Krzykacze podnoszą ciśnienie

1
30 marca – 1 kwietnia 2013 Polska Gazeta Wrocławska | www.gazetawroclawska.pl | SŁOWO POLSKIE 11 K omórkowi krzyka- cze – przekleństwo podróży w komu- nikacji miejskiej. Bez litości dzielą się każdym aspektem swojego życia, niestety, nie tylko ze swoim rozmówcą. W efekcie w internecie na potęgę pow- stają spisy „komórkowych sa- voir-vivre’ów”, które mają wskazywać drogę nieuczesa- nym użytkownikom telefo- nów. Okazuje się, że pomimo to zawsze znajdzie się ktoś, kto nie podniesie głos. Czy to moż- liwe, że działają na nerwy nie tylko mieszkańcom chłodnej Europy, ale też gorącej Italii, gdzie chyba każdy rodzi się z potrzebą głośnych rozmów? Co na to mieszkaniec wyspy nieopodal Ameryki Południo- wej? Guido Giacomo Gattai z miasta Florencja Filozofowie uwielbiają ciszę. Nie wiem, czy mogę nazywać się jednym z nich, niemniej jest to na pewno coś, co nas łączy. Oczywiście, nie cały czas jestem fanem ciszy – podczas koncer- tów, na przykład, ona nie przy- daje się zbytnio. Jednakże gdy czytam gazetę w autobusie, brak niepożądanych dźwięków jest ważnym elementem tego pro- cesu. Doceniam wartość ciszy szczególnie wtedy, gdy współpa- sażerowie rozmawiający przez telefony komórkowe, sprawiają wrażenie, jakby chcieli dosięg- nąć swojego rozmówcę głosem bez użycia technologii. Drogi Czytelniku – jeżeli my- ślisz, że dźwięk przewracanych kartek starej książki jest nudny, to spróbuj wytrzymać grubasa z telefonem, który przez pół mi- nuty będzie przeżywał prze- graną ważnego meczu swojej ulubionej drużyny. Jeżeli nie do- strzegasz piękna w dźwięku spa- dającego płatka śniegu, to pole- cam wsłuchać się w rozmowę staruszki wspinającej się nawy- żyny swoich wokalnych możli- wości gdy skarży się przez tele- fon na męża pijaka. Jeżeli nie ro- zumiesz, jak piękny jest pierwszy promień światła o poranku w le- sie Adler, to... to w zasadzie już wiesz, co mam na myśli i nie mu- sisz wiedzieć nic więcej. Włochy to kraj ludzi, którzy we krwi mają głośne zachowa- nie. Pomimo tego wydaje mi się, że to właśnie my jako pierwsi za- częliśmy postrzegać komórko- wych krzykaczy jako niegrzecz- nych albo nawet chamskich. Niemniej nie mogę aż tak bardzo na nich narzekać. Przecież to dzięki nim codziennie od nowa odkrywam wartość ciszy. James B. Solomon z miasta Port of Spain Polegamy na nich nie tylko w sy- tuacjach awaryjnych czy przyza- wieraniu transakcji bizneso- wych, lecz również gdy chcemy się zabawić. Wszędobylski tele- fon komórkowy ewoluował z podręcznego komunikatora ze „Star Treka”, który zapewniał drużynie łączność z krążącym na orbicie statkiem. Teraz można zadzwonić do Między- narodowej Stacji Kosmicznej ze swojej komórki. Skok technolo- giczny robi wrażenie, większość osób jeżdżących autobusami nie jest nim zachwycona. Podejrze- wam, że współpasażerowie ko- mórkowego krzykacza chętnie poprosiliby inżyniera Scottiego, by przetransportował gadułę gdzieś hen, daleko... Co zrobiłbyś, Czytelniku, gdyby Twój telefon zadzwonił w autobusie? Zapewne byś ode- brał. Jak zostało to zasugero- wane w „Czterech kwadrantach zarządzania czasem” Steve- na Coveya, rozmowa przez ko- mórkę jest jednym zdwóch „pil- nych” kwadrantów i klasyfikuje się ją jako „ważną”. W związku z tym, potrzeba odebrania połą- czenia staje się priorytetem. Dziś niemal każdy używa różnych platform społecznościowych. Je- steśmy „okablowani”, a nasze myśli są na bieżąco udostęp- niane innym użytkownikom. Jazda autobusem lub pocią- giem często przynosi wyzwole- nie od interakcji. W końcu mo- żemy znaleźć się między ludźmi z krwi i kości i uporządkować swoje myśli lub przynajmniej poczytać książkę, gazetę czy ko- lorowy magazyn. Jednak życie w świecie, gdzie albo nie mamy wyboru, albo jesteśmy uzależ- nieni od połączenia z siecią, każda sekunda z dala od naszej „cyfrowej pępowiny” stwarza nieprzyjemne uczucie „odłącze- nia”. Bycie pod telefonem, gdzie- kolwiek jesteśmy, daje nam wy- tchnienie od bycia „odłączo- nym”, mimo tego, że nasza cy- frowa nadgorliwość może przeszkadzać innym. A może to nie telefoniczny krzykacz nas denerwuje, tylko to, o czym nam przypomina? Być może tak na- prawdę drażni nas, że to on –aniemy–mazkimrozmawiać? Podejrzewam, że przydałoby nam się trochę popracować nad naszymi zdolnościami ko- munikacyjnymi, które powoli odchodzą do lamusa. Na dobry początek polecam odwrócić się do osoby obok i powiedzieć: „Cześć”. Silvia Giammetta/Rivoli Czasami wsiadam do autobusu, w którym panuje piekielny zgiełk, i staję obok kogoś, kto bardzo głośno kłóci się z... tele- fonem. Zastanawiam się wtedy: „Dlaczego muszę wiedzieć, poco twojej żonie była ta droga bluzka?”. Z jakiegoś powodu lu- dzie, którzy wymieniają głośne uwagi przez komórkę, bardziej mnie denerwują niż ci, których współrozmówca siedzi obok. Czasem wydaje mi się, że dwójka ludzi w autobusie ze sobą ro- zmawia, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że mówią o czymś zu- pełnie innym – bo każde z nich wisi na telefonie. To bywa cał- kiem zabawne. Gorzej, gdy tra- fię na kogoś, któ używa Bluetooth’a. Zwykle zanim zau- ważę na ich uchu to małe urzą- dzenie, zakładam, że są schizo- frenikami i powoli się odsuwam. Nie mam pojęcia czy wygląda to tak absurdalnie w każdym kraju, ale Włosi lubią mocno gestyku- lować podczas rozmowy. Wyboraź sobie człowieka, który z całych sił macha rękami bez wyraźnego przyczynku. Dziw- ne, prawda? Zawsze mam wtedy ochotę spytać: „Po co się tak mę- czysz? On i tak cię nie zobaczy”. Mam kilka teorii, które tłuma- czyłyby popularność telefonicz- nych rozmów w pojazdach ko- munikacji miejskiej. Niektórzy spędzają w niej wiele godzin, nie mają więc czasu na to, by poga- dać z przyjaciółmi czy krew- nymi. Wtedy jedyną, jakże smutną, alternatywą, okazuje się być rozmowa przez telefon wau- tobusie, metrze czy pociągu. In- nym powodem może być chęć znalezienia się w centrum uwagi. Podobnie jak na Fa- cebooku, gdzie ludzie wypisują każde zjedzone ciastko i wypite piwo, głośni pasażerowie auto- busów chcą zostać zauważeni. W końcu nieważne jest, co po- wiesz, lecz sam fakt tego, że mó- wisz... Nie zrozumcie mnie źle – ja naprawdę uwielbiam mówić. Dzielić się opiniami, opisywać swój punkt widzenia. Ale tylko wtedy, gdy widzę rozmówcę. Bardziej od mówienia cenię już sobie tylko myślenie. A tak się składa, że podczas intensyw- nych, pełnych napięcia dni, ko- munikacja miejska jest jedynym miejscem, w którym mogę się przez chwile zastanowić. Dla- tego bardzo was proszę, drodzy komórkowi krzykacze świata – dajcie mi usłyszeć własne my- śli! Tłumaczenie iopracowanie: Marta Bigda, Piotr Telichowski oraz Bartosz Rutkowski Marta Bigda Wsiadasz do autobusu po długim i męczącym dniu. Wkładasz rękę do kieszeni i orientujesz się, że nie wziąłeś słuchawek do swojego odtwarzacza muzycznego. I wtedy, akurat obok Ciebie, staje komórkowy krzykacz... Krzykacze podnoszą ciśnienie ILUSTRACJA JACEK DRUMOOWICZ James: A może to nie telefoniczny krzykacz nas denerwuje, tylko to, o czym nam przypomina – że to on, a nie my, ma z kim rozmawiać? facebook.com/FTWproject WIELKANOC

description

FTW: Jak to jest, kiedy krzykacze w środkach publicznego transportu łapią za telefony komórkowe, opowiadają autorzy z różnych stron świata.

Transcript of Krzykacze podnoszą ciśnienie

Page 1: Krzykacze podnoszą ciśnienie

30 marca – 1 kwietnia 2013Polska Gazeta Wrocławska | www.gazetawroclawska.pl | SŁOWO POLSKIE 11

Komórkowi krzyka-cze – przekleństwopodróży w komu-nikacji miejskiej.Bez litości dzielą

się każdym aspektem swojegożycia, niestety, nie tylko zeswoim rozmówcą. W efekciew internecie na potęgę pow-stają spisy „komórkowych sa-voir-vivre’ów”, które mająwskazywać drogę nieuczesa-nym użytkownikom telefo-nów. Okazuje się, że pomimoto zawsze znajdzie się ktoś, ktonie podniesie głos. Czy to moż-liwe, że działają na nerwy nietylko mieszkańcom chłodnejEuropy, ale też gorącej Italii,gdzie chyba każdy rodzi sięz potrzebą głośnych rozmów?Co na to mieszkaniec wyspynieopodal Ameryki Południo-wej?

GuidoGiacomoGattaizmiastaFlorencjaFilozofowie uwielbiają ciszę.Niewiem,czymogęnazywaćsięjednym z nich, niemniej jest tona pewno coś, co nas łączy.Oczywiście,niecałyczasjestemfanem ciszy – podczas koncer-tów, na przykład, ona nie przy-daje się zbytnio. Jednakże gdyczytamgazetęwautobusie,brakniepożądanych dźwięków jestważnym elementem tego pro-cesu.

Doceniam wartość ciszyszczególniewtedy,gdywspółpa-sażerowie rozmawiający przeztelefony komórkowe, sprawiająwrażenie, jakby chcieli dosięg-

nąć swojego rozmówcę głosembez użycia technologii.

Drogi Czytelniku – jeżeli my-ślisz, że dźwięk przewracanychkartek starej książki jest nudny,to spróbuj wytrzymać grubasaztelefonem,któryprzezpółmi-nuty będzie przeżywał prze-graną ważnego meczu swojejulubionejdrużyny.Jeżeliniedo-strzegaszpięknawdźwiękuspa-dającego płatka śniegu, to pole-cam wsłuchać się w rozmowęstaruszki wspinającej się na wy-żyny swoich wokalnych możli-wości gdy skarży się przez tele-fon namęża pijaka. Jeżeli nie ro-zumiesz,jakpięknyjestpierwszypromieńświatłaoporankuwle-sie Adler, to... to w zasadzie jużwiesz,comamnamyśliiniemu-sisz wiedzieć nic więcej.

Włochy to kraj ludzi, którzywe krwi mają głośne zachowa-nie. Pomimo tego wydaje mi się,żetowłaśniemyjakopierwsiza-częliśmy postrzegać komórko-wychkrzykaczyjakoniegrzecz-nych albo nawet chamskich.Niemniejniemogęażtakbardzona nich narzekać. Przecież todzięki nim codziennie od nowaodkrywam wartość ciszy.

JamesB.SolomonzmiastaPortofSpainPolegamynanichnietylkowsy-tuacjachawaryjnychczyprzyza-wieraniu transakcji bizneso-wych, lecz również gdy chcemysię zabawić. Wszędobylski tele-fon komórkowy ewoluowałzpodręcznegokomunikatoraze„Star Treka”, który zapewniał

drużynie łączność z krążącymna orbicie statkiem. Terazmożna zadzwonić do Między-narodowej Stacji Kosmicznej zeswojejkomórki.Skoktechnolo-gicznyrobiwrażenie,większośćosóbjeżdżącychautobusaminiejest nim zachwycona. Podejrze-wam, że współpasażerowie ko-mórkowego krzykacza chętniepoprosilibyinżynieraScottiego,by przetransportował gadułęgdzieś hen, daleko...

Co zrobiłbyś, Czytelniku,gdyby Twój telefon zadzwoniłwautobusie?Zapewnebyśode-brał. Jak zostało to zasugero-wanew„Czterechkwadrantachzarządzania czasem” Steve-na Coveya, rozmowa przez ko-mórkęjestjednymzdwóch„pil-nych” kwadrantów i klasyfikujesię ją jako „ważną”. W związkuztym,potrzebaodebraniapołą-czeniastajesiępriorytetem.Dziśniemal każdy używa różnychplatformspołecznościowych.Je-steśmy „okablowani”, a naszemyśli są na bieżąco udostęp-niane innym użytkownikom.

Jazda autobusem lub pocią-giem często przynosi wyzwole-nie od interakcji. W końcu mo-żemyznaleźćsięmiędzyludźmi

z krwi i kości i uporządkowaćswoje myśli lub przynajmniejpoczytaćksiążkę,gazetęczyko-lorowy magazyn. Jednak życiew świecie, gdzie albo nie mamywyboru, albo jesteśmy uzależ-nieni od połączenia z siecią,każda sekunda z dala od naszej„cyfrowej pępowiny” stwarzanieprzyjemneuczucie„odłącze-nia”.

Bycie pod telefonem, gdzie-kolwiek jesteśmy, daje nam wy-

tchnienie od bycia „odłączo-nym”, mimo tego, że nasza cy-frowa nadgorliwość możeprzeszkadzać innym. Amożetonie telefoniczny krzykacz nasdenerwuje,tylkoto,oczymnamprzypomina? Być może tak na-prawdę drażni nas, że to on–aniemy–mazkimrozmawiać?

Podejrzewam, że przydałobynam się trochę popracowaćnad naszymi zdolnościami ko-munikacyjnymi, które powoliodchodzą do lamusa. Na dobrypoczątek polecam odwrócić siędo osoby obok i powiedzieć:„Cześć”.

SilviaGiammetta/RivoliCzasami wsiadam do autobusu,w którym panuje piekielny

zgiełk, i staję obok kogoś, ktobardzo głośno kłóci się z... tele-fonem. Zastanawiam się wtedy:„Dlaczegomuszęwiedzieć,pocotwojej żonie była ta drogabluzka?”.Zjakiegośpowodulu-dzie, którzy wymieniają głośneuwagi przez komórkę, bardziejmnie denerwują niż ci, którychwspółrozmówca siedzi obok.Czasemwydajemisię,żedwójkaludzi w autobusie ze sobą ro-zmawia,alepochwilizdajęsobiesprawę, że mówią o czymś zu-pełnie innym – bo każde z nichwisi na telefonie. To bywa cał-kiem zabawne. Gorzej, gdy tra-fię na kogoś, któ używaBluetooth’a.Zwyklezanimzau-ważę na ich uchu to małe urzą-dzenie, zakładam, że są schizo-frenikamiipowolisięodsuwam.Niemampojęciaczywyglądatotakabsurdalniewkażdymkraju,ale Włosi lubią mocno gestyku-lować podczas rozmowy.Wyboraźsobieczłowieka,któryz całych sił macha rękami bezwyraźnego przyczynku. Dziw-ne,prawda?Zawszemamwtedyochotęspytać:„Pocosiętakmę-czysz? On i tak cię nie zobaczy”.

Mamkilkateorii,któretłuma-czyłybypopularnośćtelefonicz-nych rozmów w pojazdach ko-munikacji miejskiej. Niektórzyspędzająwniejwielegodzin,niemają więc czasu na to, by poga-dać z przyjaciółmi czy krew-nymi. Wtedy jedyną, jakżesmutną,alternatywą,okazujesiębyćrozmowaprzeztelefonwau-tobusie,metrzeczypociągu.In-nym powodem może być chęć

znalezienia się w centrumuwagi. Podobnie jak na Fa-cebooku, gdzie ludzie wypisująkażde zjedzone ciastko i wypitepiwo, głośni pasażerowie auto-busów chcą zostać zauważeni.W końcu nieważne jest, co po-wiesz, leczsamfakttego,żemó-wisz...

Nie zrozumcie mnie źle – janaprawdę uwielbiam mówić.Dzielić się opiniami, opisywaćswój punkt widzenia. Ale tylkowtedy, gdy widzę rozmówcę.Bardziej od mówienia cenię jużsobie tylko myślenie. A tak sięskłada, że podczas intensyw-nych, pełnych napięcia dni, ko-munikacjamiejskajest jedynymmiejscem, w którym mogę sięprzez chwile zastanowić. Dla-tego bardzo was proszę, drodzykomórkowi krzykacze świata– dajcie mi usłyszeć własne my-śli!

Tłumaczenie i opracowanie:Marta Bigda, Piotr Telichowskioraz Bartosz Rutkowski

Marta Bigda

Wsiadasz do autobusu po długim i męczącym dniu. Wkładasz rękę do kieszeni i orientujesz się, że nie wziąłeśsłuchawek do swojego odtwarzacza muzycznego. I wtedy, akurat obok Ciebie, staje komórkowy krzykacz...

Krzykacze podnoszą ciśnienie

ILU

STR

ACJA

JAC

EKD

RU

MO

OW

ICZ

James: A może to nie telefonicznykrzykacz nas denerwuje, tylko to,o czym nam przypomina – że to on,a nie my, ma z kim rozmawiać?

facebook.com/FTWproject

WIELKANOC