William Faulkner - Kiedy umieram.txt

download William Faulkner - Kiedy umieram.txt

of 68

Transcript of William Faulkner - Kiedy umieram.txt

9962 Holowi SmithowiWILLIAM FAULKNERKIEDY UMIERAMTytu oryginau: AS I LAY DYINGCopyright for the Polish translation by Ewa ycieskaWydanie drugie w jzyku polskimRedakcja: Adam BiayOpracowanie graficzne:Joanna i Wojciech KoyszkoISBN 83-85156-50-XWydawnictwo ATEXT Spka z o.o.80-557 Gdask, ul. Zaogowa 6, tel.: 43-00-01. fax.: 43-10-53Skad: Maria ChojnickaDruk: ATEXTDARLKlejnot i ja wracamy z pola, idziemy ciek jeden za drugim. Ja pitnacie stp przed nim, ale jakby kto nanas patrzy z szopy na bawen, toby widzia wystrzpiony i wygnieciony kapelusz Klejnota o ca gow nademn.Do gadkoci wydeptana ludzkimi nogami i lipcem na tward ceg wypalona cieka leci prosto jak pionmidzy zielonymi rzdami pokadzionej kukurydzy do szopy porodku pola, czterema citymi zakrtamiwymija szop i leci dalej przez pole, wydeptana ludzkimi nogami tak, e ju ich nie zna.Szopa na bawen jest z surowych bali i ze szpar midzy nimi dawno ju si wszystko wykruszyo. Jestkwadratowa, z zapadym jednospadowym dachem, pusta i zrujnowana, i pochylona w rozedrganym arzesoca, szerokie okna po jednym w cianach naprzeciwko wychodz na przestrza na ciek. Dochzimy, jazakrcam i id ciek naokoo. Klejnot, pitnacie stp za mn, nawet nie patrzy na boki, dajn krok iwchodzi przez okno. Wci patrzy prosto przed siebie, te blade oczy ma jak z drewna w drewnianej twarzy,robi cztery kroki przez klepisko ciko i sztywno jak Indianin z trafiki w poatanym kombinezonie oywionyod pasa w d, jednym krokiem wychodzi przez okno naprzeciwko z powrotem na ciek, a ja wychodz zzarogu. Jeden za drugim o pi stp, teraz Klejnot na przedzie, idziemy ciek pod cian urwis.-5-Wz Tulla stoi przy rdle uwizany do poprzeczki w pocie, z lejcami okrconymi o koek przy siedzeniu. Na wozie dwa krzesa. Klejnot staje przy rdle, bierze czerpak z gazi wierzby i pije. Mijam go i wchodz na stromizn, i ju sysz pi Casha.Kiedy jestem na grze, Cash ju nie piuje. Stoi w kupie wirw i pasuje jedn desk do drugiej. Midzy smugami cienia s te jak zoto, jak mikkie zoto, na paszczyznach maj faliste trza topora - dobry ciela z tego Casha. Przytrzymuje obie deski na kole przypasowane brzegami do zbitej ju w jednej czwartej trumny. Przyklka, mruy oczy i sprawdza, czy rwno leci spojenie, potem opuszcza deski i bierze topr. Dobry ciela. Addie Bundren nie mogaby sobie yczy lepszego cieli ani te lepszej trumny. W tej bdzie leaa pewnii wygodnie. Mijam go i id do domu, a za mn czak czak czak topora.-6-CRA Wic odoyam te jajka i wczoraj piekam. Placki wyszy udane. Ju to pewne, e do tyur nie dokadamy.Strona 19962 Nios si dobrze, ile ich si tam uchowao przed oposami i rnymi takimi. I wami w lec. W tak samo potrafi si zakra do kurnika albo i lepiej, wic jak si okazao, e maj o tej kosztowa, ni Tuli myla, i jak powiedziaam, e rnica w iloci jajek to wyrwna, to mui stara jak nigdy, bo moje sowo przewayo, emy je wzili. Moglimy trzyma tasze kury, bowizaam, jak mi powiedziaa panna Lawington, kiedy mi radzia bra dobr ras, bo sam Tuli si godzi, e na dalsz met dobra rasa czy to krw, czy wieprzy popaca. Wic kiedy nam tyle ich przepado, nie sta nas byo na to, eby samym zjada jajka, bo nie dopuszcz, eby si Tu ze mnie przemiewa, kiedymy je wzili na moje sowo. Wic kiedy panna Lawington mi powiedziaa o tych plackach, pomylaam sobie, e mog je upiec i za jednym razem zarobi tyle, eby si warto netto caego stadka powikszya o dwie gowy. I e jak co dzie po jednym jaju od jajka nic mnie nie bd kosztoway. I w tym tygodniu tak si dobrze niosy, e nie tylko uzbieraam o tyle wicej, ni byo zamwione do sprzedania, e mogam upiec te placki, ale jeszcze sporo odoyam, tak e nic mnie nie kosztoway ani mka, ani cukier, ani drwa do pieca. Wic wczoraj piekam i staraam si jak nigdy w yciu,-7-i placki wyszy udane. Dzi rano zajedamy do miasta i panna Lawington mi mwi, e ta pani si rozmylia i na koniec nie urzdza przyjcia.- Powinna te placki wzi tak czy owak - powiada Kate.- Ba - mwi. - Widzi mi si, e teraz one jej na nic.- Powinna wzi te placki - powiada Kate. - Ale bogaczki z miasta to mog si rozmyla. Biedni ludzie nie mog. Bogactwa s niczym w oczach Pana, Pan patrzy w ludzkie serca.- Moe je sprzedam na bazarze w sobot - mwi. Wyszy naprawd udane.- Nie dostaniesz dwa dolary za placek - powiada Kate.- No, przecie one mnie nic nie kosztoway - mwi. Odoyam te jajka i z tuzin wymieniam nai cukier. Nie o to idzie, eby te placki mnie co kosztoway, sam Tull rozumie, e jajka, co je odoyam, byy dodatkowe, nie z tych, comy mieli sprzeda, wic to tak, jakbymy je aleli czy dostali.- Powinna wzi te placki, bo tak, jakby ci daa sowo -powiada Kate.Pan widzi ludzkie serca. Jeli Pan dopuszcza, e niektrzy maj inne pojcie o uczciwoci ni my, nie moja rzecz si wtrca w wyroki boskie.- Widzi mi si, e wcale jej nie byy potrzebne - mwi. Ale wyszy udane jak si patrzy, szkoda gada. Kodr ma podcignit pod brod, cho gorco, tylko rce i twarz na wierzchu. Pod godoyli poduszk, eby moga wyglda przez okno, a jego sycha, ile razy bierze za topr czobymy byli gusi, starczyoby nam popatrze na jej twarz, i ju bymy go syszeli i widzieliNa twarzy tak zmarniaa, e koci jej stercz pod skr biaymi krechami. Oczy jak dwie wiecepatrzysz, a one jakby si dopalay i wpegay w gb elaznych lichtarzy. Ale nie dla niej wiekuiste zbawienie i niewyczerpana aska boska.-8-- Wyszy udane, nie ma co - mwi. - Ale gdzie im do tych, jakie Addie pieka.Po poszewce poduszki wida, jak ta dziewucha pierze i prasuje, jeeli w ogle ta poszewka bya prasowana. Moe pojmie swoje zalepienie, kiedy tak ley na asce czterech chopw i nieokrzesanej dziewuchy.- adna tutaj nie dorwna plackami Addie Bundren - mwi. - Ani si obejrzymy, jak wstanie i na nowo si wemie do pieczenia, i nie znajdzie si kupca na wasze.Pod kodr zna j tyle, co koek, a e oddycha, pozna mona tylko po szelecie plew w sienniNie drgn jej nawet wosy u skroni, cho ta dziewucha stoi tu nad ni i wachluje j wachlarzem. Patrzymy, a ona nie przestajc wachlowa przekada wachlarz z rki do rki.- pi? - pyta szeptem Kate.- To uwaa na Casha za oknem - powiada dziewczyna.Sycha, jak pia jedzi po desce. Jakby chrapaa. Eula odwraca si na pieku i wyglda przez no. adnie jej w tych koralach do czerwonego kapelusza. Nikt by nie powiedzia, e daa za nie wier dolara.- Powinna bya wzi te placki - powiada Kate. Pienidze to by mi si przyday. Ale placki kosztoway mnie tylko tyle, co robota. Mog mu powiedzie, e kademu si zdarzy zrobi co na rmo, ale nie kady potrafiStrona 29962 wyj z tego bez straty, niech wie. Niech wie, nie kady potrafi wyj na swoje, kiedy si przeliczy. Kto wchodzi do sieni. To Darl. Mija drzwi i nie patrzy do rodka. Eula spoglda na niego, kiedy przechodzi i znika w gbi domu. Rka si jej podnosi, dotyka lekko korali, a potem wosw. Kiedy widzi, e ja patrz, z oczu jej wszystko znika.-9-DARLTata i Vernon siedz na kuchennym ganku. Tata kciukiemi wskazujcym palcem odciga doln warg, przechyla wieczko tabakierki i wsypuje sobie tabaki. Odwracaj za mn gowy, kiedy przechodz przez ganek, zanurzam tykw w wiadrze z wod i pij.- Gdzie Klejnot? - pyta tata.Pierwszy raz si przekonaem, e woda duo lepiej smakuje, jak postoi troch w cedrowym wiadrze, kiedy byem may. Jest ciepo-chodna, smakuje troch jak zapach gorcego czerwcowego wiatru w cedrach. Trzeba, eby si najmniej przez sze godzin ustaa, i trzeba j pi z tykwy. Wody nie powinno si pi z metalu. A w nocy jest jeszcze lepsza. Leaem zwykle na sienniku w sieni, nasuchiwaem, czy ju wszyscy pi, i wtedy wstawaem i szedem do wiadra. By czarne, pka bya czarna, spokojna powierzchnia wody jak okrga dziura w pustce, a w niej, zanim j poruszyem czerpakiem, w wiadrze wida byo gwiazd albo dwie, i w czerpaku jeszcze, zanim wypiem, moe jedn czy dwie gwiazdy. Potem podrosem, nie byem ju taki may. Czekaem, a wszyscy usn, leaem z podcignit koszul, suchaem, jak pi i czuem sam siania, czuem, jak chodna cisza wieje mi midzy nogi, i zastanawiaem si, czy i Cash tam po ciemku te robi to samo, moe ju od-10-dwch lat, zanim mnie to przyszo czy w ogle mogo przyj do gowy.Tata ma strasznie rozpaszczone stopy, palce mu si pokurczyy, przygiy i uszcz si, na naniejszych wcale nie ma paznokci od cikiej pracy jeszcze za dziecka na mokrym w swojej roboty butach. Obok krzesa stoj jego buty. Wygldaj, jakby je kto wyciosa tpym toporem z surowego elaza. Vernon jedzi do miasta. Jeszcze nie widziaem, eby jecha do miasta w kombinezonie. To przez on, powiadaj. Ona i w szkole kiedy uczya.Wytrzsam ostatnie krople wody z czerpaka na ziemi i ocieram usta rkawem. Do rana bdzie padao. Moe do zmroku.- Przy stodole - mwi. - Zaprzga.Cacka si tam z tym swoim koniem. Przechodzi przez stodo na k. Konia nie wida, jest na zboczu, w sosnowym zagajniku, w chodzie. Klejnot gwide raz, ostro. Ko parska, Klejnot ju go widzi, przez moment miga mu pstro w niebieskich cieniach. Klejnot gwide jeszcze raz, ko na sztywnych nogach zbiega w d, strzye uszami, stawia je do gry, toczy tymi swoimi oczami nie do pary i zatrzymuje si dwadziecia stp od niego, staje bokiem i z ukosa, po koniemu, ostronie zerka na Klejnota.- Bliej, stary - powiada Klejnot.Rusza si. Ten ruch mu przelatuje po sierci, minie graj, zwijaj si po nim jzyczki jak penie. Ko potrzsa grzyw i ogonem, toczy okiem, znowu boczkiem rzuca si do przodu i znowu staje, podgina kopyta i patrzy na Klejnota. Klejnot rusza prosto na niego, z rkami przy sobie. Gdyby nie nogi Klejnota w ruchu, byliby jak dwie paskie figurki w tym socu.Kiedy Klejnot ju, ju go dotyka, ko wspina si na tylne nogi i tnie przednimi w Klejnota. Ju Klejnota wcale nie wida w tym migocie yskajcych kopyt jakby w skrzydach; w tym migocie pod uniesion piersi konia Klejnot rusza si gibko, byskawicznie jak w. Zanim si zauway najmniejszy ruch jego rk, przez chwil wida, jak cay odrywa si od ziemi i poziomo-11-trzepoce si w powietrzu gitki jak w, a dosiga nozdrzy konia i znw dotyka ziemi. I zastygaj nieruchomi, straszni, ko wypity do tyu na zesztywniaych, drcych nogach, z przygityem, KlejnotStrona 39962 zaryty obcasami w ziemi jedn rk zatyka koniowi dech, a drug prdziutko, drobniutko i czule klepie go po szyi i klnie go plugawie i z arem.Stoj straszni, sztywni, zamarli, ko dry i stka. I ju Klejnot siedzi mu na grzbiecie. Leci w gr i opada jak ptla bicza, ju w powietrzu okracza konia. Jeszcze chwil ko stoi rozparty, z pochylon gow, a potem wystrzela. Lec w d karkoomnymi susami. Klejnot wysoko przypity do kbw konia jak pijawka, a przy pocie ko si znw zatrzymuje i czeka.- No - powiada Klejnot. - Mgby ju da spokj, jake dosta swoje.W stodole Klejnot w locie zelizguje si na ziemi, zanim ko stanie. Ko wchodzi do boksu, Klejnot za nim. Ko na lepo wierzga w niego, wali jednym kopytem w cian, jakby kto strzeli z pistoletu. Klejnot kopie go w brzuch, ko wygina szyj do tyu i szczerzy zby, Klejnot wali go pici w pysk, przemyka si do obu i wazi na b. Czepia si drabinki naschyla gow i patrzy nad boksami w stron wrt. Na ciece pusto, std nie sycha wcale piy. Siga do gry, ciga prdko narcze siana i wpycha za drabink.- ryj - powiada. - Zmiataj, eby nikt nie widzia, kiedy ci si trafia, ty beko szczyn. Ty pieszczoszku, skurwielu.-12-KLEJNOTTo dlatego on tam sterczy pod samym oknem i stuka, i piuje przy tym diabelnym pudle. eby go na pewno widziaa. eby za kadym oddechem musiaa wdycha to stukanie i piowanie, eby syszaa, jak on powiada, patrz, patrz, jak dobr ci j robi. Mwiem mu, eby si wyindziej. Mwiem, Boe wity, ty chyba chcesz j widzie ju w trumnie. Jak wtedy, kiedy by a ona powiedziaa, e jakby miaa troch nawozu, toby prbowaa zasadzi par kwiatw. Wzi wch od chleba i przynis w niej ze stajni peno ajna.A ci tam siedz jak spy. Czekaj, wachluj si. A mwiem, mgby chocia skoczy z tym pianiem, a spa nie mona i jej rce le na kodrze, jak wykopane korzenie, co si nie daj wyhoby chcia. Widz std tylko wachlarz i rk Dewey Dell. Mwiem, dajcie jej chocia spokjtukaj, i bez adnego zatrzymania czy ustanku dmuchaj jej to powietrze w twarz za prdko, eby kto zmczony mg nim oddycha, i ten diabelny topr wci swoje Jeszcze wir, JeszczJeszcze wir, eby kady, kto przechodzi drog, musia stan, popatrze i powiedzie, jaki doz niego ciela. Gdyby to ode mnie zaleao, czy to wtedy, kiedy Cash spad z kocioa, czy wtedy, kiedy tat zmogo, jak ten wz drzewa si na niego zwali, nie byoby tak, eby kady skwysyn z okolicy mg przychodzi si na ni gapi, bo po czorta-13-jest Bg, jeeli jest. Bylibymy tylko ja i ona na wysokiej grze i zwalabym w d kamienie prosto im w zby, apabym ich i zrzuca w d na eb, na szyj, na pysk, niech mnie szlag,y miaa spokj, a nie ten czartowski topr ze swoim Jeszcze wir, Jeszcze wir, a bdzie po wszystkim.-14-DARL Pokazuje si zza rogu i wchodzi po schodkach. Nie patrzy na nas.- Gotowicie? - pyta.- No, jake zaprzg - mwi. - Czekaj. - Staje i patrzy na tat. Vernon spluwa nie wstajc. Pluje schludnie, celnie i akurat-nie w dziobaty kurz pod gankiem. Tata pomau pociera rkamio kolana. Patrzy przez pole na skraj urwiska. Klejnot mu si chwil przyglda, potem idzie do wiadra i znowu pije.- Nie lubi niezdecydowanych jak nikt - powiada tata.- To dla nas trzy dolary - mwi. Koszula wyblaka tacie na karku bardziej ni gdzie indziej. Nie ma ladu potu na koszuli. Jak yj, nie widziaem na niej ladu potu. Kiedy, kiedy mia dwadziecia dwa lata, pochorowa si od pracy w socu i wszystkim opowiada, e umarbyjakby si spoci. Chyba w to wierzy.- Jakby nie doczekaa waszego powrotu - powiada - nie darowaaby nam.Strona 49962 Vernon pluje w kurz. Ale do rana bdzie deszcz.- Liczy na nas - powiada tata. - Rada by ju koczy. Znam j. Obiecaem jej, e bd trzyma otowe przy domu, i liczy na to.- To ju koniecznie trzeba nam bdzie tych trzech dolarw - mwi. Tata gapi si na pole i trze rkami kolana. Odkd-15-nie ma zbw, usta mu si czasami zapadaj, jak przeyka. Ten wygld starego psa daje mu szczecina na dolnej szczce. - Lepiej si raz-dwa decyduj, ebymy przed zmrokiem zdyli zajecha i zaadowa.- Mama nie jest taka chora - powiada Klejnot. - Zamknij si, Darl.- Racja - mwi Vernon. - Dzi podobniejsza do siebie ni przez cay zeszy tydzie. Zanim wrcicie z Klejnotem, ju bdzie siada.- Ty dobrze wiesz, a jake - mwi Klejnot. - Tyle razy przy-azisz i jej si przygldasz. Ty i twoi. Vernon spoglda na niego. Oczy Klejnota w jego zaczerwienionej twarzy wygldaj jak jasne drewno. Od wszystkich nas jest o gow wyszy, jak zawsze by. A mwiem, dlatego mama zawsze go i bia, i houbia bardziej ni nas. Bardziej si trzyma domu. To dlatego nazwaa go Klejnotem, mwiem im.- Zamknij si, Klejnot - powiada tata, ale jakby nie bardzo sucha. Gapi si przez pole i trze kolana.- Moesz poyczy muw od Vernona, jakby na nas nie zaczekaa - powiadam - my was dogonimy.- Ach, zamknij si do cholery - mwi Klejnot.- Chciaaby jecha naszymi, wasnymi - mwi tata. Pociera kolana. - Widzia to kto co gorszego.- To przez to leenie i patrzenie, jak Cash struga t cholern... - mwi Klejnot chrapliwie, dziko, ale samego tego sowa nie wypowiada. Jak may chopak po ciemku, dla dodania sobie odwagi, ktry nagle milknie wystraszony wasnym gosem.- Tego ona chce, tak jak chce jecha naszym wasnym wozem - powiada tata. - acniej spocznie, jak bdzie wiedziaa, e ma dobr i wasn. Zawsze bya za tym, eby mie wasne. Dobrwiesz.- Niech sobie ma wasn - powiada Klejnot. - Ale skd, do cholery, si spodziewasz, e bdzie... - I patrzy na ty taty gowy, oczy ma jak wycite z jasnego drewna.-16-- Ano - powiada Vernon. - To pewne, e si wstrzyma, a on skoczy. Wstrzyma si, a wszystko bdzie gotowe, a jej czas si wypeni. A przy dzisiejszych drogach zawieziecie j do miasta, nim si obejrzysz.- Na deszcz si ma - mwi tata. - Pechowiec ze mnie. I zawsze tak byo. - Pociera rkami o kolana, - Idzie o tego cholernego doktora, lada chwila tu bdzie. Dopiero teraz mogem mu da zna. A niech tak wypadnie, e przyjdzie jutro i powie, e czas jej bliski, ona nie poczeka. Znam j. Bdzie wz czy nie bdzie wozu, nie strzyma si. I wyjdzie z nerw, a za Boga bym nie chcia wyprowadzi jej z nerw. Ten ich rodzinny grb jest w Jefferson i jej krewniaki tam na ni czekaj, bdzie jej pilno. Daem sowo, e razem z chopakami zawioz j tam, co mu wyskoczy, eby leaa sobie spokojnie. - Pociera domi o kolana. - Juk mi si to nie widzi, e nie wiem.- eby cho wszystkim nie byo tak pilno j tam wie -mwi Klejnot tym chrapliwym dzikim gos. - I Cash cay dzie pod jej oknem stuka i piuj t...- Taka jej wola - powiada tata. - Nie masz dla niej serca ani wyrozumienia. I nigdy nie miae. Nie bdziemy o nic nikogo prosi, ja ani ona. Nigdy nie prosilimy, i spokojniej bdzie jej si leao z t myl. I z myl, e to krew z jej krwi wycia te deski i w Ona z takich, co to sami po sobie sprztaj.- To dla nas trzy dolary - mwi. - To chcesz, ebymy jechali czy nie? - Tata trze kolana. - Bdziemy nazad jutro o zachodzie.- Nno... - powiada tata. Patrzy przez pole, rozczochrany, i pomau obraca prymk po dzisach.- To chod - mwi Klejnot. Schodzi ze schodkw. Vernon schludnie spluwa w kurz.- Ale bdcie o zachodzie - powiada tata. - Lepiej, eby nie musiaa czeka.Klejnot szybko si oglda i obchodzi dom dookoa. Ja wchodz do sieni i jeszcze przed drzwiami sysz gosy. Nasz domStrona 59962 -17-stoi na zboczu troch pochyo i zawsze przecig cignie przez sie w gr. Jeli przyrzwiach od frontu pooy pirko, podniesie si i przesunie po suficie, znoszone na ty domu, a wejdzie w przecig, co cignie w d do drzwi od tyu. Tak samo jest z gosami. Jak si wdzie do sieni, to je tak sycha, jakby przemawiay gdzie wysoko nad gow.-18-CRAPikniejszej rzeczy w yciu nie widziaam. Jakby wiedzia, e nigdy jej ju nie zobaczy, e Anse Bundren odpdza go od matczynego oa mierci i ju jej na tym wiecie nie bdzie oglda. ze mwiam, e Darl nie jest taki jak inni. Zawsze mwiam, e z nich wszystkich on jeden ma natur matki i jakie ludzkie uczucia. Nie jak ten Klejnot, co to go w takich mkach urodzia i tak gaskaa i piecia, a on urzdza fanaberie albo si zacina i wymyla diabel na zo, e ja bym go chyba ze sto razy ywcem rozszarpaa. Ten nie przyszed si poegna. nie przepuci okazji, eby zarobi dodatkowe trzy dolary za cen ostatniego pocaunku matki. To Bundren z kociami, dla nikogo nie ma serca i troszczy si tylko o to, jak tu najatwiejszym sposobem co zarobi. Tull powiada, e Darl ich prosi, eby poczekali. Powiada, e prawie na kolanach ich baga, eby nie kazali mu jej zostawia w takim stanie. Ale nic nie pomoe, kiedy Anse i Klejnot uparli si zarobi trzy dolary. Nikomu, kto zna Anse'a, do gowy by nie przyszo, e moe by inaczej, ale eby i ten, ten jej Klejnot, mia sprzedawa wszystkie te jej lata wyrzecze i jawnych wyrnie... mnie nie zwiod, i Tuli powiada, e pani Bundren Klejnota lubia najmniej ze wszystkich, ale mnie nie zwiod. Wiedziaam, e ma do niego sabo przez to samo w nim, co i w niej byo, i co jej pozwolio znosi Anse'a-19-Bundrena, kiedy, jak mwi Tull, stru go powinna. eby dla trzech dolarw odmawia wasnej matce ostatniego pocaunku...No, ju trzy tygodnie przychodz, kiedy mog, a czasem i wtedy, kiedy nie powinnam, zaniedbuj swoich i obowizki, eby tylko kogo przy sobie miaa w tym strasznym czasie i nie musiaa spoglda w Wielk Tajemnic bez jednej znajomej twarzy przy sobie, co by jej dodaa odwagi. Nie, ebym to robia dla jakiej zasugi. Sama tego bd wymagaa od ludzi. Ale Bu dziki, ja bd miaa przy sobie swoj krew serdeczn, ko z koci, bo Pan Bg bardziej mi wi w mu i dzieciach ni wielu innym, cho bywa, e utrapieniem to mi oni s.A ona, biedna samotnica, zasklepia si w swojej dumie i staraa si, eby ludzie myleli, e jest inaczej, ukrywaa, e oni j tylko znosz, bo przecie jeszcze w trumnie nie ostyga, jak j czterdzieci mil wozem wlekli, eby zoy w ziemi, gwacc wol Bo, byle tego dokona jej spocz w tej samej ziemi co Bundrenowie.- Ale ona chciaa jecha - powiada Tull. - Taka bya jej wasna wola, chciaa spocz wrd sw.- To dlaczego za ycia si nie wybraa? - pytam. - aden z nich jej nie trzyma, nawet ten may ju na tyle odrs od ziemi, e sta si egoist o kamiennym sercu, jak i reszta.- Taka bya jej wasna wola - powiada Tuli. - Sam syszaem, jak Anse mwi.- A ty zaraz wierzysz temu Anse - mwi. - I to ty. Nie opowiadaj mi.- Dlaczego mam mu nie wierzy, jak mwi co, co by mu nic nie przynioso, gdyby nie powiedzia? - powiada Tull.- Ju ty mi nie opowiadaj - mwi. - Miejsce kobiety jest przy mu i dzieciach, ywa czy umara. Spodziewasz si, e jak mj czas przyjdzie, to zechce mi si wraca do Alabamy i zostawi ciebie i dziewczynki, cho przyszam tu z wasnej woli, eby by z wami na dobre i na ze, do mierci i na wieki wieczne?- No, ludzie s rni - powiada.-20-Ja myl. Staraam si y, jak trzeba, przed Bogiem i przed ludmi, dla chluby i pociechy swojegoStrona 69962 chrzecijaskiego ma, -i dla mioci, i poszanowania swoich chrzecijaskich dzieci. ekiedy spoczn w "wiadomoci spenionego obowizku i zasuonej nagrody, widzie koo siebie te najbliszych i wzi w nagrod ostatni pocaunek kadego z nich. Nie jak Ad-die Bundren, co umiera w samotnoci, kryjc si ze swoj dum i zamanym sercem. Szczliwa, e odchodzi. Ledaczka z gow podpart, eby widzie, jak Cash zbija jej trumn, a musiaa na niego uwaa, j nie zbi byle jak, co by si pewno stao, bo tym chopom o nic nie chodzio, tylko o to, eby jeszcze zarobi te trzy dolary, zanim si rozpada, zanim woda tak si podniesie, e nie da rady przejecha. Jak nic, gdyby nie to, e postanowili jeszcze raz obrci, toby j na kodrze zaadowali na ten wz i przeprawili si przez rzek, a potem stanli i dali jej umrze wedug nich po chrzecijasku.Jeden Darl. To byo takie pikne, e nic rwnie piknego w yciu nie widziaam. Czasami trac ar w ludzi, dowiadcza mnie pokusa zwtpienia. Ale Pan Bg za kadym razem przywraca mi wiar i ukazuje mi swoj szczodrobliw mio dla stworzenia. Nie Klejnot, ktrego tak zawsze houbia, nie ten. Ten polecia na te dodatkowe trzy dolary. Jeden Dar, o ktrym ludzie mwi, e jaki dziwny, e leniwy, e si obija po gospodarce tak samo jak Anse, kiedy Cash to dobry ciela i wicej zawsze buduje, ni da rad, a Klejnot nic tylko si ugania za zarobkiem albo ciga na siebie ludzkie gadanie, i ta pnaga dziewucha, co nie odstpowaa od Addie z tym swoim wachlarzem, tak e kiedy czowiek chcia zagada do niej i rozerwa j, to zaraz sama w te pdy odpowiadaa, jakby chciaa wszystkich bez wyjtku od niej odsun. To Darl. Przyszed, stan w drzwiach i popatrzy na umierajc matk. Tylko na ni popatrzy, a ja z na nowo poczuam szczodrobiwe Boe miosierdzie i ask. Zobaczyam, e z Klejnotem to ona tko tak udawaa, a zrozumienie i prawdziwe uczucie to byo midzy ni a Darlem. Tylko na ni popatrzy,-21-nawet nie wszed, eby go nie zobaczya, boby si moga zdenerwowa, jakby zobaczya, e Ae go wypdza i e on ju jej nie zobaczy. Nic nie powiedzia, tylko na ni popatrzy.- Czego chcia, Darl? - pyta zaraz Dewey Dell i nie przestaje macha tym wachlarzem, i nawet jego do niej nie dopuszcza. Nic nie odpowiedzia. Posta tylko i popatrzy na umierajc matk z sercem takim przepenionym, e nie mg wydoby sowa.-22-DEWEY DELLPierwszy raz to razem z Lafe'em zrywalimy w jednym rzdku. Tata boi si spoci, eby si na mier nie pochorowa, to wszyscy nam przychodz pomaga. A Klejnot to si niczym nie martwi, z tym to si od nas wyrodzi, z tym to on nie nasz. A Cash jakby piowa na deski te dugie, gorce smutne dni i przybija je do czego gwodziami. A tata to myli, e ssiedzi toawsze tacy bd jeden dla drugiego, bo on zawsze tylko czeka, a zrobi, co trzeba, zanim on si obejrzy. I tak mi si widzi, e i Darl by o niczym nie pomyla, siada to do kolacji z oczami, co patrz dalej ni jedzenie i ni lampa i pene s ziemi wykopanej z jego gowy, a w dziurach daleko za t ziemi.Zrywalimy w jednym rzdku, coraz to bliej by las i schowanie w cieniu, i w mj worek i w Lafe'a worek zbieralimy coraz bliej tego schowania w cieniu. Bo kiedy miaam p worka, pomylaam sobie, zrobi to czy nie, bo powiedziaam sobie, e jak worek bdzie peny, kiedy dojdziemy do lasu, to nie bdzie na mnie. Powiedziaam, e jak mam tego nie robi, worek nie bdzie peny i zawrc w drugi rzdek, ale jak worek bdzie peny, nic nie poradz. To be si znaczyo, e od pocztku miaam to zrobi i nie ma rady. I zrywalimy coraz bliej schowia w cieniu, i nasze oczy coraz si spotykay to na jego, to na moich rkach, a ja nic nie mwi.- Co robisz? - powiadam.-23-A on na to:- Zrywam do twojego worka.I worek by peny, kiedymy doszli do koca rzdka, i nic nie mogam poradzi. I tak to byo, nic nie mogam poradzi. I zaraz si stao, i zaraz zobaczyam Darla, i on powiedzia. Powiada,Strona 79962 e wiedzia, bez mwienia, tak jak bez mwienia powiedzia mi, e mama umiera, i wiedziaam, e wie, bo jakby powiedzia, e wie, nie uwierzyabym, e tam by i nas widzia. Ale on wiada, e wie, a ja powiadam:- Powiesz tacie, zabijesz go? - bez sw ja to powiadam, a on powiada bez sw:- Po co?I przez to ja mog mwi do niego wiedzcy i z nienawici, bo on wie. Staje w drzwiach i patrzy na ni.- Czego chcia, Darl? - powiadam.- Ona umiera - powiada on. I ten stary indyk, ten sp Tuli przyazi patrze, jak ona umiera, ale ju oni niczego si po mnie nie domyla.- Kiedy umrze? - pytam.- Nim wrcimy - on na to.- To dlaczego kaecie Klejnotowi ze sob jecha? - pytam.- Potrzebny mi do pomocy w adowaniu - powiada.-24-TULLAnse bez ustanku trze si po kolanach. Kombinezon ma spowiay, na jednym kolanie cajgowa ata wycita z niedzielnych portek, wywiecona na blach.- Ju mnie si to najmniej widzi z was wszystkich powiada.- Czasem czowiek musi i naprzd przewidzie - mwi.- Ale jak tam byo, ni w jednym, ni w drugim szkoda si nie stanie.- Ona by chciaa, eby zaraz wyrusza - powiada. - I przy najlepszej pogodzie do Jefferson adny kawa drogi.- Ale droga teraz dobra - mwi.I zbiera si na deszcz dzi wieczr. Do tego jego rodzina grzebie swoich w New Hope, niecae trzy mile std. Ale to wanie do niego podobne eni si z kobiet, co si rodzia o dzie drogi gdzie tam, eby potem mie kopot, jak umrze. Patrzy przez pole i trze kolana.- Ju mnie si to najmniej widzi z was wszystkich - powiada.- W czas wrc - mwi. - Ju ja bym si nie martwi.- To dla nas trzy dolary - powiada.- Moe by, e wcale nie bd musieli si spieszy - mwi.- Tak mam nadziej.- Ju ona si zabiera - powiada. - Ju si na to nastawia.-25-Ju to zaprawd cikie ycie dla kobiety. Dla niektrej. Pomn, e moja mama ya do siedsitki i duej. Dzie w dzie, soce czy deszcz, praca. Od tego dnia, jak urodzia ostatniegchopaka, ani dnia choroby, a kiedy tak si rozejrzaa wkoo siebie, a potem wzia i woyocn koszul obszyt koronk, co j miaa od czterdziestu piciu lat i nie wyjmowaa ani razu skrzyni, i pooya si na ku, podcigna przykrycie pod brod i zamkna oczy. - Trzeba, ojcem, jak ktre potrafi -powiada. - Ja jestem zmczona. Anse pociera rce o kolana.- Bg daje... - powiada.Za rogiem sycha, jak Cash wali motkiem i piuje. To prawda. Wikszej prawdy nikt nigdy nie powiedzia.- Bg daje - przywiadczam.Pod gr idzie ten chopak. Niesie ryb prawie tak du jak on sam. Zsuwa j na ziemi i chrz", i spluwa przez rami jak mczyzna. Niech takiego diabli. On ju prawie mczyzna.- A to co? - pytam. - winia? Gdziee j zapa?!- Przy mocie - powiada. Obraca ryb. Od spodu, tam gdzie bya mokra, oblepia si piaskiem, oko ma przesonite, ze pod piaskiem.- Chcesz j tu zostawi na ziemi? - powiada Anse.Strona 89962- Chc j mamie pokaza - powiada Vardaman. Patrzy w stron drzwi. Syszymy, jak z przecigiem dochodzi rozmowa. I jak Cash stuka i zbija motkiem deski. - Kto tam jest - powiada.- To tylko moi - mwi. - Oni j te z chci zobacz. Nic nie mwi, patrzy na drzwi. Potem pazy w d, na rybna ziemi. Obraca j nog i palcem od nogi szturcha wypuke oko, dubie w nim. Anse patrzy przez pole. Vardaman spoglda na twarz Anse'a, a potem na drzwi. Odwraca si i idzie za rg domu, a Anse woa go nie ruszajc gow.- Ty, wypatrosz t ryb!-26-Vardaman staje.- A Dewey Dell to nie moe? - pyta.- Ty j wypatrosz - powtarza Anse.- Ale tam, tata - powiada Vardaman.- Ty j wypatrosz - mwi Anse. Nie ogada si. Vardaman wraca i podnosi ryb. Ryba wylizguje mu si z rk, paprze go botem i chlapie znowu na ziemi, i znw si oblepia ziemi, z rozdziawionym pyskiem, z wyacymi na wierzch oczami, i zagrzebuje si w piach, jakby jej byo wstyd, e nie yje, jakby si spieszya, eby si schowa z powrotem. Vardaman klnie ryb. Kle jak dorosy i staje nad ni okrakiem. Anse si nie oglda. Vardaman znowu j podnosi. Idzie dokoa domu i taszczy j oburcz jak narcze drzewa, a ryba sterczy na boki, z jednej strony ogon, z drugiej eb. Cholera, prawie taka jak on.Anse'emu przeguby rk wisz z rkaww - jak yj nie widziaem, eby mia "koszul, co by wyglego wasn. Wszystkie tak wygldaj, jakby mu Klejnot oddawa swoje stare. Chocia nie, nie Klejnot. Ten ma dugie rce, cho chudy. Tylko e koszule Anse'a nie s zapocone. W ten sposb bez omyki mona powiedzie, e nie s niczyje inne, tylko Anse'a. Oczy w jego twarzy wygldaj jak dwa wypalone wgielki wpatrzone gdzie w pole. Kiedy cie dotyka schodkw, powiada:- Jest pita. Wanie wstaj, kiedy do drzwi podchodzi Cora i mwi, e czas rusza. Anse sigao buty.- No, panie Bundren - powiada Cora - niech pan jeszcze nie wstaje.Anse wkada buty, tupie przy tym, robi to tak jak wszystko, jakby cay czas mia nadziej, e w gruncie rzeczy nie da rady i moe si przesta wysila. Kiedy wchodzimy do sieni, syszymy, jak tupi po pododze, jakby byy elaznymi buciorami. Idzie do tych drzwi, za ktrymi ona ley, i mruy oczy, jakby patrzy przed siebie, zanim co zobaczy, jakby si spodziewa, e zastanie j moe siedzc na krzele albo moe z miot przy-27-robocie, i patrzy za drzwi z tym swoim zdziwieniem, z jakim zaglda i za kadym razem wci widzi j w ku, a Dewey Dell wci nad ni z tym wachlarzem. I staje tam, jakby zamiarowa si ju ruszy ani nic.- No, to chyba my ju lepiej jedmy - powiada Cora. -Musz da kurom.Do tego zanosi si na deszcz. Z takimi chmurami nie ma artw, a kady dzie wany dla baweny. I to go jeszcze czeka. Cash wci marudzi przy deskach.- Moe w czym moemy si przyda - powiada Cora.- Anse da nam zna - mwi.Anse na nas nie patrzy. Oglda si i mruga z tym swoim zdziwieniem, jakby si nim zmczy na mier, a potem i ono go zdziwio. Oby Cash tak samo stara si przy budowie mojej stodoy.- Mwiem Anse, e to pewno nie bdzie potrzebne - mwi. - Oby tak byo.- Ju ona si zdecydowaa - on powiada. - Miarkuj, e ju jej czas.- Wszystkim nam na to przyjdzie - powiada Cora. - Niechaj Pan Bg was pocieszy.- A co do tej kukurydzy - mwi mu. Powtarzam mu, e mu dopomog, gdyby by w potrzebie, bo tu ona chora i w ogle. Jak prawie wszyscy tutaj ju mu tyle napomagaem, e teraz nie da rady przesta.- Miaem si dzi do niej zabra - powiada. - Jako nic mi nie idzie.- Moe ona si strzyma, a zbierzecie - mwi.- Wola boska - on na to.Strona 99962- Niech was Bg pocieszy - powiada Cora. Niechby tylko Cash stara si tak samo przy mojej stodole. Podnosi oczy, kiedy przechodzimy.- Miarkuj, e tego tygodnia nie bd mg zaj do was -powiada.- Nie spieszy si - mwi. - Kiedy ci tam wypadnie.-28-Siadamy na wz. Cora stawia na kolanach pudo z ciastem. Ani chybi zbiera si na deszcz.- Nie wiem, co on zrobi - powiada Cora. - Ju sama nie wiem.- Biedny Anse - mwi. - Z gr trzydzieci lat go gnaa do pracy. Ju si chyba zmczya.- A mnie si widzi, e ona go jeszcze drugie trzydzieci lat pogoni - powiada Kate. - A jak nie ona, to on si postara o inn przed zbieraniem baweny.- Chyba Cash i Darl mog si ju eni - powiada Eula.- Ten biedny chopak - powiada Cora - ten biedny smarkacz.- A Klejnot? - mwi Kate.- On te moe - powiada Eula.- Ha - mwi Kate. - Widzi mi si, e on si bdzie eni, tak mi si widzi. Widzi mi si, e na tutaj nie chciaaby widzie Klejnota zwizanego. No, ale niech si nie martwi.- Co te ty, Kate! - mwi Cora. Wz zaczyna turkota. -Biedny smarkacz - powtarza Cora. Zanosi si na deszcz w nocy. To pewne. Jak wz turkocze, to ju wielce sucho jak na Birdsell. Ale niedugo tej suszy. Szkoda sw.- Powinna bya bra te placki, jak ju powiedziaa, e wemie - powiada Kate.-29-ANSECholera z t drog, a tu jeszcze zbiera si na deszcz. Tak jak tu stoj, jakbym na wasne oczy widzia, jak spada za nimi jak ciana, jak wyrasta midzy nimi a moj obietnic. Ja robi, co mog, tyle e o niczym myle nie potrafi, ale cholera z tymi chopakami.I tdy idzie, tu pod moje drzwi, eby musia trafi do nich kady pech, jaki chodzi po wiecie. Mwiem Addie, e to adna korzy mieszka przy drodze, kiedy ju do nas dosza, a ona ci o jak kada baba: To si std zabieraj. To mwiem jej, e adna z niej korzy, bo Pan Bg sogi do podrowania, inaczej dlaczego by je kad pasko na ziemi? Kiedy chce, eby co si ruao, to stwarza to co wzdu, jak droga czy ko, czy wz, ale jak zamiaruje, eby to co sta miejscu, to stwarza to co ustawione do gry jak drzewo czy czowieka. I wcale sobie nie zamierzy, eby ludzie mieszkali na drodze, bo, powiadam, co jest pierwsze, droga czy dom? Czycie kiedy widzieli, eby ustanowi drog przy domu? - powiadam. Nie, nigdy, powiadam, to tylko ludzie nie spoczn, pki nie ustawi domu tak, eby kady, kto przejeda wozem, mg im splun pod nogi, a ludziska nie maj chwili spokoju i chc si zabierandziej, gdzie by mogli y jak Pan Bg przykaza, na jednym miejscu jak drzewo czy an kukurydzy. Bo gdyby Pan Bg postanowi, e czowiek ma by wci w drodze na inne-30-miejsce, czyby go nie stworzy tak, eby si posuwa wzdu na brzuchu jak w? Na zdrowy zum to tak by zrobi.Pooyli j tak, e kade nieszczcie, jakie si tucze t drog, musi si napatoczy na mj sto w drzwi, i jeszcze mnie do tego oboyli podatkami. Musiaem paci, kiedy Cashowi trzeba byo tych jego ciesielskich papierw, a gdyby adnej drogi do nas nie doprowadzili, nie zrobiby tych papierw. Po to, eby spada z jakich tam kociow i przez p roku nie alcem, kiedy my z Addie harowalimy jak niewolnicy. Jak ju zachciao mu si piowania, to i tu do piowania jest dosy.A i Darl. Gadali i przekonywali, a go puciem z domu, niech ich cholera. To nie to, ebym si ba pracy. Cae ycie umiaem zarobi na chleb dla siebie i swoich i na dach nad gowAle zostaem bez rk do pracy, i tylko przez to, e on patrzy swego, tylko przez to, e jemu cay czas ziemia si marzy. Z pocztku, ja im powiadam, on by w porzdku, kiedy marzya mu si ta ziemia, ziemia bya wtedy jak naley. Dopiero kiedy nastaa taStrona 109962 droga i wzia przekrcia ziemi na pask, a z gowy mu jej nie wybia, zaczli mi grozi go puci, prawem zaczli mnie straszy.I musz za to zapaci. I jej nic by nie byo, gdyby nie ta droga. Tylko si chciaa pooy, cz na swoim wasnym ku, i eby jej dali spokj.- Chora jeste, Addie? - pytam.- Nie jestem chora - powiada.- Po si i odpocznij - mwi. - Wiedziaem, e nie jeste chora. Jeste tylko zmczona. Powaj.- Nie jestem chora - ona na to. - Wstan.- Le spokojnie i odpoczywaj - mwi. - Jeste tylko zmczona. Moesz jutro wsta. I leaaby e najzdrowsza na wiecie, gdyby nie ta droga.- Wcale po pana nie posyaem - mwi. - Sam pan zawiadczy, e wcale po pana nie posyaem.- Wiem, e nie - powiada Peabody. - Rcz. Gdzie ona?-31-- Ley sobie - powiadam. - Troch zmczona, ale...- Wyjd std, Anse - powiada. - Id, posied chwil na ganku.I teraz musz za to paci, ja, co nie mam jednego zba w gbie i chciaem uskada na wstawiee zbw, ebym mg dary boskie je, jak czowiekowi przystao, a ona a do tego dnia zdrowa ryba. Musz paci, bo si znalazem w potrzebie tych trzech dolarw. Paci, bo tym sposobemhopaki musz jecha, eby zarobi te trzy dolary. I ju widz, jakbym oczyma duszy oglda, jen deszcz nas odcina, jak nadchodzi t drog jak gupi, jakby na caym Boym wiecie tylko ten dom na niego czeka. Syszaem, jak niejeden kl swojego pecha, ale im si naleao, nie bi bez winy. A na mnie adne przeklestwo nie ciy, nie powiem, nic takiego nie zrobiem, eby cign na siebie przeklestwo. Racja, religijny nie jestem. Ale sumienie mam spokojne, a jake. Robiem rne rzeczy, ale nie lepsze i nie gorsze ni ci, co udaj inaczej, i wiem, e Starszy Pan zadba o mnie, tak jak dba o byle spadajcego wrbla. Ale widzi mi si to za wiele, eby droga tak rujnowaa czowieka potrzebujcego.Vardaman wychodzi zza domu, jak wieprz okrwawiony, po kolana, nic tylko posieka t ryb toporzyskiem na kawaki albo, jak to on, wyrzuci dla psw. No, moe i nie mog si wicepo nim spodziewa, jak po jego dorosych braciach. Idzie, patrzy na dom bez sowa i siada na schodkach.- Uff - powiada. - Tom si zmacha.- Id, umyj rce - mwi mu. A ju adna baba bardziej nie dbaa o wychowanie, u chopa czy u ieciaka, jak Addie, to jej przyznam.- Krwi i bebechw to miaa w sobie jak wieprz - powiada. Ale ja chyba do niczego nie mam gowy, a i ta pogoda wszystkie siy ze mnie wysysa. - Tata - mwi on. - Czy mamie gorzej?- Id, umyj rce - powiadam. Ale do tego te chyba nie mam gowy.-32-DARLJedzi w tym tygodniu do miasta, z tyu ma wosy czysto wygolone, bia lini midzy wosami alenizn jak staw jakiej biaej koci. Ani razu si nie obejrzy.- Klejnot - mwi. Droga w dole midzy dwoma parami podrygujcych mulich uszu ucieka do tyu pod wz, jakby bya wstk, a przednia o szpul. - Klejnot, wiesz, ona umrze.Trzeba dwojga, eby zrobi czowieka, starczy jedno, eby umrze. Tak oto wiat si skoczy. Piedziaem Dewey Dell: Chcesz, eby umara, eby moga jecha do miasta, o to chodzi? Ona nie bdzie mwia o tym, co to ona i ja wiemy. To dlatego ani sowa o tym nie mwisz, bo gdyby powiedziaa, choby sama do siebie, ju by wiedziaa, e to prawda, o to chodzi? Ale ju wiesz, e tak jest. Mgbym ci prawie powiedzie, ktrego dnia si dowiedziaa, e tak jest. Dlac tego nie powiesz, choby sama sobie? Ale ona nie powie. Ona tylko powtarza: Czy powiesz tacie? Czy go zabijesz? Nie moesz uwierzy, e tak jest, bo nie moesz uwierzy, eby Dewey Dell, Dewey Dell Bundren, moga mie takiego pecha, o to chodzi? Soce, jeszcze godzin drogi nad horyzontem, wisi jak przekrwione jajko nad spitrzon czarn chmur, wszystko si zrobio miedziane, wyglda zowrogo, pachnie siark, czu burz. Kiedy przyjedzie Peabody,Strona 119962 bd musieli uy linki. Rozdo-33-go od jedzenia zimnych jarzyn. Z pomoc linki wcign go na e Addie Bundren umrze?PEABODYKiedy na koniec Anse Bundren sam ze siebie po mnie przysa, powiedziaem: Zaora w kocu kobit. I niech mnie diabli, jeeli nie powiedziaem prawdy, i z pocztku nie chciaem i, bo a nuby si okazao, e jeszcze mog dla niej co zrobi, i bd musia j przytrzyma, na ra Przyszo mi na myl, e moe w niebie wyznaj tak sam gupi etyk jak w kolegium medycznymmoe znw Vernon Tull po mnie przysya, ebym tam si zjawi natychmiast, jak to zawsze Vernon, eby za pienidze Anse'a wycisn, co si tylko da, tak jak chce za swoje. Ale kiedy dzie si ju zrobi na dobre i mona byo pozna, jaka bdzie pogoda, wiedziaem, e to tylko se mg przysa. Ju wiedziaem, bo tylko pechowiec moe potrzebowa doktora, kiedy akurat cyon nadciga. I wiedziaem, e choby i na koniec sam Anse potrzebowa doktora, to ju jest za pno.Dojedam do rda, wysiadam i przywizuj muy, a tu soce zachodzi za czarn chmur wielk grskie pasmo, jakby kto tam wysypa gr wgla, a wiatru ani, ani. Jeszcze zanim dojechaem, na mil przedtem, sycha byo pi Casha. Anse stoi nad urwiskiem nad ciek.- Gdzie ko? - pytam.- Klejnot go wzi i pojecha - powiada. - Nikt inny nie da rady go zapa. Chyba bdziecie musieli wazi sami.-35-- Ja mam sam wazi przy moich dwustu dwudziestu piciu funtach wagi? - powiadam. - Wazi na t diabelsk cian? -A ten sobie stoi pod drzewem. Co za szkoda, e Pan Bg si pi i drzewom da korzenie, a tym Anse'om Bundrenom nogi i stopy. Gdyby to tylko urzdzi na odwrt, nie trzeba by si byo martwi, e ten kraj straci kiedy wszystkie lasy. Czy w ogle jaki kraj. - Jak ty sobie mylisz, co mam robi? -powiadam. - Mam tu moe czeka i da si zmie z powierzchni ziemi, kiedy urwie si ta chmura? Choby i na koniu, musiabym mie pitnacie minut na przejechanie przez k na szczyt wzgrza i dojechanie do domu. cieka wyg, jakby wiatr rzuci na zbocze krzyw ga. Anse dwanacie lat nie by w miecie. Jak te jegtka tam wlaza, eby go urodzi, przecie to jej syn.- Vardaman ju niesie lin - powiada. Po chwili przychodzi Vardaman z link od puga. Jeden koniec daje ojcu i schodzc ciek, rozwija j.- Trzymaj mocno - mwi. - Ju i tak t wizyt zapisaem do swoich ksig i zapata bdzie mi seaa, czy wlez, czy nie.- Trzymam - powiada Anse. - Moecie wazi.Niech mnie cholera, jeeli wiem, dlaczego nie machnem na to rk. eby te siedemdziesiciolni mczyzna, z gr dwiecie funtw wagi, da si cign w t i wewt na linie na t przeklby zapisa ostatni dolar z pidziesiciu tysicy w wykazie zmarych w swoich ksigach, zanim to rzuc.- Co, u diaba, twoja ona sobie myli - powiadam - eby ka si do ka na szczycie tej pry?- No, to mi was szkoda - mwi. Upuszcza lin, zostawia j i ju zawraca do domu. Na grze jest jeszcze troch wiata, ma kolor siarczanych zapaek. Deski wygldaj jak smugi siarki. Cash si nie oglda. Vernon Tull mwi, e Cash kad desk taszczy do okna, eby matka obejrza powiedziaa, czy dobra. Chopiec nas wyprzedza. Anse oglda si na niego.-36-- Gdzie lina? - pyta.- Tam, gdzie j zostawie - mwi. - Ale ju si nie martw o lin. Musz zej z tego urwiskam zamiaru da si tutaj zapa burzy. Za daleko bym polecia, gdyby mnie porwaa.Dziewczyna stoi przy ku i wachluje j. Kiedy wchodzimy, odwraca gow i spoglda na nas. Jest martwa ju od dziesiciu dni. Ani rusz nie moe si przenie, jeeli to jakie przenosiny ogle, bo chyba za dugo bya drug poow Anse'a. Pamitam, e w modoci mylaem, e mierlesne. Teraz wiem, eStrona 129962 to tylko funkcja umysu - i to umysu tego, kto pozostaje po zmarym przy yciu. Nihilici mwi, e to jest koniec. Fundamentalici, e pocztek, a w rzeczywistoci to tylko wyowadzka lokatora czy caej rodziny z jakiego domu albo miasta.Patrzy na nas. Chyba tylko jej oczy si poruszaj. Jakby nas dotykay nie widzc i nie czujc, tylko tak, jak strumie wody ze szlauchu dotyka, i ten strumie w chwili, w ktrej nas dotyka, ju tak jest odczony od wylotu szlauchu, jakby nigdy z niego nie wyszed. Wcale nie patrzy na Anse'a. Patrzy na mnie, potem na chopca. Ley pod kodr jak wizka zbutwiaych patykw.- Halo, Miss Addie - mwi. Dziewczyna nie zatrzymuje wachlarza. -Jak si mamy, siostro? - mwi. Wychudzona twarz patrzy z poduszki na chopca. - adn sobie por wybieracie, eby mnie tu sprowadzi razem z burz.Wysyam zaraz z izby Anse'a i chopca. Patrzy za chopcem, kiedy wychodzi z izby. Nie poruszya si, tylko jej oczy.Chopiec i Anse s na ganku, kiedy wychodz, chopiec na schodkach, Anse stoi przy supie, nawet si nie opiera, rce mu wisz, wosy ma odgarnite do tyu i zmierzwione jak u zmoczonego koguta. Odwraca gow i mruga szybko, kiedy patrzy na mnie.- Dlaczego wczeniej po mnie nie przysae? - mwi.- Wci co wypadao - powiada. - A to kukurydza, comy si do niej mieli z chopakami zabiera a to Dewey Dell si ni-37-zaja, e nie trzeba lepiej, a to ludzie przychodz, kady chce pomc, a to jeszcze co innego, a wanie mylaem...- Do cholery z pienidzmi - powiadani. - Czy kiedy sysza, ebym kogo dusi o zapat, kiedyie ma na to?- Nie al mi byo pienidzy - powiada - tylko mylaem... To z ni koniec? - A ten smark cholerny siedzi na pierwszym schodku i w tym siarkowym wietle wyglda jeszcze mniejszy ni zwykle. To najgorsze u nas w Ameryce, e kada rzecz, pogoda i wszystko, za dugo si trzyma. Jak i rzeki, i ziemia -mtne, leniwe, grone, i ycie czowieka urabiaj i stwarzaj na ten swj nieprzejednany i pospny obraz. - Wiedziaem ja -powiada Anse - cay czas nabieraem pewnoci. Ju sobie postanowia.- I cakiem susznie - powiadam. - eby tylko... - A ten siedzi na pierwszym schodku od gry, may i nieruchomy, w spo-wiaym kombinezonie. Wychodz, a ten jak nie spojrzy na mnie, a potem na Anse'a. Ale ju teraz na nas nie patrzy. Tylko siedzi.- Powiedzielicie jej ju? - pyta Anse.- A po co? - ja na to. - Po diaba?- Bdzie wiedziaa. Wiedziaa, e jak was zobaczy, to tak, jakby dostaa na pimie. Nie bdziecie musieli jej mwi. Postanowia so...- Tata - mwi za nami dziewczyna, patrz na ni, na jej twarz.- Lepiej si pospiesz - mwi.Kiedy wchodzimy do izby, patrzy na drzwi. Spoglda na mnie. Jej oczy wygldaj, jak lampy rozjanione, tu zanim wypali si resztka oliwy.- Chce, eby pan wyszed - mwi dziewczyna.- Co ty, Addie - powiada Anse - po tym, kiedy doktor taki kawa drogi zrobi z Jefferson, eby ci pomc? Patrzy na mnie, czuj jej wzrok. Jakby mnie nim wypychaa. Ju to widziaem u kobiet. Jak wyganiaj z izby ludzi, co przyszli ze wspczuciem i litoci, chcc naprawd pomc, a czepiaj si byle zwierzaka, dla ktrego zawsze byy niczym innym jak-38-koniem roboczym. To ma by mio, ktra przechodzi zrozumienie - ta duma, ta wcieka dkrycia poniajcej nagoci, wniesionej przez nas na sal operacyjn, wnoszonej przez nas z uporem i furi z powrotem na ziemi. Wychodz z izby. Za gankiem pia Casha wchrapuje si uparcie w desk. Chwil potem ona woa go po imieniu, gos ma zachrypy i mocny. - Cash! - woa. - Ty, Cash!Strona 139962 -39-DARLTata stoi przy ku. Zza jego nogi Vardaman wysuwa swoj okrg gow, okrge oczy i ju, j si usta. Ona patrzy na tat. Reszta uchodzcego ycia jakby wsikaa jej w oczy, naglce, nieujarzmione.- Ona chce Klejnota - powiada Dewey Dell.- No, Addie - powiada tata - on z Darlem pojecha jeszcze raz obrci. Myleli, e zd. e nch poczekasz i e te trzy dolary, i w ogle... - Nachyla si i kadzie rce na jej rkach. Jeszcze przez chwil ona na niego patrzy, bez wyrzutu, bez adnego wyrazu, jakby samymi oczami czekaa, kiedy nie-uniknienie urwie si jego gos. Potem, cho si nie poruszaa od dziesiciu dni, siada. Dewey Dell si nachyla i prbuje j pchn z powrotem na pociel.- Mama - powiada - mama.Ona wyglda przez okno na Casha, ktry si miarowo kiwa nad desk w uchodzcym wietle i spieszy z prac, eby zdy przed zmrokiem i w zmroku, jakby ruchy piy same si owietlay i stay desk i pi.- Ty, Cash! - woa gosem ostrym, silnym i nie osabionym. - Ty, Cash!Cash podnosi oczy na t wychud twarz w ramie okna w zmierzchu. To obraz zoony ze wszystkich obrazw jej twarzy, jakie widzia od czasu, gdy by dzieckiem. Upuszcza pi-40-i podnosi desk, eby moga j zobaczy, i patrzy na okno, w ktrym twarz si nie poruszy Wlecze tak samo drug de-sk i przykada obie razem, jak bd kiedy zczone, i rkami pokazjeszcze inne na ziemi, na migi ksztatujc woln rk w powietrzu wykoczon trumn. Jeszcze cil ona na niego patrzy z tego obrazu zoonego z wielu, bez nagany i bez aprobaty. Potem twarz znika.Kadzie si z powrotem i odwraca gow, ledwie spojrzawszy na tat. Patrzy na Vardamana, jej oczy, to ycie w nich rzuca si nagle na powierzchni, dwa pomienie jarz si rwno przez chwil. I zaraz gasn, jakby kto si pochyli i je zdmuchn.- Mama - powiada Dewey Dell. - Mama! - Nachyla si nad kiem, podnosi troch rce, wachlarz porusza si tak samo jak przez te dziesi dni, i Dewey Dell zaczyna zawodzi. Gos ma silny, mody, drcy i czysty, niesie si wasn barw i tonacj, a wachlarz wci si rwno po w d i szeleci niepotrzebnym ju powietrzem. Potem rzuca si przez kolana Addie Bundren i apie j, potrzsa j szalecz si modych, i rozciga si nagle na tej garstce zbutwiayktre zostay po Addie Bundren, i trzsie caym kiem z suchym szelestem plew w sienniku, z rozrzuconymi rkami, z wachlarzem jeszcze pulsujcym ostatnim tchem w kodr.Zza nogi taty wyglda Vardaman, usta ma otwarte na ca szeroko i caa krew mu ucieka z twarzy w te usta, jakby jakim sposobem spuka, wessa w siebie wasne zby. Zaczyna si pomauofa od ka z okrgymi oczami, z blad twarz zacierajc si w zmierzchu jak kawaek papieiony do znikajcej ciany i wycofuje si za drzwi.Tata nachyla si nad kiem i jego zgarbiona posta nabiera te w zmierzchu tego sowiego wyrazu, staje si zmierzwiona i nastroszona, i sponiewierana, z przyczajon wewntrz mdroci za gbok czy za nieruchaw, eby si bodaj przemieni w myl.- Te cholerne chopaki - powiada.Klejnot, powiadam. Od gry wiato dnia si przypaszcza i szarzeje, i zasania soce chmur ych wczni. Muy paruj troch-41-w deszczu, ochlapane tym botem, ten z brzega lizga si i cignie za kadym razem blikraju drogi, nad rw. Przechylony adunek drwa poyskuje matowoto, namiky i ciki jak oyla si ostro i leci w rw nad zamanym koem. Rozsypane szprychy i kostki Klejnota zalewa ni to ta woda, ni ziemia, i kipi wirem, i spywa razem t drog ni to z wody, ni z zi w d, i rozpuszcza si w gst rzek ciemnej zieleni ni to ziemi, ni nieba. Klejnot, powiadam. Cash staje w drzwiach z pi w rku. Tata stoi przy ku zgarbiony, ze zwieszonymi rkami. Odwraca gow, stamszony profil, podbrdek pomau mu si zapada,Strona 149962 kiedy cofa prymk na dzisach.- Odesza - powiada Cash.- Wzia i odesza od nas - mwi tata. Cash na niego nie patrzy. - Prdko si uwiniesz? - pyta tata. Cash nie odpowiada. Wchodzi z t pi w rku. - Myl, e lepiej bierz si do roboty powiada tata. - Musisz si zwija, jak moesz, kiedy tak si zoyo, e chopakw nie ma. - Coglda na jej twarz. Wcale nie sucha, co mwi tata. Nie podchodzi do ka. Zatrzymuje si poodku izby i z pi przy nodze, spocone ramiona ma lekko przykurzone trocinami, twarz opanowan. - Jakby nie mg da sobie rady, to znajdzie si kto do pomocy - powiada tata. - Vernon mgby. - Cash nie sucha. Patrzy w d na jej spokojn, sztywn twarz, ktra wtapia s mrok, jakby ciemno poprzedzaa ostateczne wtopienie si w ziemi, a wreszcie si zdaje, ea twarz unosi si osobno na ciemnoci, lekko jak odbicie suchego licia. - Starczy dobrych chrzecijan, eby ci pomc - powiada tata. Cash nie sucha. Po chwili nie patrzc na tat zawraca i wychodzi z izby. I znw pia zaczyna chrapa. -Wspomog nas w naszej aobie - powiada tata.Odgos piowania jest rwny, pewny, niespieszny i porusza gasnce wiato, tak e z kadym chrniciem piy jej twarz jakby si troch budzia w wyraz nasuchiwania i czekania, jakby je liczya. Tata patrzy w d na jej twarz, na czarny kosmyk wosw Dewey Dell, jej rozrzucone ramiona, zacinity w doni i ju nieruchomy wachlarz na prawie ju niewidocznej w zmierzchu kodrze.-42-- Widzi mi si, e lepiej zrobisz, jak wstawisz kolacj - powiada. Dewey Dell si nie rusza.- Rusz si ju i wstaw kolacj - powiada tata. - Musimy podtrzyma siy. Tak sobie kalkuluj, e doktor Peabody dobrze zgodnia po tej drodze. A Cash bdzie musia szybko zje i wraco roboty, eby zdy skoczy na czas.Dewey Dell si podnosi i dwiga na nogi. Patrzy z gry na jej twarz. Wyglda ona jak ciki brzowy odlew zacierajcy si na poduszce, tylko rce zachoway jeszcze odrobin ycia: zwiniwlast ciko; co zuytego, ale czujnego, co si nie zdyo pozby zmczenia, wyczerpaninie dowierzay jeszcze prawdziwoci spoczynku i strzegy go, wychude i pene odciskw, z czujnoci, wiedzc, e nie moe on trwa.Dewey Dell nachyla si, wysuwa kodr spod rk, naciga j na nie i a pod brod, i wygadza, uje. Potem nie patrzc na tat omija ko i wychodzi z izby.Wyjdzie na dwr po doktora Peabody, gdzie moe stan w zmroku i spojrze na jego plecy z takim wyrazem, e czujc jej oczy i odwracajc si powie: Lepiej si teraz nie poddawa smutkowi. Bya stara i do tego chora. Nawet nie wiemy, jak cierpiaa. Nie mogaby wyzdrowie. Vardaman ju dorasta, no i ty tu jeste, moesz si nimi zaj jak naley. Starabym si ndawa smutkowi. Chyba lepiej id i przygotuj kolacj. To moe by niewiele. Ale bd musieli je, a ona patrzy na niego i odpowiada: Tyle to mgby dla mnie zrobi, gdyby tylko chcia. jestem ja, a ty jeste ty, i ja o tym wiem, a ty o tym nie wiesz, i mgby tyle dla mnie zrobi, gdyby tylko chcia i gdyby tylko chcia, to mogabym ci powiedzie i wtedy nikt by si nie musia dowiedzie poza tob i mn, i Darlem.Tata stoi nad kiem ze zwieszonymi ramionami, zgarbiony, bez ruchu. Podnosi rk do gowy, mierzwi wosy, sucha piowania. Podchodzi bliej, ociera rk, od spodu i z wierzchu, o spodnie na udzie, kadzie j na jej twarzy, a potem na wzgrku na kodrze, tam, gdzie s jej rce, dotyka kodry i tak, jak widzia, e robia to Dewey Dell, prbuje j wygadzi, rk m-43-niezrczn jak jaki niedwied, wygadza zaamania, ktre sam zrobi i ktre wci powstaj rk z przekornym uporem, tak e w kocu daje temu spokj, rka mu opada do boku i znw ociera si, z wierzchu i od spodu, o spodnie na udzie. Chrapanie piy miarowo dochodzi do izby. Tata oddycha z cicha pochrapujc i obraca prymk w dzisach.- Niech bdzie wola boska - powiada. - Teraz mog wstawi te zby.Mokry kapelusz opada Klejnotowi na szyj i woda spywa po nim na ciki od deszczu konopny worek uwizany na ramionach, kiedy po kostki w penym wody rowie szturcha wylizgujcym si z rk kawakiemStrona 159962 kantwki, cztery cale na dwa, w o, uywajc jako dwigni obrzynka sprchniaego koka. Kjnot, powiadam, ona nie yje, Klejnot. Addie Bundren nie yje.-44-VARDAMANWtedy si rzucam biegiem. Lec na ty domu, dobiegam do skraju ganku i staj. Wtedy zaczynam paka. Czuj to miejsce, gdzie ryba leaa w kurzu. Ju jest posiekana na kawaki, ju tnie-ryba, nie-krew na moich rkach i kombinezonie. Wic to nie byo tak. Wic to si nie stao. A teraz tak mnie wyprzedza, e nie mog jej zapa.Drzewa wygldaj jak kury, kiedy w upalne dni strosz pira w chodnym piasku. Jak zeskocz z ganku, stan tam, gdzie bya ryba, a ona caa ju posiekana i ju nie-ryba. Jeszcze sysz jej twarz, i ich wszystkich, i czuj, jak si trzsie podoga, kiedy wchodzi na ni ten, ktry przyszed to zrobi. Ktry przyszed i to zrobi, kiedy nic jej nie byo, a on przyszed to zrobi.- Sukinsyn brzuchacz.Skacz z ganku, ju lec. Ze zmroku podrywa si szczyt stodoy. Jak skocz, mog przez ni przecie, jak ta rowa pani w cyrku, prosto w ciepe i pachnce, bez czekania. Rce mi si wczepiaj w krze. Pod stopami kamienie i piach obsuwaj si w d.Wtedy znw api oddech w tym ciepym pachncym. Wchodz do boksu, prbuj go dotkn, i ju mwyrzyguj ten pacz. Tylko on przestaje wierzga, ju mog, a potem mog krzycze, ten krzyk ju moe.-45-- Zabi j. Zabi j.ycie w nim przepywa pod skr, pod moj rk, przepywa przez plamki, pachnie mi pod nosem i mdoci zaczyna si pacz, mdoci wyrzygaj pacz i zaraz api oddech i rzygam nim. Straszngo haas. Czuj nosem, jak ycie wypywa mi spod rk i idzie w gr po ramionach, i ju mog woksu. Nie mog go znale. Macam po ciemku na ziemi, na cianach, nie mog znale. Z tego pau straszny haas. Po co tyle haasu. Ale znajduj go w wozowni na ziemi i lec przez podwrze na drog, ju kij mi podskakuje na plecach.Widz mnie, jak na nich lec, ju zaczynaj szarpa w ty, tocz oczami, parskaj, szarpi w thomtach. Wal. Sysz, jak kij spada, widz, jak ich wali po bach, po jarzmie, jak czasami chybia cakiem, kiedy uskakuj do tyu i szarpi si w chomcie, alem rad.- Zabie moj mam!Kij pka, cofaj si i parskaj, gono dudni kopytami po ziemi, gono, bo si zbiera na despowietrze jest puste, czeka na deszcz. Ale jeszcze nieprdko spadnie. Zalatuj z tej strony i z tej, i wal, a one si cofaj i szarpi w chomtach.- Zabie j!Rzucam si na nie i wal, robi szerokie koo, wzek leci na dwch koach i w miejscu, jakby gwodziami przybity do ziemi, i muy krc si w miejscu, jakby przybite gwodziami za tylne nogi do rodka wirujcego talerza.Lec w kurzawie. Nic nie widz, lec w wirze kurzawy, w ktrej znika przechylony na dwa koa wzek. Wal, kij wali w ziemi, odskakuje, wali w ziemi i znw w powietrze, i kurz wiruje w d drogi szybciej, ni gdyby w nim by samochd. I wtedy spogldam na kij i mog pakaa mi si przy rku, nie duszy teraz ni szczapa drewna, a to by dugi kij. Wyrzucam go i mpaka. Teraz to nie robi tyle haasu. Krowa stoi we wrotach stodoy i uje. Widzi, jak wchodz na podwrze, i myczy z pyskiem penym przeutego ziela, z wy-walonym jzykiem.-46-- Nie bd ci doi. Nic dla nich robi nie bd.Kiedy przechodz, sysz jak si odwraca. Kiedy ja si odwracam, jest tu za mn z tym swoim sdkim, gorcym, mocnym oddechem.Strona 169962- Nie powiedziaem ci, e nie bd? Tryka mnie i niucha. Gboko w sobie pojkuje z zamknit cham rk i kln j jak Klejnot.- No, nastp si.Opuszczam rk do ziemi i lec na ni. Odskakuje, okrca si i staje, patrzy na mnie. Myczy. Idzie na ciek i tam staje, i patrzy w stron domu.W stodole jest ciemno, ciepo, pachnco i cicho. Mog paka po cichu i patrz na szczyt wzgrza. Cash wyazi na gr, kuleje od tego upadnicia z kocioa. Patrzy w d, do rda, potem z powrotem w stron stodoy. Idzie sztywno-ciek, przyglda si zerwanemu chomtu, kurzowi drodze, a potem patrzy na drog, tam gdzie kurz ju opad.- Oby ju dobrze minli Tulla. O, oby. Cash odwraca si i kutyka w moj stron.- Niech go cholera. Pokazaem mu. Niech go cholera. Ju nie pacz. Ja ju nic. Na gr wychodzi Dewey Dell i woa mnie:- Vardaman! Ja ju nic. Siedz cicho.- Ty, Vardaman. Mog ju paka po cichu, czuj te zy i sysz.- To tego nie byo. To si nie stao. Leaa tam sobie na ziemi. A teraz Dewey Dell si zabiera j ugotowa. Jest ciemno. Sysz drzewo, milczenie: znam je. Ale nic ywego nie sycha, nawet jego. Jakby ciemno znw mu si pozwalaa rozpa na osobne, rozrzucone czstki - niuchae i stpanie, zapach stygncego ciaa i amoniakowy zapach sierci, zudzenie poczonej caociata ma i mocne gnaty,-47-a w nich, osobne i tajemne, i znajome jakie jest, inne od mojego jest. Widz, jak si rozpada - i unosi si w ciemnoci coraz bledsze i rzadsze. W jednym kawaku, ale jednak ani razem, ani osobno. Wszystko, a jednak nic z tego. Prawie widz, jak such go owija, gaszcze i urabia jego twardy ksztat - gole nad p-cin, biodro, kark i eb. Zapach i dwik. Nie boj si. - Ugotowana i zjedzona. Ugotowana i zjedzona.-48-DEWEY DELLTyle mgby dla mnie zrobi, gdyby tylko chcia. Wszystko by mg dla mnie zrobi. To tak, jakby dla mnie cay wiat by w cebrzyku z flakami, a dziw bierze, jak tam jeszcze wystarcza miejsca dla innej rzeczy bardzo wanej. On jest wielkim cebrem z flakami, ja jestem maym cebrem z flakami, a jak w tym duym cebrze flakw nie ma ju miejsca na nic wanego wicej, to skd ma si znale miejsce w tym maym. Ale wiem,- e jest, bo Pan Bg da ie znak, jak si stao co zego.To dlatego, e jestem sama. Gdybym to tylko czua, ju by byo inaczej, bobym nie bya sama. Ale, jakbym nie bya sama, wszyscy by wiedzieli. Wic on tyle mgby dla mnie zrobi, i ju bym nie bya sama. Wtedy byoby w porzdku, e jestem sama.Niechby wszed midzy mnie i Lafe'a, tak jak midzy mnie i Lafe'a wszed Darl, i teraz i Lafe jest sam. On jest Lafe, a ja jestem Dewey Dell, i kiedy mama umara, to eby j opaka, musiaam wyj ze siebie i odej od siebie, Lafe'a i Darla, bo on tyle mg dla mniebi i nie wie o tym. Nawet o tym nie wie. Z kuchennego ganku nie wida stodoy. A potem z tamtej strony sycha, jak Cash piuje. Jakby pies by na podwrku i lata od drzwi do drzwi, do ktrych by si nie podeszo, i chcia wej. Powiedzia, e si bardziej gryzie jak j ja powiadam: Nie wiesz, co to zgryzota, to ja si nie mog gry. Prbuj, ale nie mog, bo myli mi si rw.-49-Zapalam lamp w kuchni. Ryba pocita na strzpiaste kawaki powoli wykrwawia si na rynience. Prdko chowam j do szafki, nasuchuj czego w sieni i sysz. Dziesi dni jej zajnie. Moe jeszcze nie wie, e ju. Moe nie odejdzie, a Cash. Albo moe, a Klejnot. Bior z afki misk z jarzynami, a z zimnej kuchni blach chlebow i staj w miejscu, i patrz na drzwi.Strona 179962- Gdzie Vardaman? - pyta Cash. Przy lampie jego ramiona obsypane trocinami wygldaj jak w piasku.- Nie wiem. Nie widziaam go.- Muy doktora poniosy. Poszukaj Vardamana. Na koniu je dogoni.- Ano. Powiedz im, eby szli na kolacj.Nie wida stodoy. Mwiam, e nie umiem si gry. Nie umiem paka. Prbowaam, ale nie potrili zza rogu domu zgrzyt piy dolatuje ciemny przy ziemi w szarwce. I ju Casha widz, jak si schyla i unosi nad desk.- Chod na kolacj - powiadam. - I jego zawoaj. Wszystko dla mnie mgby zrobi. I nie wie o tym. Pilnuje swego brzucha, a ja swego. I mj brzuch to sprawa Lafe'a. O to chodzi. Nie pojmuj, po co si rusza z miasta. My jestemy wsiowi ludzie, gorsi ni tamci z miasta. Nie pojmuj, po co si rusza. I widz ju szczyt stodoy. Krowa stoi przy ciece i myzy. Odwracam si i Casha ju nie ma. Wnosz do domu malank. Tata, Cash i on siedz przy stole.- Gdzie ta wielka ryba, co j Bud zapa, siostro? - pyta. Stawiam mleko na stole.- Wcale nie miaam czasu jej zrobi.- Sama rzepa to za chude jedzenie dla mczyzny jak ja -powiada.Cash je. Naokoo gowy wypoci mu si we wosach krg od kapelusza. Koszul ma sztywn od potuNie umy rk.- Musisz mie czas - powiada tata. - Gdzie Vardaman?-50-Id do drzwi.- Nie mog go znale.- No, no, siostro - powiada on - ju nie myl o tej rybie. Chyba si nie zepsuje. Chod i siadaj.- Ja o niej nie myl - mwi. - Id doi, zanim si zbierze na deszcz.Tata nakada sobie i podsuwa misk tamtym. Ale si nie bierze do jedzenia. Palce przykurczy, rce pooy na stole, gow ma troch pochylon, lampa mu wieci na skudlone wosy. C byczek oguszony motem, co ju nie dycha, a jeszcze nie wie, e nie yje. Ale Cash je i on te.- Lepiej co zjedz - powiada. Patrzy na tat. - Jak Cash i ja. Przyda ci si.- Ano - mwi tata. Oywia si jak byczek, co przyklk w sadzawce, a kto na niego wpad. - Nie miaaby mi tego za ze.Kiedy ju mnie z domu nie wida, ruszam szybko. Krowa muczy u stp urwiska. Dotyka mnie nosem, niucha, dmucha mi oddechem sodko, gorco, mocno przez kieck w goy brzuch i stka.- Musisz troszk poczeka. Zaraz si tob zajm. Idzie za mn do stodoy, gdzie stawiam wiadro. Dmucha w wiadro i stka.- Powiedziaam ci. Masz tylko troch poczeka. Wicej mam do roboty, ni daj rad. W stodole ciemno. Ko tnie kopytem w cian, kiedy przechodz. Nie zatrzymuj si. Dziura w cianie wygla jak janiejsza deska ustawiona ostrym kocem na d. I ju widz zbocze, czuj znowu powiew powietrza na twarzy, powolne, blade, mniej w nim ciemnoci i nic do zobaczenia, kpki sosen skupiaj si w grze pochyego zbocza, przytajone, i czekaj. Sylwetka krowy na tle drzwi trca nosem sylwetk wiadra i stka.-51-na dugo przedtem, zanim moe powiedzie to sowo, i suchanie boi si, e moe nie starczzasu na powiedzenie. Czuj, jak moje ciao, koci i minie zaczynaj si rozchodzi i otwiera to samotne, i stawanie si niesam jest straszne. Lafe. Lafe. -Lafe. - Lafe. Lafe. - Pochylam si troch do przodu, jedn nog wysuwam stojc w miejscu. Czuj, jak ciemno mknimi przez pier, leci przez krow, rzucam si, napieram na ciemno, ale krowa stoi mi na drodze i ciemno nie zatrzymana wali si na sodki podmuch jej jkliwegoStrona 189962 oddechu, pena drzewa i milczenia.- Vardaman. Ty, Vardaman. Wychodzi z boksu.- Ty cholerny may szpiegu! Cholerny may szpiegu! Nie opiera si. Ostatek tej rozpdzonej ciemnoci ulatuje ze wistem.- Co? Nic nie zrobiem.- Ty cholerny may szpiegu! - Moje rce twardo nim potrzsaj. Moe nie mogam ich powstrzyma. Nie wiedziaam, e potrafi tak twardo potrzsa. Potrzsaj i nim, i mn, i potrzsaj.- Wcale tego nie zrobiem - powiada. - Ani ich nie dotknem. Moje rce przestaj nim trz, e go nie puszczam.- Co tu robisz? Dlaczego nie odpowiedziae, kiedy ci woaam?- Nic nie robi.- Ruszaj do domu i zjedz kolacj. Odsuwa si. Ja go przytrzymuj.- Puszczaj. Daj mi spokj.- Ce tu robi? Przylaze mnie podglda?- Wcale nie. Wcale nie. Puszczaj. Nawet nie wiedziaem, e tu jeste. Daj mi spokj. Trzymam go i nachylam si, eby mu zajrze w twarz, dotkn jej swoimi oczami. Zaraz si rozpacze.-52-- Ruszaj w tej chwili. Kolacja na stole i zaraz tam bd, tylko wydoj. Lepiej le, zanim ten wszystko zje. Niechby ten zaprzg si nie zatrzyma, a w Jefferson.- Zabi j - powiada Zaczyna paka.- Cicho no.- Nic mu nie zrobia, a on przyjeda i j zabija.- Cicho no. - Wyrywa si. Trzymam go. - Cicho no.- Zabi j. - Krowa podchodzi do nas od tyu i pojkuje. Znw nim potrzsam. - Przesta no juW tej chwili. Zobaczysz, rozchorujesz si, a wtedy nie pojedziesz do miasta. Id do domu i zjedz kolacj.- Nie chc adnej kolacji. Nie chc jecha do miasta.- To ci tu zostawimy. Jak si nie bdziesz zachowywa, to ci zostawimy. Ruszaj ju, zanim ten stary trawoerny ceber flakw wszystko ci zje.Odchodzi i znika powoli we wzgrzu. Na tle nieba wida szczyt urwiska, drzewa i dach domu. Krowa skubie mnie pyskiem i jczy.- Musisz tylko zaczeka. To, co ty masz w sobie, to jest nic wobec tego, co ja mam, chocia i ty jeste kobieta. -Idzie za mn i jczy. I znw dmucha mi na twarz to martwe, gorce, jasne powietrze. Mgby z tym si zaatwi raz, dwa, gdyby tylko chcia. A on nawet tego nie wie. Wszystko mgby dla mnie zrobi, gdyby tylko wiedzia. Krowa dmucha mi na poladki i plecy, oddech ma ciepy, sodki, rzcy, stka. Niebo kadzie si pasko na zbocze,emne kpy drzew. Za wzgrzem daleka byskawica rozlewa si w gr i ganie. Nieruchome powietrze okrywa zamar ziemi w martwej ciemnoci dalej, ni wzrok t martw ziemi obejmie. Ley nie martwe i ciepe, dotyka mojej nagoci przez ubranie. Mwiam mu: Ty nie wiesz, co to znaczy zgryzota. Nie wiem, co to znaczy. Nie wiem, czy ja si gryz, czy nie. Czy umiem, czy nie. Nie wiem, czy potrafi paka, czy nie. Nie wiem, czy prbowaam, czy nie. Czuj si jak mokre ziarno oszalae w gorcej, lepej nocy.-53-VARDAMANKiedy j skocz wo j do niej a wtedy nieprdko bd mg to powiedzie. Zobaczyem jak ci wiruje i ucieka i pytam:- Czy zabijesz j tu gwodziami Cash? Cash? Cash? Zatrzasnem si w obie to nowe wieko' bydla mnie za cikie zatrzasno si nie mogem oddycha bo szczur wdycha cae powietrze. Powi:- Czy przybijesz gwodziami wieko Cash? Gwodziami? Gwodziami?Tata chodzi wokoo. Jego cie chodzi wokoo przemyka po Cashu Cash kiwa si tam i z powrotem nad pi rnie krwawic desk.Strona 199962 Powiedziaa Dewey Dell e kupimy bananw. Kolej jest za szkem czerwona na szynach. Kiedy jedzie szyny byszcz za ni i przed ni. Tata mwi e mka cukier i kawa tak duo kos Bo ja jestem wsiowy bo chopcy w miecie. Rowery. Dlaczego cukier mka i kawa tyle kosztuj kiedy to wsiowy chopak. Nie wolaby to par bananw?" Bananw ju nie ma zjedzone. Na. Kiedy ona jedzie tor znowu si wieci. Tata dlaczego ja nie jestem chopak z miasta?" Przecie Pan Bg mnie stworzy. Nie kazaem Panu Bogu eby mnie stwarza na wsi. Jak moe stworzy kolej dlaczego wszystkich nie moe stworzy w miecie bo ta mka i cukier i kawa. Nie wolaby to bananw?"-54-Chodzi wokoo. Jego cie chodzi wokoo.To nie bya ona. Byem tam patrzyem. Widziaem. Mylaem e to ona ale nie. To nie bya moja tka. Ona sobie posza kiedy ta druga si pooya do jej ka i nacigna na siebie kodr. sza. Czy posza a do miasta? Posza dalej jeszcze. A te wszystkie krliki i oposy id sobie dalej jeszcze ni do miasta?" Krliki i oposy stworzy Pan Bg. I stworzy kolej. Dlaczego musi stwarza dla nich inne miejsce jak ona jest zupenie tak jak krlik.Tata chodzi naokoo. I jego cie. Pia chrapie jakby spaa.No to jak Cash zabije skrzyni gwodziami to ona nie jest krlikiem nie mogem oddycha w tym obie i Cash j zabije gwodziami. A jak mu pozwoli to nie ona. Ja wiem. Byem tam. Widziaem kiedy to si zrobia nie ona. Widziaem. Oni myl e tak. I Cash j zabije gwodziamTo nie bya ona bo leaa tu wanie na ziemi. A teraz jest caa porbana. Ja j porbaem. Lehni i wykrwawia si w rynience i czeka a si j ugotuje i zje. Wic to nie bya ona i bya a teraz to ona i nie byo jej. A jutro bdzie ugotowana i zjedzona i przejdzie w niego i w tat w Casha i Dewey Dell a w skrzyni nic nie bdzie i bdzie moga oddycha. Leaa o tu na ziemi. Mog zawoa Vernona. On tu by i widzia j a jak nas bdzie dwch to bdzie prawdwtedy to nie bdzie ona.-55-TULLBya blisko pnoc i rozpadao si ju na dobre, kiedy nas obudzi. To bya niesamowita noc, zerao si na burz. W tak noc wszystko moe si zdarzy, czowiek nie wie, czy zdy da bydhroni si do domu i kolacj zje, i wle do ka, zanim deszcz zacznie pada, a kiedy nadldoktora, cae zmydlone z cignc si za nim uprz i chomtem midzy nogami biednego zwierza szed od prawej strony, Cora powiada:- To Addie Bundren. Zmaro jej si na koniec.- Peabody mg tam jedzi do kadego z kilkunastu domw w okolicy - ja na to. - A zreszt skwiesz, e to muy doktora?- Co, moe nie? - powiada. - Ty lepiej zaprzgaj.- Po co? - ja na to. - Jak jej si zmaro, do rana nic nie damy rady zrobi. I na burz si zanosi do tego.- To mj obowizek - powiada Cora. - Ty wprowad jego muy do stajni. Ale po co miaem to robi.- Na zdrowy rozum, toby po nas przysali, jakbymy byli potrzebni. Jeszcze nawet nie wiesz, czy jej si zmaro.- Co te ty, nie wiesz, e to muy doktora? Moe powiesz, e nie? No, rusz si. - Ale nie chciaem jecha. Jak ludzie czowieka potrzebuj, najlepiej jest poczeka, a przyl po niego, zeko--56-naem si. - To mj chrzecijaski obowizek - powiada Cora.- Bdziesz mi przeszkadza w penieniu obowizkw chrzci-jaskich?- Jak chcesz, moesz tam jutro zosta cay dzie - mwi.Tote jak mnie Cora obudzia, padao ju na dobre. Ju szedem do drzwi z lamp i wiedzia chy, e id, bo lampa wiecia na szyby, ale stukanie nie ustawao. Niegone, ale rwne, jakby py nim usn, tylko e wcale nie spostrzegem si, e stuka niziutko w drzwi, dopiero kiedy otworzyem i nikogo nie widz. Podnosz lamp, deszcz si skrzy w wietle, a Cora za mn w sieni pyta:Strona 209962- Kto to, Vernon?Ale z pocztku ywej duszy nie widz, dopiero kiedy spojrzaem w d i za drzwi, i zniyem la Wyglda jak utopiony szczeniak w tym swoim kombinezonie, bez czapki, uchlapany do kolan po tych czterech milach marszu w bocie.- No, niech mnie cholera - powiadam.- Kto to jest, Vernon? - pyta Cora. Spojrza na mnie, a oczy mia okrge i czarne w rodku, jakby si zawiecio sowie prosto w dzib.- Pamitacie t tam ryb? - pyta.- Wejd do domu - ja na to. - Co si stao? Czy twoja mama...?- Vernon - powiada Cora.Sta tak jako za drzwiami, w ciemnoci. Na lamp wieje deszczem, syczy na niej i boj si, e w kadej chwili moe trzasn.- Bylicie tam - powiada. - Widzielicie j. Ale Cora ju podchodzi do drzwi.- Zaraz mi uciekaj z tego deszczu - powiada i wciga go, a on patrzy na mnie. Wyglda jak raz jak utopiony szczeniak.- Mwiam ci - powiada Cora. - Mwiam ci, co si dzieje. Id zaraz i zaprzgaj.- Ale on nie mwi... - ja na to.-57-Spojrza na mnie, a woda kapie z niego na podog.- Niszczy mi dywan - powiada Cora. - Id, wyprowad muy, a ja go wezm do kuchni. Ale on si odsuwa, ocieka wod i nie spuszcza ze mnie tych swoich oczu.- Bylicie tam. Widzielicie, jak tam leaa. Cash j chce zabi gwodziami, a ona tam leaa iemi. Widzielicie. Widzielicie jej lad na ziemi. Deszcz zacz pada, ju jak tu szedem. Tzdymy.Niech mnie cholera, jak mi wosy od tego nie wstay na gowie, cho jeszcze nie wiedziaem. Ale Cora wiedziaa.- Zaprzgaj co tchu - powiada. - Chopak zwariowa od tego alu i zgryzoty.Niech mnie cholera, jak mi wosy nie wstay. Jak tak sobie czowiek czasem pomyli o tej caej ludzkiej aoci i strapieniach, co to mog kadego trafi jak piorun z jasnego nieba. Widzi mi si, e wielkiej trzeba ufnoci w Bogu, eby czowiek czu si bezpieczny, cho czasemi si zdaje, e Cora jest ociupin za ostrona, jakby chciaa odepchn innych i przecisn sj ni kto. Ale kiedy co takiego si stanie jak teraz, wyglda na to, e ma racj i e trzeba si o to stara, i tak sobie kalkuluj, e prawd powiada, kiedy mwi, e Bogu powinienem dziwa za on, co stara si by pobona i dobrze czyni.Czowiek si nad tym zastanawia od czasu do czasu. Cho nieczsto. I dobrze robi. Albowiem Pan Bg go po to stworzy, eby robi, a nie eby si za wiele zastanawia, bo mzg ludzki jak jaka maszyna, nie strzyma, jak go szarpa zanadto. Najlepiej, jak wszystko idzie swoj kolej, co dzie kawaek, eby adnej czci nie zuywa nad potrzeb. Zawsze to mwipowiem, e cay kopot z Darlem wci ten sam, za duo on sobie myli w samotnoci. Cora dobrzgada, tylko ony mu trzeba, a dojdzie do rozumu. I jak o tym pomyl, to widzi mi si, e niewielka dla czowieka nadzieja, jak mu tylko eniaczka ma pomc. Ale ju chyba Cora ma racj, kiedy powiada, e Pan Bg dlatego musia stwarza kobiet, e mczyzna na wasne oczye zobaczy, co dla niego dobre.-58-Kiedy zajechaem muami przed dom, byli w kuchni. Ubranie woya na nocn koszul, szal miaa na gowie i parasolk w rku, a Bibli owinit w cerat, a ten siedzia na odwrconym wina blasze przed piecem, gdzie go posadzia, i kapao z niego na podog.- Nic z niego nie mog wydoby, gada tylko o tej rybie -powiada Cora. - Sd boski nad nimi. Widz palec Boy na tym chopaku jako kar i ostrzeenie dla Anse'a Bundrena.- Deszcz wcale nie pada, dopiero, jak poszedem - ten powiada. - Poszedem. Szedem. I przecie leaa tam na ziemi. Widzielicie j. Cash si zabiera j zabi gwodziami, ale wyciezieli.Strona 219962 Kiedymy jechali, lao jak z cebra, a chopak siedzia midzy nami owinity szalem Cory. Nic wicej nie mwi, siedzia sobie, a Cora trzymaa nad nim parasolk. Cora od czasu do czasu przestawaa piewa i-mwia:- To sd boski nad Anse Bundrenem. Oby mu si oczy otwary, eby zobaczy, e kroczy po ciecgrzechu. I dalej zaczynaa piewa, a ten siedzi midzy nami, odrobin pochylony do przodu, jakby wedug niego muy nie szy dosy prdko.- Tam sobie leaa - powiada - tylko kiedy si zabraem i poszedem, deszcz zacz pada. Mogzcze i i otworzy okna, bo Cash jej jeszcze nie zabi gwodziami.Byo dobrze po pnocy, kiedymy wbili ostatni gwd, i ju prawie szary wit, zanim wrciem, wyprzgem muy i pooyem si z powrotem do ka, gdzie na drugiej poduszce lea nocny c. Niech to cholera, jeszcze wtedy prawie syszaem jej piewanie i tego chopaka wychylonego midzy nami do przodu, jakby lecia przed muami, i widziaem, jak Cash kiwa si nad t pi, a Anse stoi nad nim jak strach na wrble, jak byczek w sadzawce po kolana, ktremu kto przyszed i przechyli t sadzawk, a on si jeszcze nie poapa, e woda wycieka.Tu przed witem wbilimy ostatni gwd i wtaszczylimy j do domu, gdzie Addie leaa na rtym oknie,-59-przez ktre znowu wiao na ni deszczem. Dwa razy to zrobi, a ju taki by picy, e Cor, e na twarzy to wyglda, jakby kawa czasu lea zakopany w ziemi i teraz go wykopano, a wreszcie j woyli do rodka i zabili wieko gwodziami, tak e ju jej nie musia otwiera okn na drugi dzie rano znaleli go w koszuli picego na pododze jak pady woek, i wieko cae podziurawione, i w ostatniej dziurze siedzia zamany nowiutki wider Casha. Jak zdjli wieko, okazao si, e w dwch miejscach wider wszed jej w twarz.Jeli to kara boska, to niesuszna. Bo Pan Bg ma waniejsze rzeczy do roboty. Musi mie. Bo Anse Bundren nie mia nigdy innych ciarw poza sob samym. A kiedy ludzie le0 nim mwi, myl sobie, e nie mona powiedzie, eby nie by mczyzn, jak sam siebie cier. To niesuszne. Niech mnie cholera, jeeli jest inaczej. Nie powiedzia to On, dozwlcie dziatkom przyj do mnie? Wtedyi to nie byoby suszne. Cora powiada: Obdarzyam ci tym, co Pan Bg da. Przyjam to bez oby i lku, bo miaam siln wiar w Boga, co mnie wzmacniaa i wspieraa. Jak nie masz syna, to dlatego, e Pan Bg w swojej mdroci rozporzdzi inaczej. I moje ycie zawsze byo otwartdla wszystkich tu stworzonych przez Niego mczyzn i kobiet, bo moja nadzieja w Bogu i Jego zapacie.Widzi mi si, e prawd gada. Widzi mi si, e jeli Pan Bg chciaby z mczyzn i kobiet na cie wybra kogo, komu by wszystko powierzy i wycofa si ze spokojn gow, to tym kim musiay Cora.1 widzi mi si, e niezalenie od tego, jak On tym wszystkim rzdzi, Cora by to i owo zmienia. I widzi mi si, e na lepsze dla czowieka. A w kadym razie my musielibymy cieszy si z tych zmian. W najgorszym razie tak samo dobrze moglibymy dalej y po swojemu.-60-DARLLatarnia stoi na pieku. Zardzewiaa, lepka od nafty, pknite szko ma z jednej strony okopcone wysok smug sadzy, cedzi mde i gste wiato na kozio, deski i ziemi koo nich. Wiciemnej ziemi le jak rzadkie manicia lepkiej jasnej farby na czarnym ptnie. Deski wygldaj jak dugie gadkie strzpki oderwane od paskiej ciemnoci i odwrcone wierzchem w d.Przy kole pracuje Cash, schyla si i prostuje, podnosi i ukada deski z klekotem, ktry dugo odbija si w guchej ciszy, jakby je podnosi i upuszcza na dno niewidocznej studni, oskot urywa si, cho si nie oddala, jakby byle ruch mg go potrci w powietrzu tu nadi i na nowo wywoa dwiczne echo. Znowu piuje, okie yska mu powoli, ogie cienkim sznurkprzebiega przez ostrze piy, ganie i zapala si znowu przy kadym pocigniciu od gry do dobez odrywania piy, a si zdaje, e ostrze ma sze stp dugoci, zanurza si i wynurza z za bezczynnej sylwetki taty.- Podaj t desk - powiada Cash. - Nie, nie t, t drug. Odkada pi, podchodzi i bierze potebn mu desk, i odgarnia tat na bok jej rozkoysanym lnieniem,Strona 229962 kiedy j unosi.W powietrzu czu siark. Cienie ukadaj si na jego niewidocznej paszczynie jak na cianie,akby, tak jak i dwik, nie spady daleko, tylko si na chwil w namyle zatrzymay tu-61-obok. Cash pracuje dalej, do poowy owietlony md latarni, udo zczone z cienkim jak patyk ramieniem, twarz przechylona w wiato, zastyga w dynamicznym bezruchu nad niezmordowanym okciem. Nisko na niebie sennie mrugaj dalekie byskawice. Na ich tle nieruchome drzewa nastroszyy najmniejsz gazk, nabrzmiay, zaokrgliy si, jakby byy w ciy.Zaczyna pada. Pierwsze ostre, rzadkie, szybkie krople z przecigym westchnieniem lec przez licie na ziemi, jakby z przecigym westchnieniem ulgi po nieznonym napiciu. Wielkie s jak rut, ciepe, jakby wystrzelone ze strzelby, omiataj latarni ze zoliwym syczeniem. Tata podnosi bezzbn twarz, do dzise ma mocno przylepion otoczk z mokrej czarnej prymki. W tym swoim rozdziubiastym zdziwieniu jak w jakim bezczasie duma nad t ostateczn klsk. Cash spoglda na niebo, potem na latarni. Ruchw piy nic nie zakcio, nic niewao nie gasncego lnienia jej ostrza.- Przynie co, eby osoni latarni - powiada.Tata idzie do domu. Deszcz leje nagle, bez grzmotu, bez adnego ostrzeenia, zmiata go na ganek, na jego skraj, i w sekund Cash jest mokry do goej skry. Ruchw piy jednak nic nie zakcio, jakby ona sama wraz z jego ramieniem funkcjonoway w niezmconym przekonaniu, e ten deszcz to zuda umysu. Nastpnie Cash odkada pi, idzie, przysiada nad latarni i osania j wasnym ciaem, pod mokr przylepion koszul pokazuje plecy chude i wyndzniakby go nagle caego razem z koszul kto wywrci na drug stron. Tata wraca. Jest w paszczdeszczowym Klejnota i niesie paszcz Dewey Dell. Rozkraczony nad latarni, Cash siga za siebie, podnosi cztery koki, wbija je w ziemi, bierze od taty paszcz Dewey Dell i rozkada go na kokach, robi dach nad latarni. Tata mu si przyglda.- Nie wiem, co ty zrobisz - powiada. - Darl wzi swj paszcz ze sob.- Zmokn - powiada Cash.-62-Znw bierze pi, pia znw jedzie w gr i w d, tam i z powrotem, niespiesznie i obojtk naoliwiony tok. Przemoknity, wychudy, niezmordowany, o szczupym, drobnym ciele chopca albo staruszka. Tata patrzy na niego i mruga, woda cieka mu po twarzy, znowu patrzy w niebo z tym wyrazem tpego zadumanego oburzenia, a jednoczenie mciwoci, jakby niczego lepszego si nie spodziewa. Od czasu do czasu ocknie si, poruszy, chudy i ociekajcy wod, podniesie jak desk czy ktre z narzdzi i odoy je z powrotem. Jest tam teVer-non Tull, a Cash ma na sobie deszczowy paszcz pani Tull i obaj z Tullem szukaj piy. Po chwili znajduj j w rku taty.- Dlaczego nie pjdziesz z tego deszczu do domu? - powiada Cash. Tata spoglda na niego, woda powoli spywa mu po twarzy. Jakby jaka straszliwa parodia wszelkiego smutku przepywaa przez twarz wyrzebion przez dzikusa-karykaturzyst. - No, id ju - dodaje Cash. - Ja i Vernon ju j skoczymy. Tata patrzy na nich. Rkawy Klejnotowego paszcza s na niego za krtkie. Po twarzy deszcz spywa mu powoli jak zimna gliceryna. - Nie al mi, e dla niej zmokn - powiada. Znw si porusza i zabiera si teraz do przekadania desek, podnosi je i ostronie ukada z powrotem, jakby byy ze szka. Idzie do latarni i pociga za przewieszony paszcz, a go ciga i Cash przychodzi i zawiesza go z powrotem.- Ide do domu - powiada Cash. Prowadzi tat do domu, wraca z jego paszczem, zwija go i kadzie pod daszek, tam gdzie stoi latarnia. Vernon nie przerwa pracy. Podnosi oczy znad piy.- Trzeba byo wczeniej to zrobi - powiada. - Wiedziae, e si zbiera na deszcz.- To ta jego gorczka - mwi Cash. Patrzy na desk.- No - powiada Vernon. - Tak czy owak by go nie mina. Cash mierzy okiem desk. Wzdu niej deszcz pada rwny, drobny, falami.- Zetn j - powiada.- To zabierze wicej czasu - mwi Vernon.Strona 239962 -63-Cash ustawia desk na sztorc, jeszcze chwil Vernon mu si przyglda, potem Cash podaje mu desk. Vernon przytrzymuje j, a Cash cina ukonie brzeg, mudnie i dokadnie jak jubiler. Na skraj ganku wychodzi pani Tull i woa do Vernona.- Prdko skoczycie? - pyta. Vernon nie podnosi oczu.- Niedugo. Jeszcze troch.Pani Tull patrzy, jak Cash si nachyla nad desk, obrzke, nagie wiato latarni lizga si py kadym ruchu po jego paszczu.- Id na d i przynie desek ze stodoy, i koczcie to, i chodcie si schowa przed deszczemowiada ona. -Obydwaj zazibicie si na mier. - Vernon si nie rusza. - Vernon - dodaje.- Zaraz idziemy - mwi Vernon. - Tylko chwila i skoczymy. Pani Tull jeszcze im si przez chwil przyglda. Potem wraca do domu.- Gdybymy nie mogli inaczej, moemy troch tych desek wzi - mwi Vernon. - Pomog ci je odstawi. Cash koczy cina i mierzy powierzchni okiem, gadzi j doni.- Podaj mi drug - powiada.Gdzie tak przed witem deszcz ustaje. Ale jeszcze jest noc, kiedy Cash wbija ostatni gwd, sztywno si prostuje i patrzy z gry na gotow trumn, a inni na niego. W wietle larni twarz ma spokojn, zamylon. Pomau ociera rce o poy deszczowego paszcza ruchem rozmyym, ostatecznym i zharmonizowanym. A potem we czterech - Cash, tata, Vernon i Peabody - bior trumn na ramiona i skrcaj do domu. Chocia jest lekka, id powoli. Chocia jest pusta, nios j ostronie. Chocia jest martwa, poruszaj si szepczc do siebie sowa ostrnia, mwic o niej, jakby, mimo e skoczona, lekko teraz spaa, ywa, i czekaa na przebudzenie. Na ciemnej pododze ich nogi niezrcznie omocz, jakby od dawna nie chodzili po podogach.-64-Stawiaj j przy ku. Peabody powiada po cichu:- Przegrymy co. Ju prawie wita. Gdzie Cash?Cash jest z powrotem przy kole, znw si nachyla w sabym blasku lampy, zbiera narzdzia, wyciera je starannie szmat i wkada do skrzynki ze skrzanym paskiem do noszenia przez . rami. Potem bierze skrzynk, latarni i paszcz deszczowy i wraca do domu, a kiedy wchodzi na schodki, odcina si blad sylwetk na tle bledncego wschodu.eby usn w obcym pokoju, trzeba wszystko ze siebie wyrzuci. A zanim si wszystko wyrzuci, jest si sob. A kiedy ju wszystko wyrzucie, nie ma ci. A kiedy napeni ci sen, nigdy nie byo. Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, czy jestem, czy mnie nie ma. Klejnot wie, e jest, bo nie wie, e nie wie, czy jest, czy go nie ma. Nie moe wszystkiego ze siebie wyrzuci przed snem, bo nie jest tym, czym jest, jest tym, czym nie jest. Za cian bez lampy sysz, jak deszcz opywa wz, co jest nasz, adunek, co ju nie naley do tychktrzy te drzewa zwalili i pocili, ani jeszcze nie naley do tych, ktrzy go kupili, ani nie jest nasz, chocia ley na naszym wozie, bo jest tylko w deszczu i wietrze, tylko dla Klejnota i dla mnie, co nie pimy. A jako e sen to jest nie-bycie, a deszcz i wiatr s byo, to go nie ma. Ale wz jest, bo gdyby sta si byo, nie byoby Addie Bundren. I Klejnot jest, wic musi by i Addie Bundren. I ja musz zatem by, inaczej bym nie mg wszystkiego ze siebie wyrzuci, eby usn w obcym domu. Tote jeeli jeszcze wszystkiego ze siebie nie wyrzuciem, nale do jestem. Jake czsto wypado mi lee pod deszczem padajcymobcy dach i myle o domu.-65-CASH Zbiem j na ucios.1. Gwodzie trzymaj si wikszej powierzchni.2. Jedna krawd przylega do drugiej na wikszej przestrzeni.3. Woda bdzie musiaa si wciska ukonie. Woda atwiej przescza si pionowo albo poprzeczni4. Ludzie w domu dwie trzecie czasu poruszaj si pionowo do ziemi. Tote krawdzie i kty id pionowo. BoStrona 249962 nacisk pada pionowo.5. W ku, gdzie ludzie cay czas le poziomo, kty i czenia robi si po linii duszej, best poziomy.6. Z wyjtkiem:7. Ciao nie jest czworoktne jak krzyulec.8. Magnetyzm zwierzcy.9. Magnetyzm zwierzcy ludzkiego ciaa ukada nacisk ukonie, tote kty i czenia trumny robsi na ucios.10. Mona zauway na starym grobie, e ziemia osiada na ucios.11. A w dole naturalnym osiada wok rodka, bo nacisk jest pionowy.12. Wic j zbiem na ucios.13. Praca jest porzdniej wykonana.-66-VARDAMAN Moja matka jest ryb.-67-Kiedy wrciem z muami doktora uwizanymi z tyu wozu, bya dziesita. Bryczk doktora jucignli stamtd, gdzie j Quick znalaz do gry koami w poprzek rowu jak mil od rda. Sogi, przy rdle, gdzie si ju zebrao kilkanacie wozw. To Quick j znalaz. Powiedzia, eezbraa i wci si podnosi. Powiedzia, e podniosa si ju nad najwyszy znak wysokiej wody oglda na supie mostu.- Ten most nie strzyma wielkiej wody - mwi. - Czy ktry z was powiedzia o tym Anse'owi?- Mwiem mu - Quick na to. - Powiada, e myli, e jego chopaki ju si dowiedzieli, wyadowi do tego czasu ju s w drodze z powrotem. Powiada, e mog adowa i przejad.- Lepiej by j ju pochowa w New Hope - wtrca Armstid. - To stary most. Nie artowabym z nim.- Postanowi j wie do Jefferson - mwi Quick.- To niech si lepiej jak najszybciej zabiera - powiada Armstid.Anse wychodzi do nas do drzwi. Ogoli si, ale kiepsko. Ma dugie zacicie na szczce, jest w swoich niedzielnych spodniach i biaej koszuli ze stjk zapit pod szyj. Koszula obcignita jest gadko na jego zgarbionych plecach, garb wyglda na wikszy ni zawsze, jak to w biaej koszuli, i twarz ma te zmienion.-68-Patrzy dzisiaj ludziom w oczy, z godnoci, twarz ma tragiczn i opanowan, ciska nam rce po kolei, kiedy wchodzimy na ganek i wycieramy buty, troch sztywni w witecznych ubraniach, ktre szeleszcz, i nie patrzymy mu w twarz, kiedy nas wita.- Pan Bg da - powiadamy.- Pan Bg da.Nie ma tego chopaka. Peabody powiedzia, jak to on wszed do kuchni, kl, ciska si i rzucana Cor, kiedy zobaczy, e ona gotuje t ryb, i jak Dewey Dell zaprowadzia go do stodoy.- Moje muy w porzdku? - pyta Peabody.- W porzdku - mwi mu. - Nakarmiem je dzi rano. I bryczka chyba w porzdku. Caa. -I nie ma winnego - powiada. - Dabym pi centw, eby si dowiedzie, gdzie by ten chopak, kiedy mzerway.- Jak si co zamao, zreperuj - mwi.Kobiety wchodz do domu. Syszymy, jak gadaj i wachluj si. Wachlarze szeleszcz szu, szu, szu, a one gadaj, i to gadanie sycha jak brzczenie much w wiadrze z wod. Mczyni zatrzuj si na ganku, mwi par sw i nie patrz jeden na drugiego.- Si masz, Vernon - mwi. - Si masz, Tull.- Wyglda, jakby miao jeszcze pada.- W rzeczy samej.Strona 259962- Owszem, panie tego. Jeszcze popada.- Szybko si zebrao.- I nie zaraz przejdzie. Bez ochyby.Id na ty domu. Cash zatyka dziury, ktre tamten wywi-drowa we wieku. Struga po jednym koku, drewno jest mokre i oporne. Mgby poci blaszan puszk i zaata dziury i nikt by nidzia rnicy, w kadym razie nikt by nie mia pretensji. Widziaem kiedy, jak przez godzin ruga klin, jakby pracowa w szkle, kiedy starczyoby mu si rozejrze wokoo siebie, a mgbyebra kilka szczap i wcisn je zamiast klina.-69-Koczymy i wracam przed dom. Mczyni odeszli troch od ganku, posiadali na brzekach desek i na kozach, tam, gdzie-emy j robili zeszej nocy. Jedni siedz, inni przykucnli na pitach. Whitfield jeszcze nie przyjecha. Spogldaj na mnie z pytaniem w oczach.- Ju zaraz - powiadam. - Ju moe przybija.Kiedy wstaj, Anse podchodzi do drzwi, patrzy na nas i wracamy na ganek. Znw wycieramy nogi, dokadnie, puszczajc jeden drugiego przodem i kotujc si troch w drzwiach. Anse stoi tu za drzwiami godny i opanowany. Pokazuje nam rk drog i prowadzi do izby.Pooyli j w niej na odwrt. Cash zrobi j w ksztacie zegara, o tak, wszystkie kty i kraw zbite na ucios i wygadzone heblem, jest szczelna jak bben i schludna jak koszyczek do szycia, i pooyli j w niej gow w nogach, eby si spdnica nie zgniota. Bya w swojej sukni z szerok spdnic, wic pooyli j gow w nogach, eby rozpostrze spdnic, i zrobn z siatki przeciw komarom, eby nie byo wida dziur w twarzy. Kiedy wychodzimy, zjawia si Whitfield. Wchodzi mokry i ubocony do pasa.- Niech Bg zele pociech temu domowi - powiada. -Spniem si, bo most popyn. Zawrciemo brodu i z pomoc bosk puciem konia wpaw. Niech aska Jego spynie na ten dom. Wracamy na kozy i cinki desek i siadamy albo kucamy.- Wiedziaem, e popynie - powiada Armstid.- Dugo ju sta ten most - powiada Quick.- Chcesz powiedzie, e na boskiej opiece - wtrca Wuj Billy. - Nie syszaem, eby kto tutaj przyoy do niego motek od dwudziestu piciu lat.- Jak dugo on sta, Wuju Billy?'- pyta Quick.- Postawili go w... niech no sobie przypomn... To byo w roku tysic osiemset osiemdziesitym smym -powiada Wuj-70-Billy. - Pamitam, bo pierwszy, co go przejecha, to by Peabody, jak jecha do mnie, kiedy Jody si rodzia.- Gdybym jecha przez niego za kadym razem, kiedy twoja ona rodzia, ju by si dawno zuy,illy - mwi Peabody. Z naga wybuchamy gonym miechem i nagle znw cichniemy. Zerkamy jeden na drugiego z boczku.- Wielu takich przez niego przechodzio, co to ju wicej przez aden most nie przejd - powiada Houston.- W samej rzeczy - powiada Littlejohn. - Tak to jest.- A jedna to w aden sposb nie przejdzie - mwi Armstid.- Zabierze im ze trzy dni, zanim j zawioz do miasta. Z tydzie ich nie bdzie, zanim j zawioz do Jefferson i wrc.- Co te korci tego Anse'a, swoj drog, eby j taszczy do Jefferson? - powiada Houston.- Obieca jej - mwi. - Chciaa tego. Stamtd pochodzi. Upara si wrci.- I Anse si upar - dodaje Quick.- Ano - mwi Wuj Billy. - To tak, jakby komu przez cae ycie co do innych rzeczy byo wszystko jedno, ale upar si na to, co wszystkim naokoo zrobi najwicej kopotu.- Ba, jeden Pan Bg by mg j teraz przeprawi przez rzek- powiada Peabody. - Anse tego nie zrobi.- I widzi mi si, e On to zrobi - powiada Quick. - Ju kawa czasu ma piecz nad Anse'em.- W rzeczy samej - wtrca Littlejohn.Strona 269962- Za dugo, eby teraz przesta - mwi Armstid.- Pan Bg to tak jak my tu wszyscy - powiada Wuj Billy. -Ju tak dugo to robi, e nie moe teraz przesta. Z domu wychodzi Cash. Woy czyst koszul, mokre wosy ma zaczesane gada czoo, lnice i czarne, jakby wymalowane na gowie. Kuca sztywno z nami, a my mu si przypatrujemy.Czujesz chyba t pogod? - pyta Armstid. Cash nic nie gada.-71-- Zawsze si czuje tak pogod w zamanej koci - mwi Littlejohn. - Facet ze zaman kocrafi j przepowiedzie- To szczcie, e Cash si wywin tylko z nog zaman -mwi Armstid. - Mgby si urzdzi wysoka spade, Cash?- Mniej wicej dwadziecia osiem stp, cztery i p cala -mwi Cash. Przysuwam si do niego.- Ju to atwo si polizn na mokrych deskach - powiada Quick.- Paskudnie - powiadam. - Ale nie moge nic poradzi.- To przez te cholerne baby - mwi. - Zrobiem to dla jej rwnowagi. Na jej miar i wag. Jeeli przez mokre deski ludzie upadaj, zanosi si na wiele jeszcze upadkw, zanim minie ta szaruga.- Nic na to nie moge poradzi - powiadam.Nie moje zmartwienie, jak upadaj, ja si martwi o bawen i kukurydz. I doktor Peabody si nie martwi, jak upadaj. Co ty na to, stary.W rzeczy samej. Zmyje j z ziemi do czysta. Na to wyglda, e zawsze co si jej przytrafia. Ano, przytrafia si. To dlatego co jest warta. Gdyby si nic nie przytrafiao i kady mia due zbiory, mylisz, eby bya warta uprawy?No, niech mnie cholera, nie mylisz chyba, e lubi patrze, jak moj prac zmywa z ziemi, moj znojn prac. W rzeczy samej. Nikt by si nie martwi, e mu j zmywa, jakby sam potrafi deszcz. Kto to potrafi? Chciabym wiedzie, jaki ma kolor oczu. Tak. Pan Bg j stworzy, eby rosa. On sam moe j zmy z ziemi, jak uzna za stosowne.- Nic nie moge na to poradzi - mwi.- To przez te cholerne baby - powiada on.W domu kobiety zaczynaj piewa. Syszymy pocztek pieni i jak wzbiera, kiedy j podejmuj, edy wstajemy i podchodzimy do drzwi, zdejmujemy kapelusze i wypluwamy prymki.-72-Nie wchodzimy. Stajemy u schodkw zbici w gromadk, w bezwadnie zwieszonych rkach trzymamy przed sob albo za ple-cami kapelusze, stoimy z jedn nog wysunit, ze spuszczonymi gowami, spogldamy na boki, w d na kapelusze w rkach i na ziemi, a od czasu do czasu na niebo i po swoich powanych, opanowanych twarzach.Pie si koczy. Gosy rozwiewaj si na gbokim niskim tonie. Zaczyna Whitfield. Ma gos wi siebie samego. Jakby do niego nie nalea. Jakby on istnia osobno i jego gos osobno i rami w rami kady z nich przepywa przez brd na swoim koniu i wchodzi do tego domu, jeden ubocony, a drugi nawet nie zamoczony, tryumfalny i smutny. Kto w domu zaczyna paka. Brzmi to tak, jakby oczy i gos tej kobiety zwrciy si w gb i nasuchiway. Poruszamy mieniamy nog, zerkamy na siebie i udajemy, emy si nie widzieli.Whitfield wreszcie przestaje. Znw piewaj kobiety. W tej duchocie zdaje si, jakby ich gosy szy z gry, w