9.Król wężów

13
KRÓL WĘŻÓW Kiedy było, pytacie? Cóż to, bajek nie znacie? Może temu lat sto, może temu lat tysiąc, trudno by na to przysiąc. Najstarsi ludzie z sioła nie pamiętają zgoła, w jakiej to porze było i kiedy się zdarzyło. Więc mi nie przerywajcie, ino nastawcie uszu i uważnie słuchajcie: W małej, cichej wioszczynie w górach, w tej stronie zda się, skąd Wisła wypływa, żyła sobie uboga wdowa z dziesięcioletnią córeczką Małgosią. Takie były bardzo biedne, że nie co dzień jadły do syta. O mięsie to ino słyszały, że smaczne, jak nie wiem co; mleko... no, mleko piły czasami, na ten przykład jak się Kasprowa wynajęła do sadzenia grochu albo do plewienia, albo do żniwa, to i mleka pod wieczór przyniosła do chałupy w sporym garnuszku, i sera kawał, a już jak poszła na robotę do Wontorów - bogatych, to nawet szperki skrawek nieraz przyniosła. W insze znów dni - różnie bywało: chleb suchy, pęcak jałowy, pokrzywa drobno usiekana i zagotowana na wodzie z solą, ot całe jedzenie. Ale nie narzekały nigdy: matusia kochała córeczkę nad życie, córeczka matusię tak samo i choć bieda nieraz do żywego dogryzła, dobrze im było zarazem. W zimie darły pierze znajomym gospodyniom, w lecie matka szła do roboty w pole, a Małgosia pasła gęsi Magulów, co to hań, aże za młynem chałupę mieli i taki wielgaśny szmat pola, że ani sami nie wiedzieli, ile tam tego będzie. Trzydzieści gęsi wypędzała dziewuszka co dzień skoro świt na pastwisko, sama siadała podlasem na pagóreczku i albo zapaskę łatała, albo warkocze ze słomy plotła do obtykania drzwi i okien na zimę, zawsze sobie jakąś robotę znalazła. Gęsi tak ją znały i lubiły, że ani pręta nie trzeba było, żeby je w porządku utrzymać; gdy Małgosia spostrzegła, że się z kupki rozłażą albo broń Boże na jęczmienne pole wędrują za gąsiorem, to ino cienkim głosikiem zapiszczała: “O la la, o la la...”, zaraz się zawracały i bliziutko przy niej skubały trawkę. Wszystko by było dobrze, gdyby nie Hanusia Znachorzanka i Basia Fronckówna. Co się od nich Małgosia musiała co dzień nasłuchać, nacierpieć, to strach. Wieczne śmiechy i drwinki, 1

description

Kolejna ze zbioru jedenastu prześlicznych baśni osnutych na tradycyjnych motywach polskich podań ludowych pod tytulem "Przy kominku". Zawierają one oryginalne i nieznane dotąd w polskim baśniopisarstwie wątki wprowadzające czytelnika w świat zaklętych królewiczów, mieszkańców zaczarowanych młynów, ukrytych pod ziemią zamków... Baśnie te między innymi uczą, że nie dobra materialne, ale szlachetność oraz zdolność do poświęceń są w życiu najważniejsze. Tytuł książki nawiązuje do utrwalonego zwyczaju głośnego czytania gromadzącego wieczorami przy płonącym kominku całą wielopokoleniową rodzinę.Autorką książki jest Antonina Domańska (1853-1917).

Transcript of 9.Król wężów

  • KRL WW

    Kiedy byo, pytacie? C to, bajek nie znacie? Moe temu latsto, moe temu lat tysic, trudno by na to przysic. Najstarsiludzie z sioa nie pamitaj zgoa, w jakiej to porze byo ikiedy si zdarzyo. Wic mi nie przerywajcie, ino nastawcieuszu i uwanie suchajcie:

    W maej, cichej wioszczynie w grach, w tej stronie zda si,skd Wisa wypywa, ya sobie uboga wdowa zdziesicioletni creczk Magosi. Takie byy bardzobiedne, e nie co dzie jady do syta. O misie to inosyszay, e smaczne, jak nie wiem co; mleko... no, mlekopiy czasami, na ten przykad jak si Kasprowa wynaja dosadzenia grochu albo do plewienia, albo do niwa, to i mlekapod wieczr przyniosa do chaupy w sporym garnuszku, isera kawa, a ju jak posza na robot do Wontorw -bogatych, to nawet szperki skrawek nieraz przyniosa. Winsze znw dni - rnie bywao: chleb suchy, pcak jaowy,pokrzywa drobno usiekana i zagotowana na wodzie z sol,ot cae jedzenie.

    Ale nie narzekay nigdy: matusia kochaa creczk nadycie, creczka matusi tak samo i cho bieda nieraz doywego dogryza, dobrze im byo zarazem. W zimie darypierze znajomym gospodyniom, w lecie matka sza do robotyw pole, a Magosia pasa gsi Magulw, co to ha, ae zamynem chaup mieli i taki wielgany szmat pola, e anisami nie wiedzieli, ile tam tego bdzie. Trzydzieci gsiwypdzaa dziewuszka co dzie skoro wit na pastwisko,sama siadaa podlasem na pagreczku i albo zapask ataa,albo warkocze ze somy plota do obtykania drzwi i okien nazim, zawsze sobie jak robot znalaza. Gsi tak j znay ilubiy, e ani prta nie trzeba byo, eby je w porzdkuutrzyma; gdy Magosia spostrzega, e si z kupki rozaalbo bro Boe na jczmienne pole wdruj za gsiorem, toino cienkim gosikiem zapiszczaa: O la la, o la la..., zarazsi zawracay i bliziutko przy niej skubay trawk. Wszystkoby byo dobrze, gdyby nie Hanusia Znachorzanka i BasiaFronckwna. Co si od nich Magosia musiaa co dzienasucha, nacierpie, to strach. Wieczne miechy i drwinki,

    1

  • a przygryzki... nie masz to ju gorszej chuciny, ino tszmat spran, co ni biaa, ni sina, ni zielona? Porachuj seaty na kiecce, czy do pary, czy nie do pary. To znw:Kiedye ostatni raz jada, godomorze? Wczoraj czytamtego tygodnia? I tak bez koca. A Magosia ani siodezwie, ino swoje robi, a zy gorzkie poyka. Ale jak siktrej co przygodzio, czy prszyna do oka wpada, czy cierw nog zalaz, czy gsi poginy, oho, to si adna niezajkna: Moja ty kochana, pom, poratuj. I Magosianiepamitna zego pomagaa i ratowaa chtnie. Dobradziewczyna bya.

    Jednego ranka, jeszcze ywego stworzenia w polu nieuwidzia, ju Magosia przygnaa swoje biae stadko napastwisko. Schowaa si za grubym dbem na skraju lasurosncym, bo soneczko, chocia wczesne, wcale niezgorzejprzypiekao, i gorseciK sobie obszywa czerwontasiemeczk, co jej Magulina z jarmarku przynieli. Cichutkoig wyciga i szepce co sama do siebie, rada, e moesiedzie spokojnie, e jej nikt nie dokucza, myle nieprzeszkadza. A to mylenie takie czasami liczne... Oj,Boe, Boe... czy te to wszystko prawda, co staraWcholka rozprawiaj wieczorami? O tych wilkoakach, oczarownikach, o wodzie ywicej, o zakltych krlewnach, opieczarach ze skarbami? Wcholka gadaj, e to ino bajkina zabawk przy kdzieli i przy darciu pierza umylone.Aha... a nu... ach, gdyby si tak mogo przytrafi, ebymgdzie znalaza jakie due pienidze. Zaraz bym kupiamatusi krow, wink, nie! trzy winki. I chaup bym kazaawystawi o dwch izbach, a jake. I komrka by musiaaby, i chlewik, i stajnia, i stodoa, no, bo i pola trza kupi,yta, owsa nasia... ee... najlepiej matusi do rk cay worekoddam, niech se robi, co ino sami zechc. O rety... c jagadam... biay dzie, a mnie si cuda przyniwaj...

    Gdy tak siedzi w lenej ciszy, a bajek wieniec uroczyprzesuwa si jej przez oczy, nagle szelest jaki syszy;wychyla gow ciekawie i przez gazie spoziera... i widzi...strachem drtwieje... serce jej w piersiach zamiera, czy towe nie... czy na jawie... srebrzysty w peza w trawie... nagrzbiecie prgi, niby atasowe wstgi; na gowie zotakorona, perami gsto sadzona; porodku kamieprzeroczy, migotliwy a iskrzcy, raz niebieski, raz

    2

  • czerwony, to znw ty, to zielony, niby zimny, a palcy. Atak czego cignie oczy, e cho w sercu bij dzwony, echo w uszach szumi lasy, e cho dusza mdleje trwona,od kamienia tego krasy wzroku odwrci nie mona. Odstawu peza wysko; gow raz po raz podnosi, rozgldasi w prawo, w lewo, ale szczciem dla Magosi, chociasunie tu, tu blisko, zasonio mu j drzewo i nie zobaczydziewczyny. Wyda z siebie syk wowy, podszy si podkrzak leszczyny, wypezn na okamgnienie, gwizdnprzecigle raz jeszcze... i znikn jak przywidzenie.

    A tu nadbiegaj Hanka z Basi.

    - Jak si masz, godomorze? - zawoaa jedna.

    - C tam matusia wczoraj gotowali, pokrzyw czy lebiod?- wrzasna druga.

    - Oho, widno zachorzaa z tustego jada; patrzaj, jaka bladana gbie.

    - Gdybycie to widziay, co ja - szepna Magosia - toby iwas zemglio.

    - Ciekawo co? Czarownika? Smoka?

    - A moe samego... co to lepiej nie wymawia?

    - Widziaam wa.

    - Ojej... to ci osobliwo dopiero! Dy co dzie na skakachwygrzewa si ich ze sto do soca. Wielka rzecz w!

    - Ale trzy razy tak dugi i w koronie.

    - Co?

    - Jak?

    - Nie moe by!

    - Ot, pleciesz bajki!

    3

  • - Prawd mwi. Wszystkimi farbami si mieni, a koronazota na gowie i kamie w niej niczym ogie jarzcy. Jzykdwoisty z paszczy wysun i tak nim miga prdziuko, myk,myk, myk... a zimno bez plecy leciao na ten widok.

    - A ty co?

    - Mylaam, e umr; ale ucieka nie mogam, staam sijako to drzewo przy mnie rosnce.

    Dziewczta zapomniay o zoliwoci i drwinkach, ciekawoprzemoga, usiady tu przy Magosi.

    - Suchaj no, jeeli naprawd widziaa, nie nio ci si, to aniwtpienia by krl ww - rzeka splatajc rce Basia.

    - Od lasu szed? - spytaa Hania.

    - Nie, od Majcherkowej ki.

    - Aha, wraca od stawu; do kpieli azia potwora.

    - Albo si to we kpi.

    - Zwyczajne nie, ale krl...

    - Dy utonie.

    - Ehe, nigdy w wiecie. W rzece by uton, w jeziorze, a wstawie nie. Wowy krl co dzie si kpie o wschodziesoca.

    - O rety, dziewuchy!

    - Co si stao?

    - Nie pamitacie to, jak stara Wcholka rozprawiali?

    - Aha, aha, prawda. e kto krlowi koron ukradnie, moepotem, jakiej ino zechce, zapaty od niego da.

    - Ale jedno zabaczya, e on strasznie czujny a mciwy;podej go trudno, a choby si i udao, zaraz wszystkie

    4

  • we zwouje, kae goni zodzieja, no, a jak go dopadn...

    - Jak go dopadn, to si wie, e mier. Ale kto zdolipierwsz rzeczk przepyn, choby strumyczekprzeskoczy, to si ju nijakich ww ba nie musi: przezpync wod nie przejd.

    - No, dobrze, ino powiedz, jak zrobi? Z gowy mu koronynie zedrzesz, boby ci zabi na miejscu - rzeka Hanka.

    - Jako by trzeba umyli - odpara Basia.

    - Jest sposb... - zacza Magosia i zajkna si.

    - Jaki? Jaki?

    - Lkam si...

    - Czego? Mw, mw; co to szkodzi cho pogada.

    - Matusia raz powiadali, e krl wowy okrutnie si boi o tswoj koron: gdyby mu przepada, a do trzech dni jej nieznalaz, wszystkie we jego poddane zbiegn si naumwione miejsce, jego tam przywlok i na mier zagryz.Wic jej pilnuje jak oka w gowie; w nocy dziewi starychww dokoa niej ley, a co si jeden zdrzemnie, to godrugi w ogon ksa i budzi. Ino ta jedna chwilanajpomylniejsza, gdy krl idzie do kpieli. Wtedy szukaspokojnego i bezpiecznego miejsca; na ten przykad chowaj pod liciem opuchowym albo zawija do szmaty, gdybyjak po drodze uwidzia. Z kpieli wraca, na powrt j nagow wsadza i do swojej jaskini ucieka.

    - Wic kiedy teraz wiemy, jak drog do wody azi,przyczajmy si jutro rano i szmaty jakie rozmy, a nu siuda. Na ktrej fartuszku zoy koron, ta bdzie szczliwa ibogata, byle na czas Wis przepyna.

    - Niewielka sztuka: wskro ki lecie ku cmentarzowi, tamrzeka najpytsza i najwsza, trzy dobre kroki, wody ani pokolana, skaka po kamieniach, i ju.

    - Ano, to trza sprbowa - powiada Hania. - Przyjdcie tu

    5

  • jutro przede dniem, a o fartuszkach pamitajcie.

    Nazajutrz, ledwie si niebo zaczo czerwieni nawschodzie, ju wszystkie trzy dziewczynki przybiegy napastwisko. Hanka i Basia, jak to zawsze poniewierayMagosi, tak i dzi, niepomne, e gdyby nie ona, niewiedziayby o niczym, wyszturchay sierot i zepchny j zpagrka. Same za pokady swoje bielukie, czerwonohaftowane zapaski tu przy leszczynowym krzaku, by je krlww natychmiast zobaczy, jak tylko z lasu wypeznie.Biedna Magosia zapakaa gorzko, ale nie skarc si nakrzywd ustpia pokornie, zesza poniej i na uboczu, podwiklinami nadbrzenymi fartuszek rozesaa.

    - Oj, ty, ty, niezdaro! - drwia z niej Basia. - Kiedy si tyrozumu nauczysz? Jeli ju na caym majtku adnej zapaskinie miaa, to moga cho u Magulw albo u Wontorwpoyczy. Dy si zastanw, taki gad przemdry woli biay,czysty fartuszek nili zgrzebn szmat, jeszcze i atan.

    - Ee... co ci ta o ni - mrukna Hanka pogardliwie. - Ot,lepiej patrzmy pilnie, co z nami bdzie. Nasze zapaski tuprzy jamie, ciekawo, ktrej z nas korona si dostanie?

    - A teraz umyka, bo lada chwila w wylezie i krucho znami.

    Wszystkie trzy dziewczynki schoway si za gruby db,przytulone jedna do drugiej, nie miejc palcem ruszy.Mogy by pewne, e ich krl ww nie postrzee.

    I znowu cicho szeleszcz wrzosy... znw co migoce, coogniem ponie, to w krla ww zotej koronie diamentprzeczysty jak kropla rosy. Peznie spod gstych krzakwpaproci wielki monarcha wowej rzeszy, by zanim soceniebo ozoci, mg si wypluska w zimnej kpieli; wic sunieszybko, do stawu pieszy. Wtem si zatrzyma, bo tu natrawie gadko zasane ptno si bieli. W w pierwszej chwilipatrzy ciekawie, potem badawczo przechyla gow ipodejrzliwym obrzuca wzrokiem niene fartuchy z haftemczerwonym. Czuje zasadzk, wic peza bokiem i susy dajesiedmiocalowe ku wiklinowym krzakom zielonym. Nazgrzebnej szmacie koron skada i w chodnej fali nurza si

    6

  • cay. Woda zatacza wielkie pkole, krople zapask szarzbryzgay... A wtem z ukrycia Magosia blada chwyta koroni mknie jak strzaa ku cmentarzowi, prosto przez pole.cieka nad Wis stromo si koni, po stromej ciecedziewcz ucieka; siedem tysicy ww j goni... Jeszczesto krokw, a potem rzeka... Skoczya w nurty w szalonymbiegu, po drugiej stronie pada zemdlona, a we sycz natamtym brzegu. Magosia mocno rk zaciska, co nibyogie przez palce byska, to krla ww zota korona.

    Z godzin tak leaa prawie martwa nad brzegiem rzeki;wreszcie si ocucia. Patrzy, soce wysoko ju na niebie.

    - Rety... co si stao? Po co ja tu przyszam? A moje gsi?Bd te to Magulina swarzy, bd. Aha... dy ja przedwami uciekaam... - Spojrzaa poza siebie ze strachem:Wiseka mruczy po kamieniach, a jak okiem sign, trawa,rumianki, osty, wyka, powoje; Baej rybak siedzi nad wod isie przerwan naprawia... ww ani ladu. Poszy sobie zniczym gady przemierze... Dziki Ci, miosierny Panie Jezu!Teraz ja w te pdy do matusi, pokaza koron. Oj... niemog... strasznie si w gowie zawraca i nogi jak szmaciane;pewnikiem z tego uciekania. Trzeba siedzie spokojnie, asi skrzepi.

    Wreszcie podniosa si Magosia z ziemi i powolutku, jakbypo chorobie, powloka si do chaupy. Zdziwia siKasprowa, bo nigdy dziecko o tej porze do domu niewracao; zdziwia i zaniepokoia widzc creczk blad i natwarzy zmienion, ale nim zdya zapyta, czy j co boli,Magosia wyja z zanadrza swoj zdobycz i pooya jmilczc na stole.

    - A to co za bawideko? - spytaa matusia.

    - Obejrzyjcie ino dobrze, to wam co powiem.

    - licznoci, cudnoci, krlewskiego dziecka zabawka! -zawoaa Kasprowa przypatrujc si z bliska klejnotowi. -Zmiuj si, Mago, gdziee ty to znalaza?

    - Oj, nie znalazam, nie, inom krlowi porwaa; omal mniejego sugi nie zapay i nie zabiy.

    7

  • - C ty bajesz, cru? Dy tu we wsi nijakiego krla nieuwiadczy.

    Wic Magosia opowiedziaa szczegowo wszystko, co siwydarzyo wczoraj i dzi rano, opowiedziaa oniesprawiedliwym postpku Hanki i Basi i jak za swoje zeserce zostay ukarane.

    - Oj, cru, cru... - zawoaa Kasprowa radosnym gosem -kiedy si jedno sprawdzio i korona w twoje rce si dostaa,to si speni i drugie: krl wowy przyjdzie do nas zwykupem. Czy ino nas nie poksa i nie zatruje swoimjadem? Strach pomyle.

    - Nie, matusiu, nic nam nie zrobi. Wcholka gadali, co munie wolno zoci ani gwatem, ino po dobroci koronodebra. Schowajcie j na sam spd do skrzyni, zamknijciena kdk, klucz wcie na pk za obraz i nie wychodciekrokiem z domu. Ja przelec do Maguliny dowiedzie si,czy si moim gskom co zego nie przygodzio, i jednymtchem do was wracam.

    Wybiegha Magosia z chaty i popdzia do myna. Ale jakowszystko dzisiaj szczliwie si dla niej skadao; Magulinawprawdzie poburczaa j troch za niedbalstwo, ale obeszosi bez wielkiego kopotu, poczciwe gski bowiem wporzdku i dobrym zdrowiu wrciy same do domu.

    Przy pocie z przeazu czyhay na ni przejte zazdrociBasia i Hanka.

    - Rabunica... - sykna przez zby jedna.

    - Bdziesz ty miaa od wa, bdziesz - zamiaa sizjadliwie druga. - Oczy ci dem wydga.

    A Magosi ogie od stp do gw przelecia i strach cisnjej serduszko. One takie niedobre - pomylaa - gotoweludzi podmwi i wydrze matusi koron; biednej, zotejmatusi... Aniele Stru mj... ja wiem, e kama to grzechwielki... ale ja tak matusi kocham. Aniele Stru mj...zaso sobie uszka.

    8

  • I zwracajc si do Hanki odpara smutnie:

    - Nie macie mnie za co ksa, bom i tak biedniejsza odwas... miaam koron w rku, a teraz nie mam nic.

    - Albo to prawda? Gdziee podziaa?

    - Biegam co ino si, mylaam, e nogi poami; ale wegnay sto razy chyej. Ju mnie jeden za kieck chyci;rzuciam koron poza siebie i upadam na ziemi jak martwa.Dopiero mi day spokj.

    - Ot, gupia! Takie skarby zmarnowa. Trza byo kopnwa i zmyka.

    - Ale ich bya chmara... tysice si wiy, skakay, na ogonachstaway... ka si ino roia od nich... a yskay si do socajak sierpy albo kosy. Od samego widoku niejeden by pomar.

    - Dobrze ci tak, dobrze ci tak; czemu nam nie oddaa?

    - Juci, miaam si wraca do was tyle kdy? Toby mnie juchyba zjady caluk. Bywajcie zdrowe, matusia tam czekana mnie.

    Zeszo poudnie, nic; soce schowao si za gry, nic;ciemna noc zapada, nic.

    - Ano, idziemy spa - rzeka matka. - Moe we zgubiytwj lad i nie wiedz, gdzie ci szuka. Musisz jutro usipod starym dbem, pewno sam krl ww albo ktowysany od niego przyjdzie.

    Zmwiy pacierz, zgasiy uczywo i pokady si spa.

    Ksiyc w peni spoza gry wychyli si do poowy i do chatkibiednej wdowy biay promie w okno rzuci. Na pnoczapiay kury, w ogrodzie sowik zanuci, pies zaszczeka ussiada, a za potem tak co wzdycha... powiadaj, e noccicha, a ona gada i gada...

    wiato ksiyca siga a do ciany, gdzie wite wisz nad

    9

  • kiem obrazy: Jan, Piotr, Antoni licznie malowany, wgrze Najwitsza Panienka bez Zmazy. Coraz to janiejrobi si w izdebce, Magosia oczy zlknione otwiera. Czydrzwi skrzypny? Patrzy w tamt stron. Co to za szmery?Zda si, e kto szepcze... Wic pena trwogi z ka siporywa, tchu jej brakuje, dry jak osiczyna. Wtem, niewiadomo skd, gos si odzywa:

    - Czy tutaj mieszka niedobra dziewczyna, co krla wwtak srodze skrzywdzia? Jeli natychmiast odda mi koron,przebacz zbrodni i hojnie obdarz; gdy nie usucha,ogniem na ni zion, mierci i matk, i crk ukarz.

    - Ach, jasny krlu... - odrzecze sierota - cudn koronoddam ci czym prdzej. Chocia ukradkiem wziam j dzirano, to nie w zej myli - lecz mi powiedziano, e w twojejmocy uly naszej ndzy. e za ten klejnot zoysz okupdrogi i z dobr wol, czy bez dobrej woli, osodzisz yciematusi niebogi i kres pooysz biedzie i niedoli.

    Otwiera skrzyni, koron wyjmuje, w porodku izby kadziej na ziemi, a chocia wa przed sob nie widzi, tak si goboi i tak si nim brzydzi, e twarz zasania rkoma drcymii czeka... zali krl si ulituje.

    A gos tak rzecze:

    - Jutro we opat i zanim soce ponad las si wzbije, iddo ogrodu i wykop lilij. Tak krl ww daje ci zapat.

    Straszne si w izbie rozlego syczenie, tajemna sia drzwiotwara z trzaskiem, co zapono rnobarwnym blaskiem,a pociemniay ksiyca promienie. Magosi serce prawie junie bije... lodu i ognia czuje w sobie dreszcze, a niby echoco powtarza jeszcze: Id do ogrodu i wykop lilij...

    Gdy si drzwi same zamkny, tak jak si byy same otwary,gdy cisza zalega izdebk, biedna dziewczyna uspokoia sipowoli i ogldajc si kilkakrotnie, czy jej krl ww niegoni, wrcia wreszcie do ka, do matusi, ktra dziwnietwardym snem zmorzona ani na jedn chwil si nieockna.

    10

  • Pooya si Magosia, ale nie moga usn... wci inopowtarzaa sobie sowa usyszane i na pacz si jej zbierao,bo w caym ogrdku matusinym, prcz grzdek z piertuszk,marchwi i cebul, nie byo kwiatka najmniejszego, a niedopiero liliji...

    - Tak mnie ten mij bezecny oszuka... - szeptaa biedaczkazy ocierajc - ot, zapaci mi piknie za koron. Ale i taktrzeba sprbowa; zbudz matusi, kto wie...

    O szarym brzasku, ani ptaszki jeszcze nie zaczywiergota, ju Kasprowa z Magosi wybray si do ogroduszuka, co by to za ziele byo, albo co za kwiatek, ktry byw lilij nazywa. Spatrzyy kad grzdk, raz koo razu,obie szy dokoa potu, nigdzie ani ladu liliji.

    - Darmomy ino wstaway tak rano - rzeka matka. - Widzisz,Mago, soce wschodzi, pierwsze promyki na wiat rzuca;skama krl wowy.

    - O rety... matu... patrzcie ino. Gdzie pierwszy promierzuca sonko... przy samym oknie... pod jabonk...

    - C to? Na jawie nisz, dziewczyno?

    - Patrzcie... jak gdyby deszczem zmika, ziemia w trzystrony si rozpka, a spod niej w gr ronie, strzela,zielone listki, ot, rozchyla... patrzcie... jak cudny kwiatrozwija... O matu, matu... jest lilija. Bierzcie opat, janiemocna; wzia mi si trwoga nocna, a teraz od radocimdlej, ju sama nie wiem, co si dzieje...

    Kasprowa chwyta za opat, lecz tylko e j w ziemi wbia,na co twardego natrafia; usuwa grud i korzenie, strach jogarnia i zdumienie: kocio ogromny, rdz zjedzony, pobrzegi zotem napeniony.

    - Mago, Mago... dy to skarb niezmierny. Bdzie tychdukatw chyba z korzec albo i wicej. Ot, trzeba powiedzie,dobre wysko, mogo si zemci za psot, a obdarowaonas tak sowicie. Niechaje sobie w zdrowiu sto lat krluje.

    - C my z tym garnczyskiem poczniemy? Straszny ciar...

    11

  • kt to udwignie?

    - Ee... nie trap si, cru, eby ino tyle kopotu, co pienidzeza cikie - zamiaa si Kasprowa. - Usypiemy po trochu ipowoluku przeniesiemy do chaupy. Ino trza si uwija,zanim si ludzie pobudz, boby nas kto podpatrzy.

    - C nam zrobi? Dy w naszym ogrodzie, to nasze.

    - Ju ja ta wol, coby nikt nie wiedzia.

    Magosia pobiega po dwa koszyki do izby; ubieray z kotagarciami dukaty i nosiy z godzin do domu, a im nudnobyo. Wsypay do workw i zasuny pod ko. Ale i tak niemiay spokoju, bay si tkn swych skarbw, bay sipokaza komukolwiek, eby je o kradzie nie posdzono ipienidzy nie odebrano. Po kilku dniach zdobya siKasprowa na odwag, wzia z worka gar dukatw,zaniosa do Wontorw i przyznaa si, e bez maa sto takichpienikw znalaza w ogrodzie, grzdki przekopujc. StaryWontor sprzeda jej wzeczek i dwa konie; wyadoway obiez Magosi na t furk, co miay z gratw i przyodziewy, ajakie trzy czy cztery worki cikie bardzo pokady nasamym spodzie i wybray si... do brata Kasprowej, doczwartej wsi. Tak si opowiedziay znajomym; ale nie doczwartej ani do dziesitej wsi pojechay, ino daleko, dalekoucieky. Pod Krakowem wielkie grunta matusia kupili, dompobudowali jak si patrzy, nasprawiali wszystkiego, co inodusza zapragna, koni, krw, winek, owiec, gsi, kur,kaczek, i tak sobie gospodaroway w dobrym zdrowiu ipowodzeniu dugie lata.

    O skarbie nie mwiy nikomu, by tego nie wykorzystali li izazdroni ludzie, ale nie tylko dla siebie go miay. adenbiedny, godny, potrzebujcy z ich domu bez pomocy iporatunku nie odszed.

    Magosia urosa na podziw; bya liczna i poczciwa, wic tej wszyscy lubili, a najbardziej Wojtek Czarnuszka zBronowic.

    Matusia sprawili huczne wesele, goci zesza si chmara,jako ich nigdy nie brak, gdzie ino duo a tusto je daj; ae

    12

  • przed domem taczy musieli, bo w izbach ciasno byo.

    I ja tam byam, mid, wino piam, co si w gbie nie miecio,to po brodzie si sczyo.

    13