JVi 43. Warszawa, d. 23 Października 1892 r. · czają technice, nadaje znaczenie praktycz ne...
Transcript of JVi 43. Warszawa, d. 23 Października 1892 r. · czają technice, nadaje znaczenie praktycz ne...
JVi 4 3 . Warszawa, d. 23 Października 1892 r. T o m X I .
T Y G O D N IK P O P U L A R N Y , POŚW IĘCONY NAUKOM P R Z Y R O D N IC ZY M .P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " .
W W a r s z a w ie :
Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą :
roczniek w arta ln ieroczn iepółrocznie
rs. 8„ 2 „ 10 „ 6
Pren u m ero w ać m o żn a w R ed ak cy i W szechśw iatai w e w szystk ich k s ięg arn iach w k ra ju i zagran icą .
K o m ite t R e d a k c y jn y W s ze c h ś w ia ta stanowią panowie: Aleksandrowicz J ., Deike K„ Dickstein S., Hoyer H., Jurkiew icz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S., Natanson J ., Prauss St., Sztolcmau J . i W róblewski W . „W szechśw iat11 p rzy jm u je og łoszenia, k tó ry c h treśó m a jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą , n a n astęp u jący ch w aru n k ach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie a lbo jego m ie jsce p o b ie ra się za p ierw szy ra z kop. 7 '/ j
za sześć n astęp n y ch ra zy kop. 6, za dalsze kop. 5.
A d r e s Z R e d a łc cy l: i^ r a fe o -w s ls ie -IF r z e d .z a a ie ś c ie , 3STr 6 3 .
Fig . 1. P racow nia do b ad ań n ad spadkiem c ia t w pow ie trzu na d rug iej p la tfo rm ie w ieży Eiffla.
6 7 4 WSZECHŚWIAT. N r 4 3 .
DOŚWIADCZENIANAD
BIEGIEM C IA Ł W P O W IE T R Z U .
Liczne zadania, jak ie się obecnie nastręczają technice, nadaje znaczenie praktyczne kw estyi, która dotąd rozbieraną była głów nie ze w zględów teoretycznych, a m ianow icie kw estyi oporu, jak i ciałom biegnącym stawia powietrze. Opór ten, jak w iadomo, wzrasta wraz z szybkością biegu ciała; dopóki w ięc pociągi na drogach żelaznych posuw ały się z prędkością um iarkowaną, opór powietrza uw zględnienia nie wymagał; gdy jednak w ostatnich czasach zaczęto pociągom nadawać prędkość coraz znaczniejszą, w p ływ tego czynnika ujaw nił się bardzo wyraźnie. P róby, przeprowadzone we Francyi, w ykazały, że pociąg opatrzony z przodu rodzajem ostrogi do łatw iejszego przerzynania powietrza; w ymaga daleko m niejszego nakładu węgla, aniżeli pociąg o lokom otyw ie zw ykłej, przedzierającej się płaską ścianą, przez pow ietrze. Toż samo tyczy się i b iegu okrętów, a w w yższym jeszc ze stopniu żeglugi po wietrznej; obchodzi także i welocypedystów, którzy znaczną część nakładu pracy swych mięśni na przezw yciężenie oporu powietrza łożyć muszą. O kazała się leż potrzeba dokładniejszego uw zględnienia naporu w iatrów na mosty i inne budow le, lepszego wyzyskania ich siły przy budowie m ły nów.
W szystkie te zadania wym agają w ięc należytej znajomości praw oporu powietrza; doświadczenia zaś dotychczasowe w tym przedm iocie bardzo są skąpe i niedostateczne; szczerba ta wszakże zostanie wkrótce zapewne w znacznej przynajmniej mierze wypełniona, głośny bowiem fizyk francuski, p. Cailletet w espół z p. Colardeau, rospo- c z ą łsz e r eg ścisłych bardzo badań dośw iadczalnych nad spadkiem ciał w powietrzu. M ożnaby sądzić, że sw obodny spadek ciał stanowi tylko przypadek szczególny biegu w powietrzu, ponieważ wszakże dokonywa i
[ się z chyżością wciąż wzrastającą, nastręcza przeto możność ogólnego ujęcia zależności, jaka zachodzi między szybkością biegu a oporem powietrza.
Doświadczenia dotychczasowe nad spadkiem ciał w powietrzu na tem głów nie szwankowały, że nie rosporządzały znaczną wysokością spadku. Pan C ailletet skorzystał więc z wieży Eiffla, która, jak to czytelnikom naszym wiadomo, nie pierwszą ju ż nauce oddaje usługę. Pracownię swą um ieścił p. C ailletet na drugiej platformie wieży, znajdującej się na wysokości 120 metrów. Na przebieżenie drogi takiej w próżni ciało potrzebowałoby prawie p ięciu sekund, osięgając przy tem prędkość końcową 50 metrów; przedstawia się tu za tem możność dochodzenia oporu powietrza przy szybkościach od 0 do 50 metrów na sekundę. O pis tych doświadczeń podajemy według sprawozdania, złożonego przez autorów akademii nauk w Paryżu, z La Naturę zaś czerpiem y rysunki, które opis ten dobrze uzupełniają.
A by w yśledzić prawo ruchu ciała spadającego w powietrzu, należy znać w każdej chw ili położenie tego ciała w przestrzeni. W tym celu pp. Cailletet i Colardeau uczepili je na końcu nici bardzo cienkiej i bardzo lekkiej, która, rozwijając się, wraz z niem posuwa się na całej drodze i stawia mu opór nader słaby zaledw ie. N ić podzielona jest na odstępy długości 20 m etrów, a każdy z nich nawinięty jest na stożku drewnianym C1} C2, C3, których w ierzchołki zwrócone są ku dołowi. Z powodu tej postaci stożkowej nić rozwija się z nich prawie bez tarcia; przez bespośrednie zresztą próby oznaczono wpływ, jakiby na opóźnienie spadku wywierać m ógł opór, pochodzący z rozwijania się nici.
Skoro z jednego odstępu, czyli z jednego stożka nić jest już rozw inięta i zaczyna się się rozwijać z następnego, kontakt elektry-
[ czny wprawia w ruch pióro przyrządu re- giestrującego, które chw ilę tę zaznacza; do m ierzenia czasu służy tu kamerton elektryczny, który dozwala chw ilę tę uchwycić z przybliżeniem, dochodząeem setnej części sekundy. W ten sposób całe to urządzenie podaje, jakich przeciągów czasu potrzebuje
N r 4 3 . w s z e c h ś w i a t . 6 7 5
ciało spadające na przebieżenie 20, 40, 60 i t. d. metrów.
W spom niany zaś kontakt elektryczny urządzony jest w sposób następujący: Przy przejściu z jednego stożka do następnego nić w kierunku MNO (fig. 2 Nr 2) przesuwa się przez dw ie blaszki m etalowe LL', odosobnione przy I płytką ebonitową, a ze tknięte końcami dolnemi. Przez cążki te przebiega prąd elektryczny, który działa na pióro przyrządu zapisującego i który się przerywa, gdy obie gałęzie metalowe rossu- wają się, jedna od drugiej, co właśnie zachodzi, skoro nić ze stożka C, ulega zupełnemu rozwinięciu, poczem blaszki stykają
sokości 20 metrów, doznałby opóźnienia zaledw ie o 0 ,2 milimetra, to jest o ' / iooooo
swój drogi.Co się tyczy oporu sprowadzanego przez
rozwijanie się nici i jćj tarcie w powietrzu,I to autorowie oznaczyli go dwoma sposoba- j mi. P ierw szy polegał na opuszczaniu wal- ! ca drewnianego, zakończonego u dołu za
ostrzonym stożkiem metalowym; była to więc jakby strzała, która z powodu wąskiój i wydłużonój postaci doznawała sama bardzo nieznacznego oporu powietrza, tak, że sw obodny jćj spadek w powietrzu zachodzi prawie tak samo, jak w próżni. Doświadczenia zaś wykazały, że spadek tój strzały,
Fig . 2. Szczegóły u rząd zen ia cew ek, dokoła k tó ry ch zw inięta je s t nić, po łączona z c iafera sp ad a jącem .
się natychmiast ze sobą. W tćj chw ili pió- [ ro przyrządu zapisującego pozostawia ślad { na obracającym się walcu. Następnie rozwija się z kolei stożek C2, a po przebiegu 20 metrów otwierają się drugie cążki i tenże sam przebieg powtarza się dalój.
Blaszki L L ' są bardzo giętkie, opór więc, i
jak i stawiają swemu rossunięciu się przy przejściu nici, jest nadzwyczaj słaby. Przy próbach, które m iały na celu ocenę tego oporu, do rossunięcia blaszek wystarczył ciężarek zaledwie dwu gramów, zbiegający z wysokości 10 centymetrów; wypływa stąd, że ciężar 1 kilograma opadający z w y- j
gdy była uczepiona do nici, opóźniał się zaledwie o 20/iooo względem teoretycznie obliczonej drogi w próżni.
Sposób drugi dozwalał w pływ nici oceniać bespośrednio, opuszczano bowiem ciało spadające zupełnie swobodnie, nieuwiązane do nici, przyczem zarówno początkowa jak i końcowa chwila spadku zaznaczała się automatycznie na przyrządzie regiestrują- cym. Skoro więc całkow ity czas spadku ciała zupełnie swobodnego zestawiono z czasem spadku tegoż samego ciała, gdy było uczepione do nici, różnica dawała opóźnienie, jakiego ciało spadające doznaje z po
676 W SZECHŚW IAT. Nr 43.-
wodu oporów, zależących od samego przyrządu. Z prób tych, do których użyto walca miedzianego, ważącego 2080 gramów, okazało się, że opóźnienie, o którem mowa, w ynosiło 0,04 sekundy na przeciąg całego spadku, trwającego 5 sekund, co znaczy, że opóźnienie powodowane przez udział nici nic dochodzi '/100.
Z opisu tego widzim y, że metoda użyta przez pp. Cailletet i Colardeau przy zu p ełnej prostocie zaleca się ścisłością i w ytw or- nością zarazem. F ig . 1 daje w idok w ew nętrzny pracowni: eksperym entator odcina właśnie górny koniec nici, która dźwiga ciało, mające od tćj chw ili przebiedz drogę 120 metrów, aż do spodu w ieży, przyczem pozostaje ono uwiązane wciąż do tej nici, owijającćj się dokoła stożków, o których
R ezultaty te przedstawione są graficznie na fig. 3, która jest zmniejszoną kopiją rysunków, otrzymanych na przyrządzie regie- strującym, a których znaczenie, po wyjaśnieniach wyżćj podanych, łatwo rozumiemy. Odcinki, m ianowicie, na linijach prostych oznaczone, odpowiadają przeciągom czasu, potrzebnym na przebieżenie przez ciało spadające każdych 20 metrów. L i- nija 1 daje rys teoretyczny przebiegu ciała w próżni, widzim y tu, że na przebieżenie pierwszych 20 metrów ciało potrzebuje 2 sekund, na następne 20 metrów już niespełna sekundy i dalej czasów coraz krótszych. N iew iele od tego odstępuje linija 2, która przedstawia przebieg w powietrzu przytoczonej wyżćj długiej strzały drewnianej, zakończonej zaostrzonym ątożkiem m etalicz-
.
( 3 i
2 •
t i - 2 .-------------------- -------------------- --------1---------- --------- 1------------------ 1--------------1----------- 1---------- 1--------------------- -------------1----------------------
F ig . 3. G raficzne p rzed staw ien ie rezu lta tó w dośw iadczeń.
mówiliśm y wyżój, a przedstaw ionych w yraźniej na fig. 2.
F ig . 4 wskazuje m iejsce pracowni na platformie oraz, przy A , punkt spadku ciała P na ziemię.
Dotąd przez obu fizyków przeprow adzone doświadczenia mają znaczenie robót przygotow aw czych dopiero; zajęli się już wszakże rozbiorem pytania, czy opór staw iany przez powietrze płaszczyznom , mającym jednakie pow ierzchnie, zależy od ich postaci. U żyli więc pow ierzchni k ołowych, trójkątnych, kwadratowych i t. p., um ieszczonych prostopadle do kierunku spadku. Okazało się, że czasy spadku różnych tych powierzchni bardzo nieznacznie ty lko różnią się między sobą, co zresztą potwierdza ty lk o fakt ju ż znany, że opór powietrza od postaci powierzchni nie zależy.
nym. F ig . 3 i 4 dają obraz spadku płaszczyzny kwadratowej i płaszczyzny trójkątnej, o jednakiej powierzchni 0,025 metra kwadratowego i obciążonych balastem 800 gramów. Spadek, jak widzim y, dokonyw ał się jednakowo i trwał 7 sekund. Czas odczytać można na lin ii falowej dolnej, nakreślonej w przypuszczeniu, że kamerton dokonywał tylko 25 drgań na sekundę.
A by dalej sprawdzić, czy opór, jakiego doznaje płaszczyzna przebiegająca przez powietrze, jest proporcyjonalny do jój powierzchni, użyto w jednem z doświadczeń dwu płaszczyzn kwadratowych, których powierzchnie były w stosunku 1 : 2 i obciążonych w tymże samym stosunku. Czasy spadku okazały się prawie jednakow e, 6,92 i 6,96 sekund, co uzasadnia tę proporcyjo- nalność.
Poniew aż prędkość ciała spadającego
N r 43. WSZECHŚWIAT.
w pierwszych chwilach spadku wciąż wzrasta, powiększa się i opór, jak i mu pow ietrze stawia, po pewnym więc czasie opór ten dorównywa już ciężarowi ciała. Od tej chw ili usuwa się tedy w pływ siły przyspieszającej, a ciało odtąd posuwa się już biegiem jednostajnym . Na tój więc zasadzie opór ten łatwo ocenić można w kilogramach, skoro bowiem zważy się ciało spadające wraz z obciążającym je balastem, znamy tem samem opór, odpowiadający danej prędkości, gdy już spadek jest jednostajny. W doświadczeniach w yżej przyto-
Fig. 4. S—p racow nia na d rug iej p la tfo rm ie wieży. P —ciało spadające . A — m iejsce sp ad k u c ia ła n a
ziem ię.
czonych obciążenie tak było dobrane, aby spadek stawał się jednostajnym po przebie- żeniu 60 do 100 m etrów.
Zmieniając balast użyty na jednę i tęż samę powierzchnię, otrzymać można ruchy jednostajne przy różnych prędkościach, tą drogą zatem badać można, jak się zmienia opór powietrza zależnie od szybkości ruchu- Przyjm uje się dotąd w ogólności, że opór ten, przynajm niej, gdy idzie o szybkości umiarkowane, jest proporcyjonalny do kwadratu z szybkości co się wyraża wzorem P —R V 2, gdzie P oznacza ciśnienie powie
trza w kilogramach na metr kwadratowy. V szybkość w metrach na sekundę, a R spółczynnik stały.
G dyby więc wzór ten był dokładny, wartość na R, wyprowadzona z różnych d oświadczeń, powinnaby być zawsze stateczną przy jakichkolw iek odpowiadających sobie wartościach P i V. Doświadczenia nie potw ierdziły wszakże tego wrniosku, spółczynnik bowiem R powiększa się wraz z szybkością, opór więc powietrza rośnie prędzej, aniżeli kwadrat z szybkości, nie jest tedy do niej proporcyjonalny. D la płaszczyzn przebiegających z szybkością 25 metrów na sekundę wartość tego współczynnika R okazała się równą 0,071.
Doświadczenia prowadzone były podczas dni od wiatru wolnych; niew ielkie zaś różnice, jakie wtedy w warunkach atmosferycznych zachodziły, wyraźnego w pływ u na przebieg spadku nie m iały. O dalszych rezultatach ważnych tych badań wkrótce zapewne podać będziemy m ogli wiadomość.
S. K.
O ZNIKANIU
I S i Ę M H G A T U N K Ó W I W E f t Z f t
Gatunki zwierząt znikające z powierzchni ziem i są bardzo liczne, do tego nawet stopnia, że trudno byłoby ściśle podać ich liczbę, tembardziej, że niektóre znikają powoli bez naszej uw agi i wiedzy, gdy zaś to znikanie spostrzeżemy, częstokroć w tedy już niema żadnego środka zaradzenia złemu.
M ożnaby zapobiedz w porę dziełu zn iszczenia, gdyby postępowano w ten sposób, jak to radzi jeden z kustoszów muzeum narodowego w Stanach Zjednoczonych,a m ianowicie proponuje on ,aby ci co strzegą w ielkich zbiorów zoologicznych dowiadywali się przy zdarzonej sposobności o rzadkości gatunków, z których posiadają egzem plarze, czy one są liczne, lub rzadkie, czy się liczebnie powiększają, czy zmniejszają. D la
678 W SZECHŚW IAT.
jednej osoby byłaby to praca uciążliwa, a nawet wprost niem ożebna,ale przy pomocy współpracowników, z których każdy ma sobie powierzony pewien dzia ł zoologii, lub botaniki, każdy dyrektor muzeum przeprowadzić to może, a dla nauki m ogłyby z tego wypłynąć nieobliczone pożytki. Człow iek przez swoję chciw ość i brak rossądku sam spow odow ał zanikanie żubrów am erykańskich (bizonów ') i sam podniósł okrzyki alarmujące, że ludzkość traci zw ierzęta bardzo pożyteczne, łatw e do zadom owienia i dostarczające bardzo cennego mięsa na pokarm. M oże te groźne okrzyki zmuszą nareszcie kogo należy do przedsięwzięcia odpowiednich środków, celem zapobieżenia zupełnemu wytępieniu żubrów am erykańskich. W każdym razie dobry przykład w tój mierze dał F . Lucas, kustosz muzeum narodowego anatom ii porównawczej w W a- szyngtonie. Zrobił on spis zw ierząt, które znajdują się w zbiorze przez niego strzeżonym, a których zagłada wydaje mu się nieuchronną, albo też jest ju ż faktem dokonanym. Nad temi ostatniemi tylko ju ż p łakać można... można nakreślić ich historyją, opowiedzieć ich zgon i zredagow ać im napis grobowy. Co do innych, położenie jest groźne, ale można jeszcze pow ołać ludzi nauki i dobrej w oli do przedsięwzięcia energicznych środków, żeby zapobiedz zu pełnej ich zagładzie.
Na pierwazem miejscu stoi w tój katego- ryi M onachus tropicalis z Indyj zachodnich. K rzysztof Kolum b znalazł to zw ierzę w w ielkiej obfitości w A lta Y illa 1494 r. Jestto jeden z dwu gatunków fok, z rodzaju sp otykanego w krajach gorących, zw ierzę bardzo pożyteczne, mogące obyw ać się trzy lub cztery m iesiące bez pożywienia i dostarczające znacznej ilości tłuszczu. P o cząw szy od X V II wieku, było ono ścigane przez liczne w ypraw y, a przy końcu tej epoki było jeszcze mimo to bardzo obfite. Sloane wspomina w r. 1688, że w yspy Ba- hamskie są niemi przepełnione i że ich m ożna złapać około stu osobników w przeciągu jednej nocy. A le od początku bieżą
•) P a trz p ro f. W rzesn iow ski: „O w y g aśn ięciu źu- b rów “ W szech św ia t N r 25 i 26, 1890 r.
cego stulecia rzeczy zm ieniły się o tyle, że dziś M onachus tropicalis znajduje się tylko na pewnych małych wysepkach na południu Jam ajki i w niektórych punktach zatoki M eksykańskiej. Gatunek ten stał się bardzo rzadkim, a zupełne jego zniknięcie jest nieuchronnem.
G orzej jest jeszcze z Macrorhinus angu- stirostris (Cystophora proboscidea N ils). Zwierzę to, noszące nazwę morskiego słonia kalifornijskiego, je st największem ze sw oich współplem ienników, dochodzi od 15 do 16 stóp i posiada olbrzymią masę tłuszczu. B yło ono niezm iernie licznem na wybrzeżach K alifornii aż do roku 1852, epoki, w której marynarze łow ili je w wielkiem mnóstwie na wybrzeżach i mordowali. Od roku 1860 słonie morskie stały się tak nie- licznem i, że polowanie na nie jest już zu pełnie niekorzystnem i dzisiaj zaprzestano go też zupełnie. N iew iele to jednak pom ogło, bo nie było system atyczności w działaniu; w r. 1880 zabito 30 sztuk, w 1882 sztuk 40, w 1883 sztuk 110, a w 1884 sztuk 93. P rzy końcu tego samego roku 1884 widziano ich tylko trzy, a w chwili obecnej nie ujrzanoby już ani jednego. Gatunek ten wymiera i zanika, jeśli już zupełnie nie zaginął.
Lepiój nieco dzieje się z morsem, Odoe- benus (Trichechus) ro3marus i Odoebenus obesus z A tlantyku i oceanu Spokojnego, mimo to wszakże liczba osobników tego drug iego gatunku (O. obesus) zm niejszyła się w przeciągu ostatnich lat dziesięciu prawie o połowę; rybacy chętnie go poszukują, bo w ieloryby są coraz rzadsze i niekażdy chętnie się naraża na ostrość 6trefy podbiegunowej. Odoboenus, oprócz tłuszczu, daje jeszcze zęby zdatne na różne wyroby ozdobne. D o roku 1860 zostawiano go jeszcze we względnym spokoju, ale od tej daty po-
j cząwszy, wypowiedziano mu otwartą wojnę: i łatw o go zabić, a miejsce jego zamieszkania
je st bardzo ograniczone. Czyż i temu zw ierzęciu pozwolą wyginąć zupełnie?
T en sam los groził żubrowi litew skiem u (Bison europaeus, Bos bison), ale umiano przedsięwziąć środki odpowiednie, żeby tępienie powstrzymać w porę i zabespieczyć zwierzę w jego siedzibie, ograniczonej w yłącznie do puszczy Białowieskiej i Kaukazu
N r 4 3 . WSZECHŚWIAT. 6 7 9
na zachód od Elbrusa. Pomimo jednak w szelkich usiłowań liczba żubrów w puszczy Białowieskiej stopniowo się zmniejsza i przed czterema laty było sztuk 420 w puszczy, a w zwierzyńcu 11 sztuk ').
Daleko gorszy los spotkał bobra (Castor fiber), który kiedyś rospowszechniony po całej prawie Europie i A zyi północnej, dziś zaledw ie znajduje się w niektórych zakątkach E uropy, np. na Polesiu Słuckiem 2).
R ytina zwana krową morską (Rhitina Stelleri) już przepadła bespowrotnie; m iejsce jej zam ieszkania było bardzo ograniczone (wyspa Behringa), zwierzę miało ruchy pow olne, łatw e było do zabicia, rozmnażało się w olno. D latego też tępiono wiele osobników i około roku 1867 w idziano jedyny żywry okaz. Odtąd nikt nie spotykał tego zwierzęcia, należy ono już do zaginionych i tylko liczne szkielety, znalezione w ostatnich czasach na wyspie B ehringa, świadczą o ilości kiedyś żyjących zwierząt.
To samo jest z ptakiem Drepanis paci- fica, który był dawniej bardzo pospolity na wyspach H awai. B y ł on zabijany przez krajowców, którzy zazwyczaj wyrywali mu kilka piór połyskujących, by niemi zdobić płaszcze i naszyjniki. Na płaszcze królew skie potrzeba było ogromnego mnóstwa ptaków, które zamiast puszczać na swobodę po wyrwaniu im piór potrzebnych, zabijano; gatunek w ygasi. To samo miało m iejsce z innym ptakiem, także z archipelagu, Chaetoptila angustiplum a. Inne jeszcze g a tunki są także na drodze do zanikania, skutkiem wycinania lasów i skutkiem in nych przyczyn.
Sęp kalifornijski (Pseudogryphus cali- fornianus) nie zginął jeszcze całkowicie, ale niew iele do tego brakuje. N ie był on n igdy zbyt obfitym, ale używanie strychniny
f) Po szczegółow e w iadom ości odsy łam y czy te ln ik a do p ra c y A. W ałeck ieg o „ Ż u b r i B óbr“ P a m ię tn ik F izy jograficzny , tom V. „O w ygaśnięciu ż u b ró w 11, A. W rześn iow sk i; dalej „S praw ozdan ie z w ycieczki b o tan iczn e j, o d b y te j do puszczy B ia łow ieskiej w 1887 r .“ , K. D rym m er, P am ię tn . F iz. tom V III.
2) „O zn a jd o w an iu się bobrów w różnych k r a ja c h E u ro p y 11 A. S., W szechśw ia t N r 29, 1889 r.
do tępienia w ilków i innych zwierząt drapieżnych, szkodliw ych pasterstwu, zadało mu cios ostateczny; żyw iąc się padliną zw ierząt zatrutych, sam się zatruwał tym sposobem, dziś jest już okazem bardzo rzadkim.
Dodo, czyli D idus ineptu3 z wyspy Sw. M aurycego, był rzadkością już przed dw ustu laty, a od dość dawna w ygasł całkow icie. W zmiankę o nim pierwszą spotykamy w’ r. 1598; był to ptak lądowy, bardzo ograniczony i niezręczny, o ciele ciężkiem, n ogach krótkich i olbrzymim haczykowatym dziobie. Mięso tego ptaka nie było zbyt smaczne, zabijano go jednak z przyjem nością i dlatego od r. 1693 gatunek zaginął zupełnie. W tem dziele zniszczenia znakomicie człow iekow i dopomagał kot, pies i dzik, które wybierały jajka i młode ptaki. Ten sam przypadek ma miejsce obecnie w N ow ej Zelandyi z K iw i, które także zaginie, jeżeli rozumne postępowanie nie zapobiegnie temu. Pokrewny z Dodo samotnik (Pezophas solitarea) zaginął również i oto dwa znowu gatunki w liczbie tych, które człowiek w łasnowolnie wytępił. O sam otniku wTiemy tylko to, co o nim m ów ił Franciszek Leguat, który go obserwował w r. 1691 bardzo dokładnie; dziś niektóre muzea posiadają tylko jego kości.
W krótce i z innego ptaka tylko tyle pozostanie, mianowicie z kaczki labradorskiej (Camptolaimus labradorius). N ie była ona nigdy bardzo liczna, ale od 1878 roku nie złow iono ani jednój. Czy by to było skutkiem jakiejś epidemii? co bywa niekiedy: p. Steineger w idział ginącą tysiącami Pha- lacrocorax pelagicus w r. 1876 — 1877 na wyspach sąsiadujących z wybrzeżami amerykańskiemu Zdaje się jednak, że nie to było główną przyczyną, tylko to, że kaczka, o którój mówimy, była szczególniej niszczona przez indyjan, którzy poszukiwali, o ile się zdaje, jajek. Obecnie istnieje zaledwie kilka par tych ptaków. W tych warunkach można uważać gatunek za bliski zatracenia, zniknie on jak wiele innych ptaków wodnych. A lca impennis bliska pingwinom , niegdyś rozmieszczona była od Islandyi do zatoki B iskajskiej, od G renlan- dyi do wybrzeży W irginii. R ozm nożyły się one szczególniej na wyspie Funk i na wy-
6 8 0 WSZECHŚW IAT. N r 4 3 .
brzeżaoh Islandyi. W r. 1534 Cartier w idział ich całe grom ady na wyspie Funk; przez czas długi okręty przejeżdżające zaopatryw ały się stale w te ptaki i chociaż alka znosi tylko jedno jajko, nie ubyw ało wcale osobników aż do chw ili, kiedy zaczęto je zabijać dla piór. W tedy to zaczęła się rzeź prawdziwa, zabijano je tysiącam i, w r. 1840 w yginęły zupełn ie prawie w E u ropie i A m eryce. W yspa F unk posiada mnóstwo szkieletów tego ptaka, tw orzących istną warstwę organiczną na skalach. Za jeden szkielet płacono w ostatnich czasach 3000 franków, za skórkę 3250 franków, a za jajko 7 500 franków. Tak jak A lca żył również kormoran P allasa (P ha- lacrocorax perspicillatus). Zam ieszkiwał on wyspę B ehringa w r. 1741, gdzie znajdow ał się bardzo obficie i dostarczał dobrego pożywienia, a dziś w posiadaniu muzeów są tylko cztery egzem plarze wypchane i stos kości bezładnych. T en sam los czeka wkrótce żółw ie lądow e z wysp Galapagos. D am pier znalazł je w dużój liczb ie w roku 1680; w roku 1813 w ygin ęły na pewnych wyspach w yniszczone'ręką ludzką, która je mordowała w celach korzyści; w roku 1829 kolonija poprawcza osiedlona została na j e dnaj z wysp i w części żyw iła się żółwiam i; ■wielu rybaków robiło też wtedy oliw ę z żółwia i w r. 1888 znaleziono już zaledwie kilka tylko egzem plarzy bardzo zm niejszonych rozmiarów. G atunek ginie przeto1 liczebnie i jakościowo; wkrótce za liczonym będzie do całkiem zaginionych. To samo będzie z Lopholatilus cham eleonti- ceps, piękną rybą z południow ych w ybrzeży Stanów Zjednoczonych odkrytą dopiero w r. 1879 przypadkowym sposobem przez rybaka, który szukając dorsza, w yciągnął2 000 kilogram ów ryby, całkiem mu przedtem nieznanćj, a która odtąd otrzym ała n azw ę powyżćj przytoczoną. Zaczęto ją ło wić w rozmaitych porach w tych samych okolicach. W roku 1882 w idziano jój całe masy. Spotykano je n ieżyw e, lub zdychające na powierzchni i statek nieraz płynął 200 kilom etrów , otoczony, jak okiem się gnąć było można, samemi nieżywem i rybami. Trupy te zajm owały przestrzeń przeszło 10000 kilom etrów kw adratow ych, ! a m usiały ich tam być m ilijardy. P rzyczy
na tćj nadzwyczajnej śmiertelności n iew iadoma; nie zdaje się, żeby to był jakiś rodzaj epidemii, przypuszczać raczój należy jak ieś zaburzenie podmorskie, lub też nagłą zm ianę temperatury. Pew na tylko, że od roku 1882 nie widziano ani jednój z tych ryb, chociaż szukano ich w miejscach, gdzie się przedtem znajdowały. Czy ten gatunek zaginął? N ie je st to niem ożliwem . Z drugićj strony można przypuszczać, że przeniósł się w inne strony i może być, że kiedyś, z czasem znowu się odnajdzie. W każdym razie jest to fakt szczególny, że istnienie tój ryby tak długo było niewiadom e.
Spis p. Lucasa ukończony, ale jest on za- krótki; gdyby inni zoologowie chcieli zw ró cić uw agę na ten przedmiot i gdyby botanicy idąc za przykładem towarzystwa ochrony roślin w G ienewie, chcieli dorzucić swo- ję pracę, rzecz cała wzięłaby inny obrót. W każdym razie praca ta będzie użyteczna w celu wskazania gatunków, które zaginęły i przyczyn ich wygaśnięcia oraz w celu w ykazania tych, co są zagrożone w ygaśnięciem. D o niój też należy szukać środków, ażeby zapobiedz złemu i zachować gatunek w celach użytecznych.
Jest to n iestety jedyny cel, na którym oprzeć się można, bo innych pobudek ogół nawet ucyw ilizow any nie zrozumie. W iększość nie pojmuje, że ze zwierzętam i zagi- nionem i zaciera się jednocześnie jedna z kart historyi przyrody. (Revue Scientifique, tom 49, Nr 18, I ser.).
T łum aczyła J. S.
(O dczy t w ygłoszony w Z u ry ch u ')•
(C iąg dalszy).
Przejrzyjm y teraz pobieżnie procesy i roboty, przy pomocy których wyrabiano daw-
>) T łum aczy li z m an u sk ry p tu a u to ra L . P . M. i K. R .
N r 4 3 . w s z e c h ś w i a t . 6 8 1
niej te różne gatunki żelaza; metody te przetrw ały po dzień dzisiejszy.
Starożytni um ieli wyrabiać wyłącznie żelazo kute czyli sztabowe, bespośrednio z bardzo rospowszechnionych rud, które już wówczas były znane. W dzisiejszych naw et czasach napotykamy wśród dzikich lub nawpół ucyw ilizow anych narodów, wyrabiających żelazo, taką samę metodę, jakiej używali starożytni grecy i rzymianie, a która nosi dziś nazwę metody „kataloń- sk ićj”. Posiłkow ano się w tym wypadku zwyczajnym piecem kowalskim , posiadającym pewne zagłębienie dla mięszaniny rudy i w ęgla drzew nego, albo też niskim piecem szybowym. P iec taki znaleziono w pobliżu Hamburga, na skraju dawnych posiadłości rzymskich; w większej ilości — w górach Jura w Szwajcaryi, gdzie za czasów rzymskich wytapianie żelaza było dość rospow- szechnione.
Jnko materyjał opałow y używ any był w yłącznie wTęgiel drzewny; pożądaną temperaturę otrzym ywano przy pomocy m iecha, którego kształt oraz siła działania za czasów greckich i rzymskich nie różniły się od tych, jakie napotykamy dziś jeszcze wśród nawpół dzikich Indyjan, zam ieszkujących okolice górzyste, wśród malajczy- ków oraz narodów A fryki środkowej.
Na tćj drodze można przerabiać bardzo niew ielkie ilości rudy, przy małej wydajności oraz w ielkim nakładzie pracy i węgla. Otrzym ujem y nadto produkt w ielce niejednolity, w jednym wypadku żelazo miękkie, w innym — zbliżone do stali, zależnie od rodzaju rudy oraz przypadkowych zmian w sposobie w ykonyw ania roboty. Żelazo, otrzymane przy pomocy tćj metody, nie jest w stanie stopionym , ma ono postać porowatej, gąbczastćj bryły, „dułem ” albo „lupą” zwanej, którą uw alnia się od domię- szek (żużla) zapomocą przekuwania; podczas tej operacyi odosobnione kaw ałki żelaza skuwają się i w rezultacie otrzymujemy m asywną bryłę. W aga takiego „duła”, rzadko przenosi 10 kg, zw ykle jest m niejszą. Taki właśnie „dul” stanow ił nagrodę zw ycięscy podczas igrzysk na cześć Patro- kła. Indusi ju ż od bardzo dawnych czasów posiadali w zdum iewającym stopniu
nietylko umiejętność wytapiania żelaza przy pomocy najpierwotniejszych środków, lecz i spajania tegoż. Jako przykład służyć mo-
| że mało znana w Europie, niemniej jednak I godna podziwu kolumna żelazna w D elhi, i mająca u podstawy 41 centymetrów średni
cy, 18 metrów wysoka i ważąca 19000 kg;I składa się ona może z tysiąca duli spojo
nych ze sobą. Podobne dzieło sztuki m ogłoby być dziś wykonane chyba w fabryce
j Kruppa, lub w innym olbrzymim zakładzie. W jaki sposób indusi mogli wykonywać podobne roboty, nieposiłkując się ani maszynami parowemi, ani nawet motorami wo- dnemi (gdyż i tych ostatnich nie znali), pozostanie to dla nas zagadką nazawsze. Oni to również już przed wielu tysiącami lat wynaleźli sztukę otrzym ywania właściwej stali wyborowej dobroci, przetapiając w ty glach niew ielkie kawałki żelaza dulowego wraz ze sproszkowanym węglem . Stal ta podobną jest w zupełności do naszej najlepszej stali lanej i znana była zapewne wśród narodów klasycznych, które zresztą sprowadzały stal przeważnie z Arm enii i z d zisiejszej Styryi.
Brak nam pewnych wiadomości co do sposobów wytapiania żelaza w początkach
i wieków średnich. Przem ysłem tym zajmo- ] wano się od najdawniejszych czasów w Al*] pach austryjackich; rozwinął się on również | bardzo wcześnie w krajach wzdłuż dolnego i Renu, jakkolw iek początkowo ograniczał
się do pojedyńczych odosobnionych kuźni I i dopiero za najnowszych czasów rozwinął
się i wybujał do tak olbrzymich rozmiarów. W tych okolicach, jak również w sąsiedniej
| W estfalii (Siegenerland) napotykamy o lbrzymie pokłady rud żelaznych; jeszcze dzisiaj pokłady te zaliczane są do najbogat-
! szych w Niemczech. Pew na część tych rud nadaje się bardzo do wytapiania stali.
W miarę rozwoju przem ysłu żelaznego próbowano zw iększyć wydajność przerabiania w ten sposób, że powiększano i p o głębiano piece oraz ulepszano pierwotne przyrządy dmuchawkowe (m iechy). Około roku 1400 zaczęto wprowadzać zamiast pracy ludzkiej—siłę wody.
Prawdopodobnie przypadkowo odkryto, że żelazo, otrzymane w głębokim piecu
6 8 2 W SZECHŚW IAT. N r 4 3 .
przy zbyt wysokiej temperaturze posiadało zupełnie inne w łasności. O trzym ywano go m ianowicie w tym wypadku w stanie płynnym , nie zaś pod postacią gąbczastego duła; w tym stanie otrzym any produkt m ógł być wypuszczonym na- zewnątrz przez otwór, zrobiony w dolnej części pieca. Początkow o uważano praw dopodobnie w ten sposób prowadzoną robotę za błędną. W krótce jednak przekonano się, że hutnictwo zostaje przez to nadzw yczaj ułatwionem . Stosując dotychczasową metodę katalońską, musiano wyjm ować z pieca każdy gotow y dul; w razie nieco większych rozmiarów tego ostatniego trzeba było rozbijać jednę ze ścian pieca a później zamurowywać znowu. Przy nowym sposobie prowadzenia roboty można było bez przerwy napełniać piec przez otwór górny rudą i węglem , utw orzone zaś żelazo p ły n ne wraz z żużlem w ypuszczać przez otw ór dolny.
Otrzymane na tćj drodze żelazo nie może być zużytkowane bespośrednio w kow alstwie (w przeciwstawieniu do żelaza dulo- wego); jestto właśnie znany już nam surowiec, a zatem produkt n iekow alny. M u siano jednak wkrótce zauw ażyć, że przetapiając otrzym any produkt w piecu przy pom ocy miechów, otrzym ujem y znów żelazo pod postacią duła, że robota powyższa jest tańszą niż pierwotna, a produkt bardziej jednolitym i cenniejszym . Nadto bardzo prędko spostrzeżono, że otrzym any łatw iej topliw y produkt można nano- vvo przetapiać i odlewać w formy, tem - bardzićj, że sztuka odlew ania różnych przedm iotów ze spiżu znaną już była od tysięcy lat. P rzy końcu X V w. sztuka la nia żelaza była w pełnym rozwoju w N iem czech.
Jednem słowem , w ten sposób w ynaleziony został „wielki p iec” hutniczy oraz surowiec. W tym wynalazku dopiero przem ysł żelazny uzyskał istotne podstawy dalszego rozwoju.
Od ow ego czasu wyrabiano przedewszyst- kiem bogatszy pod w zględem zawartości węgla surowiec, jed n ę część którego zu ży tkowano bespośrednio na odlewy; z drugiej przy pomocy tak zw . „św ieżen ia” (odw ę-
glania) otrzym ywano żelazo sztabowe, lub stal.
P ierw sze „piece w ielk ie” pow stały już na początku X III stulecia w W estfalii, lecz prawa miejscowe wzmiankują o nich dopiero w roku 1443. O koło roku 1500 piec w ielki przez robotników niem ieckich przedostał się do A nglii; tutaj, również jak w Niem czech, posiłkowano się tylko w ęglem drzewnym. Lecz w ubogiej pod w zg lędem lasów A n g lii przem ysł ten był nadto kosztownym . Dopiero kiedy w roku 1735 Abraham Darby w ynalazł sposób w ytapiania surowca przy pomocy koksu, otrzym anego z węgli kam iennych, przem ysł ten za czął się rozwijać i zużytkow yw ać olbrzymie bogactwo kraju, zawarte w pokładach rudy żelaznej oraz w ęgla kam iennego. P ierw sze piece dostarczały zaledw ie kilka setek kilogram ów żelaza dziennie.
Porównawszy teraźniejsze piece w ielkie z dawnemi, ujrzym y obecnie zupełnie inny widok. Zam iast pieców o 4 — 5 m w ysokości, w idzim y piece 25 — 30 m wysokie,0 odpowiedniej średnicy; zamiast miechów, poruszanych ręką ludzką, łub zapomocą niew ielk iego koła wodnego, ujrzym y machiny o sile w ielu tysięcy koni parowych. Tysiące tysięcy kilogram ów rudy, koksu1 kamienia wapiennego bez przerwy wznoszą się zapomocą wind parowych do w ysokości górnego otworu pieca i przez ten otwór wszystko to zostaje strącane w ziejącą paszczę. Dawniej z otworu wydostaw ał się olbrzymi słup płom ieni. D ziś je dnak owe palne gazy wylotowe bywają o d prowadzane przy pomocy rur żelaznych i zużytkow yw ane do ogrzew ania kotłów parowych, a najczęściej —powietrza do m iechów, które zanim zostanie w tłoczone przez tak zwane „dysze” do pieca, zostaje bardzo siln ie ogrzane. Z pieca, jak z czynnego wulkanu, w ypływ a przez dzień cały strumień stopionego żużla, który, stygnąc, tw o rzy całe góry w okolicy pieca. P łyn n y surow iec pozostaje w piecu i podczas dnia wypuszczany bywa wielokrotnie nazew- nątrz.
W ielki piec (w Europie) produkuje dziennie 8 0 —120 tysięcy, w razach w yjątkowych 200, w Am eryce nawet do 400 tysięcy k ilogram ów surowca; wydajność jego jest za-
N r 4 3 . W SZECIIŚW U T. 683
tem prawdopodobnie tysiąc razy większa, aniżeli w czasach średniowiecznych, zaś sto razy większa, niż wydajność przed stu laty.
Cały ten olbrzym i aparat znajduje się w mocy kierownika, który może otrzym ywać z najrozmaitszych rud pod względem ilości i jakości, stosownie do życzenia, biały lub szary surowiec.
W ten sposób otrzymaliśmy produkt przejściowy, surowiec, z którego w dalszym ciągu łatwićj otrzym ać możemy żelazo sztabowe, lub stal, aniżeli bespośrednio z rud. Przerabianie to polega na częściowem spaleniu, podczas którego zostają usunięte ■wszelkie zanieczyszczonia oraz w ęgiel, do pewnego pożądanego stopnia. Do celu tego poświęcam y pewną ilość żelaza, która łącznie z innemi zanieczyszczeniam i spływa pod postacią żużla, podczas kiedy reszta pozostaje w stanie czystym . Operacyja powyższa nazywa się „świeżeniem ” su rowca.
D o końca zeszłego wieku świeżenie odbywało się przy pom ocy w ęgla drzewnego w nadzwyczaj prostem ognisku, stanowią* cem zaledw ie cokolw iek ulepszone starożytne palenisko kowalskie. Nowy okres rospoczął się od roku 1784, kiedy anglik H enryk Cort, w ynalazł tak zwany piec „pudlowy". P rzy zastosowaniu tego pieca można używać w ęgiel kamienny zamiast drogiego w ęgla drzew nego. Nadto przy zastosowaniu metody pudlowania można przerabiać daleko większe ilości surowca, aniżeli to było możliwem podczas okresu świeżenia ogniskow ego. D opiero ta m etoda um ożliw iła otrzym ywanie taniego żelaza w wielkićj ilości i dlatego też wynalazek Corta słusznie nazwać można epokowym. N iestety, udziałem Corta był los, jaki spotykał już tylu dobroczyńców ludzkości i w y- nałasców: umarł on w roku 1800 w ciężkićj biedzie, niebiorąc najm niejszego udziału w tem niezm iernem wytwarzaniu bogactw, które w yw ołał jego w ynalazek.
P rzy pomocy metody Corta, która była j
wielokrotnie ulepszana przez jego współ- j
ziomków, można otrzymać m iękkie żelazo sztabowe, lecz nie stal. Pudlow anie na stal je st wynalazkiem niemieckim. Stosowano |
go od roku 1840 w W estfalii, lecz dopiero od czasu wystawy powszechnój w Londynie w roku 1851 stał się rospowszechnionym. D o tego czasu, a nawet w wielu razach i późnićj otrzymywano stal przeważnie przy pomocy starego świeżenia ogniskow ego na węglu drzewnym, zaś lepsze jćj gatunki przy pomocy tak zwanego „cementowania”. B yła ona używana do wyrabiania narzędzi ostrych, sprężyn, oręża i w ogóle w tych wypadkach, gdzie były niezbędne jćj spe- cyjalne właściwości; nie m ogła jednak zastąpić żelaza sztabowego we wszystkich dziedzinach przemysłu, ponieważ była nadto kosztowna. W ynalazek pudlowania umoż liw ił nastanie epoki żelaznćj, w tem znaczeniu, jak to już poprzednio zaznaczyłem.
Epoka ta rospoczęła się nadobre wraz z zastosowaniem takich kapitalnych w ynalazków, jakiem i są maszyny parowe i koleje żelazne, które również anglikom zawdzięczam y. Budowanie kolei w yw ołało właściwie wprowadzenie konstrukcyj żelaznych. Lecz epoka stali nie nadeszła je sz cze. Rospocząć mogła się ona dopiero, gdy nauka doszła do w’yżyn, z których ujrzała
i nowe niezmierzone pole działalności ludz- | kićj. Mamy tu na myśli wynalazek, k tó
ry po wszystkie czasy uznawany być powinien za jeden z najśmielszych i najgie-
| nijalniejszych. Jest nim sposób wyrabiania stali, w ynaleziony przez H enryka Bes-
| semera z Sheffield, opatentowany w dniu I 17 Listopada 1855 roku. W r. 1856 wyna-
lasca m iał odczyt w towarzystwie przyro- j dniczem angielskiem; od tego czasu m yśl ( jego stała się własnością ogółu.
Początkowo wyśm iany jako utopija, w ynalazek ten zw yciężył wkrótce w szelkie
| przeszkody. On to um ożliw ił ów zdum iewający postęp pod względem zastosowania
I maszyn parowych, kolei żelaznych, parowców wodnych, jak i cechuje drugą połow ę naszego wieku.
(dok. nast.).
684 w s z e c h ś w i a t . N r 43.
NAJNOWSZA W Y P R A W A
POD BIEGUN PÓŁNOCNY.
Dawno już kronika badań podbiegunow ych nie zapisała tak doniosłej podróży, jak ta, o którćj w d. 11 W rześnia r. b. te le graf z portu St. Johns (N ew Foundland) rozniósł wieść po św iecie. W dniu tym właśnie do owego portu pow rócił statek „K ite”, który przed trzema miesiącami w yruszył stamtąd pod biegun w celu niesienia pomocy wyprawie Peary. Porucznik Pea- ry z zawodu inżynier marynarki Stanów Zjednoczonych opuścił w roku zeszłym wczesną, porą A m erykę na czele małćj w yprawy, złożonćj z p ięciu tylko ludzi, z zamiarem przepędzenia jednój, lub dwu zim w G renlandyi na badaniach naukowych i spróbowania, czy nie uda się przez w nętrze Grenlandyi dotrzeć do bieguna.
Dow ódzcy w drodze tow arzyszyła jego młoda żona. Na leże zim owe wybrano okolicę zatoki Mc Corm ick, położonej na za- chodniem wybrzeżu G renlandyi pod 78° szer.; stądto porucznik Peary w ykonał d ługi na 1300 mil pochód na północ po lodzie wewnętrznym , który przedstawiał warunki przyjazne dla podobnćj wypraw y. P o dokonaniu wielu nader ważnych odkryć, badacz szczęśliw ie wrócił do swojćj leży nad zatoką Mc Cormick, gdzie, zgodnie z um ową, oczekiw ał na wspom nianą wyżćj w ypraw ę ratunkową. Porucznik P eary, jego żona i pięciu ludzi znajdowali się w zupełnie dobrym stanie zdrowia.
Szczegóły w ielkiej podróży poi-. Peary są następujące. W dniu 15 M aja r. b. w yruszył na sankach, zaprzężonych w 14-e psów i w tow arzystw ie jednego tylko człowieka na północ; droga w iodła po lodzie na 4000 stóp ponad poziom em morza, najpierw u stóp lodowca H um boldta, a potem przez rozgałęziony system at lodow ców św. Jerzego i Osborne. D nia 26 C zerwca P e a ry dosięgnął 82° szer. północnej i od tego miejsca brzeg przybrał kierunek najpierw północno - wschodni, a potem w ybitnie wschodni, a w końcu naw et zm usił podróż
nika do skierowania się ku południo-w scho- dowi.
P o czterech dniach podróży ku południo- wschodowi Peary w d. 4 Lipca stanął pod 81° 37' szer. i 34° dług. wsch. nad wielko zatoką, którćj, na cześć dnia, nadał nazwę zatoki „Niepodległości". Lodow iec, kończący się tuż nad zatoką, otrzym ał nazwę „A kadem ickiego”. Krajobraz odznaczał się barwą brunatno-czerwoną, przytem nigdzie nie było widać śniegu. K w iaty i owady znajdowały się w obfitości; woły piżmowe, zające, lisy i inne zwierzęta arktyczne m iały licznych przedstawicieli. D nia 9 Lipca por. Peary i jego towarzysz zabrali się do powrotu, obierając drogę bardzićj w ew nętrzną i siedem dni podróżowali po miękkim śniegu wyżyny na wysokości 8 000 stóp ponad morzem. W tedy znowu spuścili się ku wybrzeżu, przez cały czas robiąc po 30 mil na dzień. Tutaj nad zatoką Mc Cormick d. 4 Sierpnia wyprawa zetknęła się z osadą statku „K ite”, który wiernie, stosownie do przyrzeczenia, przybył na ratunek. P r o gram więc został w całości uskuteczniony.
Odkrycia gieologiczne wyprawy Peary polegają na wyznaczeniu wybrzeża G renlandyi daleko na północ poza 79° szer. półn., na stwierdzeniu, że lody wewnętrzne G renlandyi kończą się poniżój Y ictoria Inlet oraz że lodow ce istnieją we w szystkich fijordach północnych. Do innych zdobyczy należy w iele bardzo spostrzeżeń m eteorologicznych, jakoteż m ateryjały etnologiczne, dotyczące eskim osów północnych, w p o staci ubrań, szałasów, narzędzi i sanek, zdjęć fotograficznych krajowców i widoków północnych. D uży zbiór florystyki i fauni- styki podbiegunowej stanowi cenne uzupełnienie tój pięknój podróży. (Naturę, 1194).
S. St.
KRONIKA NAUKOWA*
— mjl. Temperatura mózgu. Z n an y fizyjolog tu - ry ń sk i Angelo M osso ogłasza re zu lta ty licznych szeregów b ad ań n a d w pływ em czynności p sy c h icz nej n a tem p e ra tu rę m ózgu. Z an im s tre śc im y w yn ik i ty ch c iekaw ych dośw iadczeń, zaznaczm y, że.
Nr 43. w s z e c h ś w i a t . 685
au to r n ie posługiw ał się, ja k to zw ykle sig czyni w m ie rzen iach podobnych , stosam i te rm o elek try - cznem i, lecz n iez m ie rn ie czułem i, um yśln ie w ty m celu sporządzonem i te rm o m etram i, na k tó rych z ła tw o śc ią m ożna by ło poznać w ahan ia do 0,002 sto p n ia C elsyjusza. K ażdy z tych m ałych te rm o m etrów zaw ie ra ł ty lk o -i g rtgci.
T em p era tu rg m ózgu Mosso porów nyw ał 2 tem p e ra tu rą k rw i tę tn icze j w m ięśn iach oraz z te m p e ra tu rą o d b y tu , lu b m acicy . P ierw sze szeregi b a d ań dokonyw ane b y ły n a zw ierzętach zn ieczu lonych m orfiną, lu b innem i aneste tycznem i ś ro d kam i, w końcu i n a człow ieku.
Gdy zw ierzg zn a jd u je się w g łęb o k im śnie, wówczas n ieznaczny szm er, lub in n y jak iko lw iek bodziec d z ia ła jący na zm ysły w ystarcza n a sp row adzen ie słabego p o d n ies ien ia te m p e ra tu ry mózgu, zw ierzg jed n a k że sig n ie budzi.
W g łgbokim śn ie i przy zupełnej ciszy tem p e ra tu r a m ózgu m o że opaść poniżej te m p e ra tu ry krw i tę tn iczej w in n y c h o rg an ach c ia ła . P ochodzi to ze znacznego p rom ien io w an ia c iep ła n a p o w ierzch n i głow y.
G dy m ózg p o d lega zw ykłem u d z ia łan iu p rą d u p rzery w an eg o , te m p e ra tu ra w n im sig podnosi. W zm ożenie sig te m p e ra tu ry w cześniej d o strzeg am y w m ózgu, an iżeli we k rw i i je s t ono w m ózgu znaczn iejsze , n iż w ogólnym krw iobiegu, lub w kiszce p roste j.
W w aru n k ach n o rm aln y ch te m p e ra tu ra m ózgu n iższa je s t n iż w odbycie; lecz natgżone zjaw iska psych iczne albo p o b u d zające d z ia łan ie pew nych c ia ł chem iczn y ch m ogą sprow adzić znaczne w ytw arzan ie sig c iep ła , tak , że p rzez dłuższy czas te m p e ra tu ra m ózgu m oże być w yższą o 0,2, lub 0,3° C. od te m p e ra tu ry o d by tu .
Gdy psu zadać k u ra rg , te m p e ra tu ra m ózgu u trz y m uje sig n a dość w ysokim stop n iu , podczas gdy opada te m p e ra tu ra m ięśn i i krw i. R óżnica tu je s t dość znaczna i w jed n y m w ypadku doszła do 1,6° (m ózg w p o rów nan iu z k rw ią tg tn iczą aorty ). Spostrz eż en ia te dow odzą, że n ie na leży w m igśniach u p a tryw ać głów nego siedliska pow staw ania c iep ła, ja k to ogóln ie dziś je s t p rzy jm ow ane.
W ah a n ia te m p e ra tu ry m ózgu pod wpływ em u w agi, c ie rp ie n ia lub in n y ch czuć, są n iezm iern ie m ałe . Podczas gdy zw ierzg je s t p rz y św iadom ości, wówczas zm iana, w y n ik a jąca z jak iegoko lw iek sk ie ro w an ia jego p ra cy psych icznej w in n ą strong, w yw ołu je ba rd zo n iezn aczn y w pływ na tem pera- tu rg m ózgu.
Pod w pływ em m akow ca (op ium ) m ózg pierw szy ze w szystk ich o rganów o b n iża sw ą tem pera tu rg . P rzez k ilk an aśc ie m in u t te m p e ra tu ra jego sig o b n iża, g d y w spółcześnie podnosi się we k rw i i w m a cicy.
B ad ając d z ia łan ie środków n ark o ty czn y ch i zn ie czu la jących , dochodzim y do w niosku, że c ia ła te zaw ieszają chem iczne fu nkcy je ko m ó rek n e rw o w ych. U p sa zu p ełn ie znieczulonego niem ożna
sprow adzić podniesien ia tem p e ra tu ry m ózgu, n a wet przez d rażn ien ie ko ry m ózgowej p rąd em elektrycznym . N iem ożna teg o objaśn ić zm ianam i, za- chodzącem i w k rążen iu k rw i. R aczej p rzypuścić trzeb a , że zjaw iska psychiczne po legają na p ro ce sach n a tu ry chem icznej.
W in n em znów dośw iadczeniu , w k tó rein zw ierzę b y ło znieczulone chloralem , krzyw e tem p e ra tu r w skazują, że podczas sk u rczan ia m ięśni jak ieg o ko lw iek członka te m p e ra tu ra m ięśn i się podnosi, lecz n a ty ch m iast opada do no rm y , gdy d rażn ien ie m ięśn i u sta je . Inaczej wszakże, ja k w idzieliśm y, dzieje sig z m ózgiem .
P om ijam y streszczan ie rezu lta tó w in n y ch do św iadczeń, w ykonanych z innem i śro d k am i znie- czu lającem i. Moaso d o k ładnem i tem i pom iaram i term om etrycznem i m ózgu staw ia p ierw sze k rok i na tem po lu i spodziew ać się należy , że b ad an ia tego ro d zaju w n ie jed n y m k ie ru n k u pom ogą w yja śn ić tak zawiłe zjaw iska życia. (R ev. g ener. d. sc. p u r. e t ap.).
— zn: H id r o k s y lija k , N H 2OH, zo sta ł o trzy m an y w s tan ie doskonałej czystości p rzez L o b ry de B ru y n a p rz y rosk ład z ie ch lorow odanu tej zasady, rospuszczonego w alkoholu m etylow ym , m ety la tem sodu. Po odpow iedniem oczyszczeniu h id ro k sy lija k s tanow i c iało k ry s ta lizu jące się w blaszki, lub ig ie łk i, n ie posiada zapachu, top i się p rzy 33° i m oże być dysty low any pod zm niejszonem c iśn ie niem . O grzany w przystgp ie po w ie trza zapala sig, a p rzy nag łem o g rzan iu w ybucha. Z w iązek ten silnie d z ia ła na szkło i n ag ry za je , ja k a lk a lija m in eraln e . R ospuszcza się w wodzie ła tw o i obficie, j e s t zaś n ierospuszczalny w ta k ic h c ieczach , ja k e te r , benzol, ch loroform , s ia rek w ęgla i t. p. R ospuszcza w sobie w iele soli m in eraln y ch i często z n iem i w chodzi w zw iązki. Z e tk n ig ty z ch lo row cam i, łączy sig z n iem i g w ałtow nie i w a tm o sferze ch lo ru zapala sig płom ieniem p rzy zwykłej tem p e ra tu rze . U tlen ia sig n iezm ie rn ie łatw o i n a wet w stan ie s ta ły m , sproszkow any, u lega d z ia ła n iu t le n u z p o w ie trza , p rzech o d ząc w kw as azotaw y. Potasow ce d z ia ła ją en erg iczn ie n a h id ro k sy lijak —z sodem o sta teczny p ro d u k t reak cy i m a sk ład NH jO Na. O znaczenie c ięża ru cząsteczkow ego w edług m etody R ao u lta po tw ierdz iło wzór i w ielkość cząsteczki NH2OH.
— zn. Izopren, C5H8) inaczej hem iterp en em zw any , je s t ciałem blisko spokrew nionem z te rp e n a m i, a tw orzy sig na jła tw ie j z kauczuku przy jeg o suchej dysty lacyi. W . T ild en , chem ik aD gielsk i, donosi, że p rzygotow any przez niego z różnych te rp en ó w izopren , p o d łuższem przechow yw aniu , p rzeszed ł w tru d n o p ły n n ą ciecz, w śród k tó re j p ływ ały b ry łk i c ia ła stałego, zabarw ionego ż ó łta wo, u tw orzone w zn acznej ilości. O sta tn ie to c ia ło posiada w łasności kauczuku i przy p ilnem p o ró w n an iu okaza ło się id en ty czu em z n im w e w szystk ich szczegółach. S postrzeżen ie pow yższe je s t osta-
686 w s z e c h ś w i a t . Nr 43.
teoznym dow odem , że kauczuk n a leży uw ażać za zw iązek po lim eryczny z te rp e n a m i i z a liczać do ich grom ady .
— jm . C ie k a w o s p o s t r z e ż e n ia n a d tw o r z e n ie m się te n a rd y tu (N a j S 0 4) i g la z e r y tu (K j S 0 4) podaje R e tg ers. W iadom o, że s ia rczan sodu je9t c ia łem dw upostaciow em : z ro stw o ró w z im n y ch k ry s ta lizuje z 10 cząsteczk am i w ody (sól g lau b e rsk a ) i tw orzy k ry sz ta ły jednoskośnoosiow e; k ry sz ta ły zaś wyro s łe w ro s tw o rze g o rący m (w yżej 32° C) n a leżą do u k ład u rom bow ego i są bezw odne. W n a tu rz e (n p . w p o k ład ach to li w S tasfu rc ie ) sia rczan sodu w ystępu je ty lko w d ru g ie j p o stac i, t. j . w postac i te n a rd y tu . R e tg e rs dow iódł d o św iad cza ln ie , że te- n a rd y t pow staje n ie ty lk o z rostw orów g o rą cy c h , lecz rów nież i z rostw orów , zaw ie ra jący ch w cdan lub ch lo rek sodu , co m a m ie jsce w n a tu rz e , gdyż m in era ło w i tem u sta le tow arzyszy sól k u chenna . T a k sam o sia rczan p o tasu z ro stw orów zw ykłych k ry sta lizu je w p iram id y , lu b słu p y h eksagonalne, z rostw orów zaś zaw ie ra jący o h sól k u c h en n ą w ta b lice heksagonalne; w te j o s ta tn ie j p ostaci zn a jdu je się w p o k ład a ch soli w n a tu rz e i zn an y je s t pod nazw ą g lazery tu . S p o strzeżen ia R e tg e rsa t łu m aczą najzupełn ie j zn a jd o w an ie się w n a tu rz e obu pom ien ionych s ia rczan ó w w p ostaci te n a rd y tu i g laz e ry tu , gdyż w y stęp u ją one w yłączn ie w po k ład a ch soli, a w ięc o siad a ły z rostw orów bogaty ch w c h lo re k sodu.
— rr. Postępy badania głebokośei mórz i oceanów w latach 1888—90. W ty ch trz e c h la tach b ad an ia g łębokości oceanów b y ły n a d e r liczne i obfite w re zu lta ty . N ie b rak o w ało p o tężn y ch p rzed się w zięć, jak w y p raw y ang ie lsk iego s ta tk u „S e in e ‘‘, lu b am ery kańsk iego „ D o lp h in “, k tó re w ro k u 1889 w d w u k ie ru n k ach sw em i b a d an iam i skrzyżow ały cały ocean A tlan ty c k i, ja k am ery kańsk iego s ta tk u „A lb a tro s” , k tó ry w pó łn o cn y m Pacyfiku w ykonał se tk i now ych po m iaró w . O cean In d y jsk i został zupełn ie ponow nie zb ad an y . O gran iczym y się na tem m iejscu na p o d an iu najw iększych głębokości, ja k ie w ro zm a ity ch częśc iach oceanów i m órz zos ta ły poraź p ierw szy znalezione.
O k rę t a u s try ja c k i „ P o la “ w r . 1891 zna laz ł n a m orzu Ś ródziem nem , na lin ii K orfu - B ark a , n a jw iększą do ty ch czas z n a n ą g łębokość 440 0 m; na m orzu C zarnem ro ssy jsk i „C ze rn o m o rec“ znalaz ł g łębokość 2618 m\ w ocean ie In d y jsk im „R ecor- d e r ‘‘ sp o tk a ł p ie rw szą te ra z d o p ie ro p o z n an ą g łę bokość powyżej 6000 m. N ajw iększa g łębokość oceanu znaleziona przez „ R e c o rd e r1’ w ro k u 1888 w ynosi 6205 m (n a poł. od w ysp M ałych S undz- k ich); w p c łu d n . Pacyfiku s ta te k an g ie lsk i „ E g e - r ia “ Znalazł n a jw iększą w te j części o c ea n u g łę bokość koło wysp Sam oa 8284 m w ynoszącą . Prócz teg o poznano n a jw iększą g łębokość śró d z iem n y ch m órz C elebes (5111 m) i F lo re s (5120 m). N ajw iększa d o ty chczas z n a n a g łębokość oceanów zn ajd u je się w pó łn .-zach o d n im P acyfiku . G łębokość
ta , g łęb ią T u sk a ro ry n a cześć znanego o krę tu a m e rykań sk ieg o nazw ana, w ynosi 8515 m, u s tęp u je t e d y jeszcze p rzeszło o 30 m najw yższej górze n a ku li ziem skiej.
— sst. T e m p e ra tu r a z ie m i. W yznać m usim y, że o ile znane są nam dość d o b rze z jaw iska fizyczne zachodzące na pow ierzchni z iem i, o ty le m ało, lub n ic praw ie n ie w iem y o tem co się dzieje w je j w nętrzu . T rudnośc i tech n iczn e w rzad k ich ty lk o w ypadkaeh pozwoliły ludziom p rzek roczyć g łęb ię 1 k ilo m e tra ; tu na leżą o tw ory św idrow e w m iejscow ościach Sennew itz pod H allą (1111 m etrów ), S p e ren b erg na p o łudn ie od B erlin a (1273 m), L in th w H olsztynie (1338 m) i S ch iadebach m iędzy L ip sk iem a M erseburg iem (1748 m etró w ). T a o s ta tn ia m iejscow ość przew yższa d o tąd wszystkie p o d w zględem osięgn iętej g łębokości o tw oru św idrow ego. J a k w iadom o, jed n e m z ba rd zo w ażnych zadań fizycznych n as tręcza jący ch się p rzy tem je s t zbadan ie i sp raw d zen ie stopniow ego w zra s ta n ia te m p e ra tu ry w m ia rę posuw ania się w g łąb ziem i. Chodzi tu , inaczej m ów iąc, o zn alez ien ie , ile po trzeb a zrob ić m etró w d rog i w g łąb ziem i w k ie ru n k u p ro m ie n ia ziem skiego, a te h y o trzy m ać p rzy ro s t te m p e ra tu ry o 1° C, a lbo o znalezien ie g ieo term icznego sto p n ia g łębokości. Spostrzeżen ia dokonane w pow yższych m iejscow ościach d a ły d la tego o sta tn iego liczby n astęp u jące : 36,06, 32,00, 35,07 i 86 86 m etrów . N ajw yższą do tąd te m p e ra tu rę 56,6° C znaleziono w S ch iad eb ach n a g łę bokości 1716 m etrów .
O becnie do liczby m iejscow ości pow yższych p rz y byw a, dzięki szczęśliw em u zbiegow i okoliczności, now y o tw ó r św idrow y w W heeling w W irg in ii zach o d n ie j, k tó ry b a rd zo n iedaw no posiadał ju ż g łę bokość 1372 m, a pom im o to p o g łęb ia się bez p rzerw y da le j. Z b a rdzo s ta ran n y ch spostrzeżeń n a d tą s tu d n ią , d o k o n an y ch co 125 stóp ang., wyn ik a , że podczas gdy te m p e ra tu ra na pow ierzchn i ziem i b y ła 10,5° C, n a głębokości 306 m etrów m ia no 20,4° C, n a 914 m — 30,5°, na 1219 m — 39°. a n a sam em d n ie 43,4°. P rz y ro s t w ięc tem p e ra tu ry w g łęb i z iem i zo sta ł s tw ierdzony , aczkolw iek, ja k ła tw o się z cy fr p rzy to czo n y ch p rzekonać, n ie b y ł on sta ły n a całe j wysokości o tw oru ; p rzec ię tn ie b io rąc , g ieo te rm iczn y stopień g łębokości s ta now ił tu 39,5 m.
WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.
— R o p a n a fto w a w Peru. Do liczby m iejsoow ości, d o starczających o leju skalnego, p rzybyw a P eru . W arstw y naftow e zn a jd u ją się tu ta j n a sam em wybrzeżu o cean u Spokojnego, a pró b y w ie rcen ia by ły w ykonane, ja k do tychczas, w jed n y m ty lk o p u n k c ie , a m ianow icie w Z o rr ito s pod T um bezem . R o
Nr 48. WSZECHŚWIAT. 687
pa tu w ydobyta okazu je c iężar w łaściw y 0,810 do 0,840, je s t b a rd zo p ły n n a , b o g a ta w nisko w rące węglow odory i n ie w ydziela żadnych osadów tw a rdych n aw et p rzy tem p e ra tu rz e —30°. Obecność w ęglow odorów a ro m aty czn y ch została w y k azan a w tej rop ie. C ała okolica Z o rr ito s jes t pozbaw ion a ź ró d e ł wody słodk iej, gdzien iegdzie zaś, z pok ładu g liny n ieb iesk iej, w ydobyw ają się ź ród ła słone. P rz y b ic iu o tw orów św idrow ych natrafiono rów nież n a pokłady siln ie b itum iczne.
— P. C hruszczów ogłosił dokonaną p rzez siebie s y n te zę a m fibo lu n a drodze hydrochem icznej, przez o g rzew an ie odpow iedniej m ięszan iny w m ocnych i za top ionych naczy n iach szklanych. Synteza ta ze w zg lędu n a swoję w ażność w ym aga pow tórzen ia .
R O Z M A I T O Ś C I .
— rr. K o s z t y w y p r a w y K o lu m b a . P o d sk arb i h iszpańsk i L ouis de S. A ngel w ydał K olum bow i na p okryc ie kosztów w ypraw y odkryw czej 1140000 m araw ed i. Co do w arto ści te j sum y is tn ie ją dosyć n ie?godi.e p o g lądy . Proboszcz kościo ła L o re tańsk iego w L izb o n ie , Peragallo oznacza, p o d łu g w spółczesnych w zm ianek , w arto ść jed n eg o m ara- w edi n a 1 '/a cen tym a: w ty m ted y razie koszty o d kryc ia A m eryki w ynosiłyby 17100 franków . R u gę z L ip sk a dochodzi in n ą d re g ą do znacznie w iększej sum y. P o d łu g Aloizego H eissa w roku 1497 m o n eta z ło ta odpow iadająca d u katow i by ła w a rta 375 m araw edi; s tą d ted y K olum bow a eks- p edycy ja kosz tow ałaby 3040 dukatów , to jes t 12380 ru b li. W k ażd y m raz ie , (i czy 12 tysięcy ru b li, tan im kosztem od k ry to sk a rb y i ziem ię n o wego św ia ta.
— rr. G ę s to ś ć z a lu d n ie n ia A tla n ty k u . M orza i oceany też n ie są b ez lu d n e . Każdy sta tek przedstaw ia gęsto za lu d n io n ą oazę: jeśli zesum ujem y ilość s ta tków w raz z załogą okrętow ą i pasażeiów , k tó re w c iąg u całego r e k u n a ocean ie się znajdu ją, jeś li n a s tęp n ie tę ilość podzielim y przez 365, t. j . przez liczbę dn i roku , o trzy m am y ilość p rzec ię tn ie stale n a ocean ie s ię 'z n a jd u ją c y c h oaz, t. j . s ta tk o w i ich m ieszkańców . R ach u n ek ten w ykazał, że na A tlan ty ku przebyw a sta le 3651 żaglowców, a 1504 p arow ców ze 130727 ludźm i. T a wysoka c j f r a za ludn ien ia d a je ty lk o pojęcie o o lb rzym iej pow ierzchni oceanu , skoro cy fra ta p rzed staw ia gęstość 1 człow ieka n a 5G0 km1. N iem a k ra ju n a św iecie, k tó ry by m ożna p rzy ró w n ać w ty m w zględzie do oceanu. P o la rn e d z iedziny L a b ra d o ru zam ieszkują dw ie osoby n a rów nym obszarze i ch y b a n a lodach k ra ju Baffina podobna się ilość ludzi zn ajd u je . N iek tó re je d n a k części oceanu są silniej n iż P a ta -
gonija , a kanał „ la M anche” je s t gęściej n iż p ro- w incy ja jak u ck a zaludn iony (7 osób n a 100 km2).
— sst. Z d o b y c z e k o lo n ija ln e . D w a p ań stw a czy n ią usilne postępy w ty m k ie ru n k u — A nglija i F ra n c y ja . P ism a donoszą o zajęciu w d n iu 12 Czerwca r. b. przez p ierw szą n a oceanie W ielk im a rch ip e lag u G ilb e rta , położonego na północo- wschód od Nowej Gw inei. G ru p a G ilb erta sk ład a się z 16 wysp ba rd zo n isk ich , nsjw yższa bow iem ledw ie o k ilk a m etró w sięga p o n ad poziom m orza, z resz tą ba rd zo u ro d zajnych . G łów nym p rzed m io tem wyw ozu stąd do portów au stra lijsk ich jes t olej K opra. Na w yspach zn a jd u je się dość liczna k o lon ija am ery k ań sk a . S podziew ają się też w k ró tce zajęc ia p rzez A n g liją g ru p y E llice , położonej n a p o łudn ie od poprzedniej.
N iezb y t daw no A nglija usadow iła się n a w yspach A ld ab ra , stan o w iący ch w ażny b a rd zo p osteru n e k o b se rw acy jn y w obec M adagaskaru , a z d ru giej s tro n y d o sta rcza jący ch do handlu, słynnych o lb rzym ich żółw i. W odpow iedzi na to F ra n c y ja zajęła w yspy Nowy A m ste rd am i św. Paw ła na oceanie Indy jsk im , stanow iące w raz ie p o trzeby stacy ją oraz w ażny p o ste ru n ek na d rodze okrętów p ły n ący ch z A u s tra lii do P rzy lądka D obrej N adzie i. N ad to d. 23 S ie rp n ia r. b . fran cu z i zajęli g rupę G lorioso, położoną n a p o łudn ie wysp A ld a b ra i w te n sposób zrów now ażyli n ab y tek an g ie lsk i pod względem politycznym . (L a G eographie , 197).
— sst. O d k ry c ie a r c h e o lo g ic zn e . Poru czn ik Bo- w er o d k ry ł w T u rk ie s tan ie ch ińsk im m iasto p o d ziem ne, a w jed n e j z jeg o p ieczar ba rd zo c iekaw y rękop ism na korze brzozowej. Rękopism oddany został do zb ad an ia d r H oernle, znaw cy języków w schodnich. Z re fe ra tu jego, pom ieszczonego w p am ię tn ik u azy jatyck icgo tow arzystw a bengalskiego w yn ika , że rękopism p isan y j t s t po san sk rycku , a le ty p em bard zo a rcha icznym G upta , n ie zaś m łodszym odeń S arad a. Pow stan ie tego zabytku odnieść na leży w części do d ru g ie j połow y V w ieku , p rzy p uszczaln ie do r . 475 p rzed Chr., w części do p ierw szej połow y IV w., w yraźn ie też pisany by ł w ro zm aity ch la ta c h i p rzez ro zm aity ch pisa* rzów. Sk łada się z 55 k a r t, w znacznej części p rze tłu m aczo n y ch już przez d ra H oern le i p o d a n y ch p rzezeń w raz z tłu m aczen iem do P am ię tn ika rzeczonego. B ędzie to , zdaje się, najdaw niejszy p o m n ik indy jsk i i zapew ne je d e n z najsta rszych is tn ie jąc y ch rękopism ów n a św iecie. (N a tu rę , 1190).
O D P O W IE D Z I R E D A K C Y I.
W P . K . P . A. Ł om nick i, M ineralog ija i g ieolo- g ija . Lw ów , 1883, I I w ydanie; M. B au er, L eh r- buch d e r M ineralog ie. L ipsk i B erlin , 1886; J . Dana, P odręczn ik g ieologii, spolszczony przez S ierai-
Nr 43
radzk iego . W arszaw a, 1891; C red n er, G rundziige d e r Geologie; A. F ra n k , L eh rb u c h d e r B otan ik n ach dem g eg enw artigen S tan d d e r W issenschaft. L ipsk , 1892; B r. Z natow icz, Z asad y ch em ii ogólnej. W arszaw a, 1884. C eny ty c h w szystk ich książek są zn an e w k sięg arn iach . „ Z ie ln ik a " d o tą d n iem a w sp rzedaży . 0 zasuszaniu ro ś lin p isa ł S t. D awid we W szechśw iecie z r. 1885 p. t. „H erb o ry zaey ja“ i w skazał l ite ra tu rę . P ren u m era to ro w ie X II tom u P a m ię tn ik a F izy jo g raficznego m ogą nab y w ać dz ie sięć tom ów p o p rz ed n ich (oprócz X l-go z r . 1891) po 3 rub le za tom , zarów no b io rąc kom ple t, jak i p o jedyncze tom y.
B u l e t y n m e t e o r o l o g - i c z n y
za tydzioń od 12 do 18 P aźd ziern ik a 1892 r.
(ze sp o strzeżeń na s tacy i m eteo ro log icznej przy M uzeum P rzem y słu i R oln ic tw a w W arszaw ie).
'n
B a ro m e tr 700 mm -(- T e m p e ra tu ra w st.
1 Cc . r
72 K ieru n ek w ia truSum aopadu
U w a g i .
7 r. l p . 9 w. 7 r. 1 P. 9 w. Najvr. N ajn . ^
12 Ś. 50,5 50,5 51,7 8,1 13,4 8,4 13,7|
5,1 73 SW *,W ',W * 0,0 Pogodnie
13 C. 52,8 53,2 54,6 4,4 9,4 7,8 10,7 2,3 80I
S W 2, E 1, Cisza 0,0 R ano m gła , półpogodnie
14 P. 54,4 53,8 53,0 3,8 12,0 6,2 12,7 1,7 79 E 2,E 4,E* 0,0 R ano szron, pogodnie
15 S. 50,5 48,2 44,2 4,8 11.2 9,4 12,0 2,2 711 '
E 5,E I0,S E 4 3,9 Od 1 do 1 i pół pop. łuk zen it, ko ła w ie lk .,w n .d .
16 N. 41,5 42,2 42,7 9,8 12,6 9,0 13,5 7,3 j 81 W'*,SW«,SW* 0,0 R ano w ich., p o chm urno
17 P. 41,7 40,9 37,2 9,6 12,4 11,4 13,2 4,1 86 S6,S E 2,S' 12,0 Od 4 popoł. do nocy d.
18 W. 44,2' 1
Ś red n ia
48,0 51,11 I
47,9
6,8
oo ( JL
11,4 4,6 ;87
80
W N 8,N 3,Cisza l.«
17,6
Od 7 ra n o do 3 popoł. deszcz z p rzerw am i
UW AGI. K ie ru n ek w ia tru dan y je s t d la trze ch godzin obserw acyj: 7-ej ra n o , 1-ej po p o łu d n iu i 9-ej
w ieczorem . Szybkość w ia tru w m e trac h n a sek u n d ę , b. znaczy b u rza . d .— deszcz.
SP R O ST O W A N IE .
W N r z e 41 W szechśw iata n a s tr . 650, w t a bliczce stosunków części sk ładow ych pożyw ien ia, zam iast:
1) d la norm . robotn .2) d la jap o ń czy k a
pow inno być:
1) d la norm . robo tn .2) d la japończyka
(stosunek b ia łk a \ 1 : 6,1 do n ieb ia łk a / 1 : 5,3
(stosunek b ia łk a \ 1 : 5,3 do n ieb ia łk a / 1 i 6,1
T R E Ś ć . D ośw iadczenia n a d b ieg iem c ia ł w pow ietrzu , p rzez S. K. — 0 z n ik an iu w iększych g a tu n ków zw ierząt, tłu m aczy ła J . S. — Je rz y L u n g e . W iek sta li. (O dczyt w ygłoszony w Z u ry ch u ), tłu m a czyli L . P. M. i K. R .—N ajnow sza w y p raw a pod b ieg u n pó łnocny , p rzez S. S t. — K ro n ik a naukow a. — W iadom ości b ieżące . — R ozm aitości. — O dpow iedzi R ed ak cy i. — S prostow anie . — B u letyn m eteo ro
logiczny.
W ydaw ca A. Ślósarski. R e d ak to r B r . Z n a t o w i c z .
3o3BOJieHO Ęcusypoio, BapmaBa 9 OsTaSpa 1892 r. W arszaw a. D ru k E m ila Skiw skiego.