Karol Życzkowski Norwegia - Nowościchaos.if.uj.edu.pl/~karol/pdf2/norweg11.pdf · w górach, a w...

5
20 GAZETA GÓRSKA jesień 2011 COTG PTTK Wspaniała norweska przyroda oferuje turyście właściwie wszystko, może jedynie poza długim dniem w środku zimy. Ale śniegi trzyma- ją się długo, więc za środek sezonu narciarskiego uznać można okres Wielkanocy, gdy, także w Norwegii, dni stają się dłuższe od nocy. W roku 2011 Wielkanoc przypadała bardzo późno, więc kontynuując tradycję narciarskich wyjazdów Sekcji Nar- ciarskiej KW Kraków, tegorocz- wycieczkę zorganizowaliśmy w pierwszym tygodniu kwietnia. Do Norwegii pojechali z Krakowa Grzegorz Kabała, Jerzy Zachorowski i Karol Życzkowski, a na miejscu do- łączył do nas Tomasz Chmiel. Przemierzając w kwietniu rozgrza- ne autostrady północnych Niemiec i Danii oraz rozglądając się po zielo- nych pastwiskach, trudno było sobie wyobrazić, że zapakowane na dachu auta narty w ogóle będą nam przydat- ne. Lecz po przepłynięciu promem do Kristiansand dało się odczuć zmianę klimatu, a jadąc z portu drogą nr 9 na północ, już po kilku kilometrach zoba- czyliśmy pierwszy norweski śnieg. Dolina Setesdal Na początek pojechaliśmy około 120 km w głąb doliny Setesdal i w oko- licy małej miejscowości Valle odbyli Norwegia Wycieczka do źródeł narciarstwa Karol Życzkowski dwie jednodniowe wycieczki narciar- skie. W dolinie na wysokości 300–400 m n.p.m. leżały już tylko płaty starego śniegu, ale wystarczyło wyjechać bocz- nymi drogami około 200 m wyżej, by móc założyć foki i rozpocząć wyciecz- kę. Po dwugodzinnym podejściu do- cieramy do schroniska Stavskarhytta, położonego w kotle otoczonym ska- listymi szczytami. Malownicza oko- lica przypomina nieco Dolinę Pięciu Stawów Polskich, z różnicą wysokości bezwzględnej: zaśnieżone dno doli- ny leży na wysokości 800 m n.p.m., a sąsiednie skaliste szczyty osiągają je- dynie wysokość 1100–1400 m n.p.m. Możliwości wyboru trasy zjazdu są ol- brzymie: wybieramy szczyt Starvarnu- ten (1378 m n.p.m.) i, omijając skałki, wychodzimy nań na fokach, po czym cieszymy się dobrymi warunkami zjazdu. Nazajutrz zwiedzamy pasmo gór- skie na wschód od doliny Setesdal. Do- cieramy do kolejnego kociołka położo- nego na wysokości ok. 1000 m n.p.m., skąd osiągamy mało wybitny szczyt. Wspaniały widok na wszystkie strony uzmysławia nam, jak olbrzymią prze- strzeń zajmują w Norwegii niewysokie, ale skaliste i rozległe pasma górskie. Terenów narciarskich jest tu mnó- stwo, ludzi stosunkowo niewielu, lecz codziennie widywaliśmy liczne ślady nart. Najczęściej były to wąskie ślady nart śladowych, które są odpowied- nie do tutejszego terenu. Wprawdzie raz udało nam się przejechać wąski żlebik o nachyleniu ponad 40 stopni, w którym przydał się nasz sprzęt tu- rowy, ale znakomita większość miej- scowych narciarzy do turystyki używa nart śladowych. Masyw Hardanger Kolejnego dnia wyjeżdżamy z Val- le na północ, drogą nr 9. Po drodze zwiedzamy mały skansen z tradycyj- nymi norweskimi spichlerzami, stoją- cymi na czterech kamiennych słupach. Następnie mijamy stację narciarską Hovden i oglądamy stok slalomowy, na którym właśnie rozgrywane są za- wody. Przy okazji dowiadujemy się, że popularne słowo slalom pochodzi z języka norweskiego. „Sla” oznacza stromy, nierówny teren, a „lom” ślady – na śniegu. W Haukeligrend dojeżdżamy do drogi E134, którą jedziemy na pół- nocny-zachód, by odwiedzić znane górskie pasmo Hardanger. Wycieczkę Kwieceń w dolinie Setesdal w południowej Norwegii

Transcript of Karol Życzkowski Norwegia - Nowościchaos.if.uj.edu.pl/~karol/pdf2/norweg11.pdf · w górach, a w...

20 GAZETA GÓRSKA jesień 2011 COTG PTTK

Wspaniała norweska przyroda oferuje turyście właściwie wszystko, może jedynie poza długim dniem w środku zimy. Ale śniegi trzyma-ją się długo, więc za środek sezonu narciarskiego uznać można okres Wielkanocy, gdy, także w Norwegii, dni stają się dłuższe od nocy. W roku 2011 Wielkanoc przypadała bardzo późno, więc kontynuując tradycję narciarskich wyjazdów Sekcji Nar-ciarskiej KW Kraków, tegorocz-ną wycieczkę zorganizowaliśmy w pierwszym tygodniu kwietnia. Do Norwegii pojechali z Krakowa Grzegorz Kabała, Jerzy Zachorowski i Karol Życzkowski, a na miejscu do-łączył do nas Tomasz Chmiel.

Przemierzając w kwietniu rozgrza-ne autostrady północnych Niemiec i Danii oraz rozglądając się po zielo-nych pastwiskach, trudno było sobie wyobrazić, że zapakowane na dachu auta narty w ogóle będą nam przydat-ne. Lecz po przepłynięciu promem do Kristiansand dało się odczuć zmianę klimatu, a jadąc z portu drogą nr 9 na północ, już po kilku kilometrach zoba-czyliśmy pierwszy norweski śnieg.

Dolina SetesdalNa początek pojechaliśmy około

120 km w głąb doliny Setesdal i w oko-licy małej miejscowości Valle odbyli

Norwegia Wycieczka do źródeł narciarstwa

Karol Życzkowski

dwie jednodniowe wycieczki narciar-skie. W dolinie na wysokości 300–400 m n.p.m. leżały już tylko płaty starego śniegu, ale wystarczyło wyjechać bocz-nymi drogami około 200 m wyżej, by móc założyć foki i rozpocząć wyciecz-kę. Po dwugodzinnym podejściu do-cieramy do schroniska Stavskarhytta, położonego w kotle otoczonym ska-listymi szczytami. Malownicza oko-lica przypomina nieco Dolinę Pięciu Stawów Polskich, z różnicą wysokości bezwzględnej: zaśnieżone dno doli-ny leży na wysokości 800 m n.p.m., a sąsiednie skaliste szczyty osiągają je-dynie wysokość 1100–1400 m n.p.m. Możliwości wyboru trasy zjazdu są ol-brzymie: wybieramy szczyt Starvarnu-ten (1378 m n.p.m.) i, omijając skałki, wychodzimy nań na fokach, po czym cieszymy się dobrymi warunkami zjazdu.

Nazajutrz zwiedzamy pasmo gór-skie na wschód od doliny Setesdal. Do-cieramy do kolejnego kociołka położo-nego na wysokości ok. 1000 m n.p.m., skąd osiągamy mało wybitny szczyt. Wspaniały widok na wszystkie strony uzmysławia nam, jak olbrzymią prze-strzeń zajmują w Norwegii niewysokie, ale skaliste i rozległe pasma górskie. Terenów narciarskich jest tu mnó-stwo, ludzi stosunkowo niewielu, lecz codziennie widywaliśmy liczne ślady nart. Najczęściej były to wąskie ślady

nart śladowych, które są odpowied-nie do tutejszego terenu. Wprawdzie raz udało nam się przejechać wąski żlebik o nachyleniu ponad 40 stopni, w którym przydał się nasz sprzęt tu-rowy, ale znakomita większość miej-scowych narciarzy do turystyki używa nart śladowych.

Masyw HardangerKolejnego dnia wyjeżdżamy z Val-

le na północ, drogą nr 9. Po drodze zwiedzamy mały skansen z tradycyj-nymi norweskimi spichlerzami, stoją-cymi na czterech kamiennych słupach. Następnie mijamy stację narciarską Hovden i oglądamy stok slalomowy, na którym właśnie rozgrywane są za-wody. Przy okazji dowiadujemy się, że popularne słowo slalom pochodzi z języka norweskiego. „Sla” oznacza stromy, nierówny teren, a „lom” ślady

– na śniegu. W Haukeligrend dojeżdżamy do

drogi E134, którą jedziemy na pół-nocny-zachód, by odwiedzić znane górskie pasmo Hardanger. Wycieczkę

Kwieceń w dolinie Setesdal w południowej Norwegii

COTG PTTK GAZETA GÓRSKA jesień 2011 21

rozpoczynamy na poziomie morza, w miejscowości Odda, położonej na południowym krańcu Sørfjorden, od-nogi jednego z dłuższych fiordów nor-weskich Hardangerfjorden. Jedziemy w górę, w boczną dolinę Tysso (Tysse-dal), a auto zostawiamy na wysokości 425 m n.p.m., przy zbudowanej już sto lat temu zaporze. Betonowy mur o wysokości ponad 30 metrów two-rzy sztuczne jezioro Ringedalsvatnet. Spiętrzona woda wypełnia dno wą-skiej doliny i napędza wielką elek-trownię wodną, a nad lustrem wody wznoszą się pięciusetmetrowe ska-liste ściany, z których spada wodo-spad Ringedalsfossen. Wysoko nad jeziorem wywieszona jest Trolltunga

– pewnie najbardziej znana skała Nor-wegii, przypominająca wysunięty język trolla.

Na wysokości zapory śniegu już brak i siąpi deszczyk. Ale kolejna możliwość wycieczki nie trafi się szyb-ko, więc troczymy narty do plecaków i stromymi zboczami wspinamy się na płaskowyż ponad doliną. Równolegle prowadzą szyny bardzo stromej kolej-ki Mảgelibanan, wybudowanej w roku 1911, przeznaczonej do transportu lu-dzi i sprzętu przy budowie konstrukcji hydroenergetycznych. Obecnie ko-lejka służy pracownikom elektrowni i właścicielom domków położonych w górach, a w latem wozi także tu-rystów odwiedzających wodospady i skałę Trolltunga. W połowie podej-ścia ubieramy narty i na wysokości 900 m n.p.m. osiągamy próg, za któ-rym otwiera się ciekawy widok: w ma-lowniczej scenerii nad wysokogórskim stawem Bersavatnet, pokrytym jesz-cze grubą warstwą lodu, zbudowano całe osiedle chat wypoczynkowych. Co ciekawsze, nie ma do nich żadne-go dojazdu samochodem, a dostać się tam można latem jedynie pieszo lub kolejką, a zimą przy pomocy skutera śnieżnego.

Mijamy ostatnie chaty i podcho-dząc szerokim, zaśnieżonym żlebem wkraczamy we mgłę. Wychodzimy na lekko pofałdowany, ośnieżony pła-skowyż, na którym orientacja nie jest łatwa. Na szczęście Norweski Klub

Turystyczny (DNT) wytycza główne szlaki narciarskie szeregiem cienkich tyczek, które świetnie sprawdzają się przy stale prószącym śniegu i we mgle. Dwie kolejne godziny wędrujemy sa-motnie, lecz na przełączce pod szczy-tem Storenuten (1515 m n.p.m.) mgła się rozrzedza i w oddali widzimy inny zespół narciarzy. Ostatni odcinek po-dejścia jest bardziej wymagający, ale na szczęście nie musimy odpinać nart. Niestety, pogoda nie pozwala cieszyć się widokiem na cały masyw Hardan-ger, a w drodze powrotnej nie widać już prawie nic, więc znów doceniamy tyczki kierunkowe. Dopiero na wyso-kości 900 m n.p.m. wyjeżdżamy z mgły i przed naszymi oczyma rozpościera się nagle niesamowity widok dna do-liny oraz jej ujścia do morza.

Burza śnieżna w HaukelisæterPo powrocie do samochodu roz-

poczynamy odwrót na południe i pod wieczór dojeżdżamy do schroniska DNT w Haukelisæter. W tym dość odludnym miejscu, położonym przy historycznej drodze przecinającej góry południowej Norwegii, od wielu lat istniała gospoda i schron dla turystów. Dostajemy pokój w odremontowanym spichlerzu, a w sąsiednim budynku widzimy pamiątkowe zdjęcie Fridtjofa Nansena, który w roku 1927 nocował w tym właśnie miejscu. Warto zwrócić uwagę, że od tamtego czasu wygląd budynku wcale się nie zmienił!

Wiosenna zamieć w schronisku w Haukelisæter

Zjazd!

22 GAZETA GÓRSKA jesień 2011 COTG PTTK

Kolorowa mapa zawieszona w ja-dalni pokazuje w pobliżu kilka zachę-cających szczytów o wysokości około 1500 m n.p.m. Ale nocą pogoda zała-muje się - nad ranem nasz samochód przysypany jest grubą warstwą świe-żego śniegu. Wieje i pada przez cały dzień, więc o porządnej wycieczce nie może być mowy. Chodzimy po zamar-zniętym jeziorze Stovåtn, aby testować GPS we mgle i zawiei. Jednocześnie podziwiamy grupę młodych Nor-wegów, którzy mimo niesprzyjającej pogody cierpliwie ćwiczą rozkładanie w powietrzu wielobarwnych latawców i kontrolowanie ich ruchu nad lodem. Przy tych warunkach nie próbują na-wet jeździć na nartach za latawcem, gdyż samo jego utrzymanie nad głową jest sporym wyzwaniem.

Śnieg pada cały czas i szybko od-krywamy, że jedna z ważniejszych dróg w Norwegii E134 zostaje zamknięta. Jeśli ktoś koniecznie musi przemieścić się autem, może to zrobić wyłącznie w konwoju prowadzonym przez służby drogowe. Co pewien czas szosą przejeż-dża taki konwój, prowadzony i zamyka-ny przez jadące powoli pary ogromnych pługów śnieżnych. My jednak postana-wiamy przeczekać zamieć. Po dwóch nocach spędzonych w starym spichle-rzu, budzi nas słoneczna pogoda. Śnieg szybko topnieje, sucha droga schnie, a my, po krótkiej narciarskiej wycieczce na pobliski skalisty szczyt, kontynuuje-my podróż na wschód.

Morgedal – kolebka narciarstwaKolejnym celem naszej wędrów-

ki była mała miejscowość Morgedal, w prowincji Telemark. Ta mała miej-scowość, położona wśród niewysokich wzgórz, około 200 km na zachód od Oslo, znana jest narciarzom całej Nor-wegii jako miejsce urodzenia Sondre Norheima. Był to zwycięzca pierw-szych ogólnonorweskich zawodów narciarskich w 1868 roku, który zapo-czątkował zarówno styl telemark, jak i skręt kristianią. Parkujemy samochód obok pomnika legendarnego mistrza i swe kroki kierujemy do okazałego muzeum narciarstwa.

Po wczorajszej burzy śnieżnej chwilowo nie ma tu prądu (to zdarza się nawet w Norwegii), więc muzeum na razie jest nieczynne. Na szczęście Tomkowi udaje się przekonać panie

w kasie, że przejechaliśmy ponad 2000 km i muzeum nart musimy zo-baczyć. W tej nietypowej sytuacji udaje się nam wejść bez biletów, ale ekspozycję musimy oglądać w świetle własnych czołówek. Podziwiamy więc niezwykłą kolekcję sprzętu, ilustrującą historię narciarstwa. Ciekawe są roz-maite pamiątki z pionierskich czasów Sondre Norheima, ale największe wra-żenie robią oryginalne narty i sanie Olava Bjaaland z Morgedal, który na nich uczestniczył w zakończonej suk-cesem wyprawie Roalda Amundsena na biegun południowy w roku 1911.

Po zwiedzeniu wystawy znajduje-my nocleg w domku na nieczynnym jeszcze kempingu obok muzeum, a następnie udajemy się na godzinny spacer, podchodząc pieszo do przy-siółka Øverbø. Wypożyczamy klucz

Widok ze Storenuten w masywie Hardanger ogranicza mgła…

Kocioł pod szczytem Starvarnuten na wysokości jedynie 800 m n.p.m.

Przyjemność kwietniowego zjazdu

COTG PTTK GAZETA GÓRSKA jesień 2011 23

do chaty, w której urodził się Sondre. Oglądamy pola, po których jeździł na swych nartach i dachy, z których ska-kał. Ponieważ domy te położone są na stromych zboczach, a w zimie pod dachami zbiera się wiele śniegu, skok na nartach z dachu chaty można sobie dobrze wyobrazić.

Odwiedzającego uderza proste wnętrze jednoizbowej chaty – jest tu jedynie miejsce na duży piec, łoże z podwieszoną kołyską dla dziecka oraz stół z ławą. Obecnie na ścianach wiszą zdjęcia rodziny królewskiej, odwiedza-jącej to miejsce przy różnych okazjach. Tu, przed pierwszą olimpiadą zimową w 1952 roku, zorganizowano uroczy-stość rozpalenia ognia olimpijskiego. Na stromych polach Øverbø, koło hi-storycznej chaty Sondre, startowała wtedy sztafeta, niosąc ogień olimpijski przez całą Norwegię, do Oslo.

Przez Telemark na prom do Danii Po odwiedzinach w kolebce nar-

ciarstwa, podróżujemy przez zachod-nią część prowincji Telemark. Zwie-dzamy średniowieczny drewniany kościół w Eidsborg i udajemy się do Dalen, nad wąskie rynnowe jezio-ro, położone jedynie 100 m powyżej poziomu morza. Dalej wspinamy się drogą nr 45 i w pobliżu przełęczy, na zachodniej granicy Telemarku, przy pięknej pogodzie rozpoczynamy ostat-nią wycieczkę narciarską.

Szukając śniegu między skałami, trawersujemy w pobliżu nieczynnego już wyciągu orczykowego. Powyżej górnej stacji wchodzimy w, wydawa-łoby się, trudniejszy teren, gdy wtem napotykamy na zupełnie świeży ślad. Tuż przed skalistym szczytem spotyka-my samotnego Norwega, który wierz-chołek zdobył na nartach śladowych i jest nieco zdziwiony naszym cięż-kim sprzętem. Ze szczytu rozciąga się wspaniały widok na zaśnieżone góry, a w całej panoramie trudno dostrzec ja-kiekolwiek ślady działalności ludzkiej.

Po wycieczce zjeżdżamy znów do doliny Setesdal i znajomą już drogą nr 9 jedziemy na południe. Po miłym wieczorze i noclegu u przyjaciół Tom-ka w Birkeland dzień powrotu rozpo-czynamy pobudką o 4.30. Jedziemy do portu w Kristiansand i pierwszym promem o 7 płyniemy do Hirtshals. Już przed 11 stąpamy po ziemi duń-skiej i rozpoczynamy szybki odwrót na południe. Po około 1300 km drogi wiodącej przez Danię i Niemcy, nieco po północy dojeżdżamy do Krakowa.

W sumie przejechaliśmy autem po-nad 4 tys. km, więc największy udział w kosztach wyjazdu miało paliwo oraz noclegi (od 200 koron za noc). Prom w obie strony dla auta i trzech osób kosztował 200 €, a bilety można wy-kupić wcześniej przez internet (cena istotnie zależy od pory roku, dnia ty-godnia i tego, o ile wcześniej kupuje się bilet). Ponieważ w Norwegii właściwie wszystko jest drogie, zapasy jedze-nia warto wziąć ze sobą. Przy takich założeniach koszt tygodniowego wy-jazdu może zamknąć się kwotą 2 tys. zł na osobę. A na narty do Norwegii pojechać warto!

Zdjęcia autorstwa T. Chmiela, G. Kabały, J. Zachorowskiego i K. Życzkowskiego. Więcej zdjęć oraz mapka terenu na stronie

http://chaos.if.uj.edu.pl/~karol/foto/Norwegia

Podczas kwietniowej wycieczki w gÓrach poŁudniowej Norwegii trzeba już dobrze szukać śniegu pomiĘdzy wystajĄcymi skaŁami

Wiosenne zjazdy

24 GAZETA GÓRSKA jesień 2011 COTG PTTK

Sondre Norheim urodził się w roku 1825, w malutkim przysiółku Øverbø, położonym sto metrów powyżej niewielkiej miejscowości Morgedal, w południowonorweskiej prowincji Telemark. Jego ojciec miał na imię Auvre, więc zgodnie ze starym zwyczajem skandynawskim chłopca nazywano Sondre Auverson. W tej części Norwegii narty były już dobrze znane, więc także Auvre zrobił swym dwóm synom narty z sosnowych desek. W zabawach z nimi Sondre szybko okazał się zręczniejszy od starszego brata Eivinda i swych kolegów. Pewnej zimy Sondre spytał brata, czy sądzi, że na nartach dało by się zeskoczyć z dachu ich domu. Eivind odparł, że warto spróbować. Obaj bracia podsypali śniegu nad położoną na stromym zboczu chatę, a Sondre był pierwszym, który skoczył z jej dachu. Niedługo potem pokazywał całej wsi skoki na sztucznej skoczni.

W roku 1854 Sondre ożenił się z Rannei z sąsiedniej wioski i po kilku latach wybudował w północnej części Morgedal swój dom, nazwany Nordheim, co na północy oznacza „dom”. W tym miejscu żył przez ponad 20 lat, a słowo to przyjął później za swoje nazwisko, z którego z czasem wypadła literka ‘d’. Jako poważny człowiek i głowa rodziny nadal doskonalił technikę jazdy oraz sprzęt.

Gdy Sondre miał już ponad 40 lat i czwórkę dzieci, sława o jego wyczynach narciarskich dotarła do stolicy. W roku 1868 został po raz pierwszy zaproszony do udziału w ogólnonorweskich zawodach narciarskich w Christanii (obecnie Oslo). Na zawody Sondre udał się z Morgedal na nartach, pokonując w ciągu trzech dni trasę o długości 200 kilometrów. Pomimo swego wieku, w niespotykanym stylu pokonał wszystkich, znacznie młodszych, zawodników, zarówno w biegach, jak i w skokach, a także w slalomie.

Po tych osiągnięciach stał się znany i ceniony jako nauczyciel narciarstwa, a jednocześnie pomysłowy wytwórca nart, wiązań i smarów. Niektóre modele jego nart, robione ręcznie w domowym warsztacie, można uznać za prototypy nart taliowanych: były szersze w dziobie niż w środku narty i lepiej skręcały niż narty konkurentów. Sondre przypisuje się też wynalezienie techniki skrętu z przyklękiem na jedno kolano (telemark) oraz z nartami równoległymi (kristiania).

W kolejnych latach Sondre nadal bierze udział w zawodach oraz uczy jeździć na nartach sporą grupę okolicznych mieszkańców, a także rosnącą liczbę własnych dzieci. Ale w latach siedemdziesiątych XIX wieku Norwegię nawiedza klęska nieurodzaju i głodu. W tych ciężkich czasach coraz więcej osób emigruje za ocean, w tym także dwoje średnich dzieci Sondre. W roku 1884 Sondre i Rannei Norheim wraz z trójką najmłodszych dzieci wyjeżdżają na stałe do USA, podczas gdy najstarsza córka postanawia pozostać w kraju.

Pobyt za oceanem Sondre rozpoczął w Minnesocie, a kilka lat później osiedlił się w Dakocie, gdzie umarł w roku 1897. Jego grób nie został starannie oznaczony i, po przeprowadzce Rannei do stanu Oregon, został zapomniany na wiele lat. Dopiero w roku 1965 grób Sondre Norheima odnaleziono niedaleko miasteczka Denbigh, wśród bezkresnych, płaskich prerii Środkowego Zachodu. Daleko od Norwegii, daleko od gór i narciarskich szlaków.

Sondre Norheim pionier

współczesnego narciarstwa

Karol Życzkowski

1. Pomnik Sodre Norheima w Morgedal2. W muzeum narciarstwa w Morgedal zobaczymy orginalny sprzęt używany podczas wyprawy Amundsena na Biegun Południowy w roku 1911.