Granatowa krew - ebook

22

description

Bardzo współczesny i bardzo warszawski kryminał, napisany z lekkością i swadą, kipiący humorem, ciągle wodzi czytelnika za nos. I gwarantuje prawdziwe emocje, bo nic tu nie jest oczywiste, no może z wyjątkiem zakorkowanych warszawskich ulic oraz pasji kucharskiej prowadzącego śledztwo komisarza...

Transcript of Granatowa krew - ebook

Page 1: Granatowa krew - ebook
Page 2: Granatowa krew - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Gazetta.

Page 3: Granatowa krew - ebook
Page 4: Granatowa krew - ebook
Page 5: Granatowa krew - ebook
Page 6: Granatowa krew - ebook

Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2010Wydanie I

Warszawa 2010

Page 7: Granatowa krew - ebook

1

Tasak był ciężki, stary, zardzewiały na krawędziach. Śla-

dy zakrzepłej krwi nakładały się na plamy rdzy na ostrzu.

Przez cienką gumową rękawiczkę złapał za rękojeść i pod-

szedł do kuchennego blatu. Szybko się rozejrzał i kilka

razy uderzył w blat dość mocno, by zostały wyraźne ślady,

ale nie na tyle, by tasak utkwił w drewnie. Cofnął się, po-

patrzył na swoje dzieło i zdecydował, że wystarczy. Obrócił

się i ukucnął. Rozgiął palce leżącego na podłodze męż-

czyzny i włożył mu tasak w dłoń. Zacisnął zimne palce

na trzonku, przytrzymał. Ciało zaczynało tężeć, palce

były sztywne, nie chciały się zacisnąć. Musiał z całej siły

je przytrzymać. Odczekał chwilę, wyjął nóż z bezwładnej

ręki i położył pod wersalką. Potem sięgnął po stojącą w ką-

cie miotłę, złamał ją na pół i położył obok kuchenki. Tak,

teraz wyglądało na to, że kobieta się nią zasłaniała, kiedy

rzucił się na nią z tasakiem.

Martwy mężczyzna miał rozczochrane siwiejące włosy,

sporą nadwagę i był potwornie owłosiony. Włosy porasta-

jące klatkę piersiową przechodziły płynnie w niedogolony

zarost na brodzie. Dziwne, że zwrócił na to uwagę, chy-

Page 8: Granatowa krew - ebook

ba po to, by nie dostrzegać plam krwi, no i nie widzieć

twarzy.

Twarzy zabitego prawie nie dało się rozpoznać. Była

zmieniona w krwawą miazgę; jeden z ciosów dosięgnął oka,

które wylało się na skroń galaretowatą masą. Głowa trzy-

mała się ciała chyba dzięki jakiejś czarodziejskiej sztuczce:

zwisając na kilku strzępkach skóry. Trudno uwierzyć, że

taki efekt dało się osiągnąć za pomocą zwykłego kuchen-

nego noża. Dziwił się, że studiuje tę scenę jak jakąś martwą

naturę, że nie robi mu się nawet niedobrze. Zastanawiał się,

czy to przyzwyczajenie, czy wpływ tych wszystkich seriali

policyjnych, zbyt często pokazujących krew i zwłoki.

Za drzwiami usłyszał jakieś głosy. Odsunął się pod ścia-

nę i wyjrzał ostrożnie przez okno na ciemne podwórko

studnię przedwojennej kamienicy. Przygarbiona staruszka

układała kwiaty przy kapliczce Matki Boskiej, nie zwraca-

jąc uwagi na narastające dźwięki policyjnych syren.

Wiedział, że musi się pospieszyć. Jeszcze raz objął wzro-

kiem całą scenę: obłażące liszajem ściany, plamy krwi na

poczerniałych ze starości deskach podłogi, duży kuchenny

nóż, ciało mężczyzny. Zdjął rękawiczki, zwinął i schował

do kieszeni kurtki. Tak, był zadowolony, choć wiedział, że

nie zapomni oczu dziewczynki. Trwającego przez chwilę

błysku, który przebiegł przez jej twarz. Dopiero po chwili

zorientował się, że to, co dostrzegł w jej oczach, to nie była

rozpacz. To była ulga. Wszystko to zrobił dla niej, choć ona

nigdy się o tym nie dowie.

Page 9: Granatowa krew - ebook

2

Typowa sceneria morderstwa, pomyślał Nemhauser ponu-

ro. Morderstwa, które było jasne od początku do końca,

zanim jeszcze tu przyjechali. Było oczywiste, zanim się wy-

darzyło.

Jeszcze pół godziny temu siedział przy swoim biurku

w komendzie i zastanawiał się, czy jednak nie posłuchać

Pauli i nie odejść. Dać sobie spokój z jeżdżeniem do idio-

tycznych wezwań, rozwiązywaniem trywialnych zagadek

i opisywaniem ich później absurdalnym, bezdusznym

żargonem.

Ta kobieta, mówiąca nieskładnie zachrypniętym głosem,

że już tyle razy dzwoniła na policję. Tego ranka też za-

dzwoniła. Godzinę temu, zawodząc do słuchawki, jakby

nie rozumiejąc, że po drugiej stronie ktoś jest. Żaliła się,

nie zwracając uwagi na pytania Nemhausera, który w koń-

cu zamilkł i wysłuchał cierpliwie historii o tym, jak Grze-

gorz Promyk, jej mąż, jak zwykle wrócił pijany i jak zwykle

zwymyślał ją i pobił. I ona jak zwykle zniosła to z pokorą.

Ale kiedy zaczął się dobierać do ich córeczki, dziesięcio-

letniej Nikoli, nie wytrzymała i sięgnęła po nóż. Zadała

mu – jak potem skrupulatnie wyliczyli technicy – trzydzie-

ści siedem ciosów, prawie odcinając głowę. Płakała w słu-

chawkę, na przemian wzywając Matkę Boską i Jezusa, i py-

tając, co dalej. Starał się ją uspokoić, ale na niewiele się to

zdało. Przyszło mu do głowy, że to dziwne, że zadzwoniła

bezpośrednio do wydziału zabójstw. Każdy człowiek na jej

miejscu wykręciłby przecież i połączył się z dyspozy-

torem. Kiedy zajrzał do akt, zrozumiał, szybko przebiegał

Page 10: Granatowa krew - ebook

wzrokiem historię kolejnych daremnych interwencji i stało

się dla niego jasne, że kobieta przez te wszystkie lata po-

znała komendę lepiej niż on.

A teraz patrzył na stygnące ciało. Z zamyślenia wyrwało

go skrzypienie otwieranych drzwi.

– I co wydedukowałeś, Sherlocku? – zakpił jego partner

Mario, zapalając kolejnego papierosa i przenosząc z gracją

nad trupem swoje sto dziewięćdziesiąt centymetrów i pra-

wie sto dwadzieścia kilo. Upuścił na leżącego zapalniczkę,

schylił się i zręcznie wyłuskał ją z zakamarków zakrwa-

wionej koszuli, wytarł dokładnie o spodnie zabitego, mniej

zakrwawione niż koszula, i schował do kieszeni. Delikatnie

poruszył głowę denata i klepnął go w policzek.

– No, bez urazy. Ty już się nigdzie nie wybierasz.

Nemhauser tylko wzruszył ramionami. Już dawno prze-

stał reagować na docinki kolegów. Pogodził się z tym, że

mimo lat pracy wciąż jest nowy i wciąż nie pasuje do tego

świata. Absolwent historii wśród prawdziwych twardzieli.

Przypomniał sobie, jak podjął decyzję o wstąpieniu do

policji. Marzył, że zostanie drugą agentką Starling z Mil-

czenia owiec – tak przynajmniej uważała Paula. Absolwent

historii z długimi rudawymi włosami, które miały tenden-

cję do zwijania się w loczki i które wiązał w kucyk, niestety

zdecydowanie wyróżniał się spośród pracowników komen-

dy stołecznej.

Czasami nachodziła go myśl, żeby obciąć się na zapałkę,

upodobnić do reszty wydziału, ale Paula by mu tego nie

wybaczyła. Jego loki bardzo jej się podobały, mówiła, że

oddałaby wszystko za to, by jej włosy układały się w ta-

kie fale, ale jemu nie było do śmiechu. Policjant z lokami?

Lepiej od razu powiesić sobie na plecach tarczę do rzut-

Page 11: Granatowa krew - ebook

ków. Kiedyś, w tajemnicy przed wszystkimi, usiłował je

sobie prostować, ale szybko dał za wygraną, zrozumiawszy,

że musiałby od tego zaczynać każdy dzień.

Był z Paulą dwanaście lat, od końca studiów. Na czwar-

tym roku historii zafascynowała go drobna blondynka

z lekko skośnymi oczami. Później dowiedział się, że te

ciemne, kontrastujące z jasną cerą oczy odziedziczyła po

praprababce, polskiej Tatarce spod Białegostoku. Wyzna-

czeni do organizowania międzywydziałowego wyjazdu

w góry, pokłócili się już przy pierwszym spotkaniu, poszło

o liczbę miejsc dla ich kierunków. Wpadli na siebie mie-

siąc później i Nemhauser zaprosił ją na pojednawczą kawę,

podczas której pokłócili się jeszcze bardziej.

– Łączą nas francuskie fi lmy i twoje włosy – śmiała się po-

tem Paula. – Bo o wszystko inne potrafi my się posprzeczać.

Nemhauser westchnął i zerknął na partnera. Jeszcze rok,

dwa lata temu wściekałby się i wrzeszczał na Maria, że nie

można palić na miejscu przestępstwa, że to zaburza ślady,

że nie można zmieniać ułożenia zwłok. Teraz to olewał.

W końcu wszystko, co się zdarzyło w tym mieszkaniu, było

od początku do końca oczywiste i nawet cała paczka wypa-

lonych papierosów nie mogła tego zmienić.

– Odwal się. – Uśmiechnął się miło do Maria i podszedł

do kuchni.

Stefan, kolega z sąsiedniego biurka w wydziale śledczym,

nastawił wodę i szukał herbaty. Kuchenne szafki były stare

i podniszczone, każda inna. Wyglądały, jakby ktoś znalazł

je na śmietniku i wyczyścił. Bardzo starannie wyczyścił,

bo mimo zużycia wyglądały na zadbane. Pomyślał, że to

zasługa Janiny Promyk i że pewnie naprawdę gdzieś je

zna lazła i przytargała, by stworzyć namiastkę domu.

Page 12: Granatowa krew - ebook

Całe mieszkanie było czyste, ale nawet Idealnej Pani

Domu z serialu emitowanego w telewizji nie udałoby

się ukryć tego, że nieremontowane od lat. Niemalowane

– farba złaziła całymi płatami. Niektóre klepki powypada-

ły i w podłodze ziały dziury, ale mimo to była zamiecio-

na i świeżo wypastowana. W pokoju stał stół, kilka krze-

seł, wersalka poprzepalana papierosami i jedna nowość –

błyszcząca meblościanka z królującym pośrodku nowym

modelem telewizora Sony, na który Nemhausera nie by-

łoby stać. Pomyślał, że to prawdziwa zagadka, większa niż

morderstwo, które miało tu miejsce.

Stefan znalazł wreszcie herbatę ekspresową Tesco i z po-

wątpiewaniem przyglądał się wyszczerbionym kubkom.

– Myślisz, że mają tu cukier? – Mario grzebał w szufl a-

dach rozlatujących się szafek. – Ale syf – mruknął, prze-

sunąwszy ręką po ścianie przy oknie, na której zalągł się

grzyb. Wybrał najmniej ukruszony kubek i triumfalnie

wskazał na cukier w kostkach.

– Ciekawe, kiedy przyjadą po sztywnego klienta. Mówi-

łem wam, jak kiedyś wezwali mnie do awantury? Dwóch

braci pocięło się kosami. Jeden jakoś przeżył, za to drugi

zupełnie nie. Tego żywego zabrała karetka. Zadzwonili do

nas, że denat został. Przychodzę, sztywniak leży na stole,

ale był sylwester, wszyscy na zabawach albo zabezpieczali

imprezy, jak to na koniec roku. Dzwonię do centrali, kiedy,

kurwa, będzie wsparcie, a oni mówią, że muszę poczekać

ze dwie godziny. Ja na to, że za dwie godziny będzie Nowy

Rok, a oni, że właśnie i że chcieli mi życzyć wszystkiego

najlepszego. No i żeż, mówię im, to co, mam tak siedzieć

ze sztywniakiem? I może jeszcze nalać mu lufę, jak stuknie

północ?

Page 13: Granatowa krew - ebook

– I co zrobiłeś? – zainteresował się Stefan.

– A co miałem robić. Zamknąłem denata na klucz. Prze-

cież nigdzie nie pójdzie, nie?

Zachichotał i siorbnął herbaty z kubka z gąską Balbinką.

– I co? – zapytał Nemhauser.

Mario popatrzył ze zdziwieniem.

– Co „co”?

– Co się stało dalej. Wróciłeś tam?

– Pewnie, zdążyłem jeszcze wpaść ze starą do znajomych

i zatańczyć. To było, zanim jeszcze puściła mnie w trąbę

z tym mechanikiem. Ekipa przyjechała dopiero o trzeciej

nad ranem. Ledwo się na nogach trzymali. I wiesz co? Denat

dalej leżał tam, gdzie go zostawiłem. Nie był zabawowy.

– Ty, Mario, jak coś powiesz – zakwilił Stefan, trzymając

się ze śmiechu za brzuch.

– A tego brata...? – drążył Nemhauser.

– Brata? Jak wytrzeźwiał, dostał zarzuty. Siedzi chyba do

tej pory. Dwadzieścia lat dostał.

– Wiadomo dlaczego?

– Jezu, ty to jesteś upierdliwy. Dlaczego, dlaczego... Pan

Bóg wie dlaczego, ja nie wiem. Bo to zły człowiek był.

– Ale Mario, poważnie.

– Chłopie, jest trup, jest sprawca. Obrączkujesz sprawcę.

Sprawca się przyznaje, dostaje wyrok i wszystko. Nikt od

ciebie nie wymaga, żebyś powiedział dlaczego. Normalnie

mu odwaliło. Każdemu może odwalić. A my mamy po-

sprzątać i...

– Wypełnić dokumenty. – Nemhauser pokiwał głową.

– Właśnie. – Mario poklepał go po plecach. – Dobry

chłopak. Herbatki? Coś nie za bardzo tu grzeją. – Prze-

sunął ręką po zardzewiałych żeberkowych kaloryferach,

Page 14: Granatowa krew - ebook

które Janina Promyk usiłowała oswoić, przykrywając

narzutą w kwiatki. – Zimne jak chuj.

– Dzięki, nie mam nastroju – burknął Nemhauser. –

Pójdę się przewietrzyć. Może przy okazji czegoś się do-

wiem.

– Jasne, panie komisarzu. – Mario mrugnął. – A nuż trafi

pan na jakieś ważne poszlaki. – Ostatnie słowo wymówił,

przesadnie wydłużając głoski.

Nemhauser wyszedł, nie zwróciwszy uwagi na zaczep-

ki. Kątem oka dostrzegł, że drzwi naprzeciwko leciutko

drgnęły. Załomotał w nie, a kiedy nikt się nie odezwał,

walnął pięścią i wrzasnął: „Policja!”. Na początku pracy

uważał, że to idiotyczne, a Mario kulił się ze śmiechu, gdy

pukał i mówił uprzejmie: „Tu policja, bardzo proszę otwo-

rzyć drzwi”.

Nikt oczywiście nie otwierał. Nemhauser rozkładał

wtedy ręce i zastanawiał się, czy mieszkańcy gdzieś wy-

szli. Mario brał zamach i walił w drzwi, rycząc: „Otwieraj,

skurwielu!”, i uzyskiwał natychmiastowy efekt.

Nie miał pojęcia, co sprawiło, że lubili razem pracować.

Mario wyglądał jak niedźwiedź i tak się zachowywał. Nem-

hauser lubił porozmawiać. Mario miał czterdzieści dwa

lata, Nemhauser był sześć lat młodszy, ale wydawało się,

że dzieli ich cała epoka, a Mario mógłby być jego ojcem.

Mario nie znał się na komputerach, internecie, nie miał

pojęcia, co to jest empetrójka, no i był kawalerem z od-

zysku, a Nemhauser miał żonę i dzieci. No i Mario miał

wąsy. Nemhauser nie miał pojęcia, dlaczego Mario nosi

te dziwaczne wąsy i długie płaszcze, w których wyglądał

jak tajniak w przebraniu. Równie dobrze mógłby mieć

Page 15: Granatowa krew - ebook

na plecach napis „policja”. Kiedyś, uradowany, pokazał się

Nemhauserowi w nowym ubraniu.

– Zobacz, zakupiłem coś innego. – Z dumą zaprezen-

tował dżinsy marmurki i czarną skórzaną kurtkę. – I co?

Teraz nie wyglądam na glinę?

Nemhauser stłumił śmiech i śmiertelnie poważnym to-

nem zapewnił, że teraz to absolutnie nie.

Drzwi uchyliły się nieco i wyjrzał zza nich przestraszo-

ny mężczyzna w średnim wieku z zaczesanymi do tyłu,

wypomadowanymi włosami. W szarej niechlujnej mary-

narce i szarych spodniach, które kojarzyły się z roboczym

kombinezonem, wyglądał, jakby wyszedł prosto z lat .

– Policja – powtórzył niepotrzebnie Nemhauser i dodał

równie niepotrzebnie: – Pan tu mieszka?

– Tak, panie władzo. Ale ja naprawdę nic nie wiem.

– Nazwisko.

– Głębocki. Stanisław Głębocki. My jesteśmy spokoj-

na rodzina i ja zawsze powtarzałem, że tego pijaka trzeba

zamknąć. Hałasy w nocy, naprawdę jak tak można, ludzie

spać nie mogą – mężczyzna mówił wyuczonymi zdaniami

i Nemhauser pomyślał, że na pewno nie jest pierwszym

policjantem, który zastukał do tych drzwi.

– Kiedy usłyszał pan hałas?

– Ja nic nie słyszałem. – Człowieczek wyraźnie kręcił. –

Późno wróciłem do domu, chodził telewizor...

Nemhauser patrzył na niego beznamiętnie. Mężczyzna

wił się pod jego spojrzeniem, na czoło wystąpiły mu kro-

pelki potu.

– No dobrze, usłyszałem jakieś krzyki, ale wie pan, pa-

nie inspektorze, u nich to zawsze ktoś krzyczał. My jesteś-

Page 16: Granatowa krew - ebook

my spokojni ludzie, gdyby nie to, że on pił... Jak nie był

napity, to zawsze się ukłonił, chociaż ostatnio to rzadko

się zdarzało.

– Nie zainteresowało pana, co tam się dzieje? – zapytał

zmęczonym głosem, choć z góry znał odpowiedź.

– Nie. Gdyby to człowiek za każdym razem się intereso-

wał... Myślałem, że popił sobie, to...

– To co? – wpadł mu w słowo Nemhauser.

– No, ja nie chcę mieć kłopotów, panie inspektorze.

Krzyki słyszałem, ale tu codziennie jakieś krzyki słychać,

człowiek się już przyzwyczaił. To Wola – wyrzucił z siebie,

jakby to tłumaczyło zamazane ściany, wybite szyby na klat-

ce schodowej i trupa w sąsiednim mieszkaniu. – Dopiero

jak dziecko krzyczało... – nagle przerwał i spojrzał przera-

żony na Nemhausera.

– A! Więc dziecko krzyczało, a pan pewnie poszedł

sprawdzić, co się dzieje, albo zadzwonił na policję, tak?

– Nie, to jest... chciałem wyjrzeć, ale... ale przestało

krzyczeć, to pomyślałem, pomyślałem, że chyba... – mówił

coraz wolniej.

– Zostaw tę gnidę. Lepiej daj ognia.

Nemhauser obejrzał się i zobaczył Maria szukającego

zapalniczki.

– Tacy nigdy nic nie widzieli i nic nie zobaczą.

Człowieczek zrobił się jeszcze żałośniejszy.

– Żona zawsze mówi: „Po co się mieszać”...

– I się nie mieszasz. – Mario dobrotliwie kiwnął głową. –

Bardzo ładnie. No to dalej się nie mieszaj i cię utłuką.

A teraz spierdalaj.

Człowieczek popatrzył na niego przerażonym wzro-

kiem.

Page 17: Granatowa krew - ebook

– Spierdalaj, mówię, dostaniesz wezwanie na komendę.

Drzwi błyskawicznie się zamknęły.

– A zeznania? – bąknął Nemhauser.

– Pieprzyć zeznania. – Mario machnął ręką. – Mogę

ci napisać jego zeznania. Tego, co wygląda przez wizjer,

też. – Mario wskazał drugie drzwi, za którymi coś zaszu-

rało, jakby ktoś raptownie od nich odskoczył. – Nic nie

widziałem, staram się nie interesować i nie wtrącać w nie

swoje sprawy, ale owszem, to była kochająca się, normalna

rodzina, chociaż fakt, facet lubił wypić, no ale kto nie lubi,

panie ofi cerze.

– I tyle? – westchnął Nemhauser, znowu znając od-

powiedź.

– I tyle – odparł Mario, przekraczając ponownie próg

mieszkania. – Gówniana robota.

– Co z nią będzie? – mruknął bardziej do siebie niż do

Maria Nemhauser.

– Z kim? – zdziwił się Mario.

– Z żoną tego tam – wskazał na drzwi, za którymi

zostawili trupa.

– Jakby raz dźgnęła, dostałaby za nieumyślne zabójstwo

w afekcie jakieś pięć lat, a może nawet zawiasy. Ale jak

dźgała trzydzieści siedem razy? Dostanie piętnaście. Może

wyjdzie po dziesięciu.

– Córka będzie miała dwadzieścia lat – szepnął Nem-

hauser. – Dom dziecka, rodziny zastępcze. Widziałem oczy

tej małej, jak ją wyprowadzali.

– Co tam mruczysz?

– Nic, nic. – Machnął ręką.

– Chyba przyjechała ekipa. Zaraz będziemy się zmywać.

Wypełnisz te papiery?

Page 18: Granatowa krew - ebook

– Tak – mruknął Nemhauser. – Wiesz co, Mario? Tak

mi się wydaje... On na nią szedł z tasakiem.

– Odwaliło ci? – Mario spojrzał zdziwiony. – Gadała,

że zaczął macać córkę, a potem ją palnął z liścia, jak zwykle

zresztą. O żadnym tasaku...

– Chodź, pokażę ci. – Zaciągnął Maria z powrotem do

kuchni.

– Popatrz, to była obrona własna. Przekroczenie zasad

obrony koniecznej, ale jednak. Zobacz, wszedł z tasakiem

i rzucił się na nią. Zasłoniła się kijem od szczotki, on zła-

mał szczotkę i uderzył tasakiem. Uchyliła się, trafi ł w blat.

Wtedy złapała nóż, akurat leżał pod ręką, i wiadomo. Trafi -

ła go. Ale mimo to on nadal zamierzał się na nią tasakiem,

więc ona dźgała go i dźgała.

– Aha, łapię. – Mario uśmiechnął się przeciągle. – Już to

widzę. Tylko gdzie ten tasak?

– O, tutaj – Nemhauser wskazał na tasak częściowo

schowany pod wersalką. – Upadł i wypuścił go z ręki.

– No jasne! – ucieszył się Mario. – Tylko czy odciski

palców...

– Podejrzewam, że na tasaku znajdziemy jego odciski

palców – powiedział z przekonaniem Nemhauser. – Cho-

ciaż zastanawiam się, czy tasak powinien upaść tu, czy tro-

chę bliżej ciała?

– Jak dla mnie, to tu. – Mario ostrożnie przemieścił ta-

sak końcem ołówka. – I wszystko jasne. Facio wchodzi od

przedpokoju, podnosi tasak i zamierza się na nią. Chce jej

wbić to ustrojstwo w głowę. A ona go nożem, raz po raz.

On jest ranny, ale wciąż nie rezygnuje, zamierza się znowu

tasakiem. Ona znowu kłuje nożem. On pada, a tasak leci

Page 19: Granatowa krew - ebook

w tę stronę. Jasna sprawa, obrona własna. Wciąż żyje, chce

ją udusić, więc ona tnie i tnie, i tnie...

Za drzwiami zachrobotało i weszła ekipa techniczna.

Mario i Nemhauser odsunęli się od ciała.

Technik pstrykał zdjęcia. Młoda lekarka, którą Nemhau-

ser kiedyś już spotkał, coś notowała.

– Witam, pani doktor – powiedział, kiedy kobieta pod-

niosła wzrok znad notesu.

Lekarka uśmiechnęła się, kiwnęła głową i wróciła do pi-

sania. W krótkiej brązowej kurtce i dżinsach wyglądała bar-

dziej na studentkę. Nemhauserowi zaschło w gardle. Poczuł,

że powinien coś powiedzieć. Nie miał pojęcia co. Ogarnął

wzrokiem pokój jeszcze raz, chrząknął i ruszył do drzwi.

– Nóż do steków – rzuciła lekarka.

– Słucham? – Zatrzymał się z ręką na klamce.

– Narzędzie zbrodni. Nóż do steków. Gdyby to było po-

trzebne.

– Dziękuję. – Detektyw skinął głową i zamknął za sobą

drzwi. Zastanawiał się, skąd w tym mieszkaniu wziął się

nóż do steków.

3

Zerknął na wyświetlacz komórki. Szlag by to trafi ł! Wcis-

nął przycisk i wymknął się na korytarz.

– Przecież prosiłem, żeby nie dzwonić przed siedem-

nastą – rzucił ze złością.

Page 20: Granatowa krew - ebook

Redaktor serii: Filip Modrzejewski

Redakcja: Katarzyna PawłowskaKorekta: Małgorzata Denys, Małgorzata Kuśnierz

Redakcja techniczna: Izabela Gołaszewska

Projekt okładki i stron tytułowych: Szymon WójciakProjekt logo serii: Marek Goebel

Fotografia na I stronie okładki: © Wiktor HagenFotografia autora: z archiwum prywatnego autora

Wydawnictwo W.A.B.02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5

tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 [email protected]

Skład i łamanie: Tekst – Małgorzata KrzywickaPiaseczno, Żółkiewskiego 7a

ISBN 978-83-7747-244-6

Page 21: Granatowa krew - ebook
Page 22: Granatowa krew - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Gazetta.