Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

26
KONTYNUACJA SERII JOHN MARSDEN JUTRO PONAD 4 MILIONY FANÓW NA CAŁ YM ŚWIECIE! KRONIKI ELLIE

description

John Marsden: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa Główna bohaterka serii Jutro powraca! Wojna się skończyła, ale walka trwa nadal. Liczyliśmy na spokój. Ale kiedy opadł bitewny kurz okazało się, że teraz o wiele trudniej rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Przekonałam się też na własnej skórze, że nasze czyny przynoszą czasem konsekwencje, których nie da się przewidzieć – i którym nie jesteśmy w stanie zapobiec… Acha. Jest jeszcze Lee. Coś się między nami wydarzyło. Coś, co zmieniło mnie na zawsze… Książki Johna Marsdena to fenomen. Powieści o grupie nastolatków, którzy walczą z tajemniczym wrogiem atakującym Australię otrzymały kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech. W USA znalazły się na liście najlepszych książek dla młodzieży, a w Szwecji na pierwszym miejscu na liście książek polecanych przez nastolatków.

Transcript of Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

Page 1: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

KONTYNUACJA SERII

JOHN MARSDEN

JUTRO

PONAD 4 MILIONY FANÓW

NA CAŁYMŚWIECIE!

KRONIKIELLIE

Cena detal. 31,90 zł

GŁÓWNA BOHATERKA SERIIJUTRO

POWRACA!WOJNA SIĘ SKOŃCZYŁA, WALKA WCIĄŻ TRWA.

Liczyliśmy na spokój. Kiedy jednak opadł bitewny kurz, okazało się, że terazo wiele trudniej rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Przekonałam się też na własnej skórze, że czasem nasze czyny mają konsekwencje, których

nie da się przewidzieć – i którym nie jesteśmy w stanie zapobiec…Aha. Jest jeszcze Lee.

Coś się między nami wydarzyło.Coś, co zmieniło mnie na zawsze…

Książki JOHNA MARSDENA to fenomen. Powieści o grupie nastolatków, którzy walczą z tajemniczym wrogiem atakującym Australię, otrzymały kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech. W USA znalazły się na liście najlepszych książek dla młodzieży, a w Szwecji

na pierwszym miejscu na liście książek polecanych przez nastolatków.W Polsce również stały się bestsellerami.

Seria JUTRO

WWW.SERIAJUTRO.PL

JEŚLI STANIESZ DO WALKI, MOŻESZ WYGRAĆALBO PRZEGRAĆ. JEŚLI NIE BĘDZIESZ WALCZYĆ,

PRZEGRASZ NA PEWNO. KONTYNUACJA SERII

JUTRO

KRO

NIK

I ELLIE

JOHN MARSDEN

Page 2: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa
Page 3: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

JOHN MAR SDEN

Kroniki Ellie Wojna się skończyła,

walka wciąż trwa

tłumaczenie Anna Gralak

Kraków 2013

Page 4: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013Druk: Rzeszowskie Zakłady Graficzne

Tytuł oryginałuThe Ellie Chronicles #1. While I live

Copyright © 2007 by Jomden Pty Ltd.

Copyright © for the translation by Anna Gralak 2013

Projekt okładkiMagdalena Zawadzka

Fotografia na pierwszej stronie okładki© Jan Scherders/Getty Images/FotoChannels

Opieka redakcyjnaJulita CisowskaJakub Kulasa

AdiustacjaJulita Cisowska

KorektaBarbara Gąsiorowska

Projekt typograficznyIrena JagochaDaniel Malak

ŁamanieDorota Ćwiek

ISBN 978-83-240-2360-8

Page 5: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

9

rozdział 1

Usłyszeliśmy to w połowie wspinaczki na grań. Ja, Homer i Ga-vin, tylko my troje. Grań była stroma, a skały kruche. Po poko-naniu trzech metrów w górę zsuwaliśmy się o dwa.

To stało się mniej więcej o trzynastej piętnaście. W ciepłe ma-jowe popołudnie. Jesień była upalna. Wokół rósł las, armia po-wykręcanych drzew stojących na baczność. Nosiły szarozielone mundury i wymachiwały liśćmi, nieustannie wykonując nieprzy-datne ruchy. Ci żołnierze nigdy nigdzie nie wyruszyli, nigdy ni-czego nie zrobili. Ci żołnierze mieli wszystko gdzieś.

Czasami w lesie jest zupełnie cicho. Nie zdarza się to często. Ale czasami koło południa w styczniowy dzień, kiedy temperatu-ra jest wysoka, liście eukaliptusów zwisają zmęczone i oklapnięte, ptaki przestają fruwać, owady chowają się w cieniu, słychać tylko chrzęst kamieni i bzyczenie zagubionej muchy, a na polu – kroki byka, który powoli podchodzi do lepszej kępy trawy.

Jednak tamtego majowego popołudnia było słychać te same dźwięki co zwykle: niezbyt głośne, raczej stonowane. Pszczo-ły, osy i żuki; ocierające się o siebie gałęzie drzew; sroki i rozel-le, pliszki i strzyżyki. Kiedyś do mamy przyjechała przyjaciółka

Page 6: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

10

z miasta. Dochodziła do siebie po załamaniu nerwowym albo czymś w tym rodzaju. Trzeciego dnia wbiegła do domu, zasła-niając uszy rękami i krzycząc: „Przyjechałam na wieś, żeby mieć ciszę i spokój, a tu nic tylko hałas, hałas, hałas!”.

Tamtego majowego dnia sami robiliśmy tyle hałasu, że prawie nie zauważałam dźwięków wypełniających las. W stukocie, chrzę-ście i klekotaniu osuwających się kamieni ginęły prawie wszystkie inne odgłosy. Do tego dochodziło jeszcze sapanie i dyszenie, zwłasz-cza w wykonaniu Homera. Ostatnio naprawdę stracił formę.

Zatrzymał się i oparł o drzewo – właściwie o pół drzewa, bo brakowało większości górnych gałęzi. Szeroko się do mnie uśmiechnął. Twarz lśniła mu od potu. Zatrzymałam się i też się do niego uśmiechnęłam. Przed nami Gavin maszerował naprzód z opuszczoną głową, jak zawsze niestrudzony.

– Nie wytrzymujesz tempa – powiedziałam do Homera. – Ścigamy się? – zapytał, ale nie ruszył się z miejsca.Zrobiłam z dziesięć kroków. Ominęłam go. – Wygrałam! – Przypomnij mi: po co właściwie się tam wspinamy? – zapy-

tał, poruszając ramionami, żeby plecak lepiej się ułożył. – Dla zabawy – odparłam z największym przekonaniem, na

jakie potrafiłam się zdobyć. – Dla zabawy, przyjemności, relak-su, pięknych krajobrazów i radości.

Westchnął. – Niektórzy ludzie gadają, jakby połknęli słownik – powie-

dział. – A ty połknęłaś jakiś cholerny słownik synonimów.Właśnie kiedy mówił „synonimów”, rozległy się strzały.Dobiegały z dna doliny, najpierw odbijały się echem od zbocza

wzgórza, a potem dźwięczały wokół. Mówiąc z matematyczną precy-zją, w pierwszej serii było ich piętnaście, padły w równych odstępach

Page 7: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

11

i trwały około dwudziestu pięciu sekund. Potem, po mniej więcej dziesięciosekundowej przerwie, nastąpiły trzy nieregularne serie. Jesz-cze później dały się słyszeć sporadyczne huki. Łącznie było tych strza-łów ze trzydzieści i rozlegały się przez jakieś pięć, sześć minut.

Pięć, sześć minut. Pod koniec tych pięciu, sześciu minut byli-śmy już w połowie drogi powrotnej do domu. Kiedy się nad tym zastanowić, to niesamowite. Przecież dotarcie na tę wysokość za-jęło nam ponad dwie godziny. Oczywiście wtedy szliśmy pod górę, a teraz prawie cały czas w dół, ale biorąc pod uwagę, że zmarno-wałam co najmniej minutę na Gavina…

Gavin jest prawie całkiem głuchy, co nie oznacza, że niczego nie słyszy – jego nauczycielka twierdzi, że zupełna głuchota w za-sadzie się nie zdarza. Wiem tyle, że Gavin słyszy bardzo niewiele: głośne krzyki, przejeżdżające półciężarówki, wybuchy i helikop-tery lecące w bliskiej odległości. Nie słyszy telewizora, muzyki ani rozmów. A już z pewnością nie słyszy, kiedy ktoś każe mu posprzą-tać w pokoju, odrobić lekcje albo nakryć do stołu. Nie słyszy, jak mówię, żeby się pospieszył, bo inaczej ucieknie mu autobus, ale słyszy takie teksty jak: „Gavin, bierz dupę w troki albo zaprowadzę cię na ten przystanek na kopach”. A mówię to dość często.

Gavin nie słyszy strzałów z odległości kilku kilometrów. Za-pomniałam o tym. Przypomniałam sobie, dopiero kiedy zawró-ciłam i przebiegłam sto metrów w dół grani. Wtedy gwałtownie się zatrzymałam. Byłam w rozterce. Zawsze lubiłam to słowo. Po prostu nigdy wcześniej nie miałam okazji go użyć.

W głowie mignęła mi scena z The Silver Sword, w której Jan porzuca swojego psa Ludwiga, żeby pomóc dziewczynom ura-tować małego Edka. Autor mówi, że w tamtej chwili Jan zaczął dorastać. Kiedy jako dziecko dotarłam do tego miejsca w książ-ce, znienawidziłam Jana – znienawidziłam go za to, że zostawił

Page 8: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

12

swojego psa, aby umarł w strachu, w samotności i z poczuciem, że został zdradzony. Teraz miałam podobny problem. Podobny, ale jeszcze trudniejszy. Wiedziałam – tak jak wiem, że po lecie nastę-puje zima – że te strzały dobiegały z mojego domu. Wiedziałam, że dzieje się coś okropnego i że muszę jak najszybciej się tam do-stać, żeby pomóc rodzicom, a może nawet ocalić im życie.

Musiałam jednak pamiętać, że Gavin jest tylko dzieckiem – nawet jeśli to twardy gówniarz – i nie mogłam pozwolić, żeby do-tarł na szczyt sam, nie wiedząc, gdzie się podzialiśmy ani co się dzieje, pozostawiony samemu sobie i mogący się wpakować w ja-kieś kłopoty.

Bo nagle już nigdzie nie było bezpiecznie i w górach znowu zaroiło się od przerażających niebezpieczeństw.

Dlatego wydzierając sobie serce z piersi – dosłownie chwytając się za nie, jakbym chciała je wyrwać i rzucić na ziemię – wściekła na każdy krok, jaki muszę zrobić w przeciwnym kierunku, zawró-ciłam i popędziłam w górę grani.

A Gavin szedł, szedł i szedł. Kiedy zostało mi już tylko dwa-dzieścia metrów, podniosłam garść kamieni i rzuciłam w niego. Wszystkie przeleciały obok. Wściekła i zrozpaczona schyliłam się po następną garść, ale wtedy jeden z tamtych kamieni potoczył się w kierunku Gavina, który wreszcie go zauważył. Odwrócił się.

Nie wiedziałam, jak mam pokazać, co właśnie usłyszeliśmy, ale jedno trzeba mu było przyznać: szybko złapał, o co chodzi. I to jak szybko! A może po prostu przeraziła go moja mina. Rzu-cił okiem na moją twarz i już w następnej sekundzie pędził do mnie po głazach. Najwyraźniej nie musiałam niczego mówić. Znowu zawróciłam i pobiegłam na dół. Już po chwili Gavin do-gonił mnie i wyprzedził. Wtedy przestałam się o niego martwić i przyspieszyłam.

Page 9: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

13

Choć krzemień spod kopyt uskakiwał podle,Koń szedł, omijał pnie zwalonych drzew, a jeździec, któryPrzybywał ze Snowy River, nawet nie zadrżał w siodle.Wspaniale było patrzeć na tę podróż przez góry.Wśród kory i młodych drzew, wybojów jakich mało,A po stoku galopem, z jeźdźcem złożonym wpół,Co nawet nie ściągnął wodzy, póki nie dotarł całoDo końca tej straszliwej drogi w dół.

No tak, w przeciwieństwie do jeźdźca z wiersza Banjo Petersona nie miałam konia, ale mnie też czekała straszliwa droga w dół. Nie wiem, jak naszej trójcie udało się nie połamać sześciu kostek. A na-wet siedmiu. Kamienie, które osuwały nam się spod nóg w drodze na górę, osuwały się jeszcze bardziej w drodze na dół. Przez pierwsze dwie minuty wywoływałam całe wodospady kamieni. Kiedy się na nich skupiłam, o mało nie powaliło mnie przewrócone drzewo wi-szące na wysokości szyi. Zrobiłam unik, ale dopiero w ostatnim mo-mencie. Dając nura, podrapałam sobie czoło.

Niżej na grani było kilka podmokłych miejsc, do których nigdy nie docierało słońce. Poślizgnęłam się na jednym z nich i zjechałam w przysiadzie, czując przeszywający ból w kolanie – oczywiście w le-wym; wszystkie kary zawsze spadają na chore kolano. Prawe wiodło cudowne życie. Zsunęłam się ze dwa metry, próbując utrzymać rów-nowagę, co, o dziwo, mi się udało, a potem zdołałam się wyprosto-wać i uniknąć upadku, który na pewno by mnie spowolnił.

Zakręty, królicze nory, a potem szereg powalonych drzew, czte-ry pniaki, jeden po drugim, zaledwie metr od siebie, a do tego cała masa towarzyszących im suchych gałęzi. Śmialiśmy się, kiedy z nimi walczyliśmy w drodze na górę. Teraz przeskoczyłam przez pierwszy pniak, dałam susa na drugi, stamtąd na trzeci, a potem musiałam

Page 10: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

14

zejść i zmierzyć się z ostatnim. To specjalność lasu: bierny opór wo-bec istot ludzkich.

Dość szybko zostawiłam Gavina w tyle, w pewnym momencie wyprzedziłam Homera, a wkrótce znalazłam się na płaskim terenie i pobiegłam przez pole zwane Spaloną Chatą, czując, jak spływa ze mnie pot. Miałam wrażenie, że na polu brakuje powietrza i że upał kradnie mi energię. Zaczęłam się kołysać, biec ciężkim krokiem i miałam to okropne poczucie, że poruszam się w miejscu, że pędzę co sił, ale nigdzie nie docieram. Przez całą drogę w dół grani słysza-łam rozproszone strzały, tym głośniejsze, im bardziej się do nich zbli-żałam, i cały czas szukałam dla nich racjonalnego wytłumaczenia, nie mogąc jednak wymyślić ani jednego sensownego powodu.

Ani jednego. Mój tata rzadko strzelał. Chyba miał na to jakieś uczulenie. Została mu tylko jedna strzelba kalibru .222, której od czasu do czasu używał do rozprawienia się z lisem, dobicia umie-rającego bydła albo do skrócenia męczarni kangurów potrąconych przez samochód i zostawionych na drodze. Nie miał nawet tylu na-boi, ile wystrzelono w ciągu tych pięciu czy sześciu minut.

Pędząc przez pole, nasłuchiwałam kolejnych strzałów, ale było już cicho. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Homera z Gavinem, biegnących sto metrów za mną, mniej więcej razem. Nie obejrzałam się po raz drugi, nie mo-głam sobie pozwolić na marnowanie energii.

Chcąc się dostać do mojego domu z kierunku, z którego przy-biegliśmy, trzeba było przeciąć pole zwane Jednym Drzewem, a potem moje ulubione: Parkowe. Tata nigdy nie lubił Parkowego, bo rosło na nim mało trawy dla bydła. To dlatego, że prowadziła przez nie dawna droga do naszego gospodarstwa, a przez europej-skie drzewa, które posadzono wzdłuż niej wiele lat temu, i przez towarzyszące im eukaliptusy trawa nie miała tam większych szans.

Page 11: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

15

Tym razem kochałam te drzewa jak nigdy przedtem, bo zapewni-ły mi dobrą ochronę. Nie wiedziałam, do czego biegnę ani co mogę zastać na miejscu, ale każda komórka mojego ciała była pewna, że będzie to coś złego. Wojna się skończyła. Skończyła się cztery mie-siące temu. Ale kiedy cztery miesiące po wojnie rozlegają się dziesiąt-ki strzałów, nie sposób się uchronić od obezwładniającego strachu.

Nad strumieniem jest most dla samochodów, ale sto metrów przed nim uznałam, że skorzystanie z niego może nie być najlep-szym pomysłem. Był zbyt widoczny, zbyt oczywisty. Wracałam do sposobu myślenia, dzięki któremu przeżyłam wojnę. To jak jazda na rowerze – nigdy się nie zapomina. Wchodzisz w to z powrotem bez chwili zastanowienia.

Dlatego odbiłam w bok i przeszłam przez strumień kawa-łek dalej, starym żółtym mostkiem dla pieszych, butwiejącym od lat i przysłoniętym barwinkiem. Był śliski od wilgoci i pleśni, ale niedawno tata wymienił deski. Czułam zapach kreozotu. Po-tem wbiegłam na brzeg, tak żeby podchodząc do domu, korzystać z osłony dwóch dużych zbiorników na wodę.

Na początku myślałam, że nic się nie stało. Wokół było spokoj-nie. Cicho. Nic się nie ruszało. Ale oczywiście właśnie to było nie w porządku. O tej porze na farmie powinno się coś dziać. Mama powinna rozwieszać pranie, pielić w ogródku zielnym albo iść drogą do skrzynki pocztowej. Moja przyjaciółka pani Mackenzie, która u nas mieszkała, powinna jej towarzyszyć, zapewniając nie-kończącą się dostawę paplaniny, która tak bardzo wyczerpywała mamę. Tata powinien wiercić dziury w nowych prętach do zagro-dy, naprawiać pikapa albo piłować powaloną akację przy bramie prowadzącej na pole Nellie’s.

Cisza, o której wspomniałam wcześniej, ta panująca czasami w le-sie w upalny dzień koło południa – właśnie taka cisza spowijała teraz

Page 12: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

16

mój dom. Otaczała mnie ze wszystkich stron. Wydawała się taka namacalna, jakbym wbiegła na ogromną ścianę z waty. Taka nama-calna, że prawie się od niej odbiłam.

Poza tym było coś jeszcze. Zapach. Czuć go zawsze po wy-strzale z karabinu albo śrutówki. Mocny, słodkawy zapach pro-chu, który przysłania wszystko inne, w każdym razie na chwilę. Woń gnijących kangurów, benzyny albo setki owiec w zagrodzie – w starciu z nim to wszystko znika. A róże, lawenda i eukaliptu-sy nie mają szans.

Mimo że od strzelaniny upłynęło – bo ja wiem – nieco ponad pięć minut, w powietrzu nadal unosił się ciężki zapach.

Pobiegłam prosto do domu. Wiedziałam, że ryzykuję. Ale już potrafiłam sobie wyobrazić, co się stało. Wiedziałam, że w pobli-żu mogą być uzbrojeni ludzie. Wiedziałam, że to może być zasadz-ka. Ale czy masz inne wyjście, gdy chodzi o twoją rodzinę? Jak to mówią: rodzina jest najważniejsza.

„Ta dziewczyna odwróciła się od własnej rodziny, to okropne”.Potem z mojej głowy uleciały wszystkie myśli. Nawet strach

przed uzbrojonymi ludźmi. Mogliby przyjść i mnie zastrzelić, kie-dy klęczałam na podłodze w kuchni. Pewnie nawet bym ich nie usłyszała. Pewnie nawet nie poczułabym kuli.

Zabawna sprawa: nawet jeśli się spodziewasz pewnych rzeczy, na-wet jeśli co najmniej od pięciu minut wiesz, co się dzieje i co praw-dopodobnie zobaczysz, kiedy stajesz z tym czymś twarzą w twarz, od razu wiesz, że nic, nic, nic na tym świecie nie byłoby w stanie cię na to przygotować.

Powykręcane ciało mojej mamy leżało na podłodze, z oczami utkwionymi w suficie. W zasadzie byłam w stanie patrzeć tylko na jej nogi. Pomyślałam, że nadal jest bardzo chuda. Wszystko powy-żej nóg było zbyt straszne, żeby spojrzeć. Napastnicy musieli używać

Page 13: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

17

broni dużego kalibru. Zostawili po sobie prawdziwą jatkę. Nie było czego zbierać. Wszędzie krew i w ogóle.

Znowu wstałam. Poczułam, że zaczynam się łamać, że wpa-dam w rozpacz, tu i teraz. Mimo to próbowałam wziąć się w garść. Powtarzałam sobie, że jest za wcześnie, żeby reagować, żeby cokolwiek poczuć. Miałam jeszcze coś do załatwienia.

Homer i Gavin wpadli do kuchni. Nie spojrzałam na nich, nic nie powiedziałam, tylko się odwróciłam. Usłyszałam ich zduszone okrzyki, byłam w stanie sobie wyobrazić ich przeraże-nie. Homer powiedział chyba: „Jezu, nie”. W tamtym momen-cie było mi nawet łatwiej wyobrażać sobie ich twarze, niż co-kolwiek czuć. Zauważyłam nogi pani Mackenzie wystające ze spiżarni. Przygotowałam się, zacisnęłam dłonie w pięści, pró-bując wykrzesać z siebie trochę opanowania, a potem do niej podeszłam.

Patrząc na jej ciało, czułam, jak coś wzbiera mi w gardle, jak-by chciało siłą wydostać się na zewnątrz, jakby jakieś oślizgłe zwierzę, które we mnie żyło, nagle zapragnęło wyjść. Dopełzło aż do ust. Musiałam zacisnąć zęby i połknąć to coś z powrotem.

Przynajmniej pani Mackenzie nie została rozerwana na ka-wałki jak moja mama. Wystarczyła jedna kula.

Wtedy byłam już chyba w jakimś transie. Prawie wybiegłam z domu, żeby poszukać taty. Patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że powinnam była pędzić na złamanie karku, na wypadek gdyby potrzebował pierwszej pomocy. Ale byłam w stanie emo-cjonalnej martwoty. A bieg z grani i przez pola wyczerpał mnie fizycznie. W dodatku bałam się tego, co mogę zobaczyć. I… och, było jeszcze mnóstwo innych powodów.

Mimo wszystko wiedziałam, że nie mogę zostać w domu i schować się w szafie, choć właśnie takie rozwiązanie podsuwał

Page 14: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

mi instynkt. Musiałam znaleźć tatę. Bez względu na wszystko musiałam go znaleźć.

Ludzie, którzy to zrobili, którzy zaatakowali naszą farmę, byli zawodowcami – nie miałam co do tego wątpliwości. Prawdopo-dobnie zrobili mojemu tacie to samo co mamie i pani Mackenzie. Wpadłam do szopy do strzyżenia owiec i przebiegłam między pu-stymi stanowiskami, cicho łkając, z zaciśniętymi pięściami i ta-kim ciężarem w żołądku, jakbym połknęła mokry cement. Mi-nęłam starą prasę do wełny i stół do klasyfikacji. Wbiegłam do warsztatu i zajrzałam za wszystkie traktory, a nawet za pług. Wa-hałam się między starą stodołą a nowymi szopami do karmienia indyków i gęsi, zbudowanymi przez tatę w ramach naszej krótko-trwałej próby zróżnicowania hodowli. Wybrałam szopy.

Przeskoczyłam przez rów i o mało nie potknęłam się o cia-ło. Leżało twarzą w dół. Nie było w mundurze, ale wiedziałam, skąd pochodzi. Spod niego nadal sączyła się krew.

Przeskoczyłam przez nie i pobiegłam do szopy. W wysokiej trawie leżały jeszcze dwa ciała. Poczułam ucisk w gardle, jakby dwie ręce zacisnęły się na mojej szyi i próbowały udusić. Tata zgi-nął w walce. Był w szopie, rozerwany na strzępy, tak jak mama. Wszędzie widziałam krew. Obok, prawie na nim, leżało kolejne ciało. Trudno było zgadnąć, co się wydarzyło, ale myślę, że tata jakimś cudem wyrwał któremuś z nich karabin i zabił tylu, ilu zdołał, zanim oni zabili jego.

Page 15: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

19

rozdział 2

Moja rodzina pracowała na farmie już przed Beatlesami, w czasach koni i pługów. Zawsze hodowaliśmy bydło i owce, ale kiedy wojna się skończyła i dwadzieścia milionów ludzi trzeba było upchnąć na obszarze, na którym wcześniej mieszkało sześć milionów, straciliś- my mnóstwo ziemi. Mama mojej przyjaciółki Fi otrzymała zadanie podziału gruntów w okręgu Wirrawee i kiepsko na tym wyszliśmy. W każdym razie ja tak uważam.

Tata postanowił zerwać z tradycją i zająć się hodowlą indyków i gęsi. Na początku myślałam, że to dobry pomysł, ale potem wszyst-ko się popsuło. Kiedy tylko zaczęliśmy, indyki zaatakowała histomo-noza i straciliśmy trzy czwarte tych nieboraków.

Tata był przekonany, że choroba przyszła zza granicy, ale kto wie? W rzeczywistości wszystko wydarzyło się tak szybko, że zastanawia-łam się, czy indyki nie były zarażone już w chwili zakupu. Trudno powiedzieć. Przed wojną rząd naprawdę bardzo surowo podchodził do spraw związanych z rolnictwem, a ponieważ mieszkamy na wy-spie, miał ułatwione zadanie. Wszyscy, którzy przywlekli paskud-ne choroby, na przykład zarazę ziemniaczaną, kończyli wysmaro-wani musztardą i rzuceni rekinom na pożarcie. Ale kiedy wojna

Page 16: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

20

się skończyła, nagle znaleźliśmy się w zupełnie innej grze, bo choć nadal bardzo sumiennie przestrzegaliśmy kwarantanny, po drugiej stronie granicy wszyscy mieli ją gdzieś.

Gdy skremowaliśmy dwa tysiące martwych ptaków w ogrom-nym ognisku – po tym wydarzeniu długo nie miałam ochoty na pieczony drób, a nigdy nie byłam fanką drobiu w wersji surowej – tata zrozumiał, że indyki i gęsi to nie jego bajka. Chyba w tym sen-sie histomonoza wyszła nam na dobre.

Równie oczywiste było to, że trzy z czterech rodzin, które po podziale gruntów dostały dużą część naszej ziemi, nie nada-ją się do pracy na roli. Jedna rodzina nigdy wcześniej nie praco-wała na farmie, druga była leniwa, a trzecia ostro popijała. No więc tata spotkał się z nimi i trochę ponegocjował. Byłam z nie-go dumna, bo negocjowanie nie przychodziło mu z łatwością. Po blisko tygodniowym targowaniu się wydzierżawił trzy czwarte ziemi, którą straciliśmy, i chociaż nie podobało mi się, że mu-simy płacić tym ludziom mnóstwo pieniędzy tylko po to, żeby odzyskać swoją własność, zaczęłam mieć nadzieję, że znowu bę-dzie tak jak kiedyś.

Drugą korzyścią z tej umowy było pozbycie się trzech rodzin, którym wcześniej byliśmy zmuszeni zapewniać schronienie. Jed-na z zasad nowego porządku głosiła, że mamy im dać dach nad głową, dopóki nie wybudują własnych domów i nie zaczną pra-cować na farmie.

Zostali tylko Sandersonowie, a oni byli mili. Młode małżeń-stwo z dwojgiem dzieci. W przeciwieństwie do tamtych wybudo-wali już własny dom na polu zwanym Stokiem i przeprowadzili się do niego mniej więcej dwa tygodnie temu. Dość szybko, wziąwszy pod uwagę, jak trudno było zdobyć materiały budowlane, nie mó-wiąc o takich rzeczach jak kable elektryczne czy plastikowe rury.

Page 17: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

21

Została z nami pani Mackenzie, mama Corrie. Nic dziwnego, że przez jakiś czas nasze gospodarstwo przypominało małe miasteczko. Moja przyjaciółka Corrie zginęła podczas wojny. Niestety, nie ona jedna. Pani Mackenzie była fajna, ale przeważnie bardzo przygnę-biona. I nic dziwnego. Przecież straciła jedyną córkę, a potem zosta-wił ją mąż, a dla kogoś, kto całą energię, czas i miłość poświęcał mę-żowi i córce, oznaczało to tyle, że nagle nie ma nic do roboty i nie ma gdzie się podziać. Pani Mackenzie mogła przyjść tylko do nas.

Przynajmniej moja mama odzyskała dawnego ducha. Wojna dość mocno ją poturbowała. Mama była jedną z jej niewidzialnych ofiar. Chyba przeżyła załamanie nerwowe, chociaż nigdy do koń-ca nie wiedziałam, na czym ono polega. Nadal była chuda i bar-dzo się postarzała, ale pewnego niedzielnego ranka poczułam, że wszystko wróciło do normy, bo wpadła do mojego pokoju, kazała mi zdjąć tabliczkę z napisem „Do ludzi z dysleksją: UFKC OFF” oraz znieść leżącą przy drzwiach górę brudnych rzeczy do pralni i włożyć je do pralki, a potem w ciągu godziny posprzątać w po-koju, bo inaczej dostanę szlaban do Bożego Narodzenia.

W pewnym sensie poczułam ulgę, bo przez jakiś czas czułam się tak, jakbym to ja była mamą, a ona córką.

Tyle się wydarzyło, w naszym życiu zaszło tak wiele zmian. Sy-tuacja zaczęła się jednak trochę uspokajać. I całe szczęście. Mniej więcej od miesiąca codziennie chodziłam do szkoły, a czasami nawet odrabiałam lekcje. Zajmowało mi to dużo czasu. Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, czułam się dziwnie, pisząc o sta-rożytnym Egipcie, układzie immunologicznym i wierszach Phili-pa Hodginsa. Ale podobało mi się to. Dzięki temu nabierałam – bo ja wiem – dystansu.

Tata zamówił czterdzieści wychudzonych krów, które miały się ocielić, i dwadzieścia wychudzonych byków. Trudno było zdobyć

Page 18: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

22

bydło, ale miał nadzieję, że uda mu się dostać jeszcze dwieście ba-ranów i owiec od kumpla ze Stratton. Czekało nas dużo ciężkiej pracy, żeby rozkręcić wszystko od nowa i wrócić do tego, co mie-liśmy przez tyle lat, ale chyba w końcu poczuliśmy, że zmierzamy we właściwym kierunku.

Mimo to wiele spraw spędzało nam sen z powiek. Zwłaszcza opowieści o napadach przy granicy. Nie było do końca wiadomo, co się właściwie dzieje, bo mieliśmy tylko jedną gazetę i jedną sta-cję telewizyjną. Prawie wszystkie programy, które można było zła-pać, nadawano z Ameryki.

Część mieszkańców uważała, że mnóstwo informacji lokalnych jest cenzurowanych. Rząd nie chciał, żebyśmy się za bardzo przejmo-wali – albo bali. Pan Purvis ze sklepu Mitre 10 w Wirrawee powie-dział mi, że od zakończenia wojny wysłał do gazety trzydzieści osiem listów i ani jednego nie opublikowano, co jego zdaniem miało do-wodzić istnienia cenzury. Pomyślałam, że raczej pisze gówniane listy.

O tak, krążyło mnóstwo plotek. Wirrawee zmieniło się w ist-ną ich wytwórnię. Wypluwało je tak, jak fabryka w Stratton wy-pluwała kiełbaski. Jednym z najgorętszych tematów były napady w strefie przygranicznej, do których rzekomo dochodziło prawie od dnia zakończenia wojny. O niektórych z nich mówiono w wia-domościach, ale mnóstwo ludzi twierdziło, że media wspominają zaledwie o jednym wypadku na dziesięć. Mieszkaliśmy tak daleko od miasta i byliśmy tak pochłonięci próbami odbudowy farmy, że nie mieliśmy szans się dowiedzieć, co naprawdę się dzieje.

Ale jedno wydawało się dość jasne: po obu stronach granicy byli ludzie, którzy przemykali się przez granicę w przeróżnych nielegal-nych celach. Myślę, że ci od nas robili to dla zabawy, żeby coś ukraść, zemścić się za wojnę albo szukać nadal przetrzymywanych jeń-ców, których podobno ukrywano w trudno dostępnych miejscach.

Page 19: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

23

Jeśli chodzi o tych z drugiej strony, podejrzewam, że robili to… dla zabawy, żeby coś ukraść i zemścić się za wojnę. A część z nich była wściekła na traktat pokojowy i uważała, że powinna była za-trzymać cały kraj.

Jeśli się nad tym zastanowić, może ludzie od nas też przekra-czali granicę z tego powodu. Może uważali, że powinniśmy byli odzyskać cały kraj, więc postanowili go odbierać po kawałeczku. Mnóstwo ludzi po naszej stronie, łącznie z panem Purvisem, było przekonanych, że powinniśmy dostać więcej ziemi. Mówili nawet, że za wcześnie zakończyliśmy wojnę, że zaakceptowaliśmy niespra-wiedliwe warunki pokoju. Bo ja wiem. Miałam wrażenie, że żad-na strona nie wygrała tej wojny, ale wielka nowozelandzka kontr-ofensywa pod koniec zapewniła nam najlepsze warunki, na jakie mogliśmy liczyć. Bez tego zostałaby nam wyspa Flinders. Dwa-dzieścia milionów ludzi na wyspie Flinders. Byłoby nieciekawie. Zresztą co ja mogłam o tym wiedzieć?

Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu i biorąc pod uwa-gę moje wojenne doświadczenia – ukrywanie się w lesie i walcze-nie jak tygrys, przetrwanie, mimo że ścigało nas pół armii – nie mogę uwierzyć, że nie zachowałam większych środków ostroż-ności. Kretynka, kretynka, kretynka. Człowiek popełnia w życiu mnóstwo błędów. Zostawia w domu bilet miesięczny, zapomina wyjąć babeczki z piekarnika, gubi książkę z biblioteki, w chwili rozkojarzenia nazywa panią Mackenzie mamą. Żadna z tych rze-czy nie ma większego znaczenia.

Człowiek nie traktuje poważnie myśli o napadzie na swoje go-spodarstwo i w rezultacie jego rodzice i pani Mackenzie zosta-ją zabici.

Wiedziałam o partyzanckiej walce znacznie więcej niż moi ro-dzice. To ja powinnam była o nas zadbać.

Page 20: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

24

Nie wiem, jak opisać tych kilka pierwszych dni. Nie wiem, jak opisać tych kilka pierwszych minut. Gavin przeżył szok – praw-dziwy, poważny szok. Widziałam już coś w rodzaju szoku pod-czas wojny. Doświadczył go mój przyjaciel Kevin, kiedy nasza gru-pa, zdziczała i biegająca samopas, wysadziła w powietrze lotnisko w Wirrawee w ramach wkładu w wysiłek wojenny. Kiedy to się działo, Kevin był otępiały, ponury i przerażony.

Teraz Gavin zupełnie się załamał. Leżał na werandzie, jakby miał jakiś atak, blady i dygoczący, spod przymrużonych powiek wyzierały mu tylko białka oczu i szczękał zębami. Kiedy wróciłam do domu, skupiłam na nim całą uwagę, próbując jakoś ogarnąć to, co się stało, próbując pojąć tę krew, te martwe ciała, tą śmierć i zmianę, jaka zaszła w moim życiu, i nagle, w środku tego wszyst-kiego, zdałam sobie sprawę, że muszę się zaopiekować Gavinem. Cokolwiek mówiłam, nie reagował. Nie stracił przytomności, ale równie dobrze mógłby być nieprzytomny. Musiałam wziąć się do roboty, pójść do bieliźniarki i przynieść koc, a potem, kiedy Ga-vin nadal nie przestawał się trząść, przynieść następny, usiąść obok, przytulić go, mówić do niego i śpiewać mu.

Wątpię, czy cokolwiek usłyszał, ale to nie miało żadnego zna-czenia. Zdarzały się chwile, kiedy żałowałam pojawienia się Gavi-na w naszej rodzinie, mimo że sama go sprowadziłam, ale ten mo-ment z pewnością do nich nie należał.

Od czasu do czasu migał mi gdzieś Homer. Trzymał strzel-bę taty. Najpierw zobaczyłam, jak biegnie przez kuchnię, a po-tem krążył wokół domu, przyglądając się ogrodowi i drzewom i czasami przystając, żeby rozchylić krzaki albo gwałtownie otwo-rzyć drzwi szopy i zajrzeć do środka. Wykazał się odwagą – gdyby w pobliżu czaili się jacyś ludzie, pewnie z łatwością by go dopadli.

W domu dzwonił telefon, ale nie odebrałam i w końcu przestał.

Page 21: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

25

Po jakimś czasie twarz Gavina odzyskała kolory i jego skóra zrobiła się trochę cieplejsza. Prawie przestał się trząść i pomyśla-łam, że zasnął. Wstałam. Nie było to łatwe, bo zdrętwiały mi nogi i nie mogłam normalnie iść. Kiedy się podniosłam, Gavin drgnął, ale nie otworzył oczu, więc odeszłam kilka kroków dalej. Widząc, że się nie poruszył, wbiegłam do domu. Homer wpadł z drugiej strony, napędzając mi stracha, bo przez chwilę nie wiedziałam, kto to. Oprócz strzelby miał karabin, najwidoczniej zabrał go jedne-mu z martwych żołnierzy. Podał mi broń i razem ostrożnie spraw-dziliśmy pokoje. Działałam jak robot. Chyba byłam zadowolona, że znalazło się coś do roboty i nie muszę myśleć, nie muszę czuć.

Ale nie mogłam tego odwlekać w nieskończoność. Wróciłam do kuchni.

Nie zamieniliśmy jeszcze z Homerem ani słowa. Znowu spoj-rzałam na dwa leżące tam ciała, jakbym chciała sprawdzić, czy przypadkiem nie ożyły. Potem jeszcze raz poszłam do bieliźniarki i wyjęłam z niej dwa koce.

– Chcesz ruszyć za nimi w pościg? – zapytał Homer.Miał na myśli żołnierzy. Nie wiem, dlaczego nazywam ich żołnie-

rzami. Przecież byli zwykłymi mordercami. Przecząco pokręciłam głową. Nawet wkurzyłam się na Homera, że potrafi myśleć tylko o karze i zemście. Wiem, to niesprawiedliwe, ale przepełniała mnie taka wściekłość i rozpacz, że wszystko było w stanie mnie rozzłoś-cić. Szczerze mówiąc, miałam Homerowi za złe, że w ogóle się ode-zwał. Po stole przebiegł pająk i tak mocno trzasnęłam go egzempla-rzem „Vogue Living”, że jego małe czarne ciało zupełnie się rozpadło.

Usiadłam na ulubionym krześle mamy i oparłam głowę na rę-kach. Siedziałam tak przez chwilę, a potem wstałam i zadzwoni-łam na policję. Byłam jak w transie. Kiedy ktoś podniósł słuchaw-kę, powiedziałam:

Page 22: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

26

– Zastrzelono moich rodziców i panią Mackenzie. Oni wszy-scy nie żyją.

A potem jak kretynka odłożyłam słuchawkę. Po chwili od-dzwonili. Nie wiem, jak się domyślili, że to byłam ja. Nie znałam tego policjanta. Chyba przedstawił się jako Elliott.

– To prawda? – zapytał. – Była strzelanina? Na farmie Lin-tonów?

Podałam słuchawkę Homerowi i poszłam do Gavina. Nadal wy-glądał, jakby spał. Przyniosłam jeszcze jeden koc, tym razem z łóż-ka Gavina. Akurat koców mieliśmy pod dostatkiem. Przez cały czas słyszałam głos rozmawiającego z glinami Homera, niski i naglą-cy. Zastanawiam się, jak się wtedy czuł. Kochał moją mamę i ubó-stwiał mojego ojca. Poszłam do taty i nakryłam go kocem. Z jego cia-ła nadal sączyła się krew, ale chyba już krzepła. O dziwo, latała nad nim tylko jedna mucha. Ucieszyłam się z tego. Wróciłam do domu.

Nie jestem pewna, co robiliśmy, zanim przyjechała policja. Do-jazd zajął im pewnie trochę czasu, ale tego też nie jestem pewna. Ho-mer powiedział, żebym usiadła obok Gavina.

– Szok może zabić – ostrzegł. – Uważaj, żeby nie zmarzł. Opie-kuj się nim.

Chyba czuł, że przyda mi się coś, na czym będę mogła się skupić.Po jakimś czasie Gavin się obudził. Nic nie powiedział. Siedzia-

łam, głaszcząc go po głowie. Wiedziałam, że bardzo to lubi, jak pies, i że bardzo go to uspokaja. Myślałam o dziwnej drodze, któ-rą przeszedł: od opuszczonych ulic Stratton na werandę mojego domu. Uczyniłam go członkiem mojej rodziny i teraz zastanawia-łam się, czy wyświadczyłam mu tym przysługę. Może powinnam go była zostawić, żeby żył albo umarł w samotności.

Od czasu do czasu po jego twarzy spływała mała łza, pozosta-wiając ślad jak wąż, a jego ciałem wstrząsał dreszcz.

Page 23: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

27

Zjawiła się policja, a po chwili karetka. Nie jestem pewna, czy Homer zadzwonił po pogotowie. Raczej nie. Pewnie zadbała o to policja. Ale ratownicy nie mieli wiele roboty.

Przyjechały dwa radiowozy, a w nich trzech mężczyzn i kobie-ta. Czułam, że wolę rozmawiać z kobietą, więc starałam się trzy-mać blisko niej.

Ale nie było wiele do powiedzenia. Szliśmy po grani na pik-nik na Szwie Krawca, tylko we troje. Nie byliśmy tam od wieków. Usłyszeliśmy strzały, przybiegliśmy z powrotem. Znaleźliśmy mar-twych ludzi. Koniec historii.

Dużo się działo. Ludzie chodzili wokół, rozmawiali ściszonym głosem, robili zdjęcia, a w którymś momencie Homer poczęstował wszystkich kawą. Myślałam, że nie mam ochoty na kawę, ale prze-konał mnie, żebym ją wypiła, i chyba kofeina trochę mi pomogła.

Ambulans odjechał. Myślałam, że zabierze ciała, ale nie, zostały. Ciała. Dziwnie było myśleć o rodzicach jak o ciałach. Jakby nag-le stali się przedmiotami. Przyjechała mama Homera, pani Yan-nos, a oprócz niej inni sąsiedzi i przyjaciele. Nawet nie pamiętam, kto dokładnie. Gavin się pozbierał i próbował wleźć mi na kolana, ale był na to zdecydowanie za duży i nie zostało mi już dla niego aż tyle współczucia. Pani Yannos długo mnie przytulała, lecz pra-wie tego nie czułam.

Przyjechały jeszcze dwa samochody, kombi, i jacyś mężczyźni w szarych garniturach. Mówili do mnie głosami, które były tak ściszone i przesłodzone, że trochę mnie zemdliło, jakbym zjadła niedogotowaną kiełbasę. Dali mi jakieś formularze do podpisa-nia i podpisałam je. Długo trwało, zanim zrozumiałam, kim są ci ludzie i czego chcą. Potem mnie olśniło: byli grabarzami. Wsta-łam i zaczęłam na nich krzyczeć, ale pani Yannos złapała mnie z jednej strony, Homer z drugiej, a potem musiałam stać i patrzeć,

Page 24: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

jak na metalowych noszach zabierają to, co zostało z mojej mamy i z pani Mackenzie. Potem – żeby się pognębić albo oddać mu cześć, albo z obu tych powodów – wyszłam na werandę i patrzy-łam, jak zabierają tatę. Wrócili po jednego z zabójców.

– Nie mamy miejsca dla pozostałych – powiedzieli. – Przyje-dziemy po nich za dwie godziny.

Trzymając się za brzuch, pokiwałam głową. Nie chciałam, żeby morderca leżał w tym samym pojeździe co moi rodzice, więc kaza-łam tym ludziom umieścić go razem z panią Mackenzie, co było totalnie obrzydliwe z mojej strony.

Pani Yannos razem z Sandersonami, którzy nadal uprawiali część naszej dawnej ziemi, zaczęli sprzątać w kuchni. Wzięłam ścierkę, żeby im pomóc, ale nagle poczułam tak wielkie mdłości na myśl o usuwaniu śladów krwi i części ciała mamy, że musia-łam wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Homer wyszedł za mną i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego, ale nie byłam w stanie płakać. Z drugiej strony tulił się do mnie Gavin i nagle pomyślałam, że to dwie najważniejsze osoby, które pozostały w moim życiu. Wtedy poczułam, jaka jestem samotna, i ogarnęła mnie rozpacz.

Page 25: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

Wilson_Robokalipsa.indd 2Wilson_Robokalipsa.indd 2 2011-08-10 17:22:052011-08-10 17:22:05

Page 26: Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, walka wciąż trwa

KONTYNUACJA SERII

JOHN MARSDEN

JUTRO

PONAD 4 MILIONY FANÓW

NA CAŁYMŚWIECIE!

KRONIKIELLIE

Cena detal. 31,90 zł

GŁÓWNA BOHATERKA SERIIJUTRO

POWRACA!WOJNA SIĘ SKOŃCZYŁA, WALKA WCIĄŻ TRWA.

Liczyliśmy na spokój. Kiedy jednak opadł bitewny kurz, okazało się, że terazo wiele trudniej rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Przekonałam się też na własnej skórze, że czasem nasze czyny mają konsekwencje, których

nie da się przewidzieć – i którym nie jesteśmy w stanie zapobiec…Aha. Jest jeszcze Lee.

Coś się między nami wydarzyło.Coś, co zmieniło mnie na zawsze…

Książki JOHNA MARSDENA to fenomen. Powieści o grupie nastolatków, którzy walczą z tajemniczym wrogiem atakującym Australię, otrzymały kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech. W USA znalazły się na liście najlepszych książek dla młodzieży, a w Szwecji

na pierwszym miejscu na liście książek polecanych przez nastolatków.W Polsce również stały się bestsellerami.

Seria JUTRO

WWW.SERIAJUTRO.PL

JEŚLI STANIESZ DO WALKI, MOŻESZ WYGRAĆALBO PRZEGRAĆ. JEŚLI NIE BĘDZIESZ WALCZYĆ,

PRZEGRASZ NA PEWNO. KONTYNUACJA SERII

JUTRO

KRO

NIK

I ELLIE

JOHN MARSDEN