Olimpijskie Tętno Marzec 3/2015 (3)
-
Upload
olimpijskietetno -
Category
Documents
-
view
222 -
download
3
description
Transcript of Olimpijskie Tętno Marzec 3/2015 (3)
Marzec 3/2015 (3)
2
501 dni
82 dni
1054 dni
327 dni
1268 dni 1954 dni
Stan na 22.03.2015
3
Początek wielkiego wyścigu o
igrzyska w 2024 roku..…..………..4-5
Gdy artyści też walczyli o medale –
olimpijskie konkursy sztuki ....…...6-7
Olimpijskie przymiarki –
marzec………………….………...8-10
Temat numeru:
Igrzyska śmierci…………....…...12-14
Ich już z nami nie ma –
przeciąganie liny...….…………16-17
Drużna, która na zawsze odmieniła
koszykówkę…..…………...…….18-21
Co czeka nas latem 2015
roku?..........................................22-23
Od amatorów do
profesorów…………...…..……24-25
Zachować kamienną twarz -
wywiad z Marcinem Kozubkiem,
sędzią łyżwiarstwa
figurowego………..………..…26-30
TOP 10 – najdziwniejsze
kontuzje….……………....…......31-33
Olimpijski comeback – rugby 7 od
kuchni……………………….......34-35
Czyli najlepsze wrzutki na
portalach społecznościowych
………………………..…..……...36-37
Niech nie zmyli Was nagłówek z pierwszej strony trzeciego numeru
„Olimpijskiego Tętna” - nie przebranżowiliśmy się na pismo filmowe
i wcale nie mamy zamiaru rozwodzić się nad genialnością, tudzież nie
(jak kto woli) filmu Gary’ego Rossa. Zostajemy w świecie sportu, ale
wchodzimy w jego ciemną stronę. W marcowej edycji naszego
miesięcznika przypomnimy Wam o tych, którzy ze swoich wymarzonych
igrzysk olimpijskich nie wrócili żywi. O tych, którzy robiąc to co kochali
zginęli, przysparzając wiele bólu swoim bliskim, ale samemu ponosząc
śmierć w momencie gdy ich serce przepełniały szczęście i duma z bycia
olimpijczykiem. Dla nich sport to nie była tylko pasja, ale było to całe
życie. Bez wapienia więc należy przybliżyć ich sylwetki i podziwiać, jako
współczesnych herosów i gladiatorów.
Nie każdy wypadek na arenach sportowych jednak kończy się tragicznie.
Śmierć w świecie sportu to przypadek na szczęście rzadki, ale kontuzje są
już jego nieodłącznym elementem. Niektóre sprawiają, że oglądając
powtórki zamykamy oczy, współczując kontuzjowanemu zawodnikowi,
ale są i takie, które przyprawiają nas … o śmiech. My wybraliśmy, naszym
zdaniem, dziesięć tych „najlepszych” z tej grupy i opisaliśmy trochę
dokładniej okoliczności, w jakich napotkały one sportowców. Od teraz,
grając w golfa ze swoim kijem będzie obchodzić się dużo ostrożniej.
Jednak nie samą przeszłością człowiek żyje, dlatego też skupimy się
również na przyszłości, zarówno tej bliższej, jak i tej dalszej. Przedstawimy
więc Wam „rozkład jazdy” dla każdego kibica na letni sezon 2015,
a naszą podróż w czasie zakończymy na roku 2024 i analizie szans miast
kandydujących do goszczenia IO 2024 na wygraną w tymże olimpijskim
wyścigu.
Na koniec dwie obietnice. Po pierwsze, na pewno nie będziecie się
nudzić. Po drugie, w kwietniu pojawią się w naszym magazynie bardziej
optymistyczne teksty. Ale podobno dziennikarze piszą prawdę tylko
w połowie, więc która obietnica jest prawdziwa? Chyba nie muszę za
Was odpowiadać.
Przemysław Kucharzak
redaktor naczelny magazynu
Magazyn portalu igrzyska24.pl
E-mail: [email protected]
Facebook: https://www.facebook.com/Igrzyska24
Twitter: https://twitter.com/igrzyska24pl
Instagram: http://instagram.com/olimpijskietetno/
Zespół: Przemysław Kucharzak (redaktor naczelny), Dawid Brilowski, Szymon Burak, Szymon Gagatek, Mateusz Górecki, Arkadiusz Kubiak, Mikołaj
Rogalski, Mateusz Sołościuk
Opracowanie graficzne i skład: Andrzej Machnik (projekt logo), Szymon Gagatek, Mateusz Sołościuk
4
Hamburg nocą prezentuje się wyjątkowo atrakcyjnie. Czy Niemcy zorganizują tam igrzyska w 2024 roku?
Boston, Hamburg i Rzym – te trzy miasta już oficjalnie zgłosiły swoje aspiracje do
zorganizowania największej imprezy sportowej czterolecia i przyjęcia u siebie
najlepszych sportowców globu w 2024 roku. Wyścig o miano gospodarza igrzysk
potrwa jeszcze ponad dwa lata, ale już teraz zapowiada się niezwykle interesująco i
może przynieść wiele niespodziewanych zwrotów akcji.
Autor:
Szymon Gagatek
( @GSVerte)
ako pierwsi, 15 grudnia, a więc
równo miesiąc przed otwarciem
procedury aplikacyjnej, chęć
organizowania zawodów w stolicy
swojego kraju ogłosili Włosi.
Dokładnie taka sama sytuacja miała
miejsce cztery lata temu, przy okazji
igrzysk w 2020 roku. Wtedy jednak
Rzym szybko wycofał się z tego
pomysłu, po tym jak zorientowano
się, że będzie to dla państwa zbyt
duży wydatek. W momencie, gdy
kraj z Półwyspu Apenińskiego
oficjalnie wszedł do gry, w Stanach
Zjednoczonych trwała zażarta walka
„kandydatów na kandydatów”. Do
decydującej fazy przeszły cztery
miasta: Boston, Los Angeles, San
Francisco i Waszyngton. Wskazanie
w tej grupce faworyta nie należało
do łatwych zadań, ale ostatecznie
władze Amerykańskiego Komitetu
Olimpijskiego postawiły na Boston.
Przed kilkoma dniami do Włochów
i Amerykanów dołączył trzeci gracz,
tym razem zza naszej zachodniej
granicy. Niemcy od dawna
próbowali rozstrzygnąć, kto powinien
złożyć aplikację: Hamburg czy Berlin.
Ostatecznie stolica musiała uznać
wyższość miasta położonego na
północy kraju.
Jeszcze nie tak dawno temu
wydawało się, że igrzyska, które
odbędą się za dziewięć lat, trafią do
Stanów Zjednoczonych. Powodów
było wiele, najpoważniejszym z nich
był fakt sporego zainteresowania
społeczeństwa tą kwestią, a także to,
że największa sportowa potęga
świata ostatni raz tę imprezę w jej
letniej odmianie zorganizowała
jeszcze w XX wieku (Atlanta 1996).
Wybór Bostonu, jako tego, który ma
się ubiegać o miano miasta-
gospodarza, sprawił jednak, że
Amerykanie prawdopodobnie sami
wydali na siebie wyrok i na
organizację igrzysk przyjdzie im
jeszcze trochę poczekać. Nie tak
dawno temu w metropolii
przeprowadzono ankietę, w której
ponad połowa respondentów
opowiedziała się przeciwko
igrzyskom w ich miejscu
zamieszkania. Międzynarodowy
Komitet Olimpijski przywiązuje sporą
wagę do takich badań, na pewno
działaczom nie umknie również
kwestia niedawnego zamachu
terrorystycznego podczas
bostońskiego maratonu.
Z trójki potencjalnych kandydatów
największe szanse ma w tym
momencie Hamburg, którego
największym atutem może okazać
się… narodowość szefa
Międzynarodowego Komitetu
Olimpijskiego. Tu jednak ponownie
pojawia się kwestia przychylności
mieszkańców. Tuż przed końcowym
terminem zgłaszania aplikacji
w Hamburgu odbędzie się
referendum i tylko w przypadku jego
pozytywnego rezultatu miasto będzie
walczyć dalej. W tym momencie
wydaje się jednak, że z uzyskaniem
„wotum zaufania” nie powinno być
problemów. W niedawno
przeprowadzonym badaniu za
igrzyskami opowiedziało się 64
procent ankietowanych.
Już wkrótce powinniśmy się
doczekać kolejnych miast, które
wyrażą swoją chęć zorganizowania
najważniejszej sportowej imprezy
czterolecia. Jednym z „pewniaków”
jest Paryż. Stolica Francji
w momencie przystąpienia do
procedury stanie się natychmiast
jednym z największych faworytów.
Od dawna mówi się o tym, że
przyznanie Paryżowi praw do
organizacji imprezy w setną rocznicę
pierwszych igrzysk, które miały tam
miejsce, nie byłoby niczym
zaskakującym. Chłodno do całej
sprawy podchodzi Anne Hidalgo,
burmistrz miasta, która ostateczną
decyzję, mimo wszystko zapewne
pozytywną, ma podjąć w czerwcu
tego roku.
J
Najważniejsze daty dotyczące wyboru miasta-gospodarza igrzysk w 2024 roku:
I faza:
15 stycznia 2015 – pierwszy dzień zgłaszania kandydatur
15 września 2015 – końcowy termin przesyłania do MKOl-u wniosków aplikacyjnych przez
Narodowe Komitety Olimpijskie
8 stycznia 2016 – ostatni dzień składania dokumentów aplikacyjnych przez miasta, chcące
gościć igrzyska
marczec/kwiecień 2016 – wybór „miast-kandydatów”
II faza:
styczeń 2017 – końcowy termin na dostarczenie kompletu dokumentów przez kandydujące
miasta
luty/marzec 2017 – wizyty Komisji Ewaluacyjnej w kandydujących miastach
czerwiec 2017 – publikacja raportu Komisji Ewaluacyjnej
15 września 2017 – prezentacje kandydujących miast i wybór miasta gospodarza Igrzysk
Olimpijskich w 2024 roku podczas 130. Sesji MKOl-u w Limie
Spośród europejskich miast głośno
mówi się też od jakiegoś czasu
o Budapeszcie. Węgrzy nigdy nie
organizowali igrzysk, ale niedawno
wprowadzona Agenda 2020,
pozwalająca na znaczne obniżenie
kosztów przygotowania zawodów,
może im pozwolić przynajmniej na
próbę otrzymania statusu miasta-
kandydata. Być może swoich sił
spróbują również Stambuł
i organizator tegorocznych Igrzysk
Europejskich, Baku. Wiadomo
natomiast, że (po trzech
niepowodzeniach z rzędu – w 2012,
2016 i 2020 roku) z aplikowania
zrezygnował Madryt.
Jak wygląda to na innych
kontynentach? Absurdalna wydaje
się jakakolwiek próba kandydowania
azjatyckiego miasta i ciężko
przypuszczać, by ktokolwiek
zdecydował się wyrzucić w błoto
pieniądze potrzebne na złożenie
aplikacji. W 2018 roku igrzyska
zorganizuje przecież koreańskie
Pjongczang, w 2020 roku impreza
zagości w Tokio, a o miano
organizatora zimowych igrzysk
w 2022 roku wciąż walczą stolica
Chin, Pekin i kazachskie Ałmaty. Na
całą tę sytuację swój pogląd mają
jednak katarscy szejkowie, którzy
wciąż mają ochotę wziąć udział
w rywalizacji z innymi miastami, nie
zważając na to, że dwa lata
wcześniej zorganizują piłkarskie
mistrzostwa świata (podobna
sytuacja ma miejsce w przypadku
Rio de Janeiro).
Specjalnych chęci nie widać również
w Australii, chociaż akurat w tym
wypadku do kandydowania którejś
z trzech wielkich metropolii (Sydney,
Melbourne lub Brisbane) namawia
władze kraju z Antypodów sam
Thomas Bach. W razie, gdyby
ostatecznie Australijczycy
zdecydowali się zgłosić swoją
aplikację, najprawdopodobniej
postawią na Brisbane, które jeszcze
nie miało okazji gościć u siebie
najlepszych sportowców globu
(w Melbourne odbyły się igrzyska
w 1956, a w Sydney w 2000 roku).
Jeszcze nie tak dawno temu spore
nadzieje z igrzyskami na swoim
kontynencie wiązali Afrykańczycy.
Na Czarnym Lądzie tak wielka
impreza jeszcze nigdy nie miała
miejsca, a zainteresowanie
zorganizowaniem jej w 2024 roku
wyrażali przedstawiciele władz
Republiki Południowej Afryki.
Ostatecznie wygląda jednak na to,
że pomysł imprezy w Durbanie
i Johannesburgu upadł. Na początku
marca minister sportu RPA stwierdził,
że w tym momencie w kraju chcą
skupić się na przygotowaniu Durbanu
do Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej
w 2022 roku. Teoretycznie mówi się
jeszcze o próbie aplikowania Kenii
(Nairobi) lub Maroko (Casablanca),
ale obu miastom trudno będzie
przedostać się nawet do drugiej fazy
i otrzymać status miasta-kandydata.
Ostateczne rozstrzygnięcia w grze
o igrzyska zapadną jednak dopiero
za ponad dwa lata. O wszystkim
zadecydują władze Między-
narodowego Komitetu Olimpijskiego
na 130. Sesji, która odbędzie się we
wrześniu 2017 roku w Limie. Co
ciekawe, mówiło się, że
organizatorzy Igrzysk Panamery-
kańskich w 2019 roku również mieli
ochotę na przystąpienie do
rywalizacji o imprezę w 2024 roku.
Ostatecznie zdecydowali się jednak
jedynie ubiegać o przyjęcie u siebie
działaczy, które automatycznie
wykluczyło ich możliwość walki
o igrzyska.
6
Praca pt. “Rugby”, wykonana przez Jeana Jacoby’ego,
która dała mu olimpijskie złoto w 1928 roku
Gdy artyści też walczyli o
medale - Olimpijskie
Konkursy Sztuki i Literatury
„Swego czasu w Olimpii, sztuki piękne harmonijnie współistniały z Igrzyskami
Olimpijskimi dla budowania ich chwały. Ponownie może stać się to rzeczywistością”
– tymi słowami baron Pierre de Coubertin przekonał rodzinę olimpijską do tego by
wspólnie spełnili jego wielkie marzenie. Sztuka miała stać się integralną częścią
rywalizacji kojarzonej głównie z rozwojem fizycznym.
Autor:
Arkadiusz Kubiak
( @Arek_Kubiak)
Kongres Olimpijski, 1906 rok,
Paryż. Według człowieka,
który wskrzesił ideę igrzysk
olimpijskich, drugi najważniejszy, po
tym z czerwca 1894 roku,
powołującym do życia nowożytne
igrzyska. Już wypowiedzi Coubertina
z wcześniejszych lat sugerowały
poszerzenie zasięgu zawodów
o obszar związany ze sztuką, ale
w pierwszej kolejności należało zająć
się ważniejszymi kwestiami, tak by
igrzyska odbudowały swoją markę.
Na początku kwietnia, na półtora
miesiąca przed kongresem baron
wysłał list okólny do członków MKOl-
u, w którym poprosił o wymienienie
nazwisk artystów z poszczególnych
krajów, którzy mogliby wziąć udział
w nadchodzącym spotkaniu.
Spotkaniu, które miało dać
odpowiedź na pytanie
w jakim stopniu literatura
i sztuka może stać się częścią
igrzysk. Z ok. 60 zaproszonych
gości, ponad połowa
wywodziła się ze środowisk
artystycznych. Wiadomo, że
prawie wszyscy byli
Francuzami, choć w pisem-
nej formie poparcie dla
inicjatywy wyraziło wielu ludzi
sztuki z całej Europy.
Coubertin mocno wierzył
w możliwość połączenia
sportu i sztuki, a kongres ten
tylko umocnił jego dążenia
do wprowadzenia swoich planów
w życie. To właśnie wtedy
zadecydowano, że Olimpijskie
Konkursy Sztuki i Literatury będą
integralną częścią igrzysk
olimpijskich. Po obradach kilku
komisji, zadecydowano, że medale
przyznawane będą w dziedzinie
architektury, literatury, muzyki,
malarstwa i rzeźby.
Pierwsza edycja miała odbyć się
w 1908 roku w Rzymie, jednak kiedy
stolica Włoch musiała zrezygnować
z igrzysk z powodów finansowych
i zawody przeniesiono do Londynu,
organizatorzy zdecydowali, że ze
względu na względnie krótki czas na
nadsyłanie prac, konkursy te się nie
odbędą. Swoją inaugurację miały
więc 4 lata później w Sztokholmie,
ale i tym razem nie wszystko poszło
tak, jak baron de Coubertin sobie
wymarzył. Wiele szwedzkich
związków artystycznych odmówiło
współpracy z organizatorami, którzy
zresztą sami nie chcieli organizować
tych zmagań, nie widząc związku
między sportem i sztuką. Pod
naporem MKOl-u, który zgodził się
wziąć na siebie większość
obowiązków związanych z tym
przedsięwzięciem, Szwedzi osta-
tecznie ustąpili. Koniec końców, ze
względu na dość słabą promocję
tych zawodów, organizatorzy
otrzymali bardzo małą liczbę
zgłoszeń, co nie przeszkodziło im
w wyłonieniu zwycięzców we
wszystkich kategoriach. Zwycięzcą
w kategorii „Literatura”, z utworem
„Oda do Sportu”, został niemiecki
duet Georges Hohrod, Martin
Eschbach. Jak się później okazało za
tymi nazwiskami stał sam Pierre de
Coubertin, który dzięki temu może
poszczycić się tytułem mistrza
olimpijskiego zdobytym w czasie
sprawowania prezydencji. Po okresie
I Wojny Światowej konkursy
wznowiono w 1920 roku. Ustalono, że
nadsyłane prace nie mogą być
wcześniej publikowane
i muszą mieć sportową
tematykę. Udział w tych
igrzyskach wzięli artyści z 18
krajów, ale
zainteresowanie ciągle
dalekie było od wyobrażeń
ich inicjatora. Sytuacja
uległa zmianie kiedy
przyszło do rywalizacji w
1924 roku w Paryżu. Szefem
komitetu artystycznego
został Markiz de Polignac,
a pomagał mu wybitny
dramaturg Jean
Giraudoux.
IV
Olimpijskie Konkursy Sztuki uznano za
ważne artystyczne wydarzenie,
wypowiadano się o nich dobrze
zarówno w prasie, jak i w środowisku.
Wśród jurorów poszczególnych
konkurencji znalazły się sławy klasy
światowej. O przyznaniu medali
w literaturze decydowała m.in.
szwedzka noblistka Selma Lagerlöf,
a muzyków oceniali Igor Strawiński
i Béla Bartók.
Co ciekawe w muzyce na tych
igrzyskach jury nie przyznało
żadnego medalu. To właśnie z tego
roku, z konkursy architektury,
pochodzi jedyny w historii medal
zdobyty przez Monako. Brąz za
projekt stadionu w Monte Carlo
zdobył Julien Médecin. Sukces
Olimpijskich Konkursów Sztuki
i Literatury powtórzono w Amster-
damie, a następnie w Los Angeles.
Kategorie podzielono na
subkategorie, tak, że do zdobycia
było o kilka kompletów medali
więcej. Po raz pierwszy na podium
zobaczyliśmy też Polaków. Mistrzem
olimpijskim w kategorii prac
lirycznych, za wiersz pt. „Laur
Olimpijski”, został jeden z najbardziej
znanych Skamandrytów - Kazimierz
Wierzyński. Brąz za cykl akwarel
„Plakaty” przyznano Władysławowi
Skoczylasowi. W Stanach
Zjednoczonych zmagania te także
stały na wysokim poziomie. Tak jak
i w przypadku wcześniejszych
konkursów, jury musiało przejrzeć
ponad 1000 nadesłanych prac
z różnych części świata. Wśród
nagrodzonych znaleźli się: Józef
Klukowski (złoto w kategorii „Medale
i płaskorzeźby) i Janina Konarska
(srebro za drzeworyt „Narciarze”).
Zwycięskich artystów uhonorowano
tak samo jak sportowców – ich
nazwiska wyryto na płytach z brązu
stanowiących część stadionu
olimpijskiego. Po raz pierwszy
wprowadzono też wyróżnienia dla
tych, którzy nie zdołali zdobyć
pozycji medalowej. Ciekawostką
może być fakt, że brązowym
medalistą w architekturze został
Niemiec Richard Konwiarz. Projekt, za
który przyznano mu tę nagrodę to
Stadion Olimpijski we Wrocławiu,
obecnie będący domowym
obiektem żużlowców Sparty
Wrocław. Igrzyska w Berlinie były dla
Hitlera doskonałym narzędziem
propagandowym i pewne decyzje
polityczne wpłynęły też na kształt
Olimpijskich Konkursów Sztuki w 1936
roku. Sami Niemcy nie dopuścili do
udziału swoich artystów uznanych za
tzw. „zdegenerowanych”, którzy
represjonowani byli jeszcze długo po
igrzyskach, co spowodowało bojkot
tej części zawodów przez artystów
brytyjskich. Wysłania prac odmówili
też Francuzi, Hiszpanie i Norwegowie.
Najwięcej medali zdobyli oczywiście
reprezentanci III Rzeszy, a na podium
trzykrotnie stawali Polacy. Swój drugi
krążek (tym razem srebrny) zdobył
Klukowski, a z brązów cieszyli się
prozaik Jan Parandowski i grafik
Stanisław Ostoja-Chrostowski.
Komitet organizacyjny odpowie-
dzialny za konkursy sztuki
w pierwszych igrzyskach po II Wojnie
Światowej zaostrzył trochę zasady
przyjmowania prac konkursowych,
co automatycznie poskutkowało
mniejszą liczną zgłoszeń (ok. 400 z 27
krajów). Odniosły one jednak sukces
podobny do tych z lat ubiegłych,
a z polskiego punktu widzenia należy
dodatkowo wyróżnić złoty medal dla
Zbigniewa Turskiego zdobyty za
„Symfonię Olimpijską” (kategoria
„Chór i orkiestra”).
W 1949 roku w Rzymie
zadecydowano, że Olimpijskie
Konkursy Sztuki i Literatury zostaną
przekształcone w wystawę
artystyczną i nie będzie się
przyznawać medali w tego rodzaju
zmaganiach. Wpływ na tę decyzję
miał raport „komisji Brundage’a”,
a więc późniejszego prezydenta
MKOl-u (który notabene dwukrotnie
zgłaszał do zawodów prace
literackie, zdobywając wyróżnienie
w 1932 roku). Do zwolenników
konkursów sztuki nie należał też
ówczesny prezydent Sigfrid Edström.
Mimo głosów protestu, żywot tych
zawodów zakończono oficjalnie
podczas sesji MKOl-u w Atenach
w 1954 roku. Od 1956 roku za
połączenie sztuki i sportu odpowiada
specjalny program kulturalny,
towarzyszący każdym igrzyskom.
Baron Pierre de Coubertin, który
zmarł w 1937 roku, zdołał więc
spełnić swoje marzenie o olimpij-
czyku, który rozwija się nie tylko
cieleśnie, ale i umysłowo. W historii
mieliśmy dwóch zawodników, którzy
zdobywali medale zarówno
w zmaganiach sportowych, jak
i artystycznych (Amerykanin Walter
Winans – złoto i srebro w strzelectwie,
złoto w rzeźbie; Węgier Alfréd Hajós –
2 złota w pływaniu, srebro
w architekturze). Do uczestnika
konkursów sztuki należy też tytuł
najstarszego medalisty olimpijskiego
(John Copley – srebro w malarstwie
w 1948 roku w wieku 73 lat). Choć
początkowo zdobycze artystów
wliczano w dorobek medalowy
poszczególnych nacji to obecnie
MKOl zdecydował, że medale te nie
będą liczone. Szkoda, bo nie
przecież w swoim czasie byli
pełnoprawnymi członkami igrzysk,
a fakt, że nie musieli popisywać się
siłą fizyczną i wytrenowaniem ciała
nie czyni ich gorszymi olimpijczykami.
I choć prawdopodobnie artyści nig-
dy nie będą już toczyli walki o meda-
le wzorem sportowców (czego i tak
nie potrzebują), to nie można
zaprzeczyć, że to co Coubertin
nazwał „Pięciobojem Muz”, dodało
igrzyskom unikatowego wymiaru.
OLIMPIJSKIE CIEKAWOSTKI
Muhammad Ali na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie w 1960 roku zdobył złoty medal w kategorii -81 kg, w finale pokonując zresztą naszego Zbigniewa Pietrzykowskiego. Po powrocie z Włoch chciał świętować swój sukces w restauracji w rodzinnym
mieście Louisville. Przebywali w niej głównie biali goście, a ponieważ Ali był czarnoskóry, właściciel wyrzucił mistrza olimpijskiego z lokalu. Zdenerwowany i oburzony takim traktowaniem, cisnął swoim medalem do pobliskiej rzeki Ohio. Medal
zwrócono mu 36 lat później na Igrzyskach w Atlancie.
8
Autor:
Mateusz Górecki
( @mateusz00142)
Jedną z najważniejszych imprez
kwalifikacyjnych, które odbyły się
w minionym czasie był Puchar Świata
w strzelectwie. W Acapulco o dwie
kwalifikacje w każdej z konkurencji
rywalizowali specjaliści od broni
śrutowych. W trapie biało-czerwoni
zajęli dość odległe pozycje – Piotr
Kowalczyk był 28, Jakub Trzebiński 34,
natomiast Jaromir Wojtasiewicz zajął
68. miejsce. Olimpijskie przepustki
w tej konkurencji zdobyły
reprezentacje Australii i Włoch.
W trapie kobiet bilety do Rio
wywalczyły strzelczynie z Australii
i USA. W Acapulco startuje jeszcze
Aleksandra Jarmolińska, ale o jej
występie napiszemy w kolejnym
odcinku „Przymiarek”.
W turnieju kwalifikacyjnym w skokach
przez przeszkody rywalizowali jeźdźcy
z Afryki i Bliskiego Wschodu. Zawody
przyniosły sporą niespodziankę.
Olimpijską przepustkę dla drużyny
wywalczyli bowiem Katarczycy,
którzy tym samym wyrzucili z igrzysk
brązowych medalistów z Londynu,
ekipę Arabii Saudyjskiej.
Walkę o olimpijskie paszporty w AIBA
Pro Boxing zakończyli już bokserzy.
W ostatniej rozgrywanej kategorii –
-56 kg z triumfu mógł cieszyć się
Francuz Khedafi Djelkhir, który tym
samym zapewnił sobie start w Rio.
Najwięcej kwalifikacji w tym
prestiżowym cyklu zdobyli Rosjanie
(3) i Turcy (2). Po jednej przepustce
wywalczyli Irańczycy, Kazacho-
wie, Niemcy, Francuzi i Chińczycy.
W najlepsze trwa rywalizacja w Lidze
Światowej piłkarzy wodnych.
W ostatnim czasie grała tylko grupa
C w której zwycięstwa odnieśli
Chorwaci i Włosi. To właśnie te dwie
reprezentacje przodują w tabeli
grupowej. Triumfator tegorocznej Ligi
OLIMPIJSKIE
PRZYMIARKI
MARZEC
Fo
t: The
Ha
mm
er (w
ikim
ed
ia), lic
: CC
BY
-SA
3.0
Najgorętszy moment olimpijskich kwalifikacji zbliża się wielkimi krokami. Tymczasem swoje kolejne szanse otrzymują strzelcy,
a przedstawiciele innych dyscyplin walczą o punkty do rankingów. Zapraszamy do lektury kolejnej części „Olimpijskich przymiarek”!
Światowej zdobędzie bilet na Igrzyska w Rio.
Kolejny turniej z cyklu World Series rozegrali rugbiści.
W Wellington Nowozelandczycy 27:21 pokonali Anglię, zaś
w Las Vegas All Blacks 19:35 przegrali w finale z Fidżi. Po
pięciu turniejach prowadzi RPA, przed Nową Zelandią
i Fidżi. Do zakończenia rywalizacji pozostały cztery turnieje.
W Sao Paulo triumfowały natomiast Nowozelandki, które
w finale 17:10 wygrały z Australią. Po dwóch turniejach
prowadzi Nowa Zelandia, przed Australią i Kanadą. Do
końca cyklu pozostały jeszcze cztery turnieje.
POLACY W OLIMPIJSKICH RANKINGACH
Judo: Nowy sezon startów, będący jednocześnie ostatnią
szansą na walkę o punkty do olimpijskiego rankingu,
rozpoczęli już judocy. Sytuacja biało-czerwonych w tym
rankingu wygląda dość korzystnie. Na dzień dzisiejszy do
Rio pojechaliby Paweł Zagrodnik (-66 kg), Łukasz Błach
(-81 kg), Maciej Sarnacki (+100 kg), Agata Ozdoba
(-63 kg, kwalifikacja z puli europejskiej), Katarzyna Kłys (-70
kg) oraz Daria Pogorzelec (-78 kg). Realne szanse na
kwalifikacje mają także Łukasz Kiełbasiński (-60 kg), Patryk
Ciechomski (-90 kg), Arleta Podolak (-57 kg) czy Katarzyna
Furmanek (+ 78 kg).
Kolarstwo torowe: Rozegrane z lutym mistrzostwa świata
dość wyraźnie przetasowały olimpijski ranking. W tej chwili
w olimpijskich zmaganiach oglądalibyśmy tylko po jednym
zawodniku w sprincie i keirinie, jedną sprinterkę i jedną
specjalistkę od omnium.
Golf: Biało-czerwoni w rankingu golfowym sklasyfikowani
są na odległych lokatach. Wśród panów 1548. jest Paweł
Japol, zaś w klasyfikacji golfistek Martyna Mierzwa plasuje
się na 882. lokacie.
Kolarstwo górskie: Na piąte miejsce w rankingu kolarek
górskich spadły nasze panie, co na ten moment daje
nam dwie kwalifikacje olimpijskie. Awans o trzy lokaty, na
27. pozycję zanotowali Polacy, którzy znacznie przybliżyli
się do 23. miejsca – ostatniego premiowanego awansem
jednego kolarza.
Triathlon: Do większych przetasowań nie doszło także
w rankingu triathlonowym. Maria Cześnik i Agnieszka
Jerzyk na dzień dzisiejszy bez problemu wywalczyłyby
sobie prawo startu w Rio. Gorzej wygląda sytuacja na-
szych panów. Mateusz Kaźmierczak w rankingu olimpijskim
jest 93., a zdobycie przepustki gwarantuje na ten moment
62. miejsce na olimpijskiej liście kwalifikacyjnej.
Taekwondo: Mały kroczkami do kwalifikacji z rankingu
zbliża się Aleksandra Kowalczuk. Polka startująca
w kategorii +67 kg w ostatnim czasie praktycznie nie
schodzi z podium międzynarodowych turniejów. W rankin-
gu olimpijskim nasza młoda taekwondzistka jest już
jedenasta ze stratą nieco ponad 60. Punktów do Amery-
kanki Jackie Galloway, zajmującej w tej chwili ostatnie
premiowane awansem, szóste miejsce. 29.
W rankingu wagi +80 kg jest Piotr Hatowski, zaś na osiem-
nastej lokacie w kategorii -80 kg plasuje się Piotr Paziński.
Boks: Coraz większych rumieńców nabiera rywalizacja
w World Series od Boxing. Przedstawiciele każdej z wag
mają już za sobą cztery z siedmiu punktowanych do
olimpijskiego rankingu walk. W najcięższych kategoriach
ku naszej uciesze rządzą i dzielą reprezentanci Polski.
Szczególnie korzystnie wygląda sytuacja Tomasza
Jabłońskiego (75 kg), który ma solidną, pięciopunktową
przewagę nad trzema najgroźniejszymi rywalami,
a kwalifikacje w tej wadze wywalczy najlepsza dwójka.
Nieco trudniejsze zadanie stoi przed Igorem Jakubowskim,
liderem kategorii 91 kg. Polak o dwa punkty wyprzedza
zawodników z Kuby i Kazachstanu, jednakże należy
pamiętać, że tylko najlepszy zawodnik z rankingu tej wagi
wywalczy sobie prawo startu w Rio.
Jeździectwo, skoki: Walkę o punkty do olimpijskiego
rankingu rozpoczęli już jeźdźcy skaczący przez przeszkody.
Nas najbardziej interesują zawodnicy z grupy C, do której
poza Polską należą kraje Centralnej i Wschodniej Europy
oraz Centralnej Azji. Aktualnie nasz najlepszy skoczek,
Jarosław Skrzyczyński jest 123. w światowym rankingu. Na
dzień dzisiejszy kwalifikacja z tej grupy powędrowałaby do
Ukrainki Kathariny Offel – 48. w rankingu.
BILANS ZYSKÓW I STRAT
Zyski:
- Żeglarstwo (3): RS:X, RS:X, Laser
Straty:
- Piłka nożna (2): K, M
- Gimnastyka sportowa (1): drużyna M
MARZEC Z KWALIFIKACJAMI
Kolejną szansę na awans do Rio otrzymają w dniach 19-29
marca strzelcy specjalizujący się w broniach śrutowych.
W katarskim Al-Alin rozegrana zostanie bowiem druga
runda Pucharu Świata. Olimpijskie kwalifikacje wywalczy
najlepsza dwójka, spośród reprezentantów krajów, które
nie wywalczyły sobie jeszcze prawa startu na igrzyskach,
w każdej z konkurencji. Polskę reprezentować będą
Aleksandra Jarmolińska (skeet), Jakub Werys (skeet) oraz
rywalizujący w trapie Jaromir Wojtasiewicz i Jakub
Trzebiński.
Rywalizację w drugiej rundzie Ligi Światowej rozpoczęły już
polskie hokeistki na trawie. Biało-czerwone w pierwszym
meczu pokonały Tajlandię 4:1, zaś w drugim spotkaniu
uległy Hinduskom 0:2. Awans do półfinałów wywalczą
dwie najlepsze drużyny z turnieju w New Delhi. Kwalifikację
do kolejnej fazy może dać także trzecie miejsce, pod
warunkiem, że drużyny, które zajmą trzecie miejsca
w pozostałych turniejach uzyskają słabszy bilans. Półfinały
Ligi Światowej będą równocześnie turniejem
kwalifikacyjnym na IO w Rio.
Od początku marca o minima mogą walczyć pływacy.
Tutaj możecie znaleźć wskaźniki dla KOBIET i MĘŻCZYZN.
Jak do tej pory Polski Komitet Olimpijski nie podał
wymagań dla polskich pływaków, jednakże istnieje duże
prawdopodobieństwo, że nasi pływacy nie będą musieli
wypełniać innych, niż te wskazane przez FINA kryteriów.
Od jutra, tj. od 9 marca walkę o punkty do olimpijskiego
rankingu rozpoczną jeźdźcy specjalizujący się
w ujeżdżeniu i WKKW.
Tajwan, Hongkong, Indie, Iran, Jordania, Laos, Birma,
Palestyna Sri Lanka, Uzbekistan – te kraje spotkają się
w pierwszej rundzie Turnieju Kwalifikacyjnego Azji w piłce
nożnej kobiet. Trzy pierwsze drużyny awansują do drugiej
rundy, a dwoje finalistek trzeciej rundy zapewni sobie
miejsce w turnieju olimpijskim. W dniach 14-15 marca
rugbistki powalczą w kolejnym turnieju World Series
w Atlancie, natomiast rugbiści od 27-29 marca walczyć
będą w Hongkongu.
e kwalifikację
na
W dniach 19-29
marca strzelcy
specjalizujący
się w broniach
śrutowych
walczyć będą
w Al-Ain o
przepustki
olimpijskie.
Fot:
Tim
Hip
ps
www.igrzyska24.pl
facebook.com/igrzyska24
twitter.com/igrzyska24pl
instagram.com/olimpijskietetno
12
Igrzyska olimpijskie to najważniejsza
impreza czterolecia, więc jasne jest, że
udział w nich oraz zdobywane medale
przysparzają sportowcom nie lada emocji
i wzruszeń. Nawet mimo rozczarowań
formą, swoim rezultatem czy brakiem
miejsca na podium, dla wielu z nich
olimpiada to przygoda życia. Niestety
niefortunne wydarzenia sprawiły, że
niektórzy z igrzysk już nigdy nie powrócili.
Autor:
Mateusz Sołościuk
( @M_Solosciuk)
Ostatnią ofiarą olimpijskiej rywalizacji jest Nodar
Kumaritaszwili - gruziński saneczkarz, który zginął podczas
zimowych igrzysk w Vancouver w 2010 roku. 21-letni
wówczas zawodnik nie był żadnym kandydatem do
podium, a już sam udział w zawodach był dla niego
spełnieniem marzeń i dużym wyzwaniem. Niestety tor
w Whistler Olympic Park okazał się dla niego zabójczy już
podczas treningu - dzień przed pierwszą rywalizacją
o medale. Tragiczne wydarzenie miało początek w
momencie gdy Gruzin wjechał z prędkością aż 144,3
km/h w jeden z długich zakrętów, co sprawiło, że nie
utrzymał kontroli nad saniami, a siła odśrodkowa
wyniosła go na zewnątrz toru. Przy wyjściu na prostą
Kumaritaszwili gwałtownie zjechał do wewnętrznej,
odbijając się od ściany toru. Impet odbicia był tak duży,
że zawodnik wyleciał w powietrze i zatrzymał się dopiero
na stalowym słupie, który podtrzymywał zadaszenie toru.
Natychmiastowa reanimacja i transport helikopterem do
szpitala nie pomogła - Kumaritaszwili stracił życie. Gruzja
straciła swojego olimpijczyka.
IGRZYSKA ŚMIERCI
Author: Postal Administration of Georgia
Po tragicznej śmierci
Międzynarodowa Federacja
Saneczkarstwa rozważała wycofanie
swoich konkurencji zprogramu
igrzysk. Ostatecznie jednak zawody
rozegrano, sportowy świat oddał
hołd Gruzinowi, a dochodzenie
wykazało, że przyczyną wypadku
były błędy zawodnika.
Z taką opinią nie zgadzał się m.in.
Marek Skowroński, trener
reprezentacji Polski, który twierdził, że
miejsce, w którym doszło do
wypadku, nie było dobrze
przygotowane. Być może racja była
po jego stronie, w końcu po
wypadku zejście z zakrętu
poprawiono, a słupy zabezpieczono.
Kumaritaszwili spoczął w ojczyźnie
w Bakuriani, pośmiertnie odznaczony
medalem MKOl. Podczas kolejnych
igrzysk w Soczi ponownie uczczono
jego pamięć.
Wypadek Gruzina nie był pierwszym
śmiertelnym w lodowej rynnie. 56 lat
wcześniej na igrzyskach olimpijskich
w Innsbrucku sportowy świat
przeżywał śmierć urodzonego
w Polsce, a reprezentującego Wielką
Brytanię Kazimierza Kaya-
Skrzypeckiego. 54-letni saneczkarz,
najstarszy sportowiec na tamtej
imprezie, podobnie jak Kumaritaszwili
nie doczekał inauguracji zawodów,
ponosząc śmierć podczas treningu.
22 stycznia 1964 roku zjechał po
lodowej rynnie, wypadł z zakrętu,
przeleciał w powietrzu około 15
metrów, po czym z impetem upadł
na pobliską łąkę. Zmarł niedługo
potem w szpitalu. Była to pierwsza
śmierć na zimowych igrzyskach
olimpijskich, ale kolejna przyszła już
kilka dni później.
Tym razem ze światem pożegnał się
alpejczyk z Australii Leslie Ross Milne.
19-latek na kilka dni przed pierwszymi
zawodami wziął udział w treningu,
jednak podczas jego zjazdu górna
część trasy była przepełniona. Milne
aby nie wpaść na ludzi musiał
gwałtownie zahamować, przez co
stracił równowagę, przeleciał przez
zabezpieczenia i z ogromną
prędkością uderzył w drzewo. Pech
chciał, że to miejsce, zdaniem
kierownika australijskiej reprezentacji
Johna Wagnera, nie było
przygotowane na takie okoliczności.
Z drugiej strony pojawiły się głosy, że
Australijczyk był za młody, by
rywalizować w tak trudnej
dyscyplinie na takim poziomie,
a ponadto zastanawiano się czy
warto dopuszczać zawodników
z południowej półkuli do zawodów
na stoku. Innego zdania był Wagner,
który stwierdził w jednym
z wywiadów, że nawet najlepsi
narciarze mieliby ogromne problemy
w podobnej sytuacji. Najlepszy
przykład na to, że alpejczycy
z Australii czy Nowej Zelandii mogą
z powodzeniem startować
w zjeździe, dał młodszy brat Lesliego
- Malcolm, który pięć lat po
tragicznym wydarzeniu jako pierwszy
sportowiec spoza Europy wygrał
zawody Pucharu Świata.
Śmierć na stoku poniósł także Nicolas
Bochatay, jednak ten nie
rywalizował w narciarstwie alpejskim,
a w narciarstwie... szybkim -
dyscyplinie pokazowej na zimowych
igrzyskach olimpijskich w Albertville
w 1992 roku, która polega na
zjeżdżaniu w dół z jak największą
prędkością. 27-letni Szwajcar
uznawany był za jednego
z najlepszych narciarzy szybkich na
świecie, jednak najprawdopodobniej
w wyniku własnego błędu pożegnał
się z życiem. W przeddzień
zakończenia igrzysk Bochatay miał
bowiem ruszyć w dół trasy wbrew
czerwonemu światłu. Na stoku była
w tym czasie maszyna produkująca
śnieg i to właśnie uderzenie w nią
zakończyło żywot Szwajcara.
Tragiczne wydarzenia miały miejsce
także podczas letnich zmagań,
Fo
t: Dan
ny R
obin
son, C
C-B
Y-2
.0
poczynając od Sztokholmu i roku
1912. To właśnie olimpijski zgon
w nowożytnej historii, gdyż ze
światem pożegnał się Francisco
Lázaro.
Portugalski biegacz - jak wszyscy
olimpijczycy w tamtych latach -
sportem zajmował się amatorsko. Na
co dzień pracował jako stolarz
w fabryce samochodów w Lizbonie,
a w wolnym czasie biegał maratony.
Podczas zmagań w Sztokholmie
Lázaro zmarł wskutek zapaści po
przebiegnięciu 30 kilometrów.
Główną przyczyną tego była wysoka
temperatura na trasie rywalizacji oraz
fakt, iż Portugalczyk w dużym stopniu
wysmarowany był kremem na
oparzenia słoneczne, który
ograniczył możliwość naturalnego
pocenia się sportowca, co
doprowadziło do zaburzenia
równowagi elektrolitycznej płynów
ustrojowych w jego organizmie.
24 lata później w Berlinie doszło do
kolejnej tragedii. Tym razem ofiarą
olimpijskiej rywalizacji został rumuński
pięściarz Nicolae Berechet. 21-latek
w stolicy Niemiec wziął udział
w turnieju wagi piórkowej, jednak
jego przygoda z zawodami trwała
bardzo krótko, gdyż już w pierwszej
walce został wyeliminowany przez
Evaleda Seberga z Estonii, który
zwyciężył decyzją sędziów. Berechet
zmarł kilka dni później, a za oficjalną
przyczynę zgonu podano zatrucie
krwią. Nie wykluczano jednak, że do
tragedii mogło doprowadzić
krwawienie wewnętrzne z wątroby,
w którą pięściarz został uderzony
podczas turnieju.
Zdecydowanie bardziej zagadkowa
była śmierć Knuda Enemarka
Jensena, duńskiego kolarza, który
umarł na igrzyskach olimpijskich
w Rzymie w 1960 roku. Jensen wraz
z kolegami z reprezentacji startował
w wyścigu drużynowym na 100 km,
jednak po jakimś czasie
poinformował swoich partnerów, że
nie czuje się dobrze. Niels Baunsøe
oraz Vagn Bangsborg, bo o nich
mowa, szybko złapali go za koszulkę,
ratując przed upadkiem. Gdy jednak
po kilku chwilach puścili Jensena
(wcześniej spryskując dla ochłody
wodą), ten runął na ziemię,
uderzając głową o jezdnię i łamiąc
sobie czaszkę. Wkrótce został
przewieziony do przegrzanego
namiotu wojskowego znajdującego
się w pobliżu mety.
Niestety nie odzyskał tam
przytomności. I o ile same
wydarzenia na trasie nie
wzbudzają kontrowersji,
to raport z autopsji trzech
włoskich lekarzy już tak.
Kilka miesięcy po
tragicznym wydarzeniu
poinformowali oni opinię
publiczną, jakoby śmierć
Duńczyka spowodowana
była wyłącznie udarem
słonecznym. Kłóciło się to
jednak z słowami Olufa
Jørgensena, trenera
duńskich kolarzy. Ten
w wywiadzie dla
śledczych ze swojego
kraju oznajmił, iż przed
startem podał Jensenowi
i innym zawodnikom
alkohol nikotynowy. Lata
później, Alvaro Marchiori,
jeden z lekarzy, który
przeprowadzał autopsję,
przyznał, że w organizmie
Jensena wykryto ślady
kilku substancji, w tym…
amfetaminy, czyli środka
dopingującego. Po tym
tragicznym incydencie
MKOl wprowadził komisję medyczną
w 1961 roku oraz badania
antydopingowe na letnich
i zimowych igrzyskach w Meksyku
oraz Grenoble (1968).
Wszystkie wspomniane wyżej
przypadki olimpijskich zgonów miały
miejsce na sportowych trasach.
W historii igrzysk były jednak jeszcze
inne tragiczne wydarzenia – na
chorobę Heinego-Medina
(wywoływaną wirusem polio) w 1948
roku podczas londyńskiej olimpiady
zmarła czechosłowacka
gimnastyczka Eliška Misáková,
w wypadku samochodowym
w Melbourne (1956) śmierć poniósł
włoski wioślarz Arrigo Menicocci,
a w 1988 roku w Calgary zginął lekarz
Austriaków Jörg Oberhammer, który
podczas rekreacyjnej jazdy na
nartach zderzył się z innym
narciarzem, po czym wpadł pod
ratrak. Jednak największa tragedia
z udziałem uczestników igrzysk
rozegrała się w Monachium w 1972
roku, kiedy to w wyniku ataku
terrorystycznego zginęło 11
izraelskich sportowców. Więcej o
Masakrze w Monachium napiszemy
w następnym numerze.
Ulica imienia Francisco Lazaro
Fo
t: L
ijea
lso
(w
ikim
ed
ia)
lic. C
C B
Y-S
A 3
.0
Charlotte Cooper - pierwsza mistrzyni olimpijska
Na Igrzyskach w Paryżu w 1900 roku została
pierwszą kobietą z tytułem mistrzyni olimpijskiej.
Brytyjka wygrała grę pojedynczą i mieszaną
(z Reggie Dohertym) w tenisie ziemnym.
16
Ich już z nami nie ma - cykl o dawnych
dyscyplinach olimpijskich
Pęknięcia śledziony i wątroby, setki urwanych palców, kontuzje kręgosłupa, amputowane
ramiona i dłonie, skomplikowane oparzenia, tysiące litrów przelanej krwi, oraz przypadki
śmiertelne, w tym jeden przez zmiażdżenie. Nie, to nie fabuła kolejnego horroru Wesa
Cravena, a ciemna historia byłej dyscypliny olimpijskiej - przeciągania liny.
Autor:
Mikołaj Rogalski
( @Sp0rt_Fre4k)
rzynasty dzień czerwca 1978 roku
miał być kolejnym pięknym
dniem w historii gimnazjum
w Harrisburgu. Około 2300
uczniów ustawiło się na szkolnym
boisku, aby pobić rekord Guinnessa
w największym przeciąganiu liny,
jakie kiedykolwiek rozegrano.
Absolutnie nikt nie spodziewał się, że
kilka minut później w tym miejscu
rozegra się prawdziwy dramat.
Ponad 600-metrowa nylonowa lina
nie wytrzymała napięcia i pękła,
uwalniając setki kilogramów
zmagazynowanej energii.
"Poczułem, że coś się pali
i pomyślałem o linie, ale to były
dłonie. Spojrzałem w dół
i zobaczyłem krew" - relacjonował
jeden z uczestników, Shannon Meloy.
W wyniku tego zdarzenia 200
uczniów leżało rannych, większość
z oparzeniami drugiego stopnia,
pięciu z oderwanymi koniuszkami
palców, a jeden bez kciuka.
Siedemnaście lat później, w 1995
roku, pewien mężczyzna podczas gry
w Chattanooga owinął sobie linę
wokół dłoni, która została
natychmiastowo oderwana od reszty
ciała, gdy przeciwna drużyna
wykonała potężne pociągnięcie.
Zaledwie kilka dni później we
Frankfurcie zdarzył się
najtragiczniejszy wypadek w historii
przeciągania liny. Podczas kolejnej
próby bicia rekordu Guinessa jeden z
końców pękniętej liny zawinął się
niczym bicz, zabijając na miejscu
9-letniego chłopca. Gwałtownie
upadający tłum mężczyzn przygniótł
innego chłopca, który w wyniku
poniesionych obrażeń także zmarł.
Niestety nie wszyscy wyciągnęli
wnioski z tamtych wypadków i do
zawodów w dalszym ciągu zdarza się
używać zbyt mało wytrzymałych lin.
W 1997 roku podczas Dnia Retrocesji
na Tajwanie w zabawie wzięło udział
1600 uczestników. Dwóch pierwszych
członków każdego zespołu
zakończyło rywalizację z wyrwanymi
ramionami, które na szczęście
w szpitalu udało się przyszyć.
Pozostałymi kontuzjami
T
Współczesne przeciąganie liny wykształciło się na
statkach handlowych, oraz na okrętach brytyjskiej
marynarki wojennej. Żeglarze w taki sposób utrzymywali
formę fizyczną, oraz zapewniali sobie rozrywkę. Gdy
żołnierze odeszli ze służby na stały ląd, przeciąganie
liny najpierw rozprzestrzeniło się w jednostkach policji
i straży pożarnej, a następnie w całej Anglii.
były pęknięte śledziona i wątroba,
uszkodzony kręgosłup i setki innych
mniejszych urazów. Poważnie
poszkodowani zostali ambasado-
rowie Kostaryki, Gwatemali
i Nikaragui.
Tak dramatyczne kontuzje zdarzają
się jednak niezwykle rzadko.
Przeciąganie liny jest bezpiecznym
sportem, o ile stosuje się
wystarczająco wytrzymały sprzęt
i dozwolone techniki ciągnięcia.
Obecnie zaleca się nie
przekraczanie 20% maksymalnej
możliwości liny, którą oblicza się za
pomocą specjalnego wzoru.
Jednak nie zawsze tak było. Pierwsze
udokumentowane wzmianki o tej
dyscyplinie pochodzą sprzed 4000 lat
z nagrobka z egipskiej Sakkary, na
którym widnieją dwa zespoły po
trzech młodych ludzi, starających
przeciągnąć się nawzajem. Takie
zabawy, z liną lub bez,
praktykowane były na całym świecie
m.in. w Kongo, Indiach, Nowej
Zelandii, czy na Hawajach. Starożytni
Grecy używali przeciągania liny jako
osobnej dyscypliny, a także do
treningu siłowego, będącego bazą
do innych sportów. W średnio-
wiecznej Europie w taki sposób do
walk przygotowywali się Wikingowie,
choć oni używali zwierzęcych skór,
które przeciągali nad paleniskiem.
Współczesne przeciąganie liny
wykształciło się na statkach
handlowych, oraz na okrętach
brytyjskiej marynarki wojennej.
Żeglarze w taki sposób utrzymywali
formę fizyczną, oraz zapewniali sobie
rozrywkę. Gdy żołnierze odeszli ze
służby na stały ląd, przeciąganie liny
najpierw rozprzestrzeniło się
w jednostkach policji i straży
pożarnej, a następnie w całej Anglii.
Dyscyplina szybko zyskiwała na
popularności i w 1900 roku
zadebiutowała na Igrzyskach
Olimpijskich w Paryżu jako jedna
z konkurencji lekkoatletycznych.
Z powodu niekorzystnego
harmonogramu amerykańscy
lekkoatleci musieli wycofać się
z rozgrywek, toteż od razu rozegrano
finał, w którym drużyna duńsko-
szwedzka z łatwością pokonała
gospodarzy. Cztery lata później
w St. Louis całe podium przypadło
drużynom ze Stanów Zjednoczonych.
Dwa zespoły złożone z lokalnych
zawodników musiały uznać wyższość
Milwaukee Athletic Club. W 1908
roku Amerykanie nie zdołali już
stanąć na podium, a wszystkie
medale zgarnęły zastępy brytyjskiej
policji, z której najlepszy okazał się
oddział londyński. Obrońcy tytułu
pojechali także na kolejne igrzyska
do Sztokholmu, gdzie zaplanowano
10-meczową rundę grupową. Ze
względu na wycofanie się Austrii,
Bohemii i Luksemburga do
rozegrania pozostał jedynie finał
i złote medale ponownie zawisły na
szyjach policjantów, lecz tym razem
szwedzkich. Mimo iż w 1920 roku
w Antwerpii w konkursie
przeciągania liny wzięło udział
rekordowe 5 krajów, był to dla tej
dyscypliny ostatni w historii występ
olimpijski. Mistrzami ponownie zostali
Brytyjczycy, a na podium
zadebiutowali Holendrzy i Belgowie.
Obecnie przeciąganie liny ma się
wyjątkowo dobrze. Powstają nowe
związki krajowe, a międzynarodowa
federacja co dwa lata organizuje
mistrzostwa świata w różnych
kategoriach wiekowych i wago-
wych, zarówno w hali, jak i na
otwartym terenie. W naszym kraju
działa Związek Przeciągania Liny
w Polsce i właśnie poszukuje
zawodników, aby stworzyć drużynę
narodową, która docelowo ma
wziąć udział w World Games 2017
we Wrocławiu. W planach na 2015
rok są występy na mistrzostwach
Polski, oraz mistrzostwach Europy
w konkurencjach outdoor w Irlandii,
zaś w 2016 roku występ na halowych
mistrzostwach Europy w Holandii.
Szansa powrotu na igrzyska
olimpijskie: 15%
Przeciąganie liny od 1981 roku
nieprzerwanie obecne jest na
World Games i w 2017 roku polscy
kibice będą mieli okazję
zobaczyć je na własne oczy we
Wrocławiu. Dyscyplina ta wbrew
pozorom jest niezwykle
efektowna, z roku na rok zyskuje
na popularności, a przede
wszystkim jest tania w organizacji!
Do przeprowadzenia zawodów
nie potrzeba niczego poza liną
i kawałkiem trawy, co jest
mocnym argumentem dla osób
starających się o ponowne
włączenie przeciągania liny do
rodziny olimpijskiej. Poczyniono już
w tym celu pewne kroki, a grono
lobbystów i sympatyków
przeciągania liny stale się
powiększa.
18
Autor:
Szymon Burak
( @Szymson23)
Drużyna, która na zawsze
zmieniła koszykówkę
„Dream Team to największa rzecz, jakiej dokonałem w karierze. Nigdy więcej nie będzie takiej
drużyny. Nie ma szans” – powiedział pięciokrotny mistrz NBA, trzykrotny zdobywca nagrody MVP,
legenda Los Angeles Lakers, Magic Johnson, kapitan drużyny, która 23 lata temu na parkietach
w Barcelonie miażdżyła kolejnych rywali zdobywając w fantastycznym stylu złoto i na zawsze
zapisując się w historii jako najlepsza drużyna jaka kiedykolwiek wystąpiła na igrzyskach
olimpijskich.
Marzenie
Nazywał się Boris Stanković, przez
większość swojego życia był…
inspektorem zajmującym się kontrolą
jakości mięsa w Belgradzie. Jako
koszykarz rozegrał 36 spotkań dla
reprezentacji Jugosławii, wystąpił
m.in. na pierwszych w historii
Mistrzostwach Świata w 1950 roku
w Argentynie, gdzie jego
reprezentacja zajęła ostatnie,
dziewiąte miejsce. Po zakończeniu
kariery zajął się trenerką – prowadził
m.in. Patrizan Belgrad czy
Pallacanestro Cantù, z którym w 1968
roku sięgnął po mistrzostwo Włoch.
Wtedy to do pracy w FIBA skusił go
ówczesny sekretarz generalny tej
organizacji, Renato William Jones.
Urodzony w Rzymie syn Brytyjczyka
i Francuzki znany był przede
wszystkim ze swojej decyzji podczas
finału Igrzysk Olimpijskich
w Monachium w 1972 roku -
Amerykanie wygrali ten mecz ze
Związkiem Radzieckim 50:49, jednak
Jones nakazał sędziom wydłużenie
meczu o trzy sekundy w związku
z rzekomą awarią zegara – Rosjanie
to wykorzystali i zwyciężyli 51:50,
a mecz przeszedł do historii jako
jeden z największych skandali
w historii igrzysk.
Jones uważał Stankovicia ze
przyszłość FIBA – w 1974 roku wysłał
go za ocean – „Nie zrozumiesz
koszykówki, jeśli nie zapoznasz się
z tym, jak wygląda ona w Stanach” –
powiedział. 49-letni wówczas Serb
zakochał się w amerykańskim
baskecie od pierwszego meczu.
Trapiła go tylko jedna rzecz –
dlaczego ci naprawdę najlepsi,
gwiazdy NBA, nie mogą grać na
imprezach międzynarodowych –
mistrzostwach świata i igrzyskach
olimpijskich.
Na igrzyskach od lat startowali
amatorzy i nikomu to nie
przeszkadzało, choćby dlatego, że
nawet amerykańscy koszykarze z lig
uczelnianych niepodzielnie
dominowali na imprezach rangi
mistrzowskiej (do 1992 roku tylko trzy
razy nie zdobyli złota – w 1972,
w 1980 z powodu bojkotu oraz
w 1988). No właśnie, nikomu nie
licząc Stankovicia. Urodzony
w małym miasteczku Bihac,
położonym aktualnie na terenie
Bośni, Serb po powrocie do Europy
powiedział Jonesowi, że głównym
celem FIBA powinno stać się
umożliwienie gwiazdom NBA gry na
igrzyskach. Pomysł dość
abstrakcyjny, jednak inspektor do
spraw kontroli jakości mięsa nie
zamierzał z niego rezygnować.
Pod koniec 1985 roku Stanković, już
jako sekretarz generalny FIBA
(zastąpił na tym stanowisku Jonesa,
który zmarł w 1981 r.) spotkał się
z komisarzem NBA Davidem Sternem
oraz jego zastępcą Russem
Granikiem i przedstawił swój
kosmiczny pomysł. Stern zareagował
dość entuzjastycznie – miał w tym
przecież też swój interes –
popularyzacja będącej w kryzysie ligi
na Starym Kontynencie. Z drugiej
strony nie mógł sobie wyobrazić
wprowadzenia igrzysk do bardzo
napiętego terminarza. Serb
zaproponował więc kompromis –
imprezę, w której wziąłby udział klub
z NBA i drużyny w Europy. Tak
narodził się McDonald’s Open
rozegrany po raz pierwszy w 1987
roku w Milwaukee. Miejscowi Bucks
zwyciężyli reprezentację ZSRR i włoski
klub Tracer Milano. Miał to być
pierwszy krok planu Stankovicia.
12 wspaniałych
FIBA przystąpiła do głosowania nad
projektem Stankovicia w 1986 roku
na kongresie w Madrycie, jednak
nadzieje inspektora od mięsa spełzły
wówczas na niczym. Do ponownego
głosowania przystąpiono trzy lata
później, projekt przyjęto stosunkiem
Chuck Daly – trener „Dream Teamu” z Igrzysk w Barcelonie w 1992 roku
Fo
t: Flick
r (wik
imed
ia), CC
-BY
- 2.0
Charles Barkley - najbardziej kontrowersyjna postać Drużyny Marzeń
głosów 56-13. Marzenie się spełniło.
Wszyscy zadawali sobie jednak
pytanie – co teraz? Czy ktoś zmusi
gwiazdy NBA do odpuszczenia sobie
wakacji i wyjazdu na olimpijski
turniej? Kto przekona właścicieli
klubów najlepszej ligi świata do
zwolnienia swoich zawodników? I co
na to wszystko David Stern?
Los chciał, że sprawy potoczyły się w
dobrym kierunku. Gwiazdy
z entuzjazmem przyjęły informacje
o wyjeździe na olimpijski turniej do
Barcelony, a i kluby zbytnio nie
protestowały. Sporą rolę odegrał
wybrany później na kapitana Dream
Teamu Magic Johnson. Gwiazdor Los
Angeles Lakers jako pierwszy przyjął
powołanie i pokazał reszcie, że
występ na igrzyskach w barwach
Stanów Zjednoczonych to naprawdę
„coś”.
Pierwszych dziesięciu zawodników
Dream Teamu ogłoszono oficjalnie
21 września 1991 roku podczas
specjalnego programu transmito-
wanego w telewizji NBC. Jako
pierwszego, gospodarz programu
wymienił wspomnianego już
wcześniej Magica Johnsona – 206-
centymetrowego rozgrywającego,
pierwszy numer draftu 1979, przez
całą karierę związanego
z jednym klubem – LA Lakers,
w Barcelonie kapitana Dream
Teamu. Następnie podano nazwisko
Charlesa Barkley’a, bez wątpienia
jednego z najlepszych silnych
skrzydłowych w historii. Jego
powołanie nie mogło być
zaskoczeniem, choć tak naprawdę
„Sir Charles” nie mógł być pewny
wyjazdu na igrzyska. Wszystko przez
jego pozaboiskowe wybryki – kiedyś
przez pomyłkę opluł ośmioletnią
dziewczynkę siedzącą na trybunach,
innym razem wyrzucił przez okno
mężczyznę z klubu nocnego
w Orlando, a gdy podczas rozprawy
sądowej sędzia zapytał go czy żałuje
swojego czynu odpowiedział –
„żałuję, że nie byliśmy na wyższym
piętrze”. Koniec końców komitet USA
Basketball zdecydował się jednak
powołać Barkley’a.
Następnym był Karl Malone.
Popularny „Listonosz” to do dziś nr 2
na liście koszykarzy z największą
ilością punktów w NBA – ma ich na
koncie 36 928 i ustępuje pod tym
względem tylko Kareemowi
Abdulowi-Jabbarowi (38 387). John
Stockton – najniższy członek drużyny
(185 cm), jeden z najlepszych
asystujących w historii NBA. Patrick
Ewing – center New York Knicks,
mający jamajskie korzenie pierwszy
numer draftu 1985. David Robinson –
legenda San Antonio Spurs, w Dream
Teamie raczej outsider, największe
sukcesy, w tym dwukrotne
mistrzostwo NBA, odnosił po
Igrzyskach w Barcelonie. Larry Bird –
będący u schyłku kariery król rzutów
za trzy punkty, trzykrotny mistrz NBA,
trzykrotny zdobywca nagrody MVP.
Chris Mullin – jego wybór to raczej
niespodzianka, choć jak się później
okazało – był to strzał w dziesiątkę.
Scottie Pippen – chłopak z Arkansas,
współtwórca sukcesów tego, który
wymieniony został jako ostatni.
Michael Jordan – powszechnie
uważany za najlepszego koszykarza
w historii. Legenda Chicago Bulls,
sześciokrotny mistrz NBA, pięciokrotny
MVP sezonu zasadniczego,
sześciokrotny MVP finałów, 14 razy
wybierany do udziału w meczu
gwiazd NBA. Bez wątpienia
prawdziwy lider będący wówczas
u szczytu swoich możliwości.
W składzie pozostały jeszcze dwa
wolne miejsca. 11 maja 1992 roku
ogłoszono, że zajmą je Clyde Drexler
z Portland Trail Blazers, porównywany
stylem gry do Jordana, oraz
zawodnik uczelni Duke Christian
Laettner, który dopiero rozpoczynał
swoją karierę (w drafcie 1992
wybrany został z numerem trzecim
przez Minnesota Timberwolves).
Nad wszystkim czuwał nieżyjący już
niestety trener Chuck Daly,
szkoleniowiec Detriot Pistons,
z którymi sięgnął po dwa mistrzostwa
NBA (1989, 1990). Człowiek o wielkich
zdolnościach przywódczych.
Pomagała mu trójka asystentów,
pierwszym z nich był Lenny Wilkens,
jako zawodnik dziewięciokrotny
uczestnik meczu gwiazd, jako trener
mistrz NBA z Seattle SuperSonics.
Drugim - Mike Krzyzewski, człowiek
o polskich korzeniach, trener
akademickiej drużyny Duke i od 2006
roku pierwszy trener reprezentacji
USA. Trzecim asystentem był inny
trener uniwersytecki - P. J. Carlesimo.
Dream Team podbija świat
Droga Dream Teamu na Igrzyska
w Barcelonie prowadziła przez
Portland w stanie Oregon, gdzie
między 28 czerwca a 5 lipca
rozgrywane były amerykańskie
kwalifikacje do igrzysk. Jordan,
Magic, Bird i reszta nie mieli sobie
równych pokonując kolejno: Kubę,
Kanadę, Panamę, Argentynę,
Portoryko i Wenezuelę różnicą
odpowiednio: 79, 44, 60, 41, 38 i 47
punktów! Tym, czym był Dream
Team dla rywali świadczą choćby
słowa gwiazdy reprezentacji Brazylii,
uważanego za jednego z naj-
lepszych graczy w historii, którzy
nigdy nie grali w NBA, Oscara
Schmidta. Grający wówczas w lidze
włoskiej koszykarz powiedział, że
w Portland „chciałby zebrać
autografy od wszystkich członków
drużyny amerykańskiej”. Nikt nie
myślał tu o nawiązaniu równej walki.
Igrzyska w Barcelonie rozpoczęły się
25 lipca, a Dream Team pierwszy
mecz miał rozegrać dzień później
przeciwko Angoli. Na konferencji
prasowej przed tym spotkaniem
dziennikarze zapytali Charlesa
Barkley’a czy wie coś o Angoli? Ten
w swoim stylu odpowiedział słynnymi
słowami - „Nic kurde nie wiem
o Angoli, ale Angola ma problem”.
I miał racje – podopieczni Chucka
Daly’ego roznieśli mistrzów Afryki
116:48, a antybohaterem spotkania
był… Barkley, który ciosem łokciem
w plecy znokautował angolskiego
skrzydłowego, Herlandera Coimbrę.
Po meczu „Sir Charles” opisywał to
zajście: ''Jeśli ktoś mnie uderzy,
zawsze oddaję. Nawet jeśli wygląda
jakby nie jadł od kilku tygodni.
Myślałem, że za chwilę zaatakuje
mnie włócznią.”. Amerykański
Komitet Olimpijski zastanawiał się
nawet nad odesłaniem Barkley’a do
domu, ostatecznie jednak do
niczego takiego nie doszło.
Kolejnym rywalem Amerykanów
w grupie A byli Chorwaci, wówczas
najlepsza europejska drużyna
z dwoma bardzo solidnymi graczami
- Tonim Kukocem, kolegą Jordana
i Pippena z Chicago Bulls oraz
Draženem Petroviciem, gwiazdą
New Jersey Nets, który rok po
Igrzyskach w Barcelonie zginął
w wypadku samochodowym. Mimo
walki zawodnicy z Bałkanów nie byli
w stanie przeciwstawić się wielkiej siły
ognia Dream Teamu – Jordan
i spółka zatrzymali Toniego Kukoca,
który w całym meczu zdobył
zaledwie 4 punkty i zwyciężyli 103:70.
Kolejni rywale byli bez żadnych
problemów pochłaniani przez Dream
Team – Niemcy 111:68, Brazylia
127:83 i Hiszpania 122:81. Najlepsza
drużyna w historii zakończyła
rywalizację w grupie A na – nie
mogło być inaczej – pierwszym
miejscu i w ćwierćfinale trafiła na
Portorykańczyków, których miesiąc
wcześniej pokonała różnicą 38
punktów w mistrzostwach Ameryki.
4 sierpnia w Palau Municipal
d'Esports de Badalona różnica była
identyczna, nieco inny wynik –
115:77. Liderem Dream Teamu był
w tym meczu dość niespodziewanie
Chris Mullin, zdobywca 21 punktów.
6 sierpnia nadszedł czas na półfinał
przeciwko Litwinom. Kraj, który
niepodległość odzyskał dwa lata
wcześniej i był to jego debiut na
igrzyskach, nie miał większych szans
w starciu z Drużyną Marzeń. Na
parkiecie dominował Jordan, który
zdobył 21 punktów i dołożył do tego
3 zbiórki, 4 asysty i 6 przechwytów,
a Amerykanie zwyciężyli 127:76.
Ogółem, aż dziewięciu z dwunastu
graczy reprezentacji USA miało
dwucyfrową zdobycz punktową.
Dwa dni później, 8 sierpnia,
w przedostatnim dniu igrzysk, tuż po
zakończeniu bardzo interesującego
nas finału turnieju piłkarzy, w którym
Polacy ulegli 2:3 Hiszpanii i sięgnęli po
srebrne medale, rozpoczął się wielki
finał turnieju koszykówki – Chorwacja
mierzyła się z USA. Mimo bardzo
dobrej postawy tercetu Petrović
(24 punkty, 5 asyst, 4 przechwyty),
Radja (23 punkty, 6 zbiórek), Kukoč
(16 punktów, 5 zbiórek, 9 asyst)
koszykarze z Bałkanów nie byli
w stanie przeciwstawić się najlepszej
drużynie w historii. Prowadzeni przez
Michaela Jordana (22 punkty)
Amerykanie mecz zaczęli słabo
i w pewnym momencie przegrywali
nawet 23:25, lecz z czasem złapali
doby rytm i ostatecznie triumfowali
117:85. Był to najbardziej wyrównany
mecz Dream Teamu na Igrzyskach
w Barcelonie, bo wygrany przez
chłopców Daly’ego różnicą
„zaledwie” 32 punktów.
Dream Team II?
Cztery lata później Amerykanie
gościli igrzyska u siebie, w Atlancie.
W stolicy stanu Georgia zagrało
pięciu zawodników Dream Teamu
z 1992 roku – Charles Barkley, Karl
Malone, Scottie Pippen, David
Robinson i John Stockton. Do tego
doszło kilka młodych, przyszłych
gwiazd parkietów NBA – Shaquille
O’Neal, Hakeem Olajuwon czy Gary
Payton. Trenerem był natomiast
Lenny Wilkens – asystent Chucka
Daly’ego w Barcelonie. Zespół
nazywany przez niektórych Dream
Teamem II sięgnął po złoto, bez
większych problemów rozbijając
każdego z rywali różnicą co najmniej
22 punktów. W finale ofiarą padli
Jugosłowianie. Wynik nie
pozostawiał żadnych złudzeń –
95:69.
Jak zgodnie podkreślają jednak
zawodnicy Dream Teamu z Barce-
lony – to już nie było to samo.
Drużyna z Barcelony to było coś
wyjątkowego, coś co nigdy się nie
powtórzy. Najlepsi z najlepszych
u szczytu swoich możliwości – Jordan,
Pippen, Barkley, Malone czy wielcy
weterani Bird i Magic. Jak powiedział
niegdyś ten ostatni – „Nigdy więcej
nie będzie takiej drużyny”.
Źródło:
Jack McCallum „Dream Team”
www.basketball-reference.com
22
tegorocznym sezonie
letnim będziemy
przeżywali moc emocji
związanych ze sportami
zespołowymi. Zacznijmy od
najbardziej zimowego z nich.
W kwietniu będziemy mieli okazje
śledzić walkę naszych hokeistów
o awans do elity. Biało-czerwoni
zagrają w Krakowie z Węgrami,
Ukrainą, Japonią, Kazachstanem
i Włochami. Nie możemy od
naszych zawodników oczywiście
wymagać awansu, ale... wszyscy
od 19 do 25 kwietnia na pewno
będziemy mocno trzymać za nich
kciuki. Nieco później – w maju –
zagra natomiast elita. 16
najlepszych zespołów globu, na
czele z takimi potęgami jak USA,
Kanada, Szwecja, Finlandia czy
Rosja...
O ile zimowy hokej będzie
emocjonował nas latem, o tyle na
całkiem letnią piłkę ręczną
poczekamy do zimy. Latem nie
będziemy mogli narzekać za to na
brak wrażeń związanych
z siatkówką. Nasi mistrzowie świata
będą mieli w tym roku niezwykle
dużo pracy. Najpierw Liga
Światowa, która rozpocznie się już
pod koniec maja i potrwa aż do
lipca. To jednak nie wszystko!
Niemal od razu po finałach LŚ nasi
zawodnicy będą musieli szybko
wyjechać do Japonii, gdzie już
w sierpniu powalczą na Pucharze
Świata. Stawka będzie bardzo
wysoka – 3 najlepsze zespoły
awansują bowiem bezpośrednio
na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Po
dwóch tak męczących imprezach
czekać nas będzie jeszcze...
najważniejsza (chyba) impreza
sezonu – Mistrzostwa Europy. Tutaj
także, obok Rosjan i Włochów
(oraz zawsze groźnych Francuzów,
Bułgarów czy Serbów), będziemy
jednymi z głównych faworytów do
złota. Wygranie trzech tak
ważnych imprez jedna po drugiej
zdaje się graniczyć z cudem, ale...
historia pokazuje, że Polacy zdolni
są do dokonywania rzeczy
niemożliwych.
O ile w przypadku panów ten rok
może być usłany różami, o tyle
w przypadku pań... niekoniecznie.
Tutaj również zapowiada się
maraton: World Grand Prix, Puchar
Świata i Mistrzostwa Europy. Biało-
czerwone zaistnieć będą mogły
jednak tylko na jednym z tych
trzech turniejów. Na WGP zagrają
w dywizji II, a zatem sukcesem
będzie tu rozegranie dobrych
finałów (odbędą się w Polsce)
i awans do światowej elity.
O Pucharze Świata nasze rodaczki
na tym etapie mogą niestety
jedynie pomarzyć. Szansa pojawia
się zatem dopiero podczas ME. Te
odbędą się od 26 września do
4 października. Pomimo grupy
z Włoszkami i Holenderkami liczymy
na – żeby nie było zbyt
wygórowanie – pierwszą ósemkę.
Żeby nie było monotematycznie –
kilka słów o koszykówce. I tu
polskie reprezentacje zobaczymy
bowiem na Mistrzostwach Europy.
Nasze reprezentantki w grupie
zagrają z Turczynkami,
Białorusinkami, Greczynkami
i Włoszkami na początku lata
(czerwiec), natomiast na koniec
najcieplejszej pory roku (wrzesień)
na parkiet wyjdą nasi koszykarze,
którzy zmierzą się z Francją, Rosją,
Bośnią, Izraelem i Finlandią.
Liczymy na niespodzianki.
W
Na zewnątrz robi się coraz cieplej. Trudno usiedzieć
w domu, ale całe szczęście, że igrzyska24.pl działa
bez problemów również na komórkach i tabletach...
Główną zaletą tego, że robi się coraz cieplej jest
jednak coś innego – do łask wracają sporty letnie!
Ojj... będzie się działo. Prześledźmy zatem, co przed
nami!
Autor:
Dawid Brilowski
( @BrilovD96)
Nie samymi zespołówkami żyje jednak człowiek. Po
sukcesach z zeszłego roku – świetnych występach Rafała
Majki na „Wielkiej Pętli” i Michała Kwiatkowskiego na MŚ
wiele osób w tym roku zapragnie zapewne śledzić
poczynania naszych kolarzy. Co prawda sezon już trwa,
ale na najważniejsze wyścigi dopiero przyjdzie pora.
W maju oglądać będziemy Giro d'Italia, Tour de France
odbędzie się tradycyjnie w lipcu, a Vuelta a España na
przełomie sierpnia i września. Poczynania Biało-
czerwonych z wielką uwagą będziemy mogli śledzić także
na naszej ziemi. Najbardziej prestiżowy wyścig kolarski
w naszym kraju – Tour de Pologne – odbędzie się w dniach
2-8 sierpnia.
Niesamowicie popularnym sportem indywidualnym
w Polsce staje się również tenis ziemny. Za nami Puchar
Hopmana oraz Australian Open. Przed nami natomiast
jeszcze ciekawsze turnieje. Od połowy maja do lipca
będą miały miejsce dwa ogromnie cenione turnieje,
uznawane za jedne z najważniejszych w sezonie. Najpierw
zawodnicy i zawodniczki powalczą na mączce Rolanda
Garrosa w Paryżu, by następnie stoczyć bój
w wielkoszlemowym Wimbledonie na zielonej trawie.
Zmagania najlepszych dopełni US Open, który w tym roku
zaplanowano na początek września. Wówczas dowiemy
się być może czy Novakowi Djokoviciowi udało się
zgarnąć wszystkie możliwe trofea? A może to któryś
z naszych reprezentantów zaszokuje świat?
A jeśli nie w tenisie, to na pewno w lekkiej atletyce!
Z Pekinu jakieś krążki powinniśmy przywieźć! To tam,
w Chinach właśnie, odbędą się pod koniec sierpnia
Mistrzostwa świata w lekkoatletyce. A na taką imprezę
zawsze mamy kilka(naście) nadziei, z czego co najmniej
kilka niezawodnych.
Jednak zwieńczeniem całego lata będą trzy imprezy
multidyscyplinarne. O ile Uniwersjada i EYOF może nie są
jakimiś prestiżowymi zawodami, o tyle Igrzyska Europejskie
takowymi mają być. Pierwsza ich edycja odbędzie się
w czerwcu w Baku. Polacy wysyłają do Azerbejdżanu
naprawdę silną ekipę i liczymy na pokaźny worek
z medalami, a do tego mamy nadzieję, że impreza ta
stanie się bardzo prestiżowa i namiastkę letnich igrzysk
olimpijskich na rok przed nimi będziemy oglądać
regularnie z zapartym tchem i wypiekami na twarzy.
Daty imprez multidyscyplinarnych lata 2015:
12.06 – 28.06: Igrzyska Europejskie (Baku, Azerbejdżan)
3.07 – 14.07: Uniwersjada (Gwangju, Korea Południowa)
26.07 – 1.08: EYOF (Tbilisi, Gruzja)
Daty najważniejszych imprez indywidualnych lata 2015:
09.05 – 31.05: Kolarstwo, Giro d'Italia (Włochy)
19.05 – 07.06: Tenis, Wielki Szlem, Roland Garros (Paryż, Francja)
29.06 – 12.07: Tenis, Wielki Szlem, Wimbledon (Londyn, Anglia)
04.07 – 24.07: Kolarstwo, Tour de France (Francja)
24.07 – 09.08: Mistrzostwa świata w sportach wodnych (Kazań, Rosja)
02.08 – 08.08: Kolarstwo, Tour de Pologne (Polska)
22.08 – 30.08: Mistrzostwa świata w lekkoatletyce (Pekin, Chiny)
22.08 – 13.09: Kolarstwo, Vuelta a España (Hiszpania)
31.08 – 13.09: Tenis, Wielki Szlem, US Open (Nowy Jork, USA)
Daty najważniejszych imprez sportów zespołowych w lecie 2015:
29.05 – 19.07: Liga Światowa siatkarzy (finały w Brazylii)
11.06 – 28.06: Mistrzostwa Europy koszykarek (Rumunia)
03.07 – 02.08: World Grand Prix siatkarek (finały w USA)
31.07 – 02.08: Finały dywizji II WGP (Polska)
22.08 – 06.09: Puchar Świata siatkarek (Japonia)
5.09 – 20.09: Mistrzostwa Europy koszykarzy (Francja, Niemcy, Chorwacja, Łotwa)
08.09 – 23.09: Puchar Świata siatkarzy (Japonia)
26.09 – 04.10: Mistrzostwa Europy siatkarzy (Holandia/Belgia)
09.10 – 18.10: Mistrzostwa Europy siatkarek (Bułgaria/Włochy)
24
Boks jest jedną z tych dyscyplin olimpijskich, w której złoty medal aktualnie nie jest
największym sukcesem dla sportowca uprawiającego tę dyscyplinę. Oczywiście dla
amatorów tak, ale każdy początkujący pięściarz marzy o wielkich walkach w USA czy
Niemczech, których stawką będą mistrzowskie pasy najważniejszych federacji
zawodowych. Kto dziś nie zna takich zawodników jak Rachim Czakijew, Odlanier Solís,
Aleksander Powietkin czy Andre Ward? Ich marzenia się spełniły - wszyscy są idolami
fanów boksu zawodowego. Ale łączy ich jeszcze jedno – olimpijskie złoto.
Autor:
Przemysław Kucharzak
( @Bziemek)
Ateńskie ciężkie działa
ierwsze igrzyska XXI w. (bo
tylko tymi się zająłem w tymże
artykule) odbyły się
w Atenach. Grecy mieli okazję
zobaczyć na nich naprawdę
wspaniałych bokserów, szczegól-
nie w najcięższych kategoriach
wagowych. To właśnie na ringu
w hali Peristeri olimpijskie złoto
w kategorii lekkociężkiej wywalczył
zdecydowanie najbardziej utytuło-
wany mistrz olimpijski XXI w. - Andre
Ward. Jedenaście lat później
Amerykanin jest wielką gwiazdą
ringów zawodowych, a jego walki
sprzedają się niczym świeże
bułeczki, nawet w systemie Pay-
per-view. Ward aktualnie jest
mistrzem świata w kategorii
średniej federacji WBC i WBO.
Dodatkowo we wspaniałym stylu
wygrał turniej Super Six,
a fachowcy przepowiadają, że za
kilka lat będzie stawiany na równi
z największymi legendami
„szermierki na pięści”. Trudno się
z tą opinią nie zgodzić, skoro
z Wardem żadnych szans nie mieli
tacy zawodnicy jak: Mikkel Kessler,
Carl Froch czy Chad Dawson.
Zostać pobitym przez braci Kliczko
to żadna ujma, a właśnie takim
„wyczynem” mogą pochwalić się
Odlanier Solís (mistrz w wadze
ciężkiej) i Aleksander Powietkin
(mistrz w wadze superciężkiej).
Obydwaj swoją karierę na
zawodowych ringach prowadzili
wręcz wzorowo i obydwaj polegli
na „maturze”, czyli walce z jednym
z ukraińskich gigantów. Odlanier
Solís w marcu 2011 roku w Kolonii
przegrał już w pierwszej rundzie
z Witalijem. Walka ta przyniosła
wiele kontrowersji, gdyż tak
naprawdę do dziś nie wiadomo
czy pojedynek zakończył cios
Kliczki czy kontuzja, którą zgłosił
Solis. Drogę po mistrzowski pas
Powietkina powstrzymał za to
Władimir. Rosjanin co prawda
doczekał aż do dwunastej rundy,
ale wcześniej nie zrobił zbyt wiele
by przerwać hegemonię braci
Kliczko. Co ciekawe, Powietkin
przystępując do walki z Kliczką był
oficjalnie mistrzem świata federacji
WBA, po tym jak pokonał Rusłana
Czagajewa. Jednak tytuł ten był
dosyć naciągany, gdyż możni
P
Aleksander Powietkin
Fo
t: Fry
zzer (wik
imed
ia), CC
-BY
-3.0
Andre Ward
Fo
t: Ak
ira Ko
uch
iyam
a (wik
imed
ia), CC
-BY
-
zawodowego boksu wymyślili tytuł
superczempiona dla Kliczki,
a resztę pasów porozdawali innym
bokserom. Dziś drogi Solisa
i Powietkina troszkę się rozchodzą.
Rosjanin powoli odbudowuje swoją
pozycję w światowych rankingach,
zwyciężając w dwóch kolejnych
walkach. Kubańczyk natomiast
niedawno uległ Tony’emu
Thompsonowi, zamykając sobie
raczej już drogę na szczyt
w kategorii ciężkiej.
Kubańczycy w Atenach wywalczyli
aż pięć złotych medali. Jednym ze
szczęśliwców był również Yuriorkis
Gamboa. Niestety dla niego,
podobnie jak jego dużo cięższy
rodak (Gamboa okazał się najlepszy
w wadze muszej), Kubańczyk nie
sprawdził się w swojej „walce życia”.
Po 23 kolejnych wygranych,
Gamboa otrzymał prawo do walki
z Terrencem Crawfordem, której
stawką był pas mistrza świata WBO
w kategorii lekkiej. Crawford okazał
się rywalem zbyt mocnym i mistrz
olimpijski w dziewiątej rundzie
wylądował na deskach, a sędzia
odliczył do dziesięciu. Po tej porażce
Gamboa odbył do tej pory jedną
zwycięską walkę z mało
wymagającym rywalem.
Zatrzymany przez Polaka
Wspaniałe tradycje rosyjskiego
pięściarstwa na IO w Pekinie
podtrzymał najlepszy w kategorii
ciężkiej Rachim Czakijew. Bokser
z Tobolska jednak długo nie
rozkoszował się swoim sukcesem i już
rok później zadebiutował na
zawodowym ringu. Sielanka trwała
przez pierwszych 16 walk, w których
Czakijew nie znalazł pogromcy.
Rozochoceni promotorzy oraz sam
bokser postanowili więc, że
w następnej walce zabiorą pas mistrz
świata w kategorii junior ciężkiej
Krzysztofowi Włodarczykowi. Innego
zdania jednak był „Diablo”, który na
ringu w Moskwie „zgasił światło”
ulubieńcowi rosyjskiej publiczności
w ósmej rudzie mistrzowskiego
pojedynku. Kariera Czakijewa jednak
ponownie nabiera tempa. Od
porażki z Włodarczykiem, Rosjanin
wygrał już pięć walk i chyba pewnie
zmierza do kolejnej szansy na
wywalczenie mistrzowskiego pasa.
Rywalizację w kategorii średniej
w Workers Arena zdominował
Brytyjczyk – James DeGale.
Podobnie, jak Czakijew, tak i on
chwilę później pojawił się
w zawodowym ringu. Jednak jego
seria walk bez porażki trwała dużo
krócej, bo tylko dziesięć walk.
W kolejnej jego pogromcą okazał się
George Groves. Niby „nic dwa razy
się nie zdarza”, ale jak wiemy
przysłowia lubią się nie sprawdzać.
DeGale znowu wygrał dziesięć walk
z rzędu, w tym eliminator do
pojedynku o tytuł mistrza IBF
w superśredniej z Brandonem
Gonzalesem. Kwestią czasu zatem
jest moment, w którym Brytyjczyk
stanie przed szansą założenia na
swoje biodra bardzo cennej
zdobyczy.
Za młodzi na sen
Londyńskie IO zakończyły się ledwie
2,5 roku temu, a w boksie to
naprawdę mało czasu. Złoci
medaliści ze stolicy Anglii nie mieli
jeszcze zatem zbyt wielu okazji do
wykazania się na zawodowych
ringach, nie mówiąc już o walkach
otoczonych gigantycznym szumem
medialnym na całym świecie. Warto
jednak zapamiętać nazwiska dwóch
Brytyjczyków – Anthony’ego Joshuy
i Luke'a Campbella. Pierwszy z nich
wygrał już dziesięć pojedynków na
zawodowych ringach w wadze
ciężkiej, a jego rodak o jedną mniej
w wadze lekkiej. Obydwaj idą na
razie przez swoją zawodową karierę
jak burza i rozpalają ambicje swoich
fanów do czerwoności. Mają już na
swoim koncie pierwsze pasy, ale są
to mało znaczące tytuły. Nie ulega
jednak wątpliwości, że ich losy warto
śledzić.
Boks amatorski i boks zawodowy to
dwa inne światy. Przekonał się o tym
niejeden pięściarz, który odnosząc
sukcesy w walce z ochraniaczami na
głowie, wychodził na ring zawodowy
i schodził z niego brutalnie obity
przez rywala. Złoto olimpijskie także
aktualnie nie jest sprawdzoną
receptą na sukces, co najlepiej
pokazują powyższe przykłady.
Praktycznie każdy z wymienionych
bokserów poległ w swojej
najważniejszej walce (wyjątkiem jest
Ward), walce o wielką sławę
i pieniądze, wśród których leży gdzieś
zakurzony i nieco zapomniany złoty
medal olimpijski.
OLIMPIJSKIE CIEKAWOSTKI
Afganistan nie został dopuszczony do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Sydney w 2000 roku z powodu postępującej w tym kraju dyskryminacji kobiet.
26 Rozmawiał: Mateusz Górecki
wywiad z
Marcinem
Kozubkiem,
sędzią
łyżwiarstwa
figurowego
27
Łyżwiarstwo figurowe od lat wzbudza nie tylko
ogromne zainteresowanie, ale także wiele
kontrowersji. Systemy punktacji i oceny występów
wciąż podlegają różnorakim modyfikacjom,
jednakże jedno pozostaje niezmienne – nadal
słychać głosy odnośnie braku obiektywizmu
w pracy sędziów łyżwiarstwa figurowego. O to, jak
od podszewki wygląda praca arbitra, zapytaliśmy
Marcina Kozubka, sędziego międzynarodowej klasy
i brązowego medalistę Mistrzostw Świata Juniorów
1997 w parach tanecznych.
28
Mistrzowie świata w
łyżwiarstwie figurowym
mają w nogach
kilkanaście lat
treningów. Marcin
Kozubek pierwsze kroki
na tafli postawił jako
8-letni chłopiec.
W ubiegłym miesiącu miał Pan okazję sędziować
zmagania par tanecznych podczas Mistrzostw Europy
w Sztokholmie. To były dla Pana pierwsze zawody tej rangi
w roli sędziego, czy miał Pan okazję już wcześniej
sędziować turniej rangi mistrzowskiej?
Nie, miałem już okazję uczestniczyć w zeszłorocznych
Mistrzostwach Świata w Tokio, które były moim debiutem,
jeśli chodzi o zawody rangi mistrzowskiej.
W tym roku zmagania na ME sędziowało sześcioro
Polaków. Czy można zatem powiedzieć, że polscy
sędziowie są cenieni przez Międzynarodową Unię
Łyżwiarską?
Mamy wielu doświadczonych sędziów, którzy od wielu lat
sędziują zmagania łyżwiarzy we wszystkich kategoriach na
najwyższym poziomie. Proszę jednak pamiętać, że
sędziowie łyżwiarstwa figurowego i tańców na lodzie na
zawodach rangi mistrzowskiej reprezentują nie swój kraj,
ale Międzynarodową Unię Łyżwiarską (ISU).
Jakie cechy powinien według Pana posiadać dobry
sędzia łyżwiarstwa figurowego.
Przede wszystkim sędzia powinien odznaczać się dobrym
wzrokiem i słuchem. Musi mieć regulaminy i przepisy
w „małym palcu”, musi być niezależny i przede wszystkim
być fair wobec zawodników. To jeden z najbardziej
niewymiernych sportów i jeden z najbardziej trudnych pod
względem technicznym. Dlatego też jest tak trudny do
uprawiania i sędziowania.
Co stanowi dla Pana największy plus bycia sędzią?
Na takich mistrzowskich zawodach mam najlepsze
miejsce. To wbrew pozorom nie jest żart. W telewizji odbiór
konkurencji jest zupełnie inny. To jak oglądanie koncertów
na kanapie w domu - niby fajnie, ale różnica kolosalna.
Najfajniejszą chwilą jest, kiedy czuje się gęsią skórkę
podczas oglądania programów i to nie zawsze tych
najlepszych. Czasami zawodnicy gorsi technicznie mogą
pokazać coś, co zapiera dech w piersiach, czasami jest to
jakiś element, a czasami kompozycja programu.
A największa trudność to…
Zachować kamienną twarz kiedy ma się ochotę wstać
i klaskać po fantastycznym programie.
W dotychczasowej karierze sędziował Pan już zawody
o zróżnicowanej randze. Czy sędziowanie na ME różni się
bardzo od sędziowania np. na MP?
Myślę, że różnica jest taka sama jak występ sportowca na
mistrzostwach Polski i mistrzostwach Europy.
Z technicznego punktu widzenia różnic nie ma żadnych,
tylko jakoś nogi mocniej się trzęsą przed startem. Później
pozostaje już sama przyjemność.
Podczas ME sędziował Pan m.in. występy polskiego duetu
Natalia Kaliszek/Maksim Spodyriev. Czy w trakcie startu
rodaków ręce mocniej drżały?
Nie powinny. Sędzia jest kompletnie niezależny, kiedy siedzi
na tym krzesełku. Widzi tylko program, a nie konkretnych
zawodników. To wymaga bardzo dużo doświadczenia.
Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w sędziowaniu
niewymiernych sportów - zapomnieć skąd się jest i kogo się
sędziuje.
Jaką drogę musi przebyć „typowy Kowalski”, żeby zostać
sędzią łyżwiarstwa figurowego?
Teoretycznie każdy mógłby zostać sędzią łyżwiarstwa,
jednak w praktyce wydaje mi się to ekstremalnie trudne.
Ktoś kto nie miał styczności z tym sportem będzie miał
spore kłopoty z opanowaniem teorii, którą trzeba znać,
aby zdać egzamin na sędziego. Poza teorią trzeba jeszcze
potrafić dostrzec różnice w technice podczas zawodów
i umieć odpowiednio je ocenić. Ktoś kto nigdy sam tego
nie robił będzie miał ogromne problemy z dostrzeżeniem
tych niewielkich różnic. Nie twierdzę, że to niemożliwe bo
są sędziowie, którzy nigdy na lodzie nie jeździli, choć akurat
oni sędziowali jeszcze w starym systemie i posiadają
ogromne doświadczenie.
Marcin Kozubek wraz z
partnerką Agatą
Błażewską z którą w
1997 roku wywalczył
brązowy medal
Mistrzostw Świata
juniorów.
Marzeniem większości sportowców jest start na igrzyskach
olimpijskich. Czy sędziom przyświecają podobne cele?
Start w igrzyskach dla każdego sportowca to ogromne
wyróżnienie. Nie inaczej jest w przypadku sędziów. Różnica
tkwi jednak w innym aspekcie. Sportowcy poświęcają
całe swoje życie by dotrzeć na igrzyska, a my, sędziowie,
jesteśmy tylko po to żeby ich obsłużyć. To nie ja wylewam
hektolitry potu po 6 godzin dziennie, żeby tam dotrzeć.
Jako sędzia mam być na tyle przygotowany żeby ich
rzetelnie i sprawiedliwie ocenić.
We wcześniejszych latach z sukcesami rywalizował Pan
w parach tanecznych wraz z Agatą Błażowską.
Sędziowanie było zatem dla Pana oczywistym wyborem
po zakończeniu sportowej kariery?
Zaraz po zakończeniu kariery nie byłem skory do
zaglądania na lodowisko. Musiałem sobie zrobić kilka
miesięcy odwyku, jednak nałóg okazał się zbyt silny. Drogi
były więc dwie - zostać trenerem lub sędzią. Sędzia
łyżwiarski to hobby, a trener to praca. Pracę
postanowiłem zmienić.
Łyżwiarstwo figurowe nazywane jest najmniej wymierną ze
wszystkich dyscyplin sportowych. Czy zgadza się Pan
z tym stwierdzeniem? Jakie zmiany powinny nastąpić, aby
łyżwiarstwo figurowe było w pełni zrozumiałe nawet dla
niedzielnych kibiców?
Nad tym tematem łamie się niejedna tęga głowa. Myślę,
że piękno tego sportu wynika z faktu, iż balansuje on na
granicy sportu i artyzmu. Wiem ile kontrowersji czasami to
nasze sędziowanie przynosi, ale proszę mi wierzyć, że
połączenie techniki z wyrazem artystycznym i przełożenie
tego na wartość punktową jest szalenie trudne. Z techniką,
myślę, że w dużej mierze już sobie poradziliśmy. Nikt
z widowni nie rozumie skąd się biorą te punkty więc
możemy sędziować jak chcemy. Oczywiście to żart,
jednak problem jest realny. Wartość techniczna programu,
na której skupia się komisja techniczna, jest jak najbardziej
wymierną częścią tej dyscypliny. Można dostrzec czy
zawodnik jedzie na prawidłowej krawędzi, czy wykonał
prawidłowy krok lub skok. Problem tkwi jednak w tym, że
system jest tak skomplikowany, że przeciętny widz nic
z tego nie rozumie.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż zawodnicy chociażby
z Rosji często otrzymują wysokie noty, mimo nie naj-
lepszych programów. W zawodniczej karierze z pewnością
spotkał się Pan z tym procederem. Czy teraz, stojąc po
drugiej stronie dostrzega Pan podobne problemy?
Zacznijmy od tego, że Rosjanie zawsze byli w czołówce
wszystkich łyżwiarskich konkurencji, ponieważ mają
szerokie zaplecze w postaci zawodników, znakomitą kadrę
trenerską i wiele ośrodków łyżwiarskich. W starym systemie
zdarzało się, że bywali przeceniani, jednak system się
zmienił. Postaram się krótko przedstawić, jak to wygląda
w dzisiejszych czasach. Sędziują dwa panele sędziowskie,
panel techniczny i panel ocen. Panel techniczny ocenia
jakie elementy zostały wykonane i na jakim poziomie
trudności. W ten sposób dla każdego elementu powstaje
konkretna wartość bazowa. Sędziowie ocen oceniają
jakość wykonania tych elementów. Jedna para może
wykonać trudny element słabo (wysoka wartość bazowa,
niska ocena wykonania) lub wykonać łatwy element
bardzo dobrze (niska wartość bazowa, wysoka ocena
wykonania). Do tego wszystkiego dochodzą oceny
komponentów, w których punktujemy kilka aspektów
programu w skali od 0,25 do 10. Wariacji jest tak dużo, że
praktycznie brak jest możliwości „wydrukowania” wyniku.
Poza tym każda z ocen sędziowskich jest bardzo dokładnie
weryfikowana przez komisję techniczną, która w razie
jakichkolwiek podejrzeń o nadużycie degraduje, bądź
zawiesza takich sędziów.
W ubiegłym roku spore kontrowersje wzbudziło
zwycięstwo Adeliny Sotnikowej nad Yu-na Kim podczas
Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Czy Pana zdaniem
sędziowanie w Soczi można uznać za obiektywne, czy też
na najwyższym stopniu podium widział Pan solistkę z Korei
Południowej?
A gdybym widział Koreankę na pierwszym stopniu podium
znaczyłoby to, że sędziowanie było nieobiektywne? Ja
specjalizuję się w konkurencji tańców na lodzie, jednak
i tam zdarzają się przypadki zwycięstwa dosłownie o włos.
Na wynik końcowy ma wpływ tak wiele czynników, że
czasami ciężko powiedzieć kto był generalnie lepszy.
W jednym aspekcie mogła wygrać Rosjanka, zaś w innym
Koreanka. Stąd też mogą wynikać zróżnicowane opinie na
temat słuszności niektórych rozstrzygnięć.
Kozubek i Błażowska w
swojej karierze
trenowali m.in. z
Mariną Zuevą, jedną z
najlepszych
nauczycielek tańca na
lodzie na świecie. Jej
podopiecznymi byli
m.in. mistrzowie
olimpijscy Tessa Virtue i
Scott Moir oraz Meryl
Davies i Charlie White.
Jak od strony technicznej wygląda praca sędziów na
zawodach łyżwiarskich takich jak chociażby Mistrzostwa
Europy.
Pierwszy meeting następuje na dzień lub dwa przed
pierwszą konkurencją. Jest to krótkie seminarium,
przypominające o naszych obowiązkach i najważniejszych
punktach regulaminu. W dzień startu spotykamy się na
lodowisku, godzinę przed startem. Następuje wtedy
losowanie 9 z 13 sędziów, którzy będą sędziować pierwszą
część konkurencji (taniec krótki). Czterej niewylosowani
sędziowie są automatycznie rozstawieni na drugą część
konkurencji, a 5 z sędziującej 9 zostaje dolosowanych
godzinę przed rozpoczęciem drugiej części konkurencji,
czyli w moim przypadku tańca dowolnego.
Nowy system sędziowania tj. Code of Points, ma zarówno
wielu zwolenników jak i przeciwników. Po której stronie
stoi Pan i dlaczego?
Ja należę do tej pierwszej grupy. Być może dlatego, że
miałem okazję poczuć niewymierność starego systemu.
Zacznijmy od tego, że w starym systemie porównywaliśmy
poszczególnych zawodników między sobą, a teraz
staramy się ocenić program według skali. Zmienia to
diametralnie sposób oceny poszczególnych programów.
Nie zastanawiam się czy para A była lepsza od pary B,
tylko czy para A zasługuje na notę 5 czy 6. Mamy bardzo
dokładne skale, według których
oceniamy poszczególne elementy, jak
i komponenty programów. Nie muszę
pamiętać programu sprzed dwóch
godzin i zastanawiać się czy ten był
lepszy czy też gorszy. Każdy sędzia
podczas 3-4-minutowego programu
wystawia około 13 ocen, do tego
dochodzi około 8 ocen panelu
technicznego. Komputer liczy wszystkie
wariacje i na koniec dostajemy wynik.
W starym systemie wystawiałem dwie
oceny, w których zawarte były wszystkie
aspekty programu.
Łyżwiarstwo figurowe od lat znajduje się
w czołówce najpopularniejszych sportów
zimowych w Polsce, a my wciąż
czekamy na medale najważniejszych
imprez. Co Pana zdaniem wpływa na tę
zapaść polskich figurówek?
Skoro jest taki popularny to dlaczego
zniknął z anteny telewizyjnej? Myślę, że
u nas niestety cały czas oglądalnością
rządzi wynik. Bardzo bym chciał, żeby
łyżwiarstwo wróciło w publicznej telewizji,
jednak bez wyniku będzie o to ciężko.
Z drugiej strony o wynik ciężko bez
oglądalności i sponsorów. To takie
błędne koło. Łyżwiarstwo figurowe to
sport niezwykle kosztowny. W moich
czasach byliśmy w dużo większym
stopniu finansowani ze środków
publicznych. Jest to jeden
z najtrudniejszych technicznie sportów,
a ponadto dyscyplina wczesnej
specjalizacji. Tutaj treningi trzeba zacząć
naprawdę wcześnie, najlepiej około 4-5.
roku życia, a na wynik pracuje się
kilkanaście lat. Pamiętam, że kiedyś
słuchałem wywiadu z mistrzem świata
w którymś ze sportów walk. Powiedział,
że trenuje 6 lat. W łyżwiarstwie
figurowym, a w szczególności w parach
tanecznych mistrzowie świata seniorów
mają w nogach około 15-17 lat
treningów.
Fo
t: Keith
Alliso
n lic. C
C B
Y-S
A 2
.0
Kontuzje to chleb powszedni sportu. Przydarzają się nie tylko na
boisku, podczas walki czy w trakcie treningu, ale także w
zupełnie prywatnych sytuacjach. Urazy mają niekiedy dość
kuriozalne podłoże. Jak się bowiem okazuje niebezpieczne
może okazać się chodzenie na koncerty, czy korzystanie z
zabiegów kosmetycznych. Oto nasz subiektywny ranking
dziesięciu najbardziej nietypowych kontuzji w sporcie
olimpijskim. Autor:
Mateusz Górecki
( @mateusz00142)
32
10. KIM CLIJSTERS
(TENIS)
Belgijska tenisistka chyba nigdy nie przypuszczałaby, że
zabawa na weselu może poważnie zagrozić jej sportowej
karierze. Ówczesna wiceliderka światowego rankingu
w kwietniu, tuż przed startem wielkoszlemowego French
Open, udała się na wesele swojego kuzyna, Tima.
Podczas tańca Clijsters, która miała na stopach buty na
wysokim obcasie, niefortunnie stanęła na nodze jednego
z gości. Niby niewinne potknięcie poskutkowało
nadciągnięciem więzadeł w kostce, uszkodzeniem
torebki w stawie skokowym, a także krwiakiem
i uszkodzeniem ścięgna. Belgijka przez kilka tygodni nie
mogła chodzić, nie mówiąc już nawet o treningach.
Mimo poważnego uszkodzenia nogi trzykrotna
triumfatorka US Open z powodzeniem kontynuowała
karierę do sierpnia 2012 roku.
9. JESSICA DUBÉ
(ŁYŻWIARSTWO FIGUROWE)
Kanadyjka rywalizująca wraz z partnerem Brycem
Davisonem w początkach kariery zdobyła dwa srebrne
medale mistrzostw świata juniorów w konkurencji par
sportowych. W 2007 roku duet ten przeżył jednak chwile
grozy. Podczas programu dowolnego w Mistrzostwach
Czterech Kontynentów wszystko szło świetnie, aż do
zamykającej przejazd kombinacji piruetów
wykonywanych obok siebie. Podczas trzeciej rotacji
w piruecie w pozycji wagi (zawodnik układa ciało
w kształt litery T) ostrze w łyżwie Davisona rozcięło twarz
Kanadyjki. Ta błyskawicznie upadła na taflę, która
wkrótce zabarwiła się krwią. Na uszkodzony policzek i nos
Dubé założono w sumie 83 szwy. Para do rywalizacji
powróciła już miesiąc później, a w 2008 roku wywalczyła
brązowy medal Mistrzostw Świata.
8. RYAN LOCHTE
(PŁYWANIE)
Posiadanie zagorzałych fanów to nie tylko powód do
dumy, ale także spore niebezpieczeństwo. Ryan Lochte,
jeden z najlepszych pływaków obecnego wieku,
jedenastokrotny medalista olimpijski przekonał się o tym
na własnej skórze. Podczas pobytu w Gainesville na
Florydzie na amerykańskiego pływaka rzuciła się
napalona wielbicielka. Nieprzygotowany na ten „atak”
Lochte upadł na betonowy krawężnik i doznał kontuzji
kolana. W wyniku incydentu, pochodzący
z Canandaigua w stanie Nowy Jork pływak, naderwał
jedno z więzadeł. Zmuszony był przez to pauzować przez
kilka tygodni.
7. WIKTORIA AZARENKA, SERENA
WILLIAMS (TENIS)
Bycie pięknym nie zawsze popłaca. Dobitnie przekonała
się o tym w styczniu 2013 roku Wiktoria Azarenka.
Białoruska tenisistka w dotychczasowej karierze wygrała
siedemnaście turniejów z cyklu WTA, a w odniesieniu
kolejnego triumfu przeszkodziły jej… zadbane paznokcie.
Popularna Wika podczas zabiegu pedicure doznała
zakażenia dużego palca u stopy. W wyniku tej
niecodziennej kontuzji Azarenka musiała usunąć część
paznokcia i zrezygnować z półfinału Brisbane
International, w którym miała zmierzyć się z Sereną
Williams. Ta podeszła do sprawy ze zrozumieniem, gdyż
kilka tygodni wcześniej zmagała się z podobnym
problemem. Amerykanka innej dziwnej kontuzji nabawiła
się podczas pobytu w restauracji, kiedy to nadepnęła na
rozbitą szklankę. Skaleczenie prawej stopy zmusiło ją do
zrezygnowania z trzech turniejów – w Cincinatti, Stambule
i Montrealu.
6. TOMASZ JANKOWSKI
(KOSZYKÓWKA)
To jedna z najbardziej pechowych i dramatycznych
kontuzji w historii polskiego sportu. 11 listopada 1992 roku
we wrocławskiej Hali Stulecia trwał mecz eliminacji
Mistrzostw Europy, w którym Polska walczyła z Portugalią.
W ostatniej akcji pierwszej połowy spotkania Jankowski
popisał się wsadem z pozycji sam na sam. W koszu
wylądowała jednak nie tylko piłka, ale także część dłoni
młodego, zaledwie 20-letniego zawodnika. Pół małego
palca lewej dłoni koszykarza dostało się pomiędzy obręcz
i teleskopy, które powodują powrót kosza do pierwotnej
pozycji. Ta swoista gilotyna brutalnie obcięła część palca
Jankowskiego. Gdy ten czekał na przyjazd karetki palec
wciąż tkwił w obręczy kosza. Niestety odciętego
fragmentu nie udało się doszyć gdyż… zginął! Część
palca przy pomocy służb porządkowych zdjął z kosza
inny polski koszykarz, Piotr Pawlak, następnie widziana
była na ławce rezerwowych , a później słuch o niej
zaginął.
5. IVAN CUPIĆ
(PIŁKA RĘCZNA)
W bardziej prywatnych okolicznościach palec utracił Ivan
Cupić. Chorwat był pewniakiem do wyjazdu na Igrzyska
Olimpijskie w Pekinie. Na miesiąc przed startem
olimpijskiego turnieju szczypiornista doznał koszmarnego
wypadku. Podczas przeskakiwania przez ogrodzenie
swojego domu zahaczył obrączką ślubną o wystający
drut i urwał palec serdeczny lewej dłoni. Cupić
natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze
amputowali mu 2/3 palca. Kariera Chorwata stanęła pod
znakiem zapytania, tym bardziej, iż jego najmocniejszą
bronią były rzuty wykonywane lewą ręką. Jak się jednak
okazuje palec serdeczny nie jest zbyt istotny w piłce
ręcznej, a świadczy o tym fakt, że Ivan Cupić jest obecnie
uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy ręcznych
świata.
33
4. SALIM SDIRI
(LEKKOATLETYKA)
Francuski skoczek w dal był jednym z lepszych
zawodników w Europie. Największy sukces odniósł w 2007
roku, kiedy to sięgnął po brązowy medal Halowych
Mistrzostw Europy w Birmingham. Ten sezon Sdiri
zapamiętał nie tylko z racji wspomnianego sukcesu.
W lipcu Francuz brał bowiem udział w zawodach Golden
Gala w Rzymie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie
fakt, iż w pewnym momencie w jego plecach utkwił…
oszczep! Równolegle z konkursem skoku w dal odbywała
się bowiem rywalizacja oszczepników. Po próbie Fina Tero
Pitkämäkiego przyrząd poleciał poza promień i wbił się
w ciało rozgrzewającego się obok skoczni Sdiriego. Po
przewiezieniu lekkoatlety do szpitala lekarze orzekli 30-
centymetrową ranę kłutą oraz uszkodzenie wątroby
i nerki. Zawodnik pauzował przez siedem miesięcy, a po
powrocie pobił rekord życiowy i otarł się o podia
Halowych MŚ w Dausze i Mistrzostw Europy w Barcelonie.
3. CHARLES AKONNOR
(PIŁKA NOŻNA)
Piłkarz reprezentacji Ghany wielką gwiazdą nigdy nie był,
choć w 1993 roku wraz z reprezentacją swojego kraju
sięgnął po wicemistrzostwo świata w kategorii wiekowej
U-20. Komiczna kontuzja, która przydarzyła mu się w 2001
roku wywindowała go na wysokie miejsce w rankingu
najbardziej znanych piłkarzy. Akonnor podczas
ustawiania automatycznej anteny w swoim samochodzie
przebił sobie nos. Przerwa Ghańczyka trwałaby zapewne
tylko kilka dni, gdyby nie tajemnicza maść, którą piłkarz
próbował zatamować krwawienie z uszkodzonego nosa.
W lekarstwie zawarta była jednak substancja znajdująca
się na liście zakazanych przez Światową Agencję
Antydopingową. Członkowie komisji antydopingowej
gromkim śmiechem przyjęli opowieść Akonnora, jednakże
zdyskwalifikowali zawodnika na zaledwie trzy mecze.
2. CHARLES BARKLEY
(KOSZYKÓWKA)
Charles Barkley, czyli jeden z najlepszych koszykarzy XXI
wieku – MVP NBA z 1993 roku, 9-krotny uczestnik Meczu
Gwiazd NBA i dwukrotny mistrz olimpijski. W listopadzie
1994 roku wraz ze swoją drużyną, Phoenix Suns miał
zainaugurować sezon NBA meczem z Sacramento Kings
jednak przeszkodził mu… Eric Clapton. Barkley udał się
bowiem na koncert słynnego muzyka. Światła na scenie
były na tyle ostre, że podrażniły oczy koszykarza. Ten
zaczął je bezustannie przecierać, zapominając
o obecnym na dłoniach kremie. Balsam posiadał
substancję, która wywołała reakcję alergiczną
i uszkodziła rogówkę.
1. BOBBY CRUICKSHANK
(GOLF)
Golfista Bobby Cruickshank prawdopodobnie często
wagarował podczas lekcji fizyki. Jak się bowiem okazało
podczas wielkoszlemowego US Open 1934, Szkot nie miał
zielonego pojęcia o prawach grawitacji. Cruickshank
pewnie prowadził i wydawało się, że nic nie może
odebrać mu triumfu w tych prestiżowych zawodach. Na
jedenastym dołku zawodnik z Grantown-on-Spey oddał
fatalny strzał, po którym piłka wpadła do bunkru.
Szczęście Szkota polegało jednak na fakcie, iż piłeczka
odbiła się od kamienia i powróciła na green. Uradowany
Cruickshank w euforii podrzucił do góry swój kij, który po
chwili z impetem uderzył golfistę w głowę. Zawodnik na
kilka chwil stracił przytomność, a po powrocie do
świadomości dokończył rywalizację, finiszując ostatecznie
na trzecim miejscu.
OLIMPIJSKIE CIEKAWOSTKI
Podczas biegu maratońskiego na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach w 2004 roku miał miejsce niezwykły incydent. Na końcowym odcinku, prowadzącego samotnie Brazylijczyka Vanderleiego De Limę zaatakował fanatyczny kibic z Irlandii. Na ratunek biegaczowi pospieszyli kibice i policjanci. Uwolnili go od natręta, który został aresztowany, jednak Brazylijczyk stracił prowadzenie i na metę
dotarł „dopiero” na trzecim miejscu. Mistrzem olimpijskim został Włoch Stefano Baldini. Brazylijska federacja lekkoatletyczna złożyła protest do MKOl, ale wyniki utrzymano. De Limie obiecano jednak specjalny medal im. Pierre'a de Coubertina.
34
Olimpijski comeback
Gdy w 15-osobowej odmianie rugby powoli kończy się Puchar Sześciu Narodów,
a już za pół roku odbędzie się Puchar Świata, trochę w cieniu tych dwóch wielkich
imprez (czołowa piątka pod względem oglądalności na świecie) toczy się Rugby
World Series, czyli cykl turniejów z udziałem najlepszych drużyn w odmianie
7-osobowej. Jego stawką jest nie byle co, bo awans na Igrzyska Olimpijskie w Rio,
gdzie po 92-letniej przerwie wróci rugby – ukochana dyscyplina Barona Pierre'a de
Couberteina, który był międzynarodowym sędzią rugby. Na czym samo rugby
polega? O tym w naszej serii „Sport od kuchni”.
Autor:
Przemysław Kucharzak
( @Bziemek)
Przepisy techniczne
Boisko – boisko do rugby ma
długość 100 metrów i maksymalnie
szerokość 70 metrów. Na jego
długości znajduje się siedem linii,
wyznaczających jego strefy. Linie
końcowe określają pole punktowe,
linie oddalone 22 metry od
końcowych wyznaczają pole
obronne, linie na 40 metrze od pola
punktowego wyznaczają dystans, na
który trzeba przekopać piłkę przy
rozpoczęciu gry, a na środku boiska
znajduje się linia środkowa.
Bramka – bramki w rugby służą do
zdobywania punktów z podwyż-
szenia, rzutów karnych i drop goali.
W odróżnieniu od piłki nożnej, aby
zdobyć punkty, trzeba piłkę
przekopać nad poprzeczką, która
zamieszczona jest na wysokości
3 metrów między dwoma słupami
oddalonymi od siebie o 5,60 metra.
Drużyna – na boisku przebywa
siedmiu zawodników, a na ławce
rezerwowych trzech. Trener może
przeprowadzać zmiany czasowe
bądź stałe, jednak zawodnik, który
opuścił już boisko nie może na nie
wrócić.
Czas gry – Mecz trwa 2x7 minut,
a finał przeważnie rozgrywany jest na
dystansie 2x10 minut. Jeśli potrzebna
jest dogrywka, to trwa ona 5 minut.
Zdobywanie punktów
Przyłożenie – główny sposób
zdobycia punktów w rugby. Polega
on na dotarciu z piłką na pole
punktowe przeciwnika i położeniu jej
na nim, mając cały czas z nią
kontakt. Za każde przyłożenie zespół
otrzymuje 5 punktów.
Podwyższenie – jest to premia za
przyłożenie. Zawodnik, który
specjalizuje się w kopaniu piłki
w danej drużynie wykonuje kop
z drop goala z dowolnej odległości
na boisku, lecz na wysokości, na
której nastąpiło przyłożenie. Jeśli trafi
między słupy i nad poprzeczkę to
jego drużyna otrzymuje 2 punkty.
Drop goal – kop między słupy
w czasie gry. Zawodnik, który
zdecyduje się na takie rozwiązanie
akcji musi kopnąć między słupy, ale
piłka przed jej kopnięciem musi
odbić się od podłoża – krótko
mówiąc, jest to kop po koźle.
Skuteczna próba daje 3 punkty.
Rzut karny – w 7-osobowej
odmianie rugby nie różni się
praktycznie niczym od drop goala.
Jedyną różnicą jest fakt, że kop
wykonywany jest po zatrzymaniu gry,
więc kopiącemu nikt nie może
przeszkadzać. Za udaną próbę
również drużynie dopisywane są
3 oczka. Rzut karny można jednak
zamienić na młyn, wykopnąć piłkę
w aut (własny wrzut) lub grać dalej
ręką z miejsca gdzie popełniono
przewinienie.
Stałe fragmenty gry
Rozpoczęcie gry – polega na
kopnięciu piłki na stronę przeciwnika
minimum na odległość 10 metrów.
O piłkę mogą walczyć oba zespoły.
Aut – wykonywany gdy piłka opuści
boisko poza jego boczną linią.
Zawodnik drużyny, której przysługuje
aut wrzuca piłkę w metrowy korytarz
utworzony przez trzech zawodników
z każdego zespołu, którzy walczą
o przejęcie piłki.
Młyn – dyktowany przeważnie za
podanie piłki ręką do przodu. Składa
się on z trzech graczy każdego
zespołu, którzy wiążą się w taki
sposób, że stykają się ramionami,
a ich głowy układają się na
przemian. Łącznik młyna zespołu,
któremu został on przyznany wrzuca
piłkę w utworzony przez młynarzy
korytarz.
Rzut karny – dyktowany jest
przeważnie za faule i błędy
popełnianie w przegrupowaniach.
O tym, jak można go rozegrać
pisaliśmy już wcześniej.
Rzut wolny – od rzutu karnego różni
się tym, że po wykopaniu piłki w aut
wrzut do formacji autowej przejmują
rywale.
Błędy i faule
Podanie do przodu – w rugby piłkę
można podawać ręką tylko do tyłu.
Jesli piłka zostanie rzucona lub zbita
do przodu to sędzia dyktuje młyn dla
drużyny przeciwnej.
Tendencja w aucie – zawodnik
wrzucający piłkę do formacji
autowej musi posłać ją bezpośrednio
w środek korytarza. Jeśli tego nie
uczyni to sędzia dyktuje rzut karny dla
przeciwników.
Spalony – linię spalonego
wyznaczają nogi ostatniego
zawodnika z przegrupowania.
Dopóki łącznik młyna nie wyciągnie
piłki z przegrupowania to obrońcy
nie mogą przekroczyć tejże umownej
linii. Sankcją za spalonego jest rzut
karny.
Nieodkładanie piłki – powalony
na ziemię zawodnik ma obowiązek
natychmiast odłożyć piłkę i nie
przetrzymywać jej w rękach. W innym
wypadku sędzia jest zmuszony
podyktować przeciwko jego
zespołowi rzut karny.
Zawalanie młyna – Młyn musi być
zwarty, a kolana zawodników nie
mogą dotykać podłoża.
W przeciwnym razie sędzia dyktuje
rzut karny przeciwko zespołowi,
którego gracze są według niego
winni zawaleniu młyna.
Wysoka szarża – przeciwnika
można atakować jedynie do linii
jego ramion. Wyższa szarża oznacza
faul i rzut karny dla przeciwników.
Szarża wynoszona – obrońca, który
szarżuje napastnika nie może
podnieść go do góry i rzucić na
ziemię. Jeśli to zrobi to jego zespół
będzie musiał bronić się przed
podyktowanym rzutem karnym.
Atak na zawodnika będącego
w powietrzu – nie można atakować
zawodnika drużyny przeciwnej, który
nie ma kontaktu z podłożem.
Możliwość wykonywania szarży
przewidywana jest dopiero wtedy,
gdy przeciwnik powróci na ziemię.
Kara? Rzut karny.
Oczywiście, są to nie wszystkie
przewinienia, które można popełnić
w rugby. Jednak przyswojenie tych
wyżej opisanych powinno pozwolić
na praktycznie pełne rozumienie
przebiegu spotkania. Karami jakie
przewidziane są za niedozwolone
zagrania, oprócz wymienionych
drużynowych, czyli młyna, rzutu
karnego czy rzutu wolnego, są kary
indywidualne: żółta kartka
(opuszczenie boiska na 2 minuty)
i czerwona kartka (opuszczenie
boiska do końca spotkania).
Rugby 7 vs Rugby Union
Jako że na co dzień na pewno
więcej osób interesuje się odmianą
15-osobową rugby, więc na koniec
postanowiliśmy porównać ją z rugby
7-osobowym. Różnice przede
wszystkim wynikają z ilości
zawodników, przebywających na
boisku, ale nie tylko. Oto kilka z nich:
Po zdobyciu punktów grę
rozpoczyna zespół, który je
zdobył, podczas gdy w rugby
union rozpoczynają rywale.
Mecz trwa 2x7 min lub 2x10 min.
W rugby union gra się dużo
dłużej, gdyż 2x40 min.
Żółta kartka to wykluczenie na
2 min, a w rugby union aż na
10 min.
Formacje młyna tworzy trzech
zawodników, a nie ośmiu.
Podwyższenia i rzuty karne
wykonuje się z drop goala,
podczas gdy kopacze w rugby
union korzystają ze specjalnych
podstawek.
Rękoma do tyłu, nogami we
wszystkich kierunkach – to
podstawowa zasada rugby. Sportu,
który, jesteśmy przekonani, po
Igrzyskach Olimpijskich w Rio
pokochają wszyscy. Tak, jak kochają
i czekają na największe imprezy
w odmianie 15-osobowej. Wszak
rugby to gra brutalna, ale uprawiają
ją dżentelmeni, a fair play stoi w niej
na najwyższym poziomie. Na
dodatek każdy mecz kończy się
„trzecią połową”, która rozgrywana
jest przez oba zespoły przy piwie
w pubie. W końcu, jak to kiedyś
powiedział Winston Churchill: „Rugby
to brutalna gra dla gentlemanów,
a piłka nożna to dżentelmeńska gra
dla chuliganów”.
Foto: Discostu (wikimedia) CC BY-SA 3.0
36
A w międzyczasie Piotr Lisek fruwał na wysokości prawie 6 metrów!
Z lotniskiem w Atlancie nie zaprzyjaźnili się nasi pięcioboiści
W Falun najpierw brąz zdobyły nasze biegaczki
W lepszym humorze USA opuszczała Anna Fenninger
37
Na koniec - nie tylko my zapraszamy do Rio!
...tych przeskoczyli tylko Norwegowie i Austriacy...
...co uważnie oglądał Maciek Kot
A po tym, jak Adrein Theaux w Saalbach dał przykład naszym skoczkom...
38