Miesicznik Literacki NEON - czerwiec 2012

16
2012 I kwiecień I NEON I

description

Miesięcznik Literacki Neon wydawany przez bydgoską Grupę Literacką NEON

Transcript of Miesicznik Literacki NEON - czerwiec 2012

2012 I kwiecień I NEON I

2 I NEON I czerwiec I 2012

11 2012

CZERWIEC NR

OD REDAKCJI

MARTA FORTOWSKA

Okładka świeci się zdjęciem bytomskiego jeziora, a my żegnamy się ostatnim numerem przed wakacjami – wracamy we wrześniu, żeby kontynuować drugi rok działalności.

Dnia 22 czerwca bieżącego roku rozstrzygnęliśmy I Ogólnopolski Konkurs NEOpoeticoN. Jury w składzie: Tomasz Owczarzak, Marta Fortowska, Joanna Kloska, Hanna Engel i To-masz Dziamałek czytało, analizowało i wybierało najciekawsze wiersze. Ostatecznego wybo-ru dokonał przewodniczący jury - prof. Marek Kazimierz Siwiec. Zwycięzcami okazali się być kolejno: Justyna Charkiewicz, Dominik Kiepura oraz Katarzyna Szelenbaum. Gratulujemy!

Nagrodzone utwory znajdziecie na stronach naszego miesięcznika w dziale „POEZJA".

Nakład: 120 egz..

REDAKCJA Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Dawid Zawadzki Grafiki: Andrzej Bandoch, Anna Robakowska, Natalia Durszewicz Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski, Sonia Jankowska, Joanna Kloska Kontakt e-mail: [email protected] Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514 529 032

www.grupa-neon.blogspot.com

www.facebook.com/grupaneon

www.inkaustus.pl

www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com

2012 I kwiecień I NEON I 3

POEZJA

klaskać będą powieki na nieszczęście moich oczu zamiast dłoni bo te zaplączą się gdzieś między włosami a zwykłym szamponem lub piciem kawy a wstawieniem wody na gaz klaskać będą powieki na nieszczęście moich oczu w podziwie dla tego jak ścielisz łóżko nad ranem i niech zaklaszczą się na śmierć

Będzie taki koncert

MARTA FORTOWSKA

napisał do mnie pająk z mojej głowy

nie wiem którą nóżką pisał ale się postarał

pocztówka piękna z gołymi babami na plaży niczym syreny

i napis: „pozdrowienia z Gdyni” podpisano: Henryk

Człowiek i pająk

SZYMON SZELISKI

dbam o siebie. scena balkonowa u mnie się rozgrywa nie ma ni amantów ni dostawcy piwa tylko ja tu jestem pocąc się okrutnie wszystko dla urody nawet jeśli cuchnie a ptaki zazdrosne ćwierkają z daleka czasem tak by chciały być w skórze człowieka

dbam o siebie.

JOANNA KLOSKA

4 I NEON I czerwiec I 2012

to jest baba z dziadem za rękę powolutku już nawet nie truchtają

do autobusu noga boli skrzypią kości spłodzili co mogli co mieli to spaprali

nie ich winą trudne charaktery wnuków zięciów synowych żeby ich piorun trzasnął

ale naprawdę za nimi przepadają

wnuk na babę krzywo patrzy z czułym babuleńko a ona rozciąga się w czasie drepcząc z wysiłkiem

mówi poczekaj ale wnuki teraz takie głuche muzyka psuje im uszy a mama wie że więdną

mama nie wie bo dobrze nie wiedzieć dobrze ślepo kochać wady w końcu nieodłączne są od człowieka

mamo ja też jestem już mamą

ty mnie nie pouczaj bo ja wiem sama nie lepsza byłaś co ze mnie wyrosło

sobie zawdzięczam nie pomogłaś nie byłaś uciekałaś uszy zawsze klapnięte po sobie

czasy się zmieniły a w rodzinie nigdy nie zostaje ty uciekałaś aż się kurzyło a ja niedostateczna

nie popełniaj moich błędów dziecko zaraz

osiwiejesz bo my to mamy genetycznie szybko nic nie będziesz mówiła schowasz się pod biurko bo nie byłaś przygotowana na nowego dyktatora

będzie lżej.

JOANNA KLOSKA

2012 I kwiecień I NEON I 5

***

SONIA JANKOWSKA

Niebo: chmurami okryte Oddech: stłumiony tęsknotą Słowa: kłócące się z wiatrem A życie: z ognia się zrodzi Patrzę: na bezkres pustkowia Widzę: początek i koniec Serce: wybija rytm życia Krew daje: życie śmiertelnym Zapytam: nie licząc na nic Odpowiem: choć niepytany Przybędę: choć niepotrzebny Odejdę: niezapomniany

***

PIOTR CHARCHUTA Każdą cząstką siebie czuję ból

czuję rozpacz czuję ciebie

Każdym oddechem urywanym spomiędzy szlochu

dławionego przez noc Każdym westchnieniem

niechęci do dnia Każdym uderzeniem serca

czuję twój brak Pełza po mej skórze

absurdalny strach Nie widząc nic

tylko twą twarz zasypiam w blasku purpurowych rzek

A Bóg zamarza w mym sercu gdy zasypuje Go ostatni w tym roku śnieg

6 I NEON I czerwiec I 2012

Na konkurs wpłynęło 170 zgłoszeń. Wszystkie nadesłane utwory zostały ponumerowane i,

podpisane wyłącznie numerem, przekazane jurorom.

Jury w składzie: prof. Marek Kazimierz Siwiec - przewodniczący jury oraz Tomasz Owcza-

rzak, Marta Fortowska, Joanna Kloska, Hanna Engel i Tomasz Dziamałek w efekcie końco-

wym obrad zdecydowali się nagrodzić następujące osoby:

I MIEJSCE

Publikacja w Miesięczniku Neon, tomik Tomasza Owczarzaka „Katedra o miękkich bokach”

oraz zestaw książek ufundowanych przez wydawnictwo Edgard, Oficynka oraz księgarnię

Gandalf.

Justyna Charkiewicz ze Szczyrku za wiersz "Na placu poetów"

II MIEJSCE

Publikacja w Miesięczniku Literackim Neon oraz zestaw książek ufundowanych przez wy-

dawnictwo Edgard, Oficynka oraz księgarnię Gandalf.

Dominik Kiepura z Bydgoszczy za wiersz "Hank i jego nieodwołalny Saloon"

III MIEJSCE

Publikacja w Miesięczniku Literackim Neon oraz zestaw książek książek ufundowanych

przez wydawnictwo Edgard, Oficynka oraz księgarnię Gandalf.

Katarzyna Szelenbaum z Warszawy za wiersz "Opętanie"

Zwycięzcom gratulujemy a wszystkim tym, którzy zdecydowali się nadesłać nam swoje prace

serdecznie dziękujemy! Jest nam niezmiernie miło, że nasz pierwszy konkurs spotkał się z

takim zainteresowaniem!

PROTOKÓŁ KONKURSU

2012 I kwiecień I NEON I 7

nie proszę o prawdziwe życie chętnie pohuśtam się na strączku fasoli

jeszcze choćby wiek i połamię sobie zęby na pistacjach

(inaczej łamie się na metalowych widelcach taka jedna mówiła mi że towarzyszy temu ból

ostry jak krawędź świata). nie proszę o prawdziwe życie

wieczorami leżę z otwartą buzią skierowaną w stronę nieba

i czekam aż do środka wpadnie mi jakiś bóg marzę by go pożuć poczuć wypluć

(czy on jest mięsem jak człowiek czy czymś więcej a może jednak mięsem

pisanym przez duże M dla zasady może mógłby specjalnie dla mnie

raz jeden mieć smak owocu granatu) więc czekam a wiatr gwałci firankę bezwstydny i taki że szkoda słów

lirykę mieszam z likierem i robi mi się niedobrze a może to przez ten wiatr coraz gorzej.

ale nie proszę o prawdziwe życie rano podlewam fasolę by się huśtać wiek czy dwa

aż na miejscu zębów wyrosną mi pistacje w końcu nic nie łamie się bez przyczyny ktoś kiedyś tłumaczył mi jak działa świat

Na placu poetów

JUSTYNA CHARKIEWICZ

I MIEJSC

E

8 I NEON I czerwiec I 2012

II M

IEJS

CE Hank i jego nieodwołalny Saloon

DOMINIK KIEPURA

Mógłbyś nie być idiotą Hank

Gdybyś mógł nie być idiotą

Widzisz Wszystkiemu winni Są twoi scenarzyści

A ty im uwierzyłeś, Hank Ty im uwierzyłeś

Zobacz Hank Ptaszek leci

Słońce świeci Sally poluje na oposy

Przy pomocy chytrej przynęty

Dr Queen Zszywa Tańczącą Chmurę

Bo dziś szczęście dopisało znowu Czejenom

Spójrz na siebie Hank

Majtasz szmatą w przód i wstecz I knując przeciw szeryfom i świętemu Tomaszowi z Akwinu

sam sobie serwujesz drinka

Tkwisz W pustym i przymusowym Saloonie jak w więzieniu

Ou Hank

Na pierwszym piętrze sześć dziwek pokoiki swoje ma

I ty zachodzisz do nich Zawsze co drugi dzień

Ale niedzielę, pozostawiasz Bogu O twarzy wikarego

O twarzy dżdżownicy

Oni mogliby cię polubić, Hank Gdybyś nie był upadłym moralnie i estetycznie właścicielem Saloonu

Ale nie możesz nie mieć tego Saloonu Ty musisz mieć ten pieprzony Saloon

Bo ten Saloon jest w snach twoich scenarzystów Oni też w nim piją

A ty im podajesz coco – loco Z fikuśną słomką

Odpuść Hank Odpuść sobie

Zamień swoją małą szkocką z lodem W krew

I przekleństwo zamień W westchnienie

2012 I kwiecień I NEON I 9

zatopić palce w glinie twego brzucha zastygnąć tuż pod żebrami

ugniatać twój kształt, klarować formę rżnąć drżący marmur pocałunkami

rozlać się w księdze, pod okładką skóry

nie wzruszać się twoim błaganiem łaskotać cielesność twojego istnienia

krępować cię tym opętaniem

a kiedy zwyciężon polegniesz bez tchnienia jak mapę twój kosmos rozwinę

wejdę pod tkankę z czułością węża krwiobiegiem w miękkość twą spłynę

i tam pod sercem, skąd mnie wygnano

przyjmiesz na chwilę mnie jedną abyś był mną – nie tylko we mnie

nim byty obcością okrzepną

Opętanie

KATARZYNA SZELENBAUM

III MIEJSC

E

10 I NEON I czerwiec I 2012

Niebo.

Właśnie byłem pogrążony w muzyce. Mozart jest cudowny. Koncert skrzypcowy D-dur, druga część. Leżałem na podłodze w pokoju siostry z głową wspartą na jej łóżku w kompletnej ciemności. Nic się dla mnie nie liczyło, nic nie miało znaczenia. Żadne pro-blemy świata, głód i nędza. Moją sielankę przerwał jakiś facet, który zakładał podzielni-ki kosztów centralnego ogrzewania i musia-łem z powrotem wrócić do bylejakości, do szarości i brzydoty, do przeciętności i try-wialnych problemów. Musiałem opuścić to cudowne miejsce, zderzyć się z rzeczywisto-ścią, pożegnać z geniuszem. Jutro, za chwi-lę, gdy wrócę do tej muzyki, będzie już ina-czej, bo sam będę inny, inna będzie sytua-cja, inna pora. Straciłem coś, bezpowrotnie. Nikt i nic już mi tego nie odda. Cóż mi pozo-staje? Czekać. Może długo, a może tylko chwilę. A przecież liczy się, co tu i teraz. Jakieś jutro, jakaś minuta, to wszystko są iluzje, czeki bez pokrycia, talony ważne nie od zaraz, z pieczątką sklepu i wybitym nomi-

nałem. Ach, wyżyć się do cna! Chcę żyć adagio, na pewno nie presto. Większość żyje presto i niewiele pamięta z twarzy, sytu-acji, rozmów, ze spotkań. To miałkość, a ja potrzebuję wzniesienia się, jakiegoś lekar-stwa na ból duszy. I ty mi to dajesz, geniu-szu, którego niebo zesłało tylko na chwilę (przeżył trzydzieści parę lat), a który tyle napisał – koncerty skrzypcowe, sonaty, ope-ry. Dajesz za darmo, bez śmiesznych obiet-nic zbawienia kiedyś tam – za miliony lat świetlnych. Ty teraz mnie zbawiasz i ubó-stwiasz częścią swojej boskości. Dajesz mi ucieczkę od rzeczywistości w świat ulotnych dźwięków, uspokajasz, oszałamiasz i zdu-miewasz harmonią swojej muzyki. Żałuję, że mam tak mało czasu, by cię słuchać. Nawet niebo nie jest za darmo!

Czyściec.

Tu i teraz. Mijająca chwila. Dojrzewa-nie. Mnóstwo głów i nóg. Niespokojnie bijące serce. Źródło – ale nie mogę z niego za-czerpnąć. Cień – ale nie mogę weń wstąpić. Ławka, gdym zmęczony – ale nie mogę na

PROZA PRZEZ LUPĘ

TOMASZ DZIAMAŁEK

CZĘŚĆ TRZECIA—OSTATNIA

2012 I kwiecień I NEON I 11

niej usiąść. Ogień – ale nie mogę się ogrzać, ani ugotować jedzenia. Pragnienie – ale nie mogę go zaspokoić. Płacz – ale nie mogę wytrzeć łez, ani wysmarkać nosa. Szeroki świat i cuda wokół – ale nie mogę ich zoba-czyć. NIEMOC doprowadza mnie na skraj – ale dalej nie mogę pójść.

Piekło.

Wszystko na wyciągnięcie ręki. Do-stępne bez odrobiny wysiłku. Wszystko, co sobie tylko zamarzę, spełnia się w tej samej sekundzie. I trwa. I uporczywie nie chce przeminąć.

W samotni mojego pokoju oswajam się z potęgą Wszechświata. Zdumiewa mnie ona i budzi lęk. Bo kimże tak naprawdę je-stem wobec gwiazdy, wobec planety, na której żyję? Nic nieznaczącą drobiną wśród wielu innych drobin. Ale ta drobina trzyma się życia. Ma niewielkie, w sumie, oczekiwa-nia finansowe, (od kilku miesięcy jestem kasjerem w hipermarkecie i widok wielkich pieniędzy nie robi na mnie wrażenia. Zdu-miewa mnie, że ludzie są zdolni, w imię ich posiadania, do największych podłości) kilka marzeń i kilka planów. Co z tego wyniknie? Jestem przeogromnie ciekaw. Dlatego cze-kam, co przyniesie kolejny dzień.

Nauczyłem się żyć sam. Jest mi tak dobrze. Naprawdę. Ktoś może mi zarzucić egoizm, po-wiedzieć, że nie mam dla kogo żyć. Ależ mam! Żyję dla siebie, ale staram się nie rzucać w oczy – nie być dla nikogo powodem do łez. Czyż nie jest to altruizm w najwyższym stopniu?

Obiad. Pięć osób przy stole. Francu-skie wino i Mozart. Koncert na obój. Delekto-wać się życiem jak muzyką i winem. Święta i prezenty. Ile jeszcze takich cudownych chwil na mnie czeka? Jens, który nie zna polskie-go, przyjechał do nas na święta i to dzięki niemu mogłem traktować jedzenie jako sztu-kę, a nie tylko jako zaspokojenie głodu. Jens, dziękuję.

Wystarczy tylko jedna mała chwila, żeby... No właśnie. Co powinno być po tym żeby?

Zgiń! Przepadnij!

Te szelesty i szeptania, a ostatnio erotyczne sny, w których jest pełno spermy. Co chcesz mi zakomunikować? Moje niena-sycenie? Bezsilne poszukiwania? Miotanie się? Do czego to doprowadzi?

Ugrzęźniesz w błocie! Sły-szysz, dupku? A ja będę się

śmiał.

Manifesty umysłu. Uśpione gdzieś upiory próbują przebić granicę między świa-domością, a podświadomością. Próbują się uwolnić. Oszołomienie. Oniemienie. Stąpam po moście i boję się, że zarwie się pode mną. Gubię się i odnajduję w jakimś dziw-nym miejscu. To nie mój pokój.

Odpocznij.

Śmierć jest odpoczynkiem. Poddaniem się. Zerwaniem więzów z życiem. I nic już nie zobaczę, i nic już nie usłyszę. Pustka dookoła. Świat przelatuje tuż obok mnie z prędkością karabinowej kuli, próbuje mnie dosięgnąć, zranić, a może nawet zabić. Uciekam – czasem z podniesionymi rękami, czasem wariacko i w pędzie. Gnam, gdzie mnie oczy poniosą. Przede mną zieloność łąk. No dobrze. Ale co jest za mną? Spalony dom, fragmenty połamanych kości, wiatr śpiewający swą melodię w nagich koronach drzew? Czy gdy się obejrzę, nie zostanę przemieniony w słup soli? I czy w ogóle warto?

Ta odrobina alkoholu. Żu-brówka z sokiem jabłkowym. Kla-

syka.

Świat jest inny, bo inaczej odbierają go moje zmysły. Nastrojony bardziej przyjaźnie. Bardziej posłuszny. Bezpretensjonalny. A ludzie niewykuci w kamieniu, stąpający z głową zwieszoną ku ziemi. Zamierzam jutro. Tak. Właśnie. Otóż to! Masz rację, ale teraz połóż się spać. Upiory śpią. Alkohol je usy-pia, a może późna pora. Jestem bezpieczny. Już nie muszę uciekać. Z trwogą oglądać się za siebie, pytając, co mi przyniesie jutro? Czy będzie to prezent, na który czekam z

12 I NEON I czerwiec I 2012

radością, czy może kolejne pójście na łatwi-znę?

Palenie mnie uspokaja. Nastraja. Koi zszarpane nerwy.

Dziwne, że drobne rzeczy mogą mnie zupełnie rozstroić, doprowadzić nieomal do płaczu. Wczoraj wracałem z pracy i miałem jakieś trzy minuty do odjazdu autobusu.

Czekałem na przystanku i kiedy zobaczyłem zbliżający się pojazd wyszedłem przed wia-tę, aby kierowca mnie zauważył, a on się nawet nie zatrzymał. Wtedy chciało mi się płakać. Dziwne. Taka, w gruncie rzeczy drobnostka. Nie powinienem się tym przej-mować aż tak bardzo. A jednak! Coś zmusza mnie do płaczu.

2012 I kwiecień I NEON I 13

BLUE, BLUE, BLUE

SONIA JANKOWSKA

Wstała z kamienia i ruszyła w stronę nadjeżdżającego samochodu. Było gorąco. Taki upał bardo ją drażnił. Czuła, jak pot spływa jej po plecach, jak z każdym wes-tchnieniem zniechęcenia i zmęczenia wy-puszcza z siebie resztki chęci do czegokol-wiek. Jej wytrzymałość była na granicy wy-buchu, eksplozji. Czuła, jakby jej własne „ja” było niczym rozwścieczone tygrysy w klat-ce… Lada moment pręty pękną z brzękiem i uwolnią całą skumulowaną agresję, rozżale-nie i pretensję do świata, Boga a przede wszystkim do samej siebie. Nienawidziła lata. Jedyne, co ją pocieszało, to zachodzą-ce słońce, dające pokaz ekspresyjnych barw na niebie oraz burza, którą kochała i na którą codziennie czekała.

Dochodziło południe. Z każdym kro-kiem czuła się coraz cięższa i bardziej spuchnięta. Rafał spojrzał na nią uważnie, gdy z impetem trzasnęła drzwiami samocho-du.

- Też się cieszę, że cię widzę – odparł, gdy klnąc i stękając, usiłowała zdjąć torebkę.

Spojrzeli na siebie. Przez chwilę pa-trzyła w jego niezwykłe, kocie oczy, chcąc

utonąć w tej łagodności, afirmacji i dobroci.

Anioły mają takie oczy - pomyślała.

- Przepraszam, ale ta awaria autobusu w środku jakiejś wioski bez ani jednego drzewka i choćby odrobiny cienia bardzo mnie wyprowadziła z równowagi - szepnęła.

Rafał lekko się uśmiechnął, po czym wskazał na tylne siedzenie.

- Uważaj, nie jesteśmy sami – zażarto-wał, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam sie-dzącego tam kota.

- Absolut!!! - krzyknęła, biorąc go na ręce. – Abso, abso, Absolutnie słodziutki, kochany Absolucik – szczebiotała, wtulając się w jego sierść.

Rafał parsknął śmiechem, zerkając, jak całuje zwierzątko w główkę, nos i oczy.

- Biedactwo! Wiesz, ile będzie się mył? Pamiętaj, że to Absolut, on ma nieodwracal-ne zaburzenia kocio psychiczne i jest nienor-malny! - powiedział, przez co zaczęła się śmiać.

- Co u ciebie, Sylwio?

Jechali dość szybko asfaltową drogą.

14 I NEON I czerwiec I 2012

Po obu stronach widziała tylko drzewa i ciemne gęstwiny lasu.

- Zerwała ze mną – mruknęła. – Nie pytaj, czemu! Koniec tematu! – dodała szyb-ko, dotykając wąsików Absoluta. Najwyraź-niej obruszony kot wyrwał się z jej uścisku i wskoczył na tylne siedzenie samochodu.

Rafał zerknął na przyjaciółkę z ukosa.

- Dobrze, więc nie pytam - odparł. Zapadło milczenie, które co chwile zagłusza-ło miauczenie kota.

– Jak to zerwała?!? - Rafał niemal krzyknął, zwalniając na widok znaku ostrze-gającego przed wyskakującymi spomiędzy drzew sarnami.

Sylwia westchnęła, chcąc w ten spo-sób zakończyć rozmowę; trudny dla niej aż do łez temat.

- Powiedziałam jej o tym… no wiesz, no… - jąkała się, unikając jego wzroku - Patrz na jezdnię! - dodała, na co się uśmiechnął.

- O czym? O tym, że ten… no… no…

Przytaknęła.

- Tak.

Rafał najwyraźniej chciał coś powie-dzieć, ale nie zdążył, ponieważ samochód zaczął wydawać dziwne dźwięki. Po chwili się zatrzymali.

- Co za dzień! - szepnęła, patrząc, jak przyjaciel usiłuje ruszyć. – Co się stało?

Rafał wyjął telefon.

- Nie działa!! - krzyknął, przez co się-gnęła po swój telefon

- Mój też!

Spojrzała na niebo. Było błękitne.

- Zobacz! Jakie czyste niebo. Niebie-skie, niebieskie, niebieskie - szeptała.

Rafał przez chwilę patrzył ponad drze-wa, po czym opadł na ziemię.

- I co zerwała z Tobą, bo jej powiedzia-łaś , że jesteś alkoholiczką? - zaczął niespo-dziewanie - to znaczy byłaś, to znaczy je-steś, ale byłaś…

- Powiedziałam jej wszystko. Nawet o ośrodku – odparła, nie odwracając wzroku od nieba i drzew. – Nie odzywa się - dodała niemal bezgłośnie.

- Może potrzebuje czasu? Wiesz, co

powiedział Osho?

Oczywiście, że nie wiedziała. To on był buddystą, nie ona. Tak samo się zachowy-wał, gdy zaczynał opowiadać o jakiejś części pociągu, parowozu lub lokomotywy. „Wiesz, do czego to służy?” . Nie miała pojęcia, ale bardzo chciała wiedzieć, bo opowiadał to on.

- Mów.

- „Żyć życiem w całej jego totalności, żyć z taką pasją i intensywnością, że każdy moment staje się wiecznością – to powinno być celem religii. Nie mówię nic o niebie, o piekle, o nagrodzie i karze. Po prostu: od-rzuć przeszłość – jej już nie ma. Odrzuć przyszłość – jeszcze nie nadeszła. Odrzuć te wszystkie śmiecie. Skoncentruj całą energię tu i teraz. Przeżyj ten moment tak intensyw-nie, jak potrafisz, a poczujesz życie. Nie ma innego boga oprócz takiego życia” – zacyto-wał.

- Ciekawe…- zaczęła, ale nim zdążyła coś dodać, usłyszała dziwny odgłos. - Co to było?

Rafał wstał, patrząc na coś ponad nią. Miał duże oczy i minę pełną dzikiego za-chwytu. Obejrzała się więc za siebie.

- Burza!? - pisnęła, patrząc na niesa-mowity układ ciemnych chmur na niebie.

Drzewami szarpnął podmuch wiatru.

- Absolut za moment dostanie ataku szału - odparł Rafał, zaglądając do samo-chodu.

Sylwia patrzyła na niebo z rosnącym niepokojem. Wszystko wydawało się dziwne. Gdy zerknęła na telefon, ujrzała pusty wy-świetlacz. Nie działał. Rafał ponownie usiło-wał zapalić silnik.

- Nawet radio nie działa! - wrzasnął – WSPANIALE!! - darł się, machając przy tym rękoma.

Po chwili stanął przy przyjaciółce z paczką orzeszków.

- Nie mam ochoty - mruknęła Sylwia.

- Ja też – stwierdził, przytulając do siebie kota.

Westchnęła.

- Szkoda, że nie mam farb, namalowa-łabym to – szepnęła, patrząc na niebo. - Jeślibym potrafiła - dodała po chwili.

Usiedli na trawie.

2012 I kwiecień I NEON I 15

- Pewnie, że byś umiała, ty wszystko potrafisz namalować, tylko w siebie nie wierzysz! - odparł Rafał dotykając mchu - Pracy dalej nie masz? - spytał, a gdy po-twierdziła, głośno jęknął: - Ja też… Ty po studiach jesteś bezrobotna i ja bez studiów także. Żenada!

Przez chwile patrzyli na siebie, po czym zaczęli się śmiać. Jednak, gdy po-czuli na sobie płatki śniegu, momentalnie ucichli. Oboje mieli zdezorientowane miny.

- Coś jakby nie w porę - odparła Sylwia, patrząc na śnieg.

Czuli wewnętrzny strach.

Nim Sylwia zdążyła coś dodać, Rafał wskazał na niebo.

Z jednej strony rozświetlały je bły-skawice, a ponad drzewami widniała tę-cza.

Sylwia patrzyła, jak przyjaciel wstaje i bez słowa idzie na wzniesienie.

- Wiem, że w czasie burzy to niemą-dre, ale… - urwał – Sylwia, chodź to zoba-czyć – wydusił, próbując uspokoić szarpią-cego się kota. Po chwili Absolut wtulił się w Rafała, mrużąc oczy.

Na wschodzie ciemne chmury co chwilę przebijała jasna błyskawica, na zachodzie świeciło słońce, a tęcza zdobiła niebo paletą barw. Na północ widzieli sza-lony wiatr i deszcz. Oni zaś stali, czując delikatne płatki śniegu i późnowiosenne powietrze. Za nami szalała śnieżyca.

Wszystko wyglądało razem tak pięk-nie, że Sylwia poczuła, jak łzy spływają po jej policzkach.

- Nigdy nie sądziłem, że ujrzę coś tak pięknego - odparł Rafał.

Sylwia chwyciła go pod ramię, nie mogąc wydusić słowa.

- Nad nami jest niebiesko – szepnął, gdy nagle śnieg przestał padać. - Nie masz wrażenia, że jest tak bardzo, bardzo duszno? - spytał nagle.

Sylwia przytaknęła, czując jakby oddychało się jej ciężej, a serce pracowało z większym wysiłkiem.

Patrzyła na wszystko wokoło, pła-cząc. Nagle oczami wyobraźni ujrzała wiele obrazów, które kryła w sobie przez

lata. Były to wspomnienia, osoby. Te do-bre, miłe i te rozdzierające duszę, miaż-dżące serce.

Ziemia delikatnie zadrżała, przez co Sylwia mocniej chwyciła Rafała.

- Co to było?!? - wrzasnęli jednocze-śnie.

- Tak sobie pomyślałam – zaczęła, dotykając krzyżyka zawieszonego na szyi - że to już koniec…

Rafał spojrzał na nią dziwnym wzro-kiem a po jego policzkach spłynęły łzy.

- Ja też…

Patrzyli na siebie w milczeniu, gdy zerwał się mocny wiatr.

- Cóż, jeśli to koniec, to cieszę się, że go spędzam z tobą - zdążyła powie-dzieć, nim pochłonęła ich ciemność.

16 I NEON I czerwiec I 2012

JOANNA

JĘDRZEJEWSKA-

BAŁDYGA

(1946-2010)

oprac. MARTA FORTOWSKA

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Pozwalam sobie dziś odbiec lekko od typowej formy tego działu. Nie chciałabym też, żeby był to zwykły zarys biograficzny, parę anegdot, jakie zazwyczaj pojawiały się tutaj przy okazji innych twórców, z którymi jestem już na „ty" - to proste, mówię prze-cież: „Rafał Wojaczek", albo „Marek Hłasko", podczas gdy z nią i jej twórczością, wierzę, że jeszcze długo będę mogła być na „Pani". Pierwszy raz przeczytałam o niej w pewnym mailu. Pan, który mi go wysłał mówił o niej, że „(...)ona bardzo wyprzedziła swój czas swoją poezją kobiecą, ale bardzo mocną, stanowczą nie o kwiatkach, kotkach, dzie-ciach i zachodach słońca". Sama o sobie Pani Joanna pisała natomiast w perspekty-

wie marzeń, które utknęły na wieku mło-dzieńczym. Chciała zdawać do liceum pla-stycznego - „skazano" ją na ogólnokształcą-ce. Los zrekompensował jej to chłopakiem ze szkoły plastycznej, który później został jej mężem. Niespełnione szkolne ambicje za-mieniła na zajmowanie się domem, wycho-wywanie syna lub tworzenie włóczkowych kreacji dla „Anawy" na festiwal opolski. Pisa-nie było dla niej, jak sama twierdziła, sposo-bem na to, by nie zgorzknieć i móc spojrzeć z pewnego rodzaju dystansem na jej domo-wy mikroświat. Przez osoby, którym pozwa-lała na relacje przyjacielskie, postrzegana była jako kobieta wrażliwa i niesamowicie ceniąca życie i każdą istotę.

Zdjęcie: http://lebioda.files.wordpress.com/2010/12/jc499drzejewska.jpg