Notatki tanio sprzedam! - bis.agh.edu.pl · ISSN 1899-2536 miesięcznik grudzień 2008/ styczeń...

17
www.bis.agh.edu.pl ISSN 1 899-2536 miesięcznik grudzień 2008/ styczeń 2009 Notatki tanio sprzedam! Czy jesteśmy coraz mniej bezinteresowni? - s. 24 Uczelniany monitoring - s. 8 Stan wojenny na AGH - s. 26

Transcript of Notatki tanio sprzedam! - bis.agh.edu.pl · ISSN 1899-2536 miesięcznik grudzień 2008/ styczeń...

www.bis.agh.edu.pl

ISSN 1899-2536

miesięcznik

grudzień 2008/styczeń 2009

Notatki tanio sprzedam!Czy jesteśmy coraz mniej bezinteresowni? - s. 24

Uczelniany monitoring - s. 8

Stan wojenny na AGH - s. 26

Biuletyn Informacyjny Studentów AGH: www.bis.agh.edu.pl Samorząd Studentów AGH ul. Czarnowiejska 32a, 30-059 KrakówRedaktor Naczelny: Bartosz Dembiński [email protected] Zastępca Redaktora Naczelnego: Aleksandra Pękala Sekretarz redakcji: Agnieszka Kostelecka Redakcja: Marta Bakaj, Grzegorz Baran, Sylwia Bocianowska, Bernadeta Boczar, Kamila Buczyńska, Arkadiusz Cygan, Ewelina Czechowicz, Paulina Depczyńska, Jarosław Dolega, Adrian Gamoń, Paulina Grabska, Michał Guzik, Bartosz Grad, Magdalena Hodurek, Maciej Hemmerling, Ewa Hołysz, Piotr Janus, Kinga Klimowicz, Wioleta Kozioł, Bartosz Krawętkowski, Łukasz Mucha, Wojciech Skibiński, Anna Sokulska, Jan Wolak-Dyszyński Korekta: Małgorzata Budziosz Redaktor techniczny: Piotr Góral Dział promocji: Marta Dendys, Katarzyna Harężlak, Marta GruszeckaOkładka i zdjęcia: Krakowska Studencka Agencja Fotograficzna AGH (www.ksaf.agh.edu.pl). Fotografia na okładce: Jan Wolak-Dyszyński Nakład: 3000 bezpłatnych egzemplarzy Numer zamknięto 31 grudnia 2008 roku. Redakcja zastrzega sobie prawo do zmieniania tytułów i adiustacji tekstów. Za treść ogłoszeń i reklam redakcja nie odpowiada. Nie zamówionych materiałów nie zwracamy.

Spis treści:aktualnościPokaż swoje wnętrze – konkurs – 4Czy AGH zmieni nazwę? c.d. – 5Problem z miejscami na Miasteczku – 6Wesołe Święta dzieciom – finał – 7Uczelniany monitoring – 8MediaFrame w Las Vegas – 10ZOD w Mielcu/Segregacja śmieci na MS – 11„Nowoczesne” SJO – 12Toastmasters zaprasza! – 14Nigeryjski szwindel – 15

karieraStudencie! Załóż własną firmę! – 16

kulturaFilm – klasyka i nowości – 18Recenzje płytowe – 19Klub Dobrej Książki – 20Rekomendacje kulturalne – 21Sztuka współczesna w MuzeumNarodowym – 22

społeczeństwoOkiem przybysza – 23Sprzedawanie notatek – początek plagi? – 24Stan wojenny na AGH – 26

nauka i technikaJęzyk programowania Python – 28

sport„Piękny i dobry” na siłowni – 30

Bartosz

Dembińskiredaktor naczelny

Monitorujemy

ISSN 1899-2536

miesięcznik

grudzień 2008/

styczeń 2009

Notatki tanio sprzedam!Czy jesteśmy coraz mniej bezinteresowni? - s. 24

Uczelniany

monitoring - s. 8

Stan wojenny

na AGH - s. 26

www.bis.agh.edu.pl

fot.

Grz

egor

z B

aran

Przełom roku to zawsze dobry moment na refleksję (w odróżnieniu od postanowień, które zazwyczaj pozostają w sferze życze-

niowej). Być może to właśnie ten świąteczno-noworoczny czas skłonił nas do podjęcia kilku tematów, które zdają się mieć niebagatelne zna-czenie dla społeczności naszej uczelni. W tej kategorii mieszczą się przede wszyst-kim nasz okładkowy artykuł dotyczący handlo-wania notatkami, a także „nowoczesne” metody nauczania języków obcych na AGH i uczelniany monitoring. Pierwsze z wymienionych zagad-nień nie przybrało, jeszcze (?), rozmiarów plagi i nie stało się standardem. My jednak wolimy już teraz dmuchać na zimne i opisać pierwsze symp-tomy zjawiska, które nietrudno wpisać w ramy powolnego rozpadu więzi społecznych wśród braci studenckiej. Czy jesteśmy coraz mniej ko-leżeńscy? Czy bezduszne reguły wolnorynkowe obowiązują w relacjach ze znajomymi z roku? A może w takim procederze nie ma nic nagan-nego? Jesteśmy bardzo ciekawi Waszych opinii w tej kwestii. Podobnie zresztą jak w przypadku Studium Języków Obcych i monitoringu na kam-pusie i Miasteczku. SJO nie od dziś jest tematem

wielu narzekań ze strony studentów AGH: małe i ciasne sale, stare i kompletnie nieprzystające do współczesnych realiów urządzenia, za mała ilość godzin nauczania czy wreszcie brak możliwości swobodnej nauki drugiego (dowolnego) języka. W listopadowym wydaniu naszego miesięcznika, Prorektor ds. Kształcenia, prof. Zbigniew Kąkol, mó-wił o tym, że poprawa jakości kształcenia w Studium będzie jednym z priorytetów nowej kadencji władz uczelni. Trzymając za słowo przypominamy, jak wygląda obecna sytuacja tej jednostki i co sądzą o niej nasi koledzy i koleżanki. Równie kontrowersyjną sprawą jest uczelniany monitoring, który często, w obliczu wykroczeń czy napadów, okazuje się najzwyczajniej bezużyteczny. Dlaczego? Pole-cam artykuł na ten temat (s. 8). Przypominam również o naszym konkursie „Pokaż swoje wnętrze” – swoje zdjęcia możecie do nas nadsyłać do 15 stycznia! Nagrody są na-prawdę atrakcyjne, zatem warto się nieco wysilić i zmierzyć się z tym zadaniem. Styczniowy BIS ukaże się w drugiej połowie miesiąca, niosąc ze sobą ważne, personalne przekształcenia w na-szej redakcji. Czas na zmiany! Nie zmieni się tylko jedno: to dla Was, co miesiąc, monitorujemy ży-cie uczelni. Przyjemnej lektury.

ZainSTALuj się!ArcelorMittal Poland S.A. razem z Polskim Stowarzyszeniem Zarządzania Kadrami dwa miesiące temu rozpoczęły pro-

gram edukacyjny „ZainSTALuj się” skierowany do studentów kierunków inżynierskich oraz uczniów szkół średnich i gimna-zjalnych. W tym czasie organizatorzy programu zaangażowali setki studentów kierunków technicznych z województwa śląskiego i małopolskiego w projekty edukacyjne oraz świadome planowanie kariery zawodowej.

W ciągu dwóch miesięcy od momentu rozpoczęcia programu, organizatorzy projektu wyłonili 34 Ambasadorów Ar-celorMittal – 17 na Politechnice Śląskiej i tyle samo na Akademii Górniczo–Hutniczej w Krakowie. Ambasadorzy reprezen-tują ArcelorMittal wśród studentów, uczestniczą w wydarzeniach na uczelni związanych z tematyką branży stalowej i ak-tywnie wspierają firmę we wszystkich inicjatywach edukacyjnych na uczelniach.

W ramach programu edukacyjnego „ZainSTALuj się” na obu uczelniach objętych programem powstał Klub ArcelorMit-tal Poland S.A., który na AGH liczy już 210, a na Politechnice Śląskiej – 200 aktywnie działających członków. Zarówno Am-basadorzy, jak i członkowie Klubu pracują nad wspólnymi projektami i przygotowują spotkania dla swoich młodszych kolegów ze szkół średnich zainteresowanych podjęciem studiów technicznych.

Na uczelniach przeprowadzone zostały testy kwalifikacyjne dla członków Klubu ArcelorMittal zainteresowanych uczestnictwem w warsztatach branżowego języka angielskiego. W semestrze letnim dla dwóch grup wybranych spośród członków Klubu, zorganizowane zostaną warsztaty zarządzania projektami.

Organizatorzy od momentu rozpoczęcia projektu zachęcali studentów do aplikowania na programy stażowe ArcelorMittal Poland S.A. Zainteresowanie prak-tykami i stażami w firmie ArcelorMittal Poland S.A. zaskoczyło samych organizatorów. Pierwsze dwa miesiące programu udowodniły, że studenci i absolwenci kierunków technicznych uznali ofertę firmy za atrakcyjną i myślą o związaniu swojej kariery zawodowej z branżą stalową.

W ramach programu studenci będą mieli okazję przygotowywać spotkania z uczniami szkół średnich i gimnazjów. Spotkania te mają na celu uświadomienie uczniom jak ważne jest rozsądne i perspektywiczne planowanie swojej przyszłej kariery. Wśród wielu uczniów szkół średnich dominuje opinia o niezwykłym stop-niu trudności studiów technicznych. Wybór większości z nich pada zatem na kierunki humanistyczne, uznawane za łatwiejsze i pozwalające na większą elastycz-ność w poszukiwaniu miejsca pracy. Natomiast sami studenci uczelni technicznych nie są do końca świadomi możliwości jakie otwiera przed nimi rynek pracy. Analizy rynkowe plasują zawód inżyniera na czwartym miejscu najbardziej poszukiwanych w Polsce zawodów. Najaktywniejsi uczniowie partnerskich szkół śred-nich, zainteresowani rozpoczęciem studiów na uczelni technicznej, na wydziale związanym z przemysłem metalurgicznym i hutnictwem, otrzymają nagrody.

Wszystkie działania zostaną podsumowane badaniami opinii na próbie ok. 900 studentów czwartego i piątego roku Akademii Górniczo-Hutniczej, Politechni-ki Śląskiej i Politechniki Krakowskiej. Ankieta dystrybuowana wśród studentów zawiera m.in. pytania dotyczące czynników decydujących o wyborze konkretnej uczelni, umiejętności planowania kariery, oczekiwań finansowych, a także znajomości rynku pracy, poziomu znajomości języków obcych i oczekiwań wobec przy-szłego pracodawcy.

Wartość każdej firmy stanowią jej zasoby ludzkie - program „ZainSTALuj się” jest inwestycją w kapitał ludzki nie tylko naszej firmy, ale całej gospodarki – mó-

wi dyrektor personalny ArcelorMittal Poland S.A. – Andrzej Wypych. Wiele firm ze względu na zmianę technologii produkcji i stosowania coraz to nowocześniej-szych rozwiązań technicznych, wprowadza restrukturyzację jakościową polegającą na rekrutacji osób posiadających umiejętności i kompetencje niezbędne do rozwoju firmy – dodaje Andrzej Wypych.

Pomimo aktualnego spowolnienia gospodarczego na rynku, ograniczenia przez wiele firm rekrutacji pracowników, nie maleje zapotrzebowanie na wykwali-fikowaną kadrę inżynierską, podkreśla Anna Wyczesany z ArcelorMittal Poland. Uświadomienie młodzieży jakie możliwości otwiera przed nimi rynek pracy, a tak-że inwestycja w naukę i rozwój własny, mogą przyczynić się do podniesienia gospodarki z obecnego, jak i przyszłych załamań koniunkturalnych.

Więcej informacji o programie na stronie www.zainstalujsie.pl

4 BIS - grudzień BIS - grudzień 5

aktualnościaktualności

Jak wszyscy doskonale wiemy, Aka-demia Górniczo–Hutnicza swoją nazwę zawdzięcza wiodącym kie-

runkom swojej początkowej działalno-ści, jaką po 123 latach zaborów podjęto w kształceniu polskiej kadry inżynier-skiej, aby odbudować rodzimą gospo-darkę. Minęło już blisko dziewięćdzie-siąt lat, gospodarka ma się dobrze, a AGH w dalszym ciągu kształci polską elitę wśród specjalistów z wielu tech-nicznych dziedzin. Świat się zmienia więc i nasza uczelnia ewoluuje. Podczas ubiegłych dziesięcioleci zaczęła kształ-cić ekspertów nie tylko w dziedzinach górniczo–hutniczych ale i w energety-ce, zarządzaniu, naukach humanistycz-nych, robotyce – czyli w tych branżach, które budują współczesną siłę gospo-darczą. Nazwa pozostała i jest żywym pomnikiem upamiętniającym rodzącą się po I wojnie światowej młodą gospo-darkę naszego kraju.

Zmiana terminologii to tylko za-bieg kosmetyczny, a jeżeli AGH ma się dobrze, to wizyta w gabinecie kosme-tycznym nie jest jej potrzebna. Studen-ci oraz pracownicy naukowi, w przewa-żającej mierze, nie opowiadają się za ta-kim rozwiązaniem. AGH to nazwa, do której wszyscy się już przyzwyczaili i są z nią związani, również emocjonalnie. Najlepszym (i często zabawnym) przy-kładem jest szereg piosenek, w których jednym z ważniejszych elementów ry-motwórczych jest właśnie nazwa uczel-ni. Gdybyśmy jednak ulegli w przyszło-ści tendencji, jaką obecnie obserwuje-my w Polsce, to i tak przez wiele lat obecna nazwa funkcjonowałaby jako oboczna, będąca wyjaśnieniem, o jaką szkołę dokładnie chodzi. Zmieniając

tak unikalną nazwę, ulegając trendowi unifikacji, zatracilibyśmy przywilej wy-różniania się na liście polskich uczelni wyższych.

Gdyby zmiana AGH na uniwersy-tet oznaczała większy przypływ fundu-szy ze Skarbu Państwa, wzrost popular-ności wśród studentów, większy auto-rytet lub inne pozytywne następstwo, to z pewnością taka korekta warta była-by rozważenia. Niestety (dla zwolenni-ków zmian) taka, zdawałoby się, nie-wielka akcja, to ogromne, niepotrzebne koszty oraz ogromne przedsięwzięcie administracyjne dla samej uczelni. Pro-pagatorów takiej tendencji nigdy za-pewne nie zabraknie, ale nie będą oni mieli znaczącej siły przebicia. Sprzy-mierzeńców różnorodności i zachowa-nia oryginalności jest więcej, a to wła-śnie „pozytywna odmienność” jest klu-czem do sukcesu i daje większą siłę przebicia w skomercjalizowanym świe-cie. Wniosek jest więc taki: nie musimy się bronić przed zmianą nazwy, gdyż takie zagrożenie nie istnieje. Najlepiej wytłumaczy to Prorektor ds. Kształce-nia, prof. Zbigniew Kąkol. A co w tej materii przyniesie przyszłość, czas po-każe.

Uniwersytet nie znaczy „lepiej” W mojej opinii zmiana nazwy

uczelni na uniwersytet nie jest potrzeb-na. Nie spotkałem się dotychczas z wo-lą takiej korekty wśród studentów ani pracowników uczelni. Akademia Gór-niczo-Hutnicza to nazwa, która towa-rzyszy nam od bardzo dawna i to z nią zdobywaliśmy uznanie nie tylko w Pol-sce, ale i na świecie. Zmieniając się w uniwersytet wprowadzilibyśmy niepo-

trzebne zamieszanie i komplikacje związane z identyfikacją, jaką to do-kładnie uczelnią jesteśmy. Pamiętajmy, że AGH to nazwa historyczna, która mówi o naszych korzeniach. Na świecie jest bardzo dużo instytucji naukowych i edukacyjnych np. Massachusetts In-stitute of Technology, który jest nie-wątpliwie najlepszą uczelnią technicz-ną na świecie, a mimo to nie nazywa się uniwersytetem. Przypuśćmy, że nazwa-libyśmy się uniwersytetem technicz-nym. Sugerowałoby to ograniczenie spektrum naszej działalności do nauk technicznych, a niewątpliwie szkolimy również w dziedzinach humanistycz-nych czy podstawowych tj. matematy-ka, fizyka, informatyka czy w zarządza-niu, a te kierunki nie mieszczą się ide-alnie w określeniu „techniczny”. Zmie-niając akademię na uniwersytet nie sta-libyśmy się lepszą uczelnią, nie zwięk-szyłby się nasz budżet, nie zyskaliby-śmy większego prestiżu. Moglibyśmy stracić rozpoznawalność związaną z unikatową nazwą. Gdyby pojawiła się na uczelni wola zmiany, to z pewnością zostałaby ona przedyskutowana, ale ubierając inny garnitur nikt nie stanie się mądrzejszym ani piękniejszym. No-wa nazwa to ogromne przedsięwzięcie logistyczne: zmiana dokumentów, legi-tymacji, indeksów, tablic informacyj-nych, papierów firmowych, itp. To wielka i kosztowna machina działań, a argument jakoby mielibyśmy się „le-piej” nazywać, jest moim zdaniem nie-wystarczający. Uniwersytet nie znaczy lepiej.

(Prorektor ds. Kształcenia, prof. Zbigniew Kąkol)

Uniwersytetomania - ciąg dalszyStało się. 20 listopada 2008 roku Akademia Pedagogiczna przekształciła się w Uniwersytet. Tym samym jest to czwarta tego typu uczelnia w Krakowie. Tymczasem Akademia Górniczo–Hutnicza ma się dobrze i nazwy zmieniać nie zamierza. Być może wkrótce zostaniemy ostatnią tak dużą akademią w Polsce. Dlaczego jesteśmy tacy wyjątkowi?

Bartosz Grad

Jest o co walczyć. Zwycięzca (wraz ze wszystkimi mieszkańcami poko-ju) ma zapewnione mieszkanie w

akademiku przez trzy kolejne miesiące zupełnie za darmo (w przypadku dru-giego miejsca nagroda to dwa miesiące, a trzeciego – jeden miesiąc). Dodatko-wo, zdjęcia najładniejszych pokoi zo-staną opublikowane w naszym mie-sięczniku. Nie bez znaczenia jest oczy-wiście fakt, że przy okazji możecie roz-winąć swoje talenty przy dekoro-

waniu i aranżowaniu swoich pokoi, dzięki czemu będzie Wam się po prostu przyjemniej mieszkać.

Od czego zacząć?

Jeśli uważacie, że Wasz pokój jest bardzo ładny i od dawna o niego dba-cie, to w zasadzie pozostaje tylko zro-bienie zdjęć i wysłanie ich do naszej re-dakcji. W przeciwnym razie musicie

uruchomić wyobraźnię i zastanowić się, jakie zmia-ny chcecie i możecie wprowadzić, a potem przystąpcie do dzieła. Po skończonej pracy dobrze zastanówcie się, jakie zrobicie zdjęcia i co chce-cie na nich wyekspono-wać. Możecie wysłać od 5 do 10 kolorowych zdjęć, więc najlepiej, aby np. trzy z nich przedsta-wiały większe fragmen-ty pokoju, a reszta sku-piała się na detalach, z których jesteście szcze-gólnie dumni. Fotogra-fując pamiętajcie o do-brym oświetleniu. Uni-kajcie również kompu-terowego przerabiania zdjęć – liczy się auten-tyzm.

Wysyłamy!

Gotowe zdjęcia należy wysłać w za-łączniku na adres ma-ilowy konkursu

- [email protected] - w tytule wiadomości wpisując „Pokaż swoje wnętrze”. W treści maila należy wpisać imię i nazwisko nadawcy, kieru-nek, wydział i rok studiów, adres za-mieszkania (nazwa akademika i numer pokoju) oraz telefon kontaktowy. Nie-przekraczalny termin nadsyłania prac to 15 stycznia 2009 roku. Przed wysła-niem fotografii należy zapoznać się z Regulaminem konkursu dostępnym na naszej stronie internetowej – www.bis.agh.edu.pl.

Finał

Do 30 stycznia Jury wyłoni pięciu finalistów (oceniana będzie przede wszystkim kreatywność, przydatność i użyteczność prezentowanych rozwią-zań oraz walory estetyczne), do których uda się osobiście w celu bliższego przyj-rzenia się konkursowym pokojom (również z tego powodu wszelkiego ro-dzaju próby fotomontażu odpadają!). W ciągu kilku dni zwycięzcy zostaną powiadomieni telefonicznie, a dodat-kowo informacje o nagrodzonych poja-wią się w lutowym BIS-ie oraz na stro-nie internetowej naszego miesięcznika i Uczelnianej Rady Samorządu Studen-tów.

Warto wziąć udział w konkursie nie tylko, aby zdobyć główne nagrody (choć i to przecież jest bardzo ważne), ale także by lepiej i piękniej żyło się w akademikach. Nie sztuka przecież aran-żować pokój przy nieograniczonych zasobach finansowych. Sztuką jest zro-bić „coś z niczego”, przy ograniczonych możliwościach. Czekamy na zgłoszenia i życzymy powodzenia!

Pokaż swoje wnętrze – czekamy na zdjęciaKonkurs na najładniejszy pokój w akademiku trwa! Jeszcze przez kilkanaście dni - do 15 stycznia - możecie przesyłać zdjęcia waszych pokoi. Nagrody czekają!

Bernadeta Boczar, Paulina Depczyńska

ISSN 1899-2536

miesięcznik

listopad 2008

Pokaż swoje wnętrze! s. 6

Czy mamy na uczelni

psychologa? - s. 27

Ewakuacja odroczona - s.10

6 BIS - grudzień BIS - grudzień 7

aktualności aktualności

fot. KSAF AGH, Piotr Nosek

Ponad 20 tysięcy - tyle do puchy wrzuciły skneruchy!Po tygodniu eventów i zbierania pieniędzy na terenie AGH, sukcesem zakończył się pierwszy etap akcji „Wesołe Świę-ta Dzieciom” będący inicjatywą Kół Naukowych Pionu Hutniczego oraz Uczelnianej Rady Samorządu Studentów. Przy współpracy około stu wolontariuszy zebrano ponad dwadzieścia tysięcy złotych, które zostaną przeznaczone na zakup świątecznych prezentów dla dzieci z krakowskich domów dziecka.

Agata Puchała

Wolontariusze akcji z zapa-łem i zaangażowaniem przez kilka dni zbierali pie-

niądze na zorganizowanych stoiskach rozlokowanych na wielu wydziałach AGH. Za wsparcie akcji można było otrzymać naklejki z obrazkiem węgiel-ków, czapki Świętego Mikołaja, a nawet - na Wydziale Metali Nieżelaznych – wybić pamiątkową monetę z logiem akcji. Na plakatach promujących przed-sięwzięcie widniał list dziewczynki, która prosi Świętego Mikołaja o dez-odorant i żel o ładnym zapachu, a także wypowiedź chłopca, który marzy o stroju bramkarskim z prawdziwego zdarzenia. Najbardziej wzruszającym akcentem był jednak list dziewięciolet-niej Marysi, która pisze o tym, że naj-bardziej chciałaby wrócić do domu, ale wie, że to niemożliwe, więc prosi cho-ciaż o wielkiego, pluszowego misia. Być może to właśnie te wypowiedzi przy-czyniły się do sporego finansowego wsparcia akcji. Zapewne był również inny powód tego zaangażowania - stu-denci i pracownicy naszej uczelni po-stąpili zgodnie z mottem akcji, które brzmiało: „Przecież wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, lecz niewielu z nich pamięta o tym” (Antoine de Saint–Exupéry). Spełnienie dziecięcych ma-rzeń daje przecież bezcenną radość, którą każdy powinien poczuć. Ilość ze-branych pieniędzy pozwoliła na nawią-zanie współpracy z Domem Dziecka Nr 7 w Krakowie, Domem Dziecka dla Dziewcząt na ulicy Siemiradzkiego i Specjalistyczną Placówką Opiekuńczo–Wychowawczą Domu Dziecka im. Jana Brzechwy.

Akcja była widoczna nie tylko na uczelni, ale także na całym mia-steczku AGH. Wolontariusze w godzinach wieczornych, prze-nosili się do akademików, gdzie odbywało się dalsze kwestowanie. Przez kilka dni miały miejsce liczne studenckie imprezy, z których dochód przeznaczony był na wska-zany cel. Zabawę rozpoczęła dyskote-ka w klubie Studio o wdzięcznej nazwie „Nawrzucaj Mikołajowi”. Następnie, w klubie Gwarek, wystąpiły zespoły roc-kowe Tango Luz i Present Perfect. Atrakcją kolejnego eventu był kabare-ton, na którym bawili nas Kabaret Chwilowo Kaloryfer oraz Kabaret Puk.

Godny podkreślenia jest fakt, że wszę-dzie studenci dopisali wysoką fre-kwencją i chęcią wspierania akcji. Jednak wydarzeniem, które naj-bardziej zadziwiło niesamowitą

atmosferą wspólnoty AGH, by-ło kolędowanie pod dziekana-tami, podczas którego studenci

dostali słowa kolęd i świątecz-nych piosenek i, wraz z zespołami roz-stawionymi na kilku wydziałach, wspól-nie śpiewali zamieniając uczelnię w we-sołe i przesiąknięte pozytywną energią miejsce. Organizatorzy akcji, kupując prezenty, starali się jak najwierniej od-tworzyć życzenia dzieci. Czy im się to udało? O to należy już zapytać „aghow-skiego” Świętego Mikołaja...

AGH posiada największy stu-dencki kampus w Polsce. Roz-mieszczony na 16 ha po-

wierzchni, usytuowany zaraz przy uczelni, pomiędzy ulicą Reymonta, To-karskiego, Nawojki i Miechowską, sta-nowi doskonałą bazę lokalową dla stu-dentów. W latach 1964-1978 wybudo-wanych zostało 21 obiektów, które miały służyć przyszłym żakom i spełniają tę funkcję do dziś. Wśród tych budynków znajdują się cztery 15. piętrowe bloki, dysponujące 900 miejscami każdy. Pozo-stałe budynki to nazywane potocznie „jamniki”, czyli połączone ze sobą, czte-rokondygnacyjne bloki. Łącznie mia-steczko jest w stanie zapewnić dach nad głową dla 9000 osób, w tym około 5600 „łóżek” jest przeznaczonych dla studen-tów AGH. Pozostałe miejsca wynajmo-wane są przez inne uczelnie, m.in. Uni-wersytet Rolniczy czy Pedagogiczny.

Samo Miasteczko, jak doskonale wiemy, to dla studenta miejsce niezwy-kle przyjazne, przez co cieszy się du-żym zainteresowaniem wśród osób chcących na jego terenie zamieszkać. Jednym z głównych powodów jest umiejscowienie akademików przy uczelni, dzięki czemu dotarcie na zaję-cia zabiera zaledwie kilka, kilkanaście minut. Kolejnym, równie ważnym ele-mentem, jest cena, która w porówna-niu z kosztami wynajmu mieszkań, jest bardzo korzystna. Ponadto na terenie kampusu znajduje się poczta, odział jednego z banków, sklepy, kluby stu-denckie, korty tenisowe, boiska do gry w piłkę nożną, siatkówkę oraz koszy-kówkę. W samych akademikach za-pewniony jest nieograniczony dostęp do Internetu, a wiele pokoi wyposażo-nych jest w telefony. Wszystkie te walo-ry oraz niepowtarzalny klimat panują-

cy w tym miejscu sprawiają, iż niektórzy uważają go niemal za raj. Nie wszyscy mogą go jednak zasmakować.

Co roku wielu studentów ubiega się o akademiki i, niestety, nie każdy uzyskuje w nim miej-sce. Niektórym, po długotrwa-łych staraniach i ubieganiu się o „prawowite otrzymanie karty mieszkańca” udaje się takową uzyskać. – „Co roku mam duży problem z dostaniem akademika z powodu zbyt małej ilości przyzna-nych miejsc na moich wydziałach. Jestem studentem dwóch kierun-ków, przez co mieszkanie na Mia-steczku bardzo ułatwia mi życie. Oszczędzam dużo czasu. W akademiku mam też znajomych od których mogę uzyskać notatki. W momencie rozpoczę-cia nowego roku akademickiego, musze ubiegać się o miejsce w akademiku około dwa miesiące, lecz na szczęście w tym czasie przygarniają mnie znajomi z któ-rymi mieszkam na czwartego w pokoju trzyosobowym. Sypiam na podłodze, ale i tak jestem im bardzo wdzięczny za nocleg. Nie rozumiem dlaczego AGH nie daje miejsc na Miasteczku wszystkim swoim studentom, tylko woli wynająć je dla innych uczelni. Ja również mógłbym płacić więcej, byle mieć zapewniony dach nad głowa na cały rok akademicki” - mówi Rafał, student MSIB i WMN.

Niestety, nie każdy ma tyle szczę-ścia. Spore grono studentów AGH nie uzyskuje prawa do mieszkania na MS wcale. Zmuszeni są oni często dojeż-dżać do Krakowa, ponieważ nie stać ich na wynajem mieszkania, bądź też są one na tyle „przebrane”, że nic warto-ściowego na rynku już nie ma. - „Do-jeżdżam do Krakowa z Bielska-Białej,

aby móc uczestniczyć w zajęciach. Na szczęście udało mi się tak ułożyć sobie plan, że jestem na uczelni od środy do piątku, lecz dużym minusem jest to że spędzam na uczelni niemalże cały dzień, od rana do wieczora. Po wyczerpującym dniu czeka mnie jeszcze trzygodzinny powrót do domu. A rano ponownie po-budka i 3 godziny w pociągu. To jest strasznie męczące” - mówi Aleksandra, studentka geodezji.

Można zatem postawić pytanie: dla-czego wielu studentów naszej uczelni z trudem uzyskuje przydział w domu studenckim, mimo, iż są miejsca, ale zajęte przez studentów z innych uczel-ni? Czy istnieje jakiekolwiek rozwiąza-nie, by każdy student AGH ubiegający się o miejsce na Miasteczku (i spełnia-jący odpowiednie kryteria) dostał je bez większych problemów? W tej chwi-li odpowiedź jest zapewne niemożliwa. Ale pozostaje nam nadzieja, że studen-ci AGH doczekają się w najbliższej przyszłości pierwszeństwa mieszkania na Miasteczku Studenckim.

MS AGH & UR & UEK & UP.... Nie każdej osobie studiującej na AGH dane jest zamieszkać na Miasteczku Studenckim naszej uczelni. Dlaczego? Wiele osób z naszej uczelni, mimo usilnych starań, ma ogromne problemy z otrzymaniem miejsca aw DS-ie, lub też nie dosta-je go wcale. Niektórzy stawiają pytanie - kto ma większe prawo do mieszkania w akademikach: „agiehowcy” czy może studenci innych uczelni?

Marta Bakaj

fot. archiwum akcji Wesołe Święta Dzieciom

8 BIS - grudzień BIS - grudzień 9

aktualnościaktualności

Niejeden z nas słyszał o skra-dzionym w okolicach AGH telefonie czy laptopie. Wielu

było nawet świadkami podejrzanych zachowań, które aż prosiły się o inter-wencję ochrony. Co robić w takich sy-tuacjach? Do kogo się udać, gdy na ho-ryzoncie nie widać panów w czarnych mundurach? Gdzie zgłosić się w celu odtworzenia nagrań z monitoringu? Kto udzieli nam pomocy? Na te i inne pytania uzyskacie odpowiedzi poniżej.

Straż AGH „Teren Miasteczka i naszej uczelni

to dwie odrębne części pod względem ochrony oraz monitoringu” – mówi dy-rektor ds. organizacyjnych, Jacek Szo-pa. W budynkach dydaktycznych Aka-demii Górniczo-Hutniczej oraz pomię-dzy nimi swoją służbę w dzień sprawu-je Straż AGH, natomiast w nocy teren przejmuje firma ochroniarska. Obec-nie służbę pełni piętnastu ochroniarzy, z czego czterech lub pięciu dziennie pa-troluje okolice AGH. Jak dowiedzieli-śmy się od kierownika straży, Januare-go Płaszewskiego, monitoring znajduje się tylko przy bramach, a więc na pozo-stałym terenie złodziej może czuć się zupełnie bezkarny. Niestety i z tych ka-mer, które już są zamontowane, obraz nie jest najlepszy. Nie widać nawet ta-blic rejestracyjnych samochodów, któ-re bezkarnie ignorują szlaban przy wjeździe. Warto więc pomyśleć nad tym, jak unowocześnić monitoring i co zrobić, by zarówno student, jak i profe-sor, mogli spokojnie przejść przez teren uczelni z laptopem, a rower pozostał nietknięty podczas nieobecności wła-ściciela. Z nagrań monitoringu bardzo często korzysta policja, nie tylko ze względu na zgłaszane kradzieże, ale również z powodu rozbojów, które ma-

ją miejsce np. na ulicy Reymonta. Ka-mery okazują się być szczególnie przy-datne w dniach, w których na pobli-skich stadionach rozgrywane są mecze. Dzięki porównaniu materiału z kamer AGH oraz Uniwersytetu Rolniczego okazało się, że ten sam złodziej buszuje zarówno na naszej jak i na sąsiedniej uczelni. Policja jest w trakcie poszuki-wań owego delikwenta.

Co z Miasteczkiem?Sytuacja na Miasteczku Studenc-

kim przedstawia się lepiej. Sam dom studencki „Alfa” (popularne „Slum-sy”), wyposażony jest w kilkanaście ka-mer. Natomiast w głównej części Mia-steczka, odgrodzonej ulicami Nawojki, Piastowską oraz Reymonta, znajduje się 14 kamer obrotowych i 18 stacjo-narnych. Od niedawna mieszkańcy mogą zobaczyć w swoich akademikach monitoring - zarówno na portierniach, jak i w środku budynków. Jak mówi za-stępca dyrektora Miasteczka Studenc-kiego ds. rozwoju, Radosław Serwicki: - „To był wniosek studentów. Powód wy-daje się oczywisty: poprawa bezpieczeń-stwa. Z tego co się orientuję ten monito-ring już dwukrotnie okazał się przydat-ny”. W ostatnim czasie zmodernizowa-no również dotychczasowy system ka-mer. Dosyć już wyeksploatowane urzą-dzenia zamieniono na nowocześniejsze i kolorowe, zadbano również o popra-wę jakości obrazu. Miejmy nadzieję, że będzie to wystarczająca przeszkoda dla osób zakłócających spokój na MS, a przede wszystkim dla złodziei.

Ku przestrodzeCo ciekawe, ofiarami kradzieży nie

padają tylko studenci, ale równie często nasi wykładowcy. Ostatnio szczególnie modne są rowery, które kradzione są w sposób – można by rzec – iście profe-sjonalny. Pięknie zapakowane pudełko z kokardą, niesione przez młodego mężczyznę, to wcale nie prezent dla ukochanej, ale nożyce, które w mgnie-niu oka wysuwają się z pudełka, by przeciąć zabezpieczenia. Co najgorsze, wszystko dzieje się w biały dzień na oczach niczego nieświadomych stu-dentów. Zdarza się również, że złodziej po prostu wyrywa z ręki ofiary rzecz, która akurat wpadła mu w oko. Jednak

nie tylko kradzieże są tak powszechne. Bardzo często zdarzają się próby „wy-niesienia naszej uczelni” poza jej ob-szar, czyli akty wandalizmu, polegające na rozbiórce wszystkiego, co tylko da się sprzedać. Jak mówi January Pła-szewski: - „Najwięcej aktów wandali-zmu i zniszczeń jest po sobocie i niedzie-li, kiedy na uczelni są studenci zaoczni”. Szczególnie rozgrabianymi pomieszcze-niami są łazienki, skąd złodzieje wynoszą krany, a nawet wylewkę. Nie brakuje rów-nież odważnych, by w przerwie wykładu wynieść z sali laptop profesora. Czy mo-żemy więc uchronić siebie i innych przed tego typu wydarzeniami? Odpowiedź jest prosta: tak. Musimy po prostu pamiętać o nie zostawianiu drogocennych rzeczy w miejscach publicznych, nawet gdy je-steśmy w pobliżu i wydaje się nam, że nic złego nie może się wydarzyć. Ważna jest też współpraca studentów z ochroną. Kiedy widzimy coś podejrzanego, nie wahajmy się dać znać straży, czy nawet portierowi, który zobowiązany jest do te-go, aby powiadomić o sytuacji odpowied-nie jednostki. Jeśli widzimy, że ktoś de-wastuje uczelniany dobytek, nie stójmy bezczynnie, ale zróbmy krok, który za-oszczędzi czas i pieniądze przeznacza-ne na kolejny zakup zniszczonych sprzętów.

Gdzie udać się po pomoc?Jeśli zostałeś okradziony, pobity lub

byłeś świadkiem innego niepokojącego wydarzenia, warto wiedzieć gdzie i do kogo zgłosić się w tej sytuacji. Po pierw-sze twoje zgłoszenie przyjmie każdy portier lub portierka, zarówno na tere-nie Akademii Górniczo–Hutniczej, jak i na Miasteczku Studenckim. Na uczel-ni o takiej sytuacji zawiadomić można przede wszystkim w budynku U-2, czy-li nowo wybudowanym centrum dy-daktycznym przy ulicy Reymonta 7, gdzie znajduje się siedziba straży AGH. Tam również otrzymasz informacje na temat monitoringu. Na terenie Mia-steczka Studenckiego całodobowe cen-trum monitoringu znajduje się przy ulicy Rostafińskiego 2 w domu stu-denckim „Stokrotka”. Wszelkie niepo-kojące nas sprawy dotyczące bezpie-czeństwa można zgłaszać przede wszystkim do patroli ochrony oraz straży.

Poczuj się bezpieczniejKradzież, pobicie, wandalizm - to sytuacje, które niestety ciągle mają miejsce zarówno na terenie Miasteczka Studenckiego, jak i na obszarze całego kampusu AGH. Skarżą się nie tylko pracownicy, ale przede wszystkim studenci. Postanowiliśmy więc sprawdzić zy nasza ochrona oraz monitoring są w pełnej gotowości, by walczyć z tego typu zjawiskami.

Magdalena Hodurek

aktualności

fot. KSAF AGH, Łukasz Przybyłowski fot. KSAF AGH, Łukasz Przybyłowski

10 BIS - grudzień BIS - grudzień 11

Las Vegas, zwykle kojarzone z ha-zardem, ma też inne oblicze. Chociaż ma mniej mieszkańców

niż Kraków, jest jednym z najszybciej rozwijających się amerykańskich miast. Jeśli dołożymy do tego dobrą pogodę przez większą część roku oraz dostęp-ność rozrywek, otrzymujemy miejsce idealne na szkolenia, konferencje i kon-wenty. Wyjazd ekipy z AGH jest nagro-dą za najlepszą animację stworzoną zgodnie z zasadami konkursu Eleva-tion w ramach Vex Robotics Competi-tion (www.vexrobotics.com/vex-e-levation.shtml), organizowanego przez firmę Autodesk. W ciągu tygodnia po-bytu w Las Vegas studenci będą mogli poznali sekrety i sposób pracy profe-sjonalistów z branży. Do zacnego grona grafików, którzy 30 listopada polecieli do Stanów Zjednoczonych, należą: Mi-chał Gamrat, Paweł Hersztowski, To-masz Kurhan, Mateusz Tokarz. Do suk-cesu przyczynili się też Krzysztof Kacz-marczyk i Michał Czaicki współtwo-rzący animację oraz Steve Cottingham (lektor) i Piotr Figiel (muzyka).

Panowie z MediaFrame nie pierw-szy raz mają się czym pochwalić. W 2007 r. ich animacja „The Scientist” wygrała Ogólnopolski Międzyuczelnia-ny Konkurs Studenckich Programów Grafiki Komputerowej. W lipcu 2008 Michał Gamrat zwyciężył w konkursie Autodesk International Student Design Challenge w kategorii 3D Animation. Na pierwsze miejsce zasłużyła anima-cja superbohatera stworzona przy wsparciu kolegów z Koła. W niedale-kiej przyszłości usłyszymy zapewne o kolejnej, bardzo dobrze zapowiadającej się, animacji pt. „Stróżu Mój”.

Swobodny rozwój tego zespołu twórców jest możliwy dzięki udostęp-nieniu przez uczelnię laboratorium wy-posażonego w nowoczesne komputery,

jak i współpracy z firmą Autodesk – czołowym producentem oprogramo-wania do projektowania trójwymiaro-wego i inżynierskiego. Koło otrzymało już programy w sumie warte kilkaset tysięcy złotych. Trzeba przyznać, że jak do tej pory, studenci doskonale wyko-rzystują dane im szanse i możliwości. Gratulujemy!

aktualnościaktualnościaktualności

Obecnie posiada-my 10 wydziałów zamiejscowych,

spośród których największy znajduje się w Jastrzębiu Zdroju. Równie duży może niedługo powstać na Pod-karpaciu, bowiem w regionie mieleckim, który jest proinnowacyjnym obszarem przemysłowym, realizującym szereg przedsięwzięć z zakresu transferu nowoczesnych technologii, potrzebne jest zaplecze naukowo-badawcze Aka-demii Górniczo–Hutniczej.

Wstępne założenia porozumienia, które 19 listopada podpisały władze uczelni oraz włodarze miasta Mielec, zakładają, że utworzenie pierwszych kierunków kształcenia w systemie za-

ocznym możliwe będzie już w przyszłym roku, nie później jednak niż w roku akademic-kim 2010/11. W kolejnym ro-ku wystartują studia dzienne I stopnia, możliwe będą też stu-dia podyplomowe.

Specjalna Strefa Ekonomiczna „EURO PARK MIELEC" oraz Mielecki Park Przemysłowy od lat przyciągają kapitał zagraniczny i polski. Obecnie na terenie samej Strefy działa ponad 100 firm, głównie z branży lotniczej, motoryzacyjnej, elektronicznej i ma-szynowej. Kierunki studiów zostaną dobrane tak, aby były zgodne zapotrze-bowaniem lokalnego rynku pracy. Bę-dą to zatem m.in. inżynieria mecha-niczna i materiałowa, mechatronika,

robotyka, metale nieżelazne oraz za-rządzanie produkcją. Podczas konfe-rencji prasowej rektor Antoni Tajduś mówił także o możliwości powołania uniwersytetu otwartego lub dziecięce-go, aby tajniki technicznej wiedzy zgłę-biać mogli także wszyscy zainteresowa-ni tą materią. Jednak zanim studia będą możliwe, trzeba jeszcze spełnić wiele procedur formalnych, m.in. uzyskać zgody ministerialne na kształcenie oraz przygotować zaplecze dydaktyczne.

Studia na AGH w MielcuAGH podpisało porozumienie o współpracy z miastem Mielec i powiatem mieleckim. W planach jest także urucho-mienie następnego wydziału zamiejscowego naszej uczelni.

Ewelina Czechowicz

MediaFrame w Las VegasAutorzy animacji komputerowej, członkowie koła naukowego MediaFrame, zostali zaproszeni na prestiżową kon-ferencję Autodesk University odbywającą się w Stanach Zjednoczonych.

Bartosz Krawętkowski

Cały świat pozytywnie zwario-wał na punkcie segregacji od-padów i ich recyklingu. Nasza

uczelnia nie pozostaje w tyle. Dyrekcja Miasteczka Studenckiego zawarła umo-wę z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania i teraz każdy student mieszkający w akademiku ma możli-wość segregowania śmieci. Na terenie kampusu Akademii Górniczo–Hutni-czej można znaleźć 5 „gniazd” specjal-nych koszy opatrzonych symbolami odpadów, jakie należy do nich wrzu-cać. Znajdują się one przy ul. Tokar-skiego, Rostafińskiego, koło klubu

„Studio”, nieopodal Domu Studenckie-go „Alfa” oraz pomiędzy „Olimpem” i „Babilonem”. Jak się nieoficjalnie do-wiedzieliśmy, być może pojawią się one również w akademikach. Będzie się to, niestety, wiązało z zamknięciem zsy-pów.

Póki co Dyrekcja MS rozważa pilo-tażowe wprowadzenie segregacji odpa-dów w jednym z akademików. W któ-rym konkretnie, jeszcze nie wiadomo. Niestety ze zwykłym wyrzucaniem śmieci (a co dopiero z ich segregacją) w domach studenckich bywa różnie. Wi-dzi to v-ce dyrektor Miasteczka Stu-

denckiego, Radosław Serwicki, który w rozmowie z nami stwierdził: - „Potrze-ba wielu lat, aby segregacja śmieci we-szła studentom w krew”. Trzymamy kciuki za powodzenie akcji i mamy na-dzieję, że mieszkańcy akademików mi-le zaskoczą pana Dyrektora tym, jak niewiele czasu potrzeba, aby nauczyć się dbać o nasze wspólne dobro, jakim jest środowisko. My zaś już za kilka miesięcy przypomnimy to sobie w ra-mach drugiej edycji organizowanej przez BIS i URSS AGH zintegrowanej kampanii ekologicznej „Zielona Uczel-nia” (www.zielonauczelnia.pl).

Segregujmy śmieci!W czerwcowym numerze BIS-u pisaliśmy o koszach do segregacji odpadów, które pojawiły się w budynkach C1 i C2. Teraz mamy okazję do segregowania śmieci również na Miasteczku Studenckim. Nie zmarnujmy tej szansy!

Wojciech Skibiński

fot. archiwum KN MediaFrame

12 BIS - grudzień BIS - grudzień 13 fot. KSAF AGH, Katarzyna Gola

aktualnościaktualności

Tej klasycznej metody używa się prawie wszędzie: w szkołach, li-ceach, akademiach i uniwersy-

tetach. Jednakże, jak każda z wyżej wy-mienionych, ma ona swoje wady i zale-ty. Pytanie, które pojawia się na ustach studentów naszej uczelni coraz częściej brzmi: czy sposoby nauczania języków obcych na Akademii Górniczo-Hutni-czej są efektywne? Postanowiliśmy bli-żej przyjrzeć się tej sprawie robiąc roze-znanie w Studium Języków Obcych, pytając studentów, a także kierownika Studium Języków Obcych- Lucjana Bluszcza.

Hello SJOJak wiemy siedzibą SJO jest budy-

nek D-11, mieszczący się na Kawio-rach. Sale naszego Studium są małe, ale

zadbane, podobnie jest zresztą z kory-tarzami. Już na samym początku wcho-dząc na teren tej jednostki pozawydzia-łowej, można zauważyć mnóstwo ofert zachęcających do nauki języków, spe-cjalnych kursów przygotowujących do FCE, CAE czy innych egzaminów mię-dzynarodowych, a także propozycje wyjazdów za granicę (na uczelnię, do pracy bądź też w celach wycieczko-wych). Jednak zasadnicze pytanie to wewnętrzna struktura SJO. Jak zatem wygląda nauczanie języków obcych na AGH?

Najlepiej zapytać o to samych stu-dentów uczęszczających na kursy języ-kowe. „Co Ci się podoba w SJO? Co byś zmienił? Czy sądzisz, że potrzebujemy jakiegoś nowoczesnego sprzętu? Jak oce-niasz SJO na AGH?” – to podstawowe

pytania, które postanowiła zadać. Naj-bardziej rozmowny okazał się student czwartego roku z geodezji, który po-wiedział: - „Podczas nauki języka an-gielskiego bardzo podobało mi się nasta-wienie wykładowców wobec studentów. Byli otwarci, przyjaźnie usposobieni. Czasami mogliby być bardziej stanow-czy i surowi, jednak zawsze byli bardzo pro-studenccy”. Można zatem wywnio-skować, że jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z jakimś problemem w mate-rii języków obcych, sprawą sporną nie jest tzw. „czynnik ludzki” w postaci wy-kładowców. Co należy więc usprawnić? – „Jeśli chodzi o ulepszenia, to przede wszystkim należy zmienić podejście stu-dentów do nauki języków obcych. Duża część z nich ma bardzo „luźny” stosunek. Nie przejmują się zbytnio językiem ob-

cym. Często spotykałem się z tekstami typu „na angielskim na AGH tylko się człowiek uwstecznia”. Kolejną rzeczą, która powinna być zmniejszenie liczeb-ności grup. Są one przeładowane a przez to wykładowca nie może poświęcić każ-demu tyle czasu, ile by chciał i powinien. Przydałyby się też nowe odtwarzacze, bo na starych jakość dźwięku jest okropna. Może w przyszłości będzie lepiej”.

Bardzo wielu studentów powielało wypowiedzi swojego kolegi. Często do-dawali także, że z miłą chęcią zamieni-liby starą metodą nauczania, czyli zwy-kłe testy, rozmówki itp., na coś bardziej nowoczesnego, jak np. coraz bardziej popularna metoda Callana, czy też Ber-litz’a. Odważniejsi wspominali nawet, że z radością przyjęliby do wiadomości obowiązkowe, bądź dodatkowe godzi-ny, na których nauczanie odbywa się

metodą SITA. Trzeba przy-znać, że takie wyobrażenie może powodować uśmiech na ustach. Czyż nauka przy użyciu tych metod nie była-by dla większości z nas przy-jemniejsza i skuteczniejsza?

Let’s talk about money, money...O całokształt funkcjono-

wania zarządzanej przez sie-bie jednostki oraz o nowocze-sne metody nauczania zapy-tałam Kierownika Studium

Języków Obcych, doktora Lucjana Bluszcza. - „Przede wszystkim chcę po-wiedzieć, że studenci przychodzący ze szkół średnich muszą sobie zdać sprawę, iż nauka na uczelni wyższej ma na celu przygotowanie młodego człowieka do posługiwania się językiem obcym w przyszłej pracy oraz do zdania egzami-nu na poziomie B2 wg europejskiego sys-temu Oceny Kształcenia Językowego. Pod tym kątem jest organizowany cały program nauczania, co w wielu przy-padkach może być zaskoczeniem dla studenta. Duży nacisk kładzie się na sa-modzielne kształcenie, czyli pracę wła-sną nad tekstami, dokumentami, arty-kułami naukowymi czy opisami proce-sów technologicznych. Zwracamy szcze-gólną uwagę na wykorzystanie zasobów internetowych w pracy własnej”. W po-wyższych słowach jest zapewne sporo racji, jednak nie sposób oprzeć się wra-żeniu, że stosując taką retorykę niebez-piecznie zbliżamy się do wzajemnego przerzucania odpowiedzialności za problem pomiędzy studentami i wykła-dowcami.

Skoro jest tak dobrze, to co warto byłoby jednak zmienić? Kierownik Bluszcz ma w tym zakresie sporo pla-nów: - „Zapewne zwiększyłbym ilość go-dzin nauczanego języka oraz wprowa-dził powszechną możliwość uczenia się drugiego języka obcego. Zmieniłbym również infrastrukturę SJO, tak aby od-powiadała w pełni wymogom XXI wie-ku. Ze względów dydaktycznych umożli-wiłbym rozpoczęcie zajęć z języków ob-cych na I roku studiów. Jestem zadowo-lony z przychylnego nastawienia władz uczelni oraz dużej wagi, jaką przywią-zuje się do znajomości języków obcych

przez absolwentów AGH. Podoba mi się również motywacja znacznej części stu-dentów do nauki. Celem naszej uczelni jest, w pierwszym rzędzie, przygotowy-wanie studentów do pracy w Polsce - nie kształcimy przecież kadr dla gospodarki Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Tym nie-mniej uzyskana u nas znajomość języka, potwierdzona dobrze zdanym egzami-nem, wystarcza do swobodnego funkcjo-nowania w środowisku pracy poza gra-nicami Polski”. Co zatem musi się wy-darzyć, aby wspomniane przez Kierow-nika SJO wizje mogły się urzeczywist-nić? – „Jeśli chodzi o zmiany, to potrzeb-ne są przede wszystkim pieniądze. Wszelkie udogodnienia łączą się ze znacznymi nakładami finansowymi. Mówię tutaj chociażby o zakupieniu no-woczesnego sprzętu i oprogramowania. Wspomniane wcześniej nowoczesne me-tody mają zastosowanie do uczenia od podstaw, często dzieci i młodzieży do 18 roku życia, uczą ograniczonego leksykal-nie i gramatycznie języka ogólnego. To nie jest zadanie uczelni, która ma przy-gotować wykształconego fachowca do posługiwania się językiem obcym. Jeśli chodzi o nowinki, to metoda SITA może być stosowana np. w warunkach kosza-rowych wojska, wymaga kosztownego sprzętu i pozwala na opanowanie pod-staw języka. Nie widzę ani sensu ani możliwości jej stosowania na AGH”. Cóż, nie da się ukryć, że z ostatnim zdaniem z pewnością nie zgadza się bardzo duże grono studentów.

Czas na zmianyPowyższą, obszerną wypowiedź

można jednak traktować jako małe światełko w tunelu – w końcu nie tylko studenci zauważają niedociągnięcia w funkcjonowaniu SJO. Niestety, jak wspominał doktor Bluszcz, na wszyst-ko potrzebne są pieniądze. Można chy-ba zatem głośno powiedzieć, że studen-ci liczą na to, że władze AGH postano-wią wspomóc SJO odpowiednimi fun-duszami na rzecz unowocześnienia placówki i zapewnienia (nie tylko ka-drze) lepszych możliwości i warunków (lokalowych i sprzętowych) do nauki języków obcych. Wiadomo bowiem powszechnie, że w XXI wieku znajo-mość jednego języka w pracy może już nie wystarczyć.

„Nowoczesne” metody nauki języków obcychSposobów nauczania języków obcych jest wiele - od metody kognitywnej, przez TRP, The Silent Way, CLL, Natural Ap-proach, aż po Callana czy Berlitz’a. Jednak w Studium Języków Obcych AGH stosuję się podstawową, a zarazem naj-prostszą metodę: gramatyczno-tłumaczeniową, w połączeniu z konwersacją.

Sylwia Bocianowska

14 BIS - grudzień BIS - grudzień 15

aktualności

fot. KSAF AGH, Łukasz Przybyłowski

Nigeryjski szwindel, zwany również 419 scam (od numeru artykułu w kodeksie karnym

Nigerii opisującego to oszustwo), jest rodzajem spamu-wyłudzenia. Polega on na wciągnięciu ofiary w całkowicie fikcyjny transfer dużej (nawet rzędu kilku milionów dolarów) ilości pienię-dzy z jednego z afrykańskich krajów, najczęściej Nigerii. Cały haczyk polega na kosztach manipulacyjnych, które opłaca ofiara, zasilając w rzeczywisto-ści konto oszusta. Proceder ten mimo, iż znany jest internautom od kilku lat, cały czas zbiera swoje żniwo na mniej doświadczonych użytkownikach Sieci. Jakby tego było mało, od całkiem nie-dawna pojawiają się jego modyfikacje, które dotykają klientów serwisów au-kcyjnych takich jak eBay czy Allegro.

Bank of America gwarantuje...

Wszystko zaczyna się bardzo nie-winnie. Wystawiamy na aukcję sprzęt elektroniczny i tutaj zaczyna się cały przekręt. Na początek dostajemy maila w języku angielskim z informacją, iż pewna osoba mieszkająca na stałe w Nigerii (lub innym afrykańskim kraju) proponuje nam za przedmiot wysta-wiony na Allegro.pl kwotę 800 EUR. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że rzecz ta warta jest na polskim rynku około 800 ale nie euro, tylko złotych. Swoją jakże hojną ofertę tajemniczy klient motywuje chęcią jak najszybszej finalizacji transakcji. W

mailu zawarta jest dodatkowo prośba o przesłanie danych potrzebnych do przelewu. Gdy tylko ucieszeni faktem szybkiego i łatwego zarobku wyślemy numer swojego rachunku, otrzymuje-my kolejny mail. Tym razem jest to in-formacja z banku o przyjęciu zlecenia transferu pieniężnego z konta oszusta na nasze. Gwarantem pomyślności zle-cenia jest zazwyczaj Bank of America. Jednak jeżeli wczytamy się w maila, do-szukamy się informacji, iż pieniądze zostaną przelane na nasz rachunek do-piero w momencie przesłania numeru przesyłki kurierskiej, czyli w chwili wy-słania paczki, kiedy nie mamy już zbyt dużej możliwości jej odzyskania. Do-datkowo, jak na ironię, informowani jesteśmy, że zabezpieczenie to zostało wprowadzone przez bank, ze względu na liczne oszustwa. Cały proceder koń-czy się oczywiście stratą wysłanego przez nas towaru i brakiem jakiejkol-wiek zapłaty. Oczywiście możemy się domagać swoich praw na poczcie, czy też na Allegro, ale swojego laptopa czy też telefonu komórkowego nie odzy-skamy.

Jak się nie dać wrobić?Czy jednak nie jesteśmy w stanie

nic zrobić, aby zapobiec oszustwu? Owszem, jesteśmy. Wystarczy tylko odrobina ostrożności. Pierwszą rzeczą, która powinna zwrócić naszą uwagę, jest kwota, jaką oferuje fikcyjny kupiec. Zazwyczaj kilkukrotnie przewyższa ona cenę rynkową danego dobra. Nasz

kontrahent prawdopodobnie będzie miał konto na serwisie aukcyjnym z ze-rową ilością komentarzy lub też nie bę-dzie go miał wcale. Związane jest to z tym, że Allegro.pl od niedawna zablo-kowała Nigeryjczykom możliwość za-kładania kont na swojej witrynie. Blo-kadę założono nie tylko w oddziale polskim, ale też w jego zagranicznych odpowiednikach, m.in. w Bułgarii, Ru-munii, Rosji czy na Węgrzech. Dlacze-go? Ponieważ zdarzało się, że oszuści rejestrowali się w takich oddziałach, a następnie, podszywając się pod miesz-kańców któregoś z tych państw, prosili o wysłanie przedmiotu „do krewnego z Nigerii”. Kolejną rzeczą, która powinna wzmóc naszą czujność, jest fikcyjny dokument przelewu. Zazwyczaj linki w nim podane nie przenoszą nas do żąda-nych stron, a adres e-mailowy zawiera dziwne znaki lub spacje w miejscach, w których nie powinien. Dla przykładu następujący adres: service@bankofa-merica. com na pierwszy rzut oka nie różni się prawie niczym od adresu: [email protected]. Z tym ma-łym wyjątkiem, że przed „com” w pierwszym przypadku jest spacja, a w drugim już nie.

Nie należy zapewne przestawać wierzyć w ludzką uczciwość i doszuki-wać się wszędzie spiskowej teorii dzie-jów. Wystarczy odrobina ostrożności, która jeszcze nigdy nikomu nie zaszko-dziła. W dobie wzmożonej aktywności zakupowej przez Internet, powinniśmy o tym szczególnie pamiętać.

Nigeryjski szwindel na serwisach

aukcyjnychZałóżmy, że wystawiasz drogi model laptopa, telefonu komórkowego lub aparatu fotograficznego w serwisie Allegro lub eBay. Nagle dostajesz na swoją skrzynkę mailową bardzo lukratywną propozycję odkupienia go z zagranicy. Uważaj! W 99,9% przypadków tym szczodrym klientem okazuje się oszust.

Arkadiusz Cygan

„Toastmasters” to zebrane w całość kompendium wiedzy na temat przema-wiania publicznego. Idea jest prosta: spotkania, które mają formę warszta-tów, odbywają się co tydzień. Podsta-wowy cykl szkoleniowy obejmuje 10 projektów związanych z występowa-niem przed audytorium. - „Taki zestaw to kolejne etapy wtajemniczenia. Od pierwszego przemówienia, które pozwa-la przełamać lody - wstać i powiedzieć parę słów o sobie, do ostatnich, które po-ruszają słuchaczy i wywołują w nich niemałe emocje” – mówi Dariusz Wer-schner, Prezes Klubu „Toastmasters” w Krakowie i jednocześnie absolwent Wydziału Fizyki i Informatyki Stoso-wanej AGH.

Uczestnictwo w spotkaniach po-zwala na wyeliminowanie z wypowie-dzi błędów językowych oraz kłopotów ze sprawnym formułowaniem myśli. Całość prowadzona jest w oparciu o ustaloną agendę. W Klubie nie ma in-struktora, jest natomiast ściśle określo-ny podział ról, w które co tydzień wcie-lają się inni uczestnicy: „polonista” wy-chwytuje błędy językowe, „kontroler czasu” sprawdza długość wystąpień, a

„kontroler płynności” sygnalizuje wszelkie zbędne dźwięki lub przydługie pauzy. Nad całością czuwa tak zwa-ny „Toastmaster”, które-go zadaniem jest pro-wadzenie spotkania.

Co tydzień trzech kolejnych uczestników przygotowuje mowy, któ-re podlegają ocenie wyłonionych z gru-py „specjalistów”. Pozostali mają okazję sprawdzić się w odpowiedziach się na zadawane pytania. Cały cykl daje moż-liwość przećwiczenia efektywnego or-ganizowania prezentacji, wykorzysty-wania mowy ciała oraz głosu do prze-kazywania informacji, doboru słów i rekwizytów, a także przekonywania i inspirowania innych, prowadzenia ze-brań czy oceniania. Tu każdy jest moty-wowany do aktywnego uczestnictwa.

-„Tego typu szkolenia pozwalają „rozplątać język”. Często na warsztatach zjawiają się osoby nieśmiałe, mało pew-ne siebie, a po kilku szkoleniach okazuje się, że mają one w sobie olbrzymi poten-cjał, mówią bardzo ciekawie, potrafią oczarować publiczność. To niezwykłe, że

można tak po prostu, zmienić każdego czło-wieka w profesjonalne-go mówcę” – mówi Andrzej Kuśnierczak, student Wydziału Górnictwa i Geoinży-

nierii AGH, w Klubie „Toastmasters” od miesiąca.

Warsztaty są skierowane do osób na każdym poziomie zaawansowania. Jak podkreślają uczestnicy, są one nie-słychanie użyteczne, pozwalają wyeli-minować błędy, z których często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Jeśli chcesz dołączyć do Krakowskiego Klubu „Toa-stmasters”, (który jest jednym z 11 ty-sięcy tego typu klubów na całym świe-cie), na początek stań się jego gościem. Aby dowiedzieć się więcej przyjdź na spotkanie (Wydział Humanistyczny AGH – D13, sala 218, każda środa, godz.20.). Informacje o Klubie i szcze-góły dotyczące zapisów można znaleźć również na stronie internetowej toast-masterskrakow.pl, a dokładne terminy kolejnych spotkań umieszczane są tak-że na forum grupy: www.goldenline.pl/grupa/toastmasters-krakow.

Mistrzowie – nie tylko toastówPanować nad swoim głosem i gestem, nawet w najbardziej stresujących sytuacjach. Niemożliwe? A jednak! Od nie-dawna na naszej uczelni odbywają się spotkania Krakowskiego Klubu Mówców Publicznych „Toastmasters”. Przychodzą tu wszyscy, którzy chcą w praktyce ćwiczyć i rozwijać umiejętność publicznego przemawiania, prowadzenia spotkań oraz wyrażania konstruktywnej krytyki. Spotkania klubu cieszą się dużym zainteresowanie studentów AGH.

Aleksandra Pękala

aktualności

16 BIS - grudzień BIS - grudzień 17

kariera

,,Sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem”, czyli załóż własną firmę Większości z nas wydaje się, iż założenie własnej działalności gospodarczej jest trudnym, kosztownym przed-sięwzięciem, zarezerwowanym dla nielicznych, znających zawiłe procedury prawne. Nic bardziej błędnego! Jeśli masz pomysł na otwarcie biznesu, który według Ciebie ma szanse na sukces, skorzystaj z pomocy profe-sjonalistów i pamiętaj, że podstawą jest optymizm, ciężka praca i wiara w siebie.

Kinga Klimowicz

kariera

Jesteś studentem, absolwentem lub pracowni-kiem uczelni wyższej, masz pomysł na firmę, a jednocześnie nie boisz się ryzyka? Przeczytaj po-

niższy artykuł, a być może w najbliższym czasie od-wiedzisz Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości AGH. To jednostka wspierająca takich jak Ty - przed-siębiorczych, nakierowanych na sukces ludzi, któ-rzy cenią niezależność i wierzą we własne możli-wości.

Pamiętaj jednak, że działanie na własna rę-kę ma swoje wady i zalety - musisz je dokładnie przeanalizować przy podejmowaniu decyzji, któ-ra będzie miała duży wpływ na twoją przyszłość. Spójrzmy zatem, jakie są największe plusy i minu-sy prowadzenia firmy.

Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz praco-wać wyłącznie na swój własny rachunek, weź pod uwagę to, czy twój pomysł ma realne szanse po-wodzenia. Musisz spojrzeć na zagadnienie obiek-tywnie i zastanowić się, jakie są jego słabe i moc-ne strony, zbadać potencjalnych klientów, konku-

rencję, a także przygotować wstępną analizę fi-nansową. Można powiedzieć, że przygotowujesz w ten sposób wstępny, ,,intuicyjny” biznesplan swej firmy. Jak zrobić to profesjonalnie dowiesz się po skierowaniu swych kroków do Akademic-kiego Inkubatora Przedsiębiorczości AGH.

Czym jest Akademicki Inkuba-tor Przedsiębiorczości AGH?

AIP AGH jest samodzielną jednostką poza-wydziałową naszej uczelni, której zadaniem jest propagowanie wśród studentów, doktorantów, absolwentów i pracowników małopolskich uczel-ni wyższych postaw przedsiębiorczych oraz świadczenie bezpośredniej pomocy w założeniu i prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Warto zaznaczyć, iż struktura ta powstała z inicja-tywy studentów Wydziału Humanistycznego (dawniejszego Wydziału Nauk Społecznych Stoso-wanych). Inkubator wspiera osoby, które decydu-ją się na otwarcie własnej firmy w dwojaki spo-sób. Po pierwsze, udostępnia swój adres. Jest to o tyle ważne, iż wynajem biura wiąże się z koszta-mi, które dla większości osób dopiero rozkręcają-cych swój biznes, są zbyt duże. Wykorzystanie ad-resu siedziby ma także inną zaletę - w nazwie swej firmy możemy odnieść się do samej nazwy Inkubatora. Jest to o tyle ważne, iż potencjalnego klienta może przyciągnąć fakt, że skoro tak presti-żowa uczelnia jak AGH obdarzyła nas zaufaniem, jest to znak, że jesteśmy wiarygodni. Siedziba or-ganizacji mieści się praktycznie w samym cen-trum miasta, tj. przy ul. Reymonta 17. Należy przy tym pamiętać, że adres firmy jest sprawą istotną dla budowania jej wizerunku.

Drugim rodzajem wspomagania młodych biznesmenów jest tzw. ,,inkubacja”, czyli wszelka, profesjonalna pomoc prawna, merytoryczna i for-malna. Pracownicy pomogą Ci rozkręcić pomysł oraz w miarę bezboleśnie przejść przez etap pa-

pierkowej wojny z biurokracją. Z tym drugim za-gadnieniem jest na szczęście coraz lepiej, gdyż, jak twierdzi pani Anica Knera, Dyrektor Inkubato-ra, obecnie da się zauważyć zmianę podejścia urzędów do młodych przedsiębiorców. Podkreśla ona także, że Inkubator jest nie tylko bazą wiedzy, ale ma pełnić rolę swego rodzaju ,Anioła Stróża”, który wspiera i doradza. Nie zaprowadzi on nas jednak za rączkę do urzędu i nie załatwi wszyst-kich spraw. I dobrze, bo taka sytuacja wyjdzie nam na korzyść - uczymy się samodzielności, roz-wiązywania problemów i nawiązywania kontak-tów z różnego rodzaju instytucjami.

Bardzo ważna jest możliwość skorzystania z obsługi profesjonalnej firmy księgowej współpra-cującej z AIP AGH. Decydując się na ten rodzaj usługi mamy stuprocentową pewność, że naszy-mi sprawami księgowymi zajmują się zawodow-cy. Z kolei w razie ewentualnej kontroli nikt nie przyjdzie bezpośrednio do nas, lecz zwróci się właśnie tam, gdzie znajdują się księgi rachunko-we. Należy zaznaczyć, iż firma księgowa ubezpie-czona jest od odpowiedzialności cywilnej - w ra-zie popełnienia jakiegokolwiek błędu przy rozli-czeniach, nie poniesiesz konsekwencji finanso-wych.

Ile to kosztuje?Koszt skorzystania z pełnego zakre-

su pomocy Inkubatora jest minimalny. Decydując się na wykorzystanie jego ad-resu, obsługi sekretarskiej (dostępu do biura, komputera, urządzeń biurowych, prowadzenia sekretariatu), nieograni-czonego korzystania z porad pracowni-ków (m.in. prawników oraz obsługi przez firmy księgowej) płacisz 330 zł miesięcz-nie. Musisz jedynie opłacić za siebie ZUS. Dla porównania wynajem samego biura w naszym mieście w niezbyt dobrej loka-

lizacji wiąże się z poniesieniem kosztu rzędu mini-mum 1000-1500 zł, zaś pojedyncza porada praw-nika to kolejne 100-200 zł. Łatwo więc skalkulo-wać co jest bardziej opłacalne.

Czymże jest jednak prowadzenie firmy bez odpowiedniej promocji? Z tego właśnie powodu Inkubator oferuje miejsce na reklamę twej firmy na swojej stronie internetowej www.aip.agh.edu.pl oraz w swoim serwisie społecznościowym www.aipagh.socjum.pl.

Czy warto? Oprócz pomocy w sprawach czysto formal-

nych, masz możliwość uczestniczenia w różnego rodzaju szkoleniach i kursach, poznasz ludzi, któ-rzy podobnie jak i ty obdarzyli Inkubator swoim zaufaniem i mogą podzielić się z tobą cenną wie-dzą i doświadczeniem. Masz także do dyspozycji profesjonalistów, którzy w każdej chwili ci pomo-gą. Jeśli nie przekonują cię te argumenty, weź pod uwagę koszty, które musiałbyś ponieść bez pomo-cy AIP i sam odpowiedz na powyższe pytania.

W przypadku AIP okres inkubacji trwa mak-symalnie dwa lata, podczas których przygotowu-jesz się do samodzielnej egzystencji na rynku. Je-śli po tym okresie (lub nawet wcześniej) będziesz chciał zrezygnować, możesz wypowiedzieć umo-wę. Inkubator, jak twierdzi Dyrektor Knera, jest bowiem organizacją, której celem jest pomoc i wsparcie, nie zaś stwarzanie problemów. Zakoń-czenie współpracy, w przypadku chęci usamo-dzielnienia się spowodowanej sukcesem lub z in-nych powodów, nie będzie wiązało się z żadnymi konsekwencjami prawnymi czy finansowymi.

Zapytana o największe osiągniecie Inkubato-ra Pani Dyrektor z uśmiechem na twarzy odpo-wiada: - „Największym sukcesem jest sukces na-szych firm”. Do tej pory z pomocy AIP skorzystało około 26 różnorodnych projektów. Może Twój bę-dzie następny? Więcej informacji znajdziesz na stronie www.aip.agh.edu.pl lub w siedzibie Aka-demickiego Inkubatora Przedsiębiorczości AGH, przy ul. Reymonta 17.

ZA - niezależnośćSamodzielnie podejmujesz decyzje dotyczące swej działalności - oczywiście w granicach prawa. Jesteś jednocześnie szefem, nadzor-cą, wykonawcą i pracownikiem

- realizacja swoich pomysłów, marzeń i potrzeb

- satysfakcja z odniesionego sukcesu

- szkoła życia i samodzielności

- pewność zatrudnieniaDopóki firma będzie istniała masz pewność, że będziesz w niej praco-wać i nikt cię nie zwolni

- podniesienie swojej aktywności na rynku pracy, często stworzenie miejsc pracy dla innych

- urlopTo ty decydujesz, kiedy pójdziesz na urlop - nie musisz go planować dużo wcześniej jak w przypadku pracy na etacie

- kwestia finansowa - relatywnie wyższe zarobki, możliwość odpisa-nia od podatku kosztów związanych z działalnością firmy

PRZECIW- ryzyko - nieustanny brak poczucia bezpieczeństwa na rynku

- ciągła walka o klienta i zabiegi o utrzymanie odpowiedniego pozio-mu sprzedaży produktów i usług

- odpowiedzialność finansowa za siebie i swoich pracowników

- konieczność śledzenia zmian w prawie

- praca ,,24 godziny na dobę” Twoja praca nie trwa wyłącznie 8 godzin - szefem jesteś w każdej sy-tuacji. Za nadgodziny nikt Ci nie zapłaci

- konieczność zmagania się z biurokracją i stosami dokumentów

fot. KSAF AGH, Sebastian Poręba

18 BIS - grudzień BIS - grudzień 19

kultura

w

Mike Leigh, utalentowany i wielokrotnie nagradzany reżyser (ma na swoim koncie między innymi Złotą Palmę), postanowił zaskoczyć widzów i zaprezentować im dzieło zgoła odmienne od swoich poprzednich dokonań. Do polskich kin trafił jego najnowszy film „Happy-Go-Lucky czyli co nas uszczęśliwia”. Sally Hawkins (Srebrny Niedźwiedź dla Najlepszej Aktorki na MFF w Berlinie) wciela się w rolę trzydziestoletniej przedszko-lanki, od dziesięciu lat mieszkającej z przyjaciółką. Mogłoby się wydawać, że główna bohaterka nie ma specjalnych powodów do odczuwania nieskrępowanej radości z ży-cia. Jej praca jest ciężka, sytuacja finansowa nienajlepsza, ponadto kobieta nadal nie założyła własnej rodziny. Mimo to Poppy wciąż jest optymistką. A nie wariatką? – zapy-tają niektórzy. Otóż nie – radość bohaterki nie wynika z jej naiwności czy głupoty. Poppy dokonała świadomego wyboru: pogodziła się z szarą rzeczywistością, nie wyolbrzymia problemów, nie analizuje i nie stara się na siłę niczego zmieniać. Czy w tym pozornym szaleństwie jest metoda? Urodzonych sceptyków raczej nie nakłoni to do zmiany zda-nia, ale cała reszta powinna przekonać się o tym na własnej skórze.

Happy-Go-Lucky czyli co nas uszczęśliwia (Happy-Go-Lucky) Wielka Brytania 2008, reż. Mike Le-igh, scen. Mike Leigh, zdj. Dick Pope, muz. Gary Yershon; wyst. Sally Hawkins, Eddie Marsan, Alexis Zegerman.

Paulina Grabska

Małgorzata Szumowska jest jedną z najbardziej na świecie znanych polskich re-żyserek. Twórczyni m.in. filmu „Ono”, w swojej najnowszej produkcji - „33 sceny z życia” - opowiada o trudnym momencie w ludzkim życiu, jakim jest odejście najbliż-szych. Główna bohaterka, Julia, w trzydziestym trzecim roku życia, musi się zmierzyć z dużymi zmianami. Na jej oczach zaczyna umierać chora na raka matka. Gdy wyda-je się, że przeszła już najgorsze, pojawia się kolejny ciężki cios. Wkrótce, z tęsknoty za żoną, z życia rezygnuje jej ojciec. Historia oparta jest na własnych przeżyciach reży-serki. Jednak w zamierzeniu nie jest to film autobiograficzny. Szumowska tworzy uniwersalny, przejmujący obraz, ukazując nam z dystansem, bez zbędnego senty-mentalizmu, niezwykle ciężki czas w życiu człowieka. Przede wszystkim zaś poka-zuje, w jaki sposób można starać się stawić czoło takim problemom. Film jest laure-atem całej listy nagród na Festiwalu w Gdyni. Udało mu się także osiągnąć najwięk-szy od kilkunastu lat międzynarodowy sukces dla polskiego obrazu - otrzymać Srebrnego Lamparta na 61. MFF w Locarno. Niewątpliwie to obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika dobrego kina.

33 sceny z życia Polska 2008; reż. Małgorzata Szumowska, scen. Małgorzata Szumowska, zdj. Michał Englert, muz. Paweł Mykietyn; wyst. Julia Jentsch, Andrzej Hudziak, Małgorzata Hajew-ska-Krzysztofik, Peter Gantzler.

Adrian Gamoń

W tym miesiącu pragnę powrócić do pierwszej polskiej powojennej komedii, filmu „Skarb” z 1948 roku. Obraz ten okazał się wówczas wielkim sukcesem - udało mu się w 1949 roku przyciągnąć do kin ponad osiem milionów widzów! Akcja rozgrywa się zaraz po wojnie w odbudowywanej Warszawie. Oś fabuły stanowią kłopoty mieszkaniowe Krysi i Witka (Danuta Szaflarska i Jerzy Duszyński), którzy właśnie wzięli ślub, ale nie mają gdzie mieszkać. We wspólnym pokoju, do którego trafiają, wybucha gorączka poszukiwania skarbu, podobno ukrytego gdzieś w ścianie. W rezultacie lokatorzy powodują zawalenie całej kamienicy. Naszą uwagę zwróci zapewne beztroski humor, czego zasługą jest świetna i zabawna gra Adol-fa Dymszy, wielkiej gwiazdy polskiego kina. Niezwykle ciekawe jest również uka-zanie prywatnego życia przeciętnych ludzi w tamtych czasach oraz sam obraz ówczesnej Warszawy. Nie jest jeszcze to kino wykonane w duchu realnego socja-lizmu - należy je raczej zaliczyć do tzw. „okresu przejściowego”. Film zawiera wiele elementów przedwojennej farsy, nie ukrywając przy tym dążenia do holly-woodzkich standardów. Z drugiej strony widać w nim już jednak początki krytyki pewnych środowisk. Obraz zapoczątkował, często pojawiający się w komediach PRL-u, motyw kłopotów mieszkaniowych.

Skarb 1948 Polska; reż. Leonard Buczkowski, scen. Ludwik Starski i Roman Niewiarowicz; wyst. Danuta Szaflarska, Jerzy Duszyński, Jadwiga Chojnacka, Alina Janowska, Adolf Dym-sza, Ludwik Sempoliński.

Adrian Gamoń

Film - klasyka i nowościkulturakultura

Kate Nash – „Made of bricks”Mówi się o niej „mała, urocza, bardzo wulgarna dziewczynka”. Kate Nash i jej nie tak dawno nagrana, debiutancka płyta pt: „Made of Brick”, zaskoczyła, a przy okazji zgorszyła, wielu słuchaczy. Pop nie jest już tutaj zwykłym popem. W pewnych momentach staje się ciężki i mroczny, a głos Kate lekko zachrypnięty, ale przy tym bardzo wdzięcz-ny. Charakterystyczny brytyjski, zmanierowany akcent pozwala „zanu-rzyć” się w jej piosenkach i poczuć ambiwalentne emocje - od radości po lekki smutek. Płytę rozpoczyna bardzo dobre intro, które aż prosi się o kontynuację w postaci całej piosenki. Album promują głównie ta-kie kawałki jak „Birds” (w którym Kate bez ogródek śpiewa o fizycznym zauroczeniu), czy ”Dickhead”, który dzięki niesamowitemu, mroczne-mu bitowi (z dodatkiem skrzypiec!) sprawia, że aż chce się nucić wul-garne słowa - „Why you bein’ a dickhead? Stop bein’ a dickhead! You

just fuckin’ up situations!”. Płyta, oprócz zadziorności, emanuje rów-nież poczuciem humoru, które jest doskonale słyszalne np. na „Pump-kin soup”. Choć całość ma w sobie sporo niedociągnięć, to zarówno teksty, jak i aranżacje muzyczne, które stworzyła Kate, plasują „Made of Bricks” na bardzo wysokim po-ziomie. Panna Nash pozostawia zaś po sobie bardzo pozytywne wrażenie i pozwala z nadzieją wypatrywać ko-lejnej płyty.

Sylwia Bocianowska

Yarah Bravo – “Good girls rarely make history”Na wstępie kilka słów o Yarah. Jest ona przede wszystkim niezależną artystką, znaną z kolektywu One Self, w którego skład wchodzi rów-nież Dj Vadim (prywatnie mąż artystki) i Mc BluRum 13. Nie ukrywam, że są oni jednym z moich ulubionych składów grających pozytywny, organiczny hip hop i sięgając po „Good girls rarely make history” mia-łem cichą nadzieję, że właśnie ta płyta zrekompensuje mi brak no-wych nagrań ze strony One Self. Moja radość była podwójna, gdyż nie dość, że Yarah muzycznie kontynuuje klimat nagrań z mężem i Blu-Rumem, to raczy nas aż 21 trackami, z których każdy jest co najmniej bardzo dobry. Elementem znanym z wcześniejszych wydań pani Bravo jest niesamowita energia płynąca z nieco ponad półtorametrowego ciała artystki. „Good girls rarely make history” jest niejako mixtape-’em, na którym zebrano nie wydane dotąd utwory, remixy starszych nagrań, zarejestrowane występy „live” i w końcu całkiem nowe na-grania. Spośród wszystkich tych świetnych utworów niemożliwością jest wskazanie perełek, gdyż połączenie głosu, flow i artystycznej

osobowości Yarah Bravo z takim go-śćmi i współtwórcami płyty jak Kid-kanevil, Fat Freddy, 6ix Toys, tworzą całość, wobec której trudno przejść obojętnie. Utwory takie jak „Double trouble in Paris”, „Chillin’”, „Wanna ride?” czy “Agujits” sprawiają, że aż chce się wykrzyczeć słowa jednego z kawałków, które idealnie nadają się na zakończenie: „Yarah Bravo’s in the building, put your hands up to the ceiling!” Michał Guzik

Tracy Chapman – „Our bright future”

Po dwudziestu latach od wyda-nia pierwszej płyty Tracy Chap-man powraca z nowym mate-riałem. Należy ona do grona artystów, którzy choćby chcieli, nie potrafią nagrać słabego al-bumu - nie inaczej jest z „Our bright future”. Rozpatrując jej najnowsze dzieło nasuwają się na myśl dwie sprzeczności. Z jednej strony styl całości jest po-dobny do tego z poprzednich płyt Tracy. Klasyczny, ponad miarę emocjonalny, oparty o wokal ze spokojnymi folkowo – rockowym aranżacjami. Z drugiej jednak, zmieniła się paleta emocji, ja-kimi posługuje się artystka. Nie emanuje ona buntem i nie jest naszpikowana protest-songami z czego słynie – tylko „Our bri-ght future” i „Something to see” traktują o tematyce społeczno–(anty)wojennej. Resztę utworów możemy śmiało zaliczyć do nur-tu emocjonalno-egzystencjalne-go, co również jest znakiem roz-poznawczym 44-letniej artystki. Być może właśnie wiek Chap-man jest tym czynnikiem, który sprawia, że płyta brzmi bardzo emocjonalnie, z wieloma odnie-sieniami do przeszłości, a muzy-ka, wraz z głosem Tracy, płynie w nieśpiesznym tempie. Należy zaznaczyć, że album ten jest ko-lejną, najwyższych lotów pozycją w jej dyskografii. Jeżeli ktoś nie zna dokonań tej pani, to śmia-ło można rozpocząć wsteczną przygodę z jej muzyką właśnie od tej płyty. Michał Guzik

kultura

20 BIS - grudzień BIS - grudzień 21

społeczeństwo

8 stycznia (czwartek)Czesław śpiewa oraz Pchełki,Nell i Let The Boy Decide. Klub Żaczek. Godz. 19.30.

9 stycznia (piątek)Dreadrock, Pub Winyl, ul. Batorego 1, godz.19.30, Wstęp 5 zł.

12 stycznia (poniedziałek)Kasa Chorych, Lizard King.

24 stycznia (sobota)KSU (XXX lecie zespołu), Loch Ness.

Rekomendacje opracowała: Anna Sokulska

KONCERTY:

FILM:19 grudnia (piątek), 12 stycznia (poniedziałek)Spotkania z awangardą filmo-

wą w Muzeum Narodowym. Cykl wykładów prowadzonych przez pa-nią Annę Taszycką obejmował będzie zagadnienie awangardy w filmie w ujęciu historycznym od lat 20. XX wieku. Wykładom w te dni towarzyszyć będzie pokaz filmów z kolekcji „Niewidziane kino. Wczesne amery-kańskie filmy awangardowe z lat 1894-1941” np. „Upa-dek domu Usherów” (1926-27), reż. James Sibley Wat-son, Melville Webber, „The Hearts of Age” (1934), reż. Orson Welles, William Vance. Gmach Główny Muzeum Narodowego (sala “U samurajów”). Godz. 18.

W cyklu Klub Dobrej Książki prezentujemy co miesiąc ważne dzieła literackie - od wybitnych klasyków po znakomitych pisarzy współczesnych. To lektury obowiązkowe każdego Bardzo Inteligentnego Studenta.

Bartosz Dembiński

Klub Dobrej Książki

Dziennik z Morza Corteza, John Steinbeck, liczba stron: 346, Warszawa 2006, Wydawnictwo Bellony

Obcy, Albert Camus, liczba stron: 96, Kraków 2003, Wydawnictwo Zielona Sowa

No logo, Naomi Klein, stron: 512, Warszawa 2004, Wydawnictwo Świat Literacki

kultura

12 stycznia, godz. 19.

PAKA Marzeń – kabareton chary-tatywny, zorganizowany jest wspólnie

przez krakowski oddział Fundacji Mam Marzenie, Sto-warzyszenie Promocji Sztuki Kabaretowej PAKA oraz Centrum Kultury „Rotunda”. Zaproszenie do udziału w kabaretonie przyjęli: Formacja Chatelet, Grupa Rafała Kmity, Kabaret Kuzyni, Kabaret DNO oraz Robert Ka-sprzycki z zespołem. Dochód z kabaretonu zostanie przeznaczony na spełnienie marzenia 4-letniej Wero-niki, podopiecznej Fundacji Mam Marzenie, która pra-gnie wyjechać do paryskiego Eurodisneylandu, by tam spotkać Myszkę Miki.

Centrum Kultury „Rotunda” - bilety w cenie: 25 zł (ulgowy) i 35 zł (normalny) do nabycia w kasie Rotundy, na stronach www.biletynakabarety.pl oraz www.paka.pl

17 stycznia (sobota)

Bollywood Party. Loch Ness. ul. Warszawska (wej-ście od Pawiej). Godz. 20.30. Wstęp 6 zł.

W programie: malowanie henną, sklepik Kaszmir z Gliwic, konkurs tańca z nagrodami.

20 stycznia – 3 maja ICHIGO ICHIE. SPOTKANIE Z CZARKĄ JAPOŃSKIEJ

HERBATYMuzeum Sztuki i Techniki Japońskiej MANGGHA Wystawa „Ichigo ichie. Spotkanie z czarką japoń-

skiej herbaty” to pierwsza w Polsce wystawa poświę-cona tradycyjnej japońskiej sztuce parzenia herbaty chanoyu. Ekspozycja obiektów z kolekcji polskich i za-granicznych będzie wprowadzeniem do zagadnienia form parzenia herbaty przybliżającym jego idee, este-tykę oraz narzędzia.

23 stycznia (piątek)

Cykl wykonań operowych „Opera Rara” - w Filhar-monii im. K. Szymanowskiego w Krakowie. Vivica Ge-naux, Philippe Jaroussky, Maria Grazia Schiavo, Ema-nuela Galli, Stefanie Iranyi, Carlo Allemano, Romina Basso, Filippo Adami z towarzyszeniem Europa Galan-te, pod dyrekcją Fabia Biondiego, zainaugurują nowy krakowski cykl genialnych wykonań operowych – Ope-ra Rara.

Bilety na „Herkulesa nad Termodontem” (wykona-nie koncertowe) są już dostępne w sprzedaży na www.ticketonline.pl. Od 6 stycznia sprzedaż będzie prowa-dzona także w punkcie Sieci Informacji Miejskiej w Krakowie przy ul. św. Jana.

4, 11, 18, 25 styczniaKoncerty muzyki żydowskiej. Muzyka pochodzenia bałkańskiego i galicyjskiego

w aranżacjach i wykonaniu zespołu Nazzar. Koncerty są połączeniem tradycyjnej stylistyki klezmerskiej z improwizacją.

Muzeum Galicja, ul. Dajwór 18, godz. 19, Wstęp 45 zł.

WYDARZENIA

Nie będę ukrywał, że twórczość Alberta Camusa ma dla mnie szczególne znaczenie. Zarówno jego pisma filozoficzne i eseje, jak i twórczość literacka (proza i dramat), godne są bowiem gorącego polecenia. Ta druga dzie-dzina jest zresztą francuskiemu nobliście bliższa, o czym sam przekonywał pisząc: Dlaczego jestem artystą, a nie filozofem? Bo myślę według słów, a nie według idei”. Jest w tym zdaniu zapewne odrobina kokieterii. Widać to doskonale w jednym z najlepszych jego utworów, zatytułowanym „Obcy”. Główny bohater, Mersault, to postać, wobec której nie sposób przejść obojętnie. Można go nazwać wyrzutkiem społeczeństwa, outsiderem, niemal zupełnie wyzbytym z emocji i wyższych uczuć. Nie będzie to jednak proste, ponieważ Camus to mistrz budowania głębokich, uniwersalnych portretów psychologicz-nych jednostki. Nie pozwoli nam zatem wprost potępić człowieka, który „nie płacze na pogrzebie swojej matki”. Popełnienie przez niego bezzasadnego czynu, morderstwa z premedytacją, dokonanego pod wpływem chwilo-wego impulsu, być może przechyli czarę goryczy na niekorzyść Mersaulte’a. Wiele wyjaśni się jednak dopiero w procesie sądowym, w którym Camus genialnie operuje napięciem i wprowadza czytelnika w plątaninę pytań, na które odpowiedź jest zazwyczaj cięższa, niż się wydaje. Warto zmierzyć się z tym intelektualnym i emocjonalnym wyzwaniem. Po lekturze uczucia pozostaną mie-szane, ale z biegiem czasu dojdziemy do wniosku, że dzięki Camusowi nasz moralny kręgosłup wyszedł z tego starcia zdecydowanie wzmocniony.

Jeśli wyobrazimy sobie grupę mężczyzn wyruszających na naukową ekspedycję po wodach Zatoki Kalifor-nijskiej, dla których niebywałą radością jest znalezienie rzadkiego okazu ukwiała piaskowego o pięknej głowie i bardzo brzydkim korpusie, podobnym do przegniłej starej szmaty, pomyślimy z pewnością, że to niesamowicie nudne. Na wstępie ostrzegam zatem wszystkich „mięczaków” – „Dziennik z Morza Corteza” zawiera całe mnó-stwo szczegółowych opisów znalezisk morskich żyjątek wszelkiej maści. Jest na szczęście jedno „ale” – książkę napisał John Steinbeck, czyli klasyk literatury amerykańskiej (i nie tyl-ko). Sześciotygodniowy rejs łodzią „Western Flyer” to dla niego pretekst do barwnego i fascynującego opisu tego zakątka ziemi, bogactwa fauny i flory regionu oraz relacji ze spotkań i rozmów z ludźmi, których uważnie słuchał. Ten ostatni element wydaje się być szczególnie istotny – zwłaszcza z punktu widzenia czytelnika wychowanego w cywilizacji medialnej, który zatraca powoli tą cenną umiejętność na rzecz ekshibicjonistycznego eksponowania własnego „ja”. Steinbeck także mówi wiele o sobie, ale zawsze czyni to w kontekście swojej filozofii życiowej, zmierzającej do próby zrozumienia czegoś, co górnolotnie nazwalibyśmy sensem życia. „Dziennik...” był pierwszą książką Johna Steinbecka, jaką dane mi było przeczytać. Jeżeli mogę pokusić się o małą generalizację i porównanie personalne, wydaje mi się, że autor ten w niczym nie ustępuje takim tuzom prozy zza oceanu jak Faulkner, Bellow czy Hemingway. Urzekający styl i doskonałe pióro. Polecam.

Naomi Klein, kanadyjska dziennikarka i publicystka, w krótkim czasie stałą się jednym z najbardziej wpły-wowych komentatorów współczesnej rzeczywistości globalizującego się świata. Początkiem tej błyskotliwej ka-riery była bestsellerowa książka o znamiennym tytule – „No logo”. Trzeba przyznać, że wszelkie pochwały, łącznie z określeniem książki „biblią alterglobalistów, są jak najbar-dziej słuszne. Klein, jako jedna z pierwszych na tak szeroką skalę, wykonała potężną pracę zmierzającą do ukazania czytelnikowi ukrytych i jawnych mechanizmów rządzących współczesną gospodarką, polityką, reklamą i media-mi. Celne i ostre pióro kanadyjki obnaża bezduszność działania wielkich korporacji - od Nike, przez McDonalds, na Starbucks skończywszy. Błyskotliwe porównania, ogromna praca badawcza i zdolność do plastycznego przedsta-wienia problemów „globalnej wioski” sprawiają, że każdy z nas może uwierzyć, iż oddolna inicjatywa i zdolność przeciwstawienia się wszechobecnym koncernom jest czymś zupełnie realnym. Siłą „No logo” jest zresztą właśnie ukazanie praktycznej strony organizowania obywatelskiego sprzeciwu wobec najbardziej zdemoralizowanych, ekonomicznych potentatów, wyzyskujących (przy aprobacie wielu lobby) najbiedniejszych, społecznie upośle-dzonych obywateli. To wszystko brzmi niczym neolewicowa doktryna zbuntowanej, wojującej piórem feministki? Ależ skąd! Przekonajcie się zresztą sami. Uczucie klapek spadających z oczu jest bezcennym efektem zagłębienia się w tej lekturze.

22 BIS - grudzień BIS - grudzień 23

społeczeństwokultura

Kolacja o 22:00, impreza o północy.

fot. KSAF AGH, Michał Kopeć

Leuven czy Kraków?

Co tutaj właściwie robię? Studiuję telekomu-nikację na piątym roku. W Krakowie jestem po to, żeby kończyć i doskonalić moją pracę magister-ską. Zostanę w Polsce mniej więcej do maja. Jako Erasmus miałem możliwość wyboru studiów na wielu uniwersytetach całej Europy. Nie mogłem się zdecydować pomiędzy Leuven i Krakowem. W zasadzie wybrano za mnie, ponieważ na wyjazd do Leuven przyznane zostały tylko dwa miejsca, które dość szybko rozdysponowano. Został mi więc Kraków. Możecie się zastanawiać, dlaczego brałem pod uwagę tylko te dwie uczelnie. Odpo-wiedź jest prosta - jedynie na nich dwóch mogłem rozwijać tematy, które mnie interesują. Nie je-stem jeszcze pewien, co dokładnie będę robił po studiach, ale wolałbym pracować kilka lat za gra-nicą, w perspektywie mając powrót do Hiszpanii.

W Krakowie jestem po raz pierwszy, przyje-chałem na początku października. Myślę, że to cu-downe miasto, nie tylko ze względu na Wawel, Wisłę, Kazimierz, ale głównie z powodu olbrzy-miej liczby mieszkających tutaj studentów. Fascy-nuje mnie nocne życie, mnogość klubów wokół Rynku, codziennie inni ludzie - po prostu świet-nie! Nie miałem wcześniej żadnych polskich zna-jomych. Teraz jest inaczej, ponieważ dzielę miesz-kanie z Polakami. Co do moich wcześniejszych opinii o Polsce i Polakach – przypominam sobie,

że przed wyjazdem powiedziano mi, że w Polsce będę cały czas zmarznięty z powodu pogody. Jeśli chodzi o poglądy na temat Waszego kraju to sły-szałem również, że jest tu fantastyczna tradycja muzyki klasycznej. Więcej, jeśli mam być szczery, o kraju nad Wisłą nie wiedziałam. Myślę, że powo-dem była znaczna odległość.

Na szczęście macie filharmonię

Wracając do muzyki - bardzo się nią interesują i uważam, że na swój sposób lubię każdy jej rodzaj. Ze względu na moje pasje Kraków jest trafionym wy-borem, bo jest tutaj filharmonia. Co prawda by-łem w niej do tej pory tylko raz, ale koncert bar-dzo mi się podobał. Poza muzyką bardzo lubię po-znawanie nowych ludzi. Wymiana to fantastyczna okazja do spotkania nowych osób, odkrycia in-nych kultur, poznania ciekawych sposobów my-ślenia. Poza tym uprawiam sport, do zeszłego ro-ku grałem w piłkę nożną. Uważam, że jeżeli ktoś lubi narty czy snowboard, to jest prawdziwym szczę-ściarzem, bo przecież Zakopane jest tak blisko!

Jak wyglądają moje relacje ze znajomymi z roku? Cóż, nie mogę zbyt wiele powiedzieć o pol-skich studentach, ponieważ nie chodzę na żadne zajęcia - rozwijam tylko moją pracę, dlatego nie mam prawie kontaktu z kolegami z uczelni. Widzę jednak pewne różnice między Polakami i Hiszpa-nami. Po pierwsze Hiszpanie są mniej religijni niż mieszkańcy Krakowa, także Ci młodzi. Poza tym

Polacy wcześnie jedzą kolację - jest to około 19:30, podczas gdy w moim rodzinnym kraju najbardziej popularną godziną na ostatni posiłek jest 22:00. To przesunięcie czasowe jest widoczne również w innych kwestiach: kiedy w Polsce młodzi ludzi chcą gdzieś wyjść wieczorem, zazwyczaj umawia-ją się na 20:00. W moim rodzinnym mieście ja i moi przyjaciele spotykamy sie o 23:00 lub nawet o północy.

Ceny – pozytywne zaskoczenie

Zauważyłem również, że jest tu trochę taniej niż w u mnie, co było pozytywną nowiną, bo prze-cież jako studenci (bez względu na kraj zamiesz-kania) nie mamy zbyt dużo pieniędzy. Język polski jest trudny - chodzę na kurs polskiego popołu-dniami, ale bardzo ciężko mi osiągnąć właściwą wymowę, gdy jest tak wiele spółgłosek w jed-nym rzędzie. Wiem mniej więcej, jak być uprzejmym w Polsce i myślę, że to jest nie-zbędne niezależnie od znajomości języka. Ze względu na braki w słownictwie komunikuję się, podobnie jak inni Erazmusi, przeważnie po angielsku. Polacy są czarujący i nawet kiedy nie znają angielskiego, próbują mówić w taki sposób, abym ich zrozumiał. Co do moich najbliż-szych planów - święta spędzę z rodziną i przyja-ciółmi, ponieważ na ten szczególny czas wracam do Hiszpanii. Będę się dobrze bawił i delektował rozmowami z moimi bliskimi, aby potem znowu wrócić do Krakowa i oczywiście do nauki!

W grudniowym numerze BIS-u, naszym gościem jest Alejandro, który przyjechał do Polski z gorącej Hiszpa-nii. Mamy nadzieje, że opowieść o jego słonecznym kra-ju chociaż troszeczkę rozgrzeje naszych Czytelników.

Notowały: Ewa Hołysz, Agnieszka Kostelecka

Niektórzy twierdzą, że Polacy wiele stracili nie mogąc przez długi czas oglądać zachodniej

sztuki współczesnej ze względu na ów-czesny ustrój polityczny. Możliwością nadrobienia były wyjazdy zagraniczne lub nieczęste wystawy czasowe w kraju. Aby nadrobić zaległości, zgodnie z za-pewnieniami wicedyrektora muzeum Marka Świcy, ekspozycja ma być po-czątkiem oswajania i uczenia odbioru dzieł współczesnych, w czym ma do-datkowo pomagać publiczności bogaty program edukacyjny.

Sama wystawa jest depozytem z kolekcji prywatnej Rafaela Jabłonki, jednego z najwybitniejszych kolekcjo-nerów europejskich zajmujących się sztuką współczesną. Założona przez niego w 1988 roku galeria w Kolonii była częstym miejscem wystawiania dzieł znanych współczesnych artystów i na stałe zapisała się na artystycznej mapie Niemiec i Europy. Artyści, któ-rych prace zaprezentowano w Krako-

wie to: Andy Warhol, Nobuyoshi Ara-ki, Miquel Barceló, Francesco Clemen-te, Eric Fischl, Mike Kelley, David La-Chapelle, Sherrie Levine, Andreas Slo-minski, Philip Taaffe, związani głównie z amerykańskim pop-artem, nowojor-ską appropriation art oraz włoską trans-awangardą. Wystawie towarzyszy cykl wykładów oraz spotkania z artystami np. w grudniu z reżyserem Krzysztofem Lu-pą i aktorami, którzy pracowali nad spek-taklem „Factory” inspirowanym sztuką Andy’ego Warhola.

Honorowy Patronat nad wystawą objął Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bohdan Zdrojewski, a przy okazji otwarcia w debacie na te-mat sztuki współczesnej uczestniczyli sami artyści m.in. Eric Fischl i Philip Taaffe. Wystawa wystartowała 30 maja, a będzie gościć w krakowskim muzeum aż 15 miesięcy, bo do 31 sierpnia 2009 roku. Nie można będzie się wykpić bra-kiem czasu i nie odwiedzić ekspozycji. Przy okazji warto wstąpić i obejrzeć

stałą Galerię Sztuki Polskiej XX wieku, w ramach której prezentowane są również dzieła sztuki współczesnej, tyle że rodzi-mych twórców. Bilety ulgowe 6 zł.

Co słychać w Muzeum Narodowym w Krakowie?„Pierwszy krok … w stronę kolekcji zachodniej sztuki współczesnej” – pod tym tytułem zorganizowana zo-stała wystawa sztuki współczesnej w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie. Może to nie od razu Centrum Pompidou, ale jak samo hasło przewodnie wskazuje, „pierwszy krok w stronę …” zaintereso-wania zwiedzających tym rodzajem sztuki oraz szerszego otwarcia drzwi muzeum na dzieła najnowsze.

Anna Sokulska

David LaChapelle Cathedral 2006, © David LaChapelle; kolekcja prywatna

Miquel Barceló Des Meduses 2000, © Miquel Barceló / ADAGP, Paris; kolekcja prywatna

Andy Warhol Albert Einstein z cyklu Ten Portraits of Jews of the

20th Century 1980, © 2007 The Andy Warhol Foundation for the Visual

Arts; kolekcja prywatna

24 BIS - grudzień BIS - grudzień 25

społeczeństwo społeczeństwo

Bo jest popytJedną z cech współczesnej gospo-

darki jest to, że coraz więcej dziedzin podlega regulacjom rynkowym i działa według mechanizmu kupna i sprzeda-ży. Czy przypadkiem nowym, rozkwi-tającym na naszym oczach zwyczajem nie jest biznes notatkowy? Nie twier-dzę, że każdy student notatkami han-dluje, nie mam też zamiaru nikogo umoralniać. Uważam, że na naszej uczelni informacje o chęci sprzedaży materiałów można nadal można zna-leźć relatywnie rzadko. Przeraża mnie jednak wizja ogłoszeń typu: „Notatki odsprzedam. 2 + 1 przedmiot gratis, możliwość płatności w dogodnych ra-tach i rezerwacji materiałów z wyprze-dzeniem. Upusty dla stałych klientów”. Na szczęście to jednak fikcja (chociaż z

ogłoszeniem informującym o „płytce CD gratis” już się spotkałam). Wiedza „handlarzy notatkami” staje się takim samym towarem jak pasta do zębów. Postanowiłam spytać jednego z ogło-szeniodawców dlaczego właściwie sprzedaje swoje notatki. Mailowa od-powiedź była krótka, ale jakże treściwa: „bo ludzie chcą kupować”.

Jedni sprzedają, drudzy kupują - biznes się kręci. Faktem jest, że argu-mentacja osób handlujących notatkami może być w jakiś sposób racjonalna: w końcu to oni wstają bladym świtem na wykłady, czytają lektury, wgryzają się w treść skomplikowanych podręczników – nie można się pewnie dziwić, że nie chcą oddać swojej pracy innym za dar-mo. - „Nie przyszło by mi do głowy sprzedawanie notatek z wykładów, czy

nawet przyjęcie za nie czegokolwiek. De-nerwują mnie jednak „osoby pracujące” i dwukierunkowcy, którzy przychodzą na koniec semestru i hurtowo kserują materiały. Ale co zrobić, w końcu to też koledzy z roku” – opowiada Marcin, student mechaniki i budowy maszyn na WIMIR. - „Wolałabym już kupić no-tatki od koleżanek, niż żyć cały czas w przekonaniu, że w gruncie rzeczy ocze-kują one ode mnie podziękowania w po-staci zaproszenia gdzieś, czy ofiarowa-nia innych notatek na wymianę” – ina-czej stawia sprawę Aśka, z zarządzania i inżynierii produkcji.

Głębsza sprawaW numerze BIS-u, który trzymacie

w rękach, poruszamy temat walki ża-ków z komunizmem. Studenci z poko-

lenia naszych rodziców z pewnością notatkami nie handlowali, być może byli też bardziej uczynni i pomocni niż my. Dzisiaj zbieranie materiałów dla nieobecnego kolegi, czy tzw. „samopo-moc koleżeńska” to niemal prehistoria. Czy sprzedawanie notatek nie jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, jaką jest problem rozpadu studenckich więzi so-lidarności i koleżeńskości? - „Przed pój-ściem na studia nasłuchałam się od ro-dziców opowieści o tym, jaki to będzie cudowny okres, jak wielu ciekawych lu-dzi spotkam. Żyłam wizją, że akademik to miejsce gdzie znajdę przyjaźń na całe życie. I co? Jestem obecnie na drugim ro-ku i większość moich kolegów chodzi swoimi drogami. Niby mieszkamy ra-zem, ale każdy żyje w swoim świecie, a raczej w świecie swojego laptopa” – żali się Justyna, studentka UJ, gościnnie mieszkająca w „Akropolu”. Wizja pesy-mistyczna, ale to niestety nie wszystko. Wystarczy posłuchać opowieści stu-dentów wykreślonych w tajemniczy sposób z rozmaitych list przez „życzli-wych” kolegów, którzy na przykład sa-mi chcieli zająć miejsce w grupie ćwi-czeniowej. Gorzej być nie może? Ależ może… Nie mając miejsca na karcie bi-bliotecznej, możemy je pożyczyć, za drobną opłatą, od kolegi studenta, któ-ry akurat książek nie czytuje. I dalej: kasowanie wiadomości od wykładow-ców ze wspólnego maila roku czy gru-py, aby „konkurencja” ich nie przeczy-tała. A na koniec: kupowanie pytań eg-zaminacyjnych od studentów ze star-szych lat. To przypadki ekstremalne, sporadyczne, ale jednak istniejące.

Takie czasyNiemoralnego postępowania nie

można usprawiedliwić, ale warto się za-stanowić, czy czasem sytuacja po pro-stu nie zmusza do takiego, a nie innego zachowania. Nikogo nie trzeba przeko-nywać, że żyjemy w czasach, kiedy aby „utrzymać się na powierzchni” trzeba z innymi rywalizować. I takiej konku-rencji uczymy się już na studiach, na przykład walcząc o stypendia. Na wielu uczelniach, również krakowskich, przy-znawane są one nie po osiągnięciu określonej średniej ocen - dostaje je określony procent studentów na roku. I tu zaczyna się walka, bo „pula” jest

ograniczona, a otrzymanie stypendium zależy bardziej od sukcesu czy porażki innych, niż od naszych starań. Docho-dzi do sytuacji, gdy studenci osiągający średnią w granicach 4,7 stypendium nie otrzymują, „za karę” za to, że na ich roku jest dużo zdolnych osób. Tutaj ogromny plus dla AGH, że przyznaje stypendia za to, co student sam osią-gnął, a nie za to co zrobili (lub nie zro-bili) inni na jego roku.

Hity za 5,50 zł!Wróćmy do notatek. Popularną

praktyką jest także sprzedaż akademic-kich podręczników razem z własnymi materiałami. Kilka przykładów z Alle-gro: „Logika praktyczna” + notatki gra-tis (17 zł), „Wstęp do prawoznawstwa” za-opatrzony w „grati-sy” (20 zł). Są też sprzedający, którzy oferują tylko i wy-łącznie własne notat-ki – na przykład „bezkonkurencyjne i sprawdzone” mate-riały z wydawanej jednoosobowo serii „Ze mną zdasz”: „Hit! Ten ogrom wiedzy kosztuje tylko 5,50 zł. Za przesyłkę nie płacisz nic, ponieważ wysyłam Ci plik Word pod wskazany przez Ciebie adres mailowy. 123 strony czcionką 11 za tak niską cenę!”. Oczywiście 5,50 to cena niemal symboliczna – rekordziści w tej niechlubnej kategorii żądają od 60 do 100 zł. Natknęłam się również na pro-pozycję, w której wyraźnie podkreślone było, że wystawione na aukcji materiały są po prostu zapisem tego, co mówił wykładowca – osoba oferująca taki „produkt” czerpie więc zyski z wiedzy kogoś innego. Handlowanie notatkami to plaga dotycząca przede wszystkim humanistów - przynajmniej to daje na-dzieję, że AGH będzie względnie „czy-sta”. Czego to ludzie nie wymyślną, chciałoby się powiedzieć. A czy nie można inaczej? Można.

Inicjatywa z górnej półkiA raczej z kilku półek, które stanęły

na parterze w „Babilonie”. Pomysł jest taki: studenci zamiast wyrzucać, poży-

czać czy sprzedawać niepotrzebne już skrypty i notatki zostawiają je w wy-znaczonym miejscu w DS. Spragniony wiedzy kolega z akademika może sobie te materiały zabrać. Korzyść jest obu-stronna – bezużyteczne papiery nie za-legają nam w pokoju, stają się za to skarbem dla młodszego studenta, który nie musi kserować, przepisywać, szu-kać, pożyczać. Pozbywający się notatek student nie ma poczucia, że oddaje ko-muś coś bez żadnej korzyści, bo on sam może w każdej chwili sobie z półki wziąć coś dla siebie. Na procedurze ko-rzysta również, co oczywiste, środowi-sko – zużywamy mniej papieru. Jest tylko jeden problem – regał stojący w „Babilonie” jest zupełnie pusty. Na

szczęście nie dlatego, że nikt żadnych materiałów jeszcze nie przyniósł. Po prostu, gdy już coś tam się pojawi, nie-mal od razu znajduje amatora. Z pew-nością większy ruch zacznie się po zi-mowej sesji, kiedy studenci, szczęśliwi po zdaniu egzaminów, z ulgą będą przekazywać przerobione materiały dy-daktyczne następnemu rocznikowi. Po-mysłem, który już wpisał się w historię naszej uczelni, są internetowe wersje notatek z wykładów. Istniejący od dzie-sięciu lat konkurs „Notatki w Interne-cie” pozwala przekazać naszą wiedzę innym studentom w formie dla nich przyjaznej. Poza satysfakcją, wymierną korzyścią z projektu są dla uczestników nagrody finansowe.

Dobrze, że nasze rozważania koń-czy ten optymistyczny akcent. Mimo wszystko, bardziej wierzę w to, że na-wet w dzisiejszych, trudnych czasach „student studentowi oka nie wykole”, niż w to, że „student studentowi wil-kiem”. Oby.

AAAnotatki z wykładów tanio! Sprzedam!W toku nauki, zanim „dorobimy się papierka” w postaci dyplomu ukończenia studiów wyższych, produkuje-my góry innych papierzysk: notatek, kserówek i podobnych materiałów. Co z nimi zrobić? Wyrzucić, posegre-gować i trzymać dla potomnych? A może sprzedać?

Agnieszka Kostelecka

fot. KSAF AGH, Jan Wolak-Dyszyński

26 BIS - grudzień BIS - grudzień 27fot. archiwum własne fot. archiwum własne

społeczeństwospołeczeństwo społeczeństwo

Z relacji świadków tamtych wy-darzeń, ówczesnych studentów i mieszkańców akademików wy-

nika, że nie wszystko od razu było jasne. O wprowadzeniu stanu wojennego część młodych ludzi dowiedziała się rano z ra-dia i telewizji, gdzie na okrągło transmi-towano przemówienie gen. Jaruzelskiego. Pozostali dzień zaczynali normalnie. – „Pamiętam, że w sobotę mieliśmy w aka-demiku jakąś imprezę, nocował u nas ko-lega, który skoszarowany był w jednostce na Podchorążych. W niedzielę rano po-szliśmy tam na śniadanie, zupełnie nie-świadomi sytuacji. O tym, że sprawa jest naprawdę poważna przekonałem się do-piero gdy zobaczyłem oficera ze służby wartowniczej z wymierzonym w nas ka-łasznikowem” – wspomina pan Woj-ciech, wówczas student metalurgii i mieszkaniec „Filutka”.

W momencie ogłoszenia stanu wo-jennego na naszej uczelni trwał jeszcze strajk studentów. W dniu 14 grudnia podczas zebrania Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” AGH, podjęto de-cyzję o zorganizowaniu na terenie Aka-demii 48-godzinnego strajku okupa-cyjnego. Wzięło w nim udział około 400 pracowników. Dwa dni później, po interwencji sił porządkowych, strajk został rozwiązany, a służby internowały siedmiu pracowników naukowo-dy-daktycznych. Zajęcia zostały odwołane, studenci wyjechali do domów, a Mia-steczko, zgodnie z intencjami komuni-stycznych władz, zostało wyludnione.

Orła WRONa nie pokona

O tym, że pomysłowość studentów nie zna granic, nie trzeba nikogo prze-konywać. Nie inaczej było w czasie sta-

nu wojennego, jak i całego okresu PRL, kiedy studenci AGH czynnie dawali wyraz swojemu sprzeciwowi wobec pa-

nującej sytuacji politycznej. Na murach akademików regularnie pojawiały się antykomunistyczne napisy, a w czasie

Antypaństwowe AGH13 grudnia 1981 roku nie było Teleranka. To bodaj najczęściej powtarzane stwierdzenie, kiedy zapyta-my osoby, które przeżyły tamten dzień o ich pierwsze spostrzeżenia. Nie inaczej było na Miasteczku Studenckim AGH, gdzie pamiętna niedziela zaczynała się tak samo ospale jak każda inna. Uwagę nie-których żaków zwróciły dopiero krążące wokół Miasteczka milicyjne i wojskowe „suki”. Coś jednak było nie tak…

Piotr Janus

różnych rocznic spontanicznie organi-zowano manifestacje. Legendarnym już wyrazem akademickiego ruchu oporu było bicie łyżkami w parapety podczas przejazdów ZOMO. – „Po uli-cy Reymonta przejeżdżały ich czasami całe kawalkady. Gdy to miało miejsce, otwierały się na Miasteczku okna i w je-den rytm wszyscy bili łyżkami w blasza-ne parapety wykrzykując przy tym jed-nogłośnie wulgarne obelgi. Sekwencja była mniej więcej taka: „jaa-dą ch...!” stuk, stuk, stuk. I tak w koło. Można sobie wyobrazić jak to wszystko brzmiało, jeden wielki łoskot i ryk kilku tysięcy gardeł. Tak ich to rozwścieczało, że komenda milicji zwróciła się do władz uczelni o zakazanie tych praktyk” – opowiada pan Tadek, ów-czesny student Wydziału Mechaniczne-go. Po jednej z takich „akcji” zomowcy nie wytrzymali i w wyniku najazdu na Miasteczko spacyfikowany został „Ka-pitol”. Ilość użytych wówczas gazów by-ła tak ogromna, że wszyscy studenci musieli zostać wykwaterowani, a pusty akademik wietrzył się przez kilka na-stępnych tygodni.

Jednakże nie tylko w ten sposób manifestowano swój sprzeciw wobec systemu. Powszechne było wówczas ga-szenie świateł w akademikach o okre-ślonej porze i ustawianie w oknach świec na znak solidarności z ofiarami reżimu czy zostawianie zapalonych świateł w wybranych pokojach akade-mika na znak krzyża na całym budyn-ku. Prężnie działał ponadto kolportaż podziemnych wydawnictw i ulotek, nie tylko w środowisku Akademii. Poza pi-smem „Póki my żyjemy”, które wyda-wane było przez NZS AGH, wśród stu-dentów kolportowano również wydaw-nictwa redagowane przez społeczności innych krakowskich uczelni i organiza-cji konspiracyjnych. W ten sposób Miasteczko Studenckie nie dawało za-pomnieć o sobie i swojej zdecydowanej postawie wobec komunizmu.

Niestety, była i druga strona meda-lu. Za te i inne praktyki groziły bardzo surowe sankcje, z wyrzuceniem ze stu-diów włącznie. Podczas gaszenia świa-teł, pod okna akademików podchodzili tzw. „wyłuskiwacze”, spisując numery pokojów tak, że następnego dnia stu-denci lądowali na dywaniku u swojego dziekana.

Szczególne zabezpieczenie operacyjne

Niezwykle ciekawą lekturą na te-mat wydarzeń z tamtego okresu są ma-teriały Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krakowie, dostępne w opracowaniach Instytutu Pamięci Na-rodowej. Można się z nich dowiedzieć m.in., że „środowisko AGH i związany z nim integralnie zespół domów studenc-kich na Miasteczku Studenckim był mocnym ośrodkiem inicjatyw o charak-terze antysocjalistycznym i antypań-stwowym” oraz że środowisko to „wy-maga szczególnego zabezpieczenia ope-racyjnego zarówno w zakresie bieżącej kontroli, jak też uzyskiwania informacji

wyprzedzającej”. Opracowania podają, że w czasie stanu wojennego Służba Bezpieczeństwa PRL miała na terenie AGH w sumie 58 TW (czyli tajnych współpracowników), z czego w środo-wisku pracowników naukowych było ich 18, natomiast wśród studentów, łącznie z Miasteczkiem, 40.

Wprowadzenie stanu wojennego było dla wszystkich Polaków wielkim szokiem. Po niespełna piętnastu mie-siącach od podpisania Porozumień Sierpniowych szara rzeczywistość PRL-u stała się jeszcze ciemniejsza i brutal-niejsza. Dziś, jako pokolenie ludzi wy-chowanych w wolnym kraju, musimy pamiętać o ofiarach tamtych wydarzeń i niezłomnej postawie wielu tysięcy lu-dzi, którym tę wolność zawdzięczamy.

28 BIS - grudzień BIS - grudzień 29

Nauka i technikaNauka i technikaNauka i technika

Python, bo o nim mowa, to skryp-towy język programowania o bardzo szerokim zastosowaniu.

Używają go Google, NASA, CERN, Yahoo!, czy YouTube. Dlaczego? Jest wydajny, łatwy w konserwacji, a ogrom-na ilość zewnętrznych bibliotek powo-duje, że Python może z powodzeniem być stosowany w wielu dziedzinach. Dlaczego zatem w Polsce więcej osób zna znaczenie słowa „palatalizacja”, niż słyszało o takim języku programowa-nia jak Python? Uczelnie boją się Py-thona jak student kolokwium lub zajęć o 8 rano. Promowane są przede wszyst-kim Java czy C++. Skutek jest taki, że niewielu absolwentów kończąc studia zna Pythona. Pracodawcy (którymi często są sami profesorowie) wiedzą zatem, że ciężko im będzie znaleźć pro-gramistów tego języka, więc projekty prowadzą w innych. A uczelnia nie uczy, bo panuje przekonanie, że nie ma zapotrzebowania na programistów Py-thona. W ten sposób, niestety, kółko się zamyka,

Na zachodzie ta sytuacja wygląda inaczej - Python z dnia na dzień zysku-je na znaczeniu. Według Tiobe (świato-wej społeczności programistów) jest to w tej chwili szósty pod względem po-pularności język programowania na świecie (prym wiedzie Java, tuż przed C++). W Polsce Python jest na szarym końcu. A sytuację tę można i warto zmienić!

Co sprawia, że moim zdaniem Py-thon jest lepszy niż Java, czekoladowe draże, granie na giełdzie i sudoku? Jest darmowy, prosty w użyciu, szybki i sympatyczny! Nazwa języka pochodzi

od kabaretowej grupy Monty Python. To samo co z życiem robią skecze Mon-ty Pytona, to samo Python robi z pro-gramowaniem. Sprawia, że staje się prostsze i pozytywne w odbiorze.

„Napisałbym to krócej, ale nie miałem czasu!” (Mark Twain)

W tych słowach ukryta jest tajem-nica prostoty. Łatwo zrozumieć coś, co jest przedstawione prosto. Trudniej jest jednak stworzyć to, co jest proste w od-biorze. Podobnie jest z programowa-niem. Wiele problemów można roz-wiązać w banalny sposób. Niestety, czę-sto ograniczenia samego języka i nasza niewiedza powoduje, że piszemy ogromne objętościowo programy. A tak naprawdę robią one niewiele więcej poza dodawaniem liczb. Potem zaś nie wiemy „co w nich tak naprawdę sie-dzi”.

Z Pythonem wszystko staje się prostsze. Prosta składnia sprawia, że można się go bardzo szybko nauczyć i łatwo zrozumieć. Programowanie na wysokim poziomie abstrakcji powodu-je, że wystarczy usiąść przed kompute-rem i po prostu programować. Przez wyższy poziom abstrakcji można rozu-mieć tutaj porzucenie wszelkich „pro-gramistycznych” zmartwień, takich jak:

1) jakiego typu jest ta zmienna? I dlaczego ma inny typ niż potrzebuję? (Python jest dynamicznie typizowa-ny!)

2) wskaźnik, referencja...? (w Py-thonie nie ma i nie potrzeba używać wskaźników)

3) w jaki sposób zrobić X? (gwa-rantuję, że cokolwiek podstawisz za X - na 90% jest do tego biblioteka w Py-thonie, która wszystko ułatwi!)

To tylko niektóre ze „zmartwień”, z którymi nie będziesz miał już do czy-nienia. Wszystko dlatego, że Python stworzony został dla ludzi, a nie dla maszyn. Dzięki temu utrzymanie kodu jest łatwiejsze. W dzisiejszych czasach, kiedy powstające programy są coraz większe, staje się to kluczowym czynni-kiem. Nierzadko można spotkać się z porównaniem, że Python przypomina pseudokod. Program jest prostszy w modyfikacji i łatwo się go czyta. Nie tracimy dużo czasu na poprawki. Co więcej - aby napisać taki sam program w Pythonie, co C++, użyjemy średnio pięć razy mniej poleceń!

Oto co o programowaniu w Pytho-nie mówi sam twórca tego języka, Gu-ido van Rossum: - „Niektórzy twierdzą, że dobry programista jest w stanie utrzy-mać i konserwować 20,000 linii kodu. Jeśli możesz zapisać swoje pomysły w mniejszej ilości kodu, możesz spędzić więcej czasu na rzeczach, które by te 20,000 linii przekroczyło”. Pomyśl - gdzie łatwiej znaleźć błędy? W kodzie mającym 20,000 linii w Pythonie czy 100,000 w C++? Doświadczony pro-gramista, Larry Wall, powiedział kie-dyś z kolei: - „W Perlu można napisać wszystko na wiele sposobów. Niestety czasami prowadzi to do bardzo nieczy-telnego kodu”. Anegdota głosi, że jego córka, gdy zobaczyła tatę programują-cego przy swoim komputerze zapytała: - „Tatusiu, czy ty przeklinasz?”.

Główna filozofia Pythona jest od-wrotna do Perla - TOOWTDI, czyli There is Only One Way To Do It (z ang. „Jest tylko jeden sposób, by to zro-bić”). Nie ma tutaj dziwnych konstruk-cji i zawiłego kodu. Wszystko staje się dziecinnie proste.

No to gazu!

Bill Vukovich, amerykański kie-rowca rajdowy mający na koncie wiele sukcesów, został kiedyś zapytany: „Jaki jest sekret Twojego sukcesu?”. Bill bez namysłu odpowiedział – „Nie ma żad-nego sekretu. To proste - wciskasz pedał gazu do dechy, a potem skręcasz w lewo”. Z programowaniem w Pythonie jest dokładnie tak samo! Wystarczy usiąść i nacisnąć pedał gazu. Przekonajmy się o tym w praktyce,

Co będzie Ci potrzebne? Zacznij od pobrania Pytona ze strony www.py-thon.org. Zainstaluj i gotowe, możesz już programować. Python to język

skryptowy. Każdy z naszych progra-mów musimy zapisać na dysku w po-staci pliku z roszerzeniem *.py. Aby go uruchomić wystarczy w konsoli wpisać polecenie python nazwapliku.py.

Gdzie są moje klamry?Zanim napiszesz pierwszy program

musisz uświadomić sobie najważniej-szą koncepcję Pythona. Jeśli programo-wałeś w C/C++, to pamiętasz, jak każdy blok (np. ciało funkcji) trzeba było oto-czyć klamerkami. Były one dosłownie wszędzie. Czy potrafisz sobie wyobrazić programowanie bez nich? W Pythonie klamerek nie ma i nie będzie! Fragmenty kodu, które opisują np. funkcje, ozna-cza się poprzez wcięcia za pomocą ta-bulatora lub spacji. Najłatwiej można to zrozumieć na przykładzie:

Dla Pythona są to zupełnie dwa różne zapisy. Dziwne i niewygodne? Zauważ, że pisząc program w C++ i tak użyjesz wcięć. Tak po prostu jest czytel-

niej. Owszem możesz pisać bez nich, ale wtedy przy większych programach ciężko będzie się połapać o co chodzi. W Pythonie masz dokładnie tak samo, ale niepotrzebne Ci są wszędobylskie klamerki. Jak widzisz zbędne stają się również średniki i deklaracje typów. Słowem – bezużyteczne są wszystkie rzeczy, które były istotne tylko dla ma-szyny. Czy całość nie wygląda przyjem-niej?

Więcej przykładów, z racji braku miejsca, nie będzie. Znasz już jednak ideologiczne podstawy jakimi rządzi się Python. Teraz możesz sam rozpo-cząć poznawanie tego wspaniałego ję-zyka programowania! W pierwszej ko-lejności przeglądnij linki z tej listy:

www.python.org - stąd pobierzesz Pythona na swój komputer (jeśli korzy-stasz z Linuxa to Pythona już masz)

pl.wikibooks.org/wiki/Zanurku-j_w_Pythonie - fantastyczna książka do nauki Pythona! I całkowicie za dar-mo.

www.pygame.org/news.html - bi-blioteka do tworzenia gier (w ramach konkursu PyWeek www.pyweek.org uczestnicy piszą gry komputerowe w czasie jednego tygodnia!).

www.djangoproject.com - Django, czyli znakomity framework do tworze-nia aplikacji webowych.

pylonshq.com - Pylons - inny fra-mework o bardzo dużych możliwo-ściach

Chwileczkę!Czy wiesz gdzie na naszej uczelni

można zetknąć się z Pythonem? W Stu-denckim Kole Naukowym MediaFra-me powstała właśnie Grupa Sympaty-ków Pythona FlyPy! Jej głównym celem będzie promowanie języka Python w zastosowaniach webowych. Już wkrót-ce więcej informacji znajdziesz na fly-py.mediaframe.pl. Good Py!

Co wspólnego mają Latający Cyrk Monty Pythona i informatyka?Co widzisz, gdy pomyślisz o programowaniu? Nękającego Cię profesora? Zielonego słonia? Projekt, który ciągnie się za Tobą wiekami? Albo swoją codzienną pracę? A może pro-gramowanie to Twoja wielka pasja? Nieważne co my-ślisz o programowaniu teraz. Ten artykuł może zmie-nić Twoje wyobrażenia na ten temat.

Piotr Jamróz

Kod w C++

int funkcja(int parametr) { if ( parametr == 1 ) { cout « „Napisales jeden ale ja zwroce dwa!”; return 2; } else return parametr;}

Ta sama funkcja w Pythonie będzie wyglądać tak:

def funkcja(parametr): if parametr == 1: print „Napisales jeden ale ja zwroce dwa!” return 2 else: return parametr

Jak widać nie ma tu klamerek. O tym, czy dana część kodu należy do bloku, decyduje ilość wcięć (tabulatorów lub spacji) przed instrukcją. Nie moglibyśmy zatem tego samego programu napisać tak:

def funkcja(parametr):if parametr == 1: print „Napisales jeden ale ja zwroce dwa!” return 2else: return parametr

* Uwaga: Zapis print „tekst” dotyczy Pythona w wersji 2.x, jeśli ściągniesz najnow-szą wersję (3.0 - ukazała się na początku grudnia), to będziesz musiał zapisać print („tekst”)

30 BIS - grudzień BIS - grudzień 31

sport

Kalos kagatos to określenie greckiego ideału człowieka, charakteryzującego się pięknym ciałem z harmonijnie rozwijanym wnę-

trzem. Jak łatwo możemy się przekonać (chociaż-by sięgając po kolorową prasę) antyczne idee są aktualne do dzisiaj, ale w rzeczywistym świecie, równa się ona działaniu. Dlatego zróbmy coś dla siebie. Studium Sportu Akademii Górniczo–Hut-niczej w swojej bazie posiada aż dwie siłownie – MASTER oraz HES. Każda z nich zawiera po 20 sta-nowisk do ćwiczeń indywidualnych. Warto pa-miętać, że nie każda uczelnia o nie sportowym profilu nauczania, może poszczycić się tak dobrze rozwiniętą bazą.

Tanio, bezpiecznie, nowocześnie

Na AGH od wielu lat działa również kultury-styczna sekcja sportowa. W tej dyscyplinie mogą rywalizować wszyscy, którzy regularnie trenują pod czujnym okiem prowadzącego, Wojciecha Ryczka. Treningi nie są łatwe i wymagają choć mi-nimalnego przygotowania ze strony adepta, jed-nakże w ramach sekcji można odrobić zajęcia wy-

chowania fizycznego, których charakter nie za-wsze każdemu odpowiada. Należy również pamię-tać, że jest to najcięższa i najtrudniejsza z dyscyplin uprawianych na AGH - nie tylko ze względu na masę, jaką trzeba podnosić, ale także z uwagi na częstotli-wość treningów wynoszącą nawet pięć razy w tygo-dniu. Propozycja ta jest kierowana głównie do mę-skiej części studentów, którzy w swoim życiu za-smakowali już zmęczenia po treningu siłowym. Nie każdy z nas miał w życiu do czynienia z wyciskaniem, dwubojem czy trójbojem siłowym. Ale nie wszystko stracone. Studium sportu otwie-ra swoje podwoje dla osób, które chcą trenować indywidualnie. Niestety jest to odpłatne, ale cena i tak jest bardzo atrakcyjna, a już z pewnością nie-współmierna do karnetu w renomowanym cen-trum sportowym. Jak to zwykle w życiu bywa, nie można mieć wszystkiego naraz. Placówka dla osób nie związanych z sekcją kulturystyczną jest otwarta w czasie, gdy nie odbywają się tam tre-ningi. Oznacza to, że od poniedziałku do piątku w godzinach od 13.30 do 19.00, nie mamy wielkie-go pola do popisu. Niemniej jednak cena ok. 40 zł jest bardzo konkurencyjna, zwłaszcza dla osób o ograniczonym budżecie.

Niepełnosprawni mile widziani

Treningi odbywają się również dla niepełno-sprawnych studentów naszej uczelni. Dla tych osób jest to nie tyle interesująca forma spędzania wolnego czasu. Jest to jedna z dyscyplin sporto-wych, którą mogą uprawiać np. osoby jeżdżące na wózku inwalidzkim. Daje to możliwość utrzyma-nia dobrej formy fizycznej, a regularne treningi siłowe pozwalają spalać zbędne kalorie. Nie bez znaczenia jest również siła i wydolność, równie potrzebna każdemu z nas.

Siłownie na AGH są otwarte dla studentów. Być może nie każdy nadaje się do sekcji kultury-stycznej, ale zawsze może korzystać z niej poza godzinami treningów. Niestety jest to odpłatne, pocieszeniem jest niska cena. Najważniejszy w tym wszystkim jest organizm studenta, który bez aktywności fizycznej nie może prawidłowo funk-cjonować. Jeżeli wysiłek fizyczny tego typu nam nie odpowiada, to spróbujmy swoich sił w innej dyscyplinie. Możliwości ku temu jest na naszej uczelni aż nadmiar.

Kalas kagatos – piękny i dobryNauka i imprezy to główne zajęcia statystycznego studenta AGH. Za-pominamy przy tym często o spo-rcie, który ma największy wpływ ma naszą kondycję i zdrowie. Jed-ną z alternatyw w tej dziedzinie jest siłownia, na której możemy spalić zbędne kalorie i wykształcić harmonijną sylwetkę. Jakie moż-liwości daje nam w tym zakresie nasza uczelnia, która przecież od sportu nie stroni?

Bartosz Grad

Wszystko za sprawą wystawy dotyczącej największego na świecie akceleratora czą-

stek. W dniach od 10 do 18 stycznia w pawilonie A-0 będziemy mieli niepo-wtarzalną okazję przekonać się na czym dokładnie polega praca największego na świecie urządzenia badawczego, zbudowanego w CERN (European Or-ganization for Nuclear Research), znaj-dującego się niedaleko Genewy. Akce-lerator ten ma kształt torusa (czyli po-dobną do krakowskiego obwarzanka) i ma długość 27 km. Znajduje się on na głębokości od 50 m do 175 m, a jest po-łożony na terenie dwóch państw (Fran-cji i Szwajcarii).

Wielki Zderzacz Hadronów, w skrócie LHC (Large Hadron Collider) to akcelerator ze zderzającymi się wiąz-kami protonów o energii 7 TeV (tera-elektronowoltów) każda. Rozpędza on wiązki protonów do prędkości zbliżo-nych tej, z jaką światło pokonuje prze-strzeń i zderza je, w celu odnalezienia jak najmniejszych cegiełek materii. Na-ukowcy chcą w ten sposób przede wszystkim znaleźć cząsteczkę Higgsa, czyli hipotetyczną cząstkę elementar-ną, przewidywaną przez tzw. model standardowy, będący jedną z najważ-niejszych teorii współczesnej fizyki. Jak się domyślacie, jest to cząstka, której istnienia jak dotąd nie udało się po-twierdzić doświadczalnie. Nieco prost-szy sposób wyjaśnienia tego, czym zajmuje się zderzacz ha-dronów podaje Przemek, stu-dent V roku energetyki na na-szej uczelni: - „To tak jak małe dzieci, które mają samochodzik i gdy chcą wiedzieć co jest w środku, zaczynają nim rzucać o ziemię”. Trzeba przyznać, że

przykład ten jest o tyleż frapujący, co skłaniający do wgłębienia się w temat.

Wystawa będzie składała się z

dwóch głównych części: centralnej oraz pokazowej. W części centralnej będzie-my mogli zobaczyć między innymi eks-ponaty z CERN (przekrój rury, frag-ment jonowodu, fragment dipola, prze-wody nadprzewodzące), modele detek-torów w skali 1: 30, filmy i animacje do-tyczące budowy i działania poszczegól-nych detektorów. Część pokazowa wy-stawy przybliży nam w bardziej przy-stępny sposób działanie tych urządzeń. Dowiemy się m.in. jak można zmierzyć prędkość światła domowym sposobem przy użyciu kuchenki mikrofalowej, zobaczymy jak działa akcelerator na przykładzie piłeczek pingpongowych, a nawet zaobserwujemy jak wygląda le-witująca kolejka. Poza tym, jeżeli przyj-dzie nam ochota na eksperymenty, bę-dziemy mogli sprawdzić, jak bardzo je-steśmy napromieniowani, otrzymując po 15-sekundowym badaniu „certyfi-kat napromieniowania”.

Podczas wystawy, uczestnicy będą

mieli również do dyspozycji info-kio-ski, które zaprezentują osiągnięcia tech-nologiczne CERN-u, symulacje zde-rzeń cząstek, program umożliwiający lokalizację LHC w dowolnym mieście, a także gry edukacyjne.

Warto podkreślić, że wstęp na wy-stawę jest bezpłatny. Przyjść może każ-dy, pomiędzy godziną 13.00 a 17.00. Organizatorzy zapraszają także do zwiedzania zorganizowane grupy uczniów szkół ponadgimnazjalnych w dniach 12 do 16 stycznia w godzinach 10.00-13.00. Zgłoszenia przyjmowane są pod adresem mailowym: [email protected]. Dla każdej grupy przewi-dziana jest 15-minutowa prelekcja wprowadzająca oraz 45 minut zwiedza-nia z przewodnikiem. Szczegółowy

plan wolnych godzin dla grup znajduje się na stronie interne-towej: lhc.fis.agh.edu.pl.

Zachęcamy do wzięcia udziału w wystawie, nie tylko pasjonatów fizyki kwantowej, ale także tych, którzy najzwy-czajniej w świecie są ciekawi świata.

Uwaga! Wystawa: Wielki Zderzacz Hadronów.

Dla wielu z nas nazwa ta brzmi zapewne dość tajemniczo, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Będziemy się o tym mogli naocznie przekonać na Akademii Górniczo-Hutniczej już na początku nowego roku.

Bernadeta Boczar

fot. KSAF AGH, Marcin Złotnicki

LiczydłoNa opublikowanej niedawno liście TOP500 znalazły się klastry z czterech polskich ośrodków obliczeniowych, a wszystkich systemów z naszego kraju znalazło się aż sześć, co plasuje nas na jedenastym miejscu w świecie i siódmym w Europie. Najwyższą, 68 pozycję zajmuje klaster Galera działający w TASK-u (Trójmiejska Akademicka Sieć Komputerowa na Politechnice Gdańskiej). Dalej, na pozycji 221 pojawił się klaster Nautilus uruchomiony w ICM-ie (Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego na Uniwersytecie Warszawskim), na 331 - klaster Zeus z ACK Cyfronet AGH (Akademickie Centrum Komputerowe Cyfronet na Akademii Górniczo Hutniczej), na 337 - instalacja w PCSS-ie (Poznańskie Centrum Superkomputerowo - Sieciowe). Poza wymienionymi systemami obliczeniowymi na liście znalazły się również: na pozycji 372 - platforma znanego portalu nasza-klasa.pl i wreszcie na 495 - infrastruktura QXL właściciela między innymi allegro.pl.

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski ma w swoich szeregach żaka, który studiuje na... czternastu kierunkach. Luka w prawie sprawia, że na każdym z nich może pobierać stypendium dla osób niepełnosprawnych. Dzięki temu od początku 2008 roku zdążył dostać już ponad 10 tys. zł. Olsztyńska uczelnia ma bardzo bogatą ofertę edukacyjną. Obecnie prowadzi prawie 50 kierunków. 28-letni Piotr studiuje na czternastu z nich. Najdłużej, bo od 2005 r., zgłębia prawo. W ubiegłym roku Piotr zapisał się na siedem kierunków. Z sześciu został skreślony z powodu nieobecności i braku zaliczeń. Jednak to go nie zniechęciło. W tym roku akademickim nadal studiuje prawo, został też przyjęty na dwanaście nowych kierunków.

Zainteresowania Piotra są bardzo szerokie - od nauk ścisłych po humanistykę. Znajduje się m.in. na liście studentów zootechniki, energetyki, inżynierii chemicznej i procesowej, mechatroniki, rolnictwa, ogrodnictwa. Ale jest też na filologii ukraińskiej, polonistyce i filozofii.

127 902 706 dolarów

- taką sumę zarobił jeden z

najpopularniejszych sportowców

świata - Tiger Woods. Amerykański

golfista na pewno 2008 rok zaliczy do bardzo udanych.

Woods z samych zawodów zarobił

„zaledwie” 22 miliony dolarów.

Największe przychody miał z

reklam. Golfiście zapłacono 105 mln

dolarów m.in. za to, abyśmy mogli

go oglądać w przerwach meczów

lub pomiędzy najciekawszymi fragmentami filmów.

Alex Bellini, włoski poszukiwacz przygód, przepłynął samotnie za pomocą łodzi wiosłowej niemal cały Pacyfik. Wiosłował energicznie przez 18 tysięcy kilometrów. I 120 kilometrów przed „metą” stwierdził, że nie

starczy mu sił... 30-latek, wyczerpany trudnymi warunkami atmosferycznymi, postanowił jednak wezwać pomoc, bo stwierdził, że nie starczy mu energii by dobić do brzegu. Z Peru do Australii wyruszył w lutym tego roku w 7,5-metrowej łodzi wiosłowej. Każdego dnia pokonywał ponad 50 km, a w czasie rejsu schudł 15 kg.

Z badań przeprowadzonych przez amerykańską Narodową Kampanię na Rzecz Zapobiegania Nieplanowanym Ciążom wśród Młodzieży wynika, że 20% tamtejszych nastolatków wysłało e-mailem, MMS-em lub opublikowało na stronie WWW swoje nagie fotografie.

71% dziewcząt i 65% chłopców zastrzega, że wysłali fotografie tylko do swoich sympatii czy narzeczonych - ale 15% ankietowanych przyznaje, że pokazali swoje zdjęcia osobom, które znają jedynie z Internetu.Blisko 75% ankietowanych twierdzi, że świetnie zdają sobie sprawę z tego, iż publikowanie takich materiałów może mieć fatalne konsekwencje - ale wielu z nich nie powstrzymało to przed wysyłaniem swoich aktów.