Bardzo Zwariowany Informator Kujoński - sp341.edu.pl · Adam SZERSZENOWICZ kl.6a ... „Gdybym...

36
INFORMACJA * EDUKACJA * WYCHOWANIE * ZABAWA Bzik WWW.SP341.EDU.PL**MARZEC - MAJ**ROK SZKOLNY 2012/13 NR 4(47) Bardzo Zwariowany Informator Kujoński P ISMO S ZKOłY P ODSTAWOWEJ N R 341 W WARSZAWIE [email protected] W numerze: ROZMOWA Z PANEM ZBIGNIEWEM BOńKIEM - PREZESEM P OLSKIEGO ZWIąZKU PIłKI NOżNEJ Wakacje z „Bzikiem” AleksAndrA ZAjąc VA Nowa PrzewodNicząca Samorządu uczNiowSkiego

Transcript of Bardzo Zwariowany Informator Kujoński - sp341.edu.pl · Adam SZERSZENOWICZ kl.6a ... „Gdybym...

INFORMACJA * EDUKACJA * WYCHOWANIE * ZABAWA

B z i kWWW.SP341.EDU.PL**MarzEc - Maj**rok SzkoLny 2012/13 nr 4(47)

Bardzo Zwariowany Informator Kujoński

P i s m o s z k o ł y Po d s t a w o w e j N r 341 w wa r s z a w i e

bzik

341@

gaze

ta.p

l

W numerze:rozmowa z PaNem zbigNiewem bońkiem- Prezesem Polskiego związku Piłki NożNej

Wakacjez „Bzikiem”

AleksAndrA ZAjąc VANowa PrzewodNicząca

Samorządu uczNiowSkiego

2

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Szkoła z pomysłem na ...czyli kultura w szkolnych murachJesteś dla mnie cudem mamo!

Mamo, wiesz, że jesteś cudem? Pięknym wielobarwnym kwiatem na kamienistej pustyni naszych przeciwności losu.

Tyś jasnym promieniem słońca na tle zimowego nieba, kiedy nikt nie ma nadziei na nadejście ciepłej wiosny.

Zawsze będziesz moim portem, do którego chętnie wrócę, jak mężne statki po rejsie poprzez Morze Dorastania.

Nie muszę szukać latarni, bo jesteś tu, w moim sercu.

Aleksandra Dobracka klasa VI c

3

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

ZESPÓŁ REDAKCYJNY: REDAKTOR NACZELNY: Maja Gockowiak (Vd) , NASZA REDAKCJA: Babarowski Kinga 5b, Czubak Zuzanna 4e, Gordon Kacper 4b, Grzelak Gabrysia 4e, Harmas Roksana 4d, Lewandowska Martyna 4a, Makacewicz Zuzanna 4f, Ostapowicz Natalia 4a, Zając Ola 4b, Zielaskowska Joanna 6c

Przygotowanie do druku i opieka nad Szkolnym Klubem Dziennikarskim mgr Jacek Owczarz,

Wszystkie materiały są własnością ich autorów. W gazecie zamieszczone są w celu edukacyjnym.WYDAWCA: Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi nr 341 ul. Oławska 3, 01 – 494 WARSZAWADruk: BEL Studio Sp. z o.o. ul. Powstańców Śląskich 67b 01-355 Warszawa tel./fax (22) 665 92 22

Szkoła z pomysłem na ...czyli kultura w szkolnych murach

koncErt oPEroWyW auli naszej szkoły odbył się koncert dla uczniów klas IV, Vi VI „Spotkanie z muzyką operową”.

Wystąpili znakomici artyści:

p. Wanda BARGIEŁOWSKA-BARGEYLLO – mezzosopranp. Maja MORKA – sopranp. Ryszard MORKA – basp. Mirosław STARZ – tenorp. Jan LASKA – pianistap. Michał PIETRZAK – pianista

Wystąpili również początkujący artyści-pianiści, uczniowie naszej szkoły oraz Szkoły Muzycznej „Presto”:

Piotr WOJCIECHOWSKI kl.5eWojciech KAŹMIERCZAK kl.6aAdam SZERSZENOWICZ kl.6a

W programie koncertu znalazły się różnorodne utwory:

S. Niewiadomski - „Koraliki”A. Lara - „Granada”W. Lutosławski - „Pan Tralaliński”J. Strauss - „Wielka sława to żart” aria Sandora z operetki „Baron Cygański”J. Bock - „Gdybym był bogaczem” aria Tewjego z musicalu „Skrzy-pek na dachu”H. Zimmer - muzyka z filmu „Piraci z Karaibów”M. Ravel - „Le jardin feerique” (Czarodziejski ogród)

Zachwyciły nas popisy wokalne i aktorskie artystów śpiewa-ków jak i dobór repertuaru, w którym wystąpili. Podziw i uznanie słuchaczy wzbudziły również duety fortepianowe na cztery ręce w wykonaniu młodych pianistów-uczniów naszej szkoły.

Koncert dostarczył słuchaczom wielu niezapomnianych wrażeń i wzruszeń. Podziękowaliśmy wszystkim wykonawcom gromkimi brawami. Opracowała: Bożena TATAJ-NIEDŹWIADEK

4

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

ZawsZe chciałemZostać piłkarZem!

Bzik: Kim chciał Pan zostać, kiedy cho-dził Pan do szkoły?Zbigniew Boniek: Jak byłem w Twoim wieku, to chciałem zostać piłkarzem.

B: Jaki był Pana ulubiony przedmiot?Z.B: Do szkoły bardzo lubiłem chodzić, zawsze było fajnie, wesoło i miałem dużo

przyjaciół. Najbardziej podobały mi się przedmioty, gdzie mogłem wykazać się moim przygotowaniem sportowym, takie jak WF.

B: Czy miał Pan dobre stopnie?Z.B: Byłem bardzo dobrym uczniem, aż do 8 klasy byłem prawie zawsze Wzoro-

wym Uczniem. Czasami nauczyciele na-rzekali, że byłem za żywy, że było ciężko za mną nadążyć, ale nie miałem żadnych problemów z nauką.

Z.B: Czemu został Pan piłkarzem?Z.B: Nie wiem, a czemu Ty chcesz robić wywiady i zostać dziennikarką? Człowiek

Rozmowa z Panem Zbigniewem Bońkiem- Prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej

Rozmawiała AmeliA buczkowskA (IIa)

Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

Siedmioletnia dziennikarka przepytała Prezesa Bońka

5

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

ma coś w sobie takiego, że czuje do czegoś powołanie. Ja jestem z rodziny piłkarskiej. U mnie wszyscy w piłkę grali, wszyscy się piłką interesowali, w związku z tym od po-czątku chciałem zostać piłkarzem.

B: Ile goli strzelił Pan w swojej karierze i który był dla Pana najważniejszy?Z.B: Nie wiem. Goli trochę w swoim ży-ciu strzeliłem, nie za dużo, nie za mało. Nie chcę mówić, który gol był najważniejszy. Było kilka takich goli, które szczególnie zapamiętałem, były to gole strzelone i z reprezentacją Polski, z Widzewem, z Ju-ventus Turyn i z AS Roma. Ale nie mogę powiedzieć, który z nich był najważniejszy.

B: Kto jest Pana ulubionym piłkarzem? Z.B: Dziś jak patrzę na piłkę, to jest kil-ku takich piłkarzy, którzy mi się podobają. Natomiast mam słabość do Ronaldo. Po-doba mi się ten piłkarz, ponieważ nie jest mu łatwo grać, wszyscy się skupiają na tym, że jest ładny, że dobrze wygląda. Wzbudza wśród ludzi pewnego rodzaju zazdrość, ale on potrafi sobie z tym doskonale poradzić i gra świetną piłkę. Mogę powiedzieć, że jest moim ulubionym piłkarzem.

B: Ile trzeba trenować, żeby być tak do-brym zawodnikiem jak Pan?Z.B: Czy ja byłem bardzo dobrym za-wodnikiem? Dziękuję Ci bardzo, że tak mówisz. Trzeba bardzo dużo pracować. W każdym zawodzie, jeśli chcesz być naj-lepszym, to trzeba dużo pracować. Trzeba się temu poświęcić od rana do wieczora. Natomiast dla mnie trening nigdy nie był cierpieniem, nigdy nie chodziłem na tre-ningi z przymusu. Mi się to zawsze bardzo podobało i fascynowało.

B: Był Pan piłkarzem, trenerem, biz-nesmenem, obecnie jest Pan Prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, który z tych zawodów, sprawił Panu najwięcej radości?Z.B: Piłkarz. Zdecydowanie PIŁKARZ. To były moje najprzyjemniejsze lata. Ja by-cie prezesem nie traktuję, jako zawód, trak-tuję to, jako misję. Biznesmenem byłem i jestem, bo w dalszym ciągu prowadzę swoje biznesy. Natomiast najpiękniejszy okres w moim życiu to był okres, kiedy byłem piłkarzem, bo to były najgłębsze i najfajniejsze przeżycia.

B: Jak to jest, być jednym z najlepszych piłkarzy świata?Z.B: Już zapomniałem:) Już za stary je-stem, już zapomniałem.

B: Długo mieszkał Pan we Włoszech, czy nie tęsknił Pan za Polską?Z.B: Ja mieszkam cały czas we Włoszech, ja się z Włoch nie wyprowadzę i kiedy się zestarzeję i nie będę już nic robił, to wtedy będę mieszkał we Włoszech, bo tam mam rodzinę. Za Polską nigdy nie tęskniłem, bo tak naprawdę, jeśli chciałem przyjechać, to przyjeżdżałem i w Polsce jestem. Jak chcę wyjechać za tydzień na kilka dni do Włoch, to wyjeżdżam. Lot do Włoch trwa 1,5 go-dziny, także szybciej do Warszawy dojadę z Rzymu niż z Katowic.

B: Jest Pan zdobywcą tylu Pucharów, że nie jestem w stanie ich wszystkich wy-mienić, który z nich jest dla Pana najważ-niejszy?Z.B: Generalnie Puchary dostaje się za zwycięstwo. Mnie najbardziej usatysfak-cjonował Puchar za zdobycie III miejsca z Reprezentacją Polski na Mistrzostwach Świata, bo to był trudny okres dla nasze-go kraju i to było fantastyczne przeżycie. W 1982 roku myśmy zajęli III miejsce na Mistrzostwach Świata i ten Puchar jest dla mnie najważniejszy. Oczywiście wygrałem też Champions League i inne Puchary, o wszystkich pamiętam i są dla mnie waż-ne, ale ten najważniejszy, ten naj, naj, naj - to III miejsce na Mistrzostwach Świata.

B: Co Pan czuł, kiedy 18 kwietnia 2007 Michel Platini wyjmował z koperty kart-kę z informacją o gospodarzu mistrzostw Europy w piłce nożnej? Kiedy okazało się, że Polska razem z Ukrainą będzie go-spodarzem Mistrzostw?Z.B: Wydawało mi się, że to nie dzieje się naprawdę. To było niesamowite, nie wie-rzyłem w to. Myślałem, że my nie mamy wielkich szans, że inne kandydatury są mocniejsze i nie wydawało mi się to realne. To było dla mnie niesamowite zaskoczenie, ale zaskoczenie pozytywne i można powie-dzieć, po tych 6 latach, że Mistrzostwa Eu-ropy były naszym sukcesem, a wybór Pol-ski i Ukrainy na gospodarza Euro 2012 był wielką niespodzianką dla wszystkich.

B: Kiedy na Euro 2012, zagrano po raz pierwszy hymn Polski, cała moja rodzina i moje koleżanki była przed telewizorem, wszyscy byliśmy bardzo wzruszeni, Pan był wtedy na stadionie, jakie emocje tam panowały? Z.B: Podobne jak Wasze. Pamiętam cały spektakl otwarcia Mistrzostw na żywo, to było bardzo podniecające. Byłem dumny, że jestem Polakiem podczas tych Mistrzostw. Mam wrażenie, że piłka potrafi ludzi zjed-noczyć i potrafimy na piłkę patrzeć z cały-mi rodzinami. Wyzwala pozytywne emocje i powinniśmy do piłki właśnie tak podcho-

dzić. Bo to nie jest tylko kwestia czy się wygra, że jesteśmy dobrzy jak wygrywamy, a be jak przegrywamy. To nie na tym pole-ga. Piłka i każdy inny sport powinien wy-zwolić w ludziach pozytywne emocje i tak właśnie było na Euro 2012. Euro to była kapitalna promocja naszego kraju i wywią-zaliśmy się z tego bardzo dobrze.

B: Czy według Pana, piłka nożna jest wyłącznie przeznaczona dla mężczyzn? Czy kobiety poradziłyby sobie w tej dys-cyplinie sportowej?Z.B: Kochana następny wywiad musisz zrobić z jakąś piłkarką nożną. W Polsce jest żeńska piłka nożna. Nasze piłkarki są bardzo dobre, grają dużo meczy. Jeżeli się nie mylę, to są na 16 miejscu w Europie i idzie im coraz lepiej. Dziewczyny coraz bardziej garną się do piłki nożnej i im się to strasznie podoba.

B: Jakie odniósł Pan sukcesy na obecnym stanowisku?Z.B: To nie jest stanowisko, żeby odnosić sukcesy. To jest stanowisko, żeby zarządzać Polską Piłką, żeby ją ulepszać i reorganizo-wać. Od 6 miesięcy, kiedy jestem na tym stanowisku, to zrobiliśmy bardzo dużo po-zytywnych rzeczy. Zaoszczędziliśmy wiele, wiele milionów złotych. Poprawiliśmy wie-le struktur Polskiego Związku Piłki Noż-nej, wprowadziliśmy nowe rozgrywki, tak-że uważam, że idziemy po mału do przodu i mam nadzieję, że jeszcze Reprezentacja Polski zacznie dobrze grać, bo to też by się przydało.

B: Czy lubi Pan podróżować?Z.B: Bardzo lubiłem podróżować, to było moją pasją. Kiedy byłem piłkarzem zwie-dziłem niemal cały świat. Teraz po pracy lubię być z moją rodziną: żoną, dziećmi, wnukami. Podróżowanie już mnie tak nie interesuje, ponieważ przez całe swoje życie już się trochę napodróżowałem.

B: Czym się Pan interesuje poza spor-tem?Z.B: Generalnie interesuję się wszystkim, jeśli chodzi o sport, to tenis, golf, lubię też poczytać, pójść do teatru, kina. Sprawdzam też w internecie, co się dzieje na całym świecie.

B: Gdyby mógł Pan cofnąć czas, czy zo-stałby Pan piłkarzem, czy wybrałby Pan zupełnie inny zawód?Z.B: Zostałbym piłkarzem!

Bzik: Dziękuję i cieszę się, że mogłam z Panem porozmawiać.

6

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

Rozmowa z panią Wandą ChotomskąPisarką

pisZę dla wsZystkich, nie tylko dla dZieci

Rozmawiała AmeliA buczkowskA (IIa)

7

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Bzik: Kim chciała Pani zostać, kiedy chodziła Pani do szkoły?Wanda Chotomska: Pomysłów na przyszłość miałam tyle, że od-powiedź nie zmieściłaby się na tej kartce.

B: Jaki był Pani ulubiony przed-miot?W.C: Dzwonek, kiedy kończyła się lekcja matematyki.

B: Czy miała Pani dobre stopnie?W.C: Tak, z wyjątkiem matema-tyki.

B: Czy lubiła Pani odrabiać lekcje?W.C: Z wyjątkiem matematyki, tak.

B: Co sprawiło, że została Pani pisarką dla dzieci?W.C: Piszę dla wszystkich, nie tylko dla dzieci. Dorośli też czy-tają moje książki.

B: Czy to trudny zawód?W.C: Spróbuj, to się przekonasz.

B: Jak długo tworzy się książkę?W.C: To nie jest praca na rekord. Są książki, których pisanie trwało nawet kilka lat.

B: Moją ulubioną książką, którą Pani napisała jest książka: „Pię-ciopsiaczki”, a która dla Pani jest najważniejsza? W.C: Ta, która najbardziej podo-ba się czytelnikom.

B: Co Pani czuła, kiedy otrzy-mała Pani od dzieci nagrodę Orderu Uśmiechu? W.C: Smak soku z cytryny. Trze-ba wypić cały puchar na dowód, że w każdej okoliczności czło-wiek potrafi się uśmiechać.

B: Czy lubi Pani podróżować?W.C: Lubię podróże małe i duże

a najbardziej – podróże na pió-rze.

B: Czym się Pan interesuje poza pisarstwem?W.C: Życiem.

B: Jakie książki najchętniej Pani czyta?W.C: Dobrze napisane.

B: Gdyby mogła Pani cofnąć czas, czy zostałby Pani pisarką, czy wybrałby Pani zupełnie inny zawód?W.C: Nie żałuję, że wybrałam pi-sanie.

B: Dziękuję, że zechciała Pani odpowiedzieć na nasze pytania.

pisZę dla wsZystkich, nie tylko dla dZieci Polska pisarka, autorka wierszy i opowiadań dla dzieci i młodzieży

8

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

ZaklinacZ koniRozmowa z Panem Andrzejem Makacewiczem

9

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

ZaklinacZ koni

Bzik: Kiedy zaczął się Pan interesować końmi?A.M. Od dziecka lubiłem się bawić w kowbo-jów i Indian. Podczas wakacji lubiłem powozić przy zwożeniu siana i jeździć na oklep. Konie zawsze były częścią naszych zabaw. Piętnaście lat temu, gdy miałem już 42 lata kupiłem pięk-nego konia. To dzięki niemu zainteresowałem się naturalnym jeździectwem i zaczęła się moja przygoda z końmi, która trwa do dziś.

Bzik: W jaki sposób koń miał na Pana taki wpływ?A.M. Nie potrafiłem poradzić sobie z Tańczą-cym( Moim koniem). Nie umiałem do niego dotrzeć. Stanąłem przed dylematem „uśpić lub sprzedać” i wtedy dostałem smsa – „przyjedź do Włoch i zobacz to, co nazywają tu Natural Hor-semanship (Naturalne jeździectwo)” Pojechałem i zobaczyłem szczęśliwe konie wykonujące nieprawdopodobne rzeczy tylko na skinienie palcem. Zaprosiłem do Polski ekipę Parelle-go, jednego z najbardziej znanych na świecie zaklinaczy koni, który wraz ze swoją żoną Lindą stworzyli program, dzięki któremu już od kilkunastu lat ludzie mogą porozumieć się z końmi i nauczyć się myśleć jak one. Rok póź-niej zacząłem organizować kursy naturalnego jeździectwa, na które zapraszałem znanych zaklinaczy koni.

Bzik: Zaklinacz koni to brzmi magicznie. Kim są zaklinacze koni?A.M. Jak powiedział dr Miller najsłynniej-szy specjalista od naturalnej metody układa-nia koni „Zaklinanie to bujda, z końmi można się dogadać równie dobrze jak z ludźmi. One rozmawiają ze sobą używając mowy ciała. Je-śli człowiek będzie w stanie nauczyć się mowy, którą koń rozumie osiągnie we współpracy z nim więcej niż brutalnie zmuszając go do ule-głości.” Natomiast Pat Parelli jeden z najsłyn-niejszych zaklinaczy koni na świecie powie-dział „Zaklinanie koni nie polega na szeptaniu im do uszu tajemniczych słów. Prawdziwi zakli-

nacze porozumiewają się z końmi za pomocą ję-zyka ciała, i tylko w ten sposób ucząc się końskiego języka można uzyskać prawdziwe porozumienie między człowiekiem i koniem, pozwalające na pozyskanie zaufania i szacunku zwierzęcia, które z kolei prowadzą do ustanowienia relacji praw-dziwego partnerstwa.”

Bzik: czym jest naturalne jeździectwo?A.M. Naturalne Jeździectwo swoje korzenie posiada na zachodzie USA. Wyrosło na grun-cie stylu western i mitu kojarzonego z nazwą „zaklinacz koni”. Same techniki i metody nie są nowe i zapewne towarzyszą człowiekowi od momentu oswojenia pierwszego konia. Wg. Clintona Andersona: „Tak napraw-dę to co nazywam Naturalnym jeździectwem to zwyczajne jeździectwo. Wielu ludzi pracuje z końmi wykorzystując bardzo podobne sposoby i wszystkie polegają na pozyskaniu szacunku u konia bez wywoływania u niego strachu.Wy-starczy poobserwować konie na łące. One nie uda-ją, zawsze przekazują komunikat zgodny z tym co chcą uzyskać. Żeby nazywać się jeźdźcem natu-ralnym trzeba najpierw poobserwować naturalne zachowania koni.”

Bzik: Na czym polegają metody i techniki szkoleń w naturalnym jeździectwie?A.M. Są to treningi, gdzie motywujemy a nie karcimy konia, relaksujemy go przed startem (zawody, pokazy, wyścigi), uczymy swobodne-go wchodzenia konia do przyczep, bez strachu, uzyskujemy równowagę w rozwoju fizycz-nym i psychicznym konia - to tylko niektóre z aspektów szkoleń.

Bzik: Czy każdy koń nadaje się do naturalnego jeździectwa?A.M. To nie koń tylko człowiek staje się natu-ralnym jeźdźcem. Ładnie to określił Pan Steve Halfpenny „Jest wiele umiejętności, które trze-ba opanować w drodze do zostania naturalnym jeźdźcem, ale jak prawdopodobnie sami odkryjecie

w trakcie nauki, tak jak i ja, jest to bardziej zwią-zane z tym, kim musicie się stać aniżeli z tech-nikami treningu. Według mnie, człowiek zostaje naturalnym jeźdźcem wtedy, gdy staje się osobą, od której koń może zawsze oczekiwać pomocy w chwilach niepewności czy przerażenia, i która za-wsze stawia konia na pierwszym miejscu, przed sobą i własnymi celami.”

Bzik: Co możemy osiągnąć dzięki metodom naturalnym?A.M. Opierając się na tak popularnej w świe-cie zwierząt mowie ciała, mamy lepsze po-rozumienie z koniem, więcej zabawy przy większym bezpieczeństwie i otrzymujemy możliwość stania się jego kumplem, przewod-nikiem i nauczycielem.

Bzik: Czy Pan jest Zaklinaczem Koni?A.M. Przez kilka lat organizowałem kur-sy prowadzone przez Zaklinaczy Koni z za granicy, na których można było się nauczyć porozumiewania się z końmi i układania ich. Sam się uczyłem i zdobywałem wiedzę na ten temat. Potem postanowiełem sam zająć się na-uczaniem i prowadzeniem tych kursów. Teraz rozumiem konie, staram się im pomagać, uczę ich zaufania do człowieka i staram się wyeli-minować strach z ich życia. Udaje mi się to. Uważam, że jestem Zaklinaczem Koni.

Bzik: Na czym polega obecnie Pana praca?A.M. Moją pracą jest organizowanie i pro-wadzenie szkoleń tak aby nauczyć ludzi zro-zumieć konie i postępować z nimi zgodnie z ich naturą. Konie to moja pasja i najważniej-sza rzecz w moim życiu.

Bzik: Serdecznie dziękuję Panu za wywiad.A.M. Ja również dziękuję.

Rozmowa z Panem Andrzejem Makacewiczem rozmawiała zuz aNNa makacewicz (iVf )

10

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Wywiad-ówkaczyli spotkania z ciekawymi ludźmi

o pani doktor,która śpiewaRozmowa z PaniąWandą Bargiełowską-Bargeyłło, solistką Opery Narodowej-Teatru Wielkiego w Warszawie i lekarzem medycyny

Rozmawiał wojciech kAźmierczAk (VIa)

azUcEna (trUbaDUr)

11

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Bzik: Kiedy Pani zaczęła uczyć się śpiewu operowego?Wanda Bargiełowska - Bargeyłło: Śpie-wu zaczęłam się uczyć w trzeciej klasie liceum. Na moją wielką proś-bę Rodzice zapisali mnie do Ogniska Muzycznego. Nauka tam trwała 3 lata i była płatna. Potem, już przygotowana w Ognisku, zdałam egzamin wstępny do Średniej Szkoly Muzycznej. Pamię-tam, że na egzaminie wstępnym śpie-wałam między innymi, śliczną piosen-kę Lutosławskiego ”Pan Tralaliński”.

B: Czy zawsze chciała Pani zostać śpiewaczka?W.B: Zawsze, ale oczywiście śpiewacz-ką operową.

B: Wiem, że jest Pani lekarzem me-dycyny, a czy po ukończeniu Śred-niej Szkoły Muzycznej myślała Pani o Studiach muzycznych? W.B: Rzeczywiście jestem dyplomo-wanym Lekarzem Medycyny. Skoń-czyłam Gdańską Akademię Medyczną. Na trzecim roku medycyny rozpoczę-łam studia muzyczne na Gdańskiej Akademii Muzycznej, na Wydziale Wokalnym, który ukończyłam otrzy-mując tytuł Magistra Sztuki.

B: Kto był Pani nauczycielem śpiewu?W.B: Miałam szczęście studiować śpiew solowy u najlepszego pedagoga na Wybrzeżu (mieszkałam w Gdań-sku) Prof. Barbary Iglikowskiej.

B: W jakim teatrze operowym zaczę-ła Pani swoją karierę artystyczną i co było potem?W.B: Na ostatnim roku studiów mu-zycznych stanęłam do konkursu na stanowisko solistki Opery Narodo-wej - Teatru Wielkiego w Warszawie i zostałam przyjęta. Potem rozpoczęła się bardzo intensywna praca w zespo-le Opery narodowej. Kolejne premiery i kolejne role. Rozpoczęłam rolą Łariny w Operze Eugeniusz Oniegin P. Czaj-kowskiego, potem Emilia w Otellu G.Verdiego, Inez w Trubadurze G.Ver-diego. Alicja w Łucji z Lammermour, Mag Page w Falstafie i wiele innych, będących drogą do tych wielkich które śpiewałam wiele , wiele lat takich jak: wspaniała rola AMNERIS w Aidzie G.Verdiego, ULRYKA (ulubiona),

w Balu Maskowym, Carmen, Eboli w Don Carlosie, Azucena w Trubadu-rze, Herodiada w Salome r. Straussa. Klitemnnestra w Elektrze Theodoraki-sa, Fenenana w Nabucco G.Verdiego, Czy bardzo przeze mnie kochana rola Cześnikowej w Strasznym Dworze St.Moniuszki. Mogłabym długo jesz-cze wymieniać śpiewane przeze mnie role, bo jest ich bardzo dużo na pew-no ponad pięćdziesiąt. Rolę Azuceny w Trubadurze i Ulryki w Balu Masko-wym, śpiewałam kilka lat w operach Monachium i Hagen. Wystąpiłam w wielu Teatrach za granicą jeżdżąc na turnee z Opera Narodową- Teatrem Wielkim. Wymienię tylko kilka, które najbardziej wspominam, np. wspaniały wyjazd do Izraela z Borysem Goduno-wem, gdzie miałam zaszczyt kreować role Karczmarki i Maryny. Ponowny wyjazd z Borysem Godunowem do Aten i Salonik, występy z „Borysem Godunowem” w Paryżu - niezapo-mniane. Amneris w Ksanten we Fran-cji - śpiewaliśmy wtedy na powietrzu w strugach deszczu, a publiczność roz-entuzjazmowana nie chciała mimo ulewnego deszczu – opuścić amfite-atru

B: W jakich teatrach śpiewała Pani w Polsce?W.B: Współpracowałam w moich wielkich rolach, jak: Amneris, Ulry-ka, Cześnikowa, Carmen, Adalgisa (w Normie), Klitemnestra ze wspania-łymi Polskimi Teatrami Operowymi, jak: Poznań, Łódź, Bydgoszcz, Bytom, Wrocław, Kraków.

B: Czy łatwo łączyć śpiewanie w ope-rze z praca lekarza medycyny?W.B: Najtrudniej wtedy gdy jest okres zaziębień i grypy. Łatwo wtedy o infek-cję. Najprostsze zaziębienie u śpiewaka operowego uniemożliwia mu zaśpie-wanie nawet malej roli.

B: Czy każdy człowiek może zostać śpiewakiem operowym?W.B: Śpiewakiem operowym nie może zostać każdy. Śpiewać może tylko ten kto urodził się z talentem śpiewania. Ja uważam, że otrzymałam talent od Pana Boga.

CZeśnIKowa (strasZny dwór)

aMnEriS (aiDa)

aMnEriS (aiDa)

12

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

O nas samych

Moja prZygodaz szermierkąWiktoria Chyziak (IIa)

„Każdy trening to bardzo ciężka praca dziś już bardzo dobrze wiem, że szermierka to dobry wybór i to jest właśnie to co chcę robić w życiu”

13

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Moja prZygodaz szermierką

mam Na imię się wiktoria, jestem uczeNNica klasy iia. chciałabym dziś oPowiedzieć wam o mojej Pasji – o szermierce. PoNieważ Nie jest to zbyt Po-PularNy sPort zastaNawiać może Niektórych dlaczego wybrałam akurat taką formę sPędzaNia wolNego czasu .

Szermierką „zarazili” mnie moi rodzice, którzy też jako dzieci zetknęli się

z tym sportem. Pierwszy raz, gdy pojechaliśmy jako kibice na za-wody szermiercze myślałam, że to nie jest sport dla mnie. Bałam się nawet wziąć broń do ręki.

Kiedy natomiast wspólnie z rodzicami zaprowadziliśmy na trening moją starszą siostrę Jul-kę, odważyłam się zostać na za-jęciach razem z nią a pod koniec treningu już wiedziałam, że zo-stanę z szermierką na dłużej.

Regularne treningi zaczęłam ponad rok temu, z trzech rodza-jów broni występujących w tym sporcie tj.: szabli, szpady i flore-tu, ja wybrałam floret.

Szermierka to sport walki, ale mimo to przez pierwszy rok, moje treningi ograniczały się głównie do ćwiczeń ogólnoro-zwojowych, znanych mi z lekcji WF-u oraz podstaw szermierki takich jak praca nóg czy pierw-sze teoretyczne elemen-ty walki. To wszystko, miało za zadanie przygo-tować mnie do treningu nakierowanego na szer-mierkę sportową i roz-poczęcie walk. Jak sami widzicie zanim zacznie się prawdziwą przygodę z szermierka trzeba się do tego gruntownie przy-gotować, jest to bowiem sport, w którym liczy się nie tylko sprawność fi-zyczna, ale również (o ile nie bardziej) umiejętność szybkiego podejmowania decyzji, spryt oraz nasta-

wienie psychiczne. Na początku marca bieżącego roku wystarto-wałam w swoich pierwszych za-wodach i mimo, iż nie trenowa-łam jeszcze walk na treningach odniosłam swój pierwszy sukces i zajęłam 3. miejsce. Sukces ten przyczynił się do tego, że za zgo-dą trenera dołączyłam do star-szej grupy dzieci, gdzie jestem obecnie najmłodsza i rozpoczę-łam trening z walkami na „elek-trykę” – tak mówi się w języku szermierzy na walki rejestrowa-ne. Podczas takiej walki, każdy z nas jest podpięty do aparatu rejestrującego trafienia poprzez kable elektryczne.

Przejście do starszej grupy było dla mnie ogromnym wyróż-nieniem i tym samym motywacją dlatego na treningach staram się „dawać z siebie wszystko” i pra-cować najlepiej jak tylko potra-fię. Trener widząc moje starania i postępy w nagrodę umożliwił mi start w międzynarodowych

zawodach szermierczych we Wrocławiu (największe na świe-cie zawody dzieci w szermierce – łącznie ponad 2000 zawodników z 28 krajów). Zawody odbyły się na początku kwietnia a ponieważ startowali tam naprawdę dobrzy zawodnicy z całego świata a ja byłam tam znów najmłodsza nie liczyłam na jakiś wielki sukces choć nie zamierzałam się pod-dawać. Ku wielkiemu zdziwieniu i radości rodziców i trenera udało mi się wygrać walkę w grupie co dla takiego młodego szermierza jakim jestem jest naprawdę spo-rym sukcesem.

Teraz mam jeszcze więcej samozaparcia i mobilizacji do intensywnej pracy, jestem naj-młodsza w grupie dlatego chcąc dorównać kolegą i koleżanką muszę naprawdę bardzo ciężko pracować.

W ostatnich trzech mie-siącach brałam również udział w mniejszych zawodach w War-

szawie, gdzie zajmowa-łam wysokie miejsca wygrywając z dziew-czynkami starszymi ode mnie nawet o 3 lata - co w tym sporcie jest już naprawdę dużą różnicą wieku.

Trenuję trzy razy w tygodniu po półto-rej godziny i mimo, iż każdy trening to bardzo ciężka praca dziś już bardzo dobrze wiem, że szermierka to dobry wybór i to jest właśnie to co chcę robić w ży-ciu.

14

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Lato, Hamak i ja Moja największa pasja to hippika, a mówiąc zrozumiale czyli po ludzku to jeździectwo. Na moją pierwszą jazdę konną zabrała mnie babcia gdyż bardzo chciała abym od najmłodszych lat po-znawała przygodę z końmi. Miałam wtedy pięć lat, byłam malut-ką szczuplutką dziewczynką ale pamiętam wszystko, nawet imię konia a zwał się Dera.

Był to najlepszy koń w ca-łej stadninie, najlepszy to znaczy spokojny, toleran-

cyjny, przyjazny, wybaczający błę-dy. Od tego czasu co rok jeżdżę na obozy jeździeckie na których to poznaję i rozwijam umiejętności jeździeckie. A umiem coraz więcej, poznaję style jazdy, uczę się poko-nywać przeszkody, nawet pływam z koniem. Uwielbiam wszystko a najbardziej lubię się ścigać. Cwał, galop to moja bajka. Wszy-

scy mi mówią, że powinnam być dżokejką. Gdy siadam na konia i zaczynam na nim jeździć to czu-ję jak powstaje więź między nami. Każdy mój ruch ma znaczenie, każdy gest, koń czuje nawet moje emocje. Jego siła jest także i moją siłą, jego ruch moim ruchem, to tak jakbyśmy tworzyli jedno. Po cudownej przygodzie jak galop po bezkresnych łąkach, jak kłus po sosnowych lasach wracamy do stajni. Tam czekają na mnie obo-

wiązki. Codziennie swojego uko-chanego konia Hamaka karmię, przynosząc mu świeże siano lub owies oczywiście nie zapominając o czystej wodzie. Moim najwięk-szym przyjacielem jak już wspo-mniała jest Hamak. Dobrze się ze sobą czujemy i rozumiemy. Hamak jest koniem, pięknie zbudowanym, o wspaniałych szlachetnych li-niach, jest wysoki, silny, maści kasztanowej. Hamak to wspa-niały nauczyciel, jest cierpliwy

Weronika Kuryło (VIe)

15

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

i tolerancyjny, wiem to bo razem kilka godzin dziennie trenujemy. Po takim ciężkim treningu prawie zawsze chodzę z Hamakiem na łąkę. Tam razem odpoczywamy, ja wsłuchuję się w śpiew słowików, a on je soczystą trawę. Tylko ja, koń i otaczająca nas przyroda. A gdy przyjdą upały zamiast treningu czy jazd po terenie z krzykiem i piskiem radości wchodzimy do stawu i wspólnie pły-wamy. Uwielbiam takie chwile i bardzo za nimi tęsknię; na szczęście niedługo lato.

Gdy siadam na konia i zaczynam na nim jeź-dzić to czuję jak powstaje więź między nami. Każdy mój ruch ma znaczenie, każdy gest, koń czuje nawet moje emocje. Jego siła jest także i moją siłą, jego ruch moim ruchem, to tak jakbyśmy tworzyli jedno.

16

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Jak rozpoczęła się moJa przygoda z pływaniem?

Gdy miałam 4 lata wyjecha-łam z rodzicami na wakacje do Włoch. Będąc nad mo-

rzem przyglądałam się innym, jak pływają i zaczęłam te osoby naślado-wać. Nie wychodziło mi to najlepiej, ale nie poddawałam się.

Po powrocie z wakacji poprosiłam rodziców, aby zapisali mnie na lekcje pływania. Po kilku dniach decyzja była podjęta. Chodziłam na basen do instruktora, 2 razy w tygodniu przez cały rok szkolny. Nauczyłam się podstawowych i elementarnych zasad bezpieczeństwa na basenie oraz pływania. Po okresie wstęp-nej nauki instruktor zaproponował mi, abym spróbowała swoich sił w Klubie „PINGWINY”. Żeby się do niego dostać musiałam zaliczyć podstawy pływania. Test nie był aż tak trudny, musiałam tylko prze-

płynąć kilka długości basenów. Te-sty wypadły pomyślnie i rozpoczę-łam intensywne treningi pływackie. Moje marzenie się spełniło, byłam w KLUBIE. Tutaj nauczyłam się pływać czterema stylami: kraulem, grzbietem, żabką, motylem oraz spo-sobem zmiennym. Trener, żeby udo-skonalić nasze pływanie co roku do-

dawał o jeden trening więcej. Dzięki temu już w drugiej klasie zaczęłam startować w zawodach.

Moja przygoda trwa do dziś i mam nadzieję, że jeszcze będzie trwała długo, a intensywne treningi i moja ambicja pozwolą mi kiedyś być najlepszą.

Zuzanna Czubak (IVe)

O tym się mówi w szkolnych murach

17

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

O tym się mówi w szkolnych murach

Justin Bieber w Łodzi to wielkie wydarzenie na muzycznej scenie! Trasa koncertowa Biebera - BELIVE TOUR – dotarła w końcu do Polski. Mój tata, koleżanki i ja, 25 marca 2013 r. również tam dotarliśmy i super się bawiliśmy.

Aleksandra Kubiak (Vc)

JUSTIN BIEBER W POLSCE

Koncert odbył się w Łódzkiej Atlas Arenie w godzinach wieczornych. Przed wejściem

do hali stało bardzo dużo wrzeszczą-cych i szalonych nastolatek wyma-zanych napisami I LOVE JUSTIN BIEBER, JB i tym podobnymi. Przed koncertem Justina wystąpiła Honey i śpiewała piosenki z płyty MILION. Opowiadała jak to ona trzy lata temu sama była na koncercie Justina, a te-raz znów jest na koncercie Justina tyle tylko, że wtedy była na widowni a teraz występuje na scenie. Gdy na wielkim telebimie pojawił się zegar odmierzający czas do pojawienia się na scenie Biebera, za każdą upływa-jącą minutą słychać było coraz strasz-liwy wrzask fanek. Bieber na scenę wleciał na ogromnych metalowych

skrzydłach, w białym stroju, złotych rękawiczkach i okularach przeciwsło-necznych. Zaczęło się szaleństwo, pu-bliczność oszalała na widok gwiazdy. Wszyscy krzyczeli, niektórzy płakali a jeszcze inni mdleli. Po raz pierwszy uczestniczyłam w czymś takim. Justin w pewnym momencie wziął kamerę która leżała na początku sceny i naj-pierw pokazał na swoje fanki potem na siebie a następnie odsłonił koszul-kę i pokazał na swój tors.

Na koncercie było wiele wybu-chów i kolorowych świateł. Były także lasery układające się w najróż-niejsze wzory. Bieber często zmieniał swój strój choć ciągle miał tą samą białą podkoszulkę. Najbardziej świetl-ną i głośną piosenką była NEVER SAY NEVER (mi osobiście ona naj-

bardziej się podobała). W przerwach między piosenkami były puszczane różne filmy z życia Biebera. Między innymi był pokazany malutki Justin wspinający się na krzesło. Piosenkę One Less Lonely Girl zaśpiewał dla jakiejś fanki. Ostatnią piosenką było BABY.

Ludzie z hali wychodzili bardzo szczęśliwi choć zmęczeni. Wiele dziewczyn było wręcz oszołomionych że zobaczyło swojego idola. Pięć mi-nut po skończeniu koncertu zobaczy-łam odjeżdżający autobus z Justinem. Moi przyjaciele wrócili bardzo szczę-śliwi. Ja byłam bardzo zmęczona i rano ciężko było wstać choć i tak poszłam do szkoły.

18

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Nasza szkoła Po raz kolejNy zamieNiła się w kraiNę zabaw, magii i marzeń. chcąc umilić dzieciom badaNia ProfilaktyczNe- główNy cel obchodzoNego ogólNoPol-skiego dNia marzeń, dołożyliśmy wszelkich starań by atrakcjom Nie było końca, a Na twarzach dzieci zagościł uśmiech. sami PrzekoNajcie się jak wiele wsPaNia-łości czekało Na Naszych gości.

Ogólnopolski Dzień Marzeń z Fundacją Mam Marzenie

BADANIA PROFILAKTYCZNE. W tym roku badania odbywały się w namiocie stacji TTV. Leka-rze, którzy w nim przyjmowali, sprawdzali jak rozwijają się dzieci oraz zatroszczyli się o dorosłych, sprawdzając im na przykład po-ziom cukru czy ciśnienie. Dzięki ich serdeczności wizyta u lekarza była przyjemnością, uhonorowaną dodatkowo dyplomem dzielnego pacjenta.

PLANETARIUM. Wszechświat pełen tajemniczości, niezwykłości to sceneria iście ma-rzycielska. Dzieci mogły „oddać się marzeniom”, podziwiając planety i gwiazdy podczas seansów wyświe-tlanych w wielkim dmuchanym planetarium.

ILUZJONISTA. Magia pomaga odczarowywać nudę i smutki. Do naszych gości przyjechał iluzjonista, który nie tylko zaprezentował magiczne sztuczki ale i również nauczył jak je wykonywać.

ANIMATORZY ZABAW. Do świata beztroskich zabaw i wy-głupów zapraszały osoby, zajmują-

ce się tym „zawodowo”. Puszczanie ogromnych baniek mydlanych, malowanie twarzy, chodzenie na szczudłach. Chyba nie trzeba wy-jaśniać jak dzieci reagują na takie atrakcje.

MECZ: GWIAZDY kontra PRZYJACIELE FUNDACJI. Gdy na murawie pojawiają się zna-ne osoby a gra toczy się w słusznym celu, atmosfera kibicowania jest wyjątkowa. Zagrali dla nas mię-dzy innymi: bracia zespołu Pectus, Krzysztof Jankes Jankowski i Mar-cin Najman. W barwach Przyjaciół Fundacji wystąpili zaś policjanci. Chociaż mecz zakończył się remi-sem to można wskazać co było jego wygraną. Oczywiście marzenia!

PRZEJAŻDŻKA SAMOCHO-DEM Z PRL-U. Jeżdżące wehikuły czasu z wesoły-mi kierowcami i pasażerami. Za-bawa murowana!

19

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

SPEŁNIENIE MARZEŃ. Aby przekonać naszych gości do tego, że warto marzyć, zaprosili-śmy ich do uczestniczenia w wy-jątkowym wydarzeniu. Na scenie zrealizowaliśmy marzenia dwóch podopiecznych Fundacji: Oliwki i Julki. Dziewczynki rozpakowały wielki prezent, z którego wylecia-ły balony, odsłaniając upragnione prezenty : laptopy!

WYPUSZCZENIE MARZEŃ W NIEBO. Przez cały dzień wolontariusze zbierali na karteczkach marzenia dzieci. Powędrowały one wraz balonami w niebo. Życzymy, aby wszystkie z nich się spełniły, a w szczególności te marzenie, dla którego spotykamy się co roku. Marzenie o zdrowiu dzieci!

Za największy sukces Ogólno-polskiego Dnia Marzeń uważamy przebadanie dzieci i przypomnie-nie o tym jak ważna jest profilak-tyka. Wszystkim osobom, które przyczyniły się do tego, że ten czas był tak wyjątkowy serdecz-nie dziękujemy. Do zobaczenia za rok!

20

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Poznajemy ciekawe zawody naszych rodziców

Rozmowa z Panem Robertem Dziubąpielęgniarzem anestezjologicznym

anestezjolog

od ZawsZe lubiłem pomagać

21

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Bzik: Czym Pan dokładnie się zajmuje?Robert Dziuba: Jestem pielęgniarzem ane-stezjologicznym, mówiąc krótko asystuję przy operacji i sprawiam by człowieka nie bolało podczas zabiegów chirurgicznych.

B: Skąd wzięło się zainteresowanie tym zawodem ?R.D: Zawsze lubiłem pomagać. Jak by-łem mały pomagałem zwierzętom – rato-wałem je i dokarmiałem. A jak dorosłem postanowiłem pomagać ludziom. Także stąd to się wzięło.

B: Na jakim oddziale na początku Pan pracował?R.D: Przez całe swoje życie zawodowe pracowałem na bloku operacyjnym. Nie pracowałem przy łóżku chorego, bo nie czułem takiego powołania, ale pomaga-łem przy zabiegach.

B: Jak wspomina Pan swój pierwszy dyżur?R.D: Hmm…no oczywiście bardzo stre-sowo. Mało doświadczenia, tylko teo-retyczne ze szkoły… Także nie miałem takiego…elastycznego podejścia do pew-nych zadań na które mogłem trafić. Bo dyżur to są niespodziewane zadania które zazwyczaj przyjeżdżają z pogotowiem ra-tunkowym. Krótko mówiąc nie wiedzia-łem jak ten dyżur będzie przebiegał i stąd ta niepewność i stres.

B: Jak Pana rodzina zareagowała na decyzję, którą podjął Pan wybierając szpital?R.D: Bardzo nerwowo, ponieważ w tam-tych czasach nie był to zawód typowo męski. Kilka lat temu męskim zawodem nazywano mechanika, inżyniera a nie pie-lęgniarza.

B: Jakie są najtrudniejsze sytuacje podczas operacji?R.D: Hmm..to trudne pytanie…Jak wie-my człowiek składa się z różnych ukła-dów jak nerwowy, krwionośny, w któ-rym serce pompuje krew, i tak dalej. Jeśli podczas takiej operacji pacjent straci dużo krwi, to już mamy problem, żeby utrzy-mać go przy życiu. Czyli najtrudniejsze

sytuacje to takie w których występuje za-burzenie jakiegoś układu i jest blisko do śmierć chorego.

B: Co motywuje Pana do takich działań?R.D: No po pierwsze, że ktoś to musi robić. Po drugie ludzie czekają na takie operacje, a po trzecie, że człowiek nie-sie propozycje do drugiego człowieka… w takim sensie, że… w osiemnastym wieku gdy anestezjologia nie była jeszcze na tyle rozwinięta, osoba podchodząca do operacji, nie bała się zabiegu…tylko bólu. Można to sobie wyobrazić na przykładzie wyrywania stałego zęba bez znieczule-nia.

B: Gdyby Pan miał szansę na zmianę swojego zawodu, jaki to by był?R.D: Myślę, że nie zmienił bym go. Mim zdaniem anestezjologia jest interesują-ca. Nudzą mnie długotrwałe działania. Anestezjologia jest krótka. Operacja to są godziny, później się kończy i temat jest zamknięty. To mi bardzo odpowiada. Nie interesują mnie długoterminowe dążenia do danego celu. Czyli został bym przy anestezjologii..,hmm..no może instru-mentowanie czyli podawanie narzędzi chirurgicznych, gdybym już miał wybie-rać w tej kwestii…

B: Czy ma Pan jakieś rady dla począt-kujących??R.D: Owszem…Należy zawsze być sobą. Pacjenta traktować tak samo - czy to bo-gatego, czy biednego, bo jak pacjent jest chory przeżywa stres i jeszcze dodatkowo stres przed jakąkolwiek dyskryminacją przez brak pieniędzy.

rozmawiała Natalia dziuba Vi d

22

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Nasi mali ulubieńcy

Mój piesek Dżaki O swoim ulubieńcuopowiadała Natalia Ostapowicz (IVa)

Dżaki przyjechała z Wrocławia od bardzo miłej pani. Jej sunia urodziła trzy maltań-czyki. Pierwsza urodziła się siostrzyczka

Dżaki, potem braciszek a na końcu moja psinka. Gdy przyjechała do Warszawy miała niecałe dwa miesiące, była bardzo mała, trochę smutna i wy-straszona. Pokochaliśmy ją od pierwszego wej-rzenia i szybko przywiązała się do nas. Musiała oczywiście wszystko obwąchać. Zaczęła codzien-nie rano mnie budzić i zrobiła się małą rozrabia-ką. Potrafiła wszędzie wejść – nawet do kosza na śmieci. Sikała w mieszkaniu zamiast na podwórku i podgryzała nasze nogi – taka zachęta do zabawy. Czasem dla zabawy skacze po mojej pościeli i tarza się na dywanie.

Przyszedł również czas na naukę. Na szczęście okazała się bardzo dobrą uczennicą i szybko na-uczyła się sztuczek: waruj, siad, noga, podaj łapę, poproś i obrót. Czasem jeszcze zdarzały się małe niespodzianki typu niewielka kałuża czy pobyt na stole. Pogryzła mi również mój ukochany flet, więc musiałam kupić nowy.

Dżaki od niedawna ma nowych współlokato-rów, czyli pięć rybek i trzy patyczaki. Oczywiście ma też swoich psich przyjaciół np. Fuks, Fuksio, Bąbel, Łatek, Cody, Olo, Simba.

Dżaki bardzo lubi też panią weterynarz, której gabinet znajduje się na naszym osiedlu. W gabi-necie tym są też dwa urocze kociaki, które można zaadoptować. Gdyby ktoś był zainteresowany – ga-binet nazywa się Wet Medyki mieści się przy ul. Osmańczyka 20. Wracając do Dżaki - miała nie-miłą przygodę u weterynarza. Musiała przejść trzy nieprzyjemne operacje. Była wtedy bardzo smutna i tak ją wszystko bolało, że nie mogła się ruszyć. Następnego dnia czuła się bardzo dobrze i bawiła się ze swoim przyjacielem Łatkiem. Niedawno też była u fryzjera i wygląda jak sarenka.

Teraz mój piesek ma już roczek i miesiąc a gdy-by była człowiekiem miałaby już dwadzieścia lat. Wszyscy ją bardzo kochamy i mamy przeczucie, że ona nas również bardzo kocha.

dżaki ma roczek, jest maltańczykiem. ma też swojego Przyjaciela fuksa (o którym NaPiszemy Niebawem).

Nasi mali ulubieńcy

23

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Nasi mali ulubieńcy

moja małalili O swoim ulubieńcuopowiadała Martyna Lewandowska (IVa)

Na początku w sklepie zoologicznym kłóci-łam się z siostrą o imię

dla chomika. Oczywiście imię Lily było moim pomysłem. Już pierwszego dnia chciałam po-głaskać Lily. Ale zapomniałam, że trzeba ją oswoić. Lily mieszka w klatce wyposażonej w domek, kołowrotek, plastikowy tunel, po-idełko oraz miseczkę na jedzenie. Je nasionka, owoce i ser żółty. Codziennie dawaliśmy Lily całą miskę jedzenia. Nie wiedzieli-

śmy, że główną cechą chomików jest gromadzenie zapasów. Więc gdy pierwszy raz sprzątaliśmy jej klatkę ujrzeliśmy prawie cały domek w jedzeniu! Teraz dajemy 5, 10 ziarenek dziennie. Lily osią-gnęła na razie długość ok.13,5 cm. Chomik jest zwierzęciem nocnym, więc strasznie hałasuje wieczorem i w nocy. Znaleźliśmy sposób jak tego uniknąć – Lily po prostu noce spędza w łazien-ce. Ulubionym zajęciem Lily jest zabawa na kołowrotku i gryzienie

metalowej kratki. Robi to po to by zetrzeć sobie zęby, które stale rosną.

W weekendy zazwyczaj pusz-czamy Lily na pusty korytarz by się swobodnie wybiegała. Lily jeszcze do końca się u nas nie oswoiła ale już wchodzi nam na rękę, chodzi po nas i je nam z ręki. Nadal zdarza jej się nas ugryźć, ale myślę, że nie robi tego specjalnie tylko w geście obrony. Jednak daje się pogłaskać, a jej futerko jest cudownie mięciutkie.

Lily jest z nami od początku roku 2013. Kiedy kupowali-śmy Lily miała 5 tygodni. Teraz ma zaledwie 3 miesiące. Jej futerko jest białe w beżowe łaty. Nie sądziłam, że ho-dowla chomika będzie nie tylko wielką frajdą, ale też na-uką odpowiedzialności. Od zawsze chciałam mieć zwie-rzątko domowe szczególnie chomika, dlatego Lily jest moim pierwszym własnym zwierzątkiem,o które mogę się troszczyć.

24

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Premiera

We are in the jungle13 maja 2013r. w naszej szkole odbyło się przedstawienie zatytułowa-ne: „We are in the jungle” .Występ był podsumowaniem dotychczaso-wej pracy koła teatralnego języka angielskiego.

W przedstawieniu wzięli udział uczniowie z klasy IIIa, IIIb, IIIc i IIId. Autorką scenariusza oraz opiekunką młodych artystów była pani Kamila Karwacka.

25

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

We are in the jungle

26

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

O nich się będzie mówić

W rozmowie z Mają Gockowiak (Vd) opowiadała Natalia Sobolewska (VIb)

Chodzę do klasy 6 i należę do szkolnego koła wolontariatu. Wolontariat jest dla mnie ważny w życiu. Gdy w zeszłym

roku zapisywałam się do niego byłam pewna swej decyzji. Bardzo chciałam pomagać młod-szym dzieciom, tak jak moje koleżanki ze star-szych klas.

Każdy wolontariusz naszej szkoły ma przy-dzielony jeden dzień w tygodniu, kiedy razem z osobą ze swojej pary idzie na zajęcia do świe-tlicy. Ja chodzę tam z dwoma koleżankami.

W pierwszym semestrze opiekowałyśmy się trzecią klasą, a w drugim mamy zerówkę. Dzieci z obu grup różnią się od siebie zupełnie i z każdymi zajęcia były inne.

Trzecioklasiści podczas naszych spotkań często woleli odrabiać lekcje niż uczestniczyć w wymyślanych przez nas zabawach – poma-gałyśmy im zrobić zadanie, tłumaczyłyśmy, gdy czegoś nie rozumiały - jednak zawsze znajdowała się grupa osób, które chciały się bawić. Z tygodnia na tydzień poznawaliśmy się z dziećmi lepiej. Organizowałyśmy im zajęcia plastyczne (Np. origami), turnieje karciane czy zawody w puzzle z nagrodami. Myślę, że dzie-ciom podobały się zajęcia i nas polubiły.

Teraz, w drugim semestrze opiekujemy się zerówką. Nasi podopieczni zachowują się zu-pełnie inaczej niż poprzedni. Nie mają nic za-dawane, więc cały czas chcą się bawić. Ciągle się do nas przytulają i od pierwszego spotkania (szczególnie dziewczynki) po prostu nas poko-chały. Mają całą masę pomysłów na zabawy i co chwilę zmieniają zdanie (pewnie niektórzy wiedzą o co chodzi, jeśli mają młodsze rodzeń-stwo). Lubią rysować i lepić z plasteliny, jak również grać w klasy, czy budować z klocków. Podczas zabawy z nimi czuję się jakbym sama była w ich wieku.

Uwielbiam robić to, co robię, bo przez po-moc młodszym kolegom i koleżankom, sama świetnie się bawię. Warto pomagać innym, bo jest to przyjemność dla obu stron, a każda oka-zana komuś pomoc kiedyś do Ciebie wróci.

wolontariat w moim życiu

„Obym nigdy nie był tak zajęty swoimi sprawami, by nie zareagować na potrzeby innych ze współczuciem i życzliwością.” Thomas Jefferson

27

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Chodzę do klasy 6 i należę do szkolnego koła wolontariatu. Wolontariat jest dla mnie ważny w życiu. Gdy w zeszłym

roku zapisywałam się do niego byłam pewna swej decyzji. Bardzo chciałam pomagać młod-szym dzieciom, tak jak moje koleżanki ze star-szych klas.

Każdy wolontariusz naszej szkoły ma przy-dzielony jeden dzień w tygodniu, kiedy razem z osobą ze swojej pary idzie na zajęcia do świe-tlicy. Ja chodzę tam z dwoma koleżankami.

W pierwszym semestrze opiekowałyśmy się trzecią klasą, a w drugim mamy zerówkę. Dzieci z obu grup różnią się od siebie zupełnie i z każdymi zajęcia były inne.

Trzecioklasiści podczas naszych spotkań często woleli odrabiać lekcje niż uczestniczyć w wymyślanych przez nas zabawach – poma-gałyśmy im zrobić zadanie, tłumaczyłyśmy, gdy czegoś nie rozumiały - jednak zawsze znajdowała się grupa osób, które chciały się bawić. Z tygodnia na tydzień poznawaliśmy się z dziećmi lepiej. Organizowałyśmy im zajęcia plastyczne (Np. origami), turnieje karciane czy zawody w puzzle z nagrodami. Myślę, że dzie-ciom podobały się zajęcia i nas polubiły.

Teraz, w drugim semestrze opiekujemy się zerówką. Nasi podopieczni zachowują się zu-pełnie inaczej niż poprzedni. Nie mają nic za-dawane, więc cały czas chcą się bawić. Ciągle się do nas przytulają i od pierwszego spotkania (szczególnie dziewczynki) po prostu nas poko-chały. Mają całą masę pomysłów na zabawy i co chwilę zmieniają zdanie (pewnie niektórzy wiedzą o co chodzi, jeśli mają młodsze rodzeń-stwo). Lubią rysować i lepić z plasteliny, jak również grać w klasy, czy budować z klocków. Podczas zabawy z nimi czuję się jakbym sama była w ich wieku.

Uwielbiam robić to, co robię, bo przez po-moc młodszym kolegom i koleżankom, sama świetnie się bawię. Warto pomagać innym, bo jest to przyjemność dla obu stron, a każda oka-zana komuś pomoc kiedyś do Ciebie wróci.

wolontariat w moim życiu

„Obym nigdy nie był tak zajęty swoimi sprawami, by nie zareagować na potrzeby innych ze współczuciem i życzliwością.” Thomas Jefferson

28

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

koncert dlA mAm „Tobie z serca chcemy dać”

Dnia 24 maja w naszej szkole odbył się koncert dla mam „Tobie z serca chcemy dać”. Uroczystość przygotowali uczniowie i wychowawcy klas I – III.

Dzieci podziękowały wszystkim mamom za trud wychowania i codzienną miłość śpiewając dla nich piękne piosenki.

Ma ma to miękkie ręce. Ma ma to me lodyj ny głos, to chucha nie na uderzo ne miej sce. Ma ma to sa mo dob ro i sa ma przy jem ność. Coś, co dob rze jest mieć w każdej chwi li życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie. (Melchior Wańkowicz)

29

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Ma ma to miękkie ręce. Ma ma to me lodyj ny głos, to chucha nie na uderzo ne miej sce. Ma ma to sa mo dob ro i sa ma przy jem ność. Coś, co dob rze jest mieć w każdej chwi li życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie. (Melchior Wańkowicz)

30

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Paryż zabawy, Śmiechu i raDoŚciczyli niezapomniana wizyta w DisneylandzieAleksAndrA ZAjąc IVb

Podróże małe i duże

Na dzień dziecka MaMa Mi zrobiła prezeNt i razeM pojechałyśMy do paryża, przy czyM zobaczyłyśMy disNeylaNd.

Disneyland Resort Paris to jeden z pięciu takich parków na świecie (pozostałe znajdują się w USA, Japonii i Hongkongu). Otwarto go 12 kwietnia 1992 r. w Marne-la-Vallée, 30 km na wschód od Paryża. Zajmuje 19 km kw. i zatrudnia 13 tys. pracowników. Na gości czeka siedem disnejowskich hoteli z blisko 5 tys. pokoi (prócz tego wiele hoteli stowarzyszonych). Z każdego w kilka minut dojdziemy do parku rozrywki - najbardziej obleganej atrakcji w Europie. Od momentu otwarcia gościło tu ok. 200 mln turystów, a w 2008 r. zanotowano 15,3 mln odwiedzin.

31

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

…Gdy już doleciałyśmy do Paryża wybrałyśmy się do swojego apar-tamentu. Był on przytulny, lecz trochę mały. Gdy już właścicielka skończyła nam tłumaczyć co i jak, to wybrałyśmy się do zwiedzania. Następnego dnia kiedy byłyśmy już wypoczęte po podróży wykupi-łyśmy bilet do metra i zaczęłyśmy zwiedzać… Na początku pojecha-łyśmy do Aquarium de Paris, gdzie było przepięknie, pływały tam ryby, meduzy oraz były tam przepiękne kraby. Było to niesamowite przeży-cie!!! Następnie chciałyśmy z mama wjechać na wieże Eiffel, ale się rozpadało więc obiecałyśmy sobie, że wjedziemy na nią jutro. Po tym poszłyśmy na bardzo długi spacer, po czym wróciłyśmy do apartamen-tu. Następnego dnia zwiedziłyśmy Luwr, było tam śmiesznie, bo taki bardzo elegancki budynek, a obok niego szklane piramidy! Dziwnie to wyglądało. Później poszłyśmy piechotka do muzeum

Orsay, było tam strasznie nudno, ale mama bardzo chciała je obejrzeć. Był dzień mamy więc się zgodzi-łam. Następnie według obietnicy poszłyśmy wjechać na wieżę Eiffel. Był tam nieziemski widok i mała kolejka, stałyśmy tylko 45min. Czy wiedzieliście, że na 2 piętrze wieży Eiffel jest tak mini galeria handlowa. Z stamtąd (samej góry wieży Eiffel) widziało się prawie cały Paryż. Po czym wypożyczyłyśmy rowery i po-jeździłyśmy trochę po Paryżu

Następnego dnia jechałyśmy do Disneylandu metrem na cały dzień. Gdy już tam dotarłyśmy, by-łam po prostu… no nie da się tego opisać. Było tam bajkowo, ślicznie kolorowo i w ogóle niesamowi-cie!!! Na początku poszłyśmy ku-pić bilety, stałyśmy tam chyba z 2 i pół godziny. Później poszłyśmy do domu strachów który nie był aż taki straszny, ale bardzo precyzyjnie zrobiony. Następnie

poszłyśmy na Mission 2, taką drugą najbardziej extremalną kolejkę jaka jest w całym Disneylandzie. Oczy-wiście musiałyśmy trafić do pierw-szego wagonika. A to pech! Czy wiecie, że to nie jest taka kolejka na świeżym powietrzu tylko w takiej jakby rurze, której kształt przypo-mina rakietę? Następnie poszłyśmy na taką inną kolejkę górską tylko, że ona już jest najbardziej extremalną rozrywką Disneylandu. Było tam po prostu tak, że… uszy wyrywało i ona jechała aż 80 km na godzinę!! Strasznie szybko, w pewnym mo-mencie, aż zamknęłam na moment oczy i po chwili je otworzyłam żeby sprawdzić czy żyje!!! Później po-szłyśmy do takiej jakby Sali kinowej w rakiecie która się trzęsie i roboty tłumaczyły tam o co chodzi w tym seansie itp. Następnie poszłyśmy na mały shopping i przekąskę, po czym poszłyśmy do drugiego parku roz-rywki ,, Walt Disney Studio’’ gdzie przedstawili nam wszystkie efek-ty specjalne. A na sam koniec była parada wszystkie postacie Disneya występowały w przepięknych stro-jach i był po prostu bajecznie.

Wszystkim tym co przeczytali mój artykuł bardzo dziękuje i za-praszam was do podróżowania po świecie.

32

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

Opowiadanie znalezione w szufladzie

kosMicZnyDługiweekenDAleksandra Dobracka (VIc)

Dzień zapowiadał się ba-aaaaaaardzo nieciekawie. Za-czynał się długi weekend, a my siedzieliśmy w domu. Do dwu-nastej zdążałam odrobić wszyst-kie lekcje, pouczyć się, zagrać we wszystkie ciekawe gry i skoń-czyć czytać ostatnią książkę z mojej ulubionej serii,, Kroniki Rodu Kane”. A co miałam robić potem? Ech, chyba zostało tyl-ko posprzątanie pokoju, ale nie. Postanowiłam powłóczyć się po domu. Gdy zaczęłam moją wę-drówkę, zauważyłam, że Aleks też nie ma co robić. Och, no i co teraz? Pewnie mama będzie nam kazała sprzątać ogród albo pomóc przy robieniu obiadu. A i pewnie przyczepi się do na-szych pokoi. Po prostu genialnie.

Mama leżała na kanapie i była pochłonięta lekturą ,, 61 godzin” Lee Child’a. Nagle podniosła wzrok znad książki i zobaczyła moją minę. Czy mówiłam wam wcześniej, że ona umie czytać w myślach? No, to chyba właśnie to zrobiła. Ale po chwili, jak gdyby nigdy nic, znowu wróci-ła do czytania. Wzruszyłam ra-mionami i poszłam do Aleksa. – Co robisz? – zagadnęłam go.

– Nic, tylko dla zabicia cza-su próbuję pobić nowy rekord w kozłowaniu piłką – odrzekł. Ech, ci chłopcy…

- A ty po co przyszłaś? – za-pytał.

– Po nic, po prostu tak bardzo mi się nudzi, że aż tu mnie przy-niosło – wytłumaczyłam.

Naprawdę nie wiedziałam, co robię w paszczy lwa.

Nagle do pokoju weszła mama. Niecierpliwiłam się na rozwój wypadków.

– Co porabiacie, dzieci? – spytała.

– Nic! – wykrzyknęliśmy. – I to właśnie jest najgorsze!

- Hmm… Myślę, że mogę to zmienić – zamyśliła się.

– Jak to ?! – zapytaliśmy zdzi-wieni. – Przecież nie mieliśmy nigdzie jechać?

- Tak, nie mieliśmy, ale to się zmieniło. Co powiedzie na wy-cieczkę do Krakowa? – spytała uśmiechnięta mama.

– Taaaaaaaaaaaaak! – wiwa-tom nie było końca.

Cześć, jestem Roksana. Mam nieznośnego, strachliwego i ciągle narze-kającego brata Aleksa, niesamowitą,, chaotyczną mamę i zawsze pra-cującego tatę. Dziś opowiem wam o mojej energetycznej, krakowskiej przygodzie.

33

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Szybko się spakowaliśmy i by-liśmy gotowi do wyjazdu. Wsie-dliśmy do samochodu i po trzech godzinach dotarliśmy do Krako-wa. Zaparkowaliśmy pod bramą Wawelu. Gdy wysiedliśmy, prze-szliśmy przez nią i zaczęliśmy zwiedzanie. Zobaczyliśmy jamę smoka, zamek, katakumby, aż doszliśmy do pewnego nietypo-wego miejsca, jednego z siedmiu takich na świecie. Czakramu.

Nagle poczułam mocne za-wroty głowy, gardło mnie pie-kło, serce zaczęło mocniej bić, a brzuch też dał o sobie znać (pewnie w końcu sam zaczął się trawić, bo nic nie jadłam od rana). Mama powiedziała, że gdy dotknie się czakramu, to przy-niesie on szczęście, bo jest prze-pełniony energią.

- Jasne, jasne, energia na pew-no pomoże mi napisać spraw-dzian szóstoklasisty na maksa w kwietniu. Jasne – pokręciłam głową, dotykając kamienia.

Nagle świat zawirował i zna-lazłam się w ciemnym, chłodnym miejscu, jakby w norce w kamie-niu, w którym jedynym źródłem światła były żółto-białe, iskrzące się istoty.

Spróbuję wam wytłumaczyć, jak się czułam. Wyobraźcie so-bie, że macie klaustrofobię, a ktoś zamyka was w ciasnym pomieszczeniu i w dodatku ten ktosiek jest zbudowany z … hm, trudno to wyjaśnić. Ustalmy, że z kilkunastu piorunów ulepionych w człekokształtną istotę – tak, to najlepsze określenie. No więc, jak byście się czuli? Teraz powiększ-cie ”rozmiar strachu ” tysiąc razy, a to i tak nie będzie oddawało w pełni moich uczuć.

Wszyscy mnie otoczyli. Na-zwijmy ich energetexy (to ”x” ciekawie brzmi, nie?). Tak, jak wcześniej wspomniałam, mie-

li ludzkie kształty: niby-ręce, niby-głowy, niby-tułowia. Byli w całości zbudowani z czystej energii. Jednak nie mieli nóg – nawet jednej; unosili się nad zie-mią, tworząc jasną poświatę na podłożu. Na głowie widoczny był lejek, jakby trąbka ustnikiem zwrócona ku twarzy. Całe ciało było w odcieniu żółci, a im bliżej środka , tym było jaśniejsze, im bliżej brzegu – ciemniejsze.

Skamieniałam ze strachu. Język stanął mi kołkiem, nogi miałam jak z waty, ale w końcu wycharczałam:

- Cześć, jak leci? – tylko na tyle było mnie stać.

–Hej, trochę więcej szacun-ku! Jesteśmy największą mocą wszechświata – energią!

– oburzyły się energetexy. Kiedy mówiły, ich lejek zwi-

jał się i rozszerzał, co wyglądało bardzo śmiesznie, ale na szczę-ście się nie

–Emm… przepraszam, nie li-czyłam na to, że mnie zrozumie-cie. Jak to w ogóle jest możliwe? -Ech, ty też nic nie wiesz. Energia jest wszędzie, zna wszystkie istoty i ich sposób po-rozumiewania się – wytłumaczył jeden z nich.

– I pewnie nie wiesz, jak się tu dostałaś? – zgadł drugi. Pokiwałam głową.

– Masz w sobie wile energii. Tylko nieliczni posiadają ją w takich ilościach. Dlatego chcie-liśmy się z tobą spotkać – wyja-śnił

- Ale po co? – zapytałam zdziwiona.

-Musimy pogadać z ludzko-ścią, a ty jesteś jej przedstawiciel-ką. Musisz przekazać ludziom ważną wiadomość! – odparł ktoś z tyłu.

– Ale jak? I czemu ja? Nikt nie będzie mnie słuchał ! – wy-straszyłam się.

–Będzie, będzie. Nie bez po-wodu cię wybraliśmy – oświad-

czył. – A więc posłuchaj: ludzie muszą oszczędzać energię. Ina-czej my znikniemy, a Ziemia stanie się tak zanieczyszczona, że nie będziecie mogli na niej żyć- ciągnął.

– Musicie szukać naszych ko-legów – w naturalnych źródłach: w wodzie, powietrzu, słońcu. Na pewno wam się uda. – Jego lejek wykręcił się jakby w uśmiechu – Ale musisz już wracać i przeka-zać ludziom tę wiadomość. Po-wodzenia! – pożegnał się.

– Jak mam wrócić? – spyta-łam.

– Za chwilę się przekonasz. Żegnaj!

-Do widzenia! – odkrzyknę-łam.

I świat, a właściwie pomiesz-czenie w kamieniu, zawirowało. Znów znalazłam się przy czakra-mie, a mama łapała mnie, abym się nie przewróciła.

– Która godzina, mamo? – zapytałam półprzytomnie.

-1630, przecież rozmawia-łyśmy przed chwilą! Ojej, masz takie dziwne spojrzenie -rozsze-rzone źrenice, temperatura pod-wyższona, przyspieszone tętno. Przed chwilą dotknęłaś tego kamienia, potem już musiałam cię łapać, bo przewróciłabyś się. Dobrze się czujesz?

– Tak, już tak. To ten ka-mień…

- Myślałam, że to tylko ta-kie żarty. Chodźmy, wypijesz herbatkę i na pewno lepiej się poczujesz – poradziła mi mama.

To była wspaniała przygoda. Mam ważną misję: muszę po-wiedzieć wszystkim o oszczę-dzaniu energii, muszę uratować Ziemię i energetexy! Będę miała mnóstwo roboty. Może kiedyś opowiem wam, czy mi się udało spełnić misję, a być może sami się tego dowiecie.

34

BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI numer 4(47)

nAtAlIA sobolewskA VI b

Opowiem wam o moim po-bycie na bezludnej wyspie. Wszystko zaczęło się, gdy

mój statek wycieczkowy „Syrena” rozbił się o skały. Było to pewnego letniego dnia. Płynęłam razem z moimi przyja-ciółmi po Morzu Śródziemnym od portu w Walencji w kierunku Balearów. Na początku pogoda dopisywała, jednak warunki pogo-dowe nad morzem często ulega-ją zmianie. Tak było i tym razem. Nadciągnął sztorm. To ostatnie co pamiętam.Gdy otworzyłam oczy, byłam na jakiejś wyspie. Na pewno nie były to Baleary, a więc co?-Halo! Jest tam ktoś? Pomóżcie mi! – zaczęłam krzyczeć w głąb wyspy.Nikt jednak nie odpowiedział. Za-częłam się zastanawiać, jak mogłam tu trafić. Rozejrzałam się dookoła. Przy brzegu porozrzucane były ka-wałki statku i przedmiotów, które

się na nim znajdowały.

-Pewnie statek się rozbił... – po-myślałam. Podeszłam bliżej i pozbierałam to, co pływało w wodzie. Rozłożyłam przed sobą znalezione rzeczy: kilka kawałków mokrego drewna, dwie metalowe rurki, długi sznurek, płat

materiału, zepsuta latakę i ostrze noża.-Co z tym zrobić? – zastanowiłam się.Zawinęłam wszystko w tkaninę i poszłam z tobołkiem ku drze-wom. Postanowiłam rozwiesić linę

na dwóch sąsiednich palmach, a na tak powstałej „suszarce” – materiał, aby wysechł. Po chwili stwierdziłam, że moż-na tak zrobić namiot. Na rogach nacięłam dziury ostrzem, a w nie włożyłam patyki, przyczepiając na-miot do podłoża. Miałam już gdzie mieszkać,

ale co z jedzeniem?-Chyba pozostają mi ryby - do je-dzenia – i kokosy - również do pi-cia, bo woda morska jest za słona – powiedziałam sama do siebie.

wspomnieniaZ pobytu na beZludnej wyspie

Opowiadanie znalezione w szufladzie

35

numer 4(47) BZIK - BardZo ZwarIowany Informator KujońsKI

Skonstruowałam prosty nóż z pa-tyka i ostrza znalezionego na plaży. Wróciłam na brzeg, weszłam po kolana do wody i próbowałam zło-wić rybę. Niestety, tak jak się spo-dziewałam, nie udało mi się to.-Widocznie nie mam umiejętności łowieckich – westchnęłam.Spróbowałam z kokosami. Wspię-łam się na pochyłą palmę i ucięłam kilka owoców, które spadły na zie-mię. Jeden z nich pękł, jednak po-zostałe nadawały się do spożycia. Zrobiłam dziurkę w pierwszym i wypiłam mleczko kokosowe. Było pyszne, jednak nie zaspokoiło mo-jego pragnienia. Otworzyłam dwa kolejne kokosy, a po wypiciu ich zawartości wykroiłam biały miąższ. Był smaczny i sycący. Chciałam poszukać innych owoców. Znala-złam banany i dzikie jagody. Nie ryzykowałam z jagodami, ale naja-dłam się tymi pierwszymi owoca-mi. Nazbierałam trochę na zapas i wróciłam do namiotu. Po drodze usłyszałam skrzekliwy głos:-Witaj! Witaj! Jestem Lora! Jestem Lora!-Kto mówi? Czy są tu jacyś ludzie? – zapytałam z nadzieją w głosie.-Witaj! Witaj! Jestem Lora! Jestem Lora! – głos się powtórzył.Wśród liści palm cos zatrzepotało. Po chwili moim oczom ukazała się

kolorowa papuga.

-Witaj! Witaj! Jestem Lora! Jestem Lora! – zaskrzeczała.-Ach, więc to papuga… - zawio-dłam się. – Ciekawe czy umiesz jeszcze cos powiedzieć? – skiero-

wałam moje słowa do ptaka.-Ciekawe czy umiesz jeszcze coś powiedzieć? – powtórzyła. Postanowiłam, że nauczę ją mó-wić.-Będę miała towarzystwo… - po-myślałam.Gdy byłam już przy namiocie po-łożyłam jedzenie na stosie i za-częłam szukać dużego, płaskiego kamienia. Znalazłam idealny i od razu poukładałam na nim drewno do wyschnięcia i owoce. Zasta-nawiałam się, czy umiem rozpa-lić ogień. Pamiętałam z filmu, że można wskrzesić iskrę pocierając o siebie dwa kamienie. Znalazłam – moim zdaniem – odpowiednie i próbowałam. Po godzinie udało mi się wypracować skuteczną technikę, ułożyłam stos gałęzi obok mojego namiotu i rozpaliłam ognisko. Było mi przyjemnie ciepło. Zbliżał się wieczór, a po męczącym i pełnym wrażeń dniu zachciało mi się spać. Na piasku było niewygodnie, więc pozbierałam liście palmowe i uło-żyłam z nich łóżko. Bardzo szybko zasnęłam. Śniło mi się, że wróci-łam do domu. Rano obudziła mnie Lora. Zjadłam szybkie śniadanie, na które złożyły się trzy banany i mleczko kokosowe. Po posiłku jeszcze raz przeszłam się wzdłuż plaży. Znalazłam sitko, starą pusz-kę i kilka muszelek. Spróbowałam

złowić rybę lub kraba w sitko.

Złapałam trzy małe rybki. Ciężko się nimi najeść, ale to zawsze coś. Złowiłam też kilka wodorostów – wyglądały na jadalne. Włożyłam rybki i wodorosty do puszki i zala-

łam wodą, następnie zbudowałam palenisko. Z patyków powstała konstrukcja, na której zawiesiłam puszkę. Pod nią rozpaliłam ogień. Po pewnym czasie woda zagoto-wała się, a wraz z nią mój obiad. Zjadłam go z zamkniętymi ocza-mi, bo nie wyglądał apetycznie. Po obiedzie zaczęłam uczyć Lorę mó-wić. Szło jej całkiem nieźle, po go-dzinie potrafiła już porozmawiać o najprostszych rzeczach. Mówiła na przykład:-Bardzo ładną dziś mamy pogodę! Jak spędziłaś dzień? Co słychać? Cześć!Miło było z kimś porozmawiać. Cały czas miałam jednak nadzie-ję, że uda mi się wrócić do domu. Zaczęłam budować tratwę. Z pni ściętych drzew wiązanych liną i elastycznymi paskami z trzci-ny powstała w końcu pływająca platforma. Trwało to jednak wiele tygodni, które spędzałam też na nauce mówienia dla Lory. Nauczy-łam się łowić ryby i gotować dania z wodorostów. Na mojej własne wyspie było dosyć miło, jednak tę-sknota za domem nie dawała mi spać. W końcu, po kilku miesiącach spędzonych na wyspie, zyskałam przyjaciółkę papugę i zbudowałam tratwę, którą mogłam wrócić do domu, lub na najbliższy ląd. W dniu, kiedy odpłynęłam z wyspy, nazbierałam owoców, wo-dorostów i ryb na drogę, zapako-wałam mój cały dobytek w mate-riał i zawiązałam sznurkiem. Tak

spakowana odbiłam od brzegu. Dryfowałam przez wiele dni, aż w końcu zobaczyłam sta-

ły ląd. Gdy dobiłam do brzegu okazało się, że to Cypr. Opowie-działam mieszkańcom moją przy-godę, a oni, zafascynowani, opłacili mi samolot do Polski. Nigdy nie zapomnę tej przygody. Odmieniła na dobre całe moje życie.

wspomnieniaZ pobytu na beZludnej wyspie

WyWiad-óWkiAmelii Buczkowskiej (IIa)

ZbIgnIew bonIek

Prezes PzPN

wAndA chotomskA

PIsArkA

AgnIesZkA mosór

dZIennIkArkA telewIZjI PolsAt

hAnnA gronkIewIcZ - wAltZ

PreZydent m.s. wArsZAwy

PAulInA bIernAt

tAncerkA