Kwiecien2015

16

description

 

Transcript of Kwiecien2015

The Poland Times2Idźmy na wybory!

W maju czeka nas niezwykle ważne wydarzenie, które może zaważyć na losach Polski w przeciągu najbliższych lat. Wybory prezydenckie nie uchodzą u nas za najważniejsze, prezydent z pewnością ma mniejsze możliwości by wpłynąć na politykę krajową jak i zagraniczną niż rząd. Jest jednak najwyższym urzędnikiem państwo-wym, jako persona skupia w jednych rękach największą władzę, posiada prawo weta jak i inicjatywy ustawo-dawczej, mianuje sędziów, szefów najważniejszych instytucji państwo-wych. Jego władza jest zatem jak widać niebagatelna. Co nie mniej istotne, w tym roku wybór prezydenta stanowi

swoiste preludium do jesiennej batalii o krzesła senatorskie oraz ławy poselskie. Można zatem przepuszczać, iż ew. porażka urzędującego prezyden-ta będzie wyraźnym barometrem wskazującym na jak najbardziej prawdopodobną porażkę wyborczą rządzącej od 2007 roku Platformy Obywatelskiej.

Udział Polonii w majowych wyborach to jednak nie tylko osobiste wyrażenie poglądów politycznych. Nie powiem, że nie jest ważnym na kogo oddamy swój głos, jest to wręcz najistotniejsze. Jednak nie mniej znaczącym wydaje się być sam nasz w nich udział. Na terenie kraju z punktu widzenia wybor-cy frekwencja nie jest istotna, wręcz nic dla nas nie znacząca. Jestem skłonny tutaj powiedzieć, że lepiej dla reszty narodu jak nieinteresujący się wydarzeniami politycznymi, nieświa-domy swojego wyboru obywatel zostanie w domu, niż zda resztę narodu

na los, który zazwyczaj okazuje się zgubny. Natomiast frekwencja w przypadku Polonii jest istotna i to bardziej niż nie jednemu z nas może się wydawać.

Czy my emigranci mamy moralne prawo uczestniczenia w krajowych wyborach? Prawo... nie prawo lecz wręcz obowiązek. Dlaczego? Istnieją po temu trzy zasadnicze powody. Pierwszym jest samo wyrażenie troski o losy Polski. Kto jak nie my możemy z pewnej perspektywy lepiej ocenić co wydaje się dla Kraju zbawienne, a co zgubne? Jesteśmy Polonią, Polakami którzy z jakiś przyczyn zostali zmusze-ni do opuszczenia swojej Ojczyzny. Nikt przecież bez powodu nie porzuca domu, miejsca, w którym czuje się dobrze i bezpiecznie. Dostrzegamy te braki, jesteśmy przedsiębiorczy, potrafimy przecież rzucić się w niezna-ne i budować od podstaw swój byt. Kochamy Polskę, tam zostało przecież wielu naszych bliskich, tam są groby naszych przodków, o tę ziemię nie jeden z nich przelewał krew, oddawał życie. Musimy o tym pamiętać. Z

doświadczeń zdobytych na obczyźnie możemy, jeszcze raz podkreślę lepiej orzec co w Polsce należy zmienić od większości krajowców, otworzyć im oczy na niedostrzegalne problemy. Nie bez kozery mawia się, iż pod latarnią najciemniej. Idźmy na wybory!

Drugim powodem jest samo wywiera-nie presji na władze. Niech wiedzą, że Polonia jest silna, zorganizowana, może być pomocna przy realizacji wielu polskich interesów w USA i Kanadzie. Właśnie, interesów i to zarówno gospodarczych jak i politycz-nych. Powie ktoś, że od lat warszaw-skie rządy zachowują się jak gdyby Polonia, czy też Polacy na Kresach byli tylko kulą u nogi jej polityce zagranicz-nej. Może i tak jest, ale jeśli to prawda to świadczy o tym, iż takie rządy są na pewno nie propolskie i tym bardziej trzeba je zmienić. Idźmy na wybory!

Nie przekonało Was to jeszcze? Powie ktoś co tam Polska, już tam i tak nie wrócę. Niemniej czytając ten tekst potwierdzasz, że polska mowa nie jest Ci obca, czujesz się Polakiem, jesteś

przez resztę społeczeństwa amerykań-skiego uważany za Polaka! Skoro tak, to obojętnie jakby nie patrzeć nie jesteś swój, pomimo najżyczliwszej postawy względem Ciebie amerykańskiego sąsiada, pomimo tego, że mówisz płynnie po angielsku, pomimo tego, że śpiewasz z uczuciem Oh, say can you see, by the dawn's early light … Nie, nigdy nie będziesz prawdziwym Amerykaninem, zawsze będziesz postrzegany przez pryzmat Polski, Polonii, polskiej kultury, polskich organizacji... Czy nie warto zatem dbać o swój wizerunek, czy nie warto być postrzegany jako przedstawiciel silnego, zorganizowanego narodu, który należycie dba o swój image i o którego głosy zabiegają najważniejsi amerykańscy politycy? Czy nie warto choćby z tego czysto egoistycznego podejścia zarejestrować się i udać się do komisji wyborczej? To naprawdę nie jest wielki wysiłek. Zatem... Idźmy na wybory!

Krystian Żelazny

KrystianŻelaznyredaktor naczelnyeditor-in chief

Redaktor NaczelnyEditor in ChiefKrystian Żelazny

Zastępcy Redaktora NaczelnegoV-ce Editor in ChiefRobert Słówko vel Bert Wörtchen (East)Zbigniew Żelazny (West)

Dyrektor ds. marketinguDirector of MarketingAndrzej Gałuszka (Polska)Katarzyna Żak (USA)

Dyrektor ds. dystrybucjiDirector of DistributionCezary Żelazny

Skład i korektaComposition and CorrectionAgnieszka DeleskaKrzysztof Bankert

Obsługa informatycznaIT supportNatalia Kmieć

KontaktContactUSA:Telefon (PL): +1 917 331 0212Telephone (US): + 1 609 529 3959Canada:Telephone: +1 613 274 2661e- mail: [email protected]

Polska: Telefon: +48 667 121 108

WydawcaPublisherCaesar Polonia Publishing, Corpadres: 5918 Catalpa Ave. Ridgewood, NY 11385

Wszystkich chcących zamieścić reklamę na łamach pisma, prosimy o kontakt telefoniczny bądź emailowy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść artyku-łów, która jest prywatną własnością intelektualną autorów tekstów.

In order to place advertisement with us, please contact us via email of phone.

The Editorial does not take responsibility for the content of articles, which is the private intellectual property of the

authors.www.facebook.com/ThePolandTimes

www.ThePolandTimes.com

Wybory prezydenckie

Głosowanie osobiste

Chęć głosowania osobistego należy zgłosić konsulowi najpóźniej 7 maja 2015 r. do godziny 16.15 czasu obowią-zującego we właściwym konsulacie bądź ambasadzie. Zgłoszenie powinno zostać dokonane w elektronicznym systemie rejestracji wyborców e-wybory https://ewybory-.msz.gov.pl jako sposobu najbardziej wygodnego i efek-tywnego albo - przy braku takiej możliwości - złożone osobiście w siedzibie urzędu, przesłane pocztą, faksem lub

e-mailem przy wykorzystaniu formularza (znajdują się na stronie każdej polskiej placówki dyplomatycznej).

Osoby wpisane do spisu wyborców w obwodzie głoso-wania utworzonym za granicą będą ujęte w tym spisie wyborców również w przy-padku przeprowadzania ponownego głosowania (tzw. II tury wyborów). Nie ma możliwości zmiany obwodu głosowania pomiędzy I i II turą głosowania. Wzięcie udziału w głosowaniu w innym obwodzie, w tym

również w miejscu stałego zamieszkania będzie możliwe wyłącznie po otrzymaniu od konsula zaświadczenia o prawie do głosowania.

W przypadku przeprowadza-nia ponownego głosowania wyborca, który nie dokonał zgłoszenia do dnia 7 maja 2015 r., może po dniu pierw-szego głosowania dokonać takiego zgłoszenia najpóźniej 21 maja 2015 r. do godziny 16.15 czasu obowiązującego w siedzibie danego obszaru konsularnego.

Editor in Chief’s Note

Marszałek Sejmu zarządził wybory prezydenckie na dzień 10 maja 2015 r., natomiast zgodnie z Kodeksem Wyborczym głosowanie w Stanach Zjednoczonych Ameryki odbędzie się w sobotę, 9 maja 2015 r. w godzinach 7.00-21.00 (7 AM - 9 PM).

Kandydaci: Magdalena Ogórek, Janusz Palikot i Adam Jarubas nie wyrazili chęci na przeprowadzenie wywiadu dla amerykańskiej Polonii.

Walka trzech stronnictw, które w imieniu państw poważnych okupują nasz nieszczęśliwy kraj, czyli Stronnic-twa Ruskiego, Stronnictwa Pruskiego i gwałtownie reaktywowanego Stronnic-twa Amerykańsko – Żydowskiego, prowadzi do paradoksów, wobec których bledną nawet paradoksy Zenona z Elei, na przykład o Achillesie i żółwiu, czy strzale, co to niby leci, a w rzeczywistości wcale nie leci – i tak dalej. Widać, że w tej całej starożytno-ści, mimo pozorów wyrafinowania, stosunki były poczciwe, żeby nie powiedzieć parafiańskie. Do wyrafino-wania, a nawet więcej – do przerafino-wania dochodzi dopiero teraz, czego znakomitym przykładem jest pan poseł Stefan Niesiołowski, wzięty do Platfor-my Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania. Wprawdzie niezawisły sąd prawomocnie stwierdził, że poseł Niesiołowski nie ma żadnych ubeckich protektorów, ale czyż tylko ubecy protegują swoich protegowanych?

Jak twierdził pewien biskup-sybaryta, „nie tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne”, toteż byłoby dziwne, a nawet niesprawiedli-we, gdyby protegować swoich protego-wanych mogli tylko ubecy, a inni już nie mogli. Aż tak źle u nas nie jest, przeciwnie – jak zauważył pan prezydent Komorowski, jest dobrze, a nawet jeszcze dobrzej, dzięki czemu rozkwita sto kwiatów, a każdy z nich wydziela specyficzny zapach, w zależności od tego, jaką Volkslistę podpisał. To znaczy - tak bywa w Roku Spokojnego Słońca, między stronnic-twami, których najtwardsze jądra tworzą bezpieczniackie watahy, otoczone tłuszczą swoich protegowa-nych. Kiedy jednak na skutek narasta-nia sytuacji konfliktowych zamiast spokojnego Słońca mamy kosmiczną burzę, zapachy wydzielane przez sto kwiatów zaczynają tworzyć mieszani-nę zdolną każdego zwalić z nóg. A właśnie mamy taką sytuację, to znaczy – sorry, taką właśnie mamy sytuację.

Oto mój honorable correspondant doniósł mi, że po zakończeniu tegorocznych liturgii smoleńskich sprawa katastrofy miała zostać

definitywnie zamknięta na mocy Najwyższego Nakazu, w imię zgody – bo wiadomo, że jak „mociumpanie, z nami zgoda”, to „Bóg wtedy rękę poda” - co prawda nie wiadomo komu, ale dobrze, że chociaż komukolwiek. Kiedy jednak okazało się, że niemiecka razwiedka za pośrednictwem pana Rotha właśnie dołożyła pod kocioł, Najwyższy Nakaz został natychmiast odwołany, co pokazuje, jak głęboki jest w naszym nieszczęśliwym kraju kryzys przywództwa. Ponieważ niemiecka razwiedka dołożyła pod kocioł na rzecz zamachu, wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, w imieniu których tak pięknie pieni się przed obliczem resortowej „Strokrotki” człowiek o zszarpanych nerwach, czyli właśnie pan poseł Stefan Niesiołowski, nie mieli innego wyjścia, jak wrócić na nieubłagany grunt przygotowany przez Stronnictwo Ruskie, według którego przyczyną katastrofy był słynny „błąd pilota”, spowodowany naciskami w rodzaju „ląduj dziadu!”. Toteż niezależna prokuratura natychmiast odczytała aż 30 procent więcej – a jak będzie trzeba, do doczyta się nawet głosów z zaświatów - zaś anonimowy prawdziej natychmiast spowodował przeciek odczytanych rewelacji do

rozgłośni RMF- FM. Energiczne śledztwo ma doprowadzić do wykrycia prawdzieja, ale co tu śledzić, kiedy przecież wiadomo, że przyczyną przecieku był słynny „błąd pilota”? W ten oto prosty sposób popłuczyny Stronnictwa Pruskiego muszą dzisiaj ćwierkać z klucza nastrojonego przez Stronnictwo Ruskie – bo tylko tak mogą się przypodobać dominującemu dziś w naszym nieszczęśliwym kraju w związku z wojną na Ukrainie Stronnic-twu Amerykańsko-Żydowskiemu. W porównaniu z tymi paradoksami, starożytne paradoksy Zenona z Elei wyglądają szalenie poczciwie, żeby nie powiedzieć – parafiańsko.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z sytuacją na Ukrainie. Po zdymisyjono-waniu finansowego grandziarza Igora Kołomyjskiego z funkcji gubernatora Dniepropietrowska, wypuszczonego mu wcześniej w arendę przez kijowskiego premiera Arszenika Jaceniuka, w tamtejszej niezwyciężo-nej armii stanowisko Doradcy Dosko-nałego szefa Sztabu Sił Zbrojnych Ukrainy Wiktora Mużenki otrzymał przywódca Prawego Sektora Dymitr Jarosz. Musiała to być propozycja nie do odrzucenia, bo pan Dymitr Jarosz musiał przedtem podporządkować Ochotniczy Korpus Wojskowy Prawe-go Sektora dowództwu niezwyciężonej

armii, której zwierzchnikiem jest prezydent Poroszenko. Najwyraźniej protektor prezydenta Poroszenki musiał dać mu do zrozumienia, że „rachunek zapłacę, jeśli z Jarosza przyślecie mi macę”, toteż żarty się skończyły. Do tego stopnia, że odtąd Prawy Sektor używa emblematu w postaci tryzuba – ale siedmioramienne-go. Wyobrażam sobie, jak ta metamor-foza musiała ucieszyć ścisłe kierownic-two „Gazety Wyborczej” - że aż z tej euforii pan redaktor Michnik do spółki z panem Jarosławem Mikołajewskim napisał do papieża Franciszka donos w formie listu otwartego na rzecz przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego, mianowanego na tę okoliczność „rycerzem”, co prawda błędnym – niemniej jednak. Skoro na Ukrainie Prawy Sektor zaczyna posługiwać się tryzubem siedmiora-miennym, to znaczy, że przygotowania do przetasowań są bardziej zaawanso-wane niż myślimy, a w tej sytuacji nic dziwnego, że i w naszym nieszczęśli-wym kraju Umiłowani Przywódcy zataczają się od ściany do ściany.

Tekst ukazał się również w tygodniku „Nasza Polska”.

3publicystyka

Pod znakiem tryzuba siedmioramiennego

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

StanisławMichalkiewiczZnany polski publicysta oraz autor wielu książek

Komu służy biurokracja?

I nagle uświadomiłem sobie, że moja trzykrotna wizyta w Urzędzie Skarbowym wcale nie jest żadną systemową aberracją, gdyż tak być musi, ponieważ to jest esencja istniejącego reżimu. Dotarło do mnie, że interesy biurokracji i wielkiego kapitału są wspólne. Zarówno duży przedsiębiorca, jak i urzędnik mają wspólny interes w blokowaniu swobodnej działalności gospodarczej!

Wydaje się, że tytułowe pytanie jest banalnie proste: oczywiście biurokra-cja służy wyłącznie biurokratom, którzy mnożąc się jak króliki znajdują stabilne posady, za średnie pieniądze, ale zaspokajające ambicje rozmaitych miernot, których jedynym życiowym marzeniem jest znalezienie ciepłej urzędniczej posadki.

Ta prosta odpowiedź, chociaż logiczna, kłóci się z dwoma podstawowymi założeniami, które legły u podstaw współczesnych państw demokratycz-nych:

1/ Teoretycznie suwerenem w państwie takim jest lud (naród). Skoro zaś biurokracja pasie się na tymże ludzie,

występującym w tym przypadku jako podatnicy, to przecież nie ma nic (teoretycznie) prostszego, jak tylko zdziesiątkować biurokratów z woli ludu. Teoretycznie jest to proste: suwerenny lud musi wybrać do parlamentu siły polityczne, które sprzeciwiają się wzrostowi etatyzmu i przyrostowi liczebnemu biurokracji i będą zdecydowane szybko i sprawnie dokonać liczebnej redukcji zbędnych ustaw, a w ślad za tym urzędników, którzy te zbędne ustawy muszą wcielać w życie. To teoria, ponieważ - jak mawiał jeden z francuskich kontrrewo-lucjonistów - lud jest suwerenem wyłącznie w znaczeniu "metafizycz-nym". Rzeczywistym suwerenem we współczesnych państwach demolibe-ralnych są elity władzy złożone z właścicieli wielkich koncernów i opiniotwórczych mediów, dziennika-rzy, wyższych urzędników i posłów.

2/ Pośród wymienionych powyżej elit władzy stanowisko kluczowe zajmują właściciele wielkich koncernów, międzynarodowa finansjera, a także rodzimi przedstawiciele dużego kapita-łu (zwykle postkomunistycznego i esbeckiego pochodzenia w przypadku polskim). Teoretycznie wydawałoby się, że ci wielcy biznesmeni powinni być zainteresowani radykalnym ograniczeniem biurokracji i ilości aktów prawnych, których istnienie hamuje działalność gospodarczą, a więc także i możliwości wielkiego kapitału. Co więcej, progresywny

system podatkowy drenować powinien kieszenie szczególnie tych, którzy zarabiają najwięcej. Jak to więc możliwe, że w demokratycznym państwie - faktycznie rządzonym przez plutokrację - tolerowany jest ustawicz-ny wzrost liczby urzędników utrudnia-jących życie wszystkim, włącznie z elitą rządzącą?

Punkt nr 2, przedstawiony powyżej, zakłada istnienie wewnętrznej sprzecz-ności systemowej pośrodku liberalnej demokracji. Zakłada, że interesy wielkiego biznesu i biurokracji są sprzeczne, gdyż ten pierwszy dąży do niskich podatków i wolności gospodar-czej, gdy ta druga dąży do wzrostu podatków, zwiększenia ilości urzędów i urzędników, a faktycznie do ograni-czenia wolnej przedsiębiorczości. Czy tak jest rzeczywiście? Śmiem w to wątpić.

W jednym z ostatnich numerów naszego tygodnika napisałem felieton powstały po niezatartym wrażeniu spotkania Trzeciego Stopnia w jednym z podwarszawskich urzędów skarbo-wych, gdy potrzebowałem jakiegoś kwitka w sprawie zapłacenia podatku 30 lat temu, mimo że podatki przedaw-niają się w Polsce po 5 latach. Po bodaj trzeciej mojej wizycie w tej niezwykle poważnej sprawie w Urzędzie Skarbo-wym, zacząłem zastanawiać się czemu właściwie służy to utrudnianie obywa-telom życia? Przecież ganianie za kwitem z którego wynika, że podatek sprzed 30 lat dawno się przedawnił - gdy powszechnie wiadomo, że przedawnia się po 5 latach - jest stratą

czasu moją, jak i urzędniczki przy okienku, jakiejś drugiej, która ten kwit wystawia i Naczelnika Urzędu Skarbo-wego, który musi to pismo przeczytać i podpisać. Po co to? Jak w takim kraju można w ogóle robić biznes?

I nagle uświadomiłem sobie, że moja trzykrotna wizyta w Urzędzie Skarbo-wym wcale nie jest żadną systemową aberracją, gdyż tak być musi, ponieważ to jest esencja istniejącego reżimu. Dotarło do mnie, że interesy biurokra-cji i wielkiego kapitału są wspólne. Zarówno duży przedsiębiorca, jak i urzędnik mają wspólny interes w blokowaniu swobodnej działalności gospodarczej! Interes biurokraty jest oczywisty i nie trzeba go szerzej przedstawiać: dzięki zbędnemu wymo-gowi prawnemu wydaje zaświadcze-nia, w ten sposób dowodząc koniecz-ności własnego istnienia. Wszak, jeśli tego idiotycznego kwitu nie dostanę, to nie będę mógł przeprowadzić czynno-ści prawnej, do której był mi on potrzebny. Jaki jednak jest interes wielkiego kapitału, skoro tego typu idiotyzmy dotyczą wszystkich, a więc i wielkich korporacji czy dużych firm? Już tłumaczę.

Otóż, idiotyzmy biurokratyczne dotyczą wszystkich podmiotów istniejących na rynku, ale nie dla wszystkich są odczuwalne w takim samym stopniu. Jeśli firma jednooso-bowa musi, dla prostej transakcji, dostarczyć - dajmy na to - 8 zaświad-czeń, to jedna osoba musi osobiście pofatygować się do ośmiu urzędów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że średnio

musi do każdego przyjść 2 razy (bo zawsze przecież coś zostało źle wypeł-nione lub wymaga uzupełnienia jakiejś bzdury), to wymaga to w sumie, w polskich warunkach, ok. 15 wizyt. Jeśli na każdą policzymy 2 godziny, to daje to razem ok. 30 godzin. Jednym słowem, to praktycznie tydzień wyrwa-ny z życiorysu przedsiębiorcy. Jest to tydzień, w którym niczego więcej nie załatwił, nie pojechał, nie sprzedał i nic nie kupił, gdyż spędził go w urzędach jako petent (=taki rodzaj komara bzykającego nad urzędniczym uchem). Ile czasu stracił właściciel dużej firmy? Nie, nie 30 godzin. O (słownie: zero). Dużą firmę stać przecież na wynajęcie kancelarii adwokackiej, której firma płaci tzw. abonament za gotowość do załatwiania spraw drobnych i bieżących. Właściciel dużej firmy dzwoni do adwokata, ten zaś posyła po urzędach - po pieczątki i kwitki - najtańszą znaną w dziejach siłę roboczą, a mianowicie aplikanta.

I w ten oto sposób, za pośrednictwem biurokracji, duże firmy eliminują z rynku małe, ponieważ czas i energia ich właścicieli marnotrawiona jest w walce z, jak mawiał Lenin, "mitręgą biurokratyczną". Koncerny wolą dać kilka tysięcy miesięcznie kancelarii adwokackiej abonamentu i wyelimino-wać dynamiczną konkurencję małych firm. Na tej osmozie kapitału i biurokracji opiera się tzw. demokra-tyczny socjalizm.

Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyż-szy Czas!”.

prof. AdamWielomskiwww.konserwatyzm.pl

4 wywiad

Grzegorz Braun: „Gdy wygram przywrócę w Polsce normalność!”

– wywiad z kandydatem na prezydenta RP

Krystian Żelazny – Witamy ponow-nie. Dziś, w przeciwieństwie do wywiadu sprzed dwóch miesięcy już bez najmniejszej nutki niepewności możemy powiedzieć, iż rozmowa prowadzona jest z kandydatem na urząd Prezydenta RP. Będzie Pan ubiegać się o możliwość zamieszka-nia w Pałacu Namiestnikowskim. Wymowna nazwa dla siedziby głowy państwa polskiego, nieprawdaż?

A otóż w tym rzecz właśnie, by głowa państwa NIE była u nas zaledwie „namiestnikiem” rządzącym z nadania obcych stolic – ale żeby wreszcie jasno i bez niedomówień artykułowana była polska racja stanu. Klientelizm, który niepodzielnie panuje w elitach IIIRP, prowadzi nas do kolejnej katastrofy dziejowej – niezależnie od tego, czy klamka, u której wieszają się nasi „namiestnicy” umocowana będzie na Kremlu, czy w Białym Domu. Ja chcę Polski suwerennej – państwa, które w polityce wewnętrznej przestrzega równości wobec prawa, a w polityce zewnętrznej skutecznie egzekwuje zasadę wzajemności.

K. Ż. – Wielu nie dowierzało, że może Pan bez pomocny jakichkolwiek struktur partyjnych oraz przy ogólnej „nagonce” mediów głównego nurtu zebrać wymagane 100 tys. podpisów. Jak Pan zatem tego dokonał?

Proszę o to pytać tych wszystkich moich rodaków, którzy w kraju i w szerokim świecie zaangażowali się w tę akcję. Sam się dziwię – jak pomimo takiej blokady medialnej udało się temu pospolitemu ruszeniu osiągnąć taki poważny efekt. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy nań zapracowali.

K. Ż. - Dwa miesiące to w przypadku kampanii prezydenckiej długi okres. Wiele spotkań, rozmów z wyborca-mi, mediami. Czy utkwiło Panu w tym czasie coś szczególnego?

Z jednej strony poznałem tylu Polaków, którym Polska jeszcze się nie znudziła, że moje nadzieje na przyszłość poważnie wzrosły. Z drugiej – kontakt z mediami codziennie uświadamia mi skalę wyzwania. Nieustannie bowiem przeciwko wolno-ści i godności Polaków pracuje na pełnych obrotach ta fabryka kłamstwa, którą współtworzy większość mediów działających na naszym terytorium.

K. Ż. – Skoro jesteśmy już przy

wydarzeniach kampanijnych. Zapewne obserwuje Pan zmagania swoich konkurentów, liczne ich wpadki, czy też ciekawe zdarzenia. Pokusi się Pan o stwierdzenie, który z kandydatów prowadzi najlepszą kampanię prezydencką?

Nieskromnie zaryzykuję twierdzenie, że jeśli za kryterium oceny przyjmiemy stosunek sum wydatkowanych na kampanię do liczby pozyskanych zwolenników, to niewątpliwie moja kampania jest najbardziej wydajna (śmiech).

Cezary Żelazny – Jeśli można zadam teraz pytanie w pełni bliskie mi - emigrantowi. Wiadomo, że jako prezydent nie będzie miał Pan tak istotnego wpływu na politykę gospo-darczą naszego kraju jak choćby premier. Mimo wszystko proszę powiedzieć, jakie widzi Pan rozwią-zania systemowe, które pozwoliłyby rzeszom naszych rodaków na powrót do kraju?

Trzeba po prostu pilnie wyeliminować te wszystkie przyczyny, wyplenić te wszystkie plagi, które są przyczyną utrapień, nędzy, a więc i tak masowej emigracji Polaków. Przede wszystkim: dość wyzysku fiskalnego i talmudyzmu biurokratycznego! Trzeba zdjąć z polskich pleców te ciężary podatkowe i proceduralne, które i pracobiorców i pracodawców zniechęcają do działania w Polsce.

C. Ż. – Jest Pan zwolennikiem Intronizacji Jezusa Chrystusa jako Króla Polski. W dobie laickiej wizji państwa jaka jest forowana przez różne siły już od czasów Rewolucji Francuskiej taka postawa wielu wyborcom wydaje się być śmieszną. Proszę uzasadnić, dlaczego wspomniana inicjatywa jest dla Polski tak ważna?

Przysłowie powiada: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Ta zasada działa niewątpliwie w życiu prywatnym – czemu miałaby nie działać w życiu zbiorowym? Jeśli się komuś zdaje, że to rzeczy nie na dzisiejsze czasy, to proszę czytać preambułę nowej węgierskiej konstytucji – zaczyna się ona od słów: „Boże, błogosław Węgrom”. Czemu i my nie mielibyśmy prosić o to samo?

K. Ż. – Skoro weszliśmy już na temat związany bezpośrednio z kwestią monarchii. W Pana poglądach obserwujemy tutaj niezwykłą konse-kwencję. Uznaje Pan ustrój monar-chistyczny za najbliższy ideałowi. Grzegorz Braun zarzeka się jednak, iż nie chce panować, powiada: „chcę umrzeć jako poddany”. Piękna wizja, ale na ile w naszym kraju

możliwa do zrealizowania i kto powinien zatem zostać królem Polski?

Proszę raczej zastanowić się nad realną alternatywą. Obawiam się, że jeśli w porę nie wymodlimy powrotu króla, to skończymy pod rządami jakiejś zwykłej, świeckiej junty. Więc módlmy się i działajmy na rzecz realizacji piękniejszego scenariusza. Króla tylko Pan Bóg dać może, więc kwestie personalne to nie nasze zmartwienie. Martwmy się raczej o to, czy dosyć jest wiernych poddanych, zwłaszcza rycerstwa (na miarę XXI stulecia), które gotowe będzie stanąć przy tym, który Koronę Polską zechce podnieść i zdoła utrzymać.

K. Ż. – Wróćmy do tematu bliskiego każdemu emigrantowi. Jeden z Pana konkurentów, Jacek Wilk jest gorącym orędownikiem wprowadze-nia tzw. polonijnych okręgów wybor-czych do Sejmu i Senatu RP. Jakie jest Pana stanowisko w tej kwestii?

W ślad za Stanisławem Michalkiewi-czem już dawno jednoznacznie opowiedziałem się też za stałym udziałem Polaków z zagranicy w krajowych organach przedstawiciel-skich.

K. Ż. – Jak chciałby Pan z kolei wykorzystać wielki potencjał jaki drzemie w amerykańskiej Polonii? Mowa tutaj nie tylko o ponad 10 milionach ludzi przyznających się do polskich korzeni. Nasza społeczność uchodzi także za jedną z najbardziej zamożnych. Przez lata Polacy byli rozbijani przez agenturę PRLu, obecnie też nic nie wskazuje na to, aby rząd Ewy Kopacz przyczyniał się do wzmocnienia naszej pozycji w USA.

Komuniści zrobili wiele, by emigrację zdezintegrować i odsunąć, rządy post-peerelowskie to dzieło kontynu-owały – najwyższy czas przestać trzymać Polonię na dystans. Wielokrot-nie wyrażałem przekonanie, że do pomyślnego rozstrzygnięcia sprawy polskiej potrzebny jest powrót nowej „błękitnej armii” – bez żywego i bezpośredniego zaangażowania emigracji w życie polityczne Kraju. Co zresztą wcale nie musi we wszystkich przypadkach oznaczać powrotu w sensie dosłownym, geograficznym. W rozmowach z członkami Kongresu Polonii Amerykańskiej niejednokrotnie wyrażałem przekonanie, że KPA powinien otworzyć stałe „przedstawi-cielstwo dyplomatyczne” w Warsza-wie.

K. Ż. – Fatalna polityka względem Polaków zamieszkałych na Zacho-dzie to jedno. Można to bardzo

naciągając fakty usprawiedliwić tym, że niby sami sobie jesteśmy winni, opuściliśmy kraj... Niemniej co z naszymi rodakami, których to Polska, że tak to ujmę opuściła. Miliony Polaków na Kresach, Zaolziu. Koncepcja polityki, jak to Pan zwie „rządu warszawskiego” dąży do całkowitego wykorzenienia polskości z Wilna, Grodna, Dynebur-ga, czy Lwowa. Ma to pomóc uregu-lować dobre stosunki z sąsiadami. Giedroyć jest tutaj tylko przykryw-ką, czy rzeczywiście mamy władze o nie najwyższym poziomie intelektu-alnym?

To nie jest kwestia nierozgarnięcia, nieuwagi – to są po prostu zdrajcy u władzy. Co się tu święci, to widać dobrze, kiedy porównamy formalności, jakie przejść muszą Polacy ze Wscho-du pragnący osiedlić się w Ojczyźnie – w porównaniu z tą szybką ścieżką, jaka przysługuje tysiącom aplikujących o uznanie, czy nadanie obywatelstwa Polskiego w Izraelu, czy wobec krajowych organów władzy z powoła-niem się na pochodzenie żydowskie. Tu jest rażąca dysproporcja. Co do Polaków na Litwie, Białorusi, Ukrainie – władze warszawskie traktują ich po prostu instrumentalnie. Ich interesy są tanio wyprzedawane i podporządkowy-wane doraźnym koniunkturom politycznym. Z tym trzeba skończyć.

C. Ż. – Kwestia Kresów nieodzownie wiąże się z innym tematem. Ukraina, Donbas i problem „Rzezi Wołyń-skiej”. Każdy kto krytykuje politykę polskich władz prowadzoną wzglę-dem obecnego rządu na Ukrainie uznawany jest zrazu za „ruskiego agenta”. Wśród wielu polityków i dziennikarzy polskich przeradza się to wręcz w fobię. Niemniej odpowiedzmy sobie uczciwie, czy za przyjaźń uchodzą relacje gdzie z jednej strony nadstawia się za domniemanym przyjacielem karku, a w ramach odwdzięczenia dowiadu-jemy się, iż UPA to organizacja bohaterska? Żeby tylko na tym przykładzie poprzestać...

Jako reżyser-dokumentalista nasłucha-łem się świadectw ocalonych z rzezi wołyńskiej. Odpowiem więc krótko: prawda o ludobójstwie Polaków na Kresach nie może być przedmiotem jakichkolwiek targów – pamięć pomor-dowanych nie może być wyprzedawa-na za miraż jakichkolwiek zysków politycznych. Zwłaszcza, że i zyski te okazują się coraz bardziej problema-tyczne. W tej sprawie wypowiedziałem się szerzej odpowiadając na pytania Kresowiaków i Wołyniaków postawio-ne mi jako kandydatowi na najwyższy urząd – i do tych odpowiedzi, jednoznacznie potępiających i sama zbrodnię, i jej przemilczenie, odsyłam.

K. Ż. – Janusz Korwin – Mikke we wcześniejszej rozmowie z nami zastrzegł, że nie dopuści do tego by wykorzystywać choćby Polaków na Litwie w charakterze V kolumny. Jaki ma Pan stosunek do tego typu pomysłów, które mogłyby dopomóc scaleniu i zbudowaniu silnej społecz-ności polskiej, która czując więzy z Rzeczpospolitą przyczyniałaby się do wspomagania realizacji naszych interesów państwowych nie tylko na Wileńszczyźnie, ale też na Białej, Czarnej czy Czerwonej Rusi?

Są dwa klucze do tej sytuacji. W polityce wewnętrznej – po porostu wyzwolenie i wzmocnienie Polski. Polska jako kraj wolny od wyzysku fiskalnego i talmudyzmu biurokratycz-nego szybko podniesie się na tyle, by dawać oparcie również naszym rodakom żyjącym poza aktualnymi granicami Post-PRL-u. W polityce międzynarodowej zaś – kluczem jest dla nas Białoruś. Unormowanie, urealnienie kontaktów – przede wszystkim gospodarczych – na tym kierunku będzie wpływało normująco i ożywczo na nasze stosunki także z innymi państwami. Kiedy Mińsk i Warszawa zaczną wreszcie robić ze sobą dobre interesy, wówczas i w Wilnie dwa razy zastanowią się, zanim podejmą kolejną antypolską kampanię. I w Kijowie dwa razy pomyślą, zanim znów uczczą minuta ciszy w parlamen-cie jakiegoś mordercę Polaków.

K. Ż. – Wróćmy jeszcze do polityki krajowej i kampanii. Jak Pan odbiera prezydenturę Bronisława Komorowskiego?

Proszę czytać nową książkę Wojciecha Sumlińskiego poświęconą tej kreaturze sowieckich i postsowieckich służb. Tego człowieka trzeba po prostu jak najpilniej odsunąć od wszelkiego wpływu na los narodu. Najbardziej odpowiednie dlań miejsce w państwie, to ulica Rakowiecka w Warszawie.

K. Ż. – Grzegorz Braun wygrywa majowe wybory prezydenckie i...

Będzie się działo... (śmiech). Po prostu zacznie wracać normalność: wolność, ze szczególnym uwzględnieniem wolności gospodarczej, równość wobec prawa i wzajemność w stosun-kach z innymi państwami. Trzeba pilnie zadeklarować neutralność w wojnie ukraińskiej. Na 1050-lecie Chrztu Polski trzeba też pilnie podjąć narodowy rachunek sumienia i odprawić nowennę – w drodze do Intronizacji. Trzeba zmienić bez mała wszystkie zasadnicze akty prawne, które organizują – a właściwie dezorganizują – nasze życie. Trzeba dać Polakom nową, nadająca się do czytania konstytucję, nową ordynację

GrzegorzBraunkandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

5wywiad

Andrzej Duda: „Zwycięstwo jest realne!”– wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

Na jesieni ubiegłego roku Polacy dowiedzieli się, iż oficjalnym kandy-datem Prawa i Sprawiedliwości na urząd Prezydenta RP będzie Andrzej Duda. Może Pan zdradzić co było przyczyną podjęcia przez władze partii takiej właśnie decyzji personalnej?

Prawo i Sprawiedliwość to poważna i profesjonalna partia, dlatego decyzja o tym, kto będzie naszym kandydatem wymagała przejścia pewnej procedury, namysłu. W efekcie to ja dostałem propozycję kandydowania na zaszczyt-ny urząd Prezydenta RP. Podjąłem się tego odpowiedzialnego zadania, bo wierzę, że jestem w stanie godnie sprawować urząd prezydenta, być prezydentem niezależnym, energicz-nym, pracującym na rzecz obywateli.

Nie ukrywam, że pojawiały się liczne głosy, wręcz zarzuty dlaczego lider największego ugrupowania opozy-cyjnego nie stanie w szranki z Broni-sławem Komorowskim. Wielu odbierało to jako bojaźń przed kolejną przegraną. Na ile jest w tym prawdy?

Takie stwierdzenia nie mają nic wspól-nego z prawdą. W tym roku nakładają się wybory prezydenckie i parlamen-tarne i oczywiste było, że jako partia musimy być dobrze przygotowani do obu wyborów. I jesteśmy. Jestem kandydatem Prawa i Sprawiedliwości, a mówiąc precyzyjnie ugrupowań prawicowych na Prezydenta RP, a prezes Jarosław Kaczyński jest naszym kandydatem na premiera.

Pierwsze sondaże prezydenckie z

początku 2015 r. „dawały” Panu tylko kilkunastoprocentowe popar-cie, przy ponad 70 – procentowym obecnego lokatora Pałacu Namiest-nikowskiego. Kolejne miesiące kampanii przyniosło jednak Panu znaczący jego wzrost, który obecnie oscyluje w granicach 30 %. Co było zatem powodem początkowych kłopotów?

Nie nazywałbym tego kłopotami. Po prostu na starcie kampanii oczywiste było, że obecny prezydent będzie miał stosunkowo wysokie poparcie, które będzie topniało w trakcie kampanii. Moje notowania systematycznie rosną i głęboko wierze, że wygram wybory prezydenckie.

Pana najważniejszym celem w tej batalii jest niewątpliwie zwycięstwo. Z początku mało było podobnych Panu optymistów, ale obecnie sytuacja dla obozu rządzącego stała się już nieciekawa. Widzimy wyraź-ny trend, który wskazuje, że niemal pewna będzie druga tura, a w niej wszystko możliwe.

Po kilku tygodniach intensywnej kampanii widać, że druga tura jest już czymś pewnym. Do 10 maja zostało jeszcze trochę czasu, w których zamie-rzam prowadzić intensywną kampanię, by przekonywać Polaków do głosowa-nia na mnie. Zwycięstwo jest realne.

Niemniej do ostatecznej victorii zapewne niezbędne okażą się głosy wyborców, jak się sami określają – anty – systemowych. Co zatem może Pan zaproponować elektoratom np. Janusza Korwina – Mikke, Grzego-rza Brauna czy Pawła Kukiza?

Swoja ofertę kieruje do wszystkich Polaków, zarówno do tych, którzy mają określone sympatie polityczne, ale także do niezdecydowanych, czy tych, którzy deklarują, że nie pójdą na

wybory. Proponuję prezydenturę odważną, energiczną, odpowiedzialną. Prezydenturę, która nie będzie zamykać się na dialog i rozmowy z Polakami.

Kilka tygodni temu na konwencji wyborczej podpisałem umowę z Polakami opierając się na czterech filarach: rodzina, praca, bezpieczeń-stwo, dialog. To szereg konkretnych rozwiązań, jak przywrócenie poprzed-niego wieku emerytalnego, wspieranie rodzin, przedsiębiorców, troska o bezpieczeństwo Polaków w każdym wymiarze. To dobry program, Polacy na nim skorzystają, dlatego liczę na Ich poparcie.

Nawiązując w pewnym sensie do poprzedniego pytania proszę się odnieść do zasadniczej prerogatywy prezydenckiej jaką jest prowadzenie polityki zagranicznej. Mowa oczywi-ście o naszych interesach wschodnich – na Ukrainie. Elektoraty wspomnia-nych kandydatów nie życzą sobie angażowania się Polski w wojnę domową u naszego wschodniego sąsiada. Mogą na to liczyć?

Ukraina to nasz sąsiad i powinno nam zależeć, aby za naszymi wschodnimi granicami był pokój, Polska powinna pomagać, ale tylko w ramach progra-mów NATO. Dla mnie jako ewentual-nego przyszłego zwierzchnika sił zbrojnych najważniejsze są kwestie bezpieczeństwa Polski i Polaków i tej naczelnej zasadzie będą podporządko-wane wszystkie moje działania jeśli Polacy powierza mi ten zaszczytny urząd.

Pytanie jest tutaj o tyle zasadne, gdyż od lat obserwujemy, iż polska polity-ka zagraniczna nie przynosi nam żadnych wymiernych korzyści. Turcja za samą zgodę korzystania podczas nalotów na Irak z ich przestrzeni powietrznej otrzymała

od USA $5 mld (sic!). Polska wysłała wojska i nic z tego nie miała, wręcz tylko straty. Polityka to gra intere-sów, a sporo z nas znów się boi, że zaangażowanie, i to tak jawne po stronie obecnego rządu na Ukrainie znów przyniesie nam same straty.

Mogę tylko powtórzyć, że dla mnie najważniejsze są kwestie bezpieczeń-stwa Polski i Polaków i to będzie credo mojej prezydentury. Sojusz z USA jest dla nas niezwykle cenny, bo gwarantu-je nam bezpieczeństwo. Ale każdy sojusz powinien przynosić korzyści obu stronom a one powinny traktować się po partnersku. Jako prezydent będę prowadził taką politykę zagraniczną, która będzie gwarantowała nam podmiotową pozycję na arenie między-narodowej, a nasi sojusznicy i partne-rzy będą nas traktowali poważnie.

Victor Orban, wielki przyjaciel Polski, wielki do niedawna autorytet w środowisku Prawa i Sprawiedliwo-ści. Dlaczego został niedawno tak potraktowany przez prezesa Kaczyńskiego? Przecież gdzie jak nie u Węgrów, od wieków nam przyja-znemu narodowi mamy szukać oparcia w realizowaniu naszej polity-ki. Warto tak palić mosty?

Ceniliśmy Viktora Orbana za to, że potrafił wygrywać wybory uzyskując miażdżącą przewagę nad konkurencją, oraz za to, że najważniejszy był dla niego interes jego kraju, a nie wielkich koncernów międzynarodowych. Nie możemy jednak pochwalać jego zbliże-nia z Putinem. Ale oczywiście liczymy, że nasze stosunki z bratnim narodem węgierskim będą zawsze bardzo dobre.

Przejdźmy do spraw krajowych. Polakom na obczyźnie bardzo zależy na rozwoju ekonomicznym w kraju ojczystym. Nie jednego z nas do emigracji zmusiła sytuacja gospo-darcza w Polsce, nie jeden z nas

myśli stale o powrocie. Jak zamierza Pan przyczynić się do spełnienia, że tak przewrotnie ujmę, obietnicy Donalda Tuska sprzed 8 laty, kiedy to zapewniał, że rodacy śmiało będą mogli wracać do Kraju?

Donald Tusk oszukał Polaków, nie spełnił swoich obietnic. Głównym powodem emigracji jest bezrobocie, brak perspektyw, brak szans na własne mieszkanie. Emigracja to jeden z największych polskich problemów, setki tysięcy naszych rodaków, wyjechało za pracą, nie było jej dla nich w Ojczyźnie.

Ten trend można zatrzymać tylko wtedy, kiedy w Polsce będzie praca, godna płaca, prawo będzie przyjazne dla osób inwestujących, a przez to tworzących miejsca pracy, gdy młodzi ludzie będą mieli szanse na zakup własnego mieszkania. Do tego potrzeb-na jest odpowiedzialna polityka gospo-darcza, wspierająca polską przedsię-biorczość, ułatwiająca tworzenie miejsc pracy, wprowadzająca ulgi dla firm zwiększających zatrudnienie. To są właśnie elementy, mojego progra-mu.

Ważnymi prerogatywami prezy-denckimi są niewątpliwie weto ustawodawcze jak również sama inicjatywa ustawodawcza. Wiemy, że jest Pan zwolennikiem uchylenia ustaw, które dosłownie spowodowa-ły, że państwo obrabowało obywateli z setek miliardów złotych (OFE i podniesienie wieku emerytalnego oraz podatku VAT). Czy możemy liczyć, iż będzie Pan wetował każdą próbę podniesienia podatków, a sam będzie próbował doprowadzić do zmian w prawie podatkowym, aby je jak najbardziej uprościć?

Podwyższenie wieku emerytalnego oraz wzrost VAT uderzyło w miliony Polaków. To były antyspołeczne

AndrzejDudakandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.comThe Poland Timeswyborczą i podatkową, itd. itp. Mnóstwo pracy.

C. Ż. – Jaki jest tutaj Pana stosunek do Unii Europejskiej i waluty euro?

Nie ma się do zastanawiać nad rozlanym mlekiem: należy wszcząć procedurę secesyjną z Eurokołchozu.

K. Ż. – Załóżmy, że wyjdziemy z Unii, co dalej?

Handlujmy i układajmy się z kim się da, ale nie rezygnujmy z własnego państwa.

K. Ż. – Niedawno Bronisław Komo-

rowski ratyfikował Konwencję antyprzemocową. Motywował to m.in. tym, iż nie chcemy stać w ogonie europejskiego postępu. Faktem jednak jest to, że jesteśmy dopiero 10 krajem w UE, który wprowadził jej postanowienia w życie. PiS straszy tutaj Sodomią, czy rzeczywiście mamy się czegoś strasz-nego tutaj obawiać?

Podpisując tę konwencję Komorowski zobowiązał się w naszym imieniu m.in. do zwalczania „stereotypu” normalnej rodziny. Bo, jak wiadomo, w całej tej tzw. konwencji antyprzemocowej nie o przemoc chodzi, ale o wprowadzanie ideologii gender do ustroju państwa. I

temu właśnie trzeba się stanowczo przeciwstawiać.

K. Ż. – Pytaliśmy o to w poprzednim wywiadzie, niemniej ponowię je i tutaj. Wydaje się o tyle zasadne, że rywalizacja kampanijna mogła w ostatnim czasie wiele zmienić. Czy w jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu widzi Pan realną szansę na stworzenie jednego bloku antysyste-mowego z Grzegorzem Braunem, Jackiem Wilkiem, Marianem Kowal-skim, Januszem Korwinem–Mikke i Pawłem Kukizem?

Odpowiem dyplomatycznie, że podjęte przeze mnie w ostatnich miesiącach i

tygodniach starania o poszerzenie frontu działania, nie przyniosły, jak na razie, żadnych rezultatów. Z wielu stron dostrzegam raczej przemożną wolę uprawiania detalicznej polityczki – z marnowaniem szansy na poważną, hurtową transakcję polityczną. A moim zdaniem teraz właśnie jest czas na taki poważny, wizjonerski ruch, który wyłamywałby się poza ramy tego scenariusza, który dla nas inni piszą.

C. Ż. – Na koniec pozwólmy sobie jeszcze na małą wróżbę. Co się stanie jeśli Bronisław Komorowski uzyska reelekcję?

Będzie to oznaczało milowy krok na

drodze do realizacji scenariusza rozbiorowego – kolejny etap konstytu-owania się kondominium rosyjsko-nie-mieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym na naszym terytorium.

K. Ż. / C. Ż. – Dziękujemy za rozmo-wę i życzymy pomyślnego wyniku i to nie tylko w tych najbliższych wyborach.

Również dziękuję i wierzę, że w maju Polonia dokona właściwego wyboru.

Wywiad przeprowadzili: Krystian Żelazny / Cezary Żelazny

Na wstępie pragnę pogratulować sprawności organizacyjnej. Jako pierwszy z kandydatów ubiegają-cych się o urząd głowy państwa zebrał Pan i złożył wymagane 100 tys. podpisów. W czym tkwi tajemni-ca zbudowania przez Pana tak sprawnych struktur partyjny, w tak niewiarygodnie krótkim czasie?

Ludzie chcą zmian – i popierają tego, kto je zagwarantuje.

Nie żałuje Pan odejścia z Kongresu Nowej Prawicy, co by nie rzec także Pańskiego „dziecka”?

Nie. Gdybym miał żałować, to bym nie odchodził.

Przez wielu konserwatywno -liberal-nych wyborców Pana exodus był poczytany za próbę rozbicia środo-wiska. W KNP pozostało szereg rozpoznawalnych twarzy jak choćby Artur Dziambor i Jacek Wilk. Widzi Pan szansę by w przyszłości udało stworzyć się na powrót wspólną formację polityczną z tymi osobami?

Tak.

Jeszcze jedno, myślę istotne pytanie interesujące środowisko wolnościo-we. Czym różni się Pański program od tego prezentowanego przez kandydata KNP, Jacka Wilka?

Chyba niczym.

Jest Pan wielkim zwolennikiem kary śmierci. Jak wyobraża sobie Pan możliwość jej wprowadzenia do polskiego prawodawstwa w obecnych realiach geopolitycznych (jesteśmy związani umowami międzynarodowymi, które zabrania-ją jej stosowania)?

Wystarczy wypowiedzieć podpis pod Protokołem Nr. 6 Rady Europy.

Innym z ważnych postulatów jest przeprowadzenie rewolucji w systemie podatkowym Polski. Zapowiedział Pan, że będzie wzoro-wał się w tym na premierze Węgier. Przy całej sympatii względem jego pomyśle likwidacji podatku docho-dowego, trzeba zauważyć, że wprowadził z drugiej strony szereg innych podatków. Jak dalece zatem chciałby Pan się na węgierskim

polityku wzorować?Kiedy On dopiero chce podatek docho-dowy zlikwidować! A to naprawdę trzeba zrobić.

Chyba najbardziej znaczącą prerogatywą prezydencką jest prowadzenie polityki zagranicznej. Obecny prezydent mocno kompro-mituje nasz kraj szeregiem wpadek, jak choćby słynna wyprawa do

Cesarstwa Japonii. Jednak to nie wszystko. Można zauważyć, iż nasza polityka zagraniczna jest… no właśnie, nie nasza. Proszę powiedzieć jaką ma Pan tutaj własną wizję jej prowadzenia w przeciągu następ-nych 5 lat?

Istotnie, nie nasza. Ja stanowczo odrzucam śp. Lecha Kaczyńskiego teorię Dwóch Wrogów. Na razie dążę do zapobieżenia III wojnie światowej poprzez ogłoszenie neutralności w/s Ukrainy.

Proszę powiedzieć, czy uważa Pan Polaków mieszkających na Kresach, czy Polonię z krajów zachodnich za ważny aspekt prowadzenia naszej polityki zagranicznej? Jeśli tak to w jaki sposób widziałby Pan ich rolę?

Zdecydowanie sprzeciwiam się używa-niu Polaków na Białej Rusi i Litwie jako V Kolumny. Co do Polaków na Zachodzie, wielu z nich mam cenne

kontakty, które trzeba wykorzystać.Mówi się o zagrożeniu rosyjskim. Tymczasem, to nie Rosja a Niemcy mają względem nas roszczenia terytorialne. Czy dostrzega Pan tutaj pewną analogię do wojny w obronie Konstytucji 3go Maja z 1792 r.?

Oczywiście, że tak!

Wspomniany rok jednoznacznie kojarzy się nam z Targowicą. Czy za Pańskich rządów możemy liczyć na rozliczenie osób, które aktualnie

sprawują władze za choćby dopro-wadzenie do tak wielkiego zadłuże-nia kraju? Zaznaczam, że PO może nadal sprawować w trakcie Pańskiej prezydentury władzę.

Niestety żyjemy w d***kracji – a większość chciała i chyba chce dalsze-go zadłużania.

W logu Pańskiej partii widnieje korona, nie ukrywa Pan także swoich sympatii promonarchistycz-nych. Ubiega się Pan jednak o stricte republikański urząd. Czyżbyśmy mieli się szykować na drugiego Napoleona III?

Trudno powiedzieć, jakie będą możliwości, gdy pojawi się kryzys. Notabene istnieje zasadnicza różnica miedzy monarchizmem, a cezary-zmem.

Na koniec muszę spytać się o przyszłość. Wybory prezydenckie to jedno, jednak aby sprawować realne rządy Pańska formacja musi ponad-to uzyskać sukces w jesiennych wyborach parlamentarnych. Czy zakłada Pan tutaj samodzielny start partii KORWiN, czy możliwe jest też otworzenie się na środowiska narodowe, albo osoby pokroju Pawła Kukiza czy Grzegorza Brauna?

Nie przesądzam, czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu w nadchodzących wyborach.

Dziękuję!

Rozmawiał:Krystian Żelazny

6 wywiad

Janusz Korwin – Mikke: „Dążę do zapobieżenia III wojnie światowej!”– wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

decyzje. Jeśli zostanę prezydentem to moją pierwszą inicjatywą ustawodaw-czą będzie zgłoszenie ustawy przywra-cającej poprzedni wiek emerytalny. Nie będę też zgadzał się na takie podnosze-nie podatków, które uderza w miliony polskich rodzin, które uderza w ludzi niezamożnych. Nie można cały czas szukać pieniędzy w kieszeniach najuboższych.

Co ciekawe, właśnie lewicowy polityk, Janusz Palikot zapropono-wał likwidację ZUSu i wprowadzenie tzw. emerytury obywatelskiej. Jest to tym bardziej zasadne gdy dostrzeże-my, iż emerytury i tak w większości wypłacane są już teraz z budżetu państwa, ale ponadto zlikwidujemy z jednej strony nierówności wśród emerytów, a z drugiej ogromną biurokrację i kaganiec na młodych przedsiębiorców, którzy jeszcze nic nie zarabiając muszą płacić haracz w postaci opłat zusowskich. Podpisał by się Pan pod tym projektem?

Nasz system emerytalny wymaga naprawy. Potrzebujemy poważnej dyskusji, debaty społecznej na ten temat, wsłuchania się w głosy eksper-tów, związków zawodowych, pracodawców, wsłuchania się w głosy społeczeństwa. Tymczasem koalicja PO-PSL przy aprobacie Bronisława Komorowskiego pospiesznie wprowa-dziła wydłużenie wieku emerytalnego. Zlekceważyła półtora miliona podpisów pod wnioskiem o referen-dum w tej sprawie. Potrzebujemy systemu emerytalnego, który nie będzie skazywał Polek i Polaków na ciężką pracę do późnej starości, a potem na głodowe emerytury. To wymaga całościowej reformy, w tym także głęboką reformę ZUS-u.Jak już wspomniałem, reprezentuję polonijne pismo, a zatem nie sposób uciec od pytań związanych z USA. Kto jest dla naszego kraju ważniej-szym sojusznikiem Waszyngton czy Bruksela?

To fałszywa alternatywa. Na szczęście Polska nie musi wybierać pomiędzy Waszyngtonem a Brukselą, bo jako członek NATO i Unii Europejskiej mamy dobre relacje z naszym amery-kańskim sojusznikiem pozostając jednocześnie członkiem UE. W tym nie ma żadnej sprzeczności.

W USA mieszka ponad 10 mln ludzi, którzy przyznają się do polskiego pochodzenia. Około miliona na co dzień posługuje się językiem polskim. Według opracowań uczonych z Uniwersytetu Kalifornij-skiego Polacy stanowią trzecią pod względem zamożności grupę narodo-wościową w Ameryce. Niestety, przez lata komuny (a chyba i później też) nasza diaspora była ciągle rozbijana. Polscy politycy nawet teraz de facto w niewielkim stopniu wykorzystują nas do jakichkolwiek realizacji polskiej polityki. Dlaczego tak się dzieje i czy Pan to będzie chciał zmienić?

Chciałbym bardzo aby Polacy rozsiani po całym świecie byli przedłużeniem naszej dyplomacji, by lobbowali za swoją Ojczyzną. Polacy mieszkający w USA, amerykańska Polonia ma ogrom-ne zasługi dla Ojczyzny. W okresie komunizmu wspieraliście nasze wolno-ściowe dążenia. A po 90 roku byliście bardzo pomocni w naszej drodze do NATO. Jako prezydent będę o Was pamiętał, bo wiem, że na Polska może na Was liczyć. Dziękuję Wam za wszystko co zrobiliście dla Polski.

Na koniec prosiłbym o odniesienie się do wydarzeń z 8 marca mających miejsce na krakowskim Rynku. Młody aktywista prawicowy, Marek Majcher został aresztowany i przebywa po dziś dzień w areszcie za domniemany zamach na głowę państwa. Miał podobno z odległości 20 metrów, przerzucając licznie ustawione drzewce usiłować rzucić w prezydenta… krzesłem. Parodia tejże prezydentury, ale i zmarnowa-

ne życie Bogu Ducha winnemu chłopakowi.

Jestem oczywiście przeciwnikiem jakiejkolwiek przemocy i agresji fizycznej, ale z tego co wiem, zachowanie tego pana było pewnego rodzaju happeningiem i w żaden sposób nie zagrażało zdrowiu czy tym bardziej życiu prezydenta Komorow-skiego.

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i w razie zmierzenia się w II turze z obecnie urzędującym prezydentem życzę uzyskania przynajmniej 50% plus jeden głos dnia 24 maja 2015 r.

Bardzo dziękuje za życzenia i wierze, że Polonia amerykańska licznie weźmie udział w wyborach i 10 maja zagłosuję na mnie.

Rozmawiał:Krystian Żelazny

JanuszKorwin-Mikkekandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

7wywiad

Marian Kowalski: "Komorowski wpycha nas w wojnę z Rosją!"- wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

Przez blisko dwie dekady związany był Pan przede wszystkim z Unią Polityki Realnej. Obecny start na urząd Prezydenta RP z ramienia Ruchu Narodowego dla wielu sympatyków idei koliberalnej może wydawać się co najmniej dziwny, będący nawet i zdradą myśli politycznej prezentowanej przez poprzednie środowisko wolnościowe. Jakby Pan odniósł się do takiego zarzutu?

Wciąż jestem wolnościowcem, uważam jednak, że państwo powinno stać na straży Polskiego interesu narodowego także w gospodarce. Unia Europejska jest bezwzględna, fawory-zuje interesy „starej unii”kosztem naszych firm. Niewidzialna ręka rynku jest zbyt słaba gdy grozi nam socjali-styczna pięść zachodu. Pamiętajmy kto rządzi Polską.

Trzymając się jeszcze przez chwilę poruszonego wątku nie sposób przejść obok problemu rozbicia polskiej prawicy. Pojawiają się coraz częściej pewne skowronki nadziei jak choćby porozumienie przedwybor-cze Jacka Wilka z Grzegorzem Braunem, niemniej nadal wydają się one nie wystarczające. Czy nie uważa Pan, iż ugrupowania postrze-gane jako prawica anty – systemowa powinny wystawić jednego, a nie aż kilku kandydatów na prezydenta?

Poparcie powinien zyskać ten kto zbierze 100 tys podpisów i ma trwałe struktury organizacyjne. Bolączką są silne osobowości bez organizacji.

Jak postrzega Pan fakt przeciwsta-wienia obecnej głowie państwa

przeciwników wywodzących się co najwyżej z drugiego, jeśli nie trzecie-go szeregu partyjnego ugrupowań takich jak PiS, SLD czy PSL? Czy wspomniane partie uznały osobę Bronisława Komorowskiego za tak wybitnego przywódcę narodu, z którym nie ma co w ogóle podejmo-wać walki?

Myślę, że dostali rozkaz od swych mocodawców (USA) by wygrał Komo-rowski i wpakował nas w wojnę z Rosją. Człowiek ten drażni Putina a nie ma ani armii ani pieniędzy. Ukraina to kiepski powód by teraz ryzykować konflikt .

Poparcie dla Ruchu Narodowego w ostatnich wyborach oscylowało na poziomie tylko 1 – 2 %. Jak zamierza Pan przekonań wyborców, by popar-li gremialnie właśnie Mariana Kowalskiego?

Nasz komitet wyborczy ma kilka miesięcy a przeszedł dwie kampanie bez pieniędzy i mediów. Podwoiliśmy ilość zwolenników i mamy samorzą-dowców. I tylko mnie pomijają media mimo konferencji prasowych.

Zakładamy, że wygrywa Pan wybory. Jak wyglądała by Pana prezydentura?

Nie wpycham Polski w konflikt na wschodzie, zabezpieczam żyjących tam Polaków, uwalniam gospodarkę (zadzierając z Unią), buduje armię i sojusz środkowoeuropejski. Promuję system prezydencki.

Czy można byłoby liczyć na Pana czynne zaangażowanie się w kwestie polskiej polityki wschodniej i napra-wienie wszelkich błędów obecnej, reprezentowanej przez zarówno Bronisława Komorowskiego jak i Ewę Kopacz dyplomacji Rzeczypo-

spolitej?

Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Więcej zręczności i dyskrecji bez rozgłaszania w mediach że trzeba zaopatrywać Ukrainę w broń. Ani Rosja ani Ukraina nie będą nigdy naszymi przyjaciółmi. Są to jednak atrakcyjne rynki.

Skoro jesteśmy już przy kwestii wschodniej. Jak Pan uważa, dlacze-go Prawo i Sprawiedliwość tak

jednoznacznie opowiada się po stronie obecnego rządu ukraińskiego wyłonionego przecież na skutek zamachu stanu, a więc nie mającego nic wspólnego z demokracją, której tak wielu polskich polityków hołubi?

PiS żyje złudzeniami że dzisiejsze USA to kraj WASP-ów jak za Reagana. Albo są głupi albo to agentura. Myślę że USA jedynie chce zdyscyplinować Rosję by w razie konfliktu Chiny-USA była jej sojusznikiem. Gdyby Ameryka naprawdę chciała rozbić Rosję to …..

Podoba się Panu polityka Wiktora Orbana względem Kijowa?

Tak. Wobec Brukseli też.

Kresy, ziemie należące przez stulecia do państwa polskiego, na których nadal żyją miliony naszych rodaków. Czy za pana prezydentury odejdzie-my od zgubnej dla Rzeczpospolitej polityki „gedryciowskiej” i będziemy jawnie wspierać polskich autochto-nów zza Buga?

Zdecydowanie tak. Rząd kijowski wysyła na front przedstawicieli

mniejszości. W tym Polaków. To skandal!

The Poland Times jest pismem wydawanym w USA. Muszę siłą rzeczy zapytać się o Pana stosunek do obecnego prezydenta Barack’a Obamy i ew. szans na współpracę z jego gabinetem po 10 maja 2015 r.

To polityczny bankrut i przyczyna zuchwałości Putina. Niszczy ducha Amerykańskiego i pcha świat ku katastrofie.

Spytam przewrotnie, życzyłby Pan sobie aby na obszarze Polski utworzono amerykańskie bazy wojskowe na wzór tych rosyjskich sprzed 1993 r.?

Mamy własne wojsko. Potrzebujemy jedynie sprzętu i lojalnych sojuszni-ków. Jeśli mieliby tu być Amerykanie to Polskiego pochodzenia.

Powracając jeszcze na koniec do polityki stricte krajowej. Podpisał by Pan ustawy podnoszące wiek emery-talny, czy zwiększające obciążenia fiskalne?

Nigdy, prędzej rozpędzę sejm.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę pomyślnego wyniku w nadchodzą-cych wyborach.

Dziękuję i pozdrawiam Polaków. Wierzę, że przyjdzie czas gdy wrócicie do ojczyzny budować jej potęgę i chwałę. Wasze doświadczenie, mądrość, znajomość świata i pieniądze powinny owocować tu na ziemi przodków, dając Wam korzyść i poczu-cie dumy. Czołem Wielkiej Polsce!!!

Rozmawiał:Krystian Żelazny

MarianKowalskikandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

8 wywiad

Paweł Kukiz: "Politycy mają służyć obywatelom!"- wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

Przez lata Polakom kojarzył się Pan jako lider popularnego zespołu Piersi. Niemniej począwszy od 2009 r. coraz głośniej o Pawle Kukizie jako polityku. Co stało się zasadni-czym powodem Pańskiego, tak znacznego zaangażowania w tym właśnie kierunku?

Miłość do Ojczyzny, niezgoda na to co dzieje się w kraju, właśnie w tej kolejności…

Pozostaje jakiś żal po rozstaniu z zespołem, któremu poświęcił Pan ponad połowę swojego życia?

Jak się poświęciło czemuś tyle zdrowia, serca i w końcu kawał życia, to zawsze coś zostaje, zwłaszcza gdy widzisz do czego to zmierza, ale teraz, w środku Kampanii staram się o tym nie myśleć.

Dobrze, zatem powracając do meritum wywiadu. Ogłosił Pan niedawno chęć podjęcia rywalizacji o urząd Prezydenta RP. Dla wielu osób było to znacznym zaskoczeniem, jednak pierwsze sondaże dają Panu przynajmniej czwarte miejsce z niekiedy nawet 7% -owym popar-ciem. Czy liczy Pan na wyprzedzenie 10 maja Andrzeja Dudy i zmierzenie się w drugiej turze z obecnym lokato-rem Pałacu Namiestnikowskiego?

Jak się nie wierzy w zwycięstwo to się do czegoś nie zabiera, wierzę, że mój sukces będzie prawdziwym sukcesem polskiego społeczeństwa, ja jestem jedynie pretekstem, spoiwem pewnych działań, swoistym społecznym katalizatorem zmian, których chcą Obywatele… Ja - jako Paweł Kukiz, osoba - jestem w tym wszystkim najmniej ważny. Według badań publikowanych w mediach mam trzecie miejsce i poparcie od 6-8%, ale i tak na szczęście ostatni głos należy do wyborców. Gdyby wg sondaży dało się polecieć na Księżyc to już dawno byłaby tam stacja kosmiczna Twardow-ski, ale liczą się twarde fakty i na tym się skupiajmy.

Rozumiem, w każdym Pańska dotychczasowa działalność społeczna była w znaczącym stopniu poświęco-na akcji zmierzającej do wprowadze-nia w polskiej ordynacji wyborczej do Sejmu jednomandatowych okręgów wyborczych. Obecna konstytucja nie pozwala na takie rozwiązanie. Wielu prawników i politologów uważa także, iż taka

zmiana znacząco wypaczała by wyniki wyborów. Czy nie lepszym wyjściem było zastosowanie tzw. ordynacji mieszanej z połową okręgów jednomandatowych oraz połową opartych na zasadzie propor-cjonalności, jak to ma miejsce chociażby na Litwie?

Moja zasadnicza działalność społeczna trwa od zawsze, ale to nie jest coś, czym muszą się chwalić przyzwoici ludzie, po prostu pewne rzeczy się robi bo tak trzeba, a nie dlatego, że stoi za tym jakaś idea polityczna. Niezgodę na stan rzeczy miałem w sobie od dziecka, bo tak mnie wychowano, mój dziadek został rozstrzelany przez Sowietów na lwowskich Brygidkach, ojciec z siostrą i mamą trafili do Kazachstanu, mama cudem przeżyła powstanie w Warsza-wie, tego się nie zapomina… A JOWy to narzędzie upodmiotowienia na wzór brytyjski polskiego społeczeństwa, które obecnie jest zakładnikiem polityków, zamiast być ich pracodaw-cą. JOWy to granat rozsadzający postmagdalenkowe sitwy. Połowa granatu nie wystarczy by zwrócić państwo obywatelom.

Zakładamy, że zostanie Pan głową państwa polskiego w latach 2015 – 25. Dziesięć lat to i dużo, i mało by w pełni zrealizować swoje cele progra-mowe. Proszę wymienić trzy najistotniejsze, które jako prezydent jest Pan w stanie samodzielnie zreali-zować?

10 lat?? Pan przecenia polskie i moje możliwości (uśmiech). Na razie można być wybranym na 5 lat. Zawsze powta-rzałem i dalej powtarzam, zmiana modelu ustrojowego państwa, poprzez wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych i wynikające z tego upodmiotowienie obywateli oraz odwrócenie relacji politycy/partiokraci – obywatele, politycy mają służyć obywatelom, a nie traktować ich jak niewolników za obywatelskie pienią-dze. Prostą konsekwencją tego stanu rzeczy będzie odbiurokratyzowanie państwa. Biurokracja służy klanom politycznym jako element systemu łupienia państwa i obywateli.

Nie przeceniam, niemniej idąc dalej za ciosem. Do prerogatyw prezyden-

ta zalicza się m. in. możliwość zastosowania weta. Jakie projekty ustaw spotkają się z Pana stanow-czym sprzeciwem?

Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić ustaw, jakie są obecnie w stanie przeprowadzać i wymyślać rozmaici przedstawiciele partii politycznych. Jest ich tak wiele, że nikt nie panuje de facto nad procesem legislacyjnym w Polsce. Obecnie władza już dawno nie zajmuje się problemami zwykłych Polaków i tym, czego potrzebuje państwo, by odzyska-ło podmiotowość. Ciągle w mediach królują dyżurne tematy, mające charak-ter tematów zastępczych, do roznieca-nia i sterowania emocjami społeczny-mi. Najpierw musimy stworzyć teraźniejszość, by móc budować przyszłość – to co powiedziałem w Jarocinie 30 lat temu jest dalej aktual-ne, najważniejsza jest gospodarka i to, by Polacy w końcu czuli się w swoim kraju jak w Ojczyźnie, a nie w kolonii karnej. Dlatego korzystając w konsul-tacjach z takich ciał jak Rada Gabineto-wa, doradcy, tematy fasadowe automa-tycznie byłyby traktowane jako te,

mające niższy priorytet. Odbudował-bym instytucję referendum i jej znacze-nie w procesie stanowienia prawa. Już samo to wyklucza słowo „stanow-czość” poddane w tezie pytania.

Pańscy przodkowie wywodzili się z obszarów przedwojennej Rzeczpo-spolitej. Rodzina Kukizów znana jest ze szczególnego sentymentu jakim darzy ziemie zabużańskie. Prezydent RP z kolei jest jednym z głównych filarów polskiej polityki zagranicz-nej. W związku z tym nasuwa się zasadnicze pytanie, czy nasze obecne zaangażowanie się po stronie rządu, który uformował się w Kijowie na skutek zamachu stanu w lutym 2014 r. jest dla nas korzystne, a jeśli nie to jakie stanowisko względem konfliktu w Donbasie powinna zając polska dyplomacja?

Nie ma czegoś takiego jak konflikt w Donbasie, to na Ukrainie jest wojna, trzeba to jasno i precyzyjnie powie-dzieć. Pana ocena sytuacji w Kijowie też jest tylko jedną z wielu opcji możliwych. Pan uważa, że to był

zamach, a być może był to akt woli mieszkańców Ukrainy przerażonych skalą patologii zachodzących w ich kraju. Wojna tocząca się na obszarze bezpośredniego sąsiada musi niepokoić i niepokoi, zwłaszcza, że na skutek budowania państwa „zgody i bezpie-czeństwa” nie mamy ani sprawnej armii, ani „tarczy rakietowej”, którą obiecywały nam Stany Zjednoczone Ameryki. W takiej sytuacji mówienie o jakimkolwiek zaangażowaniu w działania wojenne, czy w dostarczanie broni w obszar konfliktu jest w wysokim stopniu nieodpowiedzialne. Natomiast powinniśmy pomagać humanitarnie, wszystkim potrzebują-cym i w miarę swoich możliwości, choć te, dzięki polityce ekonomicznej obecnego rządu – są wyjątkowo skrom-ne. Proszę pamiętać o słowach byłego ministra spraw wewnętrznych, Bartło-mieja Sienkiewicza, który nie mając pojęcia o tym, ze jest nagrywany zdiagnozował stan państwa w jednym zdaniu: „Polska istnieje tylko teoretycznie”.

Jako, iż reprezentuję pismo polonij-ne, nie sposób przejść obok proble-

mów jakie doskwierają Polakom mieszkającym poza granicami Ojczyzny. Nie każdy z nas udał się na emigrację. Wielu po prostu sama Polska opuściła, jak w przypadku Kresów, czy Zaolzia. Polscy autochtoni, w szczególności na Litwie, Białorusi i Ukrainie spotyka-ją się z wieloma problemami, jak przymusowa wręcz asymilacja, utrudnienia w prowadzeniu edukacji z polskim językiem wykładowym czy wręcz karanie za posługiwanie się naszą mową jak to ma miejsce w przypadku Litwy (grzywny za polskie napisy ulic na prywatnych posesjach). Rządy polskie od 25 lat stosują zgubną, giedroyciowską politykę względem wschodnich sąsiadów. Czy w okresie Pańskiego urzędowania możemy liczyć na zasadniczą jej zmianę?

Mam więcej pieczątek ukraińskich w swoim paszporcie niż jakichkolwiek innych, prowadzę też od dłuższego czasu jako redaktor naczelny portal poświęcony cmentarzom i śladom materialnym po dawnej Rzeczypospo-

litej - nieobecni.com.pl. Siłą rzeczy problem tzw. Kresów jest dla mnie istotny. Ale podstawowym priorytetem jest odbudowa Wspólnoty Polskiej odtworzenie więzi między Polakami w kraju i za granicą. Gdziekolwiek są, czy pozostali ze względu na proces zmiany granic i do którejkolwiek fali migracyjnej należą. W końcu w ostatnich latach mamy do czynienia z masową emigracją z Polski. W okresie po powstaniu listopadowym opuściło Polskę 40 tys. mieszkańców i to jest nazywane w zapisach historycznych „Wielką Emigracją”, teraz, tylko w ostatnich latach Polskę opuściło ponad 3 miliony Polaków więc o czym my mówimy… Najpierw zacznijmy rozwiązywać problemy wspólnotowe i zacznijmy się szanować, a problemy naszych mniejszości zaczną się rozwią-zywać. Z silnym państwem nie tylko ludzie chcą się identyfikować, ale i inne kraje muszą się liczyć. Skoro jesteśmy już przy tematyce polonijnej. Uważa Pan kwestię zniesienia wiz dla Polaków przez rząd USA za istotną z perspektywy naszych interesów, czy raczej należy ją traktować jako symboliczny wyraz naszych stosunków z tym super mocarstwem?

W Ameryce byłem nie raz, jak nawet pisałem w piosenkach... Ale jak napisa-łem wcześniej, odbudujmy polską wspólnotę i podmiotowość państwa, a potem problemy a aktami symbolicz-nymi, jakimi są m.in. tzw. wizy – sam się rozwiąże. Naszym interesem jest tu i teraz, czyli wzmocnienie kraju – reszta to pochodna tej kwestii.

Na zakończenie poświęćmy chwilę sprawie europejskiej, która także jawi się jako niezwykle dla nas istotna. Będąc prezydentem zostanie Pan orędownikiem czy przeciwni-kiem wprowadzenia waluty euro zamiast rodzimej złotówki?

Wprowadzenie Euro w obecnej sytuacji ekonomicznej to gwóźdź do trumny.

Dziękuję za rozmowę i życzę jak najlepszego wyniku 10 maja.

Dziękuję serdecznie i pozdrawiam Redakcję i Rodaków w Ameryce, chciałbym tez na koniec zaapelować o poparcie mojego stanowiska w sprawie stworzenia przez USA analogicznego do programu edukacji o tragedii Holocaustu - programu edukacyjnego o tym co działo się w Polsce w czasie i po II wojny światowej. Zwłaszcza w kontekście ostatniej wypowiedzi dyrektora FBI.

Rozmawiał:Krystian Żelazny

PawełKukizkandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

9wywiad

Paweł Tanajno: „Polska ma swoje tradycje demokracji bezpośredniej!”– wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

Spośród wszystkich 11 kandydatów na urząd Prezydenta RP jest Pan chyba najmniej rozpoznawalnym politykiem. Jednak trudno się temu faktowi dziwić skoro sam Pan deklaruje, iż nigdy wspomniana profesja nie była Panu bliska. Dopie-ro niedawno coś się w tym względzie zmieniło. Co takiego skłoniło Pana do podjęcia decyzji o starcie w właśnie tych wyborach?

Ja nie jestem politykiem. Jestem zwykłym obywatelem. Polacy mają dosyć polityków i kandydatów oderwa-nych od rzeczywistości życia w Polsce. Jestem od 18 roku życia przedsiębiorcą i z racji aktywności życiowej bliskie są mi problemy jakie stwarza Państwo przeciętnemu obywatelowi. Kandyduje po to, aby obywatele mieli wybór.

Reprezentuje Pan formację politycz-ną mieniącą się wymowną nazwą – „Demokracja Bezpośrednia”. Specjalnie nie mówię tu o partii politycznej, gdyż Państwo sami się od tego dystansujecie. Może Pan przybliżyć naszym czytelnikom najważniejsze cele, które Wam przyświecają?

Art. 4. Konstytucji Polski mówi, że naród może sprawować władze bezpo-średnio – bez udziału polityków. Przez 25 lat politycy zrobili wszystko aby ustawami ograniczyć prawo do decydowania bezpośrednio. Chcemy, aby podobni jak w stanach USA, obywatele mogli ustanowić prawo wedle swojego uznania a nie wedle widzimisie polityków np. w sprawie legalizacji marihuany.

Zważywszy na poglądy środowiska, które Pan reprezentuje nie trudno się domyśleć, że ideałem, do którego zapewne będziecie chcieli dążyć jest model szwajcarski. Choć może się mylę i chcielibyście pójść jeszcze dalej?

Szwajcaria to tylko przykład. Polska ma swoje tradycje demokracji bezpo-średniej, mamy ją wpisaną w Konstytu-cję. Chcemy rozwoju tych narzędzi sprawowania władzy. Równie dobrym przykładem jak Szwajcaria mogą być USA lub Niemcy itp.

Urząd prezydenta w Polsce został tak pomyślany, że de facto osoba go piastująca bez zasadniczego wspar-cia większości sejmowej nic nie może zdziałać. Prezydent będący w kontrze względem rządu może

jednak napsuć mu wiele krwi choćby poprzez zastosowanie veta lub skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Które z ustaw przeforsowanych w ciągu ostatnich 5 lat przez koalicję PO – PSL i podpi-sane przez Bronisława Komorow-skiego, by Pan z całą pewnością zawetował?

Wręcz odwrotnie. Został tak pomyśla-ny, aby prezydent z poza układu PO-PIS, miął realną władzę wobec dwóch głównych partii w Sejmie. Widząc, że 90% ustaw głosowanych w Sejmie nie zostało nawet przeczyta-nych przez posłów, zawetowałbym większość, do skutku, aż zaczęliby czytać i analizować przepisy, nad którymi głosują. Prawie 500 ustaw uchwalił Sejm.

Kancelaria Prezydenta dysponuje dość znacznym budżetem liczonym w kilkaset milinów złotych. Jest to o wiele więcej niż „najdroższa” monarchia w Europie. Jednak prestiż i nawet walory turystyczne krajów gdzie panuje właśnie taki ustrój sprawiają, że wspomniane wydatki odpowiednio się bilansują. Byłby Pan skłonny poddać pod głosowanie w referendów postulatu głoszonego przez paru Pańskich konkurentów odnoszącego się do restauracji monarchii w Polsce?

Jasne. Chciałbym aby w jednym referendum, jednego dnia, Polacy odpowiedzieli na szereg pytań w których wyznaczyliby kierunku rozwo-

ju na kolejne lata i zamknęli politykom drogę do zajmowania się medialnymi tematami – typu in vitro, monarchia, aborcja itp. a zmusili ich do czytania ustaw, nad którymi głosują.

Trzeba przyznać, że najważniejszą funkcją jaką przyznaje głowie państwa obowiązująca konstytucja z 1997 r. jest współprowadzenie polity-ki zagranicznej. Oczywiście rola ministra spraw zagranicznych jest tutaj priorytetowa, ale mimo wszyst-ko prezydent może nader wiele jeśli tylko chce w tej dziedzinie „popisać się” swoją niezależnością. Czy w przypadku kwestii ukraińskiej będzie Pan współdziałał z rządem, czy jednak widzi Pan tutaj inne rozwiązania, które miałyby okazać się lepsze dla Polski?

Nie zgodzę się. Prezydent został powołany aby stać na straży konstytu-cji. Żaden z dotychczasowych prezydentów tego nie robił zajmując się błahostkami i grą partyjną. Nadzór nad prawami i wolnością obywateli to jego najważniejsza funkcja. W kwestii polityki zagranicznej prezydent pełni tylko funkcje reprezentacyjne i współ-praca z rządem jest niezbędna aby zachować jednolite stanowisko na zewnątrz.

Skoro jesteśmy już przy kwestiach wybiegających poza granice dzisiej-szej Rzeczpospolitej. W szczególno-ści na Litwie, Łotwie, Czechach, Białorusi i Ukrainie mieszka wielu polskich autochtonów, powszechnie zwanymi Kresowiakami. Nasi rodacy nie wyjechali z Polski, to ich, że tak ujmę – Polska opuściła. Podtrzymywanie polskości w szczególności na Litwie, gdzie są oni mocno dyskryminowani przez tamtejsze prawodawstwo uchodzi za czyn wręcz heroiczny. Niekiedy wręcz, jak parę lat temu w przypad-ku Beaty Naniewicz muszą za swą sprawę przelewać i krew. Polska społeczność na tych terenach w myśl koncepcji Giedroycia, która tak przypadła do gustu obecnemu rządo-wi ma być na tych terenach poddana asymilacji, unicestwieniu w imię dobrych relacji z sąsiednimi państwami postsowieckimi. Jaki jest Pana stosunek do tej kwestii, czy możemy liczyć na większe wsparcie dla tych kilku milionów Polaków?

To typowa prerogatywa rządu nie prezydenta. Prezydent oczywiście może zabiegać i wspierać. Mój ojciec był kresowiakiem i ja osobiście jestem całym sercem za wsparciem Polaków mieszkających na wschodzie.

Była mowa o Polakach – autochto-nach, porozmawiajmy chwilkę o Polakach – emigrantach, czyli Polonii. W takich krajach jak USA, Kanada, Brazylia stanowimy w sumie kilkunastomilionową społecz-ność. W Norwegii, Islandii, Irlandii i wielce prawdopodobne, że także w Wielkiej Brytanii Polacy są najwięk-szą grupą spośród mniejszości narodowych. Żal tego potencjały nie wykorzystać, w szczególności w zakresie polityki międzynarodowej jak i ekonomicznie. Czy ma Pan

konkretne plany, które miały by temu dopomóc?

Moim planem jest stworzenie w Polsce systemu, który pozwoli czuć się im w Polsce tak, jak w przyjaznym domu. Oni widzą jak daleko obywatel może wpływać swoimi decyzjami na funkcjonowanie państwa – choćby w Anglii. Że może np. wybrać szefa policji. W Polsce władza – ale też i opozycja np. PIS, KorWIN, Kukiz – tkwią jeszcze mentalnie w PRLu. Nie rozumieją, że zwrócenie władzy bezpo-średniej obywatelom zmienia wszyst-ko. Nie chciałbym wykorzystywać faktu, ze Polscy emigrują na zachód w celach politycznych, tylko chciałbym aby wrócili do kraju, który będzie ich krajem a nie krajem PO, PIS czy Korwina.

Historia dowiodła, że w zasadzie nigdy nie mogliśmy liczyć na jakiekolwiek sojusze. Wiadomo, trzeba przede wszystkim budować silną pozycję własnego kraju. Będąc strasznym swoim sąsiadom nie narażamy się na ataki z ich strony, a przynajmniej zmniejszamy realne zagrożenie. Jednak mimo wszystko nie możemy się izolować. Gdzie Pan widziałby dla Polski najsolidniejszy element oparcia, USA, UE, sojusz z Czechami, Słowacją i Węgrami, a może jeszcze gdzie indziej?

Historia uczy, historia lubi się powta-rzać ale również warto z niej wyciągać wnioski i kształtować przyszłość wedle swojego uznania. Strategia oparta o

postępującą integrację z UE, jak również sojusz militarny w ramach NATO jest dobry kierunkiem.

Jeśli Pan pozwoli przejdźmy teraz na płaszczyznę społeczno – obyczajową. Na Pana stronie wyborczej widzimy wyeksponowaną warszawską tęczę, symbol jednoznacznie kojarzący się Polakom ze środowiskiem homosek-sualistów. W związku z tym pytanie dotyczące trzech zasadniczych problemów. Czy jest Pan zwolenni-kiem : tzw. małżeństw osób tej samej płci; aborcji; kary śmierci?

Nie przesadzajmy. Tęcza to symbol pokoju między Bogiem a ludźmi, mający już 1000 lat. Ja nie jestem zwolennikiem małżeństw tej samej płci, aborcji czy kary śmierci. Ja

uważam, że świeckie państwo nie zagląda obywatelom do sypialni, bo jeśli to robi to przestaje być demokra-tyczne. Kara śmierci jest anachroni-zmem w czasach gdy istnieje powszechna wiedza o możliwości preparowaniu wszelkich dowodów. Sąd nie powinien bawić się w Boga i skazywać na śmierć. Zresztą dożywot-nie wiezienie jest większą i uciążliwszą karą niż kara śmierci. Odnośnie aborcji to świetny temat na referendum.

Na koniec prosiłbym o odpowiedze-nie na pytanie dotyczące już troszkę dalszej przyszłości, wyborów parlamentarnych. Zapewne nie wiele się pomylę mówiąc, iż Pańska forma-cja uchodzi za antysystemową. Wśród kandydatów ubiegających się o możliwość spędzenia najbliższych pięciu lat w dawnym Pałacu Radzi-wiłłów większość jest pod tym wzglę-dem Panu bliska. Czy zakłada Pan możliwości utworzenia na jesieni jednego komitetu wyborczego grupującego zarówno Pawła Tanaj-no, Janusza Korwina – Mikke, Grzegorza Brauna, Pawła Kukiza, Jacka Wilka czy Mariana Kowal-skiego?

Ja nie jestem rozgrywającym w tej stawce. Chciałbym aby nastąpiły zmiany, ale nie widzę ze strony KORWiNa i Kukiza chęci do porozu-mienia. To wodzowie tacy sami jak Kaczyński czy Tusk. Obawiam się, że doraźny interes polityczny jest dla nich ważniejszy niż porozumienie – ale zobaczymy.

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i życzę uzyskania jak najlepszego wyniku w majowych wyborach.

Wynik jest sprawa drugo planowaną. Demokracja Bezpośrednia w Polsce nie ma żadnego wsparcia mediów ani zaplecza finansowego. Jest ruchem społecznym, który potrafi zarejestro-wać listy na wybory euro parlamentar-ne, samorządowe, prezydenckie i parlamentarne, i wykorzystuje każdą kampanię do promocji tej formy sprawowania władzy. Polacy się o nas dopiero dowiadują, niektórzy o nas jeszcze nie słyszeli lub nie mieli okazji dokładnie dowiedzieć się o co nam chodzi. Ja też dziękuje za wywiad, bo to kolejny krok ku tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego i liczę, że Polonia pomoże w tym procesie, wiedząc jak funkcjonuje demokracja bezpośrednia w USA. Nie warto angażować się w popieranie takich kandydatów jak Duda, Kukiz czy Korwin. Warto popierać idee demokra-cji bezpośredniej w Polsce. Dziękuję.

Rozmawiał:Krystian Żelazny

PawełTanajnokandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

10 wywiad

Jacek Wilk: „Cóż może być piękniejszego od wprowadzenia monarchii!?”

– wywiad z kandydatem na urząd Prezydenta RP

Z racji faktu, iż już dwukrotnie udzielał Pan wywiadu dla naszego pisma pozwolę sobie powiedzieć, iż witamy ponownie. Poprzednio spotykaliśmy się jednak przy okazji wyborów do Parlamentu Europej-skiego. Teraz można rzec, rozmawia-my na poziomie znacznie wyższym.

To dla mnie zaszczyt i wielka przyjem-ność, że mogę – po raz kolejny – rozmawiać z The Poland Times. Ciszę się jednoczesne, że Polonia amerykań-ska ma dostęp do takiego pisma – które obiektywnie i rzetelnie przedstawia kandydatów startujących w tych wyborach z bardzo różnych opcji politycznych. Wybory Prezydenta RP mają oczywiście o wiele wyższą rangę niż eurowybory – nie tylko ze względu na prestiż, ale przede wszystkim z powodu nieporównywalnie wyższej „docieralności” przekazu programowe-go kierowanego przez poszczególnych kandydatów do wyborców. Cieszę się więc niezmiernie, że mogę teraz docierać z moim przekazem również do Rodaków w USA.

Zdecydował się Pan na bój o najwyż-szy urząd w państwie w bardzo trudnych czasach w jakich znalazł się Kongres Nowej Prawicy. Środo-wisko skupione wokół idei konserwa-tywnego liberalizmu po raz enty podzieliło się na przestrzeni ostatnie-go ćwierćwiecza. Jakie były po temu powody?

Niestety powody były raczej natury psychologiczno-charakterologicznej – Janusz Korwin Mikke ciężko zniósł odwołanie go z funkcji prezesa KNP w następstwie czego wstąpił do najnow-szego tworu politycznego posła Wiple-ra. Były trzy grupy powodów zmiany Prezesa KNP. Po pierwsze: Prezes ewidentnie i w sposób niebezpieczny dla KNP stracił panowanie i kontrolę nad partią oddając władzę kilku osobom, które dopuszczały się skanda-licznych nadużyć. Dla przykładu w Konwencie w dniach 11-12 listopada 2014 roku – który zmienił władze Partii – brało udział kilkudziesięciu „słupów”. W wyniku kontroli w samym tylko Oddziale Warszawskim ujawniono 76 fikcyjnych deklaracji. Deklaracje te dla zatarcia śladów zostały zresztą skradzione, a Prezes nie zażądał nigdy od Sekretarzu General-nym wydania nagrań z kamer monito-ringu, które pokazałyby kto dokonał tego przestępstwa. Mimo tego Prezes zgłosił do sądu rejestrowego wniosek o zmianę władz wyłonionych na tym

Konwencie – nie przejmując się faktem, była ona fikcją, a Sąd Naczelny KNP stwierdził nieważność tegoż Konwentu. Prezes przywracał do KNP osoby usunięte z niego za ewidentne nadużycia i to stosując przy tym podręcznikowe wręcz metody omijania prawa. W czasie wyborów samorządo-wych wyparowało z kont partyjnych bez podstawy prawnej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Było też wiele innych nieprawidłowości, których nie sposób tu w skrócie wymienić, a które prezes niestety z niezrozumiałych powodów tolerował. Po drugie: Koncepcja tzw. „otwierania” KNP na inne środowiska

– czyli tak naprawdę wpuszczania na listy wyborcze partii najróżniejszych karierowiczów i kolegów posła Wiple-ra – spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem Władz partii. Po trzecie wreszcie: z ogromnym rozczarowa-niem i zażenowaniem przyjęliśmy informacje o zdradach i dzieciach pozamałżeńskich prezesa. Nie może istnieć aż tak wielka przepaść i rozbież-ność pomiędzy deklarowanym konser-watyzmem prezesa partii – z definicji konserwatywnej – a jego obyczajowym libertynizmem, który ten deklarowany konserwatyzm faktycznie przekreśla. Co za tym idzie zmiana prezesa miała także na celu chwilowe „schowanie” Janusza Korwin-Mikke i wyprzedzenie ataku na partię przez media. Niestety powody ambicjonalne oraz przemożny wpływ na Korwin-Mikkego wywiera-ny ostatnio coraz silniej przez Wiplera doprowadziły do tego, że przeszedł on do partii, w której nikt nie będzie kwestionował – przynajmniej jawnie – jego przywództwa.

Czy start z jednej strony odwieczne-go lidera wolnorynkowców Janusza Korwina – Mikke, a z drugiej powią-zanego ściśle z Unią Polityki Realnej,

ale również popieranego przez Ruch Narodowy Mariana Kowalskiego nie spowoduje zbyt dużego rozbicia głosów tegoż samego elektoratu?

Osobiście pozytywnie oceniam fakt, że w tych wyborach wystartuje wielu kandydatów wolnościowych i antysys-temowych. Wolnościowy i antysyste-mowy wyborca dostanie bowiem dzięki temu szeroką ofertę programo-wo-osobowościowa kandydatów, a tego typu swoista konkurencja preten-dentów z całą pewnością wpłynie pozytywnie na merytoryczny i prezen-tacyjny poziom ich kampanii. Co

jeszcze istotniejsze każdy z osobna z tychże kandydatów ma szansę na zdobycie kilku punktów procentowych w tych wyborach, a co za tym idzie – antysystemowo-wolnościowy front kandydatów ma możliwość uzyskania łącznie od kilkunastu do dwudziestu kilku procent głosów wyborców, co z kolei bardzo dobrze wróży na jesienne wybory parlamentarne. Jestem zdania, że startujący w tych wyborach liderzy poszczególnych formacji kontestują-cych obecny polski system polityczny powinni silnie poprzeć ideę stworzenie na potrzeby wyborów do Sejmu i Senatu wspólnej listy kandydatów chcących głębokich zmian w naszym kraju. Z kolei wyborcy – widząc potencjał tych wszystkich względnie nowych kandydatów – będą mogli uwierzyć, że jest możliwe zrobienie wreszcie skutecznego wyłomu w polskiej zabetonowanej scenie politycznej.

Były w ogóle prowadzone jakieś rozmowy, aby wystawić tylko jednego kandydata reprezentującego wspomniane środowisko?

Takie rozmowy były prowadzone na

przykład z Panem Redaktorem Rafałem Ziemkiewiczem; niestety odmówił.

Jednak skoro zaistniała takaż sytuacja i każdy z Panów będzie startował oddzielnie to pojawia się zasadnicze pytanie, gdzie wyborca może szukać różnicy? Co ma spowo-dować, aby to na Pana, a nie na pozostałych reprezentantów środo-wiska miał oddać głos?

Cóż, gdybym nie uważał, że posiadam walory, które mogą przekonać wybor-ców do mojej kandydatury – nie

zdecydowałbym się na start w tych wyborach. Jestem osobą gruntownie i wszechstronnie wykształconą, prakty-kiem prowadzącym swoją praktykę adwokacką oraz typowym wolno-ściowcem, który zawdzięcza wszystko sobie – mając dość trudny start życiowy udało mi się zajść dość daleko bez koneksji, nepotyzmu i chodzeniu po trupach. Sądzę przy tym, że różnice pomiędzy mną, a innymi kandydatami antysystemowymi będą bardzo wyraź-ne i dobrze widoczne. I tak przykłado-wo od Korwin-Mikkego różni mnie to, że jestem konserwatystą, praktykiem i pragmatykiem, podczas gdy JKM okazał się być liberałem i teoretykiem, który do wielu kwestii podchodzi bardzo doktrynersko. Od Mariana Kowalskiego i Pawła Kukiza różni mnie to, że jestem nieprzejednanym wrogiem socjalizmu, z którym oni dwaj trochę flirtują – pierwszy przez niechęć do obcego kapitału, drugi – z powodu swoich powiązań ze związka-mi zawodowymi. Grzegorz Braun jest tymczasem katolickim fundamentali-stą, do których ja się raczej nie zaliczam mimo, że w odniesieniu do roli Kościoła Katolickiego w życiu społecznym mam – jako praktykujący,

tradycyjny katolik – stosunek bardzo pozytywny.

Wyobraźmy sobie, że Jacek Wilk zwycięża w drugiej turze, pokonuje urzędującego prezydenta i zastępuje go przynajmniej na 5 lat. Jako prawnik doskonale orientuje się Pan w zakresie prerogatyw przysługują-cych głowie państwa zatem nie możemy tutaj mówić o populiźmie. Jakie będą Pana pierwsze decyzje po objęciu urzędu?

Przede wszystkim radykalne odchu-dzenie iście bizantyjskiej obecnie Kancelarii Prezydenta i bezkompromi-sowe obcięcie kosztów jej funkcjono-wania. Nie może być tak, że utrzyma-nie dworu Prezydenta RP – mającego raczej mocno ograniczone prerogatywy – kosztuje nas więcej niż utrzymanie dworu Królowej Brytyjskiej. Prezydent Mościcki – mając władzę niemal absolutną – zatrudniał w swej Kancela-rii około 40 osób, Prezydent Komo-rowski – strażnik żyrandola i naczelny podpisywacz RP – zatrudnia ponad 600 osób świty. Skorzystałbym również z prawa łaski w stosunku do osób ewidentnie pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości, w tym przede wszystkim przedsiębiorców, którzy padli ofiarą zbyt skomplikowanego i niejednoznacznego prawa.

Jako, że prezydentowi przysługuje prawo zgłaszania własnych projek-tów ustaw zakładam, iż będzie Pan z niego korzystał o wiele częściej niż poprzednicy. Ma Pan już plany związane bezpośrednio z tym właśnie uprawnieniem?

W pierwszej kolejności zgłosiłbym kilka inicjatyw ustawodawczych mających na celu uzdrowienie gospo-darki oraz finansów państwa. na czele z całkowicie nowym prawem działalno-ści gospodarczej – tzw. ustawą Wilka – oraz ustawą o zmianie ustawy o finansach publicznych zakazująca uchwalania budżetu przewidującego deficyt. Kolejną inicjatywą byłaby ustawa znosząca finansowanie partii politycznych z budżetu państwa.

Polska doktryna, podobnież jak choćby w sąsiednich Czechach czy Litwie doprowadziła do tego, iż prezydent to przede wszystkim filar polityki zagranicznej państwa. W przeciwieństwie do Niemiec czy Włoch, w dużej mierze samodzielny, czego wyrazem była prezydentura Lecha Kaczyńskiego. Obecnie absor-buje nas głównie kwestia ukraińska. Jak Pan ocenia postępowanie polskich władz względem Ukrainy i Donbasu?

Moja ocena tego fragmentu polityki – podobnie zresztą jak i całej polityki

JacekWilkkandydat naPrezydentaRP

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

11wywiad

zagranicznej obecnych władz polskich – jest jednoznacznie negatywna. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na fakt, że to nie Polska rozpętała konflikt na Ukrainie, nie Polska na nim korzysta i – co za tym idzie – to nie Polska powinna ten konflikt rozwiązywać lub się w niego czynnie angażować. Szczególnie, że – delikatnie mówiąc – Polska i Polacy nie są szczególnie lubiani w Kijowie. Z powodu sytuacji na Ukrainie Polska wyłącznie traci, a jednocześnie nie widać żadnych sygnałów mogących świadczyć o tym, że ewentualna współpraca polsko--ukraińska może nam przynieść jakiekolwiek realne, trwałe i długofalo-we korzyści. Co gorsza, Władze w Kijowie nie tylko nie wykonały do tej pory względem Polski jakiegokolwiek realnego gestu pojednania – jak choćby wyrażenie skruchy lub jakiejkolwiek negatywnej oceny rzezi na Wołyniu – ale Rada Najwyższa Ukrainy czci specjalnymi uchwałami „bohaterów” mających na rękach krew tysięcy Polaków. Co jeszcze gorsze Polska wychodzi przed szereg i „wymachuje szabelką” zadrażniając coraz bardziej relacje z Rosją i Putinem. Jednym słowem prowadzimy na tym odcinku politykę, która nie ma nic wspólnego z polskim interesem narodowym i elementarną racją stanu. Można wręcz odnieść wrażenie, że w sprawie ukraiń-skiej Polska jest rozgrywana jak pionek w grze interesów innych państw i to w sposób dla nas wyjątkowo niebezpiecz-ny, gdyż narażający nas na realny i

bezpośredni konflikt zbrojny z Rosją.

Sprawa Ukrainy to niestety nie tylko konflikt o Donbas i Krym, ale w tle jawi się także problem polskiej diaspory zamieszkującej te państwo. W obecnej, wręcz nagonce medialnej każdy kto pragnie upomnieć się o rozstrzygnięcie kwestii Rzezi Wołyń-skiej uznawany jest z razu za „rosyj-skiego agenta wpływu”. Węgrzy mają tutaj zgoła inne podejście. Ten mały kraj skutecznie walczy o madziarską, o wiele mniejszą niż nasza diasporę na Rusi Zakarpac-kiej. Jako prezydent będzie Pan szedł ramię w ramię tej sprawie z Wiktorem Orbanem?

Premier Wiktor Orban jest dla naszych polityków przykładem tego jak – w mistrzowski sposób – można prowa-dzić politykę zagraniczną państwa w sposób zgodny z jego interesem narodowym i być przy tym niezwykle skutecznym mimo stosunkowo niewielkiego potencjału obszarowego i ludnościowego kraju. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dzięki tej polityce Węgry mają również bardzo silną pozycję w Unii Europejskiej, gdyż ich odmienny głos w wielu sprawach musi być realnie brany pod uwagę. Jeśli chodzi o Polaków mieszkających za granicą – i to zarówno od niedawna, jak i od pokoleń – mam dla nich bardzo konkretną propozycję programową w postaci Polonijnych Okręgów Wybor-czych. Chodzi o to, aby Polonia miała

możliwość wybierania swoich przedstawicieli do Sejmu i Senatu – a dokładnie po trzech posłów i po jednym Senatorze z każdego okręgu wyborczego obejmującego jeden zamieszkały kontynent. To rozwiązanie spowoduje po pierwsze, że Rodacy za granicą zaczną się organizować – choćby ze względu na konieczność wyłonienia i wypromowania swoich kandydatów na posłów i Senatorów, po drugie odświeży i rozwinie ich więzy z Ojczyzną, a po trzecie wreszcie – sprawi, że jako zorganizowana i skuteczna siła będą mieli także o wiele większe wpływy na politykę rządów państw, które aktualnie zamieszkują, co z kolei pośrednio poprawi także pozycję Polski w relacjach z takimi krajami. Krótko mówiąc – naprawdę warto, aby Państwo Polskie zaopieko-wało się wreszcie diasporą polską za granicą – nie tylko z powodów sentymentalnych, ale także z czysto praktycznych – dbając skutecznie o swój najlepszy interes narodowy.

Jako przedstawiciel polonijnego pisma wydawanego w USA nie mogę przejść obok tematu wiz. Są one istotnym problemem czy swoje wysiłki dyplomatyczne powinniśmy kierować gdzie indziej?

Problem wiz jest symbolicznym odzwierciedleniem pozycji, jaka ma Polska w relacjach z USA. Trzeba stwierdzić z brutalną szczerością, że pomimo deklarowanych przyjaźni i bliskiej współpracy Warszawa nie jest traktowana przez Waszyngton jako równorzędny partner – godny traktowania w sposób poważny i perspektywiczny. Jednak problem wiz jest również symbolem nieudolności polityki rządu polskiego względem USA. Rząd w Warszawie raz po raz spełnia oczekiwania i prośby amery-kańskiej administracji nie uzyskując w zamian praktycznie nic, co mogłoby służyć realnym interesom Polski lub w widoczny sposób poprawiać jej pozycję lub potencjał międzynarodo-wy. Jest oczywiście upokarzające dla Polaków, że nadal muszą stać w

kolejkach po wizy po USA, ale jeszcze bardziej upokarzające jest to, że nasze kolejne rządy nie potrafią zdobyć się względem Waszyngtonu na działania przynoszące nam trwałe i istotne korzyści – oferując bardzo wiele niemal za darmo.

Ameryka uznawana jest za najważ-niejszego sojusznika Polski. Niemniej polityka to gra interesów, a nie sentymentów czego najlepszą nauczycielką powinno być dla nas Zjednoczone Królestwo. Często w historii marnowaliśmy atrakcyjne oferty płynące czy to ze strony Rosji, czy Niemiec. Czy Pan zawierzył by któremukolwiek państwu los Polski?

Cóż, Polska nie jest mocarstwem, a to oznacza w praktyce, że nie może prowadzić samodzielnej polityki zagranicznej, ale musi wchodzić w sojusze. Oczywiście muszą to być rozmaite sojusze – głównie polityczne, gospodarcze i militarne – i nie muszą, a wręcz nie powinny być za każdym razem zawierane z tymi samymi państwami. Najistotniejsze jest jednak to, aby w każdym przypadku kierować się wyłącznie interesem narodowym oraz rachunkiem zysków i strat wpisanym w długookresową racją stanu opartą o realizm i trzeźwą ocenę rzeczywistości międzynarodowej. Oznacza to z jednej strony, że – z jednej strony – nie możemy budować przyszłości i bezpieczeństwa Polski w oparciu papierowe sojusze, jak przed Drugą Wojną Światową, zaś – z drugiej – że nie powinniśmy odrzucać ofert kooperacji z pewnymi państwami jedynie ze względów emocjonalno--sentymentalnych. Niestety nie wycią-gnęliśmy dostatecznych wniosków z naszej historii i znów brniemy w papierowe sojusze, które są niewątpli-wie w interesie naszych sojuszników, ale dla nas stanowią bardziej iluzję bezpieczeństwa – militarnego, gospo-darczego i innych. Powierzamy los naszego kraju sojuszom egzotycznym, to znaczy takim, w którym w razie naszego zniknięcia z mapy Europy nasz sojusznik nawet by tego nawet nie

zauważył. Stawianie na USA jako jedynego gwaranta naszego bezpie-czeństwa w sytuacji, gdy kraj ten ma coraz większe kłopoty i ogranicza stopniowo swoje zaangażowanie w Europie jest strategicznym błędem. Historycznym błędem jest również pogarszanie relacji ze wschodnimi sąsiadami i zaniedbywanie polityki zagranicznej na tym odcinku. Polska tak naprawdę nie ma obecnie żadnych powodów po temu, aby mieć złe relacje z Rosją – nie mamy z tym krajem żadnych zatargów graniczno-terytorial-nych, militarnych, ani też fundamental-nie sprzecznych interesów gospodar-czych. Problem polega na tym, że dożyliśmy czasów, w których albo jest się antyrosyjskim, albo jest się zalicza-nym niemal automatycznie do grona rusofilów. W naszej polityce wobec tego kraju sentymenty i emocje zastąpi-ły więc niemal w całości chłodny rachunek zysków i strat oraz rzeczową analizę korzyści. Jesteśmy wplątywani w awanturę na Ukrainie, której ani nie wywołaliśmy, ani nic na niej nie zyskujemy.

Na koniec jeszcze jedno, zapewne uznane przez wielu za prowokacyjne pytanie. Środowisko, z którego się Pan wywodzi w świadomości społecznej uchodzi za zdecydowanie promonarchistyczne. Możemy liczyć, że pójdzie Pan w ślady Napoleona III i po Pańskim zwycięstwie wnet usłyszymy o restauracji Królestwa Polskiego?

To mogę obiecać bez wahania – rozpiszemy w tej sprawie referendum. Cóż może być piękniejszego od wprowadzenia monarchii za pomocą demokracji – i to bezpośredniej!

Dziękuję bardzo za rozmowę i liczę sukcesu dnia 10 maja.

Ja również bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam czytelników The Poland Times!

Rozmawiał:Krystian Żelazny

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

12 wywiadwww.ThePolandTimes.com The Poland Times

"Jestem z krwi, kości i duszy słowiańskim Polakiem"

Mieszka Pan w USA od ponad 30 lat. W tym czasie ustatkował się Pan w Nowym Świecie, wychował dzieci, zakupił dom, pracował na amerykańskich uczelniach. Jednak sentyment do Polski nie zanikł?

Nie tylko nie zanikł, ale wzrósł.

Ale od razu muszę wytłumaczyć: nie jestem katolikiem, nawet w sensie kulturowym. Dla mnie, np. święta tzw. Bożego Narodzenia nie mają nic wspólnego z domniemanym, mitycz-nym narodzeniem się żydowskiego proroka, który nazywany jest Jezusem. Dla mnie takie święto to przede wszystkim pogańsko/sło-wiańskie obchody przesilenia zimowego i radość, że Słońce, nasz prastary, pierwotny bóg, powraca i daje jasność i ciepło, czyli szansę na dalsze życie. Mój sentyment do Polski to sentyment do Polski słowiańskiej, której oczywiście już nie ma i nie będzie za mojego życia. Ale taka Polska żyje w mojej świadomości i jest tak ważna dla mnie jak moje dzieciństwo, które też już nie wróci.

Paradoksalnie, dopiero po wyjeździe do USA, zacząłem tak naprawdę interesować się moją etniczną i religijną tożsamością. Po latach studiów, ale głównie pod wpływem publikacji Antoniego Wacyka (np. Mit polski Zadruga i Filozofia polska Zadruga), stwierdziłem, że jestem z krwi, kości i „duszy” słowiańskim Polakiem. To tłumaczy kilka cech mojej osobowości, o przyczynie których nawet nie zdawałem sobie w pełni sprawę. Np. moja niesłabnąca fascynacja dziką naturą, szczególnie dzikimi jeziorami i lasami, fascyna-cja, która nie ma nic wspólnego z religią chrześcijańska w ogóle, a polskim Kościołem katolickim w szczególności. Jako młody chłopak, wałęsałem się ciągle po lasach starachowickich obserwując ptaki, kwiaty; zbierając jagody, poziomki i grzyby. Latem wyjeżdżałem co roku do rodziny do Rytwian koło Staszo-wa, gdzie mogłem przebywać bez końca nad stawami i łowić ryby w rzece Czarnej, która w tamtych czasach jeszcze była czysta i pełna ryb rożnego rodzaju. Już wtedy zacząłem się obawiać jednak o zanieczyszczenie środowiska. Słyszałem jak mój dziadek i wujek mówili o skażeniu wody w rzece przez kopalnie siarki w okolicach Tarnobrzegu. Byłem wręcz przerażo-ny, że mój „raj” w Rytwianach i na Grobli przestanie istnieć. I wkrótce

przestał. To było bardzo przykre dla mnie. I ciągle jest. Jak teraz odwie-dzam te kiedyś piękne, czyste rzeki, lasy i stawy, jestem zdruzgotany ich dewastacją.

Jeszcze jeden mały epizod: jest wiosna, mam chyba 11-12 lat. Za płotem naszego ogrodu w Staracho-wicach zielenieją delikatnie brzozy. Kiedyś moja mama, widząc, że patrzę się na nie, mówi: „Prawda, że piękne? Te listki wyglądają jak perły.” (Nigdy tego nie zapomnia-łem.) Kilka dni później, idąc wśród tych brzóz natknąłem się na starszą kobietę, która łamała czubki kilku drzewek (jak się okazało na robienie miotły). Nie zastanawiając się, po prostu palnąłem prosto z mostu, „Dlaczego niszczy Pani takie młode drzewka?” Kobieta wpierw zaniemó-wiła, ale zaraz potem zaczęła na mnie wykrzykiwać: „Wynocha stąd smarkaczu. Jak Ci przyłożę, to popamiętasz”.

Oczywiście są inne dowody i powody, dla których jestem na wskroś słowiański i nigdy się ani nie zamerykanizowałem ani się już nie zmienię, choć przyswoiłem sobie wiele cennych mądrości z kultury amerykańskiej. Np. najbardziej fascynującym i wpływowym człowiekiem w moim życiu był i jest amerykański pisarz Henry D. Thore-au. Ale o takich sprawach napisałem więcej w mojej polskiej książce „Moja słowiańska wolność” i w mojej angielskiej książce „Adventu-res in Freedom” i tu nie ma miejsca o tym chyba więcej mówić. Czyli reasumując: tak, mam wielki sentyment do Polski, ale do Polski słowiańskiej, ciągle bardzo żywej w moich myślach i marzeniach.

Polacy według socjologów z Uniwersytetu Kalifornii stanowią trzecią pod względem zamożności grupę narodowościową w USA. Wyniki są dość dużym zaskocze-niem. Jak z Pańskiego punktu widzenia wygląda sytuacja Polonii w USA?

Tak, to rzeczywiście interesujący fakt, na który sam się natknąłem zaraz na początku moich studiów z zakresu amerykanistyki na Uniwer-sytecie Nowy Meksyk w Albuqu-erque, kiedyś na początku lat 80-tych. (Nota bene, na pierwszym miejscu pod tym względem są Żydzi, co chyba nie jest żadnym zaskocze-niem.) Obserwując tutejszych Polaków, zauważyłem, ze przede wszystkim maja dużą tzw. siłę przebicia, mimo że mało kto z nich mówił wtedy dobrze po angielsku. (Moja żona i ja byliśmy nielicznymi wyjątkami, bo oboje jesteśmy po anglistyce krakowskiej, a ja zaraz po przyjeździe do Stanów uczyłem Amerykanów w tutejszym college’u

TVI gramatyki angielskiej i pisania esejów po angielsku. Było też tu kilkoro studentów w miarę dobrze mówiących po angielsku i oni oczywiście też mieli ułatwione zadanie.) Ale Polacy z reguły szybko przystosowali się do amerykańskich warunków, mimo problemów językowych, i byli gotowi dobrze i ofiarnie pracować. Dlatego byli doceniani, mimo że po angielsku mówili słabo albo bardzo słabo.

Osobiście uważam jednak, że jak za wszystko tak i za tzw. sukces materialny trzeba zapłacić cenę, w USA szczególnie dużą. Polacy pracując ciężko w USA, gdzie nie przysługuje prawo do 4-5 tygodnio-wego płatnego urlopu, takiego jakim się cieszą obywatele krajów w Europie Zachodniej, nie maja dostatecznie czasu, aby po prostu należycie wykorzystać taki sukces materialny dla potrzeb niematerial-nych. Ile można w końcu kupić nowych samochodów i domów; ile butelek dobrej wódki, wina czy koniaku; ile wszelakich gadżetów? I komu w końcu to imponuje, ze ktoś tam dorobił się „kasy”. I co to za życie, jak nie ma się dostatecznie dużo czasu na własne hobby, na różne pasje, które czynią, że tak powiem, życie wartym życia.

Poza tym, za ciężką pracę płaci się w USA (jak wszędzie) w końcu zdrowiem, ale problem polega na tym, że leczenie w USA, jak wiemy, jest absurdalnie drogie i coraz więcej Amerykanów bankrutuje na skutek niebosiężnych rachunków medycz-nych. Jak wszyscy chyba wiedzą, USA jest jedyną „demokracją zachodnią”, która nie oferuje swoim obywatelom bezpłatnej lub w miarę taniej opieki zdrowia.

Podejrzewam, że u Polaków w USA (i w ogóle wszędzie tam gdzie wyjechali), po 20 czy 30 latach korporacyjnej harówki czy wręcz korporacyjnej niewoli, pozostaje duży, ale z reguły starannie ukryty niepokój, czy rzeczywiście warto było tak dużo poświecić dla życia materialnego i to w oderwaniu od korzeni i narodowych i rodzinnych. Przypuszczam, że mamy tu do czynienia z wieloma osobistymi dramatami, o których większości nikt nigdy ani nie napisze ani się nawet nie dowie. Skłonny jestem przypuszczać, że z reguły pełnię życia można doświadczyć tylko we własnym kraju, a przynajmniej we własnej kulturze.

Przez lata agentura komunistycz-na rozbijała organizacje polonijne. Taki stan rzeczy skutkuje po dziś dzień. Czy według Pana polski rząd powinien bardziej zaangażo-wać się w budowanie silnej polskiej diaspory w Ameryce?

Nie sądzę, aby wina rzeczywiście była całkowicie po stronie agentury komunistycznej. Z pewnością nie miało to miejsca tu w Nowym Meksyku, w latach 80-tych. Jest natomiast faktem, że tutejsi Polacy nie umieli się dobrze zorganizować, tak jak, np. tutejsi Żydzi czy Niemcy. Pamiętam, że aby zorganizować jakąś większą imprezę musieliśmy wypożyczać lokal od Niemców, bo własnego nie mieliśmy wtedy i nie mamy teraz. Poza tym, każdy chyba wie, że ilu Polaków tyle opinii.

Oczywiście, że rząd polski powinien się bardziej angażować w budowanie silnej polskiej diaspory w USA. Wielu tutejszych Polaków zdobyło nie tylko sukces finansowy, ale i zawodowy. Oni bardzo przydaliby się nowej polskiej demokracji gdyby ich oficjalne zachęcano do powrotu do Polski i oferowano odpowiedzial-ne stanowiska. Często znajomość języka angielskiego i kultury amery-kańskiej jest żenująco niska u polskich polityków. Jest to wręcz kompromitacja. Ale ewidentnie nie zależy rządowi polskiemu na wyko-rzystanie wielkiego potencjału, jaki reprezentuje Polonia amerykańska dla Polski. Przy okazji, jestem bardzo krytyczny wobec Zbigniewa Brzezińskiego za jego skrajnie pro-amerykańskie i anty-rosyjskie poglądy, ale niewątpliwie jest to dobry przykład, co może osiągnąć Polak, kiedy da mu się szanse.

Jako emigrant może Pan spojrzeć na pewne wydarzenia z dystansu. Możemy mówić, że w Polsce idzie ku dobremu czy raczej w drugą stronę?

Moja odpowiedź jest częściowo przewidywalna w związku z tym, co powiedziałem wyżej o mojej tożsamości słowiańskiej. Jak każdy słowiański Polak – a jest ich niestety ciągle mało – jestem zaszokowany i przygnębiony ogromnym skatolicze-niem rodzimej, czyli słowiańskiej, polskiej kultury i religii w III Rzecz-pospolitej. Dla mnie fakt, że w Polsce teraz można „wszystko kupić” i nie stać w kolejkach, jak „za komuny”, jest mniej znaczący niż autentyczna wolność intelektualna, kulturowa, religijna i polityczna. A takiej nie mamy, bo suwerenność Polski została ograniczona przez podpisanie konkordatu z obcym państwem, jakim jest Watykan i przez uprzywilejowaną pozycją polityczna, społeczną i ekonomiczną Kościoła katolickiego w Polsce. Kościół katolicki w Polsce ingeruje jawnie teraz we wszystkie aspekty życia w Polsce, co nawet dla niektó-rych Katolików staje się nie do zniesienia. Niedawno bardzo ostro zaatakował Kościół katolicki znany aktor polski Krzysztof Pieczyński w rozmowie z Jerzym Zelnikiem w

TVN24. Takie wystąpienia publiczne dają nadzieję, że inni w Polsce też będą mieć odwagę cywilną mówić prawdę o nadużyciach Kościoła w Polsce i że doprowadzi to w końcu od odsunięcia tej watykańskiej agentury od spraw politycznych i społecznych w Polsce.

Są inne powody, dla których uważam, że wcale „nie idzie ku dobremu”. O jednym z tych powo-dów powiem w odpowiedzi na następne pytanie. Ogólnie mogę stwierdzić, że jest gorzej po prostu dlatego, że przed upadkiem komuni-zmu mieliśmy jedną wielka święta krowę w Polsce: ZSRR. Teraz mamy ich aż trzy: Watykan, USA i Unia Europejska.

Skoro już mówimy o patrzeniu z dystansu. W polskich mediach głównego nurtu aż do przesady uderza się na każdym kroku w Rosję. Konflikt o Donbas z gruntu rzeczy niewiele dla naszego kraju istotny stanowi przykrywkę dla zatuszowania Rzezi Wołyńskiej i współczesnych tendencji neoban-derwskich (neofaszystkowskich) promowanych przez ukraiński rząd. Jakie stanowisko powinna tutaj zachować polska dyploma-cja?

Jak już sam powiedziałeś, „aż do przesady uderza się na każdym kroku w Rosję”. Ja powiedziałbym o wiele więcej. Istnieje głupota, która jest wybaczalna, bo w końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi a, jak wiemy, errare humanum est, czyli popełnia-nie błędów jest jak najbardziej ludzkie. Ale jest jeszcze głupota samobójcza, niewybaczalna, i właśnie tak określam obecną polska histeryczną rusofobię i niezwykle prowokacyjną polską politykę zagraniczną, szczególnie wobec Rosji.

To, w jaki sposób polskie media (i oczywiście prawie wszystkie media europejskie i amerykańskie) opisują konflikt na Ukrainie to niejako kolejny rozdział z książki Orwella „1984”: czyli fałsz, zakłamanie i konsekwentne ignorowanie nie tylko niewygodnych faktów ale i licznych mordów popełnianych przez neofa-szystowskie bojówki przy boku ukraińskiej armii na rosyjskiej ludno-ści Donbasu. (Ja nigdy nie zapomnę potwornej masakry w Odessie wiosną zeszłego roku, zorganizowa-nej przez jawnie faszystowski Prawy Sektor, masakry, która szybko została zmarginalizowana przez media i zapomniana.) Dlaczego, np. „wolne” polskie media nie informują konsekwentnie Polaków o tym, że rząd amerykański wydał ponad 5 miliardów dolarów na popieranie tzw. „europejskich aspiracji Ukrainy”. Dlaczego nie przypomina

Prof. KazDziamkaUniversity of New Mexico

13wywiad www.ThePolandTimes.comThe Poland Times się o tej sekwencji wydarzeń:

1. W grudniu 2013, Wiktoria Nuland, z-ca sekretarza stanu USA, oficjalnie potwierdza, ze USA zainwestowały w Ukrainę 5 miliardów dolarów.2. W lutym 2014, tuż przed obaleniem rządu Janukowycza, Nuland rozmawia telefonicznie z ambasadorem USA w Kijowie. Ta tajna rozmowa jest przechwycona prawdopodobnie przez wywiad rosyjski i ujawniona. 3. Z tej rozmowy wynika, że to Amerykanie przy pomocy Nuland decydują, że musi nastąpić zmiana rządu i kto ma być w nowym rządzie. Nuland „wybiera” np. Jaceniuka na miejsce Janukowycza, który ma być oczywiście usunięty w rezultacie przygotowanego puczu. 4. Pod koniec rozmowy, kiedy dotyczy ona ewentualnego sprzeci-wu Unii Europejskiej przeciwko takim machinacjom (którego to sprzeciwu i tak nigdy nie było, co świadczy jak służalska wobec USA jest Unia Europejska), pani Nuland wyraziła się w ten oto dyplomatycz-ny sposób: „Fuck the Union”, czyli „Niech się Unia odpierdoli.”

Czy nie było to tak, jak w przypadku Jugosławii? Jak mówi słynny serbski reżyser Emir Kusturica, obecny ukraiński scenariusz pasuje jak ulał do jugosłowiańskiego scenariusza opracowanego przez Stany Zjedno-czone.Czyli kto tak naprawdę przyczynił się do obalenia legalnie i demokra-tycznie wybranego rządu Janukowy-cza, którego w ostatniej chwili uchronili przed niechybną egzekucją przez neofaszystów ukraińskich komandosi rosyjscy? Dlaczego teraz mówi się o tym, że to Rosja jest winna rozpętania wojny cywilnej na Ukrainie i, zupełnie absurdalnie, że jest agresorem i ma zamiar napaść na Polskę i inne byłe republiki sowiec-kie?

Dlaczego rząd III Rzeczypospolitej popiera faszyzm ukraiński? Nigdy czegoś takiego od czasu zakończenia II wojny światowej jeszcze w Polsce nie było. Pamiętam, ze jednym z głównych celów powojennej polskiej polityki zagranicznej miało być nie dopuszczenie kiedykolwiek do odrodzenia się faszyzmu w Europie. Przecież Polska i Rosja ucierpiały w straszny sposób zmagając się z hitlerowskim potworem, szczególnie niebezpiecznym nie tylko dla Żydów, ale również Polaków i Słowian w ogóle.

W sytuacji, jakiej Polska się znalazła po przystąpieniu do NATO i do Unii, najlepszym wyjściem dla polskiej dyplomacji w związku z kryzysem na Ukrainie byłoby po prostu milcze-nie. Milczenie, jak wiemy, może być złotem. Chyba, że doczekamy się wreszcie takiego dyplomaty jak Adam Rapacki, który według mnie był ostatnim polskim dyplomatą światowej klasy.

Zbliżają się wybory prezydenckie w Polsce. Który z kandydatów na ten urząd według Pana powinien wygrać wspomnianą rywalizację i dlaczego?

W Polsce „demokracja” zaczyna obecnie przypominać amerykańską „demokrację”: liczą się tak naprawdę tylko 2 partie: PO i PIS. W USA, wiadomo, wiecznie rządzą albo Partia Demokratyczna albo Partia Republikańska, obie w kieszeniach wielkich korporacji i lobby żydow-skiego, niczym istotnym się od siebie nie różniąc. Tzn. różnią się tak jak Coca-Cola różni się od Pepsi-Coli, jak to powiedział pewien znany komentator amerykański.

W Polsce, obie czołowe partie są również na usługach wielkiego biznesu i Kościoła katolickiego. Obie są patologicznie rusofobiczne i obie są służalczo pro-amerykańskie. Obie są również pro-żydowskie i obie są pro-NATO-wskie. Z tego wynika, że ani jedna ani druga nie są w stanie, albo nie chcą walczyć o

Polskę suwerenną. Czyli, odpowia-dając na Twoje pytanie, obie te partie kompletnie mnie nie interesują i nie będę głosował na kandydatów z tych partii. Inni kandydaci się nie liczą,

wiec nie widzę sensu na nich głosować, tak jak nie ma sensu głosować na jakąkolwiek trzecią partię w USA. Jeżeli jednak powsta-nie Partia Słowiańska (i kandydatem zostanie np. Andrzej Szubert, który prowadzi Blog Polski), to tak, wtedy wezmę udział w głosowaniu.

Nie jest więc mi dane głosować na Prezydenta Polski, który w obecnym polskim systemie rządowym i tak ma funkcję raczej nieistotną. Mnie już specjalnie nie interesuje, co Prezy-dent Komorowski mówi na przemó-wieniach i co robi. On i tak wykonuje polecenia innych i nie dba o interesy takich słowiańskich Polaków jak ja. Prawdopodobnie jedyną rzeczą, która nas łączy to to, że obaj mówimy po polsku.

Moja odmowa brania udziału w

nadchodzących wyborach nie jest bynajmniej czymś niezwykłym. Wiadomo jak niska jest frekwencja wyborcza w Polsce. Ponadto są też tacy, którzy nawołują do jawnego

bojkotu wyborów. Polecam portal „Wierni Polsce Suwerennej” tym, którzy nie są przekonani moją argumentacją. Poza tym, uważam za Henry D. Thoreau, że polityka jest z reguły nikczemnym zawodem, bo opiera się przede wszystkim na doraźnych korzyściach material-nych, intrydze i brutalnej sile. Dopie-ro na drugim lub dalszym miejscu chodzi, jeżeli w ogóle, o takie podstawowe zasady moralne jak prawda, uczciwość, sprawiedliwość i odpowiedzialność moralna i ekolo-giczna.

Od wielu lat obserwujemy bardzo klienterską postawę Warszawy względem Waszyngtonu. Mimo wielu dowodów przyjaźni z naszej strony (Irak, Afganistan, etc.), Polacy są nadal dyskryminowani nawet w takiej błahej sprawie jak

wizy. W związku z takim stanem rzeczy zasadnicze pytanie nasuwa się samo, czy Polska dalej powinna zacieśniać relacje z USA, czy raczej prowadzić zgoła odmienną politykę niż dotychczas?

W polityce liczą się dobre układy i własne interesy. Jeżeli interesy Polski pokrywają się z interesami USA, to jak najbardziej powinniśmy utrzymywać dobre układy z USA, które chociaż upadają moralnie są ciągle największym mocarstwem na świecie. Ale w interesie Polski nie jest absolutnie wysyłać polskie wojska do Iraku czy Afganistanu czy gdziekolwiek Amerykanie prowadzą akcje militarne, które tym się różnią od zwykłych akcji terrorystycznych, że są przeprowadzane na większą skale i oficjalnie organizowane przez rząd amerykański. (Jak inaczej nazwać bezlitosne bombardowanie i zabijanie tysięcy niewinnych cywili w Iraku czy w Afganistanie?)

W polityce jeszcze bardziej liczą się dobre układy z sąsiadami. Wtedy trzeba zapomnieć o nienawiściach, zacietrzewieniach, fobiach i takich innych i bardzo trzeźwo układać dobre stosunki ekonomiczne i polityczne z sąsiadami. W naszej sytuacji jest rzeczą wręcz krytycznie ważną mieć dobre układy z Rosją, która jest nie tylko mocarstwem nuklearnym, ale tradycyjnie dobrym naszym partnerem gospodarczym. Jest ona ponadto, krajem słowiań-skim, czyli krajem, z którym mamy kulturowo więcej wspólnego niż z USA i jakimkolwiek krajem z Europy Zachodniej. To, co obecny rząd w Polsce robi, jest, jak już powiedziałem, samobójcza głupotą. Jest to teatr koszmaru i absurdu. Pomijam już ewidentne straty ekono-miczne, jakie ponosi Polska włącza-jąc się i popierając wojnę ekono-miczną przeciw Rosji. Chodzi mi głównie o konsekwencje związane z instalacją baz NATO na terenie Polski i militarne poparcie dla neofa-szystów ukraińskich w ich brutalnej napaści na ludność rosyjską w Donbasie.

Czy polski rząd rzeczywiście chce konfrontacji militarnej z Rosją? Jeżeli tak, to czy ktokolwiek w polskim rządzie i ministerstwie obrony zastanawia się jak mało potrzeba rakiet Iskander wystrzelo-nych z Kaliningradu, żeby sparaliżo-wać w ciągu kilku godzin cały system obronny Polski? Nie mówię już o otwartej wojnie z Rosją, bo taka wojna obecnie oznaczałaby biologiczny koniec państwa i narodu polskiego.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał:Krystian Żelazny

14

Kim był Rafał Lemkin?

Mało, kto wie, iż w czasie II wojny światowej masowe eksterminacje nie były uznawane za zbrodnię. Dopiero polski prawnik Rafał Lemkin stworzył pojęcie ludobójstwa i umiejscowił je na stałe w prawie międzynarodowym prywatnym.

Rafał Lemkin jest autorek książki „Axis Rule in Occupied Europe” (Rząd państwa osi w okupowanej Europie). Jej dziewiąty rozdział nosił tytuł „Genocide” – ludobójstwo. Słowa te dotąd były nieznane. Lemkin przez wiele lat pracował nad stworzeniem pojęcia, które umożliwi sądzenie zbrodniarzy odpowiedzial-nych za eksterminację ludzi ze względu na rasę, religię oraz narodo-wość. „Genocide” pochodzi od dwóch słów: greckiego „genos”- rodzaj i łacińskiego „cide” – zabijać, chciał on nazwać coś, co było do tej pory pojęciem abstrakcyjnym.

Gdy Lemkin zaczynał swoje studia prawnicze na Uniwersytecie we Lwowie, nadal była aktualna sprawa ukarania zbrodni z I wojny światowej. Jednak okazało się, iż nie istnieją ku temu odpowiednie instru-menty prawne. W 1917 r. światem wstrząsnęła informacja o zagładzie mieszkających w Turcji Ormian: zginęło ich prawie 2 mln. w wyniku tej zbrodni nikt nie został ukarany.

Jak już wspominałam w poprzednim

artykule na początku II wojny światowej pojęcie „ludobójstwa” nie istniało – ani w języku politycznym, ani prawniczym. Winston Chirchill w 1940 r. mawiał, że „Od czasów mongolskich inwazji na Europę nie było tak metodycznych, bezlitosnych rzezi na taką skalę. Jesteśmy świad-kiem bezimiennej zbrodni”, dlatego Rafał Lemkin chciał jej nadać imię.

Było zaledwie kilku prawników, którzy otwarcie sprzeciwiali się eksterminacji. Jednym z nich był Polak Paweł Włodkowiec, który na soborze w Konstancji w 1414 r. potępił rzeź plemion Prusów i Jaćwingów, uzasadniając to, iż poganie mają prawo do zachowania swoich tradycji oraz wierzeń.

Rafała Lemkin pracował, jako prokurator w Warszawie, a od 1927 r. był członkiem korespondentem Międzynarodowego Biura Unifikacji Prawa Karnego przy Lidze Narodów. Był to wybitny umysł, ponieważ znał biegle dziewięć języków. W 1933 r. został zaproszony na konferencję do Madrytu, na którą przygotował referat o terroryzmie, w którym nawiązywał do rasistowskiej polityki III Rzeszy. Była to pierwsza próba nazwania zbrodni przeciwko grupom narodowym, rasowym oraz etnicz-nym. Jednak początkowo nazwa, jaką użył Rafał Lemkin dotycząca tych działań to „barbarzyństwo” do nazwania prześladowań oraz masowych zabójstw i „wandalizm”, jako przestępstwo niszczenia dziedzictwa materialnego oraz kulturowego. Bardzo jasna antynazi-stowska forma referatu sprawiła, iż nie uzyskał on zgody na wyjazd do

Madrytu, jednak Lemkin wysłał ów referat. Został on odczytany przez lektora, a jego charakter wzbudził ostry przeciw niemieckiej delegacji, która opuściła salę. Jednak większość osób obecnych na konfe-rencji uznało temat za mało znaczą-

cy, który dotyczy egzotycznych narodów. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że eksterminacja na skalę znaną z kolonijnej Afryki może powtórzyć się w cywilizowanej Europie.

Po wybuchu II wojny Lemkin znalazł się na terenach znajdujących się pod okupacją sowiecką. W 1940 r. przedostał się na teren Litwy, a stamtąd przez Szwecję, Związek

Radziecki i Japonię – do Nowego Jorku. Tam rozpoczął kontynuację zgłębiania koncepcji ludobójstwa, jednocześnie pracując, jako doradca przy Departamencie Wojny.

Lemkin rozumiał „ludobójstwo”,

jako fizyczną eksterminację grup narodowych, rasowych i religijnych poprzez morderstwa, głód, brak opieki medycznej, pozbawienie domów, ale również, jako niszczenie języka, kultury, świątyń, a nawet demoralizację przez propagowanie alkoholizmu i hazardu. Dla ameryka-nów ludobójstwo w tym ujęciu nie znalazło zrozumienia, także ze względu na to, że Amerykanie, nie pojęli jeszcze wtedy swojej winy

wobec Indian oraz obowiązywało tam w tym czasie ustawodawstwo o segregacji rasowej. Co prawda Rafał Lemkin pojechał do Norymbergii, jako doradca głównego amerykań-skiego oskarżyciela Roberta Hough-wouta Jecksona, mimo to w proce-

sach nazistów nie padł zarzut „geno-cide”. Sądzono ich za zbrodnie przeciwko ludzkości, wojnie oraz przeciwko pokojowi.

Termin ten w akcie oskarżenia pojawił się po raz pierwszy w Polsce w procesie przeciwko zbrodniarzom: Arthurowi Greiserowi, Amanowi Gothowi oraz Rudolfowi Hossowi. Dla Rafała Lemkina ważne było wprowadzenie tego terminu na stałe do prawa międzynarodowego.

11 grudnia 1946 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rozolucję, w której uznało ludobójstwo za zbrod-nię w obliczu prawa międzynarodo-wego. Przez następne dwa lata lobbował on wśród dyplomatów w ONZ, a 9 grudnia 1948 r. dopiął swego, mianowicie Zgromadzenie Ogólne ONZ jednomyślnie przyjęło Konwencję ws. Zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, która zobowiązywała członków ONZ do ochrony zagrożonych grup narodo-wych, etnicznych i religijnych.

Obecnie temat Rafała Lemkina i jego dokonań powraca w związku z obchodami 70 rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz. W związku z tym powinniśmy pamiętać o tym jak wielki wkład w wymierzenie sprawiedliwości ma właśnie dorobek naszego polskiego prawnika oraz o tym, iż należy pielęgnować zarówno pamięć o nim, jak i wyciągać wnioski z przeszłości.

Anna MariaRożekPrezes Instytutu Lemkina / Radna m. st. Warszawy

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

15publicystyka

Dlaczego warto zagłosować?

„Już niedługo, coraz bliżej” z pewno-ścią zaśpiewałyby Czerwone Gitary o kampanii prezydenckiej Anno Domini 2015. Nie da się bowiem ukryć faktu, że nieuchronnie zbliżamy się do finału rozgrywki, którym są wybory zarządzone na dzień 10 maja bieżącego roku. Tego dnia państwo zorganizuje swoim obywatelom tzw. święto demokracji, swoistą świecką tradycję, która jest elementem świeckiej religii zwanej władzą ludu. Kiedyś opisywa-łem wszystkie elementy tego zjawiska, tekst jest łatwo dostępny w Internecie. Niestety, wielu ludzi dalej daje się zwodzić frazesami zrównującymi demokrację z wolnością, czy sprawie-dliwością. Jednak nic bardziej mylnego i warto sobie uświadomić, że ta forma

sprawowania władzy i struktury państwa ma wiele wad. Podstawową jest brak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: Co jest prawdą? W demokracji bowiem, to większość decyduje o wszystkim, a jak wiemy z historii nie zawsze ma ona rację.

Słusznie zauważa więc prof. Jacek Bartyzel, że konserwatyście ciężko podjąć decyzję, aby udać się do lokalu wyborczego i zagłosować. Jak może bowiem osoba wierząca w prawdę obiektywną, dać się porwać relatywi-stycznemu systemowi bez wartości? Ten problem wydaje się być minimali-zowany właśnie podczas tych wyborów. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na listę kandydatów, aby się przekonać, że może warto poświęcić kilka minut niedzielnego dnia. Obok zakorzenionych w systemie polityków, widzimy tam twarze zupełnie niezwią-zane z III RP, co więcej, starające się obalić jej fundamenty. Braun, Korwin--Mikke, Kowalski, Kukiz, Wilk – to oni

walczą o elektorat antysystemowy, który z roku na rok rośnie. To oni zabiegają również o głosy konserwaty-stów.

Reżyser, jeden z dwóch artystów i jednocześnie jeden z trzech monarchi-stów startujących w tych wyborach. To rzecz jasna Grzegorz Braun, kandydat bezpartyjny, zyskujący poparcie dzięki jasnym, klarownym i chętnie wyraża-nym poglądom. Nie boi się radykal-nych, ale koniecznych działań, co udowodnił chociażby podczas listopa-dowej wizyty w Państwowej Komisji Wyborczej. Jego filmy zaś w doskona-ły sposób obrazują świat, w którym żyjemy, a który transformował się z komunizmu w jakąś dziwną socjali-styczno-etatystyczną hybrydę. Braun jest jednocześnie katolikiem i to katolikiem tradycyjnym.

Z kolei, Janusz Korwin-Mikke to już właściwie człowiek-legenda. Ojciec polskiego konserwatywnego-liberali-zmu i twórca chyba najbardziej obecnie dynamicznego ruchu, który pod szyldem Kongresu Nowej Prawicy, a

następnie partii KORWiN rozwija, pociągając za sobą całą rzeszę młodych ludzi, co procentuje w sondażach. Również monarchista, jednak jego wizja monarchii jest nieco inna od tej, w wydaniu Brauna. Wspomniany przeze mnie reżyser uważa, słusznie w opinii autora, że najlepsza okaże się monarchia katolicka. Korwin jest zwolennikiem monarchii absolutnej oświeconej.

Kandydat Ruchu Narodowego, Marian Kowalski nie na darmo nosi w Interne-cie bywa nazywany „Pudzianem z partii Korwin-Mikkego”. To silny człowiek (trener, spędzający wiele czasu na siłowni) nie tylko fizycznie, ale również ideologicznie i duchowo. Były członek Unii Polityki Realnej. Narodowiec i wolnorynkowiec, co jest godne uwagi, biorąc pod uwagę fakt funkcjonowania w środowisku narodo-wym członków o bardziej socjalnych poglądach.

Pawła Kukiza nie trzeba przedstawiać. Nie ma chyba osoby, która kiedykol-wiek nie nuciłaby jego piosenki. W

polityce odniósł już pierwsze sukcesy. Zorganizowanie ruchu Zmielonych i Oburzonych, uzyskanie mandatu radnego Sejmiku Województwa i zebranie podpisów pod listą poparcia – to trzy, chyba najważniejsze cele jakie osiągnął były członek zespołu Piersi. Dąży do wprowadzenia jednomandato-wych okręgów wyborczych. Antysys-temowiec z krwi i kości.

Ostatnim kandydatem z grupy antysys-temowych jest mecenas Jacek Wilk z Kongresu Nowej Prawicy. W poglądach zasadniczo nie różni się od Janusza Korwin Mikkego. Różni ich ekspresja. Wilk w dyskusjach i debatach zachowuje spokój i jest bardziej stonowany. Konserwatywny--liberalizm stanowi trzon jego progra-mu, którym chce zachęcić Polaków.

Jak widać, powyższe grono to grono zacne. Po przedstawieniu tej piątki, chyba nie muszę rekomendować Państwu udania się do lokalu wybor-czego. Powiem tylko jedno: warto!

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

MichałŁosiak

Scena znana z reklam: grupa brzucha-tych, wąsatych Czechów (taki jest stereotypowy – albo i wcale niestere-otypowy – obraz mieszkańca kraju czekolady Studenckiej i hranolków) zachwyca się walorami „naszegonaj-lepszego”. Albo w Australii – grupa farmerskich twardzieli pije w pustyn-nym barze piwo Tyskie. Mało tego. Za potężną falą polskiej emigracji na Wyspy podążyła równie duża fala polskiego piwa. Wraz z tą falą (pierw-szą, nie drugą) zresztą i ja zdecydowa-łem się zarabiać na obczyźnie – i jakież było moje zaskoczenie, gdy niemalże w każdym rogu mogłem kupić polskie piwa! Co niestety czyniłem przez jakiś czas.

Kto więc jest największym polskim eksporterem piwa? Bez głębszego zastanowienia można strzelić, że jest to

Kompania Piwowarska i jej Tyskie. Otóż nie. To kto? Grupa Żywiec? W końcu Żywca również można kupić w wielu zakątkach Europy, a część produkcji wysyłają także za wielką wodę... Ale to nie Grupa Żywiec. No to może trzeci gracz na polskim rynku? Carslberg Polska ze swoim Okocimiem czy Kasztelanem? Nic bardziej błędne-go. Najwięcej piwa za granicę wysyła... Van Pur. Tak! VAN PUR. Zadanie na szybko, bez googlania: wymień 5 marek, które warzą browary, w których udziały ma ta firma. Nie jest to takie trudne, gdy wiemy, że Łomża i Perła zaliczają się do stajni Van Pura (w tym drugim przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana, ale firmy są powiąza-ne); a inne? Kojarzycie takie raczej budżetowe cuda, jak Karpackie? Śląskie? Starsi czytelnicy (ja jestem młody, po prostu mam kilkunastoletnie doświadczenie w byciu osiemnastolat-kiem) pewnie pamiętają warzone i dziś, ale kiedyś dużo popularniejsze piwo Brok.

Jednak portfolio tej tajemniczej firmy (ciężko od niej uzyskać jakiekolwiek

informacje, a w internecie o jej działal-ności trudno się czegoś dowiedzieć) jest znacznie bogatsze. Kojarzycie taki napój, jak Podpiwek Jędrzej (bardzo lubię!)? Razowy Kwas Chlebowy (też smaczny)? A może takie marki, jak piwa Barley? Edelmeister? Piwo Tesco? Halne (efekt ciupagi gwaranto-wany)? Część lidlowych Argusów? Cortes? Strzelec? Kareta? Rybnicki Full (wcale nie warzone w Rybniku)? Zlaty Hrad? Biedronkowe Cechowe? Mocarz (moje ulubione piwo na pierwszym roku studiów milion lat temu – najlepszy stosunek procentów do ceny)? Kumpel? Swego czasu kultowy Ambrosius? Keniger? Roger? Cooler, który kiedyś miał nawet reklamy w telewizji z Cezarym Pazurą? Faxe w wielkiej puszce?

A to nawet nie 1/5 marek tej firmy. Wybaczcie tę wyliczankę, ale nie ma chyba drugiego polskiego producenta o płodności, z którą równać się może chyba tylko płodność naszego sejmu w legislacyjnej obstrukcji. Nawet Browar Artezan z kilkudziesięcioma premiera-mi w zeszłym roku przy nich wysiada. Jednak tylko w wolumenie produkcji i wielkości portfolio Van Pur wygrywa z

Artezanami – na polu jakości czy różnorodności są słabi jak skecze większości polskich kabaretów. Zdecy-dowana większość piw warzonych przez bohatera dzisiejszego wpisu to jasne lagery. Produkowane nie tylko jako jako marki własne Van Pura, ale też (a może przede wszystkim) jako marki własne marketów. I to właśnie tym ostatnim sporą część swojego eksportowego liderowania zawdzięcza Van Pur.

Ale myliłby się ten, kto by stwierdził, że tu chodzi tylko o markety. Van Pur konsekwentnie eksportuje swoje „flagowe” (np. Karpackie) piwa do wielu krajów świata; głównie do tych, gdzie nie docierają (lub są trudno dostępne) inne piwa uwarzone w kraju najpiękniejszych dziewczyn i płonącej tęczy. Jakiś czas temu byłem w stolicy Bułgarii; a tam, jakby nigdy nic, na półce osiedlowego sklepu monopolo-wego stało właśnie rzeczone Karpac-kie! Ale nie tylko o kraje starego kontynentu tu chodzi – w końcu co to za sztuka wysłać ciężarówkę piwa do innego kraju Unii Europejskiej, i to często w podróż szybszą niż list wysłany z jednej dzielnicy Warszawy

do drugiej?

Wiecie, że piwa Van Pura są dostępne (i to nie tylko jako importowa ciekawost-ka) w takich krajach, jak np. Wietnam? Niektórych krajach Indochin? Albo w... Czarnej Afryce? Dowiedziałem się o tym oglądając slajdowisko z wyprawy do Kamerunu – zdjęcie przedstawiało typową afrykańską wioskę i miejsco-wych farmerów popijających Van Pur Super Mocne! Ale to nie wszystko: widzieliście tę reklamę?

Jednocześnie można zadać pytanie – skoro taki nieduży (nie tak do końca...) Van Pur może, to dlaczego Żywiec nie może być tak powszechnie dostępny za granicą, jak u nas jest Heineken? Właśnie dlatego – koncern ma już swoją międzynarodową markę, czyli rzeczonego Heinekena właśnie. Dlaczego Okocim nie idzie masowo za granicę? Gdyż jego właściciel, Carlsberg, nie jest zainteresowany tworzeniem wewnętrznej konkurencji. A dlaczego więc za granicą nie mogą walczyć mniejsi producenci, jak Amber, Ciechan czy... Pinta? Otóż walczą! Ale to już temat na zupełnie inny wpis.

WojciechTrząski

Najpopularniejsze polskie piwa za granicą?

16 www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Konstytucja kwietniowa, jako swoista kwintesencja sanacyjnej wizji ustroju państwowego była niewątpliwie opus vitae obozu politycznego związanego z Marszałkiem Józefem Piłsudskim. Fakt jej funkcjonowania odcisnął się niezwykle trwale w dziejach naszego narodu począwszy od dwudziestolecia międzywojennego, aż po schyłek XX wieku. Podpisana przez prezydenta Ignacego Mościckiego w dniu 23 kwietnia 1935 roku miała być nowym rozdziałem w historii ustroju państwo-wości polskiej. Przygotowywana z wielką starannością i przeforsowana z delikatnym odwzorowaniem wydarzeń z 1791 roku uderzała w końcu dobitnie w potępianą przez środowisko piłsud-czyków „sejmokrację” nadając II Rzeczypospolitej prezydencki charak-ter ustrojowy.

Już od dokonania sławetnego przewro-tu majowego w 1926 roku, środowisko związane z Marszałkiem Piłsudskim zamierzało dokonać całkowitej sanacji, czyli uzdrowienia, państwowości polskiej. W obszarach, które miały przejść ów proces były również, jakże ważne, kwestie przyszłego ustroju naszej ojczyzny. Nowi włodarze II Rzeczypospolitej postanowili skumu-lować dorobek własnych doświadczeń politycznych, celem wykreowania takiej wizji ustrojowej, która odpowia-dałaby ich koncepcji państwa. Wspomniane wydarzenia z maja 1926 roku zaowocowały dość szybkim wpływem na te zagadnienie poprzez

wprowadzenie tzw. noweli sierpnio-wej, ograniczającej prerogatywy sejmu, będącej pewną zapowiedzią, w jakim kierunku będzie rozwijał się ustrój państwowy. Niemniej próba przeforsowania nowej ustawy zasadni-czej nie była już tak prosta jak narzuce-nie uzupełnień z 1926 roku. Przede wszystkim na mocy cały czas obowią-zującej konstytucji marcowej, aby ją zmienić potrzebne było 2/3 głosów posłów sejmowych oraz po takowym głosowaniu - akceptacja projektu przez senatorów w takiej samej proporcji. Mimo, iż Bezpartyjny Blok Współpra-cy z Rządem, jako polityczna ekspozy-tura sanacji, posiadał po wyborach w 1930 roku większość w sejmie to jednak cały czas brakowało im wyma-ganego poparcia zdolnego do zmiany ustawy zasadniczej. Niemniej w 1931 roku powołano Komisję Konstytucyj-ną, zbojkotowaną przez opozycyjnych polityków, która wybrała pro-sanacyj-ny projekt tez konstytucyjnych Stanisława Cara. Następnie podczas sprawozdania w sejmie z pracy ów instytucji, które wygłosił właśnie wspomniany autor przyszłej konstytu-cji kwietniowej, większość opozycji opuściła salę obrad na znak protestu. Wówczas, mając gotowy projekt, posłowie obozu rządzącego postanowi-li wykorzystać nieobecność nieprzy-chylnych im polityków i przegłosować w trybie nagłym, jako zwykłą ustawę, przedstawione tezy konstytucyjne. Tym samym sam Stanisław Car zgłosił wniosek o uznanie ów tez za projekt nowej konstytucji i zmianę tytułu aktu prawnego – ze zwykłej ustawy na ustawę konstytucyjną. Niemniej na mocy jeszcze obowiązującej konstytu-cji marcowej zmiana konstytucji miała być poprzedzona debatami konstytu-cyjnymi oraz, jak podkreślał jeden z

najbardziej protestujących posłów opozycji - prof. Stanisław Stroński, wniosek o takową zmianę należało wnieść, co najmniej 15 dni przed planowanym głosowaniem. Mimo to, sanacyjni politycy przegłosowali skrócenie procedury, ogłosili oni, że debaty konstytucyjne się odbyły i przegłosowano projekt. Następnie po wprowadzeniu kilku poprawek przez senat również izba wyższa zaakcepto-wała nową konstytucję. Jednym z ostatnich elementów jej wprowadzenia była akceptacja sejmu poprawek senackich, które zostały zaakceptowa-ne jedynie zwykłą większością głosów. Natomiast prezydent Ignacy Mościcki podpisał nową ustawę zasadniczą 23 kwietnia 1935 roku a ona sama weszła w życie z dniem kolejnym.

Warto wspomnieć, jaki charakter miała omawiana konstytucja. Przede wszyst-kim zrywała ona z podstawowymi założeniami ustrojowymi zawartymi w akcie zasadniczym z marca 1921 roku. Na pierwszy plan wysuwa się oczywi-ście przerzucenie znacznej ilości prerogatyw z sejmu na prezydenta kształtując zupełnie nowy model sprawowania władzy w Polsce. Generalnie cała koncepcja ustrojowa opierała się na wizji ograniczenia parlamentu, który sam w sobie był, według sanacji i Józefa Piłsudskiego, głównym hamulcem rozwojowym i jedynie polem walki partii politycz-nych w imię partykularnych interesów. Ponadto wysunięto na pierwszy plan państwo, jako wspólnotę obywateli, którzy to zostali określeni, jako suweren. Tym samym podmiotowość władzy przeszła z narodu, jak miało to miejsce w poprzedniej wersji konstytu-cji, na obywateli. Poprzez to forsowano sanacyjną wizję koegzystencji ze sobą

różnych narodowości zjednoczonych w pracy na rzec państwa. Obywatele również mieli zapewnioną równość wobec prawa, wolność sumienia, słowa i zrzeszeń, które jednak ograniczone zostały przez dobro powszechne, gdyż żadne działanie nie mogło stanąć w sprzeczności z interesem państwa. Z kolei analizując prerogatywy prezydenta warto wspomnieć, że otrzymał on władzę zwierzchnią, jednolitą i niepodzielną, względem parlamentu i rządu. Był odpowiedzial-ny jedynie przed Bogiem i historią. Mógł mianować premiera i ministrów, zwoływać i rozwiązywać Sejm czy Senat wraz z powoływaniem 1/3 składu wyższej izby. Posiadał prawo do weta zawieszającego oraz możliwość publikowania dekretów z mocą ustawy. Ponadto prezydent miał przywilej nieodpowiedzialności za wydane przez niego akty urzędowe a dodatkowo za czyny niezwiązane ze sprawowaniem władzy nie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności w czasie pełnienia urzędu. W sprawie innych zagadnień konstytucja wzmacniała również samą funkcję premiera, który jednak jak cały rząd, był odpowiedzialny przed prezydentem. Z kolei sejm oprócz ustawodawstwa, możliwości ustalania budżetu i kontroli działalności rządu nie posiadał innych prerogatyw. Ten aspekt różnił się diametralnie z postanowieniami konstytucji marco-wej, przez co widoczny był kierunek ograniczenia władztwa izby niższej parlamentu – tak jak zamierzali to zrobić piłsudczycy od 1926 roku. Senat zaś, otrzymał nowe uprawnienia w postaci udziału w uchwalaniu wotum nieufności dla rządu czy poszczególne-go ministra oraz w uchylaniu zarządzeń wprowadzających stan wyjątkowy.

Oczywiście cały proces tworzenia nowej konstytucji, od jego zarania, nakierowany był na osobę Józefa Piłsudskiego, jako tego, który w

obliczu ograniczenia prerogatyw parlamentu będzie mógł swobodnie sprawować władzę w roli prezydenta. Sam Marszałek wielokrotnie powta-rzał, że wobec słabej pozycji głowy państwa nie aspirował on do objęcia tego urzędu w 1922 roku jak i bezpo-średnio po przewrocie majowym w roku 1926. Jednakże starano mu się znaleźć odpowiednie miejsce w II Rzeczypospolitej, gdyż będąc najwięk-szym autorytetem obozu rządzącego i bez wątpienia jego przywódcą, miał on właśnie na kanwie nowej konstytucji być bezpośrednio wystawiony na piedestał władzy. Niemniej sytuacja społeczno-polityczna spowodowała, że nową ustawę zasadniczą przyjęto, jak wspomniałem, dopiero w kwietniu 1935 roku - natomiast w maju Marsza-łek już nie żył. Zatem konstytucja, która została jakby napisana pod Józefa Piłsudskiego nie mogła się zrealizować w perspektywie objęcia przez niego prezydentury. Niemniej zdając sobie sprawę z wagi kwietniowego aktu namaścił on swojego bliskiego współ-pracownika Walerego Sławka, ażeby został głową państwa wobec faktycz-nego stanu stworzenia w Polsce systemu prezydenckiego. Po śmierci Marszałka jego wola, jakże ceniona za życia, nie została dostatecznie uznana przez sanacyjne władze, toteż nie dość, że Walery Sławek nie objął urzędu prezydenta to został jeszcze odsunięty na boczny tor w ferworze wewnętrznej walki politycznej. Przy całym zamie-szaniu najwięcej skorzystał Ignacy Mościcki, który niezmiennie od 1926 roku piastował urząd głowy państwa mając po 1935 roku bardzo rozległe prerogatywy, których wobec wybuchu II wojny światowej musiał się zrzec w 1940 roku na mocy układu paryskiego z gen. Władysławem Sikorskim.

MichałDworski

Konstytucja obozu rządzącego

historia

Przelewów możecie dokonywać bezpośrednio na konto bankowe, albo za pomocą Pay Pal pod adres e-mailowy [email protected]

Polish& Slavic Federal Credit Union Routing/ABA Number: 226082022 1216323

Można wysyłać także czeki na adres redakcji:Caesar Polonia Publishing Corp

5918 Catalpa Ave. Ridgewood- NY 11385

Szanowni Państwo, jesteśmy z Wami już od 22 maja 2013r. Jest nam niezmiernie miło z tak licznie spływających do nas gratulacji i podziękowań za pracę jaką wkładamy w tworzenie naszego patriotycznego dzieła powstałego z myślą o Polsce i Polonii. Stworzyliśmy przez ten czas coś zgoła oryginalnego i wykraczającego poza lokalne ramy. Jako jedyne polskie pismo ukazujemy się zarówno

w USA jak i Kanadzie. Jako jedyni posiadamy stale aktualizowa-ną, informacyjną stronę internetową. Żadne inne bezpłatne pismo polonijne nie współpracuje z takimi sławami publicy-stycznymi jak Rafał Ziemkiewicz, Jan Pietrzak czy Stanisław Michalkiewicz. Wkład naszej pracy jest też odpowiednio dostrzeżony przez użytkowników portali społecznościowych, w tym w szczególności Facebook'a, gdzie posiadamy liczne subskrypcje.

Pismo jest bezpłatne, a redakcja pracuje pro publico bono. Żebyśmy się nadal tak pomyślnie rozwijali niezbędne są jednak środki finansowe na pokrycie kosztów druku i kolportażu. Jeżeli widzicie Państwo potrzebę dalszej egzystencji polskich bezpłat-nych mediów w formie jaką zaprezentowaliśmy w ciagu minio-nych dwóch lat, prosimy o wsparcie poprzez dokonania darowinny, bądź też wykupienia reklamy na łamach The Poland Times.

Wszystkim patriotycznie nastawionym rodakom z góry serdecz-nie dziękujemy za jakąkolwiek forme pomocy.

Redakcja TPT

Apel o wsparcie