Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

24

description

Gazeta Akademicka, październik 2010

Transcript of Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Page 1: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010
Page 2: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Zapraszamy na naszą stronęwww.da.pr.radom.pl

JESTEŚMY NA [email protected]

Page 3: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Prof. dr hab. inż. Mirosław Luft

POLITECHNIKA RADOMSKA

Wyzwania, które stają przed Politechniką Radomską u progu nowego roku akade-mickiego, związane są ze strategią dalszego rozwoju uczelni, ukierunkowaną przede wszystkim na umocnienie jej pozycji, a w dalszej perspektywie na przekształcenie Poli-techniki Radomskiej w Uniwersytet Techniczno-Humanistyczny. Rozwój własnej kadry naukowo-dydaktycznej, wysoki poziom badań naukowych i procesu dydaktycznego oraz poprawa infrastruktury socjalnej i warunków studiowania wyznaczają uczelni kie-runkowe cele strategiczne.

U progu nowego roku akademickiego do studentów I roku kieruję serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności oraz satysfakcji ze studiowania na Politechnice Radomskiej. Ży-czę Wam, moi kochani, żeby okres Waszej adaptacji w środowisku akademickim trwał jak najkrócej. Studentom lat starszych życzę wytrwałości w studiowaniu oraz wielu oso-bistych i naukowych sukcesów, uwieńczonych bardzo dobrym dyplomem ukończenia studiów!

Doc. dr Elżbieta Kielska

WYŻSZA SZKOŁA HANDLOWA

Jeśli chodzi o plany WSH na najbliższą przyszłość, będziemy kontynuować prace dotyczą-ce uzyskania praw doktoryzowania na kierunku administracja oraz uruchomimy studia drugiego stopnia na kierunku pedagogika. Chcemy obok istniejącej ścieżki anglojęzycz-nej utworzyć pełne studia w języku angielskim we współpracy z uniwersytetem zagra-nicznym, aby umożliwić naszym studentom zdobycie podwójnego dyplomu. Planujemy zorganizować kilka konferencji naukowych, także międzynarodowych, m.in. (wspólnie z Kościołem katolickim) konferencję poświęconą moralnym i prawnym aspektom wy-chowania w rodzinie. Już w październiku tego roku rozpoczynamy wydawanie Gazety Radomskiej, nowego pisma adresowanego do lokalnej społeczności. Istotnym zamierze-niem jest pozyskanie nowych grantów edukacyjnych (zarówno z MNiSW, jak i z UE), jak również zacieśnienie współpracy z przedsiębiorstwami i lokalnym samorządem. Mamy świadomość służebnej funkcji uczelni wobec otoczenia społecznego, stąd plany stwo-rzenia w WSH centrum promocji kultury politycznej: zorganizujemy otwarte dla szero-kiej publiczności debaty z kandydatami na urząd Prezydenta Radomia, wykłady otwarte

i międzynarodowe, dyskusje dotyczące kluczowych dla mieszkańców Radomia problemów w ramach Radomskiego Salonu Dyskusyjnego, i wiele innych.

Studentom u progu nowego roku akademickiego życzę, by jak najlepiej wykorzystali swe szanse. Życzę dobrych wyników w nauce i czerpania pełnymi garściami z tego, co mają do przekazania profesorowie. Przede wszystkim jednak życzę gotowości do podejmowania śmiałych wyzwań, pasji w jakiejś dziedzinie, zaangażowania w działalność studencką: samorząd, wolonta-riat, koła naukowe i konferencje, badania naukowe i redagowanie Gazety Akademickiej. Dzisiaj rację mają aktywni, a nie bierni. Aby do czegoś dojść, trzeba po prostu wyruszyć w drogę.

Dr Maria Pierzchalska

WYŻSZA SZKOŁA NAUK SPOŁECZNYCH I TECHNICZNYCH W RADOMIU

Miło mi poinformować, iż nowy rok akademicki rozpoczniemy w nowej siedzibie przy ul. Wodnej 13/21, gdzie studenci znajdą bardzo dobre warunki do nauki.

Rok akademicki 2010/2011 rozpoczynamy dziewięcioma kierunkami studiów, na któ-re uzyskaliśmy pozwolenie MNiSW, co czyni nas liderem wśród radomskich szkół wyż-szych. Od października 2010 roku jako jedyna uczelnia w Radomiu uruchamiamy nowy, bardzo „na czasie” kierunek – budownictwo. Innym bardzo modnym kierunkiem, na który uzyskaliśmy zgodę, jest kosmetologia. Od nowego roku akademickiego studenci WSNSiT mogą wyjeżdżać na studia oraz praktyki zagraniczne w ramach programu Erasmus. Odnosimy sukcesy także w pozyskiwaniu środków unijnych, dzięki którym prowadzimy bezpłatne dzienne studia licencjackie z pedagogiki przedszkolnej i wcze-

Rektorzy radomskich szkół wyższych dla Gazety Akademickiej o planach na nowy rok akademicki

Page 4: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

snoszkolnej z językiem angielskim. Kolejnym nowatorskim przedsięwzięciem WSNSiT jest Akademia Młodego Geniusza, w ramach której uczelnia będzie organizować zajęcia edukacyjne dla dzieci, prowadzone przez nauczycieli akademickich oraz zaproszonych specjalistów.

Wszystkim młodym ludziom życzę bardzo przemyślanych decyzji o wyborze kierunku studiów oraz wytrwałości w dążeniu do ambitnych celów. Życzę również, aby młodzi zdolni radomianie podejmowali naukę w Radomiu, ponieważ radomskie uczelnie spe-cjalnie dla nich uruchamiają nowe kierunki kształcące w zawodach poszukiwanych na rynku pracy.

Dr Zbigniew Kwaśnik

RADOMSKA SZKOŁA WYŻSZA

Radomska Szkoła Wyższa w nowym kolejnym roku akademickim, dążąc do przygo-towania swoich studentów do rozwoju zawodowego i osiągania sukcesów w dalszej zawodowej karierze, chce nie tylko przekazać im najwyższej jakości wiedzę, ale także wykształcić w nich określone umiejętności, które pozwolą absolwentom sprostać wy-zwaniom stawianym im przez gospodarkę na lokalnym i globalnym rynku XXI wieku. Jesteśmy uczelnią dynamicznie rozwijającą się, dobrze wpisującą się w rozwój regionu, a nasza wysoka pozycja i ranga została osiągnięta dzięki działalności naukowo-badaw-czej oraz licznym kontaktom międzynarodowym. Wysoka ocena naszej uczelni, która ściśle współpracując z regionem, podejmuje liczne działania i innowacyjne projekty promujące nasze miasto Radom, przynosi nam zaszczyt i jeszcze bardziej zobowiązuje do osiągania najwyższych standardów.

Życzę zatem wszystkim ludziom rozpoczynającym studia trafnego wyboru z szerokiej oferty kształcenia oraz aby uzyskana wiedza i umiejętności, udokumentowane dyplo-mem uczelni, stały się dobrą kartą przetargową w konkurencji „rozwój zawodowy”. Studentom zaś oraz absolwentom Radomskiej Szkoły Wyższej życzę, aby ukończenie studiów przyspieszyło rozwój ich kariery – rozwój oznacza przecież możliwość realizacji marzeń.

Ks. dr Jarosław Wojtkun

WYŻSZE SEMINARIUM DUCHOWNE

Wyzwanie, jakie stawia sobie seminarium na progu każdego kolejnego roku akademic-kiego, wyznacza ta sama idea: przygotowanie kapłanów zdolnych do dzielenia z Bo-giem Jego troski o człowieka. Chcemy, aby w naszym seminarium ziarno powołania roz-wijało się w owoce szlachetności, dobroci i umiłowania zadań, jakie wyznacza Bóg tym, których powołuje. Celem jest zawsze wychowanie umysłu, serca i sumienia zdolnego podjąć posługę kapłańską z odwagą i o6arnością. Naszym kandydatom do kapłaństwa, tym zwłaszcza, którzy rozpoczynają swoją formację w seminarium, życzę coraz głębsze-go umiłowania drogi powołania, którą wyznacza Bóg w życiu każdego z nas.

REKLAMA W GAZECIE AKADEMICKIEJ

Nasi Przyjaciele

Page 5: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Nazywany jest „biskupem od młodzieży”. Dlaczego? Może dlatego, że bardzo długo był duszpasterzem aka-demickim, może z powodu wieloletniego zaangażowania w organizację Światowych Dni Młodzieży, a może przez to, że posiada umiejętność mówienia wprost o rzeczach trudnych – cechę, którą tak cenią młodzi ludzie… W roz-mowie z Gazetą Akademicką wspomina czasy studenckie, radzi, jak dobrze wykorzystać okres studiów i tłumaczy, dlaczego Kościół nie podąża ślepo za duchem czasu. Bi-skup Henryk Tomasik.

GAZETA AKADEMICKA: Możemy przypuszczać, że czasy studenckie w przypadku Księdza Biskupa odbiegały od stereotypowego życia akademickiego. Jak Ksiądz Biskup

wspomina ten okres swojego życia?

Ksiądz Biskup Henryk Tomasik: Przeżywałem dwa rodzaje studiów. Pierwsze – to studia w Wyższym Se-minarium Duchownym w Siedlcach. Był to czas odkrywania powołania. Czas pogłębiania formacji chrześci-jańskiej oraz przygotowania do peł-nienia misji duszpasterskiej. W czasie tych studiów miałem krótką przerwę. Kilku seminarzystów zostało wezwa-

nych do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Byłem w tej grupie. Jednak zostałem zwolniony ze względu na chorobę. To taka mała życiowa przygoda.

Kolejny etap – to studia na Katolickim Uniwersytecie Lubel-skim. Po dwu latach pracy duszpasterskiej w para6i Radoryż Kościelny rozpocząłem studia na Wydziale Filozo6i Chrześci-jańskiej KUL. Studia te zostały zakończone doktoratem z za-kresu antropologii kardynała Karola Wojtyły. Oczywiście stu-dia te różniły się nieco od poprzednich – seminaryjnych – ale był to również bardzo ciekawy czas.

A jak się studiuje, będąc już księdzem? Chyba trudno po-godzić tyle obowiązków…

Tak, ale to bardzo odmładza człowieka, ponieważ studiuje się z osobami dużo młodszymi. Trzeba chodzić na zajęcia, na za-liczenia, na egzaminy – to zdecydowanie odmładza…

A czy znalazł Ksiądz Biskup wówczas także czas na jakieś spotkania towarzyskie w gronie studentów?

W czasie tych studiów miałem bardzo dużo zajęć. Musieliśmy, obok normalnych zajęć, uzupełniać niektóre przedmioty z za-kresu studiów seminaryjnych. Ponadto włączałem się w różne formy pracy duszpasterskiej. Oczywiście, uczestniczyłem we wszystkich wydarzeniach naszego roku studiów. Nie było jed-nak zbyt dużo czasu na życie towarzyskie.

Przez 17 lat pracował Ksiądz Biskup jako duszpasterz aka-demicki. Co zdecydowało o tym, że poświęcił się Ksiądz Biskup temu zajęciu na tak długo?

Była to przede wszystkim decyzja mojego biskupa ordynariu-sza. Ale nie tylko. Praca w duszpasterstwie akademickim jest

bardzo ciekawa. Niezwykle interesującym wyzwaniem jest towarzyszenie młodym ludziom w kształtowaniu ich życia duchowego i postawy wiary. To bardzo absorbuje. Zmusza do poszukiwań. Uczy cierpliwości. Kształtuje wrażliwość. Bardzo lubiłem tę pracę.

Dlaczego warto, by młodzi ludzie angażowali się w dzia-łalność duszpasterstwa akademickiego?

Ogromną stratą dla młodego człowieka jest to, że nie angażu-je się w jakąś formę duszpasterstwa. Rozwojowi intelektual-nemu powinien towarzyszyć szeroko rozumiany rozwój życia duchowego. Młodemu człowiekowi, który wchodzi w dorosłe życie, potrzebne jest systematyczne pogłębianie wiary. „Wiel-ka wiedza zbliża do Pana Boga. Mała wiedza od Niego oddala” – mawiał Pasteur.

Duszpasterstwo akademickie jest ogromną szansą dla mło-dego człowieka. Służy ono nie tylko pogłębianiu wiedzy reli-gijnej. Pomaga w formowaniu życia prawdziwie chrześcijań-skiego. Ułatwia łączenie wiedzy i wiary, religii i kultury. Umoż-liwia doświadczanie wspólnoty i odkrywanie Kościoła. Młody człowiek ceni tylko to, w co się zaangażuje. Zatem bardzo ważne jest to, aby zaangażował się właśnie w sprawy wiary. Będzie wówczas ją należycie cenił.

Może doprecyzujmy – jakie konkretne korzyści płyną z formacji w duszpasterstwie akademickim?

Decyzja zaangażowania w pracę duszpasterstwa akademic-kiego jest wyznaniem wiary. Jest to także znak poczucia od-powiedzialności za jej dalszy rozwój. Praca w duszpasterstwie akademickim pomaga w pogłębianiu wiedzy i motywacji re-ligijnej, w doświadczeniu Kościoła-Wspólnoty oraz w odkry-waniu własnego miejsca w tej wspólnocie wiary, uczy także prawdy o Kościele Powszechnym. Duszpasterstwo akademic-kie pomaga w przygotowaniu do ważnych zadań życiowych, a szczególnie do sakramentu małżeństwa. Można nawet po-wiedzieć, że jest to szansa poszerzania horyzontów intelektu-alnych i kształtowania dojrzałej osobowości.

Pod górę idzie się niekiedy z trudem…Wywiad Gazety Akademickiej z Księdzem Biskupem Henrykiem Tomasikiem

Page 6: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Wielu młodych ludzi zadaje sobie pytanie: „czy w dzisiej-szych czasach wiara jest w ogóle możliwa”? Czy zaanga-żowanie w działalność duszpasterstwa akademickiego może być remedium na takie chwile zwątpienia?

Wokół nas jest bardzo dużo pięknych postaw życiowych. Wie-le z nich jest konsekwencją dojrzałej wiary. Młodemu czło-wiekowi zagraża wiele niebezpieczeństw. „Świat chce uczynić Pana Boga wielkim nieobecnym” – ostrzegał nas wszystkich Ojciec Święty Jan Paweł II. Jeżeli młody człowiek nie będzie miał mocnych fundamentów, wówczas mogą pojawić się trudności związane z różnym teoriami dotyczącymi świata i człowieka. Potrzebny jest mocny fundament, mocny kręgo-słup. Duszpasterstwo akademickie jest ogromną pomocą.

Czy mógłby Ksiądz Biskup udzielić nam, studentom pora-dy, jak warto przeżyć okres studiów, by jego owocem nie był wyłącznie dyplom uczelni?

Jeden z doświadczonych duszpasterzy akademickich mawiał przed laty: „Naszym studentom trzeba mówić: Nie najważ-niejsze jest to, abyś skończył studia. Najważniejsze jest to, abyś się zbawił na studiach”.

Oczywiście, ważne jest to, aby ukończyć studia. Ważne jest także przygotowanie do pełnienia istotnych zadań w społe-czeństwie, w Ojczyźnie i Kościele. Bardzo ważne jest kształto-wanie dojrzałej osobowości i dojrzałej wiary. Owocem tego będzie odpowiedzialne zaangażowanie w sprawy drugiego człowieka, w życie społeczne, w sprawy Ojczyzny; w troskę o to wielkie dziedzictwo, któremu na imię Polska.

Kolejne pytanie dotyczy dość szeroko komentowanych ostatnimi czasy relacji: „seks a młodzi” i „seks a Kościół”. Wśród młodych Polaków można zaobserwować rosnący sceptycyzm wobec katolickiej etyki seksualnej. Filozof Jan Hartman skomentował ten fakt w następujący spo-sób: „Głos Kościoła nie może trwale rozmijać się z przeko-naniami i obyczajowością wyznawców, wobec czego musi jakoś za nim nadążać. Czym szybciej nadążą, tym lepiej dla jego popularności”. Księże Biskupie, czy Kościół musi nadążać?

Misja Kościoła nie zakłada zyskiwania popularności. Kościół istnieje, aby pomóc ludziom w odkrywaniu Pana Boga, kształ-towaniu postawy wiary i w osiągnięciu zbawienia. A zatem musi pokazać drogę jasną i pewną. Nie taką, która będzie mody6kowana pod wpływem jakiegoś wydarzenia, zmienia-jących się poglądów, emocji… W przyrodzie istnieją określo-ne prawa. Naukowcy odkrywają je, a nie konstruują. W ten sposób rozwija się nauka. Podobnie jest w przypadku moral-ności: istnieje obiektywny porządek moralny, który ukazuje kierunek działania. Jest drogowskazem dla naszej wolności. Nie możemy, na przykład, podważyć prawdy, że Radom jest w Polsce. Tu głosowanie nic nie pomoże. Taka jest rzeczywi-stość. Są pewne zasady stałe, niezależne od zmieniających się poglądów niektórych osób.

Uznanie obiektywnego porządku moralnego to także uzna-nie świętości Pana Boga, który jest jego twórcą. Ważne też jest to, aby widzieć sens poszczególnych wartości. Seks nie może być interpretowany jako wartość autonomiczna. Należy na niego patrzeć w kontekście odpowiedzialnej miłości oraz ro-dziny, małżeństwa i troski o dziecko. To jest także sfera, która ujawnia dojrzałość osobową lub jej brak. Nie można odłączyć miłości od odpowiedzialności. Dlatego są i będą zawsze stałe, niezmienne zasady. Właśnie w trosce o człowieka i rodzinę.

A więc priorytetem dla Kościoła nie jest popularność tylko…

Zbawienie człowieka. A pod górę idzie się niekiedy z trudem.

Od wielu lat Ksiądz Biskup jest zaangażowany w przygo-towania Światowych Dni Młodzieży. Najbliższe spotkanie odbędzie się w Madrycie. Dlaczego warto tam być?

Każdy Światowy Dzień Młodzieży jest wielkim świętem wia-ry – tak mówi Ojciec Święty Benedykt XVI. Jest to piękne do-świadczenie Kościoła-Wspólnoty oraz Kościoła Powszechne-go. Młodzi ludzi odkrywają fakt, że nie jesteśmy sami. Obok są inni młodzi, reprezentujący różne kultury, kontynenty i mają-cy podobne problemy, radości, pytania. Doświadczenie dużej wspólnoty jest niezwykle potrzebne młodemu człowiekowi. Potrzebne jest także doświadczenie wiary we wspólnocie. Udział w Światowym Dniu Młodzieży poszerza horyzonty. Po-kazuje głębokie, wspaniałe wymiary życia chrześcijańskiego i dobrze rozumianej wiary.

Bardzo serdecznie zapraszam do Madrytu na to wspaniałe wydarzenie, którym będzie XXVI Światowy Dzień Młodzieży.

Dziękuję za rozmowę

Wywiad przeprowadziła Anna Sobkiewicz

Page 7: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Drodzy Przyjaciele,

często powracam myślami do Światowego Dnia Młodzieży, który od-był się w Sydney w 2008 roku. Przeżyliśmy tam wielkie święto wia-ry, podczas którego Duch Boży działał z mocą, tworząc silną wspólnotę między uczestnikami przybyłymi z ca-łego świata. Spotkanie to, podobnie jak i poprzednie, zaowocowało ob6cie zarówno w  życiu wielu młodych jak i całego Kościoła. Teraz nasze spojrzenie kierujemy w stronę najbliższego Światowego Dnia Młodzieży, który odbędzie się w  sierpniu 2011 roku w Madrycie. Już w 1989 roku, na kilka miesięcy przed historycznym upadkiem Muru Berlińskiego, pielgrzymka młodych zatrzymała się w Hiszpanii, w Santiago de Compostela. Obecnie, w chwili kiedy Europa w  szczególny sposób potrzebuje odnalezienia swoich chrześcijańskich korze-ni, mamy spotkać się w Madrycie, podejmując temat: „Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze” (por. Kol 2, 7).

!"#$%&'()*)+'(,-).-/!(0'()')0")0'1)2"3(4)5'6)7$2$4&'(8)')$1"&0'"4&'()5'6))*)*'(/!(8)4".)*"5)0"$&!-0-8)#(90')*2!'6&!0-%&':;Zachęcam Was do wzięcia udziału w tym wydarzeniu, tak ważnym dla  Kościoła w  Europie  i  dla  Kościoła powszechnego. Pragnę, by wszyscy młodzi ludzie, zarówno ci, którzy podzielają naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, jak i ci, którzy są niezdecydowani, wątpią lub nie wierzą w Niego, uczestniczyli w tym doświadczeniu, które może oka-zać się decydujące dla ich życia. To doświadczenie Jezusa Chrystusa, który powstał z martwych i żyje, i Jego miłości do każdego z nas.

<-=*'(/2!"1>)<"1'6="1)1?4)#-7@=)*)A-3-0'')0")BCD;)E-)0"-

#/"*26)*'(3.'()#/!(F@&'(8)1-F0")*=(2@)0"9"2-*"G)5*-4()2$&H-*()".$-

1$3"=-/@1. U źródeł waszych największych pragnień

Na przestrzeni wszystkich wieków, tak jak i teraz, wielu młodych lu-dzi doświadcza głębokiego pragnienia osobistych więzi naznaczo-nych prawdą i solidarnością. Wielu z nich pragnie zbudować auten-tyczne przyjaźnie, zaznać prawdziwej miłości, stworzyć trwałą rodzi-nę, osiągnąć spełnienie osobiste i  poczucie bezpieczeństwa, które są gwarancją jasnej i  szczęśliwej przyszłości. Wspominając własną młodość, uświadamiam sobie, że stabilność i bezpieczeństwo nie są kwestiami pierwszoplanowymi dla młodych ludzi.

I)4")*9"%0'()5-7'()$%*'"2-1'9"18)F()<"#'(F)=(F)7@9)19-2@)JK)I3(F)-0)0"5)2-7/!()!0"Wprawdzie ważnym jest, by mieć pracę, która zapewnia środki utrzy-mania, jednak lata młodości to czas poszukiwania pełni życia. Warto o tym pamiętać.

Patrząc w przeszłość, przede wszystkim pamiętam, iż nie chcieli-śmy zadowolić się zwyczajnym życiem klasy średniej. Dążyliśmy do większych, nowych idei. Pragnęliśmy odkryć sedno życia, jego wspaniałość i piękno. W dużej mierze postawa ta była wynikiem czasów, w  których żyliśmy. Podczas wojny i dyktatury nazistow-skiej byliśmy w pewnym sensie „stłamszeni” przez strukturę władzy dominującej. Chcieliśmy więc wyswobodzić się, by odkryć pełnię możliwości ludzkich. Myślę, że do pewnego stopnia, to usilne pra-gnienie wyzwolenia się od zwyczajności jest obecne w  każdym

Orędzie Ojca Świętego Benedykta XVI z okazji XXVI Światowego Dnia Młodzieży Madryt 2011 – Część I

L)-5-7'5=@1).-1(0="/!(1)D",2@)M./-.„Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze” (por. Kol 2,7)

pokoleniu. Poszukiwanie czegoś więcej poza  codziennością życia i  pracy, pragnienie czegoś prawdziwie większego, jest naturalną częścią młodości. Czy jest ono pustym marzeniem, które blednie

wraz z przybywającymi latami? Nie! Kobieta i mężczy-zna zostali stworzeni do rzeczy wspaniałych, do wiecz-ności. Nic poza  tym nie jest wystarczające. Miał rację św. Augustyn, gdy pisał: niespokojne jest nasze ser-ce, dopóki nie spocznie w  Tobie. Pragnienie odnale-zienia sensu życia jest znakiem dziecięctwa Bożego i „znamieniem” jakie w nas zostawił. Bóg jest życiem, i dlatego każde stworzenie dąży do pełni życia. Będąc stworzonym na podobieństwo Boże, człowiek robi to w wyjątkowy sposób, dążąc do miłości, radości i pokoju. Rozumiemy zatem, że niedorzecznością byłoby dążyć do wyeliminowania Boga, by pozwolić żyć człowiekowi.

+'()1-F0")!/-!$1'(G)&!9-*'(.")7(!)N-,";)+'7@)*5!@5=.-)4"50(8)"3()*5#?9&!(50@)%*'"=)*-3')0'(2-/!(&!0-%&'

Bóg jest źródłem życia. Odrzucić Go oznaczałoby odsunąć się od źródła życia, i w sposób nieunikniony, pozbawić się spełnienia i ra-dości: „stworzenie bowiem bez Stwórcy zanika” (II Sobór Watykański, Gaudium et spes, 36). Obecna kultura, w niektórych częściach świata, a przede wszystkim na Zachodzie, dąży do wykluczenia Boga bądź do uznania wiary jako sprawy prywatnej, bez żadnego wpływu na życie społeczne. I chociaż zbiór wartości, które stanowią fundament społeczeństwa pochodzi z Ewangelii – wartości takie jak znaczenie godności osoby ludzkiej, solidarności, pracy i rodziny – zauważamy proces pewnego rodzaju „zniknięcia Boga”, pewnej amnezji, jeśli nie zupełnego odrzucenia chrześcijaństwa i wyparcia się skarbu otrzy-manej wiary, z ryzykiem utraty najgłębszej własnej tożsamości.

Z tego powodu, drodzy Przyjaciele, zapraszam Was do pogłębienia Waszej wiary w Boga, Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Wy je-steście przyszłością społeczeństwa i Kościoła! Jak pisał apostoł Paweł do chrześcijan w Kolosach, życiodajnym jest mieć korzenie, solidne fundamenty! I to staje się prawdziwe szczególnie dzisiaj, kiedy wielu nie ma trwałych punktów odniesienia, na których mogłoby zbudo-wać swoje życie, doświadczając w ten sposób poczucia głębokiej niepewności. Szerzący się relatywizm, według którego wszystko jest tak samo ważne, głoszący, że nie istnieje żadna obiektywna prawda ani żaden absolutny punkt odniesienia, nie prowadzi do prawdziwej wolności, lecz do  niepewności, zagubienia i  konformizmu wobec chwilowych mód. Jako młodzież, jesteście upoważnieni, by przejąć od  starszych pokoleń stabilne punkty odniesienia, które pomogą Wam w podejmowaniu decyzji i na bazie których zbudujecie swoje życie: tak jak młode rośliny, które potrzebują podpory, by potem za-puścić głębokie korzenie i przeistoczyć się w mocne drzewa, zdolne, by wydać owoce.

Watykan, 6 sierpnia 2010, Święto Przemienienia Pańskiego.

BENEDYKT XVI

Ciąg dalszy w kolejnym numerze Gazety Akademickiej

Tłumaczenie: Krajowe Biuro Organizacyjne Światowych Dni Młodzieży

www.madryt2011.pl

Page 8: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Bardzo prosta formuła: Rozpoczynamy Eucharystią o godzi-nie 1800. Przed projekcją jest zwykle krótkie wprowadzenie – kim jest reżyser, co było inspiracją, jakie były okoliczności powstania 6lmu, jak został przyjęty przez krytykę. Pilnujemy, by na tym etapie nie padły żadne zbędne słowa, które mogą zaważyć na odbiorze 6lmu. Po projekcji zaczynamy rozma-wiać. Dyskusja ma swoją dynamikę; na początku pierwsze wrażenia, po nich przychodzi czas na ocenę 6lmu i próby interpretacji. W tym momencie zwykle zaczyna się polemi-ka i niekiedy ostra wymiana zdań. Niezbyt liczna grupa jest pewną zaletą, udział w dyskusji nie jest limitowany, atmos-fera sprawia, że można swoje opinie prezentować bez lęku, pozwalając na dygresje luźno związane z 6lmem.

Dobór prezentowanych 'lmów: Wybieramy obrazy poleca-ne przez uczestników klubu. Ktoś wstaje i mówi: widziałem taki 6lm, warto go zobaczyć i pogadać o nim… Jeśli propozy-cji jest więcej, głosujemy i demokratycznie wybieramy. Drugą kategorię prezentowanych 6lmów poprzedzają nieco dłuż-sze wprowadzenia. To obrazy takich reżyserów, jak Bergman, Fellini, Forman, Kieślowski… Dzięki seansom DKF-u poznaje-my światową klasykę 6lmową.

Zapraszamy:

Czas: sobota, godz. 1800

Miejsce: Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego, ul. Górnicza 2 (osiedle Akademickie)

Poprosiliśmy kilkoro uczestników Akademickiego Dys-kusyjnego Klubu Filmowego o wskazanie, jaki 'lm w ich prywatnym rankingu zajmuje miejsce nr 1.

Oczywiście Wyspa Pawła Łungina. To przejmujący 6lm o ludzkiej słabości, pokucie i prawdziwej świętości. Kiedy oglądałem go pierwszy raz, wbiło mnie w fotel aż po sprężyny. Taki 6lm nie mógł powstać na Zachodzie, jest zbyt mistyczny, wielowymiarowy, mądry. Piękne zdjęcia pokazujące dziką sybe-ryjską przyrodę. Polecam!

ks. Marek Adamczyk

Najlepszy moim zdaniem 6lm, jaki miałam okazję zobaczyć na DkF-ie, to Boże skrawki Jerzego Bogajewicza. Niesamowita historia o tym, jak dzieci różnorako, każde na swój sposób, prze-żywają trudny okres wojny. Dużo sym-bolicznych obrazów skłaniających do reQeksji.

Anka Piekarczyk

Page 9: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Cienista dolina Richarda Attenbo- rough – dlaczego zapamiętałam ten 6lm? Mistrzowska gra aktorska (Antho-ny Hopkins, Debra Winger), piękne zdję-cia, odpowiednio dobrana muzyka, nie-przeciętne dialogi. Ale to nie wszystko. Podstawą, jest dobry scenariusz. Nie-banalna historia przyjaźni, miłości od-krywania sensu cierpienia. Brawurowo

ukazana sztuczność arystokratycznej etykiety. I pojawijące się pytanie człowieka wierzącego o obecność Boga w jego życiu.

Anna Kowalczyk

Czeski to język jedyny w swoim rodzaju – szczególnie dla nas, Polaków :). Czeski 6lm Kola Jana Sveraka to wzruszająca opowieść o przyjaźni między małym chłopcem a dorosłym mężczyzną, która powstała w wyniku splotu różnych sytu-acji. To 6lm, dzięki któremu inaczej spoj-

rzałem na mojego małego bratanka… i na nowo odkryłem kino czeskie.

Tomasz Motyka

Cienista dolina Richarda Attenbo- rough. Film opowiada historię brytyj-skiego pisarza C.S. Lewisa, autora zna-nego najbardziej z „Opowieści z Narni” oraz dzieł o charakterze 6lozo6czno--religijnym. Bohater wiedzie spokojne życie starego kawalera i szanowanego profesora. Sprawia wrażenie tak wiel-kiego autorytetu w dziedzinie 6lozo-6i, iż wydawałoby się, że o życiu wie

wszystko. Okazuje się jednak, że cały jego świat wywraca się do góry nogami, gdy spotyka młodą amerykańską poet-kę Joy Gresham. Przyjaźń, a później miłość, która się między nimi rodzi, zmienia jego spojrzenie na ważne w życiu sprawy, szczególnie na cierpienie, którego teraz już nie uniknie. Po-lecam szczególnie wszystkim, którzy poszukują prawdziwej, bezinteresownej miłości i może trochę już stracili wiarę w jej istnienie.

Asia Wieczorek

Film Zmiana pasa w reżyserii Roge-ra Mitchella to przejmująca opowieść o dwóch diametralnie różnych mężczy-znach, których jedyną wspólną cechą jest pośpiech, z jakim zmierzają do zała-twienia ważnych dla siebie spraw. Mała stłuczka – spowodowana niefortunną zmianą pasa – skutkuje w życiu boha-terów zaskakującymi konsekwencjami.

Film o zawziętości, podejmowaniu decyzji, przebaczeniu i sile, dzięki której człowiek może nadawać bieg swojemu ży-ciu.

Ania Godlewska

WATYKAŃSKA LISTA FILMÓW

W 1995 roku z okazji stulecia narodzin kina Kongregacja do Spraw Środków Masowego Przekazu ogłosiła listę 45 6l-mów fabularnych, które jej zdaniem zawierają szczególne wartości religijne, moralne i artystyczne. Listę podzielono na trzy kategorie podkreślając, że wybór 6lmów ma cha-rakter subiektywny. Filmy o szczególnych walorach religijnych Andriej Rublow – reż. Andriej Tarkowski (1966) Misja – reż. Roland Jo[e (1986) Męczeństwo Joanny d’Arc – reż. Carl Teodor Dreyer (1928) Widowisko pasyjne – reż. Ferdynand Zecca i Lucien Non-guet, Francja (1902–1905) Franciszek, kuglarz Boży – reż. Roberto Rossellini (1949) Ewangelia wg św. Mateusza – reż. Pier Paolo Pasolini (1964) Teresa – reż. Alain Cavalier (1986) Słowo – reż. Carl Teodor Dreyer (1955) O6arowanie – reż. Andriej Tarkowski (1986) Św. Franciszek z Asyżu – reż. Liliana Cavani (1972) Ben Hur – reż. William Wyler (1959) Uczta Babette – Gabriel Axel (1987) Nazarin – Louis Buňuel (1958) Monsieur Vincent – Maurice Cloche (1947) Oto jest głowa zdrajcy – Fred Zinnemann (1966)

Filmy o szczególnych walorach moralnych Gandhi – Richard Attenborough (1982) Nietolerancja – David Wark Gri^th (1916) Dekalog – Krzysztof Kieślowski (1987) Do widzenia chłopcy – Louis Malle (1987) Dersu Uzała – Akira Kurosawa (1975) Drzewo na saboty – Ermanno Olmi (1978) Rzym, miasto otwarte – reż. Roberto Rossellini (1945) Tam, gdzie rosną poziomki – reż. Ingmar Bergman (1958) Siódma pieczęć – reż. Ingmar Bergman (1956) Rydwany ognia – reż. Hugh Hudson (1981) Złodzieje rowerów – reż. Vittorio De Sica (1949) Życie jest cudowne – reż. Frank Capra (1947) Lista Schindlera – reż. Steven Spielberg (1993)Na nabrzeżu – Elia Kazan (1954) Harfa Birmańska – Kon Ichikawa (1955)

Filmy o szczególnych walorach artystycznych Odyseja kosmiczna 2001 – reż. Stanley Kubrick (1968) La Strada – reż. Federico Fellini (1954) Obywatel Kane – reż. Orson Welles (1941) Metropolis – reż. Fritz Lang (1926) Dzisiejsze czasy – reż. Charles Chaplin (1936) Napoleon – reż. Abel Gance (1927) 8 1/2 – reż. Federico Fellini (1962) Towarzysze broni – reż. Jean Renoir (1937) Nosferatu – reż. Wilhelm F Murnau (1922) Dyliżans – reż. John Ford (1939) Lampart – reż. Luchino Visconti (1963) Fantazja – reż. J. Algar (1940) Czarodziej z Oz – reż. Victor Fleming (1939) Szajka z Lawendowego Wzgórza – reż. Charles Crichton (1951) Małe kobietki – reż. George Cukor (1933)

Page 10: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Czy potra6sz się modlić?

Kolejny kurs językowy, warsztaty z asertywności, a może szko-lenie z zakresu zarządzania czasem… A sfera duchowa? Dusz-pasterstwo Akademickie wychodzi naprzeciw obecnie panują-cemu trendowi stałego podnoszenia kwali6kacji i proponuje: Szkoła Modlitwy. Do kogo i w jakim celu jest skierowana? Czy dorosły katolik naprawdę potrzebuje nauki modlitwy? Rozmo-wa z księdzem Markiem Adamczykiem.

GAZETA AKADEMICKA: Czy w dzisiejszych czasach naprawdę istnieje potrzeba przeznaczania czasu na naukę czegoś, co większość z nas – choćby w stopniu podstawowym – potra'?

Ksiądz Marek Adamczyk: Większość ludzi odczuwa potrzebę modlitwy. Bardzo rzadko spotykam osobę, której to pragnie-nie nie dotyczy. Często słyszę natomiast: bardzo bym chciał, ale brak mi czasu na modlitwę, albo nie wiem, jak się modlić… kle-pać wyuczone formułki to chyba trochę za mało, ale inaczej nie potra%ę. O potrzebie nauki modlitwy świadczy też bardzo duże zainteresowanie, jakim cieszy się projekt księży jezuitów – re-kolekcje ignacjańskie, na które trzeba się zapisywać ze sporym wyprzedzeniem. Istotą tych rekolekcji jest przeżycie czterech bądź siedmiu dni w krystalicznej ciszy, w celu doznania cze-goś głębszego. Zaskakujące jest, że to zwłaszcza ludzie młodzi pragną przeżyć takie doświadczenie.

Szkoła Modlitwy jest zatem odpowiedzią na takie zapo-trzebowanie?

Jest raczej próbą zaradzenia takim potrzebom. Chodzi o kon-kret, podanie gotowych recept. Jeśli brakuje ci czasu, to zare-zerwuj choć jedną godzinę w tygodniu. Jeśli nie wiesz, jak się modlić, to pozwól, że będziemy podpowiadać pewne rozwią-zania, schematy medytacji. Sugerując, na co zwrócić uwagę, pozostawimy jednak olbrzymi obszar wolności, chodzi przecież o osobiste spotkanie z Bogiem.

Jaki jest program Szkoły Modlitwy?

Wiele osób mówi mi o próbach modlitwy Pismem Świętym. Nie-stety, po przeczytaniu fragmentu Ewangelii nie za bardzo wie-dzą, co dalej z tym zrobić… My, na spotkaniach Szkoły Modlitwy w ciągu roku akademickiego, chcemy poznać w praktyce dwie metody: lectio divina i medytację ignacjańską. Najpierw przed-stawiamy schemat, a potem się modlimy. Na kolejnych spotka-niach przed medytacją dopowiadamy jakieś szczegóły, np. zwra-camy uwagę na kontekst historyczny danego fragmentu Biblii albo omawiamy szerzej dany element ze struktury medytacji.

Słowa „element” i „struktura” brzmią w kontekście rozmo-wy o modlitwie nieco odstręczająco…

Sam jestem trochę zakłopotany, mówiąc o tym, bo zarówno technika, jak i sposób nie jest przecież w modlitwie najważniej-szy. Najważniejszy jest Pan Bóg. Jeśli człowiek ma dobrą wolę, klęka przed Nim, daje mu czas i jest w tym wierny, to On go po-prowadzi… Ale wracając do „elementu” i „struktury” . Tylko na początku człowiek pilnuje się, żeby jego medytacja odbywała się według punktów, potem – kiedy stanie się nawykiem – prze-chodzi się płynnie, jakby mimochodem, od jednego etapu do drugiego, koncentrując na samej modlitwie.

Jak Ksiądz zachęciłby Czytelników naszej gazety do uczest-nictwa w Szkole Modlitwy?

Serdecznie polecam przeczytanie zamieszczonych poniżej świadectw, w tym wypowiedzi Marcina, jednego z uczestników spotkań. Jestem przekonany, że studenci potrzebują modli-twy, a jeśli są znużeni, to raczej modlitwą odklepywaną w po-śpiechu, znużeni jej powierzchownością. Słowem, zapraszam w każdą środę o 19.00 na Górniczą.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Anna Sobkiewicz

O paktowaniu z Panem Bogiem i potrzebie modlitwy… – świadectwo Pawła

Kilkudniowa wędrówka kończyła się Eucharystią na Świę-tym Krzyżu. Starannie przygotowana celebracja, śpiew, kadzidło, a ja czułem straszliwą senność. Nic dziwnego, spałem raptem dwie godziny. Pokusa była duża, ławki były wysokie, więc jak się człowiek lekko pochylił, to drzemka była niewidoczna. Kiedy kończyło się odczytywanie Ewan-gelii, poczułem, że nie dam rady walczyć i powiedziałem w myślach: Panie Jezu, idę spać, ale mierzę czas i tak długo, jak będzie trwała homilia, tak długo będę się modlił każde-go dnia przez tydzień przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy usłyszałem słowa „Wierzę w jednego Boga…” zerwa-łem się na równe nogi i spojrzałem na zegarek – 30 minut. Byłem trochę zły, ale słowo jest słowo. W poniedziałek po-szedłem po wykładach na adorację i myślałem, że mnie skręci, pół godziny to jednak bardzo długo. We wtorek za-brałem Pismo Święte i było już trochę lepiej. Pomyślałem, że jeśli już mam klęczeć 30 minut, to niech z tego będzie pożytek i robiłem wszystko, aby ten czas zagospodarować. Byłem na adoracji przez wszystkie 7 dni tygodnia, a w po-niedziałek poszedłem znowu i tak chodzę już trzeci mie-siąc, i ani nie chcę, ani nie potra%ę zrezygnować.

Co mi dało uczestnictwo w Szkole Modlitwy – świadectwo Marcina

Żyjemy bardzo szybko. Spieszymy się, biegniemy, na wiele rzeczy brakuje nam czasu. Potrzebujemy chwili wytchnie-nia, spokoju, zastanowienia nad własnym życiem. Wresz-cie jako chrześcijanie, ludzie wierzący, potrzebujemy mo-dlitwy, czyli osobistego spotkania z Bogiem. Próbujemy się modlić, lecz czasami czujemy, że nie bardzo potra%my. Odmówienie kilku formuł wyuczonych w dzieciństwie nie wystarcza nam. Potrzebujemy relacji… osobistej relacji z kochającym Bogiem. Jest takie miejsce, w którym mo-żemy doświadczyć, czym jest głęboka modlitwa. Możemy nauczyć się jej po to, aby w codziennym życiu móc coraz le-piej i wyraźniej dostrzegać obecność Boga oraz pogłębiać z Nim naszą relację. Takim miejscem jest duszpasterstwo akademickie. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tych spo-tkaniach. Jest to dla mnie chwila zatrzymania się w pędzie codzienności. Dzięki tej modlitwie mam szansę poznawać, jaki naprawdę jest Bóg i budować swoją z Nim przyjaźń. Mogę doświadczyć tej bezwarunkowej akceptacji, której tak często nie możemy znaleźć u tych, u których jej szuka-my. Po spotkaniach tych często czuję w sercu pokój i na-dzieję oraz mam nowe spojrzenie na wiele codziennych, czasami bardzo trudnych spraw i sytuacji. Wszystkim, któ-rzy chcieliby spróbować, czym jest pogłębiona modlitwa i którym zależy na tworzeniu coraz głębszej relacji z Bo-giem szczerze polecam udział w Szkole Modlitwy.

Page 11: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Studia artystyczne to jedne z najbardziej ekscytujących i cieka-wych studiów – mówili. Wszyscy – i artyści, i nieartyści. Zresztą, nawet gdyby tak nie było, pewnie skończyłoby się podobnie – Akademia Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Katowi-cach. To kawał drogi od Radomia – kwitowali niektórzy. Fakt... Ale w obliczu możliwości studiowania u wymarzonego profe-sora nie było ani chwili wahania.

Po czterech latach z czystym sumieniem mogę stwierdzić: pod pewnymi względami studia jak każde inne. To truizm, że na każdych studiach trzeba się starać jak najlepiej rozwijać, przy jednoczesnym nawiązywaniu znajomości. Co więc my-śleli ONI, mówiąc jedne z najbardziej ekscytujących? Pewnie chodziło o PODRÓŻE! Tak, to zdecydowanie ten przywilej artystów, przywilej poznawania różnych krajów i kultur „na raty”, przy pomyślnych wiatrach w regularnych odstępach czasu i w podobnych dawkach. Dotychczasowe studia stoją więc dla mnie pod znakiem Niemiec, Francji, Włoch i USA.

Niemcy – raj dla osób, które przyjechały coś ZROBIĆ! Niemiec-ka punktualność, porządek i konsekwencja to nie legenda! Do dziś pamiętam ten obrazek... Próba orkiestry ustalona na 1000. O 945 wszyscy muzycy siedzą na swoich miejscach. O 955 koncertmistrz wstaje i orkiestra się stroi. W tym też momen-cie dyrygent przeprasza osobę, z którą pije kawę. O 959 mistrz batuty wkracza do sali. Próba zaczyna się punktualnie o 1000. Pociągi kursują bez najmniejszego opóźnienia, a jeśli już się to zdarzy, wszyscy pasażerowie natychmiast są informowani o przyczynie. I z każdej strony uśmiechy. Sztuczne, niesztucz-ne – niech każdy osądzi, jak zechce. W każdym razie jest miło. Poza tym przyjechałam tu poniekąd do pracy...

Francja – kraina serów i wina. To, co najbardziej zapadło mi w pamięć, to fakt, iż nie można było się dogadać w żadnym języku poza francuskim. To świetnie, bo jestem osobą, która nie pała miłością do tego języka... Cóż, umiejętności porozu-miewania się na migi też są pożyteczne. To prawda, Francuzi są eleganccy. Do tego są dumni ze swojej muzyki, ale organy w kościołach zamykają na klucz. I spróbuj tylko chcieć do-tknąć instrumentu! (wydało się: gram na organach).

Włochy – miejsce, w którym czas nie istnieje. Początek festi-walu muzyki chóralnej. Koncert zapowiedziany na godz. 2100 (!). I o 2100... kościół zamknięty... 2115 – kościelny otwiera. Im-preza startuje o 2215.

Polska grupa zaprzyjaźniła się z włoskim sekstetem wokal-nym. Umawiamy się więc na kawę, na 1900. 1850 SMS: Będzie-my o 1930. 1930 wiadomość: Przyjdziemy o 2030. 2025 ostatni już SMS: Jednak nas nie będzie.

Gdy Włosi widzą barierkę z napisem „nie wchodzić!”, zaczyna-ją się zastanawiać, jak tę barierkę obejść (skąd my to znamy...). Może dlatego gros Polaków czuje się tak dobrze w słonecznej Italii?

USA czy raczej Nowy Jork – absolutnie, bezsprzecznie, zde-cydowanie WSZYSTKO! W takiej mieszance każdy znajdzie coś dla siebie. Kolory skóry – do wyboru, do (nomen omen) koloru! Style ubierania – jakie style? Można nosić wszystko ze wszystkim! Skórzany płaszcz i kalosze? Proszę bardzo! Luksu-sowy apartamentowiec obok ledwo trzymającego się sushi baru? Jasne! Prorok na stacji metra? Ależ oczywiście! Jak to wszystko ogarnąć, zachowując jednocześnie własną – naro-dową i osobistą – tożsamość? Jak się zachować, słysząc kolej-ną „wspaniałą” opinię o Polakach typu: Wasz naród nigdy do niczego nie dojdzie, bo wy nic nie robicie dobrze. Zwyczajnie. Bo zawsze warto być sobą. Dla ludzi, którym nie pasujesz, i tak odpadasz w przedbiegach, a możesz pokazać inną (a może właśnie tę właściwą?) stronę swoich rodaków. Szczególnie, gdy po dłuższym pobycie usłyszysz zdanie: Jesteś zupełnie inna niż wszyscy Polacy, taka pracowita i miła. Oczywiście oso-ba, która to mówi, nie spotkała wcześniej żadnego Polaka...

Oto mój Pre-ERASMUS, bo ten właściwy dopiero się zacznie w Polsce, kraju, który nadaje się do tego, by coś w nim ROBIĆ!

Mira Cieślak

Pre-ERASMUS – wersja dla artystów

PODRÓŻE AKADEMICKIE

Page 12: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

siaj obudzić. Nieważne, że minutę przed 6, co oznaczało pój-ście na mszę w piżamach! Z tego wszystkiego opracowałyśmy sposób chodzenia, dzięki któremu szłyśmy raźnym krokiem. Trzymałyśmy się małymi palcami i co jakiś czas zmieniałyśmy je na kolejne – jakim cudem ta czynność niwelowała zmęcze-nie do tej pory pozostaje dla nas tajemnicą. Jedno jest pewne, bez oparcia w przyjacielu już dawno groziłaby mi dezercja.

Dzień VI 31 km

Zadanie na postój dla pielgrzymkowych debiutantów – oprócz odganiania komarów, zapleść wianek. A to oznacza, że czeka nas tradycyjny chrzest. Bynajmniej nie symboliczny, bo księża Marek i Darek wody nam nie szczędzili. Ale w ten upał powinniśmy być im wdzięczni za ochłodę.

Dzień VII 27 km

Ależ skąd, wcale nie przejechałyśmy z Agatą paru kilometrów w sanitarce, nie… Kiedy w końcu docieramy na nocleg, nie wierzymy w nasze szczęście – kolega jadący dzisiaj w baga-żówce rozłożył nam namiot, a na dodatek w aptece na polu namiotowym można wziąć ciepły prysznic za 5 zł! To nic, że ze dwie godziny spędziłyśmy w kolejce.

Dzień VIII 20 km

Ostatni raz gonimy grupę o poranku. Póki co jakoś lżej się idzie, w końcu to już 6nisz. W Mstowie, przed mszą dla całej radomskiej pielgrzymki, my z Agatą – świeżo po miłosnych zawodach – nie omieszkałyśmy obejść na kolanach krzyża, co ma ponoć przynieść dobrego męża, zobaczymy… Następny

Szóstego sierpnia moje trzy przy-jaciółki i ja pierwszy raz w ży-

ciu wyruszyłyśmy na pielgrzymkę. Świeżo upieczone studentki, więc z grupą akademicką 21. Udało nam się spakować i wstać o 6 rano, teraz bę-dzie już tylko z górki! Czyżby?

Dzień I 16 km

Już pierwszego dnia wyszły na jaw braki w bagażu – o ile na deszcz byłyśmy przygotowane, to zaskoczyło nas, że słońce tak mocno grzeje (w końcu mamy dopiero po 19 lat…). Ale to nic, jeden ze sprzedawców (chwa-ła im!) jadących za pielgrzymką miał kapelusze, czym urato-wał nas pewnie przed udarem. Również dzisiaj dowiedziały-śmy się, że pielgrzymka to nie wycieczka i na spóźnialskich nie czeka – pierwszy, ale nie ostatni raz biegłyśmy przez całą kolumnę, żeby dotrzeć do naszej grupy. Dobiegłyśmy do jej końca i tam już zostałyśmy, ale okazało się, że wleczenie się na tyłach nie jest mniej męczące, wręcz przeciwnie. Co chwila byłyśmy poganiane przez brata porządkowego, który zresztą tak to „polubił”, że w kolejnych dniach pilnował już tylko przo-du grupy. Swoją drogą, zwracanie się do siebie per siostro/bracie przez co najmniej cztery pierwsze dni wywoływało u nas śmiech. Dotarcie do noclegu to połowa sukcesu, mu-simy jeszcze rozbić namiot. No i umyć się w innowacyjnych prysznicach – z wielką butlą pełną zimnej wody wchodzi się za zasłonkę. Tylko akurat spadł deszcz, a zasłonki u góry nie ma… Na szczęście zdobyłyśmy się z Olą na odwagę i pukanie do domów z prośbą o prysznic się opłaciło – umyte w cieplut-kiej wodzie wróciłyśmy na apel, po czym szybko schowały-śmy się wszystkie w śpiwory. Jutro też trzeba wstać o 6…

Dzień II 26 km

Dzisiaj zapoczątkowałam codzienny rytuał wizyt w sanitaria-cie, z którego wyszłam ze stopami 6oletowymi od jakiegoś roztworu (brat Czarek z karetki twierdzi, że wyjdzie mi to na dobre, wierzę mu). Biedne, nigdy nie były tak zmasakrowane, a należą do tancerki, więc dużo przeżyły. Po tym doświadcze-niu w końcu wiem, że skarpetki do sandałów to nie kwestia dziwnej pielgrzymkowej mody, tylko wygody i ochrony dla nóg, której moje balerinki nie zapewniały. Dobrze mieć ciocię w okolicy noclegu, prysznic, grill… Od jutra koniec z luksusa-mi, zostajemy prawdziwymi pielgrzymami!

Dzień III 23 km

Nocleg pełen wrażeń. Pierwszy „pogodny wieczór”, czyli tań-ce i gry (niektórych do tej pory nie ogarniam, co jest np. z tym Goo6m!?). Podczas gdy my z Agatą się bawimy, Kasia i Ola zaopatrują nas w Biedronce i przeżywają chwile grozy, obser-wując łapanie przez policję przestępcy. Nie na darmo bracia porządkowi ostrzegali, że w Stąporkowie trzeba się pilnować. W nocy miejscowi przypuścili zresztą atak na bagażówkę i pole namiotowe, ale nasi dzielni porządkowi przyjęli rzuca-ne przez nich jajka na siebie.

Dzień IV 29 km

Dzisiaj naszą grupę odwiedził proboszcz para6i św. Królowej Jadwigi, przy której mieści się DA. Dobrze wiedział, jak wkraść się w serca padających pielgrzymów – dostaliśmy tyle droż-dżówek, ciast i arbuzów, że brały razem z nami udział nawet w wieczornej modlitwie

Dzień V 23 km

Czyżby kryzys? Zostajemy z Olą osaczone w namiocie przez braci porządkowych, którzy jako jedyni byli w stanie nas dzi-

Radom – Jasna Góra. Jedna pielgrzymka, dwa spojrzenia

Page 13: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

przystanek – Przeprośna Górka, skąd widać już Częstochowę – i szok, tutaj ludzie naprawdę się przepraszają, a nawet dają sobie kwiatki. Już tylko kawałek do celu, ale chyba najbardziej hardcore’owy – zero cienia i rozpływający się asfalt. I wreszcie – Jasna Góra! Udało się nam! Dzięki Bogu…

Na którymś postoju podzieliłyśmy się z księdzem Darkiem wątpliwościami, czy aby nie przeżywamy pielgrzymki „mało duchowo”. Bo najczęściej czułyśmy się jak na wyprawie, za-jęte a to szukaniem toi toia, a to opatrywaniem stóp. Ksiądz uspokoił nas jednak mówiąc, że to normalne i że owoce tych rekolekcji w drodze przyjdą później, bo w trakcie nie ma siły na szczególne duchowe doznania. Jak krwawiły mi nogi, nie myślałam górnolotnie „to dla Ciebie, Boże”, tylko że mnie boli i muszę coś z tym zrobić. Dopiero z perspektywy czasu wiem, że wiara to nie fajerwerki, a Boże znaki można na pierwszy rzut oka przegapić. Chyba właśnie ta subtelna ingerencja w każdy aspekt życia, które dla ludzi mojego pokolenia musi być pełne wrażeń, jest w wierze najbardziej niesamowita. Pielgrzymka pozwoliła mi to docenić. Teraz wierzę, że cokol-wiek robię, gdziekolwiek nie dotrę, odkrywając świat, w każ-dym bodźcu obecny będzie Bóg. Dla tego przekonania warto przejść te 200 km.

Marysia Domagała

[email protected]

W ostatnie wakacje miałem moż-liwość przez osiem dni kolejny

raz pielgrzymować wraz z grupą aka-demicką na Jasną Górę. Kolejny też raz pielgrzymka zaczęła się dla mnie kilkanaście dni wcześniej, gdyż brałem udział w jej logistycznym przygotowa-niu. Dla mnie przygotowania te są tak samo ważne, jak samo pielgrzymowanie, pozwalają mi na pełniejsze uczestnicze-nie w pielgrzymce, no i w naturalny sposób wykluczają mnie z grona osób, które mogą narzekać na jakieś niedociągnięcia organizacyjne :)

Można powiedzieć, że tegoroczne pielgrzymowanie niczym nie różniło się od poprzedniego. Ta sama trasa, prawie wszyst-kie noclegi w tych samych miejscach, tyle samo miejsca na bagaże co w roku poprzednim. Ale wszystko inne, co najważ-niejsze w czasie pielgrzymki, jest mało widoczne dla oczu i odbywa się w sercu każdego z uczestników. Dla mnie naj-ważniejsza w tym czasie jest konieczność 6zycznego odłącze-nia się od codzienności. Oczywiście nie jest to na szczęście ucieczka od problemów i wszystkich spraw do załatwienia, ale odsunięcie ich na bok, w celu lepszego ich zrozumienia i przyjrzenia się im z innej perspektywy.

Grupa akademicka jest specy6czna pod wieloma względami. Idą w niej zwykle osoby studiujące oraz będące zaraz przed studiami lub tuż po studiach. Siłą rzeczy średnia wieku wy-nosi około dwadzieścia parę lat. Uczestnicy na co dzień pro-wadzą bardzo aktywny tryb życia, co przekłada się również na nieco inne ocze-kiwania odnośnie do samej pielgrzymki.

Mimo że w grupie akademickiej duże znaczenie mają kon-ferencje, dla mnie nie one są najważniejsze podczas drogi. To, co jest sensem pielgrzy-mowania, zawsze od-bywa się na linii czło-wiek – Bóg i jest uza-leżnione od otwarcia i chęci na wykorzysta-nie tego czasu. Dlate-go tak niezwykle waż-ny jest czas milczenia podczas dnia i możliwość osobistej modlitwy, bo jest to czas, który siłą rzeczy muszę wykorzystać na zmierzenie się z wła-snymi myślami i nie mogę go przygłuszyć muzyką, rozmową ani innymi aktywnościami.

W tym roku zdecydowanie pozytywnym zaskoczeniem był fakt, iż w pielgrzymce nie było osób przypadkowych, które chciały w ten sposób zapełnić swój wakacyjny czas. Można było to bardzo wyraźnie odczuć podczas całej drogi, nocle-gów, w trakcie wielu rozmów. Praktycznie każdy z uczestni-ków idących na Jasną Górę musiał zrezygnować ze swoich zajęć, wziąć urlop, musiał zreorganizować swoje obowiązki, co świadczy o tym, iż chciał wykorzystać czas pielgrzymowa-nia właściwie.

[email protected]

Radom – Jasna Góra. Jedna pielgrzymka, dwa spojrzenia

Page 14: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

1. Sakrament małżeństwa jest nierozerwalny, w wyjątkowych przypadkach sąd kościelny, po przeprowadzaniu procesu i przesłuchaniu świadków może jednak udzielić kościelne-go rozwodu.

A) prawdaB) fałsz

2. W każdym sakramencie można wyróżnić widzialny znak (symbol), który jest istotnym elementem sakramentu, oraz niewidzialną łaskę, która mu towarzyszy. W przypadku sa-kramentu małżeństwa…

A) widzialnym znakiem są obrączki B) widzialnym znakiem jest zgoda małżeńska (przysięga)C) uroczyste podpisanie odpowiednich dokumentów

3. Sakrament małżeństwa sprawia, że między małżonkami pojawia się szczególny rodzaj więzi

A) ma on jednak mniejsze znacznie, niż relacje łączące dzieci i rodziców (w tym przypadku chodzi przecież o więzi krwi), dlatego nawet po ślubie dzieci zobowiązane są do posłu-szeństwa rodzicom (Czcij ojca swego i matkę swoją).

B) tak mocnej, że jak stwierdzi Księga Rodzaju stanowią „jed-no ciało”. Małżonkowie są zobligowani do szacunku wobec swoich rodziców, ale zobowiązania wobec małżonka są ważniejsze.

4. Małżeństwo sakramentalnie – według nauczania Kościoła – ma dwa podstawowe cele:

A) wzajemną miłość (dobro małżonków) oraz spłodzenie i wychowanie potomstwa

B) zabezpieczanie sytuacji materialnej małżonków oraz za-gwarantowanie stabilności społecznej

C) zagwarantowanie możliwości życia sakramentalnego mał-żonków i ochrzczenia dzieci

Minitest Sprawdź, co wiesz o sakramencie małżeństwa

5. Kto jest szafarzem sakramentu małżeństwa (tzn. kto udzie-la tego sakramentu?)

A) sakrament małżeństwa udzielany jest przez księdza, który uroczyście przyjmuje przysięgę małżeńską

B) sam małżonkowie jako szafarze łaski udzielają sobie na-wzajem sakramentu małżeństwa, wypowiadając wobec Kościoła swoją zgodę

C) sakrament udzielany jest przez całą wspólnotę wiernych uczestniczącą w liturgii ślubnej

Rozwiązanie testu:

1. Odpowiedź B. Małżeństwo raz zawarte jest nierozerwal-ne. Może się jednak zdarzyć, że poważne przyczyny sprawiły, że małżeństwo nie zostało zawarte (np. jedna z osób została zmuszona do zawarcia związku małżeńskiego). Orzeczenie sądu kościelnego nie dotyczy rozwodu, ale stwierdzenia, że małżeństwo nigdy nie zostało zawarte.

2. Odpowiedź B. (Katechizm Kościoła Katolickiego 1625-1632)

3. Odpowiedź B. Wyjątkowość więzi, jaka łączy małżonków, potwierdzona jest wielokrotnie. Chrystus w rozmowie o nie-rozerwalności małżeństwa zacytował Księgę Rodzaju: dlate-go opuści człowiek ojca i matę swoją i złączy się ze swoją żoną i będą oboje jednym ciałem. Słowo „opuści” nie wydaje się przypadkowe. Zobowiązania dorosłych dzieci wobec rodzi-ców precyzyjnie opisuje Katechizm Kościoła Katolickiego. Możemy tam przeczytać między innymi, że posłuszeństwo wobec rodziców ustaje wraz z usamodzielnieniem się dzieci, po-zostaje jednak szacunek, który jest im należny na zawsze (KKK 2217). Zachęcam do lektury całego paragrafu.

4. Odpowiedź A. (KKK 1601)

5. Odpowiedź B. (KKK 1623)

Opracowanie: ks. Marek Adamczyk

Katechizm Kościoła Katolickiego dostępny na stronie

www.katechizm.opoka.org.pl/

fot. Anna Piotrowska

Page 15: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Spotkanie weekendowe to propozycja dla tych, którzy nie chcą iść do ślubu z marszu. „Weekend dla narzeczonych” obej-muje 16 tematów. Na wstępie małżonkowie dzielą się z narze-czonymi swoimi doświadczeniami, a księża przemyśleniami, ukazując małżeństwo jako powołanie do odpowiedzialnego i sensownego życia, potem narzeczeni omawiają konkretny temat, posługując się przygotowanymi materiałami. Nic nie mówią publicznie. To, co najważniejsze, narzeczeni przeżywa-ją razem.

Ze względu na charakter spotkań konieczna jest obec-ność obojga narzeczonych. Kurs stanowi integralną ca-łość, dlatego wymagane jest uczestnictwo we wszystkich spotkaniach.

„Weekendy dla narzeczonych” odbywać się będą w ośrod-ku Duszpasterstwa Akademickiego przy ul. Górniczej 2 w Radomiu (os. Akademickie) w następujących terminach:

3-5 grudnia 2010 (piątek – 1730-2100, sobota – 900-1800, nie-dziela – 900-1400) – zapisy do 15 listopada

18-20 marca 2011 (piątek – 1730-2100, sobota – 900-1800, nie-dziela – 900-1400) – zapisy do 4 marca

27-29 maja 2011 (piątek – 1730-2100, sobota – 900-1800, nie-dziela – 900-1400) – zapisy do 12 maja

Zapisy i informacje: ks. Marek Adamczyk [email protected] (48) 360 79 40

Weekendowy kurs… dla narzeczonych!

Większość z nas nie przeżyje nic „wielkiego” w życiu. Nieliczni sta-ją się milionerami, wygrywają mercedesy, otrzymują Nagrody Nobla czy przeżywają egzotycz-ne podróże. Jednakże wszyscy możemy przeżyć małe radości. Pocałunek w policzek. Pełnię księżyca. Zachód słońca. Szczery uśmiech drugiej osoby. Miłość i wsparcie do końca życia. Każ-dy z nas może korzystać z nich w ob6tości. Tak naprawdę zależy to tylko od nas, od naszego wyboru, na co tak naprawdę sta-wiamy.

Okresem przełomowym dla mnie i mojego przyszłego męża było uczestnictwo w kursie dla narzeczonych. Jest to no-woczesna forma przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa. Według nas jest to ,,kurs na miłość, wierność i uczciwość małżeńską”. Stwarza on okazję do zatrzymania się w biegu życia. Daje możliwość postawienia sobie pytań: Jaką rolę będzie odgrywał Bóg i sprawy religijne w naszym życiu małżeńskim? Czy nasze hierarchie wartości pokrywają się? Czy patrzymy w tym samym kierunku? Czy potra6my rozma-wiać ze sobą i znaleźć kompromis?

Ten weekend otworzył nam oczy, ale co najważniejsze, na nowo uświadomiliśmy sobie, że MIŁOŚĆ jest celem naszej „podróży przez całe życie”.

Karolina i Michał

Weekendowe spotkania dla narzeczonych

Weekend dla narzeczonych – od irytacji do fascynacji…

Na początku była irytacja. Gorączka przygotowań do wese-la wprowadza rodzaj nerwowego pośpiechu i zmęczenia, są takie chwile, kiedy człowiek traci wiarę, że zdoła wszystko ogarnąć. Wystarczy wtedy drobny problem z czymś, co wy-dawało się załatwione, i przychodzi wybuch. Mnie zirytował kurs przedmałżeński. Okazało się, że nie mam zaświadczenia ze szkoły średniej, swoją drogą nie jestem pewny, czy kiedy-kolwiek je miałem. Ksiądz w kancelarii był stanowczy, do ślu-bu pozostały trzy miesiące, a jedyny wolny termin obejmo-wał tzw. kurs weekendowy. Byłem wściekły. Trzeba roznieść zaproszenia, pozałatwiać setki spraw, a tu muszę zmarnować cały weekend. Kiedy usiadłem w piątek wieczorem na pierw-szym spotkaniu, miałem tylko dwa cele: nie zrobić prowadzą-cym awantury i otrzymać zaświadczenie. O takich kursach słyszałem od znajomych: krościata stara panna i egzaltowany ksiądz w teoretyczny i wzniosły sposób opowiadają o spra-wach, o których nie mają pojęcia. Myśl o tym, że być może będę zmuszony do aktywnego uczestnictwa – tzn. do zabiera-nia głosu – gdzieś wewnątrz mnie wzbudzała gniew. Nie wy-obrażam sobie, bym miał o swoim związku mówić publicznie.

To, co usłyszałem na pierwszej konferencji, nie budziło oporu, pomyślałem nawet, że gdyby nie moja złość i szczególny tryb uczestnictwa w kursie, to wszystko mogłoby być strawne. Po wprowadzeniu rozdano nam kartki; mieliśmy odpowiedzieć na kilka pytań, a potem omówić to ze swoją drugą połową. Wybierałem odpowiedzi na chybił tra6ł i wpisywałem od niechcenia bzdury. Potem przyszła Ona, spojrzała mi w oczy i z tym swoim uśmiechem powiedziała: wiesz co, wejdźmy w to. Wszedłem.

fot. Cezary Stawczyk

Page 16: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Mimo wszystko podejmowane są poważne próby ogarnię-cia rzeczywistości wiary. Trzeba przyjąć, że ze względu na jej nadprzyrodzone pochodzenie, ani 6lozo6a, ani nauki przy-rodnicze, ani żadne inne nie są odpowiednimi narzędziami do przeniknięcia Bożej tajemnicy. Bo czyż Bóg – Idea Plato-na, Bóg – Pierwsza Przyczyna Arystotelesa, jednym słowem

bogowie wymyśleni przez ludzi identy6kują się z Bogiem Objawienia? Pewnie jakoś na Niego wskazują, ale tylko tyle. Podobnie 6lozo6cz-ne tzw. dowody na Jego istnienie, „coś” o Nim mogą podsunąć. Bóg, któremu można przypisać istnienie, ale który nie ma dla mnie realnej war-tości, który jest abstrakcyjny, z którym nie wcho-dzę w relację, nie jest Bogiem chrześcijan. Oto dlaczego chrześcijaninowi nie wystarcza „jakiś” jeden, udowodniony, istniejący Bóg. Nie wystar-czy naturalny, rozumowy monoteizm.

Jako chrześcijanie wierzymy, że jesteśmy dla Boga ważni. Że się nami interesuje. On sam do nas zaczął mówić, siebie przedstawiać. Objawił się. I to tak, że możemy coś z tego pojąć. Samo Objawienie jest już tajemnicze, przedstawia Go, jednocześnie nie ukazując. Według tradycji biblijnej Jahwe jest Bogiem, który się ukrywa, który nas szuka, ale którego jednocześnie i my musimy poszukiwać. „Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym [Deus absconditus], Boże Izraela, Zbaw-co!” (Iz 45,15).

Paradoks – Objawienie ukazuje ukrywającego się Boga! A może to dyskrecja Boga, który nie chce się narzucać? To hołd złożony wolności człowieka. Tylko Bóg ukryty potra6 ustanowić

z ludźmi głęboki, osobowy związek wolności i miłości, a nie konieczności.

Ale najważniejsze, ten Bóg jest Osobą. Jako Osoba wycho-dzi naprzeciw innych osób – ludzi. Jest Osobą w znaczeniu pełnym, tzn. Tym, którego trzeba odkryć, poznać, zaakcepto-wać, by móc ukochać, jak każdą inną osobę. Bóg otoczył się ciemnościami, aby wiara stała się bardziej pasjonująca, a tak-że chyba, aby mieć prawo do przebaczenia naszej odmowie (Jean Guitton).

ks. Zbigniew Gaczyński

Bóg nie lubi łatwizny i bylejakości. Stąd w relacjach ze sobą wymaga od człowieka wysiłku. Począwszy od drogi, jaka do Niego prowadzi, czyli wiary. Z przyjęciem wiary mamy zazwy-czaj trudności, choć wydawałoby się, że powinno być łatwo, gdyż wiara to dar – łaska Boga. To coś, co jest nam dane bez naszego w tym udziału i nie możemy na to zasłużyć. Należy

do ponadnaturalnej rzeczywistości, tak jak sam Bóg. Zatem łaska wiary niektórych irytuje, bo nie można z zewnątrz wpły-nąć na O6arodawcę. Bóg kogoś obdarowuje lub nie. A jeśli się otrzyma już dar wiary, można go przyjąć lub odrzucić. Nie można jednak negować czegoś tylko dlatego, że się tego nie doświadcza. Kultura laicka zajmuje się instytucjami (np. Wa-tykan, Kościół, hierarchia), które opierają się na wierze, choć o niej samej nie ma żadnego pojęcia. Stąd też próby ukazy-wania spraw wiary w perspektywie świeckiej dają tak nie-prawdziwe, banalne czy karykaturalne efekty.

Bóg się szanuje

TYLKO DLA POSZUKUJĄCYCH

Po kolejnych konferencjach, kiedy spotykaliśmy się nad zapi-sanymi kartkami papieru, pośpiesznie rozpoczynaliśmy roz-mowę i zawsze okazywało się, że brakowało nam czasu na jej dokończenie. Niby to wszystko było już przegadane, ale po łebkach, tematy były lekko muśnięte, teraz nawet trud-ne kwestie zostały dopowiedziane. Było kilka spięć, ale były też chwile, w których się wzruszyłem. Dobrze, że nikt nam nie przeszkadzał, że byliśmy sami. Słuchaliśmy wprowadzeń, a potem mogliśmy tylko we dwoje rozmawiać na temat.

Nie pod każdym zdaniem konferencji byłem skłonny podpi-sać się bez zastrzeżeń. Antykoncepcja, model życia religijne-

go, prawne regulacje związane z sakramentem małżeństwa; miałem pewne wątpliwości, ale w tym wszystkim była logika, nie było głupstw, obraz był spójny i klarowny, na kilka kwestii spojrzałem inaczej.

No i msza, która kończyła kurs, „próba generalna” ślubnej Eu-charystii, dla mnie bomba, ale o tego rodzaju przeżyciach nie mówię i nie piszę, bo to zbyt osobiste.

Chciałbym to przeżyć jeszcze raz, za kilka lub kilkanaście lat. Będzie inaczej, wiele chwil i doświadczeń będziemy mieli za sobą… no i nie będę potrzebował zaświadczenia.

Paweł

fot. Zbigniew Niemirski „ Gość Niedzielny”

Page 17: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Kolejny rok, w perspektywie kolejne do-stojne dźwięki hymnu o radości, wpro-wadzające w atmosferę rzeczywistości uczelnianej pracy. Jeszcze można by prze-

wrotnie i z pewnym przymrużeniem oka powspominać czas wakacji, pożałować lata, aby w końcu pocieszyć się myślą, że najprawdopodobniej – mamy nadzieję – nie było ono ostatnie w naszym życiu i zdążymy się nim jeszcze nacieszyć. W tym skądinąd zupełnie sensownym myśleniu kryje się jed-nak dość subtelna pułapka – pułapka usypiającego odpręże-nia, że iuvenes dum sumus świat zatrzymał się dla nas i pozwala cieszyć się swoją, oczywiście pozorną, ale jakże sympatyczną i przyjazną trwałością. A w tej trwałości najbardziej pociąga-jące wydaje się zrozumienie praw świata, które akceptujemy, a które bardzo często są po prostu wygodne i niewymagające i które pozwalają czuć się na tym świecie jak u siebie. Pułapki część dalsza polega na tym, iż w dalszym ciągu nie ma w tym czegoś rażąco złego – przecież funkcjonować trzeba, a najle-piej robi się to, znając prawa i wymagania otoczenia…

A to chyba nie jest jednak do końca tak. Nasze bowiem ży-cie z woli Boga podporządkowane jest strzałce czasu, który się przetacza jak woda w Heraklitejskiej rzece, który nie ma w sobie nic z cykliczności, kolistości lub zastoiska, ale biegnie wprzód, nie zatrzymując się i nie zawracając. Jest ciągle nowy, ciągle inny i ciągle stawiający nowe, niepo-wtarzalne zadania do roz-wiązania. Rzecz jest ważna i namysłu godna, mimo że może zostać odczytana jako truizm.

Truizmem jednak nie jest. Przede wszystkim dlatego, że czas dany w tym konkret-nym roku akademickim nie powtórzy się już nigdy, tak jak nie powtórzą się oko-liczności i wezwania w nim zakotwiczone. Tu spieszę z uspokojeniem, iż z całą pewnością pojawią się inne i – być może – lepsze. Te jed-nak, przeznaczone na ten konkretny moment – nie-wykorzystane przepadną, unosząc ze sobą niespraw-dzalne, a przecież przezna-czone do wykonania dobro. Nie ma zatem dwóch podobnych dni, tak jak nie ma okoliczności usprawiedliwiających „leniwe i sympatyczne przeżywanie życia”. Sekundy są niepowtarzal-ne tak jak zadania, które z ich prądem przypływają.

Aby więc, by odpowiedzieć na wymagania świata i wtopić się w jego nurt wymagana będzie odpowiednia postawa. Pierw-szym jej elementem jest uznanie siebie za element powołany do kształtowania świata w każdej chwili i na każdym odcinku. Jest to postawa totalnie zaprzeczająca powszechnemu nie-mal przekonaniu, iż my „zawsze i wszędzie”. Ta ostatnia poza

jest dominująca, bo atrakcyjna – lubimy w wielu miejscach być, różne rzeczy poznawać, różne okoliczności kreować. Natomiast linearnie rozwijający się świat, taki jaki go zamie-rzył Bóg, wymaga pracowników wielu, ale pracujących cicho i skutecznie w każdej chwili na swoich odcinkach. Wtedy nie będzie mowy o wybieraniu tylko lepszych momentów albo łatwiejszych zadań. Każda chwila przyniesie bowiem coś, z czym muszę się zmierzyć, bo jest ona po prostu przeznaczo-na dla mnie.

Ktoś powie – utopia. I tak, i nie. Być może tak, bo nie jest po-wiedziane, że wszyscy zaakceptują cichy i pokorny model pra-cy na swoim stanowisku. I z pewnością również nie. Bo stojąc u początku kolejnego roku pracy – być może właśnie takiej pracy – zawsze możemy o6arować go Bożej Opatrzności, co jest – paradoksalnie – również aktem zdrowego rozsądku. Fakt ten wskazuje bowiem na rozumowo swobodnie uchwyt-ną rzeczywistość, w której ja jako „ja” odnajduję się dopiero w zależności od Kogoś, kto jest poza mną i większy ode mnie. Nikt nie jest bowiem chyba na tyle szalony, aby uważać, że na nim rzeczywistość, w której przyszło mu żyć, zaczyna się i kończy. Mój osobisty wkład w kształtowanie świata jest tylko i wyłącznie – a może aż – mocnym kolejnym dowodem na to, że nie jestem samowystarczalny, sam sobie, sam dla siebie.

I dlatego może warto popatrzeć na najbliższe dziesięć mie-sięcy jako na niepowtarzalną okazję do złożenia daru z siebie dla wszystkich, dla wspólnego dobra, przez robienie tylko tego, co do mnie należy. I druga strona medalu: ile dobrych rzeczy, które są przewidziane dla mnie, abym je w tym czasie wykonał, utonie w niebycie tylko dlatego, że małodusznie je zlekceważyłem? Takie myślenie i takie postawy nie są bardzo trudne do przyjęcia i włączenia w życie, zatem… Zaczynamy!

Leszek Wianowski

Zaczynamy…? Zaczynamy…!

Page 18: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Geometria wiaryRozmowa z Piotrem Gruszką

Dr Piotr Gruszka

Zawód – nauczyciel akademicki na Wydziale Mechanicznym Politechniki Radomskiej, wykładowca geometrii wy-kreślnej i rysunku technicznego oraz teo-rii mechanizmów i maszyn

Specjalizacja – optymalizacja zużycia energii w procesach technologicznych oraz kinematyka i dynamika mechani-

zmów i manipulatorów

Stan cywilny – żonaty, razem z żoną wychowuje piątkę dzieci

Zainteresowania – wędrówki po tatrzańskich szlakach

GAZETA AKADEMICKA: Rozpoczął się nowy rok akade-micki, dla rozpoczynających studia to bardzo ważny mo-ment w życiu, coś się zmienia, nowe środowisko, nowi ludzie, nowe obowiązki, nowe wyzwania. Pamięta Pan początek swoich studiów?

Piotr Gruszka: Szczerze mówiąc, to szczegółów nie pamię-tam. W życiu każdego młodego człowieka, po zamknięciu pewnego etapu życia maturą, rozpoczęcie studiów otwiera nowy rozdział. Ja studiowałem w swoim mieście rodzinnym i nie był to okres związany z opuszczeniem środowiska rodzin-nego, co sprawiło, że start zapewne był łatwiejszy.

Niektórzy twierdzą, że rodzaj uprawianej nauki – to co się studiuje – ma wpływ na styl życia. Inaczej myślą i działają humaniści, inaczej studenci politechniki. Czy ten stereo-typ ma odbicie w rzeczywistości? Jakie jest miejsce hu-manistyki w życiu inżyniera?

Rzeczywiście istnieje taki stereotyp i jego istnienie jest zrozu-miałe. Humanista zajmuje się ludźmi, ich historią, sposobem myślenia; bezpośrednim przedmiotem zainteresowania inży-niera jest przedmiot martwy. Istnieje pokusa, by w procesie kształcenia kwestie humanistyczne zepchnąć na margines. Tak było w trakcie i moich studiów, i tak jest obecnie. Życie inżyniera nie sprowadza się jednak tylko do projektowania maszyn i urządzeń. Każdy z nas żyje w środowisku rodzinnym, wokół nas funkcjonują inni ludzie i relacje z nimi nie mogą być budowane w taki sam sposób, jak projektowanie maszyn. Również inżynierowie w procesie swej edukacji potrzebują świata wartości.

Rozumiem, że Pan znalazł na to swój sposób?

Tak, to było uczestnictwo w duszpasterstwie akademic-kim i duszpasterstwie pielgrzymkowym. To była przestrzeń, w której odnalazłem dla siebie odpowiedzi na wiele osobi-stych pytań, typowych dla tego okresu. Nie da się w życiu wszystkiego zmierzyć, zważyć, przeliczyć, zastosować takie czy inne prawo 6zyki, trzeba rozwiązywać również problemy związane z wartościowaniem swoich postaw, swojego sto-sunku do otoczenia, do ludzi, z którymi na co dzień się prze-bywa.

Jak wyglądało życie tego środowiska, duszpasterstwa akademickiego, w tym czasie?

Uczestniczyłem w życiu duszpasterstwa akademickiego w Radomiu, formacja przebiegała – tak to przynajmniej pa-miętam – w dwóch płaszczyznach. Jedną z nich było zdoby-wanie konkretnej wiedzy dotyczącej wiary czy wartości mo-ralnych, i to się odbywało w ramach wykładów. Drugą płasz-czyznę formacji stanowił bezpośredni kontakt z ludźmi, któ-rzy w tym duszpasterstwie uczestniczyli. W moim przypadku była to grupa prawdziwych przyjaciół, kolegów, znajomych. Nie stanowiliśmy jakiejś wyizolowanej, anonimowej grupy, która spotykała się raz czy dwa razy w tygodniu w salce kate-chetycznej. Mogliśmy rozwijać nasze wspólne zainteresowa-nia, prowadzić dalej nasze dyskusje, kłócić się czasami o różne ważne dla nas sprawy także poza duszpasterstwem.

Jakie były propozycje programowe duszpasterstwa aka-demickiego, jakie tematy poruszano na spotkaniach, ja-kie były formy pracy?

Formy pracy były zróżnicowane. Bardzo istotnym elemen-tem była cotygodniowa niedzielna Eucharystia, która była sprawowana w kaplicy specjalnie dla środowiska akademic-kiego. Natomiast jeśli chodzi o cotygodniowe spotkania, to w poszczególnych dniach tygodnia były to wykłady doty-czące przygotowania do sakramentu małżeństwa, historii Kościoła i Polski, zagadnień z teologii moralnej czy nauczania Ojca św. Jana Pawła II.

Ważne były również rekolekcje adwentowe i wielkopostne dla środowiska akademickiego. Doskonale pamiętam wyjaz-

NAUCZYCIELE I WYCHOWAWCY

Czasy studenckie. Piotr Gruszka i ks. Zdzisław Domagała

Page 19: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

dy na Mazury lub w Tatry. Wypoczynkowi towarzyszyły liczne rozmowy. Ten czas uczył nas życia w grupie, w trochę innych warunkach. Był także okazją do głębszych przeżyć religijnych poprzez uczestnictwo w codziennej liturgii eucharystycznej. Duszpasterstwo akademickie było powiązane w tym czasie z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę. W tradycyjnej formule duszpasterstwa spotykają się głównie studenci, ludzie w tym samym wieku, o podobnych lub zbliżonych zainteresowa-niach, podobnym spojrzeniu na różne problemy. Natomiast kontakt z duszpasterstwem pielgrzymkowym sprawiał, że obok nas były osoby starsze, o innych doświadczeniach ży-ciowych. Ich obecność była ważna, zmieniali nasze myślenie samą swoją postawą, swoim świadectwem. Jestem przeko-nany, że im szersza formuła spotkań w DA, im szerszy krąg ludzi, tym lepiej, choćby w perspektywie przygotowania do małżeństwa.

Czym dla Pana jest małżeństwo?

Jest drogą realizacji powołania. To jest chyba najprostsza od-powiedź. Taką drogę wybrałem przekonany, że do tego po-wołuje mnie Chrystus.

A recepta na dobre małżeństwo?

Czy uniwersalna recepta na dobre małżeństwo w ogóle ist-nieje? Ja mogę mówić o swoim doświadczeniu. Recepta na dobre małżeństwo leży w sferze wiary i wspólnie podziela-nych wartości. Jeżeli dwoje młodych ludzi akceptuje te same wartości, to po ślubie odpada problem przekonywania się do swych racji i konkretnych decyzji podejmowanych codzien-nie, od banalnych, do tych najważniejszych.

Ważne jest również to, z jakiego środowiska pochodzi współ-małżonek. Zazwyczaj podstawowe wartości czerpiemy z ro-dzinnego domu i jeśli tam doświadczyliśmy autentycznego życia religijnego, to łatwiej zbudować trwały związek. Wiara, modlitwa to bardzo ważny element w życiu, zarówno w okre-sie przygotowania się do małżeństwa, jak i potem w samym związku małżeńskim. W naszym małżeństwie bardzo istotna jest wspólna Msza Święta. Od samego początku staraliśmy się uczestniczyć razem w każdej niedzielnej Eucharystii, starali-śmy się z żoną ograniczać do absolutnego minimum sytuacje, gdy chodziliśmy na msze w różnych godzinach. Wspólna Eu-charystia, razem z dziećmi, jeżeli staje się centrum niedzieli, jest źródłem siły, która potem pozwala rozwiązywać różne problemy.

Posługujemy się schematem, według którego istnieją dwa sposoby postrzegania świata, racjonalny, oparty na logice, analizie faktów, skutków i przyczyn, oraz religijny

– magiczny, sentymentalny, prymitywny. Czym jest wiara dla wykładowcy geometrii wykreślnej?

Jeśli chcielibyśmy już użyć tego porównania, do geometrii wykreślnej, to jest to zbiór twierdzeń, zasad i de6nicji, we-dług których układam swoje życie. Wiara jest bardzo ważna w życiu każdego człowieka, jest też dla każdego jakimś wy-zwaniem. W moim odczuciu podział na tych, którzy wierzą i są nieracjonalni, i tych, którzy studiują nauki ścisłe i bardzo racjonalnie i logicznie postrzegają rzeczywistość, jest sztucz-ny. Ja osobiście nie widzę sprzeczności pomiędzy naukami ścisłymi a wiarą, te sfery się przenikają. Nie można udowod-nić za pomocą metody naukowej, że Pana Boga nie ma. Nie ma człowieka na świecie, który posiadłby pełnię wiedzy. Moje naukowe doświadczanie wskazuje raczej, że odpowiedź na jedno pytanie często rodzi następne. W życiu racjonalne dzia-łania w oparciu o prawa przyrody nie wystarczają. Natra6amy na takie sytuacje – przynajmniej większość z nas – których nia potra6my wytłumaczyć w sposób racjonalny, stajemy się w pewnych sytuacjach życiowych bezradni. I tu jest miejsce na to zasadnicze pytanie: czy człowiek może obejść się bez Boga? Może niektórzy właśnie w ten sposób dochodzą do wiary.

Istotne są konsekwencje wiary. Jeżeli przyznaję, że jestem człowiekiem wierzącym, to w swej pracy zawodowej, nie-koniecznie poświęconej badaniom naukowym, ale również w pracy dydaktycznej, muszę być wierny tym zasadom, które wyznaję.

Jakie są Pana marzenia, co powinno się zdarzyć, by moż-na było powiedzieć „jestem człowiekiem spełnionym, udało się”?

O marzeniach mówi się raczej, kiedy ma się naście lat. Moje marzenia z tamtego okresu młodzieńczego, dorastania były związane z rodziną, z posiadaniem dzieci. Dzisiaj związane są z już dorastającymi dziećmi.

To się chyba spełniło?

To się spełniło i trudno chcieć czegoś więcej. Chciałbym, żeby-śmy się nigdy nie zagubili w tym naszym wzrastaniu. Chciał-bym, żebyśmy mogli, patrząc na nasze życie z perspektywy następnych lat, czuć satysfakcję i ulgę, że nie pogubiliśmy się w naszym powołaniu małżeńskim.

Dziękujemy za rozmowę

Page 20: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Wziąć udział w pielgrzymce zaufania w Holandii znaczy...

... przeżyć pięć dni z tysiącami młodych ludzi z całej Europy i z innych stron świata;

... odkryć na nowo Kościół jako zaczyn komunii w ludzkiej rodzinie;

... poznać gościnność rodzin oraz kulturę kraju i bu-dować przyszłość pełną pokoju;

... modlić się razem śpiewem i w ciszy oraz otwo-rzyć się na piękno komunii z Bogiem;

... pogłębić wiarę i spotkać świadków nadziei, któ-rzy szukają tego, jak żyć ewangelią pośród wy-zwań naszych czasów.

Zapraszamy na spotkania przygotowujące do wyjazdu na Europejskie Spotkanie Młodych w Rotterdamie. W każdy poniedziałek w DA przy Górniczej po Mszy św. o 19:00 modlimy się kanonami z Taize. Wszystkich zainteresowanych zapraszam na spotkania i proszę o kontakt:

[email protected]

Możemy odnieść czasem wrażenie, że liturgia Mszy św. i nabożeństw kościelnych jest dla nas niezrozumiała. Problem nie leży oczywiście w samej liturgii, ale w naszej nieznajomości znaków, symboli, gestów, jakimi Kościół od wieków posługuje się dla oddania relacji między Bogiem a człowiekiem. Zapraszam do wspólnego odkrywania znaków Bożej obecności w liturgii, uczenia się, w jaki sposób Pan Bóg przemawia do nas w Kościele. W każdy wtorek po Mszy św. o 19 w Ośrodku DA przy Górniczej 2.

ks. Artur Chruślak

[email protected]

ZAPRASZAMY DO ROTTERDAMU

WTORKOWE KATECHEZY LITURGICZNE

Page 21: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Ryszard Balmowski – znany zapewne każdemu, kto choć-by otarł się o kształcenie muzyczne w Radomiu. Absolwent poznańskiej Akademii Muzycznej – dwóch kierunków: teorii muzyki i chóralistyki. Jedyny w Radomiu wychowanek Stefa-na Stuligrosza. Założyciel, kierownik artystyczny i dyrygent Chóru Politechniki Radomskiej. Nasz – Profesor.

Był w stanie nauczyć śpiewu niemalże głuchego. I był gotów robić to aż do skutku. Ja mogę spotkać się z wami w nocy o pół-nocy, żeby was douczyć, tylko czy wy będziecie chcieli? On nigdy się nie poddawał. To uczniowie, chórzyści nie wytrzymywali morderczego tempa pracy. Ja nigdy nie zniechęcam się z po-wodów merytorycznych.

Karol Zawłocki, bas: Próba to ciężka praca, a prowadzący je pro-fesor Balmowski potra% powtarzać każdy fragment w nieskoń-czoność.

Wykorzystywał czas próby do ostatniej chwili, a zazwyczaj – jeszcze dłużej. Nie uznawał pracy z wydajnością niższą od maksymalnej. Nigdy nie narzekał na zmęczenie: Ja, kiedy pra-cuję, to odpoczywam. Nigdy nie robił przerw. Jak sam podkre-ślał – w czasie próby nigdy nie wychodził za potrzebą. Szedł jak czołg: sukces czy porażka – cokolwiek by się nie zdarzyło, do kolejnej próby przystępował z jednakowym zapałem.

Jakub Gajny, tenor: Nasz profesor jest niezniszczalny!

Nie marnował czasu: Usiłuję nauczyć się języka hiszpańskie-go… na przystankach autobusowych. Zamiast czekać bez-czynnie te kilka minut, wolę przerobić sobie fragment lekcji. Pracował nie tylko całymi dniami. Sam mówił, że miewał w zwyczaju wstać w środku nocy, popracować ze dwie go-dzinki i znowu iść spać. Nocami słuchał radia, bo wtedy nada-wano mniej popularne rodzaje muzyki. Słuchał i nagrywał

– na kasety magnetofonowe. Zgromadził duże archiwum, z którego czerpał potem na lekcjach historii muzyki.

A historia muzyki była pasją Profesora. Potra6ł zasypać roz-mówcę faktami z życia jakiegoś mało znanego kompozytora, którego temat przypadkiem wypłynął. Właściwie Profesor lu-bował się w historii… wszystkiego! W próbnej wersji tekstu o dziejach chóru do albumu jubileuszowego zamieścił wszystko, co tylko – celowo bądź przypadkiem – zachował w pamięci. A był naprawdę spostrzegawczy: w ośrodku wy-poczynkowym w Ustroniu Morskim domki oznaczone były literami w kolejności zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a mieszkania w domkach – cyframi przeciwnie do ruchu wskazówek...

Zainteresowania pozamuzyczne to moje nieszczęście, dlatego że są zbyt duże i w związku z tym nie mam na nie czasu. Nie moż-na wszystkiego naraz studiować, aczkolwiek moja biblioteka

obejmuje wiele dziedzin. Muzyka stanowi w niej jedną trzecią. Dwie trzecie to są książki pozamuzyczne: historia powszechna, historia %lozo%i, różne monogra%e, %zyka, chemia, biologia, lite-ratura piękna, teoria literatury... Z literatury pięknej proza i po-ezja: Różewicz, Gombrowicz, Leśmian, Sta4.

Ja nie mam fascynacji muzycznych, jeśli chodzi o jednoznaczne ukierunkowanie na epokę czy kompozytora. Dla mnie każda do-bra muzyka jest godna słuchania. Od średniowiecza po współ-czesność; oczywiście z wyjątkiem disco polo. Słuchał wytrwale: przed imprezą jubileuszową jedna z koleżanek przygotowała składankę współczesnych utworów do tańca. Płytę przeka-zała Profesorowi, który miał być tylko pośrednikiem. Przesłu-chałem całość! – oznajmił zadowolony następnego dnia. Kilka godzin muzyki klubowej...

Szczególnie lubił uczyć harmonii muzycznej – dziedziny mu-zyki, która określa, w jaki sposób łączyć ze sobą różne dźwię-ki w akordy, tak by ich współbrzmienie było odpowiednie. Przedmiot ten wymaga nie tylko znakomitego słuchu, ale też znajomości matematyki oraz umiejętności logicznego myśle-nia. A muzyka w połączeniu z wszechstronną wiedzą i inteli-

NAUCZYCIELE I WYCHOWAWCY

Maestro Wspomnienie o Ryszardzie Balmowskim

Page 22: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

gencją – to przecież streszczenie przymiotów Profesora! Dla uczniów radomskiej szkoły muzycznej harmonia u Balmow-skiego była jak horror u Hitchcocka: połączenie geniuszu z przerażeniem. Uzyskanie choćby oceny dostatecznej było dużym osiągnięciem życiowym. Profesor był bardzo wyma-gający. Jeden z naszych chórzystów zaliczał harmonię jeszcze podczas wakacyjnego obozu szkoleniowego. Każdego popo-łudnia, kiedy inni podążali na plażę, Maciek dostawał od Pro-fesora nowe – świeżutkie, specjalnie dlań ułożone! – zadanka do rozwiązania. Zaliczenie harmonii na piątkę wymagało wie-dzy na poziomie akademickim. Po latach studenci kierunków muzycznych przyznają, że po lekcjach u Profesora uczelnie wyższe wiele już ich nie nauczyły... Zrobimy jeszcze kadencyj-kę – zarządzał z radością po zakończeniu zasadniczej części rozśpiewki. Kadencja taka składa się z kilku akordów, których wykonanie kolejno po sobie wymaga wyrobienia właśnie słu-chu harmonicznego. Patrz, jakie to trudne! – cieszył się, zasko-czywszy chórzystów trudnym ćwiczeniem.

Profesor był zwolennikiem wojskowej dyscypliny (jeden z jego synów został saperem...). Postawa odpowiedzialności była dla niego tak oczywista, że uznawał, iż każdy z chórzy-stów po prostu sam powinien się dyscyplinować. Niestety po-dejście to okazywało się nieskuteczne. Wbrew swoim – i na-szym! – oczekiwaniom Profesor zdolności kierowniczych nie

miał. Co gorsza usiłował wszystkiego dopilnować osobiście. Próbował myśleć o wszystkim, a sprawy załatwiał poprzez wielokrotne powtarzanie tego samego innymi słowami. Zaj-mowało to zwykle około pół godziny na początku próby. Jed-nym ze stałych tematów był problem frekwencji: Przecież nie mogę pracować z pustymi krzesłami! Przekażcie, ludki, kolegom, żeby przychodzili na próby. Tego rodzaju połajanki wysłuchi-wali oczywiście nie ci, co powinni – tamtych przecież właśnie nie było... Niektórzy chórzyści świadomie przyjęli zatem zwy-czaj przychodzenia na próbę z odpowiednim opóźnieniem – przecież i tak nie zacznie się punktualnie, bo najpierw będzie pogadanka obyczajowa. W ten sposób stałe kazania Profe-sora odnosiły skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego: „chóroludy” spóźniały się jeszcze bardziej.

Nie zaczynał, nie kontynuował próby, dopóki nie nastała cisza. Kiedy cisza nie następowała, zaczynał wypowiadać – coraz głośniej – uwagi w rodzaju: ja mam czas, ja poczekam, wolę stracić całą próbę, niż pracować w bałaganie. W czasie śpiewania utworu nie dopuszczał żadnych uwag czy żartów. Natychmiast przerywał: Z powodów dyscyplinarnych – od sa-mego nowa!

Ale na próbach bywało wesoło. Profesor lubił się śmiać i lu-bił rozśmieszać. Próba pełna była swoistego języka, zupełnie niezrozumiałego dla osób z zewnątrz. Nogi z głowy – padało do osoby siedzącej z nogami założonymi jedna na drugą. Pęp-ki do kręgosłupa – oznaczało, że należy usiąść prosto i wziąć porządny oddech. Trzymaj się powietrza – uważaj, żeby nie zafałszować. Nie bij się – kiedy Profesor uznał, że dyskutują-cy chórzysta nie ma racji, lecz szkoda czasu na formułowanie argumentów... Czasem tworzył omyłkowo nowe maksymy, które potem weszły na stałe do naszego języka: Praca albo efekty!, Źle powiedziałem, ale dobrze mówię! Ważność długich wypowiedzi zwykł podkreślać, dodając na koniec: I dlatego.

Był maksymalistą. Występowałby wszędzie, śpiewając wszyst-ko. Bis musiał być – jak nie dla publiczności, to dla Profesora. Nasz chór był prawdopodobnie jedynym w czterechsetlet-niej historii sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, który od głównego ołtarza w tamtejszym kościele zaśpiewał „Cucara-chę”! W Kołobrzegu kazał targać pianino elektroniczne na wy-stęp do katedry, odległej o jakieś trzy kilometry od ośrodka, w którym mieszkaliśmy. Musiał być akompaniament; nic to, że pianina i tak nie było słychać... Profesor lubił zaskakiwać. Zdarzało mu się – czasem przez pomyłkę, a czasem dla fanta-zji – zmienić następstwo części utworu w czasie występu albo podać dźwięki w zupełnie innej tonacji niż na próbach.

Profesor opuścił nas w sposób dla siebie typowy. Przez za-skoczenie. Właściwie nie był to zły moment: odszedł, będąc u szczytu sławy, w ferworze pracy, planując kolejne próby i występy. Zabrakło go na pierwszej próbie po Wielkanocy. A gdyby jednak się pojawił, co by nam wtedy powiedział? Na pewno by się nie rozczulał. Po prostu wziąłby się do roboty: Nie ma czasu, ludki! Jedziemy z tym koksem!

Szacunek dla Profesora!

Wspominał: Łukasz Zaborowski, bas

Pamiątka z obozu wakacyjnego, Dźwirzyno 2007

Page 23: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010

Powrót do początków jazzu – Lady Day

Billie Holiday, jedna z najlepszych wokalistek jazzowych XX w. Zaczy-nała jako śpiewaczka w jednym z klubów w Harlemie w Nowym Jor-ku. Pochodziła z biednej rodziny. Oba te czynniki miały wpływ na jej twór-czość jazzową. W jednym

z najbardziej znanych utworów „Strange Fruit” dostrzegamy protest przeciwko uprzedzeniom rasowym. Piosenki artyst-ki są melancholijne i pełne żalu. Wokalistka w swych utwo-rach korzysta ze swobody improwizacji, jaką oferuje jazz. W jej twórczości słyszymy dużą różnorodność interpreta-cyjną i naturalność wykonania. Operuje swym głosem tak, by rozwijać każdy utwór i nadawać mu inny charakter. Styl ten, jakże charakterystyczny dla twórczości Billie, spowodo-wał dużo zamieszania wśród mieszkańców Nowego Yorku. Płyta „Blue Billy” stała się jednym z najbardziej pożądanych krążków muzyki jazzowej. Utwory takie jak „Night and day” czy „Prelude to a kiss” są wykonywane przez współczesnych wokalistów. Smutek w jej utworach jest wynikiem chęci wy-dostania się z czarnego getta, a także pragnienia uwolnienia innych prześladowanych ludzi. Słuchając tej płyty, zanurzamy się w niepowtarzalnym klimacie klubów lat 30., gdzie samotni siedzą zamyśleni, otoczeni dymem papierosów. Nagrania pochodzące z tej płyty zachowują swoisty klimat charakterystyczny dla Lady Day. 17 lipca 1959 roku Billie Ho-liday umiera, jednak jej twórczość w dalszym ciągu jest pożą-dana. Piosenkarka staje się ikoną jazzu, a jej muzyka wywiera ogromny wpływ na współczesnych muzyków. Holiday zosta-ła uhonorowana pośmiertnie nagrodą Grammy i znalazła się w Rock and Roll Hall of Fame and Museum w Cleveland. Hi-storię wokalistki możemy przeczytać w jej biogra6i „Billie Ho-liday” wydanej przez Julie Blackburn w 2007 roku.

Ela Moczoł

[email protected]

„Zapasy z życiem” to nowa powieść Erica-Emmanuela Schmitta, jednego z najbardziej poczytnych francuskich pisa-rzy, autora popularnej, również w Polsce, książki „Oskar i pani Róża”.

Jun samotnie zmaga się z rze-czywistością, żyjąc i pracując na ulicach tłocznego Tokio. Przykre doświadczenia z ro-dzinnego domu sprawiają, że chłopiec stara się zapomnieć o przeszłości. Niestety jego przyszłość również nie rysuje się różowo. Życie nie polega

przecież jedynie na tym, by przeżyć. Początkiem pozytyw-nych zmian są skierowane do Juna słowa mistrza sumo – Wi-dzę w tobie grubego gościa. Od tej chwili nic już nie jest takie samo. Mistrz staje się przewodnikiem nastolatka na drodze ku poznaniu siebie i własnej wartości. Odkrywa drzemiącą w nim siłę i pomaga stawić czoło traumom z dzieciństwa.

Jak potoczą się losy Juna? Czy stanie się „grubym gościem” i wygra „zapasy z życiem”? Warto zagłębić się w lekturę, by poznać odpowiedzi na te pytania. Schmitt oczarowuje czytel-nika prostotą i mądrością. Ta mikropowieść przekazuje waż-ne życiowe prawdy, ukazując piękne i jednocześnie trudne relacje z najbliższymi. Podsyca wiarę w drugiego człowieka i uczy, że zawsze jest jakiś anioł, który nad nami czuwa. Autor udowadnia, że bez względu na to, w jakim miejscu na świe-cie przyszło nam żyć, każdy z nas potrzebuje miłości i wiary w codziennych zmaganiach z życiem.

Po książkę warto sięgnąć chociażby po to, by uśmiechnąć się przy ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez głównego bohatera. Tym, którzy będą mieli ochotę na więcej, polecam wcześniejsze utwory francuskiego powieściopisarza.

Magda Skrok

[email protected]

Gazeta Akademicka poleca

Wydawca: Diecezjalne Duszpasterstwo Akademickie w Radomiu

Siedziba redakcji: ul. Górnicza 2, 26-600 Radom; e-mail: [email protected]: ks. Marek Adamczyk, ks. Artur Chruślak, Maria Domagała, Kinga Dżbik, Anna Gruszka, ks. Zbigniew Gaczyński, Michał Jachimkowski, Joanna Marzec, Elżbieta Moczoł, ks. Mirosław Nowak, Joanna Rychel, Magda Skrok, Anna SobkiewiczFoto: ks. Zbigniew Niemirski („Gość Niedzielny”), Marcin Kuncewicz, Cezary Stawczyk, al. Wojciech Prawda, Archiwum Duszpasterstwa AkademickiegoOpracowanie gra'czne: [email protected], [email protected] wydawnicze: Jacek PacholecDruk: Instytut Technologii Eksploatacji – PIB Radom

Page 24: Gazeta Akademicka, pazdziernik 2010