Czerwiec 2003 Nieregularnik słuszny ideologicznie cena 1 wonkostecki/anyten/Anyten_Mlek_17.pdf ·...

12
Nr 17 (3) Czerwiec 2003 Nieregularnik słuszny ideologicznie cena 1 won Who is Hu, kim jest Kim?

Transcript of Czerwiec 2003 Nieregularnik słuszny ideologicznie cena 1 wonkostecki/anyten/Anyten_Mlek_17.pdf ·...

Nr 17 (3)

Czerwiec 2003 Nieregularnik słuszny ideologicznie cena 1 won

Who is Hu, kim jest Kim?

Wstêpniak

Nieistniej¹cy Niedokoñczeni s¹ towszystkie postacie i stwory, sytuacje,miejsca czy œwiaty, które tylko na se-kundê mog³y siê pojawiæ w naszych g³o-wach. Przyszli sami, nieproszeni, i sta-nowili inspiracjê krótkiej chwili, daj¹cnam jedno tchnienie weny, i zginêli. Raz.

Tworzymy ich tak, jak ciasto Zuzi(tylko nie niszczymy).

Zdo³aliœmy zapisaæ jedn¹ kwestiêz ich ust, opis oka albo imiê – cokolwiek.Oni zawsze istnieli, jednak ich ¿ywot by³tak nieszczególny i niepoci¹gaj¹cy, ¿etylko w chwili krótkiej agonii mieli szan-

sê wybiæ siê na pierwszy plan wœródnaszych myœli. I zginêli. Raz.

Teraz pozosta³o tylko wspomnieniei krótka refleksja – a mo¿e uda siê ichwskrzesiæ? Jeszcze raz.

„Gdzieœ tam jestem piêkna, gdzieœ tampiszê ³adnym, czytelnym pismem i œmie-jê siê z ¿ycia. Gdzieœ tam na pewnojestem szczêœliwa, spontaniczna i œmia³a.Gdzieœ chcê sprawiaæ ludziom radoœæ,odci¹¿aæ ich z trosk. Gdzieœ we mnie jestcz³owiek „Nikt“, który mo¿e wszystko.

Ale tutaj jestem ja – zepsuta przez

œwiat, przez jego cierpienie i znieczulicê.Tutaj p³aczê, tutaj mam pryszcze, tutajszukam kogoœ, kto zdejmie z moichbarków troski.

Lecz na tym œwiecie nie ma miejscadla cz³owieka „Nikt“. Tu jest punkt,w którym ludzie musz¹ nieskoñczenied³ugo cierpieæ, od pierwszej mi³oœci a¿po œmieræ. Wiêc cierpmy i smuæmy siê,bo lepiej ju¿ nie bêdzie.“ *

dittchen

* NIE, NIEPRAWDA (przyp. red.)

Z ust Nieistniej¹cych Niedokoñczonych

Ty ma³a zak³amana istoto!

Tak naprawdê jest paŸdziernik, niekwiecieñ!

Bo (od „bo“ nie zaczynamy zdania,wiêc niechaj bêdzie „poniewa¿“ zamiast„bo“) pada deszcz, jest Ÿle i smutno.

Œwieci s³oñce, ludzie siê uœmiechaj¹i s¹ nareszcie szczêœliwi.

I jeœli ktoœ spodziewa siê jakiegokol-wiek sensu i przes³ania na tych stronach,to niech siê nie krêpuje i sobie poszuka(mo¿e nawet znajdzie).

A absurd i tak bêdzie poœród nas. Bood tego s¹ samozwañcze nieregularnikiintelektualno-artystyczne, ¿eby absurdmia³ gdzie mieszkaæ.

(w czynie obywatelskim musimyprzeciwstawiæ siê bezdomnoœci, któr¹zrzucaj¹ na nasz kraj wrogie kapitalisty-czne narody... a mo¿e do by³a jednakstonka...)

Z powodu bardzo póŸnej pory sk³adutego numeru redakcja pragnie z³o¿yæwyrazy wspó³czucia wszystkim osob-nikom, którzy musieli robiæ cokolwiekinnego ni¿ spanie miêdzy 00.00 a 06.00w nocy, a wiemy, ¿e by³o takich wielu.

W tym wydaniu Anytena znajdziemyte¿ komiks, bêd¹cy wstêpem do wielkiejsagi, która zmieni œwiat (jednak dopieropo wakacjach).

I tym optymistycznym akcentemskoñczymy wstêp, który musia³ byætutaj, bo bez wstêpu nie wypada.

A wakacje nieuchronnie siê zbli¿aj¹.Dla niektórych ju¿ siê zaczê³y...

PS.Og³aszamy równie¿ specjalny dwu-

dniowy konkurs dla Anny Galuhn.Zagadka na stronie 10.

Absolutnie BEZ SENSU!!!– Ale o co chodzi?– O to, ¿e wstêpniak to totalny be³kot,

o to, ¿e teksty nie mówi¹ o niczymnowym (choæ zdarzaj¹ siê ciekawostkipod wzglêdem warsztatu), w kó³ko tosamo! Jakiœ nieustaj¹cy be³kot o tym jakjest Ÿle i smutno. Ile mo¿na?

– No tak, ale skoro ludzie maj¹ chêæpisaæ o tym, niech to robi¹.

– Wspaniale! Przy odrobinie szczêœ-cia zamulimy siê sami w³asnymi myœla-mi, po co nam efekt cieplarniany czyjakiœ inny SARS?! A pomyœla³eœo czytaj¹cych, czy oni maj¹ ochotêtraciæ czas na ten be³kot?

– Czym ty siê przejmujesz? Przecie¿to i tak tylko bezmózga masa, kupi¹wszystko, jeœli tylko odpowiednio tozareklamowaæ.

– Bosko, ja wola³bym jednak, ¿ebyw tej gazecie by³o coœ wiêcej od zlepkumyœli kilku grafomanów.

– Mrzonki, mrzonki. Ciesz siê, ¿emasz chocia¿ kilku autorów i mo¿eszwydawaæ tego ca³ego Anytena.

– Wydaje mi siê, ¿e stara koncepcja tejgazety jest niedobra. Sama Sztuka totrochê za ma³o do ¿ycia, dla ¿ycia...

– Sztuco? Gdzie ty tu widzisz jak¹œSztukê? Najbli¿sze jej wysokie stê¿enieznajduje siê oko³o 14 km st¹d, w Muze-um Narodowym.

– Wiêc mo¿e masz jakiœ pomys³, ¿ebyto zmieniæ?

– Co? Ja? Nie, ja tu tylko bluzgam.

Figlarz

Treœci SpisWstêpniak 2Z ust NN 2Planeta 3Chcia³abym tworzyæ rzeczy piêkne 3W³óczykije, w³óczykije 4Wiosenny deszcz 4Wiosenny deszcz cd. 5NieCH ¯yjE AbsurDDDD?!?!? 6Przejœcie 7Cicha samotnoœæ... 7Ars Politica 8Nazwy ulic odbiciem ustroju 8Wierszo³ki 9Poezji mi brak! 10Deszcz 10Deszcz cd. 11Tej krainie nie potrzeba nic 11Komiks 12 N u m e r t e n j e s t

d e d y k o wa n y A g a t c e i A n i .

Dziêkujemy prof. Natorfowi– wiadomo za co.

AutorzyBasia „dittchen“ Baczkowska 1AEwa „eVa“ Samorzewska 3APiotr „Witos“ Witek 3CMateusz „Figlarz“ Wolski 3DMaciek „A“ Tokarski 3EAnna Galuhn 3FMagdalena "Italia" Karpienko 4A

GraficyKasia „Koszatka“ Kluge 1FJacek Kopeæ 3C

RedakcjaMateusz Wolski 3D Red. Nacz.Grzegorz Smulko 3D Sk³ad. Red.Agata Chiliñska 3E Korekt. Red.

2 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Chcia³abym tworzyæ rzeczy piêkneChcia³abym tworzyæ rzeczy piêkne.

Na przyk³ad malowaæ stare, tekturowepud³a zielon¹ albo ¿ó³t¹ farb¹, alboniebiesk¹ jak ocean. Mam nawet pêdzel– jak najbardziej odpowiedni. I potrafiê,naprawdê potrafiê malowaæ.

Farby przechowywa³abym w s³oikachpo konfiturach, szczelnie zakrêconych.Ustawia³abym je na drewnianychpó³kach – od pod³ogi po sufit. Albo naparapetach – starych i spróchnia³ych,albo na pod³odze pod œcian¹.

Mog³abym sama robiæ farby,z kwiatów, warzyw, owoców... Zawszedodawa³abym coœ od siebie – kawa³eknieba, chmurê, która p³ynie,gwiazdê, guzik zagubionygdzieœ w œniegu...

I tak siedzia³abym godzi-nami, maluj¹c te pud³atekturowe i stare. Ws³oneczne dniwychodzi³abym przeddom, do lasu czyparku. Bra³abym ze

sob¹ takie pud³o i jeden s³oiczek farby, ipêdzel. Siada³abym na trawie albo na³awce, albo na drzewie i malowa³abym.

Przechodziliby obok mnie ludziei pytali, po co malujê te pud³a. A jaodpowiada³abym im, ¿e robiê rzeczypiêkne. Wtedy oni uœmiechaliby siê domnie i pytali, czy mog³abym zrobiæ – taktylko dla nich – chocia¿ jedno ma³epude³ko.

Odpowiada³abym, ¿e z przyjemnoœ-ci¹, i ¿e tylko muszê wiedzieæ, na jakikolor chcieliby mieæ pomalowane takiepud³o.

A jakby wybrali czerwony, robi³abymsmutn¹ minê i mówi³a, ¿e

niestety nie mogê, ¿e nie mamtakiej farby, i ¿e malujê pud³a tylkona zielono, ¿ó³to i niebiesko. Ale zato mam bardzo du¿o odcieni tychkolorów, które naprawdê s¹œliczne. No i oni skakaliby z

radoœci i mówili, ¿e na przyk³adchc¹ mieæ niebieskie pude³ko,takie niebieskie jak oczy

starszej pani na ³awce. I ja podchodzi³abym do tej pani

i prosi³abym j¹, ¿eby na chwilêzamknê³a oczy, i ¿eby nie ba³a siê anitrochê, bo ja chcê tylko wzi¹æ od niejodrobinê koloru jej niebieskich oczu.Mówi³abym jej, ¿e na pewno nic niezauwa¿y, i ¿e to niczego nie zmieni, za tobêdzie szczêœciem dla tamtego ch³opcapod drzewem.

I starsza pani zamyka³aby powieki.Wtedy dotyka³abym ich pêdzlem.I bieg³abym szybko do domu, aby zrobiæfarbê – najpiêkniejsz¹ na œwiecie.

Anna Galuhn

PlanetaNast¹pi³a pe³na symbioza jak dot¹d

wspó³dominuj¹cych gatunków zamiesz-kuj¹cych tê Planetê. Ujmuj¹c to innymis³owami: gatunki nawzajem siê powybi-ja³y. Mowa tu i o roœlinach, i o zwierzê-tach. Tak wiêc, zarówno fauna, jak i floraPlanety zakoñczy³y swój byt. Ostate-czna, trwaj¹ca od pocz¹tku bitwazakoñczy³a siê. Nie by³o, ani zwyciêz-ców, ani przegranych. Niczego nie by³o.Tylko Planeta, bêd¹ca teraz niemymœwiadkiem przesz³ych wydarzeñ.

Bez ust, bez uszu, bez oczu. Niezdolnado jakichkolwiek czynów, do jakiejkol-wiek opowieœci. Pieœni nigdy nie mia³ypop³yn¹æ z jej ust, a jednak po wszeczasy mia³y byæ œpiewane.

Niema, wiecznie nuc¹ca sw¹ w³asn¹historiê, pusta Planeta wprawi³a siêw ruch. Jej ociê¿a³e cielsko ruszy³oz miejsca, ziemia zadr¿a³a, a ogromnyciê¿ar ruszy³ w g³¹b kosmosu.

Ciemna, nie mog¹ca rzucaæ cieniamasa, p³ynê³a poprzez bezkresnywszechœwiat. A za ni¹, niczym okrêt podbia³ymi ¿aglami, ci¹gnê³a siê jej pieœñ.

G³osy rozpaczy i zag³ady wype³nia³yjaŸñ planety. Œmiech i dzieciêcy chichotrozsadza³y jej wnêtrze. W ¿agle statkudê³y odg³osy kapi¹cej krwi. Krzyki

umieraj¹cych tworzy³y pok³ad. Wrzasknowonarodzonego dziecka by³ kapi-tanem, a za sterem sta³ ryk zwierzêcia.Odg³osy modlitwy tworzy³y wios³a, rytmwybija³a czwarta symfonia Beethovena,a hen wysoko na maszcie nowej nadziei,w horyzont wpatrywa³y siê przekleñstwapijanych i morderców.

Planet¹ wstrz¹sa³y dreszcze. Ka¿dywrzask, to nowy ból. Ka¿dy œmiech, tonowe cierpienie. Ka¿da kolejna nuta tejnieustannej pieœni, to niemy krzyk nigdynie powsta³ych ustPlanety.

Wieczny, têpy, wsze-chobecny ból. Ból, odktórego nie ma uciecz-ki. Ból, który sam wsobie mo¿e byæ tylkocelem. Ale celu nie ma,nie ma kresu wêdrówki.Nie ma dla Planetyakceptacji bólu, nie ist-nieje dla niej zjed-noczenie z bólem. Jesttylko trwanie.

Tak by³o, jesti bêdzie.

Nieme cierpieniew trwaniu i wieczne po-

wtarzanie tejsamej historii,której pocz¹tkiemi koñcem by³a zag³ada.Której sensem by³a zag³ada. I która chcezadaæ zag³adê swojemu niememu œwiad-kowi, nie rozumiej¹c, ¿e œwiadkowiefaktów sami staj¹ siê faktami. A fakty nieumieraj¹. Jak i nie umiera historia, gdynie ma jej kto oceniæ.

A

A jeœli jednakstwierdzi³eœ, ¿e chcesz

coœ napisaæ, to czekamyna ciebie:

[email protected]

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 3

W³óczykije, w³óczykije„W³óczykije, w³óczykije!Jak siê wam na œwiecie ¿yje?Stare porzucacie miejsca,by gdzie indziej szukaæ szczêœcia.

Dok¹d ci¹gle wêdrujeciepo calutkim chyba œwiecie?Œrodkiem losu niespodzianek,których nie jesteœcie panem.

Odkrywacie tajemnicê,która siê nazywa ¿yciem.Dni s¹ piêkne i niczyje,kiedy jesteœ w³óczykijem.

B³yskawica tañczy z gromem.Ona w³óczykija domem.W³óczykije, w³óczykije!Jak siê wam na œwiecie ¿yje?“

W³óczykija mo¿na spotkaæ nie tylkow lesie. Pe³no jest wokó³ w³óczykijów.W³óczykije graj¹ na flecie zrobionym zga³¹zki. Ale mog¹ te¿ graæ na skrzyp-cach, tr¹bce, bêbenku czy fortepianie.

By³o zimno i wietrznie, kiedy po razpierwszy zobaczy³am takiego prawdzi-wego w³óczykija. Otworzy³ mi drzwii zaprosi³ do œrodka. A potem parzy³herbatê przez ponad dwie godziny –wcale nie dlatego, ¿eby by³a wyj¹tkowa,dok³adnie zaparzona... Tym bardziej, ¿eby³a ekspresowa, z torebki. G³os mia³ takmiêkki, tak mi³y dla ucha, ¿e czu³am siê

jak na tratwie ko³ysanej przez fale. By³ œmieszny i zielony. Zmyty z góra-

mi i drzewami, z ³¹k¹ i traw¹... Tak!Pachnia³ traw¹, soczyst¹ i wiosenn¹.Opowiada³ niesamowite historie. Mówi³o ksiê¿ycu, który siê œmieje i o lawiniespadaj¹cej niespodzianie, ale przed któr¹mo¿na ukryæ siê w namiocie.

Postawi³ sza³as w pokoju i rozpali³ wnim ognisko. Od ma³ej, wiœniowejœwieczki tl¹cej siê pod oknem. Nie usiad³przy ognisku ani namoment. Ci¹gle przy-nosi³ nowe ga³¹zkii wrzuca³ je w ogieñ.Wtedy pojaw-ia³y siê iskry.I lecia³y wniebo jak ma³ebaloniki. Byznikn¹æ gdzieœw powietrzu,umkn¹æ.

Potem szed³nad rzekê. Za-nurza³ wzrok wh o r y z o n c i ei marzy³ o ko-lejnych pod-ró¿ach. I czeka³na deszcz, któ-ry spadnie zgóry na ziemiêi po³¹czy roz-

gwie¿d¿one ot-ch³anie z ziem-skimi.

Czêsto siê modli³. Prosi³ i dziêkowa³.Mówi³ o swoich lêkach, choæ pozornienie ba³ siê niczego. Pragn¹³ wolnoœci, alenie wierzy³ w szczêœcie. Ci¹gle coœprzep³ywa³o mu miêdzy palcami. I ¿adnesi³y nie by³y w stanie tego zatrzymaæ.Chcia³ kochaæ, ale nie potrafi³ komuœsiebie oddaæ, zostawiæ w jakimœ miejscu.A nie wierzy³ w to, ¿e pewnego dnia ktoœ

zechce ruszyæ z nimw œwiat.

Anna Galuhn

Czym jest dla mnie pierwszydzieñ wiosny?

Dla niektórych to po prostu dzieñwagarowicza, wiêc nale¿y pójœæ naAgrykolê, do kina czy na manifestacjê.Dla innych mo¿e byæ to dzieñ, w którymludzie, nie wiedzieæ czemu, dziwnie siêzachowuj¹. S¹ te¿ tacy, którzyuœwiadamiaj¹ sobie, ¿e pierwszy dzieñwiosny by³ wczoraj...

A mo¿e wyznacza on pocz¹tekwiosennych porz¹dków? Coœ w tym jest.Czas zmian, reorganizacji, pocz¹tków...W³aœciwie 21. marca to dla mniemoment. Ca³y dzieñ skumulowanyw ma³ym przecinku, w zdaniu mojego¿ycia jest w zasadzie granic¹: przedtemby³o, potem bêdzie. Niestety, bo niestety.Najwa¿niejsz¹ rzecz¹ w zdanius¹ przecinki.

Mam tak¹ ma³¹ tradycjê (ma³a,poniewa¿ trwa zaledwie od trzynastumiesiêcy): co roku, w pierwszy dzieñwiosny, malujê coœ na jednej ze œcianmojego pokoju. Moim pierwszymmalunkiem by³y dwa ko³a – s³oñcaw kolorach jasnozielonym i jasnonie-bieskim. Nastêpny twór powsta³ nadmoj¹ kanap¹ w tzw. miêdzyczasiei przedstawia³ mandal w tych samych copoprzednio kolorach. W tym roku nieposz³o mi najlepiej. Od dawnaplanowa³am coœ na trzeci¹ œcianê – pad³ona chiñski znak oznaczaj¹cy mi³oœæ, a ¿eakurat mia³am do³a, poniewa¿ pierwszydzieñ wiosny musia³am spêdziæ w gipsie,co uniemo¿liwia³o mi bieganie, obœciski-wanie, wariowanie i rozdawaniekwiatów (musia³am zamkn¹æ na kluczykmoj¹ spontanicznoœæ), to nowe dzie³o

zyska³o kolor czarny. Znak niestetywyszed³ krzywo, a w dodatku u¿y³amjakiejœ felernej farby i nastêpnego dniarano moja matka powiadomi³a mnie, ¿emój chiñski znak... od³azi.

Kolejn¹ rzecz¹, jak¹ muszê za³atwiætego piêknego dnia, jest odjazdowywygl¹d – obowi¹zkowo. Œwirowaniez bia³ym pudrem, czarn¹ i ró¿ow¹kredk¹ – to w³aœnie to! Akurat to w tymroku siê uda³o. Szkoda tylko, ¿e wszyscymyœleli, ¿e to tak tylko na przedstawie-nie. No a potem nawet nie mog³am siênigdzie powdziêczyæ – no, bo gdzie japójdê z takim gipsem?

Jednak coœ pozostanie z tego dniawiosny – parê ³adnych fotografiii pomys³ów – czyli same dobre rzeczy.I to jest wa¿ne.

Wiosenny deszcz

4 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Wed³ug mnie, wiosna jest najwa¿-niejsz¹ por¹ roku. Nie tylko nastêpujewtedy ogólne odrodzenie, ale te¿i pocieszenie. Wiosna daje nadziejê nacoœ nowego i piêknego. Wydaje siê, ¿ewyrzucamy z siebie wszystkie brudyi troski nagromadzone przez zimê.Odrzucamy z³e myœli i wspomnienia,wch³aniamy czystoœæ i spontanicznoœæ.W³aœnie tym jest wiosna, w³aœnie dlategoj¹ kocham.

Ma ona jedno narzêdzie, którymnaprawia nasz¹ psychikê. Nie wszyscytak do tego podchodz¹, bo nie wszyscymaj¹ okazjê spojrzeæ na tê sprawêz odpowiedniej strony (np. kierowcy).

Lecz czy mo¿e byæ coœ piêkniejszegood burzy z piorunami? Mnie nawet nieobchodzi, ¿e jest wtedy zimno (wa¿ne¿eby by³o powy¿ej zera). Od kiedypamiêtam uwielbia³am taplaæ siêw deszczu – czy rzeczywiœcie to kocha-³am, czy te¿ robi³am to tylko na przekór,nie wiem. Ale zawsze, gdywidzê oberwanie chmury, niepotrafiê siê powstrzymaæ, by niewybiec i nie zacz¹æ skakaæ pomokrej, cudownie zielonej tra-wie. Potem mogê wróciæ dodomu i patrzeæ w okno dopókisiê nie uspokoi. Gdy to ju¿nast¹pi, otwieram okno i biorêparê porz¹dnych haustów po-wietrza.

Woda, paruj¹c z trawy, ziemii kamieni, zabiera ze sob¹ ichcz¹steczki tak, ¿e wszystko jestjeszcze bardziej pe³ne wszys-tkiego ni¿ zwykle. Uwielbiam toprzenikanie siê, tê jednoœæ.Czujê jakbym te¿ stawa³a siêczêœci¹ tego magicznego œwiata.Gdy spadn¹ pierwsze krople (tezupe³nie pierwsze wiosenne kro-ple), mam ochotê p³akaæ.

Najbardziej lubiê w deszczujechaæ samochodem. Otacza mnie wtedytylko kawa³ek blachy i jestem tak bliskowszechobecnego „kap!“ – a jednoczeœ-nie jest mi tak sucho.

Albo gdy le¿ê w ³ó¿ku* i ju¿ mamzasn¹æ, lubiê myœleæ, ¿e deszcz przy-chodzi specjalnie, ¿eby mnie uko³ysaædo snu. Czasami, gdy spa³am, zdarza³omi siê zostaæ obudzon¹ przez spadaj¹cekrople. Nie otwiera³am nawet oczu, alepo prostu uœwiadamia³am sobie, ¿e pada.Uœmiecha³am siê w duchu i znowuzasypia³am. „Da³ mi o sobie znaæ“ –

myœla³am rankiem.Czasami pada³o, gdy miewa³am

depresje. Zazwyczaj wtedy p³aka³am.Deszcz by³ dla mnie jak dobry przyjaciel– jedyny ktoœ, kto ze mn¹ wtedy zosta³.P³aka³am, bo mia³am tylko jego, a jed-noczeœnie a¿ jego.

Wieczorami, gdy nie by³o nikogo wdomu, lubi³am podczas burzy siadaæprzy pianinie. Robi³am d³ugie przerwymiêdzy utworami – na przemyœlenia.Nigdy siê nie irytowa³am pope³nianymiprzeze mnie b³êdami, leczmobilizowa³am do pracy nad sob¹.Czasami gra³am tylko jeden, ciut przero-biony menuet, i wraca³am do innychspraw. Ten menuet to chyba jedyna mojaudana przeróbka, któr¹ akceptujê.Niektórzy znajomi zgadzaj¹ siê, ¿e przy-wodzi na myœl deszcz.

W tym roku... Kto wie, jak to bêdziew tym roku? Wiosna zaczê³a siê dla mnietak Ÿle, ¿e pierwszy deszcz zauwa¿y³am

dopiero po 10 minutach. Akurat zaj-mowa³am siê rozmyœlaniem nad moimmarnym ¿yciem i ró¿nymi, niezbytmi³ymi jego perspektywami. Pomyœla-³am wtedy: „O, pada deszcz – tylko,dlaczego ja nic nie czujê?“. Wydusi³amz siebie pó³ suchej ³ezki bezradnoœci. **

Nastêpny deszcz, który spotka³am,zasta³ mnie w samochodzie ju¿ w niecolepszym nastroju. Wtedy nareszcie siêucieszy³am. By³am tak podekscytowana,¿e wys³a³am anonimowego SMS-az komórki mojej siostry do jedynej

osoby, któramog³aby zrozu-mieæ moj¹ radoœæ.Od razu odgad³a od kogota wiadomoœæ - by³am jedyn¹ istot¹,która tak reagowa³a.

Teraz te¿ myœlê o burzy - kiedy nade-jdzie? W tej chwili jest jeszcze dosyæzimno, ale ju¿ mo¿e za parê tygodni...?Ci¹gle przygnêbia mnie to, ¿e nie mogêbiegaæ. Przez ten nieszczêsny wypadekw ferie bêdê w stanie najwy¿ej postaæi zmokn¹æ. Beznadziejna perspektywa!

Tli siê we mnie jeszcze ma³y zielonyognik nadziei: mo¿e burza zaczeka tychparê tygodni, a¿ bêdê mog³a znowu œci-gaæ siê z wiatrem?

dittchen

* W tej chwili moje ³ó¿ko sk³ada siêz pod³ogi, narzuty, ko³dry, poduszkii jakichœ piêtnastu ksi¹¿ek, nie wliczaj¹c

rzeczy zagubionych (œpiêna z³o¿onej narzucie - tona krêgos³up :).

** Przyp. Red.Po burzliwej debacie kon-sylium redakcyjnemu(w osobach Red. Nacz.i Sk³ad. Red.) nie uda³osiê ustaliæ, czy w za-³o¿eniu autorki ³ezka jestpó³sucha, czy te¿ jest jejpó³.

Potencjaln¹ pó³suchoœæ³ezki obala fakt napisaniapowy¿szych wyrazówrozdzielnie. Twierdzenie,jakoby to ³ezki by³o poprostu pó³, jest niezgodnez doœwiadczeniem, gdy¿³ezki mo¿na zaliczyæ doklasy obiektów fizykalnieniepodzielnych.

Jako egzemplifikacjê tego faktumo¿na podaæ zjawisko niepodzielnoœcidipola magnetycznego. Dziel¹c dipol napó³ dostajemy dwa nowe dipole.Analogicznie dziel¹c ludzk¹ ³zê, dostaje-my dwie nowe ³zy.

Byæ mo¿e autorka chcia³a przekazaæczytelnikom, ¿e uroniona przez ni¹ ³zaby³a po³ow¹ objêtoœci jej przeciêtnej ³zy.

Aby uzyskaæ informacje o zamierzo-nym znaczeniu tego stwierdzenia pro-ponujemy zwróciæ siê bezpoœrednio dodittchen.

Wiosenny deszcz cd.

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 5

NieCH ¯yjE AbsurDDDD?!?!?„Is this the real life

Is this just fantasyCaught in a landslide

No escape from realityOpen your eyes

Look up to the skies and see...”

Jak dla ka¿dej innej historii, tak i dlatej, punktem wyjœcia musi byæ ni mniej,ni wiêcej tylko pocz¹tek.

Tak wiêc pocz¹tek historia ta maw ³ó¿ku, w którym le¿y autor s³uchaj¹cymuzyki i trzymaj¹cy w rêku d³ugopis– sprawcê tych kilku, a w zasadzie to jakdo tej pory dwóch zdañ.

Historia ma sens tylkoi wy³¹cznie wtedy, gdy jej treœæ

Wykracza w pe³ni poza wszelkieprzyjête przez spo³eczeñstwo

granice absurdu. No a przynajmniej poza jedn¹ z

Granic....

Tak¹ zasadnicz¹ granic¹ s¹ góry lubmorze.

Wiêc ta opowieœæ ju¿ przekroczy³agranice swojego absurdu – w czyimœplecaku marki Jansport, w jakiœ bli¿ejnieokreœlonych górach. W ciep³ys³oneczny dzieñ wesz³a na grañi spróbowa³a siê rozwin¹æ, jednak pochwili stwierdzi³a, ¿e najpierwprzekroczy absurd.

Jak pomyœla³a, tak zrobi³a:

Granica AbsurduRoku pañskiego 19.... „Where now the

horse and the rider?” Grupkamieszkañców 10-piêtrowego bloku napobliskich bielanACH. U. U, U, U, U,UUU. U.U.U.U,U.U.U. „Where is the

horn that was blowing?” A mo¿eUrsynów by£BY

C I E K a w s z y Mmiejscem

do zamieszkania,nie uwa¿asz?....................Jul.........................................................................................................................................................................................................................................

– „If with my life or death I can pro-tect you, I will!”

– Polityk¹, monetarn¹, która, polega,na, manipulowaniu, STOP¥, Wzrostu,

krajowej, poda¿y pieni¹dza...Oni nie wiedz¹, jak to jest samotnym

byæ, NAJGORZEJ, NAJGORZEJ, NAJ-GORZEJ.

Poprzez tzw. Pain cz³owiek, tzn.Human being, jest w stanie, przynajm-niej theoretically, osi¹gn¹æ dno ostate-czne (angielski odpowiednik tego s³owabli¿ej nieznany] ULTIMATE.

Hipisi, jako grupa etniczna, przyodrobinie starañ ze strony rz¹du, ju¿dawno wyginêli, wyginuj¹ i wyginywaæbêD¥.– A! A, có¿ my tu moi drodzy mamy?– To jest Kura?– Kura?– Tak jest!– A czy jest pan pewien, ¿e to jestKURA?– TAK, to JEST KuRa!– ALE czy na pewno?– Nie! Einstain by³a kobiet¹!– Ich weiß nicht!10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1...

IGNITIONJakim piêknym obrazem jest rakieta,

wzbijaj¹ca siê w przestrzeñ. W powie-trze, czyli jak mi podpowiada umys³humanisty, w jakieœ tam H2O, C, CO2,G14, ONZ, UE, A, B, C, D, E, F, G, H,I, J, K, L, £, M, N, O, P, R, S,

„Pamiêtam dobrzeidea³ swój.

Marzeniami ¿y³emjak król.“

Logicznie na ten tekst patrz¹c, to niema on najmniejszego sensu, on kurczenawet spójny nie jest, ale jak to siêmówi:

„Miejcie nadziejê...“czy jakoœ tak

Logika jest jednak¿e, tylkoJednym z fundamentów nauki

Tak jak historia jest...No czymœ tam na

pewno jest.

I przywi¹zywaædo niej

Wagi nie nale¿y

Dlategote¿, krótko mówi¹c

CHRZAÑMY

LOGIKÊI dalej pod¹¿ajmy za nasz¹

wyobraŸni¹, za nieskrêpowanymimyœlami, za obrazami w naszej g³owie,za sercem i ca³¹ reszt¹ przepe³niaj¹cegonas sensualizmu.KOCHAJMYIDAJMY SIÊ KOCHAÆPOEZJI, POEZJI, SIÊ SIÊ SIÊ SIÊ,SIÊ SIÊ SIÊ SI SI SI SI SI SI SI S SS S S S S S S S S S S S S S S S

„Co do nieskoñczono-œci g³upoty ludzkiej , ton ie mam pewnoœc i .”

- ZDROWIE!- NIECH ¯YJE

A B SA B SU RU RDD

Szanujmy nasze ma³e intymne œwiaty.

CYTATY:EinsteinTolkien

Film „C.K. Dezerterzy”Film „Seksmisja”

D¿emA. Asnyk

Queen

A

6 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Cicha samotnoœæ...Czy znacie stan przejmuj¹cego do

g³êbi smutku, odczuwanego ka¿d¹komórk¹ cia³a? Potrzeba wtedy czyichœbezpiecznych oczu i ciep³a d³oni… byœwiat przesta³ siê liczyæ, a problemysta³y siê b³ahe i nieistotne… bo przecie¿jest to, co najwa¿niejsze – zaintere-sowanie i wsparcie ze strony drugiejosoby… gorzej jednak, gdy ów smutekspowodowany jest pozornym posia-daniem takiego portu – w rzeczywistoœciwynika z jego braku. Dlaczego tak siêdzieje? Dlaczego go nie posiadamy? –bo nie spe³nione oczekiwania pal¹¿ywym ogniem subtelne emocje niezabitych wewnêtrznie ludzi… chcia³obysiê krzykn¹æ – „¿yjê, Nie maltretujciemnie!“… ale nikt nie s³ucha…

Powiedzcie, ile czytaliœcie ju¿ takichtekstów o smutku? Du¿o? Bardzo du¿o?Papier zniesie przecie¿ wszystko, ka¿d¹iloœæ ró¿nego rodzaju bzdurek… gorzejz autorem… Zadaliœcie sobie kiedyœpytanie, ile takich tekstów wytrzymatwórca? Przy którym zw¹tpi, umrzewewnêtrznie lub zamknie siê w swoimœwiecie i ju¿ nikogo do niego nie wpuœ-ci, a¿ stanie siê zgorzknia³y i nieprzy-jemny dla otoczenia…?????

Ludzie! Zatrzymajcie siê choæ nachwilê… popatrzcie w czyjeœ smutneoczy… dajcie im choæ odrobinê w³asnejiskry, aby nie umar³y… aby nie straci³ynadziei na to, ¿e gdzieœ mo¿na znaleŸæcoœ takiego jak mi³oœæ, czu³oœæ, zrozu-mienie… przecie¿ to nic nie kosztuje,

a komuœ mo¿e daæ odrobinê ciep³a… niepatrzcie d³u¿ej na siebie wilkiem…zacznijcie w koñcu emanowaæ ciep³emw kierunku innych i przestañcie w koñcumyœleæ tylko o sobie… nie jesteœcie tusami… DOŒÆ!!! „tupania nog¹“ i krzy-czenia „ja, ja…“ – czas by daæ coœz siebie drugiemu cz³owiekowi…

Ludzie, zainteresowanie siê kimœi zrezygnowanie z egoizmu nic nie kosz-tuje, a dla kogoœ obok was mo¿e byæbardzo wa¿ne i potrzebne… zacznijciew koñcu widzieæ, a nie tylko patrzeæ…zauwa¿cie niem¹ proœbê w za³zawionychoczach…

Italia

PrzejœcieD³uga ulica opadaj¹ca w dó³, kroczysz

powoli kanionem ludzkiej rzeki, dziœwyschniêtej i przycupniêtej na ³aweczce,spogl¹dasz w niebo, które zsy³a ci kro-ple, sp³ywaj¹ce zwolna po policzku.

Czarne kraty dnia, zwieñczone ostrza-mi trzeŸwo patrz¹cymi w dal, wiêzieniebardziej twoje ni¿ ich, na zewn¹trz pros-tok¹ta minionych godzin, a oni s¹ tam,wolni w swoich gestach, nieœwiadomi,szczêœliwi, 2, 2+1, 2, 2, 1. Id¹c prze-suwasz lekko d³oñ po czarnym metalu,wygrywaj¹c cicho muzykê duszy, taktszeptów.

Brama jest chwil¹ wahania, czymœnieuchwytnym, co pozostaje zawsze podrugiej stronie. Brodzisz wœród liœci,a one odpowiadaj¹ ci cichym szelestem,jesteœ czarnym œpiewem kruka poœródogni œwiata, spojrzeniem jeziora podszarym niebem, jednym niebemspajaj¹cym wszystko.

P³yniesz powietrzem alejek, zapacha-mi jesieni, gubi¹c sen codziennoœci,smakiem deszczu, chcesz nie byæ, mócpadaæ na ziemiê z ka¿d¹ kropl¹,otrzeŸwia ciê ból s³ów, zimnego ostrzauœmiechu zwróconego ku czemuœinnemu, ale dlaczego, przecie¿ œwiat³ona wodzie, d³ugie alejki, krzyk, krzyk,krzyki ptaków zewsz¹d, tu¿ obok, zatob¹, odwróæ siê, odwróæ! I cisza.

Liœcie gasn¹.Cisza strzepuje wilgoæ z piór. Drzewa

umilk³y, ich gotyckie d³onie b³ogos³awi¹bezg³oœnie coœ niezmiernie odleg³ego...

Powiew przywraca ciê œwiatu, stajeszsiê trzaskiem ga³¹zki, odg³osem kroków,

których nie ma, mo¿e nigdy nie by³o, jestw tym niema proœba, nie dziœ, aledlaczego, tak ci tego przecie¿ potrzeba,nim wszystko skuje lód, nie dziœ,- pow-tarza wiatr.

Te drzewa, woda, dalekie alejki,odchodz¹ z ka¿dym krokiem, taknieosi¹galne, jak tamte chwile, które ju¿minê³y, a dalej jest ju¿ tylko wiatr, wiatr,brama i œwiat, œwiat a¿ po horyzont, pokres.

Siadasz nap r z y s t a n k u ,wœród opatulonychw d³ugie szale liœci,spogl¹dasz z okien autobusu, choæ niema ju¿ dok¹d, têsknota, poza s³owami igazetowym papierem, i wiesz, ¿e wró-cisz.

Witos

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 7

Gdy tylko tekê objê³aJu¿ reform nowych siê jê³aMinistrom w g³owach zawracaA uczniom trzewia przewraca

Po ministerstwie pl¹saPremier podkrêca w¹saCa³y parlament weso³y¯e ju¿ nie wróci do szko³y

Bo...sroga minister KrystynaTo na niegrzecznego synaNa córkê, co siê nie korzyBicz bo¿y

Wiêc...gdy j¹ zobaczysz na drodzeTo zmykaj na jednej nodzeBo gdy ciê w ³apy dostanieNa nic b³aganie!

Czas lekcji jak mo¿e wyd³u¿aCzym wszystkich woko³o wkurzaCzym zdrowie sobie marnujeLecz siê na uczniach odkuje

Wci¹¿ mêczy siê godzinamiCo zrobiæ z tymi uczniamiJej noce mijaj¹ bezsenneGdy nam szykuje gehennê

Gdy¿...sroga minister Krystyna

To na niegrzecznego synaNa córkê, co siê nie korzyBicz bo¿y

I...gdy j¹ zobaczysz na drodzeTo zmykaj na jednej nodzeBo gdy ciê w ³apy dostanieNa nic b³aganie!

Uczniowie dr¿¹ pod ³awkamiGdy kroczy korytarzamiInspekcja ministrów srogaA¿ krzykn¹ - huzia na wroga!

I rusz¹ t³umy œciœnioneSrogimi wyroki zgnêbioneI rusz¹ masy ludoweBy Krysiê skróciæ o g³owê

Lecz...k o c h a j m yPani¹ ministerChoæ nam obci¹¿a tornisterChoæ gnêbi nas ca³e rankiPoprzez czytanki

Bo...choæ wredna jest nies³ychanieI taka ju¿ chyba zostanieTo w ca³ym swym dobrobycieCiê¿kie ma ¿ycie!

Gdy¿...trzeba wci¹¿ kokietowaæBy tekê ministra zachowaæWci¹¿ trzymaæ oblicze weso³eI gnêbiæ szko³ê

Bo...z Pana Premiera LeszkaTo te¿ jest niez³y kole¿kaPos³owie pod jego rz¹damiTrzês¹ portkami

Wiêc...gdy go zobaczysz na drodzeTo zmykaj na jednej nodzeBo gdy siê do rz¹du dostanieszNa nic b³aganie!

Witos

nazwa dawna nazwa obecnaWarszawa

1. Armii Wojska Polskiego Szucha Jana ChrystianaBieruta Boles³awa Fieldorfa Emila, gen.Brygad Miêdzynarodowych Kompanii "Kordian"Komarowa W³adimira Wo³oskaKrajowej Rady Narodowej TwardaKrupskiej Nadie¿dy Batalionu "Piêœæ"22. Lipca Ziemskiego K.

"Wachnowskiego", gen.Luksemburg Ró¿y Skrzeszewskiego St.Marchlewskiego Juliana Jana Paw³a II, alejaNowotki Marcelego Andersa W³adys³awaRewolucji PaŸdziernikowej Prymasa Tysi¹clecia, alejaRozwojowa Lipowczana Paw³aStalingradzka, al. JagielloñskaŒwierczewskiego K., gen., al. Solidarnoœci, aleja

Piastów15. Grudnia DworcowaJednoœci Robotniczej Leœmiana Boles³awa22. Lipca Popie³uszki Jerzego, ks.1. Maja Krakowska, alejaŒwierczewskiego Karola, gen. Krakowska, alejaZwi¹zku M³odzie¿y Socjalist. Hallera Józefa, gen.

nazwa dawna nazwa obecnaMarki

Armii Ludowej Skorupki Stanis³awa, ks.Dwudziestolecia Jana Paw³a IIGagarina Jurija Braci Briggsów1. Maja Paderewskiego JanaMarchlewskiego Juliana Dmowskiego RomanaNowotki Marcelego Hallera Józefa, gen.Przemys³owa Lisa Kuli LeopoldaŒwierczewskiego Karola, gen. Pi³sudskiego Józefa, marsz.

Wo³ominArmii Ludowej LegionówDzier¿yñskiego Feliksa Z³ota1. Maja 3. MajaMarchlewskiego Juliana ¯ó³kiewskiego St., hetm.Nowotki Jana Chodkiewicza J. K., hetm.Œwierczewskiego Karola, gen. Armii Krajowej, alejaZwi¹zku M³odzie¿y Polskiej, al. Fieldorfa Emila, gen.

Weso³a15. Grudnia Sikorskiego W³., gen.Lenina W³odzimierza Iljicza Brata AlbertaŒwierczewskiego Karola, gen. Armii Krajowej

SulejówekCzynu Spo³ecznego Mariañska

Zmiany nazw ulic w latach 1998-1999

Ars Politica

8 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Wierszo³ki

Istota ciszy

Cisza jest najdoskonalszym objawem chaosu.

Figlarz

Weso³y wiersz

sny i marzenia...³zy i westchnienia...dzieci i poeci...doroœli... i namiêtnoœci...dni i ciemnoœci...woda i ziemiaradoœæ tworzenia

Figlarz

Proste?1 + 1 = 21 - ei·π = 2Trudne?

FiglarzBo

bo wierszbo napisaæbo uchwyciæwyryæ w pamiêci kartkibo bia³eczarnym tuszem pokryæzdarzeñ uczuæ myœlibo w g³owie bo na kartcena zielono ka¿d¹ kratkêzamalowaæjednym s³owembo nie mogêju¿ nic wiêcejnie potrafiênie dam rady siêgn¹æ niebapo marzenia

Anna Galuhn

Dla tych, którzy wiedz¹

¯eby pêdziæ na skrzyd³ach wiatru¯eby istnieæ poœród drzew¯eby przekrzyczeæ na zawsze milczenie¯eby dotkn¹æ choæ raz odmienienie¯eby z ptakami lataæ¯eby z sosny na sosnê skakaæ

¯eby, ¿eby, ¯ebyCoœ tam, coœ tam, ktoœ tamJeszce raz i znowu...

¯eby ¿yæ, by marzyæ,A nie marzyæ, by ¿yæ.Byæ samemu, ale nie samotnym.Czuæ, a nie poczuwaæ siê do.

I co z tego g³upi poeto?Wyklêty przez œwiat ¿ywych wierszokleto.P³acz! Œmiej siê! Czyñ co ci siê podoba! Najwy¿ej skoñczysz jako ksi¹g m¹drych ozdoba.

Figlarz

Zielone wst¹¿ki ciszy

Zielone wst¹¿ki ciszyoplataj¹ciê¿ki kamieñ w mojej g³owiewyg³adzaj¹ ostre linieA jestem przecie¿ tak zwyczajnieCiê¿ko st¹pam po czarnych chmurach ziemiktóra wcale nie ugina siêpod moimi stopamiA szkodanie mo¿na podskoczyæ jak na trampoliniespaœæ w bezpieczn¹ trawêna pewno jest jeszcze po œniegiembrudnym i stêsknionym za wiosn¹zielon¹Zwi¹zana wst¹¿kami ciszydo nieprzytomnoœcipoprzez nabrzmia³e ¿y³ykrzyczê

Anna Galuhn

O naturze py³u, który znika

To z zegara wylatuj¹ æmyka¿dej nocy Widzia³amOne myœla³y ¿e ju¿ œpiêa ja mia³am tylko zamkniêtepowieki Æmy s¹ kolorowei gdy lec¹ pozostawiaj¹ w tylepasmo barwnego py³uTen py³ potem znika D³ugomyœla³am jak to mo¿liwetak po prostu znikn¹æi nie byæ Gdy ju¿ podda³am siêi pogodzi³am w koñcu my te¿znikamy bez œladu nawet górkaziemi zostaje zadeptanaZobaczy³am ¿e py³ tenucieka przez okno

Anna Galuhn

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 9

Poezji mi brak! Patrzê za okno. Jestwiosna. Zielono. Poezji mi brak. Wiêcszukam jej za bram¹, na moœcie. Poezjimi brak. Przegl¹dam ksi¹¿ki z zapa³emszaleñca. Poezji mi brak.Miotam siê,biegam odbrzegu dobrzegu. Poezjimi brak.

„Spójrz, drze-wa takie s¹ uœmiech-niête...“ – wiêc w liœcie zanurzam g³owê.I w³osy mam ca³e mokre od rosy.

A kokon motylirun¹³ gdzieœ w trawê i zgin¹³ gdzieœw trawie motyl.

Otwieram okno. Bosymi stopami stajêna parapecie. Jeden krok, jeden ma³ykrok i jestem na chmurze zieloneji miêkkiej. Jak przyjemnie jest siê przy-tuliæ do takiej chmury! I p³yn¹æ poniebie jak po oceanie. Jachtem starym,drewnianym z bia³ymi ¿aglami.Strasznie œmiesznie musi to wygl¹daæ zziemi... Na pewno gdzieœ na polanie le¿ypiegowaty ch³opiec z g³ow¹ zadart¹ donieba i gapi siê w chmury. I myœli, ¿e to

nie chmury, tylko hipopotamy, albo¿yrafy, albo jaszczurki. Pewnie œmiejesiê szeroko. To mi³e tak siê uœmiechaæ.

Wiêc siê uœmiecham. A gdy jest miŸle, to uœmiecham

siê przez ³zy.I chocia¿ czasemwcale nie widaætego uœmiechu, to

on i tak jest –gdzieœ pod p³asz-

czem skóry. Tyl-ko boi siê wynurzyæ na powierz-chniê, bo nie ma pa-

rasola. Uwielbiam

³aziæ podrzewach!To takiecudowne ³aziæpo drzewach!

Takie odrywaj¹ce od ziemi. Tonic, ¿e drzewa s¹ z ni¹ tak mocnozwi¹zane... Bo ja jestem zwi¹zanaz drzewem tylko na krótk¹ chwilê,mgnienie oka. A potem patrzê na wszys-tkie siniaki i zadrapania i jestem takaszczêœliwa. Bo ³azi³am po drzewach. Ajeszcze wiêksza radoœæ jest wtedy, jaktakie drzewo roœnie nad rzek¹. Nadrzek¹, która p³ynie. Jak tak siê nad ni¹pochyla jakby chcia³o j¹ przytuliæ, obj¹æsetk¹ swoich ramion. Wtedy tak bardzochcê rzuciæ siê w rzekê – z rozwartymiramionami, rozpromienion¹ twarz¹. Naj-

czêœciej jednakodwracam siê izeskakujê na ziemiê.I zastanawiam siê, czemu w³aœciwieziemia nie ko³ysze siê jak hamak. Jakhamak spleciony z polnych kwiatów.

A potem idê do szko³y. Albo nawet niedo szko³y. Wystarczy, ¿e idê ulic¹. Takietwarde s¹ wszystkie ulice...

Anna Galuhn

Poezji mi brak!

Czym jest Deszcz? Nie chodzi tuo naukow¹ teoriê, ¿e z chmurek (zbiorukropelek wody zawieszonych w atmos-ferze) pada woda w wyniku osi¹gniêciaprzez te kropelki tak du¿ych rozmiarów,¿e pr¹dy w chmurze nie mog¹ ich d³u¿ejutrzymaæ.

Nie twierdzê, ¿e tonieprawda, ale Ci, którzywidz¹ w Deszczu tylko to,okropnie siê ograniczaj¹.

Deszcz jest zjawiskiemnieskoñczenie pozyty-wnym. Gdy pada wszystkostaje siê czystsze i jakgdyby nowonarodzone,zaskakuj¹ce wrêcz rzeœkoœ-ci¹, orzeŸwieniem i wolno-œci¹ od suchoœci i kurzu.Energia mo¿e wówczasswobodnie przep³ywaæ.

Napawam siê œwie¿oœci¹.Deszcz sprawia, ¿e wszystko zdaje siê

byæ nierealne, a jednak w rzeczywistoœcijest namacalne. Kszta³ty przedmiotówi ludzi jak gdyby siê rozmywaj¹,zanikaj¹, ale kiedy siê dotknie tych

obiektów wykazuj¹odpowiedni¹ gês-toœæ, a przy tym s¹tak cudownie rze-czywiste – mokre izimne.

Deszcz oczyszcza– usuwa ca³¹ negaty-wn¹ energiê, a pozo-stawia pozytywn¹.Zmywa z³oœæ, nie-cierpliwoœæ, przemê-czenie i kurz. Toswego rodzaju de-szczowe katharsis.

Noszenie parasolek, czy kapturów tosamowolne pozbawianie siê uczestni-czenia w tym zjawisku oraz rezygnacja zdarmowej terapii jak¹ daje Deszcz.Kiedy pada, powietrze pachnie s³odko,a oddychanie przynosi wprost niebywa³¹radoœæ.

Deszcz to swoisty pomost – ³¹czyNiebo z Gaj¹ – Matk¹ Ziemi¹. Wsi¹ka wNi¹, a Ta z wdziêcznoœci rodzi Musoczyst¹ zieleñ (têtni¹ce ¿yciem drze-wa...). Jest Jej niezbêdny.

Przyjacielem Deszczu jest Wiatr, którywprawia Naturê w pozytywne wibracje.Wydaje siê, ¿e jest ona wówczas har-monijnie spójna w nadanym jej, jed-nocz¹cym ruchu. Swoisty taniec Ziemi.

Deszcz pe³en jest tajemniczej sub-stancji, po której krêci siê w g³owiei krêci, i krêci...

Deszcz

10 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Tej krainie nie potrzeba nic"Na koñcu ka¿dej drogi

jest pieprzony cel..."Gerry

Tej krainie nie potrzeba nic. Ma ju¿wszystko czego potrzebowa³a.

Ma czternastu wojowników.Ci wojownicy posiadaj¹ miecze.

Posiadaj¹ zbroje. Posiadaj¹ tarczei he³my.

Wojownicy, wojownicy...Ka¿dy z nich pod¹¿a³ sw¹ w³asn¹

drog¹. Nie jeden z nich przekroczy³ogniste bramy, nie jeden zmaga³ siêz huraganami. Wielu stoczy³o nierównewalki, jeden nawet zgin¹³, ale narodzi³siê na nowo. A¿ w koñcu dotarli dokrainy.

Na wyja³owion¹ równinê pozbawion¹¿ycia. Nie spotkali tu ¿adnych przeci-wników, ¿adnych wrogów, ani przy-jació³. ¯adnych kobiet, dzieci, anizwierz¹t. Nie dostrzegli roœlin, niezauwa¿yli wód, ani nie wyczuli powi-etrza.

Pustka, pustka...Ich droga dobieg³a koñca. Œcie¿ka,

któr¹ d¹¿yli od narodzin w³aœnie siêurwa³a. Pozostawi³a ich samych,wypranych z uczuæ na samym œrodkuPustki. Droga, na której koñcu mia³czekaæ cel, urwa³a siê w po³owie.

Dalej mia³o ju¿ nie byæ niczego.¯adnej woli, ¿adnej improwizacji,¿adnej ¿¹dzy. Za Pustk¹ nie mia³o byæ

ju¿ kolorów, nie mia³y wiaæ wiatry, niemia³o siê dziaæ nic.

Œmieræ mia³a byæ martwa.¯ycie mia³o byæ ¿ywe.Oko mia³o siê staæ okiem.Koniec, koñcem.Pocz¹tek, pocz¹tkiem.Wojownicy dotarli wiêc do kresu poz-

nania. Poznali wszystko, co mogli bylipoznaæ. Wszystko, do pojêcia czegozdolne by³o ludzkie oko, ludzkie serce,ludzki rozum.

Kres poznania...A cel pozosta³ dla

nich niewiadom¹. Celbowiem mia³ le¿eæ nakoñcu drogi, cel mia³ byæO s t a t e c z n y mRozwi¹zaniem.Mia³ byæ Ostateczn¹Bitw¹. Wielk¹ Batali¹Myœli. ArmagedonemSzaleñstwa. Orgi¹ Kolorów.

Triumfem Barwynad szaroœci¹ codzien-noœci. Ponown¹Improwizacj¹.

Wszystko mia³osiê staæ tak przej-rzyste, jak tylko mog³o. Ciemnoœæ ju¿nigdy nie mia³a byæ ciemniejsza, a krewkrwista. CEL. CEL...

Cel Cel Cel....Wiêc wojownicy zawiedli. Nie zdo³ali

dotrzeæ do koñca drogi. Nie polegli, ale

Odp³ynêli. IchDuchy opuœci³ycielesne pow³okii oddali³y siê w niebyt.Cia³a pozosta³y bez ¿ycia – same,samotne poœrodku wielkiej Pustki.Pustki, w której nie dzia³o siê nic. By³atylko pusta Pustka. KwintesencjaPrawdy i Zrozumienia. SzczytDoskona³oœci i Wiarygodnoœci. Miejsce,gdzie to, co bia³e – by³o bia³e, a to, co

czarne – nigdzie nie by³oczarniejsze.

K r a i n a ,g d z i e

Duchy by³yduchami,

a Szamani szamanami.W dole, gdzie Góraby³a gór¹.

A puste Cia³a,niczym innym jakpustymi cia³ami.

Tu miêœnie próch-nia³y tak, jak powin-

ny, tu zbrojerdzewia³y

tak, jak powinny, tu g³o-wy spada³y z rusztowania koœci tak, jakpowinny. Tu nic siê nie dzia³o inaczejni¿ powinno.

PUSTKA, Pustka, Pustka...............I ludzki umys³ bêd¹cy ludzkim

umys³em A

Czujemy siê wtedy lepiej ni¿ poza¿yciu jakichkolwiek u¿ywek – wspo-magaczy (alkohol itp.). Gdy tak siê krêciw g³owie, powstaje wra¿enie, ¿e zarazsiê odfrunie i poleci gdzieœ wysoko,wysoko, a¿ do chmur...

Ponadto Deszcz daje wielkiego„kopa“ energetycznego, przekazuj¹cnam fizyczn¹ energiê, która tkwi wewszystkich spadaj¹cych na Ziemiê kro-plach i w ka¿dym podmuchu Wiatru.Wszelk¹ moc Deszczu – i t¹ oczy-szczaj¹c¹ psychicznie i t¹ fizyczn¹ czer-pie siê ca³ym swym zmoczonym cia³em,zasysa butami z ka³u¿, a chyba najwiêcejnabiera siê jej wraz z oddechem – ch³onêwiêc powietrze „a¿ po pêpek“ i czujê jakrozchodzi siê we mnie a¿ do koniuszkówpalców. Dziêki uzyskanej energii coœ wsercu roœnie i wzbiera. To coœ staje siêniezwykle wielkie i zmusza do tañ-

czenia, skakania, biegania i krzyku a¿ doupad³ego. Potem pozostaje ju¿ tylkocz³owiekowi upaœæ na mokr¹ trawêi le¿eæ gapi¹c siê w niebo, mru¿¹c cochwilê oczy od kropel, które do nichwpadaj¹. Czujemy siê wtedy po prostuszczêœliwi, spe³nieni i niezwykli,a patrz¹c wokó³ zas-tanawiamy siê, czemuwczeœniej nie zauwa-¿yliœmy , ¿e œwiat jesttak bardzo piêkny,a ludzie tacy dobrzy.Chcemy siê tymniesamowitym uczu-ciem podzieliæ z innymi,by i oni mogli go doznaæi poczuæ siê najszczêœli-wszymi osobami naZiemi.

¯ycie jest piêkne.

Warto ¿yæ dla chwil, kiedy czuje siêwiêzy z Natur¹, Ziemi¹, Niebem, wszys-tkimi LudŸmi i gdy chce siê czyniæwy³¹cznie Dobro – uœmiechaæ siê doinnych, ratowaæ gin¹ce gatunki i poma-gaæ cierpi¹cym. Pragnie siê wówczast³umaczyæ, ¿e nie mo¿na tak zatruwaæ

i niszczyæ Ziemi,a ¿eby ¿yæ godniei szczêœliwie niepotrzeba nawet z³a-manego grosza –przecie¿ wystarczyle¿eæ na trawiei patrzeæ w Niebo,z którego spadaj¹krople i ³¹cz¹ cz³o-wieka z cz³owie-kiem i ludzkoœæz Niebem i Ziemi¹.

eVa

Deszcz cd.

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 1111