Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

15
Berlin- -Warszawa- -Express Steffen Möller Pociąg do Polski BESTSELLEROWA KSIążKA – TERAZ W POLSCE!

description

Steffen Möller, były gastarbeiter i rolnik w serialu M jak Miłość, powraca po latach do Niemiec, gdzie robi błyskotliwą karierę jako konsultant emigracyjny. Podczas kilkuset występów kabaretowych wskazuje swoim rodakom, jak dotrzeć cało do Polski i odnaleźć się wśród tubylców.

Transcript of Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Page 1: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Berlin--Warszawa-

-Express

Steffen Möller

Pociąg do Polski

Bestsellerowa książka – teraz w Polsce!

WARS

WARS

Kilka miesięcy na niemieckiej liście

bestsellerów tygodnika „Der Spiegel”

Ponad 80 000 sprzedanych egzemplarzy

Patronat:

wpodrózy

Steffen Möller, były gastarbeiter i  rolnik w  serialu M jak miłość, powraca po  latach do Niemiec, gdzie robi błyskotliwą karierę jako konsultant emi-gracyjny. Podczas występów kabaretowych wskazuje swoim rodakom, jak dotrzeć cało do Polski i odnaleźć się wśród tubylców. Pociąg do Polski, ab-solutny bestseller w Niemczech, to humorystyczny zapis podróży EuroCity z Berlina do Warszawy. Po drodze autor wylicza niebezpieczeństwa, które czyhają w Polsce na zagranicznych turystów, przygotowuje na szoki kultu-rowe w postaci notorycznego zdrabniania imion czy specyficznego nega-tive thinking, roztrząsa konflikty polsko-niemieckich małżeństw. Dlaczego Niemiec zgłasza każdą usterkę, a  Polak mija ją obojętnie? Czy to prawda, że  Niemcy nie piją bawarki? Co  jest polskim sportem narodowym: piłka nożna czy grzybobranie? W czasie sześciogodzinnej podróży autor opisuje polskie krajobrazy, słucha zapowiedzi osobliwego konduktora PKP i próbuje zdobyć serce tajemniczej blondynki, która wsiadła do pociągu w Poznaniu. Czyżby to była Doda Elektroda?

Steffen Möller urodził się w 1969 roku w Wolfha-gen, dzieciństwo spędził w  Wuppertalu. W  latach 1994-2008 mieszkał w Warszawie, potem w Anglii i we Włoszech. Od 2010 roku co miesiąc podróżu-je między Berlinem a  Warszawą. Jako kabareciarz i aktor jest jednym z najbardziej znanych Niemców w  Polsce. Za  wkład w  polsko-niemieckie porozu-mienie został odznaczony w  2005 roku Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Więcej informacji na stronie: www.steffen.pl

W pierwszej bestsellerowej książce Viva Polonia (wyd. pol. Polska da się lubić) Steffen Möller z  hu-morem pisał o swojej karierze gastarbeitera w Pol-sce, o uprzedzeniach i kawałach o Polakach. Jednak czas dowcipów to już przeszłość: Polska stała się prymusem Unii Europejskiej i magnesem dla emi-grantów z  Niemiec. Ale czy można tak po  prostu wsiąść do pociągu i bez obaw przekroczyć granicę?

ISBN 978-83-245-1964-4

cena 34,90 zł

www.publicat.pl

P.PU.STE015.1.01

Berlin

-Warszaw

a-ExpressSteffen M

öller

Page 2: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski
Page 3: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Berlin--Warszawa-

-Express

Steffen Möller

Pociąg do Polski

Page 4: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski
Page 5: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Berlin--Warszawa-

-Express

Steffen Möller

Pociąg do Polski

Page 6: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Przekład – Jacek StanaszekKoordynacja projektu – Agata Mikołajczak-Bąk

Redakcja – Marzenna Plewa-DziurdziaKorekta – Dagny Batycka

Projekt okładki – Hanna PolkowskaRealizacja projektu – Elżbieta Baranowska, Michał Pańczak

Text © Steffen MöllerAll other rights © Publicat S.A. MMXIII

All rights reservedISBN 978-83-245-1964-4

Publicat S.A.61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00

e-mail: [email protected]

Zdjęcia w książce pochodzą z archiwum Autora, z wyjątkiem: s. 97: Adam Michnik, fot. Karol Serewis/EAST NEWS, s. 100: pomnik Chrystusa w Świebodzinie, fot. Tomasz Gawałkiewicz/ZAFF/ REPORTER, s. 106: zespół

Behemoth, fot. Krzysztof Wiktor/FORUM, s. 160: happening na cześć Juliusa Fromma w Koninie, fot. Tomasz Wojtasik/PAP, s. 181: Doda, fot. Krzysztof Jarosz/FORUM,

s. 195: panorama centrum Warszawy, fot. Andrzej Iwańczuk/REPORTER/EAST NEWS, s. 201: Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, fot. Andrzej Rybczyński/PAP, s. 209: Stadion Narodowy w Warszawie, fot. Andrzej Bogacz/FORUM.

Zdjęcie Autora na okładce – Łukasz ZandeckiMapa na wewnętrznej okładce – cartomedia, Karlsruhe

Ilustracja pociągu – Sieveking – Verlagsservice, München

Page 7: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

Spis t re ści

1. Gastarbeiter – Emigration Consultant . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 2. Berlin Hbf. – Berlin Ostbahnhof . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 3. Berlin Ostbahnhof – Frankfurt nad Odrą . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 4. Frankfurt nad Odrą – Rzepin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 5. Rzepin – Świebodzin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75 6. Świebodzin – Poznań . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 7. Poznań – Konin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120 8. Konin – Kutno . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159 9. Kutno – Warszawa Centralna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17710. Warszawa Centralna – Warszawa Wschodnia . . . . . . . . . 199

Podziękowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 229

Page 8: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

62 63

Koniec ze zgłaszaniem awariiW końcu pociąg znowu rusza. Zostawiliśmy za sobą punkt

zerowy naszej podróży. Właśnie przejeżdżamy obok czarno--czerwono-złotego słupa granicznego. Przed nami Odra, a za nią Rzeczpospolita Polska. Pociąg z łoskotem przekracza most. Na dole, po prawej stronie rosną ostatnie niemieckie to-pole, po drugiej stronie zaczynają się już pierwsze polskie pa-stwiska. Na horyzoncie rysuje się most drogowy, po którym przesuwają się białe punkciki ciężarówek. Odra nie jest spe-cjalnie uregulowana. Jej brzegi są postrzępione i tworzą małe zatoczki, nie pływają tu statki handlowe. Zimą zatoki często pokrywa lód.

Wszyscy pasażerowie wagonu restauracyjnego (oprócz Ar-nolda Schwarzeneggera) z zachwytem patrzą na szumiącą w dole rzekę. Każdy niemiecki pasażer może się teraz poczuć częścią postępowej mniejszości swojego narodu. Jeszcze nie-dawno sondaże wykazywały, że ponad dwie trzecie Niemców nigdy nie było w Polsce i połowa z nich nie miała nawet zamia-ru kiedykolwiek udać się z wizytą do wschodnich sąsiadów.

Po polskiej stronie pociąg znowu wjeżdża w las. Za kilka minut będzie pierwsza polska stacja.

Dziwnym trafem w tym miejscu odczuwam nagłe ciśnie-nie na pęcherz. Czy to rodzaj tremy? W każdym razie zwykle w tym momencie muszę opuścić wagon restauracyjny i udać się do toalety.

Znajduje się ona na końcu WARS-u i ma wielkie niebie-skie, przesuwne drzwi, gdyż jest to toaleta przystosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych. Zamiast klamki ma uchwyt, za który trzeba pociągnąć. Ciągnę więc za uchwyt i drzwi otwierają się z lekkim szumem. Wnętrze jest pomalo-wane na niebiesko, przestronne i czyste. Kilka rolek papieru toaletowego napawa optymizmem. Obecność papieru toaleto-wego w kolejowych toaletach nawet największy niemiecki sceptyk musi uznać za niezbity dowód tego, że Polska należy jednak do cywilizacji Zachodu!

Naraz nieszczęście. Gdy próbuję zasunąć drzwi od środka, nie chcą drgnąć ani o milimetr. Staję więc w szerokim rozkro-ku nad progiem i szarpię obiema rękami za uchwyt. Nadarem-nie. Drzwi się zacięły.

Page 9: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

62 63

W tej chwili niemiecki pasażer odczuwałby zapewne im-puls, by zaalarmować konduktora Mirka i zgłosić awarię.

– Hallo, panie konduktorze, w wagonie nr 271 zacięły się drzwi w toalecie!

Takie zachowanie byłoby typowe dla Niemca. Zgłasza się awarie właściwym osobom i można spodziewać się, że zgłosze-nie zostanie pieczołowicie przekazane dalej, do warsztatów naprawczych. Po prostu nosimy w sobie taki odruch zgłasza-nia awarii. Zgłaszamy wszystko, nawet źle zaparkowane auto sąsiada przed naszym domem. Odruch ten, mimo że niekiedy nieuzasadniony, należy uznać za pozytywny, ponieważ po-twierdza on zdrowe zaufanie obywateli do organów państwa i ostatecznie dowodzi wiary w możliwość naprawienia świata. I właśnie z tym zaufaniem do państwa i świata nie jest w Pol-sce najlepiej, jak prawdopodobnie w większości krajów nasze-go globu. Polska nie ma (jeszcze) zatem kultury naprawczej, tak samo jak pozostałe państwa postkomunistyczne.

Rzuciło mi się to w oczy od razu, podczas pierwszego poby-tu w Krakowie, w roku 1993. Już trzeciego dnia zaczęło mi prze-szkadzać, że w akademiku „Bratniak”, w którym mieszkałem, w męskiej toalecie była przepalona żarówka. Gdy zszedłem na parter do dozorcy i zgłosiłem ten fakt, on tylko odburknął „no i co?”. Taka reakcja wprawiła mnie w kompletne osłupie-nie. A potem jeszcze dodał, że o zepsutej żarówce wie już od trzech miesięcy i żeby go już nie niepokoić w tej sprawie!

Byłem zdruzgotany i czułem się strasznie upokorzony.Dyrektor pięknego Muzeum Miejskiego Wrocławia opo-

wiadał mi ze wzburzeniem, że kiedyś prawie sześć godzin

Polskie znaki toaletowe od 1928 roku: trójkąt dla mężczyzn, koło dla kobiet

Page 10: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

64 65

oprowadzał grupę niemieckich turystów. Po zakończeniu zwiedzania dystyngowany starszy pan poprosił go na bok i po-wiedział:

– Panie dyrektorze, w sali barokowej oderwała się pozłaca-na listwa na ścianie. Powinien pan to naprawić!

Uwaga ta jeszcze przez wiele miesięcy doprowadzała dy-rektora do szewskiej pasji.

– Już nigdy nie poświęcę tyle czasu żadnej niemieckiej grupie!

Doszło tutaj do klasycznego nieporozumienia kulturowe-go. Oczywiście, dyrektor w ogóle nie miał racji co do oceny za-chowania tego starszego pana. Zgłoszenie uszkodzenia myl-nie odebrał jako krytykę swojego muzeum, podczas gdy było dokładnie na odwrót, chodziło o wyraz najwyższego uznania. Po sześciogodzinnym zwiedzaniu gość z Niemiec czuł się tak współodpowiedzialny za ten piękny obiekt, że zgłosił usterkę, bo chciał przyczynić się do polepszenia wizerunku polskiej placówki.

A jak zachowuje się typowy Polak, gdy dostrzeże usterkę?Jeśli rzecz dotyczy przestrzeni publicznej, przechodzi obok

niej z całkowitą obojętnością. Odpowiedzialność za awarie po-noszą w końcu ci na górze − politycy, milionerzy, biskupi i mafiosi. Gdy szkoda dotyczy własnego podwórka, na przy-kład zatkał się szyb wentylacyjny w kuchni, Polak zazwyczaj usuwa ją we własnym zakresie, aczkolwiek z tłumioną wście-kłością i pomstuje: „W następnym roku złożę zeznanie podat-kowe nie dwa, ale cztery miesiące po terminie!”.

To tutaj, w tym naburmuszonym majsterkowaniu, tkwi przyczyna, z powodu której do Niemiec trafia tak dużo ge-nialnych polskich rzemieślników. Większość z nich wcale nie skończyła szkół zawodowych. Ponieważ od dziecka słyszą, że zgłaszanie usterek administracji domu jest zakazane, bo można tam usłyszeć tylko szydercze „no i co?”, potrafią na-prawić wszystko samodzielnie. Szacowni profesorowie przy-kleją oderwany kafelek, a wrażliwi artystycznie styliści przy-lutują kabel lepiej niż niejeden niemiecki fachowiec.

Wróćmy jednak do zepsutych drzwi. Z polskiej perspekty-wy typowym zachowaniem byłoby niepodejmowanie żadnych działań i udanie się do następnej toalety. Jednak mimo tylu

Page 11: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

64 65

lat spędzonych w Polsce nie jestem w stanie całkowicie po-zbyć się swoich niemieckich przyzwyczajeń. Młodość spędzi-łem w silnym państwie, które niańczyło mnie jak troskliwa matka i tak wychowało, żeby tę miłość prostodusznie odwza-jemniać. Nie mogę zatem, tak po prostu, zostawić zepsutej to-alety na pastwę losu. Nie chcąc jednak wyjść na 150-procen-towego Niemca, wybieram półśrodek. Nie zgłaszam usterki, lecz sam ją usuwam, przez co daję przyglądającym mi się Po-lakom z WARS-u świetlany przykład dbałości o wspólne do-bro. Naprawiam przedmiot, który nie należy do mnie, lecz do państwa. Patrzcie i uczcie się!

Po chwili drzwi kolejowej toalety przesuwają się bez zarzu-tu. Musiałem zaledwie odchylić oba uchwyty do tyłu i zwilżyć prowadnicę śliną. Teraz przypodłogowa nasada może przesu-wać się po niej bez oporów.

No to w pełni sobie zasłużyłem, by zaspokoić potrzebę fi-zjologiczną. Zamykam więc drzwi od wewnątrz i dopuszczam naturę do głosu: sikam. (Sorry, ale musiałem to wyraźnie za-znaczyć, bo zauważyłem, że ostatnio w żadnej przyzwoitej nie-mieckiej komedii filmowej nie może zabraknąć sceny z odda-waniem moczu. By nie zostawić tego w sferze domysłów,

W Polsce nie zgłaszam awarii, tylko sam je naprawiam

Page 12: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

66 67

pragnę podkreślić, że podczas sikania grzecznie siadam na desce klozetowej. Wiem, że po polskiej stronie Odry taka praktyka jest jeszcze rzadkością. Za każdym razem stanowi to dla polskich mężczyzn szok, gdy nawet w studenckich mieszkaniach w Berlinie zmusza się ich do siadania za pomo-cą dosadnego szyldu: „Siadaj, małpo!”).

Skradziony portfelGdy z ulgą wychodzę z ubikacji, znienacka wyrasta przede

mną Arnold Schwarzenegger w swoim obcisłym fioletowym T-shircie i zarzuconym na ramiona białym swetrze. Stoi i pa-trzy z ponurą miną. Potem podnosi do góry palec wskazujący i mówi po niemiecku z dość wyraźnym akcentem:

– Człowieku, jesteś już w Polsce! – Patrzę na niego lekko zdezorientowany. Po chwili dodaje: – Na stole leży twój portfel!

No tak! Jasne! Zostawiłem na stole portfel. Na swoją obro-nę mówię mu, że jeszcze nigdy nie okradziono mnie w pocią-gu. To by przecież nie miało sensu – jak złodziej miałby uciec? Do następnej stacji i tak bym go dopadł!

Tu akurat dokręcam poluzowaną nóżkę fotela

Page 13: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

66 67

Big Arnie z niechęcią słucha moich słów. Potem jeszcze wyżej podnosi palec wskazujący i mówi dobitnym głosem:

– Może w Niemczech. Teraz jednak jesteśmy w Polsce.– Ale przecież kelnerzy cały czas chodzą między stolika-

mi. Żaden złodziej nie odważy się niczego ukraść.– Eeeeee! Wystarczy sekunda, moment, i szukaj wiatru

w polu! – Big Arnie wykonuje gwałtowny ruch ręką w powie-trzu. – Polacy to spryciarze!

Pytam go więc nieśmiało:– No dobrze, ale czy został pan kiedyś okradziony?Spogląda na mnie nieco pogardliwie:– Ja? Ja jestem chłopak z Pragi. (Otóż, warszawska Praga

nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Chodzą słuchy, że po zmroku lepiej tam się nie pokazywać bez karabinu maszynowego). – Co powiedziawszy, Big Arnie zamknął się w toalecie.

Patrzę ukradkiem na prowadnicę i z zadowoleniem stwier-dzam, że moje zabiegi przywróciły wagonowi restauracyjne-mu utraconą sprawność. Tak, jestem typowym orędownikiem społeczeństwa obywatelskiego, przyznaję się bez bicia.

Wracam do swojego stolika, a wtedy główny kelner daje mi ja-kieś znaki zza baru. Chyba też chce mnie poinformować, żebym lepiej uważał na swój portfel. Odpowiadam przyjaznym uśmie-chem. Wzruszające, jak bardzo Polacy troszczą się o człowieka.

I nagle szok. Portfel zniknął! Został skradziony. Big Arnie miał rację. Rozglądam się bezradnie dookoła: młode małżeń-stwo siedzi na swoim miejscu, zajęte rozmową z niemieckim biznesmenem. Japończyk jest absolutnie poza podejrzeniem. Z namaszczeniem ściąga właśnie swoją czarną marynarkę, a czynność ta pochłania go całkowicie.

Stoję więc zszokowany w WARS-ie i myślę o tym, że wszyst-ko straciłem: gotówkę, karty kredytowe, pendrive z ulubioną muzyką i przede wszystkim piękne różowe prawo jazdy ze zdjęciem, na którym miałem niecałe osiemnaście lat. Ach, gdybym wówczas posłuchał rady mojej kochanej mamusi i przed emigracją do Polski porządnie zaszył sobie portfel w podpince marynarki! Z rezygnacją osuwam się na krzesło.

Nagle ktoś szturcha mnie w plecy. To pan Mirek, konduk-tor. Pojawił się znikąd, chyba wyszedł z kuchni, gdzie witał się z załogą WARS-u. Granatowy mundur dodaje mu powagi

Page 14: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

68 69

i splendoru. Pan Mirek ma orli nos, który marszczy się teraz u nasady w nieco diabolicznym uśmiechu.

– Guten Morgen, Herr Steffek! – mówi po niemiecku. Znamy się już tak długo, że  szelmowsko zwraca się

do mnie, używając zdrobniałej formy imienia. „Guten Mor-gen” to jego ulubiony niemiecki zwrot, ponieważ nie ma on polskiego odpowiednika. Mówiąc „guten Morgen”, chce więc masochistycznie zasugerować, że jego język ojczysty jest zbyt ubogi, by mógł zawierać tak piękne słowa.

– Guten Morgen, panie Mirku – odpowiadam przygnębio-ny. I z obowiązku dodaję: – Jak tam?

– Stara bieda! – odpowiada rozpromieniony. I nagle wycią-ga zza pleców mój portfel. – Witamy w Polsce!

Uff, co za ulga! Sięgam szybkim ruchem po zgubę i po-śpiesznie sprawdzam, czy jest wszystko. Gotówka, pendrive i prawo jazdy są na swoim miejscu. Hurra!

Pan Mirek potrząsa z niezadowoleniem głową:– Musi pan bardziej uważać!W jego surowym, nauczycielskim tonie dostrzegam jednak

nutkę radości. Przyłapał mnie na beztroskim gapiostwie. Również młody Tomek z Dorsten, który obserwował całe zaj-ście przy stoliku obok, zgadza się z panem Mirkiem:

– Pan konduktor ma rację. W Polsce zawsze musi być pan czujny!

Pan Mirek zaczyna sprawdzać bilety. Ponieważ znamy się od dawna, kasuje mój bilet jako pierwszy. Następnie dziurkuje bi-lety Japończyka, pary z Dorsten i Big Arniego. Tego ostatniego intuicyjnie nie darzy zbytnią sympatią – i wzajemnie. Big Arnie w ogóle na niego nie patrzy i tylko rzuca niedbałe „thank you”.

Na końcu pan Mirek przechodzi do doktora Schwechter-sheimera. Oj, jak się cieszy! Wreszcie ma przed sobą przedsta-wiciela swojej ulubionej grupy, solidnego, porządnego Niemca. Tych ludzi rozpoznaje na pierwszy rzut oka.

– Ticket, bitte – mówi z nadmierną uprzejmością. – Danke! – dodaje równie uprzejmie, gdy doktor wręcza mu bilet. Ponie-waż doktor nie ma biletu na polski odcinek trasy od granicy do Świebodzina, pan Mirek musi mu go wystawić. Stukając w swój przenośny biletomat, pyta doktora Schwechtersheime-ra nienaganną niemczyzną: – Nie ma pan jakiejś zniżki?

Page 15: Berlin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski

68 69

Doktor śmieje się serdecznie:– Słucham? Niee! W Berlinie powiedziano mi, że w Polsce

nie ma zniżek.Pan Mirek uśmiecha się szeroko:– To nieprawda. Młodzież poniżej 26. roku życia ma w Pol-

sce zniżkę. Czy ma pan 25 lat?– Jeśli chodzi o wiek mentalny, to tak! – doktor śmieje się

serdecznie, nie rozumiejąc jednak, że pan Mirek chce mu pójść na rękę. Wystarczyłoby, żeby powiedział teraz krótko „tak” i miałby bilet o 50 procent tańszy.

Pan Mirek daje jednak swojemu pupilowi kolejną szansę:– A może jest pan posłem na Sejm RP?– Że co?– Wszyscy posłowie w naszym kraju jeżdżą za darmo. Nic

nie robią, tylko gadają – a mimo to mogą jeździć za darmo. To jest Polska!

– Ach tak, rozumiem. Coś takiego jak nasz Bundestag. No cóż, żeby zostać posłem, musiałbym najpierw dostać polskie obywatelstwo. Gdzie powinienem się po nie zgłosić?

Pan Mirek uśmiecha się pogardliwie:– Do psychiatry. Kto by tam chciał mieć polskie obywatel-

stwo? Chyba tylko debil.Doktor Schwechtersheimer patrzy na niego z szeroko roz-

dziawionymi ze zdziwienia ustami. On by nigdy tak nie pluł na Niemcy w obecności cudzoziemca. Tymczasem konduktor Mirek wpadł na kolejny pomysł:

– To może jest pan kombatantem? – pyta.Doktor Harald Schwechtersheimer robi wielkie oczy:– Kim?– Czy walczył pan w II wojnie światowej?– Chyba pan żartuje! Nawet pięćdziesiątki jeszcze nie mam

– śmieje się doktor i puszcza oko do młodej Doroty z Dorsten. – Ale nie! Moment! Czy ojciec też się liczy? Choć nie sądzę, by polskie koleje dawały rabat za to, że mój ojciec zwalczał ruch oporu we Francji! – Śmieje się przy tym głośno.

Pan Mirek także się śmieje:– Szkoda. Mimo wszystko dam panu zniżkę kombatancką. Od

dziś będzie pan musiał walczyć w Polsce – przeciwko Polakom! Drukując mu bilet, pyta, skąd pochodzi.