Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

4
22 fot. paweł cichy Baœñ braci Grimm „Braciszek i siostrzyczka” z cyklu ABC Teatru Lalek. Zaglądają na Naszą Stację ludzie, którzy nie miesz- kają w Szamocinie już od wielu lat. Niektórzy wie- dzą, że działa tu teatr, inni są zaskoczeni obecnym stanem, bo ostatnim razem widzieli ruinę. Są też tacy, którzy pamiętają dobre czasy, gdy kurso- wały pociągi. Pojawił się wnuk któregoś z zawia- dowców. Przyjeżdżają Niemcy, którzy spędzili tu dzieciństwo. Pierwsza reakcja: jak tu zarosło! Opowiadają, wspominają, mówią o swoich podró- żach... Pytają, czy kupiliśmy tę stację, czy miasto nam pomaga, gratulują, jeżeli czytali o nas w gaze- tach. Ktoś zostawił 100 zł na dobry początek... Kiedyś, gdy wracałam nocą kilkusetmetrowym pla- cem dworcowym, widząc z daleka światełko lampy kolejowej, mówiłam do siebie: „Kocham cię, stacyj- ko, gdzie spełnia się tak wiele marzeń.” Zastana- wiałam się, czy to jakiś szczególny punkt we wszech- świecie, wyjątkowe miejsce na ziemi? Jest wiele piêkniejszych okolic, bardziej atrakcyjnych budynków, są bardziej orygi- nalne od naszej grupy teatralne i lepiej działające pod osłoną „macochy-budżetówki” instytucje kultu- ralne... Mój kolega, który marzył o zabytkowej kamie- nicy, by stworzyć tam własne miejsce do muzyko- wania, powiedział: „Ale ten twój dworzec jest brzyd- ki!” Być może... Ale dla nas jest to najpiękniejsza stacja, nad którą ma władzę tylko Pan Bóg i urząd skarbowy. I nadal PKP. Mijałam Stację Szamocin obojętnie przez kilka lat. Wiedziałam, że pociągi już nie kursują na tej trasie luba zarembiñska co robiæ, gdy odjedzie ostatni poci¹g oœrodek teatralny „stacja szamocin” 22 spotkanie projekt prezentacje

Transcript of Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

Page 1: Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

22

fot.

paw

eł c

ichy

Baœñ braci Grimm „Braciszeki siostrzyczka” z cykluABC Teatru Lalek.

Zaglądają na Naszą Stację ludzie, którzy nie miesz-

kają w Szamocinie już od wielu lat. Niektórzy wie-

dzą, że działa tu teatr, inni są zaskoczeni obecnym

stanem, bo ostatnim razem widzieli ruinę. Są też

tacy, którzy pamiętają dobre czasy, gdy kurso-

wały pociągi. Pojawił się wnuk któregoś z zawia-

dowców. Przyjeżdżają Niemcy, którzy spędzili tu

dzieciństwo. Pierwsza reakcja: jak tu zarosło!

Opowiadają, wspominają, mówią o swoich podró-

żach... Pytają, czy kupiliśmy tę stację, czy miasto

nam pomaga, gratulują, jeżeli czytali o nas w gaze-

tach. Ktoś zostawił 100 zł na dobry początek...

Kiedyś, gdy wracałam nocą kilkusetmetrowym pla-

cem dworcowym, widząc z daleka światełko lampy

kolejowej, mówiłam do siebie: „Kocham cię, stacyj-

ko, gdzie spełnia się tak wiele marzeń.” Zastana-

wiałam się, czy to jakiś szczególny punkt we wszech-

świecie, wyjątkowe miejsce na ziemi?

Jest wiele piêkniejszych okolic,

bardziej atrakcyjnych budynków, są bardziej orygi-

nalne od naszej grupy teatralne i lepiej działające

pod osłoną „macochy-budżetówki” instytucje kultu-

ralne... Mój kolega, który marzył o zabytkowej kamie-

nicy, by stworzyć tam własne miejsce do muzyko-

wania, powiedział: „Ale ten twój dworzec jest brzyd-

ki!” Być może... Ale dla nas jest to najpiękniejsza

stacja, nad którą ma władzę tylko Pan Bóg

i urząd skarbowy. I nadal PKP.

Mijałam Stację Szamocin obojętnie przez kilka lat.

Wiedziałam, że pociągi już nie kursują na tej trasie

luba zarembiñska

co robiæ, gdy odjedzieostatni poci¹goœrodek teatralny „stacja szamocin”

22 spotkanieprojektprezentacje

Page 2: Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

23

Stacja Szmocin – budynek dworca,który sta³ siê domem s¹siedzko-rodzinnego oœrodka teatralnego.

„Dworzec sam

w sobie jest

przestrzeni¹

dramatyczn¹.

Nieruchomy punkt,

w którym

przecina siê

mnóstwo œcie¿ek.

A dworzec

nieczynny?”

magdalena mijalska,„teatr lalek” 2003/1

i dworzec kolejowy jest nieczynny. Nie przeczu-

wałam wówczas jeszcze, że to miejsce stanie się

moim teatrem i moim domem. Wabiło mnie swym

urokiem spokojne, małe miasteczko. Przyjeżdżałam

tu chętnie, szczególnie, że teatr, który założyłam,

zaczął odnosić znaczne sukcesy. Coraz częściej

zostawałam u przyjaciół na kilka dni i nieustannie

myślałam, że powinnam przeprowadzić się do

Szamocina. Uwierała mnie praca w domu kultury,

czułam się w jałowej Pile niepotrzebna, dawno już

nie reżyserowałam w zawodowym teatrze lalek,

w którym każdy sukces był gorzki. Zamęczałam

więc znajomych, by pokazywali mi jakieś opuszczo-

ne miejsca, zwiedzaliśmy wsie, oglądaliśmy stare

domy na sprzedaż, przeszukiwaliśmy okolice. Sły-

szałam, że takie niezależne ośrodki teatralne w Pol-

sce działają, bywałam w Węgajtach, głośno już by-

ło o Sejnach i Gardzienicach.

Zastałam w Szamocinie żyzny grunt - wielopokole-

niową tradycję uczestniczenia mieszkańców w życiu

miasta, wspólnego muzykowania, wreszcie liczne,

czasem działające jeszcze przed wojną amatorskie

grupy teatralne oraz muzyczne. Całe rodziny należą

tu do orkiestry, do teatru,

do chóru, do sekcji sportowych.

Do wojny mieszkali tu Żydzi, Polacy, Niemcy. We-

spół zasiadali w radzie miejskiej i decydowali o lo-

sach miasteczka. Ewangelików, katolików i wyznaw-

ców religii mojżeszowej łączyła też symboliczna

Totenstrasse (obecnie Hallera), prowadząca do

trzech cmentarzy ostatnia droga, jednocząca wszys-

spotkanieprojektprezentacje23

fot.

luba

zar

embi

ńska

Page 3: Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

24

tkich... Była jeszcze sala Concordia, w której przed

wojną odbywały się spektakle teatrów z Bydgosz-

czy, Torunia i Gniezna, spotkania i zabawy. W niej

spotykały się rodziny żydowskie, polskie, niemiec-

kie. Obecnie w sali znajduje się mieszkanie prywat-

ne. Z Żydów nikt tu nie powrócił. Spędzeni przez

Niemców na rynek opuścili to miejsce na zawsze.

Nikt nie umie powiedzieć, dokąd dokładnie zostali

wywiezieni. Dla szamocińskich Niemców wojna

zaczęła się w czterdziestym piątym, gdy zbliżał się

front sowiecki. Opuszczali to miejsce pospiesz-

nie, zostawiając dobytek wielu pokoleń. Byli tacy,

którzy chcieli pozostać. Zostali zmuszeni do

wyjazdu.

Gdy po raz pierwszy w magazynie dworcowym

zorganizowaliśmy wystawę dokumentującą nekro-

polie żydowskie, usłyszałam pytanie: „Po co pani

sprowadza to żydostwo”? A wiele lat później, przy

realizacji polsko-niemieckiego spektaklu o szamo-

cinianach pochodzenia polskiego i niemieckiego

(„km 14,7”) na mieście mówiło się, że robimy

spektakle o folksdojczach. Może dlatego, że braku-

je sali Concordii? Nasza Stacja musi więc spełniać

teraz rolę miejsca Zgody.

Zdarzyło się kiedyś, że nocując u znajomych (znowu

nie zdążyłam po próbie na ostatni autobus do Piły),

nie mogłam zasnąć. Nie wiem, skąd się to wzięło -

nagła myśl, przebłysk. Dworzec! Zapytałam zaprzy-

jaźnioną rodzinę, kto ze mną zobaczy opuszczoną

stację. Pojechali chyba wszyscy. Chodziliśmy po brud-

nej i wilgotnej ruinie z zapadającym się dachem ma-

gazynu, po zgniłych, dziurawych podłogach, po rozbi-

tym szkle z okien, omijaliśmy sterty śmieci, gruzu,

butelki po wódce, odchody ludzkie i zwierzęce. Jarek

mówił – to pamiętam – „Daj sobie spokój, szczury cię

tu zjedzą, to już nic nie warta buda, nic z tego nie

zrobisz, tu potrzebne będą miliony”. A Jurek, jego

teść, a mój przyjaciel-łata, najlepszy doradca w spra-

wach pozornie tylko niemożliwych, komentował – „Zo-

bacz, te deski nie są wcale takie zgniłe, okna wsta-

wisz na razie pojedyncze, dach naprawią ci na

kredyt znajomi dekarze, a tu spójrz – podłoga

z kamiennych płytek, tylko wymyć.

A piec! Piec jest dobry,

napalić, ogrzać, wysuszyć i już tu możesz mieszkać”.

Cały dzień po powrocie mówiło się o dworcu. Gdy

wszyscy poszli spać, siedziałam w kuchni i w my-

ślach już sprzątałam tę ruinę. Podłoga jest dobra,

trzeba ją tylko wyszorować. W poczekalni, Jurek ma

rację, po wstawieniu zamka do drzwi, mogę już no-

cować. Jurek zajrzał do kuchni i powiedział serdecz-

nie - „Nie martw się, Luba, ten dworzec jest już twój!”

Od razu dostałam od zawiadowcy pozwolenie na

wejście na dworzec. Nie klucze, bo właściwie nie

było tu drzwi. Ale zanim podpisałam umowę z PKP

minął chyba rok. Wykorzystując opieszałość PKP

w załatwianiu spraw formalnych, odwlekałam jak

mogłam najdłużej bolesny moment płacenia czyn-

szu. Byłam wówczas bez pieniędzy. 700 zł pensji

w tzw. PDK-u, dwoje dorastających dzieci na utrzy-

maniu, długi i niespłacone pożyczki. Moją siłą by-

ła wizja mojego teatru i niecierpliwe marzenia, by już

tu wszystko działało, żyło... Jeszcze pamiętam wi-

zytę naczelnika jakiegoś działu PKP w Poznaniu.

Szef był bardzo przystojny i uroczy, żartobliwie za-

pytał, gdzie będzie scena, a ja próbowałam go uwo-

dzić, bo za chwilę miał się odbyć „przetarg”, czyli

rozmowa o stawce za metry kwadratowe. Pomiesz-

czeń z premedytacją nie sprzątałam, by robiły jak

najgorsze wrażenie. I chyba rzeczywiście tak się

stało, bo kolejarze z Poznania żałowali, że nie mogą

mi użyczyć tego budynku gratis i, aby formalnościom

stało się zadość, zaproponowali stawkę minimal-

ną, plus VAT oczywiście. Szybko przeliczyłam kwo-

tę przez 400 metrów kwadratowych ruiny i już wie-

działam, że jestem niewypłacalna. Ale zgodziłam się

i udawałam bardzo zadowoloną z „niskiego czyn-

szu”. A nawet byłam wdzięczna panu Markowi i ży-

czyłam mu awansu. I to był mój duży błąd, bo życze-

nie się spełniło i pan naczelnik został dyrektorem

Edmund Œwierczyñski w widowisku„Wit Stwosz” (koœció³ w Lipiej Górce).

spotkanieprojektprezentacje24

Lidia WoŸniczka w „Tymoteuszuwœród ptaków” Jana Wilkowskiego.

fot.

paw

eł c

ichy

fot.

paw

eł c

ichy

Page 4: Luba Zarembińska, "Co robić gdy odjedzie ostatni pociąg", Dworce

25

Stacji Poznań, a „mój dział”, któremu miałam pła-

cić, objął bardzo solidny i nieugięty urzędnik. Należ-

ności płaciłam z trudem. Na zmianę: co kwartał za

mieszkanie spółdzielcze w Pile i za czynsz Stacji

Szamocin. Dostawałam upomnienia i groźby

o eksmisję, zarówno z Piły, jak i z Poznania. Naczel-

nikowi PKP, gdy zażądał zwrotu kluczy od Stacji,

odpowiedziałam dość bezczelnie, za radą

niezrównanego Jurka: „Jakie klucze? Przecież, kie-

dy wynajmowałam Stację, nie było tam drzwi!”. Po-

tem, wezwana na „dywanik”, płakałam, błagałam

o przebaczenie i podpisałam specjalne oświadcze-

nia o wywiązywaniu się z należności. I znowu wpłaty

wpływały dość nieregularnie. Była to czysta party-

zantka i kombinacje alpejskie. A naszym żartobliwym

hymnem stała się piosenka Maryli Rodowicz „Pa-

nie Boże, nie zabieraj nam dworca...”

Od tego czasu minęło siedem lat i - mój dobry

Boże! - dlaczego w moich wspomnieniach ciągle

tkwią takie, a nie inne szczegóły. Przecież wów-

czas odnosiliśmy największe sukcesy artystyczne,

zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, mieliśmy wy-

stępy za granicą, przyjeżdżały do nas szacowne

komisje znanych fundacji, jurorzy konkursów, któ-

re wygrywaliśmy jedne po drugich. Latem gwarno

i rojno było od teatralników, którzy licznie zjawia-

li się na naszych warsztatach. Premiera za premie-

rą spektakli dla dzieci... Zrealizowaliśmy dwa duże,

szalone projekty międzynarodowe. Żmudne

programy dla wsi popeegerowskich. W mediach

było nas pełno. Był taki czas, że żartowaliśmy,

że tylko „z kranu nie ciekniemy...”

Niczego się nie bałam. Ani długów, ani zapada-

jącej się podłogi w sali „teatralnej”, ani szczurów,

które pojawiły się w piwnicach, ani zimnych, trudnych

do ogrzania pomieszczeń i nieustannego właściwie

przez pierwsze lata braku pieniędzy na wszystko.

Nie załamaliśmy się, gdy wichura zdmuchnęła nowo

pokryty dach magazynu, nie dobił nas widok zala-

nych dekoracji po ulewie, ani zjedzone przez myszy

lalki z naszego ulubionego spektaklu. Najważniej-

sze było i jest, że czuliśmy krąg przeznaczenia

zatoczony nad naszą stacyjką.

Lata mijają. Ala Derwich, która zaczynała w roli kilku-

letniej Friedy, gra teraz w spektaklach młodą kobie-

tę. W teatrze są też jej dwie siostry i brat. Jest też

Edmund, który ma 78 lat i już od dziesięciu lat

w „Spowiedzi w drewnie” kreowany przez niego bo-

hater umiera, a nasz aktor wstaje do oklasków.

W moim teatrze

graj¹ obok siebie matka i syn,

czworo rodzeństwa, brat z siostrą, dziadek z wnu-

kiem. Także prawie cała rodzina przyjaciół, którzy

pomagali mi na samym początku. Jest ze mną moja

córka i jej synowie. Jest w tym jakaś siła, prawda,

ciągłość.

Zaczynaliśmy od ruiny i od stu złotych wpłaconych

do banku, by móc założyć konto stowarzyszenia.

Zawsze, gdy brakuje już sił i w kasie jest pustawo

dzwoni telefon. W tym tygodniu otrzymaliśmy wiado-

mość o przyznaniu grantu, który pozwoli nam dalej

pracować prawie dwa lata. Na dalszy rozwój Stacji

Szamocin. Darowane przez nieznajomego „na do-

bry początek” 100 zł rzeczywiście przynosi szczę-

ście. PKP przyznało mi medal resortowy

za uratowanie „zbêdnego” maj¹tku

PKP. A dyrektor Intercity podarował mi żartobliwie

symboliczną tablicę do pociągu Intercity „LUBA” re-

lacji Warszawa Wschodnia-Stacja Szamocin.

Tak wiele się działo i tyle sprzyjających okoliczności

i zdarzeń sprawiło, i sprawia nadal, że możemy tu

żyć zwyczajnym życiem i pracować w niecodzienny

sposób. Może jest to jednak szczególne miejsce?

Stacja Pamięci i Concordia. Dworzec Spełnienia

i Nadziei...

spotkanieprojektprezentacje

„Ulica ¯ywych i Umar³ych” wed³ugErnsta Tollera.

Kacper Wikariak w spektaklu „PanHuczek” z cyklu ABC Teatru Lalek.

fot.

paw

eł c

ichy

fot.

arch

. st

acji

szam

ocin