Impuls nr 2

24
Gdańsk, październik 2013 nr 2 (23) Numer pierwszy ukazał się w lutym 1987 Grafika: Mateusz Motyka Czy studenci to brudasy? Czytaj na str. 6

description

Gazeta Niezależnego Zrzeszenia Studentów Uniwersytetu Gdańskiego

Transcript of Impuls nr 2

Page 1: Impuls nr 2

1

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Gdańsk, październik 2013nr 2 (23)

Numer pierwszy ukazał się w lutym 1987

Grafi

ka: M

ateu

sz M

otyk

a

Czy studenci t

o brudasy?

Czytaj na str. 6

Page 2: Impuls nr 2

2

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Potrzeba nam relaksacjiPaweł Kwaśniewski

Fot.

Paw

eł K

waś

niew

ski

„Impuls” Pismo NZS UG, wydawca Niezależne Zrzeszenie Studentów UG, ul. Wita Stwosza 58, 80-301 Gdańsk. Redaktor naczelna: Sylwia Muszak, zespół redakcyjny: Maciej Cholewiński, Monika Dolińska, Zbigniew Dorawa, Katarzyna Drażba, Paulina Erecińska, Karolina Gałka, Piotr Giełdon, Łukasz Heger, Adrianna Karpińska, Paweł Kwaśniewski, Adam Kwiatkowski, Karol Mietkowski, Marta Szaszkiewicz, Julia Szmyt, Arek Węsierski. Projekt okładki: Mateusz Motyka. Grafika: Katarzyna Mikołajewska

Jeśli jesteś zainteresowany współpracą: [email protected]

Powakacyjne dzień dobry wszystkim!

Jesienna aura zbliża się wielkimi krokami. Za okna-mi pogoda coraz brzydsza.

W dodatku oglądana z akade-mickiej sali w trakcie nudne-go wykładu, na którym ciężko się skupić, szczególnie po tak długiej przerwie. Wizja ko-lejnych 9 miesięcy w podob-nych (i gorszych) warunkach nie brzmi zbyt dobrze, praw-da? Dlatego właśnie redakcja Niezależnego Zrzeszenia Stu-dentów posyła Ci IMPULS pe-łen wakacyjnej, pozytywnej energii, zachęcający do chwi-li relaksu z dobrą lekturą(a raczej czasopismem) w ręku. Chcemy też, żeby był to dla Ciebie IMPULS do nauki, pra-cy, działania i przede wszyst-kim samorealizacji podczas rozpoczynającego się właśnie roku akademickiego. W tym numerze czuć jeszcze tzw. „wakacyjny luz”, ponieważ jest to zbiór naszych myśli wpadających do głowy pod wpływem IMPULSU z otacza-jącej nas rzeczywistości w trakcie pieszych wędrówek, zagranicznych wycieczek, przerwy w pracy oraz korzy-stania ze słonecznej pogody na jednej z trójmiejskich plaż. Przemyśleń o tym co nas fa-scynuje, boli, intryguje, co nam nie pasuje i co chcieli-byśmy zmienić. Refleksji spi-sanych na kartkę ponieważ chcieliśmy się nimi z Tobą po-dzielić i zachęcić do dyskusji na tematy poruszone na na-stępnych stronach. Zachęcić do wyrażenia głośno własne-go zdania również na tematy podesłane i rozpoczęte przez Ciebie. Zapraszam każdego do rozmowy i współpracy!

Wszystkie sugestie i pytania przesyłajcie na adres:

[email protected]

Do CzytelnikaSylwia Muszak

Współczesne społeczeństwo jest chore i bynajmniej nie

chodzi mi o choroby cywili-zacyjne. Chodzi o chorobę, która dotyka każdego i każ-dą z nas – chroniczny stres.

Amerykański psychiatra i psy-choanalityk stwierdził, iż choroby fizyczne są następstwem emocji, zatem każda choroba może mieć podłoże psychosomatyczne. Od urodzenia do samej śmierci jeste-śmy narażeni na kolejne stresy, które powodują u nas złe samo-poczucie. Poprzez proces dora-stania i socjalizacji w naszym ciele powstają kolejne przykurcze, blo-kady. Zauważ, iż od urodzenia z jednej strony rozwijamy się, z dru-giej zaś cofamy w rozwoju. Ruchy małego dziecka są swobodne, cia-ło gibkie, a dziecko zazwyczaj jest rozluźnione. Naturalną koleją pro-cesu dorastania i socjalizacji jest narażenie na czynniki psychospo-łeczne, podążanie za 'masą', bycie przez nią kształtowanym. Czym więc się stajemy? MC-dziećmi a może dziećmi nowych mediów? Za stresem podążają styl życia, nawyki żywieniowe i potrzeba komfortu. Prędzej czy później podążając za masą, jak masa tra-fimy na kozetki terapeutów, psy-chologów czy psychoanalityków. Według "Narodowego programu ochrony zdrowia psychicznego" (dane z 2007r.) ponad 100.000 osób trafiło do szpitali z najcięż-szymi chorobami psychotyczny-mi. Trzeba się zatrzymać, zanim będzie za późno.

Co mogę zrobić?

Najprostszą radą na stres jest re-laksacja. Krajowy rynek posiada bogatą ofertę technik relaksa-cyjnych czy zabiegów. Jednak wybierając formę odpowiednią dla siebie zwróć uwagę na trzy czynniki: czy forma jest dla Cie-bie atrakcyjna, czy jest naturalna (organiczna) dla Twojego ciała i czy przynosi wielopłaszczyznowe efekty. Najbardziej korzystnymi i holistycznymi technikami dla roz-woju człowieka są techniki body--mind. To techniki równoważące ciało i umysł. Dzięki nim ciało pra-cuje, a umysł jest 'kontrolowany'. Nie skupiamy się na myślach, lecz na przestrzeni między nimi. Wśród takich technik możemy wyróżnić między innymi jogę (w różnych jej odmianach), tai-chi czy medy-tację. Warto zwrócić uwagę na te formy i techniki, których rezultaty

Nie musisz stać na głowie żeby się zrelakso-wać.

Page 3: Impuls nr 2

3

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Nadzieje na nowy rokArek Węsierski

są powszechne, a o których więk-szość nie wie – vipassana, sound--awareness, zen czy silent mind meditation. Wszystkie te techniki łączy jedna, jakże prosta cecha – regulacja oddechu. Jednak, żeby uwolnić się od kłębiących myśli, problemów oraz stresu musimy

pamiętać – głęboki wdech i spo-kojny wydech. Oczywiście dla nie-których ulubioną formą relaksacji na zawsze pozostanie pójście na zakupy, do fryzjera bądź na za-biegi kosmetyczne. Jednak lecząc objawy nie wyleczymy przyczyny choroby, która jest w nas. q

Zbrzydły mi wakacje. Nie powiem, lubię zachody słońca, weekendowe wyjazdy nad morze i grilla. Jednak ta praca..! Ten wrzesień..! Dość mam dziewięciu godzin zasuwania w ro-bocie a potem jeszcze ślęczenia nad książkami. Zdać trzeba, bo w końcu po coś się szło na te studia. Chcąc nie chcąc, siadam do nauki, bo na warunki szkoda kasę wydawać i kuję. Jak bym wyleciał, to skończy-łyby się nocne eskapady, spotkania z przyjaciółmi, życie na rodzinnym garnuszku. Chociaż niektórzy już na pierwszym roku uniezależniają się finansowo. Moim skromnym zdaniem to ludzie bardzo odpo-wiedzialni i wiedzący, czego chcą od życia. Co z nich za studenci!

Mimo to wielkie nadzieję są, a jak-że! Praca w zawodzie, w jakim się podjęło naukę to oczywistość. Pa-rafrazując peerelowskie przysłowie: czy się stoi, czy się leży - praca po studiach się należy. Przelecę przez

kolejny rok na trójkach, oby tylko zdać, a sesją przejmę się pod ko-niec sierpnia (ta zimowa to jakaś śmieszna jest). Stracę kolejne wa-kacje, ale zyskam dziewięć miesię-cy używania życia. Tyle trwa ciąża u kobiety. Tyle że ciąża kończy się zazwyczaj happy endem. Rodzi się piękny dzidziuś, matka się cieszy, ojciec się cieszy, babcia z dziadkiem się cieszą. Generalnie to wszyscy są szczęśliwi.

Mój koniec będzie inny. Dosta-nę świstek. Mgr przed imieniem i nazwiskiem. Co pan robił na stu-diach? Zapytają mnie na rozmowie rekrutacyjnej. Nie ma pan żadnego doświadczenia, a pana kompeten-cje pozostawiają wiele do życzenia. Dziękujemy panu. Przybity zacznę pracować na budowie. Wpadnę w depresję, poczucie niespełnienia wpędzi mnie też w nałogi. Roztyję się, zamieszkam w M1 z 1880 roku, a potem rozchoruję. Wróć!

Znowu jestem u progu kolejnego roku studiów. Ode mnie zależy jak wykorzystam ten czas. Jakiego wy-boru dokonam. Po pierwszych zaję-ciach już wiem, że łatwo nie będzie. Niby chęci są, ale wystarczy usiąść przed książką i już czuję piasek pod powiekami. Miasto kusi mnie im-prezami, nowymi filmami, a nawet głupim otwarciem ulicy, gdzie jakiś polityk będzie się puszyć. Chętnie bym go zobaczył na żywo… Nie! Ja mam silną wolę, ja inwestuję w siebie. Wystarczy, że ulegnę jednej pokusie, nawet tej najmniejszej, a cały trud szlag trafi. Taki efekt do-mina: Co mi tam. Koło nie zając, są poprawki. Idę do klubu z kum-plem. Tylko na godzinkę. Potem się pouczę. Nagle z godzinki robią się dwie godziny.. trzy… noc.. i cały ko-lejny dzień, bo boli to i owo ( znamy to, prawda?). W końcu stwierdzam, że z moich planów nici. Jakoś to bę-dzie. Hurra i do przodu - jak polska reprezentacja w piłce nożnej.

Teraz już na poważnie, bez żadnych dywagacji. Można sobie imprezo-wać. Można z przyjaciółmi kręcić przysłowiową „bekę” na Długiej o czwartej nad ranem. Można tań-czyć, wrzeszczeć na koncercie i chodzić spać, kiedy się powinno wstawać. Z drugiej strony można przysypiać na wykładzie po cało-nocnym maratonie nauki, chodzić jak zombie albo zatopić się w stosie książek i kuć. Tak, można to wszyst-ko robić, ale tylko i wyłącznie z głową, racjonalnie, by nie popaść ze skrajności w skrajność. Tego wła-śnie wam życzę, drodzy czytelnicy, u progu nowego roku akademic-kiego. q

Koniec wakacji i czas na dziewięciomiesięczną sjestę! Nareszcie będę mógł wstawać koło dwunastej, no może

nie licząc jedynie, kiedy raz w tygodniu zwlokę się z łóżka na ćwiczenia na ósmą. Wrzesień zdany, warunków nie ma,

toteż czas ucztowania nadchodzi, powiadam. Szlachta idzie się bawić! Już nie mogę się doczekać tych wszystkich imprez, wracania do domu koło czwartej w nocy, spotkań

przy książkach. Kocham je niesamowicie! Kupuję książki, idę do przyjaciół i czytamy je do późna. Czasami przychodzą

inni studenci ze swoimi książkami i wtedy dyskutujemy na tematy polityczne, religijne, osobiste. Zależy, czy lektura będzie zajmująca. W razie wyjątkowego analfabetyzmu

interlokutorów można zawsze zmienić towarzystwo. Czytel-nie studenckie czynne są bardzo długo.

Cd.

Nadzieje...

Page 4: Impuls nr 2

4

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Przy

goto

wał

: Are

k W

ęsie

rski

Wakacje po studenckuArek Węsierski

Czas totalnego rozleniwienia, wy-padów ze znajomymi, czas leżingu i plażingu. Dla innych ciężkiej haró-wy w pracy, podejmowania praktyk zawodowych albo samodoskonale-nia się. Sposobów na spędzenie wa-kacji roku pańskiego 2013- go było tysiące. Na wymienienie ich wszyst-kich nie starczyłoby pewnie stron w Impulsie, dlatego na początku września przeprowadziliśmy inter-netową ankietę dotyczącą spędza-nia wakacji przez studentów. Prze-pytaliśmy 176 żaków z trójmiejskich uczelni, zadając im cztery pytania wielokrotnego wyboru dotyczące wakacji i piąte pytanie-niespodzian-kę jednokrotnego wyboru.

Z największym odzewem spotka-liśmy się wśród I, II i III roku, bo na pytania odpowiedziało aż 151 osób. Z IV, V i VI roku udało się przepytać 26 studentów.

Lipiec był troszkę deszczowy, sierpień słoneczny, no a wrzesień jak to wrzesień – pół na pół. W wakacje na pogodę nie mogliśmy narzekać. Aura była łaskawa, zarówno dla ciepło- jak i zimnolubnych. Jednak najważniejsze było to, że w końcu można było odpocząć od stosów

notatek, książek i widoku szanownych profesorów. Chociaż te dwa miesiące, bo toczący boje z sesją poprawkową chcąc nie chcąc musieli trochę we wrześniu się pouczyć.

Pierwsze dwa pytania odnosiły się do miejsca spędzenia wakacji. Okazało się, że w dobie globaliza-cji wcale nie wakacje za granicą są najchętniej wybieranymi. 75% respondentów zadeklarowało, że czas wolny spędzą w Polsce, 23 % zaznaczyło kraje Unii Europejskiej, a zaledwie 2% państwa spoza Europy. Nasz kraj jest najchętniej wybierany, chociaż mogło to być podyktowa-ne małą ilością Jagiełły w portfelu. W końcu wypad na Lazurowe Wy-brzeże to koszty dużo większe niż wyjazd nad Bałtyk. Swoją drogą to właśnie polskie morze zyskało największą ilość głosów, bo 32 %. Góry zdobyły 26%, a na ostatnim miejscu ex aequo uplasowały się je-ziora i zwiedzanie – po 21%. Można się pokusić o stwierdzenie, że naj-większy odsetek braci studenckiej preferuje bierny wypoczynek. Po

Wykres przedstawia ilość studentów, którzy wzięli udział w ankiecie z podziałem na lata.

Gdzie studenci najchętnie spedziliby swoje wakacje?

Jaki rodzaj wypoczynku preferują studeci?

Page 5: Impuls nr 2

5

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Z kim najchętniej wybierają się studenci na wakacje?

całorocznej bieganinie najchętniej by się położyli na słoneczku i opalili umęczone ciało albo potaplali się w jeziorku. Jest też druga strona me-dalu. Nie zapominajmy, że student z trójmiasta najbliżej ma nad wodę, więc po co jechać gdzieś na połu-dnie kraju?

Z pewnością stanęliście przed dy-lematem z kim wyjechać. Człowiek najchętniej odpocząłby od ludzi, a tu rodzice kuszą Chorwacją, znajomi wy-ciągają na całotygodniowe imprezki na Mazurach, a chłopak/dziewczyna

Wakacje to nie tylko totalne nie-róbstwo. Wielu z nas kojarzą się ze zdobywaniem funduszy na ko-lejny rok studiów. Potwierdzają to nasze badania, bo z 226 głosów oddanych w pytaniu dotyczącym działalności podejmowanej w wa-kacje aż 105 osób zaznaczyło, że pracuje. Co drugi student musi do-rabiać. Trzymiesięczny luz ma za-ledwie 19% respondentów. Inny-mi działaniami podejmowanymi przez was są praktyki zawodowe ( 12%), kursy dokształcające (6%) oraz przygotowania do kampanii wrześniowej (15%).

Na koniec zadaliśmy pytanie o opi-nię na temat podziału czasu wa-kacyjnego według regionów jak ferie zimowe. Z takim pomysłem parę miesięcy temu wyszedł Polski Związek Organizatorów Turystyki argumentując, że skorzystałaby na tym branża turystyczna jak i turyści. Zwiększyłaby się bowiem liczba pracowników sezonowych, ceny poszłyby w dół i nie było-by takich tłoków w wakacyjnych kurortach. Jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej sprzeciwiło

O tym, czy studenci wolą odpoczywać czy pracować.

od miesiąca marudzi o pierwszym wspólnym wjeździe w Tatry. Która opcję wybrać? Może wszystkie naraz? Samotników to u nas jak na lekarstwo. Tylko 11 % ankietowanych zaznaczy-ło tę odpowiedź. Najwięcej, bo 41 % uległo namowom przyjaciół, a 27 % skusiło się na rodzinny wyjazd. Nato-miast ze swoją sympatią wyjeżdża 21 % studentów.

się takiemu rozwiązaniu. Powód? Przede wszystkim nierówne szanse w zdawaniu matury. Przy różnych terminach w, dajmy na to, woje-wództwie pomorskim i mazowiec-kim uczniowie, którzy kończyliby rok szkolny później, mieliby teore-tycznie więcej czasu na przygoto-wanie się do egzaminu. Podobnie

zapatrywali się na to uczestnicy an-kiety. Przeciwnym takiemu rozwią-zaniu było 73% respondentów, 10 % nie miało na ten temat opinii, a poparło zaledwie 4 %. Wolimy po-zostać przy tradycyjnym modelu wakacji. Wyobraźcie sobie sesję w kwietniu i ,,kampanię wrześniową” w lipcu. To by był dopiero cyrk! q

Większości nie pooba się pomysł podzielenia wakacji na regiony jak ferii zimowych.

Page 6: Impuls nr 2

6

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Student z PRL kontra student z III RPMonika Dolińska

Niedbające o siebie brudasy - to obraz współczesnych studentów. Czy na pewno tak jest?

W rozmowie z Pawłem Konjo Kon-nakiem, znanym performerem i współtwórcą grupy Totart, a także absolwentem naszej uczelni oraz Krzysztofem Skibą, satyrykiem i muzykiem zespołu Big Cyc, przypo-mnieliśmy obraz studentów z cza-sów PRL, przyrównując go do wize-runku współczesnego żaka.

Monika Dolinska: Jakiś czas temu w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł przedstawiający obraz stu-denckiego stylu życia, który powstał na podstawie przeprowadzonych obserwacji w ramach projektu „Stu-dent Y”. Wynika z niego, że jesteśmy brudasami, nie dbamy o to co i kiedy jemy, leczymy się własnymi sposo-bami i uważamy się za nieśmiertel-nych - Czy uważacie, że student-bru-das, to zjawisko nowe?

Skiba: No cóż, jeśli chodzi o higienę, to w czasach PRL-u z dostępnością do niej na pewno było 10 razy go-rzej niż dzisiaj. Wiele osób w tamtych czasach nie nosiło przez to majtek, dzięki temu oszczędzając na prosz-ku. Głównie robili to faceci, choć w ich przypadku dorabiało się filozofię rockandrollowców zawsze goto-wych do akcji. Trudno było także o szczoteczki, pasty i różnego rodzaju środki czystości, które były na kartki lub zdobywało się je po znajomości. Oczywiście jeśli miało się znajomych czy rodzinę na Zachodzie, to dostęp-ność do tych artykułów była dużo łatwiejsza i np. podarowanie wtedy dziewczynie szamponu do włosów to był super prezent, to tak jakby dzisiaj wręczyć brylant (śmiech). My-ślę więc, że te obecne brudasy w sto-sunku do tych z PRL-u, to są jednak najczystsi ludzie świata.

M.D.: A jak wyglądało to w Trójmie-ście, na naszej uczelni?

Konjo: Z myciem bywało różnie. To trochę tak jak z góralami opisanymi przez Witkacego, którzy w naszej opinii nie dbali o higienę, bo tak naprawdę w ogóle nie znali takiego pojęcia. Jak taki góral wpadł w rzecz-kę to się wykąpał, a jak nie wpadł, to nie kąpał się przez 20 lat. Oni tego smrodu nie dostrzegali po prostu. I tak jak wtedy za czasów Witkacego, tak za komuny wszystko śmierdzia-ło. Ten smród był permanentnym stanem naszego istnienia. Nie było wtedy zachodnich kosmetyków, więc trudno było nawet z tym wal-czyć.

Skiba: Ja z kolei pamiętam, że były takie elegantki, które używały radzieckiej wody kwiatowej. Choć była ona towarem luksusowym, to niestety zabijała swoim zapachem. Z kolei o istnieniu męskich perfum ludzie dowiedzieli się bardzo późno. Pierwszymi męskimi perfumami w Polsce była woda kolońska Brutal, o której utarło się mówić, że została tak nazwana na cześć ZOMO (śmiech).

Konjo: Natomiast kiedy wypro-dukowano wreszcie dla ludu Prze-mysławkę (popularna polska woda kolońska z czasów PRL-u – przyp. red.) to lud traktował to jako alkohol i najzwyczajniej w świecie pito ją, co bardzo dobrze widać w filmie „Miś”.

M.D.: Można w takim razie powie-dzieć, że pod względem higieny obecni studenci nie muszą tak bar-dzo przejmować się ostrą krytyką ze strony badających ich naukowców, choć z drugiej strony dzisiaj dostęp do wszystkich opisanych przez Was środków jest zdecydowanie łatwiej-szy.

A jak wyglądało zaopatrywanie się studentów w jedzenie?

Skiba: No cóż, studenci żywili się głównie na stołówkach, gdzie sto-sowało się system wykupywania obiadów na cały miesiąc zaraz po tym jak przychodziły pieniądze od rodziców lub ze stypendium. Wtedy każdy wiedział, że mógł spokojnie przeżyć ten miesiąc, nawet jeśli nie zostawało mu już więcej kasy. Ale byli też sprytni zawodnicy, którzy nie stosowali się do tego systemu, bo np. przepili już swoje pieniądze i wiedząc, że Panie ze stołówki mają dobre serce, łapali się na zupki, za które już nie okazywało się kartki na obiad.

Konjo: A propos jedzenia i zupki, to jednym z niewielu przywilejów so-cjalnych, a zarazem jednym z trzech powodów dla których chciałem iść na Uniwersytet Gdański była herba-ta za 30 gr, sprzedawana w bufecie uczelnianym. Taniej w Trójmieście było tylko w warsie na Dworcu Głów-nym w Gdańsku, w którym obecnie znajduje się McDonald, gdzie kubek herbaty kosztował 20 gr.

M.D. - Czyli część studentów jadała dość regularnie obiady na stołówce, a druga część gdy traciła pieniądze, to w zasadzie przestawała dbać o swoją dietę - trochę tak jak to wyglą-da dzisiaj. Mówi się, że studenci spędzają więk-szość swojego czasu surfując po Internecie, oglądając telewizję lub wychodząc na imprezy towarzyskie do klubów. Jak wtedy wyglądały rozrywki stu-dentów? Gdzie spędzano i w jaki sposób swój wolny czas?

Skiba: Jak spędzano wolny czas? Ja akurat miałem możliwość miesz-kania na jednym z największych polskich osiedli studenckich, który nazywaliśmy Lumumbowo (potocz-

Page 7: Impuls nr 2

7

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

na nazwa, pochodząca od nazwiska afrykańskiego działacza komuni-stycznego Patrice'a Lumumby, funk-cjonuje do dziś - przyp.). W tamtych czasach panowało można powie-dzieć takie hipisowskie podejście do życia, ponieważ nikomu nigdzie się nie śpieszyło i każdy miał na wszystko czas, odwrotnie do tego co mamy teraz.Akademiki stanowiły pewną enkla-wę wolności, choć może to duże słowo. Panował wśród nas taki syn-drom wyrwania się z więzów rodzin-nych, szczególnie wśród pierwszych roczników, które najbardziej szalały. Nie było wtedy sklepów nocnych, a jedyny sklep alkoholowy, który był czynny do 22 - coś niesamowitego wtedy - nazywaliśmy Św. Tereską, ponieważ znajdował się obok ko-ścioła Św. Teresy.Poza oficjalnymi sklepami funk-cjonowały także tzw. meliny, gdzie można było nabyć różnego rodza-ju białe trunki, z których osobiście rzadko korzystałem, ale na pewno stanowiły one świetne zaopatrzenie w kryzysowych sytuacjach.Spędzaliśmy też swój wolny czas w klubach studenckich. Swego cza-su sam prowadziłem klub „Balbina” gdzie organizowaliśmy koncerty, a moja ówczesna dziewczyna i zara-zem przyszła małżonka prowadziła barek, gdzie podawaliśmy pepsi colę i oranżadę. Sprzedaż alkoholu w klubach była wtedy bezwzględnie zakazana.

M.D.: Sposób spędzania wolnego czasu uległ nieznacznej zmianie - można chyba wysunąć taką tezę, że gdybyśmy wciąż żyli bez Interne-tu, to nasz wolny czas wyglądał by mimo wszystko podobnie. Studenci w naszych czasach gonią teraz za karierą, pracują w trakcie studiów lub dorabiają sobie oka-zjonalnie - Czy w czasach PRL-u stu-denci również pracowali?

Skiba: Wtedy nie było takiej moż-liwości zarobienia i społeczeństwo było po prostu biedne. Ze studen-tami było podobnie. Owszem była pewna wąska grupa ludzi, która do-rabiała sobie sprzedając kwiaty czy

wyjeżdżając za granicę po to, by za-kupiony towar sprzedać w Polsce. Studenci zakuwali gdy przychodzi-ły egzaminy, sesja, ale tak general-nie niczym się nie przejmowali i to było, tak jak już wspomniałem, ta-kie życie hipisowskie.

M.D.: A gdybyście porównali po-dejście do życia dzisiejszego stu-denta z waszym, to co zauważacie?

Konjo: Może ja odpowiem na przykładzie mojej ostatniej wizy-ty w dawnym budynku Wydziału Humanistycznego, jaką złożyłem razem z ekipą telewizyjną z którą kręcimy film o Totarcie. W trakcie tej wizyty miałem możliwość po-rozmawiać z prof. Chwinem. Zapy-tałem go czy według niego panuje na uczelni taka atmosfera "rewolu-cyjna" i czy obecni studenci mogli-by być potencjalnymi odbiorcami tego co tworzyliśmy dwadzieścia lat temu. Profesor powiedział nam żebyśmy nie mieli złudzeń, bo dzi-siejsi studenci to, jak sam określił, zupełnie inne białko. Nie interesuje ich kultura, są pragmatyczni, tacy można powiedzieć zadaniowcy. Każdy z nich przyszedł na uczelnię w konkretnym celu. Nie odczuwa się teraz według niego takiej at-mosfery fermentu intelektualnego, ponieważ ona tak naprawdę prze-szkadzał by im w karierze.

Skiba: To jest bardzo ciekawe co mówi Paweł i zarazem dość charak-terystyczne teraz, ponieważ wiele osób, w tym także studenci właśnie, goni za pieniędzmi i karierą. Wtedy tego nie było, wszyscy byli biedni i jeśli coś robili więcej, to nie z chęci zysku, ale z potrzeby oderwania się od szarej rzeczy-wistości.

M.D.: To jeszcze ostatnie pytanie, już na zakończenie. Co dla Was było najważ-niejsze w czasach

studenckich? Konjo: Dla mnie najważniejsze było po pierwsze, nie dać się złapać czerwonym i przetrwać na uczel-ni - czyli nie trafić do wojska i nie zostać wkomponowanym w życie społeczne - ponieważ dla mnie, jako człowieka podziemia, było to czymś obrzydliwym. A jako że Uniwersytet był z jednym z takich nielicznych miejsc, gdzie można było odnaleźć swój azyl i przyczaić się przed komunistami, to posta-nowiłem spędzić tam swój czas w sposób jak najbardziej twórczy, za-kładając ze Zbyszkiem Sajdukiem formację Totart. Z tego powodu też studiowałem 10 lat i uważam, że nie był to czas w żaden sposób zmarnowany, a który maksymalnie udało mi się wykorzystać.

Skiba: To ja powiem krótko - nie będę ukrywał, że dla mnie w tam-tych czasach najbliższa była walka z komuną, byłem zawodowym rewo-lucjonistą i marzyłem aby wysadzić komunę w powietrze. Starałem się to robić różnymi metodami i m.in. w tym celu na studiach z pomocą kumpli udawało mi się organizo-wać grupę, która z początku liczy-ła trzy osoby, a po roku już kilka tysięcy osób. Z roku na rok ta ilość systematycznie rosła, co uważam za naprawdę duży sukces naszych działań.

M.D.: Rozumiem. Bardzo dziękuję za rozmowę. q

Paweł Konnak i Krzysztof Skiba w trakcie spotkania w kawiarni filmowej „W starym kadrze” w Gdańsku.

Fot.

Mon

ika

Dol

ińsk

a

Page 8: Impuls nr 2

8

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

O studiach prywatnychAdam Kwiatkowski

Zdecydowana większość transak-cji na rynku jest dokonywana w

bezpośredniej relacji klient-sprze-dawca. Jednakże w niektórych

sektorach gospodarki państwo zde-cydowało się pośredniczyć. Jednym z takich sektorów jest szkolnictwo wyższe. Przyjrzyjmy się dlaczego

jest tak źle i co należałoby zmienić, by było lepiej.

W tym przypadku student nie idzie do uczelnianej kasy i nie płaci tam czesnego, lecz Państwo zdecydo-wało się pobierać od każdego oby-watela podatki i z tych podatków opłacać szkolnictwo dla niewielkiej grupy ludzi. Rodzi to pewne pato-logie, wynikające z tego, że takie działanie jest po prostu niespra-wiedliwe.

Gdy Kowalski idzie do sklepu po chleb, to nie potrzebuje, by do tego zakupu wtrącało się Państwo. Dlaczego więc miałby je potrzebo-wać, by studiować? Wielu zwolen-ników państwowego szkolnictwa wysuwa argument, że powszechny dostęp do studiów jest korzystny, gdyż biednych ludzi nie stać na opłacenie studiów. Zaiste zaskaku-jące jest przekonanie, że Kowalskie-go stać na urzędnika, Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i studia, a nie będzie go stać na same studia. Przecież to absurd! Tym bardziej, że znaczna część pieniędzy pobie-ranych w podatkach na studia, jest zwyczajnie marnowana. Na inwe-stycje niejednokrotnie wydaje się kilkukrotnie więcej niż są warte.

W ten sposób przechodzimy do sedna sprawy: dlaczego własność prywatna jest lepsza niż publicz-na? Milton Friedman, laureat Na-grody Nobla z ekonomii, wyróżnia cztery sposoby wydawania pienię-dzy: wydawanie swoich pieniędzy na swoje potrzeby, wydawanie cudzych pieniędzy na swoje po-trzeby, wydawanie swoich pie-niędzy na cudze potrzeby oraz

wydawanie cudzych pieniędzy na cudze potrzeby. Łatwo zauważyć, że pierwszy sposób jest najbardziej efektywny, bo gdy człowiek ma do wydania swoje pieniądze, to się trzy razy zastanowi czy dany pro-dukt jest warty swojej ceny i czy gdzie indziej nie ma tańszego.

Ta sytuacja występuje w przypad-ku prywatnej własności. Nato-miast, gdy właścicielem staje się państwo (w szczególności demo-kratyczne), to mamy do czynienia z czwartą sytuacją. Państwo wydaje pieniądze podatników na ich po-trzeby. Ten sposób nie może być efektywny, bo skąd niby Państwo zna nasze potrzeby?! Wbrew po-wszechnej opinii, każdy człowiek jest inny i pełen nierówności. Je-den człowiek bywa mało inteli-gentny acz silny, zaś drugi słaby i mądry. Dlaczego więc ten pierwszy ma płacić za studia, skoro nigdy na nie nie pójdzie? Przecież ten drugi nie płaci za siłownię, gdy na nią nie chodzi.

A co, gdy kogoś zdolnego nie stać na studia? Wtedy ma kilka opcji: 1) poszukać fundacji szukających naukowych talentów; 2) podpisać umowę sponsoringu z firmą, po-legającą na tym, że firma opłaca studia, lecz w zamian chce, by ten student był jej pracownikiem przez kilka lat; 3) pójść do pracy - zarobić - wrócić na studia.

Natomiast jest jeden poważnie niebezpieczny aspekt publicznej edukacji. Student nie ma większe-

go wpływu na jakość kształcenia i na przedmioty, których chciałby się uczyć. To minister decyduje za niego, czego i w jakiej ilości ma się uczyć. Dzięki takiej władzy, Rząd ma wręcz nieograniczoną możli-wość indoktrynowania studentów oraz ich ogłupiania.

Przeciwnicy prywatnej edukacji powołują się na argument, jako-by większość uczelni prywatnych było fabrykami bezrobotnych. Oczywiście, są od tego wyjątki jak np. uczelnia Vistula czy Collegium Civitas, które uchodzą za najlep-sze w Polsce. Ale załóżmy, że fak-tycznie uczelnie prywatne mają kiepski poziom kształcenia i gdyby stosowały praktykę polegającą na przepuszczaniu studentów na ko-lejny semestr, pomimo ich słabego poziomu wiedzy. Czy zapłaciliby-ście za takie studia? I znowu: gdy człowiek ma do wydania swoje pieniądze, to zaczyna kalkulować. W efekcie wiele słabych uczelni zbankrutowałoby. Choć nie ule-ga wątpliwości, że takowe też by istniały, lecz zapewne byłyby zna-cząco tańsze i mniej prestiżowe od tych, oferujących lepsze warunki nauczania.

Oczywiście, nie ma sytuacji ideal-nych i nawet w prywatnym szkol-nictwie będą zdarzały się różne problemy, jednakże ogólny po-ziom kształcenia zostanie podwyż-szony, a za zakupione dobro będą płacić sami zainteresowani. A o to chyba w tym wszystkim chodzi, czyż nie? q

Page 9: Impuls nr 2

9

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Posłuchajcie młode wilki starego wilkaŁukasz HegerStudenckie Forum Business Centre Club

Studia to ponoć najlepszy okres w życiu człowieka – niby sprawa jest poważna, ale ciągle panuje pewna beztroska. I bardzo dobrze, należy bowiem korzystać z ostatnich po-drygów młodości, zanim na dobre rozpocznie się wyścig szczurów i pogoń za karierą. Uczelnia jednak rządzi się zupełnie innymi prawami, niż cała poprzedzająca ją edukacja, przez co liczne jednostki nie dają rady – dlatego warto mieć na uwa-dze rady starszych kolegów.

Po pierwsze – słuchaj starszych. Nikt nie ma interesu w tym, żeby wprowadzić Cię w błąd, warto za-ufać kolegom, czy koleżankom, którzy przez coś już przeszli. Z pew-nością dysponują nie tylko notatka-mi z ubiegłych lat, ale także cenny-mi informacjami – gdzie i jak należy załatwić poszczególne formalności, jak postępować w danej sytuacji, czy też najprościej – czego pod żad-nym pozorem nie robić! Kto pyta nie błądzi, pamiętaj!

Po drugie – bywaj na uczelni. Przez studia da się przebrnąć pojawiając się na niej tylko na egzaminach, ale nie warto postępować w ten sposób. Nie mam zamiaru nikogo namawiać do nauki, ale… war-to sprawdzić, czy oceny nie mają wpływu np. na ocenę na dyplo-mie, gdyż bardzo łatwo obudzić się z przysłowiową ręką w przysło-wiowym nocniku. Chyba tego nie chcesz, co?Po trzecie – pamiętaj, że sprawiedli-wość nie istnieje, a wiele osiągnięć jest dziełem przypadku. Lepiej oczywiście być przygotowanym na każdą ewentualność, niemniej

– mimo ciężkiej pracy włożonej chociażby w przebrnięcie przez sesję - może się noga powinąć. Nie śmiem nikomu zarzucać wymyśl-nych sposobów sprawdzania prac, czy też tendencyjnych systemów oceniania – po prostu czasem moż-na mieć odrobinę szczęścia mniej. Lepiej być tego świadomym, bo po co niepotrzebnie się później dener-wować?

Po czwarte – nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Uczelnia będzie stra-szyć, pokazywać swoje mroczne strony, przedmioty, od których włos się jeży na głowie – nie daj się na-straszyć! Każdy kierunek ma swoje przedmioty, z którymi zawsze po-jawiają się pewne trudności. Warto wypytać starszych kolegów – jakie to przedmioty oraz czemu są z nimi problemy, a następnie… trzeba tylko usiąść i się nauczyć. Nie wyj-dzie raz, drugi… czasem piąty i szó-sty… Ale jeśli nie dasz się złamać – przebrniesz przez każdy egzamin i skończysz studia. Po prostu walcz o swoje!

Po piąte – zachowuj się. Nie ma nic gorszego niż przyjść na zaję-cia, czy konsultacje, żując gumę, czy też rzucając mięsem na pra-wo i lewo. Choć w ostatnim czasie znaczenie tytułu magistra znacz-nie spadło – to na uczelni wyższej ciągle obowiązują pewne „wyższe” standardy. Może się wydawać, że problemu nie ma, bo w końcu i tak zaraz kończy się dany przedmiot i nigdy więcej nie zobaczysz dane-go prowadzącego, ale… ci ludzie się znają. Zwyczajnie nie warto ro-bić sobie pod górkę.

Długo można by pisać o tym – co wolno, a czego nie. Jeśli jednak wiesz, że chcesz studiować oraz, że studia chcesz skończyć i coś z nich mieć poza samym świstkiem to pa-miętaj, że warto się przyłożyć i dać z siebie odrobinę więcej, niż tylko tyle by przetrwać. Wymiernych korzyści ciężkiej pracy nie widać od razu, ale z czasem to popłaca… uwierz, wiem co mówię.

I jeszcze jedno. Nigdy nie zapominaj o dobrej zabawie. Studia to nie tylko nauka, ale i ludzie. Zadbaj także o tę sferę życia, żebyś zwyczajnie nie zmarnował tych wspaniałych lat . q

Wybory? Nie gryzą!Paulina Erecińska

Wybory powszechne są niezwykle ważne w każdym demokratycznym państwie i to na każdym szczeblu, od lokalnego począwszy przez ogól-nokrajowy, kończąc na europejskim. Dlaczego? Bo są nie tylko świętem demokracji, ale także swoistą oceną wystawianą rządzącym przez oby-wateli. Jednak w Polsce ocena nie jest miarodajna z prostego powodu – frekwencja wyborcza jest na niskim (około 50%) poziomie, a w wyborach do Parlamentu Europejskiego spada do żenujących 30%. Przecież to od nas zależy, kto będzie rządził przez następ-ne lata, kto będzie reprezentował nasz kraj na zewnątrz, w jakim kierunku będą zmierzały sprawy w państwie. Nie dajmy sobie wmówić, że „jeden głos niczego nie zmieni”, bo to nie-prawda. Dlaczego? Gdy 1 mln osób uprawnionych do głosowania pomy-śli w ten sposób, to powiemy, że 1 mln głosów także niczego nie zmieni?

Wielu twierdzi, że nie chodzi na wy-bory, ponieważ nie ma na kogo gło-sować, bo nie interesuje się polityka,

Page 10: Impuls nr 2

10

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Kulinarne podróże po TrójmieścieKatarzyna Drażba

Wakacje już za nami i pewnie wcale nie macie ich dość. Niektórzy z Was na pewno próbo-wali egzotycznych potraw, pysznych włoskich lodów lub dziwnych orzeźwiających drin-

ków. Dla tych, którzy nie mieli takiej okazji lub tych co ją mieli, ale chcieliby porównać lub przypomnieć sobie te ciekawe smaki przygotowałam listę miejsc, które na pewno warto

odwiedzić i rozsmakować się w przygotowanych tam daniach.

Wakacje w Delhi

Zwiedzimy dzisiaj całe Trójmia-sto, chciałabym jednak zacząć od Delhi, które znajduje się na dale-kim wschodzie. Możemy się tam szybko przenieść odwiedzając

tutejsze, indyjskie restauracje. Tak jak Wy jestem studentką, więc sta-rałam się oprócz smaku patrzeć głównie na cenę.

Tandoori Love – Sopot. Sam wy-strój odpręża. Czuję się jak w

ciepłych Indiach, a ten zapach...mmm. Tandoori Love to niewiel-ka restauracja z pyszną, indyjską kuchnią. Menu, jak powiedziałaby Pani G., idealne, jednokartkowe. Ceny są średnie, porcje uważam, że mogłyby być większe. Osobi-

bo politycy to kłamcy i złodzieje. Może to i prawda, nie mnie to oceniać, ale przyznajmy się sami przed sobą – kto z nas czytał kiedykolwiek programy wyborcze partii? Ilu z nas śledzi poczy-nania radnych, posłów, europosłów i ich aktywność w odpowiednim orga-nie? A obecny czas, tj. jesień 2013 to najlepszy okres na sprawdzanie dzia-łalności naszych polityków. Najbliższe wybory dopiero za niecały rok (wio-sna/lato 2014 wybory do Parlamentu Europejskiego). Prawdziwa kampania wyborcza jeszcze się nie rozpoczęła, co oznacza, że nadzwyczaj wzmożo-na aktywność polityków także nie. Im bliżej będzie terminu wyborów, tym więcej pojawi się wpisów na stronie internetowej, udzielonych wywiadów czy, w przypadku posłów na Sejm RP, interpelacji i wystąpień na mównicy. To zamazuje rzeczywisty obraz działal-ności polityka.

Wybory do Europarlamentu są o tyle specyficzne, że tych najbardziej zaan-gażowanych w sprawy europejskie nie widać w polskich mediach, nie są częstymi gośćmi w audycjach radio-wych czy programach publicystycz-nych w telewizji. Zatem to na nas, wy-

borcach ciąży obowiązek sprawdzenia tego, jak działają. Czy są obecni na po-siedzeniach i głosowaniach parlamen-tu, czy zabierają głos w ważnych dla Polski sprawach? Czy może częściej widać ich w polskich mediach? To od nas zależy, czy wybieramy polityków kompetentnych czy medialnych.

Kolejny wybór, który nas czeka, to ten na szczeblu samorządowym. Niestety tu tylko nieliczne organy dają miesz-kańcom możliwość „kontrolowania” radnych. Rzadko funkcjonują rejestry online, w których można sprawdzić frekwencję radnych na sesjach rady miasta/gminy czy informację, czy dany radny był „za” czy „przeciw” danej ini-cjatywie. Pozostaje nam tylko bacznie śledzić lokalne serwisy informacyjne, w których pojawiają się relacje z sesji.

W wyborach parlamentarnych jako wyborcy mamy ogromne pole do popisu. Na stronie sejm.gov.pl istnieją wszelkie statystyki na temat działalno-ści posłów, liczba interpelacji, frekwen-cja podczas głosowań, stanowisko w danej sprawie czy aktywność w komi-sjach sejmowych. Co prawda, jak do-wodzi raport fundacji ePaństwo, liczba interpelacji nie jest miarodajna, ponie-waż posłowie często, żeby „nabić” sobie tę liczbę wysyłają tę samą interpelację

do wszystkich ministrów i innych or-ganów. Ale i tak wystarczy poświęcić chwilę, by wiedzieć, czy poseł, na któ-rego oddaliśmy głos w poprzednich wyborach, godnie nas reprezentuje czy zwyczajnie olewa sprawę.

Często brak zaangażowania w sprawy publiczne wynika z faktu, że w domu rodzinnym nie przywiązywano do nich wagi. Dlatego warto od najmłodszych lat uczyć dzieci postaw obywatelskich i uczestniczenia w życiu społeczno--politycznym. Przecież „stawianie krzy-żyków” przez dziecko na liście do gło-sowania może być dla niego świetną zabawą albo inaczej: nauką poprzez zabawę.

Pamiętajmy: mamy prawo do kon-trolowania rządzących, radnych, posłów – polityków. Nie bójmy się z tego prawa korzystać. Nie bójmy się podejmowania świadomych de-cyzji. Nie bójmy się sprawdzać kom-petencji kandydatów. Nie bójmy się głosować na kandydatów ze środka listy wyborczej, gdy wyda nam się najlepiej przygotowanym. Nie bój-my się oddać głosu nieważnego, gdy żaden z kandydatów nie będzie dla nas idealnym. Po prostu: nie bój-my się iść na wybory. Nie pozwólmy innym decydować za nas. q

Cd.

Wybory?...

Page 11: Impuls nr 2

11

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

ście jestem fanką samosów, in-dyjskich pierożków z grubego ciasta i farszem z warzyw, lecz 6 zł za sztukę… nie bardzo. Zdecydo-wanie mogę za to polecić Butter Chicken, czyli kawałki kurczaka w miodzie z sosem maślanym i hin-duską miętą. Niebo w gębie! I to niebo za 22 zł.

Zwycięzcą jednak pozostaje re-stauracja Mantra, ukryta w Gdań-sku na ul. Krynickiej i to dosłownie ukryta, bo znaleźć ją nie łatwo. Sala jest urządzona nieziemsko, obsługa jest naprawdę bardzo sympatyczna, a porcje są tak duże, że zabrałam połowę na wynos. Ceny nie są wygórowane, zwłasz-cza jak na taką wielkość porcji. Dla fanów delikatnej kuchni indyj-skiej polecam Chicken korma’e z pysznym soczystym kurczakiem i lekko słodkim sosem z orzechów nerkowca. Oczywiście znajdzie się też coś dla fanów pikantnych potraw jak np. Chicken Vindaloo, czyli kurczak w połączeniu z ty-powymi przyprawami indyjskimi nadającym ostrości. Restauracja mnie urzekła, jestem pełna podzi-wu i polecam każdemu, kto choć trochę lubi kuchnię indyjską, jak i tym, którzy chcieliby jej dopiero spróbować. Real American Dream

Z kuchnią amerykańska kojarzą nam się głównie Fast foody, ale czy takim jednym hamburgerem moż-na się w ogóle najeść? Oczywiście, że tak! Zwłaszcza, jeśli wstąpi-cie do Baranoli w Gdyni na ulicy Świętojańskiej 128. Super opcją jest to, że można wybrać między bułką żytnią a pszenną, hambur-gery są duże i naprawdę dobrze przyrządzone. Cena burgerów co prawda zaczynają się od 15 zł, ale moim zdaniem WARTO, bo są na-prawdę duże i pyszne! Jedynym minusem jest to, że lepiej wziąć hamburgera na wynos, bo wystrój nie zachęca do pozostania tam na dłużej. Lokal jest bardzo mały, a usiąść można jedynie przy baro-wych krzesłach. Dlatego dużo le-

piej wziąć hamburgera na wynos i przejść się do parku naprzeciwko.Najciekawsze jednak co widzia-łam i dalej mam w pamięci, to ten świetny smak, tzw. foodtrack, czyli nic innego jak Carmnik. Carmnik to restauracja na kółkach, która co kilka dni ustawia się w innym miejscu. Pozycji w menu co praw-da nie ma dużo, ale hamburgery (14zł) są genialne. Żeby sprawdzić aktualne miejsce postoju należy śledzić ich profil na facebook’u. Świetny pomysł + pyszne jedze-nie = przepis na sukces! Mogę was zapewnić w stu procentach, że się nie zawiedziecie. W hamburge-rach można się spodziewać m.in. bekonu, rucoli, jalapenos, czerwo-nej fasoli, sosu tzatziki i oczywiście 100% wołowiny.

Kwitnacy kwiat tajemniczej Japonii

Restauracje japońskie zazwyczaj nie należą do tanich, samo sushi najczęściej przygotowuje w domu, ale to też jest wydatek. Gdybyście jednak mieli ochotę na odrobinę luksusu i oczywiście jeśli lubicie tę nietypową kuchnię, zapraszam was do Origami Sushi. Lokal co prawda jest malutki, ale bardzo przyjemnie jest spędzić tam tro-chę czasu. Obsługa bardzo uprzej-ma, panie są zawsze gotowe, aby wszystko dokładnie wytłumaczyć, widać, że są tam dla klienta. Sushi pyszne od urumaki po nigiri i prze-pyszne herbaty. Cicho, spokojnie, przyjemnie. Kwintesencja tajem-niczego wschodu.

Warto też podejść do Avocado Sushi w Sopocie. Oprócz standar-dowego menu znajdą się też fry-kasy dla fanów ryb. Łosoś, tuńczyk i grillowany węgorz brzmi bardzo ciekawie. Ponadto duży wybór owoców morza. Ceny nie są niskie, ale jak wspomniałam wcześniej czasem odrobina luksusu z kraju kwiatu wiśni nam się należy. Pa-trzyłam na menu i aż mi ślinka cie-kła na myśl o kaczce w pomarań-czach, ale to niestety nie wydatek na mój portfel. Wystrój jest świet-

ny, doskonała atmosfera, idealne miejsce na spotkanie.

Troche „Polski” w tym wszystkim

A na koniec na osłodę coś co chy-ba wszyscy lubią. Lody! I to nie byle jakie. Moim zdaniem najlep-sze lody w trójmieście. W Gdańsku przy ulicy Wyspiańskiego 22 znaj-dziecie lodziarnie „Eskimo”. I może nie każdego to przekona, by od-wiedzić to miejsce, to jednak jest to wycieczka nie tylko do Gdańska Wrzeszcz, ale także do przeszło-ści. Lokal przenosi nas w czasie do PRLu, ale dla mnie to żaden minus. Na początku zamawia się konkretny smak lodów i w zamian za gotówkę dostaje się żeton, któ-ry dalej, przy ladzie wymienia się na swoje upragnione lody. Lody te są ręcznie robione i dziwnie jest patrzeć jak pani, która Ci je poda-je, wyciąga je łyżką z metalowych „kanek”. Ponadto można wziąć jedną gałkę z dwóch połączonych ze sobą smaków. Kolejki owszem są, jak to za czasów PRL bywało, ale po przepyszne lody (których gałka kosztuje 1,50 zł), opłaca się chwilkę poczekać. I nie oczekuj proszę milutkiej „panienki z okien-ka”, bo przywita Cię tam Pani z typową dla tamtych czasów miną „czego jeszcze Pan/ Pani chce”. Dla mnie urocze! POLECAM! Każdy po-winien tam kiedyś zawitać.

Nawet jeżeli wakacje spędziliśmy w Polsce, pracując czy spotyka-jąc się ze znajomymi, możemy na chwilę zjawić się zupełnie gdzie indziej, gdzieś po drugiej stronie globu, próbując czegoś, czego sami często nie przygotowaliby-śmy sobie w domu. Nie tylko je-dzenie może sprawić, że poczuje-my się jak na wycieczce w dalekim kraju. Muzyka, wystrój, obsługa to bardzo ważne czynniki, na które zawsze zwracam uwagę. Zapra-szam Was gorąco do odbycia ta-kiej mentalnej podróży. Chwila odpoczynku należy nam się na-wet po trzymiesięcznej przerwie od nauki. q

Page 12: Impuls nr 2

12

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

O wolontariacie słów kilkaJulia Szmyt

Według wielu, jeśli nie większości osób, z którymi rozmawiałam kie-dykolwiek na temat pracy w cha-rakterze wolontariusza, jest ona po prostu bezsensowną harówką i zu-pełną stratą czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. wolontariat akcyjny. Może i jest w tym trochę racji, jed-nak mimo wszystko, negatywne opinie nie zniechęcają wszystkich tych, którzy chcą pomagać innym, jednocześnie robiąc coś dobrego dla siebie.

Jeśli wierzyć ostatnim doniesie-niom naukowców z University of Exeter Medical School, wolonta-riat pozwala nie tylko na rozwój osobisty, zdobycie doświadczenia czy poznanie nowych ludzi. Ana-liza wyników przeprowadzonych przez nich badań, opublikowana niedawno w czasopiśmie BMC Pu-blic Health, wskazuje na możliwy pozytywny wpływ wolontariatu m.in. na zdrowie psychiczne, czy też długość życia zaangażowanych w niego osób. Istnieje kilka rodzajów wolontaria-tu, które różnią się zazwyczaj dłu-gością trwania i intensywnością wykonywanej pracy. Pierwszy to wspomniany już wyżej wolontariat akcyjny, polegający na pomocy, zwykle przez krótki okres (od jed-nego do kilku dni) przy jednorazo-wych lub cyklicznie odbywających się akcjach, np. imprezach kultural-nych czy sportowych.

O wiele bardziej wymagające są wolontariaty stałe i indywidualne. Pierwsze obejmują ścisłą, regular-ną współpracę z konkretną orga-nizacją czy instytucją, taką jak ho-spicjum, schronisko dla zwierząt, świetlica środowiskowa, drugie

zaś, działania na rzecz osób pry-watnych - pomoc osobom star-szym czy też niepełnosprawnym w codziennym życiu itp.

Najatrakcyjniejszym zaś rodza-jem pracy ochotniczej zdaje się być wolontariat zagraniczny, czyli m.in. praca w zagranicznych insty-tucjach i placówkach socjalnych, wyjazdy na misje humanitarne i workcampy, w czasie których pracuje się na rzecz lokalnej spo-łeczności. Aktualna sytuacja na rynku pracy nie jest za ciekawa, wiemy to wszyscy. Wolontariaty dają możliwość wszechstronnego rozwoju, a poza tym każda dodat-kowa aktywność jest pozytywnie rozpatrywana przez potencjalnych pracodawców. Kandydaci zajmu-jący się wolontariatem uważani są za osoby otwarte, nie bojące się podejmowania nowych wyzwań, samodzielne, a zarazem potrafiące dobrze współpracować i funkcjo-nować w grupie.

Niestety, wolontariat dla niektó-rych mógł być jedynie jednorazo-wą przygodą pod koniec nauki w gimnazjum, kiedy to za "odrobie-nie" kilku godzin darmowej pracy można było uzyskać dodatkowe punkty podczas rekrutacji do szko-ły średniej. Nie wszyscy są skłonni do pomocy osobom chorym, nie-pełnosprawnym, nie mówiąc już o zwierzętach, a na pewno nie o wspieraniu przygotowań np. do lokalnego festiwalu muzycznego. Wielokrotnie proponowałam swo-im znajomym zaangażowanie się w różnego rodzaju wolontariaty, ale zazwyczaj spotykałam się z od-mową, w większości przypadków uargumentowaną, brakiem zapła-

ty za wykonywaną pracę.

Z własnego doświadczenia wiem, że osoby będące jednak zainte-resowane tego typu działaniami, łatwo znajdą wiele ofert w obrębie swoich zainteresowań.

W ciągu kilku ostatnich lat brałam udział w ponad dziesięciu wo-lontariatach, głównie akcyjnych, podczas, których pomagałam przy przygotowaniach, promocji i orga-nizacji różnych wydarzeń kultural-nych (m.in. akcji organizowanych przez Muzeum Emigracji w Gdyni i Festiwali Globaltica oraz CUDA-WIANKI). Dało mi to dosyć sporą satysfakcję, czułam że robię coś pożytecznego dla siebie – dowie-działam się i nauczyłam czegoś no-wego oraz poznałam wielu wspa-niałych ludzi z pasją, i innych – nie tylko organizatorów, ale również lokalnej, trójmiejskiej społeczno-ści, z myślą o której te wszystkie eventy były tworzone.

Myślę, że dużym błędem jest umniejszanie roli wolontariatu ze względu na brak otrzymywania wynagrodzenia i nawet jeśli nie wierzymy, że wykonywanie takie-go zajęcia poprawi naszą atrakcyj-ność na rynku pracy, to i tak zysku-jemy bardzo dużo. Chociażby to, że nie musimy narzekać na nudę. q

Osobom zainteresowanym wolontariatem polecam portal KIWI (kiwi.org.pl), który powstał z inicjatywy Regionalnego Cen-trum Wolontariatu w Gdańsku, i na którym zapoznać można się z aktualnymi ofertami skierowanymi do mieszkańców Gdańska, Sopotu i okolic.

Page 13: Impuls nr 2

13

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Życie studenckie - stowarzyszenia, koła na-ukowe i inne inicjatywyKarolina Gałka

Jak obiecywaliśmy, w kolejnych numerach, zwiedzimy kampus Uniwersytecki pod kątem działalności kół naukowych i innych inicjatyw na UG w tym ACK ALTERNATOR i będziemy

przyglądać się bliżej kolejnym organizacjom!

Czym jest Niezależne Zrzesze-nie Studentów i jak w ogóle do-szło do jego powstania?

Agata Stepnowska, studentka II. roku Pedagogiki, Sekretarz Nieza-leżnego Zrzeszenie Studentów UG - NZS jest organizacją studencką, która zrzesza studentów różnych kierunków, o różnych charakterach i różnych zainteresowaniach, więc w skrócie można powiedzieć że NZS jest mieszanką osobowości. Czasami jest to mieszanka wybuchowa, ale co najważniejsze, NZS pomaga każ-demu rozwijać się na swój własny sposób.

Maciej Cholewiński, student IV roku Prawa, Przewodniczący Niezależ-nego Zrzeszenia Studentów UG: - NZS powstał pod koniec sierp-nia 80. roku w wyniku pamiętnych wydarzeń w stroczni tego samego roku. Założyciele NZS-u z całą sta-nowczością sprzeciwiali się polityce ówczesnych władz komunistycz-nych. Od pamiętnych strajków ma-jowych 88 minęło już 25 lat, warto pamiętać, że to studenci z NZS-u byli ich motorem napędowym. Dziś NZS nie zmienił się o tyle, że wciąż zrze-sza najzdolniejszych i najaktywniej-szych studentów w Polsce. Na naszej uczelni staramy się działać na rzecz i dla dobra całej akadmickiej przy-szłości.

A czym dla Ciebie jest NZS?M.Ch.: Miejscem gdzie rozwinąłem wszystkie swoje umiejętności, o których istnienie nawet się nie po-dejrzewałem. Te zarówno interper-sonalne, organizacyjne, związane z zarządzaniem projektami; wiem jak pozyskiwać środki, jak komuniko-wać się ludźmi, zdobyłem mnóstwo znajomości, które przydadzą mi się na rynku pracy już po studiach - to wszystko dzięki NZS. Poznałem tu wielu wspaniałych ludzi z różnych kierunków, co nie udałoby mi się w żadnym kole naukowym.

Dlaczego wybrałyście właśnie NZS, a nie jakąkolwiek inną or-ganizację studencką?

A.S.: Właściwie to był zupełny przy-padek. Chciałam działać i natknę-łam się na ulotkę NZS, zaintereso-wałam się, co to takiego. Spodobały mi się nie tylko projekty, ale także charakter organizacji.

Sylwia Muszak, studentka III. Roku Filologii Polskiej, redaktor naczelna IMPULSU NZS UG:- Niezależne Zrzeszenie Studentów wybrałam, ponieważ słyszałam, że jest to organizacja, która nie zamy-ka się tylko na życie studenckie, ale stawia na nowe pomysły i kreatyw-ność członków, a każdy z nich może pracować przy kilku projektach na

raz. Wiedziałam, że nie będzie nud-no.

Czy NZS spełnił Twoje oczeki-wania, czy z punktu widzenia czasu uważasz, że był to dobry wybór?

S.M.: Jestem w organizacji dopiero pół roku, a już udało mi się awanso-wać na koordynatora długotermino-wego projektu, więc pod względem możliwości rozwoju moje oczekiwa-nia zostały jak najbardziej spełnione. W każdej grupie, gdzie wiele osób to indywidualiści, ze skłonnościami do „liderowania” zdarzają się konflikty. Jednakże, każdemu członkowi zale-ży na poprawnym funkcjonowaniu organizacji, to sprawia, że szybko idziemy na kompromisy. Wiadomo, nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogłoby być lepiej, ale po to wła-śnie jesteśmy- żeby pracować nad niedociągnięciami.

Czym się dokładnie zajmujecie? Jakie działania podejmujecie?

M.Ch.: Staramy się, żeby UG nie było tylko miejscem do nauki i chodze-nia na wykłady. Organizujemy wiele projektów, które mają uatrakcyjnić studencką rzeczywistość, a także pomóc przyszłym absolwentom w ich rozwoju zawodowym. Wampiria-da, Drogowskazy Kariery, Pstrykalia-

Pod lupą: Niezależne Zrzeszenie Studen-tów Uniwersytetu Gdańskiego

Page 14: Impuls nr 2

14

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

da czy też Studencki Nobel – to tylko niektóre z naszych projektów. Chce-my także walczyć z niesprawiedliwo-ściami, jakie dotykają studentów na uczelniach, pokazywać im jakie mają prawa. Warto wspomnieć, że to mię-dzy innymi nasze działania przyczy-niły się do ponownego przyznania 51% ulgi na przejazdy PKP.

Co trzeba zrobić aby do Was do-łączyć?

A.S.: Trzeba chcieć.

A jakieś formalności?

M.Ch.: Nic prostszego! Wystarczy wejść na naszą stronę internetową i kliknąć w zakładkę ,,Dołącz do nas" - powiadomimy Cię o najbliższym spotkaniu rekrutacyjnym. Możesz też się udać bezpośrednio na nie i tam przybliżymy Ci specyfikę dzia-łania NZS-u i czym on tak naprawdę dla nas jest.

A Ty, Sylwio, dlaczego zdecydo-wałaś się na bycie koordynato-rem IMPULSU NZS UG? Dlacze-go ten właśnie projekt?

S.M.: Pracowałam już wcześniej przy budowaniu czasopisma od podstaw i chciałam tę wiedzę wy-korzystać. Dlatego, gdy pierwszy raz usłyszałam, że IMPULS ma szanse być projektem długoterminowym i zaistnieć jako cyklicznie wydawa-na gazeta, postawiłam sobie za cel zrobić wszystko, żeby się udało. Nie ukrywam, że dużą motywacją była świadomość, iż IMPULS był wyda-wany już wcześniej, 25 lat temu, nielegalnie i miał spore znaczenie podczas strajków majowych na UG. Skoro tamtej redakcji udało się mimo wszystkich przeciwności, to i my- obecni członkowie, powinniśmy stanąć na wysokości zadania.

Ja również mam nadzieję, iż IMPULS stanie się projektem długotermino-wym i chyba najważniejszym, gdyż jest w stanie dotrzeć do najszersze-go grona odbiorców, a ponadto ma wspominaną już przez Ciebie war-tość historyczną.

Tak na zakończenie, czy Twoim zdaniem są jakieś minusy członko-stwa w NZS?

M.Ch.: Gdy angażujesz się bardzo mocno w tego typu działalność tak jak ja to masz mniej czasu na inne rzeczy - wliczając w to naukę. Wszystko jednak można w miarę możliwości pogodzić, tylko potrzeba na to czasu i dobrej organizacji. Jednak gdybym żył tylko studiami po ich zakończeniu niewiele by mi pozostało - a tak wiem, że dzięki NZSowi poradzę sobie także po skończeniu uczelni. q

Tablica OgłoszeńAkademickie Centrum Kultury - Alternator

ul. Wita Stwosza 58 80-952 Gdańsk

Kino i TeatrGIT Grupa Improwizacji Teatralnych

Słownik teatru określa improwizacje jako „działanie artystyczne łączące moment kreacji i wykonania”- KREUJMY WIĘC!

tel. 695 974 [email protected]

Dyskusyjny Klub Filmowy UG "Miłość Blondynki"Zrzeszenie miłośników kina, wspólne projekcje a także miejsce

dyskusji oraz dzielenia filmowych doświadczeń.tel. (058) 523 24 50, tel/fax (058) 523 23 00

[email protected]

Zespoły TańcaZespół Tańca Brzucha UG "AGADIR"

Połączenie klasyki tańca dalekiego Wschodu z europejską współczesną kobiecością.

tel. 605 228 642, [email protected],agadir.ug.edu.pl

Zespół Tańca Celtyckiego UG "Animus Saltandi"Zajęcia i dla początkujących, i dla bardziej zaawansowanych.

Warsztaty w kraju i zagranicą, projekty taneczne.Tel. 502 280 575, [email protected]

Zespół Tańca Irlandzkiego i Szkockiego UG "Trebraruna” Zarówno tradycyjne, jak i nowoczesne oblicze irlandzkiego i

szkockiego folkloru oraz dynamicznie rozwijająca się sekcja fireshow. Występy, warsztaty i treningi.

Niedziele 13.00 – 18.00 ,tel. 790-021-700 lub 602-689-694

[email protected], www.trebraruna.pl

Zespół Pieśni i Tańca UG "JANTAR"Tańce regionalne i narodowe w połączeniu ze śpiewem. Występy

w kraju i za granicą, oprócz tego masa dobrej zabawy, duża dawka energetycznych kroków tanecznych!

tel. (058) 523 24 50, tel/fax (058) 523 23 [email protected], www.jantar.ug.gda.pl

Page 15: Impuls nr 2

15

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

SztukaKulturalny Kolektyw UG

Warsztaty, festiwale muzyczne, projekty filmowo-prelekcyjne oraz wydarzenia kulturalne.

W ramach Kolektywu:

PRACOWNIA SITODRUKUPracownia artystyczna do dyspozycji studentów UG,

bezpłatne tworzenie wzorów i nadruków.

Wtorek 16:00 - 20:00.

UNIWERSYTECKA KRONIKA FILMOWA

Studencka grupa miłośników kina - tworzenie filmowego archiwum UG, oraz realizacja

własnych projektów filmowych przy pomocy dostępnego

sprzętu. tel. (058) 523 24 50

tel/fax (058) 523 23 00 [email protected]

Studencka Agencja Fotograficzna UG

Promocja fotografii wśród studentów i absolwentów oraz wspólne projekty, wyjazdy ple-

nerowe, konkursy i wystawy. tel. 600 249 860

[email protected]

RUSZA FOREX CUP YOUNG - największy konkurs forex dla studentówAdam Kwiatkowski

W tym roku X-Trade Brokers, pol-ski, jeden z największych domów maklerskich w Europie, wraz z Nie-zależnym Zrzeszeniem Studentów organizuje drugą edycję tego bez-płatnego konkursu, polegającego na inwestowaniu wirtualnych 10 000 PLN w różnego rodzaju instrumenty

finansowe. Trwa on trzy tygodnie, a wszystkie inwestycje dokonują się natychmiast na rzeczywistym rynku. Wygrywa osoba, która najlepiej po-radzi sobie z inwestowaniem i osią-gnie najwyższe stopy zwrotu. A jest o co walczyć. W zeszłorocznej edycji nagrodą główną był MacBook Pro

oraz staż w XTB, a nagrodami tygo-dniowymi smartphony HTC One.

Zanim rozpocznie się konkurs, ana-litycy z XTB przyjadą na Uniwersytet Gdański i Politechnikę Gdańską, by nauczyć Was podstaw analizy tech-nicznej i obsługi platformy xstation.

Następnie przez tydzień będziesz mógł zaprzyjaźnić się z platformą i podjąć pierwsze inwestycje. Śledź nas na: www.forexcupyoung.pl oraz fb.com/forexcupyoung

Po raz kolejny NSZ UG zorganizuje akcję honorowego studenckiego krwiodawstwa ,,Wampiriada”. Przy-gotujcie się na wielkie upuszczanie krwi! Startujemy 13-go listopada. Tym razem będziemy na kampusie Uniwersytetu wysysać z was krew nie przez trzy, ale przez cztery dni. Razem z Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Gdańsku chcemy w końcu prze-łamać magiczną barierę i zebrać 100 litrów krwi, co nie udało się w żadnej poprzedniej edycji Wampi-riady.

Jeśli chcesz nam w tym pomóc, to nie musisz wcześniej biegać po lekarzach i badać czy się nadajesz. Wystarczy, że w daniach 13, 14, 21. albo 25. listopada przyjdziesz na

wydział, na którym będziemy po-szukiwali krwiodawców. Na miej-scu zostaniesz przebadany przez lekarzy i ewentualnie dopuszczony do oddania krwi. Cały zabieg jest prawie bezbolesny. Położysz się w wygodnym fotelu i nawet nie zo-rientujesz, kiedy będzie po wszyst-kim. Przewidujemy atrakcyjne nagrody dla wszystkich śmiałków: gadżety miasta Gdańsk, NZS UG, vouchery, karnety do restauracji, bilety do trójmiejskich kin, teatrów i wiele innych.

Jeśli jesteś już krwiodawcą, to tym bardziej musisz stawić się na Wam-piriadzie! Każda kropla krwi jest ważna. Pamiętaj, że twoja krew może przywrócić kogoś do życia. Bądź czyimś cichym bohaterem! q

Jeśli jesteś studentem, który nie ukończył 26. roku życia, choć trochę interesujesz się rynka-mi finansowymi oraz masz odrobinę czasu i szczęścia, to ten konkurs jest dla Ciebie!

Nie bądź żyła, oddaj krew!Arkadiusz Węsierski

Page 16: Impuls nr 2

16

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

„Któregoś dnia zdałem sobie sprawę, że pomaganie jest najbar-dziej skuteczne, kiedy dostrzegam i pielęgnuję piękno kryjące się

w drugim człowieku”

To słowa założyciela obecnie naj-prężniej rozwijającej się akcji cha-rytatywnej w Polsce, które najlepiej opisują jej główną ideę. Od 12 lat akcja Szlachetna Paczka dociera z pomocą do najbardziej potrzebu-jących rodzin w okresie bożona-rodzeniowym, aby wesprzeć je w trudnej życiowo sytuacji. Ale co wy-różnia Szlachetną Paczkę na tle po-dobnych inicjatyw? Pomoc ta, ma stanowić impuls do zmiany, sposób na odbicie się z przysłowiowego dołka. Ponadto jest ona skierowa-na do konkretnej rodziny, o swojej niepowtarzalnej historii, adekwat-na do indywidualnych potrzeb jej członków.

Jak to działa?

W telegraficznym skrócie: wolon-

tariusze przeprowadzają wywiad z potencjalną potrzebującą rodziną. Na podstawie wielu kryteriów oce-niają czy domownicy mają postawę roszczeniową (nastawioną na ła-twy zysk-najprawdopodobniej nie zostaną zakwalifikowani do pro-gramu), czy też Szlachetna Paczka może coś zmienić w ich życiu- mają potencjał. Rodziny przyjęte do ak-cji trafiają do bazy internetowej, gdzie są wybierane przez darczyń-ców- osoby, które przygotują dla nich paczki świąteczne. W trakcie trwającego dwa grudniowe dni fi-nału kartony wypełnione po brzegi trafiają przez ręce wolontariuszy do rodzin. Są to prezenty jedyne w swoim rodzaju- od używanej lodówki dla 7-osobowej rodziny, przez nowy wózek inwalidzki dla samotnej starszej pani, po kilka

kilogramów cukru i paczek makaronu dla mamy 4-letniej Zosi.

Niekiedy pomoc przeradza się w stały kontakt, a z czasem przyjaźń. Innym ra-zem osoba, która uzyskała pomoc, zarażona tą piękną inicjatywą, zostaje 2 lata później koor-dynatorem regio-nalnym Szlachetnej Paczki. Niesamowi-tych historii jest wie-le i z każdą kolejną edycją ich przyby-wa, a jednocześnie każda z nich jest nie-powtarzalna i wyjąt-kowa. Wiele z nich opisanych zostało na stronie www.szlachetnapaczka.pl. Zachęcam gorą-AdriANNA KArPińSKA i MAcieJ chOleWińSKi

- WOlONtAriuSZe POdcZAS AKcJi

co do lektury!

Dlaczego w ogóle piszemy o tym na łamach studenckiego „Impulsu”, kiedy do świąt jesz-cze daleko?

Po pierwsze obie inicjatywy łączy słowo klucz, czyli IMPULS! Po dru-gie dlatego, że tak naprawdę akcja trwa cały rok, a teraz rozpoczyna się jej bardzo ważny etap jakim jest rekrutacja wolontariuszy. Sama działam w Szlachetnej Paczce już trzeci rok, dwukrotnie byłam wo-lontariuszką, a podczas tegorocz-nej edycji, chcąc jeszcze bardziej rozsławić akcję wśród młodych ludzi organizuję rejon pod skrzy-dłami Niezależnego Zrzeszenia Studentów Uniwersytetu Gdań-skiego (to trzeci powód!), który będzie funkcjonował przy naszej uczelni. A co najważniejsze, wierzę że artykuł trafi do osób ambitnych, nieobojętnych na los drugiego człowieka i chętnych do podjęcia tego wyzwania.

Co zyskuje osoba angażująca się w Szlachetną Paczkę?

Oprócz oczywistej i najważniejszej wartości jaką jest radość i satysfak-cja z niesienia pomocy drugiemu człowiekowi działalności w projek-cie rozwija w wolontariuszu wie-le umiejętności poszukiwanych obecnie na rynku pracy. Należą do nich między innymi: praca w zespole, umiejętności interperso-nalne, orientacja na cele i wyniki, samodzielne i kreatywne podej-ście do problemów, kompetencje

Szlachetna paczkaAdrianna Karpińska

Fot.

NZS

UG

Page 17: Impuls nr 2

17

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

liderskie, zarządzanie czasem, or-ganizacja pracy i wiele innych.

Dla większości wolontariuszy udział w akcji stanowił jedno z naj-ważniejszych wydarzeń w życiu.

Jak zostać wolontariuszem Szlachetnej Paczki?

Procedura jest bardzo prosta- wy-starczy odwiedzić stronę www.su-perw.pl i wybrać odpowiedni dla siebie rejon (zachęcam do klikania na Gdańsk Wita Stwosza-Strzyża). Następnie należy wypełnić inter-netowy formularz zgłoszeniowy i

czekać na kontakt od lidera rejonu z zaproszeniem na weryfikującą je rozmowę kwalifikacyjną. Brzmi ofi-cjalnie, ale jest to przede wszystkim okazja do zapoznania się i wymiany doświadczeń. Jeśli spotkanie prze-biegnie pozytywnie, przyszły wolon-tariusz będzie miał okazję przekonać się na własnej skórze, że impuls do zmiany naprawdę działa. q

Cd.

Szlachetna...

Woodstock, jako wydarzenie stricte kulturalne, odcisnęło piętno na kilku pokoleniach. Jego polska wersja sta-je się czymś podobnym. W tym roku miała miejsce jego 19. edycja. Czas więc na kilka refleksji, wniosków na przyszłość i parę słów komentarza o tegorocznym Przystanku Wood-stock.

Mówi się niejednokrotnie, że jest on pewnego rodzaju przystanią i oazą wolności, a także taką pozytywną „czarną dziurą”, w której codzienne problemy i troski schodzą na dalszy plan. Liczy się więc tylko dobra za-bawa i uśmiech na twarzach Wood-stockowiczów. Wszystko to i jeszcze więcej wytwarza pewną pozytywną atmosferę, w której jest miejsce na inność, kreatywność, pokój, miłość i dobrą muzykę.

W tym sensie jest to miejsce nie-zwykłe: stwarza warunki do kom-pletnego wyzwolenia z panujących w świecie „rzeczywistym” norm i zwyczajów. Nikogo nie dziwi rozne-gliżowany facet w stroju wikinga, ani propozycje „darmowych przytula-nek”. Inny świat, jaki wytworzył się na tej imprezie, jest niewątpliwie czymś niewyobrażalnym dla ludzi stojących z boku i niebiorących w nim udziału.Jest to również swego rodzaju agora, forum, w którym można swobodnie wymieniać poglądy. Do Akademii Sztuk Przepięknych są zapraszani publicyści, celebryci, księża, dzienni-

karze, artyści czy poli-tycy. Ludzie o różnym podejściu do życia, o różnych światopoglą-dach i osobowościach, którzy debatują z mło-dzieżą nierzadko na tematy bardzo ważne i ciekawe zarazem. W tym roku doświadczy-liśmy pewnego przykrego incydentu, a mianowicie „napadnięcia” na redak-tora Grzegorza Miecugowa, w trakcie nadawanego z ASP na żywo „Szkła Kontaktowego”. Jest to moim zda-niem jednak wyjątek potwierdzający regułę, że w tym miejscu jest też czas na merytoryczną debatę wszystkich, którzy chcą w niej uczestniczyć. Do-wodem na to, paradoksalnie, jest na-pis znajdujący się na tabliczce, którą prowodyr trzymał w ręku: „TVN kła-mie!” - z tym hasłem zgodzi się wiele osób. Oczywistym jest fakt, że każdy argumenty poparty siłą, jak w tym wypadku, jest dyskredytowany już od samego początku, ale warto się nad tym zastanowić jak media ma-instreamowe próbują nam narzucić swoją wizję rzeczywistości, ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

Trzeba się jeszcze zastanowić się nad jedną ważną kwestią, a mianowicie nad tym, jaką rolę pełni ta impreza w wychowywaniu nowych pokoleń. Na pewno młodzież może się tam wyszaleć i wybawić na cały następny rok. Może wykrzyczeć to, co ją boli,

to, z czym się nie zgadza i co stanowi dla niej problem,, by odnaleźć się w „dorosłym” życiu. Można powiedzieć, że Woodstock stał się tym, czym w PRL-u był festiwal w Jarocinie. Wtedy władze Polski Ludowej zezwalały na zachowania głęboko odstające od przyjętych norm, tylko po to, by mło-dzież, mówiąc kolokwialnie, „mogła się tam wyszumieć”, aby przez cały następny rok być pokornym i przy-kładnym obywatelem kraju. Dzisiaj sytuacja się powtarza. Z tymże nie ma już milicji i jednej dominującej partii mówiącej nam, jak mamy żyć. Mamy jednak inne problemy, z który-mi młode, woodstockowe pokolenie musi się zmierzyć. Są nimi przykłado-wo brak pracy i perspektyw na życie, „pędzący” konsumpcjonizm, a także perspektywa koniecznego dla prze-trwania wyjazdu za granicę i wiele innych wyzwań,, z którymi musimy się zmierzyć.

Biorąc to wszystko pod uwagę, moż-na śmiało powiedzieć, że Woodstock jest nam potrzebny. Nawet nie zdaje-my sobie sprawy jak bardzo, a najbar-

Czy Woodstock jest w ogóle komuś potrzebny?Zbigniew Dorawa

Fot.

Zbig

niew

Dor

awa

Page 18: Impuls nr 2

18

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Mam pięć lat i jestem żoną.Marta Szaszkiewicz

Każdego dnia tysiące dziewczynek, często nie starszych niż 10-12 lat, jest gwałconych przez swoich mężów. O ich prawa nie upomina się żadna in-stytucja, organizacja, czy chociażby publiczna demonstracja.

O nielegalnych małżeństwach w In-diach słyszał już pewnie każdy. Spra-wa ta wciąż szokuje i wywołuje wiele emocji. Problem dotyczy sytuacji dzieci, które w Indiach są zmuszane do małżeństw i wykorzystywane sek-sualnie. Organizacje takie jak ICRW (International Center for Research on Women) są bezradne wobec tego problemu.

Najwięcej tego typu ożenków jest w Indiach. Tutaj zawiera się 40 proc. dziecięcych małżeństw świata. „W wielu krajach jest to nienaruszalna tradycja. Zwykle kontrakt między ro-dzicami dziecka a przyszłym małżon-kiem zawiera się, gdy dziewczynka ma kilka lat, ale zdarza się, że jeszcze przed narodzeniem przydziela się jej wybranka.”1 Przymusowe śluby są ofi-cjalnie zakazane w tym kraju, ale nie-oficjalnie ciągle praktykowane jest aranżowanie małżeństw. Jednym z przykładów takiego małżeństwa jest historia Nojoud Muhammed2, która jest oficjalnie ośmioletnią rozwódką. W jednym z wywiadów dla „Yemen Times” mówiła: „ Ilekroć chciałam się bawić na podwórku, bił mnie i

kazał iść z nim do sypialni. Był naj-brutalniejszy, gdy prosiłam o litość.”3 Wobec takich sytuacji organizacje pozarządowe stają się bezradne. Pra-wo formalnie zabrania takich ślubów, jednak społeczeństwo i wszelkie or-ganizacje twierdzą, że rząd zupełnie go nie egzekwuje. Gwałty są plagą, a dziewczyna, która utarci dziewic-two, staje się ciężarem dla rodziny, bo „nie nadaje” się do małżeństwa. „Najkorzystniejsze” dla rodziców jest wydanie dziewczynki za mąż, zanim skończy ona 15 lat. 18-latki to już „sta-re panny” i traktowane są, jako kobie-ty drugiej kategorii.

Według urzędników stanu cywilne-go nie ma określonego minimalne-go wieku wymaganego przez prawo do zawarcia związku małżeńskiego, można zawrzeć kontrakt nawet z roczną dziewczynką. Zależy to od tradycji i otoczenia. Trzeba przyznać, że niektórzy mężczyźni wiążą się z sześciolatką, ale seks uprawiają z nią, gdy ukończy dziewięć. Wtedy dopiero rozpoczyna się proces doj-rzewania przyszłej kobiety. Konse-kwencje zdrowotne takiego ożenku są przerażające. Problemy medycz-ne związane ze zmuszaniem dzieci do współżycia seksualnego przed osiągnięciem dojrzałości płciowej to rozerwane ściany pochwy i we-wnętrzne jej uszkodzenia mogące prowadzić do dożywotniego nietrzy-

mania moczu lub śmierci. Wspomniana przeze mnie ośmiolet-nia rozwódka Nojoud Muhammed Ali jest wyjątkiem. Stała się boha-terką i symbolem wolności wśród swoich rówieśniczek z Jemenu. Po dwóch miesiącach współżycia ze swoim mężem, który ją bił, zmuszał do stosunku i torturował powiedzia-ła: dość. Wsiadła do taksówki i poje-chała do najbliższego sądu. Tam na korytarzu zaczepiła pierwsza osobę, jaką spotkała. Miała wiele szczęścia, bo trafiła na liberalnego sędziego Muhhamada Al-Qathiego. Dzię-ki niemu 30-letni, Faez Ali Thamer obecnie wciąż przebywa w areszcie. W marcu 2009 roku wniesiono ko-lejne poprawki w prawie Jemenu: zmieniono minimalny wiek zawarcia małżeństwa do 17. roku życia. Od tego czasu umowa małżeńska musi być poświadczona przez sędziego. Parlament zmienił prawo pod presją społeczeństwa i organizacji między-narodowych, które były szczególnie zaangażowane w historię Nojoud Ali. Lecz czy jest przestrzegane?

Szacuje się, że rocznie nawet 12 mi-lionów dziewczynek w wieku oko-ło 5 lat staje na ślubnym kobiercu z mężczyznami w średnim wieku. Dla-czego pozwala się na taki proceder? Osoby, które na co dzień zajmują się pomocą takim dziewczynkom, wiedzą, że nie ma prostego planu na ich uratowanie. Nie można ich odseparować od społeczeństwa, bo jak wtedy będzie wyglądać ich ży-cie? Nie można też ich zmusić, aby uciekły. Jedynym rozwiązaniem jest doprowadzenie do tego, żeby ludzie zrozumieli, jak wielką krzywdę wy-rządzają tym dzieciom. Niestety, to nie jest takie proste. q

1. J. Sierakowska, Moja ośmioletnia żona, „Wprost” 14 stycznia 20132. Nojund Muhammed Ali (ur. 1998 w Jemenie) jest postacią i symbolem wal-ki przed wymuszonym małżeństwem.W wieku dziesięciu lat uzyskała rozwód. 3. J. Sierakowska, Moja ośmioletnia żona , „Wprost” 14 stycznia 2013

dziej tak naprawdę... władzy (sic!). To ona, musi napędzać takie wydarzenia jak Woodstock, tzw. pokolenie nieza-dowolonychmiało gdzie się złościć i wyładować swój gniew! Dlaczego na terenie tej imprezy nie ma faktycznie policji? Właśnie po to, aby uzasadnić fakt, o którym teraz wspomniałem. Punkt widzenia zależy od punktu sie-dzenia, ale w tym przypadku nie ma to większego znaczenia, bo niezależ-

nie w którym miejscu byśmy nie „sie-dzieli”, to dla każdego to wydarzenie jest potrzebne jak woda na pustyni. Nie zmienia to jednak „oczywistej oczywistości”, że w tak brutalnych czasach, w których liczy się tylko ego-izm, warto przyjechać na początku sierpnia do Kostrzyna nad Odrą, aby choć na chwilę poczuć prawdziwą i „czystą” wolność, a także doświad-czyć pozytywnej empatii i energii, których w tym miejscu zawsze jest pod dostatkiem. q

Cd.

Mam pięć...Cd.

Czy Woodstock...

Page 19: Impuls nr 2

19

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Studiowanie w Niemczech? Warum nicht?!Paulina Erecińska

Studiowanie w innym kraju, na innej uczelni daje porówna-nie i ogląd, co jest fajnego na rodzimej uczelni, a co mogło-by funkcjonować lepiej. Jak po półrocznym studiowaniu na

Uni Bremen wypada Uniwersytet Gdański?

Wielu moich znajomych dziwiło się, że zamiast słonecznych i gorących Włoch wybrałam Bremę w Niem-czech jako miejsce na mojego Era-smusa. Niemcy, które kojarzą się z okropnym językiem, brzydkimi kobietami i znanym powiedzeniem „Ordnung muss sein”. A ja po pro-stu lubię ten kraj. I dlatego semestr zimowy 2011/2012 spędziłam wła-śnie w tym uroczym mieście nad Wezerą.

Czym jest Erasmus? Podejrzewam, że większość czytelników wie, jed-nak dla tych, którzy nie słyszeli o tym programie Unii Europejskiej pokrótce wytłumaczę. Erasmus to wymiana studencka, dzięki której żacy mają możliwość wyjazdu na zagraniczną uczelnię na semestr bądź cały rok akademicki. Część kosztów związanych z mieszkaniem i studiowaniem pokrywa UG (dzięki grantom z UE), część trzeba pokryć z własnej kieszeni. Niektóre kierun-ki na naszym uniwersytecie, jak np. ekonomia czy psychologia, mają bogaty wachlarz uczelni do wyboru, niektóre nieco uboższy. Jednak nie-zależnie od tego, do jakiego kraju i do jakiego miasta się pojedzie stu-diować, warto z tej możliwości sko-rzystać.

Wracając do kwestii Niemiec - czy faktycznie wszystko jest tam takie poukładane? Czym różni się stu-diowanie w Niemczech od tego w Polsce?

Obalam pierwszy mit – biurokracja jest dokładnie tak samo spora, jak u nas. Tysiące formularzy, dokumen-tów, też często zagubione. Przykład? Na maila od uczelni odnośnie miesz-kania czekałam miesiąc dłużej niż

pozostali studenci Erasmusa. Spra-wiło to, że ledwo udało mi się zna-leźć jakieś lokum przed przyjazdem do Bremy. Przykład drugi? Moja ko-leżanka w ogóle nie dostała maila z potwierdzeniem, że została przyję-ta, mimo zapewnień ze strony uczel-ni macierzystej, że wszystkie doku-menty zostały wysłane. Po tygodniu okazało się, że jej teczka „gdzieś się zapodziała, ale się już odnalazła”. To, na co jednak nie mogę narzekać to fakt, że te tysiące dokumentów można wysłać mailem. Nie trzeba stać w kolejce w dziekanacie, wy-starczy je przesłać na wskazany ad-res. A na odpowiedź, czeka się mak-symalnie dwie godziny (chyba, że nasz mail się gdzieś zagubi – tak jak opisałam powyżej). Także w kontak-tach z wykładowcami!

Coś, co niezwykle mi się spodobało, to platforma STUD.IP. Jest to nic in-nego jak nasz uniwersytecki Portal Edukacyjny połączony z Portalem Studenta. Dzięki niemu samemu wybiera się przedmioty i tym sa-mym ustala plan zajęć. Jest oczywi-ście pula przedmiotów, które trzeba wybrać, ale poza nimi ma się swo-bodny wybór przedmiotów. Poza tym na STUD.IP w momencie zaak-ceptowania Twojego wyboru przez wykładowcę, masz dostęp do bazy danych danego przedmiotu. Jest szczegółowy plan zajęć, czyli wia-domo, co w danym tygodniu będzie omawiane na zajęciach i dodatko-wo do każdych zajęć jest wrzucona zeskanowana przez wykładowcę literatura, która na nich obowiązuje. Jest to o tyle pomocne, że nie trzeba biegać po bibliotece i szukać mate-riałów do nauki, tylko wszystko ma się w swoim laptopie i od Ciebie zależy, czy to wydrukujesz, czy nie.

KAfeteriA NA uNiWerSytecie W BreMeN

I nie ma wtedy wymówki na zaję-ciach, że „w bibliotece nie mogłem znaleźć tej książki”.

Coś, co bez wahania przeniosłabym na nasz uniwersytet to MENSA, czyli uniwersytecka stołówka. Jest jedna, ogromna (próbowałyśmy policzyć, ilu studentów jednorazowo jest ona w stanie pomieścić, ale nam się nie udało) na cały uniwersytet. Oczywiście ułatwieniem jest fakt, że wszystkie wydziały na Uni Bremen znajdują się na jednym kampusie i studenci mają do MENSY swobodny dostęp. Wybór dań jest przeogrom-ny, od typowo domowych obiadów, poprzez potrawy wegetariańskie, fast foody i desery. Najtańszy obiad kosztuje 2,20€,a porcja jest tak duża, że z pewnością każdy się naje. Oczy-wiście na wydziałach znajdują się tzw. cafeterie, ale w nich obiadu nie zjesz, a można jedynie kupić kanap-kę, sałatkę, ciasto albo gorący napój. Plusem zarówno MENSY, cafeterii jak i zwykłych automatów z napo-jami oraz przekąskami jest fakt, że płaci się w niej specjalną kartą. Karta ta wygląda jak karta kredytowa wy-rabia się ją w MENSIE, a doładowuje gotówką w specjalnym automacie. Dzięki temu ma się tańsze posiłki, a i w kolejce nie stoi się zbyt długo, gdyż panie kasjerki nie tracą czasu na wydawanie reszty.

Podsumowując, z pewnością są

Fot.

Flic

kr.c

om

Page 20: Impuls nr 2

20

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

takie rozwiązania w Bremie, które widziałabym na naszym uniwersy-tecie. Sama idea dobierania sobie przedmiotów bardzo mi się podo-bała, bo uczyłam się tego, co fak-tycznie mnie interesowało. Poza tym STUD.IP to super sprawa, po-nieważ ułatwia studentom uczenie się i organizację zajęć wykładow-com. W momencie, kiedy wszyst-kie wydziały są w jednym miejscu, MENSA to także jest rzecz, która byłaby mile odebrana przez studen-tów, bo dobre i niedrogie obiady są czymś, o czym student marzy szcze-gólnie, gdy mieszka w akademiku. Biurokracji i ludzkiego roztrzepania, jak widać, nie da się wyeliminować. Nie jest to zatem tylko „mankament polskich uczelni”. q

Cd.

Studiowanie...

Tatuaż plemienny- dzieło sztuki czy dowód tożsamości? Marta Szaszkiewicz

Tatuowanie ciała w XXI wieku nie dziwi i nie szokuje młodego pokole-nia. Jednak nasi rodzice, dziadkowie mają z tym problem. Niejednokrot-nie spotykałam się z opinią, że tatu-

aż to cecha świata przestępczego. Czy na pewno? Początki tatuażu się-gają starożytnego Egiptu. Najstarsze udokumentowane ślady pochodzą z mumii egipskiej kapłanki1 żyjącej 2 000 lat p.n.e. Słownik wyrazów obcych podaje, że tatuaż to „trwały rysunek lub napis na ciele ludzkim, wykonany przez wprowadzanie far-by do nakłuć na skórze cienką igłą”2. Tatuaż różni się od rysunku, malar-stwa czy grafiki. W takim razie czy może być traktowany jako dzieło sztuki?

U społeczeństw plemiennych np. Oceanii, Płw. Malajskiego, Afryki oraz u Indian północnoamerykań-skich i Japończyków tatuaż pełnił funkcje magiczne. Jak podaje Ma-riusz Snopek to „rodzaj amuletu, śro-dek mający chronić przez złymi mo-cami. Był magiczną bronią w walce człowieka z niepowodzeniami, cho-robą i śmiercią; u tak zwanych ludów pierwotnych pełnił ważne funkcje społeczne, oznaczając miedzy inny-mi przynależność do plemienia”3.Nie ulega wątpliwości, że w czasach plemiennych wierzono w moc lecz-niczą tatuażu. Przykładów jest wiele. W północnych Filipinach tatuowano gardła osobom chorym na tarczycę. Społeczności borykające się z cho-robami skóry miały wytatuowane plecy. Kobiety z Ainu tatuowały się wokół ust, by zapobiegać wejściu demonów w ich ciało. Dzieci Nuba z Sudanu posiadały tatuaże w formie szczepionek. Igłami wprowadzano wywary z ziół, które wywoływały reakcje ochronne organizmu. „U Paiwanów z Tajwanu, syberyjskich Czukczów czy u plemienia Yupiget z Wyspy św. Wawrzyńca na Alasce artystki tatuażu - będące zwykle szamankami - leczyły pacjentów z „utraty duszy”, którą przypisywano roznoszącym chorobę duchom:

ludzkim i zwierzęcym. Czasami te-rapia wiązała się z nałożeniem tatu-aży leczniczych na konkretne części ciała” 4. Terapeutyczny tatuaż wystę-pował głównie w formie amuletów tatuowanych na ludzkim ciele. Ludzie wierzyli, że taka ozdoba uchroni ich przed złymi duchami. Przykładem może być wojownik Miguel z wioski Tinglayan, który jest weteranem II wojny światowej, a tatuaż zdobył w czasie walk z Japończykami na Lu-zonie. Na swoim ciele ma magiczne wzory – m.in. tarczę pośrodku klatki piersiowej. Twierdzi, że tatuaże gubiły jego wrogów. Wojownik Fanah został wytatuowany przez mistrzynię tatu-ażu z plemienia Kalinga. Przed zabie-giem odśpiewywała ona pieśni. Jest to swoiste święto i duchowe przeży-cie. Tatuaże wykonywane na wyspach Samoa to silnie zgeometryzowane tematy roślinne, z dużą ilością linii prostych, biegnących przez znaczne partie ciała. Dla Samoańczyków ta-tuaż jest wyrazem szacunku wobec obecnych w nich boskich właściwo-ści. Nowozelandzcy Maorysi stworzyli swoistą, charakterystyczną formę ta-tuażu, zwaną Ta moko. Ta specyficzna dekoracja twarzy składa się z linii, wzo-rów i figur, podkreślających kształty oczu, nosa lub ust. Tatuaż był wielkim powodem do dumy dla maoryskie-go wojownika, ponieważ czynił go zawziętym w boju. Tatuaż to historia życia wypisana na jego twarzy.

Ludy Ameryki Południowej zdobiły swe ciała tatuażami religijnymi oraz magicznymi. Oznaczali ciała symbola-mi duchów, gdyż wierzyli, że po śmier-ci dusza potrzebuje przewodnika. Wo-jownicy tatuowali się zgodnie z rangą i pozycją społeczną, jaką posiadali. Symbole najczęściej spotykane to: ro-puchy, węże i żółwie.Tatuaż plemien-ny to nie tylko symbol duchów czy amulet, to również niezapomniane

Page 21: Impuls nr 2

21

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

wrażenie estetyczne. Tradycyjny tatu-aż plemienny to z reguły proste linie i znaki, lecz mimo to wymaga umiejęt-ności. Tatuaż wykonywany przez mni-chów buddyjskich to nie lada sztuka. Używają do niego 60-centymetro-wych rozdwojonych szpikulców. Skła-da się on z wielu małych elementów, których wykonanie wymaga szcze-

gólnego skupienia i uwagi. Japońscy mistrzowie posługiwali się całymi zesta-wami igieł w celu szybkiego wypełnienia kolorem powierzchni kompozycji lub dla wykonania większego, szczerszego kon-turu. Tatuaże wykonywane tą metodą zachowują żywe kolory przez wiele lat, bowiem igły wbijane są głęboko w skórę. Podsumowując tatuaże plemienne są

specyficznym zjawiskiem społecznym. To element kultury, który ma olbrzymie znaczenie dla ich właścicieli. Tatuaż to dowód tożsamości, to nie tylko ozdoba, ale również ból, osobiste wspomnienie związane ze świętym obrzędem. To sym-bol siły drzemiącej w psychice i umyśle człowieka. q

1. Amunet – tebańska kapłanka Hathor żyjąca w czasach XI dynastii. 2. Słownik wyrazów obcych PWN, Warszawa 1980, s.747 3. M. Snopek, Tatuaż. Element współczesnej kultury, Toruń 2010,s.14-154. L. Krutak, Skóra szamana i magiczne tatuaże, „Focus. Poznać i zrozumieć świat”, październik 2010

Ruch Republikański Przemysława Wiplera - nowy gracz na politycz-nej scenie Karol Mietkowski

Na początku czerwca tego roku media obiegła informacja, że Przemysław Wi-pler, poseł na sejm RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, opuszcza swój klub i zaczyna budowę nowego projektu politycznego – Ruchu Republikańskie-go. Czym dokładnie jest ta organizacja, jakie idee jej przyświecają i czy ma ona jakiekolwiek szanse na sukces?

Niespełna trzy tygodnie po opuszcze-niu macierzystego klubu parlamen-tarnego, Przemysław Wipler, 35-letni poseł, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszaw-skiego, członek Stowarzyszenia Ko-Liber i Fundacji Republikańskiej, zor-ganizował w Warszawie konwencję, podczas której światło dzienne ujrzały podwaliny programowe oraz misja stowarzyszenia „Republikanie”, dążą-cego do powołania partii politycznej. Zgodnie z zapowiedziami, ma ono być odpowiedzią na rosnące rozczaro-wanie sposobem rządzenia obecnych władz. Program opiera się na doktrynie konserwatywno-liberalnej i w głównej mierze dotyczyć ma tylko gospodar-ki, ponieważ, zdaniem lidera, to ona właśnie wymaga dziś gruntownej

przebudowy. Republikanie proponują uproszczenie systemu podatkowego, likwidację PIT, ZUS i OFE, zmniejszenie regulacji rynkowych, a także redukcję kosztów pracy. Za priorytet ustano-wiono uwolnienie przedsiębiorczości Polaków, tworząc przyjazne i nieskom-plikowane prawo, zachęcające do roz-poczęcia działalności gospodarczej. W zapowiedziach programowych znala-zły się także elementy polityki socjal-nej: prorodzinne ulgi podatkowe, bon wychowawczy oraz dwuletni urlop wychowawczy dla obojga rodziców.

Przemysław Wipler otwarcie zapo-wiada, że stowarzyszenie „Republi-kanie” ma umożliwić wejście w świat polityki nowemu pokoleniu. Z tego właśnie powodu, zaprasza on do siebie głównie ludzi młodych, liceali-stów i studentów, by razem rozkru-szyć zabetonowaną od dwóch dekad scenę polityczną. Republikanie sta-wiają na świeżość i nową jakość. Za-chęcenie do współpracy ambitnych, niezwiązanych z poprzednim syste-mem ludzi, może być kartą przetar-gową w nadchodzących wyborach parlamentarnych.

Mimo iż ruch Wiplera nie jest pierwszą inicjatywą o poglądach liberalnych go-spodarczo i konserwatywnych świato-poglądowo, może on liczyć na niemałe poparcie wśród wyborców. Z ostatnie-go sondażu, przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Republikańskiej, wynikło, że Republikanie otrzymaliby 19% głosów. Co prawda, pytanie o pre-ferencje wyborcze było poprzedzone kilkoma innymi, nakierowującymi na Republikanów, jednak fakt, że coraz więcej wyborców odwraca się od Plat-formy Obywatelskiej, która porzuciła swoje wolnorynkowe założenia, a tak-że istnienie ogromnego, bo aż niemal 50-procentowego elektoratu do zago-spodarowania, może dawać zwolenni-kom Przemysława Wiplera nadzieję na dobry wynik w wyborach. Spora jest także liczba wyborców, którzy zmęcze-ni są nieustającymi wojenkami pomię-dzy koalicją i opozycją – tutaj pojawia się miejsce dla tego, kto zaproponuje merytorykę oraz zacznie budować kapitał polityczny za pomocą faktów, a nie insynuacji i gry na emocjach. O tym, czy Republikanie wykorzystają tę szansę, dowiemy się w przeciągu kilku nadchodzących miesięcy. q

Page 22: Impuls nr 2

22

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,

Jest interes do zrobienia! Milio-nów zrobić się nie da, ale do 54 000 zł można się przytulić. Jak? Pożyczając oczywiście. Uprzedza-jąc obiekcje przeciwników „życia ponad stan”, muszę dodać, że nie jest to byle jaka pożyczka. Otóż Preferencyjny Kredyt Studencki, to naprawdę świetna opcja nie tylko dla tych studentów, którzy potrzebują dodatkowych pie-niędzy lub chcą się uniezależnić finansowo – to świetna opcja dla wszystkich studentów. Dlacze-go? Ze względu na warunki, na jakich kredyt jest udzielany.

O kredyt studencki może starać się każda osoba, która rozpo-

częła studia przed ukończeniem 25. roku życia i której dochody na członka w rodzinie nie prze-kraczają 2 300 zł netto. Jedyną trudnością może być znalezienie poręczycieli, choć i tu z pomocą może przyjść Bank Gospodar-stwa Krajowego lub Agencja Re-strukturyzacji i Modernizacji Rol-nictwa.

Główną jego zaletą jest wyso-kość oprocentowania. Aktualnie wynosi ono 1,4%, bijąc na głowę wszelkie komercyjne kredyty. Dlaczego tak tanio? Bo reszta od-setek pokrywana jest z budżetu państwa. Pieniądze (600 zł) wy-płacane są co miesiąc przez 10

miesięcy każ-dego roku. To jest 6 000 zł rocznie. Okres w y p ł a c a n i a można wydłu-żyć nawet do 10 lat (w przy-padku pod-jęcia studiów d o k t o r a n c -kich). Do spła-ty przystępu-je się dopiero po 2. latach od ukończe-nia studiów, a wysokość raty wynosi 300 zł + od-setki. (W przy-padku trud-nej sytuacji m a t e r i a l n e j lub życiowej istnieje moż-liwość czę-ściowego lub c a ł o ś c i o w e -go umorze-nia kredytu, z a w i e s z e n i a

spłaty kredytu nawet na okres 12 miesięcy lub zmniejszenia raty spłaty kredytu do 20% mie-sięcznego dochodu). Ewentualna wcześniejsza spłata kredytu czy dokonywanie nadpłat nie wią-żą się z żadnymi dodatkowymi kosztami. Dodatkowo, 5% naj-lepszych absolwentów uczelni może liczyć na umorzenie 20% kredytu. Mimo tak przyjemnych warunków z kredytu obecnie ko-rzysta jedynie 5,1% studentów i doktorantów. Dlaczego? Nie wiem.

Pieniądze można przeznaczyć na swobodniejsze studiowanie. Stały dopływ gotówki umożliwia poświęcenie większej uwagi na studia, bez konieczności ogląda-nia się za jakakolwiek dorywczą pracą. Można też pozwolić so-bie na praktyki lub niskopłatne staże, dzięki którym wzbogaci-my CV i nabędziemy umiejętno-ści mogących się nam przydać w późniejszym życiu, a których moglibyśmy nie zdobyć pracu-jąc na kasie. Ale powiedzmy, że nie potrzebujesz dodatkowych pieniędzy lub nie chcesz kończyć studiów z widmem konieczności spłaty nawet tak korzystnego kredytu. Dlaczego mimo wszyst-ko warto? Otóż, jeśli naprawdę nie masz bieżących potrzeb, to nie musisz ruszać tych pieniędzy. Możesz je mądrze zainwestować, wrzucić na lokatę lub zwyczajnie zachomikować w jakimś ban-ku. Te pieniądze, nawet jeśli nie przydadzą Ci się w okresie stu-diów, mogą znacząco ułatwić ży-cie zaraz po nich. Mogą stanowić bufor finansowy, który w razie konieczności pozwoli Ci spokoj-nie poszukać pracy, przenieść się do innego miasta lub kraju czy nawet rozpocząć coś własnego. Zastosowania można mnożyć.

WARTO MOCNO -kredyt studenckiRadosny Paweł

Page 23: Impuls nr 2

23

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23),,

Gdy Kongres Nowej Prawicy ogło-sił zbiórkę podpisów pod referen-dum w sprawie odwołania Straży Miejskiej w Sopocie, w lokalnych i ogólnopolskich mediach rozpo-częła się dyskusja, czy Straż Miej-ska jest naprawdę potrzebna gmi-nom i mieszkańcom.

By poznać historię straży miej-skiej, trzeba by sięgnąć wzrokiem do początków powstania Polski. Jednakże, jak nietrudno się domy-ślić, straż miejska w tamtych cza-sach pełniła inną rolę niż obecnie. Straż miejska była odpowiedzial-na za utrzymanie porządku w gminie, a także za ściganie różnej maści przestępców: od drobnych złodziejaszków po morderców. Przy takich kompetencjach wy-posażenie strażnika było dość im-ponujące: pełny pancerz, miecz, włócznia, a dla strażników chro-niących mury także kusza. War-to w tym miejscu nadmienić, że kompetencje i wyposażenie straż-ników było zależne od miasta, w którym służyli. W tamtych czasach panowała pełna decentralizacja władzy, więc nie było państwowej policji, lecz straż miejska zależna od zarządcy miasta.

Czasy się zmieniają i zmieniła się straż miejska. Powtórnie powołano tę instytucję w 1991r. jednocze-śnie określając zakres kompetencji tej instytucji. Współczesna Straż Miejska zajmuje się tylko pilno-waniem porządku w dosłownym tego słowa znaczeniu. "Ściganie" osób pijących piwko w plenerze stało się jednym z głównych ce-lów strażników. Chyba każdy z nas - studentów - miał do czynienia z miłymi panami z wąsami, którzy akurat przechadzali się po parku. Piszę "ściganie", bo gdyby tylko ktoś podjął próbę ucieczki, to nie-mal miałby pewność, że zakończy się ona powodzeniem. Poza tym strażnicy zajmują się blokowaniem kół źle zaparkowanych samocho-dów, ustawianiem fotoradarów i przeganianiem babć handlujących przysłowiową pietruszką.

Do tych celów, rzecz jasna, nie po-trzeba wielkiego ekwipunku. Gaz łzawiący, kajdanki czy pałka, to narzędzia niezbędne do unieszko-dliwienia obywatela gdyby ten nie chciał usunąć swego straganu, na którym handluje.

Do tego wszystkiego dochodzą

jeszcze aspekty ekonomiczne. Straż miejska w Sopocie rokrocz-nie przynosi straty w wysokości ok. 900 tys. złotych, co dla tak ma-łego miasta nie jest wcale małym wydatkiem. Choć z drugiej strony chyba należy się cieszyć, że ta in-stytucja przynosi straty. Wpływy z tytułu mandatów wynoszą ok. 300 tys. złotych rocznie. Tak więc gdyby budżet miał zostać zrównoważony, strażnicy musieliby wystawić 3x więcej mandatów, co byłoby jed-noznaczne z ustawieniem znaków zakazu wjazdu dla samochodów na wszystkich drogach prowadzą-cych do tego pięknego kurortu.

Sopocianie utrzymują ze swoich podatków kilkudziesięciu strażni-ków, co kosztuje ich 1,2 mln zło-tych rocznie, w zamian otrzymując mandaty za różnego rodzaju wy-kroczenia. Tymczasem taniej było-by wynająć zewnętrzną firmę, która wykonywałaby ich obowiązki. Jed-nakże, według mnie najlepszym rozwiązaniem byłaby likwidacja tej instytucji, a mienie i pieniądze przekazywać policji, która, w razie potrzeby, zdolna jest do ochrony swych mieszkańców przed rzeczy-wistymi przestępcami. q

Czy potrzebujemy Straży Miejskiej?Adam Kwiatkowski

Rzecz jasna istnieje też ryzyko, że wszystkie pieniądze przepijesz lub przehulasz w inny sposób. Wte-dy w "dorosłe życie" wejdziesz z dodatkowym problemem i ewen-tualną odrobiną świetnych wspo-mnień. Niezależnie od tego, co z nimi zrobisz, będzie to dobra lek-cja zarządzania finansami. Moim zdaniem, warto mocno. q

Więcej konkretnych nformacji znajdziesz na: http://kredytstu-dencki.psrp.org.pl

Cd.

Warto mocno..

Fot.

Med

ia

Page 24: Impuls nr 2

24

Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23), ,