Cisza stroiła się sama (tomik wierszy) stroia.pdf · I że świat zaczyna się teraz od lewej...
Transcript of Cisza stroiła się sama (tomik wierszy) stroia.pdf · I że świat zaczyna się teraz od lewej...
www.ireneusz-kaczmarczyk.pl
Ireneusz Kaczmarczyk
cisza stroiła się sama
Piotrków Trybunalski 1999
2
* * *
poetom się nie wybacza bo wiedzą więc nie mogą się mylićilekroć wędrują w kierunku przeciwnym niż krew poetom się nie wybaczabo tak jak w tym wierszu powrócą narodzą się znowuodbierając sól oceanom
3
W marszu
w tę i w tamtą stronęw przód w tył i z powrotemwytrwale wolno szybko bezszelestnie i głośnobez odpoczynku ostrożnie nieświadomie niezauważalnie jak najbliżejnajpierw jedna potem drugaobie obciążone drogą błędemślepe niczemu niewinne nogi
4
Przeszłość
Układam się do snu. Jak pies. Boję się,że ziemia nie jest okrągła tylko prostokątna,tak jak domy, trumny i wiersze.I że świat zaczyna się teraz od lewej strony,od akapitu, od ściany, od tej wąskiej szpary,ciemnej jak brama, przez którą wtedy przeszedłemi to zrobiłem. A kiedy zasypałem już wszystko ziemią(to był właściwie żwir, kamienie i żużelwygarnięty kiedyś z pieców), spojrzałem za ogród,gdzie ulice przecinały place tworząc szachowe pola.Nikogo. Tylko zieleń i słońce. Odwróciłem głowę. Czas biegł teraz szybciej niż tego wcześniejdoświadczałem. Poszedłem w prawo, w dół ulicy.A w tę jasność, wkradał się z każdym krokiemtamten obraz, a także świadomość amputowanej ręki,wyjętego oka. Części mnie pozostawionej tam takżena pastwę piachu i żwiru. Części, która teraz wybucha,i domaga się wciąż i krzyczy, prosto w tę długą,łagodną, wyludnioną ulicę, miękką, soczystą jak mech, jak trawa, jasną, ciepłą, spokojną,niekończącą się ulicę, płynącą lekko w dółi w prawo od tamtego miejsca, obok ogrodów,pod ścianami których grzebałem – wyjmując światło z oczu
5
* * *
nie wiem czy da się coś zrobićz taką nocą zmienną jak wiatri poprzedzającym jej przyjście dniemwbitym najczęściej w plecynie wiem czy da się coś zrobićz samotnością równą samotnościjamy ustnej gdzie język drżyi domaga się wciąż dzień i nocdzień i noc i którego już tylko czasemi tylko na chwilę uspokajawypowiedziane w pośpiechu słowo
6
Złudzenia
wilki wyją do księżycatęsknią do pełnipodnoszą łby do symbolugłupietylko kobiety bywają brzemiennewypełniają brzuchymężczyźni milczą głębokokręcą się bezładnie z pustym miejscem po wyjętych żebrach
7
Przemijanie
to wieczorne nieoczekiwanedrżenie pod skórąecho kościelnych dzwonówtłumione jak grzechgłębszy oddech w szczelnejkuli dnia
niewiele po nas pozostałonierozpoznanych miejscale trawy po naszej obecnościjuż się podniosłya wszyscy święci z ulicznych nawbłogosławią teraz tymco wierzą bardziej
8
* * *
zakończyć wreszcie to zdaniewszystko co najważniejszea potem już tylko b y ći nie tłumaczyć nikomu znaczeniatej najprostszej w świecie chwilikropki która je kończy
9
_ _ _
nie poruszaj się niech ten pociąg przez ciebie przejedziei nie myśl bo to nie myśl jest odpowiedzialnaza najlżejsze nawet drgnienie powiekitej dziewczynki przyklejonej teraz do szybydla której jedynie w takiej chwilistajesz się czystym krajobrazemwartym zapamiętania
10
* * *
leżę spokojniekrew nie płynie wzdłuż ciałalecz spływa pionowo w dółjakby żyły wyrastały prosto z ziemiplecy uda i opuszki palcówsą coraz cięższe oddają zgiełkkrew wypełnia miejsca cisząoddziela ją jeszcze od źródłacienka warstwa skórywyżej odkryte na brzegu serceodpływa powoli jak księżycrozpoczyna się nieuchronne
11
_ _ _
Nikt się już od dawna nie pojawił z przeciwka.A co, jeśli za zakrętem kończy się nagle drogai zaczyna wszechświat? Chociaż co za różnica,myślę, wjeżdżając powoli w łuk…
12
Zmiana czasu
O trzeciej nad ranem,cofnąłem wskazówki zegara o godzinę.Przesunąłem fotel nieco w prawoi tak rzeczywiście było lepiej niż do tej pory.Przeczytałem dwa wiersze, jeden próbowałem napisać,ale dwa razy sześćdziesiąt minut to i tak za mało,więc skończyłem tylko jeść bułkę z chudą szynką,którą przygotowałem w tamtym życiu.Padał deszcz ale w powietrzu, nie było teraz ani odrobinę mniej wilgoci. Wykręciłem numer telefonu, i tak jak poprzednim razem odłożyłem słuchawkę. Może powinienem zaplanować na tę okazjęcoś bardziej istotnego?Jakieś rozstanie lub ostateczną rozmowę?Zaczynanie wszystkiego jeszcze raznie jest takie proste, zwłaszcza w środku nocy.Zupełnie tak, jak w środku życia.Dlatego czas minął. I nic się właściwie nie stało.
13
Czyściec
wypełniam przestrzeń ale we mniemieszkają tylko głodni prorocyśnią moje życie budzą się wieczoramiz krzykiem nadal bez twarzyniecierpliwi palą ogniska czuwająkołyszą papierowymi okrętami moich snówsadzą mi na plecachmartwe lotki swojej przeszłościjestem narzędziem więc budzę się żywynadal w pasach niebezpieczeństwaprzywiązany do zła jak do czasuw którym nikogo nie było a oni czekajączegoś ode mnie chcą
14
Niedzielna piosenka
dzień skóra życiagrubieje w południe
słońce topi asfaltkościoły rodzą chłód
dziewczynki grają w klasyprzeskakują pola uważnie
osiedla płyną muzykąrodzą się pragnienia
burza gna niepokójczas jak mysz
przechodzi przez dziury
15
Wiara
katedra cieni półcieni ciemnościrealnych postaci ukrytychw zakamarkachzniekształcona architektura sensuoparta o grube muryprzestrzeń nad głowamiktórą czasem przecina przestraszony ptakmiejsce na oddech i na samotnośćcisza w której słychaćopowieści słonecznych promienirozszczepionych w źrenicach witrażydługich jak modlitwygorących jak rany co wciąż otwarteczekają cierpliwie na nasze dłonie
16
W podróży
słowo jak rzut kamieniemruch ramienia po kole tęczykolory nieba w lusterkugrzbiet życia nieoczekiwanie odkrywanykiedy jadę wieczorem na wschódpoczątek wiersza pierwsze słowojego ledwie słyszalny świstniezbędny jak oddechgłęboki jak zdumienie
17
Wiersze
przywołują mnie z szuflad z książekzapomnianych dawno szpargałówklawiszy maszyn do pisaniarozliczają z każdej zapisanej chwiliczekają w ukryciu cierpliwedomykają dni otwierają nocedawno niby zapomniane zakurzonedługo niezrozumiałe aż do chwilikiedy wreszcie wyciągam rękę do wrogażegnam się z matką kocham kobietęświadkowie wczorajszych oczekiwańpodrywają się do życia nagleoddychają z ulgą potem odpływająlub znowu przewidują przepowiadajązostawiając po sobie o świcieten dziwny niepokój i szelesttasowanych we mnie kolejnych dni
18
Wieczerza
Siedzimy tu w dwunastu po kolacji.Jeden zostawił żonę i dzieci, drugi oddał majątek, zrezygnował z kariery.Trzeci słucha brzęku srebra, martwi się,nie może zainwestować. Ten przy drzwiach opuścił swoje stada, wciąż czeka, może ktoś jeszcze przyjdzie.Patrzymy w telewizor i aż trudno uwierzyć,że dookoła tyle cudów. Idziemy już długoale nikt nie pamięta czy dobrą drogą.Minęło w końcu prawie dwa tysiące lat!Kiedyś chłopakom żyło się pewnie lepiej,mieli więcej zajęcia, a szli jak na śmierć…A my na razie siedzimy tu po kolacjii gramy w karty. Czekamy na jakiś ślad.No wiesz, jakiś namacalny ślad…
19
Trud
to nie jest takie prostewstawać jeść śniadanie pracowaćzmieniać wyjaśniać radzićpisać z córką wypracowaniarozmawiać z żoną milczeć z żonąspotykać się w Łazienkachtelefonować telefonować telefonowaćkłaść się nie spać wstawaćsiadać do wierszakłaść się z powrotem znowu wstawaćjeść słuchać pamiętać widziećspieszyć siędotykać tego wszystkiego dotykaćprzez szczeliny po cesarskich cięciachi rodzić sięwciąż się w sobie rodzić
20
Rzeczy ważne
Podsumowuję z Bogiem dzień.Liczę cuda.Te otwierające żagle serci te niedostrzeżoneprzez roztrzaskane o przypadki oczy.Nadchodzi noc. Wieje wiatr. Niesie.
21
Kolacja
ten przesyti ten niedosyt kiedy jem i nie wiemo który chleb powszednichodzi tym razem
22
* * *
jestem tu tylko na chwilęi nie wiem czy wystarczy czasu
na mądrość ze wszystkich doświadczeńna książki które trzymają za gardło
na dom przy cichym jak skraj życia lesiena miłość co pasuje jakby ulał świece
ktoś zdecydował że chwila wystarczaale nie powiedział czy jednego życia
23
Wiersz miłosny
Dziś słowa nic nie znaczą,liczy się nagły wybuch słońca,przetrącony kark samotności,dzień i noc – dwa bilety do marzeń.
24
Język
Ani Frysz
na razie jest mi łatwiejnazywać to wszystko wierszemna przykład tojak gra we mnie kolor twoich włosówlub uśmiechczasem tak miękki jakbyś wiedziałaże to właśnie w tej chwiliświat otwiera się na ciebie zdziwionynazywam to wierszemżeby znaleźć potem w życiujakieś dla tego uzasadnieniebo inaczej to przecież niedorzecznezwłaszcza gdybym jeszcze próbowało tym opowiedzieća tak wszystko jedynie dzieje siędzieje się tylko wiersz
25
* * *
jestem w środku życia i dziś pierwszy raz modliłem się za innychludzie wychodzili ze mnie powolinikt ich nie wypraszałnikt ich nie wołałz każdą chwilą mój oddechbył lżejszy lżejszy lżejszycisza stroiła się sama
26
* * *
mógłbym się tu zatrzymaćnie sprawdzać co jest za rogiem tygodniabezpiecznie pozostaćprzy aktualnych notowaniach giełdyi znaczeniach z ostatniego kubka kawyzmęczone pomyłkami wierszemogłyby mnie wreszcie przestać pisaćśmierć nabrałaby właściwego dla większości wymiaru a czas może na stałe przebrałby się w jakiś pejzażmógłbym się już zatrzymaćale wtedy nigdy bym się nie dowiedziałkto i po co każdego rankabez względu na pogodę stanowczo mówi nie jeszcze nie
27
Odpowiedź
światło księżycaplusk wodydługi ryby lot
28
Konieczność
pisać wierszto jakby poznawać kobietę
bardzo powolilinijka po linijce
chociaż w zapisanym o świciejuż się nie odnajdzie
trzeba pisać dalejgodzina po godzinie
do kolejnego czytanianawet jeśli ten czas
jak protokół rozbieżnościnic jeszcze niko mu
jak dotąd nie wyjaśnił
29
* * *
nie lubię układać wyrazów w długie zdania dni w wierszewierszy w modlitwęi tak wszystko zmierza w jedną stronęsiedzę czekam na jutroto jedyne co się teraz wydarza
Tadeusz Różewicz w siedemdziesiątepiąte urodzinychciałbym wierzyć że ludziebędą się kochać
drzewa na krzyże przyszły do domówkwitną w boazeriachnerwowo kończy się wiek
30
Wieczór
nie chcę badać boskich wyrokównie chcę pisać tego wiersza dalekochcę tak stać oparty o framugę oknai patrzeć jak z nad sennej peleryny niebaksiężyc powoli wychyla swoją twarzchcę tak stać i wierzyćże jest jeszcze ktoś kto patrzy teraz takjakby to był początek wszystkiego
31
Tożsamość
trudno jest być kimśpoetątrzeba wtedy chodzići opisywać to chodzenietrzeba chodzićżeby coś opisywaćile to wysiłku wymagato bycie kimśto opisywanie i odczytywaniepubliczne informowaniekim się jesta tu jeszcze ten strachże oni wszyscypójdą sobie zarazdo tych swoichzwykłych spraw
32
Samotność
rozproszyły się pragnieniajest jesieńnie ma już nic odkrywczegow podmuchu wiatruktóry podnosi z ziemimartwe liścietak jak nie ma poezjikiedy coś bardziej istotnegoniż próba jej wyrażeniazatrzymuje tę chwilętylko dla mnie
33
Równowaga
już wiem na pewnoże nie być to być naprawdędoklejam chmurom garbotwieram ich psi pyskto znaczy że się urodziłemi żyję od dawna tyle że chmurynic ode mnie nie chcąkierują się swoją wewnętrzną logikąi tak jak drzewa góry wodazostawiają mnie w spokojuja także czasemzostawiam je w spokoju
34
Obecność
nie żeby się coś nie stałotylko nie stało się tamto
nie żeby nie kochaćtylko być obecnym
nie żeby o czymś nie zapominaćtylko wcześniej pozwolić temu odejść
nie żeby nie szukać drogitylko znowu nie zbłądzić
nie żeby nie tęsknićtylko widzieć kto jest obok
nie żeby nie odwracać głowytylko wtedy nie iść
nie żeby się nie baćtylko wiedzieć czego
nie żeby się nie smucićtylko się rozglądać
35
nie żeby nie pozwalać przemijaćtylko za tym nie iść
nie żeby się nie rozstawaćtylko wiedzieć po co
nie żeby się nie żegnaćtylko wiedzieć jak
nie żeby nie marzyćtylko przy tym być
nie żeby nie pisać dlatylko żeby swoje
nie żeby się nie zatrzymywaćtylko nie na zawsze
nie żeby nie umrzećtylko nie za życia
…
36
Pewność
usynowił mnie Mojżeszrzuciłem wódkę i papierosypracuję ledwie dziesięć godzin dziennieziemię obiecywaną w telewizorzewyrzucam do zsypunie używam leków zmieniających świadomośćnie odwiedzam salonów masażunie tęsknię do ostatnieji pierwszej miłości nie gram w kartybanknotów dotykam co miesiącpapierowego cielca władzyzamykam w oborzew drodze która od dawna nie jest pustyniązachowuję ostrożnośćchoć i tak przecież wiem że ci co idą z niewolimając oczy zapruszone egipskim pyłemniczego już nie zobaczą
37
Sens
co się stanie z tymi wszystkimi książkami z pamiątkamidowodami na istnienie innych ludzifragmentami rocznic i miłościz biurkiem przy którym siedzęze zdjęciami i starymi listamiprzewiązanymi tylko moją pamięciąco się stanie z obrazamitowarzyszami innych światówco się stanie z tym wierszemktóry mnie właśnie wypłukujei dlatego ma szansę żyć dłużejniż cokolwiek innegoi jakie to wreszcie ma znaczeniewobec śladu jaki zdołam wcześniejtylko w sobie odcisnąć
38
Wiersz miłosny II
a przecież miało być inaczejinaczej miało być
i jak teraz ochronićraz odkryte serce
jak je objąć zasznurowaćwłasnym ściegiem żył
dopłynąć samemudo każdego miejsca bytu
39
* * *
w miłości bez granic trudno jest znaleźć kąt przy piecurobić ciepłe skarpetygdy nic nie wiadomo o porach rokumiłość bez granic płynie w telefonachmieszka w hotelach w obcych domachwietrzonych ukradkiem o świciemiłości bez granic trudno jest spojrzeć w oczy posiedzieć chwilę w zasięgu smutkui prostych obaw miłość bez granicnie jest bliska tak jak koszula ciału jest jak bezdomna tęsknotajak wilgoć między brzegamiw której nieustannie tańczy światło
40
* * *
trudniej w sobie niż w tłumieusłyszeć kim się jest
mężczyźni nigdy nie zapomnąkobiety będą sobie przypominać
ale dopiero kiedy przestanie to miećjakiekolwiek znaczenie
miejsce po nim samo się o ciebie upomni
41
* * *
od nowych sytuacjilepsze są tylko stare miejscazapach smoły z rozgrzanego dachukołek w płociewinna latorośl w szczycie domukiedy umocowana w szczelinachwyciąga szyje do lata
42
Teraźniejszość
Słońce – złota grusza wczesnym popołudniemciężka zieleń całego świata, wszystkie jej koloryopadające jak włosy, tuż nad płotem, starym,smolistym, stojącym na straży ulicy, nad kocimiłbami, ciepłymi i sennymi jak niedzielaskrząca się w kamieniach szorstkiego podwórza,pachnącego końskimi odchodami, pełnego wróblii lwich paszczy uśmiechniętych bladoróżowo, obok ciemnej sieni, z której wychodziłemna ten świat, w stronę równie ciemnych zaułków,choryzontów, na których nadal opiera się ciekawość.Ale teraz po latach, strząsam już z siebiechłód galerii, nie zatrzymują mnie w pamięci literackie kroniki, zapach świeżych obrazówniegościnnie wypraszam oknem, odkładamkolejną porcję wierszy młodych poetów,(jacyż inteligentni ci chłopcy), oddaję snomnasze spotkania, tkliwość dotyku zamieniam na ciepło porannej kawy, gubię myślijak się gubi drobne monety, nie rezerwujędrukarskiej farby na doświadczane latamiksiążki, rezygnuję z podróży i… nic się nie kończy,
43
forma oddala się, odsłania słońce – złotą gruszę,wszystkie kolory, zieleń całego świata.
44
* * *
odkładam już kamieńgestem jakim się poprawiakwiaty w wazoniemoże ktoś rzuci go we mniea może w wodę
z gardła wyjmuję kłamstwawciąż i wciąż i wciążżeby nie zakwitły różą ustkiedy przyjdzie wypowiedziećnajważniejsze zdaniechoć nie wiem czy przypadkiemto i tak nie na tym właśnie polega początek i koniec wszystkiego
45
* * *
czas upływasłowa oddalają sięp ł a s k i e jesteśmy coraz młodsi i świat staje się poręczniejszyogranicza się jedzenie picie czarne białe senświętujemy nad uprzątniętym suto stołem
grudzień 97/2014