Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

16
2011 I listopad/grudzień I NEON I

description

Miesięcznik Literacki Neon wydawany przez bydgoską Grupę Literacką NEON

Transcript of Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

Page 1: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I

Page 2: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2 I NEON I listopad/grudzień I 2011

6 2011

LISTOPAD

GRUDZIEŃ NR

OD REDAKCJI

MARTA FORTOWSKA

Coraz częściej zastanawiam się, czy w dzisiejszych czasach istnieje szansa na pojawienie się poety na miarę inspiracji dla innych ludzi, takiej jaką dzisiaj są np. Wojaczek, Stachura czy Hłasko? Można by wymieniać w nieskończoność. Wbrew pozorom ich pisaniu sprzyjały czasy, w jakich znalazł się każdy z nich i w ogóle to, jak żyli czy to, jak swoje życie zakończyli. Kolejne pytanie, jakie sobie stawiam, to czy priorytetem pozostania w pamięci innych jest przedwczesna i tragiczna śmierć? Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, robi ona wrażenie i wpisuje się w świadomość ludzi, niekiedy wręcz przyćmiewając twórczość artysty. Mimo to, już od dłuższego czasu towarzyszy mi przeświadczenie, być może mylne, że kobiety już takich poet-ów nie rodzą. To tylko listopadowe rozważania na temat literatury i moich upartych powrotów do jej "pomników".

Szary NEON jest połączeniem numeru listopadowego i grudniowego, wszyst-ko po to, abyśmy na początku grudnia ruszyli z pracami nad numerem styczniowym i by pojawił się on wraz z początkiem 2012 roku. W listopadzie ruszył nasz nowy twór - blog z recenzjami. Do lektury zapraszamy pod internetowym adre-sem: www.najlepszeksiazki-neon.blogspot.com

Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Dawid Zawadzki z wykorzystaniem grafiki Kasi Ostaszkiewicz (cyt. K. I. Gałczyński) Grafiki: Andrzej Bandoch Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Dominika Chruścicka, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Marta Łoboda, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szy-mon Szeliski, Sebastian Walczak Kontakt e-mail: [email protected] Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Ton-der, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514 529 032

REDAKCJA

www.grupa-neon.blogspot.com

www.inkaustus.pl

www.facebook.com/grupaneon

Nakład: 130 egz.

Page 3: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 3

POEZJA

Wątpliwości

Tylko tyle? Wystarczy?

Pewność

Tylko tyle! Wystarczy!

Zauroczenie

Wystarczy tylko tyle...

Zgoda

Tylko tyle wystarczy.

(23 października 2006)

Abrakadabra

(minicykl wierszy)

TOMASZ DZIAMAŁEK

Page 4: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

4 I NEON I listopad/grudzień I 2011

ON jest DILEREM. ON jest najważniejszy.

ON jest święty. Kiedy zaczniesz brać, nie będzie łatwo przestać.

ON uzależnia… ON jest twoim panem! JEGO musisz słuchać! Krzyczy na ciebie… poniża cię… wymaga...

Więc, stań się taki jak ON. To nie jest proste, wiem. Więc chociaż go naśladuj. Głoś wszem i wobec, że

narkotyk jest ważny, że pomaga, bez tego nie da się żyć!

A może?

ON jest BOGIEM. ON jest najważniejszy.

ON jest święty. Kiedy zaczniesz wierzyć, nie będzie łatwo przestać.

ON uzależnia… ON jest twoim panem! JEGO musisz słuchać!

Wmawia ci grzechy… zawstydza cię… wymaga… Więc stań się taki jak ON. To nie jest proste, wiem. Więc chociaż go naśladuj. Głoś wszem i wobec, że

wiara jest ważna, Że pomaga, bez niej nie da się żyć!

A może?

Diler

MARTA ŁOBODA

ślady stóp odciśnięte w przestrzeni za nami

nauczyły się być niewidzialne i umierać

niepostrzeżenie

to co teraz wyrasta przed nami nie krzyczy zbyt głośno i nie uderza

dość silnie by obudzić

zaklejamy się kolorami

i uciszamy dłonie zatrzymując się na chwilę

w stadium gołębia

miasto

NATALIA DURSZEWICZ

Page 5: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 5

ślady stóp odciśnięte w przestrzeni za nami

nauczyły się być niewidzialne i umierać

niepostrzeżenie

to co teraz wyrasta przed nami nie krzyczy zbyt głośno i nie uderza

dość silnie by obudzić

zaklejamy się kolorami

i uciszamy dłonie zatrzymując się na chwilę

w stadium gołębia

miasto

NATALIA DURSZEWICZ

Page 6: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

6 I NEON I listopad/grudzień I 2011

wyciśnij ze mnie ostatnie soki

poty uczuć przedwczorajszych

żebym potem mógł stwierdzić że moja wątroba

nie poszła na marne

12.11.11

***[wyciśnij ze mnie]

MARTA FORTOWSKA

patrzę na twoje zdjęcie tak dziecinnie jestem niedźwiadkiem a ganiam motyle niezdarnie przebieram łapkami o twój nos potknęłam się przypadkiem i upadłam na miękką trawę twojego policzka motyle i bananek na twarzy /dawno

zdjęcie

KASIA DOBUCKA

Page 7: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 7

kamień, pył, księżyca blask przeciwieństwo życia, wielki wrzask!

przez środek ogrodu żywota

przechadza się blada, wychudzona istota

otoczona przez bluszcze trucizną nabrzmiałe puszcza wszystkim spojrzenia nad wyraz śmiałe

stąpa delikatnie w swym czarnobiałym świecie

i sycząc, zgniłym oddechem tako rzecze:

"JAM JEST CZASEM WSZELAKIM, KAPŁANKĄ PRAWDZIWĄ

PUSTYM BĘBNEM I WÓDKĄ SIWĄ TWORZĘ SEN JEDYNY DOSKONAŁY

KŁADĄC BIAŁY CAŁUN NA ŚWIAT CAŁY JEŚLI W GARDLE CZUJESZ DRAPANIE, TO JA

GDZIE MYŚLI MASZ POUKŁADANE, TO JA JESTEM LICZBĄ DO KTÓREJ CHCESZ DOBIEC

A IMIĘ MOJE BRZMI: KONIEC "

korzeń

SZYMON SZELISKI

Page 8: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

8 I NEON I listopad/grudzień I 2011

Smaku, jaki zagościł w mych ustach nie zapomnę już nigdy. Zapa-miętam jej twarz, uśmiech i… przeraże-nie, kiedy poznała prawdę. Trzymałem ją teraz na rękach. Martwą. Życie ule-ciało z niej może jakieś piętnaście minut temu. Stałem pośrodku salonu i wpatry-wałem się w lustro stojące przede mną.

Strużka krwi ściekała z kącika mych ust, wyróżniając się mocnym czerwonym kolorem na trupio bladej twarzy. Martwa dziewczyna, której imie-nia nie pamiętałem, była moją siódmą ofiarą w tym tygodniu. Nie umiem się

powstrzymać. Żądza krwi rozrywa mnie od środka, zadając niewyobrażalny ból. Z tym całym gównem męczę się już od pięciu lat.

Rzuciłem martwe ciało kobiety na ziemię i rozejrzałem się po pokoju. Ota-czały mnie kremowe ściany, na których wisiały obrazy. Nie były to żadne ze znanych mi dzieł, więc założyłem, że kobieta mogła być malarką. Wiedzia-łem, że powinienem zabrać ciało, tak jak to zwykle robię, ale coś mi mówiło, że powinienem ją zostawić tutaj.

DUSZA WAMPIRA

PIOTR CHARCHUTA

PROLOG

CZĘŚĆ PIERWSZA: WSPOMNIENIE

Wszystko zaczęło się dokładnie pięć lat temu, kiedy to ni stąd ni zowąd całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach. Miałem piękną żonę Jenny i trzyletniego synka. Pracowałem w agencji nieruchomości i dość dobrze zarabiałem. Jenny prowadziła dom i zajmowała się Scotem. Moje życie było istnym Rajem na Ziemi. Zawsze, kiedy wracałem do domu, J. wpadała w moje ramiona; jej długie blond włosy łaskotały moją twarz, piękne błękitne oczy świeci-ły się radośnie, a jej usta delikatnie muskały moje. Zaraz po przywitaniu żony brałem na ręce naszego syna, unosiłem go delikatnie w górę i udawali-śmy, że leci samolotem.

Wszystko to było sielanką, jakich wiele jest w tanich filmach, ale niestety moje życie nie było filmem, lecz straszli-wą rzeczywistością. Jenny zaczęła się źle czuć. Lekarze po wnikliwych bada-

niach stwierdzili, że to rak. Podjęliśmy walkę.

Jenny przyjmowała chemię i z początku było nawet lepiej, ale tylko przez chwilę. Przez cały okres leczenia widziałem, jak moja J. powoli umiera. Błękitne oczy utraciły swój dawny blask, krągłe ciało stało się kośćmi zakrytymi skórą, a włosy… Włosy po prostu wypa-dły. Siedziałem przy niej, ile tylko mo-głem; nie chciałem jej opuszczać i nie chciałem, by ona mnie opuściła.

Z początku modliłem się o cud. Nic to nie dało. Załamałem się i zaczą-łem szukać pocieszenia w alkoholu. Dawało mi to trochę wytchnienia i sił, by stawić czoła przeciwnościom. Jenny zmarła we śnie. Wiedziałem, że nie cierpiała, ale ja czułem ból i pustkę. Zatraciłem się w mroku, jaki zagościł w mym sercu. Coraz częściej sięgałem po mocniejsze trunki, zaniedbywałem pra-

PROZA

Page 9: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 9

cę i synka. Byłem nikim. W niedługim czasie po śmierci mojej żony straciłem i synka, a najgorsze było to, że kiedy mi go zabrano, on patrzył na mnie oczami swej matki – tyle że smutnymi i pełnymi łez, a mnie to nawet nie ruszyło.

Mijały miesiące, a ja stałem się wrakiem; byłem cieniem dawnego sie-bie. Pewnego wieczora, kiedy siedzia-łem w obskurnej melinie (bo stary dom także straciłem), odwiedził mnie tajem-niczy mężczyzna. Wysoki, o szpakowa-tej twarzy, kruczoczarnych związanych w kucyk włosach, ubrany w czarny płaszcz.

- Russel Fern, jak mniemam.- Przemówił ochrypłym, niskim budzącym lęk głosem.

- Tak! A bo… bo.. co! - odparłem, bełkocząc.

- Chciałbyś żyć, tak jak wcześniej?

- Co? To niemożliwe… Nie da się!

- A jeśli się da?- spytał, zbliżając swą twarz do mojej. - A co, jeśli po-wiem, że możesz odzyskać wszystko, co straciłeś? Co, jeśli twoja sielanka może powrócić? Twój syn… Twoja… żona - ciągnął dalej mężczyzna, prze-ciągając samogłoski w słowie „żona”.

- O czym ty gadasz?! - warkną-łem, zrywając się i przygniatając go do ściany. - Możesz… Możesz wszystko cofnąć? - Po tym zdaniu momentalnie wytrzeźwiałem.

- Pewnie, że tak. Zaufaj mi. - Oczy tajemniczego jegomościa zabłysły szkarłatnym blaskiem. To było przera-żające.

Poczułem, jak ugięły się pode mną kolana, a potem poczułem ból.

Obudziłem się sam. Czułem się inaczej, jakoś tak… nieludzko. Stałem się kimś innym. Kiedy wyszedłem, po-czułem słodkawą woń. Szedłem za pewną rudowłosą kobietą, spacerującą samotnie ciemnymi ulicami. Kierował mną morderczy instynkt; kiedy kobieta

Page 10: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

10 I NEON I listopad/grudzień I 2011

KRÓLOWA ŻYCIA

KAROLINA RAKOWSKA

- Jesteśmy na wczasach, w tych góralskich lasach,w promieniach sło-necznych opalamy się… - przygrywa wesoło orkiestra w naszej stołówce.

Może nie w góralskich lasach, ale istotnie, na wczasach jestem. Reha-bilitacyjnych. Od dwóch tygodni odpo-czywam w pięknym ciechocińskim ośrodku tuż obok tężni. W powietrzu czuć jod, ale nie tylko. Czuć także... miłość. Może to za dużo powiedziane, ale na pewno wszyscy bawimy się przednio. Dzielę pokój z uroczą Bożen-ką, która usiłuje się pozbierać po stra-cie męża. I chyba nieźle jej to wycho-dzi. Wczoraj nie wróciła na noc. Zaga-dała się bowiem z równie uroczym panem Muńkiem. Ja wiedziałam od samego początku, że ta dwójka ma się ku sobie. Trzy dni temu, na karaoke, śpiewali razem „Daj mi tę noc” i robili to nader realistycznie. Z kolei nasza są-siadka z pokoju 103 urządza sobie pikinki z dziesięć lat młodszym rencistą z Nowego Sącza. Zakochanych w na-szym ośrodku jest naprawdę mnóstwo. Gdzie nie sięgnąć okiem – pary. Niby starają się zachować pozory (nic dziw-nego, w końcu na wielu z nich w do-mach czekają mężowie i żony), że są grzeczni, kulturalni, a tak naprawdę to

nieźle świntuszą. Każdy z nas przez te parę tygodni chce być królem życia. A ja? Ja jak zwykle mam pecha. Już pierwszego dnia wakacji zauważyłam przystojnego, spokojnego pana z wło-sami już lekko przypruszonymi siwizną. Koło osiemdziesiątki. Bożenka powie-działa mi, że ma na imię Bolesław. Bolesław... jak mój pierwszy mąż. Oj-ciec mojej córeczki Elżuni. Ciekawe, co się z nim stało. W stanie wojennym, jako działaczowi opozycji, zapropono-wano mu wyjazd na stałe do Argentyny. I tyle go widziałam. Zostałam sama z pięcioletnim dzieckiem. Parę lat później poznałam Mirka. I z nim przeżyłam prawie czterdzieści lat. Zmarł cztery lata temu. Od tej pory jestem sama. Wracając do Bolesława – kompletnie mnie nie zauważa. Próbowałam z nim nawet porozmawiać, ale kiedy tylko podeszłam do stolika, przy którym sie-dział, speszył się i uciekł. Bożenka poradziła, żebym oczarowała go pięk-nym wyglądem. Umalowała mnie i uczesała, ale to też kompletnie nie pomogło. Dałam więc sobie spokój. Widocznie nie było mi dane spotkać miłości na tym turnusie. Nie będę o tym teraz myśleć. To mój ostatni wieczór w Ciechocinku. Chcę się nieźle zabawić.

na chwilę się zatrzymała, ruszyłem do ataku. Wgryzłem się w jej szyję i za-cząłem pić krew. Byłem w szoku, ale jednocześnie pragnąłem więcej. Kiedy moja pierwsza ofiara padła martwa, wiedziałem już, kim się stałem i cho-

ciaż było to niemożliwe, musiałem to powiedzieć na głos.

- Jestem wampirem.

Ciąg dalszy nastąpi.

Page 11: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 11

Zorganizowaliśmy sobie ognisko i kieł-baski. Już nie mogę się doczekać.

- Co ty, Anka, jeszcze nie goto-wa? Wszyscy już są na dole - zawołała od progu Bożenka, niesamowicie pod-niecona perspektywą ogniska. - Już, już idę. Daj mi pięć minut.

Jakieś pół godziny później znala-złyśmy się na dworze. Wieczór był cie-pły, nie miałam nawet na sobie okrycia. Zabawa trwała w najlepsze. Kiedy usia-dłam na ławeczce tuż przy ognisku, czując na policzku jego żar, spostrze-głam Bolesława. Usiadł naprzeciwko mnie z gitarą. Gwar ucichł. Wszyscy byli w niego wpatrzeni. Po chwili ciszy za-grała gitara.

- Aniu, to dla ciebie - powiedział cicho Bolesław i spojrzał mi nieśmiało w oczy - Będziesz zbierać kwiaty, Bę-dziesz się uśmiechać, Będziesz liczyć gwiazdy, Będziesz na mnie czekać. I ty właśnie ty będziesz moją damą. I ty tylko ty będziesz moją damą...

Kiedy on śpiewał, ja odpływałam. Z każdym słowem czułam się coraz bardziej błogo. Nawet nie zorientowałam się, kiedy skończyła się piosenka. Dla mnie mogłaby trwać wiecznie.

- Aaale ja nie miałam pojęcia... Myślałam, że mnie nie lubisz... - wybeł-kotałam.

- Bo ja taki nieśmiały jestem trochę - spojrzał na mnie tak, że najchętniej rzuciłabym się na niego z gorącymi po-całunkami.

- A co mi tam! - pomyślałam, po czym... tak właśnie zrobiłam. Rozległy się gromkie brawa. Śpiewaliśmy jeszcze potem „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy” i bawiliśmy się do samego rana. Jestem pewna, że jesz-cze wiele pięknych dni przede mną. I mam nadzieję, że spędzę je z Bolkiem. I nie wierzcie, kiedy wasza babcia po powrocie z sanatorium powie, że jest zmordowana ćwiczeniami. To tylko przy-krywka. A miłość jest piękna. W każdym wieku.

AMELT

PAULINA DZWOŃCZAK

Ciemno. Szaro. Obskurnie. Odrapane ściany szczerzyły się nagim tynkiem do rzędów łóżek, na których spały dzieci, poukładane jak w wojsku, względem wieku. Dzieci, których nikt nie chciał, te porzucone, zostawione na pastwę okrut-nych, ludzkich grzechów lub zabrane z rąk rodziców dla ich „własnego dobra”. Te, dla których życie na Ziemi przypomi-nało obraz piekła, wizję z Apokalipsy,

dla których każdy dzień był kolejnym podmuchem chłodu na poranionych policzkach. Szmaciane lalki, rzucone w wir okrutnego, samotnego dzieciństwa. Rzędy łóżek. Dokładnie siedem jak sie-dem grzechów głównych. Siedem rzę-dów po cztery łóżka. Dwadzieścia osiem ciał. Ciał pełnych pragnień, wizji i ma-rzeń, które nigdy nie ujrzą światła dzien-nego, które zostaną niedługo zduszone

Page 12: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

12 I NEON I listopad/grudzień I 2011

w zarodku. Które spotkają się z echem kpin i wyzwisk ze strony świata. Śpią, pogrążone każde we własnym świecie. Sierociniec Olivier's Orphanage nocą sprawiał jeszcze gorsze wrażenie niż za dnia. Ciemność. Wszechobecna ciem-ność, która oziębiała serca. Z głębi moż-na było usłyszeć ciche łkanie. Przeraża-jąco smutny płacz bezsilnego dziecka, które niczym nie zawiniło i nie rozumie „za co”. Jeszcze nie rozumie. Wtedy rozbłysło światło. Sufit odrapanej sali rozstąpił się. On zstępo-wał w blasku chwały, przy wtórze fanfar, choć nikt nie widział i nie słyszał jego przyjścia. Ale wszyscy poczuli, choćby nie zdając sobie z tego sprawy. Sny dzieci wypełniły się kolorami, błogie i spokojne uśmiechy pojawiły się na ich twarzach. Jakby jutro miało jednak szan-sę być piękniejsze niż dzisiaj. Podszedł do niej. Nie widziała go, ale czuła jego obecność, ciepło, którego tak bardzo jej brakowało. Usiadł na brzegu łóżka i wziął jej malutką twarz w swoje wielkie, marmurowe dłonie. Spokojnie jestem przy tobie. Płacz dziewczynki słabł, jednak pojedyncze łzy wciąż spływały po dzie-cięcej twarzy, jedna za drugą. Uniósł prawą dłoń, którą wyróżniał wielki, złoty pierścień, ze starym napisem po łacinie: TECTUM. Pierścień błysnął, kiedy jego dłoń dotknęła jej policzka. Delikatnie starł ślady płaczu . Mała zaczęła się uspokajać. Jestem obok, nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego.

Objął dziewczynkę wielkimi ra-mionami i ułożył bezpiecznie na łóżku. Pogłaskał ją po głowie. Amy ziewnęła, zachciało jej się spać. Przeczesał jej włosy, myśli wypełniły się kolorowymi postaciami z kreskówki, którą oglądała na dobranoc. Zamknęła oczy, pogrąża-jąc się w bajce. Gdy zaczęła miarowo oddychać, położył rękę na jej sercu. Pierścień zrobił się czarny, ledwie pobły-skiwał złotym odcieniem. Zasmucił się, jego rysy stężały, pokręcił ze zrezygno-waniem głową. Smutek i cierpienie cał-kowicie wypełniały każdy najdrobniejszy

zakamarek serca dziewczynki. Zamknął oczy, skoncentrował się, podniósł lewą dłoń. Pozwolił, żeby nagromadziły się na niej małe skaczące promyki światła, po czym delikatnie dmuchnął w nie, a one, jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozchichotane i rozbawione podleciały do śpiącej Amy i wniknęły w drobne ciało tam, gdzie ponoć znajdowało się serce. Mała dziewczynka uśmiechnęła się przez sen, a pierścień rozbłysnął złotym blaskiem. Nie bój się. Od dzisiaj będę cię chronić.

Amelt, bo tak go zwali tam, na górze, rozłożył swoje wielkie skrzydła w barwach błękitu i bieli, tworząc z nich magiczną kopułę, pod którą znalazła się dziewczynka. Już nigdy nie zostaniesz sama.

Page 13: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 13

KRAWAT W SPODNIACH

ANNA MARIA RMX SEBASTIAN WALCZAK

Mistrzowi HWDP1 w 65-tą rocznicę jego drobiu.

TEATR OCZERNIAJĄCY puste kartki miesiEcznika „NEON”:

przedstawia:

CZERWONE GITARY—ANNA MARIA RMX Występują:

Woźny, który stoi przy drzwiach i nigdy nic nie mówi Anna Maria Wesołowska

Publiczność Gżegżółka Prokurator Obrońca Cukierek

Smuda wychodzący z Biedronki Ż

Ż piłkarz

1 Humoru W Demokratycznej Polsce.

Page 14: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

14 I NEON I listopad/grudzień I 2011

Anna Maria Wesołowska:

(tępo, jak zwykle)

Otwieram rozprawę…

Publiczność:

Jesteś jak piosenki Perfectu – na życie patrzysz bez emocji. Mamy w dupie smutne oczy, piękne oczy! Niech on w końcu coś powie, oglądamy od początku

każdy denny odcinek, tylko dla NIEGO!

Woźny, który stoi przy drzwiach i nigdy nic nie mówi

(wypluwa tampon)

Nie kce mi się z wami gadać…

Prokurator:

Wnoszę o pozbawienie Gżegżółki co najmniej jedno „ż”.

Bo niemodny, nieklarowny, nieużyty, niewymowny.

On niemodny, nieklarowny, pusty w sobie, choć ozdobny.

(z triumfem)

Dla efektu zaskoczenia, dalszego rymu nie będzie!

On wygwałca na ludziach zakłopotanie – nie wiedzą co to jest, gdzie to wpleść, w które zdanie…

(z większa jego dozą… i dalej)

Ha, był cymbały!

Ten fakt nie jest bez znaczenia – on ich zmusza do myślenia! Mam także kor-pus delicje, że nikt nie wie, jak się pisze…

Obrona:

Jest napisane.

Prokurator:

Masz cukierka.

Page 15: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

2011 I listopad/grudzień I NEON I 15

Obrona:

Pisze.

Woźny, który stoi przy drzwiach i nigdy nic nie mówi:

Skazuję Gżegżółkę na pozbawienie żetów, orzekam pierwszą grupę inwalidzką i skazuję na pracę w PUP-ie za najniższą krajową. Odczuwam brak sensu ży-

cia.

(wkłada tampon)

Gegółka:

(oddaje dwa żety)

Smuda wychodzący z Biedronki:

Zostali powołani: Adamiak Adam, Adamiak Adrian…

Publiczność:

(wybiega z sali w popłochu, biegnie budować drogi na Euro)

Smuda wychodzący z Biedronki:

i Żet od Gżegżółki.

Żetki

(kopulują przed meczem i piją jak przystało, tradycją naszych piłkarzy)

Lepiej kreskę mieć w poziomie, niźli kropkę trzymać w łonie.

Żet z kropką osiąga sukces, zostaje królem strzelców, gdyż jako jedyny ma zawsze piłkę przy sobie.

Kurtyna (spada z triumfem)

2 PUP – Powiatowy Urząd Pracy – tego też nie wiecie?!

Page 16: Miesicznik Literacki NEON - listopad/grudzień 2011

16 I NEON I listopad/grudzień I 2011

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

BARBARA

SADOWSKA

(1940-1986)

oprac. KAROLINA RAKOWSKA

Na twórczość Sadowskiej duży wpływ miał zmarły syn – Grzegorz Przemyk. Można przypuszczać, że obwiniała siebie o jego śmierć. W latach siedem-dziesiątych była bowiem aktywną dzia-łaczką ruchu antykomunistycznego. Wielokrotnie bita przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Bezpodstawnie zatrzymana w areszcie usłyszała od oprawców „Pamiętaj, że masz dziecko”. Po śmierci Grzesia, podjęła heroiczną walkę o ukaranie winnych. Świetnie opisują ją cechy takie, jak: emocjonal-ność, impertynencja czy oryginalność. Na ślub z Lucjanem Przemykiem zde-cydowała się w ciągu kilku miesięcy, równie szybko się z nim rozwiodła. Dawała synowi dużo swobody: mógł pić, palić i włóczyć się gdzie popadnie. Sama zresztą regularnie uzupełniała domowy barek. Zdecydowanie jednak wolała przesiadywać godzinami w „Kurierku” ubrana w pióra i cekiny. Pro-

wokowała, lubiła być adorowana. Z drugiej jednak strony dała się poznać jako świetna pani domu. Gotowała wybornie. A kiedy nie miała na to ocho-ty, gościła czym miała. Do jej mieszka-nia przy ulicy Hibnera w Warszawie mógł wejść kto chciał, o każdej porze. Koczowało tu wielu twórców, między innymi Ratoń i Stachura. Przy winie i muzyce Janis Joplin toczyły się rozmo-wy o problemach współczesnego świa-ta. Miała wielką rodzinę. Przyjmowała do niej bowiem każdego. Wywarła ogromny wpływ na ludzi, którzy mieli okazję ją poznać. Autorka m.in. zbio-rów wierszy: Zerwane druty (1959), Stupor (1981), Słodko być dzieckiem Boga (1984), Wiersze ostatnie (1986), Otwarte niebo, wieczny sen (1997, wydane pośmiertnie). Związana z Orientacją Poetycką Hybrydy, członkini polskiego PEN Clubu.