M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być...

20
M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA." W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „10 półrocznie 5 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą. Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J , Bujwid O., Deike K., Diekstein S., Flaum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski Wt., Kram- sztyk S., Natanson J., FraussSt. i Śldsarski A. „Wszechświat" przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wierBz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/i za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5. -A-d.x©s iESed-alscyi: IKIrał^ow-sł^Ie-ZFrzed.m ie ś c ie , USTrSS. W STANACH ZJEDNOCZONYCH AMERYKI PÓŁNOCNEJ. Dnia pierwszego Listopada roku bieżące- go upłynie 20 lat, od czasu, gdy przy- stąpiła do czynności potężna organizacyja służby meteorologicznej w Stanach Zjedno- czonych Ameryki północnej. W tym dniu przed dziewiętnastu laty wyszły ze świeżo wprowadzonej w życie instytucyi pierwsze buletyny meteorologiczne, a w osiem dni później pierwsze ostrzeżenia o nadchodzą- cych burzach były telegrafem przesłane do portów. Od tśj pory działalność jćj nie- tylko ani na chwilę nie ustała, ale z każdym rokiem rosszerzała się, z każdym rokiem gęstniała sieć stacyj meteorologicznych, nad- syłających codzienne sprawozdania. Nie- obojętnym będzie zapewne dla naszych czy- telników krótki obraz całej tej organizacji, którym młoda Ameryka słusznie może im- ponować starej Europie, posiadającej zale- dwie słabe odbicie tego, co się dzieje po drugiej stronie oceanu. Myśl spożytkowania telegrafu do ostrze- gania o zbliżającej się burzy była wypowie- dziana już w roku 1842 przez Kreila w Pra- dze i prawie w tym samym czasie przez Piddingtona, wszakże w Europie nie pręd- ko weszła w wykonanie. Gdyby ją nawet próbowano zamienić w czyn, to jednak nie przyniosłoby to spodziewanych korzyści na razie, gdyż pojęcia ówczesne europejskie o sposobach rosprzestrzeniania się burz by- ły niedokładne. W Ameryce, dzięki pra- com Espya, Loomisa, Redfielda, wcześniej niż w Europie wyrobiło się jasne pojęcie o sposobach posuwania się burz i już w ro- ku 1847 bardzo wyraźnie nakreślono plan organizacyi, jaką należałoby wprowadzić w życie, aby dawać portom ostrzeżenia w po- o zbliżającem się niebespieczeństwie. W 1849 r. niektóre zarządy linij telegraficz- nych oświadczyły gotowość oddania tele- grafu bespłatnie w pewnych porach dnia na użytek depesz meteorologicznych. Prze- wodnictwo w tych początkach zorganizo- wania tak ważnego działu służby publicz- nej wzięła bogata instytucyja, jakkolwiek tylko prywatna, zwana „Smithsonian Insti-

Transcript of M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być...

Page 1: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

M 9 . Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ."

W W a rs za w ie : rocznie rs. 8k w arta ln ie „ 2

Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie „ 10półroczn ie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystk ich k s ięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

K om itet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J , Bujwid O., Deike K., Diekstein S., F laum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W t., Kram -

sztyk S., Natanson J ., F ra u ssS t. i Śldsarski A. „W szechśw iat" p rzy jm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jak ik o lw iek zw iązek z nau k ą , n a n astępu jących w arunkach : Z a 1 wierBz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za pierw szy ra z kop. 7 '/ i

za sześć następ n y ch razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

-A-d.x©s iESed-alscyi: IKIrał^ow-sł^Ie-ZFrzed. m ieśc ie , USTr SS.

W STANACH ZJEDNOCZONYCH

A M ER Y K I PÓ ŁN O CN EJ.

Dnia pierwszego Listopada roku bieżące­go upłynie 20 lat, od czasu, gdy przy­stąpiła do czynności potężna organizacyja służby meteorologicznej w Stanach Zjedno­czonych A m eryki północnej. W tym dniu przed dziewiętnastu laty wyszły ze świeżo wprowadzonej w życie instytucyi pierwsze buletyny meteorologiczne, a w osiem dni później pierwsze ostrzeżenia o nadchodzą­cych burzach były telegrafem przesłane do portów. Od tśj pory działalność jć j nie- tylko ani na chwilę nie ustała, ale z każdym rokiem rosszerzała się, z każdym rokiem gęstniała sieć stacyj meteorologicznych, nad­syłających codzienne sprawozdania. N ie­obojętnym będzie zapewne dla naszych czy­telników krótki obraz całej tej organizacji, którym młoda Am eryka słusznie może im­ponować starej Europie, posiadającej zale­

dwie słabe odbicie tego, co się dzieje po drugiej stronie oceanu.

Myśl spożytkowania telegrafu do ostrze­gania o zbliżającej się burzy była wypowie­dziana już w roku 1842 przez K reila w P ra ­dze i prawie w tym samym czasie przez Piddingtona, wszakże w Europie nie pręd­ko weszła w wykonanie. Gdyby ją nawet próbowano zamienić w czyn, to jednak nie przyniosłoby to spodziewanych korzyści na razie, gdyż pojęcia ówczesne europejskie o sposobach rosprzestrzeniania się burz by­ły niedokładne. W Ameryce, dzięki p ra­com Espya, Loomisa, Redfielda, wcześniej niż w Europie wyrobiło się jasne pojęcie o sposobach posuwania się burz i ju ż w ro­ku 1847 bardzo wyraźnie nakreślono plan organizacyi, jak ą należałoby wprowadzić w życie, aby dawać portom ostrzeżenia w po­rę o zbliżającem się niebespieczeństwie. W 1849 r. niektóre zarządy linij telegraficz­nych oświadczyły gotowość oddania tele­grafu bespłatnie w pewnych porach dnia na użytek depesz meteorologicznych. P rze­wodnictwo w tych początkach zorganizo­wania tak ważnego działu służby publicz­nej wzięła bogata i n s t y t u c y j a , jakkolw iek tylko prywatna, zwana „Smithsonian Insti-

Page 2: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

130 WSZECHŚWIAT.

tu tio n ” i k tóra położyła niezm ierne zasługi w życiu naukowem A m eryki. W sprawoz­daniu za rok 1858 tój instytucyi czytamy: „W ielkie zajęcie budzi wystawiana codzien­nie w budynku „Smithsonian Institu tion" wielka mapa, przedstaw iająca stan pogody znacznej części Stanów Zjednoczonych. D e­pesze, zaw ierające dane meteorologiczne, nadchodzą zwykle około 10-ćj zrana. W ro ­ku bieżącym, 1858, <52 stacyj m eteorologicz­nych nadsyła telegraficznie swoje spostrze­żenia” i t. d.

0 Lecz temu rozwojowi powolnem u, opar­temu wyłącznie na środkach prywatnych, bez żadnego poparcia rządu, położyła ko­niec wojna pomiędzy Stanam i Północnemi1 Południoweini (od r. 1861 do r. 1865). W prawdzie w r. 1864 na przedstaw ienie ]>rof. Bairda stowarzyszenie telegraficzne amerykańskie postanowiło od r. 1865 wpro­wadzić w życie p ro jek t zorganizowanej służby m eteorologicznćj, podług którego obserwatoram i byliby urzędnicy telegra­fu, a spostrzeżenia koncentrow ałyby się w „Smithsonian Institu tion”. Lecz pożar, który zniszczył znaczną część budynków tój instytucyi w Styczniu 1865 r., odsunął na kilka la t urzeczywistnienie tej myśli. Podczas samej wojny jednak powstał pe­wien oddział służby wojskowej, którego za­daniem w przyszłości miało być prowadze­nie całój p rak tyk i m eteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy.

W roku 1868 prof. Cleveland Abbe, dy­rek to r obserw atoryjum w Cincinnati wy­stąpił znowuż z tym samym projektem i z po­mocą, jakiej mu udzieliły izby handlowe, rospoczął wydawać od pierwszego W rześnia tegoż roku spraw ozdania meteorologiczne i prognozy. P o trzech miesiącach pomoc sfer handlowych ustala; z tein wszystkiem Cleveland pozostawiony własnym siłom, nietylko, że nie pozwolił upaść przedsię­wzięciu, ale owszem coraz więcej je roz­wijał.

Te usiłowania i rezultaty , do których one doprowadziły, dały w końcu popęd do pań-

* stwowego zorganizowania służby m eteoro­logicznej. Na przedstaw ienie prof. Lapham z M ilwauke, K ongres Stanów Zjednoczonych w G rudniu 1869 roku polecił M inisteryjum wojny wprowadzić cały plan w wykonanie

!

Ii tak wspaniale wyposażył pod względem m ateryjalnym tę gałęź służby, że wszystkie instytucyje meteorologiczne europejskie po­zostały daleko za Ameryką. W ydział służ­by wojennej, na który włożono prow adze­nie spostrzeżeń i spożytkowanie ich w celu staw iania prognoz m eteorologicznych, nosi w Am eryce nazwę „Signal Office”, co moż- naby popolsku oddać przez „U rząd sygna­łow y”; znaczeniem swojem odpowiada on służbie telegraficznej wojskowej. Począ­tek tej służby sięga roku 1860; wtedy to z decyzyi senatu utworzono przy sztabie gieneralnym posadę oficera, którem u nada­no rangę majora i nazwę „Signal officer” i którego obowiązkiem był nadzór nad te- legrafiją wojenną, ale dopiero podczas woj­ny domowój powstał w roku 1863 osobny oddział służby wojskowej telegraficznej.

Po ukończeniu wojny oddział ten telegra­ficzny składał się z 6 oficerów i 100 telegra­fistów, aż do tego czasu, gdy postanowienie Kongresu włożyło na niego obowiązek wy­pełniania czynności, związanych ze służbą meteorologiczną. W tedy to cały „Signal Office” przybrał w rzeczywistości inną po­stać: do niego przyłączyły się siły naukowe i techniczne, główni oficerowie coraz wię­cej zaczęli być zastępowani przez specyja- listów naukowych, niemniej jed n ak cały wydział pozostał pod władzą M inisteryjum w'ojny i tak do dziś dnia pozostaje, zacho­wując ciągle wrojskową organizacyją i pod­legając surowym prawom wojennym. Za­pew nia to bezwątpienia ścisłe i bezwarun­kowe wykonanie wszelkich przepisów i po­leceń urzędu centralnego; ale z drugiej strony przedstawia wady, związane z o rga­nizacyją tego rodzaju, przy której bardzo łatwo prosta formalistyka może zapanować nad treścią. Pewna jałow ość pod wzglę­dem wypadków naukowych, jak ą z począt­ku zarzucano nowej instytucyi, zdawała się usprawiedliwiać te obawy, jednak pod za­rządem gienerała H azena i obecnego prze­łożonego Greelyego naukowa strona całej tej służby przeważyła nad wojskowością i dziś pod każdym względem wielka ta in- stytucyja odpowiada i swojemu założeniu i ofiarom na nią ponoszonym. Z tem wszy­stkiem, podniesioną została w ostatnich cza­sach myśl oddzielenia służby meteorologicz-

Page 3: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nr 9. w s z e c h ś w i a t . 131

nój od M inisteryjum wojny i nadania jej zupełnie cywilnej organizacyi, jak to ma miejsce w Europie. Myśl tę szczególniej popiera obecny dyrek tor (Chief Signal offi- cer) Greely, do urzeczywistnienia jej j e ­dnak nie przyszło dotąd, o ile mi wiadomo. W razie przeprow adzenia jój niemałą, tru ­dność będzie stanowić obsadzenie obserwa­torami tych stacyj meteorologicznych, któ­re leżą na południu poniżej 30° szerokości gieograficznej, równie jak i stacyj leżących na dalekim zachodzie poza 97 południkiem (względem Greenwich): pierwsze bowiem znajdują się w okolicach prawie ciągle tra ­pionych przez żółtą febrę, drugie zaś zbyt są odsunięte od życia cywilizowanego.

W ykonanie postanowienia Kongresu by­ło poprowadzone z taką energiją, że już w jedenaście miesięcy, mianowicie dnia 1 Listopada 1870 r. o godzinie 7 min. 35 zra- na podług czasu średniego waszyngtońskie­go sierżanci, wyuczeni specyjalnie w forcie W hipple (obecnie fort Myer) w W irginii, rospoczęli obserwacyje na 24 stacyjach. Ob- serwacyje te następnie były natychmiast przesłane telegraficznie do W aszyngtonu do zarządu centralnego (Signal office), który już o godzinie 9 zrana był w możności ro­zesłać telegram y o stanie pogody na wszy­stkie strony „dla pożytku hand lu”, jak wy­rażano początkowo w urzędowym tytule tychże telegramów. Od tej chwili na każ­dej stacyi robią się nieprzerw anie obser­wacyje naprzód jednoczesne w terminach o godz. 7 zrana, o godz. 3 po poł. i o godz­i ł wieczorem czasu średniego 75 południka na zachód względem Greenwich. Nadto w tych samych godzinach miejscowych robi się drugi szereg trzech obserwacyj dziennie. Spostrzeżenia pierwsze po zredukowaniu ich i obliczeniu natychm iast (to jest we 20 do 30 m inut po ich zrobieniu) przesyłają się do urzędu centralnego w Waszyngtonie, któ­ry niemniej szybko spożytkowywa je do ułożenia k art synoptycznych pogody, tak, że już w i y a godziny po zrobieniu obserwa- cyi z W aszyngtonu wychodzą odwrotne te ­legramy do portów i mnóstwa miast we­w nętrznych, zawierające prognozy i ewen­tualnie ostrzeżenia o burzach. Drugi sze­reg obserwacyj, robionych podług czasu miejscowego służy do oznaczenia właści­

wości klimatycznych każdego miejsca Sta­nów Zjednoczonych. Obserwacyje na sta­cyjach robią przedewszystkiem sierżanci, którzy się kształcą specyjalnie do tego celu w forcie M yer i jeżeli zwrócimy uwagę na to, że muszą oni robić dwa szeregi obserwacyj, przesyłać je telegrafem, odbierać odwrotnie depesze i pilnować aby prognozy rozeszły się do wiadomości publicznej wszelkiemi, z góry obmyślonemi drogami, wtedy p rzy j­dziemy do przekonania, że na brak zajęcia uskarżać się oni nie mogą. Za te zajęcia sierżanci w większych miastach pobierają do 1800 rb. rocznie, co jes t bez wątpienia na nasze stosunki i wyobrażenia Wysokiem wynagrodzeniem.

(c. d. nast.).W. K.

0 DZIEDZICZNOŚCI.Mowa w ypow iedziana przez prof. W illiam a T u rn era , prezesa sekcyi an tropolog icznej b ry tańsk iego sto ­w arzyszen ia postępu nauk , na o tw arcie posiedzeń

sekcyi podczas tegorocznego zjazdu stow arzyszenia

w N ew castle-ou-Tyne.

(C iąg dalszy).

Mówiąc o dążności, zdolności, skłonności, lub predyspozycyi do przekazywania zna­mion, czyto normalnych, czy patologicz­nych, używamy wyrażeń niewątpliw ie nie­określonych. Dotychczas jesteśmy zupełnie niezdolni do rospoznawania zapomocą sa­mej tylko obserwacyi jakiej bądź zmiany bu­dowy w plazmie rozrodczej, któraby nas upo­ważniała do wyrzeczenia, że pewna szcze­gólna dążność, lub zdolność objawi się w or­ganizmie powstałym z tój plazmy. Możemy to określić jedynie śledząc historyją życia osobnika. Niemniej jednak prawdą jest, żb wyrażenia te oznaczają coś ważnego, o czem wszyscy jesteśmy przekonani. Ze względu na człowieka dążność do przekazywania zmian anatomicznych, lub fizyjologicznych, albo bezużytecznych, albo stanowczo szko­dliwych daje się zarówno dowieść, jak i dążność do przekazywania znamion p raw ­dopodobnie pożytecznych. Stąd, zarowno

Page 4: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

132 w s z e c h ś w i a t . Nr 9.

znamiona bezużyteczne, ja k i pożyteczne mogą ulegać wyborow i i dziedzicznemu przekazywaniu.

Nieco dłużej zatrzym ałem się nad dzie­dzicznością. właściwości bezużytecznych, al­bowiem jestto strona przedmiotu szczegól­niej narzucająca się patologom i lekarzom, a prawie wcale nieistniejąca dla przyrodn i­ków, których badania są prawie wyłącznie skierowane do rospatryw ania organizmów w stanie normalnym. Ze względu jednak na człowieka, w życiu którego choroby tworzą tak ważny czynnik, niemożna ich pom i­jać w badaniach jego natury .

W kilku ostatnich latach tyle mówiono i pisano o przekazyw aniu przez rodziców „znamion nabytych”, że przedm iotu tego nie mogę w zupełności pominąć. Do jasn e­go pojmowania tój wielce dyskutowanej kwestyi dopomoże określenie zaraz na po­czątku, w jakiem znaczeniu używamy wy­rażenia „znamiona n ab y te”; będzie to tem- bardziój pożyteczne, że wyrażenia nieza- wsze używano w tem samem znaczeniu. D a­je się ono używać w obszernem, lub ścisłem znaczeniu. W pierwszym razie obejm uje ono wszystkie właściwości, poraź pierw szy pojawiające się u pewnego osobnika, a nie­istniejące u jego rodziców, bez względu na sposób powstania tych właściwości:

1) Czy ich początek zależy od takich zmian molekularnych w plazmie rozrodczej, że je można nazwać dowolnemi, a p row a­dzących do zboczeń zdolnych wytworzyć nową odmianę; albo

2) Czy ich początek je s t przypadkow y, albo zależny od obyczajów, lub natury oto­czenia, jak pokarm, klim at i t. d.

Prof. Weismann z wielką siłą wykazał konieczność rozróżniania tych dwu rodzajów nabytych znamion i zaproponował dwa te r­miny, których użycie ma nam uprzytom niać ja k dalece jest ważnem uznaw anie tych dw u odmiennych sposobów powstawania w mowie będących znamion. Nazywa on blastogienicznem i wszystkie te znamiona, k tó re w plazmie rozrodczej wytworzył wy­bór naturalny , oraz wszystkie inne znamio­na, w ynikające z tej samej przyczyny. U trzym uje on dalej, że wszystkie znamiona blastogieniczne mogą być przekazywane i większość osób niew ątpliw ie zgodzi się na

ten jego wniosek. Z drugiej strony używa on wyrażenia somatogieniczne na oznacze­nie tych znamion, które się pojaw iają w sa-

! mem ciele i wynikają z oddziaływania ciała (soma) na bespośrednie wpływy zew nętrz­ne. Tutaj zalicza on skutki okaleczenia, zm iany wynikające ze spotęgowanego, lub zmniejszonego wykonywania spraw fizyjo- logicznych, bespośrednio wynikające z od­żywiania, oraz wszelkie inne skutki bespo- średnich wpływów na ciało. U trzym uje on dalej, że znamiona somatogieniczne nie są zdolne do przenoszenia się z rodziców na potomstwo, oraz, według jego zdania, w przyszłych rosprawach nad tym przed-

' miotem nazwa „znamion nabytych” powin- 1 na być ograniczona wyłącznie do somato-

gienicznych.Możnaby powiedzieć, że znamiona blasto­

gieniczne, powstające w zawiązku, stają się własnością osobnika skutkiem działania za­wiązku na ciało (soma); powracając do g ra­ficznego przykładu poprzednio użytego, plazma rozrodcza, wyobrażona przez małe litery półdrukowe abcd, działałaby na ciało, wyobrażone przez wielkie litery A, B, C, D. Somatogieniczne znamiona, powstające w ciele byłyby znowu nabywane skutkiem działania ciała A, B, C, D na zaw artą plaz­mę rozrodczą abcd. Pytanie, czy takie na­byte znamiona, oznaczane jako somatogie­niczne, mogą, lub nie mogą być przekazy­wane, było przedmiotem obszernej dys- kusyi.

Możność przekazyw ania znamion tym | sposobem nabytych jes t podstawą teoryi

Lam arcka, który w yobrażał sobie, że sto­pniowe przekształcenie gatunków zależy od zm ian w budowie części organizmu pod wpływem nowych warunków bytu, oraz, że

I podobne zmiany mogą być przekazywane potomstwu. K arol D arw in przyznaw ał te-

j mu poglądowi wielką wagę; tw ierdził on, że niewszystkie zmiany budowy ciała i po­tęgi umysłowej mogą być wyłącznie przy­pisywane wyborowi naturalnem u takich zmian, jak ie często nazywamy dowolnemi, lecz że wielką wagę należy przypisywać

j odziedziczonym skutkom wprawy i bes- czynności, a niektóre należy przypisywać zmianom, powstałym skutkiem bespośre- dniego i długotrwającego wpływu zmienio-

Page 5: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nr 9. WSZECHŚWIAT. 183

nycli warunków bytu, oraz powstałym sku t­kiem powrotu do dawniejszych cech. H e r­bert Spencer sądzi, że wybór naturalny po­żytecznych zmian sam przez się nie w ystar­cza do wytłumaczenia całego rozwoju orga­nicznego. Większą, jeszcze wagę, niż D ar­win, przywiązuje on do udziału, jak i ma wprawa i besczynność w przekazywaniu zmian. Mniema on, że powszechnem jest dziedziczenie zmian budowy, wywołanych drogą, fizyjologiczną, oraz ponieważ zmiana budowy przez funkcyją jest rzeczywistą przyczyną ze względu na osobnika, przeto nierozsądnem byłoby przypuszczenie, że żadnych śladów nie pozostawia w potom­stwie.

Z drugiój strony bardzo znakomite po­wagi zaprzeczają, aby znamiona nabyte drogą somatogieniczną mogły przechodzić z rodziców na potomstwo. P . Franciszek Galton, np. w bardzo oględny sposób zga­dza się z tem założeniem. P i-of. H is z L ip ­ska, wątpi o jego prawdzie. Prof. Weis- mann powiada, że nie ma ono żadnego do­wodu na swoję korzyść. P. A lfred R. W al- lace w swem najnowszem dziele o darwi- nizmie uwraża, że bespośrednie wpływy oto­czenia, przypuściwszy naw et ich dziedzicz­ność, tak są małe w porównaniu z obsza­rem dowolnych zmian każdćj części orga­nizmu, że zupełnie są zaćmione przez te ostatnie. Jak iekolw iek inne przyczyny dzia­łają, zawsze wybór naturalny jest najwyż­szą przyczyną, do takiego stopnia, jakiego mu sam D arw in wahał się przyznać.

T ak więc, nieporozumienie zdań istnieje pomiędzy powagami, które niewątpliwie najwięcej myśli poświęciły rostrząsaniu te­go pytania. Może się tedy zdawać, że z mo- jćj strony wyrażanie zdania w tym przed­miocie jest rzeczą pośpieszną i zarozumiałą. W rzeczy samój, nie śpieszyłbym się z tem, gdybym nie sądził, że istnieją pewne strony zagadnienia, które, ja k się zdaje, nie były należycie uwzględnione w dyskusyi.

Przedew szystkiem wyrażam swoję zgodę na zdanie prof. W eism anna o braku dosta­tecznych dowodów, usprawiedliwiających tw ierdzenie, jakoby okaleczenie, dotykające rodzica, mogło przechodzić na potomstwo. Sądzę, że wielu z obecnych wiadomo, że dzieci urodzone z rodziców, którzy postra­

dali oko, ramię, lub nogę, przychodzą na świat z zupełnemi oczami i kończynami. Okaleczenie rodzica nie dotknęło potomka i zaledwie można się spodziewać, aby się w potomstwie powtarzały takie grube, w i­doczne straty, jakie mają miejsce skutkiem u traty kończyny przez przypadek, lub ope- racyją chirurgiczną. Podobne uwagi dają się także zastosowrać do takich mniejszych skaleczeń jak blizny, których przekazyw a­nie, pomimo stanowczego twierdzenia nie­których badaczy, nie zdają się mieć za sobą dostatecznie określonych przykładów.

Przykładów znamion somatogienicznych poszukam w subtelniejszych procesach doty­kających organizmu, aniżeli wy wołane przez gw ałt, lub wypadek. Za przykład wezmę niektóre fakty dobrze znane osobom zaję­tym hodowaniem inwentarza, lub innych zw ierząt pożytecznych, albo specyjalnie pie­lęgnowanych przez człowieka.

Nie mam tu na myśli wpływu na potom ­stwo wrażeń wywieranych na zmysły i układ nerwowy matki; wzmiankę o tem spotyka­my poraź pierwszy w księdze Gienezy, gdzie Jakób umieszczał przed stadami rózgi obra­ne z kory, aby wpłynąć na barwę i wzorzy- stość młodych; słyszałem jednak rolników, opowiadających przykłady z własnego do­świadczenia, k tóre mają być dowodem, że wrażenia, działając przez matkę, mogą wpływać na potomstwo. Powołuję się na­tomiast na rzecz, która jes t pewnikiem dla hodujących stada jakiegobądź rodzaju, że dla utrzym ania czystości k rw i nie powinno być żadnój przymięszki stada innój krwi. Naprzykład, gdy krótkoroga krow a (short- horn) ma cielaka z buchajem H ighland, cielę naturalnie okazuje znamiona obojga rodziców. Następne jednak cielęta tój sa­mej krowy z buchajem shorthorn, oprócz znamion tój ostatniój rasy mogą jeszcze po­siadać inne znamiona bydła H ighland, a nie shorthorn. Najbardziój godnym uwagi przy­kładem przekazania przez m atkę cech, na­bytych po jednym samcu rospłodowym jćj potomstwu z innemi samcami rospłodowe- mi, je s t doświadczenie przytoczone przez dawniejszego lorda Mortona. Arabska klacz będąca jego własnością wydała mię- szańca z ogierem kwagą i źrebak posiadał pręgi na podobieństwo zebry. Ta sama

Page 6: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

134 WSZECHŚWIAT. Nr 9.

klacz m iała następnie dwa źrebięta, których ojcem był ogier arabski, lecz obadwa oka­zywały żebrow ate pręgi- Jakim że więc spo­sobem te pręgi, będące znamieniem tak od­miennego zwierzęcia, powstały u źrebiąt, których oboje rodzice byli arabami? Wyo­brażam sobie, że możnaby powiedzieć, jako­by to był zw rot do bardzo odległego przodka pręgowanego, wspólnego dla konia i kwa- gi. Dla mego umysłu niepotrzeba tak na­ciąganego i hipotetycznego tłumaczenia. Przyczyna pojawienia się pręg zdaje mi się być daleko bliższą i bardziej oczywistą. Są­dzę, że m atka podczas długiój ciąży z mię- szańcem nabyła od niego własności przeka­zywania znamion kwagowych, a to sku t­kiem wzajemnej wymiany m ateryi, jak a ma miejsce pomiędzy m atką i płodem w zw iąz­ku z żywieniem się tego ostatniego. Należy bowiem pamiętać, że u łożyskowych ssących wymiana materyi odbyw a się w dwu prze­ciwnych kierunkach, tak dobrze od płodu do matki, ja k i od m atki do płodu. Tym sposobem plazma rozrodcza m atki, zaw arta w niedojrzałych jeszcze ja jkach , uległa zmianie podczas ich znajdow ania się w ja j ­nikach. Te n ab y te ' zmiany wpłynęły na dalszych potomków, powstałych z tój p laz­my rozrodczój do tego stopnia, że i oni z kolei, chociaż w mniejszym stopniu, oka­zywali żebrowate wzory. Jeżeli to tłum a­czenie jes t prawdziwe, tedy mamy tu p rzy ­kład plazmy rozrodczój bespośrednio zmie- nionój przez ciało (soma), oraz przekazyw a­nych znamion somatogienicznych.

(dok. nast.).August Wrześnioicsld.

M O ISZE TEORYJE GIEOIMHEPO W STA W A N IA

gór , l ą d ó w i z a g ł ę b i m o r s k i c h ,

(D okończenie).

Transgresyje. Zm iany poziomu morza. Przytoczone powyżój dwie przyczyny: za­

padanie się i fałdow anie nie wystarczają do

objaśnienia niektórych bardzo rozległych zmian, jak ie , według świadectwa gieologii, zachodziły we wzajemnym roskładzie mórz i lądów na powierzchni ziemi. Do zmian tego rodzaju należą tak zwane transgresyje, to jest rospościeranie się osadów morskich pewnych formacyj na większój bez poró­wnania przestrzeni, aniżeli osady formacyj bespośrednio poprzedzających. T ransgre­syje takie spotykają się dość często, a n a j­bardziej uderzająca spomiędzy wszystkich i na najw iększą rosciągająca się przestrzeń je s t transgresyja górnój połowy formacyi kredowój ponad dolną połową tejże forma­cyi. Osady dolno-kredowe rospostarte są w Europie w K arpatach, A lpach, F rancyi północnój i A nglii południowój; gdy tym ­czasem osady górno-kredowe, nietylko że pokryw ają wszystkie wymienione przestrze­nie, ale zajm ują lub zajmowały całą północ­ną i większą część wschodniój E uropy, gdzie spoczywają na innych starszych, nie dolno- kredowych osadach. Podobną, bardzo zna­czną transgresyją górnój kredowój forma­cyi nad dolną zauważono w znacznój części A zy i,a także północnój i południowój Ame­ryki.

Takich zmian niepodobna objaśnić jedno- czesnem obniżeniem się pod poziom morza wszystkich tych przestrzeni, na których wy­stępują osady górno - kredowe. Podobne obniżenie mogłoby zajść na pewnem stosun­kowo niewielkiem terytoryjum ; ale niepo­dobieństwem jest, aby takie olbrzymie prze­strzenie, na jakich występuje formacyja górno-kredowa, mogły się obniżyć równo­m iernie i tak spokojnie, że leżące na nich w arstw y zachowały swoje pierwotne pozio­me położenie i nie zostały pogięte i poła­mane. Tego rodzaju zmiany mogą się od­bywać tylko wskutek podnoszenia i opada­nia samego morza.

Przypuszczenie to jes t w tak wielkiój sprzeczności z bardzo rospowszechnionem dotąd w gieologii przekonaniem o niezmien­ności poziomu morza, że wymaga bliższego rospatrzenia. Przedewszystkiem pow inni­śmy rosstrzygnąć pytanie, czy rzeczywiście powierzchnia oceanów przedstawia stale i niezmiennie zasadniczą formę kuli ziem- skićj, elipsoidę obrotową, czy też jest nie­praw idłow ą i zmienną. Otóż najnowsze

Page 7: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nr 9.

badania przekonyw ają, że powierzchnia oceanów daleką jes t od prawidłowej formy elipsoidy obrotowej, a to wskutek pewnćj dość prostej okoliczności, na którą przez długi przeciąg czasu żadnej nie zwracano uwagi. Lądy, jako masy stałe, nierucho­me, wywierają przyciąganie na wodę ocea­nów, wskutek którego wielkie masy wody w pobliżu lądów są trzym ane na znacznie wyższym poziomie niż normalny poziom, odpowiadający powierzchni elipsoidy obro­towej, szczególniej tam, gdzie olbrzymie pa­sma gór ciągną się w bliskości oceanu, jak to ma miejsce wzdłuż zachodnich brzegów A m eryki południowej. Przeciw nie zdała od lądów, na środku oceanów, poziom mo­rza je s t nieco niższym od normalnego. Ob­serwacyje nad ruchem wahadła, robione w różnych miejscach ziemi na poziomie mo­rza przekonywają nas o tój nieprawidłowo­ści powierzchni oceanów.. W iadomą jest rzeczą, że wahadło tej samej długości odby­wa tem więcej wahań na sekundę, im sil­niej je s t przyciąganem przez ziemię, czyli im bliżej znajdują się je j środka. Otóż obserwacyje wykazały, że na wielu wy­spach oceanicznych wahadło porusza się znacznie prędzej, aniżeli to wypada z poło­żenia tych wysp w przypuszczeniu, że po­wierzchnia oceanu jest dokładnie elipsoidą obrotową; przeciwnie przy brzegach lądów wahadło porusza się znacznie wolniej, ani­żeli wypada z tój samej zasady. Stąd wy­nika, że poziom morza na środku oceanów jest niższy, a na brzegach lądów — wyższy od normalnego. Na zachodnim brzegu Ame­ryki południowej poziom m orza znajduje się o 1000 m etrów wyżej od powierzchni elipsoidy obrotowej.

W idzim y więc, że powierzchnia oceanu daleką je s t od tej prawidłowości, jaką jej przypisywano i nie może być uważaną za norm alny poziom, od którego możnaby było mierzyć wszystkie wysokości na lądach; przeciwnie posiada ona formę niepraw idło­wą, która ani określoną, ani dokładnie zmie­rzoną być nie może.

Dowody podnoszenia się poziomu morza w jednych częściach powierzchni ziemi, a obniżania się w innych znajdujemy także i w nowszych epokach gieologicznych, a na­wet i w obecnym czasie. Zdaje się nie ule-

135

gać wątpliwości, że w teraźniejszej epoce poziom morza obniża się w okolicach pod­biegunowych, a podnosi — w podzwrotni­kowych, czyli, że obecnie zachodzi powol­ny odpływ wody od biegunów ku rów ni­kowi.

Dowody wyższego stanowiska morza w krajach podbiegunowych, w ubiegłej epoce gieologicznej są bardzo liczne. Spotykamy je w zimnych i um iarkowanych strefach obu półkul, zarówno w północnój Europie lub Ameryce, jak i w Ameryce południo­wej, lub A ustralii. W jednych miejscach są to tak zwane linije brzegowe, to jest po­ziome linije, ciągnące się wysoko nad obe­cną powierzchnią morza, wygryzione, lub wypłókane na skałach nadbrzeżnych wsku­tek długiego przebywania powierzchni wo­dy na tym poziomie. W innych miejscach są to również wysoko nad poziom morza wzniesione warstwy piasków, lub glin, utw o­rzonych niegdyś na dnie morza i zawie­rających muszle morskie niezbyt różne od tych, jak ie obecnie sąsiednie morze zamie­szkują.

Najciekawszemi jednak i najbardziej ros- powszechnionemi śladami wyższego stano­wiska morza w przeszłości są tak zwane ta ­rasy, które w Europie występują typowo w Norwegii, wzdłuż brzegów oceanu A tlan­tyckiego. Dla poznania tych tarasów zwiedź­my dolinę którejkolwiek z krótkich, lecz głębokich rzek norweskich, wpadających do tego oceanu. Idąc taką doliną, nieraz bardzo szeroką w głąb lądu, widzimy, że wysokie i strome jój brzegi składają się z granitu , lub innych skał twardych. P rze ­ciwnie równe, płaskie i z początku bardzo mało nad poziom morza wzniesione dno do­liny zbudowane jest z miękkich piaszczy­stych, lub gliniastych warstw, wśród k tó ­rych płynie rzeka w niegłębokiem korycie. Te miękkie warstwy zostały osadzone przez rzekę i tworzą się jeszcze w dalszym ciągu w dobie obecnej, kiedy rzeka wylewa i mę­tne swe wody na całą szerokość doliny ros- tacza. To osadzanie odbywa się przeważ­nie w niższych częściach rzeki, niedaleko od ujścia, tam gdzie masa wody jest znacz­na, a bieg jój powolny nie przeszkadza opa­daniu na dno zawieszonych cząstek m ine­ralnych.

WSZECHŚWIAT.

Page 8: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

m WSZECHŚWIAT. Nr 9.

Postępując w górę rzeki dnem doliny widzimy, że ciągnie się ono równo i p ła­sko na znacznój długości; ale w pewncm miejscu odrazu stromo podnosi się do wy­sokości kilkudziesięciu metrów; a kiedy wstąpimy na to strome wzniesienie, przeko­namy się, że dno doliny ciągnie się dalój na tój większój wysokości, czyli tworzy taras. Rzeka przerzyna brzeg tego tarasu bystrym nurtem w głębokim wąwozie, lecz dalój ko­ryto jój podnosi się powoli do wyższego po­ziomu tarasu, w którym płynie rów nie sp o ­kojnie, ja k płynęła na niższym poziomie Ta wyższa część doliny, tworząca taras, składa się z takich samych, ja k część dolna, miękkich osadów rzecznych, dla utw orzenia których niezbędnem było, aby ujście rzeki, a więc i powierzchnia m orza znajdow ała się na wyższym poziomie, odpowiadającym poziomowi tarasu. Idąc jeszcze dalój w gó­rę rzeki, spotykam y w pewnem miejscu d ru ­gi podobny taras, k tóry mógł się utworzyć przy jeszcze wyższem stanow isku powierz­chni morza. W niektórych dolinach takich tarasów naliczyć można kilkanaście. Z ałą­czony tu rysunek przedstawia podłużny przekrój takiój doliny z tarasam i.

fach kuli ziem skiój,im bliżój biegunów, tem większój dosięgają one wTysokości, a w m ia­rę posuwania się ku równikowi stają się niższe. Ta okoliczność świadczy, że wyso­kość morza w poprzedniój epoce gieologicz- nój była największą w okolicach podbiegu­nowych, a coraz mniejszą w miarę zbliżania się do równika.

W okolicach podrównikowych nie spoty­ka się, z nielicznemi tylko wyjątkami, ani linij brzeżnych ani tarasów, przeciwnie da­ją się tutaj zauważyć zjawiska, które można objaśnić jedynie, przyjm ując powolne pod­noszenie się poziomu morza w tych czę­ściach kuli ziemskiój. Zjawiskiem takiem jest występowanie i powolny wzrost wysp koralowych.

W yspy koralowe -występują w morzach strefy gorącćj, a najobficiój są rossiane na olbrzymiój przestrzeni oceanu Spokojnego, po obu stronach równika. Są one tak cie­kawe i tak różne od wszystkiego, co się w morzach stref umiarkowanych spotyka, że odrazu zwróciły na siebie baczną uwagę przyrodników, którzy różnemi sposobami starali się objaśnić ich powstawanie. Mię­dzy innymi D arw in w czasie swój słynnój

Każdemu tarasowi odpowiada inne sta­nowisko poziomu morza w przeszłości, a im wyżój który taras je s t położony, tem daw- nićj i przy wyższem stanowisku morza był utworzony. Często zauważyć można, że l i ­nije brzegowe, o których przedtem wspo­minaliśmy, występują na różnych wysoko­ściach, odpowiadających poziomowi róż­nych tarasów i potwierdzają wnioski wy­prow adzone z obserwacyi tych ostatnich, tak, że powolne i stopniowe obniżanie się morza w tych miejscach nie może ulegać najmniejszój wątpliwości.

L in ije brzegow e i tarasy występują prze­ważnie w zim nych i um iarkow anych stre-

czteroletniój podróży naokoło świata, która mu dostarczyła m ateryjału do prac nauko­wych całego życia i do wysnucia gienijal- nych teoryj, zwrócił uwagę na wyspy k o ra­lowe i starał się wytłumaczyć ich początek. W tym samym czasie badał wyspy koralo­we słynny gieolog am erykański Dana, któ­ry, niezależnie od D arwina, podał objaśnie­nie powstawania i wzrostu tych wysp bar­dzo zbliżone do tłumaczenia wielkiego przy­rodnika angielskiego. Ta okoliczność, że dwu znakomitych badaczów, niezależnie od siebie, przyszło do jednakow ych wyników, świadczy o wielkiem prawdopodobieństwie teoryi, tembardziój, że je s t ona opartą na

Page 9: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

WSZECHŚWIAT.

dokładnem zbadaniu warunków wzrostu i sposobie życia korali budujących.

K orale budujące skały różnią się znacz­nie od zwykłego czerwonego korala, służą­cego do ozdoby, który, jak wiadomo, ma postać gałązki, pokrytój galaretowatą masą, stanowiącą ciało całój kolonii zwierzątek, na tym wewnętrznym szkielecie zamieszku­jących. Przeciwnie, korale budujące przed­stawiają tw arde, wapienne masy różnego kształtu i wielkości, w których wgłębione są mniejsze lub większe, stosownie do ga­tunku, komórki, służące za schronienie po- jedyńczym żyjątkom, przyjmującym udział w budowie całój kolonii.

K orale budujące żyją tylko wr morzach gorących, tam, gdzie tem peratura wody n i­gdy nie spada poniżój 20°Celsyju3za i p rze­bywają niezbyt głęboko pod powierzchnią wody, gdyż ju ż na głębokości 50 metrów trafiają się bardzo rzadko. W ymagają one tw ardego, skalistego gruntu , zupełnie czy- stój i normalnie słonój wody i giną tam, gdzie woda m orska przez dopływ rzek z lą­du zamało jes t słona, lub zanieczyszczona przez męty. Tam, gdzie warunki życia ko­rali są korzystne, występują one w olbrzy­mich masach, pokryw ają nieprzerwanym gąszczem dno morskie i narastają jedne na drugie, tw orząc tw arde masy wapienne bar- j dzo znacznój grubości.

Budowle koralow e występują pod dwo­jaką postacią: jako rafy, to je s t skaliste p a ­sma wapienia koralowego, wystające z mo- j rza w pewnój odległości od lądów, lub wysp i ciągnące się wzdłuż brzegów, nieraz na bardzo znacznój długości i jako atole, to jes t pierścieniowate niskie wyspy, występu­jące licznemi grupam i wśród oceanów, zda­ła od lądów. Zew nętrzna strona raf i ato­lów spuszcza się stromo w wielkie głębie oceanu, a ponieważ składają się one, do bar­dzo znacznój głębokości, z jednostajnego wapienia koralowego, gdy tymczasem kora­le budujące mogą żyć tylko do głębokości 50 metrów, nie można więc wytłumaczyć inaczój powstania tych olbrzymich mas ko­ralowych, jak przez powolne podnoszenie się powierzchni morza i równocześnie cią­głe narastanie korali na pogłębiająccm się dnie morskiem. W taki właśnie sposób Da­na i Darwin objaśnili tworzenie się raf

i wysp koralowych. W yobraźmy sobie, że wśród oceanu, posiadającego w arunki od­powiednie dla życia korali znajduje się wy­spa. Oczywiście dno morza, wzdłuż calój wyspy, z wyjątkiem jedynie miejsc, zanie­czyszczonych przez płynące z wyspy s tru ­mienie wody słodkićj będzie porastać ko ra­lami, zaczynając od głębokości 50 metrów, a kończąc na poziomie najniższego odpły­wu, ponad którym korale żyć już nie mogą. Narastając jedne na drugie w ciągu b a r­dzo długiego okresu czasu, utw orzą korale skaliste pasmo, otaczające wyspy, poprze- rzynane poprzecznemi kanałam i w m iej­scach, odpowiadających tijściom strum ieni. Jeżeli poziom morza, otaczającego wyspę, nie pozostaje jednostajnym , ale powoli się podnosi, to w miarę pogrążania się pod w'o- dę nadbrzeżnych części wyspy, porastają one koralami, a wskutek tego szerokość

__________ 'jf

" "\— ll

Fig. 6. Schem atyczne p rzed staw ien ie w z ro tu w y­spy koralowój; I, I I , III , IV p rzedstaw iają stopnio­wo podnoszący się poziom m orza; lin ija p e łn a — k o n tu r p ierw otnej wyspy, a lin ije kropkow ane —

stopniow e n a ras tan ie m asy koralow ej.

i grubość rafy się powiększa. Ponieważ korale rosną najlepiój i najszybciój w m iej­scach, wystawionych na mocne falowanie, a więc na zewnętrznój stronie rafy, przy dalszem więc podnoszeniu się morza ta ze­w nętrzna strona narasta najszybciój i u trzy­muje się stale na poziomie najniższego od ­pływu, gdy tymczasem części wewnętrzne wzrastają wolniój i pozostają na niższym poziomie. W skutek tego między wyspą a r a ­fą utw orzy się płytki pas morza, tak zwana

| laguna, połączona z oceanem kanałam i w po • przek rafę przecinającemi. P rzy dalszcm podnoszeniu się morza rafa będzie wciąż narastać od zewnątrz i szerokość laguny będzie się powiększać, aż nareszcie, kiedy wyspa zupełnie pogrąży się w morzu rafa zamieni się na wyspę koralową, czyli atol z laguną w środku. Pale morskie, uderza-

Page 10: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

138 w s z e c h ś w i a t . Nr 9.

jąc o brzegi takiego atolu, odrywają, części masy koralow ej, kruszą je i odrzucają da­lej ku środkowi, a wskutek tego tworzą się wśród atolu miejsca nieco wzniesione nad poziom morza, które niebawem porastają j

palm ą kokosową i innemi roślinami wyro- słemi z nasion, które prądy morskie przy- j

noszą z innych wysp i na nowoutworzoną j

ziemię wyrzucają.Rospatrując niezliczone wyspy koralowe, J

pokrywające podzwrotnikową część oceanu Spokojnego, łatwo dostrzeżemy, że tworzą one po większej części g rupy wydłużone w jednym kierunku, składające się z k il­kudziesięciu, a nieraz i kilkuset pojedyń- czych atolow pierścieniowa tej formy. K aż­da taka grupa wskazuje miejsce, na którem niegdyś istniała długa górzysta wyspa, po­chłonięta następnie przez fale oceanu i przy­kry ta grubą powłoką wapienia koralowego.

Oprócz wysp koralow ych Polinezyja za­wiera znaczną liczbę praw dziwych wysp (Nowa Kaledonija, Nowe H ebrydy i wiele innych) po większej części otoczonych rafa­mi koralow em i i przedstaw iających praw ­dopodobnie resztki rozległego niegdyś lądu, obecnie rozdrobnionego i zalewanego po­woli przez ocean, wskutek podnoszenia się | jego poziomu. A tole są ostatecznym wyni­kiem tego zalewu, a rospostarcie ich na oceanie oznacza prawdopodobnie granice pochłoniętego przez ocean lądu.

Oprócz przytoczonych powyżej dowodów obniżania się poziomu morza pod bieguna­mi, a podnoszenia się pod rów nikiem , zna- leść można w podręcznikach gieologii b ar­dzo wiele świadectw podnoszenia się i opa­dania morza w różnych miejscach kuli ziem ­skiej, niebędących w żadnym widocznym związku między sobą. W szystkie te świa­dectwa były bardzo szczegółowo rozebrane i poddane surowej krytyce przez Suessa we wspomnianem na początku jego dziele „Obli­cze ziem i”. Owocem tćj krytyki było śmia­ło wypowiedziane przez tego uczonego prze­konanie, że znaczna część tych świadectw, szczegolniój pochodzących z pozaeuropej­skich miejscowości, nie zasługuje na wiarę; inne zaś św iadectwa, o wiarogodności któ­rych wątpić niemożna (obserwacyje na brzegach m órz europejskich), dowodzą tyl­ko miejscowych zmian na brzegach lądów,

wskutek trzęsień ziemi, wybuchów w ulka­nicznych, lub obsuwania się w morze roz­miękłych nizin nadbrzeżnych.

Te tylko obserwacyje, które wykazują ogólne obniżanie się morza pod biegunami i podnoszenie w okolicy rów nika, nie mogą być wytłumaczone inaczćj jak przez rzeczy­wiste zmiany poziomu morza.

P rzyczyna tych zmian jest dotąd niezna­ną. Najwięcćj prawdopodobieństwa ma przy­puszczenie, że wysoki poziom morza pod

i biegunami w poprzedniej, tak zwanej dylu- w ijalnej, epoce gieologicznej był wynikiem

) przyciągania wody przez olbrzymie masy | lodów, jak ie wówczas przy biegunach były

nagromadzone. Istnienie takiej olbrzymiej masy lodowej na półkuli północnej w pew­nej części epoki dyluw ijalnćj, k tórą z tego

| powodu nazwano okresem lodowym, nie ulega wątpliwości. Podobnie, ja k dzisiaj cała G renlandyja pokryta jes t nieprzerw a­ną powłoką lodową niezmiernej grubości, powstałą z nagromadzenia się i zlodowace­nia nigdy nietopniejącego śniegu, tak samo wówczas E uropa północna była pokryta nieprzerw aną powłoką lodową, k tóra obej­mowała całą Skandynaw iją, morze Bałtyc­kie, północne Niemcy, Polskę i Rossyją, wy­pełniała prawdopodobnie aż do dna płytkie morze Lodow ate i łączyła się przez Szpic- berg i ląd Franciszka-Józefa z okolicami podbiegunowemi, które i dziś jeszcze wiecz­nym pokryte są lodem. Tak samo było w Ameryce północnej, gdzie olbrzymie lo­dowce ciągnęły się nieprzerw anie od archi­pelagu podbiegunowego przez całą dzisiej­szą Am erykę brytańską i zajmowały pół­nocną część Stanów Zjednoczonych. Zdaje się, że takie samo olbrzymie nagromadzenie lodów miało miejsce równocześnie na pół­kuli południowej, ale fakt ten nie jes t jesz­cze tak niewątpliwie dowiedzionym, jak dla półkuli północnej. To nagromadzenie się pod biegunami ogromnych mas wody (w kształcie lodu), pochodzącej z morza, wpłynęło bezwątpienia na obniżenie pozio­mu oceanu na całej kuli ziemskiej, a przy­ciąganie tej masy lodowej spowodowało przypływ wody ku biegunom kosztem mórz podrównikowych, w których z tego powodu poziom wody jeszcze bardziej się obniżył. Skoro potem lody pod biegunami zaczęły

Page 11: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

WSZECHŚWIAT. 189Nr 9.

topnieć, nastąpił powolny odpływ wody od biegunów ku równikowi, który, jak się zda­je, trw a do dnia dzisiejszego.

Jeżelibyśmy teraz chcieli sięgnąć po dal­sze objaśnienie i zapytali się gieologów, co było przyczyną, nagromadzenia się lodów pod biegunami w okresie lodowym, a co spowodowało następnie topnienie tych lo­dów, nie otrzymalibyśmy na to pytanie za- dawalniającój odpowiedzi. Są tylko mniej, lub więcej prawdopodobne hipotezy, rospa- tryw anie których wyszłoby jednak poza ra­my niniejszego artykułu .

Streszczając wyłożone powyżej poglądy na powstawanie gór, lądów i zagłębi m or­skich, dochodzimy do następujących wyni­ków:

1) Zasadniczą przyczyną kształtowania się powierzchni kuli ziemskiej je s t jój oziębia­nie się, wskutek którego następuje zmniej­szanie się objętości w nętrza ziemi i kurcze­nie jój zewnętrznej powłoki.

2) P rzy tem kurczeniu się następuje pę­kanie zewnętrznej skorupy na części, z k tó­rych jedne obniżają się, tworząc zagłębia morskie, inne zaś pozostają na względnie wyższym poziomie i tworzą lądy.

3) Tam gdzie kurczenie się zewnętrznej skorupy nie może wywołać obniżenia, wy­twarza się poziome parcie, które sprowadza fałdowanie warstw , powierzchnię ziemi składających i tworzenie się pasm górskich.

4) Trzęsienia ziemi są objawem takiego kurczenia się w nętrza ziemi i wynikającego stąd zapadania się i fałdow ania powierzch­ni. Dowodzą one, że te procesy dotąd nie ustały i że powierzchnię ziemi oczekują w przyszłości bardzo wielkie zmiany.

5) Pow ierzchnia morza nie jest zupełnie prawidłow ą i stałą, przeciwnie, pod wpły­wem przyciągania lądów jest ona stosunko­wo wyższą przy brzegach, a niższą w środ­ku oceanów. Zapadanie się pewnych czę­ści powierzchni sprawia, że woda morska zlewa się do tych zapadniętych części, a wskutek tego następuje ogólne obniżenie się poziomu morza. Jeżeli to obniżenie jest znaczne, to w mniej głębokich m iej­scach oceanów mogą się wyłaniać nowe lądy.

6) Oprócz tych zmian poziomu morza, będących w związku ze zmianami, zacho-

dzącemi w twardej skorupie ziemi, ma miej­sce powolne podnoszenie się i opadanie m o­rza, na bardzo znacznych przestrzeniach, pod wpływem przyczyn dotąd jeszcze do' kładnie niezbadanych. Dowodem takich, zmian są tak zwane transgresyje, to jest rospościeranie się pewnych formacyj na przestrzeniach daleko większych, aniżeli formacyje bespośrednio je poprzedzające, lub po nich następujące.

W epoce dyluwialnej, poprzedzającej bes­pośrednio dobę obecną, poziom morza był o wiele wyższym w strefach podbieguno­wych od teraźniejszego, jak o tem św iad­czą tak zwane tarasy i linije brzegowe, b a r­dzo często nad brzegami morza w tych stre ­fach spotykane. W obecnej dobie ma miej­sce powolne podnoszenie się poziomu m o­rza w strefach podrównikowych, jak o tem świadczą niezliczone wyspy koralowe, ros- siane na oceanie Spokojnym.

Prawdopodobną przyczyną wyższego s ta ­nowiska poziomu morza w strefach zimo­wych w epoce dyluwialnej, było nagroma­dzenie się pod biegunami olbrzymich mas lodowych, które wywierały przyciąganie na wodę morską i utrzym ywały ją w tych miejscach na wyższym poziomie, kosztem oceanów stref podzwrotnikowych, gdzie po­ziom wody był o wiele niższym niż obecnie. Później, wskutek topnienia lodów, nastąpił powolny odpływ wody od biegunów ku ró ­wnikowi, który prawdopodobnie trw a do dnia dzisiejszego.

S. Kontkiewicz.

AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCIW K R A K O W IE .

Posiedzenie Komisyi Jizyjograficznej z d. 31 Stycznia 1890 r.

Przew odniczący Kom isyi d r J . R ostafiński zaga­ja posiedzenie w spom nieniem o stracie zm arłych od ostatniego posiedzen ia członków Komisyi: ś. p. D om inika Z brożka , Ignacego B rehm a, Józefa K ru ­py, K arola L angiego , E ugien ijnsza Dziewulskiego, K azim ierza h r . W odzickiego, d ra T ytusa C h a łu ­bińskiego i d ra W ładysław a Taczanow skiego, k tó ­

Page 12: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

140 w s z e c h ś w i a t . Nr 9.

rzy , p racu jąc w je j sk ładzie, dobrze sig zasłużyli celom i zadan iom nauk i.

N astęp n ie po p rzy jęc iu p ro to k u lu z ostatniego p osiedzen ia zaw iadam ia: że w ydano tom X X III o raz XX IV spraw ozdań Kom isyi, że m ap y gieolo- g iczne d ra Z aręcznego okolic K rakow a są ju ż w ko­re k c ie i w y pad ły znakom icie, wreszcie, że w ydział k ra jo w y n ad es ła ł m ap y gieologiczne, w ykonane p rzez d ra D unikow skiego, k tó re po p rzep row adze­n iu k o rek ty m iejscow ości i oznaczeniu barw przez sekcyją gieologiczną, zostaną p rzesłane zak ładow i w iedeńskiem u da w ykonania.

Kom isyja, na w niosek K om itetu a d m in is tra c y j­nego, postanow iła je d n o m y ś ln i :

1) W ydzielić z z ie ln ika kom isyjnego d u b lety r o ­ślin ta trzań sk ich d la muzeum im ien ia C h a łu b iń ­skiego w Z akopanem .

2) P rzyznać d r Zapałow iczow i 600 fl. częścią j a ­ko h o n orary jum za florę C zarnohory , częścią ja k o zw rot kosztów za złożony zielnik.

3) Z aprosić n a członków K om isy i pp.: m a g is tra A. Ślósarskiego, d ra J . S znab la i K. L apczyńsk ie- go w W arszaw ie, d ra E . W ołoszczaka w e Lw ow ie, oraz Ii. B obka w P rzem yślu .

Dalej p. Ossowski p rzed staw ił K om isyi i złożył w darze okazy g ieologiczne z m iocenu z Podhorzec, oraz inne z o k o lic P rzem yśla z d a ru ks. biskupa S tupnick iego w P rzem yślu , z pośród k tó ry ch w y ­różn ia się doskonale w całości zachow ana czaszka konia. t

N astępn ie p. Je lsk i złożył p iękny okaz gąb k i i m ów ił o p odob ieństw ie , ja k ie p rzed staw ia P lo- caria vegab u n d a do C hironom usów , k tó rem i się żywi.

W reszcie p. l la c ib o rsk i m ów ił o ró żn icach n a ­szych krajow ych m odrzew i od L . eu ro p aea i sibi- ric8.

Na czem po sied zen ie zam knięto .

Towarzystwo Ogrodmcze.

P o s i e d z e n i e c z w a r t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło się d n ia 20 L u tego 1890 ro k u , o godzinie 8-ej w ieczorem , w loka­lu T ow arzystw a, C hm ielna N r 14.

1. P ro to k u ł posiedzen ia p o p rzedn iego został od- 1 c z y ta n y i p rzy ję ty .

2. P. M. F lau m m ów ił ,,o chem ii ch lorofilu11. ; P . PI. w yłuszcza pow ody, dla k tó ry ch n ie znam y d o tąd jeszcze b a rd zo wielkiej liczby związków c h e ­m icznych , w cho d zący ch w sk ład c ia ła ro ślin i zw ie ­rz ą t. G łów ną tego p rzy czy n ą je s t b ra k m etod po ­zw alających z d o sta teczn ą śc isłością in d y w id u ali­zować tak ie zw iązki, k tó re n ie k ry sta lizu ją , ani I

p rzechodzą bez zm iany w stan lo tny. T em t łu ­m aczyć się d a ją powolne postępy n a drodze b a d a ­n ia chem icznego wielu n a tu ra ln y ch barw ników , a n a ich czele chlorofilu. P re leg ien t streszcza w k ró tk ic h słow ach poglądy na skład chlorofilu,

i zaczerp n ię te z badań Senebiera, P e lle tie ra i Ca- ven tou , B erzelijusza; bliżej opisuje b ad an ia A. Gan- t ie ra z p rzed dziesięciu la t i w ykazuje, ja k w nio­sk i ze w szystk ich ty ch bad ań n ie m ogą być za ­daw alające z powodu niedokładnego oddzielenia is to tn y ch składow ych części chlorofilu od innych m ate ry j ro ślin n y ch . N iedaw ne p race A. H ansena stanow ią w ażny k rok nap rzó d w spraw ie chem ii chlorofilu; w ykluczyw szy bow iem przez w ybór od­pow iedniego m a te ry ja łu roślinnego , oraz przez s to ­sow anie odpow iednich rospuszczaln ików m ożliwość o trzy m an ia w rostw orach chlorofilow ych c ia ł o b ­cych, H ansen stw ierdził, że chlorofil z łożony je s t z dw u barw ników , zielonego i żółtego, połączonych chem iczn ie z m ate ry ją o c h a ra k te rze wosku. Po o ddzie len iu te j o sta tn ie j uda ło się o trzy m ać każdy z barw ników w stan ie czystym i poznać ich w ła­sności, k tó re p. F l. w najw ażniejszych ry sa ch o p i­suje. Ż ó łty b a rw n ik , t. zw. ka ro ty n a , okazał się z b a d ań spektroskopow ych iden tycznym z żółtem i barw n ik am i kw iatow em i, bardzo rospow szechnio- n em i, a także nadzw yczaj podobnym do n iek tó ­ry c h barw ników zw ierzęcych. K ilkom a uw agam i ogólnej tre śc i i p rzy toczen iem p ra c w pew nym zw iązku znajdu jących się z p ra c ą H ansena prclc- g ien t w ykład swój zakończył.

3. P. St. S te tk iew icz m ówił o „zjeździć g ieogra- ficznym w P aryżu". W k ró tk ich słow ach wypo­w iedział n a czem polega zad an ie z jazdu gieogra- ficznego i o ile z jazd parysk i sp ro s ta ł sw em u za ­dan iu . N astępn ie w spom niał o postanow ieniach z jazdu w k w esty i n adaw an ia nazw miejscowościom o d k ry ty m przez podróżn ików i w ażne znaczenie tego p o stan o w ien ia d la g ieografii i kartog rafii, o dyskusy i n a zjesśdzie o n ieznanych , o raz m ało zn an y ch zak ą tk ach ku li ziem skiej, ja k np. a rc h i­pelag Malaj ski, S ah ara , B razy lija i t. d. W d a l­szym c iągu p. S. m ówił o p rzedstaw ien iu w sekcyi m atem aty czn ej nowego p o łu d n ik a , idącego przez G rób Sw., tu d z ież czasu pow szechnego jero zo lim ­skiego; T o nd in i i de Q aarengh i by li rzeczn ikam i tej kw esty i na zjeździe. N astępn ie zjazd postanow ił u system atyzow an ie badań n a d m ikrozeism am i czyli d ro b n e m i trzę sien iam i ziem i, k tó re p rzy tra fia ją się często w k ra ja ch górsk ich i w ulkan icznych , ja k np. S zw a jca ry ja i Jap o n ija ; tam też b ad an ia najlep iśj są d o tąd prow adzone. W końcu s tre śc ił nowe o b ­ja śn ie n ie pow stan ia m ielizn N ew foundlandzkich; spow odow ane przez p rąd C abota, w zetknięciu z golfstream em ; te to p rąd y w yw ołują osiadanie cząstek z iem istych przy brzegach Nowej Z iem i; sk a ły nad b rzeżn e kruszą się pod w pływ em erozyi lodow ej i ty m sposobem d o sta rcza ją m ate ry ja łu p rąd o w i C abota. W reszcie w spom niał o podróży C ram pla po porzeczu Ogowe i w ypełnienie przez tę podróż ogrom nój szczerby w bad an iach A fryki zachodniej.

Page 13: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nr 9. WSZECHŚWIAT. 141

P rzem ów ienie w yw ołało dyskusyją, w której, j

oprócz p. S te tk iew icza, b ra li u d z ia ł pp. Al. Szu­m owski, W. W rób lew sk i i dziekan Jurkiew icz.

Na tem posiedzenie ukończone zostało.

W iadom ości bibliograficzne.

— sd. J. F. Encke. G esam m elte m atem atisch e und astronom ische A bhandlungen. I I I B and. Astro- nom ische u n d op tisch e A bhand lungen . B erlin , 1889, 8-ka, str . 159.

T om n in ie jszy zaw ie ra p rz ed ru k następu jących rosp raw znakom itego astronom a: o sekstansie zwier- c iadłow ym , o lunecie południkow ej, o obliczaniu dróg gw iazd podw ójnych , wywód wzorów M ongea n a p rzek sz ta łcan ie w spółrzędnych, o w schodzie i za­chodzie gw iazd i słońca u sta roży tnych i o form u­łach dy jop try czn y cb .

— x. 0. Lehm ann. M olekularphysik m it besonde- re r B erucksich tigung m ik roskop ischer U ntersuehun- gen u n d A n le itu n g zu solchen. L ipsk , dw a tom y, 1888 i 1889.

K siążka praw dziw ie niem iecka. Je s tto olbrzym i (1540 s tro n ic liczący), nadzw yczajn ie bogaty, lecz i nadzw yczajn ie chao ty czn y zb iór faktów. Tom p ierw szy za jm o je się c ia łam i s ta łem i i c ieklem i, d ru g i gazow em i, zaw ie ra n ad to rz u t oka na teo- ry je m olekularne, n a związek fizyki m o lek u lar­nej z b ijo log iją , o raz dodatek o analizie k ry sz ta ­łów. A u to r z eb ra ł n ie ty lk o cudze, lecz i w iele w łasnych bad ań . K siążka trzy m an a je s t całkow i­cie w to n ie opisowym ; d la tego też zaw iera surow y ty lk o m a te ry ja ł, a n iep row adząc do uogólnień, n ie sp raw ia zadow olenia.

— mjl. 1. J. Thom son. A nw endungen d e r D yna­m ik auf P hy sik und Chem ie. L ipsk , 1890, str. 372. Cena 6 m arek .

S łynny profesor z C am bridge ogłasza w tym zbio­rze (p ie rw o tn ie po angielsku) osiem naście rozdzia­łów, w k tó ry ch m atem atyczn ie ro zw :ja poglądy na wiele najw ażniejszych zjaw isk fizycznych i chem i­cznych. K siążka ta p rzy stęp n a jed y n ie d la posia­da jących w yższą m atem atykę .

— wk. Repertorium fUr M eteo ro lo g ie herausgegeben von d e r K a ise rlich en A kadem ie d e r W issenschaf- ten , r e d ig ir t von D r H e in rich W ild . Band. X II. St. P e te rsb u rg , 1889. C ena 12 rb . 85 kop.

Tom te n zaw iera: E d . Stelling . U eber die Ge- sch w ind igkeit, N iveauschw ankungen und W asser- m engen d e r A ogara bei Irk u tzk . A. Schónrock. R e su lta te d e r m eteorologischen B eobachtungen in R ussland w ah ren d d e r Sonnenfinsterniss vom 19 August 1887. J . K iersnow ski. U eber d e r tilgli-

chen u n d jiih rlich en Gang und d ie V ertheilung d e r W indgeschw ind igkeiten im russischen R eiche. A. W osnessenskij. U eber d ie E rd b eb en in u n d um W ern y j im Ja h re , 1887. J . M ielberg. M agnetische B eobachtungen im arm enischen H oeh landeim Ja h re 1887. M. Rykaczew. Resultate des A nem ographen in K ro n s tad t und V erg leichung m it den Resulta- te n in St. P e tersburg fur 1883 — 1885. B. Sresnew- skij. Die Stiirm e au f dem Schw arzeu und Asow- schen M eere. P . A. M uller. U eber d ie Y ariatio - nen des E rd m ag n etism u s in St. P e tersb u rg - Pa- włowsk 1873 — 1885. A. K am insk ij. V erg le ichbar- ke it d e r N iedersch lags-B eobach tungen im europai- schen R ussland. B. K iersnow ski. Die Cyklonen- B ahnen in R ussland fur die Ja h re 1884—1886. II. W ild . U eber A ssm ann’s neue M ethode zu r E rm it- tlu n g d e r w ahren L u ftten ip e ra tu r. P. A. M uller. D ie B eobach tungen d e r In c lin atio n im O bserva- to riu m zu K a th e rin en b u rg von 1837— 1885. E m il Berg. U n tersuchung e ines W in te rg ew itte rs. H. W ild. Ja h re sb e r ic h t des physika lischen C entra l- O bservatorium s fur 1887 und 1888.

K ażda z w ym ienionych wyżej rosp raw m oże być kup io n ą i oddzielnie.

— mjl. Arnold Heisseri. Das C hinolin u n d seineD erivate. B runśw ik , 1889, s tr . 228. Cena 6 m a­rek 50 fen. •

W obec osta tn ich n a d e r szybkich postępów che­m ii zw iązków w ęgla b a rd zo pożądanem i są dz ie­ła, k tó re w sposób zw ięzły zestaw iają to w szyst­ko, co u sku teczn iła synteza w pew nej g rup ie zw iąz­ków. K siążka n in ie jsza zajm uje się ch ino liną i je j pochodnem i, k tó re, ja k w iadom o, doniosłe p o sia ­da ją znaczenie d la chem ika jak o c ia ła chem icznie najb liżej spokrew nione z alkalo idam i.

— mjl. Joseph Klein. E lem en te d e r forensisch-chem ischen A nalyse. H am burg i L ip sk , 1690, str. 97. C ena w opraw ie 2 m ark i.

W lite ra tu rze niem ieckiej n ie b ra k podręczn i­ków w żadnym praw ie dziale chem ii stosow anej,owszem , raczej w n iek tó rych ra za ch n iezm iernaich obfitość w k łopot w praw ia. N a polu jed n a k analizy sądow o-chem icznej wyłącznie praw ie w o s ta ­tn ic h czasach je d n ą książką Dragendorfifa p o słu ­giw ać się trzeb a . N ic p rzeto dziw nego, że i w tym k ieru n k u ruch się rospoczyna. Jednocześn ie p ra ­w ie dw a ukazu ją się podręczniki: je d e n k ró tk i b a r ­dzo, w ty tu le w ym ieniony, k tó ry wszakże w ż a ­dnym raz ie po trzeb ie chem ika zupełnie zadość czy­nić n ie m oże, gdyż ty lko ogólnie w zad an iach , j a ­kie ch em ik - ek sp e rt sądow y m a p rzed sobą, ory- jen to w ać się pozwala; d ru g i zaś obszerniejszy, Bau- m erta , o k tó ry m pom ówim y, gdy ukaże się w c a ­łości. Dotychczas m am y p rzed sobą p ierw szą tyle ko jeg o część.

— sd. W ielka E n c y k lo p e d ia powszechna ilustrow ana.Tom I, zeszyt I, A — A bsorbcyja. W arszaw a, n a ­k ład i d ru k S. Sikorskiego, 18£0, 8-ka lex str . 72, z rycinam i i tablicam i.

Page 14: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

142 w s z e c h ś w i a t . Nr 9.

Pierw szy zeszyt nowej pu b lik acy i p rzedstaw ia się pow ażnie pod w zględem tre ś c i i form y. A rty ­k u ły p rzy ro d n icze i m atem a ty czn e w zeszycie tym zaw arte są n ap isan e ze znajom ością rzeczy, tre śc i­w ie i zu p ełn ie w ystarcza jąco d la celu zam ierzone­go p rzez w ydaw nictw o.

K H O H i K A N A U K O W A .

— sk. G ram ofon , je s tto now y rodzaj fo n o g ra fu , zbudow any p rzez E . B e rlin e ra z W aszy n g to n u . W fonografie E d isona i w g rafofon ie T a in te ra p rzen o si dźw ięki n a p ow ierzchn ię w alca w oskow e­go ig iełka, n a c isk a jąca n a ń p rostopad le ; zag łęb ie­nia je j n ie są w szakże p ro p o rcy jo n a ln e do n a tę ­żen ia głosu, d la teg o c h a ra k te r w yp isyw anych li- nij falow ych u lega p rze in aczen io m , k tó re , w e d łu g p. B erlinera , czyn ią fo n ograf n iep o d a tn y m do d a l­szych udoskonaleń . D la tego odw oła ł się on do zasady fo n au to g ra fu , na k tó ry m fale g łosow e w y ' pisują się n a p o w ie rzch n i w alca p ręc ik iem p o ru ­szającym się w zględem niej rów noleg le , a tak w ypisane rysy ry ją się n astęp n ie sposobem a u to ­m atycznym . P ły ta m ianow ic ie m eta lo w a, zw ykle z b lachy cynkow ej, pow leka się c ien k ą , t łu s tą p o ­w łoką, złożoną z m ięszan in y w osku i o leju sk a l­nego; na p ły c ie tej w y p isu ją się fale głosow e, po- czem zan u rza się ją w rosc ieńczony ro s tw ó r k w a­su chrom nego , k tó ry w y g ry za w yp isane rysy w płycie, tak , że po obm yciu pow łoki m ożna z niej o trzym yw ać d o w olną ilo ść odcisków , s łu żą ­cych do od tw arzan ia g łosu p ierw o tn eg o . P . B er- lin e r p rzedstaw iał „g ram ofon11 to w arzy stw u ele- k tro techniczem u w B erlin ie , a p ró b y w ypaść m ia ­ły pom yślnie. Szkoda ty lk o , że w y n alasca , id ąc za przykładem T a in te ra , n a d a ł now ą nazw ę sw e­m u przyrządow i, gdy zw yczajem pow szechnie do ­tąd przyjm ow anym n a leża ło p o p rzestać na d a ­wnej nazwie i m ówić po p ro stu fo n o g raf E d isona, T a in te ra , B e rlin e ra . G dyby każde u lepszen ie jakiegokolw iek w ynalazku m ia ło o trzy m y w ać n o ­wą nazwę i tak już o lb rzy m ia obfitość te rm in ó w naukow ych i tech n iczn y ch w zro słab y w sposób przeraża jący . Coby to by ło , g d y b y , d a jm y , każ­d a odm iana telegrafu innym w yrazem b y ła ozna­czana. Praw dopodobnie też nazw y obm yślone p rzez T a in te ra i B erlin e ra u trzy m ać się n ie zdo­ła ją .

— mjl. Kwas szczaw iow y, w edług Z opfa, w ydzie­lan y zosta je p rzez pew ien g a tu n e k drożdży , t. zw. Saccharom yces H arsen i. G atunek ten rozw ija się w ro zm aity ch o śro d k ach i z am iast a lkoho lu , zw y­k łego p ro d u k tu fe rm en tao y i, tw orzy kwas szcza­wiowy. Z o p f h o dow ał te drożdże w sacharozie , g a lak to z ie , g lukozie , lak tozie , g lice ry n ie , m an n i­cie i du lcycie i zawsze o trzy m y w a ł kwa9 szcza­wiowy.

— mjl. G liceryn a je s t, jak w iadom o, s ta ły m to ­w arzyszem alkoholu w fe rm en tacy i cu k ru g ro n o ­w ego. P asteu r, k tó ry n a jdok ładn ie jsze p rz e p ro ­w ad ził b ad an ia nad fe rm en tacy ją alkoholow ą, s ą ­dzi, że g lice ry n a , podobnie ja k a lkohol i d w u tle ­n e k węgla, je s t p roduk tem w ytw orzonym z cukru . T ym czasem poglądow i tem u w pew nej m ie rze p rz e ­czą n iek tó re spostrzeżenia, zw łaszcza zaś to, że ilo śc i w ytw orzonej g liceryny bardzo są zm ienne, a n iezależne od ilości ro sk ładanogo przez drożdże cu k ru . Is tn ie je więc przypuszczenie, że g lice ry n a tw orzy się bez udzia łu cu k ru w prost ja k o p ro d u k t p rzem ian y m a te ry i w drożdżach i to w łaśn ie p rz y ­puszczenie p o d d a ł U dranszky dośw iadczalnej p ró ­b ie . W dobrze obm ytych i, ja k okazały p róby , zdo lnych do rozw oju drożdżach oznaczano zaw ar­to ść g lice ry n y i um ieszczano je n astęp n ie w wo­dzie (bez cuk ru ) z dodatk iem a lkoholu . Po k ilk u ­n astu dn iach w cieczy zawsze ilość g liceryny oka­zyw ała się w iększą niż p ierw otnie, tak , że uw ażać j ą trze b a było jed y n ie za w ytw orzoną w d z ia ła l­ności życiowej kom órek drożdżow ych. S k o n s ta to ­w ano p rzy tem , że n ie m iało tu m iejsca t. zw sa- m ogorzen ie; wogóle w szelka fe rm en tacy ja b y ła zu­p e łn ie wykluczoną. D rożdże, dodać trzeb a , po d o ­św iadczen iu zawsze okazyw ały się w ycieńczonem i,

i ta k , że p rzypuszczać n a leży , że tw orzen ie się g li­c e ry n y pozostaje w zw iązku z obum ieran iem ko­m órek drożdżow ych. (Z tsch . f. physio l. C h).

— sk. Ciepło zwierzęce. Gdy L av o isie r poznał, że ź ród ło c ie p ła zw ierzęcego polega na procesie p a le n ia , z ad a ł sobie zarazem p y tan ie , czy palen ie to m a m iejsce w sam ych p łu cach , to je s t tam w ła­śnie, gdzie t le n u lega poch łan ian iu , czy też zacho­dzi w całym organizm ie. L avo isie r sam zm ien ia ł k ilk a k ro tn ie swój pogląd, n astępn ie je d n a k , g d y poznano d z ia łan ie c ia łek k rw i na tlen , o raz zdol­n ość hem oglob iny tw orzen ia z ty m gazem w płu-

j cach zw iązku, k tó ry się łatw o ro sk ład a i p rzenosi t le n do tk an e k , gdzie go łatw o odstępn je różnym

| su b s tan cy jo m organizm u, trzeb a by ło p rzy jąć , że j c ie p ło w y tw arza się w całym o rgan izm ie zw ierzę­

cym . N ie zdołano wszakże d o tąd rosstrzygnąć , j a ­ka część c iep ła pow sta je w p łucach , a ja k a w tk a n ­k ach organ izm u , obecnie dopiero p o d d a ł kw esty ją tę b ad an iu dośw iadczalnem u p. B erth e lo t. W tym celu s ta ra ł się oznaczyć ilość c iep ła w yw iązanego, g d y tlen ulega pochłonięciu p rzez k rew i zanim m a jeszcze czas w ytw orzyć dw u tlen ek w ęgla. Do­św iadczen ia te , jakko lw iek p rzed staw ia ją znaczną tru d n o ść z pow odu d ro b n y ch n a wagę ilości t le ­nu , ja k ie są przez tlen poch łan iane , zarów no ja k i n iew ie lk ich ilości ciepła przy tem w yw iązyw a- nego, p rzep row adzone zosta ły ze w szelką śc isło ­śc ią i okaza ły , że 1U0 o b jęto śc i k rw i p o ch łan iają ś re d n io 19,7 objętości tlenu , p rzyczem ilość w y­w iązanego c iep ła , odniesiona do c ięża ru cząstecz ­kow ego tle n u ( 0 2) czyli 32 gram ów , w ynosi 14,77 c iep ło stek , co stanow i liczbę znaczną, odpow iada­ją c ą ilości c ie p ła w yw iązyw anego przy u tlen ian iu s re b ra p rzez podobnąż ilość tlen u .

Page 15: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nrl9. w s z e c h ś w i a t . 143

Poniew aż reak cy ja ta , to je s t poch łan ian ie t le ­nu p rzez krew , odpow iada czynności dokonyw anej w p łac ac h , m ożna więc przy jąć, że liczba 14,8 c iep łostek w yraża ilo ść c iep ła w yw iązującego się w ty m o rg an ie . W iadom o zaś, że c iepło pow sta­jące przez u tlen ien ie węgla, aż do p rzeobrażen ia go w dw utlenek, w ynosi, d la tak ie j sam ej ilości tlenn , 97,65 c iep łostek , t. j. około 7 razy więcej. M ożna więc c iep ło zw ierzęce rozłożyć na dwie czę­ści; część p ierw sza, stan o w iąca około w yw ią­zuje się w sam ych p łu cach przez p o ch łan ian ie t le ­nu, pozostałe zaś % części rozw ija ją się _w łonie o rgan izm u całego, w sku tek w łaściw ych spraw u tle ­n ian ia . W te n sposób b ad an ia te rozw iązują po­ra ź p ierw szy zadanie , staw ione ju ż p rz ed stu laty .

O ddaw na też zachodzi py tan ie , czy pow ietrze w prow adzane do p łuc pow oduje podw yższenie, czy też zn iżen ie te m p e ra tu ry krw i, n a co d o tąd odpo ' w iadać m ożna by ło jed y n ie dom ysłam i. L iczby w y k ry te p rzez p. B e rth e lo t pozw ala ją rzecz tę ro ­z e b ra ć śc iśle j. D ajm y n a jp ie rw , jak to m niej w ięcej m a m iejsce w okolicach zw rotnikow ych, że a tm o sfe ra p rzed staw ia tem p e ra tu rę c ia ła ludzkiego i je s t nasycona w ilgocią; ilość c iep ła w yw iązane­go w p łu c a c h , ja k w dośw iadczen iach powyższych, wynosić będzie 14,8 c iepłostek , z czego wszakże s trąc ić należy 5,6 c., zab ieranych przez dw utlenek w ęgla, k tó ry b y ł rospuszczony w k rw i i wydobyw a sig w stan ie lo tnym . Ilość więc c iep ła rz ec zy w i­ście pow stającego w p łucach czyni 9,2 c„ co w da l­szym c iągu , g d y pod rach u n ek w eźm iem y ciepło w łaściw e krw i, w skazuje, że p rz y ro s t je j te m p e ra ­tu ry w ynosi n ieco m nie j niż 0,1° C. D ajm y po- w tóre , że pow ietrze o tacza jące m a tem p e ra tu rę 0° i je s t zupełn ie suche; w ty m razie ilość c iep ła ro z ­w ijającego się w p łu cach je s t takaż sam a, ale po­w ietrze po w yjściu z p łu c je s t ogrzane m niej w ię­cej do 37° i nasycone p a rą wodną; rach u n ek zaś uczy , ze ogrzan ie ta k ie pow ie trza w ym aga 6 c ie ­p ło stek , nasycenie go zaś p a rą w odną 15 c. Gdy więc od pow yższych 9,1 c. odejm iem y 6-J-16 czyli 21 c., okazuje się, że s tra ta c iep ła w p łucach wy­nosi 11,8 c iep ło stek , co odpow iada zniżeniu tem ­p e ra tu ry , rów nież o 0,1° C.

W idzim y więc, że poch łan ian ie tlen u dąży do podnoszenia te m p e ra tu ry k rw i w p łucach , w yw ią­zyw anie zaś p a ry w odnej i p rzechodzenie rospu- szczonego dw u tlen k u w ęgla w stan lo tny do jej zn iżania. W aru n k i naszego życia norm alnego są p o śred n ie m iędzy w yżej ro zb ie ran em i w arunkam i sk ra jnem i, zachodzi więc rów now aga n a tu ra ln a w g ran icach dość szczupłych. (Com ptes rendus).

— ss«. Pamir. Od p ięc iu m iesięcy n ie m iano ża­dnych w iadom ości o k a p ita n ie G rąbczew skim , k tó ­ry , ja k w iadom o, w yruszył zeszłego roku w góry A zyi W ysokiej. O becnie dow iadujem y się z jego w łasnego lis tu n a s tęp u jący ch szczegółów: Z Kalai- Chum b w D arw asie (p a trz m apę P am iru we W szech- św iecie z r.- z.) z iom ek nasz p rzez dolinę P iandżu ud a ł się do zbiegu te j rzek i z W endżem . W ów ­czas zn aczn a część k ra ju Szugnan : a ję tą by ła p rzez

afgańczyków , znajdu jących się w w ojnie z buchar- czykam i. Dwa ty lk o dn i d rog i oddzielały podróż­n ika od po la zajad ły ch walk. T u ta j G. zatrzym ał się i n ap isa ł list do wodza afgańczyków , p rosząc0 pozw olenie p rzebycia k ra ju aż do g ran ic Kafi- ry s tan u . L is t ten p rzesłan y został przez oficera afgańskiego, wziętego do niew oli p rzez bucharczy- ków i w ypuszczonego na w olność w tym ty lko ce­lu, ab y doręczy ł lis t swoim; z resz tą m ia ł on spo­sobność p rzekonać się o pokojow ym ch arak te rze w ypraw y G rąbczewskiego. G dy jed n a k odpow ie­dzi n a l is t ten nie by ło , G. p rzedsięw ziął z b ad a ­nie części P am iru d o tąd m ało znanych . Z b ad a ł więc n a jp ie rw dolinę W endżu, n astępn ie wąwóz S y r A rezi, k tóry go doprow adził do ź ró d e ł Kin- c?,abu. Podróż ta b y ła ba rd zo uciążliw ą, gdyż w ypadło przebyć p rzeszło 11 k ilom etrów po lodzie. Podczas te j podróży G. o d eb ra ł n a re sz c ie odpo­w iedź od wodza afgańskiego od rad za jącą m u wogó- le zb liżan ie się do g ran ic A fg an istanu . Położenie jeg o w ted y sta ło się ba rd zo p rzy k rem , gdyż p om i­mo, że to by ł S ierp ień , nocny ch łód by ł do tk liw y (1 0 —12° C), a na począ tku W rześn ia głęboki śn ieg p o k ry w a ł w yniosłą okolicę, w k tó rej znajdow ał się podróżn ik . Z obawy s tracen ia zu p ełn ie ludzi, nie m ożna było w ysyłać ich na poszukiw anie żywności. W ówczas podróżn ik zdecydow ał się pójść w prost do ź ró d e ł Ak-ssu i P am iry T agdum -basz; tu dop iero udało m u się zao p a trzy ć w 50 kupionych ba ran ó w1 k ilka koni, oraz w y n a jąć 30 jaków , przy pom ocy

| k tó ry ch p rz ep ra w ił się w raz z bagażem przez wą-i wóz Uy-Su, k tórym doszedł do z lew iska rzek i Ra-

skem -D ary ja , m iejsca obecnego sw ego pobytu. Po- 1 dobno śm iałem u podróżnikow i n ie zbywa tu na

drzew ie opałow em , a naw et p rzez K aszgar otrzy- 1 m ał ju ż k ilka listów z E u ro p y . Z am iarem G rąb- i czew skiego je s t s tąd w yruszyć da le j w góry K a ra ­

korum , a n astępn ie zw rócić się n a d C hotan-D aryją; zdaje się, że p ro jek t ten n ie może b y ć usk u teczn io ­n y p rzed nadejściem wiosny.

Podczas sw oich licznych w ypraw do tychczaso­w ych w k ra in ę źród łow isk V achan - D aryi i rzeki B aik ru , G. o d k ry ł dwa nowe wąwozy przez H in d u ­kusz w schodni i K elendż, p row adzący do K undżutu i C h u d a rp u rt do C zytralu. M arzenie G rąbczew skie­go—zb ad an ie K afirystanu —m usi być na czas ba rd zo

! d ług i odroczone, albow iem k ra j ten w tej chwili je s t ! n ap ad n ię ty m przez afgańczyków i bój w re tam za­

cięty. (C om pt. ren d . Soc. Geogr. P a ris , N r 1).

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

— a. Botanical Gazette donosi, że am ery k an in H. Shaw zapisał ogrodow i botan icznem u szkoły b o ta ­n icznej w S ain t Louis, w stan ie M issouri, szczo­d rob liw y d a r , wynoszący przeszło pięć m ilijonów

Page 16: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

144 WSZECHŚWIAT. Nr 9.

dolarów . T ak o lb rzym ich zasiłków n ie zna n au k a w E u ro p ie .

— a. P ro f. E dw ard S tra s b u rg e r ob ran y został człon­k iem k o resp o n ćh n tem akadem ii n a u k w B erlin ie.

USTelsr clo grij a,.

W ty ch d n iach zakończył uży teczn y żyw ot ś. p. I ło le s ła w L u tO s tti isk i , p ro feso r uniw . ja g ie l l , je ­d en z najgorliw szych k rz ew ic ie li w śród ogółu w ie­dzy lekarsk ie j i p rzy ro d n icze j, zn akom ity h idro- log i h ig ijen is ta .

D y rek to r służby m eteorologicznej w N id erlan ­dach, I łu y s -B a llo t , zm arł w U trech c ie w w ieku la t 63. B y t je d n y m z g łów nych in icy ja to ró w obe­cn y ch p rzew id y w ań pogody n a podstaw ie te le g ra ­m ów m eteoro log icznych , a ja k o b adacz rn c h u cy­klonów u p a m ię tn ił nazw isko sw oje w nauce.

Z nany gieolog, d r W ilh e lm N e u m a y r , profesor paleontologii w uniw ersy tecie w iedeńskim , zm arł d. 30 S tyczn ia , przeżyw szy zaledw ie la t 44.

W H alli zm arł astronom O tlo R o s e n b e rg ł r , k tó ­ry od r . 1831 bez przerw y w obserw atory jum ta- m ecznem pracow ał.

tPosiedzenie 5-e Komisyi stałej teoryi

ogrodnictwa i nauk przyrodniczych pomo­cniczych odbędzie się we czw artek dnia 6 M arca 1890 roku, o godzinie 8 wie­czorem, w lokalu Towarzystwa O grodnicze­go (Chmielna, 14).

Porządek posiedzenia:1. Odczytanie protokułu posiedzenia po­

przedniego.2. D r J . Pruszyński „O leukom ainach”.

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 19 do 25 Lutego 1800 r.

(ze sp o strzeżeń n a s ta cy i m eteo ro log iczne j p rzy M uzeum P rzem ysłu i R oln ic tw a w W arszaw ie).

*d*63

B a ro m e tr 700 mm T e m p e ra tu ra w st. C.

C !■CO 1K ierunek w ia tru

Sum aopadu

O 7 r. 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w. Najw. Najn. £

19 Ś. 64,8 65,3 66 ,4 ' - 8 , 0 - 5 . 0 - 4 , 4 - 4 , 2 - 8 , 0 951 E N ,13 E 0,020 C. 64,7 63,6 62,9 ' —4.2 — 1,2 - 4 , 6 —0,2 — 5,2 85 E .E .E S 0,021 P. 61,9 61,8 61,6 - 5 . 0 - 3 , 2 —4,4 —2,2 - 5 . 0 95 E .E .E S 0,022 S. 61,6 61,7 62,6 —5,8 —2,2 - 4 . 0 —0,7 — 7.1 94 E ,E S ,E S 0,023 N. 64 3 64,0 62,7 ;- 8 ,4 - 1 , 3 —2,8 - 0 ,7 —9,0 9 5 1 E S .E S E S 0,021 P. 68,5 67.4 56.9 — i.2 0,6 - 1 , 0 0,4 — 5,1 99 s . w . w 0,626 W. 59,2 61,2 60 ,0 ' - 3 , 2 - 1 , 8 - 1 , 2 - 3 ,8 96 E E ,E S 0,0

Średnia ~ 6 2 /T - 3 ,5 96 0,6

wa g i .

M r. b , r, pog., pop. poch. R auo pochm .Dz. pochm ., w. jasny Dz. ja sn y Dz. ja sn y Sn. k ilkak r. p adał Dz. pochm urny

UW AG I. K ie ru n ek w ia tru d an y je s t d la trzech godzin obserw acyj: 7 ej rano , 1-ej po p o łu d n iu i 9-eJ w ieczorem , b. znaczy b u rza , d. — deszcz.

T R E Ś Ć . S łużba m eteoro log iczna w S tan ach Z jednoczonych A m eryki północnej, przez W. K .—O dzie- d u czn o śc i. Mowa, w ypow iedziana p rzez prof. W illiam a T u rn e ra , p rezesa sekcyi an tropo log icznej b ry - tań sk ieg o stow arzyszen ia postępu nau k , na o tw arcie posiedzeń sekcy i podczas tegorocznego zjazdu sto ­w arzyszen ia w N ew castle on-T yne, tłu m . A ugust W rześniew ski. — Najnowsze teo ry je g ieologiczne pow­staw an ia gór, lsjdów i zag łęb i m orsk ich , nap isa ł S. K ontkiew icz. — A kadera ija um iejętności w K ra k o ­wie. Posiedzenie K om isyi fizyjograficznej z d. 21 S tyczn ia 1890 r. — T ow arzystw o ogrodnicze. — W ia ­dom ości b ib lio g ra ficzn e . — K ro n ik a naukow e. — W iadom ości b ieżące. — N ekro log ija . — B uletyn m e ­

teoro log iczny .

W y d aw cy E. Dziewulskiego sukcesorowie. R ed ak to r Br. Znatowicz.

fl,03BOjteHO Ę enaypoio. BapniaBa, 16 ieB paaH 1890 r. D ruk E m ila Skiw skiego, W arszaw a, C hm ie lna M 26.

Page 17: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

Nr 9 z dnia 2 Marca 1890 r.

WSZECHŚWIATTYGODNIK POPULARNY

POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PROSTE DOŚWIADCZENIA NAUKOWE.

Fizyka doświadczalna w pokoju.

Motor hydrauliczny z łupin orzechowych.

Dla urozmaicenia doświadczeń fizycznych, k tóre wykonywać można środkami prostemi, bez odwoływania się do przyrządów nauko­wych, podajemy dziś zabawkę, wchodzącą w zakres mechaniki praktycznej, według rysunku i opisu p. A.Good w „La N aturę.”Jestto m otor h ydrau ­liczny, zbudow any z m ateiyjałów zapewne niewyszukanych, bo z łupin orzechowych.

C a ł e urządzenie, wskazane na rycinie, składa się z trzech, z u p e ł n i e odrębnych części, z których naj­ważniejszą jest drobny m o t o r hydrauliczny, należący do typu kół w o d n y c h nasiębier- nych. Dobrawszy sześć łupin orzechowych j e ­dnakiej wielkości, u- twiei*dzamy je, zapo- mocą wosku, laku, lub innym sposobem, na końcach pręcików dre­wnianych, które dru- giemi k o ń c a m i osa­dzamy w krążku kor­kowym. Przez środek korka przesuwamy ołówek, który stanowić będzie oś obrotu, gdy końce jego przesuniemy przez otworki dwu słupków pionowych, osadzonych w de­seczce, slużącćj za podstawę całego przy­rządu. Koło wodne jest już więc ukończone, należy tylko jeszcze na osi osadzić silnie

inny krążek korkowy, o średnicy mniejszej, na który nałożyćby można pas bez końca, służący do przenoszenia biegu koła na przy­rząd, który ma być w ruch wprawiany.

Koło ulega obrotowi pod działaniem na­cisku wody, spływającej nań z góry. Na rycinie zastosowany je s t do tego celu syfon,

urządzony również rr sposób prosty, bo z ru ­rek trzcinowych, osa­dzonych w otworkach kulki wydrążonej, np. pustego orzecha. Dwie trzcinki zanurzone są w naczyniu z wodą; gdy więc ustami usu­niemy p o w i e t r z e z trzeciej zewnętrznej rurki, otrzymamy cią­gły prąd wody, wy­starczający do nadania kołu szybkiego ruchu. Należy tylko baczyć, aby, ja k w każdym sy­fonie, koniec ru rk i ze­wnętrznej schodził ni­żej, aniżeli końce rurek pogrążonych w wo­dzie. M ożna też sztu­czny taki syfon zastą­pić ru rką szklaną zgię­tą w kształt głoski U, albo też dwiema ru r ­kami szklanemi, połą- czonemi k a w a ł k i e m

ru rk i kauczukowej. Oczywiście także, za­miast syfona posługiwać nam może prąd wody, wypływającej przez rurkę z naczynia wyżżj umieszczonego.

O brót koła wodnego użyty być może do poruszania jakiegokolwiek drobnego p rzy ­rządu; na rycinie wskazane jest zastosowanie

Page 18: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

•WSZECHŚWIAT. Nr 9.

do w yrobu masła ze śmietanki, śmietanka znajduje się w szklance lub filiżance, zara- kniętćj pokrywką, o otworze podłużnym, przez k tó ry przechodzi pręt, zakończony tłokiem, bijącym śmietankę; pręt ten wresz­cie osadzony jest na rękojeści, na k tórą ruch koła przenosi się za pośrednictwem pasa bez końca. Pasem tym być może tasiemka, wstążka lub pasek kauczukowy.

Drobiazgi takie wydawać się mogą za­bawką bezcelową, — niew ątpliw ie wszakże nazwyczajają one do wytrwałości w poko­nywaniu przeszkód i w yrabiają biegłość rę ­czną, która się okazać może następnie przy­datną przy zajęciach w pracowni fizycznej lub chemicznćj, albo też w zawodach p rak ­tycznych. S. K.

K a le n d a r z y k a s tr o n o m ic z n yn a M arzec.

Słońce, k tóre w początkach miesiąca przy­pada o 8° na południe rów nika, przekracza tę liniją dnia 21 i wstępuje na półkulę pół­nocną nieba, sprow adzając nam początek wiosny. Gwiazdozbiór więc Ryb, do któ­rego zbliża się słońce, zachodzi ju ż wcze­snym wieczorem, a zaraz za nim Baran, gdy od strony wschodniej z gw iazd zwie­rzyńcowych wynurza się nad poziom Panna. Ogólny jednak widok nieba zimowego istot- nćj zmianie jeszcze nie ulega, lubo O ryjon i sąsiadujący z nim Pies w ielki z Syryju- szem zachodzą wcześniój i wkrótce przesta­ną być widzialne. Z planet wielkich Saturn wschodzi za dnia i błyszczy na niebie wie- czornem, podobnie jak’ U ran i Neptun; inne są gwiazdam i rannem i, lub też są bardzo blisko słońca i toną w jego promieniach,

P L A N E T Y.

D nia W schód Zachód Przejśc ie przez

po łudn ik W konstelacyi

g. m. g. ra. g . m.

M erkury .

10 6 . 0 r. 3 . 3 2 w. 1 0 .4 6 r. j20 5 .5 1 „ 4 .2 1 „ 1 1 . 6 .. JW o d n ik30

O.Ol}) fi 11. D .5 . 3 7 „ 5 .2 5 „ 1 1 .3 1 „ ) R yby

W e n u s .

10 6 .4 5 r . 6 .1 7 w. 0 .3 1 w .)R y b y20 6 . 2 4 , , 6 . 50 „ 0 . 37 „ [ W ie lo ryb30 6 . 4 „ 7 .2 2 „ 0 . 4 3 „ ) R yby

10 0 . 43 r.20 0 .2 4 „30 0 . 0 „

10 4 .5 7 r.20 4.22 „30 3 .4 7 „

10 3 .3 9 w.20 2 .5 5 „30 2 .1 2 „

10 9 12 w.20 8 .3 1 „30 7 .4 9 „

10 8 .5 7 r.20 8 .1 9 „30 7 . 4 0 , , 11 . 24 w. 3 . 3 2 , ,

PRZEBIEG ZJAWISK

M E T E O R O L O G I C Z N Y C Hi Europie śroiowej, '

w m iesiącu G rudn iu 1889 ro k u .

G rudzień 1889 r. był pochmurny, z ma- łemi opadami i jakkolw iek bez wielkich mrozów z tem wszystkiem chłodniejszy niż normalnie.

Barom etr, ja k zwykle w tym miesiącu, podlegał znacznym wahaniom, większym na północno-zachodnich stacyjach, aniżeli na południowych i wschodnich. Na stacy­jach zachodnich, po nieznacznem zniżeniu się w dniu 2 powoli podnosił się do dnia 5 i 6, dochodząc tego ostatniego znacznej wysokości, jednak nie największej w ciągu miesiąca. Jednocześnie z takim ruchem barom etru term om etr spadał, przy wiatrach północno-wschodnich i wschodnich. Od d. 5 do 9 przypadło pierwsze znaczne zniżenie tem peratury, dochodzące na niektórych sta­cyjach do — 15°0. Ód d. 6 barom etr po­woli zaczął opadać przy jednoczesnem zw ra­caniu się w iatru na południo-wschód. Dnia 11 przypadł największy spadek barom etru,

M ars.

9 . 7 r. 4 .5 5 r. ) N ied źw iad ek

1 :sf5 ;;

Jow isz.

1 . 23 w. 9 .1 0 r . )0 . 5-Ł „ 8 . 38 ,, > Koziorożec0 .2 3 „ 8 . 5 „ )

S a tu rn .

6 .11 r. 10. w .)5 .3 1 „ 1 0 .1 3 „ [L ew4 .5 0 „ 9 .3 1 „ )

U ran .

7 .3 8 r. 2 .2 5 r. )6 .5 9 „ 1 . 45 > P an n a6 .1 9 „ 1 . 4 „ )

Neptun-

0 .3 9 r . 4 .4 8 w .)0 . 1 „ 4 .1 0 „ [Byk

Page 19: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

N r 9 WSZECHŚWIAT. VII

przyczein w iatr zupełnie się zwrócił od po­łudnia i następnych dni przeszedł na za­chodni. Odpowiednio do takiego ruchu powietrza tem peratura wogóle podniosła się, chociaż nie wiele wzniosła się nad zero. Niebo, jak po największej części tego mie­siąca było pochmurne; opady śniegu i desz­czu częste, lecz bardzo mało dające wody. Następnego już dnia barom etr szybko zaczął się wznosić, tak, że w ciągu 24 godzin pod­wyższenie wynosiło na większćj liczbie sta- cyj po 13 i 14 mm i utrzym ywał się już do końca miesiąca z wyjątkiem jednego lub dwu dni, powyżej stanu normalnego. W raz z podniesionym barometrem tempe­ra tu ra cokolwiek się zniżyła; podniosła się zaś równie nieznacznie od d. 18 do 23. Naj­wyższy stan barom etru na wszystkieh sta- cyjach, nietylko północno-zachodnich przy­padł d. 27. Równocześnie z tym wysokim stanem barometru i niebem wypogodzonem, przypadły największe zimna z całego mie­siąca, dochodzące na niektórych stacyjach do — 20°C. Różnica pomiędzy najwyższym i najniższym stanem barom etru na stacy­jach północno-zachodnich dochodziła 33 mm.

W przebiegu zjawisk na stacyjach połu­dniowych i wschodnich daje się dostrzedz ta różnica, że naprzód najniższy stan baro­m etru przypadł z samego początku miesiąca, ! w największej liczbie przypadków d. 3 i je ­dnocześnie w tymże czasie obserwowano tam najwyższe tem peratury; po wtóre tychże sa­mych pierwszych dni miesiąca spadły dosyć znaczne ilości wód atmosferycznych. W o­góle na wschodnich stacyjach opad z całego miesiąca był znacznie większy aniżeli na zachodnich, dzięki opadom, jak ie się tam przytrafiły w pierwszych trzech dniach. Na stacyi najbardziej na wschód posuniętej (Czehryn, M atronińska dacza) nawet naj­niższa tem peratura przypadła nie w końcu miesiąca, ale dnia 8 (—21°C). W ahanie barom etru na tych wschodnich stacyjach w ciągu miesiąca wynosiło od 25 do 31 mm.

Tem peratura średnia najniższa wypadła dla C z e h ry n ia — 7,6°C, najwyższa dla Ostrów — 3,0°C; naj wyższą tem peraturę -4-9,2°C notowano w Sokołówce d. 1, naj­niższą — 2016°C w Czehryniu d. 8. Naj­cieplejsze dnie dla stacyj zachodnich były 19 i 12, dla stacyj wschodnich 1, w którym to dniu w Sokołówce wypadła średnia tem ­peratura dzienna +7,5°C. Najzimniejszym dniem w całym miesiącu był dzień 28; — najwyższa tem peratura średnia tego dnia— 10,8°C wypada dla Józefowa, najniższa— 16,2°C dla Czehrynia.

Opady na stacyjach północno-zachodnich były bardzo nieznaczne; ilość wody spadłćj w ciągu całego miesiąca nie przechodziła 12 mm, anajczęścićj je s t znacznie mniejszą.

Na stacyjach południowych, a jeszcze bar- dzićj wschodnich spadło znacznie więcćj

: wody, mianowicie około 30 mm. Największe opady przypadły w ciągu pierwszych trzech dni miesiąca, w których na całćj przestrzeni padał deszcz lub śnieg. Najwięcej w ciągu całego miesiąca spadło wody w Sokołówce 33 mm, najmniej notowano w Józefowie 5 mm; najwięcój w ciągu jednźj doby 16 mm spadło w Zytyniu d. 1.

W W arszawie średnia wysokość baro­m etru wypadła 758,5, przy najwyższym stanie 775,3 mm d. 27 i najniższym 740,9 mm d. 11. Tem peratura średnia z całego miesiąca była —3,2°C; najwyższa -f-3>0uC była obserwowaną d. 23, najniższa — 14,0nC d. 28. Tem peratura średnia dzienna wypa-

| dła najwyższa -j- 1,6°C d. 19; najniższa ' —11,0°C d. 28. W ody z deszczu i śniegu

w ciągu miesiąca spadło 9 mm; największy opad dzienny wynosił 5.3 mm, d. 23. Dni deszczu i śniegu było 15.

IV. K.

l i a len <1 a r zy k b i j o g ra liczny

na Marzec.

10 ur. Marceli Malpighi 1628.11 „ U rban Leverrier 1811.15 „ Kajus P linijusz 23 przed Chr.(?). 19 „ Dawid Livingstone 1813.25 „ H enryk hr. Dechen 1800.30 „ Karol Naegeli 1817.

R O Ś L I N Y kwitnące w obecnej porze w cieplarni.

W ciep larn i zak ład a ogrodniczego b ra c i Hoser, k w itn ie k ilka okazów Coelogyne c ris ta ta , L iudl, jed n e j z p iękn iejszych roślin storczykow atych (O rchideae). K w iaty m a b iałe , ułożone w g ro ­na dość sute; trzy d z ia łk i o kw ia tu zew nętrzne i dw a w ew nętrzne p raw ie rów ne, lancetow ate, n ie­co odgięte, w arga zaś, czyli m iodow arga postaci ry- n ienkow atej, podzielona n a trzy k lapy , z k tó rych dw ie boczne w zn iesionej zbliżone do słupka, trzecia zaś środkow a nieco ku dołow i zgięta. W ew nątrz m iodow arg i p rzeb ieg a ją t rz y pod łużne w yrostki g rzeb ien iasto podzie lone, pom arańczow ego kolo­ru . L iście podłużn ie jajow ate, bulw y (gałęzie n a ­b rzm iałe) zielone, g ład k ie , ja jow ate . Pochodzi ta ro ślin a z H im alajów .

Coelogyne b a rb a ta . L ind. (O rchideae).C a ttley a F rian ae . Lind. (O rchideae).D endrobium W arreanum . L ind . (O rchideae).Odontoglossum Ceryantesi. L exarz (O rchideae).

Page 20: M 9. Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. Tom IX . TYGODNIK ... · daniem w przyszłości miało być prowadze nie całój praktyki meteorologicznej, jak to zaraz zobaczymy. W roku 1868 prof.

YU1 WSZECHŚWIAT Nr 9.

O ncidium in cu w n m B arth . (O rch idcae).A cacia d ea lb a ta . L in kA cacia flo rib u n d a pendu la . W illd . (M iraosaceae). C lian thus puniceus. Soland. (Pap ilionaceae). H a rd en b e rg ia jnacm phy lla . B eath .H ard en b e rg ia m onophylla . Bent.h. (Pap ilionaceae). A nom atheca c ru en ta . L ind l. (Irid eae).Crocus vernua. Ali. (Ir id eae ) (pgdzone). A n th u riu m S cherzprianum . Sekott. (A ro ideae). B egonia ooccinea. H aek. v a r L iram inghi.B egonia hydroco ty laefo lia W arszew icz i (B egonia-

ceae).G ineraria h y b rid a W. fCorripositae).Conoolinium jan th in u m . M orr (C om positae). C itrus ohinensis. Pors. (A u ran tiaceae).C orrea a lba , A ndr. (R utaceae).D aleoham pia R aezliana. M orren . (E u p h o rb iaceae). E u p h o rb ia fulgene. K arn .K nphorb ia splendens. B ajer.E p ip h y llu m R usselianum G a rd n e ri (Caoteae). G esnera sp lendens. H art. (G esneraceae).T ydaea h y b rid a . P lanch . (G esneraceae).Jasm inun i g racillim um . H ook. (O leaceae). L eucopogon C unninghaum i. R. B r. (E p are id eae). L ibon ia f lo rib u n d a G. K ash. (A can thaceae). T h y rsacan th u s ru tilan s . P lau rh . (A can th aceae). M aran ta M assageana. (M aran taeeae).P ep e ro m ia a rg y ra e a . Mig. (P ip e raceae).R o ch ea fa lcata . D. Cl (C rassu laceae). S iphocam pylus b ico lor. 6 . Dor. (L obeliaceae). T o x ico p h lea spectab ilis, H arv . (A pocyneae). R h o d o d en d ro n p raeco x sn p erb u m .R h o d o d en d ro n h y b rid u m (pędzone) (E ric ac e ae ) . F u ch sia m ic ro p h y lla . (O nagraceae).S p irea jap o n ic a (Rosaceae).Y ib u ru u m Tim es L. (C aprifo liaceae).

Książki i broszury nadesłane do Redakcyi Wszechświata

J A K O N O W O Ś.Ć.

E. Majewski. Słow nik nazwisk zoologicz­nych i botanicznych polskich, zeszyt II I . W arszawa, 1890.

E. Majewski- Z dziwów przyrody. II I . D oktor M ucholnpski. W arszaw a, G ebeth­ner i Wolff, 1890.

Do nabycia we wszystkich księgarniach.

Prace m atem atyczno-fizyczne,wydawane w Warszawie

przezS. D ickstciiia , IVł. G osiew skiego,

Edw . i W ł. Natansonów.Tom I, Rs. 2. Tom II, Zeszyt I, Rs. 2.

P r e n u m e r a t ę na Zeszyt 2-gi, Tomu Il-go, wynoszącą. Rs. 1 kop. 50, z przesyłką Rs. 1 kop. 75, przyjm uje K sięgarnia G ebethnera i Wolffa oraz R edakcyja W szechświata.

Nakładem Adm inistracyi „W iadomości farm aceutycznych” wyszła praca p. t.

ZARYS MIKROCHEMIIMINERALNEJ i ORGANICZNEJ

opracowana przez IVT. H E IL PE R W A .

Cena kop. 60, z przesyłką rekomendo­waną kop. 80.

W W A R SZA W IE,Nr. 45. Krakowskie-Przedmieście Nr. 45,

posiada na składzie:

Narzędzia, naczynia i inne środki DomocniczeDO ROBÓT M IKROSKOPOW YCH.

Szkiełka przedmiotowe i przykryw kow e rozmaitych formatów, komórki szklane z mocnego szkła, szkiełka zegarkowe, mi­seczki do preparatów , fiaszeczki różnych wrymiarów do cnemikalij, szpadle, igły

dłuższe i krótsze, i t. p.---------- o4»-o----------

PR Z E T W O R Y i B A R W N IK IDO PREPARATÓW DROBNO WIDZOWI CH

Dr. G. GRUBLERA z Lipska i innych,w opakowaniu oryginalnem.

Alizaryna, Aurancyja, Azotan rozaniliny, Balsam kanadyjski, B arw nik brunatny „B ism arck,” B łękit fijoletowy, B łękit me­tylenowy, B łękit pruski, B łękit „V ictoria,” Celloidyna w rostworze i w tabliczkach, C hlorek rozaniliny, Czerwień Kongo, Czer­wień M agdala, D alija, Dwufenylijak, Eozy- na rospuszczalna w wodzie i wyskoku, Fe- nacetolina, Fenolltaleina, F ijo let gencyja- nowy i metylowy, Floksyna, Floroglucyna, Fotoksylina Manna, Fuchsyna, Fuchsyna dyjam entowa i kwaśna, Gold size, H elijan- tyna, H em atoksyłina, Indygokarm in, Indu - lina, K arm in czysty, ałunowy i amonija- kalny, K lej glicerynowy, K oralina rospusz­czalna w wodzie i wyskoku, Ksylol, Kwas karm inowy, osmowy, pikrynowy i sulfani- łowy, L akier asfaltowy, damarowy i masko­wy, N igrozyna, Olej anilinowy i do jed n o ­rodnej imersyi, Olejek cedrowy, goździko­wy i lebiodko wy, Oranż metylowy, Orcei- na, Orsełina, Parafina, Pepton czysty, Pur- puryna, P ikrokarm in H oyera, Rozanilina zasadowa, Rubina, Safranina, Siarczan ro- zaniłiny, Tropeolina, W ezuwina, Zieleń jodowa, malachitowa, metylowa i szm arag­

dowa.

fl03B0JieH0 HeHaypoio. Bapmanjł, 17 ® enpaM 1890 r. D ruk E m ila bkiw skiego. W arszaw a, C hm ielna .V« 26.