2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na...

6
Nr. 249. — 'io. 9. $2 . „SIEDEM GROSZY“ Str. 3 Lotnicy polscy w Afryce Przymusowe Onrzeszczipka <3 _ W a r s z a w a, 9. 9. T el wł. W niedzielę lotnicy mieli przelecieć prze strzeń z Casablanca nad oceanem Atlantyc kim do Algieru, czyli przeszło 1.000 kim. Jest to etap stosunkowo krótki. W Algierze lotni cy mają odpoczywać przez cały poniedziałek. W tej chwili brak dokładnych wiadomości o wyniku lotów. Wiadomo tylko, że lotnik polski Włodarkiewlcz jest już w Algierze. Inż. Grzeszczyk lądował przymusowo między Si- di-ben-Abbas a Algierem. Kapitan Bajan, któ ry nocował w Sewilli jest już również w A fry ce. Brak jest wiadomości o Karpińskim °raz Płonczyńskim. którzy nocowali we Francji. Prawdopodobnie przelecieli oni Pireneje i do, ganiają innych lotników polskich. A l.gi e r, 9. 9. Tel. wł. Z Casablanci wystartowało 21 samo lotów. Bajan przybył do Algieru o godz. 16,21, poczem przylecieli Gedgowd, Płom- czyński i Macpherson. P® dnach pierwszych etapach Bilans pierwszych dwóch dim lotu okrężne go przedstawia się następująco: Z Warszawy wystartowało 32 zawodni ków. Wskutek uszkodzenia silników wycofało się w pierwszym dniu lotu dwóch zawodni ków, mianowicie Niemiec Stein na Klemmie i Wioch Colombo na Bredzie. W niedzielę wy cofał się wskutek pęknięcia korbowodu Nie miec Kreuger (Klemm). Strait-? na czasie poniósł Karpiński (RWD9) który lądował przymusowo, w ciągu nocy naprawił uszkodzenia silnika i przyłączył się już w Bordeaux do ostatniej grupy zawodni ków. Wzdłuż trasy drugiego dnia lotu zawodni cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux nocowali: Karpiński (RW1D-9) Płonczyński (RWD-9), Osterkamp (Messer schmidt), Framcke (Messersclwnidt). W Madrycie nocowali: Bayer (Fieseler), Uubrich (Fieseler), de Angoli (Broda), Pase- wald (Fieseler), Francois (PS-1),) Sanzin (Broda), Buczyński (RWD-9), Skrzypiński (RWD-9). W Pau nocowali: Bberhardt (Klemm), i Tessora (Broda). Bo Sewilli przylecieli: Junck (Messer- sei im i dt), Seidemann (Fieseler), Morzik (Klemm), Zacek (Aero), Ambrus (Aero), Än derte (RWD-9). Dudziński (PZL-26), Balcer (PZL), Bajan (RWD-9), Florjamowicz (RWD- 9), Macpihereon (Moth). W Casablance w Afryce, nocowali: Wło- darkiewicz (PZL), który przyleciał o godz. 18 min. 50 i Grzeszczyk (PZL) o godz. 18 m. 51. Jak widać z czasów lądowania obaj lecą ra zem. Omawiając wyniki drogiego dnia lotu okrężnego, należy podkreślić, że polska ekipa w całości lecL Żaden z polskich zawodników nie został wycofany, podczas gdy Niemcy stracili dwóch lotników, a Włosi jednego. — Dzielnie się spisują samoloty „PZL", które sforsowały Pireneje, pomimo panującej tam mgły i w rekordowym czasie dotarły do Se willi i Casablanki Na wszystkich ważniejszych punktach lotu okrężnego znajduje się polska obsługa tech niczna, która ma spies.zyć z pomocą polskim lotnikom. Na miejsce por. Kosińskiego, który został ranny w wypadku lotniczym w Pirene jach, wysłano do Madrytu pilota Kazimier czuka. Do Madrytu doleciał również inż. Ro galski. Po przelocie zawodników przez Hi szpan ję p. Kazimierczuk i inż. Rogalski odle cą do Włoch, gdzie zorganizują pomoc tech niczną polskiej ekipie. W Afryce są dwa punk ty techniczne w Casablance, przebywają inż. Drzewiecki i pilot Orłowski, a w Algierze pi lot Latwis. W Pradze czekać będizie przelotu zawodników pilot kpt. Butkiewicz. Przygoda S&rzypfńsHiego P a r y ż , 9. 9. T eil. wt. Niemiły wypadek spotkał polskiego pilota Skrzypiriskiego, który wskutek mgły wylądo wał w Bayonne zamiast w Pau. Lotnik pol ski, którego mimo przedstawienia papierów wzięto za przemytnika, został przez żandar merię francuską aresztowany i dopiero po dwóch godzinach pozwolono mu wystartować do Pau, W Casablance C a s a b l a n c a , 9. 9. (PAT) Kolejność lądowania lotników challen- ge'owych była następująca: Francke przylot 8.27, odlot 9.34, Balcer przylot 8.29, Dudziński 8.29, odlot 9.28, Gedgowd 8.29, odlot 9.30, Ambruz 8.39, odlot 9.30, Ft°r]anowicz 8.55, odlot 9.35. Hirth 8.56, odlot 10.11, Junck 9.03, odlot 10.04, Macpherson 9.12, Anderle 9.15, Bajan 9.30, odlot 9.32. Osterkamp 10.11, odlot 11.09, Seidemann 10.51, odlot 11.09, Buczyński 10.55, odlot 11.50, Hubrich 11.10. odlot 11.50, Skrzypiński 11.19, odlot 12.09, Morzik 11.30, odlot 12, De Angeli 11.26. odlot 12.08. Sanzin i 11.36, odlot 12.08, Francis 11.37, odlot 12.08. Na trasie lotu okrężnego C a s a h l a n c a — A lg ie r W niedzielę zawodnicy challege'owä lecieli — Sidii — Abbes wynosi 473 kim., ostatni etap l,4«n -f-yko-kim » to, Hanc. Mak- " Atlaatyk w to.bta», 1«- figH. R W W W zresztą wszędzie tu lądować można z łatwo ścią. Wśród szalonego upału, rzadko spotyka jąc znaki orientacyjne w postaci dróg lub reek mijali lotnicy za Meknes wielkie miasto ma rokańskie Fez i widzieli z daleka góry Śred niego Atlasu. Za miastem Taza kończy się urodzajna gleba i zaczyna się piasek. W razie przymusowego lądowania trzebaby stracić dzień drogi, ażeby dojść do najbliższego osie dla. Granicę Maroka i Algieru poznać łatwo: Algier, od 100 lat będący kolon ją francuską jest już ślicznie zagospodarowany. Fermy, osiedla, winnice i dobre drogi upodabniają ten cywilizowany przez Francuzów zakątek Afry ki do Europy. Od Sidii - Bel - Abbes rozpoczął się trzy nasty etap rai du. Teren górzysty, poprzecina ny kolejami i szosami. Długi czas widać na lewo piękną dolinę rzeki Cheliff, potem — zda. lek a — również na północy — morze Śród ziemne. Lądowisk dużo — Mascara, Noisy i es Bains, Reiizane, Orlensville, Blida, centrum lotnictwa francuskiego. W Algierze lotnicy ukończyli 4774 kim. lotu, c-zyli połowę raidu. Na tym półfinale oczekiwał czołowych za wodników jednodniowy odpoczynek. Ci, któ rzy pozostali w tyle, mogą teraz dociągnąć do grupy czołowej. Lotnisko w Algierze (zwane Maison Blanche) jest wojskowe, od wielkiego i pięknego portowego miasta odległe o 16 ki lometrów. Etap następny do Biskry w głębi lądu wy nosi 309 kim., od Biskry do Tunisu, znów mo rzem — 466 kim. Stąd raid wróci ponad mo rzem do Europy. nes i Sidi Bel Abbes do Algieru (razem 1422 nicy udali się wgłąb Czarnego Lądu. W dro- klm.) Do Meknes jest 201 kim., etap Meknes ^ze do Meknes mieli trzy lotniska pomocnicze Chińska sztuka kucharska jest niedoceniana przez Europejczyków. Chińczyk lubi dobrze zjeść. Jego przyprawy korzenne tajemnicą, której mogą mu zazdrościć wszystkie europejskie kucharki. Ilu stracja przedstawia ulicz nego kucharza chińskiego, często spotykanego na ulicach miast i osad chiń skich. » ftumox INSTYNKT. Nauczyciel tłumaczy dzieciom, co to jest in stynkt zwierzęcy, a po tem zapytuje: •— Czy które z was tnoże mi dać przy kład? Ja! wyrywa się Jaś. — No? -— A to, proszę pana nauczyciela, kura! — Dlaczego kura? — Bo ona znosi ta kie jaja, że są dopaso wane do kieliszków, a przecie miary nie bie rze! ECHA ANKIETY. Pewne pismo puściło w świat ankietę, zapy tując: . „Jakie kobiety wy chodzą najprędzej za mąż? Brunetki, szatyn ki, blondynki czy ru de? TU WYCl-łCI Odpowiedź jedna tylko, przyszła ale rzetel na: „Bogate kobiety, cho ciażby wcale włosów nie miały". -— 20 •— TaE jesT, baronie Bon di! — odrzekł Henryk z szyderczym uśmiechem. — Nie spodziewałem się pana tu zastać, ale sposób, w jaki zachowałeś się wobec tej bezbronnej młodej dziewczyny zasługuje na małą pamiątkę! Łotry takie jak pan, muszą być ukarani! I mówiąc To, uderzył go w Twarz. Bondi stał jak skamieniały — lewy policzek je go oblał się krwawym rumieńcem. — A teraz precz z domu biednych, ale uczci wych ludzi! — mówił Henryk dalej. — A gdybyś się poważył raz jeszcze zbliżyć do panny Krones, $o dostaniesz szpicrutą, jak pies! — Odpowiesz mi za to, mój hrabio! — wyjąkał Bondi ochrypłym głosem. — To uderzenie w twarz zapłacę ci! Czekaj, przypomnę ci jeszcze kiedyś tę godzinę! Po tych słowach porwał kapelusz i zbiegł ze schodów, jak gdyby go złe duchy goniły. Henryk zwrócił się teraz do Teresy, która drżą ca i blada opierała się o drzwi mieszkania. — Dziękuję panu! — rzekła. — W ybawiłeś mnie z wielkiego niebezpieczeństwa. Będę panu przez całe życie wdzięczną! Ach, gdy pomyślę, coby się było mogło stać, gdybyś pan nie był przyszedł... Wolałabym tysiąc razy umrzeć, niż zostać żoną te go człowieka! — Nie ty masz mi do podziękowania, Tylko ja tobie! odpowiedział Henryk, ujmując rękę dziewczyny. — Pani nie przeczuwa wcale, ile jej mam do zawdzięczenia! Śpiew twój zeszłej nocy ocalił mnie od zguby... Ale muszę się najpierw przedstawić.., B i a 1 o g r ó d, 9. 9. PAT. W niedzielę w południe przybył na lotnisko w Biafogrodzie gen. Rayski celem złożenia wi zyty lotnictwu jugosłowiańskiemu. Gen. Rayski przybywa na czele eskadry polskich samolotów wojskowych, która z powodu nieprzychylnych warunków atmosferycznych przybędzie dopiero jutro do Białogrodu. © Krwawy streik w Madrycie P a r y ż , 9. 9. Tel. wł. śtrejfc -powszechny, wywołany prze,z le wicę hiszpańską zakończył się w sobotę o północy. W ciągu soboty doszło do krwa wych starć. W Madrycie poniosło śmierć 7 osób, a około 60 odniosło rany. W niedzielę rano praca w Madrycie została podjęta. W niektórych okręgach Austrii ruch straj kowy nie został zakończony i rozszerza się. Minister spraw wewnętrznych przedsięwziął szereg zarządzeń przeciwko agitatorom skraj nie lewicowym. m Waranm sfrefimiących w Ameryce W a s z y n g t o n , 9. 9. (PAT) Przewodniczący komitetu strajkowego za proponował powołanej przez prez. Roosevel- ta komisji arbitrażowej warunki, na których strejkujący gotowi są przystąpić do rokowań. Warunki te są następujące: Obrady komisji arbitrażowej rozpoczną się najpóźniej w po niedziałek, a do czasu ogłoszenia decyzji ko misji, wszystkie przędzalnie zostaną zamknię te, Przewodniczący związku zaw. przemysłu pończoszniczego wydał rozkaz przystąpienia do strejku, który obejmie 85.000 robotników. 17 —- Ach’, mamo, przecież ja wypełniłam tylko mój obowiązek! — Nie, nie, tyś dla mnie więcej uczyniła, niż mogłam tego wymagać! 1 drżące ręce chorej spoczęły na złotej główce dziewczęcia. !W tejże chwili zapukano do drzwi. — Mieszka tu wdowa Krones? — dał się sły szeć z sieni głos ostry i nieprzyjemny. Teresa zerwała się, pogładziła szybko włosy i otworzyła drzwi, a do pokoiku wszedł jakiś wy soki mężczyzna, otulony płaszczem tak, że mu ani twarzy widać nie było. — Dzięki Bogu! —- zawołała młoda dziewczy na, patrząc z najwyższą wdzięcznością na przyby łego. — Wszakże to pan doktór? — Ach, tak długo już na pana czekamy! — Na doktora? — odrzekł mężczyzna. — Tak, tak, ja jestem lekarzem! Zobaczymy, na co matka pani choruje! Nie, lampy mi nie potrzeba, światło razi oczy! Teresa odsunęła lampę i niespokojna siała przy siole, podczas kiedy lekarz badał puls chorej i, jak się zdawało, z wielkiem jej się przyglądał zajęciem. Ale był trochę bezwzględny, nie zdjął bowiem na wet płaszcza, z którego roztopiony śnieg spływał teraz strumieniem brudnej wody na czyściutką pod łogę. — Jak długo pani już leży? — zapytał pani Krones. — Trzy lata, panie doktorze! — odrzekła cho ra cicho. — Trzy lata leżę w łóżku i jestem skaza na na bezczynność, ja, która zawsze tyle praco-

Transcript of 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na...

Page 1: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

N r. 249. — 'io. 9. $2 . „ S I E D E M G R O S Z Y “ Str. 3

Lotnicy polscy w AfrycePrzymusowe Onrzeszczipka <3

_ W a r s z a w a, 9. 9. T e l w ł.W niedzielę lotnicy mieli p rzelecieć p rze­

s trz eń z Casablanca nad oceanem Atlantyc­kim do Algieru, czyli przeszło 1.000 kim. Jes t to etap stosunkow o krótki. W Algierze lotni­c y m ają odpoczyw ać przez ca ły poniedziałek.

W tej chwili b rak dokładnych w iadom ości o w yniku lotów . W iadom o tylko, że lotnik polski W łodarkiewlcz jest już w Algierze. Inż. Grzeszczyk lądował przymusowo między S i- di-ben-Abbas a Algierem. Kapitan Bajan, któ­ry nocował w Sewilli jest już również w A fry ce . Brak jest wiadomości o Karpińskim °raz Płonczyńskim. którzy nocowali w e Francji. P raw dopodobnie przelecieli oni P ireneje i do , gan ia ją innych lotników polskich.

A l.g i e r, 9. 9. Tel. w ł.Z C asablanci w y sta rto w ało 21 sam o­

lotów . B ajan p rzyby ł do Algieru o godz. 16,21, poczem przylecieli Gedgowd, Płom- czyńsk i i M acpherson.

P® dnach pierwszych etapachBilans p ierw szych dwóch dim lo tu okrężne­

go p rzedstaw ia się następująco:Z W arszaw y w ysta rto w a ło 32 zaw odni­

ków . W skutek uszkodzenia silników w ycofało s ię w pierwszym dniu lotu dwóch zawodni­ków, mianowicie Niemiec Stein na Klemmie i W ioch Colombo na B redzie. W niedzielę w y ­cofał się w skutek pęknięcia korbow odu Nie­m iec Kreuger (Klemm).

Strait-? na czasie poniósł Karpiński (RWD9) k tó ry lądow ał przym usow o, w ciągu nocy nap raw ił uszkodzenia silnika i p rzy łączy ł się ju ż w B ordeaux do ostatn iej grupy zaw odni­ków .

W zdłuż tra sy drugiego dnia lotu zaw odni­c y byli rozsypani niemal na w szystk ich lo t­niskach, na k tó rych nie zam knięto jeszcze kon tro li sportow ych.

W Bordeaux nocow ali: K arpiński (RW1D-9) P łonczyńsk i (RWD-9), O sterkam p (M esser­schm idt), Framcke (M essersclwnidt).

W Madrycie nocow ali: B ayer (Fieseler), U ubrich (Fieseler), de Angoli (Broda), P a se - w a ld (F ieseler), F rancois (PS-1),) Sanzin (B roda), B uczyński (RW D-9), Skrzypiński (RW D-9).

W Pau nocow ali: B berhard t (Klemm), i T esso ra (Broda).

Bo Sewilli przy lec ie li: Junck (M esser-sei im i dt), Seidem ann (Fieseler), M orzik (K lem m ), Zacek (Aero), Ambrus (Aero), Än­derte (RW D -9). Dudziński (PZL-26), B alcer (PZL), B ajan (RW D-9), Florjamowicz (RW D- 9), Macpihereon (M oth).

W Casablance w Afryce, nocow ali: W ło- dark iew icz (PZL), k tó ry przyleciał o godz. 18 min. 50 i G rzeszczyk (PZL) o godz. 18 m. 51. J a k w idać z czasów lądow ania obaj lecą ra ­zem .

O m aw iając w yniki drogiego dnia lotu okrężnego , należy podkreślić, że polska ekipa w całości lecL Żaden z polskich zaw odników n ie zo sta ł w ycofany, podczas gdy Niemcy strac ili dw óch lotników , a W łosi jednego. — Dzielnie się spisują sam oloty „PZL", które sfo rso w ały P ireneje, pomimo panującej tam m gły i w rekordow ym czasie do tarły do Se­w illi i C asab lan k i

N a w szystk ich w ażniejszych punktach lotu okrężnego znajduje się polska obsługa tech­niczna, k tó ra ma spies.zyć z pom ocą polskim lotnikom. Na m iejsce por. Kosińskiego, któ ry zosta ł ranny w w ypadku lotniczym w P irene­jach, w ysłano do M adrytu pilota Kazimier­czuka. Do M adrytu doleciał rów nież inż. Ro­galski. P o przelocie zaw odników przez Hi­szpan ję p. K azim ierczuk i inż. Rogalski odle­cą do Włoch, gdzie zorganizują pomoc tech­niczną polskiej ekipie. W Afryce są dw a punk­ty techniczne w C asablance, p rzebyw ają inż. Drzewiecki i pilot Orłowski, a w Algierze pi­lot Latwis. W P rad ze czekać będizie przelotu zaw odników pilot kpt. Butkiewicz.

Przygoda S&rzypfńsHiegoP a r y ż , 9. 9. T eil. w t.Niemiły w ypadek spotkał polskiego pilota

Skrzypiriskiego, któ ry w skutek m gły w ylądo­w a ł w B ayonne zam iast w Pau. Lotnik pol­

ski, k tórego mimo p rzedstaw ien ia papierów w zięto za przemytnika, został przez żandar­merię francuską aresztowany i dopiero po dw óch godzinach pozwolono mu w ystartow ać do Pau,

W CasablanceC a s a b l a n c a , 9. 9. (PAT)Kolejność lądow ania lotników challen-

ge 'ow ych była następu jąca: Francke p rzy lo t 8.27, odlot 9.34, Balcer przylot 8.29, Dudziński 8.29, odlot 9.28, Gedgowd 8.29, odlot 9.30, Ambruz 8.39, odlot 9.30, Ft°r]anowicz 8.55, odlot 9.35. Hirth 8.56, odlot 10.11, Junck 9.03, odlot 10.04, Macpherson 9.12, Anderle 9.15, Bajan 9.30, odlot 9.32. Osterkamp 10.11, odlot 11.09, Seidemann 10.51, odlot 11.09, Buczyński 10.55, odlot 11.50, Hubrich 11.10. odlot 11.50, Skrzypiński 11.19, odlot 12.09, Morzik 11.30, odlot 12, De Angeli 11.26. odlot 12.08. Sanzin i 11.36, odlot 12.08, F r a n c is 11.37, odlot 12.08.

Na trasie lotu okrężnegoC a s a h l a n c a — A l g i e r

W niedzielę zaw odnicy challege'owä lecieli — Sidii — Abbes w ynosi 473 kim., ostatni etap

l ,4 « n - f -y k o -k im » t o , H a n c . Mak- " A tlaatyk w t o . b t a » , 1«- figH. R W W W

zresz tą w szędzie tu lądow ać m ożna z ła tw o ­ścią. W śród szalonego upału, rzadko spo tyka­jąc znaki o rien tacy jne w postaci d róg lub reek m ijali lo tnicy za M eknes wielkie miasto m a­rokańskie F ez i widzieli z daleka góry Ś red­niego Atlasu. Za m iastem T aza kończy się u rodzajna gleba i zaczyna się piasek. W razie przym usow ego lądow ania trzebaby strac ić dzień drogi, ażeby dojść do najbliższego osie­dla. G ranicę M aroka i Algieru poznać ła tw o : Algier, od 100 la t będący kolon ją francuską jest już ślicznie zagospodarow any. Ferm y, osiedla, w innice i dobre drogi upodabniają ten cyw ilizow any przez F rancuzów zakątek A fry­ki do Europy.

Od Sidii - Bel - Abbes rozpoczął się trzy ­n asty etap rai du. T eren górzysty , poprzecina­ny kolejam i i szosam i. Długi czas w idać na lewo piękną dolinę rzeki Cheliff, potem — zd a . lek a — rów nież na północy — m orze Śród­ziemne. Lądow isk dużo — M ascara, Noisy i es Bains, Reiizane, O rlensville, Blida, centrum lo tn ictw a francuskiego. W A lgierze lotnicy ukończyli 4774 kim. lotu, c-zyli połow ę raidu. Na tym półfinale oczekiw ał czołow ych za­w odników jednodniow y odpoczynek. Ci, k tó ­rzy pozostali w tyle, mogą teraz dociągnąć do grupy czołow ej. Lotnisko w Algierze (zw ane Maison Blanche) je s t w ojskow e, od wielkiego i pięknego portow ego m iasta odległe o 16 ki­lom etrów .

Etap następny do B isk ry w głębi lądu wy­nosi 309 kim., od B iskry do Tunisu, znów mo­rzem — 466 kim. S tąd ra id w róci ponad mo­rzem do Europy.

nes i Sidi Bel Abbes do Algieru (razem 1422 nicy udali się w głąb C zarnego Lądu. W dro-klm.) Do M eknes jes t 201 kim., etap M eknes ^ze do M eknes mieli trzy lotniska pomocnicze

Chińska sztuka kucharska jest niedoceniana przez Europejczyków. Chińczyk lubi dobrze zjeść. Jego przyprawy korzenne są tajemnicą, której mogą mu zazdrościć wszystkie europejskie kucharki. Ilu­stracja przedstawia ulicz­nego kucharza chińskiego, często spotykanego na ulicach m iast i osad chiń­

skich. »

f tu m o xINSTYNKT.

Nauczyciel tłumaczy dzieciom , co to jes t in­s ty n k t zwierzęcy, a po­tem zapytuje:

•— Czy które z w as tnoże mi dać przy­k ład?

— Ja! w yryw a się Jaś.

— N o?-— A to, proszę pana

nauczyciela, kura!

— D laczego kura?— Bo ona znosi ta ­

k ie jaja, że są dopaso­w ane do kieliszków, a przecie miary nie bie­rze!

ECHAANKIETY.

Pew ne pismo puściło w św iat ankietę, zapy­tu jąc : .

„Jakie kobiety w y­chodzą najprędzej za m ąż? Brunetki, szatyn­ki, blondynki czy ru­d e?

TU WYCl-łCI

Odpowiedź jedna tylko,

przyszła ale rzetel­

na:„B ogate kobiety, cho­

ciażby wcale w łosów nie m iały".

-— 20 —

•— T aE jesT, b a ro n ie B on d i ! — o d rz e k ł H e n ry k z s z y d e rc z y m u śm iech em . — Nie sp o d z ie w a łe m się p a n a tu z a s ta ć , a le sp o sób , w jak i z a c h o w a łe ś się w o b ec te j b ezb ro n n e j m łode j d z ie w c z y n y za s łu g u je n a m a łą p a m ią tk ę ! Ł o try tak ie jak pan , m u szą b y ć u k a ra n i!

I m ó w ią c To, u d e rz y ł go w Tw arz.B o n d i s ta ł jak sk a m ie n ia ły — le w y po liczek je ­

go o b la ł się k rw a w y m ru m ień cem .— A te ra z p re c z z do m u b ied n y ch , a le u c z c i­

w y c h ludzi! — m ó w ił H e n ry k dalej. — A g d y b y ś się p o w a ż y ł r a z je szcze zb liży ć do p a n n y K rones, $o d o s ta n ie sz sz p ic ru tą , jak p ies!

— O d p o w iesz m i za to, m ój h ra b io ! — w y ją k a ł B ond i o c h ry p ły m g ło sem . — T o u d e rz e n ie w tw a rz z a p ła c ę ci! C zek a j, p rzy p o m n ę ci je sz c z e k ie d y ś tę godzinę!

P o ty c h s ło w a c h p o rw a ł k a p e lu sz i zb ieg ł ze sch o d ó w , jak g d y b y go złe d u ch y g o n iły .

H e n ry k z w ró c ił się te r a z do T e re sy , k tó ra d rż ą ­c a i b la d a o p ie ra ła się o d rz w i m ieszk an ia .

— D zięku ję panu! — rz e k ła . — W y b a w iłe ś m nie z w ie lk ieg o n ie b e z p ie cz e ń s tw a . B ęd ę p anu p rz e z c a łe ż y c ie w d z ię c z n ą! Ach, g d y p o m y ślę , c o b y się b y ło m og ło s ta ć , g d y b y ś pan n ie b y ł p rz y sz e d ł... W o la ła b y m ty s ią c r a z y um rzeć , n iż z o s ta ć żo n ą te ­go c z ło w ie k a !

— N ie ty m a sz mi do p o d z ięk o w an ia , Tylko ja to b ie ! — o d p o w ied z ia ł H en ry k , u jm u jąc rę k ę d z ie w c z y n y . — P a n i n ie p rz e c z u w a w ca le , ile jej m am do z a w d z ię cz e n ia ! Ś p iew tw ó j ze sz łe j n o c y o c a lił m nie od zguby ... A le m u szę się n a jp ie rw p rz e d s ta w ić ..,

B i a 1 o g r ó d, 9. 9. PAT.W niedzielę w południe przybył na lotnisko

w Biafogrodzie gen. Rayski celem złożenia w i­zyty lotnictwu jugosłowiańskiemu. Gen. Rayski przybyw a na czele eskadry polskich samolotów wojskowych, która z powodu nieprzychylnych w arunków atm osferycznych przybędzie dopiero jutro do Białogrodu.

©Krwawy streik w Madrycie

P a r y ż , 9. 9. Tel. w ł.śtrejfc -powszechny, w yw ołany prze,z le­

w icę hiszpańską zakończył się w sobotę o północy. W ciągu soboty doszło do krwa­wych starć. W Madrycie poniosło śmierć 7 osób, a około 60 odniosło rany. W niedzielę rano praca w M adrycie została podjęta.

W niektórych okręgach A ustrii ruch straj­kow y nie został zakończony i rozszerza się. M inister spraw w ew nętrznych przedsięw ziął szereg zarządzeń przeciw ko agitatorom skraj­nie lew icow ym .

mWaranm sfrefimiących

w AmeryceW a s z y n g t o n , 9. 9. (PAT)P rzew odniczący kom itetu strajkow ego za­

proponow ał pow ołanej przez prez. R oosevel- ta komisji a rb itrażow ej w arunki, na których strejkujący gotowi są przystąpić do rokowań. W arunki te są następujące: Obrady komisji arbitrażowej rozpoczną się najpóźniej w po­niedziałek, a do czasu ogłoszenia decyzji ko­misji, w szystkie przędzalnie zostaną zamknię­te,

P rzew odniczący zw iązku zaw. przem ysłu pończoszniczego w ydał rozkaz przystąpienia do strejku, który obejmie 85.000 robotników.

— 17 —

—- Ach’, m am o, p rz e c ie ż ja w y p e łn iła m ty lk o m ój o b o w iązek !

— N ie, n ie, ty ś d la m nie w ięce j u czy n iła , n iż m o g łam teg o w y m a g a ć !

1 d rż ą c e rę c e ch o re j sp o c z ę ły n a z ło te j g łó w c e d z ie w c z ęc ia .

!W te jże chw ili zap u k an o do d rzw i.— M ieszk a tu w d o w a K ro n e s? — d a ł się s ły ­

sz e ć z sien i g ło s o s try i n ie p rz y je m n y .T e re s a z e rw a ła s ię , p o g ła d z iła sz y b k o w ło s y

i o tw o rz y ła d rzw i, a do p oko iku w sz e d ł jak iś w y ­sok i m ę żczy zn a , o tu lo n y p ła sz c z e m tak , że m u an i tw a rz y w id a ć nie b y ło .

— D zięk i B ogu! —- z a w o ła ła m ło d a d z ie w c z y ­n a , p a trz ą c z n a jw y ż s z ą w d z ię c z n o śc ią n a p rz y b y ­łeg o . — W sz a k ż e to pan d o k tó r? — A ch, ta k d ługo ju ż na p a n a c z e k a m y !

— N a d o k to ra ? — o d rz e k ł m ężczy zn a . — T a k , ta k , ja je s te m le k a rz e m ! Z o b a c z y m y , n a co m a tk a p an i c h o ru je ! N ie, lam p y m i n ie p o trz e b a , św ia tło ra z i o c z y !

T e re s a o d su n ę ła lam p ę i n ie sp o k o jn a s ia ła p rz y sio le , p o d c z a s k ie d y le k a rz b a d a ł puls c h o re j i, ja k się z d a w a ło , z w ie lk iem jej się p rz y g lą d a ł za jęc iem . A le b y ł tro c h ę b e z w z g lę d n y , nie zd ją ł b o w iem n a ­w e t p ła sz c z a , z k tó re g o ro z to p io n y śn ieg s p ły w a ł te r a z s tru m ien iem b ru d n e j w o d y n a c z y śc iu tk ą pod­ło g ę .

— Ja k d łu g o p an i już le ż y ? — z a p y ta ł p an i K rones.

— T rz y la ta , pan ie d o k to rz e ! — o d rz e k ła ch o ­r a c icho . — T rz y la ta leżę w łó żk u i je s tem sk a z a ­n a n a b ezczy n n o ść , ja , k tó ra z a w sz e ty le p ra c o -

Page 2: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

,S 1 £ D E M ü i S U i £ r N r. 249. — 10. 9. 34

Tragiczny bilans Katastrofy „Morro Castle“F l o r s l s i g r o b o w i e c

N o w y J o r k , 9. 9. (PA T).W edług ostatnich wiadomości dotyczas nie

jest znany los około 200 pasażerów i członków załogi parowca „Morro Castle". Z ogólnej liczby 558 ludzi, zdołano uratować 365. Po­śród rozbitków niewielu odniosło cięższe ra­ny lub poparzenia, lecz znaczna większość jest w stanie zupełnego wyczerpania. Rozmaite statki wyłow iły około 40 trupów, zaś 20 trupów fale morskie wyrzuciły na brzeg, po­nieważ pożar na pokładzie „Morro Castle“ zo­stał ugaszony. W ysłano holownik, który ciągnie „Morro Castele“ ku brzegowi. W zni­szczonych przez pożar częściach parowca znaj­duje się niewątpliwie wiele zwłok tych, którzy nie zdołali się uratować. Kilka łodzi ratunko­wych płomienie objęły przed spuszczeniem Ich na morze, wobec czego znajdujące się w nich osoby wyskakiwały wprost do morza. Guber­nator stanu New Jersey — Moore udał się sa­molotem na miejsce katastrofy i widział wśród fal wiele postaci ludzkich, z których część czyniła jeszcze wysiłki uratowania się, innemi zaś, zupełnie bezwładnemi, miotały fale mor­skie.

N o w y J o r k , 9. 9. (PA T),W edług urzędowych danych, w katastro­

fie parowca „Morro Castle“ zginęło 60 osób, los 73 osób jest dotychczas nieznany, zaś 425 osób udało się uratować. Pełne tragizmu było

opowiadanie załogi statku rybackiego „Do- wciągnięcia jej na pokład przyciskała kurczo- ris", która wyratowała jedną kobietę i siedmiu w o do piersi sw e dziecko. Gdy jednakże prze- mężczyzn, tak wyczerpanych, że w szyscy konała się, że dziecko nie żyje, rzuciła trupa zmarli przed wylądowaniem. Kobieta w chwili w morze i sama po kilku minutach umarła.

l@@ fys. b. żołnierzy cesarsMclt w Wśefliln6lbrz$mk m ailleslatfa w stolicy Aa$lril

KRAJYi ZE .

OŚWIATA

W i e d e ń , 9. 9. Tel. wł.Wiedeń znajduje się całkowicie pod zna­

kiem olbrzymiego zjazdu koleżeńskiego człon­ków byłej armji cesarskiej z okazji odsłonię­cia pomnika bohaterów ku czci poległych w czasie wojny światowej żołnierzy. Pomnik wy­budowany został na Placu Bohaterów. Uczest­nicy zjazdu przyjechali w dawnych mundurach ze wszystkiemi odznaczeniami wojennemi. Nie­które oddziały ubrane są w stroje ludowe. Warta w byłym pałacu cesarskim przejęta zo­stała przez oddział strzelców tyrolskich. Liczba uczestników zjazdu koleżeńskiego do­chodzi do 100.000 osób.

W sobotę popołudniu odbyła się uroczy­stość żałobna ku czci kanclerza Dollfussa, wie­czorem zaś przedstawienie pod hasłem „Trzy­sta łat Austrji od Wallensteina do d-ra Doll­fussa“, którego punktem kulminacyjnym było zapalenie olbrzymich ogni sztucznych. W niedzielę przed południem ks. kardynał dr. In- nitzer celebrował mszę żałobną na intencję za­mordowanego kanclerza Dollfussa, poczem de­legacje tyrolskie złożyły wieńce na sarkofa­gu cesarza Franciszka Józefa przy pomniku cesarza Karola oraz na grobach kanclerza d-ra Seipla i kanclerza d-ra Dollfussa.

O lirtnT oit mordtrslwo „żelazne! Gwardii"

B u k a r e s z t , 9. 9. Tel. wt 15 członków organizacji „Gwardji Żelaznej“

napadło na mieszkanie jedego z przywódców tej organizacji Georgiade. Napastnicy zamie­rzali go zgładzić, lecz szczęśliwym zbiegiem okoliczności Georgiade opuścił mieszkanie na krótko przed najściem. Policja aresztowała spiskowców. W związku z tern podkreślają, że przeciwko przywódcy partji, Codreanu, zaryso­wała się silna opozycja, na czele której stoją były poseł Stelescu i Georgiade. Codreanu, do­wiedziawszy się o zamiarach swych przeciwni­ków, wysłał „ekspedycję karną“ celem zem­szczenia się na Georgiade.

Wstrzymanie tissorii do Niemiec

L o n d y n , 9. 9. PAT..Na zebraniu przędzalników uchwalona zo­

stała rezolucja o wstrzymaniu dalszego ekspor­tu przędzy do Niemiec aż do chw.li zlikwido­wania nieuregulowanych dotąd długów, sięga­jących sumy 50.000 t. Uczcstn.cy zebrania nie­zadowoleni z przewlekłego sposobu spłacania długu przez importerów niemieckich, wyrazili oburzenie z powodu żądań dalszych dostaw dla Niemiec.

1

— Więc ty to nazywasz przejażdżką przyjemności?

/Mi na czele armii nsaiHźursMciB e r l i n , 9. 9. PAT.Niemieckie biuro informacyjne donosi z

Mukdenu: W związku z pogłoskami o powro­cie b. japońskiego ministra wojny Araki do czynnej służby wojskowej, podają, że Araki upatrzony jest na dowódcę wojsk japońskich Mandżurji i prowincji Kwantug. Dotychczaso­

w y dowódca tych oddziałów, generał Haszi- kara, będzie pełnił funkcje posła nadzwyczajne­go i pełnomocnego przy rządzie mandżurskim. Na podstawie japońsko-mandżurskiego układu wojskowego gen. Araki równocześnie obejmie dowództwo nad silami mandżurskiemu

— Na ostatniem swem posiedzeniu, walne zebranie członków IX zjazdu międzynarodowe­go związku przeciwgruźliczego przyjęło nastę­pujący skład komitetu wykonawczego związku. Prezesem międzynarodowego związku przeciw­gruźliczego na miejsce prof. Mollena, został w y­brany dr. Piestrzyński (Polska), sekretarzem został wybrany prof. Besancon (Francja). Przy­szły 10-ty międzynarodowy zjazd odbędzie się za dwa lata w Lizbonie.

— Prorektor uniwersytetu warszawskiego, prof. T. Brzeski, zgłosił na ręce rektora rezy­gnację z zajmowanego przez się stanowiska. Rektor U. W. przedstawił tę prośbę ministrowi oświaty.

— Wiceprezydent miasta W arszawy p. Szpotański złożył rezygnację z tego stano­wiska. W kołach rządowych utrzymują, że nsjj» poważniejszym kandydatem na jego miejsce jest dotychczasowy dyreldor departamentu Ministerstwa Skarbu p. Nowak.

— Onegdaj wyjechał z Warszawy p. Pił­sudski na dłuższy wypoczynek w okolice Żywca.

— W Brześciu nad Bugiem zapadł wyrok sądu doraźnego w procesie przeciwko 19-letnie- mu Aleksandrowi Miroszczenko. Miroszczenko skazany został na karę śmierci. Wobec nieu­względnienia prośby o łaskę, wyrok śmierci wykonano.

— Dnia 6 września przybyła do Polski w y­cieczka „Conference deinocratique de jeune po­litique internationale“, w której bierze również udział kilku francuskich deputowanych.

— W ojewódzki urząd zdrowia w W arsza­w ie zanotował 6 wyników choroby Haine Me­dina.

— Donoszą z San Paulo, że przykładem latpoprzednich zniszczono 29.935.201 worków ka­w y po 60 klg. każdy, w celu utrzymania w y­sokiej ceny na ten produkt.

— Z Kaifeng donoszą, że na skutek pow o­dzi żółta Rzeka zmieniła sw e koryta w prowin­cji Honan (Chiny). W dawnem łożysku rzeki znaleziono ruiny miasta Suczang, które zostało zniesione w początkach 18 wieku przez burze plasku.

— Komitet finansowy Ligi Narodów zdecy­dował przedłużyć kadencję prof. Młynarskiego, wybranego na przewodniczącego na rok 1934, na dalszych 6 miesięcy.

— O godz. 3,45 nad ranem w miejscowo­ściach Carnot i Attafs wydarzyło się silne trzę­sienie ziemi. Straty materjalne przewyższają kilka milj. franków. 10 osób jest rannych, żad­nych śmiertelnych wypadków nie zanotowano.

— W pobliżu Berna morawskiego, auto osobow e zderzyło się z ciężarowym. 3 oso­by znajdujące się w samochodzie osobowym póniosły śmierć. Są to w yżsi urzędnicy dy­rekcji skarbowej. Dalszych 4 pasażerów od­niosło cięższe i lżejsze rany.

— W japońskiej miejscowości Damhoi w y­buchł olbrzymi! pożar, którego pastwą padło przeszło 1.000 domów.

— W miejscowości Carnot w Algierze za­notowano dziś szereg silnych wstrząsów pod­ziemnych. Ludność ucieka w panice z miasta. Dużo domów runęło. Również z innych stron kraju nadchodzą wiadomości o trzęsieniach.

— 18

w alam od rana do n ocy . I gd yb ym nie m iała mej córki...

— Nie m ów pani tak dużo, to cię m ęczy , w iem już teraz, o co chodzi. G łów na rzecz, a b y ś pani dobrze jadła p o ży w n e zupy, m ięso , trzeba też pić m ocne w ina... L ek a rstw a tu nic nie pom ogą, n a leży ty lk o podnieść s iły . A teraz żegnam panią. M oże m nie córka sprow adzi z lampą ze sch od ów , bo ciem no, a ja nie znam tego dom u. Jutro przyjdę zn ow u !

— W eź lam pę, Tereniu, — za w o ła ła chora u szczęśliw io n a , — i p o św ieć panu doktorow i. A w ró ć zaraz, a b yś się nie zazięb iła!

Tere<;i ży czen ie doktora i m atki.U jęła lam pę i podosząc ją nieco, zb liży ła się do drzw i.

— P ro szę pana! — rzekła, w y ch o d zą c do sieni.A le na p ierw szym zaraz schodzie cofnęła się

przerażona. Ś w ia tło lam py padło na tw arz m nie­m anego doktora i teraz poznała T eresa , kto to w ła ­śc iw ie b y ł.

— Pan nie je s te ś lekarzem ! — za w oła ła , — Nie, nie. pan nie p rzy b y łe ś tu, aby pom óc mojej m atce! Ja pana znam ... Od kilku dni chodzisz za mną po ulicach, gdy śp iew am w podw órzach... Ach. oddal się stąd! Ja gardzę panem ... puść mnie, bo zaw o­łam o pom oc!

Ale nędznik, który pod fa łszy w ą maską za­kradł się do b iednych, bezbronnych kobiet, zrzucił teraz p łaszcz i kapelusz i sta ł przed T eresą , ubrany w y tw o rn ie , uśm iechn ięty i p ew n y sieb ie .

— T ereso ! — zaw o ła ł, odbierając przem ocą lam pę z rąk d z iew częc ia i staw ia jąc j" na podłodze.

TU WYCIĄĆ!

— 19 —

—- K ocham ciebie i ofiaruję ci sz c z ę śc ie ! M ożesz m ieć w szystk o , czeg o pragniesz dla matki i dla sieb ie, ale bądź m oją! Jestem b ogaty , dam ci bry­lanty i ek w ip aże, pow iedz jedno ty lko s ło w o !

T eresa chcia ła uciekać do m atki, a le natrętny w ielb ic ie l c h w y c ił jej ręce i trzym ał jak w ż e ­laznych k leszczach . U cieczka b y ła n iem ożliw a.

— M atko B oska, ratuj m nie! — szepnęła T ere­sa. — P uszczaj mnie pan! Ja nic nie chcę, ja cię nienaw idzę. — Na pom oc! Na pom oc! — k rzyk n ęła z całej s iły .

— Na pom oc! — w oła ła r ie sz c z ęś l.w a matka.— Córkę mi mordują!

— K rzyczcie, ile ch cecie , nikt nas tu nie u s ły sz y . — roześm iał się nędznik. — Słuchaj, piękna T ereso , co ci pow iem . M usisz b yć moją! C żen ię się z to­bą, pow iedz tylko. że...

— Ah, to tak w yglądają w ytw orn i nędznicy, którzy uw odzą u czc iw e d z iew częta rzem ieśln ików !— dal się nagle s ły sz e ć gn iew n y g ło s na schodach i w tejże chw ili silna ręka popchnęła nieznajom ego tak, że p u śc iw szy ręce T eresy , za to czy ł się na śc ia ­nę.

O krzyk w śc iek łośc i w y rw a ł się z ust jego. szybkim ruchem w yciągn ął z k ieszeni szty let i jak sza lony rzucił się na śm iałego obrońcę T eresy .

— Nie lubię, gdy się kto do moich spraw w trą­ca! — krzyknął i już podniósł rękę do w y m ierze ­nia ciosu śm iertelnego, ale rów n ocześn ie spojrzał na tw arz sw e g o przeciw nika i spuścił broń m orderczą.

— Hrabia H enryk O rszań sk i? ! — szepnął zdu­miony i przerażony.

H um o%ŚWINIE PRZECFW

KROWOM.W pewnej mieścinie

piemonckiej m leczarka, dumna ze swej gospo­darności, wywiesiła na drzwiach sw ego skle­piku następujący napis:

— „Tu do sprzeda­nia mleko od szczęśli­wych krów “ .

W dw a dni później na drzwiach pobliskiej m asarni ukazała się kar­ta, a na karcie:

— „Tu do sprzedania parówki z wieprzy, któ­re zmarły bez żalu“ .

STYL.— A mój kuzyn Sa­

lomon, ten miljonowy bogacz z Nowego Jor­ku, to ma umeblowanie, oj, on ma umeblowa­nie...

— W jakim stylu, pa­nie Cwibelduft?

— Co znaczy w jakim stylu? W stylu bogate­go człowieka.

TRAFNAODPOWIEDZ.

Nauczyciel: Co widzi­my nad sobą w dzień pogodny?

Uczeń: Niebo.Nauczyciel: Dobrze A

co widzimy w dzień dżysty?

Uczeń: Parasole,

Page 3: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

5*)•— D o b r z e ! W y ru sza m y w ięc jutro

rano, A n ton i p rzy g o tu je w szy stk o , t z c g o potrzeba.

— C iek aw y te ż jestem , — dodał jeszcze R avan el — czy sp otk am y ta­jem niczą k o b ietę!

— Jaką k ob ietę? — zap yta ła hra­bina.

— D ziw n a to h istorja . O d kilku ty g o d n i ukazuje się na szczyc ie M ont­blanc p ostać k ob iety , co m ożna spraw ­dzić za pom ocą lu nety . K tó ręd y tam w esz ła , k to ona jest, te g o naturaln ie nikt nic w ie l Z c zeg o tam ży je , bo p rzecież na całe ty g o d n ie zabrać ży w ­ności z sobą n ie m ogła , ró w n ież nie w ie m y ! S to im y w ob ec za g a d k i..

— A nuż w sz y stk o to p o lega na złu d zen iu op tyczn em ? — zaw oła ła hra­bina.

— N ie , nie, w id z im y ją zupełn ie w yraźn ie I M oże to jakiś d u ch ...

— N aturaln ie , bez du ch ów nie m o­żna się w górach o b e jś ć ! — roześm ia­ła się hrabina. — C hciałabym ją też zob aczyć . K to tu m a najlepszą lu n etę?

— P an B alm at.— W ięc id źm y do n ie g o !W kilka m inut później szła hrabi­

n a do p rze ło żo n eg o przew odników .B alm at był p ierw szym , k tóry w szed ł

n a szczy t M ontb lanc i stąd o trzym ał b ardzo dobrą posadę rządow ą. Z naj­w ięk szą u p rzejm ością przyjął teraz hrab inę i przysunął jej w y g o d n y fotel. H rab in a rozp oczęła natych m iast roz­m ow ę o tajem niczej k ob iecie na szczy­c ie góry .

— C o pan sądzisz, o tern? — sp yta­ła.

— N ie w iem ! W id zę ją, ale m e um iem sobie w ytłu m aczyć, c z eg o ona tam szuka i jak tam w o g ó le żyć m o że! T o rzecz n iep ojęta ! M oże się pani sa­m a przekonać!

M ów iąc to, w p row ad ził ją na dach s w e g o dom u i u staw ił olbrzym ią lu­netę .

H rabina p rzyb liży ła tw arz do szk ieł i krzyknęła zd u m ion a:

— W id zę ją, w id zę 1 T am , na sa­m ym szczycie ... W y cią g a ram iona, jak g d y b y b łagała o coś... M ój B oże, m oże on a prosi o pom oc. C zy n ikt jeszcze n ie p róbow ał jej ra tow ać?

— Pani h r a b in o ! — od rzek ł B a l­m at. — N ik t tutaj nie szed łby ratow ać cz ło w iek a , który w żaden sp osób na sz c z y t góry w ejść nie m oże! N ikt nie b y łb y tak sza lon ym , aby narażać życie di a jak iegoś w idm a, bo to zapew ne je s t form acja m gły , łudząca najby­strze jsze o k o l

— A leż to trw a ty g o d n ia m i! — za­w o ła ła hrabina żyw o. — T aka form a­cja m gły trwa kilka god zin , potem roz­p ły w a się i n iem a nic, a tutaj™

— W ięc to coś in n eg o — przerw ał B alm at — ale n ieżyw a istota 1

H rabina um ilkła i po chw ili dopie­ro w yjaw iła prośbę o czw a rteg o prze­w od n ik a na sw oją w ycieczk ę.

— B ardzo chętn ie 1 — rzekł B al­m at. — N ic w iem ty lk o teraz jesz ­cze , k ogo przyślę, bo zm usić o tej po­rze nic m ogę żad n ego przew odnika. M u si się który z nich dobrow oln ie za­m eld o w a ć! C hodzi tu o życie , pani h rab in o!

— A w ięc jutro ze w sch od em słoń­ca oczek u ję c z w a r te g o ! — rzekła hra­b ina tonem , nie zn oszącym żadnej opo­zycji.

G dy po up ływ ie pół g o d z in y znala­z ła się hrabina sam a z A n ton im w do­m u R avanela, rzekł p oczciw y góral ze łzam i w oczach :

— W ob ec innych, nic już nie m ó­w iłem . ale teraz, gdy jesteśm y sam i, b łagam cię, N ajjaśn iejsza Pani, nie ch od ź na tę g ó r ę ! P om yśl pani cesa ­rzo w o , g d y b y cię jakie n ieszczęśc ie sp o tk a ło ?

— Cicho. A n to n i! — szepnęła cesa­rzow a, podróżującą tu pod n a/w iek iem hrabiny łło h c n lc l* . — Zakazałam ci

u ży w a ć tutaj te g o ty tu łu ! Jestem hra­biną ty lk o ! N ik t n iem a w ied zieć , że ce­sarzow a austrjacka w esz ła na M ont­blanc, b o w ła śc iw ie n ie pow innam te ­g o u c z y n ić ! A le nie m o g ę się oprzeć chęci zw alczen ia te g o d u m n ego o l­brzym a.

— W ięc w im ię B o sk ie , id ź m y ! — zaw oła ł A nton i. — P rzy sięg a m , że prę­dzej dam się w k aw ały porąbać, n iżby m oja cesarzow a m iała doznać naj­m niejszej p rzy k ro śc i!

— P rzed ew szy stk iem , — rzekła E lżb ieta teraz, — m u sim y ratow ać tę sam otn ą k ob ietę , b łądzącą na szczycie góry.

— M oże to jaka obłąkana ? — w trą ­cił A n ton i.

— I ja tak m y ś lę ! W esz ła p otajem ­nie na M ontblanc, n ie m oże teraz zna- leść drogi z p ow rotem i w yczek u je tam śm ierci sam otn a i opuszczona.

— A le czem ona się ży w i przez tak d łu g i czas?

— N ie w iem ! Jutro przek on am y się o w sz y s tk ie m ! W ięc ju tro!

N a drugim końcu doliny, w karcz­m ie d o sy ć podrzędnej, a należącej do jak iejś starej W łoszk i sied zia ło dw óch m ężczyzn , za jętych żyw ą a cichą roz­m ow ą.

Jeden z nich w y so k i, silny , o p ięk ­nej, śm iałej tw arzy , o to czo n ej czar­nym zarostem i w ielk ich , dziko b ły sz ­czących oczach , zdradzał na p ierw szy rzut oka W łoch a , drugi niski, ja sn o ­w ło sy , w yg ląd a ł jak A nglik .

R o zm o w ę prow adzili w języku fran­cuskim .

— P rzyjech ała , — szep ta ł A n glik — i w ejd z ie na M ontblanc! N ie na- próżno szp iegu jem y ją od trzech m ie­sięcy !

— A jesteś p ew n ym , panie N e lly , że to ona? — zap yta ł W łoch . — M oże to jaka inna dam a, podobna do n iej? W takim razie nie śn iłob y m i się na­rażać m eg o ż y c ia !

— M ożecie b yć pod tym w zg lęd em zupełn ie sp o k o jn i! — odrzek ł V elly . — H rabina H o h en fe ls jest n ap ew n o cesa­rzow ą austrjacką! W G en ew ie zo sta ­w iła cały sw ój orszak, pod pozorem zw iedzen ia do lin y C ham onix, n ikt b o ­w iem niem a w ied zieć , że cesarzow a A ustrji w ch od zi na M o n tb la n c ! H ej M alatesto , m acie w yborną sp oso b n o ść w yk on an ia zam iaru — tam , w rejo­nach śn iegu i lodu nikt w as nie sch w y ­ci na gorącym u c z y n k u ! G dyby trzej inni p rzew od n icy spadli z nią razem w przepaść, to w o g ó le nie byłoby św iad ­ków .

— A le k to mi zaręczy , że w y jd ę ca ­ło z tej spraw y? W ejśc ie na M ontblanc to nie spacer co d zien n y! Ja ła tw o m ogę to życiem przyp łacić!

—■ J esteś do te g o ob ow iązan y , M a­la te s to ! Z łoży łeś p rzysięgę , że nie co f­n iesz się naw et przed śm iercią, gd y chodzi o dojście do c e lu ! U k o ro n o w a ­ne g ło w y m uszą spaść pod naszem i c io sa m i! P om yśl ty lk o , jakie w rażen ie na św iat cały w y w rze w iad om ość, że cesarzow a E lżb ieta zg in ę ła ! L udzie do­m yślą się zaraz, że to spraw ka „C zer­w onej R ęki!" L u d zie mają drżeć ze strachu przed nam i i poznać, że nasza p otęga sięga aż do tronów cesarzy 1

-— A gdybym odm ów ił p o słu szeń ­stw a? — szepnął M alatesta . — C zem u w łaśn ie m nie w yb ra liście do teg o ?

— G dybyś od m ów ił — rzekł A n­glik zim no — to nie dałbym feniga za tw o je ży c ie ! K to na rozkaz C zerw onej R ęki nie zabija, ten zostan ie z jej roz­kazu zabitym . T ch órze i zdrajcy b y ­wają c iężk o karani.

— N ie jestem zdrajr- ! — oburzył się M alatesta. — I tchórzem też nie. N ie każdy zdziała łby to, co ja! K to pa­nuje w S vcy lji? ja! K to jest za łożyc ie ­lem M affji? Ja! A le zabijać b ezb ron ­ną k ob ietę — to mi się nie podoba! P ostaw cie m nie naprzeciw trzech uzbrojonych m ężczyzn — dobrze, sta­nę śm iało i będę w alczył do upadłego. K ob ieta je d n a k ą

— T a k b yć m u si! — rzek ł N e lly stan ow czo .

— N o , w ięc b ęd zie ! A jeżeli się nie p ow ied zie , to n ie m oja w in a! — brzm iała szorstk a od p ow ied ź M alate- sty .

— Ja w iem , cobym zrobił, aby zo ­sta ć czw artym p rzew odnik iem cesa­rzow ej ! — rzekł N elly .

— Stan ę dziś w n ocy o p ierw szej przed dom em R avanela i ofiaruję te ­m u, k tó reg o p rzyśle B alm at, znaczną sum ę p ien ięd zy , aby m i się p ozw olił zastąpić. M yślę , że każdy ch ętn ie na to przystan ie, bo...

— N aturaln ie , doskonała m y ś l! A teraz słuchaj, jak m asz dalej p ostęp o­w ać, — dodał A nglik .

I p o ch y liw szy się ku M alateście , szep ta ł z nim d łu go jeszcze, układając haniebny, zbrodniczy plan, zam ordo­w an ia n ajszlach etn iejszej w św iecie k o b ie ty !

R O Z D Z IA Ł X X X I V .

W Ś N I E G U I L O D Z I E

N azajutrz ze w sch od em słońca w sta ­ła cesarzow a i zabierała się żyw o do sw ej n ieb ezp ieczn ej w ycieczk i. P o g o ­da była prześliczna, lekki ty lko w ie ­trzyk w iał z zachodu, ch łodząc n ieco p ow ietrze. O lbrzym , p ok ryty lodem , zdaw ał się b yć dziś w dobrym hum o­rze i w ita ć dosto jn ą panią, pragnącą zaw rzeć z nim znajom ość.

C esarzow a od m ów iła poranne pa­cierze, ubrała się szyb k o w zw yk ły ko- stjum górsk i i zaczęła pić m leko, przy­n iesion e jej przez służącą D inę. M ło­da d ziew czyn a była dziś n iespokojna i o czy jej n osiły w id oczn e ślady łez.

C esarzow a zn ow u patrzała na nią uw ażn ie.

— Zdaje m i się, rzekła, że ja cieb ie raz w życiu w id z ia ła m ! N ie m o g ę so ­bie jednak przypom nieć, gd zie . N ie w y g lą d a sz w ca le na prostą służącą, ale nie m yślę zm uszać cię do zdradzania tw ej ta je m n ic y !

D ina spuściła oczy.— N ie chcę pani hrabiny ok łam y­

w a ć! — szepnęła drżącym g łosem . — N ie jestem służącą, ale na łoży łam to sam a sob ie na p okutę za ciężk ie prze­w in ien ia , jakich się dopuściłam .

— B ardzo słuszn ie . Za g rzech y trze­ba p o k u to w a ć ! P o n iży ła ś się d ob ro­w oln ie , k iedyś w ięc b ęd ziesz p od w yż­szoną !

Szybkim ruchem ujęła D ina rękę cesarzow ej i ucałow ała ją gorąco. P o­tem w yb ieg ła z pokoju.

— K to to m oże b yć? — m yślała E lżb ieta . — P rzypom ina mi ona k sięż­nę B assan o! T en sam kolor w łosów™ T ak to o n a ! Jestem te g o p ew n ą! ' Cóż ją n ak łon iło do te g o przebrania się? M u szę tę rzecz z b a d a ć !

P o u p ływ ie kilku m inut byli w sz y s­cy g o to w i i stali przed dom em .

— G dzie czw arty przew odnik? — zapytała cesarzow a. — N ie bardzo ja­koś punktualny.

W tejże chw ili ukazał się M alate­sta w ubraniu przew odnika i b ieg ł szybko ku dom ow i R avanela.

— T o jakiś o b c y ! — rzekł R avanel.— N ie znam g o ! N igd y g o tu jeszcze nie w id z ia łe m !

— Jestem przew odnik iem dla hra­biny H o h e n fe ls ! — od ezw ał się teraz M alatesta spokojn ie. — W łaściw ie m iał iść S im on, ale zach orow ał nagle. Jestem jego szw agrem , n azyw am się T esta i zastąp ię go.

— Czy pan B alm at w ie o tej zm ia­n ie? — spyta ł stary R avanel.

— W ie, w łaśn ie idę od n iego i dla­teg o spóźniłem się trochę.

— D o b r z e ! — rzekła cesarzow a.— C hodźm y I

— T en człow iek nie podoba mi s i ę !— szepnął A ntoni. — M ożeb y jednak iść jeszcze raz do pana B alm ata...

— Pod żadnym w arunkiem ! T raci­m y coraz w ięcej czasu I

P rzew odnik Sim on tvm czasem nie otrzym a! ani g ib sz a i spał w n a jlep szy

bo przed d w iem a god zin am i zapukał M alatesta do je g o okna i p ow ied zia ł mu, że hrabina dziś na M ontblanc nie idzie. U w ierzy ł naturalnie i uradow a­ny, że iść nie p otrzebuje, usnął na­tychm iast. M alatesta zatrzym ał pienią­dze dla siebie.

F lorjan tym czasem rozm aw iał ]es*- cze przed dom em z D iną.

— N ie rozm yśliłaś s ię? — szepnął.•— N ie ! N ie kocham pana! Zapom ­

nij pan o m n ie !— D ob rze już, dobrze 1 P odaj m i rę­

kę na pożegn an ie p o raz ostatni™D in a m iała łz y w oczach .— P am iętaj pan o sw ym starym oj­

cu ! — rzekła. — O n cieb ie jed n ego m a ty lk o na św iecie .

F lorjan odw rócił s ię szybko.T eraz d osied li w sz y sc y m ułów ,

chcąc dojechać aż d o P ierre P o in tu e. P o tem trzeba b y ło iść dalej p ieszo.

C esarzow a jechała naprzód sam a, a tw arz jej n ajw yższą prom ieniała ra­dością. Za nią jechali przew odnicy.

— M nie się ów T esta w cale nic p o ­doba ! — m ów ił A n to n i c icho do stare­g o R avanela.

— M nie też n ie ! — odrzek ł tenże.— I żałuję teraz, że jednak nie p osze­dłem jeszcze raz d o B alm ata. Ż ycie nam przecież m iłe, i gd y b ęd ziem y w sz y sc y zw iązani sznurem — jed n o fa łszyw e stąpnięcie™

— A ch , on jest p ew n ie zręcznym,- ale w yraz jeg o oczu jest z ło ś liw y i nieprzyjem ny™

— C icho, c ich o ! T rzeb a u w a ża ć na niego .

— G dybym zau w aży ł coś podejrza­n eg o , zastrzeliłb ym g o , jak p sa! — szepnął A n ton i, zaciskając pięści.

P o przybyciu do P ierre P o in tu e , z o ­sta w io n o m uły i podróżn i m usieli iść pod górę strom ą i n iew ygod n ą ścieżką, co trw ało b lisko półtorej g od zin y .

C esarzow a w zbudzała podziw sw ych tow arzyszach . Szła lekko i by­ła zaw sze p ierw szą. T a k doszli dp Pierreal E ch elle .

T eraz m usieli zw iązać s ię w sz y sc y sznuram i. A n ton i m iał w tern w ielk ą w p raw ę i p o łączy ł ich grubą, m ocną li­ną tak, że p om ięd zy jedną a drugą osobą b y ło od stęp u na trzy do czte ­rech m etrów . P ierw szy był stary Ra­vanel, potem cesarzow a, za nią A n to­ni, T esta , a w końcu F lorjan. T y m sp osob em m ożna b y ło k on tro low ać ka­żdy ruch T esty ,

P rzed ew szystk iem ch od ziło o to , aby ob ejść n ied ostęp n y praw ie lodo­w iec B osson s. P orozryw an y na w szy ­stk ie stron y g łęb ok iem i szczelinam i, zionął m n óstw em przepaści, k tórych g łęb in y nikt nie znał.

W sz y sc y szli w m ilczen iu , zapatrze­ni w roztaczające się tutaj cuda lod o­w ej przyrody.

— M ost śn ieżn y ! — zaw oła ł n ag le stary RavaneL

O grom n a śn ieżna p łaszczyzn a cią­gn ęła się po drugiej stronie strasznej przepaści. R avanel rozłoży ł drabiny, w szy scy przeszli po nich i od etchnęli. T akie przejścia byw ają czasem bardzo niebezp ieczne. T eraz też okazało się , jak w ielką pom ocą jest zw iązan ie po­dróżnych liną. Jeden ciągnie d ru gie­g o i u łatw ia mu w chodzen ie pod górę P otem jednak trzeba było zw ażać na inne n ieb ezp ieczeń stw a , m ian ow icie tam , gd zie groziły law iny śn ieżne. N aj­m niejsze trącenie takich k o lo só w , a na­w et drgn ien ie atm osfery m o g ło wpra­w ić w ruch te ogrom ne g óry śniegu. W ted y byliby podróżni zgu b ien i bez ratunku I

— P roszę tu nie m ów ić ani słow a!— szepnął R avanel. — Idźm y za tojaknajpędzej naprzód!

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Page 4: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

Sir. 6 „ S I E D E M G R O S Z Y “ N r. 249. I I. 9. 34.

D nia 9 bm . odbyto się w Chorzowie I p rz y placu M atejki uroczyste poświęcenie nowowybudowanego kościoła pod w e­zwaniem św . Antoniego. Aktu konsekra­cji dokonał osobiście J. E. Ks. Biskup Adamski w otoczeniu licznego w yższego i niższego duchow ieństw a.

Punktualnie o godzinie 9-tej zajechał Ks. Biskup Adamski w otoczeniu ducho­wieństwa przed bramy nowego kościoła, entuzjastycznie w itany p rzez w iernych. P rz y bram ie tryum falne,1 powitał Ks- Bi­skupa prezydent Spaltenstein, poczem dw ie córeczki parafian w ygłosiły polski i niemiecki w ierszyk powitalny, wręcza­jąc Ks. Biskupowi piękne kwiaty.

Zkolei pow itał Ks. B iskupa ks. radca Gajda, wspominając o ofiarach, jakie pa-

Poniedz. Dziś: Mikołaja z ToLJutro: Prota, JackaI U W schód słońca: g. 5 m. 24

września Zachód: g. 18 m. 29

1934 Długość dnia: g. 13 m. 05

M r & m i & m f f q s f i a ....R edakcja i ad m in istracja: K atow ice , ulica S o b iesk ieg o 1 1 , — tel. 3 4 9 -8 1 .

% REPERTUAR TEATRU POLSKIEGO W KATO-W IC A C H .

PONIEDZIAŁEK: g. 20 „Tow arlszcz".WTOREK: g. 20 „Człow iek pod mostem” .

REPERTUAR KINOTEATRÓW:KATOWICE. Capitol: „Tajfun". Casino: „Tu rządzi

hum or" i Flip i Flap. Colosseam : „Kocha, lubi, szanu­je". P alace: „W róg w e k rw i" . R ialto: „S w la ł należy <lo Ciebie". Union: „Szalona noc" i ,^Zoo w Budapesz­cie". Dębina: „Q uick" i „Precz z teściow ą".

CHORZÓW. Colosseum: „Noc m iłości". Apollo:„Ludziie w bieli" t „A rystokracja podziem i". Roxy: „Dziewczę z nad W ołgi" i „Fałszyw y s trza ł" .

KINA W RYBNIKU.Apollo: „Kot i skrzypce" i „Pogrzb ministra m tra c ­

kiego". P alace: „Zakazana m elodia" I „Kwiat stepu".

RADJO.WTOREK, 11 WRZEŚNIA 1934 R.

Katowice. 6.45 „Kiedy ranne w stają zo rze". 6.48 P ły ty . 6.58 Gimnastyka. 7.08 P ły ty . 7.25 P ły ty . 7.35 Chwilka pań domw. 11,57 Sygnał czasu. 12,03 W iado­mości meteorologiczne. 12.10 P ły ty . 12.45 Audycja dla dzieci młodszych. 13.05 P ły ty . 15.35 W iadomości gospo­darcze. 15.45 Koncert 16.45 Skrzynka P . K. O. 17.00 R. Schumann: Etiudy symfoniczne op. 13. 17.35 P ły ty . 17,50 Skrzynka pocztowa techniczna. 18,00 „Nieprzyjaźń między zw ierzętam i". 18,15 W arsz. Kw artet Smyczkowy. 18,45 Szkic literacki „W ybuch w ojny" — wspomnienia osobiste — wygi. Józef Jankowski. 19.00 Recital śpie­w aczy. 19.30 P ły ty . 19.50 W iadomości aportowe. 20.00 Kamila Nitschowa. „Gospodyni Ś ląska". 21.00 Rad jo* reportaż : „C zar Jaw y ". 22.15 M uzyka taneczna. 23.05—* 23.30 M uzyka taneczna.

— ODPUST W MYSŁOWICACH. Parafjam yslow icka obchodziła w ub. niedzielę, odpust N arodzenia N. M. P., w związku z tern w yru­szyła procesja z Nowego Kościoła do Kościoła N. M. P.

— DZIECI MYSŁOWICKIE U KON­FESJONAŁU. W dniach 13— 15 bm. dzieci szkół mysłowickich przystąpią do spowiedzi św . Będą to dzieci szkół mysłowickich I i IV, szkoły III w Janow ie Miejskim i szkoły w Brzęczkowicach - Słupnej.

— WIELKIE WŁAMANIE W MYSŁOWI­CACH. Dnia 8 bm. w M ysłowicach włamali się nieznani spraw cy do składu galanteryjnego Jó­zefa Bawiskiego przy ul. Pszczyńskiej i skradli większą ilość galanterji, ogólnej wartości kilku tysięcy złotych, poczem zbiegli.

— KS. BISKUP DR. BROMBOSZCZ W MICHAŁKOW1CACH. Od 14— 17 bm. Ks. B iskup dr. Bromboszcz będzie udzielał w ko­ściele w M ichałow icach 3000 parafjanom sa­kram entu bierzmowania św. (m k)

— KURS HARCERSKI W TARN. GÓRACH. K om enda hufca tarnogórskiego harcerzy zorga­nizow ała bezpłatnie kurs dla w odzów grom ad zuchow ych, który rozpoczął się dnia 5 bm. i trw ać będzie do końca bm. Tygodniow o od­b ęd ą się dwie zbiórki dwugodzinne w harców ce III drużyny w Tarnow skich G órach w szkole p rzy ul. Sobieskiego. (P i)

— Z SALI SĄDOWEJ W LUBLIŃCU. W sobotę, dnia 8 bm. Sąd Okręgowy w Tarn. Gó­rach na posiedzeniu wydziału zamiejscowego w Lublińcu rozpatryw ał sprawę leśniczego Hen­ryka Potempy z Kośmidrów, oskarżonego o lek­komyślne postrzelenie dwuch kłusowników, Jana i Paw ia Kusiów, pochodzących ze śląska Opolskiego. Sąd uznał, że Potempa działał w obronie "własnej i wydał wyrok uwalniający.

XPg).

Z i a 0 < Ę l & i o v s > s 8 k e MR edakcja i ad m in istracja: S osn o­

w iec . T-go M aja 5 .

KINA W ZAGŁĘBIU:SOSNOWIEC. Eden: „Przygoda o północy“ . Pałace:

..Kobiety w jego życiu“ . Zagłębie: „Csjbd” . Casino: „Porw anie“ . Moraus: „Pilnuj swego męża .

BĘDZIN. Św iatow id: „K obieta z re je s tru " . No-w ośct: „Niewidzialny oztowiek".

CZELADŹ. C zary: „Koęha.., L n b L , S zw aje^* 1

rafjanie ponieśli przy budowie nowego Domu Bożego.

P o poświęceniu kościoła Ks. Biskup w ygłosił podniosłe przemówienie, w ska­zując m. in. na to, że przez wybudowanie tego Domu Bożego, wierni nowej paraiji

wykazał), że są głęboko przywiązani do w iary św ., a przyszłe pokolenie z dumą kiedyś wskaże na nich, że mimo ciężkich czasów zdołali postawić Bogu taki piękny i wspaniały dom.

A w c n l a r i i k z y n a p a dDnia 9 bm. o godz. 4-ej w czasie wznosze­

nia mebli do mieszkania dr. D ąbrowy w Kato­wicach przy ul. Reja 3, grupa 12 awanturników napadła na zajętych wnoszeniem mebli Stanisza W ładysława, Urbasia Witolda, Bartrę Francisz­ka i Tomalę Jana z Krakowa, którym napast­nicy skradli 135 zł. Ponadto skradli oni 9 kocy ze samochodu. Zaalarm ow ana policja ścigała awanturników, strzelając do nich, przyczem zdołano kilku z nich ująć.

Karetta pogotowia rozbiła przez pociągE e l c z e r I r a n m f i

9 Km. na przejeździć kolejowym obok karetką pogotowia, sosnowieckiej ubezpieczal- szosy Klimontów — Niemce miało miejsce ka- ni.tastrofalne zderzenie pociągu towarowego z K aretka, kierowana, przez szofera Stefana

Obława policyjna w Pszezyfokiemw związku z poszukiwaniem morderców

Dnia 9 bm. o godz. 5 nad ranem na terenie pow. Pszczyńskiego odbyła się generalna obława policyjna, podczas któ­rej w iększe oddziały policji miejscowej o raz z kom endy rezerw y z Katowic prze­szukały w szystkie meliny i kryjówki, sa­motnię stojące zabudowania i lasy oko­liczne.

W obławie tej w zięli udział ilównież najzdolniejsi w yw iadow cy z całego tere­nu Śląska, oraz w szyscy oficerowie poli­

cji z pow. Pszczyńskiego.W toku obław y, k tóra miała za cel

ujęcie poszukiwanych od szeregu dni mor­derców listonosza i gajowego z Miedźnej, p rzy trzym ano większą ilość podejrza­nych osobników, w łóczęgów itp., których część Po przesłuchaniu i stw ierdzeniu tożsam ości zwolniono.

W lasach pod M ikołowem policja na­tknęła się na grupę kłusowników, która na widok policji zniknęła w lasach.

Kusia z Sosnowca, wpadła pod jadący tyłem pociąg węglowy, ulegając zupełnemu prawie rozbiciu. Szofer Kuś oraz felczer ubezpieczal- ni, siedzący w karetce, cudem ocaleli, od nosząc lekkie tylko obrażenia ciała.

Zawiadomiona o w ypadku policja przepro­wadzi dochodzenia, celem ustalenia, kto po­nosi winę za w ypadek.

# 1Tragiczny wypaticu palnikaW ub. sobotę w C zęstochow ie uległ s t ra ­

sznem u w ypadkow i m ieszkaniec Czeladzi, p. Piasizczyk, k tó ry na row erze w ybra ł się z pielgrzym ka na Jasną Górę. Płaszczyk na uli­cy najechany został przez samochód ciężaro­wy, a upadając na bruk doznał złamania oboj­czyka, oraz obrażeń ogólnych cat ego ciała.

Ranenm u udzielono pom ocy w szpitalu P an n y M arji w Częstochow ie, poczem po­ciągiem odesłano go na dalszą kurację do szp ita la Ubezpiecza!ni w Czeladzi. S tan nie­szczęśliw ego pątnika, nie budzi obaw o życie.

Motywy wyroku Okręgowegow sprawie Hydro miro przeciwno książętom PsztzytitMm

Sąd O kręgowy Cywilny w Katowicach ogło­sił m otywy wyroku w sprawie powództwa fir­my Hydro-Nitro przeciwko ks. Pszczyńskim, ojcu i synowi. W m otywach wyroku sąd stw ierdza, że spółki „Amonium“ i „Verwag“ w Szwajcarji — bez kapitału zakładowego — za­łożone były poto, aby odgrodzić ks. Pszczyń­skich od przyszłych wierzycieli, wprowadzić ich W błąd i przerzucić na fikcyjne firmy ryzyko załamania się konjunktury. Działalność człon­ków zarządu firmy „Amonium“ pociągnęła za sobą szkodę wierzycieli w wysokości kilkunastu mil jonów fr. szwajc. Będą oni odpow iadać na podstaw ie przepisów szw ajcarskiego k. k. i grozi im kara za oszukańczy konkurs do 8 lat więzienia, a za nieuczciwe prowadzenie ksiąg do 2 lat więzienia.

Sąd stw ierdza dalej, że ks. Pszczyńscy do­puścili się przez roztrwonienie kapitału zakła­dowego oraz niekorzystne dla firmy urnowy czynów niedozwolonych, za które jako m oco­dawcy pełnomocnika dr. Ebelinga, który w ich imieniu prowadził rokowania z dostawcami — są odpowiedzialni. „Amonium" — zdaniem są­du — założone zostało tylko poto, aby pośre­dniczyć — lecz wierzyciele tej firmy zawierali umowy w przekonaniu, że zawierają je z ks. Pszczyńskim. „O sw ag“ i „Stivag“ byty zało­żone również poto, ażeby murem samodziel­nych spółek ks. Pszczyńskich mogli odgrodzić się od swoich wierzycieli. „Verwag“ otrzym ał od „Amonium“ 75 proc. prowizji od umów jesz­cze przed swojem pow staniem . Reklamowano go jako św iatow ą stawę w dziale indow y fa­

bryk azotow ych. W rzeczywistości zarząd spółki składał się z 2 adwokatów i jednego han­dlarza sztucznych kwiatów. Personel tech­niczny ograniczał się do jednej stenotypistki, urzędującej w sklepie handlarza.

Sąd twierdzi dalej, że podobnych oszukań­czych manipulacyj dopuścił się ks. Pszczyński ojciec w Niemczech, przy zakładaniu „Stivagu“, gdzie dopiero w yrok Sądu O kręgow ego w Świ­dnicy z m arca 1932 r. skazał go na zapłatę ka­pitału zakładowego. Ciekawym szczegółem - prow adzenia księgowości w „Amonium" był fakt, że w szystkie księgi prow adzone były nie w Szwajcarji, ale w Gliwicach. N otow ania w nich odbyw ały się z 8-miesięcznem opóźnie­niem.

Sąd stwierdził dalej, że umowy, zawierane z „Hydro-Nitro“, noszą wyraźne cechy zawinie­nia ze strony ks. Pszczyńskich i za zerwanie umowy są oni odpowiedzialni.

Samolot ślasM rozbił się pod Pszczyna8taii€Äs£y«»fi£ii@i$9 torf z żuczeiiieHaaii weseliieieil

Z P szczyn y donoszą: Dnia 8 bm. o F. P., pilotowana przez Ewalda Sopor® godz. 17,30 uległa katastrofie awjonetka z Katowic, lecącego w tow arzystw ie ob- Aeroklubu Śląskiego z Katowic S, P . A serwatora, Waltera Gawliny z Katowic.

Przeszło 1000 ofiar bankrndwak u p c a * K B s z o w g s

Jeszcze w ubiegłym roku istniała w Pszo­wie, pow. Rybnik firma „Meblopol“, której właścicielem był niejaki Michał Rotorjów. Przez kilka lat z rzędu prowadzi! on sprzedaż mebli na raty i mial niezłą klientelę, gdyż po­za wekslam i gwarancyjnemu klienci płacili re­gularnie sw e raty nie otrzymując jednakże w m iarę wpłacania, złożonych weksli. Rotarjów zrobił plajtę, w całym tego słowa znaczeniu i to w ówczas, gdy od klientów należało mu się już bardzo mało, lub też wogóle nic. Ci, którzy w dobrej wierze wpłacili sw e raty , mimo licznych próśb i błagań nie mogli w żaden spo­sób otrzymać weksli, które złożyli jako gw a­rancję, że sumiennie uregulują sw e długi, co też się stało. 1 przed mniejwięcej rokiem, jak grom z jasnego nieba spadła istna plaga skarg, monitów, nakazów zapłaty i t. p. z racji niewykupienia weksli na tych, którzy już dawno kupione kiedyś meble zapłacili. Okazało się, że Rotarjów mimo, iż otrzym ał normalne ra ty gotow kow e, weksle puścił w obieg i dzi­

siaj ich posiadacze żądają zrealizowania tych weksli od w ystaw ców. Rozpacz w śród byłych klientów firmy „M eblopol“ nie miała granic. Sąd też idąc po linji litery p raw a zmuszony był wydawać wyroki, zasądzające z racji niewyku- pionych weksli. Przeszło sto ludzi poczęło więc bom bardow ać władze prokuratorskie, lecz p. Rotarjów złożył zapewnienie, iż nikt podwój­nie nie zapaci i on sam weksle wykupi oddając je tym, do których nie ma już żadnej pretensji.

Dzisiaj spraw a wzięła jednakże inny obrót, gdyż większość pokrzyw dzonych odwiedził w tych dniach komornik sądowy. W przyszły czw artek odbyć się ma kilka rozpraw prze­ciw dalszym ofiarom pomysłowego kombi­natora, którzy są oskarżeni o zapłacenie sum z racji w ystaw ionych.

Jak dotychczas zdołaliśmy stwierdzić, sum a która powtórnie muszą odbiorcy p. Rotarjów zapłacić sięga kilkudziesięciu tysięcy złotych.

(R.)

Katastrofa w ydarzyła się podczas pró» by lądowania w Starej W si, pod P szezy1 ną, w pobliżu gospody Spyry, krewniaka Sopory. Awjonetka uległa zupełnemu Zni­szczeniu, pilot Sopora zaś doznał złama­nia prawej nogi poniżej kolana, a Gawli­na wewnętrznych obrażeń. Obu rannych lotników odstawiono do szpitala Joani- tów w Pszczynie.

W stępne dochodzenia w ykazały, że samolot w ystartow ał z lotniska katowic­kiego do Starej W si, gdzie Sopora Zamie­rzał zrzucić list z gratulacjami weselne* mi dla sw ego krewnego, rzekomego członka Aeroklubu Śląskiego. Pilot po zrzuceniu listu na gospodę Spyry, za­mierzał następnie w ylądow ać na pobli­skich polach folwarku ks. Pszczyńskiego.

Podczas lądowania jednak samolot u- derZył skrzydłem o płot, wskutek czego skrzydło uległo złamaniu, a aparat, prze­leciaw szy jeszcze kilkanaście metrów nad ziemią, w rył się następnie silnie w zie­mię i rozbił się zupełnie.

Na pomoc rannym lotnikom przybie­gli licznie mieszkańcy okolicznych zabu­dowań, którzy przewieźli ofiary niefor­tunnego lotu do szpitala.

Robotnicy Zagłębia Dąbrowsblegow swegcBi praw

9 Km. w Sosnow cu odby ta się konferencja C. Z. G. i Związku Robotników M etalow ych, w której udział w eięło 350 delegatów z ca­łego Zagłębia. Na konferencji om aw iano sp ra­w y zam achu na niezależność z w. za w., obni­żek płac, kas bratn ich i jednolitego frontu za­w odowego. P rzem aw iali pip. Bielnlk i Angler.

P o bardzo obszernej dyskusji zebran i u- chwałili znamię ną rewolucję, p ro testu jąc prze­ciw ko ograniczeniu w olności zw iązków zaw o­dowych-

Konferencja stw ierdza , że w obliczu no­w ego, w form ie ukry tej, zam achu na głodowe płace robotników , resztk i zdobyczy socjal­nych, w olność i p raw o do obrony sw ego b y ­tu, jedyną sku teczną bronią je s t zjednoczenie się k lasy robotniczej w niezależnych zw iąz­kach zaw odow ych. W spraw ie ubezpieczenia na s tarość robotników pow zięto uchw ałę — stw ierdzającą m. in., że przeiz zniszczenie sa­m orządu ubezpieczeniow ego, zbiurofcratyzo-- ąyano zapełnię w szystk ie insty tucje ubezpier

czeniowe, a przez ustalenie w ysokich pensy! dla m ianow anych d y rek to rów i kom isarzy, podrożono kosz ip adm inistracyjne ubezpie- czalirni, czem doprow adzono je do deficytów .

Konferencja C. Z. G, oraz Z. R. P . M. za­kłada iaknajenergiczpiejszy protest przeciwko niszczeniu ustawodawstwa robotniczego i w zy w a całą klasę robotnicza do walki o rozbudo­w ę p r a w d z i w e g o , opartego i szeroki samorząd robotniczy, ustawodawstwa robotniczego.

Page 5: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

N r. 249. — 10. 9. 34. , S I E D E M G S O S Z Y * Str. f

I I IIPoreźfca to$ł<c6 gitoarzy

s e i w s w i eR eprezen tac ja p iłkarska L w ow a, złożona

z g raczy klubów ligowych, z trudem uporała się z śląską rep rezen tacją , złożoną z klubów A -k lasy śląskiej. G ra sta ła na w ysokim po­ziom ie i b y ła b. in teresująca. B ram ki dla Lw o­w a edobyli M akowski, Źurkow ski 2, dla Ś lą­ska — B ry ła z karnego.•KraKśw-Bstoitsszl 1:3 (0:1)

Skandaliczna gra drużyny krakow­skiej, która zlekcew ażyła sobie przeciw­nika. Do przegranej przyczynił się po­nadto sędzia p. Szneider, który w 20 min. lekom yślnie podyktował rzut wolny z li­nii pola karnego, z którego goście zdo­byli bramkę. Zdeprymowało to to tego stopnia krakowski, że inicjatywę gry od­dał zupełnie w ręce gości, u których przedewszystkiem wyróżniła się linia na­padu. Bramki dla Budapesztu zdobyli Telteky 2 i Markas 1. Dla miejscowych Łańko. U miejscowych na wysokości za­dania stanęła obrona, Szumilas i D y ch ó w ski. W idzów około 4 tys.

Dziel P. L P. N. u ŚląsSeIFC. K atow ice — KS. Dąb 1:3 (1:3). Sensa­

cy jn a porażka IFC., k tó ry podobnie jak i Dąb w y stąp ił w mocno osłabionym składzie. — B ram ki dla Dębu edoby t w szystk ie 3 S zołty - sik , dla IFC. Szpiter. W idzów około 200.

Dąb m istrzem juniorów . Na boisku W F i P W w K atow icach odbył się w niedzielę fina­łów’? m ecz o m istrzostw o juniorów na Ś lą­sk u pom iędzy KS. D ąb — Pogoń K atow ice, k tó ry zakończył się zw ycięstw em Dębu w stosunku 2:1 (1:1). D ąb zdoby ł po rac drugi

^ T k T s . C & - K. S. Chorzów 2:2 (2.-0. W ynik odpow iada przebiegowi gry. Bram ki zdobyli dla A. K. S. Piontek i Morcinek, dla Chorzowa W olny i Kucia.

Możliweść zmian w rozgrytfKacis e ü m ty m m misfrzoszwa

ką$m w n@n$icP. Z. B, N. w Poznaniu zawiadomi! w ub.

, sobotę Śląski Okr. Zw. Bokserski, że poleca ro­zegrać drużynowe mistrzostwa Śląska w boksie system em puharowem, bowiem P . Z. B. ma obaw y, że do końca listopada nie wyłoni Śląsk sw ego mistrza. .

Spraw a pzedstaw ia się o tyle ciekawie, ze Śląsk w ylosow ał już m istrzostw a, przyczem we­d ług sta tu tu P . Z. B. powinny były się one roz­począć już 1 sierpnia. Ale cóż, kiedy nowy s ta tu t P. Z. B. ukazał się dopiero na początku w rześnia. Konferencja klubów śląskich oświad­czyła się za system em punktow ym , przyczem ustalono już w najdrobniejszych szczegółach możliwości ich przeprowadzenia.

Wydział Sportowy Śl. O. Z. B. zwołuje na dzień 11 września, o godz. 17, zebranie przy udziale kierowników klubów, biorących udział w rozgrywkach. Zebranie odbędzie się w lo­kalu Ośrodka W. F. w Katowicach, przy ul. jana 14.

Z w r c l ę s f m i

P W „zielonym sioliKu“W yd zia ł gier i dyscypliny Ligi roz­

p a try w a ł protest W arszaw ianki, k tóra nie m oże straw ić porażki odniesionej w Ło­d z i z ŁKS-em (0:3). Sędzia p. L eracz rozkazał zmienić graczom W arszaw ianki koszulki (zbyt podobne do ŁKS-u). co w m yśl przepisów obow iązyw ało łodzian, jako gospodarzy.

Stojąc na gruncie formalnym, w ydział G . i D. postanow ił protest uwzględnić, nakazując pow tórzenie meczu i w y raża ­jąc zarazem ubolewanie, że z powodu nieznajom ości przepisów przez sędziego m usiał m ecz unieważnić.

mŁódź bile Poznań

1 0 ; 6 vj b o k s i eW Poznaniu odbył się w niedzielę mecz

bokserski reprezentacja Poznania i Lodzi, któ­ry zakończył się zw ycięstw em Lodzi w sto­sunku 10:6. Obie reprezen tacje w ystąpiły w osłabionych składach, szczególnie Poznań.

W yniki od waigi muszej Jo ciężkiej są na­stępu jące:

Sobkow iak (P) zw ycięża na pkt. z P aw la ­kiem . M atysiak (P) rem isuje z Bajerem . Koj- n a r (P) rem isuje z W oźniakowskim . Banasiak (Ł) zw ycięża na punkty z Sipińskim, G arnca- re k (Ł) pokonał Leleckiego. Ju tkow iak (P) ew yciężą na punkty z Klodasem. Krens w drugiem starciu przez k. o. pokonuje Doja- stitokiege

Szle&ter osMarźsny egreźbęzabsMsiwa sperma śi«>ku19 bm. odbędzie się w W arszaw ie w Są­

dzie Grodzkim sensacyjna spraw a, w ytoczona przez zapaśnika Józefa Miazio, przeciw ko atlecie Teodorow i Sztekkerow i.

26 lutego bm. do urzędu śledczego w W ar­szaw ie zgłbsił się Miazio i złożył rew elacy j­ne zeznanie, tw ierdząc, że jeszcze w grudniu 1933 r., k iedy by ł na turnieju w alk zapaśni­czych w Zu rich u w Szw aj car ji, Sz tekker rze­komo nam aw iał go, ażeby zw abił na prze­chadzkę w góry i zepchnął w przepaść arb it­ra w alk zapaśniczych, Józefa T reflera-B rań- skiego. W edług zeznania Miazia, S ztekker miał jakieś p retensje do B rańskiego i w ten sposób chciał się go pozbyć. Miazio zeznał dalej, że nie chciał b rać udziału w zbrodni i w sposób o stry odm ówił Sztekkerow i. Na tern tle m iędzy M iazią a Sztekker cm pow sta­ła sprzeczka.

W kilka dni potem , gdy Miazio w racał w ieczorem do domu, został na ulicy napad­nięty i ugodzony nożem w plecy. Zanim zdą­żył się obejrzeć, napastnik zbiegł. Po w y­zdrow ieniu Miazio dow iedział się od atlety Gankowienki, że napadu dokonał sek retarz Sztekkera, S tanisław Lantz. Miazio zeznał dalej, że nie chcąc psuć opinji Polakom w Szw ajcarii, nie doniósł o w ypadku władzom , m ów iąc, że zran ił się w czasie w ycieczki górskiej.

W lutym br. Miazio dow iedział się od dw óch znajom ych, że S ztekker ma przybyć do W arszaw y i że nasłana łobuzeria zabije Miazia. Te m otyw y skłoniły Miaizia do złoże­nia zeznań w policji.

P o odebraniu tego doniesienia u rząd śled­

czy w szczął dochodzenie. P rzesłuchano kilku św iadków , z których paru potw ierdziło do ­niesienie Miaizia. M. in. atle ta Leon G rabow ­ski zeznał, że by ł obecny w czasie napadu na Miazia w Zurłchu. W idział on, jak z pew nej res tauracji w ybiegło 3-ch osobników, a m. in. sek re tarz Sztekkera, k tó ry uderzy ł G rabow ­skiego butelką w głowę, a gdy G rabowski usunął się na bok, sek re tarz ugodził Miaizia w plecy. Poizatem G rabow ski zeznał, jakoby Sztekker odgrażał się, że gdy przybędzie do W arszaw y, to „będzie chodził po trupach“.

Podobno te sam e zeznania złożył w do­chodzeniu znany atleta G arkow ienko, a inny św iadek Hipolit Kaniewski miał zeznać, że w lutym br. słyszał, jak grupa tobu.zów, krę­cących się koło cynku, w czasie turnieju za­paśniczego, rozm aw iała o Miaziu. przyczem usłyszał siłowa, że jeśli Miazio doniesie o zdarzeniu w S z w a j c a r i i to go „pociohu sp rzą tną“.

P rzed w yznaczeniem terminu rozpraw y za pośrednictw em M inisterstw a Spraw iedliw ości zw rócił się do w ładz szw ajcarskich z zapy­taniem, jakie sankcje stosow ane są w S zw aj­carii za tego rodzaju przestępstw a. O trzym a­no odpowiedź, że w tym w ypadku napastn i­kowi grozi k ara do 3 la t więzienia.

T eodor S ztekker został postaw iony w stan oskarżenia z art, 2.50 k. k„ k tó ry mówi. że „kto grozi innej osobie popełnieniem zbrodni lub w ystępku na je j szkodę lub szkodę bli­skich, jeżeli zachodzi praw dopodobieństw o spełnienia zapowiedzi i groźba może w zb u ­dzić obaw ę w zagrożonym , podlega karze w ięzienia do lat 2 lub aresztu do lat 2“.

M istrzostw a św ia ta w TurynieS te s l s ® w ą g a a i l s i Badów

W drugim dniu lekkoatletycznych m istrzostw Europy startow ał Heljasz w rzucie dyskiem. Heljasz uzyskał tylko 42,50 mtr., a ponieważ minimum wynosi 43 metry, został wyelemino- w any. Ogółem do finału zakwalifikowało się 12 zawodników, a 7 odpadło. (Przed kilku dniami Heljasz rzucił w W arszaw ie 46,27 m tr.)

W sobotę w południe odbyły się pierwsze trzy konkurencje w dziesięcioboju. W pchnię­ciu kulą pierwsze miejsce zajął Dimza (Łotw a) 14,81, drugi — Sievert (Niemcy) 14,77, trzeci — Dahlgren (Szw ecja) 12,99. Pław czyk uzy­skał zaledwie 11,60 mtr.

Na 100 m etrów pierwszy był Sievert 11,2, drugi Guhl (Szw ajcarja 11,2, trzeci Pław czyk

11,6, 4. Conti (W łochy) 11,6, 5. Eberle (Niem­cy) 11,6, 6. Dimza 11,6.

W skoku wdał zwyciężył Sievert 7 metrów, 2. Guhl 6,95, 3. Dimza 6,84, 4, Dahlgrem 6,47, 5. Pław czyk 6,36, 6. Conti 6,35.

Pław czyk skarży się na straszliw y upał, pa­nujący w Turynie, dc którego nie jest przyzwy­czajony.

W półfinałach na 110 mfr. przez płotki zwy­ciężyli w pierwszym półfinale Kovacs (W ęgry) 14,8, przed Holendrem Kaanem 14,9 i Austria­kiem Leitnerem. Drugi półfinał w ygrał W ag­ner (Niemcy) 14,9 przed W łochem Valle 15 i Norwegiem Albrechtsenem.

IiseciisM - 2-gi, Pławczyk - S-ciZaMnenlc mlslrzeslw imgallcfyczaycb Europy w Turynie

W ostatnim dniu m istrzostw , stadjon m ar­m urow y Mius so l i niego w Turynie, by ł w y- siprzedany. N iepowodzenia Polaków w p ier­w szych dw u dniach pow tórzyły się w nie­dzielę, pirzyczem Polska nie zdobyła a.ni jed­nego m istrzostw a Eiuroipy, a p rzegrała naw et tak silne punkty, jak możliwość zw ycięstw a Kusocińskiego w biegu na 5 kim.

W yniki niedzieli są następujące:5 klm.: 1) R ohard (Francja) 14:36 min. 2)

Kitsociński (Polska) 14:41, 3) Sakm nen i VIr­ianem (Finlandia).

800 m tr.: 1) Sza'bo (W ęgry) 1:52, 6) Ku­charski (Polska) 1:53,4. N owy rekord Polski.

10-ciobój: l) S ievert (Niemcy) 8.103 pkt.3) P ław czyk (Polska) 7:554 pkt.

T rójskok: 1) P e te rs (Holandia) 14.94 m tr.4) Lukbaus (Polska) 14:54.

200 mtr.: 1) B erger (H olandia) 21.4 sek. 4X400 mtr.: Niemcy 3:14.1.Maratoński bieg: Tovinen (Finl.) 2:52.29. Kula: Vibrumg (Estonia) 15.19 m tr. Heljasz

w skutek kontuzji palca w ycofał się.Na zakończenie m istrzostw kom isja sę ­

dziow ska dokonała znam iennej zm iany w yni­ku. Na podstaw ie fotografii przyznano pier­w sze m iejsce w biegu na 100 m. Bergerów», a nie B orchm eyerow i (Niemcy).

Jędrzejowska i Tartowskim i s t r z a m i M e s i S s o w ą s M i i Ś I s ę s I s o t

W niedzielę, dnia 9 bm. zakończył się na kortach tenisow ych KKT Katowice trwający od 3 dni turniej tenisowy o mi­strzostwo Śląska i Katowic..

W ostatnim dniu odbył się szereg b. ciekaw ych rozgryw ek, z k tórych oczy­wiście w ybiły się spotkania rakiet czoło­w ych. N ależy jednak stw ierdzić, że mło­da generacja tenisistów odgryw ała w katow ickim turnieju w ażną rolę i aczkol­w iek rola ta nie uw idoczniła się w turnie­ju cyfrow o, m łodzież stanow iła dla czoło­w ych rakiet często groźnych przeciw ni­ków. Zabłysnął, o ile chodzi o młodych graczy, Becker z Bielska U pań — na­rybek 'est bardzo słaby.

M istrzem Śląska został yak się ogó nie spodziewano, TarłowsU. gracz na­praw dę bardzo utalentow any — zaimpo­now ał on przedew szystkiem doskonalą kondycją. P o B ratku niewiele można się było spodziew ać, gdyż jest to gracz zm anierow any i forma jego jest tak zmienna, że nigdy nie będzie można li­czyć na niego. Uwidoczniło s i ę to p rze­dewszystkiem w grze podwójnej naszych

„D avis-cupow cöw “ B ratek psuł bardzo wiele, co niejednokrotnie w yprow adzało z rów now agi Tarłow skiego.

U pań zw yciężyła — naturalnie — Ję ­drzejow ska. Poza Yolkm erówną nie miała ona zbyt groźnych przeciw niczek i V. również pokonała zbyt łatw o.

Ogólnie biorąc, tegoroczny turniej ka­towickiego KI. Tenisow ego należał znów do b. udałych, przyczem należy stw ier­dzić, że organizacja turnieju w rękach p. B ernsztoka zadowolić mogła każdego. Należy tylko dziwić się. że jakoś dziwnie um iej ten został p r z e m i l c z a n y »rzez prasę ro-Nką. która poza . Polonją“

.,Siedmioma G roszam i“ praw ie nic nie -nosiła o rozgryw kach.W yniki ostatniego^dnia są następujące Finał panów o m istrzostw o Katowic:

1'arłowski — B ratek 6:4 6:0 6:4.Gra podwójna panów finał: T arłow -

ski-B ratek — Phal-B ecker 6:2 4:6 6:3 6:2.G ra podwójna Pań: Jędrzejow ska-

Vo'km erowna — H ille r-Stefanów na 6:3 3:6.

P. Z. P . SIEMIANOW ICE —HUFIEC GIMN. SIEMIANOWICE

5:1 (2:1)Pow yższe zaw ody w piłkę ręczną roze­

grane zostały zr acji odbyw ającego się tygo­dnia sportu W F i PW . G ra przeprow adzona by ła w szybkiem tem pie i s ta ła na w ysokim poziomie. P ierw sza potow a była w yrów nana, zaś w drogiej połowie w ięcej z g ry miało P. Z. P., k tóre w końcow ych fagach by to panom boiska. C ała drużyna P. Z. P. g rata bez za­rzutu, bram kam i podzielili się: Sitko 2, Ziaja 2, Kołodziej 1.

Dnia następnego rozegrano finał pomiędzy P . Z. P. Siem ianowice — Z. P. M E. Siem ia­nowice 6 : 4 ( 2 : 3 ) . Początkow o drużyna P Z P . mocno gniecie przeciw nika, uzyskując prze>z Sitkę dwie bram ki, lecz z powodu nieporo­zumień m iędzy graczam i Z P. M E., zdołało w yrów nać, a naw et do p rzerw y objęto prow a­dzenie. Druga potow a roc,poczyna się znowu pod przew agą P. Z. P., k tó re ze strzału At!a w yrów nuje, zaś Ziaja długim strzałem uzy­skuje prow adzenie. P ią tą bram kę zdobył Bie­lica, zaś po szóstej, s t r z e l o n e j przez Sitkę, P .

Z. P . pew ne zw ycięstw a spoczęto na laurach P r z e z . zw ycięstw o drużyna P . Z. P. została m istrzem w piłce ręcznej drużyn polskich m. Siem ianow ice Sl., zdobyw ając nagrodę prze­chodnią. ufundow aną przez Miei.ski Komitet W F i PW .

Bniźrowc misirzeslwa leftfce- a i i d j r c z n e Ś l ą s k a I I . § . t t .

W przeprow adzonych zaw odach lekkoatle­tycznych Śląska K. S. M. w niedzielę. 9 bm. w K atow icach na boisku P W i W F (daw niej Pogoń). I m iejsce oraz pu.har w ędrow ny zdo­byto K. S. M. Żory w następującym składzie: Kremlec, M aras. Żabka, E. i H. Rudek, P rze ­liorz, Staje,r, Benisz, Ogierm an.

Caraelola zwycięża w wfśdSs m lorze Moaza

Tradycyjny wyścig samochodowy na lo­rze Momza wygrał automcbilista Caraelola przed Stiuckiem.

®DreSae wlafleaełd łssriatre

— Lesicki biegał w niedzielę w Poznaniu i uzyskał na 1.000 m tr. czas 2:36.8 min.

— W yścig kolarski w W arszaw ie na 100 kim. w y g ra ł Ignasiak w czasie 3:06,5 godz. p rzed K onopczyńskim i Kapiakiem.

— W zawodach motocyklowych na lorze Cracovji w Krakowie uzyskano następujące wyniki: W kategorji motocykli pierwsze miej­sce zdobył „Kępski z „Unji“ sosnowieckiej w czasie 2:37,5, przed Gayerem (Bielsko) i. Da- życkim (K raków ). Gayer, Breslauer i Gębaia w skutek defektów wycofali się.

— W meczu bokserskim „I. K. B.“ Święto­chłowice — „W aw el“ Kraków zwyciężył „W a­w el“ w stosunku 8:6.

— Robotnicza reprezentacja zapaśnicza Ślą­ska poniosła w stolicy dwie porażki, przegry­w ając z „Elektrycznością" 7:14 i reprezentacją stolicy 6:13.

■— W zaw odach K. P. W . w Stanisławowie startow ało 450 zawodników. W yniki lekko­atletyczne są następujące: 100 m tr.: Żyliński11,4 sek, 800 m tr.: Kups 2,08. 4X 100 m tr.:W ilno 46:3,60. 60 mtr. pań: Kałużowa 8,1 sek. 4 X 100 m tr.: Katowice 55,7 sek.

— O ddział K. S. M. „Prom ień“ w Chorzo­w ie I u rządza 16 bm. u roczystość 15-leoia istnienia. P rog ram przew iduje rano niszę św. w kościele św. Jadw igi, a po południu wielki festyn sportow y na stadionie W F i PW .

Sport w Zaßsbln D@brow$Klcm— Harcerski mecz lekkoatletyczny w C ze­

ladzi. W niedzielę w Czeladzi, z in icjatyw y 6 harcerskiej drużyny męskiej z G rodźca, od­byty się zaw ody lekkoatletyczne pomiędzy 14 drużyną C zeladź a 6 drużyną Grodziec — Zw yciężyła Czeladź w stosunku 43:33 pkt., przyczem poszczególne wyniki p rzedstaw iają się następu jąco- 100 m tr.- U nderowicz (Cze­ladź) 12,8 sek. 2) W aroński (Cz.) 1500 m tr.:U nderowicz 4.47, 2) Sojka (G rodziec). Szta­feta 4X100 m.: Czeladź, 2) Grodziec. K uk : Zarzycki 9.60 m 2) Spyrzyński 8.25 m D ysk: Zarzycki 26,51 m., 2) Nar wot (Or) 24.76 m. G ranat: N aw rot 50,64, 21 Zarzycki 46 74 m. Oszczep; W aroński 39.82 m 2) N aw rot 3580 m. Skok wdał W aroński 5.13 m. 2) U nde­rowicz 5.11. S 'k 'k w zw yż: N aw rot 1 35, 2) Za­rzycki i W aroński po 130 mtr. O rganizacja i ość spraw na. Sędzia P. K rzyczek. Po zuwo- iach odbyta się wspólna fotografia zaw odni­ków.

— C. K. S. — Solvay 2:1. Mecz koleżeński w Czeladzi. Dla m iejscowych bram ki zdobył Bogucki, dla gości M alcherczyk. Sędzia p. Rados,zewski dobry R ezerw y 4.3 dla C. K. S. Młodociana drużyna C. K. C. w ygrała z „Pla­ców ką:“ 3:1.

— Zagłębię — Siła (Janów) 4:1, Mecz ko* łeżeński w Dąbrowie

Page 6: 2 „SIEDEM GROSZY“ Lotnicy polscy w Afryce - sbc.org.pl · cy byli rozsypani niemal na wszystkich lot niskach, na których nie zamknięto jeszcze kontroli sportowych. W Bordeaux

Już gotow e, idzie w ogróu i z radością się uśmiecha.W jednej ręce wiadro z klejem, w drugiej szczotka niby wiecha,

W szystkie pnie namażę lepem i dokładnie wysmaruje.Potem — to już ich przekona, jak to kradzież źle smakuje.

Dzieła sw ego dokonawszy, legł spokojnie na spoczynek. Ciekaw tylko, który pierwszy, przylepi się na to synek???

B3 E0 BES51

A wieczorem dwucli chłopaków, już do sadu się podkrada; pierwszy idzie trochę naprzód i dokładnie teren bada.

(C iąg dalsey nastąpi).

M IESIĘCZNY ABONAMENT „7 GROSZY" Z DOSTAWA DO DOMU PRZEZ AGENTÓW LUB PRZEZ PO CZTĘ W KRAJ U Zł.2.31 rPRZY ZAMÓWIENIU W URZEDZIE POCZT. ZŁ.241

K A T O W I c - E

m e m m

CENNIK O G Ł O S Z E Ń W „7 G R O S Z A C1 P O L E O W Y M I A R Z E 3 5 m m .x 6 7 m m . Z Ł . 1 5 . O G Ł O S Z E N I A D R O B N E 2 0 G R . Z A S Ł O W O .

Str. 8 . S I E D E M G R O S Z Y -

Zwycięstwo człowiekanad tzasem i przestrzenią

Muzeum, isfórc obrazuic walKę człowicKa z czasem i przestrzenią — Poczta na usługaete IufltitościPraga w e w rześniu.

M uzeum — to zaw sze jakaś p rze­szłość! Oglądać zbiory m uzealne — to jakby przechadzać się przez minione w ie ­ki... Badać te zbiory — to iść ciernistą drogą ludzkiego postępu. W niek tórych m uzeach widać tę drogę w yraźniej, w in­nych mglisto, a w innych jeszcze ty lko dośw iadczony, w ykszta łcony człow iek może znaleźć zw iązek tych starych zbio­rów z teraźniejszością. Takiem w łaśnie muzeum jest praskie M u z e u m P o c z - t o w e, k tóre musi być zw iedzone p rzez p rzybysza już nietylko dlatego, że takie m uzea rzadko spotyka się na świecie, ale dlatego, że w idzim y tu ten zw iązek prze­szłości z teraźniejszością.

Żaden w iek w dziejach ludzkości nie oznaczał tak wielkiej rewolucji, jak w iek dw udziesty , k tó ry dzięki kolejom, pocz­tom i telegrafow i zupełnie zmienił obraz naszego św iata i sposób naszego m yśle­nia. Żadne inne muzeum nie p rzedstaw i w am tej rzeczyw istości tak, jak muzeum, tej rewolucji w łaśnie pośw ięcone. P ro szę przedstaw ić sobie 'ty lko podróż pocztą przed stu laty . Z jednego w iększego m ia­sta do drugiego jechało się w ozem pocz­tow ym , trzy , c z te ry , c zy siedem dni. Na stacjach p asaże ro w ie ogrzew ali się, na innych spożyw ali obiad; b y ły też p rzy ­stanki pocztow e, gdzie pasażer móg p rze­nocować. P oczm istrz był niety lko u rzęd­nikiem państw ow ym , ale zarazem przed­siębiorcą, hotelarzem , szynkarzem , dzie­dziczne to rzem iosło p rzyznaw ał mu sam „N ajjaśniejszy P a n “ pięknym dyplomem.

Albo w ystaw cie sobie roznoszenie poczty pod koniec 18 w ieku, kiedy „posła­niec“ co ćw ierć roku chodził po mieście i oznajm iał, że zbiera listy (za list płaciło się k ra ja r ów czesnej w aluty), k tóre m a­ją być odesłane p rzez kur jera-. O czasach daw niejszych, k iedy połączenie poczto­w e było w yłącznie przyw ilejem głów ko­ronow anych i stanów uprzyw ilejow anych nie w arto w spom inać. Ale co tu m ówić o czasach z przed stu lat. P am iętam y p rze­cież, jak to p rzed dziesięciom a la ty poja­w iły się p ierw sze ap a ra ty radiow e, k tó re obecnie należą już do curiosów , tak samo jak sam oloty, k tó re w ów czas p rzew oziły pocztę. Dziś już inne lepsze ap a ra ty ra- djowe i inne sam oloty. Żyjem y P ręd­ko i nie uśw iadam iam y sobie, jak szybko zużyw am y inw entarz j odkładam y nasze narzędzia do sta rych rupieci. Całe szczę­ście, że są jeszcze ludzie, k tó rzy stara ją się, aby te odłożone „g ra ty “ zosta ły za­chow ane jako zabytki, celem porów nania z teraźniejszą.

Takich ludzi m ają czechosłow ackie n- rzędy pocztow e. Z ich in icja tyw y w y ro ­sło w P rad ze w ielkie M uzeum P ocztow e, k tó re zmieniło w m iarę rozrostu m iejsce aż ostatecznie znalazło się w cz te rech olbrzym ich salach na Smicho-wie. Katalog

M uzeum obejmuje 20.000 okazlów. W pierw szej sali w idzim y techniczną stronę poczty czechosłow ackiej: telegraf, telefon i rad jo' od prym ityw nych początków , aż do dzisiejszego rozmachu, tak rów nież część lotnictw a w restrospektyw ie. P o ­środku sali znajduje się olbrzym i samolot, k tó ry p ierw szy przew oził pocztę pom ię­dzy P rag ą i B ratislaw ą. W drugiej sali — to czasy daw niejsze. — S tare „landaury“ pocztow e, k a re ty dw u — i trzykonne, na dachach ich, starodaw ne w ielkie kufry, sänki pocztow e, dw orskie, cesarsk ie ka­re ty a naw et w ielkie w ysokie buty „zimo­w e“, w dziew ane na inne buty przez pocz- tyljonów . S ta re napisy. B rak tylko ży ­w ych tw arzy...

W trzecie j sali, daw nem refektarzu B enedyktynek, umieszczone są zb io ry z dziejów poczty czechosłowacki«}. L isty z średniow iecza, pierw sze paszporty po­dróży , pierw sze koperty listowe (pierw sze b y ły na ziemiach czeskich, zanim w 18 w ieku ro zszerzy ły się na święcie), s tare pieczątki, pierw sze rozporządzenia pocz­tow e, piękne nieznane atlasy , całe inwen­tarze daw nych urzędów pocztow ych od

sto łów aż do pieczątki, zbiory now orocz­nych książeczek i pow inszow ać, rozda­w anych przez listonoszy od r. 1779 do 1933, jest też tam cała kolekcja skrzynek pocztow ych, począw szy od drew nianego pudełka, a skończyw szy na obecnie uży­w anych . Na ścianach w idzim y m alowidła, oryginalne m iedzioryty, litograf je, rysun­ki. W gablotach — m undury pocztomi- strzów , służbow e i paradne. Poczm istrz tak i w yglądał kiedyś jak... m arszałek a r­mii Napoleona. Dziś czasy się zm ieniły. Ongiś Pocztyljon-listonosz budził p raw ­dziw y respekt swoim m undurem.

W pewnej w itrynie w idzim y długi list, p isany na płótnie i zw inięty na w ałecz­ku. P o jednej stronie pisany jest po chiń­sku, po drugiej — po mongolska. L ist ten p isał jakiś w ładca mongolski do Francisz­ka Józefa, ale zanim skończył, w ybuch ła w ojna. Chińczyk nie dokończył, ale cze­kał, jak się to z F rancem skończy, a kie­d y skończyło się źle, posłał list do Cze­chosłowacji. Tak dostał się list mongol­skiego naczelnika do muzeum praskiego.

łlis to rję poczt młodej republiki cze­chosłow ackiej ilustrują zbiory, um iesz-

— I

Znany badacz "geograficzny prof. "dr. DyHrenfurth" kieruje międzynarodową ekspedycją w Himalajach. .Widzimy go na ilustracji przy pracy w obozie, położonym wśród najwyż­

szych gór świata, " — ----------

W Turynie odbywały się lekkoatletyczne mi­strzostwa Europy. Ilustracja przedstawia w ie­żę stadjonu turyńskiego, na którym najlepsi sportowcy Europy ubiegają się o palmę pierw-

szeństwa.

czone w czw artej sali, gdzie oglądam y bogate zbiory znaczków pocztow ych. Na P ierw sze znaczki czechosłow ackie, pa­trzy m y jak na daleką przeszłość; now e znaczki pocztow e sw ą precyzyjnością w w ykonaniu daleko w yprzedzają znaczki poow jenne.

Podobne m uzea znajdują się ty lko cz te ry na całym św iecie. P rask ie m uze­um pow stało dzięki ofiarności pracow ni­ków pocztow ych i jest chlubą czechosło­w ackiej służby pocztow ej. Licznie też zw iedzane jest p rzez cudzoziem ców , k tó­rzy z zainteresow aniem oglądają to „zw y­cięstw o cłow ieka nad czasem , p rzes trze ­nią i m iejscem “. W . P .

C g io sx e n iaBUDOW1SKO w Panew niku, blisko klasztoru, sprzedam . O ferty do „Siedmiu G roszy“ pod „Panew nik“.

PARCELA budow lana do sprzedania. Ochojec, M ikołowska 26.

PONTORA niemieckiego, młodego, czystej rasy, sprzedam : Sosnowiec, Piłsudskiego 30. Bar.

■ 351SdSAMOTNA PANNA, lat 25, nie uboga, pozna pana na stanowisku. O ferty (ew tl. z fotograf ją) do „Siedmiu Groszy“ pod „Sam otna". 3515d

SINGER m aszyna 65 zł., nowa m aszyna 200 zł., kraw iecka m aszyna 120 zł. na ra ty sprzeda. Kornek, Katowice, Jagiellońska 7.

Niniejszem podajem y do łaskawej wia­domości Szan. Czytelnikom Siemianowic, że P. KIECKA PAWEŁ, zam. przy ul. Bytom­skiej 41, przestał być sprzedawcą i roznosi- cielem „Siedmiu Groszy“.

W związku z tern dla uniknięcia przerw y w dalszej dostaw ie gazet, prosimy Szan. Czytelników, otrzym ujących „Siedem Gro­szy" od p. Kiecki, aby zechcieli łaskawie PODAĆ SWE ADRESY DO KSIĘGARNI POLSKIEJ, Siemianowice, ul. Bytomska.

Przygody Bezrobotnego Froncka

JPrukiem i nakładem Z akładów G raficzn ych i W yd aw n iczych „ P o lo n ia “ S, A . w K atow icach.. — R ed ak tor od p ow ied zia ln y : S tan isław N o g a j ,