Dyktando Wloclawskie 2011

1
Dyktando Wloclawskie, czyli niby-historyczny miszmasz kujawsko-dobrzyński Niepodobna doprawdy nie zauważyć, że drzewiej byly tu zapewne grząskie koleiny. Krzyk u przeprawy, unoszący się sponad rzecznego nurtu. Naówczas to przybyli na pewno wczas rano samowtór, samotrzeć albo samoczwart chrobrzy konni na rączych rumakach. Krzepko dzierżyli ciężkie wlócznie. Ubrani w ciemnobeżowe kożuchy, w bure zszarzale, zszargane spodnie. Z plóciennymi tlumokami, zarzuconymi niedbale na plecy i żólte haftowane chusty. Robili przy tym dużo halasu, krzycząc wnieboglosy. Gdzieniegdzie przecież w przybrzeżnych chaszczach czyhal potwór z prapuszczy. Szwendali się, wędrując tędy i owędy. W tejże minihistorii należaloby wspomnieć, że w arcyciekawych dziejach naszego nasamprzód prastarego Wlodzislawia, także i eks-Wloclawia, a obecnie już euro- Wloclawka niepoślednią rolę odegrala sześćsetletnia katedra. Warto by przywolać chociażby niektóre tylko nazwiska biskupów: Michal Godziemba, Krzeslaw Kurozwęcki, Stanislaw Karnkowski, Mikolaj Dzierzgowski, Wawrzyniec Gembicki, Stanislaw Dąmbski, Bronislaw Dembowski. Co i rusz spotyka się tuż-tuż euroturystów, naokolo zaś dostrzegamy przede wszystkim hoże, chyżonogie i czarnobrewe, zlotowlose cud-wloclawianki z kruczoczarnymi rzęsami. Aż mrużymy oczy w niemym podziwie. Od razu więc tak bardzo chcialoby się zahulać rzewnego kujawiaka, chociażby w poddobrzyńskiej Wierznicy, gdzie rosną wierzby wzdluż dróżki wśród rzędu wzgórz. Niechby nawet w strużkach dżdżu i mżawki, czy też rzęsistego deszczu. Tak na co dzień i od święta. I oto pogrążyliśmy się z kolei w hipermarzeniach, wloclawskich co prawda, z tymi niedowarzonymi pólfantastycznymi pomyslami i wcale nie wiadomo, czy nie mamy tu do czynienia z najniestosowniejszymi przecież chęciami, pelnymi co niemiara nierozwagi o nicniepisaniu. By więc nie obrócić wszystkiego wniwecz, wróćmyż zawczasu do naszego ortograficznego miszmaszu. A już nieco zrzędliwa, cudaczna, wszędobylska dyktandowa gżegżólka wyprawia podniebne harce z jerzykami, skrzydlatymi piegżami, bystrookimi pustulkami, rozkrzyczanymi kszykami, zadzierzystymi szaroburymi wróblami oraz z ponad póltrzecia albo nawet pólczwarta mendla ptaszęcej trzódki. Jak co roku przypominamy, że wladzę natenczas dzierżą naprawdę autentycznie rządni i odważni wlodarze, darzeni zaufaniem zacnych wloclawian tak przecież żądnych rządnego miasta, pelni także zharmonizowanych marzeń, tudzież mrzonek. Nie mamy wprawdzie żadnych trzech życzeń, ale przecież tak chcialoby się w dobrym humorze organizować coroczne andrzejki. Z kolei w uczelnianym Collegium Novum przy ulicy Okrzei królują najprawdziwsi już eurożacy, niemalże arcy-Europejczycy, żwawo krzątając się po przestronnych korytarzach. Nade wszystko uczą się ze wszech miar intensywnie, gdyż wcale nie może być mowy o nicnierobieniu. Nierzadko przemyka tuż-tuż student nie-Polak, a nawet nie-Europejczyk. A dziekan Henryk Stępień holubi bezpieczeństwo narodowe. Tutaj każdy student to druh, chwat i zuch. Dostojny dziekan Henryk to przecież arcymistrz ortografii, który już wielce udanie potrafil zawrzeć bezbrzeżną sympatię do ortografii, pisząc na różowym papierze, kurzym piórem odważnie zanurzonym w kalamarzu. Sluchacze bezpieczeństwa narodowego ćwiczą nade wszystko krzepę i tężyznę nie raz, ale wiele, naprawdę wiele razy. Dostrzegamy mocno zbudowanych, silnych i ekstraprzystojnych studentów oraz urodziwe superatrakcyjne arcystudentki. Cechuje ich nie lada heroizm i hart ducha, który nie pozwoli im zawieść w potrzebie. Nierzadko będą mieli bowiem do czynienia ze wzburzonymi falami, potężnymi uderzeniami naprawdę huraganowych wiatrów, grzmotami, burzami polączonymi z rozsrożonymi wichurami i ulewami, trąbami powietrznymi. Na pewno bez chwili wahania odważnie zanurzą się w odmętach, chociażby Zalewu Wloclawskiego. A tak przy okazji niejako przestrzeżmy przed możliwością zagrożenia zaprószeniem ognia, lepiej bowiem zapobiec zawczasu, niż żalować poniewczasie.

description

Dyktando Wloclawskie 2011

Transcript of Dyktando Wloclawskie 2011

Dyktando Włocławskie, czyli niby-historyczny miszmasz kujawsko-dobrzyński

Niepodobna doprawdy nie zauważyć, że drzewiej były tu zapewne grząskie koleiny. Krzyk u przeprawy, unoszący się sponad rzecznego nurtu. Naówczas to przybyli na pewno wczas rano samowtór, samotrzeć albo samoczwart chrobrzy konni na rączych rumakach. Krzepko dzierżyli ciężkie włócznie. Ubrani w ciemnobeżowe kożuchy, w bure zszarzałe, zszargane spodnie. Z płóciennymi tłumokami, zarzuconymi niedbale na plecy i żółte haftowane chusty. Robili przy tym dużo hałasu, krzycząc wniebogłosy. Gdzieniegdzie przecież w przybrzeżnych chaszczach czyhał potwór z prapuszczy. Szwendali się, wędruj ąc tędy i owędy. W tejże minihistorii należałoby wspomnieć, że w arcyciekawych dziejach naszego nasamprzód prastarego Włodzisławia, także i eks-Włocławia, a obecnie już euro-Włocławka niepoślednią rolę odegrała sześćsetletnia katedra. Warto by przywołać chociażby niektóre tylko nazwiska biskupów: Michał Godziemba, Krzesław Kurozwęcki, Stanisław Karnkowski, Mikołaj Dzierzgowski, Wawrzyniec Gembicki, Stanisław Dąmbski, Bronisław Dembowski. Co i rusz spotyka się tuż-tuż euroturystów, naokoło zaś dostrzegamy przede wszystkim hoże, chyżonogie i czarnobrewe, złotowłose cud-włocławianki z kruczoczarnymi rzęsami. Aż mrużymy oczy w niemym podziwie. Od razu więc tak bardzo chciałoby się zahulać rzewnego kujawiaka, chociażby w poddobrzyńskiej Wierznicy, gdzie rosną wierzby wzdłuż dróżki wśród rzędu wzgórz. Niechby nawet w strużkach dżdżu i mżawki, czy też rzęsistego deszczu. Tak na co dzień i od święta. I oto pogrążyliśmy się z kolei w hipermarzeniach, włocławskich co prawda, z tymi niedowarzonymi półfantastycznymi pomysłami i wcale nie wiadomo, czy nie mamy tu do czynienia z najniestosowniejszymi przecież chęciami, pełnymi co niemiara nierozwagi o nicniepisaniu. By więc nie obrócić wszystkiego wniwecz, wróćmyż zawczasu do naszego ortograficznego miszmaszu. A ju ż nieco zrzędliwa, cudaczna, wszędobylska dyktandowa gżegżółka wyprawia podniebne harce z jerzykami, skrzydlatymi piegżami, bystrookimi pustułkami, rozkrzyczanymi kszykami, zadzierzystymi szaroburymi wróblami oraz z ponad półtrzecia albo nawet półczwarta mendla ptaszęcej trzódki. Jak co roku przypominamy, że władzę natenczas dzierżą naprawdę autentycznie rządni i odważni włodarze, darzeni zaufaniem zacnych włocławian tak przecież żądnych rządnego miasta, pełni także zharmonizowanych marzeń, tudzież mrzonek. Nie mamy wprawdzie żadnych trzech życzeń, ale przecież tak chciałoby się w dobrym humorze organizować coroczne andrzejki. Z kolei w uczelnianym Collegium Novum przy ulicy Okrzei króluj ą najprawdziwsi już eurożacy, niemalże arcy-Europejczycy, żwawo krzątając się po przestronnych korytarzach. Nade wszystko uczą się ze wszech miar intensywnie, gdyż wcale nie może być mowy o nicnierobieniu. Nierzadko przemyka tuż-tuż student nie-Polak, a nawet nie-Europejczyk. A dziekan Henryk Stępień hołubi bezpieczeństwo narodowe. Tutaj każdy student to druh, chwat i zuch. Dostojny dziekan Henryk to przecież arcymistrz ortografii, który ju ż wielce udanie potrafił zawrzeć bezbrzeżną sympatię do ortografii, pisząc na różowym papierze, kurzym piórem odważnie zanurzonym w kałamarzu. Słuchacze bezpieczeństwa narodowego ćwiczą nade wszystko krzepę i tężyznę nie raz, ale wiele, naprawdę wiele razy. Dostrzegamy mocno zbudowanych, silnych i ekstraprzystojnych studentów oraz urodziwe superatrakcyjne arcystudentki. Cechuje ich nie lada heroizm i hart ducha, który nie pozwoli im zawieść w potrzebie. Nierzadko będą mieli bowiem do czynienia ze wzburzonymi falami, potężnymi uderzeniami naprawdę huraganowych wiatrów, grzmotami, burzami połączonymi z rozsrożonymi wichurami i ulewami, trąbami powietrznymi. Na pewno bez chwili wahania odważnie zanurzą się w odmętach, chociażby Zalewu Włocławskiego. A tak przy okazji niejako przestrzeżmy przed możliwością zagrożenia zaprószeniem ognia, lepiej bowiem zapobiec zawczasu, niż żałować poniewczasie.