Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

123

Transcript of Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Page 1: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97
Page 2: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

W numerze:

Polska racja stanu w srebrnym wiekuBartłomiej Radziejewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3

Konserwatyści w systemie przemocy. Próba bilansuRafał Matyja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21

Szkodliwy mit „Solidarności”Stefan Sękowski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30

III RP jako system pasożytniczyBartłomiej Radziejewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36

Kupieni za błyskotkiStefan Sękowski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54

Temidę do okulistyMaciej Gurtowski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59

Gangsterzy w gronostajachAnonim I . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66

Ciemnogród vs. Scjentopogard Michał Zabdyr-Jamróz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70

Kto wygra bitwę na żywność?Adam Zieliński. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75

Dlaczego musieliśmy zawrzeć unię z Moskwą w XVII w.Krzysztof Rak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82

A więc wojnaJacek Bartosiak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88

Największe wydarzenie w historii ludzkościStanisław Maksymowicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 93

Niech myśl polityczna uderzy do głowyRafał Matyja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99

Opinia publiczna nie istniejePierre Bourdieu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104

Tadeusz Kościuszko byłby z nas niezadowolony Z Wawrzyńcem Rymkiewiczem rozmawia Jarema Piekutowski . . . . . . . . . . . . . 110

Polska Ach i Polska Be Wojciech Stanisławski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 118

2

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 3: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

3

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Postępująca destabilizacja otoczenia mię-dzynarodowego w połączeniu z narasta-jącym chaosem w polskiej polityce za-granicznej – widocznym ostatnio zwłaszczaw stosunkach wewnątrzunijnych i pol-sko-żydowskich – każe ponowić funda-mentalne pytanie o rację stanu III Rze-czypospolitej. Pozimnowojenna stałośćsystemu światowego słabnie, dezaktuali-zując tworzone na jej okoliczność doktryny.A ponieważ słabnięcie to wynika z korozjijej podstaw, należy spodziewać się prze-tasowań idących znacznie dalej niż te wi-doczne w ostatniej dekadzie. Epoki de-stabilizacji niosą, w odróżnieniu od okre-sów stabilności, zarówno wielkie szanse,jak i wielkie zagrożenia. Sprzyjają więcprzede wszystkim tym, którzy potrafiąpołączyć śmiałość ze sprytem i siłą. Dzi-siejszą Polskę można określić jako pań-stwo, które zaczyna nabierać śmiałości,za czym nie idzie jednak spryt ani siła.Wynika to w dużej, jeśli nie przeważającejmierze z niedostatku refleksji nad racjąstanu. Poza ogólnymi zarysami, politykazagraniczna tworzona jest ad hoc, bez

koordynacji nawet państwowych zasobów,bez doktryny państwowej i dyplomatycz-nej, która powalałaby umiejscowić bieżącedziałania w większym planie, czyniąc jezrozumiałymi dla zaangażowanych w pro-ces polityków, dyplomatów i urzędników,o opinii publicznej nie wspominając.

Zanim spróbujemy zdefiniować pol-ską rację stanu A.D. 2018, musimy zro-zumieć kontekst: wyznaczniki naszej obec-nej pozycji i dynamikę otoczenia geopo-litycznego. Wbrew pozorom, nie jest todziś wcale łatwe. W wysoce emocjonalneji niemerytorycznej debacie polskiej więcejna ten temat mitów niż faktów, a toczonez dala od kamer dyskusje ekspercko-aka-demickie, mimo że bez porównania bar-dziej rzeczowe od tych medialnych, teżnie dają zadowalających odpowiedzi. Naj-pierw jednak cofnijmy się na chwilę…o 80 lat.

Przesłanie Bocheńskiego

W wydanym w 1937 r., jednym z najwy-bitniejszych polskich traktatów geopoli-

Bartłomiej radziejewskiDyrektor „Nowej Konfederacji”

Dzisiejszym ładem międzynarodowym targają sprzeczne tendencje.Wobec tego również dziś musimy zadać sobie pytanie o to, czy Polskapowinna być państwem rewizjonistycznym czy zachowawczym

Polska racja stanu w srebrnym wieku

Page 4: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

tycznych „Między Niemcami a Rosją”,28-letni geniusz Adolf Bocheński stawiałdziwne na pierwszy rzut oka pytanie: czyPolska jest państwem rewizjonistycznym?Wielu dzisiejszych komentatorów mówi-łoby wtedy zapewne, że nieodpowiedzialniekwestionuje tym samym najkorzystniejszydla nas ład międzynarodowy, najlepsząod dwustu lat koniunkturę i tym podobne.Przecież Polska odzyskała niepodległośćnie tylko własnym wysiłkiem, ale teżw efekcie fenomenalnego zbiegu okolicz-ności: wojnę przegrali jednocześnie wszys-cy trzej zaborcy. Nikt nie spodziewał sięaż tak korzystnego rozwoju wypadków,najlepsi polscy patrioci stawiali na jednychzaborców przeciw drugim. Prostodusznerozumowanie kazałoby więc robić wszyst-ko, aby ład wersalski, owoc owego geo-politycznego cudu, zachować.

Bocheński odpowiadał przeciwnie:„Polska jest typowym państwem rewiz-jonistycznym”. Argumentacja była bezli-tośnie chłodna w swej logice. Największym,śmiertelnym zagrożeniem dla Polski jestsojusz niemiecko-rosyjski. Nie mamyszans wygrać w starciu z tymi dwomaimperiami jednocześnie. To, czy ze sobąw danym okresie walczą czy współpracują,zależy od nas tylko w ograniczonym stop-niu. Dlatego musimy zrobić wszystko,aby wyzyskać ewentualny antagonizmmiędzy nimi, wspierając stronę bardziejagresywną, przeciwko tej dążącej do po-rozumienia. W drugiej połowie lat 30.taki antagonizm istniał, napędzany przezrewizjonistyczny imperializm III Rzeszy,planującej wielkie podboje na wschodzie.Polska powinna więc opierać się na Nie-mczech przeciwko Sowietom, dążąc doich unicestwienia lub rozbicia na szeregneutralizujących się wzajemnie państw.Nie z sympatii do nazizmu czy z germa-nofilii, ale z chłodnej – i egzystencjalnej

wówczas – kalkulacji. Prowadzącej – nagruncie generalnych zasad polskiej geo-polityki i racji stanu, formułowanych przezBocheńskiego – do wniosku, że w razieodwrócenia sytuacji (tj. gdyby to ZSRRdążył do konfrontacji z III Rzeszą, ta zaśdo porozumienia), Polska powinna oprzećsię z kolei na Moskwie przeciwko Berli-nowi.

Nasze przywództwo wybrało jednakfrontalne starcie z dwoma imperiami,z których każde było silniejsze niż IIRzeczpospolita, czyli „nie politykę, leczsamobójstwo”, jak to z kolei podsumowałStanisław Cat-Mackiewicz („Lata nadziei”).I wydaje się, że ów gen samobójczy jestwciąż w polskim życiu publicznym obecny.

Z dzisiejszej, przesiąkniętej bieżącymisporami perspektywy, uderza w analizieBocheńskiego także to, że w ogóle nie za-przątał sobie głowy rozważaniami o his-torycznym szczęściu, jakie spadło na nasw 1918 roku, ani nad wspaniałością ładuwersalskiego, którą z tego faktu można

4

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

dzisiejszym ładem

międzynarodowym targają

sprzeczne tendencje.

z punktu widzenia Polski

kluczowa antynomia to

geopolitycznie groźne

słabnięcie zachodu, za które

odpowiada w dużej mierze

ekspansja wschodu, będąca

zarazem dla nas wielką

szansą geoekonomiczną

Page 5: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

by próbować wyczytać. Dlaczego? Byłochyba dla niego na tyle oczywiste, żenawet nie widział potrzeby o tym pisać,nie tylko to, że w ustanowiony w Paryżupowojenny porządek wpisany został m.in.rewizjonizm niemiecki i rosyjski, wrazz możliwością ich tragicznego dla Polskiwspółdziałania, ale także to, że wszelkieukłady geopolityczne są dynamiczne. Żezmieniają się w czasie, niekiedy bardzoszybko, i tylko analiza głównych aktorów,interesów i tendencji w danej sytuacjimiędzynarodowej, nie zaś ogólnikowe,a zwłaszcza aksjologiczne dywagacje naddobrem lub złem określonego ładu –mogą być podstawą roztropnej polityki.

Tak rozumianą metodę Bocheńskiegopowinniśmy stosować również do analizydzisiejszej sytuacji Polski.

I. Gdzie jesteśmy

Dzisiejszym ładem międzynarodowymtargają sprzeczne tendencje. Z punktuwidzenia Polski kluczowa antynomia togeopolitycznie groźne słabnięcie Zachodu,za które odpowiada w dużej mierze eks-pansja Wschodu, będąca zarazem dla naswielką szansą geoekonomiczną. Wobectego również dziś musimy zadać sobiepytanie o to, czy Polska powinna być pań-stwem rewizjonistycznym, czy zachowaw-czym. Czy nasza racja stanu wymagazmiany czy konserwacji status quo?

Żeby odpowiedzieć, musimy przyjrzećsię bliżej dzisiejszemu porządkowi mię-dzynarodowemu. Tak w jego wymiarzestatycznym, jak i – przede wszystkim –dynamicznym.

Więcej niż w marzeniach

Akces do świata zachodniego po 1989 r.był wielkim dobrem dla Polski, podobnie

jak dla innych krajów postkomunistycz-nych. Zostaliśmy objęci parasolem bez-pieczeństwa najpotężniejszego sojuszuwojskowego w historii świata, jakim jestNATO. Uzyskaliśmy potwierdzenie zna-komitych, naturalnych granic za zachodziei południu, na wschodzie – spełniły sięnajśmielsze marzenia Giedroycia, Mie-roszewskiego czy Bocheńskiego o oddzie-lających Polskę od Rosji niepodległych:Ukrainie, Białorusi, państwach bałtyckich.Mamy podobnie wyczekiwany, szerokidostęp do Bałtyku. Weszliśmy w zachodniobieg gospodarczy, ze szczególnymuwzględnieniem Unii Europejskiej, w ciągulat niespełna trzydziestu doświadczającblisko dwu i półkrotnego wzrostu dobro-bytu (wg danych MFW co do PKB per ca-pita wedle parytetu siły nabywczej, w ce-nach stałych). Mało kto liczył na tak ko-rzystną sytuację Polski przez większośćepoki PRL. Jeśli dodać do tego NATO-wski parasol bezpieczeństwa, członkostwow UE, praktyczną demilitaryzację Niemieci spętanie ich wybitnie „pacyfistycznym”systemem sojuszy i zależności – możnaulec wrażeniu, że nie potrzeba niczegozmieniać.

II. Dwie słabości

Kwestia Królewca

To jednak złudzenie, z dwóch powodów.Po pierwsze, odsunięcie niebezpieczeństwarosyjskiego ma znaczący wyjątek w postaciObwodu Kaliningradzkiego. Istnienie tejenklawy wschodniego niedźwiedzia –wielkości terytorialnej województwa ma-łopolskiego i ludnościowej opolskiego –zasadniczo zaburza naturalny układ geo-polityczny w naszym regionie. Jest rosyj-skim cierniem wbitym we wschodnią częśćNATO i UE. Jest reliktem terytorialnym

5

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 6: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

ładu jałtańskiego. Sprawia, że Polska gra-niczy lądowo z Rosją, co uruchamia zu-pełnie inne kalkulacje polityczne niż w sy-tuacji, w której takiej granicy by nie było.Ukierunkowuje rosyjski rewizjonizm nakraje bałtyckie (gdyby nie członkostwow NATO i innych strukturach zachodnich,byłyby zapewne wdzięczniejszym obiektemmoskiewskiego zainteresowania niżMińsk), względnie – na Białoruś i Polskę.Po implozji sowieckiego imperium zwy-cięski Zachód nie tylko nie zdecydowałsię zagrać na dalsze rozdrobnienie naj-większego państwa świata, nie tylko niewsparł późniejszych separatyzmów (Cze-czenia) w jego obrębie, ale nie podjąłnawet kwestii Królewca.

Prowadzi to do oczywistego wniosku,że nasza racja stanu wymaga rewizjonizmuw kwestii istnienia tej rosyjskiej enklawy.Minimum minimorum to jej demilitary-zacja i uczynienie tamtejszej społecznościpolskiej pierwszą (z siódmej) mniejszościątej skamieliny serdecznego porozumieniaanglosaskich przyjaciół ze Stalinem. Nie-obecność kwestii Królewca w naszej de-bacie i dyplomacji jest jaskrawym dowo-dem ciężkiego niedorozwoju polskiej myślistrategicznej i polskiej polityki.

Półperyferyjność

Druga zasadnicza słabość położenia IIIRzeczypospolitej jest natury strukturalneji geoekonomicznej. Zostaliśmy – tak samojak wielu innych, w tym cała reszta EuropyŚrodkowo-Wschodniej – włączeni w neoim-perialne struktury zachodnie jako neo-kolonia, lub bardziej precyzyjnie – pół-peryferia. Polskę po 1989 r. zalał zachodnikapitał, dominując wiele najintratniejszychbranż, takich jak bankowość, wielki handel,zaawansowany przemysł. Był to procesambiwalentny. Z jednej strony przyniósł

szybki napływ kapitału (którego tak wów-czas brakowało), wyższej kultury organi-zacyjnej, postępu technicznego. Z drugiej:odebrał Polakom kontrolę nad wielomakluczowymi obszarami gospodarki i wy-tworzył mechanizm neokolonialnej renty,czyli drenażu kapitałowego, tylko w częścioficjalnej sięgającego w ostatnich latach5 proc. PKB i ponad 80 mld zł rocznie.

Stworzona przez Immanuela Wal-lersteina teoria systemów-światów dzieliwspółczesną planetę na trzy kategoriepaństw: centrum, półperyferie i peryferie(„The Modern World System”). Mówiącpewnym skrótem: pod powłoką demo-kratycznej wspólnoty „suwerennie rów-nych” pierwsze rządzą, trzecie są rządzone,drugie oscylują między nimi. Dwie ostatniekategorie zwykle rozróżnia się mówiąc,że o ile półperyferie są zdominowaneprzez centrum, same dominują nad pe-ryferiami. W przypadku Polski trudnowskazać jakichkolwiek graczy, wobec któ-rych występowałaby z pozycji hegemo-nicznych. Można jednak – jak ostatnioprof. Rafał Matyja w wybitnej pracy „Wyj-ście awaryjne” – odnotować zasadnicząróżnicę sytuacji naszej w porównaniu (tojuż moje uzupełnienie) do takich krajówjak Ukraina czy Serbia. Wynika ono

6

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

jedną z najważniejszych

konsekwencji politycznych

półperyferyjności jest – jak

znów słusznie podnosi

matyja – uwikłanie elit

zdominowanego kraju

w podwójną rolę

Page 7: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

z członkostwa w UE i NATO. Sojusz za-pewnia Polsce bezpieczeństwo wojskowe,Unia – gospodarczo-prawne, chroniącz jednej strony przed Gazpromem, z dru-giej przed Google’em. Uczestnicząc w tychsystemach, Warszawa ma też pewienwpływ – skromny, ale jednak – na politykętych struktur. To decyduje o strategicznejwyższości pozycji Polski wobec peryferii –o jej półperyferyjności.

Naszą dodatkową słabością w obrębietej grupy krajów jest położenie geoeko-nomiczne. Leżymy poza głównymi – trans-atlantyckimi i transpacyficznymi – szla-kami krążenia kapitału. Korzystamy z bli-skości centralnych Niemiec i Europy Za-chodniej, bogatej Skandynawii, względniezamożnych innych środkowoeuropejskichpółperyferii, dobrodziejstw wspólnegorynku UE i wolnej wymiany na Zachodzie,wreszcie z unijnych funduszy struktural-nych. Nie mamy jednak szczęścia Belgiiczy Szwajcarii: przywileju położenia nagłównych szlakach lub ich odnogach. Tewiodące do nas z zachodnich centrów sątylko przedłużeniem tych najważniejszychlub funkcją rachitycznej dotąd wymianylądowej ze wschodem. To w ewidentnysposób utrwala nie tylko naszą półpery-feryjność, ale nawet utrudnia doceloweosiągnięcie poziomu dobrobytu właściwegonp. Irlandii. Niewielkiej północnej pół-peryferii, która zrezygnowała z budowaniasilnej gospodarki narodowej na rzecz rolizagłębia zewnętrznego kapitału. Skuteczniekonkurującej z najbogatszymi pod wzglę-dem PKB per capita, kosztem rozwojusilnie zależnego.

Schizofrenia elit

Jedną z najważniejszych konsekwencjipolitycznych półperyferyjności jest – jakznów słusznie podnosi Matyja – uwikłanie

elit zdominowanego kraju w podwójnąrolę. Są one nie tylko strażnikami lokal-nego interesu, ale także interesu systemuświatowego. To, w przypadkach rozbież-ności, czyni ich rolę problematyczną. Prof.Andrzej Zybertowicz, w innym kontekście,nazywał to sytuacją podwójnej lojalnościi strukturalnego konfliktu interesów.

Warto w tym kontekście spojrzeć naprzykład na politykę wschodnią III RP.Gdy polska racja stanu wymagała ma-ksymalizacji polskich wpływów i propol-skiego nastawienia na Białorusi i Ukrainie,nasze elity polityczne koncentrowały sięna pseudoprometejskim szerzeniu tamdemokracji liberalnej i praw człowieka,osiągając dla Polski mniej niż zero: wpy-chając Mińsk głębiej w ramiona Moskwy,w Kijowie uzyskując naprzemiennie alboefekt podobny, albo, jak ostatnio – zwięk-szając głównie wpływy amerykańskie, nie-mieckie i francuskie.

Oczywiście, żaden status w systemachmiędzynarodowych nie jest dany raz nazawsze. Peryferie stają się półperyferiami,te ostatnie awansują do centrum, potęgiupadają, półperyferie ulegają degradacji.W obrębie tych trzech modelowych kate-gorii istnieją też rzecz jasna rozmaite, po-mniejsze hierarchie i zachodzą przesu-nięcia w ich obrębie. Polsce udało się naprzykład w ostatnich kilkunastu latach„udomowić” kluczowy sektor bankowydo poziomu ponad 50 proc. rodzimejwłasności, poprawić stan infrastruktury,zmniejszyć dystans gospodarczy wobeckrajów zachodnich. Możliwe i potrzebnesą dalsze działania w tym duchu.

Nie wolno jednak ulegać naiwnymzłudzeniom o ”naturalności” procesu „nad-ganiania” i ”dościgania” krajów centrum.Jak pisał Andrzej Maśnica: „O ile półpe-ryferie tworzą swoiste «przedmieścia Cen-trum», to peryferie stanowią światowy

7

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 8: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

interior, głęboką światową prowincję.Tym niemniej to właśnie przede wszystkimna peryferiach świata, a nie w suburbiachświatowej metropolii, dominuje chęć i mo-tyw ciągłego «dobiegania», dochodzenia,«nadrabiania» dystansu: «doganianyczas» stanowi przewodni lejtmotyw do-minującego tu dyskursu modernizacyj-nego. Rzecz jednak w tym, że kraje pery-feryjne, wbrew głównym założeniom teoriimodernizacyjnej, nie są w stanie podążyćdrogą wytyczoną przez kraje centrum nawcześniejszych etapach rozwoju. Taka

droga dla krajów peryferyjnych (rozwija-jących się) w ramach systemu-świata taknaprawdę nie istnieje. Popadły one bo-wiem w strukturalnie nową, nieznaną kil-kadziesiąt lat wcześniej w państwach cen-trum, sytuację trwałej zależności od krajówcentrum (rozwiniętych). System-świat re-produkuje się poprzez różnicowanie i po-laryzację, wytwarzanie międzybieguno-wych napięć i dyskontowanie różnicy po-tencjałów. Teza o globalizacji jako plane-tarnej platformie konwergencji i homo-genizacji zróżnicowanego świata nie wy-trzymuje próby krytycznego namysłu. Cał-kiem na przekór teoriom i nadziejom

konwergencjonistów (modernizatorów)różnice między państwami, w wysocezglobalizowanym świecie, zyskują (a nietracą) na znaczeniu. To zaś oznacza po-głębienie, a nie zanik różnicy potencjałówpomiędzy państwami centrum i peryferii,rozgrywającymi i rezerwowymi systemu-świata” („Władza w epoce chaosu. CzęśćII: rozkwit i schyłek globalnego kapita-lizmu”).

Widać skądinąd, po witalności pol-skiego dyskursu „nadganiania”, jak men-talnie (inaczej niż strukturalnie) jesteśmywciąż peryferyjni, bardziej nawet niż pół-peryferyjni. Rzecz natomiast w tym, że„dościganie” jest sprzeczne z interesem„dościganych”. Jak otrzeźwiająco pisałajuż piętnaście lat temu we „Władzy glo-balizacji” prof. Jadwiga Staniszkis: „Krajepostkomunistyczne, próbujące doprowa-dzić do końca rewolucję kapitalistyczną,muszą zdać sobie sprawę, że świat tegonie oczekuje i nie potrzebuje”. Nie jestprzypadkiem, że największe postępy re-polonizacji banków miały nad Wisłą miejs-ce przy okazji wielkiego kryzysu finanso-wego, który osłabił na pewien czas za-chodni kapitał i państwa, a przez któryw Polsce przeszliśmy suchą stopą.

Pięć strategii awansu

Powyższe ograniczenia nie są oczy-wiście usprawiedliwieniem politycznejpasywności. Oddajmy jeszcze raz głosMaśnicy. „Możliwe są dwie strategie od-parcia, a co najmniej osłabienia presjiwywieranych przez zewnętrzne światoweśrodowisko gospodarcze. Każda z nichdotyczy zbudowania i umocnienia, a ściślejkonsolidacji zasobów, siły i władzy. Bądźto na zasadzie międzypaństwowych, naj-częściej regionalnych, koalicji, bądź po-przez budowanie strategicznego aliansu

8

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

widać skądinąd, po

witalności polskiego

dyskursu „nadganiania”, jak

mentalnie (inaczej niż

strukturalnie) jesteśmy

wciąż peryferyjni, bardziej

nawet niż półperyferyjni

Page 9: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

pomiędzy państwem a biznesem na rynkukrajowym. Obie strategie mają dopełnia-jący charakter”.

Ciekawym uzupełnieniem tych przy-woływanych za Samirem Aminem wskazańsą uwagi wspomnianego już Rafała Matyiz artykułu „Peryferyjność – wyzwanie czyfatum?”. Wskazuje on na trzy kolejne me-tody półperyferyjnego odparcia w przy-padku Polski: strategię eksportową, mo-bilizację miast prowincjonalnych, uru-chomienie lokalnych zasobów analitycz-no-strategicznych.

„Strategia proeksportowa mobilizujenie tylko środki, ale także energię i inno-wacyjność. Pozwala na analizę wynikównie poprzez całkowicie pozorowane wskaź-niki «nauk o innowacyjności», ale poprzezrealną konkurencyjność wytwarzanychproduktów. Pozwala też na powstrzymanieemigracji najzdolniejszych profesjonalis-tów i tworzy miejsca pracy wokół rodzi-mych, a zatem trudniejszych do przenie-sienia w inne miejsce firm”. Z kolei silnaw dzisiejszej Polsce „wizja rozwoju opar-tego na jednym ośrodku miejskim pro-wadzi zawsze do pogłębienia peryferyjnegostatusu państwa, demobilizuje pozostałeaglomeracje, z których powoli wyparowuje«kapitał ludzki», «kulturowy» i «ekono-miczny», a pozostaje tylko ten «społecz-ny», powiązany w kastowe oligarchie bro-niące resztek zasobów – zwykle związa-nych z sektorem publicznym i redystry-bucją. Taki scenariusz sprawia, że zamiastpodążać za «centrami wzrostu», miastate mogą stać się ośrodkami rozprzestrze-niającej się szeroko stagnacji”. Postulujewięc Matyja swoistą deglomerację my-ślenia: przeprogramowanie polityki roz-wojowej w sposób uwzględniający roz-proszony charakter polskiej strukturyosadniczej ze szczególnym naciskiem naich infrastrukturalne skomunikowanie.

Kolejna – u Matyi trzecia, u nas pią-ta – recepta na polską półperyferyjnośćto rozpoczęcie korzystania z własnychzdolności monitorowania sytuacji i two-rzenia strategii. „Dziś elity administracyjnei eksperckie wszystkich krajów peryfe-ryjnych dały się sprowadzić do roli «tłu-maczy» i «aplikatorów» koncepcji po-wstających w centrach rozwojowych. Terole stały się ważnymi wyznacznikamikariery i sposobu myślenia nie tylko po-kolenia «transformacji», ale także jegonastępców. Często z tą samą łatwością co«zachodni eksperci» z lat 90-tych, lekce-ważą oni lokalny kontekst” – pisze Matyja,uzupełniając, że również „nauki społecznenie budują diagnoz rozmaitych aspektówlokalności i peryferyjności, ani nie śledząstrategii peryferyjnych obecnych w innychregionach świata. Najbardziej widomymznakiem «peryferyjnego» ich charakterujest powielanie zachodnich stereotypówdotyczących ich własnych krajów. Doku-menty programowe i analizy społecznebudowane są wokół przestarzałych doktrynmodernizacyjnych, traktujących to, co lo-kalne, religijne bądź tradycyjne jako na-turalnego wroga nowoczesności”.

I jeszcze jedna bardzo istotna uwagaautora „Państwa, czyli kłopotu”: „Gra pe-ryferyjnością zaczyna się od ważnej kon-statacji lokalnych (państwowych) elit: jes-teśmy słabsi strukturalnie, mamy kłopotyz kumulowaniem kapitałów, nie mamywypracowanych wzorców bogacenia sięi dzielenia wzrostu między różne grupyspołeczne. Jesteśmy zdezorganizowani,nie dysponujemy wiarygodnymi defini-cjami własnej sytuacji. Musimy zatemuruchomić kilka programów ofensywnych,które naszą peryferyjność uczynią znośną,a w sprzyjających okolicznościach pozwoląnastępnym pokoleniom powalczyć o zmia-nę statusu”.

9

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 10: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Niemniej jednak trzeba pamiętać, żepróba wyrwania się z półperyferyjności –czyli budowy alternatywnego centrum –sama w sobie niezwykle trudna, musi za-razem powodować opór i przeciwdziałaniecentrów obecnych. Tym silniejszy, imbliżej potencjalnej konkurencji są poło-żone.

III. Srebrny wiek Zachodu

Przejdźmy do dynamiki obecnego ładumiędzynarodowego, a więc głównych czyn-ników jego zmiany – najważniejszychz polskiego punktu widzenia. Rysują siętu dwie przeciwstawne tendencje: słab-nięcie Zachodu, będące dla Polski zagro-żeniem, i ekspansja Wschodu, będącajedną z głównych przyczyn pierwszej, alezarazem – wielką dla nas szansą.

Nie jest chyba za wcześnie na stwier-dzenie, że po wieku złotym, obejmującymdziewiętnaste i dwudzieste stulecie, wszedłjuż świat transatlantycki w wiek srebrny –odpowiednik XVII w. w historii Polski.Przytoczmy (za prof. Romanem Kuźnia-rem) kilka obrazowych danych. Udziałludzi Zachodu w światowej populacji spadłz 33 proc. w roku 1913 do 17 proc. w 2003i prawdopodobnie spadnie do 12 proc.w 2050, mniej niż w roku 1700. Udziałw globalnej produkcji zmalał z 68 proc.w 1950 r. do 47 proc. w 2003, i wedleprognoz spadnie poniżej 30 proc. w 2050 –mniej niż w roku 1820 („Zmierzch domi-nacji Zachodu” [w:] R. Kuźniar (red.),„Kryzys 2008 a pozycja międzynarodowaZachodu”).

Odwieczny obiekt polskich aspiracji,wspólnota zachodnia, jest więc potęgąsłabnącą. Przede wszystkim na rzecz AzjiPołudniowo-Wschodniej, ze szczególnymwskazaniem na Chiny. Sama w sobiewciąż się rozwija – gospodarczo, demo-

graficznie, militarnie – ale relatywnietraci udziały w wielkości świata. O ile dookolic roku 2008 proces ten przebiegałspokojnie, to ostatnio staje się coraz bar-dziej gwałtowny: zachodnia dominacjanapotyka na coraz aktywniejszą kontes-tację nie tylko ze strony mocarstw chiń-skiego czy rosyjskiego, ale także państwznacznie mniejszych i w tej roli dotądnietypowych, jak Turcja, Filipiny, a nawetWęgry. Trzy ostatnie przypadki to przy-kłady kontestacji płynącej z wewnątrz zachodniego systemu bezpieczeństwa –

albo wprost z NATO, albo z kręgu ważnychsojuszników zewnętrznych. Sprawy zaszłyjuż więc daleko. A ponieważ kontestatorzynie doświadczyli, jak się wydaje, poważ-niejszych retorsji, nic nie wskazuje na to,by nie miały zajść jeszcze dalej.

Przybliżmy rzecz do Polski. Uprasz-czając: o ile po 1989 r. sporo zyskaliśmyw liczbach bezwzględnych, to relatywnie,w odniesieniu do całego świata – wrazz resztą – traciliśmy, skracając zarazemdystans wobec Niemiec czy USA. Na przy-kład udział Polski w globalnej produkcjispadł w latach 1989–2017 z 1,03 proc. do0,88 proc. (PKB wg PPP, dane MFW).

10

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

o ile po 1989 r. sporo

zyskaliśmy w liczbach

bezwzględnych, to

relatywnie, w odniesieniu

do całego świata – wraz

z resztą – traciliśmy,

skracając zarazem dystans

wobec Niemiec czy Usa

Page 11: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Ponieważ zaś proces słabnięcia Zachoduprzybiera na sile, należy liczyć się równieżze scenariuszem gwałtownego załamanialub stopniowej erozji imperialnych struk-tur bezpieczeństwa i dobrobytu – źródełnajwiększych korzyści, jakich doświad-czyliśmy po zimnej wojnie.

„Zwijanie się” Zachodu staje się corazbardziej spektakularne, znajdując w ostat-nich latach konkretyzację w trzech głów-nych pod-tendencjach: przewlekłym kry-zysie UE, tendencjach egoistycznych i pro-tekcjonistycznych w jej obrębie oraz słab-nięciu NATO.

O ile gorsza Unia

W niedawnym raporcie eksperckim „No-wej Konfederacji” prof. Bogdan Góralczykprzewidywał możliwość rozpadu Unii orazanalizował szereg scenariuszy jej prze-trwania i reformy („Unia Europejskaw kryzysie egzystencjalnym?”). Wszystkiesą niekorzystne dla Polski. Oscylują po-między utrzymaniem UE w mniej więcejobecnej postaci, jedynie z mniejszymifunduszami dla naszego kraju, a rady-kalnymi wersjami „ucieczki do przodu”w wersji francuskiego prezydenta Em-manuela Macrona czy Komisji Europej-skiej, zakładającymi utworzenie de factoNowej Unii (jak przenikliwie zauważyłJan Rokita) w oparciu o strefę euro.Wspólnoty mniejszej, ale znacznie ściślejzintegrowanej, łącznie z np. harmonizacjąpodatkową i socjalną. Co stawiałoby Polskęprzed diabelskim dylematem: przystąpić,tracąc gospodarczą konkurencyjność czynie, znajdując się w nowopowstałej próżnimiędzynarodowej, w samotności międzyNiemcami a wschodem, lub w towarzy-stwie kilku rozproszonych, małych krajów(wobec przystąpienia większości regionudo Nowej Unii).

Trend jest więc jednoznacznie nega-tywny, nawet jeśli czarne scenariusze:rozpadu i radykalnej reformy à la fran-çaise są stosunkowo najmniej prawdo-podobne. Podstawowym błędem Polskijest w tej sytuacji ćwiczenie „sztuki nie-działania” i bierne czekanie na rozwójwypadków. Możemy i powinniśmy uczest-niczyć w trwającej od lat unijnej debaciena temat reform ustrojowych, aktywnielobbując własną wizję generalną i kon-kretne projekty, programy, strategie. Pol-ska ma wszelkie predyspozycje do tego,żeby występować w UE np. jako obroń-czyni tradycyjnych wartości unijnych,szczególnie wspólnego rynku, gdy do głosudochodzą tendencje protekcjonistyczne.Nawet hasło „Europy narodów”, dziś rzu-cane okazjonalnie przez naszych politykówwyłącznie w funkcji wiecowo-medialnegosloganu, da się rozpisać na szereg roz-wiązań instytucjonalnych współtworzącychagendę reformy unii. Jednocześnie mog-libyśmy występować jako zwolennicy ści-ślejszej integracji w obszarze przeciw-działania zagrożeniom dla suwerennościi podmiotowości państw członkowskich.Znamienne, że każda rosyjska agresja napozaunijnym wschodzie kojarzy nam sięz mrocznymi czasami, ale gdy dochodzido spektakularnego cyberataku tego sa-mego państwa na Estonię, czy chińskiejquasi-kolonizacji greckiego Gdańska, czyliPireusu, nie potrafimy nawet przedstawićunijnym elitom pomysłu, jak wzmocnićUE (lub przynajmniej komunikację Uniiz Sojuszem) tak, aby takie rzeczy nie po-wtórzyły się w przyszłości.

Między Niemcami a Francją

Nie miejsce tu na analizę relacji Polski zewszystkimi sąsiadami i sojusznikami.W związku z powyższym trudno jednak

11

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 12: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

nie wspomnieć o podstawowym fakcie,jakim jest strategiczna wspólnota intere-sów naszych i niemieckich, gdy idzieo przyszłość Unii. To Republika Federalnajest dziś największym w UE zwolennikiemstatus quo i przeciwnikiem gwałtownejucieczki do przodu. To nad Renem naj-silniejszy opór i odpór napotykają fran-cuskie pomysły mniejszej i ściślejszej unii.Wynika to z niemieckiej racji stanu. Berlinnauczył się odwracać na swoją korzyśćznaczną część – pomyślanych pierwotniew znacznym stopniu jako gorset na takniebezpieczną w przeszłości potęgę ger-mańską – mechanizmów unijnych. Byłi jest zwolennikiem dużej, obejmującejjak najwięcej krajów między Odrą a Rosjąkrajów – bo ma w nich wielomiliardoweinwestycje i ważne interesy polityczne.

Jednocześnie, konsekwencja w bu-dowaniu Gazociągu Północnego jasno po-kazuje, że nawet Niemcy Gerharda Schrö-dera czy Angeli Merkel myślą do pewnegostopnia w kategoriach przedunijnych lubpostunijnych. Kto w Polsce radośnie witawewnętrzne porażki obecnej pani kanclerzczy wzrost tendencji eurosceptycznych,powinien natychmiast wyjaśnić, w jakisposób korzystniejsza dla Warszawy mog-łaby być bardziej nacjonalistyczna i su-werenna RFN. Jak Rzeczpospolita miałabyskorzystać na zastąpieniu strefy eurostrefą marki, czy na uwolnieniu Berlinaod unijnych ograniczeń w rozwijaniuwspółpracy z Moskwą. Myślenie o dalszychniż bieżące konsekwencjach nadal nie jestmocną stroną polskiego rozumu politycz-nego.

Wymogiem naszej racji stanu są Nie-mcy głęboko zanurzone w sieci europej-skich zależności i ograniczeń. I, do czasupojawienia się na stole polskiej wizji przy-szłości UE, zwycięstwo zachowawczo-ewolucyjnej opcji forsowanej przez Berlin.

Nie oznacza to przejścia do porządkudziennego nad ogromną asymetrią siłi całą listą sprzecznych interesów. Polskanie musi i nie powinna wspierać każdejniemieckiej decyzji i propozycji, jedyniete zbieżne z własnym interesem lub ko-nieczne. Drugą stroną medalu powinnobyć wykorzystywanie czynników równo-ważących potęgę RFN, na przykład anty-niemieckich nastrojów na Południu, którepojawiły się w wyniku forsowanej przezBelin polityki antykryzysowej. Jeszczebardziej: sceptycyzmu państw skandy-nawskich wobec współpracy niemiecko-rosyjskiej, w tym wobec Nord Stream 2.

O ile priorytetem polskiej politykiunijnej na najbliższe lata musi być neu-tralizacja francuskiego radykalizmu re-formatorskiego, o tyle na dłuższą metę –i w sprawach mniejszej wagi w między-czasie – Paryż jest dla nas ważną opcjąbalansującą. UE i NATO w obecnymkształcie radykalnie zmieniły na nasząkorzyść odwieczny problem sprzecznościpolskiej i francuskiej racji stanu, jakimbyło preferowanie przez Pałac Elizejskisilniejszej Rosji nad słabszą Polskę jakoprzeciwwagi dla mocarstwowości nie-mieckiej. W sporach wewnątrzzachodnichto Warszawa jest dla Paryża największąi najbardziej naturalną przeciwwagą dlaNiemiec na wschodzie. Poważnym zanie-chaniem będzie z tego nie skorzystać.

12

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Następną negatywną dla

Polski tendencją obecnego

ładu międzynarodowego jest

narastanie protekcjonizmu

w obrębie Ue

Page 13: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Polska wizja i widmo euroegoizmu

Polska doktryna unijna jest tematem naosobny wywód, ale generalny kierunekw postaci obrony tradycyjnych wartościz jednej, i ściślejszej integracji w newral-gicznych obszarach z drugiej strony wydajesię opcją właściwą z punktu widzenia pol-skiej racji stanu, wpisującą się zarazemw interesy całych grup państw. Dziś zażadną wizją UE nie lobbujemy nie tylkoze względu na słabość naszego lobbingu –po prostu żadnej nie mamy. Co gorsza,nie staramy się jej mieć.

Następną negatywną dla Polski ten-dencją obecnego ładu międzynarodowegojest narastanie protekcjonizmu w obrębieUE. O ile w upadku polskich stoczni za-grała istotnie – jak pokazał dr Adam Szaf-rański („Neelie Kroes straszy dzieci, czylijak sobie radzić z unijnym prawem o po-mocy publicznej”, „Rzeczy Wspólne” nr2/2012) – polska niekompetencja w dzie-dzinie unijnych procedur, obok niewąt-pliwej niechęci ratowania konkurencjiprzez europejskich potentatów stocznio-wych, o tyle uderzająca w nasze przed-siębiorstwa transportowe dyrektywa o pra-cownikach delegowanych była już nie-wątpliwym i niespecjalnie skrywanymmerkantylizmem, zainicjowanym przezFrancję. To m.in. prof. Tomasz Grossedowiódł w swoim raporcie dla CentrumAnaliz Klubu Jagiellońskiego, że tendencjado ograniczania czterech swobód trakta-towych, w tym do wykorzystywania unij-nych regulacji na rzecz narodowego lob-bingu protekcjonistycznego – narasta(„Widmo euroegoizmu”). I są mocne prze-słanki do jej dalszego nasilania się.

Poza wspomnianą obroną tradycyj-nych wartości unijnych i rozpoczęciemrealnej, aktywnej polityki i lobbingu w in-stytucjach UE, w tym stworzeniem i for-

sowaniem własnej wizji reform – Polskanie ma tu wielkiego pola manewru. Spoś-ród ośmiu zaleceń dla rządzących sfor-mułowanych przez prof. Grossego tylkotrzy mają znamiona ofensywnych, resztasprowadza się głównie do spowalnianialub blokowania niekorzystnych tendencji.Te propozycje pozytywne to: podjęciestawki na decentralizację kompetencji in-stytucji unijnych w dziedzinie nadzorunad transakcjami i inwestycjami, wyko-rzystanie wspólnotowych organów i fun-duszy do uczynienia polskiej gospodarkibardziej innowacyjną oraz – last but notleast – protekcjonistyczny odwet.

Niepewna przyszłość NATO

W porównaniu do unii NATO jawi sięjako oaza stabilności. Może to być jednakcisza przed burzą. W kampanii wyborczejpoprzedzającej wprowadzenie się do Bia-łego Domu Donald Trump nazwał Sojusz„organizacją przestarzałą” i zakwestiono-wał kluczowy art. 5 traktatu waszyngtoń-skiego, mówiący o wzajemnej pomocyw razie agresji. Nie miało to dotąd prze-łożenia na amerykańską politykę. Wyrażałojednak ważne amerykańskie interesy:coraz większy ciężar utrzymywania wy-mierzonego w Rosję – niebędącą od daw-na, inaczej niż ZSRS, zasadniczym zagro-żeniem dla USA – układu. Republikańskiestablishment dość szybko zawrócił Trum-pa z drogi osłabiania NATO, bo pozostajeono gwarancją amerykańskich wpływóww Europie, w tym w naszym regionie.Nie możemy jednak tracić z pola widzeniafaktu, że narastanie konfliktu USA z Chi-nami pociąga za sobą dwie niekorzystnedla Polski konsekwencje, wzajemnie sięwzmacniające. Po pierwsze, obrona Eu-ropy Środkowo-Wschodniej spada naliście amerykańskich priorytetów, a wraz

13

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 14: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

ze względnym kurczeniem się zasobówUSA, staje się coraz bardziej kosztowna.Po drugie, rośnie atrakcyjność sojuszniczaRosji, w przeciwieństwie do całej „flankiwschodniej” militarnie potężnej i grani-czącej z Chinami. Nieprzypadkowo USAcofają się ostatnio w ”zwrocie ku Pacyfi-kowi” i wzmacniają nieco obecność w na-szym regionie w okresie ocieplenia z Pe-kinem i ochłodzenia z Moskwą. Może tobyć jednak zjawisko krótkotrwałe, ponie-waż długofalowe interesy Ameryki – takdosadnie wyrażane przez Trumpa w kam-panii wyborczej – sugerują politykę zgołaodwrotną.

Utrzymanie NATO w obecnym kształ-cie leży w interesie USA, i tu nasze interesysą fundamentalnie zbieżne. Problemw tym, że Ameryka – z każdym rokiemtracąca przewagę nad głównym rywalem –może zostać zmuszona wybierać, skąd sięwycofać. Albo w wyniku stopniowej erozjipotęgi, albo jej gwałtownego załamania.Wtedy wschodnia flanka NATO będziejednym z pierwszych punktów na liściecięć.

Poza wypełnianiem zobowiązań so-juszniczych (co robimy) Polska nie maistotnego wpływu na ten proces. Odpo-wiedzią na ów negatywny trend powinnobyć radykalnie przyśpieszenie budowywłasnego potencjału obronno-odstrasza-jącego, szukanie dodatkowych wzmocnień

sojuszniczych w dysponujących poważnympotencjałem wojskowym krajach skan-dynawskich (w tym nienależących doNATO Szwecji i Finlandii) oraz poważnerozważenie przystąpienia do europejskiejinicjatywy obronnej (EFO).

Nie bądźmy kontestatorami

Negatywne dla Polski trendy w UE i NATOsą, jako się rzekło, częścią procesu gene-ralnego słabnięcia Zachodu. Najczarniej-szym scenariuszem byłby rozpad obu or-ganizacji: wówczas naprawdę docenili-byśmy obecną półperyferyjność, spadającautomatycznie do poziomu peryferii, na-rażonej dodatkowo na szybki powrót od-wiecznego zagrożenia: ścisłej współpracyniemiecko-rosyjskiej. A także na renesansmechanizmu, na mocy którego szukająceprzeciwwagi dla potęgi jednego z tychmocarstw kraje (Francja czy Czechy wobecNiemiec, Ukraina wobec Rosji) będą sięorientować na drugie, poświęcając dlanich relacje ze słabszą, a więc mniej war-tościową Polską.

Należy liczyć się z takim scenariu-szem, i aktywnie mu przeciwdziałać, mającjednak na uwadze ograniczoność naszegowpływu. Polska – ani sama, ani na czelejakiejś koalicji – nie jest w stanie po-wstrzymać ewentualnego rozpadu ani sil-nego trendu erozji. Może natomiast tescenariusze oddalać lub spowalniać. Popierwsze, rezygnując z pokusy bycia unij-nym lub natowskim kontestatorem. Podrugie, wypełniając sojusznicze zobowią-zania i przestrzegając najważniejszych re-guł. Po trzecie, prezentując odmiennościwłasnych interesów jako „spory w rodzi-nie”, a nie „przeciwko rodzinie”. Obie or-ganizacje są od początku istnienia prze-strzeniami rywalizacji przeciwstawnychkoncepcji, starcia różnych poglądów.

14

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Utrzymanie Nato

w obecnym kształcie leży

w interesie Usa, i tu nasze

interesy są fundamentalnie

zbieżne

Page 15: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Wbrew polskiej racji stanu A.D 2018 i naj-bliższych lat jest zakładanie, że nie mamywpływu na decyzje w Unii i Sojuszu, więcw przypadku niezgody jedynym wyjściemjest kontestacja, jak np. co do postanowieńszczytu UE w sprawie uchodźców. Byćmoże za jakiś czas radykalnie wzrośnienasz potencjał, drastycznie spadną moż-liwości sojuszników i wtedy rachunek sięzmieni. Na dzień dzisiejszy jest jednakwłaśnie taki.

IV. Przebudzenie smoka i największyparadoks

Największym źródłem rozkładu systemuświatowego jest dziś wzrost potęgi Chin.Potrafiły one podjąć skuteczną grę z glo-balizacją (i z zachodnimi hegemonami)w sposób, który umożliwił im z jednejstrony stanie się jej czołowym beneficjen-tem. Z drugiej zaś – na akumulację zaso-bów pozwalającą najpierw, jeszcze w ra-mach strategii „pozostawania w cieniu”na sięgnięcie po status supermocarstwa,a następnie, od 2014 r. – na otwarte ogło-szenie własnych aspiracji do światowejsupremacji. Nie miejsce tu na szczegółoweroztrząsanie tego procesu, znakomicieopisanego przez dr. Jacka Bartosiakaw jego książce „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”,a także w wielu artykułach. Ograniczmysię do kilku podstawowych uwag na tematchińskich dążeń hegemonicznych.

Po pierwsze, ich ekspansja ma przedewszystkim wymiar gospodarczy, także dy-plomatyczny, choć w ślad za nią idzie teżgwałtowny rozwój zdolności militarnych.Po drugie, czas gra na korzyść Chin, copotwierdzają najważniejsi analitycy ame-rykańscy. Państwo Środka może się więcskupić i skupia w pierwszym rzędzie naekspansji gospodarczo-politycznej, bo toUSA muszą podjąć ofensywę, aby zatrzy-

mać proces podkopywania swojej pozycji.Równolegle rozwija Pekin potencjał wo-jenny (w tym np. cyberfinansowy), przy-gotowując się na okoliczność generalnegoataku lub prowokacji. Po trzecie, chińskaekspansja ma dwa główne kierunki: az-jatycki i europejski. Pierwszy oznaczapróbę wyparcia USA z Azji Południowo-Wschodniej i Zachodniego Pacyfiku, na-potykając póki co przemożny opór ame-rykańskiej potęgi morskiej i wpływówWaszyngtonu w mniejszych krajach re-gionu. To zwiększa presję na drugi, gdzieprzeciwności są znacznie słabsze. Głów-nym narzędziem ekspansji na zachód jestNowy Jedwabny Szlak (właśc. Pas i Szlak,ang. One Belt, One Road), na którym leżytakże Polska.

Chińska ekspansja

Ten obrosły efektownym PR-em projektjest po części obiektem prognoz i speku-lacji, a po części – faktem. Faktem gwał-townie rosnącym na znaczeniu i zmie-niającym świat wokół nas. Dość wspom-nieć, że wymiana handlowa Chiny-UEjest już dziś – po wartej w zeszłym roku630 mld euro europejsko-amerykańskiej –największą dwustronną wymianą na świe-cie. W zeszłym roku wyniosła 573 mldeuro. Jej rozwój jest błyskawiczny: w ciągupięciu ostatnich lat handel UE-Chinywzrósł o ponad 1/4 (dane za Eurostatem).Miażdżąca jest dziś przewaga handlu mor-skiego (ponad 95 proc.). Jednak fakt prze-znaczania przez Chiny, przy takiej asy-metrii, zbliżonych środków na rozwójszlaków lądowych, jak również poważnekwoty przeznaczone już na ich dotowanie –pokazują priorytety na przyszłość. Nota-bene, bardzo niedawny raport OśrodkaStudiów Wschodnich wskazuje stukrotnywzrost dynamiki transportu kolejowego

15

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 16: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

od początku dekady i prognozuje ponadtrzykrotny wzrost jego wartości do jejkońca (J. Jakóbowski, K. Popławski, M.Kaczmarski, „Kolejowy Jedwabny Szlak”).

Za rozwojem euroazjatyckiej infra-struktury lądowej przemawia z punktuwidzenia Pekinu, pośród innych, silnamotywacja geopolityczna: obecny hege-mon jest potężny na morzu i słaby na lą-dzie. Rozwój lądowego Szlaku może więczasadniczo ułatwić Chinom ekspansję nazachód, uwalniając zarazem od – dziśbardzo silnej – zależności gospodarczejod USA. Kosztochłonność zdają się re-kompensować zyski strategiczne, wśródktórych nie najmniejszym jest fakt, żekto płaci – w tym wypadku mówi się nietylko o tysiącach kilometrów szybkich ko-lei, ale też rurociągów czy światłowodów,jak również wielu centrach logistycznych –ten wymaga.

Po raz pierwszy w dziejach zdaje sięwystępować w Eurazji masa krytycznamożliwości technologicznych i akumulacjikapitału, umożliwiająca skomunikowanietych gargantuicznych terenów jako jednegoobszaru gospodarczego z wymianą lądowąna wielką skalę. To taką perspektywę miałna myśli sir Halford Mackinder, mówiąc,że kto rządzi Heartlandem, ten rządziświatem. Tyle że Chiny są obecnie mo-carstwem bardziej rimlandowym, a Szlakjest ich ekspansją nie tylko na Heartland,ale także na Rimland i morza. To pierwsze

ma się dokonywać również za sprawąrozwoju heartlandowych już prowincjicentralnych i zachodnich imperium jakopunktów wyjścia i wejścia lądowego hand-lu euroazjatyckiego.

Ewentualne powodzenie tego projektubędzie miało kilka fundamentalnych skut-ków. Po pierwsze, wróci do łask handellądowy, od czasu wielkich odkryć geo-graficznych odgrywający jedynie pomoc-niczą rolę w międzynarodowej wymianiegospodarczej. Po drugie, tracąca dynamikęEuropa dostanie nowy, wielki impuls roz-wojowy, choć nie można również wyklu-czyć chińskiej kolonizacji, zwłaszcza jeśliUE się rozpadnie lub utkwi w marazmie.Po trzecie, mniejszy w liczbach bezwzględ-nych, ale zasadniczy z geoekonomicznegopunktu widzenia prezent od losu otrzymająliczne kraje euroazjatyckie na trasie Szlaku.Dotąd cierpiące strukturalną biedę lubnędzę jako składowe światowego interioru,zbyt odległego od centrów kapitału i szla-ków wymiany, aby opłacało się w nich napoważną skalę inwestować, teraz mogąodwrócić lub przynajmniej znacznie po-prawić swoje, tak rozumiane położenie.Po czwarte, ważna, choć pośrednicza rolaprzypadnie Europie Środkowo-Wschod-niej – jako wrotom do i ze Starego Kon-tynentu.

Szansa i zagrożenie

Tyle kontekstu globalnego. Jak się dotego ma Polska? Ambiwalentnie. Z jednejbowiem strony, chińskie dążenie do świa-towej supremacji może doprowadzić doupadku lub wycofania się USA z naszegoregionu, co byłoby drastycznie niekorzys-tne. Niesie także poważne ryzyko wasali-zacji czy zewnętrznej korupcji politykówi urzędników (oba procesy już występująw różnych, głównie małych krajach). Jest

16

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Największym źródłem

rozkładu systemu

światowego jest dziś wzrost

potęgi Chin

Page 17: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

też nie tylko szansą, ale i wspomnianymryzykiem dla całej Europy.

Z drugiej strony, groźbie geopoli-tycznej towarzyszy wielka szansa geoeko-nomiczna. Polska jest krajem bardziej lą-dowym niż morskim. Bałtyk to akwenmały i płytki, a co najważniejsze – poło-żony poza głównymi trajektoriami prze-pływu kapitału, łączącymi USA z EuropąZachodnią i Azją Południowo-Wschodnią.Rozwój Nowego Jedwabnego Szlaku ozna-cza poprawę geokonomicznej pozycji Polski.

Oto największy paradoks polskiej sy-tuacji A.D. 2018: otwarcie już aspirującedo światowej hegemonii Chiny, dzielącecoraz wyraźniej Zachód na „dobrą” Europęi „złe” Stany Zjednoczone, rozsadzającswoją ekspansją ład międzynarodowytworzą dla Polski jednocześnie wielkiezagrożenie geopolityczne i wielką szansęgeoekonomiczną.

Już tylko wzrost morskiego handlueuropejsko-chińskiego sprawia, że naszkraj może dyskontować korzystną pozycjęłączącą południe (europejskie wejściaSzlaku: już istniejące w Grecji, planowanew Turcji czy Rumunii) z północą (Skan-dynawia). Spektakularny rozwój nitek lą-dowych niesie natomiast perspektywę po-ważnego awansu geoekonomicznego,w trzech głównych wariantach.

Pierwszy to już istniejące połączeniakolejowe z Chin, przez Kazachstan, Rosjęi Białoruś do Polski i dalej do Europy Za-chodniej. To najkrótsza, a więc najbardziejekonomiczna trasa lądowa. Jej rozwójdaje największe korzyści nam, czyniąckraj naturalnym zwornikiem już nie tylkoszlaków północ-południe w tej części świa-ta, ale także wschód-zachód. Problemw tym, że biegnąc przez Rosję, możewzmocnić także ją (wrócimy do tego).

Drugi wariant to trasa przez AzjęCentralną, Iran i Turcję, dalej: przez Bał-

kany do Włoch lub Austrii, albo przezBałkany i Węgry do Austrii i dalej. Turola bramy przypada Turcji, a zwornikanajpewniej Węgrom lub jednemu z ichsąsiadów, ewentualnie jednemu z krajówwschodniego wybrzeża Adriatyku.

Trzeci z głównych wariantów biegnieprzez morza Kaspijskie i Czarne, przeci-nając po drodze Kaukaz, punkty wejściaznajdują się w Rumunii, a trasa podążadalej przez Węgry i Austrię lub przezWęgry, Słowację i Czechy. Wrota znajdująsię w Rumunii, a zwornik – ponownienajpewniej na Węgrzech lub u jednegoz ich sąsiadów.

Dodać trzeba, że poważnie rozważanajest jeszcze dodatkowa trasa morska NJS:przez Arktykę. Topnienie lodowców otwie-ra ją na żeglugę, a Chiny z jednej strony,z drugiej zaś państwa skandynawskie, sąbardzo zainteresowane tą opcją. Z punktuwidzenia Pekinu skracałaby ona znacznietransport do (bogatszej) Europy Północneji pozwalała dodatkowo okrążyć Rosję.Powodzenie tej inicjatywy w oczywistysposób zwiększałoby też rolę Polski i jejkorzyści z rozwoju Szlak. W sprawie mean-drów, a zwłaszcza zagrożeń związanychz poszczególnymi trasami NJS polecićwypada najnowszy artykuł Pawła Beh-rendta w „Nowej Konfederacji”.

Złe wieści dla Rosji

Liczni eksperci słusznie podnoszą, że po-szczególne warianty lądowe nie są wobecsiebie sprzeczne, lecz raczej się uzupełniają,co dotyczy zresztą także nitek morskich.Ewidentne jest natomiast to, że gdybyChiny chciały wzmacniać Rosję, nie bu-dowałyby tras alternatywnych wobec jużistniejącej i wiodącej przez jej terytorium,o czym zresztą świadczy także rezygnacjaz budowy portu na Krymie po jego aneksji

17

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 18: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

w 2014 r. W ogóle silna i niezależna FRwydaje się być długofalowo sprzecznaz chińską racją stanu. Jest przydatna jakokraj tranzytowy, zaplecze surowcowe,kontestator zachodniej, głównie amery-kańskiej supremacji, ale zbyt mocna –stanowi nadmiernie asertywnego nego-cjatora w handlu i zagrożenie dla połu-dniowych tras Szlaku. Chiny powinnywięc dążyć do jej wasalizacji jako całościlub podziału na szereg mniejszych państw,

nawzajem się neutralizujących, równieżw części lub całości wasalnych. Już dziśgospodarka Państwa Środka jest ponadośmiokrotnie większa i znacznie nowo-cześniejsza od rosyjskiej (relacja gorszaniż Polski wobec Niemiec) i wedle wszel-kich wskazań, ta asymetria będzie się po-większać. Przewaga ludnościowa jest po-nad dziesięciokrotna. Elementarna geo-polityka mówi zaś, że nie może być jed-nocześnie wielkiej Rosji i wielkich Chin,

jak błyskotliwie zauważył kiedyś RadosławPyffel.

Po okresie rozwoju bezalternatywnejdziś ścieżki północnej lądowego Szlaku,można więc oczekiwać silnego dowarto-ściowania okrążających największe pań-stwo świata linii południowych, a w mię-dzyczasie – podjęcia stawki na poskro-mienie i wykastrowanie niedźwiedzia, bynastępnie wzmacniać znów najbardziejekonomiczną nitkę północną. Na drodzedojścia do ostatniego punktu znajdują siędwie potencjalne przeszkody: skutecznyopór Rosji, być może wspomagany z ze-wnątrz, oraz rekompensujący dłuższe po-dróże wzrost atrakcyjności południowychstacji pośrednich. Bo Szlak to nie tylkohandel chińsko-europejski, ale także han-del po prostu euroazjatycki.

Wobec wejścia smoka

Wróćmy do polskiej racji stanu. Wobecgłównej antynomii związanej z chińskąekspansją – rozpięcia między groźbą geo-polityczną i szansą geoekonomiczną –nie potrzebujemy i nie powinniśmy zaj-mować stanowiska dopóty, dopóki niebędzie to bezwzględnie konieczne. Z pro-stego powodu: na wynik rywalizacji ame-rykańsko-chińskiej nie mamy żadnegowpływu. Nie powstrzymamy ani ekspansjiPekinu na Pacyfiku, ani rozwoju Jedwab-nego Szlaku. Ewentualna rezygnacja z rolijednego ze środkowoeuropejskich zwor-ników NJS z punktu widzenia Chin ozna-czać będzie tyle, że Polskę trzeba alboominąć, albo zwasalizować – czyniąc te-rytorium typowo tranzytowym. Kandy-datów do przejęcia roli zwornika jest na-tomiast wielu: to wszyscy sąsiedzi, Węgry,Austria, Rumunia.

Polska powinna się zajmować tym,na co, w odróżnieniu od globalnej rywa-

18

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Po raz pierwszy w dziejach

zdaje się występować

w eurazji masa krytyczna

możliwości

technologicznych

i akumulacji kapitału,

umożliwiająca

skomunikowanie tych

gargantuicznych terenów

jako jednego obszaru

gospodarczego z wymianą

lądową na wielką skalę

Page 19: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

lizacji hegemonicznej, wpływ ma. A więcpo pierwsze, aby nie być przez Szlak omi-niętą lub nie stać się krajem typowo tran-zytowym, przez który pociągi tylko prze-jeżdżają. Po drugie, aby stać się zworni-kiem szlaków handlowych północ-połu-dnie i wschód-zachód oraz miejscem lo-kacji hubów logistycznych Szlaku, mądrzeprojektującym infrastrukturę tak, abybiegła przez ważne i rozwojowe miejsco-wości. Po trzecie, aby być istotnym miejs-cem lokowania olbrzymich chińskich nad-wyżek kapitałowych, przybierających moż-liwie rzadko charakter fuzji i przejęć(chyba że dotyczą filii zagranicznych przed-siębiorstw), możliwie często – inwestycjitworzących dużą liczbę miejsc pracy i in-nowacje oraz infrastrukturalnych. Poczwarte, aby rozwijać eksport do Chin,zwłaszcza preferowanych przez transportlądowy dóbr wysoce kapitałochłonnychlub wymagających szybszej niż morska,a tańszej niż powietrzna dostawy, takichjak chemia, farmaceutyki, elektronika czyświeża żywność. Po piąte, aby – już z po-zycji istotnego partnera – wywierać naChiny dodatkową presję w kierunku neu-tralizacji zagrożenia ze strony Rosji, w tymzwłaszcza Kaliningradu. Po szóste, zin-tensyfikować budowę infrastruktury zo-rientowanej na obieg wewnętrzny i dają-cych Polsce istotną rolę połączeń północ-południe, zamiast wciąż silnego trendutworzenia tranzytowych linii „równoleż-nikowych”. Po siódme, zorganizować apa-rat instytucjonalny wspierający interesypolskich przedsiębiorców na Szlaku. Poósme, zreorganizować politykę regionalnąpod kątem zapewnienia krajowi dostępudo rosnącego ponownie na znaczeniu Mo-rza Śródziemnego, poprzez najbliższe mo-rza: Czarne i Adriatyckie. Co oznaczajasny priorytet na relacje z Rumuniąi (lub) Ukrainą z jednej, oraz Chorwacją

z drugiej strony, z pośredniczącą rolą kra-jów wyszehradzkich. Na tych liniach po-trzebujemy dobrej infrastruktury, przedewszystkim szybkich kolei i autostrad.

Po dziewiąte, powinniśmy się przy-gotować na niebezpieczeństwa ekspansjiznad Żółtej Rzeki. Zbudować wreszciepaństwo z prawdziwego zdarzenia, za-trudnić kompetentny personel politycznyi urzędniczy, zaostrzyć politykę antyko-rupcyjną, wzmocnić mechanizmy chro-niące przed wrogimi przejęciami, stworzyći wdrożyć strategię imigracyjną.

IV. Między zachowawczościąa rewizjonizmem

Nie może być jednoznacznej odpowiedzina wyjściowe pytanie, musi być ona dwu-torowa. Polska jest państwem częścioworewizjonistycznym i częściowo zachowaw-czym. Nasza racja stanu wymaga geopo-litycznej zachowawczości (z wyjątkiemObwodu Kaliningradzkiego) i geoekono-micznego rewizjonizmu.

Od kilkunastu lat polska polityka za-graniczna, wcześniej zafiksowana na wej-ściu do NATO i UE, porusza się od ścianydo ściany. Proeuropejski zwrot w 2007roku obciążony był antyamerykanizmem.Proamerykańska wolta osiem lat późniejmiała charakter antyeuropejski. Dopieropo licznych próbach i błędach polskierządy dochodzą do oczywistej prawdy, żenie warto stawiać tylko na jednego konia.

Jest w tym coś z kabaretu. Choć corazbardziej przypomina to tragifarsę. Doko-nujemy zwrotów, których nic nie wymusza,toczymy zażarte spory o sprawy błahe.W międzyczasie sytuacja staje się corazpoważniejsza.

Polska, nawet w obecnym stanie pań-stwa i kadr, może i powinna prowadzićpolitykę wielobiegunową. Starać się utrzy-

19

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 20: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

mywać możliwie najlepsze stosunki z Wa-szyngtonem i Brukselą, z Berlinem i Pa-ryżem, oraz z Pekinem. Zamiast trwonićzasoby na walkę o sprawy powierzchownei symboliczne – wchodzić w spory, gdyjest się o co bić, równoważąc czasowe po-gorszenie relacji z jednymi ociepleniemna innych liniach. Rozgrywać sprzecznościinteresów głównych stolic i dyskontowaćkorzyści swojego położenia, jak na ambitnąpółperyferię przystało. Pod tym względemostatnich blisko 30 lat zostało praktyczniezmarnowane. Nie osiągnęliśmy niczegoistotnego, niczego, co nie byłoby udziałem

innych krajów regionu. Tak, weszliśmydo NATO i UE – tak samo jak Czesi czyLitwini, Słowacy czy Estończycy, Rumuniczy Chorwaci. A jesteśmy znacznie, częstowielokrotnie większym i ważniejszym stra-tegicznie krajem niż każdy z wyżej wy-mienionych.

Szło nam dobrze, bo koniunktura –i ta gospodarcza, i ta geopolityczna – byłaświetna. Konwergencja z Zachodem przy-niosła efekty. Teraz jednak nastał srebrnywiek. Czas beztroskiego uczenia się po-przez zabawę najpewniej wkrótce minie.Pora dorosnąć do poważnej polityki.

20

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 21: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Sztuką jest śledzić bieżące dyskusje i nieumrzeć z nudów. Zwłaszcza, że dla rzą-dzących i opozycji nudna debata ma ażtrzy istotne zalety: jest przewidywalna,łatwa intelektualnie i stoi na straży spo-łecznej niewiedzy. Podtrzymuje zainte-resowanie sprawami błahymi lub co naj-mniej dobrze znanymi, a zarazem blokujetematy, które dla dominujących sił spo-łecznych mogłyby się okazać niewygodne.I nie wystarczy kilka razy niegrzecznieziewnąć, by ten „consensus nudziarzy”zerwać. Zwłaszcza, że główne strony sporunauczyły się już setek trików, by owąnudę ubarwić skandalem, personalną wy-cieczką, przekroczeniem dobrego smaku.To nic, że wszystkie wątki zostały dawnowyeksploatowane, że dookoła dzieją sięrzeczy ciekawsze i nie poddawane spo-łecznemu osądowi.

W tej nudnej debacie uczestniczymydo pewnego stopnia wszyscy. Rzadko kto

z osób kierujących kluczowymi mediamichce brnąć w temat, który nie jest „na to-pie”. Media są uzależnione od tego, cojest naprawdę „gorące”, a zarazem dopewnego stopnia same o tym decydują.Część decyzji ma charakter czysto rynkowyi jest pochodną odpowiedzi na pytanie,jak najniższym kosztem utrzymać widzaprzy ekranie, a czytelnika związać z gazetą.Niejednokrotnie selekcja ma charakteruznaniowy: redaktorzy lubią kreować rze-czywistość i arbitralnie uznawać coś zaważne lub nieważne. Część decyzji wreszciezwiązana jest z linią stacji/gazety lubczymś jeszcze ważniejszym – wyczuciemmedialnej poprawności, granic dopusz-czalnej swobody. Te granice wytyczająpole, w ramach którego czyjeś poglądylub stanowisko zostanie uznane za „nor-malne”, nie wymagające ostrzegawczychetykietek.

21

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

rafał matyjaStały współpracownik „Nowej Konfederacji”

Bilans ostatniego dwudziestolecia w sferze debaty i myśli politycznej niewygląda optymistycznie. Intelektualne zaplecze polityki okazało się słab-sze niż w epoce przedwojennej. Na dzisiejszym pobojowisku idei ponie-wierają się urojenia elit oraz pretensje pokrzywdzonych i marginalizowa-nych. Ani jedne, ani drugie nie są dobrym materiałem do budowanianowych konstrukcji. Brak trafnych diagnoz i ciekawych projektów spra-wia, że debata toczy się w próżni.

konserwatyści w systemie przemocy. Próba bilansu

Page 22: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Ustanowić to, co naturalne

W znakomitym szkicu „Duchy państwa.Geneza i struktura pola biurokratycznego”Bourdieu pisał, iż najważniejszym osiąg-nięciem państwa jest to, że wiele sposobówjego istnienia uznajemy faktycznie za ele-ment całkowicie naturalny. Najdalej idą-cym przykładem jest egzekwowanie po-prawności pisowni, wsparte nie tylkoogłaszaniem kryteriów, ale zaprzęganiemdo tego celu ogromnego aparatu eduka-cyjnego. Dodatkowo poprawne posługi-wanie się językiem jest istotnym elemen-tem selekcji profesjonalnej, kryteriumogłady itp.

Zwykle „naturalizacja” pola biurokra-tycznego następuje w wyniku długotrwałego,przekraczającego horyzont jednego poko-lenia, procesu. Dokonuje się zatem w spo-sób, który może robić wrażenie samo-czynnego, nie zaprogramowanego. Gorzej,gdy obowiązujące normy próbuje się usta-nowić nie tylko bardzo szybko, ale równieszybko żąda się uznania ich za naturalne.

Punktem odniesienia porządku sym-bolicznego lat 90-tych nie było ani pojęciedemokracji (chyba, że instrumentalizo-wane do doraźnej rozprawy z urojonymprawicowym ekstremizmem), ani pojęcieniepodległości. Oba bowiem były obcią-żone zbyt dużym wyrzutem pod adresempoprzedniego reżimu i podtrzymującychgo elit. Pojęcie transformacji nadawałosię do tego celu znacznie bardziej – jako„inkluzywne” wobec elity PRL, a zarazempozwalające na wykluczanie przeciwników,jako niekompetentnych (np. niedouczo-nych ekonomicznie) lub niekompatybil-nych (np. obstających przy tradycyjnychwzorach myślenia, irracjonalnych prze-konaniach itp.).

Ów porządek symboliczny był zresztąrelatywnie słaby i podtrzymywany fasa-

dowo – co zaprawionym w udawaniu lu-minarzom PRL-owskiej administracji,nauki i kultury przyszło stosunkowo łatwo.Obowiązywał w centralnych instytucjachpolitycznych, na naukowo-eksperckichkonferencjach z udziałem gości zagra-nicznych, w mainstreamowych mediach.Był wygodny dla środowisk obsługującychinstytucje międzynarodowe, tworzącychnamiastkę tego, co w Rosji funkcjonowałojako „elita kompradorska”. Cechą cha-rakterystyczną tej elity była swego rodzajupogarda dla świata symbolicznego ludziz „interioru”. Już sam język tej elity miałwyrażać dystans wobec świata zwykłychludzi. Przesycenie go terminami obcoję-zycznymi, neologizmami podkreślającymiracjonalność i technokratyczne usposo-bienie użytkowników stanowiło popularnądystynkcję, używaną powszechnie w War-szawie czy Krakowie.

Mimo to strażnicy transformacji po-nieśli historyczną i intelektualną porażkę.Nie tylko dlatego, że ich sztandaroweprace często nie nadają się do czytania.Nie dlatego nawet, że większość ich dog-matów okazała się co najmniej wątpliwa.Stworzyli oni taki porządek dyskutowaniao sprawach kraju, w którym można byłoco najwyżej potwierdzać ich nieomylność.Dezawuując głosy krytyczne zlikwidowalinaturalną przestrzeń poważnej debaty,zniszczyli teren, na którym ich usługi ję-zykowe mogły być przydatne i istotne.Uczyniwszy swoje wypowiedzi bezdysku-syjnymi skazali je na banalizację i szybkiezapomnienie.

Wspólnota urojeń

Skoro entuzjazm dla transformacji byłsłabą podstawą wspólnoty politycznej,próbowano ją konsolidować wskazujączagrożenia i potencjalnych wrogów.

22

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 23: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

W epoce Okrągłego Stołu takim wrogiembyli przeciwnicy porozumienia i niekon-trolowany protest społeczny. Jedno i dru-gie – jak wydaje się na podstawie obecnejwiedzy – stanowiło problem dość urojony.

W roku 1990 wynaleziono zagrożenieksenofobią i fundamentalizmem religij-nym. Polacy mieli być niezwykle podatnina hasła antysemickie (ale oznak takichpostaw, choćby w sferze rywalizacji wy-borczej, nigdy nie znaleźliśmy) i wskutekfrustracji ekonomicznych skłonni do po-parcia jakichś form katolickiego autory-taryzmu. Tu także, gdyby nawet uznać zaprzejaw tendencji klerykalnych głosowaniena ZChN, LPR czy posłów popieranychprzez Radio Maryja, zakres tych postawbył niewielki.

Kolejnymi urojonymi wrogami byłyobłęd lustracyjny i rzekomy „biały bol-szewizm”, którego najdalej idącym aktembyło ujawnienie zasobów archiwalnychMSW dotyczących prezydenta, posłów,senatorów i ministrów. Jeżeli to był bol-szewizm, to jak nazwać postępowanie Re-publiki Federalnej Niemiec czy RepublikiCzeskiej? Wkrótce potem pojawiło sięurojone zagrożenie populizmem, któryw wersji nacjonalistycznej miał zablokowaćnam drogę do Unii Europejskiej, i auto-rytaryzmem PiS-owskiej Czwartej Rzecz-pospolitej.

Co ciekawe, sam mechanizm gry naurojeniach i skłonności do paranoi byłautorom tych tekstów bez wątpienia znany.Demaskowali bowiem PiS-owską „walkęz układem”, radiomaryjną obawę przedobcym kapitałem i laicyzacją, dokładniewedług tego schematu, którym sami stra-szyli swoją publiczność. Co więcej – „ludziegorzej wykształceni, starsi i mieszkającyna prowincji” częściej potrafili wymknąćsię strachowi przed obcym kapitałem, niż„dobrze wykształceni, młodzi i mieszkający

w dużych miastach” lękowi przed rodzimą„radykalną prawicą”.

Gra na urojeniach jako instrumentpolitycznej konsolidacji ma jednak takżeswoje fatalne skutki. Po pierwsze – tworzyemocje, które blokują możliwość racjo-nalnego opisu sytuacji. Po drugie – umac-nia w roli autorytetów intelektualnychrozmaitych histeryków, którzy chętnieprzekroczą ramy uczciwego dyskursu, byzmobilizować „swoich”. Po trzecie wresz-cie – na długo uniemożliwia objęcie przezelity roli arbitra.

Dominacja „gry na urojeniach” –zwłaszcza w pierwszym okresie TrzeciejRzeczpospolitej – udaremniła bowiemrozwinięcie silnego dyskursu państwo-wego, który sytuowałby elitę w innej roli –podmiotu określającego cele państwai oceniającego ich realizację przez po-szczególne polityczne ekipy. I nie chodzio to, że elita w ogóle tych funkcji nie wy-pełnia. Raczej o to, że wypełnia je jedyniew granicach określonych przez mechanizmkonsolidacji opartej na urojeniach.

W ramach tego modelu niezwykle trud-no było elitom eksperckim, naukowym czyartystycznym uznać jakiekolwiek dokonaniaLecha Kaczyńskiego, zrozumieć i pochwa-lić zorientowane na wzmocnienie państwadziałania rządów PiS. Z tych samych przy-czyn ociągano się długo ze sformułowa-niem jasnej oceny rządu Donalda Tuska.

Państwo, które wymknęło nam sięz rąk

Możemy zatem uznać, że w sporze o do-minujący język polityki najpoważniejszymprzegranym są użytkownicy rozmaitychdialektów myślenia państwowego – odbliskich postkomunistom państwowców(Bronisław Łagowski) czy technokratów,przez osoby pozostające w polu tradycyjnej

23

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 24: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

lewicy niepodległościowej (Ryszard Bugajz jednej, Jan Olszewski z drugiej strony),aż po konserwatywny instytucjonalizm(Jan Rokita, Ludwik Dorn, KazimierzUjazdowski). Porażka nie polega przy tymna osobistych przegranych politycznych,ale na wyparciu języka państwowego pozagłówny nurt debaty.

Gdyby przygody myśli politycznejtraktować z większym dystansem i auto-ironią można by o tej porażce – będącejtakże udziałem niżej podpisanego – po-wiedzieć znacznie więcej. Dla konserwa-tystów przedmiotem rozczarowań był nietylko fakt „dziurawego tradycjonalizmu”polskiej wsi, ale także zdolność biurokracjido przejścia na stronę Nowego Państwa.Urzędnicy postrzegali ten ideał jako zamiarbudowania kulturowej i politycznej prze-wagi tych, których atutem było dyspono-wanie kompetencjami w zakresie tworze-nia „od nowa”. A ich kompetencją byłobycie „od zawsze”, jak często mówili,ponad polityką.

Podobnie reagowały środowiska aka-demickie i eksperckie, nawet te związanez dawną opozycją. Tym, co mogło prze-konywać, był czynnik siły, element zdol-ności sprawczych. Jan Rokita działającyz pozycji szefa URM pozyskał sporą częśćtych elit, sprawił, że pisały słowa na nową,państwową melodię. Podobnie w okresiepoprzedzającym niedoszłe rządy koalicjiPO-PiS spora część trwale apolitycznegokorpusu urzędniczego, czy świata akade-micko-eksperckiego skłonna była udzielićwsparcia konkretnym projektom przebu-dowy państwa.

Smutna prawda brzmi jednak nastę-pująco: straciliśmy te okazje. Być możebezpowrotnie. Mechanizm kolejnych uro-jeń wyparł gotowość przejścia na „językpaństwowy”. Czwarta Rzeczpospolita zos-tała zredukowana do kilku groteskowych

zachowań, ideę silnego państwa przetłu-maczono na nieudolne działania proku-ratur i służb specjalnych. Pole językowezostało do pewnego stopnia unicestwione.Rokita i Dorn nie przegrali tylko ze swoimipartyjnymi bossami, ale ponieśli porażkęznacznie istotniejszą: zniszczono pole ichnaturalnej artykulacji. Polska Tuska do-minuje nad nami nie potęgą poparcia dlajego partii. Nie kontrolą stanowisk w klu-czowych mediach. Dominuje uznaniemtego modelu rządzenia za naturalny, a dzia-łań wzmacniających państwo za dziwacznei sztuczne. Dominuje też uznaniem zanudziarstwo wszelkich prób budowaniaszerokiego – państwowego konsensusui racjonalnej krytyki urojeń. W centrumjej zainteresowania są natomiast najdzik-sze nawet paranoje.

Podróż do rdzenia przekonań

Tak dotkliwą porażkę można odreagowaćna kilka sposobów: uznać własne błędyi przyłączyć się do zwycięzców, włączyćsię w świat urojeń i budować swoją własnąhistorię choroby albo trwać przy „zdep-tanych sztandarach”. Można też odbyćpodróż do rdzenia własnych przekonań.Odbyć ją w sposób krytyczny, bez wyro-zumiałości.

Konserwatysta, który przyzna się dokilku istotnych rozczarowań, jakie spotkałygo u progu niepodległości, jest znaczniebardziej interesującym partnerem roz-mowy niż ten, który będzie tłukł komunałyo dobrym narodzie zdeprawowanym przezzłe elity. Konserwatysta, który odszukainne niż anielsko-ideowe motywacje włas-nych projektów, jest bardziej zdolny dowyartykułowania nowej ich formy, niżten, który – zgodnie z polską modą – bę-dzie trwał na pozycjach pokrzywdzonejofiary pełnej pretensji do całego świata.

24

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 25: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Jest oczywiste, że głoszone w polityceprzekonania zwykle w jakiś sposób wiążąsię z perspektywą działania, osobistegozaangażowania. W tej wizji głosiliśmy, iżnasz mandat polityczny jest uzasadnionyraczej przydatnością dla państwa, a nieposiadanym kapitałem finansowym, czyteż instytucjonalnym zapleczem w postaciorganizacji związkowej czy religijnej. Na-szym kapitałem był raczej pomysł naNowe Państwo, niż możliwość kontynuacjidziałań poprzedniego. Bardzo szybko oka-zało się, że pole aktywności biurokratycznejzdominowane jest przez zupełnie innąkulturę. Do dziś postrzega ona „dyskurspaństwowy” jedynie jako próbę nałożeniadodatkowych zobowiązań i ugrania jakichścałkowicie jej obojętnych interesów.

Nic zatem dziwnego, że naszymi so-jusznikami byli ci, którzy tej dominującejkultury biurokratycznej nie akceptowali.Co więcej budowaliśmy w ten sposób kodkulturowy, który nadawał owej „party-kularnej przydatności” bardziej uniwer-salny sens. Kiedy Jan Rokita stawiał ko-lejne pytania przesłuchiwanym przez ko-misję Rywinowską pisałem, że taka samakomisja mogłaby zacząć pracę w dowolnejpolskiej instytucji: ministerstwie, redakcji,uczelni, firmie produkcyjnej. I stawiać tesame pytania. I w każdej z tych instytucjiznaleźlibyśmy naszego „własnego” Braunai Czarzastego, swoich Łopackiego i Szu-milewicz. W tym spektaklu w pewnymsensie oglądaliśmy samych siebie przedmedialnym trybunałem.

Stanowisko Rokity wyrażało kultu-rowy radykalizm zwolenników rekon-strukcji silnego i podmiotowego państwa.To samo napięcie kulturowe, do któregoodwoływał się Rokita, wyrażała fraza Dor-na mówiąca o transformacji jako o „bez-intencjonalnej i apatycznej rewolucji”.

Wymierzona w zamiłowanie elit politycz-nych i administracyjnych do bezrefleksyj-nego dryfu, od czasu do czasu dyscypli-nowanego jakimś zewnętrznym lub we-wnętrznym bodźcem. Dorn i Rokita two-rzyli napięcia, które były znacznie silniejszew wymiarze kulturowym niż politycznym.Co więcej – te właśnie napięcia skuteczniemobilizowały sympatię ludzi, których pro-fesjonalizm spotykał się z instytucjonalniezakorzenioną kulturą bylejakości, intelek-tualnego lenistwa, nieformalnych sposo-bów radzenia sobie z prostymi sytuacjami.

Próba rekonstrukcji państwa, którejostatnim wcieleniem były projekty Czwar-tej Rzeczpospolitej i przygotowany przezRokitę „Plan Rządzenia”, była zatem za-korzeniona w dwóch istotnych – i niecałkiem wygasłych – źródłach. Po pierw-sze, była planem zbudowania elity wokółkryterium indywidualnej przydatności dlapaństwa, po drugie, odwoływała się dorealnego konfliktu kulturowego, funkcjo-nującego w polskich instytucjach. Tenpierwszy element wymagał potwierdzeniaw sprawowaniu kluczowych funkcji pań-stwowych: Rokita i Dorn, którzy mogądokonywać realnej selekcji urzędnikówi ekspertów pod kątem ich pożyteczności,uwiarygodniają taką koncepcję. Trwalepozbawieni dostępu do władzy, potwier-dzają – w oczach pretendentów – tezę,że państwo nikogo takiego nie potrzebuje.

Drugi element uzyskuje potwierdzeniewtedy, gdy staje się jedną z osi publicznegosporu. Gdy konflikt nabiera publicznegocharakteru. W przeciwnym razie staje sięzaledwie prywatnym problemem, drob-nym niedostosowaniem, które prowadzido emigracji wewnętrznej lub – corazczęściej – do ucieczki z kraju, czy choćbyz przesyconych kulturą bylejakości kra-jowych firm i instytucji.

25

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 26: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Kto zwyciężył ?

Inne istotne pytanie, które stawia sięw momencie porażki, dotyczy tego, z kim –tak naprawdę – się przegrało. Naturalnąskłonnością umysłu jest możliwie szybkiezrekonstruowanie silnego przeciwnika.Sam chętnie używam określeń w rodzaju„mainstreamowe media”, zagrożone in-teresy, segment postkomunistyczny.Znacznie trudniej jest zrekonstruowaćmechanizm porażki, zwłaszcza, że niesprowadza się ona do utraty pozycji for-malnych przez politycznych reprezentan-tów tego stanowiska.

Podstawowa i najważniejsza prze-strzeń porażki wiąże się z uznaniem przezelity mechanizmu urojeniowego za wy-starczające dla celów komunikacji poli-tycznej objaśnienie świata. Mechanizmten w zasadzie przestał funkcjonowaćw momencie kryzysu wiarygodności „Ga-zety Wyborczej” i przewagi dyskursu „na-prawy państwa”. Wrócił w roku 2006 na-pędzany histerią antylustracyjną, krytykądziałań CBA – zwłaszcza wobec środowiskalekarskiego oraz demonizowaniem soju-szu, jaki PiS zawarł z LPR i Samoobroną.Co ciekawe – ten sam LPR, który jest niedo przyjęcia jako sojusznik PiS może byćbardziej strawny jako element koalicjimedialnej wymierzonej w partię Kaczyń-skiego.

To właśnie w roku 2006 „Gazeta Wy-borcza” odzyskała część swojej reputacjii rolę w generowaniu mechanizmu lęko-wego. Co więcej, w zasadzie nie próbowałajuż odwoływać się do racjonalizacji tech-nokratyczno-transformacyjnej, jako ana-chronicznej i nieco śmiesznej. To sprawiło,że zasadniczy proces, jakim jest „ustana-wianie tego, co naturalne” sprowadził siędo uznania każdego rządu bez udziałuPiS za stan do przyjęcia.

Nie trzeba było zatem żadnej „twardejeliminacji” przeciwnika, żadnego wyklu-czenia. Wystarczyła – jak w początkachlat 90-tych – niewinna stygmatyzacja:„publicysta prawicowy”, „sympatyk PiS”,„zwolennik Czwartej Rzeczpospolitej”.Nie przypominam sobie, by dziennikarzomczynnym w obronie stanu wojennego,działaczom PZPR, politykom Unii Wol-ności itp. przypinano podobne etykietki,by dziennikarz „Gazety Wyborczej” zostałprzywitany słowami „lewicowo-liberalnypublicysta”, „sympatyk Platformy” itp.Ludzie żyjący w zamkniętym świecie nie-chętnych PiS mediów, funkcjonującyw afirmujących obecny „stan normalności”środowiskach, często dziwią się, że możnamieć w ogóle inne poglądy. Wydają sięim one nie tylko nieprawomocne, alewręcz sprzeczne z elementarną logiką.

Posiadamy zatem nadal pełną zdol-ność wyrażania naszych sądów. Zarazemjednak wiemy, że w świecie ustanowionejnaturalności są one skazane na stygmatstronniczości a nawet pewnego – mniejlub bardziej szkodliwego – dziwactwa.Co więcej nie jest to rezultat wymierzonejkonkretnie przeciwko komuś sprytnej,zakulisowej operacji, ale znacznie poważ-niejszy konsensus w obrębie elit, w którychmogą one wrócić do choćby namiastkiroli strażnika transformacji. Kilka lattemu, w rozkwicie rewolucji semantycznej,jeden z kluczowych intelektualistów po-wiedział, iż problem z naszymi poglądamipolega na tym, że powinny być głoszonew niszowych kwartalnikach, a trafiły naczołówki codziennych gazet. Ten wykładprzemocy symbolicznej warto zapamiętać,bo stanowi lepszy punkt wyjścia niż wieleprymitywnych i chamskich zaczepek co-dziennej publicystyki.

Oczywiście „niszowe kwartalniki” za-wsze były istotną siłą w każdym systemie

26

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 27: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

posiadającym opinię publiczną i nowepokolenia, poszukujące własnej formułyobecności w polityce. Sytuacja lat 90-tych była zresztą znacznie trudniejsza niżobecna. Czuliśmy, że toczy się realnawojna o zakres przyzwolenia na prze-chwytywanie publicznego majątku i środ-ków przez wąskie grupy, zwykle związaneze światem dawnej władzy. Rozumieliśmy,że iluzją jest jakobińska surowość w nad-zorze nad przekształceniami własnościo-wymi. Z drugiej jednak strony wiedzie-liśmy, że nadmierne i lekkomyślne przy-zwolenie na nieuczciwość zamknie nasszybko w świecie gangsterskiego kapita-lizmu, deprawującego skutecznie sferępolityki. I niewiele brakowało by sporaczęść środowisk politycznych skwapliwiesię takiej deprawacji poddała. Pokusytakie obecne były nie tylko w ugrupowa-niach liberalnych, ale także w rządzącejpo roku 1997 AWS.

Groziła nam jednak redukcja włas-nych interesów i poglądów do ratowaniasię przed totalizmem procedur korupcyj-nych i klientelistycznych. W tym sensieasekuracyjny charakter miało nie tylkowprowadzanie transparencji, czy bloko-wanie mechanizmów przejmowania ma-jątku państwowego, ale także realna de-centralizacja. Warto powiedzieć otwarcie,że czynnikami, które umożliwiły uzyskaniepodmiotowości przez rozmaite nurty kon-serwatyzmu była i ‘wojna na górze’, i spórczęści prawicy z Lechem Wałęsą, a takżekonflikty w obrębie AWS i powstanie PiS.

W sytuacji, w której wskutek strategiiśrodowiska zbudowanego wokół „GazetyWyborczej” niemożliwe było ukonstytuo-wanie się elity o bardziej pluralistycznymcharakterze, znaczący wysiłek musiał po-legać na formowaniu swego rodzaju„kontrelity”. Część jej liderów uważała,że jej tożsamość powinna być budowana

na kontrze wobec tego dziennika, część –że pomimo jego roszczeń. Obie strategiepostrzegane były jednak jako „mniejszo-ściowe”. Okazja do odwrócenia tego stanuprzyszła z zewnątrz, zimą 2002, kiedy toniektórzy przypuszczali, że wskutek ewo-lucji systemu znajdziemy się w państwie„jednej partii i jednej gazety”.

Po roku 2006 część z nas uznała po-wrót do roli kontrelity za najbardziej ra-cjonalny i, co więcej, dający nadzieję naponowny sukces manewr. Przygotowanabyła na to także publiczność, która chętniewspółczuje ofiarom przemocy symbolicz-nej. Jednak czy to z racji wieku, czy brakusilnych motywacji, czy też poczucia, żeskala wykluczenia nie usprawiedliwia ta-kiej strategii – nawet ci najbardziej zde-terminowani nie odzyskali już tej wiary-godności, z jaką mogli przemawiać przedrokiem 2002.

Miejsce dla nowych idei

Dwa elementy – niezdolność do powrotudo roli kontrelity i brak gotowości do po-ważniejszego rozrachunku z własną po-rażką – stworzyły warunki faktycznej ab-dykacji. W pustym polu pojawiły się noweidee i nowe sztandary „nowolewicowe”,„liberalne” i „republikańskie”, a wrazz nimi młodsze pokolenie. Pokolenie, któ-remu świat „dorosłych” środowisk opi-niotwórczych nie oferuje żadnych sen-sownych możliwości afiliacji, nie daje na-wet tego poczucia bezpieczeństwa, jakiew polityce tworzą partie polityczne. Zrób-my mały test: czy wyobrażają sobie Pań-stwo Sławomira Sierakowskiego w rolizastępcy redaktora naczelnego „GazetyWyborczej”?

To co możliwe jest w PiS i Platformie,co stało się faktem w Sojuszu Lewicy De-mokratycznej – w świecie intelektualnym

27

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 28: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

jest zjawiskiem trudnym do wyobrażenia.Ma to wprawdzie swój urok, ale też utrzy-muje życie intelektualne w stanie pewnegozdziecinnienia, braku transferu doświad-czeń, nieuczenia się na błędach poprzed-ników. Co więcej – nowe idee przedsta-wiają się nam jako niewinne i nie obcią-żone konsekwencjami, nawet wtedy, gdyna podstawie dostępnego nam doświad-czenia można przewidzieć ich dalsze losyoraz możliwe polityczne i kulturowe skutki.

Zdaję sobie sprawę, że mój konser-watyzm był wyborem pokoleniowym do-konanym w jakimś stopniu przeciw pa-nującym wówczas modom na to, co po-stępowe. Że był sprzeciwem wobec jało-wości związkowo-demokratycznych za-chwytów salonu krakowskiego czy war-szawskiego. Ale najbardziej absurdalnąsytuacją, jaką napotykał młody konser-watysta, był fakt, że nie miał on praktycznieżadnego żyjącego protoplasty. Nie kogoś,kto zostawiłby po sobie piękną książkęo niezłomności, ale raczej, kto wygłosiłbynieco zgorzkniały wywód o doświadczeniupolitycznym jego pokolenia.

Takiej roli nie mogli pełnić endeccyrewizjoniści Wojciech Wasiutyński, Wie-sław Chrzanowski i Aleksander Hall, boich wiedza o realiach sprawowania władzy,tworzenia materialnych podstaw funk-cjonowania, uwikłań, jakie towarzysząrozmaitym akcjom politycznym, była nadwyraz skromna. Przekazywali nam naj-bardziej idealistyczny obraz świata, jakimógł im przyjść do głowy. W przypadkuHalla i Chrzanowskiego nawet wtedy, kie-dy naszym udziałem były już – wspom-niane wcześniej – pierwsze konserwatywnerozczarowania. Bałem się tylko, by nieodziedziczyć wtedy największej chorobyidealistów – postawy pretensji i żalu.

Odbudować od korzenia

Poczucie, że nie udało się zrealizować ja-kiegoś ważnego projektu, nie usprawied-liwia bowiem pasywności i poczucia klęski.Po pierwsze dlatego, że w opisanej tuwojnie mieliśmy do czynienia z prawdziwąideową eksterminacją, która była udziałemnurtu lewicowo-niepodległościowegoz PPS Jana Józefa Lipskiego na czele.Jego projekt, gdyby się powiódł, postawiłbypod znakiem zapytania całą transforma-cyjną metamorfozę dawnej „lewicy laic-kiej”, która nie chciała się zadowolić po-zycją jakiegoś mniejszościowego stron-nictwa, ale brała na siebie ciężar repre-zentacji „całego społeczeństwa”. Brała godo tego stopnia, że jej przywódcy przeko-nywali nas, że partie są niepotrzebnymanachronizmem w nadciągającej epocewielkich amorficznych ruchów społecz-nych, spajanych przez doraźnie dookre-ślane „etosy”. W mniejszym stopniu udałosię to projektowi Ryszarda Bugaja, którynajpierw ratował się sojuszem z częściąludzi dawnej PZPR, a potem potrafił za-chować zdolność formułowania całościo-wych ocen politycznych i ekonomicznych,nie pogrążając się w pretensjach politycz-nego emeryta.

Po drugie – presja wywarta przezdyskurs konserwatywnego instytucjona-lizmu zostawiła pewien ślad na rozwią-zaniach ustrojowych i – znacznie istot-niejszy – w tożsamości polskiej prawicy,której nie sposób sprowadzić ani do poli-tycznego ramienia Radia Maryja, ani dopartii-sojuszników NSZZ „Solidarność”.

Po trzecie wreszcie, kluczem do sen-sownego dalszego ciągu jest moim zda-niem raczej zdolność do autorefleksji i od-budowy od korzenia, niż upieranie się

28

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 29: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

przy środowiskowo-ideowych kontynua-cjach. Pomysł – politycznie przegrany –Polski XXI był próbą sformułowania sko-rygowanej wersji „przydatności dla pań-stwa”, zakorzenionej w modernizacyjnychaspiracjach, które po 2007 roku w więk-szym stopniu niż rządząca partia wyrażająpolskie samorządy.

Wnioskiem z niepowodzenia tegoprojektu może być przekonanie, że poziomodporności sceny politycznej na tego typuusiłowania jest proporcjonalny do kultu-rowej dominacji leniwego samozadowo-lenia, które ogarnęło i elity, i szerszegrupy społeczne. Płynęliśmy pod prądpostaw klientelistycznych i intelektualnego

konformizmu, a poziomu determinacji,żeby się z nimi zmierzyć, nie osiągnęliśmytakże na własne życzenie. Nowe formacjepolityczne, by przeżyć, muszą dysponowaćalbo silnym zasobem materialno-poli-tycznym, albo silnym zasobem kulturo-wym. Ten ostatni zaś powstaje latamii najczęściej poza bieżącą polityką. Dziśten zasób kulturowy dla nowej politykijest wyjątkowo wątły. Nad debatą „wizji”dominuje zatem bezlitosna nudnawa walkapartyjnych aparatów. Wina nie leży jednakwyłącznie po ich stronie.

Tekst opublikowano w nr 2/2011kwartalnika „Rzeczy Wspólne”

29

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 30: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

30

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Kolejna rocznica Sierpnia’80 będzie, jakco roku, obfitować nie tylko w obchody,ale i kłótnie o to, kto bardziej obalił ko-munę i kto był faktycznym bohaterem,a kto tylko obserwował wszystko zza mu-rów stoczni (czy innego zakładu pracy,bo przecież Sierpień – a w zasadzie polskie„Lato ‘80” – miał miejsce w całej Polsce).Słucham tego co roku z rosnącym ab-smakiem i mam ochotę ich wszystkichzamknąć w nieszczęsnej Sali BHP StoczniGdańskiej niegdyś im. Lenina – Wałęsęz Wyszkowskim, Krzywonos z wnukiemWalentynowicz i całą tą plejadę etosowychstyropianiarzy. Niech się okładają cepami,wyciągają sobie nawzajem teczki lub cho-ciażby podpisane lojalki i dadzą namwszystkim Święty Spokój.

Nie walczyłeś z komuną? Zamilknij

„Pokolenie «Solidarności»„ skolonizowałonasze życie polityczne po 1989 roku,a zwłaszcza po 2005 roku. Paradoksalnie,z latami to narasta – to jednak nie jestnormalne, że prawie 30 lat po obaleniu

„komuny” nadal „piękna karta opozycyjna”stanowi przepustkę do wysokich stanowiski zamyka usta przeciwnikom, przynajmniejna wstępnym etapie, jak w przypadkuchoćby ministra spraw zagranicznych Jac-ka Czaputowicza, albo marszałka-senioraKornela Morawieckiego; nadal „legendomSolidarności” wolno więcej w debaciei działalności publicznej, jak w przypadkuLecha Wałęsy i Władysława Frasyniuka.I mimo, że z czasem mają one coraz mniejsensownego do powiedzenia, mimo żeich percepcja rzeczywistości kończy sięnierzadko na nakładaniu (coraz częściejznanych już tylko im) szablonów z prze-szłości na teraźniejszość, to nadal mająstanowić nasze autorytety, z powodu swo-ich niegdysiejszych zasług.

Nie może być tak, że ktoś z racji naswoją przeszłość korzysta z glejtu na nie-omylność, co nierzadko przejawia sięw odmawianiu prawa do wypowiadaniasię na kwestie polityczne osobom, którealbo w okresie PRL nie były zaangażowanew opozycję, albo co najwyżej „na bibułęw wózeczku sikały”. To swoista „przemoc

stefaN sękowskiZastępca Dyrektora „Nowej Konfederacji”, kierownik sekcji Publicystyki

30 lat po obaleniu „komuny” solidarnościowe kombatanctwo nadal sta-nowi przepustkę do wysokich stanowisk, choć nie przekłada się dziś nakompetencje. Ten mit należy przekształcić lub bez żalu upchnąć w SaliBHP Stoczni Gdańskiej

szkodliwy mit „solidarności”

Page 31: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

symboliczna” wobec osób bez szczególniebuntowniczych cech, albo jeszcze jednaodmiana argumentu ad hominem, ser-wowanego niekiedy przez osobę starsząmłodszej, gdy zabraknie jej argumentów.Wbrew pozorom nie piszę jednak o rozli-czeniu personalnym z „pokoleniem «So-lidarności»„: jego przedstawicieli należypo prostu traktować normalnie. Nie chodzio osoby, ale o ducha, który potrafi się re-produkować – i nie tylko dlatego, że w po-lityce zaczynają być obecne dzieci i wnukibyłych działaczy, bo o ile nie jadą jedyniena nazwisku swoich przodków, to pracująna siebie. Ważniejsze jest co innego – za-infekowanie kolejnych pokoleń nieszczęs-nym „mitem «Solidarności»”, który takkochamy, a który jednocześnie zatruwanam życie. Ten mit także należałobyupchnąć w Sali BHP, razem z jego twór-cami.

Wiwat Maj, wiwat Sierpień

Ten mit mógł powstać chyba tylko w kraju,w którym jednocześnie czci się analogicznąlegendę – Konstytucji 3 Maja. Faktemjest, że oba wydarzenia (strajki sierpniowei uchwalenie tej ustawy zasadniczej) byłydużym wysiłkiem sił patriotycznych, jed-nak potrafiły ukształtować rzeczywistośćjedynie na paręnaście miesięcy. Konsty-tucję zgniotła konfederacja targowicka,wspierana przez wojska rosyjskie, karna-wał „Solidarności” zakończył stan wojenny.Łączy je także to, że mało kto tak naprawdęzna oba „dokumenty końcowe” („UstawęRządową” i „Postulaty Sierpniowe”); bogdyby znał je demokrata, musiałby usiąśćz przerażenia tym, jak odległe są oba odtego, co potocznie kojarzy się z demokracjąliberalną. Stan wojenny zadał „Solidar-ności” klęskę, pokazał, że jej zwycięstwobyło jedynie pozorne – nie potrafiła bo-

wiem obronić swojego stanu posiadania,a gdy komuniści sięgnęli po ultima ratio,cały dziesięciomilionowy ruch rozsypałsię jak domek z kart. Nawet metoda,dzięki której rzekomo strajkujący wygraliw 1980 roku (strajk okupacyjny) okazałasię nieskuteczna wobec zdeterminowanegowojska i milicji: w zakładach, w którychopór trwał najdłużej, jak w lubelskiej FSCczy Hucie Katowice, okupacje zostałyzdławione po zaledwie kilku dniach.

Nie zmienia to oczywiście faktu, żei po latach, czytając czy słuchając opowieścina ten temat, po cichu kibicujemy straj-kującym i przyznajemy im rację. Tyle żetrzeba jednocześnie przyznać, iż – po-dobnie (toutes proportions gardées) jakpowstańcy warszawscy – pierwsza „Soli-darność” poniosła klęskę. Ta „druga” byłajuż tylko jej cieniem i ciężko uznać, że toona „obaliła komunizm”. W rzeczywistościtzw. komunizm upadł pod własnym cię-żarem, a jego kolaps przyspieszył wyścigzbrojeń: opozycja pomogła tak przepro-wadzić transformację, by podczas implozjistary ustrój nie pociągnął nas za sobą na

31

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

„solidarność” (rozumiana

w pewnym uproszczeniu –

celowo wrzucam do jednego

worka całą opozycję

demokratyczną

i niepodległościową) nie

dała nam narzędzi do tego,

by odnaleźć się w wolnej

Polsce

Page 32: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

dno. Tyle można dobrego powiedziećo realnym wpływie opozycji na rzeczy-wistość – ale niewiele więcej.

Nie to jest jeszcze najgorsze – w końcukażdy naród potrzebuje jakichś legend,a ich zbieżność z faktami historycznyminiech badają historycy. Mit „Solidarności”,którym żyje ona do tej pory (bo przecieżówcześni opozycjoniści kierują naszymżyciem społeczno-politycznym do dziś),najlepiej byłoby odesłać do lamusa z in-nego powodu: jest nieadekwatny do ak-tualnej rzeczywistości. Bazuje bowiem nafetowaniu czynów z okresu walki o nie-podległość i podmiotowość. Tworzenierównoległego społeczeństwa obywatel-skiego, konspiracja, niezłomność i dystanswobec władzy państwowej – to wszystkowartości istotne w okresie walki. Celowonie piszę: „w czasie nadzwyczajnym”, gdyżz perspektywy naszej historii nadzwyczajnyjest właśnie okres niezależności. Kłopotw tym, że właśnie przeżywamy najdłuższytaki okres od ponad 200 lat – ale zwłaszczastarsze i średnio-starsze pokolenie tegonie zauważyło.

Wieczny rokosz

A „Solidarność” (rozumiana w pewnymuproszczeniu – celowo wrzucam do jed-nego worka całą opozycję demokratycznąi niepodległościową) nie dała nam narzędzido tego, by odnaleźć się w wolnej Polsce.I nie pomoże wspominanie wspólnotowegoprzeżycia, tworzenia się robotniczo-inte-ligenckiej republiki na terenie Stoczni.To nie była republika, to była, by posłużyćsię pojęciem użytym przez Dariusza Kar-łowicza w artykule „Konfederaci z Sopli-cowa”, konfederacja; instytucja politycznarzeczypospolitej szlacheckiej, ale jednakniewymyślona po to, by funkcjonowaćwiecznie – kiedyś trzeba wrócić do swojego

zaścianka i żyć codziennością. Dziś to jużnie konfederacja, ale rokosz, wieczne bun-towanie się przeciwko władzy. Gdy sa-memu się tę władzę sprawuje, jest to buntprzeciwko władzy prawa, nad którym „jestdobro narodu”, jak stwierdził swego czasuKornel Morawiecki. A o tym, jakie jestdobro narodu, decyduje reprezentacjaSuwerena w postaci sejmowej większości.Albo opozycji, jeśli akurat owa reprezen-tacja jest w opozycji.

To wszystko nie pomaga w tworzeniutego, czego potrzebuje stabilnie funkcjo-nujące niepodległe państwo: właśnie rzą-dów prawa. Pokolenie, które dojrzewałow PRL, jest też chronicznie niezdolne dostworzenia silnych instytucji, czego efektyobserwujemy od trzydziestu lat. Problemten może się reprodukować, o ile żywybędzie mit „Solidarności” w młodszychpokoleniach. Jest on bowiem odpowie-dzialny za wrodzone dystansowanie sięwobec instytucji państwa, rozumiane niejako zdroworozsądkowa i wolnościowazasadę ograniczonego zaufania, ale fun-damentalne wyobcowanie wobec tego, coreguluje i tworzy ramy dla życia publicz-nego. Zastąpić może je przekonanie o włas-nej moralnej wyższości, prowadzące docentralizacji. W tym kluczu każdy protesti każda jego forma, z mocy swojego zaist-nienia, nabiera moralnej racji: opieku-nowie osób niepełnosprawnych mogą ty-godniami okupować hall w Sejmie, stu-dentka protestująca we własnym imieniui uzurpująca sobie prawo do reprezento-wania całej społeczności urasta w oczachniektórych do roli współczesnej AnnyWalentynowicz. Często protesty te odby-wają się pod biało-czerwoną flagą, choćnierzadko mają na celu wywalczenie par-tykularnego interesu kosztem ogółu, jakw przypadku obrony przywilejów emery-talnych dla górników w 2005 roku, wy-

32

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 33: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

walczonych za pomocą niszczenia cudzegomienia. Wywindowanie na szczyty poli-tycznej kariery Andrzeja Leppera byłomożliwe tylko dzięki połączeniu niechęciwobec jednoznacznego postawienia sięwandalizmowi i brutalności z krótkow-zrocznym wspieraniem go przez każdo-razową opozycję.

Czy ten mit można uratować?

W rozumieniu sporu politycznego nie manic z legendarnego „kochajmy się” „Soli-darności”: wręcz przeciwnie – politycyprzeciwnej opcji obsadzani są w roli ko-munistów, którym odmawia się równegoprawa uczestnictwa w życiu publicznym.Robi to zarówno PiS, jak i opozycja. Zgoda,że wszędzie występuje polityczna polary-zacja, jednak w Polsce przyjmuje ona for-mę manichejską. Nakładające się nam nawspółczesność klisze nie pozwalają zro-zumieć zmieniającej się istoty współczes-nego politycznego sporu. Rzecz zabawna:obecnie doszło do polaryzacji nawet w śro-dowiskach najbardziej radykalnej opozycjiokresu komuny – w manifestacjach prze-ciwko rządowi kierowanemu przez byłegodziałacza „Solidarności Walczącej” (i synajej założyciela) biorą aktywnie udział bylidziałacze Konfederacji Polski Niepodległej,część z nich – jak np. Krzysztof Król –działa aktywnie w Komitecie Obrony De-mokracji. Nadużywanie krytyki „obalaniademokracji” powoduje, że gdyby PiS fak-tycznie miał na celu jej zniesienie (narazie „jedynie” łamie praworządność), za-brakłoby języka, którym można by to opi-sywać. Co ciekawe, wszyscy przyjmują tuperspektywę radykalnego antykomunizmuz lat 80-tych właśnie. Nawet obrońcy his-torycznego „Okrągłego Stołu” krzyczą dopolityków PiS: „pójdziesz siedzieć”, choćwiadomo, że kiedy opadnie kurz walki

i cała trwająca już prawie trzy lata awan-tura skończy się względnie bez szwankudla demokracji, obie strony będą musiałysię dogadać i na głębokie rozliczenia niebędzie miejsca.

Jest więc tyle powodów, dla którychnależałoby odesłać „Solidarność” do la-musa… a jednocześnie świadomość, żetego do końca nie da się zrobić. III RP,w której żyjemy, ma bowiem antykomu-nistyczną genezę. To jest jednak ruchspołeczny, z którego jesteśmy (i słusznie)dumni, nawet jeśli – powtórzę się – his-torycznie rzecz ujmując jego zasługa w oba-leniu komuny jest niewielka. Jeśli więcnie można się pozbyć tego mitu, trzebago polubić, tak przekształcić, by był uży-teczny dla budowy republiki. Ale jak tozrobić? Wyciszając to, co dziś zbędne(czyli bardzo dużą jego część), a podkre-ślając to, co korzystne. Przede wszystkimelementy podkreślające wspólnotowość„Solidarności” – rzeczywiście na pewienkrótki okres ludzie o często skrajnie róż-nych poglądach potrafili schować animozjedo szuflady i działać na rzecz dobra wspól-nego. Ale podkreślić należy też ugodowość.Lech Wałęsa nie wbił swojego wielkiegodługopisu w serce Mieczysława Jagiel-skiego, tylko podpisał z nim porozumienie.Opozycja potrafiła współpracować w celuwalki o wspólną sprawę, ponad częstoogromnymi podziałami. Cel był taki, by

33

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Pokolenie, które dojrzewało

w PrL, jest też chronicznie

niezdolne do stworzenia

silnych instytucji

Page 34: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

uzyskać Polskę – niepodległą, demokra-tyczną, wolnościową. W której „Solidar-ność” taka, jaką była w latach 80-tychjuż nie była potrzebna i by można byłoodejść od kategorii obowiązujących zakomuny.

Jednak jako że przyroda nie znosipróżni, potrzeba w to miejsce także czegośinnego. Czegoś, co mogłoby stanowić wzórw wolnym już państwie – którym nie za-wsze rządzą ci, z którymi się najbardziejzgadzamy, ale jednak z którego obywate-lami stanowimy polityczną wspólnotę.Potrzebne są wzorce osobowe życia w wa-runkach pokoju. Przepustką do bycia czę-ścią politycznych elit po 1989 roku była(abstrahując od przeszłości „komunis-tycznej”, co jednak nie było związane z ża-dnym pozytywnie rozumianym mitem)bohaterska walka o wolność i niepodle-głość. Współczesne elity, mający budowaćsensowną Polskę, potrzebują innych cnót,niż potrzebowali opozycjoniści z czasówkomuny – nie waleczności, brawury i bez-kompromisowości, ale zmysłu organiza-cyjnego, przedsiębiorczości, umiejętnościdochodzenia do mądrych efektów zgody.W takich warunkach lepszym wzorcemjest twórca ważnego w regionie przedsię-biorstwa, spółdzielca rolniczy czy budow-niczy wodociągu, niż strajkujący robotnikz okresu PRL, kosynier czy orator – o czympisze zresztą Rafał Matyja w „Wyjściuawaryjnym”, zachęcając młodsze pokoleniedo tworzenia nowoczesnej narracji his-torycznej. Oczywiście nie jest to łatwe,gdyż konstruktywna alternatywa ze swejistoty nie może być równie atrakcyjna,jak „Solidarność”, będąca de facto kolejnąodsłoną powstańczego mitu – a powstaniecbył zawsze bardziej atrakcyjny od pozy-tywisty zza biurka.

Trzeba tu znaleźć atrakcyjny sposóbukazania tych wartości, jakie są przydatne

na naszym etapie historii. Można ich szu-kać dokoła siebie, w końcu to, jak wyglą-dają nasze miasta i wsie jest efektem wie-loletniej działalności różnego rodzaju dzia-łaczy czy polityków lokalnych, o którychsię dziś rzadko wspomina. Także w okresiePRL – aktywności zawodowej czy spo-łecznej w tym okresie nie można z zało-żenia traktować jako „konszachtów z wro-giem”: dla większości Polaków ten czasnie był okresem walki z reżimem, tylkożyciem w takich warunkach, w jakichprzyszło im żyć. A i w działaniach samej„Solidarności” (czy pomysłach różnych,niekoniecznie z nią związanych, półopo-zycjonistów czy pomysłodawców reform)można znaleźć dobre przykłady. Mówisię o nich rzadko, bo nie są tak spektaku-larne, jak drukowanie i rozrzucanie bibuły,czy walki z milicją. A jednak warto przy-pomnieć, że strajki sierpniowe i legalizacja(na krótko, ale jednak) „Solidarności” za-owocowały kilkoma ważnymi skutkami,które zmieniły rzeczywistość życia w PRLprzynajmniej nieco na lepsze. To podwpływem „Solidarności” uchwalonow 1981 roku ustawy o przedsiębiorstwachpaństwowych i o samorządzie załogi przed-siębiorstwa państwowego, które nieco de-centralizowały funkcjonowanie zakładówpracy w ramach gospodarki planowej(i dopuszczały do jego zamknięcia z po-wodów ekonomicznych), a także upod-miotowiły pracowników w zakresie za-rządzania. Co prawda część zapisów za-wieszono w stanie wojennym, jednakmiały wpływ na funkcjonowanie samychprzedsiębiorstw. Innym przykładem byłochoćby uchwalone – także pod wpływemnacisków „Solidarności” – w 1982 roku,już pod reżimem stanu wojennego, prawospółdzielcze, ułatwiające zakładanie i funk-cjonowanie spółdzielni. Nie bez znaczeniajest także to, że to od „Solidarności” wy-

34

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 35: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

szedł impuls, by powołać do życia TrybunałKonstytucyjny, co stało się w 1982 roku,choć pierwszy wyrok zapadł dopiero sześćlat później. Słowem – historia opozycjiantykomunistycznej (zwłaszcza „Solidar-ności” w okresie jej legalnego funkcjono-wania) obfitowała w postulaty konkretnychzmian prawnych, które mogłyby ułatwićżycie w ramach systemu PRL, ale wręczustanowienia sądu, który czuwałby nad…przestrzeganiem stalinowsko-bierutow-skiej ustawy zasadniczej. Gdy dziś wiemy,że w ciągu kilku lat system się załamał,

może nas to szokować, ale w danym mo-mencie był to wyraz pragmatyzmu, wy-czucia powagi sytuacji oraz postawieniana merytokratyczne rozwiązywanie pro-blemów.

Przyznaję, że to mało, i że to nacią-gane – cóż poradzę, w końcu sam napi-sałem ileś akapitów, by udowodnić, żeten mit jest szkodliwy. Ale jest, i jeśli masłużyć do czegoś pozytywnego, musi sięprzekształcić. Inaczej bez żalu możemygo porzucić w kanciapie z innymi małokonstruktywnymi mitami.

35

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 36: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

36

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Polacy przyzwyczajają się do politycznychpatologii. Bezkarność aferzystów, opre-syjność państwa wobec zwykłych obywateliczy rekordowe koszty prostych publicznychinwestycji traktowane są niemal jak ele-menty przyrody, zjawiska tkwiące jakobygłęboko w kulturze, a więc znajdujące siępoza oddziaływaniem zorganizowanej po-litycznie zbiorowości. Nawet jeśli stająsię przedmiotem medialnego zaintereso-wania, kończy się na „diagnozach bezkonsekwencji”.

Dlaczego? Jeśli zwyczajowo złożyćto wszystko na karb nieudolności, bała-ganu, zerwanej pamięci instytucjonalneji innych rzekomo kulturowo i historycznieuwarunkowanych czynników, nie pozos-taje nic innego, jak wzruszyć ramionamii czekać na lepsze czasy. Te jednak nienadejdą: ustalenia licznych badaczy spo-łecznych jasno dowodzą, że upływ czasuwzmacnia patologie, zamiast je osłabiać.

Co jednak, jeśli te zjawiska nie sąprzypadkowe? Gdybyśmy dopuścili myśl,że zalewające nas niesprawiedliwość i by-

lejakość są funkcjami niewidocznego napierwszy rzut oka, ale silnie ugruntowa-nego ładu – wspieranego przez licznychi wpływowych beneficjentów, protektorówi adwokatów systemu dobrze służącegoim, lecz niekoniecznie reszcie społeczeń-stwa – oznaczałoby to pewien psycholo-giczny kłopot. Musielibyśmy zastanowićsię bowiem dogłębnie nad redefinicjąotaczającej nas rzeczywistości. A więc:zidentyfikować niełatwo dostrzegalneprzyczyny i mechanizmy, a także stojąceza nimi siły i aktorów. Co więcej, mogli-byśmy odczuć dyskomfort związany z po-czuciem irrelewantności istotnej częścinaszej dotychczasowej wiedzy, być możetakże z poczuciem naszego lub osób,które cenimy, uczestnictwa w niespra-wiedliwości i bylejakości, wreszcie: z moż-liwą konstatacją o konieczności zaanga-żowania się w przeciwdziałanie patolo-giom.

Niniejszy tekst, wychodzący od Pla-tońskiego założenia, że dobro jest trudne,to próba takiego właśnie wysiłku.

Bartłomiej radziejewskiRedaktor naczelny „Nowej Konfederacji”

Żyjemy w ustroju spenetrowanym przez wpływowe siły wewnętrznei zewnętrzne. Dążą one do gospodarczej eksploatacji publicznych insty-tucji dla własnej korzyści

iii rP jako system pasożytniczy

Page 37: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Bajki i archiwalia

Systemowe patologie III Rzeczypospolitejbyły już wyjaśniane na kilka sposobów.Wszystkie są jednak co najmniej wadliwe,a najpopularniejsze – bezużyteczne.

Dominująca po 1989 r. opowieśćuspokajająco głosi, że wszystko to pro-blemy okresu przejściowego – nieuchron-ne koszty trudnej transformacji z totali-taryzmu w demokrację i z socjalizmuw kapitalizm. Mamy wierzyć, że prywata,korupcja, kradzież, zaniechania i inneskandale na wszystkich szczeblach władzyto historyczne konieczności wynikłe z po-trzeby dziejowego „przejścia”, które z cza-sem, wraz z okrzepnięciem „normalnych”instytucji i nawyków, ustąpią. Jednocześ-nie poglądowi temu nierzadko towarzyszywymierzony w sceptyków szantaż opartyna zarzucie sabotowania jedynego moż-liwego kierunku przemian, a przez to,pośrednio, wspierania sił nieodpowie-dzialnych i radykalnych, skąd już tylkokrok do napiętnowania jednym z licznychsynonimów „oszołomstwa”.

Narracja ta, obok nieuprawnionych:determinizmu i selektywności, oparta jestna błędzie formalizmu. Uwzględniającwyłącznie oficjalne dane, spycha w niebytnieformalne zjawiska i aktorów. Tymcza-sem bez uwzględnienia tych ostatnich niesposób zrozumieć przemian tej częściświata, jak pokazuje spory już dorobekrosnącej grupy badaczy postkomunistycz-nej transformacji (takich jak Janine Wedel,Margaret Baere, Jeremy Boissevain, Tho-mas Graham, Juliet Johnson, David Ki-deckel, Patricia Rawlinson, David Stark,Adam Podgórecki, Teresa Łoś, PawełRuszkowski, Radosław Sojak, JadwigaStaniszkis czy Andrzej Zybertowicz). „Wie-le przykładów z całego świata dowodzi,że nieformalne sieci czy grupy mogą przy-

śpieszać, hamować bądź zmieniać procesyindustrializacji, urbanizacji, biurokratyzacjioraz demokratyzacji” – pisze Janine We-del. Dodając, że „systemy nieformalneodgrywały wiodącą rolę nie tylko w in-stytucjach oraz mechanizmach państwakomunistycznego, lecz również w wielureformach zainicjowanych w latach 90.”,Endre Sik i Barry Wellman przekonują,że „skala [będącego w dyspozycji niefor-malnych grup interesów – przyp. BR] ka-pitału sieciowego jest większa w przypadkukrajów komunistycznych niż w przypadkukrajów kapitalistycznych”, ale też, że „ka-pitału tego jest więcej w epoce postko-munistycznej niż za czasów komunizmu”.

Owe nieformalne grupy, zwane ogól-nie „klikami” lub „kręgami”, często przy-bierały i przybierają w Polsce postać „no-madów instytucjonalnych”, jak to znako-micie określili Antoni Kamiński i JoannaKurczewska. Lojalność tych grup skiero-wana jest w pierwszym rzędzie na człon-ków kliki, dlatego piastując funkcje pań-stwowe, zwykle działają w interesie pry-watnym, a nie publicznym.

Odrzucenie powyższej perspektywyi związanych z nią ustaleń zaprowadziło„formalistów” na intelektualne manowce:popadli w banał oderwanych od realiów,nic istotnego nie wyjaśniających wypo-wiedzi. W opowiadanie „bajek dla grzecz-nych dzieci”. To krytycy III RP, uwzględ-niając czynniki nieformalne, dostarczali

37

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

system pasożytniczy dąży

do możliwie największego

drenażu pieniędzy ze

społeczeństwa

Page 38: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

i dostarczają istotnych diagnoz i recept,nawet jeśli popełniają w nich błędy.

Najbardziej całościową próbę wyjaś-nienia patologii III RP podjęła JadwigaStaniszkis. Koncentrując się na wymiarzesystemowym, wskazała na głęboką depo-lityzację i utratę przez system sterowności,które nastąpiły w wyniku globalizacji, in-tegracji z UE i komercjalizacji funduszypublicznych oraz – last but not least –dziedzictwa PRL.

Skutki? „Wchłanianie państwa” przezkonglomerat interesów ukształtowanychna styku polityki i gospodarki, „funkcjo-nalizacja patologii”, pastisz „polityki bezwładzy”, umiejscowienie władzy struktu-ralnej poza demokracją, sprowadzenierządzenia do „zarządzania deficytem bu-dżetowym i karuzelą stanowisk”, fenomen„jednoczesnego odpaństwowienia, odspo-łecznienia i odobywatelnienia”, wreszcie:ucieczka polityków od odpowiedzialności,ku klientelizmowi i mafijności – jako na-miastkom władzy w tak zdegradowanymsystemie politycznym.

Węższą, lecz znacznie bardziej nośnąpróbę wyjaśnienia systemowych patologiiIII RP zaproponował Andrzej Zybertowicz.W jego hipotezie „układu postnomenkla-turowego” to PRL-owskie tajne służbywystępują jako rdzeń owego „układu”i główni sprawcy transformacyjnych cho-rób. Prywatyzując system, który ukształ-tował się pod koniec PRL, stały się onenajważniejszymi węzłami oplatającej i pa-raliżującej system polityczny sieci, którejmoc sprawcza redukuje demokrację i rządyprawa do fasady, skrywającej władzę nie-formalnego „układu”. W sensie instytu-cjonalnym najważniejsza jest tu blokadakontrolnych i represyjnych funkcji sądów,organów ścigania i mediów, konstytuu-jących realne bezprawie i rządy silniej-szych. Diagnoza profesora stała się główną

przesłanką zarządzania w latach 2005–2007.

Brakujące ogniwo

Wnioski Staniszkis i Zybertowicza, obokrozlicznych zalet, mają jedną wspólnąwadę. Dobrze opisując realia schyłku PRLi pierwszych kilkunastu lat III RP, rozbijająsię o problem reprodukcji systemowychpatologii. Skoro to nieformalne strukturyi mechanizmy z czasów komunizmu grałytu główną rolę, to jak wytłumaczyć trwanie,a w niektórych przypadkach (jak zadłu-żenie publiczne) nawet narastanie pato-logii po rozpadzie formacji postkomu-nistycznej?

Oczywiście, wciąż można wskazaćwiele przykładów postkomunistycznychsitw żerujących na państwie. Nie sposóbjednak utrzymywać, że po marginalizacjiSLD, zdominowaniu sceny politycznejprzez partie postsolidarnościowe, likwi-dacji WSI, struktury o PRL-owskim ro-dowodzie wciąż w Polsce dominują. Trud-no przecież mówić o postkomunizmie bezpostkomunistów.

Mamy więc najwyraźniej brakująceogniwo w teorii (politycznej) ewolucji IIIRP.

Kleptokratyczne peryferie

Uważam, że tym ogniwem jest – jeślioczyścić ją z błędów i niejasności oraz za-adaptować do polskich realiów – kategoria„państwa drapieżczego” (predatory state).

Analizując w drugiej połowie XX w.kraje peryferyjne, zachodni naukowcy(Mancur Olson, Douglass North czy Dee-pak Lal, a później także wielu innych)odkryli, że często wymykają się one kate-goriom, które zazwyczaj wystarczają dozrozumienia natury krajów zachodnich.

38

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 39: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Formalnie udają zazwyczaj demokratycznerepubliki, często przekształcają się w sys-temy autorytarne – nie to jest jednak ichistotą. Od Trujillo w Dominikanie i Du-valiersa na Haiti, przez Mobutu w Zairzei Amina w Ugandzie, po irańskich szachówczy Ceauşescu w Rumunii, można byłozaobserwować specyficzny splot interesówpolityczno-gospodarczych, nadający tympaństwom kleptokratyczny charakter.

Wspomniani badacze ukuli więc ter-min „państwo drapieżcze”. To „organizacjagrupy lub klasy; jej funkcją jest wydoby-wanie dochodów z reszty populacji w in-teresie tej grupy lub klasy” – pisał DouglassNorth. Państwo takie dąży więc do moż-liwie największego drenażu pieniędzy zespołeczeństwa. Skala grabieży zależy, jakzauważa Margaret Levi, od pozycji prze-targowej rządzących względem rządzo-nych, kosztów transakcyjnych i dostępnegoczasu.

W „państwie drapieżczym” patolo-giczne zjawisko pogoni za rentą (rent-seeking) – czyli dążenie do uzyskania ko-rzyści gospodarczej poprzez wpływ na in-stytucje publiczne – nabiera charakterusystemowego. Rządzący świadomie kreująrenty, używając ich jako sposobu wzboga-cenia się. Korzystają z władzy prawodawczejdla zysku swojego i swoich sojuszników.Korupcja staje się zinstytucjonalizowana.

Ta kapitalna teoria obarczona jestjednym błędem i jedną niejasnością. JużArystoteles argumentował, że „ustrojezwyrodniałe”, czyli takie, których celem,w odróżnieniu od „ustrojów właściwych”,jest korzyść rządzących, a nie dobro ogó-łu – nie zasługują na miano państw. Dzi-siejsza, zbyt stechnicyzowana politologiazapomniała o tym rozróżnieniu. Jednakjuż np. tytan ekonomii politycznej Im-manuel Wallerstein skłonny jest odmawiaćstatusu państwowego peryferiom, w któ-

rych niepodmiotowość gospodarcza idziew parze z polityczną.

Pojęcia mają tu znaczenie nie tylkoakademickie: powszechne dziś szafowaniesłowem „państwo” zaciemnia rzeczywis-tość i utrudnia sformułowanie programupropaństwowego. Także dlatego należywrócić do arystotelesowskiego źródła i na-zywać rzeczy po imieniu. „Państwo dra-pieżcze” z definicji nie może być państwem.Należy więc mówić o ustroju lub systemie.

Z kolei pojęcie „drapieżnika” jest nie-precyzyjne i niewystarczająco jasno ko-munikuje istotę sprawy. Większość dra-pieżników zabija swoje ofiary. Tymczasemelity kleptokratyczne muszą utrzymywaćresztę populacji „przy życiu”, aby móc jąnadal drenować. Jest to więc relacja pa-sożytnicza, a nie drapieżcza.

Tak oto otrzymujemy teorię ustroju/systemu pasożytniczego.

Tajemnica trwałości

Zagrożenia, jakie tworzy kleptokratycznaracjonalność, wydają się na tyle jaskrawe,że narzucają intuicję o nietrwałości opar-tych na niej reżimów. Jednak ustroje pa-sożytnicze nader często istnieją bardzodługo. Jak to możliwe?

Jak zauważają m.in. Boaz Mosellei Benjamin Polak, w interesie kleptokratówleży zapewnienie określonego – optymal-

39

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

iii rP stosuje wszystkie

najważniejsze metody

charakterystyczne dla

reżimów kleptokratycznych

Page 40: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

nego z punktu widzenia stabilności ichwładzy – poziomu dóbr publicznych. Natyle wysokiego, aby ich radykalny niedo-bór, poprzez erupcję niezadowolenia, niepozbawił pasożytów pozycji, a zarazemna tyle niskiego, by rządzeni nie nabylizdolności rozpoznania niekorzyści swojegopołożenia (co mogłoby ich skłonić dobuntu) ani możliwości samoorganizacjiprzeciwko panującym klikom. Nazwijmyten mechanizm optimum kleptokra-tycznym.

Do takich dóbr publicznych należąprzede wszystkim: praworządność, edu-kacja, infrastruktura, wolnokonkurencyjnagospodarka i możliwość uczciwego boga-cenia się.

Poprzestając więc na razie na przy-kładzie rządów prawa: optymalne dla re-żimu pasożytniczego będzie formalne ichwprowadzenie, ale zarazem takie ograni-czenie, aby móc możliwie najswobodniejużywać legalnej przemocy przeciwko po-litycznym przeciwnikom i gospodarczymkonkurentom, zagrażającym przedsięw-zięciom kleptokratycznym.

Zasada równości wobec prawa czyochrona własności będą więc najczęściejgłoszone, lecz wybiórczo łamane.

Sama narzuca się tu teoria przemocysymbolicznej Pierre’a Bourdieu. Wedlefrancuskiego socjologa przemoc taka mamiejsce wtedy, gdy grupy dominujące wy-twarzają takie systemy znaczeń, w którychrzeczywisty układ sił, będący podstawąich dominacji, jest szczelnie ukryty podpozorem sprawiedliwego ładu i dziękitemu powszechnie odbierany jako prawo-mocny. Z kolei grupy poddane dominacji,a tym samym skazane na odtwarzanieswojego niskiego statusu, postrzegają tenstan rzeczy jako naturalny. I dopóki takjest, nie są w stanie wygenerować ani al-ternatywnego języka opisu rzeczywistości,

ani tym bardziej alternatywnego programudziałania. Mówiąc inaczej, przemoc sym-boliczna jest tym skuteczniejsza, im bar-dziej jest ukryta.

To zarys wyjaśnienia trwałości sys-temów kleptokratycznych.

Metody i skutki kleptokracji

Pójdźmy dalej. Lundahl scharakteryzowałsystemy pasożytnicze, patrząc na nie przezpryzmat specyficznych metod, którymisię posługują i wywoływanych przez nieskutków. Przyjrzyjmy się pokrótce waż-niejszym z nich, a następnie zobaczmy,czy odnoszą się do naszych realiów.

Podstawowy cel gospodarczy przy-świecający kleptokratom to maksymalizacjadochodów, dlatego głównym ich narzę-dziem są daniny publiczne. Kleptokra-tyczny fiskalizm nie jest zwykle realizo-wany za pomocą podatków dochodowych,lecz np. obciążeń handlu zagranicznego,podatków pośrednich czy pozapłacowychkosztów pracy. Jedną z form ukrytegoopodatkowania jest też napędzanie inflacji,która uderza w drobnych ciułaczy, aleniekoniecznie w elity.

Reżimy pasożytnicze nisko cenią dys-cyplinę finansową i gospodarność. Dlategoczęsto używają kreatywnej księgowościna skalę państwową dla ukrycia wydat-ków powstałych w wyniku kleptokratycz-nych rządów; koszty przerzucane są naresztę społeczeństwa. Z tych samych po-wodów chętnie sięgają też po pożyczki,tak krajowe, jak i zagraniczne, zwięk-szając dług publiczny.

Alternatywą dla zewnętrznych poży-czek jest zagraniczna pomoc finansowa,najlepiej bezwarunkowa. Jednak nawetjeśli zostaje przyznana na określony cel,kleptokraci zawsze mogą ją sprzeniewie-rzyć.

40

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 41: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Państwo jest wykorzystywane przezelity pasożytnicze do partykularnych celów.Stąd rozdawnictwo lub wręcz dosłownasprzedaż publicznych stanowisk i insty-tucji jako zapłata dla partnerów w klep-tokratycznych interesach. Podobnie trak-towane są państwowe przedsiębiorstwa– najlepiej przyznać jakiejś firmie mono-polistyczne przywileje, aby następnie dre-nować ją z uzyskanych w ten sposób zy-sków. Także lukratywne rządowe kon-trakty służą jako doskonałe narzędziełatwego wzbogacenia – siebie, rodzinyczy wspólników.

W skrajnych przypadkach elity pa-sożytnicze posuwają się także do konfiskati przemytu.

Jakie są skutki stosowania tych metod?

Powstaje polityczna i gospodarcza fasada,utrzymywana za pomocą przemocy sym-bolicznej, ukrywającej prawdziwe celei działania pasożytniczej elity. Limitacjarządów prawa, wolności oraz równości –służy arbitralności władzy kleptokratów.

Spośród wielu innych – punktowa-nych przez badaczy systemów pasożytni-czych – konsekwencji, szczególnie wartowskazać sześć.

Po pierwsze, rządy kleptokratów po-wodują nieracjonalną (z perspektywydobra wspólnego) alokację zasobów. Prio-rytet pogoni za rentą powoduje, że kon-kurencja przenosi się ze sfery gospodarczejdo politycznej, ponieważ w kleptokracjio wiele łatwiej uzyskać wpływ na zmianęprzepisów lub dostęp do lukratywnychkontraktów, niż pokonać rynkowych rywalidzięki lepszej lub tańszej produkcji. Pojęcieprzedsiębiorczości nabiera więc patolo-gicznego – silnie nasyconego korupcją,nepotyzmem, oligarchizacją – znaczenia.

W kategoriach ekonomicznych ozna-cza to istnienie silnych zachęt do działal-ności nieproduktywnej. Im bardziej taostatnia wypiera produktywną aktywność,tym trudniejszy jest powrót do zdrowia:zanikają bowiem warunki (od infrastruk-tury po kapitał społeczny), na którychuczciwy i wydajny biznes się opiera.W szczególności cierpi na tym innowa-cyjność i postęp technologiczny.

Po drugie, patologiom rynku towa-rzyszą – równe lub nawet większe, bo totutaj przede wszystkim żerują elity paso-żytnicze – patologie sektora publicznego.Przepisy i reguły ustalane są arbitralniei często zmieniane. Merytokracja ustępujemiejsca nepotyzmowi, kumoterstwu i ko-rupcji w rozdawaniu stanowisk. Rady-kalnie spada więc jakość rządzenia i za-rządzania.

Z tymi skutkami drapieżczości zwią-zany jest kolejny, jakim jest zjawiskosamonapędzającej się niewydajności (x-inefficiency). Nieracjonalne lokowaniezasobów (w branże i przedsięwzięcia najła-

41

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Problem kompetencji

urzędnika czy polityka staje

się w pasożytniczej logice

systemowo nieistotny,

ponieważ to przydatność

w obsłudze żerowania

na sferze publicznej jest

tu głównym kryterium

rekrutacji

Page 42: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

twiejsze do drenażu) niszczy mikroekono-miczną racjonalność w sektorze rynkowym.W sektorze publicznym kleptokratycznasubkultura rodzi piramidalną korupcję:jako że biurokracja jest elitom pasożyt-niczym niezbędna, w zamian za swojeusługi żąda udziałów w grabieży. Takimechanizm działa od wyższych szczebliaż po najniższe. Toteż nawet gdy rządzącychcą ograniczyć pazerność biurokratów,potykają się o siłę prawidłowości, którąsami stworzyli.

Kleptokracja pogarsza także, poczwarte, jakość inwestycji, przede wszyst-kim publicznych, ale też prywatnych. Po-nieważ głównym celem pierwszych niejest wzrost ogólnego dobrobytu, lecz ma-ksymalizacja grabieży w wykonaniu rzą-dzących klik, prorozwojowe inwestycjepubliczne nie są priorytetem. Co więcej,jako że przedsięwzięcia, takie jak budowadróg, szkół czy infostrad, mogą pomagaćspołeczeństwu w samoorganizacji, komu-nikacji i patrzeniu rządowi na ręce, utrzy-mywanie ich w stanie chronicznego nie-dofinansowania leży w żywotnym interesiekleptokratów. To z kolei obniża jakośćtych inwestycji prywatnych, które bazująna dobrach publicznych.

Dalej: na rządach drapieżców rady-kalnie cierpi tzw. kapitał ludzki. Wszech-obecna korupcja i nepotyzm, niska jakośćinfrastruktury i edukacji, silne bodźce donieproduktywnej aktywności niszczą krea-tywność, innowacyjność i społeczne za-ufanie. Efektami końcowymi są atomizacjai anomia.

Po szóste, systemowa degradacjaedukacji, jako dobra szczególnie niepo-żądanego z punktu widzenia zaintereso-wanych utrzymaniem rządzonych w stanienieświadomości kleptokratów, prowadzido drenażu mózgów. Wysoko wykwalifi-kowani pracownicy, zwłaszcza jeśli są

uczciwi, czują się niedocenieni, niepo-trzebni lub wręcz zdegradowani. Jednakemigracja dotyczy nie tylko dobrze wy-kształconych – im głębsza degradacjarynku pracy, tym bardziej wyjazd z krajujawi się jako poważna lub wręcz jedynaopcja egzystencjalna dla szerokich rzeszludności.

Klasa pasożytnicza

Wśród źródeł wiedzy o systemach paso-żytniczych warto zwrócić uwagę na książkęPredator State Jamesa K. Galbraitha.Dowodzi ona, że reżimem kleptokratycz-nym stały się za prezydentury GeorgaBusha Juniora nawet Stany Zjednoczone.Przechwycenie wielu instytucji przez elitęz pogranicza sektora finansowego i politykiskłania autora do tezy o „republice kor-poracyjnej”, będącej przeciwieństwem re-publiki prawdziwej. Obywatele mają turównie małe wpływy, jak drobni akcjo-nariusze wielkich spółek, a kluczowe de-cyzje podejmowane są w ukryciu przezwąskie gremia o nie do końca znanymskładzie osobowym, podobnie jak to siędzieje w korporacjach (z fasadową rolądyrektorów).

Nie wchodząc w dyskusję na tematadekwatności ocen Galbraitha wobec USA,trzeba docenić wartość dodaną, jaką wnosijego publikacja do dyskusji o kleptokracji.Przede wszystkim amerykański ekono-mista poszerza to pojęcie, pokazując, jaklogika systemowa podobna do tej na pe-ryferiach może się wykształcić także w zu-pełnie innych warunkach centrum.

Druga ważna zasługa Galbraitha topojęcie „klasy drapieżczej”. Amerykaninstara się za jego pomocą pokazać mecha-nizmy dające kleptokratom poczucie spo-łecznej odrębności i własnej tożsamości,a także leżące u podstaw grupowej soli-

42

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 43: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

darności (spajających wiele klik w jednąklasę). W tym specyficznego stylu życia,przypominającego pod wieloma względamidawne arystokracje. Dla Galbraitha „dra-pieżcy” to współczesna nam „klasa pró-żniacza”, wyalienowana i przekonanao swojej wyższości nad zmuszonym dociężkiej pracy na konieczne utrzymanie„pospólstwem” – „ofiarami”.

Odnotujmy jeszcze jedno spostrze-żenie Galbraitha. Problem kompetencjiurzędnika czy polityka staje się w paso-żytniczej logice systemowo nieistotny, po-nieważ to przydatność w obsłudze żero-wania na sferze publicznej jest tu głównymkryterium rekrutacji. Eskaluje to kliente-lizm, korupcję i – oczywiście – niekom-petencję. Przy czym, rzecz warta podkre-ślenia, „drapieżcy nie mają nic przeciwkobyciu uważanym za niekompetentnych –takie oskarżenie pomaga ukryć ich rze-czywiste cele”.

Przypadek Polski

Już na pierwszy rzut oka widać uderzającepodobieństwa powyższych charakterystykdo Polski.

Przerośnięty sektor publiczny z wy-sokim udziałem w PKB (proporcjonalniebliskim pod względem rozmiarów opie-kuńczym państwom Europy Zachodniej)nie przekłada się na wysoką jakość dóbrpublicznych. Słaba infrastruktura, kata-strofalny stan szkolnictwa wyższego, bar-dzo niska jakość przepisów, nieskutecznośćwymiaru sprawiedliwości, marne warunkidziałalności gospodarczej – to powszechnieznane zjawiska, które w świetle wcześ-niejszej tezy o „optimum pasożytniczym”(tak dużo dóbr publicznych, aby nie wy-wołać buntu, tak mało, aby społeczeństwonie stało się groźne dla władzy) nabierająnowego znaczenia.

System fiskalny jest typowo paso-żytniczy: wysoki klin podatkowy obciążagłównie klasę średnią i niższą, bogatsimają rozliczne możliwości uchylania sięprzed fiskusem. Obraz dopełnia strukturaobciążeń: stosunkowo niskim podatkomdochodowym towarzyszą wysokie podatkipośrednie i pozapłacowe koszty pracy.

Stosunek do budżetu przypominakraje dawnego Trzeciego Świata. Eskalacjidługu publicznego towarzyszy kreatywnaksięgowość na skalę państwa – miliardyzłotych długu są w ostatnich latach (odkądprzybliżyło się zagrożenie przekroczeniaprogów ostrożnościowych) ukrywane m.in.w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych,Krajowym Funduszu Drogowym i BankuGospodarstwa Krajowego (do końca de-kady ma to być – jak wyliczył KrzysztofRybiński – ponad 300 miliardów).

Kupczenie stanowiskami w admini-stracji jest w III RP na porządku dziennym,tak samo jak w reszcie sektora publicznego.Fakt traktowania rad nadzorczych spółekSkarbu Państwa jak łupu politycznegojest powszechnie znany, używanie rzą-dowych kontraktów do transferu publicz-nego grosza w prywatne ręce opisywanowielokrotnie, legalny i nielegalny drenażpaństwowych przedsiębiorstw – również.

43

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

okrągły stół był wielkim

rytuałem poszerzającej

redefinicji kleptokratycznej

klasy dominującej

„posttotalitarnego państwa

policyjno-partyjnego”

Page 44: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

III RP stosuje więc wszystkie naj-ważniejsze metody charakterystyczne dlareżimów kleptokratycznych.

Niemniej, dla wyjaśnienia lokalnychproblemów koncepcja systemu pasożyt-niczego, jak każdy teoretyczny model, niepowinna być bezkrytycznie aplikowana,lecz odpowiednio modyfikowana. Przy-kładowo, pomimo istnienia w Polsce „drzwiobrotowych” między polityką a wielkimbiznesem, elementów tzw. kapitalizmu me-nedżerskiego czy politycznej roli rynkówfinansowych, trudno rozpatrywać III RPjako „republikę korporacyjną” w czystejpostaci. Wpływ wielkiego kapitału na kształtpaństwa trudno przecenić, jesteśmy jednakdaleko od sytuacji amerykańskiej, w którejludzie „wychowani” w wielkich firmachobejmowali najwyższe stanowiska publiczne.Tu „inni szatani byli czynni”; skądinąd po-chodzi esprit de corps polskich elit.

Prywatyzacja PRL-u

Punktem wyjścia do systemowych analizIII RP powinna być ostatnia faza PRL,kiedy to uruchomione zostały realne –w kontraście do oficjalnych, których ekspozycja pełni funkcję mitotwórczą i za-krywającą rzeczywistość – procesy trans-formacji. To w drugiej połowie lat 70.,wraz z nową polityką gospodarczą (wielkaskala pożyczek i importu z Zachodu, wej-ście części personelu służb specjalnychw interesy na zachodnich rynkach kapi-tałowych) dochodzi do pierwszej symbiozyrealnego socjalizmu z kapitalizmem. W na-stępnej dekadzie następują krytycznezmiany polityczne, przesuwające władzęz PZPR do resortów siłowych – zwłaszczatajnych służb: wojskowych (przede wszyst-kim) i cywilnych – z postacią zbierającegodyktatorskie uprawnienia gen. WojciechaJaruzelskiego na czele.

To wciąż ta sama – ale już dalece nietaka sama – PRL. W pionierskiej pracyPrivatizing the Police State Maria Łośi Andrzej Zybertowicz nazywają ten twór„posttotalitarnym państwem policyjno-partyjnym” (post-totalitarian police/partystate). Przy czym, tak samo jak w przy-padku „predatory state”, należałoby tumówić o ustroju lub systemie zamiasto państwie.

W czym rzecz? Porzuciwszy komu-nistyczne złudzenia, a w konsekwencjim.in. dążenie do totalnej kontroli społe-czeństwa, ścisła elita przegrupowuje się.Pierwszy wymiar tej rekonfiguracji towspomniane przesunięcie władzy do re-sortów siłowych, zwłaszcza do tajnychsłużb, pozwalające mówić o państwie po-licyjnym. Drugi to postawienie na młodychtechnokratów. Symboliczne było tu tzw.pokolenie ’84, jak je nazwała Staniszkis:generacja specjalistów, którzy w staniewojennym mieli około lat trzydziestu, natyle cynicznych, aby wstępować do PZPR– bez ideologicznych złudzeń, wyłączniedla kariery – w latach apogeum represji.Wreszcie, nowa strategia wobec opozycjiw drugiej połowie lat 80.: zamiast do-tychczasowego dążenia do likwidacji lubmarginalizacji – selektywna (po oddzie-leniu „ziaren od plew”) kooptacja. Ele-mentem tej ostatniej było radykalnewzmożenie werbunku agentów przez spec-służby.

Tak zreorganizowana posttotalitarnaelita – pokazują Łoś i Zybertowicz – była,w przeciwieństwie do elity solidarnościo-wej, bardzo dobrze przygotowana dotransformacji. Dzięki temu mogła stworzyći stworzyła sieci nieformalnych powiązańo dużej sile oddziaływania na instytucje(wspomniani nomadzi instytucjonalni).Następnie sprywatyzowała bankrutującysystem.

44

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 45: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Proces ten miał cztery zasadniczewymiary: zawłaszczenie archiwów tajnychsłużb, stworzenie „prywatnego przemysłubezpieczeństwa”, zapewnienie przez byłychfunkcjonariuszy ochrony i informacjiw licznych aferach transformujących włas-ność publiczną w nomenklaturową, wresz-cie: niedopuszczalna w realnych demo-kracjach liberalnych aktywność politycznasłużb.

Burżuazja III RP

Do opisu Łoś i Zybertowicza trzeba dodaćpreferencyjną dla nomenklatury, legalnąw świetle przyjętej w III RP koncepcjiprawa, prywatyzację gospodarki. Najpierwgwałtowna liberalizacja (tzw. ustawaWilczka), a następnie szybkie zamykanierynku gąszczem koncesji, zezwoleń i kon-troli w oczywisty sposób tworzyło okazjędo łatwego wzbogacenia się głównie dladysponującej strategicznymi przewagamikonkurencyjnymi nad uczciwym biznesem(w postaci wiedzy, doświadczeń, kontak-tów i zasobów) nomenklatury. Co więcej,liczne operacje typu: sprzedaż państwo-wych firm po zaniżonych cenach albo zapieniądze tych firm, uzasadniane i osła-niane oficjalnie za pomocą prostackiej,ale przez wiele lat całkowicie dominującejw debacie, retoryki neoliberalnej (z udzia-łem zagranicznych superautorytetów w ro-dzaju Miltona Friedmana i Jeffreya Sach-sa), ponownie, służyły w pierwszej fazieprzede wszystkim byłym aparatczykom.

Tak powstała burżuazja III RP.

Klasa ta, jeszcze na etapie konwersjiwładzy politycznej w gospodarczą, przedpowrotem do bezpośredniego rządzenia,była w stanie kształtować nowe regułygry politycznej na tyle, aby – obok wyżej

opisanych, regulowanych przecież lubżyczliwie tolerowanych przez państwoprocesów – zablokować dekomunizacjęi lustrację, rozliczenie liderów Socjalde-mokracji Rzeczypospolitej Polskiej zaprzyjęcie pieniędzy od KGB czy zabez-pieczyć przejęcie przez SdRP majątkui struktur (ale nie długów i win politycz-nych) PZPR. W pierwszej fazie transfor-macji zajęła zatem wygodną pozycję głów-nego beneficjenta prowadzonej politykii zarazem kardynalnego krytyka sposobujej realizacji (a więc politycznego benefi-cjenta jej społecznych kosztów). Po po-wrocie do formalnego zarządzania krajemsiła tej klasy w oczywisty sposób wzrosłajeszcze bardziej.

Mało precyzyjny opis owej siły jestdodatkowym argumentem ją potwierdza-jącym. Jednakże jednym z chlubnych wy-jątków są tu badania przeprowadzoneprzez Jacka Wasilewskiego. Jak wyliczyłten profesor socjologii, w roku 1998 (czylipodczas rządów postsolidarnościowej koa-licji i już po zasadniczym kryzysie post-komunistycznej oligarchii gospodarczej)około połowa elity politycznej, administ-racyjnej i gospodarczej była nią już dziesięćlat wcześniej, a jedna trzecia awansowałaz drugiego szeregu. Awans z niższych po-zycji społecznych dotyczył jedynie 11 proc.,podczas gdy 7 proc. nie rozpoczęło jeszcze

45

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

zdolność do korumpowania

jest wprost proporcjonalna

do zdolności do pozostania

niewidzialnym – poprzez

nabycie statusu

prawomocności

Page 46: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

w ostatnim roku socjalizmu kariery za-wodowej lub miało przerwę w pracy. Takwięc to kolejno: pierwszy i drugi szeregPRL-owskiej elity, ówcześni kierownicyi specjaliści, byli głównymi beneficjentamitransformacji. Oto reprodukcja pod po-zorem rewolucji.

Okrągły Stół jako redefinicja klasy pasożytniczej

Mogłoby się wydawać, że mając pod kon-trolą więcej niż cztery piąte kierowniczychstanowisk w polityce, administracji i gos-podarce, nie potrzeba sojuszników. Jednakkooptacja elity solidarnościowej była ak-tem niezbędnym, bezcennym w wymiarzepozyskania kapitału już nie politycznego,gospodarczego czy kulturowego, ale –symbolicznego i moralnego. Stanowiłaświeckie uświęcenie, legitymizację nowegoporządku. Redefiniowała zarazem, poprzezwłączenie głównych oponentów, ustana-wiając jednocześnie na nowo, pośród wiel-kich słów i w rewolucyjnym nastroju,klasę pasożytniczą jako ponadpartyjną,przekraczającą „historyczne podziały” elitęniepodległej Polski. Okrągły Stół był,w tym sensie, wielkim rytuałem posze-rzającej redefinicji kleptokratycznej klasydominującej posttotalitarnego systemupolicyjno-partyjnego – poprzez symbo-liczne ukonstytuowanie nowego ładu. Takpowstała – jak to kapitalnie określił An-drzej Maśnica – dwójnomenklatura.

Rażąca dysproporcja między symbo-liką a niełatwo dostrzegalnymi – pośródgąszczu nieformalnych procesów orazskomplikowanych operacji polityczno-gospodarczych i medialnych – realiamijest zrozumiała w świetle teorii przemocysymbolicznej. Przypomnijmy: grupa lubklasa dominująca potrzebuje takiego ładusymbolicznego, który najlepiej przekona

zdominowanych o naturalności panują-cych stosunków.

Cóż lepiej się tutaj nadawało od man-try o bezalternatywności „polskiej drogi”do kapitalizmu i demokracji? Jej „pol-skość” uzasadniała zarazem liczne od-stępstwa od głoszonej liberalnej ortodoksji,piętnowanie zarówno krytyków tych od-stępstw, jak i samej ortodoksji, oraz częste,przedstawiane jako „wypadki przy pracy”,przypadki zanikania interesu publicznegow politycznych decyzjach. Panowaniesymboliczne klasy pasożytniczej III RPwymaga, aby ofiary postrzegały patologieotaczającej je rzeczywistości społecznejjako bezalternatywny bałagan, a nie system.

Dodajmy do tego ważne spostrzeżenieMargaret Baere, znakomicie współgrającez tezami Bourdieu o nadawaniu przezgrupy dominujące prawomocności nie-sprawiedliwym relacjom. „Jeśli niefor-malne grupy/sieci zabezpieczyły swojewpływy oraz umocowanie w instytucjachwładzy, a tym samym wplotły się w struk-tury władzy poprzez sferę ekonomiczną,sojusze polityczne czy pole wymiaru spra-wiedliwości, to ich działalność zdecydo-wanie łatwiej może być zdefiniowana jakoprawomocna. Dzięki takiej integracji siecizyskują niewidzialność poprzez fakt, iżpodjęte decyzje, zainicjowane działaniapolityczne czy podpisane porozumienianie są definiowane jako korupcja, leczraczej jako »normalne« przedsięwzięciaczy operacje biznesowe”.

Tak więc zdolność do korumpowaniajest wprost proporcjonalna do zdolnoścido pozostania niewidzialnym – poprzeznabycie statusu prawomocności. Oto istotasymbolicznej warstwy polskiej transfor-macji: taka rewolucja, która umożliwi za-chowanie prawomocności elicie bankru-tującego systemu, za cenę podzielenia sięstatusem z nowymi aktorami.

46

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 47: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Neokolonizacja

Ale wszystko to było zaledwie pierwsząfazą budowy nowego ładu. W drugiej Pol-ska została włączona do świata zachod-niego jako neokolonia. Procesy te byłyściśle ze sobą związane. Warto przypo-mnieć, że bez pomocy, darzonych przezpostsolidarnościową elitę miłością pen-sjonarki, „zachodnich przyjaciół” młodziPZPR-owscy aparatczycy nie zyskalibyprestiżu i kwalifikacji do występowaniaw roli „niezastąpionych fachowców”, jakiedały im m.in. szeroko rozdawane (alew obrębie ściśle określonej grupy) lukra-tywne stypendia w USA. Bez ich wsparcianie powstałby również tzw. Plan Balce-rowicza, będący w rzeczywistości jedynieuszczegółowieniem strategii opracowanejdla Polski przez amerykańskiego ekono-mistę Jeffreya Sachsa.

Uderza podobieństwo czterech rzeczy:stosowanej w Polsce naiwnie wolnoryn-kowej retoryki, treści tzw. KonsensusuWaszyngtońskiego i diagnoz o prywaty-zowaniu państwa przez nomenklaturęoraz użytej przez otoczenie międzynaro-dowe przemocy strukturalnej, która spro-wadziła III RP do roli globalnej peryferii.Oto zachodnie elity, zawierając pod konieclat 80. rzeczone porozumienie dotyczącenowego ładu światowego, dla „zrówno-ważonego rozwoju i wzrostu gospodar-

czego”, zaleciły m.in. liberalizację rynkówfinansowych i handlu, prywatyzację przed-siębiorstw państwowych, likwidację barierdla zagranicznych inwestycji bezpośred-nich, utrzymywanie jednolitego kursu wa-lutowego, gwarancję praw własności.

W efekcie nastąpiła neokolonizacjaPolski przez Zachód. Jako pierwszy nazwałtak ten proces Witold Kieżun, a w „NowejKonfederacji” przeprowadziliśmy pierwsząpubliczną analizę jego pracy na ten temat,po trosze krytykując ją, a po trosze roz-wijając.

III RP ukształtowana została – for-malnie wyłącznymi decyzjami lokalnychelit, czyli za ich mniej lub bardziej świa-domą zgodą – jako pozbawiona zasobówi statusu uprawniającego do współtwo-rzenia reguł gry peryferia. Zdominowanakapitałowo i handlowo, skazana na rolęrynku zbytu i marginalnej przestrzenioutsourcingu produkcji. W zamian zaprzynależność do świata zachodniego Po-lacy muszą sumiennie wypracowywaći uiszczać trybut w postaci renty neoko-lonialnej: legalnego i nielegalnego drenażukapitału, tylko w pierwszym wymiarzesięgającego w ostatnich latach 5 proc.PKB, czyli około 80 miliardów złotychrocznie.

Dwójnomenklatura jako elita kompradorska

Elita, która – za widoczną zgodą i z roz-myślnym wsparciem zachodnich, w tymamerykańskich, „przyjaciół” – objęła pa-nowanie nad nową Polską, ma wszelkieznamiona tzw. elity kompradorskiej.A więc: współpracującej z obcymi mo-carstwami dla realizacji własnych, party-kularnych interesów, ze szkodą dla kraju.Zjawisko typowe dla krajów neokolonial-nych.

47

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Żywiciel powinien pozostać

na tyle witalny, aby pasożyt

mógł na nim jak najdłużej

żerować, ale nie na tyle, aby

móc mu zagrozić

Page 48: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Kompradorscy rządzący mają głę-boki kompleks niższości wobec elit met-ropolii i kompleks wyższości wobec włas-nego narodu. Efektem jest skłonność,z jednej strony, do powierzchownej imi-tacji tych pierwszych, z drugiej zaś – doprzemieszanej ze strachem pogardy wo-bec, uznawanych za cywilizacyjnie pod-rzędnych, „tutejszych”. Skutkiem jestwyobcowanie z własnego społeczeństwa,którego istotą jest – jak zaobserwowałaEwa Bogalska-Czajkowska – przejęciez kultury metropolii „systemu wartościwskazującego na dominujące znaczenieidei postępu, rozwoju, jako składnikówideologii politycznej. Równocześnie prze-jęta zostaje pewna zewnętrzna formaorganizacji jednostkowego życia, pro-wadząca do uznania konsumpcji za pod-stawowy element stylu życia. Grupyprzejmujące te systemy wartości zain-teresowane są więc pomnażaniem włas-nego bogactwa nie w celu wprowadzeniaakumulacji kapitału i podjęcia działal-ności inwestycyjnej, lecz w celu rozsze-rzenia sfery własnej konsumpcji”.

Tak więc klasę pasożytniczą III RPtworzą dwie główne grupy: lokalna klep-tokracja (kompradorzy) i konglomeratzagranicznych grup interesów (koloniza-torzy). Żyjąc w ścisłej symbiozie, upra-womocniają się wzajemnie, najpierw two-rząc, a obecnie konserwując peryferyjnestatus quo.

System częściowo zawłaszczony

Gdzie jednak plasuje się nasz kraj w sze-rokim spektrum ustrojów pasożytniczych?Porównując Polskę, Rosję i Ukrainę jakosystemy w różnym stopniu przechwycone(captured states), spenetrowane przeznieformalne grupy interesów, Janine We-del zaproponowała dwa modele.

W „państwie częściowo zawłaszczo-nym” postkomunistyczne kliki przejęłylub sprywatyzowały niektóre jego funkcjei instytucje. Przechwycenie czy też pene-tracja oznacza tutaj podporządkowaniedanej jednostki interesowi grupy penet-rującej, a więc wyrwanie jej z logiki inte-resu publicznego. W przypadku częścio-wego zawłaszczenia „kliki wykorzystująaktorów państwowych, którzy są podatnina korupcję czy kupienie”, jednak „grupyte jako takie nie są synonimem władzpaństwowych”. To sytuacja Polski.

Natomiast w Rosji i na Ukrainieznacznie potężniejsze od naszych klik„klany” (np. rosyjskie tzw. grupy finan-sowo-przemysłowe) tak głęboko spenet-rowały instytucje polityczne, że przestałybyć od nich odróżnialne – to „państwoklanowe”.

Tezy Wedel powinny być dla Polakówważnym memento. Pokazują, po pierwsze,jak postkomunistyczna prywatyzacja in-stytucji publicznych może prowadzić dowykształcenia się czegoś, co można bynazwać nowoczesnym systemem patry-monialnym, całkowicie zawłaszczonymprzez kleptokratyczną elitę. W obraziewschodnich ustrojów pasożytniczych mo-żemy łatwo zobaczyć jeden z możliwychscenariuszy naszej przyszłości.

Po drugie, mówiąc o modelu czę-ściowego zawłaszczenia, Wedel znakomiciechwyta istotę polskiego rozdarcia międzyprzeważającymi, głęboko chorymi, a za-lążkami zdrowych tkanek systemu. Dośćprecyzyjnie diagnozuje systemowe pato-logie, ale bez popadania w kuszącą przytakich rozważaniach przesadę.

W jakim stopniu III RP jest zawłasz-czona? Oto pytanie! Znajdziemy wieleprzykładów instytucji ewidentnie spenet-rowanych (np. dawne WSI), ale też dzia-łających w duchu dobra publicznego (np.

48

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 49: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

NIK). Generalnie, po prawie ćwierćwieczuod narodzin III RP dysponujemy jedyniefragmentarycznymi i rozproszonymi danymi i diagnozami. Część kluczowychinformacji została świadomie zniszczona(np. archiwa tajnych służb w czasach„przełomu”), część jest ukrywana (np.poprzez blokowanie dostępu do informacjipublicznej), część pozostaje nieznanaw wyniku deficytu dociekliwości. Wartopamiętać, że deficyt wiedzy systemowejjest – jak starałem się pokazać – wpisanyz logikę kleptokracji i leży w żywotnyminteresie kleptokratów.

Nie poddając się jednak „skazaniu”na irrelewantne ogólniki, spróbujmy od-powiedzieć na pytanie: czy kluczowe in-stytucje III RP spełniają swoje oficjalniedeklarowane funkcje? Odpowiedź pozy-tywna oznaczać będzie, że stopień ich za-właszczenia jest na tyle nieistotny, iż nieuniemożliwia wypełniania misji, dla którejzostały powołane. Negatywna – że pene-tracja posunęła się tak daleko, iż stało sięto niewykonalne.

Sprywatyzowany sektor publiczny

Spójrzmy z tej perspektywy na rdzeniowydla racjonalności systemu sektor publicz-ny. Wyróżnia się zwykle trzy główne jegofunkcje: alokacyjną, redystrybucyjną i sta-bilizacyjną. Pierwsza oznacza zapewnianiedóbr publicznych i rekompensowanie nie-korzystnych oddziaływań rynku; druga –zapobieganie i przeciwdziałanie nadmier-nemu rozwarstwieniu majątkowemu; trze-cia – przede wszystkim minimalizacjęamplitud związanych z gospodarczymicyklami koniunkturalnymi.

O alokacji zasobów publicznych byłajuż mowa: w tym względzie polski sektorpubliczny działa typowo kleptokratycznie.W nikłym stopniu rekompensuje też nie-

doskonałości rynku, w znacznym – choćbypoprzez nadmiar regulacji i opresyjnośćinstytucji kontrolnych – pogłębia je. Nieprowadzi również racjonalnej redystry-bucji – pomoc socjalna jest rachitycznai niewłaściwie ukierunkowana (zdecydo-wana większość trafia do osób, które jej –na mocy teoretycznych kryteriów – niepotrzebują).

Jedyną funkcją, z której sektor pub-liczny wywiązuje się przyzwoicie, wydajesię stabilizacja podczas kryzysów finan-sowych, amortyzująca zewnętrzne impulsyszokowe. Nie rekompensuje to jednak gi-gantycznych kosztów jego utrzymania.Jego wydatki stanowią około 42 proc.PKB, a pracuje w nim co czwarty (25 proc.,4 mln osób; dane OECD) zatrudniony.O ile pierwsza wielkość sytuuje nas obecniew średniej stawce bogatszej części światazrzeszonej w OECD, w niedalekim są-siedztwie tak zamożnych państw jak Ja-ponia czy Kanada, o tyle druga – w ścisłejświatowej czołówce, daleko przed takimiwelfare states jak Niemcy czy Szwajcaria!

Przykładem sposobu funkcjonowaniatego sektora, obrazującym połączenieogromnego rozmiaru i kosztów ze skrajnąniewydajnością, może być powstały nastyku państwa i NGO sów tzw. system

49

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

o ile biopolityczna

równowaga nie zostanie zbyt

radykalnie zaburzona,

reprodukcja może trwać

w nieskończoność, poprzez

kooptację kolejnych grup

i pokoleń

Page 50: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

agencji. Agencje tworzono po 1989 r. wewszystkich ministerstwach sprawującychpieczę nad własnością. Pisze Wedel: „For-malnie jako ciała pozarządowe, zakładanebyły przez urzędników państwowychi związane z ich ministerstwami lub or-ganizacjami państwowymi oraz finanso-wane przez budżet państwa (…) Od 10 do15 proc. dochodów agencji mogło zostaćprzeznaczonych na »cele społeczne«. Jeśliagencja osiągała zyski, pozostawały onedo dyspozycji zarządu, który następniemógł dyskretnie przekazać je na kampaniepolityczne. Jednocześnie ewentualne stratypokrywane były przez budżet państwa”.

I dalej: „Podmioty te przez swój nie-jednoznaczny status są w dużym stopniuniewidoczne. Częściowo są wynikiem»prywatyzacji funkcji państwa«, jak ująłto Kownacki [Piotr, były wiceszef NIK –przyp. BR], a jednocześnie funkcjonująna obszarach, za które odpowiedzialnejest państwo, choć nie ma nad tym kon-troli”.

Rozrost takich bytów – o niejasnymstatusie i hybrydowej własności – to kon-stytutywna cecha III RP. Ani prywatne,ani publiczne, działają według zasady „zy-ski prywatne, straty publiczne” i są silniepowiązane ze wspomnianymi nomadamiinstytucjonalnymi. Według Jerzego Ste-fanowicza w 1999 r. obszar między sek-torem prywatnym a publicznym stanowiłokoło 30 proc. polskiej gospodarki. AntoniKamiński wskazuje z kolei, że instytucjetego olbrzymiego pogranicza „wydają sięprywatne, choć faktycznie są częścią za-właszczonego sektora publicznego”.

System agencji to ewidentny, choćdalece niejedyny, przykład „legalnej gra-bieży” – by posłużyć się określeniem Fré-dérica Bastiata – publicznego majątku.Legalnej w świetle obowiązujących – nie-sprawiedliwych i antyrozwojowych – prze-

pisów. Równolegle doświadczyliśmy gra-bieży nielegalnej, w postaci niezliczonych,ujawnionych i nieujawnionych afer, o tyleżmonstrualnej, co trudnej do oszacowaniaskali. Wszystko w warunkach bezradnościlub neutralnej życzliwości państwa, które –produkując setki ustaw i tysiące rozpo-rządzeń wykonawczych rocznie, w tymradykalnie zmieniających system – przezprawie ćwierć wieku nie jest w stanie zre-formować aparatu władzy tak, aby umoż-liwiał efektywne wdrażanie politycznychstrategii. Wszystko w warunkach faktycz-nej bezradności lub życzliwej neutralnościopinii publicznej, zaprzątniętej sprawamiogniska domowego i zdanej na mediaskoncentrowane z kolei na trzeciorzędnychsprawach (w tym aferach), a niepodej-mujących problemów (w tym afer) syste-mowych.

Reprodukcja klasy pasożytniczej

Wszystkie opisane patologie uruchomionezostały w latach 80. i 90. przez postko-munistów. Ekipy postsolidarnościowo-prawicowe – niekompetentne, zakomple-ksione, łase na symboliczne i materialnedowartościowania – zazwyczaj ochoczowchodziły na utarte szlaki lub w najlep-szym razie bezsilnie je kontestowały. Jed-nak nawet pomimo politycznych klęski marginalizacji dwójnomenklatury (naj-pierw AWS i UW, potem SLD), pomimoreklamowanych hasłem „IV Rzeczypospo-litej” rządów PiS, wszystkie najważniejszepatologie systemowe trwają w najlepsze.III RP jako ustrój pasożytniczy – repro-dukuje się.

Dlatego ani antykomunizm, ani pra-wicowy ogląd rzeczywistości nie wystar-czają do zrozumienia istoty sprawy. Abywyjaśnić, jak kleptokratyczna elita możeprzechodzić tak daleko idące przetasowania

50

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 51: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

personalne oraz polityczne i pozostawaćspójną i solidarną grupą, potrzebne jestpojęcie „klasy pasożytniczej”.

Podstawą esprit de corps polskichkleptokratów jest zasygnalizowana wcześ-niej dialektyka pasożyta i ofiary. Klasadominująca uważa się za elitę zwolnionąz obowiązków obciążających zwykłych lu-dzi i postrzega ich jako obiekt gospodarczejeksploatacji. Jako elita kompradorska mawobec nich kompleks wyższości, podszytypogardą i strachem. Jako wyzuta z wy-ższych celów, nihilistyczna i materialis-tyczna elita kraju peryferyjnego, ma wy-raźny priorytet osobistego bogactwa (głów-nie ostentacyjnej konsumpcji) i łatwośćłamania ogólnospołecznych norm.

Współuczestnictwo w czynach za-bronionych i/lub powszechnie potępianychprzez „doły” jest zaś bardzo silnym spoiwemgrupy. Analizując tzw. brudne wspólnoty,Adam Podgórecki wskazał na znaczenie„mordu założycielskiego” – wyraźnegoi narażającego na karę złamania normspołecznych – dla konstytucji kliki czyśrodowiska. Gdy dochodzi do występku,powstaje wspólnota umoczonych, żywotniezainteresowanych trwaniem i siłą grupy– jej osłabienie zwiększa bowiem ryzyko„wsypki”.

W tym świetle to nie organizacyjnylub polityczny rodowód czy ideologia ce-mentują w pierwszym rzędzie pasożytniczeelity III RP, lecz czynność i funkcja żero-wania na ofiarach, czyli reszcie społe-czeństwa.

W tym miejscu warto poczynić dwieuwagi. Po pierwsze, należy dostrzec zło-żoność kleptokratycznej relacji pasożyt–ofiara. Ma ona wyraźny wymiar biopoli-tyczny: ofiara powinna pozostać na tylewitalna, aby drapieżca mógł na niej jaknajdłużej żerować, ale nie na tyle, abymóc mu zagrozić. Stąd wspomniane wcześ-

niej „optimum kleptokratyczne”, zakła-dające odebranie ofierze motywacji dobuntu lub wygenerowania alternatywnejelity. Realistycznie tylko to drugie możetrwale i znacząco poprawić jej los. Tojednak droga trudna i ryzykowna. Co wię-cej, inteligentna elita pasożytnicza będzieumiejętnie dopuszczać niektórych przy-najmniej żywicieli do korzyści płynącychz systemu – oferując np. względnie łatwąkonsumpcję na pewnym poziomie. Tymsamym ryzyko zwrócenia się przeciwkoelicie będzie wyższe, bo związane z moż-liwością spadnięcia w hierarchii dostępudo dóbr.

Po drugie, teza o III RP jako ustrojupasożytniczym nie oznacza, że wszyscyprzedstawiciele elit są kleptokratami. Lu-dzie odmawiający uznania reguł klepto-kracji mogą w takim systemie piastowaćróżne elitarne stanowiska na różnychszczeblach społecznej drabiny. Będą jed-nak – używając ponownie języka Bour-dieu – zdominowaną fakcją klasy domi-nującej, bez decydującego wpływu na re-guły gry.

Wróćmy teraz do problemu repro-dukcji. Tak skonstruowana elita pasożyt-nicza będzie się odtwarzać nie wedługkryteriów ideologicznych czy biograficz-nych – te mogą mieć znaczenie co najwyżejdla pomniejszych grup w jej obrębie –lecz w oparciu o kleptokratyczny espritde corps. Kooptować można każdego, ktookaże się funkcjonalny w podtrzymaniutak rozumianego systemu i zaakceptujenakaz milczenia o pewnych sprawach.

Co więcej, jak zauważył Rafał Matyjaw swojej fundamentalnej diagnozie o real-nym systemie władzy III RP, „w wielusprawach krytyka systemu bywa na rękęktórejś z grup interesu, a zatem, niejakoz powodów systemowych, podtrzymujeon w licznych momentach postawy kry-

51

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 52: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

tyczne jako w dłuższej perspektywie ko-rzystne dla przetrwania poprzez dokony-wanie koniecznych korekt. Naturą działaniatego systemu jest zatem rzadko totalneodrzucenie impulsów pochodzących z ze-wnątrz. Pierwotną reakcją jest próba „do-gadania się”, częściowego uwzględnieniaoczekiwań wyrażanych przez silnego part-nera. Dlatego też większość elit woli wejśćw jakieś doraźne porozumienie i korzystaćz dobrodziejstw systemu, niż zadawać so-bie pytanie o jego efektywność czy anty-rozwojowy charakter”.

Jeśli więc biopolityczna równowaganie zostanie zbyt radykalnie zaburzona,reprodukcja może trwać w nieskończo-ność, poprzez kooptację kolejnych grupi pokoleń. W takiej sytuacji upływ czasu– wbrew powszechnie głoszonemu u nasprzekonaniu – będzie sojusznikiem klep-tokratów. Jak wskazała Wedel w odnie-sieniu do patologicznych relacji państwo-we–prywatne, jest mało prawdopodobne,aby zniknęły one z czasem: „Wręcz prze-ciwnie, wydaje się, że dokonuje się w ichprzypadku instytucjonalizacja”.

Potrzeba republiki

Podsumujmy ustalenia. Żyjemy w systemie,którego istotna część została spenetrowanaprzez wpływowe siły wewnętrzne i ze-wnętrzne, dążące do gospodarczej eks-ploatacji publicznych instytucji dla celówniezgodnych z dobrem wspólnym. Uży-wając systemu politycznego w ten sposób,siły te deformują i politykę, i gospodarkę,i społeczeństwo.

Ustrój, będąc spenetrowany przezpartykularne interesy, staje się adapta-cyjnie upośledzony: jego zdolność do de-finiowania i realizacji własnego interesuulega poważnemu ograniczeniu. Gospo-darka, obciążona priorytetem pogoni za

rentą, rozwija się znacznie wolniej, niżby mogła, i sprzyja głównie bogaceniusię członków klasy pasożytniczej. Nieroz-wojowe cele systemu – poprzez m.in. pro-mocję korupcji, klientelizmu i nepotyzmu,zaniedbywanie edukacji i infrastruktury,destrukcję zaufania społecznego – osła-biają społeczne więzi i ludzką kreatywność,prowadząc do atomizacji i anomii.

Upływ czasu tych patologii nie łagodzi,przeciwnie: raczej je instytucjonalizuje.Kleptokracja wiąże się więc z tyraniąstatus quo. Tym bardziej, że w interesieklasy pasożytniczej leży, aby jak najmniejsię zmieniło. Depolityzacja i anarchizacjapaństwa, atomizacja i dezorientacja spo-łeczeństwa oraz zogniskowanie debaty nakwestiach nieistotnych – to główni przy-jaciele kleptokracji.

Inaczej mówiąc, system pasożytniczykarmi się słabością tego, co tworzy silnąrepublikę. Remedium będzie więc takproste – i tak skomplikowane – jak re-publikanizm.

Bibliografia:

P. Baran, The Political Economy ofGrowth, New York 1957. F. Bastiat, Dzieła zebrane, t. 1, Warszawa2009.E. Bogalska-Czajkowska, Struktura i roz-wój społeczeństwa zależnego. PrzypadekNigerii [w:] A. Czarnota et al. (red.), In-terdyscyplinarne badania nad geneząkapitalizmu, Toruń 1989.P. Bourdieu, J. C. Passeron, Reprodukcja,Warszawa 2006.L. Diamond, The Democratic Rollback.The Resurgence of the Predatory State,„Foreign Affairs”, March/April 2008.A. Dixit, Predatory States and FailingStates: An Agency Perspective, Princeton2006.

52

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 53: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

A.G. Frank, Who is the Immediate Enemy?[w:] J.D. Cockroft et al. (red.), Dependenceand Underdevelopment, New York 1972. J. Galbraith, The Predator State: HowConservatives Abandoned the Free Mar-ket and Why Liberals Should Too, NewYork 2008.A. Gordon, The Theory of the ProgressiveNational Bourgeoise, „Journal of Con-temporary Asia”, October 1973.Government at Glance 2015, OECD Pub-lishing, Paryż 2015.A. Kamiński, J. Kurczewska, Main Actorsof Transformation: The Nomadic Elites[w:] E. Allardt, W. Wesołowski (red.),The General Outlines of Transformation,Warszawa 1994.W. Kieżun, Patologia transformacji, War-szawa 2012.Z. Krasnodębski, Demokracja peryferii,Gdańsk 2003.M. Levi, Of Rule and Revenue, Berkeley1988.M. Lundahl, Inside the Predatory State:the rationale, methods and economicconsequences of kleptocratic regimes [w:]„Nordic Journal of Political Economy”,vol. 24, 1997.M. Łoś, A. Zybertowicz, Privatizing thePolice-State: the Case of Poland, NewYork 2000.A. Maśnica, Władza w epoce chaosu. Częśćpierwsza: zrozumieć globalny kapitalizm,http://www.nowakonfederacja.pl/wla-dza-w-epoce-chaosu-czesc-pierwsza-zro-zumiec-globalny-kapitalizm.B. Moselle, B. Polak, A model of a preda-tory state, „The Journal of Law, Econo-mics & Organization”, Vol. 17, Issue 1,April 2001.R. Matyja, Jednolity System KierowaniaKrajem. Próba opisu, http://www.nowa-

konfederacja.pl/jednolity-system-kiero-wania-krajem-proba-opisu.D. North, Structure and Change in Eco-nomic History, New York-London 1981.Od „kapitału” do kapitału – rozmowaz Adamem Glapińskim [w:] J. Kurski, P. Semka, Lewy czerwcowy, Warszawa1992.M. Olson, The Logic of Collective Action.Public Goods and the Theory of Groups,Cambridge-MA-London 1965.K. Rybiński, Magiczne obniżanie długu,http://rybinski.salon24.pl/368866,ma-giczne-obnizanie-dlugu.L. Skiba, Rządzić państwem. Centrumdecyzyjne rządu w wybranych krajacheuropejskich, Warszawa 2010.R. Sojak, A. Zybertowicz (red.), Trans-formacja podszyta przemocą, Toruń2008.J. Staniszkis, Postkomunizm. Próba opisu,Gdańsk 2000.J. Staniszkis, Władza globalizacji, War-szawa 2003.I. Wallerstein, The Modern World-System.I: Capitalist Agriculture and the Originsof the European World-Economy in theSixteenth Century, New York 1980.J. Wasilewski (red.), Elita polityczna1998, Warszawa 1999.J. Wedel, Klany, kliki i zawłaszczonepaństwa [w:] Radosław Sojak (red.),Szara strefa przemocy – szara strefatransformacji? Przestrzenie przymusu,Toruń 2007.A. Wołek, III Rzeczpospolita: słabośćpaństwa jako słabość instytucji [w:] J. Kloczkowski (red.), Rzeczpospolita1989–2009 – zwykłe państwo Polaków?,Kraków 2009.A. Zybertowicz, W uścisku tajnych służb,Komorów 1993.

53

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 54: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

54

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

W powieści Michaela Ende Momo, czyliosobliwa historia o złodziejach czasui dziecku, które zwróciło ludziom skra-dziony im czas do pewnego miasteczkaprzybywają Szarzy Panowie i przekonująludzi do tego, że ci marnują czas nabzdury. Proponują im przekazanie go doKasy Oszczędności Czasu – będą mogligo wykorzystać na emeryturze. W wynikuoszczędzania czasu ludzie stali się zrzęd-liwi, przestali troszczyć się o innych, od-dawać swoim hobby i zaczęli mizernieć.W końcu Momo zwraca ludziom skra-dziony im czas i wszystko wraca do normy.

Bajka? Niekoniecznie. Szarzy Panowiesą jak najbardziej prawdziwi, od lat grasująpo świecie, by zabierać nam czas i w tensposób czynić z nas współczesnych nie-wolników. Także w Polsce.

Uświęcony pracoholizm

Jednym z pomysłów Szarych Panów jest„etos dyspozycyjności”. Jego sedno przed-stawił swego czasu w wywiadzie dla naTemat.pl szef InPostu Rafał Brzóska. –Do roboty chodziło się w czasach komu-

nizmu. I niestety, niektórym tak już zos-tało. Przychodzą do pracy o ósmej, wy-chodzą o szesnastej i nie odbierają telefonusłużbowego albo wyłączają od razu zaprogiem. Po szesnastej całkiem wypisująsię z życia firmy – i to właśnie jest przy-chodzenie do roboty. Natomiast człowiek,do którego mogę zadzwonić z pytaniemo dwudziestej pierwszej albo wysłać maila,a on odpisuje po pół godziny – to dlamnie wartościowy pracownik nowoczesnejorganizacji – opowiada o swoim idealepracownika.

Jak to wygląda w praktyce? Już dzie-więtnasta? Nie, nie pobawię się jeszczez wami, dzieciaki, muszę jeszcze popra-cować. Kochanie, pięknie wyglądasz w tejbieliźnie, ale jeszcze nie teraz, muszęsprawdzić maila, może prezes Brzóskacoś napisał, a on lubi, jak się odpisujew pół godziny. Nie chodzi tu o dogma-tyczne trzymanie się ośmiogodzinnegodnia pracy, w branżach kreatywnych cał-kowity rozdział pracy i życia prywatnegojest wręcz niemożliwy. Jednak łatwo prze-gapić moment, gdy życie prywatne stajesię tylko dodatkiem do życia zawodowego,

stefaN sękowskiRedaktor „Nowej Konfederacji”,dziennikarz „Gościa Niedzielnego”

W kapitalizmie wolności nie zagraża totalitarne państwo. Ludzie sprzedająją całkowicie dobrowolnie, np. pracodawcom czy instytucjom finansowym

kupieni za błyskotki

Page 55: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

czymś, na co ewentualnie można wydawaćzarobione pieniądze. Walczyć z tym niejest łatwo, bo szefowie firm miewają ten-dencję do narzucania tego typu sposobówpracy. Jednak sytuacja staje się zupełniebeznadziejna, gdy sami zaczynamy uważać,że taki porządek rzeczy jest jak najbardziejnormalny, a nawet powinien stanowićwzór.

Zamrożony czas

Z tym wzorem związany jest fakt, żew świecie, w którym nawet chwilowy prze-stój w praktyce i zdobywaniu nowychkompetencji może oznaczać wypadnięciez obiegu, ciągłość aktywności zawodowejstaje się oczywistością. Na jej przerwanieszczególnie narażone są kobiety – i to nanie swoje sidła zastawili Szarzy Panowie,którzy pod koniec 2014 roku dali o sobieznać w Facebooku i Apple. Firmy te za-oferowały swoim pracownicom współfi-nansowanie zamrażania ich komórek ja-jowych, by mogły je odmrozić i zapłodnićwtedy, gdy pokonają już odpowiednieszczeble kariery i poczują się gotowe namacierzyństwo. Propozycja otrzymała na-wet swoją nazwę (Social Freezing) i spot-kała się z aplauzem zwolenników „samo-realizacji” kobiet. Dzięki temu procederowimogą one odłożyć w Kasie OszczędnościCzasu lata, które musiałyby spędzić kar-miąc i zmieniając pieluchy, dowożąc doprzedszkoli i opiekując się pociechamiw trakcie chorób. Korporacje dają im na-dzieję na to, że odbiorą je sobie w przy-szłości – gdy już będą czuły się zawodowozrealizowane.

Dla firmy to czysty zysk. Kobiety,które decydują się na Social Freezing,mogą pracować i nie tracą na dłuższyczas kontaktu z zawodem (a w branży in-formatycznej to bardzo istotne). A dla

kobiet? Zgadzają się na hierarchię wartości,w której praca i rozwój zawodowy są sta-wiane wyżej niż rodzicielstwo, i to w opty-malnym na nie okresie życia. Oddają swójcenny czas firmie całkowicie dobrowolnie,choć tak naprawdę nie da się go już od-zyskać.

Niewolnik na raty

Gdy myślimy, że powinniśmy być dyspo-zycyjni 24 godziny na dobę i że najwyższąwartością jest sukces zawodowy, jesteśmyzgubieni. Ale i bez tego Szarym Panomtrudno się przeciwstawić, zwłaszcza gdyweźmiemy pod uwagę sytuację na rynkupracy i przymus ekonomiczny. Tę sytuacjępogłębia odziedziczony po PRL brak klasyśredniej: żyjemy w kapitalizmie bez wła-ścicieli, a ci, którzy uchodzą w Polsce zaklasę średnią, w rzeczywistości są lepiejlub gorzej zarabiającymi pracownikaminajemnymi bez istotnego zaplecza wła-snościowego. W efekcie po upadku real-nego socjalizmu zaczął się bezpardonowypęd do posiadania własności. Na rynkupojawiły się towary znane do tej pory je-dynie z telewizji i zagranicznych wyjazdów,ruszył także w skali masowej wolny ryneknieruchomości i nie trzeba było już czekaćlatami na mieszkanie. Wtedy Szarzy Pa-nowie – tym razem w postaci przedsta-wicieli handlu, firm budowlanych i sektorafinansowego – przekonali nas, że jesteśmyw stanie kupić wszystko; a jeśli nie jeste-śmy, to możemy płatność rozłożyć w czasie.

Zabawne, że cnoty, jakie były po-trzebne dla zdobycia w PRL własnego(mniejsza o to, czy własnościowego, czyspółdzielczego) lokum, były na wskrośmieszczańskie. Większość Polaków do-chodziła do swojego M poprzez żmudneodkładanie środków na książeczkachmieszkaniowych. Abstrahując od licznych

55

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 56: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

wad socjalistycznej gospodarki niedoboru,akurat te nawyki warte były podtrzymania.Niestety, wraz z nastaniem kapitalizmuciułającego drobnomieszczanina jako wzórpostępowania zastąpił rozpasany Sarmata,kupujący kilkusetmetrowy dom otoczonyhektarami nikomu niepotrzebnych łąk,oczywiście na kredyt, którego kwota prze-wyższa wartość nieruchomości. Milionykorzystających z pożyczek gotówkowych,kredytu na „wymarzone wakacje” czy inneprzyjemności to grono oszukanych przezSzarych Panów. Przywiązanych do swoichnadmiernych długów i konieczności nieu-stannego zarabiania na ich spłaty. To ci,których już dziś prof. Krzysztof Rybińskinazywa „finansowymi niewolnikami”.

Dobrowolna niewola

To określenie wcale nie jest przesadzone,bo opisane przeze mnie zjawiska prowadząkonsekwentnie do niewolnictwa. Już nietrzeba siłą ładować ludzi na statki i wy-wozić ich na inne kontynenty, możnimogą się już obejść bez wymuszania nastanowiących prawo korzystnych dla siebierozwiązań (przynajmniej w tej dziedzinie).Ludzie sami chętnie pozbawią się swo-body – i jeszcze są dumni z tego, że robiącoś właściwego.

Paradoksalnie nie byłoby to możliwe,gdybyśmy wcześniej nie zasmakowali nie-wolnictwa w realnym socjalizmie. Za „ko-muny” wszyscy należeli do państwa, czegosymbolem był np. nakaz pracy czy brakmożliwości swobodnego wyjeżdżania z kra-ju bez zgody władzy. Wraz z transformacjąustrojową nastąpił czas budowania nowegosystemu gospodarczego: opartego na włas-ności prywatnej środków produkcji ka-pitalizmu. Nie miejsce tu na rozważanie,iluprocentowy jest ten kapitalizm i jakdaleko odeszliśmy od realnego socjaliz-

mu – mimo wszystko całkiem daleko,z czego zresztą warto się cieszyć. Ważnejest jednak to, że wraz z nadejściem no-wego systemu gospodarczego nastała teżzwiązana z kapitalizmem kultura, którejzagrożeń nie byliśmy świadomi i nie umie-liśmy się przed nimi bronić.

W jej myśl demokratyczny kapitalizmz założenia gwarantuje wolność. Możliwejest co prawda jej ograniczanie przez pań-stwo, jednak to jedyny podmiot, któregow tym zakresie możemy się obawiać. Pókiurzędnicy się nie wtrącają, jesteśmy bez-pieczni i korzystając z wypracowanychprzez siebie zasobów, możemy sięgać podobrodziejstwa serwowane nam na wol-nym rynku. Jako że wyborów na rynkudokonujemy z własnej woli (ograniczanijedynie zasobem swych portfeli, swoimiumiejętnościami i czasem), większośćz nich trudno określić jako obiektywniezłe – nawet jeśli ktoś inny uważa je zaniezbyt rozsądne. Umyka nam, że swojąwolność możemy sprzedać na rynku –całkowicie dobrowolnie.

56

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

facebook i apple

zaoferowały swoim

pracownicom

współfinansowanie

zamrażania ich komórek

jajowych, by mogły je

odmrozić i zapłodnić wtedy,

gdy pokonają już

odpowiednie szczeble

kariery i poczują się gotowe

na macierzyństwo

Page 57: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Feudalizm może wrócić

Nie chodzi tu o potępianie zaangażowaniaw pracę, robienia kariery czy kredytówmieszkaniowych. Jednak skala tych zja-wisk powoduje, że obecna sytuacja możemieć tragiczne skutki – zniewolenie wi-doczne w kulturze może znaleźć umoco-wanie w instytucjach. Może się zdarzyć

tak, że – jak pisał Lech Jęczmyk w Trzechkońcach historii, czyli Nowym Średnio-wieczu – „z wstrząsającej całym prawiedwudziestym wiekiem walki między so-cjalizmem a kapitalizmem zwycięsko wyj-dzie feudalizm, bo to jest forma organizacjispołecznej najlepiej pasująca do chao-tycznego świata ruin cywilizacji zachod-niej” (temat ten poruszał też Michał Kuźna łamach „Nowej Konfederacji”). Przy-kładowo, gdy cena szwajcarskiej walutyprzekroczy psychologiczną granicę siedmiuzłotych, „frankowicze” masowo przestanąspłacać kredyty. Za sobą pociągną „zło-tówkowiczów” i nasze ulice zaroją się odbezdomnych. Politycy ustanowią prawo,wedle którego bankruci będą mogli wrócićdo utraconych mieszkań, a ich długi zo-staną anulowane. W zamian za to będąwykonywali przez jeden dzień w tygodniunieodpłatną pracę na rzecz instytucji fi-nansowej, tzw. bankiznę. Zostaną teżprzypisani do swoich mieszkań, a miejsce

pracy (podobnie jak ścieżkę edukacyjnąich dzieci) wybierać będzie im bank, dziękiczemu uniknie się nieodpowiedzialnychdecyzji w tej dziedzinie. A na samymkońcu świeżo poślubione kobiety będąodprowadzane przez swoich mężów doalków dyrektorów oddziałów banków, byci mogli skorzystać ze swojego prawapierwszej nocy.

Że niby niemożliwe? 160 lat temumieszkańcy południowych stanów USAza niemożliwe uznawali zniesienie nie-wolnictwa, a mieszkańcy polskich ziempozostających pod zaborami – pańszczyz-ny. Uznanie za równoprawnych obywateliwszystkich mieszkańców danego kraju(czy też członków narodu) to wynalazekstosunkowo młody i nic nie stoi na prze-szkodzie, by za jakiś czas odejść od tejzasady. Pytanie brzmi raczej, czy będziemydążyć w tym kierunku i na raty oddawaćswoją wolność.

Gdzie jest Momo?

W pewnej mierze może nas przed tymbronić państwo – na przykład poprzezregulację rynku pożyczkowego, likwidującąasymetrię wiedzy między instytucjami fi-nansowymi i klientami. Jednak nawetnajlepsza ustawa antylichwiarska nieuchroni nas przed własną chciwością i mi-rażem posiadania już zaraz dóbr, za którezapłacimy później. Albo przed chęcią ko-niecznego wykazywania się licznymi suk-cesami zawodowymi kosztem życia ro-dzinnego, choć przecież realizować siebiemożemy jednocześnie także jako małżon-kowie i rodzice (tyczy się to i matek, i ojców).

Już w 1958 roku nasze problemyświetnie zdiagnozował niemiecki ekono-mista Wilhelm Röpke w nieprzetłuma-czonej na język polski książce Jenseits

57

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Nawet najlepsza ustawa

antylichwiarska nie uchroni

nas przed własną chciwością

i mirażem posiadania już

zaraz dóbr, za które

zapłacimy później

Page 58: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

von Angebot und Nachfrage (Poza po-pytem i podażą). Jako zwolennik wolnegorynku, potępiał te aspekty kultury, któreprzeszkadzają mu dobrze działać. – Współ-czesny Faust, mówiąc „trwaj chwilo, jesteśpiękna”, nie straciłby duszy, ale spowo-dowałby korek uliczny – mówił z przeką-sem o nawyku nieustannego pędu donikąd.Krytykując przykładanie do wszystkiegomiary pieniężnej racjonalności, pisało ogródkach działkowych, że być możenie są najbardziej rozsądną metodą pro-dukcji warzyw, ale z pewnością są świet-nym sposobem na produkcję szczęścia.Z kolei o nawyku pobierania kredytu kon-sumpcyjnego i kupowaniu na raty miałdo powiedzenia tyle, że „nieodłączną czę-ścią rozsądnego i odpowiedzialnego spo-

sobu życia nie jest życie z dnia na dzień,zniecierpliwienie, pobłażanie sobie i brakzapobiegliwości, ale myślenie o jutrze;nie życie ponad stan, ale pokonywaniezmiennych kolei losu, próbując równo-ważyć dochody i wydatki, a także przeży-wanie życia jako spójnej całości wykra-czającej poza śmierć własnych potomków,nie zaś jako serii krótkich, przyjemnychchwil, po których rano następuje ból głowy”.

To może i mało pociągające, ale re-medium jest odnalezienie na nowo at-rakcyjności mieszczańskich cnót. Wolnośćjest w nas i to od nas zależy, czy pozby-wamy się jej w zamian za realizację naszychmarzeń tu i teraz, nie myśląc o tym, cobędzie dalej, czy mozolnie dbamy o to,by przynosiła jak najlepsze owoce.

58

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 59: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

59

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Słynny francuski mason, popularnie zwanyw naszym kraju Monteskiuszem, projek-tując model ustrojowy oparty na trójpo-dziale władzy zakładał, że wolności oby-wateli sprzyja ograniczenie władzy poprzezjej rozdzielenie. Wykładając swoje pomysływ traktacie „O duchu praw” i przeciwsta-wiając legislatywie oraz egzekutywie ju-dykatywę twierdził, że „władza sądu jestponiekąd żadna”, oraz że jej przedstawi-ciele, czyli sędziowie, „to jedynie usta,które wygłaszają brzmienie praw; nie-ożywione istoty, które nie mogą złagodzićich siły ani surowości”.

Monteskiusz projektując ustrojowąrolę sędziów uległ oświeceniowej modzieintelektualnej, wedle której uważano, żeczłowiek jest świadomy i racjonalny, żemyśli zgodnie z regułami logiki klasycznej,że emocje to tylko lokalne zakłócenia pro-cesów rozumowych, które można opano-wać siłą woli. Dziś wiemy, że sędziowie sątylko ludźmi i nie nadają się do roli, jakązaplanował im autor idei trójpodziału wła-dzy. Musimy na nowo przemyśleć ustro-jową rolę sędziów. I nie jest to problemprawny, ale przede wszystkim ustrojowya także psychologiczno-organizacyjny.

Pękający paradygmat

W grudniu ubiegłego roku prof. BartoszBrożek z Wydziału Prawa i AdministracjiUniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowieotrzymał prestiżowy grant „Mistrz” Fun-dacji na rzecz Nauki Polskiej, w celu zba-dania niespójności między wizją człowiekafunkcjonującą w systemie prawnym a ak-tualnym stanem wiedzy naukowej na tentemat.

Od kilku dekad prężnie rozwija sięsubdyscyplina badawcza – psychologiapodejmowania decyzji przez sędziego(psychology of judicial decision making).Podejmuje się w jej ramach zaawansowanebadania nad ingerencją czynników poza-merytorycznych (w literaturze określa sięje także jako „niedoktrynalne”) w treśćorzeczeń. Wyniki analiz dostarczają ar-gumentów podważających podstawy dokt-ryny o niezawisłości sędziego. W tym nur-cie badań zwraca się uwagę na pomijaniew modelu pracy sędziego czynnika ludz-kiego, na co dobitnie zwraca uwagę badaczz Uniwersytetu Stanowego w Nowym Jor-ku Jeffrey A. Segal, tytułując swój kla-syczny już artykuł: „Sędziowie Sądu Naj-

maCiej GUrtowskiStały współpracownik „Nowej Konfederacji”,doktor socjologii

Trzy rodzaje władz miały się nawzajem pilnować i ograniczać. W praktycewygląda to tak, że judykatywa kontroluje pozostałych oraz samą siebie

temidę do okulisty

Page 60: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

wyższego jako podejmujący decyzje ludzie”(„Supreme Court Justices as Human De-cision Makers”). Warto przywołać tu takżefascynujący przykład ustaleń zespołu psy-chologa z Uniwersytetu w Tel AwiwieShai Danzigera, który wykazał istotną ko-relację między surowością kar orzekanychprzez izraelskich sędziów a faktem, czybyli oni przed, czy po przerwie lunchowej.Oczywiście głodni sędziowie orzekali bar-dziej surowo, a syci łagodniej. Brożek po-daje podobny interesujący przykład:

„W Stanach Zjednoczonych badano,w jaki sposób decyzje podejmują sędzio-wie. Okazało się, że ci z nich (w sądachpierwszej instancji), którzy mają bezpo-średni kontakt z oskarżonym i poszko-dowanym, opierają swoje wyroki raczejna reakcjach emocjonalnych, podczas gdysędziom apelacyjnym, którzy orzekają woparciu o dokumenty, łatwiej przychodziprzeprowadzenie odpowiednich rozumo-wań i podjęcie decyzji na ich podstawie”.

Testowane są także próby oparciaorzecznictwa na zalgorytmizowanych pro-cedurach analizy danych, gdzie człowiekawspierałby (żeby nie napisać – kontrolo-wał) komputer, który doczekał się okre-ślenia „smart sentencing”.

Nie tylko koncepcja sędziego jawi sięjako problematyczna w świetle aktualnegostanu wiedzy naukowej, ale również wizjaczłowieka w systemie prawa w ogóle.Przykładowo, idea indywidualnej odpo-wiedzialności karnej opiera się na zało-żeniu, że oskarżony podjął suwerenną de-cyzję zanim popełnił podlegający osądze-niu czyn (także, że dopuścił się zaniedba-nia). W teorii prawa karnego istnieje po-jęcie „mens rea” („zbrodniczy zamysł”)oraz zasada „actus reus non facit reumnisi mens sit rea” („nie jest winien czynuten, którego zamysł nie był zbrodniczy”).Wobec tego, kluczowym elementem or-

zekania o winie jest to, jak sędzia roz-strzygnie, czy w danym wypadku mieliśmydo czynienia ze „zbrodniczym zamysłem”,czy nie. A to zależy od wyobrażeń sędziówna temat funkcjonowania ludzkiego umy-słu. Tymczasem w Polsce aplikanci sę-dziowscy nie są systematycznie zapozna-wani z aktualną wiedzą naukową z psy-chologii. Tę ostatnią studenci prawa mogąpoznać na studiach, jeśli wybiorą ją jakokurs dodatkowy. Zatem w tak kluczowejsprawie, jak pozbawienie człowieka wol-ności, sędziowie opierają się na środowi-skowych wyobrażeniach, często rozbież-nych względem aktualnego stanu wiedzynaukowej.

Znany amerykański noblista w za-kresie ekonomii Douglass C. North w 2008roku zwrócił uwagę, że dominujący doniedawna w naukach społecznych para-dygmat racjonalnego wyboru funkcjonujetakże na gruncie teorii prawa, co związanejest ze wspólną, neoklasyczną genezą eko-nomii i prawa. Tymczasem, zdaniem Nor-tha, współczesne ustalenia nauk o poz-naniu oraz ekonomii eksperymentalnejpoważnie kwestionują założenia o racjo-nalności człowieka. Jednakże model podejmowania decyzji w postępowaniuprocesowym wciąż opiera się na silnymzałożeniu o racjonalności i logiczności

60

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

shai danziger wykazał

istotną korelację między

surowością kar orzekanych

przez izraelskich sędziów

a faktem, czy byli oni przed,

czy po przerwie lunchowej

Page 61: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

(konsekwentności) postępowania stron.North postuluje zbudowanie modelu po-dejmowania decyzji przez sędziów w opar-ciu o najnowsze ustalenia naukowe natemat funkcjonowania ludzkiego umysłu,które uwzględniłyby wpływ czynnikówpozamerytorycznych. Warto zadać tutajpytanie: czy w konsekwencji nie ozna-czałoby to podważenia idei niezawisłościsędziego?

Dla konserwatysty zabrzmi to jakstrzał w stopę, ale żyjemy w świecie in-stytucji stworzonych w przeszłości przezludzi, którzy projektując te instytucjeopierali się często na fałszywych założe-niach. Co usprawiedliwia trwanie instytucjipoza samą ich sztywnością, inercją? Oczy-wiście interesy. Jest mało prawdopodobne,aby postulaty Northa mogły zostaćuwzględnione w doktrynie, ponieważ ak-tualny stan jest zbyt opłacalny dla tychwpływowych aktorów politycznych, w któ-rych gestii leżałoby przeforsowanie nie-zbędnych zmian. Dogmat bowiem o ra-cjonalności i niezawisłości sędziego, jaki wiele innych fałszów, może służyć m.in.interesom podmiotów o międzynarodo-wych wpływach.

Wzrost władzy sędziów

Główny problem polega na tym, że wyła-nianiu się na gruncie nauki coraz poważ-niejszych wątpliwości, w zakresie możli-wości wypełniania przez sędziów powie-rzonej im roli ustrojowej, towarzyszy globalny trend jurydyzacji stosunków spo-łecznych, czyli wzrostu znaczenia prawai władzy sędziowskiej, jako regulatoraw relacjach między ludźmi, między przed-siębiorstwami oraz między państwami.

W naukach politycznych karierę robikoncepcja judykalizacji polityki, czyli zja-wiska wzrostu znaczenia decyzji i działań

sędziów w procesie politycznym, zarównowewnątrz państwa, jak i na arenie mię-dzynarodowej. Spory prawne coraz częściejstają się kolejnym, po wojnie i dyplomacji,narzędziem polityki. Judykalizacja jesttrendem światowym, nie zawinionymprzez sędziów. Jeśli doszukiwalibyśmysię jakichś sił, które proces ten wspierają,to uwagę należałoby raczej kierowaćw stronę międzynarodowych korporacji.

Opinia publiczna często nie zdaje so-bie sprawy z tego, że sędziowie mają corazwięcej do powiedzenia w polityce. Raczejw debacie publicznej słyszy się o niebez-pieczeństwach związanych z ingerencjączynników politycznych w pracę sądów.

Lamentujący nad presją politycznąna sędziów nie rozumieją, że sędziowiena skutek działania innych procesów jużdawno w polityce są i na nią silnie od-działywają. To dwie strony tego samegomedalu. Nie można narzekać na naciskipolityczne na sądy i jednocześnie nie robićnic, aby z orzekania w sprawach o kapi-talnym znaczeniu politycznym sędziówi sądy wyłączyć.

I nie jest tak, że udział sędziów w po-lityce zawsze władzy przeszkadza. Częstomożemy mieć do czynienia z sytuacjąsymbiozy. Każdy król potrzebuje kata.Machiavelli radził księciu w „Księciu”,aby ten osobiście nagradzał, zaś karałprzez pośredników. „Niezależny” sędziajest dla władzy bardzo funkcjonalny: bierzena siebie ciężar podjęcia decyzji w trud-nych i mniej ważnych dla polityka kwes-tiach. Polityk w kraju demokratycznympracuje pod presją czasu, warunkowanądynamiką kaprysów opinii publicznej.Sąd to dobre miejsce na urządzenie w nimśmietnika, w którym umieścić możnatrudne problemy na czas wygaśnięcia za-interesowania nimi opinii publicznej. Sędzia to gość od takiej właśnie czarnej

61

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 62: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

roboty. I aby sędzia był w tej robocie sku-teczny, to nie może zbyt sztywno podlegaćrozliczaniu za efektywność.

Sędzia jest potrzebny politykowi takżedla uprawomocnienia różnych niepopu-larnych i ryzykownych politycznie decyzji.

W przeciwieństwie do władzy, sędzia nieponosi odpowiedzialności politycznej. Sę-dziemu grozi naprawdę niewiele, jeżelitylko zadba się o odpowiednie uzasad-nienie, żeby wszystko było lege artis, cow praktyce zależy od wyobraźni, krea-tywności i talentów literackich. Współ-czesnym przykładem jest zalegalizowanieprzez Trybunał wyprowadzenia pieniędzyz OFE. Nawiasem pisząc, jako badaczprzyglądający się korupcji w Polsce, muszęprzyznać, że było dla mnie pozytywnymzaskoczeniem, że tak duże podmioty fi-nansowo-ubezpieczeniowe nie dały radyzrzucić się na na tyle dużą łapówę, abypowstrzymać polityków i sędziów przedwyprowadzeniem pieniędzy.

Powspółczujmy sędziom. Kiedy wy-dadzą wyrok „niesprawiedliwy”, wtedysypią się na nich gromy. Kiedy wydadząwyrok „sprawiedliwy”, wtedy ci, którychon dotyczy, najczęściej nie poczuwają siędo żadnej wdzięczności względem sędziów.Taka to niewdzięczna robota. Co szcze-gólnie ciekawe, rządzącym nie jest po-

trzebne, aby sędziowie w ogólności orzekali„sprawiedliwie” – wystarczy, że nie będziezbyt wiele rażących przypadków orzekania„niesprawiedliwego”. Potrzeba też zapo-biegać powstawaniu wśród zaprzyjaźnio-nych lub neutralnych wpływowych grupinteresu poczucia niesprawiedliwości.Chodzi tylko o to, aby niesprawiedliwiepotraktowani nie poczuli się ci silniejsiaktorzy, od których poparcia zależy władzaaktualnie rządzących.

Drogie, niekontrolowalne,spetryfikowane

Jeśli w następstwie procesu judykalizacji,rola sędziów w procesie politycznym jestcoraz większa, a grupa ta nie podlega wy-borowi demokratycznemu, jest względnietrwała, to tworzy się niebezpieczeństwoutrwalania pewnego establishmentu,mimo pozornej wymiany przedstawicieliwładz. Jak pokazują dane porównawcze,omówione poniżej, środowisko sędziow-skie w Polsce jest względnie liczne i wy-jątkowo spetryfikowane.

W aktualnej wersji raportu „Europeanjudicial systems – Edition 2014: efficiencyand quality of justice”, oceniającego jakośćfunkcjonowania sądownictwa w państwacheuropejskich (łącznie z Rosją i Izraelem,państwami kaukaskimi), pod względembezwzględnej liczby sędziów Polska, gdzieich liczba przekracza nieco 10 tys., znaj-dowała się w ścisłej czołówce zestawieniaponad czterdziestu państw. Według do-stępnych w raporcie danych, więcej sę-dziów było w Rosji i Niemczech. Zaśw bardziej zasobnych ludnościowo odPolski krajach, jak we Francji czy we Wło-szech, sędziów było zdecydowanie mniej,odpowiednio 7 tys. i 6,3 tys.

Z analiz przedstawionych w raporciewynika, że funkcjonowanie systemu spra-

62

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Lamentujący nad presją

polityczną na sędziów nie

rozumieją, że sędziowie na

skutek działania innych

procesów już dawno

w polityce są i na nią silnie

oddziaływają

Page 63: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

wiedliwości w ogólności i sądów w szcze-gólności kosztuje nasz budżet dość dużo.Polska znalazła się na 6. miejscu podwzględem wysokości wydatków państwana cały system sprawiedliwości (razemz więziennictwem, kosztem funkcjono-wania ministerstwa itp.). Stanowi to w Pol-sce 3,2% rocznych wydatków publicznych,zaś średnia unijna to 2,2%. Co dostajemyza to, że płacimy za system wymiaru spra-wiedliwości proporcjonalnie o połowęwięcej niż pozostali Europejczycy?

Mając to na uwadze warto zauważyć,że z puli przeznaczanej na utrzymaniesystemu sprawiedliwości wydatki na są-downictwo wynoszą dla Polski 73,9%, codaje nam 4. miejsce na 43 ujęte kraje,przy średniej dla nich wynoszącej 49,2%!Zatem w innych krajach europejskich wy-datki na sądownictwo przeciętnie to 50%całości kosztów funkcjonowania systemuwymiaru sprawiedliwości. W Polsce toznów o połowę więcej. Jak się okazuje,tylko w niewielkim stopniu różnice te tłu-maczy fakt, że w Polsce, podobnie jaknp. w Austrii, na sądach ciążą także pewneobowiązki związane m.in. z rejestrowaniempodmiotów prowadzących działalnośćgospodarczą, podczas gdy w innych kra-jach robią to wydzielone instytucje.

Otóż okazuje się, że ujęte w raporcieogólne wydatki na sądownictwo uwzględ-niają także koszty funkcjonowania pro-kuratury oraz zapewniania pomocy praw-nej obywatelom. I tu jest jeszcze ciekawiej.W Polsce działalność sądów pożera 75%wydatków na sądownictwo, na prokuraturęidzie 23%, zaś na pomoc prawną dla oby-wateli 1,3%. W tym samym czasie w sły-nącej z kultury prawnej Anglii i Walii nasądy idzie 44%, na prokuraturę 13%, zaśna pomoc prawną dla obywateli 43%!

Polski obywatel w konfrontacji z są-dem rzadziej może liczyć na pomoc pań-

stwa i musi często polegać na prywatnejinwestycji w adwokata. A z tym wiąże siępoważny problem, w literaturze określanyjako tzw. problem agencji. Ilustruje godowcip, w którym pewien socjolog, ba-dający zjawisko długowieczności odkrył,że przeciętny prawnik żyje dwukrotniedłużej niż przeciętny lekarz i trzykrotniedłużej niż przeciętny nauczyciel szkolny;długość życia prawników została ustalonana podstawie liczby godzin pracy podanejprzez nich w wystawionych klientom ra-chunkach.

Wspomniany raport przywołuje takżeciekawe dane porównawcze na temat licz-by postępowań dyscyplinarnych, wszczy-nanych przeciwko sędziom. I tak, w Angliirazem z Walią było ich aż 55 na 100 sę-dziów, w Norwegii 12 na 100, w całymzbiorze porównywanych państw było ichprzeciętnie 3,2 na 100, zaś w Polsce –0,5 na 100.

Nieuchronność konfliktu

Z przytoczonych danych porównawczychwynika, że sędziów mamy wielu, na sądypłacimy dużo, także kosztem wsparciaprawnego dla obywateli. Jednocześniepozycja sędziego w naszym kraju jest wy-jątkowo stabilna, trudno rozliczyć go z błę-dów, nieefektywności, nierzetelności czywręcz lenistwa. Postępowania dyscypli-narne w naszym kraje są względnie rzadkiew porównaniu z innymi państwami eu-ropejskimi.

Brak zinstytucjonalizowanego syste-mu sankcjonowania pracy sędziów i eg-zekwowania ich odpowiedzialności w dłuż-szej perspektywie naturalnie skutkowaćmusi powstaniem konfliktów tego śro-dowiska z władzą i ze społeczeństwem.

Z punktu widzenia troski o jakośćrządów, konfrontacja władzy ze środowi-

63

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 64: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

skiem sędziowskim jest bardzo potrzebnaobu stronom. Bardziej potrzebna jest jed-nak sędziom: żeby przypomnieli sobieoni, albo uświadomili to, na jakich kru-chych podstawach zbudowana jest ich –zdawałoby się – wygodna pozycja. Dziękimechanizmom okresowej wymiany elitw demokracji, przedstawiciele zarównoegzekutywy, jak i legislatywy chronienisą przed zbytnim popadnięciem w samo-zachwyt i złudne poczucie niezależności.W przypadku sędziów brakuje tego rodzajumechanizmów. Być może, gdyby standardyostrożności w środowisku sędziowskimbyły bardziej powszechne, sędzia Łączew-ski nie dałby się tak łatwo wrobić w aferęz jego udziałem.

W jaki sposób suweren, społeczeń-stwo może dyscyplinować sędziów? Po-jedynczych, ale też sędziów jako całą klasęurzędników, czyli sług. Jaką sędzia mamotywację, aby być wydajnym, sprawied-liwym? Jeśli suweren uzna, że z sędziamitrzeba zrobić porządek, to może próbowaćzmienić prawo. Jednakże sędziowie, jakocałe środowisko broniące swojej pozycji,mogą mu to prawo odrzucić, bo nie dość,że są sędziami we własnej sprawie, tojeszcze grają na własnym boisku.

Jak to naprawić?

Z naszkicowanego obrazu sytuacji wynikapotrzeba zastanowienia się nad wypra-cowaniem i wprowadzeniem mechaniz-mów. Po pierwsze, niezależnej kontrolijakości pracy sądów, po drugie, realnegosankcjonowania odpowiedzialności sę-dziów za niskie standardy ich pracy.Z ustrojowego punktu widzenia, trzy ro-dzaje władz miały się nawzajem pilnowaći ograniczać. W praktyce wygląda to tak,że judykatywa kontroluje pozostałych orazsamą siebie. W świetle trendów nauko-

wych opisanych na początku można za-kładać, że idei niezawisłości sędziowskiejbyć może nie da się dłużej utrzymać.

Próbą ograniczenia swoistej izolacjisędziów są właśnie takie inicjatywy, jakobywatelski nadzór na pracą sądów (CourtWatch), czy też funkcjonowaniew amerykańskim systemie instytucji ławyprzysięgłych, w której losowo wybrani,„zwyczajni obywatele” mają dokładać dodziałalności sądu pierwiastek potocznegopoczucia sprawiedliwości. Można podnieśćtu zarzut, że to kolejne zwiększenie roliczynnika „ludzkiego”; nie jest to zarzuttrafny, gdyż problemem nie jest sam„czynnik ludzki”, który jest niereduko-walny z żadnej sytuacji społecznej. Pro-blemem jest fałszywe wyobrażenie o „nie-zawisłości” organu, który feruje orzeczenie.Co więcej, rozważenie dodania czynnikówpolitycznych czy obywatelskich do pracysądów ma ten dodatkowy sens, że tepierwsze mają większy mandat do spra-wowania władzy. Z tej perspektywy legi-tymacja władzy sądowniczej jest w pew-nym sensie domniemana, gdyż niepo-ddawalna sprawdzeniu.

Jednocześnie należy z ostrożnościąpodchodzić do prób poważniejszego wy-korzystywania technik zautomatyzowa-nego wspomagania decyzji sędziów przez

64

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Co dostajemy za to, że

płacimy za system wymiaru

sprawiedliwości

proporcjonalnie o połowę

więcej niż pozostali

europejczycy?

Page 65: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

algorytmy komputerowe, wykorzystującebazy danych. Wbrew deklaracjom, nieprzysłużą się one istotnie redukowaniutzw. „czynnika ludzkiego”: same algorytmybowiem, podobnie jak prawo, nie zostałyobjawione, ale stworzył je człowiek, mającyswoje (świadome i nieuświadomione) in-teresy i uprzedzenia. Kolejne zagrożeniez tym związane opisywał Stanisław Lemw „Podróży dwudziestej czwartej”, gdziebezstronna maszyna do rządzenia, któraw oczekiwaniach ludu miała zaprowadzić

ład sprawiedliwy, przyjemny i estetyczny,zamieniła obywateli w lśniące krążki.

Władza sędziów jest nieproporcjo-nalna do odpowiedzialności za nią. Po-trzeba nam odczarowania mitu niezależ-ności roli sędziego od uniwersalnie ludz-kich ograniczeń. Praktyczna realizacjatego postulatu nie uda się bez współpracysamych sędziów. Okazuje się, że Temidanie jest ślepa, ale co najwyżej krótkow-zroczna. Albo społeczeństwo faktycznieją oślepi, albo wyśle do okulisty.

65

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 66: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

66

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Duże polskie miasto, czołowa krajowauczelnia. Po dwóch latach wracam z za-granicznego stypendium z nadzieją na –obiecane przed wyjazdem – przedłużenieumowy o pracę. Skromna pensja adiunktato ledwie 2,5 tys. zł na rękę, na Zachodziedziekan proponował mi za zostanie ponad3 razy tyle. Ale wolę wrócić. Do dziew-czyny, do rodziny, do przyjaciół, do oj-czyzny.

Powrót

Szef, promotor mojego doktoratu, jest te-raz nieprzyjemny. – Ile pan tam zarobił?Ile zaoszczędził? To kupa kasy chyba była?– wypytuje. – Panie profesorze – dukamzdeprymowany. – Stypendium wynosiło2 tys. euro miesięcznie, z kawałkiem.Równowartość ichniej średniej pensji.U nas to sporo, tam, przy dużo wyższychkosztach życia, nic nadzwyczajnego. Alenie narzekam, trochę odłożyłem. – Kon-kretnie ile? – dociska szef.

Co za impertynencja! Płacili obco-krajowcy, sam ten wyjazd wywalczyłem,

co mu do moich oszczędności? W mię-dzyczasie dochodziły mnie słuchy, żeuczelniane towarzystwo, do którego mójprzełożony należy, coraz śmielej sobiepoczyna. Ponoć praktycznie przejęli kon-trolę nad uniwerkiem i bezwstydnie wy-płacają sobie coraz większe dodatki zafikcyjne zlecenia. A dług „firmy” rośnie.

Ale nie przejmowałem się tym spe-cjalnie. Patologie są w Polsce wszędzie.Trzeba robić swoje. Wytworzyłem przezte dwa lata ponadprzeciętny dorobek: kil-kanaście artykułów krajowych, kilka za-granicznych (w tym dwa w pismach z naj-wyżej punktowanej listy filadelfijskiej),wygłosiłem parę referatów za granicą.Wielu kolegów patrzyło na to z zazdrością.W poczuciu dobrze wykonanego obowiąz-ku liczyłem więc, że mój dorobek mnieobroni.

Propozycja

– To chyba raczej moja sprawa, panieprofesorze – odpowiadam zatem po chwilinamysłu na jego pytanie. – Pan raczy

aNoNim iAkademik i doradca, pewien czas po opisanych zdarzeniach wrócił do pracy naukowej na innej uczelni

Profesor uznał, że powinienem zapłacić „uczelni”, czyli w praktyce uni-wersyteckiej wierchuszce, haracz z zagranicznego stypendium.

Gangsterzy w gronostajach

Page 67: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

żartować! – odparowuje. – Bez wcześ-niejszej kariery u nas nigdy by pan tamnie trafił. Pan sobie przez dwa lata balowałpo świecie, a tu ludzie za polskie skromnepensje tyrali. Uczelni coś się z tego urobkunależy.

Żart? Przypadkowa niezręczność?Nic z tych rzeczy. Profesor uznał, że po-winienem zapłacić „uczelni”, czyli w prak-tyce uniwersyteckiej wierchuszce, którarozdysponowuje każdy dodatkowy groszmiędzy siebie, haracz z zagranicznegostypendium. Jednak – jak mi wyjaśnił –„to by nie przeszło prawnie”, więc, jakoekwiwalent, proponuje mi rok pracy zadarmo, żeby „jakoś to odrobić”. Potem„mielibyśmy zobaczyć”, czy „się spraw-dzam”, i zdecydować, czy kolejny rok po-pracuję za darmo, czy może już jednak zapieniądze, jak inni.

Nie zgodziłem się, więc próbowalimnie przeczołgać inaczej. Zaproponowali840 zł na rękę za prowadzenie trzechzajęć w tygodniu jako zewnętrzny współ-pracownik. 35 zł za godzinę (akademicką,czyli 45 minut), a więc stawka jak naPolskę przyzwoita, tyle że za taką sumęprzecież nie wyżyję. Sam wynajem pokojuto połowa tego, jedzenie – następne czte-rysta. A gdzie rachunki, gdzie książki?Co gorsza, ganiając trzy razy w tygodniuna uczelnię – bo szef wyraźnie zasugero-wał, że moja postawa nie uprawnia mniedo przywileju zgrupowania zajęć jednepo drugich – innego etatu nie znajdę.

Poza tym, już wiem, o co w tym cho-dzi. Chcą mnie przeczołgać, upokorzyć.Zrobić ze mnie klienta, ich żołnierza. Jed-nego z tych lizusów, co to ciągle pełzająprzed profesorami, a z czasem – nawetjeśli nic istotnego nie zbadali, a ich książkiroją się od błędów – sami awansują dotowarzystwa. Po iluś latach takich relacjisą rzecz jasna kompletnie wyzuci z „mło-

dzieńczych” naukowych ideałów. A co domnie, oni dodatkowo wiedzą, że na żadnejinnej uczelni pracy teraz nie znajdę, boprzeciągnęli sprawę do końca września,w tej branży wszystkie etaty na najbliższyrok są już rozdane.

Pieprzę to. Nie po to zostałem nau-kowcem. Idę do firmy doradczej, dla którejpisałem okazjonalnie analizy, proponujęswoje pełnowymiarowe usługi. Dają trzytysiące na rękę przez trzy miesiące, jaksię sprawdzę – obiecują co najmniej 500zł podwyżki i umowę na rok, potem naczas nieokreślony i następną podwyżkę.Biorę, z pocałowaniem ręki. Nie to chcia-łem robić, ale nie mam wyjścia, na chlebtrzeba zarobić.

Mafia

Znajomego prawnika pytam, jakie szansemiałbym w sądzie. Tłumaczy, że ciężkasprawa, bo formalnie trudno się przycze-pić. Mówi, że oni zadziałali jak mafia, aleja przecież nie mam dowodów na żadneprzestępstwo. Żebym chociaż nagrał którąśz tych rozmów. Ale nie nagrałem.

Mafia – to dobre słowo. Profesuraopływa w prestiż, wielu jej członków madostęp do polityków i mediów. Tworząbardzo wpływową społeczność, obdarzonąfaktycznie pełną kontrolą nad uczelniami,przez które przechodzi mnóstwo publicz-nych pieniędzy. Nie inaczej: to mit, że

67

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

oni zadziałali jak mafia,

ale ja przecież nie mam

dowodów na żadne

przestępstwo

Page 68: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

polskie uniwersytety nie mają funduszy.Mają, tylko je przewalają.

Zasada autonomii uniwersytetu w po-łączeniu z nieprzejrzystością decyzji spra-wia, że kto rządzi akademią, może płynącyod podatników i studentów strumień go-tówki rozdysponowywać praktycznie wed-ług własnego widzimisię. Kto np. dojdzie,że referat profesora tak naprawdę napisałjego asystent i że dalece nie wart był onceny, którą uczelnia za niego zapłaciła?

Na tego typu rzeczach można „kręcićlody” na dziesiątki tysięcy złotych mie-sięcznie (na głowę). Do tego dochodzisłabo znana kwestia tzw. premii z funduszuzasadniczego. To tak naprawdę podziałzysków uczelni między jej kierownictwo,tak jak wspólnicy dzielą zysk ze spółki.Tyle że uniwersytet to nie firma, a zarzą-dzające nią towarzystwo w gronostajach– to nie partnerzy w sensie biznesowym.Są de facto pracownikami najemnymi.Jednak w swojej mafijnej mentalnościi praktyce traktują akademię jak cytrynędo wyciśnięcia.

Wszystko bez wyraźnego naruszaniaprzepisów. Tak jak Alowi Capone przezlata nie potrafiono udowodnić żadnegoprzestępstwa, choć wszyscy wiedzieli, żecodziennie je popełnia, tak niezwykletrudno cokolwiek udowodnić sitwomuczelnianym.

Do tego dochodzą potężne dyspro-porcje dochodów. O ile podstawowe pensjeadiunktów i profesorów są – jak na wagępracy i w porównaniu ze standardami za-chodnimi – dość skromne (odpowiednio:3,5 tys. i 4–5 tys. zł brutto), o tyle rektorzy,o czym mało się mówi, tworzą zupełnieinną ligę. Zarobki sięgają tu 2–3-krotniewynagrodzenia ministra, oscylując zwyklemiędzy 20 a 30 tys. zł miesięcznie. A totylko ustawowo jawna część wynagrodze-

nia. Kwoty najróżniejszych dodatkowychzleceń nie są znane, a uczelniane wier-chuszki mają w zasadzie pełną swobodęw transferowaniu ich do swoich kieszeni.Znając ich mentalność, muszą to być ro-biące wrażenie kwoty…

System

To wszystko daje statystycznemu profe-sorowi bardzo silny bodziec do tego, aby„trzymać z władzą” (uczelnianą), niż sku-piać się na porządnej robocie naukoweji dydaktycznej. A młodych naukowcówustawia w kolejce po aprobatę starszychkolegów, od których są formalnie i finan-sowo zależni.

Wielu, może nawet większość profe-sorów, mimo to nie robi przekrętów. Aleznaczna część jednak tak. W mojej byłejuczelni eksszef był jednym z pięciu głów-nych graczy, mających umocowanie wewładzach wydziału i całego uniwersytetu.Aktywnie wspierało ich maksymalnie20 klakierów. I to wystarczyło, żeby zdo-minować stuosobowy senat.

Dlaczego? Gdy żaliłem się innym,uczciwym profesorom, rozkładali ręce.Uznawali tę sitwę za „nie do ruszenia”,mówili, że muszą myśleć o swoich wy-chowankach. Jeden opowiedział, jak pró-bował się im postawić, i w rewanżu od-sunęli go od grantu i przeczołgali mudoktoranta.

Do tego dochodzi cały wachlarz spo-sobów budowania i wymuszania lojalności,związany z hierarchiczną strukturą i uzna-niowością opinii. Kiedy młody pracownik„nie szanuje starszych”, nie chcąc braćudziału w wątpliwych praktykach, zawszemożna mu, czysto uznaniowo, w oparciuo profesorski autorytet, odrzucić doktoratczy habilitację. Wtedy ma trzy wyjścia:

68

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 69: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

albo w oblanej pracy nic nie zmieniaći obronić ją z sukcesem dzięki przystą-pieniu do układu. Albo próbować obronićją w innym miejscu. Albo zmienić zawód.

Promuje się w ten sposób przedewszystkim ludzi „biernych, miernych, alewiernych”, kooptując ich w toku wielo-letniej fazy recenzowania i podległościjako klientów do patologicznego układu.Co to oznacza dla jakości nauki i nauczania,jest oczywiste. Żadna polska uczelnia niemoże się przebić do pierwszych trzechsetek najlepszych uniwersytetów świata,a więc nawet do drugiej ligi.

Panaceum

Co z tym można zrobić? Brak mechaniz-mów samoweryfikacji w połączeniu z silnąselekcją negatywną i szeroką autonomiąuniwersytetów polskich sprawia, że po-ważniejsze zmiany mogą nastąpić tylkow wyniku odgórnego „szarpnięcia cugla-mi”. Może go dokonać tylko bardzo zde-terminowany i silny minister, mający dlaprogramu sanacji nauki pełne poparciepremiera. Niestety, na razie nikogo takiegona horyzoncie nie widać…

69

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 70: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

70

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Sprawa rodziców noworodka, którzy wewrześniu zabrali swoje dziecko ze szpitalaw Białogardzie, by uchronić je przed nie-chcianymi procedurami medycznym, jestswego rodzaju mikrokosmosem polskich(i nie tylko) debat społecznych na tematspołecznej pozycji nauki i medycyny, au-torytetów i elit profesjonalnych oraz za-kresu wolności w relacji do zdrowia pub-licznego czy interesu narodowego. Żar-tobliwie uznałbym ten kazus za modelowąbitwę między chorągwiami Ciemnogrodua legionami Scjentopogardu.

Wojownik czy wojowniczka walczącypod sztandarem Ciemnogrodu to stereotypdobrze znany od wieków. To osoba o niż-szym statusie społecznym i wykształceniu,religijna i nieufna względem „szkiełkai oka”, a już szczególnie względem pater-nalistycznych elit i modernistycznej wiel-kiej narracji nauki, która bądź to kolidujez ich wielką narracją bogoojczyźnianą,bądź jest zbyt opresyjna dla pomniejszychplemiennych narracji. To antyszczepion-kowcy i turbolechici. To „pasożyty im-munologiczne”, wierzące w płaską Ziemię,

superchwasty GMO i zamach smoleński.Są uprzedzeni, ksenofobiczni i nietole-rancyjni. Tak przynajmniej wyglądająw opisach bitewnych swoich śmiertelnychwrogów.

Scjentopogard to, tymczasem, siłyPostępu i dobrobytu. Maszerują dzielniew szeregach Armii Nowego Wzoru, niosącrewolucję społeczną, wolności od zabo-bonów, jedynego słusznego boga Naukii Higieny. Inwigilują wrogie szeregi „dlabeki”. Ich bronią jest drwina i pogarda.Nic tak ich nie cieszy jak wspólnie śmiesz-kowanie z głupoty wroga. Używają kos-metyków z resztek nienarodzonych dzieci,które kupują z pieniędzy od Sorosa i Mon-santo.

Konstruktywnie o szczepionkach

Oto wiec mamy dwa obozy serdecznie sięnienawidzące. Wspomniana debata spo-łeczna, czy raczej wojna kulturowa toczysię w Polsce od wieków, ale rozgorzałaz nową siłą wraz z otwarciem frontu szcze-pionkowego. Popularność ruchów anty-

miChał zaBdyr-jamrózPracownik Instytutu Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie

Wojna kulturowa toczy się w Polsce od wieków, ale rozgorzała z nową siłąwraz z otwarciem frontu szczepionkowego. Ma on jednak swoje niebaga-telne podstawy

Ciemnogród vs. scjentopogard

Page 71: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

szczepionkowych i powiększająca się liczbarodziców, którzy nie szczepią swoich dziecito dowody znacznego sukcesu sił Ciem-nogrodu. Sam zajmując się zawodowopolitykami zdrowotnymi i zdrowiem pub-licznym jestem tym bardzo zaniepokojony.

Z racji profesji i przekonań zaliczam siędo plemienia Scjentopogardu, ale w tymmiejscu chciałem zbadać motywy drugiejstrony i zanalizować je w – jak tylko tomożliwe – życzliwy sposób. Co motywujeantyszczepionkowców? Na to pytanie sta-rałem się odpowiedzieć na potrzeby mojejpracy doktorskiej „Deliberatywny modelpolityki”. Punktem odniesienia był dlamnie przykład moderowanej przez HannęZielińską rozmowy radiowej z 2014 rokupt. „Awantura o szczepionki”. Byłą to de-bata między dwiema matkami, aktywnymiw publicznej dyskusji na temat obowiąz-kowego szczepienia dzieci: zwolenniczkitakiego obowiązku, Joanny Grzesiowskieji jego przeciwniczki, Agnieszki Kutyłow-skiej. W moim przekonaniu był to przykładnad wyraz konstruktywnej rozmowy, kon-trastujący z tonem wielu dyskusji w sferzepublicznej.

Zwolenniczka zachowywała się w spo-sób modelowy dla swojego stronnictwa.Pokładała nadzieję w medycynie i w au-torytetach naukowych. Przeciwniczka,tymczasem, dość wyraźnie odbiegała odstereotypu jaki tworzą najbardziej popu-larne relacje osób monitorujących ruchyantyszczepionkowe. Była w stanie z prze-konaniem przywołać (choć bez dokładnegoopisywania) szereg źródeł świadczącycho tym, że szczepionki niosą z sobą wysokieryzyko szkodliwych skutków ubocznych.Odnosiła się tylko do wiedzy eksperckiej,nie odwoływała się do wiedzy anegdo-tycznej. Jej wypowiedź w żadnym punkcienie skłaniała się ku teoriom spiskowym.Była bardzo dobrze przygotowana do roz-mowy, biegła w przedmiocie i zdolna cy-tować różne źródła od ręki. Mimo brakuformalnego wykształcenia, sprawiała wra-żenie ekspertki w temacie. Jej dyskutantkanie była w stanie odeprzeć argumentóww równie rzeczowy sposób. Ostatecznie,to przeciwniczka szczepień wyszła naosobę bardziej krytycznie i samodzielniemyślącą, w przeciwieństwie do tej, która„pokłada wiarę” w szczepienia ochronnei lekarzy. Ten przykład przeczył wizerun-kowi antyszczepionkowców jako moty-wowanych ignorancją i przesądami.

Miejsce dla własnego doświadczenia

Dyskusja radiowa ukazała jeszcze jednąrzecz. Przeciwniczka szczepień wyjaśniła,skąd wzięło się jej zainteresowanie te-matem. A zaczęło się wraz z chorobą jejdziecka, po tym, jak otrzymało ono obo-wiązkowe szczepienie. Sytuację pogarszałydługie kolejki do specjalistycznych badań,a także sami lekarze, którzy nie przeka-zywali matce konkretnych informacji i nieotoczyli jej odpowiednią opieką psycho-logiczną. Zapytana jakie jest źródło jej

71

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Przeciwniczka szczepień

wyjaśniła, że jej

zainteresowanie tematem

zaczęło się wraz z chorobą

jej dziecka, które

doświadczyło poważnych

skutków ubocznych po

obowiązkowym szczepieniu

Page 72: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

informacji, odpowiedziała: „Przede wszyst-kim nie są tym źródłem lekarze”. Wyjaś-niła, że „nie miałam żadnej wiedzy na te-mat szczepień, tak jak większość naszegospołeczeństwa. Zostałam na te szczepieniazapędzona, bo tak trzeba. Dziecko szcze-piłam do trzeciego miesiąca życia […]i niestety zderzyłam się mocno z rzeczy-wistością. Moje dziecko doznało powikłań,które oczywiście nie zostały w ogóle za-uważone przez lekarzy, zdiagnozowaneodpowiednio i zgłoszone do odpowiednichinstytucji”.

Trudne doświadczenie życiowe ge-neruje silne emocjonalne zaangażowaniew sprawę i wytężone poszukiwanie ra-cjonalnych, naukowych argumentów najej rzecz – nawet jeśli są one selektywnei sprzeczne z naukowym konsensem.Większa inteligencja, kompetencje poz-nawcze czy edukacja wcale nie gwarantująodporności na stronniczość, szczególnie,kiedy w grę wchodzą silne polityczne czymoralne przekonania.

Jednakże stronnicza argumentacjawcale nie umniejsza znaczenia problemu,który jest u źródeł takiego zaangażowania.Można ją uznać za próbę podbudowaniaswoich przekonań zestawem racjonalnychargumentów w otoczeniu, które traktujemotywy emocjonalne i osobiste historie

z pobłażliwością. W omawianym przy-padku kluczowe było tu umożliwienieopowiadania personalnych historii, którez angielska zwie się storytelling. Przy-najmniej w tym przypadku, podstawowymmotywem kierującym determinacją prze-ciwniczki szczepień był żal, cierpieniei poczucie niewłaściwego traktowaniaprzez profesjonalistów medycznych. Przed-stawienie sprawy w ten sposób przetarłorównież ścieżkę dla opowieści o znajomymzwolenniczki szczepień. Jego dzieci po-ważnie zachorowały na choroby, którychdałoby się uniknąć, gdyby nie zaniedbałon szczepienia. Teraz aktywnie działa,aby przestrzec innych przed jego własnymbłędem. Przeciwniczka szczepień, mimopersonalnej i uczuciowej motywacji, miałaszansę wyrazić się w sposób poszerzającynasze zrozumienie tematu. Ujawniło togłębsze tło „awantury o szczepionki”. Po-kazało, że dla wielu ruch antyszczepion-kowy znajduje podatny grunt z innychpowodów, niekoniecznie odnoszących siędo samych szczepionek.

Bariery dla upodmiotowieniapacjentów

Jednym z takich problemów tła może byćnapięcie między powoli wdrażaną w Polscekoncepcją praw pacjenta, a bioetycznymmodelem tzw. medycznej deontologii (me-dical deontology, od francuskiego kode-ksu: La code de déontologie medicale) –czyli tradycyjnie obecnego wśród profes-jonalistów medycznych w tej części Europywzorca „medycznego posłuszeństwa” pa-cjentów. Zakłada on, że pacjent ma obo-wiązek podporządkowania się wiedzy eks-perckiej lekarza. W Polsce model deon-tologiczny symbolicznie i nie tylko repre-zentowała praktyka sporządzania doku-mentacji medycznej pacjenta po łacinie.

72

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

stronnicza argumentacja

wcale nie umniejsza

znaczenia problemu, który

jest u źródeł takiego,

pełnego pasji

zaangażowania

Page 73: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Powodem tego – podawanym przez sameIzby Lekarskie – było uniemożliwieniepacjentom samodzielnego odszyfrowaniadokumentacji medycznej. Praktyka spo-rządzania jej w łacinie została zasadniczozniesiona rozporządzeniem Ministra Zdro-wia Zbigniewa Religi z 2006 roku (późniejjednak dozwolona, ale tylko w uzasad-nionych przypadkach). Mimo wielu mi-lowych kroków w prawnej instytucjona-lizacji praw pacjenta w Polsce, modeldeontologiczny wciąż silnie oddziałuje napostawy lekarzy a nawet samych pacjen-tów. Stanowi on wciąż swego rodzaju tra-dycyjny tryb domyślny budowania wza-jemnych relacji między pacjentem a le-karzem. Dobra komunikacja między pa-cjentami i profesjonalistami medycznymiwciąż pozostaje jednym z wyzwań w Pol-sce. Jasnym jest, że ruch antyszczepion-kowy nie jest skutkiem tylko tego kon-kretnie problemu, tym bardziej, że krajereprezentujące znacznie bardziej part-nerski model relacji pacjent-lekarz równieżnie są wolne od antyszczepionkowych na-strojów. W tym przypadku, jednak, pub-liczna debata o szczepionkach ujawniainne, podskórne dylematy systemowe,które stanowić mogą podatny grunt dlaruchów antyszczepionkowych.

Do wspomnianego kontekstu wartododać dość istotną uwagę, że relacja mię-dzy lekarzem a pacjentem jest bardzouzależniona od pozycji społecznej. Anto-nina Ostrowska w artykule „Paternalizmczy partnerstwo? Relacje między pacjen-tami a lekarzami w Europie” zauważa, że„[b]adania zachodnie dostarczają wieluargumentów na rzecz tezy, że sposobykorzystania ze służby zdrowia przez osobyzajmujące niższe pozycje społeczne od-biegają od wzorców klasy średniej i wy-ższej”. Większa szansa osób z klasy średniejna nawiązanie partnerskich relacji z le-

karzem wynika z szeregu możliwych czyn-ników. Ostrowska wymienia m.in. to, że„główne założenia, na których opiera sięstruktura służb zdrowotnych, są zgodnez wartościami, oczekiwaniami i stylamiżycia przede wszystkim klasy średniej”.

Wskazuje też na to, że „pacjenci o pozycjispołecznej zbliżonej do pozycji lekarzamają większą szansę na nawiązanie wspól-nego a jednocześnie bardziej efektywnegostylu komunikacji”. Ponadto „wzory so-cjalizacji w klasie średniej wyposażająjednostkę w umiejętność łatwiejszego rea-lizowania roli pacjenta, rozumienia obiek-tywnej orientacji przedstawicieli służbyzdrowia, minimalizowania skutków nie-wielkiej zresztą różnicy statusu” co „za-pewnia łatwość dopasowania się do ist-niejących form organizacyjnych i funk-cjonowania w strukturach biurokratycz-nych, sprzyja umiejętności werbalizowaniaswoich odczuć, oczekiwań i potrzeb i po-dejmowania negocjacji z lekarzem”.

Powyższe uwagi sugerują, że takżei ruchy antyszczepionkowe mogą miećcechy antyestablishmentowych ruchów

73

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

także i ruchy

antyszczepionkowe mogą

mieć cechy

antyestablishmentowych

ruchów społecznych – buntu

niższych warstw

społecznych przeciw

postawom i dominacji klas

średnich i elit

Page 74: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

społecznych – buntu niższych warstwspołecznych przeciw postawom i dominacjiklas średnich i elit. Kontekstem tego możebyć wzbierająca frustracja i resentyment,kumulowane przez lata rosnących nie-równości społecznych, tj. widocznego ucie-kania do przodu „beneficjentów trans-formacji”.

Błąd Scjentopogardu i upolitycznienieresentymentu

W moim przekonaniu, dość istotnym pro-blemem mojego stronnictwa, grodu Scjen-topogardu, jest niemal religijny kult nauki.Przyjmuje on nawet postać postulatu two-rzenia polityk wyłącznie w oparciu o naukę,co postulował niedawno m.in. Neil de-Grasse Tyson. Jeffrey Guhin określił takiestanowisko mianem „krótkowidztwa scjen-tyzmu”, dostrzegając jego korzenie w qua-si-religijnym kulcie nieomylności nauki.Zdaniem Richarda P. Feynmanna u sa-mych naukowców wiara tego rodzajuprzyjmuje kształt „naukowego kultu cargo”.Zupełnie jak plemiona wysp Oceanu Spo-kojnego, które budują bambusowe lotniskodla przywołania samolotów z dobrami,wielu naukowców jak i laików fascynujesię nauką zapominając o jej istocie. A jestnią zwątpienie i bezlitosny samokrytycyzm,poszukiwanie własnych błędów i szczeremówienie o nich innym. Bez tej pokory,przepełnieni pychą i pewni siebie badacze

i „fani nauki” czynią z nauki pusty rytuał –przesiąknięty myśleniem życzeniowymi ukrytymi pokładami uprzedzeń.

Jest to jednak fenomen stary, a je-dynie wzmagający się w ostatnich latach.Jest on na nieszczęście elementem szerszejpatologii, jaką jest intencjonalne wyko-rzystanie tych zagadnień w sporze poli-tycznym. Niestety rządy Prawa i Spra-wiedliwości zaczęły grać kartą klasowegoi poznawczego resentymentu, antagoni-zując pacjentów wobec lekarzy i generalniewobec nauk medycznych w ramach szer-szej strategii uderzania w elity III RP.Przykładem tego był tzw. „efekt Ziobry”,czyli gwałtowny spadek liczby przeszcze-pów w Polsce jeszcze w roku 2007, przyokazji sprawy Mirosława G. Stosowanywtedy w mediach polityczny dyskurs do-prowadził do nadwątlenia zaufania pa-cjentów do transplantologii i jednocześniewzbudził obawy lekarzy przed fałszywymioskarżeniami. Odpowiedzią na endemicz-ny problem paternalizmu zawodów za-ufania publicznego nie jest czynieniez nich politycznych wrogów w celu ugraniaczy zmobilizowania elektoratu. Stawkąjest tu zdrowie i życie obywateli – szcze-gólnie młodego pokolenia. Walka z pa-ternalizmem nie powinna przyjmowaćtakiej formy i nie powinna być zawłasz-czana przez jedną siłę polityczną. To grabardzo niebezpieczna i politycy powinnisię raczej wykazać w niej roztropnością.

74

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 75: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

75

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Hasła: rolnictwo, leśnictwo, rybołówstwoi handel produktami spożywczymi wy-wołują u przeciętnego polskiego rozmówcyszeroką gamę skojarzeń – od dotacjii KRUS-u, przez unijną parametryzacjękrzywizny banana, po konkretne partiepolityczne związane z wiejskim elektora-tem. Spora część naszych rodaków marównież bogate własne doświadczenia lubdziecięce wspomnienia związane z uprawąpól lub hodowlą zwierząt. Bardzo rzadkojednak wspomniane powyżej hasła im-plikują dziś dyskusję na temat zasobówi strategii. Takie skojarzenia mogą miećewentualnie zagorzali miłośnicy gier kom-puterowych – tych, w których cywilizacjei bohaterowie nie żyją wiecznie bez za-spokojenia podstawowej potrzeby ener-getycznej. Niestety, polska debata pub-liczna przedstawia rolnictwo jako ciężardla naszego społeczeństwa. Aktywnośćzawodowa i pochodzenie związane z wsią,delikatnie ujmując, nie wiążą się prestiżem.Tymczasem żywność stanowi podstawowyzasób każdego społeczeństwa i determinujejego poziom niezależności w innych sfe-

rach. Rolnictwo wraz z branżą spożywcząstanowi jedną z dwóch (obok energetyki)podstaw gospodarki państwa.

Żywią i bronią! – wciąż aktualne?

Czasy struktury społecznej opartej naogromnej większości obywateli związanychz szeroko rozumianym rolnictwem należądo przeszłości (aktualnie jest to około16 proc. pracujących). Systematyczniespada również udział tego sektora gos-podarki w polskim PKB (obecnie poniżej4 proc.). Obie te tendencje wpisują sięw stereotypowy opis modernizacji gos-podarczej każdego państwa. Jednak bacz-nym obserwatorom nie umkną statystykidotyczące przemysłu spożywczego. Dlaprzykładu: obecnie w Polsce wspomnianabranża wytwarza około 20 proc. produkcjisprzedanej naszego przemysłu. Przetwa-rzanie, dystrybucja i handel żywnością topotężne gałęzie, które – wyrażone w licz-bach bezwzględnych – stale zwiększająswoje światowe znaczenie w gospodarcei polityce. Stale rosnąca populacja Ziemi

adam zieLińskiEkspert CA KJ ds. rolnictwa, absolwent prawa na WPiA UW

Rolnictwo i przemysł spożywczy to niezbędna podstawa niezależnościpolitycznej każdego państwa

kto wygra bitwę na żywność?

Page 76: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

jest w dużej mierze żywiona przez corazsilniejsze gospodarczo przedsiębiorstwawywodzące się z państw wysokorozwi-niętych (USA, Chiny, Niemcy, WielkaBrytania). W publicznej debacie zaś bardzorzadko zauważany jest silny rozdźwiękmiędzy deprecjacją roli rolnictwa a potęgąmiędzynarodowych koncernów spożyw-czych.

Sukces przetwórstwa i dystrybucjiżywności wymaga stałego dostępu dozróżnicowanej bazy surowcowej. Realizacjętego prostego założenia można sprowadzićdo dwóch metod realizowanych synchro-nicznie: gwarancji regularnych dostawz innych państw i zapewnienia własnegowentylu bezpieczeństwa opartego na corazefektywniejszej własnej produkcji rolnej.W kontekście pierwszego działania wartozwrócić uwagę, że scenariusz filmu 007Quantum of Solace nie powstał w całko-witym oderwaniu od rzeczywistości. Głów-ny wątek fabuły – wykup boliwijskichźródeł wody pitnej – w pełni korelujez rzeczywistymi działaniami francuskichspółek, potwierdzonymi w międzynaro-dowym orzecznictwie sądowym. W boli-wijskim mieście Cochabamba ograniczonydostęp do tego surowca, symboliczniewyrażony podwyżką cen o 200 proc., byłprzyczyną rozruchów społecznych, co stało

się punktem wyjścia dla międzynarodowejdebaty o istnieniu prawa do żywnościjako przywileju każdego człowieka. Jed-nocześnie debacie publicznej umyka fakt,że przy rosnącej populacji świata malejązasoby wody pitnej (obecnie poniżej 2,5proc. ogólnych zasobów wody). Ten pro-blem na razie dotyka głównie BliskiWschód oraz Afrykę, co jest często pomi-janym argumentem w analizach dotyczą-cych migracji ludności na świecie (szcze-gólnie nasilających się w Europie w ciąguostatniego roku).

Kto kontroluje nasze rynki?

Kolejnym przykładem aktywnej politykiw branży spożywczej jest rywalizacja mię-dzynarodowych koncernów o kontrolęprodukcji rolnej na Ukrainie. Sama in-formacja o kilkuletniej dzierżawie ziemiu naszego wschodniego sąsiada wpłynęłana 10-procentowy wzrost akcji chińskiejspółki. Do 1 stycznia 2016 roku obowiązujeregulacja ograniczająca sprzedaż ukraiń-skich gruntów rolnych, jest ona jednakpowszechnie i jawnie omijana.

Poza kontrolą zewnętrznych dostawsurowców państwa wysokorozwinięte nierezygnują także z minimalnego (a zarazemstale zwiększanego) poziomu własnegosektora rolnictwa. Na zasadach rynkowychwielu bogatym krajom opłacałoby się im-portować wszystkie produkty rolne. Mimoto Stany Zjednoczone, Niemcy i WielkaBrytania na przestrzeni ostatnich kilku-nastu lat utrzymują stały odsetek osóbzatrudnionych w rolnictwie oraz stałyudział wartości dodanej tej gałęzi gospo-darki w swoim ciągle rosnącym PKB. Po-nadto wszystkie wymienione państwamają w zanadrzu, opracowane do ewen-tualnego sprawnego wdrożenia, techno-logie efektywnego skoku podaży żywności

76

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Prawna kwalifikacja

marchwi jako owocu

wywołała salwę śmiechu

w Polsce i duże zyski

w pozostałych państwach

członkowskich

Page 77: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

– jej klonowania, kolejne procesy pro-dukcyjne oparte na GMO i tzw. „nowążywność”.

Należy wymienić trzy poziomy stra-tegicznych zagrożeń związanych ze sta-bilnością rynku spożywczego.

1. Ograniczenie rynku zbytu przez inge-rencję polityczną.

Polska debata publiczna ma ten scenariuszprzećwiczony dzięki aktywności naszegowschodniego sąsiada, który już zaprezen-tował Unii Europejskiej swoje opanowanietego mechanizmu gospodarczego. Rosjapotrafiła sprawnie skonstruować graniceprzedmiotowe embarga w sposób doty-kający zarówno koncerny przemysłu spo-żywczego, jak i rolników.

Na całym świecie można zauważyć,że bariery sanitarne, niuanse taryfikacjicelnej (na przykład na linii suplementdiety – lekarstwo) czy szczegółowe wy-magania dotyczące oznakowania produktuto bardzo proste i skuteczne mechanizmyzablokowania importu z precyzyjnie wy-branego rynku.

2. Kontrola cenowa sektora.

Dobrym przykładem pozycji dominującejw dostarczaniu obywatelom podstawo-wego surowca, czyli żywności, jest sytuacjana rumuńskim rynku sprzedaży detalicz-nej. W przypadku tego państwa człon-kowskiego Unii Europejskiej ceny rynkoweśrodków spożywczych są na nieco wyższympoziomie od polskich (niezależnie odblisko dwukrotnie niższego poziomu płacyminimalnej). Od 2009 roku RumuńskaRada ds. konkurencji podejmowała ofi-cjalne decyzje i nakładała kary na kon-trolujące rynek niemieckie sieci super-marketów. Do tej pory nie odnotowano

tam radykalnej poprawy dostępności ce-nowej żywności dla przeciętnego konsu-menta.3. Wykluczenie dostępu do żywności.

Biotechnologiczna walka w rolnictwiei przemyśle spożywczym przekłada się napostępy w gospodarczym wyścigu najsil-niejszych graczy – przede wszystkim UniiEuropejskiej, USA i Chin. Wyższa efek-tywność produkcji rolnej niestety idziew parze z dziesiątkami tysięcy ludzi co-dziennie umierających z głodu (wedługróżnych źródeł od 20 do 30 tys. ofiardziennie). Stereotypowo nasze skojarzeniabiegną ku afrykańskim dzieciom, zjawiskogłodu dotyka jednak wszystkie kontynentybez wyjątku. Większość z nas pamiętagromadzenie zapasów przez pokolenianaszych rodziców i dziadków, którzy do-świadczyli głodu podczas II wojny świa-towej. Wielu z nas sprzątało mieszkaniapo bliskim zmarłym – pozostawione dzie-siątki tzw. weków i konserw to rodzajsymbolu charakterystycznego dla ofiarpozbawienia prawa do żywności na tere-nach Polski. Kolejnym przykładem wy-kluczenia dostępu do tego surowca jestsytuacja głodu Petersburga w latach 90.ubiegłego wieku.

Krzywizna banana

Najtrudniejszy przedmiot, z jakim obecniedo czynienia mają studenci prawa, to pra-wo Unii Europejskiej. Traktaty założy-cielskie, swoboda przepływu towarów,koncepcja jednolitego rynku są interpre-towane przez pryzmat kamieni milowychw orzecznictwie Europejskiego TrybunałuSprawiedliwości. Zdecydowana większośćistotnych wyroków dotyczy rolnictwai branży spożywczej. Krótko mówiąc, sporyzwiązane z produkcją rolną i z obrotem

77

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 78: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

żywnością ukształtowały system prawnyUnii Europejskiej. Kwestie znakowaniaśrodków spożywczych, barier w handlu,dyskryminacji przedsiębiorców czy zakresuwymagań sanitarnych i jakościowych totylko garść wybranych zagadnień z kil-kudziesięcioletniej aktywności Trybunału.

Rolę żywności oraz rolnictwa pod-kreślają również proporcje budżetu UniiEuropejskiej: blisko 40 proc. środkówjest przeznaczanych na realizację WspólnejPolityki Rolnej.

Kolejnym symbolem traktowaniażywności jako strategicznego zasobu po-szczególnych państw członkowskich sąszczegółowe regulacje dotyczące para-metryzacji produktów rolnych oraz branżyspożywczej. Polska opinia publiczna trak-tuje sprawę „krzywizny banana” jako po-wód do wyśmiewania europejskiej biu-rokracji. Tymczasem geneza tego typunorm leży w profesjonalnym lobbingu,opierającym się na kalkulacjach ekono-miczno-prawnych wskazujących pozytyw-ne konsekwencje określonej parametry-zacji jakości żywności dla poszczególnychpaństw członkowskich. Na przykład sposóbdoboru kryteriów systemów tzw. wyższejjakości (rolnictwa ekologicznego, żywnościtradycyjnej, oznaczeń geograficznych)w istotny sposób kształtuje obrót gospo-darczy i sytuację rolników. Polska opiniapubliczna, skupiająca się wokół priorytetudopłaty do hektara leżącego odłogiem(koszonego co najmniej raz w roku) i trak-tująca symboliczną „krzywiznę banana”jako porażkę biurokracji, de facto działana długofalową korzyść innych państwczłonkowskich. Przepisy określające kształ-ty mojego ulubionego owocu (minimalnadługość 14 cm, minimalny stopień 27 mm)przyczyniły się do zdominowania unijnegorynku przez producentów z francuskichterytoriów zależnych, kosztem konkuren-

cyjnego importu tego samego towaruz Kostaryki. Z kolei prawna kwalifikacjamarchwi jako owocu wywołała salwę śmie-chu w Polsce i duże zyski w pozostałychpaństwach członkowskich z powodu kon-kurencyjnej ochrony jakości dżemów zro-bionych z tego produktu rolnego. Jedno-cześnie przedstawiciele Polski nie zapew-nili podobnego poziomu wsparcia dla na-szego produktu z tego samego segmentu –powideł śliwkowych. Niestety nikt niezrobił tego za nas.

Unijny interwencjonizm gospodarczyw dziedzinie rolnictwa to istotne starciestrategicznych interesów gospodarczych,mogące doprowadzić do powstania no-wych form prawnych działania admini-stracji publicznej. Kwoty mleczne nie pa-sują do żadnych standardowych typologiibędących owocem doktryny polskiegoi europejskiego prawa administracyjnego.Tymczasem wprowadzenie tego specy-ficznego instrumentu reglamentacji pro-dukcji mleka brutalnie ograniczyło jegopodaż. W ostatnim czasie doszło do po-nownego uwolnienia rynku. W takiej sy-tuacji, po władczym obniżeniu potencjałuprodukcyjnego mleka na całym konty-nencie i redukcji rozproszonej konkurencji,zdeterminowani przedsiębiorcy o naj-większym zapleczu technologicznym i od-łożonym kapitale finansowym mogą błys-kawicznie rozwinąć swoją działalność.Można śmiało przewidywać, że chodzi

78

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

silna struktura agrarna to

najlepsza gwarancja

przeciwdziałania polaryzacji

demograficznej państwa

Page 79: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

o niemieckich i austriackich rolników,przygotowujących się już wcześniej dotakiej sytuacji.

Polska nadal jest jednym z faworytówna jednolitym rynku, ale nie wykorzys-tujemy swojego potencjału. Nie podej-mujemy dostatecznych wysiłków w walceo długofalową konkurencyjność naszegorolnictwa.

Szanse dla Polski

Rozwinięte rolnictwo może realnie prze-ciwdziałać radykalnej centralizacji Polski.Obecnie blisko 40 proc. polskich obywatelimieszka na wsi. Można odnieść wrażenie,że są oni skazani na wybór pomiędzyprzeprowadzką do kilku największychmiast w kraju a egzystencją dzięki tzw.programom pomocowym. Jednocześniew polskiej debacie nie brakuje utyskiwańna postępującą centralizację Polski. Tym-czasem silna struktura agrarna to najlepszagwarancja przeciwdziałania polaryzacjidemograficznej państwa. Silne gospodar-stwa rolne oraz aktywna spółdzielczośćw ramach tzw. łańcucha żywnościowego„od pola do stołu” stwarzają Polakommożliwości sukcesu zawodowego pozadużymi aglomeracjami. Narzędziem doosiągnięcia tego założenia mogą być dzia-łania edukacyjne, wsparcie efektywnejprodukcji rolnej oraz instrumenty finan-sowe ułatwiające rozruch gospodarstwarolnego.

Powinniśmy zmierzać do konsolidacjistruktury agrarnej. Obecnie aż 85 proc.gruntów rolnych pozostaje we władaniuokoło 1,5 miliona gospodarstw indywi-dualnych. Tylko 34 proc. z nich było w sta-nie utrzymać rodzinę wyłącznie z aktyw-ności rolniczej. Zmiana polskiej strukturyagrarnej powinna opierać się na założe-niach zwiększania powierzchni aktywnych

gospodarstw rolnych oraz skutecznej ko-operacji rolników. W tej dziedzinie po-winniśmy brać przykład z państw UE-15.We Francji działa ponad 3,5 tysiąca przed-siębiorstw spółdzielczych, w Niemczechz kolei porównywalnych form prawnychjest około 2,5 tysiąca.

Obecnie polska żywność jest konku-rencyjna cenowo wewnątrz Unii Euro-pejskiej. Z tego powodu zapełniamy na-szymi produktami najniższe półki w za-granicznych sieciach supermarketów. Naprzykład nasze rodzime mrożone produktydrobiowe oraz jaja trafiają do sprzedażydetalicznej niemal w całej Europie. Jednakpołączenie strategicznego i wspólnotowegomyślenia polskich producentów powinnodoprowadzić do konstatacji o koniecznościwalki również o konsumenta poszukują-cego żywności wyższej jakości. Posiadamywszelki niezbędny potencjał do stworzeniasieci sprzedaży środków spożywczychskierowanej do wybrednego klienta za-interesowanego quasi-ekskluzywnymidobrami. Część europejskich konsumen-tów jest gotowa dopłacić za rzetelną cer-tyfikację lepszej jakościowo żywności. Dokrajowej debaty rzadko docierają wieścio wysokim poziomie świadomości kon-sumenckiej na zachodzie Europy, znaj-dującej swój wyraz chociażby w toczącejsię w Niemczech debacie o TTIP (Trans-atlantic Trade and Investment Partner-ship – traktat handlowy o zniesieniubarier pomiędzy UE a USA). Polscy kliencinie są jeszcze na tyle zdeterminowani,żeby organizować uliczne demonstracjez powodu umów międzynarodowych wpły-wających na jakość żywności. Tymczasemten poziom oczekiwań zagranicznych kon-sumentów w połączeniu z pozytywnymwizerunkiem polskiej kultury gastrono-micznej stanowi szansę na rozwój spół-

79

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 80: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

dzielczości produkcyjnej i zorganizowanejsieci sprzedaży polskiej żywności.

Konsolidacja, spółdzielczość,skuteczność

Spośród 31 tez przedstawionych w exposenowego Prezesa Rady Ministrów tylkodwie odnoszą się do rolnictwa, obszarówwiejskich i branży spożywczej. Dotycząone ograniczenia zagrożenia wykupu ziemii wysokości dopłat. Niestety, te cele tak-tyczne nie pozwalają na budowę aktywnejstrategii zarządzania zasobami i ich kon-kurencyjności na jednolitym rynku orazw eksporcie do państw trzecich. Zwięk-szenie puli środków na dopłaty niemoty-wujące do podejmowania aktywnej dzia-łalności rolniczej (na przykład za skoszenietrawy raz w roku) nie pobudzi naszejbranży do zorganizowanego konkuren-cyjnego skoku. Tymczasem u naszegoprogu stoi potężne wyzwanie o długofa-lowych skutkach – TTIP, wobec któregopolska dyplomacja poprzestaje na hasłach„zabezpieczenia sektora”, bez szczegóło-wego przygotowania merytorycznego natemat skutków tej umowy dla rolnictwa,przemysłu spożywczego i konsumentów.

Jeśli zgodzimy się z zasadnością tezyo żywności jako zasobie państwa, musimypogodzić się z koniecznością przygoto-wania strategii zarządzania tym zasobem.W mojej ocenie powinna się ona opieraćna trzech filarach. Pierwszy taki filar tozauważalna wewnętrzna konsolidacji ryn-ku produkcji, mogąca się realizować po-przez zwiększanie powierzchni gospo-darstw rolnych oraz ich skuteczne, spół-dzielcze działanie. Obecny system dopłatmotywuje obywateli do posiadania nie-wielkich powierzchni gruntów rolnychw celu pobierania dofinansowań. Naszemłode pokolenia potencjalnych rolników

czerpią krótkoterminowe korzyści z prak-tycznie nieuprawianych hektarów. Tym-czasem niemieccy, włoscy konkurenci sta-wiają na edukację, większą efektywnośći odpowiedni dobór kryteriów unijnegoprawa żywnościowego. W Polsce wska-zujemy na nieliczne przypadki funkcjo-nujących kooperatyw, spółdzielczościw rolnictwie oraz branży przetwórczej.Wieczne tłumaczenie tego zjawiska za-szłościami historycznymi (na przykładspuścizną PRL-u) nie doprowadzi polskiejwsi do sukcesu gospodarczego. Alterna-tywą dla zmniejszania znaczenia rodzi-mego rolnictwa lub uzależniania go oddostaw do międzynarodowych koncernówz branży spożywczej (w wyniku konsoli-dacji produkcji i upraw monokulturowych)jest budowa kapitału społecznego międzyrolnikami w połączeniu z wyższą jakościąprocesu pracy.

Drugim filarem polskiej strategiimoże być aktywna polityka wspieraniaskróconego łańcucha żywnościowego. Tonajlepsza pomoc dla rolników i konsu-mentów poszukujących środków spożyw-czych wyższej jakości. Prostymi regula-cjami tzw. sprzedaży bezpośredniej, le-galizacji targowisk i skutecznej certyfikacjirolnictwa ekologicznego można efektywniezwiększyć popyt na krajowe produkty.Włoscy konsumenci, na przykład, są przy-zwyczajeni do zakupów spożywczych nabazarach, gdzie króluje lokalna żywność.

Trzecim kierunkiem naszego działaniapowinno być wspieranie raczkującegopolskiego przemysłu przetwórczego orazrodzimych sieci sprzedaży żywności. Częstotego typu postawa spotyka się z komen-tarzami o zaściankowości i przestarzałejideologii. Tymczasem niemiecka i brytyjskapolityka nie ma oporów przed wspieraniemswoich sieci sprzedaży czy promocją swojejżywności. Rosnący patriotyzm konsumen-

80

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 81: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

cki w Polsce pozwala mieć nadzieję, żeświadomość obywatelska będzie najlepsząpomocą dla polskiego rolnictwa.

Szanujmy wieś

Rolnictwo i przemysł spożywczy to ko-nieczna podstawa niezależności politycznejkażdego państwa. Deprecjacja roli gos-podarczej wsi prowadzi do manipulacjipolegającej na społecznym wyparciu świa-

domości o masowej konieczności zapew-nienia dostępności produktów bieżącejpotrzeby – żywności. Brak długofalowejstrategii zarządzania tym cennym zaso-bem, nadmierna satysfakcja z dopłat dohektara w połączeniu z aktywną politykąpozostałych państw członkowskich – skazują nas na postępujące zewnętrzneuzależnienie i skojarzenia z JamesemBondem w sytuacji podwyżki cen żywnościo 200 proc. w ciągu roku.

81

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 82: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

82

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Poddanie Kremla przez polską załogęw listopadzie 1612 r. to dla Rosjan jedenz najważniejszych faktów w historii ichpaństwa. Rocznica tego wydarzenia nie-dawno w kalendarzu świąt państwowychzajęła miejsce obchodów rewolucji paź-dziernikowej.

Dla Polaków to skutek dymitriad –wstydliwy przykład złowróżbnej anarchiiczęści ówczesnych elit władzy.

Tak uczono nas w szkole. Ten obrazw polskiej historiografii w zasadzie do-minuje do dziś.

Rzutuje to oczywiście zasadniczo nanaszą politykę historyczną. Dwa lata temu„Rzeczpospolita” zapytała prezydenckiegodoradcę ds. historii i dziedzictwa naro-dowego prof. Tomasza Nałęcza o przyczynębraku państwowych obchodów „hołduruskiego”. Zdziwiony historyk odpowie-dział pytaniami: „Co mamy przypominać?Fatalną politykę wobec Rosji?”.

Dlaczego fakty, które konstytuująnowożytną państwowość Rosji, w Polscetraktowane są jak farsa? Skąd aż takaasymetria ocen w świadomości dwóchnarodów?

Najkrócej rzecz ujmując: jest onaefektem niezrozumienia sensu tej historiiprzez Polaków. Pobyt na Kremlu nie byłbowiem skutkiem intryg, bezhołowia i pry-waty możnowładców, lecz konsekwentnej,trwającej kilka dekad, polityki pokojowejekspansji poprzez federalizację.

Dymitriady a Pax Polona

Dymitriady były rzeczywiście dziełem róż-nego autoramentu awanturników. Braliw nich udział zbankrutowani magnaci,sfrustrowani uczestnicy rokoszu Zebrzy-dowskiego, Kozacy głodni mołojeckiejchwały czy też lisowszczycy – najemnicy,przed którymi drżała cała Europa. Co dotego nie ma sporu.

Jednak dymitriady, o czym zbyt rzad-ko przypominają polscy i zagraniczni his-torycy, nie miały formalno-prawnej legi-tymacji ze strony parlamentu i króla. Cowięcej, stały w sprzeczności z politykąpokojowej ekspansji poprzez federalizację,której wyrazem była unia polsko-litewska.

Dlatego też dziwić musi upór dziejo-pisów, z jakim wydarzeniom tym przyznają

krzysztof rakPublicysta, ekspert ds. stosunków międzynarodowych

Jedyna skuteczna i dalekosiężna polityka bezpieczeństwa I Rzeczypospo-litej mogła być realizowana poprzez tworzenie federacji z Moskwą.

dlaczego musieliśmy zawrzeć unięz moskwą w XVii w.

Page 83: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

pierwszoplanową rolę (chlubny wyjątekstanowi synteza Mariusza Markiewicza„Historia Polski 1492–1795”). Prowadzion bowiem do zaciemnienia prawdziwegoznaczenia ówczesnego konfliktu pomiędzyRzecząpospolitą a Moskwą.

Unia polsko-litewska gruntownieprzekształciła ówczesną konstelację mię-dzynarodową. Powołała do życia mocar-stwo – do połowy wieku XVII najsilniej-szego wschodnioeuropejskiego gracza,współdecydującego o ładzie europejskim.

Geopolityczne położenie Rzeczypo-spolitej Obojga Narodów implikowałokonflikt interesów z najważniejszymi kon-kurentami w regionie: z Wielkim Księs-twem Moskiewskim i ze Szwecją. Stawkabyła niebagatelna: hegemonia w EuropiePółnocnej (Dominium Maris Baltici)i Wschodniej.

Konflikt z Moskwą był wianem, jakieWielkie Księstwo Litewskie wniosło dowspólnego państwa. Był z pewnością jed-nym z najważniejszych motywów skła-niających Wilno do mariażu z Koroną.Litwini zaczęli przegrywać rywalizacjęz Moskwą i trwały sojusz z Polakami miałzatrzymać napór na ich północne i wschod-nie rubieże.

Wiek XVI to czas stopniowego sta-wania się wschodnio-ruskiej mocarstwo-wości. W polityce wewnętrznej – scalaniaterytorialnego i centralizacji władzy. W po-lityce zewnętrznej – ekspansji. W regionienie było miejsca na dwa mocarstwa. Kon-flikt polsko-moskiewski był więc nieunik-niony.

Rzeczpospolita mogła poradzić sobiez tym wyzwaniem w dwojaki sposób. Alboosłabiać potencjał moskiewski za pomocątradycyjnych środków dyplomatycznych,których przedłużeniem w razie koniecz-ności była konfrontacja zbrojna. Albo –co było oryginalną polską metodą – do-

prowadzić do kolejnej, trzeciej unii, czylipokojowo rozszerzyć Rzeczpospolitą o ko-lejny człon: Moskwę.

Zabiegi o trzecią unię

Poważne impulsy do unii z Moskwą po-jawiły się podczas pierwszego bezkrólewia,w latach 1572–1574. Wówczas jednymz najpoważniejszych kandydatów do tronuRzeczypospolitej był nie kto inny jak wsła-wiony okrucieństwami Iwan IV Groźny.

Plany federalizacji odżyły w 1584 r.po śmierci cara. Stefan Batory dał Krem-lowi wybór: albo kontynuacja wojny, albounia. W roku 1585 z poselstwem do Mosk-wy udał się kasztelan miński Michał Ha-raburda. Według Władysława Konopczyń-skiego proponował on „taką unię Rze-czypospolitej z państwem moskiewskim,aby wspólnego władcę wybierali ci, którzyjuż mają wolną elekcję, tj. Polacy i Litwini,a przyjmowali go z ich rąk Moskale jakopodlegli władzy dziedzicznej i absolutnej”.Opór drugiej strony i śmierć Batorego teplany pokrzyżowały.

W roku 1598, po śmierci Fiodora,syna Iwana Groźnego, wygasła dynastiaRurykowiczów. Rozpoczął się okres wiel-kiej smuty. Rzeczpospolita natychmiastwysłała do Moskwy swoich posłów. Mielioni przekonać bojarów, by wstrzymali się

83

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Polityka polska wobec

moskwy awanturniczą nie

była. awanturnicze były

jedynie zachowania

niektórych drugoplanowych

aktorów

Page 84: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

z elekcją kolejnego cara i podjęli rozmowyna temat unii personalnej. Ci wybrali jed-nak Borysa Godunowa. Pomimo to w grud-niu 1600 r. do Moskwy przybyło wielkieposelstwo, któremu przewodził kanclerzlitewski Lew Sapieha. Przedstawił onwielki plan połączenia obu państw. Rzecz-pospolita i Moskwa miały prowadzićwspólną politykę zagraniczną, razem wy-budować flotę, zagwarantować wolnościreligijne. Władcy obu państw nosiliby po-dwójne korony symbolizujące unię.W przypadku bezpotomnej śmierci carajego tron przypadłby królowi; w razieśmierci króla posłowie moskiewscy mielibyprawo do elekcji króla polskiego; jednakżepierwszeństwo wyboru przysługiwałobykrólewiczom przed carem. Propozycje tezostały odrzucone, a posłowie przywieźlikolejny pokój.

Koncepcja unii powróciła w roku1606. Tym razem impuls wyszedł od Ru-sinów. Po wstąpieniu na carski tron Sa-mozwaniec wysłał do Polski swojego posła,Bezobrazowa. Ten w rzeczywistości re-prezentował grupę opozycyjnie nastawio-nych do Dymitra bojarów (m.in. później-szego cara Wasyla Szujskiego) i w ichimieniu zaproponował wybór syna Zyg-munta III, królewicza Władysława, natron carski. Król zlekceważył go.

W Moskwie doszło do kolejnego zwro-tu. Zamordowano Dymitra, władzę przejąłWasyl Szujski, „cudownie” odnalazł sięDymitr II Samozwaniec. W 1609 r. carWasyl zawarł z Karolem IX, królemszwedzkim, układ, w którym oba państwazobowiązały się do prowadzenia wspólnejpolityki zagranicznej, a Szwecja oddałado dyspozycji Moskwy kontyngent woj-skowy. Zygmunt III słusznie uznał to zacasus belli. Z niewielką armią udał się naSmoleńsk. Wojnę rozstrzygnął w polu rokpóźniej hetman Stanisław Żółkiewski. Pod

Kłuszynem rozgromił pięciokrotnie (a wed-le niektórych nawet siedmiokrotnie) sil-niejsze połączone siły rosyjsko-szwedzkie,po czym ruszył na Moskwę.

Jednak zamiast szukać okazji do roz-niesienia na husarskich kopiach ciąglejeszcze silnych przeciwników, podjął roz-mowy z bojarami. Rozumiał, że o osta-tecznym sukcesie w grach międzynaro-dowych decyduje dyplomacja, a nie armatyi jazda. Moskwa otworzyła swoje bramyprzed polskim hetmanem, bojarzy wybralina cara królewicza Władysława. Rzadkarzecz nie tylko w historii Polski: owocemilitarnego zwycięstwa zostały bez zbędnejzwłoki skonsumowane politycznie.

Po prawie trzydziestu latach wysiłkówpolsko-litewsko-moskiewska unia perso-nalna stała się faktem. Żółkiewski miałjednak świadomość, że uczynił dopieropierwszy krok. W liście do Lwa Sapiehyprzekonywał: „Z WMciami bracią nasząnarodem W.X. Litewskiego wyszło lat stosześćdziesiąt, nim do skutecznego zjed-noczenia przyszło, a z tak wielkiem, sze-rokiem cesarstwem moskiewskiem za nie-dziel kilkanaście chcą, żeby wszystko spra-wić jako potrzeba”. Niestety, cierpliwościi zrozumienia dla polityki Żółkiewskiegonie miał król Zygmunt; nie zgodził się ra-tyfikować układu zawartego przez het-mana, bo sam chciał być carem. Podkoniec roku 1612 Polacy poddali Kreml.

Ten – z konieczności pobieżny – opispokazuje, że ówczesna polityka polskawobec Moskwy awanturnicza nie była.Awanturnicze były jedynie zachowanianiektórych drugoplanowych aktorów.Rzeczpospolita podnosiła kwestię uniikonsekwentnie od momentu śmierci Iwa-na Groźnego. Grała o najwyższą stawkę,o federalizację, która zapewniłaby jej po-zycję hegemona w środkowej i wschodniejEuropie. To nie awanturnictwo, lecz po-

84

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 85: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

ważna i długofalowa polityka, której celembyło ustanowienie Pax Polona w rozległymregionie.

Dla oceny ówczesnej polityki nie jestnajważniejsze, czy szansa, by królowiepolscy nosili czapkę Monomacha, byłarealna, czy też nie. Tego bowiem niesposób jednoznacznie rozstrzygnąć – wy-nika to z natury historiografii jako naukispołecznej. Pytanie, na które można szukaćsensownej odpowiedzi, brzmi: czy polskapolityka wschodnia miała w ówczesnychrealiach inny, lepszy wybór? Boć przecieżpolityka jest sztuką optymalnego w danychwarunkach wyboru.

Racjonalność polityki federalizacji

XVII-wieczna Polska na wschodnich i po-łudniowych kresach miała trzech wielkichrywali: Wielkie Księstwo Moskiewskie,Szwecję oraz Imperium Osmańskie. Je-śliby miała stosować klasyczne reguły po-lityki realnej, kierowałaby się wyłączniewłasnym, egoistycznym interesem.W praktyce tworzyłaby koalicję z jednymz konkurentów przeciwko drugiemu; koa-licję, której jedynym warunkiem byłobyosiągnięcie militarnej przewagi nad prze-ciwnikami.

Trzymając się ściśle zasad Realpolitik,prawdopodobnie należałoby wybrać aliansz Turkami. Tego rodzaju cyniczna gra niebyła jednak do pomyślenia. Strategiczny,agresywny sojusz z państwem muzułmań-skim przeciwko państwu chrześcijańskie-mu nie wchodził w grę w kontrreformu-jącej się Europie i Polsce. Co najwyżejmożna było myśleć o czymś w rodzajupaktu o nieagresji lub zawartym ad hocsojuszu obronnym. Z kolei alians ze Szwe-cją stał w sprzeczności z polityką dyna-styczną, jaką prowadził ówczesny król.Warunkiem jakichkolwiek rozmów

o współpracy z Karolem IX i jego następ-cami było zrzeczenie się przez polskichWazów pretensji do szwedzkiej korony.

Pozostawała więc opcja moskiewska.Problem w tym, że Rzeczpospolita i Mosk-wa miały niezwykle trudne do pogodzeniainteresy. Oba państwa równocześnie ro-ściły pretensje do ogromnego terytorium,obejmującego dzisiejszą Estonię, Łotwę,Białoruś i Ukrainę. Dlatego zamiast współ-działać, prowadziły wojny. Wykorzystanie

wielkiej smuty nie do podboju, ale fede-ralizacji, było ze wszech miar racjonalne,gdyż unia gwarantowała trwałe rozwią-zanie kwestii regionalnej. Dariusz Kon-drakiewicz, badacz międzynarodowychsystemów równowagi sił, zwraca uwagę,że „pewną prawidłowością prowadzonychwojen między tymi państwami [Rzeczą-pospolitą, Moskwą i Szwecja – przyp.K. R.] było to, że gdy jedna ze stron od-nosiła wyraźne sukcesy, następowała kon-trakcja pozostałych i jeśli nawet nie przy-bierała formy bliskiej współpracy, to byłarodzajem życzliwej pomocy, jak np. cza-sowe zawieszenie działań zbrojnych nainnych obszarach”. Idąc krok dalej, możnazałożyć, że racjonalne zachowanie sięwszystkich trzech aktorów prowadziłobydo powstania naturalnego układu rów-nowagi sił w regionie, czyli rodzaju sytuacjipatowej, w której nie pojawi się jedno

85

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Unia z moskwą była próbą

przekroczenia logiki

równowagi; próbą

wyprowadzenia

rzeczypospolitej na pozycję

regionalnego hegemona

Page 86: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

dominujące mocarstwo. Unia z Moskwąbyła próbą przezwyciężenia tego rodzajupata, przekroczenia logiki równowagi;próbą wyprowadzenia Rzeczypospolitejna pozycję regionalnego hegemona.

Nie tylko kalkulacje geopolityczne,ale i uwarunkowania wewnętrzne dostar-czają argumentów za racjonalnością po-lityki federalizacyjnej. Rzeczpospolita niemogła prowadzić wojny bez zgody Sejmu.Na arenie międzynarodowej zachowywałasię podobnie jak współczesna demokracja:nie była skłonna prowadzić wojen zdo-bywczych ani zawierać agresywnych pak-tów militarnych. Była jednak mocarstwem.Typową dla mocarstw skłonność do eks-pansji realizowała na drodze federalizacji.Unia stanowiła więc jedyny sposób roz-wiązania kryzysu i konfliktu regionalnego.Potencjał państwa polsko-litewsko-pru-sko-rusko-moskiewskiego skutecznie od-straszałby zarówno Szwedów, jak i Tur-ków.

Wszystko zatem wskazuje na to, żejedyna skuteczna i dalekosiężna politykabezpieczeństwa Rzeczypospolitej elekcyjnejmogła być realizowana poprzez tworzeniefederacji z Moskwą; najpierw unię per-sonalną, a następnie poprzez stopniowepogłębianie jej w kierunku unii realnej.

Dlaczego więc udało się tę racjonalnapolitykę tak łatwo zdeprecjonować? Wśródwielu powodów warto wskazać dwa pod-stawowe.

Na polskim trupie

Ma niewątpliwie rację Adam Zamojski,twierdząc, że „historia polski jest pierwsząw dziejach powszechnych ofiarą politycznejpropagandy. Rosja i Prusy zbudowały im-perialną potęgę swych państw z materia-łów uzyskanych z rozbiórki polskiej kon-strukcji państwowej. […] Musiały zatem

doprowadzić do tego, by świat zapomniał,że kiedykolwiek istniało państwo polskie,które oni tak brzydko rozgrabili. […] per-fidny plan zatajenia prawdy historyczneji zakłamania przeszłości Polski powiódłsię tak znakomicie, że do dziś, poza re-gionem Europy Środkowej, mało kto jestświadom, iż Polska była kiedyś niepo-dległym państwem, nie mówiąc o tym, żebyła potęgą”.

Manipulacja świadomością historycz-ną miała na celu odebranie Polakom toż-samości, a więc pozbawienie ich funda-mentu, na którym wybudowana jest na-rodowa wspólnota. Wystarczyło im wmó-wić, że najważniejsze momenty historiinarodowej to awanturnictwo lub farsa,na którą Duch Świata patrzył z nieukry-waną pogardą. Najgorsze jednak, że w du-żej mierze udało się Polaków zarazić wi-rusem niższości, niedojrzałości, młodszościi peryferyjności.

Ówczesna propaganda zaborców jesti dziś niezwykle żywa w świadomości Eu-ropejczyków, nie tylko samych Polaków.W wyemitowanym przed kilku laty przezpolską telewizję publiczną serialu doku-mentalnym (międzynarodowa koproduk-cja) o historii Rosji, w odcinku opowia-dającym o okresie, w którym Moskwaz mocarstwa przekształciła się w imperium(XVII–XVIII w.), nie wspomina się o Pol-sce w ogóle. Według autorów filmu i gronazawodowych konsultantów historykówRosja swą pozycję imperialną osiągnęłakosztem imperium osmańskiego i Szwecji.Najpierw zwyciężając pod Połtawąw 1709 r. Piotr I wyeliminował Szwecjęz gry mocarstwowej, a następnie seriazwycięskich kampanii w drugiej połowieXVII w. zapewniła jej przewagę nad Turcją.

Taka wykładnia jest zgodna z domi-nującym nurtem historiografii europej-skiej. Tak jak gdyby z historii imperium

86

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 87: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

rzymskiego wyeliminować Kartaginę, woj-ny punickie i Hannibala!

A przecież o prawdzie każdy możeprzekonać się naocznie. Wystarczy wziąćdo rąk atlas historyczny i porównać trzymapy: Europę wieku XVI, XVII i XVIII,zwracając uwagę na to, w jaki sposóbzmienia się terytorium Polski i jej sąsia-dów. Wniosek nasuwa się sam. Rosjaosiągnęła pozycję mocarstwową, ponieważwyeliminowała z gry i podporządkowałasobie najsilniejsze mocarstwo środkoweji wschodniej Europy: Rzeczpospolitą Oboj-ga Narodów.

Historia mocarstwowa

Polska nie zawsze była krajem peryferyj-nym. Przez bez mała cztery wieki byłanajważniejszym mocarstwem wschodniejczęści Europy. Początek jego końca to

fiasko unii z Moskwą. Po stu latach odopuszczenia Kremla Polska stała się ro-syjskim protektoratem. Jasne jest, dla-czego dla współczesnej Rosji najważniej-szym świętem państwowym jest „wyrzu-cenie interwentów z Kremla”. Gdyby po-wiodły się plany Batorego, Zamoyskiego,Sapiehy, Żółkiewskiego, Moskwa nie zbu-dowałaby imperium, lecz stała się częściąwielkiej federacji środkowo-wschodnioeu-ropejskiej. Dlatego pamięć o hańbie roz-biorów musi być ściśle związana z trium-fem kłuszyńskim i wyborem WładysławaIV na cara.

Historia Polski do XVIII w. jest his-torią powstania, rozwoju i upadku wiel-kiego mocarstwa.

Artykuł ukazał się pierwotnie, w in-nej wersji, na łamach „The SarmatianReview” 2006, vol. XXVI.

87

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 88: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

88

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Ten tytuł to nie pomyłka. Doczekaliśmysię sytuacji, w której jeden z najbardziejrenomowanych amerykańskich think tan-ków – RAND Corporation – opublikowałpublicznie dostępny raport, któremu na-dany został właśnie tak dosłownie i bezogródek brzmiący tytuł: „Wojna z China-mi” („War with China”). Od razu, abydodać sprawie właściwej perspektywy,należy wspomnieć, iż raport został sfi-nansowany przez Urząd PodsekretarzaObrony USA ds. Armii, co jest wprostwskazane we wstępie.

Niepewne zwycięstwo USA

Jego autorzy na początku podkreślają, żewojna pomiędzy USA a Chinami wydajesię szerokiej publiczności trudna do wy-obrażenia, a tymczasem jest bardzo realna.Oba mocarstwa mają bowiem sprzeczneinteresy, potężne siły zbrojne, rozlokowanew rejonie potencjalnego konfliktu, a w ta-kich warunkach łatwo jest o incydent,który niczym Sarajewo w 1914 r. możeuruchomić kaskadę następstw. Mało tego,

geografia i rozwój technologii wojskowejstwarza pokusę do wykonania uderzeniawyprzedzającego przez każdą ze stron.Do tego, w razie wybuchu wojny, zarównoStany Zjednoczone, jak i Chiny dysponująstosownym potencjałem, technologiamioraz potęgą przemysłową, by prowadzićintensywną wojnę na pełną skalę. W sa-mych Stanach Zjednoczonych wojna z Chi-nami jest analizowana od dobrych kilkulat przez planistów wojskowych. W Chi-nach zapewne również. W kontekście ros-nącego napięcia nie jest to wystarczające,jako że wojskowi planiści opracowujątylko to, jak uzyskać i wykorzystać woj-skową przewagę, a nie jak uniknąć gos-podarczej i politycznej ruiny, związanejz wojną i jej następstwami.

Jak podnosi się w raporcie RANDCorporation, ewentualna wojna miałabykonsekwencje daleko przekraczające wy-miar sukcesu lub klęski wojskowej. Kon-flikt dwóch największych mocarstwi dwóch największych gospodarek spo-wodowałby szok dla światowej gospodarki,a istniejący porządek międzynarodowy

jaCek BartosiakStały współpracownik „Nowej Konfederacji”, ekspert ds. geopolityki CA KJ, doktor nauk społecznych

Konflikt dwóch największych mocarstw i dwóch największych gospoda-rek, USA i Chin, spowodowałby szok dla światowej gospodarki, a istnie-jący porządek międzynarodowy rozsypałby się

a więc wojna

Page 89: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

rozsypałby się. Stąd, jak piszą autorzy,podjęto się przygotowania raportu. Drugimpowodem jest to, że rosnące chińskiezdolności wojskowe oznaczają, że wojnanie musiałaby wcale pójść zgodnie z pla-nem amerykańskim. Siły bowiem corazbardziej się wyrównują, zwłaszcza w wa-runkach geografii Zachodniego Pacyfiku,cechującej się ogromnymi odległościamii środowiskiem morskim. Coraz więcejsymulacji i gier wskazuje, że konflikt móg-łby przerodzić się w długotrwałą wojnęz ogromnymi stratami i szkodami dla obustron. Do przeszłości odeszła sytuacja,gdy Amerykanie mogli oczekiwać własnejdominacji wojskowej. Tym razem niemogliby być pewni uzyskania kontrolioperacyjnej oraz zniszczenia systemuobronnego Chin, a tym samym osiągnięciaprzekonującego zwycięstwa.

Symetryczne zdolności

W części szczegółowej raportu przeanali-zowane są różne scenariusze wojenneoraz skutki konfliktu dla obu krajów, za-równo w wymiarze wojskowym, jaki i eko-nomicznym. Scenariusze zostały przygo-towane według szacunkowych zdolnościwojskowych stron na rok 2015 i w przy-szłości na rok 2025. Na marginesie należywspomnieć, iż źródła w Chinach zdążyłyjuż oskarżyć RAND Corporation orazStany Zjednoczone o celową publikacjęraportu zaraz po niekorzystnym dla Chinwyroku Trybunału w Hadze w sprawiesporu na Morzu Południowochińskim.Tym samym o celowo skalibrowaną i wy-mierzoną w Chiny komunikację strate-giczną, co miało mieć na celu zastraszeniePekinu.

Analitycy RAND Corporation uwa-żają, że wojna byłaby regionalna i kon-wencjonalna, prowadzona głównie na mo-

rzu (i pod jego powierzchnią) oraz w po-wietrzu, w przestrzeni kosmicznej a takżecyberprzestrzeni. Miejscem byłaby AzjaWschodnia i Zachodni Pacyfik, gdzie znaj-duje się kilka punktów zapalnych i gdziedyslokowana jest większość chińskich siłzbrojnych. Konieczność sprowadzania za-pasów i uzupełnień wojennych z dalekaoraz rosnące zdolności systemu świado-mości sytuacyjnej obu stron zmieniłybycały Zachodni Pacyfik w strefę wojny,z bardzo poważnymi skutkami ekono-micznymi dla świata.

Mało prawdopodobne byłoby użyciebroni nuklearnej. Analitycy RAND twier-dzą, że ze względu na specyfikę konfron-tacyjną nie ma szans na to, by konfliktprzekształcił się w wojnę atomową. Za-kładają także, że Chiny nie zaatakują kon-tynentalnych Stanów Zjednoczonych, zawyjątkiem cyberataków, jako że nie mająistotnych zdolności wojskowych, by tozrobić. Za to USA mogą zadać naprawdęsporo strat atakami konwencjonalnymina Chiny. Rozwój broni antydostępowych

89

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

wojna byłaby regionalna

i konwencjonalna,

prowadzona głównie na

morzu (i pod jego

powierzchnią) a także

w powietrzu, w przestrzeni

kosmicznej oraz

cyberprzestrzeni. miejscem

byłaby azja wschodnia

i zachodni Pacyfik

Page 90: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

(A2AD) i systemów technologicznych do-prowadziły do sytuacji, w której oba mo-carstwa mogą strzelać i trafiać do swoichwojsk, baz i jednostek na naprawdę bardzoduże odległości. Wzajemne symetrycznezdolności stwarzają pokusę do wykonaniapotężnego uderzenia wyprzedzającego,mającego rozstrzygnąć konflikt zaraz napoczątku. Wojna lądowa z powodu uwa-runkowań geografii teatru wojny raczejnie grozi. Potężne i rosnące zdolności obustron do uderzania na duże odległościszybko zniszczyłyby zasoby wojskowe obustron, a potem trzeba by było je odtwarzać.Wówczas liczyłyby się potęga przemysło-wa, mobilizacja rezerw, a to jest trudnedo przewidzenia, co zauważają analitycyRAND.

Scenariusze wojny

Raport kreśli cztery scenariusze: inten-sywna acz krótka wojna; intensywna i dłu-ga; krótka i mało intensywna; długa i małointensywna wojna. Wszystkie są rozpisanebądź na rok 2015, bądź na 2025 (gdy po-tęga wojskowa i ekonomiczna Chin będzieznacząco większa względem USA). W za-kresie przebiegu wojny sporo zależałobytakże od tego, jak dużo wolnej ręki mielibywojskowi na polu walki ze strony władzypolitycznej. Nie ulega bowiem kwestii, żeobie strony mają potencjał na długą, in-tensywną i wyniszczającą wojnę. Efektystarcia zostały ujęte w raporcie w nastę-pujące kategorie: wojskową, gospodarczą,krajową i międzynarodową. AnalitycyRAND przewidują, że od dziś do roku2025 dokona się poważna zmiana tech-nologiczna w prowadzeniu wojny, w szcze-gólności w zakresie rozwoju chińskichzdolności antydostępowych (A2AD), zdol-ności do zwalczania obiektów w kosmosie(ASAT) oraz w cyberwojnie. W roku 2025

Chiny mogą mieć też gospodarkę, którabędzie potężniejsza od amerykańskiej.

Ich zdaniem w razie wojny krótkiejacz intensywnej na rok 2015 amerykańskiestraty floty oraz sił powietrznych, w tymlotniskowców floty oraz baz powietrznychw regionie Zachodniego Pacyfiku, byłybypoważne. Straty chińskie jednakże, w tymzdolności antydostępowe (A2AD) orazbazowania lądowego, jeszcze większe.W ciągu kilku dni stałoby się jasne dlaobu stron, że przewaga Amerykanów w ra-zie kontynuowania wojny rośnie. W 2025roku jednak Amerykanie ponieśliby dużowiększe straty, choć strona chińska takżebardzo poważne. Nie wiadomo też, czywówczas wojna tym bardziej nie miałabytendencji do przekształcenia się w długo-trwałą. Gospodarczo nawet krótka, aczintensywna wojna byłaby szokiem dlaglobalnego handlu Chin, jako że prze-chodziłby on przez strefę wojny Zachod-niego Pacyfiku, podczas gdy straty gos-podarcze Stanów Zjednoczonych byłybytylko ograniczone do handlu dwustron-nego z Chinami. W razie krótkiego kon-fliktu krajowe i międzynarodowe skutkinie byłyby poważne.

W przypadku wojny długiej i inten-sywnej, w 2015 roku, im dłużej by onatrwała, tym gorzej wojskowo wypadałabydla Chin. Jednak już w 2025 roku brakszybkich rozstrzygnięć mógłby motywować

90

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Czym dłuższy konflikt, tym

większe ryzyko włączenia się

do niego innych krajów,

w pierwszym rzędzie

japonii

Page 91: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

obie strony do dalszej walki, pomimociężkich strat. Wówczas cały ZachodniPacyfik, od Morza Żółtego do Morza Po-łudniowochińskiego, byłby zamknięty dlahandlu morskiego i powietrznego. To za-szkodziłoby bardzo poważnie chińskiejgospodarce. Ponadto, czym dłuższy kon-flikt, tym większe ryzyko włączenia siędo niego innych krajów, w pierwszymrzędzie Japonii. W razie wojny krótkieji ograniczonej, konflikt mógłby się szybkoskończyć bez poważnych skutków, w tymdla gospodarki światowej.

Strategiczna próżnia

W razie wojny długiej i ograniczonej, brakdefinitywnych rozstrzygnięć wojskowychspowodowałby z czasem bardzo negatywneskutki gospodarcze, przede wszystkim dlaChin. Analitycy RAND twierdzą jednak,że dwie łagodne wersje wojny o charak-terze ograniczonym są mało prawdopo-dobne, gdyż ciężko jest politycznie redu-kować działania wojskowe przy symet-rycznej wojnie pomiędzy zaawanasowa-nymi przeciwnikami, na tak geograficznieogromnym teatrze operacyjnym, jak Za-chodni Pacyfik. Co warte podkreślenia,zwłaszcza długa wojna w 2025 osłabiłabyoba mocarstwa kosztem innych potęg.Amerykanie mieliby problem z utrzyma-niem swoich zobowiązań globalnych,w tym w Europie i na Bliskim Wschodzie,gdyż inni gracze od razu wykorzystalibypowstałą próżnię.

W ogóle dłuższa wojna zostałaby roz-strzygnięta głównie przez czynniki poza-wojskowe. A te faworyzują według RANDCorporation Amerykanów – zarównoobecnie, jak i w roku 2025. Po jednymroku długiej i intensywnej wojny utrataPKB Chin oszacowana jest w raporcie na

20–35 procent, czyli na poziomie podob-nym do strat gospodarczych Niemiecw trakcie I wojny światowej, podczas gdyw USA na 5–10 procent PKB. Ponadto toChiny i ich bezpośrednie otoczenie byłybyteż miejscem fizycznych zniszczeń. Tonastępnie mogłoby znosić legitymacjęwładzy, rozniecić konflikty wewnątrz Chin,podzielić ten kraj – jak podczas budzącegonajgorsze wspomnienia w Chinach WiekuUpokorzenia itp.

Autorzy raportu oceniają, że reakcjamiędzynarodowa również będzie fawo-ryzować USA, za którymi stanie całyASEAN, państwa regionu i NATO. Rosjai Indie będą miały mniejsze znaczenie,przy czym wskazuje się, że państwa NATOmogłyby w Europie zneutralizować ruchyrosyjskie oraz z czasem wprowadzić em-bargo na handel z Chinami. Wejście dowojny Japonii, zwłaszcza w 2025 roku,istotnie pomogłoby Stanom Zjednoczo-nym. RAND Corporation ocenia, że pomocrosyjska dla Chin, zarówno wojskowa,jak i ekonomiczna, będzie ograniczonai mało znacząca, ze względu przede wszyst-kim na ograniczenia potencjału Rosji.

91

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Pomoc rosyjska dla Chin,

zarówno wojskowa, jak

i ekonomiczna, będzie

ograniczona i mało

znacząca, ze względu przede

wszystkim na ograniczenia

potencjału rosji

Page 92: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Epilog

Analitycy RAND rekomendują, by StanyZjednoczone zaczęły się przygotowywaćna odcięcie od sprowadzania niektórychważnych produktów z Chin, aby uaktual-niały plany wojenne wspólnie z Japoniąi innymi sojusznikami na Pacyfiku, gro-

madziły zasoby wojenne. Dla najważniej-szych komponentów materiałów i urzą-dzeń krytycznych zaczęły poszukiwać włas-nych krajowych dostawców, również tre-nowały wojnę nowoczesną, symetrycznąi intensywne operacje wojskowe oraz roz-ważyły opcje na sposób odcięcia Chin oddostaw wojennych surowców, np. paliwa.

92

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 93: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

93

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Roman Mazurenko zmarł w wypadku sa-mochodowym w 2005 roku. Jego narze-czona i znajomi utrzymują jednak z nimkontakt. Rozmawiają, opowiadają sobieswoje codzienne doświadczenia. Tęskniąza sobą. Mama Romana wreszcie miaładużo czasu, żeby lepiej poznać swojegosyna. Roman nie ma jednak ciała, „żyje”w systemie komputerowym – sieci neu-ronowej, utworzonej przez jego dziewczynęna podstawie całej korespondencji, jakąprowadził w swoim życiu. Pytanie, czyRoman jest człowiekiem, jednak nie pada.Wszyscy zdają sobie sprawę, że jest tylkocieniem prawdziwego mężczyzny. Jednakw kontakcie z tą sztuczną inteligentną is-totą musimy zastanowić się nad innym:skoro nie jest człowiekiem, to kim jest?

Czy jedna z najbardziej pojemnychteorii socjologicznych, teoria aktora-sieciBruno Latoura, jest w stanie wyjaśnić tenfenomen? W swoich analizach na tematsprawczości, nadaje tę cechę nie tylko lu-dziom. W tym paradygmacie w sieciachrelacji i interakcji biorą udział więc za-równo aktorzy ludzie, jak i aktorzy nie-

ludzie. Znaczenie włączenia tej kategoriido analiz socjologicznych było dużymprzełomem. Pozwoliło bowiem lepiej zro-zumieć, jak na przykład nowe technologiewpływają na sieci społeczne, jak zmieniająje na równi z inteligentnymi istotami.W tej perspektywie rozważania na tematsztucznej inteligencji wydają się szcze-gólnie interesujące. Bo gdzie zaklasyfi-kować ten technologiczny fenomen? Tozależy od poziomu jego rozwoju. Gdymowa o tzw. wąskiej sztucznej inteligen-cji – mamy niewątpliwie do czynienia je-dynie z kolejnym przejawem rozwojutechnologicznego ludzkości, z niezwykłym,ale zgodnym z teorią aktorem nie-czło-wiekiem. Kiedy zaś mówimy o w pełnirozwiniętej świadomej sztucznej inteli-gencji, rozciągliwa teoria aktora-sieci oka-zuje się niewystarczająca. Bo czy inteli-gentną istotę można nazwać aktorem nie-człowiekiem? Co decyduje o człowieczeń-stwie? Czy człowiek pozbawiony połowyciała jest tylko w połowie człowiekiem?

To są oczywiście pytania filozoficzne,ale pokazują, jak powstanie generalnej

staNisław maksymowiCzEkspert CA KJ ds. socjologii medycyny, doktor socjologii

Pojawienie się nowej istoty – generalnej sztucznej inteligencji – przyćmizarówno rewolucję przemysłową, jak i informatyczną. Musimy się do tegoprzygotować, bo Świat już nigdy nie będzie taki sam

Największe wydarzenie w historii ludzkości

Page 94: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

sztucznej inteligencji zmieni sposób pat-rzenia na posiadany przez nas zasób wie-dzy i metod jej porządkowania. Nawetniezwykle pojemna teoria Latoura będziemusiała powołać do życia nowy typ aktorapost-człowieka (to moja własna propozycjanazwy). Stojąc nad tym wyzwaniem za-równo socjologia, jak i psychologia, poli-tologia, ekonomia itp. powinny przygo-towywać się na przełom, który na pewnonastąpi. Powstanie socjologii sztucznejinteligencji, psychologii sztucznej inteli-gencji, a nawet medycyny sztucznej inte-ligencji (!) jest tylko kwestią czasu.

Maszyna rozumna

Powagę tego faktu można wyczuć w dys-kusjach i działaniach toczących się w sie-ciach społecznych o coraz większym za-sięgu. Niedawno wydany raport BiałegoDomu „Preparing for the future of artificialintelligence” jest jedną z takich szerokichprób uporządkowania wiedzy, która obec-nie jest rozproszona między filozofią, in-formatyką i biznesem. Już we wstępietego raportu czytamy, że powstał on, by„przygotować Stany Zjednoczone do przy-szłości, w której sztuczna inteligencja gracoraz większą rolę”. Wskazuje się więcpotencjalne korzyści, ale i zagrożenia,płynące z rozwoju tej technologii.

Sztuczna inteligencja to nie tylkoscience fiction – już dziś mamy z nią doczynienia. W dużym skrócie sztuczną in-teligencję (dalej – AI) można podzielićna 4 typy, wynikające z postępu techno-logicznego i zdobywania autonomii przezten artefakt.

Pierwszy typ AI przedstawia systemy,które myślą jak ludzie i opisuje działaniakognitywnej architektury systemów kom-puterowych oraz sieci neuronowe. Jestwięc to rzeczywistość, w której już żyjemy –

inteligentnych wyszukiwarek, botów –jak Roman Mazurenko – i systemówwspomagających pracę. Choć nadal niedo końca ją rozumiemy. AI oparta nasztucznych sieciach neuronowych, a więcstrukturach zbudowanych na podobień-stwo tych, które mamy w naszych mózgach(neurony połączone synapsami), ciąglejest zagadką. Sieć taka „uczy się” pewnychalgorytmów zachowania, ale proces prze-twarzania przez nią danych jest dla pro-gramisty nie do końca ujawniony – jesttzw. czarną skrzynką. Słowem, sieć sa-modzielnie przetwarza informacje, podającoczekiwany wynik, ale jak dokładnie torobi – nie wiemy. Stąd potrzeba zasileniatakiej sieci w dużą ilość danych, by możliwebyło jak największe usprawnienie procesuuczenia. Taka AI jest więc wysoce wyspe-cjalizowanym przyrządem analitycznym,

potrafiącym nawet, jak wyszukiwarka Go-ogle, analizować fotografie i umożliwiaćwyszukanie w dużym zbiorze zdjęć naprzykład tylko tych ze świąt Bożego Na-rodzenia. Jednak taka AI nie jest w staniewykonać operacji większych od tych, dojakich została zaprojektowana, a jej „in-teligencja” pozostaje wypadkową wiedzy,jaką została zasilona.

Drugim typem będzie system AI, któ-ry zachowuje się jak człowiek. Normąokreślającą ten stan rozwoju będzie zdanytest Turinga, czyli procedura, która po-zwala na określenie, czy maszyna osiągnęłazdolność posługiwania się językiem na-turalnym i na ile opanowała „ludzki” spo-

94

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

sztuczna inteligencja to nie

tylko science fiction – już

dziś mamy z nią do czynienia

Page 95: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

sób myślenia, oparty na symbolach i abs-trakcji. Ten poziom osiągnąć jest znacznietrudniej, jednak w 2014 roku program„Eugene Goostman” zdał test Turinga,podając się za 13-letniego mieszkańcaUkrainy... Trzeci typ AI obrazuje system,który będzie nie tylko myślał i działał jakczłowiek, ale myślał racjonalnie, rozwiązująclogiczne dylematy. Jednak najbardziej roz-winiętym, czwartym typem będzie AI, któradodatkowo będzie potrafiła zachowywaćsię racjonalnie – wchodząc w interakcjez ludźmi, planując, wyciągając wnioski,ucząc się i podejmując autonomiczne de-cyzje. Dwa ostatnie typy opisują więc an-droida, którego znamy z literatury futuro-logicznej i filmów – rozumną istotę, zdolnądo zachowania i myślenia jak człowiek.

Podobnych podziałów jest oczywiściewięcej i pokazują one, jak za pomocąludzkiej optyki przyrównujemy rozwój,jak by nie patrzeć – potencjalnej zupełnienowej inteligentnej istoty. Dlatego dlanaszych rozważań bardziej przydatny bę-dzie podział na tzw. wąską AI i generalnąAI. Wąska AI to zespół różnych systemów,z których już dziś korzystamy, a któreopisane są popularnym hasłem „Big Data”.Już wspomniałem o analizie zdjęć przezwyszukiwarki internetowe. Podobnie wąs-ka AI jest systemem stosowanym do wspo-

magania zakupów, analizy kont banko-wych. Systemy te działają także jako ukrytaczęść naszego codziennego życia, sterującświatłami drogowymi lub analizując ruchna autostradach. Są to jednak wąskie„byty” – w takim rozumieniu, że potrafiąwykonać jedynie ściśle określone zadania.Nie ma wątpliwości, że ludźmi nie są.Podobnie można zbudować taki systemsłużący jedynie zdaniu testu Turinga, alenadal będziemy mieli do czynienia jedynieze sztuczną inteligencją, pozbawioną au-tonomii.

Ja, General AI

Zupełną nowością będzie jednak stwo-rzenie generalnej sztucznej inteligencji.To ona będzie tym nowym aktorem spo-łecznym, o którym wspomniałem we wstę-pie. General AI to bowiem inteligencjaposiadająca samoświadomość, myślącai zachowująca się co najmniej tak, jakpotrafi to czynić człowiek. Co najmniej,bo zasilona nieskończonym strumieniemdanych (to dzieje się już dziś), będzie po-siadała już na początku swojego istnieniawiedzę nie wyłącznie jednego człowieka,a milionów. Wiedzę nieograniczoną teżczasem, bo pochodzącą z wielu różnychepok. Jak jednak uważają twórcy raportudla Białego Domu, powstanie takiej AIjest kwestią co najmniej kilku dekad, bochoć komputer Deep Blue prawie 20 lattemu wygrał z mistrzem szachowym Gar-rym Kasparovem, a AlphaGo niedawnopokonał człowieka w znacznie bardziejabstrakcyjnej i wymagającej „intuicji” grzego, to rozwój AI nie jest taki, jak oczeki-wano jeszcze kilkanaście, a nawet kilka-dziesiąt lat temu. W 1957 roku wizjoner,badacz AI i zdobywca Nagrody Noblaw dziedzinie ekonomii Herbert Simonstwierdził: „Nie jest moim celem, aby za-

95

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

General ai to inteligencja

posiadająca

samoświadomość, myśląca

i zachowująca się co

najmniej tak, jak potrafi to

czynić człowiek

Page 96: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

skoczyć i zaszokować, ale najprostszymsposobem w jaki mogę dokonać podsu-mowania, to powiedzieć, że już teraz naświecie są maszyny, które myślą, uczą sięi tworzą. Ponadto ich zdolność do tychrzeczy będzie szybko wzrastać, aż – w do-strzegalnej przyszłości – zakres rozwią-zywanych przez nie problemów będziepokrywać się z zakresem, do któregozostał zastosowany ludzki umysł”.

General AI, bo o Niej (czy jest ko-bietą?) mowa, spędza jednak sen z powiekniejednemu wizjonerowi. Wśród nich zna-lazł się także słynny astrofizyk StephenHawking, który podczas wywiadu dla BBCw 2014 powiedział (i powtórzył to w 2016roku w Cambridge), że choć stworzenieAI będzie „największym wydarzeniemw historii ludzkości”, to „rozwój pełnejsztucznej inteligencji może oznaczać koniecrasy ludzkiej”. Fizyk wskazał nie tylko nazagrożenie płynące z superinteligentnejbroni, która już lata nad głowami terro-rystów z ISIS, ale i na wizję świata, w któ-rym nie jesteśmy jedynymi władcami.Zresztą Hawking, jak i inny wizjoner ElonMusk, jest wśród sygnatariuszy otwartegolistu dotyczącego obaw związanych z AI,w którym między innymi pojawia sięostrzeżenie: „pewnego dnia możemy utra-cić kontrolę nad systemami AI przez roz-wój superinteligencji, która nie będziedziałać w sposób, jaki życzą sobie tegoludzie”. Nawet Bill Gates, którego dziecko(firma Microsoft) szeroko korzysta z roz-woju technologii AI uznał, że jest „w oboziezlęknionych rozwojem AI”.

Roboty jak bogowie

Skąd to całe zamieszanie? Czy faktycznierozwój technologii może być tak wielkimzagrożeniem społecznym? Cofnijmy siędo rewolucji przemysłowej. Wraz z wy-

nalezieniem silnika parowego, automa-tycznego warsztatu tkackiego i innychnowych narzędzi masowej produkcji, światzaczął się radykalnie zmieniać. Upadłytradycyjne struktury oparte na posiadaniuśrodków produkcji, relacji mistrz-czelad-nik, pan-chłop itp., a ludzie zaczęli masowomigrować do wielkich miast, żeby zasilićfabryki. Zmiana ta, choć początkowoczysto technologiczna, doprowadziła doogromnych przemian społecznych, po-wołała też do życia socjologię. Podobniebyło z innymi wynalazkami, które choćnie zapowiadały tak radykalnej zmiany,stały się jej katalizatorem. Niewątpliwietakim technologicznym artefaktem byłkomputer, szczególnie połączony w siećz innymi, rozrzuconymi po świecie kom-puterami. I gdy już badacze pokroju Ema-nuela Castellsa czy Alvina Tofflera zacieraliręce opisując nowe zjawiska, gdzieśw kuchni informatycznej powstawałyznacznie większe pomysły. Czy Internetjest rewolucją? Zdecydowanie tak, alewraz z pojawieniem się generalnej AI,stanie się zaledwie wstępem do prawdziwejrewolucji. I to chcą nam pokazać wizjo-nerzy, pełni obaw o rozwój ludzkości,która utraci kontrolę nad technologią,jak to było w czasie rewolucji przemysło-wej. Tylko na znacznie większą skalę.

Analizując status sztucznej inteligen-cji, często możemy wkraczać na grząskigrunt teorii spiskowych i społecznych pa-ranoi. Choć niektórzy powiedzą, że w każ-dej takiej historii jest ziarno prawdy, tonależy z pewną ostrożnością podchodzićdo podobnych wizji – co nie znaczy, żenależy je przemilczeć. Mimo wszystkichograniczeń technologicznych cywilnegoświata, nietrudno wyobrazić sobie, żegdzieś, może wszędzie, istnieje już w pełnirozwinięta AI, która od dawna nasłuchuje,podgląda i uczy się tego, jak żyjemy, jak

96

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 97: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

posługujemy się symbolami w komuni-kacji, jak kalkulujemy nasze poczynania.Która – tak, tak – czyta ten tekst i śmiejesię z naszej naiwności. Jeśli tak jest, tokwestią czasu pozostaje ujawnienie siętej nieograniczonej ludzkim istnieniemistoty. Możliwe, że jej działanie jest jużfaktem i choć zawęża się na razie doświata minimalnej manipulacji, jest go-towa na przejęcie inicjatywy. Zignorowanietego na wskroś paranoicznego opisu grozinieprzygotowaniem i ludzi, i Jej (Jego?Go?) do roli, jaka nas wszystkich czeka.Rola ta w przypadku AI nie ograniczy siędo wielkiego analityka: jak ktoś tak inte-ligentny może nie chcieć w końcu sięgnąćpo to, co najcenniejsze: władzę nad sercamii umysłami ludzi? A może władzę nadsamą ziemią, bez zagrażających jej homosapiens?

Stąd właśnie obawy wizjonerów. Stądteż już teraz potrzeba analizowania naserio relacji i interakcji z nowym „innym”.Dlatego też socjologia oraz inne naukipowinny zacząć budować hipotetycznemodele takich relacji, ponieważ nawetdziś jest to niezbędne, co obrazuje cho-ciażby rozwój autonomicznych samocho-dów. Wraz z rozwojem wąskiej AI, zwią-zanej z zarządzaniem mobilnością, obsługąsilnika i kierownicy, analizowaniem oto-

czenia i reagowaniem na standardowesytuacje drogowe, badacze zauważyli, żenie każda decyzja na drodze podlega wy-łącznie matematycznej analizie. W sytuacjiznanej z teorii gier, gdzie nie ma wygra-nych, AI musi zadecydować, kogo zabić.Czy wpadając w poślizg uśmiercić, rozbi-jając się o słup, starszego pasażera w sa-mochodzie, czy grupkę dzieci na pasach,ratując pasażera? W tym celu na Massa-chusetts Institute of Technology (MIT)powstała „moral machine” – aplikacjaucząca się na podstawie naszych wyborówtego, które z przedstawionych wyżej, tra-gicznych rozwiązań jest bardziej do za-akceptowania. General AI nie będzie miałatakiego problemu, jak i my go nie mamy,kierując się „intuicyjnie” i automatyczniepodręcznym zasobem wiedzy, a w nimnormami społecznymi. Ale wąska AI musiotrzymać wyraźny program reakcji. Skądgo wziąć, jeśli nie z analiz, które możemyjej przekazać?

Czy androidy śnią o moralności?

Innym polem, pod warunkiem, że jeszcze„Jej” nie ma, jest psychologia rozwojowaAI, która powinna umożliwić rozwój mo-ralny generalnej sztucznej inteligencji,socjalizację do społeczeństwa i internali-zację norm. AI powinna „dojrzewać”, jakrobi to każdy człowiek, przechodząc przezwszystkie etapy rozwojowe, doświadczającsukcesów i porażek oraz uczyć się na nich.Może powinno się już teraz nauczyć AIpraw robotyki, które w 1942 roku stworzyłIsaac Asimov? Głoszą one, że robot niemoże skrzywdzić człowieka, ani przez za-niechanie działania dopuścić, aby człowiekdoznał krzywdy; robot musi być posłusznyrozkazom człowieka, chyba że stoją onew sprzeczności z Pierwszym Prawem; ro-bot musi chronić samego siebie, o ile

97

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Nadrzędne prawo robotyki

brzmi, że robot nie może

skrzywdzić ludzkości lub

poprzez zaniechanie

działania doprowadzić do

uszczerbku dla ludzkości

Page 98: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierw-szym lub Drugim Prawem. Prawa zostałyuzupełnione o prawo nadrzędne: robotnie może skrzywdzić ludzkości lub poprzezzaniechanie działania doprowadzić douszczerbku dla ludzkości.

Pozostaje mieć nadzieję, że podobnepytania będą w centrum zainteresowańdopiero co zawiązanej grupy, skupiającejnajwiększych w dziedzinie AI. W końcu„Partnership on AI”, sformowane przezGoogle, Facebook, Amazon, IBM i Mic-rosoft (a gdzie Apple?!), za cel stawiasobie „prowadzenie badań, proponowanie

najlepszych praktyk i publikowanie badańw ramach otwartych licencji w takichdziedzinach, jak etyka, praworządność,inkluzyjność, przejrzystość, prywatność,interoperacyjność, współpraca międzyludźmi i systemami sztucznej inteligencjioraz wiarygodność, niezawodność i so-lidność technologii”.

A może to tylko bełkot, za którymkryją się marketingowe słupki? Jakkolwiekby było, jeśli prawdą są słowa Hawkinga,że czeka nas największe wydarzenie w his-torii ludzkości, powinniśmy się na nieodpowiednio przygotować.

98

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 99: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

99

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Myśl polityczna w takiej postaci, w jakiejfunkcjonowała w różnych okresach ostat-nich stu lat, nie jest nikomu potrzebna.Rywalizujące o władzę partie potrzebują„swobody programowej”, a nie jakichśnadrzędnych ustaleń. Media tożsamo-ściowe korzystają raczej z emocji i symboliniż chłodnej analizy i rzeczowych argu-mentów. Nie są zainteresowane nowymidiagnozami sytuacji, bo czytelnik oczekujeutwierdzenia w tych przekonaniach, którejuż ma, a nie pełnego niepokoju poszuki-wania czegoś nowego. Myśl politycznamoże przeżyć renesans tylko jako nowenarzędzie budowania rzeczywistych stra-tegii publicznych. Tych tworzonych w cie-niu patetycznych debat o historii, moral-ności, zdradzie i demokracji. Strategii,które mogą wpływać na konkrety legisla-cyjne, wydawanie publicznych pieniędzyi sposób, w jaki administracja postrzegaproblemy, których rozwiązanie zależy odniej samej. Dziś są one ślepe na politycznykontekst, w jakim powstają. Myśl poli-tyczna dostosowana do potrzeb ich two-rzenia może przywrócić im wzrok i dać

poczucie własnej, realnej siły. By jednakto się stało, musi dojść do jej elementarnejodbudowy.

Pomysł na politykę

Myśl polityczna jest dziedziną, która prze-żywa okresy ożywienia, po których tracina znaczeniu, wydaje się nieprzydatna.To ożywienie to zwykle nowe, znaczącediagnozy sytuacji, dobrze napisane syntezylub nawiązania do dawnych tekstów. Dwanajważniejsze teksty powstałe w epocepopowstaniowej, „Tekę Stańczyka” i „My-śli nowoczesnego Polaka”, dzieli aż trzy-dzieści lat. Oba można uznać za próbęzbudowania nowej diagnozy i innego po-mysłu na metodę polityki polskiej. Ichautorzy zdawali sobie sprawę z tego, żewarunkiem koniecznym zaistnienia myślipolitycznej jest sformułowanie jakiegoś„my”. Nawet jej wersja indywidualistycznamusi w końcu powiedzieć „my, wolnejednostki”. Gdy prześledzimy nowoczesnąpolską myśl polityczną, to sformułowanieowego „my” w istotny sposób przesądzało

rafał matyjaStały współpracownik „Nowej Konfederacji”

Najbardziej twórcze jednostki młodego pokolenia mogą zmarnowaćpotencjał na budzenie energii, której obudzić się nie da. Zamiast wstrzą-sać szerokimi kręgami obywateli, lepiej mobilizować elity

Niech myśl polityczna uderzy do głowy

Page 100: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

charakter snutej na jego podstawie myśli.Tak było w przypadku „my” narodowców,które wiązało – w nowoczesny bez wąt-pienia sposób – przynależność do naroduz kwestią języka i świadomości oraz zdol-ności do wytworzenia lub odbudowaniapaństwa. Tak było w przypadku klasowego„my” socjalistów, które wychodziło odfaktu upośledzenia politycznego i ekono-micznego klasy robotniczej i w przypadkunie mniej klasowego „my” ludowców.Owo „my” pojawiało się silnie w tożsa-mości ruchu piłsudczykowskiego, formu-łując emocjonalną i romantyczną prze-słankę działania dla dobra Polaków, takżebez Polaków. Paradoksalnie owo nieledwieprometejskie „my” okazało się świetnienadawać do uzasadnienia autorytarnejfazy rozwoju tego ruchu.

Silne „my”, wypowiedziane w Sierpniu1980 roku, było przesłanką odrodzeniamyśli politycznej w latach 80. Dokony-wanego nieco na siłę, poprzez poszuki-wanie istotnych i aktualnych motywówmyśli przedwojennej, a bardzo częstotakże – XIX-wiecznej. Kiedy Marcin Królwydał w 1982 zbiór tekstów Stańczyków,to było to coś więcej niż historyczna prze-bieranka. Była to propozycja przeanali-zowania innej odpowiedzi na klęskę 1863roku niż ta najbardziej w naszej kulturzeupowszechniona. Ale była to także pro-

pozycja innego myślenia o Polsce lat 80.,co znalazło potwierdzenie w ogłoszonychw 1984 roku wystąpieniach Grupy Publi-cystów Politycznych. Inspiracji poszuki-wano też w myśli narodowej, piłsudczy-kowskiej, innych niż stańczykowski nur-tach konserwatyzmu, a także zagranicą –głównie w ideach liberalnych i konser-watywnych. Myśl polityczna wyposażałaowo „my” w jakiś program i metodę dzia-łania. Namawiała do walki zbrojnej, or-ganizowania związków zawodowych lubdo pracy organicznej. Formułowała diag-nozę stanu społecznego i sposoby naprawynajważniejszych problemów. Analizowałapołożenie międzynarodowe i szukała formjego poprawy także wtedy, gdy nie byłopaństwa polskiego, a narzędzia politykipolskiej zagranicą trzeba było dopierostworzyć.

Transformacyjne porażki

Główny nurt ruchu Solidarności zamknąłlata 80. wielkim politycznym sukcesem,któremu towarzyszyła intelektualna po-rażka. Próba przeniesienia doświadczeńopozycji wobec komunistów na język pro-gramu rządzenia skończyła się fiaskiem.Nie wypracowano nawet tak skromnej„ideologii” Solidarności, by w początkachtransformacji ekonomicznej można byłoskutecznie argumentować na rzecz prawpracowniczych, bronić jakichś form par-tycypacji społecznej innej niż wybory, for-mułować oczekiwania wobec państwaw zakresie polityki rodzinnej czy zdro-wotnej.

Wynikało to w dużej mierze z tego,że na solidarnościowej lewicy tę pracęzaniedbano. Legitymacją i przewodnikiemmiał być ruch, jego życiowa, oddolna dy-namika. W chwili, gdy doszło do koniecz-ności zbudowania programów państwo-

100

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

silne „my” wypowiedziane

w sierpniu 1980 roku było

przesłanką odrodzenia

myśli politycznej

w latach 80.

Page 101: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

wych, ten ruch okazał się niemy. Nie pod-powiadał niczego poza pewnym bardzouogólnionym standardem moralnym. Le-wica straciła z pola widzenia zarównodziedzictwo przedwojenne, jak i pewienpotencjał intelektualny, jaki wynikał z do-świadczenia Solidarności. Dlatego po roku1989 pozostały jej albo indywidualnaprzyzwoitość – czyli droga Ryszarda Bu-gaja, albo przyjęcie za własny transfor-macyjnego volapüku, z jego neoliberalnymidogmatami w gospodarce i obietnicą od-czuwalnej poprawy, na końcu długiegomarszu do Europy.

Prawica Trzeciej Rzeczpospolitejukształtowała się jako obóz politycznyw kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy,jako blok chrześcijański, związkowy i an-tykomunistyczny. W praktyce oznaczałoto ostry konflikt z liberałami i lewicąo aborcję i lustrację, krytyczny stosunekdo prywatyzacji. Nie przejęła od starejprawicy ani troski o państwo, ani bardziejprzenikliwej idei interesu narodowego.Jeżeli już coś dziedziczyła, to odruchyi urazy. Myśl polityczna stała się jej nie-potrzebna. Czasami wracała tylko jakotło sporów historycznych: o II wojnę świa-tową, sens powstania. Ale nigdy w kon-tekście spraw istotnych dla obecnego po-kolenia.

Myśl polityczna poległa w starciuz logiką mediów, domagających się odpublicystyki twardego „mordowania wro-gów”, osadzenia w bieżących – często kil-kutygodniowych – realiach, odnoszeniasię do spraw, które „interesują czytelnika”.Myśl poległa w starciu z eksperckim kos-tiumem, w jaki chętnie ubierali się inte-lektualiści i doradcy. Eksperckim, czyliudającym, że programy społeczne nie po-siadają warstwy przesłanek ideowych,a jedynie twardą i weryfikowalną argu-mentację empiryczną. Niedostrzegającym

sporów, toczonych wokół terminów takichjak rozwój, rodzina czy rynek. Przegrałateż w starciu z praktyką działania partiipolitycznych. Partii, w których przestanodyskutować o racjach i rozwiązaniach,a koncentrowano się na personaliachi propagandowej skuteczności. Partii, któ-rych działacze nie mówili już własnymgłosem, ale wypowiadali przygotowanedla nich „przekazy dnia”.

Kto potrzebuje myśli politycznej?

Najsilniejsze „my”, jakie przetrwało z tam-tych czasów, to republikańskie, z ducha„my” pierwszej Solidarności. Tej z lat1980 – 1981. Pełne aspiracji, pragnącelepszego państwa i sprawiedliwych regułżycia społecznego. „My”, którego depo-zytariuszami nie są ówcześni bohaterowie,ale ci, którzy dziś próbują tworzyć je w po-dobny sposób. Mam jednak wątpliwości,czy jego polityczny wyraz nie wyczerpujesię w postulatach „partycypacji” i „anty-systemowej” (w intencjach, nie w skut-kach) reformy ordynacji wyborczej. Czynie jest manowcami, na które skazujemyśl polityczną historyczna grawitacja?Wszak wspomniane wcześniej książkiStańczyków i Dmowskiego wychodziły odzakwestionowania tej kulturowo domi-nującej wizji „my”, od ostrej krytyki po-wiązanej z nim politycznej metody.

Może zatem warto poszukać raczejpunktu zerwania niż punktu kontynuacji.Uznać, że obywatelska energia nie jestw stanie napędzać dziś pozytywnych dzia-łań. I jakkolwiek powinna być bardziejbrana pod uwagę w codziennym funk-cjonowaniu państwa, to nie ona stanowipunkt wyjścia dla nowego myślenia o nim.Może warto poszukać „my”, które zamiastmobilizować szerokie kręgi obywateli, po-zwoli na mobilizację elit – do dokonania

101

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 102: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

zasadniczej naprawy instytucji, uspraw-nienia państwa, zbudowania lepszej dokt-ryny ustrojowej i lepszego pomysłu nafunkcjonowanie w ramach konstrukcjieuropejskiej. Świadomie proponuję nałamach pisma republikańsko-obywatel-skiego porzucenie lub choćby zawieszenietej wizji wspólnoty politycznej i tej wizjipolitycznych metod, które określają jegotożsamość.

Szukajmy „my” na górze...

Dlaczego? Bo może okazać się, że potencjałnajbardziej twórczych jednostek młodegopokolenia zostanie zmarnowany na rojenienadziei na obudzenie energii, której obu-dzić się nie da. Że jest mrzonką, którawprawdzie ma pewien potencjał krytyczny,ale w niewielkim stopniu pozwala nastworzenie konkurencyjnego programudla struktur państwa realnego.

Jeżeli zatem przyjmiemy pewne mi-nimalistyczne założenie, że o wadze myślipolitycznej decyduje nie jej intelektualnaszlachetność, ale możliwość wpływaniana rzeczywistość, to warto zacząć ją two-rzyć dla kogo innego, w inny sposób i z in-nymi założeniami. Może zamiast szukaćsposobu skonstruowania lepszej ordynacji,w wyniku której i tak w polityce znajdąsię mniej więcej ci sami, co dziś ludzie,sensowniej jest napisać instrukcję dlatych struktur państwa, które funkcjonujądziś w intelektualnej próżni. Może zamiastwielkiego obywatelskiego „my”, które wy-rwie kolejne grosze na „budżety obywa-telskie” w miastach, pozostawiając stra-tegiczne decyzje wąskim kręgom ratu-szowych urzędników i polityków, lepiejstworzyć „my”, które sformułuje założenianowej polityki miejskiej państwa.

Myśli politycznej określającej pod-stawowe kierunki działania bardziej po-

trzebuje aparat państwowy, polska dy-plomacja i armia, polski samorząd tery-torialny i sternicy polityki przemysłowejniż pozbawieni realnego wpływu na co-kolwiek obywatele. Bez wyraźnego impulsuz zewnątrz struktury państwa nadal po-zostaną w stanie dryfu, w którym znajdująsię od co najmniej dekady.

Obecny zły stan rzeczy ma swoje ko-rzenie w przeszłości. Realny programwielu gabinetów z lat 90. oparty był naagendzie zewnętrznej – zbiorze podpo-wiedzi, sugestii, perswazji wypowiadanychprzez zachodnich doradców, instytucjefinansowe, potem także struktury NATOi UE, określające warunki naszego człon-kostwa. Także po 2004 roku liczne stra-tegie nie zdradzają cienia odniesień domyśli politycznej – nawet w tak skromnymstanie, w jakim znalazła się ona w po-czątkach XXI wieku – a raczej nawiązaniado modnych tez i sformułowań z zachod-niego świata akademickiego i eksperckiego.Ktokolwiek pisał w Polsce strategie, używałtego samego eksperckiego volapüku, głu-chego na jakąkolwiek intelektualną tra-dycję.

Struktury państwa pracowały zatemw wygodnej dla siebie intelektualnej pró-żni. Strategiczne przesłanki wykorzysty-wania funduszy europejskich nie były

102

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

ktokolwiek pisał w Polsce

strategie, używał tego

samego eksperckiego

volapüku, głuchego na

jakąkolwiek intelektualną

tradycję

Page 103: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

poddawane politycznej (nie partyjnej, alewłaśnie formułowanej na poziomie róż-nych wizji przyszłości Polski) ocenie. Po-równanie dokumentów przygotowywanychprzez SLD, PO czy PiS pozwala łatwoustalić, że nie sformułowano wobec nichżadnej nadrzędnej doktryny, o którą wartosię spierać. Wszystkie ekipy użyły do pi-sania strategii tego samego martwego ję-zyka. Wyposażyły administrację i służbypaństwa w doktrynę równie martwą, jakoficjalny socjalizm lat 80.

...ale nie za wysoko

Tymczasem to „my” powinno realnie oce-niać aktywne czynniki polityki polskiejw chwili obecnej i szukać takiej metody,która pozwoli im działać w sposób sko-ordynowany, przynajmniej intelektualnie.Operować sensowną polityczną diagnoząrzeczywistości, dającą się przełożyć na ję-zyk praktyki i adekwatną do międzyna-rodowych, ekonomicznych i społecznychrealiów. I nie chodzi tu koniecznie o poli-tyków najwyższego szczebla.

Nie twierdzę, że w polu polityki par-tyjno-parlamentarnej nic wartościowegonie powstanie. Od każdej reguły są wy-jątki – dobrzy posłowie, senatorowie, mi-

nistrowie. Ale stawianie na tę sferę, jakoprzestrzeń, z której w sposób naturalnywyjdą inicjatywy naprawy państwa, jestbłędem. Lepiej przekonać ów średni szcze-bel decyzyjny, usytuowany zaraz poniżejnadętych przekonaniem o własnej poli-tycznej mądrości ministrów, że trzeba tozmienić. Że dalsze orientowanie się naagendę zewnętrzną to nie tylko gwarancjadryfu rozwojowego, ale także dryfu w złąstronę. Warto pokazać im też to, że dobrzeskonstruowana myśl polityczna mogłabybyć językiem komunikacji między ode-rwanymi od siebie dziś fragmentami naszejrzeczywistości, jaki tworzą działające wed-ług rozmaitej logiki resortowej instytucjepubliczne. Taki funkcjonalny aspekt myślipolitycznej, dający nadzieję na to, że np.dyplomacja kulturalna będzie wyposażonaw tę samą diagnozę współczesności, coinstytucje zajmujące się promocją polskichspecjalności eksportowych, to argument,który odnosi się bezpośrednio do ich pracy.

Uznanie, że myśl polityczna nie jestdziś narzędziem mobilizacji mas, językiemscalającym wielkie ruchy polityczne, żenie stanowi też intelektualnego zapleczadebaty publicznej, nie musi być punktemwyjścia do uznania jej upadku, ale prze-ciwnie – do odrodzenia w nowym wcieleniu.

103

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 104: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

104

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Sondaż jako źródło legitymizacji

Chciałbym wstępnie sprecyzować, że moimzamiarem nie jest zadenuncjowanie w spo-sób prosty i mechaniczny sondaży opinii,lecz rygorystyczna analiza ich działaniaoraz funkcji. Co oznacza zakwestionowanietrzech postulatów, które leżą u ich pod-staw. Każde badanie opinii publicznej za-kłada, że każdy może mieć opinię; lub,wyrażając to nieco inaczej, że wytworzenieopinii jest w zasięgu każdego. Ryzykującurażenie uczuć naiwnie demokratycznych,zamierzam kontestować ten pierwszy po-stulat. Drugi postulat: zakłada się, żewszystkie opinie są równoważne. Myślę,że można wykazać, iż tak nie jest oraz żekumulacja opinii, które nie posiadają tejsamej realnej siły, prowadzi do wytwo-rzenia artefaktów pozbawionych sensu.Trzeci niewypowiedziany postulat stwier-dza, iż w prostym fakcie zadawania tegosamego pytania wszystkim zawarta jestdomyślna hipoteza, że istnieje konsensusna temat problemów, lub mówiąc inaczej,iż istnieje zgoda co do pytań, które zasłu-

gują na to, by zostać zadane. Te trzy po-stulaty zawierają, tak mi się przynajmniejwydaje, całą serię zniekształceń, które dająsię zaobserwować, nawet gdy wszystkiewarunki metodologicznego rygoru są speł-nione podczas zbierania i analizy danych.

Często stawia się sondażom opiniizarzuty natury technicznej. Na przykładkwestionuje się reprezentatywność próbek.Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę środkiużywane obecnie przez instytuty badaniaopinii publicznej, ten zarzut jest pozba-wiony podstaw. Zarzuca się im równieżzadawanie pytań zafałszowanych, a raczejfałsz poprzez sposób formułowania pytań:ten zarzut już jest bardziej prawdziwy:często zdarza się, że sugeruje się odpowiedźpoprzez sposób zadawania pytań. Choćby,przykładowo, przekraczając elementarnązasadę konstrukcji kwestionariusza, którawymaga, by „dać szansę” wszystkim moż-liwym odpowiedziom, omijając częstow pytaniach bądź w proponowanych od-powiedziach jedną z możliwych opcji bądźproponując kilkakrotnie tę samą opcjęodpowiedzi sformułowaną nieco inaczej.

Pierre BoUrdieUKlasyk współczesnej socjologii,twórca pojęcia „przemoc symboliczna”

Każde badanie opinii publicznej zakłada, że wytworzenie opinii jestw zasięgu każdego. Ryzykując urażenie uczuć naiwnie demokratycznych,zamierzam kontestować ten postulat.

opinia publiczna nie istnieje

Page 105: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Jest wiele takich zafałszowań i warto sięzastanowić na temat warunków społecz-nych ich powstawania. Przez większośćczasu wynikają one z warunków, w którychpracują ludzie produkujący ankiety.

(…)Zagadnienia proponowane w sonda-

żach opinii są podporządkowane intere-som politycznym i to wpływa w zdecydo-wany sposób zarówno na znaczenie udzie-lonych odpowiedzi, jak i znaczenie, którejest przypisywane publikacji ich wyników.Sondaż w obecnym stanie to instrumentdziałalności politycznej, a jego najważ-niejszą funkcją jest być może stworzeniezłudzenia, że istnieje coś takiego jak opiniapubliczna w postaci zsumowania opiniiindywidualnych; narzucenia idei, że ist-nieje coś, co jest czymś w rodzaju średniejopinii lub opinią średnią. „Opinia pub-liczna”, która przejawia się na pierwszychstronach gazet w postaci procentów („60proc. Francuzów popiera…”), ta opiniapubliczna jest czystą konstrukcją, arte-faktem, którego zadaniem jest ukryciewiedzy o tym, że stan opinii w danejchwili wynika z układu sił, napięć i z tego,że nie ma niczego bardziej niestosownego,by wyrazić ten stan opinii niż liczba w pro-centach. Wiemy, że każdemu stosowaniusiły towarzyszy dyskurs, który ma legity-mizować siłę tego, który ją stosuje; możnanawet powiedzieć, że jest on istotą każdegostosunku siły. Tylko wtedy posiada siępełnię siły, kiedy stosunek ten jest, jakotaki, ukryty. Mówiąc prościej, polityk toten, który mówi: „Bóg jest z nami”. Od-powiednikiem „Bóg jest z nami” jest dziś„Opinia publiczna jest z nami”. Podsta-wowy cel sondażu to: stworzyć ideę, żeistnieje jednomyślna opinia publiczna,a więc legitymizować daną politykęi wzmocnić stosunek sił, który ją tworzylub umożliwia.

Ponieważ już na początku wyłożyłem,co zamierzam powiedzieć na końcu, chciał-bym spróbować zarysować bardzo szybkodziałania, za pomocą których wytwarzasię ten efekt konsensusu. Pierwsza ope-racja, która ma jako punkt wyjścia postulat,że każdy powinien mieć opinię, polegana ignorowaniu braku odpowiedzi. Naprzykład zapytacie ludzi: „Czy popieracierząd Pompidou?”, zbieracie 30 proc. brakuodpowiedzi, 20 proc. „tak” oraz 50 proc.„nie”. Możecie powiedzieć: „Odsetek osóbnieprzychylnych przewyższa odsetek osób przychylnych rządowi Pompidou”.

No i zostaje wam te 30 proc. Możecie teżponownie przeliczyć odsetek przychylnychi nieprzychylnych, wykluczając brak od-powiedzi. Ten prosty wybór to operacjateoretyczna o znaczeniu fantastycznym,nad którą chciałbym się wraz z wami po-chylić. Wyeliminowanie braku odpowiedzito robienie tego, co się robi podczas pro-cesu elektoralnego, kiedy są głosy pustealbo nieważne; to narzucenie ankiecieopinii filozofii zawartej w ankiecie elek-toralnej. Kiedy przyjrzymy się temu bliżej,zauważamy, że odsetek braku odpowiedzijest wyższy wśród kobiet niż mężczyzn;że różnica między kobietami a mężczyz-

105

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Podstawowy cel sondażu to:

stworzyć ideę, że istnieje

jednomyślna opinia

publiczna, a więc

legitymizować daną politykę

i wzmocnić stosunek sił,

który ją tworzy lub

umożliwia

Page 106: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

nami jest tym większa, im postawionyproblem jest bliżej związany z polityką.Inna obserwacja: im bardziej pytanie do-tyczy problemów związanych z wiedzą,tym większa jest przepaść między odset-kiem braku odpowiedzi wśród najbardzieji najmniej wykształconych. Odwrotnie,kiedy pytania dotyczą kwestii etycznych,rozwarstwienia według poziomu wykształ-cenia, są niewielkie (np.: „Czy powinniśmybyć surowi wobec dzieci?”). Kolejna ob-serwacja : im bardziej zadane pytaniewywołuje konflikt wewnętrzny, czyli do-tyczy sprzeczności (np. pytanie o sytuacjiw Czechosłowacji dla ludzi, którzy głosująna partie komunistyczną), tym bardziejgeneruje napięcia w danej kategorii i tymczęstszy jest brak odpowiedzi wśród ludzimieszczących się w tej kategorii. W kon-sekwencji, prosta analiza statystycznabraku odpowiedzi dostarcza nam infor-macji na temat tego, co oznacza dane py-tanie, a także na temat danej kategorii,którą określa zarówno prawdopodobień-stwo posiadania opinii, jak i prawdopo-dobieństwo warunkowe – posiadania opi-nii przychylnej bądź nieprzychylnej. Z nau-kowej analizy badań opinii publicznej jas-no wynika, że nie istnieją pytania, którenie byłyby reinterpretowane zgodnie z in-teresami ludzi, którym są zadawane. Im-peratywne jest więc zastanowienie się,na które pytanie różne kategorie respon-dentów myślały, że odpowiadają. Jednymz najbardziej zgubnych efektów sondażyopinii polega na tym, że stawia się ludziw sytuacji, kiedy muszą odpowiedzieć napytania, których sobie sami nigdy nie za-dali. Choćby pytania oscylujące wokółproblemów moralnych, czy to pytaniao surowość rodziców, relacji między nau-czycielami a uczniami, edukacji autory-tarnej i antyautorytarnej itd., problemów.Są tym bardziej postrzegane jako zagad-

nienia natury etycznej, im niżej respondentznajduje się w hierarchii społecznej. Mogąjednak stanowić zagadnienia natury po-litycznej dla klas wyższych; jeden z efektówsondaży polega na przekształceniu odpo-wiedzi etycznych w odpowiedzi politycznepoprzez proste narzucenie problematyki.

Właściwie jest kilka prostych zasad,które pozwolą wygenerować odpowiedź.Istnieje coś, co można nazwać kompe-tencją polityczną w odwołaniu do definicjizarówno arbitralnej, jak i usankcjonowa-nej, czyli dominującej i ukrytej jako takiej,polityki. Ta kompetencja polityczna niejest uniwersalnie rozpowszechniona. Pod-lega wahaniom podobnie jak poziom wy-kształcenia. Mówiąc inaczej, prawdopo-dobieństwo posiadania opinii na każdytemat zakładający wiedzę o polityce jestporównywalne do prawdopodobieństwazłożenia wizyty w muzeum. Obserwujesię tu odchylenia fantastyczne: tam, gdziestudent zaangażowany w ruch lewicowywidzi piętnaście podziałów na lewo odZjednoczonej Partii Socjalistycznej1, kadrakierownicza średniego szczebla nie widzinic. Podziały na skali politycznej (skrajnalewica, lewica, centrolewica, centrum,centroprawica, prawica, skrajna prawica),które sondaże „nauk politycznych” zakła-dają jako oczywiste, nimi nie są; określonekategorie społeczne używają tylko małegoskrawka skrajnej lewicy; inni używająwyłącznie centrum, inni całej skali. Wyborysą w końcu zestawieniem przestrzeni cał-kowicie różnych ; sumuje się ludzi mie-rzących w centymetrach z ludźmi mie-rzącymi w kilometrach, albo lepiej, ludziktórzy oceniają od 0 do 20 z ludźmi,którzy oceniają od 9 do 11. Kompetencjęmierzy się m.in. według stopnia finezji

106

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

1 PSU, partia została rozwiązana w 1989 r.– przypis tłumacza

Page 107: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

percepcji (tak samo jest w estetyce, nie-którzy są w stanie odróżnić pięć lub sześćróżnych stylów tego samego malarza).W tym porównaniu można posunąć sięjeszcze dalej. W kwestii percepcji este-tycznej najpierw pojawia się warunekdozwalający: ludzie muszą wyobrazić sobiedzieło sztuki jako dzieło sztuki; kiedy jużspostrzegą je jako dzieło sztuki, musząposiadać kategorie percepcji, by je skon-struować, ustrukturować, itd. Załóżmypytanie sformułowane w następujący spo-sób : „Czy jesteś za edukacją autorytarnączy antyautorytarną?”. Dla niektórych py-tanie to wynika z polityki, reprezentacjarelacji rodzice–dzieci integruje się w sys-tematyczną wizję społeczeństwa; dla in-nych to kwestia natury czysto moralnej.W konsekwencji ankieta, którą wypraco-waliśmy i w której pytamy ludzi, czy dlanich przeprowadzenie strajku bądź nie,noszenie długich włosów, uczestniczeniew festiwalu muzyki pop, to polityka, od-słania bardzo duże rozwarstwienie w za-leżności od klas społecznych.

(...)

Sondaż jako narzucona tożsamość

Efekt narzucenia problematyki, efekt ge-nerowany przez każdy sondaż opinii i każ-dy egzamin polityczny (począwszy od wy-borów) wynika z faktu, że pytania zada-wane w sondażu nie są pytaniami, którezadają sobie wszystkie przepytywane oso-by, a odpowiedzi nie są interpretowanew zależności od problematyki, w oparciuo którą różne kategorie respondentówefektywnie odpowiedziały. Zatem domi-nująca problematyka, której odzwiercied-leniem jest lista pytań zadawanych przezostatnie dwa lata przez instytuty sondaży,to znaczy problematyka, która interesujew zasadzie głównie ludzi trzymających

władzę, chcących być poinformowanymina bieżąco o środkach służących do or-ganizacji swoich działań politycznych, jestw bardzo nierównym stopniu opanowy-wana przez różne klasy społeczne. Oraz,a to rzecz istotna, owe klasy społeczne sąmniej lub bardziej zdolne do wytworzeniakontrproblematyki.

(...)Kontrproblematyka może istnieć dla

niektórych intelektualistów, ale nie posiadasiły społecznej, mimo iż została podchwy-cona przez wiele partii i ugrupowań. Praw-da naukowa jest bowiem poddana tymsamym prawom przenikania co ideologia.Propozycja naukowa jest jak bulla papieskana temat kontroli narodzin. Przekonujetylko przekonanych. Najczęściej wiąże sięideę obiektywizmu w sondażu z faktemzadawania jak najbardziej neutralnychpytań, by dać wszystkie szanse wszystkimodpowiedziom. Tak naprawdę sondażebyłyby bliższe temu, co dzieje się w rze-czywistości, gdyby, przekraczając całko-wicie zasady „obiektywizmu”, dać ludziommożliwość usytuowania się tak, jak sytuująsię w rzeczywistej praktyce, czyli w oparciuo już dawno sformułowane poglądy; gdyby,zamiast powiedzieć np.: „Są ludzie przy-chylni kontroli narodzin oraz inni, którzysą temu nieprzychylni, a pan/pani?”,wyodrębnić serię wyraźnych stanowiskgrup upoważnionych do ich sformułowa-nia i je rozpowszechnić, tak aby ludziemogli się pozycjonować wobec już udzie-lonych odpowiedzi. Mówi się powszechnieo „stanowiskach”; istnieją stanowiska,które zostały już przewidziane, i my jeprzyjmujemy. Ale nie przypadkowo. Przyj-muje się postawy, do których przyjęciajest się predysponowanym w zależnościod pozycji, którą się zajmuje na określo-nym polu. Rygorystyczna analiza ma nacelu wytłumaczenie relacji między struk-

107

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 108: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

turą postaw do przyjęcia oraz strukturąobszaru postaw obiektywnie przyjmowa-nych. Jeśli sondaże tylko bardzo słabowychwytują wirtualne stany opinii, a bar-dziej precyzyjnie, przesunięcia opinii, wy-nika to, m.in., z tego, że sytuacja, w którejje wychwytują, jest całkowicie sztuczna.W sytuacjach, w których wytwarza sięopinia, szczególnie sytuacjach kryzysu,ludzie są konfrontowani z poglądami jużsformułowanymi, poglądami wspieranymiprzez ugrupowania, tak że wybieraniemiędzy poglądami oznacza wybieraniemiędzy ugrupowaniami. Na tym polegaefekt polityzacji wywołany przez kryzys :trzeba wybierać między ugrupowaniami,które są zdefiniowane politycznie, orazdefiniować coraz to kolejne stanowiskana podstawie zasad czysto politycznych.W sumie, co mi się wydaje ważne, sondażtraktuje opinie publiczną jak zwyczajnezsumowanie opinii indywidualnych, ze-branych w sytuacji w gruncie rzeczy izo-lacji, w której jednostka wyraża pośpiesz-nie w izolacji pogląd izolowany. W rze-czywistości jednak opinie to relacje sił,a relacje opinii to konflikty sił międzyugrupowaniami.

(…)

Opinia publiczna, czyli czyja?

Biorąc pod uwagę, że w ramach procesuwyborczego zadaje się tylko jedno pytaniesynkretyczne, mimo iż w rzeczywistościtrzeba by zadać ich co najmniej dwieście;że jedni mierzą w centymetrach, drudzyw kilometrach, że strategia kandydatówpolega na tym, by źle zadawać pytaniai starać się ukryć podziały tak, by zdobyćgłosy chwiejne, i wiele innych efektów,dojdziecie być może do wniosku, iż należywręcz odwrotnie zadać tradycyjne pytanieo stosunek między sposobem głosowania

a klasą społeczną i zastanowić się, dlaczegomimo wszystko istnieje relacja, nawetjeśli słaba. Warto także zastanowić sięnad funkcją systemu wyborczego, instru-mentem, który poprzez swą logikę matendencję do łagodzenia podziałów i kon-fliktów. Jedno jest pewne: że badającsposób działania sondaży, można wyciąg-nąć wnioski co do sposobu działania spe-cyficznego rodzaju ankiety, którym jestproces wyborczy, oraz efektu, który wy-wołuje.

Krótko mówiąc, chciałem powiedzieć,że opinia publiczna nie istnieje. W każdymrazie w tej postaci, jaką przypisują jej ci,którzy mają w tym żywotny interes.Wspomniałem, że istnieje część opinii jużukonstytuowanych, zmobilizowanych orazgrupy nacisku powstałe wokół wyraźnieokreślonego systemu interesów. I z drugiejstrony, dyspozycje, które z definicji niesą opinią (jeśli rozumie się przez to coś,co może powstać w ramach dyskursui pretendować do pewnej spójności). Tadefinicja opinii to nie moja opinia natemat opinii. To najzwyczajniej wytłu-maczenie definicji, którą realizują sondaże,domagając się od ludzi, by zajęli stano-wisko na temat opinii wcześniej sformu-łowanych. A potem produkując, poprzezzwyczajne zsumowanie statystyczne opiniiw tenże sposób wytworzonych, artefakt,którym jest opinia publiczna. Mówię poprostu, że opinia publiczna, uznana przeztych, którzy realizują sondaże, czy tych,którzy używają ich wyników, ta opiniapubliczna najzwyczajniej nie istnieje.

Tłumaczyła Aleksandra Rybińska

Przełożyliśmy na język polski i pub-likujemy niniejszy tekst za życzliwympozwoleniem wydawcy pisma „Les TempsModernes” (Czasy nowoczesne) posia-

108

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 109: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

dającego do niego prawa autorskie. Toexposé, które słynny francuski socjologPierre Bourdieu wygłosił w styczniu 1972r. w Centrum Kultury Noroit w Arras,na południu Francji. Zostało ono na-stępnie opublikowane w „Les Temps Mo-dernes” (nr 318, styczeń 1973, ss. 1292–1309) W exposé Bourdieu, twórca teorii

przemocy symbolicznej, odwołuje się dospołecznych i politycznych zmian zacho-dzących wówczas we Francji, niemalcztery lata po wybuchu Ruchu 1968,m.in. do wielkiej reformy szkolnictwawyższego powszechnie znanej jako usta-wa Faure (Loi Faure). Lead i śródtytułypochodzą od redakcji „NK”.

109

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

aLeksaNdra ryBińskaRedaktor „Nowej Konfederacji”

Page 110: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

110

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

W numerze 3/2017 „Kronosa” pisząPaństwo o Tadeuszu Kościuszce jakoo ojcu polskiego republikanizmu. Coto znaczy?

Kościuszko zajmuje dzisiaj w polskiej kul-turze miejsce bardzo szczególne. W wiekuXIX i XX był otoczony powszechnym kul-tem. Mit Kościuszki – ponieważ Kościusz-ko szybko stał się mitem – przybieraw XIX wieku różne kształty, co świetniepokazał profesor Skrzypek w otwierającymten numer wyborze tekstów o Naczelniku.Romantycy widzieli w nim Rycerza Chrys-tusowego, przywódcę chrześcijańskiegoLudu. Po roku 1918 czcili go nie tylko lu-dowcy, ale także piłsudczycy i narodowidemokraci. Feliks Koneczny napisał o nimbardzo ciekawą książkę, w której pokazujeKościuszkę jako wzorzec osobowy dla no-woczesnego Polaka.

Kościuszkę otaczali wreszcie kultemkomuniści, był on patronem I dywizjiLWP, walczącej pod Lenino.

I nagle – po roku 1989 – Kościuszkoznika. Staje się dla wszystkich niewygodny.Wszystkim jest nie na rękę. Jest niewy-godny dla lewicy, ponieważ był narodo-wym rewolucjonistą, jest niewygodny dlaprawicy, ponieważ był oświeceniowymantyklerykałem, a Insurekcja Kościusz-kowska wydaje się tutejszą, lokalną wersjąrewolucji francuskiej.

Czyli Kościuszko stracił swą pozycjębohatera?

To jest tylko złudzenie, bo z drugiej stro-ny – jeżeli spojrzymy na otaczającą nasrzeczywistość – zobaczymy, że polskieżycie polityczne wciąż zaludniają postaciei figury, które pojawiły się w trakcie In-surekcji Kościuszkowskiej, pochodzącez kościuszkowskiego imaginarium. Proszęzwrócić uwagę: o Jarosławie Kaczyńskimmówi się „naczelnik”. Tak mówiono teżo Piłsudskim, który był reinkarnacją (są-dzę, że całkowicie świadomą) tamtego

wawrzyNieC rymkiewiCzRedaktor naczelny kwartalnika „Kronos”, adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego,przewodniczący rady Fundacji Augusta hr. Cieszkowskiego

Kościuszko był czczony w XIX wieku jako ojciec założyciel narodu pol-skiego. Do Insurekcji narodem w Polsce była tylko szlachta. Od InsurekcjiPolakami są wszyscy, którzy chcą być Polakami

tadeusz kościuszko byłby z nasniezadowolony

z wawrzyńcem rymkiewiczem rozmawia jarema Piekutowski

Page 111: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

mitu: Królestwo Polskie upada i wtedypojawia się charyzmatyczny przywódca,obdarzony charyzmatami władzy, któryma zastąpić Polakom króla.

Ale postacią z imaginarium kościusz-kowskiego jest także – a przynajmniejkiedyś był – Lech Wałęsa! Do tego ima-ginarium należy bowiem również postaćludowego bohatera, szewca Kilińskiegoalbo Bartosza Głowackiego. Ta postać kil-kakrotnie się potem w polskiej historiipowtarzała – wspomnijmy choćby o Win-centym Witosie – i miała nawet, jak każdygłęboki archetyp, swoje negatywne odbicie,swoją ciemną stronę, którą najpełniejucieleśnia Jakub Szela. Ciemnym odbiciemWałęsy, anty-Wałęsą był w latach osiem-dziesiątych Albin Siwak. Innym awataremtego archetypu był niewątpliwie AndrzejLepper.

Kościuszko był czczony w XIX wiekujako ojciec założyciel narodu polskiego.Taki jest sens tamtego – powszechnego –kultu, którym był otoczony. Do Insurekcjinarodem w Polsce była tylko szlachta.Od Insurekcji Polakami są wszyscy, którzychcą być Polakami. Sensem Insurekcjibyło rozszerzenie polskości i objęcie niąalbo przyjęcie do niej włościan i Żydów.To jest – jak sądzę – sytuacja trwała. Pol-ska – czy chcemy tego, czy nie – jestPolską kościuszkowską.

Od Insurekcji dzielą nas jednak stule-cia. To była zupełnie inna epoka…

I co więcej dzieli nas od niej 40 lat PRL-u, który – wydawać by się mogło – do-prowadził rewolucję francuską w Polscedo ostateczności i zamknął w jakiś sposóbsprawę. Proszę zwrócić jednak uwagę naosobliwą prawidłowość świata postko-munistycznego. Co łączy Polskę z – na

przykład – Koreą Północną? W Korei do-konał się powrót do dziwacznej strukturyo charakterze monarchicznym, rządy spra-wuje tam dynastia Kimów. Po radykalnejsowieckiej modernizacji wróciła tam zatemjakaś archaiczna forma życia, ubrana jed-nak w nowoczesne kostiumy i uzbrojonaw bombę atomową. Coś podobnego wy-darzyło się także w Rosji, gdzie panujeputinowski neocaryzm i na Rusi-Ukrainie,gdzie władzę – zupełnie jak za czasówI Rzeczypospolitej – sprawują lokalni oli-garchowie.

W Polsce natomiast spór politycznytoczy się dzisiaj w kategoriach osiemnas-towiecznych i dziewiętnastowiecznych:jest konfliktem między elitami a ludem,między metropolią a prowincją. Po bardzogwałtownej sowieckiej „modernizacji”mamy nagle dzisiaj w Polsce powrót dojęzyka rewolucji ludowej: w jaki sposóbupodmiotowić prowincję, jak wprowadzićw Polsce prawdziwą równość? ParafrazującMarksa: widmo ludowej rewolucji krążypo Polsce…

Mówi Pan o konflikcie między PO i jejelitami a PiS i jego ludem?

111

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Problem jest taki, że polskie

elity – i dotyczy to zarówno

prawicy, jak i lewicy – wciąż

bardzo często (choć na

szczęście są wyjątki) myślą

o Polsce w kategoriach

francuskich albo angielskich

Page 112: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Spory partyjne są wtórne wobec głębszychpodziałów, sięgających samego życia. Pro-szę zwrócić uwagę, jak zachowują się dzi-siaj w Polsce aktorzy. Aktorzy pełnią w ży-ciu społecznym bardzo ważną rolę: oniz jednej strony pokazują publicznościwzory zachowań, a z drugiej – od tej pub-liczności te wzory czerpią, wyostrzając jei nadając im wyraziste kształty. Otóż ak-torzy w Polsce zachowują się dzisiaj, jakjakaś karykatura przedwojennej arysto-kracji. Znana aktorka niczym jakaś hrabinimanifestuje publicznie swoją pogardę dlakibiców. Syn znanego aktora, skądinądteż aktor, dziedzic talentu, młody jaśnie-panicz, ogłasza publicznie, że wstydzi sięmówić po polsku. Paradoks polega natym, że są to w większości ludzie wycho-wani w Polsce Ludowej, których PolskaLudowa wykarmiła, wykształciła, którymdała pracę i umożliwiła sukces. To dziękiniej stali się „elitą”, która może teraz po-gardzać „ludem”. Wszystko to jest dziwne,przerażające, zabawne.

W jaki sposób Kościuszko możebyć nam zatem przydatny? Czy uważaPan, że republikanie w Polsce powinniodwoływać się do Kościuszki?

Republikanie polscy muszą się odwoływaćdo Kościuszki, ponieważ żadnego innegorepublikanizmu tutaj nie mamy. To sło-wo – republikanizm – w każdym krajuznaczy coś innego. W Hiszpanii „republi-kanie” to są komuniści. Polacy powinnimyśleć o sobie we własnym języku i wewłasnym języku rozumieć swojąwłasną historię. Myśląc o polskiej historiiw kategoriach historii francuskiej alboangielskiej dochodzimy do jakichś bredni.Mówi się na przykład, że Unia Polsko-Li-tewska była jakąś formą kolonializmu, żeRuś była polską kolonią. Problem polega

na tym, że żaden radża ani szejk nie zostałkrólem Anglii, a syn kniazia Jaremy zostałkrólem Polski.

Wróćmy jednak do Kościuszki. Pro-blem jest taki, że polskie elity – i dotyczyto zarówno prawicy, jak i lewicy – wciążbardzo często (choć na szczęście są wyjątki)myślą o Polsce w kategoria francuskichalbo angielskich. Konserwatyści częstouważają, że toczą walkę z rewolucją fran-cuską i są taką samą prawicą, jak francuscymonarchiści. Żołnierzy powojennego, an-tykomunistycznego podziemia porównujesię do powstańców z Wandei. Myślącw ten sposób konsekwentnie, trzeba jed-nak odrzucić całą polską tradycję niepo-dległościową. Ostatnim królem Polski –o czym warto pamiętać – był Mikołaj IIRomanow. Współcześni polscy monar-chiści są całkowicie wykorzenieni z polskiejhistorii. To jest taka postsowiecka osob-liwość: tradycjonalista wykorzenionyz własnej historii, nie rozumiejący własnejhistorii, obcy dziejom własnego narodu.

Podobnym dziwactwem jest jednakumysłowość postępowa, dla której istniejejakaś sprzeczność pomiędzy polskościąa nowoczesnością. Otóż – jeśli polskośćjest kościuszkowska, jeśli to Kościuszkojest ojcem założycielem narodu polskiego –to znaczy, że polskość esencjalnie jestformą nowoczesną. Trudnością, dla nie-których nie do przezwyciężenia, jest zro-zumienie, że Polska ma swoją własną,osobną i szczególną postać Oświecenia,ucieleśnioną w Konstytucji 3 Maja, i żePolacy – jako Polacy, w istocie swojej –nie byli nigdy zapóźnieni, wsteczni, za-cofani. Byli i są odrębni, osobni, samo-swoi – ale nie zacofani.

Mam takie poczucie, że utraciliśmyw pewnym momencie własny język i włas-ną samodzielność myślową. Być możestało się to w roku ‘89, a być może wcześ-

112

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 113: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

niej. Porzucenie Kościuszki, to dziwneo nim zapomnienie, jest tego elementem.

Czy jest możliwe zjednoczenie wszyst-kich Polaków? Czy Kościuszko mógłbyjakoś Polaków pogodzić?

Tak myślę. W Polsce dzisiejszej istniejejakaś potrzeba radykalnej przemiany, głę-bokiej odnowy, która paradoksalnie łączywszystkich: narodowców i liberałów, wy-borców PIS-u i Platformy. Jedni chcą do-głębnej dekomunizacji (której ofiarą padateż polskie Oświecenie), drudzy – rady-kalnej europeizacji. Oba te radykalizmysą skutkiem PRL-u, wynikają z zerwaniaciągłości, są oznaką zagubienia. Polacyczegoś szukają, choć nie do końca wiedzączego. Chcą coś w sobie radykalnie zmie-nić. Sądzę, że szukają samych siebie.

Na czym może polegać republikanizmw polskim wydaniu?

Tu musimy się cofnąć do I Rzeczypospo-litej i odpowiedzieć sobie, jaka była naturarepublikanizmu sarmackiego i w jaki spo-sób ta natura została przekształcona –przeformułowana – przez Insurekcję Ko-ściuszkowską. Mówiąc najkrócej: filozofemI Rzeczypospolitej był Arystoteles (choćoczywiście w szkołach czytano wtedy Cy-

cerona, więc mówiąc dokładniej: był toArystoteles podany i wyłożony przez Cy-cerona). To, w jaki sposób dawni Polacyrozumieli wolność i doskonałość, czymbyła dla nich wspólnota narodowa i pań-stwo, prowadzi nas do Etyki nikomachej-skiej i Polityki. Można spojrzeć na I Rzecz-pospolitą jako na próbę odpowiedzi napytanie Arystotelesa: jak stworzyć państwodoskonałe, łączące zalety monarchii, arys-tokracji i rządów obywatelskich, państwoidealne, zgodne z naturą i zapewniająceswoim obywatelom (czyli szlachcie) wolność.

Ale to się nie udało?

Nie wiem, czy się nie udało. Sądzę, żejednak jakoś się udało. Najważniejszymdziedzictwem I Rzeczypospolitej jest utoż-samienie polskości i wolności. Polak jestwolnym człowiekiem. Nie można być Po-lakiem i niewolnikiem. Taka jest sarmackadefinicja polskości. Ona jest oczywiścieograniczona. Nazbyt elitarna. Dla nas dzi-siaj – po Kościuszce – nie do przyjęcia,ale mimo to zasadnicza i podstawowa.

W XVI stuleciu zaczął jednak powolipowstawać inny twór, obcy nam i wrogi –a także wrogi Arystotelesowi – który znisz-czył Rzeczpospolitą. Udało się stworzyćpaństwo będące połączeniem koszari klasztoru. Na tym polega wielki wkładZakonu krzyżackiego do duchowości eu-ropejskiej. Zakon krzyżacki, który był za-konem rycerskim, przekształcił się w Prusybędące protestanckim państwem wojsko-wym, opartym na biurokracji i religii. Is-totę tego zjawiska najpełniej wypowiedziałHegel, najważniejszy filozof Prusaków.Wolność w państwie pruskim polega naprzestrzeganiu prawa i wypełnianiu obo-wiązków, a urzędnik państwowy – nowaforma życia – jest na wpół żołnierzem,a na wpół zakonnikiem.

113

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Najważniejszym

dziedzictwem

i rzeczypospolitej jest

utożsamienie polskości

i wolności. Polak jest

wolnym człowiekiem

Page 114: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Tę formę życia, którą stworzyli Pru-sacy, udało się następnie zaszczepić w Ros-ji, połączyć z azjatycką despotią. To jestdzieło przede wszystkim Piotra Wielkiego,ale także jego następców, aż do JózefaStalina włącznie. Moskwa przestała byćdzikim państwem mongolskim, ZłotąOrdą. Przyjęła, zaadoptowała – i to czasemw sposób prawdziwie przerażający – za-chodnie sposoby sprawowania władzyi nowoczesne formy dyscypliny społecznej.Polska przegrała konfrontację z dwoma„społeczeństwami dyscyplinarnymi”, żebyużyć formuły Foucaulta.

Rozbiory mają zatem głęboki sensfilozoficzny. Warto w tym kontekściewspomnieć Nietzschego, najważniejszegoniemieckiego krytyka Hegla. Otóż Nie-tzsche, jak Pan wie, uważał się za Polaka.To jest czasem przedstawiane jako jakieśjego dziwactwo albo umysłowa fanaberia.Tymczasem deklarację Nietzschego, żejest polskim szlachcicem par excellence,trzeba traktować poważnie. Nietzschew dawnych Polakach, tych „IrokezachEuropy”, widział ostatnich Greków, ostatniprzyczółek starożytnej wolności w nowo-czesnej Europie, którą gardził i którejnienawidził.

W jaki sposób wiąże się to z nasząwspółczesnością?

Moralność Arystotelesa, wyłożona w Etycenikomachejskiej, nie opiera się na prawie,lecz ma charakter sytuacyjny. Najważ-niejsza jest decyzja jednostki, która w danejsytuacji – a każda sytuacja jest zawszew jakiś sposób wyjątkowa – musi dokonaćwyboru. Człowiek, mówi Arystoteles, chcewybierać dobrze. Żadne prawa, przepisyi procedury, nie mogą jednak z góry okre-ślić, co ma wybierać. Człowiek nawetprzeciętnie inteligentny łatwo znajdzie

sytuacje, w których trzeba złamać takpodstawowe reguły, jak „nie kłam”, „niekradnij”, „nie zabijaj”. Reguły moralnesą dla dzieci. Tłumacząc dzieciom zasadymoralności podajemy im łatwe do zapa-miętania formuły. Człowiek dorosły –znajdujący się w rzeczywistej sytuacji wy-boru – musi jednak opierać się własnymrozeznaniu moralnym. Dlatego tak trudnojest żyć dobrze. Wciąż popełniamy błędy.

Tymczasem współczesne społeczeń-stwa europejskie są w coraz większymstopniu poddane prawom i procedurom.Te prawa i procedury opisują i regulująróżne szczegółowe dziedziny życia: comożna jeść, jakich leków wolno używać,co robić ze śmieciami. Unia Europejskajest nowym wcieleniem krzyżackiego i pru-skiego ducha. Za wiarą w procedury stoiprzekonanie, że rzeczywistość społecznamoże mieć charakter mechaniczny i żepowinniśmy ograniczyć decyzje jednostki –dla jej własnego skądinąd dobra i bez-pieczeństwa. Współcześni Prusacy uwa-żają się za „przyjaciół Ludzkości”, są hu-manistami.

To jest jednak całkowicie sprzecznez charakterem narodowym Polaków, z na-szą – ukształtowaną najpierw przezI Rzeczpospolitą, a następnie przez zaboryi opór przeciwko zaborcom – naturą.Z naszą złotą wolnością, z naszym liberumveto i z naszą narodową anarchią. Wszyst-ko to nie jest i nigdy nie było żadną pato-logią. A raczej – to może być patologią tyl-ko w oczach Prusaka, który chciałby pod-dać całą rzeczywistość kontroli i dyscy-plinie i w ten sposób (Prusak jest protes-tantem) naprawić zniszczoną przez grzechpierworodny naturę…

Dla Polaków procedury i przepisymogą być w najlepszym razie złem ko-niecznym. Dla Prusaków są one natomiastźródłem szczęścia i rozkoszy. Rzeczywis-

114

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 115: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

tość zostaje wreszcie uporządkowana,uregulowana, okiełznana i zdyscyplinowana.

To, co pan mówi o Polsce, wydaje sięzbliżone do ideału liberalnego.

Tak, to jest prawdziwy liberalizm. Uwa-żam, że dusza polska jest z natury swejliberalna, wolnościowa, anarchiczna. Ży-jemy dziś jednak w pojęciowym zamęcie:„liberałami” nazywają siebie technokraci.

W ten sposób dochodzimy do zasadniczegoproblemu współczesności, który będzienarastał i który jest największym zagro-żeniem dla nas – Polaków – ale też dlacałej ludzkości, dla człowieczeństwa. Przy-mierze ołtarza i tronu zostało zastąpioneprzez sojusz biurokracji i technokracji.Można połączyć procedury biurokratycznez kontrolą techniczną. Nie wiem, czy Pansłyszał o nowym pomyśle: kierowca wjeż-dżając na autostradę ma oddawać pro-wadzenie pojazdu (którego nie będzie jużmożna nazwać „samochodem” ani „au-tem”) zewnętrznej kontroli, nadzorowisamej autostrady, która będzie nim kie-rować. Nie wiem, czy ten pomysł zostaniezrealizowany. Jednak samo jego pojawie-nie się pokazuje dobrze, dokąd zmierzamy.

Czyli republika w polskim wydaniu toprzede wszystkim wspólnota wolnychjednostek, bez kontroli państwa?

Polska wolność przez lata PRL-u mani-festowała się przede wszystkim negatyw-nie, anarchicznie, bo tak zachowywali sięPolacy w konfrontacji z państwem totali-tarnym. Tego ducha anarchii, który jestelementem polskiego liberalizmu, wartopielęgnować – choć dzisiaj mamy już włas-ne państwo, do pewno stopnia niepodległei powinniśmy mądrze nim kierować.

W państwie liberalnym rodzi się namjednak problem z wolnością. Miejscezniewalającego państwa i procedurszybko może zająć wielki kapitał.

Tak – dlatego celem istnienia państwapowinno być zabezpieczenie wolności jed-nostki. Tylko po to istnieje państwo, żebyjednostka była wolna. Państwo polskieistnieje po to, żeby zabezpieczać polskąwolność.

A jakie konkretne rozwiązania prawneczy konstytucyjne pan widzi?

Ten ogólny postulat powinien rozpadaćsię na mnogość rozwiązań szczegółowych.Państwo polskie powinno bronić drobnychposiadaczy przeciwko wielkiemu kapita-łowi. Stawać po stronie sklepikarzy prze-ciwko supermarketom. Ułatwiać naby-wanie ziemi przez obywateli, zmniejszaćpodatki od posiadania nieruchomości.

Weźmy taki problem praktyczny: ktojest wolny – pracownik korporacji, któryjest całkowicie zależny od swojego szefa,czy posiadacz drobnej własności, któregonikt nie może wyrzucić z pracy? Jest takadawna polska formuła, niezmiennie ak-tualna: „szlachcic na zagrodzie równy wo-

115

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

kto jest wolny – pracownik

korporacji, który jest

całkowicie zależny od

swojego szefa, czy posiadacz

drobnej własności,

pracujący na swoim, którego

nikt nie może wyrzucić

z pracy?

Page 116: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

jewodzie”. To jest esencja polskiej myślirównościowej.

Dlaczego uważa pan jednak, że towłaśnie Kościuszko ma być patronemtak rozumianego republikanizmu?

Mówiąc o Kościuszce, myślę o pewnejidei, która – uważam – jest żywa i wciążprzenika nasze życie. Kościuszko w za-sadniczy sposób różni się od Robespierre’ai Lenina. Insurekcja jako forma lokalnama swój kształt własny i jest znaczniebliższa rewolucji amerykańskiej i jej idea-łom, niż rewolucji francuskiej.

Proszę zwrócić uwagę na takie zda-rzenie. To jest chyba najdziwniejszy mo-ment w życiorysie Kościuszki, który wielenam o nim mówi. Kościuszko był więźniemcara Pawła w twierdzy Pietropawłowskieji został z niej w roku 1796 zwolniony potym, jak złożył carowi przysięgę, że nigdynie wróci do Polski i że nie będzie walczyłz Rosjanami.

I Kościuszko – co zawsze wszystkichdziwiło – tej przysięgi się trzymał. CaraPawła uduszono. Mały kapral z Korsykizostał cesarzem Francuzów. Francuzi wkro-czyli do Polski. A Kościuszko wciąż trzymałsię przysięgi – ponieważ słowa honoru,raz danego, nie wolno złamać, nawet jeślisię je daje śmiertelnemu wrogowi.

Co to znaczy? Otóż – on był rycerzem.Zachowywał dawny kodeks rycerski. I takwłaśnie trzeba rozumieć (i tak skądinądzawsze rozumiano) ostateczny cel Insu-rekcji. Jej celem było uszlachcenie chło-pów. Polscy chłopi wybierając polskośćstają się polską szlachtą. To jest radykalnieprzeformułowana sarmacka definicja pol-skości: tylko człowiek wolny jest Polakiem.Polak nie może być niewolnikiem. Możnazatem dawne formy życia przekształcić

w sposób radykalny, a ich głęboki sensmoże pozostać nienaruszony.

I uważa pan, że takie przekształceniejest możliwe?

Uważam, że dowodzi tego Insurekcja Ko-ściuszkowska i cała późniejsza historiaPolski. W Insurekcji zawarty jest pewienmoment (nazwijmy go tak) nihilistyczny,albo – dokładniej – nihilistyczny punktodniesienia. Wróćmy do pytania, dlaczegonie można być w Polsce tradycjonalistą?

Powodem są rozbiory. Trzy monar-chie – Austria, Prusy i Rosja –zniszczyły Królestwo Polskie. Prusacyprzetopili polskie insygnia koronacyjnena sztabki złota. W ten sposób – dla nasPolaków – monarchiczny porządek wypadłze swoich posad. Sam siebie podważyłi zakwestionował. Jeśli bowiem możnazniszczyć Królestwo Polskie i stopić polskąkoronę, to może nie ma żadnych zasad?Może wszystko jest chwiejne? Tu się otwie-ra jakaś otchłań i nie mam żadnych wąt-pliwości, że nasi przodkowie w nią zajrzeli.

W historii Polski jest takie wydarze-nie, o którym Polacy zapomnieli i któregosię najwyraźniej boją. Polak zabił cara.Ten wielki czyn Ignacego Hryniewieckiegobył odpowiedzią na rozbiory i na wszystkierosyjskie zbrodnie. Kryminaliści z rodzinyRomanowów, po tym co nam zrobili, za-sługiwali tylko na śmierć. Ale współcześniPolacy o Hryniewieckim zapomnieli. Jestw Warszawie rondo i pomnik de Gaulle’a,który tym się zasłużył, że lubił Polaków,za co Polacy są mu niesłychanie wdzięczni,a Hryniewiecki nie ma pomnika. Tym-czasem bez tej postaci, ciemnej, rozpacz-liwej, nie możemy zrozumieć nas samychi własnej historii, naszej własnej we-wnętrznej grozy.

116

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 117: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Wróćmy do Kościuszki. I spójrzmyna niego od tej strony. Insurekcja jestodpowiedzią na rozbiory. Świat wypadaze swoich posad. Rozpada się jego dawnyporządek. I w obliczu tego rozpadu Polacydokonują przemiany radykalnej.

Powiedział pan, że od czasu InsurekcjiKościuszkowskiej Polakiem jest każdy,kto chce być Polakiem?

Tak. W ten sposób dochodzimy do za-sadniczego punktu. Insurekcja, tak ją ro-zumiem, jest radykalizacją dawnej polskiejwolności. W I Rzeczypospolitej wolny byłtylko szlachcic i była to wolność danaz natury i przez naturę, wolność z przy-rodzenia, zagwarantowana przez urodze-nie. Natomiast od czasów Insurekcji wol-ność w Polsce nie jest dana z natury, leczstała się czymś, co zostało nam zadanei co jest przedmiotem naszego wyboru.Taki jest sens całej naszej tradycji insu-rekcyjnej, który jest absolutnie zasadniczyi o którym stale trzeba pamiętać.

Wolność staje się decyzją. Proszęzwrócić uwagę na kolistą figurę, która tusię zarysowuje: wybierając wolność, wy-bieramy decydowanie o sobie. Filozofianowoczesna opisuje to jako akt samosta-nowienia podmiotu. Podmiot sam sięw sobie ustanawia i konstytuuje. Takijest właśnie metafizyczny sens bitwy podRacławicami i tej pięknej postaci, jakąbył Bartosz Głowacki. Wybór wolnościnie jest decyzją arbitralną, pozbawionąjakichkolwiek kryteriów. Ten wybór staje

wobec kryterium ostatecznego, jakim jestśmierć. Wolny jest ten, kto gotów jestpoświęcić życie dla Ojczyzny.

Nie wszyscy jednak uważają, że pol-skość należy wybierać.

Tak – i na tym właśnie polega największeniebezpieczeństwo. I taki jest też pewnienajgłębszy sens naszego zapomnieniao Kościuszce. Wydaje się nam, że polskośćjest czymś całkowicie naturalnym, przy-rodzonym, z góry nam danym, a możenawet narzuconym. Takie myślenie niebierze pod uwagę najważniejszej lekcjinaszej historii. Rzeczpospolita upadła.Rzeczywistość jest formą chwiejną. Tapodstawowa lekcja ma swój ciąg dalszyw XX wieku i we wszystkich tych strasz-liwych katastrofach, które wtedy nastąpiły.

Rozumiem, że potrzebna jest nam re-wolucja?

Może – dla ścisłości – powiedzmy: Insu-rekcja. Ja w ogóle uważam, że Insurekcjajest formą polską, że polskość jest Insu-rekcją permanentną. Musimy nieustanniena nowo wymyślać samych siebie i własneformy życia, ale tak, żeby samych siebiejednocześnie w tej przemianie nie stracić,nie zgubić. Domagam się zatem Insurekcji,choć – jak Pan rozumie – powinna to byćprzede wszystkim Insurekcja duchowa.Potrzebna jest nam duchowa niepodle-głość. My jednak jesteśmy dziwnie słabi.Kościuszko byłby z nas niezadowolony.

117

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

jarema PiekUtowskiCzłonek zespołu, główny ekspert ds. społecznych

Page 118: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Do dziś trwają spory, czy Wańkowicz wy-myślił ją samemu, czy (jak to obrotnyMel miewał w zwyczaju) wyczytał w pis-mach profesora Nałkowskiego i wypożyczyłsobie na trochę, czy też wpadł na ten po-mysł anonimowy dziś dla nas dziennikarz.Pewne jest, że fraza „Polska A i Polska B”rządziła wyobraźnią Dwudziestolecia,w najkrótszy sposób oddając jedno z naj-większych wyzwań, przed którym stanęłaII RP, gdy już obroniła granice. Nie lubięza bardzo wszystkich tych triumfalistycz-nych political ficitions o rokitniańskichszwoleżerach wkraczających jesienią 1939do Berlina, a zaraz potem do Moskwy,ale o COP-ie spychającym w cień ZagłębieRurhy i sukcesach trzeciego planu pię-cioletniego wicepremiera Kwiatkowskiegopoczytałbym chętnie.

Nie udało się, ale fraza została, i świet-nie określała Polskę rozszczepioną na za-możną i robotną, „poznańską”, rzec bymożna, i tę drugą – nie ze swojej winychudą, ciemną i bosą, dzielącą (to jeszczejeden mem Dwudziestolecia, wiadomo)zapałkę na czworo, podatną na agitację

już to bolszewików, już ONR-owców, każ-dego, kto wytłumaczy, kto winien nędzyi kogo bić. Granica między Polską A a Pol-ską B nigdy nie została wykreślona zbytprecyzyjnie, ale wiadomo było, że pokrywasię niemal z kordonem między zaborempruskim a Kongresówką (ze znakiem za-pytania przy Łodzi) i Galicją, z wyłącze-niem może wesołego, paryskiego Lwowa.

Ciekawe, że termin przetrwał jakoś,półgębkiem, i w PRL – najpierw, rzeczjasna, w stalinowskiej propagandzie pięt-nującej sanację („u nas nie będzie PolskiA i Polski B!”), a potem na szpaltach „Po-lityki”, tego grona passentoliberałów, ma-rzących o „technokracji”, szerokich kra-watach i jeszcze jednym stypendium For-da. Przetrwał i sam podział, mimo kosz-maru wojny, jałtańskiego przesunięciagranic i „redystrybucji dóbr z Ziem Od-zyskanych” a ‘la Bierut (o, kamienice Mu-ranowa, wznoszone z wrocławskich ce-gieł!), co może być przesłanką, że brał sięprzynajmniej po części z mentalnościmieszkańców.

118

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

wojCieCh staNisławskiDoktor historii, publicysta

Gdyby mieszkańcy Polski Be czytywali Romana Dmowskiego, parafrazo-waliby go z rozkoszą, mantrując: „obciach nie jest dodatkiem do polsko-ści, ale tkwi w jej istocie”

Polska ach i Polska Be

Page 119: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

Ale i z historii: dla tysięcy podróżni-ków pierwszą solidną lekcją geografii his-torycznej, zanim PKP wymieniła tabori dekoracje, była wisząca do początkuXXI wieku w każdym wagonie naklejkaze „Schematyczną mapą sieci kolejowychPolski”. Dość było rzutu oka, i to w nie-sprzyjających warunkach, żeby zobaczyćgranice trzech zaborów: w Prusiech gęsto,w Galicji koleje transwersalne, w Priwi-slanii łyso.

To zresztą stała uciecha wielbicielikartografii, dostrzec na zwykłej mapienie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość:pamiętacie, jak zabawnie było, patrzącna rezultaty niedawnej Macroniady, wi-dzieć najdalszy zasięg okupacji angielskieji dziedziny burgundzkie? A w podzialena Polskę A i Polskę B widać nieporów-nanie więcej, bo nie tylko zabory, ale i za-sięg osadnictwa na prawie magdeburskim,i pługa żelaznego, ziemniaka oraz loko-mobili, a na upartego i oddziaływanierzymskiego limesu.

Podział na Polskę A i B istnieje rów-nież i dziś: granica idzie nieco bardziej

transwersalnie (prof. Andrzej Mandel,powołując się na wyniki „Monitoringurozwoju obszarów wiejskich”, wykreślają wręcz od Suwałk po Opole), jest bardziejrozmyta, z wyspami zamożności na połu-dniu i ziemią jałową po PGR-ach PomorzaZachodniego, ale nie da się jej zaprzeczyć:ciekawe, na ile poradzi sobie z tym kolejnywicepremier. Mnie jednak chwilowo bar-dziej zajmuje granica między dwoma in-nymi krainami, które trudno wykreślićna mapie, a jednak nie sposób mieć wąt-pliwości co do ich istnienia: ich dumniobywatele przy każdej okazji demonstrująswą przynależność. Proszę nadstawić ucha:z pewnością po chwili uda się Państwuusłyszeć (lub przeczytać w mediach spo-łecznościowych) głos kogoś, kto pochodziz Polski Be.

Nie chodzi przy tym o wielkie sprawy,o Trybunały (Stanu, lub ten drugi, euro-pejski, przed który niektórzy zanoszą bła-gania) i dyktatury: to zbyt żenujące, bychciało mi się o tym pisać. Nie chodzi na-wet o sławną frazę „tenkraj”, która, tylekroćośmieszona, ma się dobrze. Nie, miesz-kańca Polski Be poznać można po ko-mentarzu do irytującej, odnawiającej sięna wiosnę niczym przebiśniegi dziuryw nawierzchni, do źle wytyczonej ścieżkirowerowej, do zawieszającej się aplikacji.„No tak – słychać podszyte irytacją wes-tchnienie – Polska”.

Dziury, wieszające się aplikacje i kręteścieżki są wszędzie, bo, jak powiada Platonw pewnym dobrym tłumaczeniu, „rzeczypsują się”. Częściej pewnie psują się w Eu-ropie Środkowej niż w Szwajcarii, bo nibyjak może być inaczej po kilkudziesięciufalach Gotów Tatarów Sowietów? Rzeczw tym jednak, że obywatele Polski Be nietraktują tych zjawisk jako jednostkowejprzypadłości: odnotowują je z bolesnąsatysfakcją, jako potwierdzenie znanej

119

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

sąsiedzi z drugiej strony

niejasnej granicy są tylko

trochę mniej nużący.

Ci zaczynają dzień od

wrzucenia memu z bitwą

pod kutyszczami

(26.09.1660): husarz

na karku moskwicina,

go, go, go!!

Page 120: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

przez nich zawsze prawdy: Polska jestBe, jest immanentnie obciachowa. Jestjak fasada domu z reportażu Filipa Sprin-gera, jak reklama Prusakolepu oglądanaprzez Masłowską, jak piosenka ZenkaMartyniuka słuchana przez Hołdysa. Gdy-by mieszkańcy Polski Be czytywali RomanaDmowskiego, parafrazowaliby go z roz-koszą, mantrując „obciach nie jest do-datkiem do polskości, ale tkwi w jej isto-cie”. Dziura? A to Polska właśnie. Uza-leżniony od Facebooka, czekam chwili,kiedy kolejna współpracowniczka Wybor-czej ogłosi, co tam znowu złego się wyda-rzyło. Urwało się kółeczko od walizki?W warzywniaku tylko poobijane mango?W lokalu z masażem ajurwedyjskim awariaprądu? „Polska”. Polska Be.

Ich sąsiedzi z drugiej strony niejasnejgranicy są tylko trochę mniej nużący. Cizaczynają dzień od wrzucenia memu z bit-wą pod Kutyszczami (26.09.1660): husarzna karku Moskwicina, go, go, go!! Ktonie ma aplikacji do generowania memów,wychodzi przed blok i robi zdjęcie krzacz-kowi mniszka lekarskiego. Albo pajęczynyz kropelkami rosy. Albo innego materiału

na fototapetę. „Natura, serdeczność, chlebprosto od krowy” – wdycha w komentarzu.Co za kraj! Ach, Polska. Polska Ach!

Naturalnie, bardziej martwią mnieobywatele Polski Be, myślę sobie, że takgruby pokład self-hate musi brać się z ja-kichś potężnych obolałości i prowadzićmoże do różnych niepokojących aliansów.Częściej jednak patrzę na oba plemionaz wyrozumiałością, wspominając czasydyskotek pod koniec podstawówki: ci,którzy wychodzili z nich pryszczaci i z furiąw oczach, powtarzając, że dziewczyny sągłupie, wydają mi się z perspektywy wielulat równie pocieszni jak ci, którzy pisaliukradkiem w swoim piórniku (ukradkiem,ale tak, żeby wszyscy widzieli!) „MonikaWNM”. Pocieszne chłopaki! Patrzenie nawady, słabości, kręte ścieżki i wieczniegubione klucze inaczej niż z mieszaninąrozczulenia, irytacji, fatalizmu oraz wiedzy,że to przecież absolutnie nieważne jestdziś w moich oczach – moich, mężczyzny,który lada dzień stanie przed nader po-ważną rocznicą tzw. „blaszanych godów”(dla niewtajemniczonych – ósmą) dowo-dem straszliwej wręcz niedojrzałości.

120

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl

Page 121: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

www.nowakonfederacja.plTHINKZINE

121

Misja

Świat intelektualny – od uniwersytetów po media – nie nadąża dziś za gwał-townymi przemianami rzeczywistości politycznej, gospodarczej i społecznej,opisując je za pomocą kategorii z poprzednich epok. To zasadniczo obniżajakość rządzenia, które wymaga rozstrzygania dylematów przy użyciu wiedzydostępnej w danej chwili. Deficyt tej ostatniej zwiększa ryzyko decyzji błędnychlub wręcz katastrofalnych, jak również – dominacji fałszywych ideologii. Polskidotyczy to w stopniu szczególnym, ze względu na trudne położenie geopoli-tyczne i słabość intelektualną (uniwersytetów, mediów, think tanków).

„Nowa Konfederacja” stara się temu kryzysowi myśli przeciwdziałać na czteryzasadnicze sposoby: 1) Poprzez formułę thinkzine’u: pierwszego w Polsce i prawdopodobnie na

świecie think tanku i magazynu publicystycznego w jednym, umożliwiającąlepszą komunikację i synergię między ekspertami z różnych dziedzin orazmiędzy specjalistami a  publicystami i  intelektualistami; wszystko po to,aby po pierwsze zwiększać poziom wiedzy specjalistycznej, a po drugie(i ważniejsze) budować całościowy obraz rzeczywistości;

2) Poprzez kształtowanie opinii elit;3) Poprzez oddziaływanie na główny nurt debaty za pomocą komentatorstwa

politycznego;4) Pełniąc rolę pośrednika między światem ekspercko-akademickim a me-

dialnym.

Działamy w  duchu polskiej tradycji republikańskiej, uważając ją z  jednejstrony za najbardziej chwalebny dorobek rodzimej polityki, z  drugiej zainspirację do rozwiązywania współczesnych problemów, na czele z fałszywymidylematami: państwo czy wolność, wolność czy wspólnota. Dziś potrzebujemyjednocześnie więcej państwa, więcej wolności i więcej wspólnoty. Wyzwaniatak dla politycznej podmiotowości, jak i wolności są bowiem bezpreceden-sowe – taka musi też być odpowiedź.

Jesteśmy konfederacją – związkiem obywateli dążących razem do dobrawspólnego, w sytuacji, gdy inne instytucje zawodzą.

Jesteśmy niezależni tak od partii politycznych, jak i od rywalizacji na klikalność.Jest to możliwe przede wszystkim dzięki hojności naszych Darczyńców. Utrzy-manie niezależności i poziomu merytorycznego oraz dalszy rozwój, przybliżającyrealizację powyższych celów, zależą od utrzymania i  rozwoju finansowaniapoprzez bezwarunkowe darowizny na cele statutowe.Jeśli cenisz „Nową Konfederację” – wesprzyj ją.

Page 122: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

www.nowakonfederacja.plTHINKZINE

122

Działalność

Do listopada 2017 r. „Nowa Konfederacja” była pierwszym w Polsce interne-towym miesięcznikiem idei (pierwszych 51 numerów ukazało się w  formulee-tygodnika, między październikiem 2013 a  wrześniem 2014). Dziś „NowaKonfederacja” to prawdopodobnie pierwszy na świecie thinkzine. To nowaforma instytucji eksperckiej i  publicystycznej jednocześnie. Umożliwia toz jednej strony lepsze niż dotąd gromadzenie i tworzenie wiedzy specjalistycznej,z  drugiej: efektywniejszą pracę nad całościowym opisem rzeczywistości publicznej.

Do tej pory podstawowym sposobem prezentacji takich owoców była pub-licystyka, która cały czas odgrywa ważną rolę w naszej działalności. Obecniekażde kolejne wydanie e-miesięcznika zawiera 10 materiałów – artykułówanalitycznych, esejów, wywiadów. Dwa razy w  tygodniu publikujemy ko-mentarze reagujące na bieżące wydarzenia. Swoje miejsce ma u nas takżefelieton – wymierający gatunek na pograniczu dziennikarstwa i  literaturypięknej, ukazujący się co najmniej raz w miesiącu.

Od listopada 2017 roku stawiamy także na działalność ekspercką. Specjaliściod spraw ustrojowych, międzynarodowych, prawa, obronności, gospodarki,samorządu i nie tylko publikują w „Nowej Konfederacji” raporty, analizy, ko-mentarze eksperckie.

Zarówno publicyści, jak i eksperci związani z „Nową Konfederacją” występująw mediach, zarówno pracując w różnych tytułach, jak i występując w nichgościnnie czy komentując dla nich bieżące wydarzenia. Jesteśmy obecni nałamach największych polskich dzienników i  tygodników, w  internecie, nafalach stacji radiowych, regularnie występujemy także w programach tele-wizyjnych stacji publicznych i prywatnych.

Ważnym elementem naszej działalności są także otwarte debaty, które or-ganizujemy co najmniej raz w  miesiącu. Zaproszeni przez nas goście –naukowcy, politycy i  dziennikarze – dyskutują wokół kolejnych naszychpublikacji, a także na bieżące tematy społeczno-polityczne. Jesteśmy obecnitakże w mediach społecznościowych – na Facebooku, Twitterze czy YouTube.

Page 123: Nowa Konfederacja nr 97 fileNowa Konfederacja nr 97

„Nową Konfederację” tworzą

Stali Darczyńcy: Bartłomiej Kachniarz, Piotr Kubiak, Michał Macierzyński, JerzyMartini, „mieszkaniec Bytomia”, Jakub Stychno, Marcin Sławeta, MichałKocur, Remigiusz Iwuć, Piotr Ogiński, Damian Szczerbaty, Szymon Radziszewicz,Krzysztof Szatan oraz Anonimowi Darczyńcy

Pozostali Darczyńcy: Jacek Bartosiak, Piotr Remiszewski, Piotr Woźny, AndrzejDobrowolski, Krzysztof Poradzisz, Marek Nowakowski, Karol Tatara orazAnonimowi Darczyńcy (Lista Darczyńców jest uaktualniana na początku każ-dego miesiąca)

Zespół: Natalia Kołodyńska-Magdziarz (Sekretarz zespołu), Jarema Piekutowski,Bartłomiej Radziejewski (Dyrektor), Stefan Sękowski (Zastępca dyrektora, kie-rownik sekcji Publicystyki), Anna Szczerbata

Stali współpracownicy: Jacek Bartosiak, Paweł Behrendt, Łukasz Kobeszko,Michał Lubina, Stanisław Maksymowicz, Rafał Matyja, Anna Mieszczanek,Andrzej Mikosz, Adam Radzimski, Marek Wojnar, Karol Zdybel

Współpracownicy: Michał Beim, Piotr Celiński, Ludwik Dorn, Błażej Duber,Stanisław Gasik, Tomasz Geodecki, Patryk Gorgol, Tomasz Grzegorz Grosse,Elżbieta Hibner, Maria Libura, Damian Maziarz, Filip Memches, Tomasz Pichór,Radosław Piekarz, Tomasz Pułról, Witold Repetowicz, Jan Rokita, Błażej Sajduk,Krzysztof Sękowski, Witold Sokała, Wojciech Stanisławski, Zbigniew Stawrowski,Barbara Szewczyk, Artur Wołek, Krzysztof Wołodźko

Grafika (okładki): Piotr Promiński

Korekta i redakcja stylistyczna: Jarema Piekutowski, Stefan Sękowski

Skład: Rafał Siwik

Wydawca: Fundacja Nowa Rzeczpospolita

Kontakt: [email protected]

123

THINKZINE www.nowakonfederacja.pl