Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

16
2013 I grudzień I NEON I Bydgoska Grupa Literacka Neon Grudzień 2013

description

Zeszyt Literacki Neon wydawany przez bydgoską Grupę Literacką NEON. Zawiera poezję, prozę i artykuły członków Grupy Neon i osób z nią współpracujących. Wydawany jest w formie online oraz w miarę możliwości w formie papierowej.

Transcript of Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

Page 1: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I

Bydgoska Grupa Literacka Neon

Grudzień 2013

Page 2: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2 I NEON I grudzień I 2013

14

GRUDZIEŃ NR

OD REDAKCJI

JOANNA KLOSKA

Witajcie w tym blisko świątecznym czasie!

Chcieliśmy, by w tym nowym numerze naszego literackiego zeszytu powiało trochę świeżością.

Daliśmy szansę innym – niech się wypowiedzą na łamach naszego pisma. Sporo jest więc tekstów, które przywędrowały do nas z zewnątrz. Bardzo

się cieszymy, że tylu ludzi jeszcze chce pisać i poświęca się temu bez reszty.

Szkoda zapychać twórczością szuflady, niech lepiej rozświetli NEONa.

Korzystając z okazji, zapraszam na nasz kolejny wieczorek literacki, który wy-

pada 13.12.2013 w piątek o godzinie 17.00

w Galerii Wspólnej. Będzie wesoło.

Pozdrawiamy i życzymy wesołych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia!

Joanna Kloska oraz cała Bydgoska Grupa Literacka „NEON”

GRUPA LITERACKA „NEON” REDAKCJA

Redaktor naczelna: Joanna Kloska Zastępca: Aleksandra Rulewska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Natalia Durszewicz Grafiki: Natalia Durszewicz, Adrianna Brechelke Korekta: Ola Rulewska, Tomasz Dziamałek Członkowie: Adrianna Brechelke, Filip Chrząszczak, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzy-na Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Marta Fortowska, Sonia Jankowska, Ewa Jastrzębska, Joanna Kloska, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski Współpraca: Michał Pranke, Paweł Pochylski, Anna Mrówczyńska, Laura Wodewil, Joanna Shigeno-bu, Justyna Doroszczyk, Jolanta Miśkiewicz Kontakt e-mail: [email protected]

www.grupa-neon.blogspot.com

www.facebook.com/grupaneon

www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com

W TYM

NUMERZE

1. Od redakcji

2. Aleksandra Rulewska „Kiedyś”

3. Michał Pranke „Rodeo punk”

4. Paweł Pochylski „Ukłon”

5. Anna Mrówczyńska „Wszystkie szanse drobnych natchnień”

6. Laura Wodewil

„Kac intelektualny”

7. Joanna Shigenobu „Shimanto River”

8. Filip Chrząszczak „Bez rozwagi”

9. Joanna Kloska „Też jestem z fajnym napisem”

10. Justyna Doroszczyk „Rzeźnia”

11. Jolanta Miśkiewicz „Mgławica Skorpiona”

12. Tomasz Dziamałek „Okno”

13. Ocalić od zapomnienia –

Wanda Chotomska

Page 3: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 3

POEZJA

to były małe końce świata

co każdej nocy ciemniejsze spacerowały po księżycu

i gwiazdom śmiały się prosto w zaostrzone agresją oczy

te końce dotarły aż tu

z trucizną o dziwnym posmaku zanieczyściły subtelnie nęcąc

tak barwny krwiobieg

końce świata wcale nie są czarne czarniejsze od tragedii

wykańczając receptory mienią się nieuchwytnymi odcieniami żalu

Kiedyś

OLA RULEWSKA

Page 4: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

4 I NEON I grudzień I 2013

tutaj każda litera ma swojego szeryfa i nie dzieją się tu przypadki nie od dziś nucimy cicho kowbojskie songi w najmilszym rodeo rozedrganym rodeo nasze wielokrotne sto lat wewnątrz szpitala

tam trzymam dłonie tu jest mój punk tutaj każda litera ma rodzaj

przynależność do nieba do krwi do róż o których nie można więcej powiedzieć już wypuścić powietrze na powietrze kochać nie kochać

kochać konkretna poezja konkretny punk estetyczna skucha obłok dusz

tam trzymam dłonie tu jest mój punk tutaj każda litera obraca się pochylona w grobie dobrym złym i brzydkim speluna jest pełna

tam gramy w ruletkę o środki przeciw gniciu paznokci ostrogi

sześć kul każda ma swoją literę każda ma swój cel brakuje mi rąk coraz bardziej moje dłonie maleńka mój rodeo punk to właśnie jest

to

Rodeo punk

MICHAŁ PRANKE

Page 5: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 5

Pozdrawiam wasze szepty Serca skurcze, umizgi Wasze rózgi, bez reszty Wolności rozdrapane blizny Pozdrawiam wasze dłonie Cudne wory pod oczami! Koszyki słów plecione Piekłem z mikrofali Pozdrawiam wasze głowy Pełne myśli ciężarnych Leżą drugie połówki Gdzieś przy biegunie polarnym Pozdrowił was i upiór… Wy, pęknięte kałamarze! I wódki wam nie kupił? Z niematerialnych wrażeń

Ukłon

PAWEŁ POCHYLSKI

ostatnio jestem zbyt dosłowna zbyt brutalna w swej głupocie

w nieporadnych próbach życia przeżycia tych chwil na swój sposób

na swoje własne cztery strony świata którego pępek jest głęboko schowany

zakamuflowany przed oczami wścibskich niewrażliwych w ignorancji

jeszcze do niedawna

przesypiałam szanse drobnych natchnień dziś wyrzekają się mnie same

machają zza rogu śmiejąc się naiwnie i z podkulonymi ogonkami

uciekają w otchłań bezimienną moje malutkie natchniątka wyśmiewane nim nadejdą

Wszystkie szanse drobnych natchnień

ANNA MRÓWCZYŃSKA

Page 6: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

6 I NEON I grudzień I 2013

Kac intelektualny

LAURA WODEWIL

Rozpuszczanie własnego intelektu w etylowych szczynach rzygającego pijaństwa. Powtórna krystalizacja istoty szarej, wbijająca się trzeźwymi krawędzmi w roz-

miękczony umysł. Odór przetrawionego alkoholu, otacza oparami czaszkę zamkniętą w imadle cięż-

kich skroni. Brejowata papka słabości przyprawiona przyzwyczajeniem, podgrzewana na wol-

nym ogniu zastanowienia. Mijające objawy fizycznego odurzenia odkrywają mentalne spustoszenie.

Kac intelektualny.

Shimanto River

JOANNA SHIGENOBU

Nad rzeką marzeń stała cały dzień, łapała ptaki swoim tęsknym wzrokiem, by dookoła

widzieć cień ich rozpostartych skrzydeł w locie. Maleńkie światła łodzi migały gdzieś w oddali,

myślała, że to płynie on, książę jej życia i rozkoszy. Czekała więc na niego, pana, władcę, króla swojego zamku...

Page 7: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 7

Miała piaskownicę w łóżku i ich buty w przedpokoju; głośne remonty za ścianą,

słyszałem pogłoski.

Lubiła leżeć... z nim

i z tym, a z tamtym... huh.

Miała okruchy za koszulą

i łóżko tak ciepłe, że za ciasne dla dwojga serc

co żyć nie mogą bez przestrzeni.

Bez rozwagi

FILIP CHRZĄSZCZAK

Page 8: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

8 I NEON I grudzień I 2013

wymiana więc idź

tylko dla siebie padam na twarz się przyklejam ja jestem twój uśmiech

żeby było mi milej wśród ludzi

a potem

wnętrzności mam w dół wygięte i obciekam wodą tak długo aż będę sucha

na okrągło

Też jestem z fajnym napisem

JOANNA KLOSKA

Otoczeni przez wdzięczne dysproporcje, kwiaty o wielkich głowach

z błoń zwycięzców nas wygnano,

skazano na życiową mizerność efemerycznej przyszłości i ten średnio opłacalny doskonały starter

- poranek życia tak zwany obfity w kłamstwa,

pijany, później już tylko wieczny ruch w ubojni świata.

Rzeźnia

JOANNA DOROSZCZYK

Page 9: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 9

Skoczyłam poza krawędź świata.

Promienie się przesypały w klepsydrze słońca.

Wyłowiłam sen, który nie umarł

utonął tylko w oczach Mgławicy Skorpiona.

Przyniosłam nowe gwiazd naręcze

ale Mleczna Droga nie jest stułą.

Mgławica Skorpiona

JOLANTA MIŚKIEWICZ

Page 10: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

10 I NEON I grudzień I 2013

PROZA OKNO

TOMASZ DZIAMAŁEK

Neuromacerowi poświęcam

- Więc widzisz, Asturiasie... - zacząłem niepewnym głosem. Byłem wtedy młody. Żyłem bez celu pozbawiony uniesień, ale i wielkich cierpień. Nuda zżerała moje dni, które spędzałem przed komputerem na bez-sensownej pisaninie, by tylko jakoś zabić czas. Tego wydarzenia jednak nie zapomnę, ponieważ odmieniło ono moje życie.

Pewnego dnia postanowiłem poszukać w antykwariacie książki Stanisława Lema „Szpital przemienienia”. Antykwariat był duży i znajdował się w samym sercu miasta. Cho-dziłem między półkami, licząc, że znajdę poszukiwaną książkę. Był koniec marca. Padał rzęsisty deszcz. Ludzie chodzili po rynku bez celu jak zawsze – jedni zamyśleni, inni z wyrazem zatroskania na twarzy. Prze-szedłem kilkadziesiąt metrów, a książka uporczywie nie dawała się znaleźć. Nie chciałem pytać pracownika antykwariatu o jej położenie, by nie budzić tej błogiej ciszy, która się we mnie zalęgła. Byłem jak trapista zanurzony w modlitwie do swojego Boga; przenikało mnie jakieś światło.

Moje poszukiwania książki się przecią-gały. Nagle w oddali zauważyłem jakieś okno i nagle zrobiło mi się duszno, więc postanowiłem je otworzyć. Uporczywe nie chciało się jednak poddać. Widać dawno nikt go nie otwierał; było brudne i przykryte grubą warstwą kurzu. Szarpnąłem raz, drugi, trzeci i odruchowo spojrzałem przez szybę. Za nią tkwił jakiś nieokreślony kształt. Chciałem dowiedzieć się, co to, nie mogłem jednak zdobyć się na odwagę i kiedy przytknąłem nos do szyby, by dokładniej obejrzeć maja-czącą sylwetkę, okno niespodziewanie się otworzyło, a moje ciało przeniknął nieprzy-jemny, zimny dreszcz. Chciałem odejść, ale nie mogłem. Jakaś siła trzymała mnie przy oknie. Nie do końca zdając sobie sprawę z

tego, co robię, przekroczyłem je i kiedy sta-nąłem po drugiej stronie, okno zamknęło się, a ja znalazłem się w jakimś dziwnym miej-scu. Była mgła. Z nieba padał śnieg, a mój strój nie nadawał się na panujące tam wa-runki atmosferyczne, poza tym świat za oknem spowijała swoim grubym płaszczem nieprzenikniona mgła. Oddychałem ciężko. Zamknąłem oczy i wielkim wysiłkiem uczyni-łem pierwszy, niepewny krok. Później kolej-ny i następny. I wtedy w moich uszach za-częła się rodzić muzyka. Instrument dęty, którego dźwięk znałem. To był początek koncertu fortepianowego b-moll Czajkow-skiego. Przyspieszyłem kroku i nagle w gę-stej mgle usłyszałem:

- Co pan tu robi? - był to głos kobiecy. Delikatny, acz nie pozbawiony stanowczości i niski.

- Sam chciałbym to wiedzieć – odpo-wiedziałem niepewnie. Zimno mi!

- Widzę, że jest pan ubrany nieade-kwatnie do warunków. Pomogę panu. To rzekłszy, kobieta wydobyła nie wiadomo skąd ciepły koc, którym troskliwie mnie okry-ła. - Mam na imię Beatrycze i wyszłam na chwilę na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Mieszkam o tam, niedaleko – pokazała na znajdujący się w odległości rzutu kamieniem pagórek, który niczym kró-lik z cylindra wyłonił się nagle z gęstej mgły. Stał na nim dom niczym z bajki. - Pozwoli pan, że zapalę?

- Ależ proszę bardzo – odpowiedzia-łem zmieszany.

- A może miałby pan ochotę wejść na chwilę do mnie? Rozgrzałby się pan, wypili-byśmy herbatę, porozmawiali.

Page 11: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 11

Rys. Adrianna Brechelke

Page 12: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

12 I NEON I grudzień I 2013

- Z chęcią – odpowiedziałem uradowa-

ny.

Kobieta wzięła mnie pod rękę i powoli zaczęliśmy wspinać się do tego czarownego domu, który zrobił na mnie takie wrażenie, lecz już pierwszy krok był dla mnie zasko-czeniem, gdyż góra się odsunęła.

Beatrycze uśmiechnęła się szelmow-sko.

- Musisz ją pogłaskać.

- Pogłaskać? – spytałem zdziwiony.

- Właśnie – odpowiedziała, nie prze-stając się uśmiechać.

Pogłaskałem więc górę, a ona przesta-ła uciekać. Szło mi się bardzo trudno. Mia-łem wrażenie, że poruszam się w błocie – to w ogóle nie przypominało góry.

- Gdzie jestem? – spytałem w my-ślach, bojąc się wypowiedzieć to pytanie głośno.

Krok za krokiem szliśmy na szczyt. Mgła nie ustępowała, więcej stała się jesz-cze bardziej gęsta. Nie widziałem przed sobą nic. Wejście na szczyt zajęło mi kilka godzin. To, co zobaczyłem na szczycie, wprawiło mnie w osłupienie. Dom był wiel-kim, czerwonym jabłkiem z wydrążonym wejściem. Byłem głodny, chciałem więc ugryźć kawałek, lecz Beatrycze nagle złapa-ła mnie silnie za rękę i powiedziała:

- Zapomniałam powiedzieć ci, że nie możesz tutaj niczego dotykać.

- Przepraszam – odpowiedziałem zmieszany. – Jestem głodny.

- Głód możesz zaspokoić w inny spo-sób. Dam ci coś, ale musisz mi obiecać, że pomożesz mi zrobić dwa materace.

- Obiecuję, ale po co są one pani po-trzebne?

- To mój ślub, a muszę mieć miejsce, by spędzić z mym ukochanym noc poślubną. Ostatne materace zostały zjedzone podczas niedawnej uczty. – Podejdź do tamtych drzwi – rzekła władczym tonem. Widzisz?

Drzwi zamajaczyły na horyzoncie.

- Bierz się więc do pracy, a ja się w

tym czasie wykąpię.

Z niechęcią i obrzydzeniem włożyłem dłonie w coś, co swoją konsystencją przypo-minało żelatynę i nagle na moich rękach pojawiły się swędzące krosty.

- Gdy skończysz, daj mi znać. Będę w łazience – powiedziała uradowana i zwiew-nym krokiem, nucąc pod nosem jakąś do-brze mi znaną melodię, udała się do kąpieli.

Nagle zrobiło się jeszcze zimniej. Za-cząłem mozolnie formować żelatynę. Trwało to wszystko bardzo długo, ponieważ nie miałem wprawy. Po uformowaniu zgrabnych sześcianów (zimno stało się niemal nie do zniesienia) spojrzałem mimowolnie na swoje dłonie. Krosty przybladły i przestały mnie swędzić. Wolnym krokiem ruszyłem w kie-runku łazienki.

Pomieszczenie było niewielkie – na lewej ścianie znajdowała się umywalka zro-biona z jakiejś dziwnej, białej substancji – zajmowało powierzchnię około dziesięciu metrów kwadratowych. W brązowej cieczy siedziała Beatrycze. Cofnąłem się mimowol-nie.

- Nie bój się. Podejdź tutaj!

Podszedłem niepewnym krokiem i chociaż byłem blisko, wciąż nie mogłem wyraźnie dostrzec mojej towarzyszki.

- Wiem, żeś głodny – stwierdziła. – Tym możesz się najeść – wskazała w kie-runku brązowej substancji, w której siedzia-ła.

Sięgnąłem więc ręką i wziąłem sporą garść. Przyłożyłem łapczywie do ust i zaczą-łem jeść. I wtedy stało się jasne, że posilam się musztardą. Jadłem do syta.

- Wyjdź z łazienki i poszukaj pana młodego. Rozejrzyj się tutaj trochę i pamię-taj, że nadal nie możesz niczego dotykać bez mojego pozwolenia.

Przeszedłem do innego pomieszcze-nia. Na kanapie jakby w konwulsjach wił się pan młody. Nie miałem odwagi odezwać się, dlatego postanowiłem tak go zostawić, kiedy nagle ktoś odezwał się grubym głosem:

- Jesteś w szpitalu. Trafiają tu chorzy, a gdy zdrowieją... – głos urwał się nagle. Stanąłem jak wryty, próbując zgadnąć, gdzie

Page 13: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 13

jestem i o co tutaj, do licha, chodzi.

Nagle zobaczyłem Beatrycze z panem młodym pod rękę.

- To Refus, mój mąż.

- Kreston – odrzekłem.

- Mamy nadzieję, że będziesz się świetnie bawił na naszym weselu – powie-dział pan młody i z swoją młodą żoną pod rękę zaczęli wić się w jakimś szaleńczym tańcu.

Nagle zrobiło się głośno. Nie wiadomo skąd do uszu moich zaczęła docierać muzy-ka przypominająca brzęczenie os.

Gruby głos odezwał się znowu:

- Niedługo nadejdzie czas uczty. Musi-my jeszcze chwilę poczekać. To nie potrwa długo, cierpliwości. Czasem zdarza się, że musimy czekać bardzo długo na solidny posiłek, a czasem trafia nam się taka liczba dań, że mamy wyżywienie na długie miesią-ce. Bywa też i tak, że z głodu zjadamy wła-sne ciała. Nie dziw się. Gdy brakuje jedze-nia, nie ma sentymentów. Członki naszych ciał odrastają jednak w bardzo szybkim tem-pie.

Przeraziłem się. Nie wiedziałem, jak stąd można się wydostać. Zacząłem dokład-niej rozglądać się po pomieszczeniu i nagle w kącie dostrzegłem jakiś niewyraźny kształt. Podszedłem bliżej i wtedy dotarło do mnie, że widzę książkę, która nie wiem, w jaki sposób dostała się tu ze mną. Było to dziwne, ponieważ o ile dobrze pamiętałem, nie zabierałem z sobą żadnej książki z anty-kwariatu. To oczekiwanie na parę młodą było męczące. Chciałem natychmiast stąd wyjść, nie wiedziałem jednak, w jaki sposób mógłbym wrócić do mojego ukochanego antykwariatu. Postanowiłem więc tu zostać i trochę powęszyć.

Pierwsze pomieszczenie było całe w pomarańczowych rombach. Romboidalne kształty były wszędzie.

Drugie było trójkątne, a trzecie kwa-dratowe. Kiedy opuściłem ostatnie, zjawili się państwo młodzi: ona jak zwykle uśmiech-nięta, on lekko zmieszany. Beatrycze ode-zwała się:

- Pewnieś głodny?

- O tak. W brzuchu mi burczy i słaby-m. Dlaczego kelnerzy nie chodzą z tacami? Dlaczego nie gra muzyka?

- Naprawdę chciałbyś wiedzieć?

- Tak, gdyż dosyć mam już tych zaga-dek. Męczy mnie to czekanie. To najdziw-niejsze wesele, na jakim byłem.

- Dowiesz się w swoim czasie, a na razie możesz zjeść swoje ręce.

- Ale one mi będą potrzebne. Nie wy-obrażam sobie życia bez rąk.

- Nie bój się! Odrosną ci i to nawet szybko – w ciągu jednego dnia.

Zanim podjąłem decyzję, musiałem zajrzeć do tej tajemniczej książki. Podsze-dłem więc do miejsca, gdzie się znajdowała i otworzyłem ją w losowo wybranym miejscu. Moim oczom ukazał się jakiś dziwny alfabet, którego nie byłem w stanie odczytać, więc ze złością zamknąłem książkę i rzuciłem w kąt. Drżałem na całym ciele. To było nie do zniesienia. Sztylety zimna kroiły moje ciało na drobne kawałki. Słaniałem się na nogach z osłabienia. Postanowiłem szybko poszu-kać Beatrycze.

Obudziłem się. Za oknem słyszałem śpiewającego słowika i kiedy wydawało mi się, że opuściłem to dziwne miejsce, gdzieś z rogu pokoju dał się słyszeć głos:

- Jesteś w szpitalu. Niedożywienie. Zostałeś zabrany z tamtego miejsca i prze-niesiony kilkanaście metrów niżej. Zjadłeś swoje ręce.

To był dla mnie szok! Próbowałem poruszyć rękami pod kołdrą. Nie udało się. Dostrzegłem jednak, że kikuty bardzo wolno rosną. Wieczorem powinno być w porządku.

- Gdzie jest Beatrycze? – spytałem słabym głosem rekonwalescenta.

- .Została zjedzona.

- Słucham? – nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.

- Została zjedzona przez ptaka. Sły-szałeś słowika po obudzeniu?

Page 14: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

14 I NEON I grudzień I 2013

Rys. Adrianna Brechelke

Page 15: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

2013 I grudzień I NEON I 15

- Bardzo wyraźnie. Pięknie śpiewał.

- To on ją zjadł.

- Skąd o tym wiesz?

- Nie pytaj. Jestem Tajemnicą.

Nie dawałem jednak za wygraną i natarczywym głosem domagałem się wyja-śnień.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? – spytał jakoś tak zimno.

- Bardzo. Nie daje mi to spokoju.

Znowu jestem w antykwariacie. Pod-chodzę do lustra, w którym odbijają się nie-wyraźnie dwie wspinające się na jakąś górę postaci. Po dokładniejszej obserwacji okazu-je się, że to nie była góra, ale noga od stołu pokryta jakąś śliską substancją. Pacjent szpitala w Pirdynie rozlał sok i to on sprawiał wrażenie, że wtedy poruszałem się jakby w czymś miękkim – jakby w błocie.

A jabłko, w którym byłem? Nie było umiejscowione na żadnej górze. Po prostu

leżało sobie na stoliku czternastoletniego pacjenta chorego na białaczkę. A te wspina-jące się sylwetki? To zminiaturyzowany ja i Beatrycze (teraz widziałem to wyraźnie), która po dokładnym przyjrzeniu się jej oka-zała się być robakiem.

A uczta o której mówili?

Czternastoletni pacjent miał już niedłu-go umrzeć. Oni to przeczuwali, dlatego mó-wili o uczcie. Dopóki jednak był żywy, nic nie mogli zrobić. Musieli czekać, nie mając prze-cież żadnej gwarancji, że pacjent umrze. Przecież istniało niewielkie prawdopodobień-stwo, że zastosowana chemio- i radioterapia przyniosą pozytywne skutki i chłopak po prostu wyjdzie ze szpitala.

Niedługo potem chłopak zmarł, więc znajome robaki doczekały się wyżerki. A co się stało z mężem Beatrycze?

Okazało się, że miał więcej szczęścia i zmienił się w piękną, błyszczącą muchę, która czasami przylatuje do mnie, gdy jest mi smutno.

Oferujemy miejsce na reklamę w naszym zeszycie literackim. Przeważnie ma ono około 20

stron formatu A5. Część moglibyśmy przeznaczyć na reklamę. Do tej pory drukowaliśmy

średnio 150 egzemplarzy, które zostawialiśmy w najważniejszych punktach w mieście, tj. w

Teatrze Polskim, Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, Bydgoskim Centrum

Informacji, Kawiarni Artystycznej Węgliszek czy Miejskim Centrum Kultury. Stamtąd bardzo

szybko znikały. Poza tym każdy numer jest również dostępny online, co umożliwia dotarcie do

większej ilości osób.

Warto wesprzeć lokalną działalności artystyczną!

Kontakt: [email protected]

GRUPA NEON SZUKA SPONSORA

Page 16: Zeszyt Literacki Neon - grudzień 2013

16 I NEON I grudzień I 2013

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Wanda Maria Chotomska jest wybitną polską pisarką, autorką wielu wspaniałych wierszy oraz opowiadań dla dzieci i mło-dzieży. Pomysłodawczyni słynnego cyklu programów telewizyjnych dla dzieci „Jacek i Agatka”, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz Prezes Zarządu Polskiej Fun-dacji Dzieci i Młodzieży. Jest autorką ponad 200 książek dla dzieci i młodzieży, scenariu-szy do filmów krótkometrażowych i sztuk teatralnych, audycji radiowych oraz telewi-zyjnych.

Wanda Chotomska urodzona 26 paź-dziernika 1929 roku w Warszawie.

Debiutowała na łamach „Świata Mło-dych” w 1949 roku. Natomiast w roku 1958 opublikowała swój pierwszy tomik poezji zatytułowany „Tere fere”. Wspólnie z Miro-nem Białoszewskim ogłaszała wiersze w „Świerszczyku”, podpisywane pseudoni-mem „Wanda Miron”. W roku 1969 autorce został przyznany „Order uśmiechu”. Jest to międzynarodowe odznaczenie nadawane za działania przynoszące dzieciom radość. Na pomysł nadawania orderu wpadła w 1968 roku redakcja Kuriera Polskiego. Inspi-racją był wywiad z Wandą Chotomską z okazji 5-lecia dobranocki dla dzieci „Jacek i Agatka”, w której pisarka opowiedziała o chłopcu ze szpitala rehabilitacyjnego pod Warszawą, który chciał nadać jakieś odzna-czenie od dzieci. Dziennikarze uznali, że to może być inicjatywa samych dzieci, żeby nagradzać dobrą pracę dorosłych, więc ogłoszono ogólnopolski konkurs na projekt odznaczenia. Ceremonii wręczania orderu towarzyszy rytuał wypicia soku z cytryny, koniecznie z uśmiechem oraz pasowanie różą. Każdy nowo pasowany Kawaler Orde-ru Uśmiechu przyrzeka przed dziećmi i członkami kapituły „być zawsze pogodnym i radość dzieciom przynosić”.

WANDA MARIA CHOTOMSKA

(ur. 1929)

oprac. EWA JASTRZĘBSKA

Z krasnalem jest dobrze

WANDA MARIA CHOTOMSKA

Z krasnalem jest dobrze w przedszkolu i w domu, bo zawsze we wszystkim

potrafi dopomóc. Jest zawsze przy tobie

czy w słońce, czy w deszcz.

W kieszonce go nosisz, bo swoje już wiesz.

Z krasnoludkiem nawet

ciemna noc jest jasna bardzo jasna, bardzo jasna, bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat,

taki śmieszny i pocieszny mały krasnal.

Pamiętaj, że krasnal pięć klepek ma w głowie,

więc w szkole ci także nie jedno podpowie.

W tornistrze do szkoły codziennie go nieś.

Tornister jest lżejszy, gdy krasnal w nim jest.

Z krasnoludkiem nawet

ciemna noc jest jasna bardzo jasna, bardzo jasna, bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat,

taki śmieszny i pocieszny mały krasnal.

Tak prędko się rośnie, wyrasta się z ubrań,

już spodnie za krótkie, za ciasna wiatrówka.

Już dziecko nie dziecko, już z chłopca jest chłop.

Kochany, zaczekaj! Zastanów się! Stop!

Z krasnoludka nigdy w życiu nie wyrastaj!

Nie wyrastaj, nie wyrastaj! Bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat, taki śmieszny i pocieszny

mały krasnal.