Gazeta Społeczności Szkolnej Zespołu Szkół ... filei „jajko” zgłasza się na początku...
-
Upload
truonghanh -
Category
Documents
-
view
213 -
download
0
Transcript of Gazeta Społeczności Szkolnej Zespołu Szkół ... filei „jajko” zgłasza się na początku...
S APERE AUDE STR. 1
Tak, to już listopad.. Rok szkolny się rozkręca,
a nam wciąż brakuje sił do... wszystkiego. Krótkie,
szare i zimne dni też nam w tym nie pomagają . Z tego numeru dowiecie się, że nauka nie ograni-
cza się do siedzenia w szkolnej ławce. Opowiemy
wam, jak jest na wycieczkach i pielgrzymkach.
Ponadto: czego nie ma w kawiarence, potop A.D.
2012 oraz opowiadanie w odcinkach.
Życzymy miłej lektury! Drużyna Sapera
PS. Jeżeli jesteście nowi - koniecznie przeczytaj-
cie zasady korzystania z „jaja”. Są obok.
Rok 12 Nr 2/70
listopad 2012
Miesięcznik. Wydaje zespół „Sapere aude”. ZSO w Zambrowie
sapere aude
Gazeta Społeczności Szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie
W TYM NUMERZE:
Otrzęsiny i ślubowanie 4,5
Lubimy... Czytać? 6
Bo fastfood jest passe! 9
Jak to jest? 12
Pies - najlepszy przyjaciel faceta 16
Sejm i Buffo...
Co? Jajko...
Zasady korzystania z gazetkowego „jajka”
Jak już zauważyliście, szkolna gazetka oprócz wielu
ciekawych artykułów oferuje czytelnikowi bonus –
jajko niespodziankę. Jest to takie dodatkowe nieprzy-gotowanie. W tym roku szkolnym trochę podrasowa-
liśmy jego wygląd. Zasady są proste:
Jeżeli masz już jajko – wytnij je i podpisz swoim imieniem i nazwiskiem.
Zarówno regulaminowe nieprzygotowanie, jak
i „jajko” zgłasza się na początku lekcji. Nauczyciele odnotowują to również w dzienniku.
Dzięki „jajku” uczeń nie musi już zgłaszać się
do odpowiedzi. Pamiętajcie jednak, że „jajko” nie zwalnia z zapo-
wiedzianych kartkówek; sprawdzianów.
THE END Oliwia Kalinowska, kl. III cg
... Warszafka w pigułce...
Długo oczekiwana wycieczka klasy IIIcG i IIaG
odbyła się 10 października br. Uczestnicy zebrali się pod budynkiem szkoły punktualnie o 8 rano, aby jak
najwcześniej wyruszyć w drogę do WARSZAWY.
O wycieczce czytaj na stronie 10.
ROK 12 2/70 S TR. 2
K alendarz
październik 10.10 wycieczka do Warszawy dla klas II ag i III cg. W programie
było m.in. zwiedzanie sejmu – 12.00 – 14.00, galeria i spektakl
w Teatrze Buffo. Powrót miał miejsce o godz. 23.30.
W sejmie nasi koledzy dowiedzieli się wielu ciekawostek związanych
z jego funkcjonowaniem oraz dostali mapy sejmu. Potem mieli czas
wolny w galerii. O 19.30 był spektakl „Romeo i Julia”. Z tego, co słyszałam, był świetny.
Spotkanie
z psychologiem dla gimnazjali-
stów.
19.10 psycholog p. Ewelina Konert rozmawiała z nami
na temat trudnych wyborów
młodzieży. Na początku zastana-wialiśmy się, jakimi cechami
powinien odznaczać się absol-
went gimnazjum. Doszliśmy do wniosku, że musi być przy-
kładem dla młodszych uczniów
przede wszystkim odpowiedzial-ności oraz powinien przestrzegać
regulaminu.
Potem spisywaliśmy na kartkach
wszystkie problemy, których
rozwiązania poszukujemy. Wiele
z nich dotyczyło wyboru dalsze-
go kształcenia oraz zawodu
w przyszłości. P. psycholog pokazała nam, w jaki sposób
należy rozsądnie podejmować
decyzje – wspólnie wypisywali-śmy możliwe rozwiązania dane-
go problemu oraz jego plusy
i minusy. W ten sposób omówili-
śmy kwestię wyboru szkoły oraz
jak lepiej rozwiązać konflikt –
„czy się godzić, czy nie”.
Uzyskaliśmy więc cenną podpo-wiedź, w jaki sposób podejmo-
wać decyzje, aby później ich nie
żałować.
11.10 – wykład o ropie naftowej.
P. Lucjan i p. Paulina poprowadzili prezentację dotyczącą ropy nafto-
wej. Przypomnieliśmy sobie, czym ona jest i dowiedzieliśmy się, że objętość tego surowca wyraża się w baryłkach (1 baryłka to ok. 159l).
Poznaliśmy właściwości ropy naftowej, a nawet sami mogliśmy je
zbadać. Dowiedzieliśmy się też o podziale ze względu na: gęstość, skład chemiczny oraz zawartość różnych pierwiastków. Poznaliśmy
miejsca i sposoby wydobycia tego surowca oraz sposoby przeróbki:
destylacja, rafinacja, kraking, reforming. Te pojęcia p. Lucjan wyjaśnił
nam tak, pokazując na modelach cząsteczkowych. w przypadku desty-
lacji mogliśmy na własne oczy zobaczyć ten proces na układzie
do destylacji. Dowiedzieliśmy się też o zagrożeniach związanych z niekontrolowanym wyciekiem tej substancji, szczególnie do środowi-
ska wodnego – zagrożenie, a nawet śmierć wielu organizmów wodnych
oraz zanieczyszczenie wybrzeża. Dowiedzieliśmy się też, jak wiele zastosowań ma ropa naftowa. Wykorzystuje się ją m.in. do wyrobu
tworzyw sztucznych, włókien syntetycznych, nawozów sztucznych,
farb i lakierów, barwników, detergentów, leków oraz kosmetyków.
Prowadzący przynieśli na lekcję przedmioty wykonane z użyciem tego
surowca. Przekonaliśmy się, jak żyłoby się na świecie bez ropy nafto-
wej – obejrzeliśmy krótki filmik pt. „Świat bez ropy naftowej”. Dowie-dzieliśmy się też, czym zasłużył się Ignacy Łukasiewicz. Zapoczątko-
wał on przetwarzanie ropy naftowej na skalę przemysłową oraz wyna-
lazł lampę naftową.
Na koniec naszym zadaniem było udzielenie odpowiedzi na pytania związane z lekcją. P. Lucjan podał nam adres strony, na której możemy
znaleźć informacje o różnych konkursach chemicznych. Ci, którzy brali
czynny udział w lekcji, dostali w nagrody płyty CD z filmami.
Tak, właśnie tyle dowiedzieliśmy się na jednej lekcji. Myślę, że nikt się
na niej nie nudził. Wiadomości były przedstawione w ciekawy i przystępny dla nas sposób – w prezentacji pomagał „gadatliwy stwo-
rek Petro”. Plusem też było to, że prowadzący wyjaśnił nam trudne
pojęcia z użyciem modeli cząsteczkowych – to pozwoliło lepiej je
sobie przyswoić. Newsy zbiera i redaguje
Magdalena Konopko
z IIIcG
S APERE AUDE STR. 3
16.10. - film „Bitwa pod Wiedniem w zambrowskim kinie. Oglądali go uczniowie gimnazjum (na 9.30)
i liceum (na 12.00).
„Niezrozumienie teraźniejszości jest konsekwencją nieznajomości przeszłości” – Na podstawie wstępu przypo-
mnieliśmy sobie okoliczności bitwy pod Wiedniem – Turcy chcąc nawrócić „niewiernych” postanowili zaata-kować Wiedeń pod wodzą Kara Mustafy, a potem dotrzeć także do Rzymu. Akcja rozpoczyna się w momencie,
kiedy pewien chłopiec imieniem Marek spotyka umierającego mężczyznę. Ten daje mu miecz i poleca zanieść
go do kościoła. Jak się później okazuje, był to miecz dziadka Marka wykonany z krucyfiksu. Kiedy Marek go podniósł zaczął płonąć mu w rękach. Chłopiec rozpoznał też swoje powołanie – kilka lat później został księ-
dzem. Ojciec Marek miał nadzwyczajne zdolności – przywracał wzrok niewidomym, uzdrawiał chromych,
potrafił przebywać w dwóch miejscach jednocześnie. To on przewidział wojnę i został doradcą księcia Karola
Lotaryńskiego.
Pewnego dnia do księcia przybyli posłowie od Kara Mustafy z listem zapowiadającym wojnę. Okazało się, że wojsko Karola Lotaryńskiego liczy zaledwie 15 tys. podczas , gdy siły tureckie to ok. 300 tys. wojowników.
Pomimo tego bitwa i tak się odbyła. Obrońcom Wiednia udało się odeprzeć pierwszy szturm, ale nie zapowia-
dało się aby mieli zwyciężyć. Losy bitwy rozstrzygnął Jan III Sobieski, który stawił się z 20 tys. wojska. To
jemu powierzono dowództwo. Z jego rozkazu zaatakowano wojska Tureckie stad, skąd najmniej się tego spo-
dziewały - ze wzgórza Kahlenberg. Na klęskę Turków w znacznym stopniu wpłynął atak polskiej husarii. Kara
Mustafa został skazany na śmierć. Wyroku dokonano w obecności jego syna.
Film był, moim zdaniem, bardzo ciekawy.
mk
12.10 uroczysty apel z okazji Dnia Edukacji Narodowej.
Na wstępie p. dyrektor powitał gości . Tym razem swoją obecnością zaszczycili nas także nauczyciele, którzy
jeszcze do niedawna uczyli w nasze szkole: p. Gawkowska, p. Słaby i p. Kozłowski.
P. dyrektor wyjaśnił nam, skąd wziął się Dzień Edukacji Narodowej (na początku Komisję Edukacji Narodo-
wej nazywano Komisją nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mającą) i dlaczego w ten sposób obchodzi-my to święto. P. dyrektor podzielił się też z nami pewną sentencją, którą usłyszał od młodzieży: „ Wykształce-
nie to dobro, którego nic nie jest w stanie nas pozbawić.” Uczciliśmy chwilą ciszy pamięć zmarłych nauczycie-
li. Potem delegacja młodzieży udała się na ich groby, aby złożyć kwiaty i zapalić znicze. Starosta powiatu zambrowskiego p. Stanisław Krajewski składał podziękowania oraz życzenia dla nauczycieli. Wójt gminy
Zambrów p. Kazimierz Dmochowski przedstawił nam wielkość wydatków na oświatę i mówił, że nie idą one
na marne – średnia wyników ze sprawdzianu szóstoklasisty w naszej gminie była lepsza od średniej wojewódz-twa i kraju. Potem życzenia nauczycielom złożyła przewodnicząca rady rodziców, p. Alicja Białobłocka. Na-
stępnie odbyło się wręczenie nagród dyrektora dla 14 pracowników naszej szkoły .
Druga część uroczystości była częścią artystyczną. Przygotowali ją uczniowie kl. II c LO oraz szkolny chór
Cantylena pod przewodnictwem p. Anny Rutkowskiej oraz p. Katarzyny Murawskiej. Oglądaliśmy przedsta-
wienie „Dziady anno domini 2012 – czyli koszmarny sen znękanego nauczyciela”. Pomysł był zaczerpnięty z utworu „Dziady cz. II” A. Mickiewicza, tylko tutaj zamiast dusz czyśćcowych mieliśmy do czynienia leni-
wym uczniem, wagarowiczem i modnisią. Skarżyli się oni na swój los, ponieważ zostali wyrzuceni ze szkoły.
Przesłaniem jakie z tego wynikało było jedno mądre zdanie: „Kto nie doznał wysiłku w szkole, temu zamknięta
kariery droga”. O przedstawieniu czytaj na s.5. Na koniec śpiewały uczennice z chóru oraz solistki.
Recenzja filmu na s.13
ROK 12 2/70 S TR. 4
Otrzęsiny w gimnazjum
Otrzęsiny w liceum
27 września miały miejsce otrzęsiny dla gimnazjum (na 3 i 4 godz. lekcyjnej) i liceum (na 5 i 6 godz. lekcyjnej).
Dla gimnazjum imprezę przygotowywali uczniowie kl. III c.
Na początku prowadzące – Oliwia Kalinowska i Oliwia Sasinowska
w oryginalny sposób powitały członków jury, a byli to: p. Joanna Gie-
rałtowska, p. Aniela Bobryk, p. Fabian Dzierżyc i Adrian Gawrychow-
ski z III b. Do zadań „kociaków” należało m. in. ubranie się w jednakowy
kolor – klasa I a - fioletowy, I b – zielony, I c – żółty, I d - czerwony,
I e – niebieski, - zjedzenie jogurtów, którymi karmili ich wychowawcy, z zakrytymi oczami, udzielenie odpowiedzi na podchwytliwe pytania
quizu, zaprezentowanie okrzyku oraz osób przebranych za koty, jak
najszybsze zaklepanie monety, która „zamieniła się” w jajko, naryso-
wanie portretu wychowawcy, zatańczenie tańca z balonami, ułożenie
linii wykorzystując całe pudełko zapałek (przy tej konkurencji było
najwięcej sporów), naśladowanie środków transportu – roweru i hulajnogi, sklejenie mundurka z gazet, zaśpiewanie w rytm danej
piosenki artykułu z gazety. W konkurencjach brały udział wylosowane
numery z dziennika. W przerwie dziewczęta z III a zatańczyły „gorącą zumbę”.
Całą zabawę zwyciężyli uczniowie klasy I e. Za zajęcie
I miejsca otrzymali tort. Drugie miejsce zajęła kl. I b, trzecie – kl. I c, czwarte – kl. I a, i piąte – kl. I d. Wszystkie klasy tradycyjnie dostały
też dyplomy. „Kociaki” starały się jak najlepiej wykonać swoje zada-
nia. Nie chodziło jednak głównie o zwycięstwo - myślę, że te otrzęsiny były dla wszystkich dobrą zabawą.
mk
27 września w naszej szkole odbyły się otrzęsiny pierwszych klas liceum.
Organizatorem imprezy była klasa II B LO. W jury zasiadali: pan Krzysztof Wasiulewski, pan Zbigniew Rębiś
oraz dwie uczennice: Ewa Biała i Paulina Potrzebko.
Rano na parkingu zrobiło się gwarno. Niepewnym krokiem wkroczyli pierwszaki, a za nimi dobrze już obezna-ni ze szkołą ich starsi koledzy. Wszystkie klasy zajęły wyznaczone miejsca i oczekiwaliśmy ze zniecierpliwie-
niem, gotowi do walki, początku imprezy. W powietrzu unosił się zapach grozy i mleka, a kolorowe stroje
uczniów na pewno na swoich zdjęciach uchwyciły satelity! Licealni organizatorzy w scenariusz wpletli zabaw-ne scenki z bohaterami bajki „ Smerfy”. Na początku jury oceniło plakaty, wierszyki i przebrania uczniów.
Pierwszą konkurencją było wyławianie jabłek z miski z wodą, a potem piłeczki pingpongowej z pojemnika
z mąką. Oczywiście naszych pierwszaków nie ominęły także wyścigi w workach i karmienie jogurtem. Ucznio-wie mogli także zaprezentować swoje zdolności wokalne z „kwaśną miną” oraz umiejętność wykonania zmy-
słowego makijażu przez męskiego przedstawiciela klasy. Oczywiście nie wnikam, skąd nasi chłopcy nauczyli
się tak ładnie malować, jednakże budzi to we mnie wielki podziw! Ostatnią konkurencją był wyścig z jedze-niem. Zabawne było oglądanie buzi pełnych bananów czy mandarynek, ale chyba nikt ze „starszaków” nie
odważyłby się podjąć takiego wyzwania. Tym nasi młodsi koledzy przekonali nas do siebie i z pewnością będą
naszymi rywalami w biegu po kanapki do szkolnej kawiarenki.
Niestety, to co dobre, szybko się kończy. Po podliczeniu punktów pierwsze miejsce zajęła klasa IC, drugie I B,
a trzecie I E. Zwycięzcom gratulujemy, a organizatorom dziękujemy za miło spędzony czas.
S APERE AUDE STR. 5
Ślubowanie w liceum
Po wrażeniach związanych z otrzęsinami, które odbyły się 27 września, przyszedł czas na najpoważ-niejszy moment w życiu każdego ucznia klasy I liceum - ślubowanie. Uroczystość ta zbiegła się w czasie
z Dniem Patrona, który – jak co roku – celebrujemy w naszej szkole w ostatnich dniach września.
W piątek 28.09.2012 r. o godzinie 10:40 wszyscy uczniowie klas I liceum zebrali się w auli szkolnej
w galowych strojach. Na naszą uroczystość przybyli pan starosta powiatu zambrowskiego pan Stanisław Kra-
jewski oraz przedstawiciele rodziców, pani Białobłocka i pan Gniazdowski.
Na samym początku wraz z Cantyleną odśpiewaliśmy hymn państwowy. Potem pan dyrektor Krzysz-tof Wasiulewski powitał wszystkich zebranych i głos zabrał pan dyrektor Jan Pilch. Mówił o odpowiedzialno-
ści i randze wydarzenia, w którym bierzemy udział. Tłumaczył, że liceum to szkoła, w której kształtujemy swój
los i że nie ma opcji, żebyśmy choć na chwilkę zaprzestali wysiłków w nauce. Wyraził też nadzieję, że za 2 lata świadectwo maturalne odbierzemy w takim składzie, w jakim składamy ślubowanie.
Po tych słowach odbyło się ślubowanie na sztandar szkoły. Przedstawiciele wszystkich klas pierwszych wystą-
pili na środek i w imieniu swoich klas ślubowali wytrwałość w nauce i krzewieniu najlepszych tradycji naszej
szkoły oraz bycie przykładnym uczniem i obywatelem.
Po ślubowaniu, gdy delegacje wróciły do swoich klas, pan dyrektor poprosił o kilka słów od na-
szych gości. W ich przemówieniach stale przewijał się jeden element: wszyscy z takim samym zapałem pod-kreślali to, że jako uczniowie I Liceum im. Stanisława Konarskiego w Zambrowie musimy odpowiedzialnie
dążyć do osiągnięcia dobrego wykształcenia oraz być wytrwali w nauce.
Po części oficjalnej była część artystyczna, przygotowana przez uczniów klasy II A, która miała nam w nieco zabawny sposób przybliżyć postać naszego patrona - księdza Stanisława Konarskiego.
Uroczystość zakończyła się o godzinie 11:45 .
-----------------------------------------------------
Dzień to niezwykły. Co prawda w naszym wyglądzie nic się nie zmieniło ani w szkole, ale ... Z auli nie wyszli
już zwykli "pierwszacy". To już pełnoprawni uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego im Stanisława Konar-skiego w Zambrowie, gotowi przynosić swojej szkole nie wstyd i hańbę, ale dumę i radość.
AK
12 października w naszej szkole odbył się uroczysty apel z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Po części oficjal-
nej oraz wręczeniu nagród pracownikom, przyszedł czas na część artystyczną. Uczniowie klas Ic oraz IIc
przedstawili swoją własną adaptację II części "Dziadów" Mickiewicza. Tym sposobem mogliśmy oglądać
nieźle zsynchronizowany chór i Guślarza przebranego w coś, co można nazwać hybrydą koca i peleryny. Jed-
nak oryginalne postaci, m.in.: duch dziedzica, ubogiej kobiety czy dziecka, zostały zastąpione przez odzwier-
ciedlenie największych nauczycielskich koszmarów. Oczom widzów ukazał się więc leniwy uczeń, który tak
zgrabnie udał zapomnienie własnej kwestii, że sama miałam chwilowe wątpliwości, co do tego, czy było to
zaplanowane, czy spontaniczne. Wystąpił także uczeń-wagarowicz oraz cztery odstrojone i wymalowane
uczennice-modnisie, wyglądające jak wyjęte z amerykańskiego filmu o nastolatkach. Doskonale spisał się
także nasz zespół wokalny oraz dwie solistki: jedna z liceum, druga zaś z gimnazjum. Obie zebrały gorące
brawa, a efektowne dekoracje dodawały podniosłości wydarzeniu. Podsumowując: wszystko zostało dopięte
na ostatni guzik i zebrało wyłącznie dobre "recenzje" widzów.
Maria Leszczyńska, IID
Ciemno wszędzie,
głucho wszędzie...
ROK 12 2/70 S TR. 6
Tym żyła szkoła. Otrzęsiny w liceum
W dniu 27.09.2012 r w naszej szkole mniej więcej o godzinie 11:45 rozpoczęły się otrzęsiny klas I li-ceum. Impreza miała miejsce na parkingu szkolnym. Zabawę przygotowała klasa II B LO pod kierunkiem p.
prof. Joanny Gruszkowskiej.
Gdy wszyscy zgromadziliśmy się na miejscu, w powietrzu dało się wyczuć narastające podekscytowanie "kociaków". Wszystkie klasy I (każda kolorach przydzielonych przez klasę II B) miały obowiązkowy koci
make-up. Przez cały czas towarzyszyli nam wiernie Klakier i Gargamel (uczniowie kl. II B LO). Można
uznać ,że motywem przewodnim w tym roku były "poszukiwania kompanii Klakiera do łapania Smerfów". Wszystkie "kociaki" musiały zmierzyć się w kilku konkurencjach. Na początku zaprezentowały swoje
talenty plastyczne i modelingowe. Wszystkie klasy zachwyciły niecodziennymi pomysłami, co zostało odpo-
wiednio nagrodzone punktami przez jury (a oceniali w tym roku: pan dyrektor K. Wasiulewski, p.prof. Z. Rębiś oraz uczennice klasy II B LO, P. Potrzebko i E. Biała).
W następnej konkurencji pierwszaki wykazywały się umiejętnością "komponowania poezji". Każda
z klas przedstawiła nam siebie w krótkim wierszyku. Komisja najwyżej oceniła klasę ID - ale to nie wcale nie oznacza, że inne klasy miały gorsze pomysły. Wszystkie propozycje miały w sobie "to coś", po prostu ktoś
musiał wygrać.
Najciekawszą według mnie konkurencją było jednak wyławianie jabłka z wody i szukanie ukrytej w mące monety. Niech jednak nikogo nie zwiedzie zabawność tego zadania! Uczestnicy mieli związane ręce i musieli
radzić sobie przy pomocy swoich zębów. Tę rywalizację ostatecznie wygrała klasa IB.
Drugoklasiści nie odpuszczali nam nawet na chwilę. Po wodzie i mące nadszedł czas na wyścigi w workach, w których brały udział po dwie osoby z każdej klasy. Rywalizacja była naprawdę zacięta i roz-
strzygnęła się dopiero na ostatnich metrach między IB a ID. Wygrała ID.
Konkurencji było jeszcze wiele, każda lepsza od drugiej. Nie będę się tu rozwodzić, bo moja relacja
z tego powodu nie zmieściłaby się w tym wydaniu "Sapere Aude" . Dość powiedzieć, że w pozostałych
konkurencjach emocje również sięgały zenitu ("karmienie kotka"), zwłaszcza że okazję do popisu mieli głów-
nie chłopcy np. w malowaniu koleżanek czy w śpiewaniu z cytryną w ustach. Przez cały czas tabela wyników zmieniała się jak wskaźniki na warszawskiej giełdzie, ale ostatecznie
zwycięskim trio okazały się: I miejsce - klasa IC
II miejsce - klasa IB
III miejsce - klasa IE.
Zwycięska klasa w nagrodę oprócz dyplomu dostała duuuuuuży tort.
Uważam, że na koniec należy wspomnieć też i o tym, że klasa ID, która zajęła na otrzęsinach IV miejsce, walkę o podium przegrała z klasą E bardzo
małą różnicą punktową. Rozczarowanie tym
faktem wśród uczniów? Może troszkę, w końcu nie sama rywalizacja była istotna
tego dnia, ale dobra zabawa.
Jak osobiście oceniam ten dzień? No cóż. Jako uczennica pokonanej klasy czuję lekki
niedosyt w związku z czwartym miejscem,
jednak obiektywnie uważam, że to był wspa-niały, niepowtarzalny dzień. Szkoda że
następne otrzęsiny, w których będziemy brać
udział jako "kociaki", będą dopiero na stu-diach ...
AK
S APERE AUDE STR. 7
„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła” – twierdziła Wisława
Szymborska. a co sądzą na ten temat gimnazjaliści?
Zdecydowana większość gimnazjalistów uważa że czytanie nie należy do przyjemności. Jednak są
wśród nas tacy, którzy to lubią. Co takiego czytamy? Z tego, co słyszałam, najchętniej wybierane przez nas
gatunki to przede wszystkim fantasy, powieści obyczajowe, a także niektóre horrory, powieści sensacyjne
lub oparte na faktach. Wśród naszych lektur są m. in. saga „Zmierzch” S. Meyer, najchętniej czytane powieści fantasy. Jeśli już jesteśmy przy wampirach to też „Pamiętniki wampirów” L.J. Smith. Sięgamy też po Trylogię
Czasu Kerstin Gier ( „Czerwień Rubinu”, „Błękit Szafiru” i „Zieleń Szmaragdu”), która wg. jednej z opinii
może konkurować ze „Zmierzchem”. Opowiada ona o piętnastoletniej Gwendolyn, która ma gen podróży w czasie. Czytamy też powieści M. Musierowicz i K. Siesickiej takie jak „Zapałka na zakręcie” czy „Jezioro
Osobliwości”. Wśród naszych lektur pojawiają się tez powieści o dojrzewaniu np. „ My, dzieci z Dworca
ZOO” lub horrory np. „To” Stephena Kinga. Chętnie wybieraną przez nas lekturą jest też „Hrabia Monte Chri-
sto”. Propozycje ciekawych lektur możemy znaleźć na stronie lubimyczytać.pl, gdzie oprócz opisów książek
znajdują się też ich oceny i opinie.
To tyle, jeśli chodzi o przyjemności, ale czy lektury też do nich należą? :) To jeszcze zależy jakie. O ile takie jak „Balladyna” czy „Romeo i Julia” wg. niektórych są znośne, tak zapewne nie przepadacie za
powieściami historycznymi i innymi, które mają więcej niż 400 stron. Mam rację? Jednak część z nas w ogóle
z niechęcią odnosi się do lektur – inne książki – tak, lektury - absolutnie nie, „lektury są nudne”, to strata cza-su. I tu się z wami nie zgodzę. Hasło: Wkrótce będziemy omawiać „Krzyżaków”/ „Potop” nie najlepiej ci się
kojarzy? Wcale nie musi tak być! Zamiast, sięgając po lekturę, zadręczać się myślami: „Znowu zmarnuję kilka
godzin mojego życia na tę beznadziejną książkę”, pomyśl, że może znajdzie się w niej coś, co ci się spodoba -
nawet jeśli to grube tomisko nie wygląda zachęcająco , to nie znaczy, że musi być nudne. Poza tym robisz to
dla siebie, a nie dlatego, że musisz. Pomyśl, że znajomość tej książki na pewno przyda ci się na egzaminie. Nie
możesz z góry przekreślać danej pozycji tylko dlatego, że jest lekturą. Z takim podejściem efekty będą lepsze ;) Słowo „lektura” samo w sobie przywodzi ci na myśl czekające cię kartkówki i sprawdziany ze znajomości
książki oraz wizję odpytującej cię polonistki? Zapomnij o tym! – jeśli będziesz czytać uważnie na pewno zapa-miętasz wiele szczegółów i dobrze napiszesz wszelkie prace pisemne. I jeszcze jedno: zawsze najpierw czytaj
książkę, a potem ewentualnie streszczenie – nigdy odwrotnie - to odbiera radość czytania.
Niemożliwe? Możecie mi wierzyć lub nie, ale przeczytałam Trylogię H. Sienkiewicza (tak, te grube tomiska). Szczerze? Byłam zachwycona. Gdyby te książki nie były w lekturach konkursowych, zapewne nie
sięgnęłabym po nie. Dopiero teraz wiem, jak wiele bym straciła. Przekonałam się, że słowo „klasyka” znaczy
„coś naprawdę dobrego” – podobał mi się język pisania, barwne opisy i przede wszystkim polubiłam bohate-rów… No ale co tu dużo pisać – może kiedyś spróbujecie sami…
Magda Konopko, IIICg
Lubimy... czytać?
ROK 12 2/70 S TR. 8
Drugi potop?
Tak jak Szwedzi ponad 350 lat temu, tak i ucznio-wie klas trzecich liceum ruszyli gromadnie na Ja-
snogórski Klasztor. 19 października, punkt 6:00,
zapakowaliśmy się do autobusów, by następne 7 godzin spędzić siedząc jak sardynki w puszce.
Oszczędzę Czytelnikom szczegółów i przejdę
do warstwy duchowej. Na miejsce dojechaliśmy w okolicach godziny
czternastej, mając, jak się okazało, dużo czasu
dla siebie do zapowiedzianej katechezy o powoła-niu. Spędziłem godzinkę, spacerując wokół klaszto-
ru, potem kolejne dziesięć minut, szukając sali Św.
Józefa. Bałbym się streszczać cały wykład. Po pierwsze był
dość długi, a po drugie… No cóż, przyznaję się, nie
wyspałem się w domu i na katechezie usilnie wal-czyłem z chęcią nadrobienia zaległości. Dopiero
świeże powietrze na wałach otrzeźwiło mnie. Mimo
późnej pory słońce świeciło mocno (ogólnie było wyjątkowo ciepło jak na październik). Rozpoczęła
się Droga Krzyżowa. Kolejne Stacje stanowią kilku-
metrowe rzeźby na wysokich, kamiennych coko-łach. Wyznaczają one miejsca zadumy i refleksji
nad grzeszkami uczniowskiego życia. Mnie jednak,
historyka - amatora, najbardziej zajmowały fortyfi-kacje. Wysokie na kilkanaście metrów mury prezen-
towały się naprawdę imponująco i nie dziwię się, że
Szwedzi nie dali sobie rady w XVII wieku. Tak
minęła kolejna godzina.
Wtedy, przez około półtorej godziny ci, którzy tego nie zrobili, mieli okazję się wyspowiadać. Niemal
każdy dostępny ksiądz pospieszył do Bazyliki, aby
upewnić się, że około 2000 ludzi przystąpi do Mszy Św. z odpuszczonymi grzechami. Dla mnie zaś
oznaczało to kolejną godzinę czasu wolnego.
O godzinie 19. rozpoczęła się Msza Św. prowadzo-
na przez biskupa łomżyńskiego Janusza Stepnow-
skiego.
Bazylika, nawet w czasie remontu, to przepiękne miejsce. Wszędzie widać bogate, złote zdobienia,
freski na sklepieniu są wykonane z niesamowitą
starannością, zaś prezbiterium urzeka swą monu-mentalnością. Jeden problem? Brak ław, jedynie
pojedyncze krzesełka ustawione rzędami, których
zdecydowanie było za mało. Młodzież zebrana pod ołtarzem z tego powodu otrzymała pozwolenie
na siedzenie bezpośrednio na posadzce. Obok ołtarza ustawił się chórek z gitarą i bębnem, księża dokonali
ostatnich poprawek…
Zaczęła się najwspanialsza Msza Św., w jakiej uczest-niczyłem. Przy wtórze pięknej, rytmicznej muzyki do
Bazyliki weszło kilkunastu księży, w tym ks. Janusz i
ks. Andrzej z parafii Ducha Św. w Zambrowie, którzy byli z nami na naszej pielgrzymce. W czasie modlitwy,
kiedy słychać było setki ludzkich głosów, czuć było, że
jest się częścią czegoś… Nie potrafię tego opisać. Siedząc na posadzce tuż przed ołtarzem, wyobrażałem
sobie pierwszych chrześcijan, uczniów Jezusa, kiedy
słuchali Słowa Bożego. Przecież oni też nie mieli żad-nych ławek ani krzeseł. Siedzieli na ziemi, zgromadze-
ni we wspólnocie, tak jak my 19 X A.D 2012. Czło-
wiek miał wrażenie powrotu do korzeni, prawdziwego zbliżenia do Boga i z radością oraz nadzieją wznosił
swoje modły. Gdyby każda Msza Św. taka była (nie
żebym narzekał na ławki, ławki są good), księża nie narzekaliby na niechodzących do kościoła nastolatków.
Po Mszy czekała nas kolejna godzina czasu wolnego.
Przyznam się wprost: Obrazu nie widziałem. Kaplica była szczelnie oblężona przez wiernych i niemożliwym
było dostać się do środka w czasie czuwania. Apel
Jasnogórski, zawierzenie naszych intencji Maryi, był transmitowany radiowęzłem do Bazyliki, tak, aby
każdy mógł wziąć w nim udział. Intencją ogólną Apelu
było powodzenie polskich emigrantów, szczególnie
za granicą
wschodnią. Po zakończeniu
Apelu czekał nas
odbój. Zapako-waliśmy się
z powrotem
do autobusów i
w okolicach
22:00 zaczęliśmy
odsypiać pełen wrażeń dzień.
W Zambrowie
byliśmy przed 4:00.
A.R
Rocznik ’94 czeka w maju matura. Bardzo trudny egzamin o ogromnym znaczeniu dla naszego dorosłe-
go życia. Wypada zatem załatwić sobie wsparcie „z góry”, tak, aby pytania były jak najłatwiejsze,
a temat z polskiego w miarę rozsądny. 19 października odbyła się doroczna pielgrzymka na Jasna Górę.
Źródło: top.turystyka.pl
S APERE AUDE STR. 9
Gdy wokół nas media trąbią o złym wpływie goto-wych dań, słodyczy i słonych przekąsek mających
datę przydatności do 2050, w kawiarenkach, sklepi-
kach szkolnych, automatach ustawionych w szkołach aż roi się od tych wszystkich pyszności. Mimo zdo-
bywającego coraz większą popularność zdrowego
odżywiania, fastfoody i inne niezdrowe smakołyki nadal wygrywają w szkołach. Dlaczego? Poniższe
sytuacje przytaczam, by zastanowić się nad menu
szkolnej kawiarenki oraz, co my Polacy oczywiście uwielbiamy, trochę ponarzekać.
Bliżej nieokreślony poniedziałek, godzina 10.30. Jestem już po trzech lekcjach, więc mój żołądek
powoli zaczyna się upominać o nową porcję wartości
odżywczych. Wtedy jednak wychodzę na korytarz i uderza mnie zapach smażonego oleju. Żeby to
jeszcze był zapach... niestety, woń ta unosi się
w całej szkole w stężeniu, którego me delikatne nozdrza nie są w stanie znieść. Żołądek odmawia
posłuszeństwa, a ja postanawiam poczekać do na-
stępnej przerwy w nadziei, iż zapach zdąży się ulot-
nić.
Bliżej nieokreślony wtorek, długa przerwa. Dziw-nym trafem zapomniałam wziąć jedzenia do szkoły...
całe szczęście istnieje kawiarenka, która pozwoli mi przeżyć resztę długiego dnia w szkole. Po przedarciu
się przez drzwi wejściowe (co nie trwało długo
w porównaniu z kolejnym wyzwaniem) czekała mnie trudna przeprawa przez kolejkę, a raczej „kolejkę”.
W dzikim tłumie rozszalałych uczniów trzeba mieć
nie lada umiejętności, by przedrzeć się przez dżunglę i w końcu kupić cokolwiek. Nie jest to wcale łatwe,
gdy jeden przed drugiego drze się „chipsy!” „twixa!”
„cole!”, ale gdy już udaje mi się przedrzeć się z pomocą łokci do lady (przy czym czuję się jakbym
dotarła do barierek na koncercie ulubionego zespo-
łu)... nie wiem, co wziąć! Słodyczy raczej nie chcę, bo i tak powinnam ograniczyć, chipsów nie jadam, a
do kanapek robionych przez osoby trzecie, które nie
wiedzą co jadam, a czego nie, zdecydowanie zaufa-nia nie mam. Ze spuszczoną głową wybieram jednak
najmniejsze zło, proszę o batona oraz wodę mineral-
ną i odchodzę. Nie zrozumcie mnie źle. Lubię czekoladki (nawet za
bardzo) ciastka też, nie pałam również nienawiścią
do osób jedzących fastfoody. Intryguje mnie jednak jeden fakt. Dlaczego wśród tylu produktów nie znaj-
dzie się nawet jeden owoc czy warzywo? Dlaczego
mimo głosów dochodzących z różnych źródeł, które ostrzegają przed niezdrowym jedzeniem i straszą
otyłością wśród młodzieży nie znalazł się nikt, kto by
pomyślał o zmianach choćby w naszej szkolnej kawia-rence? Odpowiedź jest prosta i niestety przykra. Bez
tych wszystkich smacznych i kalorycznych przekąsek
interes przestałby się kręcić, a dawne „kolejki” zastą-piłaby głucha cisza.
Plusem naszej kafeterii są oczywiście kanapki. Jest to jednak mały promyczek, zważywszy na to, że często
są to kanapki z sosem, który nie jest już taki zdrowy.
Innym problemem jest widoczny brak zdrowej żywno-ści. Gdy człowiek odżywia się tylko gotowymi pro-
duktami z masą konserwantów i barwników, przycho-
dzi taki dzień, gdy ma ochotę zjeść coś zdrowego i lekkiego. Znam wiele osób, które codziennie
do szkoły biorą własne jedzenie, w tym oczywiście
owoce. Sama przyzwyczaiłam się brać każdego dnia np. jabłko. Gdy pewnego dnia siedziałam ze znajomy-
mi w kawiarence podczas okienka, kumpela skomen-
towała jedzenie jednym zdaniem: „Zjadłabym jabłko,
DLACZEGO nie ma tu jabłek?”. Świadczy to tylko
i wyłącznie o tym, że nie tylko mnie nie podoba się
jedzenie w szkolnej kawiarence. A przecież owoce
w liczbie KILKU na dzień zmieniłyby wiele. Są tańsze niż paczka chipsów, a na pewno o wiele zdrowsze.
Koniec końców nie ma jednak co liczyć na jakiekol-wiek zmiany. Możemy jedynie liczyć na to, że ucznio-
wie zmienią trochę swoje podejście do przekąsek i
zaczną przygotowywać jedzenie samemu, rozluźniając co nieco „atmosferę” panującą w sklepiku szkolnym.
K. Kowalewska
Bo fastfood jest passe!
Źródło: megapedia.pl
ROK 12 2/70 S TR. 10
Tak naprawdę to .. Środa. 8 rano. Pogoda: zimno, wietrznie, nie zapo-
wiada się na jakiekolwiek rozpogodzenie... Myśl
o tym, że nie będziemy musieli siedzieć na lekcjach to na razie jedyna dobra wiadomość. Plan na dzisiaj:
sejm, galeria handlowa, teatr... No niech będzie ..
Cokolwiek ... Jedźmy już! Mimo że autokar trochę się spóźnił, a na zewnątrz
było zimniej niż zwykle, uśmiech towarzyszył uczest-
nikom wycieczki od samego początku. Aparaty po-szły w ruch już pod szkołą (na zdjęciu obok ucznio-
wie kl. III cG).
Grupa została dokładnie przeliczona i ruszyła w dro-gę. Trasa podróży prowadziła m.in. nowo otwartą
obwodnicą Zambrowa. Tył autobusu oblegli ucznio-
wie klasy III, którzy prawdopodobnie zapomnieli zabrać ze sobą słuchawek – wszyscy byli skazani
na ich muzyczny gust.
Dzicz pchała się do autobusu.. Wyglądało to gorzej niż przedszkolaki biegnące na podwieczorek. Kto
zajmie tyły, ten wygrywa!. Po drodze wyciągnęli
maski potworów i machali do bezbronnych kierowców jadących za nami. Czy tylko mnie to nie bawi! Może
przybyłam na Ziemię z oddalonej o lata świetle plane-
ty X, gdzie uczniowie gimnazjum siedzą ze słuchawka-mi w uszach i rozmawiają o sprawach ważniejszych
niż to, ile zużyłam dzisiaj tuszu do rzęs lub LAKIERU DO WŁOSÓW. „Łał” – obwodnica – nie ma się czym
jarać.
Warszawa powitała nas zatłoczonymi ulicami. Sejm
coraz bliżej. Gimnazjaliści nie mogli się doczekać
przekroczenia progu budynku dotychczas znanego
wyłącznie z relacji w telewizji. Zaprowadzą nas do sejmu, powiedzą co robić,
a czego nie robić... Ciekawe, kogo spotkamy w środ-
ku... Oby nikt nie zrobił czegoś głupiego, bo to będzie pierwsza i ostatnia wycieczka w tym roku szkolnym.
Po sejmie grupa oprowadzona została przez posła
Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Zielińskiego.
Młodzież odwiedziła najciekawsze zakamarki sejmu
i posłuchała ciekawej prelekcji o życiu parlamenta-
rzysty. Wszyscy słuchali z wielkim zainteresowa-niem. Dowiedzieli się również o możliwości uczestni-
czenia w sejmie dzieci i młodzieży. Ciekawe, kto
z nas w przyszłości zostanie w sejmie „na dłużej”. Kolejny punkt wycieczki: „Arkadia”. Grupa począt-
kowo miała zajechać do galerii „Złote Tarasy”, gdzie
na ich nieszczęście znaleziono bombę (?) Poznaliśmy posła PiS-u. Opowiedział trochę o swoich
początkach w polityce i o tym, co ciekawego można
robić w sejmie. Na każdym kroku stały kamery zna-nych stacji telewizyjnych oraz wielu wycieńczonych
czekaniem dziennikarzy. Nie widzieliśmy ważnych
osobistości; chociaż nieliczni (w tym ja) stali przez chwilę ramię w ramię z posłem Dariuszem Rosatim –
byłym ministrem spraw zagranicznych. Spacer po
słynnych korytarzach, zdjęcie na schodach – czas ruszać na zakupy.
Ha! W „Tarasach” znaleźli bombę ?- czyżby powtór-ka z wakacji ?! Warszawa – wielkie miasto – inni
ludzie – inne style. Czasami wydaje się, że ludzie
ubierają się dziwnie, ale co kto lubi... Słyszałam też parę komentarzy w stylu: „Ciekawe, co powiedzieli-
by w Zambrowie na...”
Po kilkugodzinnym spacerze po galerii handlowej młodzież była bardzo zmęczona. Na myśl o spekta-
klu teatralnym wzdychali ciężko. Niestety lub stety
bilety kupione, recenzje spektaklu sprawdzone –
(Ciąg dalszy na stronie 11)
Sejm i Buffo.
Warszafka w pigułce
S APERE AUDE STR. 11
Teatr Buffo zaprasza na sztukę „Romeo i Julia”.
Nie mieliśmy już siły na nic. Pomimo tego, że nic
nie kupiliśmy – kebab w KFC się nie liczy – chcieli-śmy jechać do domu. No właśnie! A czekały nas
jeszcze 2 godziny podróży powrotnej... Boże! Za-
chciało się nam teatru... Ale nie ma, że boli. Trzeba
iść.
Na pierwszy rzut oka teatr wydaje się hm... niea-trakcyjny, obskurny... Toalety szkoda gadać. Siedze-
nia tuż pod sceną. Ja też dostałam miejsce przy
(Ciąg dalszy ze strony 10) samej scenie i teraz wiem, że nie powinnam wcześniej narzekać. Już od pierwszej sceny byliśmy pod wraże-
niem. Impreza w nocnym klubie u Kapulletiego –
kopara opadła! Działo się tyle, że nie widziałam na kogo mam patrzeć. Genialne uwspółcześnienie dra-
matu wprowadziło kilka zmian m.in: ojciec Laurenty
jeździł na skuterze i zaprezentował się jako mistrz ciętej riposty, np. gdy skomentował wygląd Romea
przed zapoznaniem Julii – uwaga, cytu-
ję:”Wyglądałeś jak weteran samogwałtu a nie fa-cet!”. Kolejny przykład nowatorstwa w inscenizacji
Szekspirowskiego dzieła to ojciec Julii. Po śmierci
Tybalta oraz po kłótni z córką (chodziło o jej ślub z Parysem), użalając się nad sobą, dał widowni do
zrozumienia, że „Prawdziwych przyjaciół poznaje
się .... w d...e!”. Spektakl tak spodobał się widzom z Zambrowa, że,
żegnając aktorów i dziękując im za wyśmienity wy-
stęp, wstali z miejsc i oddali owację na stojąco. Powrót do Zambrowa nie obył się bez śmiechów,
okrzyków i śpiewów. Młodzi = wytrzymali W imieniu wszystkich uczestników wycieczki chcia-łabym z tego miejsca podziękować opiekunom: pani
J. Mrozowskiej, B. Rykaczewskiej, M. Śliwowskiej
oraz dyrekcji. Życzymy sobie i pedagogom jak naj-
więcej tak udanych wyjazdów.
Oliwia Kalinowska, kl. III cG
Jakiś czas temu moja klasa organizowała wycieczkę. W planie był również teatr. Jakoś nie zachwy-ciła mnie ta wiadomość. Z resztą nie tylko mnie, ale również większość moich kolegów i koleżanek. Teatr? To
nuda i nie moja „bajka”. Aktorzy wyjdą na scenę, powiedzą swoje kwestie i będzie po wszystkim. – pomyśla-
łam. Stwierdziłam, że jakoś to będzie, przemęczę się. Pozostałe punkty planu wycieczki były ciekawe, więc zdecydowałam się pojechać. Nawet pozytywnie nastawiłam się już na ten teatr. Kiedy jednak weszliśmy na
salę rozczarowałam się drugi raz. Inaczej to sobie wyobrażałam. Po pierwsze, aranżacja wnętrza teatru nie
zachwycała. Po drugie, miałam nieciekawe miejsce. Mimo tego, że siedziałam w trzecim rzędzie, byłam tak blisko sceny, że gdybym wyciągnęła rękę, dotykałabym jej. Byłam zniesmaczona.
W końcu zgasły światła, zaczął się spektakl. Już po pierwszej scenie byłam oszołomiona. Aktorzy
latali nad głowami widzów. Po prostu coś niesamowitego. Potem miała miejsce scena, w której padał deszcz. Na scenie była kałuża. Następnie kilku aktorów tańczyło breakdance’a, a woda chlapała. Z koleżankami wy-
szłyśmy, w takim stanie, jakbyśmy zmokły w niewielkim deszczu.
Spektakl pt. „Romeo i Julia” w Teatrze Buffo w Warszawie w uwspółcześnionej wersji jest czymś, czego nie da się opisać słowami, tam po prostu trzeba być i to zobaczyć na własne oczy. Wychodząc, byłam
pod wielkim wrażeniem. Stwierdziłam, że gdybym się zamieniła się z kimś na miejsca zrobiłabym głupstwo.
Jeśli i wam wydaje się, że teatr to nic godnego uwagi, mylicie się. Chociaż ceny biletów nie należą do najniż-szych, mimo wszystko warto wybrać się do Buffo i przekonać się, jak to jest w rzeczywistości.
AM
I jeszcze o Buffo...
ROK 12 2/70 S TR. 12
Jak to jest...
Opowiadanie w odcinkach
– Jak to jest – zacząłem, oparłszy się o ścianę – że śnimy przykładowo o spotkaniu, które ma się wyda-
rzyć, nasza wyobraźnia dokładnie ukazuje jego
przebieg, a potem, w naszym świecie, dzieje się na odwrót albo... albo ta kwestia w ogóle zostaje
pominięta?
– Nie mam pojęcia, skarbie. - poczułem na sobie wzrok obcych mi osób, a nie wyczułem tego, które-
go oczekiwałem, mimo że sam na nią nie patrzyłem.
- A skąd nagle ta myśl? – Jakoś tak przypomniała mi się scena z filmu, który
wczoraj oglądaliśmy.
– Ty oglądałeś, ja już spałam. - odwróciłem się w jej stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, a
na bladej twarzy Roksany pojawił się uśmiech.
– Racja. – wypiąłem język, a ona tylko przewróciła swoimi zielonymi oczyma. – Chcesz kanapkę? –
zapytałem, zaglądając do plecaka.
– Nie, dzięki. – Ech... zacznij w końcu jeść.
– Ależ przecież jem!
– Tak? To co dziś masz na drugie śniadanie? – Jogurt...
– Och, to nie za dużo? Jeszcze przytyjesz!
– Ja wiem... - westchnęła teatralnie. - Ale trudno, zdarza się.
– Ach, te dziewczyny... Zawsze marudzą na temat swojej wagi.
– Mi tam to nie przeszkadza. Wy, chłopcy, macie
gorzej, bo musicie tego wysłuchiwać.
– Ciężkie mamy z wami życie.
– Bywa.
– Ale i tak cię kocham. – Wiem.
Zacząłem konsumpcję posiłku i momentalnie poczułem
się obserwowany. Miałem wrażenie, że wszyscy zaczę-li skupiać się na mojej osobie, jakbym był jakimś ufo-
ludkiem. Zwlekałem kilka sekund, zanim podniosłem
głowę. W gruncie rzeczy nie wiedziałem, dlaczego nie zrobiłem tego od razu. Może podświadomie musiałem
przygotować się na widok, który ujrzę? Spodziewałem
się zobaczyć tłum ludzi próbujących znaleźć sobie kawałek miejsca pod ścianą i w spokoju usiąść.
Zobaczyłem jednak coś zupełnie innego... Nie miałem pojęcia, jak zareagować. W pierwszym
momencie pojawiło się zdziwienie, chwilę potem –
potężne bicie serca. I smutek. Wielki smutek, którego przyczyny nie potrafiłem zlokalizować. Wciąż trzyma-
jąc kanapkę w ręku, patrzyłem na małą dziewczynkę
stojącą gdzieś dalej. Ubrana w białą, przewiewną blu-zeczkę i spódniczkę w tym samym kolorze nie odrywa-
ła ode mnie swoich ślicznych, brązowych oczu. Mie-
rzyliśmy się wzrokiem, dopóki nagle nie poczułem
dziwnej presji, przez co musiałem mrugnąć. Kiedy
ponownie podniosłem powieki, zobaczyłem czerń,
w której zaczęła tonąć postać małej dziewczynki. Wsta-łem, chciałem pobiec za nią, jednak moje nogi odma-
wiały posłuszeństwa; biegłem, lecz jakbym wcale się nie przemieszczał. Dopiero wtedy naprawdę zadałem
sobie pytanie: kim ona w ogóle jest? Wiedziałem, że ją
znam. Wiedziałem, że była ważna w moim życiu. Nie wiedziałem tylko, kim była.
Zatrzymałem się. Rozejrzałem się dookoła; miałem wrażenie, że moje serce zaraz
ucieknie z klatki piersiowej i raz
na zawsze mnie opuści. Jednak nie. Poczułem lekkie szarpnięcie, przez
które straciłem równowagę i upa-
dłem.
Gdzie upadłem? Nie wiedziałem.
Kolejne szarpnięcie, teraz już moc-niejsze. Co się dzieje? Próbowałem
się podnieść, ale żaden mięsień nie
zareagował na moje żądanie. Nie chciałem tam być. Nie chciałem
być tam sam. Nie chciałem, aby
mama się martwiła. Nie chciałem znów sprawić jej przykrości. Nie
zniósłbym widoku jej łez, porwa-
(Ciąg dalszy na stronie 13)
S APERE AUDE STR. 13
nych książek
porozrzucanych po pokoju i tego bólu, który przeszywał całe moje ciało z każdym uderzeniem coraz mocniej.
Gdzie ona w ogóle jest? Dlaczego jej tu nie ma? Poczułem, że znów mam siedem lat i tak z niecierpliwością, jak i zaciekawieniem oczekiwałem powrotu rodzicielki. Nie byłem pewien, na co tak naprawdę czekałem –
na kolejne lanie czy na cukierki, które dostawałem po wszystkim...
– Aleks, wstawaj do cholery! - Usłyszałem głos. Zapłakany, kobiecy głos.
– Mamo? To ty?
(ciąg dalszy nastąpi)
Liwia Dąbrowska
(Ciąg dalszy ze strony 12)
No dobra, zaczynamy... Jak film? Podobał się? Świetne efekty dźwiękowe. Trochę długi. Mi to się spać chciało. Przystojny był
ten aktor, prawda? - Zaledwie godzinę temu słyszałam wiele takich zdań. Jak zapewne się domyślacie, mam
na myśli film pt. „Bitwa pod Wiedniem”, na którym była prawie cała nasza szkoła. Opinie na jego temat na pewno są podzielone, jednym się podobał, drugim nie, jednak w tym momencie nie będę opisywała wrażeń
innych, a skupię się na swoich odczuciach.
Idąc do kina, zastanawiałam się, czy film naprawdę będzie taki zły, jak słyszałam. Spotkałam się z wieloma negatywnymi ocenami filmu Renza Martinelli'ego i w gruncie rzeczy nie dziwię się, iż ktoś ma takowe zdanie.
Dlaczego? Cóż, zacznę od tego, że na początku rzuciły mi się w oczy efekty robione komputerowo. Oczywi-
ście nie wszystko da się zrobić bez użycia komputera, jednak to nie oznacza, że trzeba wykorzystać go w nad-miernych ilościach. Owszem, wątek z wilkiem był ciekawy, jednak lekko naciągany.
W dalszej kolejności trzeba zwrócić uwagę na to, iż trochę więcej tam fantastyki niż prawdy. Osobiście
nie znam się zbyt dobrze na historii i na realizm wydarzeń nie zwracałam dużej uwagi, lecz gdzieś w moim mózgu zapaliła się mała lampeczka mówiąca, że jednak coś tam nie gra. Oczywiście nie potrafiłam wskazać
tego dokładnie, ale Internet i wypowiedzi historyków oświeciły mnie. :)
Jednak najważniejszą wadą filmu jest chyba to, że jest on za długi i dosyć męczący. Nie dość, że już po pierw-szych minutach chciało się spać, to nie można było wygodnie sobie usiąść, co uniemożliwiały siedzenia w
kinie. Ja na przykład przed ponad dwie godziny zmieniałam pozycję siedzenia, chociaż w gruncie rzeczy była
to pozycja siedząco-leżąca. Raz chyba nawet kopnęłam fotel chłopaka siedzącego przede mną, ale to nieistot-ne... Powracając do filmu, to przyznam, iż ciekawsze były reklamy przed jego rozpoczęciem niż on sam. Na-
prawdę. Już wiem, że muszę obejrzeć „Uprowadzoną 2”. ; )
Jednak nie mówmy o samym wadach, bo przecież zawsze znajdą się jakieś zalety. Bardzo podobała mi się postać syna Kara Mustafy. Nie wiem dlaczego, ale ten mały chłopczyk zrobił na mnie duże wrażenie, mimo
że nie pojawił się wiele razy przez cały film. Ale od
razu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, przypadł mi do gustu. Ponadto ciekawą i lekką komiczną
kreacją był król Austrii Leopold I. Co w nim mi się podobało? Sposób mówienia i reakcje na wszelkie
czynniki zewnętrzne. I to chyba wszystko.
Podsumowując (ach, trochę schematycznie, ale trudno), nie polecam tego filmu. Bardzo męczy-
łam się na niewygodnych miejscach przez tyle
czasu i, szczerze, uważam ten czas za zmarnowany. Jestem pewna, że większość osób ma podobną
opinię. Nie wszyscy, ale większość.
Bitwa pod Wiedniem.
Recenzja
Źró
dło
: fi
lm.d
zien
nik
.pl
ROK 12 2/70 S TR. 14
American Dream
23 października w naszej szkole odbył się mecz
koszykówki. O wygraną walczyły: zambrowski
MTS Żubr oraz białostocka drużyna Gimbasket 15.
Pomiędzy kwartami występowała konarska drużyna
cheerleaderek w składzie: Aleksandra Gosk I Eg,
Agnieszka Milewska i Oliwia Sasinowska III Cg,
Eliza Kalata III Bg, Klaudia Bielska I D LO, Pauli-
na Potrzebko II A LO, Kamila Pieńczykowska II
Ag, Anna Wyszyńska I Ag oraz Natalia Gosiewska,
których opiekunem jest pani Natalia Fabian oraz
„Noname”- grupa dziewcząt z III Ag w składzie :
Natalia Matynka, Maria Świerżewska, Suzan Ras-
hid, Justyna Zaremba, Aleksandra Kulesza oraz
Joanna Gołębiewska. Dziewczęta przygotowały po
jednym układzie.
Cheerleaderki podczas całego meczu wytrwale
próbowały podnieść na duchu naszych dzielnych
chłopców. Stojąc pod koszem przeciwnika, wyka-
zały się kreatywnością i na bieżąco wymyślały
krótkie układy choreograficzne. W czasie meczu
dało się jednak słyszeć negatywne komentarze o
tym, że szelest pomponów bardziej rozpraszał
naszych zawodników w decydującym momencie –
rzucie, aniżeli im pomagał. Dziewczęta również
skandowały nazwę drużyny. Występ sam w sobie
był dosyć dobry, a choć zdarzyły się może małe
wpadki, to są one wybaczone, zważywszy na krótki
czas, jaki dziewczyny pracują z panią Natalią. Nale-
ży też wspomnieć krótko o ubiorze dziewczyn:
czarne bokserki, czarne, krótkie spodenki, czarne
zakolanówki i , również czarne, obuwie. Hołd dla
czarnego, na tle którego wyróżniały się żółto-
fioletowe pompony. Niestety!
Po meczu usłyszałam nieprzychylne komentarze
zawodników i widzów na temat cheerleaderek.
Cóż... Każdy ma prawo wyrażać swoją opinię…
Całokształt ? Dużo pracy czeka dziewczyny, ale
jedną, najważniejszą cechę już posiadają: zapał!
A nam zostaje trzymać za nie kciuki i wierzyć, że
będzie coraz lepiej. 16 listopada w naszej szkole odbędzie się kolejny mecz, na którym prawdopodobnie bę-
dziemy mogli zobaczyć postępy, jakich dokonały nasze dziewczęta. Cała redakcja serdecznie życzy wam po-
wodzenie i ogłasza KONKURS NA NAZWĘ GRUPY! Najlepszy pomysł zostanie nagrodzony darmowym
jajkiem i czekoladą prosto od pani Natalii Fabian. POWODZENIA !
Dominika Kowalewska
S APERE AUDE STR. 15
Pamiętnik maturzystki
Spotkania z psychologiem
27 października
LET IT SNOW! Może należę do mniejszości, ale gdy zobaczyłam biały (bardzo mokry) puszek za oknem to mimowolnie poja-
wił się na mej twarzy uśmiech. Powód? Nie mam pojęcia. Być może spowodowane jest to moją miłością do
świątecznych piosenek i dekoracji. Z drugiej jednak strony nie można zapomnieć o wspaniałym święcie, jakim jest Halloween! Nie potrafię pojąć, dlaczego go nie obchodzimy zamiast np. walentynek?! Ale dość już o świę-
tach. Trzeba wrócić na ziemię, do szkoły, do lekcji...szczególnie, że matury próbne zbliżają się dużymi, a wła-
ściwie m-i-l-o-w-y-m-i krokami. I to zaczyna mnie przerażać. Z „dumą” mogę stwierdzić, że nie umiem jeszcze nic, a mój jakże wspaniały słomiany zapał do nauki został
zgładzony już w kołysce. Ja po prostu nie mam siły się uczyć. Nie wiem, czy to wina stresu, czy zwykłego
przemęczenia połączonego z wrodzonym lenistwem, ale po powrocie do domu ze szkoły padam na twarz i nie wstaję, aż mama przypomni mi, że powinnam się zabrać za lekcje. Eh, czarno widzę te wszystkie testy, a tu
oprócz matur są kartkówki, sprawdziany, odpowiedzi, prace domowe, wypracowania i inne BARDZO PRZY-
DATNE rzeczy. Czuję się jak kapitan tonącego okrętu, na którym siłą rzeczy muszę pozostać, a okręt ten nosi nazwę „Matura”.
K. Kowalewska
Na początku wypełnialiśmy ankiety dotyczące kontaktów z alkoholem i narkotykami.
Potem pisaliśmy, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Okazało się, że szczęściem dla nas może być przebywanie wśród przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, brak problemów, w nielicznych przypadkach też posiadanie dóbr mate-
rialnych, a także odnoszenie sukcesów. Nie wszyscy jednak chcą wkładać wysiłek w naukę – dla niektórych
prawdziwe szczęście to czas wolny od szkoły. Jak zauważyła p. Zysik, w naszych wypowiedziach nie pojawiła się żadna wzmianka na temat narkotyków i innych środków odurzających. P. psycholog wspominała też
o takich problemach jak: niechęć do nauki, niewłaściwe zachowania, alkoholizm, a także niechęć do mówienia
o swoich problemach. To, jak podkreślała p. Zysik, jest niewłaściwe, ponieważ psycholog jest osobą „gotową
na wszystko”.
Potem zrobiliśmy na kartkach obrysy naszych dłoni i wymieniliśmy się nimi z kolegami. Naszym zadaniem
było zapisanie na nich zalet kolegów i koleżanek. To ćwiczenie miało pokazać, czy inni umieją dostrzec nasze
dobre strony. Jak się później okazało, było bardzo przyjemne.
Następnie p. Zysik rozdała nam materiały, na podstawie których dowiedzieliśmy się jak dochodzi do uzależ-nienia i na czym ono polega. Wyróżniamy cztery jego etapy – fazy. Pierwsza z nich to eksperymentowanie.
W drugiej fazie zaczyna się brać coraz częściej, ponieważ wydaje nam się, że dzięki temu możemy zmieniać
swoje samopoczucie, kiedy zechcemy. Trzecia faza to faza to faza problemowa. Osoba uzależniona powoli traci kontrolę nad przyjmowaniem narkotyków, ale nadal myśli, że gdyby chciał mógłby przerwać ich branie.
Czwarta faza to nałogowe branie. Uzależniony odczuwa już głód narkotykowy i jest gotów zrobić wszystko,
aby go zaspokoić – „bierze po to, aby żyć i żyje po to, aby brać”. Może to doprowadzić do śmierci.
W ramach podsumowania pięcioro chętnych uczniów odegrało scenkę, która dobrze obrazowała fazy uzależ-nienia – na początku można przerwać zażywanie narkotyków, ale potem bez pomocy jest to niemożliwe. P.
Zysik mówiła, że w takim wypadku po pomoc najlepiej zwrócić się do psychologa.
Magda Konopko, IIICg
W październiku odbyły się w naszej szkole zajęcia z psychologiem. Pani Małgorzata Zysik rozmawiała o nało-
gach z uczniami klas 3. gimnazjum.
ROK 12 2/70 S TR. 16
sapere aude,
Gazeta społeczności szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie
Redakcja: K. Kowalewska (IIIa), Alan Rashid (IIIbLO), Magdalena Konopko, A. Milewska i O. Kalinowska (IIIcG), D. Kowa-
lewska (IaLO), M. Leszczyńska (IIdLO), Anna Kossakowska (ID), Liwia Dąbrowska i Klaudia Bielska
Kontakt z redakcją: 18 - 300 Zambrów, ul. M. Konopnickiej 16, tel. 086 271 27 08,
Opieka redakcyjna: Joanna Mrozowska
Skład i księgowość: Robert Mrozowski
Nakład: 120 egz.
R o zma i t o ś c i
Nasze jajo!
Oto rada na tw
oje koszm
ary!
Pies - najlepszy przyjaciel faceta
W życiu niemal każdego mężczyzny przychodzi moment, w którym decyduje się
na kupno psa. Jedni potrzebują go, aby ochronił ich włości przed włamywaczami, inni, by mieli
z kim uprawiać poranny jogging lub po prostu leżeć na kanapie i oglądać mecz.
Wybór rasy psa również jest nieprzypadkowy. Mężczyzna pewny własnej siły charakteru
nie szuka w psie oparcia ani potwierdzenia męskości (może jedynie jej podkreślenia). Dober-
man, rottweiler, owczarek niemiecki - to rasy, którymi będzie zainteresowany. Psy te odznacza-
ją się nienaganną posturą i z pewnością robią wrażenie. Nie bez powodu wszystkie trzy mają
niemiecki rodowód - psy, które wywodzą się z tego kraju, jeśli są odpowiednio wytresowane,
działają niczym automaty do wykonywania poleceń.
Faceci słabsi psychicznie zwrócą uwagę na czworonogi wzbudzające respekt - czego brakuje
panu, powinien posiadać jego pies. Taki mężczyzna dokumentuje swoją siłę, kupując pittbulla
czy amstaffa. Rasy powszechnie uznawane za groźne, w rzeczywistości jednak bardzo oddane
swemu właścicielowi skutecznie podniosą samoocenę każdemu panu, zdominowanemu
przez żonę czy szefa w pracy.
Nie można zapomnieć także o osobnikach typu macho- oni z kolei kochają małe, ale bardzo
charyzmatyczne pieski. Czują się przy nich, jak tygrys z myszką, przy okazji zdobywając
uwielbienie wielu kobiet za każdym razem, gdy wychodzą na spacer ze swoim pupilem. Yorks-
hire terier, chihuahua czy jamnik miniaturka to żywe dowody na to, że malutki piesek podbije
serce nawet największego twardziela.
Mężczyźni silnie związani ze swoją rodziną, wybiorą typowego psa
"przyjaciela dzieci". Labrador czy golden retriever będą doskonałymi towa-
rzyszami wycieczek rowerowych czy pikników, pozwolą pociągnąć się
za ucho małym dzieciom, a włamywacza przywitają radosnym machaniem
ogonem.
Oczywiście, są jeszcze przecież kundelki i mieszańce w schroniskach.
Ale one, ze swoimi zaszklonymi oczami i smutnym pyskiem zauroczą każ-
dego - bez względu na płeć i charakter.
Maria Leszczyńska, IID
2–
2012/2
01
3
wa
żne
do
10
gru
dn
ia 2
01
2