Charles Bukowski - Hollywood

download Charles Bukowski - Hollywood

of 187

Transcript of Charles Bukowski - Hollywood

CHARLES BUKOWSKI

HOLLYWOOD

Dla Barbet Schroeder

1 W par dni pniej miaem telefon od Pinchota. Chciaby ruszy ze scenariuszem. Moe bymy wpadli do niego. Wytumaczy nam co i jak, wic wsiedlimy w garbusa i podskoczyli w stron Marina del Rey. Jakbym si znalaz na nieznanym ldzie. Jechalimy koo przystani, mijajc odzie, w wikszoci aglwki. Na pokadach obijali si ludzie wystrojeni w eglarskie ciuchy, czapki, daszki przeciwsoneczne. Wygldali, jakby jakim cudem nie dotyczy ich trud codziennego ycia. Wygldali, jakby ich nigdy nie dopad ani nie mia dopa koowrt. C - przywileje Wybracw w krainie wolnych ludzi. Na mj gust zreszt wygldali do gupio. Oni o moim istnieniu naturalnie nie mieli nawet pojcia. Od dokw odbilimy w prawo. Mijalimy teraz uliczki o wymylnych nazwach uoonych alfabetycznie. Znalelimy nasz uliczk, skrcilimy w prawo, znalelimy numer, wjechalimy na podjazd. Pod nogami mielimy piach, przed oczami, w bezpiecznej odlegoci, ocean. Piasek wydawa si czystszy ni znane mi piaski, woda bkitniejsza, a wietrzyk bardziej agodny. - Zobacz - powiedziaem do Sary. - Wyldowalimy na przyczku mierci. Moja dusza puszcza pawia. - Kiedy wreszcie przestaniesz si cacka ze swoj dusz? - usyszaem w odpowiedzi. Nie musiaem zamyka garbusa. Ja jeden potrafiem go uruchomi. Stanlimy na progu. Zastukaem. Otworzy wysoki, szczupy delikacik, z gatunku tych, co to rozsiewaj wok siebie wo sztuki. Wida byo na kilometr, e przyszed na wiat Tworzy, Tworzy wiekopomne dziea, nie nkany przez przyziemne troski, jak bl zba, pieskie szczcie czy brak wiary we wasne siy. Mia wygld geniusza. Ja sam wygldam jak pomywacz w knajpie i tego rodzaju typki zawsze mnie lekko wkurwiaj. - Przyjechalimy po brudn bielizn do prania powiedziaem. - Nie zwracaj na niego uwagi - popiesznie wczya si Sara. - Jestemy zaproszeni przez Pinchota. - Eu - odpowiedzia. - Wejdcie, bardzo prosz... Poszlimy ladem jego zajczej mordki. Nagle przystan z wdzikiem, jakby wyrosa przed nim niewidzialna krawd. - Nalej sobie teraz WOD - KI - rzuci przez lewe rami, jakby cay wiat z zapartym tchem sucha jego subtelnej deklaracji.

Znikn w kuchni. - To Paul Renoir, Jon wspomnia o nim ktrego wieczoru - powiedziaa Sara. - Pisze opery. Robi te w gatunku zwanym Kino - Oper. cisa awangarda. - Niech sobie bdzie kim chce, ale nie ycz sobie, eby mi wika nad uchem. - Kadego skrelasz od razu. Nie wszyscy mog by tacy jak ty. - Wiem, ale to ich problem. - Twj lk przed wiatem - stwierdzia Sara - to gwne rdo twojej siy. - Szkoda, e nie ja to wymyliem. Paul wrci z apetycznym drinkiem. W rodku pywa kawaeczek limony, Paul miesza cao szklan paeczk. Ekstraklasa. - Paul - zagadnem - znajdzie si tam co do picia? - Eu, przepraszam - odpowiedzia. - Bardzo prosz, obsucie si. Depczc Sarze po pitach, wparowaem do kuchni. Wszdzie stay butelki. Czekajc na decyzj, otwarem puszk z piwem. - Darujmy sobie lepiej mocniejsze trunki - zaproponowaa moja dobra pani. - Wiesz, co si z tob potem dzieje. - Racja. Strzelmy sobie po winku. Znalazem korkocig i wybraem zachcajc butelk czerwonego wina. Strzelilimy po jednym, dolalimy do pena i wyszlimy na pokoje. By czas, kiedy lubiem porwnywa nas z Sar do Zeldy i Scotta. Sar to denerwowao. Nie podobao jej si, jak skoczya Zelda. Mnie z kolei nie podobao si to, co wypisywa Scott. Dowcip przesta nas bawi. Paul Renoir sta przy wielkim oknie, w skupieniu wpatrujc si w Pacyfik. - Jon si spnia - zwrci si do okna, i do oceanu. - Mam wam przekaza, e niedugo przyjdzie. Prosi, ebycie zaczekali. - W porzdku, stary. Usiedlimy z Sar przy winku, z widokiem na zajczy pyszczek. On z kolei mia widok na Pacyfik. Popad w zadum. - Chinaski - odezwa si - czytaem sporo twoich rzeczy. S kurewsko dobre. Trzeba ci przyzna, e jeste niezy... - Dzikuj. Obaj jednak wiemy, kto jest lepszy. Ty jeste lepszy. - Eu - skwitowa, nie odwracajc twarzy od oceanu - jest mi niezmiernie mio, e to... dostrzegasz. Otwary si drzwi. Bez stukania wkroczya moda dziewczyna z dugimi czarnymi

wosami. Zanim zdylimy si obejrze, leaa ju na oparciu sofy, wycignita na caej dugoci jak kot. - Nazywam si Popppy - owiadczya. - Przez 4 p. - Ja jestem Scott, a to jest Zelda - odbio mi znowu. - Przesta pieprzy - zezocia si Sara. Podaem nasze prawdziwe imiona. Paul oderwa wzrok od oceanu. - Popppy naley do grona sponsorw twojego scenariusza. - Jeszcze sowa nie napisaem. - Ale napiszesz... - Czy byaby tak dobra? - Z wymownym spojrzeniem podaem Sarze pusty kieliszek. Sara to kochana dziewczyna. Wzia kieliszek i wysza do kuchni. Wiedziaa, e gdybym poszed sam, wetknbym nos do kadej butelki, po czym niechybnie bym narozrabia. Dopiero pniej dowiedziaem si, e Popppy miaa rwnie ksyw Ksiniczka z Brazylii i na rozruch wrzucia dziesi tysicy dolarw. Nie byo to zbyt wiele, ale w sam raz, eby opaci czynsz i od czasu do czasu zafundowa sobie drinka. Ksiniczka zaszczycia mnie spojrzeniem z kociego legowiska na oparciu kanapy. - Czytaam paskie rzeczy. Jest pan bardzo dowcipny. - Dzikuj. - Popatrzyem, na Paula. - Syszae, stary, co ona mwi? Jestem dowcipny. - Z pewnoci - powiedzia - naley ci si jakie miejsce... Na widok Sary wracajcej z penymi kieliszkami zerwa si i popdzi do kuchni. Sara usiada koo mnie. Golnem jednego. Waciwie, przyszo mi do gowy, mgbym udawa, e pisze scenariusz i miesicami krci si po Marina del Rey, popijajc drinka za drinkiem. Zanim zdyem na dobre rozsmakowa si w tym pomyle, trzasny drzwi i w progu stan Jon Pinchot. - O, jestecie! - Eu - odparem. - Chyba znalazem sponsora! Nic, tylko si i pisa! - To moe potrwa kilka miesicy. - Ale naturalnie... Wrci Paul, niosc dla Ksiniczki kieliszek czego dziwnie rowego. Pinchot popdzi do kuchni po drinka dla siebie.

Byo to pierwsze z wielu spotka, ktre, przynajmniej dla mnie, koczyy si cik popijaw. Uznaem t sytuacj za niezbdny bodziec do pracy, bo naprawd interesoway mnie jedynie poezja i opowiadania. Pisanie scenariuszy uwaaem za skoczony idiotyzm. Niemniej lepsi ode mnie dawali si wpuci w ten aosny proceder. Jon Pinchot wrci z drinkiem i usiad. To mia by dugi wieczr. Gadalimy bez koca, nie bardzo wiem o czym. Ostatecznie wypilimy z Sar tyle, e nie bylimy w stanie wraca samochodem. Uprzejmie zaoferowano nam sypialni. W tej wanie sypialni, w ciemnociach, kiedy na dobranoc nalewalimy sobie porzdnego czerwonego wina, Sara spytaa mnie, czy napisz scenariusz. - Ani mi si ni - odpowiedziaem. 2 Po 3 czy 4 dniach Jon Pinchot odezwa si znowu. Jego znajomy, Danny Server, mody reyser i producent, mia w Venice cae studio filmowe. Danny obieca udostpni sal projekcyjn, ebymy mogli obejrze dokument Pinchota miech Bestii, o czarnym kacyku, ktry dogadza swoim krwawym zachciankom. Najpierw jednak mielimy wypi par kieliszkw u Pinchota. W ten sposb kolejny raz wyldowalimy na Sailboat Lane... Otworzy Jon. Weszlimy z Sar do rodka. Jon nie by sarn. Sta przy nim jaki facet. Mia zadziwiajc czupryn - sprawiaa jednoczenie wraenie siwej i blond. Twarz row, a waciwie czerwonaw, niesamowite, okrge niebieskie oczka, bardzo okrge i bardzo niebieskie. Wyglda jak uczniak, ktry szykuje tgiego psikusa. Z czasem przekonaem si, e zawsze mia tak min. Wzbudza sympati od pierwszego wejrzenia. Franois Racine - przedstawi go Jon. - Grywa w wielu filmach, moich i cudzych. - W cudzych mi pacono... - Ukoni si. - Jak si macie? Jon wyszed po drinki. - Przepraszam was na chwilk - powiedzia Franois. - Zaraz skocz. Na stole staa maa elektryczna ruletka. Krcia si za przyciniciem guzika. Obok lea stos etonw i dugi arkusz papieru z obliczeniami. Bya te tabela zakadw. Franois uoy etony i nacisn guzik. - Moja Pani z Wirujc Gow. Kocham j - wyzna. Wyoni si Jon z drinkami. - Kiedy Franois nie gra, to wiczy, a przynajmniej myli o ruletce. Koo zatrzymao si. Franois zgarn wygran. - Udao mi si rozgry permutacje koa - odezwa si Franois. Wygrywam, bo

zawsze przewidz, gdzie si zatrzyma. - Jego system si sprawdza - dorzuci Jon - tylko e czasem po wejciu do kasyna lubi si przerzuci na inny system. - Czsto padam ofiar Chci Samounicestwienia - wyjani Franois. - Hank te lubi hazard - powiedziaa Sara. - Gra na wycigach. Nie opuszcza ani jednej gonitwy. - A, konie! - Franois przyjrza mi si. - Wygrywasz? - Tak mi si przynajmniej wydaje... - Musimy si kiedy wybra razem! - Jasne. Franois z powrotem zaj si swoim kkiem, a my siedlimy popijajc. - Wygra i przegra setki tysicy - poinformowa Jon. - Zgadza si wystpowa, tylko kiedy jest spukany do suchej nitki. - Bardzo rozsdnie pochwaliem. - A propos wtrci Jon - rozmawiaem z producentem Haroldem Pheasantem. Zainteresowa si scenariuszem. Gotw zainwestowa w film. - Harold Pheasant! ucieszya si Sara. - Syszaam o nim. Jeden z najpowaniejszych producentw w brany. - Zgadza si - potwierdzi Jon. - Przecie nie napisaem jeszcze adnego scenariusza zaoponowaem. - Niewane. Pheasant wie, e piszesz. Jest zdecydowany. - To chyba niezbyt uczciwe. - Zawsze dziaa w ten sposb i zawsze wychodzi na swoje. Jon poszed po butelk. - Moe jednak powiniene napisa jaki scenariusz - podsuna Sara. - Przypomnij sobie tylko, jak pisanie scenariusza posuyo F. Scottowi Fitzgeraldowi. - Nie jeste Fitzgeraldem. - Nie, bo on przesta pi. To go zabio. Franois dalej stercza przy miniaturowej ruletce. Jon wrci z butelk. - Jeszcze po jednym i bdziemy musieli lecie. - O.K. - Franois, zabierzesz si z nami? - spyta Jon. - Bardzo auj, ale mam jeszcze pewien problem do przestudiowania. 3

Sala projekcyjna okazaa si bardzo przyjemnym miejscem. Z jednej strony wychodzia na spory barek, w ktrym krlowa barman. W samej sali krlowa operator. Danny Server si nie pokaza. Przy barze siedziao z 7, 8 osb. Przerzuciem si na wdk 7's. Sara pia co fioletowego czy te zielonego, a moe zielono - fioletowego. Jon wyszed zakada tam z operatorem. Przy kocu baru siedzia jaki go; gapi si na mnie bez ustanku. W kocu popatrzyem na niego. - Dobra, czym si zajmujesz? - spytaem. Chwil pomilcza, napi si i znowu wpatrzy si we mnie. - Cholernie wstydz si przyzna, ale... robi filmy. Go okaza si Wennerem Zergogiem, znanym niemieckim reyserem. Mia troch, jak to mwi, pojebane w gowie, przy kadej okazji lubi naraa ycie wasne i cudze. - Powiniene sobie znale jakie uczciwe zajcie - poradziem mu. - Wiem - przyzna - ale nie umiem robi nic innego. Akurat wrci Jon. - Chodcie, zaraz si zacznie... Oboje z Sar poszlimy za nim do sali projekcyjnej. Par osb te wstao od baru, midzy innymi Wenner ze swoj towarzyszk. - Ten facet w barze to Wenner Zergog - owiadczy Jon, kiedy usiedlimy. - W zeszym tygodniu pojedynkowali si z on na pistolety. Wystrzelali si do ostatniego naboju, ale nie udao im si ani razu trafi... - Mam nadziej, e jego filmy s celniejsze... - Absolutnie. wiata pogasy. Na ekranie ukaza si tytu: miech bestii. Jak chodzi o wzrost i ambicje, Lido Mamin by wielkim czowiekiem, niestety jego kraj by ndzny i may. Flirtowa zarwno z lewic, jak i z prawic znaczniejszych krajw, handlujc z jednymi i z drugimi, eby zdoby pienidze, ywno i bro. Tak naprawd jednak Lido chcia rzdzi wiatem. Kawa skurwysyna, mia niebywae poczucie humoru. Wierzy, e wszelkie ycie, poza jego wasnym, jest pozbawione wartoci. W jego pastwie natychmiast mordowano kadego, na kogo pad najlejszy cie podejrzenia. Zwoki wrzucano do rzeki. W rzece roio si od ludzkich cia; spasione krokodyle nie byy w stanie si z nimi upora.

Lido Mamin uwielbia kamer. Zezwoli Pinchotowi na sfilmowanie posiedzenia rady pastwa. Czonkowie marionetkowego rzdu z dreniem wpatrywali si w Mamina, ktry zadawa pytania i deklarowa zasady swojej polityki. Z twarzy nie schodzi mu umiech, odsaniajcy te popsute zby. Chwile wolne od zabijania i wydawania wyrokw mierci upyway mu na pieprzeniu. Mia najmniej tuzin on i wicej dzieci, ni mg spamita. Co jaki czas w trakcie posiedzenia Mamin przestawa si umiecha. Jego twarz stawaa si ucielenieniem Woli Najwyszego, W takich chwilach by zdolny do wszystkiego. Zdawa sobie spraw z postrachu, jaki sia w swojej ekipie, pawi si w nim i wiedzia, jak go wykorzysta. Posiedzenie dobiego korku. Tym razem obyo si bez trupw. Potem Mamin zwoa posiedzenie wszystkich lekarzy swojego kraju. Zgromadzi ich w sali operacyjnej najwikszego szpitala. Doktorzy siedzieli krgiem na podwyszeniu, patrzc z gry na Mamina, ktry przemawia do nich z dou. - Jestecie lekarzami a zarazem nikim, dopki wam nie powiem, e jestecie kim. Wydaje si wam, e umiecie to i owo. Mylicie si. Macie tylko specjalistyczne wyksztacenie, ktre ma suy waszemu krajowi, a nie wam samym. yjemy w wiecie, w ktrym racj przyznaje si zwycizcom. To ja decyduj, jaki uytek zrobicie z waszego ycia i z waszych lancetw. Miejcie dosy rozumu, eby nie sprzeciwia si moim yczeniom. Szkoda byoby, gdyby wasze wyksztacenie i umiejtnoci miay pj na marne. Nie wolno wam nigdy zapomnie, e wiecie tylko to, czego was nauczono. Ja wiem wicej. Macie zawsze robi, co wam ka, chciabym, eby to byo JASNE. Zrozumiano? Cisza. - A moe - podj Mamin - kto z obecnych jest odmiennego zdania? Znowu cisza. Mamin by kuk, monstrualn kuk. Jego styl, grony i rubaszny, mgby si spodoba kademu, kto nie wiedzia o morderstwach i torturach, ktrych by sprawc. Nastpnie, na uytek filmu, Mamin dokona przegldu Wojsk Lotniczych. Nie mia przy tym w ogle adnych Wojsk Lotniczych. Jeszcze nie mia. Mia za to lotnikw i mundury. - Oto - oznajmi - nasze Wojska Lotnicze. Pojawi si pierwszy lotnik. Z wielk gracj przebieg po uoonym z desek pasie startowym. W miejscu, w ktrym pas si urywa, wykona podskok w gr, trzepocc rkami.

Na pasie pojawi si kolejny lotnik. Znw to samo. Jeszcze jeden. I jeden. Byo ich z 14 czy 15. Podskakiwali z krtkim okrzykiem, a na ich twarzach malowaa si ekstaza i kpina. Jak si bliej przyjrze, byo w tym co niesamowitego: kady z nich wymiewa si z caego przedstawienia, a jednoczenie kady z nich gboko wierzy. Kiedy ostatni lotnik wyldowa, Mamin zwrci si do kamery: - Cho pokaz mg si pastwu wyda komiczny, posiada gbsze znaczenie. Na to, czego jeszcze nie mamy w rzeczywistoci, jestemy ju duchowo przygotowani. Nadejdzie dzie, kiedy doczekamy wasnych Wojsk Lotniczych. Do tego czasu nie zamierzamy bezczynnie tkwi w mrokach zwtpienia. Dzikuj pastwu. Potem nastpowao kilka, przebitek na cele tortur. adnych ludzi. 'Tylko nieczystoci. acuchy. Krew na cianach. - Tutaj - oznajmi Mamin - zdrajcy i oszuci przyznaj si do winy. W kocowej scenie Mamin ze wit goryli, z wszystkimi onami i wszystkimi dziemi, stoi w wielkim ogrodzie. Dzieci nie umiechaj si ani nie dokazuj. Podobnie jak ochroniarze w milczeniu patrz w obiektyw. Wszystkie ony umiechaj si, niektre trzymaj na rkach niemowlta. Lido Mamin umiecha si, szczerzc wielkie te zby. Wzbudza sympati, moe wrcz mio. Ostatnie ujcie przedstawiao rzek, w ktrej roi si od tustych krokodyli. Krokodyle unosz si na wodzie, opase i apatyczne, leniwie odprowadzajc wzrokiem przepywajce ciaa. Koniec. Z ca przyjemnoci mogem powiedzie Pinchotowi, e uwaam dokument za fascynujcy. - Zgadza si - odpar. - Lubi dziwnych ludzi. Dlatego wanie zgosiem si do ciebie. - By stawianym na rwni z Lido Maminem to dla mnie prawdziwy zaszczyt powiedziaem. - To prawda - zgodzi si i z powrotem zawiz nas do siebie. 4 Po powrocie zastalimy Franois Racine'a pochylonego nad miniaturow ruletk. Wida byo, e wypi sporo wina. Twarz mia zaczerwienion, pitrzy si przed nim pokany stos etonw, Z cygara Franois zwisa wielki kawa popiou, ktry w kocu ukruszy si na st.

- Wygraem milion czterysta pidziesit tysicy dolarw... Kuleczka zatrzymaa si na numerze. Franois zgarn etony. - Dosy... Nie powinienem by taki zachanny. Weszlimy do frontowego pokoju. Usiedlimy. Jon poszed po wino i kieliszki. - Co zrobisz z wygran? - spytaa Sara. - Rozdam. Nie potrzebuj forsy. ycie nie ma wartoci. Pienidz nie ma wartoci. - Pienidze s jak seks - powiedziaem. - Kiedy ich w ogle nic masz, wydaj si szalenie wane... - Mwisz jak pisarz - stwierdzi Franois. Wrci Jon. Otworzy pierwsz butelk. Nala wszystkim po kieliszku. - Przyjed koniecznie do Parya - powiedzia. - Bardzo ci tam ceni. Tymczasem we wasnym kraju uchodzisz za wyrzutka. - Czy maj tam tor wycigowy? - Jak najbardziej! - potwierdzi Franois. - Nie cierpi podrowa - ostrzega Sara. - Tutaj te s tory wycigowe. - Nie ma to jak Pary - wychwala Franois. - Przyjed do Parya. Razem wybierzemy si na wycigi. - Musz napisa ten cholerny scenariusz. - Pogramy na wycigach, potem napiszemy scenariusz. - Musz to przemyle. Jon zapali cygaro. Franois te wycign kolejne cygaro. Cygara byy dugie i pkate, skwierczay rozarzonymi kocami. - Boe, zmiuj si nade mn - westchna Sara. - Ktrej nocy wyskoczylimy z Franois do Vegas. - Jak wam poszo? - spytaa Sara. Franois upi haust wina, zacign si cygarem i wypuci z puc ogromny, bajkowy piropusz dymu. - No wic uwaajcie, uwaajcie tylko. Mam pi tysicy dolarw do przodu, jestem panem caego wiata, trzymam Przeznaczenie jak zapalniczk w doni. Wiem Wszystko. Jestem Wszystkim. Nic nie jest w stanie mnie zatrzyma. Kontynenty dr w posadach. Nagle Jon klepie mnie po ramieniu. Chodmy zobaczy Taba Jonesa. Co to za jeden? pytam. Niewane - mwi. - Chodmy go zobaczy. Franois osuszy kieliszek do dna. Jon dola wina. - No wic idziemy do ssiedniej sali i tam jest ten Tab Jones. piewa. Przez nie

dopit koszul wystaj mu czarne kudy na piersi, cae mokre od potu. Spomidzy zapoconych kudw poyskuje wielki srebrny krzy. Zamiast ust ma upiorny, wycity w naleniku otwr. Obcise gacie z przyprawionym sztucznym fiutem. Chwyta jaja w gar i piewa o tym, jak potrafi dogodzi hubom, piewu okropnie, w ogle jest koszmarny. Cay czas opowiada, co by to niby robi z kobietami, kiedy w rzeczywistoci marzy o tym, eby wsadzi jzor w dup drugiemu facetowi. Mona si zrzyga od samego suchania. W dodatku musielimy za to niele wybuli. Trzeba by skoczonym idiot, eby paci za taki koszmar. Co to w ogle za jeden, ten Tab Jones? Pac gociowi grube tysice za to, e apie si za sztucznego fiuta i puszcza bliki swoim srebrnym krzyem. Porzdni ludzie mr na ulicach z godu, a tutaj ten BCWA jest przedmiotem... UWIELBIENIA! Kobietki piszcz, s przekonane, e ten tekturowy pajac, ktry obsysa gwna w snach, jest prawdziwy. ,,Jon - - - mwi - prosz ci, chodmy std, zanim mi mzg wypynie. Czuj si zniewaony, zaraz puszcz pawia na wasne spodnie! Zaczekaj - on na to. Moe si poprawi. Nie tylko e si nie poprawia, ale robi si coraz gorszy. piewa jeszcze goniej, koszula rozchyla mu si po sam ppek. Kobietka, ktra siedzi obok mnie, zaczyna jcze i wkada rk do majtek. Prosz pani pytam czy pani co zgubia? Ppek jest obleny. Wyglda jak oko nieboszczyka. Nawet ptak brzydziby si do niego nasra. Teraz Tab Jones obraca si i pokazuje nam swj tyek. Tykw mog si naoglda, ile tylko zechc, co zreszt nieczsto mi si zdarza a tu nagle mam DOKADA do tego, eby patrze na wstrtne rozlaze, tuste dupsko! W yciu przeyem niejedno. Zdarzyo mi si oberwa od policji za nic. No, powiedzmy, za nic. Ale patrzc na te kretyskie poladki, czuem si gorzej ni wtedy, kiedy gliniarze paowali mnie za niewinno. Jon powiedziaem jeli std nie wyjdziemy, skonam. - No to poszlimy stamtd. Chciaem po prostu zobaczy Taba Jonesa - umiechn si Jon. Franois by naprawd wcieky. Piana wykwita mu w kcikach ust. Koniec cygara zgas. - Tab Jones! C TO ZA JEDEN, TEN TAB JONES? Co mnie obchodzi jaki Tab Jones? Tab Jones to skoczony debil! Pi tysicy dolarw do przodu i co w zwizku z tym robimy? Idziemy obejrze Taba Jonesa! Co to za jeden, ten Tab Jones? Nie znam nikogo nazwiskiem Tab Jones! Mj brat nie nazywa si Tab Jones! Moja, matka te nie nazywa si Tab Jones! Tab Jones to skoczony debil! - No wic - powiedzia Jon - wrcilimy do stolika. - Tak - cign Franois byem do przodu o pi tysicy i miaem za sob wystp tego

zamasa! Ca moj koncentracj diabli wzili! C to za jeden, ten Tab Jones? Lepszych od niego widywaem, juk zbierali ptasie guano. Gdzie ja jestem? Ruletka obraca si, jakbym jej w yciu na oczy nie widzia. Rozumiem tyle, co noworodek wrzucony w beczk tarantuli! Liczby nic mi nie mwi! Kolory nic mi nie mwi! Biaa kuleczka skacze i trafia mnie prosto w serce, wiercc w nim dziur od rodka! Nie mam szans. Moj koncentracj diabli wzili! Sztuczne fiuty paraduj przy oklaskach kretynw! Miesza mi si w gowie! Wyrywam si z ca fur etonw! Mam wypisane na czole, e jestem skoczonym durniem. Co to za jeden, ten Tab Jones? Przegrywam. Nie wiem, gdzie jestem. Jak raz stracisz koncentracj i zaczynasz lecie w d, to koniec. Wiedziaem, e jestem bez szans, ale graem do ostatniego etonu. Wszystko robiem na opak, jakby najgorszy wrg zawadn moj dusz i ciaem. Byem skoczony. Dlaczego? DLATEGO, E KONIECZNIE MUSIELIMY ZOBACZY TABA JONESA? KIM JEST TEN PIERDOLONY TAB JONES, ja si pytam! Franois umilk, wyczerpany. Cygaro wypado mu z ust. Sara podniosa je i woya do popielniczki. Franois natychmiast wyj z kieszonki koszuli nowe. Zsun srebrzyst banderol, obliza koniec i przyci, wreszcie ugnit cygaro i woy je do ust. Zebra si w sobie i podpali z fasonem. Sign po butelk, nala kademu po jednym, siad prosto, umiechn si. - Pewnie bym, cholera, i tak wszystko straci. Hazardzista, ktry nie umie znale dla siebie usprawiedliwienia, przestaje by hazardzist. - Mwisz jak pisarz - powiedziaem. - Gdybym jeszcze umia pisa jak pisarz, napisabym za ciebie len scenariusz. - Dzikuj. - Ile ci paci? - Wykonaem w powietrzu nieokrelony gest, ktry mia zastpi odpowied. - Napisz za ciebie i wemiemy p na p, dobra? - Dobra. - Nic z tego - owiadczy Jon - od razu poznam rnic. - W porzdku - zgodzi si Franois - niech wobec tego cao napisze Tab Jones swoim sztucznym fiutem. Pomys przypad nam do gustu. Wznielimy zbiorowy toast. Zaczynaa si dobra noc. 5 Siedziaem oparty o bar u Musso. Sara wysza do damskiej toalety. U Musso lubiem sam bar jako bar, natomiast nie lubiem sali, w ktrej si znajdowa. Mwio si o niej:

Nowa Sala. Osobicie wolaem jada w Starej Sali po drugiej stronie, gdzie byo ciemniej i ciszej. Za dawnych czasw robiem tak, e siadaem w Starej Sali i udawaem, e bd je. Cay czas studiowaem menu, mwiem: Jeszcze nie i zamawiaem kolejne drinki. Panie, ktre cigaem ze sob, nie zawsze cieszyy si najlepsz reputacj. W trakcie popijawy dochodzio niekiedy do gonych awantur, poczonych z rzucaniem szkem i obelgami przeplatanymi daniami kolejnych drinkw. Zwykle dawaem moim paniom na takswk i kazaem im zabiera si w diaby, po czym wracaem pi samotnie. Wtpi, czy ktrakolwiek z tych kobiet pienidzy na takswk uya na takswk. U Musso jedno byo naprawd fajne - kiedy po takiej chryi wracaem do stolika, zawsze witano mnie ciepymi umiechami. Dziwne, nie? Wracajc do rzeczy. Siedziaem oparty o bar. Nowa Sala bya pena po brzegi, gwnie z powodu turystw. Paplali, rozgldali Nie na boki i wydzielali czstotliwoci, od ktrych wszystko wok wido. Kto pooy mi rk na ramieniu. - Co u ciebie, Chinaski? Obejrzaem si za siebie. Miaem straszne kopoty z zapamitywaniem ludzi. Mogem spdzi z tob wieczr i nie pozna ci nazajutrz rano. Wasnej matki bym nie pozna, gdyby wysza z grobu. - W porzdku - odpowiedziaem. - Postawi ci drinka? - Dzikuj, nie. Nie znamy si jeszcze. Jestem Harold Pheasant. - Naprawd? Jon napomkn mi, e pan... - Zgadza si, zamierzam sfinansowa paski scenariusz. Czytaem paskie utwory. Ma pan niezwyke wyczucie dialogu. Czyniem paskie utwory: szalenie filmatyczne! - Na pewno nie chce pan drinka? - Nie. Musz wraca do stolika. - Rozumiem. Czym si pan aktualnie zajmuje, Pheasant? - Skoczylimy realizacj filmu o yciu Macka Derouaca. - Naprawd? Jak si bdzie nazywa? - Pie serca. Pocignem z kieliszka. - Zaraz, zaraz... chwileczk... Pan chyba artuje! Nie nazwie pan przecie filmu Pie serca! - Wanie taki bdzie mia tytu. Umiechn si. - Robi mnie pan w konia, Pheasant. Rany boskie, Pie serca! To dopiero numer!

- Nie - zaprzeczy. - Mwi powanie. Odwrci si gwatownie i odszed. Na to wanie wrcia Sara. - Z czego si miejesz? - Popatrzya na mnie. - Najpierw zamwi ci drinka, potem ci powiem. Zawoaem barmana i sobie te kazaem przynie jednego. - Zgadnij, kogo widziaam w Starej Sali? - spytaa. - Kogo? - Jonathana Wintersa. - Co takiego. Zgadnij, z kim rozmawiaem, kiedy ciebie nie byo. - Z jedn z twoich dawnych kurew. - Gorzej. - Co moe by gorszego? - Rozmawiaem z Haroldem Pheasantem. - Producentem? - Tak, siedzi przy stoliku w rogu. - Aha, widz go. - Prosz, nie patrz si, tam. Nie rb adnych gestw. Pij jak gdyby nic. - Co ci jest, u diaba? - Widzisz, on chce nakrci scenariusz, ktrego ja nie napisaem. - Wiem. - Jak ci nie byo, przyszed ze mn porozmawia. - Mwie ju. - Nie chcia nawet drinka. - Dlatego musiae wszystko spieprzy i sam nie jeste nawet pijany. - Zaczekaj. On chcia rozmawia o filmie, ktry wanie skoczy. - No to w jaki sposb wszystko spieprzye? - Niczego nie spieprzyem. To on wszystko spieprzy. - Akurat, Mw, jak byo. Popatrzyem w lustro. Podobam si sobie, ale nie w lustrze. Wcale tak nie wygldam. Dopiem drinka. - Dopij drinka rozkazaem. Dopia.

- Mw, jak byo. - Drugi raz mwisz: mw, jak byo. - Masz nadzwyczajn pami, chocia nie jeste nawet pijany. Skinem znowu na barmana. - No wic Pheasant tu przylaz i opowiada o filmie, ktry wanie zrobi. O pisarzu, co nie umia pisa, ale zdoby saw, bo wyglda jak kowboj z rodeo. - Ktry to? - Mack Derouac. - I to ci tak wkurzyo? - Nie, nie to. Wszystko byo dobrze, dopki nie zdradzi mi tytuu filmu. - Mianowicie? - Zlituj si, wanie prbuj wymaza ten tytu z pamici. Jest wrcz kretyski. - Ale powiedz... - No dobra... Cigle miaem przed sob to lustro. - Powiedz, powiedz, powiedz... - No dobra. Kudaty Rj. - Podoba mi si. - A mi wcale. Powiedziaem mu to i si zmy. Stracilimy jedynego sponsora. - Powiniene podej i go przeprosi. - Mowy nie ma. Co za koszmarny tytu! - Po prostu chciaby, eby jego film by o tobie. - wietny pomys! Napisz scenariusz o sobie! - Masz ju tytu? - Ta - ak: Kudaty Ryj. - Chodmy std. Tak te zrobilimy. 6 Z Pinchotem bylimy umwieni w hallu Beverly Hills Chershire o 2 po poudniu, znakiem czego mia mi przepa dzie na torze wycigowym. Byem troch zy, ale Jon si upar. Mia tam by pewien facet, ktry posiad umiejtno zdobywania funduszy na produkcj filmw. Ten go, niejaki Jean - Paul Sanrah, podobno nie mia adnej wasnej forsy, a mimo to zawsze potrafi ja skoowa. Mwiono o nim, e gdyby obtarga lask pomnikowi w parku, z genitaliw poleciayby pienidze. Bardzo dobrze. Apartament 530.

Prawd mwic, miaem ochot da nog. W apartamencie 530 mielimy te zasta Jon - Luc Modarda, francuskiego reysera filmowego. Moje utwory, twierdzi Pinchot, szalenie podobaj si Modardowi. Bardzo dobrze. Droga Sara towarzyszya mi na wypadek, gdybym nie mg potem trafi do domu. Dodatkowo podejrzewaa, e w apartamencie 530 moe si roi od byskajcych obnaonymi ppkami starletek. Dotarlimy na miejsce. Jon siedzia w hallu, w wielkim skrzanym fotelu, wypatrujc szalecw i wirw. Na nasz widok wsta, wypinajc pier, Jon to kawa chopa, ale lubi si wydawa jeszcze wikszy. Wymienilimy sowa powitania i poszlimy za Pinchotem do windy. - Jak ci idzie scenariusz? - Nabiera wstpnych ksztatw. - O czym bdzie? - O pijakach. O caej masie pijakw. Drzwi windy rozsuny si. W rodku byo bardzo przyjemnie. Wszystko obite puszyst zielon tkanin. Jak si lepiej wpatrzyo w t ziele, to wychodzio na to, e roi si tam od pawi. Pawie na cianach i pawie na suficie. - Klasa - pochwaliem. - Za duo tego - powiedziaa Sara. Winda zatrzymaa si na 5. Wysiedlimy. Dywan le by puszysty i zielony i rwnie roi si od pawi. Deptalimy po pawiach. Wreszcie dotarlimy do apartament u 530. Prowadziy do niego cikie czarne odrzwia, o wiele wiksze od zwyczajnych drzwi, kto wie, czy nie 2 razy wiksze. Wyglday jak brama zamkowa. Jon zastuka zielon koatk w ksztacie gowy Balzaca. Nic. Zastuka goniej. Czekalimy. Powolutku drzwi otwary si. Otwiera je malutki czowieczek u kredowobiaej twarzy. - Henri - Leon! - ucieszy si Jon Pinchot. Weszlimy. Pokj by ogromny, a wszystko w nim jakby ciut za due, Wielkie krzesa, wielkie stoy. Dugie ciany. Wysokie sufity. Mimo to nad wszystkim unosi si dziwny odr stchlizny. Tyle przestrzeni, a czue si jak w grobie.

Zostalimy sobie wszyscy przedstawieni. Kole o twarzy biaej jak kreda okaza si Henri - Leonem Sanrah, bratem Jean Paula Sanrah, tego od koowania forsy. By te Jon - Luc Modard. Sta bardzo spokojnie. Nic nie mwi. Wygldao, e pozuje na geniusza. Niski, niady, robi wraenie, jakby si niedokadnie ogoli tani maszynk elektryczn. - O! - ucieszy si Henri - Leon Sanrah. - Widz, e przyprowadzie crk. Syszaem o twojej crce Reenie! - Nie, nie sprostowaem. - To jest Sara. Moja ona. - Alkohol jest na stole. Mnstwo rnych win. Jedzenie te jest. Czstujcie si. Przyprowadz Jean - Paula - powiedzia Henri. To mwic Henri - Leon wyszed do drugiego pokoju po Jeana - Paula. Jednoczenie Jon - Luc Modard zrobi obrt i powdrowa w rg pokoju. Zaszy si w ciemnym kcie i stamtd gapi si na nas. Podeszlimy do stou... - Otwrz czerwone - poradziem Pinchotowi. - Od razu kilka butelek. Pinchot zapa korkocig i ruszy do dziea. Na srebrnych pmiskach leao peno arcia. - Nie jedz misa - ostrzega mnie Sara. - Ani ciasta: za duo cukru. Dobre bogi zesay Sar, eby doda mi dziesi lat ycia. Te same bogi pchay moj gow pod n, po to eby w ostatniej chwili zdj j z szafotu. Dziwne jakie to byy bogi. Teraz popychay mnie do pisania scenariusza. Bynajmniej si do tego nie paliem. Oczywicie wiedziaem, e jak ju napisz, to bdzie nieze. Nie znakomite. Ale nieze. Miaem atwo sowa. Pinchot nala nam wina. Wszyscy troje wzilimy kieliszki do rki. - E - h powiedziaa znaczco Sara. - Francuskie - skonstatowa Pinchot. - Wybaczam ci - ja na to. Pijc miaem widok na wntrze drugiego pokoju. Drzwi byy, jak to si mwi, otwarte na ocie. Henri - Leon usiowa wskrzesi olbrzymie cielsko spoczywajce na olbrzymim ou. Cielsko nie dawao si wskrzesi. Zobaczyem, e Henri - Leon siga do miski i nabiera pen gar kostek lodu. Dwie pene garci. Kostkami lodu okada policzki i czoo. Rozpina koszul i wciera ld w pier. Cielsko nadal nie daje znakw ycia. Nagle siada z wrzaskiem: - CO MI ROBISZ, SUKINSYNU? BD SI MUSIA ROZMRAA!

- Jean - Paul, Jean - Paul... masz... goci! - GOCI? NA CO MI GOCIE? POTRZEBNI MI JAK PSU ROBAKI! ID I NA WPYCHAJ IM AB DO GBY! NASZCZAJ NA NICH! PODPAL ICH! - Jean - Paul... Jean - Paul... bye umwiony z Jonem Pinchotem i jego scenarzyst... - Dobra... kurwa... zaraz do nich wyjd... tylko zwal konia... Albo nie... odo to na pniej... bd mia jaki cel w yciu... Henri - Leon wyszed z pokoju i przemwi do nas. - Zaraz przyjdzie. Przey ogromny szok. Myla, e ona go opucia. Dzi rano przychodzi telegram z Parya: zmienia zdanie. To by miertelny cios, jakby sfora wciekych psw rwaa wielkiego bawou na sztuki... Nie wiedzielimy, co powiedzie. Wreszcie wtoczy si sam Jean - Paul. Biae gacie w szerokie te pasy. Bez butw, tylko w rowych skarpetkach. Brzowe loki z takich, co nie wymagaj grzebienia. Co z tym brzem byo nie tak. Wyglda, jakby zanika i nie mg si zdecydowa, w jaki by przej kolor. Koszula nie dopita. Drapa si po piersi. Drapa i drapa. By wielki, w przeciwiestwie do brata, i rowy na twarzy... a raczej czerwony, czerwieni, ktra zapalaa si i gasa. Jego twarz w jednej chwili przybieraa biel twarzy brata, po to eby zaraz zapon jeszcze ywsz czerwieni. Przedstawilimy si po kolei. - Aha, aha, aha - odpowiada. A potem: - Gdzie jest Modard? Rozejrza si i wypatrzy go w kcie. - Znw si zaszye, co? Rany boskie, kiedy on wreszcie zrobi co nowego? Nagle Jean - Paul odwrci si i pobieg do sypialni, zatrzaskujc drzwi za sob. Modard kaszln cicho ze swojego naronika i wszyscy dolalimy sobie wina. Byo naprawd znakomite. ycie te byo w porzdku, Po to eby si krci w tym wiatku, wystarczyo by pisarzem, malarzem czy tancerzem i ju miae prawo wysiadywa z wszystkimi bd z wszystkimi wystawa. Wdech, wydech, cigniesz winko i udajesz, e wiesz, co jest grane. Wrci Jean - Paul, zawadzajc o drzwi. Wygldao, e waln si w rami. Przystan, pomaca rami, zostawi rami w spokoju, zacz si drapa i znw ruszy przed siebie. Krc wok stou szybkim, miarowym krokiem, wykrzykiwa: - KADY Z NAS MA DZIUR W ZADKU, TAK CZY NIE? CZY JEST W TYM POKOJU KTO, KTO NIE MA DZIURY W ZADKU? BARDZO PROSZ, EBY NATYCHMIAST SI PRZYZNA. NATYCHMIAST! ZROZUMIANO?

- A nie mwiem, e to geniusz? - Jon Pinchot waln mnie okciem w bok. Jean - Paul nadal kry w tym samym tempie, wrzeszczc: - KADY Z NAS MA SZPAR Z TYU! TAK CZY NIE? NA SAMYM DOLE, PORODKU! TAK CZY NIE? TAMTDY WYLATUJE Z NAS GWNO! TAK CZY NIE? NA TO W KADYM RAZIE LICZYMY! BEZ GWNA NIE MOGLI MYMY Y! POMYLCIE, ILE GWNA WYSRYWAMY W YCIU! SRAMY, A ZIEMIA TO NATYCHMIAST POCHANIA! ALE RZEKI I MORZA YKAJC NASZE GWNA PAWIUJ WASNYM YCIEM! JESTEMY NIECZYCI, NIECZYCI, NIECZYCI! NIENAWIDZ NAS WSZYSTKICH! ZA KADYM RAZEM, KIEDY WYCIERAM TYLEK, NIENAWIDZ NAS WSZYSTKICH! Przerwa, jakby dopiero zauway Pinchota. - Chcesz forsy, tak? Pinchot umiechn si. - Zaatwi ci twoj pieprzon fors, sukinsynu - obieca lenn Paul. - Dzikuj. Wanie opowiadaem obecnemu tu Chinaskiemu, e jeste geniuszem. - Stul pysk. Jean - Paul przenis wzrok na mnie. - O twoim pisarstwie mona tylko tyle powiedzie, e podnieca mieszkacw zakadw zamknitych. Czyli dokadnie ych, ktrzy potrzebuj podniety. S ich miliony. Jeli uda ci si zachowa dotychczasow gupot w czystej postaci, niewykluczone, e ktrego dnia doigrasz si telefonu z piekie. - Jean - Paul, odbieraem ju stamtd telefony. - Co? Naprawd? Od kogo? - Od byych dziewczyn. - ESZ JAK PIES! - wykrzykn i podj marsz wok stou, drapic si nadal. Po ostatnim okreniu rzuci si do sypialni, zatrzaskujc drzwi, i tylemy go widzieli. - Mj brat - wyjani Henri - Leon - jest dzisiaj w kiepskiej formie. Ma zmartwienie. Dolaem wszystkim dokoa. Pinchot nachyli si do mnie. - Siedz w tym apartamencie od Bg wie kiedy, chlej, r i nie pac za to ani grosza... - poinformowa szeptem. - Niemoliwe? - Rachunki paci Frances Ford Lopalla. Uwaa, e Jean - Paul jest geniuszem... - Mio i Geniusz to dwa najbardziej naduywane sowa w ludzkiej mowie zauwayem.

- Ju zaczynasz gupio gada - ostrzega Sara. - Ju ci idzie do gowy. Jean - Luc Modard wychyn z kta. Podszed do nas. - Dajcie tego pieprzonego wiska - zaordynowa. Nalaem z czubem. Jean - Luc upora si jednym haustem. Nalaem jeszcze raz. - Czytaem twoje dyrdymay - owiadczy. - Zachwycajco proste. Masz ubytki w mzgu, prawda? - Niewykluczone. W pidziesitym sidmym wykrwawiem si prawie na mier. Przez 2 dni leaem przed izb przyj pastwowego szpitala, zanim znalaz mnie jaki poczciwy, wirnity internista. Myl, e przy okazji utraty krwi utraciem jeszcze par innych rzeczy, i to nie tylko w ciele, ale przede wszystkim na umyle. - To jedna z jego ulubionych opowiastek wtrcia Sara, - Kocham go, ale nie macie pojcia, ile razy musiaam tego sucha. - Ja te ci kocham, Saro - odparem ale opowiadanie tych samych historii w kko dziwnym trafem przyblia je do tego czym miay by w zamyle. - Ju dobrze, Popsy, nie gniewaj si powiedziaa Sara. - Suchaj - odezwa si Jon - Luc - chciaem ci prosi o napisanie angielskich dialogw do mojego ostatniego filmu. Poza tym chciaem w nim wykorzysta scen z twojego opowiadania. Facetowi obcigaj pod biurkiem druta, a on dalej robi swoje, odbiera telefony jakby nigdy nic i takie tam duperele. Poszedby na to? - Poszedbym na to. Posunlimy krzesa i wzilimy si do picia. Jon - Luc rozgada si na dobre. Gada i gada, nie spuszczajc ze mnie oka. Z pocztku czuem si tym mile poechtany, potem nieco mniej. Jon - Luc gada bez wytchnienia. Przedstawia si nam jako mroczny Geniusz. Moe i by Geniuszem, kto go tam wie; nie bd si sprzecza. Niestety, przez ca szko karmiono mnie Geniuszami: Szekspir, Tostoj, Ibsen, G.B. Shaw, Czechow - banda przekltych nudziarzy. A to jeszcze nie koniec: Mark Twain, Hawthorne, siostry Bronte, Dreiser, Sinclair Lewis - jakby leg pod betonow pyt: chcesz si wyrwa i zmyka gdzie oczy ponios, a ta zgraja zidiociaych ojcw i matek usiuje zaprowadzi porzdki, od ktrych zmary przewrciby si w grobie. Jon - Luc gada i gada. Tyle tylko zapamitaem. I jeszcze moj poczciw Sar, mwic co jaki czas: - Hank, nie powiniene tyle pi. Zbastuj troch, jutro bdziesz nieywy. Tymczasem Jon - Luc gada jak najty.

Nie rozumiaem ju ani sowa z tego, co mwi, widziaem tylko poruszajce si wargi. Nie przeszkadza mi, po prostu - istnia. By nie ogolony. Na dodatek znajdowalimy si w jakim dziwnym hotelu w Beverly Hills, hotelu, w ktrym stpao si po pawiach. Zaczarowany wiat. Dobrze si w nim czuem. Nie przypomina adnego ze znanych mi wiatw. Niepojty, bezpieczny, doskonay. Wino kryo, a Jon - Luc nie ustawa. Z przykroci wyczepiem, co mi si od czasu do czasu zdarza. Bywa, e kiedy obcuj z istotami ludzkimi, bez wzgldu na to, czy s to dobrzy ludzie, czy obuzy, moje zmysy ulegaj przecieniu i wycza si. Nic nie mog na to poradzi. Jestem uprzejmy. Potakuj. Udaj, e rozumiem, bo nie chc robi przykroci rozmwcy. Ta wanie sabo przysparza mi najwicej kopotw. Kiedy usiuj by miy dla blinich, przypacam to starciem mojej duszy na papk. Niewane. Mzg si odcza. Studium. Reaguj. A oni s zbyt tpi, eby zauway, e mnie w ogle nie ma. Alkohole kryy, a Jon - Luc gada i gada. Jestem pewien, e powiedzia wiele zdumiewajcych rzeczy, ale ja po prostu patrzyem mu midzy brwi. Nastpnego ranka, okoo 11, kiedy leaem u siebie w ku, ktre dziel z Sar, zadzwoni telefon. - Halo? Dzwoni Pinchot. - Suchaj, musz ci co powiedzie. - Tak? - Modard NIGDY SI NIE ODZYWA, NIGDY DOTD PRZY NIKIM NIE MWI TYLE CO PRZY TOBIE! GADA PRZEZ ILE GODZIN BEZ PRZERWY! WSZYSCY BYLI ZASZOKOWANI! - Dobra tam... - ON SI NIGDY NIE ODZYWA, ROZUMIESZ? GADA DO CIEBIE PRZEZ ILE GODZIN! - Przepraszam, Jon, ale kiepsko si czuj, potrzebuj snu. - Rozumiem. Ale musz ci co jeszcze powiedzie. - Dawaj. - Chodzi o Jean - Paula Sanrah. - Tak? - Twierdzi, e powinienem pozna cierpienie, nie zaznaem dotd dosy cierpienia,

jeli jednak przybli si do cierpienia, zaatwi mi fors. - Fajnie. - Dziwny facet, no nie? Prawdziwy geniusz. - Tak - odpowiedziaem. - Te mi si tak wydaje. Odoyem suchawk. Sara spaa dalej. Przekrciem si na prawy bok, do okna, bo czasem chrapi i nie chc, eby to na ni leciao. Ledwie ogarny mnie kojce ciemnoci, ostatni spoczynek, jaki przysuguje nam przed mierci, kiedy licznotka, ulubiony kot Sary, zlaza ze specjalnej poduszki przy gowie swojej pani i przemaszerowaa mi po twarzy. Zahaczya pazurami o moje lewe ucho, zeskoczya na podog, przecia pokj, wskoczya na otwarte okno wychodzce na wschd. Cholerne soce, sunc po niebie, nie wzbudzao we mnie krztyny entuzjazmu. 7 Tego wieczora, siedzc przy maszynie, zrobiem sobie 2 drinki, wypiem 2 drinki, wypaliem 3 papierosy i wysuchaem Trzeciej Sonaty Brahmsa przez radio. Dopiero wtedy zorientowaem si, e czego mi brakuje, ebym si wzi do scenariusza. Wystukaem numer Pinchota. By w domu. - Halo? - Jon, tu mwi Hank. - Hank, jak si masz? - Dobrze. Suchaj, wezm t dych. - Przecie mwie, e wzicie tych pienidzy z gry moe upoledzi twj proces twrczy. - Zmieniem zdanie. Poza tym proces twrczy jeszcze nie nastpi.. - Co chcesz przez to powiedzie? - To, e mam pomys w gowie, ale ani sowa na papierze. - Co to za pomys? - Historyjka o pijaku. Przez okrg dob nie schodzi ze stoka przy barze. - Mylisz, e to si ludziom spodoba? - Suchaj, Jon, gdybym si przejmowa tym, co si ludziom podoba, sowa bym w yciu nie napisa. - Rozumiem. Wpa do ciebie z czekiem? - Wystarczy, jak go przelesz poczt jeszcze dzi. Dzikuj. - Ja te dzikuj - powiedzia Jon. Z powrotem siadem do maszyny. Szo mi jak z

patka. Zaczem pisa: AOSNY PIJACZYNA WNTRZE/PLENER BAR DANDY'EGO - ZA DNIA KAMERA NAJEDA Z GRY na wejcie do baru; POWOLNY DOJAZD DO WNTRZA BARU. MODY MCZYZNA na stoku przy barze, wyglda, jakby tkwi tam od pocztku wiata. Podnosi kieliszek... Wcignem si. Najwaniejsza jest pierwsza linijka, reszta robi si sama. Nagle okazao si, e mam gotow cao, brukowao tylko pewnego drobiazgu, eby j wycign na wiato dzienne. Widziaem bar jak na doni. Nie byo miejsca, w ktrym nie zalatywaoby kiblem. Kolejne drinki stanowiy jedyne antidotum na ten zapach. eby pj do kibla, trzeba byo strzeli ze 4 albo 5 pod rzd. Jak ywa stana mi w pamici klientela baru. Twarze, sylwetki, gosy. Znw byem z nimi. Widziaem beczkowane piwo w wysmukych szklankach rozszerzajcych si ku grze, pianka posykujc ypie biaymi bbelkami. Piwo byo zielone. Po pierwszym yku, gdzie w okolicach czwartej szklanki, nastpowa wdech, zatrzymanie powietrza, a nastpnie - odlot. Barman z przedpoudniowej zmiany by rwnym gociem. Dialog powstawa sam, bez mojego udziau. Stukaem w klawisze bez wytchnienia... Nagle zadzwoni telefon. Zamiejscowa. Dzwoni mj niemiecki tumacz i agent, Karl Vossner. Karl uwielbia mwi tak, jak wedug niego mwi wyluzowani Amerykanie. - Sie masz, byku. Co u ciebie? - W porzdku, Karl. Dalej lubisz majstrowa przy sprzgle? - No. Cay sufit mi si uszczy od zeschej spermy. - Grzeczny chopczyk. - Dziki, stary. Wziem po tobie co najlepsze. Ale, ale, mam dla ciebie dobr wiadomo. Jeste ciekaw, byku jeden? - Jak najbardziej, stary. - No wic oprcz tego, e odgwizdaem ca Dixi przez dziur w zadku, udao mi si jeszcze przetumaczy 3 z twoich ksiek: poezje Wszy zagady, opowiadanie Stek

marze i powie Podpalacz na Gwnym. - Zasuye na moje lewe jajco, Karl. - O.K., moesz je nada lotnicz. Ale, stary, mam jeszcze co dla ciebie. - Bagam, powiedz... - Mielimy w zeszym tygodniu targi ksiki. Spotkaem 6 najwikszych niemieckich wydawcw. Cholernie si napalili. Wyobra sobie, chc ci wzi caego! - Caego? - Utwory zebrane, kapujesz? - Kapuj, stary. - cignem ich wszystkich do pokoju hotelowego, rzuciem na st piwo, wino, ser, orzeszki. Powiedziaem, e otwieram przetarg na promocj 3 twoich ksiek. Parsknli miechem i wzili si do picia. Wiedziaem, e mam skubacw w garci. Te ksiki to bd przeboje sezonu i oni zdaj sobie z tego spraw. Opowiedziaem par wicw, eby ich rozluni, i zaczem przetarg. Reasumujc, sprawy si macaj tak, e Krumph zaoferowa najwysz sum. Wziem sukinsyna za kark i kazaem mu podpisa umow, po czym wszyscy golnlimy po jednym. Ca band dalimy tgo w bani. Przodowa Krumph. Dobra nasza! Wliznlimy si bez wazeliny. - Cwaniura z ciebie, Karl. Jaka bdzie moja dola? - 35 patoli jak nic, brachu. Przekabluj ci fors najpniej za tydzie. - Chopie, niezy numer wykrcie! - Lepsze to ni rn szko, stary wuju. - Nie ma dwch zda. Ej, Karl, a to syszae? Jaka jest rnica midzy kurz dup a dup krlicz? - Nie mam pojcia? - Spytaj maego Wacka. - Kapuj! Ale w dech! Tym akcentem zakoczylimy rozmow. W cigu godziny staem si bogatszy o 45 tysicy dolarw. 30 lat godu i zapoznania wydao wreszcie owoc. Wrciem do maszyny, nalaem hojn rk, chlapnem i nalaem jeszcze raz. Zmacaem 3/4 zwietrzaego cygara, Zapaliem. Radio dawao Pit Szostakowicza. Uderzyem w klawisz. Barman, niejaki Luke, przechyla si przez lad, zwracajc si do modego czowieka.

LUKE Ty. suchaj, siedzisz tutaj dniem i noc. Nic nie robisz, tylko opiesz na okrgo. MODY CZOWIEK No. LUKE Nie chciabym ci w aden sposb urazi, rozumiesz, ale mam wraenie, e w ten sposb daleko nie zajdziesz. MODY CZOWIEK Dobra, Luke, o mnie si nie martw. Zajmij si lepiej gomi. LUKE Nie ma sprawy, chopcze. Powiedz jednak, czy nie wydaje ci si, ze zostae stworzony do czego innego? MODY CZOWIEK Ej, Luke, a ten syszae? Jaka jest rnica midzy kurz dup a dup krlicz? LUKE Nie mam zamiaru wysuchiwa jakich wicw. Odpowiedz: czy czujesz, e zostae stworzony do czego lepszego? MODY CZOWIEK No dobra, kurcz... Musiaem by w jakiej 6. klasie. Nauczyciel kaza nam opisa przeycie, ktre nas najbardziej poruszyo, ale nie chodzio mu o nasz przeprowadzk do Denver. LUKE Taa... MODY CZOWIEK No wic napisaem o tej abce, ktr znalazem w ogrodzie. Jedn apk uwiza w drucianym ogrodzeniu. Nie moga si wyswobodzi. Wypltaem jej nk z siatki, ale ona dalej si nie poruszaa. LUKE (ziewajc) Taa...? MODY CZOWIEK Wziem j na kolana i zaczem do niej mwi. Powiedziaem jej, ze te jestem w potrzasku. Moje ycie te ugrzzo w martwym punkcie. Mwiem do niej bardzo dugo. W kocu zeskoczya mi z kolan, skaczc przecia trawnik i znikna w zarolach, a ja po

raz pierwszy w yciu poczuem, e kogo utraciem. LUKE Taa...? MODY CZOWIEK Nauczyciel przeczyta wypracowanie caej klasie. Wszyscy si pobeczeli. LUKE Taa...? I co? MODY CZOWIEK I nic, przyszo mi do gowy, e mgbym kiedy zosta pisarzem. LUKE (przechylajc si przez lad) Chopcze, chyba ci odbio. Uznaem, e mam ju do scenariusza jak na ten wieczr. Nie wstajc od maszyny, zaczem sucha muzyki w radio. Nie pamitam, ebym si kad. Ale rano obudziem si w ku. 8 Vin Marbad zjawi si za gorcym porczeniem Michaela Huntingtona, mojego oficjalnego fotografa. Michael pstryka mnie na okrgo, ale jak dotd nie byo specjalnego popytu na jego dziea. Marbad by konsultantem do spraw podatkowych. May, niady czowieczek, ktrego wieczoru wyrs w progu z walizeczk w rku. Ju od paru godzin popijaem w spokoju, ogldajc z Sar film na moim starym czarno - biaym telewizorze. Zastuka godnie i stanowczo. Wpuciem go, przedstawiem Sarze i nalaem mu wina. - Dzikuj. - Upi odrobink. - Zdaje pan sobie spraw, e w Ameryce, jeli nie wyda pan pienidzy, to je panu zabior? - Naprawd? Co wobec tego powinienem pana zdaniem zrobi? - Zadatkowa nowy dom. - H? - Wpaty na hipotek s wolne od opodatkowania. - Rozumiem. Co jeszcze? - Kupi samochd. Wolny od opodatkowania. - Cakowicie? - Nie, czciowo. Niech mi pan pozwoli si tym zaj. Musimy po prostu

skonstruowa system parawanw, ktre osoni pana przed prawem podatkowym. Prosz na to spojrze... Vin Marbad otworzy walizeczk i wyj plik papierw. Z papierami w rku wsta i podszed do mnie. - Nieruchomoci. O tu, widzi pan, kupiem kawaek gruntu w Oregonie. Odpisany od podatku. Cigle jeszcze jest par akrw to wzicia od rki. Spodziewamy si rocznej zwyki wartoci gruntu o 23%. Inaczej mwic, za cztery lata paskie pienidze podwoj swoj warto. - Nie, nie, bagam, niech pan siada z powrotem. - Ale dlaczego? - Nie chc kupowa czego, czego nie widziaem na oczy, nie chc kupowa czego, czego nie mog pomaca wasnymi palcami. - Daje pan do zrozumienia, e mi pan nie ufa. - Widz pana pierwszy raz w yciu. - Mam rekomendacje z caego wiata! - Zawsze kieruj si intuicj. Vin Marbad odwrci si na picie i pomaszerowa do kanapy po swj paszcz; popiesznie ubra si i z walizeczk w rku ruszy do drzwi, nacisn klamk, wyszed, zamkn drzwi za sob. - Obrazie go - powiedziaa Sara. - On po prostu przyszed ci pokaza, jak mgby zaoszczdzi troch pienidzy. - Mam dwie zasady. Pierwsza: nigdy nie ufaj mczynie, ktry pali fajk. Druga: nigdy nie ufaj mczynie w wyglansowanych pbutach. - Przecie nie pali fajki... - Tak, ale wyglda na palacza. - Obrazie go... - Nie martw si, zaraz wrci... Drzwi si otwary i Vin Marbad wpad do salonu. Podbieg z powrotem do kanapy, ponownie zrzuci paszcz i postawi walizeczk przy nodze. Spojrza na mnie. - Michael mwi, e pan gra na wycigach. - No, owszem... - Po przyjedzie z Indii zaczynaem jako dozorca w Hollywood Park. Widzia pan mioty, jakich tam uywaj do zmiatania niewanych kuponw? - Owszem.

- No wic to jest mj wynalazek. Dawniej uywano miote normalnej szerokoci, dopiero ja zaprojektowaem nowy model. Zaniosem go do Zarzdu Wycigw. Mj patent zosta wdroony, a ja awansowaem na pracownika Zarzdu. Odtd bez przerwy awansuj. Nalaem mu kolejny kieliszek. Upi yczek. - Niech mi pan powie, czy pije pan przy pracy? - Tak, cakiem sporo. - Alkohol jest elementem paskiej inspiracji. Zaatwimy odpisanie go od podatku. - Potrafi pan co takiego? - Oczywicie. Musi pan wiedzie, e to wanie ja wprowadziem precedens odpisywania od podatku benzyny. Pierwszy wpadem na ten pomys. - O, kurwa - powiedziaem z uznaniem. - Bardzo interesujce - stwierdzia Sara. - Zrobi tak, e nie bdzie pan paci adnego podatku i wszystko bdzie w stu procentach legalne. - Brzmi zachcajco. - Michael Huntington nie paci adnych podatkw. Moe si pan go spyta. - Wierz panu. Zrbmy to samo. - Dobrze, ale musi mnie pan posucha. Najpierw wpaci pan pierwsz rat za dom, potem za samochd. Zrbmy dobry pocztek. Niech pan kupi porzdny samochd. Niech pan kupi nowe BMW. - Zgoda. - Na czym pan pisze? Na maszynie rcznej? - Tak. - Niech pan kupi elektryczn. Odpiszemy j od podatku. - Nie wiem, czy bd umia pisa na elektrycznej. - Nauczy si pan w cigu paru dni. - To znaczy nie jestem pewien, czy bd w stanie tworzy przy maszynie elektrycznej. - Chce pan powiedzie, e boi si pan nowoci? - Boi si zmiany - wyjania za mnie Sara. - Kiedy, na przykad, pisao si gsimi pirami. Gdyby y w dawnych czasach, na pewno trzymaby si gsiego pira i dawa odpr wszelkim nowinkom. - Cholernie boj si zaprzeda dusz. - Zmienia pan przecie marki alkoholi, prawda? - spyta Vin.

- Nno, tak... - A widzi pan... Vin unis kieliszek i osuszy go do dna. Nalaem wszystkim wina. - Teraz musimy nada panu status korporacji, eby przysugiway panu ulgi podatkowe. - Brzmi koszmarnie. - Uprzedziem pana, e musi pan mnie sucha, jeeli nie chce pan paci podatkw. - Zaley mi wycznie na pisaniu, ani myl ubiera si w co takiego. - Musi pan tylko powoa zarzd, sekretarza, skarbnika i tak dalej. Nic trudnego. - To brzmi przeraajco. Prawd mwic, to brzmi cakiem do dupy. Moe w sumie wyjd lepiej pacc podatki. Nie mam ochoty, eby mi kto stale zawraca gow. Nie mam ochoty, eby poborca podatkowy nachodzi mnie w rodku nocy. Chtnie nawet dopac, byle tylko zostawili mnie w spokoju. - Bez sensu - zaprotestowa Vin. - Podatkw w ogle nie powinno si paci. - Czemu by nie mia da Vinowi szansy? On po prostu stara ci si pomc powiedziaa Sara. - Niech pan posucha. Przel panu statut korporacji. Przeczyta pan sobie, a potem zoy podpis. Zobaczy pan, e to nic strasznego. - Kiedy, rozumie pan, to wszystko jest mi nie po drodze. Pracuj teraz nad scenariuszem i musz mie wity spokj. - Ach tak, scenariuszem. O czym ma by ten scenariusz? - O pijaku. - Rozumiem, o panu. - No, jest jeszcze paru. - Udao mi si go namwi, eby pi wino - wtrcia Sara. - Kiedy go poznaam, robi bokami. Whisky, piwo, wdka, din... - Od kilku lat jestem konsultantem Darby'ego Evansa. Scenarzysta, musia pan o nim sysze. - Nie chodz do kina. - Napisa Zajczek kica do nieba, Wafle z Lulu, Panik w zoo. Szeciocyfrowe konto jak nic. Evans te jest korporacj. Milczaem. - Nie paci centa podatku. Najlegalniej w wiecie...

- Daj Vinowi szans upieraa si Sara. Podniosem kieliszek. - Kurdebele, niech wam bdzie. No to, abymy! Zdrwko podchwyci Vin. Osuszyem kieliszek, wstaem i przyniosem now butelk. Od korkowaem

i nalaem nam wszystkim. Po chwili zastanowienia cay pomys spodoba mi si; poczuem si niezwykle cwany. Po co dokada si do bomb, ktre okaleczaj bezbronne dzieci? Lepiej jedzi BMW. Mie z okna widok na przysta. Gosowa na Republikanw. Potem jednak inna myl przysza mi do gowy: Czy to moliwe, ebym mia zosta tym wszystkim, czego zawsze nienawidziem? I zaraz pojawia si odpowied: Przecie to i tak nie s adne pienidze. Czemu bym nie mia sprbowa dla zgrywy? Pilimy dalej z okazji czego tam. 9 Tak wic miaem ponad 65 lat i rozgldaem si za pierwszym domem w yciu. Pamitaem jeszcze, jak mj ojciec prawie cae ycie odkada na hipotek, eby wreszcie kupi dom. - Spac za ycia jeden dom - mawia. - Jak umr, dom przejdzie na ciebie. Ty te spacisz jeden dom, ktry po twojej mierci przejdzie na twojego syna. To by ju byy dwa domy. Twj syn z kolei... Ten tryb postpowania przeraa mnie swoj powolnoci: dom za domem, mier za mierci. Dziesi pokole, dziesi domw. A potem wystarczy jedna osoba, eby przeputa wszystkie domy czy podpali jedn zapak i rzuci si do ucieczki ulicami miasta, dla niepoznaki unoszc wasne jaja w koszu z owocami. Tak wic rozgldaem si za domem, na ktry w gruncie rzeczy nie miaem ochoty, i pisaem scenariusz, ktrego wcale nie chciao mi si pisa. Rzeczywisto zacza wymyka mi si z rk, widziaem, co si dzieje, ale nie byem w stanie temu przeciwdziaa. Zaczlimy od biura nieruchomoci w Santa Monica. Firma nosia nazw Osadnictwo XXII wieku. Szczyt nowoczesnoci. Wysiedlimy z auta z Sar i weszlimy do rodka. Za biurkiem siedzia mody facet, krawat, adna koszula w prek, czerwone szelki. Na luzie. Przerzuca papiery na biurku. Przerwa robot i popatrzy na nas. - Czym mog suy?

- Chcemy kupi dom - powiedziaem. Odwrci gow w bok i zapatrzy si w dal. Mina minuta. Dwie. - Chodmy - powiedziaem do Sary. Wrcilimy do auta. Ruszyem. - O co mu poszo? - spytaa Sara. - Nie mia ochoty si z nami zadawa. Oszacowa nasz warto i uzna za niegodnych swojego czasu. - Kiedy to nieprawda. - By moe, ale poczuem si, jakbym mia parchy. Jechaem przed siebie, nie bardzo wiedzc, dokd jad. Jako mnie to zabolao. Jasne, e miaem kaca i byem nie ogolony i, jak zawsze, moje ubranie nieco dziwnie na mnie leao, a lata ubstwa te zrobiy swoje. Ale moim zdaniem osdzanie czowieka na podstawie wygldu jest niemdre. Sam wol raczej kierowa si czyj mow i zachowaniem. - Cholera ich wie - rozemiaem si. - Moe nikt nam nie zechce sprzeda domu. - To by jaki kretyn - zawyrokowaa Sara. Osadnictwo XXII wieku to jedna z najpowaniejszych sieci obrotu nieruchomociami w tym stanie. - To by jaki kretyn - powtrzya Sara. Nadal jednak czuem si upokorzony. Kto wie, moe faktycznie byem jakim wirem. W zasadzie umiaem tylko pisa na maszynie - i to nie zawsze. Droga prowadzia teraz wrd wzgrz. - Gdzie jestemy? - spytaem. - W kanionie Topanga - odpowiedziaa Sara. - Wyglda dosy rozpaczliwie. - Okolica jest w porzdku, gdyby nie powodzie, poary i nowa generacja rozczarowanych hippisw. Dostrzegem szyld. PRZYSTA MAPOLUDW okazaa si barem. Zatrzymaem samochd. Wysiedlimy. Przed barem stao peno motocykli. Mwio si na nie wieprze. Weszlimy do rodka. Bar trzeszcza w szwach. Kolesie w skrach, Kolesie w brudnych chustach. Niektrzy mieli na twarzy parchy. Inni brody, z ktrymi co byo nie tak. Wikszo miaa okrge, bladoniebieskie, apatyczne oczy. Cisi i spokojni, wygldali, jakby siedzieli tak ju ktry tydzie z rzdu. Znalelimy dwa wolne stoki.

- Dwa piwa - zaordynowaem. - Wszystko jedno jakie, byle w butelce. Barman odpyn. Po chwili wyroso przed nami piwo. Chlapnlimy. Nad kontuar wychyna jaka twarz i zacza si nam przyglda. Okrga i nalana, nosia znamiona imbecylizmu. Naleaa do modego mczyzny o brudnorudych wosach i brodzie oraz zupenie siwych brwiach. Dolna warga obwisa, jakby dwigaa niewidzialny ciar. Wywinita na zewntrz, poyskiwaa wilgoci. - Chinaski - przemwi mody grubas - niech mnie diabli, jak to nie jest CHINASKI. Skinem niedbale doni i zapatrzyem si w dal. - Jeden z moich czytelnikw - wyjaniem Sarze. - No, no. - Chinaski - dobieg mnie gos z prawej strony. - Chinaski - powtrzy inny gos. Przede mn wyrosa whisky. Uniosem szklaneczk. - Dzikuj, panowie. - Obaliem do dna. - Miarkuj si - zaniepokoia si Sara. - Wiesz, jak z tob bywa. Nigdy si std nie wydostaniemy. Barman przynis kolejn whisky. By to may facecik z twarz usian czerwonymi krostami. Wyglda bardziej apatycznie ni reszta. Sta i gapi si na mnie. - Chinaski - odezwa si - jeste najwikszym pisarzem na wiecie. - Tak sdzisz? - Uniosem szklaneczk whisky i podaem Sarze, ktra obalia zawarto. Zakrztusia si lekko. Odstawia szklank. - Pij tylko dlatego, eby ci odciy. Za nami powoli zaczyna gromadzi si may tumek. - Chinaski... Chinaski... Ale jaja... Czytaem wszystkie twoje ksiki. WSZYSTKIE TWOJE KSIKI!... Mgbym ci da kupa w dup... Te, Chinaski, staje ci jeszcze od wita?... Chinaski, Chinaski, chciaby posucha mojego wiersza? Zapaciem barmanowi, odepchnlimy stoki i ruszylimy w stron drzwi. Znowu uderzyy mnie ich skrzane kurtki i twarze bez wyrazu. Twarze wyprane z radoci i inicjatywy. Tym biedakom straszliwie czego brakowao. Co we mnie drgno i przez krtk chwil miaem ochot obj ich wszystkich, przytuli i pocieszy jak jaki Dostojewski, ale zdawaem sobie spraw, e i dla mnie, i dla nich skoczyoby si to tylko miesznoci i upokorzeniem. wiat nie wiedzie kiedy zabrn za daleko i odruchy

dobroci nie mogy by ju tak proste jak dawniej. Musielibymy nad tym znowu popracowa. Tum ruszy za nami przed bar. - Chinaski, Chinaski... Skd wzie tak pikn kobitk? Nie zasuye na ni, chopie!... Chinaski, nie wygupiaj si, zosta, napij si z nami! Zachowuj si jak czowiek! Zachowuj si jak w swoich ksikach! Nie bd chujem! Pewnie, e mieli racj. Wsiedlimy do auta, zapaliem i powoli tuszyem przez rozstpujcy si niechtnie tum. Niektrzy sali causy, inni wysuwali rodkowy palec do gry, par pici walno w szyby wozu. Wydostalimy si na szos i ruszylimy dalej. - Wic to s twoi czytelnicy? - upewnia si Sara. - Oglnie rzecz biorc, tak. - Czy ludzie inteligentni nie czytuj twoich ksiek? - Mam nadziej, e nie. Jechalimy dalej w milczeniu. - O czym mylisz? - spytaa w kocu Sara. - O Dennisie Bodym. - O Dennisie Bodym? A kt to taki? - W podstawwce by moim przyjacielem. Ciekawe, co si z nim stao. 10 Jechaem dalej, a mj wzrok pad na tabliczk: Biuro nieruchomoci Tcza. Zaparkowaem przed frontem. Nie brukowany parking roi si od dziur i dow. Wybraem najgadszy kawaek i ustawiem samochd. Wysiedlimy i poszlimy do biura. W otwartych drzwiach przykucna tusta biaa kura. Potrciem j wchodzc. Kura uniosa si, wydzielia, z siebie nieco materii, wlaza do biura, znalaza sobie miejsce w kcie i znowu przycupna. Za biurkiem siedziaa chuda kobieta po czterdziestce, miaa proste wosy o barwie szlamu, ktre wieczy czerwony papierowy kwiat. Pia piwo i palia pall maila. - Siemanko! - pozdrowia nas. - Szukata czego na tym zadupiu? - Mona by to tak uj - potwierdziem. - No to ujmujcie! Ha, ha, ha! Chlapna piwko i podaa mi wizytwk. BIURO NIERUCHOMOCI

TCZA Szepnijcie, czego wam trzeba a ja przychyl wam nieba. Lila Gant, do usug. Wstaa. - Jedcie za mn.. Nie zamykaa biura.. Wsiada do swojego samochodu. Comet '62, poznaem., bo sam kiedy miaem cometa '62. Prawd mwic, ten tutaj wyglda dokadnie jak tamten, ktrego sprzedaem na zom. Ruszylimy za ni krt, wiejsk, zakurzon drog. Jechalimy przez par minut. Zauwayem, e na skrzyowaniach nie ma wiate, a po obu stronach drogi cign si gbokie wwozy. Zanotowaem w pamici, e jazda noc po paru gbszych moe by ryzykowna. Stanlimy przed nie malowanym drewnianym domem. To znaczy kiedy, dawno temu, musia by pomalowany na biao, ale wiatr i deszcz zuszczyy nieomal doszcztnie farb, ktra nabraa barwy kurzej kupy. Dom zapada si troch od frontu i z lewej strony - naszej lewej. Wysiedlimy. Dom by wielki, zaciszny i swojski. A wszystko przez to, pomylaem, e wziem zaliczk na napisanie scenariusza i najem konsultanta do spraw podatkowych. Weszlimy na ganek. Deski, jak mona byo przewidzie, ugiy si pod nogami. Wayem koo setki, niestety gwnie tuszczu. Pomyle, e kiedy nosiem 65 kilo zawieszone na stelau u wysokoci metra osiemdziesiciu: stare, dobre, chude lata, kiedy pisywaem porzdne kawaki. Lila walna w drzwi frontowe. - Darlene, soneczko? Jeste w przyzwoitym stroju? Zarzu co na dupci, bo zamierzamy wej. Pastwo przybyli zwiedzi twj paac. Ha, ha, ha! Pchna drzwi i weszlimy. W rodku byo ciemno i pachniao, jakby kto przypali indyka w piekarniku. Pod sufitem unosio si co, jakby skrzydlate cienie, arwka wisiaa na kawaku kabla. Izolacja odpada, odsaniajc goy drut. Poczuem chodny powiew na karku. Powiew grozy, przemkno mi przez myl. To nie moe by drogi dom, pomylaem, eby si otrzsn. Z ciemnoci wyonia si Darlene. Wielkie uszminkowane usta. Wosy sterczce na

wszystkie strony. Oczy tryskajce dobroci, ktra miaa zatuszowa lata beznadziei. Darlene bya tusta. Miaa na sobie niebieskie dinsy, wygniecion bluzk w kwiaty i kolczyki podobne do gaek ocznych. Dwie bkitne renice kolebay si lekko w jej uszach. W rku trzymaa jointa. Rzucia si w nasz stron. - Lila, stara zdziro! Co sychowa? Lila wzia jointa z rki Darlene, zacigna si, oddaa jej z powrotem. - Jak si miewa ta, dupa woowa, twj braciszek Willy? - Wanie wyldowa w okrgowym kiciu. Sra w gacie, e mu si dorw do tyka. - Naprawd tak uwaasz? - Naprawd. - Mam nadziej, e si nie mylisz. Zostalimy sobie przedstawieni. Zapada cisza. Sterczelimy bezmylnie, jakbymy w ogle nie mieli nic do roboty. Nawet mi si to spodobao. W porzdku, pomylaem, bd sta tak dugo jak wszyscy. Skoncentrowaem si na poskrcanym drucie w kablu od arwki. Do pokoju wkroczy powoli wysoki, szczupy mczyzna. Zblia si do nas na sztywnych nogach, krok za krokiem. Najpierw stawia jedn nog, potem z namaszczeniem dostawia drug. Przypomina lepca bez laski. Jego twarz tona w zwojach brody, a gste wosy byy skotunione i poskrcane. Przy tym wszystkim mia pikne ciemnozielone oczy. Oczy jak szmaragdy. Mia w sobie co, skubany. Na domiar zego umiecha si szeroko. Przystan i w dalszym cigu umiecha si i umiecha. - Mj m - przedstawia go Darlene. - Podwjny Kwartet. Kiwn gow. Odkiwnlimy z Sar. Lila nachylia si do mnie. - Kiedy oboje robili w filmie - szepna. Sar to wszystko zaczo nuy. - Chodmy moe obejrze dom. - Jasne, zotko. Bierzcie, dupy w troki i chodcie za mn. Poszlimy z Lil do drugiego pokoju. Odwrciem si. Podwjny Kwartet bra jointa z rki Darlene. Zacign si. Rany boskie, mia naprawd fantastyczne oczy. Oczy faktycznie s. zwierciadem duszy. Niestety, ten szeroki umiech niweczy cay efekt. Najwidoczniej bylimy w jadalni albo w salonie. Do jednej ze cian przybito gwodziami puste ko wodne, na ktrym kto nabazgra czerwon farb:

PAJK PIEWA W SAMOTNOCI. - Spjrzcie na to - zadaa Lila. - Spjrzcie na to podwrko. adny kawa gruntu. Wyjrzelimy przez okno. Podwrko wygldao jak droga, tylko jeszcze gorzej: wielkie wyrwy, zway ziemi i kamieni. Pord tego wszystkiego stercza dumnie samotny i opuszczony kibel bez drzwi. - adne - przyznaem. - I dosy niecodzienne. - Ci tutaj to ARTYCI - poinformowaa mnie nasza poredniczka. Odsunlimy si od okna. Dotknem zasony. W rku zosta mi kawaek materiau. - Oni tutaj maj gbi wewntrzn - wyjania Lila. - Nie zawracaj: sobie gowy proz ycia. Weszlimy na pitro. Schody, o dziwo, byy cakiem solidne. Byy to dobre, porzdne schody i humor nam si troch poprawi. Jedynym sprztem w sypialni okazao si ko wodne, tym luzem napenione wod. Stao samotne i zapomniane w najdalszym kcie. Z boku miao wielkie osobliwe wybrzuszenie. Zdawao si, e ko lada chwila eksploduje. Podoga w wyoonej kafelkami azience bya tak dawno nie myta, e kafelki prawie cakiem pokrya brudna ma z odciskami stp. Muszl klozetow oblepia brzowy stuletni strup, ktrego nikt nigdy nie prbowa nawet tkn. Strup na strupie strupem poganiany. Takiej muszli nie spotkaem jak yj w adnej knajpie ani w adnej melinie. Rzyga mi si zachciao na wspomnienie tamtych sraczy i na myl o kiblu, przy ktrym teraz staem. Zebraem si do kupy, odetchnem gboko, zabroniem sobie myle o ktrymkolwiek z tamtych sraczy i wrciem do azienki. - Przepraszam - powiedziaem. Lila domylia si wszystkiego. - W porzdku, przyjacielu. Nie miaem odwagi zajrze do wanny, ale zauwayem, e wyej na cianie kto nabazgra farbami w rnych kolorach: JELI TIM LEARY NIE JEST BOGIEM BG NIE YJE.

MJ OJCIEC ZGIN W BRYGADZIE ABRAHAMA LINCOLNA A DIABE MA CIP. CHARLES LINDBERG BY PEDZIEM. Tu i wdzie widniao jeszcze kilka niezrozumiaych, zamazanych lub nieczytelnych napisw. - Rozejrzyjcie si jeszcze, eby sobie wyrobi wasne zdanie. Kupno domu to niezy wstrzs mzgu. Nie zamierzam was pogania. I Lila wysza. Usyszelimy, jak schodzi na d. Wyszlimy z Sar na korytarz. Na postrzpionym sznurze wisia stary zardzewiay dzbanek do kawy. - O rany - powiedziaa nagle Sara. - O rany! - Co si stao? - Widziaam ju zdjcia tego domu. Przypomniaam sobie wreszcie! Cay czas mi si wydawao, e skd znam ten dom! - Tak? Co to za dom? - Jeden z domw, w ktrych Charles Manson kogo zamordowa! - Jeste pewna? - Tak, tak! - Chodmy std... Zeszlimy po schodach. Na dole czekali na nas Lila, Darlene i Podwjny Kwartet. - I jak si wam podoba? - spytaa Lila. - Mam twoj wizytwk z telefonem - powiedziaem. - W razie czego bdziemy si kontaktowa. - Jeeli jestecie artystami, spucimy troch cen - zaproponowaa Darlene. - Lubimy artystw. Jestecie artystami? - Nie - zaprzeczyem. - W kadym razie ja nie. - Mog wam jeszcze pokaza par miejsc - ofiarowaa si Lila. - Dzikujemy - powiedziaa Sara. - Jak na dzisiaj, widzielimy ju dosy. Musimy odpocz. Idc do drzwi, musielimy si przecisn midzy stojcymi. Przez cay ten czas

Podwjny Kwartet nie robi nic, tylko umiecha si i umiecha. 11 W domu czekay na mnie dwie koperty. Kiedy Sara posza po butelk, rozdarem jedn. W rodku znajdowa si rkopis z doczon notatk: Chinaski! Sram na ciebie! Kiedy bye wielkim pisarzem! Teraz pieprzysz! Skoczye si! Moja babcia gldzi ciekawiej od ciebie! Za dugo zagldae do wasnej dupy! Posaem mj rkopis twojemu wydawcy. Odesa mi go z listem: Dzikujemy, e si pan do nas zwrci, ale jestemy przecieni. Ja mu jeszcze przeci dup, zamasowi! Niech si udawi wasnym gwnem! Wielcy poeci jak wiat wiatem byli zapoznani! wiat boi si wielkich poetw! Kiedy bye wielkim poet, teraz daoby si tob najwyej opatrzy wrzoda! Obcigasz wasnego ptaszka pod nieboskonem rzygowin! Sprzedae rzenikowi wasne jaja! Zabie dziecko wasnej mioci! Ty mapi wypierdku! Na wieki wiekw! Zaczam moje najnowsze utwory... Podpis koczy si zamaszyst lini w prawo, ktra zakrcaa nad ostatni liter nazwiska i okalaa cao, tworzc co, co wygldao jak rysunek twarzy. Koperta pkaa d wierszy, z ktrych ani jeden nie by przepisany na maszynie. Wszystkie zostay nabazgrane niebieskim atramentem na tym, niebiesko ykowanym papierze. Sara przyniosa wino i korkocig, otwara butelk i nalaa wina do dwch kieliszkw. - Charles Manson - powiedziaa. - Nic dziwnego, e chcieli tanio wynaj. - Dobrze, e zapamitaa to zdjcie. Sara rozoya Herald Examinera, a ja zabraem si za pierwszy wiersz: POETA morduj poet pal poet ignoruj poet nienawidz poety ale ksiyc zna poet prostytutki znaj

cierpienia poety daj mu za darmo z naboestwem li mu futro na jajach poeta nie umiera nawet w godzinie mierci nie wychodzi z ksiyca podajc wszechwiatowi swj palec! POETA SI BAWI cmoktam jej malinowe cycki cmoktam woski wok jej dupy wylizuj waniliowy orgazm o wicie ona cmokta palce u moich stp kicham przez kich ona mieje si zasypiamy. Nie miaem ochoty zapoznawa si z reszt utworw. Wiedziaem, e wszystkie bez wyjtku bd traktowa o POECIE. Sara podniosa wzrok znad Examinera. - Znowu kto ci przysa wiersze do oceny?

- Tak, 3, 4 razy w miesicu dostaj tak przesyk. - Po co? Nie jeste przecie wydawc. - Kochaj mnie i nienawidz. - Jakie s te wiersze? - Gorsze, ni mu si wydaje, ale to chyba przypado kadego z nas. - Dostajesz czasem wiersze od kobiet, prawda? - No. Niektre doczaj rozebrane zdjcia. Z propozycjami. Wyobraaj sobie, e pomog im znale wydawc. Albo maj nadziej, e skrel par sw na okadk jakiej niskonakadowej ksiczyny. - Bezwstydne pizdy! - wite sowa! Trcilimy si kieliszkami i wypilimy do dna. Dolaem do pena. Druga koperta bya od Vina Marbada. Zajrzaem do rodka: STATUT KORPORACJI... Zaczem czyta. Cao napisana bya prawniczym argonem, ktry z trudem udao mi si przeoy na zwyk angielszczyzn. Natychmiast odkryem ustp, ktry zupenie nie przypad mi do gustu. W przypadku orzeczenia przez psychiatr sdowego niepoczytalnoci Prezesa Korporacji, pozostali czonkowie Korporacji mog wikszoci gosw uchwali rwny podzia majtku Korporacji pomidzy jej czonkw. Wziem piro do rki i przekreliem cay ustp grubymi ciemnymi krechami. Dolaem sobie, uprzednio oprniwszy kieliszek, i czytaem dalej: W przypadku uznania Prezesa ww. Korporacji za niezdolnego do penienia obowizkw z powodu zaywania narkotykw bd spoywania napojw wyskokowych, bd te uznania jego aktywnoci seksualnej za nadmiern i sprzeczn z interesem publicznym i interesem Korporacji, ww. czonkom przysuguje prawo przesunicia Prezesa ww. Korporacji na nisze stanowisko i rozdzielenia aktyww Korporacji pomidzy pozostaych czonkw.

Wziem piro do rki i zdecydowanie wykreliem ten ustp. Wrciem do lektury: Jeeli wiek Prezesa Korporacji zostanie uznany za zbyt podeszy... Skreliem ustp. W przypadku naogowego oddawania si grom hazardowym przez Prezesa Korporacji... Krecha. Prezes Korporacji jest uprawniony do gosowania na takich samych zasadach, jak pozostali czonkowie Korporacji. Gosy wszystkich czonkw maj jednakow warto... Krecha. Czytaem i czytaem. Wos jey si na gowic od tego barbarzystwa. Byem przeraony. Byo tego z 17 albo 18 stron. Kiedy skoczyem, stronice byy z gry na d pokrelone czarnymi krechami. Sara przyniosa nastpn butelk. Odepchnem statut od siebie. - wici Pascy, wici Pascy, rzyga si chce od czego takiego! C za aosne wypociny! - No to nie podpisuj tego szajsu - zaproponowaa Sara. - W yciu - zarzekem si. Znalazem kartk papieru i napisaem: Vin! To jest szataski bekot. Nie mog. Wepchnem wszystko razem do zaczonej koperty zwrotnej i odoyem do wysania na potem. - To by dugi dzie - zauwaya Sara. - Charles Manson wcale nie jest jedynym zabjc - dorzuciem. - Przynajmniej zaatwi ich na miejscu - stwierdzia Sara. Inni robi to na odlego i trudno ich przyapa na gorcym uczynku.

- Wypijmy jeszcze troch, eby si odnale w naszej rzeczywistoci zaproponowaem. - Chod, bdziemy pili a do wschodu soca. - Naprawd? - Jasne, czemu nie? - Zalaa si - stwierdziem. Humor zdy mi si ju poprawi. 12 Moje wczesne mieszkanie miao par zalet. Do najwikszych zalicza si ciemny, ciemny bkit cian sypialni. Ten ciemny bkit ukoi niejednego kaca. Miewaem kace tak potne, e omal nie przypaciem ich yciem, zwaszcza w okresie, kiedy ykaem prochy. Braem je od ludzi, ktrych nigdy nie zapytaem, co mi daj.. Byway noce, kiedy byem pewien, e umr, jeeli nie zasn. Caa noc chodziem sani po pustym mieszkaniu, z sypialni do azienki, z azienki przez pokj frontowy do kuchni. Dziesitki razy otwieraem i zamykaem lodwk, odkrcaem i zakrcaem krany, Spuszczaem wod. Cignem si za uszy. wiczyem wdechy i wydechy. O wschodzie soca wiedziaem, e nic mi ju nie grozi. Zasypiaem wrd gbokiego, uzdrowicielskiego bkitu cian. Inn specjalnoci mojego mieszkania byy wizyty pa wtpliwej konduity. Przychodziy midzy 3 a 4 rano. Nie byy to zbyt powabne damy, ale miaem wtedy na tyle popieprzone w gowie, eby sdzi, e nadaj mojemu yciu rumiecw. W gruncie rzeczy ich wizyty zawdziczaem temu, e wikszo z nich nie miaa dokd pj. Podobao im si, e zawsze byo co do picia, w dodatku niezbyt usilnie zabiegaem o to, eby wyldoway w moim ku. Kiedy poznaem Sar, na tym odcinku mojego ycia naturalnie wiele si zmienio. Okolice Carlton Way, przy Western Avenue, dotychczas zasiedlone niemal wycznie przez ubogich Biaych, te si zmieniy. Zamieszki polityczne w Ameryce rodkowej i innych czciach wiata sprowadziy nowego typu osadnika. Mczyni byli niscy, mniej lub bardziej niadzi, zwykle modzi. W mieszkaniach i na podwrkach roio si od on, dzieci, braci, kuzynw, przyjaci. Gromadnie zasiedlali mieszkania - byem jednym z niewielu Biaych na naszym podwrku. Dzieciaki ganiay po alejkach dziedzica. Wszystkie wyglday na dwa do siedmiu lat. Nie miay rowerkw ani zabawek. Rzadko widywao si, skryte w zaciszu mieszka, ony. Wielu mczyzn te nie wyciubiao nosa na zewntrz. Woleli, eby waciciel domu nie wiedzia, ile osb mieszka w ich mieszkaniu. Przed dom wychodzili nieliczni legalni lokatorzy, a w kadym razie lokatorzy paccy czynsz. Nikt nie wiedzia, z czego yli. Byli mali, chudzi, cisi i zgaszeni. Zwykle wysiadywali przygarbieni w podkoszulkach na progu,

mic papierosa za papierosem. Godzinami siedzieli nieruchomo na progu. Niektrzy kupowali przeraliwie stare gruchoty i jedzili nimi wolniutko po okolicy. Nie mieli ubezpieczenia, nie mieli prawa jazdy, jedzili na niewanych tablicach. W samochodach zwykle szwankoway hamulce. Kierowcy nigdy prawie nie przystawali przed znakiem stopu ani nie uwaali na czerwonych wiatach, jednak wypadki zdarzay si rzadko. Co czuwao nad nimi. Po pewnym czasie auta rozpaday si, ale moi nowi ssiedzi nie zostawiali ich na ulicy. Alejkami dziedzica podjedali pod same drzwi swojego mieszkania i tam stawiali samochd. Najpierw grzebali w silniku. Zdejmowali mask i silnik rdzewia na deszczu. Potem ustawiali samochd na cegach i zdejmowali koa. Brali koa do mieszkania, eby nikt ich nie ukrad w nocy. W czasach, kiedy tam mieszkaem, na podwrzu stay dwa rzdy samochodw na cegach. Mczyni nieporuszeni siedzieli w podkoszulkach na progu. Czasem kiwaem im gow albo machaem rk. Nigdy nie doczekaem si odpowiedzi. Przeczytanie i zrozumienie noty o eksmisji najwidoczniej przekraczao ich moliwoci; darli papier na strzpy - co dzie jednak widywaem ich z nosem w miejscowych dziennikach. Byli stoiccy i niezwruszeni, bo w porwnaniu z miejscem, skd przybyli, ich obecne ycie wydawao si bagatel. Zreszt niewane. Jak o mnie chodzi, nie uciekaem przed nimi, tylko po prostu mj konsultant podatkowy doradzi mi zakup domu. Chocia, kto wie? Zauwayem, e z biegiem lat po kadej przeprowadzce ldowaem w Los Angeles coraz dalej na pnoc i zachd. Wreszcie, po paru tygodniach poszukiwa, upolowalimy dom. Po spaceniu hipoteki miesiczne raty miay wynosi 789 dolarw i 81 centw. Dom mia wysoki ywopot i dziedziniec od frontu, wic by sporo odsunity od ulicy. Wymarzone miejsce, eby si zaszy. W rodku byy nawet schody i grka z sypialni, azienk i moim przyszym pokojem do pracy. Zostawiono w nim stare biurko, starego brzydkiego grzmota. Wreszcie, po kilkudziesiciu latach, miaem zosta pisarzem z wasnym biurkiem. Przyznam, e czuem lk, lk, e zostan jednym z nich. Co gorsza, podpisaem umow na scenariusz. Czy byem przeklty i wyklty, czy uda im si mnie wykoczy? Nie sdziem, eby tak miao by. Co to jednak wiadomo? Przywielimy z Sar nasz skromny dobytek. Nadesza wielka chwila. Ustawiem maszyn na biurku, wkrciem papier w waek i uderzyem w klawisz. Maszyna pisaa jak zoto. W dodatku miaem mnstwo miejsca na

popielniczk, radio i butelk. Nie dajcie sobie wcisn, e tak nie jest. ycie zaczyna si po szedziesitce pitce. 13 Dla Marina del Rey nadeszy cikie czasy. Jon Pinchot przemieszcza si zielonym pontiakiem rocznik 1968 ze skadanym dachem, a Franois Racine jedzi brzowym fordem rocznik 1958. Obaj mieli te motocykle kawasaki - 750 i 1000 cm3. Wenner Zergog poyczy raz forda rocznik 58. Jedzi bez wody w chodnicy, dopki nie pk blok silnika. - Wenner jest geniuszem - wyjani Jon. - Nie zna si na takich rzeczach. Motocykle pierwsze poszy na sprzeda. Rocznik 58 jedzi tylko na krtkich trasach. W kocu Franois Racine zebra manatki i wyjecha do Francji. Jon sprzeda forda rocznik 58. A potem, rzecz jasna, nadszed dzie, kiedy zadzwoni telefon. Na linii by Jon. - Musz si wynie. Bd burzy mj dom i stawia hotel, czy co w tym rodzaju. Nie wiem, cholera, co mam robi. Chciabym zosta w miecie, eby si dogada z jakim producentem. Jak si posuwa praca? - Jako idzie... - Wyglda na to, e znalazem jednego gocia w Kanadzie. Chyba podpisz z nim umow. Tymczasem musz si wyprowadzi. Spychacze ju s w drodze. - Suchaj, Jon, moesz zatrzyma si u mnie. Mamy woln sypialni na dole. - Mwisz serio? - Jak najbardziej... - Nie bdzie mnie przez wikszo dnia. W ogle nie poczujesz, e masz gocia. - Trzymasz jeszcze tego pontiaka rocznik 68? - Tak... - No to aduj graty i przyjedaj. Zszedem na d. - Jon wprowadza si na jaki czas powiedziaem Sarze. - Co? - Jon Pinchot. Wyburzaj jego dom. Bdzie u nas mieszka przez jaki czas. - Hank, wiesz dobrze, e nie znosisz mieszka z obcymi. Zwariujesz od tego. - Wprowadza si tylko na troch... - Bdziesz pisa na maszynie na grze, a on bdzie nasuchiwa na dole. Obaj tego nie wytrzymacie.

- Ju ja zadbam o to, ebymy wytrzymali. W kocu Jon zapaci mi za t robot. - Powodzenia. - Odwrcia si i wysza do kuchni. Pierwsze dwa wieczory nie byy najgorsze. Jon i Sara po prostu pili i gadali. Jon opowiada rozmaite historie, gwnie o kopotach z aktorami i o tym, jak stawa na gowie, eby zmusi ich do grania. Jeden kole, na przykad, w poowie zdj znienacka odmwi otwierania ust. Zgadza si na prby, ale bez tekstu. da, eby jedna ze scen zostaa nakrcona wedug jego pomysu. Siedzieli w samym sercu dungli, tracc czas i pienidze. - Dobra, niech bdzie po twojemu - ustpi w kocu Jon. Aktor odegra scen po swojemu, z wasnym dialogiem. Jednego nie wiedzia - w kamerze nie byo tamy. Wicej nie mieli z nim adnych kopotw. Drugiego wieczora wino popyno szerok strug. Ja te zabraem si za opowieci, gwnie stare dzieje, ktre dawno temu opisaem. Byo ju po pnocy, kiedy Jon powiedzia: - Gizelle zakochaa si w reyserze z jednym jajcem... Gizelle bya parysk narzeczon Jona. - Strasznie mi przykro - powiedziaem. - Co gorsza, okazao si, e ma raka. Drugie jajco te mu wycili. Gizelle zupenie szaleje. - To rzeczywicie pech. - Wanie, wanie... Pisz do niej, wydzwaniam... robi co mog. W dodatku s akurat w poowie zdj... (Wszystko zawsze dziao si w poowie zdj.) Gizelle bya we Francji znan aktork. Mieli z Jonem wsplne mieszkanie w Paryu. Prbowalimy pocieszy Jona. Jego dziewczyna rzeczywicie miaa pecha. Jon rozpakowa dugie cygaro, poliza, odgryz koniuszek, zacign si i wypuci pierwszy piropusz egzotycznego dymu. - Wiesz co, Hank, zawsze czuem, e napiszesz dla mnie scenariusz. S takie rzeczy, ktre czowiek po prostu wie. Ja ju od dawna wiedziaem. I od dawna staraem si o fors na ten cel, na dugo przed tym, zanim zgosiem si do ciebie. - A jeli napisz bardzo kiepski scenariusz? - Niemoliwe. Przeczytaem wszystko, co dotd napisae. - To przeszo. Wrd pisarzy spotyka si wicej minionych wietnoci ni w jakimkolwiek innym fachu.

- To si nie odnosi do ciebie. - On chyba ma racj, Hank - wtrcia Sara. - Jeste po prostu urodzonym pisarzem. - Ale scenariusz! Jakbym, kurwa, jedzi cae ycie na wrotkach, a tu nagle wypychaj mnie na lodowisko! - Dasz sobie rad. Wiem, e dasz sobie rad. Byem tego pewien ju w Rosji. - W Rosji? - Tak, zanim si z tob spotkaem, pojechaem do Rosji zaatwi pienidze na realizacj scenariusza, ktry miae napisa. - A o ktrym ja jeszcze nic nie wiedziaem? - Ot to. Nikt oprcz mnie nie wiedzia. Wracajc do rzeczy: z poufnych rde dowiedziaem si, e w Rosji mieszka kobieta, ktra ma 80 milionw dolarw w banku szwajcarskim. - Brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu sensacyjnego. - Wiem o tym. Jednak postanowiem sprbowa. Mam niezawodne rdo informacji tego typu. Nie mog wicej zdradzi... - Wolimy nic nie wiedzie - uprzedzia Sara. - No wic skombinowaem adres tej damy. Zaczy si mozolne podchody. Na pocztku pisaem do niej listy... - Jakie listy? - zainteresowaa si Sara. - Czy doczae swoje akty en face? - A moe fotografowae si od tyu? - podsunem. - Nie od razu. Z pocztku pisaem do niej w oficjalnym tonie. Opisaem, jak w przedziwnych okolicznociach znalazem w pewnej szafie w Paryu jej adres nagryzmolony na skrawku papieru ukrytym w pudle na buty. Podsunem jej, e w naszym spotkaniu maczao palce Przeznaczenie. Nie masz pojcia, ile pracy woyem w te listy. - To wszystko robie po to, eby zdoby pienidze na produkcj filmu? - Nie takie rzeczy robiem! - Zabiby dla sprawy? - Prosz, nie zadawaj takich pyta. W kadym razie saem do niej list za listem, powoli przerzucajc si na ton listw miosnych. - Nie wiedziaam, e znasz rosyjski zdziwia si Sara. - Pisaem po francusku. Dama miaa swoj tumaczk. Odpisywaa mi po rosyjsku, a tumaczka przekadnia listy na francuski. - Takiego chwytu nie uyliby w najpodlejszej szmirze - skomentowaem.

- Zgadza si. Ale mylaem o tych 80 milionach w banku szwajcarskim i moje listy nabieray coraz wikszej doskonaoci. Listy miosne. Namitne i arliwe. - Strzel sobie jeszcze - powiedziaem, napeniajc mu kieliszek. - No wic zaprosia mnie wreszcie, ebym j pozna. I nagle ni std, ni zowd znalazem si pord niegw Moskwy... - niegw Moskwy... - Dostaem pokj, w ktrym KGB zainstalowao podsuch. Wyglda na to, e mieli podsuch nawet w ubikacji. Mogli sucha, jak wyciskam gwno. - Mam wraenie, e to raczej ty usiujesz nam wcisn jakie gwno... - Nic podobnego, posuchajcie... Umwiem si wreszcie na spotkanie z dam. Poszedem pod wskazany adres i zastukaem. W drzwiach stana przepikna dziewczyna. W yciu nie widziaem rwnie piknej dziewczyny. - Zlituj si, Jon, na mio bosk... - Niestety, to nie bya dama, tylko jej tumaczka. - Jon - zaniepokoia si Sara - co ty jeszcze pie oprcz tego wina? - Nic! Absolutnie nic! To wszystko prawda. Wchodz do pokoju, a tam siedzi ta stara jdza, caa w czerni. Nie ma ani jednego zba, za to caa twarz w brodawkach. Podszedem do niej, skoniem si, wziem j za rk, przymknem oczy i pocaowaem. Tumaczka przypatrywaa si nam ze swojego stoka. Chciabym zosta sam na sam z tob zwrciem si do tumaczki. Powiedziaa co do starej, po czym przemwia do mnie. Metra te pragnie zosta z tob sam na sam, ale w cerkwi. Metra jest bardzo pobona. Czuj, e jestem w tobie zakochany - powiedziaem do tumaczki. Tumaczka powiedziaa co do starej. Stara odpowiedziaa tumaczce. Metra nie wyklucza wzajemnoci, ale najpierw musisz z ni pj do cerkwi. Skinem gow na znak zgody. Stara dama powoli podniosa si z fotela. Wyszlimy razem z pokoju, zostawiajc t mod, pikn dziewoj... - Ta pieprzona opowie mogaby trafi Oscara - stwierdziem. - Daruj sobie. Wiesz przecie, e robiem to dla pienidzy na twj przyszy scenariusz. - Wiem. Prosz ci, Jon, nie przerywaj sobie. Co byo dalej? - No dobra, idziemy do tej cerkwi, klkamy w awkach. Nie chodz do kocioa. Klczymy przez jaki czas w milczeniu. Wreszcie Metra cignie mnie za po. Wstajemy i podchodzimy do otarza. Otarz tonie w wiecach. Niektre si pal, wikszo jest pogaszona. Wargi Metry dr, strumyczek liny spywa z kcikw ust, niknc w zmarszczkach. Wierzcie mi, prosz, e nie mam nic, ale to nic przeciwko staroci!

Dlaczego jednak niektrzy starzej si o tyle gorzej od innych? - Nie mam pojcia przyznaem - ale odnosz wraenie, e ludzie, ktrzy nie myl zbyt wiele, wygldaj modziej. - Nie wydaje mi si, eby ona zbyt wiele mylaa... W kadym razie po zapaleniu tych wszystkich wiec znw si podniecia. apie mnie za rk i j miady. To bya niezwykle krzepka staruszka. Cignie mnie pod figur Chrystusa... - Tak... - Puszcza moj rk, klka i zaczyna caowa stopy posgu. Odlatuje na amen. Oblinia kadziutki palec. Dry w uniesieniu. Wreszcie podnosi si z klczek, bierze mnie za rk i zaczyna popycha w stron stp figury. O, kurwa, pomylaem, ale potem przypomniaem sobie o 80 milionach dolarw, uklkem i ucaowaem stopy. Jak si domylacie, w Rosji tych stp za bardzo si nie myje. lina Metry... i kurz... Najwyszym wysikiem woli zmusiem si do pocaunku. Wstaem z klczek. Metra z powrotem prowadzi mnie do awki. Znowu klkamy. Nagle apie mnie i zaczyna caowa w usta. Zrozumcie, nie mam nic przeciwko podeszemu wiekowi, ale to byo tak, jakbym caowa d kloaczny. odek podjecha mi do garda. Podszedem do konfesjonau, rozsunem zasonki, wszedem do rodka, uklkem i puciem pawia. Podniosem si z klczek. Razem wyszlimy z cerkwi. Odprowadziem j pod drzwi. Kupiem butelk wdki i wrciem do pokoju hotelowego. - Wiem, ale zaczekaj. To jeszcze nie koniec. Pijc wdk, przemylaem wszystko od a do zet. Zdecydowaem si nie wycofywa. Stara niewtpliwie bya szurnita. Czy kto widzia, eby caowa si w cerkwi? Chyba e na lubie. A wic tak sprawy wygldaj... - Pocaowali si, a, potem yli dugu szczliwie, co? - odgadem. - Widzisz, chciaem sobie zagwarantowa te 80 milionw. Wykoczyem butelk i zabraem si za dugi miosny list do Metry. Piszc, cay czas mylaem o tumaczce. Wyszed mi cakiem niezy list. Midzy miosnymi wyznaniami wyjaniem, e chciabym nakrci film o nas dwojgu i e syszaem o jej koncie w Szwajcarii, z ktrym zreszt moja wizyta w Moskwie nie ma nic a nic wsplnego, tyle tylko e nie mam dostatecznych funduszy, eby przenie histori naszej mioci na ekran i udostpni szerokiej publicznoci oraz czcicielom Chrystusa. - I to wszystko po to, eby zdoby pienidze na realizacj scenariusza, ktrego Hank nie tylko e jeszcze nie napisa, ale nawet nie wiedzia o jego istnieniu? - zdumiaa si Sara. - Dokadnie - potwierdzi Jon.

- Chyba zwariowae - zawyrokowaem. - By moe. W kadym razie starsza pani dostaa mj list miosny. Odniosem wraenie, e zgodzia si pojecha ze mn do Szwajcarii, eby wyj pienidze z konta. Szykowalimy si do podry. Tymczasem dwukrotnie wybralimy si caowa stopy Chrystusa, pali dziesitki wiec i wymienia buziaki. Nagle... dzwoni moja informatorka. Kobieta, ktra ma 80 milionw w Szwajcarii, nazywa si tak samo i jest w tym samym wieku co moja starucha, ale przysza na wiat w innym miecie, w zupenie innej rodzinie. Zaszed idiotyczny zbieg okolicznoci. W Moskwie nie miaem ju czego szuka. Daem si wpuci w maliny. Za pienidzmi musiaem si rozglda gdzie indziej... - Ja ci chromol! To jedna z najsmutniejszych historii, jakie w yciu syszaem musiaem przyzna. - W dodatku, niestety, prawdziwa - uzupeni Jon. - Co ci kae znosi tak wiele w imi robienia filmw? - zaciekawia si Sara. - Kocham t robot - wyzna. 14 W par dni pniej pojechalimy znowu do studia Danny Servera w Venice. - Jeden go zrobi film o piciu i szlajaniu si - powiedzia Jon. - Moglibymy zobaczy, jak mu poszo. Pojechalimy do Venice, Jon, Sara i ja. Widownia bya ju zapeniona, bar natomiast by zamknity. - Bar jest zamknity - poskaryem si Jonowi. - Owszem - potwierdzi. - Suchaj, musimy zdoby co do picia. - Monopolowy jest o przecznic std w stron play, po drugiej stronie ulicy. - Zaraz wracamy. Dotarlimy pod wskazany adres, kupilimy 2 butelki czerwonego i korkocig. W drodze powrotnej dwa razy zatrzymano samochd z prob o datek. Zajechalimy pod studio. Pchnem drzwi. Weszlimy do rodka. Byo ciemno. Film ju si zacz. - Cholera - zaklem. - Nic nie widz. Ciemno jak w dupie. Kto sykn na mnie. - Nawzajem - odpowiedziaem. - Czy byby pan askaw si uciszy - zadaa jaka kobieta. - Sprbujmy usi w pierwszym rzdzie - zaproponowaa Sara. - Nie jestem pewna,

ale wydaje mi si, e widz kilka miejsc. Brnlimy w ciemnociach do przodu. Potknem si o czyj nog. - Skurwysynu - odezwa si agodny mski gos. - Pierdol si - poradziem mu. W kocu udao si nam wypatrzy dwa wolne siedzenia. Usiedlimy. Sara wycigna papierosy i zapalniczk, ja w tym czasie odkorkowaem butelk. Przypalia dla nas 2 papierosy. Facet, ktry napisa scenariusz filmu Powrt z Hadesu, mia kiedy swj serial w telewizji, jeden z tych, co to si oglda caymi rodzinami. Pal Sellers. Serial cign si latami, ale Pat pad ofiar naogu i wkrtce serial rwnie pad. Rozwd. Rozpad rodziny i domu. Pat poszed w tango. Teraz ogosi swj powrt, Nakrci film. Zerwa z naogiem. Jedzi z pogadankami, ktre miay pomc takim samym jak on. Golnem wina i podaem butelk Sarze. Zaczem oglda film. Rzecz dziaa si w tak zwanym rynsztoku. Bya noc, zapono mae ognisko. Mczyni i kobiety, jak na obywateli rynsztoka, byli ubrani cakiem niczego sobie. Prawd mwic, wcale nie wygldali na wczgw. Wygldali jak ludzie, ktrzy wystpuj w filmach hollywoodzkich, wygldali na aktorw tv. Kady taszczy swoje ziemskie dobra na wasnym wzku z supermarketu. Nowiutekie wzki migotay w blasku ognia. W adnym supermarkecie nie spotkaem rwnie nowych wzkw. Musiay zosta zakupione specjalnie na potrzeby filmu. - Daj butelk - poprosiem Sar. Uniosem szko wysoko do gry i tgo golnem. Rozleg si jeden syk, po nim drugi. - Strasznie niemia publiczno - powiedziaem do Sary. - Co im si wszystkim porobio? - Nie mam pojcia. Tymczasem na ekranie, wrd tumu z niklowanymi wzkami, w blasku ognia przemawia mczyzna. Pozostali przysuchiwali si jego sowom. - ...Budziem si w nieznanym ku, nie wiedziaem, gdzie jestem... Wkadaem ubranie i szedem na poszukiwanie samochodu. Czasem szukaem wozu godzinami... - To prawda! - ucieszyem si. - Co takiego zdarzao mi si setki razy. - ...Wychodziem z jednego cigu i zaraz wpadaem w nastpny... Czsto ocykaem si bez portfela... Kopniakiem wybito mi zby... Byem skoczony... skoczony... skoczony... Wreszcie nadszed dzie, kiedy Mike, mj kumpel od kielicha, po pijanemu zgin w wypadku samochodowym... co si we mnie zmienio...

Sara pocigna z gwinta. - Znalazem spokj wewntrzny... Dobrze sypiam... Funkcjonuj znowu jak czowiek... Upajam si teraz Chrystusem, to mj nag, potniejszy ni wszystkie trunki, jakie szatan zesa na Ziemi! zy zalniy w oczach suchaczy. Golnem kolejny raz. Mczyzna zacz recytowa: Z naogu szpony Oswobodzony. Wczoraj stracony. Dzi odrodzony. Z brami zwaniony. Dzi pogodzony. Z naogu szpony Oswobodzony... Skin gow, a suchacze zaczli bi brawa. Teraz przemwia jedna z kobiet. Pi zacza na przyjciach, dalej ju poszo samo. Pia w domu do lustra. Kwiatki w doniczkach poschy, bo zapominaa je podla. W sprzeczce pocia crk obierakiem do jarzyn. Jej m te zacz si upija. Straci prac. Zacz przesiadywa w domu. Pili razem. Jego te w kocu pocia obierakiem do jarzyn. Pewnego dnia wsiada po prostu w samochd i odjechaa, uwoc walizk i karty kredytowe. Pia w motelach. Palia, pia i ogldaa tv. Wdka. Uwielbiaa wdk. Ktrej nocy zaprszya ko ogniem. Do motelu przyjechaa stra poarna. Kobieta miaa na sobie tylko koszul nocn, bya zalana w trupa. Jeden ze straakw uszczypn j w poladek. Tak jak staa, w koszuli nocnej, nie biorc nic oprcz torebki, wskoczya do samochodu. Jechaa przed siebie w jakiej omie. W poudnie nastpnego dnia znalaza si na skrzyowaniu Czwartej i Broadway. W czasie jazdy poszy jej dwie dtki. Opony pospaday i jechaa na samych obrczach, obic gbokie koleiny w asfalcie. Zatrzyma j policjant. Zostaa zapudowana - dla obserwacji. Dni mijay jeden za drugim. Ani m, ani crka nie zjawili si. Bya sama. Ktrego dnia siedziaa z lekarzem od czubkw. Dlaczego chcesz si koniecznie zniszczy? - zapyta j, Kiedy powiedzia te sowa, ujrzaa nagle, e to nie twarz psychiatry spoglda na ni, lecz twarz Chrystusa. - Po czym poznaa, e to jest twarz Chrystusa? - spytaem na gos.

- Co to za facet? - zainteresowa si kto z sali. Butelka zawiecia dnem. Odkorkowaem nastpn. Nastpny kole zacz swoj opowie. Ognisko palio si bez koca. Nikt nie dorzuci nawet gazki. Nie dosiad si aden nowy wczga. Opowie dobiega koca. Kole sign do wzka i wyj bardzo kosztown gitar. yknem i podaem wino Sarze. Kole nastroi gitar, po czym zacz piewa przy jej akompaniamencie. piewa czystym, dobrze wyszkolonym gosem. piewa i piewa. Kamera panoramowaa po twarzach zebranych. Na twarzach malowao si uniesienie, po jednych pyny zy, po innych bka si pikny, agodny umiech. W kocu piewak umilk, nagrodzony gorcym, radosnym aplauzem. - Jak yj, nie widziaem takiego rynsztoka - powiedziaem do Sary. Film toczy si dalej. Przemawiali kolejni aktorzy. Ujawniy si nastpne kosztowne gitary. Istny wieczorek gitarowy. Wreszcie nastpi fina w wielkim stylu. Po niebie przeleciaa spadajca gwiazda. Gwiazda spadaa ukiem. Wszyscy umilkli na moment. Potem jaki facet zacz piewa. Po chwili doczya si kobieta, potem jeszcze inne gosy. Wszyscy znali sowa pieni. Pojawiy si liczne gitary. Zabrzmia wzniosy chr jednoci i nadziei. Pie wybrzmiaa. Film dobieg koca. Okazao si, e w sali jest niewielka scenka. Gramoli si na ni Pat Sellers. Rozlegy si oklaski. Pat Sellers wyglda koszmarnie. Ospay, martwy, bez ycia. Powid pustym spojrzeniem i przemwi. - Od 595 dni nie miaem w ustach alkoholu... Rozlegy si szalecze brawa. - Jestem alkoholikiem na odwyku... Wszyscy jestemy alkoholikami na odwyku... - Chodmy std! - poprosiem Sar. Dopilimy wino i ruszylimy do wyjcia. Doszlimy do samochodu. - Kurwa ma - zaklem. - Gdzie si podzia Jon? Dlaczego go tutaj nie ma? - Na pewno oglda ju ten film - uspokajaa mnie Sara. - Wrobi nas. To nawet niezy art, jak si nad tym chwil zastanowi. - Ci tam, na sali, to byli sami Anonimowi Alkoholicy... Wsiedlimy do samochodu i poprulimy w stron autostrady. Moim zdaniem wikszo pijcych wcale nie jest alkoholikami, tylko si za takich uwaa. Alkoholizm to proces, ktrego nie sposb przyspieszy. Potrzeba najmniej

dwudziestu lat, eby