Numer 53 15 Lipca 2016 Ofiary Wołynia wołają

16
W numerze m.in.: Numer 53-54(88-89) 1-15 Lipca 2016 Dwutygodnik Polonii PSF stanu New Mexico Strony 1, 3 i 16 Ofiary Wołynia wołają o prawdę Strony 2 i 3 Brexit i coś więcej na otrzeźwienie Strony 4, 14 i 15 Niezłomny do końca: Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL Strony 5 i 13 Kto rządzi w Polsce i do czego zmierza ? Strona 6 Terroryzm medialny Strona 7 Uśmiechnij się... Strony 8, 9 i 10 UE jak III Rzesza Strony 11 i 16 Szczyt a realia Strony 12 i 13 Czy istnieje więcej prawd niż jedna? Strona 16 Męczennik Kijowski, pobity na dworcu 11 lipca minęła 73 rocznica jednej z najbardziej ohydnych zbrodni ludobójstwa, popełnionych na ludności polskiej podczas II wojny światowej. Zbrodni, która swoim bestialstwem przewyższa wszelkie masowe zbrodnie owego czasu. Jej autorami nie byli Niemcy lub Sowieci lecz Ukraińcy, którzy pod znakiem banderowskich organizacji OUN -UPA dokonali w najbardziej okrutny sposób własnej „czystki etnicznej”, masowo mordując Polaków na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Powód był jeden: byli Polakami. Mordowano mężczyzn, dzieci, kobiety i starców, księży katolickich oraz—w mniejszej liczbie—przedstawicieli innych narodowości czy wyznań. Główne jednak ostrze nienawiści ukraińscy bandyci skierowali przeciwko Polakom. Liczbę zamordowanych szacuje się na około 120 tysięcy, chociaż można tutaj mówić jedynie o Ciąg dalszy na stronie 3 Ofiary Wołynia wołają o prawdę Zamordowani w nocy z 26 na 27 marca 1943 roku przez ukraińskich siepaczy z UPA- OUN Polacy we wsi Lipniki (fot. archiwum)

Transcript of Numer 53 15 Lipca 2016 Ofiary Wołynia wołają

W nu mer ze m . in . :

Nu me r 5 3 - 5 4( 88 - 89 )

1 - 1 5 Li p ca 20 16

Dw uty g od ni k P o l on i i P SF s t a nu New M exi c o

Strony 1, 3 i 16

Ofiary Wołynia wołają o prawdę

Strony 2 i 3

Brexit i coś więcej na otrzeźwienie

Strony 4, 14 i 15

Niezłomny do końca: Ks. Sylwester

Zych—ostatnia ofiara PRL

Strony 5 i 13

Kto rządzi w Polsce i do czego

zmierza ?

Strona 6

Terroryzm medialny

Strona 7

Uśmiechnij się...

Strony 8, 9 i 10

UE jak III Rzesza

Strony 11 i 16

Szczyt a realia

Strony 12 i 13

Czy istnieje więcej prawd niż

jedna?

Strona 16

Męczennik Kijowski, pobity na

dworcu

11 lipca minęła 73 rocznica jednej z najbardziej ohydnych zbrodni ludobójstwa,

popełnionych na ludności polskiej podczas II wojny światowej. Zbrodni, która swoim

bestialstwem przewyższa wszelkie masowe zbrodnie owego czasu. Jej autorami nie byli

Niemcy lub Sowieci lecz Ukraińcy, którzy pod znakiem banderowskich organizacji OUN

-UPA dokonali w najbardziej okrutny sposób własnej „czystki etnicznej”, masowo

mordując Polaków na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Powód był jeden: byli

Polakami. Mordowano mężczyzn, dzieci, kobiety i starców, księży katolickich oraz—w

mniejszej liczbie—przedstawicieli innych narodowości czy wyznań. Główne jednak

ostrze nienawiści ukraińscy bandyci skierowali przeciwko Polakom. Liczbę

zamordowanych szacuje się na około 120 tysięcy, chociaż można tutaj mówić jedynie o

Ciąg dalszy na stronie 3

Ofiary Wołynia wołają

o prawdę

Zamordowani w nocy z 26 na 27 marca 1943 roku przez ukraińskich siepaczy z UPA-

OUN Polacy we wsi Lipniki (fot. archiwum)

S t r o n a 2

są nim jakieś grupy nieformalne, jeśli

mamy się tu posłużyć tym mało

precyzyjnym eufemizmem, jakieś opcje

rzekomo pozbawione należnych praw, a w

istocie wyrastające z całkowicie

prywatnych skłonności czy upodobań.

Demokracja według tych norm unijnych,

to narzucanie ogółowi zasad

kultywowanych przez mniejszości. Co w

rezultacie odwraca naturalny porządek

zgodnie z którym mniejszość ma prawo

zaistnienia, ale nie dyktowania swych

zasad ogółowi. Wiadomo o czym tu

mowa. Powtórzmy więc: o odwracaniu

sprawdzonego i dotąd funkcjonującego

porządku i, mówiąc konkretnie,

narzucaniu porządku mniejszościowego

ogółowi. Przykład jaskrawy, to

promowanie, tak jest, promowanie, a nie

żadna tolerancja, dla homoseksualizmu,

łącznie w perwersyjnym traktowaniem

instytucji małżeństwa i rodziny, czyli losu

dzieci. Wymazuje się ze słownika słowa:

ojciec matka, zastępując je głupawą

nowomową: pierwszy i drugi rodzic.

Dalej; mąż i żona, a zamiast tego: partner

i partnerka. Tego nie trzeba komentować,

podobnie jak zaplecza tych nowotworów

– gender. Każdy zdrowo myślący

człowiek wie co one oznaczają.

Innymi słowy UE stworzyła sobie

światopogląd odwrotny od tego, na jakim

zbudowano przez wieki społeczeństwa

europejskie i chce go narzucić wszystkim.

A to wymaga konkretnej władzy i na

nowo stworzonych praw, co z kolei godzi

w suwerenność państw tworzących UE. I

tu nie ma zgody. Narody coraz pilniej

przypatrują się politykom UE i tak

naprawdę, dostrzegają w nich obce

organizmy, które korzystają z różnych

sytuacji, żeby stworzyć wygodne dla

swych inicjatyw superpaństwo. Takie,

jakim nie są nawet Stany Zjednoczone

Ameryki Północnej, bo tam suwerenność

wewnętrzna poszczególnych Stanów jest

prawem kardynalnym.

Oto w wielkim skrócie powody, dla

których brexit może być coraz bardziej

popularny. Po prostu wykorzenienie

tożsamości i zagaszenie suwerenności na

tym etapie dziejów europejskich jest nie

tylko trudne, ale wprost niemożliwe.

Na tle tych oczywistych przecież refleksji,

to co wyczyniają w Polsce opozycjoniści

świadczy o ich głupocie wprost

beznadziejnej, to raz, a po wtóre o

całkowitym braku poczucia

wspólnotowego, bo gdzież jest ono, jeśli u

tych, którzy pod ogranymi hasłami, n. p.

braki demokracji, dopominają się powrotu

do utraconej właśnie na gruncie

demokratycznych wyborów władzy. To

oni wpędzają naciskane przez siebie

instytucje UE w sytuacje, kiedy tamci

coraz bardziej manifestują nadużycie

swych kompetencji. Zatem ta głupia

polska opozycja piłuje gałąź na jakiej

siedzi, gdyż dla nich, gdyby Polska

pożegnała UE nie byłoby miejsca nawet w

cyrku do pilnowania klatek.

A więc brexit! Żadne rozwiązanie.

Natomiast sanacja UE, owszem, jak

najbardziej konieczna, między innymi

także dlatego, że pewne jej segmenty robią

bokami. Żaden kontynent, nie mówiąc o

państwie, nie zniesie takiej „gościnności”,

jaką zafundowały sobie pewne państwa

europejskie. To taka sytuacja z filmu

Barei, gdzie chwilowy lokator wysiuda

właściciela mieszkania. Dziwna rzecz, że

widzą to wszyscy dookoła, tylko nie

zainteresowani.

Jeszcze jeden temat, wokół którego chodzi

wielu, jak kot koło gorącej miski, to

wojna. Odnosi się wrażenie, że chodzi o

oswojenie ludzi z tym pojęciem i

zjawiskiem. Wprawdzie od lat

kilkudziesięciu nie ma jednego dnia bez

wojny, nieważne gdzie się toczącej. Ale

Europa, nie licząc takich konfliktów, jak

bałkańskie w latach dziewięćdziesiątych,

wojny nie zna. Dziś żyje już niewiele

osób, które świadomie przeżyły II wojnę

światową. Ogół ma na ten temat

wiadomości z książek, z filmów, w tym

Brexit i coś więcej na otrzeźwienie

Brexit. Nowe słowo od niedawna na

rynku. Początkowo traktowane jako

groźba podobna do zapowiedzi uderzenia

komety w ziemię. Możliwe to jest, ale…!

Tak to ale obwarowuje wiele gróźb. Jedne

skutecznie, inne nie. Jako chłopiec od

niedawna szkolny, w sierpniu 1939 r.

przysłuchiwałem się rozmowom starszych.

Mówili o możliwości wybuchu wojny.

Oczywiście dla dzieciaka nie była to żadna

wartość realna; raczej, jak zwykle,

gadanina na wyrost, wiadomo, przecież

starsi w tym są doskonali. A tak na

prawdę, myślało się, jak to byłoby dobrze,

gdyby ta wojna wybuchła. Byłoby inaczej,

ciekawie, wyobraźnia działała. Ale oby

nie przyszło do sprawdzianu. A przyszło,

niestety. Jaki on był? Jedni wiedzą to dziś

z doświadczenia. Coraz mniej liczni. Inni

z książek. Ta wiedza jest wyprana z

wyobraźni, czysto teoretyczna, nie budzi

grozy. Niestety!

Dziś, kiedy tak przyglądamy się różnym

dziwnym wydarzeniom, pewnie wielu

takie pielęgnuje myśli, jak w 1939 roku

drugoklasista. A jest i ciekawie i groźnie.

Najpierw może ten Brexit. Sam fakt, że

jakieś państwo, czy lepiej powiedzmy,

społeczeństwo chce wyjść z Unii

Europejskiej nie powinien dziwić. Wszak

władze UE cały czas na to pracują, żeby

takich brexitów było coraz więcej. Nie

wiemy, jak będzie w Wielkiej Brytanii, ale

prędzej czy później zgłoszą taką chęć inni.

Nie warto tego oczekiwać, a tym bardziej

się tym radować, gdyż Unia Europejska

była dobrze pomyślana i mogła dobrze

służyć ludziom, ale, jak się okazało,

liderom jej nie służba była w głowie, a

panowanie, władza. Państwa europejskie

mają swoją historię, zakorzenione są w

określonej tradycji, ideologii, nawet

światopoglądzie. Tymczasem tzw.

integracja europejska w imię

wyimaginowanej demokracji; tak jest,

wyimaginowanej, gdyż to wierchuszka UE

orzekać chciała, kiedy ta demokracja jest,

a kiedy jej nie ma. Ów demos stanowiący

jej fundament, to często okazywało się, że Dokończenie na stronie 3

S t r o n a 3

danych szacunkowych. Dokładna liczba

ofiar ukraińskich morderców nigdy już nie

będzie znana.

Fala mordów na Wołyniu rozpoczęła się

już w lutym 1943 (chociaż pojedyńcze

przypadki zabójstw zdarzały się w roku

1942). Jednakże do symbolu urosła tzw.

„krwawa niedziela” właśnie w dniu 11

lipca 1943 roku, kiedy bandy OUN-UPA,

wspierane przez ukraińskich chłopów

dokonały ludobójstwa w 99 polskich

wsiach, które—po okrutnym zabiciu

wszystkich Polaków—spalono, uprzednio

plądrując. Stąd data 11 lipca jest symbolem

męczeństwa Polaków na ziemiach

wschodnich Polski.

Okrucieństwo zbrodni ludobójstwa,

popełnionej na Polakach przez Ukraińców

zaszokowało nawet Niemców,

przywykłych przecież do wojennego

bestialstwa własnej proweniencji. W

niektórych ukraińskich masowych

morderstwach okazyjnie byli

obserwatorami, dokumentując zdarzenia

w zdjęciach.

Mordów dokonywali nie tylko

członkowie OUN-UPA, lecz także

ukraińska ludność cywilna, nawet w

obrębie mieszanych, polsko-ukraińskich

rodzin. Męczarnie, jakich nie szczędzono

mordowanym, są wręcz nie do opisania.

Rozcinanie ciał żywych ludzi piłami,

wycinanie nienarodzonych dzieci z kobiet

ciężarnych, wiązanie przed śmiercią

dzieci na pniach drzew drutem

kolczastym itp.—to tylko niektóre z

udokumentowanych bestialstw,

popełnionych na Polakach.

Dzisiaj mijają 73 lata od tych wydarzeń,

do których rzekomo wolny świat nigdy

się nie ustosunkował. W wolnej Ukrainie

składa się hołdy mordercom z OUN-

UPA, zaś ostatnio największą aleję

Kijowa nazwano imieniem Stepana

Bandery. Dzień Niepodległości Ukrainy

ustanowiono w dniu powołania UPA i

uczyniono to podczas wizyty w Kijowie

Bronisława Komorowskiego. W imię

tzw. „poprawności politycznej” w

relacjach z Ukrainą politycy nad Wisłą

unikali pamięci o tysiącach

zamordowanych tam Polaków.

Obecnie, dzięki nieustannemu wołaniu

tych, którzy przeżyli tę straszliwą rzeź,

powoli przywracana jest pamięć o tych,

którzy ginęli w męczarniach tylko

dlatego, że po prostu byli Polakami.

Senat RP podjął uchwałę, ustanawiającą

dzień 11 lipca Narodowym Dniem

Męczeństwa Polaków na Wołyniu.

Zapowiadane jest również podjęcie takiej

(lub podobnej) uchwały przez Sejm RP,

w którym ciągle nie może się przebić

stwierdzenie ludobójstwa ukraińskiego

przez poselskie ławy. Pomijając

antypolską opozycję sejmową spod znaku

PO czy Nowoczesnej, jako skandal

ostatnim przypadku, często głupich i

nieprawdziwych, jak choćby Czterej

pancerni i pies, Stawka większa niż życie i

także inne. Zatem potrząsanie szabelką,

budowanie imperiów militarnych, jak w

przypadku Rosji putinowskiej (taki

przymiotnik jest niestety tu nieodzowny,

co wcale nie dziwi, bo Rosja bywała albo

carska, albo stalinowska, albo radziecka, a

nigdy po prostu Rosja). Po traumie, jaką

była II wojna światowa przez pewien czas

politycy nie ośmielali się montować

kolejnego konfliktu. Szaleństwo

Chruszczowa zostało spacyfikowane na

miejscu. Broń atomowa w wielu rękach

wprawdzie hamowała ludobójcze zapędy,

ale widać, że oswojono się z tym

wszystkim i znowu zaczyna się odkrywać

rzekome zagrożenia, żeby znaleźć pretekst

do uderzenia. Czyż Hitler robił inaczej, a

Stalin po co kazał produkować dziesiątki

tysięcy czołgów?

Imperializm jest zawsze tej samej maści i

tylko czujność przyszłych jego ofiar jest,

w pewnym co prawda tylko stopniu,

zdolna nakładać mu kaganiec. Sumienie i

inne wartości nic tu nie wskórają.

Wypranie Europy z jakichkolwiek

wartości, nie licząc interesownego

hedonizmu, zagubienie własnej

tożsamości wraz z odrzuceniem korzeni

jest ewidentnym dowodem na wskazaną tu

dekadencję.

Nie dziwią więc coraz większe apetyty na

brexit, nie tylko na wyspach brytyjskich.

Wielu zaczyna myśleć na własny

rachunek, odrzucając gotowe schematy,

wciskane im przez lewicowo-liberalną

„elitę” europejską. I cóż takiego widzą?

Właśnie tylko i wyłącznie drogę odwrotu

od takiej integracji w UE, której

rezultatem będzie ich

ubezwłasnowolnienie.

Zygmunt Zieliński Dokończenie na stronie 16

Brexit i coś więcej na

otrzeźwienie (dokończenie)

Zamordowane polskie dzieci z Wołynia,

przywiązane drutem kolczastym do pnia

drzewa (fot. archiwum)

Ofiary Wołynia wołają o prawdę (ciąg dalszy ze strony 1)

S t r o n a 4

był pierwszym rokiem wolności, zaś

uwłaszczenie i bezpieczne urządzenie byłej

nomenklatury PRL było zbawiennym dla

Polski. Świętowanie „ponownego

odzyskania niepodległości” było tym

bardziej nieodpowiedzialne, że świętowano

nad zamordowanymi polskimi kapłanami,

których jedyną winą była niezłomność

umiłowania Boga i Ojczyzny.

Właśnie taką postacią był ksiądz Sylwester

Zych, którego ciało—podobno—

znaleziono na przystanku autobusowym w

Krynicy Morskiej 11 lipca 1989 roku. Piszę

„podobno”, jako że ciało, które zostało

znalezione na owym przystanku było

zupełnie inaczej ubrane, niż ciało ks.

Zycha, które zostało okazane rodzinie do

identyfikacji w kostnicy w Elblągu. To

zabójstwo wciąż budzi więcej pytań niż

istnieje odpowiedzi na nie.

Kim był ksiądz Sylwester Zych ? Pochodził

ze skromnej rodziny. Urodził się we wsi

Ostrówek koło Wołomina. Ojciec,

Franciszek, był z zawodu szewcem, ale

imał się wielu innych prac, by zapewnić

skromne utrzymanie rodzinie. Zychowie

najwyższym trudem budowali skromny

domek z pustaków w Lipinkach, w którym

zamieszkali. Młody Sylwek, jako jedyny

męski potomek Zychów, pomagał ojcu w

budowie. Praca ponad siły sprawiła, że jego

ojciec zmarł już w wieku 43 lat.

Sylwek chodził do szkół w Duczkach i

Zielonce. W wieku 20 lat, w roku 1970,

wstąpił do warszawskiego Seminarium

Duchownego. Ukończył je z wyróżnieniem

i w 1977 odebrał święcenia kapłańskie w

katedrze warszawskiej z rąk Prymasa

Tysiąclecia ks. Kardynała Stefana

Wyszyńskiego. W działalności

duszpasterskiej zajmował się głównie

młodzieżą. Pod koniec lat 70-tych po raz

pierwszy naraził się władzy

komunistycznej, inicjując wieszanie krzyży

w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu.

Ksiądz Zych był uosobieniem naturalnego,

a przez to niezwykle silnego połączenia

służby Bogu i Ojczyźnie. Pamiętam, jak

podczas jednej z przerw w procesie, w

piwnicach Sądu Warszawskiego Okręgu

Wojskowego, kiedy—jako skuci w jednej

„parze” - siedzieliśmy w malutkiej celce,

powiedział: „Student (mój pseudonim z

konspiracji—przyp. wł.), pamiętaj, że

przede wszystkim jestem kapłanem, ale i

jestem Polakiem. Łączy nas to samo i

musimy do końca trwać na posterunku.”

Tę postawę wyrażał już wcześniej w

swoich kazaniach, które znam tylko z

innych przekazów. Osobiście po raz

pierwszy spotkałem Sylwka dopiero we

wrześniu 1982 roku, kiedy wyprowadzano

nas z cel na Rakowieckiej, wioząc na

proces. Mieliśmy się spotkać wcześniej, w

dniu 15 marca 1982 roku, lecz

wcześniejsze nasze aresztowanie

zniweczyło te plany. Plany Boże widać

były inne.

Po pamiętnym Sierpniu 1980 roku, ksiądz

Zych wygłaszał już otwarcie pełne

patriotyzmu kazania, które nie zawsze

spotykały się z ciepłym przyjęciem

proboszczów. Miał wielki wpływ na dzieci

i młodzież, z którymi zawsze starał się być

blisko, których problemy rozumiał,

których był powiernikiem.

Od 25 maja 1981 roku pełnił posługę

duszpastersko-katechetyczną jako

wikariusz w parafii Świętej Anny w

Grodzisku Mazowieckim. Już wtedy

przykuwał wściekłą uwagę Służby

Bezpieczeństwa tak swoimi kazaniami, jak

i pracą z młodzieżą.

Pamiętam, jak po naszym uwolnieniu z

więzień pod koniec 1986 roku: Sylwka z

Braniewa, a mnie z Wrocławia, po

przyjeździe do domu moich rodziców,

powiedział:

„Młodzież to przyszłość Polski i na nią

zawsze stawiałem. Bo młodzież nie jest

Ksiądz Sylwester Zych, zamordowany

przez „nieznanych sprawców” z SB w

dniu 11 lipca 1989 roku (zdjęcie

archiwalne bezpieki PRL z czasów

więziennych lat 1982—1986)

Niezłomny do końca

Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL

Kilka dni temu minęła 27 rocznica

ostatniego z długiego pasma zbrodni

komunistycznych, popełnionych na

polskich kapłanach, których główną

dewizą była służba Bogu i Ojczyźnie—

Deo et Patriae. 11 lipca 1989 roku tzw.

„nieznani sprawcy” zamordowali księdza

Sylwestra Zycha. Był to trzeci kapłan,

zabity w pamiętnym roku 1989, roku

„okrągłego stołu”, porozumień z

Magdalenki, plebiscytu popularności,

nazywanego „wolnymi wyborami” do

Sejmu i Senatu jeszcze wówczas PRL.

Tuż przed rozmowami „okrągłego stołu”

zgładzono księży: Stefana Niedzielaka i

Stanisława Suchowolca. Komunistyczna

bestia aparatu bezpieki, nie będąc do

końca pewna swojej przyszłości, kopała

w podstawy narodowe i katolickie

Polaków, mordując księży.

Do wyborów zeszłego roku, przez ćwierć

wieku po tych wydarzeniach, rządzący

Polską kazali nam wierzyć, że rok 1989 Ciąg dalszy na stronie 14

S t r o n a 5

Jak było do przewidzenia Jarosław

Kaczyński został ponownie wybrany na

prezesa partii Prawo i Sprawiedliwość.

Trudno się temu dziwić, jest on na dzień

dzisiejszy jedyną właściwą po temu osobą.

PiS cierpi notorycznie na niedobory ludzi z

„charakterem”, a mnogość frakcji i koterii,

typowa dla dużych ugrupowań, nie wróży

dobrze nikomu, kto chciałby stanąć na ich

czele bez odpowiednich

charakterologicznych predyspozycji.

Kaczyński stworzył swoją partię,

przewodził jej nieprzerwanie przez

wszystkie lata i w rzeczy samej on jest tą

partią, gdyż bez niego traci ona rację bytu.

Na niedawnym kongresie prezes

Kaczyński wygłosił przemówienie, nad

którym warto się pochylić choćby z racji

faktu, że jego poglądy mają przełożenie na

sytuację obywateli naszego kraju. Co

prawda nie sprawuje on żadnej formalnej

funkcji w rządzie, jednak każdy chyba

zdaje sobie sprawę, że to on rozdaje karty.

Cała reszta to tylko tło, scenografia

rozstawiona przez prezesa dla realizacji

jego planów. Czy plany te wyjdą nam na

dobre jeszcze się okaże, coraz częściej

jednak odnoszę wrażenie, że Kaczyński

zrobił sporą część swoich wyborców w

balona.

W swoim przemówieniu dokonał analizy

minionych kilku lat z działalności PiS oraz

przedstawił obraz drogi do zwycięstwa,

którą przebył. Co do osobistych zasług

prezesa w tej materii można mieć pewne

wątpliwości, ponieważ to głównie rządząca

przez poprzednie dwie kadencje Platforma

sama sprowadziła na siebie klęskę, jednak

zwycięstwo PiS-u w minionych wyborach

jest faktem. Buta i arogancja poprzedniej

ekipy rządzącej były gwoździami do jej

trumny, a PiS wykorzystał tylko sytuację,

hojnie szafując obietnicami, których

spełnienie nie jest już tak proste. 500+ nie

na każde dziecko, rezygnacja z

podniesienia kwoty wolnej od podatku, czy

brak realnej pomocy dla frankowiczów, to

tylko wierzchołek góry lodowej. Obietnice

Weneckiej czy przytyki Komisji

Europejskiej, z drugiej zaś prezes z

uporem godnym lepszej sprawy podkreśla

prounijny charakter swojej partii, lżąc

przy okazji eurosceptyków i nazywając

ich „awanturnikami i szkodnikami”. Brak

zintegrowania przekazu werbalnego z

podejmowanymi działaniami wprowadza

konsternację. Wygląda to na umyślne

działanie mające na celu dezinformację i

zmylenie przeciwnika. Tylko kto w tym

przypadku jest przeciwnikiem? Mam

nadzieję, że nie Naród Polski, będący dla

polityków maszynką do głosowania i

bezrozumną tłuszczą, której można mówić

jedno, a robić co innego. Chciałbym, aby

przekaz o prounijności PiS-u został

rozpowszechniony jak najszerzej, tak by

każdy wyborca miał jasne pojęcie co robi

oddając swój głos w wyborach.

Jeśli chodzi o mnie, to jestem nieufny w

stosunku do polityków i nie wydaje mi się

żeby robili oni cokolwiek dla dobra

Narodu, ich percepcja kształtowana jest

raczej przez rządzę władzy, która z

dobrem ogółu nie zawsze idzie w parze.

Tak samo jest w przypadku PiS-u, stał się

on partią dziwacznego środka, adaptującą

dla swoich potrzeb wszystko co tylko da

im większe poparcie. Dostrzegając w

społeczeństwie nastroje prounijne będzie

prounijny, gdy powieje inny wiatr również

PiS zmieni kierunek. Tym różni się

partyjna polityka od ideowego działania.

Jeśli chce się być częścią politycznego

mainstreamu należy elastycznie

modyfikować poglądy w zależności od

koniunktury. Ja jednak cenię sobie

szczerość i chciałbym znać rzeczywiste

intencje reprezentujących mnie ludzi.

Rządzenie zza kulis ma tą zaletę, że w

razie porażki ograniczone jest ryzyko

poniesienia konsekwencji. Moim zdaniem

sprawy nie idą w dobrym kierunku, gdyż,

jak już wspomniałem, ciężko ocenić

rzeczywistą linię polityki rządzących nami

Kto rządzi w Polsce i do czego zmierza ?

składane przez prezydenta Andrzeja Dudę

traktuję jako składane w imieniu prezesa,

gdyż jak widać prezydent swojego zdania

nie ma i mieć nie może. Jest za to

świetnym notariuszem rządu Beaty

Szydło, której strategia polityczna opiera

się na wykonywaniu poleceń Jarosława

Kaczyńskiego. Jak stwierdził Kaczyński w

swoim przemówieniu „trzeba było się

uchylić od funkcji premiera”, a kandydat

tymczasowy, bo jestem przekonany, że

taki był pierwotny plan, musi być przede

wszystkim wierny i ewentualnie łatwy do

szybkiego usunięcia.

To wszystko nie jest jednak głównym

powodem moich zmartwień, tak samo jak

nie martwią mnie wygłaszane przez

prezesa banialuki w stylu „zjednoczenia

prawicy”, jak nazywa alians z Gowinem i

Ziobrą. W tym przypadku doszło przecież

tylko do ponownego pozbierania

uciekinierów i wyrzutków z PiS-u,

oczywiście poza transferem samego

Gowina. Dlatego uważam, że te trzy

ugrupowania nie są reprezentantami całej

polskiej prawicy. Wręcz przeciwnie poza

wspomnianym układem pozostaje jeszcze

znaczny niezagospodarowany potencjał,

którym niestety prezes i jego otoczenie

najzwyczajniej gardzą. Nie martwi mnie

również to, że PiS ma problem z

rzetelnym wypełnianiem konkretnych

obietnic, które złożył, ponieważ nie jestem

głupi i wiem, że obietnice wyborcze to

jedno, a ich realizacja wygląda przeważnie

trochę gorzej.

Głównym powodem moich zmartwień jest

natomiast to, że PiS nie jest partią, za jaką

usilnie chciałoby uchodzić. Prezes

Kaczyński po raz kolejny podkreślił, że

PiS jest ugrupowaniem zdecydowanie i

bezapelacyjnie prounijnym. Jakkolwiek by

tego nie interpretować brzmi to groźnie,

szczególnie dla osób, dla których

suwerenność naszej Ojczyzny jest

wartością fundamentalną. Z jednej strony

rząd podkreśla swoją niezależność,

lekceważąc sobie opinie Komisji Dokończenie na stronie 13

S t r o n a 6

W Naszym Dzienniku” 4 lipca 2016 r.

ukazał się artykuł p.t. Kpiny i szyderstwa.

Mowa tu o niemieckich mediach i to

wcale nie tych z dolnej półki, gdyż można

tam znaleźć FAZ, „Der Spiegel”, „Die

Zeit” ze stacji tv ARD piszących i

robiących programy o Polsce jako o kraju

zmierzającym rzekomo do totalitaryzmu,

odwracającym się od idei europejskich,

liberalnych, w ogóle od Europy. To tak,

jak by mówił Schetyna lub ktoś przezeń

na mównicę wysłany. (Opozycja, ta

istniejąca formalnie, tzn. w ławach

sejmowych, ma teraz zwyczaj wypychanie

do wypowiedzi dla mediów ludzi

nieznanych, prawdę mówiąc, mało

rozgarniętych, co chroni głównych

menedżerów od publicznego gadania

głupstw, czego szef PO i tak nie do końca

potrafi uniknąć). Na widelcu mediów

niemieckich znaleźli się czołowi politycy

polscy, w pierwszym rzędzie Jarosław

Kaczyński, Beata Szydło, ostatnio także

Macierewicz. Przedmiotem brutalnych, a

gdy chodzi o humor, iście niemieckich

skeczy, był też ś. p. Prezydent Polski,

Lech Kaczyński. Dowcip Niemcy zawsze

mieli przyciężki, ale to sprawia, że potrafi

on być brutalny, czyli mało zabawny, a za

to obrzydliwie złośliwy. Nasz rząd nie

reaguje na uwłaczające Polakom i Polsce

ekscesy prasowe. Może to i lepiej, bo

lekceważenie jest najtrafniejszą reakcją.

Z tonu artykułu „Naszego Dziennika”

przebija zażenowanie, zasmucenie i,

powiedziałbym, pewna bezradność. Ja

bym tu dodał inny jeszcze element

wynikający z oceny tych wydarzeń. Jest

nim obawa przed uwiedzeniem pewnej i

to znacznej części społeczeństwa

niemieckiego, od zawsze podatnego na

wiarę we wszystko, „was stand in der

Zeitung”. Pamiętam jeszcze z czasów

okupacji, kiedy odwiedziła nas dalsza

krewna stale mieszkająca w Niemczech.

Słyszałem sprzeczkę między nią a moją

mamą. Ta pani dowodziła, jakie to

dobrodziejstwa są dziełem Hitlera. Kiedy

mama dawała jej jaskrawe dowody

zbrodni reżimu, ona trwała przy swoim,

Terroryzm medialny bo, das stand im „Völkischen Beobachter”, a

to pismo, które redaguje sam Goebbels i

Hitler zapewne je czyta, nie może przecież

kłamać. Ta tępota wielu Niemców trwa do

dziś. Dlatego wypociny wielu ich pismaków

są groźne. Jeszcze jedno mi się przypomina.

Było to z okazji jednej z odwiedzin Jana

Pawła II w Niemczech. Jakiś periodyk podał,

że spośród dziennikarzy mających tę wizytę

obsługiwać zaledwie 0,6 % przyznało się do

jakiejś religijności. Autor tej notatki

zastanawiał się co tacy ludzie mogą

przekazać z relacjonowanego wydarzenia?

Co w ogóle z tego zrozumieją? Rzeczywiście

komentarze były żenujące.

A co ci ludzie wiedzą o Polsce? Jedni

zapewne sporo, ale nie oni dojdą do głosu

ale zostanie on oddany tym, którzy muszą

przedstawić Polskę jako podżegacza

wojennego (a co było przed 1939 rokiem?

Przecież 1 IX 1939 r. Hitler powiedział: „Wir

haben zurückgeschossen”. Odpowiedział

zatem, rzekomo, ogniem na polską agresję. I

ogół Niemców kupił to kłamstwo za dobrą

monetę. Wszystko już było. Hitler i Goebbels

mieli swoich, a obecnym bonzom też jacyś

nowi i im posłuszni pismacy wyrośli. Może

nie trzeba by na to zwracać szczególnej

uwagi, bo wiadomo, że dziennikarz musi

spłycić, a nawet spłaszczyć obraz, tak, by

pasował temu, kto go najął. Samodzielnych

jest znikoma ilość i trudno na nich trafić.

Przeważnie są to najemnicy. Bywali tacy na

garnuszku partii komunistycznych,

hitlerowskiej, wszelkich możliwych

reżimów, układów, koterii. Napiszą każdą

bzdurę i się podpiszą za odpowiednie

pieniądze. Oplują, oszkalują, zmieszają z

błotem pamięć nawet najszlachetniejszych, z

ofiar zrobią katów, z tamtych ofiary; napiszą

czego tylko od nich zażądają. Są po prostu

trucicielami, a zatruwają umysł ludzi Bogu

ducha winnych, przekonanych, że poznają

prawdę.

W tej nagonce na Polskę w mediach

niemieckich trzeba brać pod uwagę także

indoktrynację w duchu niemieckiej teorii

odpowiedzialności za wybuch wojny. Co

drugi Niemiec obarcza nią Polskę, bo nie

chciała oddać Korytarza.

I jeszcze jedno źródło tej trucizny sączonej

w umysły przeciwko Polsce. To źródło

bije u nas, w kraju, a są nim ci, którzy

jakimkolwiek sposobem starają się

powrócić do swej roli kolonizowania

Polski w obcym interesie. Utrata takiej

klienteli może gniewać jej „europejskich”

mocodawców, a tym samym rodzić te

wściekle ataki medialne, i to nie gdzie

indziej, jak właśnie w Niemczech

mających tak wielkie doświadczenie, gdy

chodzi o niszczącą moc propagandy. Im

lepiej dzieje się w Polsce pod rządami PiS

tym większa wściekłość rodzimych i

obcych wrogów Polski. Nazwijmy to po

imieniu, odrzucając eufemizmy. Przecież

to, co piszą w niemieckich gazetach

ukazuje się najpierw mutatis mutandis w

polskojęzycznej prasie krajowej. Sapienti

sat.

Dajmy więc spokój pismakom

niemieckim, a popatrzmy na ręce obok

nas żyjącym. Obawiam się napisać

„naszym” bo może to być źle zrozumiane.

Terroryzm medialny jest zjawiskiem

międzynarodowym, a przykład jego leży

jak na dłoni. Wskazał nań „Nasz

Dziennik”. Szkoda, że ujawnił sam

fenomen, a nie sięgnął do jego genezy i

sposobu działania.

Zygmunt Zieliński

S t r o n a 7

- Edek, dalej pracujesz?

- Pracowałem na pół etatu ale mnie

zwolnili.

- Dlaczego?

- Bo to była praca na pełny etat.

***

Samolot wystartował z lotniska. Po

osiągnięciu wymaganego pułapu,

kapitan odzywa się przez intercom:

- Panie i Panowie, witam na pokładzie

samolotu. Pogodę mamy dobrą, niebo

czyste, więc zapowiada nam się

przyjemny lot. Proszę usiąść, zrelaksować

się i... O, Boże!...

Po chwili nerwowej ciszy intercom

odzywa się znowu:

- Panie i Panowie, najmocniej

przepraszam, jeśli przed chwilą państwa

wystraszyłem, ale w trakcie mojej

wypowiedzi drugi pilot wylał na mnie

filiżankę gorącej kawy. Powinniście

państwo zobaczyć przód moich spodni.

Na to odzywa się jeden z pasażerów:

- To pewnie nic, w porównaniu z tyłem

moich....

***

Facet siedzi przed telewizorem , piwko ,

kapcie ...

Żona w kuchni cos pichci , nagle słyszy

jak mąż w pokoju do siebie:

- Nieeeeeeeeeee !!! nie chodź tam !!!! Co

ty robisz !!??!!??

Za chwile znowu :

- Człowieku nic nie przysięgaj!!!!

powiedz że nieeeee !!!!!

Po paru chwilach znowu słychać z

pokoju :

- Coś ty najlepszego zrobił ????? Taki

niewybaczalny błąd....

Żona nie wytrzymała i pyta :

- Misiu co ty tam tak przeżywasz ?

- A nic.... kasete z naszego wesela

oglądam....

***

Stary, umierający Żyd leży na łożu

śmierci, przy nim czuwa żona. Słabnącym

głosem mówi do niej:

Kiedy wiele lat temu płynęliśmy w podróż

poślubną i leżałem w kajucie złożony

chorobą morską - byłaś przy mnie. Kiedy

parę lat później złamałem nogę i leżałem

w szpitalu - też byłaś przy mnie. Gdy

zbankrutowała moja firma - byłaś przy

mnie. A teraz kiedy umieram - znów

jesteś przy mnie. I ja się tak zastanawiam:

czy ty mi nie przynosisz pecha?!

***

Bóg patrząc na grzeszną Ziemię zauważył

zły stosunek społeczeństwa do lekarzy.

Chcąc podnieść reputację całego

personelu medycznego, zszedł był na

Ziemię i zatrudnił się jako lekarz w

przychodni rejonowej. Pierwszy dzień

pracy, siedzi w izbie przyjęć, przywożą

mu sparaliżowanego chorego (20 lat na

wózku inwalidzkim).

Bóg wstaje, kładzie choremu na głowę

swoje dłonie i mówi: - Wstań i idź!

Chory wstaje, wychodzi na korytarz. Na

korytarzu tłum oczekujących, wszyscy

pytają:

- No i jak nowy doktor?

- Doktor jak doktor, nawet ciśnienia mi

nie zmierzył!

***

Mówi sąsiad do sąsiada

- Co Ci się stało w oko?

- Dostałem śrubokrętem od Kowalskiej

- Przez przypadek?

-Nie, przez dziurkę od klucza.

***

Pewne plemię afrykańskie nawiedziła

okrutna susza. Padając z pragnienia udali

się do plemiennego szamana z prośbą o

pomoc. Szaman ów wyszedł z lepianki i

patrząc po tłumie współplemieńców pyta:

- Kto ma wodę?

Nikt się nie zgłasza to powtarza:

- Kto ma trochę wody?

Nieśmiale zgłasza się jeden z członków

plemienia i podając bukłak wody mówi:

- Ja mam jeszcze trochę.

Szaman niewiele myśląc wylał wodę do

miseczki, ściągnął koszulę i zaczął ją prać.

Mieszkańcy wioski patrzyli ze zgrozą.

Wyjął koszulę z wody, wykręcił i wodę

wylał w krzaki. Znowu pyta:

- Kto ma jeszcze jakąś wodę?

Kolejny osobnik podając mu bukłak

mówi:

- Mnie zostało jeszcze pół...

Szaman wziął wodę, wlał do miski i

wypłukał koszulę. Wodę wylał, a koszulę

powiesił na sznurku.

Kiedy mieszkańcy wioski chcieli się na

niego rzucić zaczęły napływać ciężkie

chmury i rozpadał się deszcz.

Szaman na to:

- Zawsze, kurna, pada, jak pranie zrobię...

***

Wioska indiańska w Ameryce.

Przychodzą Apacze do swego szamana i

pytają:

- Jaka będzie w tym roku zima szamanie?

- Bardzo, bardzo ostra!

Apacze zaczęli zbierać chrust, ale zima

była łagodna. Następnej jesieni znowu

przychodzą Apacze i pytają szamana:

- Jaka będzie w tym roku zima?

- Bardzo, oj bardzo ostra!

Zima znów była łagodna, a Apacze

nazbierali górę chrustu. Następnej jesieni

przychodzą wściekli Apacze do szamana i

pytają się go o to samo, ale grożą mu, że

go oskalpują jeżeli się pomyli i że ma całą

noc by się namyśleć. W nocy szaman

wymknął się do instytutu

meteorologicznego i pyta synoptyków:

- Jaka będzie w tym roku zima?

- Bardzo ostra, oj ostra - odpowiadają.

- Skąd wiecie? - pyta szaman.

- Bo Apacze od 2 lat chrust zbierają!

***

W środku nocy żona budzi męża.

- Co się stało? - pyta mąż.

- Zapomniałeś wziąć tabletki na sen!

Uśmiechnij się...

S t r o n a 8

Przyglądając się bardziej szczegółowo

polityce prowadzonej przez III Rzeszę,

wyraźnie dostrzegamy znaczne

podobieństwa do rozwiązań

serwowanych nam przez Unię

Europejską czy też rodzimą lewicę.

Często nazizm nazywa się faszyzmem

bądź skrajną prawicą, tymczasem nazizm

nie był ani jednym, ani drugim. To Józef

Stalin rozpowszechnił w swojej

propagandzie pogląd, że nazizm jest

faszyzmem. Osoby, które dziś tak

twierdzą, po prostu kontynuują

stalinowską propagandę. Sami naziści

byliby zaś obrażeni, gdyby ich nazwać

faszystami. Nazizm nie był także ruchem

skrajnie prawicowym, jak twierdzą różnej

maści lewacy. Nazizm to przecież skrót od

„narodowy socjalizm” – a czy ktoś słyszał

o skrajnie prawicowym socjalizmie? Sam

Adolf Hitler opisywał nazizm jako

ideologię, która nie jest ani prawicowa,

ani lewicowa, a w Mein Kampf zbrodniarz

ten atakował zarówno niemieckich

polityków lewicowych, jak i

prawicowych. W roku 1927 powiedział:

Jesteśmy socjalistami, jesteśmy wrogami

dzisiejszego kapitalistycznego systemu

gospodarczego (…) i jesteśmy

zdeterminowani, aby zniszczyć ten system

w jakikolwiek sposób. Podobnie Józef

Goebbels, minister propagandy III

Rzeszy, podkreślał socjalistyczny

charakter nazizmu – w latach

dwudziestych dwudziestego wieku napisał

wręcz, że jeśli miałby wybierać pomiędzy

bolszewizmem a kapitalizmem, wybrałby

bolszewizm.

W takim razie, jaki system gospodarczy

obowiązywał w III Rzeszy? Niby

większość firm była własnością prywatną,

ale w rzeczywistości – jak w UE czy w

Polsce – właściciel niewiele mógł zrobić,

gdyż tak ograniczały go przepisy i

regulacje, że musiał wykonywać nakazy

państwa. Narodowi socjaliści, podobnie

jak socjaliści rządzący w Warszawie i w

Brukseli, zwiększali kontrolę państwa nad

gospodarką i sektorem prywatnym. W

Polsce istnieje czterdzieści instytucji,

które mogą sprawdzać przedsiębiorców –

w III Rzeszy przedsiębiorców

kontrolowały i nadzorowały Niemiecki

Front Pracy oraz Izba Gospodarcza. Hitler

uważał, że rząd powinien mieć moc

regulowania sposobu użytkowania

własności prywatnej dla dobra narodu. W

Polsce przedsiębiorca jest

ubezwłasnowolniony przez państwo, a

tego, kto nie bierze dotacji, uważa się za

dziwaka.

Narodowi socjaliści, podobnie jak

urzędnicy z Brukseli oraz ci rodzimi z

Warszawy, uprawiali planowanie

gospodarcze. W unijnym przypadku są to

wieloletnie perspektywy finansowe

zawierające różnorakie plany

inwestycyjne ze środków publicznych

(dotacje), na podstawie których władze

krajowe różnych szczebli tworzą własne

plany gospodarcze (na przykład, Program

Operacyjny Innowacyjna Gospodarka).

Hitler zalecał wywłaszczenie tych

przedsiębiorców, którzy nie popierają

nazizmu. W UE też mamy do czynienia z

nacjonalizacjami, takimi jak

wykupywanie udziałów w bankach

podczas kryzysu bądź kradzież

oszczędności z OFE czy nabycie udziałów

w zbankrutowanych firmach budujących

autostrady. Formą nacjonalizacji jest także

niesłuszne nakładanie na firmy przez

urzędników podatkowych, celnych i

innych gigantycznych kar finansowych,

które potem są poparte wyrokiem

sądowym. W III Rzeszy istniała też –

podobnie jak w III RP – szeroka

reglamentacja dostępu do zawodów, a

licznymi licencjami ograniczano

możliwość rozwijania działalności

gospodarczej.

Hitler argumentował, że aby utrzymać

bezpieczeństwo gospodarcze, trzeba mieć

bezpośrednią kontrolę nad surowcami, a

nie polegać na handlu światowym. W

efekcie Niemcy zrezygnowały z polityki

częściowo wolnego handlu na rzecz

polityki samowystarczalności

ekonomicznej. Próbowano ograniczać

liczbę partnerów handlowych, a tam,

gdzie było to możliwe, handlować tylko z

krajami niemieckiej strefy wpływów. W

latach trzydziestych podpisano co prawda

kilka dwustronnych porozumień

handlowych z krajami Europy

południowej i wschodniej, ale władze

niemieckie mocno zniechęcały do handlu

z innymi państwami. Podobnie UE

UE jak III Rzesza

Ciąg dalszy na stronie 9

S t r o n a 9

(wewnątrz której prawie nie ma granic

celnych) na zewnątrz zasłania się murem

celnym, a negocjowanie kolejnych umów

wolnohandlowych, na przykład, z USA,

Japonią czy Indiami, idzie jak

przysłowiowa krew z nosa. Polska w

związku ze wstąpieniem do UE musiała

renegocjować 190 umów bilateralnych, w

tym podnieść wiele ceł na towary

sprowadzane ze Wschodu.

Keynesizm Hitlera i Tuska

W ramach zwalczania Wielkiego Kryzysu

nazistowskie Niemcy zastosowały

politykę keynesizmu. Realizowano

projekty wielkich robót publicznych,

takich jak budowa sieci autostrad w celu

stymulowania gospodarki i redukcji

bezrobocia. W roku 1933 wprowadzono

program Reinhardta, który zawierał

między innymi bezpośrednie inwestycje

publiczne w drogi lądowe, wodne i koleje.

I o ile w roku 1933 państwowe inwestycje

stanowiły mniej niż połowę wszystkich

inwestycji w Niemczech, to w roku 1938

odsetek ten sięgał 90 procent. To państwo

decydowało o przeznaczeniu konkretnych

inwestycji, tak samo jak dziś, gdy

urzędnik z Brukseli, ministerstwa czy

urzędu marszałkowskiego wyrokuje, na co

można wydać unijne dotacje.

Podobnie, po kryzysie finansowym

Europejski Bank Centralny drukował

pusty pieniądz, a upadające gospodarki

Grecji, Irlandii czy Portugalii „ratowano”

miliardami euro, do tego Komisja

Europejska, aby zmniejszyć bezrobocie,

szczególnie wśród osób młodych,

zaproponowała nawet roboty publiczne,

zupełnie jak w III Rzeszy. Na polskim

gruncie identyczną politykę keynesizmu

prowadził rząd Donalda Tuska –

państwowa spółka Polskie Inwestycje

Rozwojowe ma inwestować między

innymi w budowę elektrowni węglowych i

gazowych, gazociągów, magazynów gazu,

dróg, kolei i portów. PiS jest

zwolennikiem podobnej polityki. Jarosław

Kaczyński ogłosił konieczność

publicznych inwestycji o wartości 1,4

biliona złotych.

W III Rzeszy gospodarstwa rolne były

oficjalnie prywatne, ale jakiekolwiek

działania rolnika nie były możliwe bez

szczególnych pozwoleń władz. Tworzono

specjalne rady kontrolujące produkcję i

ceny systemów kontyngentowych. To

wykańczało zwłaszcza właścicieli

niewielkich gospodarstw. Podobnie UE –

ze swoją Wspólną Polityką Rolną oraz

Wspólną Polityką Rybołówstwa ustala

limity na produkcję różnych towarów

rolnych, jak na przykład mleko, cukier,

len, konopie, pomidory czy ryby

pochodzące z połowów – za przekroczenie

tych limitów płaci się wysokie kary.

Oczywiście, unijne rolnictwo, podobnie

jak w III Rzeszy, „chroni” przed

zagraniczną konkurencją potężny mur

celny.

Hitlerowska Rzesza była – podobnie jak

współczesne państwa – krajem

opiekuńczym. Istniały obowiązkowe

składki na Niemiecki Front Pracy,

Narodowosocjalistyczną Pomoc

Społeczną, ubezpieczenia: od bezrobocia,

emerytalne, rentowe i zdrowotne. Już

dwudziestopięciopunktowy program

NSDAP z roku 1920 zawierał konieczność

zwiększania na dużą skalę wypłat

emerytur, a także rozszerzania programu

państwowej edukacji, w szczególności

żądano dużego wsparcia dla

najinteligentniejszych dzieci z rodzin

ubogich. W programie tym pisano

również o konieczności ochrony zdrowia,

zwłaszcza matki i dziecka (w tym także o

zakazie pracy dzieci i obowiązkowych

zajęciach sportowych). W III Rzeszy

istniał też państwowy system ubezpieczeń

zdrowotnych, a kobiety poddawano

regularnym badaniom w celu wczesnego

wykrycia raka piersi. Wprowadzono także

zakaz palenia w miejscach publicznych.

Podobnie jak dzisiaj rządzący

socjaldemokraci, tak i Hitler

rozbudowywał ustawodawstwo

„chroniące” robotników, którzy

otrzymywali płatne urlopy, a 1 maja był

Świętem Pracy (w Polsce SLD nadal

organizuje pierwszomajowe pochody). Już

w roku 1933 utworzono potężną

organizację o nazwie

Narodowosocjalistyczny Dobrobyt

Ludowy, która zajmowała się

charytatywną pomocą socjalną, a także

Nazistowski Program Pomocy Zimowej,

który stał się największą instytucją

socjalną na świecie. Z kolei częścią

Niemieckiego Frontu Pracy była

państwowa organizacja Kraft durch

Freude (Siła przez radość) zajmująca się

przygotowywaniem masowych imprez

kulturalnych, turystycznych i sportowych,

która w latach trzydziestych stała się

największą agencją turystyczną na

świecie. W roku 1934 z państwowych

wakacji skorzystało 2,3 mln Niemców, a

w roku 1938 już 10,3 mln.

Hitlerowska Konfederacja Europejska

W efekcie prowadzenia powyższej

polityki (i istnienia dwudziestu jeden

ustalanych przez rząd federalny

podatków) III Rzesza szybko popadła w

tarapaty finansowe. Wysokim deficytem

budżetowym finansowano między innymi

roboty publiczne i zbrojenia. W latach

1933–1939 całkowite dochody państwa

wyniosły łącznie 62 mld marek, podczas

gdy wydatki przekroczyły 101 mld marek.

Sytuacji nie poprawiły astronomiczne

podatki sięgające od 60 do nawet 98

procent nakładane na zyski

przedsiębiorstw. W rezultacie w roku

1939 zadłużenie publiczne Niemiec

sięgnęło 38 mld marek. Oznacza to, że

dług wzrósł z 12 procent PKB w roku

1933 do 46 procent PKB w roku 1939.

Czy nie przypomina to polityki zadłużania

UE jak III Rzesza (ciąg dalszy ze strony 8)

Dokończenie na stronie 10

S t r o n a 1 0

wszelką różnorodność. Podobnie jak

lewacka UE robi wszystko w imię źle

pojętej równości (równanie w dół), w III

Rzeszy tworzono solidarność narodową

mającą przekroczyć różnice klasowe.

Przy tym wszystkim to nikt inny jak Adolf

Hitler w roku 1943 zalegalizował po raz

pierwszy na ziemiach polskich aborcję –

tak mocno dziś propagowaną przez unijne

instytucje; a nieuleczalnie chorzy byli

poddawani eutanazji (wielu zabito w ten

sposób w okupowanej Polsce), tak jak

obecnie w krajach Beneluksu.

Celem walki hitlerowców było utworzenie

zjednoczonej Europy w miejsce podziału –

pisze John Laughland w książce Zatrute

źródła Unii Europejskiej – bo ich zdaniem

koncepcja państwowej suwerenności jest

po prostu przestarzała. W roku 1940

Herman Göring wydał rozkaz, w wyniku

którego powstał projekt ekonomicznego

zjednoczenia Europy na wielką skalę –

oczywiście, pod kierownictwem Berlina. Z

kolei minister spraw zagranicznych III

Rzeszy, Joachim von Ribbentrop

opowiadał się za utworzeniem

Konfederacji Europejskiej, która

polegałaby na unii celnej i walutowej,

wspólnym planowaniu gospodarczym,

wspólnej polityce rolnej i przemysłowej

oraz podniesieniu i harmonizacji

standardów dotyczących warunków pracy

i spraw socjalnych, której celem miał być,

oprócz zapewnienia trwałego pokoju,

wzrost zamożności, sprawiedliwość

społeczna i bezpieczeństwo socjalne (…),

aby ustrzec europejską gospodarkę przed

kryzysami i ekonomicznymi zagrożeniami

z zewnątrz. Czy to nie przypomina jakże

znajomych głosów płynących dziś z

Brukseli, w której decydujący głos mają

nie unijni urzędnicy, lecz kanclerz

Niemiec?

Tomasz Cukiernik

(Publicysta, ekspert Instytutu Globalizacji,

autor książki „Dziesięć lat w Unii. Bilans

członkostwa”)

UE jak III Rzesza (dokończenie)

prowadzonej przez polskie rządy po roku

1989? W efekcie, chociaż w Niemczech

zmniejszono bezrobocie (także poprzez

naginanie statystyk, z których wyłączono

między innymi kobiety i Żydów), poziom

płac realnych w latach 1933–1938 spadł o

jedną czwartą. Prawdopodobnie w krajach

unijnych panuje podobna tendencja, ale się

o tym nie mówi (dodatkowo ukrywając

rzeczywiste wskaźniki inflacji).

Nazizm wprowadzał w życie typowe dla

lewicy zasady kolektywizmu, a sam Hitler

na łamach „Völkischer Beobachter” w

roku 1938 określił siebie jako (uwaga!)

arcydemokratę. Podobnie jak UE stara się

włączać w swoją strefę wpływów kolejne

państwa, narodowi socjaliści domagali się

włączenia do Niemiec nowych terenów, by

uzyskać Lebensraum, czyli przestrzeń

życiową. Podobnie jak Bruksela próbuje

zmieść z powierzchni ziemi państwa

narodowe, wypłukując resztki

suwerenności, promując euroregiony i

tworząc federację, naziści nienawidzili

państw narodowych, próbując zniszczyć

Jakoś trzeba zaistnieć w tłumie

Żeby ludziska nie zapomnieli

Nie każdy tak to zrobić umie

Żeby się ludzie zeń nie śmieli.

Tak więc profesorka zadufana

Pani Staniszkis się wkurzyła,

Bo przez PiS nie dość poważana

Żadnej fuchy nie pochwyciła.

Dała córunię do Kijowskiego

Sama dosiadła mediów rumaka

By dopaść i zbić Kaczyńskiego.

Niech nie myśli, żem byle jaka.

Profesorka z nosem na suficie

Wszystko wiem, socjologicznie

Co wy sobie w ogóle myślicie?

Ja mówię. Nieważne czy logicznie.

Wystarczy moja tęga mina

I na mym obliczu szminka.

One ze śledzia zrobią rekina,

A z Kaczyńskiego muminka.

Bo ja nie pozwolę sobą

Pomiatać, jak byle dzierlatką

Jestem poważną osobą,

I III RP dumną matką.

Toteż walczyć nie przestanę,

Nie bacząc na Ojczyzny los

Ja wiem, że swoje dostanę

Że znowu oddadzą mi głos.

Co będę mówić? też pytanie!?

Są przecież moi Platformersi.

Oni nagrodzić mnie są w stanie,

Dać order na me dumne piersi.

I wreszcie będzie doceniona

Staniszkis, mądra prorokini.

Kura skubana bez ogona

Rozumek, taki ciut, ciut mini.

Tak Cię dziś widzą staruszko,

Nie bacząc, że ty podskakujesz.

Lepiej wybierz wygodne łóżko

Bo tego naprawdę potrzebujesz.

Przestań głowy ludziom truć

Zrób lepiej rachunek sumienia,

Pychę z siebie co prędzej zrzuć

Bo nie dostąpisz zbawienia.

Staniszkis zagniewana

S t r o n a 1 1

Zakończył się kolejny szczyt NATO. Tym

razem odbywał się on w Warszawie. I—

oczywiście—zakończył się sukcesem.

Używam słowa „oczywiście”, bo czy ktoś

kiedykolwiek słyszał, by jakiś szczyt nie

zakończył się sukcesem ? To, że spotkały

się głowy państw członkowskich, że ze

sobą rozmawiali, że oficjalnie ogłosili

postanowienia wcześniej wynegocjowane

wcale nie było sukcesem, a jedynie

zwieńczeniem pewnego etapu prac nad

wqiększą obecnością wojsk NATO na

tzw. „wschodniej flance”. To raczej

wyniki tychże negocjacji i porozumień,

każde w sobie, noszą znamiona sukcesu.

Nie można jednak powiedzieć, że nie było

sukcesów, i to nawet kilku. Sukcesem

było niewątpliwie samo zorganizowanie

tego typu spotkania na szczycie.

Logistyka i strona organizacyjna była

niezwykle profesjonalna i dokładna, o

czym każdego dnia informowali

przedstawiciele zagranicznych środków

masowego przekazu. Był to niewątpliwie

polski sukces, którego nie można

przewidywać, a który staje się wielką

wartością dodaną i jest widoczny dopiero

po zakończeniu imprezy. I za to należą się

największe gratulacje organizatorom oraz

siłom porządkowym czy służbom, które w

sposób niemalże doskonały wywiązały się

ze swoich powinności.

Ale wielki, aczkolwiek niedoceniany

sukces przyszedł z mało dostrzeganej, lecz

jakże ważnej strony. Otóż wykorzystując

swoją obecność na szczycie NATO

Prezydent Ukrainy Petr Poroszenko uczcił

pamięć pomordowanych na Wołyniu

Polaków pod pomnikiem ku czci ofiar

ludobójstwa ukraińskiego w Warszawie.

Istoty tego gestu chyba nikomu nie trzeba

tłumaczyć. Jest to krok we właściwym

kierunku w budowaniu dobrych relacji z

Ukrainą w duchu prawdy o tamtych

czasach. I jeśli zostałby on w niedalekiej

przyszłości wzmocniony

wypowiedzeniem małego, lecz jakże

istotnego słowa: „przepraszamy” przez

ukraiński parlament zwany Radą

Najwyższą Ukrainy, nic by nie stało na

przeszkodzie do pełnej zgody między obu

narodami. Ludobójstwo ukraińskie na

Wołyniu jest bowiem faktem

historycznym i dla jego uznania nie ma

żadnej innej drogi. Chrześcijańskie

przebaczenie jest najbardziej pożądaną

drogą, ale dla każdego przebaczenia

potrzebne jest proste przyznanie się do

winy oraz prośba o przebaczenie. Nic

więcej.

Z postanowień szczytu NATO

najważniejszym, oficjalnie ogłoszonym w

Warszawie jest niewątpliwie zapowiedź

rozmieszczenia wojsk paktu w Polsce, na

Litwie, Łotwie i Estonii. Nie będą to

wielkie siły, a ich status określa się

mianem „stałej rotacyjnej obecności”.

Konia z rzędem temu, kto potrafi

logicznie wytłumaczyć różnicę między

forsowaną do zeszłego roku zwykłą

„rotacyjną obecnością” a obecną „stałą”.

Jedynym, jako takim wyjaśnieniem może

być różnica między polem biwakowym a

domem wczasowym. Na pole biwakowe

przyjeżdża się rotacyjnie, ale nie

przebywa się na nim stale, zaś w domu

wczasowym zawsze ktoś jest na turnusie.

Dla uważnego obserwatora pojawiły się

jednak również akcenty nie do końca

zrozumiałe, zwłaszcza w wypowiedziach

Sekretarza Generalnego NATO Jensa

Stoltenberga. Główny nacisk kładł on na

coś, co nazywał „wojną cybernetyczną”

oraz „odstraszaniem przeciwnika”. Do

ewentualności realnej wojny (oby ta nie

nastąpiła nigdy) nie było w jego

wypowiedziach odniesienia. Można było

odnieść wrażenie, że Pakt Północno-

Atlantycki jest jedynie jakąś organizacją

niby militarną, w której na dźwięk słowa

„wojna” wszyscy dostają alergii.

Wymyślono więc pojęcia tzw. „wojny

hybrydowej” oraz „cybernetycznej”.

Dodatkowo, niezwykle mocno

podkreślano znaczenie szczytu NATO-

Rosja, który ma się odbyć niedługo w

Brukseli. Gdy do tego dodamy w sumie

niewielkie siły (około 8 tysięcy) mających

stacjonować w 4 krajach wojsk Paktu,

brzmi to niepokojąco. Należy sobie

uświadomić, że w tzw. „okręgu

kaliningradzkim” Rosja posiada siły około

400 tysięcy żołnierzy, wyposażonych w

najnowocześniejszy sprzęt.

To wszystko sprawia, że nie wolno nam

spoglądać na zakończony właśnie szczyt

NATO jak na rozwiązanie problemów

obronności. To dobrze, że te siły się

pojawią, bo zawsze lepiej jest je mieć niż

nie mieć na swoim terenie. Nie zastąpią

one własnych, rozbudowanych i

nowoczesnych sił zbrojnych. Z tym jest

jednak krucho. Po spustoszeniach w

polskiej obronności ostatnego

ćwierćwiecza jej odbudowa jest nie lada

wyzwaniem. Błyskawiczna modernizacja

polskiej armii jest tutaj priorytetem,

którego nie zastąpi organizowane

„pospolite ruszenie”, chociaż jest ono

istotne z punktu widzenia odbudowy

nadszarpniętych wartości patriotycznych.

Musimy sobie uświadomić, że obecne

uzbrojenie armii jest obecnie bardziej

przestarzałe niż uzbrojenie w 1939 roku.

Wtedy w polskich arsenałach był sprzęt,

liczący sobie najwyżej 20 lat (z okresu I

wojny światowej). Obecny sprzęt to

antyki 40-letnie i starsze, by wymienić

tylko niemieckie czołgi Leopard z lat 70-

tych czy próby zakupu przez rządy PO-

ZSL(PSL) francuskich helikopterów

Caracal projektu z 1960 roku ! Dobrze, że

obecny rząd polski uciął tę idiotyczną

transakcję.

Tak czy owak, pracy nad modernizacją i

powiększeniem polskiej armii nie mogą

przesłonić ogłoszone postanowienia

szczytu NATO. Oficjalnie tu i ówdzie

Szczyt a realia

Dokończenie na stronie 16

S t r o n a 1 2

Holokaust wcale nie jest zamkniętą

kartą historii? Snyder: nikt nie może

czuć się pewnie

Pod takim tytułem ukazał się wywiad

redaktora Onet Wiadomości Rafała

Zychala. Jeden a fragmentów brzmi

następująco:

„Pisze pan dalej, że "dominujący w Polsce

Kościół rzymskokatolicki nie wyraził

sprzeciwu wobec masowego mordu na

milionach Żydów, którzy żyli przez wieki

wśród jego wyznawców". Wyjątki, takie

jak choćby abp Andrzej Szeptycki, były

nieliczne. Skąd taka postawa?

To zagadnienie wymaga jeszcze

dogłębnego zbadania. Ale chciałbym

wskazać dwa ważne czynniki. Po pierwsze,

w tamtych czasach Kościół katolicki w

Polsce, ale i w całej Europie, winił Żydów

za problemy związane z postępem,

nowoczesnością. Niestety, to też wpływało

na nastroje antysemickie. Oczywiście, byli

katolicy, którzy ratowali Żydów. Zresztą to

były osoby, które wykształciły w sobie

własny indywidualny sposób pojmowania

chrześcijańskiej etyki. I w niej było

miejsce dla Żydów jako bliźnich. Po

drugie, kościoły, które były najbardziej

liczebne w latach międzywojennych,

generalnie nie pomagały Żydom przetrwać

okupacji. Zdecydowanie lepiej wypadają

w tym porównaniu mniejszości czy te z

kościołów, które były silniej

prześladowane. W przypadku Kościoła

katolickiego ośrodkami, które czasem

niosły pomoc były instytucje często

marginalizowane, jak choćby klasztory. W

końcu byli indywidualni duchowni, którzy

ratowali Żydów. Co ciekawe, tym który na

tym polu ma największe zasługi był

wspomniany Andrzej Szeptycki - biskup

greckokatolicki i duchowy przywódca

Ukraińców”

A oto inny tekst już nie „z głowy”, ale na

podstawie badań i podający ściśle ich

wyniki, a dotyczą one właśnie te, co

księża czynili dla Żydów w czasie wojny

i okupacji. Jest to ujęcie bardzo

syntetyczne i nie zawiera wszystkich

przypadków pomocy świadczonej Żydom

przez duchownych, jak i losu, jaki z tego

powodu był udziałem wielu księży,

zakonnic i zakonników.

Pozwalam sobie zatem przytoczyć

fragmenty artykułu:

„ks. Paweł Rytel-Andrianik Księża dla

Żydów - wyniki badań „Przewodnik

Katolicki” 4/2014 [26.01.2014, s. 26-28

Statystyka: „Na ok. 10 tys. księży

diecezjalnych (stan w 1939 r.) naziści

zamordowali ok. 2 tys. księży, czyli ok.

20 proc. Były takie diecezje, jak np.

Włocławek, Gniezno czy Chełmno, gdzie

prawie co drugi ksiądz został

zamordowany. Spośród ok. 8 tys.

zakonników (stan w 1939 r.), 370 zostało

zamordowanych; zaś z ok. 17 tys. sióstr

zakonnych naziści zamordowali ok. 280

sióstr. Do tego trzeba dodać, iż podczas II

wojny światowej ok. 4 tys. księży i

zakonników oraz 1100 sióstr zakonnych

było uwięzionych w niemieckich obozach,

ci zaś, którzy zostali na wolności byli

również represjonowani.

Jeśli chodzi ogólnie o zaangażowanie

Polaków w pomoc Żydom, to jeden z

najpoważniejszych badaczy Zagłady, prof.

Antony Polonsky, na podstawie swoich

badań i ustaleń prof. Teresy Prekerowej,

stwierdził, iż aby uratować jedną osobę

żydowskiego pochodzenia w czasie II

wojny światowej, potrzeba było

przynajmniej dwóch lub trzech Polaków.

Jeśli przyjmie się, że ocalało 40–60 tys.

Żydów, „to daje cyfrę między 160 tys. a

360 tys. Polaków, którzy z narażeniem

swego życia i życia członków swoich

rodzin pomagali ocalić Żydów” –

konkluduje prof. Polonsky.

Pomoc księży najczęściej połączona była

ze współpracą z parafianami. Polegała ona

na ukrywaniu Żydów na plebaniach lub w

budynkach kościelnych. Przykładem tego

jest chociażby ks. Marceli Godlewski,

który ukrywał wielu Żydów na plebanii

przy kościele Wszystkich Świętych w

Warszawie, a w swoim prywatnym domu

w Aninie, gdzie miał dożywać spokojnej

emerytury, ukrywał dzieci żydowskie.

Ponadto księża wystawiali fikcyjne lub

prawdziwe metryki chrztu, dostarczali

jedzenie do getta, przekazywali dzieci do

sierocińców prowadzonych przez siostry

zakonne. Księża również przyprowadzali

ukrywających się Żydów do znajomych

rodzin katolickich, gdzie znajdowali oni

schronienie.

Biskupi ratujący Żydów

Około 75 proc. biskupów polskich było

zaangażowanych w pomoc ludności

żydowskiej. Z badań wynika, iż w 1939 r.

było w Polsce 38 biskupów, z których 13

zostało wywiezionych do obozów, a kilku

musiało opuścić kraj, aby uniknąć pewnej

śmierci. Tak więc na ok. dwudziestu

biskupów polskich, którzy pozostali w

swoich diecezjach, wiadomo, że

szesnastu, czyli ponad 75 proc., pomagało

na różne sposoby ludności żydowskiej.

Aktywność pozostałych biskupów

poddawana jest dalszej kwerendzie.

Podczas badań naukowych udało się

ustalić, iż w gronie biskupów, którzy

ryzykowali życie dla ratowania Żydów

byli m.in. (w porządku alfabetycznym):

bp Franciszek Barda (biskup przemyski),

bp Eugeniusz Baziak (biskup pomocniczy

we Lwowie), bp Marian Leon Fulman

(Lublin), abp Stanisław Gall

(administrator archidiecezji

warszawskiej), bp Edward Komar

(Tarnów), bp Teodor Kubina

(Częstochowa), bp Jan Kanty Lorek

(biskup sandomierski), bp Stanisław

Łukomski (Łomża), bp Karol Niemira

(biskup pomocniczy piński), abp Adam

Sapieha (arcybiskup krakowski), bp Adolf

Piotr Szelążek (Łuck), abp Andrzej

Czy istnieje więcej prawd niż jedna?

Dokończenie na stronie 13

S t r o n a 1 3

Szeptycki (metropolita greckokatolicki we

Lwowie), bp Antoni Szlagowski (biskup

pomocniczy w Warszawie), bp Kazimierz

Tomczak (biskup pomocniczy w Łodzi),

abp Bolesław Twardowski (arcybiskup

lwowski), bp Tadeusz Paweł Zakrzewski

(biskup pomocniczy łomżyński)”.

Należy dodać, że 5 biskupów zmarło lub

zostało zamordowanych w obozach

koncentracyjnych i więzieniach

niemieckich (Nowowiejski, Wetmański,

Goral, Kozal, Dominik).

Przytoczyłem tak obszerne fragmenty

dwóch komentowanych tutaj tekstów, by

wykazać, jak bezpodstawne jest

stwierdzenie profesora Syndera. Już

zwracałem w swoich publikacjach uwagę

na powierzchowność jego badań i ich

wyników. Wprawdzie ma on wszelkie

możliwości, pracując na znanych

amerykańskich uczelniach, by te rewelacje

kolportować na całym świecie, a w Polsce

znajduje dostatecznie wielu chętnych do

powielania jego tez i nagradzania go za

jego osiągnięcia. Jednakże nie ma on racji

w wielu przypadkach, nie tylko wtedy,

kiedy bez dostatecznej znajomości stanu

faktycznego lub, niestety, mając taką

znajomość, a nie chcąc jej ujawniać,

wydaje sąd na temat Kościoła w Polsce w

czasie wojny, Mnie jednak te inne jego

niedokładności w tej chwili nie obchodzą,

niech inni w tej sprawie się wypowiedzą.

Co do spraw dotyczących pomocy

duchownych dla Żydów powinien sięgnąć

choćby do opracowań w języku

angielskim, zwłaszcza do jednego:

Wartime Rescue of Jews by the Polish

Catholic Clergy.The Testimony of

Survivors. Edited and compiled by Mark

Paul Polish Educational Foundation in

North America, Toronto 2014.

Jest to publikacja źródłowa, która na ok.

400 stronach gromadzi niepodważalnie

sprawdzone informacje na temat

ratowania Żydów przez osoby duchowne.

Jeśli mimo istnienia tej publikacji pan

Synder nadal twierdzi, że „W przypadku

Kościoła katolickiego ośrodkami, które

czasem niosły pomoc były instytucje często

marginalizowane, jak choćby klasztory. W

końcu byli indywidualni duchowni, którzy

ratowali Żydów”, to jego renoma, jako

rzetelnego historyka, znawcy historii

Europy środkowo-wschodniej jest raczej

przesadzona. Inne zdanie zgoła

niezrozumiałe, albo wskazujące na istotnie

fałszywą wiedzę Syndera na poruszany

temat brzmi: „Zdecydowanie lepiej

wypadają w tym porównaniu mniejszości

czy te z kościołów, które były silniej

prześladowane”. Konia z rzędem, kto to

zrozumie. A już zupełna hucpa, to

stwierdzenie: „Zresztą to były osoby, które

wykształciły w sobie własny indywidualny

sposób pojmowania chrześcijańskiej etyki.

I w niej było miejsce dla Żydów jako

bliźnich”. Mowa tu o tych nielicznych,

zdaniem autora, chrześcijanach, którzy

pomagali Żydom. Nie rozumiem, jak

historyk, pretendujący do miana

wybitnego specjalisty, może tak

krzywdzący sąd aplikować ludziom,

suponując taką motywację ich działania,

za które często płacili życiem? W sumie

więc wypowiedź Syndera tu

skomentowana jest po prostu niepoważna

i nie można dociec, co powoduje polskie

media do jej kolportowania.

Na marginesie tych uwag warto

zaznaczyć, że niesłuszne są częste zarzuty

kierowane do polskich środowisk

historycznych, iż nie przeciwstawiają się

propagandzie bezkarnie piętnującej

Polaków za czyny nie popełnione i

zaniechania, jakich nie było, albo

wymuszała je sytuacja okupacyjna. Na ten

temat sporo u nas napisano, ale po prostu

się to z wiadomych względów ignoruje.

Czynią tak także autorzy zachodni znający

język polski. Jakie nimi kierują motywy?

Można się tego domyślać, gdyż czyniąc

tak idą na pasku części żydowskiej opinii

publicznej mającej swe odbicie właśnie w

mediach i na warsztatach niektórych

historyków. Z rzetelnością nie ma to nic

wspólnego, z nauką także nie. Ale nie

winię tu tamtych źle o nas piszących, ale

nas samych, zwłaszcza mających w swym

ręku władzę, gdyż to ona powinna zadbać

o to, by polskie prace ukazywały się w

zachodnich językach. Niestety, zamiast

tego, paszkwile są stante pede tłumaczone

na język polski i dostarczane w Polsce

czytelnikom. A ich autorom urządza się

huczne promocje.

Zygmunt Zieliński

Czy istnieje więcej prawd niż jedna? (dokończenie)

ludzi. Są prounijni czy nie? Dlaczego

próbują umyć ręce od kwestii

upamiętnienia ludobójstwa Polaków na

Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej i

przymykają oczy na szerzący się

neobanderyzm na Ukrainie, ale także w

Polsce? Dlaczego ucichło wokół

obywatelskiej inicjatywy pro-life mającej

na celu nowelizację prawa aborcyjnego?

O co w tym wszystkim chodzi? Mam

tylko nadzieję, że o Polskę i Jej, a co za

tym idzie nasze dobro. Bo mam już dość

polityków, którzy inną postawę prezentują

na forum międzynarodowym, a inną

lansują w kraju, uważając, że „ciemny lud

wszystko kupi”…

Jarosław Gryń

Kto rządzi w Polsce

i do czego zmierza? (dokończenie)

S t r o n a 1 4

jeszcze zdemoralizowana, wierzy w Boga i

w Polskę. Moim obowiązkiem zawsze było

strzec tego skarbu narodowego, rozumieć

go i wspomagać. To był i jest mój

obowiązek jako kapłana i jako Polaka.”

Stan wojenny nie zastraszył ks. Zycha.

Nadal wygłaszał kazania i rozpoczął nawet

cykl mszy za Ojczyznę. Nic dziwnego, że

od razu otoczył opieką duszpasterską—

jako kapelan—tzw. „grupę grodziską” Sił

Zbrojnych Polski Podziemnej.

Tymczasowo przechowywał broń z

rozbrajanek na plebanii, organizował

złożenie przysięgi grupy na wierność Bogu

i Ojczyźnie. Sam przybrał skromny

pseudonim: „Anty” od słowa

antykomunista.

W pokazowym procesie we wrześniu 1982

roku (jednym z kilku, o czym jakoś się

przemilcza), skazano 8 osób. Robert

Chechłacz ps. „Grot”, „Dzieciątko” został

skazany na 25 lat pozbawienia wolności,

Tomasz Łupanow ps. „Kowacz” na 13 lat,

Stanisław Matejczuk na 6 lat, ks. Sylwester

Zych na 4 lata (wyrok podwyższono do 6

lat), Tadeusz Właszczuk na 2 lata, pozostali

oskarżeni: Jarosław Węcławski, Tomasz

Krekora i Andrzej Hybik ps. „Świstak”

zostali skazani na 2 lata pozbawienia

wolności w zawieszeniu na 5 lat. W innych

procesach skazano na 2 lata pozbawienia

wolności w zawieszeniu na 5 lat inne osoby

m.in. Agatę Syrokomlę ps. „Patrycja”,

Józefa Serwacińskiego ps. „Idealista”,

Marka Czarneckiego ps. „Litwin” i innych.

Właśnie ów proces, nagłaśniany jako

pokazowy przez „tubę propagandy PRL”

Jerzego Urbana, był w istocie rzeczy

wyrokiem śmierci „odłożonym na później”.

Wyrokiem, który wykonali zbrodniarze z

SB na nieugiętym ks. Sylwestrze Zychu.

Już podczas aresztowania, po osadzeniu na

słynnym złą sławą Pałacu Mostowskich,

poza torturami i nieludzkim biciem

(„ścieżki zdrowia”, biciem bezpośrednim

po nerkach, zgniataniem jąder czy

wbijaniem szpilek pod paznokcie itp.),

wielu z nas zapowiadano, że nie

pożyjemy długo. Sam prokurator kapitan

Janusz Obara podczas jednego z

przesłuchań powiedział ks. Zychowi:

„...u nas w resorcie takich spraw się nie

zapomina ani nie wybacza...”

Podczas zaznajamiania się z kompletem

akt oskarżenia, tuż przed naszym

procesem, natknąłem się na wiersz,

napisany przez ks. Zycha w celi na

Rakowieckiej. Zapamiętałem jego

ostatnią zwrotkę:

„Kiedy wyjdę ocalały, wezmę sztandar w

ręce swe,

Na nim będzie Orzeł Biały i mojego

Związku znak.

Na wolności Tobie, Boże, zabrzmi ma

zwycięska pieśń

Orzeł bowiem wszystko może—nawet

WRONie skręcić łeb !”

Nie muszę dodawać, z jak wielką

wściekłością reżimu spotkały się te proste

słowa, które zostały dołączone do

dowodów w sprawie jako materiał

obciążający. Największą chyba

wściekłość naszych oprawców wzbudzał

fakt, że w ogóle żyjemy. W krótkim

okresie dwóch tygodni, w których

odbywał się nasz proces, byliśmy

poddawani wielu szykanom. A to

każdego dnia przy wyprowadzaniu nas z

cel do „budy”, którą wieziono nas na salę

sądową byliśmy rozbierani do naga na

malutkim skrawku podłogi między

kratami wyjściowymi z II pawilonu,

kazano nam robić przysiady ku uciesze

obserwujących nas konwojentów i

więźniów, pracujących na korytarzu.

Dowódca konwoju zerwał mi z szyi

różaniec, który następnie doszczętnie

porwał—zebrałem jego paciorki z

betonowej posadzki i starałem się potem

w celi złożyć go zębami, ale—niestety—

kilka paciorków zginęło. Podczas

rozprawy na pytanie mec. Siły-

Nowickiego (był obrońcą zarówno Sylwka

jak i moim) przewodniczący składu

sędziowskiego płk Monarcha

odpowiedział, że: „...różaniec jest

narzędziem niebezpiecznym, na którym

podejrzany Matejczuk mógłby się

powiesić” (!!!)

Dzielę się tylko tymi wspomnieniami o

represjach, którymi byliśmy razem z ks.

Zychem szczodrze obdarzani w czasie,

kiedy byliśmy zakuwani w „parze” i

mogliśmy ich razem doświadczać i

obserwować. Jak już wspomniałem, nasza

droga przez mękę trwała od chwili

aresztowania i ciągnęła się później, już po

skazaniu nas i rozwiezieniu do różnych

więzień. Ks. Zycha osadzono w więzieniu

w Braniewie, mnie zaś w Strzelcach

Opolskim (ZK nr 1), a później we

Wrocławiu przy ulicy Kleczkowskiej.

W więzieniu ks. Sylwester Zych walczył o

swoje prawa kapłańskie do sprawowania

Najświętszej Ofiary w celi, za co

spotykały go dodatkowe represje ze strony

władz. Prowadził głodówki o

symbolicznej wymowie: w każdy

czwartek na pamiątkę Wielkiego

Czwartku i ustanowienia przez Chrystusa

kapłaństwa.

Nie obejmowały ani ks. Zycha, ani mnie

absolutnie żadne tzw. „amnestie” w

okresie 1982-1986. Ostatecznie zwolniono

nas obu w dniu 10 października 1986 roku

na podstawie orzeczenia Sądu

Najwyższego z dnia 7 października. Był to

rezultat odmowy przystąpienia do rozmów

finansowych strony amerykańskiej z

przedstawicielami reżimu PRL, które

miały rozpocząć się w Wiedniu w dniu 5

października. Delegacji USA

przewodniczyli Panowie: George H. W.

Bush (senior—późniejszy Prezydent) i

Niezłomny do końca

Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL

(ciąg dalszy ze strony 4)

Dokończenie na stronie 15

S t r o n a 1 5

George P. Schultz, którzy wyszli z Sali po

uzyskaniu negatywnej odpowiedzi na

pytanie o nasze uwolnienie.

W aktach IPN znajduje się sfałszowana

kopia tego postanowienia. Fałszerstwo

polega na ręcznym wpisaniu daty dziennej

orzeczenia SN jako 10 października 1986

roku. Chciano w ten sposób zatrzeć ślad

dowodu, że orzeczenie wydano w związku

z trwającymi rozmowami ze stroną

amerykańską, która powróciła na salę

obrad w dniu 8 października. Osobiście

dysponuję niezafałszowaną kopią tego

dokumentu z datą maszynopisową 7

października.

Uwolnienie ks. Sylwestra Zycha wcale nie

zakończyło jego walki z komunizmem.

Został on kapelanem Konfederacji Polski

Niepodległej. Występował również jako

kurier w poufnych sprawach tej partii. W

dniu 4 lutego odprawił Mszę Świętą przed

II Kongresem KPN.

Już od chwili wyjścia z więzienia

otrzymywał anonimy, grożące mu

śmiercią. Zdawał sobie z tego sprawę, ale

nie poddawał się do końca. Niezwykle

charakterystyczny jest jego testament,

spisany 23 października 1987 roku, a więc

rok po wyjściu z więzienia:

„Czuję, że zbliża się mój dzień—czas

spotkania z Panem, który uczynił mnie

swoim kapłanem [...]

Dziękuje wszystkim, którzy dla mnie byli

kochani, a zwłaszcza tym, którzy podali mi

rękę, gdy byłem w więzieniu.

Do nikogo nie czuję nienawiści, dla

wszystkich chcę być bratem i kapłanem.

Solidarnym Sercem jestem ze wszystkimi,

którzy jeszcze walczą, którzy dążą do

Polski wolnej i niepodległej.

Wielką łaską jest dla mnie to, że z

niektórymi z Was walczyłem i siedziałem

Niech dobry Bóg Wam błogosławi i sprawi,

abyśmy mogli się spotkać na gruzach

komuny. Walczyłem, jak umiałem,

walczyłem do końca, byłem w więzieniu,

ale myślę, że Polsce trzeba dać więcej,

trzeba dać siebie do końca—jak ksiądz

Jerzy—mój Przyjaciel i Patron z nieba.

[...]”

Minęło ponad ćwierć wieku od

bestialskiego morderstwa, popełnionego na

osobie ks. Sylwestra Zycha. Morderstwa

nigdy nie rozliczonego, a którego sprawcy

nadal są bezkarni. Taką też smutną

rocznicę obchodzimy w tym roku, jeśli

chodzi o zamordowanie księży Niedzielaka

i Suchowolca. Lewacka propaganda

postkomunistyczna układała peany na

temat odzyskania pełnej niepodległości, na

temat wspaniałości i dokonań rządzących

w tym czasie. Z pewnością owe

wspaniałości III RP dotyczą morderców,

którzy w kułak naśmiewają się ze swoich

ofiar i którzy często cieszą się

szczególnymi względami rządzących.

Wszystkie śledztwa w sprawie morderstw,

popełnionych przed 27 laty na polskich

kapłanach zostały umorzone „z powodu

niewykrycia sprawców”. Morderstwo,

popełnione na osobie ks. Sylwestra Zycha

świadczy o szczególnym bestialstwie, co

potwierdziły zwłaszcza wyniki autopsji czy

też zdjęcia zwłok polskiego kapłana,

wykonane po identyfikacji ciała w

Zakłądzie Medycyny Sądowej w Elblągu.

Do dzisiaj nie zostało ustalone nawet

miejsce popełnienia morderstwa, jako że

ciało, znalezione na przystanku

autobusowym w Krynicy Morskiej było

inaczej ubrane niż ciało ks. Zycha, które

przedstawiono do identyfikacji rodzinie w

Zakładzie Medycyny Sądowej.

Śledztwo umorzono pomimo wielu pytań,

których ilość stale rośnie wobec ujawniania

nowych faktów czy wreszcie wobec relacji

świadków. Stale obowiązuje „jedyna

słuszna” wersja wydarzeń, ułożona w kilka

godzin po ujawnieniu morderstwa przez

ówczesnego Prezesa Radiokomitetu (a

byłego rzecznika prasowego reżimu

komunistycznego) Jerzego Urbana o

rzekomym „śmiertelnym nadużyciu

alkoholu” przez kapłana, który był

abstynentem.

Manipulacja, fałszowanie oraz zacieranie

śladów—to jedyne mianowniki, do których

można sprowadzić tzw. „śledztwo” w

sprawie brutalnego zamordowania ks.

Zycha przez tzw. „nieznanych sprawców”

czyli funkcjonariuszy aparatu bezpieki

PRL.

Czy kiedykolwiek doczekamy się rzetelnie

przeprowadzonego śledztwa w sprawie

bestialskiego mordu, popełnionego na

osobie ks. Zycha ? Trudno na to pytanie

odpowiedzieć. Jeśli nawet historycy dotrą

w przyszłości do prawdy, dla obecnej, stale

silnie tkwiącej w komunistycznych

układach władzy sądowniczej. Czas 27 lat,

jaki upłynął od zbrodni, pozwala na jej

przedawnienie. Z tego wyjścia prawnego

zarówno oprawcy, jak i mafia sądowa z

pewnością skorzysta, o ile obecny rząd nie

rozbije dostatecznie postkomunistycznych,

wciąż istniejących relacji. Póki co

pozostają do dyspozycji jedynie badania

historyczne, które pomogłyby

zrekontruować fakty ostatnich godzin życia

i męczeńskiej śmierci ostatniego

niezłomnego polskiego kapłana.

Stanisław Matejczuk, ps. „Student”

Demonstrujący przeciwko

pochówkowi komunistycznego

zbrodniarza Wojciecha Jaruzelskiego

na Powązkach ze zdjęciem ks.

Sylwestra Zycha (fot. archiwum)

Niezłomny do końca

Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL

(dokończenie)

S t r o n a 1 6

Kijowski pobity, bo politykował

A mimo, że krzyczał, nikt go nie ratował.

Krzyczał, bo wiadomo, trzeba mit budować,

Męczennika KODu jakoś skombinować.

Krew się nie polała na dworcu centralnym,

Szkoda, bo autorytetem zostałby moralnym.

A PiS lub osobiście nawet pan Kaczyński

Świeciliby oczami za czyn barbarzyński.

Bo, że PiS tu winien, rzecz jest oczywista,

Nawet jeśli by sprawcą był recydywista,

Powiedzmy, nie wiezienia, ale kliniki

Psychiatrycznej, na co wskazują wyniki

Obdukcji policji stołecznej Warszawy,

To i tak trzeba narobić trochę wrzawy,

Jak to PiS, łamiąc prawa demokracji

Bliski jest III Rzeszy, lub choćby sanacji.

Nuże więc na ulice, różne darmozjady,

Dołączy się Bronek i ormowskie dziady.

Razem powalczmy o restytucję Ludowej

Rzeczypospolitej Polskiej, bierutowej,

A nawet jeśli nie, to choć jaruzelskiej, ,

Wesprą nas Bolek, Olin i ze złodziejskiej

Sitwy co niektórzy, zagrożeni audytem

I fantów nabytych szybkim zbytem.

Zatem dobrej bądźmy myśli towarzysze,

Opozycja, Trybunał, wszystkie ledwo dysze.

Zostaliśmy my tylko do walki gotowi

Zawierzcie tylko mnie, męczennikowi

Dworcowemu, co prawda, ale z braku laku

Dobra glina, kit lub choć rana w plecaku,

Który miałem w czasie napadu na sobie.

I z czego sobie rekwizyt męczeństwa zrobię.

I kiedy rządy znów przejmą gangstery,

Pierwszy się do nich zgłoszę po ordery

Kombatanckie, a do nich apanaże.

Ja wam wszystkim jeszcze pokażę

Co potrafię, czym jeszcze zostanę!

Alimenty darują, za zasługi znane.

W nosie mam nawet demokrację,

Błazeńskich marszów jeno dekorację.

Wszelkie listy prosimy kierować na adres

redakcji: [email protected] Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis

Męczennik Kijowski, pobity na dworcu

pojawiają się opinie, że jego rzeczywistą

wartość poznamy dopiero po spotkaniu

NATO-Rosja w Brukseli.

Polacy mają szczególne prawo i obowiązek

do przyglądania się niemalże „przez lupę”

postanowieniom warszawskiego szczytu.

Doświadczenie deklarowanych sojuszy z

przeszłości nauczyło nas w dostateczny

sposób, że zawsze to właśnie Polacy

walczyli „za wolność Waszą i Naszą”.

Niestety, równie zawsze bez wzajemności,

by przypomnieć tylko historię II wojny

światowej. Obyśmy nie musieli

doświadczać tego ponownie.

Robert Skalski

należy uznać wypowiedź posła PiS

Jarosława Sellina, który zaproponował ni

mniej ni więcej tylko „podwiązanie”

pamięci o zamordowanych na Wołyniu

Polakach pod agresję sowiecką z 17

września 1939 roku ! Nieznajomość

dziejów ojczystych czy rezultat wypranego

mózgu tzw. „poprawnością polityczną” ?

Oddanie hołdu pomordowanym na

Wołyniu przez prezydenta Petra

Poroszenkę, obecnego na szczycie NATO

w Warszawie to miły gest, lecz nic więcej.

Szybko uciekł po pytaniu osoby z

organizacji Kresowian: „kiedy Ukraina

uzna oficjalnie tę masową zbrodnię za

ludobójstwo”.

Polacy mogą i chcą po chrześcijańsku

wybaczyć, lecz do tego potrzebny jest

warunek przyznania się do winy oraz

skruchy—tak mało, a zarazem tak wiele

dla Państwa Ukraińskiego, budującego

własną przyszłość na kłamstwie i fałszu.

Ofiary Wołynia wciąż wołają o prawdę i

wołać nie przestaną.

Stanisław Matejczuk

Szczyt a realia (dokończenie)

Ofiary Wołynia wołają o prawdę

(dokończenie)