R.A.Salvatore.-.Trylogia.Mrocznego.Elfa.t.3.Nowy.Dom.PL

download R.A.Salvatore.-.Trylogia.Mrocznego.Elfa.t.3.Nowy.Dom.PL

If you can't read please download the document

Transcript of R.A.Salvatore.-.Trylogia.Mrocznego.Elfa.t.3.Nowy.Dom.PL

- Uciekaj, Eleni! - krzykn Connor Thistledown, wymachujc mieczem i idc w stron drowa. - To mroczny elf! Drow! Uciekaj, jeli ci ycie mie! Ze wszystkiego, co krzycza Connor, Drizzt zrozumia tylko sowo "drow". Zachowania i zamiarw modego mczyzny nie mona byo jednak z niczym pomyli, poniewa Connor kierowa si dokadnie pomidzy Drizzta i Eleni, mierzc czubkiem miecza w stron drowa. Eleni zdoaa wsta za swym bratem, lecz nie uciekaa, jak jej poleci. Ona rwnie syszaa o zych mrocznych elfach i nie miaa zamiaru zostawi Connora sam na sam z jednym z nich. - Odejd, mroczny elfie - warkn Connor. - Jestem dowiadczonym szermierzem, znacznie silniejszym od ciebie. Drizzt rozoy bezradnie rce, nie rozumiejc ani sowa. - Odejd! - wrzasn Connor. Kierujc si impulsem, Drizzt prbowa odpowiedzie w jzyku migowym droww, skomplikowanym systemie znakw doni i twarzy. - On rzuca czar! - krzykna Eleni wskakujc w jagody. Connor wrzasn i zaatakowa. Zanim Connor dostrzeg kontratak, Drizzt chwyci go za przedrami, wykorzysta drug do, by wykrci nadgarstek chopca i wyrwa mu miecz, machn toporn broni trzykrotnie nad gowConnora, obrci j w swej szczupej doni, po czym odda mu j, rkojecido przodu. Drizzt rozoy szeroko ramiona i umiechn si. Wedug zwyczajw droww taki pokaz wyszoci bez zranienia przeciwnika nieodmiennie sygnalizowa pragnienie przyjani. U najstarszego syna rolnika, Bartomieja Thistledown, olepiajcy spektakl drowa wzbudzi jedynie wywoane zachwytem przeraenie. Connor przez dug chwil sta z otwartymi ustami. Miecz wypad mu z rki, lecz tego nie zauway. Mokre spodnie kleiy mu si do ud, tego te nie zauway. Gdzie z wntrza Connora rozleg si wrzask. Chwyci Eleni, ktra przyczya si do krzyku, po czym uciekli w stron zagajnika, by zabra pozostaych. Biegli bez przerwy, dopki nie przestpili progu swojego domu. Drizzt pozosta, jego umiech szybko znika, a rce wci mia rozoone. Sta samotnie obok kpy jagd.

_____________________________________________ ___________________

FORGOTTEN

REALMS

NOWY DOMR. A. Salvatore

Tumaczenie: Piotr Kucharski Tytu oryginau: SOJOURN

PreludiumMroczny elf usiad na nagim zboczu gry, obserwujc pojawiajc si nad wschodnim horyzontem czerwon lini. To bdzie chyba jego setny wit, na ktry patrzy, i wiedzia doskonale, e palce wiato przyniesie bl jego lawendowym oczom -oczom, ktre przez ponad cztery dziesiciolecia znay jedynie ciemno Podmroku. Kiedy jednak grna krawd poncego soca wyonia si ponad horyzontem, drow nie odwrci si. Przyj wiato jako swoje oczyszczenie, bl konieczny do podania wybran ciek, do stania si istot z powierzchni. Przed ciemnoskr twarz drowa pojawiy si kby szarego dymu. Bez spogldania wiedzia, co to znaczy. Jegopiwa/wi, stworzony przy pomocy magii paszcz droww, ktry w Podmroku tak wiele razy osania go przed niepodanymi spojrzeniami, podda si w kocu wiatu dnia. Magia w paszczu zacza sabn ju przed tygodniami, a sam materia po prostu si topi. W miejscach, gdzie tkanina si rozpadaa, pojawiay si spore dziury i drow zacisn kurczowo ramiona, by ocali tak wiele, jak tylko si dao. Wiedzia, e nic to nie zmieni, poniewa paszcz by skazany na zagad w wiecie tak odmiennym od tego, w ktrym zosta stworzony. Drow uchwyci si z desperacj tej myli, widzc w niej pewn analogi do swojego wasnego losu. Soce wspio si wyej i z przymruonych, lawendowych oczu drowa polay si zy. Nie widzia ju dymu, nie widzia ju nic poza olepiajcym blaskiem tej strasznej kuli ognia. Mimo to, siedzia i patrzy prosto na wit. Aby przetrwa, musia si zaadaptowa. Uderzy bolenie stop o krawd kamienia i odwrci sw uwag od zawrotw gowy, ktre zaczy go ogarnia. Rozmyla o tym, czym stay si jego starannie uszyte buty. Wiedzia, e one rwnie wkrtce rozpadn si w nico. A pniej jego sejmitary? Czy ta wspaniaa bro droww, ktra umoliwia mu przejcie tak wielu niebezpieczestw, rwnie zniknie? Jaki los czeka Guenhwyvar, jego magiczn panter? Niewiadomie drow wsun do do sakiewki, by dotkn cudownej figurki tak doskonaej w kadym detalu, za pomoc ktrej przywoywa kocic. Jej nie naruszona forma wzmocnia go w tej chwili zwtpienia, lecz jeli ona rwnie zostaa stworzona przez mroczne elfy, nasczona magi tak wyjtkow dla ich wiata, czy Guenhwyvar rwnie ulegnie wkrtce zagadzie? - Jake aosnym stworzeniem si staem - skary si drow w swym ojczystym jzyku. Zastanawia si, nie po raz pierwszy i z pewnoci nie ostatni, nad susznoci swej decyzji o opuszczeniu Podmroku, porzuceniu wiata jego zego ludu. Zaciya mu gowa, a na oczy pola si pot. Jego bl wzmg si jeszcze bardziej. Soce kontynuowao sw wdrwk, a drow nie mg ju tego znie. Wsta i odwrci si w stron maej jaskini, ktr obra sobie za dom, po czym znw pooy niewiadomie do na figurce pantery. Piwafwi powiewa wok niego w strzpach, nie by ju najlepsz ochron przed mronymi podmuchami grskiego wiatru. W Podmroku nie byo wiatru, nie liczc lekkich podmuchw, unoszcych si znad zbiornikw magmy, oraz nie byo mrozu, nie liczc lodowatego dotyku nieumarych potworw. wiat powierzchni, ktry drow zna od kilku miesicy, ukaza mu wiele rnic, wiele odmiennoci - zbyt wiele, jak czsto sdzi. Drizzt Do'Urden si nie podda. Podmrok by wiatem jego pobratymcw, jego rodziny, a w tej ciemnoci nie odnajdzie spokoju. Postpujc zgodnie ze swymi zasadami, sprzeciwi si Lloth, Pajczej Krlowej, zej bogini, ktr jego lud wielbi ponad ycie. Mroczne elfy, rodzina Drizzta, nie przebaczaniu tego blunierstwa, a w Podmroku nie byo jam na tyle gbokich, by mg uciec przed ich dugimi rkoma. Nawet jeli Drizzt wierzy, e soce go spali, jak spalao jego buty i drogocenny piwafwi, nawet jeli stanie si jedynie niematerialnym, szarym dymem, niesionym mronym, grskim wiatrem, zachowa swoje zasady i godno, te elementy, ktre czyniy ycie wartociowym.

Drizzt zerwa resztki swego paszcza i cisn je w gbok przepa. Mrony wiatr musn jego zlan potem skro, lecz drow szed prostym i dumnym krokiem, trzymajc swe lawendowe oczy szeroko otwarte. By to los, ktry wybra. *** Na zboczu innej gry, niedaleko, inne stworzenie obserwowao wschodzce soce. Ulgulu rwnie opuci sw ojczyzn, brudne, dymice rozpadliny przecinajce plan Gehenny, lecz potwr nie odszed stamtd z wasnej woli. By to los Ulgulu, jego pokuta, by dorasta w tym wiecie, dopki nie zdobdzie wystarczajcej potgi, by wrci do domu. Zajciem Ulgulu byo zabijanie, karmienie si si yciow otaczajcych go miertelnikw. By ju blisko osignicia dojrzaoci, ogromny, silny i straszliwy. Kade zabjstwo czynio go silniejszym.

Cz 1 Wschd socaPalio moje oczy i wywoywao bl w kadej czci mego ciaa. Zniszczyo mipiwafwi i buty, skrado magi ze zbroi oraz osabio moje zaufane sejmitary. Mimo to, kadego dnia, bez wyjtku, siedziaem na swojej grani, mojej lawie oskaronych, by oczekiwa nadejcia soca. Przychodzio do mnie kadego dnia w paradoksalny sposb. Nie mogem nie czu blu, jednak nie mogem rwnie nie dostrzega pikna tego widoku. Kolory, jakie powstaway tu przed pojawieniem si soca, chwytay mnie za dusz w sposb, do jakiego nie byyby zdolne emanacje ciepa w Podmroku. Z pocztku sdziem, e to zauroczenie powstaje w zwizku z niezwykoci caej sceny, jednak nawet teraz, wiele lat pniej, czuj poruszenie w sercu w chwili, gdy delikatny poblask obwieszcza wit. Wiem teraz, e czas spdzany przeze mnie w socu - moje dzienne oczyszczenie - byo czym wicej ni tylko zwykym pragnieniem dostosowania si do zwyczajw wiata powierzchni. Soce stao si symbolem rnicy pomidzy Podmrokiem a moim nowym domem. Spoeczestwo od ktrego uciekem, wiat tajemnych konszachtw i podstpnych spiskw nie mgby istnie na otwartej przestrzeni pod wiatlem dnia. To soce, z caym fizycznym blem, jaki mi zadawao, odzwierciedlao dla mnie zaprzeczenie tego drugiego, mrocz-niejszego wiata. Te promienie odsaniajcego wiat blasku wzmacniay moje zasady z rwn si, jak osabiay stworzone przez drowy magiczne przedmioty. W wietle soca piwajwi, ochronny paszcz, ktry osania przed niepodanymi spojrzeniami, ubir zodziei i zabjcw, sta si jedynie bezuyteczn szmat. -DrizztDo'Urden

l Surowe lekcjeDrizzt przedar si przez oson krzakw, a pniej przemkn przez obszar paskiej i nagiej skay, ktry prowadzi do sucej mu teraz za dom jaskini. Wiedzia, e co przeszo tdy niedawno - bardzo niedawno. Nie byo adnych widocznych ladw, lecz pozosta silny zapach. Guenhwyyar okraa ukiem gazy powyej pooonej na zboczu jaskini. Widok pantery da drowowi odrobin spokoju. Drizzt ufa panterze bez adnych zastrzee i wiedzia, e kocica wyposzyaby kadego wroga, ktry kryby si w zasadzce. Drizzt znikn w ciemnym otworze i umiechn si syszc, jak pantera schodzi za nim na d, pilnujc go. Drizzt przystan za gazem tu przy wej ciu, pozwalaj c swym oczom dostosowa si do mroku. Soce wci byo jasne, cho szybko zdao na zachodnie niebo, lecz grota bya ciemniejsza -wystarczajco ciemna, by Drizzt mg przestawi wzrok na spektrum podczerwieni. Kiedy tylko przemiana si zakoczya, Drizzt zlokalizowa intruza. Wyrane ciepo, oznaczajce yjce stworzenie, emanowao zza kolejnego gazu, lecego gbiej w jedynym pomieszczeniu jaskini. Drizzt uspokoi si. Guenhwyyar bya zaledwie kilka krokw z tyu, a zwaywszy na wielko kamienia, intruz nie mg by du istot. Jednak Drizzt wychowa si w Podmroku, gdzie kade yjce stworzenie, niezalenie od swych rozmiarw, byo szanowane i uwaane za niebezpieczne. Gestem wskaza Guenhwyvar, by pozostaa w pobliu wyjcia i skierowa si w bok, by spojrze na intruza. Drizzt nigdy wczeniej nie widzia takiego zwierzcia. Wygldao niemal jak kot, lecz miao znacznie mniejsz i ostro zakoczon gow. Nie mogo way wicej ni dwa, trzy kilogramy. Fakt ten, oraz bujny ogon i gsta sier wskazyway, e stworzenie to byo bardziej rolinoercni drapienikiem. Przetrzsao teraz zapasy ywnoci, najwyraniej niewiadome obecnoci drowa. - Uspokj si, Guenhwyvar - Drizzt zawoa cicho, chowajc sejmitary do pochew. Podszed o krok bliej do intruza, aby lepiej mu si przyjrze, lecz wci utrzymywa bezpieczn odlego, eby go nie sposzy, poniewa uwaa, e znalaz kolejnego towarzysza. Gdyby tylko udao mu si zdoby zaufanie zwierzcia... Mae stworzenie odwrcio si gwatownie na gos Drizzta i szybko oparo swe krtkie, przednie apki o cian. - Spokojnie - powiedzia cicho Drizzt, tym razem do intruza. - Nie chc ci skrzywdzi. Drizzt zrobi nastpny krok, a stworzenie sykno i postawio przednie apki na kamienn podog. Drizzt niemal rozemia si gono, uwaajc, e stworzenie zamierza przedrze si przez tyln cian jaskini. Guenhwyvar wpada pomidzy nich, a niepokj pantery skrad rado z twarzy drowa. Zwierz podnioso wysoko w gr ogon, a Drizzt zauway w nikym wietle, e stworzenie ma na grzbiecie wyrane prgi. Guenhwyvar wzdrygna si i rzucia do ucieczki, lecz byo ju za pno... Niemal godzin pniej Drizzt i Guenhwyvar szli wzdu dolnych szlakw, u podna gry, w poszukiwaniu nowego domu. Ocalili to, co mogli, lecz nie byo tego wiele. Guenhwyvar zachowywaa spor odlego od Drizzta. Im bliej, tym smrd by gorszy. Drizzt przeszed nad tym do porzdku, lecz odr jego wasnego ciaa uczyni lekcj surowsz, ni by mu to odpowiadao. Nie zna oczywicie nazwy maego zwierztka, lecz dobrze zapamita jego wygld. Bdzie si mia na bacznoci, gdy nastpnym razem napotka skunksa. - Co z moimi innymi towarzyszami w tym dziwnym wiecie? - Drizzt wyszepta do siebie. Nie by to pierwszy raz, gdy drow wygasza takie obawy. Wiedzia bardzo mao o powierzchni, a jeszcze mniej o yjcych tu stworzeniach. Ostatnie miesice spdzi wewntrz i w pobliu jaskini, tylko czasami zapuszcza si w nisze, bardziej zamieszkane tereny. Podczas tych wypraw widzia par zwierzt, zazwyczaj z oddali, a take zaobserwowa kilku ludzi. Nie znalaz jednakjeszcze odwagi, by wyj z ukrycia, poniewa obawia si ewentualnego odrzucenia i

wiedzia, e nie ma dokd uciec. Odgos pyncej wody doprowadzi cuchncego drowa oraz panter do wartkiego potoku. Drizzt natychmiast znalaz ukryte, ocienione miejsce i zacz zdziera z siebie zbroj oraz ubranie, za Guenhwyyar ruszya w d strumienia, by sprbowa zowi ryb. Odgosy wydawane przez baraszkujc w wodzie panter wywoay umiech na powanych rysach drowa. Bd dobrze je tego wieczora. Drizzt delikatnie odpi klamr paska i uoy sw doskona bro obok plecionej kolczugi. Czu si niezwykle odsonity bez pancerza i broni - w Podmroku nigdy nie odoyby ich tak daleko od siebie - lecz mino wiele miesicy, odkd Drizzt ich potrzebowa. Spojrza na swe sejmitary i zalay go jednoczenie mie i gorzkie wspomnienia ostatnich chwil, kiedy musia ich uy. Walczy wtedy z Zaknafeinem, swym ojcem, mentorem i najdroszym przyjacielem. Tylko Drizzt przetrwa to spotkanie. Legendarny fechmistrz odszed, lecz zwycistwo w tej walce naleao w rwnym stopniu do aka, jak i do Drizzta, poniewa tak naprawd to nie Zaknafein dopad Drizzta na pomocie w wypenionej kwasem jaskini. Byo to widmo Zaknafeina, kontrolowane przez zmatk Drizzta, Opiekunk Malice. Pragna zemsty na Drizzcie za porzucenie przez niego Lloth oraz caego chaotycznego spoeczestwa droww. Drizzt spdzi ponad trzydzieci lat w Menzoberranzan, lecz nigdy nie zaakceptowa podstpnych i okrutnych zwyczajw, ktre w miecie droww byy norm. Pomimo swoich ogromnych umiejtnoci w walce przynosi nieustanny wstyd Domowi Do 'Urden. Kiedy uciek z miasta, by wie ycie wygnaca w dziczy Podmroku, pozbawi swoj matk, wysok kapank, aski Lloth. Tak wic Opiekunka Malice Do'Urden przywoaa ducha Zaknafeina, fechmistrza, ktrego zoya w ofierze Lloth, i wysaa nieumaristot za swym synem. Malice le oceniajednak sytuacj, poniewa w ciele aka pozostao wystarczajco wiele duszy, by powstrzyma atak na Drizzta. W chwili gdy ak zdoa wydrze Malice kontrol, zakrzykn zwycisko i wskoczy do jeziora kwasu. - Mj ojcze - wyszepta Drizzt, czerpic si z tych prostych sw. Zwyciy tam, gdzie Zaknafeinowi si nie powiodo. Porzuci ze zwyczaje droww, w ktrych ak by wiziony przez stulecia, suc jako marionetka w walkach Opiekunki Malice o wadz. W porace Zaknafeina i przekazanych mu przez niego cechach Drizzt odnalaz si. W zwycistwie aka w kwasowej jaskini odnalaz determinacj. Drizzt zignorowa pajczyn kamstw, ktr prbowali go owin dawni nauczyciele z Akademii w Menzoberranzan, i wyszed na powierzchni, by rozpocz nowe ycie. Drizzt wzdrygn si, wchodzc do lodowatego strumienia. W Podmroku zna wzgldnie sta temperatur i niezmienn ciemno. Tutaj jednak wiat zaskakiwa go w kadej chwili. Zauway ju, e okresy wiata i ciemnoci nie s stae; soce kadego dnia zachodzio wczeniej, a temperatura -jak si wydawao, zmieniajca si z godziny na godzin - miarowo opadaa w cigu ostatnich kilku tygodni. Nawet w ramach tych okresw wiata i mroku mona byo zauway niestaoci. Niektre noce byy nawiedzane przez byszczc srebrem kul, za niektre dni nakryte byy szarym oparem, a nie kopu byszczcego bkitu. Niezalenie od tego wszystkiego Drizzt zazwyczaj pochwala swj decyzj przyjcia do tego nieznanego wiata. Spogldajc teraz na swoj bro i zbroj, lece w cieniu cztery metry od niego, Drizzt musia przyzna, e pomimo swojej dziwaczno-ci powierzchnia oferowaa wicej spokoju ni jakiekolwiek miejsce w Podmroku. Pomimo swego spokoju Drizzt by teraz w dziczy. Spdzi cztery miesice na powierzchni i wci by sam, nie liczc chwil, kiedy mg przyzywa sw magiczn koci towarzyszk. Teraz, kiedy poza obszarpanymi spodniami by nagi, a oczy pieky go od wydzieliny skunksa, jego zmys wchu zagubi si w ostrym zapachu, za czuy zmys suchu zosta przytumiony przez szmer pyncej wody, czu si naprawd odsonity. - Jake nieporzdnie musz wyglda - mrukn Drizzt, przejedajc palcami po gszczu swych gstych, biaych wosw. Kiedy jednak znw zerkn na swj ekwipunek, myl ta szybko wyparowaa z jego umysu. Pi zwalistych sylwetek przetrzsao jego wasno i najwyraniej

niewiele dbao o obszarpany wygld mrocznego elfa. Drizzt zastanowi si nad szaraw skr i ciemnymi pyskami mierzcych ponad dwa metry humanoidw o psich twarzach, jednak wiksz uwag zwrci na wcznie i miecze, ktre teraz pochylili w jego stron. Zna ten rodzaj potworw, poniewa widywa podobne stworzenia suce w Menzoberranzan za niewolnikw. W tej jednak sytuacji gnolle wyglday inaczej, bardziej zowieszczo. Przez krtk chwil myla o przedarciu si do swych sejmi-tarw, odrzuci jednak ten pomys, wiedzia bowiem, e zanim zdoa si zbliy, zostanie przebity wczni. Najwikszy z bandy gnolli, prawie dwuipmetrowy olbrzym z uderzajco czerwonymi wosami, spoglda przez dusz chwil na Drizzta, pniej na ekwipunek drowa, a nastpnie znw na niego. - Co ty sobie mylisz? - Drizzt mrukn pod nosem. Wiedzia bardzo niewiele o gnollach. W Akademii Menzoberranzan zosta nauczony, e gnolle pochodziy z rasy goblinoidw, byy nieprzewidywalne i do niebezpieczne. Mwiono mu jednak rwnie o elfach z powierzchni i ludziach - i, jak zda sobie teraz spraw, o kadej rasie, ktra nie bya drowami. Pomimo swego nieprzyjemnego pooenia Drizzt niemal si rozemia. Ironi byo, e ras, ktra najbardziej zasugiwaa na miano zej i nieprzewidywalnej, byy same drowy! Gnolle nie ruszay si i nic nie mwiy. Drizzt rozumia ich wahanie na widok mrocznego elfa i wiedzia, e jeli ma mie w ogle jak szans, musi wykorzysta ten naturalny strach. Przyzywajc nalene mu z racji magicznego dziedzictwa wrodzone zdolnoci, Drizzt machn sw ciemn doni i otoczy pi gnolli nieszkodliwymi, purpurowymi pomieniami. Jedna z bestii pada natychmiast na ziemi, jak Drizzt oczekiwa, lecz pozostae zatrzymay si na sygna dany przez wycignit do ich bardziej dowiadczonego przywdcy. Rozgldali si dookoa nerwowo, najwyraniej zastanawiajc si nad sensem przecigania tego spotkani a. Wdz gnolli widzia ju jednak wczeniej nieszkodliwy ogie faerie, w walce z pozbawionym szczcia - a teraz ju martwym - tropicielem, i wiedzia, czym on by. Drizzt napi minie w oczekiwaniu i stara si okreli swj nastpny ruch. Wdz gnolli zerkn na swych towarzyszy, j akby badaj c stopie, w jaki byli otoczeni taczcymi pomieniami. Sdzc po dokadnoci zaklcia, w strumieniu nie sta zwyczajny drow wieniak - a przynajmniej Drizzt mia nadziej, e wdz tak myli. Drizzt rozluni si troch, gdy przywdca opuci wczni i gestem nakaza pozostaym, by zrobili podobnie. Nastpnie gnoll wyszczeka szereg sw, ktre dla drowa brzmiay jak bekot. Widzc wyrane zdziwienie Drizzta, gnoll zawoa co w gardowym jzyku goblinw. Drizzt rozumia mow goblinw, lecz dialekt gnolla by tak dziwny, e zdoa odszyfrowa zaledwie kilka sw, midzy innymi przyjaciel" i przywdca". Drizzt ostronie wykona krok w stron brzegu. Gnolle rozstpiy si, dajc mu drog do jego ekwipunku. Drizzt znw postpi niepewnie do przodu, po czym uspokoi si jeszcze bardziej, gdy zauway kawaek dalej przy czaj ona w krzakach czarn, koci sylwetk. Na jego rozkaz Guenhwyvar, jednym potnym skokiem, wpadaby na band gnolli. - Wy i ja i razem? - Drizzt spyta przywdc gnolli, korzystajc z jzyka goblinw i starajc si naladowa dialekt stwora. Gnoll odpowiedzia szybkim krzykiem i jedyn rzecz, jak Drizzt zdoa zrozumie, byo ostatnie sowo pytania -... sprzymierzeniec? Drizzt przytakn powoli w nadziei, e zrozumia, o co chodzi stworowi. - Sprzymierzeniec! - zakraka gnoll, a wszyscy jego towarzysze umiechnli si z ulg, po czym zaczli klepa si po plecach. Drizzt sign wtedy po swj ekwipunek i natychmiast przypi sejmitary. Widzc, e uwaga gnolli jest rozproszona, drow zerkn na Guenhwyvar i gow wskaza gsty zagajnik, lecy dalej przy szlaku. Szybko i bezszelestnie Guenhwyvar zaja now pozycj. Drizzt uzna, e nie ma potrzeby zdradza wszystkich swoich sekretw, nie, dopki nie zrozumie w peni zamiarw swych nowych towarzyszy. Drizzt zszed wraz z gnollami na nisze, krte szlaki. Gnolle trzymay si daleko po bokach drowa, cho Drizzt nie wiedzia, czy robi tak z szacunku dla niego i reputacji jego rasy, czy te z innego powodu. Najprawdopodobniej, jak Drizzt podejrzewa, utrzymyway dystans po prostu

z powodu jego odoru, ktrego kpiel nie zdoaa zbytnio stumi. Przywdca gnolli czsto zwraca si do Drizzta, akcentujc swe podekscytowane sowa przebiegym mrugniciem lub nagym potarciem wielkich, skrzastych doni. Drizzt nie mia pojcia, o czym mwi gnoll, jednak widzc, e stwr ochoczo oblizuje wargi, uzna, e prowadzi go na jaka uczt. Drizzt wkrtce odgad cel, do ktrego zdaa banda, poniewa z poszarpanych szczytw w wysokich grach obserwowa czsto marolniczosad w dolinie. Drizzt mg jedynie podejrzewa zwizek pomidzy gnollami a ludzkimi rolnikami, wyczuwa jednak, e nie jest przyjazna. Kiedy zbliyli si do wioski, gnolle przeszy do pozycji obronnej, przemykay si wzdu krzakw i trzymay si cieni, gdy tylko byo to moliwe. Gdy grupa otaczaa wiosk, by dosta si do oddzielonego gospodarstwa od strony zachodniej, zacz szybko zapada zmierzch. Wdz gnolli wyszepta do Drizzta, powoli wymawiajc kade sowo, by drow mg zrozumie - Jedna rodzina - zakraka. -Trzy mczyzny, dwie kobiety... - Jedna moda kobieta - doda ochoczo inny. Przywdca gnolli warkn. - I trzy mode mczyzny - zakoczy. Drizzt uzna, e zna ju cel wyprawy, a jego zdumiona i pytajca mina popchna gnolla do usuwajcego wszelkie wtpliwoci potwierdzenia. - Wrogowie - oznajmi przywdca. Nie wiedzc nic o obydwu rasach, Drizzt znalaz si w dylemacie. Gnolle byy upiecami to byo jasne - i zamierzay napa na gospodarstwo, gdy tylko zniknostatnie promienie soca. Drizzt nie mia zamiaru przycza si do ich walki, dopki nie zdobdzie wicej informacji dotyczcych natury ich konfliktu. - Wrogowie? - spyta. Przywdca gnolli zmarszczy brew w widocznej konsternacji. Wyrzuci z siebie bekotliw wypowied, w ktrej Drizztowi wydawao si, e usysza; czowiek... sabeusz... niewolnik". Wszystkie gnolle wyczuy nag niepewno drowa, zaczy maca sw bro i spoglda na siebie nerwowo. - Trzej mczyni - powiedzia Drizzt. Gnoll dgn wczni energicznie ziemi. - Zabi najstarszy! Zapa dwa! - Kobiety? Zowieszczy umiech, ktry rozkwit na twarzy gnolla, odpowiedzia na pytanie, nie pozostawiajc cienia wtpliwoci i Drizzt zacz rozumie, gdzie znajduje si jego miejsce w tym konflikcie. - Co z dziemi? - patrzy prosto na przywdc gnolli i wymawia wyranie kade sowo. Nie mogo by nieporozumie. Ostatnie pytanie potwierdzao wszystko, poniewa cho Drizzt mg zaakceptowa typow dziko, jeli chodzio o ludzkich przeciwnikw, nie mg zapomnie jedynego razu, kiedy bra udzia w takiej wyprawie. Ocali tamtego dnia elfie dziecko, ukry dziewczynk pod ciaem jej matki, by uchroni j przed szaem jego towarzyszy droww. Ze wszystkich niezliczonych niegodziwoci, ktrych Drizzt by wiadkiem, mordowanie dzieci byo najgorsze. Gnoll uderzy wczni w ziemi, a jego psia twarz wykrzywia si w paskudnym umiechu. - Nie sdz - powiedzia krtko Drizzt, a w jego lawendowych oczach rozgorza ogie. W jaki sposb, jak zauwayy gnolle, w jego doni ach pojawiy si sejmitary. Pysk gnolla znw si skrzywi, tym razem ze zdziwienia. Prbowa podnie wczni, nie wiedzc co ten dziwny drow zamierza teraz zrobi, jednak byo na to za pno. Drizzt by zbyt szybki. Zanim czubek wczni gnolla w ogle si poruszy, drow rzuci si w jego stron, trzymajc przed sob sejmitary. Pozostae cztery gnolle patrzyy z podziwem, jak ostrza Drizzta uderzaj dwukrotnie, rozdzierajc gardo ich potnego przywdcy. Gnom pad w milczeniu na grzbiet, chwytajc si bezskutecznie za szyj. Gnoll z boku zareagowa jako pierwszy, opuszczajc wczni i szarujc na Drizzta. Zwinny drow z atwoci uchyli si przed prostym atakiem, lecz celowo nie spowolni pdu gnolla. Kiedy wielki stwr przemyka obok, Drizzt przetoczy si wok niego i kopn go w

kostki. Pozbawiony rwnowagi gnoll zachwia si, wbijajc sw wczni gboko w pier zaskoczonego towarzysza. Gnoll szarpn bro, lecz zakleszczya si mocno, zadziory na ostrzu owiny si wok krgosupa drugiego stwora. Gnoll nie przejmowa si umierajcym towarzyszem, wszystkim czego chcia, bya bro. Cign, krci, kl i plu w wykrzywionblem twarz kompana, dopki w jego czaszk nie wbi si sejmitar. Kolejny gnoll, widzc e drow ma rozproszon uwag i uwaajc, e rozsdniej jest atakowa z dystansu, unis wczni do rzutu. Podnis wysoko rk, lecz zanim bro ruszya naprzd, wpada na niego Guenhwyvar i gnoll wraz z panter odto-czyli si na bok. Gnoll wymierza silne ciosy w uminiony bok pantery, lecz rozdzierajce pazury Guenhwyvar byy jak na razie skuteczniejsze. W uamku sekundy, jaki zajo Drizztowi odwrcenie si od trzech lecych u jego stp martwych gnolli, czwarty czonek bandy zgin pod wielk panter. Pity rzuci si do ucieczki. Guenhwyvar wyrwaa si z upartego uchwytu martwego gnolla. Minie kocicy zafaloway niespokojnie, gdy czekaa na spodziewan komend. Drizzt spojrza na pobojowisko przed sob, krew na swych sejmitarach oraz przeraajce grymasy zastyge na twarzach trupw. Chcia to zakoczy, poniewa zdawa sobie spraw, e zabm w sytuacj przekraczajc j ego dowiadczenie, przeci drog dwch ras, o ktrych wiedzia bardzo mao. Jednake po chwili zastanowienia jedyn myl, jaka pozostaa w umyle drowa, bya radosna obietnica przywdcy gnolli, obiecujca mier ludzkim dzieciom. Zbyt wiele wisiao na wosku. Drizzt odwrci si do Guenhwyvar, a w jego gosie zabrzmiao wicej determinacji ni zrezygnowania. - Bierz go! *** Gnoll przedziera si szlakiem, a jego oczy szamotay si w ty i przd, jakby wyobraa sobie za kadym drzewem czy kamieniem ciemne sylwetki. - Drow! - chrypia raz za razem, uywajc tego sowa jako zachty do ucieczki. - Drow! Drow! Sapic i dyszc Gnoll dotar do kpy drzew rozcigajcych si pomidzy dwoma stromymi skalnymi cianami. Potkn si o lec kod, przewrci i przejecha ebrami po nachylonej krawdzi poronitego mchem gazu. Drobny bl nie mg jednak spowolni przeraonego stwora, nawet w najmniejszym stopniu. Gnoll wiedzia, e jest cigany, na skraju swego pola widzenia dostrzega sylwetk wychylajc si i znikajcw cieniach. Gdy zbliy si do koca zagajnika, a wieczorny mrok zgstnia jeszcze bardziej, gnoll zauway spogldajc na niego par byszczcych to oczu. Gnoll widzia, jak jego towarzysz zosta pokonany przez panter i by w stanie odgadn, co blokowao mu teraz drog. Gnolle byy tchrzliwymi potworami, jednak gdy byy zapdzone w kozi rg, mogy walczy ze zdumiewajc wytrwaoci. Tak byo teraz. Zdajc sobie spraw, e nie ma wyjcia -z pewnoci nie mg wrci w stron mrocznego elfa - gnoll warkn i cisn sw cik wczni. Usysza szelest, uderzenia i pisk blu, gdy wcznia trafia w cel. te oczy znikny na chwil, po czym sylwetka rzucia si w stron drzewa. Poruszaa si przy ziemi niemal jak kot, j ed-nak gnoll zda sobie spraw, e jego celem nie bya pantera. Kiedy ranne zwierz dotaro do drzewa, obrcio si w jego stron i gnoll rozpozna je z atwoci. - Szop - wybekota gnoll i zamia si. - Uciekam przed szopem! - Gnoll potrzsn gow i w gbokim odetchniciu przekaza ca swoj rado. Widok szopa da mu pewn ulg, lecz gnoll nie mg zapomnie, co stao si na dole. Musia teraz wrci do legowiska, zoy Ulgulu, swemu wielkiemu gobliskiemu panu, swemu bstwu, doniesienie o drowie. Podszed, aby podnie wczni, po czym zatrzyma si nagle, wyczuwajc za sob ruch. Gnoll powoli odwrci gow. Widzia swoje wasne rami oraz poronity mchem gaz. Gnoll zastyg w bezruchu. Nic tam si nie poruszao, z adnego miejsca w zagajniku nie

wydobywa si aden dwik, lecz bestia wiedziaa, e co tam byo. Oddech wydobywa si z gobli-noida w urywanych sapniciach, a zwisajce po bokach donie otwieray si i zamykay. Gnoll obrci si szybko i rykn, lecz okrzyk wciekoci sta si wrzaskiem przeraenia, gdy trzystukilowa pantera skoczya na niego z niskiej gazi. Si uderzenia przewrcia gnolla, nie by jednak sabym stworem. Ignorujc bl wywoany przez okrutne szpony pantery, gnoll chwyci pochylon gow Guenhwyvar i trzyma j desperacko, starajc si nie dopuci, by miercionone szczki wbiy si w jego szyj. Gnoll walczy niemal przez minut, a ramiona dray mu pod naciskiem potnych mini szyi pantery. Nastpnie gowa opada i Guenhwyvar chwycia. Wielkie zby wgryzy si w szyj gnolla i pozbawiy go oddechu. Gnoll wi si i miota szaleczo, w jaki sposb zdoa obrci si tak, e znalaz si nad panter. Guenhwyvar jednak si tym nie przeja. Jej szczki trzymay mocno. Po paru minutach miotanie si zakoczyo.

2 Pytania sumieniaDrizzt pozwoli, by jego wzrok przeszed na spektrum podczerwieni, by mg widzie rnice ciepa rwnie wyranie, jak dostrzega przedmioty w wietle. Dla jego oczu sejmitary byszczay teraz jasno ciepem wieej krwi, a rozszarpane ciaa gnolli wyleway swe ciepo w ot wart przestrze. Drizzt prbowa odwrci wzrok, prbowa obserwowa szlak, ktrym Guenhwyvar udaa si w pocigu za pitym gnollem, jednak za kadym razem jego spojrzenie powracao do martwych gnolli oraz pokrytych krwi ostrzy. - Co ja zrobiem? - zastanawia si gono Drizzt. Szczerze mwic, nie wiedzia. Gnolle mwiy o zabijaniu dzieci, a myl ta wyzwalaa w Drizzcie wcieko, c jednak drow wiedzia o konflikcie pomidzy gnollami a ludmi z wioski? Moe ludzie, a nawet ludzkie dzieci, byli potworami? Moe najedali wiosk gnolli i zabijali bez litoci? Moe gnolle chciay kontratakowa, poniewa nie miay innego wyboru, poniewa musiay si broni? Drizzt odbieg od straszliwego pobojowiska w poszukiwaniu Guenhwyvar, ywic nadziej, e dotrze do pantery, zanim pity gnoll zginie. Gdyby znalaz gnolla i schwyta go, mgby pozna niektre z odpowiedzi, ktrych tak desperacko potrzebowa. Porusza si szybkimi i penymi gracji krokami, ledwo wywoujc szmer, gdy przemyka obok rosncych wzdu szlaku krzakw. Z atwoci odnajdywa lady przejcia gnolla i ujrza rwnie, ku swej obawie, e Guenhwyvar te odkrya trop. Gdy dotar w kocu do wskiego zagajnika, spodziewa si cakowicie, e jego poszukiwania dobiegy koca. Mimo to, serce podskoczyo mu do garda, gdy ujrza kocic, wycignit obok swej ostatniej ofiary. Guenhwyvar zerkna z ciekawoci na zbliajcego si wyranie podenerwowanym krokiem Drizzta. - Co zrobia, Guenhwyvar? - wyszepta Drizzt. Pantera przekrzywia gow, jakby nie rozumiaa. - Kime ja jestem, by wydawa taki wyrok? - cign Drizzt, mwic bardziej do siebie ni do kocicy. Odwrci si od Guenh-wyvar oraz martwego gnolla i podszed do liciastego krzaka, gdzie mg otrze krew z broni. - Gnolle mnie nie zaatakoway, cho miay mj los w garci, gdy spotkalimy si przy potoku. A ja odpaciem si im, przelewajc ich krew! Mwic to Drizzt odwrci si z powrotem do Guenhwyvar, jakby oczekiwa, a nawet ywi nadziej, e pantera w jaki sposb go zgani, w jaki sposb potpi i osdzi jego win. Guenhwyvar nie poruszya si nawet o centymetr, za okrge oczy pantery, byszczce w nocy zielonkaw ci, nie wpatryway si w Drizzta, w aden sposb nie oskaray jego czynw. Drizzt chcia zaprotestowa, chcia zagbi si w swej winie, lecz nie mg otrzsn si z cichej akceptacji Guenhwyvar. Kiedy Drizzt y sam w dziczy Podmroku, kiedy zagubi si w dzikich dzach, ktre wymagay zabijania, Guenhwyvar czasami mu si sprzeciwiaa, a raz nawet wrcia sama na Plan Astralny, zanim zostaa odesana. Teraz jednak pantera nie okazywaa adnej chci odejcia albo uczucia rozczarowania. Guenhwyvar wstaa, otrzsna ze swej byszczcej, czarnej sierci piach i gazki, po czym podesza do Drizzta. Stopniowo Drizzt rozluni si. Wytar jeszcze raz swe sejmi-tary, tym razem w gst traw, po czym wsun je z powrotem do pochew, a nastpnie pooy dzikczynnie rk na wielkiej gowie Guenhwyvar. - Ich sowa znaczyy, e s li - wyszepta drow, by si upewni. - Ich zamiary zmusiy mnie do dziaania. - W jego sowach brakowao przekonania, jednak Drizzt musia im w tej chwili zawierzy. Wzi gboki oddech, by si uspokoi i zajrza w gb siebie, by odnale potrzebn mu teraz si. Zdawszy sobie spraw, e Guenhwyvar bya u jego boku przez duszy czas i musiaa wrci na Plan Astralny, by odpocz, sign do maej sakiewki. Zanim jednak Drizzt zdoa wycign onyksow figurk, pantera podniosa ap i wytracia

j. Drizzt spojrza z zaciekawieniem na Guenhwyyar, a kocica opara si ciko o niego, niemal go przewracajc. - Moja lojalna przyjaciko - rzek Drizzt, zdajc sobie spraw, e pantera zamierzaa zosta przy nim. Wycign do z sakwy i przyklkn na jedno kolano, obejmujc mocno Guenhwyyar. Drizzt nie spa w ogle tej nocy, obserwowa gwiazdy i rozmyla. Guenhwyyar wyczuwaa jego niepokj i pozostaa blisko przez wschd i zachd soca, za gdy Drizzt wsta, by powita nowy wit, Guenhwyvar, cho wyczerpana i zmczona, sza u jego boku. Odnaleli u podstawy wzgrza skaliste wyniesienie i zasiedli tam, by obserwowa nadchodzce widowisko. Przed nimi ostatnie wiata znikny z okien wioski. Wschodnie niebo przeszo w r, a pniej w karmazyn, jednak Drizzt zauway, e ma rozproszon uwag. Jego wzrok bka si po lecych w dole zabudowaniach, za umys prbowa odgadn zwyczaje tej nieznanej spoecznoci oraz odnale jakie usprawiedliwienie dla wydarze poprzedniego dnia. Ludzie byli rolnikami, tyle Drizzt wiedzia, byli take pilni i pracowici, poniewa wielu z nich zajmowao si ju swymi polami. Wprawdzie fakty te byy obiecujce, jednak Drizzt nie by jeszcze w stanie odgadn oglnych cech caej ludzkiej rasy. Wtedy gdy blask dnia rozlewa si coraz szerzej, owietlajc drewniane budynki wioski oraz rozlege pola, Drizzt podj decyzj. - Musz dowiedzie si wicej, Guenhwyvar powiedzia cicho. - Jeli mam... jeli mamy pozosta w tym wiecie, musimy zrozumie zwyczaje naszych ssiadw. Drizzt skin gow, rozwaajc swoje sowa. Zostao ju dowiedzione, bolenie dowiedzione, e nie mg pozosta neutralnym obserwatorem wydarze majcych miejsce w wiecie powierzchni. Drizzt by czsto pobudzany do dziaania przez swoje sumienie, z si, ktrej nie by w stanie si przeciwstawi. Teraz jednak, gdy jego wiedza o zasiedlajcych ten region rasach bya tak niewielka, jego sumienie mogo z atwoci zaprowadzi go w zym kierunku. Mg wyrzdzi szkody niewinnym, amic w ten sposb zasady, ktrymi si szczyci. Drizzt przymruy oczy, spogldajc na odleg wiosk w poszukiwaniu jakich wskazwek. - Pjd tam - powiedzia panterze. - Pjd tam, by obserwowa i uczy si. Guenhwyvar przez cay czas siedziaa w milczeniu. Drizzt nie by w stanie stwierdzi, czy pantera zgadzaa si z nim, czy nie, a nawet czy w ogle rozumiaa jego zamiary. Tym razem jednak Guenhwyyar nie sprzeciwiaa si, gdy Drizzt sign po onyksow figurk. Kilka chwil pniej pantera biega planarnym tunelem do swego astralnego domu, za Drizzt szed szlakiem prowadzcym do ludzkiej wioski i... odpowiedzi. Zatrzyma si tylko raz, przy ciele samotnego gnolla, by zabra paszcz stwora. Drizzt wzdrygn si, uwaaj c to za kradzie, lecz chodna noc przypomniaa mu, e strata piwafwi moe okaza si powana. Do tej chwili wiedza Drizzta o ludziach i ich spoeczestwie bya powanie ograniczona. Gboko w trzewiach Podmroku mroczne elfy nie miay zbyt duego kontaktu, ani nie interesoway si zbytnio wiatem powierzchni. Jedyny raz, kiedy Drizzt sysza cokolwiek o ludziach, mia miejsce w Akademii Menzoberranzan podczas szeciu miesicy, jakie spdzi w Sorcere, szkole czarodziejw. Mistrzowie ostrzegali swych studentw przed uywaniem magii w sposb, w jaki mgby to zrobi czowiek", sugerujc niebezpieczn beztrosk zazwyczaj kojarzonz yjc krcej ras. - Ludzcy czarodzieje - mwili mistrzowie - maj nie mniejsze ambicje ni czarodzieje droww, jednak podczas gdy drow moe powici pi wiekw na osiganie tych celw, czowiek ma na to zaledwie kilka krtkich dekad. Przez dwadziecia lat Drizzt nosi w sobie wnioski pynce z tego stwierdzenia, a nasiliy si one znacznie podczas ostatnich kilku miesicy, odkd niemal codziennie spoglda na ludzk wiosk. Jeli wszyscy ludzie, nie tylko czarodzieje, byli rwnie ambitni j ak tak wielu droww fanatykw, ktrzy mogli spdzi znaczn cz tysiclecia na osiganiu swych celw - czy nie zostaliby pochonici przez to denie, ktre zahacza o histeri? Albo te, jak Drizzt mia nadziej, opowieci o ludziach, jakie sysza w Akademii, byy po prostu kolejnymi typowymi kamstwami, jakie owijay jego spoeczestwo sieci intryg i paranoi. Moe ludzie ustawiali swe cele na rozsdniej szych poziomach i znajdywali rado oraz satysfakcj w maych

przyjemnociach, jakie dawao krtkie ycie. W czasie swych podry przez Podmrok Drizzt tylko raz spotka czowieka. Mczyzna w, czarodziej, zachowywa si irracjonalnie, nieprzewidywalnie i niezwykle niebezpiecznie. Przemieni przyjaciela Drizzta z pecza, nieszkodliwego, maego, hu-manoidalnego stworzenia, w przeraajcego potwora. Kiedy Drizzt i jego towarzysze przybyli do wiey czarodzieja, by przywrci wszystko do normy, zostali powitani potnym uderzeniem byskawicy. Czowiek w kocu zgin, a przyjaciel Drizzta, Clacker, pozosta w swym cierpieniu. Drizztowi pozostaa gorzka pustka, przykad czowieka, ktry wydawa si potwierdza prawd ostrzee droww. Tak wic teraz Drizzt ostronymi krokami zblia si do ludzkiej osady, spowalniaa go rosnca obawa, e pomyli si zabijajc gnolle. Drizzt postano wi obserwowa to samo oddzielone gospodarstwo na zachodnim skraju wioski, ktre gnolle postanowiy napa. Bya to duga i niska budowla z bali z jednymi drzwiami i kilkoma oknami, ktre byy zasonite okiennicami. Przez ca dugo ciany frontowej biega otwarta, nakryta dachem weranda. Obok staa stodoa, wysoka na dwie kondygnacje, z szerokimi i wysokimi wrotami, w ktrych mg si zmieci duy wz. Podwrze podzielone byo na rozmaitego ksztatu zagrody, w wielu z nich znajdoway si kury i winie, w jednej pasa si koza, za w innych wida byo rzdy liciastych rolin, ktrych Drizzt nie zna. Podwrze z trzech stron stykao si z polami, lecz ty domu znajdowa si w pobliu rosncych na zboczu grskim gstych krzakw i gazw. Drizzt usadowi si pod niskimi gaziami pinii, z boku tylnego rogu budynku, co pozwalao mu widzie wiksz cz podwrza. Trzej doroli mczyni - trzy pokolenia, co Drizzt odgadn po ich wygldzie - pracowali w polu, zbyt daleko od drzew, by drow mg dostrzec wicej szczegw. Jednak bliej domu czwrka dzieci, crka wanie wchodzca w kobieco oraz trzech modszych chopcw, zajmowao si swymi obowizkami, pielgnujc kury i winie, a take pielc chwasty w ogrodzie z warzywami. Przez wikszo poranka pracowali oddzielnie przy prawie cakowitym braku kontaktu z pozostaymi, a Drizzt zdoa w tym czasie sporo si dowiedzie o ich koneksjach rodzinnych. Kiedy na werand wysza krpa kobieta o tym samym, somianym kolorze wosw co dzieci, i zadzwonia wielkim dzwonkiem, wygldao na to, e duch, ktry przyczai si w pracujcych, wydosta si spod kontroli. Z pohukiwaniem i pokrzykiwaniem trzej chopcy pobiegli do domu, przystajc na chwil, by rzuci zgniymi warzywami w sw starsz siostr. Z pocztku Drizzt sdzi, e bdzie to preludium do wikszego konfliktu, jednak kiedy moda kobieta oddaa salw, caa czwrka wybucha miechem i drow zauway, e to zabawa. Chwil pniej najmodszy z mczyzn, najprawdopodobniej starszy brat, wpad na podwrze krzyczc i wymachujc elazn motyk. Moda kobieta krzykna zachcajco do nowego sprzymierzeca i trzej chopcy rzucili si w stron werandy. Mczyzna by jednak szybszy, chwyci silnrkjedno z dzieci i wrzuci je do wiskiego koryta. Przez cay ten czas kobieta z dzwonkiem potrzsaa bezradnie gowi bez przerwy wylewaa z siebie potok narzeka. Starsza kobieta, siwa i chuda jak patyk, stana obok niej, wymachujc zowieszczo drewnian yk. Wyranie zadowolony mody mczyzna otoczy rk ramiona modej kobiety, po czym za dwoma pierwszymi chopcami weszli do domu. Ostatni dzieciak wygrzeba si z brudnej wody i ruszy za nimi, lecz powstrzymaa go drewniana yka. Drizzt nie mg oczywicie zrozumie ani sowa z rozmowy, stwierdzi jednak, e kobieta nie wpuci maego do rodka, dopki ten si nie wysuszy. Niesforny modzik wymamrota co do plecw tej z yk, gdy wchodzia do domu, lecz nie spieszy si zbytnio. Pozostali dwaj mczyni, jeden obdarzony gst, siw brod, za drugi gadko ogolony, wrcili z pola i wlizgnli si za narzekajcego chopca. Unis si on znowu w powietrze i z chlupotem wrci do koryta. Gratulujc sobie serdecznie, mczyni ku uciesze pozostaych weszli do rodka domu. Ociekajcy wod chopiec tylko jkn i chlapn wod w pysk maciory, ktra przysza sprawdzi, co si dzieje.

Drizzt obserwowa to wszystko z rosncym podziwem. Nie widzia niczego przekonujcego, jednak zabawowe zwyczaje rodziny oraz zrezygnowana akceptacja tego, ktry przegra, day mu odwag. Drizzt wyczu w tej grupie wsplnego ducha, wszyscy jej czonkowie zmierzali do wsplnego celu. Jeli to gospodarstwo okazaoby si odzwierciedleniem caej wioski, to miejsce to z pewnocibardziej przypominao Blingdenstone, miasto gbinowych gnomw ni Menzoberranzan. Popoudnie przebiego w podobny sposb jak ranek, z widoczn w caym gospodarstwie mieszanin pracy i zabawy. Rodzina wrcia wczenie, zapalajc lampy tu po zachodzie soca, a Drizzt wlizgn si gbiej w zarola u podna gry, by rozway swoje obserwacje. Wci nie mg by niczego pewien, jednak tej nocy spa spokojniej, nie niepokoiy go ju nieprzyjemne wtpliwoci, zwizane z martwymi gnollami. *** Drow przez trzy dni czai si w cieniach za gospodarstwem, obserwujc rodzin przy pracy i zabawie. Blisko grupy stawaa si coraz bardziej oczywista, za za kadym razem, gdy pomidzy dziemi wybuchaa prawdziwa walka, natychmiast podchodzi najbliszy dorosy i przywraca j do granic rozsdku. Po krtkiej chwili niedawni przeciwnicy znw si ze sob bawili. Drizzta opuciy wszelkie wtpliwoci. - Strzecie si moich ostrzy, otry - wyszepta pewnej nocy w stron cichych gr. Mody drow renegat uzna, e jeli jakiekolwiek gnolle czy gobliny -albo stwory z ktrej inne rasy - postanowi napa na t okrelon rodzin, to najpierw bd mie do czynienia z wirujcymi sejmitarami Drizzta Do'Urden. Drow rozumia ryzyko, jakie bra na siebie, obserwujc rodzin rolnikw. Jeli ludzie zauwayliby go - co nie byo zbyt prawdopodobne - z pewnoci wpadliby w panik. W tym momencie swego ycia Drizzt chcia jednak wzi na siebie to ryzyko. Cz jego nawet chciaa, by zosta odkryty. Wczesnego poranka czwartego dnia, zanim soce pojawio si na wschodnim niebie, Drizzt wyruszy na swj codzienny patrol, sprawdzajc wzgrza i zagajniki otaczajce samotne gospodarstwo. W chwili gdy drow wrci na swoje stanowisko, praca bya ju w penym rozkwicie. Drizzt usiad wygodnie na kpie mchu i spoglda z cieni na jasno bezchmurnego dnia. Mniej ni godzin pniej samotna posta wysza z domu i ruszya w stron Drizzta. Byo to najmodsze z dzieci, chopiec o wosach w kolorze piasku, ktry wydawa si spdza rwnie wiele czasu w korycie jak poza nim, zazwyczaj nie z wasnej woli. Drizzt schowa si za pniem pobliskiego drzewa, niepewny co do zamiarw chopca. Szybko zda sobie spraw, e dzieciak go nie widzi, poniewa wlizgn si w gszcz, parskn przez rami, w stron domu, po czym skierowa si na zalesione wzgrza, przez cay czas gwidc. Drizzt zrozumia wtedy, e chopiec ucieka przed swymi obowizkami i niemal pochwali jego swobodne zachowanie. Nie by jednak przekonany, czy dzieciak robi rozsdnie, oddalajc si od domu w tak niebezpiecznym terenie. Chopiec nie mg mie wicej ni dziesi lat, wyglda na szczupego i delikatnego, a spod bursztynowych lokw wyglday niewinne, bkitne oczy. Drizzt poczeka kilka chwil, by chopiec zdoa si oddali, sprawdzi czy kto za nim nie idzie, po czym ruszy jego szlakiem, kierujc si gwizdaniem. Chopiec oddala si nieprzerwanie od domu, idc w gry, za Drizzt trzyma si sto krokw za nim, zdecydowany chroni go przed niebezpieczestwem. W ciemnych tunelach Podmroku Drizzt mgby si skrada tu za chopcem - lub goblinem czy praktycznie kadym innym - i klepn go w plecy, zanim zostaby odkryty. Po jednak mniej wicej pgodzinie tego pocigu i gwatownych zmianach kierunku oraz prdkoci, poczonych z faktem, e gwizdanie ucicho, Drizzt doszed do wniosku, e dzieciak wie, i jest ledzony. Zastanawiajc si, czy chopiec wyczuje trzeci stron, Drizzt przyzwa z onyksowej figurki Guenhwyvar i wysa jaz poleceniem zajcia z flanki. Drizzt znw wyruszy przed siebie w

ostronym tempie. Chwil pniej, gdy rozleg si krzyk dziecka, drow wycign sejmitary i porzuci wszelkostrono. Drizzt nie rozumia sw chopca, jednak desperacja w jego gosie mwia wystarczajco wiele. - Guenhwyvar! - zawoa drow, prbujc przywoa znajdujc si w oddali panter z powrotem. Drizzt nie mg sta i czeka na kocic, ruszy wic dalej. Szlak wdziera si po stromym podejciu, wyania si nagle z drzew i koczy krawdzi szerokiej rozpadliny, mierzcej ponad sze metrw. Przepa bya przecita zaledwie jedn belk, za po obydwu jej stronach zwisa chopiec. Jego oczy powikszyy si znacznie na widok mahoniowoskrego elfa z sejmitarami w doniach. Wyjka kilka sw, ktrych Drizzt nie by w stanie rozszyfrowa. Obraz znajdujcego si w niebezpieczestwie chopca zala Drizzta fal winy. Dzieciak znalaz si w tej sytuacji tylko z powodu pocigu. Rozpadlina bya zaledwie tak gboka, jak szeroka, lecz na dnie znajdoway si poszarpane gazy i kujce krzaki. Zbity z tropu nagym spotkaniem i wynikajcymi z niego nieuniknionymi skutkami, z pocztku Drizzt si zawaha, jednak szybko odepchn na bok te myli. Wsun sejmitary w pochwy i, skadajc ramiona na piersi w gecie pokoju droww, postawi jedn stop na belce. Chopiec wpad na inny pomys. Zaraz gdy otrzsn si z szoku, jaki wywoa w nim widok dziwnego elfa, skoczy na pk skaln pod przeciwleg krawdzi rozpadliny i zepchn belk z jej mocowania. Drizzty szybko cofn si ze spadajcej kody. Drow rozumia, e dzieciak nie znajdowa si w prawdziwym niebezpieczestwie, lecz udawa przeraenie, by oszuka przeladowc. Poza tym, jak doszed do wniosku drow, gdyby takjak chopiec przypuszcza, przeladowc okaza si kto z rodziny, niebezpieczestwo oddalioby jakiekolwiek myli o karze. Teraz Drizzt znajdowa si w niekorzystnej sytuacji. Zosta odkryty. Stara si obmyli jaki sposb porozumienia z chopcem, by wyjani mu sw obecno i stumi panik. Dzieciak nie czeka jednak na wyjanienia. Z rozszerzonymi strachem oczyma wdrapa si na przeciwlegy brzeg - drog, ktr najwyraniej dobrze zna - i znikn w krzakach. Drizzt rozejrza si bezradnie. - Zaczekaj! - krzykn w jzyku droww, cho rozumia, e chopiec nie zrozumie i nie zatrzyma si nawet, gdyby chcia. Obok drowa przemkna i wzbia si w powietrze czarna kocia sylwetk, z atwoci pokonujc rozpadlin. Guenhwyvar wyldowaa lekko po drugiej stronie i znikna w gszczu. - Guenhwyvar! - krzykn Drizzt, prbujc zatrzyma panter. Drow nie mia pojcia jak Guenhwyvar zareaguje na dzieciaka. Z tego co wiedzia Drizzt, pantera spotkaa dotd zaledwie jednego czowieka, czarodzieja, ktrego nastpnie zabili towarzysze Drizzta. Drow rozejrza siew poszukiwaniu jakiej drogi, ktr mgby za nimi i. Mg zej na d, pokona dno rozpadliny i wspi si z powrotem, lecz to trwaoby zbyt dugo. Drizzt cofn si kila krokw, po czym ruszy w stronnrozpadliny i wzbi si w powietrze, przyzywajc swe wrodzone moce lewitacji. Odczu szczer ulg, gdy jego ciao oderwao si od siy grawitacji. Nie korzysta z lewitacji, odkd wyszed na powierzchni. Czar by bezcelowy dla drowa ukrywajcego si pod otwartym niebem. Pocztkowy pd Drizzta przenis go w poblie drugiego brzegu. Zacz si koncentrowa na opadniciu w d na skay, lecz nagle czar skoczy si gwatownie i Drizzt spad. Zignorowa siniaki na kolanie oraz pytanie, dlaczego czar go zawid, i rzuci si biegiem, krzyczc w desperacji do Guenhwyvar, by si zatrzymaa. Drizzt odczu ulg, gdy znalaz kocic. Guenhwyyar siedziaa spokojnie na polance, jedn ap przy ciskajc niedbale chopca twarz do ziemi. Dzieciak znw krzycza - o pomoc, jak stwierdzi Drizzt - lecz nie wyglda na zranionego. - Chod Guenhwyvar - powiedzia cicho Drizzt. - Zostaw dziecko. - Guenhwyvar ziewna leniwie i usuchaa, idc przez polank, by stan u boku swego pana. Chopiec przez dusz chwil pozosta w pozycji lecej. Nagle, przyzwawszy sw odwag, poruszy si raptownie, podnoszc si i obracajc w stron mrocznego elfa i pantery. Jego oczy wci byy rozszerzone, wyglday karykaturalnie, spogldajc z tej brudnej twarzy.

- Czym jeste? - chopiec zapyta wsplnym ludzkim jzykiem. Drizzt rozoy rce po bokach, by pokaza, e nie rozumie. Kierowany impulsem wymierzy palec w swojpier i powiedzia - Drizzt Do'Urden. - Zauway, e dzieciak poruszy si lekko, stawiajc jedn stop za drug. Drizzt nie zdziwi si - i tym razem upewni si, by Guenhwyvar pozostaa przy nim - gdy chopiec odwrci si na picie i uciek, wrzeszczc na cae gardo -Pomocy! To drizzit! Drizzt spojrza na Guenhwyvar i wzruszy ramionami. Wydawao mu si, e kocica zrobia to samo.

3 SzczeniakiNathak, goblin o ramionach jak patyki, wspina si powoli po stromym, kamienistym podejciu, a kady jego krok by obciony przeraeniem. Goblin musia donie o swoim znalezisku -nie mona byo zlekceway piciu martwych gnolli -jednak nieszczsne stworzenie szczerze wtpio, czy Ulgulu lub Kemp-fana z radoci przyj m wieci. Jednak jaki Nathak mia wybr? Mg uciec wzdu drugiego zbocza gry i dalej, w dzicz. Wydawao si to jednak gorsz ewentualnoci, zwaywszy na zamiowanie Ulgulu do zemsty. Wielki purpurowoskry pan mg goymi rkoma wyrwa drzewo z ziemi, mg garciami wyrywa kamienie ze ciany jaskini, a take z atwoci mg rozerwa gardo goblina dezertera. Kady krok wywoywa dreszcze, gdy Nathak wychyn spod osony krzakw i wszed do maego pomieszczenia w kompleksie jaski jego pana. - Na czas e wrcie - parskn jeden z dwch obecnych wewntrz goblinw. - Dwa dni ci nie byo! Nathak tylko przytakn i wzi gboki oddech. - Czego si strachasz? - spyta trzeci goblin. - Znalaze e gnolle? Nathak zblad i nawet najgbszy oddech nie mg osabi przeraenia, jakie naszo goblina. - Ulgulu jest? - zapyta piskliwie. Dwaj stranicy spojrzeli na siebie z zaciekawieniem, po czym znw skierowali wzrok na Nathaka. - On znalaz gnolle - stwierdzi jeden z nich, odgadujc natur problemu. - Martwe gnolle. - Ulgulu nie bdzie szczliwy - wtrci si drugi, po czym odsunli si, a jeden unis cik zason, ktra oddzielaa przedsionek od sali audiencyjnej. Nathak zawaha si i zacz oglda w ty, jakby rozwaajc wszystko od pocztku. Uzna, e ucieczka byaby chyba lepsza. Stranicy chwycili swego chudego towarzysza i szorstko wrzucili go do komnaty audiencyjnej, krzyujc za Nathakiem wcznie, by nie pozwoli mu umkn. Nathak zdoa troch doj do siebie, gdy ujrza, e to Kemp-fana, nie Ulgulu, siedzi w wielkim fotelu po drugiej stronie pomieszczenia. Kempfana zdoby wrd szeregw goblinw reputacj spokojniejszego z rzdzcych braci, cho on rwnie poar wystarczajco wielu swoich poddanych, by zdoby sobie ich szacunek. Kempfana ledwo zauway wejcie goblina, poniewa by zajty rozmow z Piwobrzuchem, tustym gigantem wzgrzowym, do ktrego wczeniej nalea kompleks jaski. Nathak szurajc szed przez komnat, przycigajc spojrzenia giganta wzgrzowego oraz wielkiego - niemal tak duego j ak gigant - szkaratnoskrego goblinoida. - Tak, Nathaku - zachci Kempfana, uciszaj c nadchodzcy protest giganta wzgrzowego prostym machniciem doni. - Co chcesz powiedzie? - Ja... ja - wyjka Nathak. Wielkie oczy Kempfany bysny nagle pomaraczowo, co byo wyranym sygnaem niebezpiecznego podniecenia. - Ja em znalaz gnolle! - wypali Nathak. - Martwe. Pomordowane. Piwobrzuch wyda z siebie niski i grony warkot, lecz Kempfana chwyci mocno rk giganta, przypominajc mu, kto tu rzdzi. - Martwe? - spyta cicho szkarlatnoskry goblin. Nathak przytakn. Kempfana aowa straty tak godnych zaufania niewolnikw, lecz w tej chwili myli modego barghesta byy bardziej skoncentrowane na jego bracie i jego nieuchronnej gwatownej reakcji na te wiadomoci. Kempfana nie musia dugo czeka. - Martwe! - dobieg ryk, ktry niemal rozszczepia kamienie. Wsizystkie trzy obecne w pomieszczeniu potwory instynktownie pochyliy si i odsuny, akurat w por, by ujrze jak

wielki gaz, prymitywne drzwi do kolejnej komnaty, wylatuje z hukiem i leci w bok. - Ulgulu! - pisn Nathak, po czym pad twarz na ziemi, nie wac si podnie wzroku. Wielki, purpurowoskry goblinoid wpad do sali audiencyj-nej, a jego oczy pony pomaraczowym szaem. Trzy wielkie kroki doprowadziy Ulgulu do Piwobrzucha i gigant zacz nagle wyglda na niezwykle maego i kruchego. - Martwe! - zarycza ponownie z wciekoci Ulgulu. Gdy jego plemi goblinw si zmniejszao, czy to zabijane przez ludzi z wioski albo inne potwory, czy te zjadane przez Ulgulu podczas jego czstych napadw szau, to maa banda gnolli stawaa si gwn si owieck legowiska. Kempfana spojrza ze zocina swego wikszego brata. Razem przybyli na Plan Materialny jako dwa barghesty szczeniaki, by je i rosn. Ulgulu szybko zacz dominowa, poera najsilniejsze ofiary i w ten sposb stawa si wikszy oraz potniejszy. Z koloru skry Ulgulu a take jego rozmiaru mona byo wnioskowa, e wkrtce bdzie mg wrci do cuchncych dolin Gehenny. Kempfana mia nadziej, e ten dzie nadejdzie wkrtce. Kiedy Ulgulu odejdzie, on bdzie rzdzi, bdzie jad i rs w si. Nastpnie Kempfana rwnie zakoczy swj szczenicy okres na tym przekltym planie i bdzie mg wrci, by wraz z innymi barghestami walczy o pozycj na swoim prawomocnym planie istnienia. - Martwe - warkn znw Ulgulu. - Wstawaj, ndzny goblinie, i powiedz mi, jak to si stao! Kto zrobi to moim gnollom! Nathak jcza jeszcze przez chwil, po czym zdoa wsta na kolana. - Ja nie wiem wymamrota. - Gnolle martwe, pocite i rozszarpane. Ulgulu zakoysa si na pitach swych plaskatych, przeronitych stp. Gnolle miay napa na gospodarstwo, a pniej wrci z rolnikiem i jego najstarszym synem. Te dwa spore ludzkie posiki powanie wzmocniyby wielkiego barghesta, by moe nawet wprowadziyby Ulgulu na poziom dojrzaoci, ktrego potrzebowa, aby wrci do Gehenny. Teraz, w wietle raportu Nathaka, Ulgulu bdzie musia wysa Piwobrzucha albo nawet i sam, a widok giganta lub potwora o purpurowej skrze moe popchn ludzk osad do niebezpiecznego, zorganizowanego dziaania. - Tephanis! - Ulgulu rykn nagle. Od ciany, lecej naprzeciwko tej, z ktrej z hukiem wyszed Ulgulu, odczepi si may kamyk i zacz spada. Musia pokona jedynie okoo dwch metrw, lecz w chwili gdy kamie uderzy w podog, z maej wnki, sucej mu za sypialni, wyoni si smuky skrzat, po czym przeszed kilka metrw i wbieg po boku Ulgulu, by zasi wygodnie na ogromnym ramieniu barghesta. - Wzywae-mnie, tak-rzeczywicie-tak-byo, mj-panie - zabzycza zbyt szybko Tephanis. Pozostali nawet nie zdali sobie sprawy, e pmetrowy skrzat pojawi si w komnacie. Kempfana odwrci si, potrzsajc ze zdumieniem gow. Ulgulu rykn miechem; tak uwielbia widok Tephanisa, swego najcenniejszego sugi. Tephanis by szybcioszkiem, drobniutkim skrzatem, ktry wykracza poza zwyczajne postrzeganie czasu. Posiadajc nieograniczon energi i zrczno, ktra zawstydziaby najbieglejszego nizioka zodzieja, szybcioszki mogy wykonywa wiele zada, do ktrych adna inna rasa nie mogaby nawet si zabra. Ulgulu zaprzyjani si z Tephanisem na pocztku swej niewoli na Planie Materialnym - Tephanis by jedynym czonkiem rnorodnej populacji legowiska, nad ktrym barghest nie zada wadzy - i wi ta daa modemu szczeniakowi powan przewag nad bratem. Dysponujc Tephanisem, ktry mg wyledzi potencjalne ofiary, Ulgulu wiedzia dokadnie, ktre pore, a ktre zostawi Kempfanie, wiedzia rwnie, jak zwyciy z tymi poszukiwaczami przygd, ktrzy byli od niego silniejsi. - Drogi Tephanisie - Ulgulu wycedzi dziwnym, chrapliwym gosem. - Nathak, biedny Nathak - goblin nie przegapi konsekwencji, jakie najprawdopodobniej przyniesie to odwoanie si do niego - poinformowa mnie, e moje gnolle spotkaa katastrofa. -A-ty-chcesz-ebym-poszed-i-zobaczy-co-si-z-nimi-stao-mj-mistrzu - odpar Tephanis.

Ulgulu potrzebowa chwili, by poj ten niemal niezrozumiay potok sw, po czym skin ochoczo gow. - Ju-si-robi, mj-panie. Wrc-wkrtce. Ulgulu poczu lekkie drenie na ramieniu, lecz do chwili gdy ktokolwiek zda sobie spraw, co powiedzia Tephanis, cika zasona oddzielajca komnat od przedsionka powracaa ju do wiszcej pozycji. Jeden z goblinw wsun na chwil gow do rodka, by sprawdzi czy Kempfana lub Ulgulu go nie wzywali, po czym wrci na posterunek, uwaajc ruch zasony za sztuczk wiatru. Ulgulu znw wybuchn miechem. Kempfana zerkn na niego z niesmakiem. Kempfana nienawidzi skrzata i zabiby go ju dawno temu, jednak nie mg zlekceway potencjalnych korzyci, poniewa Tephanis mg pracowa dla niego, gdy Ulgulu wrci ju do Gehenny. Nathak cofn jedn stop za drug, zamierzajc cicho wymkn si z pomieszczenia. Ulgulu zatrzyma goblina spojrzeniem. - Twj raport dobrze mi si przysuy - zacz barghest. Nathak uspokoi si, lecz jedynie na chwil, jakiej Ulgulu potrzebowa, by wycign wielk do, chwyci goblina za gardo i podnie go z podogi. - Jednak przysuyby si lepiej, gdyby powici troch czasu, eby sprawdzi, co stao si moim gnollom! Nathak niemal zemdla, za w chwili, gdy poowa jego ciaa bya ju wcinita w arocznpaszcz Ulgulu, chudy goblin aowa, e tak si nie stao. *** - Bl agodzi w ty drapanie, lecz po ciosie znw powstanie. Bl agodzi w ty drapanie, lecz po ciosie znw powstanie - powtarza raz za razem Liam Thistledown, litania ta miaa odwrci jego uwag od blu promieniujcego spod spodni, litania, ktr psotny Liam zna a za dobrze. Tym razem byo jednak inaczej, poniewa po chwili Liam przyzna przed sob, e naprawd uciek od swoich obowizkw. - Ale drizzit by prawdziwy - warkn butnie Liam. Jakby w odpowiedzi na to stwierdzenie drzwi do szopy na drewno uchyliy si odrobin i do rodka wlizgnli si Shawno, drugi najmodszy po Liamie, oraz Eleni, jedyna siostra. - Niele si wpakowae tym razem - Eleni strofowaa go swoim wypracowanym gosem starszej siostry. - Wystarczajco le, e ucieke, gdy bya robota, ale jeszcze wracasz do domu z takimi opowieciami! - Drizzit by prawdziwy - zaprotestowa Liam, ktremu nie podobao si to, e Eleni bawi si w matk. Liam pakowa si w wystarczajce kopoty, gdy strofowali go sami rodzice, nie potrzebowa wiecznie ostrego jzyka Eleni. - Czarny jak kowado Connora i z rwnie czarnym lwem! - Cisza, wy dwoje - ostrzeg Shawno. - Jeli tata dowie si, e opowiadamy tu takie rzeczy, zleje nas wszystkich. - Drizzit - prychna ze zwtpieniem Eleni. - Prawda! - Liam zaprotestowa zbyt gono, wskutek czego otrzyma bolesny policzek od Shawno. Caa trjka spogldaa ze zbielaymi twarzami na otwierajce si wrota. - Wa tu! - wyszeptaa ostro Eleni, chwytajc Flanny'ego, ktry by troch starszy ni Shawno, lecz trzy lata modszy od niej, za konierz i wcigajc go do szopy na drewno. Shawno, zawsze najbardziej si przejmujcy z caej grupy, szybko wystawi gow na zewntrz, by sprawdzi, czy nikt nie patrzy, po czym delikatnie zamkn drzwi. - Nie powiniene nas szpiegowa! - zaprotestowaa Eleni. - Skd miaem wiedzie, e tu jestecie? - odpar Flanny. - Przyszedem tylko po to, by pobawi si z maym. - Spojrza na Liama, wykrzywi usta i pomacha gronie palcami. - Strze si, strze - zakraka Flanny. - Jestem drizzit, przyszedem, by pore maych chopcw! Liam odwrci si, lecz na Shawno nie zrobio to wraenia. -Och, zamknij si! - warkn na

Flanny'ego, akcentujc swoje stwierdzenie uderzeniem brata w ty gowy. Flanny zamierza odda, lecz pomidzy nich wesza Eleni. - Przestacie! - krzykna tak gono, e wszystkie dzieci Thistledownw przyoyy palec do warg i wysyczay - ! - Drizzit by prawdziwy - znw zaprotestowa Liam. - Mog tego dowie -jeli si nie boicie! Trjka rodzestwa Liama spojrzaa na niego z zaciekawieniem. By notorycznym kamczuchem, tyle wiedzieli, lecz co chcia na tym zyska? Ich ojciec nigdy nie wierzy Liamowi, a tylko to si liczyo, jeli chodzio o kar. Mimo to Liam by nieugity, a jego ton mwi pozostaym, e za tym owiadczeniem kryje si co rzeczywistego. - Jak moesz dowie istnienia drizzita? - spyta Flanny. - Jutro nie mamy obowizkw - odpowiedzia Liam. - Pjdziemy zbiera jagody w grach. - Mama i tata nas nie puszcz- wtrcia Eleni. - Puszcz, jeli zabierzemy ze sob Connora - rzek Liam, mylc o ich najstarszym bracie. - Connor ci nie uwierzy - spieraa si Eleni. - Ale uwierzy tobie! - odpar ostro Liam, wywoujc kolejne wsplne - . - Nie wierz ci - odrzeka cicho Eleni. - Zawsze wszystko mieszasz, zawsze robisz kopoty, a potem kamiesz, by si z nich wydosta! Liam skrzyowa mae rce na piersi i tupn niecierpliwie nog, suchaj c wywodu swej siostry. -Ale mi uwierzysz - warkn Liam -jeli przekonasz Connora, by poszed! - Och, zrb to - Flanny poprosi Eleni, cho Shawno, mylc o ewentualnych konsekwencjach, potrzsn gow. -A wic idziemy w gry - Eleni powiedziaa do Liama, nakaniajc go, by kontynuowa i w ten sposb zdradzajc sw zgod. Liam umiechn si szeroko i przyklkn na jedno kolano, zbierajc kupk trocin, na ktrych mg naszkicowa map okolicy, w ktrej spotyka drizzita. Jego plan by prosty: wykorzystanie Eleni, zbierajcej jagody, jako przynty. Czterej bracia pjd za ni w tajemnicy i bd obserwowa, jak Eleni udaje, e skrcia kostk. Ju wczeniej drizzita sprowadzi niepokj, a z pewnoci powrci, jeli przynt bdzie tak liczna dziewczyna. Eleni obruszya si na ten pomys, nie podobao jej si to, e bdzie uyta jak robak na haczyku. -Ale ty mi i tak nie wierzysz - szybko stwierdzi Liam. Jego umiech, uzupeniony szczerb w miejscu, gdzie wybito mu zb, pokazywa, e pada ofiar wasnej upartoci. - No dobrze, zrobi to! - prychna Eleni. - I nie wierz w twojego drizzita, Liamie Thistledown! Jeli jednak lew jest prawdziwy, i mnie ugryzie, wygarbuj ci skr! - Z tymi sowy Eleni odwrcia si i wypada z szopy. Liam i Flanny splunli w donie, po czym spojrzeli omielajce na Shawno, dopki ten nie przezwyciy swych obaw. Nastpnie bracia stuknli o siebie domi z triumfalnym, wilgotnym trzaskiem. Jakiekolwiek spory pomidzy nimi zawsze wydaway si znika, jeli tylko jeden z nich znalaz sposb na pognbienie Eleni. adne z nich nie powiedziao Connorowi o planowanych owach na drizzita. Zamiast tego Eleni przypomniaa mu o licznych przysugach, j akie by j ej winien i obiecaa, e uzna dug za w peni spacony - jednak dopiero wtedy, gdy Liam zgodzi si wzi na siebie przysugi Connora, w przypadku gdyby nie znaleli drizzita - jeli Connor zabierze j i chopcw na zbieranie jagd. Connor narzeka i mamrota, skarc si, e ma co do zrobienia z jedn z koby, lecz nigdy nie mg si oprze bkitnym oczom swej siostry, a jej szeroki, jasny umiech oraz obietnica wymazania znacznego dugu przypiecztoway spraw. Z bogosawiestwem rodzicw Connor poprowadzi dzieci Thistledownw w gry. Dzieci w rkach trzymay wiadra, za u pasa najstarszego wisia topornie wykonany miecz. ***

Drizzt odgad podstp na dugo przedtem, jak moda crka rolnika wesza sama w kp jagd. Widzia rwnie czterech chopcw, przyczajonych w cieniu pobliskiej kpy klonw. Connor niezbyt zrcznie trzyma prymitywny miecz. Drow wiedzia, e przyprowadzi ich tu najmodszy dzieciak. Dzie wczeniej Drizzt by wiadkiem, jak chopiec jest wcigany do szopy na drewno. Po kadym ciosie rozlegay si krzyki drizzit!", przynajmniej na pocztku. Teraz uparty dzieciak chcia dowie prawdziwoci swej opowieci. Zbieraczka jagd zadraa nagle, po czym upada na ziemi i krzykna. Drizzt rozpozna Pomocy!"jako ten sam wyraz niepokoju, ktrego uy jasnowosy chopiec, a najego ciemnej twarzy wykwit szeroki umiech. Po zabawnym sposobie, w jaki upada dziewczyna, Drizzt pozna, e to gra. Nie bya ranna, po prostu woaa drizzita. Potrzsnwszy z niedowierzaniem sw bia czupryn, Drizzt chcia odej, lecz nagle chwyci go impuls. Znw spojrza na kpjagd, gdzie siedzca dziewczyna pocieraa kostk, po czym zerkn na jej ukrytych braci. Co zagrao w tym momencie na strunach w sercu Drizzta, pragnienie, ktrego nie mg powstrzyma. Od jak dawna by sam, wdrujc bez towarzystwa? Tskni w tej chwili za Belwarem, svirfnebli, ktry towarzyszy mu w licznych niebezpieczestwach w dziczy Podmroku. Tskni za Zaknafeinem, swoim ojcem i przyjacielem. Obserwowanie wizi pomidzy rodzestwem byo czym wicej, ni Drizzt Do'Urden mg znie. Nadszed czas, by Drizzt pozna swoich ssiadw. Drizzt nacign na gow kaptur paszcza gnolla, cho achman ten niewiele pomg w ukryciu prawdy o jego naturze, po czym skierowa si w stron polanki. Mia nadziej, e jeli w jaki sposb zdoa zagodzi pocztkow reakcj dziewczyny, moe znale z nini porozumienia. Nadzieja ta bya co najmniej nacigana. - Drizzit! - sapna pod nosem Eleni, gdy zobaczya, e idzie. Chciaa gono krzycze, lecz nie moga oddycha, chciaa ucieka, lecz strach trzyma jaw miejscu. Z kpy drzew odezwa si Liam - Drizzit! - krzykn chopiec. - Mwiem ci! Mwiem ci! Gdy spojrza na swoich braci, Flanny i Shawno mieli spodziewane, podekscytowane miny. Twarz Connora bya jednak wykrzywiona takim przeraeniem, e widok ten pozbawi Liama caej radoci. - Na bogw - wymamrota najstarszy syn Thistledownw. Connor zosta przez swojego ojca wywiczony w rozpoznawaniu wrogw. Spojrza teraz na swoich trzech zdumionych braci i mrukn jedno sowo, ktre nic nie wyjaniao niedowiadczonym chopcom - Drow. Drizzt zatrzyma si tuzin krokw od wystraszonej dziewczyny, pierwszej ludzkiej kobiety jak widzia z bliska, i obserwowa j. Eleni bya adna wedug standardw kadej z ras, miaa due, spokojne oczy, doki w policzkach oraz gadk, zocist skr. Drizzt wiedzia, e nie bdzie tu walki. Umiechn si do Eleni i skrzyowa delikatnie ramiona na piersi. - Drizztpoprawi j, wskazujc na swoj pier. Poruszenie z boku odwrcio jego uwag od dziewczyny. - Uciekaj, Eleni! - krzykn Connor Thistledown, wymachujc mieczem i idc w stron drowa. - To mroczny elf! Drow! Uciekaj, jeli ci ycie mie! Ze wszystkiego, co krzycza Connor, Drizzt zrozumia tylko sowo drow". Zachowania i zamiarw modego mczyzny nie mona byo jednak z niczym pomyli, poniewa Connor kierowa si dokadnie pomidzy Drizzta i Eleni, mierzc czubkiem miecza w stron drowa. Eleni zdoaa wsta za swym bratem, lecz nie uciekaa, jak jej poleci. Ona rwnie syszaa o zych mrocznych elfach i nie miaa zamiaru zostawi Connora sam na sam z jednym z nich. - Odejd, mroczny elfie - warkn Connor. - Jestem dowiadczonym szermierzem, znacznie silniejszym od ciebie. Drizzt rozoy bezradnie rce, nie rozumiejc ani sowa. - Odejd! - wrzasn Connor. Kierujc si impulsem, Drizzt prbowa odpowiedzie w jzyku migowym droww, skomplikowanym systemie znakw doni i twarzy.

-On rzuca czar! -krzykna Eleni wskakujc w jagody. Connor wrzasn i zaatakowa. Zanim Connor dostrzeg kontratak, Drizzt chwyci go za przedrami, wykorzysta drug do, by wykrci nadgarstek chopca i wyrwa mu miecz, machn toporn broni trzykrotnie nad gow Connora, obrci jaw swej szczupej doni, po czym odda j, rkojeci do przodu. Drizzt rozoy szeroko ramiona i umiechn si. Wedug zwyczajw droww taki pokaz wyszoci bez zranienia przeciwnika nieodmiennie sygnalizowa pragnienie przyjani. U najstarszego syna rolnika Bartomieja Thistledown olepiajcy spektakl drowa wzbudzi jedynie wywoane zachwytem przeraenie. Coonor przez dug chwil sta z otwartymi ustami. Miecz wypad mu z rki, lecz tego nie zauway. Mokre spodnie kleiy mu si do ud, tego te nie zauway. Gdzie z wntrza Connora rozleg si wrzask. Chwyci Eleni, ktra przyczya si do krzyku, po czym uciekli w stron zagajnika, by zabra pozostaych. Biegli bez przerwy, dopki nie przestpili progu swojego domu. Drizzt pozosta, jego umiech szybko znika, a rce wci mia rozoone. Sta samotnie obok kpy jagd. *** Para nieustannie poruszajcych si oczu obserwowaa spotkanie w jagodach z czym wicej ni tylko niedbaym zainteresowaniem. Nieoczekiwane pojawienie si mrocznego elfa, zwaszcza noszcego paszcz gnolla, odpowiedziao Tephanisowi na wiele pyta. Szybcioszek zbada ju ciaa gnolli, lecz nie mg powiza ich miertelnych ran z prymitywn broni, zazwyczaj stosowan przez prostych rolnikw z wioski. Widzc wspaniae bliniacze sejmitary, niedbale przypite do bioder mrocznego elfa, oraz atwo, z jakdrow rozbroi chopca, Tephanis odgad prawd. Kby kurzu pozostawione przez szybcioszka zadziwiyby nawet najlepszych tropicieli w Krainach. Tephanis, ktry nigdy nie wybiera prostych drg, miga po grskich szlakach, zatacza krgi wok niektrych drzew, wbiega i zbiega po pniach innych, i oglnie podwaja, a nawet potraja przebyt drog. Odlego nigdy nie bya dla Tephanisa powodem do zmartwie -stan przed purporowoskrym szczeniakiem barghestem, zanim jeszcze Drizzt, rozwaajcy konsekwencje wynikajce z tego strasznego spotkania, opuci kp jagd.

4 ZmartwieniaRolnik Bartomiej Thistledown zmieni znacznie swj punkt widzenia, gdy Connor, jego najstarszy syn, przemianowa drizzita" Liama na mrocznego elfa. Thistledown spdzi wszystkie czterdzieci pi lat swego ycia w Maldobar, wiosce lecej nad Rzek Martwego Orka, osiemdziesit kilometrw na pnoc od Sundabar. y tu ojciec Bartomieja, a prze d nim oj ciec jego ojca. Przez cay ten czas jedynymi wieciami, jakie rolnik Thistledown sysza o mrocznych elfach, by domniemany najazd droww na maosad dzikich elfw, sto pidziesit kilometrw na pnoc, w Chodnym Lesie. w najazd, nawet jeli zosta przeprowadzony przez drowy, mia miejsce ponad dekad temu. Brak osobistych dowiadcze z ras droww nie zmniejszy obaw rolnika Thistledowna, gdy usysza opowieci swych dzieci o spotkaniu przy kpie jagd. Connor i Eleni, dwa zaufane rda wystarczajco dojrzae, by zachowa rozsdek w kryzysowych sytuacjach, widziay elfa z bliska i nie miay wtpliwoci w kwestii koloru j ego skry. - Jedyn rzecz, ktrej nie mog odgadn jest - Bartomiej powiedzia Bensonowi Desmo, grubemu i jowialnemu sotysowi Maldobar, a take kilku innym rolnikom zgromadzonym tej nocy wjego domu - dlaczego drow pozwoli dzieciom odej. Nie jestem ekspertem, jeli chodzi o zwyczaje mrocznych elfw, jednak syszaem o nich wystarczajco wiele, by spodziewa si innego postpowania. - Moe Connorowi powiodo si lepiej w ataku, ni sam przypuszcza - wtrci si taktownie Delmo. Wszyscy syszeli opowie o rozbrojeniu Connora. Liam i pozostae dzieci Thistledownw, oprcz oczywicie biednego Connora, szczeglnie upodobali sobie powtarzanie tej czci przygody. Connor docenia pokadane w nim przez sotysa zaufanie, jednak potrzsn energicznie gow, syszc t sugesti. - Pokona mnie - przyzna Connor. - Moe byem zbyt zaskoczony na jego widok, ale mnie pokona - czysto. - A to nieatwy wyczyn - wtrci si Bartomiej, powstrzymujc ewentualne umieszki zgromadzonych rolnikw. - Wszyscy widzielimy Connora w walce. Tylko ostatniej zimy pokona trzy gobliny oraz wilki, na ktrych jechay. - Spokojnie, drogi Thistledown - odezwa si sotys. - Nie wtpimy w dzielno twojego syna. - Mam wtpliwoci w kwestii prawdy o przeciwniku! - rzek Roddy McGristle, wielki jak niedwied i owosiony jak niedwied mczyzna, najbardziej dowiadczony w walce z caej grupy. Roddy spdzi wicej czasu w grach ni na zajmowaniu si gospodarstwem, za czym nie przepada, za gdy tylko kto oferowa nagrod za uszy orka, Roddy zawsze zabiera z kufra naj wikszcz, czsto wiksz ni reszta wioski razem wzita. - Po wosy na karku - Roddy powiedzia do Connora, gdy chopak zacz wstawa, chcc ostro zaprotestowa. - Wiem, e mwisz, co widziae i wierz, e widziae to, co mwisz. Nazwae to jednak drowem, a ta nazwa niesie w sobie wicej, ni sobie wyobraasz. Gdyby natkn si na drowa, przypuszczam, e ty i twoi krewni leelibycie teraz martwi w tych jagodach. Nie, nie drow wedug mnie, lecz w grach s inne istoty, ktre mogy zrobi to, o czym mwisz. - Wymie je - powiedzia opryskliwie Bartomiej, ktremu nie podobay si wtpliwoci, jakie Roddy rzuci na opowie jego syna. Bartomiej nie przepada zbytnio za Roddym. Rolnik Thistledown mia szanowan rodzin i za kadym razem, gdy prymitywny i haaliwy Roddy McGristle przychodzi z wizyt, Bartomiej i jego ona musieli powici wiele dni, by przypomnie dzieciom, zwaszcza Liamowi, o odpowiednim zachowaniu. Roddy tylko wzruszy ramionami, nie obraony tonem Bartomieja. - Goblin, troll, moe leny elf, ktry widzia za duo soca. - Jego miech, ktry rozleg si po tym ostatnim stwierdzeniu, przetoczy si nastpnie przez cagrup, pozbawiajc j powagi.

- A wic jak moemy by pewni? - spyta Delmo. - Dowiemy si, odnajdujc to - zaproponowa Roddy. - Jutro rano - wskaza gestem kadego mczyzn siedzcego przy stole Bartomieja - udamy si zobaczy, co to jest. - Uznawszy zaimprowizowane spotkanie za zakoczone, Roddy pooy gwatownie donie na stole i wsta. Obejrza si jednak za siebie, zanim dotar do drzwi chaupy, po czym mrugn przesadnie i umiechn si niemal bezzbnie do grupy. - Jeszcze jedno, chopcy - powiedzia. -Nie zapomnijcie zabra broni! Rechot Roddy'ego dwicza w uszach grupy dugo po tym, jak nieokrzesany traper wyszed. - Moglibymy wezwa tropiciela - zaproponowa z nadziej jeden z rolnikw, gdy grupa zacza si rozchodzi. - Syszaem, e jeden jest w Sundabar, jedna z sistr Pani Alustriel. - Troch na to za wczenie - odpowiedzia sotys Delmo, likwidujc w zarodku optymistyczne umiechy. - Czy zawsze jest za wczenie, jeli chodzi o drowy? - szybko wtrci Bartomiej. Sotys wzruszy ramionami. - Chodmy z McGristlem - odpar. - Jeli kto potrafi co odnale w grach, jest to on. - Taktownie odwrci si do Connora. - Wierz w twoj opowie, Connorze. Naprawd. Musimy si jednak upewni, zanim wezwiemy tak szacown pomoc jak siostra pani z Silverymoon. Sotys i reszta rolnikw odeszli, zostawiajc Bartomieja, jego ojca Markhe i Connora samych w kuchni Thistledownw. - To nie by goblin ani leny elf- powiedzia Connor niskim gosem, w ktrym brzmia zarwno gniew, jak i wstyd. Bartomiej klepn syna w plecy. Nigdy w niego nie wtpi. *** Wysoko w grskiej jaskini Ulgulu i Kempfana rwnie spdzili noc, martwic si pojawieniem mrocznego elfa. - Jeli to drow, to jest dowiadczonym awanturnikiem - Kempfana powiedzia do wikszego brata. - Moe wystarczajco dowiadczonym, by da Ulgulu dojrzao. - I powrt do Gehenny - Ulgulu dokoczy za wspierajcego go brata. - Tak mocno pragniesz, abym odszed. - Ty rwnie czekasz na dzie, w ktrym bdziesz mg wrci do dymicych rozpadlin przypomnia mu Kempfana. Ulgulu parskn i nie odpowiedzia. Pojawienie si mrocznego elfa mogo oznacza wicej rozmyla i obaw ni proste logiczne stwierdzenie Kempfany. Barghesty, jak v szystkie inteligentne stworzenia na niemal kadym planie egzystencji, wiedziay o drowach i ywiy spory szacunek dla tej rasy. Wprawdzie jeden drow mg nie by duym problemem, jednak wyprawa wojenna mrocznych elfw, a moe nawet caa armia, moga okaza si katastrofalna w skutkach. Szczeniaki nie byy niezniszczalne. Ludzka wioska dostarczaa atwej zdobyczy barghestom i mogoby tak dzia si dalej, jeli Ulgulu i Kempfana ostronie planowaliby swoje ataki. Jeli jednak pokazaaby si banda mrocznych elfw, te atwe ofiary mogy do nagle znikn. - Trzeba zaatwi spraw z drowem - stwierdzi Kempfana. - Jeli jest zwiadowc, to nie moemy mu pozwoli wrci. Ulgulu zmierzy brata chodnym spojrzeniem, po czym zawoa swego szybcioszka. Tephanis! - krzykn, a skrzat znalaz si na jego ramieniu, zanim zdoa skoczy jego imi. - Chcesz, ebym-poszed-i-zabi-drowa-mj-panie - rzeki szybcioszek. - Rozumiem-cochcesz, ebym-zrobi. - Nie! - wrzasn natychmiast Ulgulu, wyczuwajc, e szybcioszek zamierza wyj. Tephanis by w poowie drogi do drzwi, gdy Ulgulu koczy sylab, lecz wrci na jego rami, zanim przebrzmiaa ostatnia nuta krzyku. - Nie - powtrzy spokojniej Ulgulu. - Moemy zyska na pojawieniu si drowa.

Kempfana zauway zowieszczy umieszek Ulgulu i odgad zamiary brata. - Nowy wrg dla wieniakw - stwierdzi modszy szczeniak. - Nowy wrg, na ktrego spadn zabj stwa Ulgulu? - Wszystko mona obrci na wasn korzy - odpowiedzia przebiegle wielki, purpurowoskry barghest - nawet pojawienie si mrocznego elfa. - Ulgulu odwrci si z powrotem do Tephanisa. - Chcesz-dowiedzie-si-wicej-o-drowie, mj-panie - wypali z siebie podekscytowany Tephanis. - Czy jest sam? - spyta Ulgulu. - Czy jest zwiadowc wikszej grupy, jak si obawiamy, czy te samotnym wojownikiem? Jakie s j ego zamiary wzgldem wieniakw? - Mg-zabi-dzieci - zauway Tephanis. - Przypuszczam, e-on-pragnie-przyj ani. - Wiem - parskn Ulgulu. - Mwie to ju wczeniej. Id ju i dowiedz si wicej. Potrzebuj wicej ni twoje przypuszczenia, Tephanisie, za dziaania droww rzadko ujawniajich prawdziwe zamiary! Tephanis zeskoczy z barku Ulgulu i przystan, oczekujc dalszych instrukcji. - W rzeczy samej, drogi Tephanisie - wycedzi Ulgulu. -Sprawd, czy moesz mi przynie jedn z broni drowa. Moe si okaza przydat... - Ulgulu przerwa, gdy zauway powiewanie cikiej kurtyny, ktra zasaniaa drzwi. - Pobudliwy may skrzat - zauway Kempfana. - Ale przydatny - odpar Ulgulu, a Kempfana musia przytakn twierdzco. *** Ju z odlegoci ponad kilometra Drizzt widzia, e nadchodz. Dziesiciu uzbrojonych rolnikw podao za modym mczyzn, ktrego pozna w kpie jagd poprzedniego dnia. Cho rozmawiali i artowali, ich krok by zdecydowany, a bro znajdowaa si na widoku, w oczywisty sposb gotowa do uycia. Jeszcze gorszy by idcy z boku gwnej grupy ponury mczyzna o potnej piersi, odziany w grube skry, trzymajcy dobrze wykuty topr i prowadzcy dwa wielkie, warczce te psy na grubych acuchach. Drizzt chcia dalszego kontaktu z wieniakami, chcia kontynuowa wydarzenia, ktre wprawi w ruch poprzedniego dnia i dowiedzie si, czy zdoa w kocu odnale miejsce, ktre bdzie mg nazwa domem, jednak zda sobie spraw, e nadcigajce spotkanie nie zapowiadao realizacji jego pragnie. Jeli rolnicy znajd go, z pewnoci wynikn z tego kopoty, i cho Drizzt nie martwi si zbytnio swym bezpieczestwem wobec tej obszarpanej bandy, nawet zwaywszy na ponurego wojownika, obawia si, e ktry z rolnikw moe zosta ranny. Drizzt uzna, e jego dzisiejsze zadanie bdzie polega na wymykaniu si grupie i unikaniu jej ciekawoci. Drow zna doskonay podstp, za pomoc ktrego mg osign te cele. Pooy na ziemi przed sob onyksow figurk i wezwa Guenhwyvar. Bzyczcy odgos z boku, po ktrym nastpi nagy szmer lici, odwrci na chwil uwag Drizzta, gdy wok figurki zacza si kbi zwyczajowa mga. Drizzt nie dostrzeg jednak, by zbliao si co zowieszczego, wic szybko si uspokoi. Uzna, e ma waniejsze problemy. Gdy Guenhwyyar si pojawia, Drizzt i pantera przemknli w d szlaku za kp jagd, gdzie wedug drowa rolnicy mieli zacz polowanie. Jego plan by prosty: pozwoli rolnikom pokrci si troch po okolicy, a tymczasem syn rolnika znw przytoczy swoj opowie o spotkaniu. Nastpnie na skraju kpy pojawi si Guenhwyvar i pocignie za sob grup w bezskutecznym pocigu. Pantera o czarnym futrze moe rzuci pewne wtpliwoci na relacj chopca, by moe starsi mczyni przyjm, e dzieci napotkay nie mrocznego elfa, lecz wielkiego kota, a ich wyobrania dodaa reszt szczegw. Drizzt wiedzia, e ryzykuje w ten sposb, lecz w najgorszym przypadku Guenhwyvar rzuci wtpliwoci na istnienie mrocznego elfa i odcignie na chwil od Drizzta t grup owieck. Rolnicy przybyli do kpy jagd zgodnie z planem. Cz z nich miaa ponure twarze i bya gotowa do walki, lecz wikszo grupy toczya swobodne rozmowy wypenione miechem.

Znaleli lecy miecz i Drizzt obserwowa, przytakujc gow, jak syn rolnika opisuje wypadki wczorajszego dnia. Drizzt zauway rwnie, e wielki mczyzna z toporem, bez przekonania przysuchujcy si opowieci, otacza grup wraz ze swymi psami, wskazujc na rne miejsca w kpie i nakazujc psom wszy. Drizzt nie mia praktycznych dowiadcze z psami, wiedzia jednak, e wiele stworze ma silne zmysy i mona j e wykorzysta w polowaniu. - Id, Guenhwyvar - wyszepta drow, nie czekajc, a psy zapiwyrany trop. Wielka pantera podya bezszelestnie szlakiem i zaja pozycj na jednym z drzew w tym samym zagajniku, gdzie poprzedniego dnia ukryli si chopcy. Nagy ryk Guenhwyvar w jednej chwili uciszy narastajce w grupie rozmowy, wszystkie gowy obrciy si w stron drzew. Pantera wskoczya w jagody, przemkna obok oszoomionych ludzi i rzucia si w kierunku gazw zacielajcych zbocze gry. Rolnicy krzyknli i podjli pocig, wzywajc mczyzn z psami, by obj prowadzenie. Wkrtce caa grupa, z ujadajcymi dziko psami, oddalia si, a Drizzt wszed do zagajnika w pobliu kpy jagd, by przemyle wydarzenia dnia i obra najlepszy kurs dziaania. Uzna, e ten bzyczcy odgos go ledzi, jednak zignorowa go, biorc za insekta. *** Obserwujc dziwne zachowanie psw, Roddy McGristle szybko odkry, e pantera nie jest tym samym stworzeniem, ktre pozostawio zapach w kpie jagd. Co wicej, Roddy zda sobie spraw, e jego obszarpani towarzysze, zwaszcza opasy sotys, nawet z jego pomoc nie maj zbyt duych szans na zapanie wielkiego kota, bowiem pantera moga przeskakiwa parowy, ktrych obejcie zajmowao rolnikom wiele minut. - Idcie! - Roddy powiedzia reszcie grupy. - cigajcie t istot dalej tym szlakiem. Ja wezm moje psy, skrc w bok i odetn jej drog, zawracajc j do was! - Rolnicy krzyknli twierdzco i oddalili si, a Roddy cign acuchy i poprowadzi psy w bok. Wytrenowane do polowania psy chciay i dalej, jednak ich panu co innego chodzio po gowie. W tej chwili mczyo go kilka myli. Mieszka w tych grach od trzydziestu lat, lecz nigdy nie widzia ani nawet nie sysza o takim kocie. Poza tym, cho pantera z atwocimoga umkn przeladowcom, zawsze znajdowaa si na otwartej przestrzeni niedaleko od nich, jakby prowadzia rolnikw. Roddy odgad podstp i mia swoje przypuszczenia, gdzie moe kry si intruz. Zaoy psom kagace, by je uciszy, po czym skierowa si w stron, z ktrej przyszed, z powrotem do kpy jagd. *** Drizzt opar si o drzewo w cieniu rzadkiego zagajnika i zastanawia, jak moe si bardziej ujawni rolnikom, nie wywoujc w nich wicej paniki. Podczas dni spdzonych na obserwacji rodziny, Drizzt doszed do przekonania, e mgby sobie znale miejsce wrd ludzi, w tym czy innym osiedlu. Gdyby tylko zdoa im udowodni, e jego zamiary nie s niebezpieczne. Bzyczenie z lewej strony wyrwao nagle Drizzta z rozmyla. Wycign szybko sejmitary, po czym co po nim przemkno, zbyt szybko by zdoa zareagowa. Krzykn czujc nagy bl w nadgarstku, a jego sejmitar zosta mu wyrwany z doni. Zdziwiony Drizzt spojrza na ran, spodziewajc si ujrze strza lub bet wbity gboko w rk. Rana bya czysta i pusta. Piskliwy miech obrci Drizzta w prawo. Sta tam skrzat, z sejmitarem Drizzta przerzuconym niedbale przez rami, niemal dotykajcym ziemi za niewielkim stworzeniem, oraz z ociekajcym krwi sztyletem. Drizzt sta bardzo spokojnie, starajc si odgadn nastpny ruch istoty. Nigdy wczeniej nie widzia szybcioszka ani nie sysza o tych niezwykych stworzeniach, zdawa sobie ju jednak spraw z posiadanej przez niego przewagi prdkoci. Zanim jednak drow zdy uksztatowa jaki plan pokonania szybcioszka, pokazaa si kolejna nemezis.

Zaraz gdy Drizzt usysza wycie, doszed do wniosku, e ujawni go okrzyk blu. Pierwszy z warczcych ogarw Roddy'ego McGristle przedar si przez krzaki, nacierajc na drowa. Drugi, biegncy kilka krokw za pierwszym, wyskoczy w stron garda Drizzta. Tym razem jednak to Drizzt by szybszy. Wykona cicie pozostaym mu sejmitarem, rozcinajc pierwszemu psu gow i uderzajc w czaszk. Bez chwili wahania drow rzuci si w ty, odwracajc uchwyt na broni i unoszc j przed twarz, na linii skaczcego psa. Rkoje sejmitara opieraa si mocno o pie drzewa i pies, nie bdc w stanie zmieni w locie kierunku, wpad z caej siy na wystajcy drugi kraniec broni, nabijajc si na niego gardem i klatk piersiow. Sia uderzenia wyrwaa sejmitar z doni Drizzta i pies wraz z ostrzem odtoczyli si w krzaki obok drzewa. Drizzt ledwo zdy doj do siebie, gdy wpad Roddy Mc-Gristle. - Zabie moje psy! - rykn wielki traper, kierujc Bro-czyciela, swj wielki, podniszczony w walce topr, w gow Drizzta. Cios by podstpnie szybki, lecz drow zdoa uchyli si na bok. Drizzt nie mg zrozumie ani sowa z nieustannych okrzykw McGristle'a i wiedzia, e ogromny mczyzna nie zrozumiaby rwnie adnych wyjanie, jakie drow mg zaoferowa. Ranny i bezbronny Drizzt mg tylko unika ciosw. Kolejny zamach niemal go trafi, rozcinajc paszcz gnolla, lecz drow wcign brzuch i topr zaledwie drasn jego wspania kolczug. Drizzt przemkn w bok, w stron cianiejszej kpy drzew, gdzie jak uwaa, wiksza zrczno da mu pewn przewag. Musia sprbowa zmczy rozwcieczonego czowieka, a przynajmniej zmusi go do ponownego przemylenia brutalnego ataku. Gniew McGristle'a jednak nie zmniejsza si. Naciera tu za Drizztem, warczc i wymachujc toporem przy kadym kroku. Drizzt dostrzeg niedocignicia swego planu. Mg wprawdzie utrzyma si z dala od zwalistego mczyzny pomidzy ciasno rosncymi drzewami, jednak topr McGristle'amg si do sprawnie przedziera pomidzy nimi. Potna bro nadcigaa z boku na poziomie ramienia. Kierowany desperacj Drizzt pad pasko na ziemi, ledwo unikajc mierci. McGristle nie zdoa na czas spowolni zamachu i cika, dobrze naostrzona bro wbia si w dziesiciocentymetrowy pie modego klonu, powalajc drzewo. Topr tkwi silnie w drzewie. Roddy warkn i stara si oswobodzi bro, lecz do ostatniej chwili nie zdawa sobie sprawy z niebezpieczestwa. Zdoa odskoczy spod upadajcego pnia, lecz zosta pogrzebany pod koron drzewa. Gazie podrapay mu twarz i boki gowy, tworzc wok niego sie i przyciskajc go silnie do ziemi. - Niech ci cholera, drowie! - rykn McGri-stle, miotajc si bezskutecznie w swym naturalnym wizieniu. Drizzt odczoga si na bok, wci trzymajc si za ranny nadgarstek. Znalaz pozostay mu sejmitar, tkwicy a po rkoje w nieszczsnym psie. Widok ten przeszy Drizzta blem, poniewa zna warto zwierzcych towarzyszy. Kilka nieprzyjemnych chwil zajo mu oswobodzenie ostrza, a ruchy te czyni bardziej dramatycznymi drugi pies, ktry zaledwie oguszony, znw zacz si porusza. - Niech ci cholera, drowie! -rykn ponownie McGristle. Drizzt zrozumia odniesienie do swego pochodzenia, a reszt mg odgadn. Chcia pomc lecemu mczynie, uwaajc, e mogoby to otworzy mu drog do bardziej cywilizowanej formy komunikacji. Nie sdzi jednak, by budzcy si pies mia wiksz ochot na podanie mu apy. Rozejrzawszy si jeszcze w poszukiwaniu skrzata, ktry zacz ca afer, Drizzt wyszed z zagajnika i uciek w gry. *** - Moglimy go dosta! - pomrukiwa Bartomiej Thistledown, gdy grupa wracaa do kpy jagd. - Gdyby McGristle poszed tam, gdzie powiedzia, e bdzie, z pewnoci dostalibymy

kota! A tak w ogle, gdzie jest ten przywdca watahy? Nieprzerwany ryk - Drow! Drow! - dobiegajcy z dbowego zagajnika odpowiedzia na pytanie Bartomieja. Rolnicy znaleli Roddy'ego wci lecego pod przewrconym klonem. - Cholerny drow! - grzmia Roddy. - Zabi mojego psa! Cholerny drow! - Gdy uwolniono mu rk, sign ni do lewego ucha, odkry jednak, e ju go nie ma. - Cholerny drow! -rykn ponownie. Connor Thistledown pozwoli, by wszyscy ujrzeli powrt jego dumy, wywoany potwierdzeniem wtpliwej opowieci, lecz by jedynym zadowolonym z niespodziewanego owiadczenia Rod-dy'ego. Pozostali rolnicy byli starsi od Connora i zdawali sobie spraw, jakie konsekwencje moe przynie nawiedzajcy okolic mroczny elf. Benson Delmo, ocierajc pot z czoa, nie robi wikszej tajemnicy ze swojej reakcji na najwiesz wiadomo. Odwrci si natychmiast do stojcego przy nim rolnika, modszego mczyzny, znanego ze swoich zdolnoci pielgnacji i jedenia na koniach. - Jed do Sundabar! - rozkaza sotys. -Natychmiast znajd tropiciela! Po kilku minutach Roddy by wolny. Do tego czasu doczy do niego ranny pies, lecz wiadomo, e jedno z jego cennych zwierzt prze trwao, nie uspokoio zbytnio nieokrzesanego mczyzny. - Cholerny drow! - rykn chyba po raz tysiczny Roddy, ocierajc krew z policzka. Zaatwi tego cholernego drowa! -Zaakcentowa swoje zamiary, uderzajc Broczycielem w pie kolejnego pobliskiego klonu, ktry take niemal si przewrci.

5

Widmo zagadyGobliscy stranicy czmychnli na bok, gdy potny Ulgulu rozdar zason i wyszed z kompleksu jaski. Rzekie powietrze mronych gr cieszyo barghesta, a poczu si jeszcze lepiej, gdy pomyla o stojcym przed nim zadaniu. Spojrza na przyniesiony przez Tephanisa sejmitar, wspania bro, wygldajc na niezwykle ma w wielkiej, ciemnoskrej doni Ulgulu. Ulgulu niewiadomie upuci bro na ziemi. Nie chcia jej uywa tej nocy, pragn wykorzysta sw wasn miercionon bro - ky i pazury - by smakowa swoje ofiary i poera ich esencj yciow, eby stawa si silniejszym. Ulgulu by jednak istot inteligentni jego racjonalne mylenie szybko przezwyciyo pierwotne instynkty, ktre tak poday smaku krwi. W oczekujcym na niego nocnym zadaniu by cel, metoda obiecujca wiksze korzyci, a take eliminacja bardzo rzeczywistego zagroenia, jakie stwarzao nieoczekiwane pojawienie si mrocznego elfa. Wydawszy z siebie gardowy pomruk, drobny protest pierwotnych dz, barghest znw chwyci sejmitar i popdzi w d zbocza, pokonujc z kadym krokiem ogromne odlegoci. Bestia zatrzymaa si na skraju parowu, gdzie wski szlak wi si wzdu prostej ciany klifu. Sporo czasu zajmie mu schodzenie t niebezpieczn ciek. Jednak Ulgulu by godny. wiadomo Ulgulu zapada si w sobie, skupiajc na swojej istocie, ktra promieniowaa magiczn energi. Nie by stworzeniem z Planu Materialnego, a pozaplanarne istoty mogy przenosi ze sob moce, ktre wydaway si magiczne stworzeniom z goszczcego je planu. Oczy Ulgulu byszczay pomaraczowo z podniecenia, gdy kilka minut pniej wyoni si z transu. Spojrza w d klifu, wyobraajc sobie punkt na paskim gruncie poniej, okoo czterystu metrw w d. Przed Ulgulu pojawiy si migoczce, wielokolorowe drzwi, wiszce w powietrzu ponad krawdzirozpadliny. Ze miechem brzmicym bardziej jak ryk, Ulgulu pchniciem otworzy wrota i tu za progiem dostrzeg miejsce, ktre sobie wanie wyobrazi. Przeszed, pokonujc materialn odlego do dna przepaci jednym ponadwymiarowym krokiem. Uglulu bieg w d zbocza, w stron ludzkiej wioski, bieg ochoczo, by ujrze, jak obracaj si tryby jego okrutnego planu. Gdy barghest dotar do podna gry, znw odnalaz magiczny zaktek swego umysu. Jego kroki zwolniy, po czym cakowicie si zatrzymay. Stwora chwyciy spazmy i zacz niezrozumiale bekota. Koci przesuway si gono, skra pkaa i zrastaa, ciemniejc niemal do czerni. Gdy Ulgulu znw ruszy w drog, jego kroki - kroki mrocznego elfa - nie byy ju takie dugie. *** Bartomiej Thistledown siedzia tego wieczora wraz ze swoim ojcem, Markhe, oraz najstarszym synem w kuchni samotnego gospodarstwa na zachodnich obrzeach Maldobar. ona i matka Bartomiej a poszy do stodoy, by przygotowa zwierzta do snu, za czwrka najmodszych dzieci leaa bezpiecznie w swych kach w maym pokoju za kuchni. Podczas zwyczajnej nocy reszta rodziny Thistledownw, wszystkie trzy pokolenia, rwnie chrapaaby w swoich kach, jednak Bartomiej obawia si, e minie wiele nocy, zanim do cichego gospodarstwa wrci cho odrobina zwyczajnoci. W okolicy widziano mrocznego elfa, i cho Bartomiej nie by przekonany, by ten obcy chcia szkody - drow mg z atwoci zabi Connora i pozostae dzieci - wiedzia, e pojawienie si drowa wprowadzi na jaki czas zamt w Maldobar. - Moglibymy wrci do samej wioski - zaproponowa Con-nor. - Znaleliby dla nas miejsce i wtedy staoby za nami cae Maldobar.

- Staoby za nami? - odpar z sarkazmem Bartomiej. -A czy kadego dnia opuszczaliby swoje gospodarstwa, by przychodzi tu i pomaga nam w pracy? Kto z nich, wedug ciebie, przyjedaby tu co noc, by zajmowa si zwierztami? Connor opuci gow, syszc nagan ojca. Pooy do na rkojeci miecza, przypominajc sobie, e nie jest dzieckiem. Mimo to, Connor podzikowa w myli, gdy jego dziadek niedbale poklepa go po ramieniu. - Musisz pomyle, chopcze, zanim wystosujesz takie wezwanie - cign Bartomiej, a jego ton zagodnia, gdy zda sobie spraw z efektu, jaki jego sowa wywary na synu. - Gospodarstwo j est twj krwi, j edyn rzecz, j aka si liczy. - Moglibymy odesa malcw - wtrci Markhe. - Chopak ma prawo si ba, gdy w pobliu jest mroczny elf. Bartomiej odwrci si i zrezygnowany opuci brod na zoone rce. Nienawidzi myli o dzieleniu rodziny. Rodzina bya ich rdem siy, tak jak przez pi pokole Thistledownw i wczeniej. Mimo to, Bartomiej zaja Connora, nawetjeli chopcu chodzio o dobro rodziny. - Powinienem by pomyle, tato - usysza szept Connora i wiedzia, e jego wasna duma nie zniesie blu odczuwanego przez syna. - Przepraszam. - Nie musisz - odpowiedzia Bartomiej, odwracajc si do pozostaych. -To ja powinienem przeprosi. Wszyscy s niespokojni, gdy ten mroczny elf jest w pobliu. Masz racj, Connorze. Jestemy zbyt daleko, aby by bezpieczni. Jakby w odpowiedzi zza domu, z kierunku stodoy, dobieg gwatowny trzask amanego drewna i stumiony krzyk. W tej jednej przeraajcej chwili Bartomiej Thistledown zda sobie spraw, e powinien by wczeniej podj t decyzj, kiedy to wiato dnia dawao jeszcze jego rodzinie jaki stopie ochrony. Connor zareagowa pierwszy, podbieg do drzwi i otworzy je gwatownie. Podwrze byo miertelnie ciche, nawet muzyka wierszcza nie zakcaa tej surrealistycznej scenerii. Nisko na niebie majaczy milczcy ksiyc, rzucajc dugie i diabelskie cienie z kadej sztachety i drzewa. Connor patrzy, nie wac si odetchn, przez sekund, ktra wydawaa si godzin. Wrota do stodoy zatrzeszczay i zakoysay si na zawias