Maleszka Andrzej - Magiczne Drzewo

download Maleszka Andrzej - Magiczne Drzewo

of 68

Transcript of Maleszka Andrzej - Magiczne Drzewo

ANDRZEJ MALESZKA: Magiczne drzewo: ANDRZEJ MALESZKA Magiczne drzewo CZERWONE KRZESO :i- . ..fin ILUSTRACJE IGOR MORSKI MORSKI STUDIO GRAFICZNE iss WYDAWNICTWO ZNAK KRAKW 2009 Projekt okadki Andrzej Maleszka Pawe Panczakiewicz/ART.DESIGN Fotografia na okadce Maciej Makowski Fotografia autora na stronie 4 okadki Archiwum autora Ilustracje na stronach 103,174,192 oraz pierwsza wyklejka Andrzej Maleszka Opieka redakcyjna Maria Makuch Adiustacja Urszula Horecka Anastazja Olekiewicz Korekta Barbara Gsiorowska Projekt typograficzny PARASTUDIO amanie Irena Jagocha Copyright by Andrzej Maleszka Copyright for the illustrations by Morski Studio Graficzne Sp. z o.o. 2009 ISBN 978-83-240-1165-0 Ksiki z dobrej strony: www.znak.com pi Sieczny Instytut Wydawniczy 30.105 DZia SPrZ6daZy: tCl- (12) 61 99 -ail: [email protected] Wdwutysicznym roku nad Dolin Warty przesza straszliwa burza. Trwaa bez przerwy przez trzy dni i trzy noce. Przeraone zwierzta kryy si w najgbszych norach. Mae dzieci choway gowy pod poduszki, by nie sysze nieustajcego huku grzmotw. W wielu domach zgaso wiato, a dachy porwaa wichura. Trzeciego dnia piorun uderzy w olbrzymi stary db rosncy na wzgrzu. Drzewo pko i runo na ziemi. Zadray domy w caej dolinie, a burza natychmiast ustaa. Nie by to zwyczajny db. Byo to Magiczne Drzewo. Miao w sobie ogromn, cudown moc. Lecz wtedy nikt o tym nie wiedzia. Ludzie zawieli je do tartaku i pocili na deski. Z drewna zrobiono setki rnych przedmiotw, a w kadym przedmiocie zostaa czstka magicznej mocy. W zwyczajnych rzeczach ukrya si sia, jakiej nie zna dotd wiat. Wysano je do sklepw i od tego dnia na caym wiecie zaczy si niesamowite zdarzenia. CZERWONE KRZESO Dokadnie o pnocy Kuki otworzy oczy i zaraz je zamkn, bo okno rozwietlia byskawica. Po sekundzie zahucza grzmot i dom zadra. Kuki nacign kodr na gow, bo nienawidzi burzy. Od razu sobie wyobraa, jak dom rozlatuje si na kawaki. Albo jak si pali. Albo e wszystkich porywaj upiorne dzieciojady, ktre przylatuj w czasie burzy. Mia du wyobrani.

- Filip, pisz...? - szepn Kuki. - Filip! Nikt nie odpowiedzia. Chopiec powoli wypez spod kodry i spojrza na ko brata. Byo puste. Filipa nie byo. Kuki wyskoczy z ka i podbieg do lampy. Nacisn wcznik, ale wiato si nie zapalio. Nie byo brata i nie byo wiata! Ostronie otworzy drzwi i wyszed na ciemny korytarz. Cisza. Sycha tylko kapanie. Plum... Kap... Z sufitu sczya si struka wody. - Co si dzieje? Toka! Otworzy drzwi z napisem: Kto wejdzie bez pukania, to trup, i krzykn: 9 - Tosia! Obud si! Ale siostry take nie byo. ko stao puste, a kodra leaa na pododze. Kuki popdzi do pokoju rodzicw. - Tato! Lecz w ciemnej sypialni nikogo nie byo. Tylko potrcona drzwiami wiolonczela wydaa dugi jczcy dwik. Gdzie oni wszyscy si podziali? By zupenie sam, w rodku burzy, nie byo wiata, a na zegarze wybia pnoc. To naprawd nie jest mao dla dziewicioletniego czowieka. - Czuj, e bd kopoty - wyszepta Kuki. A woda wci kapaa z sufitu. Plum... kap... plum... kap... Ponury rytm, ktry przeraa go najbardziej. - Musz zachowa spokj. Nie mog si denerwowa. Musz znale jakie rozwizanie... Tato mwi, e zawsze mona znale rozwizanie i... Byskawica znw rozjania mrok mieszkania, a jej biae wiato odbio si w kauy na pododze. Chopcu zdawao si, e to nie woda, tylko straszliwa trucizna. Jedna kropla wystarczy, eby spali jego bose stopy. - Trzeba kogo zawoa - wyszepta. - Musz znale pomoc... Ruszy do drzwi, ale by pewien, e nie moe wyj z domu bez broni. Chcia pobiec po wietlny miecz, ktry dosta od taty, ale zrezygnowa. Wiedzia, e to dziecinna zabawka, ktra go przed niczym nie obroni. Chwyci metalowy flet, na ktrym graa jego siostra. Flet by niebezpieczn broni, bo mia sterczce klawisze i by ciki. Kuki ruszy w stron drzwi. Ju mia nacisn klamk, kiedy usysza cichy trzask. Po drugiej stronie drzwi kto woy klucz do zamka i niezmiernie powoli go obraca. Kuki zastyg. - Porwali wszystkich, a teraz wrcili po mnie! -pomyla z rozpacz. - Chc zabra ostatniego z rodziny Rossw... Zasuwka zamka zgrzytna i przesuna si. Klamka powoli opada, a potem drzwi z cichutkim trzeszczeniem zaczy si otwiera. Kuki resztkami si odskoczy i ukry si za paszczami na wieszaku. W mroku widzia, jak skrada si 10 11 jaka posta w hemie i zblia do niego. Nie mg czeka. Musia zaatakowa pierwszy. Wyskoczy zza paszczy i z caych si waln przeciwnika metalowym fletem. Usysza dziki wrzask: - Aa! A potem: - Kuki, ty kretynie! Co robisz? Jego dwunastoletni brat Filip zdj kask rowerowy i rozciera gow. Do mieszkania wbiega mama w mokrej pelerynie, z latark w rku. - Co si stao?

- Kuki chcia mnie ukatrupi. Mama podbiega do Kukiego. - Krliczku, obudzie si? Mwiam, e kto musi z nim zosta! - Mama przytulia chopca. Nie bj si. Ju wrcilimy... Do korytarza weszli tato i Tosia. Byli kompletnie przemoczeni. Tato nis deski i kawaki folii. Filip zawoa do siostry: - Toka! Kuki rozwali ci flet! - Co? Dziewczynka chwycia flet, ktry by wygity i mia pknity ustnik. - Dlaczego go zepsulicie!? - Nie my! On! - Spokj - powiedzia tato. - Zdejmijcie mokre rzeczy i chodcie na ciep herbat. Wszyscy. Mama obja Kukiego i poszli razem do kuchni. Na kuchennym stole paliy si wiece, a mama nalewaa parujc herbat do kubkw. Burza ju si skoczya. Kuki siedzia owinity kodr i ziewa. Filip przykada ld do sica na gowie, a Toka prbowaa naprawi flet. - Wichura rozbia okno na strychu - mwi tato - i woda laa si do domu. Musielimy wej na dach, eby to zreperowa. Inaczej bymy spali w akwarium. - W dodatku prd wysiad! - zawoa Filip. -Byo ciemno jak w trumnie. - Dlaczego poszlicie beze mnie? - oburzy si Kuki. - Ja te chciabym wej na dach. - Jeste za may na tak akcj - powiedzia Filip. - Pioruny tak waliy, e w kadej chwili moglimy by trafieni. Trzymaem tat, eby wichura go nie porwaa. Ty by umar ze strachu. - Nieprawda! - Prawda. Byo tak niebezpiecznie, e tato kaza mi woy kask. 12 13 - Przez twj kask mam rozwalony flet - mrukna Tosia. - Wolaaby, eby waln mnie w gow? - Wolaabym, eby ci waln czym innym. Po wakacjach mam egzamin. Jak ja bd wiczy? Kuki zerkn na siostr, ktra smtnie ogldaa zniszczony instrument. Toka, tak jak Filip, chodzia do szkoy muzycznej. Miaa jedenacie lat, ale wszyscy ju mwili, e ma prawdziwy talent. Tak jak rodzice, ktrzy byli muzykami w orkiestrze. Filip te niele gra na skrzypcach, ale nie mia cierpliwoci do wicze, bo interesowao go duo innych rzeczy, na przykad pika i gry RPG. - Przepraszam - powiedzia Kuki do siostry. -Nie chciaem go zepsu. - Dobra. - Toka przytulia brata. - Nie zoszcz si ju. To nie twoja wina. - Walnem go, bo mylaem, e jest dziecio-jadem. - Bo jestem - zamia si upiornie Filip. - Jak zaniesz, to odgryz ci ap, ktr na mnie podniose. Tylko j umyj, bo brudojadem nie jestem. 14 Poszli spa dopiero o pierwszej w nocy. Mama przysza jeszcze powiedzie im dobranoc. Kiedy pochylia si nad kiem Kukiego, ten szepn. - Mamo... - Co, krliczku? - Wiesz, ja si obudziem, bo miaem gupi sen. - Nie myl o tym. - Ale chc ci to powiedzie. nio mi si, e ty i tato ju nas nie chcecie. e oddalicie mnie, Filipa i Tosi komu obcemu i odeszlicie. - To gupi sen i zapomnij o nim. Ani ja, ani tato nigdy was nie zostawimy. Dobranoc. Dwa tygodnie pniej w fabryce mebli Hoga zrobiono krzeso. Wykonano je z dbowego drewna i pomalowano na czerwony kolor. By to jedyny egzemplarz, ktry mia jecha na targi

mebli do Gdaska. Kiedy gruby kierowca, zwany Kluch, wkada krzeso do ciarwki, zdawao mu si, e jest ciepe i lekko si porusza. Wtedy sdzi, e to zudzenie. Ale to nie byo zudzenie. Gdy czerwone krzeso ruszao w podr, Filip i Kuki wisieli na lampie. Tego dnia miaa odwiedzi ich ciotka Maryla, ktrej nikt nie lubi. W domu byo wielkie sprztanie. Mama poprosia Filipa, eby wkrci arwk do lampy. Kuki chcia koniecznie pomc, wic weszli na drabin razem. I wtedy drabina si zamaa. Zdyli si jeszcze chwyci yrandola i dyndali, majc do podogi jakie dwa metry. Filip skoczy pierwszy i nic mu si nie stao. Kuki zosta na lampie. - Nie utrzymam si - krzycza. - To skacz! - Zabij si. Poami nogi! Bd mia wstrzs mzgu... - Ty nie masz mzgu!... Skacz! 16 17 -Nie! - To wytrzymaj jeszcze chwil! Filip rzuci si w stron okrgego stou, na ktrym stao mnstwo talerzy i filianek, a na rodku duy tort. Przycign st pod yrandol. - Skacz! - Nigdy! - wrzasn Kuki. I wtedy yrandol urwa si, a Kuki spad na st. Na szczcie tort osabi upadek. Krem prysn na ciany, filianki pofruny, a dzbanek z sokiem pk na sto kawakw. yrandol zatrzyma si na przewodzie i koysa centymetr nad gow Kukiego. Wpada Tosia, a za ni rodzice. - Co wycie zrobili, kretyni!? - krzykna Tosia. - Chcielimy wkrci arwk. - Przynie wiadro i mop. Szybko! Mama i tato podbiegli do Kukiego. - Nic ci si nie stao? - Chyba nie. - Porusz rkoma. Nie boli ci nic? - Boli mnie tyek. - Dobrze ci tak... Id si przebra. Kuki pobieg do korytarza, zostawiajc za sob kremowe lady. Mama usiada na kanapie. Bez18 radnie patrzya na potuczone naczynia i tort roz-pakany na dywanie. - Nie mam ju siy. Tak si staraam, eby ten dom wyglda jak normalny dom. I oczywicie nie wyglda! Ona znowu powie, e niczego nie potrafi. - Mwiem, eby nie zaprasza tej piranii - powiedzia tato, zbierajc z podogi potuczone filianki. - To jest moja siostra! Nie bya u nas od piciu lat. - Bo si baa, e bdzie musiaa kupi dzieciom jaki prezent. Na przykad trzy cukierki. - Przesta. Ona wcale nie jest taka za. - To czemu na widok cioci widn kwiatki? -zapyta Filip. - Co? Kto to wymyli? - Tato. - Suchajcie. Nie pozwalam tak mwi o Maryli! Poza tym zapomnielicie, e chcemy j prosi o poyczk? Musimy spaci dugi. I kupi flet Toce. Tylko od niej moemy poyczy pienidze... - Ciocia nie poyczy. Jest skpa jak Szkot - powiedzia Filip.

19 - Jak bdziecie dla niej tacy okropni, to na pewno nam nie pomoe... W tej chwili zegar wybi godzin czwart. Mama zerwaa si. - Boe! Za godzin tu bdzie... Ona nigdy si nie spnia! Toka! Idziecie kupi nowy tort. I jakie ciastka. Maryla uwielbia sodycze... Tu macie pienidze. I poyczcie od pani Szmit kilka filianek. Szybko! Ciarwka firmy Hoga zatrzymaa si na mocie. Droga bya zakorkowana. Sznur aut cign si a do zakrtu. Klucha wychyli si z szoferki. - Co si stao? - Wypadek - krzykn policjant kierujcy ruchem. - Rozbia si cysterna z klejem. Masa samochodw si przykleia i kilku ludzi. Wanie prbuj ich odklei. - Szlag by to trafi. Klucha wycign telefon, eby zadzwoni do szefa, kiedy usysza dziwny dwik. Co stukao w jego samochodzie. Obrci si i nadsuchiwa. I znw - omot, jakby w ciarwce zamiast mebli jecha tygrys. - Co tam si dzieje? Klucha wysiad i podbieg do tylnych drzwi samochodu. We wntrzu co drapao i stukao w drzwi. - Ej, kto tam jest? Kierowca niepewnie wycign rk w stron klamki. Lecz zanim jej dotkn... TRZASK! Drzwi otworzyy si z hukiem, odrzucajc Kluch, ktry polecia na trawnik. Oszoomiony, powoli wsta i spojrza na samochd. W otwartych drzwiach stao czerwone krzeso. Mebel si porusza! Obraca si powoli, jakby chcia si rozejrze. Potem krzeso zaczo si pochyla. - Co jest...? WIST!!! Krzeso skoczyo jak tygrys, przelatujc nad kierowc, ktry wrzasn i zamkn oczy. Mina dusza chwila, zanim odway si je otworzy. Czerwone krzeso stao teraz na chodniku nieruchomo jak kady normalny mebel. Klucha niepewnie wycign rk, eby zapa je za nog. Krzeso wymierzyo mu kopniaka i wskoczyo na barier mostu. Zataczyo na niej, przeskakujc z nogi 20 21 na nog. Kierowca patrzy na nie obdnym wzrokiem. Nagle rzuci si naprzd, eby je pochwyci. Wtedy krzeso skoczyo do rzeki. Chlusna woda i przedmiot zaton. Ale po chwili czerwone krzeso wynurzyo si i popyno, niesione prdem. - Poprosz tort beowy i dwanacie ciastek -powiedziaa Tosia. - Ktrych ciastek? - Z galaretk. Albo nie, z kremem toffi. Toka, Filip i Kuki stali za lad cukierni. Sprzedawczyni pakowaa ciastka do kartonika, oganiajc si od os, ktre fruway jak oszalae nad sodyczami. - Ja chc lody - powiedzia Kuki. - Nie mamy forsy. - Jedn gak. - Mwi ci, e nie mamy kasy. Wyszli z cukierni, dwigajc paczk z tortem i karton ciastek. Ruszyli bulwarem biegncym wzdu rzeki. 23 - Czemu my teraz nie mamy na nic forsy? -spyta Kuki. - Jeste za may, eby to zrozumie. - Nieprawda. Chc wiedzie. Powiedzcie mi! Bo rzuc ten tort na ziemi.

- Zamknli orkiestr, w ktrej grali rodzice -powiedzia Filip. - Oni nie maj teraz pracy, rozumiesz? Kuki spojrza na niego wystraszony. - Rodzice s bezrobotni?! -Tak. - Czemu mi nie powiedzielicie? - Mama nie chciaa ci martwi. - I co teraz bdzie? - No, musz znale inn prac. - A jak nie znajd? - Poycz pienidze od ciotki Maryli - powiedziaa Toka. - Ciotka jest bogata. - Ona nic nam nie da. Jest obrzydliwa - stwierdzi ponuro Kuki. - Tylko jej tego nie mw. Musimy by dla niej mili. Mwi powanie, rozumiesz? Zatrzymali si przy zielonym domu stojcym nad brzegiem rzeki. - Zaczekaj tu. Pjdziemy do pani Szmit poyczy filianki. Filip i Toka weszli do budynku, a Kuki usiad na kamiennym mostku. Myla, e powinien jako pomc rodzicom, cho zupenie nie wiedzia, jak to zrobi... Nagle zerwa si. Chwyci kawaek cegy lecy na chodniku i wbieg na most. Napisa na nim wielkimi literami Supermuzycy szukaj pracy". I dopisa numer telefonu mamy. - Mog to napisa wszdzie. Na kadej ulicy! Chcia pobiec na drug stron mostu, kiedy co zauway. Rzek pyn dziwny przedmiot. Ponad wod wystawaa tylko maa cz, co czerwonego i byszczcego, a reszta krya si pod powierzchni. Chopiec wychyli si przez barierk i patrzy uwanie. Czerwony przedmiot co chwila znika pod wod i znw si wynurza. Kuki przypomnia sobie, jak w jednym filmie chopak wyowi kufer z mumi. Miaa zot 24 25 koron. Ale potem oya i poara p Nowego Jorku... Czerwone niewiadomoco" zbliao si. Kuki pooy si na mostku i wycign rk. Na szczcie most by niski i do wody byo niedaleko. Wychyli si jeszcze mocniej, omal nie wpadajc do rzeki, ale wci nie mg dosign przedmiotu. Ju myla, e mu ucieknie, kiedy ten nagle zatrzyma si i podpyn wprost do jego rki. Kuki zapa go i z trudem wycign z wody. By rozczarowany. To nie by aden skarb, tylko zwyke krzeso. Ale wygldao jak nowe. Czerwony lakier lni w socu. Kuki wytar siedzisko rkawem bluzy i usiad. Poczu co dziwnego, jakby przeszed go lekki prd. - Skd masz to krzeso? Obrci si. Z zielonego domu wybieg Filip. Za nim wysza Toka. - Skd je masz? - Wyowiem. - Zostaw tego miecia. Wracamy, bo ciotka zaraz przyjdzie. - Ja je zabior do domu - powiedzia stanowczo Kuki. - Zgupiae? Po co? - Jak teraz jestemy biedni, to musimy zbiera rne rzeczy. Filip parskn miechem. - Ale ty jeste dziecinny! Kuki nie odpowiedzia. Zapa krzeso i ruszy w stron ulicy Weneckiej, gdzie by ich dom. Na ulicy Weneckiej, przed kamienic numer siedem, zatrzyma si czarny mercedes M-Klasse. Wysiada z niego wysoka chuda kobieta. Mimo ciepego dnia bya ubrana w dugi paszcz, ktry wyglda jak wojskowy mundur zapity po sam szyj. Miaa czerwone buty na wysokim obcasie i czarny parasol. Jej oczy zasaniay ciemne okulary i nie byo wida, czy jest za,

ponura czy tylko smutna. Jednak na pewno nie wygldaa na osob weso. Spojrzaa niechtnie na kamienic, z ktrej w kilku miejscach odpada tynk, a ciany byy wymalowane kolorowym graffiti. Nadbiegli Filip, Toka i Kuki dwigajcy krzeso. 26 27 - Nie nauczyli was, e trzeba mwi dzie dobry? - spytaa kobieta. Rodzestwo stano jak wryte. Dopiero teraz j zauwayli. - Dzie dobry, ciociu - powiedziaa Tosia. Filip i Kuki kiwnli tylko gowami, mruczc co pod nosem. - Co to jest? - Ciotka wskazaa parasolem czerwone krzeso, na ktrym przysiad zmczony Kuki. - Wycignem je z wody. - To ju tak z wami le, e musicie zbiera mieci... - westchna ciotka i nacisna guzik w kluczyku od samochodu. Zamki w drzwiach mercedesa zablokoway si, a z dachu wysun si metalowy kot na sprynie. Zacz podskakiwa, wydajc miauczce dwiki. - Co to jest, ciociu? - zapyta zdumiony Kuki. - To odstrasza ptaki. Inaczej te gupie zwierzaki paskudz na samochd. Ciotka ruszya w stron domu. Toka pobiega za ni. Kuki szepn do Filipa. 28 - Chciabym, eby przyleciao tysic ptakw i kady zrobi kup na jej auto. - Cicho! Chod... Kuki wsta z krzesa. Chwycili je wsplnie z Filipem i wbiegli do kamienicy. Nie widzieli, jak na niebie pojawia si ogromna ciemna chmura, ktra rosa i szybko zbliaa si do ich domu. Byo to wielkie stado ptakw. - Bdcie dla niej mili i zachowujcie si normalnie - szeptaa mama, nakadajc w kuchni ciastka na pmisek. - I nie rbcie takich okropnych min. Przecie cioci bdzie przykro. - Cioci nie bdzie przykro, bo jest robotem -powiedzia Kuki. - Co takiego? - Tato mwi, e ciocia to robot do robienia pienidzy. Mama spiorunowaa tat wzrokiem. 29 - Wecie ciastka i idcie do pokoju. Ja zaraz przyjd. Ciotka siedziaa w fotelu i ogldaa pogity flet. Spojrzaa surowo na Tosi. - Czemu go zniszczya? - To ja go zepsuem - przyzna si Kuki. - Walczyem z dzieciojadem. - Trzeba szanowa rzeczy. Dobrze grasz? - Chyba tak - powiedziaa Tosia. - Toka jest wietna - zawoaa mama, wchodzc z tortem beowym. - Na flecie gra najlepiej w szkole. Siadajcie. Usiedli przy okrgym stole. Dzieci staray si odsun jak najdalej od ciotki. Kuki siedzia na znalezionym czerwonym krzele. - Lubisz tort beowy, siostrzyczko? - spytaa mama. -Nie. Mama zerkna speszona. - Jak bya maa, to lubia sodycze. - Udawaam. A wiesz czemu? eby dawali mi na nie pienidze. A ja te pienidze chowaam do soika. Do dzi je trzymam. - Czemu ciocia ich nie wydaa? - spyta zdziwiony Kuki. - Bo wolaam je zbiera. - Spojrzaa surowo na Kukiego - A ty oszczdzasz pienidze?

- Tak, na statek do sklejania. Ale nie mog uzbiera, bo stale je przepuszczam. - To znaczy, e wcale nie chcesz tego statku. - Bardzo chc! Lotniskowiec, model jeden do dwustu... Kuki poczu, e czerwone krzeso zadrao. Jednoczenie z korytarza dobieg jaki haas. Ciotka obejrzaa si. - Macie jakie zwierz? Filip, Kuki i Toka zerwali si i pobiegli na korytarz. Drzwi na klatk schodow byy otwarte, a na wycieraczce sta wielki karton ze zdjciem okrtu. Kuki podbieg do puda. - a! To jest lotniskowiec! Wanie taki chciaem! Skd to si wzio? - Chyba ciotka kupia ci go w prezencie - szepna Tosia. - Moe wszystkim co kupia? - Nie wierz - mrukn Filip. Ale na wszelki wypadek zajrza za drzwi. Nic wicej tam nie byo. 30 31 - Id jej podzikowa. - Tosia popchna Kukiego w stron drzwi. - No id! Kuki wzi karton i pobieg do pokoju. Stan przed ciotk i niepewnie powiedzia. - Dzikuj bardzo, ciociu. - Za co? Kuki spojrza na ni zdziwiony. - No, za prezent. - Co? Jaki prezent? Kuki pokaza karton z okrtem. - Skd ciocia wiedziaa, e wanie taki chc? - Ja ci niczego nie kupowaam! - krzykna ciotka. Zdumiony Kuki spojrza na mam, ktra si umiechna. - Dzikuj ci, Marylo... Ciotka przerwaa jej. - To ma by zoliwo? Sugerujesz, e powinnam kupowa prezenty twoim dzieciom? Ja uwaam, e dzieci w ogle nie powinny dostawa prezentw. Musz same zdobywa to, czego chc. Wstaa ze zoci i podesza do okna. Rodzina patrzya na ni zdumiona. Kuki pochyli si do taty. 32 - Tato... Mam jej odda ten lotniskowiec? - Nie. Ona chyba chce, eby jej nie dzikowa. - Czemu? - Nie mam pojcia... - Chcesz jeszcze kawy? - spytaa mama. - A moe soku...? Ciotka obrcia si. - Nie wysilaj si, siostrzyczko. Wiem dobrze, po co mnie zaprosia. Chcesz poyczy pienidze, prawda? Zapada cisza. - Widzisz... - zacza niemiao mama - mamy pewne problemy finansowe... - Wy zawsze macie problemy. - Stracilimy prac w orkiestrze. Potrzebujemy troch gotwki. Oczywicie oddamy ci, jak... Ciotka przerwaa mamie. - Wam nie mona poycza pienidzy, bo i tak je zmarnujecie. Tato wsta. - Wybacz, ale... - Nie przerywaj mi! Ciotka podesza do mamy. 33

- Mam dla was propozycj. Jest wietna praca dla muzykw. Przez rok zarobicie tyle, e kupicie porzdne mieszkanie. - Co to za praca? - spytaa mama. - Orkiestra na statku Queen Victoria. - Co!? Dzieci spojrzay zdumione na ciotk. Rodzice te byli zaskoczeni. - My mamy gra na statku!? - A co? To jaki wstyd? - zaperzya si ciotka. - Queen Victoria to najbardziej luksusowy statek wiata. Bogaci ludzie pywaj nim na Karaiby. Szukaj muzykw do orkiestry. Zarobicie porzdne pienidze i wiat zwiedzicie za darmo. - Jak dugo trwa taki rejs? - Rok. - Mamy wyjecha na rok!? - krzykna mama. -To niemoliwe. Przecie mamy dzieci. - Dzieci zabior do mojego domu - powiedziaa ciotka. Rodzestwo spojrzao na ni przeraone. Ciotka zmierzya dzieci wzrokiem, od ktrego zrobio im si lodowato. - Ju ja sobie z nimi poradz! Przynajmniej naucz si troch dyscypliny. Oczywicie bdziesz przysya pienidze na ich utrzymanie. - Mamy zostawi dzieci na cay rok?! Nie - powiedziaa stanowczo mama. - Na pewno tego nie zrobimy! - Nigdy mnie nie suchasz! - Ciotka zerwaa si z fotela. - A zreszt rb, co chcesz. - Chwycia ze zoci paszcz i ruszya do drzwi. - Pamitaj, e ja ci ju nie pomog! - Maryla, poczekaj... - Na co? A zmdrzejecie? To si chyba nie doczekam! Trzasna drzwiami. Mama chciaa za ni pobiec, ale tato j zatrzyma. Ciotka zesza po schodach, potykajc si na wysokich obcasach. Otworzya drzwi na ulic i gwatownie si zatrzymaa. Nad jej samochodem fruway setki ptakw. Wyglday jak olbrzymia wrzeszczca chmura. Inne ptaki obsiady mercedesa, zmieniajc go w pierzastego potwora. - Oszalay czy co? 34 35 Ciotka rzucia si w stron auta. Krzyczaa i tuka parasolk, prbujc rozgoni ptaki, ktre kbiy si wok jej gowy, dziko skrzeczc. Biae pociski spaday na ciotk ze wszystkich stron, brudzc paszcz i parasol. W kocu z trudem otworzya drzwi i wskoczya do samochodu. Wycieraczki rozpaczliwie zapiszczay, prbujc oczyci okno. Po chwili mercedes ruszy z piskiem opon. Chmura ptakw poleciaa za nim. Rodzina nie widziaa tego zdumiewajcego zdarzenia. Siedzieli w milczeniu na kanapie. Wreszcie Tosia cicho spytaa. - Mamo... Wy nigdzie nie wyjedziecie, prawda? - Nie wyjedziemy. - I nie oddacie nas do ciotki? - spyta Filip. Tato pooy rk na jego ramieniu. - Nigdy i nikomu was nie oddamy, przysigam! Kuki usiad obok mamy. - Pamitasz, nio mi si, e nas zostawilicie... - Krliczku. Ja bez was nie wytrzymaabym nawet jednego dnia, rozumiesz? Od razu bym z tego statku wyskoczya i do was przypyna. 37 - Przecie ty nie umiesz pywa - powiedziaa Tosia. - No wanie. Sama widzisz, e to robota nie dla mnie.

- Kocham ci, mamo. Tosia obja mam. Kuki zrobi to samo. Filip spojrza na tat i nagle, nie wiadomo czemu, rozemiali si. Poczuli si dobrze i bezpiecznie. Ju si nie martwili. - Pirania nie poara tortu. Czy kto ma na niego ochot? - spyta tato. -Tak! - Ale pamitajcie: nikt ju nie mwi o ciotce i statkach. - A mj lotniskowiec? - spyta Kuki. - Otwieraj to pudo. Skleimy go! Zapad zmrok, zanim skoczyli budowa wielki lotniskowiec. Potem mama z Filipem upiekli mnstwo zapiekanek (Filip by zapiekankowym ekspertem) i do pnego wieczora grali w karty. Kuki siedzia na czerwonym krzele i bez przerwy przegrywa, a w kocu zawoa: - Nie chc ju gra! TRZASK. Otworzyo si okno. Przecig porwa wszystkie karty do gry. Zawiroway i wyfruny. Zanim zdyli co powiedzie, zadzwoni telefon. Odebraa mama. Gos w suchawce powiedzia: - Suchaj. Jest robota dla muzykw! Przyjdcie na Jarmark Augustino. - Ale kto mwi? - spytaa mama. - Max Rozmus. Macie by rano, jasne? - A skd ma pan mj numer? - Z mostu - odpowiedzia tajemniczy gos. I rozczy si. Rankiem rodzice zapakowali instrumenty, eby pojecha na Stary Rynek, gdzie odbywa si Jarmark Augustino. Tosia, Filip i Kuki uparli si, e pojad z nimi. Chcieli koniecznie zobaczy, co to za praca. Wybiegli z domu w popiechu, zapominajc zamkn okno w kuchni. Kiedy wyszli, czerwone krzeso, stojce obok ka Kukiego, drgno. Powoli obrcio si, a potem 38 39 ruszyo do drzwi. Poruszao si jak dziwny robot. Jego nogi nie zginay si. Unosio si tylko i opadao, pchane jak niezwyk si. Czerwone krzeso weszo do kuchni i zatrzymao si przy otwartym oknie. Pniej unioso si, zawisajc metr nad podog. A nagle, z wielk szybkoci, wyfruno przez okno. Stare volvo pdzio pust o rannej porze ulic Weneck w stron Starego Miasta. Rodzestwo siedziao przygniecione wielkim pudem z wiolonczel. Ale nie przejmowali si. Zgadywali, co to za praca i ile bd paci. Wymylali coraz to wiksze sumy: - Tysiak! - Sto tysiakw! - Milion. - Bilion! - Trylion! W kocu Filip krzykn: - Seksnonagilion! Mama oburzya si: - Filip, przesta mwi takie sowa. - Naprawd jest taka liczba - upiera si Filip. Na jezdni siedzia may kundelek, wic tato zwolni i ostronie go wymin. Psiak nawet nie spojrza na auto. Gapi si w gr. Nad ulic fruno czerwone krzeso, unoszc si kilka metrw ponad jezdni. Dogonio samochd i leciao tu nad nim. A potem agodnie wyldowao na dachu volvo. Samochd wjecha na rynek. Peno tu byo kolorowych straganw, na ktrych sprzedawcy wanie rozkadali towary. Unosiy si balony z reklamami. Graa muzyka i byo duo ludzi. Na rodku rynku sta wielki namiot z napisem: Jarmark Augustino".

Tato zaparkowa samochd. - Trzymajcie si blisko, bo si zgubimy. Wysiedli z auta. - Kuki! - zawoa tato. - Po co je zabrae? - Na dachu volva stao czerwone krzeso. Jego nogi byy zaczepione o baganik. - Mogo spa i spowodowa wypadek! - Ja go tam nie woyem! - krzykn Kuki. -A kto!? - Pewnie Filip. - Odczep si - zawoa oburzony brat. 40 41 - Ja na pewno go nie braem! - Moe powiesz, e samo przyleciao! - zawoa Filip. - Zostawcie ju to krzeso - powiedziaa mama. - Bierzcie instrumenty! Musimy znale tego Maksa. Max Rozmus by szefem Jarmarku Augustino, ale przede wszystkim by oszustem, zodziejem i obuzem. A jeli czym na pewno nie by, to dobrym czowiekiem. Kady, kto chcia handlowa na jarmarku, musia mu paci. Inaczej mia kopoty. Na przykad rozbit szyb w samochodzie. Albo rozbit gow. Max by ogolony na yso, a na nogach mia jumpery, czyli buty ze sprynami. To pozwalao mu szybko biega. I mocno kopa, jeli kto by nieposuszny. Wanie, jak co rano, wyruszy na obchd, eby zebra haracz. Zatrzyma si obok chudego chopaka, ktry handlowa okularami przeciwsonecznymi. - Ej, may. Zapacie? - Za co? - Za to, e moesz tu sta. Kto nie paci, nie handluje. - Wczoraj paciem, nie zapac wicej. - To wynocha std. - Czemu? - Bo ja tu rzdz, rozumiesz?! - Max kopn stragan i okulary posypay si na ulic. Zacz po nich skaka, miadc oprawki. W kocu si uspokoi. - No. Teraz ju rozumiesz. Ruszy dalej, sadzc wielkie susy na sprynowych butach. Zrozpaczony chudzielec uklk, eby powyciga ze sterty odamkw kilka ocalaych oprawek. Mama z tat przepychali si przez tum ludzi na rynku. Za nimi biegli Tosia i Filip z wiolonczel. Kuki dwiga czerwone krzeso. Zatrzymali si obok straganw ze sodyczami. - Zaczekajcie tu - powiedziaa mama. - Musz znale tego Rozmusa... - To ja. O co chodzi? 42 43 Rodzina obejrzaa si. Za nimi sta wygolony na yso mczyzna w dziwnych butach na sprynach. - Pan do mnie dzwoni - powiedziaa niemiao mama. - Podobno jest praca dla... - Jestecie puszki czy komry? -Co? - Dobra. Bdziecie komry. Chodcie ze mn. Mczyzna popdzi do namiotu, robic na jumperach trzymetrowe kroki. Musieli biec za nim naprawd szybko. - To jaki wariat - szepna mama. - Piotrek, wracajmy do domu! - Poczekaj, zobaczymy, o co tu chodzi. Weszli do namiotu. Byo tu peno dziwnych przebieracw. Jedni wygldali jak wielkie puszki coca-coli, inni byli przebrani za paczki chipsw. Dalej olbrzymi pieczony kurczak gra na gitarze. Max zdj z wieszaka dwa kostiumy wygldajce jak gigantyczne telefony komrkowe. Byy jaskrawote i miay napis Dzwo za darmo a do mierci". - Ubierajcie si w to. - Ale prosz pana, my jestemy muzykami!... -zaprotestowaa mama.

- O to chodzi. Przebieracie si za telefony i bdziecie gra. To jest promocja, jasne? Zapac wam wieczorem, po stwie. Max wyszed. Mama spojrzaa na tat. - To jaka paranoja. Jestemy muzykami, a nie jakimi pajacami. Wynosimy si std. - We dzieciaki i idcie do domu - powiedzia tato. - Ja zostan. Mog udawa telefon, jeli mi zapac. Musimy wreszcie zarobi jakie pienidze. - My zostaniemy z tat - zawoao rodzestwo. - No dobra. Ja te bd komr - westchna mama. - Ale jak komu o tym powiecie, to wam nie wybacz. Dwa wielkie telefony stany na rodku rynku i zagray sonat Mozarta. Mama staraa si ukry jak najgbiej w kostiumie, bo si baa, e zobaczy j kto znajomy. Tato odwrotnie, wysuwa gow z tej suchawki i robi miny do dzieci. Filip i Toka usiedli na krawdzi sceny i wybijali rytm na deskach. Kuki siedzia na czerwonym 44 45 krzele i udawa, e dyryguje. Nagle rozleg si jaki haas. Ze sklepu wyszli trzej faceci z puszkami piwa w rku. Na widok grajcych telefonw zaczli si wydziera. Udawali wyjce psy, zaguszajc muzyk. Jeden z nich wali puszk o latarni. Filip szepn: - Tato, jakby co, to my si z nimi bijemy, a dziewczyny niech uciekaj. - Ja te mog si bi - szepna Toka. - Cii... Nie prowokujcie ich. Zaraz pjd. Jednak chuligani nie mieli ochoty nigdzie i. Najwikszy, wytatuowany na ramionach, rzuci puszk, ktra przeleciaa obok gowy mamy. Wrzeszczeli coraz goniej. Kuki obrci si w ich stron i zawoa. - Nie przeszkadzajcie. Idcie rozrabia gdzie indziej! I wtedy staa si rzecz niezwyka. Chuligani nagle zamilkli. Zastygli w bezruchu i patrzyli na Kukiego jak zahipnotyzowani. A potem jednoczenie rzucili si do ucieczki. Pdzili jak szalecy. Po kilku sekundach zniknli za rogiem ulicy. I ju nie powrcili. Kuki patrza za nimi kompletnie osupiay. Filip i Toka podbiegli do brata. - Kuki... Jak ty to zrobie? - zawoaa Toka. - Nie wiem... Moe... Moe jestem czarodziejem? Mam wadz absolutn! - To wyczaruj trzy pizze... - powiedzia drwico Filip. - Chc trzy pizze wszystko majce! - zawoa Kuki. Rozleg si klakson z melodyjk. Zza zakrtu wyjecha skuter, z ubranym w czerwony kombinezon roznosicielem pizzy. Zahamowa tu przed dziemi. Zanim zdyy co powiedzie, rzuci kademu karton z napisem: Pizza Rivoli". Toka zawoaa: - Prosz pana, on si wygupia, my nie mamy forsy! Roznosiciel pizzy umiechn si szeroko. Zawrci skuter i odjecha, grajc klaksonow melodyjk. 46 47 Filip spojrza na siostr oszoomiony. - Toka... Czemu on nam to da? - Moe to jaka promocja? Kuki otworzy karton. W rodku bya pachnca pizza. Jego ulubiona pepperoni! - Moemy to zje? - Chyba tak.

Pizze byy pyszne. Tosia i Kuki usiedli na awce i jedli, odrywajc palcami gorce ciasto. Filip, ktry zawsze najszybciej zjada obiad, usiad okrakiem na czerwonym krzele i rzuca ostatnie kawaki gobiom. - Co bycie zrobili, gdybycie naprawd mogli czarowa? - spyta. - Ja wyczarowabym najwikszy statek. Taki do sklejania - odpowiedzia Kuki. Tosia zastanowia si. - Ja bym chciaa podrowa do rnych krajw. Wyczarowaabym dalek podr. - Jestecie wrednymi egoistami. Mylicie tylko o sobie - powiedzia Filip, rozsiadajc si wygodnie na czerwonym krzele. - Ja rozkazabym tak: Niech rodzice dostan superprac i zarabiaj duo forsy!". TRZASK. Niebo nad ulic rozwietlia byskawica. Rozleg si grzmot. Gobie siedzce na chodniku zerway si przestraszone. Zanim dzieci zdyy co powiedzie, na rynek wjecha czarny mercedes. Pdzi jak szalony, przechodnie uskakiwali na boki. Samochd zatrzyma si z piskiem opon obok sceny. - Ciotka Maryla! - szepn Kuki. Z samochodu wyskoczya ciotka. Nawet nie spojrzaa na dzieci. Podesza prosto do sceny. Mama usiowaa ukry twarz w kostiumie, ale ciotka zawoaa: - Nie chowaj si, siostrzyczko. Dobrze wiem, e tam jeste! Powiedziaam, e ju nigdy ci nie pomog. Ale nie mog patrze, jak robisz takie gupie rzeczy! Obrcia si do Filipa. - Ustp mi miejsca! Filip zerwa si, a ciotka usiada na czerwonym krzele. Otworzya torebk i wycigna folder ze 48 49 zdjciem statku i zotym napisem Queen Victoria. Zacza nim wymachiwa. - Ostatni raz wam proponuj, ebycie wzili prac na tym statku! Lepszej nigdy nie dostaniecie. A ja zajm si dziemi. - Maryla, teraz nie mog rozmawia - szepna mama. - Jak chcesz, to... - Wiesz, czego ja chc? - Ciotka wyprostowaa si na czerwonym krzele. - Chc, ebycie si wreszcie zmienili! ebycie wzili prac, ktr wam proponuj, i przestali biedowa! Tego chc. I wtedy stao si co strasznego. Niebo przecia byskawica i wszystko znikno w olepiajcym blasku. Huk grzmotu przetoczy si nad rynkiem i zerwaa si wichura. Wystraszony Kuki chwyci tat za rk, ale ojciec odepchn go. Chopiec spojrza na niego zdumiony. Z rodzicami dziao si co niezwykego. Oddychali gboko, jakby zmczeni dugim biegiem. Zerwali z siebie te kostiumy i rzucili je na ulic. Mama zesza ze sceny i stana przed ciotk. - Zgadzamy si - powiedziaa. Jej gos brzmia dziwnie obco. - Wemiemy t prac. - Oczywicie! - zawoa tato. - To wspaniay pomys: gra w orkiestrze na statku! Rodzestwo patrzyo zdumione na rodzicw. Nie mogli uwierzy w to, co sysz. - Musimy wreszcie zarobi porzdne pienidze! - krzykna mama. - A przy okazji moemy wiat zwiedza za darmo! - doda tato. - A dzieci przez rok mog mieszka u ciebie. - Oczywicie, e mog u ciebie zosta - powiedziaa mama. - Mamo! - krzykna przeraona Toka. - To jasne, e bd mieszka u cioci - rozemia si tato. - Nie bdziemy si nimi stale zajmowa! - Naucz si dyscypliny!

Ciotka patrzaa na rodzicw rwnie zdumiona jak dzieci. - No... Nie spodziewaam si takiej rozsdnej decyzji - powiedziaa. - Ale musicie si pospieszy z zaatwieniem dokumentw, bo statek odpywa w niedziel... - Tak! - krzykn tato. - Musimy si spieszy! 50 51 Tato i mama obrcili si i popdzili jak szaleni w stron parkingu. Przeraone dzieci pobiegy za rodzicami. Ciotka wsiada do samochodu i ruszya za nimi. Na ulicy zostao czerwone krzeso. Z drugiej strony nadbieg Max. Krzycza: - Ej, co jest? Znudzio si wam? Nie zapac wam ani grosza! Pochyli si nad czerwonym krzesem. Podnis je. W tej samej chwili niebo rozdara kolejna byskawica i zacz pada deszcz. Bya ju noc. Burza jeszcze si wzmoga. ciana deszczu przesaniaa dom na ulicy Weneckiej, a niebo przecinay byskawice. Woda w rzece wezbraa i gronie huczaa pod mostem. Tosia, Filip i Kuki siedzieli w ciemnym pokoju, skuleni obok siebie na ku. Kuki tuli si do siostry. Nie mogli zrozumie, co si dzieje. Tato i mama zachowywali si, jakby zmienili si w innych ludzi. Nie chcieli wcale z nimi rozmawia. Kiedy Kuki powiedzia, e nie pojedzie do ciotki, ojciec kaza mu si wynosi z pokoju. A mama krzyczaa, e ma go dosy, jego i wszystkich dzieci. Ta sama mama, ktra zawsze si umiechaa i nazywaa go ukochanym krliczkiem. Wtedy dzieci schroniy si w swoim pokoju. Nie wiedziay, co zrobi. Ich rodzice nigdy tacy nie byli. Jeli si kcili, to najwyej kilka chwil, potem znw wszystko byo dobrze. To byli najfajniejsi rodzice wiata. A teraz wszystko si zmienio. Tylko czemu? Filip wsta z ka. - Sprawdz, co robi. Ruszy do przedpokoju. Kuki i Tosia poszli za nim. Szli cicho, na palcach, jakby bali si zbudzi straszn besti. Filip ostronie zajrza do salonu. Rodzestwo kryo si za nim. - Co robi? - Pakuj si... - Oni nigdzie nie wyjad. Nie wierz! - szepna Tosia. - Nie zostawi nas! Tato usysza ich. Spojrza niechtnie na dzieci. Filip zdecydowanie ruszy w jego stron. - Tato... 52 53 - Nie mam teraz czasu. Widzisz, e si pakujemy. - Tato! Przysige, e nigdzie nie wyjedziesz!... - Przesta histeryzowa. Zarobimy porzdne pienidze i wiat zwiedzimy za darmo. Nie odbierzecie nam takiej szansy. Zejd mi z drogi! Tato ze zoci odsun syna i wybieg z pokoju. Mama wyjmowaa sukienki z szafy i w popiechu ukadaa je w walizce. Spojrzaa na dzieci, ale zaraz odwrcia gow. Tosia powiedziaa bagalnie: - Mamo... Ty nie moesz nas zostawi! Mama ze zoci zatrzasna szaf i zawoaa: - U cioci bdzie wam dobrze. - Nieprawda! Nie bdzie nam dobrze! Kuki chwyci mam za rk. - Mwia, e nie wytrzymasz bez nas nawet przez dzie... To czemu teraz chcesz wyjecha? Czy my zrobilimy co zego? Mama spojrzaa niepewnie na chopca. Przez chwil dzieciom si wydawao, e znw jest ich dawn dobr mam. Ale trwao to krtko. Mama odsuna si od nich i powiedziaa ze zoci: - Spakujcie swoje rzeczy. Jutro ciocia was zabierze. Syszycie, co do was mwi!?

Queen Victoria bya jednym z najwikszych statkw pasaerskich wiata. Wyrastaa z wody jak olbrzymi biay zamek. Miaa kilkanacie piter, na ktrych byy baseny, restauracje, sklepy i kina. W burtach byy okna tysicy kajut, a statek wieczy potny maszt, na ktrym opotaa flaga ze zot koron. W gdaskim porcie toczyo si mnstwo gapiw. Kady chcia zobaczy ten niezwyky statek i szczciarzy, ktrzy popyn w cudown podr do ciepych krain. Na pokad prowadzi ozdobny pomost. Sta na nim oficer w zotej czapce, ktry sprawdza karty wstpu i wita kadego pasaera. Mama i tato nieli wielkie walizy. Szczliwi i rozemiani patrzyli z zachwytem na statek, nie zwracajc uwagi 54 55 na zrozpaczone dzieci, ktre szy za nimi. Tosia i Kuki mieli podkrone oczy, bo ostatniej nocy wicej pakali, ni spali. Tylko Filip stara si trzyma i dodawa otuchy rodzestwu. Za nimi sza ciotka Maryla. Rodzice pokazali zote karty wstpu. Oficer ukoni si i wskaza im drog na pokad. Mama i tato weszli na statek, nawet nie spojrzawszy na dzieci. Oficer zatrzyma rodzestwo. - Przepraszam, czy oni z pastwem pyn? Ojciec powiedzia obojtnie: - Nie. Oni zostaj. Wtedy Kuki rzuci si naprzd, przemkn pod ramieniem oficera i popdzi za rodzicami na pokad. Filip i Tosia pobiegli za nim. Dogonili rodzicw. - Mamo! Rodzice obrcili si niechtnie. Tosia zapytaa, przeykajc zy: - Nie poegnacie si z nami!? - Bdcie posuszni - powiedzia tato. - Nie rbcie kopotw... - dodaa mama. I odeszli. 56 Do dzieci podbiega ciotka. - Chodcie ju! Najlepsze s krtkie poegnania. Pomachajcie ostatni raz i jedziemy. Chwycia Kukiego za rk i pocigna do wyjcia. Reszta rodzestwa posza za ni ze zwieszonymi gowami. Queen Victoria pyna ju daleko od brzegu. Jeszcze chwila i nie bdzie jej wida. Dzieci klczay na tylnym siedzeniu mercedesa i patrzyy na statek. Zacz pada deszcz, ciekajc strugami po szybie, i Kuki nie wiedzia, czy to deszcz zamazuje obraz, czy jego zy. Ciotka bez sowa uruchomia silnik i samochd ruszy. Deszcz wci pada, piszczay wycieraczki, a ciotka nie wczya radia. Jechali w kompletnym milczeniu. By ju zmrok, kiedy przyjechali do domu ciotki. Rodzestwo nigdy tu nie byo. By to wielki dom, bardzo nowoczesny, ale dziwnie niemiy. Wszystko wydawao si w nim smutne i za due. Dom otacza wysoki pot, na ktrym byy zamontowa58 ne kamery. W ogrodzie drzewa przycito w rwne kanciaste ksztaty. Nie byo kwiatw. Kiedy samochd podjecha, wielka stalowa brama zacza si odsuwa. Auto wtoczyo si na kamienny podjazd, a brama zamkna si zaraz z hukiem. Drzwi domu otworzyy si same, kiedy ciotka dotkna klamki, i rodzestwo weszo za ni do wntrza. Ciotka klasna i natychmiast zapalio si wiato. Byy to niebieskie lampy, ktre owietlay przestrze wielkiego holu. Podoga bya wyoona zimnym czarnym kamieniem, a ciany byy ze szka i metalu. Wszystko byo tylko w dwch kolorach - bieli i czerni. Dzieci patrzyy na to oszoomione. - Jeeli mamy y w zgodzie, to musicie przestrzega regulaminu - powiedziaa ciotka. Odezwaa si do nich pierwszy raz, od kiedy poegnali rodzicw. - Po pierwsze porzdek. Kada rzecz ma tu swoje miejsce i chc, eby wanie tam si znajdowaa. Po drugie

oszczdno. Jeli chcecie co dosta, to musicie poda trzy powody, dlaczego ta rzecz jest wam potrzebna. Inaczej jej nie dostaniecie. Po trzecie cisza. Chc, eby w moim domu nie byo krzykw ani haasu. 59 W czasie tej przemowy ciotka prowadzia dzieci przez wielki hol. Na kocu byy szerokie schody. Staa tu kobieta, ktra czycia porcz czarn szmatk. Kiedy si obrcia, zobaczyli, e jest bardzo moda, miaa najwyej dwadziecia lat i rude wosy. - To jest Marcelina - powiedziaa ciotka. - Gotuje tu i utrzymuje porzdek. Powiedzcie jej dzie dobry. Dzieci mrukny: - Dzie dobry. Ruda w odpowiedzi wykonaa jakie skomplikowane ruchy rkoma. - Ona nie umie mwi? - spytaa zdziwiona Tosia. - Dziki Bogu, nie - mrukna ciotka. - W moim domu zatrudniam wycznie guchoniemych. Przynajmniej mam pewno, e nie bd podsuchiwa ani robi haasu. - Obrcia si do oszoomionych tym wszystkim dzieci. - Wasz pokj jest na pitrze, na kocu korytarza. Zaniecie rzeczy, a potem zejdcie na kolacj. - Nie jestemy godni - powiedzia ze zoci Filip. - Jak chcecie. Pokj dzieci by wielki, jak wszystko w tym domu. ciany nikny w mroku. Stay tu trzy ka, metalowa szafa, a na pododze lea gruby czarny dywan. Kiedy po nim szli, nogi zapaday im si w mikk powierzchni i Tosi si zdawao, e id w gstym kurzu. Ale tu nie byo kurzu. Wszystko byo idealnie czyste i w jednym z dwch kolorw: czarnym albo biaym. Tylko lampy byy niebieskie, sczc ponure wiato, jak w strasznych horrorach. Plecaki leay nie-rozpakowane. Rodzestwu zdawao si, e jeli wo rzeczy do szafy, to zostan tu ju na zawsze. Tosia wycigna kalendarz i przekrelia dzisiejsz dat. - Filip, jeszcze trzysta szedziesit cztery dni - powiedziaa zrozpaczona. - My tu zwariujemy! - Uciekniemy std. - Dokd? - Do rodzicw. - Zgupiae? Przecie oni pyn na statku. - Co tydzie przypywaj do jakiego portu. 60 61 - I co z tego? - zawoaa Toka. - To rodzice oddali nas do tej wrednej ciotki! Oni nas ju nie chc, rozumiesz? Wtedy wsta Kuki i powiedzia: - To nie byli nasi prawdziwi rodzice. Tosia spojrzaa na brata zdumiona, a chopiec zdecydowanie powtrzy: - To nie byli prawdziwi rodzice. Nasi prawdziwi rodzice nigdy by nas nie zostawili. - Tak? To dlaczego nas oddali do ciotki? - Bo zmieni ich czar. Toka chciaa powiedzie, eby przesta bredzi, ale Filip j uprzedzi. - Kuki ma racj. - Odbio wam? - Nie... Musimy to omwi, ale nie tutaj. Tu mog by jakie kamery albo podsuch. Wychodzimy oknem... Szybko! Wyskoczyli na dach garau i stamtd do ogrodu. Zrobili narad w jego najdalszej czci, za kolczastymi krzakami ostrokrzewu. Zacz Filip.

- Posuchajcie. Ja dugo mylaem, czemu to si stao. I te jestem pewny, e to magia. - Obaj zwariowalicie. Rodzice po prostu chcieli wyjecha i zarobi pienidze, i to jest caa magia. - Nieprawda! - zawoa Kuki. - Jestem pewien, e to czar. On zmusza rodzicw, eby robili ze rzeczy. - Nie ma adnych czarw! - zawoaa Tosia. - Takich jak w filmach nie ma - powiedzia Filip. -Tych wszystkich rdek, latajcych miote i innych takich. To musi by jaka nieznana wielka sia. - A czemu ta sia przyczepia si akurat do nas? - Nie wiem. Moglimy niechccy wypowiedzie zaklcie. Albo dotkn jakiego przedmiotu. Musimy odkry, co to jest, bo inaczej rodzice nigdy do nas nie wrc. I zostaniemy tu na zawsze. Kuki zerwa si z trawy. - A moe to ciotka jest czarownic? Porwaa nas, a teraz udusi i pore. - Przeginacie - mrukna Tosia. - Ciotka jest wredna, ale nie jest dzieciojadem. - Skd wiesz? W tej chwili rozleg si szelest. Ciche kroki. Zza krzeww wysza guchoniema Marcelina. Trzymaa w rku n i jabko. Spojrzaa na dzieci i zacza macha rkami. Kuki spojrza niespokojnie na n i schowa si za Filipa. 62 63 - Czego ona chce? - Chyba mamy i do domu. Wstali i ruszyli do budynku. Ruda sza za nimi, przygldajc im si uwanie. N byszcza w ksiycowym wietle. Na tarasie staa ciotka. Ledwo j poznali, bo twarz miaa wysmarowan jak niebiesk maci. - Na pewno nie jestecie godni? - spytaa. -Nie. - To idcie ju spa. Kiedy weszli do pokoju, Kuki szepn: - Widzielicie, co ciotka miaa na twarzy? - To bya kremowa maseczka - powiedziaa Toka. - Kobiety si tym smaruj, eby nie mie zmarszczek. - No wanie. Robi krem z dzieci, eby wyglda modo. Jestem pewny! Spojrzeli na siebie. I na wszelki wypadek zabarykadowali drzwi stoem. Do rana nikt ich nie udusi ani nie poar. Soce zajrzao do pokoju i Tosia, ktra obudzia si pierwsza, pomylaa, e pokj wyglda teraz duo sympatyczniej. Po kpieli pod dziwnym prysznicem, w ktrym woda leciaa ze wszystkich stron, zeszli na niadanie. Ciotki nie byo. Marcelina przywitaa ich paroma gestami jzyka migowego. Usiedli za stoem, ktry by zrobiony z czarnego kamienia. Ruda podaa im grzanki, ser i parwki. Kuki patrzy na kiebaski podejrzliwe, jakby czeka, a zaczn wrzeszcze gosem zaczarowanych dzieci. Odsun talerz. - Nie chc parwek. Chc patki... - Popro j - szepna Toka. - Jak? Przecie ona nie syszy. Spojrzeli na Marcelin, ktra przygldaa im si niepewnie. Nagle ruda podesza do Kukiego. - Jakie chcesz patki? - spytaa. Dzieci spojrzay na ni zdumione. - Ty umiesz mwi!? - krzykna Toka. Ruda umiechna si. - Pewnie... - To czemu udajesz?

- Bo wasza ciotka bierze do pracy tylko takich, co nie gadaj, wic udaj niemow. - Pochylia si do dzieci. - Nie zdradzicie mnie? 64 65 Toka i pozostali szybko odpowiedzieli: -Nie! Marcelina jako od razu wzbudzia ich zaufanie. - To chodcie. Podbiega do wielkiej lodwki. Na drzwiach by zamek szyfrowy, jak w szafie pancernej. Marcelina szybko nacisna kilka klawiszy i drzwi si otworzyy. Filip patrzy na to zdziwiony. - Czemu ta lodwka ma zamek? - Bo wasza ciotka jest skpa. Pilnuje, ebym nie marnowaa jedzenia. Wydziela mi wszystko, sama nie mog nic bra. Ale ja odkryam kod. Tylko trzeba uwaa, eby si nie dowiedziaa... - Czemu ona robi takie gupie rzeczy? Przecie jest bogata. - Nie wiem. Kiedy powiedziaa, e ni jej si, e wszystko straci i znw bdzie biedna. Ma obsesj. Marcelina wycigna z lodwki kilka kartonikw. - Tu s rne patki... A tu macie jogurty. Kuki podszed bliej do Marceliny i spyta szeptem: - Powiedz... -Co? - Czy ciocia jest czarownic i dusi dzieci? Marcelina si rozemiaa. - Raczej nie. Ona nie ma swoich dzieci, ale chyba chciaaby mie. - eby przerobi je na krem? - Nie, eby nie by sama... Uwaga! Na schodach usyszeli stukanie obcasw. Marcelina zatrzasna lodwk, a dzieci ucieky z powrotem do stou. Jogurty schoway pod blatem. Wesza ciotka. Niosa w rku butelk szamponu z napisem Dior". Spojrzaa gronie na rodzestwo i spytaa: - Ktre z was myo gow? Toka powiedziaa spokojnie: -Ja. - Zuya cztery porcje! To jest drogi szampon. Wystarczy na rok, jeli si go uywa oszczdnie, a nie leje jak wod! Ciotka chwycia telefon Tosi, ktry lea na stole. Wyczya go i wrzucia do swojej torebki. Toka zawoaa oburzona. -Tojest mj telefon! 66 67 - Ale teraz ja za niego pac - odpowiedziaa ciotka. - Bdziesz go dostawa, kiedy bdzie ci potrzebny. - Ja chc zadzwoni do mamy! - Zadzwonisz jutro. W sobot s tasze rozmowy. Toka zerwaa si. Bya wcieka. -To jest mj telefon! I chc teraz zadzwoni do mojej mamy! Niech ciocia odda mj telefon! Ciotka podesza powoli do Tosi. - Posuchaj. W moim domu si nie krzyczy. Miaa tak min, e wikszo dzieci uciekaby pod st. Ale Tosia nie bya strachliw dziewczyn. Patrzya prosto w oczy ciotce, ktra poczua, e trafia na siln przeciwniczk. Kobieta powtrzya przez zacinite zby: - Nigdy wicej tu nie krzycz, rozumiesz, smarkulo? Nigdy! I wtedy Toka zacza krzycze na cae gardo. Krzyczaa, eby nie da si pokona. I dlatego e miaa ju wszystkiego dosy. Tego, e rodzice odeszli i e nie mieszka w swoim domu. I e to

wszystko jest niesprawiedliwe. Toka krzyczaa i nic nie mogo jej powstrzyma. Ciotka podniosa rk i Kuki si wystraszy, e chce siostr uderzy. Ale ona spojrzaa tylko na zegarek. A Toka nie przestawaa krzycze, cho powoli brakowao jej tchu. W kocu umilka i zmczona, ciko dyszc, patrzya wyzywajco na ciotk. Ta powiedziaa spokojnie: - Brawo! Wrzeszczaa przez minut. Jeste lepsza od swojej matki. Ona umiaa si wydziera najduej przez dwadziecia sekund. Chwycia torebk i ruszya do drzwi. - Chciaam was zabra do Rivoli na pizz, ale nie zasugujecie na takie przyjemnoci. Bdziecie tu siedzie do wieczora! Zatrzasna drzwi. Marcelina podbiega do Tosi i uciskaa j. - Jeste super! Jeszcze nikt jej si tak nie postawi. Nie martwcie si, ja wam zrobi pizz. -Obrcia si do braci: - Jak pizz lubicie? Ej! Co si stao? Kuki patrzy na Marcelin bez sowa. Nagle zerwa si z krzesa i zawoa. 68 69 - Ju wiem! Wiem! - Co!? - Wiem!!! - Podbieg do rodzestwa. - Pamitacie!? Ja wtedy powiedziaem, e chc pizz, i zaraz j dostalimy! Tam, na jarmarku! - To bya promocja - powiedziaa niepewnie Tosia. - To bya magia!!! - To znaczy, e ty czarujesz? - Nie ja. KRZESO!!! Toka i Filip pdzili na rowerach tak szybko jak nigdy dotd w yciu. Ciotka mieszkaa daleko od miasta, na szczcie droga prowadzia w d, wic domy szybko si zbliay. Kukiemu kazali zosta, bo by za may na tak wypraw. Strasznie go to rozzocio, ale kiedy Filip powiedzia, e od szybkoci zaley, czy odzyskaj rodzicw, to zgodzi si zosta. Przysigli, e na pewno po niego wrc. Przejechali dziesi kilometrw, prawie nie odpoczywajc. Wreszcie wpadli na rynek i zatrzymali si przed scen, ciko dyszc ze zmczenia. Czerwonego krzesa nigdzie nie byo. - Wiedziaam, e go nie bdzie! - zawoaa zrozpaczona Toka. - Kto je zabra i nigdy go nie znajdziemy! Obok sceny staa mieciarka. Pracownicy wrzucali czarne worki do pojemnika. Filip podjecha do nich. - Przepraszam, widzielicie krzeso? Takie czerwone. - Po co ci krzeso? - Musz je znale. - Jest w mieciarce. Moesz je wyj, jak si nie brzydzisz. Filip spojrza na wypeniony cuchnc zawartoci wielki kontener. Chwyci klap i otworzy j z trudem. Wyleciao kbowisko much i buchn straszliwy smrd. Midzy workami mieci biega szczur. Chopca przeszy ciarki na myl, e ma tam wej. Sysza, jak robotnicy si miej. Ju mia wskoczy do pojemnika, kiedy kto chwyci go za konierz. Najstarszy z robotnikw odcign go. 70 71 - Nie wiruj, may, oni artowali. Tam niczego nie ma. adnych krzese. Uciekaj, bo jak chorob zapiesz. Filip wrci do siostry. - Co robimy? - spytaa Tosia.

- Musimy dokadnie wszystko przeszuka. Kto musia zabra to krzeso. Trzeba pyta dzieciakw. Mogy je wzi do zabawy i gdzie rzuci. - Albo spali! - Rozdzielimy si. Przeszukaj tamte ulice, ja sprawdz rynek. Spotkamy si za godzin pod pizzeri Rivoli. Filip ruszy w stron ratusza. Festyn jeszcze si nie rozpocz. Stragany na rynku stay puste. Filip jecha powoli, uwanie si rozgldajc, ale czerwonego krzesa nigdzie nie byo. Kiedy mija ratusz, z eleganckiej restauracji Rivoli wyszed kto, stukajc obcasami. Ciotka! Chopak byskawicznie wjecha midzy stragany. Ciotka obejrzaa si. Filip na wszelki wypadek odoy rower i schowa si do wielkiego namiotu. Rozejrza si po swojej kryjwce. Namiot, prawie tak wielki jak cyrkowy, suy za magazyn rnych towarw sprzedawanych na jarmarku. Stay tu te wielkie goniki i reflektory. Filip ju chcia wyj, kiedy co usysza, cichy szelest... W gbi namiotu sta rzd metalowych klatek, w ktrych byy przechowywane cenniejsze towary. Jedna z nich chwiaa si. W rodku byo co czerwonego. Filip podbieg do niej. Klatka bya pena kartonw ze sodyczami. Ale spod nich wystawaa czerwona drewniana noga. Przedmiot poruszy si. Kartony si posypay, odsaniajc czerwone krzeso! - Jest! - krzykn Filip. Drzwi klatki byy zamknite na kdk. Na szczcie metalowa siatka bya zardzewiaa i popkana. Filip zacz j szarpa z caej siy i siatka oderwaa si w kilku miejscach. Nagle poczu, jak kto chwyta go za ramiona i unosi do gry. Obrci si gwatownie. Trzyma go Max Rozmus, szef jarmarku. - Ty may gnojku - krzykn. - Chciae co ukra? - Ja chciaem zabra nasze krzeso. - Jakie krzeso? 72 73 - To czerwone. Ono jest nasze... Max spojrza na krzeso w klatce. Postawi chopca na ziemi, ale wci trzyma go za konierz. - Prosz pana... Mog je zabra? - spyta Filip. - Jak ci si podoba, to moesz je kupi. A teraz zjedaj, bo oberwiesz. - Dobrze, prosz pana. Ja je kupi - krzykn Filip. - A masz kas? - rozemia si Max. - Mam! Ja naprawd zapac, ale najpierw musz je wyprbowa. - Chcesz je wyprbowa? -Tak. Max parskn miechem. Dzieciak zaczyna go bawi. Wyj pk kluczy i otworzy klatk. - No to jazda. Ale jak nie masz forsy, to dostaniesz lanie. Filip chwyci krzeso. Wysun je powoli z klatki. Jeeli Kuki si myli i to jest zwyke krzeso, to chyba oberw", pomyla. Usiad na krzele tak ostronie, jakby siada na bombie atomowej. Kierownik spyta, udajc powag. - No i co, krlu? Wygodny tron? Kupujesz go? -Tak. - Ale on drogo kosztuje... Pi stw. Filip skoncentrowa si i powiedzia gono i wyranie: - Chc mie pi stw. - Ja te... - mrukn Max. - Bo jak nie, to si zde... Przerwa, bo podoga w namiocie zadraa. Metalowe klatki zaczy si trz, a potem zachwia si cay namiot. - Co to jest, do diaba? Max rozglda si niespokojnie. Lampy zawieszone na acuchach koysay si jak wisielcy, a skrzynie zaczy si przewraca.

- Co si dzieje? W tej chwili wielka beczka stojca porodku namiotu zacza unosi si w gr. Max wpatrywa si z przeraeniem w lewitujcy przedmiot. Beczka zawisa na wysokoci kilku metrw, a potem poszybowaa w jego stron. Zatrzymaa si dokadnie nad gow Maksa i przechylia. Posypaa si z niej lawina monet. - Aaaa! - wrzasn mczyzna, ktremu monety spaday prosto na gow, omoczc o ys czaszk. 74 75 Przewrci si, zasaniajc gow domi. Stos pienidzy niemal go przysypa. Po chwili beczka spada z hukiem na ziemi, na szczcie kilka metrw od niego. Filip wsta z krzesa. - Ma pan swoje pienidze. Mczyzna oprzytomnia. Rozgarn domi stos monet. - Jak to zrobie? Filip rozemia si. - Normalnie. Chciaem mie pienidze i je dostaem! To krzeso moe zrobi wszystko. Wszystko! Filip wzi czerwone krzeso i ruszy do wyjcia. Max zerwa si i popdzi za nim. - Czekaj...! Dogoni go i chwyci krzeso. - Oddaj mi je. - Pan mi je sprzeda! - zawoa oburzony Filip. - Mylisz, e jestem durniem? Takiej rzeczy si nie sprzedaje. - Ja zapaciem! - Zjedaj std! - Max odepchn Filipa. Przez chwil wyrywali sobie krzeso. W kocu mczyzna zapa chopca za kaptur i jednym szarpniciem poderwa go do gry. Filip wypuci krzeso, a Max powlk go do wyjcia. Chopak wyrywa si, tuk piciami i prbowa ugry Maksa, ale nie mg nic zdziaa. Max odsoni pacht w wejciu i wyrzuci chopca z namiotu. Filip upad na chodnik. - Zjedaj, bo naprawd oberwiesz! - Max obrci si i znikn w namiocie. Filip zerwa si. W pierwszym odruchu chcia wrci i walczy. Ale uzna, e to nic nie da. Musi sprowadzi kogo na pomoc. Na przykad ciotk. Moe ciotka jest wredna, ale wiadomo ju, e nie jest czarownic. Musi im pomc. Zobaczy, e pod ratuszem czeka na niego Toka. Wskoczy na rower i ruszy w jej stron. Max Rozmus klcza obok krzesa, wpatrujc si w stos monet. Nie by facetem, ktry wierzy w bajki. Ale te pienidze faktycznie tu byy... - Naprawd wszystko moesz zrobi...? - szepn. - Wszystko, to znaczy wszystkie pienidze wiata. Moesz to zrobi? Sprawdzimy... Chcia usi. Ale krzeso nagle odskoczyo i Max upad na podog. - Do diaba... 76 77 Poderwa si. Znowu sprbowa usi, ale krzeso znw si odsuno i Max potoczy si po betonowej posadzce. - Ty draniu! Chcesz si ze mn bawi? To zobaczymy! Skoczy w stron krzesa. Ale to poderwao si nagle w gr i zawiso na wysokoci kilku metrw. Max skaka, prbujc je schwyta, jak dziecko, ktre apie uciekajcy balonik. Wreszcie pobieg po drabin. Ale wtedy krzeso wystrzelio w gr jak szalona winda.

TRZASK! Przebio brezentowy dach namiotu, wyrywajc w nim olbrzymi dziur, i odleciao. W tej samej chwili wielki namiot zakoysa si i przewrci z hukiem. Max wypez spod zwaw brezentu. Nie zwraca uwagi na gapiw, ktrzy nadbiegli, eby zobaczy przewrcony namiot. Mczyzna wpatrywa si w niebo, gdzie wida byo czerwon plamk leccego krzesa, i szepta: - Znajd ci... Chobym mia ci szuka przez cae ycie. Przysigam, e bd ci mia! 78 - Gdzie s Tosia i Filip!? - Ciotka patrzya gronie na Kukiego. - Gdzie oni s? - Wrcia przed chwil do domu i nie zdja nawet paszcza, tylko od razu zacza si wcieka. - Nie rozumiesz, co do ciebie mwi!? Kuki umiechn si najbardziej niewinnym ze swoich umiechw i powiedzia: - Schowali si. - Co takiego? - Bawimy si w chowanego. Oni si schowali, a ja ich szukam. Ciotka zacza sapa ze zoci. - Ka im tu przyj! Natychmiast! Kuki odpar z umiechem: - Dobrze, kochana ciociu. Ale najpierw musz ich znale. Oni potrafi si wietnie chowa! Czasem nie mona ich znale przez cay dzie! Kuki odwrci si i zawoa: - Filip, szukam! I pobieg na pitro. Ciotka ze zoci cigna paszcz i rzucia go na fotel. Toka i Filip jechali szos prowadzc do domu ciotki. Droga powrotna bya trudna, wspinaa si wci pod gr, wic jechali powoli. Nagle na asfalt pad jaki cie, ktry zacz si szybko przesuwa. Filip podnis gow i krzykn: - Toka! Patrz! Dokadnie ponad nimi fruno czerwone krzeso. Zakrcio i wyldowao na szosie, tu przed rodzestwem. Stano bez ruchu i czekao. s. Ciotka wygldaa nerwowo przez okno. Marcelina i Kuki stali przy drugim oknie. Bya godzina pita, a Filipa i Tosi wci nie byo w domu. Ciotka podbiega do Marceliny. - To twoja wina - krzykna. - Miaa ich pilnowa! Boj si, e co im si stao... Martwi si o nich, rozumiesz?... Oczywicie, ty nic nie rozumiesz... Nawet nie syszysz, co do ciebie mwi! Ciotka usiada na schodach. Bya naprawd zdenerwowana. Kuki si jej przyglda i zdawao mu si, e przypomina troch jego mam, kiedy ta si czym martwi. Marcelina usiada obok ciotki. Nagle powiedziaa: 80 81 - Niech si pani nie martwi. Oni zaraz wrc. - Skd wiesz, e... Zaraz... Ciotka zerwaa si i spojrzaa na Marcelin. - Ty umiesz mwi!? - Marcelina milczaa, patrzc na ni niepewnie. - Cay czas mnie oszukiwaa? Ty kamczucho! Wszyscy mnie okamujecie! W tej chwili z ogrodu dobieg jaki haas. Ciotka rzucia si do drzwi. W ogrodzie stali Tosia i Filip. Rowery leay na trawie. - Gdzie bylicie? Filip i Tosia nie odpowiedzieli. - Chyba o co pytaam!? Dzieci milczay. - Mylicie, e moecie tu robi, co wam si podoba!? - krzykna ciotka. - e ja jestem podobna do waszej nieporadnej matki, ktrej moecie skaka po gowie? Toka spojrzaa na ni wrogo. - Ciocia nie jest podobna do mamy. Nasza mama jest adna. I dobra.

Kuki pomyla, e Tosia nie powinna tego mwi. Ale byo za pno. Ciotka zacisna wargi. - Dobrze - powiedziaa cicho. - Od dzisiaj nie macie prawa wychodzi za bram. I radz wam nie ama tego zakazu. Ciotka posza do domu. Bya zgarbiona, jakby jej przybyo lat. Po drodze krzykna do Marceliny: - A ty chod ze mn. Nie udawaj, e nie syszysz! Marcelina pomachaa rodzestwu i posza za ciotk, a Kuki podbieg do Filipa. - Znalelicie je? - Tak... Chod zobaczy. Poszli na sam koniec ogrodu, gdzie wierki tworzyy may lasek. Filip cicho zawoa. - Przyjd do nas. Gazie wierkw poruszyy si. Zdumiony Kuki zobaczy, jak wychodzi spod nich czerwone krzeso. - Ono jest niesamowite... - szepn Kuki. - Poczekaj... Zaraz zobaczysz co lepszego. 82 83 Filip rzuci pik w stron krzesa, ktre kopno j natychmiast z powrotem do niego. Chopiec odbi. Pika poleciaa wysoko. Krzeso podskoczyo i kopno j przewrotk, jak najlepszy z brazylijskich pikarzy. Pika migna ponad drzewami i rozleg si huk rozbitej szyby. - Ciotka nas zabije - przerazi si Kuki. - Chyba nie - rozemiaa si Tosia. Usiada na krzele i powiedziaa. - Chc, eby ta szyba bya znowu caa. Odamki szka natychmiast uniosy si z trawy i pofruny do okna, skadajc si z powrotem w ca szyb. Kuki patrzy na to zafascynowany. - Ono moe zrobi wszystko! - zawoa Filip. -A wiesz, co to znaczy? e rodzice zaraz do nas wrc. Za chwil ich tutaj cigniemy, rozumiesz?! Weszli po drabinie na taras, a potem przez okno do swojego pokoju. Czerwone krzeso postawili na rodku dywanu. Kuki stan na stray przy drzwiach. Filip usiad na krzele i zacz mwi uroczystym gosem. - Chc, eby nasi rodzice zaraz... Kuki mu przerwa. - Poczekaj! Podbieg do brata. - A jeeli rodzicom co si stanie? To krzeso wystrzeli ich jak rakiety. Bd lecie tysic kilometrw i rozwal si przy ldowaniu! - On ma racj - powiedziaa Tosia. - To moe by niebezpieczne. Przecie my w ogle nie wiemy, jak ta magia dziaa. Zamilkli. Rzeczywicie, tak si zafascynowali niezwykym przedmiotem, e nie pomyleli o niebezpieczestwach. Wreszcie Toka powiedziaa: - Poczekajmy do jutra. Jak ciotka pjdzie do pracy, to zrobimy prby. Musimy dokadnie sprawdzi, jak to dziaa. Kto szed korytarzem, wic Filip szybko zakry krzeso kocem i usiad na nim. Usyszeli pukanie. Do pokoju zajrzaa Marcelina, z plecakiem na ramionach i do ponur min. - Chciaam si poegna z wami. - Wyjedasz? Marcelina wzruszya ramionami. 84 85

- Wasza ciotka wyrzucia mnie z pracy. Za to, e udawaam niemow. Strasznie si wcieka... Nie daa mi nawet wypaty. A wam si udao znale t strasznie wan rzecz? -Tak. - To super... Trzymajcie si. I pamitajcie, e wasza ciotka nie jest taka za. Umiechna si do nich i ruszya do drzwi. Wtedy Filip zapyta: - Nic ci nie zapacia? -Nic. - No to chciabym, eby dostaa swoje pienidze. Wszystko poszo bardzo szybko. Ciotka, ktra siedziaa przy laptopie, robic jakie obliczenia, nawet nie zauwaya, e stojca na biurku torebka przewrcia si. Ze rodka wysun si elegancki czarny portfel. Pstryk! Portfel sam si otworzy i z jego wntrza wypezo kilka banknotw. Uniosy si i pofruny jak papierowe motyle. Zatrzepotay i przyleciay prosto do rk patrzcej na to ze zdumieniem Marceliny. - Jak wycie to zrobili? Filip umiechn si tajemniczo. - Mamy swoje sposoby... Ale nikomu o tym nie mw. Wieczorem dugo nie mogli zasn. Najpierw kcili si, jak najlepiej przetestowa magiczny przedmiot. A gdy ju pooyli si do ek, poczuli dziwny lk. Kiedy w kinie ogldali latajce mioty i gadajce lwy, nie pytali, czy to moliwe. To by po prostu film. Ale kiedy naprawd stanli przed czym niepojtym, ogarn ich niepokj. Tu obok nich istniaa jaka niezwyka sia, ktrej dziaania nie potrafili zrozumie. Naleaa do nich i mogli robi rzeczy, jakich nie mg zrobi nikt inny, a mimo to czuli niepokj. Wiedzieli, e musz by bardzo ostroni. e nie mog zrobi nic gupiego ani dziecinnego. Od chwili gdy znaleli czerwone krzeso, kade z nich stao si jakby troch dorolejsze. 86 87 Kiedy w kocu zasnli, to mieli niespokojne sny. Kuki co mrucza, przewracajc si na ku z boku na bok. W kocu kodra zsuna si na podog i zmarznity chopiec si obudzi. Rozejrza si troch nieprzytomnie. Zbliaa si pnoc, a pogoda bya tak samo niespokojna jak jego sny. Wia silny wiatr. Drzewa za oknem chwiay si, tarcza ksiyca pojawiaa si i znikaa, przesaniana chmurami. Krzeso odbijao srebrzyste wiato... Kuki wsta. Podszed do krzesa i lekko je pogaska. Nie mia adnego planu. Po prostu lubi ten przedmiot. Rodzestwo mylao o czerwonym krzele jako o rdle niesamowitych moliwoci, a Kuki po prostu je polubi. Tak jak lubi si wasne zwierztko. Moe dlatego, e to on pierwszy je znalaz? By tylko niespokojny, czy to co" nadal dziaa. Nie chcia czeka z prb do rana. Ostronie usiad. - Prosz... o troch mleka - wyszepta. Kiedy by may i budzi si w nocy, rodzice przynosili mu ciepe mleko i to go uspokajao. Kuki by pewny, e przyleci do niego szklanka mleka, ale nic nie przyfruno. Zamiast tego usysza za drzwiami jaki dziwny dwik. Szelesty i dzwonienie... Zerwa si z krzesa, otworzy po cichu drzwi i zbieg po schodach. I wtedy j zobaczy. Na samym rodku salonu w plamie ksiycowego wiata staa krowa. Bya dua i biaa jak nieg, bez jednej aty. Staa na perskim dywanie, patrzc na niego wielkimi smutnymi oczami. Miaa na szyi dzwonek, ktry dwicza przy kadym ruchu gowy. - O rany! - jkn Kuki. Krowa cicho zaryczaa. - Ci! Bo ciotka si obudzi! Krowa pokrcia gow. Dzwonek na jej szyi zadzwoni jak na alarm. - Ciii! Zrozum, ja chciaem mleko w szklance, a nie w krowie. Przykro mi, ale musisz znikn!

Chcia wrci do sypialni, eby odwoa czar. Ale w tym momencie krowa ruszya naprzd i zablokowaa mu drog. Nie mg teraz wej na schody, chyba e odcignby krow, ale ona bya bardzo dua. No i miaa rogi. - Odsu si... Odejd! Musz ci anihilowa. Naprawd musz to zrobi! Przykro mi. 88 89 Krowa spojrzaa na niego smutno i machna ogonem, przewracajc krysztaowy wazon stojcy na pododze. Kuki rozejrza si nerwowo. Wiedzia, e ciotka zaraz si obudzi. A wtedy wszystko si wyda. Ciotka zabierze im krzeso, zanim zd cokolwiek zrobi. Chyba e wczeniej obudz si Filip albo Toka i odwoaj ten czar. Tymczasem krowa znw zaryczaa, spogldajc na chopca z wyranym wyrzutem. - O co ci chodzi...? Chyba nie chcesz, ebym ci wydoi? Ku jego zaskoczeniu krowa pokiwaa bem, jakby rozumiaa, co mwi. - Chyba zwariowaa! Ja nie umiem doi krw. Ja mieszkam w miecie. Nigdy jeszcze krowy nie dotykaem. Zreszt teraz ludzie was nie doj... Od tego s maszyny sterowane komputerowo i... Krowa zaryczaa ponownie. Tym razem duo goniej. - Ciii. Ju dobrze... Zaczekaj. Pobieg do kuchni i wyj z szafki may garnek. Po namyle zamieni go na wikszy. Popdzi z powrotem do pokoju. Zatrzyma si przeraony, bo biaa krowa podniosa wanie ogon i na marmurow podog polecia krowi placek. - Nie! - szepn bagalnie Kuki - Nie rb tego, bo ciotka nas zabije! Podszed ostronie do zwierzcia. Przykucn i podsun garnek pod napczniae wymiona. Oglda kiedy film, w ktrym pokazywano, jak doi si krow. Sprbowa robi dokadnie to samo. Najpierw nic nie leciao, ale po kilku prbach poapa si, na czym to polega, i do garnka pocieka struga mleka. By troch zaskoczony, bo mleko wygldao i pachniao inaczej ni to z kartonika. Po dziesiciu minutach mleko przestao lecie. Kuki zanis garnek do lodwki, a wtedy krowa dostojnie przesza na rodek salonu, ustpujc mu drogi. Chopiec popdzi na pitro. Kiedy wbieg do sypialni, Filip otworzy oczy. - Co ty robisz, kretynie? - Poszedem po mleko. - To mnie nie bud - mrukn Filip i i obrci si do ciany. 90 91 Kuki chwyci czerwone krzeso i po cichu wybieg na schody. Zatrzyma si gwatownie. Na rodku salonu staa ciotka i z obdem w oczach wpatrywaa si w bia krow. Nie zauwaya Kukiego, ktry schowa si zaraz za filarem. Ciotka staa bez ruchu, tak przeraona, jakby patrzya na upiora. Krowa potrzsna gow i zrobia krok w jej stron. A potem polizaa ciotk rowym jzykiem po twarzy. Kobieta wrzasna i odskoczya. Zasonia oczy. Kuki wykorzysta ten moment. Usiad na krzele i szepn: - Przepraszam, ale musisz przesta istnie. Mam na myli krow, a nie ciotk! - doda szybko. Wielkie zwierz natychmiast rozpyno si w ksiycowym wietle. W tym momencie ciotka odsonia oczy i zobaczya pusty salon. Krowa znikna. Kobieta opada na fotel. - Ja zwariowaam... - jkna. - Zaczynam mie jakie zwidy. Naprawd zdawao mi si, e widz tu krow. A przecie jej nie byo... Co si ze mn dzieje? Mam halucynacje! Wszystko przez te dzieciaki... Podbiega do szafki, wyja jak butelk i wypia z niej kilka ykw. Kiedy chciaa odstawi j na pk, szko wyleciao jej z rk i rozbio si na posadzce. Ciotka spojrzaa nerwowo w gr,

jakby bojc si, e kto j zobaczy w takim stanie. Nie prbujc sprzta rozbitego szka, pobiega do sypialni. W drzwiach obrcia si jeszcze, sprawdzajc, czy biay upir znw si nie pojawi, a potem szybko je zamkna i przekrcia klucz w zamku. Kuki z ulg wyszed ze swej kryjwki. Wzi czerwone krzeso i poszed spa. Nastpnego ranka, zaraz po niadaniu, ciotka woya paszcz i posza do samochodu. Rodzestwo w milczeniu przygldao jej si z okna. Starao si zachowywa bardzo grzecznie, eby nie wzbudza podejrze. Ciotka zerkaa na nich nieufnie, ale nie miaa si do czego przyczepi. Po nocnym spotkaniu z widmem krowy wygldaa na bardzo zmczon. 92 93 - Jad do miasta. Maj mi pokazywa kandydatki na now kuchark. A wy pamitajcie, e nie macie prawa wyj za bram. Kiedy samochd ciotki odjecha, dzieci popdziy do pokoju po czerwone krzeso. Postawiy je na trawniku przed domem. Toka przyniosa wysok szklank i nalaa do niej mleka. Filip usiad na krzele i powiedzia: - Pierwsza prba! Niech ta szklanka bezpiecznie tu przyleci. Szklanka uniosa si i pofruna w stron Filipa. Kuki szed obok, eby zapa szklank, gdyby czar przesta dziaa. Ale szklanka przyleciaa bezpiecznie do rk Filipa i nie wylaa si z niej ani kropla pynu. - Pierwsza prba udana. - Mam nadziej, e rodzice te si nie stuk -szepna Toka. - Prba numer dwa - powiedzia Filip. - Chod, Kuki. - A ty nie moesz? - Jeste lejszy! Jak walniesz o cian, to dom si nie rozleci. 94 - Bardzo mieszne... Owinli Kukiego w kodr, zwizujc j sznurkiem. Wyglda jak balon. - Czuj, e bd kopoty - powiedzia lekko drcym gosem. - Cicho! Niech mj brat Kuki przyleci do mnie w caoci. - Aaa! Jak pocisk wystrzelony z katapulty Kuki przelecia ukiem nad ogrodem i spad prosto do ng Filipa. Tu przed ldowaniem wyhamowa i agodnie opad na traw. - yjesz? - Chyba tak... - jkn Kuki. - OK. Prba numer dwa udana. Ostatni test. Wcie kaski! Woyli kaski rowerowe. - Chc, eby przyleciaa tu walizka mamy. W ten sposb chcieli sprawdzi, jak dugo bd do nich lecie rodzice i czy nie roztrzaskaj si, ldujc z duej wysokoci. Patrzyli niespokojnie w niebo, bo waliza mamy bya bardzo cika. Wyobraali ju sobie, jak startuje tysic kilometrw std i leci jak bojowa rakieta. Czekali dugo, ale nic nie przyleciao. W ogle nic si nie zdarzyo. - Prba trzy nieudana - stwierdzi ponuro Filip. Spojrzeli po sobie niepewnie. - Co robimy? - Uwaam, e musimy zaryzykowa - powiedziaa Tosia. - A jak rodzicom co si stanie? - Nie moemy czeka. To krzeso moe przesta dziaa. Nie wiemy, czy to nie jest jednorazwka. - To prawda.

- No to... zaczynamy! Rodzestwo skupio si wok Filipa. Uwaali, e to on powinien wypowiedzie najwaniejsze yczenie. By najstarszy, a poza tym to on niechccy wywoa cae nieszczcie. Wic teraz musi je naprawi. Filip siedzia na krzele wyprostowany i bardzo skupiony. - Tylko gadaj dokadnie! - szepn Kuki. Filip zacz mwi uroczycie: - Chc, eby rodzice... - Nasi rodzice! 96 97 - eby nasi rodzice bezpiecznie do nas wrcili. Niech wejd przez te drzwi i niech bd tacy jak dawniej. Tosia, Filip i Kuki wpatrywali si w drzwi domu. Jeszcze chwila i rodzice stamtd wyjd! Ale chwila mina, potem nastpne i nic si nie zdarzyo. Kuki nie wytrzyma i pobieg otworzy drzwi, eby sprawdzi, czy rodzice za nimi nie stoj. Nikogo tam nie byo. Kuki zacz woa: - Mamo! Jestecie tu? Tato? Nikt nie odpowiedzia. - Moe wyczerpaa mu si bateria? - szepn Kuki, ogldajc krzeso. - To nie jest komra! Ono nie ma adnej baterii. Tosia podbiega do brata. - Filip! Musimy sprawdzi, czy ono jeszcze dziaa. Popro o co. O cokolwiek. Filip pomyla chwil i zawoa. - Niech... pada deszcz. I natychmiast zacz pada deszcz. Straszliwa ulewa zalaa ogrd ciotki. - Dziaa! - krzycza Kuki. - Ono wci dziaa! Toka wcigna kaptur. - Filip! Wycz ten deszcz! - Zaraz. Musz najpierw co sprawdzi!... Filip wybieg za bram. Tosia i Kuki pobiegli za nim. Przebiegli moe sto metrw i nagle znaleli si w socu. Deszcz si urywa, jakby kto go zmaza gumk. Wygldao to niesamowicie. Jak ekran podzielony na dwie poowy. Obok domu ciotki la deszcz, a za naronikiem wiecio soce. - Dlaczego tam nie pada? - Ju wiem - krzykn Filip. - Ten czar nie dziaa na odlego, rozumiecie? Dziaa tylko w zasigu wzroku. Nie moemy cign rodzicw, bo s za daleko. - To co zrobimy? - Musimy do nich pojecha! Musimy stan przed rodzicami i patrze im w oczy! Tylko wtedy uda si zdj z nich zaklcie! Sprawdzili w Internecie, e statek Queen Victo-ria przypywa w niedziel do portu w Kopenhadze. - To nasza ostatnia szansa, bo potem pyn na Karaiby. Tam ich nie znajdziemy. 98 99 - To znaczy, e zostay nam dwadziecia cztery godziny. - Zdymy! Spakowali do plecakw tylko najwaniejsze rzeczy. Nie brali jedzenia, bo wiedzieli, e zawsze mog wyczarowa pienidze i kupi, co trzeba. Przez chwil zastanawiali si, czy nie wyczarowa helikoptera, ale Toka nie chciaa si zgodzi. - Nie znamy si na helikopterach. Nie moemy ryzykowa katastrofy. Polecimy normalnym samolotem. Wyczarowali bilety na lot do Kopenhagi i wyruszyli na lotnisko.

- Suchajcie, a jak kto bdzie si czepia, e dzieci chc same lecie samolotem? - spyta Kuki. - To zmienimy ktosia w karalucha! Biegli na przystanek autobusowy, dwigajc krzeso i plecaki. Nagle Filip zatrzyma si. Z przeciwka jecha czarny samochd. - Tam jest ciotka! 100 Rzucili si do ucieczki. Ciotka zauwaya ich i ruszya z piskiem opon. Dzieci pdziy najszybciej, jak to moliwe, ale plecaki i krzeso im ciyy. - Tam! Filip skrci w wsk uliczk, zdawao mu si, e tam atwiej si ukryj. Niestety, na kocu ulic blokowaa brama zamknita na kdk. Trafili na drog bez wyjcia! Filip byskawicznie usiad na krzele. Rodzestwo stano za nim. Mercedes ciotki nadjecha i zahamowa kilka metrw od dzieci. Ciotka wyskoczya z samochodu. - Dokd si wybieracie? Chcielicie uciec, tak? Ruszya w stron rodzestwa. Kuki szepn do Filipa: - Zmie j w karalucha... Szybko! - Nie! - krzykna Tosia. - Bo j kto wykoczy offem... - To w psa! - Pogryzie nas! Ciotka podesza do nich i wrzasna: - Wsiadajcie do samochodu! Porozmawiamy sobie w domu! Wsiadajcie, ale to ju! 101 - Ju wiem! - zawoa Filip. - Niech ciotka bdzie mniejsza od nas! Natychmiast zerwaa si straszliwa wichura. Wiatr uderzy w ciotk i odepchn j. Zacza wirowa jak karuzela i krzycze na cae gardo. Wiatr unis piach i zrywa licie, ktre fruway wraz z ciotk w szalonym tacu. Kobieta zacza krzycze na cae gardo, wiatr odpycha j, a w kocu wirujca ciotka wpada do samochodu. Drzwi zatrzasny si i wiatr ucich. Rodzestwo, ktre zasonio oczy przed zawieruch, teraz powoli opucio rce i zaczo si rozglda. Ciotki nigdzie nie byo. - Gdzie ona si podziaa? - spyta szeptem Filip. - Moe jest taka maa jak bakteria... - szepn Kuki. - Na pewno zmienia si w maego trolla. Uwaajcie, eby jej nie podepta. Tosia ruszya, patrzc uwanie pod nogi. Rodzestwo szo za ni ostronie, jak po polu minowym. Nagle usyszeli woanie: - Wsiadajcie do samochodu, smarkacze! 102 Ale nie by to gos ciotki. Natychmiast si odwrcili. Zobaczyli, jak z okna samochodu wychyla si twarz w ciemnych okularach. Bya to twarz siedmioletniej dziewczynki! - Powiedziaam wam - zawoaa gronie siedmioletnia ciotka - wsiadajcie do samochodu i jedziemy do domu! - Ale numer! - szepn Filip. Maa spojrzaa na niego wrogo i zawoaa piskliwym gosem: - Nie syszysz, co mwi? Do samochodu! Wtedy rodzestwo wybucho miechem. Dziewczynka bya wci ubrana w czarny paszcz i wielkie okulary i wygldaa komicznie. Podeszli do auta. Filip powiedzia z przekornym umiechem: - Ciocia jest chyba za maa, eby kierowa samochodem.

- Co ty mwisz, smarkaczu? Dzieci nie odpowiedziay. Patrzyy na zmniejszon ciotk, skrcajc si ze miechu. Ciotka w kocu si zaniepokoia. Spojrzaa na swoje malutkie rce z pomalowanymi na czerwono 104 paznokciami. A potem w lusterko. I zacza wrzeszcze. Dara si, jakby zobaczya upiora. - No to cze, ciociu! - powiedzia Filip. - Musimy ju lecie! Pa! Pokiwa wrzeszczcej ze strachu dziewczynce. Chwyci krzeso i poszed w stron przystanku autobusowego. Rodzestwo ruszyo za nim. Ciotka wysza z samochodu, miesznie maleka, mimo butw na wysokim obcasie, i patrzya za odchodzcymi. Ocieraa zy. Tosia zatrzymaa si. - Poczekajcie. - Po co? - Nie moemy jej tak zostawi. Ona jest za maa. Musimy j odczarowa albo zabra. - Zwariowaa? - krzykn Filip. Tosia obrcia si i podesza do maej ciotki. Spojrzaa niepewnie na dziewczynk, ktra jeszcze niedawno bya wysok gron kobiet. Nie bardzo wiedziaa, jak si do niej zwraca. - Chod z nami... ciociu. Dziewczynka odpowiedziaa ze zoci: - Nigdzie z wami nie pjd! 105 - Bdziesz godna... Albo kto moe ci porwa. - Na przykad jaka wstrtna ciotka - doda Kuki. - Odczepcie si ode mnie! - Nie to nie - powiedzia zdecydowanie Filip. -Chodcie. Udali, e odchodz. Nie bardzo wiedzieli, co dalej robi. Przecie faktycznie: nie mog takiej maludy zostawi samej. Nagle rozlego si stukanie obcasw. Obrcili si. Maa ciotka podbiega do nich. - Dobrze - powiedziaa przez zacinite zby. - Pojad z wami. Ale jak bd znw dua, to was spior! Czerwony autobus linii numer siedem by zatoczony. Rodzestwo stano na tylnej platformie. Maa ciotka trzymaa si w pewnej odlegoci od nich i spogldaa wrogo. - O ktrej odlatuje samolot? - spyta Kuki. - Sprawdziam wszystko w Internecie. - Tosia spojrzaa na kartk. - Samolot do Kopenhagi odlatuje o dwunastej pi, ale musimy by na lotnisku najpniej o jedenastej. - Jeszcze p godziny. Zdymy. - Raczej nie zdycie - odezwaa si ciotka. - Dlaczego? - Bo ten autobus nie jedzie na lotnisko. On jedzie w przeciwnym kierunku. - Skd ciocia to wie? - Bo jestem od was starsza i mdrzejsza - burkna siedmiolatka. - A poza tym tam jest rozkad jazdy. Rodzestwo podbiego do tablicy, na ktrej wywietlano tras. - Ona ma racj! Jedziemy w z stron - zawoaa Tosia. - Musimy wysi! - Nie musimy. Filip usiad na krzele i spokojnie powiedzia: - Chc, eby ten autobus jecha prosto na lotnisko. I wtedy si zaczo. Autobus zahamowa tak gwatownie, e kilku pasaerw przewrcio si 106

107 na podog. A potem zawrci z piskiem opon i ruszy w przeciwnym kierunku. Zdumieni pasaerowie woali: - Co si dzieje? Czy on zwariowa? Dokd on jedzie? Rodzestwo spojrzao na siebie z satysfakcj. I w tym momencie stao si co niesamowitego. Ulica skrcaa w prawo. Ale autobus, zamiast skrci, pojecha prosto! Uderzy w barierk, roztrzaska j i popdzi prosto przez park. Pasaerowie zaczli wrzeszcze. Pojazd skaka jak oszalay na nierwnym trawniku, tratujc klomby i kosze na mieci. - Co ten kierowca robi? - Pijany! - Zwariowa! Przy kolejnym podskoku Filip zlecia z czerwonego krzesa na podog, a jaka gruba kobieta upada na nie, histerycznie krzyczc. Oszalay autobus min park i wjecha w wsk ulic prowadzc do rynku. Jecha pod prd, zrywajc reklamy i cinajc znaki drogowe. Samochody jadce z naprzeciwka uciekay na chodnik lub, rozbijajc wystawy, wpaday do sklepw. - Co on robi? - krzycza przeraony Filip. -Jedzie prosto! Kazae mu jecha prosto! - zawoaa przeraona Toka. Autobus wjecha w rodek ulicznej kawiarni. Na szczcie wszyscy ludzie zdoali uciec, z wyjtkiem kelnera, ktry umyka z tac pen szklanek. W kocu skoczy szczupakiem przez bar, wpadajc do pojemnika z lodami. Autobus stratowa wiklinowe stoliki i wjecha na rynek. - Filip, zatrzymaj go, bo kogo zabijemy! -krzyczaa Tosia. - Odwoaj ten czar! Filip z Kukim prbowali wanie to zrobi, ale na ich krzele" wci siedziaa kobieta, ktra histerycznie krzyczaa i nie dawaa si zepchn. Autobus pdzi przez rynek, jadc dokadnie po linii prostej. Tum widzw przed scen rozbieg si we wszystkie strony. Na scenie sta Max na swoich sprynowych butach. Obrci si i zobaczy pdzcy wprost na niego autobus. Gdy pojazd uderzy w scen, Max wykona rozpaczliwy skok i znalaz si na jego dachu. Autobus rozgnit scen i popdzi w stron dmuchanej bramy z napisem: Wielka atrakcja! Wystawa krokodyli i piranii". 108 109 - Filip! Zatrzymaj ten autobus! - krzyczaa Tosia. Filip zapar si z caych si, prbujc cign z magicznego krzesa wrzeszczc kobiet. - Niech pani wstanie! W tym momencie autobus wjecha do oceana-rium. Wielkie akwaria pkay jedno po drugim i setki litrw wody wyleway si wraz z krokodylami i piraniami. Max, lecy na dachu autobusu, rozpaczliwie odrywa ksajce go ryby. Nagle z przeraeniem zobaczy, jak lduje obok niego ogromny krokodyl. Gad otwiera szeroko paszcz, szczerzc upiorne zbiska, i nie wyglda na zadowolonego. Autobus wyjecha na szerok ulic, na ktrej kocu by Port Lotniczy. Pdzi ze straszliw prdkoci, prosto w stron hali odlotw. Jeli uderz w budynek, to nikt nie wyjdzie z tego ywy! Zrozpaczona Toka zapaa za ogon pirani, ktra wpada przez okno, i wrzucia j za koszul kobiety siedzcej na krzele. Ta zerwaa si z jeszcze wikszym wrzaskiem. Filip natychmiast usiad na krzele i zawoa. - Niech ten autobus si zatrzyma! Pisk hamulcw. Autobus si rozpdu wjecha jeszcze na schody prowadzce na lotnisko i wreszcie si zatrzyma.

Przez chwil w autobusie nikt z pasaerw si nie odzywa. A potem wszyscy jednoczenie rzucili si z krzykiem do drzwi. Otworzyli je si i uciekli. Zostali tylko Tosia, Filip, Kuki i maa ciotka. Nagle z kabiny wyszed blady jak trup kierowca. Szed, chwiejc si i szepczc: - Co ja zrobiem?... Boe, co ja zrobiem... Filip szybko usiad na krzele i zawoa: - Niech naprawi si wszystko, co zniszczylimy. Na szczcie budynek lotniska sta na wzgrzu i cae miasto byo w zasigu wzroku. Natychmiast wszystkie szkody si naprawiy. Na kocu krokodyl otworzy paszcz i puci but Maksa. Gdzie daleko zaczy wy syreny policyjnych samochodw. Toka chwycia krzeso. - Zwiewamy std. Wyskoczyli z autobusu i pobiegli na lotnisko. Nie zauwayli Maksa, ktry wci siedzia na dachu pojazdu. Mczyzna patrzy jak zahipnotyzowany na dzieci i czerwone krzeso. Potem poderwa si i skoczy na chodnik. Odbi si na swoich sprynowych butach i pogna za nimi. Na lotnisku kotowa si wielki tum podrnych. Zaczynay si wanie wakacje i setki pasaerw z walizami i rozkrzyczanymi dziemi kbiy si w hali odlotw. Wszdzie stay dugie kolejki. Filip i Kuki rozgldali si troch zagubieni. - Dokd mamy i? - spyta niepewnie Kuki. - Ja wiem - mrukna ciotka. - Ale nie powiem wam. - Sami sobie poradzimy - powiedziaa Tosia. Spord rodzestwa tylko ona podrowaa wczeniej samolotem, kiedy poleciaa ze szkoln orkiestr do Pragi. - Najpierw musimy i do odprawy. To jest tam. Wskazaa lad, nad ktr wieci si napis: Lot 007. Kopenhaga". Pobiegli we wskazane miejsce. Tutaj kolejka nie bya na szczcie zbyt duga. Zanim doszli do lady, Filip powiedzia: 112 113 - Przykro mi, ciociu, ale na razie musz ci pozbawi gosu. - Co takiego, smarkaczu? W odpowiedzi Filip usiad na krzele i co wyszepta. - Co ty robisz!? - spytaa Toka. - Rozkazaem, eby ciotka mwia tylko w jzyku madagaskarskim. eby komu nie wygadaa, co si stao. Ciotka spojrzaa na niego z wciekoci i wyrzucia z siebie potok dziwnych sw. Brzmiao to mniej wicej tak: - Mami taka! Manary! Miota! Mikasika! Very aho mikasika! Kalifaty fanalana amin! Wida byo, e czyni rozpaczliwe prby, eby mwi w swoim jzyku, ale nie potrafia tego zrobi. W kocu zamilka i tylko patrzya na Filipa z wciekoci. Urzdniczka za lad zawoaa: - Nastpna osoba! Podeszli do lady. - Dzie dobry. Kobieta spojrzaa na nich zdziwiona. - Dzie dobry. Z kim lecicie? - Z nasz cioci. - Gdzie ona jest? - Tutaj. Urzdniczka zerkna na ma dziewczynk w ciemnych okularach. - To ma by jaki art? - Nie. Poka paszport, ciociu. Urzdniczka zajrzaa do dokumentu. - Nie rozumiem. To dziecko ma czterdzieci lat!?

- Tak, prosz pani - odpowiedzia szybko Filip. - Nasza ciocia zrobia sobie operacj plastyczn, eby modziej wyglda, i troch przesadzia. - Very aho mikasika! - zawoaa ciotka. Oszoomiona urzdniczka oddaa jej paszport. - Prosz pokaza bilety. Byli na to przygotowani. Podali nowiutkie bilety. - Dobrze. Postawcie baga na wag. To krzeso te. - Po co? - spyta nieufnie Filip. - Musz je zway. No, postaw je! Filip niepewnie postawi czerwone krzeso na wadze. Z drukarki wysuny si biae karteczki. 114 115 Urzdniczka nakleia je na plecaki i na krzeso. Nacisna guzik, pas transmisyjny ruszy i krzeso odjechao razem z bagaami. - Co pani robi!? - krzykn Kuki. - Jak to co? - zdziwia si urzdniczka. - Niech pani odda nasze krzeso! - Ale ono jest za due do kabiny. Bdzie lecie w luku bagaowym... - Nie zgadzamy si! Niech pani je odda! - Nie mog cofn tamocigu. Ej! Co wy robicie!? Filip i Kuki wskoczyli na pas transmisyjny. Za nimi skoczya Toka, a potem maa ciotka, ktra baa si, e jeli krzeso zginie, to do koca ycia zostanie siedmiolatk mwic w jzyku mada-gaskarskim. Urzdniczka zerwaa si z krzykiem. - Ochrona! Dwaj pracownicy ochrony lotniska popdzili do niej. Zacz piszcze alarm. Pas transmisyjny z bagaami przesuwa si byskawicznie. Czerwone krzeso zmierzao w stron czarnej dziury, gdzie bagae wpaday i znikay. 116 Filip i Kuki biegli po pdzcym tamocigu, przeskakujc walizy i torby. Potykali si, przewracali i znw podnosili. Za brami pdziy Tosia i ciotka. Krzeso dojechao do otworu przesonitego pasami plastiku. Odchylio je, wpado do czarnej rury i pojechao w d, akurat w chwili, gdy Filip mia je zapa. Rodzestwo bez namysu wskoczyo do rury i zjechao za krzesem. Ciotka zawahaa si, ale potem i ona skoczya. Biegncy za nimi ochroniarze byli zbyt wielcy, eby wcisn si do otworu. Popdzili w stron drzwi. Dzieci pojechay wraz z walizami krt zjedalni i spady na jeden z pasw transmisyjnych. Znalazy si w niezwykym wiecie. Wok nich by labirynt pdzcych w rnych kierunkach tamocigw. Walizki spaday na nie z wylotw wielu rur i byy kierowane w rne strony. Bagae suny i kryy w niesamowitym tacu, eby na koniec dotrze do waciwego samolotu. Wszystko odbywao si automatycznie. Hala bya ogromna i ciemna. Dzieci nie widziay, gdzie jest ich krzeso. W kocu Filip je zobaczy. - Tam. 117 Czerwony przedmiot zmierza ju w stron luku bagaowego w samolocie. Rodzestwo rzucio si w pogo. Ciotka popdzia za nimi, potykajc si na wysokich obcasach i wykrzykujc dziwnie brzmice sowa. Przeskakiwali przez pdzce tamocigi, zrzucajc walizy i przewracajc si na pasy transmisyjne, ktre wloky ich w przeciwnym kierunku. Krzeso byo ju kilka metrw od samolotu. Jeli do niego wjedzie, to go nie odzyskaj. Poleci nie wiadomo gdzie. Kuki zatrzyma si i krzykn najgoniej, jak potrafi: - Wr do nas! Wracaj!

Wtedy czerwone krzeso poderwao si jak wierny pies. Unioso si ponad tamocig, zawirowao i poleciao z wielk prdkoci, ldujc po chwili obok Kukiego. W tym momencie otworzyy si drzwi hali i wbieg oddzia ochroniarzy. Zanim rodzestwo zdyo cokolwiek zrobi, otoczyli je, wydzierajc im czerwone krzeso z rk. 118 Tosia, Filip, Kuki i maa ciotka siedzieli z ponurymi minami na posterunku ochrony lotniska. Naprzeciwko dzieci siedzia komendant w czarnym mundurze. Dalej jaki technik bada krzeso za pomoc urzdzenia wydajcego ciche piski. Mia te psa, ktry obwchiwa uwanie magiczny przedmiot. - Nic tu nie ma. To jest zwyky mebel. Technik postawi krzeso obok komendanta i wyszed razem z psem. - Ostatni raz pytam - komendant spojrza gronie na dzieci. - Czemu to zrobilicie? I gdzie s wasi rodzice? Rodzestwo milczao. Za to maa ciotka wyrzucia z siebie potok sw w jzyku madagaskarskim, a potem te zamilka. - Dziwne dzieci - westchn komendant. - Chyba musz wezwa psychologa. Odwrci si i podnis suchawk telefonu. Filip ostronie wsta i zacz si skrada w stron krzesa. Maa ciotka krzykna: - Mami taka! Mitandrina! Komendant obrci si, ale byo za pno. Filip siedzia ju na krzele i zawoa: 119 - Niech pan zanie. Na pi minut! Komendant zerwa si, ale zaraz opad z powrotem na fotel. Ziewn i jego gowa powoli osuna si na biurko. Zacz chrapa. - Zwiewamy! Filip chwyci krzeso i popdzi do drzwi. Toka i Kuki pobiegli za nim. Maa ciotka zawahaa si, ale w kocu take wybiega. Ukryli si midzy samochodami na podziemnym parkingu pod lotniskiem i zrobili narad. - Samolotem raczej nie polecimy - powiedziaa Tosia. - Raczej nie. - No to co zrobimy? - Moemy zaczarowa kierowc takswki i kaza mu jecha do Kopenhagi - wymyli Filip. - To bdzie porwanie. Przestpstwo. Wsadz nas do wizienia. - Panguh! - krzykna ciotka. - O co jej chodzi? - Panguh Uh! Po chwili wahania Filip zdj z niej zaklcie i ciotka znw moga mwi w zrozumiaym dla nich jzyku. - Pocig! - wrzasna. - Moecie jecha pocigiem! Rozumiecie mnie czy nie!? Kuki zasoni uszy. - Niech ciocia tak nie krzyczy. Przecie ju rozumiemy. - Jak dugo jedzie pocig do Kopenhagi? - spytaa Tosia. - Rano bdziemy na miejscu. Odjeda za dziesi minut. - Skd ciocia to wie? - Mam w telefonie rozkad jazdy! Zerwali si i popdzili w stron dworca kolejowego, ktry na szczcie by po drugiej stronie ulicy. Kuki pomyla, e od czasu kiedy zaczli t wypraw, to bez przerwy gdzie biegn. adne z nich nie zauwayo czowieka w butach na sprynach, ktry wanie wyszed z

parkingu. Max bezskutecznie szuka dzieci na caym lotnisku i ju chcia zrezygnowa, pewny, e odleciay 120 121 jakim samolotem. Na widok biegncych krzykn z radoci i popdzi za nimi. Na pierwszym peronie sta srebrzysty pocig EuroCity do Kopenhagi. Konduktorka spojrzaa na zegar i signa po gwizdek. - Niech pani zaczeka. Jeszcze my! Kobieta spojrzaa zdziwiona na czwrk dzieci z czerwonym krzesem, ktre wbiegy na peron i wzajemnie sobie pomagajc, wdrapay si do wagonu. Ruszya w ich stron, eby spyta, z kim jad, kiedy na peronie pojawi si dziwny mczyzna w podartym paszczu i butach na sprynach. On take wsiad do pocigu. Konduktorka chciaa pobiec za nim, ale zawiadowca zacz gwatownie macha rk, pokazujc na zegar, wic zagwizdaa i wskoczya do ostatniego wagonu. Drzwi z sykiem si zamkny i pocig ruszy. Zajli cay przedzia pierwszej klasy. Kuki z zachwytem oglda dziwne urzdzenia: lampki ukryte w oparciach foteli i mae peczki na na122 poje, wyskakujce po naciniciu guzika. Krzeso, ktre nie miecio si na pce, postawili na korytarzu, tu obok drzwi. Filip usiad naprzeciwko maej ciotki, ktra patrzya na niego wrogo. - Ciociu. Jeli mamy y w zgodzie, to musisz przestrzega regulaminu - powiedzia Filip stanowczym gosem. - Po pierwsze, nie wolno ci dotyka krzesa. - Po drugie, musisz nas sucha - doda Kuki. - Nigdy nie bd was sucha! - zawoaa ze zoci ciotka. - Jeeli nie bdziesz nas sucha, to nigdy cioci nie odczarujemy. Ciotka sapna ze zoci i zaoya ciemne okulary. Korytarzem ostatniego wagonu szed Max. Zaglda do kadego przedziau. Uwanie lustrowa wzrokiem pasaerw, bo nie by pewny, czy rodzestwo nie zamienio si w kogo innego. Tymczasem w nastpnym wagonie Filip postawi na fotelu kosz peen pomaraczy, sodyczy, kanapek i butelek. - Wyczarowaem prowiant i kilka gier. Tylko dla nas! 123 Rodzestwo rzucio si do otwierania torebek i napojw. Maa ciocia patrzya na nich zazdronie. Bya godna i chciao jej si pi. Toka zerkna na ni. Wzia pomaracz i sok jabkowy i podaa je ciotce. - Masz. To dla ciebie. Siedmiolatka przyja podarunek, ale nie powiedziaa dzikuj. - Jak wy to robicie? - spytaa. - Co jak robimy? - No, te czary. Kuki spojrza na ni dumnie i powiedzia: - My moemy wszystko zrobi. - Ale jak? Musicie wypowiedzie jakie specjalne sowa? - Nie. Po prostu siadamy na krzele, mwimy, co chcemy, i wszystko dostajemy. - Po co jej to zdradzie?! - zawoaa Toka. -Teraz bdziemy musieli stale jej pilnowa! Ciotka spojrzaa tryumfalnie. - I tak mnie nie upilnujecie! Ale Filip rozemia si i powiedzia: - Spokojnie, ciotuniu. Zaoyem simlocka. - Co zaoye? - spyta zdziwiony Kuki. 124

- Blokad. Rozkazaem, eby ona sama nie moga si odczarowa. Tylko my moemy to zrobi. Ciotka zrobia wciek min i rzucia w niego skrk pomaraczy. Z sykiem otworzyy si drzwi w przejciu midzy wagonami. Max przecisn si z trudem, bo jumpery utrudniay mu chodzenie w wskim przejciu. Ostronie wyjrza. Zobaczy czerwone krzeso stojce na drugim kocu korytarza! Zacz si skrada. By ju kilka krokw od niego, kiedy usysza: - Prosz pokaza bilet. Obrci si gwatownie. Stao za nim dwoje konduktorw. Przygldali mu si podejrzliwie. - Nie mam biletu - powiedzia Max. - Nie zdyem kupi. - Rozumiem. Moe go pan kupi teraz. - Nie mam portfela. - W takim razie prosz ze mn. Max spojrza na krzeso i wcieky ruszy za konduktorem. Rodzestwo niewiadome zagroenia grao w monopol. Siedmioletnia ciotka nie braa 125 udziau w grze, ale obserwowaa j z zaciekawieniem. - Kupuj hotel za dwiecie - powiedzia Kuki, kadc na planszy gar plastikowych monet. - le zrobie - zawoaa ciotka. - Trzeba byo kupi elektrowni. Kuki zerkn na plansz. Faktycznie, pomyli si. Ale oczywicie nie mia zamiaru si przyzna. Obrci si do dziewczynki i powiedzia lekcewaco: - Nie znasz si, ciociu. - Znam si! - zaperzya si siedmiolatka. - Jestem dyrektork banku od dwudziestu lat i wiem, co si opaca. A ty nie k si ze mn, smarkaczu! Kuki te si rozoci. - Suchaj, ciociu! My z tob nie gramy, bo nikt ci tu nie lubi! Toka pocigna go za rk. - Kuki, nie mw tak! Ona ma siedem lat. - Nie ma siedmiu. Ma czterdzieci. Ja jej nie lubi i wy jej nie lubicie. To znaczy, e nikt jej tu nie lubi. 126 W tej chwili otworzyy si drzwi i zajrzaa konduktorka. - Dzie dobry. - Przyjrzaa si uwanie dzieciom. - Jedziecie sami? - Tak - powiedzia Filip. - A gdzie s wasi rodzice? - Jedziemy do nich. Konduktorka chciaa co powiedzie, ale w tym momencie zerwaa si ciotka. Podbiega do kobiety i chwycia j za rk. - Oni kami. Oni mnie porwali! Niech mnie pani ratuje. - Co takiego? - Konduktorka spojrzaa zdziwiona na dziewczynk. - To s porywacze i oszuci! Ratuj mnie! Toa chwycia ciotk i pocigna j na siedzenie. Zasonia jej usta, woajc: - Ona zmyla, prosz pani. To dziecko ma bujn wyobrani. W ogle jest troch dziwna i nerwowa. Konduktorka patrzya niepewnie na wyrywajc si dziewczynk. - Wy si ni opiekujecie? 127 - To ja si nimi opiekuj - krzyczaa ciotka, wyrywajc si Toce. Filip pochyli si i szepn: - Ciociu, sied cicho, bo zamienimy ci w pajka. Konduktorka miaa ju dosy tego przedstawienia.

- Pokacie mi bilety. Filip wsta. Konduktorka zagradzaa mu drog do krzesa. - Zaraz poka bilety. Tylko musz usi na tym krzele. Ciotka wrzasna: - Nie pozwl mu siada na krzele. On ci zmieni w tarantul! Do przedziau zajrza drugi konduktor. - Co tu si dzieje? Konduktorka wzruszya ramionami. - Dzieciaki jad bez biletw. Filip widzia, e sytuacja robi si niebezpieczna. Ruszy w stron krzesa. - Chc tam usi. Konduktorka