BluesonlinePL Review 2011

72
2011 MARCIA BALL, ANA POPOVIC, ROBERT RANDOLPH, JOHN BROADWAY TUCKER, BRUCE IGLAUER, LESZEK WINDER, JÓZEF SKRZEK, BEATA KOSSOWSKA, MAGDA PISKORCZYK, EWA PITURA, RYSZARD SKIBA SKIBIŃSKI, PAWEŁ STOMMA, RECENZJE, FOTORELACJE

description

Couple of texts and photos published at bluesonline.pl during 2011

Transcript of BluesonlinePL Review 2011

Page 1: BluesonlinePL Review 2011

2011

MARCIA BALL, ANA POPOVIC, ROBERT RANDOLPH, JOHN BROADWAY TUCKER, BRUCE IGLAUER, LESZEK WINDER, JÓZEF SKRZEK, BEATA KOSSOWSKA, MAGDA PISKORCZYK, EWA PITURA, RYSZARD SKIBA SKIBIŃSKI, PAWEŁ STOMMA, RECENZJE, FOTORELACJE

Page 2: BluesonlinePL Review 2011

rocznik 2011SKIBA. Harmonijkarz, o którym pamiętajmy

Dziękujemy za wszystkie głosy na Harmonijkowy Atak. Dzięki Wam Harpcore to płyta 2011 roku!

BREAKMASZYNA. Paweł Stomma i blues 6

3

KRZAK. 4 basy - jedna recenzja

LESZEK WINDER. Działamy na całego 14

13

JÓZEF SKRZEK. Muzyka jest z miłości

AROUND THE BLUES. Muzyka dla każdego 26

20

ROBERT RANDOLPH. Olsztyńskie Noce Bluesowe

JOHN BROADWAY TUCKER. Znów w Polsce 33

30

ANA POPOVIC. Gitara, blues i polityka

BEATA KOSSOWSKA. Harmonijkarka No. 1 44

40

MAGDA PISKORCZYK. 2011, czyli płyta za płytą

BRUCE IGLAUER. Historia Alligator Records 60

50

MARCIA BALL. Chopin i blues

EWA PITURA. Wolna w Johnny Coyote 68

66

Page 3: BluesonlinePL Review 2011

33

SKIBAHarmonijkarz, o którym pamiętajmy

Ryszard Skiba Skibiński to bez wątpienia muzyk, który tchnął nowego ducha w polskiego bluesa, bez którego z pewnością ten blues nie byłby tym, czym jest dzisiaj. 20 stycznia mija kolejna rocznica urodzin mistrza harmonijki.

Zatrzymajmy się więc może na chwilę w tym naszym codzien-nym biegu i wspomnijmy jednego z najwybitniejszych blues-manów naszych czasów - Ryśka Skibę Skibińskiego. Na temat Ryśka, jego niepowtarzalnego talentu i osobowości muzycznej powiedziano i napisano już chyba wszystko. Od tego oficjalnego uznania twórczości i zasług Ryszarda Skibińskiego z pewnością ważniejsze jest to, co pozostawił w sercach i duszach swoich przyjaciół i fanów, to, co wciąż powoduje, że na dźwięk jego har-monijki łza kręci się w oku.

Niektórzy z nas mieli niewątpliwy zaszczyt osobistego pozna-nia Ryśka. Jeszcze za życia powtarzał swoim przyjaciołom, że gdy kiedyś umrze, chciałby, aby nad jego grobem zagrali bluesa. Stało się według jego woli.

Radio Białystok w dniu urodzin Skiby wyemitowało reportaż Joanny Sikory “W pogoni za bluesem”. Oto wybór wspomnień.

Jarek Tioskow: Skiba przyszedł i wszystko zmienił. Przyszedł, zagrał na harmonijce. Ja grałem na tej har-monijce jakąś piosenkę, jak zagrał, to wziąłem szybko i wywaliłem tę harmonijkę i od tego czasu.... Myśmy się trzymali jakichś takich ram, a on był facetem, który nienawidził, jak ktoś wywiera nacisk. Albo chcecie grać

tutaj z tym instruktorem, albo idziemy wszyscy razem grać. Ja mówię: Ja idę z Tobą... I poszliśmy do piwnicy.

Mirek Kozioł: Skiba powiedział, że jak jest Folk Blues Meeting, to dlaczego nie może być Jesieni z Bluesem w Białymstoku? I od tej pory się zaczęło...

Ryszard Skiba Skibiński - wciąż uwielbiany za swoją grę na harmonijce (fot. Archiwum)

Page 4: BluesonlinePL Review 2011

4

Jak spaliśmy w hotelu, to Skiba wchodził i mówił: Rycerze, jeszcze śpicie? Tam już trzeba iść - bo to w Krakowie - na Wawel... W końcu mówimy: Skiba, Ty się nie zamkniesz? Nie, bo już pora wstawać! Natychmiast, i gdzieś na małe piwo, spacery.

Wszystkie kapele, które grają dla przyjemności przede wszystkim to są przyjaźnie i tam istnieje coś takiego, że wszys-cy nie mogą żyć bez siebie. Także i Skiba był tym facetem, na którego można było zawsze liczyć. I w lampę potrafił przyłożyć!

Marek Kisiel: Cały Białystok znał Skibę i te jego jasne włosy. W Polsce graliśmy dużo koncertów, nawet jak przed nami jakaś kapela grała i wystarczyło, że gdzieś tam Skiba wychylił głowę i aż głupio było, że ktoś tam jeszcze kończy koncert, a tu już “Kasa Chorych!” krzyczą...

Leszek Winder: Przede wszystkim miał plan, on chciał, podobnie jak Rysiek Rie-del, Ryśki mi cały czas opowiadały o swoim marzeniu, którym było nagranie solowej płyty i opowieści o składzie. Ten skład oczywiście co chwila się zmieniał, miał być Ryszka, Piotrowski, raz ktoś inny na perkusji. Skiba bardzo chciał nagrać swoją solową płytę.

Jan Janowski: On mi raz powiedział, że się zgubił, ja mu powiedziałem, po pros-tu może za mało mówiłem, że trzeba do podziemia, wyrzucić, co się umie i zaczynać od początku. Miesiąc minął, nawet był ładny koncert, a potem się dowiaduję, że jednak nie mógł tego wyrzucić, nie miał tyle sił, żeby od początku zacząć. A niestety, za każdym

Jarek Tioskow: Poszliśmy do Miejskiego Domu Kultury, gdzie był Eugeniusz Bil-Jaru-zelski, Skiba mówi: Proszę Pana, taki pro-jekt..., “Jasne! Panowie, toż to jest piękne!” I to była pierwsza Jesień z Bluesem, to było coś, co pierwszy raz ten czarno-biały Białystok wypełniło kolorami.

Józef Skrzek: To wszystko, co Skiba na harmonijce wygrywał to było fantastycz-ne, to był najlepszy harmonijkarz w tamtym czasie, nie ma dla niego, poza moim bratem oczywiście jakiegoś porównania, ale to właśnie zawsze tak jest, że ci, co są najlepsi, to się zawsze kolegują. Byli bardzo dobrymi kolegami - Janek i Skiba.

W Leśniczówce, kiedy przy ogniu tak jakby nagrzewały się i moczyły te harmonijki, oni je tam podrajcowywali, żeby pózniej zacząć grać z taką dynamiką. Wtedy ze Skibą trochę śmialiśmy się, ja byłem taki trochę zaskoc-zony, a on nie wiedział, że ja nie wiem... Bar-dzo miłe były te nasze spotkania, emanowała z nich jakaś taka aureola tajemniczości, a jednocześnie wyczuwało się, że to musi być artysta.

Antymos Apostolis: Z muzyką tak jest, że nie da się nic oszukać... Słowami można kogoś okłamać, ale muzyką jednak się nie da. To jest bardzo czysta, najczystsza chyba forma wymowy.

Jan Janowski: Wyróżniał się bardzo z tego wszystkiego, bardzo ciepły, kochany chłopak, wrażliwy, bardzo elastyczny, żadnych wymagań. Brał swoje partie, wchodził, grał i wtedy zmieniało się w ogóle wszystko.

Całym swoim jestestwem był w tym, jak grał. Świetnie się z nim przebywało, fajnie z nim było pić, gadać, naprawdę świetny harmonij-karz, wszystko miał przed sobą.

Leszek Winder: Skiba miał po prostu taką swoją charyzmę, którą mają nieliczni muzycy, z taką pasją oddawał się muzyce. Właściwie nie można powiedzieć, że on robił jakieś show na scenie, bo po prostu to wszystko wynikało z nieprawdopodobnej ek-spresji tej muzyki, którą grał, on po prostu

bardzo wchodził w to, co robił na harmonijce i zapominał o całym świecie. To powodowało szacunek i podziw, tym porywał ludzi.

Marek Kisiel: Grałem często z nim na sak-sofonie, to były takie wymiany zdań muzycz-nych, improwizacja. Zamykał się i jakby go nie było w ogóle, wokół niego nic, nikogo, jest tylko facet, który wydobywał te długie, długie dzwięki i szukał czegoś, a potem na-gle - bach, oczy otwierał i już było inaczej.

Jarek Tioskow: On zawsze widział wszyst-ko ostrzej i był przede wszystkim takim waf-lem, jak trzeba. Wszystko razem robiliśmy.

“Skiba miał po prostu taką swoją charyzmę, którą mają nieliczni muzycy”

Skib

a: H

arm

onijk

arz,

o k

tóry

m p

amię

tajm

y

Page 5: BluesonlinePL Review 2011

5

razem trzeba od początku, tylko z innego pułapu. Coś mnie kiedyś też bolało, ale nie wiedziałem, że jest tak głęboko zagubiony. Jakbym wiedział, że jest tak głęboko, może bym mu pomógł...

Antymos Apostolis: Zażywał różne głupoty, zresztą ja też, mi się udało przejść, a jemu akurat nie... Za młodo zmarł...

Józef Skrzek: Było to takie powiedziałbym oczeki-wanie, to trochę trwało, jakby wszyscy czekali, że to się wyjaśni, że on wyjdzie z tego, żeby jednak stanął na scenie znowu i był z nami. Może to był nawet jeden z pierwszych naszych takich bliskich znajomych, który znalazł się w takiej sytuacji, że odszedł na naszych oczach...

Jarek Tioskow: Kiedy Skiby zabrakło, ja w pewnym momencie, że tak powiem... usiadłem i nie wiedziałem, co robić, ja byłem uzależniony od niego...

Leszek Winder: Harmonijki Skiby jego żona mi dała na pogrzebie i poprosiła, żeby otworzyli trumnę, włożyłem mu do trumny te harmonijki, nosił je w takim woreczku na ramię zawieszonym.

Jedną zatrzymałem, woziłem ją w futerale przez 20 lat, ale zawsze była przy mnie i wielokrotnie różni muzycy, których szanowałem, czyli Rysiek Riedel wielokrotnie na niej grał i Józek Skrzek, różni, którzy umieli zagrać - grali na tej harmonijce, występowała na nagraniach różnych płyt.

W tym roku wystawiłem ją na licytację na rzecz rodzin-nych domów dziecka, uzyskała bardzo wysoką cenę, bo ponad trzy tysiące złotych i ta osoba, która ją wygrała oświadczyła, że w przyszłym roku znowu ją wystawi na licytację, aby znowu ponownie ta harmonijka przysłużyła się tym dzieciakom.

Skiba: Harm

onijkarz, o którym pam

iętajmy

Ryszard Skiba Skibiński - harmonjkarz, który zmienił oblicze polskiego bluesa

Page 6: BluesonlinePL Review 2011

6

Byłem hipisem, w akademiku spał u mnie Rysiek Riedel. To on podarował mi pierwszą harmonijkę - wspomina Paweł Stomma, lider zespołu Breakmaszyna

Page 7: BluesonlinePL Review 2011

7

Breakmaszyna, czyli Paweł Stomma, hipisi i polski blues

Internauci bluesonline.pl wybrali “Częstochowską masakrę gitarą elektryczną” płytą 2010 roku. To okazja, aby porozmawiać z Pawłem Stommą, liderem grupy.

bluesonline.pl: Jak to się stało, że zacząłeś grać na gitarze?

Paweł Stomma, Breakmaszyna: Na gitarze to ja zacząłem grać w wieku 13, może 14 lat. To znaczy w ogóle zaczynałem jako perku-sista, grałem w zespołach jako perkusista i na perkusji ćwiczyłem, a w domu sobie po cichut-ku grałem na gitarze, bo mnie do gitary zawsze ciągnęło, tylko, że nie bardzo wierzyłem chyba w swoje możliwości, bo jestem leworęczny. Jako leworęczny grałem na gitarze po prostu tak, jak ją widziałem i obracałem sobie gitarę normalnie nastrojoną, grałem lewą ręką i struny miałem wszystkie odwrotnie, do góry nogami. I tak sobie grałem, dla siebie. No i niby grałem sobie po cichu na gitarze, w zespole grałem na perkusji, ale te zespoły to się mieszały, łączyły, no i w końcu nagle powstał zespół, w którym było dwóch perkusistów. To ja myślę - zobaczę, co na tej gitarze, niech lepiej będzie

dwóch gitarzystów. I tak odważyłem się trochę wyjść i nagle okazało się, że to się podoba, że to chwyta, że ja w ogóle coś tam umiem grać. Tylko, że wtedy to ja strasznie dużo zacząłem ćwiczyć, jak zrozumiałem, że ja na tej gitarze będę grać, to potrafiłem po kilkanaście god-zin dziennie siedzieć i grać. Aż w końcu się okazało, że gram na gitarze.

Dlaczego właśnie blues?

Jako dziecko, kiedyś pamiętam usłyszałem na jakimś koncercie tę muzykę na żywo, a wtedy nie było to łatwe, bo tak młodzieżowej muzyki to ciężko było na żywo posłuchać. Usłyszałem brzmienie takiej przestero-wanej, wyjącej gitary - jakie to na mnie nie-samowite wrażenie zrobiło! Ja do tej pory pamiętam, to jakieś takie uczucie, to dokładnie korespondowało z tym uczuciem, które miałem w środku, jakiegoś takiego cierpienia trochę, trochę niespełnienia...

Byłem bardzo młody, ale to idealnie pasowało do tego, co miałem w środku. Takiego brzmienia zacząłem szukać, wte-dy oczywiście słuchało się hard rocka i tego też miałem bardzo dużo, ale też bardzo

szybko dotarłem do bluesa, bo tam właśnie tak na tej gitarze gra się. A były wtedy audycje w Trójce, pamiętam pan redaktor Chojnacki, Bielszy Odcień Bluesa, Blues wczoraj i dziś Marii Jurkowskiej, Pamiętam też takie audy-cje. Ja nawet nie miałem wtedy radia z trzecim programem, ale miałem magnetofon, więc ko-lega Tadek, taki z klasy nagrywał mi te audycje na taśmę i tę taśmę dawał, ja jej słuchałem, potem oddawałem, tak sukcesywnie te audy-cje zmieniały się, miałem tam pięć nagranych i zawsze ta nowsza zastępowała tę najstarszą. Pamiętam wtedy dyskografia Mayalla leciała, takie różne fajne, dosyć ciekawe rzeczy.

Z tym, że grać wtedy bluesa, tak w zespole, to w zasadzie nie grałem. Myśmy grali jazz rocka, bo rocka ostrego nie bardzo wolno było grać, tam się trochę udawało, ale generalnie nie zgadzały się te dyrekcje domów kultury, rock to chyba jakiś za bardzo zachodni był i nie pasowało im, a jazz rock - tak. Rock był fajny, był ok, to graliśmy, ale tego bluesa to ja z kolei grałem dla siebie, tak próbowałem, słuchałem i zawsze próbowałem go jakoś przemycać, jak graliśmy, to zawsze próbowałem coś bluesowego zagrać.

Page 8: BluesonlinePL Review 2011

8R

ozm

owa

z Pa

włe

m S

tom

Wcześniej blues był w Polsce bardzo popularny - jakie polskie grupy wywarły na Tobie największe wrażenie?

Bardzo dobrze pamiętam takie właściwie początki polskiego bluesa, graliśmy na festiwalu w Jarocinie, jeszcze wtedy to się nazywało Wielkopolskie Rytmy Młodych, to nie był taki wielki festiwal, jak później, graliśmy na tej edycji, gdzie debiutowała Kasa Chorych, a gwiazdą był wtedy Irian - jeszcze wtedy z Janowskim, jakie to na mnie wrażenie zrobiło! Pamiętam! I gra i zachow-anie na scenie, coś niesamowitego! Potem studiowałem w Poznaniu, tam odbywały się imprezy pod nazwą Folk Blues Meeting, i też można było trochę posłuchać.

Ja to bardzo lubiłem zespół Irian Dudka, już z tym troszkę innym składem, z perkusją... i grał tam wtedy taki młody gitarzysta, aż specjalnie dowiedziałem się, jak się nazywa - Andrzej Urny. On później oczywiście był jakąś tam gwiazdą, grał w Perfekcie, czy gdzieś, bardzo mi się podobało i ten zespół zrobił na mnie duże wrażenie. Pamiętam też debiut Martyny Jakubowicz, jeszcze nie grał z nią Nowak, tylko taki inny gita-rzysta grał, który chodził przed koncertem i wszyscy patrzyli, jak on sobie rozgrzewał palce. Jako ciekawostkę mogę podać, że jak były te festiwale, to mieszkał u mnie w pokoju, w akademiku Rysiek Riedel, wtedy go właśnie poznałem. Ja byłem hippisem i jako hippisi to myśmy się kontaktowali jakoś, Rysiek nie miał, gdzie spać, to mówię chodź do mnie do pokoju, tam żeśmy trochę pogadali, mieszkał u mnie parę dni. Byłem właściwie przy jego pierwszej rozmowie

jak postanowiłem pisać własne piosenki, zrozumiałem, że mam jakby coś do pow-iedzenia, postanowiłem to mówić. Nie jes-tem muzykiem, który gra na jakichś zachod-nich rynkach, gram w Polsce, dla polskiej publiczności, to pisanie piosenek po angiel-sku dla polskiej publiczności wydaje mi się takie trochę obciachowe. Bo jak mówię, to zależy mi, żebym był zrozumiany.

Czy Breakmaszyna to Paweł Stomma?

Nie mam pojęcia. Może się pewnie tak wydawać na początku, bo piosenki są moje, ja śpiewam, gram na gitarze, jestem tam naj-bardziej widoczny, ale w sensie muzyc-znym to może niekoniecznie tak jest, bo to jest trio. W triu tak naprawdę bardzo dużo zależy od każdego muzyka. I nawet jak pisałem te piosenki, to pisałem je konkret-nie pod tych muzyków, żeby każdy z nich mógł zagrać najlepiej, jak potrafi. Dlate-go takim problemem są zmiany składów w takim małym składzie. Jest jedna piosenka - “Budzik”, ona jest na pierwszej płycie, która była pisana w ogóle pod innego perkusistę, teraz ją gramy wprawdzie i może to nawet fajnie gada, ale nie jest to już coś takiego, jak było w momencie powstania. Także muzyc-znie. Jeżeli chodzi o piosenki itd., to jestem też frontmanem, to wiadomo, więcej uwagi ściągam, ale ja to w ogóle chyba też na-jbardziej w graniu lubię, tę współpracę, która się nawiązuje, tę interakcję, jaka powstaje między muzykami na scenie. To jest coś niesamowitego... Czasami to graniczy z telepatią, jak jest dobry nastrój, jesteśmy zg-rani, naprawdę dzieją się rzeczy trudne do

z Jackiem Sylwinem w sprawie ich kon-certu w Jarocinie, wtedy to był jeszcze taki skromny chłopak, to jeszcze nie była taka gwiazda, jak później. Zresztą podarował mi pierwszą harmonijkę, ja właśnie wte-dy się dowiedziałem, dlaczego nie mogę zagrać bluesa na normalnej harmonijce, dowiedziałem się, że to musi być specjalna, harmonijka do bluesa.

Wybrałeś śpiewanie po polsku - dlacze-go?

Nie jestem pewny, czy ja rzeczywiście wybrałem śpiewanie po polsku. Nie pamiętam jakiegoś momentu, żebym podjął jakąś decyzję, czy coś takiego. Przez wiele lat śpiewałem po angielsku, bo grałem tego bluesa, te wszystkie standardy “Hoochie Coochie Man”, “I`ve Got My Mojo Working”,

grywałem w jakichś tam różnych składach, różnych zespołach, na jamach. Kiedy grałem te standardy, to nie zabiegałem za bardzo, żeby wyjść poza rynek lokalny, wystarczyło, że sobie zagram na jamie raz w tygod-niu i wszystko było cacy. No, ale potem,

“Pisanie piosenek po angielsku dla pol

“Gram w Polsce i pisanie po angielsku wydaje mi się trochę obciachowe”zności

Page 9: BluesonlinePL Review 2011

9R

ozmow

a z Pawłem

Stomm

ą

zrozumienia, powstaje jakaś taka łączność pozazmysłowa między muzykami.

Opisujesz niezbyt piękny świat.

Mówisz, że opisuję niezbyt piękny świat? Ja może niekoniecznie się z tym zgadzam, dla mnie ten świat jest piękny, przez to chyba, że jest prawdziwy, tak myślę, że prawdziwy, piszę o tym, co faktycznie istnieje. Miałem kiedyś taki okres w życiu, taki bardzo ciężki, także materialnie, finansowo, miałem małe dziecko, byłem bardzo zadłużony, miałem

To post-blues czy raczej punk blues?

Pytasz, czy to jest post blues, czy punk blues? Mnie się w ogóle określenie punk blues zbytnio nie podoba, dlatego, że ma jakiś taki pejoratywny wydzwięk, że to jakiś gorszy rodzaj bluesa, albo coś takiego. O ile dobrze rozumiem, to określenie punk blues dotyczy zespołów, które grają bez basu. Ten pomysł to w ogóle jest dosyć fajny, jak posłuchałem tych Amerykanów z Fat Pos-sum, to rzeczywiście jest to jakiś sposób na przywrócenie jakiejś pierwotnej surowości, bo współczesny blues, a przynajmniej jego amerykańska wersja, wydaje mi się taki za bardzo popowy, taki wygładzony, taki słodki, no... za bardzo komercyjny. A termin post blues to ja wymyśliłem sobie trochę, na swój własny użytek. Jakoś nie bardzo czuję się up-rawniony do tego, żeby grać bluesa... Bluesa to grają czarni ze Stanów, albo biali z Texasu na przykład, takie młode, ostre chłopaki też grają bluesa. Natomiast my jesteśmy ludźmi wychowanymi w troszkę innej kulturze muzy-cznej, jednak od dziecka ja nie słuchałem pentatonik, tylko raczej skal europejskich, to mam gdzieś tam ułożone w głowie. W ogóle bluesa słucham i najbardziej w tej muzyce cenię szczerość, szczerość i prawdziwość. W jakieś tam wielkie umiejętności muzyków to ja zbytnio nie wierzę. Natomiast, zawsze do mnie przemawiała w tej muzyce szczerość i prawda. Stwierdziłem, że Polak i Słowianin, jeżeli ma być do końca szczery, to nigdy nie będzie grał autentycznego bluesa, bo nie jest takim człowiekiem. Stąd taki termin post blues, niby jest to blues, ale w takim lekkim cudzysłowiu.

problemy z pracą, jedną pracę straciłem, miałem takie problemy różnego rodzaju i bardzo mnie gniotło to wszystko. I wtedy, pamiętam, oglądałem taki film, jakiś tam główny bohater to był jakiś stary rybak, który powiedział taki tekst: Skoro nie jestem szczęśliwy, mając to, co mam, to nie będę szczęśliwy mając też więcej. Wtedy bardzo dużo zrozumiałem. Zrozumiałem, że ten świat, który mamy to jest jedyny, który mamy, jest najlepszy z możliwych i w związku z tym trzeba go cenić, trzeba cenić to, co jest...

Paweł Stomma podczas konkursu na małej scenie Rawa Blues Festival 2010

Page 10: BluesonlinePL Review 2011

10R

ozm

owa

z Pa

włe

m S

tom

W Polsce jest kilkadziesiąt festiwa-li bluesowych, ale wygranie jakiegoś konkursu dziś nie ma chyba żadnego znaczenia...

Rzeczywiście dużo tych festiwali blueso-wych, dużo konkursów bluesowych. My nawet startowaliśmy w tych konkursach, w 2008 roku nawet udało nam się wygrać trzy konkursy. Jakoś przełożenia to specjal-nie nie ma na propozycje. Fajnie wygląda, jak w swoim portfolio napiszę, że zespół wygrał taki konkurs, taki, taki, taki, ale jakoś szału nie ma!

W mediach bluesa zwyczajnie nie ma - warto żyć w absolutnej niszy?

Życie w absolutnej niszy nie jest przyjemne. Mnie rola zespołu, czy raczej twórcy niszowe-go odpowiada. Tylko, że blues jest jakby zjawiskiem niszowym, a my jesteśmy jakoś tak niszowi również w tym bluesie, więc to trochę się dużo tego robi... tej niszowości... Z tym, że my działamy, występujemy też dużo poza środowiskiem bluesowym, i tam też mamy wzięcie. Ja grałem też swego czasu w różnych innych zespołach, grałem bardzo awangardową awangardę, grałem bardzo ambitny pop, równolegle do tych zespołów, w których grałem bluesa. No i te problemy z przebiciem się są chyba wszędzie spore. W mediach rzeczywiście bluesa jest mało i mogłoby być więcej, zwłaszcza w telewizji. Telewizja właściwie radio prawie wyparła, radia to się słucha w samochodzie. No, ale żeby w tej telewizji coś wartościowego trafić,

Dwie płyty Breakmaszyny, które nagraliśmy, trudno mówić o jakimś tam wydaniu, to nie jest oficjalne wydawnictwo. Młodzież ma na takie coś określenie, że to jest 100-pro-centowy nielegal..., to jest coś takiego. Ale jeżeli chodzi o nagranie, to oczywiście ktoś to musiał sfinansować. W Częstochowie jest coś takiego, przy urzędzie miejskim, jak Centrum Wspierania Amatorskiego Ruchu Artystycznego. Myśmy dwukrotnie dostali od nich dofinansowanie, właśnie na nagranie swego materiału, ostatni raz nam odmówili, bo teraz też ubiegaliśmy się, ale tak ładnie nam odmówili. Napisali mianowicie, że do-robek zespołu już jest zbyt duży, żeby uznać go za zespół amatorski. Niemniej jednak

z jakiejkolwiek dziedziny, to i tak przeważnie trzeba czekać do drugiej w nocy...

Po co jeździcie na konkurs na Rawa Blues Festival?

Po co jeździmy na konkurs Rawa Blues? Wysyłam co roku zgłoszenia na festiwal Rawa Blues, mając nadzieję, że na przykład nas kiedyś zakwalifikują na dużą scenę, nie do konkursu. Ale jak nie zakwalifikują na dużą, tylko do konkursu, też dobrze. Mi zależy na samym udziale.

Ukazały się do tej pory dwie płyty Break-maszyny - kto je wydał?

Breakmaszyna podczas konkursu na małej scenie na Rawa Blues Festival 2010

Page 11: BluesonlinePL Review 2011

dwa razy jakąś tam kasę od nich dostaliśmy. No trochę oczywiście naszych pieniędzy w tym jest, znalezliśmy też trochę spon-sorów - Pub Oslo, w którym graliśmy często, no i kilku sponsorów, którzy są albo naszymi fanami, albo w ogóle wspierają taką muzykę. Od wielu lat nas wspiera swoją pracą i finan-sowo również Tomek Wedman - pozdrawiam go bardzo serdecznie, no, a głównym spon-sorem drugiego wydawnictwa jest Tomek Antos - naprawdę niesamowity człowiek, który też jest jakimś tam przedsiębiorcą, przy tym bardzo w naszym regionie działa, jeżeli chodzi o wspieranie i promocję bluesa, dofinansował jako główny sponsor naszą ostatnią płytę, też często go widuję i myślę, że nieprzypadkowo również, dlatego myślę, że też wspiera innego rodzaju imprezy, kon-certy na żywo, czy takie jakieś inne historie. Bardzo mi taka postawa imponuje. I w ogóle wszystkim naszym sponsorom serdecznie dziękuję!

Czy można w Polsce przeżyć grając tak jak Breakmaszyna?

No oczywiście! Jeżeli masz dobrą pracę, to nie ma żadnego problemu. Trudno mówić o jakimś dochodzie, jeżeli chodzi o granie ta-kiej muzyki, jest to raczej bardziej kosztowne hobby. Z jednej strony to źle, chciałbym jako muzyk żyć, nic nie robić, tylko wstać z rana, poćwiczyć na gitarze, pojechać po południu do studia, nagrać coś, wieczorem zagrać koncert, marzenie... Z drugiej strony też zdaję sobie sprawę, że taka pozycja, w jakiej w tej chwili występujemy, ma też swoje zalety. Zapewnia mi jakąś tam niezależność

artystyczną, czyli mogę mówić, to, co mam do powiedzenia. Nie muszę się tam za bar-dzo martwić, czy próbować na siłę podlizać publiczności, bo to niekoniecznie musi dawać jakiś wartościowy efekt artystyczny.

Czy wierzycie w ogóle, że kiedyś usłyszy o was fan na przykład fan piosenek Ali Ja-nosz z Idola?

W końcu Ala Janosz, jak zauważyłem ostatnio to jest wokalistka bluesowa, ale tak. Wierzę w ogóle, wydaje mi się, że zespół Break-maszyna ma w sobie taki duży potencjał, nie wiem, przebojowy, czy coś takiego, wierzę, że zespół trochę przekracza granice ga-tunku, że jest szansa... Nie bardzo wiem, jak się do tego zabrać, ale myślę, że jest szan-sa. Widzę trochę po reakcji publiczności na

koncertach, że jest szansa, że zespół trafi do szerszego kręgu odbiorców.

Czy polski blues w ogóle istnieje?

Właściwie to jest bardzo trudne pyt-anie. Gdybyś mi je zadał 10 lat temu, czy nawet 15 - nie miałbym wątpliwości, wtedy

odpowiedziałbym, że istnieje. Jakoś tak inac-zej odbierałem tę rzeczywistość, widziałem wtedy bardzo dużo bardzo fajnych zespołów.Wydawało się, że mają coś tam swojego do powiedzenia. Natomiast w tej chwili mam poważne wątpliwości. Wydaje mi się, że bardzo dużo jest u nas takiej imitacji, że dużo jest zespołów, które grają jakby - tak trochę... Nie grają swojego, tylko robią jakąś tam imitację czegoś, co usłyszeli, imitację czegoś amerykańskiego... To jest taki trochę amerykański blues dla ubogich. Tak, że nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Jest sporo kapel, które mają coś swojego i mówią rzeczywiście własnym głosem, ale wydaje mi się, że 10 lat temu to było jakieś takie bardziej widoczne.

Gdzie chciałbyś zagrać, na jakiej scenie?

Na jakiej scenie chciałbym zagrać? No...scena moich marzeń to jest oczywiście Madison Square Garden... Wolę wprawdzie grać w małych klubach, no, ale jeżeli mam powiedzieć, na jakiej scenie chciałbym zagrać to w Madison Square Garden. A w Polsce? Nie wiem, może w Operze Leśnej...

Ostatnie słowo do Czytelników....

Chciałbym zaprosić na koncerty. Myślałem, że może zespół już nigdy nie zagra, ze względów zdrowotnych, ale okazuje się, że jednak nie, zespół istnieje, w związku z tym chciałem zaprosić na koncerty, podziękować wszystkim tym, co na nas głosowali, zachęcić też do wysłuchania naszej twórczości, no i ...do zobaczenia.

11

“Rawa Blues? Podoba mi się ta impreza. Zależy mi, żeby brać w niej udział nawet w konkursie”zjowy”

Rozm

owa z Paw

łem Stom

Page 12: BluesonlinePL Review 2011

to utwór inspirowany Elmorem Jamesem. Ale te słowa. Stomma pisze bluesa po swojemu, używa języka ulicy, nadmiernie nie korzysta z wytartych schematów.

Program płyty został sprytnie ułożony. Nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nawet pozornie banalny tekstowo utwór “Zielona Góra” ma świetną aranżację, gdzie jakoś daje się znieść plastikowe klawisze, i wyjątkowo smaczne solo gitarowe. Mimo pozornie napisanego na odwal się tekstu i tu znajduje się garść obserwacji prawdziwego świata.

“Smutny Częstochowski Blues” to specjal-na produkcja na ten krążek. Inny perkusista, syntezatory, efekty elektroniczne. I stonowa-ny głos. I jakiś smutek - taki prawdziwy, nieudawany. I znów uważne oko obserwatora zdarzeń codziennych. Zakonnic, prezydenta miasta, drobnych pijaczków, przechodniów. To jest polski, częstochowski blues.

Na koniec Breakmaszyna przygotowała niespodziankę. Bluesową wersję starej pio-senki “O jednej Wiśniewskiej”. Zespół gra jak zwykle, jak dobrze naoliwiona maszyna, tyl-ko czemu miało służyć użycie słów Jerzego Jurandota. Że to taki przedwojenny blues? Nie przekonuje. Zmarnowane miejsce i czas. A przecież Stomma dowodzi na oby-dwu krążkach, że umie obserwować i swoje spostrzeżenia zamieniać w słowa bluesów. Pomroczność jasna i tyle.

Jeśli do tej pory obserwowaliście Polskę zza szyby samochodu, do odtwarzacza wrzućcie “Masakrę”. Dowiecie się, co dzieje się na zewnątrz. Tylko wyciągnijcie płytę, zanim zacznie się ostatnia piosenka.

Blues może unosić się nad ziemią, ale może też być blisko ludzi, ich spraw, kłopotów. Wzorem starych bluesmanów Breakmaszyna opisuje, to co widzi wokół siebie - bez banałów i bardzo osobistym językiem. To z pewnością współczesny polski blues. Mocny, zwarty i męski.

Breakmaszyna nieczęsto pojawiała się os-tatnio na festiwalach czy w klubach. Ale nie zmarnowała czasu. Od powalającego debiu-tu z hitami w rodzaju “Szymon był punkiem” intensywnie pracowała. Przygotowała utwo-ry na nowy krążek i wali prosto po oczach.

Paweł Stomma - gitarzysta, wokalista i au-tor większosci utworów Breakmaszyny nie oszczędza się. Bo to z jego palców płynie “krew, a nie woda”.

Kto nie był nigdy w Częstochowie, właściwie już jechać tam nie musi. W “Ulicy Wolności” możemy poznać całą galerię pos-taci zamieszkujących to miasto. Wiemy, że jeżdżą tam i bmw i maluchami, mają tam bar McDonalda, a w tramwajach można stać się ofiarą kieszonkowca. A, i z płatną miłością problemów też nie będzie. Wszystko opo-wiedziane w znakomitym rytmie bluesowe-go boogie, z pulsującym werblem i jęczącą gitarą slide. Podnosi z fotela.

Breakmaszyna sięga też otwarcie do bluesowej tradycji. “Poranna Depresja”

12R

ecen

zja:

Bre

akm

aszy

na

“Częstochowska Masakra Gitarą Elektryczną” - album roku 2011 czytelników bluesonline.pl

BLUESOWA MASAKRArodem z częstoChowy

Page 13: BluesonlinePL Review 2011

13

Najlepsze płyty czesto są dziełem przy-padku. Leszek Winder nie wiedział, czy zapis koncertu zarejstrowanego podczas Śląskiego Festiwalu Gitary Elektrycznej ujrzy światło dzienne. A tu niespodzianka - jest krążek pełen wyjątkowej energii.

Zaczyna się od kompozycji “Wysoki lot”. Achim Rzychoń i Krzysztof Ścierański prześcigają się w kolorowej grze, a do tego po-jawia się jak zawsze zjawiskowy Błędowski. I to on oczywiście prowadzi konferansjerkę podczas koncertu.

Andrzej Rusek chwyta za bas, żeby zagrać “Kattowitz”. A to niezwykle udany riff Windera i skrzypka. Zresztą w wywiadzie dla blueson-line.pl Leszek Winder przyznał, że właśnie ten utwór powinien promować “Extrim”. No i potwierdza to smakowitymi frazami.

W “Jacky 2004” gościnnie zagrał Darek Ziółek. Basista uczestniczył w nagraniu studyjnym kompozycji na pierwszej płycie powstałej po śmierci Jerzego “Kawy” Kawal-ca, wcześniejszego basisty Krzaka. I tu już wszechstronny muzyk gra piękne, rozbudo- wane solo. Jest funkowy drive i czysto brzmiące nuty basówki, które nabierają nie-samowitego tempa i wigoru. A w tle - drugi i trzeci bas. A potem zmiana. Energia płynąca ze sceny jest tak potężna, że niemal wylewa się z głośników. A publiczność nie szczędzi braw.

Przychodzi moment refleksji. W końcu ten koncert to także przypomnienie postaci Kawalca. Musi pojawić się “Kawie”. A to jeden z najbardziej przejmujących bluesów, jakie wyszły spod palców Błędowskiego i Winde-ra. Po przejmującej partii skrzypiec sola na gitarach basowych grają Joachim Rzychoń i książę basu - Krzysztof Ścierański. Są tu i blues, i świetne harmonie i oszałamiająca precyzja połączona z wirtuozerią. No i mul-tum elektronicznych efektów, jakie od lat lubi Ścierański. I umie ich użyć.

“Krzak” to jedna ze sztandarowych kom-pozycji grupy. W latach 70. XX wieku tak potężnie i energetycznie brzmiący blues rock zwalał z nóg. Po 30 latach z okładem jest tak samo. Muzycy nie odpuszczają sobie ani na moment, a świadomość że koncert jest rejestrowany jedynie dodaje im werwy.

Recenzja: K

rzak

“4 basy” - kolejny koncertowy album zespołu Krzak

I wreszcie - jeszcze jeden gość. Tym razem to gitarzysta - Apostolis Anthimos. Krzak gra razem z bohaterem tej kompozycji utwór “La-kis”. Po raz pierwszy ten utwór został wydany w wersji koncertowej. I oprócz niezwykłych partii Lakisa warto przysłuchać się grze perkusisty. A dialogi gitary i skrzypiec mogą być ozdobą niejednego wielkiego festiwalu - nie tylko bluesa.

“New Century” to kompozycja Anthimosa. Tu już mamy do czynienia z muzyką pełną niesamowicie kolorowych wizji. Bo też i jest Lakis wyjątkowym wizjonerem gitary. Nie gra łatwej muzyki, ale każda fraza, którą wydobywa spod palców sprawia mu radość. I taką samą daje odbiorcom, którzy umieją słuchać nie tylko prostego bluesa. Ale tym razem czaruje nie tylko on. Magiczną różdżczkę przejmują i Błędowski i basista An-drzej Rusek. 10 minut prawdziwych czarów możliwych do usłyszenia tylko na żywo bądź na krążku “4 basy”.

I na koniec “Ściepka”. Rockowy killer z najwcześniejszych poczynań zespołu. Jakby na podsumowanie koncertu. I przy-pomnienie, że Krzak to nadal potężna blues rockowa machina, która ma świetny program i nie osiada na laurach.

Płyta ukazała się w niecałe pięć miesięcy po nagraniu występu. Świetnie zmasterowa-na może być ozdobą wśród koncertowych krążków. Trochę żalu budzi jedynie okładka. Nie każdy bowiem wie, jak wyglądają posz-czególni basiści, a i fani z pewnością chcieli-by wiedzieć, w jakiej kolejności owi muzycy grają solówki w niektórych utworach. Fa-natycy to wiedzą - bo rozpoznają muzyków po technice i brzmieniu.

Ach, te basy...

Page 14: BluesonlinePL Review 2011

14

Krzak nagrał 4 basy

bluesonline.pl: W jaki sposób doprowadziliście do nagrania płyty z ty-loma basistami?

Leszek Winder: Ostatnio Krzak współpracował z wybitnymi gitarzysta-mi basowymi. Andrzej Rusek, Joachim Rzychoń, Krzysztof Ścierański, Darek Ziółek to muzycy z wielkim artystycznym dorobki-em, którzy od lat stanowią czołówkę gitary basowej.

Najnowsza płyta „4 basy” to realizacja mojego pomysłu, żeby na jednym koncer-cie pokazać czterech basistów z jakimi współpracowaliśmy po śmierci Jurka Kawal-ca. W zamiarze miał to być zapis DVD i może jeszcze do tego pomysłu wrócę. Okazją do realizacji koncertu i nagrania okazał się Śląski Festiwal Gitary Elektrycznej. Dodat-kowego smaku koncertowi dodał gość spec-jalny - znakomity gitarzysta Anthimos Apos-tolis.

Śląski Festiwal Gitary elektrycznej to także festiwal gitary basowej?

Gitara basowa jest gitarą elektryczną i zaw-sze będzie miała swoje miejsce na festiwalu. Festiwal Gitary Elektrycznej był premierowy, więc nie miałem pewności jak to będzie.

Po zakończeniu ubiegłorocznej edycji jes-tem bardzo zadowolony. Udało się zaprosić znakomitą reprezentację gitarzystów. Odbyły się warsztaty gitarowe prowadzone przez mistrzów gitary. Został przeprowadzony konkurs na gitarowe solo, który pokazał jak doskonale radzą sobie młodzi gitarzyści.

Festiwal może się rozwijać, bo jest jeszcze tylu gitarzystów, którzy zasługują na zapro-szenie. Myślę, że to bardzo ciekawa i rozwo-

jowa sytuacja. Gitara elektryczna to ciągle wielkie źródło inspiracji.

Joachim Rzychoń to muzyk starszego pokolenia - jakim jest basistą?

Achim Rzychoń to znakomity basista, który w latach 70. na Śląsku jako młody chłopak wyróżniał się niesamowitą biegłością gry na gitarze basowej. Zwrócił na niego uwagę Franciszek Walicki i za chwilę Achim grał z Tadeuszem Nalepą i z grupą Niebiesko-Czarni do końca jej istnienia.

Achim od wielu lat mieszka w Niemczech. Jest czynnym zawodowo muzykiem. Na-grywa i koncertuje z gwiazdami tej miary co: Bryan Ferry, Chris De Burgh, Jennifer Rush, Gloria Gaynor i inni, w tym i Krzak.

Jeżeli chodzi natomiast o to starsze pokolenie to ja, Janek Błędowski, Krzy-siu Ścierański, Anthimos Apostolis, Achim Rzychoń i nieżyjący Jurek Kawalec - wszys-cy jesteśmy urodzeni w 1954 roku. No cóż, rzeczywiście starcy.

Pierwsze kompozycje zarejestrowane wspólnie, to materiał z Extrim - paradok-salnie bez Krzysztofa Ścierańskiego...

Pierwsza kompozycja to „Wysoki lot”. Tut-aj podobnie jak na Extrim gra Ścierański i dodatkowo Rzychoń. W kolejnym utworze - „Kattowitz” zagrał Rusek, podobnie jak na Extrim.

Ogólnie pokrywa się to z wcześniejszymi udziałami w utworach poszczególnych ba-sistów. Nie przywiązywaliśmy jednak do tego specjalnej uwagi. Kluczem było pokazanie basistów w różnych ciekawych konfigurac-jach muzycznych i to się udało.

Kattowitz to również popis blues rocko-wej gry na gitarze i świetny riff skrzypiec...

No co mam powiedzieć - dziękuję! Utwór „Kattowitz” to jedna z moich ulubionych kom-pozycji. Żałuję, że nie został wybrany do pro-mowania płyty Extrim.

“Kluczem było pokazanie basistów w różnych cieka-wych konfiguracjach muzy-cznych i to się udało”

Roz

mow

a z

Lesz

kiem

Win

dere

m

Page 15: BluesonlinePL Review 2011

15

To totalny live i to jest piękne, bo pokazuje mistrzowskie zdolności naszych gości - mówi Leszek Winder. Płyta “4 basy” to zapis koncer-tu, na którym z zespołem Krzak grają Andrzej Rusek, Joachim Rzychoń, Krzysztof Ścierański, Darek Ziółek.

Page 16: BluesonlinePL Review 2011

16R

ozm

owa

z Le

szki

em W

inde

rem

mentów. Jedyne, co zrobiłem, to ustaliłem udział poszczególnych muzyków w utworach oraz kolejność solówek. Musieliśmy z Jan-kiem zrezygnować z większości naszych solówek na rzecz naszych gości. Nie było ani jednej próby nawet przed koncertem. Był to więc totalny live i to jest piękne, bo pokazuje mistrzowskie zdolności naszych gości.

Czy basisiści w Krzaku to indywidua-liści?

Wszyscy basiści, z którymi pracujemy to indywidualiści, każdy jest zdecydowa- nie innym muzykiem wnoszącym swój kolor do naszej muzyki. Jednak stylisty-ka Krzak wynika z brzmienia, którego nie da się zdominować. To charakterystyczne współbrzmienie skrzypiec i gitary. General-nie z każdym z basistów współpracuje nam się bardzo dobrze. Dodatkowo wszyscy oni są niezwykle towarzyscy i to świetni kompani w codziennym życiu. To wyjątkowi muzycy, niezwykle uzdolnieni i całkowicie odmienni.

Krzysia Ścierańskiego nazywamy „księciem basu” - to muzyk wszechstronny i muzyczny geniusz. Achim Rzychoń to rockowy mistrz basu. Doceniany przez światowe gwiazdy, z którymi często grywa. Andrzej Rusek jest to-talnie wszechstronnym basistą, potrafiącym znakomicie znaleźć się w każdym gatunku muzycznym i Darek Ziółek - niezwykle biegły basista, aranżer, pianista itd. Granie z każdym z nich to wielka przyjemność, ale też każdy ma swoje muzyczne plany i zobowiązania. Nasz związek pozostaje więc wolny i otwarty i to życie układa, z kim akurat gramy.

ty z Elą są bardzo ciekawe.

Czy to skomplikowane zagrać koncert, kiedy trzeba dać się pokazać basistom i to aż czterem?

Nie było kopotów z dobraniem programu

koncertu. Głównym kryterium było pre-mierowe nagranie koncertowe utworu. Tak też jest w większości nagranych ut-worów. Wszyscy basiści to muzycy z który-mi współpracujemy, a przede wszystkim to niezwykle biegli mistrzowie swoich instru-

Po śmierci Jerzego Kawalca były płyty i koncerty - to dobrze, że ciągle pamiętacie o muzyku...

Śmierć Jerzego Kawalca w 2003 roku przerwała działalność Krzaka. To był wiel-ki szok. Minęły dwa lata i w roku 2005 postanowiliśmy z Jankiem Błędowskim dalej wspólnie grać. Początkowo przyjęliśmy nazwę „Błędowski-Winder Band”. W 2005 nagraliśmy z Darkiem Ziółkiem i perkusistą Arkiem Skolikiem studyjną płytę „3. Nu-mer”. Płyta zawiera część utworów przygo-towywanych na niedoszły album zespołu Krzak. CD zdobyło spore uznanie i wiele zaszczytnych tytułów (najlepsza płyta rocko-wa, najlepsza sekcja, gitara blues i rock itd...). Graliśmy dużo koncertów i to sytuacja spowodowała powrót Krzaka. Organizatorzy naszych koncertów z uporem na afiszach pisali Krzak, ludzie na koncertach krzyczeli Krzak. Pewnego dnia powiedzieliśmy sobie z Jankiem „współbrzmienie naszych instru-mentów - gitary i skrzypiec to Krzak i nie ma sensu dalej się przed tym bronić”. Wróciliśmy do naszej starej nazwy i tak trwa to dzisiaj.

Jakim basistą jest Darek Ziółek?

Darek Ziółek to muzyk wszechstronny, kompozytor, aranżer. Jest uznawany za czołowego basistę polskiej sceny muzycznej. Sercem oddany jazzowi. To świetny basista grający czystym basem, pokazujący wiel-kie możliwości tego instrumentu. Za sceną, jak pozostali, wspaniały kolega i kompan… Wciągnąłem go do pracy nad nową płytą Elżbiety Mielczarek. Nasze wspólne koncer-

Krzak to fenomen na skalę światową. Liderami zespołu są Jan Błędowski (z lewej) - jeden z czołowych skrzypków eu-ropejskich oraz Leszek Winder, laureat wielu plebiscytów na najlepszego gitarzystę rockowego i bluesowego. Zespół podczas nagrywania DVD w 2011 roku

Page 17: BluesonlinePL Review 2011

“Kawie” to jedna z najpiękniejszych kompozycji Krzaka - czy śmierć jest silnym natchnieniem?

Mówiłem o płycie „3. Numer”. Album zawiera część utworów przygotowywanych na niedoszły album Krzak. Z tej płyty pochodzi blues „Kawie”. Ten utwór to hołd dla Jurka Kawalca. Graja dwaj basiści Krzysztof Ścierański i Joachim Rzychoń.

Niestety na własnej skórze odebrałem wielokrotnie ten stan po utracie bliskiej osoby. Po śmierci Skiby, a niedługo potem mojego ojca, nagrałem na płycie „Blues Forever” numer „Blues o śmierci”. To do dzisiaj bardzo ważny dla mnie utwór.

Czy zakładając Krzak jeszcze w latach 70. XX wieku spodziewałeś się, że ten zespół przetrwa niemal 40 lat?

Nie zastanawiałem się nad tym i nigdy nie planowałem. Trwanie Krzaka nie wynika z jakiejś przemyślanej strategii czy determinacji. Jest to całkiem naturalna sytuacja. Lubimy się z Jankiem Błędowskim, dobrze się nam gra, działamy na siebie bardzo inspirująco muzycz-nie i co ważne, dobrze się czujemy w swoim towarzystwie. Jednak całym napędem trwania Krzak są koncerty. To, jak jesteśmy odbie-rani w trakcie i po koncercie, i że mimo upływu tylu lat, jesteśmy tak entuzjastycznie odbierani jak to miało miejsce właśnie w latach 70., to wyjątkowe.

Apostolis to przyjaciel czy rywal Leszka Windera?

Anthimos Apostolis – Lakis to wielki gitarzysta. Myślę, że jest nie-doceniany w Polsce. Znam go od blisko 40 lat, wielokrotnie z nim grałem, nagrywałem płyty itd… Anthimos Apostolis - legendarny gi-tarzysta zespołu SBB. W swoim dorobku posiada udział w koncer- tach i nagraniach takich artystów jak Mahavishnu Orchestra, Charles Mingus, Jack Bruce Group, Sugar Blue, Marillion, Czesław Niemen, Locomotiv GT, Tomasz Stańko, Tomasz Szukalski, Andrzej Przybiel-ski, Helmut Nadolski, Dżem, Krzak, Ossian i wielu innych… Zwiedził niemal cały świat, występując w USA, Ameryce Południowej i Afryce Południowej. To jeden z czołowych gitarzystów europejskich. Dla mnie to kolega i muzyk, z którym zaszczytem jest grać. Leszek Winder ze swoim fenderem

Page 18: BluesonlinePL Review 2011

Skąd wziął się pomysł, żeby dedykować utwór Krzaka żyjącemu muzykowi?

Utwór „Lakis” powstał w około 1981 roku jako dedykacja naszemu przyjacielowi An-thimosowi Apostolisowi. Anthimos był przez jakiś czas członkiem zespołu. Sporo razem koncertowaliśmy i nagrywaliśmy (LP „Krzak’i” itd...). Dla mnie to czołowa polska gitara. Nu-mer “Lakis” przez wiele lat nie był nagrany i wydany. To jego pierwsze koncertowe na-granie. Piękne solo perkusisty Irka Głyka i Lakisa. W tym spokojnym utworze słychać wielkie możliwości wszystkich muzyków.

A co mówił sam Lakis, kiedy dowiedział się że zagra tę kompozycję na koncercie i płycie?

Lakis o możliwości wydania płyty dowiedział się na samym koncercie albo tuż przed. Biorąc pod uwagę, że nie zrobiliśmy ani jednej próby za wyjątkiem krótkiej próby dźwiękowej. Sam do końca nie byłem prze-konany że coś z tego będzie.Utwór był znany Lakisowi już wcześniej, to typowa na Śląsku forma bluesowa.

Lubicie improwizować na każdym kon-cercie, czy musi być szczególna okazja - koncert Krzaka w Białymstoku był według wielu słuchaczy za krótki.

Nasz koncertowy program składa się z ut-worów o ścisłym aranżu. Dotyczy to budowy utworów, ich tematów i tempa. Swobodne pozostają solówki oraz ich długość. Ten założony reżim powoduje, że nasze koncerty Roz

mow

a z

Lesz

kiem

Win

dere

m18

są zwarte, mają dużą ekspresję i tempo. W tym zakresie muzycy, którzy z nami grają muszą się dostosować. Wolny i otwarty pozostaje sposób grania, brzmienie, dynamika itd... Koncert w Białymstoku był przykładem tego, przed czym się bronię i niestety często nies-kutecznie. Graliśmy tam na samym końcu, po wielu godzinach trwania festiwalowych koncertów. Czuć było duże zmęczenie wi- downi. W takiej sytuacji lepiej było pozostawić mały niedosyt zamiast dobić tych ludzi. Z Białymstokiem wiąże się wiele moich muzycznych wspomnień i na pewno kiedyś wrócimy tam z Krzakiem zagrać nasz cały koncert.

Krzak - “4 basy” to świetna pamiątka, a czy wejdziecie do studia, żeby nagrać coś nowego?

Mocno pracujemy nad nowym studyjnym albumem. Mamy dwa pomysły na nową płytę. Janek Błędowski prezentuje opcję na-grania z sekcją związaną z ciężkim metalem. Pracujemy nad tym pomysłem już ponad dwa lata. Ja zmierzam w kierunku nagrania płyty typowo bluesowej. To gatunek mi najbliższy. Tak czy owak - zrealizujemy oba pomysły, nie wiem tylko w jakiej kolejności.

Jesienią sfilmowaliśmy nasz koncert i wydajemy DVD. Krzak jest wyjątkowo ubogi w nagrania filmowe. W założeniu ma to być film pokazujący naszą „muzyczną kuchnię” oraz nasz koncert. Zmierzamy też w kie-runku nagrania kolejnej studyjnej płyty.

Page 19: BluesonlinePL Review 2011

Krzak podczas Siemiatycze Blues Festival 2011

Page 20: BluesonlinePL Review 2011

20

Józef Skrzek, SBB: Podobno jesteśmy z miłości

My jesteśmy tymi Polakami, którzy tutaj walczą, na swój sposób - mówi dla radia bluesonline.pl Józef Skrzek. - Żeby nam było spokojnie, żebyśmy nie zapomnieli o tej miłości, o której tyle się mówi.

Page 21: BluesonlinePL Review 2011

21

Bluesonline.pl: „Blue Trance” to zupełnie nowe SBB, zupełnie nowa płyta, świeżutka, ciepła i ... trochę inna

Józef Skrzek, SBB: “Blue Trance”? Rzeczywiście, to trochę nowe wcielenie, zresztą każda nasza nowa płyta jest jakby inna, te poprzednie, wcześniejsze – one mają jakby swój charakter. Ta jest taka powiedziałbym… ma wiele kolorów, różnych twarzy, jest to też momentami taka bardziej maska, przynajmniej ja ją tak traktuję – zna-czy w sensie różnorodności, barw. Jest też poetycka, bo Alina weszła w to, cieszę się bardzo. To jest taka partnerka, której należy się, aby rozwijała dalej talent. Zobaczymy, co będzie dalej. „Blue Trance” podtrzymała jak-by pewne sprawy związane z istnieniem SBB w tej wersji kreatywnej, tej wersji twórczej, tej wersji progressive i tej – powiedziałbym barwnej.

Czy warto kreować taką barwną muzykę? Bo to, co słyszy się w radiu, z wyjątkiem audycji autorskich przeraża… Natomiast SBB tworzy zupełnie własny świat, jakby niezależny od tego, co widzimy w telewizji…

Jest życie i jest prawda mediów?

Na pewno jest to takie… w dwie stro-ny. Media kierują się takimi jakby swoimi założeniami, ale to też jest inna rzecz, że media pracują na różnych układach i za fi-nanse, to jest jasne, że media komercyjne kierują się głównie kasą, czyli możesz wykupić czas antenowy, możesz inne rzeczy też wykupić… To taki czas, kiedy pieniądze są znaczące.

To co będzie dalej z SBB?Sama sztuka, ta powiedziałbym – z

pierwszej ręki, ta, która jest głębią, ona gdzieś tam się trochę zakamuflowała, czasa-mi jest w niszy, jak to mówią co poniektórzy… No i teraz co z tym zrobić? Mamy różnych wierzycieli w różnych kręgach, no zobaczy-my, może to nam się dalej jeszcze podciągnie, jeśli wszystko pójdzie sprawnie… Swoją drogą, niezależnie od tego, co robi SBB i tego, co ja robię, moje pomysły są też w trakcie pewnego dojrzewania, czas pokaże, jak to wszystko będzie wychodziło…

Zobaczymy, co z tego będzie dalej kluło się, jest to właściwie takie trochę zawieszone w przetworzeniu osobistym i mam nadzieję, że to wszystko poukłada się prawidłowo, to znaczy, że będzie tak, jak można grać na świecie muzykę ciekawą.

Właściwie bardzo na to liczę, bo to, że rynek polski jest trochę zawężony…, w ogóle show-business w Polsce jest trochę zawężony, nie czarujmy się, brak producentów, brak wyt-wórni wydawniczych, brak managerów, brak tych wszystkich doświadczeń itd.

To oznacza, że SBB musi ruszać w świat

Ileś tam razy rozmawialiśmy na ten temat i ze świętej pamięci Czesławem Niemenem i z paroma innymi moimi kumplami i właściwie tylko fakt, że można się rozciągnąć przez świat jakby ratuje tę całą sytuację. Bo gdybyś tu w Polsce miał liczyć na egzystencję i żyć zawodowo z muzyki, to od razu musiałbyś otworzyć albo ogrodnictwo, albo piekarnię, albo cokolwiek… może wiesz… sklep z te-le-

fonami komórkowymi, bo sklepów muzycz- nych na przykład już prawie nie ma!

Ostatnio chciałem kupić w Katowicach solfeż, bo moje córki czegoś tam się uczą i nie ma szans! Nie ma w Katowicach sklepu muzycznego z takimi artykułami. W Siemia-nowicach oczywiście też. Siemianowice są w ogóle zrujnowane pod tym względem, w ogóle nie ma żadnej księgarni.

To czyja to wina?

Ci wyborcy, ci politycy – ile oni pieniędzy wydają na te różne swoje gęby, na te swoje marnoty, na te swoje po prostu pierdoły! Za-miast zająć się tym, co jest jakby pojęciem kultury.

Miasta podobno stawiają na kulturę

OK, Katowice walczą o Europejską Stolicę Kultury… Tylko ja się zastanawiam, na czym to ma polegać… i jak… Jestem dobrej myśli w tym sensie, że powiedzmy – ludzie się pozbierają, cały Śląsk jest dosyć szero-kim archipelagiem, gdzie jest masa ludzi – różnych, ciekawych. Ale jest też dużo emi-gracji. Nie ma siły, wiesz, ludzie po prostu wyjeżdżają gdzieś, niektórzy zaczynają mieszkać w górach, albo gdzieś tam itd. Sam ten dirty sound, ten silesian blues, który ja wtedy jakby wiesz – spontanicznie już wchłonąłem – to już właściwie są w tej chwili takie opowieści bajeczne.

A kultowa Leśniczowka?

Leśniczówka, którą przez prawie dekadę

Rozm

owa z Józefem

Skrzekiem

Page 22: BluesonlinePL Review 2011

22

prowadziłem, gdzie graliśmy od rana do nocy i byliśmy po prostu ewenementem na skalę światową, a na europejską to już na pewno! Przyjeżdżała masa dziennikarzy, tak – ad hoc, z Europy, łapali się za głowę – jak można w dekadzie lat 80., kiedy generalicja nas udupca, jak my możemy tworzyć coś takiego!

Coś z tego przetrwało?

Teraz już nie. Teraz Leśniczówka jest już taka ładna, ułożona, taki lokal, że właściwie tam byś musiał przyjść w lakierkach…

Świat się zmienia

I takie to różne są zmiany, których ja do końca nie rozumiem. Ja jestem człowiekiem – jakby to powiedzieć – dość tradycyjnym, jestem na pewno wierny ziemi, jestem wierny ojcowiźnie, jestem wierny rodzinie, jestem wierny pewnym zasadom, które nabyłem jako małolat. Z drugiej strony podróżuję po świecie, wszyscy podróżujemy, cała nasza familia. No i co? Wiesz, to jest tak, że w pew-nym momencie ta świadomość przerasta to wszystko, co widzisz. Ale nie wolno się deprymować, trzeba w dalszym ciągu być solidarnym z tym, co się wie i jakby nie być tak do końca krytykantem, trzeba być raczej kreatywnym.

To jest recepta Józefa Skrzeka?

Rozmawiam z wieloma ludźmi, powiedziałbym z różnych orientacji – z racji czy to zawodowych, czy innych jeszcze.

I rzeczywiście - lepiej podchodzić tak do tego, żeby sobie pomagać niż tylko podstawiać sobie nogi, szukać dziury w całym, stosować zakazy! Polska jest tu wyjątkowym przykładem – jak tylko można, to się czegoś zakazuje – nie deptać trawników, nie palić, itd.

Przecież odzyskaliśmy wolność?

Wolność, wolność! Mamy taką freedom! A tu co chwilę masz coś bezwolnego, to jest takie śmieszne. Zamiast się zająć właściwymi sprawami, które są podstawą i o których my

wiemy wszyscy, czego nam w Polsce potrze-ba, to dochodzimy do takiego absurdu. Znany jazzowy muzyk w pewnym momencie prawie umiera, bo nie ma z czego żyć, u nas socjale są po prostu zaniedbane do tego stopnia… Porównaj sobie emeryta niemieckiego, czy szwedzkiego i emeryta polskiego… Ja wiem, że to jest młode państwo, które ma po prostu około 20 lat, bo od tego momentu zmienił się system, ale dlaczego w tym wszystkim tak lansujemy polityków?

Dlaczego tak lansujemy te miernoty jeszcze inne? Dlaczego tak bardzo lansu-jemy tandetę?! Dlaczego wszystko jest takie

Józef Skrzek to także niezły harmonijkarz

Roz

mow

a z

Józe

fem

Skr

zeki

em

Page 23: BluesonlinePL Review 2011

23

przekupne? Dlaczego jest tyle kłamstwa? Dlaczego jest tyle złodziejstwa? Jeśli to by się udało pochytać – to wtedy będziemy pięknym narodem, który ma i papieża Jana Pawła, który ma i Paderewskiego i Chopina i wielce wyniosłych ludzi, którzy i tak musieli wyjeżdżać w świat. Bo co? Bo Chopin musiał wyjeżdżać i tęsknił, jak holender latający itd. Paderewski też właściwie był ambasadorem, a Jan Paweł mieszkał w Watykanie. To co? Wszyscy kochamy Polskę, ale jesteśmy furt? A co mają robić ci, co są tutaj?

No właśnie, jak żyć?

Przed chwilą na deptaku stoję (Aleja Bluesa w Białymstoku) i otwieramy gwiazdy – aleja – piękna sprawa, żartuję sobie… To trzeba wszystko jakby poukładać, możliwe, że to jest ten czas, kiedy to wszystko się dopiero układa i oby tak było.

Chyba się ułoży...

Obyśmy mieli szczęście, żeby to się nam dalej poukładało – tym, którzy są tut-aj, bo to jest dość, a może przede wszyst-kim znaczące, że my jesteśmy tutaj. Tutaj z tym wszystkim się spotykamy, my jesteśmy tymi Polakami, którzy tutaj walczą, na swój sposób. Albo powiedziałbym – uzupełniają się, ocierają się, współpracują…Żeby nam było spokojnie, żebyśmy nie zapomnieli o tej miłości, o której tyle się mówi, tak wiele, a wiesz …podobno jesteśmy z miłości…

I ta muzyka jest z miłości… Józef Skrzek to sprawny basista

Page 24: BluesonlinePL Review 2011

24

Fot. Cypriano

Page 25: BluesonlinePL Review 2011

25

Harmonijkarz wyśmienicie wybrał sobie muzyków. Gitarzysta Matt Stubbs pokazał, że młodzi artyści też potrafią grać bluesa wspólnie z legendami tego gatunku.

Charlie Musselwhite wystąpił 2 czerwca w Teatrze Muzycznym im. D. Baduszkowej w Gdyni.

Wybór lokalizacji koncertu w 2011 roku był strzałem w dziesiątkę. Organizatorzy odrobili lekcje i tym razem postawili na bardziej ka- meralne rozwiązanie. Wielka hala spor-towa nie jest jednak dobrym miejscem na organizację koncertów bluesowych w Pols-ce. Podczas siódmej edycji przyjemność zagrania w takim obiekcie mieli muzycy z Gov’t Mule, którzy zapełnili zaledwie 30 procent dostępnych w hali miejsc, mimo, że był to ich jedyny koncert w naszym kraju w 2010 roku. Leszek Pomierski i reszta or-ganizatorów postanowili, że w tym roku ta-kich przykrych widoków nie uświadczymy. I tak około godziny 20, Teatr Muzyczny zapełniony był prawie w pełni. To kameralne miejsce okazało się być idealne na tego typu koncert.

Na scenę wyszedł Sławek Wierzchol-ski, który swoim przemówieniem oficjalnie otworzył festiwal.

Basista Mike Phillips rewelacyjnie tworzył tło dla instrumentu Charliego i gitary Matta. Spokojne szarpanie basowych strun oraz częste i ciekawe zmiany tonacji sprawiały, że z wielką chęcią wsłuchiwałem się w ten element sekcji rytmicznej. Na koniec trze-ba również pochwalić perkusistę, który w przeciwieństwie do swojego wzrostu był po prostu wielki. Ten drobnej postury człowiek był doskonały. Grać na perkusji może prawie każdy, ale wpasować się w tak specyficzny rodzaj muzyki, jaki prezentuje Charlie Mus-selwhite, jest naprawdę ciężko. June zrobił to znakomicie i czuło się w jego grze, że wkłada w to całe serce.

Charlie wykonał kilka utworów, pochodzą-cych z jego najnowszego krążka zatytułowanego „The Well”, który można było po koncercie nabyć oraz który z wielką chęcią podpisywał. Tego albumu nie miałem okazji wysłuchać przed koncertem, ale po tym co usłyszałem, mogę już teraz powiedzieć, że jest to album świetny. Długie i głębokie par-tie harmonijki mistrza, piękne riffy gitary i uzupełniające wszystko perkusja i bas.

Nie zabrakło oczywiście wielu klasyków, które usłyszeć na żywo było niezapomnia-nym wydarzeniem.

Adam Brzeziński

Bardzo dobrze, że to właśnie Wierzchol-ski był osobą, która zapowiedziała występ gościa z Ameryki. Nie ma co ukrywać, iż właśnie Charlie Musselwhite jest jedną z tych osób, których twórczość spowodowała, że Sławek Wierzcholski jest dziś profes- jonalnym harmonijkarzem i w przyszłym roku obchodzić będzie 30-lecie swojej pracy artys- tycznej.

Na scenie pojawił się mistrz z Mississippi wspólnie z muzykami, którzy mu towarzyszą. Od pierwszych dźwięków poczułem, że będzie to koncert wyjątkowy. Zawsze bar-dzo ceniłem tego muzyka, ale dopiero po usłyszeniu go na żywo zrozumiałem, dlacze-go jest tak znaną i szanowaną osobistością na całym świecie. Dźwięki jego harmonijki idealnie łączyły się z sekcją rytmiczną reszty zespołu.

Trzeba tu zaznaczyć, że Charlie Mus-selwhite wyśmienicie wybrał sobie muzyków. Gitarzysta Matt Stubbs pokazał, że młodzi artyści też potrafią grać bluesa wspólnie z legendami tego gatunku. Jego oszczędna, ale zarazem zadziorna gra na gitarze, sprawiła, że muzyka ta była przedstawiona w sposób spokojny, ale ze słyszalnym pa-zurem, który często sprawiał, że przez moje ciało przechodziły dreszcze.

Charlie Musselwhite otworzył VIII Gdynia Blues Festival

Charlie M

usselwhite w

Gdyni

Page 26: BluesonlinePL Review 2011

26

bluesonline.pl: Czy piosenka “When He Woke Up” jest optymistyczna?

Joanna Mrozek, wokalistka: Utwór ma lekką, kołyszącą melodię, a historia w tekście kończy się happy endem, więc myślę, że można tak powiedzieć. Pisząc ten tekst dawno temu moim zamiarem było stworzenie czegoś prostego, co będzie miało odzwierciedlenie także w melodii. A historia jest taka jakich wiele – samotny facet, bez nadziei na lepsze jutro, poznaje cudowną, olśniewającą kobietę, przy boku której odnajduje swoje szczęście. Krótka historyjka napisana po to, by pokazać jak miłość fantastycznie odmienia życie.

“You Didn’t Make It” to wasza wizja nieco szerzej pojętego bluesa?

Przemysław Kaniewski, gitarzysta: Ten nieco odmienny stylistycznie utwór powstał w 2010 roku. Dosyć długo zastanawialiśmy się, czy umieścić go na płycie, właśnie ze względu na jego odmienność stylistyczną.Ostatecznie uznaliśmy, że będzie ciekawym urozmaiceniem płyty. Blues sam w sobie jest

pojęciem bardzo szerokim, jego echa słychać w wielu gatunkach, Utwór “You Didn’t Make It” podobnie jak tradycyjne bluesowe nume-ry jest oparty na trzech prostych akordach, odróżnia go rytm i motyw, który rozpoczyna i kończy numer… Czy jest to nasza wizja? Raczej nie… To jest po prostu fajny numer.

Jak dawno powstała “Blues Ain’t Noth-ing But”?

JM: Ten utwór gramy od ponad trzech lat. Powstał niedługo po tym, jak dołączył do naszego zespołu Tomek Kończak, bo to jego kompozycja. Tekst śpiewałam już wcześniej na próbach czy jamach do różnych melodii, ale dopiero kiedy zaśpiewałam go do melo-dii Tomka, stwierdziłam, że to jest to, i że właśnie tak ma ten utwór brzmieć i tak naj-lepiej się w nim czuję. Do dziś jest to jeden z moich ulubionych utworów w naszym re-pertuarze.

Kto napisał do niej słowa?

JM: Jest to tekst piosenki Idy Cox, czyli jednej z pierwszych nagrywających czarnych

wokalistek, występującej w latach 20. – 40. ubiegłego wieku. Ale tekst wybrałam nie ze względu na to, że Ida jest moją ulubioną wokalistką, ale dlatego, że jest to bluesowy i taki konkretny tekst, a także bardzo kobiecy i nie stracił na aktualności przez te wszytskie lata. Z tych też powodów na płycie znalazł się jeszcze jeden numer z tekstem Idy Cox, czyli „Give Me a Break Papa”.

Czy “I Need To Get Along” to próba nawiązania do jakiegoś wykonawcy?

PK: Nie.JM: No właśnie – nie. Nie myśleliśmy

o nikim konkretnym, gdy powstawał ten nu-mer. Choć oczywiście można mieć jakieś skojarzenia, ale tak to już jest z bluesami – często są do siebie podobne.

Dlaczego teksty pisała Karolina Cygon-ek?

JM: O napisanie trzech tekstów na płytę poprosiłam Karolinę, ponieważ sama nie dałabym rady. Muzyka do nich powstała już dużo wcześniej i mimo, że miałam już jakieś

Around The Blues Blues dla każdego

Roz

mow

a z

Aro

und

The

Blu

es

Page 27: BluesonlinePL Review 2011

27

Każdy może znaleźć na tej płycie coś dla siebie - mówi Przemysław Kaniewski, gitarzysta zespołu Around The Blues. Grupa wydała w 2011 roku de-biutancki krążek zatytułowany po prostu Around The Blues.

Page 28: BluesonlinePL Review 2011

28

pomysły na te utwory, to jednak miałam duże trudności ze stworzeniem tekstów. Czas uciekał i Karolina była pierwszą, a w zasa-dzie jedyną osobą, do której mogłam się zwrócić z tym problemem.

O czym tak naprawdę opowiada “Cry Over Me”?

JM: Hmm… Ja to widzę tak: młoda dziew-czyna i chłopak są zakochani w sobie bez pamięci, łączy ich gorące i namiętne uczucie. Dla niej jest to może pierwsza prawdziwa miłość. On – silny i twardy facet, jeżdżący na motorze i uwielbiający wolność. Kochają się w nim wszystkie dziewczyny wokół. Nieste-ty, należy on do tych mężczyzn, którzy są egoistami w miłości. Pojawia się i odchodzi wtedy, kiedy jemu jest wygodnie. Potem znów na chwilę wraca, zapewniając o swoim oddaniu i miłości. Dziewczyna wie, że nie może dać mu kolejnej szansy. Rozpacza po nim, ale widzi, że jedyne co od niego otrzymuje, to obietnice na lepszą przyszłość. Obietnice bez pokrycia.

Czy Around The Blues lubi southern rocka?

PK: To zależy co rozumiesz przez pojęcie southern rock. Gdzie leżą granice między rockiem a southern rockiem? Czy w ogóle możliwe jest wyznaczenie takich granic? Czy jeżeli zagrasz bluesa na południu Stanów Zjednoczonych to znaczy, że grasz już south-ern? A może wystarczy w Polsce zagrać “Sweet Home Alabama”, żeby być south-ern? Moim zdaniem - nie. Nie chciałbym się

tutaj wypowiadać w imieniu całego zespołu, ponieważ muzyka, której słuchamy na co dzień niekiedy bardzo się różni. Czy lubimy southern? Myślę, że tak, tak samo jak blu-esa, soul, rocka, funk, jazz i wiele innych ga-tunków muzycznych. Czy gramy southern? Moim zdaniem - nie. Zespół Around The Blues nigdy nie uważał się za zespół south-ern rockowy i to się raczej nie zmieni.

Jeżeli jednak ktoś odnajduje w naszej muzyce dźwięki southern, to bardzo nas to cieszy, bo świadczy to o tym, że każdy może znaleźć na tej płycie coś dla siebie.

Jakie jest miejsce Around the Blues w stosunku do Janis Joplin?

PK: Janis Joplin była świetną, niepow-tarzalną wokalistką. Do dziś wracam do jej płyt, choć nigdy nie byłem jej wielkim fanem.

JM: U mnie jest podobnie – jakoś nigdy we mnie nie zaiskrzylo, kiedy jej słuchałam. Znam niewiele utworów w jej wykona-niu i wiem, że muszę to kiedyś nadrobić, ale nie sądzę, żeby kiedykolwiek jej nazwisko znalazło się na liście moich ulubionych wo-kalistek.

Czy zawsze chcecie grać tradycyjnego bluesa?

PK: Myślę, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest nasza płyta, na której oprócz nowych numerów znalazł się utwór utrzyma-ny w tradycyjnej bluesowej stylistyce. Muzy-ka zespołu opiera się na bluesie i w naszym repertuarze zawsze będzie miejsce dla tradycyjnych bluesowych numerów.

Dlaczego zaprosiliście do współpracy Jacka Zająca?

PK: Jacek jest świetnym muzykiem i wspaniałym człowiekiem. Jego dźwięki okazjonalnie ubarwiają nasze koncerty już od 2009 roku. Zaproszenie Jacka do współpracy przy nagrywaniu płyty było dla nas czymś oczywistym.

Roz

mow

a z

Aro

und

The

Blu

es

“Around The Blues” - debiutancki album zespolu

Nie tylko blues

Around the Blues to nie tylko Joanna Mrozek. To cała sprawna machina, która umie zagrać bluesa, z odrobiną rocka, a nawet country. I każdy jest na swoim miej- scu.

Page 29: BluesonlinePL Review 2011

„When He Woke Up” to piosenka utrzy-mana troszkę w stylistyce country, trochę kojarząca się Janis Joplin, no i ma świetny, lekko swingujący rytm i melodię. Dobrze znany z koncertów utwór zyskał potężne wsparcie w organach hammonda Jacka Zająca.

„You Didn’t Make It” objawia mocniej-sze, ale i bardziej zróżnicowane oblicze grupy. Mrozek śpiewa bardziej wyluzowana, a kapela wznosi się od masywnych fraz, po eteryczne nuty zagrane na niczym nie zniekształconej gitarze elektrycznej.

Jest w tej kompozycji też dużo podskórne-go nerwu i ciekawe solo.

„Blues Ain’t Nothing But…” to kolejna pieśń znakomicie znana fanom Asi Mrozek. To także jedna z najdojrzalszych interpretacji zapisanych na płycie.

Słychać, że wokalistka doskona-le przemyślała sposób, w jkai chce zaśpieać, a niuanse rytmiczne grupy wspierane przez hammondy dają jej świetne tło.

Ale jest też oszczędna i przejmująca partia gitary elektrycznej, o mrocznym brzmieniu. Tak mrocznym, jak tylko może być mrocz- na dusza kobiety.

„I Need To Get Along” rozpoczyna się w iście chicagowskim stylu. Pulsujący bas, świetny riff i odpowiednio ostry głos Mrozek.

Szkoda, że do tej piosenki nie zaprosili gościnnie jakiegoś harmonijkarza.

„A Change” zaczyna się jak kolejny flirt z muzyką folkową. A i sama Mrozek śpiewa tak, jakby miała za chwilę pojechać ze swoi-mi chłopakami do Mrągowa.

Ale nie bójcie się, nie jest zawodzącą babą, to pewna siebie posiadaczka olbrzymiego stada. Stada? Fanów. Tu literacko pomogła grupie Karolina Cyganek i – nie po raz os-tatni.

„Cry Over Me” to następna pieśń, która ko-jarzy się z southern rockiem w typie The All-man Brothers.

Piosenkę podpisał Tomasz Kończak, ale ubogaca ją swoimi hammondami Zając. Tu już solo jest niezwykle stylowe, gdyby grupa chciała, mogłaby grać ją na przemian z Dżemem.

„It’s Not Alright” to kolejny pomysł na kompozycję przypominającą na przykład ballady Joe Louisa Walkera.

Ale za to Joanna Mrozek głosem opowiada jak Janis Joplin. I chodzi tu o sposób snucia opowieści, nie o histerię czy frazowanie.

Jest coś nieuchwytnego, co jakoś łączy te dwie dziewczyny z tak odległych epok.

„Give Me A Break Papa” to tradycyjny blues, który powoli i z pietyzmem gra Around the Blues.

I tylko elektryczna gitara przypomina, że jednak czas nie stoi w miejscu, choć też i gitarzysta stara się nie nadużywać efek- ciarstwa, skupiając się na czysto blueso-wych frazach.

„Standing In The Rain” powstało jak-by specjalnie z myślą o gościu z organa-mi. Oczywiście można sobie wyobrazić, że Mrozek zaśpiewałaby wstęp a capella, ale w takiej konfiguracji brzmieniowej pio-senka brzmi wyśmienicie.

Jest w niej też zabawa rytmem, miejsce na solo gitary i rytmiczne kontrapunkty. Kawał dobrego grania.

„Let’s Be Like The Flowers” to kolejny ukłon w stronę tradycji southern rocka. Chyba zespół w tej estetyce czuje się bezpiecznie, a i gitar-zysta na koncertach może bardziej poszaleć. Mrozek dobrym angielskim śpiewa długie nuty, albo dla odmiany niemal opowiada swoją historię. Czuć w tej muzyce oddech i przestrzeń. A obydwaj gitarzyści momen-tami grają unisono. No i można ją zaśpiewać na koncertach, zwłaszcza bezpretensjon-alne la, la, la…

„Walk of Life” momentami kojarzy się z przebojami Etty James, ale tak już jest w tym gatunku. Gitarzyści grają delikat-nie i stylowo, a sekcja wie, kiedy na mo-ment przystanąć, żeby wzmocnić efekt tej pieśni. Wreszcie odzywają się organy i pieśń kołysze słuchaczy do samego końca.

Na taki debiut warto było czekać. Nawet jeśli sekcja rytmiczna brzmi w studiu nieco szkolnie, brzmienie udoskonalają organy hammonda. A zespół prezentuje się w fan-tastycznej formie, wie co, jak i kiedy zagrać. No i zadbał o profesjonalne zdjęcia i takąż wkładkę. Bardzo dobra płyta. Wzorowy de-biut 2011 roku.

29R

ecenzja: Around The B

lues

Page 30: BluesonlinePL Review 2011

30

Stevie Ray Vaughan - to uduchowiona i bardzo bliska mi muzyka - mówi Robert Randolph

Robert Randolph: Zaczynałem od Led Zeppelin

Page 31: BluesonlinePL Review 2011

31

Bluesonline.pl: Na początek powiedz mi, jak to się stało, że trafiłeś z kościoła na festiwal Crossroads Erica Claptona?

Robert Randolph: To ma ze sobą związek. Grałem w roku 2000 w Japonii z Erikiem Claptonem i wydaje mi się, że podobało mu się. Było tam wspaniale, mnóstwo gwiazd muzyki, graliśmy tam razem gospel, bluesa, rocka. Później zaprosił nas na Crossroads Festival.

Łatwo jest grać na gitarze pedal steel?

Wiesz, to nie jest wcale takie trudne, mu-sisz po prostu ćwiczyć, od tego zależy, jak dobry w tym będziesz. Musisz dużo ćwiczyć, ale też i sporo słuchać starego bluesa, dawnych nagrań kościelnych. Ja zaczynałem od słuchania Led Zeppelin.

Led Zeppelin, Jimi Hendrixa pewnie też….

Tak, Jimi Hendrixa także słucham sporo, ale przede wszystkim Stevie Ray Vaughan`a. Jego stanowczo słucham najwięcej! Jest to bardzo głęboka, uduchowiona, wspaniała muzyka i jest mi szczególnie bliska – Stevie Ray…

Czy jako Afroamerykanin jakoś szcze-gólnie odczuwasz, odbierasz muzykę Jimi Hendrixa?

Pewnie tak. Ze mną było trochę inaczej, bo nie wszyscy Afroamerykanie są fanami tej muzyki, jest przecież mnóstwo innych

Przerobiliśmy wszystkie dekady, lata 20., 50., 60. W końcu stwierdziliśmy, że to, co zrobiliśmy stało się swego rodzaju podstawą – 100 lat amerykańskiej roots music. To było naprawdę fajne.

Grasz ze swoją rodziną, kuzynami… to taki rodzinny band?

Tak, chociaż część z mojej rodziny nie mogła przyjechać do Polski. Moja siostra zwykle śpiewa z nami, inny kuzyn jest perkusistą… Jest nam po prostu łatwiej razem komponować i nagrywać muzykę. To jest naprawdę fajne, kiedy masz wokół sie-bie rodzinę i na pewno łatwiejsze, ponieważ wszyscy mamy wspólne korzenie. Jest nam też wtedy łatwiej jakby łączyć style – gramy sobie trochę z Hendrixa, trochę ze Stevie Raya, dodajemy trochę gospel… coś ta- kiego.

Czy masz własną rodzinę?

Tak. Mam małą dwuletnią córeczkę , żonę… Mam taką swoją własną małą rodzinę.

Pytam, bo wydaje mi się, że lubisz też inne kobiety. Podczas ostatniego występu prosiłeś dziewczęta, żeby zatańczyły na scenie. To dopiero była niespodzianka!

Wszystkie kobiety są wspaniałe! To jest naprawdę fajnie, kiedy możesz jakby włączyć ludzi do swego występu, zaprosić ich i widzieć, jacy są wtedy szczęśliwi. Wtedy jest jak w kościele – wszyscy śpiewają i tańczą.

gatunków, takich jak rock psychodeliczny, blues itd. Dla mnie muzyka Hendrixa jest wspaniała. Jimi ma miliony, miliony fanów na całym świecie i biorąc pod uwagę spuściznę, jaką pozostawił – wciąż żyje. Był wyjątkową osobą i nikt nie jest w stanie go zastąpić.

Tu w Polsce mamy nawet Festiwal Jimiway… to jest nawet koszulka z tego festiwalu. Ale wróćmy do Ciebie i Twojej muzyki – Twoja ostatnia płyta to księga muzyki amerykańskiej…

Tak, udało mi się wejść do studia T-Bone Burnetta, który był świetnym pro-ducentem, kolekcjonerem muzyki, a wręcz historią muzyki. On potrafił siedzieć ze

mną i rozmawiać przez telefon, gromadzić mnóstwo pomysłów… Zawsze miał świetne wiadomości, jeżeli chodzi o amerykańskie początki rejestrowania muzyki. Czuł gos-pel, bluesa, chciał, żebym tego wszyst-kiego posłuchał i poczuł skąd się to bierze.

Robert R

andolph w O

lsztynie“Dla mnie muzyka Hendrixa jest wspaniała. Jimi ma miliony, miliony fanów na całym świecie i biorąc pod uwagę spuściznę, jaką pozostawił – wciąż żyje”

Page 32: BluesonlinePL Review 2011

Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, że zaoprosiłeś Sławka Wierzcholskiego do udziału w koncercie…

Tak, on był naprawdę świetny i wniósł wiele nowego do naszego koncertu. Nagraliśmy ten koncert, także będziemy go jeszcze oglądać i słuchać.

Jak odbierasz, czujesz Waszą współpracę ze Sławkiem?

Świetnie! On naprawdę bardzo dobrze gra i myślę, że dodał nowego brzmienia do naszego koncertu, bardzo nam to ułatwiło improwizację, której nawet nie planowaliśmy. Mieliśmy bowiem pewne kłopoty ze sprzętem podczas koncertu, nie mogliśmy wydobyć odpowiednich dźwięków. Nie wiem, czy wi- downia to odczuła, ale my mieliśmy spore kłopoty.

Myślę, że blues to muzyka, która jest w stanie połączyć wszystkich ludzi…

O tak! Fajnie jest właśnie móc połączyć różne gatunki muzyki – blues, gospel, rock, w końcu one wszystkie pochodzą z jednego źródła. Lubię proste, jasne teksty, połączone z różnymi gatunkami muzycznymi, tak, aby wielu ludzi mogło się w tym odnaleźć.

Nie wiedziałem, że jesteś multi-instrumentalistą w zespole…

Zaczynałem jako perkusista, ale podczas ostatniego koncertu nie grałem na perkus-Rob

ert R

ando

lph

w O

lszt

ynie

Czasami jest po prostu fajnie tak zmieniać sobie instrumenty i grać.

ji. Zaczynałem jako perkusista, grałem też na basie, następnie na pedal steel guitar.

Robert Randolph zapanował nad olsztyńskim amfiteatrem

32

Page 33: BluesonlinePL Review 2011

bluesonline.pl: Witamy w Europie!

John Broadway Tucker: Dziękuję za to, że zaprosiliście mnie tu. Zawsze ogrom-nie się cieszę, kiedy mogę gdzieś pojechać i podzielić się swoim bluesem z całym światem…

Co ludzie w świecie kiedy słyszą, że nagrywałeś w Polsce, że w Twojej dysko-grafii widnieje „made in Poland”?

Bardzo się to wszystkim podoba. Wiele osób poszukuje tego CD, a kiedy przyjeżdżam do Polski wydaje mi się ono bardziej dostępne niż w Stanach.

Jak myślisz, czy Polska to bluesowy kraj? Czy ludzie tu kochają bluesa?

O tak, myślę, że ludzie w Polsce dużo wal-czyli, zupełnie tak, jak większość czarnych

John Broadway

Tucker

ludzi, wychowanych na południu Stanów, tak, jak chociażby ja – w Mississippi, któ-rzy wyemigrowali do Chicago, Nowego Yorku, czy St. Louis, po prostu do dużych miast w poszukiwaniu lepszego życia. Ale także tam, gdzie gra się dużo muzyki. Jeśli jesteś odpowiednio dobry, możesz nawet nagrać płytę i wszyscy cię usłyszą. Myślę, że Polacy obalili pewien mur i uzyskali wolność w różnych wymiarach, także w tym, że chcą wyrażać samych siebie w muzyce bluesowej.

Wolność jest bardzo ważna…

- Tak! Ona pozwala jednostce śpiewać o tym, o czym śpiewa i chce śpiewać, poz-wala zaakcentować swoją obecność w świecie.

Page 34: BluesonlinePL Review 2011

34

jego nastawienie i ten dystans do siebie i umiejętność nawiązania kontaktu z ludźmi... niezastąpione - potwierdza Etta-riel, która przygotowała nam galerię zdjęć opublikowaną w portalu bluesonline.pl. I nie tylko ona. Zdjecia robił także Grzegorz Ciszewski.

- Jestem ogromnie szczęśliwy z możliwości zobaczenia B.B Kinga na żywo, bo to od nie-go rozpoczęła się moja bluesowa przygoda - dodaje Bartek Stawiarz. - Samo wejście B.B Kinga na scenę było momentem wyjątkowym i jak widziałem po reakcji widowni - nie tylko dla mnie. Spełniło się moje marzenie.

- B.B. całym sobą przekazuje emocje, a to jest to, co w muzyce najpiękniejsze - pod-sumowuje Ettariel. - Miałam szczęście być na koncercie moim zdaniem - jednego z naj-doskonalszych i najbardziej prawdziwych ar-tystów, którzy kiedykolwiek stąpali po tej zie-mi. Ten człowiek zrobił tyle dla muzyki, że on mógłby po prostu stać na scenie, a publika czułaby wszystkie emocje, które on przeżył w ciągu swojego życia.

- Moja miłość do muzyki B.B. Kinga pozo-staje niezmienna, pozostaje jedynie zaduma nad dalszą historią bluesa, nad nowymi artys- tami formatu B.B. Kinga. Czy są, czy jeszcze się pojawią? - pyta retorycznie Stawiarz.

Przed B.B. Kingiem zagrał John Mayall, który najpierw anonsował swój koncert na 12 lipca, a potem przeniósł na 13 lipca war-szawski show.

- Trudno mi być obiektywnym, bo ja naprawdę lubię Mayalla i sobie go często słucham - opowiada Mean Machine. - Zali-czam jego muzykę do tak zwanej użytkowej, co oznacza u mnie największy komple-ment, w sensie, że można sobie ją puścić uprawiając jogging, jadąc autem albo gotując zupę, whatever. Oczywiście myślę tu o jego późniejszych płytach, jak Road Dogs, etc., czyli ogólnie tych, których realizacja jest ak-ceptowalna. Natomiast we wtorek w Pradze było to... hmm... bardziej na zasadzie, że John Mayall wielkim bluesmanem jest.

B.B. King i John Mayall bluesowy lipiec 2011 w Pradze

B.B. King i jego blues ściągnęły do czeskiej Pragi tłumy fanów. Z Polski też wyjechało co najmniej kilkanaście osób. Podzieliły się z nami swoimi odczuciami i zdjęciami.

B.B

. Kin

g i J

ohn

May

all w

Pra

dze

B.B. King zagrał tylko trzy swoje nawiększe hity. “Everyday I Have the Blues”, “Thrill Is Gone” i “Rock Me Baby”.

- To było niesamowite nawet mi się łza w oku zakręciła i pojawił się dreszcz przebywać z żywą legendą bluesa w jednym pomiesz- czeniu, usłyszeć ten niesamowity głęboki głos i to jest właśnie chyba to, za co zapłaciliśmy ten gruby szmal, no może jesz-cze te szczątkowe frazy, które wydobywały się z Lucille - napisał na forum Okolice Blue-sa Tomasz z Włocławka.

- Sam król był w formie, aż byłem w szoku - opisuje swoje wrażenia Mean Ma-chine. Żwawo wparował na scenę, od razu skupiając na sobie uwagę, o którą jednak nie zabiegał jakoś szczególnie. Wręcz przeciwnie, podczas koncertu dzielił się nią z innymi członkami zespołu. To też cecha prawdziwych gwiazd.

- Co prawda sam B.B. King nie grał zbyt wiele, więcej rozmawiał z publicznością, za to jego zespół nadrabiał, a i samo

Page 35: BluesonlinePL Review 2011

Fot. Grzegorz Ciszewski

Page 36: BluesonlinePL Review 2011

GALERIA

3636 W OBIEKTYWIE - IV Suwałki blues festival

maggie Bell

Page 37: BluesonlinePL Review 2011

GALERIA

37W OBIEKTYWIE - IV Suwałki blues festival

Juwana Atkins

Page 38: BluesonlinePL Review 2011

GALERIA

3838 W OBIEKTYWIE - IV Suwałki blues festival

Julian sas

Page 39: BluesonlinePL Review 2011

GALERIA

39W OBIEKTYWIE - IV Suwałki blues festival

Innes Sibun

Page 40: BluesonlinePL Review 2011

Wyrosłam na bluesie i każdy może usyszeć moje bluesowe korzenie - mówi Ana Popovic

Page 41: BluesonlinePL Review 2011

Ana Popovic: blues, polityka i wysokie obcasy

41

bluesonline.pl: Większość mężczyzn – gitar-zys-tów używając efektów gitarowych gra w obuwiu o płaskim obcasie, Ty zawsze na scenie masz takie wysokie obcasy, jak się gra w takim obuwiu?

Ana Popovic: Sugerowałabym wszystkim mężczyznom zaczynającym grę na gitarze to samo. Inaczej nie umiem. Nie potrafię się skoncentrować, kiedy mam płaskie obcasy na scenie.

Czy planujesz szczegółowo swoje występy?

Każdy występ jest inny, mam zespół, któremu ufam i który inspiruje mnie bardzo. To świetni muzycy, którzy wiele rzeczy robią spontanicznie. I to jest wspaniałe w moim zespole. Nie robimy prób, po prostu mówię im, co chciałabym zagrać, oni przygotowują się sami, a następnie dzieje się to na scenie.Dzisiaj zagramy m.in. utwory z poprzednich płyt, takich jak „Still Making History”, ale także kompozycję, która bardzo mocno odnosi się do rdzennego bluesa.

Starałam się pokazać na tej płycie bardzo wiele aktualnych tematów, w każdej z moich piosenek mogę być przecież kimś innym i opowiadać o czymś innym. Jest tam też kilka typowych 12-taktowych, wolnych, kołyszących utworów bluesowych. Zrobiłam także kilka coverów, m.in. Coco Taylor, Etty James. Muszę przyznać, że kiedy nagrywam covery staram się nie wykorzystywać bardzo znanych utworów. Nie-które z nich są kompletnie nieznane. Niemniej jednak - cała płyta jest mojego autorstwa.

Całą jest też „Blind For Love”

Jest bardzo osobistą płytą, podczas jej nagry-wania chciałam być pewna, że wszyscy od początku będą wiedzieli i rozumieli, że nie mam zamiaru udowadniać sama sobie, że jestem muzykiem bluesowym, ponieważ nie potrzebuję tego robić. Wyrosłam na bluesie i każdy, kto jest dobrym słuchaczem będzie w stanie usłyszeć moje bluesowe korzenie. Nigdy nie słuchałam żadnej innej muzyki, zaczynałam od Bukki White`a, Elmore`a Jamesa, Roberta Johnsona, Alberta Collinsa,

Płyta „Blind For Love” nie jest do końca płytą w pełni bluesową. Co pojawi się na nowej?

Tak, to jest to , co zrobiłam na ostatniej płycie, czyli „Unconditional”. Została nagrana w Now-ym Orleanie i całkowicie powraca do korzeni. Po raz pierwszy, prawie cała płyta to blues. W kilku piosenkach przedstawiam to, co mam do powiedzenia, to, o czym chciałabym poroz-mawiać, chociażby o tym wszystkim, co stało się w Serbii, sprawach politycznych związanych z erą Milosevica, demonstracjami studenckimi. Nie mogę komponować jedynie bluesa, muszę też opowiadać o takich sprawach w swojej muzyce. Nie urodziłam się na polach bawełny, a w bardzo nowoczesnym świecie i chcę też śpiewać o tym wszystkim.Jednakże „Unconditional” jest płytą powracającą do korzeni bluesa, z moją ulubioną gitarą slide w wykonaniu Sonny Landretha, poza tym w jednym z utworów dołącza do mnie wspaniały harmonijkarz Jason Ricci. Z tym kontrowersyj-nym muzykiem śpiewam nie o starym bluesie, ale raczej bardziej o naszych doświadczeniach, o współczesności, o tym, co się dzieje teraz.

Nie urodziłam się na polach bawełny, a w bardzo nowoczesnym świecie i chcę też śpiewać o tym wszystkim – mówi Ana Popovic. W 2011roku ukazała się płyta „Unconditional”. Ana Popovic Band zakończyli Suwałki Blues Festival.

Ana Popovic w

Suwałkach

Page 42: BluesonlinePL Review 2011

Alberta Kinga, każdego , począwszy od bluesa z Delty do współczesnego fusion bluesa, czy Rob-bena Forda. Jednakże bardzo lubię grać więcej muzyki, chociaż zawsze ma ona w sobie tę nutkę bluesa. Bardzo inspirują mnie tacy artyści, jak chociażby Robert Cray, najbardziej - po prostu gitarzyści bluesowi.Ta płyta została nagrana w chwili, kiedy urodziłam swoje dziecko i zawarłam na niej bardzo osobiste dla mnie utwory. Cała płyta właściwie jest o tym, że najważniejszą w życiu sprawą jest miłość. To nie jest bycie w trasie, życie w hotelach, dawanie 200 koncertów rocz-nie. To jest powrót do domu, do ludzi, którzy naprawdę cię potrzebują. Dlat-ego cała płyta jest o miłości, życiu rodzinnym i o prawdziwych wartościach w życiu.

Moje życie jest jakby podwójne, jestem w trasie i uwielbiam to, koncerty, granie bluesa, którego kocham, ale kiedy wracam do domu, całe moje muzyczne życie kończy się, wtedy jestem po prostu w domu. Cenię obie te strony mego życia.Myślę, że wielu muzyków często zapomina, że istnieje także życie poza pokojem hotelo-wym, że można cieszyć się takim codziennym życiem, chodzeniem na zakupy, spotkaniami z przyjaciółmi przy kawie itd.

Nigdy nie próbowałaś opowiadać o sobie po serbsku?

Tkwię w amerykańskim bluesie i dlatego śpiewam po angielsku. Bo przecież nikt nie słucha muzyki serbskiej, wszyscy słuchamy bluesa

możliwe, oby tylko tego chcieli.

Ale chyba nie tylko problemy z Bałkanów poruszają Cię osobiście?

Kiedy piszę swoje teksty o podłożu politycznym, nie mam na myśli tylko i wyłącznie sytuacji w Serbii, spraw związanych z Milosevicem, sta-ram się patrzeć na to globalnie, ponieważ cały świat ma podobne problemy – głosujesz na kogoś i wydaje Ci się, że to cokolwiek znaczy, później okazuje się, że nie możesz ufać tej osobie. Takie rzeczy zdarzają się na całym świecie.

Ale pewnie ciągle musisz wracać do odpowiada-nia na te same pytania o wojnę w Jugosławii?

Od 10 lat występuję w Stanach Zjednoczonych i staram się tam grać jak najwięcej koncertów. Wiele razy odpowiadałam na takie pytania, wiele razy pytano mnie skąd pochodzę, kiedy mówiłam, że z Serbii budziło to wielkie zainteresowanie. Wiele razy opowiadałam, jak to się stało, że zaczęłam grać bluesa akurat w moim kraju, jak wyglądało moje życie za żelazną kurtyną i w czasach reżimu. Po tych latach zadawania tak-ich właśnie pytań zdecydowałam się nagrać płytę „Still Making History” i opowiedzieć tam o tych wszystkich latach.

Ana Popovic rozmawiała z dziennikarzami na konferencji prasowej podczas Suwałki Blues Festival 2011.

amerykańskiego. Śpiewałam po angielsku bluesa od początku, zanim jeszcze nauczyłam się an-gielskiego i rozumiałam, co śpiewam. Nigdy nie próbowałam, ale bardzo mi się podoba, jak ktoś śpiewa w języku ojczystym, bo podoba mi się wszystko, co jest inne. Powinno się próbować to robić. I kiedy ludzie mi mówią – nie jedź do Holandii, czy Ameryki, bo tam jest tylu świetnych gitarzystów bluesowych – ja robię dokładnie odwrotnie i jadę tam i gram. Dlatego jeżeli ktokolwiek powie Wam – nie śpiewajcie bluesa po polsku – róbcie to!

Czy ludzi w innych krajach interesują Twoje ko-rzenie, to że urodziłaś się w Belgradzie?

Tak, tak, w Stanach szczególnie. Moja płyta „Still Making History” zawiera wiele politycznych tek-stów. Opisuje także aktualne problemy, chociażby takie, jak problemy wizowe.

Inspirują mnie także bardzo problemy krajów trzeciego świata, krajów rozwijających się. Jak trudno jest tym ludziom realizować swoje marzenia, kiedy mają tak ogromne problemy z podróżowaniem, pozyskaniem pieniędzy na te podróże, zdobyciem wizy. Jest naprawdę mnóstwo doskonałych gitarzystów w Afryce, Ser-bii, Polsce, gdziekolwiek.

Zawsze staram się inspirować ludzi, szczególnie kobiety, tak, aby wiedziały, że posiadanie rodz-iny i dzieci nie zamyka im drogi do kariery. Dlat-ego też chciałabym, aby każda moja płyta dawała ludziom nadzieję, żeby wiedzieli, że wszystko jest A

na P

opov

ic w

Suw

ałka

ch42

Page 43: BluesonlinePL Review 2011

Chciałabym, aby każda moja płyta dawała ludziom nadzieję, żeby wiedzieli, że wszystko jest możliwe, oby tylko tego chcieli - mówi Ana Popovic

Page 44: BluesonlinePL Review 2011

44

bluesonline.pl: United Blues Experience i kolej-na, nowa płyta, na której gra Beata Kossowska, już chyba na zawsze w tym zespole…

Beata Kossowska: Myślę, że na zawsze. Wiadomo, że nigdy nie można powiedzieć „nigdy”, nigdy nie można powiedzieć na pewno, ale to, co wiem na dziś – na pewno bardzo, bardzo dobrze się rozumie-my i tak naprawdę pierwsza płyta, którą nagraliśmy w Kolonii, był to koncert, gdzie ja jakby, można powiedzieć „wskoczyłam” do tego zespołu. Ale zrobiłam to dlatego, że czułam wspólną mieszankę energii. Natomiast to,

Stevie Ray Vaughan - to uduchowiona i bardzo bliska mi muzyka - mówi Robert Randolph

Serce i spływająca krew to jest też symbol właśnie tej energii, która powstała i tego rozgrzania do czerwoności - mówi o płycie “Heart Blood Ballads” Beata Kossowska.

Beata Kossowska aus Polen. Serce, krew i harmonijka

Wszyscy myślą, że muzyka jest bardzo prosta, bardzo łatwa i nie potrzebuje tak naprawdę żadnego wysiłku - mówi Beata Kossowska

Page 45: BluesonlinePL Review 2011

45

czy zaśpiewać jest chyba najtrudniej, żeby oddać właśnie dużą ilość energii. Natomiast rzeczywiście - miałam taką potrzebę ekspresji, pokazania mo-jej sentymentalnej, romantycznej strony.

I chyba się udało, ale nie wierzę w to, że nie powstaną jakieś inne nagrania, w innym składzie i z innym repertuarem…

Tak, powstaną. Chyba już mogę nawet zdradzić, jeden skład. To jest skład z Krzysiem Ścierańskim, Miłosz Rutkowski, dalej – Krzysio Błaś i Mustafa, w ogóle bardzo silna grupa muzyczna. Spotkaliśmy się tylko na targach w Krakowie. Tak naprawdę każdy jest endorserem jakiejś firmy i każdy miał prezentować po prostu swój instrument.

W pewnym momencie stwierdziliśmy, że chyba będzie lepiej, jak zagramy razem. Postanowiliśmy nagrać płytę, nagrania już są zrobione. Potrwa to na pewno troszeczkę, bo to wszystko trzeba zmiksować, ale to wszystko już się robi, miksuje itd. I myślę, że to będzie też coś ciekawego. To nie jest taki ciężki jazz, tego nie można zaszufladkować, każdy po prostu włożył w tę muzykę bardzo dużo serca i energii, jest dużo jazzu, oczywiście bluesa, soulu.

A kto będzie to firmował, czy to będzie pod jakąś nazwą, czy to będzie Endorsers from Po-land?

Nie chcę jeszcze o tym mówić, to jeszcze za chwileczkę. Nie chcę jeszcze na razie zdradzać wszystkiego. To jest a propos tego projektu. Nato-

co zaprocentowało, ta trzyletnia praca jest na tej najnowszej płycie, której tytuł brzmi „Heart Blood Ballads”.

Czyli to jest serce, które spływa krwią, czy to są kompozycje okupione aż takim wysiłkiem?

To jest bardzo dobra uwaga. Sądzę, że tak naprawdę wszyscy myślą, że muzyka jest bard-zo prosta, bardzo łatwa i nie potrzebuje tak naprawdę żadnego wysiłku. Myślę, że to nie jest tak do końca, bo tak naprawdę jest to poprzed-zone wielogodzinnym ćwiczeniem.

Komponowanie to też jest praca, musimy się spotkać, wpaść na pomysł. Oczywiście to nie jest tak, że planujemy dzisiaj – komponujemy na przykład tę piosenkę. To jest spontaniczne, ale to jest praca, trzeba to zaaranżować. Myślę, że serce i spływająca krew to jest też symbol właśnie tej energii, która powstała i tego rozgr-zania do czerwoności. A serce to dlatego, że ta muzyka pochodzi naprawdę od serca.

Ale ta muzyka jest stosunkowo spokojna. Zawsze mi się wydawało, że Beata Kossowska na scenie jest dynamitem, wulkanem energii, a tutaj opanowana, dorosła… Czy macierzyń-stwo tak uspokaja?

Dużo ludzi mi to powiedziało! Ja myślę, że do tej pory nie miałam takiej okazji pokazać siebie od strony troszeczkę sentymentalnej. Bo jeżeli to są ballady, to nie znaczy, że ballada nie ma tego powera, prawda… Myślę, że balladę zagrać,

miast jeszcze inny projekt, który mam, to są całkowicie moje kompozycje. To robię też z niemieckimi muzykami, zupełnie innymi. I to jest jeszcze inna moja strona, elektryczna.

A zaśpiewam oczywiście po angielsku?

Tak, ale będzie też coś po polsku, nie tylko po angielsku. Nawet jeżeli śpiewam po angiel-sku, to nie jest tak, że robię to, bo to musi być międzynarodowe itd. Powstało to akurat nie w Polsce, ale jest też utwór, który jest po pol-sku. Tak, jak na przykład z United Blues Expe-rience, jest utwór który nagraliśmy po polsku. To wynika spontanicznie, ten utwór nie może być po angielsku, czy w jakimś innym języku, musi być po polsku.

Czyli rozumiem, że podobnie, jak Basia Trzetrzelewska przyznajesz się do tego, że jesteś Polką, bo ona powiedziała, że zaw-sze musi przemycać chociaż frazę po polsku na swoich amerykańskich czy też angielskich płytach, żeby podkreślić, skąd się wywodzi?

Tak, tak i ludzie wiedzą. Zawsze jak gram kon-certy, ludzie wiedzą, że jestem z Polski. Mało tego, kiedy dostaję owacje za moje sola na przykład na harmonijce, bardzo często nawet Wolfgang podkreśla, że jestem z Polski.

Aus Polen?

Aus Polen, aus kalte Warschau. Naprawdę, ludzie wiedzą, że jestem z Polski.

Beata K

ossowska w

Suwałkach

Wyrosłam na bluesie i każdy może usyszeć moje bluesowe korzenie - mówi Ana Popovic

Page 46: BluesonlinePL Review 2011

464646 W OBIEKTYWIE - harmonica bridge 2011

giles king

Page 47: BluesonlinePL Review 2011

Fot. Grzegorz Ciszewski

47W OBIEKTYWIE - harmonica bridge 2011

marcos coll

Page 48: BluesonlinePL Review 2011

484848 W OBIEKTYWIE - harmonica bridge 2011

greg zlap & Sławek Wierzcholski

Page 49: BluesonlinePL Review 2011

Fot. Grzegorz Ciszewski

49W OBIEKTYWIE - harmonica bridge 2011

Eddie Angle & giles king

Page 50: BluesonlinePL Review 2011

Muzyka czarnego Lądu jest mi niezwykle bliska i naturalna - mówi Magda Piskorczyk

Page 51: BluesonlinePL Review 2011

Magda Piskorczyk:

„Afro Groove” to gatunek, który gram

51

Radio bluesonline.pl: Jak doszło do spotkania z Billy Gibsonem?

Magda Piskorczyk: W 2005 roku poleciałam do Memphis na International Blues Challenge. Pamiętam, że po finałach bandów, Michał Kielak, którego wtedy zabrałam ze sobą na dru-gą część półkuli, poleciał na drugi dzień do domu, a ja zostałam tam jeszcze, żeby trochę pochodzić po klubach w Memphis, nie tylko tych na Beale Street. Ale to właśnie tam poznałam Billiego, w Rum Boogie Café. W trakcie kon-certu The Billy Gibson Band, Billy ni stąd ni zowąd zaprosił mnie na scenę. Cała wyprawa do jednej z kolebek bluesa była absolutnie mag-icznym wydarzeniem, ale to, że ktoś po drugiej stronie globu, w jakimś klubie zaprasza mnie do wspólnego grania było nieco dziwne (śmiech) i oczywiście piękne. Zaśpiewałam jeden utwór i już miałam schodzić ze sceny kiedy Billy mówi “nie, nie, śpiewaj jeszcze”. Można powiedzieć “American dream” (śmiech).

Na to pytanie mogłabym odpowiadać, wtrącając przy okazji różne opowieści z wydarzeń, które

z Irkiem i Michałem, moim menedżmenetem, zaczęliśmy działać wokół organizacji trasy w Polsce i za granicą. Niedługo potem pojawiła się propozycja ze strony Sławka Wierzchol-skiego zagrania na Toruń-Bydgoszcz Har-monica Bridge i już wszystko potoczyło się gładko i przyjemnie (śmiech). W tym momen-cie mieliśmy zagwarantowane dwa ważne w naszym kraju festiwale, a to, chociażby ze względów ekonomicznych, było rewelacją.

Płyta została zatytułowana Afro Groove - szukasz inspiracji w kolebce ludzkości?

Muzyka Czarnego Lądu jest mi niezwykle bliska i naturalna. Jest dla mnie ważna i po-rusza mnie do głębi. Choć nie wszystko mi się w niej podoba. Weźmy na ten przykład, wysoki śpiew gwinejskich kobiet (śmiech). Tu z Konobą, zespołem z którym gram muzykę stricte tradycyjną i afrykańską, zawsze się na ten temat przekomarzamy. Poza tym, jest jeszcze wiele do poznania, odnalezienia. Kolokwialnie powiem, że liznęłam dosłownie kawalątek tej cudownej przestrzeni muzy-

mi się przytrafiły w Memphis, długo. Ale do rzeczy, po powrocie do Polski Blues Foundation przysłało karty ocen jurorów i wtedy okazało się, że jednym z sędziów był właśnie Billy. Nic się nie dzieje przypadkowo i bez przyczyny.

Zagraliście niesamowicie długą trasę, ale na nagranie wybraliście Tarnobrzeg.

Tak, piękna i długa trasa, bo aż 22 koncerty w jeden miesiąc. Dlaczego Tarnobrzeg? Wiktor Czura, organizator Satyrbluesa, zaproponował mi nagranie materiału audio i wideo z koncer-tu. Już nie pamiętam teraz dokładnie, ale chy-ba było to tak, że w którejś z naszych rozmów Wiktor wspomniał o znakomitym harmoni-jkarzu Billym Gibsonie, a ja odpowiedziałam mu, że znam Billiego i że Billy niejednokrotnie na przestrzeni kilku lat powtarzał, że bardzo chciałby ze mną zagrać choć kilka koncertów na swoim Mississippi saxophone, jak zwykło się nazywać w Stanach harmonijkę ustną.

Wtedy Wiktor wpadł na pomysł naszego wspól-nego koncertu na Satyrbluesie 2010, a my, wraz

„Afro Groove” to nie tylko tytuł płyty, ale także, śmiem stwierdzić, gatunek, który gram – mówi Magda Piskorczyk. Radiu bluesonline.pl opowiedziała o swoich dwóch nowych płytach „Afro Groove” i „Mahalia”.

Magda Piskorczyk i jej fascynacje m

uzyczne

Page 52: BluesonlinePL Review 2011

52

cznej. Natomiast zainteresowanie szczególną pulsacją afrykańską pojawiło się u mnie w mo- mencie kiedy dotarłam do archiwalnych nagrań bluesowych. I nagle wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Mam nadzieję, że puzzle do tej pięknej muzycznej układanki będę zbierać jeszcze długo.

Płyta “Blues Travellling” jest, można powiedzieć, zalążkiem mojej wewnętrznej drogi w kierunku Afryki, a “Afro Groove” już takim kilkuletnim dzieckiem, które narodziło się z miłości do tej muzyki. Teraz, dzięki temu, że gram z tak ciekawymi ludźmi, mam możliwość realizacji moich marzeń muzycznych. A „Afro Groove” to nie tylko tytuł płyty, ale także, śmiem stwierdzić, gatunek, który gram.

To także pretekst do wzmocnienia sekcji ryt-micznej aż dwoma perkusistami?

Zupełnie nie, tym bardziej, że jeden człowiek to perkusista, a drugi perkusjonalista. A to zasadnicza różnica. Są to zupełnie inne środki wyrazu, jeśli chodzi o rytm. I to, że w zespole znalazł się Adam Rozenman przyszło zupełnie naturalnie. Od dawna chciałam mieć w składzie zestaw perkusyjny, tak aby rytm okraszać jeszc-ze innymi nutami. Kiedy sięgniesz do mojej pierwszej płyty, słychać to jak na dłoni (śmiech). Czułam też, że kiedyś w moim składzie pojawią się perkusjonalia. Zjawił się Adam i został w zes-pole. Bardzo się z tego cieszę. Dzięki temu, także na koncertach, mogę grać jedną z nut, które grają w mojej duszy, tę przyprawioną szczyptą Afryki.

Jak swoje afrykańskie upodobania przeka-zujesz Oli Siemieniuk?

Pamiętam jedno z naszych pierwszych spotkań muzycznych w moim mieszkaniu. Zaczęłam jej puszczać kawałki afrykańskie, serbskie, tureckie, arabskie, a ona na to “Ale się cieszę, że wreszcie ktoś słucha takich rzeczy!” I już wiedziałam, że stanęła na mojej drodze brater-ska dusza i że razem będziemy wędrować muzy-cznym światem różnych korzeni. Pamiętam też jej radość z prezentu, który jej ofiarowałam, płyty Ali Farka Toure “Talking Timbuktu”. Po jakimś czasie okazało się, że niektórzy wykon-awcy okazali się być nam obu bliskimi.

Powiedziałabym zatem, że tak znowu wiele Oli przekazywać nie muszę (śmiech). Owszem, to ja znajduję utwory, które chcę wykonać, ale mam z kim się nimi dzielić. Zarówno Ola, jak i Adam lubią i słuchają między innymi także tak-iej muzyki. Często wymieniamy się nowinkami, na które udaje nam się natknąć.

Zabawa rytmem z publicznością to podstawa koncertów Magdy Piskorczyk?

To na pewno ważna część. Podstawą jest dialog, zarówno przez słowo śpiewane, mówione, jak i muzykę, którą gramy, z drugim człowiekiem. Dla mnie materia muzyczna sama w sobie jest czymś na wzór rozmowy i chcę w nią włączyć też osoby, które przychodzą na koncert. Tak aby mogły doświadczyć tego pięknego zjednocze-nia w dźwiękach, rytmie i naszej radości.

A jak porozumiewały się instrumenty Sie-mieniuk i Gibsona podczas koncertów?

Znakomicie. Warto tego posłuchać na “Afro Groove”.

Co jest istotą wartościowego koncertu? Po-rozumienie między muzykami?

Dla mnie jest to uczucie radości, miłości do drugiego człowieka. Kiedy po koncercie przychodzą do mnie osoby i mówią np., że to co zagraliśmy, to jak zaśpiewałam dało im wielką moc, odegnało depresję, dało siły na dalszą wędrówkę w tym smutnym świecie to jest to również piękne.

Poza tym cudownie jest się przytulić i ser-decznie objąć ze swoim przyjacielem, mówiąc sobie wzajemnie szczerze i nie odruchowo “dziękuję”. Tak dzieje się w moim zespole po każdym naszym spotkaniu muzycznym. Bogu za to dzięki, cieszę się z tego niezmiernie.

Skąd pomysł na grywanie na koncertach na basie?

Zwyczajnie, z potrzeby grania na tym instru-mencie.

Czego oczekujesz od publiczności, kiedy in-tonujesz “Mansane Cisse”?

Przede wszystkim nie mam oczekiwań wobec publiczności w żadnym z utworów, które gramy. M

agda

Pis

korc

zyk

i jej

fasc

ynac

je m

uzyc

zne

Page 53: BluesonlinePL Review 2011

53

I nie oznacza to, że osoby, które przychodzą na nasze koncerty nie są dla mnie istotne. Przeciwnie, są niezwykle ważne, podobnie, jak moi przyjaciele, z którymi gram. Ale w ciągu tych kilku lat grania nauczyłam się nic nie oczekiwać. Koncert to jedna wielka przygoda i rozmowa, która nie wiadomo jak i w jakim ki-erunku może się potoczyć.

A o czym to w ogóle jest?

O życiu i śmierci, a także o pięknej miłości dwojga ludzi... Wersji tego utworu w tradycji afrykańskiej muzyki jest wiele.

A “Cler Achel”?

Cler Achel – spędziłam dzień... Spędziłam dzień wędrując, także noc nie przynosi ukoje-nia. Gdziekolwiek jestem, me myśli okupuje on, a serce me wciąż płacze. Teraz jest czas, kiedy muszę być z dala od osób, które kocham (i nie chodzi tu jedynie o ukochanego, czy ukochaną). Jest to pieśń mówiąca o tym jak lud Tuaregów musiał wędrować w poszukiwaniu miejsc, gdzie można osiąść i godnie żyć. Jest też nawiązaniem do wiel-kiej suszy, która męczyła ich w latach 80.

Masz szczególny sentyment do Tracy Chap-man?

Nagrałam jej dwa utwory i może stąd to pyt-anie (śmiech). Bardzo cenię jej sposób pisania tekstów i muzyki. Ale nigdy nie chciałam być

Tracy Chapman. Nigdy zresztą nie marzyłam o byciu kimś innym. Jestem sobą, gram i śpiewam tak jak Magda Piskorczyk.

W jaki sposób wybierasz sobie gitary? Co po-winien mieć instrument do bluesa, muzyki afro?

W moim odczuciu nie ma gitary do bluesa czy muzyki afro. Mnie porusza to, jak instru-ment brzmi i nie patrzę na to, czy np. Missis-sippi John Hurt miał taką gitarę, więc musi to pasować do folk bluesa, a instrument Bou-bacara Traore pasuje do afro. Wiem co nieco o sprzęcie, ale nie kategoryzuję go w sposób, o którym wspomniałeś.

Dlaczego na drugim krążku “Afro Groove” znalazło się tak mało materiału?

Dlatego, że nie zmieściło się to na pierwszym krążku (śmiech). Kiedy zerkniesz na czasy nu-merów, to zobaczysz, że na jednej płycie CD audio, która standardowo zawiera 74 minuty muzyki, nie zmieściłyby się te wszystkie utwory. Owszem, jest taka nowość, jak “dłuższa” płyta, ale nie każdy sprzęt jest w stanie ją odtworzyć. A że nie chciałam rezygnować z „Crossroads” i „Down Home”, postanowiłam wydać album dwupłytowy. I tym samym dołożyć “Rzeźb Mnie”, który ładnie określiłeś „perłą w koronie”. Dziękuję .

W “Rzeźb mnie” udało ci się stworzyć klimat jak w najlepszych polskich utworach. Czy pre-tekstem był sukces medialny IncarNations?

Robię duże oczy ze zdziwienia, słysząc takie py-tanie. Wydaje mi się, że sukces medialny Incar-Nations to pokłosie tego, co osiągnęła Kapela ze wsi Warszawa, którą członkowie IN przez lata współtworzyli. Mając już tyle drzwi otwartych na oścież byłoby niemądrze z tego nie skorzystać, prawda? Szczerze też powiem, że nie znam twórczości IN, choć wiem kto ją tworzy. Bogdan Loebl i tata Mai Kleszcz [czyli Włodek Kleszcz] dali mi książkę Bogdana „Ul-ica Zachodzącego Słońca” z płytą „Pocztówki”, na której on sam czyta swoją poezję. I to, w jaki sposób to robi, jest piękne.

Tak czy inaczej, było to długo po tym, jak nasz wspólny utwór powstał. Pierwowzór “Rzeźb Mnie” stworzyłam parę lat temu i nosi on tytuł “For My Sister”. Po tym jak Bogdan wyraził chęć napisania dla mnie tekstu, co było dla mnie wielkim zasko-czeniem i nobilitacją, dałam mu gotowe nagranie “For My Sister”. Powiedziałam, o czym jest tekst i pomyślałam, że pewnie będzie to w podobnym klimacie. On jednak cudownie mnie zaskoczył. Zadzwonił do mnie i powiedział: “Magda, ja słyszę coś in-nego i mam nadzieję, że moja historia przypad-nie ci do gustu”. I przypadła od pierwszej chwi-li, jak przeczytałam tekst. Jeszcze wtedy utwór nie miał tytułu i pamiętam też, że po tym, jak zaproponowałam Bogdanowi “Rzeźb mnie”, on stwierdził, że to za trudne (śmiech).

Magda Piskorczyk i jej fascynacje m

uzyczne

Page 54: BluesonlinePL Review 2011

54

Niezwykle odważnym posunięciem było wydanie w ciągu miesiąca aż dwóch płyt syg-nowanych twoim nazwiskiem - jest przecież zjawiskowa Mahalia.

O, na pewno odważnym, zwłaszcza że w dużej mierze sama to sfinansowałam (śmiech). Chcia- łam wydać kolejną płytę na żywo, która doku-mentuje to w jakim punkcie muzycznym teraz jestem. Tymbardziej, że słuchacze po koncercie pytali o to, czy aktualny materiał można znaleźć na płytcie. Byłoby też szkoda, gdyby nagranie z Billiem pokrył kurz na półce.

Nagranie „Mahalii” planowałam już od kilku lat, więc wydanie tych obu krążków było dla mnie zupełnie naturalnym posunięciem.

W Polsce tylko najlepsi wokaliści słyszeli o Mahalii Jackson - chcesz sprzedawać krążek za granicą?

Oj, nie sądzę żeby jedynie najlepsi wokaliści słyszeli o Mahalii Jackson. Mało tego, nie tylko muzycy o niej słyszeli. Moja mama i przyjaciele na przykład nie śpiewają, a wiedzą, kto to był i mają płyty tej wspaniałej artystki. Ja jako dziecko słuchałam jej nagrań. Ale prawdą jest, że poprzez nagranie „Mahalii” chciałam uświadomić szer-szemu gronu odbiorców to, że taka wokalistka w ogóle istniała. I żeby było jeszcze ciekawiej, miała ogromny wpływ na Arethę Franklin, Ma-vis Staple, sam Van Morrison przyznał się do wielkiej fascynacji jej głosem.

Jeśli mówimy o sprzedaży za granicami nasze-go kraju, to w dobie internetu nie jest to aż tak trudne. Od wielu już lat wszystkie moje płyty można znaleźć m.in. na Amazon.com, CDbaby.com i jeszcze w kilku innych międzynarodowych sklepach internetowych.

Każdy artysta może tam sprzedawać cokolwiek chce, po uregulowaniu pewnych opłat. Nie robiłabym więc z tego żadnego wydarzenia. Tak więc Mahalia i Afro Groove już się sprzedają poza Polską. Mało tego, 21 października 2011 roku Afro Groove miało premierę w Japonii i z tego co wiem zostało tam dobrze przyjęte.

Jak wypada w gospel - ważną rolę odgrywa tu pianista-hammondzista - kim jest?

Nie patrzę na to, jaki instrument pasuje w blue-sie, a jaki np. w gospel czy w afro. Dla mnie w gospel najważniejsze jest słowo, zasób serca, emocje. Idąc tym tropem, w przypadku Ma-halii każdy muzyk odgrywa taką samą, ważną dla projektu rolę. Nie umniejszając Staszkowi Wittcie oczywiście (śmiech). I tyle też będzie opinii na temat płyty, ile osób jej wysłucha.

W rezultacie dla niektórych to właśnie bez gi-tary Oli nie byłoby to tak piękne, dla innych bez kontrabasu Romcia i perkusji Maxa, nie byłoby takiego groovu, dla części puzon Jacka Namysłowskiego będzie tym ważnym smaczki-em, a i inni nie będą mogli wyobrazić sobie tych kilku utworów bez chóru Gospel Band. Myślę, że gdyby nie my wszyscy, krążek nie miałby tak

pełnego wymiaru dźwiękowego. A Staszek Witta jest niewątpliwie bardzo dobrym muzykiem i świetnym człowiekiem.

Niezwykle ciekawie wypadasz śpiewając wyłącznie z kontrabasem - trzeba sporej od-wagi, by się tak obnażyć?

Ciekawe pytanie. Śpiewanie w duecie z kon-trabasem jest dla mnie naturalne i bardzo pr-zyjemne. Lubię wibracje tego instrumentu i jego dźwięk oczywiście też. Nie rozpatrywałabym więc tego w kategoriach odwagi. Podobnie jest kiedy śpiewam z pianinem, gitarą czy acapella. Powiedziałabym raczej, że trzeba mieć u swojego boku muzyka, z którym świetnie się rozumiesz.

Co cię urzekło w gospel, skoro postanowiłaś po krążku będącym ukłonem w stronę Czar-nego Lądu zwrócić oczy do nieba?

W samej muzyce gospel ujmuje mnie m.in. radość, moc i żywioł chwalenia Pana, nieszablonowość, nie wyśpiewywanie formuł, a prawdziwa modlitwa. A ukłon w stronę Czar-nego Lądu jest komplementarny ze zwracaniem mych oczu w stronę nieba (śmiech). A gospel jest częścią mojej muzyki od samego początku, wystarczy posłuchać “I Want Jesus To Walk with Me” czy “Keep Your Lamp” na “Blues Travelling”, albo “Joshua Fit the Battle of Jericho” lub “Walk Over God’s Heaven” na “Magda Live”. A czyż Afrykę nie On stworzył?

Mag

da P

isko

rczy

k i j

ej fa

scyn

acje

muz

yczn

e

Page 55: BluesonlinePL Review 2011

55

Koncert rozpoczyna piosenka Tracy Chapman “Save Us All”. I od razu można poczuć idealny puls, jaki wytwarza się na scenie. Piskorczyk wtóruje Aleksandra Siemieniuk, a i Gibson dogrywa co nie co na ogniskowo brzmiącej har-monijce.Z miejsca przechodzimy do części, którą lubi i Magda i jej publiczność. Wspólne wyklaskiwanie to nieodłączna część “The Kokomo Medley”. No i wprowadzony Billy Gibson od razu zaczyna grać solo na harmonijce. Są tu i klasyczne zagryw-ki i trochę akordów, no i klaszcząca publiczność. I ten cholernie wciągający puls całej akustycznej orkiestry.A skoro już harmonijka się rozszalała, nadchodzi czas bluesa. W “I’m a Woman” Siemieniuk sięga po gitarę elektryczną, a Gibson zmienia ton swo-jej harmonijki na bardziej zduszony, chrapliwy. A kiedy trzeba - dogrywa mocne riffy. Tu można pochwalić też realizację nagrania. Wyraźnie słychać reakcje podekscytowanej publiczności. A sam Gibson gra bardziej emocjami niż jakąś niezwykłą techniką. No i słychać, że umie bawić się muzyką. Zespół zaczyna brzmieć nieco mocniej, a i har-monijka wydaje się być już lekko zmutowana. I to jej dźwięki rozpoczynają “Love Everybody”. No tak, Billy Gibson, zaczyna przemawiać do narodu. I opowiada, że zaprezentuje piosenkę, którą słyszał w okolicach Mississippi. I jak wielu zawodwców - świetnie frazuje, ale nie stara się głosem udawać Afroamerykanina. A najlepiej i tak brzmi w duecie z Magdą. A po solówce Siemie-niuk na elektrycznej, gra swoje solo tylko z towa-rzyszeniem przeszkadzajek i gorąco klaszczącej

Recenzja: M

agda Piskorczyh i Billy G

ibson

publiczności. A Adam Rozenman zaiste niezwykle czujnie swoim bębnieniem nawiązuje dialog z amerykańskim harmonijkarzem.I oto kompozycja pod którą podpisal się już samGibson - “Mississippi”. Tu w podkładzie mamy funkującą gitarę elektryczną i Magdę grającą na basie. Trzeba nieco przecierpieć, żeby wreszcie usłyszeć kawałek harmonijkowej solówki. Czasem tak jest, że na koncercie coś działa, na płycie może przyprawić o ziewanie. Ale też i w tej piosence Gibson wspomina wielkich bluesmanów grających na saksofonie z Mississippi, czyli na harmonijce ustnej. I wreszcie gra.Mimo zapowiedzianego klimatu afro zespoł fantastycznie gra chicagowskie “One More Time”. Siemieniuk wycina zdrowe solo, a Gibson śpiewa w rytm pulsującego basu Magdy i kolorowo grających perkusistów. I kolejny znakomity frag-ment z ostatnich koncertów Piskorczyk - “Too

Much Stuff ”. Rozenman szaleje na przeszkadza-jkach, Magda świetnie śpiewa, a cały zespół czujnie wygrywa wszystkie niuanse rytmiczne. To także okazja do zagrania solówek przez perkusistów i genialnego sola przez Gibsona. Ewidentnie lepiej czuje się w szybkich tempach, niż grając ogniskowe dźwięki, ale mamy prawo się mylić. W każdym bądź razie - energia z jaką dmucha w stroiki aż rozsadza głośniki.“Mansane Cisse” to jedna z tych kompozycji, którą Piskorczyk zazwyczaj czaruje publiczność. Wyśpiewywana w jakowymś afrykańskim narze-czu jest kwintesencją magii, jaką udaje jej się wytworzyć na koncertach. A realizatorom udało się ją przenieść na krążek. Atmosferę czarów psuje nieco Gibson. To akurat chyba jeden z tych utwo-rów, które bez brzmienia har-monijki mogłyby się obejść, ale że i on poddał się magii - zagrał niezwykle uczuciowo. No i publiczności to szalenie się podobało, a wszak muzycy są dla niej. I kiedy Piskorczyk kończy pieśń śpiewem solo - najpierw na sali jest cisza, a potem wybuchają oklaski.I zaczyna się zabawa rytmami z kolebki ludz- kości. “Cler Achel” to właśnie ten zapowia- dany afro groove w najlepszym wydaniu. Wszystko bowiem - łącznie z publicznością - podporządkowane jest rytmowi i jednym wielkim pulsującym ciałem jest. I kiedy Piskor-czyk wydobywa z siebie przeraźliwe tony, którym wtóruje gitara elektryczna - wydaje się jakbyśmy razem polowali na nosorożca albo odganiali złe mzimu. A może i jedno i drugie? Z takimi czarownicami bluesa nigdy nic nie wiadomo.

Page 56: BluesonlinePL Review 2011

56565656 W OBIEKTYWIE - 31. rawa blues festival

shakin’ dudi

Page 57: BluesonlinePL Review 2011

5757W OBIEKTYWIE - 31. rawa blues festival

Corey Harris

Page 58: BluesonlinePL Review 2011

58585858 W OBIEKTYWIE - 31. rawa blues festival

C.J. Chenier & Red Hot Louisiana Band

Page 59: BluesonlinePL Review 2011

5959W OBIEKTYWIE - 31. rawa blues festival

Lil’ ed & irek dudek

Page 60: BluesonlinePL Review 2011

60

Bluesonline.pl: Hello Bruce, bardzo nam miło, że przyjeżdżasz do Katowic na największy festiwal bluesowy w Polsce organizowany pod dachem. A Jak wspominasz poprzedni pobyt w Polsce w Katowicach?

Bruce Iglauer: Byłem w Katowicach kilka lat temu z Koko Taylor. Ludzie byli dla nas bardzo mili i gościnni. Jednak mieliśmy dosyć napięty grafik, przyjechaliśmy dzień przed festi-walem, byliśmy bardzo zmęczeni, musieliśmy odpocząć, zrobić próbę, zagrać, następnie mieliśmy bardzo miłe spotkanie z organizatora-mi i innymi artystami. W końcu wyjechaliśmy w środku nocy do Warszawy, tak że widziałem bardzo niewiele. Szczerze mówiąc, nie znam za bardzo Polski.

Czy Polacy w jakiś szczególny sposób odbierają bluesa?

Myślę, że już sam fakt, że festiwal Rawa Blues istnieje ponad 30 lat mówi sam za siebie. Polacy z pewnością wspierają bluesa. Wydaje się, że duży wpływ na to miały problemy, z który-

mi Polska borykała się w przeszłości – II wo-jna światowa, izolacja od reszty świata w tzw. bloku wschodnim. To wszystko zapewne dało Polakom poczucie swego rodzaju zamknięcia, bardzo podobne do tego, jakie mieli czarnos-kórzy Amerykanie tworzący bluesa.

Historia w pewnym sensie wymusiła na Po-lakach to poczucie bycia jakby obywatelami drugiej kategorii (oczywiście niesłusznie). Ale też jednocześnie dała im ten specjalny od-biór, feeling bluesa, który jest przecież muzyką powstałą z walki.

Swoją wytwórnię założyłeś w Chicago, czy to miało być Cadillac records?

Masz na myśli, że marzyłem o tym, żeby być jak Chess Records? Nie. Chess Records została ut-wo-rzona, aby nagrywać muzykę, która miałaby stać się hitami w stacjach radiowych zorientow-anych raczej na czarną muzykę. Do późnych lat 60. wydawali tylko single – 78, później na 45 obrotów, ale nie albumy. Ich celem było nagrać piosenkę, wrzucić ją do radia lub szafy grającej,

sprzedać tyle, ile się da i następnie nagrywać kolejną piosenkę. Kiedy rozpoczęła się era rock`n`rolla – zastoso-wali tę samą metodę, z tą różnicą, że przerzucili się do rozgłośni radiowych nadających muzykę dla białych. Alligator nigdy nie gonił za hitami. To wytwórnia, której zawsze zależało na wydawaniu płyt, albumów, które byłyby pon-adczasowe. Rzeczywiście Chess wydało kilka ponadczasowych płyt, jednakże nie było to ich zasadniczym celem.

Kiedy weszliśmy do radia, były to stacje nadające rock progresywny. Zaczynałem z kwotą 2500 $ i prawie zerowym doświadczeniem. Gdybym próbował nagrywać same hity, po prostu poniósłbym porażkę. W czasach początków Chess, wytwórnia mogła zaczynać w stacjach lokalnych i zyskiwać popularność lokalną.

Kiedy Alligator rozpoczynał swoją działalność, większość popularnych stacji, rozgłośni w całym kraju, białych i czarnych grała te same utwory. A przebicie się z przebojem lokalnym stało się prawie niemożliwe. Byłem zawsze

Bruce Iglauer, Alligator Records:

Blues daje ogromne emocje

Bru

ce Ig

laue

r o A

lliga

tor R

ecor

ds

Page 61: BluesonlinePL Review 2011

61

Jestem kimś w rodzaju kaznodziei, z tym że ja chcę przekonywać do bluesa nie do religii - mówi Bruce Iglauer, szef Alligator Records

Page 62: BluesonlinePL Review 2011

62

zainteresowany rozpowszechnianiem bluesa. Jestem kimś w rodzaju kaznodziei, z tym, że ja chcę przekonywać do bluesa, nie do religii!

W Chicago jest sporo Polaków - czy są zain-teresowani bluesem, promocją muzyki?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Chi-cago posiada bardzo dużą polsko-amerykańską populację. Zaryzykowałbym tu stwierdzenie, że te młodsze pokolenia są bardziej amerykańskie niż polskie. Miałem dwóch pra-cowników polsko-amerykańskich. Byli bardzo dobrymi pracownikami, ale nie dlatego, że byli polskiego i amerykańskiego pochodzenia.

Kiedy ludzie przyjeżdżają do USA, zwykle mają tendencję do utraty swoich korzeni. Oczywiście szanują swoją historię, ale asymilują się bardzo szybko.Do dziś bardzo uważnie kontrolujesz cały proces produkcji płyty - czy to jest wasza re-cepta na sukces?

Często jestem producentem wydawnictw Alli-ga-tora, ale nie zawsze. To oznacza, że po prostu pracuję z artystami, planuję, które utwory mają być nagrane, zachęcam ich do pisania (czasami nawet pomagam w pisaniu utworów), wybi-eram studio, inżynierów dźwięku, nadzoruję sesję nagraniową i miksowanie nagrań.

Jestem jedynie dobrym producentem bluesa, ale w sprawach technicznych nie jestem za bardzo pomocny. Ostatnio wyprodukowałem

Lil` Ed`a & The Blues Imperials, Michael`a Burks`a i Smokin` Joe Kubek & Bnois King`a. Nie jestem producen-tem artystów, którzy od-biegli dosyć daleko od tradycyjnego bluesa, ta-kich jak Marcia Ball, czy Anders Osborne. Nie byłbym dla nich dobrym producentem.

Wierzę w to, że ta tzw. kontrola i posiadanie „w garści” wszystkiego – czyli brzmienia płyty, wyboru utworów, okładek, reklamy, market-ingu itd. jest bardzo pożyteczna dla Alliga-tora. Prowadzę przedsiębiorstwo typu „lean and mean”. Nie mamy reprezentacyjnych biur, nie posiadam ogromnego domu, a moja cała załoga to 15 naprawdę świetnych pra-cowników, którzy nie są opłacani aż tak do-brze. Ale kiedy inne wytwórnie padły, Alli-gator przetrwał. I oczywiście zawsze płacimy naszym artystom tantiemy w przeciwieństwie do innych wytwórni.

Blues to muzyka stworzona przez Afroamerykanów - jak Ty - biały i wykształcony znalazłeś się w ich świecie?

Nigdy nie twierdziłem, że czuję bluesa w taki sam sposób, jak Czarni Amerykanie, którzy wyrośli w kulturze bluesa. Tacy muzycy, jak Hond Dog Taylor, Son Seals, Koko Taylor, Fenton Robinson, Albert Collins i inni, którzy wychowali się Ja nie żyłem w tak trudnych warunkach, jednakże zawsze byłem samotnym, starym wyizolowanym dzieckiem, a później nasto-latkiem. Właściwie to myślę, że większość nastolatków czuje się wyizolowana i samot-na. Dlatego siła i złość, która tkwi w bluesie przemawiała do mnie zawsze i w dalszym ciągu tak jest. Kiedy słucham bluesa, przenika on przez wszystkie moje własne doświadczenia. A jego duch jest absolutnie uniwersalny, nie musisz nawet znać słów, aby go poczuć.

“Naszym artystom zaw-sze płacimy tantiemy”na Południu Stanów Zjednoczonych, w czasach segregacji rasowej widzieli świat zupełnie odmiennie. Ja wychowałem się w miłym i bezpiecznym świecie klasy średniej. Oni żyli w świecie, gdzie na każdy posiłek trzeba było zapracować, gdzie nie było często pieniędzy, domu, niczego. To wszystko dało ich muzyce wyjątkową siłę, ponieważ to jest muzyka o przetrwaniu i umiejętności przeżycia w ciągłym napięciu, pod nieustającą presją.

A ponieważ blues jest tak silną muzyką, stąd też jego umiejętność komunikowania się, łączenia ludzi, którzy nie wychowywali się w podobnej kulturze. Dzisiaj jestem bard-zo szczęśliwy mogąc stwierdzić, że wielu Afroamerykanów żyje w lepszych warunkach, jednakże wciąż nie jest łatwo być czarnym w USA.B

ruce

Igla

uer o

Alli

gato

r Rec

ords

Page 63: BluesonlinePL Review 2011

63

Raczej nie spotykałem się z negatywnymi reakc-jami muzyków bluesowych z tego powodu, że jestem biały. Przeważnie postrzegają mnie jako wielbiciela bluesa, ale także jako swego rodzaju pomost, który może być im pomocny w pozys-kaniu szerszej widowni i być może pomóc im przybyć do takich krajów, jak chociażby Polska. Staram się być dobrym pomostem!

W końcu, kiedy blues stał się bardziej uni-wer-salnym językiem muzycznym, mamy w tej chwili naprawdę bardzo wielu świetnych białych muzyków bluesowych. Poszukuję ta-kich, którzy nie starają się imitować czar-noskórych muzyków (szczególnie wokalnie), ale biorą bluesa jako podstawę i starają się opowiedzieć swoją własną historię, nie zaś historię czarnych ludzi. Artyści tacy, jak Mar-cia Ball, JJ Grey, Anders Osborne, Smokin` Joe Kubek, Corky Siegel i Tommy Castro nie udają, że są czarni. Biorą bluesa, filtrują go przez własne życie, własne doświadczenia i odczucia i tworzą muzykę, którą mogą prezentować z dumą bez odgrzewania schematów.

Dziś większość ludzi uważa, że głosem młodej Czarnej Ameryki jest hip hop, a wy trwacie przy bluesie - to chyba jakaś misja?

Tak, kocham bluesa. Tworzyłem Alligator z myślą, że będzie to wytwórnia bluesowa. Jednakże moje pojęcie bluesa uległo poszerze-niu na przestrzeni lat. Nie potrzebuję nagrywać muzyki, której nie czuję osobiście. Szanuję inne

gatunki i wiem, że hip hop jest także kreatywną muzyką. Właściwie chciałbym usłyszeć taką fuzję bluesa i hip hopu i jestem bardzo zain-teresowany znalezieniem takiej grupy, której twórczość zawierałaby oba te elementy. Ale moje serce to blues.

Czy Wasi artyści mogą żyć dostatnio z grania bluesa?

Muzyk bluesowy, który odniósł sukces może wieść życie człowieka klasy średniej. Może zarabiać tyle, ile pracownik fabryki lub też bi-ura. Tylko nieliczni muzycy bluesowi, tacy jak BB King, czy Buddy Guy zarabiają więcej. Ty-lko bardzo niewielu z moich artystów ma swoje własne domy, większość wynajmuje domy, czy też aparta-menty. Niektórzy mają ubezpieczenie zdrow-otne, inni nie. Stany Zjednoczone znane są z tego, że ludzie nie mają rządowego ubez-pieczenia zdrowotne-go, oprócz tych, którzy ukończyli 65 rok życia. Naprawdę niewielu muzyków bluesowych jest w stanie odejść na emeryturę i żyć z oszczędności. To bardzo trudne.

Lil` Ed pracował w myjni samochodowej, jako muzyk zarabia lepiej. Lonnie Brookes pracował w fabryce, w tej chwili wiedzie mu się lepiej jako muzykowi. Z drugiej strony, ktoś taki, jak Tin-sley Ellis ma dobre wykształcenie i mógłby mieć normalną pracę, ale jego pasją jest muzy-ka. Jestem przekonany, że mógłbym zarabiać o wiele więcej pieniędzy robiąc coś innego niż Al-ligator Records, ale to jest moja pasja.

Oczywiście bardzo chciałbym, aby rynek w tej dziedzinie był o wiele większy, z większą ilością fanów, wówczas mogliby zarobić o wiele więcej na swoich koncertach. Ogólnie rzecz biorąc festiwale płacą trochę lepiej, ale podczas zimą artyści zmuszeni są do grania w klubach. Nie jest łatwo. Sądzę, że i tak artyści Alligator Re-cords radzą sobie finansowo lepiej niż pozos-tali muzycy bluesowi. No i jak wspomniałem - płacimy tantiemy. Wierzę, że wypłacamy więcej niż inne wytwórnie, ale prawie żaden z blues-manów nie wyżyje z samych tantiem.

Co powinni robić, żeby Wasza współpraca dobrze się układała, no i żeby więcej zarobić?

Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Większość artystów bluesowych musi przez cały czas występować. Mają od 80 do 150 występów w roku. Aby ich sytuacja się poprawiła, potrze-bujemy więcej fanów przychodzących do większych klubów i więcej festiwali. Także rozwiązanie tej kwestii leży praktycznie poza moimi możliwościami.

“Muzyk bluesowy może wieść życie człowieka klasy średniej”

Bruce Iglauer o A

lligator records

Page 64: BluesonlinePL Review 2011

64

Mamy bardzo bliskie relacje z większością z naszych artystów. To nie są relacje jedynie czysto zawodowe, to są relacje wręcz rodzinne. Wszyscy artyści mają mój prywatny numer telefonu i mogą kontaktować się ze mną kiedy chcą. Staram się pomagać im w sprawach zawo-dowych i prywatnych. Pewnie nie powinienem tego mówić, ale czasami nawet pożyczam im pieniądze. I czasem nawet zwracają, ale bardzo długo, kiedy coś zarobią. Trudno nawet policzyć ile razy pomagałem im zapłacić za transport, wzmacniacz albo cokolwiek innego.

Jak zaczęła się współpraca z Marcia Ball i jaką jest kobietą?

Znam Marcię od wielu lat. Obserwowałem początki jej kariery w Austin i jej fantastyczne połączenie muzyki Nowego Orleanu i Texa-su, jej własny styl – jako pianistki i wokalistki inspirującej się Professorem Longhairem, a wokalnie - Irma Thomas. W ostatnich latach Marcia rozwinęła swoją osobowość artystyczną także jako wspaniały kompozytor. Jej ostatni al-bum jest także pierwszym, gdzie wszystkie kom-pozycje są jej autorstwa lub też współautorstwa. Jej piosenki są zabawne, inteligentne i zawsze mają jakiś cel. Marcia Ball jest bardzo bystrą, ciepłą i bardzo bezpośrednią osobą. Bardzo przejmuje się sprawami socjalnymi, także często występuje za darmo. Jest po lewej stro-nie polityki amerykańskiej , tak zresztą, jak i ja i pasjonuje ją pomoc ubogim, walka z rasizmem, błędy amerykańskiej polityki zagranicznej. Bardzo ją lubię i podziwiam.

akordeon jest przeważnie instrumentem służącym nadawaniu rytmu. C.J.Chenier jest świetnym muzykiem, także saksofonistą, który gra z wielkim wyczuciem bluesa. Jako woka-lista jest bardzo uduchowiony, z tym swoim przyciągającym, twardym głosem. Oczywiście zydeco jest muzyką taneczną, dlatego C.J. i jego zespół uwielbiają, kiedy ludzie bawią się przy ich muzyce. Ten rodzaj muzyki rozwinął się w centralnej części Lousiany, gdzie Czarni mówili po francusku, ale to nie jest muzyka Nowego Orleanu. To jest muzyka Lafayette i Baton Rouge, które są kompletnie różnymi kulturami.

C.J. dorastał w Houston w Texasie, gdzie mieszka spora grupa czarnoskórej populacji z Louisiany i funkcjonuje dobra scena zydeco. Uczył go jego ojciec – the King of the Bay-ous Clifton Chenier. Clifton tak naprawdę wynalazł zydeco mieszając ludową muzykę akordeonową z perkusją graną na tarce zawi-eszanej na szyi. W małych osadach Louisiany taka muzyka, wymieszana z bluesem i rhythm and bluesem była tam bardzo popularna. C.J. zaczął swoją karierę jako saksofonista w grupie swego ojca, a akordeonem zajął się, kiedy jego ojciec zachorował. Stąd też C.J. ma zydeco we krwi i można to wyczuć w każdym utworze. Tak prywatnie C.J. jest bardzo sympatyczny, bystry i zabawny. Mówi cicho, ale za to wkłada ogromną energię w swoją muzykę.

Bru

ce Ig

laue

r o A

lliga

tor R

ecor

ds

Lil’ Ed na Rawa Blues Festival 2011

A C.J. Chenier? W Polsce akordeon to in-strument uważany za ludowy, ale koncerty zydeco powodują, że spadają nam buty.

Wyprodukowałem trzy albumy z C.J., które bardzo mi się podobały. On jest wspaniałym akordeonistą. Dla niektórych muzyków zydeco

Page 65: BluesonlinePL Review 2011

65

Corey Harris ostatnio nagrywa sympa-tyczne reggae - nie przeszkadza Ci taka różnorodność? A jakim jest człowiekiem, wygląda dość charyzmatycznie...

Corey Harris jest bardzo interesującym człowiekiem, bardzo wykształconym. Studiował lingwistykę w Afryce i posiada ogromną wiedzę na temat historii wszelkich rodzajów muzyki afroamerykańskiej. Rozpoczynał jako typowy bluesman, ale powoli włączał do swojej muzyki elementy karaibskie, R&B, a nawet rapu, czy reaggae – które, jak mówisz, słychać w jego brzmieniu. On jest autentycznym mis-trzem bluesa z Delty. Poza tym ma naprawdę wspaniały współczesny głos bluesowy i wkłada w swój śpiew autentycznego ducha wczesnych bluesmanów, takich jak chociażby Son House. Myślę, że jego rozumienie muzyki jest bardzo głębokie i pełne pasji.

Czy to prawda, że ten szalejący Lil’ Ed musi sobie dorabiać jako kierowca?

Nie, to nie jest prawda. Kiedy po raz pierwszy spotkałem Eda, pracował w myjni samocho-dowej, nakładając ręcznie wosk na samochody. Zarabiał bardzo niewiele. Grywał w klubach po nocach również za niewielkie pieniądze. Od kiedy zaczął występować, jego sytuacja uległa znacznej poprawie. Możesz teraz zobaczyć na stronie www.alligator.com jego kalendarz – ter-az nie ma już czasu na inną pracę!

A jak się zachowuje w studiu? Nagrywacie wszystko na setkę czy mozolnie poprawia swoje partie?

Tak, jak w przypadku większości płyt, które produkuję, staramy się nagrywać wszystko w jednym podejściu, ale jeżeli mamy rzeczywiście niedobry występ reszty zespołu, albo też kiedy Lil’ Ed lub ja nie jesteśmy zadowoleni z jego solo lub wokalu, zawsze może to dograć. Zaw-sze nagrywamy wszystko live w studiu, tak, żeby każdy z muzyków mógł widzieć pozostałych. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy jest in-aczej, ale wtedy, kiedy jest to konieczne. Wolimy tego nie robić.

Ile trzeba wydać na sesję nagraniową, żeby wytwórnia zaakceptowała brzmienie i trafić do katalogu Alligatora?

Staramy się pracować ekonomicznie, oszczędnie, ale też tak, na ile wymaga tego dany projekt. Na przykład zwykle nagrywamy Lil` Ed`a w dwóch, trzech sesjach, a następnie dajemy jeden dzień na poprawki. Ale może okazać się, że poprawki trwają kilka dni, ponieważ z Edem zwykle nagrywamy bardzo dużo materiału – 18-20 piosenek. Z innymi artystami nie na-grywamy tak wiele. Marcia Ball nagrywała i w Austin i w Nashville. Koszty studiów moga się znacznie różnić, podobnie jak gaże muzyków. Oczywiście muzyk, którego płyty lepiej się sprzedają otrzymuje większe pieniądze. Ale muszę powiedzieć, że Alligator jest wciąż jednak bardzo małą wytwórnią w porównaniu z tymi wielkimi, dlatego też nasz budżet jest czasami nieco ciasny. Nigdy nie używam studia, jako miejsca, gdzie powstają nowe piosenki. Te sprawy powinny być gotowe zanim wejdzie się do studia!

A jak układa się współpraca z Rock Serwisem - Waszym reprezentantem w Polsce?

Rock Serwis jest naszym dystrybutorem w Pols-ce. Oni naprawdę ciężko pracują nad wprow-adzeniem Alligatora na polski rynek, a także dla bluesa. To dobrzy ludzie, uczciwi i ciężko pracują. Nie są dużą firmą, tak, jak i Alligator, także ich praca to też ciągła walka.

Bruce Iglauer o A

lligator records

Bruce Iglauer na Rawa Blues Festival 2011

Page 66: BluesonlinePL Review 2011

66

Moja babcia grała na fortepianie, mój wujek grał, moi kuzyni też grali - mówi Marcia Ball

Page 67: BluesonlinePL Review 2011

67

Radio bluesonline.pl: Marcia, przez tyle lat jesteś wierna bluesowi - dlaczego?

Marcia Ball: Dorastałam z bluesem, w Luizjanie. I tam tak grali. Dorastałam w czasach kiedy muzyka soul i stary rhythm and blues, blues i rock and roll były czymś świeżym. W Austin, w stanie Teksas tez mamy wielkich bluesowych ar-tystów.

A czy jako mała dziewczynka byłaś zmuszana do gry na pianinie, bo grzeczne dziewczynki powinny to umieć?

W pewnym sensie na pewno. Moja babcia grała na fortepianie, mój wujek grał, moi kuzyni także. No i ja byłam jakby następna w kolejce. Wszyscy dawali mi lekcje,pianiono grzmiało. Nie miałam wyboru i właściwie nic do powiedzenia.

Czy znasz jakieś utwory Chopina?

Och, kocham Chopina, to jeden z moich ulubi-onych kompozytorów.

A wiesz, że był Polakiem?

Znam kilku sławnych Polaków. Jerzego Kosińskiego, Marię Curie - to Polka, Paderewski był polskim pianistą, ale przede wszystkim cenię Chopina.

Co odczuwasz grając bluesa, dla pianisty to chyba prosta robota?

Tak jest i tak może być. Chociaż ludzie, których najbardziej szanuję i podziwiam jak Otis Spann i wielu ludzi którzy grali w czasach popularności boogie - na przykład “Little Brother” Mont-gomery, nawet trudno sobie wyobrazić, co oni wyprawiali z instrumentem. I to może być bar-dzo proste, ale i bardzo skomplikowane.

Do boogie pewnie trzeba mieć sprawną lewą rękęJa mam całkiem niezłą lewą rękę

Co się dzieje, kiedy rozpoczynasz przygotow-ania do nagrania nowego materiału?

To zazwyczaj wymaga koncentracji na pisaniu. Komponuję dużo materiału, kiedy powstawała “Roadside Attractions” napisałam praktycznie wszystko, kilka kompozycji to efekt współpracy, osiem spośród dwunastu piosenek to całkowicie moje rzeczy. Co wt-edy czuję? Taki przymus stworzenia czegoś w porządku. czasem to jest jak przebłysk, olśnienie, siadam do pianina, gram i mówię - jesteśmy gotowi.

Szefowa zespołu? Kobieta na czele samych facetów?

Mój basista mówi o mnie, że nie jestem kobietą, tylko “jego szefową”. Kieruję zespołem od wielu lat i sporo się nauczyłam. Nie jestem na-jlepszym ale i nie najgorszym chyba szefem, ale na pewno mam doświadczenie. Myślę, że dobrze pracuję i mam naprawdę dobry zespół, ludzi którzy grają w sposób, jakiego od nich oczekuję. Sama jestem niezła, ale bez tych facetów to nie byłoby to samo. Mam od wielu lat bardzo dobry zespół.

Marcia Ball:

Mam od wielu lat bardzo dobry zespółPaderewski był polskim pianistą, ale przede wszystkim cenię Chopina - mówi dla radia bluesonline.pl Marcia Ball. Jej płyta “Roadside Attractions” została nominowana do nagrody Grammy 2012.

Marcia B

all w Polsce

Page 68: BluesonlinePL Review 2011

68

bluesonline.pl: W jaki sposób trafiłaś do Johnny Coyote?

Ewa Pitura, Johnny Coyote: To był przypadek, poznaliśmy się przez znajomego dziennikarza Janusza Strugałę z Piły. On też jest muzykiem, usłyszał mnie z innym zespołem, wiedział że szukają wokalisty, poznałam zespół, pierwsze wspólne granie i tak się zaczęło. Ja bardzo chciałam śpiewać, a akurat nie bardzo miałam z kim.

Ale to był chyba jakiś zespół z gimnazjum, podobno na pierwszych koncertach piłaś soczek?

Z tymi zespołami było różnie, pierwszy to był taki rocK chrześcijański, a drugi - bluesowo-rockowy. Zaczęłam śpiewać muzykę chrześcijańską jak miałam 14,15 lat - w żadnym innym zespole mnie chcieli - byłam za młoda, za smarkata i tylko tam mnie przygarnęli. Miałam szczęście, bo w tych zespołach dawano mi wolną rękę, bo w domach kultury bardzo mnie ograniczano. W tych zespołach mogłam pisać teksty, wymyślać melodie. W Johnny Co-yote miałam absolutnie wolną rękę. Czułam się tam bardzo swobodnie, cieszyłam się, że

mi ufają i przystają na to, co skomponuję, i że traktują mnie poważnie - nigdy nie byłam traktowana jak jakiś smarkacz.

To była desperacja? Poczuli, że musi ktoś śpiewać, żeby zespół mógł wypłynąć w Pols-ce?

Myślę, że nie mierzyli aż tak, po prostu - chcie-li grać. A żeby to się dopełniło - potrzebowali wokalisty i ja się nawinęłam.

Z dopełnienia łatwo stać się frontmanką - osobą na którą każdy zwraca uwagę.

Musiałam pogodzić się z tą sytuacją, przystosować się do tego, że uwaga jest sku-piona na mnie. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, a teraz musze się bardziej starać, uważać na to, co robię, mówię. Może to nie jest jakaś wielka skala, nie jesteśmy bardzo popul-ranym zespołem, ale już ktoś nas obserwuje i zaczynam powoli zdawać sobie z tego sprawę, że to piętno frontmana gdzieś tam funkcjonu-je.

Czyli to jest bardziej naturalna droga niż zapisanie się do Mam talent! czy Must Be The

Music. Powiedziałaś, że cały czas śpiewasz swoje piosenki.

Śpiewanie cudzych piosenek to jest bard-zo dobry sposób, żeby w ogóle nauczyć się śpiewać. Od tego trzeba po prostu zacząć i to trzeba robić cały czas. Ważne jest też, żeby postawić na swoim. Trzeba próbować. Na początku to może być słabe i ja cały czas myślę, że jest to słabe, nie mam nigdy poczucia, że to co robię jest dobre. Mam ogromny kompleks swojej twórczości, ale gdybym tego nie robiła - tego by w ogóle nie było. Wydaje mi się, że trzeba robić swoje i uczyć się na własnych błędach.

Być odważną?

Tak, bo to jest odwaga. Trzeba ponosić odpowiedzialność za to, co się tworzy.

A skąd przejście od rocka chrześcijańskiego do starożytnego blues-rocka?

Te korzenie bluesowe zawsze we mnie tkwiły. Ja nie miałam pojęcia, że to się w ogóle na-zywa blues. Wiedziałam, że podobają mi się te dźwięki i że chcę to robić. Jak byłam mała,

Ewa Pitura: W Johnny Coyote mam absolutną wolność

Ewa

Pitu

ra i

John

ny C

oyot

e

Page 69: BluesonlinePL Review 2011

69

Zawsze lubiłam po prostu wykrzyczeć, wyrzucić z siebie to całe zło w głosie - mówi Ewa Pitura,

wokalistka Johnny Coyote

Page 70: BluesonlinePL Review 2011

70

w moim domu słuchano Janis Joplin. Ja wtedy płakałam, nie znosiłam Janis Joplin, ale mojaj mama zasypywała mnie nią. Non stop leciały jej utwory, bo mama jest wielką fanką i od tej pory zafascynowały mnie mocne kobiece wok-ale. Nieważne, jaki to był gatunek muzyki - cha-ryz-matyczny wokal kobiecy zawsze mi bardzo imponował, a blues zawsze się przewijał, zaw-sze gdzieś tkwił. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że mam możliwość śpiewania z muzykami - byłam wniebowzięta.

Stawiasz na swój głos. A co jeszcze jest ważne w twoim śpiewaniu?

Teraz pogląd na muzykę cały czas mi się zmie-nia. Zawsze to były emocje, zawsze lubiłam po prostu wykrzyczeć, wyrzucić z siebie to całe zło w głosie, ale ostatnio fascynuje mnie bardziej subtelny wokal, gdzie można so-bie odpocząć i te emocje również są pokazane, ale nie przez krzyk. Wydaje mi się, że ja cały czas otwieram oczy na różne nowe rzeczy.

A co jest najważniejsze?

Robienie tego, co się kocha. To na początku może być słabe, może się komuś nie podobać, ale trzeba to robić, bo z czasem nabieramy doświadczenia i z czasem - innym też to się za-czyna podobać.

Ale trzeba też z czegoś żyć

W moim wypadku nie da się żyć z muzyki. Sta-ram się, żeby tak było, bardzo bym chciała,

ale na razie niestety - muszę studiować, żeby w razie czego mieć z czego żyć, ale marzy mi się, żeby żyć z muzy.

Kobieta jest w trudniejszej sytuacji, bo otoc-zona jest mężczyznami

Zawsze dobrze dogadywałam się z facetami, nigdy nie miałam z tym problemu. Myślę, że między nami też nie ma jakichś większych kłopotów w komunikacji. Traktują mnie równo, jestem koleżanką, nie ma jakiegoś niańczenia czy dobrych rad starszych kolegów. Ufamy sobie i to mi się bardzo podoba, że słuchamy siebie nawzajem i szanujemy.

To zawodowe podejście

Szacunek to podstawa, bo kiedy muzycy nie szanują siebie i przede wszystkim swojego czasu, to nie ma to sensu.

Zostaniesz z Johnny Coyote, czy zaczniesz nagrywać sama?

Gdyby trafiła mi się okazja nagrać coś samodzielnie i to byłyby moje projekty, myślę, że bym skorzystała. Ale, póki co - praca nam się dobrze układa, mam swoje ciepłe gniazdko i nie zamie-rzam na razie nigdzie uciekać.

A do Must Be The Music albo Mam talent?

Chyba nie odnalazłabym się tam, ponieważ musiałabym udawać kogoś, kim nie jestem

i śpiewać utwory, które mi się nie podobają.

Metoda małych kroków będzie lepsza?

Będzię przyjemniejsza i można z niej wyciągnąć więcej wniosków. Na pewno będzie dłuższa, może też być trudniejsza, ale to nie znaczy, że nie będzie ciekawsza. Łatwo jest pójść do programu telewizyjnego, ale co z tego mogę wynieść, jako wokalistka? Tych wokalistów ze wspaniałym warsztatem jest mnóstwo, trze-ba mieć coś oryginalnego, czym człowiek się może wyróżnić. Czy ja to mam? Nie wiem, ale będę dalej robić swoje.

Blues Bastard

Ewa

Pitu

ra i

John

ny C

oyot

e

Page 71: BluesonlinePL Review 2011

71

“Where Is My Cow” to sympatyczne rock-owe granie, które dodatkowo wzbogaca szcz-era fraza - a jakże - Michała Cielaka Kielaka na harmonijce ustnej. Zespół ma pomysł na produkcję i od razu nie zdradza, jakie możliwości wokalne ma Ewa Pitura. Ale kiedy już usłyszy się jej głos - wiadomo, że to może być odkrycie 2011 roku.

“I’m Gonna Shoot You” mógłby z kolei nagrać... Living Colour. Ale słychać, że Johnny Coyote ma własną wizję mocnego grania i cały czas pamięta, że blues to korzenie. A Pitura śpiewa z należną tempu numeru swobodą. No i Kielak nie mniej swobodnie radzi sobie w lekko fun-kowym stylu. Jest w tej muzyce przestrzeń i nie brakuje, bez urazy, męskiej siły.

W “Toy Story” słychać, że gitarzysta odrabiał w domu i lekcje z Metalliki, ale umie powstrzymać swoje zapędy dla dobra muzyki i zamiast grać riffy w klimacie “Enter Sand-man” po kilku taktach zabawy zaczyna zabawę, ale slidem. Ale potem pojawia się obszerna część instrumentalna i nagle Pitura zaczyna wibrować z gitarami w klimacie godnym... “Whole Lotta Love” ale z brzmieniem Coy-otów, nie Zeppelinów.

A “Diamond”? Mimo, że znana z EP-ki - wciąż brzmi potężnie, wręcz zachwycająco. A Janusz Orlikowski na bębnach też gra w starym, do-brym stylu. Do tego niezbędne gitary ze slidem i Michał Cielak Kielak - dobry na każdą okazję. I nagle z pełzającego bluesa, zamienionego

w hard rockową armatę, robi się hymnowa bal-lada o potężnym brzmieniu.Johnny Coyote w utworze “Train” nie tylko używa słowa na “f ”, ale momentami brzmi jak daleki krewny Soundgarden czy Temple of the Dog. Ale zawsze wplata w swoje granie esen-cjonalne, bluesowe nutki, żeby nikt nie mial wątpliwości, że znają wilgotne Seattle, ale wolą spalone pustynie Teksasu.I wreszcie przejmujący blues “Blind Alley”, który od pierwszych nut mówi, że będzie gorąco. Gitarzyści ledwie hamują się, żeby nie eksplodować solówkami, ale i tak ich popisy trwają niemal dwie minuty. A potem pojawia się fraza z lekka przypominająca “Ball and Chain” Janis Joplin. Ale Ewa Pitura nie musi jej naśladować. Ma swój pomysł na śpiewanie bluesa i radzi sobie doskonale z przekazywani-em całej gamy emocji.Po niemal dziesięciominutowej porcji blueso-wania Johnny Coyote narzuca sobie rytm boo-gie w klimacie dawnych wyścigów Alvina Lee, w dodatku wspierając się frazą Kielaka. A i Ewa Pitura nie oszczędza głosu. Nie jest może ów tekst poezją na miarę Szekspira, ale energią przewyższa niejedną opisaną w jego dramatach intrygę czy zbrodnię. A gitarzyści - Piotr Janużyk i Dariusz Wilk współpracują ze sobą perfekcyjnie.“I’m here” to już klasyczny chicagowski blues, w jakich kiedyś specjalizowała się Kasa Chorych. Tyle, że tu harmonijka Michała Kielaka pojawia się jedynie jako ozdobnik, za to solo gitary wzbogacone zostało o pracę z pedałem efektowym. Rasowy blues.

“Bastard” to następny, niemniej stylowy pomysł na granie bluesa z southernowym sznytem. Zaczyna się interesująca wymiana fraz, opar-ta o pulsującą nieco z tyłu sekcję. I wtedy przejmująco włącza się do akcji Cielak ze swo- ją graną wprost z serca, nie tylko z płuc harmonijką. Razem muzycy dowodzą, że in-strumentalne bluesy mają w sobie siłę i warto takie kompozycje umieszczać na krąż- kach, nawet jeśli ma się w składzie świetną wokalistkę.“Ten Pieces Of Me” zaczyna się jakby intro zagranym w manierze innego sławnego blues rockowego gitarzysty - Davida Gilmoura. Ale Johnny Coyote nie popada w progresy-wne zapędy, bo po pierwsze - ma wyrazistą wokalistkę, a po wtóre - gitarzyści są rasowymi bluesmaniakami. A Pitura odwdzięcza się za ich grę wyjątkowo emocjonalną interpretacją.Krążek kończy piosenka “Fear”. To gęsto za-grana kompozycja, bliska bluesowi, ale wz-bogacona o kilka intrygujacych akordów, no i podana w fajnym tempie. I znów - jest miejsce na oddech, na wsłuchanie się w niuanse głosu wokalistki i zachwyt nad przemyślaną praca dwóch gita-rzystów - świetne zakończenie.

Blues elektryczny, teksaski, czy southern - po co szufladkować. Johnny Coyote mają świetny skład i znakomite, autorskie kom-pozycje, a Ewa Pitura wyrasta nagle na jedną z najważniejszych elektrycznych wokalistek w Polsce. Musicie poznać płytę i koniecznie skonfrontować z występem na żywo.

Recenzja: Johnny C

oyote

Page 72: BluesonlinePL Review 2011