Regime Zine Issue #1

52
REGIME ZINE ISSUE #001 SEPTEMBER 2015

description

October 2015

Transcript of Regime Zine Issue #1

Page 1: Regime Zine Issue #1

REGIME ZINE ISSUE #001SEPTEMBER 2015

Page 2: Regime Zine Issue #1

po dwóch latachfunkcjonowania nalokalnym podwórku,zdecydowaliśmy się zrobić milowy krok w przód. czas na otwarcie działalności wy-dawniczej spod naszego szyldu. oficjalnie stajemy

się labelem, wydając debiutancką EPkęNativizma - Last Ceremony, jednak to tylko część naszej pracy. nie szufladkujemy, ani nie gen-eralizujemy, aktywizujemy się tam, gdzie jest możli-wość postępu i ekspresji. dzielimy się tym, co chcemy, pomagamy tym, którzy według nas powinni zostać dostrzeżeni. nie wierzymy w napompowane trendy, a w twór, w który włożono wysiłek i pasję.

regime to idea, która zakłada zmiany i mamy świado-mość, że nie przyjdą one same. w grupie możemy więcej i to nasz atut. wpływamy na świadomość i przestrzeń, poprzez kreatywne działanie. prawda?

dedykujemy ten numer miastu. czas na tkankę ulicy. wszystko co znajdziesz w składzie to nasza defin-icja miejskości twórczego myślenia. to osobowości i zaaranżowane przez nie przestrzenie.

to ich mózgi i owoce ich wyobraźni. sprawdź o czym myślą.

Walec txt + 7

Page 3: Regime Zine Issue #1

po dwóch latachfunkcjonowania nalokalnym podwórku,zdecydowaliśmy się zrobić milowy krok w przód. czas na otwarcie działalności wy-dawniczej spod naszego szyldu. oficjalnie stajemy

się labelem, wydając debiutancką EPkęNativizma - Last Ceremony, jednak to tylko część naszej pracy. nie szufladkujemy, ani nie gen-eralizujemy, aktywizujemy się tam, gdzie jest możli-wość postępu i ekspresji. dzielimy się tym, co chcemy, pomagamy tym, którzy według nas powinni zostać dostrzeżeni. nie wierzymy w napompowane trendy, a w twór, w który włożono wysiłek i pasję.

regime to idea, która zakłada zmiany i mamy świado-mość, że nie przyjdą one same. w grupie możemy więcej i to nasz atut. wpływamy na świadomość i przestrzeń, poprzez kreatywne działanie. prawda?

dedykujemy ten numer miastu. czas na tkankę ulicy. wszystko co znajdziesz w składzie to nasza defin-icja miejskości twórczego myślenia. to osobowości i zaaranżowane przez nie przestrzenie.

to ich mózgi i owoce ich wyobraźni. sprawdź o czym myślą.

Page 4: Regime Zine Issue #1

Srsly?

Czym jest Regime? Reżim był PRL-em. Akronim PRL ma trzy litery, natomi-ast słowo regime sześć. Trzy szóstki to liczba szatana. Brygadierzy noszą czarne koszulki. Przypadek? Nie, Regime to komunistyczno-masońska sekta, działająca pod przykrywką artyzmu i dotowana z funduszy UE.

Co łączy teorie spiskowe i disco polo? Obydwa są rozrywką – pierwsze polity-czną, drugie muzyczną. Obydwa są lekkostrawne, łatwo przyswajalne, nieskom-plikowane i głupawe... Ktoś mógłby zapytać po co dotykam polityki w zinie kul-turowo-artystycznym. Niestety nie od wczoraj całe mnóstwo raperów nawiązuje w swoich tekstach do teorii spiskowych, nawet ci MC, których niezmiernie szanuję, jak Vinny Paz czy Immortal Technique. W USA wrogiem są Ilumina-ci. U nas, znając prawicowe wkrętki podwórkowych raperzyn, będzie to pewnie wkrótce żydokomuna. Trochę to wkurwia, bo rap (podobnie jak punk rock) jest potencjalnie idealnym środkiem do ostrej i (nieco bardziej) inteligentnej krytyki zastanej rzeczywistości.

Problem tkwi w tym, że teorie spiskowe prowadzą do odwrócenia uwagi od rzeczywistych przyczyn problemów. Odpowiedzialność za kryzysy, wojny, itd. spada na “ludzi za kurtyną”, “tajnych stowarzyszeń”, “ukrytych lobbies”, itd. Prawie w ogóle nie zwraca się uwagi na to, że prawdziwym problemem są relacje ekonomiczne i władza w naszych społeczeństwach oraz mechanizmy, które z nich się wywodzą.

Dużą część źródła tego problemu możemy powiązać z bardzo krótką, uproszc-zoną i wygodną krytyką kapitalizmu i władzy. Dużo łatwiej utożsamić działanie systemu z grupą ukrytych autorów, niż zrozumieć jak działa tak skomplikowana gospodarka jak ta, w której teraz żyjemy, jak wyglądają struktury ekonomiczne w których żyjemy i czym charakteryzują się struktury władzy, które tworzą się na tej planecie. Coś co z jednej strony jest bardziej konkretne, mniej tajne, ale z drugiej strony bardziej skomplikowane i przede wszystkim o większym stopniu abstrakcji.

Żyjemy w systemie, w którym osoby, które zajmują pozycje decyzyjne i zarządzające są w większości przypadków doskonale wymienialne, co powoduje, że prawdziwym problemem jest system sam w sobie, a nie “aktorzy”.

Rapsy o killuminati mnie nie przekonują...

sobota, 18 lutego 2012Dawka

KILLUMINATI

Page 5: Regime Zine Issue #1

KILLUMINATI

Walec 7

Page 6: Regime Zine Issue #1

7 ADA

Page 7: Regime Zine Issue #1
Page 8: Regime Zine Issue #1
Page 9: Regime Zine Issue #1

Renesans zainteresowania powojennym modernizmem dał blokom drugą młodość. Nawet jeśli to za dużo powiedziane, to przynajm-niej zdjął z nich odium „bezdusznej architektury”. Kolejne poko-lenia Polaków, pozbawione przykrych obciążeń z doświadczania codzienności w Polsce Ludowej, traktują osiedla z wielkiej płyty jako miejsce swoich narodzin, zabaw czy dorastania. Są częścio-wo uwolnieni od niechęci i oporu wobec tego co komunistyczne. Mieszkać w bloku nie jest już wstydem. Zresztą około 40% kraju to wciąż wielka betonowa wieś.

Socmodernizm stał się modnym tematem, szeroko dyskutowanym nie tylko w kręgach histo-ryków i architektów, ale również pasjonatów i amatorów. Budownictwo PRL-u zyskuje swój właściwy kontekst, szukający balansu pomiędzy tym co polityczne i gospodarcze, społeczne i estetyczne, abstrakcyjne i emocjonalne. Wystarczy spojrzeć na liczbę nowych publikacji, na ilość spotkań, debat, prezentacji i zdjęć w internecie. Rośnie stopień uczestnictwa zwykłych obywateli w procesie odkrywania i rozumienia lokalnej architektury.

Bez tej symbolicznie wykonywanej pracy, tak młode obiekty jak Audytorium Chemii Uniw-ersytetu Wrocławskiego nie trafiłyby na listę zabytków. Aktywiści upominają się też o miejsce na rejestrze dla kontrowersyjnego domu towarowego “Solpol”. wybudowanego w roku 1993. Zaczynamy rozumieć czym jest „dobro kultury współczesnej” i sens jego ochrony jako dz-iedzictwa teraźniejszości.

Powojenna architektura trafiła też z całą siłą do popkultury. Bloki pojawiają się w klipach muzycznych, na plakatach imprez, okładkach płyt czy festiwalowych gadżetach. Nie jest to podświadome wykorzystanie wizualnego potencjału, raczej pełna estetyczna aneksja i przyjęcie do zbioru pozytywnych znaków. Anonimowy wieżowiec zdobi „Krystynę” - super-popularny singiel duetu Ptaki. Wydany został nakładem The Very Polish Cut-Outs, wytwórni która spec-jalizuje się w remiksowaniu starych szlagierów i zaginionych pereł z rodzimej fonoteki. Gdy cykl imprez Boiler Room w końcu zawitał do Polski, to didżeje grali w warszawskim pawil-onie „Emilia” oraz w krakowskim hotelu „Forum”. We Wrocławiu identyfikację wydarzenia zbudowano na bazie zdjęć „Sedesowców” przy placu Grunwaldzkim. Warto pamiętać, że trans-misje setów oraz promocja eventów obejmują cały świat. Mamy się czym chwalić! W katowick-ich sklepach z pamiątkami można kupić pościel z wzorem elewacji Spodka czy kubki z napisem „Tauzen” („Osiedle Tysiąclecia”).

***

KAZULA / BLOKERSI 2.07 tarniu

Page 10: Regime Zine Issue #1

Przez ostatnie lata hasło „blokersi” zniknęło z językowej mapy kraju. Telewizyjny dokument Sylwestra Latkowskiego pod tym samym tytułem starał się sportretować polską kulturę hip-hopową wczesnych lat dwutysięcznych. Oprócz takich postaci jak Eldo czy Peja pojawi-ają się w nim też graficiarze i b-boye. W tym samym czasie popularność w Polsce zdobywała Paktofonika. Co uderza w filmie Latkowskiego jak i „Jestem Bogiem”, to obraz ubóstwa w jakim żyli bohaterowie, wiecznie strapieni przez brak kasy. Być może to podrasowana filmowa kreacja, zdaje się jednak że przełom nowego milenium był jednym z mroczniejszych okresów w historii powojennej Polski. Poprzednia dekada obaliła obietnice transformacji, opozycyjne ideały się skompromitowały, a przestrzeń zapełniła marazmem i agresją. Skuteczne nie okazały się ani rządy pseudo-lewicowe ani quasi-prawicowe, na co dzień zwyczajnie brakło szczęścia i perspektyw. Nie byliśmy ani drugą Japonią jak chciał Wałęsa, ani nie weszliśmy jeszcze do Unii Europejskiej, która po kilku latach odkręciła kurek z pieniędzmi na unowocześnienie kraju.

Filmowi blokersi opowiadają o policyjnym ucisku i strzelaniu do nich z ostrej amunicji. Mówią o poczuciu osamotnienia w swoich domach, o alkoholizmie, bezrobociu, społecznej niechęci i krytyce dla ich muzyki i ubioru. Tłem wywiadów są wielkie osiedla jeszcze zanim dotknęło je widmo termomodernizacji. Brudne ściany tworzą upiorny krajobraz, który dodaje silnej drama-turgii wypowiadanym słowom.

To nie przypadek że rap, uliczne pokłosie wykluczenia i dyskryminacji czarnych, w Polsce wybuchł z pełną mocą właśnie na blokowiskach. Stał się ujściem dla frustracji i bezsilności, ucieczką przed domową przemocą czy systemowymi barierami. Również debiutancka płyta Cool Kids Of Death, medialnie ochrzczona hymnem „generacji nic”, powstała w ciasnych warunkach łódzkiej wielkie płyty. Nawet jeśli artystyczna wizja CKOD była bardziej złożona i uruchamiała inne muzyczne analogie, to poziom złości i buntu był ten sam. Co ciekawe, jeden z pierwszych rapowanych utworów po polsku to “Nie ma ciszy w bloku” pun-kowego zespołu Deuter.

***

Page 11: Regime Zine Issue #1

Życie pośród architektury o surowych walorach na pewno kształtuje muzyczne wybory. Może radykalizować przekaz i dodawać mu cierpkiej autentyczności. Z drugiej strony taki ogrom betonowej substancji zamieszkiwać muszą najróżniejsi twórcy. Zespół Rotary, znany z błyskot-liwego hitu „Na jednej z dzikich plaż”, miał pochodzić z wrocławskiej Różanki, której daleko do egzotycznych krain. Subwersywny chwyt czy wyraz dalekich tęsknot, był to całkiem niezły gitarowy pop. W wielkiej płycie zasypiają i budzą się również muzycy z filharmonii, miłośnicy jazzu i fani techno.

Kim zatem byli blokersi? To ci którzy w prosty i dobitny sposób raportwali ze swoich pry-watnych gett. Opis własnego losu był i środkiem stylistycznym i próbą zwrócenia na siebie uwagi, mówieniem do rówieśników w bliskim im języku. Coś nam to mówi o ówczesnej kon-dycji kraju.

Wracając do dnia dzisiejszego zespół The Dumplings nagrywa piosenkę „Betonowy Las”, która może podobać się tak, jak kiedyś „W domach z betonu” Martyny Jakubowicz. Nie czuć w niej jednak tego przenikliwego smaku gorzkiej obserwacji. Wielkopłytowe sąsiedztwo staje się źródłem bodźców i napędów do rozwijania kreatywnych wizji. To co niegdyś wydawało się wyparte i odrzucające, zgrzebne i meczące, masowe i nijakie, dziś pobudza w inny sposób.

Niemiecki fotograf Martin Maleschka od wielu lat fotografuje opuszczone scenerie dawnego NRD. Zbiór kilku tysięcy perfekcyjnie wykadrowanych zdjęć nazwał „Rampant Mediocrity” - co można tłumaczyć jako „szalona przeciętność”. Anastazja Fedorovoa w swoim tekście dla The Guardian, opisującym awangardowe plastyczno-modowe trendy wykluwające się w cienistych zaułkach między niezliczonymi klatkami schodowymi peryferyjnej Rosji, napisała:

„Lecz dla młodej generacji, czerpanie z blokowisk w ich kreatywnej praktyce jest również przyjmowaniem tego kim tak naprawdę są. (…) To raczej wyrażenie poczucia, że nie tylko naj-biedniejsi i najbardziej zrezygnowani pochodzą z przedmieść; wszyscy pochodzimy.”

o Łukasz GuLa

Page 12: Regime Zine Issue #1
Page 13: Regime Zine Issue #1

TARNIU 7

Page 14: Regime Zine Issue #1

Nie jestem historykiem sztuki, ale dla porząd-ku muszę zakwestionować samo przeciwst-awienie – wandalizm w historii bywał częścią sztuki: czy nie było nią budowanie na gruzach starożytnych budowli, z wyrwanych kamieni nowych gmachów? Czy nie zamalowywa-no malowideł, by malować na nich nowe? – Ryszard Kapuściński

Sztuka czy wandalizm? I jedno i drugie, bo: sztuka w odbiorze indywidualnym, wandal-izm jako zjawisko. – Tomasz Szmagier

Absolutnie sztuka. Z tym, że jest to sztuka ulicy i sztuka ludzi (…) młodych. Jest to sz-tuka ludzi zbuntowanych, albo jeszcze inaczej – sztuka ludzi niegrzecznych. (…) To jest piękne. Najlepiej wygląda na nowej kamieni-cy, ślicznie odrobionej, wyłożonej różowym czy białym marmurem (…). Pochwalam graffiti i zazdroszczę, że już sam nie mogę tego robić. – Edward Dwurnik

ADA: Skąd wzięło się u Ciebie zaintereso-wanie graffiti?GANS: Ciężko powiedzieć. Zaczęło się chyba jeszcze w podstawówce, jak jeździłem na rolkach. W tamtych czasach w Gor-zowie środowiska rolek i graffiti się prze-nikały i w ten sposób zacząłem malować. A: Czyli tak naprawdę zrodziło się to z zajaw-

ki dzielonej ze znajomymi?G: Tak, w ten sposób, że te same osoby, które jeździły, zaczęły też malować; nie było to związane z żadnym szczególnym wydarze-niem, czy coś w tym stylu.A: Pamiętasz swoje pierwsze wrzuty? Jakie obiekty sobie wybieraliście?G: Pierwszą pracę zrobiłem na swojej szkole podstawowej. Drugą zresztą też. Trzecią na garażach. Na początku nie wychylałem się za bardzo na miasto. Wybierałem ściany bardziej na uboczu, zanim nauczyłem się jako tako op-erować farbą.A: Powiedz, jak to jest z malowaniem – czy łatwo się tego nauczyć? Wielu się wydaje, że tak.G: Zależy, co się chce malować, bo malowanie dzieli się na różne poziomy, ale zdecydowan-ie nie jest to łatwa rzecz. Wiadomo, że – jak wszystko – i to da się wyćwiczyć do pewne-go stopnia, jeśli dużo się maluje, ale pewnych rzeczy nie przeskoczysz. Żeby porządnie ma-lować, nie wystarczy sama praktyka.A: Słyszałam, że grafficiarze wybierając swoje ksywki kierują się tym, jak to będzie potem wyglądało na tagach – to prawda?G: Szczerze mówiąc, pierwsze słyszę. [śmiech]A: Okej, to dementujemy. W takim razie, jak to było z Twoja ksywką? Ile czasu się nią

Graffiti – sztuka czy wandalizm?

Pytanie-klucz, które trapi odbiorców tej formy ekspresji od momentu jej powstania. Taki podtytuł nosi również wydany w 1991. roku obszerny al-bum dokumentujący zaczątki rodzimej sceny graffiti, autorstwa Jacka Walocha i Ryszarda Gregrowicza. Chociaż u schyłku komunizmu i progu nowego ustroju graffiti w Polsce miało charakter prawie wyłącznie poli-tyczny, element buntu i zawłaszczania nieswojej przestrzeni towarzyszył temu ruchowi od zawsze. W rzeczywistości, graffiti w swojej najbardziej autentycznej formie nierozerwalnie wiąże się z aktem łamania prawa. Ten buntowniczy element jest dla malarzy, w tym i naszego rozmówcy Gansa, dość pociągający. Na tyle, by wciąż mazać nielegalnie. Zresztą, rozmawiając z Gansem odniosłam wrażenie, że malowanie to taki miejski sport wyczynowy ze sprejem w ręce.

Page 15: Regime Zine Issue #1

posługujesz?G: Tej, którą teraz pisze, używam najdłużej, jakieś 13 lat; oczywiście z małymi modyfikac-jami. A jak powstała – szczerze nie pamiętam, to było jakoś ot tak, po prostu. Nie myślałem nad tym specjalnie – jak to będzie wyglądać, jak to będzie brzmieć. Spodobało mi się i tyle.A: Wspomniałeś, że zaczynałeś od mie-jscówek poza miastem. A jak to się zmieniło na przestrzeni czasu?G: Teraz najbardziej lubię malować miasto i miejsca „na widoku”. Po to taguję – żeby po-ruszając się potem po mieście móc oglądać swoje rzeczy. No i pociągi – wiadomo. Pociągi to jest kwintesencja graffiti, aktualnie maluję dużo pociągów. A: Dlaczego mówisz, że „pociągi to kwintes-encja graffiti”?G: Bo powstało od tego. Graffiti narodziło się na pociągach Nowego Jorku w latach 70-tych. A dokładniej na wagonach metra nowojor-skiego.A: A dlaczego to od pociągów się zaczęło? Czy chodzi o tę funkcję, że się przemieszczają i ludzie mogą to oglądać?G: Tak, dokładnie. Kiedyś, jak wagony nie były jeszcze tak od razu czyszczone, to zrobiło się na jednym wagonie wrzutę i on jeździł z rok, dwa, trzy, jeśli go oczywiście ktoś wcześniej nie zamalował. Graffiti w ogóle najładniej wy-gląda na pociągach w ruchu.A: A jak reagujesz na opinie ludzi, którzy mówią, że to wandalizm?G: No bo to jest wandalizm. Jak najbardziej się z tym zgadzam, oczywiście. Jeśli ktoś ma np. odnowioną elewację i ktoś mu ją popisze, to nie sądzę, że osobie postronnej to się podo-ba. Wandalizmem nie jest malowanie na tzw. legalnych ścianach. Nielegalne ściany to za-wsze wandalizm.A: Legalne, to znaczy publicznie dostępne? Jak to rozumieć? G: To są ściany, które zostały zatwierdzone przez władze danego miasta jako takie, na których można swobodnie malować – tam może malować sobie każdy. A: Wydaje mi się, ze niewielu grafficiarzy jed-nak z nich korzysta. Jak dużo z nich fakty-cznie trzyma się legalnych ścian?G: Ci którzy malują tylko legalnie, są w

zdecydowanej mniejszości. To są często np. starsze osoby, czy takie, które nie chcą sobie mieszać w papierach. Ja tak naprawdę nie znam ludzi, którzy malują tylko legalnie; nie mam styczności z tym środowiskiem. Ja i moi znajomi jednak malujemy bardziej nielegal-nie, niż legalnie.A: Cały czas teraz tworzysz?G: Tak, cały czas jestem aktywny.A: Co ostatnio malowałeś? Czy to było tutaj, w Warszawie?G: Hmm… Na pewno coś tutaj, chyba jakiś pociąg, czy coś takiego. A: Gdzie w Wawie można obejrzeć Twoje prace?G: Głównie na linii pociągów podmiejskich i w okolicach. Ogólnie z pociągami jest gorzej, bo jak się zrobi panel, to przejeżdża może raz, a potem jedzie na zajezdnię, żeby go umyli. A: Właśnie. Oni zawsze je myją, prawda?G: Myją, myją. Jak jest dobrze, to pojeździ kilka dni. Jak się ma pecha, może w ogóle nie wyjechać z yardu, tylko od razu jest myty. Parę dni to jest maximum dla takiego panelu, za-nim go umyją.A: Jak się czujesz z tym, że poświęciłeś swój czas, zrobiłeś wrzutę i zaraz ktoś ją zmyje? Za każdym razem, kiedy malujesz panel, wiesz, że tak będzie. Nie żałujesz?G: Nie, mam satysfakcję z samego malowan-ia, do tego zawsze robię zdjęcia swoich prac. Wiadomo, na całym świecie tak jest, pociągi są od razu myte, no może za wyjątkiem Rzy-mu. Ale nawet tam prace długo nie jeżdżą, bo przyjdzie ktoś inny, coś zrobi i zamaluje po-przednika. Tak to już jest z graffiti. Metro w Rzymie to w ogóle kultowe miejsce w Europie do malowania paneli, właśnie dlatego, że nie jest na bieżąco czyszczone. Ogólnie Włochy, i teraz też w Atenach. Tam to się dzieje na znacznie mniejszą skalę niż u nas.A: Jak myślisz, z czego to wynika? Koszty? Czy coś innego?G: Koszty. W Grecji jest kryzys finansowy, i w metrze w Atenach był okres, że ochroniarze widzieli malujących, ale nie reagowali, nic się nie działo. Ale z tego co ostatnio słyszałem, ostatnio się chyba znowu zaostrzyło.A: Malujesz razem z IFCC crew. Jak i kiedy powstał ten skład? Słyszałam od kogoś, że

Page 16: Regime Zine Issue #1

rozwinięcie tego skrótu to „I Fuck Clean City”.G: Jedno z rozwinięć. Tak naprawdę nie ma na to jednego, ogólnie przyjętego przez nas rozwinięcia. IFCC to 4 litery i można to różnie interpretować. A: Skąd w takim razie te, a nie inne litery?G: Najpierw było samo IF, które powstało w ’97 albo ’98 w Jeleniej Górze. Później my [Gans pochodzi z Gorzowa – przyp. red.] się poznaliśmy z chłopakami stamtąd, potem z chłopakami z Wrocławia i dodaliśmy do tego kolejne dwie litery – CC. IFCC to grupa ogólnopolska. A: Największa w Polsce?G: Nie wiem, czy największa, ale myślę, że na pewno jedna z większych. Jeśli chodzi o konk-retne miasta – myślę, że tak.A: Na pewno macie bardzo aktywnych writ-erów, bo faktycznie widuję wasze wrzuty w wielu miastach.G: No, w Poznaniu, we Wrocławiu, w Jele-niej Górze, w Gorzowie i w Warszawie jest ich sporo. A jak jesteśmy w jakichś innych większych miastach, też próbujemy zaznaczać swoją obecność, więc myślę, że jest tego tro-chę. A: Twoje wrzuty to zawsze tagi – litery, czy-li Twoja ksywa? Czy czasem malujesz jakieś inne „rzeczy” – cokolwiek, co nie jest klasyc-znym tagiem?G: Tag jako tag to jest podpis, ksywa writera, który nią pisze. Mam na myśli tagi na mieś-cie, czyli podpisy – mazakiem, sprejem. Ja nie maluję obrazów, nie czuję się artystą ani nic z tych rzeczy. Zwykle maluję albo swoją ksywę albo nazwę grupy, robimy też wspólne tagi z chłopakami.A: Pytam, bo chciałam nawiązać do legalnej ściany, która jest na Służewcu. Tam są różne malunki, wrzut jest trochę mniej. Graffiti opi-era się chyba jednak bardziej na wrzutach?G: Na literach i charakterach, jakichś posta-ciach, coś w tym stylu. Służewiec jest bardzo fajnym murem – największym w Europie hall of fame. Nie ma dłuższego.A: Pamiętam, jak jakieś kilka lat temu addidas chciał zawłaszczyć sobie te ścianę i zamienić ją w wielka reklamę.G: Tak, tak, ktoś strasznie tego nie przemy-

ślał.A: Jak myślisz, co daje graffiti miastu?G: Zawsze jak jeżdżę po Europie, to widzę – tam gdzie jest graffiti, tam miasto żyje. Z per-spektywy writera – jak widzę graffiti, wiem, że scena jest aktywna. I tak naprawdę w Europie, w Polsce i na świecie w dużych miastach jest graffiti. Jak pojedziemy na jakąś wieś, to tego tam nie będzie.

A: Ewentualnie jakieś sporadyczne ślady tagów. G: No, może tak, ale to jest tak jakby w oder-waniu. A co daje miastu graffiti? Wydaje mi się, że pokazuje tę aktywność ludzi i różnorod-ność. Idziemy przez miasto i coś się dzieje na tych ulicach. Nie jest tak, jak ma być, tak jak ktoś sobie pomyślał: że budynek ma być po-marańczowy i on będzie tylko pomarańczowy.

7 GANS prywatne zbiory

Page 17: Regime Zine Issue #1

Graffiti wprowadza rzeczy, których ktoś nie chciał i nie przemyślał, ale to naturalne.A: Czyli tak naprawdę to jest urozmaicenie miasta.G: Dokładnie tak. Kiedy jedziemy ekipą graf-ficiarzy do innych miast czy państw, to zwra-camy uwagę na takie rzeczy.A: Czy coś się dzieje, czy nie.G: Dokładnie, jaki jest poziom.A: Gdybyś miał uszeregować miasta Europy pod względem aktywności grafficiarzy, to co byś wyróżnił?G: Najbardziej aktywny jest Berlin – to mi-asto jest nazywane Nowym Jorkiem Europy. Naprawdę bardzo dużo się tam dzieje, non stop. Mnóstwo turystów przyjeżdża, żeby malować w Berlinie, bo widać, że to miasto żyje graffiti i jest tam wielokulturowość. Poza tym, tak naprawdę w Europie wszędzie w większych miastach i stolicach jest jakaś scena graffiti. Nie byłem jeszcze w żadnym europe-jskim mieście, w którym by tego nie było.A: A jak myślisz, co pomaga graffiti rozwi-jać się w mieście, a co hamuje jego rozwój? Na pewno mają na to wpływ uwarunkowania prawne, a czy coś jeszcze?G: Wiadomo – czym większe kary i większe zagrożenie, tym mniej osób chętnych do ma-lowania, a że prawo jest jakie jest – trudno. Na pewno prawo nie zablokuje całkowicie rozwo-ju graffiti. Ciężko jest mi się wypowiadać na ten temat, bo ja idąc malować nie myślę, co mi za to grozi.A: A jak się czujesz z tym, jak idziesz sobie na akcję? G: Po prostu idę. Nie myślę o tym, że mogą mnie zatrzymać, czy coś podobnego.A: Nie boisz się konsekwencji łamania prawa itd.? G: Nie boję się, zupełnie nie. To już jest właściwie rutyna. Na pewno nie ma tego spię-cia, co na początku – pierwsze malowanie po-ciągu, pierwsze wyjście z puszką spreju na mi-asto w nocy. Nie, to już tak nie wygląda. Ale nadal sprawia mi to przyjemność, bo gdyby tak nie było, na pewno bym nie malował.A: Czy to wynika z doświadczenia: że wiesz, jak to ogarnąć, żeby się udało?G: Nigdy nie przewidzisz wszystkiego. To nie jest schemat w stylu „idę tu, sprawdzę to, zro-

bię to i pójdę do domu”. Tu nie ma czegoś takiego, jak doświadczenie.A: W takim razie, czy częścią zajawki nie jest właśnie ten dreszczyk emocji?G: Na pewno tak – i malowanie, i udana akcja to jest tak naprawdę rodzaj fartu, że jesteś w odpowiednim czasie i miejscu, bo nigdy nie przewidzisz, co się stanie za minutę, dwie. A: Większość ludzi taka perspektywa paraliżuje. Trzeba mieć do tego jakieś predys-pozycje.G: Myślę, że tak. Nie wiem, mnie to nie paraliżuje. Wiadomo też, że są miejsca łatwie-jsze i takie, do których ciężej się dostać.A: Do czego porównałbyś graffiti? Powied-ziałeś, że nie czujesz się artystą.G: To jest kolejna forma robienia czegoś dla siebie. Nie robię tego dla poklasku, żeby ktoś, kto idzie ulicą, zobaczył to i powiedział „o, ale ładnie namalował”…A: …to bardziej jak „znaczenie terenu”.G: No, coś w tym stylu. Bardziej czuję się do-ceniony, jak mi kolega powie, że fajnie zro-biłem, niż kiedy skomentuje to jakaś postron-na osoba. A: Chciałabym jeszcze wrócić do Twoich ak-cji – czy jest taka, która wryła Ci się w pamięć w jakiś sposób?G: Dużo tego było. Tak naprawdę, może nie każdą, ale większość akcji pamiętam dobrze. Raz np. dlatego, że długo uciekaliśmy i w końcu się udało. Innym razem, bo panowała dobra atmosfera i było dużo fajnych ludzi. Nie mam w głowie jakiejś jednej konkretnej akcji. Zawsze robię zdjęcia i dzięki temu pamiętam okoliczności powstania każdej wrzuty.A: A jakie konsekwencje grożą grafficiarzowi, który pomaluje sobie pociąg? Zdarzyło Ci się kiedyś, że zostałeś złapany?G: Złapany może tak, ale nigdy nic mi nie udowodniono, więc nigdy nie miałem żadnych poważnych konsekwencji za ma-lowanie. Zazwyczaj jest to kara finansowa i pozbawienie wolności w zawieszeniu.A: Przyznałeś, że graffiti to wandalizm – ale czy za malowanie pociągu powinno się iść do więzienia? Czy te kary nie są za ostre?G: Są, bo jeśli ktoś pójdzie i namaluje coś w jakimś miejscu typu filar, i dostanie za to grzywnę 5000 zł (albo więcej) i zawiasy, to to

Page 18: Regime Zine Issue #1

jest bez sensu. Zamiast tego urzędnik i graffi-ciarz mogliby się dogadać, i ten drugi mógłby wyczyścić tę ścianę i może parę innych w ra-mach zadośćuczynienia.A: I koszt wyczyszczenia byłby znacznie niższy niż te 5000, a i miasto by na tym skorzystało, bo ktoś by im wyczyścił ściany.G: Dokładnie, więc to jest na pewno nieade-kwatne do przewinienia. Nie wiem, skąd oni biorą te wyceny.A: Chciałabym zapytać Cię o polską scenę graffiti. Gdzie u nas są największe skupis-ka grafficiarzy i gdzie się najlepiej ta scena rozwija?G: W Polsce na pewno Warszawa, Trójmiasto, Śląsk to główne ośrodki. Kiedyś była dobrze rozwinięta scena w Szczecinie i w Poznaniu, ale nie wiem jak jest teraz. Zawsze są to jed-nak większe miasta. A: Czy coś się zmieniło na przestrzeni ostat-nich lat w związku z tym, że dużo rzeczy po-jawia się i przenosi do sieci? Czy myślisz, że to zjawisko jakoś wpływa na graffiti?G: Na pewno dzięki temu jest łatwiejszy dostęp do oglądania obrazków z różnych stron świata. Kiedyś oglądało się to tylko w magazynach, które do niedawna były jeszcze w Polsce trudno dostępne, a teraz jak chcesz obejrzeć daną pracę danego malarza, to sobie wpisujesz w Google i wyskakuje. Wiado-mo, że nadal nie wszystko, ale dużo można znaleźć. Kiedyś to był bardziej zamknięty krąg, nie każdy miał dostęp do oglądania pewnych rzeczy. A: A czy jest coś takiego, że porozumiewacie się między ekipami, bo znaleźliście się przez sieć? Czy raczej jednak kontakt w realu? G: Wiadomo, że rozmawiamy przez sieć, ale wszystkich moich znajomych poznałem w realu, widziałem się z nimi, przeżyłem coś z nimi, rozmawialiśmy. Nie jest tak, że pozna-ję ludzi w sieci i potem umawiam się z nimi. Nie wpadłbym na taki pomysł w ogóle. Jak ustawiamy się z jakąś ekipą zagranicą, to za-wsze wcześniej mamy kontakt do nich od wspólnych znajomych. To działa jak taki łań-cuszek.A: Wracając do tematyki naszego zina (dz-iałania w przestrzeni miejskiej): czy więcej legalnych ścian przyczyniłoby się wg Ciebie do rozwoju graffiti? Jak przestrzeń miejska

mogłaby bardziej służyć grafficiarzom? G: Ciężko powiedzieć. Na pewno gdyby było więcej takich ścian, byłoby ciekawiej. Oso-by, które ładnie malują i robią to dla miasta, ludzi, otoczenia, miałyby gdzie zostawić swo-je prace. I na pewno lepiej by to wyglądało niż jakieś szare brudne mury, które są, bo są. Ale poza tym ciężko powiedzieć, ja nie maluję raczej legalnych ścian.A: Czyli tak naprawdę pójście w kierunku „większa legalizacja – większa otwartość dla graf-ficiarzy” nie byłoby wcale znaczące dla ruchu, który opiera się na działaniach w przestrzeni niele-galnej.G: Można tak pow-iedzieć. Ciężko wypowiadać się za wszystkich, mnie więcej legalnych ścian nie jest po-trzebne. Może jak będę starszy i prz-estanę malować nie-legalnie – tak, ale w tym momencie nie. A: Masz jakieś ulubione kolory, jeśli chodzi o wizualną stronę Twoich prac?G: Tak – czarny, srebrny, różowy, czerwony i biały. A: Powiedziałeś, ze nie czujesz się artystą. Czy uważasz jednocześnie, ze graffiti to nie jest sztuka? G: Jest, jak najbardziej jest. Ja się po prostu nie czuję artystą.A: Nie zakładajmy tylko, że każdy artysta jest sfiksowany.G: Wiadomo, że nie. Każdy, kto zostawia w mieście jakiś ślad, jest w pewnym sensie ar-tystą. Ja się nim po prostu nie czuję. Traktuję to bardziej przyziemnie. Lubię o tym mówić w ten sposób, że ja maluję graffiti, a artystą to był np. Picasso. Kogoś, kto będzie biegał ze sprejem po mieście i malował ściany, raczej do tego poziomu nie przyrównamy, bo nic nowego nie wprowadzi, chyba że naprawdę

Page 19: Regime Zine Issue #1

będzie kreatywny. Ale jeśli on powiela jakiś tam schemat to nie wiem, jaki z niego artys-ta… Jeden z wielu.A: Dlatego pewnie niełatwo się wyróżnić spośród innych, kiedy się maluje wrzuty?G: Nie, ciężko. Nie da się zrobić czegoś tak-iego, czego by nie było wcześniej. Wszystko już było, i to wszystko było wymyślone w Nowym Jorku w latach 70-tych i 80-tych. Te

wszystkie rzeczy, które teraz powsta-ją, też już były. W Stanach powstało wszystko, to jest kolebka graffiti, i teraz można te pro-jekty tylko ulepszać. Ciężko wpaść na coś nowego, nie ma też tylu możliwości – graffiti zamyka się w pewnej formie.A: W takim ra-zie – jak budować rozpoznawalność, szacunek, swoje „ja” jako grafficiarz?G: Są na to różne sposoby, trzeba być na pewno akty-

wnym, trzeba dużo robić, być widocznym i robić to na swój sposób dobrze. Jeśli się dużo robi, dobrze się robi i jest się widocznym, to chcąc nie chcąc jest się zauważonym. Jeśli to są miejsca, które są „na widoku”, to jeszcze lepiej.A: Takie jak pociągi?G: Nie, właśnie nie. Jeśli chce się być widoc-znym, to bardziej w mieście. Jak pomalujesz pociąg w nocy, a on o 6 rano trafia do zajezd-ni i zaraz potem go umyją, to nawet nikt nie zdąży go obejrzeć, a tym bardziej nie jacyś writerzy. O 6 rano to oni raczej jeszcze śpią.A: A wracając do początków rozmowy, ta zajawka z rolkami Ci została? Czy teraz już tylko graffiti?G: Nie, zajawka umarła, zgubiłem swoje rolki i przestałem w pewnym momencie jeździć. A: Czy powiedziałbyś, że rolki miały wpływ na Twoje zainteresowanie graffiti?G: Na pewno; gdybym nie jeździł na rol-

kach, to raczej bym nie malował. Ogólnie, kiedyś dużo osób w Polsce jeździło na rolk-ach, deskorolce i jednocześnie malowało; to się spajało w jedno. Do tego doszli hip ho-powcy; oglądali rapowe teledyski, w których było graffiti i tak to przeniknęło do szerszej publiki. A: No tak, bo graffiti to jeden z elementów kultury hh.G: Kiedyś tak, a teraz już chyba nie do koń-ca, w tym sensie, ze bardzo dużo writerów nie ma z tą kulturą nic wspólnego poza tym, że malują.A: Czyli nie słuchają muzyki, nie utożsamiają się z tym.G: Dokładnie. A: Więc graffiti wybiło się na poziom nieza-leżnej od hh zajawy. G: To nadal element hh, ale na pewno nie jest tak, że tylko hip hopowcy malują. Są grafficia-rze, którzy np. słuchają punk rocka i nie mają z hip hopem nic wspólnego. W ogóle ci, co malują to naprawdę różni ludzie, z poważną pracą lub bez, młodzi i starsi. Nie ma czegoś takiego jak „stereotypowy grafficiarz”. A: Jesteś w stanie na oko określić, ile w Warszawie jest w tym momencie aktywnych writerów?G: Ciężko mi to stwierdzić, bo to duże mi-asto. Myślę, że spokojnie jest ich powyżej set-ki. Do końca nie wiem, ja trzymam się i malu-ję z niewielką garstką tych osób. Poza tym to nie jest tak, że wszyscy ze wszystkimi malują i wszyscy wszystkich lubią.A: Kto ma z kim kosę? [śmiech]G: Nie wiem, nie będę się w to zagłębiać, ale na pewno jest widoczna rywalizacja, poza tym dana osoba i jej styl bycia może komuś nie pasować.A: Jasne, to normalne w relacjach między-ludzkich. A co z młodymi? Czy nowe pokole-nia wchodzą w ten świat?G: Tak, jak najbardziej, w ogóle jest moda na malowanie. Graffiti jest modne i w społec-zeństwie, i w reklamie. Wystarczy włączyć telewizor – często przewija się tam graffiti. A: Wchodzi na salony?G: Tak, coraz więcej osób maluje. Takich bardzo młodych. Ile z nich zostanie później, to się okaże. Dużo osób nie zdaje sobie sprawy

Page 20: Regime Zine Issue #1

z różnych konsekwencji malowania. Na pewno można powiedzieć, że jest mało młodych, którzy robią to dobrze, którzy się liczą i są tolerowani. A: Inspirujesz się czymś jako writer? Czy w przypadku graffiti istnieje w ogóle coś takiego, jak inspiracja?G: Tak, inspiruję się innymi writerami. Jest wielu dobrych malarzy, przeważnie zagranicznych. Podoba mi się to, co robią i w jakiś sposób czerpię z tego inspirację. To nie tak, że kopiuję czy przerysowuję czyjeś prace, ale korzystam z pewnych rozwiązań. Oglądam je i to daje mi energię do działania.A: A jak zaczynałeś – czy był taki moment, że się czymś sugerowałeś lub inspirowałeś?G: Tak; wiadomo, że jak zaczynałem, to nie umiałem jeszcze malować. Była taka gazeta Ślizg, i tam były zawsze ze 3 strony z graffiti. Było dużo prac starszych warszawskich grafficiarzy, których później zresztą poznałem, i nimi w jakimś stopniu się inspirowałem. Ślizg to było wt-edy jedyne miejsce, gdzie można było obejrzeć wybrane prace. Wtedy jeszcze internet nie miał takiego zasięgu i nie wszystko w nim było.A: No to można wysnuć wniosek, że Ślizg przyczynił się do rozwoju graffiti w Polsce.G: Na pewno, bo to była pierwsza taka gazeta o rolkach i deskorolce, która nawiązywała też do graffiti. I stąd się to wzięło: każdy kto jeździł, kupował to pismo, żeby sobie pooglądać triki, ale były też te strony o graffiti. Ludzie się zainteresowali i zaczęli to robić. Tyle jedno z drugim ma wspólnego akurat w Polsce.

7 GANS prywatne zbiory

Page 21: Regime Zine Issue #1

A: Na koniec – czy możesz coś powiedzieć na temat akcji z tagowaniem winyli Smarka? Chodzi o kultową epkę Najebawszy, którą Smarki postanowił wydać ponownie kilka lat temu na wosku w nakładzie 380 sztuk, każda z Twoim tagiem (zysk poszedł na cele chary-tatywne). Sama mam jedną w domu.G: To była jednorazowa akcja i zrobiłem to specjalnie dla Jurka, który jest moim dobrym znajomym. To było całkiem mile, nieczęsto zdarzają mi się takie prośby i na pewno była to całkowita odmiana od tego co robię ze swoją zajawką na co dzień.

Gans – maluje od 17-tu lat, pochodzi z Gorzowa. Szanowa-ny i doświadczony writer, jeden z założycieli znanej ogól-nopolskiej ekipy grafficiarskiej IFCC. W Warszawie od 4 lat. * Specjalne podziękowania dla Jerzego za pomoc w realizacji tego wywiadu.

Page 22: Regime Zine Issue #1
Page 23: Regime Zine Issue #1
Page 24: Regime Zine Issue #1

Q7 TARNIU prywatne zbiory mostka 7na zdjęciu keenen

Page 25: Regime Zine Issue #1

[…] Wchodząc na jakąkolwiek batelkę LiteFeet’ową sprawdzają, czy nie masz broni. Dziewczyny, chłopaki, wszyscy są obmacywani. Pewnie, nam się nigdy nic nie stało, ale uwierz mi – to jest inna bajka. Gdy po raz pierwszy poszłam na sesję LF’ową, byłam jedyną dziewczyną, nie było nawet murzynki. To było na Harlemie – nie ma opcji żebym stamtąd sama wróciła, bałabym się. Keenen(Keenen Thomas aka Sylencer), którego znałam wtedy ledwo 2 dni namawiał mnie żebym została, żebym się nie przejmowała, że odwiozą mnie metrem. Widząc, że zostawiłam

plecak bliżej drzwi od razu zabrał go dając do zrozumienia, że musimy mieć rzeczy ciągle na oku, aby nikt nas nie okradł.

To jest fajna przygoda, ale mi też jest ciężko to tańczyć – oni robią to całe życie, non stop. My nie tańczymy codziennie, mamy jeszcze inne swoje sprawy. Keenen

jak zaczął pokazywać swoje filmiki sprzed 4 lat to ojej, komedia.

Pewnie, że On zna starsze kroki hip-hop’owe, ale niektóre wykonu-je bardzo śmiesznie, LiteFeetowcy tańczą przeważnie tylko LiteFeet. U nas kładzie się nacisk na znajomość wielu styli.

Po takiej sesji zwykle wszyscy idą jeść, ale całą ekipą, jak rodzina. Z kolei w metrze tańczą w grupach 3-4 osobowych, wynika to z praktycznych względów – w wagonie nie ma tyle miejsca i kasą trzeba by było dzielić się na więcej ludzi. I nawet nie w samym pociągu, ale i przed, na stacji – żartują, podrywają dziewczyny, ale w taki kulturalny sposób i wiesz, popisują się. Gdy widzą, że ktoś ich obczaja to nie wyciągają czapki na koniec, nie zarabiają, wtedy tańczą dla przyjemności. Taniec w metrze jest bardzo niebezpieczny ze względu na ruch pojazdu, ale i ogromne mandaty od policji. Każde show wydaje dużo hałasu, turyści bardziej zwracają uwagę na tancerzy niż stali mieszkańcy. Ci mają tego od groma, chcą mieć spokój, gdy zmęczeni wracają po pracy. Keenen opowiadał, że nie tańczy się w poniedziałki, to początek tygodnia, wszyscy są wkurzeni, że muszą znów iść do roboty. Najlepiej jest w piątek – ludzie dostają tygodniówki, są hojni – płacą,

po tygodniu są już wyluzowani i więcej się dzieje. To, co robią w metrze to nie jest jeszcze szczyt wszystkiego. Najlepsze są sesje, nazywają je „Teen Night”. Na początku każdy trenuje, freestylują w kółkach, a później są nor-malnie batelki.

Oni też ćwiczą nad swoimi krokami i mówią nam: „To nie jest nic złego jeśli powtarzasz – jeżeli coś Ci fajnie wyszło, to ponawiaj, żeby był Twoim

własnym trickiem.” Jeśli np. Robisz Toe Wop’y i wyszła Ci kombinacja, która

Mostek (Yes Yes Y’all) o tancerzach Lite Feet’owych z TeamRocket NYC - rozmowa przeprowadzona w drodze na treningTarniu

Page 26: Regime Zine Issue #1

wygląda kozacko, to nie jest tak, że „dobra już wykorzystałam, nie będę go nigdy więcej pokazywać.” LiteFeet’owcy bardzo często mają swoje patenty. Są również tzw. „knuckle movements”, czyli łamanie kostek. Fakt faktem mają rozwiązane buty podczas tańca, bo możesz nabawić się kontuzji, ale to i tak jest bolesne. Nie przepadam za robieniem tego, nawet gdy mam rozwiązane buty.

LiteFeet to czysty freestyle. Są kroki, na których się bazuje, jed-nak cały czas musisz kombinować. Dużo mówią o animacji, an-imacji ruchu w czasie tańca. Moim zdaniem LF to trudny styl tańca. Oni skupiają się teraz na tańczeniu do różnej innej muzy niż tej stricte LF’owej – do zwykłego/oldschoolowego hip-hop’u, R’n’B.

Myślisz, że Oni się w ogóle rozgrzewają albo rozciągają? Stary, pytałam ich czy nie mają problemów z kolanami. Czasem ich coś poboli, jakiś zakwas, ale poza tym nic. Mają inną budowę ciała i cały czas tańczą – czy pada deszcz, czy świeci słońce. Zawsze mają ze sobą przenośny głośnik, podłączają, tańczą, godzinę, połtorej, dwie, idą do domu. Nie zawsze ich stać na kluby, bo to 10-20 dolców, ale zawsze tańczą na ulicy, w parkach, latem to w ogóle wszędzie.

Nie winię tego u nas. My mamy inną kulturę. Pamiętam jak Tweetie opowiadała o gestykulacji. Amerykanie, gdy rozmawi-ają cały czas gestykulują, modulują głos. U nas? Mama zawsze zwracała mi uwagę: „nie machaj rękoma, gdy mówisz”, bo to jest nieeleganckie, „wyprostuj się jak chodzisz”, „nie szuraj stopami po ziemii”, „nie żuj gumy z otwartą buzią”. To są sprawych, które u nas inaczej nauczano i inaczej do nich podchodzimy, dlatego śmiesznie wyglądamy, gdy czasami chcemy być „yo”.

Chodziłam tam do jednej świetlicy. Komputery mają totalnie stare, z kineskopowymi monitorami. Część dzieciaków nie ma co robić w domu albo jak są jakieś problemy to grają, a Keenen wziął mnie na drugą salę, malutki pokoik, rozstawiamy stoły, zaraz przychodzi 15-20 typa, włączają muzę, zaczynamy tańczyć.

Nie będą Ci zawsze słodzić, są szczerzy. Była taka sytuacja, że przyszła babka, która sprawdzała listę obecności, czy coś takiego. Miała latynowskie korzenie. Chłopaki nawijają do niej: „no, wi-esz, Ona jest z Polski, tańczy LiteFeet” – „Pokaż coś.” – Ja od razu spięta, wiesz jak to jest, sprawdzają mnie. „Noo, jeszcze idealna nie jesteś, ale spoko, ćwicz.”

Powinniśmy mieć do tego bardzo dużo respektu i powinno się ich bardzo wspi-erać, bo to są mega młodzi ludzie – 16-17 latkowie, którzy mają niesamowitą zajawkę i dla nich nic innego nie jest istotne. Oni nie pieprzą o innych rzeczach

Page 27: Regime Zine Issue #1

dnia codziennego, nie mają co robić, nie mają kasy żeby rodzice zapłacili im za kurs tenisa, basen, czy lekcje hiszpańskiego, oni mają ten taniec, to jest ich wol-ność, w ten sposób się realizują.

Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, zobaczyć jak tańczą ekipy w metrze lub też jak się batelkują koniecznie sprawdź ekipy: Team Rocket, Brotherhood, 2Real Boyz, W.A.F.F.L.E.

prywatne zbiory mostka 7

Page 28: Regime Zine Issue #1

prywatne zbiory mostka 7na zdjęciu mostek

Page 29: Regime Zine Issue #1
Page 30: Regime Zine Issue #1

Pielęgnowałem przekonanie, że pilczyckie szeregowce były świadkami niezłej walki. Okolice każdej klatki na przemian otagowane są tam w stylu antifa vs white power. Oczami wyobraźni widziałem niezłe wpierdole, wuchte juchy i zry-wane naszywki. Było tak do momentu, w którym kolega zbeszcześcił burzliwą his-torię miejscówki, określając autorów wrzutów kinderpunkami, czy równie brzydko. Taki traf, że kilka wlepek tego samego kolegi zerwałem z tramwajowych krzesełek i przykleiłem do swojego biurka zanim mieliśmy okazję się poznać. O tym, jak nietypowa to galeria, słyszałem m.in. od pary Norwegów, czy randomowego typa, z gatunku tych, którzy trafiają na imprezę, chociaż nikt ich nie zna. Przyklejam wszystko co zerwę, a zrywam wszystko, co odchodzi od pow-ierzchni. Tym sposobem Komunistyczna Partia Polski idzie pod rękę z antymulti-kulturalistami z Autonomicznych Nacjonalistów. To całkiem spoko metafora ideo-logicznej walki, która często polega na zaznaczaniu swojej obecności w przestrzeni publicznej. Moje miasto kipi skrajnymi energiami. Interesuje mnie to, co w punkcie styku. Lubię myśleć, że najciekawsze bierze się z konfrontacji. A jeśli nie, to przy-najmniej mówi nam to sporo o otaczających nas ludziach i prawach rządzacych osiedlowym kosmosem. Z tej też przyczyny zostałem fanem slamów poetyckich. To trochę jak wiec-zorek recytatorski, chociaż bardziej open stage dla podpitych frustratów. Przyna-jmniej w mojej opinii. I super. Kilkukrotnie udało mi się dojść do sceny i z niej nie spaść. Za każdym razem traktowałem to jako okazję do wykrzyczenia swojej prawdy, skonfrontowania jej z innymi wersjami świata. Punktem styku na slamie jest sce-na. Publiczność obcuje ze skrajnościami, obserwuje idee w płynnym świecie, jakby każdy występujący miał do czoła przypięty manifest i zapraszał do swojej rzeczy-wistości. Trochę jak wlepki. Wrocławski slam, przez kilka ostatnich lat, odbywał się z częstotliwością jednego na miesiąc. Przewinęło się przez niego wiele dziwnych person. Z częścią miałem okazję wymienić kilka zdań, a z niektórymi się nawet polubić. Niestety, or-ganizatorzy musieli przerwać tradycję regularnych slamów. Chciałbym więc podzię-kować im za udostępnienie mikrofonu i trzymać kciuki za dalszą działalność. W moim Wrocławiu mury i scena to nośnik.

Cruz - Idee w ruchuMiasto to ruch. Przepływ idei. Gdy przyjechałem do Wrocławia wciągnęły mnie wlepki. Osobliwe hobby. Na pulpicie swojego telefonu ustawiłem skrót do aparatu i poznawałem charakter dzielnic po nakle-jkach na znakach i różnych bazgrołach. Fajnie było wyobrażać sobie, jacy ludzie mogą zamieszkiwać dane ulice i co mają w głowach.

ADA 7

Page 31: Regime Zine Issue #1
Page 32: Regime Zine Issue #1
Page 33: Regime Zine Issue #1

draniedajcie mi wyrzucać śmieci kiedy chcę wyrzucać śmieci

chciałbym żeby były w nich butelkia nawet słoik z niewylaną wodą po ogórkachktóra to woda zaleje pół zsypu albo i całygdy tylko słoik rozpizga się o jego i tak już cuchnące gardło

chcę nic sobie robić z waszej niedzieli

wasz dzień święty nie jest moim świętym dniemja obchodzę go akurat wtedykiedy zmuszacie mnie do rozmów w windzieczekając na windęgdy otwieram drzwi kluczem i muszę stać na wycieraczce potakującprzekraczać próg w obie stronyw nieskończoność

że się uśmiecham to kwestia naukipod skorupą odtańcowuję jednoosobowego flash mobai układam kręgosłup w wykrzyknikśrodkowy paleckonsekwentnie kończąc na parującym czajniczku

ewentualnie chuju słanym na dobranoc

dlatego nie spojrzę wam w oczybędę ciągać psy za ogonyi tłuc butelkami w siatcenawet biegać po klatce na skarpetach bez kapciotwierać drzwi w szlafroku albo na gaciach

moja rebelia obali terror zbyt cichych ścianniepokojąco uprzejmych uśmiechówi pytań o to jak minął dzień

dowidzenia

C r u z

Page 34: Regime Zine Issue #1

“Szukanie ekspresji w prostocie – to jest klucz w hip hopie”

Page 35: Regime Zine Issue #1

7 Piotr pytel

“Szukanie ekspresji w prostocie – to jest klucz w hip hopie”

Page 36: Regime Zine Issue #1

Czy PRO8L3M może być kojarzony z rapem ulicznym?Oskar: Myślę, że tak. Ale na pewno nie robimy tego, żeby było ulicznie. Pozos-tałości przeżytych lat tkwią w nas – to jest takie, bo na tym się znamy.Steez: Nigdy się nad tym nie zastanawi-ałem... Na pewno PRO8L3M jest ele-mentem ulicznej sceny – historie są takie, jakie są, bo co tu innego nawijać (śmiech). To wynika samo z siebie.Zastanawiam się nad tym, bo obserwuję publiczność na waszych koncertach. To zu-pełnie inni ludzie niż ci, których gromadzą pod sceną choćby Sokół czy Hemp Gru.S: Wydaje mi się, że udało nam się przy-ciągnąć dużo osób, które hip hopem są znudzone i zmęczone. Sam jeżdżę na różne koncerty po całej Polsce i rzeczy-wiście na PRO8L3M przychodzą ludzie, których w ogóle nie widać na koncert-ach rapowych. To ciekawa publiczność, bardzo wymieszana. Fakt, że jesteśmy w stanie zainteresować swoją twórczością takich słuchaczy uznajemy za props.Co jeszcze, poza znudzeniem hip hopem, przyciąga te osoby? Myślę, że dla wielu z nich historie, które pojawiają się w tekstach Oskara są z zupełnie innej rzeczywistości niż ich własna.O: Możesz czytać książkę o świrach, ale nie musisz być jednym z nich, żeby się nią fascynować. Z muzyką jest tak samo – to nie musi być twój świat, ważna jest jej jakość. Oczywiście, istnieją też stricte uliczni artyści i słuchacze, którzy moc-no identyfikują się z ich przekazem. My chyba nie robimy tego w aż tak „uliczny” sposób.

S: Zwróć uwagę na to, że Oskar ma takie teksty, które wchodzą w głowę i możesz zapamiętać je bardzo obrazowo. Dużo ludzi nawija tak, że nic po tym nie zosta-je. Tutaj jest uderzenie, które wryje ci się w pamięć, a to zajebiście duży atut. To w ogóle jest ciekawe i sam się nad tym zastanawiam – skąd ta fascynacja PRO-8L3M3m? Naszą muzykę ciężko jed-noznacznie sklasyfikować, bo zrobiliśmy jak na razie EPkę, która miała tylko po-kazać nasz pomysł na rap i koncepcyjny mixtape. Jakiś konkret wyznaczy dopiero nadchodzący album. Na ten odbiór skła-da się wiele czynników. Muzyka, jakość, teksty i forma ich podania. Ludzi przy-ciąga pewnie też to, że może nie pchamy się wszędzie tam, gdzie całe środowisko hip hopowe i robimy to po swojemu, bardziej niszowo, unikatowo. Nasza re-cepta na PRO8L3M jest prosta: robimy to w zgodzie ze sobą; tak, jak sami byśmy chcieli, żeby to brzmiało. Siedliśmy nad tym razem, bo brakowało nam takiego rapu. Okazało się, że nie tylko nam.Najlepiej udowadniają to koncerty, kiedy ludzie kończą wszystkie wersy, a występ po prostu płynie.O: Wczoraj to było niesamowite, w pewnym momencie staliśmy i nie mogliśmy uwierzyć - mówimy do siebie: ja pierdolę, patrz jak nawijają! (śmiech) Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to, co robimy jest prostackie. Ale my z premedytacją staramy się, żeby te bity były proste, bez miliona sampli i udzi-wnień. Z tekstami jest podobnie: na pa-pierze te zdania i przekaz są bardzo pros-te. Ale wierz mi – w rapie nieraz dużo łatwiej napisać skomplikowany bełkot

Z Oskarem i Steezem z PRO8L3Mu spotkaliśmy się pod koniec marca we Wrocławiu. Rozmawialiśmy o kształtowa-niu nowych nurtów, pracy, kondycji sceny. Przede wszyst-kim jednak o muzyce, jakości, tekstach i formie ich podania – głównych walorach wyróżniających PRO8L3M.

Page 37: Regime Zine Issue #1

niż prostacki tekst. Ja pisanie traktuje jak pianista trening na fortepianie – pisze prawie codziennie, większość tekstów to jakieś bzdury. Piszę też skomplikowane i trudne do nawijania linijki, żeby ćwiczyć aparat mowy. W ogóle nie patrzę wtedy na treść, sens jest praktycznie nieważny. Ten bełkot bywa zajebiście napisany, kozacko się go słucha i byłoby to ide-ałem. Ale przez to, że jest o niczym, staje się bezwartościowy. Zdarza mi się słyszeć właśnie taki bełkot na różnych płytach. Natomiast w tekstach, które mają się ukazać skupiam się głównie na treści. Rymy i flow tworzą się tu naturalnie i wynikają właśnie z tego treningu.

S: Łatwiej jest coś przekombinować i wymyślić jakieś ultra dyrdymały, a dużo trudniej jest napisać coś, co będzie proste i fajne. Tak samo z bitem. Czasem ktoś zrobi przeciętną melodię, dopierdoli trąbek, czegoś tam jeszcze i robi się jeden wielki bigos. To tak, jakbyś zrobiła zupę, która nie jest za dobra – jak wpierdolisz tam jeszcze więcej ziemniaków i papryki, to wcale nie będzie lepsza. (śmiech)O: To bardzo mi się podoba w produ-cenckim podejściu Piotrka (Steeza - prz-yp. red.). Bit jest prosty, ale linia melo-dyczna jest zajebista sama w sobie. To jest właśnie styl. Nie chcę jednak nikogo krytykować – każdy może sobie robić, jak chce. My na przykład nagrywamy

7 Piotr pytel

Page 38: Regime Zine Issue #1

wszystko za jednym podejściem - żeby nie było za łatwo.S: Oskar nagrywa wszystko na raz. Zwrotka jest nawinięta od początku do końca.O: Na początku trochę się męczyliśmy, ale teraz idzie sprawnie. Kiedyś nawi-jałem na 200 podejść, teraz zwykle scho-dzimy do około 20.Na Art Brut to słychać. Czuć, że masz większą swobodę i łatwość traf iania w bity niż na C30-C39.S: Też mi się tak wydaje. Nawijka Oska-ra na Art Brut jest bardziej wyluzowana, ale to też pewnie kwestia tego, jak to jest napisane.O: Wtedy mi się tak nie wydawało, ale jak dzisiaj słucham tej EPki, to chyba jest trochę za sztywno, muszę przyznać.S: Wtedy nie miałeś tego odnośnika – teraz już wiesz, że może być lepiej.W porównaniu do studyjnych wersji, niek-tóre utwory z C30-C39 mają też większą moc na żywo.S: To możliwe. Ciężko powiedzieć, bo z koncertami jest tak, że wszędzie jest inny odbiór. Teraz, po ponad dwudziestu koncertach, możemy ocenić, który num-er siada bardziej, a który mniej. Czasami byłem zaskoczony przyjęciem niektórych utworów.O: Często jest tak, że te numery, które miały się przyjąć, w ogóle się nie przy-jęły, a inne odwrotnie. Ale myślę, że te kawałki, które wybieramy na koncerty się kleją. Pozostałe po prostu się nie nadają - są na przykład smętami albo skitami. Wybraliśmy to, co można grać i to gramy.Skoro już jesteśmy przy koncertach – jest w nich sporo elementów pozamuzycznych i czasem bliżej im do performance’u. Wasze dialogi, wykorzystanie świateł, interakcja z publicznością… Powiedzieliście, że nie ma-cie na siebie strategii, ale koncerty sprawia-ją wrażenie bardzo dobrze przemyślanych i

wyreżyserowanych.S: Musisz rozróżnić dwie rzeczy. Nie mamy żadnej strategii na hype, jaki jest wokół tego produktu. On jest po prostu efektem tego, co robimy. Wiemy jednak, jak chcemy, żeby ten produkt wyglądał. To, że ludzie się tym grzeją, a płyty tak szybko schodzą, jest efektem jakości ma-teriału i – po części - strategii na to, jak to wszystko ma wyglądać. My w 100% dążymy do tego, żeby koncert był takim performancem. Przy płycie to już w ogóle będzie opór - trochę koncert, ale może bardziej teatralny występ.O:Trochę ćwiczyliśmy to między sobą, a potem dodaliśmy luz. Kiedyś ktoś, kto też gra koncerty, powiedział mi, że to jest zło konieczne po wydaniu płyty. Dla mnie nie jest - ja się tym jaram! Stać na scenie to naprawdę kozak sprawa. S: Chcielibyśmy, żeby nasze występy były czymś więcej niż typowy koncert. Tego luzu trzeba trochę nabyć – potrzebow-aliśmy zagrać trochę koncertów, żeby wiedzieć, w którym kierunku ma to iść. Będziemy jeszcze na paru festiwalach i pewnie przygotujemy coś wypasione-go. Chcemy wtedy zagrać tak, żeby kupili nas ludzie, którzy w ogóle nas nie znają. Żeby pomyśle-li „o kurwa, co tu się dzieje?!”. (śmiech)No właśnie – festiwale. W te wakacje zagracie choćby na Hip Hop Kempie.S: Tak. Byliśmy tam razem dwa lata temu, kiedy grałem koncert z JWP i było zajebiście. Pojedziemy pewnie na 50 samocho-dów, zbierze się ekipa.

Page 39: Regime Zine Issue #1

O: Ja się jaram opór. Zawsze się jarałem, od dawna wiedziałem, że chcę tam za-grać.Niby jesteście poza sceną, a jednak pojawi-cie się w samym jej centrum. Nie macie poczucia, że sprzyja wam przewidywalność branży hiphopowej w Polsce? Z góry wi-adomo, które wytwórnie mogą dać raper-om możliwość dotarcia do większego grona słuchaczy i zgarnąć wyświetlenia na You-Tube – podstawową miarę sukcesu w tym kraju.S: Nasz przykład pokazuje, że przede wszystkim trzeba robić coś zajebistego. Promocja jest bardzo ważna. My nie pchamy się do żadnej wytwórni, bo na razie nie widzimy się w jednym worku z żadnym zestawem artystów. Nie dissując tu nikogo - nie jesteśmy też w opozycji do polskiej sceny.Ale nie widzę też nic złego w byciu w wytwórni. Tylko że polskie wytwórnie są w stanie coś zaoferować głównie młodym ludziom – tym, którzy totalnie nie mają pojęcia o tej branży, mają po 20 lat i wy-dają pierwszą płytę. Dla nich ma to sens.

My sami potrafimy zrobić wokół siebie praktycznie wszystko. Ja jestem moc-no zaczepiony w tym świecie, znam od wewnątrz wiele wytwórni i widzę, jak to wszystko wygląda. Ścieżka niezależna jest dla nas w tym momencie najlepsza, ale to nie znaczy, że nigdy czegoś gdzieś nie wydamy.Czy korzystamy na takiej jakości sceny? Ja to bym sobie życzył, żeby ta scena była tak zajebiście mocna i fajna, żeby PRO-8L3M aż tak się na niej nie wyróżniał. Ale może rzeczywiście sprzyja nam tro-chę to, że większość rapu powstaje dla gimnazjalistów albo w tym ulicznym, twardogłowym nurcie. Widać, że dużo ludzi robi muzykę dla dzieciaków.Minęło mnóstwo czasu odkąd zaczęliście pracować we dwójkę, pierwsza EPka uka-zała się dopiero w 2013 roku. Jak myślicie, czy słuchacze byliby gotowi na PRO8L3M, gdybyście zdecydowali się wystartować na przykład 5 lat temu? O: To nie jest tak, że przez te 10 lat wyłącznie pisaliśmy i robiliśmy bity. Pracę zaczęliśmy jakieś półtora roku temu, chociaż doświadczenia życiowe oczywiście gdzieś tam zaprocentowały.Sądzę, że słuchacze byliby gotowi.S: Potrzebowaliśmy mniej więcej roku, żeby zrobić EPkę. Znamy się opór dłu-go i zrobiliśmy wcześniej sporo rzec-zy rapowych, bardzo podziemnych, jako sześcioosobowa ekipa Dob-ry Towar. Wydaliśmy trzy nie-legalne: jeden wyszedł, a dwa rozeszły się po osiedlu, prze-grywane na cd-rach. To były pełnowartościowe płyty, po 14 numerów.Razem nagrywamy jakoś od 2002 roku, to jest 13 lat. Potem był taki mo-

ment zastoju…O: …lenistwo, picie wódki, inne rzeczy.

7 Piotr pytel

Page 40: Regime Zine Issue #1

S: Jest o tym w kawałkach parę słów. (śmiech) Tak wygląda życie, a nasze życia mocno się przecinają. Kiedy Oskar naw-ija swoje historie, to dokładnie wiem, o czym on mówi, a kiedy ja coś sugeruję – on to rozumie.O: Dla mnie zwrotki są jak puzzle i nie upieram się, że to czy tamto musi zostać.S: Działamy bardzo zgodnie i jaramy się podobnymi rzeczami. Pamiętam, że kiedyś cisnęliśmy tematy rapowego flow. Każdy zrobił swój ranking i w 100% się zgadzaliśmy. Raczej nie byliśmy wtedy trzeźwi. (śmiech)Pamiętacie, jak ten ranking mniej więcej wyglądał?S: Chodziło raczej o to, że w Polsce ludzie w ogóle nie kumają tego, że flow nie musi być nawinięciem czegoś od linijki do linijki – można się tym bawić. Teraz młode pokolenie rzeczywiście to robi, ale ta muzyka nie jest dla nas. Bez dissu, jesteśmy po prostu trochę za starzy na słuchanie emocjonalnego spuszcza-nia się 25-latka. Ale technicznie widać, że dokonał się duży postęp i jest paru graczy, którzy zajebiście nawijają. Kiedy robiliśmy ten ranking mieliśmy tylko to polskie, klasyczne flow. To był ranking kawałków, w których konkret-ny raper nawinął w konkretny sposób - chodziło o to, kto zajebiście potrafił zakombinować. Różne rzeczy tam były, nowe też, ale pamiętam, jak grzaliśmy się z „Politics As Usual” Jaya-Z. Tam flow jest przeciągnięte, momentami się nie ry-muje. Reasonable Doubt to płyta z 1996 roku, a Jay-Z nawija tam takim flow, że w Polsce długo nikomu nie udało się tego powtórzyć.Później wpadliście na pomysł z wykorzyst-aniem sampli z polskiej muzyki popularnej. Oskar, czy miałeś wtedy przeczucie, że to wyzwanie, które daje ci możliwość zaprez-entowania niekonwencjonalnego flow, czy wiązało się to bardziej ze strachem?

O: Wyzwaniem była konwencja, która trochę nas ograniczała. Nie chcieliśmy za bardzo zmieniać oryginalnych bitów – nie dodawaliśmy mocnej perki czy basu, do których z natury łatwiej się nawija i łatwiej tam popłynąć. Te bity są płaskie i na początku trochę się męczyłem. Do-datkowo niektóre kawałki narzucały określoną tematykę. Jeśli chodzi o samo flow, to chciałem po prostu nawinąć jak najlepiej, żeby mi się to podobało. I dlat-ego teraz nie mogę się doczekać płyty, bo będzie jeszcze lepiej. Tym bardziej, że będę miał teraz klasyczne, ciężkie bity, jakie lubię.S: To jest taka szkoła, że jak musisz zrobić sto pompek z cegłówką na ple-cach, to potem robisz sto bez cegły na lajcie. (śmiech) Na początku chcieliśmy pomieszać te sample z nowoczesnymi bitowymi rzeczami, ale w końcu stwi-erdziliśmy, że to jest tak zajebisty kawał muzyki, że nie ma sensu robić tego typu hybrydy.O: Ale jeśli pytasz o flow na Art Brut, to nie jest to stricte taki rap, jaki dzisiaj się robi, albo jaki chciałbym robić. Jest równie zajebisty, ale ja jaram się trochę innym klimatem, lubię zajebiste perkusje i ciężkie basy. Podobają mi się nowe rzec-zy – nie, że tylko jaram się boom bapem. (śmiech) Właściwie to nie słucham już w ogóle starych rzeczy z lat 90, chyba się nimi przekatowałem.S: Ja jaram się tym, że materiał na Art Brut jest bardzo polski. Łatwo podążać za trendami i robić coś amerykańskiego na polską modłę. To oczywiste, w końcu Stany Zjednoczone wyznaczają kierun-ki. Ale na przykład Brytyjczycy zrobili coś totalnie swojego, wzięli rymowanie i zrobili z niego grime. Robią swoje – tam człowiek ze sceny nie powie ci, że jest ra-perem, bo nie robi hip hopu, tylko grime.My rzecz jasna nie wymyślamy nowego nurtu, ale nie chcemy tylko kopiować. Śledzimy to, co dzieje się za granicą,

Page 41: Regime Zine Issue #1

ale chcemy dokładać coś od siebie i mieć własny, mocny pierwiastek. Nie wyznaczysz trendów, jeśli będziesz robić coś, co już jest. Rap przede wszystkim musi być fajny. Lubię dużo raperów, o których inni mogą powiedzieć „co to w ogóle jest?!”, ale do mnie to trafia, nawet jeśli jest prostackie. Wiem, że gość jest autentyczny, charyzmatyczny. Na hip hop składa się wiele rzeczy – to nie granie na trąbce, gdzie ćwiczysz 30 lat i jesteś ultra kotem. Może się okazać, że robisz to tyle czasu i nadal to jest nuda, nikt tego nie chce słuchać. Albo to masz, albo tego nie masz.Przyjęcie EPki i mixtape’u na pewno utwi-erdziło was w tym, że to macie. Na jakim etapie jesteście i jakie jest wasze podejście, jeśli chodzi o płytę? Jest spokojnie i robicie wszystko po swojemu?O: Tak, pracujemy w swoim, wolnym tempie. (śmiech)S: Na płycie trochę sobie poeksperymen-tujemy, bo wiemy już, na co nas stać. Je-dyne, czego nam brakuje, to czas. Patrząc na to, co się dzieje, powinniśmy już nic innego nie robić, tylko nagrywać. Ja jed-nak patrzę na wszystko ze spokojem i pewnym optymizmem. Po C30-C39 i Art Brut wiem, że jak materiał się nam podoba, to siada także słuchaczom. Nie jestem co prawda przekonany, że ta płyta będzie sukcesem, ale wiem, że zrobimy coś, co będzie się nam jeszcze bardziej podobało; będzie, kurwa, jeszcze lepsze! Mamy bity, wiemy co będzie nawijane… to będzie zajebiście dobre.Jeśli chodzi o produkcję, to wiem, jaką konkretną estetykę chcę sobie narzucić, kupiłem konkretne rzeczy, żeby to zro-bić i wiem, jak chcę osiągnąć spójność stylistyczną. Ma być ubogo w środki, a zarazem ciekawie, trochę odkrywczo. Ma być minimalistycznie.O: Co bardzo ważne, ta produkcja zaczy-na się w głowie, a nie na głośnikach. To nie jest tak, że puścisz to, przekręcisz

gałkę i pomyślisz „ale zajebisty dźwięk!”.EPka i mixtape były zupełnie różne, nie były kontynuacją styli. Płyta też będzie czymś zupełnie innym. Mam wielką na-dzieję, że kolejne również będą takimi właśnie odrębnymi rzeczami, które będzie łączył nasz styl i tok myślenia. Przez to, że zrobiliśmy już te dwie rzeczy, mamy to w głowach i wiemy, co ma z tego powstać. Na płycie na pewno minimalizm będzie konsekwentnie realizowanyS: Na pewno będzie to minimalizm muzyczny. Co do tekstów: te historie są często wielowarstwowe i tak napisane, że trafią zarówno do typowego mordowiska, gdzie się jarają, kiedy jest melanż, sypią się kreski po stole i jest wesoło, jak i do ludzi, którzy odnajdą w nich drugie dno. Ta muzyka jest uniwersalna. Zrobimy też rzeczy ambitniejsze i może przez to będą mniej popularne, ale robimy to też dla siebie.O: Szukanie ekspresji w prostocie - to jest klucz w hip hopie.

Wywiad przeprowadziłaMarta Malinowska

Page 42: Regime Zine Issue #1
Page 43: Regime Zine Issue #1

„Siema! Sorry ekipa regime za tyle czekania, ale jestem zajebany ro-botą. Tatuowanie u mnie wyszło przez przypadek, a rysowałem zawsze. Rysunki proste, akurat pod dziarki, ale o tym nie myślałem kompletnie. Chciałem robić okładki, ciuszki lub wielki świat sztuki. Pociąłem kolegę maszynką podłączoną do zasilacza od kompa i tak jak mi nie wyszło, tak sie wkurwiłem, że nie umiem i wydałem cały uzbierany hajs i… poszło. Prawie codziennie przychodziły ziomki dziarać się za 20 zł. Było akurat na zwrot za igły i rękawiczki. Wszystko ustawiałem sam, nikt nie chciał mi pomóc, a to jak ustawiłem sprzęt wychodziło zazwyczaj po dwóch tygodniach, gdy patrzyłem na tatuaż. Hajp rósł cały czas, ludzie pisali, chcieli coś bo było tanio. Później pod swoje skrzydła wzięła mnie ekipa z saveetat i wtedy gapiąc się jak oni działają, zdobywałem wiedzę i umiejętności. Nieważne czy to prace realistyczne, niuskulowe czy oldskulowe, z wszystkiego czerpałem rozwiązania dla siebie i nadal czerpię. To wielki plus, bo czuję, że tylko przez to się rozwinąłem, jakbym siedział dalej na chacie i oglądał film-iki na jutubie albo jakieś podróby Miami Ink to myślę, że skończyłbym dawno to robić. Stanąłbym w miejscu na amen, a nie mogę. Jeśli chodzi o świat tatuażu to kompletnie mnie nie interesuje. Jaram się pracami kilku osób, poznałem dużo fajnych osób, ale to wszystko jeszcze przede mną. Inspiracji z tatuaży nie czerpię w ogóle. Lubię oglądać nudne obrazy w galerii, gdzie stoi jabłko albo jakiś kogut walczy z drugim i wtedy czuję, jakbym chłonął i zapełniał w sobie miejsce, które porównać można do tabelki ‘room’ z The Sims. O samym tatuowaniu mogę powiedzieć niewiele, prócz tego co robię. Wkurwia mnie jedna rzecz, która ma miejsce w Trójmieście: gdy ktoś, kto chcąc oldskulową pracę nie ruszy dupy do oldskulowca, który miesz-ka sześćset kilometrów stąd, tylko zrobi sobie to u gościa, który komplet-nie nie ma o tym pojęcia, bo chce mieć po prostu tatuaż. Szanuję tych, co zbierają po ulubionych tatuatorach rzeczy i oddają swoją skórę dla

Sucha Igła to pseudonim artystyczny Piotra, zwanego także Papulem. Piotr jest tatuatorem, którego miałem okazję poznać w sierpniu 2014 roku, decydując się na swoje pierwsze tatu-aże. Podczas kilkugodzinnej sesji, przerywanej paleniem pa-pierosów i jedzeniem pizzy – zdążyliśmy się trochę poznać. Spotkaliśmy się po raz drugi i trzeci, w tej samej sprawie. Rozmawialiśmy też o regime i miejskich aktywistach. Nama-wiałem go, żeby powiedział coś do ludzi, w formie pisanej, bo lubi mówić. Zrobiliśmy wywiad, zrobiliśmy szablon kilku pytań, nic nie zdało egzaminu. Otrzymałem od Piotrka wiadomość, będącą otwartym komunikatem.

lkszxlrnc

Page 44: Regime Zine Issue #1

nich, a gardzę tymi, co tego nie robią. Pewnie sporo ludzi się wkurwiało, jak zacząłem robić mandale, bo ‘hajp na to czy coś’. Jebałem na mandale jak na połowę dobrych tatuatorów, ale to z zazdrości, że nie potrafię. Jak ludzie zaczęli je chcieć, to stwierdziłem, że wszystko co czarne i wszystko co ma być w dotworku przejdzie przeze mnie. Będę się starać, nawet jak mam zrobić kwiat lotosu. Usiądę i narysuję ją po swojemu. Zacząłem to lubić. Pisać mógłbym dużo i ciągle na tematy różne, ale o samym dzia-raniu nie chce mi się gadać, bo lubię to robić i robie to dla siebie, jak i dla klienta. Jak już pewnie skończę dziarać, bo dostanę trzęsących się dłoni, to na pewno się otworzę i coś poopowiadam. Lubię z moją dziewczyną gapić się na pieski na ulicy i mówić co one myślą, to jest spoko. Czytam książ-ki, ale raczej mało kupuję, bo lubię okładki. Jebać polskie wydawnic-twa z kompozycją zdjęć i grafiką z gugla w miękkiej oprawie. Leciałem ostatnio szybowcem, bo dostałem voucher urodzinowy od ukochanej i powiem, że tak jak się czułem przez te 15 minut to nigdy sie tak nie czułem, nie można tego porównać do niczego. Najlepsze uczucie jakiego doznałem. Kocham samoloty i myślę, że polecę jeszcze raz. Fajne jest to, że przy dziaraniu poznałem dużo fajnych ludzi i mogę to Tobie napisać, a poznaliśmy sie robiąc lwy na udach. To jest mega plus tej całej zabawy. Sorry, że musiałeś tyle czekać. Jest godzina 22:05, a ja spsikałem kabinę prysznicową octem, bo mama mówi że jest najlepszy na kamień. Zatyka mi gardło bo jebie w całej chacie, a nie chcę wietrzyć bo moje szczurki się przeziębią. Pozdrawiam regime brigade, pozdrawiam moją kobietę, saveetat i moich ziomków Zdzicha, Artura i Uriesa, i tych ziomków co już nie mamy takiego dobrego kontaktu też pozdrawiam. Wszystkich ludzi co wierzą w to, że ciężka praca się opłaca, a tych z blantem na ławce też pozdrawiam, bo są mili. Oi!”

https://www.facebook.com/SuchaIglahttp://instagram.com/suchaiglatattoo

Page 45: Regime Zine Issue #1
Page 46: Regime Zine Issue #1

7 tarniu

Page 47: Regime Zine Issue #1
Page 48: Regime Zine Issue #1

o Łukasz gula

Page 49: Regime Zine Issue #1

Mamy po 30 lat. Jeszcze niedawno okupowaliśmy ławki pod naszymi oknami. Recytowaliśmy pierwsze rapowe teksty, które słyszały mury tych bloków. Ozda-bialiśmy je pierwszymi chromami. Torowaliśmy drogi naszej młodości z krokiem opuszczonym do kolan, w spodniach marki Clinic. Zakochiwaliśmy się pośród tych bloków, śmialiśmy, tańczyliśmy, płakaliśmy... Tworzyliśmy coś świeżego, coś z niczego, coś z czym nie radziły sobie kolejne opracowania socjologów i kolejne piesze patrole policji.

Dziś jest inaczej. Nie śmigasz w nowych najkach, lecz wyliczasz co do złotówki te hajsy, by starczyło na podręczniki dla dziecka. Twoja uroda za którą wodziły wzrokiem oczy kolesi z podwórka, przygasła od codziennych dziesięciu godzin za ladą. Opłakujesz straconą na odwykach młodość – nikt nie ostrzegł nas przed gównem przypalanym na aluminium. Zaczynasz życie od nowa po paru latach w kryminale – na początku XXI wieku, tylko bezwzględność i zimna krew liczyła się na ulicach naszego miasta. Wciąż nosisz tę bliznę na głowie – z czasów gdy bycie gejem można było przypłacić życiem. Wciąż żałujesz tamtego kierunku studiów – kilkuset kandydatów na jedno miejsce w czasie wyżu demograficzne-go. Z miesięcznym wyprzedzeniem ustalamy termin spotkania, wyszarpnąwszy wreszcie trochę czasu codziennemu survivalovi, błagamy ten czas, by nie zabrał nam nocy zbyt wcześnie.

Nikt nie nauczył nas wejścia w agresywny wczesny kapitalizm. W szkołach pow-tarzano jedynie „w tych czasach, musicie umieć się sprzedać”. Nie chcieliśmy sprzedawać siebie ani nikogo innego. Chcieliśmy żyć pięknie. Byliśmy bloker-sami, chuliganami, skejtami, punkami i skinami. Mieliśmy i mamy tożsamość. Mieliśmy i mamy piękno, pasję, nadzieję. Mieliśmy i mamy twarde charaktery i wrażliwe serca made in 80’s.

Te charaktery wnoszą do kultury nie tylko butę, nonkonformizm i szaleńczą nieu-giętość własnych przekonań. Lecz przede wszystkim autentyczność – prawdziwy bunt zaczyna się wtedy, gdy przestaje być sponsorowany przez rodziców.

Subkultura przestała być już młodzieżowa. Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa...

sobota, 18 lutego 2012Dawka

DOROSŁYM BLOKERSOM

Page 50: Regime Zine Issue #1
Page 51: Regime Zine Issue #1

7 ADA o Łukasz gula

Page 52: Regime Zine Issue #1

CONTACT US:REGIME.plfacEbook.coM/[email protected]

7 ADA