Dwie pasje - · PDF filestrona | 113 Andrzej Szalewicz Dwie pasje Studia i Zrzeszenie Studia...

8
strona | 113 Andrzej Szalewicz Dwie pasje Studia i Zrzeszenie Studia rozpocząłem w roku 1958 na Wydziale Łączności. Pierwsze lata wypeł- niała mi przede wszystkim działalność społeczna w Zrzeszeniu Studentów Polskich (ZSP) i Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej (TKKF), stąd wyniki naukowe były raczej mierne. Dopiero po trzecim roku kiedy okazało się, że mogę być przydatny w pracach Rady Uczelnianej ZSP, ówczesny rektor Po- litechniki prof. Jerzy Bukowski przyznał mi urlop rektorski, co było rodzajem tzw. indywidualnego toku studiów. Wpłynęło to na znaczna poprawę moich ocen, bowiem prosząc o wyznaczenie konkretnego terminu egzaminu musia- łem być przecież do niego solidnie przygotowany. Ostatecznie tytuł mgr inż. elektronika uzyskałem z wynikiem dobrym, zaś moją pracę magisterską oce- niono na 5. Ten bardzo korzystny dla mnie system studiów pozwalał na duże zaanga- żowanie się w prace społeczne. Ale był też zobowiązaniem, aby praca ta była korzystna dla uczelni. Pełniąc funkcję szefa Komisji Wczasów, Turystyki i Spor- tu, a okresowo także Wyjazdów Zagranicznych Rady Uczelnianej ZSP, byłem odpowiedzialny za prace organizacyjne w tych dziedzinach, a także nadzo- rowałem prawidłowość rozliczeń finansów tej działalności. Po latach – wraz z kolegą Jerzym Pełką, który szefował Komisji Wczasów, Turystyki i Sportu przede mną – stwierdziliśmy, że nie mieliśmy kłopotów z rozliczeniami, a przecież w tamtych latach otrzymywaliśmy poprzez Radę Naczelną spore środki z Funduszu Wczasów Pracowniczych. Nasza Rada organizowała obozy letnie i zimowe stacjonarne, obozy wędrowne, grupy wyjazdowe i praktyki zagraniczne, wycieczki i rajdy, z koronnym Rajdem Świętokrzyskim na czele.

Transcript of Dwie pasje - · PDF filestrona | 113 Andrzej Szalewicz Dwie pasje Studia i Zrzeszenie Studia...

strona | 113

Andrzej Szalewicz

Dwie pasje

Studia i Zrzeszenie

Studia rozpocząłem w roku 1958 na Wydziale Łączności. Pierwsze lata wypeł-

niała mi przede wszystkim działalność społeczna w Zrzeszeniu Studentów

Polskich (ZSP) i Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej (TKKF), stąd wyniki

naukowe były raczej mierne. Dopiero po trzecim roku kiedy okazało się, że

mogę być przydatny w pracach Rady Uczelnianej ZSP, ówczesny rektor Po-

litechniki prof. Jerzy Bukowski przyznał mi urlop rektorski, co było rodzajem

tzw. indywidualnego toku studiów. Wpłynęło to na znaczna poprawę moich

ocen, bowiem prosząc o wyznaczenie konkretnego terminu egzaminu musia-

łem być przecież do niego solidnie przygotowany. Ostatecznie tytuł mgr inż.

elektronika uzyskałem z wynikiem dobrym, zaś moją pracę magisterską oce-

niono na 5.

Ten bardzo korzystny dla mnie system studiów pozwalał na duże zaanga-

żowanie się w prace społeczne. Ale był też zobowiązaniem, aby praca ta była

korzystna dla uczelni. Pełniąc funkcję szefa Komisji Wczasów, Turystyki i Spor-

tu, a okresowo także Wyjazdów Zagranicznych Rady Uczelnianej ZSP, byłem

odpowiedzialny za prace organizacyjne w tych dziedzinach, a także nadzo-

rowałem prawidłowość rozliczeń finansów tej działalności. Po latach – wraz

z kolegą Jerzym Pełką, który szefował Komisji Wczasów, Turystyki i Sportu

przede mną – stwierdziliśmy, że nie mieliśmy kłopotów z rozliczeniami,

a przecież w tamtych latach otrzymywaliśmy poprzez Radę Naczelną spore

środki z Funduszu Wczasów Pracowniczych. Nasza Rada organizowała obozy

letnie i zimowe stacjonarne, obozy wędrowne, grupy wyjazdowe i praktyki

zagraniczne, wycieczki i rajdy, z koronnym Rajdem Świętokrzyskim na czele.

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

114 | strona

Inicjatywa zorganizowania tego rajdu wyszła z grona ówczesnych działaczy

koła PTTK Mieczysława Łukasiaka, Leszka Kopczyńskiego, Wojciecha Maty-

siaka, Jerzego Piętki i innych.

Nasza turystyka – szkoła życia

Pierwsze dwa Rajdy Świętokrzyskie sfinansowała Rada Okręgowa ZSP. Od

roku 1958 była to impreza finansowana przez naszą Radę Uczelnianą. Warto

przypomnieć nazwiska i imiona kierowników Rajdów: 1 – Leszek Kopczyński,

2 – Mieczysław Łukasik, 3 – Jerzy Piętka, 4 – Jan Szukalski, 5 – Antoni Ciesmak,

6 – Michał Ziębiński, 7 – Wincenty Łada, 8 i 10 – Andrzej Szalewicz, 9 – Henryk

Głowacki, 11 – Konrad Łubkowski, 12 – Tadeusz Roman, 13 – Krzysztof

Sobków, 14 – Maciej Kowalski, 15 – Marek Majewski, 16 – Stefan Wołejszko.

Pierwsze cztery rajdy odbywały się na 5-6 trasach, a kolejne na 10-12;

uczestniczyło w nich nawet 1100 studentów i pracowników Politechniki,

a zakończenia najczęściej odbywały się w Bartkowie. Było to spore przedsię-

wzięcie logistyczne zarówno w czasie przygotowań, obsługi rajdu jak i za-

kończenia. Np. zapewnienie uczestnikom powrotu wymagało zamówienia

w PKP specjalnych pociągów turystycznych.

W końcu lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych nastała w całej

Polsce moda na zakładanie studenckich kół przewodnickich. Uprawnienia

„przewodnika studenckiego” można było uzyskać po ukończeniu ok. rocznego

szkolenia oraz zdaniu egzaminów – teoretycznych i praktycznego. Dawało to

możliwość zdobywania eksternistycznie państwowych uprawnień przewod-

nickich. Podobnie jak wielu kolegów z Politechniki działałem w warszawskim

Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich Jestem posiadaczem „blachy”

nr 21 z roku 1965.

W okresie letnim przewodnicy zrzeszeni w kołach organizowali i prowadzili

dwutygodniowe obozy wędrowne, firmowane formalnie przez działającą od

kilku lat agencję Biuro Podróży i Turystyki „Almatur”. Warszawskie Koło pro-

wadziło od kilkunastu do kilkudziesięciu 20-osobowych turnusów dla

studentów w ciągu sezonu. Na Uczelni działało obok ZSP kilka organizacji mło-

dzieżowych, jak np. ZMS czy ZMW, a także ogólnopolska PTTK, które raczej

zgodnie ze sobą współpracowały niż rywalizowały. Wiele koleżanek i kolegów

z Politechniki działało w strukturach przewodnickich SKPB, Oddziału Między-

uczelnianego PTTK czy Radzie Okręgowej ZSP. Bardzo miło wspominam

współpracę z kolegami Kazimierzem Martem, Piotrem Mossakowskim, grupą

Andrzej Szalewicz | Dwie pasje

strona | 115

Jerzych: Klepsem, Pełką, Piętką, Kisilowskim, Wawrzyniakiem, Włodzimie-

rzami Drzewieckim, Włodzimierzem Romaniukiem, Alfredem Nowakiem,

Janem Grzybowskim, Eugeniuszem Pietrasikiem, Mieczysławem Kotem,

Czesławem Wajrakiem, Edwardem Stettnerem, Mariuszem Zalesińskim,

Andrzejem Smirnowem czy Henrykiem Supronowiczem, ze wymienię tylko

kilku. Cechą charakterystyczną ówczesnych działaczy społecznych było to, że

nie pytali – za ile?

Na Politechnice potrafiliśmy zorganizować do 40 obozów rocznie o różnym

charakterze, w tym obozy połączone z nauką języków obcych. Na wielu

obozach gościliśmy wybitnych specjalistów z różnych dziedzin, którzy dzielili

się swoimi doświadczeniami.

Podsumowując nasza działalność była wspaniałą szkołą życia, świetnym przy-

gotowaniem do pracy zawodowej i społecznej, ze wspaniałymi wspomnie-

niami.

Praca w zawodzie

Pracę zawodową rozpocząłem bezpośrednio po obronie pracy magisterskiej

w październiku roku 1965 w Zakładzie Materiałów Magnetycznych „Polfer”

w Warszawie. Była to konsekwencja przyjęcia stypendium fundowanego

z tego zakładu, a także stworzenia mi bardzo korzystnych warunków do wy-

konania pracy magisterskiej pt. „Opracowanie izolatora ferrytowego z efek-

tem przemieszczania pola w.cz. na pasmo 7,5 cm” napisanej pod kierunkiem

prof. Adama Smolińskiego. Na podstawie tej pracy wykonany był podzespół

izolatora, który wykorzystywano później przy produkcji radarowych mier-

ników prędkości. Pewnie kilka mandatów zapłaciłem sam mimo przyczynienia

się do powstania tego urządzenia pomiarowego.

Początkowo pracowałem w laboratorium Wydzielonego Biura Rozwojowego.

Jako pracownik tego biura uczestniczyłem w 1970 roku w przygotowaniu wy-

stawy przedstawiającej podzespoły elektroniczne produkowane w Polsce na

tle produkowanych na świecie. Z wystawy tej, zorganizowanej w Pałacu Kul-

tury i Nauki tylko dla członków Biura Politycznego i wybranych polityków

wynikło, że polska elektronika jest opóźniona o ponad 20 lat w stosunku do

świata..

W laboratorium prowadziłem badania dotyczące przenikalności magnetycz-

nej wytwarzanych przez nas ferromagnetyków. Przy pomiarach wykorzy-

stywaliśmy bardzo duży elektromagnes firmy Varian. Rezultaty pracy bardzo

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

116 | strona

życzliwie obserwował szef Biura dr Bragiński. Wnioskiem było stwierdzenie

istnienia nowego typu tensora przenikalności magnetycznej.

Już po wyjeździe z Polski szefa Biura Badawczego dr Aleksandra Bragińskiego

późniejszego szefa ferromagnetyków w Laboratorium Bella w USA, posta-

nowiłem podzielić się moimi wynikami w referacie wygłoszonym na semi-

narium w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki. Zostałem wyś-

miany. Niewielką satysfakcją było sformułowanie takich samych wniosków

w publikacji badaczy amerykańskich, ogłoszonych dopiero dwa lata później.

Wtedy doszedłem do wniosku, że z moim usposobieniem nie mam czego

szukać w nauce. Postanowiłem znaleźć swoją szansę w organizacji procesu

produkcyjnego. Zostałem kierownikiem Wydziału Ferrytów Kubkowych, a po

roku równocześnie zastępcą szefa produkcji. W międzyczasie ukończyłem

studium podyplomowe w zakresie ekonomiki, organizacji produkcji i ergono-

mii Politechniki Warszawskiej.

CAMAC

W połowie 1974 roku otrzymałem propozycję przejścia do Zjednoczonych

Zakładów Urządzeń Jądrowych (ZZUJ) „Polon”. Przez pierwsze pięć miesięcy

poznawałem zakłady „Polonu” w Bydgoszczy, Krakowie, Poznaniu, Warsza-

wie, Toruniu i Zielonej Górze. W październiku zostałem powołany na stano-

wisko dyrektora naczelnego Zakładu Aparatury Elektronicznej ZZUJ „Polon”

w Warszawie. Zakład ten był w kiepskiej sytuacji finansowej. Moim po-

przednikiem był aktywny partyjnie ślusarz. Za to Biuro Konstrukcyjne tego

zakładu legitymowało się długoletnią tradycją. Zaledwie kilka lat wcześniej

zakończono produkcję oscyloskopu OSA. Mimo, że było to urządzenie lam-

powe miało, jak na tamte czasy liczne „bajery”, np. wkładkę czterostru-

mieniową, która pozwalało na równoczesną obserwację aż czterech różnych

przebiegów na dużym ekranie. A tamtych czasach już oscyloskop dwustru-

mieniowy był uznawany za bardzo zaawansowany.

Postawiono przede mną zadanie wdrożenia do produkcji wyrobów systemu

CAMAC – modułowego automatycznego systemu pomiarowego i sterowania.

CAMAC, czyli Computer Automated Measurement And Control, to popularny

wówczas standard modułowej aparatury elektronicznej, wykorzystywany

głównie do zbierania danych i sterowania systemami eksperymentach nauko-

wych (w fizyce cząstek elementarnych i technice jądrowej), elektronicznych

systemach medycznych, rzadziej w przemyśle. CAMAC został pierwotnie

Andrzej Szalewicz | Dwie pasje

strona | 117

opracowany w CERN (Europejska Rada Badań Jądrowych) w Genewie.

W Polsce pierwsze normy dotyczące systemu opracowano w 1972 roku.

Obudowy i elementy konstrukcyjne wykonywane były w Zakładzie ZZUJ „Po-

lon” w Krakowie. Zastępcą dyrektora do spraw technicznych był tam Jerzy

Piętka (kolega z tras Rajdu Świętokrzyskiego). Prototypy bloków funkcjo-

nalnych opracowywane były w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku,

Instytucie Fizyki w Krakowie i innych Instytutach, ale także w naszym Za-

kładzie.

Jednym z najtrudniejszych problemów było opracowanie i wspólne akcepto-

wanie listy preferencyjnej podzespołów elektronicznych stosowanych przez

osoby projektujące. Myślę, że bez pomocy i wielkiego zaangażowania „do-

brego ducha CAMACA” doc. Romana Trechcińskiego z IBJ byłoby to nie-

możliwe. Było ważne, aby elementy te były dostępne w fazie produkcji. Nie

było to łatwe, ponieważ system był bardzo nowoczesny (jego opóźnienie

w stosunku do elektroniki światowej nie przekraczało 3 lat), a podzespoły

pochodziły głównie z eksportu. W końcu lat 80-siątych mieliśmy już w sprze-

daży 90 bloków funkcjonalnych, eksportowaliśmy swoje wyroby do wszy-

stkich krajów tzw. Demokracji Ludowej. Największe kontrakty były zawierane

z instytutami byłego Związku Radzieckiego. Nasze bloki eksportowaliśmy

także do RFN i Finlandii. Działania eksportowe realizowaliśmy wspólnie z ów-

czesnym dyrektorem d/s handlowych Stefanem Świtułą.

Zakład z kopciuszka stał się prymusem. W ogólnopolskim konkursie został la-

ureatem „Dobrej Roboty”, a na Międzynarodowych Targach Poznańskich

przyznano nam symboliczny klucz Juniora Eksportu. Chyba nie wszystkim się

to podobało, bo w stanie wojennym w roku 1982 zdjęto mnie ze stanowiska

dyrektora naczelnego ZAE „Polon” za współpracę z zakładową Solidarnością.

Od tego czasu nigdy już nie pracowałem w instytucjach państwowych. Byłem

dyrektorem techniczno-handlowym firm polonijnych „Pulson” i „Unimed

Elektronics”, gdzie również produkowane były na eksport do Instytutów

Akademii Nauk ZSRR moduły CAMAC, współpracowałem w dalszym ciągu z

Andrzejem Decem i innymi kolegami z ZAE „Polon”.

W latach dziewięćdziesiątych podjąłem własną działalność gospodarczą.

Z mojego dawnego zakładu wyemigrowało w tym czasie na inne kontynenty

kilku bardzo wartościowych inżynierów, m. in. główny konstruktor Andrzej

Dec i jego zastępca Wojciech Pawłowski. Ówczesne kierownictwo nie po-

trafiło dostosować produkcji do zmieniającej się sytuacji i ostatecznie ogło-

szono likwidację Zakładu.

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

118 | strona

******

W końcu lat dziewięćdziesiątych, za namową Jana Grzybowskiego pełniącego

w tym czasie funkcję Sekretarza Generalnego Stowarzyszenia Elektryków

Polskich (SEP) oraz kolegi doc. Romana Trechcińskiego Przewodniczącego

Komitetu CAMAC w Polsce zostałem pełnomocnikiem do spraw normalizacji

w SEP. Stowarzyszenie miało długoletnią tradycję w dziedzinie normalizacji,

która rozpoczęła się w okresie międzywojennym, kiedy to SEP w pełni odpo-

wiadało za tworzenie norm i przepisów elektrycznych. Po wojnie na początku

lat pięćdziesiątych w ramach centralizacji uprawnienia wydawania norm

przeniesiono do Polskiego Komitetu Normalizacji. Warto w tym miejscu za-

uważyć, że w wielu krajach europejskich od lat normalizacja w zakresie

elektryki, elektroniki, telekomunikacji – dziedzin niezwykle szybko się rozwi-

jających szczególnie w drugiej połowie dwudziestego wieku, działa całkowicie

samodzielnie. Nasza praca nie miała na celu zmiany obecnie istniejącego

systemu, ale jedynie zdynamizowanie tempa wydawania norm i przepisów

w wyżej wymienionych dziedzinach. Inicjatywa powoływania norm po stronie

organizacji pozarządowej w znacznym stopniu ułatwiła włączenie do finan-

sowania procesu powstawania nowych norm w prywatnym sektorze prze-

mysłu. Firmy te są w znacznie mniejszym stopniu chętne do przekazywania

środków do instytucji państwowej jaką jest PKN. Od 1999 w ciągu kolejnych

siedmiu lat wydaliśmy 16 norm SEP, pozyskaliśmy firmy sponsorujące two-

rzenie nowych norm, podpisane zostało porozumienie o zasadach współpracy

między PKN i SEP, a ja osobiście reprezentowałem Stowarzyszenie w Radzie

Normalizacyjnej PKN pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego.

Działalność w sporcie

Obok pracy zawodowej praktycznie zawsze działałem społecznie w sporcie

i okresowo w turystyce. Już w trakcie studiów nastąpiło pierwsze spotkanie

z badmintonem, a właściwie z kometką (taka była wtedy oficjalna nazwa).

W roku 1959 na obozie stałym ZSP w Wetlinie próbowaliśmy grać w kometkę

bez znajomości przepisów. Jeszcze w tym samym roku rozpocząłem współ-

pracę z Towarzystwem Krzewienia Kultury Fizycznej (TKKF), która trwała do

momentu powołania (PZBad.). W latach 1977-1991 byłem pierwszym pre-

zesem tej organizacji, a w końcu lat dziewięćdziesiątych pełniłem funkcję

Andrzej Szalewicz | Dwie pasje

strona | 119

wiceprezydenta Europejskiej Unii Badmintona. O obecnie jestem jej preze-

sem honorowym. Okres od kometki w TKKF do samodzielnego Polskiego

Związku Badmintona oraz pierwsze 30 lat Związku opisałem w książce

„Historia badmintona w Polsce” wydanej w roku 2002.

W okresie transformacji byłem dwukrotnie Prezesem Unii Polskich Związków

Sportowych (UPZS)), a następnie, w latach 1991–1997, prezesem Polskiego

Komitetu Olimpijskiego. Kierowałem ekipą polską na Igrzyskach Olimpijskich

w Albertvile’92, Barcelonie’92, Lillehamer’94 i Atlancie’96.

Kiedy kilka tygodni temu rozmawiałem z młodą dziennikarką opowiadając

o pełnionych funkcjach wyraziła wielkie zdziwienie:

– Jak to, pełnił Pan te funkcje społecznie, przecież to się Panu nie opłacało.

Mam na ten temat zdecydowanie inne zdanie mimo, że nie dorobiłem się

majątku. Z żoną Jadwigą, także działającą na niwie sportowej zwiedziliśmy

wiele krajów na wszystkich kontynentach, przeżyliśmy wiele wspaniałych

wydarzeń na arenach sportowych, poznaliśmy wspaniałych ludzi. A więc się

opłacało. Może tylko ja i koledzy z którymi działałem w tamtych latach

ocenialiśmy życie w innej skali wartości.

Centrum Olimpijskie

Po wielu latach pracy zawodowej i społecznej moje pasje zrealizowały się

w jednym projekcie – budowy Centrum Olimpijskiego. Ta przygoda rozpoczęła

się w roku 1994, kiedy to jako Prezes PKOl podpisałem akt notarialny sta-

nowiący o własności wieczystej działki i określający założenia Centrum Olim-

pijskiego w Warszawie na Żoliborzu. Działka ta to teren między Wisłostradą

a brzegiem Wisły, na wysokości Kępy Potockiej.

Przez kolejne osiem lat trwało uzyskanie koniecznych dokumentów i eksper-

tyz umożliwiających rozpoczęcie budowy i znalezienie sposobu sfinansowania

przedsięwzięcia. Ostatecznie do realizacji przystąpiliśmy na początku drugiej

kadencji Prezesa Stefana Paszczyka. W styczniu 2002 roku zostałem powołany

na pełnomocnika PKOl ds. inwestycji Centrum Olimpijskie, nadzorowałem

proces projektowania, a następnie kolejne etapy budowy od strony technicz-

nej.

Od 2004 r. jestem szefem do spraw technicznych tego obiektu. Przydało się

doświadczenie nabyte w trakcie kariery zawodowej, znajomość norm

i przepisów oraz zdobyte uprawnienia.

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

120 | strona

Wieloletni proces realizacji tego pomysłu, wysiłki wielu kolejnych Zarządów

PKOl, zmiany projektów i sposobów sfinansowania, etap projektowy i prze-

bieg budowy oraz przykłady wydarzeń organizowanych w okresie pierwszych

dziesięciu lat opisałem w książce pt. „Centrum Olimpijskie – spełnione

marzenia” wydanej w 2014 roku.

I tak rozwiązując codzienne problemy techniczne i organizacyjne mogę ob-

serwować członków rodziny olimpijskiej działającej na rzecz rozwoju idei

olimpijskiej.

******

Na drugiej kondygnacji budynku działa jedno z najlepszych na świecie Mu-

zeum Sportu i Turystyki. Trudno wymyśleć lepsze miejsce do realizacji moich

obu pasji.

Konsultacje w czasie budowy. Od lewej: Stanisław Stefan Paszczyk (Prezes PKOl 1997-

2005), N.N. pracownik BOR, Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski (Prezes PKOl 1988-

1991), Bohdan Kulczyński – architekt, główny projektant Centrum, Zbigniew Nowicki –

inżynier nadzoru budowlanego, Andrzej Szalewicz – autor wspomnienia, prezes PKOl

w latach 1991-1997, pełnomocnik do spraw budowy Centrum ze strony PKOl. Z prawej:

Centrum Olimpijskie w Warszawie – widok elewacji od strony południowej.

Fot. Z albumu Centrum Olimpijskie.