Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

16
2012 I styczeń I NEON I

description

Miesięcznik Literacki Neon wydawany przez bydgoską Grupę Literacką NEON

Transcript of Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

Page 1: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I

Page 2: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2 I NEON I styczeń I 2012

7 2012

STYCZEŃ NR

OD REDAKCJI

MARTA FORTOWSKA

Każdy Nowym Rok wywiera na mieszkańcach naszej planety konieczność stawiania sobie wymagań ("ograniczę słodycze, zacznę biegać popołudniami (+ wie-czorem co najmniej dwadzieścia pięć brzuszków), zdecyduję, jakie studia wybiorę etc.). Na ulicach i portalach społecznościach dało się zauważyć powszechne poru-szenie presją postanowień. Tak, przed końcem świata trzeba się zdyscyplinować!

Szczerze kibicuję wszystkim, którzy w tym roku zaczną zdrowo się odżywiać i dokładnie zaplanują swoją karierę zawodową - mi samej zabrakło samozaparcia, a po przerwie świątecznej dźwięk budzika sprawiał, że chciało mi się wyć. Może trochę wyolbrzymiam, ale do dziś nikt nie widział mnie biegającej po lesie, a średnio raz w tygodniu zmieniam zdanie, co do kierunku studiów.

Dlatego też na Nowy Rok życzymy wszystkim wytrwałości i podsuwamy pod nos styczniowy numer NEONa.

Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Dawid Zawadzki Grafiki: Andrzej Bandoch Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Dursze-wicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Marta Łoboda, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski, Sebastian Walczak Kontakt e-mail: [email protected] Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Byd-goszcz, tel. 514 529 032

REDAKCJA

www.grupa-neon.blogspot.com

www.facebook.com/grupaneon

www.inkaustus.pl

www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com

Nakład: 140 egz.

Page 3: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 3

tnę słowa na kawałki smakuję

kocham cię wewnątrz takie cierpkie

skaleczona nożem ostrym zniknij znikam

krew cicho kapie

na spóźnione przepraszam

zraża wielokrotne wybacz niedoprawione

szczerością tnę usta bluźniercze

sznuruję ciało

i nic już nie chcę słyszeć

analiza

OLA RULEWSKA

POEZJA

Page 4: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

4 I NEON I styczeń I 2012

Dwie planety osadzone w twojej twarzy

wystawione na użytek dzienny

nie na nocny jak te z dołu

patrzą na mnie

i nie widzą

***

MARTA FORTOWSKA

Page 5: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 5

Bije serce. Odmierza upływ ulotne-go czasu. Jest najlepszym zegarem. Pompa tłocząca krew, narażona na wysi-łek, którego nikt nie docenia; traktowana z góry i protekcjonalnie. Zabijana przez złe odżywianie i papierosy. Uważana za siedlisko miłości. Ukryta w centrum. Biją-cy pik z ogonkiem. Czy trzeba jeszcze kogoś przekonywać?

Kubek, w którym piję kawę, zielony i majestatycznie stojący na suszarce,

sięgany każdego dnia. Noc go destruuje, rozpada na drobne kawałki, a pierwszy promień słońca scala go do wieczora, by znowu dokonać destrukcji.

Przedmioty – towarzysze moich niedoli i smutków, moich radości i kieszonkowych szczęść, które w najlep-szym razie są dobrymi samopoczuciami, a ja wolę je na swój prywatny użytek nazywać tak właśnie. Czego ode mnie chcą ci świadkowie, niemi obserwatorzy,

PROZA TROCHĘ MNIEJ JABŁKA

TOMASZ DZIAMAŁEK

Page 6: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

6 I NEON I styczeń I 2012

którzy giną czasem przez moją nieuwa-gę, nieroztropność, za-myślenie? Lubię myśleć, wmyśleć się tak, że zapominam o otoczeniu i ono jest dla mnie ratun-kiem przed zezwierzęceniem, przed poświęceniem siebie, które zostaje wy-śmiane i zlekceważone. Nie umiem pro-sić o strach, czytam i płonę, a najczę-ściej się denerwuję, bo książki to prze-cież takie miłe oszustki, mamią i obiecu-ją coś lepszego, a po ich zamknięciu wraca się do tu i teraz i przyjmuje ten powrót bez zdziwienia.

Parasol nie chroni przed desz-czem, tak jak nasze człowieczeństwo, które obnosimy z taką dumą nie jest żadną gwarancją naszej dojrzałości.

Położył rękę na piersi, czuł bijące serce, jego galop, przez równiny myśli, przez stepy wyobraźni, przez góry nie-spełnionych snów.

Czuł się dziwnie – jakiś głos szep-czący po nocach; nie mógł spać spokoj-nym snem małomieszczanina i było mu z tym źle. Tęsknota i próby jej zabicia z góry skazane na niepowodzenie; to od-roczenie – chwilowe i jakże nieprecyzyj-ne.

Ulubiony kubek, do którego wsypy-wał każdego ranka dwie łyżeczki kawy, by po chwili, gdy usłyszy gwizd zdener-wowanej wody, złapać za rączkę przez szmatę, odwieść gwizdek i gorący stru-mień skierować do czeluści, do jądra, do sedna. Jego serce biło wtedy mocniej, zaspanie gdzieś odchodziło bez poże-gnania, bez machania, bez uściśnięcia dłoni, bez uśmiechu, odchodziło tak, jakby nigdy nie miało wrócić, jakby było mu dobrze tam, w miejscu, gdzie wszy-scy i wszystko są trzeźwi i racjonalni. Za kilka godzin wracał i bez patosu wcho-dził w jego ciało początkowo bez jego wiedzy, jakby gwałt na jego duszy zapi-sany był złotymi literami w księdze ży-wota. Oswajał je i próbował się nie kłó-cić, nie oponować, gdyż było miłe, odrę-twiające.

Parasol ze złamanymi drutami; już dawno powinien go wyrzucić, ale miał

do niego jakiś irracjonalny sentyment, bo przecież wiązało się z nim tyle przy-jemnych chwil, tyle spacerów, tyle orzeźwień, gdy po letnim, dusznym, parnym powietrzu, nadchodziła z daleka bogini z groźnym piorunem w dłoni; zwiastowana przez wiatr, przez kołysa-nie się trawy, przez przestraszony szum zieleniejących tuż pod jego nosem drzew. Parasol – świadek bogini pioru-nów, jej lęków i zdrad, kiedy mąż o potężnym głosie przestawał jej wystar-czać. Stokroć bardziej wolała tego lek-koducha i trzpiota, który śpiewał dla niej serenady i obdarowywał wirującymi ziar-nami piasku, które tak bardzo lubiła.

Kolejny etap – to nos – precyzyjne narzędzie wartościowania dzisiejszych ludzi. Dwie dziurki, które mają sens i są dawczyniami życia, a przecież do tej pory dziura była czymś pogardzanym, niepożądanym, budzącym niesmak u estetów. Ale przez nią można przecież zobaczyć, co jest po drugiej stronie, i jak tam jest. Dziura jako możliwość do wy-kradzenia tajemnic Wszechświata, by potem sprzedawać je na targowisku nauki, wśród wrzasku przekupek za-chłannie pragnących zysku, szacunku i podziwu.

Przez nos do uwielbienia.

Delektujesz się smakiem jabłka, ale wyobraź sobie, że nie masz smaku – nie od początku – po prostu w tej sekun-dzie nagle nie odczuwasz smaku, czy to jabłko istnieje więc dla ciebie trochę mniej? Czy jest już inną oczywistością, czy wciąż tą samą pomniejszoną tylko o współczynnik doświadczenia zmysłowe-go? I co to znaczy istnieć mniej, stracić część własnej jabłkowatości? Ale dla kogoś innego istnieje ono przecież bez żadnych ograniczeń. Czy można zatem powiedzieć, że istnieją dwa jabłka, czy też jedno jabłko tylko trochę inaczej doświadczane? Ale gdy jest inaczej doświadczane, czy mamy prawo wciąż nazywać je jabłkiem, czy też może po-trzebna jest jakaś inna nazwa?

Lubisz o tym myśleć i nie wiesz,

Page 7: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 7

czy ten filozoficzny problem został już rozwiązany, bo znasz tylko fragmenta-rycznie poszczególnych filozofów i ich koncepcje – z tego jedno zdanie, z tam-tego jedno. Jakoś nie możesz się zmobi-lizować i sięgnąć po Spinozę; tyle razy to sobie obiecywałeś i na próżno, godzina po godzinie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku; a przecież jesteś coraz starszy; nikt nie odda ci nawet sekundy. Czy zdą-żysz?

Siedzisz w zadymionym pokoju. Jest noc. Na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, księżyc z ledwością przedziera się przez grube warstwy chmur. Cisza. Twoi domownicy już śpią od godziny, a ty skupiony na lekturze „Ulissesa” nie zauważasz upływającego czasu. Docie-rają do ciebie stłumione dźwięki ulicy. Wyglądasz przez okno, odchodzisz od niego, by usiąść na sfatygowanym krze-śle pokrytym zieloną materią. Wracasz do lektury. Robisz się głodny, idziesz do kuchni, by coś przekąsić, kiedy wracasz do pokoju z dwiema pajdami i kawałkiem kiełbasy, słyszysz jakieś niewyraźne szelesty, które z minuty na minutę potęż-nieją, by po kilkunastu osiągnąć straszli-wy hałas. Masz gęsią skórkę, trzęsą ci się ręce, serce bije szybciej, źrenice po-większają się, a z gardła dobywa się nieartykułowany krzyk. Filiżanka i chleb lądują w przedpokoju, za plecami sły-szysz złośliwy śmiech. Powtarzasz so-bie, że to ten nastrój, że to wytwory two-jego umysłu, który musi nasycić twoje ciało i wyrwać z tych kolein zwyczajno-ści, przeciętności. Powoli skradasz się w kierunku nieposłanego łóżka i z przera-żeniem odkrywasz leżącą w nim karło-watą postać mężczyzny koło trzydziestki. Patrzy na ciebie i chce coś powiedzieć. Chcesz go uderzyć, a wtedy nagle zmie-nia się w Tinę Turner, wyskakuje z łóżka z mikrofonem, który nie wiadomo jak znalazł się w jego ręce, i zaczyna śpie-wać: „What you get is what you see.” Chcesz zapytać, skąd on tutaj (a raczej ona), ale nie możesz wydobyć słowa ze ściśniętego gardła. Po chwili ulegasz

Page 8: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

8 I NEON I styczeń I 2012

nastrojowi chwili, podrygujesz w rytm muzyki i mrugasz oczkiem do swojej ulubionej piosenkarki. O nic nie pytasz. Po dwóch godzinach szaleńczego tańca musisz na chwilę usiąść odpocząć. Za-mykasz na chwilę oczy i po omacku szu-kasz leżących na stoliku papierosów.

Stolik, na którym leży wirujący tale-rzyk. Seans spirytystyczny. Wywoływa-nie ducha. Jest odpowiedź, ale nie jesteś zadowolony. Chcesz spytać, gdzie jest Tina, ale przecież znalazłeś się tutaj po dość długiej podróży – hotel okropny i jeszcze gorsze żarcie. Masz chociaż jakieś rozrywki; bawisz się tą sytuacją i nie chcesz, aby ktokolwiek przeszkadzał ci w sprawowaniu obrzędu; rozmawiałeś już z tyloma trupami, tyle ciekawych rze-czy się dowiedziałeś, tyle ciekawych miejsc widziałeś, a wciąż masz głód w duszy. Chcesz więcej, mocniej i ostrzej. Właśnie tak – nie za szybko, żebyś mógł się przyzwyczaić.

„I don’t wanna lose you. “ Czy to możliwe? Czy to konieczne? Czy poży-teczne? Tracić sny, marzenia, krople deszczu, ulotne chwile, uśmiechy, do-świadczenia jedności, tracić znajomych, przyjaciół, kochanków, tracić jędrność skóry, kolor nieba, zapach nocy, tracić pieniądze, tracić wspomnienia, książki przeczytane i nieprzeczytane, tracić czas. Szukać porozumienia w płatkach zalanych mlekiem, delektować się zapa-chem jabłka, które jest jabłkiem poten-cjalnym, wyśnionym, plastikową atrapą na plastikowej jednorazowej tacce. Tra-cenie i szukanie idą pod rękę, ale czy są przeciwieństwami?

Nie umiem powiedzieć, co czuję. Jak pijak kołyszę się od ściany do ściany w nadziei. No właśnie na co? Że wresz-cie spotkam zjawę, która nie będzie tylko refleksem słońca na wystawie sklepu z biżuterią, że przestanę marzyć i plamić prześcieradła? Jest tylu cudownie pięk-nych chłopców – ale piękni nie zwracają uwagi na brzydotę – nie chcą dopełnie-nia samych siebie – kochając i cierpiąc we własnym gronie. I nie znajdują wtedy

ukojenia.

Czy jest czynność pozbawiona metafizycznych wymiocin, filozoficznej czkawki i przeraźliwej pustki, którą czy-nienie czegoś ma zniwelować do mini-mum, a najlepiej zniszczyć?

Kawa jest najlepszym lekarstwem na chandrę – pobudza, usuwa ból głowy, przywraca na powrót mieszczańskiemu życiu przerośniętego studenta na obrze-żach miasta. Stawia go do pionu i po-zwala usunąć z oczu ten paraliżujący ciężar.

Jakoś tak mi smutno... Nie, to nie postawa Obrażonej Księżniczki, smutno mi bez powodu, tak jak wesoło mi bez powodu. Moja dusza krwawi – jest jak ćwiartka jabłka obnażona i leżąca z bez-wstydnie rozkraczonymi nogami. — Moc-niej mi wsadź! Mocniej! – krzyczy. Jest masturbowana przez swoją przyjaciółkę penisopodobnym wibratorem. A potem składa nogi, zakłada majtki na swoje grube dupsko i idzie wziąć prysznic, któ-ry jest na korytarzu akademika. Myśli o nim i nie może mu przebaczyć – ona wzór wszelkich obywatelskich cnót, obrzydła konformistka, zgodna do bólu na wszystkich i wszystko. Ćwiartka jabł-ka powoli tracąca witaminy, ciemniejąca z każdym pchnięciem potężnego fallusa, gwałcona lubieżnymi myślami jej po-przednich kochanek. Biorę ją do buzi i zjadam jej kształtne ciało, a ona nawet nie może mi stanąć w gardle, bo wcze-śniej starłem ją na tarce – jej ciało to krwista, plypowata masa, nie ma już rąk i nóg. Jest magmą, rozdrobnioną i ujarzmioną przez przedmiot. Nie żal mi jej! Nie lubię, jak mówi mi się, co mam robić.

Pestki, z których ze smakiem wydo-bywam białą substancję – jej lekko gorzki smak jest moim ulubionym – odrobina kwasu pruskiego, przypomina gorycz nadziei na miłość.

Ogryzek wyrzucam do śmietnika.

Page 9: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 9

ŚRODA, GODZINA 08:33

- Następny!!! - rzuciła niezwykle sympatycznym głosem, niezwykle sympatyczna pani w okienku. Moja reakcja była błyskawiczna. Czym prędzej podbiegłam do uroczej niewiasty z obfitym biustem i wypisanym na plakietce imieniem Elwira (zakładam, że tak miała na imię).

- Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat

- A proszę przeczytać napis nad moją głową.

- Administracja i ubezpieczenia - wypełniłam posłusznie polecenie.

- Czy jest tam coś napisane o samochodach?

To chyba było pytanie retoryczne.

- Nie - odpowiedziała sama sobie - proszę podejść do okienka numer cztery.

ŚRODA, GODZINA 10:51

- Następny!!! - tym razem to przyjazne hasło padło z ust drobniutkiej, rudej kobitki o dość infantylnym głosie.

- Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8.

- A proszę przeczytać to ogłoszenie.

- Dotyczy ulic Królewskiej, Hożej, Wojska Polskiego, Świętokrzyskiej i Okopowej.

- Czy jest tu coś napisane o Nowym Świecie?

- Nie – odparłam, nie tracąc dobrego nastroju.

- Proszę podejść do urzędu na Marszałkowskiej. Zamykają o 18.

ŚRODA, GODZINA 13:24

- Następny!!! - Jezu, ale gruba. Nie wiem, czy znajdę odwagę, żeby podejść do tego okienka.

Raz kozie śmierć!

- Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8.

- A pani tam mieszka?

WYŚCIG Z CZASEM

KAROLINA RAKOWSKA

Page 10: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

10 I NEON I styczeń I 2012

Wyjątkowo nie zdziwiła mnie inteligencja rozmówczyni.

- Proszę sobie wyobrazić, że tak. - Strach minął.

- W takim razie poproszę dowód wynajmu lub kupna mieszkania przy tej ulicy.

No nie!

- Nie mam.

- To proszę wrócić, jak pani będzie miała - nawet nie kryła radości z mojego nieszczęścia.

ŚRODA, GODZINA 15:46

- Następny!!! - gruba pani chyba skończyła zmianę, bo zastąpiła ją młodsza koleżanka. Równie gruba, równie brzydka, równie głupia (jak sądzę).

- Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8. Oto dowód wynajmu mieszkania na tej właśnie ulicy.

- Świetnie. To jeszcze tylko poproszę kartę rejestracyjną pojazdu.

Oż ty!

- Nie mam.

- To proszę wrócić, jak pani będzie miała.

ŚRODA, GODZINA 17:29

- Następny!!! - Nawet już nie mam ochoty analizować. - A nie, przepraszam, mam przerwę. Będę za pół godziny.

LA, LA, LA!

ŚRODA, GODZINA 17:59

- Następny!!!

- Witam, chciałabym prosić o pozwo...

- O matko święta! - pani przerwała mi w pół zdania. - Toż to już osiemnasta. ZAMYKAMY.

SOBOTA, GODZINA 18:24

MÓJ samochód stoi zaparkowany przed MOIM blokiem.

Page 11: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 11

Nowy Jork. Wielka metropolia owia-na mrokiem i tajemnicami, o jakich niko-mu się nie śniło. Blask księżyca z ledwo-ścią przebijał się przez wędrujące po niebie chmury. Szedłem bardzo powoli. Cicho. Zupełnie jakby mnie nie było. Wsłuchiwałem się w dźwięk bijącego serca. Kobieta; wysoka blondynka w czerwonym płaszczu i czarnych koza-kach szła powoli opustoszałymi już ulica-mi – przynajmniej w tej części miasta. O tej porze nie było tu bezpiecznie, zwłasz-cza dla ludzi, zwłaszcza dla niej.

Kobieta obróciła się. Nie zobaczyła mnie. Zakamuflowałem się w mroku no-cy. Jej twarz jednak przedstawiała rodzą-cy się w jej sercu niepokój. Blondynka przyspieszyła kroku. Jej oddech stał się nierówny i urywany. Chciała biec, ale wysokie obcasy jej to uniemożliwiły. Skręciła w prawo i to był jej błąd. Znala-zła się bowiem w ślepym zaułku. Było ciemno.

- Kto tu jest? – spytała przerażona.

- To tylko ja. – odparłem, wyłaniając się z mroku.

- Ty? A kim ty, kurwa, jesteś? – spytała niby opanowana, a jednak głos jej drżał.

- Ja? No cóż. Przyszedłem na kola-cję.

- Że jak?

Nie czekając dłużej, rzuciłem się na moją ofiarę. Kobieta wrzasnęła.

- Kolacja odwołana! – zabrzmiał męski głos znikąd.

Otrzymałem potężnego kopniaka w twarz i uderzyłem w ścianę. Usłyszałem, jak kobieta ucieka w pośpiechu. Wstałem i spojrzałem na mężczyznę, który mnie zaatakował. Był młody. Miał może dwa-dzieścia dwa lata. Długie sięgające ra-mion włosy, piwne oczy i długi czarny płaszcz. Na plecach miał… To chyba jest miecz – pomyślałem.

- To ty jesteś tym nowym krwiopij-cą, prawda? – spytał niskim miękkim głosem. Nie wyglądał na niebezpieczne-go, ale głos budził respekt i kogoś mi przypominał.

- Fakt. Przybyłem niedawno. Tak szybko stałem się popularny?

- Twoja popularność skończy się szybciej niż się zaczęła.

Prychnąłem i ruszyłem na śmiałka, który rzucił mi wyzwanie. Sądziłem, że

DUSZA WAMPIRA

PIOTR CHARCHUTA

CZĘŚĆ DRUGA: ODKRYTA PRAWDA

Page 12: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

12 I NEON I styczeń I 2012

szybko sobie z nim poradzę, jednak przeliczyłem się. Facet wziął mnie pod ramiona i rzucił za siebie. Chciałem wstać, ale inny osobnik nadepnął na moją rękę.

- Widzę, że zacząłeś zabawę beze mnie, Kaelu.

- Cześć, Adamie. Nie sądziłem, że chcesz się przyłączyć.

Drugi mężczyzna zdjął nogę z mo-jej ręki, a ja od razu zerwałem się na nogi. Jednak ten imieniem Kael przyci-snął mnie do ściany i obnażył ostre jak brzytwa kły.

Page 13: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 13

- Jesteś taki jak ja… - powiedzia-łem, a raczej wydusiłem z siebie.

- Z małą różnicą. Ja nie zabijam niewinnych.

- A myślisz, że mi z tym gównem dobrze? Czuję potrzebę zabijania, to zabijam. Co nie zmienia faktu, że mam potem wyrzuty sumienia. Głód jest jed-nak bardzo silny.

- Co ty nie powiesz – rzekł Kael, rozluźniając uścisk na mojej szyi.

Wykorzystałem ten moment i ode-pchnąłem wampira na bok. Sam wysko-czyłem w górę i pognałem przed siebie. Zatrzymałem się na dachu pobliskiego budynku i obserwowałem tajemniczą dwójkę. Ten drugi chciał ruszyć za mną w pogoń, jednak wampir go powstrzy-mał.

- Nie- powiedział.

- Co? Dlaczego?

- Bo on mówił prawdę.

Zarówno ja jak i Adam doznaliśmy szoku, ale faktycznie powiedziałem prawdę. Od wielu lat męczy mnie mój stan i mam tego dosyć. Zaciekawiony postacią wampira Kaela podsłuchiwałem dalej.

- Wiem, kto go stworzył – powie-dział wampir. – Widziałem to w jego oczach. To był on!

- Znaczy się… Że on. Mówisz o Maximilienie?

- Tak. Tego wampira stworzył Maxi-milien de Kvatch, mój ojciec.

Ta informacja poraziła mnie niczym grom z jasnego nieba. Pewnie wygląda-łem głupio z rozdziawiona gębą. Wzią-

łem głęboki wdech, żeby jakoś przetra-wić te rewelacje. Przez te pięć lat mordo-wałem niewinnych, tylko po to, aby prze-żyć. Robiłem to tylko po to, żeby zaspo-koić to kurewskie pragnienie krwi. Ude-rzyłem pięścią w krawędź dachu. Po tych wszystkich straconych latach spędzo-nych w mroku nareszcie zobaczyłem światło. Moje życie nabrało sensu. Ze-msta. Znajdę tego Maximiliena i zabiję go.

Jeszcze tej samej nocy, idąc ulica-mi, natknąłem się na niepokojąca sytua-cję. Pewna młoda para została we-pchnięta przez grupkę bandytów do zauł-ka. Usłyszałem krzyki kobiety i odgłosy walki. Zakradłem się i zobaczyłem, jak młody mężczyzna jest katowany przez pięcioosobową grupę opryszków. Zaci-snąłem pięści. Los dał mi okazję do zmiany mojego parszywego życia.

Zająłem się po kolei każdym z ban-dytów. W kilka sekund odciągnąłem ich od tamtej pary. Kiedy już załatwiłem pięciu napastników, obserwowałem ko-bietę i mężczyznę wychodzących z zauł-ku. Napotkali martwe ciała swoich oprawców. Westchnąłem tylko i ruszyłem dalej własną drogą. Trafiłem jednak na bar i postanowiłem, że zajrzę i się od-stresuję.

Barman nalał mi drinka. Nie był to zwykły drink, bo składał się wyłącznie z krwi. Zaskoczyło mnie to, ale z przyjem-nością wypiłem. Wtem na scenę wszedł mężczyzna z gitarą i zaczął grać. Spoj-rzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Kaela.

Ciąg dalszy nastąpi.

Page 14: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

14 I NEON I styczeń I 2012

- O, ten będzie trudny do zbicia.- Odezwał się jeden.

- Ja tam dałbym radę. Ale to ja, a to twoja kolej.- Zaśmiał się drugi.

- Ostatni… Jak trafię wygrywam.- Odetchnął.

- A jeśli nie… przegrywasz.- Szepnął.

- To wyzwanie?- Podniósł brwi.

- O co? – Zainteresował się jego towarzysz.

- Butelka Jack’a Daniels’a?

- Kuszące… - Zastanowił się chwilę. - No dobra. Jedziesz.- Uśmiechnął się pod no-sem.- Mmmm, whisky. Dawno nie piłem Jack’a Danielsa.

- I szybko nie wypijesz. - Przymierzył się i oddał strzał. Kula trafiła bezbłędnie i męż-czyzna wygrał.

- Kurde! To co? Jeszcze po kolejce?- Uśmiechnął się drugi.

- Nie ma więcej. Poszło wszystko i wygrałem. Stawiasz, przyjacielu!- Zaśmiał się.

- Ech, na pewno nie ma więcej?- Rozglądał się, ale na marne.

- Nie. Skończyliśmy tą akcję.- Mężczyzna wstał i wyłamał kostki.

- O, jak ja kocham te nasze wspólne kręgle.- Uśmiechnął się i klepnął towarzysza w plecy. Poszedł przodem, lecz po chwili krzyknął i upadł na kolana, potem na twarz.

- Nigdy cię nie lubiłem.- Odezwał się mężczyzna i przeszedł obok.

A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany, nigdy nie idź przed snajperem, jeśli ka-rabin jest naładowany.

GRA

MARTA ŁOBODA

Page 15: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

2012 I styczeń I NEON I 15

1. Nie mam nic do powiedzenia, więc nic nie zamieszczam w numerze stycz-niowym.

2. Ostatni tekst był poniżej krytyki , na odpieprz.

3. Dramat dramatyczny, grafomański .

4. Wstydzę się .

5. Dziękuję za uwagę.

6. Zamieszczam autograf.

7. Żeby Neon miał więcej stron .

„…”

SEBASTIAN WALCZAK

Page 16: Miesicznik Literacki NEON - styczeń 2012

16 I NEON I styczeń I 2012

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Człowiek nietuzinkowy, elokwentny, oczyta-ny i, wydawałoby się, zawsze tryskający humorem. Kojarzony zazwyczaj z „Kabaretem Starszych Panów”- popularnym programem satyryczno-rozrywkowym z lat 60. Ale od początku…

Jeremi Przybora urodził się w 1915 r. w War-szawie w rodzinie pochodzenia szlacheckie-go. Studiował anglistykę, lecz nigdy jej nie ukończył. W czasie wojny, jak i po niej, pra-cował w rozgłośni warszawskiej Polskiego Radia. W czasie oblężenia Warszawy po raz pierwszy spotkał się z Jerzym Wasowskim, któremu zaproponował pisanie muzyki do swoich piosenek. Taki był początek porywa-jącego duetu obu panów, którzy razem stwo-rzyli niezapomniane utwory, na zawsze za-padające w pamięć i w serca; a także poczu-cie humoru wyczulające na drobne niuanse, wysublimowane krotochwile i niepozorne, acz celne riposty, którymi poszczycić może się jedynie prawdziwy gentleman.

Długo szukał szczęścia w uczuciu, o którym tak pięknie potrafił pisać, i znalazł je dopiero u boku swojej trzeciej żony - Alicji Wirth. Jedną z jego niezwykłych miłości była młod-sza o 21 lat Agnieszka Osiecka; ich uczucie zostało ukazane w niedawno wydanej książ-ce „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”. Pośród nagród, które otrzymał, można wyszczegól-nić: „Diamentowy Mikrofon” z 1995 r. oraz odznaczenie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W Kut-nie corocznie odbywa się Ogólnopolski Kon-kurs Piosenek Jeremiego Przybory Stacja Kutno, który przypomina niezapomniane przeboje np.: „Addio pomidory”, „Bo we mnie jest seks”. Jakiś czas mieszkał też w Byd-

goszczy, po czym został ślad w postaci „Szlaku Jeremiego Przybory” okalającego najpiękniejsze zakątki Fordonu i nie tylko. Kilkakrotnie próbowano reinterpretować jego utwory jednak, moim zdaniem, nikt nie wyko-nywał ich tak pięknie jak Kalina Jędrusik, Zbigniew Michnikowski, Izabela Kraftówna czy Wiesław Gołas.

Ten niesamowity władca słowa, niczym ha-zardzista, z miną pokerzysty stawiał wszyst-ko na jedno zdanie, i, gdy wydawałoby się, że już przegrał, z lekkością i jakby od nie-chcenia dochodził do tak wykwintnej i nieo-czekiwanej konkluzji, która sprawiała, iż słuchacz sam z siebie uśmiechał się pod nosem. Niewymuszony humor, połączony z elegancją oraz subtelną nieśmiałością szel-mowskiego spojrzenia Przybory stworzył dzieło, które zachwyca do dziś. Polecam z całego serca zapoznanie się z twórczością tego wielkiego tekściarza i ocalenie od zapo-mnienia, nie tylko jego, ale całego „Kabaretu Starszych Panów”, który tak różni się od tego, co dzisiaj serwuje nam telewizja.

JEREMI

PRZYBORA

(1915-2004)

oprac. HANNA ENGEL

„Starsi panowie, starsi panowie, Starsi panowie dwaj, Już szron na głowie, Już nie to zdrowie. A w sercu – ciągle maj!”