Blake William - Poezje Wybrane

download Blake William - Poezje Wybrane

of 107

Transcript of Blake William - Poezje Wybrane

WILLIAM BLAKE

POEZJE WYBRANEPRZEOY I OPRACOWA

ZYGMUNT KUBIAK

WSTPJeli niektre z najpikniejszych lirykw Williama Blakea wydaj si nam wierszami dziecicymi, wraenie to nie jest ani zudne, ani sprzeczne z intencj tego wielkiego poety. Wezwanie: Miej serce i patrzaj w serce! znane jest nam dobrze z Romantycznoci Adama Mickiewicza. To za odzyskiwanie serca, serdecznego widzenia wiata, byo w owej epoce nieraz pojmowane jako odzyskiwanie dziecictwa. Drugi obok Blakea inaugurator romantyzmu w literaturze angielskiej, William Wordsworth, napisze na progu XIX wieku synn Od o przeczuciach niemiertelnoci czerpanych ze wspomnie o wczesnym dziecistwie, w ktrej czytamy o tym, jak wiato dziecistwa mrocznieje w pniejszych latach ludzkiego ycia: W dziecistwie wszdzie wok nas niebiosa! Zmrok si wizienia zaczyna zamyka W chopicych latach. Lecz chopiec widzi wiato, wie, skd ono wnika Do jego wiata. Modzieniec coraz dalej od pory zarania Musi wdrowa. Lecz wielbi Przyrod. Niejedna jeszcze chwila mu odsania Tamt, jakby ze snu, urod. Dopiero w wieku mskim patrzymy, jak ona Zamiera, w blade wiato wszystkich dni wtopiona. W Pieniach niewinnoci (1789) Blake roztacza obraz wiata dziecicego, niekiedy dotknitego tchnieniem smutku (jak w finale wiersza Ziele pena ech), ale piknego i bogiego. Odwouje si te do tego, co o dziecictwie mwi Ewangelia i zapowiadajce j proroctwo Izajasza. Baranek, o ktrym czytamy w utworach angielskiego poety, to Agnus Dei, Chrystus, ktry rzek (Mt 19, 14): Dopucie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyj do mnie; do takich bowiem naley krlestwo niebieskie. Niejeden wiersz kae nam myle o Izajaszowej Ksidze (11,6): Bdzie mieszka wilk z jagniciem, a pard z kolciem lega bdzie; ciel i lew, i owca pospou mieszka bd, a dzieci mae bdzie je prowadzi. W kilka at potem za Blake do pierwszego zbioru doda drugi cykl lirykw, Pieni dowiadczenia (1794), nie mniej zwizany z Bibli obu Testamentw, z tym, co Izajasz i Ewangelia mwi o cierpieniu i z tym, co wity Pawe powiada o niejasnoci tego wiata, w ktrym wszystko widzimy w zwierciadle, zagadkowo (1 Kor 13, 12); trzeba tu sobie wyobrazi antyczne zwierciado metalowe. czc oba cykle w jeden zbir Pieni niewinnoci i dowiadczenia, poeta postawi dwa zwierciada, jasne i ciemne, jedno naprzeciw drugiego. Ani dziecictwo nie unicestwia dowiadczenia, ani te dowiadczenie nie wymazuje radoci dziecictwa. Trwaj naprzeciw siebie i przegldaj si w sobie nawzajem: dwa oblicza wiata, w ktrym czowiek yje. W swoim najwikszym arcydziele poetyckim Blake je tylko ukazuje, nie szuka rozwizania tej zagadkowej sprzecznoci. Wyrazem za szukania rozwizania s jego poematy, ktre nazywa ksigami proroczymi. Jednoczenie z Pieniami niewinnoci powstaje Ksiga Thel, w ktrej Cra Serafinw wpatruje si w niepokojc przyrod. Stan niepenoci ludzkiej wiedzy poeta stara si przekroczy moc wyobrani, Boskiej Wizji, jak j czsto bdzie nazywa. W serii poematw o kosmosie, zacztej Pierwsz ksig Urizena (1794), dzieje wszechwiata przedstawione s jako historia walk kosmicznych, szczegln za rol w ksztatowaniu

wiata, w jakim ludzie yj, przypisuje si Urizenowi, zimnemu rozumowi. Poeta pragnie przeciwstawi si Johnowi Milionowi, autorowi Raju utraconego, ktrego uwaa za wyraziciela Urizena, podczas gdy on, William Blake, chce by nade wszystko wieszczem Losa, czyli wyobrani, ..Boskiej Wizji, wspierajcej w wiecie wolno i dobro. Warto w tym miejscu na chwil odej od dziea Williama Blakea i sign do Wyzna witego Augustyna, gdzie w VII ksidze mwi si wiele o problematyce wyobrani. Termin aciski imaginatio (od sowa imago, obraz), ktrego przekadem jest nasza wyobrania, istnieje w acinie klasycznej, postaugustowskiej (u Pliniusza Modszego i Tacyta), szczegln za uwag skupi na nim autor Wyzna. Opowiadajc o swojej wdrwce intelektualnej, wspomina, jakimi drogami wioda go niegdy wyobrania (Wyznania, VII 5): Przed oczyma ducha stawiaem sobie cae stworzenie zarwno to, co moemy zobaczy: ziemi, morze, powietrze, gwiazdy, drzewa i ywe istoty miertelne, jak i to, czego ujrze nic mona: utwierdzenie nieba w grze, wszystkich aniow, wszystkie duchowe byty nieba. Lecz take te byty, jakby byy ciaami, umieszczaa w takich a takich miejscach moja wyobrania. Cae Twoje stworzenie wyobraziem sobie jako wielk mas skadajc si z rnych rodzajw cia niektre z nich rzeczywicie byy ciaami, a niektre tylko w mojej wyobrani zastpoway byty duchowe. wity Augustyn w okresie, ktry wspomina, ulega jeszcze wpywowi doktryn gnostyckich, a zwaszcza koncepcjom Manesa (215277), reformatora antycznej religii perskiej, zaoyciela sekty manichejskiej. Jest rzecz godn uwagi to, e tre kosmicznego mitu zawartego w ksigach proroczych Blakea w wielkim stopniu odtwarza goszon w staroytnoci przez manichejczykw teori o uksztatowaniu widzialnego wiata przez czynnik za, ktremu si przeciwstawia czynnik dobra. By moe dotykamy tu staej tendencji wyobrani ludzkiej i obserwujemy drog, na jak wkracza ona wtedy, gdy zaufaa sobie i uznaa siebie za rdo prawdy. wity Augustyn, jak wspomina (Wyznania, V 10), w swoim okresie manichejskim uwaa zo za substancj: za olbrzymi, bezksztatn, wstrtn mas materii, ktra moga mie posta sta wtedy manichejczycy nazywali j ziemi albo rozrzedzon i ulotn, jak powietrze. Wedug ich wyobrae zo w tej drugiej postaci jest zowrog myl przenikajc ziemi. A poniewa nawet ta odrobina pobonoci, jaka bya we mnie, uniemoliwiaa mi przyjcie mniemania, jakoby Bg, dobrym bdc, stworzy mg jakkolwiek natur z, wyobraaem sobie, e przeciwstawiaj si sobie nawzajem dwie masy materii, przy czym obie s nieskoczone, lecz za w mniejszym, a dobra w wikszym stopniu. Nieustanna walka kbica si w kosmicznym micie Blakea, przypominajc fantazje manichejskie, jest te nieraz bliska temu, co antyczna mitologia grecka opowiadaa o bezlitosnych zmaganiach rnych pokole bogw. Rola siy, zarwno w dziejach wszechwiata, jak i w yciu ludzkim, bya przez antyczn myl i sztuk greck wyrazicie uwydatniana. Iliada jest wielkim poematem o sile. Kiedy za w jednym z Hymnw homeryckich bogini Demeter, skrzywdzona przez Olimpijczykw, siedzi u studni w Eleuzis jako znkana stara kobieta, crki krla Keleosa mwi do niej {Do Demeter, 147148): Kady dar bogw, matko, choby nie by miy, Trzeba przyj. Bo wicej, ni my, maj siy. Ajschylos jednak w pieni chru w Orestei (Agamemnon, 176183) daje wyraz innej teologii, powiadajc o Zeusie: On powid ludzi Drog ku mdroci. Mocno utwierdzi prawo:

Przez cierpienie wiedza. Zamiast snu kapi w sercu Krople pamitnego blu. Mdro nawiedza i tych, Ktrzy jej nie chc. Nieodparta to aska Bstw u wzniosego steru. Jest wic co, co gruje mad si. O tym mwi najwicej Biblia, ktrej William Blake nigdy nie przesta czyta, Biblia nieraz ukazujca wzgldno wszelkiej siy wobec bytu nieskoczonego, na przykad wtedy, gdy prorok Eliasz po pokonaniu prorokw Baala idzie w gry (3 Kr 19, 813): zrywa si wicher, w ktrym gry dr i skay si krusz. Nie w tym wichrze .Pan. Potem wszystko dookoa koysze si w trzsieniu ziemi. Nie w tym trzsieniu Pan. Potem wybucha ogie wielki. Nie w ogniu Pan. A po ogniu tchnienie cichego powiewu. Gdy Eliasz je usysza, zakry twarz paszczem, a wyszedszy stan u wrt jaskini. A oto gos do niego przemwi: Co tu czynisz, Eliaszu? Zawarte jest tu chyba pouczenie, e w nieskoczonoci oskot gromu nie jest bardziej syszalny, ni najcichszy powiew wiatru. Napeniajc ksigi prorocze burzliwym wirem kosmicznej walki, Blake nie przestaje tskni do tej duchowej ciszy, o ktrej piewa krl Dawid (Ps 41, 23): Jako pragnie jele do rde wodnych, tak pragnie dusza moja do Ciebie, Boe. Pragna dusza moja do Boga mocnego, ywego: Kiedy przyjd, a oka si przed obliczem Boym? Angielski poeta t tsknot do spokoju, do czego, co w samym rodku mrocznego wiru byoby stref jasnoci, wypowiada w swojej nieporwnanej liryce, z ktr si bynajmniej nie poegna po skomponowaniu najwikszego arcydziea. Pieni niewinnoci i dowiadczenia. Przechowane w notatnikach pniejsze wiersze si sztuki dorwnuj owemu arcydzieu. Odnajdujemy w mich waciw wielkim artystom wiadomo, e kada strofa prawdziwego wiersza jest dziwnym zwycistwem nad niewyraalnoci, tak trafnie okrelon ju w liryku zacztym od sw Nigdy nie pragnij wypowiedzie (ok. 1793). Synny wiersz Rousseau, Voltaire, moecie szydzi (ok. 18001803) jest wyznaniem wiernoci dla tradycji biblijnej: Atomy mdrcw, Newtonowe Czsteczki wiata piaskiem wszystkie Nadmorskim s, gdzie Izraela Przybytki jarz si wietliste. Wrd utworw przepisanych na czysto w notatniku okoo roku 1803 czytamy wspaniale Wrby niewinnoci, ktre chyba jeszcze dobitniej ni ksigi prorocze obrazuj dramatyczny splot powszechnej zalenoci wzajemnej najrniejszych elementw wiata. W tej samej grupie wierszy przechowa si sen o Krysztaowej Matce i Kraina snw, ktra jest niezwykym nad niewyraalnoci zwycistwem. Prowadzi nas w wiersz z powrotem do Pieni niewinnoci i dowiadczenia. W najwikszym arcydziele bowiem przechowuje si, jak mona sdzi, esencja poezji Williama Blakea. Rozlege jego poematy zasuguj na drobiazgow egzegez, ale to, co zawar w tamtych Pieniach, gdzie nie szuka adnych teorii ani rozwizania intelektualnych zagadek, lecz tylko postawi dwa zwierciada, jedno naprzeciw drugiego, jest czym wicej: mona by rzec, i ta poezja, ktrej aden badacz nie zdoa wymierzy krytycznej sprawiedliwoci, zasuguje na nasze milczenie. Nie prbujmy jej komentowa. Wczytujc si w ni, a krytycznym sdem jedynie krc wok niej, zwrmy uwag na przykad na to, e

w tym zbiorze przejawia si jedno z dowiadcze znamiennych dla owej epoki, kontrast egzystencji wiejskiej i ycia w miecie ksztatujcego si przemysu. W gwarnym i stoczonym Londynie, otoczonym jednak gajami i sadami, Blake od dziecistwa zna i miasto, i wie. Odczuje owo przeciwiestwo rwnie silnie, jak to pniej bdzie udziaem, na brukach tej samej metropolii, Cypriana Norwida, aujcego wsi biaej atasem kwiatw jaboni: Na liskim bruku w Londynie, W mgle, podksiycowej, biaej, Niejedna posta ci minie, Lecz ty j. wspomnisz, struchlay Podobnie widzi miasto angielski poeta (Londyn w Pieniach dowiadczenia): W kamiennym miecie, gdzie Tamiz Take sptano pord krat, Na kadej ludzkiej twarzy widz Saboci i cierpienia znak. Nie patrzy na wielkie miasto z dala, lecz yje w nim, jak my yjemy. Stanowi to te jedn z rnic midzy nim a wikszoci innych poetw angielskiego romantyzmu, ktrego William Blake jest gwnym obok Williama Wordswortha inauguratorem. Osobliwym trafem angielski i polski przeom romantyczny s podobne do siebie przez to, e kady z nich mia dwie, niezalene od siebie, inauguracje. U progu polskiego romantyzmu stoj dwa wielkie teksty: Ballady i romanse (1822) Adama Mickiewicza i Maria (1825) Antoniego Malczewskiego, dziea bardzo odmienne, zapowiadajce rozmaito tonu tej naszej nowej literatury. Inauguracjami angielskiego romantyzmu s rwnie dwie, powstae niezalenie, zupenie osobno, kreacje: Pieni niewinnoci i dowadczenia (17891794) Williama Blakea i Ballady liryczne (1798) Williama Wordswortha i Samuela Coleridgea. Dzieo Mickiewicza i dzieo Wordswortha (bo on by gwnym autorem zbioru) miay od razu wywrze duy wpyw na literatur swych narodw; utwr Malczewskiego i cykl wierszy Blakea miay dugo pozosta niemal nieznane. Obrazy jawice si w Wordsworthowskich Balladach lirycznych s dalekie od kamiennego miasta, po ktrym chodzi, cigle pamitajcy o zieleni penej ech, Blake. Fabuy ballad Wordswortha rozgrywaj si wrd zieleni albo na bezkresnym polu obsypanym niegiem. Ale i temu poecie nie jest obca gorycz dowiadczenia. W nalecym do Ballad lirycznych poemacie: Wiersze napisane w grach, w odlegoci kilku mil od Opactwa Tintern, podczas powtrnych odwiedzin brzegw rzeki Wye 13 lipca 1798 roku opowiada on, jak pikno przyrody agodzi t gorycz, obiecujc gbsze wtajemniczenie. Ufam, e temu rdu dar jeszcze cenniejszy Zawdziczam: nastrj ten bogosawiony, Gdy tajemnicy brzemi i gdy ciar Dotkliwy wiata niezrozumiaego Staj si lejsze; t pogod bog, Kiedy wewntrzny spokj nas prowadzi A tam, gdzie tchnienie i krwi pulsowanie

Zdaj si niemal zamiera: gdy ciao pi, czuwajc stajemy si dusz. Wtedy oczyma, potg harmonii, Moc radoci uspokojonymi, Patrzymy w samo ycie rzeczy. Gorycz dowiadczenia pozostanie w romantycznej poezji angielskiej, jak i polskiej, jako jej ciemna strona. Bdzie obecna w wielu wierszach Coleridgea, w monologu Byronowskiego Manfreda i cierpkiej ironii Korsarza i Don Juana, w ostatnich sowach niedokoczonego poematu Shelleya, Triumf ycia: Wic czym jest ycie?, jak te w synnej przypowieci, zawartej w licie (1818) Johna Keatsa do Johna Hamiltona Reynoldsa, o yciu ludzkim jako rozlegym domostwie, w ktrym si przechodzi z komnaty do komnaty, a do tej, gdzie po wszystkich stronach otwieraj si liczne drzwi, wszystkie ciemne, wszystkie do ciemnych wiodce korytarzy, i w Keatsowej Odzie do melancholii: Melancholia, jak wrka spowita w welony, Nie rozpoznana, w samym paacu wesela Krluje. Tylko temu, kto umie na ziemi Poywa chleb radoci socem wyzocony, Ona wiedzy o smutku swej mocy udziela, By midzy trofeami jej zosta chmurnemi. W polskim romantyzmie smutkowi i niepokojowi Blakeowskich Pieni dowiadczenia zdaje si szczeglnie pokrewnie wtrowa Maria Malczewskiego, zwaszcza to, co na progu pieni II mwi tajemniczy przybysz, pachol, moe z Ziemi witej wdrujce, o gorzkich pokarmach ziemskich: wiata jadem gorzkie, zatrute koacze To mnie ciko na sercu, i ja sobie pacz. A kiedy si rozmiej to jak za pokut; A kiedy bd piewa to na smutn nut; Bo w mojej zwidej twarzy zamieszkaa blado, Bo w mej zdziczaej duszy wypleniono rado Rado jednak zostaje i u Malczewskiego, w piknoci jego stepowych krajobrazw. Tak te u Blakea. Pieni niewinnoci i dowiadczenia s chyba wikszym triumfem wyobrani, Boskiej Wizji, ktr wielbi, nili wszystkie jego ksigi prorocze. Jest to poezja zachwytu i trwogi, i westchnienia, o ktrym czytamy te w pniejszym, wspomnianym ju wierszu Nigdy nie pragnij wypowiedzie. Poezja zaiste skrzydlata, natchniona, nacechowana t krlewsk prostot, ktr si radujemy take w utworach z notatnikw, jak w zachwycajcym Poranku (ok. 18001803): Mieczw i wczni wojna Bogosawiona ros W mg si rozwiewa lekka. Ju soce, wyzwolone Miujcymi zami, Nad ziemi si unosi. Poezja niewinnoci nie ganie w cieniu dowiadczenia, a zarazem ten cie w arcydziele

Williama Blakea trwa; towarzyszc jasnoci, czyni j rzeczywistsz, bardziej nieuleg wobec moliwoci rozczarowania, gbsz, gbiej zakorzenion w zagadkowym wiecie. Tchnienie smutku muska te krajobrazy niewinnoci, w krajobrazach za dowiadczenia pikno co chwila rozbyska, otwierajc przewit, jakie pocieszenie, czuo, przeczucie jasnoci. Dwa zwierciada, postawione naprzeciw siebie, odbijaj si w nieskoczono. Zygmunt Kubiak

WIERSZE

ZE SZKICW POETYCKICH (1783)PIOSENKAPamici! Roziskrzony Przywoaj blask, te pieni Dawne! Niech wiatr agodny Do boru je zaniesie, Nad potok w jego wod Zanurz obie rce: Miosnych snw urod Wyowi, zjawy pikne. Tam, gdzie piewaj wilgi, ni bd, ni srebrzycie. Potem wszystko umilknie, ciemniej drzewa, licie. Samotna dla mnie cieka W mroku przez puste pola; Tam tylko ona mieszka: Milczca Melancholia.

DO WIOSNYTy, z wosami cikimi od rosy, co patrzysz Przez jasne okna witu na ziemi, o Wadco Wiosny, i na t nasz u zachodu wysp Spojrzyj. Ona wszechgosw powita ci piewem. Od wzgrz do wzgrz wie biegnie; jake si raduj Doliny! Wszystkie oczy z tsknot szukaj Twoich jasnych namiotw. O, przybd! Niech wite Stopy twoje przebiegn przez nasz krain. Znad tamtych wzgrz u wschodu przyjd! Niech wiatr znad ki Ucauje twe szaty wonne. Rozsiej pery Na smutnej ziemi, ktra w samotnoci pacze. Oddechu twych wieczorw pragniemy i witw. Ujmij t ziemi w pikne swe donie, jej nago Okryj pocaunkami. Sw wasn koron Ozo jej gow, ktra chyli si omdlaa. Ona przecie dla ciebie zaplota warkocze.

DO LATATy, ktry w mocy nasze nawiedzasz doliny, Poskrom konie, ujarzmij pomienie, ktrymi Ziej wielkie ich nozdrza! Nieraz, Wadco lata, Ju rozpinae zoty namiot, pod dbami Spae naszymi, gdymy z radoci widzieli Rudy blask twego ciaa i an wosw powych. W najgbszym cieniu boru syszelimy nieraz Twj gos, kiedy poudnie na poncym wozie Jedzie w gbokim niebie. U naszych strumieni, W dolinach wymoszczonych mchem, na brzegu rzeki Rozgocisz si. Odrzucisz jedwabiste szaty, Aby w wod zanurzy si jasn. Te ki Kochaj ciebie, Lato, w twojej zotej dumie. Nasi pieniarze, srebrne trcajcy struny, Sawni s, a modziecy mielsi s ni chopcy Z poudnia; w wirze taca nasze panny pikne Jak adne; ani pieni, ni gli nam nie brak, Ni bogich ech, ni jasnych jak niebo potokw, Ni wiecw przeciw twoim upaom z wawrzynu.

DO JESIENIObarczony brzemieniem plonw, obryzgany Krwi winoroli, Wadco Jesieni, mej chaty Nie omijaj! W jej chodnym moesz usi cieniu I piewa pie rozgon do wtru mej fletni Pasterskiej. Wszystkie crki roku bd taczy! Pie ogorza piewaj owocw i kwiatw. Gdy przed socem kwiat, w pku zamknity, odsania Pikno, mio przenika, jak dreszcz, jogo yy; Kwiaty czoo poranku wiecz; i spywaj. Janiejc, po cichego wieczoru policzkach, A syte lato piewa, piewa gdy kaskad Spada deszcz kwiatw z biaych jak pierze obokw. Duchy przestworza karmi si woni owocw; Rado na lekkich skrzydach wzbija si nad ziele Ogrodw albo kryje si wrd drzew, piewajc. Tak ten wesoy mocarz piewa w mojej chacie, A potem si przepasa i odszed za wzgrza Opustoszae. Zote pozostawi brzemi.

DO ZIMYZarygluj, Wadco Zimy, diamentowe wrota. Pnoc jest twoja. Tam jest ciemne twe zamczysko Na gbokich oparte posadach. elaznym Wozem nie wstrzsaj jego dachu, nie am supw. On nie syszy. Nad strasznie rozwart przepaci Gucho dudnic przejeda. Burze rozptano. Stalowymi uzbroi je grotami. Oto Wznosi bero nad ziemi. Nie miem nawet spojrze Potwr, ktrego skra tak ciasno przywiera Do mocnych koci, teraz nad jkiem ska kroczy. W ciszy wszystko poraa, wyciga do, zdziera Z ziemi szat zieleni, mrozi kruche ycie. i zasiada na skaach nadmorskich. eglarze Prno woaj. Biedni! Bd si zmagali Z burzami a si niebo umiechnie, a potwr, Wyjc, umknie do jaski pod grami Hekli.

DO GWIAZDY WIECZORNEJJasnowosy aniele wieczoru, gdy soce Za wielkimi grami usypia, pochodni Zapal mioci twojej. O ty, uwieczona Promieniami, umiechnij si nad naszym oem, Umiechnij si do naszej mioci. Gdy zsuwasz Ciemne kotary nieba, rozsiej srebrn ros Na wszystkie kwiaty, ktre pochylaj gowy, Bo czas ju zasn. Niechaj i ten wiatr z zachodu Unie nad uciszonym jeziorem. Milczeniem Niech przemawiaj oczy twe byszczce. Srebrem Zmyj t szaro dokoa nas! I ju odchodzisz Zbyt rycho, o, zbyt rycho! I ju wilki wyj, lepia lww wybyskuj spod ciemnoci boru. Lecz wen naszych jagnit w tej porze okrywa Twa wita rosa. Chciej je chroni swoj moc.

DO JUTRZENKIO wita, w biel najczystsz odziana, zociste Otwrz podwoje nieba, uka si nad nami! Przebud wit, ktry nazbyt dugo w niebie drzemie. Niech z komnat wschodu nowe si rozjarzy wiato! I przynie nam porann, jak mid sodk, ros. Powitaj, jasna, soce, ktre jak myliwy Wczenie do wielkich budzi si oww. O, wbiegnij Na wzgrza odzianymi w koturny stopami!

PIE MINSTRELA Z POEMATU DRAMATYCZNEGO KRL EDWARD IIIBrutusa dzieci, w bj idce! Wasze Okrzyki dudni jak grom nad polami Gnajcy chmury ku Francji, dawicy Soce w pospnym mroku, a tak grony Jak purpurowy rozbysk burz, jak ogie, Ktry narody cae niszczy w gniewie! Wasi przodkowie w trojaskiej poogi Jak lwy z legowisk, przebudzone burz, Ogniem poncym jak ich lepia wyszli Rozgrzani walk, Grekw obryzgani Krwi, w potrzaskanych hemach; potem odzie Niosy ich, wichrem po morzu miotane. Mocnym zastpem na skay Albionu Weszli, by ziemi tward ucaowa. Bd nasz matk, naszych dzieci matk Mwili. Naszym grobem bd, mogi Pradawnej Troi, aby z niej powstay Miasta i trony, i groza orna. Tumnie wychodz z okrtw. Olbrzymie Pord wzgrz gosy. Wielcy Oceanu Synowie biegn z jam i pieczar: dzicy, Nadzy, ryczcy jak lwy, z maczugami W rkach; jak dbw br, zwarci; miotaj Ogromne gazy, rbi toporami. Nasi ojcowie id w bj, gdy dzikie Bestie, jak oskot ognia, naprzd pdz: Tak lasy hucz ponce, gdy piorun, Burz zaart przyniesiony, dotknie Wybrzey borem porosych; i z nieba Ogie si leje w szalejce morze. Dymice drzewa upady na ziemi Odarte z lici! Jake czsto burzom, Wyjcym ponad nimi, urgay! Ojcowie, potem oblani, na wczniach Oparci, patrz na skrwawione ciaa, Na straszne twarze w konaniu zakrzepe. Brutus przemwi, natchniony. Ojcowie W ciszy suchali na smutnym wybrzeu. O, sw Brutusa suchajcie: Nade mn Toczy si oto wielka fala czasu, Serce przyszoci jest brzemienne: bd Synowie wasi wadali morzami.

Z wschodu na zachd rozpostr si mocne Ich skrzyda; gniazdo ich bdzie wrd morza; Jak ory bd wdrowa za upem; Gd nie ucinie pisklt. Oto miasta piewaj, wszystkie miej si doliny: Ich podne ona nabrzmiay plonami. Synowie z tronw powstaj w radoci I przepasuj si do walki; wczeniej Od bysku witu miecze ich zabysn, Wieczr usyszy ich zwyciskie pieni; Warownie wznios na skaach; ich crki Wrd migoczcych wczni bd piewa. Wolno sta bdzie na skaach Albionu Modrymi patrzc na morze oczyma; Albo, wdrujc pord fal spienionych, Wczni ku ziemiom dalekim wycignie; I orowymi skrzydami otuli Ten brzeg albioski, wszystkie jego rody.

DIALOG Z POEMATU DRAMATYCZNEGO KRL EDWARD IIIWalter Panie Tomaszu Dagworth, zapakaem, Gdym myla o tych, ktrzy dzi polegn. Tomasz Dagworth Mj mny panie Walterze, my take Moemy polec. Walter Wiem. To ciepe ciao, Gdy legnie, musi zgni, cikim milczeniem I niepamici przytoczone. W dymie Grodw poncych mieszka mier. I w ciszy, W nocy, gdy ludzie pi, przychodzi. W miastach, Obwarowanych mocno, ilu teraz, Jczc, przewraca si na ou, z mierci Rozmawia, twarde jej syszy woanie! Ilu przez ciemno kroczy! Nad kotar Ich oa groza zawisa, zagada U drzwi si czai. Jak wielu pi w ziemi Pod zwaem prochu, kamieni: spokojnie pi, gdy ich dusze wysoko, na chmurach Wdruj, aby ju nigdy nie umrze. mier, cho j skrzyda anielskie przynosz, Straszna jest. Jake wic straszne jest pole mierci gdzie ona strop niebios rozszczepia I do wrt pieka koacze! Panie Tomaszu, smutny kraj ta Francja! Tu nawet niebo w socu tak jest blade .Tak twarz czowieka, ktry kona, wtym Pomykiem wiecy owietlona. Smutek Gniecie mi serce, gdy myl, e dzisiaj Tysice musz polec! Tomasz Dagworth Dusz tysice Wyjd z wizienia, by si wznie do nieba, Na owe pola, gdzie pieni zwycistwa I palm gazki; gdzie rado i mio, I pokj bogi pord chmur bkitnych piewaj, kwiaty rzucaj w niebiosach Rozkwite na st uczty roziskrzonej.

Jak cimy, na swe stopy wzuj nadziej Pomienn, odziej si w strj gotowoci. Biesiada w jasnym niebie ju gotowa: Niemiertelnoci kwiaty si rozwary. Ci, ktrzy walcz, niech walcz niezomnie, A ci, co padn, w zwycistwie powstan. Walter Pole ponce wojn jake czsto Widziaem, twardy szczk syszaem mieczy! Lecz nigdy, a do tego dnia pod Cressy, Taki bl duszy mojej nie przenikn. Zda mi si: jestem w ogromnej kostnicy Zatrutej groz cia gnijcych. Straszne, Zda mi si, sysz wycie mierci. Czarna Z jej kw krew cieka kroplami. A przecie Tego potwora nigdy si nie baem! Ale ci ludzie, ktrzy dzi polegn Tomasz Dagworth Panie Walterze, widzisz ja te pacz Potem wojenne niech zadwicz surmy! Walczy i paka bd dla ojczyzny; Paka i krzycze bd dla wolnoci. Wojna straszliwa mia si bdzie, krzycze, Byszczc kroplami ez; a krew popynie Jak te strumienie naszych k: spokojne. Cicho szemrzce pyn wrd kamykw I bogie ycie ojczynie oddaj; Ziele okryje jej radosne wzgrza i pene piewu bd jej okrty, Pene muzyki strun i fletw. Zmilknie Huk armat. Mrocznej, przeraliwej wojny Nie bdzie wicej. Walter Wic grajcie, trby! Bijcie, bbny! Krwawe Niech zbrosz bkit nad nami proporce! Oto miecz nieche on odpocznie wtedy, Gdy pie triumfalna nad nami zadzwoni Zwycistwa albo na tym polu legn.

Z OPOWIECI WYSPA NA KSIYCU (1783 ALBO 1784) (PIE PPANNY GITTIPIN]Ju mnie smutkowi pozostawcie! W tej samotnoci cicho zgin I wtedy tylko duchem bd, Gdy zuj t znikom glin. Jeli si potem kto zabka W bezdron moich borw cisz, W mroku zobaczy cie mj, w szumie Wiatru me sowa bdzie sysze.

Z KSIG PROROCZYCHKSIGA THEL,Czy orze wie, co si kryje w gbinie, Czy bdziesz kreta o to pyta? Czy zamieszka mdro w rdce srebrzystej? Mio w zotej czarze rozkwita?

ICry Serafinw prowadziy swoje soneczne stada Wszystkie oprcz najmodszej: ona, blada, szukaa tajemnego przestworza, Aby znikn, jak pikno poranna, ze wiata swych dni miertelnych. Nad brzegiem rzeki Adony sycha jej gos agodny Lament cichy spada na ziemi jak rosa witu: O, ycie wiosny naszej! Czemu widnie lotos tej wody? Dzieci wiosny czemu widn, tak prdko? Po to yj, by umiechn si i zgin? Ach, Thel jest jak tcza nad rzek, jak rozwiewajca si chmura, Jak obraz odbity w zwierciadle, jak cienie bdne na wodzie, Jak sny niemowlt, jak umiech na ustach dziecicych, Jak gos gobicy, jak dzie, co przemija, jak dwiki w przestworzu. O, gdybym lega agodnie, gdyby gowa moja spocza, Gdybym nia agodny sen mierci i usyszaa we nie Gos tego, co chodzi po ciekach ogrodu w godzinie wieczornej. Konwalia, swe tchnienie kryjca w trawie niskiej, Odpowiedziaa licznej Panience, mwic: Jam ziele wodne, Ja jestem bardzo maa, lubi mieszka w niskich dolinach, Tak wiotka, e motyl zocisty ledwie zdoa przysi na mej gowie. Jednak mam odwiedziny niebiaskie Ten, co wszystko wita swym umiechem, Zstpuje w dolin co ranka pochyla do nade mn. Mwi: Raduj si, trawo niska, kwiecie konwalii nowo narodzony, agodna mieszkanko milczcych bezdroy, najcichszych strumieni, Ty bdziesz w wiato odziana, karmiona mann witu, A letni ar roztopi ci pord strumieni i rde, Aby rozkwita w dolinach wieczystych. Czemu wic Thel si skary? Czemu wzdycha smutno wadczyni dolin Har? Tak powiedziaa i przez zy umiechna si potem opada W swj relikwiarz srebrzysty. Thel odrzeka: Maleka Dziewico spokojnej doliny, Ty udzielasz darw tym, co prosi nie mog, Niemym, nadmiernie znuonym; Jagni niewinne karmi si twym oddechem, chonie wo twoich mlecznych szat, Zrywa twe kwiaty, gdy si do niego umiechasz, Ociera swj pyszczek agodny ze wszystkich plam zarazy. Twoje wino oczyszcza zoty mid, twa wo,

Ktr rozsiewasz po wszystkich odygach wschodzcej trawy, Oywia mlekodajn krow, oswaja ziejcego ogniem rumaka. Lecz Thel jest jak chmura wiotka, podpalona wschodzcym socem: Znikam z mego perowego tronu i kt moje miejsce odnajdzie? Krlowo dolin rzeka Konwalia zapytaj czu Chmur, A odpowie ci, dlaczego byszczy na porannym niebie, Dlaczego rozsiewa sw wietlist pikno wrd wilgotnego przestworza. Zstp, Chmurko, pochyl si przed oczyma Thel. Zstpia Chmura i Konwalia schylia gow cich, Aby rozwaa swe sprawy rozliczne wrd trawy zielonej.

IIChmurko rzeka Dziewica wzywam ci, by mi powiedziaa, Dlaczego si nie skarysz, cho rozwiewasz si w cigu jednej godziny. Potem szukamy ci i ju nie znajdujemy. Ach, Thel jest podobna do ciebie. Ja te przemijam, lecz si skar i nikt nie syszy mego gosu. Chmura ukazaa sw zot gow, wyonia si jej posta wietlista, Unoszc si i byszczc w przestworzu przed obliczem Thel. O Dziewico, czy nie wiesz, e nasze rumaki poj si u zocistych rde, Gdzie Luvah odnawia swe konie? Patrzysz na moj modo I lkasz si, e skoro znikam i ju mnie nie wida, Nic nie zostaje? Wiedz o tym, Dziewico, e kiedy odchodz, Odchodz ku yciu dziesiciokrotnemu, ku mioci, ku pokojowi, ku zachwyceniom witym. Zstpujc niewidzialna, opieram lekkie skrzyda na balsamicznych kwiatach. Prosz jasnook ros, by przyja mnie pod swj namiot byszczcy. Paczca dziewica, drc, klka przed wschodzcym socem, A unosimy si zwizane wstg zot i ju nigdy si nie rozstajemy, Lecz kroczymy tak zjednoczone, niosc pokarm dla wszystkich wiotkich kwiatw. Naprawd tak jest, Chmurko? Lkam si, e nie jestem podobna do ciebie. Ja krocz przez doliny Har, wcham kwiaty najbardziej bogiej woni, Lecz nie nios pokarmu kwiatom; sysz wiergocce ptaki, Lecz nie karmi wiergoccych ptakw; same frun szukajc poywienia. I Thel ju nie raduje si nimi, bo widn ju i znikam. I wszyscy powiedz: Bez poytku ya ta wietlista panienka Lub moe ya tylko po to, by po mierci by pokarmem robakw? Chmura wspara si na swym powietrznym tronie i tak odrzeka: Jeli wic bdziesz pokarmem robakw, Dziewicoz przestworza, Jake wielki twj poytek, jak wielkie bogosawiestwo! Wszystko, co yje, Nie yje samotnie, nie yje tylko dla siebie. Nic lkaj si, ja wywoam Sabego robaka z niskiego legowiska i ty jego gos usyszysz. Przyjd, robaku milczcej doliny, ku swej zadumanej krlowej. Powsta bezsilny robak, usiad na liciu Konwalii, A Chmura jasna popyna dalej, by znale towarzyszk w dolinie.

IIIA Thel zdumiona patrzya na Robaka lecego wrd rosy. Jeste Robakiem? Obrazie saboci, czy jeste tylko Robakiem? Zdajesz mi si niemowlciem spowitym w licie Konwalii. Ach, nie pacz, saby gosiku, nie umiesz mwi, ale ka potrafisz. Czy to jest Robak? Widz, jak leysz, bezsilny i nagi, paczc I nikt nie odpowie, nikt ci nie pocieszy umiechem matczynym. Gruda Gliny usyszaa gos Robaka i uniosa gow pen litoci: Pochylia si nad dzieckiem paczcym i jej ycie rozlao si wok Mleczn sodycz. Potem w Thel utkwia oczy pokorne. O, Piknoci dolin Mar! Nie yjemy dla samych siebie. Widzisz mnie jako istot najlichsz i tak jestem naprawd. Moje ono jest chodne, moje ono jest mroczne w swej gbi. Lecz Ten, ktry kocha pokornych, oliw sw wylewa na m gow I cauje mnie, i wie wstgi swych zalubin na mej piersi, I powiada: Ty matk mych dzieci, jam ciebie ukocha I daem ci wieniec, ktrego ju nikt nie odbierze. Lecz czemu tak jest, Panienko, nie wiem i wiedzie nie mog; Rozwaani to i nie mog tego poj. A jednak yj i kocham. Crka Piknoci otara zy litosne biaym welonem i rzeka: Ja nie wiedziaam o tym i dlatego kaam tak gorzko. e Bg miuje Robaka, wiedziaam e karze okrutn stop, Ktra umylnie miady jego ksztat bezbronny; lecz e go karmi czule Mlekiem i oliw tego nie wiedziaam nigdy i przeto pakaam gorzko. I skaryam si wrd bogiego przestworza, e widn musz, e musz lec w twoim zimnym ou i porzuci mj los wietlisty. Krlowo dolin rzeka macierzyska Glina usyszaam twoje westchnienia. Wszystkie twe jki pyny nad moim dachem, przywoaam je ku sobie. Czy wejdziesz, o Krlowo, do mego domu? Dane jest ci wej i wrci. Niczego si nie lkaj, wejd sw stop dziewicz.

IVStraszliwy Odwierny wrt wieczystych rozwar pnocn bram. Thel wesza i ujrzaa tajemnice nieznanego kraju. Ujrzaa oa umarych i miejsca, gdzie wkniste korzenie Kadego serca na ziemi zapuszczaj gboko swe zawsze niespokojne sploty: Kraj smutku i ez, gdzie nigdy nie widziano umiechu. Sza przez kraj chmur, wrd dolin mrocznych, suchajc jkw i lamentu. Czsto nad jakim grobem okrytym ros Staa w milczeniu, przysuchujc si gosom z ziemi, A dosza do wasnej mogiy i tam usiada, I usyszaa te sowa blu z pustej czeluci: Dlaczego ucho nie moe si zamkn wobec wasnej zagady?

Albo byszczce oko wobec trucizny umiechu? Dlaczego powieki najeone s obnaonymi strzaami, Gdzie tysic wojownikw ley zaczajonych w zasadzce? Dlaczego oko darw i ask zsyajce owoce i monety zote? Dlaczego jzyk nasycony miodem od kadego wiatru? Dlaczego ucho wir apczywie wcigajcy stworzenia? Dlaczego nozdrza, szeroko rozwarte, chon groz, drc z przeraenia? Dlaczego pene czaru wdzido dla modego, poncego chopca? Dlaczego kurtyna ciaa nad oem naszego podania? I powstaa Dziewica, i z krzykiem strasznym Uciekaa, uciekaa z powrotem, a dotara do dolin Har. [1789]

PIENI NIEWINNOCI (1789)WSTPGrajc na flecie tam, gdzie nad dolin Gry si wznosz dzikie i ogromne Grajc melodie bogie, zobaczyem Dziecko na chmurze. I powiada do mnie: Pie o Baranku zagraj mi, pasterzu! Najmilsza bya mi piosenka taka. Jeszcze raz, grajku, t melodi zagraj! Wic znw zagraem. On, suchajc, paka. Teraz j od, t fujark bog. T sam rado zapiewaj sowami. Wic zapiewaem sowami. On sucha I paka, jake szczliwymi zami. A teraz usid i zapisz te sowa, Aeby w ksidze twojej kady czowiek Mg je odnale. I znikn z mych oczu. A tu przede mn szumiao sitowie. Z zerwanej trzciny uczyniem piro. Wod przejrzyst, co w strumieniu wieci, Takie w mej ksidze zapisaem sowa, Aby ucieszy nimi wszystkie dzieci.

SENKiedy usnuo si widzenie W mym nie dziecicym przez Anioy Strzeonym e zbkana mrwka Nie moga w borze znale drogi. Znkana, osaczona noc, Ktrdy ma wdrowa, nie wie. Przez gszcz gazek, igie, trawy Idc, mwia tak do siebie: Pewnie si moje dzieci smuc, Pewnie si trapi ojca trosk; Wci wypatruj, czy nie id, A potem znowu pacz gorzko. al mi jej byo. Ale nagle Widz, e wietlik si wynurza I rzecze: Jaka to istota, Paczc, nocnego woa stra? Przyszedem, eby ci powieci. Tam uk odbywa wacht swoj. Syszysz, jak brzczy? Za tym gosem Pjdziesz, niczego si nie bojc.

DZIEWCZYNKA ZABKANAProroczo zapatrzony W przyszo, w czasu otchanie (O, wyryj to gboko!), Wiem, e ziemia powstanie Ze snu, by szuka Stwrcy agodnego. Zieleni Okryj si pustynie, W ogrody si przemienia. Oto w takiej krainie, Gdzie wieczne lato paa, Siedmioletnia dziewczynka, Lika, w lesie leaa, Pod wysokim leaa, Pod rozpiewanym drzewem: A tu przywdrowaa Za dzikich ptakw piewem. Przyjd tu do mnie, nie bogi, Pod zielone gazie! Ojciec, matka czy wiedz, Gdzie ich Lika spa bdzie? Zbkana w wielkim lesie, Zbkana w dzikim borze! Kiedy rodzice pacz, Jake Lika spa moe? Gdy matk serce boli, Nieche si zbudzi Lika! Gdy matka pi, i Lika Spokojna jest i cicha. O, grona, grona nocy! Niech nad puszcz upion Gdy ja zamykam oczy Twoje gwiazdy zapon. A kiedy spaa Lika, Z ciemnej lasu gstwiny Wychodziy zwierzta, Zbliay si, asiy. Nawet lew, krl, si zbliy I patrzy na ni niemy.

Potem wok niej kry Na uwiconej ziemi. Lamparty i tygrysy Dokoa tan zaploty. A stary lew nad Lik Swj eb pochyli zoty. I poliza jej szyj, I zy na Liki gow Z jego poncych lepi Spyny rubinowe. A stara lwica na niej Rozlunia odzienie. Potem nag zaniosa Pod swej pieczary cienie.

DZIEWCZYNKA ODNALEZIONABiedni rodzice Liki Szli ca noc w rozpaczy Przez pustkowie ez pene, Przez dzikie jary, lasy. W takiej rozpaczy, jakiej Nawet jk nie wypowie, Trzymajc si za rce Szli i szli przez pustkowie. Pord gbokich cieni Przez siedem nocy spali. A w snach widzieli Lik, Jak bka si i ali. Sza blada przez bezdroa, Bezsilna, wygodzona. Potykaa si, krzyczc, Wycigaa ramiona. Mwi matka, z majakw Zbudzona nocy ciemnej: Ju dalej i nie mog. Ju nie ma ycia we mnie. Wic on j nis; i w gorzkim Blu, smutku szed dalej. Nagle widz: przed nimi Lew na drodze si czai. O, nie byo ucieczki! Na ziemi ich powali, Gronie wok nich kry. Z trwog w sercu czekali. A on si zbliy do nich I wszy; i po chwili Zacz liza ich rce. Jake si zadziwili! Patrzyli teraz peni Nie trwogi, lecz dziwoty. I oto widz Ducha Zbrojnego w or zoty. Na gowie mia koron, A z ramion spywa mikki

Zocistych wosw strumie. Rozwiay si ich lki. Powiedzia: Pjdcie za mn. Niech smutek was nie gnbi. Albowiem pi dzieweczka W mego paacu gbi. Wic poszli za t zjaw, Co ponie, a nie znika. Ujrzeli: wrd tygrysw Spokojnie spaa Lika. Na zawsze tam zostali I nigdy nie odejd. W tym jarze ani wilka, Ni lwa si nie ulkn.

BARANEKBaranku, kto ci stworzy? Czy wiesz, kto ciebie stworzy? Da ycie, da i traw Na ce u strumienia, Z najmikszej, bogiej weny Nie skpi ci odzienia, Da ci gos jasny, miy, By ki si cieszyy Baranku, kto ci stworzy? Czy wiesz, kto ciebie stworzy? Wiec powiem ci, baranku, Wic wszystko ci opowiem: On przyj twoje imi, Barankiem zwa si biaym. agodny jest i cichy, Dzieciciem sta si maym. Ja dzieci, ty baranek, Zwanimy Jego mianem. Niech On ci bogosawi! Niech On ci bogosawi!

KWIATWrblu wesoy! Ten prozwity Szczliwy pk Widzi: jak strzaa Szybki, koyski Szukasz mych rk. Miy, najmilszy! Syszy wrd lici Szczliwy kwiat, e na mej piersi, Miy, najmilszy, Drysz, paczesz tak!

ZIELE PENA ECHOto soce si budzi, Rozwesela niebiosa. Dzwoneczkami witana Przychodzi do nas wiosna. Oto skowronki, drozdy, Mionicy zaroli, Zaguszaj dzwoneczki. Rado wszdzie si gosi. Wszyscy bd widzieli Nasz rado w zieleni Penej ech, penej pieni. Jan od swej gowy siwej miechem trosk odgoni. Gwarz starcy pod dbem. Tak bawiono si ongi Powiadaj w tych naszych Piknych latach minionych, Gdymy chopcami byli. Igralimy jak oni! Wtedy wszyscy widzieli Nasz rado w zieleni Penej ech, penej pieni. Ju si dzieci zmczyy. Soce za br zapada. Skoczyy si zabawy, Skoczya si i rado. Do kolan matek biegn Siostrzyczki, braciszkowie, Jak te ptaki do gniazda, Jak te ptaki w dbrowie. Ju nikt si nie weseli, Ju nie ma tej zieleni Penej ech, penej pieni.

BOSKI WIZERUNEKO, Dobro, Lito, Pokj, Mio! do nich Modl si wszyscy, kiedy bl ich amie. Wszyscy te cztery bogie uwielbiaj Moce penymi wdzicznoci sowami. Albowiem Dobro, Lito, Pokj, Mio To Bg, co wiedzie nas po wielkim wiecie. Ta sama Dobro, Lito, Pokj, Mio To czowiek, Jego miowane dzieci. Albowiem Dobro ma serce czowiecze I Lito ludzkim wzrokiem na nas patrzy. Mio to ludzka forma boskiej siy, Pokj w czowiecze jest odziany szaty. Wic kady czowiek w kadym kraju wiata, Gdy czuje, e swej mce nie podoa, Do czterech mocy najbardziej kochanych, Do ludzkiej formy boskiej siy woa. We wszystkich trzeba t si miowa, Czy s to Turcy, ydzi, czy poganie Bo tam, gdzie Dobro, Mio, Lito mieszka, Tam najwyszego Boga przebywanie.

KOMINIARCZYKKiedy matka umara, jeszcze mej piosenki Ojej! nie potrafiem wywierka. Do pracy Ojciec sprzeda mnie. Byem wtedy tak maleki. Teraz czarne kominy czyszcz i pi w sadzy. Jest taki may Tomek, co pomocy woa, Gdy mu pikne cinali wosy noycami. Nie pacz, Tomku! powiadam. Kiedy gowa goa, Ju nigdy czarna sadza twych wosw nie splami. Ucich. I w nocy taki mu sen si wymarzy, Jakiego nikt nie widzia za ludzkiej pamici: e wszyscy, ilu tylko byo kominiarzy, W ponurych trumnach czarnych leeli zamknici. I przyszed zoty Anio z kluczem zotym w doni, I otworzy je (takie byo to widzenie), I wszyscy wyszli z trumien Anio nie zabroni, Lecz wszystkich na otwarte wypuci przestrzenie, By pluskali si w rzekach, by w socu si grzeli, A potem na obokach wznieli si do nieba. eby w Bogu mie Ojca, eby si weseli, Bd dobry! mwi Anio. Tylko tego trzeba. Zbudzi si Tomek. Torby chwytamy i mioty. Mrz, wiatr na dworze. W sercu Tomka cisza boga. Ranym krokiem do zwykej idziemy roboty. Kto czyni sw powinno, nie wie, co to trwoga.

RADO DZIECICAJak ja si zw? wit zrodzi mnie. Wic jakim woa ci imieniem? Szczliwa ja! Kt imi zna? Rado jest twoim przeznaczeniem. Tak pikna trwasz. Ty rado znasz. Radoci nazw ci imieniem. Dzwoni wrd ech Mej pieni miech. Rado jest twoim przeznaczeniem.

PASTERZBogie jest ycie pasterza: wdruje Od rosy witu a po zmierzchu cienie; Zawsze wdruje tam, gdzie jego owce; Na jego wargach zawsze dzikczynienie. Syszy niewinne jagnicia woanie, Syszy, jak jego matka odpowiada. Czuwa nad nimi, kiedy s spokojne: Gdy pasterz blisko, spokojne s stada.

NOCSoce pado za gry, Hesperus zalni jasno, Ptaki w gniazdach si skryy. Czy znajd moje gniazdo? Z wielkiej nieba altany Ksiyc z umiechem patrzy Na te uciche w dole ki, gaje i lasy. Dobranoc, ki, gaje! Tu si tak radoway Jagnita. Teraz przyszed Aniow orszak biay. I chocia ich wiatoci Nie dojrz oczy ludzi, Kady kwiat, kade ziele Do tych ask si przebudzi. Kade wypatrz gniazdo, Gdzie tul si pisklta. O dzikich bestiach z boru Ich dobro te pamita. Jeeli zwierz nie pi, Jeli skomli i pacze, Ros snu je skrapiaj, Stawiaj przy nim strae. Kiedy wilkami wcieka dza mordu owada, Pacze Anio nad nimi, Odgania je od stada. Gdy widzi martwe jagni W rozlanej krwi, w aoci, Ostronie w nowe wiaty Jego tchnienie przenosi. Tam lwa czerwone oczy Blaskiem ez si zazoc, Gdy zamruczy do siebie, Obok jagnit przechodzc: Jego zdrowiem udrka, A gniew Jego dobroci Na zawsze s wygnane, Na zawsze Jego moc. Ju przy tobie, baranku, Spocz i zasn mog.

On twoje nosi imi, Wybierzmy Jego drog. Obmyta w wodzie ycia Ta moja grzywa powa Jako zoto zabynie, Gdy bd stad pilnowa.

KOYSANKASodkie sny, czuoci swych cieni Malekiego koyszcie gow! Sodkie sny z tych bogich strumieni, Gdzie promienie pi ksiycowe! Sodkie sny, z puchu, z pajczyny Uwijcie dla niego koron, Skrzydami osocie cichymi Koysk, Anioy agodne. Sodkie pord nocy umiechy, Caonocne umiechw czuwanie Przed wami smutki si rozpierzchy. Nad moim janiejcie kochaniem. Najcichsze, gobie westchnienia Niech si nad nim cisza rozpostrze Ta najcichsza, gobia, senna, Sodkie tchnienia, umiechy sodsze. Usno, umiecha si wszystko, Co napenia przestrzenie wiata. Spij bogo, szczliwie! Tu blisko, Blisko bd nad tob paka. W twej, maleki, twarzy, jak w niebie Obraz widz umiowany. Tak lea, podobny do ciebie, Stwrca niegdy, paczc nad nami I nad nami, i nad wszystkimi. By dzieckiem. Moesz Go zobaczy Zawsze. On wargami boskimi Umiecha si teraz i patrzy Na wszystkich i na ciebie, na mnie. On jako dziecko do nas przyszed. Umiech dziecka to o Nim pami: Niebu, ziemi przynosi cisz.

CHOPIEC ZABKANYOjcze! Ojcze! Dokd odchodzisz? Nie opuszczaj mnie, zosta ze mn. Przemw do mnie, o, przemw, ojcze! Jak tu strasznie wok, jak ciemno! Ciemna noc, nie byo tam ojca Nigdzie, chopiec mokry od rosy Paka, a z ziemi si wznosia Gsta mga nad ciernie i wrzosy.

CHOPIEC ODNALEZIONYMay chopiec paka, za wiatem Wdrownym szed przez wrzosowisko. Lecz jako ojciec si ukaza W bieli Bg, co zawsze jest blisko. Ucaowa go, do strapionej Jego matki powid za rk. Jake go szukaa, przez drogi Bdzc puste, guche, dalekie.

PIEW PIASTUNKIKiedy w zieleni dwicz gosy dzieci, miechem Kiedy dzwoni wzgrz stoki, Takie ciche w mej piersi, takie ciche serce, Taki spokj gboki. Ju do domu, dzieci! Bo soce ju zapada I wieczr ki rosi. Ju koniec zabawy! Pki wit si nie zbudzi, Ta noc nam sen przynosi. O, nie! Jeszcze igrajmy! Jeszcze dzie na niebie I ptaki si wesel. O, nie! Nie zaniemy, dopki tamte wzgrza Janiej owiec biel. Wic si bawcie! Wrcicie do domu, gdy wiato, Gdy dzie zganie nad nami. I skakay malestwa, miay si, krzyczay. Wzgrza brzmiay echami.

WIELKI CZWARTEKByo to w Wielki Czwartek. Niewinne twarzyczki, wieo umyte, byszczay. Szy dzieci parami, w czerwieni, w niebieskoci, w zieleni. Siwi preceptorzy szli przodem, z powag swych lasek jak nieg biaych. I pod wysok kopu witego Pawa jak fale Tamizy wpynli. Jake mnog wydaway si rzesz te z naszego Londynu pki rozkwitajce! W stoczonych stadkach, wieciy jasnoci, ktra tylko w takich oczach ponie. By tam rozgwar ciby ale to ciba jagnit. Tysice Maych chopcw i dziewczynek wznoszcych niewinne donie. Jak wicher, zrywa si pie i bije a w nieba progi, Jak oskot gromu lecz jake melodyjny! jak gos, co w samym niebie woa. Niej od dzieci siedzieli starcy, mdrzy przewodnicy ubogich. O, czcijcie miosierdzie, bycie snad drzwi nie zamknli przed krokami Anioa.

O SMUTKU INNEGOCzy mog widzie bl innego I sam nie smuci si? Czy doni Pomocnej mog mu nie poda, Widzc innego w smutnej doli? Czy patrzc, jak zy pyn, mog Powiedzie, e to zy nie moje? Czy ojciec, kiedy jego dziecko Pacze, nie pragnie go ukoi? Czy matka moe by spokojna, Kiedy na swego dziecka twarzy Zobaczy blado trwogi? Nigdy! To nigdy si nie moe zdarzy! A pomyl: Ten, co si umiecha Do wszystkich kiedy wron malekie Widzi kopoty, szarych ptakw Bl i niedol, dziecka mk Czy On nie siada przy tym gniedzie, Litoci krzepic serce ptaka? Czy On nie siada przy koysce, By razem z chorym dzieckiem paka? Czy naszych ez On nie ociera I o poranku, i wieczorze? Czy si odwraca od nich? Nigdy: To nigdy zdarzy si nie moe! Wszystkich obdarza sw radoci; On przecie sta si pord dzieci Dzieckiem; i mem jest boleci; On te si smuci, te si mczy. Nie myl, e moesz choby westchn, By nie by Stwrca tu przy tobie, Lub wyla jedn z; On zawsze Z tob jest w smutku i w aobie. On sw radoci nas obdarza, ebymy smutki poegnali; Pki nie minie bl, tu przy nas Siedzi i pacze razem z nami.

WIOSNANa flecie graj! Oto flet milknie. Ukocha ptak Kad dnia chwil. Sowika piew W zieleni, w ciszy. Skowronka gos Niebo go syszy. Wesoo powitamy ten nadchodzcy rok! Wic jeste tu, Chopcze radosny? Wic jeste tu, Dziewczynko cicha? Ju pieje kur I wasz miech dzwoni. Pikny to wtr, Rado pikniejsza. Wesoo powitamy ten nadchodzcy rok! Baranku mj, Jestem przy tobie. Me czoo, skro Liesz agodnie. Pogaska chc Tw wen mikk Pogaska tak Najczulsz rk. Wesoo powitamy ten nadchodzcy rok!

MAY UCZEWyj letnim rankiem z domu, Gdy pene ptakw drzewa, Myliwskie rogi graj. Skowronek w gbi nieba O, boga to wsplnota! Letnim rankiem do szkoy Wdrowa to nie rado. Siedzie w awce i patrze W twarz preceptora blad To smutek i zgryzota. Bezsilna moja gowa Opada na kolana. Nie pocieszy mnie ksiga Ani wiedzy altana Zimnym zmoczona deszczem. Ptak yjcy radoci Czy piewa w klatki prtach? A jeli skrzyda dziecka Wiotkie niewola spta, Czy rozpostr si jeszcze? Ach, ojcze, matko! Jeli Pki, kwiaty si starga, Jeli na pierwszych wiosny Nadziejach rka twarda Utrapie si zaciska, Czy lato bdzie zote? Czy owoce dojrzej? Jakie plony zbierzemy Do spichrzw, gdy jesieni Dm ponure wichrzyska?

PIE ROZEMIANATeraz, kiedy si mieje kade ziele w lesie I jasnym miechem pluszcze ten strumie przejrzysty, I miej si oboki, i echo, co niesie Nasz wesoo w bory, nie milknc wrd lici, Gdy pikne nad piknymi miej si kami Drzewa, gdy w polu mieje si i wierszcz, i zajc, Gdy Marysia, Emilka i Zuzia gosami Jak dzwoneczki: Hej! hej i znw: Hej! hej!, woaj, Gdy ptaki, wielobarwni ci duszkowie leni miej si, gdy orzechw peno i czereni, Przyjdcie, by si weseli, biesiad ze mn dzieli, mia si jak ja: Hej! hej! te same piewa pieni.

MURZYNEKMatka mnie urodzia w gorejcym lecie I jestem czarny, ale ma dusza jest biaa. Biae jak biay Anio jest angielskie dzieci, A ja czarny, jak gdyby odarty ze wiata. Pod rozoystym drzewem matka mnie uczya Biorc mnie na kolana, zanim si rozpali Upa dnia. Wiele razy tak do mnie mwia, Caujc mnie i rk co wskazujc w dali: Patrz w t stron, gdzie wschodzi soce. Tam przebywa Pan Bg. I z Jego woli to wiato si budzi: Dla kwiatw, drzew i zwierzt, i dla nas prawdziwa Pociecha rzewych witw i rado poudni. Tylko na krtk chwil przyja nas ziemia, Bymy si blask mioci znosi nauczyli. Te czarne ciaa bowiem, twarz od soca ciemna To tylko chmura, gaju cie, mieszkanie chwili. Kiedy si nauczymy znosi ar, zawoa Do nas On: Wyjdcie z gaju, tu, w jasno zotego Przybytku, jak baranki igrajcie dokoa! Chmur czarnych ju niczyje oczy nie dostrzeg. Tak mi mwia matka, gdy mnie caowaa, I tak do angielskiego mwi przyjaciela: Gdy mnie czarna opuci chmura, jego biaa, Gdy bdziemy bawili si, peni wesela, Od upau osoni go, kroplami rosy Orzewi; obok mojej spocznie jego gowa Na ojcowskich kolanach; jego srebrne wosy Pogaszcz; i on wtedy bdzie mnie miowa.

GOS DAWNEGO POETYPrzyjd tu, Modoci, przyjd! Oto nowy wstaje poranek, Obraz prawdy dotd nie znanej. Wtpienie i chmury rozumu, Dysputy dla uciechy tumu Oto si rozwiay. Szalestwo to br ciemny, To labirynt obdnie spltanych korzeni. Jak wielu tam upado! O co dba powinni, Nic wiedz; w mroku o koci si potykaj Umarych w tej pustyni. I cho sami drogi nie znaj, Chc, eby za nimi szli inni.

PIENI DOWIADCZENIA (1794)WSTPSuchajcie! Wasn mow O tym, co jest, co byo i co bdzie, piewa Poeta: on na nowo Powtarza wite Sowo, Co niegdy wdrowao tam, gdzie szumi drzewa Przedwieczne paczc zami Wieczornej rosy, dusz wzywajc upad, By znowu nad gwiazdami, Gwiezdnymi biegunami Panujc, dawne wiato odzyskaa, wiato! O, eby ty powstaa, Podwigna si, Ziemio, z trawy, gdzie zy pyn! Oto noc ju omdlaa. Nowego witu chwaa Budzi si nad skbion ciemnych snw gstwin. Nie odchod midzy cienie! Dlaczego pragniesz uciec ode mnie? Dlaczego? To pene gwiazd sklepienie, Ta ka, gdzie strumienie wiec to ci jest dane a do dnia nowego.

ODPOWIEDZ ZIEMIUniosa gow, senna, Z ciemnoci, co straszliwym otacza j koem. Zgasa jej wiato dzienna. Trwa tylko noc kamienna! Wosy Ziemi pokryte rozpaczy popioem. Na ce, jak w wizieniu. Gwiezdna Zazdro spoglda na me legowisko. W chodzie, w siwinie, w cieniu, Paczca w przeraeniu, Sysz gos Ojca dawnych ludzi tu, tak blisko. Jak twarda, jak surowa Twoja wadza, Rodzicu ludzi i ich bytu! Czy ich rozkosz w okowach Nocy moe miowa, Moe zrodzi dziewice modoci i witu? Gdy kwiatw przyjdzie pora, Czy wiosna ma ukrywa sw rado, te kwiaty? Czy rolnik, aby ora, Musi czeka wieczora? Czy siewca tylko w nocy rzuca siew bogaty? Niech si skoczy ta mka! Zdejmij ten acuch, ktry tak mrozi, tak boli, Taki ciki nie pka! Straszna, wieczna udrka, e Mio wolna musi si podda niewoli.

GRUDA I KAMYKMio nie szuka nigdy siebie Ani o siebie ma staranie; Miowanemu tworzy niebo I tam, gdzie piekie s otchanie. T pie piewaa gruda gliny Deptana byda racicami; Lecz ze strumienia kamyk may Tymi zawierka jej sowami: Jedynie siebie mio szuka; Dla swego szczcia i rozkoszy Miowanego spta pragnie; Wbrew niebu mury piekie wznosi.

WIELKI CZWARTEKCzy to nie zgroza w bogatym, yznym kraju widzie dzieci, Ktre zimna lichwy rka Strca na samo dno ndzy? Czy ich pacz jest dla nas pieni? Moe to pie, z blu niema. Bezdomne i godne dzieci Oto jest niedoli ziemia. Nad ni nigdy si nie budzi Dzie, jej pola nie orane, Jej cieki cierniem zarose: Wiecznej zimy krlowanie. Bo gdyby wschodzio soce, Gdyby pada deszcz, ubogich, Godnych nie byoby dzieci, Nie byoby ndzy, trwogi.

KOMINIARCZYKCzarnulek gdzie biel niegu szeroko rozlana wierka piskliwym gosem to aosne swoje Ojej! ojej Gdzie twoi rodzice? Oboje Poszli teraz si modli, jak kadego rana. Poniewa weseliem si na wrzosowisku, Poniewa umiechaem si wrd lodw zimy, Jak na mier mnie pachtami okryli zgrzebnymi I nauczyli jkw blu i ucisku. Poniewa wiedz, e ja mia si, taczy wol, Myl, e nie skrzywdzili mnie. Kadego rana Bd wysawia Pana, Krla i Kapana, Ktrzy stworzyli dla nas to niebo, niedol.

PIEW PIASTUNKIKiedy w zieleni dwicz. gosy dzieci, szepty Kiedy si snuj w jarze, Bledn, siniej: to z mej modoci minionej Wraca cie dawnych zdarze. Ju do domu, dzieci! Bo soce ju zapada I wieczr ki rosi. Wasza wiosna si trwoni i dzie w zabawie, Zima i noc w ciemnoci.

CHORA RATy chora jeste, ro! Robak, co w nocy leci Niewidzialny w ciemnoci, W wichurze i zamieci. Nawiedzi twego oa Purpurowe wesele I jego mroczna mio Twoje ycie spopieli.

TKATwoj zabaw, tko maleka, Ma nieostrona Zniszczya rka. Lecz przecie jestem Podobny tobie. Czyme si rni Od tki czowiek? Ja take tacz. piew na mych wargach. A lepa rka Me ycie starga. Jeeli yciem Myl jest i tchnieniem, Jeli brak myli Jest mierci cieniem. To tk jestem Szczliw teraz Teraz, gdy yj I gdy umieram.

ANIOSen niem. C on znaczy moe? W tym nie krlow byem mod. Wid mnie za rk dobry Anio. Za smutek dobro jest nagrod. Pakaem cae dnie i noce. On zy ociera dobr rk. Pakaem dnie i noce, w sercu Tsknot kryjc przed nim pikn. Wic on rozpostar skrzyda biae I znikn. Nowy wit zapon. Nie paczc ju, obwarowaem M trwog mieczw, tarcz oson. A potem Anio przyszed znowu. Ja zbrojny byem, on daremnie Przyszed. Ju posiwiaa gowa. Modo odesza midzy cienie.

TYGRYSTygrysie! un dzikiej mocy W ogromnych wiecisz borach nocy! Tw przeraliw pikno jakie Stworzyy rce, jakie oczy? W jakich gbinach czy niebiosach Zaega si twych lepi sia? Jaka j burza tu przyniosa? Jaka j miao pochwycia? Czyja to sztuka, czyje dzieo, Potworne mini twoich sploty? Kiedy twe serce bi zaczo, Jakie tam pracoway moty? Jakie pryy si powrozy? Jakie tam piece ogniem ziay, Gdy mzg miertelnej peen grozy Straszliwe palce ksztatoway? Wcznie z gwiazd kiedy spady Boych I pacz gwiadzisty skrzy si w niebie, Czy On polubi ci? On stworzy Jagni! Czy stworzy take ciebie? Tygrysie! un dzikiej mocy W ogromnych wiecisz borach nocy! T straszn pikno jakie miay Ksztatowa rce, jakie oczy?

MJ KRZEW RANYJakiego nigdy tu nie ogldali Ludzie, kwiat pikny by mi darowany. Ale nie wziem go, poszedem dalej, Mam powiedziaem pikny krzew rany. A kiedy w tamte, gdzie kwitnie krzew, strony Wrciem, czule wod mu przynoszc, On si odwraca, jakby obraony, I kolce tylko byy m rozkosz.

SONECZNIKO, utrudzony Czasem, ty jedyny Kwiecie soneczny! Liczysz soca kroki, Tsknic do owej zocistej krainy, Gdzie spokj czeka wdrowcw gboki, Gdzie Modo ogniem pragnienia spalona I Panna blada w nieystych caunach Powstaj z grobw i wznosz ramiona; Gdzie ty si wznosisz w tsknocie jak una.

LILIARa kolcami kuje, gdy si zbliasz do niej. Maa owca, strwoona, rogami si broni. I tylko ona, lilia, bia gow pochyla. aden cier, groba jasnej nic skala piknoci.

OGRD MIOCIO, jake si zadziwiem Wchodzc do Ogrodu Mioci: Kaplic zbudowano tam, gdzie niegdy W zieleni igraem beztroski. Jej wrota mocno zamknite. Nie bdziesz! wypisane na wrotach. Spojrzaem na Ogrd, ktry zawsze Barwami tyloma migota. Tam, gdzie si niegdy szo po kwiatach, Teraz cikie kamienie nad grobami. Kapani w czarnych szatach szli, by rado oplata I tsknot moj cierniami.

MAY WCZGAMatko, chd moje ciao w kociele przenika. W gospodzie si cieszymy syci i ogrzani. A zreszt wiem, do czego ma dusza przywyka Czy te nawyki w niebie nie zdadz si na nic? Gdyby piwo dawali w kociele i ogie Rozpalili przyjemny, pociech dla duszy, To niechbym raz si znalaz za kocioa progiem, Ju bym si nigdy stamtd ni na krok nie ruszy. Proboszcz mgby naucza nas i piewa z nami, Szczliwymi jak ptaki w upragnionej wionie. Ssiadka (jej powag chwali si) rzgami Ju nie biaby dzieci piszczcych aonie. Pan Bg, jak ojciec cieszc si, e widzi wok Tyle, jak On, szczliwych, rozemianych twarzy, Ju i Beczce, i nawet Diabu daby pokj. Moe nawet nakarmi go, szat obdarzy?

LONDYNW kamiennym miecie, gdzie Tamiz Take sptano pord krat, Na kadej ludzkiej twarzy widz Saboci i cierpienia znak. I w kadym ludzkim krzyku, w kadej Dziecicej trwodze dwiczy gos Kajdan przez umys wykuwanych, elaznych kajdan grona moc. Kiedy kominiarz gono krzyczy, Ciemne kocioa mury dr, A zbiedzonego szloch onierza Z murw paacu spywa krwi. Ale najbardziej o pnocy: Gdy moda ladacznica klnie, zy w oczach dziecka, lubne wiece Poraa jej zatruty gniew.

LUDZKA ABSTRAKCJAGdybymy kogo nie czynili Biednym, nie byoby Litoci; I Dobro znikaby ze wiata Pord powszechnej szczliwoci. Wzajemna trwoga tworzy pokj, Dopki samolubna mio Nie wzronie; potem okruciestwo Triumfuje zdrad, swoj si. Zasiada pord trwogi witej, Kiedy si zami wily ziemia Przeobfitymi. I Pokora U jego stp si zakorzenia, Aby ponury cie roztoczy Nad jego gow: tajemnic; I tajemnic t si pas Muchy i liskie gsienice. Dojrzewa z tego owoc zudy, Rumiany, miy dla wejrzenia; Ju i kruk gniazdo sobie uwi W osonie najgbszego cienia. I aden z bogw ziemi, morza, Gdzie ronie takie drzewo, nie wie; Dugo szukali go daremnie. Ono si w ludzkim mzgu krzewi.

SMUTEK DZIECICYSzlochaa matka, paka ojciec, Kiedy samotny i bezradny Jak diablik w chmurze, z t fujark W rce, skoczyem w przepa wiata. Szamoczc si w ramionach ojca, Okrutne pieluch rwc kajdany, Cichem, kiedy na piersiach matki Bezsowny smutek mnie oplata.

ZATRUTE DRZEWOGniewaem si na przyjaciela. Wyznaem to. Zawzito pierzcha. Gniewaem si na wroga, milczc. Zawzito rosa w gbi serca. I w wielkim lku j skrapiaem Wasnymi dniem i noc zami; I umiechami ogrzewaem I przebiegymi podstpami. Rosa i rosa, dniem i noc. A jabko urodzia jasne. I wrg zobaczy, jak wiecio; A wiedzia, e jest moje wasne. Do mego zakrad si ogrodu, Gdy noc rozwiesza ciemne pachty. Rankiem z radoci zobaczyem: Wrg u stp drzewa lea martwy.

CHOPIEC ZABKANYInnych, jak siebie, nie kocha Nikt; ani, jak siebie, nie czci; Ani czowiecza nie pozna Myl wikszej od siebie rzeczy. Jake mog wicej kocha Ciebie, ojcze, albo innych? Kocham was, jak ten ptak may Dziobicy chleb, okruszyny. Kapan, ktry tam przechodzi, Sysza, co ten chopiec gosi. Jake si wtedy przerazi! Prowadzi go, peen zgrozy. Potem, stanwszy wysoko, Przemawia przed mnog rzesz: On pragnby tajemnic Rozumem zbada najgbsz. Chopiec paka, nikt nie sysza. Prno rodzice pakali. Ludzie zdjli z niego szaty I acuchem go sptali, I spalili tam, gdzie wielu Ju przed nim pochon pomie. Prno rodzice pakali. Czy tak si dzieje w Albionie?

DZIEWCZYNKA ZABKANAW Zotym Wieku, gdy ludzie Nie znaj mrozw zimy, Modzieniec i dziewczyna Promieniami zotymi Oszoomieni, nadzy, kpi si w jasnoci. Oto peni czuoci, Gdy noc blednie nad ranem, Spotkali si w ogrodzie. A wiato nieskalane Powoli rozsuwao kurtyn ciemnoci. Oto le na trawie. Soce u wschodu wieci. Nikt obcy si nie zblia. Rodzice tak dalecy. Wok pustka. Dziewczyna wyzbya si trwogi. Uciskami znueni, Znowu spotka si mieli, Gdy gbie si koysz, Gdy ksiyc noc rozbieli, Gdy pacze tuacz, z dugiej wracajcy drogi. Powrcia do ojca Dziewczyna pena wiata. Z oczu penych mioci Niby z ksigi odgada To, co jak grom runo na ni. A on patrzy I mwi: Blada, saba! Do ojca swego przemw! Widz t straszn trwog, Widz t trosk niem. Ona tak targa siwych wosw moich kwiaty

DO TIRZY*1Co rodzi si z ludzkiego ona, Bdzie przykryte gliny warstw, Aby w wolnoci si odrodzi. C mnie i tobie, o niewiasto? Z Wstydu i Dumy si poczy Pcie o poranku urodzone, Wieczorem zmare. Moc Dobroci Zmienia w sen, co byo zgonem. Potem trudziy si, pakay. Matko miertelna! Okruciestwem Lepisz me serce, oczy, uszy Z nieczuej gliny, ez przeklestwem Uudnych! Ty mnie miertelnemu Wydaa yciu. Wolno jasn Rozwara dla mnie mier Jezusa. C mnie i tobie, o niewiasto?

1* Utwr dodany do Pieni dowiadczenia prawdopodobnie okoo 1801 roku.

Z KSIG PROROCZYCHPIERWSZA KSIGA URIZENAO mocy zagarnitej przez pradawnego Kapana, Kiedy Wieczni religi jego wzgardzili I dali mu na pnocy miejsce Mroczne, cieniste, puste, samotne. Wieczni! Wasz gos z radoci sysz. Dyktujcie sowa uskrzydlone, bez trwogi Odsaniajcie ciemne wizje mki.

IOto cie grozy si wznis Pord Wiecznoci! Nieznany, bezpodny, Zamknity w sobie, wszystko odpychajcy. Jaki Demon T wstrtn pustk uksztatowa, Prni, ktra przeraa dusz? Niektrzy powiadali: To Urizen. Lecz nieznana, odosobniona, Zaczajona, tajemna, mroczna moc si krya. Czasy po czasach rozdzieli, przestrze Wymierzy za przestrzeni w dziewiciokrotnej ciemnoci, Niewidzialny, nieznany. Zmiany si pojawiy Jak odosobnione gry, roztrcone gwatownie Czarnymi zamtu wichrami. Albowiem bitwy toczy przeraliwe W niewidzialnej wojnie ze zrodzonymi Z porzuconej przez niego puszczy Ksztatami bestii, ptakw, ryb, ww, ywiow, Ogni, wichrw, oparw i chmur. Mroczny krzta si w milczcym dziaaniu. Niewidzialny w udrce namitnoci, W dziaaniu nieznanym, straszliwym, W siebie samego wpatrujcy si cie, Olbrzymimi pochonity trudami. Lecz Wieczni bory jego rozlege dostrzegli. Przez wieki wiekw lea zamknity, nieznany, W gbinie zaczajony; wszyscy omijaj Skamieniay ten, ohydny chaos. Zimn groz swoj niemy, mroczny Urizen Przygotowywa; miriady jego gromw

W ponurych, jak do walki, szeregach przez straszliwy Rozbiegaj si wiat; turkot jego k, Jak morze wzdte wichrem, rozbrzmiewa w jego chmurach I na jego wzgrzach przygniecionych zwaami niegu, Na mronych, chostanych gradem grach; krzyk zgrozy Nieraz daje si sysze, podobny gromom jesiennym, Ilekro si chmura nad niwami rozarzy.

IIZiemi nie byo ani kul przycigania. Wola Niemiertelnego rozprzestrzeniaa Albo cieniaa wszystkie jego gitkie zmysy, mierci nie byo; wieczne krzewio si ycie. Gos trby niebiosa przebudzi; I szeroko rozpostarte chmury krwi Toczyy si wok ska Urizena zamglonych. Takie nosi imi ten samotny w Bezmiarze. Ostry trby dwik. I oto miriady z Wiecznoci Staj w ordynku nad szarymi pustyniami Penymi teraz chmur, ciemnoci, fal, Ktre mozolnie, krtymi drogami si toczyy. I sowa wypowiedzia wyrane, a huczay Jak grom nad wierzchokami jego gr: Z gbi mrocznej samotnoci, z wiecznego Gniazda w onie mej witoci, Ukryty, odosobniony pord zamysw surowych, Przeznaczony dla dni przyszoci, Szukaem radoci bez blu, Trwaoci bez rozchwiania. Dlaczego umrze chcecie, Wieczni? Czemu w nie gasncym yjecie palenisku? Najpierw z ogniem si zmagaem i w gbi Wtoczyem go, w wiat wewntrzny, Pustk bezmiern, dzik, ciemn, bezdenn, Gdzie niczego nie byo, Natury rozlege ono. I wsparty na samym sobie, nad prni rozpostarty Ja jeden, wanie ja! wichry bezlitosne Sptaem; lecz gstniejc w kaskady Spadaj nieustannie. Silny, odepchnem Fale szerokie i powsta nad wodami wiat mocnego utwierdzenia. Ja tu samotny w ksigach wykutych z metalu Zapisaem tajemnice mdroci,

Tajemnice mrocznej kontemplacji Walkami, zmaganiami Z przeraliwymi, z Grzechu zrodzonymi potworami, Mieszkajcymi w onach wszystkich, Siedmioma grzechami miertelnymi duszy. Oto rozsuwam moj ciemno, oto na tej skale Rk mocn kad t Ksig W spiu wiecznym wykut, w odosobnieniu moim napisan: Prawa pokoju, mioci, jednoci, Litoci, wspczucia, przebaczenia. Niechaj kady jeden wybierze przybytek, Odwieczny swj dom bezmierny, Jedno przykazanie, rado jedn, tsknot jedn, Jedn kltw, jedno brzemi, jedn miar, Jednego Krla, jednego Boga, jedno Prawo.

IIIGos umilk. Widzieli blad jego twarz, Jak si z ciemnoci wynurzaa, jego rk Na skale wiecznoci zdejmujc klamry Z Ksigi spiowej. Wcieko zatrzsa silnymi. Wcieko, furia, oburzenie W lawinach ognia, krwi i ci, W wirach siarkowego dymu. I olbrzymie ksztaty energii, Wszystkie siedmiorakie grzechy miertelne duszy W oywionych pojawiy si tworach, W pomieniach wiecznego gniewu. Rozpadajc si, ciemniejc, wybuchajc gromami, Strasznym wstrzsem rozdarta Wieczno rozprysna si szeroko, Na wszystkie strony daleko si toczc; Wzdta w gry na wszystkie strony olbrzymie, Odchodzia, odchodzia, odchodzia, Zostawiajc pogruchotane szcztki ycia, Urwiste, grone skay a w rodku by bezmierny Ocean pustki bezdennej. Pomienie z opotem przebiegay po niebiosach W wichurze, w ulewach krwi; Nad mrocznymi Urizena pustyniami Pomienie przez pustk ;jak deszcz spaday Na zastpy Urizena, ktre on sam zrodzi. Nie dadz wiata te pomienie: wszdzie ciemno W poodze furii wiecznej.

W mce, wrd pomieni nie gasncych Ku pustyniom i skaom bieg gniewny, Aby si tam ukry; ale nie znalaz schronienia; Wic z uporem ry gry i wzgrza sw moc, Pitrzy je w trudzie nieustannym, Wyjc gucho, w blu, w szalestwie, Dugo, dugo wrd pomieni si mozolc, A siwy si sta, wiekiem zgarbiony, sdziwy W rozpaczy i cieniu mierci. Strop rozlegy, kamienny Dokoa siebie uksztatowa, jak ono, Gdzie tysice rzek w yach krwi Spywa po zboczach fir, aby umierza Wieczne ognie, co si rozprzestrzeniay Od Wiecznych; i jak czarna kula Ogldana przez synw Wiecznoci stojcych Na wybrzeu bezmiernego Oceanu, Jak ludzkie, w piersi bijce, szamoczce si serce wiat przestronny Urizena si wyoni. A Los wok ciemnej kuli Urizena Z polecenia Wiecznych kry, czai si, aby uwizi I odosobni to mroczne oddzielenie, Od ktrego Wieczno tak bya daleka, Jak daleko gwiazdy s od ziemi. Paka, szlocha Los, krc wok ciemnego Demona I przeklinajc sw dol; bo Urizen w udrce Oderwany by od jego boku; I tylko pustka dla stp Losa bezdenna, Ogie wciekle poncy jego dom. W kamiennym nie Urizen spoczywa, Nie wadncy sob, oderwany od Wiecznoci. Mwili Wieczni: C to jest? mier. Urizen to brya gliny. Los wy w osupieniu i rozpaczy, Szlocha, paka, jcza, Dopki oderwanie nie zostanie uleczone. Ale nic zablinio si Urizenowe oderwanie. Zimny, bezksztatny, ciao albo glina, Miotajc si wrd przeraliwych przemian, W nocy bez snw lea. Wreszcie Los pomienie swoje roznieci, przeraony

Bezksztatn, niezmiern mierci.

IVJake si Los zadziwi Grzechotem koci I tym wznoszcym si, dyszcym siark, Udrczonym Niemiertelnym, ktry tak si sroy W wirach, we wrzcej smole Pod gniewnymi rkami Losa. Uczyni Los sieci i pta, Aby je zarzuci na wszystkie strony. Trwonie si wpatrywa W mroczne przemiany; i kad z nich pta Okowami z elaza i spiu. A takie byy przemiany Urizena: Wieki po wiekach nad nim si toczyy; W kamiennym nie wieki nad nim si toczyy, Jak rumowisko ciemne, wielkie, zmienne, Huczce wstrzsami ziemi, pospnych pene pomieni. Wieki toczyy si po wiekach w upiornej, Mdej udrce; a krc wok Urizena W wirach ciemnoci Prorok wieczny jcza, Motem okowy elazne umacniajc, Lejc roztopione elazo, rozdzielajc Noc ow straszn na warty. I Urizen (tak imi jego wieczne dwiczy) Podn rozkosz swoj coraz gbiej mroczy W ciemnoci tajemnej, ukrywajc w topieli Wrzcej siarki swoje rojenia. Prorok wieczny napeni ciemne miechy, Odmwi spoczynku obcgom, a motowi Nieustannie bi kaza, coraz to nowe wykuwajc acuchy, Ogniwami pitnujc godziny, dnie, lata. Z wiecznego umysu, uwizionego, poczy si toczy Fale wzburzone zaartego gniewu, Siarka spieniona gst wznosia si nawa, A w jezioro zastyga jasne, roziskrzone, Biae jak na zimnych grach nieg. Zapomnienie, niemot, konieczno acuchami umysu sptane

Jak zacieniajcymi si okowami lodu, Rozbite, oderwane od Wiecznoci, Los ku na kowadach elaznych I rozpala piece, i la strumienie Roztopionego elaza, roztopionego spiu. Miota si Niemiertelny w acuchach, Dyszc bolenie, nie mogc znie tej mki, A wreszcie puap, jak dzikiej puszczy strop, Zamkn w okrgu rdo jego myli. W strasznym, penym majakw nie, Niby w mocno spojonych acuchach piekielnych, Wielki Kociec, skrcony w mce Pord szalejcych wichrw, wypuszcza pdy, bolesne ebra, sklepion pieczar; Koci materii zamarzay Nad cignami jego uradowa. I pierwszy przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia. Z jam jego potnego Koca Opada, ze zgroz, czerwona, Rozarzona Kula, gboko opada, Zapada w Otcha: Dyszc, zasklepiajc si, drc. Wysnuway si miriady gazi Z jego twardych koci. I drugi przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia. Obkany trwog Krzepki jego umys wypuci gazie Wok gazi jego serca Wysoko, w dwch maych krgach, I utwierdzi je w dwch maych jaskiniach, Troskliwie ukrywajc je przed wichrem; Oczy jego przezieray gbi. I trzeci przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia. Zaczy si mki nadziei. W cikim blu, miotajc si, zmagajc Dwoje Uszu w ciasnych zwojach Spod krgw jego widzenia Wyrastao ku grze pokrtnie i kamieniao W miar, jak roso. I czwarty min Wiek, Stan pospnego cierpienia.

W upiornej, mdej mce, Koyszc si w wichrze, Dwa Nozdrza nad gbi si pochyliy. I pity przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia. W upiornej, mdej mce Wrd jego eber si rozszerzaa Godna, ziejca Jaskinia; Z niej Gardo jego, jak kana, si wysnuo; I, jak pomie szkaratny, Jzyk aknienia i godu si pojawi. I szsty przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia. Dyszc gniewem, dawic si mk Prawe Rami wycign ku pnocy, Lewe ku poudniowi, Rozprzestrzeniajc si w udrce bezdennej, A jego stopy Otcha doln deptay W dreszczu, wyciu, niedoli. I sidmy przemin Wiek, Stan pospnego cierpienia.

VW przeraeniu Los od swego oderwa si dziea; Wielki mot wypad z jego rk. Ognie swoje widzc ze zgroz, Silne czonki ich ukry w dymie; Bo pord wszystkich gromw zniszczenia, Pord chrzstu, oskotu, jkw Niemiertelny przetrwa acuchy, Cho miertelnym by sptany snem. Wszystkie miriady Wiecznoci, Caa mdro i rado ycia Wok niego tocz si jak morze Oprcz tego, co jego mae krgi widzenia Stopniowo odsaniaj. I oto wieczne jego ycie Jako sen wymazane. Zadra wieczny Prorok, jeden cios Od pnocy swej do poudnia wymierzy. Miechy i mot ju milcz. Drtwota milczenia gos Losa proroczy Sptaa; zimna samotno, ciemna pustka Wok wiecznego Proroka i Urizena si zamkna.

Wieki po wiekach nad nimi si toczyy, Odcitymi od ycia i wiata, zamarzymi W potworne ksztaty kalectwa. Los pozwoli swym pomieniom przygasn; Potem za siebie obejrza si z niecierpliw tsknot, Ale przestrze, nie podzielona istnieniem, Lkiem dusz jego porazia. Paka Los ocieniony aob, A ono jego drao trzsieniami ziemi; Zobaczy Urizena miertelnie czarnego, acuchami sptanego; i Lito si pocza W niepokoju cigle rozszczepiajcym, Bo Lito rozszczepia dusz W blach, wieczno po wiecznoci, ycie kaskadami spywao z jego urwisk. Prnia skupia fluid w minie Rozbiegajce si szeroko w onie nocy I ostaa si kula krwi Drca nad Prni. Tak wieczny Prorok by podzielony Przed miertelnym wizerunkiem Urizena; W zmiennych bowiem chmurach i ciemnoci, Pord mronej nocy w dole Otcha Losa rozcigaa si w bezmiar; I raz widzialne, raz zacienione, Oczom Wiecznych wizje odlege Mrocznego rozdzielenia si jawiy; Jak lunety odkrywaj wiaty W bezkresnej Otchani przestrzeni, Tak rozszerzajce si oczy Niemiertelnych Dostrzegay ciemne wizje Losa, A kula krwi ywota unosia si drc. Kula ycia draa Wypuszczajc korzenie Wkniste, wijce si w wichrze, Wkna krwi, mleka i ez W blach, wieczno po wiecznoci. Wreszcie we zy i woania wcielona Posta niewiecia, drca i blada Przed twarz Losa pen mierci si koysze. Caa zatrzsa si Wieczno Na widok pierwszej niewieciej postaci, oddzielonej, Bladej jak niena chmura, Koyszcej si przed obliczem Losa.

Zadziwienie, niemota, lk, osupienie Skamieniaj wiekuiste miriady Wobec pierwszej niewieciej postaci, oddzielonej. Litoci j nazwawszy, umkny. Rozpostrzyjcie nad nimi namiot, mocne zasony, Niechaj sznury i koki prni sptaj, zamkn, 118 Aby Wieczni ju nigdy ich nie ogldali. Poczli wic tka kotary ciemnoci, Wielkie postawili wok Prni supy, A do supw przytwierdzili haki zote; W nieskoczonym mozole Wieczni Zason tkali; i nazwali j Wiedz.

VILecz Los ujrza Niewiast, ulitowa si nad ni; Obj j, pakaa, stronia; W przewrotnej, okrutnej rozkoszy Uciekaa z jego ramion, on szed cigle za ni. Zadraa Wieczno, gdy ujrzeli, Jak czowiek podzi podobiestwo swoje Ze swego wasnego oddzielonego wizerunku. Czas przemija; Wieczni Zaczli rozpina namiot; Lecz oto Enitharmon, omdlewajc, Poja, e w jej onie zagniedzi si Robak. Bezradny lea Robak W drcym onie, Czekajc na ksztat i istnienie. Przez cay dzie Robak spoczywa na jej piersiach; Przez ca noc w gbi jej ona Robak spoczywa, a si rozrs w wa. Gronie syczc, groc jadem Ldwie Enitharmon oplata. Ciasno si zwijajc w onie Enitharmon W rs, zrzuca uski; Wrd przenikliwych blw syk wa powoli W przeraliwy krzyk si przemienia; Wiele cierpie, straszliwych skurczw, Wiele ksztatw ryb, ptakw i bestii Wydao z siebie Posta Dziecic, Gdzie niegdy Robak by.

Wieczni ju namiot rozpili Przestraszeni tymi wizjami mrocznymi, Kiedy Enitharmon jczc Porodzia Dzieci pci mskiej. Ostry krzyk rozdar Wieczno, Nagy, dawicy skurcz, Gdy urodzi si Cie Czowieczy. Ryjc ziemi, torujc sobie drog nieodparcie, Wyjc, Dzieci wrd gorejcych pomieni Wynurzao si z Enitharmon. Wieczni zamknli namiot; Utwierdzili koki, sznury rozcignli Dzieo na wieczno. Ju nigdy wicej Los nie ujrza Wiecznoci. Wzi Dzieci na rce, W zdrojach smutku je skpa, Odda je Enitharmon.

VIINazwali Dzieci Ork; roso Karmione mlekiem Enitharmon. Los j przebudzi. O, smutku, o, blu! Oto zacieniajcy si pas oplt Jego ono. kajc, Rozerwao pas na dwie czci; Lecz oto inny pas uciska Jego ono. kajc, Znowu go rozerwao. I znowu Inny pas je uciska. Za dnia si pas ksztatowa, Noc na dwie czci si rozpada. A one, padajc na ska, Staway si acuchem elaznym, Jednym acuchem o mocnych ogniwach. Na szczyt gry powiedli Orka. Jake Enitharmon pakaa! Przykuli mode jego ciao do skay acuchem Zazdroci Pod penym mierci cieniem Urizena. Gos dziecka usysza umary I powoli budzi si ze snu;

Wszystkie twory usyszay gos dziecka I powoli budziy si do ycia. A Urizen, gnany wciekym godem, Draniony wonnymi tchnieniami Natury, Przeszukiwa swoje pieczary. Przygotowa miar i oowiank, Aby rozdzieli Otcha rozwierajc si w dole; Wytyczy linie rozdzielenia. Uksztatowa wag I cikie odwaniki, Uksztatowa kwadrant ze spiu I zote kompasy. Troskliwie bada Otcha; I zasadzi ogrd drzew rodzcych owoce. Tymczasem Los obwarowa Enitharmon Pomieniami Proroctwa Przed wzrokiem Urizena i Orka. I zrodzia ona rd Olbrzymw.

VIIIUrizen przeszukiwa pieczary, Gry, bagna, pustynie, Kul ognia owietlajc sobie drog, Wdrwk przeraliw, drczony Okrutnymi ogromami, ksztatami ycia Na opuszczonych grach. Mrowi si wiat istnociami ogromnymi, Przeraajcymi, uudnymi, pezncymi Czstkami ycia, podobiestwami Stp, rk, gw, Serc, oczu; pyny zy, zaarte Potwornoci straszliwe, aknce krwi. Jake smuci si Urizen widzc Te wieczne twory swoje, Synw i crki niedoli pord gr, Syszc ich pacz i lament. Najpierw Tiriel, Wasnym istnieniem zadziwiony, Niby czowiek zrodzony z chmury, si ukaza; Oto Utha, z wd si wynurzajc, szlocha; Grodna z gbi ziemi si wyrywa, wyje, Jake zadziwiony; niebo rozlege trzeszczy Jak ziemia wypalona arem soca i oto Fuzon

Pomieniem si rozjarzy, On, pierwszy z jego tworw, ostatni urodzony. Podobnie wszyscy inni wieczni synowie Przed Urizenem si jawili; crki spord traw i trzody, Spord potworw i robakw pezajcych w jamach. W ciemnoci zamknity swemu rodowi si przypatrywa, A jego dusza omdlewaa! Przeklina I synw, i crki; widzia bowiem, e ani ciao, ani duch przestrzega nie mog elaznych jego praw choby przez jedn chwil. Widzia bowiem, e ycie mierci yje: W jczy w rzeni, Pies u wrt domu, gdy wiatr zimny dmie; Zapaka i nazwa to Litoci, A jego zy na wszystkie strony ponis wiatr. Zimny, kroczy wysoko ponad ich miastami We zach, smutku, blu; A dokdkolwiek szed w niedoli Przez niebiosa sdziwe, Cie zimny pyn za nim zawsze, Do pajczyny tkanej przez pajka podobny, Wilgotny, zimny, mglisty, Wyaniajcy si z jego zbolaej duszy, Rozszczepiajcy kamienne niebiosw wizienie Wszdzie tam, gdzie ponad miastami Urizen w smutku kroczy. I wreszcie Pajczyna ciemna i zimna Z Urizenowego smutku Wszystkie udrczone ywioiy oplota. A owa Sie Pajcza to Niewiasta w zarodku. Nic, nawet skrzyda ognia, nie mogo rozerwa Owej sieci tak mocne jej sznury, Tak ciasne sploty, tak zwikane, Jak zwikane s zwoje czowieczego mzgu. I Wszyscy j Sieci Religii nazwali.

IXWtedy mieszkacy owych miast Czuli, e ich minie w szpik si przemieniaj; I twardniejce koci si poczy W gwatownych blach i udrkach, Drgajc, trzeszczc, rozrastajc si Na wszystkie strony; a zmysy, osabione, Rzuciy si do ucieczki w gb, aby by jak najdalej

Od mrocznej sieci zarazy. A wtedy oczy, odwracajce si, zacienione, Ju nie rozpoznaway troskliwie utkanej obudy; Strugi muu na ich niebie, Scalone cieniajcym si postrzeganiem, Jawiy si jako powietrze przejrzyste; oczy ich bowiem Tak mae si stay jak ludzkie oczy; I oto oni, kurczc si, pezajc, Byli ju teraz tworami wysokimi tylko na siedem stp. Przez sze dni tak umykali od istnienia, A sidmego dnia ju spoczli I bogosawili sidmy dzie w swej mdej nadziei, I zapomnieli ju o yciu wiecznym. A trzydzieci ich miast podzielonych Na ksztat ludzkiego serca. Ju nie mogli wznosi si swobodnie Pord prni bezmiernej, lecz do ziemi przykuci Zacieniajcym si postrzeganiem yli przez ile lat, A potem ciao chore zostawiali apczywym szczkom ciemnoci. I pakay ich dzieci, budoway Grobowce w miejscach odludnych; I ogaszay prawa roztropnoci, nazywajc je Wiecznymi prawami Boga. I trzydzieci miast przetrwao, Sonymi wodami otoczonych, zwanych teraz Afryk; ich miano byo niegdy: Egipt. Inni synowie Urizena Widzieli, jak ich bracia si kurcz Pod Urizenow Sieci. Na nic si zday namowy; Uszy mieszkacw bowiem Oguszone byy i zimne, A ich oczy nie dostrzegay Braci z innych miast. Wtedy Fuzon zwoa Wszystkie pozostae dzieci Urizena. T opucili chwiejc siq ziemi; Egiptem j nazwali; i odeszli. A sony Ocean toczy si zamknity. [1794]

WIERSZE Z NOTATNIKW* * **Nigdy nie pragnij wypowiedzie Bo nie ma dla niej sw mioci. Czy powiew z ki chwycisz w donie? On niewidzialny jest, bezgony. Wypowiedziaem mio moj, Wszystko, co w sobie krya dusza. Jake si zatrwoya mio! I oto mnie opuszcza. Kiedy ode mnie ju odbiega, Kto szed jak niepochwytne cienie, Tak niewidzialnie szed, bezgonie, I unis j westchnieniem. [ok. 1793]

* W przekadzie przyjmuj wczeniejsz wersj ostatniej linijki: Ile took her with a sigh. Pniejsza wersja: O, was no deny.

MOTTO PIENI NIEWINNOCI I DOWIADCZENIADobrymi rzdz sdy ludzi; aden O swoich wasnych mylach nie pamita; Lecz dowiadczenie wreszcie ich nauczy Duszki i elfy chwyta w sie i pta. Wtedy otr warczy jak pies, a Obudnik Jak szakal wyje. Gdy zacni druhowie Odkryj karty, wtedy si poznaje, Czym od orowych rne pira sowie. [ok. 1793]

***W borze piew, Pord lici, Lenego kwiatu Cichy: Spaem wrd ciemnej, Milczcej nocy: Straszne, lecz dobre To ziemi ono. Wzeszedem rankiem Mokry od rosy: Szukaem szczcia; Lecz mn wzgardzono. [ok. 1793]

WRBY NIEWINNOCIZobaczy wiat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W cinitej doni zamkn bezmiar, W godzinie nieskoczono czasu. Czerwonogardy gil, zamknity W klatce, wciekoci niebios siga. Pod gobnikiem, gdzie si tocz Gobie, piekie dry potga. Pies u wrt pana zagodzony To dla monarchii pewna klska. Krwi ludzkiej gono si domaga Niema bitego konia mka. Wydziera jedno wkno z mzgu Kady szczutego pisk szaraka. Jeden Cherubin milknie w niebie, Gdy kto przestrzeli skrzydo ptaka. Zza gr si soce wznosi blade, Gdy wcieky kogut: walki czeka. Kady ryk lwa i skowyt wilka Wywleka jak dusz z pieka. Ludzkiej przed smutkiem strzeg duszy Jelenie, bdzc w lasach, pikne. Krzywda baranka niszczy zgod; Lecz on przebacza sw udrk. Gacek o zmierzchu on wyfrun Z umysu, co nie wierzy w Boga. Krzyk sowy o pnocy gosi, Jaka jest niedowiarka trwoga. Nie bd ludzie kocha tego, Przez kogo cierpi maa wrona. Ten, kto rozgniewa wou, nigdy Nie dotknie niewieciego ona.

Psotnik, co zabi much, pozna, Jak grony bywa gniew pajka. Ten, kto si znca nad chrabszczem, W bezmiernej nocy si zabka. Liszka na liciu przypomina Twej matki ble i uciski. my ni motyla nie zabijaj, Dzie Sdu bowiem jest ju bliski. Kto szkoli konia w walce, bdzie Przez niegw pustk szed bezpodn. Przytul psa dziada, kota wdowy, Gdy chcesz, by dobrze ci si wiodo. Komar, brzczcy piewk lata, Z Obmowy czerpie jad szkaradny. Z brudnego potu stp Zawici Wowe si mieszaj jady. Trucizna w dle pszczoy skryta Artysty gniew, zawistny, blady. Ksice szaty, pachty dziada Grzyby na worach zych bogaczy. Prawda goszona w zym zamiarze Najbardziej wszelk prawd paczy. Dla radowania si i blu Czowiek urodzi si na ziemi. Jeli to rozumiemy dobrze, Bezpiecznie przez ten wiat idziemy. Rado i bl dla boskiej duszy Z nich dwch splecione jest odzienie. Jedwabn nici rado biegnie Pod kadym jkiem i cierpieniem. Dziecko to wicej ni pieluchy; Wszdzie tam, gdzie s ludzkie kraje, Rce si rodz i narzdzia; To kady oracz rozpoznaje.

I kada za z kadego oka Dzieciciem staje si w wiecznoci, By, ukojona przez wietliste Panny, powrci do radoci. Szczekanie, skowyt, wycie fala, Ktra w niebiosw brzeg omocze. Dziecko, pod rzg paczc, obi Znak zemsty w mierci i pomroce. achmany dziada, gdy si wznios W przestworze, niebo dr na strzpy. Zocist soca twarz wykrzywia Zbrojnej przemocy upr tpy. Grosz dziada wicej wart ni zoto, Co w afrykaskich skarbcach drzemie. Miedziak z wzeka wyrobnika Kupi i sprzeda skpca ziemie. A jeli ma z wysoka pomoc, Kupi i sprzeda cae plemi. Ten, kto wymiewa wiar dziecka, Bdzie wymiany w dniach staroci. Temu, kto uczy dziecko wtpi, Zgnilizna grobu strawi koci. Kto wiar dziecka czci, pokona mierci i piekie moc w wiecznoci. Owoce czasw dwch: sdziwych Sd starcw i zabawki dzieci. Sdzia, gdy wierzy w sw przebiego, Nie znajdzie trafnej odpowiedzi. Blask Wiedzy gasi, kto wtpieniu Jak odpowied da si stara. Najgorsza, jak wiat pamita, Trucizna z laurw sza Cezara. Nic rodu ludzi nie spotwarza

Tak, jak elaznej poysk broni. Kiedy klejnoty pug ozdobi, Zo gow przed Sztukami skoni. Piosenk wierszcza jest gos tego, Kto si przed trafnym sdem cola. Z orowej mili, z cala mrwki Chroma si mieje filozofia. Temu, kto wtpi w to, co widzi, Nikt adnej wiary nie uprosi. Gdyby zwtpio soce, ksiyc? Przecie, zagasyby w ciemnoci. Namitno dobra gdy ni wadasz, A nie, gdy ona wada tob. Ladacznic wrzask, swawola graczy W monarchii koczy si aob. Caun dla Anglii ladacznice Tkaj sw wrzaw obkacz. Zgranego jk, szulera wiwat! Przed katafalkiem Anglii tacz. Kadego ranka, kadej nocy Dla mki kto na wiat przychodzi. Kadego ranka, kadej nocy Dla szczliwoci kto si rodzi. Jedni si rodz dla radoci, Inni dla nocy i ciemnoci. W kamstwo wikamy si, gdy okiem, A nie przez oko spogldamy. Bo noc zrodzia je, gdy dusza Spaa wieczona promieniami. Biedne, yjce w nocy dusze Boga w wiatoci rozpoznaj. Lecz Posta Ludzk On objawia Tym, co w krlestwach dnia mieszkaj.

[ok. 380018031

PTAKIOn: Gdzie twoje gniazdo teraz? Jakie Do snu koysz ci gazie? Powiedz mi, pikna, powiedz, mia! Przecie kochaj ciebie wszdzie. Ona: W dali samotne stoi drzewo Tam yj i za tob tskni. wit pije moje zy, wieczorny Wiatr moj skarg w bory niesie. On: A c ja oprcz smutku znaem? Ty dni sonecznych promie zoty. W borze przez cay dzie pakaem I noc syszaa pacz samotny. Ona: Wic ty naprawd za mn tsknisz Wic ja ci jestem a tak droga? Kochanku mj i przyjacielu! O, gdzie jest teraz bl i trwoga? On: Wzniemy si na radoci skrzydach A tam, gdzie jest mj dom, wysoko Ciche schronienie twoje, bliskie Liciom i kwiatom, i obokom. [Ok. 18001803]

KRYSZTAOWA KLATKADziewczyna mnie chwycia w borze, Kiedy taczyem (kt mi odda T chwil?) i zamkna w klatce Kluczykiem, ktry by ze zota. A klatka bya krysztaowa, Zdobiona zotem i perami. Wewntrz na wiat si otwieraa I na malek noc z gwiazdami. Tam inn Angli zobaczyem I Londyn z jego Parlamentem, Inn Tamiz, inne wzgrza, Inne te Bonia umiechnite. Tak, jak ona, zobaczyem Pann: jak pikna i jak zudna! Jedna si w drugiej zawieraa. Byo ich trzy. Przedziwne cuda! I jaki umiech! Trzy umiechy, Trzy mnie pomienie ogarny. Pocaowaem j. I oto Trzy pocaunki warg dotkny. Chciaem najgbsz chwyci posta. Niech nie ucieka, wiotka, pocha! I krysztaow roztrzaskaem Klatk: jak dziecko, ktre szlocha Zbkane, jak kobieta w borze Ogromnym smutna, tak pakaem. Tam, gdzie zewntrzne jest przestworze, Swj bl wichrowi oddawaem. [Ok. 18001803]

KRAINA SNWPrzebud si, przebud si, maleki! Ty bye matki skarb jedyny. Dlaczego, w nie si tulc, paczesz? Twj ojciec budzi ci, nikt inny. O, jaka jest ta snw kraina? Jakie tam rzeki? .Takie skay? Ojcze, ja matk zobaczyem U jasnych wd, wrd lilii biaych. Pord barankw, w biel odziana, Z Tomaszem wdrowaa bogo. Szczliwy byem, teraz pacz. Kiedy t sam wrc drog? Synku, od zmroku a do witu Te szedem przez te cieki nione. Lecz cho spokojne byy wody, Nie mogem przej na drug stron. O, czemu, ojcze, tu yjemy, W krainie lku, nieufnoci? Pikna kraina snw jest wyej, Ni si poranna gwiazda zoci. [Ok. 18001803]

UMIECHJest umiech miowania; Umiech uudnej myli; Umiech umiechw oba W nim si witaj w ciszy. Spojrzenie nienawici; I spojrzenie pogardy; I jest spojrzenie spojrze Znak w pamici niestarty: Wnika do szpiku koci, Tkwi w yach, w serca sednie. aden go nie pokona Umiech tylko ten jeden, Co wita nam raz tylko Midzy nasz koysk A grobem. Gdy zawieci Ju rozumiemy wszystko. [ok. 18001803]

***Rousseau, Voltaire, moecie szydzi, Moecie szydzi, ile chcecie! Na wiatr rzucacie sowa, piasek. Wiatr je z powrotem w twarz wam miecie. Piasek olepia wzrok szydercw. Kade ziarenko tego piasku Cigle na Paskich ciekach byszczy, W klejnot zmienione w boskim blasku. Atomy mdrcw, Newtonowe Czsteczki wiata piaskiem wszystkie Nadmorskim s, gdzie Izraela Przybytki jarz si wietliste. [Ok. 18001803]

PORANEKPrzejd przez Wrota Gniewu, U kresu dnia odnajd ciek, co na mnie czeka. Boga mnie aska wiedzie, Westchnieniem witam, skruch Tej nowej brzask wiatoci. Mieczw i wczni wojna Bogosawiona ros W mg si rozwiewa lekka. Ju soce, wyzwolone Miujcymi zami, Nad ziemi si unosi. [Ok. 18001803]

Z POEMATU MILTON (18041808)[PIE]Czy kiedykolwiek Jego stopy Przez ziele naszych pastwisk szy? Baranek Boy czy nawiedzi T ziemi za pradawnych dni? Czy Jego oczu blask si przedar Przez t na wzgrzach naszych mg? Gdzie Jeruzalem jest? Tu wiecznie Szataskich mynw praca wre. Przynie mi strzay mej tsknoty, Przynie mi wczni, przynie uk! Przegoni chmury! Rydwan zoty, Ponc, omocze w twardy bruk. Z tej walki duchw nie uciekn, Miecz nie wypadnie z moich rk, A Jeruzalem zbudujemy Pord zielonych Anglii k.

NOTA BIOGRAFICZNAWilliam Blake urodzi si 28 listopada 1757 roku jako drugi syn Jamesa Blakea, rodem z Irlandii, zamonego poczosznika (hosier) londyskiego, majcego dom i sklep przy Broad Street, czyli w jednej z najruchliwszych czci wczesnego Londynu Londynu, ktry by, oczywicie, znacznie mniej rozlegy, ni jest dzi. W zasigu przechadzek dostpnych nawet dla maego chopca mieszkajcego w gwarnej i zatoczonej dzielnicy handlowej znajdoway si wtedy (pochonite w cigu nastpnego stulecia przez rozrastajce si miasto) wycielone anami zb i ocienione drzewami odbijajcymi si w licznych sadzawkach, pene krtych cieek pord gajw i chat okolice podlondynskie. James Blake by dysydentem, nieufnym wobec Kocioa anglikaskiego; interesowa si pismami teozofa szwedzkiego, Emanuela Swedenborga (16881772). Syna jednak ochrzci w anglikaskim kociele witego Jakuba przy Piccadilly Circus. Chopiec nie chodzi do adnej publicznej szkoy, jego nauczycielk bya matka. Dom rodzinny przy Broad Street pozostanie w jego pamici jako azyl spokoju i ciepa. Od wczesnego chopictwa William wiele czyta, poznawa Bibli, Szekspira, Miltona, Ben Jonsona. Rycho skusiy go studia jzykowe, uczy si francuskiego, woskiego, aciny, greckiego, hebrajskiego. Jeli mamy wierzy temu, co podaje Alexander Gilchrist w synnej ksice Life of William Blake (1863), chopiec od dziecicych lat y nie tylko w swoim domu i w rodzinnym miecie, lecz take w wiecie niezwykych wizji. W wieku lat omiu albo dziesiciu, jak potem wspomina, podczas przechadzki mia pierwsz wizj: ujrza na drzewie anioy, skrzyda janiay wrd gazi. Gdy opowiedzia to w domu, ojciec chcia mu przetrzepa skr za kamstwo, osonia go matka. Innego dnia, czytamy u Gilchrista, w domu Blakew goci podrnik prawicy wielkie dziwy o miecie ujrzanym w dalekim kraju. Pan to miasto nazywa wspaniaym? zawoa wtedy may William. Ja wspaniaym nazwabym tylko takie miasto, w ktrym domy byyby ze zota, bruki ze srebra, bramy za iskrzyyby si drogimi kamieniami. Syszc takie wypowiedzi maego chopca, rodzice i inni doroli byli wielce zadziwieni. William bardzo lubi odwiedza sklepy licznych w Londynie rytownikw i oglda stare i nowe sztychy. Zacz si uczy sztuki rysunku. Chcia zosta czeladnikiem ktrego ze znanych rytownikw. Ojciec zaprowadzi go do niejakiego Williama Rylanda, chopiec jednak po ujrzeniu go powiedzia, e nie bdzie u niego pracowa, gdy dostrzega w nim pitno szubienicy; w dwanacie lat pniej Rylanda, wedug okrutnego obyczaju wczesnego, powieszono za faszerstwo. William zosta czeladnikiem Jamesa Basirea przy Great Queen Street, pracujcego dla Stowarzyszenia Mionikw Staroytnoci (Society of Antiquaries). Przygotowywa si do zawodu, ktry nie tylko odpowiada jego upodobaniom, ale mia mu te zapewni materialne podstawy egzystencji. Zarwno bowiem sztychy, jak i rytowane ilustracje do ksiek, byy wwczas, przed nastaniem techniki reprodukcji, pilnie poszukiwane przez licznych w Londynie ludzi zainteresowanych zabytkami sztuki. U Basirea William pracowa przez siedem lat. Wrd innych zada powierzono mu wykonywanie sztychw rzeb i nagrobkw znajdujcych si w redniowiecznych kocioach, zwaszcza za w Opactwie Westminsterskim; nabyte wwczas upodobanie do sztuki gotyckiej William Blake mia zachowa i wtedy, gdy sta si niezalenym rzemielnikiem. Ukoczywszy terminowanie u Basirea, modzieniec w wieku dwudziestu jeden lat zosta przyjty do wieo powstaej, w londyskim paacu Somerset House, uczelni artystycznej, Royal Academy. Byy to dla niego cenne studia, chocia razia go konwencjonalno panujcych w tej szkole gustw. W roku 1782 polubi Catherine Boucher, crk ogrodnika, ktrej cnoty i zalety charakteru bd sawili biografowie poety. Zamieszka z on w dzielnicy Leicester Fields, gdzie jako ssiadw mieli sporo ludzi z krgw sztuki i nauki,

midzy innymi synnego malarza Joshu Reynoldsa, znakomitego chirurga Johna Huntera i wdow po wielkim artycie, pani Jane Hogarth. W roku 1783 dwoje przyjaci Williama, znakomity rysownik John Flaxman (pamitany dzi przede wszystkim jako niezwyky ilustrator eposw Homera) i entuzjastka poezji, pani Harriet Mathew, postanowili opublikowa pierwszy zbir jego wierszy. William Blake bowiem ju od dawna pisa. By to dla niego drugi, obok sztuki rysunku, sposb utrwalania tego, co sobie wyobrazi. Debiutancki tomik, ktry si ukaza staraniem yczliwych ludzi, opatrzony by tylko inicjaami autora: Poetical Sketches by W.D. Szkice poetyckie pira W.B. Zawarte w nim wiersze, jak te cykl scen dramatycznych King Edward the Third (Krl Edward III), s bliskie stylowi wczesnej poezji europejskiej (a by to okres neoklasycyzmu), ale dostrzegamy w nich nieraz przebyski i obietnice pniejszej wielkiej twrczoci poety. By ju ceniony w salonach literackich, ale swoim porachunkom z wczesnym rodowiskiem londyskim dal wyraz w fantastycznosatyrycznej opowieci An Island in the Moon Wyspa na ksiycu (1783 albo 1784), ktra bdzie opublikowana dopiero w XX wieku. Przenisszy si z dzielnicy Leicester Fields z powrotem na Broad Street (gdzie sklep poczoszniczy pozostawiony przez zmarego ojca prowadzi starszy brat Williama, James), zaoy przy tej ulicy razem z dawnym koleg terminatorem, Jamesem Parkerem, sklep ze sztychami. Spka ta bdzie trwaa do roku 1788; w tym roku Blakeowie przeprowadzili si na poblisk Poland Street. By to okres, w ktrym William uksztatowa koncepcj nowego, niezwykego sposobu publikowania odtd wszystkich swoich dzie poetyckich: nie drukowania ich, ale rkodzielniczego sporzdzania osobliwych ksiek bdcych jakby nawrotem do iluminowanych manuskryptw redniowiecznych. W ksikach tych, odbijanych i kolorowanych wasnorcznie przez artyst, i sprzedawanych krgom wybranych nabywcw, teksty bliej, ni to zazwyczaj w jakichkolwiek ilustrowanych ksikach si dzieje kojarzyy si w jedn cao ze sztychami. Tak wyda w roku 1789 pierwsze swoje arcydzieo poetyckie, zbir lirykw, Songs of Innocence (Pieni niewinnoci) oraz poemat The Book of Thel (Ksig Thel), najwczeniej opublikowany utwr z rozlegego potem cyklu ksig proroczych. Pod wpywem przyjani z dwoma angielskimi entuzjastami rewolucji francuskiej, Williamem Godwinem i Thomasem Painem, poeta arliwie interesowa si wydarzeniami we Francji. Do dzi jednak zagadk pozosta pisany przez niego okoo 1791 roku poemat, take z serii ksig proroczych, The French Revolution, A Poem in Seven Books (Rewolucja francuska, poemat w siedmiu ksigach): przechowaa si dla potomnoci tylko pierwsza jego ksiga, w szpaltach drukarskich; opublikowano j dopiero w roku 1913. Nie wiemy, czy poeta nie napisa dalszego cigu, czy moe zniszczy swoje dzieo, odstrczony gronym obrotem francuskich wydarze. Bliskie jednak koncepcjom rewolucyjnym idee znajdziemy w niektrych aforyzmach prozaicznego traktatu The Marriage of Heaven and Hell (Zalubiny nieba i pieka), ktry Blake opublikowa w 1790 roku. Entuzjazmem za dla rewolucji amerykaskiej tchnie poemat America, a Prophecy (Ameryka, proroctwo), wydany przez poet w 1793 roku. W tym roku Blakeowie znowu zmienili mieszkanie, osiedlili si w dzielnicy Lambeth. Tu, w roku 1794, William doda do Pieni niewinnoci nowy cykl lirykw, Songs of Experience (Pieni dowiadczenia), i opublikowa obie serie w jednej ksice, noszcej tytu Songs of Innocence and of Erperience shewing the Two Contrary States of the Ihiman Soid (Pieni niewinnoci i dowiadczenia, ukazujce dwa przeciwne sobie siany ludzkiej duszy). Tak powstao jedno z najwikszych arcydzie poezji angielskiej i europejskiej, a zarazem jedna z najpikniej w caych dziejach pimiennictwa wydanych ksiek; podziwiamy j dzi w pieczoowitych reprintach angielskich. Ukad sztychw towarzyszcych wierszom poeta b