział, że IV Rzeczpospolita nie skapitulu-

je. Jak za czasów legendarnego I Krajowego Zjazdu Delegatów Solidarności jesienią roku, było wymachiwanie narodowy-mi fl agami, zbiorowe, odrobinę fałszywie odśpiewane hymnu i huczne oklaski. Gdy padało na-zwisko Donalda Tuska rozlegały się gwizdy. Jeśli dojdzie do wy-borów lokomotywą PiS ma być Jacek Kurski. Jego przeciwnikiem z PO będzie Donald Tusk, a jeśli zdecyduje się on kandydować w Warszawie, prezydent Sopotu Jacek Karnowski.

fot. k

mz

Dwaj panowie J.K., jeszcze z uśmiechami na twarzy

Będą pieniądze na zabytkiSto milionów złotych prze-

znaczył minister kultury i dzie-dzictwa narodowego na remonty i konserwację zabytków w Pol-sce. Znaczną część tej kwoty otrzyma województwo pomor-skie. Pieniądze w pierwszym rzę-dzie zostaną przeznaczone na ratowanie kościołów. Jest nadzie-

ja, że wreszcie zostaną odrestau-rowane okna w Bazylice Maria-ckiej w Gdańsku. Mają one po metrów wysokości i nie były remontowane od lat. Część środków zostanie przeznaczona na kościół Bożego Ciała, klasztor ojców Karmelitów, oraz kościoły św. Piotra i Pawła i uszkodzony podczas ubiegłorocznego pożaru kościół św. Katarzyny.

fot. k

mz

Gdańska starówka nocą przedstawia się imponująco, w dzień niestety nieco gorzej

Page 3: riviera_sopot_18_2007

3Nr 9(18) wrzesień 2007 z regionu

Adres redakcji:81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61tel. (058) [email protected]

Redaktor naczelny:Krzysztof Maria Załuskitel. 0 668 17 77 63

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61

Dział reklamy:[email protected]

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Asana na moloSpacerowicze, którzy o godzi-

nie rano wybiorą się na sopockie molo, mają okazję zaobserwować niezwykły widok. Na pomoście, pod okiem trzech nauczycielek, kilkanaście osób w różnym wieku ćwiczy jogę. Zajęcia odbywają się w każdą sobotę, jeśli tylko nie pada deszcz. Każdy kto ma ochotę może dołączyć do ćwiczących. Różne skłony i przechyły, nadają-

ce ciału rześkość na cały dzień, mają swoją nazwę asana, czyli po-witanie słońca. Zajęcia trwają trzy godziny, po nich uczestnicy kąpią się w morzu i idą na wspólne śnia-danie. W okresie jesienno-zimo-wym zajęcia będą się odbywały w Hali Tysiąclecia przy ulicy Haff -nera. Wszyscy wielbiciele jogi są mile widziani, a zajęcia nic nie kosztują, poza wysiłkiem związa-nym z rannym wstawaniem.

Sopot

Siódmy cud PolskiDziennik „Rzeczpospolita”

ogłosił konkurs na siedem cudów Polski. „Riviera”, jako pismo wy-chodzące w Sopocie i najbardziej z miastem tym związane, zachę-ca wszystkich naszych czytelni-ków do głosowania na sopockie molo. Chociaż pokiereszowane przez zimowe sztormy, jest ono symbolem miasta, rozpoznawal-nym nie tylko w Polsce. Jest też najdłuższym w Europie drewnia-

nym pomostem, wybiegającym w morze na ponad pół kilometra. W ciągu roku przez molo przewi-ja się około dwóch milionów osób. Jest to miejsce spotkań za-kochanych, tu każdego roku od-bywają dziesiątki imprez kultu-ralnych i sportowych. Również od Państwa zależy, czy nasze molo zostanie uznane za jeden z siedmiu cudów Polski. Głoso-wać można na stronie www. rzeczpospolita.pl/cuda Polski.

Autobusy na GrunwaldzkiejWiceprezydent Sopotu Paweł

Orłowski zdementował plotki gło-szące, że po wybudowaniu tunelu przy przejściu z ulicy Bohaterów Monte Cassino na molo autobusy komunikacji miejskiej nie będą mogły z ulicy Grunwaldzkiej przejeżdżać na ulicę Powstańców Warszawy. Okazuje się, że tunel

będzie miał prześwit centy-metrów, zaś autobusy miejskie mają wysokość około trzech me-trów. Pojazdy wyposażone w kli-matyzatory są nieco wyższe, ale i one zmieszczą się w tunelu. Tak więc nie ma obawy, że po ukoń-czeniu prac przy tunelu autobusy linii i będą musiały kurso-wać okrężnymi trasami, omijając okolice Mola i Gdand Hotelu.

Gwałt w biały dzień letni Grzegorz P. w biały

dzień zgwałcił -letnią dziew-czynę. Do zdarzenia doszło sierpnia na sopockiej plaży, na wysokości Grand Hotelu. Około godziny -ej P. wyniósł nie-przytomną i nie stawiającą opo-ru dziewczynę z jednej z pobli-skich dyskotek. Następnie odbył z nią akt płciowy na oczach dziesiątków plażowiczów. Ktoś

wezwał przez komórkę policję. Grzegorz P., którym okazał się były piłkarz Arki Gdynia, został zatrzymany. Obecnie biegli ba-dają, czy podejrzany nie zaapli-kował dziewczynie tzw. pigułki gwałtu, lub doprowadził ją do stanu bezbronności przy pomo-cy innego środka odurzającego. Grzegorzowi P. grozi do lat pozbawienia wolności.

Rocznica Sierpnia ’80 sierpnia, z okazji -ej

rocznicy rozpoczęcia strajku w Stoczni Gdańskiej na sopo-ckim „Monciaku” odbył się uliczny happening pod tytułem: „Tak było”. Przygotowały go ze-społy Teatru Off de Bicz i „Pla-my”. Spektakl, do którego aktorzy próbowali wciągnąć przygod-nych widzów miał ukazać życie codzienne w PRL, oraz początki strajku w sierpniu roku. Wśród „manifestantów” pojawili się m.in. wiceprezydent Gdańska Katarzyna Hall, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Janusz Śnia-dek oraz prezydenci Sopotu Jacek Karnowski i Paweł Orłowski.

Chmury nad Orlenem sierpnia minister gospodarki

Piotr Woźniak, prezydent miasta Paweł Adamowicz i prezes fi rmy Lotos Paweł Olechnowicz wmuro-wali akt erekcyjny w fundamenty najnowszej inwestycji gdańskiej rafi nerii. W budynku ma znaleźć pomieszczenie instalacja służąca odsiarczaniu oleju napędowego. Planowane zakończenie Inwestycji to maj roku. Zakłada się, że będzie to pierwsza z serii inwesty-cji, które sprawią, iż moc przero-bowa Lotosu wzrośnie z do , milionów ton ropy naft owej rocz-nie. Dla porównania płocka Petro-chemia przerabia milionów ton.

Tak więc możliwości produkcyjne obu polskich rafi nerii stałyby się porównywalne. Czy tak się stanie – nie wiadomo. Jak sygnalizuje „Gazeta Wyborcza” Orlen chciałby połknąć Lotos. Za takim rozwiąza-niem jest prezes koncernu Piotr Kownacki, oraz minister skarbu Wojciech Jasiński, rodowity miesz-kaniec Płocka. Fuzja Lotosu z po-tężniejszym partnerem oznaczała-by rezygnację z nowych inwestycji w Gdańsku, oraz likwidację nie-których działów. Przeciwko takie-mu rozwiązaniu ostro protestują pomorscy samorządowcy z mar-szałkiem Janem Kozłowskim i pre-zydentem Gdańska Pawłem Ada-mowiczem na czele.

Nowa siedziba NFZDyrekcja Pomorskiego Naro-

dowego Funduszu Zdrowia opuś-ciła dawną siedzibę na Głównym Mieście, przy ulicy Podwale Sta-romiejskie. Budynek okazał się za ciasny dla ponad urzędni-ków. Kłopoty mieli również zmo-toryzowani klienci, gdyż w tej okolicy stale brakuje miejsc par-kingowych. Nowa siedziba NFZ znajduje się u zbiegu ulic Kli-

nicznej i Marynarki Polskiej. Miejsce niezbyt reprezentacyjne, za to wygodne dla interesantów. W najbliższym sąsiedztwie znaj-dują się przystanki tramwajowe, blisko jest też od przystanku SKM Gdańsk-Politechnika. Bu-dynek przy Podwalu Staromiej-skim chce kupić fi rma z Warsza-wy. Cena wyniesie około , mi-lionów złotych.

Westerplatte bez czołguCzołg T-, zdobiący Wester-

platte zostanie przeniesiony do Lubuskiego Muzeum Wojskowe-go w Drzonowie. Czołg ten nie miał nic wspólnego ani z Wester-platte, ani z I Brygadą Pancerną im. Obrońców Westerplatte.

Ściągnięty z pola bitwy pod No-wym Dworem, stał w składnicy zużytego sprzętu wojskowego. W roku , z okazji wizyty w Gdańsku Nikity Chruszczowa został ustawiony na Westerplatte jako symbol braterstwa broni polsko – radzieckiej.

Gdańsk

Gdynia Pamiętnik Fotograficzny GdyniUrząd Miasta Gdyni ogłosił

konkurs fotografi czny mający ukazać przemiany społeczno-kul-turalne, życie codzienne, archi-tekturę, oraz pejzaż miejski Gdy-ni. Konkurs jest otwarty, dostępny zarówno dla zawodowców, jak amatorów. Zdjęcia powinny być dokonane w roku , lub . Jego celem jest promocja fotogra-fów, zarówno tych znanych, jak początkujących. Nagrodzone i wy-różnione zdjęcia będą publikowa-ne w katalogu „Pamiętnik Foto-grafi czny Gdyni”. Prace oceni jury w składzie: Joanna Zastróżna,

Dagmara Płaza-Opacka, Maciej Kosycarz, Witold Węgrzyn i Jerzy Zając. Łączna pula nagród wynosi tysięcy złotych. Termin nadsy-łania prac upływa grudnia tego roku. Fotografi e należy nadsyłać na adres: Urząd Miasta Gdyni – Biuro Prezydenta, aleja Marszałka Piłsudskiego /, - Gdy-nia z dopiskiem „Kunkurs Foto-grafi czny Gdynia – tradycyjnie nowoczesna”. Rozwiązanie kon-kursu nastąpi stycznia przy-szłego roku. Jest to już druga edy-cja konkursu, w ubiegłym roku o nagrody ubiegało się auto-rów z kraju i zagranicy, którzy nadesłali łącznie prac.

32 Złoty LewNa sześć dni, od do wrześ-

nia, Gdynia zostanie stolicą pol-skiego fi lmu. Po raz odbędzie się tu Festiwal Filmów Fabular-nych, a zwycięzca konkursu otrzy-ma w nagrodę Złotego Lwa. Festi-wal otworzy fi lm Andrzeja Wajdy „Katyń”, który będzie jednak wy-

świetlany poza konkursem. O Zło-tego Lwa walczyć będą, między in-nymi, dzieła takich twórców jak Andrzej Barański, Jacek Bromski, Robert Gliński, Dorota Kędzierska, Lech Majewski, Jerzy Stuhr. Cen-trum konkursowe będzie się znaj-dowało w kinie Silver Screen przy Skwerze Kościuszki.

Właściciel zniknął, smród zostałFirma chemiczna Gras-Oil

działała na terenie byłej Fabryki Farb i Lakierów w Gdyni Dąbro-wie. Przed paru laty podzieliła ona los państwowego poprzedni-ka i została postawiona w stan upadłości. Właściciele się ulotnili, a majątek fi rmy został zajęty przez komornika. Na terenie zakładu pozostało podziemnych zbior-ników wypełnionych chemikalia-mi. Od czasu do czasu na gdyń-skie osiedla zalatują stamtąd nie-zbyt przyjemne zapachy. W oba-wie przed katastrofą ekologiczną

mieszkańcy zgłosili zażalenie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, oraz do prokuratury. Zlecona przez Urząd Miasta ekspertyza nie wykazała bezpośredniego zagrożenia. Tym niemniej chemikalia trzeba usu-nąć. Utylizacja będzie kosztowała około tysięcy złotych. Za opróżnione zbiorniki można otrzymać około tysięcy. Pyta-nie, kto ma uiścić resztę należno-ści. Powinien były właściciel. Ale skoro uciekł, pozostawiając po sobie tylko smród, pewnie zapła-cić będzie musiało miasto z po-datków jego obywateli.

Kubeł zimnej wody na amstaffa sierpnia w Gdyni o mało nie

doszło do tragedii, której przyczy-ną byłby pies rasy amstaff . W mieszkaniu przy ulicy Zwycię-stwa trzej przyjaciele popijali wino, a pies wylegiwał się na dy-wanie. Z jemu tylko wiadomych powodów amstaff nagle zaatako-wał jednego z mężczyzn. Z pogry-zionymi nogami, rękami, szyją

i twarzą, w stanie ciężkim trafi ł on do szpitala Akademii Medycz-nej w Gdańsku. Pies pastwił się nad swą ofi arą, ignorując swego pana, który na próżno usiłował go odgonić. Dopiero kubeł zimnej wody poskutkował. Weterynarz, po zbadaniu amstaff a stwierdził, że nie był on chory na wściekli-znę. Sprawą zajął się gdyński pro-kurator. Sądzony będzie oczywi-ście właściciel, a nie pies.

W drugiej połowie września gdyński Silver Screen gościć będzie największych twórców polskiego kina

fot. k

mz

fot. k

mz

Na placu Konstytucji Trzeciego Maja do żuka ustawiła się kolejki jak za PRL-u

Porządku strzegli jak zawsze pogodni funkcjona-riusze Milicji Obywatelskiej

fot. k

mz

Czy sopockie molo będzie jednym z siedmiu cudów Polski?

Page 4: riviera_sopot_18_2007

4 fotorelacja www.riviera24.pl

Konrad Franke

sierpnia mieszkańcy Trój-miasta byli uczestnikami nieco-dziennego widowiska, które za-fundowały im Elektrocieplownie Wybrzeże. Domyślam się, że nie była to data przypadkowa…

sierpnia jest świętem ener-getyków, zatem w tym dniu w naturalny sposób możemy za-deklarować, że „nasza misja to energia”. W każdym z nas jest energia i ciepłe emocje, nikt nie zaprzeczy, że energia jest wszech-obecna. I właśnie jej uniwersalny wymiar – energię żywiołów i na-de wszystko energię życia prag-

Rozmowa ze Swietłaną Reszka – rzecznikiem prasowym Elektrociepłowni Wybrzeże S.A.,

a jednocześnie pomysłodawcą imprezy plenerowej „Nasza misja to energia”.

Niecodzienna promocja firmy codziennego użytku

nęliśmy uhonorować w tym wi-dowisku. I podzielić się nią z mieszkańcami Trójmiasta.

Dlaczego koncert i pokazy la-serów odbyły się właśnie na Oło-wiance?

Ołowianka to miejsce dla nas bardzo szczególne. Budynek, w którym obecnie ma swoją sie-dzibę Polska Filharmonia Bałty-cka im. Fryderyka Chopina, przez lat funkcjonował jako elektrownia. Dziś służy miesz-kańcom w inny sposób – w daw-nej hali turbin rozbrzmiewa muzyka. Z Ołowianką łączą się też wydarzenia poprzedzające widowisko „Nasza misja to energia”: ekspozycja wirnika pierwszej turbiny AEG MW zainstalowanej w roku oraz

wernisaż wystawy „Absolutnie na zewnątrz”, której sponsorem są Elektrociepłownie Wybrzeże S.A. Wystawa jest częścią festi-walu Transfotografia, który od-bywa się w Trójmieście. Granice i ich przekraczanie – to idea fe-stiwalu. Przykładem przekra-czania granic jest adaptacja przemysłowej budowli elektro-ciepłowni na centrum kultury, siedzibę Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. W taką metaforykę wpisuje się również kolejne przedsięwzięcie Elektrociepłow-ni Wybrzeże S.A. – realizowana we współpracy z Miastem Gdańsk oraz Urzędem Marszał-kowskim budowa kładki przez Motławę. W sensie przenośnym to również przekraczanie grani-

gii i ciepła. Pragniemy podtrzy-mywać pozytywne relacje z od-biorcami naszych produktów. Jako spółka położona w środku miasta czujemy się też szczegól-nie zobowiązani do działań na rzecz społeczności.

Czy możemy oczekiwać, że koncerty organizowane przez Elektrociepłownie Wybrzeże S.A. wpiszą się na stałe w krajobraz kulturalny Trójmiasta?

Firma od lat jest mecenasem kultury, patronem wielu wyda-

rzeń, przede wszystkim związa-nych z fi lharmonią na Ołowian-ce, ale również tych skierowa-nych do szerszego odbiorcy. Uważam, że taka formuła pielęg-nowania więzi z mieszkańcami jest zarazem bardzo efektowna i efektywna.

Czy imprezy plenerowe to jedy-na niekonwencjonalna propozycja Elektrociepłowni Wybrzeże?

Poza nimi wspomniany stały patronat nad PFB, rewitalizacja Zielonego Parku, wspieranie sportu niepełnosprawnych… To tylko niektóre przejawy odpowie-dzialności społecznej spółki, dzia-łającej w ramach międzynarodo-

cy, jaką jest przepływająca przez serce miasta Motława.

Była to już druga tego rodzaju impreza, poprzednia – przypomnij-my – miała miejsce rok temu w Sopo-cie. Dlaczego zdecydowała się pani na tego rodzaju promocję fi rmy?

Ubiegłoroczne wydarzenie „Jasne, że ciepło” i tegoroczne „Nasza misja to energia” już po-przez swoje tytuły wskazują na specyfi kę działalności ich funda-tora oraz na pozytywne skojarze-nia, jakie wywołuje mariaż ener-

wej Grupy EDF. Chciałabym w tym miejscu wspomnieć o naszej naj-nowszej, nieco „lżejszej” propozy-cji. Chodzi o debiut spółki w wir-tualnym świecie, tzw. Second Life. Jako forma promocji jest to po-mysł niewątpliwie śmiały i nowa-torski. Skoro jednak granice się zacierają, my również postanowi-liśmy tą drogą podążyć. W ten sposób będziemy mogli ogrzewać cały świat. W Second Life, choć to świat wirtualny, obecni są przecież prawdziwi ludzie. A oni też z pew-nością potrzebują ciepła. Tym bardziej, że w naszym zmiennym klimacie nigdy nie wiadomo, kie-dy zrobi się naprawdę zimno.

Gdańsk. Ostatni seans w Neptunie

To kino się Oskar nazywa nych pokazów w DKF-ach. Czyż trzeba wyliczać po drugie i po trzecie?

Szlachetny honorowy Danzi-ga, gdym do niego podszedł z taką propozycją podczas którejś z uroczystych konferencji w tym kinie, nie tylko się zgodził, ale łaskawie dodał, że można sko-rzystać z którejś z jego grafi k. Czemu nie? Jeszcze wtedy nie

ujawnił, że w esesie służył, wszystko było ok.

Musiałem honor Danziga rato-wać, bo paru patriotom we łbach zaszumiało, zaparli się i wrzasnęli: Nie! „Leningrad” w Danzigu, to być nie może! Po naszym trupie! Nie chcąc dopuścić do takiego ubytku masy patriotycznej, zasu-gerowałem: skoro nie Leningrad, to niech Oskar będzie. W końcu są

powody. W złym momencie mu-siałem to podsunąć, bo teraz jest „Neptun”, a Neptunów w tym mie-ście jak psów, trudno odróżnić jednego od drugiego. Już niedługo, obiekt sprzedany, szacowny relikt starej epoki nie miał najmniej-szych szans w konkurencji z kultu-rą kukurydzy, pepsi i sprajta. Rzecz przesądzona, obserwujemy ostat-nie podrygi kolosa.

Wtedy było za wcześnie, dzi-siaj za późno. Ale nie martwcie się. Uchylmy czas. Niech na ten ostatni seans w największej sali kinowej w Polsce pokażą Blasza-nego, największy fi lm o mieście i największe dzieło Schlöndorff a, według największej powieści ho-norowego obywatela, który kon-trowersyjny okazał się nie tylko w swoim rodzinnym mieście, ale

także poza nim, tak w Polsce jak i w Niemczech. Nie widzę innego wyjścia. I niech przynajmniej wtedy to kino się Oskar nazywa, na tę nostalgiczną i świętą chwi-lę. I niech na to zaproszą samego Grassa, Schlöndorff a, Davida Bennenta, który po Oskarku dłu-go rosnąć nie chciał, ale w końcu natura wzięła górę, niech zapro-szą Daniela Olbrychskiego i wę-gorza w końskim łbie, koniecz-nie. I wszystkich z załogi, kto tam jeszcze przy zdrowiu i życiu.

Nie sądzę, by którakolwiek z przyzwoitych fi rm nie otworzyła kasy na tak wielką okazję. Choć osobiście żałuję, że to stypa. Wo-lałbym, żeby się co urodziło, ale teraz tylko kinobunkrowce się rodzą. Nawet na kamieniu.

Jacek Łaszcz

To kino się „Oskar” nazywa! Mogło tak być. Wszelkie powody istniały. Po pierw-

sze, tam właśnie odbyła się uro-czysta premiera Blaszanego bę-benka, po wielu latach nieofi cjal-

fot. M

Arek

Preś

fot. M

Arek

Preś

fot. M

Arek

Preś

fot. M

Arek

Preś

fot. E

C Wyb

rzeż

e

Page 5: riviera_sopot_18_2007

Nr 9(18) wrzesień 2007 gdański jubileusz 5

Trzydniowa konferencja naukowa (4-6 październi-ka) na Uniwersytecie

Gdańskim Literatura – Sztuka – Polityka z udziałem wybitnych znawców twórczości Güntera Grassa z całej Europy, prezenta-cja przewodnika Gdańsk we-dług Güntera Grassa oraz Ka-lendarza Grassowskiego na rok 2008, wernisaż wystawy Między symbolem a rzeczywistością w Zielonej Bramie, w trakcie której po raz pierwszy podzi-

Gdańsk obchodzi 80 urodziny Güntera Grassa

„Fot. Kosycarz -niezwykłe zwykłe zdjęcia” to ponad 60 lat historii na zdjęciach ojca i syna, czyli Zbigniewa i Macieja Kosycarzy. Historii związanej z Gdańskiem, Gdynią, Sopotem i Pomorzem. Fotografie pokazują nie tylko wielkie i znane wydarzenia, ale głównie życie codzienne ludzi, ich stroje, zabawę, pracę, a także miejsca, które tak się zmieniły w ciągu lat, że gdyby nie podpisy pod zdjęciami, to trudno byłoby je rozpoznać. Wiele fotografii ogląda się z uśmiechem na twarzy, ale nie brakuje też takich wywołujących zadumę. Na pewno sporo sytuacji i zdarzeń przedstawionych na stronach tego albumu jest częścią naszych wspomnień z minionych lat.

Album można zamówić drogą wysyłkową poprzez stronęagencji KFP: www.kfp.pl. Można kupić go również w trójmiejskich księgarniach.» cena detaliczna 59 zł.» cena sprzedaży wysyłkowej 50 zł.

„Wygnanie z Arkadii” Stanisława Zału-skiego to książka o ostatnich latach pol-skiego dworu, o likwidacji ziemiaństwa jako warstwy społecznej, która przez pra-wie tysiąc lat odgrywała dominującą rolę w życiu kraju. W formie wspomnieniowo-anegdotycznej autor opowiada o zwycza-jach, zaletach i przywarach tego środowi-ska w okresie przedwojennym. Następnie przechodzi do okupacji niemieckiej, aby zakończyć opowieść dramatycznym zde-rzeniem ziemiaństwa z zalewająca Polskę nawałą sowiecką i zadekretowaną przez Stalina reformą rolną.

Książkę można nabyć w sopockim Krzywym Domku w księgarni Książka Dla Ciebie lub zamówić telefonicznie pod nr. 0501 495 553. Cena 35 złotych.

wiać będzie można nowo ofiaro-wane Gdańskowi prace graficz-ne i rzeźbiarskie laureata Na-grody Nobla, to tylko niektóre z wydarzeń dostępnych szero-kiej publiczności z okazji 80 uro-dzin, które w swym rodzinnym mieście będzie obchodził jeden z najwybitniejszych współczes-nych pisarzy. Wcześniej jeszcze publiczne czytanie fragmentów Przy obieraniu cebuli w Ratuszu Starego Miasta, ostatniej powie-ści Grassa, której polskie wyda-

nie zbiegnie się z obchodami urodzin w Gdańsku.

W Kościele św. Jana, paź-dziernika, artyści pod kierun-kiem Mikołaja Trzaski, kompo-zytora muzycznej dedykacji i jednocześnie lidera zespołu-or-kiestry powołanej do życia na tę artystyczną okazję w składzie: Przemek Dyjakowski – saksofo-ny, Tomasz Zietek – trąbka, Wac-ław Zimpel – klarnet, klarnet basowy, Mikołaj Trzaska – sak-sofony, klarnet basowy, Paweł

Nowicki – wibrafon, marimba, Marcin Dymiter – gtara i elek-tronika, Adam Witkowski – lap-top, Olo Walicki – kontrabas, Michał Gos – perkusja, Kuba Staruszkiewicz – perkusja, per-kusjonalia, Johannes Bauer – pu-zon, Johannes Frisch – kontrabas zagrają Koncert dla Grassa. To multimedialne wydarzenie wizu-alizacjami oprawi Robert Ru-mas.

Na zakończenie urodzinowych obchodów października w Tea-

trze Wybrzeże odbędzie się świa-towa premiera spektaklu opartego na powieści Güntera Grassa „Bla-szany bębenek”. Reżyserem sztuki i autorem adaptacji teatralnej jest mieszkający od lat w Niem-czech Adam Nalepa.

Spodziewać się można, że punktem kulminacyjnym pobytu G. Grassa w Gdańsku stanie się

publiczna debata Przyszłość pol-skiej i niemieckiej pamięci dla nowej Europy, w której udział za-deklarowali między innymi byli prezydenci Polski i Niemiec: Lech Wałęsa i Richard von Weiz-sacker.

Materiały Urzędu Miasta Gdańskfot

. Wojc

iech S

trozy

k / KF

P

Wystawa w oddziale Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Pałacu Opatów w Oliwie. „Siedem kumaków” Güntera Grassa, akwaforta, 1992 r.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Finisaż wystawy grafik i rzeźb Güntera Grassa „Cień” w Ratuszu Staromiejskim. 16.06.2005 r.

fot. W

ojtek

Jaku

bows

ki /K

FP

Wizyta Günter Grassa w Gdańsku. 14.06.2005 r.

Page 6: riviera_sopot_18_2007

Amatorzy lusterekOkoło -ej nad ranem

sierpnia komisariat Policji na Przymorzu otrzymał sygnał, że na Zaspie, przy ulicy Żwirki i Wi-gury kręcą się przy samochodach podejrzani mężczyźni. Wysłany patrol zatrzymał -letniego Se-bastiana D. z gminy Czersk. W reklamówce miał on kilkana-ście lusterek samochodowych. Kolejne reklamówki z lusterkami leżały w krzakach. W sumie sztuk. Policja poszukuje dru-giego złodzieja, który widząc nadjeżdżający radiowóz zdołał uciec. Wkłady do lusterek przed-stawiają znaczną wartość. Ich

cena waha się od do złotych.

kronika policyjna6 www.riviera24.pl

Bogdan Rudłowski

W ten sierpniowy wieczór roku nad Sopotem wisiały ciężkie, granatowe chmury. Od-wołano rozgrywki na kortach te-nisowych. Pod znakiem zapyta-nia stał koncert arii i uwertur Richarda Wagnera w Operze Leś-nej. W obawie przed nagłą ulewą kuracjusze rezygnowali ze space-ru po Molo.

Mężczyzna o szpakowatych skroniach, ale młodzieńczej jesz-cze sylwetce, zajął stolik w sali restauracyjnej hotelu Wermin-hoff . Jego nazwisko nie fi gurowa-ło na liście hotelowych gości, ani tu, ani w żadnym z innych sopo-ckich kurhausów. Nie widywano go także w kręgach wypoczywa-jących nad morzem polskich elit. Mężczyzna zamówił zupę i rozło-żył przed sobą „Gazetę Gdańską”. Artykuł na pierwszej stronie in-formował, że lipca były nad-burmistrz Sopotu dr Erich Laue został znaleziony martwy w celi więziennej, gdzie przebywał od chwili aresztowania, po zdefrau-dowaniu ogromnej kwoty prze-znaczonej na budowę Kasina Ho-tel. Dr Laue, który przed laty sku-

Sopockie opowieści

Arsène Lupin w Weltbadzie

Wpadka dilera sierpnia funkcjonariusze

Policji w Gdańsku zatrzymali -letniego Tomasza K. przy sobie miał gram marihuany, a w mieszkaniu porcji tego samego narkotyku, wagę elektro-niczną i woreczki strunowe. Na-tomiast w użytkowanym przez niego garażu znajdowało się jesz-cze około , kg suszu narkotyko-

wego. Wszystko to było warte około tysięcy złotych. Zawód dilera był dla Tomasza K. już drugim sposobem zarabiania pieniędzy. Wcześniej zajmował się kradzieżą samochodów, za co był aresztowany i skazany. Obec-nie będzie więc odpowiadał jako recydywista. Grozi mu kara do lat więzienia.

Rekordowe zaufanie obywateliJak wynika z sondażu CBOS,

aż procent Polaków uznaje Po-licję za instytucję godną zaufa-nia. Negatywnie jej pracę oceniło jedynie proc. badanych. To najlepszy wynik, jaki tej formacji udało się uzyskać od początku istnienia, czyli od lipca roku. W momencie powoływania policji zaufanie do jej funkcjona-riuszy deklarowało procent respondentów. Obecnie policja zajmuje pierwsze miejsce wśród instytucji państwowych i piąte w klasyfi kacji ogólnej. Wyprze-

dzają ją jedynie media: TVP ( %), Polsat ( %), TVN ( %) i Polskie Radio ( %). Stróże porządku zdystansowali m.in.: władze lokalne ( %), Wojsko Polskie ( %), Kościół Katolicki ( %), prokuraturę ( %), sądy ( %), a także IPN ( %), prezydenta ( %), Senat ( %) i Sejm ( %). Na tak do-bry wynik złożyły się zdaniem badanych profesjonalna, sku-teczna i przyjazna obecność w życiu społeczeństwa, apoli-tyczność oraz walka z korupcją i innymi patologiami we włas-nych szeregach.

Chcieli wyłudzić kredytNie udała się próba wyłudze-

nia tysięcy w jednym z banków we Wrzeszczu. -letni Stanisław K. usiłował otrzymać kredyt po-sługując się sfałszowanym za-świadczeniem o zatrudnieniu. Policja zatrzymała go przed ban-kiem, kiedy czekał na wypłatę

pieniędzy. Aresztowany został także jego kolega, -letni Marek K. W samochodzie obu mężczyzn funkcjonariusze znaleźli fałszywe zaświadczenia o zarobkach, pie-czątki, dowód osobisty trzeciej osoby, a także sfałszowaną ksią-żeczkę wojskową. Niefortunnym amatorom bankowej gotówki gro-zi do lat pozbawienia wolności.

Aresztowanie bandytyW autobusie linii na ulicy

Matemblewskiej -letni Sławo-mir B. z Pucka zaatakował -letniego gdańszczanina. Uderzył go kilkakrotnie w głowę i groził, że go zabije, jeśli nie dostanie pieniędzy. Napadnięty oddał bandycie to co miał, czyli płyty

CD z fi lmami. Następnie zgłosił się na policję, informując o napa-dzie i podając rysopis napastni-ka. Sławomir B. został zatrzyma-ny we Wrzeszczu. Okazało się, że był już karany za włamania i kra-dzieże. Będzie odpowiadał z pa-ragrafu, według którego może otrzymać nawet lat więzienia.

Damski bokser-letnia kobieta chciała wy-

jechać ze działki w ogródkach na Złotej Karczmie. Jej samochód był jednak zastawiony przez for-da escorta -letniego przybysza ze Świdwina. Gdy kobieta popro-siła o przestawienie pojazdu, mężczyzna zaczął ją wyzywać. Kobieta schroniła się w swoim wozie, ale niewiele to pomogło. Świdwinianin najpierw stłukł lu-sterko w jej samochodzie, a na-

stępnie zbił szybę, wyciągnął właścicielkę pojazdu na zewnątrz i pobił. Po czym uciekł, pozosta-wiając swój samochód. Z ogólny-mi potłuczeniami i pękniętymi dwoma żebrami kobieta znalazła się w szpitalu. Zawiadomieni o zdarzeniu policjanci zaczaili się przy samochodzie napastnika i po dwóch godzinach zdołali go zatrzymać. Mężczyzna miał we krwi , promila alkoholu.

Hydraulicy na nibyDo mieszkania starszej kobie-

ty w Oliwie zadzwoniło dwoje młodych ludzi. Przedstawili się jako pracownicy administracji poszukujący źródła przecieku wody w lokalu piętro niżej. Sprawdzali zawory, telefonowali gdzieś, wreszcie kazali właści-cielce mieszkania nalać wody do wanny, a jej koleżance, która ją w tym czasie odwiedziła, obejrzeć

rury w kuchni. Gdy para „hy-draulików” zakończyła oględzi-ny, starsza pani zauważyła brak kasetki z biżuterią. Wezwanej policji nie pozostało nic innego jak sporządzić ich portrety pa-mięciowe, oraz po raz setny ostrzec wszystkich starszych lu-dzi, aby nie wpuszczali obcych do domu, przynajmniej bez sprawdzenia ich legitymacji służ-bowych.

tecznie zabiegał o poparcie Senatu Wolnego Miasta Gdańska celem otwarcia kasyna gry, a potem do-prowadził do otwarcia nowego obiektu, popełnił samobójstwo przez powieszenie.

Z lektury wyrwał mężczyznę opasany, sięgającym niemal do kostek fartuchem, kelner. Na sto-le stanęła parująca zupą waza.

– Drobiowa. Taka, jaką sza-nowny pan zamówił.. Nagotowa-na z kury i nóżek cielęcych.

Mężczyzna w milczeniu skło-nił głowę i zabrał się do jedzenia. Równocześnie obserwował długi stół w przeciwległej części sali, wokół którego zasiadło liczne to-warzystwo pań i panów. Dłonie i szyje dam błyskały biżuterią, panowie również sprawiali wra-żenie ludzi zamożnych i dystyn-gowanych. Mężczyzna skończył posiłek, odsunął talerz i gestem przywołał kelnera.

– Kim są te osoby? – zapytał wciskając w dłoń garsona dzie-sięć guldenów.

– To sławni artyści z Berlina – kelner dyskretnie schował banknot do kieszonki kamizelki. – Mają dziś śpiewać w Operze Leśnej.

– O ile nie będzie burzy. – Nie będzie – kelner spojrzał

w kierunku okna. – Już się prze-jaśnia. Szanowny pan zechce

zjeść drugie danie? Poleciłbym zraziki cielęce z majerankiem, nadziewane farszem z tartej buł-ki, jajek, kopru i pietruszki. Do tego mizeria z ogórków i mar-chewka z groszkiem.

– Znakomicie. – Mężczyzna ponownie zasłonił się gazetą. „Arsène Lupin znów w Soppotach” – ostrzegał tytuł kolejnego artyku-łu. „Wśród gości Weltbadu znów jest nieuchwytny złodziej-gentle-man, przyrównywany do sławnego Arsène Lupina, ponieważ okrada-jąc damy z biżuterii i cennych klej-notów, pozostawia zawsze coś z owych precjozów, aby nieszczęsna nie musiała natychmiast opuszczać wabiącego grzesznymi uciechami kurortu. Nie pomagają obławy, mimo, iż po hotelowych koryta-rzach snują się tabuny przebranych za służbę detektywów.”

W dalszym ciągu autor arty-kułu opisywał dramat niemie-ckiego barona von K., który przybył przed tygodniem z Berli-na, z kwotą stu tysięcy guldenów. Wierzył, że podwoi tę kwotę w tu-tejszym kasynie. Już pierwszego wieczoru przegrał tysięcy i po-irytowany podjął zdeponowane w hotelowym sejfi e pozostałe tysięcy, po czym poszedł do swego apartamentu na pierw-szym piętrze, odświeżyć się przed

dalszą grą w ruletkę. Rzucił wa-lizkę z pieniędzmi na fotel, wszedł do łazienki i puścił do wanny strumień wody. Gdy po kąpieli wrócił do pokoju walizki nie było, natomiast na fotelu le-żała kartka, w której bezimienny złodziej napominał lokatora apartamentu, aby nigdy nie po-zostawiał gotówki bez nadzoru przy otwartych drzwiach balko-nowych. Zdesperowany baron opuścił hotel. Wyszedł w nocy na

Molo i nikt go już potem nie wi-dział.

Mężczyzna uśmiechnął się, od-łożył gazetę i przywołał kelnera.

– Nie będę jadł – powiedział wciskając mu w dłoń sto gulde-nów. – Spieszę się. Reszty nie trzeba.

Kelner stał osłupiały. Jeszcze nigdy nie dostał tak wysokiego na-piwku za danie, którego nie podał.

Nazajutrz kurort obiegła wieść, że jedna z berlińskich śpie-waczek mieszkająca w Kasino Ho-tel została okradziona. Kradzieży dokonano w nocy, gdy kobieta spała. Zginęła cenna biżuteria. Policja wyznaczyła wysoką na-grodę za wskazanie sprawcy, lub sprawców tej kradzieży. Detekty-

wi przepytywali pracowników hoteli, kelnerów, plażowych. Rów-nież kelner z hotelu Werminghoff podał szczegółowy rysopis hojne-go gościa, którego obsługiwał po-przedniego dnia. Wysiłki policji spełzły na niczym, jednak nocne plądrowania hotelowych pokoi ustały. Przypuszczano, że prze-stępca opuścił miasto.

Nieuchwytnym złodziejem-gentlemanem był łódzki ekslino-skoczek. Cyrkowiec wykorzysty-wał swoje umiejętności akroba-tyczne – wdrapując się po fasadach budynków, dostawał się przez ot-warte drzwi balkonowe lub okna do upatrzonych pomieszczeń. Po-licji Wolnego Miasta nigdy nie udało się ustalić jego personaliów.

fot. m

ater

iały K

WP

w Gd

ańsk

u

fot. m

ater

iały K

WP

w Gd

ańsk

u

fot. m

ater

iały K

WP

w Gd

ańsk

ufot

. kmz

Page 7: riviera_sopot_18_2007

Nr 9(18) wrzesień 2007 z Urzędu Miasta Sopotu 7

Marlena Waruszewska

Program „Bezrobocie nie dla mnie” cieszył się w ubiegłym roku ogromnym zaintereso-

waniem, wiele osób znalazło dzię-ki niemu zatrudnienie. W związku z tym zdecydowaliśmy się, aby w roku 2007 go powtórzyć. Tym razem akcja trwać będzie cały rok – od stycznia do grudnia. Na jej re-alizację Urząd Miasta przeznaczył z budżetu 600 tys. złotych. Pracę

„Bezrobocie nie dla mnie”

– II edycja programu Urzędu Miasta

600 tysięcy złotych dla bezrobotnych

mogą otrzymać osoby będące mieszkańcami Sopotu, zameldo-wane w Sopocie i jednocześnie za-rejestrowane jako bezrobotne w Powiatowym Urzędzie Pracy w Gdyni. Chętni kierowani są do jednostek budżetowych miasta, ta-kich jak Zakład Oczyszczania Mia-sta, Zakład Komunalny w Sopocie, Zarząd Dróg i Zieleni, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w So-pocie, Dom Dziecka „Na Wzgó-rzu” oraz Zespół Szkół Specjalnych nr 5. W ramach programu przewi-dzieliśmy zatrudnienie dla ok. 50 osób. W tej chwili są jeszcze wol-ne miejsca pracy i wszystkie osoby zainteresowane jej podjęciem mogą się zgłaszać m. in. do Zakładu Dróg i Zieleni i Zakładu Oczyszczania Miasta. Oferujemy nie tylko prace porządkowe – w Domu Dziecka i w Zespole Szkół Specjalnych

można otrzymać zatrudnienie przy opiece nad dziećmi.

W sopockim MOPS w ramach programu „Bezrobocie nie dla mnie” zatrudniliśmy m.in. osoby na etacie asystenta rodziny. W tym wypadku nasza oferta jest kiero-wana do osób z wykształceniem średnim i policealnym. Kandydaci do pracy w Domu Dziecka i w Ze-spole Szkół Specjalnych muszą na-tomiast wylegitymować się dyplo-mem wyższej uczelni. Jak widać zakres ofert, objętych naszym pro-gramem, jest bardzo szeroki. Naj-mniej propozycji mamy dla osób z wykształceniem wyższym, ale na szczęście w tej grupie bezrobocie jest praktycznie zerowe. W Sopo-cie ogólna stopa bezrobocia wyno-si obecnie , proc. Dla porówna-nia w województwie pomorskim wynosi ona proc.

„Bezrobocie nie dla mnie” to program przeznaczony dla poszukujących pracy mieszkańców Sopotu. Tegoroczna edycja jest już drugą akcją tego rodzaju. Pierwsza trwała od kwietnia do grudnia 2006 roku. Miasto Sopot wyasygnowało wówczas na jej realizację 450 tysięcy złotych. W tym roku na aktywizację osób poszukujących pracy przeznaczonych jest aż 600 tys. złotych. Na chętnych ciągle czekają wolne miejsca.

Bartek Sasper

Kierownikiem Działu Pracy Socjalnej w sopockim MOPS jest p. Alina Cy-

sewska. To ona odpowiada za ko-ordynację działań asystentek ro-dziny, ona służy im pomocą, a jak trzeba również fachową radą.

– Praca asystentki nie jest prosta, za to bardzo odpowie-dzialna – mówi Alina Cysewska. – Osoba pracująca na tym stano-wisku pomaga tzw. rodzinom z problemami w prowadzeniu gospodarstwa domowego i ogól-nie rzecz biorąc, w normalnym życiu. Chodzi jednak o to, żeby pomagać rodzinom niezarad-nym, a nie je w najważniejszych czynnościach życiowych wyrę-czać. Zatrudniona przez MOPS osoba musi wiedzieć jak napisać podanie do urzędu albo do elek-trowni, w jaki sposób odroczyć spłatę zaciągniętych długów, a także… jak ulepić pierogi na obiad. Musi także przypominać, że dzieciom trzeba zrobić kanap-ki do szkoły, pomagać w odrabia-niu lekcji, przeglądaniu zeszy-tów, kontaktowaniu się z nauczy-cielami i wychowawcami, sło-wem dawać przykład rodzicom, którzy nie wiedzą jak to robić.

Obecnie programem objętych jest sopockich rodzin. Zajmu-ją się nimi cztery asystentki. Jed-ną z nich jest p. Danuta Wilczew-ska, która w MOPS-ie pracuje od maja zeszłego roku. Dzięki Urzę-

MOPS. Sopockie asystentki rodziny

Przerywają łańcuch bezradności

Jest ich cztery. W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Sopocie pracują od maja 2006 roku. Przedtem same były bezrobotne. Zatrudnienie znalazły dzięki programowi „Bezrobocie nie dla mnie”. Program ten finansowany jest przez Urząd Miasta Sopotu.

dowi Miasta, który fi nansuje program MOPS-u nie tylko sama znalazła zatrudnienie, ale może również pomagać innym.

– Jest to dla mnie bardzo sa-tysfakcjonujące zajęcie – mówi. – Na początku moi podopieczni byli nieufni. Widzę jednak, że z czasem coraz bardziej się ot-wierają. Pewnie dzieje się tak dlatego, że widzą, iż moje stara-nia zaczynają przynosić wymier-ne efekty, że wychodzą z długów, że ich dzieci przynoszą dobre oceny ze szkoły, że w domu jest coraz mniej napięć i awantur.

Program powołania asysten-tek rodziny jest nowatorskim in-strumentem rynku pracy. Kiero-wany jest on do osób w wieku od do lat. Działania asystentek wspiera psycholog i prawnik, również zatrudnieni w sopockim MOPS-sie.

– Dzięki środkom unijnym przekazanym MOPS przez Urząd Miasta przeszkoliliśmy już pięć asystentek rodziny. Jedna z nich została zatrudniona w naszym Ośrodku, trzy mają wspomóc pracę Ośrodka w Tczewie – in-formuje Alina Cysewska. – Jedna pani ukończyła policealną szkołę dla pracowników socjalnych. Dwie podnoszą swoje kwalifi ka-

cje w Kolegium Pracowników Socjalnych. Uczestniczki progra-mu zatrudnione są na ¾ etatu. Prócz pensji otrzymują wszystkie świadczenia, a więc ubezpiecze-nie socjalne, emerytalne i ZUS. Staramy się, aby w przyszłości mogły nadal wspierać rodziny, które tego wymagają. Na przy-kładzie tego programu widać, że MOPS to nie rozdawnictwo pie-niędzy, lecz praca z ludźmi, która prowadzi do przerwania łańcu-cha bezradności, do usamodziel-nienia się, do normalności.

Dwa razy w tygodniu, w go-dzinach popołudniowych (od 16.00 do 20.00) sopo-

cki MOPS zaprasza do Dziennego Ośrodka Adaptacyjnego osoby z zaburzeniami psychicznymi. Akcja trwa od roku 2002. W ra-mach zajęć prowadzona jest psy-choterapia indywidualna, grupo-wa, terapia zajęciowa oraz praca socjalna. W projekcie, który otrzymał dotację przewiduje się działania o charakterze indywi-dualnym, dostosowane do po-trzeb i zainteresowań uczestni-

Sopot. Ministerialna dotacja dla MOPS

Program dla osób z zaburzeniami psychicznymiMiejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Sopocie otrzymał dotację z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w Warszawie na realizację projektu „Program aktywizacji i integracji społecznej osób z zaburzeniami psychicznymi oraz ich rodzin”. Nie zabraknie i indywidualnej terapii i wspólnych wyjść do kina.

ków. Działania te polegać będą na uczestnictwie w życiu społecz-nym i kulturalnym miasta, w któ-rym osoby z zaburzeniami psy-chicznymi rzadko biorą udział ze względu na szereg ograniczeń. Poprzez uczestnictwo w życiu społecznym nabiorą pewności siebie oraz poznają różne formy aktywności. W ramach projektu przewidziano m.in.: poradnictwo rodzinne, naukę języka angiel-skiego prowadzoną przez jednego z uczestników Klubu, naukę ob-sługi komputera oraz korzystania

z Internetu, szkolenie z zakresu umiejętności poszukiwania pracy, zorganizowanie Klubu Sztuk, warsztaty plastyczne, wydanie al-bumu z pracami artystycznymi oraz tomiku wierszy, zajęcia foto-grafi czne, zorganizowanie zajęć sportowych, zorganizowanie Klu-bu Weekendowego, wspólne wyj-ścia do kina, teatru, galerii, oraz zajęcia sportowe i wyjazd integra-cyjny.

Osoby zainteresowane proszo-ne są o kontakt z p. Ewą Bartko-wiak (tel. ).

Celem festynu jest budo-wanie lokalnej świado-mości społecznej, gdzie

istotną rolę odgrywają organi-zacje pozarządowe i lokalna ak-tywność społeczna oraz promo-cja twórczości artystycznej, pre-zentacja działań sopockich or-ganizacji pozarządowych dzia-łających na rzecz mieszkańców Sopotu i przede wszystkim so-lidna zabawa.

W ramach V Sopockiego Fe-stynu Organizacji Pozarządo-wych odbywać się będą: • III Targi Organizacji Poza-

rządowych TOP • Porady, Konsultacje, Bada-

nia• Koncerty • Konkursy • Streetball • Warsztaty ceramiczne

V Sopocki Festyn Organizacji Pozarządowych

• Gry i zabawy dla rodzin z dziećmi

• Pokazy strażackie i policyjne • Warsztaty ceramiczne• Paintball – strzelanie do

celu, Grafi tti, Wystawy obra-zów

• Ścianka wspinaczkowa

Rozpoczęcie festynu poprze-dzi Sopocka Parada, która ruszy o . sprzed Kościoła p.w. Świę-

tego Jerzego i przejdzie ulicą Monte Cassino do Skweru Kura-cyjnego, aby tam uroczyście ot-worzyć imprezę.

Więcej informacji uzyskać można u Piotra Harhaja, prezesa Stowarzyszenia Na Drodze Eks-presji w Sopocie, ul. Kolejowa , – Sopot, tel./fax.: + , e-mail: [email protected]

8 września 2007 r. w godzinach 12.00 – 18.00 na Skwerze Kuracyjnym przy sopockim molo odbędzie się V Sopocki Festyn Organizacji Pozarządowych. Festyn organizuje Stowarzyszenie Na Drodze Ekspresji, Urząd Miasta Sopotu oraz mieszkańcy, działających w organizacjach pozarządowych. Patronat Honorowy nad imprezą objął Prezydent Miasta Sopotu. Patronem medialnym będzie „Riviera”.

fot. k

mz

Alina Cysewska, kierownik Działu Pracy Socjalnej w sopockim MOPS i Danuta Wilczewska, jedna z czterech asystentek rodziny

Marlena Waruszewska, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Sopotu ds. Osób Niepełnosprawnych i Przeciwdziałaniu Bezrobociu.

fot. k

mz

Page 8: riviera_sopot_18_2007

let był obrośnięty chmielem. I stąd nowa wieś, powstała na ru-inach starej, otrzymała nazwę Chmielna.

Druga legenda opowiada o śmierci dwojga kochanków. Nie mogli oni wziąć ślubu, po-nieważ nie zgadzali się na to ich rodzice. Najpierw zmarła dziew-czyna, wkrótce po niej młodzie-niec. Dziewczyna została pocho-wana na placu kościelnym, po lewej stronie świątyni. Młodzie-niec po prawej. Po ich śmierci z grobów wyrosły dwa pędy chmielu i połączyły się ze sobą ponad dachem kościoła. Okazało się, że oba wyrosły z serc kochan-ków. I tak miejscowość, w której to się wydarzyło nazwano Chmielnem.

Bajarze nie zapomnieli także o dzwonach zatopionych w jezio-rze podczas najazdu szwedzkie-go. Ich dźwięk podobno można czasem usłyszeć w okresie świąt Wielkanocnych. Pewnej dziew-czynie udało się nawet zobaczyć je wczesnym rankiem, na po-wierzchni wód jeziora Białego. Zdołała wyciągnąć najmniejszy z nich i dziś wisi on w odbudo-wanym chmieleńskim kościele. Pozostałe na zawsze pogrążyły się w wodach jeziora.

Kościół parafi alny w Chmiel-nie pochodzi z roku. Powstał na miejscu znacznie starszego, który został rozebrany, ponieważ groził zawaleniem. W kościele można podziwiać barokowy oł-tarz główny pochodzący z roku. Zaś na wieży wisi ów legen-darny dzwon, datowany na XVI wiek z gotyckim napisem, zawie-rającym wezwanie do świętych Anny, Barbary i Katarzyny o po-moc przeciwko złym duchom.

A co z rozkoszami podnie-bienia? Zarówno w domach goś-cinnych mieszkańców Chmielna jak i w miejscowych restaura-cjach warto pokosztować praw-dziwe, tradycyjne dania kaszub-skie. Takie jak śledź po kaszub-sku, zawijany z cebulką w oleju i z przecierem pomidorowym, lub śledź w śmietanie z „pulka-mi”, czyli ziemniakami w mun-durkach. Typowo kaszubską zupą jest kartofl anka z przypra-wami, gotowana na zsiadłym mleku, zwana polewką. Warto też wspomnieć o węgorzu pie-czonym na węglach, żurze, kwa-sicy, jukach myśliwskich, scha-bie gajowego, frykasie kaszub-skim. W tradycyjnym domu na Kaszubach kolejność spożywa-nia dań jest odwrotna od tej, do jakiej przywykliśmy na co dzień. Najpierw podaje się słodkie de-sery i kawę, potem dania gorące z wódką. Na koniec przekąski. Warto spróbować.

tach –. Swoją pracownię garncarską uruchomił on w roku i wkrótce ceramika Neclów stała się sławna na całym świe-cie. W roku pracownię od-wiedził ówczesny prezydent Pol-ski, Stanisław Wojciechowski, wizytujący istniejące we wsi or-ganizacje patriotyczne. Równie stara jest na Kaszubach tradycja malowania na szkle. Mieszkańcy Chmielna i okolic uprawiali ją od XVII wieku. Dziś najbardziej znaną malarką, która para się tym rodzajem sztuki, jest miesz-kającą w Garczu Krystyna Małek – instruktorka w Gminnym Ośrodku Kultury w Chmielnie. Inni warci odwiedzenia chmie-leńscy artyści ludowi to Maria Pastwa i Stefania Witos, konty-nuujący stare tradycje hafciar-stwa, czy też zamieszkały w Bo-rzestowie Jan Lelek, który wyra-bia instrumenty ludowe, używa-ne przez zespoły ludowe – takie jak „diabelskie skrzypce” i „bur-czybasy”.

Pulki, kwasica i serca kochanków

Jak każda bardzo stara miej-scowość, Chmielno słynie z roz-maitych legend. Dwie z nich pró-bują wyjaśnić jej nazwę. Jedna odwołuje się do wojen polsko – szwedzkich. Istniejąca tu wów-czas wieś została spalona przez najeźdźców. Ogniem z dział Szwedzi zburzyli kościół para-fi alny, oraz zamek usytuowany na przesmyku rozdzielającym jeziora Białe i Kłodno. Z warow-ni pozostały tylko drzwi, do któ-rych bestialscy żołdacy przybili panującą na zamku księżniczkę. Trzy dzwony z kościelnej wieży, nie chcąc wpaść w ręce herety-ków, potoczyły się do jeziora Bia-łego, znikając w jego wodach. Miejsce, gdzie niegdyś mieszkali ludzie zarosło lasem, a w reszt-kach kościoła zadomowił się je-leń. Po wielu latach pewien pa-stuch, szukając zaginionej krowy, odnalazł ruiny świątyni, w któ-rych leżał szkielet jelenia. Odkrył także szkielet księżniczki, przy-bity do zamkowych drzwi. Szkie-

www.riviera24.plPomorze na wakacje8

Krzysztof M. Załuski

Najwybitniejszy znawca hi-storii średniowiecznego Pomorza, profesor Gerard

Labuda pisze, że „Kaszuby są tam, gdzie żyją Kaszubi”. I wytycza gra-nice regionu – od północy ograni-cza go Bałtyk, na zachodzie linia biegnąca od morza, wzdłuż jezio-ra Żarnowieckiego do Bytowa, od południa Bory Tucholskie, od wschodu linia od Pruszcza Gdań-skiego, przez Skarszewy w okolice Starej Kiszewy. Za sprawą migra-cji setek tysięcy osób z głębi Pol-ski za kaszubskie miasta trudno jednak uznać Gdańsk, Sopot, a nawet Gdynię.

Językoznawcy w większości są zgodni co do tego, że mowa Kaszubów, posiadająca trzy główne dialekty, stanowi odręb-ny język. Są jednak i tacy, czy też jest jedną z gwar polskich. Z pewnością Kaszubi mają moc-no rozwinięte poczucie swojej odrębności etnicznej. Czy kiedyś, podobnie jak Baskowie, lub Szkoci zapragną własnego pań-stwa? To pytanie nie dotyczy ra-czej żyjących dziś pokoleń ka-szubskiej społeczności. Ani też działaczy prężnie rozwijającego się Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego. Dwujęzyczne ozna-czenie nazw ulic w wielu miej-scowościach (po polsku i po ka-szubsku), szkoły z wykładowym językiem kaszubskim, własne audycje w radio i telewizji, ka-szubska prasa i literatura mogą niepokoić tylko niepoprawnych nacjonalistów. Choć z pewnością świadczą o pewnym wyodręb-nianiu się tej społeczności w ra-mach państwa polskiego.

Gdzie znajduje się serce Ka-szub? Ludzie związani z morzem

Chmielno. Folklor, cisza i niezmącona niczym przyroda

Perełka KaszubZdaniem profesora Józefa Borzyszkowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego nazwa Kaszuby wywodzi się od plemion słowiańskich zamieszkujących w V – VII wieku naszej ery południowe pobrzeże Bałtyku. Nazwa Cassubia została po raz pierwszy wymieniona w bulli papieża Grzegorza IX, w roku 1238. Bulla potwierdzała nadanie ziemi zakonowi Joannitów w okolicach dzisiejszego Stargardu Szczecińskiego. Czyżby znaczyło to, że terytorium zamieszkałe w XIII wieku przez Kaszubów sięgało niemal do Odry? Taką tezę popierał najwybitniejszy pisarz kaszubski, Aleksander Majkowski. Jako kaszubskie wymieniał on takie miejscowości jak Białogard, czy Szczecinek. W kolejnych stuleciach Kaszubi musieli jednak ustępować przed naporem niemieckim, przemieszczając się coraz dalej na wschód, aż po ziemie leżące dziś w obrębie województwa pomorskiego. Ale jeszcze dziewiętnastowieczny pisarz niemiecki Theodor Fontane wspomina, że sam słyszał w okolicach Koszalina „słowiański język”.

widzą je w okolicach Pucka i na Półwyspie Helskim. Inni w okoli-cach Wejherowa, lub Wdzydz. Najwięcej jednak wskazuje na obszar Kaszubskiego Parku Kra-jobrazowego na południe od Kartuz. Obszar ten ciągnie się od Chmielna do Stężycy i dalej przez Golubie, wzgórza Szymbarku i Wieżycy, Ostrzyce i Ręboszewo z powrotem do Chmielna. Jest to, obok Mierzei Helskiej i Wdzydz-kiego Parku Krajobrazowego najpiękniejszy, turystycznie naj-bardziej atrakcyjny fragment Ziemi kaszubskiej, nie na darmo zwanej Kaszubską Szwajcarią.

Ścinanie kani, tabaka i inne atrakcje

Chmielno leży zaledwie kilometry od Gdańska i ki-lometrów od Kartuz. Od wieków było w stu procentach zamiesz-kałe przez rdzennych Kaszubów. Jest stolicą gminy, której ludność liczy osoby. Stolicę otaczają jeziora: Raduńskie Dolne, Kłod-no, Białe, Łapalińskie i Reskow-skie. Stanowią proc. po-wierzchni gminy. Woda w nich ma I klasę czystości, są tam strzeżone plaże, a po jeziorze Białym można w sezonie popły-wać stateczkiem „białej fl oty”. W plebiscycie ogłoszonym w swo-im czasie przez Dziennik Bałtycki czytelnicy uznali Chmielno za najpiękniejszą miejscowość na Pojezierzu Kaszubskim. Przy-lgnęła do niej nazwa Perełka Po-morza. „Perełkę” tę najpełniej podziwiać można wchodząc na górę Tamową. Ma ona metry wysokości, licząc od poziomu morza. Nie jest najwyższym wzniesieniem na Kaszubach, ale widok z niej na okoliczne lasy i jeziora wynagradza trudy wspi-naczki. Legenda głosi, że na szczycie stał niegdyś gród wa-rowny, którym rządziła okrutna

władczyni – Tamowa. Badania archeologiczne nie potwierdzają istnienia na górze budowli obronnej, ale w każdej legendzie jest ździebko prawdy i ktoś kie-dyś musiał nadać górze tę orygi-nalną nazwę.

Chmielno, to jedna ze star-szych miejscowości na Kaszu-bach. Powstała prawdopodobnie pomiędzy VII a IX wiekiem. W roku książę pomorski Mściwoj I ofi arował wieś zakono-wi cystersów w Oliwie. W na-stępnym wieku przejęły ją nor-

miątkę -lecia Powstania Stycz-niowego. Również w XIX wieku zorganizowano tu pierwsze w tej okolicy Czytelnie Ludowe, a w ro-ku otwarto pierwszy na Ka-szubach Bank Ludowy.

Czym można nacieszyć oko i ucho, a także podniebienie, przybywając do Chmielna? Oferta jest bogata, odbywają się tu roz-maite imprezy, z jakimi niepo-dobna spotkać się nigdzie indziej. Taką imprezą jest wojewódzki fi -nał konkursu poezji i prozy ka-szubskiej: „Rodno Mowe”. Tury-

bertanki z Żukowa, do których należała aż do pierwszego roz-bioru Polski w roku. Pod koniec XIII wieku Chmielno na krótko stało się kasztelanią. Je-dyny znany z nazwiska kasztelan chmieleński nosił imię Troyan. Wzmianka o nim pochodzi z ro-ku . W lata później Pomo-rze dostało się we władanie Krzyżaków, a ci przenieśli kasz-telanię do Mirachowa. W następ-nych stuleciach Chmielno znala-zło się w obrębie powiatu kartu-skiego i należy do niego po dziś dzień. Wieś zawsze była prężna i patriotyczna. Świadczy o tym żelazny krzyż wzniesiony na pa-

stę mogą przyciągnąć „Sobótki Chmieleńskie”, połączone ze „Ścinaniem kani”. Urzeka „Wese-le kaszubskie”, na którym zespół Chmielanie prezentuje obrzędy weselne regionu. Zatwardziałych zwolenników mają mistrzostwa Polski w zażywaniu tabaki.

Chmielno ma stare tradycje kulturalne. Będąc tam trzeba obowiązkowo zwiedzić istniejące od roku Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów. Ta zasłużo-na rodzina od dziesięciu pokoleń wypala ozdobne naczynia z gliny, zaś pierwszym jej przedstawicie-lem zamieszkałym w Chmielnie był Franciszek Necel, żyjący w la-

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mz

Page 9: riviera_sopot_18_2007

Nr 9(18) wrzesień 2007 Pomorze na wakacje 9

Małgorzata Piontke

Władysławowo jest jedną z najatrakcyjniej poło-żonych miejscowości

na polskim wybrzeżu. Tu kończy się stały ląd, a zaczyna wąska wstążka Półwyspu Helskiego. Ma-lownicze miasteczko, wciśnięte pomiędzy otwarte morze a Zato-

Władysławowo. Morze, plaża, ryby i inne atrakcje

Letnia stolica PomorzaW zeszłym roku Władysławowo obchodziło 630-tą rocznicę nadania przywileju lokacyjnego. Dziś to prawie 13 tysięczne miasto niczym nie przypomina dawnej Wielkiej Wsi, jak do 1952 roku oficjalnie nazywano tą miejscowość. Współczesne Władysławo, to jedna z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscowości na Pomorzu. Jego mieszkańcy uważają nawet, że jest to „letnia stolica Polski”.

kę Pucka łączy walory obydwu tych akwenów. Oferuje szerokie plaże, możliwość uprawiania sportów wodnych, rejsy rybacki-mi kutrami, przejażdżki konne i motorowe, muzea, parki, zabyt-ki architektoniczne i unikatowy kaszubski folklor.

Twarzą ku morzuDogodne położenie u samej

nasady Mierzei Helskiej (ok. km od Gdyni i km od Helu)

uczyniło z niewielkiej osady ry-backiej nie tylko renomowane bałtyckie wczasowisko, ale także ważny port rybacki. Budowany w latach –, jest jednym z największych tego rodzaju obiektów nad polskim morzem. Latem staje się bazą wypadową dla amatorów wędkarstwa i rej-sów wycieczkowych autentycz-nymi kutrami rybackimi. Odwie-dzają go również miłośnicy dobrej kuchni, bo właśnie tutaj można

dostać najsmaczniejszą i naj-świeższą rybę prosto z morza.

Rybołówstwo jest podstawo-wą gałęzią gospodarczą Włady-sławowa. Wyciska to piętno rów-nież na architekturze. Najbar-dziej znaną budowlą, położoną w samym sercu miasta, jest Dom Rybaka. Wzniesiony w latach - jako hotel dla rybaków, obecnie jest siedzibą Urzędu Miejskiego. Z jego wieży rozcią-ga się wspaniała panorama na miasto i Półwysep Helski. W sa-lach Domu Rybaka eksponowana jest stała wystawa Rękodzieła Kaszubskiego – rzeźby Leona Golli oraz wystawa fotografi czna Władysławowo – Wczoraj i Dziś. Drugą atrakcją architektoniczną Władysławowa jest kościół para-fi alny pod wezwaniem Wniebo-wzięcia Matki Boskiej Królowej Wychodźstwa Polskiego. Jego wyjątkowa bryła i witraże czyni go perłą współczesnej architek-tury sakralnej. Co roku odbywają się tutaj Letnie Koncerty Orga-nowe.

Nie tylko najszersza plaża

Najpotężniejszym magnesem dla turystów, zwłaszcza w okresie letnich upałów, jest jednak wy-

jątkowo szeroka plaża. Można tu przejechać się na skuterze wod-nym, motorówce albo wielkim, szalonym bananie. Gdy pogoda nie sprzyja wylegiwaniu się na plaży, miasto oferuje inne atrak-cje. Z myślą o tych, którym leże-nie na gorącym piasku nie wy-starcza, powstał Klub Aktywnego Wypoczynku Haapy Events. Każ-dego dnia odbywają się tutaj tur-nieje piłki siatkowej i nożnej, jogging, gimnastyka, zawody wspinaczkowe, konkursy tańca oraz zabawy i zajęcia dla dzieci. Inny rodzaj rozrywki dostarcza Park Przyrodniczy PHARE. Pro-wadzi do niego dziesięć bram przypominających drzewa. We-wnątrz parku o powierzchni ha umieszczono stacji edu-kacyjnych. Autorom zagospoda-rowania parku chodziło o to by odwiedzających to miejsce gości pobudzić do refl eksji i spojrzenia na otaczającą nas przyrodę jako na coś, co powinniśmy rozumieć, chronić i szanować.

W pobliżu parku, przy ulicy Żwirowej, w jednym z zagłębień po dawnej żwirowni, usytuowa-no Centrum Rekreacji Aktywnej. Mieści się tutaj mała stadnina koni oraz tor przeszkód dla czte-rokołowców. W Centrum można

odbyć przejażdżkę konną brze-giem morza, pościgać się tereno-wymi samochodami, lub pozjeż-dżać na linie.

Do Władka wróćOd roku miasto posiada

jedyną w Polsce Aleję Gwiazd Sportu. Swoją obecność zazna-czyli tu m.in.: Feliks Stamm, Ka-zimierz Deyna, Waldemar Le-gień, Robert Korzeniowski, Irena Szewińska, Hubert Wagner, Ry-szard Szurkowski, Leszek Dro-gosz, Jerzy Kulej, Jacek Wszoła, Dariusz Michalczewski, Sylwia Gruchała i Andrzej Grubba. Co roku odbywa się huczne odsło-nięcie kolejnej gwiazdy. Mi-strzów sportu nie brakuje rów-nież w pobliskim, znanym w ca-łym kraju Ośrodku Przygotowań Olimpijskich – Cetniewo.

„Władek”, jak mówią o swoim mieście miejscowi, to jednak przede wszystkim ludzie – Ka-szubi, którzy pozornie dumni i nieprzystępni, po bliższym po-znaniu, okazują się być bardzo dowcipni, przyjaźni i otwarci. Te cechy zjednują im sympatię gości z kraju i zagranicy, sprawiają, że ktoś, kto chociaż raz spędził we Władysławowie wakacje, będzie je wspominał do końca życia.

Artysta plastyk, malarz, grafi k, fi lmowiec i foto-graf w jednej osobie. Ma

na swoim koncie scenografi ę wielu programów muzycznych Telewizji Polskiej, jest twórcą multimedialnych przewodników po Sopocie, teledysków i reklam telewizyjnych, programów po-święconych artystom Pomorza, a także fi lmu „Sopot”. We współ-pracy z Wojciechem Fułkiem wy-dał dwa albumy: „Sopot: sezon, miejsca, chwile”, oraz „Historia sopockiego mola”.

Ostatnie dzieło Szemelowskie-go – „Sopot – cztery pory roku” – zawiera około dwustu zdjęć po-święconych „letniej stolicy Polski”. Nie jest to z pewnością pierwszy i nie ostatni album, prezentujący uroki nadmorskiego kurortu.

Promocja albumu „Sopot – cztery pory roku”

Macieja Szemelowskiego

Sopot na cały rok9 sierpnia w klubie SPATiF w Sopocie odbyła się promocja albumu: „Sopot – cztery pory roku”. Jego autorem jest Maciej Szemelowski, którego specjalnie przedstawiać nie trzeba – jest dobrze znany w środowisku kulturalnym Wybrzeża i nie tylko.

nych detalach, jakże często niedo-strzeganych przez nieuważnego przechodnia. Artysta zapuszcza się na peryferyjne uliczki z upodoba-niem fotografując obiekty nieznane nie tylko letnikom przemierzają-cym nadmorskie deptaki, lecz także stałym mieszkańcom miasta. Z głę-bi ogrodów wyławia sopockie wille i ich fragmenty: wieżyczki, wyku-sze, rzeźby, ganki, dachy, tak nie-zwykłe w swej różnorodności. Niby to ten znany, oglądany na co dzień Sopot, a jednak jakby inny. Piękno miasta – dowodzi Szemelowski – to nie tylko jego część reprezentacyj-na, to całość substancji miejskiej i tej z centrum i tej z peryferii.

Drugim zasadniczym moty-wem albumu jest podział na pory roku. Miasto wiosną, w lecie, jesie-nią i w zimie. Taki podział pozwala delektować się intensywnością ko-lorów podczas wiosennego rozpa-sania przyrody, poprzez letnią ociężałość mkniemy ku jesiennej zadumie, aby na koniec zatrzymać się przed zimowymi widokami. Wydaje się, że właśnie zima została tu najpiękniej przedstawiona. Po-dziwiamy ośnieżone kutry na pla-ży, pokryte szronem drzewa, zasy-paną białym puchem, nierzeczy-wistą, jakby zanurzoną w księżyco-wej poświacie, ulicę Monte Cassi-no. Dzięki kunsztowi artysty od-krywamy na nowo cały ów sopocki fenomen, który sprawia, że miasto

to darzą niezwykłym sentymen-tem nie tylko jego stali mieszkań-cy, ale także przybysze. Kto raz za-smakuje wakacji na tym kawałku polskiego wybrzeża Bałtyku, stale będzie tu już powracał. Fizycznie, lub chociaż w marzeniach.

Album Macieja Szemelow-skiego pomaga odświeżyć pa-

mięć. Warto do niego zaglądać nie tylko planując letni wypoczy-nek, lecz także przez cały rok.

Maciej Szemelowski, „Sopot – cztery pory roku”, Wydawnictwo Kallisto, s. , cena poniżej zł; do nabycia w sopockich księgar-niach.

fot. K

acpe

r Kow

alski

/ KFP

Władysławowska plaża, w oddali przylądek Rozewie.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Krzysztof Skiba, znany z miłości do dobrego jadła poleca wizytę w porcie rybackim we Władysławowie.

Czym więc różni się on od wcześ-niejszych prac poświęconych „ma-gicznemu” miastu? Czytając, lub – jak kto woli – oglądając książkę, uwagę zwracają dwie specyfi czne

jej cechy. Pierwsza to nagromadze-nie detali. Szemelowski mniejszą wagę przypisuje ogólnie znanym „eksportowym” budowlom, kon-centrując się, na architektonicz-

fot.km

z

Maciej Szemelowski autor albumu i wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek, który poprowadził promocję w SPATiFie

fot. M

aciej

Szem

elows

ki

Page 10: riviera_sopot_18_2007

kultura10 www.riviera24.pl

Jacek Łaszcz

To co oglądałem w kinie, to chyba żałosne nieporozu-mienie. Ni to ni sio, w ja-

kimś żałosnym rozkroku. Podob-no istnieje amerykańska wersja CAPTIVITY (Niewola, bądź: W Niewoli, czy jak kto chce, Znie-wolenie), która inaczej się koń-czy od europejskiej i jest trochę lepsza. Nawet w to wierzę, gdyż gorsza już być nie może… Pry-mitywna manipulacja prosta-ckim, masowym widzem, jakie-go zapewne widział przed sobą polski dystrybutor, jeśli w ogóle można mu przypisywać mu kon-sekwentną i spójną taktykę pro-mocji towaru – zawarta jest już w samej podróbce tytułu (SADY-STA, po naszemu). Wmawia się tu, że chodzi o perwersję sady-styczną i to w liczbie pojedyn-czej. Owszem, sadyzm tu jest, ale niejako przy okazji.

Te rozdęte zamierzenie epa-towania grozą dla milionów (sce-narzystą jest specjalista od hor-rorów, realizatorem sam Roland Joff e z „Misji” i „Pól śmierci”, więc niejako mistrz umiejętnego i kulturalnego manipulowania wyobraźnią zbiorową, a autorem dekoracji słynny Rosjanin od efektów) zasłania zupełnie inny

Recenzja

Czekając na filmową historię porwania Nataschy Kampusach

wywód, który kryje się pod spo-dem. W pierwszej warstwie fi lm jest tylko nieudolnym i ostenta-cyjnym sztafażem. Gdy tymcza-sem chodzi może o słynne pyta-nia nowojorczyka Woody Allena: „Co jest realne?”, „Czy jesteśmy realni?”, a najogólniej biorąc, o co idzie gra. Oczywiście wielu zadawało sobie takie pytania, ale chyba nikt tak konsekwentnie i z takim poczuciem humoru, jak on w swych krótkich opowiada-niach i w fi lmie „Purpurowa róża z Kairu”.

No to pytam raz jeszcze: na ile jesteśmy realni, a na ile zmy-śleni? Czy potrafi my unieść nie-znośny i przerastający nas ciężar własnych uczuć i wyobrażeń o sobie, czy umiemy je poddać próbie rzeczywistości, czy może ze strachu przed tym wolimy tyl-ko beztrosko nimi manipulować? W mniejszym lub większym stopniu wszystkie postaci w „Sa-dyście” wybierają to ostatnie roz-wiązanie, poczynając od podle-gającej swemu zmyślonemu wi-zerunkowi topmodelki (która pi-sze nawet własny pamiętnik, wykorzystywany później jako przedmiot psychicznej tortury). Nie wolno „grać z kimś”, to zbyt ryzykowne; bezpieczne jest nato-miast instrumentalne „granie kimś”. Wystarczy tylko to robić, nic innego. Wtedy nic nam nie grozi. I pamiętać w porę, że broń

nie jest jedynie gadżetem lub kalką z komiksów; wystarczy ją przeładować, by zaistniała real-nie i by można jej było użyć na-prawdę.

Wydaje się jednak, że precy-zyjna inscenizacja kolejnych udręk i łatwych do przewidzenia, ogranych schematów tak na-prawdę nikogo nie bierze. Czyta-jącym ten fi lm internautom raz po raz wyrywa się gromadny jęk zawodu. Woleli by oglądać „Piłę” (wcale się nie dziwię), a wątpię, by stali się masochistami na tyle, by chcieć się w tym dogrzebywać inspiracji Woody Allena…

Allen nieustannie eksploatuje własne wnętrze, i to są jego fakty. Nasze też, bo przecież mówiąc o sobie, mówi w gruncie rzeczy o każdym z nas. W tej kąśliwej i autoironicznej materii trudno mu dorównać. Ale ja niecierpli-wie czekam na przewrotną opo-wieść o skomplikowanych związ-kach, jakie przez lat łączyły dziewczynkę Nataschę Kam-pusch, porwaną i więzioną przez swego nieszczęsnego dręczyciela i mentora Wolfganga Priklopila. Wiem, że to się już pisze (także ona sama składa tę opowieść w pierwszej osobie), i że będzie z tego fi lm, niejeden zresztą. Jakie to ma szanse przybliżyć się do autentycznej, owianej mgłą ta-jemnicy dramatycznej historii – to już zupełnie inna kwestia.

Pierwsza w Polsce tak ob-szerna i skrupulatna książ-ka o Ingmarze Bergmanie.

Tadeusz Szczepański pokazuje, jak twórczość fi lmowa i pisar-stwo słynnego reżysera splatają się w ściśle z jego życiem. Choć autobiografi czny charakter dzie-ła Bergmana nie był nigdy tajem-nicą, rekonstruując bergmanow-ski mit, badając jego wątki i sym-bole, Szczepański ukazuje, w jak wielkim stopniu artystyczna bio-grafi a reżysera jest nie tylko klu-czem do zakamarków jego duszy – pasji i lęków, fantazmatów i pragnień – ale pozwala również zetknąć się z nieprzeniknioną ta-

wydawnictwo słowo/obraz terytoria proponuje

Bergman prawdziwyjemnicą istnienia, przekroczyć próg nieświadomej sfery jun-gowskiego cienia, a być może także zapanować nad mitem i je-go destrukcyjną siłą.

„Bergman nigdy nie ukrywał autobiografi cznej osnowy swoich fi lmów, jednakże ukazywał włas-ne życie na ekranie w rozmaitych maskach czy kostiumach i jedynie znamienna powtarzalność tych samych postaci, ich związków i wynikających z nich wzorów znaczeniowych nieomylnie wska-zywała na psychologiczną tożsa-mość ujawnionego świata z we-wnętrzną biografi ą jego autora.

Bolesne napięcie pomiędzy światem realnym a światem wy-obraźni, prawdą a fi kcją, milcze-niem a mową, twarzą a maską, życiem a sztuką prześladowało artystę od wczesnego dzieciń-stwa. Proces twórczy stanowi dlań seans psychoanalityczny i akt spowiedniczy zarazem. W jego trakcie dochodzi do wy-znania, nazwania i oswajania wewnętrznego świata tajemnicy, chaosu, głębokich ciemności, których destrukcyjna moc tylko dzięki wprowadzeniu jej w obręb świadomości może zostać po-wstrzymana i obezwładniona.

Twórczość fi lmowa to dla Berg-mana swoisty «projektor duszy», którego promień wyświetla z mroku i tym samym rozbraja jego najbardziej koszmarne prze-życia i wyobrażenia, dzięki cze-mu chroni go przed szaleństwem i myślami samobójczymi”.

Tadeusz Szczepański, „Zwier-ciadło Bergmana”, słowo/obraz terytoria , wyd. III popra-wione i uzupełnione, Seria: Arty-ści, ISBN: ----, cena zł

Sopot oczami

Pera Dahlberga

Sopot w rysunkachPer Oscar G. Dahlberg, pochodzi ze Szwecji, mieszka jednak od lat w Sopocie. Jest absolwentem Cambridge i Royal College of Art w Londynie. Dahlberg to autor pierwszej w historii Sopotu – i jedynej jak dotąd – rysunkowej opowieści o tym magicznym mieście. „Sopot w rysunkach” to niezwykła, bardzo osobista wędrówka szwedzkiego artysty po „Perle Bałtyku”. Dahlberg oprowadza nas po swym ukochanym mieście, szkicując za pomocą frywolnej, wirującej linii miejsca wszystkim znane, ale i te mniej popularne, a warte odwiedzenia i zadumy.Album można kupić w Domu Książki, Księgarnia „Kropka”, Krzywy Dom, ul. Boh. Monte Cassino, Sopot. Cena 80 zł, s.160, inf. (+) 48 501 154 802, www.dahlberg.pl, www.pogdahlberg.com. W sprzedaży znajduje się również album „Oliwa w rysunkach”, a wkrótce ukaże się kolejna pozycja autora „Per a Paris” – Paryż w rysunkach.

Dok zamiast pochylni?Unia Europejska domaga się

od Stoczni Gdańskiej zlikwido-wania dwóch z trzech istnieją-cych pochylni. Kierownictwo stoczni twierdzi, że budowa stat-ków tylko na jednej pochylni do-prowadzi kolebkę Solidarności do bankructwa. Ale Bruksela ma rację, Stocznia Gdańska była do-towana przez Skarb Państwa, co jest niezgodne z normami euro-

pejskimi o wolnej konkurencji. Jeśli stocznia nie zamknie po-chylni, będzie musiała zwrócić otrzymane dotacje w wysokości około stu milionów złotych. Zde-sperowani stoczniowcy wybiera-ją się na manifestację protesta-cyjną do Brukseli. Czy wzruszy to unijnych urzędników? Nie wiadomo (termin manifestacji to sierpień, a więc już po za-mknięciu tego numeru „Rivie-ry”). Istnieje jednak rozwiązanie.

Jest nim całkowita rezygnacja z pochylni i budowa statków w pływającym doku. Obniżyłoby to znacząco koszta budowy stat-ków. Dok kosztuje do milionów złotych. Kwotę taką mógłby wyłożyć jedynie prywat-ny inwestor, przejmując zarazem kontrolę nad stocznią. O prywa-tyzacji dawnego „Lenina” mówi się w Gdańsku od dawna. Być może stanie się to jeszcze przed końcem bieżącego roku.

GdańskTadeusz SzczepańskiUrodzony w 1947 roku w Pleszewie. Historyk filmu, krytyk i tłumacz. Pracuje na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 1988–1994 redagował „Film na świecie”. Publikuje m.in. w „Dialogu”, „Odrze”, „Kwartalniku filmowym” oraz w „Kinie”, którego jest stałym współpracownikiem. Tłumaczył Obrazy Ingmara Bergmana, a także jego utwory literackie. Jest autorem książki Eisenstein. U źródeł twórczości oraz redaktorem tomów Eisenstein – artysta i myśliciel (z Wojciechem Wierzewskim, 1982) i Zbigniew Cybulski. Aktor XX wieku (z Janem Ciechowiczem, 1997).

Page 11: riviera_sopot_18_2007

Nr 9(18) wrzesień 2007 11Trójmiasto czyta dzieciom…

– Jeśli będziesz chciał porozma-wiać z tatą włóż korale i pomyśl o nim – powiedziała syrena – ale jak już nie będziesz ich potrzebo-wał zwróć je morzu, wtedy dopiero ktoś inny będzie mógł zrobić – ko-lejne magiczne korale z muszli. I odpłynęła.

Bursztynowy Jeżyk i muszelki

Dzień dobry, Bursztynowy Jeżyku, co to za białe ka-myki, które układasz na

piasku?– To nie są żadne kamyki, tylko muszelki. Sama zobacz. Duże i małe, każda muszelka wygląda inaczej. Ale wszystkie są śliczne. Mam nadzieję, że dzieci wiedzą, jak wyglądają morskie muszle… Można z nich robić mnóstwo cie-kawych rzeczy.– A co na przykład można zrobić z takich małych muszli?– Ocho, doprawy wszystko! W na-szym podwodnym świecie, z ta-kich muszli zbudowane są pokoje pałacowe. Nawet wieżyczki i scho-dy często zrobione są z muszli.– No tak, ale dzieci nie mają siły, żeby budować.– Jak to nie! Wystarczy usypać pałac z piasku i obłożyć go muszelkami. Można też narysować piękne wnę-trze komnaty na kartce i przykleić parę kolorowych muszelek, a od razu rysunek nabierze podwodne-go wyglądu. Ale jak nie umie się budować z piasku ani malować, można z muszli zrobić korale.– Korale?! – takie prawdziwe, do noszenia na szyi? – Nie rozumiem, czemu cię to dzi-wi. Wystarczy nanizać muszelki na nitkę. Całkiem niedawno, w naszym podwodnym królestwie obchodzi-liśmy ważną uroczystość – urodzi-ny Królowej – i z tej okazji do pała-cu przybyło mnóstwo gości. Przy-

nieśli ze sobą najróżniejsze pre-zenty. Królowa dostała drogocenne perły, kunsztownie wykonane z rafy koralowej przedmioty i wiesz co… najbardziej ucieszyła się z muszelkowych korali, które zro-bił jej syn – Bursztynowy Książe. – Może i ja spróbuję zrobić takie muszelkowe korale. Co o tym są-dzisz Bursztynowy Jeżyku?– Warto spróbować. Na brzegu morza znajdziesz potrzebne do tego muszelki. A może uda ci się zrobić magiczne muszelkowe ko-rale… Słyszałem taką opowieść… W pewnej rybackiej wiosce, tuż nad brzegiem morza mieszkał chłopiec. Całymi dniami bawił się na plaży i czekał aż jego ojciec, ry-bak, wróci do domu z połowu. Chłopiec był bardzo samotny. Nie miał matki ani rodzeństwa. Kochał ojca i mocno za nim tęsknił. Ma-rzył, żeby czasem porozmawiać z ojcem w ciągu dnia, ale ojciec był w morzu. Chłopiec wiedział, że jak dorośnie też zostanie rybakiem i wówczas będzie mógł spędzać z ojcem więcej czasu, jednak teraz mógł jedynie cierpliwie czekać. Któregoś razu stał po kolana w wo-dzie i patrzył w horyzont. Słońce stało w zenicie, a na niebie nie było żadnej chmury. Chłopiec zaczął śpiewać piosenkę, którą sam uło-żył. Śpiewał o tym, jak bardzo ko-cha ojca i że chciałby z nim poroz-mawiać. Wtedy podpłynęła do niego morska syrena i dała mu sznur korali z muszelek.

Zaskoczony chłopiec natychmiast włożył sznur korali na szyję i po-myślał o tacie. Ku jego zdumieniu najpierw usłyszał glosy rybaków, z którymi pracował jego ojciec, a potem usłyszał głos swojego ojca. Od tego czasu, nigdy już nie czuł się samotny. Mógł rozmawiać

Tekst: Katarzyna Iga Gawęcka – scenarzystka, autorka książek i fi lmów dokumentalnych oraz książek dla

dzieci. Autorka programu dla dzieci „Przytulaki”, który ostatnio ukazał się na DVD

Ilustracja: Magdalena Nowak „Pikuś”

Sąsiad Maciup

Zaraz na początku wakacji Ciocia Titli ogłosiła dzieciom, że na trawniku przed Okrągłym Domem zamieszkał nowy sąsiad – Maciup.

– Musicie wiedzieć – powie-działa Ciocia, – że sąsiad Maciup jest maciu-maciu-peńki. Jak mi-krob. Gołym okiem nie można go dostrzec. Musielibyście mieć szkło powiększające, a może na-wet mikroskop. Takiemu maleń-kiemu panu Maciupowi nie trze-ba sufi tu nad głową. Dla niego

Mirosław Stecewicz, Leon Korn

źdźbło trawy, to jak dach hanga-ru. Dlatego sąsiad Maciup nie zbudował sobie domu, lecz zajął maleńki – tyci kawałeczek moje-go trawnika.

Tu Ciocia pokazała na pa-znokciu, jakiej wielkości jest ob-szar, po którym porusza się Ma-ciup. Następnie dodała:

– Mam nadzieję, że przyjmie-cie nowego sąsiada serdecznie i nie będziecie mu zbytnio prze-szkadzali.

Przymówienia Cioci wysłu-chali Ziózio z Funiem, oraz Let-nicy: trójka Żarłoczków, dzieci pani Żarłokowej, która wraz z całą rodziną przybyła właśnie

na wyspą Umpli Tumpli. Następ-nie cała piątka popatrzyła na trawnik, który nie wyglądał naj-lepiej od czasu, gdy chłopcy za-mienili go w boisko do gry w pił-kę nożną. Na całej przestrzeni trawa była wdeptana w ziemię, gdzie niegdzie widać było łyse klepiska. Aż trudno uwierzyć, że takie właśnie miejsce wybrał Maciup, aby na nim zamieszkać.

– Myślę – rzekł Ziózio – że z grą w nogę musimy się prze-nieść na plac w Parku Miejskim. Sąsiad Maciup mógłby się roz-chorować ze zdenerwowania, gdyby taka ogromna, w stosunku do jego wzrostu, piłka latała mu

nad głową. Moglibyśmy nawet niechcący rozdeptać go butem.

– Masz rację – odezwała się najstarsza Mała Żarłokówna. – Ja też nie będę więcej rozkładała koca na trawniku. Najlepszym miejscem do opalania jest prze-cież plaża nad Zatokę Wulka-niczną. Sąsiad Maciup mógłby się udusić, gdybym go przykryła czymś tak wielkim i ciężkim.

Dzięki obecności sąsiada Ma-ciupa trawnik Cioci Titli stał się wkrótce najlepiej utrzymanym trawnikiem w mieście. Nikt go nie deptał, prócz oczywiście sa-mego Maciupa, trawa rosła wy-soka i soczysta. Ciocia Titli dbała

o spokój sąsiada. Gdy tylko dzie-ci zaczynały się kłócić i wrzesz-czały zbyt głośno, wychylała się z okna, wołając:

– Sąsiad Maciup śpi! Nie ha-łasujcie tyle!

Zaś rano, gdy dzieci jeszcze przed śniadaniem biegały wokół domu i były już porządnie zasa-pane, ostrzegała:

– Uwaga! Sąsiad Maciup kąpie się w rosie. Usiądźcie spokojnie i nie sapcie, bo od tego sapania powstaje taki wiatr, że może go zawiać i biedak dostanie kataru.

Na początku sierpnia przy-szedł ogrodnik z kosą i równo przyciął trawę na trawniku.

– Trzeba było ostrzyc sąsiada Maciupa – tłumaczyła Ciocia. – Miał za długą brodę.

Sąsiedzi podziwiali trawnik Cioci Titli. A dzieci stały się jak-by grzeczniejsze tego lata, mniej rozrabiały i prawie się nie kłóci-ły. Zaś sąsiad Maciup szczęśliwy i dumny ze swego istnienia, gło-sem cieniutkim jak drucik i drżą-cym jak sprężynka, mówił do Cioci tak cicho, że tylko ona mo-gła go usłyszeć:

– Dziękuję Ciociu Titli, że mnie wymyśliłaś. Bardzo mi miło mieszkać na twoim trawni-ku. To o wiele przyjemniejsze, niż być nigdzie i nikim.

Przygody na wyspie Umpli Tumpli

z tatą nawet, jak ten był daleko w morzu. Kiedy chłopiec dorósł został rybakiem i razem z ojcem wypływał w morze. Wtedy też wyrzucił do morza muszelkowe korale mówiąc: Dziękuję za ma-giczne korale morska syreno, zwracam je morzu.

– Czy możesz mi pomóc zbierać muszelki Bursztynowy Jeżyku?– Z przyjemnością. A co z nich zrobisz?– Wsz ystko, co wpadnie mi do głowy i oczywiście muszelkowe korale! Może będą magiczne…

Page 12: riviera_sopot_18_2007

www.riviera24.plporady12

Aleksandra Cichowicz-Pietrzak

Wyrok rozwodowy w spra-wie, w której strony mają małoletnie dzieci bez-

względnie musi zawierać ustalenie, komu sąd powierzył wykonywanie władzy rodzicielskiej, w jakim zakre-sie jest ona przewidziana, oraz z kim małoletni zamieszka po rozwodzie rodziców. Zazwyczaj dziecko zostaje przy matce, Często robione są bada-nia w RODK (Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny), aby ustalić czy dzieci są przygotowane do rozwodu rodziców i jak kształtują się więzi w rodzinie.

Panią Danutę reprezentuję z urzędu w sprawie karnej, w któ-rej moja klientka jest oskarżyciel-ką posiłkową. Oskarżonym jest jej mąż, któremu zarzuca się znęca-nie (w latach -) nad nią i ich małoletnim, w tej chwili już -letnim synem Jasiem.

W r., kilka miesięcy po wy-prowadzeniu się ze wspólnego mieszkania przez p. Jerzego, jego żona p. Danuta złożyła pozew do Sądu o alimenty na syna. Zawsze za-rabiała znacznie mniej od męża. W trakcie procesu zabezpieczono powództwo i ustalono miejsce poby-tu dziecka przy matce. P. Jerzy co ja-kiś czas przyjeżdżał jeszcze do domu, zabierał co cenniejsze przedmioty ze wspólnego dorobku, często urządzał awantury, niekiedy dochodziło do rękoczynów. Zdarzały się interwen-cje policji. W tym czasie p. Danuta była w bardzo trudnej sytuacji fi nan-sowej, gdyż oprócz niewysokich za-robków (poniżej . zł) strony ustaliły jeszcze znacznie wcześniej, że kredyt na budowę domu będzie spłacany właśnie z jej konta i jej za-robków. Po rozstaniu rodziców rów-nież sytuacja materialna Jasia znacz-nie się pogorszyła – chodził w uży-wanych ubraniach, matka nie była w stanie wygospodarować pieniędzy na większość podstawowych potrzeb dziecka. Podczas kolejnych wakacji Jaś wyjechał z ojcem do jego rodziny i po ich zakończeniu już nie wrócił do matki. Ojciec mieszkał w tym czasie w nowym domu, pod Gdań-skiem. Tam też zapisał syna do no-wej szkoły i całkowicie odciął kon-takty z matką.

W między czasie zaczęła się sprawa rozwodowa. Jaś nie odbierał od matki telefonów, nie zgadzał się z nią nawet rozmawiać, kiedy przy-jeżdżała do jego szkoły, aby się z nim zobaczyć. Pomimo wielo-

Adwokat radzi

Małoletni a rozwód

krotnych wezwań na badanie RODK, p. Jerzy nigdy się nie stawił.

W styczniu r. Jaś uciekł z domu ojca, po tym jak został przez niego dotkliwie pobity. P. Jerzy zgłosił zniknięcie syna policji. Doniesienie o znęcaniu się nad Jasiem złożyła także wówczas pomoc domowa, zatrudniona przez p. Jerzego. Przed przesłu-chaniem ojciec Jasia obdarował syna drogimi prezentami i osta-tecznie dochodzenie umorzono – Jaś zeznał, iż była to wyłącznie kara wymierzona przez ojca i do tego zasłużona kara.

Sąd Okręgowy w wyroku rozwo-dowym ustalił miejsce pobytu dzie-cka przy ojcu i zobowiązał matkę do płacenia alimentów na syna. P. Da-nuta wniosła apelację od wyroku. Przede wszystkim zależało jej na od-zyskaniu dziecka. Wiosną r. szkoła powiadomiła matkę Jasia, że nauczycielka WF stwierdziła na ciele jej dziecka liczne ślady po pobiciu. P. Danuta natychmiast stawiła się w szkole i przez kilka godzin w obec-ności psychologa rozmawiała z sy-nem, który tulił się do niej i przepra-szał za wielomiesięczne milczenie, nie zgodził się jednak przeprowadzić natychmiast do matki.

Sprawa została zgłoszona przez szkołę na policję, zanim jednak do-szło do przesłuchania Jasia przed sądem, ojciec kupił mu skuter i chłopiec kolejny raz zerwał kon-takty z matką – na rozprawie ze-znał, że sam się uderzył, że nie ma żadnego żalu do ojca i chce nadal z nim mieszkać. Takie deklaracje Jaś składał już kilkakrotnie, między innymi przed kuratorem sądowym w czasie wywiadu sporządzonego do sprawy rozwodowej.

Sąd Apelacyjny zawiesił spra-wę do czasu wydania wyroku o znęcanie się nad rodziną, w któ-rej reprezentuję p. Danutę jako pokrzywdzoną. Również w trak-cie trwania tej sprawy, Jaś zeznał przed sądem, że jego stosunki z ojcem są przyjacielskie, i że nigdy ojciec go nie bił, oraz że to matka go biła i poniżała, kiedy jeszcze miał z nią kontakt. Wcześniej psy-cholog ze szkoły, do której Jaś uczęszczał, kiedy jeszcze mieszkał z matką, zeznała, że dziecko korzy-stało z terapii indywidualnej z po-wodu stosowania wobec niego przemocy w rodzinie ze strony ojca, oraz że jedynym oparciem dziecka była wówczas matka.

Myślę, że zgromadzony w spra-wie materiał na tyle obciąża p. Je-rzego, że zostanie on skazany za znęcanie się nad żoną – p. Danutą, ale jak sąd karny oceni zachowanie p. Jerzego wobec syna nie wiem. Niestety, jak to zwykle bywa w tego rodzaju sprawach, najbardziej cier-pi dziecko.

Autorka prowadzi kancelarię adwokacką w Sopocie przy al. Niepodległości ; tel. () ; , mail: [email protected]

Maria Slott

Dziś piękno i blask pereł na-dal wykorzystywane jest w produkcji biżuterii. Co

ciekawe, coraz częściej perły znaj-dują również zastosowanie w kos-metykach. Dzieje się tak, gdyż aminokwasy w nich zawarte sta-nowią źródło wapnia, magnezu oraz sodu, krzemu i fosforu. Ba-dacze zaś udowodnili, że składni-ki te łagodzą podrażnienia, dzia-łają przeciwbakteryjne a także ujędrniają i niezwykle przyspie-szają odnowę skóry. Na bazie tego odkrycia stworzony został naj-nowszy zabieg z perłami propo-nowany przez Kosmetyczny In-stytut Dr Irena Eris.

Pearl Renewal – zabieg od-mładzający z purpurową orchi-deą, białą i czarną perłą jest prze-znaczony dla pań ze skórą dojrza-łą w wieku powyżej lat, czyli dla osób z pierwszymi widoczny-mi drobnymi, płytkimi zmarsz-czkami i obniżoną elastycznością skóry oraz – wersja druga – dla pań w wieku powyżej lat, z cerą dojrzałą wymagającą odmłodze-nia. Zabieg stanowi luksusową pielęgnację twarzy o wysokiej skuteczności działania składni-

Kosmetyczny Instytut Dr Irena Eris proponuje

Piękno pereł Kleopatryków użytych w preparatach. Bo-gactwo zawartych w nich protein i minerałów sprawia, że pobu-dzają one komórki do odnowy, spłycają zmarszczki i przywraca-ją cerze promienny blask. Dla uzyskania jak najlepszych efek-tów opracowano innowacyjny masaż fi rmowy łączący elementy digitopresury, akupresury i dre-nażu limfatycznego z najnowszą technologią i nowatorskimi kos-metykami. Do zabiegu wprowa-dzono też wariant z głębokim oczyszczaniem skóry za pomocą peelingu kawitacyjnego, co nad-zwyczajnie wzmocniło siłę działa-nia substancji aktywnych.

Egipska królowa Kleopatra odmładzającym płynem z pereł przemywała twarz. Do dziś prze-trwała opinia o jej nadzwyczajnej urodzie i powabie. Mając to w pamięci, ufni w opinię specja-listów, polecamy Pearl Renewal – zabieg odmładzający z purpu-rową orchideą, białą i czarną perłą, któremu towarzyszą ele-menty wzbogacające – relaks dla stóp oraz pielęgnacja dłoni. Za-praszamy do Kosmetycznego In-stytutu Dr Irena Eris w Sopocie.

Autorką jest mgr Maria Slott, kosmetolog współpracująca z Kos-metycznym Instytutem Dr Irena Eris w Sopocie

Jacek Łaszcz

Nigdy nie radźcie wielory-bowi, jak odzyskać wol-ność. Jakoś nie wypada

bawić się w tanich mentorów i pokazywać komuś palcem dro-gę na zbawcze głębiny, skoro się samemu przefrymarczyło okazję i dało wmanewrować na cienkie płycizny! Miejsce dróg do wolno-ści jest w muzeum tromtadracji i mydlenia oczu, tam je schowaj-cie. Lepiej się nie nabierać na muzealne plakaty. Przecież napi-sane jest: wolność, to uświado-miona konieczność. Niech każdy sobie z tym radzi jak może i na ile kieszeń pozwala.

Prosto z piekła

WielorybBo jeśli jest na odwrót: to on,

pokiereszowany śrubą, trędowa-ty wieloryb wskazuje nam drogę, którą wszyscy zdążamy (nieza-leżnie od tego, czy będziemy się kąpali w Bałtyku, czy nie). Bałtyk jest zimnym morzem, wieloryb jakoś to zniesie, ma sporo tranu. Ale jest też morzem płytkim, co wieloryba może przyprawić o stres śmiertelny. Gdzie tu w Za-toce nurkować i jak się bronić przed wyrzuceniem na brzeg? Zresztą, nawet gdyby się okazał wyjątkowo odporny psychicznie, nasi rybacy żyć mu długo nie da-dzą…

Kochani, idący na śmierć po-zdrawia Was! Wszystkich bez wyjątku…

Dlaczego nikt z wesołków nie chce odczytać jego sekretnej mi-sji? Jakiż to wspaniały temat na letnie rekolekcje, tak potrzebne w radosnym zgiełku kończącego się Dominikańskiego Jarmarku!

Czy potwór morski jest już po wypluciu Jonasza i dlatego taki cherlawy i słaby? Czy Jonasz by nam dzisiaj powiedział, co robimy ze światem, z trywialnością śmie-ci, ze zwierzętami i z nami samy-mi? Takie świadectwo byłoby pil-nie potrzebne. A może by się tu nadał jaki inny Eko-święty?

To już drugi wieloryb, jakiego Pan nam wysłał, po humbaku-pechowcu w zeszłym roku. W ciągu kilku dni przemówił do naszych niewprawnych w klasy-fi kacji waleni uczonych. Obraził się. Sprostował, że on nie karło-waty, jak mylnie sądzili, lecz

dumny fi nwal. Dlaczego nie czy-tamy znaków?

Przyglądam Mu się uważnie (na zdjęciach). Nie zauważyłem nikogo, kto by mu chciał w tej dro-dze towarzyszyć. Najmarniejszego ekologa przykutego do jego plam dermatologicznych nie widzę…

Nie widzę też przy nim księ-dza, który by go pokropił na ostat-nią drogę. Ale czy zwierzęta mają duszę? Choćby największe ssaki?

Ten fi nwal jest moim nie-szczęsnym bliźnim (w Królestwie Zwierząt, a czym ono jest gorsze od Królestwa Ludzi, to nie wiem).

Internauci zastanawiają się, jak go nazwać. Nie ma na co cze-kać. Już to zrobiłem. In articulo mortis.

Chrzczę ciebie imieniem Jo-nasz. Płyń po oceanach świata. I jeśli ci się uda, spieprzaj z Bał-tyku, bo zginiesz tu marnie. To wciąż jeszcze nie jest morze dla wielorybów.

Page 13: riviera_sopot_18_2007

wiadomości z WUP w Gdańsku 13Nr 9(18) wrzesień 2007

Konrad Franke

Dlaczego tak trudno walczy się z takimi stereotypami?

Ewa Jurkowska: Walka z każ-dym stereotypem to długotrwały i żmudny proces. Niezwykle trudno zmienia się czyjeś prze-konania na dany temat. Urząd pracy jak zresztą cały rynek pra-cy kojarzy się społeczeństwu przede wszystkim z problemem bezrobocia. A jeśli przyjrzymy się nazwom: powiatowy i woje-wódzki to machinalnie nasuwa się wniosek, że Wojewódzki Urząd Pracy jest instytucją nad-rzędną nad jednostkami w po-wiatach, pełniącą funkcję kon-trolną i odwoławczą.

A tak nie jest?Tak nie jest. Wojewódzki Urząd

Pracy jest jednostką samorządu województwa. Naszym głównym zadaniem nie jest bezpośrednia obsługa bezrobotnych ale koordy-nacja regionalnej polityki rynku pracy, za którą odpowiedzialny jest samorząd województwa. Współ-pracujemy z szeregiem instytucji rynku pracy, nie tylko z powiato-wymi urzędami pracy.

Co to dokładnie oznacza?

Partner w rozwoju. WUP. Pomorze.Rozmowa z dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku, p. Ewą Jurkowską

Trochę urząd, trochę instytutWojewódzki Urząd Pracy to instytucja często mylnie kojarzona z powiatowymi urzędami pracy, które zajmują się obsługą bezrobotnych, lub też postrzegana jako placówka nad nimi nadrzędna. Tymczasem to nowoczesna, otwarta instytucja, pełniąca rolę koordynatora regionalnej polityki rynku pracy.

Nasze główne zadania wyzna-cza ustawa o promocji zatrudnie-nia i instytucjach rynku pracy. Przede wszystkim analizujemy sytuację na regionalnym i ogól-nopolskim rynku pracy. Opraco-wujemy programy regionalne, odpowiadające na potrzeby wo-jewództwa. Doskonałym przy-kładem może być tu „Gryf ”, któ-ry łączy powstawanie nowych miejsc pracy w powiatach naj-bardziej zagrożonych bezrobo-ciem z wykorzystywaniem walo-rów geografi cznych i kulturo-wych regionu. Odpowiadamy też na potrzeby kadrowe, czego przykładem jest program „Buduj dla Pomorza” szkolący fachow-ców w branży budowlanej.

Ale to tylko jeden aspekt na-szej działalności. WUP można określić jako połączenie urzędu i instytutu. Urząd to na przykład Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej, gdzie osoby poszukujące pracy mogą spotkać się z doradcą zawodowym, przyjść na bezpłatne warsztaty lub szko-lenia, zapoznać się z aktualnymi ofertami pracy i możliwościami rozwoju zawodowego. Urząd to również międzynarodowe po-średnictwo pracy w ramach EU-RES – Europejskich Służb Zatrud-nienia. Każda osoba poszukująca

za granicą pracy znajdzie u nas nie tylko aktualne oferty, ale rów-nież profesjonalną pomoc odnoś-nie zatrudnienia poza granicami Polski. EURES daje również moż-liwość polskim pracodawcom re-krutowania polskich pracowni-ków z zagranicy.

W takim razie, jaka jest rola WUP-u jako instytutu?

Drugi fi lar naszej działalności opiera się na badaniach. Badamy pomorski rynek pracy poprzez analizy, monitoring zawodów nadwyżkowych i defi cytowych czy mierzenie popytu na pracę. Inicjujemy też projekty badaw-cze. Jako przykład mogę podać powstanie Pomorskiego Obser-watorium Rynku Pracy w Insty-tucie Badań nad Gospodarkę Rynkową, które prowadzi bardzo ciekawe opracowania i analizy zjawisk zachodzących obecnie na pomorskim rynku pracy. Ten projekt realizowany jest w ra-mach Europejskiego Funduszu Społecznego, za którego wdraża-nie odpowiedzialny jest WUP.

Czyli w swojej działalności WUP wykorzystuje również fun-dusze unijne?

Nie tylko wykorzystuje, ale również rozdysponowuje. Od jesteśmy instytucja wdrażającą część działań w ramach dwóch

programów unijnych – Zintegro-wanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego ( ZPORR) oraz Sektorowego Programu Ope-racyjnego Rozwoju Zasobów Ludzkich (SPO RZL). Tymi pro-gramami zajmujemy się do końca roku. Równocześnie rozpo-czął się już nowy okres programo-wania (-). WUP jako in-stytucja pośrednicząca drugiego stopnia (dawna wdrażająca), ko-rzystając ze środków z Europej-skiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjne-go Kapitał Ludzki będzie zajmował się Działaniem ., które ma na celu poprawę dostępu do zatrud-nienia oraz aktywności zawodowej w regionie. Pierwsze konkursy na realizację projektów w tym działa-niu mają ruszyć już jesienią.

Myślę, że nasi Czytelnicy mają już, przynajmniej ogólny, obraz działalności Wojewódzkiego Urzę-du Pracy. Przejdźmy w takim razie do pomorskiego rynku pracy, do jego problemów i sukcesów.

Trudno jest w kilku zdaniach scharakteryzować procesy za-chodzące obecnie. Z pewnością najważniejszym z nich jest szyb-ki i długotrwały spadek bezrobo-cia. Liczba osób pozostających bez pracy w naszym wojewódz-twie spadła poniżej tysięcy. Pięć lat temu było ich ponad dwa razy więcej. Z przyjemnością muszę podkreślić, że spadek bez-robocia w naszym województwie jest najszybszy w kraju. Nie jest to bynajmniej jednorazowy suk-ces. Możemy pochwalić się naj-

wyższym spadkiem bezrobocia wśród wszystkich województw również w roku. W tym okresie liczba osób pozostają-cych bez pracy zmniejszyła się aż o ,%. Podstawową przyczyną spadku jest aktywność pomor-skich przedsiębiorstw. Widoczny jest znaczny wzrost zatrudnienia na skutek ożywienia gospodar-czego, zwłaszcza w takich sekto-rach jak: budownictwo, prze-twórstwo przemysłowe, rynek nieruchomości czy usługi. Nie bez znaczenia jest też dobra pra-ca urzędów pracy oceniana we-dług kryteriów efektywności za-trudnienia. Według raportu Mi-nisterstwa Rozwoju Regionalne-go WUP w Gdańsku zajmuje czołowe miejsce w szybkości roz-liczania się z unijnych projektów skierowanych na aktywizację osób bezrobotnych

Statystyki brzmią optymi-stycznie. Czy możemy zakładać już różowe okulary?

Niestety nie, ponieważ mimo że bezrobocie nie jest już głów-nym problemem to wciąż mie-rzymy się z wieloma trudnymi zagadnieniami. Niepokojąco roś-nie odsetek ludzi biernych zawo-dowo pomimo młodego wieku, oraz emerytów i rencistów. Na to nakłada się niski przyrost natu-ralny. Obliczamy, że w roku zaledwie % mieszkańców wo-jewództwa będzie miało mniej niż lat. Oczywiście trend ten może ulec zmianie. Prognozowa-nie z wyprzedzeniem kilkudzie-

fot. W

UP

Dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku, p. Ewą Jurkowską

sięciu lat zawsze jest obarczone ryzykiem błędu. Mimo zmniej-szającej się liczby osób pozosta-jących bez pracy, wzrasta w tej grupie udział osób długotrwale bezrobotnych oraz nie posiadają-cych żadnych kwalifi kacji zawo-dowych. W dalszym ciągu trudna jest też sytuacja kobiet. Takie osoby najtrudniej jest zaktywizo-wać, zachęcić do szukania i pod-jęcia pracy.

Czyli zarówno WUP jak i po-wiatowe urzędy pracy będą miały co robić?

Pracy nam na pewno nie za-braknie.

Dziękuję za rozmowę.

fot. W

UP

Wojewódzki Urząd pracy w Gdańsku ogłasza nabór

na wolne stanowiska urzędnicze

OD REFERENTA DO STARSZEGO SPECJALISTY

w• Wydziale Obsługi Finansowej

Projektów• Wydziale Wdrażania Funduszy

• Wydziale Monitorowania i Kontroli

Szczegóły ofert pracy dostępne są na www.bip.wup.gdansk.pl

w zakładce Oferty pracy w WUP, nr oferty 28/07, 29/07, 30/07, 31/07

Page 14: riviera_sopot_18_2007

opowiadanie14 www.riviera24.plsport

Krzysztof Maria Załuski

Ines milczała. Paląc jointa, za-stanawiała się nad tym, co przed chwilą zaproponował

jej ten mężczyzna. Nie wierzyła, że w centrali rzeczywiście ktoś postanowił podjąć dalszą walkę.

„To prowokacja”, myślała. „Te sukinsyny chcą się mnie pozbyć. Przez tyle lat robiłam dla nich mo-krą robotę, a teraz, jak sami do-rwali się do władzy, stałam się nie-wygodnym świadkiem…”

Mrok gęstniał z każdą minutą. Widoczność pogarszał jeszcze bar-dziej, wiejący od pustyni chamsin.

Mężczyzna miał ciemną, prze-oraną bruzdami zmarszczek twarz. Jej ostry kontur przez jakiś czas odcinał się jeszcze od fi oletowego nieba, potem wtopił się w nie, jak jedna z tych gór, które ciasnym kręgiem otaczają to przeklęte mia-sto… Patrząc na niego, Ines pomy-ślała, że tak właśnie wyobrażała sobie będąc dzieckiem herszta pi-ratów: dzikiego, bezwzględnego, pozbawionego jakichkolwiek wy-rzutów sumienia. Brakowało mu tylko drewnianej nogi, złotego kół-ka w uchu i czarnej klapki na oku.

Przez chwilę zapragnęła kochać się z nim, zapomnieć o wszystkim, o rewolucji, która zrujnowała jej ży-cie, o matactwach centrali, o samot-ności, o tym wszystkim, o czym ostatnio tak często rozmyślała, po-grążając się w haszyszowym tran-sie… A potem przeniosła wzrok na wciśniętą pomiędzy skały zatokę. W jej czarnych wodach parę minut temu zniknęło słońce.

– Okay. Co macie dla mnie tym razem? – zapytała.

– Wiedziałem, że nas nie za-wiedziesz – mężczyzna nie ukry-wał zadowolenia. – Polecisz do Zurychu. Tam skontaktujesz się z naszym człowiekiem. Dostaniesz zdjęcia i plan akcji. Potem przerzu-cimy cię do Niemiec i zrobisz to, co zawsze… Bum, bum, shot, shot.

– Kogo mam zabić?– Burżuja… Ultraprawicową

świnię. Szczegółów dowiesz się w swoim czasie.

Ines zaciągnęła się, a potem, trzymając dym w płucach, wyrzu-ciła niedopałek za balustradę bal-konu.

– Cholera, człowieku, za kogo ty mnie masz? – powiedziała. – Przez tyle lat likwidowałam tych wszystkich skurwieli, a ty teraz ro-bisz przede mną tajemnicę… Kim ty jesteś, przeklęty gnojku? Kim jest ten gość? Chcę to wiedzieć!

Mężczyzna pochylił się i szep-nął jej coś do ucha.

Ines poczuła od niego zapach luksusowych perfum.

Apartament, w którym za-mieszkała po przylocie do Zury-chu, był wyjątkowo przestronny. Przekraczając jego próg pomyślała, że za utrzymywanie tak dużego lo-kum centrala musi płacić majątek. Kiedyś zżymałaby się widząc taką rozrzutność; teraz nawet cieszyła ją liliowa pościel, podwójne łoże i miękkie perskie dywany.

Ines weszła do łazienki. Zdjęła

W imię rewolucjiubranie i patrzyła na swoje ciało odpite w lustrze… A potem doty-kała złoconych kurków, gładziła brzeg trójkątnej wanny, wąchała białe róże, stojące w czarnym mar-murowym wazonie.

„To pewnie nagroda za ten cały syf, w którym spędziłam ostatnie lata. Tak, za ten przeklęty Trypolis przyda mi się odrobina luksusu”, pomyślała, zapalając jointa.

Ines wyszła na taras. W dole rozpościerało się wciśnięte pomię-dzy wzgórza miasto – o tej porze senne nieruchome, jakby zdrę-twiałe. Gdzieś w jego centrum – pomiędzy jeziorem, szklącym się światłami jachtów, a dworcem ko-lejowym – w podziemnych sejfach leżało złoto całego świata; całe to zło, z którym walczyła.

„A co będzie, jeśli tym razem mi się nie uda? Jeśli mnie złapią?”, pomyślała i oparła dłonie o poręcz tarasu. Jej ręce były nadal smukłe i delikatne, jak przed laty, kiedy chciała zostać pianistką. Teraz jed-nak pokrywała je sieć niebieska-wych żył, coraz bardziej wyraź-nych, coraz bardziej obcych. Całe ciało napawało ją przerażeniem; wiotczejąca na szyi i piersiach skó-ra, nadawała realny kształt niedo-rzecznemu poczuciu przemijania.

Ines wróciła do pokoju i jeszcze raz obejrzała zdjęcia, które dostała dziś rano: Hans-Joachim von Ke-telhodt w parku z wnukami; Hans-Joachim von Ketelhodt na pogrze-bie żony; Hans-Joachim von Ketel-hodt z dwadzieścia lat młodszą przyjaciółką w podróży dookoła świata; Hans-Joachim von Ketel-hodt w swoim biurze…

„Nawet nie wiem czy powin-nam go zabijać. Czy naprawdę to jego wina, że urodził się po prze-ciwnej stronie barykady? Zresztą, kto wie gdzie dzisiaj przebiega li-nia pomiędzy nimi, a nami? Gdzie jest ta granica między dobrem, a złem? żebym chociaż była pew-na, że ci wszyscy ludzie, których wyeliminowałam, zginęli rzeczy-wiście dla dobra rewolucji. Gdy-bym chociaż to jedno wiedziała…”

Weszła do łazienki i odkręciła kurki z wodą. Przyglądając się swo-jemu odbiciu w pozłacanej rurze kranu, wyobraziła sobie, że ta znie-kształcona fi gura należy do kogoś zupełnie innego. I że ten ktoś, kto wykona jutro wyrok śmierci na tamtym mężczyźnie, również nie będzie miał z nią nic wspólnego… Potem zaczęła płakać.

Wyjechała z tunelu i przez mo-ment nie widziała niczego poza oślepiającą jasnością. Dopiero kie-dy włożyła okulary, z jednolicie rozświetlonej powierzchni wyłoni-ły się szare secesyjne kamienice. W ciemnych bramach siedzieli sta-rzy, ubrani na czarno imigranci z Południa. Niektórzy przypominali trochę libijskich wieśniaków, inni palestyńskich chłopców z obozów szkoleniowych pod Trypolisem…

Parę minut później Ines zatrzy-mała się na niewielkim parkingu tuż przed Dworcem Głównym.

Redakcja miesięcznika „Mega” mieściła się na piątym, ostatnim piętrze biurowca. Ines jeszcze raz spojrzała na zdjęcie właściciela pisma, a potem założyła jasną pe-

rukę, poprawiła okulary słoneczne i przeładowała pistolet… Już w windzie zobaczyła kamerę wbu-dowaną w jedną ze ścian. Obec-ność jej ciemnego, wypukłego oka po raz pierwszy w życiu napawała ją lękiem.

„Spokojnie”, pomyślała. „Prze-cież to tylko jeden z wielu burżua-zyjnych chwastów, który trzeba usunąć. Wkrótce przetoczy się tędy światowa rewolucja. I nikt o nim nie będzie pamiętał.”

Sekretarka otworzyła drzwi i wprowadziła ją do gabinetu.

– Pan Hans-Joachim von Ketel-hodt zaraz panią przyjmie – po-wiedziała.

Ines zastanawiała się dlaczego instrukcja, którą dostała z centrali, podkreśla tak wyraźnie, że „obiekt należy zlikwidować natychmiast po pierwszym kontakcie”.

„Przecież o wiele bezpieczniej byłoby wywieść faceta za miasto i dopiero tam rozwalić.”, myślała.

Łącznik w Zurychu, powiedział jej, że „to zupełnie niepotrzebne ase-kuranctwo. Ketelhodt będzie sam, ponieważ sekretarka wychodzi z biura o szesnastej. Ochrona jest tyl-ko w recepcji, na parterze. Więc nie ma mowy, żeby ktoś usłyszał strzał.”

Von Ketelhodt był niski i otyły. Na ramiona opadły mu resztki ru-dawych włosów. Wyciągnął do Ines rękę, a potem wskazał fotel.

– Czym mogę pani służyć – za-pytał.

Rozmawiali przez jakiś czas o najnowszych osiągnięciach na-uki w dziedzinie informatyki, o środkach masowego przekazu i o ich roli w doprowadzeniu do ostatecznego rozpadu Rosji, który zdaniem von Ketelhodta nastąpi w ciągu paru najbliższych lat.

Ines spoglądała na zegar ścienny. Kilka minut po szesnastej usłyszała za plecami pukanie do drzwi, a zaraz potem głos sekretarki. Mężczyzna odprawił ją nie przerywając rozmo-wy. Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi zaproponował kieliszek konia-ku. Ines przyjęła propozycję uśmie-chem. Zanim wrócił z butelką do biurka, zdążyła przykręcić tłumik i jeszcze raz przeładować broń.

– No więc dobrze, czego pani ode mnie oczekuje? – zapytał wy-ciągając w jej kierunku kieliszek.

Kiedy strzeliła do niego po raz pierwszy, zatoczył się tylko i złapał za serce jak hollywoodzki amant. Dopiero kiedy wpakowała mu kulę w głowę, opadł na fotel. Chwilę drżał jak w ataku epilepsji, a kiedy znieruchomiał z jego ust wypłynę-ła struga krwi rozcieńczonej ko-niakiem. Spodnie i fotel zabarwiły się moczem.

Ines schowała pistolet do to-rebki i podeszła do drzwi. Nacisnę-ła klamkę, ale zamek był zaryglo-wany. Podeszła do kolejnych, ale i te ani drgnęły.

Ines otworzyła okno. W dole szu-miało miasto. Skończyła kieliszek koniaku i pomyślała, że nigdy nie należy lekceważyć intuicji… A po-tem nalała sobie jeszcze raz i wykrę-ciła numer jednego z ogólnoniemie-ckich tygodników informacyjnych. Gdyby w piętnaście minut później nie wyskoczyła przez okno, dowie-działaby się, że istnieją prawdy, które w mediach publikuje się dopiero po odpowiedniej obróbce – właśnie po to, by ludzie tęsknili za kłamstwem… Jej życie i jej śmierć były jedną z ta-kich prawd.

Na przełomie lipca i sierp-nia (od 27.07 do 4.08) na sopockim akwenie roze-

grano pierwsze w historii otwarte Mistrzostw Świata Juniorów klasy RS:X oraz wyścig medalowy dla kategorii Youth, w którym uczest-niczyło dziesięcioro najlepszych zawodników. Wyniki tego wyści-gu liczone są podwójnie. Mistrzy-nią świata została Niemka Moana Delle. W kategorii mężczyzn złoto przypadło także reprezentantowi

Sopot. Mistrzostwa Świata Juniorów w klasie RS:X

Niemcy zgarniają złotoNiemiec Christianowi Freimulle-rowi. W kategorii Youth, do lat 18, w której żeglarze walczyli o tytuły Mistrzów Świata rewelacyjnie spi-sała się Maja Dziarnowska, która wywalczyła srebrny medal. Za-wodniczka SKŻ Hestia Sopot ma już na swoim koncie złoty medal Mistrzostw Świata Juniorów w ka-tegorii Mistral 6.6, który zdobyła w 2005 roku także w Sopocie. So-poccy żeglarze Małgorzata Białe-cka i Łukasz Grodzicki odnieśli

także sukcesy w kategorii Under 21 – wywalczyli tytuły mistrzów klasy. Wicemistrzynią została ich klubowa koleżanka Iga Perzyna, a trzecie miejsce zajął Artur Nowi-cki (Baza Mrągowo). Organizato-rami zawodów byli Sopocki Klub Żeglarski Hestia Sopot, ISAF, PZŻ. Partnerami: Miasto Sopot, Marszałek Województwa Pomor-skiego, Ergo Hestia, Nissan Polska i LPP.

Triumfatorzy Mistrzostw Świata Juniorów w klasie RS:X Moana Delle i Christian Freimuller podczas uroczystej dekoracji.

Bartek Sasper

W sierpniu ruszyła II liga piłkarska. Trójmiasto ma w niej dwóch re-

prezentantów: Lechię Gdańsk i zdegradowaną za kupowanie meczów Arkę Gdynia. Obie dru-żyny rozegrały do tej pory po sześć meczów. Arka rozgromiła kolejno Wartę Poznań 4:0, Pod-beskidzie w Bielsku-Białej 1:0 i Pelikana z Łowicza 4:0. W czwartej kolejce gdynianie zre-misowali w Zabierzowie z, zajmu-jącym ostatnie miejsce Kmitą 1:1, potem pokonali u siebie groźny

Ruszyła futbolowe rozgrywki

Arka na fali, Lechia na łopatkach

GKS Katowice 3:2, aby w ostatniej kolejce wywalczyć remis z lide-rem rozgrywek Zniczem Prusz-ków 2:2. Gdyby nie karne punkty Gdynianie byliby na drugim miej-scu o jeden punkt za Zniczem i na najlepszej drodze do powrotu w szeregi ekstraklasy.

Gorzej powodzi się Lechii. Już w pierwszym wyjazdowym meczu piłkarze z Traugutta pole-gli z Turem w Turku :. W dru-gim spotkaniu było nieco lepiej. Na swoim stadionie gdańszcza-nie rozgromili Piasta Gliwice :. I to było ich jedyne zwycięstwo, jak do tej pory. Potem przyszedł remis w Płocku z tamtejszą Wisłą :, kolejny remis, ale u siebie z Jastrzębiem również :, oraz

dwie porażki: z Polonią Warsza-wa w stolicy : i ze słabiutką Odrą Opole we Wrzeszczu :. Rezultat: trzynasta pozycja, zu-pełnie nieadekwatna do budżetu Lechii, wynoszącego , miliona złotych. Dotychczasowe wzmoc-nienia drużyny okazały się nie-wystarczające. Prawdopodobnie w najbliższym czasie Lechię zasi-li jeszcze jeden zawodnik, Ukrai-niec Serhij Woronin. Czy to wy-starczy, aby szybko wydostać się z zagrożonej sfery? Na razie za-rząd klubu zwolnił trenera To-masza Borkowskiego. Do czasu powołania nowego szkoleniowca drużyną będzie się zajmował za-stępca Borkowskiego, Tomasz Kafarski.

fot. k

mz

Page 15: riviera_sopot_18_2007

sport 15Nr 9(18) wrzesień 2007

Bartek Sasper

W dniach 17–19 sierpnia na wodach Zatoki Gdańskiej odbywały się

Mistrzostwa Polski Katamaranów. Walczono w klasach Topcat, A-cat i Otwartych Młodzieżowych Mi-strzostwach Polski. Zawody odby-wały się pod patronatem Prezy-denta Sopotu Jacka Karnowskie-go, a najlepszym punktem obser-wacyjnym dla kibiców było sopo-ckie molo. W mistrzostwach star-towało 31 katamaranów i 8 Fin-nów. Zawody były bardzo wyrów-nane, przez to niezwykle intere-sujące. O zwycięstwie decydował najczęściej ostatni wyścig.

W pierwszym dniu wiał wiatr od brzegu o sile stopni w skali Beauforta. Rozegrano trzy wy-ścigi. Na pierwszych miejscach znajdowali się faworyci.

W sobotę odbyły się dwa krót-kie wyścigi, oraz wyścig długody-stansowy o Puchar Targów Wiatr i Woda na trasie Sopot – Gdynia – Sopot. Start do tego wyścigu na-stąpił z sopockiej plaży. Jako pierwsi minęli metę Adam Skom-

Sopot. Mistrzostwa Polski Katamaranów

Z wiatrem po mistrzostwo Polski

ski i Jakub Kopylowicz na Explo-derze , jednej z najnowocześ-niejszych łodzi na świecie, a wy-budowanej w Polsce. Po przelicze-niu okazało się jednak, że zwy-cięzcą wyścigu został Andrzej Opoka na najmniejszym katama-ranie Hobie . Drugim był Łu-kasz Wroczyński, a trzecim Ma-rian Tobys i Marcin Krzyżosiak.

Decydujące wyścigi odbyły się w niedzielę sierpnia. Wiatr tego dnia był bardzo słaby i spra-wiał zawodnikom sporo kłopotu. Po zakończeniu regat cała fl otyl-la katamaranów przedefi lowała obok sopockiego mola. Tam rów-nież odbyło się wręczanie pucha-rów i medali.

Mistrzami Polski w klasie Open zostali Adam Skomski i Ja-kub Kopylowicz, drugie miejsce

w tej kategorii zajął Marek Że-browski, trzecie Maciej Stasiak. W klasie Topcat K- tryumfowali Włodzimierz i Waldemar Gosz-czyccy, tuż za nimi znalazł się duet Sebastian Zarzeczański i Rafał Łabij, oraz Dariusz Jago-dzik i Konrad Kowalczyk. W kla-sie A-cat złoto zdobył Maciej Stasiak, srebro Marek Żebrowski, brąz Maciej Kowalewski. W kla-sie Nacra mistrzyniami Polski zostały Kaja Morawiec i Maja Kos. Za nimi fi niszowali Tymote-usz Bendyk wraz z Tobiaszem Żędzianowskim, oraz Paweł So-lecki i Jarosław Zboralski. Mło-dzieżowymi Mistrzami Polski zostali Tymoteusz Bendyk i To-biasz Żędzianowski. Drugie miejsce zajęli Mariusz Badzio i Marcin Kamiński. W klasie

Topcat K- kolejność trzech pierwszych miejsc była następu-jąca: Marian Tobys i Marcin

Krzyżosiak, Mariusz Badzio i Marcin Kamiński, Mariusz Dut-ke i Bartosz Puszczyk. Puchar

Polski Katamaranów zdo-był Marek Żebrowski. Drugie miejsce zajęli Adam Skomski i Jakub Kopylowicz, trzecie Se-weryn Krajewski i Maciej Lunit. W Pucharze Katamaranów do , metrów zwyciężył ponownie Marek Żebrowski. Za nim był Maciej Stasiak i Włodzimierz i Waldemar Goszczyccy. Sopot Finn Cup wygrał Piotr Mazur przed Karolem Węgrzynowskim i Piotrem Pajorem.

Organizatorem i gospoda-rzem tej najważniejszej katama-ranowej imprezy roku był UKS Navigo Sopot, sędzią głównym Adam Jankowski, a sponsorem Nordea Bank Polska S.A.

Prokom Trefl bez Besoka

Turek Husajn Besok nie bę-dzie grał w tym sezonie w Proko-mie Trefl Sopot. Koszykarz wraca do swego kraju i zasili zespół Ga-

latasaray Stambuł. W Sopocie zagra za to prawie na pewno -letni Amerykanin Dajuan Wag-ner. Jest on graczem NBA, wystę-pował w drużynie Golden State Warrious. (as)

Start sezonu rugby sierpnia jesienną rundę I ligi

rozpoczęli rugbyści. W bieżącym se-zonie liga rugby przechodzi na zapis międzynarodowy, obowiązujący we wszystkich znaczących ligach zagra-nicznych. Za zwycięstwo drużyna będzie teraz dostawała punkty, za remis punkty i za przegraną punktów. Za walkower zwycięzca otrzyma punktów, a wynik zosta-nie zapisany jako :. Będą też przyznawane punkty bonusowe za uzyskanie przynajmniej czterech

przyłożeń, a także za przegraną nie wyżej niż siedmioma punktami. Wszystko to ma sprawić, że roz-grywki staną się ciekawsze. W pierwszej rundzie Lechia Gdańsk zmierzyła się we Wrzeszczu z Ogni-wem Sopot. Obecność na stadionie zapowiedzieli prezydenci obu miast: Paweł Adamowicz i Jacek Karnow-ski. Arka Gdynia walczyła ze Skrą Warszawa. W obu meczach zwycię-żyli gospodarze. Lechia pokonała Ogniwo :, zaś Arka wygrała ze Skrą :. (as)

Kłopoty KageraDrużyna koszykarzy Kagera

Gdynia powstała lat temu w Rumii. Po trzech latach przeniosła się do Gdyni, a w rok później sponsoring nad nią objął jeden z najbogatszych Polaków – Bogdan Fota. W roku Kager awansował do ekstrakla-sy koszykarskiej i w pierwszym sezo-nie zajął dobre jak na beniaminka dziewiąte miejsce. Niestety Fota wy-cofuje się z fi nansowania koszykarzy. Postanowił wspomagać sporty mo-torowe. Kagerowi grozi plajta, jednak

prezydent Gdyni Wojciech Szczurek zadeklarował, że w nowym sezonie wesprze klub kwotą pół miliona zło-tych. Ma to być zachętą dla gdyń-skich biznesmenów, aby większymi czy mniejszymi kwotami fi nansowa-li Kagera. W ubiegłym sezonie bu-dżet klubu wyniósł , miliona zło-tych. Jest to kwota wystarczająca na utrzymanie się w ekstraklasie, choć na pewno nie na zdobycie mi-strzowskiego tytułu. Sopocki Pro-kom Trefl ma budżet kilkakrotnie wyższy. (as)

Zwycięskie koszykarki

sierpnia reprezentacja Polski w koszykówce kobiecej rozegrała towarzyskie spotkanie z reprezentacją Niemiec, zwy-

ciężając :. Polki są zdecydo-wanymi faworytkami przed cze-kającymi ich spotkaniami bara-żowymi o mistrzostwo Europy z drużynami Finlandii i Słowe-nii. (as)

W tegorocznych mistrzostwach startowało po raz pierwszy 8 Finnów

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mzfot

. kmz

fot. k

mz

Page 16: riviera_sopot_18_2007

sport16 www.riviera24.pl

Przemek, sierpnia skończy-łeś lat, to chyba dobry moment, aby podsumować twoje osiągnię-cia sportowe. A trochę tego było, czy mógłbyś je przypomnieć czy-telnikom „Riviery”?

Przemek: Na desce pływam już dwadzieścia lat. Przygodę z windsurfi ngiem rozpocząłem w wieku lat. Pierwszą nagrodą, jaką zdobyłem był Puchar Prezy-denta Sopotu, było to w roku . Profesjonalnie zająłem się sportem od roku ‘, kiedy po udanych mistrzostwach świata juniorów niespodziewanie otwo-rzyła mi się droga do kadry olim-pijskiej. W sumie przez ostatnie lat zdobyłem medali na mi-strzostwach świata i Europy se-niorów. W tym złoto w mistrzo-stwach świata. W sumie brakuje mi jedynie tytułu mistrza olimpij-

Z Przemysławem i Jarosławem Miarczyńskimi

w Sopockim Klubie Żeglarskim rozmawia Krzysztof M. Załuski

Urodzinowe gadu-gadu z mistrzem świata

mógł mu zazdrościć. Jestem na-prawdę bardzo z niego dumny. Nadal razem pływamy i razem startujemy w zawodach Formuły Windsurfi ng. Nie często się to wprawdzie zdarza, bo Przemek ma swoje zgrupowania i zawody, ale jak już jesteśmy razem na wo-dzie, to jest super.

Dlaczego zdecydowaliście się na tą właśnie dyscyplinę sportu.

Przemek: Jako dzieci próbo-waliśmy wielu różnych sportów. Rodzice podsuwali nam najprze-różniejsze pomysły, ale jakoś ani pływanie, ani piłka nożna, nas nie pociągały. Dopiero windsur-fi ng, to było to. Zaczęliśmy na działce, nad jeziorem, gdzie nasz tata i nasz wujek mieli sprzęt windsurfi ngowy. Tam stawiali-śmy pierwsze kroki. Rodzice nie byli zawodnikami, ale bardzo go-

wały się na Cyprze i srebro w Portugalii na Mistrzostwach Świata. Od kilku miesięcy pro-wadzę w rankingu Pucharu Świa-ta. Przed nami Igrzyska Olimpij-skie w Chinach i zakwalifi kowa-nie się do nich jest moim głów-nym celem. W windsurfi ngu na igrzyskach olimpijskich z każde-go kraju startują tylko dwie oso-by, jeden mężczyzna i jedna ko-bieta. A że zawodników w klasie RS:X w Polsce jest ok. , tak więc rywalizacja jest dość po-ważna. We wrześniu mają być ogłoszone zasady eliminacji, któ-re wyłonią najlepszego polskiego

zawodnika. To on będzie repre-zentował nasz kraj w Chinach. W zeszłym roku wywalczyłem kwalifi kację olimpijską dla Pol-ski, teraz muszę okazać się naj-lepszym wśród Polaków. Podej-rzewam, że nie będzie łatwo, ale postaram się dobrze przygotować i je wygrać.

Domyślam się, że windsurfi ng nie jest tanim sportem, że zawodni-kowi twojej klasy potrzeba licznych sponsorów. Kto cię fi nansuje?

Przemek: Tak jak mówiłem, pierwsze mistrzostwo świata wy-grałem mając lat. To zwycię-stwo na Balatonie na Węgrzech

skiego, który być może uda mi się zdobyć w przyszłym roku.

Jarek, jak to jest być starszym bratem mistrza świata? Z tego, co wiem, też uprawiasz windsur-fi ng…

Jarek: Zacząłem pływać ma-jąc lat, to znaczy jednocześnie z Przemkiem. W przeciwieństwie do brata nie osiągnąłem tak oszałamiających wyników, cho-ciaż zdobyłem kilka medali na mistrzostwach Polski i Wicemi-strzostwo Świata w Formule Windsurfi ng do lat. Obecnie jestem trenerem w Sopockim Klubie Żeglarskim w klasie For-muła Windsurfi ng i Slalom. W miarę możliwości staram się startować w regatach w tych właśnie klasach.

Czy bardziej jesteś dumny z brata, czy bardziej mu zazdroś-cisz?

Jarek: Oczywiście, że jestem dumny i bardzo się cieszę, że ma takie dobre rezultaty. Absolutnie nie wyobrażam sobie, żebym

rąco zachęcali nas do uprawiania sportów. Tata pływał tylko rekre-acyjnie, dzięki niemu zresztą po-znaliśmy podstawy tego sportu. Nawet organizował nam mini za-wody. Ale to nie był jeszcze sport, tylko forma spędzania wakacji. Dopiero po zapisaniu się do SKŻ wzięliśmy się do pracy. W pierw-szych zawodach Jarek był chyba piąty, a ja szósty. Pamiętam jak wszyscy byli zaskoczeni, że dzie-ciaki prosto z ulicy zdobyły taki wynik. Potem były inne zawody, woził nas na nie tata. Mój pierw-szy sukces to piąte miejsce w mi-strzostwach młodzików na Ze-grzu.

Wspomnieliście o różnych ro-dzajach formuł w windsurfi ngu, na czym te różnice polegają?

Przemek: Deski różnią się przede wszystkim tym, że klasa olimpijska RS:X to jest monotyp, czyli wszyscy zawodnicy pływają na identycznym sprzęcie. W tej klasie żagiel ma powierzchnię , mkw., deska wyposażona jest

otworzyło mi drogę do kadry olimpijskiej, w której jestem do tej pory. Dzięki tamtym zawo-dom zostałem objęty programem przygotowań olimpijskich na Igrzyska w Sydney, potem w Ate-nach, a teraz w Pekinie. Jednym słowem fi nansuje mnie państwo (Polski Związek Żeglarski). Jako kadra olimpijska mamy coraz lepsze wyniki, w tym roku zdo-byliśmy w sumie cztery medale – Piotr Myszka z AZS-u AWFiS Gdańsk został wicemistrzem Eu-ropy, Zosia Klepacka z YKP War-szawa wygrała Mistrzostwa Świata, a ja dorzuciłem do tego złoto Mistrzostw Europy i srebro na Mistrzostwach Świata – w ten sposób zdominowaliśmy całą tę klasę, stąd są i pieniądze. Ostat-nio na team olimpijski dostali-śmy tys. od prezydenta Sopo-tu, od wielu lat fi nansuje nas także fi rma Ergo Hestia.

Jarek, a jak wyglądają zajęcia trenera? Czy wytypowałeś już na-stępcę swojego brata?

Jarek: W sezonie letnim pra-ca trenera windsurfingu wiąże się z bardzo dużą ilością wyjaz-dów na zgrupowania i regaty, w moim przypadku praktycznie od czerwca do końca sierpnia jestem poza domem. Na dłuższą metę jest to dość męczące, jed-nak satysfakcja z dobrych wyni-ków moich podopiecznych wy-nagradza w pełni tą niedogod-ność. Jeśli chodzi o następcę Przemka, to ciężko powiedzieć, w SKŻ jest sporo utalentowanej i pracowitej młodzieży, jednak-że na taki sukces składa się bar-dzo dużo czynników często nie-zależnych od zawodnika czy trenera. Co młody człowiek po-winien zrobić, żeby zostać mi-strzem klasy Przemka?

Jarek: Nie ma na to gotowego przepisu. Przede wszystkim wcześnie zacząć trenować. Roz-poczynając treningi w wieku lat ośmiu młody zawodnik ma więk-sze szanse na sukces, niż ci, którzy zaczynają mając lat czy . Im młodszy dzieciak, tym szybciej i lepiej uczy się techniki żeglowa-nia i jest ona bez porównania lep-sza niż w przypadku starszych dzieci. Nieocenione jest spędzanie jak największej ilości godzin na wodzie i jednocześnie czerpanie z tego radości. Pamiętam, jak trudno było ściągnąć Przemka z wody, dziś są tego efekty. Po zła-paniu przez dziecko bakcyla, ko-niecznym jest zapisanie go do klubu windsurfi ngowego, np. ta-kiego jak SKŻ, gdzie jest sekcja zawodnicza. Pod okiem trenera postęp jest jeszcze szybszy.

Dziękuję wam za rozmowę, a tobie Przemek składam w imie-niu wszystkich czytelników „Rivie-ry” urodzinowe życzenia, a przede wszystkim zdobycia złotego me-dalu w Pekinie.

w miecz, a zawody rozgrywamy nawet jak nie ma wiatru. W For-mule Windsurfi ng, na której pły-wa Jarek jest większa dowolność, tzn. żagiel może mieć powierzch-nię do , metra, za to deska nie może przekroczyć metra szero-kości. Te deski nie mają miecza, posiadają tylko statecznik, który nie może być dłuższy niż cen-tymetrów. Tak więc w tej klasie nie ma takiej jazdy wypornościo-wej przy słabym wietrze, zawod-nicy albo stoją w miejscu, albo płyną bardzo szybko, a wtedy jest to rzeczywiście bardzo wido-wiskowe.

Wróćmy do ostatniego sezonu, który był dość bogaty, jeśli chodzi o medale…

Przemek: Tak w tym roku zdobyłem złoty medal na mi-strzostwach Europy, które odby-

Przemek Miarczyński

fot. P

aweł

Kowa

lski

fot. F

. Wilh

elm

Przemek Miarczyński

Przemek i Jarosław MiarczyńscyPrzemek Miarczyński

Przemek Miarczyński

fot. P

aweł

Kowa

lski

fot. P

aweł

Kowa

lski