III RP, czyli nowe kondominium Zachodu · „Patologia transformacji” prof. Witold Kieżun...

27

Transcript of III RP, czyli nowe kondominium Zachodu · „Patologia transformacji” prof. Witold Kieżun...

W numerze:

III RP, czyli nowe kondominium ZachoduBartłomiej Radziejewski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2

OFE to neokolonializm w białych rękawiczkachZ Leokadią Oręziak rozmawia Stefan Sękowski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10

Francja i Afryka – nowy kolonializmDaria Orzechowska-Słowikowska. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15

Pakiet Ujazdowskiego to szansa dla wszystkichArtur Wołek. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18

Nie będzie zwrotu NATO na PołudnieZ Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem rozmawia Aleksandra Rybińska . . . . . . . . . 20

Fałszerstwo uczućKrzysztof Koehler . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22

2

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Idee miewają wywrotowe konsekwencje.Dlatego możni tego świata użyją wszelkichdostępnych sobie środków, aby zdusić jew zarodku lub nie dać im się rozwinąć.Tak było swego czasu z polską ideą nie-podległościową, godzącą w najżywotniejszeinteresy trzech imperiów zaborczych, aleprzecież zarazem i w ogólnoeuropejskąrównowagę sił.

Intelektualna bomba

Zanim jednak naród staje się zdolny dowyartykułowania idei zbiorowej wolności,musi uświadomić sobie zniewolenie. W wy-danej w zeszłym roku pionierskiej pracy„Patologia transformacji” prof. WitoldKieżun odsłania brutalną prawdę o współ-czesnej Polsce jako neokolonii Zachodu.

BaRtłomIej RadZIejewskIRedaktor naczelny „Nowej Konfederacji”

Diagnoza neokolonialna to intelektualna bomba podłożona pod symbolicznyład współczesnej Polski i pod samozadowolenie okrągłostołowych elit.

III RP, czyli nowe kondominium Zachodu

Ta książka to intelektualna bombapodłożona pod symboliczny ład współ-czesnej Polski i pod samozadowolenieokrągłostołowych elit. Jeśliby tezy Kieżunaprzeniknęły do krajowego obiegu myśli,nie do utrzymania byłaby już nie tylkonarracja o III RP jako największym suk-cesie w historii Polski, ale wymierzonyzostałby potężny cios w przekonanie o pra-womocności zbudowanego nad Wisłą sys-temu. Bo uświadomienie niezbyt głębokoobecnie zainteresowanym polityką roda-kom, że są eksploatowani przez „przyjaciółz Zachodu” na podobieństwo Afrykanówczy Latynoamerykanów i że nie byłoby tomożliwe bez konsekwentnie prowadzonejpo 1989 r. przez polskie elity polityki,niesie ze sobą gigantyczny potencjał an-tysystemowego buntu.

Właśnie dlatego wywrotowe idee prof.Kieżuna zostały przez główne ośrodki opi-niotwórcze przemilczane.

Kieżun – znany teoretyk zarządzania,profesor prestiżowej SGH, wieloletni wy-kładowca w Kanadzie, były doradca ONZ– patrzy na polskie przemiany przez pryz-mat teorii patologii organizacji. Analizujedziedzictwo PRL, neokolonizację Afryki,analogiczny proces w Polsce, w końcu –patologie samorządowe i administracyjne.

Clue książki to dwa środkowe roz-działy o neokolonizacji. Kieżun precyzyjniepokazuje w nich olbrzymie ludzkie, gos-podarcze, polityczne i kulturalne kosztyzachodniej penetracji – pod pozoramipostkolonialnego wycofania – CzarnegoLądu. Następnie dowodzi, że jakościowotaki sam – zachowując ilościowe proporcje– proces przeprowadzono po 1989 r.w Polsce.

„Terapia szokowa” jako neokolonizacja

Początkiem było nawiązanie jeszcze przezkomunistyczny rząd kontaktu w sprawiesystemowych zmian gospodarczych z Ame-rykanami, w tym z młodym ekonomistąJeffreyem Sachsem. To komuniści roz-poczęli realną transformację – potwierdzaKieżun – jeszcze w głębokich latach 80.Wkrótce potem rozpoczęła się nomen-klaturowa prywatyzacja, która przekształ-ciła dawnych aparatczyków w nową bur-żuazję. Jednak już wkrótce uwłaszczonanomenklatura miała stać się we własnymkraju juniorpartnerem dla kapitału za-chodniego.

Kieżun barwnie i drobiazgowo opi-suje, jak już po okrągłym stole zatrudnionopodrzędnego ekonomistę Leszka Balce-rowicza jako podwykonawcę planu Geo-rge’a Sorosa i Jeffreya Sachsa. Tak więcrozpowszechnienie terminu „plan Balce-rowicza” było symbolicznym podarunkiemdla ludności tubylczej, pozwalającym jejsądzić, że sama organizuje swoją politykę.

W rzeczywistości, dowodzi Kieżun,chodziło o implementację nad Wisłą zasadKonsensusu Waszyngtońskiego. A więcdziesięciu reguł nowego ładu światowego,będących podstawą polityki Międzyna-rodowego Funduszu Walutowego i BankuŚwiatowego, spisanych pod koniec lat 80.przez amerykańskiego ekonomistę Johna

3

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

demontażowi dawnych

imperiów kolonialnych

towarzyszyła

neokolonizacja: penetracja

gospodarcza, polityczna,

a także kulturalna

niepodległych już państw

Williamsona. Zasady te to przede wszyst-kim: likwidacja barier dla zagranicznychinwestycji, liberalizacja rynków finanso-wych i handlu, prywatyzacja.

Oficjalnie Konsensus Waszyngtońskimiał służyć szerzeniu „stabilnego i zrów-noważonego wzrostu i rozwoju gospo-darczego”. Realnie był reorganizacją glo-balnego porządku wobec konstatacjio upadku ładu jałtańskiego pod dyktandozwycięskich mocarstw zachodnich. Zmie-rzających teraz do (neo)kolonizacji daw-nego Drugiego Świata, czyli bloku komu-nistycznego.

Realizacja sformułowanych w Wa-szyngtonie zasad w Polsce przybrała postać– udowadnia Kieżun – analogiczną dowcześniejszej neokolonizacji Afryki. Naj-pierw Balcerowicz et consortes, wbrewlicznym przestrogom polskich i zagra-nicznych ekonomistów, otwarli granice,doprowadzając do istnej inwazji importuz Zachodu. Równolegle wdrożyli politykęrealnej dyskryminacji rodzimych przed-siębiorstw poprzez takie rozwiązania, jakpopiwek, bardzo wysokie oprocentowaniekredytów, połączone z obowiązkiem po-krywania 70 proc. obrotów z kredytu,częściową tylko rewaloryzację oszczędnościbankowych. To w oczywisty sposób ra-dykalnie utrudniło i tak bardzo trudnąkonkurencję z napływającym masowo za-granicznym kapitałem, prowadząc do falibankructw i zubożenia. Dodajmy do tegoobłożenie 80-procentowym podatkiemzyskownego eksportu węgla, podstawypolskiej gospodarki, którego złoża mamynajwiększe w UE.

Z drugiej strony, zagraniczni inwes-torzy otrzymali rozmaite przywileje. Np.obce banki obdarowano ulgami podat-kowymi na pierwsze trzy lata działalności,możliwością swobodnego transferu 15proc. zysków i wyłączenia spod władzy

polskiego nadzoru bankowego (zmianadopiero w 2011 r.).

Nadwiślańskie Eldorado

Kapitalistyczna Polska, tak trudna dożycia dla większości własnych obywateli,stała się natomiast rajem dla zagranicznychinwestorów. Kieżun przytacza pełne za-chwytu – jako żywo przypominające na-dzieje europejskich awanturników z XVIw. na złupienie legendarnych indiańskichmiast ze złota – opinie zachodnich biz-nesmenów, których spotykał w Afryce.

Tyle że nadwiślańskie Eldorado oka-zało się prawdziwe. Przykładowo opisujeKieżun, jak belgijski koncern SBFRF dostałw 1990 r. ofertę zakupu nowoczesnej i po-tężnej Cementowni Górażdże na raty po15 mln rocznie, czyli za równowartośćrocznego zysku firmy. Oburzyło to załogęi pod wpływem jej protestów umowę anu-lowano. Jednak trzy lata później 30 proc.akcji cementowni za przeszło 90 mln ma-rek i zobowiązanie kontynuacji działalnościkupiła inna belgijska spółka – CBR Baltic.Złamała jednak umowę już dwa miesiącepo jej zawarciu, sprzedając cementownięniemieckiemu Heidelbergerowi. Rząd pol-ski nie interweniował. W podobny sposóbsprzedano zagranicznym inwestorom 16polskich cementowni. A mogły one byćtanim zapleczem dla budowy w Polscedróg i autostrad, za które tak bardzo odlat przepłacamy. Zamiast tego stały sięźródłem wysokich zysków zachodniegokapitału.

III RP była też Eldorado dla „brygadMarriota”, jak nazywano zagranicznychdoradców. BŚ, MFW i kwitnące nad Wisłązagraniczne banki żądały ich zatrudnianiaprzy wycenach wartości prywatyzowanychprzedsiębiorstw, różnorakich ekspertyzach,opiniach i koncepcjach. I polscy podatnicy

4

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

płacili, często po 20–25 tys. dol. mie-sięcznie na głowę „fachowca”. Te horren-dalne honoraria szły do całych zastępówniemających pojęcia o tutejszych realiach„zagranicznych ekspertów”, biorących np.masowo bezpłatne urlopy w ONZ, żebydorobić się u nas.

Rozdając srebra rodowe

Nie miejsce tu na pisanie historii gra-bieżczej prywatyzacji, takich przykładówjak Cementownia Górażdże były bowiemsetki, jeśli nie tysiące – z czego samKieżun dokładnie omawia kilkadziesiąt– i mogłyby wypełnić wielotomową an-tologię. Dość stwierdzić, że pod hasłamiwolnego rynku i modernizacji budowniczyIII RP doprowadzili do oddania zachod-niemu kapitałowi za „symboliczne zło-tówki” najbardziej wartościowych polskichfirm, które zostały następnie zlikwidowanelub przeorientowane na wzbogacaniegłównie zagranicy.

Najbardziej bolesny był, po pierwsze,upadek produkcji wyższej techniki – znisz-czonej jako potencjalnie groźna (po ewen-tualnej modernizacji, a dzięki wielokrotnieniższym kosztom i nieźle wykwalifikowanejkadrze) konkurencja dla produkcji za-chodniej – i dezindustrializacja. Upadłyalbo stały się w zdecydowanej większościwłasnością zagraniczną przemysły: sta-lowniczy, hutniczy, samochodów osobo-wych, kolejowy, stoczniowy, cukrowniczy,tytoniowy, gorzelniany, lniany, w dużymstopniu także zbrojeniowy. Jesteśmyw efekcie rynkiem zbytu dla zachodnichproduktów.

Po drugie, krwiobieg każdej nowo-czesnej gospodarki, czyli bankowość, zostałw ponad 70 proc. sprzedany zachodniminwestorom. Żaden kraj rozwinięty nigdynie miał takiej struktury własności tego

sektora. Sprzyja ona bowiem (co Kieżundokładnie pokazuje) transferowi kapitałuza granicę, niewystarczającemu kredyto-waniu rodzimej przedsiębiorczości i nie-dorozwojowi inwestycyjnemu.

Po trzecie, w zachodnie ręce trafiłwielki, supermarketowy handel, spychającrodzimych handlowców do poziomu drob-nej działalności, z trudem konkurującejz wielkimi graczami, jak Biedronka czy Lidl.

Po czwarte, w rękach zagranicznych,głównie niemieckich, jest większość pol-skiej prasy.

Po piąte, tradycyjna telefonia (Tele-komunikacja Polska) została sprzedanapaństwowemu monopoliście francuskiemuwraz z elementami strategicznej infra-struktury bezpieczeństwa państwa. Tele-fonia komórkowa jest również w miaż-dżącej większości zagraniczna.

Prawdziwi beneficjenci transformacji

Jak podsumowuje Kieżun, najwięksi na-bywcy naszych przedsiębiorstw – a więcgłówni beneficjenci polskiej transformacji– to kolejno: Niemcy, Francuzi, Amery-kanie, Szwedzi i Holendrzy. W newral-gicznej dla gospodarki bankowości są tonatomiast: Niemcy, Belgowie, Amerykanie,Francuzi, Holendrzy, a następnie: Irland-

5

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Rozpowszechnienie terminu

„plan Balcerowicza” było

symbolicznym

podarunkiem dla ludności

tubylczej, pozwalającym jej

sądzić, że sama organizuje

swoją politykę

czycy, Austriacy, Portugalczycy, Brytyj-czycy, Szwedzi i Włosi.

Profesor konkluduje, że efektem pol-skiej transformacji jest struktura gospo-darki podobna do krajów afrykańskich.Na 100 największych firm tylko 17 jestw polskich rękach. Notujemy stały, wysokideficyt handlowy. Jednocześnie ekspor-tujemy kapitał – zyski wypracowywanew Polsce są w dużym stopniu transfero-wane za granicę (idące nawet w ponad50 mld rocznie saldo „błędów i upuszczeń”w – ujemnym – bilansie płatniczym).Mamy wysoki deficyt budżetowy i lawi-nowo rosnący dług publiczny. A także –niedorozwinięty rynek pracy, z wysokimbezrobociem strukturalnym, prowadzącymdo emigracji. Płace polskich pracownikóww lokalnych oddziałach zagranicznychfirm i banków są dużo niższe niż obco-krajowców na tych samych stanowiskach.

Zwolennicy „terapii szokowej” przezlata powtarzali, że „nie było alternatywy”.I ten mit obraca prof. Kieżun w niwecz,przypominając zignorowany program prof.Janusza Beksiaka z samego początku wiel-kich przemian.

Oczywiście, należy zachować propor-cje w ocenie. „Neokolonializm nie niszczyneoskolonizowanych krajów, tylko je wy-zyskuje. Te kraje, z przewagą własnej pro-dukcji, przewagą własnego handlu, mia-łyby nieporównanie wyższą skalę rozwoju”– pisze Kieżun.

Początek drogi

Jest więc, jako się rzekło, „Patologia trans-formacji” – a szerzej: diagnoza neokolo-nialna – intelektualną bombą, o potencjalewysadzającym w powietrze ład okrągłos-tołowy. Jest też najważniejszą książkąo polskim państwie od czasu „Postkomu-nizmu” Jadwigi Staniszkis.

Niemniej jest też jednak książka Kie-żuna zaledwie przyczynkiem do zrozu-mienia i opisu fenomenu neokolonizacjiPolski. Autor mało korzysta z dostępnych,rozbudowanych i użytecznych narzędziteoretycznych, których dostarczają badaczeneokolonializmu, postkolonializmu, roz-woju zależnego, przemocy strukturalnej.Przede wszystkim umyka mu zaś ów klu-czowy moment polityczny, w którym wpły-wy gospodarcze przekładają się na jakośćpaństwa i elit.

Tym bardziej obecność diagnozy neo-kolonialnej w intelektualnym obiegu możei powinna zainspirować całe zastępy ba-daczy, dziennikarzy i publicystów do od-słaniania kolejnych fragmentów zakrytejdziś rzeczywistości. Pozwalam sobie pod-rzucić kilka tropów.

Pierwszy to studia postkolonialne.Pozwalają one dostrzec problemy poru-szane przez Kieżuna w perspektywie dłu-giego trwania, a więc setek lat. Poprawiająteż zasadniczo nasz anachroniczny i nie-adekwatny słownik, każący mówić o po-zbawionych szerszego kontekstu „zabo-rach” czy niewiele wyjaśniającej „niewolinarodowej” na rzecz wpisania trzystulet-niego okresu polskiej historii w światowąhistorię kolonialną.

Teoria postkolonialna to także pojęcieelit kompradorskich, czyli współdziała-jących z obcymi mocarstwami dla pry-watnych korzyści, ze szkodą dla interesupublicznego. Zdecydowana większość waż-niejszych administratorów III RP kwali-fikuje się, by zostać objęta tym terminem.Co samo w sobie jest wezwaniem do ra-dykalnego przyspieszenia wymiany elit.

Wychodząc od diagnozy neokolonial-nej, a w dialogu – ale i częściowej polemice– z teoretykami postkolonializmu, możnauczynić historię Polski bardziej przejrzystą.Poprzez umiejscowienie trwającej od

6

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

1989 r. trzeciej kolonizacji (po pierwszejw postaci zaborów i drugiej, sowieckiej)w kilkusetletnim procesie.

Kolejny niepodjęty prawie przez prof.Kieżuna trop to bogaty już i fundamentalnydorobek teoretyków samego neokolonia-lizmu i zależności (dependancy theory).Prace Kwame Nkrumaha czy ImmanuelaWallersteina dostarczają wielu użytecznychkategorii, pozwalając pełniej zrozumiećgospodarczy, lecz przede wszystkim po-lityczny wymiar nowego kolonializmu.Wyjaśniają, jak wyrafinowanymi i złożo-nymi narzędziami się on posługuje, aby,zostawiając formalną suwerenność, znie-walać całe narody. I pokazują, jak ważnajest tu penetracja polityczna, infekującado lokalnych systemów operujące w od-miennej logice i dla zewnętrznych celówinteresy, w tym powiązane z rządami swo-ich central interesy wielkiego prywatnegokapitału. Odpaństwowienie, redukcja „tu-bylczych” elit do roli administratorów –a nie rządzących – jest elementarnymwymiarem neokolonizacji.

Opis tego, będącego źródłem najbar-dziej dojmujących problemów współczes-nej Polski zjawiska będzie jeszcze peł-niejszy, jeśli dodać do niego to, co PierreBourdieu nazwał przemocą symboliczną.Ma ona miejsce wtedy, gdy grupy domi-nujące wytwarzają takie systemy znaczeń,w których rzeczywisty układ sił, będącypodstawą ich dominacji, jest szczelnieukryty pod pozorem sprawiedliwego ładui dzięki temu powszechnie odbierany jakoprawomocny. Z kolei grupy poddane do-minacji, a tym samym skazane na od-twarzanie swojego niskiego statusu, po-strzegają ten stan rzeczy jako naturalny.Zaś dopóki tak jest, nie są w stanie wyge-nerować ani alternatywnego języka opisurzeczywistości, ani tym bardziej alterna-tywnego programu działania. Mówiąc ina-

czej, przemoc symboliczna jest tym sku-teczniejsza, im bardziej jest ukryta.

Bourdieu chodziło o relacje w obrębiespołeczeństwa. Ale jego teoria doskonalepasuje także do współczesnych stosunkówmiędzynarodowych. Bo czyż nie owo ukry-cie przemocy właśnie zasadniczo różninowy kolonializm od starego?

Wreszcie, warto w neokolonialnychrozważaniach sięgnąć po teorię państwadrapieżczego (predatory state). To „or-ganizacja grupy lub klasy; jej funkcją jestwydobywanie dochodów z reszty populacjiw interesie tej grupy lub klasy” – pisałDouglass North. Państwo takie dąży więcdo możliwie największego drenażu pie-niędzy ze społeczeństwa. W świetle tejteorii to nie organizacyjny lub politycznyrodowód czy ideologia cementują w pierw-szym rzędzie pasożytnicze elity III RP,lecz czynność i funkcja żerowania na ofia-rach, czyli reszcie społeczeństwa. Oznaczato, że reprodukcja drapieżczo-kompra-dorskiej elity może trwać w nieskończo-ność, poprzez kooptację kolejnych grupi pokoleń. W takiej sytuacji upływ czasu– wbrew powszechnie głoszonemu u nasprzekonaniu – będzie sojusznikiem statusquo. Pisałem o tym szeroko w tekście „IIIRP jako państwo drapieżcze”, do któregomuszę w tym miejscu odesłać.

7

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

diagnoza neokolonialna

oznacza, że III RP jest

nowego typu kondominium,

a więc terytorium

rządzonym przez więcej

niż jedno zewnętrzne

mocarstwo

Wnioski antykolonialne

Jakie wnioski płyną z neokolonialnej diag-nozy? Po pierwsze, analizowanie między-narodowego statusu III RP w kategoriachniepodległości czy formalnej suwerennościnie ma większego sensu. Te atrybuty sąbowiem w dzisiejszym świecie udziałemtak kolonizatorów, jak i kolonizowanych.Słowem kluczem powinna być więc „pod-miotowość”, a zatem zdolność do realizacjiswoich interesów. Tej zaś współczesnaPolska jest, jako neokolonia, istotnie po-zbawiona.

Diagnoza neokolonialna – już tylkow kształcie, jaki nadał jej prof. Kieżun –oznacza, że III RP jest nowego typu kon-dominium, a więc terytorium rządzonymprzez więcej niż jedno zewnętrzne mo-carstwo. W epoce kolonialnej obca władzabyła oficjalna. Dziś jest ukryta za fasadowąniepodległością. Jak pisał Nkrumah: „Neo-kolonializm jest także najgorszą formąimperializmu. Dla tych, którzy go prak-tykują, oznacza władzę bez odpowiedzial-ności, zaś dla tych, którzy z jego powoducierpią, oznacza eksploatację bez rekom-pensaty”.

W oparciu o analizę struktury włas-nościowej polskiej gospodarki prof. Kie-żuna nie ulega wątpliwości, że najważ-niejszym kolonizatorem Polski są dziśNiemcy. Dalej: Francuzi i Amerykanie.Potem mamy wielu kolejnych „udziałow-ców”. Z istotną, niedocenianą zazwyczajrolą Belgów i Holendrów, którzy jednak,ze względu na relatywnie małą siłę poli-tyczną, mają znaczenie nieproporcjonalniemniejsze niż trzej najwięksi.

Pora więc przyjąć do wiadomości, żekolonizacja zza Odry nam nie tyle grozi(jak co rusz ktoś u nas w kasandrycznymtonie pokrzykuje), co – już się dokonała.W polskim kondominium to Berlin bez-

sprzecznie ma dziś „pakiet kontrolny”.Oczywiście, stopień zależności może byćzawsze większy – przed czym należy siębronić – lub mniejszy, o co trzeba sięstarać. Jednak każdy wariant sensownejpolityki zmierzającej do budowy polskiejpodmiotowości musi uwzględniać faktnaszej zasadniczej zależności od Niemiec.

Po drugie, powinniśmy sobie uświa-domić, że jesteśmy narodem znaczniebardziej poobijanym przez historię i po-niewieranym obecnie, niż się nam na ogółwydaje. Buduje to wspólnoty losów i ana-logie mocno odmienne od tych, które za-zwyczaj uważamy za adekwatne.

Perspektywa kolonialna stawia nasbowiem (w sensie historycznym) w jednymszeregu z Indianami, Afrykanami czy mu-zułmanami, a więc ze zbiorowościami,z którymi rzadko kojarzyliśmy do tej poryswoje losy. Współczesny neokolonializmzbliża nas zaś do krajów Ameryki Łaciń-skiej i Afryki. Jakkolwiek egzotycznie byto brzmiało, powinniśmy więc znaczniedokładniej przemyśleć doświadczenia tychkrajów, a także zastanowić się nad wspól-nymi z nimi interesami.

Z drugiej strony, kolonializm kojarzynas z bardzo pokrzywdzonymi w prze-szłości wielkimi narodami-cywilizacjami,jak Indyjczycy czy Chińczycy. W stosunkudo nich powyższe uwagi są tym bardziejna miejscu.

Przede wszystkim jednak kolonializmwe wszystkich, zarówno zaprzeszłych, jaki we współczesnej odmianie zbliża nas doreszty Europy Środkowo-Wschodniej. Lit-wini, Węgrzy, Ukraińcy czy Rumuni dzieląz nami najbardziej podobne doświadczeniapodboju i niewoli, niszczenia pamięci,wynarodowienia, upokorzenia i grabieży,penetracji i zależności. Nkrumah, pierwszyprezydent niepodległej Ghany i zarazemwybitny myśliciel polityczny, upatrywał

8

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

remedium na neokolonializm w afrykań-skiej jedności. Uważał bowiem, że samo-dzielnie każdy kraj Czarnego Lądu jestzbyt słaby, aby móc skutecznie sprzeciwićsię hegemonom. Polski i reszty nieger-mańskiej Europy Środkowej dotyczy tosamo. Przy czym w naszym regionie je-dynie my (spośród tutejszych graczy, boże zewnętrzni aspirują tu do „dzieleniai rządzenia”, to oczywistość) mamy po-tencjał, aby być liderem.

Ale medal ma także drugą stronę:Zachód. Należy przyjąć do wiadomości,w miejsce wyobrażeń o „wielkiej rodzinie”,że tak w przeszłości (Prusy, Austria), jaki dziś (USA, Europa Zachodnia z Niemcamina czele) owi rzekomi przyjaciele nas ko-lonizowali i kolonizują. Polityka, zwłaszczamiędzynarodowa, nie jest kwestią przy-jaźni, lecz interesów. Zaś z diagnozy neo-kolonialnej wynika zaś, że mamy z „za-chodnimi przyjaciółmi” znacznie więcejprzeciwstawnych interesów, niż się zwykleuważa. To pod auspicjami USA, darzonychprzez nader wielu z nas miłością pensjo-narki, odbyła się neokolonizacja Polskipo komunizmie. Głównym beneficjentembyły i są natomiast Niemcy. Czas wyciąg-nąć z tego wnioski polityczne.

Oczywiście nie oznacza to w żadensposób zbliżenia do Rosji, która pozostajedla nas i naszych regionalnych sojusznikówzagrożeniem. Po prostu mamy węższepole realnego manewru dyplomatycznego,niż przywykliśmy sądzić.

Wniosek drugi: polski brak podmio-towości, przy formalnej suwerenności,nie jest, jak się niekiedy uważa, kwestiąli tylko woli i mentalności. To nie kom-pleksy Polaków i ich elit są zasadnicząprzyczyną tego, że nasze państwo działatak słabo, i w środku, i na zewnątrz.Źródło naszej politycznej słabości tkwiprzede wszystkim w wielomiliardowych

interesach europejskich i amerykańskich,zlokalizowanych na naszym terytorium,jednak o orientacji i lojalności skierowanejna zewnątrz. Za tymi interesami, ukrytymiczęsto za szklanymi wieżowcami i podmarmurowymi posadzkami, stoją kon-kretne rządy ze swoimi silnymi biuro-kracjami, armiami, wywiadami.

Zatem ewentualna polska podmio-towość nie odrodzi się poprzez zwykłyakt woli, „porzucenie postkolonialnychkompleksów”. Będzie wymagać trudneji długiej walki z wielokrotnie liczniejszym,zasobniejszym i lepiej zorganizowanymprzeciwnikiem.

Wszystko to – to trzeci wniosek –może skłaniać do pesymizmu. Nie należyjednak popadać w determinizm. Wpraw-dzie Kartagina powstała jako fenicka ko-lonia, a skończyła jako mocarstwo znisz-czone przez konkurencyjną potęgę. Leczjuż Stany Zjednoczone zaczynały jako ko-lonie, a dziś są globalnym hegemonem.Rzadko co jest w polityce niemożliwe i nicnie zdejmuje z elit odpowiedzialności zadbanie o długofalowy, wszechstronny roz-wój kraju.

Trzeci wniosek z powyższej diagnozydotyczy samej metody antykolonialnej

9

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

to pod auspicjami Usa,

darzonych przez nader

wielu z nas miłością

pensjonarki, odbyła się

neokolonizacja Polski po

komunizmie. Głównym

beneficjentem były i są

natomiast Niemcy

walki. Powinniśmy, uważam, zachowaćw niej pewną powściągliwość. Doświad-czenie XVIII w., kiedy to inspirowany poczęści gwałtownością rewolucji francuskiejzapał naszych reformatorów ściągnął nanas prewencyjną egzekucję w postaci roz-biorów, pozostaje ważnym memento.Ewolucja jest zwykle lepsza niż rewolucja.

Powściągliwość powinna więc miećteż zastosowanie w ocenie polskich elit.Rzadko się, np., docenia, że nie tak dawneodparcie próby wymuszenia na nas zgodyna wrogie przejęcie PZU przez portugal-sko-holenderskie Eureko, na modłę po-dobnych sytuacji z lat 90., zostało stop-niowo odparte łącznym wysiłkiem rządów

SLD, PiS i PO. I takich przykładów – byprzytoczyć jeszcze tylko trwającą od kilkulat repolonizację banków – jest więcej.

Warto tego rodzaju sukcesy dostrze-gać i doceniać. Zachowując świadomośćwąskiego pola manewru oraz potężnejpresji zewnętrznej i wewnętrznej (ale zo-rientowanej na obce interesy), z jakimimuszą się zmagać nasi politycy. Brak to-lerancji dla postaw kompradorskich niepowinien skłaniać do przesadnego anty-elityzmu, bo mógłby się on okazać wyle-waniem dziecka z kąpielą.

Dekolonizacja współczesnej Polskijest możliwa. Nie może to jednak byćproces szybki ani łatwy.

10

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Kto zyskuje na OFE?

Najbardziej na przymusowym, drugim fi-larze, zyskują Powszechne TowarzystwaEmerytalne, należące w większości do

największych firm ubezpieczeniowych naświecie. Pobierają opłaty za zarządzaniei prowizje od środków trafiających doOFE – dzięki państwowemu przymusowimogą mieć ten strumień środków przez

LeokadIa oRęZIakekonomistka, profesor zwyczajnyw Szkole Głównej Handlowej

Działanie instytucji finansowych na rzecz utrzymania Otwartych FunduszyEmerytalnych niewiele różni się od działania mafijnego.

oFe to neokolonializm w białych rękawiczkach

Z prof. Leokadią oręziak rozmawia stefan sękowski

50 lat działalności zawodowej człowieka.Druga grupa beneficjentów to wielkiespółki giełdowe. OFE kupiły akcje ok.250 spółek giełdowych. Tym, którzy grająna giełdzie, zależy na podtrzymywaniuOFE, bo utrzymują one duży popyt naakcje. Gdyby nie było OFE, akcji wieluspółek w ogóle nie udałoby się sprzedać,a jeśli już, to po znacznie niższej cenie.Jest też garstka ludzi pracujących w biu-rach maklerskich czy bankach obsługu-jących OFE. Oni są bardzo przywiązanido tego systemu, bo gwarantuje im stałydochód, który mogą osiągać bez żadnegowysiłku przez dziesiątki lat. Z tą grupąpowiązani są różni „eksperci” udającyniezależnych. Są opłacani przez instytucjefinansowe, w tym przez towarzystwa eme-rytalne i mają za zadanie ciągle propago-wać OFE, żeby ludzie nie mogli poznaćprawdy o tych funduszach.

Padają tezy, że tylko OFE zapewniąnam bezpieczną emeryturę.

Ten system bezwzględnie należy zlik-widować i w ogóle należało go nie tworzyć.Teraz mamy trudniejszą sytuację, ponie-waż Polska została potężnie zadłużona,żeby OFE utrzymać. Wielu ludzi myślitak: składka, która jest pobierana od wy-nagrodzenia, jest inwestowana w OFEi nie ma problemu. Ale problem jest –w 1999 r. poprzez ustanowienie OFE za-brano 40 proc. składki emerytalnej, któratrafiała do ZUS. Mamy obecnie 5 mlnemerytów w systemie powszechnym. Gdy-by cała składka szła na finansowanie obec-nych emerytur, niewiele by brakowało.Jednak tych pieniędzy nie ma, bo idą doOFE, a zobowiązania pozostały. Skądśtrzeba uzupełnić ten ubytek, bo nie zos-tawimy obecnych emerytów bez środkówdo życia. Kolejne rządy musiały więc szukać

pieniędzy gdzie indziej. Do wyboru jestalbo podwyższenie podatków, albo dra-styczne ograniczenie wydatków na celespołeczne, albo zaciąganie pożyczek. Pókiistnieje dług publiczny, każdy sposób fi-nansowania OFE oznacza zadłużanie pań-stwa. Gdy wprowadzano OFE, dług pub-liczny wynosił ok. 300 mld zł. Terazwynosi ok. 900 mld, z czego 300 mld złto dług spowodowany koniecznością fi-nansowania ubytku składki.

Czy to nie jest problem jedynie tegopokolenia, które jest obecnie najstarszei pobiera emerytury tylko z ZUS? Kie-dyś nastąpi wymiana pokoleniowai tym ludziom nie trzeba będzie jużwypłacać emerytur.

To pokolenie będzie żyło jeszcze za 50lat. Pan, za te kilkadziesiąt lat, będziemiał emeryturę wypłacaną ze środkównagromadzonych przez OFE. Ale całepana pokolenie będzie miało ten dług dospłacenia. Wtedy będzie pan musiał za-płacić wyższe podatki lub ponieść innewyrzeczenia. Zresztą istnieje ryzyko, żedo tego czasu Polska może stać się nie-wypłacalna, bo nie wytrzyma takiegodługu.

Ale przynajmniej moja emerytura bę-dzie wyższa niż ta moich dziadków.

11

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

oFe tym więcej zarobią dla

polskiego emeryta, im

rentowność obligacji będzie

wyższa. a kiedy będzie

wyższa? Gdy Polska będzie

blisko bankructwa

W Chile, które jako pierwsze wprowadziłoten system emerytalny, pochłonięto trzeciączęść składek i tak będzie też w Polsce.To, co zostanie, podlega ryzyku inwesto-wania w instrumenty finansowe, takiejak akcje i obligacje. Żeby pan mógł otrzy-mać emeryturę, wszyscy – także pan –będą musieli wykupić te obligacje. Jeślisytuacja gospodarcza będzie słaba, nikttych obligacji nie wykupi albo ich wartośćzostanie zredukowana. Ponadto odsetkiod obligacji stanowią główne źródło po-mnażania aktywów w ramach OFE. Topo prostu odsetki od polskiego długu i ob-ciążenie dla nas wszystkich. OFE tymwięcej zarobią dla polskiego emeryta, imrentowność obligacji będzie wyższa. A kie-dy będzie wyższa? Gdy Polska będzieblisko bankructwa.

Poza obligacjami Fundusze inwestująjeszcze w akcje.

To oznacza ogromne ryzyko dla przyszłegoemeryta. Ceny akcji mogą spaść znaczniew bardzo krótkim czasie. W czerwcu2013 r. wartość aktywów OFE spadła ażo 9 mld. Ogromne spadki zanotowanoteż w 2008 i 2011 r. – i tych strat jeszczenie odrobiono. Ile lat potrzeba, by wyjśćna zero, i kto zagwarantuje, że gdy odrobisię już te spadki, nie nastąpi kolejny spa-dek? Nie można ryzykować zabezpiecze-niem ludzi na starość.

Jeśli pan chce, by jego oszczędnościnie przeleżały w skarpecie, ale takżeby wzrosły, to może w różny sposóbinwestować i może przynieść to panuzysk. To pana dobrowolna decyzja.A w OFE pieniądze ubezpieczonychinwestowane są pod przymusem. Gdy-by pan nie miał nadwyżek, a mimo tochciał inwestować, musiałby pan ogra-

niczać konsumpcję, zacząłby pan po-życzać – ile mógłby pan wytrzymać,zanim komornik zażąda pieniędzy?

Raz może się zdarzyć, że zaciągając kredyt,wygra się na giełdzie tyle, by z jednejstrony zwrócić dług, z drugiej jeszcze natym zyskać. Jednak to się może zdarzyćraz, lecz nie codziennie. System OFE za-kłada, że zyskiwać będzie się codziennie,przez lata, co jest nierealne. Zamiast graćna giełdzie, lepiej inwestować w edukację,w przyszłe trwałe źródła rozwoju kraju.Aktywa finansowe nie przenoszą wartościprzez dziesięciolecia. Według Komisji Eu-ropejskiej emerytura w 2060 r. będziew Polsce wynosić 22 proc. ostatniego wy-nagrodzenia. Twórcy OFE obiecywali na-wet 117 proc. ostatniego wynagrodzenia!

22 proc. ostatniego wynagrodzenianie wystarczy nawet na tapetę z pal-mami do pokoju. Jak można było siętak pomylić?

Poczyniono bardzo optymistyczne zało-żenia, ale przede wszystkim z rozmysłemwprowadzono Polaków w błąd. Wieleosób nie zapisałoby się do OFE, gdybywiedziało, jak będzie naprawdę. BankŚwiatowy przygotował wielką strategię,która miała przekonać Polaków do pry-watyzacji emerytur.

Na czym ona polegała?

Przede wszystkim chodziło o oczernianieZUS i podważanie roli państwa jako pod-miotu, który wypłaci emerytury. Przyjętozasadę, że im bardziej nastraszy się ludzi,iż z I filaru nic nie będzie, tym ludziebardziej poprą OFE. Strategia była dłu-gofalowa – obrońcy OFE oczerniają ZUSdo dziś, mówiąc np., że to czarna dziura.

12

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

A nie jest to czarna dziura? Składki sąogromne i, wedle prognoz, wcale nieprzełożą się na wysokie emerytury.

To kwestia do dyskusji, jak rozłożyć ob-ciążenia. Można do emerytur dopłacaćz podatków, które nie obciążają płac. Pod-stawowy problem to ten, że wielu młodychludzi myśli tylko o sobie i mówi, iż niema sensu płacić na ZUS, bo te pieniądzeprzepadną. Wbija się ludziom do głowytwierdzenie, że starych ludzi nie trzebautrzymywać, że skoro o siebie nie zadbali,to są sobie winni. ZUS jest tylko listono-szem, przenosi pieniądze od tych, którzypracują, do tych, którzy już nie pracują.W krajach wysokorozwiniętych nie wpro-wadzono OFE, tylko u takich biedakówjak my. To jest neokolonializm w białychrękawiczkach; już nie przelewa się krwi,ale nadal wyzyskuje ludzi.

Dlaczego obecna sytuacja miałabyprzypominać dawno miniony kolonia-lizm?

Ponieważ nadal polega na drenowaniumajątku danego kraju przez podmiotyzagraniczne. Teraz robi się to inaczej: za-miast zwyczajnie ograbić, lepiej stworzyć

fundusze, które za nasze publiczne pie-niądze kupują różne papiery wartościowe,a zarządzające nimi instytucje finansoweprzez 50 lat pobierają za to prowizje. Takto wygląda np. w przypadku „udziału OFEw prywatyzacji”.

Inny przykład: tak zachwalane obli-gacje infrastrukturalne – gmina nie dostajepieniędzy z budżetu na wybudowanie dro-gi, ponieważ te pieniądze wykorzystujesię na zapchanie ubytku, spowodowanegoprzez przekazywanie OFE części składek.Dlatego gmina musi się zapożyczyć poprzez emisję obligacji. W te obligacjeinwestują… OFE. Znów, PTE biorą sobieprocent za to przez kilkadziesiąt lat. A prze-cież o wiele taniej byłoby te pieniądzeprzekazać bezpośrednio do gmin – bezpośrednika w postaci OFE.

W kolonializmie na końcu łańcuchazawsze była jakaś metropolia. Czyw tym przypadku metropolią są insty-tucje prywatne, czy państwa?

Bardzo dobrze opisuje to laureat NagrodyNobla prof. Joseph Stiglitz, który pokazujerolę Banku Światowego i Międzynarodo-wego Funduszu Walutowego jako dogod-nego środka podporządkowania sobiegrupy krajów – głównie Ameryki Łaciń-skiej, Europy Środkowo-Wschodniej i Azji– krajom wysoko rozwiniętym, zwłaszczaUSA. Gdy przyjrzeć się towarzystwomemerytalnym operującym w Polsce, są tofirmy wywodzące się przede wszystkimz USA, Niemiec, Francji czy Holandii.

Te państwa korzystają pośrednio natym systemie?

Z tych krajów rekrutują się te instytucje.Pośrednio ich społeczeństwa na tym ko-rzystają, a państwa stwarzają do tego do-

13

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

mówiono nam, że cały świat

nas chwali za reformę

emerytalną – tylko ciekawe,

dlaczego żaden wysoko

rozwinięty kraj się na nas

nie wzorował? ta kampania

to dobry przykład na to, jak

można oszukać cały kraj.

godne warunki. W Polsce wprowadzonoOFE po tym, jak w latach 90. został zre-dukowany polski dług wobec zagranicy,w ramach Klubu Londyńskiego (60 proc.)i Paryskiego (50 proc.). W zamian za tęredukcję przyjechali „komornicy” z tam-tych krajów i zaczęli wprowadzać u nasreformy. W tym samym duchu przepro-wadzano prywatyzację i wiele innychzmian. W zamian za umorzenie długówmogli żądać wielu innych ustępstw.

Przecież te zmiany wprowadzali samiPolacy.

Bo chodziło o to, by ludzie mieli poczucie,że robią to sami i sami tego chcą. Mówiononam, że cały świat nas chwali za reformęemerytalną – tylko ciekawe, dlaczego ża-den wysoko rozwinięty kraj się na nasnie wzorował? Ta kampania to dobryprzykład na to, jak można oszukać całykraj. Instytucje finansowe zaangażowaływ to ogromne pieniądze. Nie dały jednakrady stworzyć przymusowych OFE aniw USA, ani w Niemczech, ani w innychbogatych krajach – tylko w Polsce, która,okazuje się, nie była wówczas państwemsuwerennym.

Politycy mogli chcieć wprowadzać terozwiązania z własnej woli.

Można przypuszczać, że część politykówwierzyła w to, że rynki finansowe zabez-pieczą wyższe emerytury. A nieprzeko-nanych przekonały wycieczki do Chile

i Argentyny i inne zachęty. Z dokumentówopublikowanych przez United States Agen-cy for International Development (USAID)wynika, że było to zjawisko masowe. Tewycieczki organizowane dla polskiej klasypolitycznej były dla urzędów w Chile czyMeksyku do tego stopnia uciążliwe, żezaczęły odmawiać przyjmowania nowychgości. Inna sprawa: ogromny nacisk naludzkie umysły poprzez reklamę. Pamię-tamy te palmy, pod którymi mieli wyle-giwać się na starość emeryci.

Istnieje szansa, by szybko ten problemrozwiązać?

Istnieje, ale wymaga ona woli polityczneji patriotyzmu. Udało się to Węgrom, gdziedano ludziom wybór: albo potwierdziszswoje uczestnictwo w OFE, albo wracaszdo systemu państwowego. Okazało się, żew OFE zostało mniej niż 2 proc. członków,reszta wróciła do ich ZUS. Obawiam się,że część polskich elit politycznych prowadzilobbing na rzecz towarzystw emerytalnych.Zresztą walka z instytucjami finansowyminie jest prosta – towarzystwa emerytalnepośrednio są powiązane z potężnymi agen-cjami ratingowymi, a te mogą nas szanta-żować obniżeniem ratingu, co będzie rzu-tować negatywnie na wiarygodność naszegokraju. Te metody nie różnią się bardzo oddziałania mafijnego. Prawdopodobnie bę-dziemy musieli czekać, aż Polska będzieprawie bankrutem, i wówczas ludzie zdadząsobie sprawę, że nasz kraj nie jest w staniedalej dźwigać tego głazu, którym są OFE.

14

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

steFaN sękowskIstały współpracownik „Nowej Konfederacji”,dziennikarz „Gościa Niedzielnego”

15

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Afryka znajduje się w centrum zaintere-sowania europejskich potęg, zwłaszczaFrancji, dla której od początku XIX w.stanowi ona zaplecze surowcowe i rynekzbytu. Gigantyczny kapitał ludzki, bogac-two surowców – w tym ropy, gazu i dia-mentów – to znane od dawna magnesyCzarnego Lądu. Jednak jego atrakcyjnośćostatnio wzrasta. Na dziesięć najszybciejrozwijających się gospodarek świata ażpięć (Sierra Leone, Mozambik, Ghana,Angola i Etiopia) znajduje się w Afryce.W 2012 r., po raz pierwszy w historii tegokontynentu, inwestycje pochodzące z kra-jów rozwijających się przewyższyły te,których źródłem były gospodarki rozwi-nięte.

Wyjść, aby pozostać

Ojczyzna Moliera była drugim po WielkiejBrytanii największym kolonizatorem Czar-nego Lądu. Jeszcze po II wojnie światowejpowierzchnia krajów podporządkowanychParyżowi wynosiła ponad 10 mln km².Francuskie imperium kolonialne obej-

mowało m.in. państwa Maghrebu, AfrykiSubsaharyjskiej oraz Bliskiego Wschodu.

„Choć kraje afrykańskie uzyskały nie-podległość, Francja tak naprawdę nigdynie opuściła swoich byłych posiadłości”– stwierdzają publicyści „The Economist”.Zarówno w czasach zimnej wojny, jaki po niej Francja pretendowała do mianaopiekuna tego kontynentu. Świadczyłyo tym m.in. jej obecność militarna, bardzoaktywne stanowisko wobec przeobrażeńposzczególnych państw afrykańskich orazkontakty gospodarcze. Tylko w przeciągudwóch lat, tj. 1999–2000, francuska po-moc dla państw Afryki wynosiła ponad1 mld dol. Szczodrość Francji czyniła z niejna terytoriach na południe od MorzaŚródziemnego pożądanego, a niekiedynawet niezbędnego sojusznika.

Ale francuska hojność ma dwie twa-rze. Z jednej strony, jawi się jako świadomapomoc rozwojowa skierowana do zacofa-nych krajów dawnego Trzeciego Świata,z drugiej zaś – jako skuteczny sposób narozszerzenie strefy wpływów Paryża. Rościon sobie prawo do bycia kluczowym

daRIa oRZechowska-słowIkowskadoktor nauk politycznych, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych PAN

Francja to modelowy przykład współczesnego kolonizatora. Państwo,które – w myśl powiedzenia „mieć ciastko i zjeść ciastko” – rości sobieprawo do bycia „opiekunem” państw Afryki, ale na swoich warunkachi bez ponoszenia długofalowych tego konsekwencji.

Francja i afryka – nowy kolonializm

aktorem na scenie afrykańskiej. W myślpowiedzenia „wyjść, aby pozostać”, Francjaz kolonizatora stała się neokolonizatorem.

Co to oznacza? Współczesną formękolonializmu, polegającą na wyzysku gos-podarczym i uzależnieniu politycznymbędących jego przedmiotem krajów. A tak-że politykę prowadzoną przez byłe met-ropolie, które starają się utrzymać decy-dującą pozycję w dawnych koloniach przezpozostawienie części własnej kadry urzęd-niczej, wojskowej, popieranie uległychpolityków, a przede wszystkim przez pod-porządkowanie rozwoju lokalnej gospo-darki swoim interesom.

Obrona pokoju czy interesów?

Zaangażowanie Paryża w wydarzenia arab-skiej wiosny, czyli interwencja zbrojnaw Mali, jest tego przykładem.

„Francja wraca do Mali, czyli neoko-lonializm 2.0”, „Mali – neokolonią Francji”„Francja – współczesny kolonizator państwafrykańskich” – to tylko niektóre tytułyz pierwszych stron europejskich dzienni-ków oceniających zaangażowanie Paryżaw arabską wiosnę. Od stycznia do marca2013 r. wojska francuskie prowadziły in-terwencję zbrojną w Mali przeciwko isla-mistom. Jeszcze dziesięć lat temu lewicaznad Sekwany i z reszty Europy byłabytaką interwencją oburzona. Tymczasemostatniej kampanii patronował prezydentsocjalista, nie napotykając oporu w swoimobozie politycznym.

„Francja nie broni niczyich interesówgospodarczych w Mali, Francja broni po-koju” – odpierał zarzuty prezydent Fran-çois Hollande. Rzeczywiście, Mali jest dlaParyża mało interesujące pod względemgospodarczym. Według danych francu-skiego MSZ kraj ten znajduje się dopierona 87. pozycji, jeśli chodzi o francuski

eksport (10 mln euro, będące 0.002 proc.całego importu) i zaledwie na 165., jeślichodzi o import (280 mln i 0,065 proc.udziału).

Jednak już kraje sąsiadujące z Malimają znaczenie strategiczne. Mowa tuo bogatej w złoża ropy i gazu Algierii orazo Nigrze, z jego zasobami uranu eksploa-towanymi przez Grupę Areva, francuskikoncern z branży energetyki jądrowej.Stabilizacja w Mali pozwoliłaby ograniczyćniepokoje w całym regionie. Poprzez in-terwencję militarną Hollande miał nadziejęna utrzymanie historycznej strefy wpływówi mocarstwowej pozycji Francji w Afryce,której zagrażają obecnie rosnące apetytyChin i Stanów Zjednoczonych.

Zakłócenie porządku świata

Czarny Ląd to gra o wielką stawkę. Nie-poskromiony apetyt na lepsze jutro ros-nącej w siłę tamtejszej klasy średniej,bezdyskusyjny potencjał wzrostu gospo-darczego i przede wszystkim rynki zbytui surowce naturalne – określają znaczenietej gry, w której Francja chce zgarnąć jaknajwięcej.

16

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

jednym z negatywnych

skutków neokolonializmu

będzie wzrost działalności

islamskich fundamen-

talistów w europie jako

wyraz sprzeciwu wobec

imperialnej zachłanności

Zachodu

Dawny kolonializm polegał przedewszystkim na opanowaniu przez imperialnemocarstwa krajów słabo rozwiniętych, któ-rego efektem były uzależnienie i wyzysk(monokulturowa gospodarka, nędza i za-cofanie ludności tubylczej, nienaturalnegranice krajów dzielące grupy etniczne,wstrzymane procesy narodowe, państwo-wotwórcze i społeczne). Współczesny neo-kolonializm działa inaczej: metodą wielo-płaszczyznowych zależności, zwaną teżmetodą penetracji gospodarczej, politycznej,ale także – społecznej i kulturowej.

Neokolonializm budzi wiele kontro-wersji i wywołuje skrajne emocje. Jegoobrońcy podnoszą, że jest on szansą naucywilizowanie Afryki, lub utożsamiajągo z pomocą rozwojową Zachodu dla Af-ryki. Nie może być jednak wątpliwości,że neokolonializm zakłóca porządek świa-ta. Jest on antonimem postkolonializmudomagającego się, jak podkreśla prof. Ro-bert J. C. Young, równości i dobrobytudla wszystkich istot żyjących na ziemi.

Nie zważając na konsekwencje

Francja to modelowy przykład współczes-nego kolonizatora. Państwo, które –

w myśl powiedzenia „mieć ciastko i zjeśćciastko” – rości sobie prawo do bycia„opiekunem” państw Afryki, ale na swoichwarunkach i bez ponoszenia długofalo-wych tego konsekwencji. Historia nie po-zostawia jednak złudzeń: tak się nie da.Cena za epokę neokolonializmu będziebardzo wysoka. O neokolonializmie mówisię dziś w zachodnich mediach rzadko,a jeśli już – to jedynie o pozytywnychjego skutkach. Tymczasem jednym z ne-gatywnych będzie wzrost działalnościislamskich fundamentalistów w Europiejako wyraz sprzeciwu wobec imperialnejzachłanności Zachodu.

Dlaczego tak sądzę? Już w grudniu2012 r. Abdellah Chenikiti, lider malijskichterrorystów z krajów Maghrebu (AQIM)powiązanych z Al-Kaidą, groził, że w razieinterwencji Francja będzie „kopać grobydla swoich obywateli i wysyłać swojedzieci do piekła”. Groźby przerodziły sięw czyny 10 marca 2012 r. Francuski za-kładnik Philippe Verdon, porwany przezAQIM w listopadzie 2011 r. na północyMali, został zabity.

Jednak świadomy niebezpieczeństwaZachód brnie dalej, nie zważając na kon-sekwencje.

17

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

18

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

W piątek 11 października Sejm zajmie się„pakietem demokratycznym”, jak propo-zycje zmian w regulaminie niższej izbyparlamentu autorstwa Kazimierza Ujaz-dowskiego nazywają politycy PiS. Podobnoprojekt nie jest bez szans.

O co w nim chodzi? Złośliwi podno-szą, że wyłącznie o wzmocnienie głównejpartii opozycyjnej, poprzez zwiększeniejej wpływu na porządek obrad. Niesłusznie.Bo niezależnie od korzyści, jakie w razieuchwalenia zmian odniosłoby PiS, projektbyłego ministra kultury realnie służy pol-skiej demokracji.

Likwidacja sejmowej „zamrażarki”(dziś umożliwiającej przetrzymywaniew nieskończoność niewygodnych dla rząduprojektów ustaw), danie opozycji wpływuna dzienny porządek obrad czy zmuszenieczłonków rządu do „spowiadania się” par-lamentarzystom – są tego przykładami.Wszystko to zmiany w gruncie rzeczy kos-metyczne. Ale zarazem istotnie zmieniającesejmową mechanikę.

Niektóre z nich, zwłaszcza zakaz od-rzucania obywatelskich projektów ustaw

w pierwszym czytaniu, ograniczą swobodędziałania także PiS, gdy ugrupowanie todojdzie do władzy.

Projekt Ujazdowskiego uderza w re-gulamin Sejmu uchwalony jeszcze w cza-sach rządów AWS. Wtedy chodziło o ogra-niczenie sejmowego bezhołowia – i byłto krok w dobrym kierunku. Jednak w mię-dzyczasie, choć instytucje trwają w kształciez lat 90., sytuacja radykalnie się zmieniła.

W jaki sposób? Partie z luźnych fe-deracji lokalnych baronów przekształciłysię w silne, centralnie zarządzane kartele.Wzmacniając pośrednio także pozycjęrządu względem parlamentu. Co więcej,od roku 2010 nie ma już kohabitacji rząduz prezydentem z innej opcji politycznej.A wszystko to wpisuje się w głęboki –i widoczny we wszystkich państwach de-mokratycznych – trend słabnięcia ciałprzedstawicielskich.

W efekcie, z rozdyskutowanej i nieconieprzewidywalnej izby (jakże tradycyjniepolskiej!) nasz Sejm przepoczwarzył sięw maszynkę do głosowania, z którą rządrobi, co mu się żywnie podoba. Parla-

aRtUR wołekPolitolog, autor książki „Słabe państwo”

Niezależnie od korzyści, jakie w razie uchwalenia zmian w regulaminieSejmu odniosłoby PiS, projekt byłego ministra kultury realnie służy pol-skiej demokracji.

Pakiet Ujazdowskiegoto szansa dla wszystkich

mentarna kontrola egzekutywy właściwiezanikła, a toczone tam debaty zmieniłysię w nudny i marny teatrzyk.

Odpowiada za to w dużej mierzewłaśnie bardzo ograniczona rola opozycji.Przy tym poziomie wpływu, jaki ma onadziś na sejmową rzeczywistość, może wła-ściwie tylko krzyczeć. Co też robi. Na-dziewając się potem na zarzuty, że jedyne,co ma do powiedzenia, to to, że rząd jestzdradziecki.

Wcielenie w życie propozycji Ujaz-dowskiego tę sytuację by zmieniło. Obsa-dzając opozycję w roli już nie krzykacza,lecz uczestnika dyskusji. I przenosząc

spór polityczny na dużo bardziej meryto-ryczne tory.

Bynajmniej nie oznaczałoby to likwi-dacji właściwej Sejmowi widowiskowości.Wprost przeciwnie, uległaby ona podkrę-ceniu – ale z dużymi szansami na to, żebędzie dużo mniej nudna i jałowa. Inaczejmówiąc: zamiast obecnego horroru klasyB – lub, jak kto woli, marnego francuskiegodramatu egzystencjalnego – otrzymali-byśmy teatr na sensownym poziomie.

Czy jednak rzeczywiście „pakiet de-mokratyczny” ma szansę przejść? W końcupopiera go cała opozycja, a koalicyjnePSL wysyła przychylne sygnały.

Sądzę jednak, że i tak losy projektuleżą w rękach Donalda Tuska. Jeśli bowiemzależałoby mu na jego odrzuceniu, potra-fiłby zdyscyplinować rządowego sojusz-nika. Ale na miejscu premiera wszedłbymw przygotowany przez Ujazdowskiegoscenariusz. Bo daje on szansę na odbu-dowę – bardzo nadwątlonego przecież –zaufania Polaków do parlamentu. A natym może skorzystać także Platforma, co– zwłaszcza w sytuacji słabnących notowań– jej kierownictwo powinno docenić.

Dalekowzroczność od dawna nie jestjednak cechą polskich polityków. Wobecdywagacji o sejmowym sukcesie projektuUjazdowskiego zachowuję więc scepty-cyzm.

19

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Uchwalenie „pakietu

demokratycznego”

sprawiłoby, że zamiast

obecnego horroru klasy B –

lub, jak kto woli, marnego

francuskiego dramatu

egzystencjalnego –

otrzymalibyśmy teatr na

sensownym poziomie

20

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Włoski polityk Franco Frattini ogłosił,że jest kandydatem na stanowisko se-kretarza generalnego NATO. O konku-rencji dla niego na razie nie słyszymy.Czy to oznacza, że NATO, które podwodzą Andersa Fogha Rasmussenama lekkie skandynawskie przechylenie,będzie w przyszłości ciążyło w kierunkupołudnia Europy?

Tak może rzeczywiście być, ale nie prze-ceniałbym znaczenia sekretarza general-nego NATO. Jest on tylko organem wy-konawczym. Jest nazywany potocznie sze-fem NATO, lecz to wyolbrzymione okre-ślenie.

Władzę w NATO sprawuje Rada Pół-nocnoatlantycka złożona z państw człon-kowskich, która obraduje na poziomieprezydentów, premierów i kanclerzy.A czasami na poziomie ministrów sprawzagranicznych. I w przeciwieństwie doinnych gremiów międzynarodowych, które

bywają mało władne, Rada nie jest tylkodekoracją. A na jej czele stoją Stany Zjed-noczone.

Istnieje taka historyczna umowa, żedowódcą NATO zawsze jest Amerykanin,i w zamian sekretarzem generalnym So-juszu zawsze Europejczyk. I skoro Euro-pejczyk jest sekretarzem generalnym,a USA są liderem NATO, a Sojusz nieprzetrwałby bez Amerykanów, to jestoczywiste, że o wiele większy wpływ nakierunek działań NATO ma od sekretarzageneralnego przedstawiciel USA w Radzie.

Duży wpływ mają także przedstawi-ciele innych mocarstw: Wielkiej Brytaniiczy Niemiec. Liczy się także Francja, szcze-gólnie odkąd wróciła do wojskowychstruktur NATO. I Włochy właśnie. Teostatnie mimo kryzysu oraz rosnącegowewnątrzkrajowego chaosu gospodarczegoi politycznego są potęgą wojskową, w każ-dym razie jak na Europę. I od czasu doczasu upominają się o swoje.

GRZeGoRZ kostRZewa-ZoRBasEkspert ds. międzynarodowych,publicysta tygodnika „wSieci”

To nie Franco Frattini, lecz państwa członkowskie Sojuszu zadecydująo dalszym kierunku jego rozwoju. Bo od sekretarza generalnego zależy tow małym stopniu.

Nie będzie zwrotu Nato na PołudnieZ Grzegorzem kostrzewą-Zorbasem

rozmawia aleksandra Rybińska

I tu wracamy do Frattiniego. Zapowie-dział bowiem, że jako sekretarz gene-ralny NATO zamierza „zwiększyć rolępolityczną” Sojuszu. Oraz zastrzegł,że wobec zwrotu USA ku Pacyfikowi„Europejczycy będą musieli robić wię-cej”. NATO się zeuropeizuje?

Nie da się ukryć, że USA nieco wycofałysię z Europy, więc w pewnym sensie Frat-tini ma rację. Jednak to nie oznacza od-rzucenia przywództwa amerykańskiego.Bo bez niego NATO byłoby zbyt słabe, bysprostać podstawowym wyzwaniom.

W szczególności zaś wyzwaniomw postaci odbudowy potęgi gospodarczej,politycznej i wojskowej przez Rosję. Roz-poczęta niedawno druga prezydenturaPutina stoi pod znakiem odbudowy prze-strzennej potęgi i sporów międzynaro-dowych. Bez Amerykanów NATO nie da-łoby sobie również rady z mniejszymi wy-zwaniami, choćby dlatego, że kraje człon-kowskie Sojuszu zmniejszają swoje budżetyobronne i mało zakupują nowoczesnegosprzętu wojskowego. Poza tym mocnoróżnią się od siebie. Bez lidera pozaeuro-pejskiego europejska część NATO jestmało spójna.

Wracając więc do Frattiniego i kwestiizwrotu NATO na Południe, to państwaczłonkowskie Sojuszu o tym zadecydują.Od sekretarza generalnego zależy to w ma-łym stopniu, choć może on podsuwać Ra-dzie Północnoatlantyckiej różne propo-zycje, może próbować tak sterować apa-ratem wykonawczym, żeby jak najwięcejdziało się w sprawach południowych,śródziemnomorskich. Wydaje mi się, żejednym z priorytetów Frattiniego po ob-jęciu stanowiska sekretarza generalnegoNATO mogła by być kwestia patrolowaniamorza śródziemnego i zatrzymywanienielegalnych imigrantów oraz odsyłanie

ich do Afryki. I tu mógłby odnieść sukces.Ale to nie jest tak, że dokonałby ogólnegozwrotu na Południe.

Jakiś czas temu chodziły słuchy, żejednym z kandydatów na sekretarzageneralnego NATO jest Radosław Si-korski. Że nadeszła kolej na kraje Eu-ropy Środkowo-Wschodniej. Obecnienikt już o tym nawet nie wspomina.Sikorski wpadł w niełaskę?

Szczerze powiedziawszy, to powinna byćkolej na środkowo-wschodnią Europę.I mówi się jeszcze trochę o Sikorskim,jednak zdecydowanie mniej niż jeszczerok temu.

Na tym przykładzie widać wielką sła-bość NATO wobec Rosji. W sferze dyplo-matycznej istnieje priorytet utrzymywaniajak najlepszych stosunków z Kremlem.Nie za wszelką cenę, lecz za wysoką cenę.I Sikorski padł ofiarą tego priorytetu.Wyklucza się kandydatury polityków nasekretarza generalnego, co do którychczłonkowie sojuszu są przekonani, że za-szkodzą one stosunkom z Rosją. I Sikorskijest taką osobą.

On jest jawnie krytykowany w Mosk-wie i miał kiedyś wizerunek polityka an-

21

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Istnieje w Nato priorytet

utrzymywania jak

najlepszych stosunków

z kremlem. Nie za wszelką

cenę, ale za wysoką cenę.

I sikorski padł ofiarą tego

priorytetu

tyrosyjskiego, który w międzyczasiewprawdzie częściowo zmienił, ale wszyscymają jego postawę wciąż w pamięci. I toznacznie obniża jego szanse na objęcie

stanowiska sekretarza generalnego. A po-nieważ Polska nie wysunęła innego kan-dydata, nie możemy w tym względzie zbytwiele oczekiwać.

22

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

aLeksaNdRa RyBIńskaRedaktor „Nowej Konfederacji”

kRZysZtoF koehLeRStały współpracownik „Nowej Konfederacji”,literaturoznawca, profesor UJ

Każdy z nas ma miejsce, w które wsączyć się może słabość. GiuseppeTornatore, autor „Konesera”, snuje dramatyczną opowieść o rozmonto-wywaniu naszej ochronnej palisady. Ale wskazuje też na niejednoznacz-ność oceny tego typu działania.

Fałszerstwo uczuć

Smutna, porażająco smutna twarz miłoś-nika piękna, rasowego estety, samotnegosmakosza, kiedy uświadamia sobie, żepadł ofiarą oszustwa.

Ale też smutna, przygnębiona twarz,przygasłe, lecz jednak uporczywie przy-

patrujące się światu spojrzenie koneserapiękna, perfekcyjnego antykwariusza, kie-dy w samotności, przy kieliszku szampanaw drogiej restauracji patrzy na dogasającąświeczkę, którą na smakowitym deserzepostawił szef kuchni. W dniu jego urodzin.

Wyryte w obliczu starzejącego sięmężczyzny zmarszczki zamykającej go naświat samotności. Rękawiczki na rękach.Sterylne pomieszczenia.

I chwile, kiedy absolutnie oddzielonyod świata, w swoim sekretnym pokoju,oddaje się kontemplacji obrazów, z róż-nych wieków, o różnej, ale w większościogromnej wartości, z których spoglądająnań kobiety: jedyne partnerki życia sa-motnego, bogatego, sławnego, nieszczę-śliwego bohatera.

Każdy z nas, podejrzewam, że nawetnajbardziej gruboskórny biznesmen, masłaby punkt: miejsce, które kiedyś nazy-wało się piętą Achillesową (choć po ostat-nich reformach oświaty raczej nie ma jużsensu używać tego typu określeń, szcze-gólnie kiedy odbiorcami naszego komu-nikatu mogą być nieletni albo studenci).Słabość, którą, zlokalizowawszy, przeciw-nik wykorzysta, by rozbić otaczającą każ-dego z nas warownię, chiński mur czypalisadę z patyków.

Każdy z nas ma takie miejsce, w którewsączyć się może słabość. Giuseppe Tor-natore, autor filmu, o którym mówię,snuje dramatyczną opowieść o rozmon-towywaniu tej palisady. Ale wskazuje teżna niejednoznaczność oceny tego typudziałania.

W jednej ze scen, kiedy już wyzbytyjest złudzeń, okaleczony Virgil Oldman(grany genialnie przez Geoffreya Rusha)staje przed bramą komisariatu policji, byzłożyć doniesienie o kradzieży, dopadajągo wątpliwości. Ułudna zwodzicielka,oszustka i złodziejka, oszukała go, okradła,zburzyła ową samotność konesera, uwo-dząc go swoim młodym pięknem; okrutnieskrzywdziła, bo wykorzystała pierwszą,młodzieńczą miłość starego mężczyzny.Ale zarazem – jednak w zamian i obda-rowała go: dała mu nie tylko rozkosz,której nie zaznał nigdy w życiu, lecz i szczę-ście, które nigdy nie było jego udziałem.A tak samo pozwoliła mu zobaczyć, jaknędznie wystawne i bogate, ale jakżebiedne, samotne i smutne życie do tejpory prowadził. Zbudziła w nim nie tylkomężczyznę, lecz tak samo pełnego czło-wieka.

Czy pełnia i szczęście muszą mieć ażtaką cenę? Pewnie nie. Pewnie film Giu-seppe’a Tornatore może być oglądany jakparafraza mitu Pigmaliona; mitu pozba-wionego happy endu; umieścić go możnagdzieś obok „Lolity” i innych dzieł opie-wających fatal attraction: zauroczeniestarszego pana ciałem i osobą młodejdziewczyny, którą – dodatkowo – wy-prowadza on na świat z jej domniemanejciężkiej choroby.

Jest w filmie pewien niepokojący wą-tek: wątek fałszerstwa (Virgil Oldmantrudni się wyceną dzieł sztuki i doskonalepotrafi rozpoznać falsyfikat od oryginału,jak na ironię). Otóż słyszymy, iż fałszer-

23

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

„koneser” może być

oglądany jak parafraza mitu

Pigmaliona; mitu

pozbawionego happy endu;

gdzieś umieścić go można

obok „Lolity” i innych dzieł

opiewających fatal

attraction: zauroczenie

starszego pana ciałem

i osobą młodej dziewczyny

stwo, nawet najbardziej doskonałe, jestzawsze do rozpoznania, albowiem ten,kto fałszuje, nie umie, nie potrafi, nie jestw stanie nie zostawić w dziele, które jestpodróbką jakiegoś rodzaju piętna, śladu,swojej osobowości. Idealnym fałszerzemjest maszyna kserograficzna, ale już rękaporuszająca pędzel – nie!

Zatem kiedy młoda piękność mówipodczas ostatniej rozmowy ze starym Virgilem: „Pamiętaj, że choćby nie wiem,co się wydarzyło, to i tak cię kocham”,wcale nie jesteśmy pewni (jak i pewientego nie jest główny bohater), czy zajego miłość nie odpłaciła mu czasemswoją prawdziwą, niezmyśloną, realnąmiłością. Chociaż właśnie ta jego nie-

pewność chroni ją przed policyjnym do-niesieniem.

Wymyślona to historia? Wydumanyproblem? Chwile szczęścia, za które trzebazapłacić cierpieniem? Przebiegły wróg,który nadaje naszemu życiu nowy sens.Nowy smak. Nową jakość.

Warto? Nie warto?Nie wiem. Wcale nie jestem pewien

odpowiedzi.

„Koneser”produkcja: Włochyreżyseria: Giuseppe Tornatorescenariusz: Giuseppe Tornatorepremiera światowa: 1 stycznia 2013premiera polska: 2 sierpnia 2013

24

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

Wesprzyj nas

Dzięki Darczyńcom „Nowa Konfederacja” powstała i działa. Dzięki Darczyńcombędzie mogła nadal istnieć i rozwijać się.

Dlatego prosimy o wsparcie! Każda złotówka, jeśli ma charakter stałego zle-cenia przelewu, ma dla nas istotne znaczenie.

Wpłaty prosimy kierować na rachunek bankowy wydawcy „Nowej Konfede-racji”, Fundacji Nowa Rzeczpospolita:

09 1560 0013 2376 9529 1000 0001 (Getin Bank)

W tytule przelewu prosimy wpisać: „darowizna na cele statutowe”.

Dlaczego warto nas wspierać?

Rynek w obecnej postaci nie sprzyja poważnej debacie o państwie i po-lityce. Dowodem są wszechobecne i pogłębiające się procesy tabloidyzacjii upartyjnienia mediów opiniotwórczych. Z drugiej strony, zaawansowanawiedza o polityce jest coraz częściej dostępna jedynie dla nielicznych i zacoraz większymi opłatami. W Polsce dochodzi do tego problem finansowaniawielu ośrodków opiniotwórczych zza granicy i głęboki kryzys mediów (z nazwy)publicznych.

Jeśli ten trend ma się odwrócić, potrzebny jest alternatywny, obywatelskimodel finansowania mediów. Dobrowolny, stały mecenat wystarczającodużej liczby Polaków umożliwi nam stworzenie prężnego ośrodka intelektual-nego. Niezależnego zarówno od partii, od wielkiego kapitału, od gustów ma-sowej publiczności, jak i od zagranicznych ośrodków. I dostarczenie darmowej,zaawansowanej wiedzy o polityce zainteresowanym nią obywatelom.

„Nowa Konfederacja” to (na gruncie polskim) projekt pionierski takżepod względem sposobu finansowania. Działamy bowiem właśnie dzięki me-cenatowi obywatelskiemu.

Każde stałe zlecenie przelewu jest ważne! Dołącz do grona naszychDarczyńców i wspieraj media naprawdę publiczne!

25

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

O nas

„Nowa Konfederacja” to pierwszy w Polsce internetowy tygodnik idei.Koncentrujemy się na tematyce politycznej o znaczeniu strategicznym. „NK”to medium misyjne, tworzone przez obywateli – dla obywateli. Jako pierwsiw Polsce działamy profesjonalnie wyłącznie dzięki wsparciu Darczyńców.

Stawiamy sobie trzy cele główne.

Po pierwsze, chcemy tworzyć miejsce poważnej debatyo państwie i polityce.Dziś takiego miejsca w Polsce brakuje. Wskutek postępujących procesów

tabloidyzacji oraz uzależnienia mediów opiniotwórczych od partii i wielkiegokapitału, brak ten staje się coraz bardziej dotkliwy.

Stąd, w środowisku skupionym dawniej wokół kwartalnika „RzeczyWspólne” – poszerzonym po rozstaniu z Fundacją Republikańską w kwietniu2013 o nowe osoby – powstał pomysł stworzenia internetowego tygodnikaidei. Niekomercyjnego i niezależnego medium, wskrzeszającego formułęgłębokiej publicystyki. Mającego dostarczać zaawansowanej wiedzy o politycew przystępnej formie.

Nasz drugi cel to pełnienie roli pośrednikamiędzy światem ekspercko-akademickim a medialnym.Współczesna Polska jest intelektualną półpustynią: dominacja tematów

trzeciorzędnych sprawia, że o sprawach istotnych mówi się i dyskutuje rzadko,a jeśli już, to zazwyczaj na niskim poziomie. Tym niemniej, w świecie akademickimi eksperckim rodzą się niekiedy ważne diagnozy i idee. Media głównegonurtu przeważnie je ignorują. „Nowa Konfederacja” – ma je przybliżać.

Cel trzeci to aktualizacja polskiej tradycji republikańskiej.Republikanizm przyniósł swego czasu Polsce rozkwit pod każdym względem.

Uważamy, że jest wciąż najlepszym sposobem myślenia o polityce – i uprawianiajej. Co więcej, w dobie kryzysu demokracji, jawi się jako zarazem remediumi alternatywa dla liberalizmu. Jednak polska tradycja republikańska zostaław dużym stopniu zapomniana. Dążymy do jej przypomnienia i dostosowaniado wymogów współczesności.

Dlaczego konfederacja? Bo to instytucja esencjonalna dla polskiej tradycjirepublikańskiej – związek obywateli dążących razem do dobra wspólnegow sytuacji, gdy inne instytucje zawodzą. W naszej historii konfederacje bywałychwalebne (konfederacja warszawska 1573 r., sejmy skonfederowane jakoremedium na liberum veto), bywały też zgubne (Targowica). Niemniej, zawszebyły potężnym narzędziem obywatelskiego wpływu na politykę.

Dzisiejszy upadek debaty publicznej domaga się nowej konfederacji!

26

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl

„Nową Konfederację” tworzą

Darczyńcy:trzej Anonimowi Darczyńcy, Jacek Bartosiak, Krzysztof Poradzisz, Marek No-wakowski, Krzysztof Dąbkowski, Jerzy Martini

Redakcja:Krzysztof Bosak, Adam Kowalczyk (sekretarz redakcji), Michal Kuź, BoleslawPiasecki, Bartłomiej Radziejewski (redaktor naczelny), Aleksandra Rybinska,Przemysław Skrzydelski , Piotr Woyke.

Stali współpracownicy:Jacek Bartosiak, Michał Beim, Tomasz Grzegorz Grosse, Maciej Gurtowski,Bartłomiej Kachniarz, Krzysztof Koehler, Andrzej Maśnica, Rafał Matyja, AnnaMieszczanek, Barbara Molska, Agnieszka Nogal, Grzegorz Pytel, AdamRadzimski, Stefan Sękowski, Zbigniew Stawrowski, Tomasz Szatkowski, StanisławTyszka.

Grafika (okładki):Piotr Promiński, okładka „NK” nr 1 - Wojciech Pawliński

Administracja stroną internetową, korekta, redakcja stylistyczna:Przemysław Skrzydelski

Skład:Rafał Siwik

Komunikacja internetowa:Piotr Woyke

Wydawca:Fundacja Nowa Rzeczpospolita

Kontakt:[email protected]

Specjalne podziękowania dla:Pauliny Frankiewicz, Jakuba Szymczuka, Stowarzyszenia Patriotycznego „Serenissima”

27

„Nowa Konfederacja” nr 1, 10–16 października 2013 www.nowakonfederacja.pl