Bàdêmy blisko naszych dzieci ilapcfltts · Kochaã dziecko to nie tylko dawaã, ale równieý...

1
Bądźmy blisko naszych dzieci ilapcfltts Agresywne zachowania nie zawsze są przejawem demoralizacji, często to wołanie o pomoc. Szkoła tego nie zauważa. Jest nastawiona na naukę, nie na wychowanie. Dlatego zależy mi na wprowadzeniu edukacji prawnej do szkół - mówi sędzia Anna Maria Wesołowska, prywatnie mama dwóch dorosłych córek, w rozmowie z Anną Gronczewską Nie trzeba Pani przekony- wać, że przemoc, agresja wśród młodych ludzi jest coraz większym problemem. Z czego to wynika? Przyczyn jest bardzo wiele. Okres transformacji w Polsce, hołdowanie konsumpcyjnym formom życia, nietrafione reformy szkolnictwa, związane z przenoszeniem dzieci do nowego środowiska w trudnym dla nich okresie. Dzieciaki wychowują się na agresywnych wzorcach, więzi rodzinne zastępuje rozmowa z komputerem, media kuszą wszechobecną reklamą piwa. Teraz jeszcze doszedł prob- lem dopalaczy... Tak, ale to stary problem. Przecież dopalacze to podob- na używka jak narkotyk, alko- hol, tylko groźniejsza, bo nie- przewidywalna. Chociaż mło- dzież wie, że szkodzi, to jed- nak próbuje. Młodzi mają to do siebie, że wszystkiego chcą doświadczyć na własnej skó- rze. Zadaniem nas, dorosłych, jest przekonanie ich, że w tym wypadku nie warto, że skutki eksperymentowania z tego rodzaju używkami są zawsze opłakane. Nie wystarczą jed- nak spektakularne, jednorazo- we akcje. Sklepy z dopalacza- mi zamknięto, ale kwitnie już handel obwoźny. To co przy- nosi duże zyski, tak łatwo z rynku nie zniknie. Należy więc tak rozmawiać z mło- dzieżą, aby sama znalazła motywację i odcięła się od szkodliwych używek. Prob- lem dopalaczy pokazał jedną ważną rzecz. Pokazał, jak bez- sensowna jest dyskusja na temat legalizacji niewielkiej ilości narkotyków na własny użytek. Dopalacze nie były zakazane, a ustawiały się po nie kolejki. Problem tkwi więc nie w zakazach, ale w świadomości dzieci. Często mówi się, że winna jest szkoła. Czy jednak to całe zło nie zaczyna się w domu, w rodzinie? Z pewnością tak. Moda na bezstresowe wychowanie, zanik tradycyjnych więzi rodzinnych, pogoń za pienią- dzem, wieczny brak czasu to jedne z przyczyn tego, że około 50 proc. dzieci w wieku szkolnym stwarza problemy wychowawcze, chociaż tylko 2 procent z nich rodzi się z mikrouszkodzeniami, które mogą je uzasadniać. Co to znaczy? To, że kiedyś rodzina zawiod- ła. Nie było tam rozmowy, ale przemoc fizyczna, także psy- . chicznai emocjonalna. Poważnym problemem jest wykorzystywanie dzieci w konfliktach rodzinnych. Rocznie w całej Polsce notuje się kilkadziesiąt tysięcy rozwo- dów. To oznacza tysiące niesz- częśliwych dzieci. Do tego dochodzi eurosieroctwo. Mnó- stwo dzieci pozostaje bez prawdziwej opieki. Ta grupa stwarza potem poważne problemy w szkole. Agresyw- ne zachowania nie zawsze przejawem demoralizacji, czę- sto są wołaniem o pomoc. Szkoła tego nie zauważa. Jest nastawiona na naukę, nie na wychowanie. Zależy mi na wprowadzeniu edukacji prawnej do szkół, by dzieci wiedziały, że mogą przeciw- stawić się przemocy, by znały czyhające na nie zagrożenia, by wiedziały, gdzie uzyskać pomoc. Ważne jest również, by młody człowiek poznał zasady odpowiedzialności, by wiedział, że jeśli np. poczęstu- je skrętem z marihuany mało- letniego kolegę, to grozi mu za to nawet do pięciu lat poz- bawienia wolności. Dlatego napisała Pani poradnik prawny „Bezpie- czeństwo młodzieży"? Tak. Publikacja ta zawiera informacje o przepisach, zilu- strowane relacjami z auten- tycznych spraw toczących się w sądach, które mają uświado- mić młodym ludziom skutki działań, gdy „z nudów" sięgają po używki, stosują przemoc, czy też szukają szczególnych podniet, wyrządzając przy tym komuś krzywdę. Pani jest matką. Udało się dobrze wychować córki? Mam nadzieję, że tak, chociaż nie ustrzegłam się błędów. Głównie dlatego, że miałam dla córek za mało czasu. One się świetnie uczą, studiują na dwóch kierunkach, upra- wiają sport. Ale myślę, że nie za bardzo potrafią się odna- leźć w dzisiejszej rzeczywi- stości. Ich widzenie świata jest trochę idealistyczne. Czyli brakowało czasu na rozmowę z córkami? Niestety, nie zawsze mogłam z nimi porozmawiać, gdy tego potrzebowały. Buntowały się, ale rozumiały, że to co robię jest bardzo ważne, że zawód sędziego wymaga poświęceń, nawet z ich strony. Moje córki są już dorosłe. Starsza nie przeszła przez gimnazjum, młodsza tak. I ta młodsza sta- nowi już inne pokolenie. Uważam, że gimnazjum stwo- rzono z ogromną szkodą dla dzieci. Było to widać po mło- docianych sprawcach prze- stępstw, z którymi się zetknę- łam. Zostali rzuceni w nowe środowisko, w którym nie potrafili się odnaleźć. I wtedy zaczynali się agre- sywnie zachowywać? Agresja jest często przejawem wołania o pomoc. Nie wierzę, by skłonność do demoralizacji tkwiła w naszych dzieciach od samego początku. Są oczy- wiście pewne uwarunkowania genetyczne, ale z mojego doświadczenia zawodowego wiem, że jeśli dwunastolatek oszukuje, kradnie, bije to przede wszystkim wina doro- słych. Nie potrafili w porę zareagować. Matka powinna być partne- rem, koleżanką czy tylko wymagać? Miłość matczyna musi być przede wszystkim mądra. Kochać dziecko to nie tylko dawać, ale również wymagać. Mały człowiek czuje się wów- czas ważny, potrzebny. Często pytam młodych przestępców, dlaczego tak postąpili. Dlacze- go chłopak, który w domu miał wszystko - kieszonkowe, trzy telefony komórkowe - sięgnął po czwarty. I co odpowiada taki chło- pak? Zrabował młodszemu koledze ten czwarty telefon, by rodzice zwrócili na niego uwagę. By zdarzyło się coś, aby w końcu zaczęli z nim rozmawiać. My mówimy do dzieci, ale z nimi nie rozmawiamy. To nie jest prosta sprawa. Takiej rozmo- wy trzeba się nauczyć. Gdyby przy każdej rodzinie stanął psycholog, dobry psycholog, to może ten świat stałby się lepszy. Niestety, tak nie będzie. Dlatego musimy sami powalczyć o nasze dzieci, rodzinę. Powstają akademie rodzica, organizowane są szkolenia dla rodziców. Musi- my się nauczyć wychowywać nasze dzieci. Ważne jednak, by na takie spotkania przycho- dzili nie tylko ci, którzy już mają problem z córką czy synem. Lepiej bowiem zapo- biegać niż leczyć. Córki mogły z Panią poro- zmawiać na każdy temat? Oczywiście. Jestem matką świadomą zagrożeń, tę świa- domość wynoszę również z sali rozpraw. Mam w sobie ogromną wolę tego, by rozma- wiać. To nie znaczy, że zawsze mam na to czas. Wiem, że to źle. Wiem, że z dzieckiem należy rozmawiać, gdy tego potrzebuje. Jeżeli przegapimy ten moment, dziecko może zamknąć się w sobie. Czuje się zignorowane, nieważne. A każde chce czuć, że jest kochane, zauważane i jest dla nas partnerem. Często słyszę, że rodzice mówią dziecku: co wolno wojewodzie, to nie tobie.... Przestrzegam rodzi- ców, by tak nie zwracali się do dzieci. Dlaczego? Ponieważ dziecko, to też czło- wiek, tylko szczególny, wyma- gający uwagi, opieki i szacun- ku. To, że jest małe nie ozna- cza, że znajduje się w hierar- chii niżej od nas. Dzieci bar- dzo mocno odczuwają upoko- rzenia, szczególnie ze strony najbliższych. Niestety, często o tym zapominamy. Dlatego w ubiegłym roku ustawodawca zobowiązał rodziców do wychowania dziecka z poszanowaniem jego god- ności i praw, a od 1 sierpnia 2010 roku kodeks rodzinny i opiekuńczy wprowadził zakaz stosowania kar cieles- nych wobec małoletnich. Narkotyki, dopalacze mogą stać się większym proble- mem niż alkohol? Nie wiem czy mogą stać się większym problemem, bo już ogromnym. Dobrze chociaż, że dzisiaj tego problemu szko- ły nie zamiatają pod dywan. Osiem lat temu wydawałam wyrok na chłopaka, który za sprzedaż trzech gramów amfetaminy przesiedział kilka miesięcy w areszcie. Orzekłam karę z warunkowym zawiesze- niem, ale nastolatek miał cho- dzić do szkół z pedagogiem i kuratorem, aby przestrzegać przed skutkami eksperymen- towania z narkotykami. Szko- ły nie chciały go przyjmować, twierdziły, że u nich nie ma problemu, że zły przykład nie może być dobrym przykła- dem. Teraz takiego skazańca każda szkoła chętnie by przy- jęła. Młodzież potrzebuje sil- nych wrażeń. Nasze pogadanki niczego nie zmienią. Czy Pani z córkami rozma- wiała o narkotykach? Tak. Pamiętam taką rozmowę sprzed dziesięciu lat. Córki próbowały mi wytłumaczyć, że narkotyki mogą być trakto- wane jak lekarstwo. Dlatego powinny być dozwolone. Tak jest w Holandii, Danii. Poprosi- łam, aby sprawdziły, ile jest u nas szpitali dla narkoma- nów, a ile w Holandii. Okazało się, że w każdym najmniej- szym, holenderskim szpitalu był oddział dla narkomanów, zapełniony. W Łodzi znajdo- wały się wówczas dwa łóżka, a dzieci zagrożonych uzależ- nieniem tysiące. Rozmowa pomogła? Myślę, że tak. Ale nie wszyscy mamy tę świadomość. Byłam kiedyś na debacie zorganizo- wanej przez wydziały - prawa i dziennikarski. Młodzi ludzie walczyli o legalizację tzw. miękkich narkotyków. Nie- którzy mówili wprost, że palą marihuanę i chcą to robić legalnie, bo czują się radośni i wolni. W życiu nie spotkałam szczęśliwego narkomana. Na sali sądowej widzę niewol- ników narkotyków, ludzi cho- rych, cierpiących, popełniają- cych przestępstwa. Chciałam podzielić się tą wiedzą z mło- dzieżą. Okazało się jednak, że mają dość pouczania i strasze- nia przez pokolenie, które tak naprawdę nie ma pojęcia, co to jest narkotyk. Zrozumiałam, że walka z używkami będzie długa i trudna. Niezbędna jest zmiana podejścia do tematu narkotyków, alkoholu, dopala- czy Może szczera rozmowa, partnerski dialog i zdecydowa- na walka ze szkodliwymi dla zdrowia naszych dzieci sub- stancjami, w końcu da efekty. Zapraszamy na stronę www.szkolabezprzemocy .pl, poświęconą kampanii, którą prowadzi „Polska Dziennik Łódzki" wraz z Fundacją Orange. Part- nerem programu jest Wydawnictwo Pedago- giczne Operon. Patronem honorowym jest prezy- dent RP. Hasło IV edycji naszej kampanii brzmi „Rodzice są z nami". POLSKA - DZIENNIK £ÓDZKI (Magazyn Rodzinny) 2010-10-30

Transcript of Bàdêmy blisko naszych dzieci ilapcfltts · Kochaã dziecko to nie tylko dawaã, ale równieý...

Bądźmy blisko naszych dzieci ilapcfltts Agresywne zachowania nie zawsze są przejawem demoralizacji, często to wołanie o pomoc. Szkoła tego nie zauważa. Jest nastawiona na naukę, nie na wychowanie. Dlatego zależy mi na wprowadzeniu edukacji prawnej do szkół - mówi sędzia Anna Maria Wesołowska, prywatnie mama dwóch dorosłych córek, w rozmowie z Anną Gronczewską Nie trzeba Pani przekony­wać, że przemoc, agresja wśród młodych ludzi jest coraz większym problemem. Z czego to wynika? Przyczyn jest bardzo wiele. Okres transformacji w Polsce, hołdowanie konsumpcyjnym formom życia, nietrafione reformy szkolnictwa, związane z przenoszeniem dzieci do nowego środowiska w trudnym dla nich okresie. Dzieciaki wychowują się na agresywnych wzorcach, więzi rodzinne zastępuje rozmowa z komputerem, media kuszą wszechobecną reklamą piwa.

Teraz jeszcze doszedł prob­lem dopalaczy... Tak, ale to stary problem. Przecież dopalacze to podob­na używka jak narkotyk, alko­hol, tylko groźniejsza, bo nie­przewidywalna. Chociaż mło­dzież wie, że szkodzi, to jed­nak próbuje. Młodzi mają to do siebie, że wszystkiego chcą doświadczyć na własnej skó­rze. Zadaniem nas, dorosłych, jest przekonanie ich, że w tym wypadku nie warto, że skutki eksperymentowania z tego rodzaju używkami są zawsze opłakane. Nie wystarczą jed­nak spektakularne, jednorazo­we akcje. Sklepy z dopalacza­mi zamknięto, ale kwitnie już handel obwoźny. To co przy­nosi duże zyski, tak łatwo z rynku nie zniknie. Należy więc tak rozmawiać z mło­dzieżą, aby sama znalazła motywację i odcięła się od szkodliwych używek. Prob­lem dopalaczy pokazał jedną ważną rzecz. Pokazał, jak bez­sensowna jest dyskusja na temat legalizacji niewielkiej ilości narkotyków na własny użytek. Dopalacze nie były zakazane, a ustawiały się po nie kolejki. Problem tkwi więc nie w zakazach, ale w świadomości dzieci.

Często mówi się, że winna jest szkoła. Czy jednak to całe zło nie zaczyna się w domu, w rodzinie? Z pewnością tak. Moda na bezstresowe wychowanie, zanik tradycyjnych więzi rodzinnych, pogoń za pienią­dzem, wieczny brak czasu to jedne z przyczyn tego, że około 50 proc. dzieci w wieku szkolnym stwarza problemy wychowawcze, chociaż tylko 2 procent z nich rodzi się z mikrouszkodzeniami, które mogą je uzasadniać.

Co to znaczy? To, że kiedyś rodzina zawiod­ła. Nie było tam rozmowy, ale przemoc fizyczna, także psy-

.

chicznai emocjonalna. Poważnym problemem jest wykorzystywanie dzieci w konfliktach rodzinnych. Rocznie w całej Polsce notuje się kilkadziesiąt tysięcy rozwo­dów. To oznacza tysiące niesz­częśliwych dzieci. Do tego dochodzi eurosieroctwo. Mnó­stwo dzieci pozostaje bez prawdziwej opieki. Ta grupa stwarza potem poważne problemy w szkole. Agresyw­ne zachowania nie zawsze są przejawem demoralizacji, czę­sto są wołaniem o pomoc. Szkoła tego nie zauważa. Jest nastawiona na naukę, nie na wychowanie. Zależy mi na wprowadzeniu edukacji prawnej do szkół, by dzieci wiedziały, że mogą przeciw­stawić się przemocy, by znały czyhające na nie zagrożenia, by wiedziały, gdzie uzyskać pomoc. Ważne jest również, by młody człowiek poznał zasady odpowiedzialności, by wiedział, że jeśli np. poczęstu­je skrętem z marihuany mało­letniego kolegę, to grozi mu za to nawet do pięciu lat poz­bawienia wolności.

Dlatego napisała Pani poradnik prawny „Bezpie­czeństwo młodzieży"? Tak. Publikacja ta zawiera informacje o przepisach, zilu­strowane relacjami z auten­tycznych spraw toczących się w sądach, które mają uświado­mić młodym ludziom skutki

działań, gdy „z nudów" sięgają po używki, stosują przemoc, czy też szukają szczególnych podniet, wyrządzając przy tym komuś krzywdę.

Pani jest matką. Udało się dobrze wychować córki? Mam nadzieję, że tak, chociaż nie ustrzegłam się błędów. Głównie dlatego, że miałam dla córek za mało czasu. One się świetnie uczą, studiują na dwóch kierunkach, upra­wiają sport. Ale myślę, że nie za bardzo potrafią się odna­leźć w dzisiejszej rzeczywi­stości. Ich widzenie świata jest trochę idealistyczne.

Czyli brakowało czasu na rozmowę z córkami? Niestety, nie zawsze mogłam z nimi porozmawiać, gdy tego potrzebowały. Buntowały się, ale rozumiały, że to co robię jest bardzo ważne, że zawód sędziego wymaga poświęceń, nawet z ich strony. Moje córki są już dorosłe. Starsza nie przeszła przez gimnazjum, młodsza tak. I ta młodsza sta­nowi już inne pokolenie. Uważam, że gimnazjum stwo­rzono z ogromną szkodą dla dzieci. Było to widać po mło­docianych sprawcach prze­stępstw, z którymi się zetknę­łam. Zostali rzuceni w nowe środowisko, w którym nie potrafili się odnaleźć.

I wtedy zaczynali się agre­

sywnie zachowywać? Agresja jest często przejawem wołania o pomoc. Nie wierzę, by skłonność do demoralizacji tkwiła w naszych dzieciach od samego początku. Są oczy­wiście pewne uwarunkowania genetyczne, ale z mojego doświadczenia zawodowego wiem, że jeśli dwunastolatek oszukuje, kradnie, bije to przede wszystkim wina doro­słych. Nie potrafili w porę zareagować.

Matka powinna być partne­rem, koleżanką czy tylko wymagać? Miłość matczyna musi być przede wszystkim mądra. Kochać dziecko to nie tylko dawać, ale również wymagać. Mały człowiek czuje się wów­czas ważny, potrzebny. Często pytam młodych przestępców, dlaczego tak postąpili. Dlacze­go chłopak, który w domu miał wszystko - kieszonkowe, trzy telefony komórkowe - sięgnął po czwarty.

I co odpowiada taki chło­pak? Zrabował młodszemu koledze ten czwarty telefon, by rodzice zwrócili na niego uwagę. By zdarzyło się coś, aby w końcu zaczęli z nim rozmawiać. My mówimy do dzieci, ale z nimi nie rozmawiamy. To nie jest prosta sprawa. Takiej rozmo­wy trzeba się nauczyć. Gdyby przy każdej rodzinie stanął

psycholog, dobry psycholog, to może ten świat stałby się lepszy. Niestety, tak nie będzie. Dlatego musimy sami powalczyć o nasze dzieci, rodzinę. Powstają akademie rodzica, organizowane są szkolenia dla rodziców. Musi­my się nauczyć wychowywać nasze dzieci. Ważne jednak, by na takie spotkania przycho­dzili nie tylko ci, którzy już mają problem z córką czy synem. Lepiej bowiem zapo­biegać niż leczyć.

Córki mogły z Panią poro­zmawiać na każdy temat? Oczywiście. Jestem matką świadomą zagrożeń, tę świa­domość wynoszę również z sali rozpraw. Mam w sobie ogromną wolę tego, by rozma­wiać. To nie znaczy, że zawsze mam na to czas. Wiem, że to źle. Wiem, że z dzieckiem należy rozmawiać, gdy tego potrzebuje. Jeżeli przegapimy ten moment, dziecko może zamknąć się w sobie. Czuje się zignorowane, nieważne. A każde chce czuć, że jest kochane, zauważane i jest dla nas partnerem. Często słyszę, że rodzice mówią dziecku: co wolno wojewodzie, to nie tobie.... Przestrzegam rodzi­ców, by tak nie zwracali się do dzieci.

Dlaczego? Ponieważ dziecko, to też czło­wiek, tylko szczególny, wyma­gający uwagi, opieki i szacun­ku. To, że jest małe nie ozna­cza, że znajduje się w hierar­chii niżej od nas. Dzieci bar­dzo mocno odczuwają upoko­rzenia, szczególnie ze strony najbliższych. Niestety, często o tym zapominamy. Dlatego w ubiegłym roku ustawodawca zobowiązał rodziców do wychowania dziecka z poszanowaniem jego god­ności i praw, a od 1 sierpnia 2010 roku kodeks rodzinny i opiekuńczy wprowadził zakaz stosowania kar cieles­nych wobec małoletnich.

Narkotyki, dopalacze mogą stać się większym proble­mem niż alkohol? Nie wiem czy mogą stać się większym problemem, bo już są ogromnym. Dobrze chociaż, że dzisiaj tego problemu szko­ły nie zamiatają pod dywan. Osiem lat temu wydawałam wyrok na chłopaka, który za sprzedaż trzech gramów amfetaminy przesiedział kilka miesięcy w areszcie. Orzekłam karę z warunkowym zawiesze­niem, ale nastolatek miał cho­dzić do szkół z pedagogiem i kuratorem, aby przestrzegać przed skutkami eksperymen­

towania z narkotykami. Szko­ły nie chciały go przyjmować, twierdziły, że u nich nie ma problemu, że zły przykład nie może być dobrym przykła­dem. Teraz takiego skazańca każda szkoła chętnie by przy­jęła. Młodzież potrzebuje sil­nych wrażeń. Nasze pogadanki niczego nie zmienią.

Czy Pani z córkami rozma­wiała o narkotykach? Tak. Pamiętam taką rozmowę sprzed dziesięciu lat. Córki próbowały mi wytłumaczyć, że narkotyki mogą być trakto­wane jak lekarstwo. Dlatego powinny być dozwolone. Tak jest w Holandii, Danii. Poprosi­łam, aby sprawdziły, ile jest u nas szpitali dla narkoma­nów, a ile w Holandii. Okazało się, że w każdym najmniej­szym, holenderskim szpitalu był oddział dla narkomanów, zapełniony. W Łodzi znajdo­wały się wówczas dwa łóżka, a dzieci zagrożonych uzależ­nieniem tysiące.

Rozmowa pomogła? Myślę, że tak. Ale nie wszyscy mamy tę świadomość. Byłam kiedyś na debacie zorganizo­wanej przez wydziały - prawa i dziennikarski. Młodzi ludzie walczyli o legalizację tzw. miękkich narkotyków. Nie­którzy mówili wprost, że palą marihuanę i chcą to robić legalnie, bo czują się radośni i wolni. W życiu nie spotkałam szczęśliwego narkomana. Na sali sądowej widzę niewol­ników narkotyków, ludzi cho­rych, cierpiących, popełniają­cych przestępstwa. Chciałam podzielić się tą wiedzą z mło­dzieżą. Okazało się jednak, że mają dość pouczania i strasze­nia przez pokolenie, które tak naprawdę nie ma pojęcia, co to jest narkotyk. Zrozumiałam, że walka z używkami będzie długa i trudna. Niezbędna jest zmiana podejścia do tematu narkotyków, alkoholu, dopala­czy Może szczera rozmowa, partnerski dialog i zdecydowa­na walka ze szkodliwymi dla zdrowia naszych dzieci sub­stancjami, w końcu da efekty.

Zapraszamy na stronę www.szkolabezprzemocy .pl, poświęconą kampanii, którą prowadzi „Polska Dziennik Łódzki" wraz z Fundacją Orange. Part­nerem programu jest Wydawnictwo Pedago­giczne Operon. Patronem honorowym jest prezy­dent RP. Hasło IV edycji naszej kampanii brzmi „Rodzice są z nami".

POLSKA - DZIENNIK £ÓDZKI (Magazyn Rodzinny)2010-10-30