Kwantologia 1.1 myśląca pustka.

4
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 1.1 – Myśląca pustka? Znacie? To posłuchajcie. Dawno, dawno temu, za leśnymi mirażami, za górami pustosłowia, żył niejaki P., jegomość silny bicepsem i pomyślunkiem (tak, również i tacy bywają). I chadzał sobie tam i siam tenże osobnik, zaczepiał tego i owego, i wypytywał o co się tylko dało. A nawet owe dialogi był nabazgrał w księgach. No i, słuchajcie, ludkowie mili, zanotował on, że są gdzieś tam, w oddaleniu niebagatelnym od tego wszystkiego tutaj, stworki, które co to nie orzą i nie sieją, a bytują bezproblemowo i znakomicie, i chwalą to sobie niebiańsko na przeróżne tonacje. Polatują tu i tam owe metafizyczne konstrukcje, szarogęszą się nie wiedzieć w jakim celu w wiecznej nieskończoności – i w ogólności to dziwne pokazują zachowania. Ale to już nie nasze sprawy, my są tutejsi. No i bywa niekiedy tak, ludki wy moje, że coś się lokalnie zatnie w onym kosmicznym bezkresie, czy z innego niepojętego na rozumność przymusu poplącze tak bardzo w owych szlakach, że dzieje się tak, że owe duszne stworki spadną w otchłań głęboką; coś je przyciągnie w te rejony (a może wciśnie) - i jest problem. Bo, słuchajcie, one byty, co to bezcieleśnie się obnosiły, teraz w materię różnoraką i pospolitą są odziane, rzucone są wówczas w rejony oznaczone nauką i opisane tabelkami atomowymi, a to boli. To wyciska z nich pot, a bywa i łzy, to krwawi lub inne ekskrementy z siebie wyrzuca – i w ogóle przykrość wielka, bo trza w jaskini fizycznej siedzieć i na ścianę z utęsknieniem spoglądać (bo cienie tam swój filmowy taniec uprawiają). Aż żal się robi, ludkowie, serce rozdziera ta niedola bytów swobodnych i wszędy doznawana niesprawiedliwość. A dodać muszę, że takie poplątania dróg bytowych owych stworków są częste, w ichniej bezczasowej zmienności to przypadłość nagminna, z tworzywa atomowego kajdany to dla nich doświadczenie częste, więc przemijające. Acz bardzo niechciane. ... Takie to dziwne dziwy opowiadał dawno temu onże P. - no i tak już to poszło poprzez całe stulecia i większe tysiąclecia. I zerkali w niebo kolejni podglądacze wszystkiego, gwiazdy nad sobą widzieli i praw w sobie się doszukiwali, pisali nawet księgi wielgachne, albo wzory wywiedzione z matematyki podbudowanej fizycznym doznaniem i eksperymentem. Co więcej - słuchajcie, ludkowie, słuchajcie - mimo mnogich doświadczeń onych, mimo latających machin, które dalekie i bliskie okolice penetrują – mimo zaglądania w otwory codzienności i przeszłości aż po horyzont (a nawet dalej) – mimo obmacania tego wszystkiego (a może właśnie dlatego), bajania opitych filozofiją i innymi przypowieściami o stworkach zbudowanych z niczego, o takich bytach, co to je matematyka z niebytu wydobywa, o czymś takowym (i podobnym) się rozpowiada. - Nawet, ech, dyskutuje, nawet takie tam pozatutejsze lokalizacje pokazuje. Bo one, tak się mówi, ten świat i jego reguły warunkują – raz fizyką i materialnym szyfrem to się zapisuje, a raz pozamaterialnym. I toczy się to tak bez początku i 1

Transcript of Kwantologia 1.1 myśląca pustka.

Page 1: Kwantologia 1.1   myśląca pustka.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 1.1 – Myśląca pustka?

Znacie? To posłuchajcie.Dawno, dawno temu, za leśnymi mirażami, za górami pustosłowia, żył niejaki P., jegomość silny bicepsem i pomyślunkiem (tak, również i tacy bywają). I chadzał sobie tam i siam tenże osobnik, zaczepiał tego i owego, i wypytywał o co się tylko dało. A nawet owe dialogi był nabazgrał w księgach. No i, słuchajcie, ludkowie mili, zanotował on, że są gdzieś tam, w oddaleniu niebagatelnym od tego wszystkiego tutaj, stworki, które co to nie orzą i nie sieją, a bytują bezproblemowo i znakomicie, i chwalą to sobie niebiańsko na przeróżne tonacje. Polatują tu i tam owe metafizyczne konstrukcje, szarogęszą się nie wiedzieć w jakim celu w wiecznej nieskończoności – i w ogólności to dziwne pokazują zachowania. Ale to już nie nasze sprawy, my są tutejsi.No i bywa niekiedy tak, ludki wy moje, że coś się lokalnie zatnie w onym kosmicznym bezkresie, czy z innego niepojętego na rozumność przymusu poplącze tak bardzo w owych szlakach, że dzieje się tak, że owe duszne stworki spadną w otchłań głęboką; coś je przyciągnie w te rejony (a może wciśnie) - i jest problem. Bo, słuchajcie, one byty, co to bezcieleśnie się obnosiły, teraz w materię różnoraką i pospolitą są odziane, rzucone są wówczas w rejony oznaczone nauką i opisane tabelkami atomowymi, a to boli. To wyciska z nich pot, a bywa i łzy, to krwawi lub inne ekskrementy z siebie wyrzuca – i w ogóle przykrość wielka, bo trza w jaskini fizycznej siedzieć i na ścianę z utęsknieniem spoglądać (bo cienie tam swój filmowy taniec uprawiają). Aż żal się robi, ludkowie, serce rozdziera ta niedola bytów swobodnych i wszędy doznawana niesprawiedliwość.A dodać muszę, że takie poplątania dróg bytowych owych stworków są częste, w ichniej bezczasowej zmienności to przypadłość nagminna, z tworzywa atomowego kajdany to dla nich doświadczenie częste, więc przemijające. Acz bardzo niechciane. ...

Takie to dziwne dziwy opowiadał dawno temu onże P. - no i tak już to poszło poprzez całe stulecia i większe tysiąclecia. I zerkali w niebo kolejni podglądacze wszystkiego, gwiazdy nad sobą widzieli i praw w sobie się doszukiwali, pisali nawet księgi wielgachne, albo wzory wywiedzione z matematyki podbudowanej fizycznym doznaniem i eksperymentem. Co więcej - słuchajcie, ludkowie, słuchajcie - mimo mnogich doświadczeń onych, mimo latających machin, które dalekie i bliskie okolice penetrują – mimo zaglądania w otwory codzienności i przeszłości aż po horyzont (a nawet dalej) – mimo obmacania tego wszystkiego (a może właśnie dlatego), bajania opitych filozofiją i innymi przypowieściami o stworkach zbudowanych z niczego, o takich bytach, co to je matematyka z niebytu wydobywa, o czymś takowym (i podobnym) się rozpowiada. - Nawet, ech, dyskutuje, nawet takie tam pozatutejsze lokalizacje pokazuje. Bo one, tak się mówi, ten świat i jego reguły warunkują – raz fizyką i materialnym szyfrem to się zapisuje, a raz pozamaterialnym. I toczy się to tak bez początku i

1

Page 2: Kwantologia 1.1   myśląca pustka.

bez końca, w celu jakowymś, to jedni gadacze podkreślają – lub bez celu, to drudzy, inaczej usposobieni do idei.Ech...

No więc, ludkowie mili, zerknijcie wy w siebie i świat naokolny i zastanówcie się, i głęboko pomyślcie przez dłuższą chwilę – i coś o sprawie rzeczonej, czyli stworków bez fizycznego szkieletu, bez atomowego fundamentu, coś w temacie rzeknijcie. Prawda li to, czy jeno bajanie, które może i odkrywa jakoweś tajniki rzeczywistości, ale zarazem prawdę prawdziwą o tym wszystkim przykrywa mnogością słownych osadów oraz zasłoną abstrakcyjnych pojęć? Czy mogą-muszą istnieć odmaterlializowane byty? Rzeknijcie na logikę swoją, czy tutejsze fakty materialnie namacalne potrzebują do zaistnienia tak nietutejszego i dziwacznego elementu podtrzymującego? - Czy fizyka jest konstruowana meta-fizycznie?

Bo to jest tak, słuchajcie. Siedzi sobie w mieszkaniowej kazamacie jakiś matematyk czy inszy filozof (a bywa że i fizyk z ambicjami zerkania w zakres pozaaktualny) – i kombinuje. Coś mu wpadnie do ręki, więc kawałkiem materii obraca, drugi przykłada – i wyciąga wnioski. Że to takie a takie, że kamyk do kamyka i jest kupka dwa. I zaczyna podskakiwać w radości taki ktoś, chwalić się, że znalazł i odkrył, i że w ogóle to dziw, bo z niczego – czyli z głowy – na tym padole, w niepokalany sposób, zaistniała liczba. Liczba albo i inna abstrakcja dowolnego gatunku.Liczba, czyli co? Zauważcie, ludkowie, że naocznie liczby - jako i owych ideowych stworków - nikt nie doświadczył, dwa kawałki czegoś i owszem, ale liczby nie. I jest problem. Bo gdzie owa bezcielesna liczbowość się gnieździ, a zwłaszcza, dlaczego i jak tutaj objawia się człekowi obracającemu pojęciami? Pytanie nie jest głupawe: czy abstrakcjonista owe niefizyczne konstrukty odkrywa, czy tworzy? I co z tego wynika?

Więc tak, filozoficzni i matematyczni (i podobni), to do was mówię - słuchajcie. Jest NIC. I jest COŚ. Przyznacie sami, że dalej opis i logika nie sięga, dalej w analizie tą drogą się nie pójdzie. COŚ to wiadomo co, banał energetycznie pospolity, codzienność obeznana i doznawana. Ale NIC to nic – taka nicość nicościowa, pustka pusta pustką absolutnie absolutną, ni kwantu czegoś, ni żadnego badziewia materialnego, NIC to NIC.I teraz ważne pytanie: jak wy, filozoficzni mądrale, możecie w tej całkowicie pustej nicości lokować byty, konstrukcje skomplikowane, a nawet myślące (bo i takie legendy się głosi)? Czy, powiedzcie to głośno i szczerze, czy NIC, pustka logicznie pojęta, zapisuje na/w sobie jakiś stan? Czy próżnia, abstrakcja skrajna i dopełnienie do "czegoś" (energii), posiada właściwości, zmienia się i oddziałuje na otoczenie? Jako to być może – jako to się dokonywa?Tak, sprawa dla was ważna a istotna, wytężajcie swoje pomyślunki, dawajcie głos i świadectwa – może w niczym coś się zadziać? Może pustota wyzerowana do matematycznego zera przeobrażać się, swoje wnętrze (czy zewnętrze) odkształcać? ... Itd., itp.Myślcie, ludkowie fizyczni, mędrkujcie – tematyka poważna, głęboka i fundamentalnie podstawowa.

2

Page 3: Kwantologia 1.1   myśląca pustka.

Zaprawdę powiadacie, ludkowie, mają rację fizykanci zgłębiający w codziennym eksperymencie podszewkę rzeczywistości (na czym wielce korzystają matematyczni oraz filozoficzni) - po wieki wieków mają rację. Tak, w drobieniu świata jest granica, której nigdy i żaden eksperyment nie pokona – to fakt. Jest jakiś foton czy podobny, a reszta nieoznaczona i nie do poznania. Ale z takiego schematu nie wynika, że dalsze już wyłącznie losowość obsadza i że to poplątana zwiewność niematerialnego meta-świata.Bo, weźcie to pod uwagę ludkowie - czy przerzucający w znoju różne abstrakcje matematyk działa w pustce? Nie. Siedzi lub spaceruje (a bywa, że i popija), ale uboczne produkty jego aktywności, które na karteczkach zapisuje, to – po pierwsze – fakty odnotowane realnie, fizycznie i namacalnie, ale – to po drugie i ważniejsze – tworzą się w głowie owego bytu, co to jest myślącą trzciną. - A jak się w głowie tworzą i kotłują, to również (i zawsze) są "zanotowane" na fizycznym nośniku. Materialnie tym/takim samym, bo atomowym. I nie ma znaczenia, zauważcie ludkowie, że matematyk nie sięga w swojej pracy tego podprogowego (skrytego, ciemnego) poziomu – korzysta z przekształceń energetycznych bez wiedzy, że one zachodzą. I efekt musi mu się przez to wydać niespodzianką; obrabia abstrakcję, a w rezultacie jeden plus jeden musi mu dać (liczbę) dwa.Mówiąc inaczej, żeby zaistniała w głowie matematyka niematerialna abstrakcja czegoś, musi owa głowa, jak najbardziej fizyczna, oblec się w materię, a zachodzące w niej reakcje takoż muszą się dokonać realnie i być uporządkowane. Że matematyk lub filozof (dowolny już abstrakcjonista) otrzymany wynik procesu poznaje-doznaje nagle i że ma przy tym odlotowe dreszcze? Cóż, to przypadłość dziecięcego wieku, z tego się wyrasta. - Zazwyczaj się wyrasta.

Ale, ludkowie, powtarzam, fizykanci mają rację: bariera jest. Czy z tego wynika, że matematyczne problematy lokują się poza naszą i codzienną realnością – że są byty swobodne od materialnych trosk?Nie – z tego nic takiego nie wynika.Bo to jest tak, może fizyk zasadnie rozprawiać, że dalej w materię żadnego swojego organu nie wetknie, bo tego "dalej" w laboratorium już nie ma (i w ogóle nie ma). Ale może na to równie zasadnie rzec filozof (wsparty logiką), że tego "dalej", i owszem, nie ma – ale nie ma dla fizyka. - I rzec na to jeszcze, że granica fizyczna nie jest granicą absolutną.A dlaczego tak może rzeknąć? Bo wywiedziona z postrzeganego świata reguła (czyli logika zmiany) to głosi: że są różne stany skupienia energetycznych jednostek i że materialne fakty przekształcają się. Czyli, można powiedzieć, że fizyka zaczyna swoje eksperymenty (lub kończy) od pewnego poziomu-zbioru tychże jednostek – ale że dalsze również istnieją i warunkują tutejsze procesy. Tylko że nie są już poznawalne. - Czyli jest stopniowalność w schodzeniu w głąb, jest próg fizycznie osiągalny, ale to dalece nie wszystko. A co więcej, to "głębsze-dalsze" jest poznawalne. Logicznie poznawalne.

Ale jest jeszcze jeden ważki z tego wniosek, ludkowie mili: nic i nigdzie nie może być niefizyczne. Owszem, nie da się tego dotknąć, nie zmierzy tego żaden laborant w najbardziej wymyślnym badaniu –

3

Page 4: Kwantologia 1.1   myśląca pustka.

to na zawsze obszar podprogowy, ciemny, fizycznie nieoznaczony, z losowością, jako element niezbędny, w opisie. Ale to zawsze jest i zawsze będzie obszar Fizyczny. To nie jest pustka!NIC "otacza", dopełnia COŚ, to zrozumiałe i logiczne. Ale jeżeli w zapale analizowania tego wszystkiego ktoś twierdzi, że są byty bez materialnego nośnika – jeżeli inny ktoś dowodzi, że są konstrukty matematycznie bezcielesne – jeżeli ktoś dalszy ogłasza, że takowe odrealnione i metafizyczne byty zmieniają się, coś odczuwają, albo i prowadzą wewnętrznie ze sobą (i między sobą) dialogi i że wpływa to na tutejsze atomowe gruzowisko – jeżeli ktoś wygaduje, że takie abstrakty odwiecznie i poza czasem i przestrzenią uprawiają swoje harce - to tacy ktosie dają świadectwo co najwyżej w sprawie stanu osobistego i mało ciekawego umysłowego funkcjonowania. Żeby ich!Ludkowie, weźcie to na logikę, jeżeli nawet ktoś i kiedyś wyrzuca z siebie pogląd, że był postrzegł ducha lub inną zwidzianą w jakiś nieobyczajnie fizycznych warunkach zjawę – że często miewa takowe złudzenia i że on w te bezcielesne konstrukcje bezgranicznie i na zawsze wierzy, to przecie można mu podsunąć pod rozwagę nieodparte w logiczności stwierdzenie: pustka absolutna, zero matematyczne, w sobie lub na sobie niczego nie koduje. Może być złudzenie, a co, w fizycznym bycie mnogość stanów ułudnych i głupio złudnych, ale nie ma złudzenia bez fundamentu, na którym zachodzi. Nie ma i być nie może "omamów" bez podstawy, materialnej opoki, na/w której takowy dziwaczny fakt zachodzi. - To, przyznacie, może dokonywać się jeno w czerepie z jakowyś powodów źle funkcjonującym, to może być (też się zdarza) w nauką i regułami naszpikowanym obiekcie – ale to nie jest "fakt niematerialny", to zawsze jest fakt.Więcej, ludkowie, jeżeli wam będzie jakiś rozentuzjazmowany swoimi abstrakcjami osobnik dowodził, że wspomniane zjawy i zjawiska są i działają, dla własnego dobra, nie tylko umysłowego, omijajcie owe dziwadło szerokim łukiem (matematycznym). Rękoczyny, jako argument na poparcie abstrakcji, to fizycznie mało ciekawe doznanie.

Myśląca pustka? Pustka myślenia!

cdn.

Janusz Łozowski

4