LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... [email protected] ... nie...

58
LELIWICI Biuletyn wydany przez Związek Rodu Tarnowskich Wydanie N0. 9, Marzec, 2006 Możecie otrzymać biuletyn na sieci Związku www.rodtarnowski.com

Transcript of LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... [email protected] ... nie...

Page 1: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

LELIWICI

Biuletyn wydany przez Związek Rodu Tarnowskich Wydanie N0. 9, Marzec, 2006

Możecie otrzymać biuletyn na sieci Związku www.rodtarnowski.com

Page 2: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

Bieżący Zarząd: sierpień 16, 2003 do sierpnia, 2008

Prezes Paweł Tarnowski Czlonkowie Zarządu

1 szy Vice - Prezes

Aleksander Tarnowski

2 gi Vice - Prezes

Karol Tarnowski

Sekretarz Jacek Tarnowski

Jan Spytek Tarnowski Elżbieta Łastowiecka Marcin Tarnowski Tomek Tarnowski Stefan Tarnowski Jan Artur Tarnowski

Skarbnik Piotr Mycielski

Komisja Rewizyjna

Władysław Tarnowski Anna Marie Unrug Rose Marie Punch

Kierownik Sieci Związku

Michał Tarnowski (Kanada) email: [email protected]

Reprezentanci lokalni

Polska: Francja / Szwajcarja:

Anglia:

Piotr Mycielski [email protected]

Monika Wray [email protected]

Ameryka

Zdzisław (Jean) Potocki [email protected]

Paweł Tarnowski [email protected]

Proszę przesyłać wszystkie wiadomości, informacje personalne i artykuły do publikacji w Biuletynie do [email protected]

Page 3: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

Spis Treści

Słowo Prezesa ....................................................................................................................................... 1

Pożegnanie Jana Pawła II...................................................................................................................... 3

Jacek, Gwiazda Rodu Tarnowskich...................................................................................................... 4

Kronika z Tarnobrzega i okolicy .......................................................................................................... 5

Uroczystości w Zamościu ................................................................................................................... 14

Losy Zbiorów Dzikowskich................................................................................................................ 16

Wywiad Marka Tarnowskiego............................................................................................................ 30

Rodzinne Podróże ............................................................................................................................... 33

Ciekawe Książki ................................................................................................................................. 45

Rodzina żegna Artura Potockiego ...................................................................................................... 51

Rodzinne Wiadomości z roku 2005.................................................................................................... 55

Page 4: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

1

Słowo Prezesa Drodzy Krewni, Rok 2005 był pełen wydarzeń i emocji, które były głównym powodem mocno opóźnionego wydania biuletynu #9. Przepraszam za to wszystkich a szczególnie tych, którzy mi przekazali artykuły. Nie mniej, okres ten był korzystnym dla Związku, bo ilość naszych członków wzrosła do 103, a nasz stan finansowy się ustabilizował. Poniżej jest sprawozdanie z ubiegłego roku i plany na następny: Sprawozdanie działalności Związku na rok 2005:

• Stowarzyszenie naszego Rodu zachowało tradycję rozpoczętą w czasie Zjazdu 2003 r., t.zn. wynagradzanie doskonałości szkolnej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Prof. Stanisława Tarnowskiego w Tarnobrzegu. Podczas uroczystego otwarcia roku akademickiego 2005-06, Jaś „Głowa” i Jan Spytek Tarnowscy wręczyli w imieniu Związku, stypendia trzem najlepszym studentom drugiego roku, każdemu po 1000zł.

• Mój brat Marcin z nieustannym zapałem stara się utrzymać genealogię naszej rodziny dalej na bierząco. Zawiera ona dziś już informacje dotyczące około 6800 osób oraz zdjęcia 860 członków rodziny. Powiększenie bazy danych wynika z dodania rodzin zpokrewnionych blisko z Tarnowskiemi, mianowicie Potockich, Sapiehów i Zamoyskich. Marcin chętnie służy pomocą tym, którzy mają jakiekolwiek trudności z genealogią, ale prosi też o szybkie i pełne informowanie go o wszelkich rodzinnych zmianach (Urodziny, śluby, rozwody i śmierci). Można się z nim łatwo połączyć przez e-mail: [email protected] .

• Jak wspomniałem powyżej, Związek liczy teraz 103 członków. Ci krewni, którzy jeszcze nie należą, powinni temu zapobiec bez zwlekania. Po pokryciu kosztów działalności Związku do końca 2005r., bilans konta bankowego wykazuje 23,000zł.. Ta suma zapewnia dostateczne fundusze aby pokryć działalność Związku do końca 2008 r.

• Michał Tarnowski (Ottawa, Kanada), syn Marcina, znakomicie i z dużym poświęceniem prowadzi naszą sieć Internet, za co mu jestem szalenie wdzięczny. Podał on ostatnio ciekawe statystyki o ilości gości nas odwiedzających, mianowicie podczas 2005r z USA 2030, Polski 850, Kanady 300, Francji 130, Anglji 110, Rosji 60, Niemiec 50 i z innych kraji 220.

• W programie wymiany dzieci, Agnieszka Tarnowska z Sopot (Pol.) i Konstanty Unrug z Laval (Fra.) spędzili bardzo ciekawie część swoich letnich wakacii 2005 w Ottawie (Kan.).

Po lewej zdjęcie Agnieszki w Montrealu a po prawej Konstanty przed Parlamentem w Ottawie.

Page 5: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

2

• Mimo opóźnienia, biuletyn zawiera szereg ciekawych artykułów, które zawdzięczamy członkom rodziny. Ich wkład jest zawsze mile widziany i bardzo doceniany. Proszę o wyrozumiałość, bo niektóre z tych artykułów nie zostały przetłumaczone i figurują tylko w języku oryginalnym.

Planowana działalność Związku na rok 2006:

• Związek podkreśli dalszą konieczność popierania Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Prof. Stanisława Tarnowskiego w Tarnobrzegu, ofiarując ponownie stypendia w sumie 3000 zł na rok akademicki 2005-06.

• Michał Tarnowski, kierownik Związku sieci Internet (www.rodtarnowski.com) proponuje jej częściejszego użytku do ogłaszania wydarzeń i działalności rodzinnych oraz do umieszczania fotografji. Prosimy o wysyłanie wszelkich informacji w tej dziedzinie do Prezesa, e-mail: [email protected]. Michał je włączy do Internet, a ja następnie powiadomię was krótkim e-mail.

• Ci co wśród rodziny interesują się programem wymiany dzieci podczas wakacii, mogą się zwrócić o dalsze informacje w tej dziedzinie do Prezesa, e-mail: [email protected].

• Następny biuletyn będzie wydany, mam nadzieje, pod koniec listopada 2006. Prosimy o dostarczenie artykułów dotyczących różnych wydarzeń w rodzinie przed końcem sierpnia 2006 do Prezesa, e-mail: [email protected] . Bardzo będę wdzięczny, jak by ktoś z rodziny mógł się podjąć tłumaczenia na angielskie artykułu „Losy Zbiorów Dzikowskich”, tak abym go mógł umieścić w następnym biuletynie.

• Nowe wydanie książki adresowej Rodu Tarnowskich powinno być rozesłane do członków początkiem lata 2006.

• Poparcie całej rodziny jest zasadnicze dla dalszego rozwoju Związku Rodu Tarnowskich. Zalecam więc wszystkich krewnych, którzy mogą a nie są jeszcze naszemi członkami, aby się jak najprędzej połączyli z nami.

Razem z Iolandą płyniemy do Europy tego roku w Maju. Nasz statek zatrzymuje się w szeregu portach, a między niemi, Cobh na Cork 9 Maj, Southampton na Londyn 10 Maj, Le Havre na Paryż 11 Maj, Helsinki 18 Maj, Gdańsk 22 Maj. Chcemy skorzystać z tych przystani rejsowych aby spotkać członków rodziny mieszkających w tych okolicach. Uwagi, pytania jak i wszelkie sugestje są zawsze mile widziane. Proszę je wysyłać do Prezesa, e-mail: [email protected] . Przesyłam wszystkim serdeczne pozdrowienia i rodzinne uściski, Paweł Tarnowski.

Page 6: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

3

Pożegnanie Jana Pawła II Paweł Tarnowski

W kwietniu 2005, pożegnaliśmy wielkiego człowieka, najwybitniejszego Polaka w skali światowej i o najbardziej znaczącym wpływie XX wieku. Jan Paweł II przewyższył nasze najbardziej doniosłe nadzieje jako Papież. Wszyscy odczuwali jego wpływ, kiedy dążąc do pokoju i starając się poprawić los ludzki, zwracał się do panujących na czele politycznym czy religijnym świata. Wiele audycji pokazujących chwalebne czyny Papieża dla ludzkości, były wyświetlane podczas tygodnia poprzedzającego jego pogrzeb. Słowa Pana Levine, dobrze znanego żydowskiego dyrygenta filharmonii, były nadzwyczaj wzruszające. Twierdził on, że Ojciec Swięty przedstawiał Jezusa-Chrystusa nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował miłość i poszanowanie dla wszystkich, bez względu na ich wiarę, kolor czy stan. Pan Levine bywał często u Papieża podczas ostatnich dziesięciu lat jego życia. Wspomina on, że Jan Paweł II nigdy nie starał się go nawrócić na katolicyzm podczas wielu ich dyskusji, ale raczej dzięki jego wpływowi on się stał lepszym Zydem.. Jan Paweł II był dla Polaków wielką radością i dumą. Pokazał nam jak trzeba godnie żyć i umierać.

Page 7: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

4

Jacek, Gwiazda Rodu Tarnowskich Paweł Tarnowski

Jacek, Sekretarz Związku Rodu Tarnowskich, pochodzi z Koneckiej linii naszej rodziny i jest synem Aleksandra i śp. pamięci Maryś Tarnowskich. W jego młodym wieku (41 lat) wiele już dokonał. Jako kochający mąż Moniki i ojciec czworga rozkosznych dzieci, Agnieszki, Zosi, Pawła i Maji, osiągnął sukces jako przedsiębiorca, również jako Konsul Honorowy w Trójmieście, jako Prezes Pomorskiego Funduszu Pożyczkowego oraz służył z wyróżnieniem w Radzie Miasta Sopot. Podaję szereg jego osiągnięć, które zostały docenione i uznane:

• W 2002, podczas drugiej kadencji jako Konsul Honorowy Francuski, Jacek został odznaczony Francuskim Narodowym Orderem Zasługi za nadzwyczajne osiągnięcia pełniąc swoje obowiązki kosularne.

• Niedawno, 9 listopada, 2005, miało miejsce przyjęcie na Ratuszu Gdańskim aby uczcić

Jacka dziesięcioletnią misję konsularną i jego ponowną nominację na następne pięć lat. Podczas tej imprezy, w obecności Ambasadora Francji, przedstawicieli władz wojewódzkich i samorządowych, korpusu konsularnego, przedstawicieli świata kultury, nauki i biznesu a także licznego grona przyjaciół i najbliższej rodziny, Jacek został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Odznaczenie zostało nadane według postanowienia Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 9 września, 2005 na wniosek Stowarzyszenia Konsulów Honorowych w Polsce. Dekorując w imieniu Prezydenta Wojewoda Pomorski podkreślił zasługi Konsula Tarnowskiego w rozwoju współpracy gospodarczej i kulturalnej Pomorza z Francją. Podaję tekst komunikatu prasowego wydanego z tej okazji przez Stowarzyszenie Konsulów Honorowych: “ Stowarzyszenie po raz pierwszy wystąpiło z wnioskiem o nadanie odznaczenia państwowego. Lista zasług i osiągnięć konsula Jacka Tarnowskiego jest tak długa, iż nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że zasługuje on na najwyższe odznaczenie Dotyczy to nie tylko jego dziesięcioletniej działalności konsularnej i dużego wkładu w rozwój przyjaźni między narodami polskim i francuskim. Jacka Tarnowskiego cechuje postawa społecznego zaangażowania. Jest ona widoczna na każdym kroku i godna naśladowania. Cieszymy się, że ta postawa została zauważona i nagrodzona...”

Page 8: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

5

• Niedawno, zmienił się Rząd w Polsce i Prezydent mianował Premiera Marcinkiewicza. Niedługo potem, Jacek otrzymał nadzwyczajny prezent Świąteczny, okazujący jego uznanie na poziomie narodowym. Premier zaofiarował mu stanowisko swego Szefa Gabinetu z rangą równą Ministra w Rządzie. Po poważnym zastanowieniu i z poparciem całej swojej rodziny, Jacek podjął tą wzywającą sposobność służby dla Kraju, obejmując soje nowe obowiązki w grudniu 2005.

Związek Rodu Tarnowskich z dumą podkreśla zasługi Jacka i serdecznie mu gratuluje wspaniałych osiągnięć.

_______________________________________

Kronika z Tarnobrzega i okolicy

Jaś „Głowa” Tarnowski uhonorowany tytułem „Zasłużony Tarnobrzeżanin”

Prezydent Miasta Tarnobrzega - Jan Dziubiński, zarządzeniem nr 54/04 z dnia 5 maja 2004 r. nadał

Jasiowi Głowie T. tytuł „Zasłużony Tarnobrzeżanin”, który Jaś Głowa chciał odebrać dopiero w

czasie otwarcia Muzeum im. Tarnowskich w Dzikowie, ale Pan Prezydent skorzystał z okazji

rozmów na temat przyszłości Dzikowa w jesieni 2004 r. roku – i udekorował Jasia wcześniej.

Jaś twierdzi, że będzie dużo szczęśliwszy, gdy muzeum w zamku wreszcie zaistnieje.

Tarnobrzeski szpital powraca do pierwotnego imienia fundatorki, Zofii z

Zamoyskich Tarnowskiej

Oto kopia listu, który w kwietniu 2005 r. Jaś Głowa Tarnowski otrzymał od Dyrektora

tarnobrzeskiego szpitala odnośnie przywrócenia szpitalowi jego historycznego imienia, zgodnie z

obietnicą złożoną Jasiowi we wrześniu 1994 r., podczas uroczystych obchodów 100 – lecia

tarnobrzeskiego szpitala:

Page 9: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

6

„Pan Jan Tarnowski …

Z ogromną satysfakcją i radością pragnę Pana poinformować, że decyzją Samorządu

Województwa Podkarpackiego nr XXXVII/412/05 z dnia 21 marca 2005 r. szpital tarnobrzeski

otrzymał imię Zofii z Zamoyskich Tarnowskiej. Niech przywrócenie historycznego imienia będzie

hołdem i naszą wdzięcznością dla rodziny fundatorów, którzy pod koniec XIX wieku, dzięki

staraniom Zofii z Zamoyskich Tarnowskiej ufundowali pierwszy szpital w Tarnobrzegu.

Łączymy wyrazy szacunku i zapraszamy do złożenia wizyty w naszym szpitalu.

Z poważaniem,

Dyrektor Lek. Med. Wojciech Gutowski - Tarnobrzeg, dnia 14 kwietnia 2005 r.

_______________________________________

„Szkoła Podstawowa bieżę im. Hr. Stanisława Tarnowskiego w Tarnowskiej Woli”

Dnia 10 maja 2005 r Jaś Głowa i Jan Spytek Tarnowscy uczestniczyli w uroczystym nadaniu

Szkole Podstawowej w Tarnowskiej Woli imienia Stanisława hr. Tarnowskiego. Jest to druga

szkoła, po Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Tarnobrzegu, która przyjęła imię tego

wybitnego polityka i wielkiego znawcy

literatury polskiej.

Pani mgr Małgorzata Kamińska, Dyrektor

szkoły, w liście do członków rodu

Tarnowskich, skierowanym na ręce Jasia

Głowy, bardzo dziękowała za obecność na

uroczystości, jak również za ofiarność

Rodziny – za przekazaną na konto szkoły

kwotę 3000 zł, za którą szkoła kupiła już

komputer i drukarkę laserową. Pieniądze zostały wpłacone na konto szkoły dzięki hojności

Stanisława Tarnowskiego i jego siostry Zofii z Tarnowskich Moss.

Pani Dyrektor napisała również: „Postaram się tak, jak mówi zapis w kronice i słyszymy to w

hymnie, wpajać uczniom szkoły ideały Wielkiego Patrona tej szkoły „Zdobywać wiedzę, służyć

ojczyźnie i być dobrym człowiekiem.” – i serdecznie zaprosiła nas do odwiedzenia szkoły.

Page 10: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

7

Życzymy Szkole Podstawowej w Tarnowskiej Woli pomyślnego rozwoju a uczniom wiele

sukcesów w nauce! Zapewniamy Dyrekcję Szkoły, że w przyszłości, w miarę naszych możliwości,

Szkoła może liczyć na poparcie Rodziny.

_______________________________________

Wiadomości z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. prof. Stanisława

Tarnowskiego w Tarnobrzegu

Ilość studentów w uczelni szybko wzrasta, co oznacza jej sukces, i równocześnie wymaga

rozbudowy, aby pomieścić nowych uczniów. Jestem pełen podziwu dla JM Rektora PWSZ im.

prof. Stanisława Tarnowskiego, prof. Dr. hab. Kazimierza Jaremczuka, który w czasie kilku lat

istnienia szkoły, nie tylko ją doprowadził do bardzo dobrego poziomu akademickiego, ale

równocześnie znakomicie dostosował jej program naukowy do zapotrzebowania rynku pracy w

okolicy Tarnobrzega. Dnia 12 kwietnia 2005 r., w czasie żałoby po śmierci największego Polaka,

papieża Jana Pawła II, odbyła się bardzo ważna uroczystość wmurowania aktu erekcyjnego pod

rozbudowę tej uczelni.

Podczas mojej wizyty w Tarnobrzegu, na początku września ubiegłego roku, JM Rektor osobiście

oprowadził mnie wokół nowego budynku. Cieszę się, że młodzież tarnobrzeska może studiować w

tak pięknie i funkcjonalnie zaprojektowanym budynku. W nowoczesnych, obszernych i bardzo

dobrze oświetlonych klasach są miejsca dla 1300 studentów; są sale o różnych wymiarach

specjalnie zaprojektowane do nauki, na zebrania, dla kadry profesorskiej. Zostaną one wyposażone

w najnowszy sprzęt techniczny i

informatyczny. Jest też duże audytorium

z pomieszczeniem na około 1500 osób.

Inauguracja roku akademickiego 2005 -

2006 odbyła się dnia 4 października

2005. Jaś Głowa i Jan Spytek Tarnowscy,

którzy reprezentowali rodzinę, wręczyli

trzy stypendia po 1000 zł każde,

ofiarowane przez Związek Rodu

Tarnowskich trzem najlepszym

Page 11: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

8

studentom pedagogiki, socjologii oraz zarządzania i marketingu. Gratulujemy studentom, którzy

otrzymali stypendia: Pani Iwonie Rozmus (pedagogika), Pani Annie Dąbal (socjologia) oraz Pani

Dianie Chodara (zarządzanie i marketing).

W przyszłości, jeżeli możliwości Związku nam na to pozwolą, będziemy starali się nadal popierać

PWSZ im. prof. Stanisława Tarnowskiego, bo wierzymy, że jest to świetna inwestycja w

przyszłość Tarnobrzega. Ogromną wartość tej uczelni potwierdzą w przyszlości studenci.

Załączam również od JM Rektora, list skierowany do Rodziny po uroczystej inauguracji Roku

Akademickiego 2005 – 2006.

Page 12: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

9

85-ta rocznica wyprawy Ochotników Dzikowskich na wojnę polsko-bolszewicką Przemowa Jana Artura Tarnowskiego podczas uroczystości w Dzikowie dnia 15 sierpnia 2005 r.

„Szanowni Państwo,

Serdecznie dziękuję za zaproszenie na dzisiejszą uroczystość i cieszę się, że mogłem tu spotkać

potomków z Rodzin tych ochotników, którzy 85 lat temu stąd wyruszyli na wojnę polsko –

bolszewicką. Rodzina jest bardzo wdzięczna Stowarzyszeniu „Dzików” i Tarnobrzeskiemu

Towarzystwu Historycznemu, a szczególnie Panom Tadeuszowi Zychowi i Janowi

Woynarowskiemu, za to, że w dniu dzisiejszym, odsłaniając tę tablicę możemy oddać hołd, i

upamiętnić tych okolicznych mieszkańców, którzy w sierpniu 1920 roku na wezwanie ojczyzny

stawili się na ochotnika i ruszyli z dzikowskiego dziedzińca, aby walczyć o wolną Polskę. Pragnę

dodać z pewną dumą, że nasz dziadek, Zdzisław Tarnowski, wyposażył cały oddział, i że wśród

jego szeregów znajdowali się mój 17 letni wówczas ojciec, Artur Tarnowski, oraz jego starszy

brat, Jan.

Bądźmy wdzięczni opatrzności Bożej i Matce Boskiej Dzikowskiej, że żyjemy dzisiaj w

wolnej Polsce, i możemy uczestniczyć w tej doniosłej uroczystości.”

Wśród 53 ochotników stoi Zdzisław Tarnowski; Po jego prawej stronie siedzi na koniu średni syn Artur,

a najstarszy syn Jan stoi na prawo od młodszego brata.

Page 13: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

10

Pożegnanie ostatniej Pani na Dzikowie -

Róży z Zamoyskich Arturowej Tarnowskiej, dnia 10 września 2005 r.

Róża Tarnowska zmarła dnia 18 lipca 2005 r. w Montrealu, Quebec,

Kanada. Zgodnie z ostatnią wolą Mamy, przywiozłem Jej prochy do

Tarnobrzega, gdzie dnia 10 września 2005 r. odbył się pogrzeb.

Ostatnie pożegnanie było bardzo piękne i ciepłe, tak jak ciepły i

słoneczny był ten prawie jesienny już dzień. Rodzina zebrała się w

kaplicy w Dzikowie przy urnie z Mamy prochami. Po krótkiej

modlitwie o. przeor poprowadził nas z kaplicy dzikowskiej procesją

do kościoła OO Dominikanów, gdzie odbył uroczysty pogrzeb,

odprawiony przez księży z trzech parafii tarnobrzeskich. Po mszy św. prochy Mamy zostały

złożone w krypcie rodzinnej w kościele OO Dominikanów, obok jej męża, Artura Tarnowskiego.

Ceremonia zakończyła się odsłonięciem i poświęceniem tablicy proszącej o modlitwę za dusze

naszych ś.p. Rodziców - Artura i Róży Tarnowskich.

Modlitwa w kaplicy Dzikowskiej Procesja z Dzikowa do koscioła OO. Dominikanćw

Msza św. Kościele u OO. Dominikanów

Złożenie prochów Róży Tarnowskiej w krypcie

Page 14: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

11

Mowa wygłoszona na pogrzebie Róży z Zamoyskich Arturowej Tarnowskiej przez

Pawła Tarnowskiego

Szanowni Państwo, drodzy krewni i przyjaciele, drodzy Tarnobrzeżanie,

W imieniu Rodziny oraz swoim własnym, chciałbym szczególnie powitać Reprezentanta Rządu

Węgierskiego i całą delegację węgierską, Jego Magnificencję Rektora Państwowej Wyższej

Szkoły Zawodowej imienia Profesora Stanisława Tarnowskiego, Prezydenta Miasta Zamościa

Marcina Zamoyskiego, przedstawicieli władz miasta Tarnobrzega, i serdecznie wszystkim

obecnym podziękować, że zechcieli przybyć tutaj, aby razem z nami po raz ostatni pożegnać naszą

Mamę Różę z Zamoyskich Arturową Tarnowską, która odeszła do życia wiecznego dnia 18 lipca

2005 r. w Montrealu, i aby uczestniczyć w odsłonięciu i poświęceniu tablicy upamiętniającej

Jánosa Esterházy’ego.

Mama urodziła się 10 stycznia 1911 roku w Klemensowie, w rodzinie ordynata Maurycego

Zamoyskiego i Marii z Sapiehów Zamoyskiej. Dzieciństwo spędziła w Klemensowie i w Paryżu,

dokąd rodzina przeniosła się w 1918 roku, gdy Maurycy Zamoyski został mianowany

Ambasadorem Polski. Z Francji do Polski powróciła w 1924 roku.

Dnia 15 lipca 1931 roku, w wieku 20 lat, poślubiła Artura Tarnowskiego z Dzikowa. 8 następnych

lat szczęśliwie spędziła razem z mężem w Dzikowie, gdzie urodziło im się czworo dzieci: Maryna,

Jaś, Marcin i ja - Paweł. To były najszczęśliwsze lata Jej życia.

We wrześniu 1939 roku wojna zmieniła wszystko. Jej mąż, a nasz Ojciec, Artur Tarnowski, został

wzięty do niewoli i wywieziony do Niemiec; do Polski już nigdy nie wrócił. W chwili wywiezienia

Ojca do oflagu, Mama, mając 28 lat, została w Dzikowie sama, z czwórką małych dzieci, w

obliczu nieznanej, strasznej przyszłości.

Z zadania, które na Nią spadło, wywiązała się dzielnie i zdecydowanie, zajmując się rodziną,

zarządzając całym majątkiem, przejmując na siebie obowiązki wziętego do niewoli męża.

Przygarnęła też w Dzikowie wielu wysiedlonych, i dzieci, których rodzice zostali aresztowani i

wywiezieni do Niemiec.

Pomimo zagrożenia ze strony Niemców, którzy zajmowali wiekszość domu a wartownicy

niemieccy nie wpuszczali do Dzikowa nikogo bez przepustki, Mama nigdy nie odmawiała pomocy

potrzebującym. Nie raz ryzykowała własnym życiem, wspomagając podziemny ruch oporu.

Page 15: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

12

Uczestniczyła w pracach Rady Głównej Opiekuńczej i Polskiego Czerwonego Krzyża. Przez całą

wojnę, na wszystkie święta, z Dzikowa wysyłane były setki paczek żywnościowych do obozów i

więzień.

Miała 33 lata, gdy reforma rolna skonfiskowała cały majątek wraz z domem rodzinnym,

Dzikowem, pozostawiając Ją z czwórką małych dzieci bez mieszkania i bez środków do życia.

W tej dramatycznej sytuacji znowu musiała działać szybko i zdecydowanie, aby wydostać się z

dziećmi z Polski i połączyć z mężem w Niemczech, który po wyzwoleniu z oflagu, aktywnie służył

w siłach okupacyjnych Generała Maczka. W 1945 roku wyjechaliśmy z Mamą do Niemiec, nielegalnie, bez paszportów, jako repatrianci francuscy; stąd po demobilizacji Taty w 1947 roku,

już wszyscy razem wyemigrowaliśmy najpierw do Belgii, a następnie w 1951 roku do Montrealu.

Tak jak i wielu innym, i Tarnowskim Kanada dała możliwość ponownego spokojnego życia. Aż do

1984 roku, kiedy zmarł Jej ukochany Turek, była jego największą podporą i natchnieniem.

Rodzina była dla Niej ważniejsza od własnego życia. Przekazała nam głębokie przekonanie, że jest

ona głównym źródłem miłości, otuchy i pomocy, i bardzo pragnęła, aby każde z jej dzieci tę

zasadę wprowadziło we własnym życiu.

Na emigracji, nie będąc do tego zupełnie przyzwyczajona, sama prowadziła własny, pełny dom, a

w dodatku, aby pomóc w utrzymaniu rodziny i zapewnić sobie emeryturę, pracowała zarobkowo

aż do 65 roku życia. Kochała przyrodę, szczególnie lubiła chodzić po lesie, zbierać grzyby i dziko

rosnące kwiaty. Najbardziej lubiła chwile spędzone z rodziną; wnuki dobrze pamiętają jej świetne

babki, mazurki i inne wypieki z jabłek i śliwek, którymi ich częstowała, gdy przychodzili do Niej

na lekcje polskiego; to sprawiało Jej naprawdę wielką przyjemność.

Dziś, dzieci i wnuki, już jako dorośli, podziwiają Jej wkład w ich życie, i zdają sobie sprawę

dopiero teraz, ile Jej zawdzięczają, ile przekazała im miłości do rodziny, do Polski i do

ukochanego Dzikowa. Była nadzwyczajną Matką, Babką i Pra-Babką.

Ostatnie dziesięć lat spędziła w Polsko – Kanadyjskim Instytucie Dobroczynności w Montrealu.

Razem z Marcinem opiekowaliśmy się Nią, odwiedzając Ją prawie codziennie.

Żegnamy dzisiaj naszą Mamę, która niedługo już, na zawsze spocznie obok swego ukochanego

Turka na ziemi dzikowskiej.

Oddajemy ją pod opiekę Matki Boskiej Dzikowskiej, i prosimy Cię Panie, racz Jej dać wieczne

odpoczywanie, a światłość wiekuista niechaj Jej świeci teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen.

Page 16: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

13

Uroczyste odsłonięcie pamiątkowej tablicy Jánosa Esterházy’ego w kościele

OO Dominikanów w Tarnobrzegu

Również dnia 10 września 2005 r. w kościele

OO Dominikanów w Tarnobrzegu nastąpiło

uroczyste odsłonięcie tablicy poświęconej

pamięci Jánosa Esterházy’ego. W uroczystości

tej, oprócz członków rodziny Tarnowskich,

wzięli również udział Imre Molnár, reprezentant

żądu węgierskiego i autor znakomitej książki

„Zdradzony bohater. János Esterházy (1901–

1957)”, oraz delegacja mniejszości węgierskiej

na Słowacji i Przewodniczący Rady Ochrony

Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej

Przewoźnik, który napisał przedmowę do tej

książki. Tablicę przygotowała i ufundowała

rodzina Mycielskich.

János Esterházy był Węgrem po ojcu, Polakiem

po matce. Jego matką była Elżbieta Tarnowska -

córka prof. Stanisława Tarnowskiego. Był

znakomitym politykiem węgierskim, działaczem społecznym i przywódcą mniejszości węgierskiej

w międzywojennej Czechosłowacji, dla której walczył o prawa obywatelskie. Podczas II wojny

światowej, narażając własne życie, ratował prześladowanych Węgrów, Żydów i Polaków, pomagał

uciekinierom. W 1945 r. został aresztowany w Bratysławie przez NKWD i później wydany w ręce

Słowackie którzy mieli wykonać karę śmierci wydaną zaocznie i niesprawiedliwie przez Słowacki

Trybunał Narodowy pod zarzutem zdrady narodowej i kolaboracji. Staraniem międzynarodowej

społeczności żydowskiej został ułaskawiony, i skazany na dożywocie. Pomimo odwilży w całym

bloku komunistycznym, dzięki której opustoszały więzienia, Esterházy’ego z więzienia nie

wypuszczono. Zmarł w 1957 r. w Mirovie na Morawach, w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Do

dnia dzisiejszego rodzinie nie wydano jego ciała, ani nie wskazano miejsca pochówku.

Page 17: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

14

János Esterházy został zrehabilitowany w Rosji i na Węgrzech, ale nie w Czechach i na Słowacji.

Andrzej Przewoźnik napisał w przedmowie: „Niezłomny więzień Esterházy. … János hr.

Esterházy był bez wątpienia bohaterem, człowiekiem otwartym na ludzką krzywdę, wiernym

głoszonym poglądom i zasadom, więźniem sumienia, ofiarą systemu totalitarnego, jakim był

komunizm. W pamięci Węgrów, dla których słowo patriotyzm nie jest czymś powszednim, na

zawsze pozostanie mężem stanu i bohaterem narodowym. Dla Polaków bohaterem zasługującym

na szacunek i wdzięczność, a nade wszystko prekursorem Europy wolnej od przemocy i

nienawiści.”

Niech zatem po wielu latach zapomnienia, nie mając własnego grobu, znajdzie nareszcie uznanie,

symboliczny grób i wieczny odpoczynek obok swoich polskich krewnych - Tarnowskich.

Uroczystości w Zamościu

400-ta rocznica śmierci Jana

Zamoyskiego 1542-1605, kanclerza,wielkiego hetmana

koronnego i pierwszego ordynata

425-o lecie lokacji miasta

Zamościa

Zamość, 15 – 18 września 2005 Paweł Tarnowski

Zamość: Ratusz i Wielki Rynek

Podczas ostatnich czterech wieków, Zamoyscy i Tarnowscy zawarli między sobą parę małżeństw (poczynając od samego hetmana Jana Zamoyskiego, który w 1592 r. ożenił się z Barbarą Tarnowską), dzięki którym nasze rodziny są blisko spokrewnione. Rodzina Tarnowskich z Dzikowa czuła się zaszczycona możliwością uczestniczenia w tych nadzwyczajnych uroczystościach i jest niezmiernie wdzięczna Rodzinie Zamoyskich, a szczególnie Marcinowi i Ali, za ich serdeczną, ciepłą i hojną gościnność.

• Program był świetnie przygotowany, można było uczestniczyć, wedle własnego wyboru, w interesujących wykładach i dyskusjach, prowadzonych przez znawców historii i kultury polskiej oraz regionu, o wielkim znaczeniu dla historii Polski, a szczególnie Zamościa, pierwszego ordynata Jana Zamoyskiego, Wielkiego Hetmana Koronnego.

Page 18: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

15

• Nabożeństwa w katedrze podkreślały duchowne znaczenie upamiętnianych rocznic.

• Na wystawie w Zbrojowni,

zatytułowanej „Od Jana do Jana”, można było oglądać historyczne pamiątki po Zamoyskich, najpiękniejsze stare druki i stare plany Zamościa, należące do zbiorów Zamoyskich, i przywiezione specjalnie z Warszawy.

• Objazd Ordynacji Zamojskiej, ze

specjalnym komentarzem Maryjki Zamoyskiej Ponińskiej, pozwolił uczestnikom docenić piękno i wielkość tego majątku; zwiedzanie Klemensowa, rezydencji ostatniego Ordynata - Jana Zamoyskiego, zmarłego w 2002 r, brata naszej Mamy; przystanek na kawę w gospodarstwie prowadzonym przez Marcina i Alę Zamoyskich w Michalowie – dawnym folwarku klemensowskim; potem obiad i przejażdżka bryczkami wokół Roztoczańskiego Parku Narodowego otaczającego Zwierzyniec.

• Folklorystyczne śpiewy i tańce na Rynku w Zamościu mile urozmaicały czas pomiędzy

kolejnymi sesjami naukowymi.

• Wytworne przyjęcia w urokliwych, starych piwnicach wokół Rynku pozwalały uczestnikom na miłe spotkania i dyskusje.

• Uroczystości zakończyły się w południe odsłonięciem imponującego pomnika z brązu

hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego na koniu, a wieczorem niebo nad Zamościem oświetlił fantastyczny pokaz fajerwerków.

Jan Zamoyski, kanclerz i hetman wielki koronny, założyciel i fundator Zamościa, pierwszy ordynat, wzbudza nasz podziw dla jego mądrości i cech dowódczych. Zlecił on zaplanowanie i budowę Zamościa znakomitemu włoskiemu architektowi, Bernardo Morando, który się wywiązał z zadania doskonale, tworząc z miasta klejnot architektury renesansowej. Jednakże, swoje dzisiejsze powodzenie Zamość zawdzięcza w ogromnej części Janowi Zamoyskiemu ostatniemu ordynatowi - naszemu Wujowi Jasiowi, a teraz jego synowi Marcinowi, obecnemu Prezydentowi Zamościa. Wuj Jaś starał się nie dopuścić, aby jego ukochane miasto popadło w ruinę i zapomnienie, a jego syn Marcin dalej prowadzi jego dzieło. Po II wojnie światowej, totalitarny system pozbawił Jana Zamoyskiego i jego rodzinę całego majątku, a komunistyczne władze prześladowały go. Pomimo tego, już

Page 19: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

16

w latach 1970-tych, Wuj Jaś rozpoczął w niesprzyjających takim zamierzeniom i trudnych czasach projekt odrestaurowania Starego Miasta w Zamościu. Po wielu latach niestrudzonej pracy i niesamowitej wytrwałości, dzięki Wujowi Jasiowi, Zamość został wpisany na światową listę zabytków UNESCO, co umożliwiło zdobywanie funduszy na restaurowanie Zamościa, które trwa do dziś. Niestety, Wuj Jaś - ostatni Ordynat nie doczekał zakończenia restauracji Zamościa, zmarł 29 czerwca 2002 r. mając 90 lat.

Marcin Zamoyski – Prezydent Zamościa, dalej prowadzi dzieło ojca i nie tylko poprawia stare mury Zamościa, ale również rozwija ekonomiczny klimat okolicy, popierając turystykę i sprowadzając nowe przedsiębiorstwa. Dzięki wysiłkom ostatniego Ordynata, a teraz jego syna, Zamość stopniowo odzyskuje swój dawny blask. Jolanta i ja byliśmy niezmiernie przejęci pięknem, urokiem, ciepłem i bogactwem kultury, którą odkryliśmy w Zamościu. Zamość - ten klejnot renesansu powinien figurować na każdej liście miast do zwiedzenia w Polsce.

Senator Jan Zamoyski, Ostatni Ordynat

Marcin Zamoyski, Prezydent Zamościa

_______________________________________

Losy Zbiorów Dzikowskich

Część I: Lata 1939 – 1958 Kopia artykułu z Publikacii Wiadomości Ziemiańskie, nr. 17, marzec, 2004

Od redakcji. Wobec nie uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej, wciąż nie ma prawnej możliwości ubiegania się o zwrot bądź wypłatę odszkodowania za utracone mienie. Dekret PKWN z 1944 r. przewidywał nacjonalizację nieruchomości ziemskich wraz ze znajdującymi się na ich terenach zabudowaniami. Nic nie wspominał jednak o tzw. ruchomościach, czyli wyposażeniu domów: meblach, obrazach, bibelotach i przedmiotach codziennego użytku. Wyjątek czynił tylko dla obiektów przedstawiających znaczną wartość historyczną, które także podlegały zaborowi.

Page 20: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

17

Jak wiemy rzeczywistość wyglądała inaczej. Ziemianie, a także inne warstwy społeczne, których mienie przejęto utracili wszystko, włącznie z mobiliami. Wobec restrykcyjnego zachowania władz UB, nie mieli żadnych możliwości zabezpieczenia swojego dobytku. Uratować mogli co najwyżej jakieś naprędce pochwycone drobiazgi bądź pamiątki rodzinne. Poniżej pragniemy przedstawić historię wieloletniej walki rodziny Tarnowskich, najpierw o ocalenie od zagłady podczas okupacji, a potem o scalenie w jedną kolekcję rozproszonego wyposażenia i dzieł sztuki pochodzących z zamku w Dzikowie. Część pierwsza stanowi obszerny przedruk listu hr. Artura Tarnowskiego, opublikowanego w paryskiej Kulturze w 1959 r. Przebywający wówczas na emigracji p. Tarnowski opisuje starania jakie podejmował on i jego rodzina aby zabezpieczyć i uchronić przed zniszczeniem w czasie okupacji, znajdujące się w Dzikowie dzieła sztuki. Wyposażenie zamku przetrwało lata wojny w prawie kompletnym stanie. Po 1944 r., kiedy zabrakło opieki ich właścicieli zostało częściowo zniszczone przez kwaterującą armię sowiecką. Potem kolekcja uległa rozproszeniu, a najcenniejsze obiekty wywieziono do różnych muzeów. Hr. Tarnowski do końca swoich dni czynił wysiłki nie tyle o odzyskanie swojego majątku, bo to było oczywiście niemożliwe, co o zebranie wszystkich ocalałych eksponatów w jednym miejscu i utworzenie w Dzikowie muzeum. W drugiej części przedstawione są starania jakich podjął się syn, hr. Jan Artur Tarnowski, kontynuując pracę swojego ojca. Pomimo upadku komunizmu, powstania III RP i szeregu korzystnych wyroków sądów wciąż nie widać szans na pozytywne zakończenie sprawy. Opór administracji państwowej i niechętnych władz muzeów jest zbyt silny. A przecież chodzi o umożliwienie wyeksponowania bezprawnie zabranych dzieł sztuki oraz o potwierdzenie do nich prawa rodziny. Po podpisaniu umowy depozytowej ze scalonych obiektów miałoby zostać utworzone w zamku dzikowskim muzeum „Zbiory Tarnowskich w Dzikowie”. Zdając sobie sprawę z wielkiej wartości rodowej kolekcji plany jej upublicznienia istniały już przed 1939 r. Z powodu wybuchu wojny nie zostały zrealizowane. Dlaczego teraz w wolnej Polsce wciąż nie jest możliwe naprawienie doznanych krzywd? Dlaczego z takim poświęceniem chroniona kolekcja nie może służyć narodowi? Jest to pytanie tym bardziej zasadne, że tylko dzięki determinacji i poświęceniu rodziny Tarnowskich zdecydowana większość zbiorów przetrwała zawieruchę wojenną.

Marcin Schirmer

PRAWDA O ZBIORACH DZIKOWSKICH Obszerne fragmenty artykułu autorstwa Artura Tarnowskiego z Dzikowa opublikowanego na łamach Kultury paryskiej z roku 1959. [...] Gdy wiosną 1939 r. sytuacja międzynarodowa stawała się coraz bardziej naprężona, ustaliłem ze śp. dr Michałem Marczakiem, ostatnim bibliotekarzem dzikowskim, co i jak należy przygotować na ewentualność wojny. W tym celu dr Marczak przegrupował archiwum i bibliotekę w taki sposób, by najcenniejsze akta i księgi mogły, stosunkowo łatwo, zostać usunięte z półek celem ich ewentualnego schowania czy też spakowania i wysłania. W tym samym okresie ustalone zostało, które obrazy powinny

Page 21: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

18

zniknąć ze ścian, gdy zajdzie taka potrzeba. Zamiarem moim było zbiory najcenniejsze, w razie niebezpieczeństwa, wywieźć do Krakowa i zamurować w piwnicach mojego domu w Krakowie. Takie były przygotowania i plany, ale nie wierzyłem do ostatka, by Hitler, wobec stanowiska zajętego przez Francję i Anglię, zdecydował się wojnę rozpocząć. Nie ja jeden mylnie sytuację oceniłem. Po układzie Ribbentrop-Mołotow wypadki potoczyły się tak prędko, że planu wykonać już nie zdołałem. Mobilizacja została ogłoszona. Włożyłem mundur i wyjechałem. Nowe obowiązki wojskowe nie pozwalały mi naturalnie działać w Dzikowie. Ósmego września wieczorem dostałem rozkazy do przekazania w Rzeszowie – Stalowej Woli i w Baranowie, co pozwoliło mi na wstąpienie do Dzikowa w ciągu dnia 9-go września. Byłem w domu zaledwie kilkanaście godzin, ale wystarczyło mi to, by spowodować załadowanie na furmanki folwarczne wybranych uprzednio z dr Marczakiem najcenniejszych archiwaliów, ksiąg i obrazów i wywiezienie ich na odległe od dróg komunikacyjnych leśnictwo. Rzeczy do lasów wywiezione, zostały tam złożone prowizorycznie. Chodziło mi o natychmiastowe usunięcie najcenniejszych przedmiotów sprzed oczu najeźdźcy, który wkroczyć mógł do Dzikowa już lada godzina. Pamiętam bowiem, że właśnie w czasie działań wojennych w czasie najazdu Szwedów, przepadły nasze rodzinne zbiory i archiwa, gdy splądrowano i spalono Wielowieś, dawne nasze gniazdo, oraz gdy Austriacy w r. 1809 zrabowali znaczną część pamiątek w Dzikowie. Wojna 1914 szkód w naszych zbiorach nie spowodowała, bo śp. rodzice moi, mimo że przez Dzików czterokrotnie przechodziła linia bojowa, zamku nie opuścili i najcenniejsze rzeczy odpowiednio schowali. Wracając do r. 1939, zaznaczyć muszę, że nie wszystkie wywiezione z Dzikowa rzeczy zostawiłem w leśnictwie. Wiedząc, że mam jechać przez Lwów, by zameldować się w moim dowództwie, zabrałem ze sobą do samochodu szereg najcenniejszych przedmiotów, a mianowicie: autoportret Rembrandta, portret Izabeli Austriackiej, żony Krystiana króla duńskiego, malowany przez Jana Gossart, zwanego Mabuse, oraz całą kolekcję miniatur dzikowskich. Poza tym do tej samej skrzyni zostały przeze mnie włożone: „Kronika Kadłubka”1, kopia z XV wieku Statutu Wiślickiego, znana pod nazwą „Kodeksu Dzikowskiego”, także rękopis „Pana Tadeusza” oraz inne cenne przedmioty, jak: karabela i buława Hetmana Tarnowskiego, pergamin podpisany przez Karola V, przyznający Hetmanowi tytuł comesa, tabakierka marszałka S. Małachowskiego, ofiarowana mu przez Fryderyka Augusta z jego miniaturą oraz zegarek, który miał przy sobie ks. Józef, gdy utonął w Elsterze. Wszystkie te wymienione przedmioty przewiozłem do Lwowa i w nocy z 10-go na 11-go września, nie mogąc samemu złożyć ich w Ossolineum, powierzyłem przyjacielowi rodziny od trzech pokoleń, śp. mecenasowi M. Bilikowi. Staruszek, w obecności swojej córki, obiecał powierzoną mu skrzynię przekazać, jak tylko to będzie możliwe, do Ossolineum, którego był radcą prawnym i od którego gmachów mieszkał opodal. Sytuacja Polski była tragiczna, byliśmy pobici. Lwów w wielu miejscach po bombardowaniu płonął, miasto przygotowywało się do obrony, gdyż niemieckie oddziały pancerne zbliżały się szybko.

Page 22: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

19

Zabezpieczywszy jak mogłem najlepiej w ówczesnych warunkach przywiezione do Lwowa rzeczy, pojechałem do Bóbrki, by zameldować się w moim dowództwie. Pomijam, jakie były moje koleje w ciągu następnych tygodni, ponieważ nie łączy się to ze sprawą zbiorów. Wspomnę tylko krótko, że gdzie było mi dane, z wrogiem walczyłem. W ręce niemieckie dostałem się pod Zamościem 24-go września. Tego samego dnia umknąłem, a przedostawszy się lasami, już 27-go byłem znowu w Dzikowie. Dążyłem tam po spełnieniu obowiązku wojskowego, bo pragnąłem, tak jak to uczynili śp. rodzice moi w ciągu pierwszej wojny światowej, być tam wśród swoich i z nimi trwać w okresie trudnych dni okupacyjnych. Na zamku kwaterowali Niemcy, którzy wtedy ciężko chorej żonie i dzieciom zostawili kilka pokoi w skrzydle. Mnie po powrocie nie aresztowano, ale oświadczono, że gdybym zniknął, to natychmiast rozstrzelane zostaną moja żona i dzieci. Aresztowano mnie i wywieziono już 6-go października, po krótkich spięciach, które między mną a Niemcami miały miejsce. Plany więc moje pozostania w czasie okupacji w kraju, a konkretnie w Dzikowie, Niemcy szybko przekreślili. Przez ten krótki okres pobytu w domu niewiele mogłem działać, gdyż dom i okolica pełne były żołnierzy niemieckich, którzy bacznie obserwowali każdy mój krok tak, że do schowanych przedmiotów dotrzeć nie mogłem, stwierdziłem tylko, że pozostają w schowaniu nienaruszone. Już wtedy byłem zapytywany przez władze niemieckie, gdzie są brakujące w ramach obrazy. Wyjaśniłem, że zostały wywiezione do Lwowa, by uchronić je od zniszczenia w czasie działań wojennych, które mogły mieć miejsce w okolicach Dzikowa. Podobnie odpowiadaliśmy i później, tak żona moja jak i ja w następnych latach, gdy osobno, ją w Dzikowie, a mnie w niewoli, indagowano. Po moim wywiezieniu wszystko pozostało na barkach mojej żony, która, gdy sztab opuścił zamek i mniej wojska było w okolicy, ściągnęła z leśnictwa złożone tam zabytki. Obrazy spakowano w skrzynie i przewieziono do Muzeum Narodowego w Krakowie. Na złożony tam depozyt żona moja otrzymała kwit od prof. dr Feliksa Kopery dnia 18-go listopada 1939 r. Jeszcze przed wysłaniem obrazów do Krakowa udało się zamurować w suchych piwnicach pod zamkiem i w grobowcach pod kościołem najcenniejsze części archiwum i biblioteki. W ten sposób żona moja zdołała zabezpieczyć te zabytki, które Niemcy ze względu na ich wartość mogli chcieć wywieźć do Niemiec. Reszta nieschowanych rzeczy pozostała w Dzikowie. Tę część Niemcy bacznie obserwowali i kontrolowali przez cały okres okupacji. W rezultacie tego co powyżej napisałem, z końcem listopada 1939 r. zbiory dzikowskie rozdzielone były w sposób następujący: 1) Skrzynia złożona przeze mnie u mecenasa Bilika we Lwowie, którą on następnie, zgodnie z obietnicą, złożył w Ossolineum. Zawartość tej skrzyni wymieniłem już poprzednio. 2) W Muzeum Narodowym w Krakowie – obrazy przewiezione tam przez moją żonę (spis szczegółowy posiadam – 92 obrazy). 3) Zamurowane w Dzikowie najcenniejsze książki i akta. 4) Na ścianach i w szafach zamku nieschowane obrazy, książki i archiwum.

Page 23: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

20

Poza Dzikowem znajdowały się jeszcze, o czym dotychczas nie wspomniałem: 5) W muzeum Narodowym w Warszawie siedem portretów rodzinnych, kilka z nich cennych, bo pochodzących z XVII w. 6) W Bibliotece Jagiellońskiej znajdował się oddany tam przed wojną, unikat śpiewnika litewskiego z XVII w., drukowany w Wilnie przez OO. Jezuitów. Posłałem go tam celem sfotografowania, gdyż zamiarem moim było ofiarowanie Litwie faksymile tej książki. Litwini ogromnie się tą książką interesowali. Minister pełnomocny litewski, p. Szulis, przyjeżdżał do Dzikowa książkę tę oglądać, a przez kilka miesięcy studiowała ten śpiewnik w Dzikowie młoda lingwistka litewska, której nazwiska dziś już nie pamiętam. Książka ta jednak w ciągu lat późniejszych została do Dzikowa zwrócona i wraz z innymi zamurowana. W kalendarzyku kieszonkowym, który miałem przy sobie gdy mnie z Dzikowa zabrano, a który mi służył następnie przez cały okres niewoli, zanotowałem 16-go stycznia 1940 r.: we „Frankfurter Zeitung” Nr 19-20, z piątku 12.I.1940 na stronie 2-ej wiadomość „Ein Rembrandt in Lemberg aufgefunden”. Wiadomość ta mnie zelektryzowała, bo dowiadywałem się z niej, że skrzynia zostawiona przeze mnie u mec. Bilika została złożona przez niego w Ossolineum, gdyż tam znaleziona została przez bolszewików okupujących wtedy Lwów. Wymieniano, że w skrzyni poza innymi bardzo cennymi przedmiotami, znajdował się obraz Rembrandta i rękopis „Pana Tadeusza”. Pamiętam, że do żony zaraz napisałem kartkę jeniecką mniej więcej tej treści: Pan Tadeusz zdrowy, jest u Ossolińskich, zacny Mikołaj dobrze się nim opiekował, oby dalej Panu Tadeuszowi zdrowie dopisywało. Od tej pory mało na ten temat z moją żoną korespondowałem. Dopiero po 22 czerwca 1941 r., gdy wybuchła wojna niemiecko-rosyjska, zacząłem pisać listy, w których pełno było o Tadeuszu, Kadłubku, Wiślickim, Izabelli (nazwiska Rembrandta nie używałem, bojąc się, by cenzura nie rozszyfrowała), prosząc, by jechała do nich, czy też starała się o ich powrót. Rezultatem starań żony, po zajęciu Lwowa, był powrót miniatur do Dzikowa. Innych rzeczy nie udało się wydostać z Ossolineum, bo już wtedy w części przeniesione zostały do nowoutworzonego we Lwowie przez bolszewików Muzeum Ukraińskiego, a inne przedmioty, które pozostawały jeszcze w Ossolineum, wydane być nie mogły, gdyż zniknięcie ich naraziłoby odpowiedzialne osoby na bardzo poważne niebezpieczeństwo ze strony władz niemieckich, nic więc zrobić nie było można. Lata płynęły, obrazy złożone w Muzeum Narodowym w Krakowie były w dobrych warunkach. Od prof. Kopery słyszała żona, że Niemcy wpadli na złożone tam dzikowskie obrazy, zafrapował ich Van Dyck, ale szczęśliwie zdołano im wytłumaczyć, że to tylko kopia, nie połapali się i uspokoili. Kłopot natomiast był wielki z rzeczami, które zamurowane były w Dzikowie. Musiało się się je co jakiś czas odmurowywać i przewietrzać, by nie zniszczały. Każda taka operacja połączona była z wielkim niebezpieczeństwem, by Niemcy na tym nie przyłapali. Przewietrzanie odbywało się pod okiem mojej żony, a pieczołowicie się tym zajmował dr Marczak, który pod tym względem miał doświadczenie jeszcze z pierwszej wojny światowej. Jak wspomniałem już poprzednio, zbiory dzikowskie w tym okresie były ściśle kontrolowane. Kilkakrotnie przyjeżdżały specjalne komisje wysyłane przez tzw. „General Gouvernement”. Składały się one z Niemców, ale jako rzeczoznawca polski towarzyszył im prof. dr Semkowicz. W czasie jednej z takich wizyt, żona moja poinformowała poufnie prof. Semkowicza o schowanych

Page 24: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

21

wartościach; służył on najchętniej radami jak postępować, by zamurowane przedmioty nie zniszczały. Wspominam tu o tym, gdyż, jak słyszałem, uczony ten posądzony był o współpracę z Niemcami, fakt przeze mnie zacytowany dowodziłby czegoś odwrotnego. Prof. Semkowicz od szeregu lat już nie żyje, niemniej słuszne jest podkreślenie jego postępowania, by plama „kolaboracji”, walająca jego dobre imię jako Polaka i polskiego naukowca, mogła być wymazana. Tak wyglądały sprawy do 3-go sierpnia 1944 r., to jest do chwili wkroczenia do Dzikowa wojsk Związku Sowieckiego. Żona moja z dziećmi zmuszona była opuścić Dzików. Zabrać z sobą nic nie mogła. W Dzikowie pozostał i opiekował się wiernie zbiorami dr M. Marczak. Śp. dr Marczak, jako bibliotekarz, spędził w Dzikowie znaczną część swego pracowitego żywota. W tym dwie wojny, w czasie których chował własnoręcznie wraz z właścicielami ukochane przez niego akta i książki. Między wojnami, do pożaru zamku w 1927 r., prawie ukończył fachowe katalogowanie biblioteki i archiwum dzikowskiego. W czasie pożaru zamku, kierował osobiście i niestrudzenie ratowaniem zabytków, cudem tylko nie pochłonęły go płomienie. Po pożarze ponownie przystąpił do katalogowania, niestety, znacznie umniejszonej pożarem biblioteki, nie skończył jednak, bo zawierucha wojenna 1939 r. na to mu nie pozwoliła. Gdy żona dom zmuszona była opuścić, dr Marczak wprowadził się do archiwum, bo z bliska chciał czuwać nad ukochanymi aktami i księgami, które tyle w swoich rękach pieścił. Niedługo jednak było mu dane wśród nich już pozostawać, gdyż Pan Bóg zabrał go do swojej chwały jesienią 1945 r. [...] Ciężki musiał być bardzo ten ostatni okres w Dzikowie dla dr Marczaka. Wchodzące wojska sowieckie w jego oczach porobiły zniszczenia. Np. siodło i rząd Hetmana Tarnowskiego zniszczone zostało zupełnie. Gdy pierwszy impet minął, zniszczeń więcej nie było, ale za to ustalające się pomału nowe władze w mieście Tarnobrzegu brały, co im było potrzebne z mebli dla urządzania biur i mieszkań. Kto zajmował się, względnie kto opiekował się pozostawionymi w Dzikowie zbiorami po śmierci dr Marczaka – nie wiem. Żona moja zgłaszała się parokrotnie w ciągu 1945 r. tak w Muzeum Narodowym w Krakowie u prof. Kopery, jak też w Bibliotece Jagiellońskiej u prof. Kunzego, prosząc o zaopiekowanie się zbiorami pozostawionymi w Dzikowie. Informowała wtedy także, gdzie część zbiorów była jeszcze zamurowana. W konsekwencji opiekę powierzono kuratorium szkolnemu w Rzeszowie. Rzeszów miał polecić wywiezienie pewnych rzeczy do Muzeum Narodowego i BibliotekiJagiellońskiej w Krakowie, a innych do Łańcuta. Z książki pani Grottowej dowiaduję się, że jedna rzeźba została także złożona do Muzeum Narodowego w Warszawie, a w Archiwum Województwa Krakowskiego na Wawelu i w Bibliotece Jagiellońskiej znajduje się archiwum i biblioteka dzikowskie [...]. Meble były jeszcze z końcem 1945 r., gdyż nieoficjalnie, narażając się na aresztowanie, żona moja widziała je w zamku dzikowskim. Nie uległy więc zniszczeniu czy też ukradzeniu w okresie największego zamieszania, przy wkraczaniu wojsk sowieckich i zaraz po śmierci śp. dr Marczaka, gdy opieki prawdziwej i odpowiedzialnej nie było.

Page 25: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

22

Co się z tym wszystkim stało? Po tej ostatniej bytności w Dzikowie, żona moja opuściła Polskę, by się ze mną połączyć w zachodniej Europie, tam bowiem byłem po wyjściu z niewoli niemieckiej [...]. Władze Polski Ludowej ponoszą dziś całą odpowiedzialność za to, co się z dzikowskimi zbiorami działo i dzieje od chwili, gdy żona moja opuściła mury domu dzikowskiego. One też powinny się upominać o zwrot pozostawionych przeze mnie we Lwowie cennych obiektów, Moje zwracanie się do władz Republiki Ukraińskiej czy ZSRR nie mogłoby przynieść żadnego rezultatu [...]. Jak wspomniałem poprzednio, ze złożonych we Lwowie rzeczy, po wkroczeniu tam Niemców w 1941 r., dzięki staraniom żony mojej, wróciła do Dzikowa piękna kolekcja miniatur. Z tej kolekcji do Muzeum Narodowego w Krakowie dostała się tylko część, pewnie złożona przez mojego stryjecznego brata śp. Jana Tarnowskiego z Chorzelowa, względnie przez kogoś, komu on je przed śmiercią powierzył. Większość jednak kolekcji, bo sto miniatur, przywieziona mi została jeszcze w r. 1946 do Niemiec przez moją siostrzenicę. Muszę przyznać, że posiadanie ich tam i w następnych latach, w niezwykłych warunkach emigracyjnych, stwarzało mi wiele trudności i pokus. Nie posłużyły one jednak do ratowania sytuacji finansowej właściciela. Dzisiaj złożone są w bezpiecznym miejscu i nie tracę nadziei, że wrócą one kiedyś do Polski. Wobec niemożności powrotu do kraju hr. Tarnowski przekazał w 1978 r. należącą do niego kolekcję miniatur do odrodzonego Muzeum Polskiego w Rapperswilu w Szwajcarii [red.]. To co do tej pory napisałem ujmuje pobieżnie to, co ze zbiorami dzikowskimi działo się od 1939 roku poprzez lata wojny. W początku tego smutnego okresu działałem osobiście, następnie działała moja żona. Mam wrażenie, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by zbiory dzikowskie ratować od zagłady i wywiezienia. Możliwe to było jedynie dzięki temu, że szereg ludzi współdziałało z nią najżyczliwiej i tajemnicę umiało zachować tak, że Niemcy nigdy na ślad schowanych i wywiezionych do Krakowa rzeczy nie wpadli. Im też należy się wdzięczność i uznanie. Wspomniałem poprzednio, że pewna część zbiorów pozostała nieschowana, tę część trzeba było doglądać i sprawdzać czy coś nie zginęło. Według informacji żony, w czasie okupacji niemieckiej zauważyła brak jednego tylko obrazu. Zniknęło małe płótno, malowane przez Breughel’a, prawie miniaturowej roboty. Śliczny to był obrazek, trochę ciemny w tle, ale pełen ruchu i kolorytu w treści, przedstawiający drzewo, na którym roiły się najróżniejsze „rajskie” ptaszki. Obrazek ten przepadł zaraz po moim wywiezieniu, zanim żona moja wstała po chorobie. [...] Pragnę skończyć te moje uwagi, dotyczące przeszłości zbiorów dzikowskich, poinformowaniem o projekcie rodziny naszej, który, niestety, zrealizowany nie został, a który mógłby chociaż w części być zrealizowany mimo zmian, jakie zaszły. Sprawa ta dotyczyłaby przyszłości tych zbiorów. Starałem się poprzednio udowodnić, że kolekcja dzikowska nie była martwa, jednak niektórzy członkowie rodziny: śp. Hieronim z Rudnika, Juliusz z Suchej i piszący te słowa, byli zdania, że zbiory należące do rodziny Tarnowskich, mogłyby służyć lepiej, gdyby były połączone w jedną całość i umieszczone w jednym z miast polskich, przez co łatwiejsze byłyby do osiągnięcia dla zainteresowanych i szerszego społeczeństwa, niż gdy były daleko od centrów kulturalnych, rozlokowane w naszych domach rodzinnych. Niedługo przed wojną, wyżej wymienieni projektowali stworzenie Muzeum i Biblioteki Tarnowskich, instytucji podobnej do Muzeum Czartoryskich w Krakowie, czy raczej Ossolineum we Lwowie. Złożone byłyby tam zbiory

Page 26: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

23

dzikowski, suskie i rudnickie, a może wróblewickie, chorzelowskie i dukielskie, gdyby ich właściciele wyrazili na to zgodę. Dzików i Sucha posiadały bardzo cenne kolekcje obrazów, cenne bardzo biblioteki i archiwa. Dzików posiadał także niemały i cenny zbiór miniatur, a Sucha wspaniałą kolekcję sztychów. Rudnik, poza kilkoma cennymi obrazami, komplet manuskryptów, zachowanych po prof. Stanisławie Tarnowskim. Rudnik posiadał także szereg pamiątek, jak np. zdobyty pod Rudnikiem na Gustawie Adolfie proporzec, który został ofiarowany Polsce w r. 1957 przez Stanisława, wnuka profesora, przebywającego obecnie na emigracji. We Wróblewicach była spora kolekcja obrazów, część pochodząca z Dzikowa, a Chorzelów miał piękne pamiątki i niewielkie archiwum. Wszystko to razem złączone stworzyłoby jedno z najpiękniejszych muzeów polskich. Rodzina nasza zawsze związana była silniej z Małopolską, niż z innymi dzielnicami Polski. Po Tarnowie, który po śmierci syna Hetmana, przeszedł na córkę jego Ostrogską, szczególnie mocno związani byli Tarnowscy z Krakowem, gdzie mieli swoją piękną rezydencję „na Gródku”, który otrzymał od króla Łokietka protoplasta nasz Spytek. Od drugiej połowy XIX w. mieszkali znowu w Krakowie, prof. Stanisław „na Szlaku”, a ojciec mój przy ul. Sławkowskiej, w domu „pod łańcuchami”, przez co więzy nasze z tym kochanym miastem po długiej przerwie znowu się zacieśniły. Nie posiadając już Gródka, który Gabryel ofiarował z początkiemXVII w. o.o. Dominikanom, myśleliśmy o przeznaczeniu na Muzeum „Szlaku”, albo raczej domu przy ul. Sławkowskiej, który wydawał się ze wszech miar na ten cel dogodniejszy i lepiej położony. Wszystkie projekty przerwał wybuch wojny w 1939 r. Dziś piękne zbiory Juliusza z Suchej, mimo, że ich właściciel usunął je z zamku, chowając je najprzód na lubelszczyźnie, a następnie w Warszawie, w znacznej części zniszczały. Obecnie z ocalałej suskiej kolekcji kilka obrazów jest na Wawelu, kilka w Muzeum Narodowym w Warszawie, część czternastotysięcznego zbioru sztychów była w 1947 r. w „Pałacu pod Blachą”, wreszcie część biblioteki i archiwów złożono w Bibliotece Jagiellońskiej, reszta z tej pięknej całości poszła w rozsypkę. Końskie, posiadłość jego brata Władysława, gdzie chociaż nie było zbyt wiele cennych pamiątek, Niemcy ogołocili, gdyż nie stało właściciela, który przepadł bez wieści na Wschodzie. Co śp. Hieronim potrafił uratować ze zbiorów rudnickich i „Szlaku”, jak też z zamku dukielskiego, należącego do jego syna Stanisława, w czasie tej strasznej zawieruchy, nie wiem – pewnie niewiele. Chorzelów w tym czasie spłonął, tak że i tam pewnie niewiele zdołano uratować z ruchomości tego pięknego staropolskiego dworu. Podobnie, jak Władysław z Końskich, w r. 1939 przepadli bez śladu właściciele Wróblewic Jan i syn jego Stanisław. Przepadły też zbiory wróblewickie. Wymienione powyżej gniazda rodzinne Tarnowskich, z Dzikowa się wywodzących, zostały opróżnione z ich zbiorów i pamiątek. Los był łaskawszy dla zbiorów dzikowskich, gdyż, jak opisałem już poprzednio, zostały zdekompletowane i rozbite, ale gros się uchowało i znajduje się obecnie w bibliotekach, archiwach i muzeach w Polsce. Poza krajem są miniatury w moim posiadaniu i pozostawione przeze mnie wartości we Lwowie w dyspozycji wschodniego sąsiada.

Page 27: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

24

Dziedzicząc Wielowieś i Dzików, drogie nasze od pokoleń gniazda rodzinne, przejąłem też obowiązek czuwania nad odziedziczonymi wartościami kulturalnymi. Z tego obowiązku starałem się wywiązać możliwie najlepiej. Wspólnie z żoną moją uchroniliśmy co się dało od zagłady przez lata wojny i okupacji niemieckiej, aż do r. 1944. Po tej dacie odpowiedzialności, ze zrozumiałych względów, ponosić już nie możemy. To co zostało w moim ręku, tj. zaledwie miniatury, z radością ofiarowałbym Polsce, gdyby połączone zostały razem z resztą zbiorów dzikowskich i suskich, rozproszonych po muzeach, bibliotekach i archiwach i gdyby utworzona z nich została jedna całość np. w Krakowie w Muzeum Narodowym i nazwana po wieczne czasy zbiorami Tarnowskich z Dzikowa i Suchej. Myśl tę moją oddaję pod rozwagę i osąd polskiej opinii publicznej, od niej bowiem zależy w znacznej mierze, czy uratowana część zbiorów Tarnowskich będzie w jedną całość złączona i udostępniona zainteresowanym pod nazwą powyżej przeze mnie zaproponowaną. Niektórym wydawać się może nieładne żądanie moje, bym w zamian za miniatury, którymi dysponuję, proponował spełnienie pewnego warunku. Przyznaję, że i ja wolałbym, by warunku żadnego nie było. Niemniej, ponieważ Juliusz i ja zbiorów naszych nie możemy sami w jedną całość połączyć i umieścić w pięknym, specjalnie na to urządzonym budynku, tak jak to projektowaliśmy przed wojną, proponujemy2 zrealizowanie w części tego planu Polsce, w zamian ofiarowując to ze zbiorów, co do tej pory we władaniu moim pozostaje. Pragnąłbym, by myśl moja została zrealizowana, by ocalałe z zawieruchy zbiory Tarnowskich, rozsiane obecnie po muzeach i bibliotekach polskich spotkały się znowu z tą ich częścią, którą pozostawiłem w r. 1939 we Lwowie, a która do tej pory Polsce nie została zwrócona, oraz z miniaturami, które od 1946 r. towarzyszą mi w tułaczce po świecie, by razem zebrane świadczyły w przyszłości o naszej przeszłości i o gorącej miłości i przywiązaniu do Kraju, obecnie żyjących Tarnowskich. Montreal, w grudniu 1958 r. Wybór tekstów – Marcin Schirmer

_______________________________________

Page 28: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

25

Część II: Lata 1990 - 2004 Jan Artur Tarnowski i Maria Tarnowska

Arturowi Tarnowskiemu – ojcu Jana Artura Tarnowskiego, nie udało się zgromadzić zbiorów dzikowskich w jednym miejscu w Polsce, chociaż przez wiele lat starał się o to, korespondując z prof. Stanisławem Lorentzem, i z innymi osobami, które mogły podjąć stosowną decyzję. W końcu zdecydował los – w 1975 r. Artur Tarnowski stracił wzrok i musiał zaprzestać walki o scalenie zbiorów dzikowskich. 108 miniatur – jedyne, co z przedwojennego Dzikowa towarzyszyło Arturowi Tarnowskiemu na obczyźnie3, poinformowany przez Jana Nowaka – Jeziorańskiego o odrodzeniu się, po raz trzeci, Muzeum Polskiego w Rapperswilu - Szwajcarii, zdecydował podarować temu Muzeum. W akcie darowizny skierowanym do Polskiej Fundacji Kulturalnej w Rapperswilu, datowanym w Montrealu dnia 16.09.1978 r. Artur Tarnowski stwierdza m.in.: „... Dziedzictwo moje, w części pozostające w mej rodzinie od 19 pokoleń, wraz z gniazdem rodzinnym w Dzikowie i wszystkim co w nim było, przejęła w 1944 r. Polska Republika Ludowa. Z zebranych w Dzikowie: archiwum, biblioteki i dzieł sztuki poprzez poprzednie generacje, przeważnie jednak przez mojego pra-pra-dziada Jana Feliksa i jego małżonkę Walerię ze Stroynowskich Tarnowską, pozostała mi jedynie część kolekcji miniatur, która pozostawała ze mną poza Polską ... Pragnąc jednak, by miniatury, które posiadam, nie rozeszły się i były traktowane jako całość, szukałem właściwego rozwiązania. Rozwiązanie to znalazłem, gdy doszło do mojej wiadomości, że odradza się Polskie Muzeum w Rapperswilu pod protektoratem mego dawnego kolegi pułkowego z 1920 r., dra Juliana Godlewskiego. Po porozumieniu się z nim zdeponowałem w Muzeum w 1977 r. mój zbiór składający się ze 108 miniatur. ... Znając Muzeum Polskie na zamku w Rapperswilu, które akurat przed rokiem odwiedziłem z moją małżonką i po zapoznaniu się z Aktem Założenia Polskiej Fundacji Kulturalnej LIBERTAS, pragnę wspomniane wyżej miniatury ofiarować Fundacji LIBERTAS, by służyły celom ujętym w artykule drugim Aktu Założenia Fundacji ...” Rada Polskiej Fundacji LIBERTAS do Artura Tarnowskiego, Rapperswil, 21.10.1978 r.: „... sformułowania zawarte w akcie darowizny wyrażają to, co składa się na pojęcie „cnota patriotyzmu”. Ta cnota, która dla ... Hrabiego jest kontynuacją kilku wiekowej tradycji Jego Rodu winna – szczególnie w dzisiejszym, trudnym dla Polski czasie – szeroko świecić przykładem. Akt darowizny ... odczytany w całości na publicznym posiedzeniu Rady obecni przyjęli z wielkim aplauzem ...”4. Artur Tarnowski zmarł dnia 19 grudnia 1984 r. w Montrealu, a w lipcu 1985 r. został pochowany w krypcie rodzinnej w kościele o.o. Dominikanów w Tarnobrzegu. Uniwersalnym spadkobiercą Artura Tarnowskiego jest jego żona – Róża z Zamoyskich Tarnowska, którą syn Jan A. Tarnowski reprezentuje i w której imieniu stara się odzyskać i scalić zbiory dzikowskie. Dom Artura i Róży Tarnowskich – Dzików, wraz z całą zawartością gromadzoną od 1522 r., kiedy to Tarnowscy kupili zamek od Ossolińskich, tj.: meblami, rzeźbami, obrazami, srebrami, trofeami myśliwskimi, archiwum, biblioteką oraz parkiem, zakładami przemysłowymi, domami

Page 29: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

26

czynszowymi w Tarnobrzegu, lasami, stawami rybnymi oraz folwarki z polami uprawnymi, reforma rolna zabrała dnia 27 września 1944 r., w całości, z tym wszystkim, co w nim było. Artur Tarnowski od jesieni 1939 r. był w oflagu, a jego żona Róża Tarnowska wraz z czwórką małoletnich dzieci: Maryną – lat 12, Jasiem – lat 11, Marcinem – lat 9 i Pawłem – lat 7, opuściła Dzików w 1944 r. Artur Tarnowski bezpośrednio po wyzwoleniu z oflagu, wstąpił do I dywizji pancernej generała Stanisława Maczka, w której starszy brat Artura, Jan, był adiutantem Generała. Aby dołączyć do męża, Róża Tarnowska wyjechała z Polski przez zieloną granicę, z jedną walizką, ale za to z czwórką dzieci. Spotkali się w Meppen w Niemczech, gdzie Artur Tarnowski stacjonował. Po zdemobilizowaniu Artura Tarnowskiego w 1947 r., cała rodzina przeniosła się do Brukseli, a w 1951 r. Artur i Róża Tarnowscy wraz z dziećmi wyemigrowali do Kanady i zamieszkali w Montrealu. Po zmianach polityczno-ustrojowych, które nastąpiły w Polsce w 1989 roku, już po śmierci Artura Tarnowskiego, wydawało się, że nadszedł czas, kiedy można zacząć odzyskiwać i scalać to, co zostało zabrane i rozproszone przy okazji przeprowadzania reformy rolnej, z naruszeniem prawa, w przypadku Dzikowa – tylko i wyłącznie dekretu z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, bez kwestionowania, czy też pozostawiając z boku dyskusję na temat ewentualnej konstytucyjności lub nie, dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej. Że nadszedł czas, aby kontynuować, przerwane chorobą i śmiercią, starania Artura Tarnowskiego o scalenie zbiorów dzikowskich. Rozmowy Jana A. Tarnowskiego prowadzone w latach 90-tych w muzeach, archiwach, bibliotekach, tam, gdzie zgromadzone były obiekty dzikowskie, zabrane przy okazji przeprowadzania reformy rolnej, były trudne, chociaż, Dwór nie stodoła, srebra nie młockarnia5. Ale stopniowo, coś zaczynało się zmieniać. Najpierw, pan dr Adolf Juzwenko – Dyrektor Ossolineum we Wrocławiu powiedział, że Ossolineum rzeczy kradzionych trzymać nie będzie, i po dokładnym sprawdzeniu stanu historyczno-prawnego, podpisał z Różą Tarnowską umowę depozytową (przechowania) Pana Tadeusza. Następnie, pan Michał Jagiełło – Dyrektor Biblioteki Narodowej podpisał z Różą Tarnowską umowę depozytową (przechowania) ponad 4 tysięcy starodruków, w tym również inkunabułów. Gotowa jest już i czeka na podpisanie podobna umowa przechowania rękopisów dzikowskich z Biblioteką Jagiellońską. Umowy te podpisane zostały po dokładnym wyjaśnieniu wszystkich istotnych okoliczności faktycznych i prawnych, związanych z własnością poszczególnych obiektów, następstwa prawnego oraz przepisów prawnych, lecz bez wyroków sądowych ustalających własność. Inaczej zupełnie przedstawiają się sprawy z Muzeum – Zamek w Łańcucie oraz Muzeum Okręgowym w Rzeszowie – sądy ustaliły już dosyć dawno temu, że niektóre z muzealiów tam się znajdujących stanowią własność Róży Tarnowskiej, jednakże do tej pory oba Muzea nie zwróciły nic. A było tak... W 1996 r., Jan A. Tarnowski, będąc pełnomocnikiem swojej Matki, Róży Tarnowskiej, działając w celu scalenia zbiorów dzikowskich, zwrócił się do pana Zdzisława Podkańskiego, ówczesnego

Page 30: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

27

Ministra Kultury i Sztuki, z wnioskiem, aby zezwolił na zawarcie w muzeach umów depozytowych, odnośnie obiektów, które zostały zabrane razem z Dzikowem z naruszeniem przepisów dekretu z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej czy też rozporządzenia wykonawczego z 1 marca 1945 r. do dekretu, przy okazji przeprowadzania reformy rolnej. Po prawie rocznej wymianie korespondencji, w sierpniu 1997 r., Jan A. Tarnowski został zaproszony do Ministerstwa Kultury i Sztuki na spotkanie z udziałem przedstawicieli Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. W spotkaniu tym uczestniczył dyrektor Muzeum rzeszowskiego, pan Sylwester Czopek. W czasie tego spotkania Jan A. Tarnowski otrzymał wykaz obiektów pochodzących z Dzikowa, które znajdują się w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Wykaz ten został podzielony na dwie części: część pierwsza obejmowała obiekty dzikowskie, które ze względu na ich znaczenie dla kultury narodowej powinny pozostać w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie, natomiast część druga obejmowała obiekty, które mogły zostać zwrócone dawnym właścicielom, jednakże pod warunkiem wcześniejszego zrzeczenia się wszelkich praw do obiektów wymienionych w części pierwszej, tej znacznie bardziej wartościowej, nie tylko dla kultury narodowej, lecz dla Dzikowa również. Na taką ugodę oczywiście nie można było się zgodzić, bo przecież takim samym przepisom podlegały i „lepsza” i „gorsza” część obiektów dzikowskich i albo coś, niezależnie od wartości, zabrano z naruszeniem prawa – albo nie. Podobna propozycja dotyczyła obiektów dzikowskich znajdujących się w Muzeum – Zamek w Łańcucie, tutaj również do żadnej ugody nie doszło. Następnie, w październiku 1997 r., Minister Kultury i Sztuki zawiesił, a w grudniu 1997 r. utrzymał w mocy zaskarżone przez Różę Tarnowską postanowienie o zawieszeniu postępowania administracyjnego i uznał, że spory o własność rzeczy rozstrzygają sądy cywilne. Od tego postanowienia Róża Tarnowska odwołała się i Naczelny Sąd Administracyjny wyrokiem z dnia 11 kwietnia 2000 r. uchylił oba zaskarżone postanowienia Ministra Kultury i Sztuki (wtedy już Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Pomimo wyraźnego uzasadnienia NSA, również wtedy niczego w naszej sprawie nie uczyniono w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdy Minstrem był pan Kazimierz Michał Ujazdowski. Nie mając praktycznie innej możliwości dochodzenia swojej własności, Róża Tarnowska zmuszona została do wszczęcia sprawy o ustalenie swojej własności w sądzie cywilnym. Oba procesy cywilne o ustalenie prawa własności i z Muzeum Okręgowym w Rzeszowie i z Muzeum – Zamek w Łańcucie Róża Tarnowska wygrała. Muzeum w Rzeszowie złożyło apelację od wyroku Sądu Okręgowego i przegrało ją. W obu sprawach pozwy dotyczyły jedynie kilku, z długiej listy i nie najbardziej wartościowych obiektów dzikowskich, żeby nie narażać nikogo niepotrzebnie na koszty. Pomimo prawomocnego wyroku sądowego ustalającego własność, jak domagał się Minister Kultury, Muzeum Okręgowe w Rzeszowie już od prawie czterech miesięcy nie odpowiada na pismo o wydanie obiektów, będących własnością Róży Tarnowskiej, chociaż w listopadzie 2003 r. zorganizowało specjalną wystawę zbiorów dzikowskich, reklamowaną hasłem Te zbiory można zobaczyć w Rzeszowie po raz ostatni, a w czasie zorganizowanej na otwrcie wystawy konferencji pracowej, dyrektor Muzeum stwierdził, że wszystkie te obiekty pewnie będzie musiał oddać6. Należy dodać jeszcze, że w ubiegłym roku Minister Kultury wyraził zgodę na utworzenie w zamku dzikowskim muzeum – Zbiory Tarnowskich w Dzikowie, a Rada Miasta Tarnobrzega taką uchwałę podjęła. Prace remontowe zostały zaplanowane i właśnie się rozpoczynają. Odzyskiwane przez Różę Tarnowską obiekty, mają stopniowo trafiać do Muzeum Tarnowskich w Dzikowie.

Page 31: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

28

W latach 90-tych plany były trochę inne. Rodzina miała nadzieję odzyskać bezprawnie zabrany dom rodzinny Dzików, wraz z parkiem i ogrodem o powierzchni niepodlegającej reformie rolnej, bezprawnie zabrane przez reformę rolną budynki w mieście, bezprawnie zabrane zakłady przemysłowe, stawy i lasy, które pracowałyby na Muzeum w Dzikowie. Miała zostać stworzona specjalna fundacja muzealna, w skład której, oprócz rodziny, weszłoby miasto i Skarb Państwa i gdzie zostałby włożony, odzyskany przez Tarnowskich Dzików, gdzie wkładane byłyby stopniowo obiekty pochodzące z Dzikowa, odzyskiwane z różnych miejsc. Miało zostać stworzone centrum kultury i nauki, zapewniające miejsca pracy osobom zwalnianym przez upadające zakłady przemysłowe. Jednakże w ciągu 14 lat nie udało się odzyskać żadnej z bezprawnie zabranych nieruchomości, a w latach 90-tych odmówiono rodzinie zarejestrowania fundacji. Wyroki sądów ustaliły własność ruchomości, ale te ruchomości nadal są w muzeach. Droga dawnych właścicieli nie jest ani prosta ani łatwa. Artur Tarnowski dążył do scalenia kolekcji dzikowskiej w jednym Muzeum (miejscu), w latach trudnych, w latach mrocznych. Dzisiaj, patrząc wstecz, można powiedzieć, że nie miał na to żadnych szans, ponieważ jego idea nie była zgodna z ideologią tamtych lat. Dzisiaj żyjemy w innych czasach, bezpieczniejszych, pod rządami nowej konstytucji. Ale czy rzeczywiście łatwiej jest odzyskać bezprawnie zabraną własność? 1) „Kronika Kadłubka” była oryginałem, czy też współczesną kopią. Drugi egzemplarz Kroniki znajduje się obecnie w Kanadzie, przywieziony tu razem z tzw. „Skarbami Wawelskimi”. 2) Użyłem słowa „proponujemy”, gdyż odnośnie 3-ciej części artykułu porozumiałem się Juliuszem z Suchej, który zgodę na użycie tego słowa wyraził. 3) Miniatury zostały przywiezione do Kanady przez Zofię Potocką, siostrę Artura Tarnowskiego. 4) Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum Polskie w Rapperswilu: Miniatury Wincentego Lesseura i Walerii Tarnowskiej z dawnej kolekcji Tarnowskich z Dzikowa w zbiorach Muzeum Polskiego w Rapperswilu; katalog wystawy opracowała Halina Kamińska-Krassowska. Zamek Królewski w Warszawie 1994 r., str. 12 5) Józef Matusz: Dwór nie stodoła, srebra nie młockarnia: w Rzeczpospolita z dnia 29 listopada 1999 r. 6) Piotr Gądek: Oddadzą albo padną; w: Gazeta Wyborcza, Rzeszów, 6 listopada 2003 r. * Opublikowany: Wiadomości Ziemiańskie, Silva Rerum, Warszawa, Numer 17, 12 marca 2004.

_______________________________________

Page 32: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

29

Część III: Lata 2004 - 2005 Jan Artur Tarnowski

Dzisiaj jest 12 maja 2005 r. Od ukazania się 17 Numeru Wiadomości Ziemiańskich minął rok.

Od tego czasu:

• w imieniu Mamy - Róży Tarnowskiej - podpisałem umowę depozytową z Biblioteką Jagiellońską odnośnie rękopisów, które zostały zabrane z Dzikowa przy okazji przeprowadzania reformy rolnej, a następnie przekazane do Biblioteki Jagiellońskiej, lecz nie jako nasz depozyt;

• uprawomocnił się wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie ustalający Mamy – Róży Tarnowskiej własność 9 obrazów znajdujących się w Muzeum Zamek w Łańcucie; Muzeum to zainteresowane jest dalszym eksponowaniem naszych obrazów;

• Minister Kultury w dalszym ciągu nie wyraża zgody na zmianę zapisów w księgach inwentarzowych Muzeum Okręgowego w Rzeszowie i w Muzeum Zamek w Łańcucie co do pozostałych obiektów dzikowskich, które po przeprowadzeniu reformy rolnej zostały wywiezione z Dzikowa do tych Muzeów; pomimo tego, że obecnie oba Muzea uznają naszą własność, znów trzeba będzie wnosić sprawę do sądu;

• w warszawskim Sądzie Rejonowym nadal toczy się sprawa o ustalenie własności, na rzecz Mamy, archiwaliów zabranych z Dzikowa, które znajdują się w Archiwum Państwowym na Wawelu;

• w Tarnobrzegu Rada Miasta przyjęła harmonogram prac związanych ze zorganizowaniem w Dzikowie Muzeum Tarnowskich:

1) w czerwcu 2005 r.:

a) rozpocznie się inwentaryzacja architektoniczna zamku;

b) zostanie wykonana ekspertyza mykologiczno – konstrukcyjna zamku;

c) zostanie wykonana dokumentacja instalacji elektrycznej, przeciwwłamaniowej i przeciwpożarowej;

2) w lipcu 2005 r. rozpocznie się adaptacja wielkiej sali, kaplicy i biblioteki;

3) w 2006 r. będą kontynuowane prace adaptacyjne parteru zamku, urządzenie ekspozycji muzealnych i prace archeologiczne;

4) zakończenie prac ma nastąpić w latach 2007 – 2012.

Ps. Dnia 11 maja 2005 r. o godz. 18.00 odbyło się uroczyste otwarcie wystawy w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego - Collegium Maius, pt. Uczony i jego pracownia, na którą zostałem zaproszony, ponieważ wypożyczyłem na nią dwa dzikowskie obrazy Uczony prawnik Corneliusa Dusart oraz Galileusz, niepodpisany ale przypisany Salvatore Rosa. Jan A. Tarnowski

_______________________________________

Page 33: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

30

Wywiad Marka Tarnowskiego

Owy Artykuł ukazał się w SUPER NOWOSCI z dnia 16/09/2005, POLSKA

Wywiad Marka Tarnowskiego (12 letniego syna Jana Spytka Tarnowskiego) z

Babką, Adą z Lubomirskich - StanisławowąTarnowską

Pamiętny dzień

- ... i nastał 17 września 1939 r. Wschodnie rubieże Rzeczpospolitej

najechały dzikie hordy bolszewików. Rozpoczął się czas mordu, gwałtu i rabunku.

-Ile Bunia miała lat, gdy bolszewicy wkroczyli na tereny Polski, do majątku rodziców w Równem na Wołyniu?

Miałam 11 lat. Moje urodziny wypadały 13 września, a Armia Czerwona wkroczyła na terytorium Rzeczpospolitej 17 września, z tym, że do Równego dwa dni później. - Jak Bunia zareagowała widząc to wojsko, jakie były Buni odczucia?

- To, co pamiętam, to raptem usłyszeliśmy jakieś krzyki na ulicy, bo park wychodził na ulicę. Słyszeliśmy też warkot samochodów, więc pobiegłam zobaczyć co się dzieje. Najpierw zobaczyłam czołgi, potem wozy pancerne, a następnie wojsko. Jakieś dziwne. Dziwnie wyglądało, miało różne mundury. Szli, jak bardzo zmęczeni piechurzy. Byłam zdziwiona i przestraszona, pobiegłam do domu powiedzieć co się dzieje. Wtedy mój ojciec powiedział żebym nie wychodziła, żebym siedziała w domu. Zobaczymy, co dalej. - Różnie się mówi o zachowaniu Sowietów. Jak potraktowali Bunię, rodzinę i majątek?

Jeśli chodzi o traktowanie, odnoszenie się do nas, to starali się być grzeczni. Nad nami "czuwał"

taki oficer, ja myślę, że wysokiej rangi, i on był grzeczny, z tym że groził nam. Nas oczywiście potem wyrzucono z domu, tam zamieszkali oficerowie sowieccy. Trzech oficerów ze swoimi rodzinami. Gdy nas pozbawiono domu, zamieszkaliśmy u zaprzyjaźnionego adwokata pana Anielewskiego, którego później z jego rodziną wywieziono w głąb Rosji. Jego dom sąsiadował z naszym parkiem i zdarzało się, że dzieci tych sowieckich oficerów, podchodziły do płotu i tak chciały się ze mną bawić, bo to przecież były małe dzieci. Właśnie stąd jest ta historia, którą twój papa opowiada, że ja się w pokrzywach wytarzałam, żeby pokazać, że polskie dzieci nie boją się pokrzyw.

-Jak sowieci potraktowali chłopów, a jak ziemiaństwo?

Chłopi bardzo różnie reagowali na ich pojawienie się, a sowieci zachowywali się według reakcji ludzi. W tamtym czasie mieszkańcami Równego byli przede wszystkim Żydzi i Polacy, a okolic Ukraińcy. W początkowym okresie Żydzi i Ukraińcy bardzo sprzyjali Sowietom, więc byli dobrze traktowani. Ale potem to się zmieniło i Ukraińcy i Żydzi bardzo od Sowietów ucierpieli. Natomiast

Page 34: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

31

nas, no cóż....Opowiem jak to się w ogóle zaczęło. Kilka dni po wejściu bolszewików do Równego pod nasz dom zajechał samochód, wysiadł z niego jakiś oficer przyzwoicie wyglądający, a z nim czterech żołnierzy. Im kazał pilnować domu, sam wszedł do środka. Chciał się widzieć z moim ojcem. Papa wyszedł do niego i dowiedział się, że jest aresztowany. Zapytał: dlaczego? No bo pan to "krupnyj pamiaszczik" (tzn. obszarnik), musimy pana aresztować i zamknąć w więzieniu. Następnie mama zawołała mnie. Powiedziała żebym pożegnała się z papą, bo chyba go szybko nie zobaczę. Nie wiem dlaczego, ale w moich oczach, w moim ostatnim spojrzeniu zapamiętałam ojca ubranego w kożuch, a przecież to była jesień. Ciepła jesień. Sądzę, że ojciec przezornie wziął kożuch, wiedząc że nieprędko wróci.

Zabrali go do miejscowego więzienia. Mama starała się uzyskać widzenie z papą. Jednak naczelnik odmówił stwierdzając, że nie może i żeby przyszła za dwa dni. Takie zwodzenie mamy trwało miesiącami. Nastała zima. Mama dostała wiadomość, że papa jest bardzo chory. Poszła znowu do naczelnika i zażądała widzenia. Odmówiono jej. Chodziła więc pod więzienie i wystawała pod oknami. Tam były duże okna, nie takie więzienne i w ten sposób mogła widywać papę przez okno. Ponieważ była mroźna zima, stając tak pod więziennym oknem, zaziębiła się. Skończyło to się tragicznie. Mama umarła. -Czy była różnica w traktowaniu ludności cywilnej i wojskowych?

Jeśli chodzi o wojskowych to mało pamiętam. Mnie się wydaje, że w garnizonie w Równem, a przed wojną było to miasto garnizonowe, nie było wtedy żołnierzy. Kiedy się zaczęła wojna z Niemcami, żołnierze zostali przetransportowani na Zachód. Z tego co pamiętam w Równem wtedy było bardzo mało wojskowych. Spodziewam się, że wojskowych traktowano gorzej od cywilów, a znajdujący się na miejscu żołnierze zostali zaraz wzięci do niewoli. Co się z nimi dalej stało, wtedy nikt nie wiedział.

-A co się stało z Buni bliższą i dalszą rodziną po wkroczeniu bolszewików?

Mój ojciec rozchorował się w więzieniu. Oczywiście nie leczono go i umarł. Jak już mówiłam, mama też umarła jeszcze przed śmiercią papy. Równie tragicznie zmarł brat mojego ojca, stryj Hubert Lubomirski, właściciel sąsiedniego majątku – Aleksandrii. Po wkroczeniu bolszewików do Polski majątki ziemskie były grabione i zajmowane przez komitety rewolucyjne. Pewnego dnia właśnie taka banda zawitała do Aleksandrii. Z początku zakończyło to się tylko zarekwirowaniem części domu. Następnym razem, gdy bolszewicy pojawili się, mój stryj był chory i leżał w łóżku. Wtargnęli do jego pokoju . Po chwili ciocia Teresa (która szczęśliwie przeżyła okupację sowiecką i wojnę) usłyszała strzały. Pobiegła do sypialni męża, ale było już po wszystkim. Zastrzelili go w łóżku. Jego symboliczny grób jest na cmentarzu w Wilanowie. -Czy Bunia starała się uciec? W jaki sposób?

Istniała tajna organizacja, która zajmowała się przewożeniem ludzi z Sowieckiej strefy okupacyjnej do niemieckiej – Generalnej Guberni. Wtedy jeszcze Niemcy zdecydowanie lepiej traktowali Polaków niż sowieci. Także razem z moją ciocia Tereską z dwójką jej dzieci i moją dużo starszą siostrą Julą próbowaliśmy się wydostać z Równego. Nie udało się, ktoś nas musiał wydać. Już w drodze, mijając dworzec kolejowy w Równem zatrzymano nas. Nastał bardzo nieprzyjemny okres. Dla nas, dzieci może nie, ale dorośli musieli codziennie meldować się na NKWD. Nie bito ich, ale

Page 35: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

32

codziennie musieli meldować się u oficera śledczego i przechodzić przez upokarzające, wielogodzinne przesłuchania. Straszono ich wywózką na Syberię. -Czy to prawda, że po wkroczeniu Armia Czerwona mówiła, że chce zaopiekować się Polską, czy coś w tym rodzaju? A tak, kiedy wkroczyli sowieci, to mówili, że przychodzą jako przyjaciele, pomóc nam.

-Czy Rozdawali ulotki?

Tak. Rozdawali ulotki, dużo. Wmawiali nam że oni są naszymi przyjaciółmi.

- Jak się później potoczyły Buni losy?

Równe opuściłam razem z moją ciotką, kuzynami i siostrą pod koniec 1940 roku. W Brześciu nad

Bugiem, bo tam wtedy była granica niemiecko-sowiecka, przeszliśmy przez most kolejowy na stronę Generalnej Guberni. Wyglądało to tak, jakby odbywała się jakaś dziwna wymiana – ludzi na kozę. Bo gdy my przechodziliśmy przez most, w przeciwnym kierunku, na stronę sowiecką przeszła koza. Tak to zapamiętałam oczami dziecka. Z sowieckiej strefy okupacyjnej udało nam się wydostać dzięki rodzinnym znajomościom i koligacjom. Dzięki mieszkającej we Włoszech mojej ciotce Bichette i przebywającemu w Szwajcarii bratu mojej mamy, wujowi Saszy, który był zakonnikiem. Starano się nas stamtąd wydostać różnymi sposobami, najróżniejszymi drogami. Przez Czerwony Krzyż, przez międzynarodowe wpływy sięgające zarówno do Włoch, jak i Niemiec. A ponieważ Rosja sowiecka była w tym czasie sojusznikiem hitlerowskich Niemiec zakończyło się to pomyślnie. Oficjalnie, część Polski zajętą przez bolszewików opuściliśmy za pośrednictwem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Przebywałam następnie w Warszawie oraz u wujostwa w Rozwadowie – z kuzynką Jotą. A potem wyjechałam z moją siostrą Julą do Szwajcarii, gdzie spędziłam resztę czasu wojny, skończyłam szkoły i studia na uniwersytecie. W Szwajcarii mieszkałam do czasu, gdy poznałam Twojego dziadka. Potem przeniosłam się do Londynu, gdzie mieszaliśmy wszyscy do powrotu do Polski w 1962 roku.

PS. Ada z Lubomirskich - Tarnowska, jest żoną Stanisława Tarnowskiego, bylego właściciela dóbr m.in. Rudnik nad Sanem i Dukla.

_______________________________________

Page 36: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

33

Rodzinne Podróże

Rodzina Tarnowskich ma korzenie po całym świecie i członkowie często podróżują aby odwiedzić krewnych, ale też równie często to robią, bo są ciekawi i chcą poznać inne kultury świata. W r.2004, daleki wschód przyciągnął czterech członków naszej rodziny. Wyrazili zgodę aby podzielić się z nami ich przeżyciami:

• Członek Rodziny podróżuje do góry Everest......................................... John Wray

• Na Dachu Swiata ..................................................................Aleksander Tarnowski

• 40 Dniowa podróż, obchód 40 lat wspólnego życia ................. Iolanda Tarnowski

• “Take Heart, Take Action – Działajcie, Dążcie Do Serc” ....... Lucian Tarnowski

Page 37: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

34

Członek Rodziny podróżuje do Mt. Everest

John Wray - Tłumaczenie Paweł Tarnowski

Wstęp: John jest bliski Rodziny Tarnowskich przez żonę, Monikę Markowską, której matką jest Lula z Tyszkiewiczów-Markowska, a babką była śp. Róża z Tarnowskich-Tyszkiewiczowa z Dzikowa.

W październiku 2004 r. odbyłem z powodzeniem 130 km. podróż przez Himalaje. Od chwili kiedy zacząłem interesować się alpinistyką, dojście do podstawowego obozu na Mt. Everest po stronie Nepalu stało się moją ambicją. Postanowiłem dokonać tego przed skończeniem 60-go roku życia. Zrealizowałem ten cel o rok wcześniej.

Od młodych lat staram się utrzymać w dobrej kondycji fizycznej biegając regularnie oraz, gdy tylko czas mi na to pozwala, spacerując po górach na wyspach brytyjskich i kontynencie europejskim. Niestety, rozbicie głowy w wypadku przed czterema laty pozostawiło mi wadę podwójnego wzroku, która zmusiła mnie do przerwania jakiegokolwiek treningu fizycznego. Chcąc pomóc mi powrócić do zdrowia, żona moja, Monika zafundowała mi członkostwo w centrum fizycznym. Od tego czasu, korzystając z klubu przynajmniej dwa razy w tygodniu, powróciłem powoli do formy fizycznej, regularnie biegając i biorąc udział w długich spacerach po górach. Latem 2003 r. przeszedłem również przez Alpy, tak zwaną wysoką drogą, z Chamonix do Zermatt. Czułem się gotów do ostatecznego egzaminu.

Droga do podstawowego obozu na Mt. Everest jest trudna i bardzo stroma. Obóz ten położony jest na wysokości 5,500 m. co oznacza, że oddychać jest dużo trudniej, ponieważ powietrze zawiera tam o połowę mniej tlenu niż na poziomie morza. Ścieżka wspinająca się na Mt. Everest jest pełna Yak’ów oraz Szerpas’ów, dźwigających ładunki przekraczające czasami ich rozmiary. Jesienna pogoda była wymarzona do podróży wśród gór: jasne, słoneczne dnie z widokiem na niekończące się góry, nastające kryształowo czyste, mroźne noce z czarnym jak smoła niebem, pełnym milionów gwiazd. Kierownik podróży i jego asystent byli to ludzie miejscowi. Robili oni wszystko, co mogli, by uprzyjemnić nasz pobyt, łącznie z kwaterunkiem w prywatnych domach, gdzie serdeczna gościnność gospodarzy rozgrzewała nas mimo mroźnej temperatury na zewnątrz. Całe te przeżycie pozostanie w mojej pamięci na zawsze, zwłaszcza że zrealizowałem tym moje życiowe marzenie.

Nepal jest krajem fascynującym, poczynając od gorączkowego życia na ulicach Kathmandu z hinduskimi świątyniami i sklepami pełnymi lokalnych pamiątek aż do okolicy wokół Mt. Everest zamieszkałej przez naród Szerpas’ów. Tam właśnie znajdują się piękne świątynie Buddystów, gdzie handlarze tybetańscy tworzą jedyną w swoim rodzaju atmosferę a nad tym wszystkim górują niezrównane pejzaże górskie. Sam lot ponad Himalajami, z Kathmandu do lotniska w Lukla, wart jest tej podróży. Przyjaźń i gościnność Tybetańczyków jest legendarna i można jedynie mieć nadzieję, że w niedalekiej przyszłości naród ten zazna wreszcie pokoju i politycznej trwałości.

Page 38: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

35

Na Dachu Świata

Aleksander Tarnowski ( Oleś ), maj 2005 Marzeniem mojego brata, Marka Tarnowskiego, miłośnika gór, który wyszedł na Mt. Blanc było przetrawersowanie Himalajów i zbliżenie się do najwyższej góry świata Mt. Everest oraz przekroczenie wysokości 5000mnpm. Grupa francuskich przyjaciół ze wspólnych wypraw na Saharę i do Chin podjęła to wyzwanie. Po namowach Marka stałem się uczestnikiem wspaniałej, dwutygodniowej wycieczki do Tybetu. W dwunastoosobowej grupie było nas dwóch Polaków, bracia Marek i Oleś. 6 września 2004 r polecieliśmy z Paryża przez Abu Dhabi do Nepalu. Dolatując do Kathmandu ukazały się nam pośród himalajskich szczytów ośmiotysięczniki Dhaulagiri i Annapurna. Na lotnisku oczekiwał przewodnik, który oprowadzał nas po tym ciekawym i egzotycznym mieście. Samo serce starego Kathmandu jest strefą muzealną i stanowi zabytek kultury światowej. Znajduje się tam kompleks pięknych świątyń, kaplic i pałaców pozostających rezydencją królewską do początku dwudziestego wieku.. Wieczorny spacer pośród pięknie iluminowanych zabytkowych budowli zakończyliśmy przejściem przez barwne i gwarne targowisko. Cale życie dorosłych i dzieci odbywa się na ulicy, po której poruszają się piesi, święte krowy, kozy, psy i inne stworzenia oraz rowerzyści, riksze, różne pojazdy dwu, trzy i czterokołowe, małe i duże od najbardziej prymitywnych i rozklekotanych, do luksusowych. Mimo bardzo wolnego ruchu udało się nam dojechać do Pashupatinath nad świętą rzeką, miejsce kultu, modlitwy i kremacji zwłok zmarłych. Na wschód od stolicy znajduje się miejscowość z XII w Bhaktapur z licznymi świątyniami w stylu pagody, pałacem królewskim, malowniczymi ulicami i placami. Fasady domów i podwórza pięknie ornamentowane. W wyniku podziałów rodzinnych również Patan stał się w XV w królestwem i ma swój piękny pałac i plac oraz oryginalną świątynię poświęconą matce Buddy. Cała ta południowa dzielnica Kathmandu, pełna uroku zajmuje się od pokoleń rzemiosłem artystycznym i sprzedażą swoich wyrobów w kamieniu, metalu oraz biżuterii. Droga do Tybetu, na północny-wschód od Kathmandu, wije się po stromych zboczach, porośniętych bujną zielenią, zwężającej się doliny górskiej rzeki. Miejscami pojawiają się wodospady, a na drodze terenowej pozostałości po lawinach błotnych i kamienno – skalnych. Po dwustu kilometrach opuszczamy autobus i w strugach deszczu przekraczamy granicę Chińskiej Republiki Ludowej. W 1951 r. Chiny zainteresowane strategicznym położeniem Tybetu, dokonały jego zbrojnej aneksji. Z Tybetu środkowego utworzono Tybetański Region Autonomiczny. Tybet to najwyżej położony płaskowyż świata o średniej wysokości 4 – 5 tys. mnpm i powierzchni 2,5 ml km2 (1/4 powierzchni Europy). Leży na szerokości geograficznej w pobliżu Zwrotnika Raka, klimat jest kontynentalny, suchy i wietrzny; należy do najbardziej nasłonecznionych miejsc na świecie. Zima jest porą suchą, w rejonie Himalajów występują większe opady śniegu. W Tybecie znajdują się największe na świecie złoża uranu, liczne minerały, kamienie szlachetne i złoto, wydobywa się ropę naftową. Po przekroczeniu granicy poznajemy bardzo miłego przewodnika Tybetańczyka mówiącego po francusku, który przekazał nam wiele ciekawych wiadomości, również na temat tragicznej historii Tybetu, pozostając z nami do końca wycieczki. Przesiadamy się do trzech terenowych Toyot, kierowanych przez sympatycznych Tybetańczyków, którymi pokonamy 1000 km do Lhasy. Na

Page 39: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

36

pierwszy nocleg w Zhang Mu, na wysokości 2 500mnpm. wspinamy się drogą wykutą w skale, którą do nie tak dawna wędrowały tylko yaki. 24 godzinne zatrzymanie na tej wysokości służyło adaptacji do wysokości 3 700 – 4 400mnpm., na których mieliśmy przebywać w czasie naszej wyprawy. Deszcz przestał padać, niebieskie niebo pokazało się, ale Himalaje w chmurach. Jedziemy dobrą terenowa droga, szeroką doliną otoczoną grzbietami gór. Samochody zachowują odstępy kilkuset metrów ze względu na powstające tumany kurzu. Ciągle popijamy wodę (wysokość), zasłaniamy usta i nos chustkami przy mijankach. Pokonujemy przełęcze powyżej 5000mnpm i odcinki trasy z których miał być najlepszy widok na szczyty Himalajów. Zatrzymujemy się w New Tingri (4200mnpm) na nocleg. Turystyczny nastrój panuje w tej miejscowości, stąd prowadzi droga do Bazy pod Mt. Everest. Niestety nie mamy czasu ani zezwolenia, aby się tam udać. Program naszej wycieczki zatwierdzany był w Lhasie. Mamy do czynienia z systemem policyjnym, samochody są zatrzymywane, a kierowcy i przewodnik kontrolowani. Następnego dnia rano, z odległości 140 km ukazuje się na chwilę szczyt Mt. Everest. Chmury zasłaniają ten piękny widok i kontynuujemy drogę na najwyższą na naszej trasie przełęcz 5220mnpm, oznaczoną bramą z buddyjskimi chorągiewkami modlitewnymi. Teren kamienisty lekko przyprószony śniegiem, w dali widoczne ośnieżone grzbiety 6700mnpm. Wolno poruszamy się, głęboko oddychając – znajdujemy się wyżej niż Mt Blanc. Dalsza droga bardzo piękna widokowo, biegnie stromymi zboczami zwężającej się doliny z górskim potokiem w jej głębi. Po drodze zwiedzamy klasztor buddyjski z XI w i zatrzymujemy się w drugim co do wielkości mieście Tybetu Shigatse (3900mnpm). Centrum klasztorne z XV w jest siedzibą panczelamy. Obserwujemy modlitwy licznych mnichów, przed posągiem Buddy Przyszłości Majtrei, wysokości 26m, wykonanym z 115 ton miedzi i 279 kg złota. Klasztor, położony na zboczu góry, otacza długa ścieżka pielgrzymia z ozdobnymi miedzianymi młynkami modlitewnymi i chorągiewkami. Roztacza się stąd piękny widok na złocone dachy klasztoru i na całe miasto. Po drodze do Gyantze malowniczy pejzaż, młyn wodny na niewielkiej rzece oraz żniwa przy których pracują dorośli i dzieci. Typową rośliną Tybetu jest jęczmień, uprawia się również pszenicę, grykę, groch, konopie i ryż. Najbardziej charakterystycznym, stale spotykanym zwierzęciem jest yak. Yaki doskonale znoszą wysokość (mogą dźwigać 70kg na wysokość 6000m), niskie temperatury, silne

Page 40: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

37

wiatry i śniegi. Dostarczają mięso, mleko, sery, jogurty, podstawowe produkty kuchni tybetańskiej. Rogi yaka przerabiane są na ozdoby spotykane na straganach, a odchody, po wysuszeniu, wykorzystywane są do ogrzewania domów. W Gyantse oglądamy ośmiokątne dziewięciopoziomowe stupy (grobowce) i budowle klasztorne z XIV w. Droga do Lhasy staje się coraz bardziej urozmaicona. Prowadzi wzdłuż niekończącego się (110 km) świętego jeziora Skorpion, głębokości 34m, wypełniającego kręte doliny. Wspinamy się na ostatnią na naszej trasie przełęcz (4700mnpm) skąd rozpościera się widok na grzbiety gór pomiędzy którymi zjeżdżamy złą i przepaścistą drogą, tysiąc metrów niżej, nad rzekę Brahmaputra i na szosę asfaltową do Lhasy. Lhasa w VII w była ważnym centrum administracyjnym. W XVIII w stała się polityczną i duchową stolicą Tybetu, a wybudowany Pałac Potala został siedzibą dalajlamów. W 1959 r wybuchło powstanie narodowe, które Chińczycy krwawo stłumili. Dalajlama XIV (późniejszy laureat nagrody Nobla) wraz z swym rządem uciekł przez Himalaje do Indii, gdzie do dzisiaj przebywa. Chińczycy zaczęli tworzyć komuny i kolektywizować rolnictwo. W latach rewolucji kulturalnej (1966-76), Tybetańczykom zakazano wszystkiego co tybetańskie, w gruzach legło sześć tysięcy klasztorów i świątyń, które pełniły funkcje bibliotek, szkół i szpitali. 1,2 miliona ludzi, piąta część narodu, straciło życie na skutek walk, egzekucji, tortur i głodu. Wydali wojnę religii, zakazano nawet posiadania zdjęć Dalajlamy XIV. Obecnie władze chińskie tolerują wierzenia religijne i praktyki dewocyjne, które są też atrakcją turystyczną. Napływ osadników chińskich sponsorowany przez władzę powoduje, że Tybetańczycy są obecnie w mniejszości. Miasta modernizują się, wkracza architektura chińska. Widać to wyraźnie w Lhasie, gdzie np. plac przed Pałacem Potala przekształcono w podobny do placu Tienanmen w Pekinie. Całe kwartały ulic, wspaniałe siedziby rodów szlacheckich, liczne świątynie i klasztory zostały bezpowrotnie zniszczone. Dzielnica tybetańska jest wyizolowaną enklawą wielkości czterech procent powierzchni miasta. Mimo tego Lhasa pozostaje nadal miastem jednego z największych cudów świata, „miastem bogów”. Pałac Potala wznosi się na stokach Czerwonej Góry i dominuje w pejzażu miasta. Po ucieczce Dalajlamy stał się muzeum. W białej części pałacu pełniącego funkcje administracyjne, zwiedza się apartamenty Dalajlamy, kapliczki, sale recepcyjne. Czteropiętrowy pałac czerwony, otoczony białym pałacem, pełnił funkcje obrzędowe. Znajdują się tam liczne świątynie i relikwiarze z doczesnymi szczątkami poprzednich dalajlamów. Jedną z najstarszych budowli w Lhasie (647 r.) a zarazem najświętszym sanktuarium buddyzmu w całym Tybecie jest świątynia Jokhang. Z górnego tarasu roztacza się piękny widok na otaczające Lhasę góry oraz Pałac Potala. Świątynia tak jak i inne, które zwiedzaliśmy tętni życiem, panuje duży ruch pielgrzymów. Przechodzą oni całymi rodzinami przed posągami buddów, zostawiają pieniądze i nalewają do świeczników masło z yaka dla podtrzymania blasku świec. Nad wszystkim czuwają mnichowie dyżurni modlący się w takt wybijanego bębnami, talerzami i dzwonkami rytmu. Klasztor Dreptung z XV w. jest jednym z największych klasztorów świata. Kiedyś żyło w nim i pracowało 8,5 tys. mnichów (obecnie 600). Wielka sala modlitewna mogła ich wszystkich pomieścić. Stąd dalajlamowie władali Tybetem zanim powstał Pałac Potala. Podobnie wielki, klasztor Sera - siedziba szkół buddyjskich - znany jest z zaciekłych debat mnichów, którym przyglądaliśmy się na klasztornym dziedzińcu. W nocy padał deszcz, góry powyżej 5000mnpm zostały przyprószone śniegiem. Wśród sprzątanych ze zbóż pól, w barwach złotej jesieni, początkowo asfaltową, a następnie krętą

Page 41: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

38

terenową drogą wspinamy się autobusem na wysokość 4500mnpm do klasztoru Ganden, siedziby największego buddyjskiego zakonu szkoły Gelupa. Klasztor ten najbardziej ucierpiał w czasie rewolucji kulturalnej i jest symbolem oporu wobec Chin i martyrologii Tybetańczyków. Podobnie jak inne klasztory i świątynie znajdujące się na trasach turystycznych został pieczołowicie odbudowany. Początki przenikania buddyzmu do Tybetu datuje się na V w a w VIII w podniesiony został do rangi religii państwowej. Szczególną cechą buddyzmu jest doktryna mówiąca o reinkarnacji lamów. Oprócz złoconych posagów buddy w świątyniach, istnieje w Tybecie około dwóch tysięcy buddów żyjących. Jeden ze światlejszych buddów, pierwszej sekty tybetańskiej, przyjął nas w swojej rezydencji herbatą i odpowiadał na zadawane pytania. Na pożegnanie obiecał modlić się za naszą podróż i zawiesił każdemu amulet na szyję. Ranne, ciężkie, ołowiane chmury szybko ustępują, piękne słońce znowu pojawia się. Autobus wiezie nas prawym brzegiem rzeki Brahmaputry zwanej Wielką Rzeką. Opływa ona od północy i wschodu Himalaje i uchodzi do Oceanu Indyjskiego w Zatoce Bengalskiej. W bardzo szerokiej dolinie widoczne są pola uprawne, systemy irygacyjne, szklarnie, wypasane owce. Zbocza gór uformowane są ze skał, łupków, kamieni i gliny a olbrzymie żleby wypełnione są piaskiem. Pustynne tereny, wzdłuż drogi, zalesiane są dla zabezpieczenia przed wędrującymi piaskami. Oczekujemy na przystani, wraz z licznymi tubylcami, mnichami, pielgrzymami i turystami na przeprawę łodzią motorową na drugi brzeg. Płynąc pod prąd pomiędzy wyspami i mieliznami przeprawa trwa jedną godzinę. Po pustynnych bezdrożach dojeżdżamy do pierwszego w Tybecie (VIII w) buddyjskiego klasztoru Samya. Oryginalnością jest, że każdy poziom świątyni wykonany został w innym stylu: tybetańskim, chińskim i nepalskim. Tę różnorodność można interpretować jako mądre, polityczne posuniecie wobec sąsiednich państw. Malowniczą drogą dojeżdżamy do Tsetang (200km od Lhasy), regionu zwanego „Kołyską Tybetu”, najstarszej części tego kraju. W niewielkiej odległości znajduje się zamek forteca (widoczny na fotografii) zbudowany na samotnym wzgórzu, przez pierwszego króla tybetańskiego w II w przed Chrystusem. Służył on za siedzibę 33 królom. Podróż po Tybecie kończymy zwiedzaniem doliny królów tybetańskich, gdzie w zboczu góry znajdują się ich grobowce. Następny dzień rano żegnamy Tybet chłonąc piękne widoki z pokładu samolotu A-340. Przelatujemy nad Himalajami, Zbliżając się do Kathmandu ukazuje się, wyrastający z morza skłębionych chmur wymarzony Mt. Everest. Po całonocnej podróży, wraz ze zmianami samolotów

Page 42: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

39

w Abu Dhabi i Bahrein, po dwunastu efektywnych godzinach lotu, żegnamy na lotnisku w Paryżu naszych przyjaciół, dziękując szczególnie Cecile za fantastyczna wyprawę, którą tak znakomicie zorganizowała. Przed wyjazdem do Tybetu i po powrocie zatrzymaliśmy się w Paryżu u Adzia Tarnowskiego, który z wielką gościnnością nas przyjmował. Była okazja by spotkać, przy świetnym jedzeniu, najbliższą rodzinę: Lulę Potocką, Szprotę Unrug, Pawłów Potockich i ich córkę Anne-Christine Gromnicką, Zdzisiów Potockich, Sophie–Caroline (córkę Adzia) i Gila de Margerie. Był również czas - by jak dawniej - wstąpić do muzeów, zwiedzać zabytki i pochodzić po Paryżu. Udało się nam to, przed Tybetem, razem z moimi wnuczkami Agnieszką i Zosią, powracającymi do Sopotu z wakacji u rodziny. Dzięki nim stanąłem po raz drugi w życiu na wieży Eiffel’a. Wspominałem pobyt w Paryżu z Maryś, po winobraniu w 1957 r i pierwsze powojenne spotkanie ze śp. Stryjem Julem, Ciocią Róźią i Kuzynami we Francji. Wówczas będąc pierwszy raz pod tym dachem w Paryżu postanowiliśmy z ukochaną śp. Maryś pójść razem przez życie.

_______________________________________

A 40-Day Escape To Celebrate 40 Years Of Married Life (Yolande Tarnowski)

Wybaczcie, ale nie było dosyć czasu aby przetłumaczyć artykuł na Polski

Can one think of a better way to start this journey than by being surrounded with the Tarnowski clan in London? --people who are always vibrant and interesting, but also very warm individuals. This superb evening, organized at the Polish Club through the graciousness of Lula Markowski, included her children, Tony and Monika with spouses and children, Arthur and Sebastian Tarnowski, dear Rosemary Punch who traveled from Cork, Hugh, Gabriela Bullock and daughter, Rula Lenska and her sister Anna Lubienska, as well as Andrew Carroll with Jacquie and children, delighted to see Andrew and Wafa, as well as Pussa Cole with Bobbie Jones, Helena Skarbek Chandler, Isabel Tarnowska Prosser, must not forget Marysia

Mycielska Puzyna, Arthur Tyszkiewicz, the Mier-Jedrzejowiczes (Jan and Wlodzimierz) with Hania Trenchard-Cox and Natalia Guminska. Their amiability surrounded us with a gentle shield as we set off on our 40-day escape. We extend kindest thanks to Lula for making this happen.

Page 43: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

40

Bangkok dazzled! A three-day itinerary completely and generously hosted by dear friends, Michelle and Janek Lukasiewicz, exposed us to some awesome tourist sights -- the immensely ornate Grand Palace and surroundings, the temples and monasteries, the Floating Markets, etc., – as well as the enterprising service that delivered a stunning made-to-measure silk outfit in 48 hours. In typical tropical weather, special lunches, a romantic night cruise buffet, and a private farewell reception with our friends capped our stay. So much to see and do, and so little time

to absorb it all. We, and our fellow Ottawa travelers, must bid our friends a fond farewell. At this point, we are already suffering from cultural overload. How on earth will we manage a 30-day cruise starting tonight that is taking us to S. East Asia, India, and Africa? November 17, 2004, we embark on the Royal Princess.

Our stops in S. East Asia take us to Ho Chi Minh City, (S. Vietnam), Singapore, Kuala Lumpur and Penang, (Malaysia), and Phuket, (Bangkok). It is a shame that one first remembers Ho Chi Minh City for the pandemonium caused by thousands of ‘masked’ drivers flying by at dazzling speeds on scooters and motorbikes and cycles -- masked to protect themselves from heavy city pollution. These brave and determined people, with their dainty and elegant women, have high hopes and will one day prevail in their struggle for a higher standard of living. By contrast Singapore, the commercial centre of S. East Asia, is a modern city-state of diverse cultures. With its Botanic Gardens featuring tropical orchids and exotic vegetation, and its Jarong Bird Park with waterfalls, one can envision oneself to be in a virtual paradise on earth. Leaving the South China Sea, we cruise into the Strait of Malacca, which will later connect to the Indian Ocean. The Petronas Towers dominate among the high rises of Kuala Lumpur. It was rather a relief from cultural excess to be able to spend time here with a young Canadian friend of our son. Just as happy to see familiar faces, Agata Vani, on a 6-month contract with a computer firm, clued us in on local lifestyle. Arab toilets, which are still the majority in even the most modern buildings, were a difficult adjustment for her. Now on to Penang. The brainwave of Captain Francis Light, this place was once involved in highly valuable cargoes of tea and opium. An area that has attracted a mixture of races and creeds, Hindu, Buddhist, and Chinese Temples abound, as do Mosques and Christian churches. The umbrellaed trishaws are the mode of travel for sight-seeing along palm-covered boulevards. Re-entering Thai waters, we head to Phuket, a joy which later becomes a heartbreak. Such lovely memories of visiting a pearl farm on a small island offering a delightful buffet lunch, a swim, and recuperative relaxation remain with us. But sadly we learn on our return home that this island completely disappeared in the Tsunami of 2004. There will always be a space in our heart to remember these workers.

Page 44: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

41

Several days at sea take us westerly through the southern part of the Andaman Sea, continuing west through the Bay of Bengal, escorting us towards the next destination in the Indian Ocean, Cochin. Days at sea are a sheer joy of lectures, dance lessons, entertainment, swimming, reading, bridge games for Paul, and delightful English and American dinner guests. Dining is a major part of the cruise experience offering the most elaborate choices and overabundance of gourmet foods.

What follows is a badly-organized 3-day excursion overland, partly by rail, partly by air, and partly by motorcoach, taking us from Cochin to Delhi (a visit to the Qutb Minar, a Protected Monument) – to Agra by rail and a visit of the Agra Fort. While many delays were encountered, seeing the Taj Mahal, truly an exquisite poem in white marble built as a tribute of love by Emperor Shah Jehan for his wife, Mumtaz Mahal, made the ordeal all worth the while. Even Yolande’s case of food poisoning has been forgiven in exchange for the privilege of observing this awe-inspiring structure. Its beauty has an ethereal quality that is ever-changing with the varying light. One can become transfixed in its admiration. We tear ourselves away as an assortment of rickshaws and pollution-free vehicles commute us back to our hotel. Needless to say, it would take a great deal of exposure to become accustomed to stray cows amid buses and automobiles on modern highways, as well as encountering camels and oxen in unlikely locations. The flight to Mumbai and an orientation

drive by coach with a photo stop of the Gateway of India takes us back to the Royal Princess and a much-needed rest.

At sea again, we head southwest in open waters, and sail across the Arabian Sea to the Seychelles. During this period we cross the Equator, not once, but twice. This imaginary circle on the surface of the earth, equidistant from the poles and dividing it into northern and southern hemispheres, makes its appearance by a row of equatorial buoys in the sea. It is already December 5th. We dock at Port Victoria in Mahė, the most important island of the Seychelles group. Here we experience the warmest sea swim ever, view tropical fish from a mini-submarine, enjoy a creole buffet, and are feeling quite happy as we return to our ship for more pampering on board.

The Mauritius Island of Port Louis welcomes us with local music and dancers and another shopping opportunity. Never a dull moment. Sailing into Ile de la Rėunion, southeast of Madagascar, was an eye-opener. One has the impression of being on a tropical Côte d’Azur. The beautiful mountainous terrain leading to the sea, densely developed with luxurious villas, must be a well-kept secret. The language, the culture, the cuisine are all truly French. This area sends five directly elected deputies to the French National Assembly. Interesting! One can spend one’s Euros along the shores of the Indian Ocean. Always heading southwest, we reach Richards Bay, S. Africa, and undertake a day-safari. All so much in so little time, and so captivated by the twittering birds, one wishes to remain in paradise a

Page 45: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

42

little longer. The Zulu and Wildlife Cultural phenomenon leaves a unique impression, but who would have thought we’d be so entertained by watching a male scarob rolling a dung ball on which the female laid its eggs??

The best is yet to come however unlikely that might seem. On December 14, early morning, we are met in Durban, S. Africa, by Maciek Mycielski and friend Rosie, who have driven up from Johannesburg to guide us and spend the day with us! It is such a privilege to have this time together. The weather continues to be tropical, the beach beckons, but alas it is not to be. Under Maciek’s direction, we explore the city, the shopping, the uShaka Sea World with its enormous sharks and turtles, enjoy lunch in good company, and much too soon, we succumb to embraces and farewells. Another magical day! Thanks, Maciek. We owe you one! Just wish we weren’t all so scattered around the world.

As opposed to North Africa or West Africa, infrastructure of S. Africa surprises with its well-maintained streamlined roads. Cape Town, with its Victoria and Albert Waterfront, and Table Mountain, is another little jewel to be visited. Sadly this is where we disembark and ready ourselves for

our return home and to winter. It is December 20th when we finally sleep in our own bed.

During those forty days, we ventured through the sophisticated, the exotic, the primitive (even an elephant got fresh with Yolande and gave her a big kiss); saw poverty, astonishing cultures, stunning structures of all kinds; fêted American Thanksgiving and Hannukah aboard ship, but most of all it was a celebration of our forty years of wedded life together.

_______________________________________

Page 46: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

43

“Take Heart, Take Action… - Działajcie, Dążcie Do Serc …” (Lucian Tarnowski - Tłumaczenie – Paweł Tarnowski)

Od kiedy skończyłem 10 lat, mój brat Sebastian i ja towarzyszymy ojcu, Arturowi Tarnowskiemu, podczas ferii Bożego Narodzenia w podróży do Anandwan w Centralnych Indiach. Czynimy to co roku, w celu poparcia inicjatywy dobroczynnej „Take Heart” i tak było również w 2004 r. Mój Ojciec założył tą Organizację w 1962 roku. Jej głównym celem jest pomoc oraz rehabilitacja osób upośledzonych z wiejskich okolic Indii. Organizacja ta powstała przez połączenie inicjatywy „Take Heart” z ośrodkiem

trędowatych Anandwan, utworzonym przez Baba Amte i Maharogi Sewa Samitu. Anandwan, przetłumaczone dosłownie, znaczy ”Las Radości”, co dobrze oddaje wielorazową działalność prowadzoną tam z inicjatywy „Take Hart”. W przeciągu ostatnich 50 lat Baba Amte jest największym pracownikiem społecznym w Indiach. Człowiek ten, którego Gandhi nazwał „Pogromcą strachu”, prowadzi obecnie największy zakład dla trędowatych w Organizacji „Take Heart” – Praca buduje, dobroczynność psuje – stała się hasłem, dzięki któremu trędowaci i upośledzeni odnaleźli poczucie swojej godności i wartości. Baba Amte otrzymał liczne międzynarodowe odznaczenia, między innymi, nagrodę Gandhiego za Pokój, nagrodę Templeton (Nobla za Religię) oraz nagrodę przyznaną przez Organizację Narodów Zjednoczonych za walkę o prawa ludzkie. „Take Heart” stara się pomóc ludziom odzyskać poczucie godności i odbudować poczucie własnej wartości w życiu. Dokonuje tego przez szkolenie i praktyczny trening w pracy. Zarobek otrzymany za wyprodukowane wyroby rękodzielnicze sprawia, że ludzie nie muszą już żebrać. Nie powinno się tego nazywać „działalnością charytatywną”, ale raczej „czynem sprawiedliwości”. Każda wizyta w Anandwan jest przeżyciem, które napełnia nas natchnieniem. Siłę tego natchnienia widzimy w 41 wizytach Taty w Anandwan. Podczas ostatnich 40 lat powracał on tam prawie co roku, a czasami nawet po dwa razy. Tego roku spędziliśmy dwa tygodnie w Indiach, przeważnie w Anandwan. Największą dla mnie zmianą podczas pobytu w ośrodku, to odżywiać się

Lucian i Sebastian Tarnowscy

Artur Tarnowski, Baba Amte i Lucian Tarnowski

Page 47: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

44

jarskim jedzeniem podczas całego pobytu. Co roku więcej jest osób, które pragną przeprowadzić wywiady z Tatą, ponieważ ciągle więcej przygotowywanych jest audycji dokumentalnych o Baba Amte i jego kolonii trędowatych. Tato jest jednym z jego najstarszych i najwierniejszych sponsorów, co jest powodem, że często go pytają o jego przeżycia z Baba Amte. Jedynym sposobem, jakiego używa Ośrodek w celu gromadzenia funduszy jest „Swaranandwan”, co znaczy „Głos Anandwan”. Jest to duża orkiestra, składająca się z dzieci oraz pacjentów, trędowatych, niewidomych i upośledzonych. Popularność orkiestry stale się zwiększa i odnosi ona coraz większe sukcesy. Dzięki „Swaranandwan” ostatni dzień naszego pobytu był bardzo udany. Orkiestra miała koncert w Mumbai dla ponad pięciu tysięcy osób. Tato był głównym gościem honorowym, co oznaczało, że musiał przemawiać do tego tłumu. Pamiętam dobrze, że podczas tej imprezy, byliśmy dużo bardziej zdenerwowani niż Tato, ale też niesamowicie dumni z niego. Zarówno Sebastian, jak i ja jesteśmy niezwykle szczęśliwi oraz zaszczyceni możliwością dalszej pracy, którą Tato rozpoczął w „Take Heart”. Wierzę, że świeży, młody i pełen entuzjazmu Zarząd uczyni z „Take Heart” organizację dobroczynną z wzięciem u studentów Wielkiej Brytanii. Użytek mankietów krzemowych „Take Heart” zwiększył już jej popularność wśród uniwersytetów brytyjskich. Imprezy „Take Heart”, takie jak Bal Letni, na którym bawiło sie około 600 gości, będą w przyszłości naszą główną działalnością charytatywną i mam nadzieję, że pobudzą studentów brytyjskich do „Take Heart – Take Action” - Działajcie, Dążcie do Serc!!! PS Dodaję, że Artur ponownie był z Lucianem w Anandwan przed Bożym Narodzeniem w 2005 r, aby jak co roku poprzeć ‘’ Take Heart’’ Była to jego 42-ga podróż dokolonii trędowatych.

_______________________________________

Page 48: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

45

Ciekawe Książki Krótkie komentarze dotyczące ostatnio wydane książki, które wspominają rodzinę Tarnowskich, lub były wydane przez kogoś z niej: 1. ’’ Zdradzony Bohater ‘’ biografia Janosa Esterhazy, wydana najpierw po Węgiersku przez Imre Molnar, poczem przetłumaczona na Polskie pod kierownictwem Zofii z Mycielskich Golik. 2. ’’ Czetwertyńscy – na wozie i pod wozem ‘’ Rodzinne pamiętniki z przed, podczas i po II Wojnie Swiatowej, zebrane przez Alberta Czetwertyńskiego, opracowane i wydane po Polsku. 3. ”Kwestja Honoru‘’ Historja Polskiego Lotnictwa podczas II Wojny Swiatowej, wydana prez dwóch korespondentów amerykańskich, stała się Bestsellerem w Polsce i przypomniała nam członka rodziny który był wtedy Polskim Lotnikiem w RAF. 4. ’’ Usłyszeć Niewidzialne ‘’ Zarys filozofii wiary, praca wydana przez dr. hab Karola Tarnowskiego, profesora Filozofii i Teologii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.

Page 49: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

46

János Hrabia Esterházy (1901-1957) Marcin J. Tarnowski

Z końcem 2004r., dostałem biografię Jánosa Hrabiego Esterházy, bliskiego krewnego Tarnowskich z Rudnika i Mycielskich z Wiśniowej, pod tytułem “Zdradzony Bohater” pióra Imre Molnár, w oryginalnym wydaniu po węgiersku. Książkę tą już w polskim nakładzie i z innymi ciekawemi komentarzami można teraz nabyć za 25.20zł u Fronda PL., ul. Tamka 45 w Warszawie 00-355, lub na internet www.fronda.pl (Redakcja, Zofia Mycielska-Golik; Tłomaczenie Polskie, A.Mazurkiewicz; Internet,). János Hrabia Esterházy urodził się 14 marca 1901 w majątku rodzinnym Ujlák koło Nitry, wtedy częśc górno-węgierska Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a dziś Velke Zaluzie w Słowacji. Ojciec jego, też János, pochodził ze starej i zasłużonej węgierskiej rodziny Hrabiów Esterházy zu Galantha. János senior umarł mając zaledwie 40 lat i zostawił młodego syna pod opieką wdowy, Elżbiety z Hrabiów Tarnowskich. Ojcem jej był Stanisław-Kostka Hrabia Tarnowski, słynny profesor, autor i krytyk literatury Polskiej, Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, oraz Prezes Akademii Umiejętności. Córce swojej dał on najlepsze katolickie wykształcenie w duchu tradycji rodzinnych i miłości narodu, ale nie mniej wszechstronne, wielojęzyczne i rzeczywiście otwarte na szeroki świat.

János senior i Elżbieta poznawszy się w Krakowie na początku 1895, czekali 3 lata na zgodę profesora Stanisława. Pobrali się dopiero w styczniu 1898, jak János przerwał swoją karierę publiczną i osiadł w rodzinnym Ujláku. Urodziły mu się tam w następnych latach dwie córki, Luiza i Maria, oraz syn János. Wychowaniem dzieci po niespodziewanej śmierci ich ojca w 1905 zajęła się jego wdowa. Elżbieta Hrabina Esterházy urodziła się patriotką polską, ale z miłości do męża stała się wielką patriotką węgierską, i swoje dzieci wychowała w duchu katolickiej wiary, poszanowania przodków, i miłości narodu.

Page 50: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

47

Poza matką, duży też wpływ na życiu młodego Jánosa miała ludność lokalna węgiersko-słowacka. Stykał się z nią od urodzenia i od niej nauczył się wzajemnego szacunku i tolerancji. Po skończeniu gimnazjum, János studiował najpierw ekonomię w Budapeszcie, ale potem wrócił do Ujláku aby zająć się majątkiem rodzinnym, który po 1-ej wojnie światowej znalazł się w Czechosłowacji i podległ w dużej mierze parcelacji z powodu reformy rolnej. Po 1925r., János był lokalnym organizatorem społecznym oraz politycznym, i właśnie wtedy poważnie zainteresował się polityką krajową. Będąc z natury idealistą oraz wybitnym mówcą, szybko wybił się i został wybrany do parlamentu Czeskiego, a później po separacji do Słowackiego, gdzie zawsze bronił sumiennie węgierskich wartości oraz praw mniejszości narodowych. W latach 1932-37 był prezesem Węgierskiej Ligi Narodów, a od 1932r. do 1945r. był przewodniczącym Partii Politycznej Węgiersko-Chrześcijańskiej aż do jej rozwiązania najpierw w Czechosłowacji, a potem już tylko w Słowacji po ich separacji. Podczas II-iej wojny światowej, jako jedyny poseł opozycji w parlamencie Słowackim stawiał dzielnie czoła partii pro-niemieckiej w obronie mniejszości narodowych. Z narażeniem własnego życia pomagał uciekinierom i ratował prześladowanych Węgrów, Żydów, Polaków, Cyganów i wielu innych wyłapywanych narodowości. Jego szlachetna postawa polityczna i społeczna była wzorem nie tylko dla Węgrów, ale też dla wszystkich mniejszości na Słowacji. Po rozwiązaniu partii pro Węgierskiej początkiem 1945r., a potem całego parlamentu Słowackiego, János musiał się ukrywać przed Gestapo, a po zakończeniu wojny, został aresztowany przez Słowaków i wydany Rosjanom. Sowieci wywieźli go zaraz do Moskwy, gdzie został bez powodu i bezprawnie skazany na 10 lat łagrów Syberyjskich. W 1947r., Rosjanie odesłali go do Czechosłowacji na prośbę lokalnych komunistów, którzy już w 1945r. skazali go zaocznie i bezpodstawnie na śmierć za kolaborację z Niemcami i inne jakieś zmyślone zbrodnie. Dzięki oburzeniu międzynarodowemu i naciskowi Zachodu, wyrok ten jednak został zmieniony na dożywotnie więzienie. W marcu 1957r. po 12 latach katorgi za kratami, János umarł na Morawach w Mirowskim więzięnnym szpitalu na gruźlicę, której się nabawił w gulagu rosyjskim. Zmarł sam, daleko od swoich, a komendant więzienia kazał jego zwłoki spalić i popioły rozsypać na wiatr, byle tylko nigdy ich nie wydać bliskim aby je mogli godnie pochować w grobach rodzinnych. János Hrabia Esterházy był przez całe życie wierny swoim zasadom katolickim i poglądom społecznym. Jako polityk świadomy ludzkiej krzywdy, został bohaterem narodowym mniejszości węgierskiej na Słowacji, więźniem sumienia i ofiarą totalitaryzmu komunistycznego. Niestety, poza tablicą na symbolicznym cmentarzu w Mirowskim więzieniu, nie został po nim żaden grób, czy jakiś nagrobek lub pamiętny pomnik. A więc po wielu latach spędzonych w zapomnieniu, może nareszcie znajdzie on uznanie i wieczny odpoczynek obok Tarnowskich, w starym Tarnobrzeskim kościele OO. Dominikanów. Dzięki inicjatywie Adama Tarnowskiego, staraniom Piotra Mycielskiego i Jana Artura Tarnowskiego, oraz z poparciem Zarządu Zwiazku, 10go wrzesnia 2005, została tam uroczyście wmurowana tablica upamiętniająca Jánosa ofiarne życie i szlachetną śmierć.

__________________________

Page 51: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

48

“Czetwertyńscy – na wozie i pod wozem”

Marcin J. Tarnowski Na początku roku, przeczytałem z ciekawością książkę “Czetwertyńscy - na wozie i pod wozem” Alberta Księcia Czetwertyńskiego, wydana w 2005 przez Twój Styl, Warszawa i do nabycia w cenie 29.00zl na internecie, http://www.wkts.pl..

Są to bardzo interesujące zbiorowe wspomnienia jego bliskiej i dalszej rodziny przed, podczas i po wojnie, na tle tragicznej historii Polski i głębokich zmian jakie nastąpiły w jej środowisku. Wśród różnych wydazeń ostatniego stulecia, dosyć wzruszający jest opis kolejnych losów ich rodzinnej rezydencji warszawskiej, zwanej pałacykiem Róży, i to co dziś zastąpiło jego piękny widok przy Alejach Ujazdowskich #31 (dawniej #20). W imieniu swoim i mojego rodzeństwa, gratuluję kuzynowi Albertowi pierwszej jego książki, oraz serdecznie życzę rodzinie Czetwertyńskich powodzenia w uzyskaniu pełnego zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone im podczas reżymu komunistycznego.

____________________

Page 52: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

49

Bestseller przypomina nam członka Rodziny Paweł Tarnowski

‘’Question of Honor – Kwestia Honoru ‘’ opowiada nadzwyczajną historię Polskiego Lotnictwa podczas II Wojny Swiatowej. Książka ta najpierw przedstawia ucieczkę polskich pilotów przez Europę do Francji aby móc dalej walczyć z wrogiem ich ojczyzny. Następnie opisuje ich dzielny udział w Walce o Wielką Brytanię, a kończy na zdradzie Dowództwa Brytyjskiego, które w 1945 wolało starać się o dobre stosunki z Sowietami, nowemi panami fikcyjnie wolnej Polski. Dwóch amerykańskich korespondentów, Lynne Olson i Stanley Cloud wydali tą książkę wpierw po angielsku w 2004. Można ją nabyć w Ameryce i Kanadzie w sklepach Chapters. Polskie tłumaczenie wyszło rok później w kraju, a zostawszy tam bestsellerem, szybko zostało wyprzedane. Drugie wydanie powinno być już teraz do nabycia w Polskich księgarniach. Podczas reklamowej tury przez autorów w głównych miastach Kanady, ciekawy artykuł ukazał się w montrealskiej Gazette. Był to wywiad na temat właśnie tej książki z Elginem Scott, byłym pilotem myśliwców RAF w 1940 podczas wojny lotniczej o Wielką Brytanię. Elgin jest naszym krewnym przez małżeństwo z Marią Teresą Tarnowską, z linii Chorzelów – Malinie. Ciekawy jestem ilu z nas wie czy pamięta, że Elgin Scott odznaczył się w tej walce o Wielką Brytanię jako oficer Dywizjonu #317, całkowicie Polskiej jednostki RAF. Jego nazwisko może nie brzmi jak Polskie, ale broń Boże nie mówcie mu tego, bo mając matkę Polkę, a urodziwszy się we Lwowie i mówiący płynnie po Polsku, czuje się i jest jak najbardziej Polakiem.. W 1883 jego dziadek, kanadyjczyk ze Szkocji, opuścił Kanadę i wybrał złoża nafty wschodniej Galicji. Scottowie mieli tam duże powodzenie, ale wojna w 1939 wszystko zmieniła zmuszając do wyjazdu ojca Elgina z całą rodziną do Anglii. Nie było jak wtedy zatrzymać w domu 19 letniego młodzieńca, który wstąpił jako pilot do Królewskiego Lotnictwa Brytyjskiego. Kanadyjscy przodkowie Elgina, oraz jego angielskie nazwisko jak i obywatelstwo, ułatwiły mu przyjęcie do RAF i przez brytyjskie towarzystwo, łatwiej niż jakiś inny polski ochotnik nazywający się np. Zurakowski. To ten właśnie polski pilot, Janusz Zurakowski, był wiele razy odznaczony podczas bitwy lotniczej o Wielką Brytanię, a po wojnie został sławny w Kanadzie jako główny pilot doświadczalny nowego myśliwca odżutowego Avro-Arrow. Kanada, chcąc uznać i upamiętnić wszystkie jego osiągnięcia i zasługi, wybiła nawet piękną srebrną monetę na jego cześć i honor.

Elgin uważa, że wykluczając Polaków z parady zwycięskiej w 1945, Anglia postąpiła zdradliwie i urażająco wobec Polaków. Nie mniej, nie opuścił on Wielkiej Brytanii czując się zdradzony, czy opuszczony, tak jak cały szereg innych Polskich pilotów. Według niego, podobne opinie, czy polemiki mieli przeważnie ci co szukali łatwego lub darmowego powojennego rozwiązania swego losu. Zakończenie zaraz po wojnie Elgin Scott wśród pamiątek

Page 53: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

50

uniwersytetu dzięki pomocy Brytyjskiego rządu, było w wypadku Elgina lepszym wtedy rozwiązaniem, oraz przepustką do dobrej kariery i wygodnego życia w Kanadzie. Dziś mając 82 lata, jest on szczęśliwym emerytą ze znanej fabryki motorów samolotowych, Pratt&Whittney w Longueuil pod Montrealem. Mieszka w Rawdon, 50 km. na północ od Montrealu, razem z córką i jej mężem, a wspólny ich salon zdobi wiele fotografii i pamiątek Elgina z czasów wojny. Jak tylko ten zasłużony pilot myśliwców polskich w RAF zaczyna wspominać swoje dawne przeżycia lotnicze II Wojny Swiatowej, oczy mu się zapalają ponownie, pełne podniecenia i dumy. ‘’Question of Honor – Kwestia Honoru‘’ jest książką do przeczytania przez wszystkich Polaków, gdyż po tylu latach sekretu, wyjawia ona i tłumaczy nareszcie z punktu widzenia amerykańskiego, zakulisowe zabawy i posunięcia polityczne względem Polski przez Amerykę, Anglię i Rosję w Jałcie i Potsdamie.

____________________

Usłyszeć Niewidzialne Paweł Tarnowski

Karol Tarnowski, profesor Filozofii i Teologii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, przedstawia w tej pracy zarys filozofii wiary. Dla nas, żyjących w czasach materjalnych jest to bardzo ważny temat. Z powodu braku czasu, mogłem tylko przeglądnąć książkę „Usłyszeć Niewidzialne”, a więc nie jestem w stanie dobrze jej opisać. Natomiast, pozwolę sobie tu zacytować tylko paragraf z przedmowy prof.dr.hab. Jacek Filka, jej autora: ‘’.... książkę, którą oddaję w ręce czytelnika, nie może i nie chce być niczem innym jak ‘ prelegomenami’ w tym skromnym sensie, w jakim oznaczają one z jednej strony poszukiwanie ‘warunków możliwości’ wiary po stronie ludzkiego podmiotu, z drugiej strony próbują zarysować coś w rodzaju mapy drogowej, stałych punktów orjentacyjnych, a także podsuwają propozycje pewnych wyjściowych kategorii – oczywiście bez złudzeń co do ich kompletności. To jednak dalece nie wystarcza do wyczerpania całej bardzo złożonej i trudnej problematyki wiary. Zdaję sobie sprawę, że tą książką jedynie rozpoczynam – z pewnej perspektywy – eksplorację tej, bądź co bądź, stotniej dziedziny. Dostrzegam jednak rosnące zainteresowanie problematyką wiary i w niedługim zapewne czasie możemy spodziewać się oryginalnych i cennych prac na ten temat...”

Page 54: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

51

Rodzina żegna Artura Potockiego Artur był drugim synem śp. Zofii Tarnowskiej z Dzikowa i Andrzeja Potockiego z Krzeszowic. Z Mają u boku, odważnie walczył przez ostatnie cztery lata swego życia. Co następuje, jest pożegnaniem Artura przez jego rodzinę w formie komunikatów ze szpitala w Antibes. Jestem niezmiernie wdzięczny Maji i ich synowi, Władkowi, że zgodzili się podzielić z całą rodziną temi pięknemi ostatniemi momentami spędzonymi razem z Arturem. Aby zachować autentyczność komunikatów, podaję je tylko w języku oryginalnym, po Francusku.

Baie des Anges, Communiqué du 6 janvier, 2006, Artur jest na odlocie – Arthur prépare son envol

« ...La mer devant, les montagnes blanchies derrière et le ciel partout. Les couleurs de la Côte d’Azur sont intenses surtout en hiver. Au dessus de ce rivage, il y a un grand hôpital. Au rez de chaussée, à coté du local des infirmières, la chambre 75 elle est bleue. Dans cette chambre, un lit, un lit d’hôpital et dans ce lit, ARTUR qui dort tranquillement, confiant, détendu, doux presque comme un enfant. Couché sur le côté, les mains sous le menton, son corps prend peu de place, il est amaigri, le beau et fin visage est émacié et soigné. Le vieil homme et l’enfant ensemble dans les mêmes traits—MAJA est là et veille. MAJA et ARTUR ont mené une sacrée bagarre contre la maladie. Ensemble ils ont fait front pendant 3 a 4 ans. Aujourd’hui dans cette chambre 75 où il dort tant, il s’est réveillé. Comme chaque fois qu’il se réveille on le retrouve si présent.. .Il se tourne vers Alex (son fils) et lui demande avec presque de l’espièglerie dans son regard clair. « Est ce que tu penses que c’est la Fin maintenant ? ». Alex réfléchit un moment, puis les mains dans les mains et les yeux dans les yeux répond « Oui ». Les médecins ont dit, oui, plus que quelques jours maintenant. ARTUR sourit « Alors, Il faut que je te parle de plusieurs choses ………….» Il est prêt, nous aussi presque, presque tout le temps. Dans cette chambre 75 couleur bleue. il y a un homme couché, il ne souffre pas, il est en paix, et ne dit que de douces paroles a tous ceux qui l’entourent. Il prend des décisions avec lucidité puis se rendort en toute quiétude. Quel que fois la tête se perd un petit peu. Nous sommes tous autour de lui. MAJA devant, Exceptionnelle. Chambre 75. Couleur bleue. Artur jest na odlocie. Artur est prêt a prendre son envol. Bon voyage ARTUR. Merci. A plus. Nous t’accompagnons tous. Merci ă tous de votre présence ... »

Artur i Maja z Władkiem

Page 55: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

52

Baie des Anges, Communiqué du 12 janvier, 2006 Chambre 75, Couleur Bleue, Un lieu de vie

“…Artur est toujours avec nous, bien lă. Nous vous sentons tous tellement présent autour de lui, de Maja et de nous tous. On tient ă vous donner des nouvelles. Nous voulons vous DIRE ses moments qu’il nous fait Vivre si fortement. Son corps prend moins de place dans le lit d’hôpital. Des grands temps de sommeil dans lesquels il tombe si rapidement et puis des moments de présence tout doux et simple, avec quelque fois, des lueurs de Vie qui nous émerveillent. Ce corps qui file doucement. Cette nouvelle bouteille qui est apparue sur la ‘potence’ pour apaiser la douleur. Artur a des temps d’inconfort mais il ne souffre pas. Merci. Il est toujours aussi prêt ă partir. L’ idée Force qu’Artur, Maja et nous voulons vous transmettre: C’est que tout cela n’est pas triste. Artur continue ainsi que la vie continue ă travers vous/nous. Chambre bleue 75, la vie n’est vraiment pas triste, nous sommes bien. Artur a tenu ă organiser, dans les détails, son départ, et a toujours su mobiliser, le moment voulu, le peu d’énergie qu’il lui reste. Un seul point a amené une ombre de débat. Du fond du lit, de sa voix sûr il a dit “ et ma voiture rouge, elle est pour Maja! Les fils en chœur ont réagi, “On n’y voyait pas comme ça, nous !“ Maja a souhaité et convaincu Artur de partager ensemble, le sacrement des malades. Paul, leur ami curé, avec sa voix vigoureuse, après un échange plein d’humour et d’amitiés, leur a donné ce sacrement, qui a retrouvé son sens du don de la force pour le dernier voyage. Un grand moment pour nous tous. Ce matin, lundi, Maja guidé par un sentiment est arrivée plus tôt que d’habitude. Et ce matin, devant la chambre bleue 75, toute l’équipe soignante l’a accueillie avec des mots pleins de bienveillances. Artur dormait, il a beaucoup dormi aujourd’hui. Maja a souhaitée passer un moment, une, deux journées….seule avec Artur. Nous, leurs enfants, les avons laissés et avons retrouvé, un temps, notre vie. Cette chambre couleur bleue nous manque déjà tellement. Qu’est ce qu’ils sont bien tous les deux ensemble. La Vie peut aussi être dans la chambre 75, couleur bleue. Aujourd’hui (mardi) il a du mal ă parler, les forces lui manquent. La journée est moins bonne. Artur en Polonais Artour. Ses petits enfants disaient ARTOURROU, et parfois quand une dent manquait ALTOULOU. ALTOULOU, SZEROKA DROGA – LARGE ROUTE, ARTUR Nous vous remercions pour votre Présence et de votre discrétion. A Bientôt…”

Page 56: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

53

Baie des Anges, Communiqué du 15 janvier, 2006 “…Aujourd’hui, dimanche matin (14 janvier), Artur est toujours avec nous – Chambre Bleue. Il poursuit son chemin. Avant d’arriver a un sommet en montagne. On a l’impression que c’est la, mais, -- il est encore un peu plus loin ce sommet. C’est pas facile. Il nous a demande de rester avec lui la nuit. Nous nous relayons. Il est comme un bateau dans le port qui tire sur ses amarres. Let matelot les lâche un peu, donne du mou de temps en temps. Le bateau s’écarte du quai, s’essaye a la navigation, toujours un peu plus, puis reviens doucement s’amarrer avec nous. Maja est sur le quai. – Félicite le matelot – il est toujours prêt pour son voyage. Artur artour altoulou Merci ă vous tous – vous êtes tellement présent. N’oubliez pas – ce n’est pas triste. A bientôt, Władek “ ___________________________________________________________________

Baie des Anges, Communiqué du 18 janvier, 2006

“…Aujourd’hui mercredi matin (17 janvier)– Arthur est toujours avec nous. Sa grande carcasse a du mal a lâcher prise.

Les jours se suivent chacun différents; son visage rajeuni est bien amaigri, toujours un peu plus loin. Life is not a picnic. Mais quand même, il y a quelques petits bouts qui font tout chaud.

Il y a 2 jours il a réussi ă nous faire comprendre son dos, ses fesses, ses cuisses, ses jambes . . . .. . . nous l’avons retourné avec son aide, massé longuement avec huile d’amandes douces -- sentir son corps se détendre et son regard se voiler en écoutant nos mains -- moment de Bonheur. . . . Une nuit hachée, difficile, longue, --Il repousse ses couvertures, et s’attaque a enlever sa couche fiévreusement. Je l’empêche et j’arrive a deviner ce qu’il marmonne

‘Nie ładne… nie ładne . . . . . . . pas beau, pas boo. Écoute Artur, il n’y a pas d’ autre couleur disponible et la dame en blanc lă, c’est elle chef. Alors on a remonte les couvertures, c’est un peu intime ça alors on ébruite pas trop d’accord.

Le polonais est notre langue de communication. Cette dernière nuit a été belle. Nous avons mis en marche tout doucement vers 23h sa petite radio comme il le faisait avant. Une calme musique de nuit a envahi la chambre – New York, Brésil, Italie Blues, Saxo . . . .. .

Page 57: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

54

La chambre est bleu, -- blue. Chambre bleu, -- vous le savez – il y a d’autres temps. Arthur, Artour, Altoulou, Altulu --- vas – vas devant.

Merci ă vous tous . . . . . ă bientôt, Władek “

__________________________________________

Baie des Anges, Dernier Communiqué, le 19 janvier, 2006. Chambre bleu – Artur est parti.

NASZ ARTUR ODLECIAŁ – ARTUR A PRIS SON ENVOL Hier soir, mercredi à 18.30, doucement, entre nos mains, il a déposé son souffle. Bon vent. Szeroka droga Artur Arturu Artourou Altoulou Les Potocki “

Page 58: LELIWICI - rodtarnowski.com · Jan Spytek Tarnowski Elżbieta ... pawel@rodtarnowski.com ... nie tylko jako Boga katolików ale wszystkich ludzi. Jako jego Pasterz na ziemi stosował

55

Rodzinne Wiadomości z roku 2005 Urodziny Przesyłamy serdeczne życzenia i gratulujemy rodzicom, a nowonarodzonym życzymy długiego i owocnego życia. Ashley Emma Tarnowski, córka Jana, Antoniego i Judy Tarnowskich, urodziła się 10 Marca, 2005 w Toronto, Ontario, Kanada. Alexandra, Katia Tarnowski, córka Marcosa i Valentiny Tarnowskich, urodziła się 12 sierpnia, 2005 w Montrealu, Quebec, Kanada. Chiara Stella Gabriela Potocka, córka Stefana M. i Katarzyny Potockich, urodziła się 20 grudnia, 2005 w Warszawie, Polska. In Memoriam Módlmy się aby dusze naszych krewnych znalazły wieczny odpoczynek, a ich bliska rodzina doznała pociechy po tej ciężkiej stracie. Róża Maria Zamoyska, wdowa po Arturze Tarnowskim, zmarła 18 lipca, 2005 w Montrealu, Quebec, Kanada. Jej prochy zostały przewiezione do Polski i złożone w krypcie rodzinnej, 10 Września, 2005. Monika Ewa Bociańska, żona Stanisława Wanickiego i matka Moniki Tarnowskiej, zmarła 19 pazdziernika, 2005, i została pochowana w Sopot, Polska. Artur Potocki, mąż Marii Teresy z Zółtowskich Potockiej, po czteroletniej dzielnej walce z rakiem, zmarł 18 stycznia, 2006 w Antibes, Francja i tam został pochowany. Ioana Tarnowski, pierwsza żona Jana Artura Tarnowskigo, zmarła w Escrignelle, we Francji 11 września, 2005