Detalks11(11)2012

23
Grubson: Mam pięćdziesięcioletnich fanów. I jestem z tego dumny Łowcy.B: Jesteśmy w stanie permanentnej kłótni p p o o s s e e p p r r e e m m i i e e r r a a ? ? E E X X Andrzej Stankiewicz o przyszłości Donalda Tuska

description

11 numer magazynu Detalks

Transcript of Detalks11(11)2012

nr 1 1 (1 1 )2012

GGrruubbssoonn::MMaamm ppiięęććddzziieessiięęcciioolleettnniicchh ffaannóóww.. II  jjeesstteemm zz  tteeggoo dduummnnyy

ŁŁoowwccyy..BB::JJeesstteeśśmmyy ww  ssttaanniiee ppeerrmmaanneennttnneejj kkłłóóttnnii

ppoosseepprreemmiieerraa??EEXX

Andrzej Stankiewicz o przyszłości Donalda Tuska

Redaktor naczelny: Kuba DobroszekZespół: Jakub Cieśla, Mateusz Kuśmierek, Piotr Tomala, Michał WróblewskiStali współpracownicy: Karol ina JaskólskaProjekt graficzny: Jakub Cieśla Projekt okładki: Michał Czarnecki, Jakub CieślaZdjęcia członków redakcji: Adam GutkowskiAdres redakcji: ul . Dworska 7, 43-418 Pogwizdów, 602 644 053 [email protected]

Uśmiech, panie premierze!

fot. Facebook - poseł John Godson

kulturoskopia

polityzacja

socjoliza

2 www.detalks.pl

4 Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowaz Rahimem.

kulturoskopia

4 Fanów nie można zlewać.Rozmowa z Grubsonem i BRK.

4 Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowaz Rahimem.10 Suma wszystkich strachów.Rozmowa z Andrzejem Stankiewiczem.

Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowaz Rahimem.Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowaz Rahimem.4 Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowaz Rahimem.20 Wywiad.B. Rozmowa z Bartoszem Gajdąi Bartoszem Górą z kabaretu Łowcy.B.

W numerze:

zdjęcie

naokładce:www.premier.gov.pl

Wróblewski Tomala

Uśmiech, panie premierze!

3www.detalks.pl

Michał: Piotrze, jak Ci się współpracowało ze mną

przy kolejnym wywiadzie?

Piotr: Jakby dwuznacznie nie miało to zabrzmieć,znów spędziliśmy razem kilka szalonych godzin.Szalonych, ale przyjemnych i miejmy nadziejęowocnych.Michał: Przyjemnych i męczących zarazem. Trzy

godziny skakać pod sceną na koncercie

Grubsona. . . Nie lada wyczyn. Choć nie śmiem się

porównywać z naszą gwiazdą - Grubson skakał,

tańczył, bawił, grał, śpiewał. I jeszcze miał siły

udzielić nam wywiadu.

Piotr: Gdybyśmy tylko mieli tyle wewnętrznej siły ipozytywnej energii, co Grubson, już dawnouśmiechalibyśmy się do telewidzów z ekranówtelewizorów. Po publiczności też nie widziałemzmęczenia.Michał: Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zechciał

straszyć widzów zza szkiełka (dlatego robię w

gazecie), ale ta wewnętrzna siła, o której mówisz,

być może pozwoliłaby mi chociaż wstawać

codziennie rano na zajęcia. A co do publiki -

zdumiewające jest dla mnie, jak ten człowiek

zjednał sobie ludzi. Przywiązanie fanów do

Grubsona jest niesamowite. Jak niegdyś

wyborców do naszego premiera.

Piotr: Może gdybyśmy występowali w duecie,dałoby się nas jednak jakoś przełknąć? Co dozjednywania "publiczności", to rozumiem, żepremier nie przekonał Cię, że wciąż jest

właściwym sternikiem na łajbie?Michał: O, czyli sugerujesz, że Ty w tym duecie

byłbyś tym przystojnym, a ja tym mądrym? A co

do ostatniego „expose” premiera, to nie - nie

przekonał mnie. Donald Tusk proponował

momentami całkiem niezłe i racjonalne

rozwiązania, ale gdyby zestawić je z poprzednimi

decyzjami podjętymi przez ten rząd, choćby

dotyczącymi polityki prorodzinnej - to są one

całkowicie niespójne. I dlatego niewiarygodne.

Piotr: Teraz nie wiem, czy mam podziękować czysię obrazić. Zostawmy jednak już te dywagacje.Zgadzam się z Tobą, że premier mówił przeważniebardzo rozsądnie, ale mocno powątpiewam wsensowność takich wystąpień, jeśli wkrótce niezobaczymy namacalnych efektów.Michał: „Namacalność” jest tu chyba dobrym

określeniem, zwłaszcza, że premier ostatnio

coraz głośniej wzywa Polaków do, ekhm,

zwiększenia intensywności działań zmierzających

do poprawienia sytuacji demograficznej naszego

kraju.

Piotr: Cóż za piękny eufemizm! Już sobiewyobrażam te młode Polki proponujące partnerompo ciężkim dniu w pracy "działania zmierzające dopoprawienia sytuacji demograficznej naszegokraju". Rozgrzewa do czerwoności (sic!).Michał: Niczym polska polityka. Nam pozostaje

życzyć premierowi optymizmu naszego

pierwszego rozmówcy. Przyda mu się.

W numerze:

Dzień witam

dobry,

zdjęcie

naokładce:www.premier.gov.pl

z nimi muzycznie. W pewnym sensie byliśmy przytym jak Paktofonika się narodziła, jak wydała kul-tową płytę, jak usłyszeliśmy ich pierwsze kawałkidołączone do magazynu Klan. Nie chodzi tu naweto mnie, ale o wszystkich ludzi, którzy żyli w tamtejrzeczywistości i  tego doświadczali. Jak oglądaszfilm, to cofasz się do tego czasu i czujesz całą tąenergię. To jest nie do opisania.(BRK wychodzi, fani domagają się autografów i  zdjęć)

Wróblewski: W  rozmowie z  nami Rahim też mówił

o  tej podróży w  czasie. W  jego odczuciu mnóstwo

rzeczy się zmieniło w  ciągu minionej dekady.

Dzieli was parę lat różnicy, dlatego chcielibyśmy

zapytać, jak Ty to widzisz.

Grubson: Oczywiście, że wiele się zmieniłow  ostatniej dekadzie. I  to nie tylko na Śląsku. Tojest normalna kolej rzeczy. W filmie realia tamtychczasów są mocno oddane. Doskonale to wszystko

MICHAŁ WRÓBLEWSKI: Drugi raz z  rzędu będzie-

my mieli rodowitego Ślązaka w  numerze.

GRUBSON: Bardzo się cieszę.PIOTR TOMALA: Zatem pierwsze pytanie nasuwa

się samo: oglądaliście już. . .

BRK: Domyślam się, o  co chcesz zapytać. Ja niemiałem jeszcze okazji.GRUBSON: A  ja „Jesteś Bogiem” widziałem, choćmiałem obawy przed pójściem do kina. Jak oglą-dałem zwiastun, to w ogóle nie poczułem tego kli-matu. Na samym filmie było już całkiem inaczej.Czułem ciarki na plecach od pierwszej minuty dosamego końca.Wróblewski: Ludzie odczuwali te ciarki z  różnych

powodów. Jakie były Twoje?

Grubson: W  filmie opowiedziana jest historia,w której sami w jakiś sposób uczestniczyliśmy. Nieznaliśmy wtedy osobiście PFK, ale obcowaliśmy

4 www.detalks.pl

fot.www.m

axflo.pl

kulturoskopia

FFAANNÓÓWW NNIIEE MMOOŻŻNNAA ZZLLEEWWAAĆĆ

Krakowski klub „Fabryka”. Północ. Powol i dobiega końcatrzecia godzina koncertu Grubsona i   ekipy. Wreszcie udajenam się dostać na zaplecze. Wśród fanów l iczących naautografy, operatora kamery, menedżera i   Bóg wie, kogojeszcze. W  całym tym zamieszaniu Grubson opowiedziałnam, jak na to wszystko znajduje energię.

Rozmawial i Michał Wróblewski i   Piotr Tomala

fot.facebook-Grubson

myśli, że z miejsca zrobi kilka dobrych kawałków,pośle do wytwórni i  zaraz będzie sława, kasai szacunek na osiedlu. A w tym wszystkim chodzio to, żeby swojej muzyki nie sprzedawać, tylko sięnią dzielić. Trzeba też cały czas trenować i dosko-nalić swoje umiejętności. Teraz ziomek zarapujetrzy kawałki i już ma się za nie wiadomo kogo.Tomala: Wnioskuję, że za braggadacio – że tak to

delikatnie ujmę - nie przepadasz.

Tej całej braggi zwyczajnie nienawidzę, a  jest jużdosłownie wszędzie. Właśnie dlatego praktycznienie słucham polskiego hip-hopu.Wróblewski: Co nie przeszkodziło Ci nagrywać

ongiś wspólnie z  Guralem, który jest tego stylu

emanacją.

Tak, ale Gural wypracował sobie taki styl w zasa-dzie od podstaw. Ja też kiedyś jarałem się podob-nymi klimatami, ale teraz to już stało się dla mniepo prostu nudne. Nie róbmy wszyscy tego same-go, tylko próbujmy czegoś nowego.Tomala: Masz naturę eksperymentatora?

Myślę, że o  tym świadczą moje płyty. Lubię cho-ciażby ruffneck, ale nie ma opcji, żeby cały mójalbum był w takim stylu.Wróblewski: Na każdej Twojej płycie jest mie-

szanka stylów, ale w  moim odczuciu całe albumy,

jeśli chodzi o  klimatyczny koncept, radykalnie się

różnią. My odbieramy „Gruby brzuch” jako total-

ną zabawę. W  przeciwieństwie do poprzedniej

płyty.

Bo tak właśnie album powstał. Weszliśmy do stu-dia i zaczęliśmy się bawić.Wróblewski: Ale z  czego to wynikało? Pomyślałeś,

że nadszedł już ten czas, kiedy zrobiłeś swoje

i  teraz możesz się muzyką pobawić, nadać jej zu-

pełnie „ lajtowego” klimatu?

Doszliśmy do wniosku, że takiej zabawy po prostuw  hip-hopie brakuje. Jest mało kawałków na jaja,takich jak „Kalorie”. Wyobrażacie sobie chociażbyPiha z takim numerem?Wróblewski: Nie bardzo, ale przypadek wspo-

mnianego przez Ciebie numeru to już są iście

„kosmiczne jaja”.

Pewnie tak, ale chodzi mi o  to, że większość hip-

5www.detalks.pl

fot.www.m

axflo.pl

pamiętam.Tomala: Z  sentymentem wspominane są czasy,

kiedy na Śląsku była prawdziwa „zajawka” na

hip-hop. Nie było chyba mowy o  chęci dorobienia

się na tej muzyce, byle szybko, byle dużo.

To prawda, bo wtedy hip-hop to była absolutnanowość. Mówimy o  czasach, w  których praktycz-nie nie było dostępu do Internetu. Polski hip-hopdopiero się rodził z powstającymi wtedy składami.Wystarczy sobie przypomnieć choćby składanki DJ600V. Teraz większość z tamtych twórców w ogólena rynku muzycznym nie istnieje, bo normalniepracują gdzieś na etatach. Wtedy robienie hip-ho-pu nie było zarobkowe, dlatego wielu musiałoz tego zrezygnować, żeby mieć z czego utrzymaćsiebie i  rodzinę. Kiedyś hip-hop robiło się strictedla zajawki, a teraz mnóstwo gości robi to dla sia-na i nawet się z tym specjalnie nie kryją. Co waż-ne, przed dekadą hip-hop nie był tak dostępny jakdzisiaj. Kiedyś musiałeś mieć znajomości i bardzosię postarać, żeby dostać winyla lub kasetę. Terazdo sieci swój kawałek może wrzucić każdy i każdymoże go posłuchać.Wróblewski: Ale jednocześnie ten wysyp młodych

twórców sprawia, że coraz ciężej jest się wybić.

Dlatego tak bardzo liczy się oryginalność. Jest takiwysyp artystów, że ludzie po kilku sekundach słu-chania potrafią wyłączyć radio czy telewizor, bosą już znużeni. Właśnie dlatego musi być pierdol-nięcie.Wróblewski: To „pierdolnięcie” da się wyczuć

w  ciągu kilku sekund?

Pewnie, że tak. Od pierwszego dźwięku.Tomala: Potrafisz wyjaśnić, czym to „pierdolnię-

cie” jest?

Ciężko to objaśnić, ale gdy kawałek to ma, od razuto wyczujesz.Wróblewski: Jest jakaś recepta na, użyję tutaj

cenzurki, bo za dużo już bluzgacie, „to coś”

w  utworze?

Musisz być po prostu sobą. Możesz się oczywiścieinspirować, ale nie możesz kogoś udawać i kopio-wać. Nad każdym kawałkiem trzeba też trochęposiedzieć i  pogłówkować. Dużo młodych gości

FFAANNÓÓWW NNIIEE MMOOŻŻNNAA ZZLLEEWWAAĆĆ

fot.facebook-Grubson

kulturoskopia

hopowców za bardzo się spina i wszystko robi napoważnie.Tomala: Nawiążę raz jeszcze do rozmowy z  Rahi-

mem. Sebastian powiedział nam, że na nową pły-

tę Pokahontaz nagrał z  Fokusem kilka utworów

całkiem z  przymrużeniem oka, ale ostatecznie nie

weszły one do albumu. Coś im ponoć w  tym nie

grało i  stwierdzili, że taka zabawa widocznie nie

jest dla nich.

Dobrą muzykę można robić w każdym stylu, a oniodnaleźli się czymś innym niż ja. Gdyby wszyscygrali jak Grubson, to też byłoby nudno. Ważne,żeby mieć do tego wszystkiego dystans. My mamytakie kawałki jak „Ostatni raz” i „Naprawimy to”,które są bardzo przemyślane, ale są też takie jak„Można?! Da się?!”. Jak wsłuchasz się w słowa tejpiosenki, to ona naprawdę ma przekaz, ale tekstjest w  stylu, w  jakim rozmawiasz na co dzień

z  kumplami. Nie zapomnę, jak po raz pierwszyusłyszałem kawałek „Łap ten bit” Jareckiego. Nor-malnie się przed ekranem popłakałem i dziękowa-łem, że wreszcie znalazł się ktoś, kto potrafi sobierobić jaja. Najzabawniejsze jest to, że większośćosób bierze ten kawałek na poważnie i burzy się,że to żałosna podróbka Amerykanów. Ja się jednakzakochałem w  jego twórczości i  wiedziałem, żenasze drogi kiedyś się zejdą. Czuliśmy tą samąjazdę, dlatego długo nie musiałem czekać.Tomala: A  co sprawia, że Twoje kawałki prawie

zawsze mają tak pozytywny przekaz? Jesteś z  na-

tury optymistą i  tak patrzysz na świat czy może

uważasz, że albumy i  koncerty to nie jest właści-

we miejsce, by wylewać swoje bóle i  frustracje?

Tak naprawdę, to w  kawałku możesz zawrzeć

wszystkie swoje emocje i myśli – te pozytywne i tenegatywne. Dobrze jest czasem opowiedziećo  tym, co cię boli, ale nie można tego robić bezprzerwy, bo to nie służy ani tobie, ani twoim słu-chaczom. Ja w każdy utwór wkładam dużo siebiei  poruszam mnóstwo osobistych spraw. Piszęo  tym, co czuję, co przytrafia się mnie i  moimznajomym. Bardzo lubię jak ludzie tego słuchająi się śmieją. Jak jest w życiu nie najlepiej, to trze-ba się bawić.Tomala: I  taki cel przyświeca Twojej twórczości?

Pozytywnie nastawiać słuchaczy w  stosunku do

szarej rzeczywistości?

Właśnie o to mi od zawsze chodziło.Wróblewski: Dodam do tej beczki miodu nieco

dziegdziu i  stwierdzę kąśliwie, że próbujesz na-

kładać ludziom klapki na oczy.

Moja muzyka nie rozwiązuje problemów w  ma-giczny sposób, ale pozwala na nie spojrzeć z  ta-kim dystansem, że zaczynają być dla nasśmieszne.Wróblewski: Chyba nie sugerujesz, że artystom

poruszającym tematy z  gatunku tych poważnych

brak jest dystansu do życia.

Absolutnie tak nie uważam. Każdego artystę trze-ba rozpatrywać w  tym wypadku indywidualnie.Nie twierdzę, że jeśli ktoś mówi tylko o poważnychrzeczach, to jest z nim coś nie tak. Jeśli tylko wy-pływa to prosto z serca, to znaczy, że właśnie dotakiego przekazu został stworzony. Tą szczerośćprzekazu od razu się czuje.Tomala: Czy szczerość nie jest w  takim razie tym

wspomnianym wcześniej „pierdolnięciem”? Moż-

na robić przecież muzykę od serca w  każdym sty-

lu i  gatunku.

Dokładnie. Najlepszym przykładem jest Toots andThe Maytals. Facet ma 65 lat, a gra ska z taką pa-sją, jakby miał lat 15. Jak słuchałem go na plażyw Płocku, to wyryłem w piasku półmetrowy dół, bobiegłem razem z  nim (śmiech).To było dla mnieniesamowite przeżycie. Było od razu widać, że onto czuje i kocha. Takie coś zainspirowało mnie dotego, żeby na koncercie zejść do ludzi i  zagrać„Można?! Da się?!”. Scena jest ważna, ale to

Dobrze jest czasemopowiedzieć o  tym, co ciębol i , a le nie można tegorobić bez przerwy, bo to niesłuży ani tobie, ani twoimsłuchaczom.

,,

6 www.detalks.pl

wśród publiki jest epicentrum. Jak jesteś otoczonyprzez ludzi, to jest zupełnie inna faza. Po razpierwszy zrobiliśmy tak w  Legnicy albo w  Gorzo-wie, sam już nie pamiętam.Wróblewski: Pęd ludzi do Ciebie jest niesamowity.

Widzieliśmy to dzisiaj na koncercie, widzimy to

teraz, gdy mnóstwo fanów czeka, aż w  końcu

podpiszesz im płyty.

Ja po prostu to kocham. Uwielbiam nawijać nascenie, rozmawiać z ludźmi i słuchać muzyki. My-ślałem, że zaraz wrócę na scenę i będę dalej siębawił. Jak ostatnio gdzieś graliśmy, to do rana za-puszczałem „nutę”. Dla mnie jest to po prostupiękne, tak jak dla kogoś wiersze czy siatkówka.Chodzi o pasję. Muzyka ma jednak taką zaletę, żejest dla wszystkich. W  siatkówkę już nie każdymoże grać.Wróblewski: Muzykę też nie każdy potrafi robić.

Tyle że muzyka jest wszędzie. To jest nawet śpiewptaków. Każdy może się dzięki muzyce odciąć odtego wszystkiego.Wróblewski: W  takim szczególe, jak choćby ten

śpiew ptaków, można znaleźć inspiracje do stwo-

rzenia kawałka?

Pewnie. W  „Niech się dzieje” pojawia się dźwięksprężyn takich old-schoolowych piłkarzyków. Cza-sem usłyszę coś takiego i mówię: Chłopaki nagry-wamy to, bo to jest zajebisty dźwięk...(Odzywa się PAWCIO, członek ekipy Grubsona: Al-bo „Chrapstep!” (śmiech))Tomala: Chrapstep?

Grubson: Miał być na „Grubym Brzuchu”. Już tłu-maczę o  co chodzi. W  hotelu nagraliśmy kiedyśnaszego przyjaciela, który tak miarowo chrapał, żedźwięk był nie do powtórzenia... (śmiech).Wróblewski: Dobry pomysł na skit.

Chcieliśmy tak zrobić, ale numer fizycznie niezmieścił się na płytę. Wysłałem go do tłocznii prosiłem, żeby chociaż gdzieś na końcu był scho-wany, ale niestety nie było możliwości.Tomala: Wiele jest takich numerów, które nie

wchodzą ostatecznie na płytę czy nie nagrywasz

materiału w  nadmiarze?

Zawsze nagrywam o  wiele więcej numerów niż

może pomieścić płyta. Czasem nie wchodzi nawetpołowa kawałków.Wróblewski: O  tym, co nie tyle fizycznie, ile mu-

zycznie wchodzi na płytę, decydujesz już tylko

i  wyłącznie Ty? Wytwórnia nic Ci nie sugeruje, al-

bo dosadniej – nie narzuca?

Ja mam to szczęście, że działam w  niezależnejwytwórni, więc także „Gruby Brzuch” jest nasząautorską wizją. Nikt na nas nie naciskał. W  wy-twórni panują przyjacielskie stosunki. Nie jest tak,że ktoś przychodzi i  informuje mnie, że danyutwór nie wchodzi na płytę i  ja nie mam nic dogadania. Zdarza się, że Rahim [właściciel MaxFlo-Rec – przyp. red] mówi mi, że w jego odczuciu cośpowinno odpaść albo wejść na krążek, ale zawszemoja decyzja jest autonomiczna. Nie ma opcji, że-byśmy nagrali w  którejś wielkiej wytwórni takąpłytę jak „Gruby Brzuch”. Chyba że jakimś cudemdaliby nam wolną rękę.Wróblewski: A  kiedykolwiek dają?

Właśnie w  tym rzecz, że nigdy. To jest właśniepierdolony showbiznes. Przepraszam, że mówiętak dosadnie, ale inaczej się nie da. Żerują na to-bie i zarabiają miliony, a ty musisz zapieprzać jakwół, a oni mają wszystko w dupie.Tomala: Wystarczy posłuchać kawałka „ JEA?!?",

żeby wiedzieć, jaki masz stosunek do polskiego

showbiznesu.

Dokładnie. To wszystko u nas jest zwyczajnie cho-re.Wróblewski: I  jak tu się wybić, co?

O to chodzi, że cały ten show-biznes trzeba trzy-mać na dystans, a wybijać się poprzez swoją mu-zykę. Mi show-biznes przecież w ogóle nie pomógłdość do tego miejsca, gdzie jestem teraz. Sąoczywiście zajebiste stacje telewizyjne i  radiowe,gdzie leci bardzo dobra nuta, ale jest ich niewiele.Telewizje i  radia typowo komercyjne w  ogóle niepomagają artystom takim jak ja. Nigdy do mnienikt nie wyciągnął ręki, dlatego jak teraz mi ktośproponuje występ w  jakimś komercyjnym progra-mie, to ja prawie zawsze odmawiam. Przyjąłemzaproszenie od pana Grzegorza Miecugowa (doprogramu „Inny punkt widzenia” - red.), bo byłem

7www.detalks.pl

kulturoskopia

ciekawy, jak wyjdzie to zderzenie dwóch zupełnieróżnych światów.Pamiętam to: dzień wcześniej mieliśmy imprezęi poszedłem spać nad ranem, koło czwartej. A nanagraniu musiałem pojawić się przed ósmą rano!Dlatego w studio wyglądałem tak, jak wszyscy wi-dzieli (śmiech). Nie wstydzę się tego i nie próbujętłumaczyć. Taka akcja była częścią tego zderzeniadwóch światów.Wróblewski: Wrażenia?

Generalnie było ciekawie, ale jedna rzecz mi sięnie spodobała. Rozmawiałem z  panem Grzego-rzem przed wywiadem i  okazał się być normal-nym, fajnym facetem. Jednak gdy włączyła siękamera, od razu założył maskę.Tomala: Tak działa telewizja. Mało kto wypraco-

wał sobie taką pozycję, że może sobie pozwolić

na pełną swobodę i  nie musi nikogo udawać.

Pierwszy do głowy przychodzi mi Kuba Woje-

wódzki.

On też gra na wizji, ale może przyjmować różnerole. Pan Grzegorz chyba nie ma takiej swobody.Wróblewski: Być może dlatego, że jego program

skierowany jest do zupełnie innego widza. Mie-

cugow wprost powiedział Ci, dlaczego akurat do

Ciebie zadzwonił?

Pan Grzegorz zainteresował się mną dzięki pew-nemu znajomemu filmowcowi, którego ja też kie-dyś poznałem i  którego serdecznie pozdrawiam.To on powiedział panu Grzegorzowi, że powinie-nem wystąpić w  programie, żeby pokazać, kogosłuchają młodzi ludzie, bo to do nich głównie tra-fiamy. Jednak nie tylko do nich.Na koncercie w  Łomży była na przykład kobieta,która bawiła się wciśnięta w  pierwszym rzędzieprzy samych barierkach, a miała chyba koło pięć-dziesiątki. Myślałem, że jest z córką, chociaż znaławszystkie teksty na pamięć. Po koncercie przy-chodzi jednak po autograf i  mówi, że jest mojąwielką fanką i  ma moje wszystkie płyty, nawetnielegale! Powiedziała też bardzo mądrą rzecz, żenajważniejsze na koncertach wcale nie są kawałki,ale wszystko to, co mówimy pomiędzy nimi. Wte-dy pokazujemy jacy jesteśmy naprawdę, a młodzi

ludzie nie słuchają nauczycieli i  rodziców, tylkonas, artystów.Wróblewski: Myślisz, że po wizycie w  programie

starsi widzowie, dla których – nie ukrywajmy –

byłeś, przynajmniej na początku, pewnego rodza-

ju ciekawostką, odbierali Cię inaczej?

Odzew był raczej pozytywny. Dużo starszych osóbmówiło mi po programie, że mają do mnie szacu-nek za to, że jestem normalnym chłopakiem, któ-ry nie stara się nikogo udawać. Są pewnie ludzie,którzy pomyśleli, że jestem jakimś prostakiem, bonie jestem specjalnie elokwentny i  nie posługujęsię słownictwem jak ludzie z  telewizji. Ja się jed-nak tym w ogóle nie przejmuję.Wróblewski: Ale nie masz wrażenia, że telewizja

wykorzystuje takich artystów jak Ty wyłącznie

w  celach zarobkowych, jako ciekawostkę właśnie,

a  ustawicznie promuje muzykę zupełnie bez war-

tości? Miecugow też pewnie zastanawiał się, jak

wysokie słupki oglądalności osiągnie program

z  Twoim udziałem.

(wraca BRK i włącza się do rozmowy)BRK: Właśnie to mówię ludziom na spotkaniachprzed koncertami. Tłumaczę jak działa telewizja,ale widzę, że niewiele osób to łapie. Są oczywiścieradiostacje ambitniejsze i bardziej niezależne, alewiadomo, że dominują te całkowicie komercyjne.Ludzie, którzy sami nie poszukują muzyki w Inter-necie lub choćby na straganach, są skazani nawciskanie im na siłę do głowy totalnego gówna.I to jest wszędzie - w kolejce do kasy, w samocho-dzie, w  poczekalni. To jest agresywna reklama,która brutalnie wpychana jest ci do głowy. A ci, coza tym stoją, zarabiają na nas niewyobrażalnepieniądze.Tomala: Czujecie się w  związku z  tym „artystami-

bojownikami”, którzy walczą z  takim systemem?

BRK: Za dużo powiedziane. Nie odpowiadamyagresją na agresję. Ważne jest to, żeby nie zba-czać ze swojej drogi. Jeśli ktoś przykładowo grareggae, to musi wierzyć w  wartości tej muzyki,a nie liczyć na zbicie fortuny.Wróblewski: Kamil Bednarek poszedł do „Mam

Talent” bo „wierzył”, czy dlatego, że „ liczył”?

8 www.detalks.pl

BRK: On chyba był za młody, żeby zrozumieć jakfunkcjonuje show-biznes. Nie wiedział, że istniejehermetyczna grupa ludzi, „elita”, która obstawiawszystkie wydarzenia w danym gatunku. Wystar-czy coś chlapnąć i już następnego dnia wie o tymcałe środowisko. Pójście do telewizji może przy-służyło się samemu Bednarkowi, ale spalił się onw środowisku, które mocno wierzy w wypracowa-ne wartości, we własną muzykę, która od zawszetworzona była bez masowych mediów.Wróblewski: Chłopak przebiłby się bez tego pro-

gramu?

BRK: Nie mamy wątpliwości. On w  wieku 17 latmiał taki wokal, że nie jeden stary wyjadacz mógłmu tylko zazdrościć. Przed programem „Mam ta-lent” wszyscy znaliśmy Bednarka, bo on jeździł naróżne festiwale reggae. Gdy osiągnął „sukces”wykreowany przez media, zupełnie zniknął ze śro-dowiska. Tu chodzi głównie o  to, że telewizja todroga na skróty. Zapamiętajmy to. Moglibyśmydzisiaj siedzieć w telewizjach śniadaniowych, jakojurorzy w  „Must be the Music” czy gotowaću  Magdy Gessler i  trzepalibyśmy kasę o  wielewiększą niż dzisiaj. Zupełnie jednak stracilibyśmyszacunek środowiska, do którego nigdy nie udało-by się już wrócić.Tomala: Przypomniała mi się moja rozmowa

z  Marcinem Wyrostkiem, który powiedział, że ar-

tysta nie może istnieć bez odbiorcy, dlatego gdy-

by nie pokazał się w  „Mam talent”, to jego

i  innych akordeonistów dalej słuchałaby garstka

ludzi. Jego zdaniem dzięki telewizji mógł pokazać

całej Polsce, że muzyka to nie tylko hity puszcza-

ne w  komercyjnych stacjach.

BRK: My do tego tak nie podchodzimy. Bardzowielu popularnych artystów tłumaczy się, że imnie zależy na rozgłosie i  pieniądzach, tylko chcąprzecierać szlaki.Tomala: Szanujący się artysta musi się trzymać

w  takim razie zawsze z  dala od wszystkiego, co

w  jego mniemaniu jest komercyjne?

Grubson: Nie można tak generalizować, ale muzy-cy w Polsce mają przejebane. Prawda jest taka, żenigdy nie trafisz do szerszej publiki, jeśli nie ma

cię w ogóle telewizji. Nikt o tobie nie usłyszy. Ktośmnie niedawno zapytał, czy przyjąłbym zaprosze-nie na festiwal w Opolu. Jasne, że bym przyjął, bomógłbym pokazać zupełnie inną muzykę.BRK: Dla mnie festiwal w Opolu jest tragedią. Tamwszystko robione jest dla hajsu pod TVP. Z  takimbrakiem szacunku do artysty jak w Opolu to nig-dzie się nie spotkałem. Jeśli nie jesteś z niezależ-nej wytwórni, to traktują cię tam jak śmiecia.W  ogóle granie na takich festiwalach to nie jestżaden wyznacznik sukcesu. Podobnie jak to, żeciągle pokazują cię w telewizji. Widzieliście kiedyśteledysk Grubego w komercyjnej stacji?Grubson: Ja widziałem naszego „Zacieszacza” naESKA TV pomiędzy jakimś popowym gównem i rą-banką techno (śmiech).BRK: Puszczają nas raz na jakiś czas, bo pewniedostają maile od fanów. My to mamy generalniew dupie.Wróblewski: Grubson i  BRK „drugim obiegiem”

w  muzyce?

BRK: Nie wiem, czy można tak to nazwać. Istotnejest to, że nie obchodzą nas rankingi popularnościi  nie sprzedajemy swoich melodii jak większość.Wszystkie te popularne kawałki na komercyjnychstacjach, to są produkty muzyczne przeznaczonena sprzedaż, a nie prawdziwa muzyka.Tomala: Wydaje mi się, że problem dotyczy w  ta-

kiej samej mierze artystów i  mediów, jak i  od-

biorców, bo to oni kształtują popyt na taką

muzykę.

Grubson: Prawda jest taka, że moglibyśmy gadaćo tym do rana... a ludzie na dole cały czas na nasczekają (śmiech).BRK: Zajebiście się rozmawia, ale serio musimykończyć. Fanów nie można zlewać. Możecie dać tona tytuł!Grubson: I  tak nie pamiętam, kiedy ostatnio takdługo rozmawialiśmy z mediami (śmiech).Tomala, Wróblewski: W  takim razie wielkie dzięki

za rozmowę i  powodzenia.

9www.detalks.pl

czył sobie wolność. Twardy gość. Trafia do domu

młodej kobiety, którą chroni przed nękającym ją

przedsiębiorcą podatkowym, chcącym przejąć jej

majątek. Biznesmen wysyła na głównego bohate-

ra płatnych zabójców, po piętach depcze mu poli-

cja. Atakowany zewsząd bohater toczy

dramatyczną walkę o  przetrwanie. Film nosi tytuł

10 www.detalks.pl

MICHAŁ WRÓBLEWSKI: Jest taki aktor, dawniej

bohater kina akcji, dziś raczej emeryt. Jean Clau-

de Van Damme. Zapewne pan kojarzy.

ANDRZEJ STANKIEWICZ: Tak, aktorów-emerytówkojarzę akurat całkiem nieźle.Jeden film z  tym aktorem zapadł mi w  pamięci.

Główny bohater – facet, który po latach wywal-

Ostatnie tygodnie są dla Donalda Tuska najcięższymokresem w  całej jego pol itycznej karierze. Problemy? Nibynic nowego – ataki ze strony opozycj i , konfl ikty wewnątrzparti i , kryzys. Do tej pory szef rządu radził sobiez  zagrożeniami. Dziś jest inaczej . Premier walczyo  przetrwanie.

Rozmawiał Michał Wróblewski

polityzacja

SSUUMMAA WWSSZZYYSSTTKKIICCHHSSTTRRAACCHHÓÓWW

fot.JanGraczyński

11www.detalks.pl

rosława Kaczyńskiego – że media szczują na nie-go. On po prostu obarcza media za spadki w son-dażach swojej partii. Na zamkniętych spotkaniachTusk bardzo ostro krytykuje gazety, telewizje –uważa, że niesłusznie atakują jego syna w kontek-ście Amber Gold, że atakują marszałek Ewę Ko-pacz za jej słowa na temat prac polskichprokuratorów i  medyków w  Smoleńsku. Premiernie dostrzega winy w działaniach swoich i swoichbliskich współpracowników. Po prostu uważa, że„nic się nie stało”. A  teraz stosuje wyłączniesztuczki pijarowskie, które w  jego ocenie przynio-są mu doraźny sukces. Chce znów przejąć inicja-tywę.Donald Tusk przedefiniowuje obecnie swoją poli-tykę co do zasady. Oczywiście przedefiniowuje jązależnie od panującej sytuacji……bo premier przyzwyczaił nas od jakiegoś czasu

do działań wyłącznie reakcyjnych. Tylko nie wiem

o  czym świadczy to bardziej – o  sile, czy o  słabo-

ści premiera.

Na pewno nie było tak, że premier usiadł i zasta-nowił się nad tym, dlaczego przestał się ludziompodobać. Proszę zwrócić uwagę, że o  ile notowa-nia Platformy przez lata utrzymywały się nawzględnie wysokim i stałym poziomie, to notowa-nia samego Tuska od wielu miesięcy sukcesywniespadają. Podobnie jak notowania rządu. W końcuspadek musiała odnotować więc i  jego własnapartia. To nie było dla nikogo większym zaskocze-niem. Od początku roku premier musiał zmierzyćsię z bardzo wieloma problemami – refundacja le-ków, sprawa ACTA, Amber Gold, ekshumacje ofiartragedii smoleńskiej. Ale premier wcale nie zakła-da, że te wszystkie sprawy są dla niego proble-mem. On problemy widzi w czymś innym.To, co premier robi teraz, co zapowiedział w swoimtzw. „drugim expose” (które to expose, nawiasemmówiąc, było jednym z  najsłabszych wystąpieńTuska jakie pamiętam) – czyli program znacznegozaangażowania pieniędzy państwowych w  gospo-darkę – jest efektem obaw o kryzys globalny, a nieobaw o  to, czego oczekują od niego ludzie. Pre-mier nie uważa, że jego złe notowania wynikają

SSUUMMAA WWSSZZYYSSTTKKIICCHHSSTTRRAACCHHÓÓWW

„Uciec, ale dokąd”.

Domyślam się, do czego pan zmierza…Do próby zobrazowania sytuacji, w  której znajdu-

je się dziś nasz pan premier. Sytuacji – przyzna

pan – dość skomplikowanej.

Wie pan co, całą tę dyskusję o spadkach sondażo-wych Platformy trzeba toczyć i  rozpatrywać nadwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich są publicz-ne działania premiera i  polityków tej partii, alezwłaszcza premiera. Drugą płaszczyzną jest na-tomiast sytuacja wewnątrz Platformy Obywatel-skiej. To, z czym mamy do czynienia teraz – drugieexpose, raporty ministrów, zapowiadane na wio-snę objazdy kraju Tuskobusem… To są zagrywkiznane już wszystkim, które mogliśmy poznaćwcześniej, przy okazji tąpnięć sondażowych Plat-formy w  różnych okresach. Są to chwyty, którepremier stosował bardzo często. Proszę sobieprzypomnieć „przesłuchania” ministrów z  przeło-mu 2008 i 2009 roku. Wtedy konieczne były cięciabudżetowe; premier organizował więc wspólnekonferencje z  udziałem członków rządu. Zresztąprzed Euro 2012 było podobnie. To jest już spraw-dzony sposób, te same stare tricki – Tusk pokazu-je, że to on jest rozgrywającym, że to on jestszefem, panem sytuacji. Że nie ma konkurencjii że klocki w grze politycznej chce i potrafi układaćpo swojemu.Podobnie było ze słynnym już Tuskobusem w cza-sie ostatniej kampanii wyborczej. W pewnym mo-mencie pojawiły się wewnętrzne badania, którepokazywały, że Platforma wybory parlamentarnew  2011 roku może po prostu przegrać. Co zrobiłpremier? Ruszył w Polskę. I to zadziałało.No i  jest sytuacja wewnątrz samej Platformy. We-wnętrzne przekonanie Tuska - o  czym wiem, borozmawiałem wielokrotnie z  jego współpracowni-kami - jest takie, iż on naprawdę nie dostrzegażadnej winy w sobie i w swoich rządach. Premieruważa, że ludzie, którzy odwracają się od Platfor-my, są po prostu niesprawiedliwi. Że niesłusznieoceniają tę partię. Tusk ma też poczucie – i to jestbardzo istotny wątek, niezwykle charakterystycz-ny, bo upodabniający go w pewien sposób do Ja-

fot.JanGraczyński

polityzacja

12 www.detalks.pl

z  jego wpadek. Nie tego się boi. Donald Tusko wiele bardziej obawia się kryzysu. I to jest terazjego główne zmartwienie.Decyzję premiera o  poddaniu się pod głosowanie

nad wotum zaufania nazwał pan „typową uciecz-

ką do przodu”. Jak daleko jest w  stanie uciec Do-

nald Tusk?

Tak naprawdę przekonamy się o tym za kilka mie-sięcy, kiedy Donald Tusk faktycznie ruszy w  Pol-skę. Błędne jest oczekiwanie, że po jednymwystąpieniu premiera w Sejmie tendencja sonda-żowa nagle się odwróci. I  błędem było robieniesondażu od razu po expose (sondaż zleciła Telewi-zja Polska – red.) . Z  tego tak naprawdę nic niewynikało, ten sondaż nie był nam w  stanie nicistotnego pokazać. Ludzie w  czasie, gdy przema-wiał premier, byli w większości w pracy. Ale wra-cając do pańskiego pytania – może najpierwnależałoby się zastanowić, przed czym tak na-prawdę Donald Tusk ucieka…Kto oglądał expose, ten nie ma wątpliwości.

Kryzys. To po pierwsze. To, co zapowiedział pre-mier w  expose, a  o  czym już wspomniałem, to

całkowita zmiana filozofii rządów Platformy. Proszęzwrócić uwagę, że kiedy wybuchł kryzys w  2008roku, to PiS i partie lewicowe miały pomysły „do-sypywania” państwowych pieniędzy do gospodar-ki. Wówczas Tusk za punkt honoru stawiał sobienieingerowanie państwa w gospodarkę. Mówił, żejesteśmy zieloną wyspą między innymi dlatego, że

państwo nie ingeruje w gospodarkę, bo to zakłócareguły działania wolnego rynku. Traktował to jakoprzymiot.To, co zapowiedział kilka dni temu, to kompletneodwrócenie jego poglądów. Państwo ma stać sięteraz bardzo ważnym graczem na rynku gospo-darczym. Państwo ma używać wszystkich swoichzasobów, żeby sztucznie generować strumień pie-niędzy, który następnie zostanie użyty do pobu-dzenia gospodarki. Przecież to całkowiciezaprzecza temu, co Platforma głosiła jeszcze kilkalat temu. Ale to wynika z jednego – z wielkiej oba-wy przed kryzysem. To jest dziś największy wrógTuska.Kryzys już w  tej chwili wali ponoć do nas drzwia-

mi i  oknami. Premier ma więc dość ograniczoną

drogę ucieczki.

Polacy przyzwyczaili się do życia w kryzysie. PRL,gdzie był permanentny kryzys, lata dziewięćdzie-siąte, czyli czasy bolesnych przekształceń. A pro-szę zauważyć, że przed laty jedynymi większymiprotestami o podłożu socjalnym były protesty or-ganizowane przez Samoobronę.Prawdziwy kryzys zacznie się wtedy, kiedy nadej-dzie recesja. Gospodarka się skurczy, bezrobociezacznie gwałtownie rosnąć. Już w tej chwili wśródmłodych jest stosunkowo duże bezrobocie i  Tusksię tego obawia. Młodzi ludzie to przecież jego po-tencjalny elektorat. Tusk nie boi się, że my przezten kryzys przejdziemy na poziomie dwuprocen-towego wzrostu gospodarczego. To by była jeszczerelatywnie całkiem niezła sytuacja. On się obawiatego, że będziemy mieli wzrost na poziomie -2proc. I to jest problem.Według moich informacji pomysł z  czymś, co jasam osobiście nazywam czebolem, czyli z tym pa-rapaństwowym funduszem, który miałby genero-wać wzrost i  mnożyć pieniądze, powstał latemtego roku. Ale nie w  ramach pracy nad drugimexpose Tuska, tylko w ramach rozważania rozma-itych wariantów na wypadek upadku strefy euro.W  Kancelarii Premiera uznano, że istnieje realneryzyko, że Grecja zostanie wyrzucona ze strefyeuro (lub wystąpi z niej sama) i że będzie to natu-

Zapowiedzi premierazawarte w  tzw. „drugimexpose” – czyl i programznacznego zaangażowaniapieniędzy państwowychw  gospodarkę – są efektemobaw o  kryzys globalny,a   nie obaw o  to, czegooczekują od niego wyborcy.

,,

13www.detalks.pl

ralnie potężne tąpnięcie dla państw Eurolandu.Brano również pod uwagę wyjście ze strefy Hisz-panii i  Włoch, choć jest to wariant skrajny. Alegdyby nastąpiły takie okoliczności, trzeba miećplan awaryjny.Ten fundusz państwowy oparty na BGK-u miał byćwłaśnie jednym z pomysłów na ratowanie gospo-darki w  tym ekstremalnym scenariuszu, którywskazałem przed chwilą. Jeśli rząd sięga po tenwariant już w  tym momencie… to Tusk musi byćnaprawdę pełen obaw.Sądzi pan, że ten czebol – jak sam pan to określił

– będzie w  stanie skutecznie zarządzać fundusza-

mi i  własnością spółek Skarbu Państwa? Bo ja

mam wątpliwości.

Jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach…Ale premier tych szczegółów nie podał.

I na tym polega problem. Kryzys pokazał, że pań-stwo jest ważnym graczem w  gospodarce. Przy-kład: Stany Zjednoczone. Tam państwopompowało potężne pieniądze w  gospodarkę.Czasem to przynosiło rezultaty, czasem nie. Zda-rzały się sytuacje, gdy państwo ratowało bankii  wpompowywało w  nie pieniądze, po czym oka-zywało się, że te banki dofinansowanie od pań-stwa przeznaczają na wynagrodzenie dlaprezesów.Ale jest też przykład Chrysler’a. Ta firma miałapotężne problemy. Dostała państwowe dofinanso-wanie, szybko je spłaciła, a w tej chwili jest firmądochodową.Państwowe pieniądze można rozdawać na różnesposoby. Nie zmienia to jednak ogólnego założe-nia, że w  czasach kryzysu państwo jest jednymz  ważniejszych gospodarczych podmiotów. Więcja, co do zasady, nie sprzeciwiam się generalnietakiej ingerencji państwa w  gospodarkę. Tylko –tak jak mówiłem wcześniej – diabeł tkwi w szcze-gółach. I o szczegóły właśnie się boję. Kto wybie-rze władze tej spółki? Czy fundusz będzie podlegałkontroli NIK-u? Czy nie będzie służył de facto po totylko, by ukrywać rzeczywiste zadłużenie pań-stwa?Pan jest młody, więc pewnie pan tego nie pamię-

ta, ale w  latach dziewięćdziesiątych była takasprawa, zwana Trójkątem Buchacza. Za rządówPSL-SLD państwo wyniosło majątek obejmując pojednej trzeciej udziałów w  trzech spółkach che-micznych; te spółki były w ten sposób powiązane,że jedna z  nich była współwłaścicielem drugiej,druga współwłaścicielem trzeciej, a  trzecia pierw-szej. Państwo, wnosząc udziały, straciło nad tymispółkami kontrolę, bo we wszystkich tych spół-kach miało udziały mniejszościowe.Inny przykład: FOZZ. Co do zasady – pomysł nie-zły. A jednak skończyło się ogromną aferą. Więc jasię boję szczegółów. Bo sprawa FOZZ pokazała, żenawet słuszne czy racjonalne co do zasady pomy-sły mogą okazać się po czasie po prostu ogromnąporażką. A  fundusz tworzony przez Tuska? Tutajszczegółów nikt nie jest nawet w  stanie przewi-dzieć. Co innego na ten temat mówi minister Ro-stowski, co innego minister Budzanowski.Mówi pan o  diable tkwiącym w  szczegółach tego

projektu, natomiast sam premier zaprzecza, ja-

koby miało być to przedsięwzięcie niosące za so-

bą ryzyko. Spółka Inwestycje Polskie ma służyć

przede wszystkim względnej stabilizacji…

Muszę panu wejść w zdanie. Po pierwsze spółka tanie może nazywać się Inwestycje Polskie. Dlacze-go? Po prostu spółkę o takiej samej nazwie posia-da już biznesmen Zygmunt Solorz. Mało kto o tymwie. Premier był już więc na wstępie nieprzygoto-wany mówiąc o  swoim „nowym projekcie”. Poprostu taka spółka już jest, już istnieje. O  czymnawet większość mediów sobie chyba nie zdajesprawy.Po wtóre: czy te przedsięwzięcie naprawdę miało-by służyć stabilizacji? Nie wiemy. Może służyć sta-bilizacji poszczególnych firm, ale nie wiadomoprzecież, na jakiej zasadzie będą udzielane tymfirmom kredyty czy gwarancje… Jest też powiela-ny dość mętny przekaz, że udziały Skarbu Pań-stwa w spółkach zostaną tam wniesione. To terazsię pytam: które udziały? W  Orlenie? I  co – taspółka, nazwijmy ją przykładowo „InwestycjamiRP”, będzie pobierała dywidendy z  Orlenu? Ona,czy Skarb Państwa? Bo jeśli ona, to Skarb Państwa

fot.mypis.pl

polityzacja

14 www.detalks.pl

będzie miał mniej pieniędzy.Jest jeszcze inny problem, nazwijmy go unijnym.Jeżeli Unia będzie wychodzić z kryzysu, to jest zu-pełnie oczywiste, że w  ramach pewnej sanacji fi-nansów publicznych zacznie inaczej liczyćzadłużenie państw. I  wówczas tego typu numerypod tytułem: „wyprowadzamy coś poza budżeti  udajemy, że nie ma tam długu” – nie przejdą.Poza tym, gwarancje są pomocą publiczną. Żebytakiej pomocy udzielać, trzeba mieć zgodę KomisjiEuropejskiej… Jak sam pan widzi, jest tu mnóstwoniejasności. Mętne zapowiedzi rodzą wątpliwości.Ale z drugiej strony – w mętnej wodzie niektórymłatwiej się pływa…Pan się nie gubił, słuchając wystąpienia premie-

ra? Z  jednej strony rząd tnie ulgi na pierwsze

dziecko, z  drugiej wydłuża urlop rodzicielski. Pre-

mier zapowiada szumnie „całkowite rozwiązanie

kwestii dostępu do żłobków i  przedszkoli”, a  jed-

nocześnie zdaje się zapominać, że jakiś czas te-

mu zarządzono wzrost opłat o  kilkadziesiąt

procent za pobyt dziecka w  przedszkolu. Donald

Tusk wymienia konkretne obwodnice, które mają

być budowane i  modernizowane, ale nie wspomi-

na nic o  bankrutujących podwykonawcach dróg

i  autostrad. Gdzie tu spójność?

Ja jej nie widzę. Ale swoją drogą, żaden kolejnyrząd nie przedstawił spójnej polityki prorodzinnej.Obecny rząd też jej nie ma. Zresztą: premier spo-ro rzeczy pominął w  „expose”. Rzeczy niezwykleistotnych…Służba zdrowia, edukacja.

Premier od dużych inwestycji infrastrukturalnychi  energetycznych przechodził błyskawicznie dozmian np. na posterunkach policji. Pomijał  m.in.właśnie służbę zdrowia. Z  punktu widzenia logikii  jako takiej spójności, to było bardzo złe wystą-pienie.Pisane na kolanie?

Według mojej wiedzy Igor Ostachowicz, doradcapremiera, który przygotowywał to wystąpienie, odjakiegoś czasu nie jest w stanie mentalnie niczegociekawego z siebie wygenerować. Wiem, że Osta-chowicz zbierał odpowiednie materiały od po-

szczególnych ministrów do tego expose, nato-miast propozycji tych nie potrafił ubrać w  odpo-wiednie na tę okazję słowa. Zabrakło komunikatu,który byłby w jakiś sposób efektowny.Bo nie było słów-kluczy?

Otóż to. I  to właściwie zaważyło na porażce tegowystąpienia. A  wracając do polityki prorodzinnej.Zmiany w  ulgach doprowadziły de facto do tego,że większość rodzin, które mają jedno dziecko, teulgi straciły. Ale generalnie podczas podejmowa-nia decyzji o cięciach nie chodziło o zmianę filozo-fii polityki prorodzinnej, chodziło o  oszczędności.Z  jednej strony rząd ściął ludziom ulgi, żeby natym zaoszczędzić, z  drugiej mówi teraz do mło-dych: „damy wam rok urlopu”. Ja co do zasady niejestem przeciwny, ale uważam jednocześnie, żewdrożenie tego pomysłu sprawi, iż pogorszy sięznacznie sytuacja młodych kobiet na rynku pracy.Pracodawcy będą się po prostu obawiali je zatrud-niać.A  model szwedzki?

Premier nawet kiedyś o  tym wspominał. Ale trze-ba być konsekwentnym, a nie tylko rzucać hasła.W Szwecji jest tak, że całość urlopu można wziąćtylko wtedy, gdy rozdzieli się go na oboje rodzi-ców. Wówczas pracodawcy……nie ponoszą aż takiego ryzyka.

Może nie tyle nie ponoszą ryzyka, co te ryzyko poprostu inaczej się rozkłada. I  jest zdecydowaniemniejsze.Ustaliliśmy, że premier najbardziej boi się kryzy-

su. Sondaże pokazują jednak, że to nie powinna

być jedyna obawa Tuska. Premier w  końcu ma

z  kim przegrać. Po raz pierwszy od pięciu lat.

Ale mimo wszystko, moim zdaniem, Donald Tusknie boi się Kaczyńskiego. Premier uważa, że pre-zes już tyle razy się zmieniał, że prędzej czy póź-niej coś „palnie”, że Macierewicz coś „palnie”…Tusk temat pod tytułem „Premier Kaczyński” uwa-ża za zamknięty.Premier boi się natomiast utraty przywództwaw  partii. Obawia się rokoszu. Boi się, że w  przy-szłym roku mogłoby dojść do zwołania kongresu,na którym zostałby odwołany. Tuskowi kadencja

fot.mypis.pl

15www.detalks.pl

przewodniczącego PO kończy się w 2014 r. Z tego,co mi wiadomo, premier myśli nawet o  zmianiezasad wybierania przewodniczącego partii. Dla-czego? Bo boi się Schetyny.Gowina się nie boi?

Ktoś taki jak Gowin nigdy nie będzie i  nie możebyć liderem takiej partii, jak Platforma Obywatel-ska. On może być liderem pewnej grupy albomniejszej partii, która mogłaby powstać w wynikujakiegoś rozłamu w  PO. Natomiast ze Schetynąjest inaczej. Grzegorz Schetyna może objąć szefo-stwo w PO i Tusk doskonale o tym wie.Sytuacja premiera nasunęła mi skojarzenia z  jed-

nym z  klasyków kina akcji, pan w  swoim ostatnim

tekście we WPROST wolał użyć analogii do jedne-

go z  westernów. Tusk – szeryf, Schetyna – jego

dawny towarzysz, Gowin – kaznodzieja, który

szybko nauczył się korzystać z  rewolweru. Pano-

wie mają już naładowane magazynki?

Ewidentnie. Wewnątrz tego triumwiratu są bardzoduże emocje.W  najnowszym numerze WPROST piszemy o  ha-kach, które mają być zbierane na Jarosława Gowi-na. Obyczajówka, sprawy gospodarcze, jakieśaferalne powiązania… Gowin jest przekonany, żekoledzy na niego owe haki zbierają. Nie do końcawiadomo, na ile potrafi stwierdzić to obiektywnie,a  na ile są to jego subiektywne odczucia. Pewnejest jedno: jeżeli konstytucyjny minister ma po-czucie, że koledzy partyjni zbierają na niego haki,to chyba coś tu nie gra, prawda? A z kolei międzyTuskiem a Schetyną toczy się ewidentny spór o to,jak mają wyglądać zasady wybierania nowegoszefa Platformy w 2013 lub 2014 roku.Nie jest więc właściwe pytanie o  to, czy panowiemają naładowane magazynki. Mają. Właściwymjest natomiast pytanie……kto komu pierwszy strzeli w  plecy.

Zgadza się. Zajrzyjmy głębiej w  ten spór. Proszęspojrzeć na ostatnie głosowanie dotyczące pro-jektu ustawy antyaborcyjnej. To był majstersztykGowina. Minister bez żadnych konsekwencji praw-nych (bo to nie było głosowanie nad ostatecznymprojektem, tylko nad skierowaniem tegoż projektu

do komisji) pokazał, że ma za sobą grupę czter-dziestu ideologicznie zaangażowanych, a  okołoosiemdziesięciu potencjalnych, posłów, w  niecoponad dwustuosobowym klubie parlamentarnym.To jest bardzo dużo. Jednocześnie Gowin wstrzy-mał się od głosu. Umył ręce. Dlatego Tusk miałnazwać Gowina w kuluarach Piłatem.Gowin zna swoją siłę. On pamięta casus Rokity,wie, jak wyglądał proces „wycinania” go przez Tu-ska. Poza tym minister sprawiedliwości ma wielkieambicje. I nie da się zmarginalizować.

Natomiast Schetyna, jako szef komisji spraw za-granicznych nie ma nic do stracenia. Może tkwićna marginesie polityki albo podjąć realną walkę.A  Tusk? Na pewno pojawiające się co jakiś czaspogłoski o  rzekomej karierze, jaka czeka go nastanowisku szefa Komisji Europejskiej, są kom-pletną aberracją. Tuska interesuje krajowe po-dwórko. Chce nadal rządzić. I  wierzy w  to, żenawet jeśli nieznacznie przegra wybory, to udamu się ponownie stworzyć koalicję, która rządziła-by krajem przez kolejne lata. Obojętnie czy z lewi-cą czy z PSL-em. Tusk jest pewien, że nawet jeśliPiS wygrałoby za kilka lat wybory, to zdolności ko-alicyjne partii Kaczyńskiego będą zerowe. DonaldTusk nie myśli o emeryturze, nie szuka winy w so-bie. Nie spogląda z  lękiem w  stronę PiSu. On sięboi własnego otoczenia.Wróćmy jeszcze na chwilę do Jarosława Gowina.

Janusz Palikot twierdzi, że minister sprawiedliwo-

Donald Tusk nie boi sięJarosława Kaczyńskiego.Premier uważa, że prezesjuż tyle razy się zmieniał,że prędzej czy później znówcoś „palnie”. Tusk tematpod tytułem „PremierKaczyński” uważa zazamknięty.

,,

fot.mypis.pl

polityzacja

16 www.detalks.pl

wraz z  innymi konserwatywnymi ugrupowaniamiw Sejmie stworzyć większość. Tusk będzie więc zawszelką cenę unikał konfliktów na tle światopo-glądowym.Rafał Grupiński poniesie konsekwencje za nie-

sforność posłów PO? (40 posłów Platformy

wbrew zaleceniom szefostwa klubu zagłosowało

za skierowaniem projektu SP zaostrzającego pra-

wo do aborcji do dalszych prac; kolejnych 28 po-

słów wstrzymało się od głosu lub w  ogóle nie

wzięło udziału w  głosowaniu – red.)

Premier planuje dokonać zmian w szefostwie klu-bu w  najbliższym czasie, więc nie jest to wyklu-czone (Rafał Grupiński jest szefem KlubuParlamentarnego PO – red). Ba, jest to wielceprawdopodobne, że prędzej czy później Tusk od-woła Grupińskiego. Premier musi dogadać się jed-nak albo z konserwatystami w Platformie, albo zeschetynowcami. Ten drugi wariant raczej odpada,bo wiadomo, że Grupiński jest człowiekiem Sche-tyny. Tusk jest w klinczu, bo musi non stop lawiro-wać między tymi dwoma frakcjami. Wiadomo też,że premier mocno zaniedbał swoją partię, widać,że traktuje ją dość pogardliwie. Z  tego korzystaSchetyna, który ma zdolności „dopieszczania”działaczy ze struktur regionalnych. Potrafi zadbaćo  ich interesy, wie, czego potrzebują. Tusk tegonie robi, ale czemu się dziwić? Schetyna ma terazo  wiele więcej czasu. Może spokojnie budowaćswoje zaplecze.Napisał pan niedawno, że Schetyna ma „świetne”

relacje z  SLD. Na jakiej podstawie?

Długo by się rozwodzić. Natomiast pewnym jest,o  czym zresztą otwarcie się mówi, że Schetynama bardzo dobre relacje z Leszkiem Millerem czyz wieloma innymi posłami SLD. Znajomości te się-gają dawnych czasów, jeszcze wrocławskich, kie-dy Schetyna poznał śp. Jerzego Szmajdzińskiego.Zawsze jak trzeba było coś negocjować z SLD, toSchetyna w  tym uczestniczył. Wystarczy wspo-mnieć rozmowy nad projektem ustawy medialnej,toczące się jeszcze w  poprzedniej kadencji. Pro-jekt odrzucił jednak Tusk. Dlaczego? Bo obawiałsię sukcesu swojego byłego kompana.

ści, pragnąc utrzymać miejsce w  rządzie, gotów

byłby zaakceptować nawet koalicję z  SLD. Aż tak?

Ja o  tym wiem. Rzeczywiście tak jest, bo Gowinnie zamierza wychodzić z rządu.Za wszelką cenę?

Jeżeli Platforma doprowadziłaby do uchwaleniaprzepisów dotyczących aborcji, in vitro, eutanazji,bez umożliwienia wyjścia z  tego z  twarzą przezkonserwatystów, to zapewne Gowin opuściłbyrząd. Albo złożyłby dymisję jako minister i został-by w Platformie. Warianty są różne. Pewnie zrobił-by też tak, gdyby odszedł z  PO któryś z  jegobliskich współpracowników – Jacek Żalek czy JacekTomczak…Proszę jednak pamiętać, że jest to w tej chwili wy-łącznie czysta teoria. Rząd trzyma się zaledwie natrzech głosach. Każde odejście z klubu sprowadzasię do tego, że trzeba szukać kompromisu i ciułaćpoparcie na lewicy.Ale z drugiej strony, według moich informacji, nalewicy – zarówno w SLD, jak i w Ruchu Palikota –jest około pięciu, dziesięciu posłów, tzw. „zahiber-nowanych”, którzy w razie potrzeby (a więc jakie-goś załamania w  klubie PO) mogliby dołączyć dopartii Tuska. Oczywiście za pewną cenę. Nato-miast nie zmienia to faktu, że Tusk takich „cyr-ków” sobie zdecydowanie nie życzy.Wszystko wskazuje na to, że wszystkie ideologicz-ne projekty w  tej kadencji padną. Nie przejdzieprojekt ustawy antyaborcyjnej w  tej wersji, jakąchce Solidarna Polska. Prawdopodobnie nie będzieprojektu w sprawie in vitro. Dlaczego? W tym wy-padku konserwatyści chcieliby mieć prawo zgła-szania do tego projektu wniosków mniejszości. Poprostu by móc zgłaszać poprawki na forum Sejmu.Tusk boi się, że gdyby nawet konserwatyści z libe-rałami dogadaliby się co do jednego, wspólnegoprojektu klubu PO ustawy o in vitro, to możliwośćzgłoszenia wniosków i  poprawek pozwoliłobyw konsekwencji konserwatystom (przy współpracyz PiS-em i PSL-em) ten projekt Platformy zmienić.Premier bardzo obawia się takiego scenariusza.Pokazałoby to bowiem, że konserwatyści są bar-dzo silną frakcją w  Platformie, mającą potencjał

fot.mypis.pl

17www.detalks.pl

Mówi się również o  niezłych relacjach Tuska

z  Millerem. Ale nie do końca wiadomo, na ile jest

to uczucie jednostronne, a  na ile faktyczne.

No właśnie. Bo to Miller „kocha” Tuska. Tusk po-gardza takimi gośćmi jak Miller. Lider PO dawnegopremiera uważa po prostu za postkomunistę,w pewnym sensie brzydzi się nim. Schetyna trak-tuje ludzi o  wiele bardziej pragmatycznie. A  samMiller? Przebiera nogami, by wejść do koalicjiz  Platformą. Natomiast SLD niekoniecznie tegowłaśnie by chciało. Posłowie tej partii uważają, żezostaliby po prostu skonsumowani przez Platfor-mę. Że spadłoby na nich odium kilkuletnich rzą-dów PO. Miller chciałby sojuszu z  Tuskiem, bobyłoby to swojego rodzaju ukoronowanie jego ka-riery politycznej (mógłby otrzymać np. stanowiskoministra), ale wielu działaczy lewicy jest przeciw.O  czym myśli dziś Grzegorz Schetyna?

On przede wszystkim chce umocnić swoje wpływyw  partii, by móc wystartować przeciwko Tuskowiw  kolejnych wyborach na szefa PO. Chce muotwarcie rzucić na stół rękawice. Z drugiej stronydąży do, jak to się określa w  samej Platformie,„rozchybotania łajby”, czyli doprowadzenia do ta-kiego konfliktu, czy takiego rozedrgania w  szere-gach posłów PO, by spowodować wyjście z  tejpartii choćby i kilku posłów. Tak, by rozszerzyć ko-alicję. Schetyna ma znacznie lepsze kontaktyz Sojuszem niż premier. Ma również znakomite re-lacje z Waldemarem Pawlakiem. I  to jest jego re-cepta na sukces – umiejętność dogadania sięniemalże z każdym.Niemalże? Ponoć były marszałek odnalazł nawet

nić porozumienia z  Januszem Palikotem, na co

zwracał uwagę ostatnio Piotr Gursztyn. Czy nie-

formalne personalne sojusze zawierane między

największymi dotąd wrogami oznaczają, że nie-

chęć do Tuska ze strony jego byłych współpra-

cowników osiągnęła już apogeum, czy świadczy

to raczej o  słabości przeciwników premiera, któ-

rzy – chcąc coś ugrać – są zmuszeni się ze sobą

układać?

Wie pan co, mi osobiście nie chce się wierzyćw  jakieś tajne sojusze zawierane między Grzego-

rzem Schetyną a  Januszem Palikotem. Przynaj-mniej nie mam na ten temat wiedzy. Wzajemnaniechęć oby panów jest tak duża, że raczej nie dopogodzenia. Z jednej strony Palikot jest faktycznieniebywałym pragmatykiem, przez co czasemciężko stwierdzić, czy w  istocie wspiera w  jakiśnieformalny sposób premiera, czy może gra na je-go niekorzyść. Z drugiej przypomnijmy sobie, o ja-kie rzeczy Janusz Palikot oskarżał niegdyśSchetynę. Jawnie zarzucał mu np. przestępstwa.Więc akurat w  to, że panowie się między sobąukładają, nie jestem skłonny uwierzyć.Zostając przy konwencji westernowskiej – rewol-

werowcy z  PO prowadzą krwawą walkę na wy-

niszczenie, ale przyzna pan, że plemię

Kaczyńskiego także dość skutecznie forsuje

ostatnio ataki na wioskę szeryfa. I  chyba coraz

szczelniej tę wioskę otacza.

Biorąc pod uwagę fakt, iż tych wszystkich gościrozgrywających karty w  polskiej polityce znamyod lat, powinniśmy kierować się w ich ocenie tak-

że - a może przede wszystkim - tym, co już zrobili.Znając lekcje, jakie udzieliła nam historia, możnabez wątpienia stwierdzić, że Jarosławowi Kaczyń-skiemu będzie bardzo trudno wygrać kolejne wy-bory. Mimo iż wyniki sondaży dla jego partii sąostatnio bardzo przyzwoite, to notowania samegoKaczyńskiego od lat są bardzo niskie. Po prostuludzie go nie chcą. Kaczyński ma nadal ogromnyelektorat negatywny.I  być może właśnie dlatego Kaczyński zdecydował

się na wariant z  profesorem Glińskim. Nadal

Premier mocno zaniedbałswoją partię, traktuje jądość pogardl iwie. Z  tegokorzysta Schetyna, który"dopieszcza" regionalnychdziałaczy POi   konsekwentnie budujeswoje zaplecze.

,,

fot.mypis.pl

polityzacja

18 www.detalks.pl

uważa pan, że wystawienie przez PiS na pierwszy

szereg Glińskiego to „marny scenariusz”?

Oczywiście. Jeśli prof.  Gliński przegra głosowaniew  Sejmie (a  przegra), nie poprze go nikt opróczPiS-u, to co ta partia zrobi z Glińskim później?Ten scenariusz miał wyglądać zupełnie inaczej.Według moich informacji do Kaczyńskiego kilkamiesięcy temu dotarł sygnał (wiele wskazuje nato, iż był to sygnał od Artura Balazsa – niegdyśwpływowego polityka, mającego do dziś dobrekontakty zarówno na lewicy, jak i na prawicy), żeczęść posłów Platformy jest gotowa odwołać pre-miera. Że te emocje między Tuskiem a Schetynąsą tak duże, iż grupa sprzymierzeńców byłegomarszałka byłaby w  stanie zgodzić się na ze-pchnięcie z  tronu szefa PO. Kaczyński wziął to zadobrą monetę. Proszę zwrócić uwagę, że pojawia-ły się nawet jakiś czas temu kokietujące Schetynęwypowiedzi polityków PiS, np. Joachima Brudziń-skiego, którzy wprost mówili o  tym, iż Schetynamógłby zostać szefem rządu. Więc miało być tak,że opozycja przy udziale rozłamowców z  grupySchetyny, z cichym poparciem prezydenta Komo-rowskiego zmusza Donalda Tuska do ustąpienia

z urzędu Prezesa Rady Ministrów. Wtedy powoła-no by na krótko rząd techniczny i rozpisano nowewybory. I w tym scenariuszu – który w mojej oce-nie był kompletną aberracją – szefem rządu tech-nicznego miał zostać prof.  Michał Kleiber.I  w  momencie, gdy okazało się, że te sygnały,które docierały do Kaczyńskiego okazały się nie-prawdziwe, PiS został już z  ręką w  nocniku. Dla-czego? Bo niepotrzebnie przedstawiciele tej partiizapewniali wiele tygodniu temu o  posiadaniukandydata na premiera, który w  rzeczywistościnie istniał. Posłowie PiS zapowiedzieli złożeniewniosku o  konstruktywne wotum nieufności, alenie mieli żadnego kandydata na szefa rządu.W popłochu szukali więc zastępcy. Padło na Gliń-skiego. No i profesor zgodził się przyjąć rolę zają-ca - zapewne za odpowiednią stawkę. Stawką tąmoże być miejsce na liście PiS w wyborach krajo-wych lub do Parlamentu Europejskiego.A  czy wzmożona aktywność opozycji zadziałaładecydująco na spadek notowań PO w sondażach?Myślę, że miało to znaczenie drugorzędne. Wpływna to miały przede wszystkim błędy samej Plat-formy. PiS w „polityce miłości” nie wytrwa długo.

Tutaj zgadzam się z premierem. Niemożna również zapominać, że Tusk– mimo wewnętrznego wypalenia,zmęczenia, rosnącego poczuciaosamotnienia – wciąż jest polity-kiem, który potrafi uwodzić wybor-ców. Premier nadal ma w  sobieogromny potencjał. Kaczyński tegonie ma – brak w nim jest zdolnościkomunikacyjnych takich, jakie pre-zentuje Tusk. Kaczyński raczej wy-głasza. Tusk komunikuje. Tenaturalne słabości lidera PiS po-zwalają skonstatować, iż stawianiekrzyżyka na Donaldzie Tusku jestdziś przedwczesne.Czyli na dzień dzisiejszy przesą-

dzone jest, że prof.   Gliński nie

przyjdzie i  nie powie: „panie pre-

zesie, melduję wykonanie zada-fot.JanGraczyński

Pawlak nie wyobraża sobie, że w  takim układziemógłby nie zostać premierem. Nie wchodzi w gręwariant, w którym PSL wchodzi do rządu, na któ-rego czele stoi Jarosław Kaczyński ze wszystkimipodległymi mu służbami. Pytanie, czy na taki wa-riant gotów jest przystać sam Kaczyński. Dziś wy-daje się, że nie. Jednak nikt nie jest dziś w staniedo końca przewidzieć, co zdarzy się w polskiej po-lityce za tydzień. A co dopiero za trzy lata?

Andrzej Stankiewicz - dziennikarz polityczny tygodnika

"Wprost" , NawigaTOR 2011 w plebiscycie Mediatory -

Studenckie nagrody dziennikarskie

fot.mypis.pl

19www.detalks.pl

nia”?

Nie ma takiej możliwości. Bardziej prawdopodob-ne jest, że o prof. Glińskim za pół roku już nikt niebędzie pamiętał.A  czy wyborcy za trzy lata będą pamiętać o  tym,

że Kaczyński uważany jest dziś za polityka „nie-

wybieralnego”? Andrzej Urbański powiedział

ostatnio w  wywiadzie dla „Newsweeka”, że gdy-

by PiS wygrało wybory, to wbrew temu, co się

dziś mówi, partia ta nie miałaby żadnych proble-

mów z  utworzeniem kolacji. Choćby z  ludowcami.

Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość ma w Polsce szansęjeszcze kiedykolwiek dojść do władzy, to tylkoz  PSL-em. Jest tylko jeden problem: Waldemar

20 www.detalks.pl

socjoliza

KAROLINA JASKÓLSKA: Który z  was jest naj-

śmieszniejszy?

BARTOSZ GAJDA: Ja!BARTOSZ GÓRA: Nie prawda, bo ja!O! Mamy konflikt! Często się kłócicie?

Gajda: Oczywiście!Góra: (przekrzykując) Nieeeeee! Rzadko, rzadko!Gajda: Zawsze! Jesteśmy w  stanie permanentnejkłótni.Góra: Cały czas potrafimy ze sobą rozmawiać. Taknormalnie.Nie musicie od siebie odpoczywać?

Góra: Nieeeeeee.Gajda: W zasadzie spotykamy się tylko na wystę-pach, a tak, to od siebie odpoczywamy…A  próby?

Góra: Jakie próby?!Gajda: Całe życie jest próbą!A  to przepraszam…

Góra: Nie no, są próby. Trzeba czasem.Gajda: No są, są…. I czasami się kłócimy.Kłócicie się o  to, co was śmieszy?

Góra: Mnie ostatnio rozśmieszył taki filmik naYouTube.Gajda: Haha!Góra: Taki pan bluźnił przeciwko Bogu, a  późniejchciał skoczyć na tzw. „bombę”. I  się okazało, żeten lód, który wydawał się być bardzo cienki, byłbardzo gruby. Połamał sobie najprawdopodobniejkość ogonową. To było tak strasznie głośne jakuderzył tą dupą... A  lód nie penknoł! Także niebluźnić!Gajda: Nie pękł był! Lód. I tak - mnie też śmieszązabawne filmiki z  YouTube. Generalnie rzeczywi-stość nas śmieszy. Każdy ma swoje oczy, patrzynimi, ma swoją percepcję. Sęk w  tym, żeby wy-chwycić to, co nas otacza - wszyscy czerpiemyz  tego, co jest. Z  zewnątrz. Przetwarzamy tow  swoich mózgach, później wychodzą różne rze-czy. Jednym wychodzi coś takiego, a nam coś ta-kiego.Góra: A innym nic nie wychodzi!Gajda: Inni nie mają poczucia humoru…Góra: A inni nie mają mózgu!

Bo czasami bywa tak, żewywiadu nie da sięzapowiedzieć. . .

Rozmawiała Karol ina Jaskólska

WWYYWWIIAADD.. BB

21www.detalks.pl

Gajda: Albo mają za duże mózgi. My jesteśmy ta-kim zbiorem ludzi, którzy znają się już dziesięćlat…Góra: Więcej, dwanaście lat!Gajda: Tak się dotarliśmy.I  nadal się lubicie?

Gajda: Różnie. Czasem się lubimy, a czasem nie.Góra: My się dziś lubimy na przykładGajda: No, my z  Górą się dziś lubimy. Pójdziemynawet na piwo zaraz!A  propos piwa! Obiecaliście opowiedzieć mi tę

mrożącą krew w  żyłach anegdotkę o  piwie!

Góra: Aaa, tak!Gajda: (z  wielkim, nie… z  ogromnym przejęciemi  oburzeniem) Wracając z  dalekiej trasy, kupiłemsobie piwo. Baaaaaardzo chciało mi się piwa. Ku-piłem, otworzyłem, chciałem się napić, a  onośmierdziało jajkiem! JAJ-KIEM!Góra: Proszę zauważyć – jajkiem! Piwo jajkiem!Ok, podkreślimy powagę sytuacji.

Gajda: I to nie był ajerkoniak! To było piwo!Góra: Piwo! Śmierdziało jak nie wiem co!Gajda: Ktoś nie chciał, żebym się tego piwa napił.Jedno piwo, a  tyle radości.

Góra: No! Wszyscy się śmiali... Oprócz Bartosza.Gajda: Śmieszna sytuacja… Ale na tyle chciało misię tego piwa, że mimo smrodu w całym busie, jawciąż wąchałem i zastanawiałem się czy by możenie spróbować…Góra: Myślał: ojejku, a może to tylko zapach, tylkogaz?Gajda: Ale nie spróbowałem….Nie zaryzykowałeś.

Gajda: (smutne oczy)A  wracając do rzeczywistości… Wiedzieliście, że

niektórzy celebryci inspirują się waszymi stroja-

mi? (Katarzyna Tusk zauważona przez fanów na

profilu Facebook kabaretu - red.)

Gajda: No, to świadczy tylko o nich.Góra: Haha!Nie chcecie być ikonami stylu? Dziwne…

Gajda: Wiesz, to nie ma nic wspólnego z tym czychcemy, czy nie chcemy. Jesteśmy tacy, jak sobiewymyśliliśmy. Nie mamy wpływu na to, co dzieje

się z naszym wizerunkiem.A  nie chciałbyś być wzorem dla nowo-powstają-

cych kabaretów?

Gajda: Nieee, ja nie jestem wzorem. Zbyt dużozłych rzeczy zrobiłem.A  nie byłoby miło mieć swoich naśladowców?

Gajda: Góra mnie małpuje cały czas!Góra: Góra mnie małpuje cały czas!A  każdy z  was jest wyjątkowy. . .

Gajda: Nieee, no jest!Góra: Nieee, no co ty!?Gajda: Nikt nie potrafi tak nierówno grać na per-kusji jak Góra! A ty jesteś wyjątkowa?No ba! Siedzę tu z  wami, a  chyba nie każdego tak

dopuszczacie, co?

Gajda: Nie każdego, nieeee. Tylko osoby przeba-dane!Góra: I szczepione!No właśnie się zastanawiałam, po co wam te wy-

niki krwi… (przed wywiadem, kabaret poprosił

o  wyniki krwi Karoliny– red.)

Gajda: Morfologia jest ważna!Pomyślałam: no dobra, chcę wywiadu – mogę

zrobić badania…

Gajda: Doceniamy, doceniamy.Bez jakiego elementu nie byłoby dobrego kaba-

retu? Nie chodzi mi o  ludzi!

Góra: Ja znam chemiczny! C2H5OH.Gajda: A ja też znam taki: adenozyno trójfosforan,ale nie wiem co to znaczy. Z chemii w szkole pa-miętam.Góra: Jest jeszcze tetrohydrokanabis (tetrahydro-kannabinol – red.), czy jakoś tak… Ale też niewiem co to jest….Gajda: Nieee, ten to nie. To są narkotyki! Bez ja-kiego składnika? Bez polotu, kurczę, bez wyobraź-ni!Wam jej nie brakuje.

Gajda: Mi nie brakuje. Nawet z wiekiem jest corazlepiej!Kiedyś Mariusz Kałamaga powiedział, że Łowcy.B

są rodzajem buntu.

Gajda: A kto to jest?Podobno ktoś od was.

fot.facebook-Łowcy.B

fot.mypis.pl

22 www.detalks.pl

Gajda: Satyryk?Celebryta!

Góra: Aaaaa, wiem! (Do Gajdy)Ty wpisz se w go-ogla!Co z  tym buntem? Może jesteście za starzy żeby

się buntować?

Gajda: Ja jestem za stary na bunt. A  Łowcy.B tobardziej manifestacja. Manifestacja tego, co czu-jesz i jak widzisz świat.A  jacy byliście w  młodości?

Góra: Co?Gajda: Ja byłem metalem!Góra: Ja do teraz jestem metalem! Ale byłem dziśu fryzjera.Zostało wam coś z  tego metala?

Góra: Po dziś dzień gram w  zespole metalowym.W Huge CCM. Nagraliśmy nawet świetny teledysk,który poruszył środowisko lokalne.Gajda: A tytuł: „Ho ho ho gorzałko jest dobro”.Góra: Tak odnośnie C2H5OH.Gajda: A ja mam black słeter.Góra: A ja byłem pyskaty! (chwila ciszy) Nadal je-stem! No i co mi zrobicie, no?Mogę cię brzydko opisać (śmiech).

Gajda: I to jeszcze na Detalksie!Jakieś skojarzenia? Czy Łowcy.B są detoksem na

nudne, sztampowe kabarety?

Gajda, Góra: Hmmm…Nie poruszacie często politycznych tematów…

Góra: Dwa razy nam się zdarzyło.Gajda: Czasem poruszamy.Ale mniej niż inni. Boicie się polityki?

Gajda: Nie, nie boimy się…Góra: Takie skecze były swego czasu grane, aleprzeszły. Tak po prostu.Gajda: Nie mamy jakiś założeń, że robimy to, a nierobimy tego.Teraz eksperymentujecie bardziej z  muzyką.

Góra: Dużo robimy z muzyką. Każdy z nas ją lubi.Znudził wam się tradycyjny skecz?

Gajda: Nie. Muzyka jest w porzo.Góra: Każdego ciągnie do swojego instrumentu,do tego, aby coś przećwiczyć, zagrać.Gajda: Realizujemy się.

Góra: Naszym atutem jest, jako zdaje mi się jedy-nego kabaretu, że jak robimy swoją piosenkę, togramy ją sami, sami ją tworzymy od początku dokońca, mamy własne instrumentarium.Gajda: Tymi palcami!Przyjechaliście tutaj na Pakę Marzeń (wywiad od-

był się 18 października w  Krakowie – red.) Rozu-

miem, że lubicie spełniać marzenia innych.

A  jakie wy macie marzenia?

Gajda: Piwko!Jesteś na Kazimierzu, tyle knajp!

Gajda: No, nie chciałbym, aby Kazimierz siedziałna mnie! (śmiech)Góra: Stary, spocony Kazimierz…Mam bogatą wyobraźnię…

Gajda: No nie chciałbym…Chyba nikt by nie chciał…

Gajda: Ja bym chciał być wybitnym sportowcem.Marzenie z  piwem można jeszcze spełnić, ale

sportowiec. . .

Góra: A propos piwka, ja bym chciał być znanymna całym świecie rockmanem!Początek już jest – spełniasz się muzycznie.

Góra: To jeszcze nie koniec, jeszcze nie powie-działem ostatniego zdania w metalu.Gajda: Ohoho, będzie głośno!Góra: Miesiąc temu ściąłem włosy.Gajda: Musisz zapuścić nowe zakola!Góra: No, wiem, widać…Ale masz ładnie zaczesaną grzywkę.

Gajda: Jak Tokio Hotel!Eee, nie. . . To nie taka grzywka…

Gajda: Oni są bardziej Tokio Motel.Oni jeszcze istnieją?

Gajda: Trudno powiedzieć… Przestałem śledzić,odkąd zaczęli istnieć… (śmiech)Góra: (śmiech)Zbiliście mnie z  pantałyku… Jak to z  wami jest?

Gajda: Jeszcze nie ma między nami nic.Góra: Jeszcze między nami do niczego nie doszło.Jeszcze?

Gajda: No, parę razy mijaliśmy się na golasaw jednej toalecie, ale..Góra: (śmiech)

socjoliza

fot.mypis.pl

23www.detalks.pl

Gajda: ...ale, że tak powiem, jedynie ze względówczysto higienicznych.zJak na razie wychodzi, że jesteście fajni, śmieszni

i  zdolni, zero afer. . .

Gajda: Kryształowi!Zero wpadek…

Gajda: Ja raz w  pokoju hotelowym zaliczyłemwpadkę…Chciałam zapytać o  wpadki na scenie!

Gajda: Aaaaaa!Góra: Ahhaaa, to nie o tym…Gajda: Na scenie zaliczyłem potworną wpadkę.Taką, że uciekłem ze sceny…Teraz jak się to opo-wiada, to może nie brzmi to tak efektownie, nato-miast… No uciekłem w trakcie skeczu.Trema?

Gajda: Nie podołałem, nie umiałem, poddałemsię.. Spierdoliłem ze sceny (śmiech).Góra: Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że toGajda prowadził ten skecz…Gajda: Ja coś mówiłem, a  oni pokazywali to, comówię. I  tak cały skecz. Zapalało się światło, ga-sło, zapalało, gasło i tak kilka razy. No i zapala sięświatło, a mnie nie ma na scenie.(śmiech)

Co potem?

Góra: Piękny ukłon, piękne wyjście…Gajda: Wymazałem to zdarzenie z pamięci. A wi-dzisz, taki pyskaty normalnie jestem…Góra: Ja też zaliczyłem wpadkę, ale ona brzydkajest… Nie wiem czy mogę opowiadać…Nie krępuj się!

Góra: Zaliczyłem kleksa (śmiech).Gajda: Bo Góra był w Akademii Pana Kleksa!Słyszałam, że tam nieładne rzeczy się działy!

(śmiech)Zakończmy mimo wszystko jakoś przyjemnie.

Gajda: Ja ci podam kilka wyrazów na koniec, a tyzrób z nimi co chcesz. Wytniesz pointę.Okej!

Gajda: Ludzie, miłość, wierzba marzeń…Góra: Piwo!Gajda: …jest jak srebrzysty księżyc, który okalaswoim….Góra: Whiskey!Gajda: ..szalem łunę społeczeństwa.Góra: Kieliszek! Impreza!Jak wy się pięknie uzupełniacie!

Góra, Gajda: Mamy to!!!