Kaja Malanowska – Imigracje

11
Kaja Malanowska IMIGRACJE

description

Fragment najnowszej książki Kai Malanowskiej, wydanej w Wydawnictwie Krytyki Politycznej

Transcript of Kaja Malanowska – Imigracje

Page 1: Kaja Malanowska – Imigracje

K a j a M a l a n o w s k a

I M I G R A C J E

KP_imigracje+(do druku).indd 3 5/5/11 2:46 PM

Page 2: Kaja Malanowska – Imigracje

Kaja Malanowska, ImigracjeWarszawa 2011

© Copyright by Kaja Malanowska, 2011© Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011

Wydanie I

Printed in Poland

ISBN 978-83-62467-09-9

Redakcja: Magdalena BłędowskaIlustracje: Kaja MalanowskaKorekta: Magdalena Jankowska

Zdjęcie na okładce: Jakub Szafrański Projekt okładki: Poważne Studio

Układ typograficzny i łamanie: rzeczyobrazkowe.pl

Druk i oprawa: www.opolgraf.com.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznejul. Nowy Świat 6300-042 [email protected]

Seria Literacka, t. XIV

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w promocyjnej cenie w CK Nowy Wspaniały Świat (ul. Nowy Świat 63, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (ul. Nowe Ogrody 35, Gdańsk) oraz księgarni internetowej KP (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a także w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

KP_imigracje+(do druku).indd 4 5/5/11 2:46 PM

Page 3: Kaja Malanowska – Imigracje

185

herbata o smaku tektury

Tej historii nie znasz. Chociaż wydawało mi się, że przez czas, kiedy mieszkaliśmy razem, opowie-działam ci wszystko, o niej właśnie zapomnia-łam. Dzień po dniu siadywaliśmy pod oknem

przy niewielkim rozkładanym stoliku, zalewałeś tanią herbatę w szklanym dzbanku, a ja mówiłam i mówiłam, wyrzucałam z siebie opowieść po opowieści. Słuchałeś cierpliwie. I kiedy po wielu miesiącach zatrzymałam się w końcu na zdaniu, które opisywało kuchnię i przestygłą herbatę w naszych filiżankach, urwałam nagle, a ty za-cząłeś się wiercić i spoglądać w okno. Milczenie, jakie pomiędzy nami zapadło, stawało się coraz bardziej nie-zręczne. Może właśnie dlatego kazałam ci się wyprowa-dzić, że nie miałam już nic więcej do opowiedzenia?

Wczoraj jednak obudził mnie dziwny stukot w gło-wie. Nie, nie martw się, nikt koło mnie nie spał. Czasem przychodzą tu mężczyźni, ale nie piję z nimi herbaty, nic im też nie opowiadam. Odchodzą, zanim zdążę za-

KP_imigracje+(do druku).indd 185 5/5/11 2:46 PM

Page 4: Kaja Malanowska – Imigracje

186

snąć. Nie powodują specjalnego zamieszania i mieszka-nie o nich nie pamięta. Kiedy zamykają za sobą drzwi, natychmiast zapomina, że tu byli, i ja zapominam razem z nim. Usiadłam więc w moim pustym łóżku i zagrze-chotała we mnie tamta historia. Wiem, nie powinnam pisać. Nie powinnam zawracać ci głowy, ale jeżeli nie opowiem teraz o tamtym popołudniu sprzed lat, to, co było między nami, pozostanie niedokończone, a powin-niśmy przecież w końcu zamknąć ten rozdział, prawda? Chociażby ze względu na mieszkanie, ono za bardzo za tobą tęskni.

A więc wyobraź sobie kawiarnię… Nie musisz daleko szukać, tę kawiarnię, co zawsze, wiesz przecież którą? To był luty. Wtorek, dzień po trwającej od tygodni odwilży. Mróz przyszedł nocą i zaciął tysiącem kłujących igiełek rozwieszone między kamienicami kropelki wilgoci. Nie-bo wyciągnęło się nad dachami szare i wysokie. Pozba-wione głębi miasto wyglądało jak wycięta z tektury de-koracja, płaskie, ciemne figurki poruszały się rytmicznie po ulicach. Ona też była płaska. Tak ją sobie wyobraź, jak papierową marionetkę, kiedy usiadła w  oknie ka-wiarni z książką na kolanach. Nie pamiętam, co czytała, pamiętam za to, że było jej zimno. Patrzyła ze złością na ludzi, którzy co chwila otwierali drzwi, wpuszczając do środka mroźny zapach spalin. Chodzą tak szybko, pomyślała, tak szybko jak aktorzy na starych filmach. Przewróciła stronę. Tak, teraz już widzę, że ta książka była na pokaz. Zabrała ją z domu tylko po to, żeby móc się za nią schować. Czekała więc przysłonięta zdania-mi, których treści nie pojmowała. Próbowała opanować

KP_imigracje+(do druku).indd 186 5/5/11 2:46 PM

Page 5: Kaja Malanowska – Imigracje

187

drżenie kolan. Wiedziała doskonale, że to spotkanie nic nie zmieni. To, co miało się dokonać, dokonało się już wcześniej. Nie pozostało nic, czego mogłaby się chwycić. A jednak miała nadzieję, że jakiś zadziwiający przypa-dek odwróci bieg historii, którą opowiadam. Właśnie dlatego zadzwoniła i umówiła się na tę wystawę, a może jeszcze dlatego, że tylko z nim chciała obejrzeć sprowa-dzone z Paryża ryciny… Mówiła mu, że rysuje, ale on nigdy nie traktował jej słów poważnie. Tak naprawdę w  ogóle go nie interesowała, nigdy też jej nie słuchał i nigdy dobrze nie poznał. Czy myślał, że jest na tyle mało uważna, że nie widzi tych wszystkich pobłażliwych uśmiechów, które pojawiały się coraz częściej pomiędzy nimi, tych powtarzanych ciągle „już dobrze, dobrze…”, lekceważących machnięć ręką? O, ona widziała je do-skonale, zbierała jedne po drugich i  chowała głęboko w pamięci, żeby potem obejrzeć dokładnie, pod zapaloną lampą. Ile to jeszcze będzie trwać, pytała, przecierając oczy i odkładając wspomnienia jak entomolog odsuwa na bok zasuszony okaz owada, który właśnie skończył studiować. Miesiąc, dwa? Nie, nie miała kompleksów, zdawała sobie sprawę, że jej nie doceniał. Bawiło ją, kiedy obnosił się ostentacyjnie z tą swoją erudycyjną przewagą. Bawił ją dystans i poczucie wyższości, jakie do niej żywił. Ona nie kończyła szkół, ale widziała go tak wyraźnie, że mogłaby jednym, szybkim ruchem ołówka naszkicować na kartce papieru wszystko to, co tak starannie przed nią ukrywał. A on nawet nie zdawał sobie sprawy z jej zdolności. Nie obchodziło go zresztą zupełnie, jaka była i czy w ogóle istniała poza nim. Pociągały go jedynie jej

KP_imigracje+(do druku).indd 187 5/5/11 2:46 PM

Page 6: Kaja Malanowska – Imigracje

188

gwałtowne uczucia, to w nich się zakochał i przeglądał latami jak w lustrze, a obraz, jaki dane mu było zoba-czyć, miał magiczną moc przyciągania, tak wielką, że nie potrafił się od niej uwolnić. To dlatego nie odmówił, kiedy zadzwoniła.

Piła kawę drobnymi łykami, czekała i nie mogła się pozbyć dręczącego uczucia wstydu, który kłuł boleśnie jej dumę, bo po raz kolejny świadomie się upokorzyła. Kiedy odebrał telefon, nie usłyszała w jego głosie dawnej łagodności; zniknął czuły, delikatny ton, jego miejsce zajęła zimna irytacja. A jednak powiedział, że przyjdzie. Bał się, pomyślała. Bał się, że przestanie jej zależeć. Uczucia, jakie dla niego żywiła, były przecież zbyt cen-ne, żeby mógł pozwolić sobie na rozrzutność i pozbyć się ich. Chciał je zakonserwować i przechować w niej jak w formalinie, aż do późnej starości, żeby odwiedzać ją czasem i przyglądać się im z ukontentowaniem, kiedy będzie mu je podawać w filiżance, razem z herbatą.

– O  trzeciej więc – powiedział krótko i  odłożył słuchawkę.

Zamknęła książkę, opanowała drżenie rąk, nabrała w  płuca powietrza i  wydmuchała je ze świstem wraz z  papierosowym dymem. Czekała. Za oknem zaczął prószyć śnieg, rzadkie, wysuszone płatki, jak drewnia-ne wiórki, przecinały skośnie kwadrat okna. Trzasnęły drzwi. Wszedł. Światło kładło się fioletową smugą na podłodze, za szybą ulica wysypana solą, zapalona lam-pa w witrynie sklepowej i ci ludzie, którzy szli i szli bez końca, ciemne, anonimowe sylwetki…

– Cześć – powiedział.

KP_imigracje+(do druku).indd 188 5/5/11 2:46 PM

Page 7: Kaja Malanowska – Imigracje

189

– Cześć – odpowiedziała i westchnęła, wstając.Oboje wiedzieli, że muszą teraz ciągnąć to pełne

pretensji popołudnie, dzieląc się odpowiedzialnością za nieprzewidziany impuls, który kazał im się jeszcze raz zobaczyć, niosąc je między sobą jak ciężki, niewygodny pakunek.

– To chodźmy – wrzuciła książkę do plecaka. Założyła kurtkę. Proszę cię, pomyślała, błagam,

spójrz na mnie tak jak kiedyś, jeszcze ten jeden, jedyny raz. Sama nie podniosła wzroku, bała się, że na nią nie patrzy. Szła więc szybko, przeskakując zamarzające kału-że, przez pasy na czerwonym świetle, czując za plecami jego niechętne kroki. Stanęli w kolejce po bilety i on nie mógł w żaden sposób powstrzymać gniewu, jaki w nim wezbrał. Jest żałosna, myślał. Postanowiła odejść, ale zamiast wykazać się odrobiną konsekwencji, obraca tę decyzję w nieskończoność, ogląda na wszystkie strony i męczy nas oboje, licząc na to, że uda jej się wzbudzić we mnie współczucie. Ona niczego sama nie przerwie, ona nie jest zdolna kończyć i na tym polega jej nieszczę-ście. Ciągnie za sobą nieistniejące światy, jak nieznośny balast, którego w żaden sposób nie potrafi się pozbyć. Bezustannie wywołuje duchy, nie pozwala im odpocząć w spokoju. W całym mieście, tuż pod powierzchnią ulic, w kawiarniach, na skwerkach i przystankach autobuso-wych czają się upiory z jej przeszłości. Niech więc i mnie pochowa pod jednym z tych placów, pod podłogą mu-zeum albo kawiarni, w której się spotkaliśmy.

Nie umiem ci powtórzyć, co obejrzeli na wystawie. W pamięci pozostał mi tylko rdzawobrązowy obraz gni-

KP_imigracje+(do druku).indd 189 5/5/11 2:46 PM

Page 8: Kaja Malanowska – Imigracje

190

jącego sadu, przed którym pokłócili się o to, czy przed-stawia jesień, czy też późną bezśnieżną zimę. Okazało się, jak zawsze, że on miał rację. Potem pokazał jej rysu-nek leżącej pod drzewem kobiety.

– Interesujące – powiedział.Zauważyła, że ogląda rysunek dokładnie tak, jak

zwykł oglądać ją samą, spokojnie, bez zbytniego pośpie-chu czy zaangażowania, ważąc dokładnie emocje i czas, który mógł na niego poświęcić. Pochylił się, zmrużył oczy i wykonał charakterystyczny ruch ręką, rytmiczne, zdecydowane pociągnięcie w  górę i  w  dół. Znała ten gest doskonale. Teraz się odwróci, powiedziała do siebie. Odwrócił się i odszedł. Została sama naprzeciw leżącej pod drzewem kobiety w liliowej sukni. On chce, żebym zwróciła mu wolność, pomyślała, biegnąc za nim po wy-ślizganej posadce. Nie szanuje mnie nawet na tyle, żeby powiedzieć, że już mnie nie kocha. Poczeka, aż się zmę-czę i poddam sama. A przecież ta odrobina odwagi na sam koniec to jedyna rzecz, jakiej od niego oczekuję.

Wyszli na skrzepłą, zimną ulicę i  ruszyli, milcząc, w  stronę metra. Patrzyła na jego buty, na rozwiązane sznurówki, do których się nie schylił, żeby nie marnować czasu, żeby zakończyć to spotkanie szybciej, jak najszyb-ciej. Z naprzeciwka szła znajoma dziewczyna w rozpię-tym płaszczu, bez czapki. Zobaczyli ją jednocześnie. Czy ona wie, że jesteśmy kochankami?, przemknęło jej przez myśl. Czy on komukolwiek o tym powiedział, czy też był to tak wstydliwy element jego życia, że nie podzie-lił się nim z  nikim? Zwolnili kroku i  on nagle rzucił się tamtej na szyję. To nie był zwykły, przyjacielski gest

KP_imigracje+(do druku).indd 190 5/5/11 2:46 PM

Page 9: Kaja Malanowska – Imigracje

i zastanawiała się, stojąc bezradnie z boku, czy całując tamtą w policzek, szepcze jej jednocześnie do ucha: ura-tuj mnie. Poczekała więc jeszcze tylko chwilę, na tyle długo, żeby nie wydać się całkowicie śmieszną, pożegna-ła szybko i pobiegła przed siebie, zostawiając go z tyłu, stojącego na chodniku z lekkim i jasnym uczuciem ulgi. Wygrał z nią, zawsze wygrywał.

A potem, potem zobaczyli się jeszcze jeden raz. To znowu ona zadzwoniła. Poprosiła o spotkanie tylko po to, żeby wiedział, że niczego już nie odnajdzie w odbi-ciu jej spojrzenia, żeby wychodząc z kawiarni, w której siedzieli, miał pewność, że pozbyła się wszystkich wspo-mnień. Patrzyła na niego obojętnie. Odstawił filiżankę na blat stolika. Herbata miała mdły, tekturowy smak. Czy było mu przykro? Myślę, że tak. A ona? No cóż, nie miej do niej żalu. Chyba sam rozumiesz, że pewne błędy można popełnić tylko raz w życiu.

KP_imigracje+(do druku).indd 191 5/5/11 2:46 PM

Page 10: Kaja Malanowska – Imigracje

KP_imigracje+(do druku).indd 239 5/5/11 2:47 PM

Page 11: Kaja Malanowska – Imigracje

spis rzeczy

Historie, które się wydarzyły

Butterfly 7

Poza słowami 41

Ślub Lekhi 79

Emily 121

Historie, które wydarzyć się mogły

Rozpuszczalność ciał stałych 137

Justyna i łopiany 150

Wakacje z Marytą 153

Herbata o smaku tektury 185

Post factum 192

KP_imigracje+(do druku).indd 240 5/5/11 2:47 PM